herzeleid
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E P H E S I A N S 6 : 1 2 f o r w e w r e s t l e n o t a g a i n s t flesh and blood
——— but against principalities, against powers, against the rulers of the darkness of this world.
———————————————————————————————————————
———————————————————————————————————————
S E M P I T E R N A & H E R Z E L E I D
Sempiterna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
B Y T H E P R I C K I N G O F M Y T H U M B S
S O M E T H I N G W I C K E D T H I S W A Y C O M E S
_____________________________________________________________________________________________
D I E D E R I K V A N D E R G R I J N | 7 6 LAT | 2 7 / 1 2 | Z: E N S C H E D E, H O L A N D I A
O B E C N I E: W S C H O D N I L O N D Y N, L O F T N A H A C K N E Y W I C K | A G E N T N I E R U C H O M O Ś C I
D O 1 5 - G O R O K U Ż Y C I A W Y C H O W Y W A N Y W O D I Z O L O W A N Y M K L A N I E M E K H E T
P R A W I E C A Ł Ą R E S Z T Ę Ż Y C I A S P Ę D Z I Ł Z P R Z Y S Z Y W A N Ą S I OS T R Ą W H O L A N D I I
1 7 8 CM | B R Ą Z O W E O C Z Y | W Y J Ą T K O W O L U D Z K I Z A P A C H | D U Ż O P I E P R Z Y K Ó W
1 7 8 CM | B R Ą Z O W E O C Z Y | W Y J Ą T K O W O L U D Z K I Z A P A C H | D U Ż O P I E P R Z Y K Ó W
______________________________________________________________________________________________
herzeleid
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
y o u o n c e s e e m e d t o l o v e t h e t u m b l i n g o f i n f a r c t i o n
T H E O D D M E N T S O F
t h e e f f o r t t o s t a y a b l a c k m a i l d e c a y
l i f e l a y s i n y o u r h e a r t l i k e i n a c o f f i n
——— ——————————————————— ———
——— ——————————————————— ———
V I K T O R V A N D E R M E E R 2 3 5 l a t 2 0 . 0 9 . v e n t r u e
w ł a ś c i c i e l p r z e d s i ę b i o r s t w a m e d i a n o v a
1 8 5 c e n t y m e t r ó w w z r o s t u b l o n d w ł o s y n i e b i e s k i e o c z y
——— ——————————————————— ———
——— ——————————————————— ———
s t o p F A K I N G S U F F E R I N G L I K E A C H I L D
b o n d s o f s i l k a n d v o w s o f l e a d w e i g h t
i n r o t t e n m i l k —— t h i s w a s y o u r f e a s t p l a t e
N O W A L L Y O U R V E I N S B U R S T
Sempiterna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
DIEDERIK VAN DER GRIJN
Ołowiane chmury wiszą nad miastem, zwiastując rychły upadek hektolitrów ciężkiej wody wprost na zabetonowane osiedle gdzieś we wschodnim Londynie. Fakt ten niespecjalnie dołuje mieszkańców Hackney Wick, przygotowanych na każdą okoliczność pogodową; co poniektórzy chwytają jeszcze za parasolki, chcąc wyprowadzić swoje psy, zanim dopadnie ich ulewa. Wręcz zatrważająca jednak większość kłębi się niczym mrówki w okolicach Wallis Road w jednym z dziesiątek przyulicznych pubów. Szukają, zupełnie jak zresztą Diederik, grzesznego odprężenia w tak posępny piątek. On sam jeszcze przed północą wspomina po raz tysięczny tę samą wyświechtaną anegdotę, a towarzyszący mu tej nocy blondyn śmieje się zdecydowanie za głośno, zbyt mocno, biorąc pod uwagę poziom jej komiczności. Jego ramiona unoszą się i w końcu opadają, a gdy dusi w sobie ostatni rechot, rzuca:
– Jesteś naprawdę zabawny.
Na co wampir z próżnością przyjmuje komplement, nie oczekując od tej nocy w zasadzie niczego innego prócz natłoku czułych słówek i kilku trywialnych tematów poruszonych tylko po to, by podtrzymać iluzję wzajemnego zainteresowania. I chociaż pierwsza myśl machinalnie kształtująca się w sieci neuronów Diederika brzmi: nawet nie jest w moim typie, mężczyźnie nie pozostaje nic innego, jak po prostu myśl tę zaakceptować. A następnie nadal bawić się w gierkę, której finał toczy się w miejscu bardziej niż oczywistym - w jego lofcie przy jednym z kanałów.
Nie potrzeba im wiele, by wylądować razem w łóżku stojącym na antresoli. Chłód bijący od betonowej ściany stawia dęba wszystkie włosy na nagim ciele Diederika, oświetlonym tylko mleczną barwą jarzeniówki, gdy ten klęczy przed nowo poznanym partnerem, a penis drugiego mężczyzny trafia do jego ust. Wcześniej zdjęta przez niego koszula leży, już zmięta, pod jego kolanami, oddzielając resztę bladego ciała od zimnej posadzki. Zaczyna poruszać głową powoli w przód i w tył, w takt ostatnich pozostałych po burzy kropli deszczu obijających się miarowo o okno na poddaszu.
Gdy czuje, że jego ruchy nabierają tempa, do jego uszu dochodzi nagle głuchy odgłos gdzieś w okolicy drzwi frontowych.
– Nie przestawaj – nakazuje mu blondyn gardłowo, nie ukrywając swojego niezadowolenia tym, że ktoś decyduje się im przeszkodzić. Wplata swoje długie palce w spuszone po deszczu włosy Diederika, w niczym nieprzypominające zazwyczaj starannie ułożonych fal, nadając ruchom jego głowy odpowiedniego rytmu.
A sam wampir nie ma takiego zamiaru, gdyby nie to, że walenie w drzwi staje się coraz bardziej natarczywe, osiągając niebotyczne ilości decybeli. Nieznośne łomotanie zmusza go w końcu do podjęcia jakiejkolwiek akcji; odsuwa się więc od blondyna, podnosi z klęczek i niedbale zarzuca na siebie spodnie oraz podniesioną z ziemi białą koszulę.
– Pójdę sprawdzić kto to – mówi, zostawiając niepocieszonego blondyna samego na antresoli. – Zaraz wracam.
Hałas przy drzwiach nie ustaje, a Diederik zerka przez wizjer, chcąc zobaczyć najpierw tego parszywego niszczyciela jego upojnego wieczoru, zanim w ogóle zdecyduje się otworzyć mu drzwi. Jedynym, co widzi przez małe barwione szkiełko, jest jednak wyłącznie idiotyczna, ciemnozielona czapka polo z dużym logo na samym jej środku.
– Cokolwiek chcesz mi sprzedać, nie jestem zainteresowany. – Diederik uchyla drzwi tylko na kilka centymetrów, by w razie wyższej konieczności zamknąć je nieznajomemu tuż przed nosem. Lustruje mężczyznę od stóp do głów, zatrzymując wzrok na jego do cna przemoczonych ubraniach i rozpiętej ortalionowej kurtce. Ma ochotę zaśmiać się gorzko, zdając sobie sprawę, że akurat dziś do jego drzwi, po raz pierwszy w życiu, puka okoliczny dealer. – Spadaj stąd, zanim zadzwonię na psy.
– Wszystko w porządku? – Słyszy gdzieś z drugiego pomieszczenia, gdy zamyka bez ostrzeżenia drzwi frontowe przed mężczyzną. Zamiast charakterystycznego trzaśnięcia otwierają się jednak na oścież, gdy nieznajomy z niebywałą wręcz prędkością odpycha je od siebie, żeby niecałą sekundę później stać już w progu mieszkania w pełnej okazałości.
– Co ty wyprawiasz?! – podnosi głos Diederik. W tym momencie jest już gotowy do znokautowania nieznajomego ciosem okraszonym dodatkiem fizycznej wampirzej siły, jeśli zajdzie taka potrzeba.
herzeleid
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Londyn nie zachwyca go wcale. Viktor zna jego tajemnice zbyt dobrze, dotknął duszy miasta, gdy ta była dużo młodsza; ludzie oświetlali domy świecami i obawiali się ciemności. Teraz prawie wszędzie jest jasno, w dzień czy w nocy, a w powietrzu czuć głównie smród spalin. Udaje, że nie jest jednym z tych wampirów, które nie znoszą zmian, ale to tylko gra. On ich nienawidzi. Potrafi się dostosować, tylko że w tym stuleciu było ich szalenie dużo, a teraz dotykają także jego — zmiany małe i duże, i takie, o których prawie nie ośmiela się myśleć. Samochód, szczelny kokon, wydaje mu się w tym momencie przyjemnie ciasny. Wnętrze jest zimne, wypełnione znajomym zapachem starannie dobranych perfum. Radio nie gra. Viktor słyszy bicie serc przechodniów, ich kroki, odgłos kołnierzy unoszonych na wietrze i rozkładanych parasoli.
Serce imperium wita go z niemal złośliwą niechęcią; od pół godziny jego elegancki samochód stoi uwięziony w korku. Mimo nieśmiertelności, Viktor ostatnimi czasy stał się kreaturą raczej niecierpliwą. Jego czas się liczy i nie wolno go marnować. Bo może wcale nie zostało go wiele, podpowiada jakiś głos z tyłu jego głowy, ale Viktor tylko śmieje się głośno w odpowiedzi.
Kiedy w końcu parkuje pod właściwym adresem, opada na niego ciężka kurtyna deszczu — jest pozytywnie przemoczony już po kilku sekundach od opuszczenia samochodu. W normalnych okolicznościach miałby tu swojego kierowcę, który osłoniłby go parasolem, ale teraz nie może zwracać na siebie uwagi.
Ta część Londynu od wielu lat nie jest już podatna na powodzie, jednak nadal jest w niej coś wilgotnego i podmokłego. Całe to miasto trudno nazwać przyjemnym, zwłaszcza kiedy zimne krople deszczu kapią na jego jeszcze zimniejsza skórę. W takich chwilach rzeczywiście czuje się jak chodzący trup.
Przynajmniej jest tu z dobrego powodu i wreszcie może czymś zająć głowę. Uwielbia wyszukiwanie informacji, choć już od dawna zleca to swoim ludziom. Dwa dni temu dostarczyli mu papiery, które od tego momentu przeczytał wielokrotnie. Bezcenne informacje o wampirze, który może mu pomóc.
Może? Musi. Viktor o to zadba.
Stuka do drzwi, mocniej niż zamierzał, choć od razu odzyskuje panowanie nad sobą. Cisza nie podoba się Viktorowi. Zaczyna analizować scenariusze, które mogły mieć miejsce po drugiej stronie drzwi. Wszelkie niespodzianki są nie do przyjęcia. Powinien był po prostu wysłać swoich ludzi, żeby go wywlekli, wrzucili do bagażnika i… Ah, jest tutaj. Słychać ciche kroki po drugiej stronie.
Pierwsza myśl Viktora: Diederik Van Der Grijn jest nieuprzejmy. Druga: mężczyzna jest bardzo przystojny, lecz jego mieszkanie urządzone bez gustu. Ostre krawędzie, zimne światła, wszystko czego Viktor nie znosi.
— Zaraz będziesz zainteresowany.
Obrzuca go spojrzeniem, takim, które oblepia od stóp do głów. Powietrze pachnie seksem i śmiertelnym ciałem. Domyśla się, że to przez mężczyznę w drugim pomieszczeniu. Viktor musiał coś przerwać, to by wyjaśniało deshabille w jakim znajduje się jego przyszły wybawca.
— Wybacz najście, nie mogłem znaleźć twojego numeru w książce telefonicznej. — Przez tyle lat nie porzucił zarówno ironicznego podejścia, jak i swojego akcentu; dziwnej mieszanki niemieckiego i norweskiego.
Powinien prędko przejść do rzeczy, jednak długa szyja mężczyzny rozprasza Viktora.
łapie go za ramiona i popycha na podłogę, jak tego wampira w hamburgu, wysuwa kły i chciwie chłepce krew, a tamten wydaje z siebie żałosne odgłosy pochwyconego zwierzęcia; skamlenie i skowyt
Viktor mruga. Diederik Van Der Grijn nadal stoi przed nim, i jest przy tym mocno poirytowany.
Wampir zdejmuje bejsbolówkę, którą specjalnie na tę okazję kupił dla niego asystent, i otrząsa się z deszczu. Mimo prostackiego stroju każdy jego ruch odznacza się wrodzoną elegancją. Nawet w najbardziej nieprzychylnych warunkach Viktor Vandermeer przypomina dawnego arystokratę, który chwilowo zagubił się w zgiełku współczesności.
— Mam dla ciebie wartą uwagi propozycję. Obawiam się jednak, że będziesz musiał pożegnać swojego gościa. Nie przyszedłem tu na kolację. — Mruga do niego i poprawia włosy.
Wie, że nawet w takim stanie potrafi być czarujący. Czasem jednak, kiedy się zapomina, przechyla głowę w ptasim geście; tak jak dzierzba patrzy na swoją ofiarę zanim nabije ją na cierń. Właśnie to robi w tym momencie. Na żywo Diederik wygląda jednocześnie tak samo i inaczej niż na zdjęciach. Ma delikatne rysy twarzy, ale teraz nieładnie wykrzywione. Viktor wolałby zobaczyć uśmiech.
Robi krok do przodu, a światła z sufitowej lampy rzucają mocniejsze cienie na jego twarz. Z tylnej kieszeni Wranglerów wyciąga złożone papiery, które uzyskał z porzuconego laboratorium. Wyciąga rękę nieznacznie, tak, żeby mężczyzna musiał podejść bliżej, żeby je odebrać. Viktor lubi kontrolować nawet najmniejsze gesty.
— To tylko kserokopia. Nie wszystko.
Głównie informacje dotyczące młodego wampira. I zakreślone na czerwono nazwisko jego matki. Najlepsze na razie zostawił dla siebie.
— Interesuje mnie wampir, który cię stworzył, Diederiku.
Z drugiego pokoju wychodzi mężczyzna, z którym Van Der Grijn był przed chwilą. Viktor mógłby go zahipnotyzować, ale szacunek do etykiety powstrzymuje go przed tak otwartym aktem dominacji na czyimś terenie. Jedynie raczy człowieka spojrzeniem pełnym wyższości.
Oczywiście to nic miłego być intruzem w czyimś domu, jednak jego obecność to zawsze zaszczyt. Poza tym, jak każde spotkanie, to również jest dla niego inwestycją. Zabezpieczenie swojej pozycji oznacza zapewnienie stabilności dla całej społeczności wampirów.
Serce imperium wita go z niemal złośliwą niechęcią; od pół godziny jego elegancki samochód stoi uwięziony w korku. Mimo nieśmiertelności, Viktor ostatnimi czasy stał się kreaturą raczej niecierpliwą. Jego czas się liczy i nie wolno go marnować. Bo może wcale nie zostało go wiele, podpowiada jakiś głos z tyłu jego głowy, ale Viktor tylko śmieje się głośno w odpowiedzi.
Kiedy w końcu parkuje pod właściwym adresem, opada na niego ciężka kurtyna deszczu — jest pozytywnie przemoczony już po kilku sekundach od opuszczenia samochodu. W normalnych okolicznościach miałby tu swojego kierowcę, który osłoniłby go parasolem, ale teraz nie może zwracać na siebie uwagi.
Ta część Londynu od wielu lat nie jest już podatna na powodzie, jednak nadal jest w niej coś wilgotnego i podmokłego. Całe to miasto trudno nazwać przyjemnym, zwłaszcza kiedy zimne krople deszczu kapią na jego jeszcze zimniejsza skórę. W takich chwilach rzeczywiście czuje się jak chodzący trup.
Przynajmniej jest tu z dobrego powodu i wreszcie może czymś zająć głowę. Uwielbia wyszukiwanie informacji, choć już od dawna zleca to swoim ludziom. Dwa dni temu dostarczyli mu papiery, które od tego momentu przeczytał wielokrotnie. Bezcenne informacje o wampirze, który może mu pomóc.
Może? Musi. Viktor o to zadba.
Stuka do drzwi, mocniej niż zamierzał, choć od razu odzyskuje panowanie nad sobą. Cisza nie podoba się Viktorowi. Zaczyna analizować scenariusze, które mogły mieć miejsce po drugiej stronie drzwi. Wszelkie niespodzianki są nie do przyjęcia. Powinien był po prostu wysłać swoich ludzi, żeby go wywlekli, wrzucili do bagażnika i… Ah, jest tutaj. Słychać ciche kroki po drugiej stronie.
Pierwsza myśl Viktora: Diederik Van Der Grijn jest nieuprzejmy. Druga: mężczyzna jest bardzo przystojny, lecz jego mieszkanie urządzone bez gustu. Ostre krawędzie, zimne światła, wszystko czego Viktor nie znosi.
— Zaraz będziesz zainteresowany.
Obrzuca go spojrzeniem, takim, które oblepia od stóp do głów. Powietrze pachnie seksem i śmiertelnym ciałem. Domyśla się, że to przez mężczyznę w drugim pomieszczeniu. Viktor musiał coś przerwać, to by wyjaśniało deshabille w jakim znajduje się jego przyszły wybawca.
— Wybacz najście, nie mogłem znaleźć twojego numeru w książce telefonicznej. — Przez tyle lat nie porzucił zarówno ironicznego podejścia, jak i swojego akcentu; dziwnej mieszanki niemieckiego i norweskiego.
Powinien prędko przejść do rzeczy, jednak długa szyja mężczyzny rozprasza Viktora.
łapie go za ramiona i popycha na podłogę, jak tego wampira w hamburgu, wysuwa kły i chciwie chłepce krew, a tamten wydaje z siebie żałosne odgłosy pochwyconego zwierzęcia; skamlenie i skowyt
Viktor mruga. Diederik Van Der Grijn nadal stoi przed nim, i jest przy tym mocno poirytowany.
Wampir zdejmuje bejsbolówkę, którą specjalnie na tę okazję kupił dla niego asystent, i otrząsa się z deszczu. Mimo prostackiego stroju każdy jego ruch odznacza się wrodzoną elegancją. Nawet w najbardziej nieprzychylnych warunkach Viktor Vandermeer przypomina dawnego arystokratę, który chwilowo zagubił się w zgiełku współczesności.
— Mam dla ciebie wartą uwagi propozycję. Obawiam się jednak, że będziesz musiał pożegnać swojego gościa. Nie przyszedłem tu na kolację. — Mruga do niego i poprawia włosy.
Wie, że nawet w takim stanie potrafi być czarujący. Czasem jednak, kiedy się zapomina, przechyla głowę w ptasim geście; tak jak dzierzba patrzy na swoją ofiarę zanim nabije ją na cierń. Właśnie to robi w tym momencie. Na żywo Diederik wygląda jednocześnie tak samo i inaczej niż na zdjęciach. Ma delikatne rysy twarzy, ale teraz nieładnie wykrzywione. Viktor wolałby zobaczyć uśmiech.
Robi krok do przodu, a światła z sufitowej lampy rzucają mocniejsze cienie na jego twarz. Z tylnej kieszeni Wranglerów wyciąga złożone papiery, które uzyskał z porzuconego laboratorium. Wyciąga rękę nieznacznie, tak, żeby mężczyzna musiał podejść bliżej, żeby je odebrać. Viktor lubi kontrolować nawet najmniejsze gesty.
— To tylko kserokopia. Nie wszystko.
Głównie informacje dotyczące młodego wampira. I zakreślone na czerwono nazwisko jego matki. Najlepsze na razie zostawił dla siebie.
— Interesuje mnie wampir, który cię stworzył, Diederiku.
Z drugiego pokoju wychodzi mężczyzna, z którym Van Der Grijn był przed chwilą. Viktor mógłby go zahipnotyzować, ale szacunek do etykiety powstrzymuje go przed tak otwartym aktem dominacji na czyimś terenie. Jedynie raczy człowieka spojrzeniem pełnym wyższości.
Oczywiście to nic miłego być intruzem w czyimś domu, jednak jego obecność to zawsze zaszczyt. Poza tym, jak każde spotkanie, to również jest dla niego inwestycją. Zabezpieczenie swojej pozycji oznacza zapewnienie stabilności dla całej społeczności wampirów.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach