Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Po reakcji Dove uznałem, że chyba lubiła bardziej te pozycje, gdy byłem jak najbliżej niej. Za każdym razem mocno trzymała się moich ramion, zaciskając na nich swoje palce. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nawet gdybym czuł na skórze jej wbijające się paznokcie. Może mógłbym na następny raz podsunąć jej ten pomysł, by spróbować jak będę się z tym czuć.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Szeroko otworzyłem oczy, słysząc takie słowa z ust Dove. Spojrzałem na nią, jakbym po raz pierwszy w życiu ją widział, lub jakby była dziwadłem jeszcze gorszym ide mnie.
- Przyjaciółmi? - powtórzyłem szeptem, zaskoczony takim określeniem. - Powiedział, że jesteśmy przyjaciółmi? - nie wiedziałem jak zareagować. Czy miałem się śmiać z takiego określenia, czy wziąć to na poważnie, bo może Asmodeusz faktycznie inaczej postrzegał naszą znajomość. To, że dla mnie był przełożonym, którego wcześniej się obawiałem nie znaczyło, że dla niego byłem tylko podwładnym. Może nawet on potrzebował odmiany i szukał czegoś… nie wiem… przyjaciół?
- Asm…odeusz to mój szef - dodałem, podchodząc do kuchennego stołu, gdzie położyłem ciasto i (oczywiście za poleceniem samego wspomnianego) zacząłem kroić je na mniejsze kawałki i układać na talerzu. - Skoro sam tu przyszedł, to później powiem ci o nim więcej jeśli będziesz chciała. To właśnie on wybrał mnie na twojego stróża i kazał strzec za wszelką cenę, bo karę popamiętam ja i całe piekło. A może… - przerwałem na chwilę czynność, aby uważnie przyjrzeć się Dove, a następnie odwrócić się, gdy w drzwiach zjawił się mój "przyjaciel".
- Gotowe. Masz tu jakąś wazę na tą zupę czy mam biegać z talerzami? - uniósł brwi, a na jego ustach błąkał się drobny uśmiech, jakby cała ta sprawa bardzo go bawiła.
- Tam - wskazałem na jedną z szafek.
- Czekam więc na was - kiwnął głową, po czym zabrał talerz ze słodkościami i wrócił do salonu.
- Jestem ciekaw co go tu sprowadza - mruknąłem w stronę Dove.
- Przyjaciółmi? - powtórzyłem szeptem, zaskoczony takim określeniem. - Powiedział, że jesteśmy przyjaciółmi? - nie wiedziałem jak zareagować. Czy miałem się śmiać z takiego określenia, czy wziąć to na poważnie, bo może Asmodeusz faktycznie inaczej postrzegał naszą znajomość. To, że dla mnie był przełożonym, którego wcześniej się obawiałem nie znaczyło, że dla niego byłem tylko podwładnym. Może nawet on potrzebował odmiany i szukał czegoś… nie wiem… przyjaciół?
- Asm…odeusz to mój szef - dodałem, podchodząc do kuchennego stołu, gdzie położyłem ciasto i (oczywiście za poleceniem samego wspomnianego) zacząłem kroić je na mniejsze kawałki i układać na talerzu. - Skoro sam tu przyszedł, to później powiem ci o nim więcej jeśli będziesz chciała. To właśnie on wybrał mnie na twojego stróża i kazał strzec za wszelką cenę, bo karę popamiętam ja i całe piekło. A może… - przerwałem na chwilę czynność, aby uważnie przyjrzeć się Dove, a następnie odwrócić się, gdy w drzwiach zjawił się mój "przyjaciel".
- Gotowe. Masz tu jakąś wazę na tą zupę czy mam biegać z talerzami? - uniósł brwi, a na jego ustach błąkał się drobny uśmiech, jakby cała ta sprawa bardzo go bawiła.
- Tam - wskazałem na jedną z szafek.
- Czekam więc na was - kiwnął głową, po czym zabrał talerz ze słodkościami i wrócił do salonu.
- Jestem ciekaw co go tu sprowadza - mruknąłem w stronę Dove.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Jego szef? Oh, czyli Asmodeusz to nie byle jaki demon. A ja, jak ostatnia idiotka, rzuciłam w niego ziemniakiem. Nie byłam świadoma do czego były zdolne demony i czy Asmodeusz w swojej roli mógł sobie pozwolić na więcej czy nie. Czy był potężniejszy od Williama? Zapewne gdyby tylko chciał to jeszcze tego wieczoru znalazłabym się w piekle.
Spojrzałam na Asmodeusza, gdy wszedł do pomieszczenia. Wróciłam do Williama dopiero, gdy usłyszałam jego słowa.
- Powiedział, że jest ciekawy. Mnie, nas. - coś o tym wspomniał i mojej zagubionej duszy. Jednak dlaczego tutaj był tego nie byłam pewna. Może była szansa, że Asmodeusz sam nam powie.
Wzięłam delikatnie dłoń Williama w swoją i poszłam z nim za śladami demona. Puściłam go, gdy byliśmy przy stole. Usiadłam po lewej stronie Asmodeusza, który wciąż uśmiechał się w naszym kierunku. Chyba jedynie on był zadowolony z tej sytuacji. Mój uśmiech był bardziej wymuszony i było to raczej oczywiste. Nie musiałam ukrywać przed nim, że nie ufałam mu. W sumie, nawet nie do końca go lubiłam. Brakowało mu manier.
- Mam nadzieję, że będzie tobie smakowało - spojrzałam w kierunku Williama. - Kupiłam ciastka, które ostatnio tobie zasmakowały, gdybyś chciał coś innego na deser oprócz ciasta.
- Doprawdy urocze - skomentował Asmodeusz. - Niczym dobra i grzeczna żonka, która dba o pana domu i sam dom.
Miałam wrażenie, że Asmodeusz doskonale wiedział, że tak nie było. Więc dlaczego to powiedział? Aby mnie zdenerwować?
- Nie jestem jego żoną.
- Ah no tak - Asmodeusz zaczął jeść kolację, wciąż z tym głupim uśmiechem na twarzy. - "Narzeczona", czy jak tam wolicie to opisać.
O co mu chodziło? Czego on od nas chciał?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Usiedliśmy do stołu wraz z Asmodeuszem, stawiając na stole zupę. Jakoś niespecjalnie miałem ochotę na posiłek w takiej ciężkiej atmosferze. Wydawało mi się, że Dove niespecjalnie przepada za towarzystwem Asmodeusza, a on robi jej na złość. I mnie chyba przy okazji próbował testować. Słuchając ich wymiany zdań i przyglądając się minie Asmodeusza… wydawał się być lekko podirytowany, a ja nie miałem pojęcia czym. Oraz o czym wcześniej rozmawiali, gdyż żadne z nich wyraźnie nie było zadowolone.
Westchnąłem, gdy wspomniał o naszym narzeczeństwie. Cokolwiek wiedział, mógł mieć niezbyt sprecyzowane wiadomości. Chyba że był bardziej na bieżąco niż mógłbym się tego spodziewać.
- Dlaczego nas śledzisz? - spytałem w końcu, nie ruszając nawet swojej zupy. Złożyłem razem dłonie na kolanach i wbiłem spojrzenie w demona. - Przecież nie jestem już pod twoją opieką i nie pełnię obowiązków stróża. Nie musisz mnie kontrolować.
Asmodeusz w pierwszej chwili przerwał jedzenie i uniósł brwi. Pierwszy raz widziałem go zaskoczonego. Zazwyczaj to on zaskakiwał w mniej przyjemny sposób. Tymczasem on roześmiał się, jakbym oskarżył go co najmniej o podkradanie drobnych z portmonetki babci, czym wprawił mnie w niemałe osłupienie. Jego śmiech często potrafił zarażać, szczególnie że był całkiem przyjemny dla ucha, jednak tym razem nie rozumiałem z tego nic.
- A myślałem, że tylko aniołki wierzą w takie bajeczki - powiedział, ocierając kciukiem łzę rozbawienia. Co miał na myśli? To, że wciąż musi mnie kontrolować? To, że nie jestem jego podwładnym? Czy to, że nie jestem już niczyim stróżem?
- Więc po co tu jesteś? Chyba nie przydzielono cię teraz do niańczenia mnie - spytałem oczekując, że może odpowie jasno choć na jedno moje pytanie.
- Mówiłem już. Jestem was ciekaw - odparł, wracając do przerwanego posiłku. - Ciebie, twojego postępowania, bo nie rozumiem, co takiego jest w tej kobiecie, że oddałeś za nią skrzydła, swoją niezależność, wygodne życie.
- Tak należało - mruknąłem, odrobinę tracąc swoją pewność siebie. - Bycie stróżem zobowiązuje do końca.
- Mydlić oczy to mogę ja tobie, a nie ty mi - odparował. - Zrobiłeś się za bardzo ludzki.
- Może byłeś zbyt łagodny wobec mnie - rzuciłem ironicznie, biorąc ostatecznie łyżkę do ręki, czując głód.
- Wezmę sobie tą uwagę do serca.
Westchnąłem, gdy wspomniał o naszym narzeczeństwie. Cokolwiek wiedział, mógł mieć niezbyt sprecyzowane wiadomości. Chyba że był bardziej na bieżąco niż mógłbym się tego spodziewać.
- Dlaczego nas śledzisz? - spytałem w końcu, nie ruszając nawet swojej zupy. Złożyłem razem dłonie na kolanach i wbiłem spojrzenie w demona. - Przecież nie jestem już pod twoją opieką i nie pełnię obowiązków stróża. Nie musisz mnie kontrolować.
Asmodeusz w pierwszej chwili przerwał jedzenie i uniósł brwi. Pierwszy raz widziałem go zaskoczonego. Zazwyczaj to on zaskakiwał w mniej przyjemny sposób. Tymczasem on roześmiał się, jakbym oskarżył go co najmniej o podkradanie drobnych z portmonetki babci, czym wprawił mnie w niemałe osłupienie. Jego śmiech często potrafił zarażać, szczególnie że był całkiem przyjemny dla ucha, jednak tym razem nie rozumiałem z tego nic.
- A myślałem, że tylko aniołki wierzą w takie bajeczki - powiedział, ocierając kciukiem łzę rozbawienia. Co miał na myśli? To, że wciąż musi mnie kontrolować? To, że nie jestem jego podwładnym? Czy to, że nie jestem już niczyim stróżem?
- Więc po co tu jesteś? Chyba nie przydzielono cię teraz do niańczenia mnie - spytałem oczekując, że może odpowie jasno choć na jedno moje pytanie.
- Mówiłem już. Jestem was ciekaw - odparł, wracając do przerwanego posiłku. - Ciebie, twojego postępowania, bo nie rozumiem, co takiego jest w tej kobiecie, że oddałeś za nią skrzydła, swoją niezależność, wygodne życie.
- Tak należało - mruknąłem, odrobinę tracąc swoją pewność siebie. - Bycie stróżem zobowiązuje do końca.
- Mydlić oczy to mogę ja tobie, a nie ty mi - odparował. - Zrobiłeś się za bardzo ludzki.
- Może byłeś zbyt łagodny wobec mnie - rzuciłem ironicznie, biorąc ostatecznie łyżkę do ręki, czując głód.
- Wezmę sobie tą uwagę do serca.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Przysłuchiwałam się rozmowie przy stole, odrobinę czując się jak dziecko. Prawie co drugie słowo wypowiedziane z ich ust było dla mnie czymś nowym. Nie wiedziałam jak wyglądało życie w piekle, a już zwłaszcza dla demona. Czułam się odrobinę lepiej, gdy William nie potrafił zrozumieć reakcji Asmodeusza. A myślałem, że tylko aniołki wierzą w takie bajeczki -- jakie bajeczki? Dlaczego nikt przy tym stole nie może dać konkretnych odpowiedzi na pytania?
W pewnym momencie Asmodeusz westchnął ciężko, niczym rozczarowany i zmęczony ojciec. Nie wiedziałam skąd się to wzięło, bo przecież po małej wymianie zdań z Williamem nikt się nie odzywał. "Przyjaciel" William odłożył łyżkę na bok i spojrzał w moim kierunku.
- O co chodzi? Jestem zbyt przystojny? Dlatego nie możesz przestać tak na mnie się wpatrywać? Nie mogę zjeść zupy w spokoju, gdy czuję czyjeś spojrzenie na sobie. - zaczął narzekać, ale ostatecznie wrócił do jedzenia zupy. Chyba jedynie czerpał jakąś przyjemność z jedzenia.
- Jestem tobą ciekawa tak samo, jak ty mną.
- Uważaj, Dovie, nie flirtuj ze mną przy swoim narzeczonym.
- William nie jest... - spojrzał na Williama, nie kończąc swojego zdania. Lepiej było nie mieć tej rozmowy przy Asmodeuszu. To jego szef, który najwyraźniej chce mieć go na oku. Tylko nie chce powiedzieć dlaczego. Miałam wrażenie, że się nami bawił.
- Nie jest twoim narzeczonym, czy nie chcesz aby nim był? - Asmodeusz chyba potrafił czytać mi w myślach. Spojrzałam na niego zaskoczona i z lekką obawą do czego dążył. - A może tego chcesz, ale obawiasz się jego reakcji?
- Wiem, że Williama nie interesuje małżeństwo. Wiem o tym od dłuższego czasu. Podobnie myślę, więc czego miałabym się obawiać?
Asmodeusz spojrzał w górę jakby faktycznie zastanawiał się nad odpowiedzią na moje pytanie.
- Zmian? - wzruszył ramionami i spojrzał mi w oczy. - Może obawiasz się, że jednak chcesz być dobrą, kochającą żoną i matką, mimo tego, że przez wiele lat tego sobie odmawiałaś. Może sobie odmawiałaś takich marzeń, bo uważałaś, że nigdy nie znajdziesz kogoś kogo mogłabyś pokochać, a teraz gdy ktoś taki się znalazł okazuje się, że on jeszcze bardziej tego nie chce, niż ty? - Asmodeusz zmrużył oczy, jakby próbował coś znaleźć na mojej twarzy. Zapewne odpowiedzi. Nie wiedziałam, jak zareagować na jego słowa. Asmodeusz wcześniej wspomniał, że był zainteresowany moją "zagubioną duszą". Do tego chciał wiedzieć, dlaczego William oddał swoje wygodne życie aby zostać w Londynie. Tylko dlaczego aż tak mu na tym zależało? Nudziło mu się w piekle?
- Rozmowy na temat mnie i moich związków pozostaną pomiędzy mną i moim partnerem. Jesteś ostatnią osobą, z którą rozmawiałabym na ten temat.
Asmodeusz jedynie uśmiechnął się pod nosem i wrócił do jedzenia zupy. Skoro o zupie mowa spojrzałam na talerz Williama.
- Nie smakuje? - zapytałam. Byłabym trochę rozczarowana, gdyby kolacja nie wyszła, ale nie byłabym w wielkim szoku. Byłoby w tym coś komicznego, gdyby okazało się, że nawet z pomocą demona nie potrafiłam przygotować coś dobrego w kuchni.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zrobiłem ledwie dwa ruchy łyżką aż bardziej zacząłem przysłuchiwać się rozmowie toczącej się obok mnie. Może nie chciałem tego po sobie pokazać, ale bardzo ciekaw byłem odpowiedzi Dove. Skoro już przestała chcieć być moją narzeczoną, co było tego powodem? Czy któraś z teorii Asmodeusza była właściwa tylko tego nie przyznała? Dedukcja demona wydawała się być całkiem racjonalna, a sądząc po reakcji kobiety, zdecydowanie coś musiało w tym być. Szczególnie że Asmodeusz był kimś, kto znał ludzkie pragnienia i obawy, często lepiej niż dana osoba.
- Smakuje - mruknąłem, przeżuwając jakiś kawałek marchewki, aby tylko nie musieć mówić niczego więcej. Miałem w głowie jeszcze większy mętlik niż chwilę temu, jeszcze więcej pytań do zadania i odpowiedzi do usłyszenia. Może niekoniecznie z ust Asmodeusza, chociaż zdawał się nie mieć dziś dla nas litości.
- Wydajesz się być zmartwiony - powiedział, tym razem poświęcając mi swoją uwagę.
- Nie mniej niż dotychczas - próbowałem uciąć rozmowę i tą niedorzeczną sytuację. Starałem się również nie zwracać uwagi na jego świdrujące spojrzenie, a także na fakt, iż czułem rosnącą w gardle gulę, przez co jedzenie zupy stawało się dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Myślę, że ty też bardzo przej…
- Wystarczy. Proszę - przerwałem mu w pół słowa, zbyt obawiając się, że zaraz zacznie wyciągać na wierzch wszystkie moje inne obawy, nie tylko te dotyczące Dove. - Zajmij się sobą, swoim życiem. Znajdź sobie jakąś kobietę, mężczyznę bądź inny obiekt westchnień, to może zrozumiesz nasze postępowanie. Albo idź gdzieś utopić w wódce swoją samotność i brak sensu życia - mogłem sobie darować tą ostatnią złośliwość, jednak Asmodeusz zaczął przekraczać wszelkie granice. Może był demonem, którego obawiał się każdy mieszkaniec piekła, co nie oznaczało, że wciąż będę słuchać jego docinek. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak trafię do piekła, a tam pożałuję każdego złośliwego słowa wypowiedzianego pod adresem Asmodeusza. Nawet w tej chwili czułem ciarki. Zająłem się więc jedzeniem zupy jakby była to najważniejsza czynność. Obawiałem się unieść głowę i napotkać pełne złości spojrzenie demona, choć jemu pewnie nie drgnęła choćby brew. Potrafił doskonale ukrywać swoje emocje.
- Smakuje - mruknąłem, przeżuwając jakiś kawałek marchewki, aby tylko nie musieć mówić niczego więcej. Miałem w głowie jeszcze większy mętlik niż chwilę temu, jeszcze więcej pytań do zadania i odpowiedzi do usłyszenia. Może niekoniecznie z ust Asmodeusza, chociaż zdawał się nie mieć dziś dla nas litości.
- Wydajesz się być zmartwiony - powiedział, tym razem poświęcając mi swoją uwagę.
- Nie mniej niż dotychczas - próbowałem uciąć rozmowę i tą niedorzeczną sytuację. Starałem się również nie zwracać uwagi na jego świdrujące spojrzenie, a także na fakt, iż czułem rosnącą w gardle gulę, przez co jedzenie zupy stawało się dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Myślę, że ty też bardzo przej…
- Wystarczy. Proszę - przerwałem mu w pół słowa, zbyt obawiając się, że zaraz zacznie wyciągać na wierzch wszystkie moje inne obawy, nie tylko te dotyczące Dove. - Zajmij się sobą, swoim życiem. Znajdź sobie jakąś kobietę, mężczyznę bądź inny obiekt westchnień, to może zrozumiesz nasze postępowanie. Albo idź gdzieś utopić w wódce swoją samotność i brak sensu życia - mogłem sobie darować tą ostatnią złośliwość, jednak Asmodeusz zaczął przekraczać wszelkie granice. Może był demonem, którego obawiał się każdy mieszkaniec piekła, co nie oznaczało, że wciąż będę słuchać jego docinek. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak trafię do piekła, a tam pożałuję każdego złośliwego słowa wypowiedzianego pod adresem Asmodeusza. Nawet w tej chwili czułem ciarki. Zająłem się więc jedzeniem zupy jakby była to najważniejsza czynność. Obawiałem się unieść głowę i napotkać pełne złości spojrzenie demona, choć jemu pewnie nie drgnęła choćby brew. Potrafił doskonale ukrywać swoje emocje.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Otworzyłam szerzej oczy słysząc w jakim tonie William zwrócił się do Asmodeusza. Do swojego przyjaciela, a raczej szefa. Demon najwyraźniej był zadowolony z jego reakcji. Tak przynajmniej myślałam, bo dalej nie naciskał Williama i szczerze wątpiłam, że poczuł się zraniony jego słowami. Po za tym, Asmodeusz ponownie spojrzał w moim kierunku po chwilowej ciszy przy stole.
- W takim razie może opowiesz mi o swoim hotelu - zaskoczył mnie tym. Tak nagle go zainteresował biznes mojej rodziny? - Czy przyjmujecie wszystkich gości czy muszą oni spełniać jakieś kryteria?
Uniosłam lekko brew.
- Jedynie nie przyjmujemy demonów. Chociaż wątpię, że będzie to dla ciebie jakiś problem skoro lubisz włamywać się do miejsc, które do ciebie nie należą. - odpowiedziałam, sięgając po swoje wino i wypiłam odrobinę, cały czas czując spojrzenie Asmodeusza na sobie.
- Na pewno bardzo się cieszysz swoją wycieczką do Paryża. Trochę odpoczniesz przed przygotowaniami na remontowanie nowego hotelu, prawda? - skąd on o tym wszystkim wiedział? Czy demony mają łatwy dostęp do takich informacji, takich szczegółów? Nie wiedziałam do czego Asmodeusz dążył i co chciał ode mnie usłyszeć dlatego też milczałam.
- Nie uważasz jednak, że to trochę samolubne? - demon westchnął, odkładając swoją łyżkę na bok. - Pojechać na wycieczkę za pieniądze innej osoby, podczas gdy twój brat i twój narzeczony zostaną w Anglii. I to nie mała wycieczka, ani nie krótka.
Spojrzałam niechętnie w stronę Asmodeusza. Dlaczego miałam dziwną myśl w głowie, że może ten demon miał rację? Wciąż nie rozumiałam po co o tym wspominał i czemu próbował mnie przekonać aby nie wybrała się do Paryża.
- Już raz zostawiłaś Williama. Naprawdę chcesz zrobić to ponownie? - było w jego głosie coś złośliwego, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Jakby potrafił w tym momencie wyczuć moją złość, ból i poczucie winy. Jakby zrobił to specjalnie. Oczywiście, że zrobił to specjalnie. Nie znałam jego powodów i miałam przeczucie, że tak szybko nam ich nie wyjawi, jeżeli wcale. Jednego jednak byłam pewna. Nie zamierzałam dalej siedzieć w towarzystwie Asmodeusza.
- Dziękuję za kolację - zignorowałam jego pytanie czy sam fakt, że po części sama przygotowałam kolację. - Idę się odświeżyć - wstałam od stołu i zostawiłam obu mężczyzn w pokoju podczas gdy ja skierowałam się do łazienki, prawie trzaskając za sobą drzwi.
Byłam zła na Asmodeusza, na to, że nie chciał po prostu sobie pójść i zostawić nas w spokoju. Byłam zła na Asmodeusza, bo wiedziałam, że miał rację. Dlatego też byłam wściekła na siebie, że sama wcześniej tego nie zauważyłam. Byłam skupiona na sobie, na swoich potrzebach i pragnieniach, że nawet nie pomyślałam, jak William mógłby się poczuć gdyby udała się do Paryża i nie widzielibyśmy siebie przez ponad miesiąc, może nawet i dłużej. Nawet jeżeli Williamowi udałoby się znaleźć czas i pieniądze aby dołączyć trochę później, koszta i tak byłyby wielkie.
Podeszłam bliżej do okna aby je otworzyć. Powietrze z zewnątrz było przyjemnie chłodne i uspokajające. Jednak wciąż czułam smutek i żal. Może nie powinnam jechać do Paryża, przynajmniej nie w najbliższym czasie? Czy naprawdę zamierzałam posłuchać słów demona, którego ledwie znałam?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ugryzłem się w język, aby znów nie rzucić jakiejś złośliwej uwagi. Mimo całej mojej złości, wciąż byłem zainteresowany odpowiedziami Dove. Sam nie byłbym w stanie oskarżyć jej o bycie samolubną. Nie dlatego, aby jej nie urazić lecz dlatego, że wcale tak nie uważałem. Wcale nie była bardziej samolubna niż przeciętny człowiek, a przecież nikt z natury nie był dobrym Samarytaninem. Zmarszczyłem lekko brwi, gdy Dove się zezłościła do tego stopnia, aby nas opuścić.
- Do czego ty dążysz? - spytałem cicho, odważając się unieść spojrzenie na Asmodeusza. Demon nie wydawał się być zły na słowa jakie od nas usłyszał. Jakby… jakby był przyzwyczajony. Przez sekundę trochę nawet mi się go żal zrobiło. Demony nie są kimś lubianym, nawet między sobą niespecjalnie szukają przyjaźni. Choć odnosiłem wrażenie, że Asmodeusz na swój sposób przyjaźnił się z samym Lucyferem, to może zaczął szukać nowych osób do swojego otoczenia.
- Nie widzisz tego? - spytał, opierając się na oparciu krzesła i biorąc łyk wina. Wbił we mnie spojrzenie tych swoich dziwnych oczu. Odczuwałem, jakby chciał mnie przewiercić wzrokiem, mimo że i tak wszystko doskonale wiedział.
- Czego nie widzę? - odłożyłem łyżkę na bok, przestając udawać, że jadłem. Mój żołądek pewnie nie zniósłby kolejnej wmuszonej porcji jedzenia.
- Nie pasujecie do siebie. Nie rozumiecie się, jest między wami masa niedomówień, pretensji, żalu, boicie się tej relacji. Jej reakcje nie dały ci nic do myślenia? - po raz kolejny uniósł kieliszek do ust, dając mi chwilę na przemyślenia. Zmrużyłem oczy, czując lekką złość. Niestety po części musiałem przyznać mu rację, choć na głos nic nie powiedziałem. - Sam się obawiasz co będzie, gdy ona się zestarzeje, a ty wciąż się nie zmienisz. Czy takim samym uczuciem będziesz darzyć starą, pomarszczoną kobietę? Jeśli to, co czujesz, rzeczywiście jest miłością, a nie chwilowym zauroczeniem.
Wciąż milczałem, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Upływające lata były największym problemem jeżeli było tak, jak mówił Asmodeusz. W pewnym stopniu wcześniej przywiązałem się do myśli, że znów zacznę się starzeć jak zwykły człowiek. Teraz po usłyszeniu tego wszystkiego nie wiedziałem, dlaczego tak założyłem. Czy można tak po prostu przestać być demonem? Utrata skrzydeł oraz pieniędzy widocznie nie mogła zmienić tego, kim byłem. O ile wszystko co usłyszałem było prawdą.
- Nie wiem, co z tego wyjdzie. Masz rację, obawiam się pewnych rzeczy, ale chyba oboje mamy prawo popełniać własne błędy. Tak więc proszę cię po raz kolejny, nie wtrącaj się.
- Jak chcesz - Asmodeusz wzruszył ramionami, dopijając resztę wina. - Ale pamiętaj, że i tak obedrę cię ze skóry jeśli jej dusza zjawi się w piekle - z tymi słowami opuścił mieszkanie, zostawiając mnie w niemałym osłupieniu.
- Do czego ty dążysz? - spytałem cicho, odważając się unieść spojrzenie na Asmodeusza. Demon nie wydawał się być zły na słowa jakie od nas usłyszał. Jakby… jakby był przyzwyczajony. Przez sekundę trochę nawet mi się go żal zrobiło. Demony nie są kimś lubianym, nawet między sobą niespecjalnie szukają przyjaźni. Choć odnosiłem wrażenie, że Asmodeusz na swój sposób przyjaźnił się z samym Lucyferem, to może zaczął szukać nowych osób do swojego otoczenia.
- Nie widzisz tego? - spytał, opierając się na oparciu krzesła i biorąc łyk wina. Wbił we mnie spojrzenie tych swoich dziwnych oczu. Odczuwałem, jakby chciał mnie przewiercić wzrokiem, mimo że i tak wszystko doskonale wiedział.
- Czego nie widzę? - odłożyłem łyżkę na bok, przestając udawać, że jadłem. Mój żołądek pewnie nie zniósłby kolejnej wmuszonej porcji jedzenia.
- Nie pasujecie do siebie. Nie rozumiecie się, jest między wami masa niedomówień, pretensji, żalu, boicie się tej relacji. Jej reakcje nie dały ci nic do myślenia? - po raz kolejny uniósł kieliszek do ust, dając mi chwilę na przemyślenia. Zmrużyłem oczy, czując lekką złość. Niestety po części musiałem przyznać mu rację, choć na głos nic nie powiedziałem. - Sam się obawiasz co będzie, gdy ona się zestarzeje, a ty wciąż się nie zmienisz. Czy takim samym uczuciem będziesz darzyć starą, pomarszczoną kobietę? Jeśli to, co czujesz, rzeczywiście jest miłością, a nie chwilowym zauroczeniem.
Wciąż milczałem, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Upływające lata były największym problemem jeżeli było tak, jak mówił Asmodeusz. W pewnym stopniu wcześniej przywiązałem się do myśli, że znów zacznę się starzeć jak zwykły człowiek. Teraz po usłyszeniu tego wszystkiego nie wiedziałem, dlaczego tak założyłem. Czy można tak po prostu przestać być demonem? Utrata skrzydeł oraz pieniędzy widocznie nie mogła zmienić tego, kim byłem. O ile wszystko co usłyszałem było prawdą.
- Nie wiem, co z tego wyjdzie. Masz rację, obawiam się pewnych rzeczy, ale chyba oboje mamy prawo popełniać własne błędy. Tak więc proszę cię po raz kolejny, nie wtrącaj się.
- Jak chcesz - Asmodeusz wzruszył ramionami, dopijając resztę wina. - Ale pamiętaj, że i tak obedrę cię ze skóry jeśli jej dusza zjawi się w piekle - z tymi słowami opuścił mieszkanie, zostawiając mnie w niemałym osłupieniu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Potrzebowałam kilka minut aby ochłonąć i zdecydować czy chciałam całkowicie zignorować słowa Asmodeusza czy może było w nich jakieś ziarenko prawdy. Kogo ja próbowałam oszukać? Szef Williama zachowywał się, jakby znał mnie przez całe moje życie, jakby potrafił czytać moje myśli. Czy specjalnie po to tutaj przylazł? Aby namieszać mi w głowie? Już i tak czułam poczucie winy za to, że po tamtym wieczorze uciekłam do domu, a potem z miasta, nie sprawdzając nawet jak się ma William. Oczywiście, że źle się z tym czułam i nie chciałabym tego ponownie zrobić.
Może nie powinnam wybrać się do Paryża z Dianą? Czy naprawdę mogłam zostawić Sebastiana samego z nowym hotelem, a Williama z przeprowadzką i innymi zmianami?
Zamknęłam okno zanim wyszłam z łazienki. Było dosyć cicho w mieszkaniu Williama. Miałam nadzieję, że to znaczyło, że jego gość sobie poszedł. Zdecydowanie mi ulżyło, gdy nie było go przy stole. Jednak nie do końca poczułam się lepiej. Zauważyłam minę Williama, która mnie trochę zmartwiła. Podeszłam do stołu i przysunęłam swoje krzesło bliżej Williama za nim usiadłam. Nie wiedziałam co powiedzieć w takiej sytuacji. W sumie, kiedy człowiek ma być przygotowany lub wiedzieć, jak się zachować, gdy niespodziewany gość pojawia się na kolacji, która miała być bardziej romantyczna niż... cokolwiek zaszło tego wieczoru.
- Hej - powiedziałam cicho i spokojnie. Sięgnęłam po jego dłoń, aby uścisnąć ją mocno. Po rozmowie z Asmodeuszem miałam pełno pytań, ale wiedziałam, że nie powinnam dodatkowo męczyć tym Williama. Może jutro lub pojutrze będę mogła poruszyć ten temat.
- Nie przejmuj się tym co powiedział twój... szef. Nie oczekuję niczego, wiesz o tym, prawda? - spojrzałam mu w oczy, aby mógł sam zobaczyć, że mówię szczerze. Moje chwile wyobrażenie wspólnej przyszłości z Williamem jedynie namieszało mi w głowie. Asmodeusz najwyraźniej mógł to jakoś "wyczuć". Chyba. Nie wiedziałam, jak to wszystko działało. Jednak najwyraźniej Asmodeusz nie wiedział, że bardziej zabolałaby mnie utrata Williama teraz niż utrata jakiejś tam, może potencjalnie wspólnej przyszłości.
- Nie chcę planować ani martwić się przyszłością. Zwłaszcza, że już teraz oboje mamy wiele rzeczy na głowie. - nie wiedziałam czy dokładnie z tego powodu William wyglądał na zmartwionego, ale miałam nadzieję, że byłam w stanie chociaż trochę go uspokoić.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słowa Dove wcale mi nie pomogły, ani tym bardziej nie uspokoiły. Byłem zły, sam tylko nie wiedziałem na kogo bardziej. Na Dove za to, że uciekła po słowach Asmodeusza, na niego, że w ogóle śmiał wygadywać te wszystkie rzeczy i mącić nam w głowach (nawet jeśli wszystko mogło być prawdą), czy może na siebie samego, że połowy z tego nie byłem w stanie dostrzec dopóki o tym nie wspomniał.
- Asmodeusz nie jest kimś, kogo słowami mógłbym się nie przejmować - odparłem, starając się utrzymać dość poważny wyraz twarzy, mimo zmartwienia, mimo złości.
- Nie ważne jak bardzo jest denerwujący i okrutny, wie o innych więcej, niż oni sami chcieliby wiedzieć. I nie boi się tego wykorzystać. Myślę, że powiedział mi o tobie więcej, niż chciałaś się do tego przyznać przede mną - odwzajemniłem spojrzenie kobiety. Wcale nie oczekiwałem od niej żadnej sensownej odpowiedzi. Wiedziałem, że mogła mieć z tym problem, że może nie czuła się ani komfortowo, ani przygotowana na takie rozmowy. Poza tym jej zachowanie oraz mimika mówiły więcej niż jakieś tam słowa. Sam już nie wiedziałem, co dalej z tym począć. W dodatku jeżeli to, o czym powiedział demon na końcu również było prawdą, to może faktycznie lepiej nabrać do siebie większego dystansu?
Z resztą, o czym ja myślałem. Najpierw zabiegałem o względy Dove, żeby teraz dać sobie z nią spokój? Nie chciałem tkwić w tym związku na złość Asmodeuszowi, aby udowodnić mu, że się mylił. Tak samo nie chciałem tkwić w tym, jeżeli między nami miałoby się nie układać i Dove nadal miałaby takie tajemnice przede mną. To nie byle co.
- Dove - również uścisnąłem jej dłoń, zastanawiając się jak powiedzieć to, co zamierzałem i aby przypadkiem jej nie zranić. - Jeśli to wszystko jest prawdą, to… ja… jesteś mi najbliższą osobą i kocham cię, ale jeśli pragniesz ślubu i dziecka, to nie jestem na to odpowiednim mężczyzną. Wiem, że niczego nie oczekujesz tak jak mówiłaś, ale jeżeli kiedyś zmienisz zdanie albo znajdziesz innego partnera, to nie forsuj się, po prostu mi o tym powiedz - nachyliłem się, by ucałować Dove w czoło i lekko ją przytulić. Tak naprawdę to dopiero zacząłem się obawiać tego, co miało nadejść. Czy słowa Asmodeusza się sprawdzą, bo do siebie nie pasujemy, czy wbrew wszystkiemu coś z tego będzie. Na obecną chwilę nie zamierzałem tak łatwo rezygnować. Przynajmniej dopóki widziałem u Dove tą samą chęć utrzymania związku.
- Asmodeusz nie jest kimś, kogo słowami mógłbym się nie przejmować - odparłem, starając się utrzymać dość poważny wyraz twarzy, mimo zmartwienia, mimo złości.
- Nie ważne jak bardzo jest denerwujący i okrutny, wie o innych więcej, niż oni sami chcieliby wiedzieć. I nie boi się tego wykorzystać. Myślę, że powiedział mi o tobie więcej, niż chciałaś się do tego przyznać przede mną - odwzajemniłem spojrzenie kobiety. Wcale nie oczekiwałem od niej żadnej sensownej odpowiedzi. Wiedziałem, że mogła mieć z tym problem, że może nie czuła się ani komfortowo, ani przygotowana na takie rozmowy. Poza tym jej zachowanie oraz mimika mówiły więcej niż jakieś tam słowa. Sam już nie wiedziałem, co dalej z tym począć. W dodatku jeżeli to, o czym powiedział demon na końcu również było prawdą, to może faktycznie lepiej nabrać do siebie większego dystansu?
Z resztą, o czym ja myślałem. Najpierw zabiegałem o względy Dove, żeby teraz dać sobie z nią spokój? Nie chciałem tkwić w tym związku na złość Asmodeuszowi, aby udowodnić mu, że się mylił. Tak samo nie chciałem tkwić w tym, jeżeli między nami miałoby się nie układać i Dove nadal miałaby takie tajemnice przede mną. To nie byle co.
- Dove - również uścisnąłem jej dłoń, zastanawiając się jak powiedzieć to, co zamierzałem i aby przypadkiem jej nie zranić. - Jeśli to wszystko jest prawdą, to… ja… jesteś mi najbliższą osobą i kocham cię, ale jeśli pragniesz ślubu i dziecka, to nie jestem na to odpowiednim mężczyzną. Wiem, że niczego nie oczekujesz tak jak mówiłaś, ale jeżeli kiedyś zmienisz zdanie albo znajdziesz innego partnera, to nie forsuj się, po prostu mi o tym powiedz - nachyliłem się, by ucałować Dove w czoło i lekko ją przytulić. Tak naprawdę to dopiero zacząłem się obawiać tego, co miało nadejść. Czy słowa Asmodeusza się sprawdzą, bo do siebie nie pasujemy, czy wbrew wszystkiemu coś z tego będzie. Na obecną chwilę nie zamierzałem tak łatwo rezygnować. Przynajmniej dopóki widziałem u Dove tą samą chęć utrzymania związku.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Williama słowa mnie zabolały bardziej niż usłyszenie własnych przemyśleń w głosie demona. Bolało mnie to, że tak myślał, że pojawi się ktoś inny i go zostawię. Czy naprawdę wierzył, że byłam do tego zdolna? Kolejny raz w dosyć krótkim czasie ujrzałam stronę Williama, którą wcześniej nie zauważyłam. Przypomniał mi się jak porównał nas do księżniczki i do kopciucha. To również mnie zabolało, bo sama tego tak nie widziałam.
Czy William miał kompleksy lub obawy z przeszłości, które wciąż go śledziły? Czy było to jakąś powiązane ze słowami Asmodeusza?Może się w tym myliłam. Nie wiedziałam co myśleć o tej całej sytuacji. Jednak jednego byłam pewna. Nie mogłam ponownie stracić Williama. Wiedziałam teraz, jak życie by wyglądało, gdyby jego nie było w pobliżu.
Uścisnęłam go mocno, gdy objął mnie ramionami.
- Pragnę ciebie bardziej niż cokolwiek lub kogokolwiek innego - odpowiedziałam na jego wspomnienie na temat małżeństwa i dzieci. Na małżeństwie mi nie zależało. Chyba, że William sam by zmienił zdanie, bo jedynie z nim potrafiłam sobie wyobrazić taką przyszłość. Temat dzieci był dla mnie trochę trudniejszy, bo wiedziałam, że chciałabym zostać jednego dnia matką, ale na to również było jakieś rozwiązanie. Po za tym, zawsze mogłabym adoptować, byłoby to moje dziecko, z moim nazwiskiem. Jednak to był temat na inny dzień i nie zamierzałam nic dodawać. Nie zamierzałam podejmować takich decyzji w najbliższym czasie. Lepiej było się skupić na innych sprawach.
- Nie zostawię cię ponownie - obiecałam mu szeptem i przymknęłam oczy, wciąż trzymając go mocno. - Dopóki sam mi nie powiesz, że masz mnie dosyć, nie zostawię cię samego. Może sobie na to nie zasłużyłam, ale zaufaj mi.
Może tego po części brakowało i dlatego widziałam w jego oczach obawę zanim mnie przytulił. Nasze relacje nigdy nie były... typowe dla ludzi w naszym otoczeniu i to wszystko było również dla mnie nowe.
Wtedy do głowy wpadła mi myśl, coś czego nie wzięłam wcześniej pod uwagę. Co dokładnie Asmodeusz powiedział Williamowi, gdy nie było mnie w pokoju? Mój uścisk stał się trochę słabszy abym mogła spojrzeć Williamowi ponownie w oczy.
- Co powiedział tobie Asmodeusz? - zapytałam, bo z każdą sekundą byłam bardziej pewna, że jego szef musiał coś dodać od siebie, coś co nie spodobało się Williamowi i wątpię, że będę miała inną reakcję. - Chcę wiedzieć czy to przez niego masz wątpliwości, bo masz je, prawda? Miał rację, że obawiam się pewnych zmian, ale twój szef pominął fakt, że bardziej obawiam się utraty ciebie. Może w innych tematach również specjalnie pominął pewne szczegóły. - dlatego chciałam aby William podzielił się ze mną ich rozmową. Chciałam, aby William był bardziej pewny siebie oraz moich uczuć do niego.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove niczego mi nie ułatwiała. Lepiej by mi się żyło z wiedzą, że będzie w stanie ułożyć swój świat na nowo, gdy zapragnie posiadać własne dziecko. Wiedziałem, że to nie byłoby zbyt łatwe dla żadnego z nas, a jednak rozumiałem, że niektóre instynkty były silniejsze niż uczucia i emocje. Dlatego deklaracja kobiety trochę mnie zabolała. Patrząc na to wszystko z boku coraz lepiej potrafiłem zrozumieć sens słów Asmodeusza. Zdecydowanie nasza dwójka do siebie nie pasowała, nieważne jak bardzo chcieliśmy przekroczyć granice.
Pogłaskałem ją tylko po plecach, nie wiedząc co mógłbym odpowiedzieć. Wierzyłem, że byłaby zdolna spełnić swoje obietnice. Po tym, co widziała i czego była świadkiem sam fakt, że ode mnie nie uciekła świadczył o jej silnej determinacji. Dlatego nie przytoczyłem rozmowy z Asmodeuszem, pomijając jego refleksje na temat naszego związku, a także moich przemyśleń o ich prawdziwości. Było niestety jednak coś, czego nie powinienem ukrywać przed Dove. Coś, co mogłoby zmienić jej myślenie i plany, jakie mogłaby mieć w przyszłości.
- Pominął całkiem spory "drobiazg" - odpowiedziałem, kładąc dłonie na ramionach Dove, po czym delikatnie ją od siebie odsunąłem. - Myślę, że już wiem co miał na myśli mówiąc o bajkach w jakie wierzą anioły - westchnąłem ciężko, czując nadchodzący ból głowy. To było trochę ponad moje siły. Jakby nie mógł od razu wyjaśnić wszystkiego.
- Nie robiłem tego od… tamtego wieczoru - ułożyłem dłonie na swoich kolanach i przymknąłem oczy. To przyszło tak, jak zawsze, nie sprawiając mi kłopotów. Czułem wydłużające się paznokcie i zęby, czego na szczęście nie mogła zobaczyć Dove, tak samo jak oczu spod przymkniętych powiek. Tępy ból w plecach przypominał o bliznach, jakie pozostały po skrzydłach. Dopiero wtedy uniosłem nieco wzrok na kobietę, spoglądając na nią czarnymi oczami.
- Kiedy trafisz raz do piekła, nie ma już powrotu. Anthony kiedyś powiedział mi coś podobnego: jeśli wybiorą cię na stróża, będziesz nim już zawsze - zapewne dlatego nie widziałem nikogo nowego w pobliżu Dove. Skoro wciąż mogłem pełnić swoje obowiązki, nie było powodów, by szukać innego. Nie rozumiałem tylko jaki w tym wszystkim był sens. Przecież oficjalnie odebrali mi tą "posadę". Czy to była tylko szopka dla naiwnych aniołków? Czy może ktoś wpadł na pomysł, aby karać nas do końca życia? W mojej obecnej sytuacji nie wyobrażałem sobie prowadzić mieszkania, pracować i jednocześnie zajmować się Dove, nie będąc jej utrzymankiem.
- Czy teraz rozumiesz moje obawy?
Pogłaskałem ją tylko po plecach, nie wiedząc co mógłbym odpowiedzieć. Wierzyłem, że byłaby zdolna spełnić swoje obietnice. Po tym, co widziała i czego była świadkiem sam fakt, że ode mnie nie uciekła świadczył o jej silnej determinacji. Dlatego nie przytoczyłem rozmowy z Asmodeuszem, pomijając jego refleksje na temat naszego związku, a także moich przemyśleń o ich prawdziwości. Było niestety jednak coś, czego nie powinienem ukrywać przed Dove. Coś, co mogłoby zmienić jej myślenie i plany, jakie mogłaby mieć w przyszłości.
- Pominął całkiem spory "drobiazg" - odpowiedziałem, kładąc dłonie na ramionach Dove, po czym delikatnie ją od siebie odsunąłem. - Myślę, że już wiem co miał na myśli mówiąc o bajkach w jakie wierzą anioły - westchnąłem ciężko, czując nadchodzący ból głowy. To było trochę ponad moje siły. Jakby nie mógł od razu wyjaśnić wszystkiego.
- Nie robiłem tego od… tamtego wieczoru - ułożyłem dłonie na swoich kolanach i przymknąłem oczy. To przyszło tak, jak zawsze, nie sprawiając mi kłopotów. Czułem wydłużające się paznokcie i zęby, czego na szczęście nie mogła zobaczyć Dove, tak samo jak oczu spod przymkniętych powiek. Tępy ból w plecach przypominał o bliznach, jakie pozostały po skrzydłach. Dopiero wtedy uniosłem nieco wzrok na kobietę, spoglądając na nią czarnymi oczami.
- Kiedy trafisz raz do piekła, nie ma już powrotu. Anthony kiedyś powiedział mi coś podobnego: jeśli wybiorą cię na stróża, będziesz nim już zawsze - zapewne dlatego nie widziałem nikogo nowego w pobliżu Dove. Skoro wciąż mogłem pełnić swoje obowiązki, nie było powodów, by szukać innego. Nie rozumiałem tylko jaki w tym wszystkim był sens. Przecież oficjalnie odebrali mi tą "posadę". Czy to była tylko szopka dla naiwnych aniołków? Czy może ktoś wpadł na pomysł, aby karać nas do końca życia? W mojej obecnej sytuacji nie wyobrażałem sobie prowadzić mieszkania, pracować i jednocześnie zajmować się Dove, nie będąc jej utrzymankiem.
- Czy teraz rozumiesz moje obawy?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Obserwowałam i słuchałam Williama w ciszy. Nie do końca rozumiałam co chciał powiedzieć lub pokazać. Czy chciał abym się go bała? Nie byłam przyzwyczajona do zmian w wyglądzie Williama, to prawda, ale nie bałam się. Zwłaszcza teraz, gdy lepiej rozumiałam co zaszło tamtego wieczoru.
Więc może nie o to chodziło. Wcześniej William coś wspominał o tym, że nie miałam stróża, ale najwyraźniej oboje się myliliśmy. Czyli co? Odebrali mu skrzydła i pieniądze, ale miał te same obowiązki co wcześniej? Nawet jeżeli taka była rzeczywistość nie byłam pewna, że jedynie to chciał mi przekazać.
Prawda była taka, że wciąż niewiele wiedziałam o piekle, jak to wszystko wyglądało po śmierci. William nie chciał odpowiedzieć na moje pytania w tym temacie. Dlatego wciąż nie byłam pewna co chciał mi powiedzieć.
Nie ma powrotu. Czyli William na zawsze zostanie w piekle? Nie podobała mi się ta myśl. Nawet jeżeli nigdy nie będziemy małżeństwem to wciąż mi na nim zależało. Był moim najlepszym przyjacielem. Chciałam aby żył w spokoju i był szczęśliwy. Jednocześnie, ta samolubna część mnie chciała mieć go dla siebie na zawsze. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jednego dnia wezmę mój ostatni wdech i już nigdy więcej go nie zobaczę. Nawet jeżeli trafiłabym do nieba, jakimś dziwny cudem, byłoby to dla mnie niczym piekło.
Uniosłam dłoń aby delikatnie ułożyć ją na jego policzku. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie, zanim pochyliłam się aby złożyć delikatny, jednak wciąż czuły pocałunek na jego ustach.
- Mój ojciec kiedyś coś mi powiedział, gdy byłam dzieckiem. Obawy rodzą się z braku pewności, z niewiedzy. Lekarstwem na to jest szukanie odpowiedzi i rozwiązań, gdzie nikt inny jeszcze nie szukał. W taki sposób można uspokoić własne obawy. - w tamtym przypadku miał na myśli biznes i ludzi, którzy nie potrafili podejmować szybkich i konkretnych decyzji, jednak uznałam, że w naszej sytuacji mój ojciec mógł mieć i w tym trochę racji.
Mój uśmiech stał się trochę słabszy, ale wciąż próbowałam go utrzymać na twarzy.
- Rozumiem, że wciąż jesteś moim stróżem, ale chyba nie rozumiem powodów do twoich obaw. Jeżeli chodzi o to, że nie jesteś człowiekiem, wcale mi to nie przeszkadza. Jednak martwię się, że coś ci leży na sercu, coś siedzi tobie w głowie i nie wiem, jak mogę pomóc.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mimo chęci nie potrafiłem w ten sam sposób odwzajemnić pocałunku Dove. Źle się czułem po tym, gdy Asmodeusz głośno wypowiedział moje obawy. Szczególnie kiedy Dove mówiła te rzeczy, zapewniała o swoim uczuciu, chęci pomocy. Dziś nie widziałem w jej oczach pogardy bądź odrazy. Zmieniła się. Patrząc z perspektywy czasu nie wiedziałem, czy to dobrze, czy może lepiej byłoby dla nas, aby się rozstać zanim będzie za późno.
- Dove, na to nie ma odpowiedzi ani dobrego rozwiązania - przyznałem, odsuwając się nieco od niej. Przywróciłem swój ludzki wygląd. Przemiana mimo wszystko bolała, wolałem nawet się nie zastanawiać, co by było gdyby zachciało mi się być Vincentem. Vincent, to na marginesie kolejna sprawa, do której nie mogłem się przyznać przed kobietą. Bo jak miałbym wytłumaczyć obecność kota wtedy i teraz? Spalić przykrywkę Anthony'ego? Źle to widziałem.
Za to Dove najwyraźniej wciąż nie dostrzegała problemu, jaki wytknął mi Asmodeusz. Sam chyba również na chwilę obecną nie miałem ochoty, aby wszystko to jej tłumaczyć. Uraziłbym ją, zrobił przykrość, dobił i zepsuł ten zepsuty wieczór jeszcze bardziej. Na tą rozmowę przyjdzie jeszcze czas.
- Myślę, że wszystko muszę sobie jeszcze poukładać w głowie. Nie jestem do końca przekonany, czy to, co powiedział Asmodeusz nie było tylko po to, by nas do siebie zrazić wzajemnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby było to z góry zaplanowane, a wywalanie na wierzch naszych lęków było sposobem do osiągnięcia celu - uniosłem dłoń, aby dotknąć policzka Dove i go pogładzić. Uśmiechnąłem się lekko, by nie zarazić jej swoim nieciekawym już humorem.
- Może nie wszystko nam się ułoży tak, jak chcemy. Może napotkamy jakieś przeszkody dla nas za trudne, ale nie zrezygnuję z teraźniejszości dla przyszłości. Tym będziemy się martwić, kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment. - nachyliłem się, by ucałować Dove w czoło. Byłem gotów zmierzyć się z przeciwnościami dopóki nas nie przerosną. Oraz oczywiście wyjaśnić od razu pewną kwestię, która widocznie bardzo wpłynęła na myślenie Dove. Przypomniałem sobie jej reakcję i uznałem, że mogliśmy to rozwiązać teraz. Szczególnie, że Dove miała wyjechać całkiem niedługo.
- Nie przejmuj się zatem tym, co od niego usłyszałaś. Nawet jeżeli jest w tym trochę prawdy, to przekręcił ją tak, jak mu pasowało. Dlatego też uważam, że powinnaś porządnie wypocząć w Paryżu - w tym momencie przyłożyłem palec do ust kobiety, by pozwoliła mi dokończyć i nie przerywać w pół słowa. - Przecież to nie są pieniądze innej osoby. Sama również ciężko pracujesz na ten majątek i masz prawo do wypoczynku, a nie tylko Sebastian. Nikogo też nie zostawiasz, a w szczególności mnie. Oboje zgodziliśmy się na taki układ, pamiętasz? Wierzę i ufam ci, że nie zostawiasz mnie tym razem, a to tylko chwilowa rozłąka - zabrałem palec, tym samym umożliwiając kobiecie odpowiedzenie. Nie chciałem żadnych nieporozumień w tym temacie. Uważanie wyjazdu za porzucenie to gruba przesada. Dove nie powinna przez to wpędzać się w żadne poczucie winy czy wyrzuty sumienia.
- Dove, na to nie ma odpowiedzi ani dobrego rozwiązania - przyznałem, odsuwając się nieco od niej. Przywróciłem swój ludzki wygląd. Przemiana mimo wszystko bolała, wolałem nawet się nie zastanawiać, co by było gdyby zachciało mi się być Vincentem. Vincent, to na marginesie kolejna sprawa, do której nie mogłem się przyznać przed kobietą. Bo jak miałbym wytłumaczyć obecność kota wtedy i teraz? Spalić przykrywkę Anthony'ego? Źle to widziałem.
Za to Dove najwyraźniej wciąż nie dostrzegała problemu, jaki wytknął mi Asmodeusz. Sam chyba również na chwilę obecną nie miałem ochoty, aby wszystko to jej tłumaczyć. Uraziłbym ją, zrobił przykrość, dobił i zepsuł ten zepsuty wieczór jeszcze bardziej. Na tą rozmowę przyjdzie jeszcze czas.
- Myślę, że wszystko muszę sobie jeszcze poukładać w głowie. Nie jestem do końca przekonany, czy to, co powiedział Asmodeusz nie było tylko po to, by nas do siebie zrazić wzajemnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby było to z góry zaplanowane, a wywalanie na wierzch naszych lęków było sposobem do osiągnięcia celu - uniosłem dłoń, aby dotknąć policzka Dove i go pogładzić. Uśmiechnąłem się lekko, by nie zarazić jej swoim nieciekawym już humorem.
- Może nie wszystko nam się ułoży tak, jak chcemy. Może napotkamy jakieś przeszkody dla nas za trudne, ale nie zrezygnuję z teraźniejszości dla przyszłości. Tym będziemy się martwić, kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment. - nachyliłem się, by ucałować Dove w czoło. Byłem gotów zmierzyć się z przeciwnościami dopóki nas nie przerosną. Oraz oczywiście wyjaśnić od razu pewną kwestię, która widocznie bardzo wpłynęła na myślenie Dove. Przypomniałem sobie jej reakcję i uznałem, że mogliśmy to rozwiązać teraz. Szczególnie, że Dove miała wyjechać całkiem niedługo.
- Nie przejmuj się zatem tym, co od niego usłyszałaś. Nawet jeżeli jest w tym trochę prawdy, to przekręcił ją tak, jak mu pasowało. Dlatego też uważam, że powinnaś porządnie wypocząć w Paryżu - w tym momencie przyłożyłem palec do ust kobiety, by pozwoliła mi dokończyć i nie przerywać w pół słowa. - Przecież to nie są pieniądze innej osoby. Sama również ciężko pracujesz na ten majątek i masz prawo do wypoczynku, a nie tylko Sebastian. Nikogo też nie zostawiasz, a w szczególności mnie. Oboje zgodziliśmy się na taki układ, pamiętasz? Wierzę i ufam ci, że nie zostawiasz mnie tym razem, a to tylko chwilowa rozłąka - zabrałem palec, tym samym umożliwiając kobiecie odpowiedzenie. Nie chciałem żadnych nieporozumień w tym temacie. Uważanie wyjazdu za porzucenie to gruba przesada. Dove nie powinna przez to wpędzać się w żadne poczucie winy czy wyrzuty sumienia.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Moje próby na uspokojenie Williama i dodanie trochę otuchy poszły na marne. Trochę mnie to rozczarowało, ale nie zamierzałam naciskać. William sam powiedział, że potrzebujecie czasu aby sobie wszystko ułożyć w głowie. Chyba sama powinnam zrobić to samo. Postanowiłam uszanować jego decyzję mimo tego, że wciąż nie rozumiałam powodów do jego obaw. Jednak z jednym bez problemu mogłam się z nim zgodzić. Również nie zamierzałam z tego wszystkiego zrezygnować. Po co zamartwiać się przyszłością skoro sami nie wiemy co na nas czeka? Jedynie to może zaszkodzić teraźniejszości.
Gdy William wspomniał o Paryżu chciałam od razu zaprzeczyć, powiedzieć mu, że wolałabym zostać przy nim, ale ugryzłam się w język, pozwalając mu skończyć. Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam go poprawić. W końcu, koszt podróży jest pokryty przez Wolfgronda, w zamian za utrzymanie jego sekretu o kochance. Ostatecznie zdecydowałam nic o tym nie wspominać. Moje sprawy z Widows Circle powinny pozostać w przeszłości, skoro uznały, że nie potrzebuję więcej ich pomocy.
Spoglądając Williamowi w oczy próbowałam dobrać odpowiednie słowa. Prawda była taka, że czułam się zmęczona tym całym dniem i wieczorem. Najpierw kuzyn George'a wykupił budynek, który brałam pod uwagę jako miejsce na nowy hotel, nigdzie nie mogłam znaleźć mojego brata, później ta niespodziewana wizyta od Asmodeusza...
- W takim razie obiecuję, że znajdę najlepsze kluski w Paryżu i ciebie tam zabiorę - odpowiedziałam pół żartem po chwili ciszy z lekkim uśmiechem na twarzy. Wciąż nie podobała mi się myśl, że znowu nie będę widziała Williama przez dłuższy okres czasu. Przecież dopiero co nasze relacje wróciły do normy, mniej więcej.
- Będę tęskniła. Ciekawe, czy długo trzeba czekać na listy pomiędzy Londynem i Paryżem... - było to trochę głupie pytanie, bo tak czy inaczej zamierzałam do niego pisać.
Zerknęłam na chwilę w stronę talerzy na stole. Wyglądało na to, że żadne z nas nie miało apetytu.
- Skoro dzisiaj gotowałam to również posprzątam. Może pójdziesz się położyć? Zazwyczaj ty dbasz o takie rzeczy i o mnie. Dzisiaj ja tobą się zaopiekuję. Mogę nawet tobie poczytać do snu. - zaproponowałam, wciąż do niego się uśmiechając. W końcu, on również miał ciężki wieczór i trochę wyglądał na zmęczonego. Chciałam mu powiedzieć o całej sytuacji z nowym hotelem, ale to mogło poczekać.
Nie czekając na jego odpowiedź wstałam i zaczęłam zbierać naczynia. Dopiero gdy wszystkie były w zlewie rozejrzałam się za jakąś ścierką i zaczęłam sprzątać po kolacji. Myślami jednak byłam gdzieś indziej. Czy Asmodeusz faktycznie tutaj przyszedł aby... jakoś nas przetestować? Po co? Może myśleli, że po tamtym wieczorze nigdy więcej nie zobaczę się z Williamem i dlatego nie musieli się martwić o mnie lub Williama?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zaśmiałem się niekontrolowanie, kiedy Dove uznała, że znajdzie dla mnie najważniejsze kluski w Paryżu. To było zabawne stwierdzenie, ale również i urocze z jej strony, że w ogóle pamiętała o takich rzeczach. Poniekąd było to miłe, gdy ktoś się o mnie martwił. Oprócz matki nikt nigdy tego nie robił, a i tak nawet tego nie pamiętałem. To samo z listami, o których wspomniała. Nie byłem pewien jak to będzie wyglądać. Czy będzie nam się opłacało pisać jakieś listy. Przecież to znów nie będzie aż tak długa rozłąka. Przynajmniej nie taka, jak wcześniejsza.
- Dziękuję - mruknąłem tylko, kiedy kobieta zaproponowała sprzątanie po kolacji. Nie oczekiwałem, że będzie to robić. W sumie skoro gotowała, to mogłem ja posprzątać, nie musiała ona sama robić wszystkiego. Czy nie tak funkcjonował związek? Aby dzielić się również obowiązkami, nie tylko zrzucać je na jedną osobę. Myśląc o tej sprawie uznałem, że z tym mógłby być mały kłopot. Dove zawsze od tego miała Annę, która zajmowała się pracami domowymi, nie musiała brudzić sobie rączek. Gdybyśmy kiedykolwiek zamieszkali razem, czy Dove potrafiłaby zająć się takimi rzeczami na co dzień? Różnice między naszymi stanami społecznymi były aż nadto widoczne. Ona mogła sobie pozwolić na wszystko, a ja nie. Mimo pewnych ograniczeń i tak żyła w dostatku nie musząc martwić się o jutro, o to czy będzie mieć co jeść, za co zrobić zakupy i inne opłaty. Gdyby tylko urodziła się te lata temu, może mielibyśmy jakąś szansę na wspólne życie na poziomie. Oczywiście nie wspomniałem jej o swoich spostrzeżeniach. Z pewnością znów by mnie czymś zbyła.
- W takim razie uszykuję sobie kąpiel. Jeśli chcesz to możesz dołączyć - dodałem z lekkim rozbawieniem, choć nie planowałem nic więcej ponad zwykłą kąpiel. Szczerze powiedziawszy niespecjalnie miałem ochotę na cokolwiek więcej, szczególnie po wywodach Asmodeusza. Zdecydowanie potrafił zepsuć każdą chwilę.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Najpierw pozbyłem się jednak marynarki oraz fularu, zabrałem ze sobą ubrania na zmianę, a potem naszykowałem wody do kąpieli.
- Dziękuję - mruknąłem tylko, kiedy kobieta zaproponowała sprzątanie po kolacji. Nie oczekiwałem, że będzie to robić. W sumie skoro gotowała, to mogłem ja posprzątać, nie musiała ona sama robić wszystkiego. Czy nie tak funkcjonował związek? Aby dzielić się również obowiązkami, nie tylko zrzucać je na jedną osobę. Myśląc o tej sprawie uznałem, że z tym mógłby być mały kłopot. Dove zawsze od tego miała Annę, która zajmowała się pracami domowymi, nie musiała brudzić sobie rączek. Gdybyśmy kiedykolwiek zamieszkali razem, czy Dove potrafiłaby zająć się takimi rzeczami na co dzień? Różnice między naszymi stanami społecznymi były aż nadto widoczne. Ona mogła sobie pozwolić na wszystko, a ja nie. Mimo pewnych ograniczeń i tak żyła w dostatku nie musząc martwić się o jutro, o to czy będzie mieć co jeść, za co zrobić zakupy i inne opłaty. Gdyby tylko urodziła się te lata temu, może mielibyśmy jakąś szansę na wspólne życie na poziomie. Oczywiście nie wspomniałem jej o swoich spostrzeżeniach. Z pewnością znów by mnie czymś zbyła.
- W takim razie uszykuję sobie kąpiel. Jeśli chcesz to możesz dołączyć - dodałem z lekkim rozbawieniem, choć nie planowałem nic więcej ponad zwykłą kąpiel. Szczerze powiedziawszy niespecjalnie miałem ochotę na cokolwiek więcej, szczególnie po wywodach Asmodeusza. Zdecydowanie potrafił zepsuć każdą chwilę.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Najpierw pozbyłem się jednak marynarki oraz fularu, zabrałem ze sobą ubrania na zmianę, a potem naszykowałem wody do kąpieli.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Słysząc propozycję Williama zastanawiałam się czy oboje zmieścilibyśmy się w jego wannie. Była trochę mniejsza od mojej i nawet wtedy potrzebowaliśmy trochę czasu aby znaleźć sposób aby było nam trochę wygodniej. Dlatego nie śpieszyłam się za bardzo aby do niego dołączyć. Wolałam aby nacieszył się spokojem i chwilą dla samego siebie, podczas gdy ja przygotowałam herbatę dla siebie z ziołami, które ze sobą przyniosłam oraz herbatę dla Williama. Zaniosłam herbatę do sypialni, stawiając filiżanki na małym stoliku w jego pokoju. Dopiero wtedy dołączyłam do niego w łazience, gdzie William już był w wannie.
Uśmiechnęłam się do niego lekko widząc, że wciąż nie był w humorze. Miałam nadzieję, że niedługo poczuje się lepiej i nie będzie aż tak zmartwiony, ale nie chciałam go pospieszać. Dzisiaj nie zamierzałam kontynuować tematu, ale zdecydowanie chciałam z nim więcej porozmawiać o jego zmartwieniach.
Kucnęłam przy wannie, opierając jedno ramię o wannę. Dłonią sprawdziłam temperaturę wody, jednocześnie lekko zaczepiając palcem jego nogę.
- Pamiętasz kuzyna inspektora? - wiedziałam, że moje pytanie było dosyć nagłe, ale postanowiłam zmienić temat częściowo z nadzieją, że chociaż tymczasowo skupi się na czymś innym i poprawi mu się nastrój. - Dzisiaj rano kupił jeden z budynków, które brałam pod uwagę do nowego hotelu. - mój uśmiech stał się trochę smutniejszy, chociaż próbowałam nie myśleć negatywnie. - Szczerze mówiąc byłam zła na niego, na właściciela budynku i na Sebastiana, że tak wyszło. Jedyne czego pragnęłam to aby jak najszybciej do ciebie wrócić i tobie się pożalić, ale... Chyba zrozumiałam, że nic by to nie zmieniło.
Odwróciłam wzrok od wody i spojrzałam w kierunku Williama.
- Przynajmniej jeden dylemat mam z głowy, prawda? Jutro spróbuję znaleźć mojego brata aby podpisał dokumenty na ten mniejszy budynek, bliżej centrum miasta. Może nawet uda mi się zatrudnić kilku ludzi aby zaczęli renowację podczas mojego pobytu w Paryżu. Myślisz, że jest ktoś w Klubie Dżentelmenów kto byłby zainteresowany takim projektem? - oczywiście, mogłabym o to zapytać Sebastiana, ale bardziej mi zależało aby William był częścią tego całego procesu. Ciężko mi było to wytłumaczyć lub nawet zrozumieć, jak William miał lepsze pomysły na rodzinny biznes niż mój własny brat. Może to wychodzi z tego, że William sam był kiedyś w rodzinnym biznesie? Nie do końca hotelowym, ale zapewne jakieś podobieństwa tam były.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Miałem cichą nadzieję, że gorąca kąpiel będzie w stanie choć na trochę ukoić moje nerwy i pozwolić mi na nieco odpoczynku. To niestety była tylko płonna nadzieja, gdyż słowa Asmodeusza wciąż kołatały mi się po głowie. Jakbym był niewystarczająco zmęczony i miał za mało problemów, to jeszcze zrzucił mi na głowę to wszystko związane ze stróżowaniem.
Siedząc w wannie zamknąłem oczy, próbując sobie poukładać to na nowo. Teraz brak nowego stróża przy Dove miał dla mnie więcej sensu. Początkowo może rzeczywiście mogłem uznać, że nie znaleźli odpowiedniego kandydata, a mogło być tak, że czekali z podjęciem decyzji na rozwój zdarzeń między nami. Westchnąłem. Wiązało się to również z powrotem moich zdolności, co akurat mogło mi nieco pomóc. Dzięki temu nie będę potrzebować aż takich nakładów finansowych, a co lepsze - dzięki niektórym drobnostkom będę mógł nawet się trochę wzbogacić. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Dove nie musiała o tym wiedzieć. Niedługo wyjeżdżała, a "pracować" mogłem na różne sposoby. Co prawda nie przywróci mi to statusu, ale nie będę musiał liczyć wydawanych pensów. Chyba taka drobna rekompensata za odcięcie mnie od pieniędzy.
Uniosłem delikatnie powieki, gdy zjawiła się Dove. Śledziłem uważnie spojrzeniem każdy jej ruch i słuchałem, co miała do powiedzenia. Wyglądała przy tym na naprawdę zmartwioną utratą upatrzonego budynku. W dodatku jakby nie spojrzeć, to nawet moje nowe mieszkanie znajdowało się całkiem blisko, ten drugi budynek był już dalej. Było mi nawet żal Dove, gdy zrobiła taką smutną minę, dlatego nachyliłem się w jej kierunku, by złożyć pocałunek na jej czole.
- Daniel może będzie mieć większy budynek, ale ty za to swój lepiej urządzisz - powiedziałem pocieszająco. Potem znów oparłem się o wannę, próbując przeanalizować zadane mi pytanie. Czy znałem kogoś, kto podjąłby się renowacji budynku? Potrzebowałem dłuższej chwili, by przejrzeć w myślach wszystkie twarze członków Klubu Dżentelmenów i przypomnieć sobie czym się zajmowali.
- Samie… Symph… albo Simpson? - oparłem się tyłem głowy o brzeg wanny, a dłonią potarłem skroń. Chyba byłem już zbyt zmęczony, aby przypomnieć sobie dokładnie.
- Był taki jeden. Jego biuro znajduje się w pobliżu Westminster Abbey. Podobno remontował komnatę samej królowej i nieźle się ceni. Może gdyby Sebastian się do niego zwrócił, to po bliskiej znajomości opuściłby mu z ceny. Może warto zainwestować w kogoś, kto zna się na tym, co ro… Stone! Evan Stone - przypomniałem sobie i w połowie zdania urwałem, zadowolony ze swojej pamięci.
- Nie wiem, czy byłby zainteresowany takim projektem lecz można go zawsze zapytać - ziewnąłem, czując zmęczenie całego dnia. Najwyższy czas kończyć kąpiel i udać się w końcu na odpoczynek.
- To całkiem miły gość dopóki z nim nie zadrzesz - mruknąłem, wyciągając rękę po ręcznik.
Siedząc w wannie zamknąłem oczy, próbując sobie poukładać to na nowo. Teraz brak nowego stróża przy Dove miał dla mnie więcej sensu. Początkowo może rzeczywiście mogłem uznać, że nie znaleźli odpowiedniego kandydata, a mogło być tak, że czekali z podjęciem decyzji na rozwój zdarzeń między nami. Westchnąłem. Wiązało się to również z powrotem moich zdolności, co akurat mogło mi nieco pomóc. Dzięki temu nie będę potrzebować aż takich nakładów finansowych, a co lepsze - dzięki niektórym drobnostkom będę mógł nawet się trochę wzbogacić. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Dove nie musiała o tym wiedzieć. Niedługo wyjeżdżała, a "pracować" mogłem na różne sposoby. Co prawda nie przywróci mi to statusu, ale nie będę musiał liczyć wydawanych pensów. Chyba taka drobna rekompensata za odcięcie mnie od pieniędzy.
Uniosłem delikatnie powieki, gdy zjawiła się Dove. Śledziłem uważnie spojrzeniem każdy jej ruch i słuchałem, co miała do powiedzenia. Wyglądała przy tym na naprawdę zmartwioną utratą upatrzonego budynku. W dodatku jakby nie spojrzeć, to nawet moje nowe mieszkanie znajdowało się całkiem blisko, ten drugi budynek był już dalej. Było mi nawet żal Dove, gdy zrobiła taką smutną minę, dlatego nachyliłem się w jej kierunku, by złożyć pocałunek na jej czole.
- Daniel może będzie mieć większy budynek, ale ty za to swój lepiej urządzisz - powiedziałem pocieszająco. Potem znów oparłem się o wannę, próbując przeanalizować zadane mi pytanie. Czy znałem kogoś, kto podjąłby się renowacji budynku? Potrzebowałem dłuższej chwili, by przejrzeć w myślach wszystkie twarze członków Klubu Dżentelmenów i przypomnieć sobie czym się zajmowali.
- Samie… Symph… albo Simpson? - oparłem się tyłem głowy o brzeg wanny, a dłonią potarłem skroń. Chyba byłem już zbyt zmęczony, aby przypomnieć sobie dokładnie.
- Był taki jeden. Jego biuro znajduje się w pobliżu Westminster Abbey. Podobno remontował komnatę samej królowej i nieźle się ceni. Może gdyby Sebastian się do niego zwrócił, to po bliskiej znajomości opuściłby mu z ceny. Może warto zainwestować w kogoś, kto zna się na tym, co ro… Stone! Evan Stone - przypomniałem sobie i w połowie zdania urwałem, zadowolony ze swojej pamięci.
- Nie wiem, czy byłby zainteresowany takim projektem lecz można go zawsze zapytać - ziewnąłem, czując zmęczenie całego dnia. Najwyższy czas kończyć kąpiel i udać się w końcu na odpoczynek.
- To całkiem miły gość dopóki z nim nie zadrzesz - mruknąłem, wyciągając rękę po ręcznik.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Mój drobny uśmiech stał się bardziej szczery po jego pocałunku i miłych słowach. Lubiłam to, jak we mnie wierzył i w moje zdolności. To nie tak, że miałam jakiekolwiek wątpliwości, że sobie nie poradzę, ale czasami trafiają się słabsze dni kiedy dobrze usłyszeć takie słowa od kogoś innego. Zwłaszcza od kogoś, kogo szanuję, doceniam i podziwiam. Chyba właśnie w takich momentach czułam, że to co między nami było jest prawdziwe. Ciężko mi było nie przypomnieć sobie jego wyznania z dzisiejszego ranka. Kocham cię, głuptasie. Powiedział to tak nagle i niespodziewanie, że nie wiedziałam, jak na to zareagować. W sumie, wciąż nie wiedziałam.
Odgoniłam od siebie tą myśl słysząc, jak William wspomina o kimś z Klubu Dżentelmenów. Uznałam to za urocze, gdy nagle przypomniał sobie imię mężczyzny i mała fala zadowolenia pojawiła się w jego oczach. Uśmiechnęłam się odrobinę mocniej, zauważając to małą zmianę.
Skoro William znał Evana Stone to zapewne Sebastian również. Tylko gdzie ten mój nieszczęsny brat się podział, nawet chyba sam Bóg nie wie. Jednak był na chwilę w domu, więc może zamiast latać po mieście lub spędzać pół dnia u Williama powinnam siedzieć w domu i poczekać aż w końcu Sebastian zdecyduje się wrócić. Nie podobało mi się to, że nie mogłam być całkowicie niezależna i tym bardziej nie podobało mi się to, że nie mogłam tego zmienić.
- Dopóki z nim nie zadrzesz - mruknęłam pod nosem słowa Williama, sięgając po ręcznik. - Czyli jest typowym mężczyzną z Londynu - skomentowałam lekko żartując. Spojrzałam w kierunku Williama, trzymając jego ręcznik w obu dłoniach. Chciałam mu go podać, ale w tym momencie miałam większe pragnienie aby go pocałować. To też zrobiłam, wstając odrobinę i pochylając się w jego kierunku aby zasmakować jego usta. Nie był to długi pocałunek, ale na tą chwilę mi wystarczał.
- Hmm, chyba wolę, gdy smakujesz jak ptysie - uśmiechnęłam się do niego ponownie i wreszcie podałam mu ręcznik. - Przygotowałam dla nas herbatę. Są na stoliku w sypialni. Moja z ziołami jest w filiżance po prawej. - wolałam nie zapomnieć tego szczegółu i dać mu znać zanim wyjdzie z łazienki.
Odwróciłam się w kierunku lustra i miski z wodą abym mogła wyczyścić twarz. Po tym sięgnęłam dłonią aby wysunąć wsuwki z włosów, jednak na sekundę się zawahałam. Nie byłam pewna czemu. Nie, to nie prawda. Wiedziałam, że sprawiało to Williamowi pewnego rodzaju przyjemność aby mógł rozpuścić moje włosy, a przynajmniej tak mi się to wydawało. Jednak dzisiaj William wyglądał na zmęczonego, więc uznałam, że coś takiego nie będzie go interesowało. Dlatego też zaczęłam wysuwać wszystkie wsuwki z włosów, odkładając wszystkie w tym samym miejscu aby przypadkiem żadna się nie zgubiłam. William raczej nie miał gdzieś dodatkowym wsuwek ukrytych w razie czego.
- Nie pracujesz jutro, prawda? - zapytałam po chwili, spoglądając na niego w odbiciu lustra. Wspominał poprzedniego dnia, że nie musi wstawać wcześnie rano. Dobrze by było aby w końcu się wyspał.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Prychnąłem rozbawiony chwilę przed pocałunkiem Dove. Nie sądziłem, aby nie oddała mi tego ręcznika, ale jej reakcja mnie trochę zaskoczyła. Chyba też bym wolał smakować jak ptysie niż jak zupa przyrządzona przez Asmodeusza. Niemniej jednak humor zaczął na nowo dopisywać Dove. Uznałem to za dobry znak.
W końcu, gdy miałem już ręcznik w dłoniach, wyszedłem z wanny, by się osuszyć, a następnie przebrać w coś bardziej odpowiedniego do spania. Czułem przy tym, jakby moje ciało było o wiele bardziej ociężałe niż zanim wszedłem do wody. Jakby zamiast mnie odprężyć i pozwolić na trochę relaksu, to tylko przyprawiło mi więcej zmęczenia niż wcześniej.
- Dziękuję - mruknąłem na wzmiankę o herbacie. Napój ten nie był czymś, o czym ostatecznie marzyłem, ale nie zamierzałem marudzić bądź protestować. Mimo wszystko to całkiem miłe, gdy ktoś o ciebie dba.
Sprzątając po swojej kąpieli przyglądałem się jednocześnie poczynaniom Dove. Lubiłem tak się jej przyglądać, tym jej długim, jasnym włosom, kiedy je uwalniała od spinek i czesała, a one opadały falami na jej plecy.
- Mhm, mam dzień wolnego. Zdaje się jednak, że ty będziesz zajęta z Sebastianem poszukiwaniem ekipy remontowej - uznałem. Trochę szkoda mi było, że kiedy ja mam w końcu więcej czasu wolnego, to Dove wręcz przeciwnie, ma ręce pełne roboty. Potem będzie go tylko coraz mniej, kiedy wyjedzie do Paryża to już wcale. Po powrocie zapewne również będzie bardziej zajęta remontem oraz otwieraniem nowego hotelu. Podszedłem do kobiety, by stanąć tuż za nią. Zebrałem jej rozpuszczone włosy w swojej dłoni, by mieć lepszy dostęp do szyi, na której złożyłem kilka pocałunków.
- Zdaje się więc, że nie będziemy mieć już zbyt wiele czasu tylko dla siebie. Zapewne aż do wyjazdu do Paryża - powiedziałem na głos to, co chodziło mi po głowie. Z jednej strony trochę czułem się zawiedziony, a z drugiej uznałem, że może to i lepiej. Przynajmniej będę mieć możliwość sprawdzenia jak daleko sięgają moje umiejętności, a także jak daleko mogę z nimi zajść. Dove nie musiała o tym wiedzieć. Może jej ostatnie słowa świadczyły o tym, że zaczęła mnie akceptować takim, jakim byłem, lecz to nie znaczyło, że chciałem świadomie pokazywać jej pełnię swoich możliwości.
W końcu, gdy miałem już ręcznik w dłoniach, wyszedłem z wanny, by się osuszyć, a następnie przebrać w coś bardziej odpowiedniego do spania. Czułem przy tym, jakby moje ciało było o wiele bardziej ociężałe niż zanim wszedłem do wody. Jakby zamiast mnie odprężyć i pozwolić na trochę relaksu, to tylko przyprawiło mi więcej zmęczenia niż wcześniej.
- Dziękuję - mruknąłem na wzmiankę o herbacie. Napój ten nie był czymś, o czym ostatecznie marzyłem, ale nie zamierzałem marudzić bądź protestować. Mimo wszystko to całkiem miłe, gdy ktoś o ciebie dba.
Sprzątając po swojej kąpieli przyglądałem się jednocześnie poczynaniom Dove. Lubiłem tak się jej przyglądać, tym jej długim, jasnym włosom, kiedy je uwalniała od spinek i czesała, a one opadały falami na jej plecy.
- Mhm, mam dzień wolnego. Zdaje się jednak, że ty będziesz zajęta z Sebastianem poszukiwaniem ekipy remontowej - uznałem. Trochę szkoda mi było, że kiedy ja mam w końcu więcej czasu wolnego, to Dove wręcz przeciwnie, ma ręce pełne roboty. Potem będzie go tylko coraz mniej, kiedy wyjedzie do Paryża to już wcale. Po powrocie zapewne również będzie bardziej zajęta remontem oraz otwieraniem nowego hotelu. Podszedłem do kobiety, by stanąć tuż za nią. Zebrałem jej rozpuszczone włosy w swojej dłoni, by mieć lepszy dostęp do szyi, na której złożyłem kilka pocałunków.
- Zdaje się więc, że nie będziemy mieć już zbyt wiele czasu tylko dla siebie. Zapewne aż do wyjazdu do Paryża - powiedziałem na głos to, co chodziło mi po głowie. Z jednej strony trochę czułem się zawiedziony, a z drugiej uznałem, że może to i lepiej. Przynajmniej będę mieć możliwość sprawdzenia jak daleko sięgają moje umiejętności, a także jak daleko mogę z nimi zajść. Dove nie musiała o tym wiedzieć. Może jej ostatnie słowa świadczyły o tym, że zaczęła mnie akceptować takim, jakim byłem, lecz to nie znaczyło, że chciałem świadomie pokazywać jej pełnię swoich możliwości.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czy miałam w planach aby poszukać odpowiednią ekipę do tak wielkiego projektu, jak renowacja budynku na hotel? Oczywiście, że tak, ale nie już jutro. W końcu, oficjalnie jeszcze nie kupiłam nawet budynku. Miałam nadzieję, że uda mi się jutro znaleźć właściciela oraz Sebastiana aby od razu wszystko w tej sprawie załatwić. Jednak nie ta myśl mnie przejmowała.
Spojrzałam na obraz w lustrze, który przedstawiał dwóch od siebie różnych ludzi. Z wyglądu byliśmy niczym woda i ogień. Jednak wydawało mi się, że z charakteru byliśmy w pewnych sprawach do siebie podobni. Może się myliłam? Słowa Williama dały mi do myślenia. Czy wspomniał o ekipie remontowej aby zasugerować w bardziej delikatny sposób, że nie chciał ze mną spędzić całego poranka? W końcu, nie musiałam wcześnie się budzić i o dokładniej godzinie wyjść z jego mieszkania... Ale może właśnie tego chciał?
Ciężko było nie wrócić myślami do słów Asmodeusza. Możliwe, że miał rację i obawiałam się zmian, które sama zauważyłam, a nie chciałam zaakceptować. Dzisiaj byłabym bardziej skłonna na małżeństwo, ale William nie. To jedynie oznaczałoby w przyszłości ból i rozczarowanie. Do tego wspomniał Paryż. To prawda, że nie będę miała za wiele wolnego czasu przed wyjazdem, ale byłam skłonna go jakoś znaleźć, wymyślić jakiś plan, ale co jeżeli William tego nie chciał?
Moje poczucie humoru zniknęło, uświadamiając sobie, że uczucia Williama mogłyby się zmienić przez to, co jego szef wspomniał podczas kolacji.
- Tak myślisz? - szepnęłam. Teraz najchętniej spuściłam wzrok, jakoś ukrywając mój rosnący smutek, ale zamiast tego skupiłam swoje spojrzenie na twarzy Williama w odbiciu lustra. Nie zamierzałam ponownie uciekać od bólu lub strachu.
- Pewnie masz rację. Wygląda na to, że oboje będziemy zajęci. Ja hotelem, ty swoją przeprowadzką i szukaniem czegoś dla siebie po za kwiaciarnią. - z czym nawet nie chciał mojej pomocy. Wyraził się jasno, więc nie zamierzałam ponownie się wychylać. W taki sposób ludzie tracą głowę.
Odsunęłam się od niego na tyle abym mogła spojrzeć przez ramię i odnaleźć ponownie jego oczy. Kiedyś czułam przez nie mrowienie na karku, jakby moje ciało chciało dać mi jakiś znak. Teraz spoglądając w jego ciemne oczy czułam miłość, której nie wiedziałam, jak wyrazić i byłam jeszcze mniej pewna czy jej nawet pragnął. Kochany Jezusku, w co ja się wpakowałam?
Było wiele rzeczy, które chciałam mu powiedzieć w tej chwili. Jeżeli nie chcesz spędzić ze mną jutrzejszy poranek, nie owijaj w bawełnę. Jeżeli potrzebujesz czasu i przestrzeni, powiedz mi. Przed chwilą zabrzmiało to, jakbyś nie chciał mojego towarzystwa. Jeżeli masz jakieś wątpliwości co do naszych relacji lub swoich uczuć, powiedz mi.
Te słowa nie padły z moich ust. Zamiast tego uniosłam dłoń aby delikatnie objąć jego policzek.
- Chodźmy spać. Wyglądasz na zmęczonego. - tak naprawdę wyglądał, jakby miał wielki głaz na plecach, jakby ktoś wyssał z niego większą część jego energii i humoru. Miałam nadzieję, że nie miałam o co się martwić i to wszystko było jedynie chwilowe.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove wyglądała na o wiele bardziej przygnębioną niż chwilę temu. Jakby moje słowa sprawiły jej więcej smutku niż wszystko to, co powiedział Asmodeusz. Nie rozumiałem jej reakcji, nie wiedziałem, co tak wpłynęło nagle na jej humor. Przecież nie powiedziałem nic złego, więc o co chodziło? Dopadło ją jakieś przykre wspomnienie? Aż żałowałem, że nie potrafiłem czytać w jej myślach, by móc wszystko odgadnąć.
- Ty też wyglądasz na przemęczoną - powiedziałem ostatecznie, uśmiechając się lekko w stronę kobiety. Nie chciałem, aby mój ponury nastrój przerzucił się na nią i jeszcze bardziej ją dobił. Dlatego, aby jakoś poprawić tą beznadziejną atmosferę, objąłem mocno Dove, zamykając ją w ramionach na dłuższy czas.
- Chyba schudłaś ostatnio. Wydaje mi się, jakby było ciebie mniej za każdym razem, gdy cię obejmuję. Zdaje się, że będę musiał lepiej zadbać o twoje nawyki żywieniowe - rzuciłem lekko, niby żartem, niby serio, cmokając kobietę w policzek. Podejrzewałem, że było to spowodowane bardziej jej nastrojem, przygnębieniem, zmartwieniami, jakie ostatnio miała na głowie. A było ich całkiem sporo; hotel, Sebastian, ja, a na dokładkę Asmodeusz ze swoimi przemyśleniami. Mógł sobie to darować. W końcu to nie jego błędy i to nie on będzie ewentualnie za nie odpowiadał. Przynajmniej teraz, bo wcześniej niewątpliwie musiał w pewnym stopniu odpowiadać za moje czyny jako bezpośredni przełożony.
- Powinnaś też więcej odpoczywać - dodałem. - Może zaczniemy od teraz? - spytałem, przenosząc ręce na biodra kobiety i lekko ją unosząc z zamiarem przeniesienia się z łazienki do sypialni. Przeniosłem większy ciężar jej ciała na zdrową rękę, bo mój doktor prędzej dostałby apopleksji, gdybym wrócił do niego w stanie gorszym niż wcześniej. W dodatku miałem zamiar szybciej wrócić do pełnej formy, musiałem się oszczędzać.
- Może na śniadanie razem coś przyrządzimy? O ile znów nie wpadnie do nas wcześniej nieproszony gość z jakimiś bułkami maślanymi.
- Ty też wyglądasz na przemęczoną - powiedziałem ostatecznie, uśmiechając się lekko w stronę kobiety. Nie chciałem, aby mój ponury nastrój przerzucił się na nią i jeszcze bardziej ją dobił. Dlatego, aby jakoś poprawić tą beznadziejną atmosferę, objąłem mocno Dove, zamykając ją w ramionach na dłuższy czas.
- Chyba schudłaś ostatnio. Wydaje mi się, jakby było ciebie mniej za każdym razem, gdy cię obejmuję. Zdaje się, że będę musiał lepiej zadbać o twoje nawyki żywieniowe - rzuciłem lekko, niby żartem, niby serio, cmokając kobietę w policzek. Podejrzewałem, że było to spowodowane bardziej jej nastrojem, przygnębieniem, zmartwieniami, jakie ostatnio miała na głowie. A było ich całkiem sporo; hotel, Sebastian, ja, a na dokładkę Asmodeusz ze swoimi przemyśleniami. Mógł sobie to darować. W końcu to nie jego błędy i to nie on będzie ewentualnie za nie odpowiadał. Przynajmniej teraz, bo wcześniej niewątpliwie musiał w pewnym stopniu odpowiadać za moje czyny jako bezpośredni przełożony.
- Powinnaś też więcej odpoczywać - dodałem. - Może zaczniemy od teraz? - spytałem, przenosząc ręce na biodra kobiety i lekko ją unosząc z zamiarem przeniesienia się z łazienki do sypialni. Przeniosłem większy ciężar jej ciała na zdrową rękę, bo mój doktor prędzej dostałby apopleksji, gdybym wrócił do niego w stanie gorszym niż wcześniej. W dodatku miałem zamiar szybciej wrócić do pełnej formy, musiałem się oszczędzać.
- Może na śniadanie razem coś przyrządzimy? O ile znów nie wpadnie do nas wcześniej nieproszony gość z jakimiś bułkami maślanymi.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Objęłam go lekko, gdy znalazłam się w jego ramionach. Musiało to być jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi, właśnie tu, otoczona jego ciepłem i zapachem. Zapewne dlatego zabolała mnie myśl, że Williama uczucia się zmieniły, że nie pragnął i nie potrzebował mnie, jak ja jego.
Co do mojej diety nie wiedziałam, jak skomentować. Nie zwracałam uwagi na to co jem, czy ile tego jem. Jednak William to zauważył i same jego słowa sprawiły, że miałam wrażenie jakby moje serce było pokryte warstwą czegoś ciepłego i przyjemnego.
W ciszy obserwowałam co robił i po chwili zaczął kierować się w stronę sypialni. Dopiero gdy tam dotarliśmy i mogłam na niego spojrzeć odpowiedziałam na jego pytanie:
- Lubię z tobą gotować. Może nauczysz mnie czegoś nowego? - zaproponowałam i gdybym była lepszym humorze zapewne teraz bym się uśmiechnęła.
Wcześniej wspomniałam o spaniu, a William o odpoczynku, dlatego podeszłam do walizki, którą ostatnio ze sobą przyniosłam do jego mieszkania i zostawiłam abym miała u niego coś do przebrania na noc, na następny dzień i inne potrzebne rzeczy. Ostatniej nocy koszula nocna nie była mi potrzebna i dzisiaj byłam wdzięczna, że ją spakowałam.
Przebrana w koszulę nocną poczułam chłodniejsze powietrze w sypialni Williama. Może takie pozostało po wizycie Asmodeusza? Zadrżałam, może z powodu temperatury, ze zmęczenia lub moich obaw o przyszłość. Słowa, które nie wypowiedziałam wcześniej ponownie cisnęły mi się na usta, chociaż wciąż nie chciałam wypowiedzieć je na głos. Poczułam pieczący ścisk w gardle i sięgnęłam po filiżankę z herbatą mając nadzieję, że uda mi się wypowiedzieć kolejne słowa wyraźnie i bez przerwy.
- William - spojrzałam w jego kierunku, odkładając pustą filiżankę na stół. - Pamiętasz o co ciebie zapytałam w Birmingham? Czy potrafisz mi wybaczyć nawet najgorszy grzech? Chyba tak to było. - ponownie miałam ochotę odwrócić lub spuścić wzrok, bo w końcu tak było łatwiej. Uciec od strasznej prawdy niż stanąć przed nią twarzą w twarz.
- Kiedyś również tobie powiedziałam, że potrafię być samolubna. Może nawet do stopnia, gdzie mogłabym zranić innych. Dlatego mam nadzieję, że nie będzie to szokiem, jeżeli o coś ciebie poproszę.
Wciąż patrząc mu w oczy zrozumiałam, że musiałam powiedzieć coś, cokolwiek. Inaczej nawet jego obecność nie pomoże mi zasnąć.
- Nie odchodź. Nawet jeżeli twoje uczucia zmaleją i zaczniesz mieć mnie dosyć. Nawet jeżeli w przyszłości będziemy jedynie przyjaciółmi lub znajomymi. Zostań przy mnie, proszę. - kilka razy wspominałam, że w pewnym sensie przyzwyczaiłam się do jego obecności. Przy Williamie czułam się bezpieczna, mogłam być sobą bez obaw, że ktoś będzie mnie oceniał lub wykorzysta w jakiś sposób moje słabości. Sama myśl, że mogłabym go stracić sprawiała ból i cierpienie.
Byłam samolubną osobą. Doskonale o tym wiedziałam. Myślę, że przez moje relacje z Williamem mogło się to pogorszyć, bo wcześniej nie miałam z kimś takiej więzi. Jeżeli istniało ryzyko, że mogłabym go stracić... Denerwowało mnie to.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Skinąłem głową, zgadzając się na propozycję Dove. Poranek przed rozpoczęciem pracy może nie był specjalnej najlepszą porą do nauki gotowania, jednak zawsze wystarczyło coś prostego, nie wymagającego za wiele, a jednocześnie smacznego. Powoli zacząłem już opracowywać plan działania, przeglądać e głowie szafki i to, co w nich miałem, a także listę zakupów. Nie było tego za wiele co prawda lecz nie chciałem robić tego na ostatnią chwilę. Jeszcze zapomniałbym połowę z tego.
W międzyczasie również przyszykowałem łóżko do spania, gdy Dove się przebierała. Dołożyłem specjalnie dla niej dodatkowe poduszki oraz kołdrę, gdyby było jej zimno. Przecież nie zamierzałem przez całą noc doglądać do kominka, pewnie więc w końcu zrobi się zimno, to i tak będzie potrzebne dodatkowe okrycie.
Zwróciłem się w stronę kobiety, gdy się odezwała. Uniosłem brwi w lekkim zaskoczeniu na jej słowa. Czy już jej nie obiecałem wcześniej czegoś takiego? Wymagała abym co jakiś czas odnawiał swoją obietnicę? Odwzajemniłem jej wzrok, szukając w jej spojrzeniu czegoś, co pozwoliłoby mi ją zrozumieć. W końcu usiadłem obok niej na łóżku i uniosłem dłoń, aby pogłaskać ją po policzku. Uśmiechnąłem się, widząc w jej słowach rozwiązanie trapiącego mnie problemu. Że też sam wcześniej na to nie wpadłem. Dove była geniuszem w swej prostocie.
- Nigdy cię nie zostawię - odparłem, składając na jej czole lekki pocałunek. - Nawet jeśli będziesz stara i pomarszczona i z jakiegoś powodu moje uczucia wygasną, to zawsze będziesz moją najbliższą i pierwszą w życiu przyjaciółką - objąłem ją po tym wszystkim, tuląc do siebie. Może te obietnice były złe, ale nie sądziłem, abym miał złamać dane słowo.
- Już ci mówiłem, że będę przy tobie tak długo, jak długo będziesz chciała. A nawet i dłużej, bo jako stróż będę prowadził twoją duszę na drugą stronę. Nie obawiaj się, nigdy nie zostawię cię samej - mocniej zacisnąłem ręce wokół jej ciała, jakby na potwierdzenie swoich słów. I to była prawda. Jeśli Dove kiedyś sama nie będzie chciała kontynuować tej znajomości, ja i tak będę trwać u jej boku tylko w nieco inny sposób.
W międzyczasie również przyszykowałem łóżko do spania, gdy Dove się przebierała. Dołożyłem specjalnie dla niej dodatkowe poduszki oraz kołdrę, gdyby było jej zimno. Przecież nie zamierzałem przez całą noc doglądać do kominka, pewnie więc w końcu zrobi się zimno, to i tak będzie potrzebne dodatkowe okrycie.
Zwróciłem się w stronę kobiety, gdy się odezwała. Uniosłem brwi w lekkim zaskoczeniu na jej słowa. Czy już jej nie obiecałem wcześniej czegoś takiego? Wymagała abym co jakiś czas odnawiał swoją obietnicę? Odwzajemniłem jej wzrok, szukając w jej spojrzeniu czegoś, co pozwoliłoby mi ją zrozumieć. W końcu usiadłem obok niej na łóżku i uniosłem dłoń, aby pogłaskać ją po policzku. Uśmiechnąłem się, widząc w jej słowach rozwiązanie trapiącego mnie problemu. Że też sam wcześniej na to nie wpadłem. Dove była geniuszem w swej prostocie.
- Nigdy cię nie zostawię - odparłem, składając na jej czole lekki pocałunek. - Nawet jeśli będziesz stara i pomarszczona i z jakiegoś powodu moje uczucia wygasną, to zawsze będziesz moją najbliższą i pierwszą w życiu przyjaciółką - objąłem ją po tym wszystkim, tuląc do siebie. Może te obietnice były złe, ale nie sądziłem, abym miał złamać dane słowo.
- Już ci mówiłem, że będę przy tobie tak długo, jak długo będziesz chciała. A nawet i dłużej, bo jako stróż będę prowadził twoją duszę na drugą stronę. Nie obawiaj się, nigdy nie zostawię cię samej - mocniej zacisnąłem ręce wokół jej ciała, jakby na potwierdzenie swoich słów. I to była prawda. Jeśli Dove kiedyś sama nie będzie chciała kontynuować tej znajomości, ja i tak będę trwać u jej boku tylko w nieco inny sposób.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czyli tak to było. W sumie to nie myślałam za często o dalekiej przyszłości, o przyszłości gdy będę "stara i pomarszczona". Poczułam ulgę po Williama słowach. Jednocześnie inna myśl do mnie wróciła. Domyśliłam się co William miał na myśli, gdy wspomniał o "drugiej stronie", to było raczej oczywiste. Jednak wciąż nie wiedziałam, czy gdy znajdę się w niebie czy gdzieś tam, czy William też tam będzie? Wiedziałam, jak dziecinnie to pytanie brzmiało nawet w mojej głowie, jednak to nie był jedyny powód dlaczego jego o to nie zapytałam. Byłam przekonana, że nieważne jaka była prawda William powie to co będę chciała usłyszeć. Mimo tego, że jeszcze tego wieczoru wspomniał, jak "trafisz raz do piekła, nie ma już powrotu" wciąż miałam nadzieję, że rzeczywistość mogła być inna. Jednak teraz zrozumiałam, że byłam zbyt naiwna. Przynajmniej ta naiwność krótko trwała.
- Czyli lubisz mnie jedynie ze względu na mój wygląd? - zapytałam go, drażniąc się z nim. Nie uśmiechnęłam się, bo i tak William nie widział teraz mojej twarzy. Czułam ciężką samotność od wielu lat i teraz gdy w końcu miałam kogoś kto chciał być obok, komu mogłam zaufać, przy kim czułam się bezpieczna...
Nie oczekiwałam odpowiedzi. Wcale nie myślałam, że tak było. Po prostu chciałam zakończyć ten dzień w lepszym nastroju. Dlatego też postanowiłam nie podzielić się z Williamem moimi myślami, czy powoli tworzącym się planem. Wiedziałam jak by zareagował gdybym mu powiedziała, że wcale nie chcę iść do nieba czy gdzie tam jeżeli oznaczałoby to, że już więcej się z nim nie zobaczę. Może to było spowodowane tymi książkami, którymi się naczytałam, ale jedno życie spędzone z Williamem mi nie wystarczało.
- Dziękuję - szepnęłam mu do ucha za nim lekko je pocałowałam. Mimo wszystkiego, byłam spokojniejsza po jego słowach. Przynajmniej miałam teraz jakiś plan.
Gdy oboje znaleźliśmy się pod kołdrami i ułożyłam głowę na poduszce moje spojrzenie utkwiło na suficie, głęboko zamyślona. Wiedziałam, że nie spodoba mu się mój plan. Wiedziałam, że po to tu był abym nie trafiła do piekła. Jednak w głowie i w sercu już podjęłam decyzję. Samolubną, głupią decyzję. Im dłużej nad tym rozmyślałam, tym bardziej byłam pewna swojej decyzji.
- To był długi dzień, prawda? - odezwałam się po chwili. - Co powiesz na to abyśmy jutro nie wstawali za wcześnie? Ty nie pracujesz, ja nie muszę być w domu o dokładnej godzinie... - dopiero wtedy spojrzałam w jego stronę i kąciki moich ust uniosły się odrobinę w górę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove zdecydowanie zachowywała się dziwnie i inaczej niż zwykle. Nie rozumiałem czym było to spowodowane lecz zmartwiło mnie to. Zapytana wprost pewnie niezbyt chciałaby podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami. Dove nie mówiła za wiele, gdy nie była czegoś pewną. Bolało mnie, że nie dzieliła się ze mną swoimi zmartwieniami, ale naciskanie na nią miałoby zapewne odwrotny efekt.
Po położeniu się do łóżka obok niej, przekręciłem się na bok, by móc lepiej przyjrzeć się twarzy Dove. Może dzięki temu mógłbym rozpoznać co się dzieje w jej głowie. Na pewno intensywnie nad czymś rozmyślała zanim ponownie się odezwała. Od razu zrozumiałem, że to nie było to, o czym myślała.
- Jeśli tak chcesz - odwzajemniłem jej uśmiech. - A po pobudce pójdziemy na zakupy. Moje szafki świecą pustkami więc kupimy sobie coś smacznego na śniadanie. Co powiesz na omlet z warzywami? Na początek do nauki będzie idealne - uznałem. Uśmiech Dove wydawał mi się być bardziej zmęczony i wymuszony niż szczery, co dodatkowo bardziej mnie zmartwiło.
- Wiesz, Dove - zacząłem, przysuwając się blisko niej, a następnie przyciągając kobietę najbliżej, jak było to możliwe. Jedną dłonią gładziłem plecy, a drugą wysunąłem we włosy Dove. Oparłem również swój podbródek na jej głowie, by nie widziała wyrazu mojej twarzy. - Zawsze możesz mi mówić o wszystkim, co cię dręczy. Nie jestem może w stanie zrobić wszystkiego, ale będę robić co w mojej mocy, żebyś miała jak najmniej zmartwień. Tylko bądź ze mną szczera - poprosiłem cicho. Nie łudziłem się, że zaraz wszystko mi wyzna. Wciąż czułem, jakby między nami nadal była bariera, której nie potrafiliśmy pokonać, ciągle jakieś niedopowiedzenia. Zastanawiałem się nawet, czy Dove mogła mieć do mnie pretensje o to, że nie mówiłem jej o rzeczach związanych z piekłem. Widywałem w jej oczach rozczarowanie, gdy odmawiałem odpowiedzi. Może rozumiała, ale nie potrafiła się z tym pogodzić.
W każdym razie nie oczekiwałem od niej żadnej odpowiedzi w tej chwili. Na początek dałem do zrozumienia, iż mogła na mnie liczyć w każdej chwili. Potem, jeśli wciąż nie będzie chciała o niczym mi mówić, będę musiał dowiadywać się na własną rękę.
- Dobranoc - mruknąłem szeptem w jej włosy.
Po położeniu się do łóżka obok niej, przekręciłem się na bok, by móc lepiej przyjrzeć się twarzy Dove. Może dzięki temu mógłbym rozpoznać co się dzieje w jej głowie. Na pewno intensywnie nad czymś rozmyślała zanim ponownie się odezwała. Od razu zrozumiałem, że to nie było to, o czym myślała.
- Jeśli tak chcesz - odwzajemniłem jej uśmiech. - A po pobudce pójdziemy na zakupy. Moje szafki świecą pustkami więc kupimy sobie coś smacznego na śniadanie. Co powiesz na omlet z warzywami? Na początek do nauki będzie idealne - uznałem. Uśmiech Dove wydawał mi się być bardziej zmęczony i wymuszony niż szczery, co dodatkowo bardziej mnie zmartwiło.
- Wiesz, Dove - zacząłem, przysuwając się blisko niej, a następnie przyciągając kobietę najbliżej, jak było to możliwe. Jedną dłonią gładziłem plecy, a drugą wysunąłem we włosy Dove. Oparłem również swój podbródek na jej głowie, by nie widziała wyrazu mojej twarzy. - Zawsze możesz mi mówić o wszystkim, co cię dręczy. Nie jestem może w stanie zrobić wszystkiego, ale będę robić co w mojej mocy, żebyś miała jak najmniej zmartwień. Tylko bądź ze mną szczera - poprosiłem cicho. Nie łudziłem się, że zaraz wszystko mi wyzna. Wciąż czułem, jakby między nami nadal była bariera, której nie potrafiliśmy pokonać, ciągle jakieś niedopowiedzenia. Zastanawiałem się nawet, czy Dove mogła mieć do mnie pretensje o to, że nie mówiłem jej o rzeczach związanych z piekłem. Widywałem w jej oczach rozczarowanie, gdy odmawiałem odpowiedzi. Może rozumiała, ale nie potrafiła się z tym pogodzić.
W każdym razie nie oczekiwałem od niej żadnej odpowiedzi w tej chwili. Na początek dałem do zrozumienia, iż mogła na mnie liczyć w każdej chwili. Potem, jeśli wciąż nie będzie chciała o niczym mi mówić, będę musiał dowiadywać się na własną rękę.
- Dobranoc - mruknąłem szeptem w jej włosy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach