Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Po reakcji Dove uznałem, że chyba lubiła bardziej te pozycje, gdy byłem jak najbliżej niej. Za każdym razem mocno trzymała się moich ramion, zaciskając na nich swoje palce. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nawet gdybym czuł na skórze jej wbijające się paznokcie. Może mógłbym na następny raz podsunąć jej ten pomysł, by spróbować jak będę się z tym czuć.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiwnąłem głową, zgadzając się na pomysł z piknikiem. Niemniej nie byłem zachwycony, mimo iż nie znałem tego nowego towarzystwa. W myślach powtarzałem sobie, aby nie skreślać ich wszystkich na starcie, ale zazdrość zdawała się być o wiele silniejszym uczuciem.
- Gdybym wiedział, że będziesz tak samotna, może poczekałbym z remontem mieszkania do powrotu i szybciej przyjechał - mruknąłem pół żartem pół serio. Może Diana przewidziała taki bieg wydarzeń i dlatego razem zamieszkały w takim, a nie innym pokoju. Chyba bym nie był zaskoczony takim jej postępowaniem, mając w pamięci te wszystkie spotkania Widows Circle, a także sposób, w jaki mnie przyjęła.
- Jasne, że pamiętam. Byli już wtedy jak dwa ćwierkające gołąbki i nie widzieli nikogo poza sobą - zgodziłem się z Dove. Wtedy może to jeszcze wyglądało jak niewinny romans lub zwykłe zauroczenie. Jednak według słów Dove było coś więcej na rzeczy. - Ciekawe, czy się jakoś zmienił. W Londynie pan Garnier bardziej wydawał się być przytłoczony przez Dianę i jej radosne usposobienie. A jak już mowa o Londynie. Nie wiem, co zrobiłaś i powiedziałaś Sebastianowi, ale ostro wziął się do pracy i pilnuje całego remontu. Byłem ciekaw jak to wygląda, a pomyślałem, że i ty zapewne będziesz ciekawa. Więc sprawy mają się całkiem dobrze. Zanim wyjechałem niemal cały dach został ukończony, tak Sebastian poganiał robotników - zaśmiałem się na wspomnienie niezadowolonego Sebastiana. - Mam tylko nadzieję, że za bardzo nie przesadzi i Anthony jakoś utrzyma jego nieobliczalny char…akter - szybko zrozumiałem, co właśnie powiedziałem, dlatego zanim zjadłem kolejny kawałek deseru zacząłem mówić dalej. Przynajmniej zdążyłem ugryźć się w język zanim palnąłem coś głupiego, co rzuciłoby podejrzenia na Vincenta. Zdecydowanie Dove sprawiała, że mówiłem o wiele więcej nieprzemyślanych rzeczy niż powinienem.
- Wziąłem kilka więcej wolnych dni, żebym mógł też wykończyć mieszkanie. Tak więc po powrocie mogę ci je pokazać jeśli będziesz chciała. A stary klucz możesz już wyrzucić. Nowy właściciel zapewne wymienił sobie zamki.
- Gdybym wiedział, że będziesz tak samotna, może poczekałbym z remontem mieszkania do powrotu i szybciej przyjechał - mruknąłem pół żartem pół serio. Może Diana przewidziała taki bieg wydarzeń i dlatego razem zamieszkały w takim, a nie innym pokoju. Chyba bym nie był zaskoczony takim jej postępowaniem, mając w pamięci te wszystkie spotkania Widows Circle, a także sposób, w jaki mnie przyjęła.
- Jasne, że pamiętam. Byli już wtedy jak dwa ćwierkające gołąbki i nie widzieli nikogo poza sobą - zgodziłem się z Dove. Wtedy może to jeszcze wyglądało jak niewinny romans lub zwykłe zauroczenie. Jednak według słów Dove było coś więcej na rzeczy. - Ciekawe, czy się jakoś zmienił. W Londynie pan Garnier bardziej wydawał się być przytłoczony przez Dianę i jej radosne usposobienie. A jak już mowa o Londynie. Nie wiem, co zrobiłaś i powiedziałaś Sebastianowi, ale ostro wziął się do pracy i pilnuje całego remontu. Byłem ciekaw jak to wygląda, a pomyślałem, że i ty zapewne będziesz ciekawa. Więc sprawy mają się całkiem dobrze. Zanim wyjechałem niemal cały dach został ukończony, tak Sebastian poganiał robotników - zaśmiałem się na wspomnienie niezadowolonego Sebastiana. - Mam tylko nadzieję, że za bardzo nie przesadzi i Anthony jakoś utrzyma jego nieobliczalny char…akter - szybko zrozumiałem, co właśnie powiedziałem, dlatego zanim zjadłem kolejny kawałek deseru zacząłem mówić dalej. Przynajmniej zdążyłem ugryźć się w język zanim palnąłem coś głupiego, co rzuciłoby podejrzenia na Vincenta. Zdecydowanie Dove sprawiała, że mówiłem o wiele więcej nieprzemyślanych rzeczy niż powinienem.
- Wziąłem kilka więcej wolnych dni, żebym mógł też wykończyć mieszkanie. Tak więc po powrocie mogę ci je pokazać jeśli będziesz chciała. A stary klucz możesz już wyrzucić. Nowy właściciel zapewne wymienił sobie zamki.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Z ciekawością słuchałam, jak William opisywał co zauważył przy nowym hotelu. Ciężko mi było ukryć, że mimo wszystkiego to i tak byłam zainteresowana jak wyglądały sprawy w Londynie. Dobrze było usłyszeć, że wszystko jakoś idzie i Sebastian wziął ten obowiązek na poważnie. Przypomniała mi się nasza rozmowa, kilka dni przed moim wyjazdem do Paryża.
- Zajmuję się biznesem od śmierci rodziców, nie musisz mnie traktować, jak małolata - odpowiedział mój brat, gdy po raz kolejny podczas kolacji przypomniałam mu o pewnych szczegółach dotyczących remontu.
- Nigdy wcześniej nie podjeliśmy takiego wyzwania, jak remont - przypomniałam mu. Naprawy nie były tym samym, po za tym menadżer hotelu głównie się tym zajmował. Jedynie pisał listy do Sebastiana aby go poinformować o dodatkowych kosztach.
Sebastian odłożył na chwilę sztućce i spojrzał się na mnie. Był spokojny, nie widziałam irytacji w jego oczach. Najwyraźniej brak obecności Wallflower zdecydowanie mu sprzyjała. Miałam wrażenie, że poprzedni charakter mojego brata powrócił. Chociaż było kilka zmian. Często chodził spotkać się z mężczyznami z Klubu Dżentelmenów, częściej niż zazwyczaj. Sam nigdy by mi tego nie powiedział, ale miałam przeczucie, że wiedział, że nie był to jakiś wielki sekret. Przynajmniej już nie był.
- Nie martw się, szefowo. Wszystkie twoje instrukcje mam zapisane i zapamiętane, jak amen w pacierzu - uśmiechnął się pod nosem i wrócił do jedzenie. Ostatnio jego nowe przezwisko dla mnie strasznie mu się spodobało i używał go kiedykolwiek miał okazję. Nie przeszkadzało mi to. Mimo jego żartów i sarkazmu miałam wrażenie, że mój brat jest spokojniejszy, gdy nie ma większości obowiązków z biznesem na swojej głowie.
Westchnęłam ciężko. Miałam nadzieję, że nie popełniłam błędu tak nagle zostawiając Sebastiana z tym wszystkim.
- Widziałeś się z nim? - zapytałam, ciekawa czy przypadkiem relacje pomiędzy nimi się zmieniły. Sebastian jedynie raz wspomniał o tym co się wydarzyło z Robertem i Wallflower. Obudziłam się w środku nocy po kolejnym koszmarze i poszłam do kuchni aby zrobić sobie herbatę. O dziwo, Sebastian już tam był. Siedział przy małym stole w pokoju. Wyglądał na wykończonego.
- W jakim my świecie żyjemy? - pamiętałam jego pytanie i brak mojej reakcji. Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Również nie wspomniałam mu, że ponownie zaczęłam się widzieć z Williamem. Nie byłam przekonana, jak Sebastian by to przyjął.
- Przepraszam, że nic wtedy nie zrobiłem.
- Byłeś ranny - nie chciałam mu powiedzieć, że prawdopodobnie za wiele by nie pomógł w tamtej sytuacji.
pi]- Straciliśmy wtedy pewien rodzaj niewinności, o której nawet nie mieliśmy pojęcia, prawda? Oboje również straciliśmy przyjaciela. - [/i] znowu nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na te słowa, ale usłyszałam w jego głosie odrobinę żalu. Jakby tęsknił za Williamem. Zapewne, gdyby wciąż się przyjaźnili to Sebastian z radością pomógłby Williamowi z przeprowadzką.
- Za bardzo nie nacieszyłam się tym kluczem - mruknęłam zanim wzięłam kolejną łyżeczkę deseru. - Może sobie zatrzymam na pamiątkę? Albo użyję, jako część dekoracji w nowym hotelu, w Light Room. - całkiem spodobał mi się ten pomysł. Zwłaszcza, jeżeli ten klucz nie miał żadnego użytku.
Po chwili trochę spoważniałam, gdy pewna myśl wciąż krążyła po mojej głowie.
- Kim jest Anthony? - zapytałam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej usłyszałam to imię z ust Williama.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pokręciłem głową przecząco, kiedy zapytała o moje widzenie z Sebastianem. Akurat wtedy z czegoś nie był zadowolony, podejrzewałem zatem, że moja obecność wcale nie poprawiłaby mu nastroju. Zastanawiałem się czasem, co Sebastian sobie myślał, że tak nagle zniknąłem tamtego dnia? Zapadłem się pod ziemię albo wyparowałem niczym powietrze? Raczej może, że posłuchałem go i wróciłem do piekła? Cóż, niebawem zapewne będę musiał mu wyjaśnić, że jednak nie tak łatwo się mnie pozbyć, nie ważne jak bardzo by tego chciał. Jeśli mieliśmy się wciąż spotykać z Dove, to robienie tego po kryjomu, za jego plecami nie miało sensu.
Pomysł kobiety odnośnie użycia starego klucza w ramach dekoracji, odrobinę mnie rozbawił. Zamierzała oprawić go w ramkę i powiesić na ścianie? W sumie nie był to taki najgorszy pomysł. Można zawsze dodać do tego odpowiednio inne dekoracje i malunki, by razem tworzyły całość. A z czym wiązał się klucz? Zamknięte drzwi, tajemnice, być może jakieś nieznane skarby.
Już miałem podzielić się z nią pomysłem, jaki wpadł mi do głowy, gdy zadała swoje pytanie. Trochę jakby spodziewałem się tego. Dove nie była głupia i szybko wyłapała moją pomyłkę. Może gdybym użył imienia Vincent zamiast Anthony, mógłbym obrócić to w żart.
- Anthony jest stróżem Sebastiana - uniosłem spojrzenie, by zatrzymać je przez chwilę na oczach Dove. - Nie powinienem ci o nim mówić, ale skoro mi się wymsknęło… mówiłem ci, że za dużo przy tobie wygaduję nieprzemyślanych rzeczy - uśmiechnąłem się lekko, nie chcąc wprowadzać ciężkiej atmosfery.
- Pamiętasz jak moja obecność uspokajała cię przed Wallflowers? Sebastian spędzał z nimi więcej czasu. Podejrzewam, że bez Anthony'ego zwariowałby o wiele szybciej. Ten aniołek znalazł swój sposób na uspokojenie jego emocji - przyznałem, nie wydając się w szczegóły. Choć Vincent był moim pomysłem, tak zdaje się bardzo przysłużył się tej dwójce. Nie żałowałem tej głupiej wpadki z kociakiem na balkonie. Ostatecznie wyszło nam na dobre, mimo iż wtedy urągało to mojej dumie.
Pomysł kobiety odnośnie użycia starego klucza w ramach dekoracji, odrobinę mnie rozbawił. Zamierzała oprawić go w ramkę i powiesić na ścianie? W sumie nie był to taki najgorszy pomysł. Można zawsze dodać do tego odpowiednio inne dekoracje i malunki, by razem tworzyły całość. A z czym wiązał się klucz? Zamknięte drzwi, tajemnice, być może jakieś nieznane skarby.
Już miałem podzielić się z nią pomysłem, jaki wpadł mi do głowy, gdy zadała swoje pytanie. Trochę jakby spodziewałem się tego. Dove nie była głupia i szybko wyłapała moją pomyłkę. Może gdybym użył imienia Vincent zamiast Anthony, mógłbym obrócić to w żart.
- Anthony jest stróżem Sebastiana - uniosłem spojrzenie, by zatrzymać je przez chwilę na oczach Dove. - Nie powinienem ci o nim mówić, ale skoro mi się wymsknęło… mówiłem ci, że za dużo przy tobie wygaduję nieprzemyślanych rzeczy - uśmiechnąłem się lekko, nie chcąc wprowadzać ciężkiej atmosfery.
- Pamiętasz jak moja obecność uspokajała cię przed Wallflowers? Sebastian spędzał z nimi więcej czasu. Podejrzewam, że bez Anthony'ego zwariowałby o wiele szybciej. Ten aniołek znalazł swój sposób na uspokojenie jego emocji - przyznałem, nie wydając się w szczegóły. Choć Vincent był moim pomysłem, tak zdaje się bardzo przysłużył się tej dwójce. Nie żałowałem tej głupiej wpadki z kociakiem na balkonie. Ostatecznie wyszło nam na dobre, mimo iż wtedy urągało to mojej dumie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Stróż Sebastiana. Oczywiście, że mój brat również miał swojego stróża, to nie tak, że wcześniej podobna myśl nie przeszła mi przez głowę. Po prostu za wiele czasu nad tym nie spędzałam. Miałam odrobinę ważniejsze rzeczy, które potrzebowały mojej uwagi oraz czasu.
Wciąż jakoś nie mogłam sobie ułożyć tego w głowie, jak to wszystko tak naprawdę wyglądało. Czy nigdy nie mamy całkowitej prywatności? Zawsze ktoś jest niedaleko? Czy ktoś również pilnuje Williama? Czy tą osobą był Asmodeusz? Za każdy kawałem informacji na temat demonów, aniołów, nieba i piekła miałam dodatkowych setki pytań.
Przytaknęłam kilka razy na jego wytłumaczenie. Spojrzałam w dół na mój deser. Kiedy wszystko to zjadłam? Czy byłam tak skupiona na rozmowie, że nawet całkowicie nie delektowałam się moim ulubionym deserem? Została mi połowa łyżeczki kremu i pozwoliłam aby jego słodki smak pozostał na moim języku aż się rozpłyną. Pozwoliłam sobie również skraść łyżeczkę z talerza Williama. Raczej nie będzie jemu to przeszkadzać, prawda? Zwłaszcza, że nie przepada za słodkościami.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś. Nawet jeżeli tak wyszło, bo się wymsknęło - uśmiechnęłam się lekko. - Na prawdę lubię, gdy przy mnie wygadujesz nieprzemyślane rzeczy - przyznałam. Dla mnie oznaczało to, że William dobrze się przy mnie czuł, a na tym bardzo mi zależało.
- To co, wracamy? Wiem, że jestem najlepszym przewodnikiem w okolicy, do tego zabawna i pełna urody, ale muszę się przebrać i przygotować przed wyjściem - mój uśmiech odrobinę się poszerzył. Dopiero teraz poczułam jakąś nagłą niecierpliwość. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego wyjścia. Po za jednym wieczorze w Klubie Dżentelmenów i w barze Birmingham nie mogłam sobie przypomnieć abym kiedykolwiek w taki sposób spędzała wieczór z Williamem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Chyba trochę mniej lubiłem się wygadywać przed Dove lecz zachowałem tą informację dla siebie. Takimi słowami mógłbym urazić Dove lub sprawić jej przykrość. Lepiej nie mówić o wszystkim na głos. Za to chętnie podzieliłem się z nią swoim deserem. Skoro tak go lubiła, chętnie oddałbym jej resztę. Niestety musiałem sam go dokończyć. Prawie mi się to udało. Z ulgą przyjąłem słowa kobiety o powrocie do hotelu. Może wolałbym "trochę" spóźnić się na to spotkanie, jednak widząc wesołe iskierki w jej oczach, nie mogłem tego zrobić. Wyglądała na taką zadowoloną z nadchodzącego spotkania.
Zapłaciłem za nasze desery (w końcu było mnie już na to stać) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Dove wybrała najprostszą i najkrótszą trasę powrotną, co było jednocześnie zabawne i odrobinę mnie zmartwiło. Nie przypominałem sobie, aby wcześniej tak się cieszyła na jakieś inne spotkanie, nie mając w tym żadnego osobistego celu.
- Dove, czy na tym spotkaniu ma się wydarzyć coś specjalnego? - spytałem, gdy tak radośnie wpadła do pokoju. Może nie zdawała sobie do końca sprawy ze swojego zachowania albo nie uważała tego za dziwne. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłaś na jakieś wyjście. Chyba bal u samej królowej tak cię nie niecierpliwił - zaryzykowałem stwierdzenie.
Po części jej radość udzieliła się także i mnie, chociaż nie planowałem stroić się przed lustrem, czy w inny sposób się przygotowywać. Jedyne co potrzebowałem to rzeczywiście ciepła kąpiel.
- Mam się jakoś specjalnie ubrać? Czy nastawić się na niespodzianki? - rzuciłem małym żartem, spoglądając na swój nienaganny ubiór. Może powinienem ubrać coś mniej formalnego. Trochę denerwowało mnie, że wcześniej nie miałem okazji obserwować nowych znajomych Dove, tak jak kobiet z Widows Circle. Miałbym już jakieś wnioski, a tak musiałem zdać się całkiem na ocenę Dove.
Zapłaciłem za nasze desery (w końcu było mnie już na to stać) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Dove wybrała najprostszą i najkrótszą trasę powrotną, co było jednocześnie zabawne i odrobinę mnie zmartwiło. Nie przypominałem sobie, aby wcześniej tak się cieszyła na jakieś inne spotkanie, nie mając w tym żadnego osobistego celu.
- Dove, czy na tym spotkaniu ma się wydarzyć coś specjalnego? - spytałem, gdy tak radośnie wpadła do pokoju. Może nie zdawała sobie do końca sprawy ze swojego zachowania albo nie uważała tego za dziwne. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłaś na jakieś wyjście. Chyba bal u samej królowej tak cię nie niecierpliwił - zaryzykowałem stwierdzenie.
Po części jej radość udzieliła się także i mnie, chociaż nie planowałem stroić się przed lustrem, czy w inny sposób się przygotowywać. Jedyne co potrzebowałem to rzeczywiście ciepła kąpiel.
- Mam się jakoś specjalnie ubrać? Czy nastawić się na niespodzianki? - rzuciłem małym żartem, spoglądając na swój nienaganny ubiór. Może powinienem ubrać coś mniej formalnego. Trochę denerwowało mnie, że wcześniej nie miałem okazji obserwować nowych znajomych Dove, tak jak kobiet z Widows Circle. Miałbym już jakieś wnioski, a tak musiałem zdać się całkiem na ocenę Dove.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Pytanie Williama odrobinę mnie skołowało. Zatrzymałam się w miejscu i odwróciłam w jego stronę. Pozwoliłam sobie zastanowić się przez chwilę nad odpowiedzią. Czy faktycznie byłam bardziej niecierpliwa na to jedno z wielu spotkań niż bal u królowej? Sama tego tak nie widziałam, ale może William potrafił coś zauważyć czego ja nie potrafiłam.
- Nie będzie niespodzianek. Chyba - odpowiedziałam. Nie byłam pewna czy ktoś coś przygotował, jakiegoś psikusa czy co tam jeszcze. - Nikt nie ma urodzin, nikt nic nie świętuję... Myślę, że to ty będziesz największą niespodzianką dla Elliota i Juliette - powiedziałam pół żartem. Oni również wiedzieli o planach Williama i zauważyli jak czasami mówiłam do siebie, zastanawiając się czy gdybym przyprowadziła Williama tu lub tam czy również jemu by się spodobało.
- I tak długo, jak ubierzesz coś w czym będzie tobie wygodnie będzie idealne. Jest to prywatny klub, ale nie trzeba jakoś specjalnie się ubierać. Po za tym - podeszłam do niego bliżej z uśmieszkiem na twarzy. Ułożyłam sobie na dłonie lekko na jego torsie, przybliżając się odrobinę. - Tobie we wszystkim dobrze - dodałam, wpatrując się w jego usta. Ciekawe, czemu jeszcze mnie nie pocałował? Może nie chciał ryzykować pocałunków w muzeum, restauracji lub na spacerze. Potrafiłam to zrozumieć. Jednak nie zmieniało to faktu, że chciałam się z nim podroczyć, więc odsunęłam się od niego zanim dotknęłam jego usta swoimi, cofając się i wciąż patrząc mu w oczy z uśmieszkiem.
- Jedyne co potrzebujesz to długi płaszcz. W drodze powrotnej do hotelu będzie ciemno i nikt na ulicy nie będzie zwracał uwagi na twój ubiór, ale wieczorem jeszcze trochę ludzi się kręci. Podobno prosty i wygodny ubiór oznacza, że prawdopodobnie idziesz do burdelu - co miało sens. W naszym przypadku tak nie było. Przynajmniej nie do końca.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie wiedziałem, czy miałem się obawiać tego zainteresowania, jakie miałbym wzbudzać u jej nowych znajomych. Podejrzewałem, że Dove przesadzała i wyolbrzymiała niektóre sprawy. W końcu nie byłem nikim specjalnym. Wywróciłem więc tylko oczami.
- Ah, tak? - czułem się odrobinę rozczarowany, kiedy Dove tak po prostu się ode mnie odsunęła, drocząć się tylko. Uznałem, że mogłem podjąć tą grę i sprawdzić, które z nas pierwsze się przełamie. Dlatego uśmiechnąłem się lekko, jakby wcale mnie to nie dotknęło.
- Nie mam w swojej garderobie letniego płaszcza, a ten zimowy został w domu. Myślisz, że zwykły frak wystarczy? Do tego prosta koszula i luźniejsze spodnie niż te francuskie gatki. Co to za dziwne zwyczaje - pokręciłem głową, woląc dwoje stare, londyńskie spodnie.
- Szykuj się zatem, ja potrzebuję swoją kąpiel - mruknąłem jedynie. Wczorajszego wieczoru nie dane mi było zażyć kąpieli, było to więc coś, o czym zdecydowanie myślałem od dłuższego czasu. Nie ważne czy z Dove, czy bez niej, że w zimnej wodzie. Chodzenie i szukanie obsługi hotelowej, by zagrzała wodę było ostatnim, na co miałem ochotę.
W pokoju zostawiłem tylko buty i marynarkę. Czyste ręczniki leżały w szafce w łazience, tak samo jak reszta potrzebnych mi środków. A nawet i więcej, gdyż znalazłem całkiem sporo kosmetyków, szamponów, mydełek. Moją uwagę zwróciła również konstrukcja znajdująca się w rogu łazienki. Kawałek oddzielonego miejsca, z czymś zamontowanym na suficie. W dodatku była tu całkiem przyjemna, podgrzewana podłoga. Zainteresowany musiałem oczywiście wszystko sprawdzić, tak więc chwilę później z zaskoczeniem stałem pod strumieniem ciepłej wody, mogąc regulować jej temperaturę. Musiałem wypytać o to Dove. I zdecydowanie dowiedzieć się jak to działa, a potem zamontować to w swoim mieszkaniu. Już przestała mi się tak bardzo podobać klasyczna kąpiel w wannie.
- Ah, tak? - czułem się odrobinę rozczarowany, kiedy Dove tak po prostu się ode mnie odsunęła, drocząć się tylko. Uznałem, że mogłem podjąć tą grę i sprawdzić, które z nas pierwsze się przełamie. Dlatego uśmiechnąłem się lekko, jakby wcale mnie to nie dotknęło.
- Nie mam w swojej garderobie letniego płaszcza, a ten zimowy został w domu. Myślisz, że zwykły frak wystarczy? Do tego prosta koszula i luźniejsze spodnie niż te francuskie gatki. Co to za dziwne zwyczaje - pokręciłem głową, woląc dwoje stare, londyńskie spodnie.
- Szykuj się zatem, ja potrzebuję swoją kąpiel - mruknąłem jedynie. Wczorajszego wieczoru nie dane mi było zażyć kąpieli, było to więc coś, o czym zdecydowanie myślałem od dłuższego czasu. Nie ważne czy z Dove, czy bez niej, że w zimnej wodzie. Chodzenie i szukanie obsługi hotelowej, by zagrzała wodę było ostatnim, na co miałem ochotę.
W pokoju zostawiłem tylko buty i marynarkę. Czyste ręczniki leżały w szafce w łazience, tak samo jak reszta potrzebnych mi środków. A nawet i więcej, gdyż znalazłem całkiem sporo kosmetyków, szamponów, mydełek. Moją uwagę zwróciła również konstrukcja znajdująca się w rogu łazienki. Kawałek oddzielonego miejsca, z czymś zamontowanym na suficie. W dodatku była tu całkiem przyjemna, podgrzewana podłoga. Zainteresowany musiałem oczywiście wszystko sprawdzić, tak więc chwilę później z zaskoczeniem stałem pod strumieniem ciepłej wody, mogąc regulować jej temperaturę. Musiałem wypytać o to Dove. I zdecydowanie dowiedzieć się jak to działa, a potem zamontować to w swoim mieszkaniu. Już przestała mi się tak bardzo podobać klasyczna kąpiel w wannie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
"Co za dziwne zwyczaje", rozbawił mnie tym. Wiele razy mówiłam Williamowi, był boleśnie przystojny i nie byłam pewna w co musiałby się ubrać aby sobie jakoś zaszkodzić. Może w jakiś worek po ziemniakach. Tak czy inaczej, nie miał czym się przejmować.
- Miłej kąpieli - rzuciłam w jego kierunku, nie wspominając o prysznicu w łazience. Wcześniej gdy wspomniał o wielkości wanny nic nie powiedział na temat nowego wymysłu znajomego rodziny Theodore'a. Może nie zauważył? Gdy tylko się przebrałam w wygodniejszą, prostszą suknię podeszłam do drzwi od łazienki. Usłyszałam wodę z prysznica i uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli jednak znalazł nowoczesny skarb, za którym będę boleśnie tęskniła po powrocie do Londynu. Już poprosiłam o kontakt aby niektóre pokoje w nowym hotelu również miały prysznic. Nie byłam pewna czy było na to miejsce w domu, chociaż bardzo bym chciała mieć prysznic u siebie i codziennie z niego korzystać.
Odsunęłam się od drzwi i podeszłam do lustra, które stało w kącie salonu, niedaleko jednego z okien. Przyjrzałam się sobie i sukni, którą miałam na sobie. Nie była w tym samym stylu, w którym nosiły francuskie damy. Według mnie było tego zdecydowanie za dużo. Za dużo materiałów, za dużo dodatków. Jak to Juliette dobrze opisała, niektóre z nich wyglądały jak dzwony z nogami.
- Widać, że jesteś turystką - tak mnie przywitała Juliette, gdy się poznałyśmy. Moda w Londynie i w Birmingham różniła się od tego co widziałam w Paryżu. Nawet nowa suknia, którą specjalnie zamówiłam przed wyjazdem nie do końca pasowała. Jednak mi to nie przeszkadzało. Jak sama Juliette powiedziała, byłam turystką. Nie znałam języka ani szczegół kultury francuskiej. Polegałam na pomocy Diany i nowych znajomości. Teraz również miałam tutaj Williama, przy którym czułam się najbezpieczniej. Byłam wdzięczna, że zdecydował się przyjechać wcześniej i mogliśmy spędzić więcej czasu razem w Paryżu.
Wróciłam do swojej sypialni aby wziąć książkę ze stolika nocnego i trochę poczytać. Gdy tylko książka znalazła się w mojej dłoni zmarszczyłam brwi. Czegoś tu brakowało. Czy przypadkiem nie zostawiłam przy tej książce paczkę papierosów? Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Może źle pamiętałam? Zacisnęłam palce wokół książki, po raz kolejny czując potrzebę aby zapalić. Odłożyłam książkę na bok i zaczęłam dokładniej szukać pomiędzy meblami, w szufladach, w salonie, w kieszeni płaszcza... Nigdzie ich nie było. Jakby wyparowały.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Byłem niemal pewien, że spędziłem w łazience więcej czasu niż zazwyczaj. W końcu musiałem trochę więcej uwagi poświęcić temu wynalazkowi zanim faktycznie zająłem się kąpielą. Zabawne, jak ciepła woda spadająca niczym wodospad, mogła ucieszyć i zadowolić. W podłodze znajdowała się również niewielka kratka, prowadząca zużytą wodę zapewne wprost do kanalizacji. Dobrze, że moje mieszkanie znajdowało się w całkiem nowo wybudowanym budynku, gdzie znajdowało się połączenie ze ściekami pod miastem. Inaczej mógłbym zapomnieć o… tym właśnie wynalazku, jakkolwiek się zwał. Było to prostsze, o wiele łatwiejsze i zdecydowanie wymagało mniej pracy niż kąpiel.
Kiedy już się ubierałem po wcześniejszym wytarciu, z kieszeni spodni wypadła paczka papierosów, które zabrałem ze stolika Dove. Skrzywiłem się lekko, gdyż miałem je wyrzucić wcześniej, ale oczywiście zapomniałem. Nie żebym nie miał okazji… z westchnięciem upchnąłem je na dnie kosza z rzeczami przeznaczonymi do prania, narzucając na to mokre ręczniki. Więc nawet jeśli to Dove je znajdzie, a nie obsługa hotelowa, to i tak będą do niczego.
- Czyżby nowy, francuski romans? - spytałem, widząc książkę w ręku Dove, posyłając jej przy tym zadziorny uśmiech. - Czy może ćwiczysz rozmówki angielsko-francuskie? - udałem, że nie wiem, jaki rodzaj książki trzymała w dłoniach. Podszedłem, aby usiąść obok kobiety i rzucić okiem na treść.
- Cokolwiek to jest, będziesz mogła poczytać mi do snu. Wiesz, że lubię kiedy to robisz. Pozwalam ci więc uszczęśliwić mnie w ten sposób - pokiwałem poważnie głową, obejmując lekko Dove jedną ręką i bawiąc się luźnymi kosmykami jej włosów. - Jeśli będzie ci się chciało jeszcze. Macie jakieś konkretniejsze plany na ten wieczór? - tym razem posłałem jej już bardziej rozbawione spojrzenie, oczekując jakichś informacji.
Kiedy już się ubierałem po wcześniejszym wytarciu, z kieszeni spodni wypadła paczka papierosów, które zabrałem ze stolika Dove. Skrzywiłem się lekko, gdyż miałem je wyrzucić wcześniej, ale oczywiście zapomniałem. Nie żebym nie miał okazji… z westchnięciem upchnąłem je na dnie kosza z rzeczami przeznaczonymi do prania, narzucając na to mokre ręczniki. Więc nawet jeśli to Dove je znajdzie, a nie obsługa hotelowa, to i tak będą do niczego.
- Czyżby nowy, francuski romans? - spytałem, widząc książkę w ręku Dove, posyłając jej przy tym zadziorny uśmiech. - Czy może ćwiczysz rozmówki angielsko-francuskie? - udałem, że nie wiem, jaki rodzaj książki trzymała w dłoniach. Podszedłem, aby usiąść obok kobiety i rzucić okiem na treść.
- Cokolwiek to jest, będziesz mogła poczytać mi do snu. Wiesz, że lubię kiedy to robisz. Pozwalam ci więc uszczęśliwić mnie w ten sposób - pokiwałem poważnie głową, obejmując lekko Dove jedną ręką i bawiąc się luźnymi kosmykami jej włosów. - Jeśli będzie ci się chciało jeszcze. Macie jakieś konkretniejsze plany na ten wieczór? - tym razem posłałem jej już bardziej rozbawione spojrzenie, oczekując jakichś informacji.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Poddałam się. Może obsługa hotelowa je wzięła? Byłam pewna, że jeszcze rano były na moim stoliku nocnym. Z westchnieniem wróciłam po książkę i usiadłam na sofie w salonie. Nie skończyłam przeczytać pierwszej strony nowego rozdziału, gdy usłyszałam, jak otwierają się drzwi od łazienki. Zerknęłam w kierunku Williama, gdy zapytał co czytam. Jakby mnie nie znał.
Chciałabym znać na tyle francuski abym mogła czytać ich romanse. Byłam ciekawa czy były podobne do tych, które potrafiłam znaleźć w Anglii. Jednak nauka francuskiego nie była dla mnie łatwa, a rodzice nigdy mnie nie zmuszali do nauki języków obcych, a szkoda. Strasznie by się teraz przydał. Czułam się, jak idiotka, gdy wszyscy wokół mnie z czegoś się śmiali, a ja musiałam niezręcznie się uśmiechnąć lub cały czas opróżniać swoją szklankę z winem.
- Ah tak? - uniosłam lekko brew, gdy wspomniał o uszczęśliwianiu jego i czytaniu na dobranoc. - Chciałam ciebie uszczęśliwić w inny sposób, ale skoro nalegasz... - nie potrafiłam nie uśmiechnąć się pod nosem. Lubiłam się z nim drażnić i byłam przekonana, że on lubił drażnić się ze mną.
Usiadłam bardziej twarzą do Williama, zastanawiając się nad czymś.
- Po raz kolejny pytasz o dzisiejszy wieczór. Zaczynam podejrzewać, że nie chcesz iść - przyznałam, bo już sama się pogubiłam ile razy wspominał o dzisiejszych planach. - Nie musisz iść jeżeli nie chcesz. Możesz spotkać wszystkich na jutrzejszym pikniku. - wtedy pewna teoria wpadła mi do głowy. - A może chodzi o to, że nie chcesz aby pewien francuski dżentelmen kręcił się niedaleko? - zapytałam obserwując jego reakcję.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przekrzywiłem lekko głowę, gdy Dove sprytnie złapała mnie za słowa. Miło było się znów z nią podroczyć. Przez ostatnie tygodnie nikt inny tak mi nie docinał, a Dove potrafiła zrobić to z pewną elegancją. Było to całkiem zabawne i w pewnym stopniu rozluźniające. W przekomarzaniu się z kobietą nie odczuwałem żadnej presji, czy chęci, aby wszystko wyszło na moje, tak jak tego chciałem. Miło, kiedy to Dove miewała rację i mogłem dzięki temu się czegoś nowego nauczyć o niej albo i o sobie.
- Naprawdę uważasz, że pozwolę ci iść samej? - spytałem, unosząc brwi. - Do wspomnianego francuskiego dżentelmena? - spojrzałem na kobietę nieco poważniej, uświadamiając sobie pewne sprawy. Mianowicie różnice pomiędzy nami, a było ich mnóstwo i to niestety nie na moją korzyść.
Theodore był kimś więcej niż prostym chłopakiem. Był spadkobiercą całego tego hotelu, interesował się sztuką, kolekcjonował różne dzieła, był młody i przystojny. Co do ostatniego gusta są różne, jednak jego uroda była bardziej delikatna niż moja. Pod tym względem różniliśmy się jak ogień i woda. W dodatku miał coś, gdzie mógł się realizować, na czym się znał, miał znajomości, rodzinę, przyjaciół, będąc znacznie młodszym ode mnie. Gdybym nie był stróżem, zakasałbym rękawy i założył choćby sieć kasyn i mieć z tego coś własnego, jakieś zyski. Byłem zazdrosny nie tyle o niego samego, a o to, co posiadał.
- Może chodzi o niego. A może o to, co widzę w jego oczach - nie dało się ukryć, że to zazdrość przeze mnie przemawiała, nie ważne jak bardzo starałem się to ukryć.
- Poza tym chyba wolę być przygotowany na wszystko. Wolę uniknąć niemiłych niespodzianek - dorzuciłem, starając się nadać mojemu głosu bardziej lekki ton, nie mieszając w to swojej irytacji z zaistniałej sytuacji.
- Więc jak będzie? Powiesz mi coś więcej o swoich znajomych, czy mam trwać w tej niepewności do końca?
- Naprawdę uważasz, że pozwolę ci iść samej? - spytałem, unosząc brwi. - Do wspomnianego francuskiego dżentelmena? - spojrzałem na kobietę nieco poważniej, uświadamiając sobie pewne sprawy. Mianowicie różnice pomiędzy nami, a było ich mnóstwo i to niestety nie na moją korzyść.
Theodore był kimś więcej niż prostym chłopakiem. Był spadkobiercą całego tego hotelu, interesował się sztuką, kolekcjonował różne dzieła, był młody i przystojny. Co do ostatniego gusta są różne, jednak jego uroda była bardziej delikatna niż moja. Pod tym względem różniliśmy się jak ogień i woda. W dodatku miał coś, gdzie mógł się realizować, na czym się znał, miał znajomości, rodzinę, przyjaciół, będąc znacznie młodszym ode mnie. Gdybym nie był stróżem, zakasałbym rękawy i założył choćby sieć kasyn i mieć z tego coś własnego, jakieś zyski. Byłem zazdrosny nie tyle o niego samego, a o to, co posiadał.
- Może chodzi o niego. A może o to, co widzę w jego oczach - nie dało się ukryć, że to zazdrość przeze mnie przemawiała, nie ważne jak bardzo starałem się to ukryć.
- Poza tym chyba wolę być przygotowany na wszystko. Wolę uniknąć niemiłych niespodzianek - dorzuciłem, starając się nadać mojemu głosu bardziej lekki ton, nie mieszając w to swojej irytacji z zaistniałej sytuacji.
- Więc jak będzie? Powiesz mi coś więcej o swoich znajomych, czy mam trwać w tej niepewności do końca?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zaśmiałam się lekko.
- Jesteś uroczy, gdy jesteś zazdrosny - uśmiech pozostał na mojej twarzy. Chociaż nie widziałam powodów do zazdrości. William i Theodore byli od siebie różni, nie mieli za wiele wspólnego, więc skąd mogłaby się brać ta zazdrość?
- I najwyraźniej wciąż trzeba popracować nad twoją cierpliwością - zażartowałam, gdy zapytał o moich znajomych. - Jednak skoro tak ładnie prosisz, powiem tobie co musisz wiedzieć. Juliette jest córką jednego z doradców królewskich. Podobno potrzebują dosyć wielu. Lubi rugby, ale oczywiście otwarcie o tym nie mówi, ale podczas prywatnej rozmowy możesz zacząć temat. Jest dosyć szczera, czasami aż do bólu, ale w sumie oni wszyscy tacy są. Zapewne dlatego Diana za nimi przepada. Pod tym względem są do siebie podobni.
Przerwałam na chwilę, zastanawiając się czy czegoś nie pominęłam. Dopiero wtedy zaczęłam opisywać Elliota.
- Elliot... nie wiem jaką ma pracę, ale zdecydowanie ma pieniądze. Kocha Francję, ale nie przepada za rodziną królewską czy za większością osób we Francji. Raz opisał to jako swoją "osobistą pułapkę", bo nie zamierza nigdy przekroczyć granicy kraju, ale jednocześnie narzeka na wszystko i wszystkich. Jest całkiem zabawny. Myślę, że go polubisz - posłałam Williamowi krótki uśmiech. Według mnie William mógłby mieć niezły ubaw z francuskim hipokrytykiem.
- Theodore jest synem właściciela hotelu. Jest najbardziej łagodny z nich wszystkich, zapewne został wychowany aby wszystkich traktować jakby byli gośćmi w hotelu. Regularnie gra w krykieta i z jakiegoś powodu bardziej przepada za włoskimi malarzami, ale nie francuskimi - zaczęłam się zastanawiać nad tym co mogłabym jeszcze powiedzieć o Theo. Gdyby tak się zastanowić to niewiele o nim wiedziałam. Zazwyczaj coś skomentuje na temat obrazów, rzeźb lub sztuki teatralnej, ale jego opinie zawsze były krótkie. Podoba mi się. Nie jest w moim stylu. Trochę nudne. Theo zdecydowanie nie był za bardzo kreatywny.
- Co widzisz w jego oczach? - zapytałam. William zazwyczaj miał inną perspektywę w wielu sprawach. Może widział coś czego nie zauważyłam, a mogłoby się przydać aby lepiej zrozumieć Francuza. Oczywiście, byłam również nadzwyczaj ciekawa jego odpowiedzi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Byłbym mniej "uroczy" gdyby Dove dokładnie poznała moje myśli i uczucia. To nie była zwykła zazdrość, ona nie dotyczyła nawet tylko osoby Dove. Była dla mnie bardziej jak przysłowiowy gwóźdź do trumny. Gdyby kobieta ostatecznie wybrała Theodore, a ja miałbym pozostać jej stróżem… tego sobie nie potrafiłem wyobrazić. Mógłbym znieść fakt, że wolała kogoś innego, bo wiedziałem, że nie będę w stanie zadowolić jej na każdej płaszczyźnie życia. Po prostu nie wytrzymałbym jej szczęścia, jego szczęścia.
W każdym razie starałem się bardziej skupić na informacjach, jakie przekazywała mi na temat swoich znajomych. Nie było tego wiele, ale nie można po paru tygodniach oczekiwać, że pozna się drugą osobę bardzo dobrze. Myślałem poza tym, że będzie ich więcej. Theodore miałem okazję poznać, pozostała tylko dwójka, może więc wcale nie będzie tak źle.
- Chcesz wiedzieć, co dostrzegłem w jego spojrzeniu? - nachyliłem się bardziej w jej stronę. Na końcu języka miałem odpowiedź "na szczęście nie to samo co w twoich" lecz się powstrzymałem. Zamiast tego uniosłem wolną dłoń, by przesunąć palcami wzdłuż ramienia Dove aż po jej policzek. Gdy moja twarz zbliżyła się bardzo blisko jej, mój uśmiech się tylko poszerzył.
- Jeśli jesteś taka ciekawa, to sama przyjrzyj mu się uważniej - powiedziałem, po czym odsunąłem się od kobiety i wstałem z łóżka. Zrobiłem tak samo, jak ona mi jeszcze nie tak dawno temu.
- Teraz jest czas na ostatnie przyszykowanie się, a nie na pogaduchy - mrugnąłem do niej okiem, by jak gdyby nigdy nic, podejść do szafy i otworzyć "moją" część i zająć się wybieraniem ubrań na to spotkanie.
W każdym razie starałem się bardziej skupić na informacjach, jakie przekazywała mi na temat swoich znajomych. Nie było tego wiele, ale nie można po paru tygodniach oczekiwać, że pozna się drugą osobę bardzo dobrze. Myślałem poza tym, że będzie ich więcej. Theodore miałem okazję poznać, pozostała tylko dwójka, może więc wcale nie będzie tak źle.
- Chcesz wiedzieć, co dostrzegłem w jego spojrzeniu? - nachyliłem się bardziej w jej stronę. Na końcu języka miałem odpowiedź "na szczęście nie to samo co w twoich" lecz się powstrzymałem. Zamiast tego uniosłem wolną dłoń, by przesunąć palcami wzdłuż ramienia Dove aż po jej policzek. Gdy moja twarz zbliżyła się bardzo blisko jej, mój uśmiech się tylko poszerzył.
- Jeśli jesteś taka ciekawa, to sama przyjrzyj mu się uważniej - powiedziałem, po czym odsunąłem się od kobiety i wstałem z łóżka. Zrobiłem tak samo, jak ona mi jeszcze nie tak dawno temu.
- Teraz jest czas na ostatnie przyszykowanie się, a nie na pogaduchy - mrugnąłem do niej okiem, by jak gdyby nigdy nic, podejść do szafy i otworzyć "moją" część i zająć się wybieraniem ubrań na to spotkanie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Wywróciłam oczami na jego odpowiedź. A raczej jej brak. Nie tego oczekiwałam. Chciałam już coś powiedzieć, ale William nagle się odsunął i wstał. Śledziłam go wzrokiem, głęboko zamyślona. Możliwe, że jedynie tak mi się wydawało, ale William dziwnie się zachowywał. Nie potrafiłam tego dokładnie opisać, ale coś nie do końca mi pasowało. Ostatecznie uznałam, że może po prostu był zmęczony. W końcu, był to dla niego długi dzień.
Spojrzałam na książkę, którą ledwie przeczytałam i zostawiłam ją tam, gdzie wcześniej. Podeszłam do szafy i stanęłam odrobinę za Williamem. Dopiero wtedy miałam szansę zobaczyć, jak się urządził. Miałam ochotę się uśmiechnąć. Nigdy nie sądziłam abym kiedykolwiek z kimś dzieliła się szafą. Było to trochę dziwne, ale jednocześnie miłe. Rzeczy, które przyniosłam w walizce do poprzedniego mieszkania Williama zostały w walizce skoro niedługo wyjeżdżałam, a on przeprowadzał.
- Widzę, że naprawdę poczułeś się, jak w domu - skomentowałam zadowolona i stanęłam obok abyśmy mogli na siebie spojrzeć. - Cieszy mnie to. Chociaż jeżeli zdecydujesz się na jakieś zakupy to szafa w drugim pokoju wciąż jest pusta i jest cała twoja. - zażartowałam lekko.
Spojrzałam na chwilę przez okno, przy którym stałam. Kiedy zrobiło się tak ciemno? Najwyraźniej czas naprawdę szybko mija w dobrym towarzystwie.
Znalazłam buty, które zdecydowałam ubrać. Trochę teraz żałowałam, że nie spakowałam ze sobą tych wysokich, wiązanych butów, za którymi William przepadał. Pakując się raczej wolałam wziąć ze sobą coś bardziej praktycznego. Gdy ubrałam buty podeszłam do komody, na której zostawiłam buteleczkę perfum. Zawahałam się przez chwilę, pamiętając komentarz Williama. Odpuściłam sobie perfumy na ten wieczór. Jedynie potrzebowałam swój płaszcz z szafy.
- Co powiesz na to abyśmy jutro nigdzie nie wychodzili wieczorem? - zaproponowałam w pewnej chwili. - I tak nie miałam planów, ale gdyby ktoś nam zaproponował kolejne wyjście lepiej razem zdecydować plan lub jakąś historyjkę do sprzedania, prawda?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Lub jeśli ty jeszcze zdecydujesz się na jakieś zakupy, zostawimy je w tamtej szafie - odpowiedziałem z uśmiechem, ciesząc się, że Dove postanowiła dłużej nie kontynuować tematu. Czułem się już tym zmęczony, a nawet nie był to jeszcze początek.
Odnalazłem wzrokiem swoje normalne spodnie, gdyż te francuskie niezbyt przypadły mi do gustu. Były niewygodne i wpijały się tam, gdzie nie trzeba. Choć sprzedawczyni zapewniała, że takie mają być i pasują na mnie idealnie. Po przebraniu od razu poczułem ulgę. Ubrałem się nieoficjalnie, ale wciąż elegancko, chociaż nie rozumiałem, jak ktoś mógłby to uznać za ubiór godny burdelu. Chyba że ekskluzywnego burdelu, dla tych, których na to stać.
- Widzę Dovie, że ktoś się tu bardzo stęsknił - rzuciłem lekko, traktując jej słowa w bardzo dwuznaczny sposób. Od razu przypomniałem sobie jej fantazję o wiązaniu i zaśmiałem się pod nosem. Założyłem marynarkę, wedle wskazań Dove najdłuższą jaką znalazłem, podałem jej również płaszczyk.
- Jak tak teraz przyglądam się twojemu pokojowi, to widzę, że łóżko idealnie nadaje się do wiązania - uśmiechnąłem się szeroko, zbliżając bardziej do kobiety. Łóżko rzeczywiście miało zdobione oparcie, przez które z łatwością mógłbym przeciągnąć jakiś pas. Złapałem Dove w talii i lekko przesunąłem ustami po jej szyi. - Możemy kupić coś bardziej praktycznego niż mój pasek do spodni. I jakąś piękną kreację godną Wenus z Milo - odsunąłem twarz od twarzy kobiety, spoglądając w jej oczy, ciekaw odpowiedzi.
Odnalazłem wzrokiem swoje normalne spodnie, gdyż te francuskie niezbyt przypadły mi do gustu. Były niewygodne i wpijały się tam, gdzie nie trzeba. Choć sprzedawczyni zapewniała, że takie mają być i pasują na mnie idealnie. Po przebraniu od razu poczułem ulgę. Ubrałem się nieoficjalnie, ale wciąż elegancko, chociaż nie rozumiałem, jak ktoś mógłby to uznać za ubiór godny burdelu. Chyba że ekskluzywnego burdelu, dla tych, których na to stać.
- Widzę Dovie, że ktoś się tu bardzo stęsknił - rzuciłem lekko, traktując jej słowa w bardzo dwuznaczny sposób. Od razu przypomniałem sobie jej fantazję o wiązaniu i zaśmiałem się pod nosem. Założyłem marynarkę, wedle wskazań Dove najdłuższą jaką znalazłem, podałem jej również płaszczyk.
- Jak tak teraz przyglądam się twojemu pokojowi, to widzę, że łóżko idealnie nadaje się do wiązania - uśmiechnąłem się szeroko, zbliżając bardziej do kobiety. Łóżko rzeczywiście miało zdobione oparcie, przez które z łatwością mógłbym przeciągnąć jakiś pas. Złapałem Dove w talii i lekko przesunąłem ustami po jej szyi. - Możemy kupić coś bardziej praktycznego niż mój pasek do spodni. I jakąś piękną kreację godną Wenus z Milo - odsunąłem twarz od twarzy kobiety, spoglądając w jej oczy, ciekaw odpowiedzi.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Ubrałam płaszcz i gdy skończyłam dopinać guziki poczułam ramię Williama. Podniosłam na niego wzrok chwilę zanim poczułam jego usta na swojej szyji. Był to delikatny i krótki gest, ale wciąż dostałam gęsiej skórki. Uniosłam lekko brew i spojrzałam na łóżko, powtarzając sobie jego słowa w głowie. Nie ukrywam, że podobne pomysły przyszły mi na myśli, gdy zaproponowałam aby zostać w hotelu, ale nie pomyślałabym, że William zaproponuje wiązanie.
Gdy ponownie spojrzałam na niego odwzajemniłam jego uśmiech.
- Natomiast ja widzę, że już masz wszystko ładnie wymyślone i zaplanowane. Nie przyszło tobie na myśl, że może miałam na myśli abyśmy pograli w szachy lub mogłabym pozwolić tobie ponownie mnie przekonać do tańca? - pozwoliłam sobie lekko objąć jego szyję ramionami i przycisnęłam swoje ciało bliżej jego. - Najwyraźniej nie tylko ja za kimś się stęskniłam - złożyłam kilka powolnych pocałunków wzdół jego podbródka. Przy ostatnim pocałunku delikatnie dodałam czubek języka i odsunęłam się zadowolona. Jeżeli on mógł sobie pozwolić na takie gesty to również zamierzałam się z nim podroczyć.
- Jestem ciekawa, w twojej wizji jutrzejszego wieczoru, kto wiązałby kogo? - przez ostatnie tygodnie w Paryżu słyszałam różne historie, które dały mi kilka pomysłów na nowe "eksperymenty" z Williamem, ale moja ciekawość jego pomysłów była zdecydowanie silniejsza.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Podobało mi się, gdy Dove podjęła tą małą grę. Oczywiście, że nie planowała szachów, bo nigdy nie widziałem jej przy planszy, a tym bardziej tańca, którego nie lubiła. Oboje wiedzieliśmy, że żadna z tych opcji nie miałaby miejsca.
- Możemy to zrobić w międzyczasie - zaśmiałem się, już wyobrażając sobie, jak mogłoby to dziwnie wyglądać; nasza dwójka tańcząca wśród porozrzucanych szachów, zapewne nawet niekompletnie ubrana. Może nie byłoby takie złe, nutka szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W końcu po powrocie do Londynu znów będziemy poukładani i przykładni.
- Chciałabyś wypróbować swoją umiejętność robienia więzów? - spytałem, przesuwając swoje dłonie poniżej pleców Dove. Dobrze, że miała na sobie jedną z londyńskich sukien, które nie były tak ciężkie i obfite jak francuskie, dzięki czemu mogłem wyczuć pod palcami jej kształty. A nie mogłem się powstrzymać i trzymać rąk przy sobie. Gdyby nie spotkanie, na które już obiecałem się wybrać, chętnie w tej chwili pozbyłbym się zbędnych ubrań i zahamowań. Słowa Dove wziąłem to za kolejny pomysł do sprawdzenia. Nic przeciwko temu nie miałem. Wręcz przeciwnie, byłem otwarty na jej propozycje, nawet te, w których to ona miałaby całkowitą kontrolę.
- Więc tym bardziej potrzebujemy czegoś, na czym będziesz mogła się wykazać - zacisnąłem mocniej palce, jeszcze bardziej przyciskając jej ciało do swojego. Ucałowałem ją w policzek, by po chwili wypuścić ze swoich objęć.
- Ale skoro zaplanowałaś już dla nas najbliższe godziny, nie wypada się spóźnić. W końcu uwzględniłaś mnie w swoich planach dopiero na jutrzejszy wieczór. Dostosuję się do twojego planu działania - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie, zanim złapałem Dove za dłoń i wyciągnąłem z pokoju. Odszukałem również klucz, który wcześniej mi dała, by zamknąć drzwi. Miałem nadzieję, że za ten czas przyjdzie obsługa hotelowa, by trochę posprzątać.
- Możemy to zrobić w międzyczasie - zaśmiałem się, już wyobrażając sobie, jak mogłoby to dziwnie wyglądać; nasza dwójka tańcząca wśród porozrzucanych szachów, zapewne nawet niekompletnie ubrana. Może nie byłoby takie złe, nutka szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W końcu po powrocie do Londynu znów będziemy poukładani i przykładni.
- Chciałabyś wypróbować swoją umiejętność robienia więzów? - spytałem, przesuwając swoje dłonie poniżej pleców Dove. Dobrze, że miała na sobie jedną z londyńskich sukien, które nie były tak ciężkie i obfite jak francuskie, dzięki czemu mogłem wyczuć pod palcami jej kształty. A nie mogłem się powstrzymać i trzymać rąk przy sobie. Gdyby nie spotkanie, na które już obiecałem się wybrać, chętnie w tej chwili pozbyłbym się zbędnych ubrań i zahamowań. Słowa Dove wziąłem to za kolejny pomysł do sprawdzenia. Nic przeciwko temu nie miałem. Wręcz przeciwnie, byłem otwarty na jej propozycje, nawet te, w których to ona miałaby całkowitą kontrolę.
- Więc tym bardziej potrzebujemy czegoś, na czym będziesz mogła się wykazać - zacisnąłem mocniej palce, jeszcze bardziej przyciskając jej ciało do swojego. Ucałowałem ją w policzek, by po chwili wypuścić ze swoich objęć.
- Ale skoro zaplanowałaś już dla nas najbliższe godziny, nie wypada się spóźnić. W końcu uwzględniłaś mnie w swoich planach dopiero na jutrzejszy wieczór. Dostosuję się do twojego planu działania - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie, zanim złapałem Dove za dłoń i wyciągnąłem z pokoju. Odszukałem również klucz, który wcześniej mi dała, by zamknąć drzwi. Miałem nadzieję, że za ten czas przyjdzie obsługa hotelowa, by trochę posprzątać.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Byłam całkiem pewna swoich umiejętności robienia więzów, ale nie podzieliłam się tym na głos. Czas pokaże czy będę miała szansę przetestować swoje umiejętności i wyglądało na to, że szansa może pojawić się wcześniej, niż później. Odrobinę ulżyło mi po usłyszeniu odpowiedzi Williama. Nie byłam do końca pewna czy spodobało mu się, gdy związałam jego dłonie paskiem, ale skoro nie robił kwaśnych min uznałam, że to był dobry znak.
Nie miałam szansy kontynuować rozmowy, bo jak William zauważył nie mieliśmy za wiele czasu. Przyznaję, że przez malutką, krótką chwilę zapomniałam o planach na dzisiejszy wieczór. William był zbyt utalentowany w rozpraszaniu mnie.
Gdy tylko wyszliśmy z hotelu tuż przy główny wejściu zauważyłam Theodora. Stał niedaleko, wpatrując się w gwieździste niebo. Sama spojrzałam w górę, ciekawa co zauważył.
- Modlisz się? - zapytałam żartobliwym tonem, podchodząc do niego bliżej z Williamem. Rozpoznał mój głos i spojrzał na nas z lekkim uśmiechem.
- Gdyby Bóg istniał to może bym zaczął - odpowiedział i spojrzał na Williama. - Widzę, że zdecydowałeś do nas dołączyć. Dobrze, przyda się więcej towarzystwa. Nowa twarz może się przydać.
- W jakim sensie? - zapytałam, idąc teraz pomiędzy Williamem i Theo w kierunku klubu.
- Nasz nowy król chce wysłać więcej ludzi do Algierii. Wychodzi na to, że ojciec Juliette popiera te plany, podczas gdy większości Francji nie. Spodziewam się, że Juliette ciężko to przeżywa i zacznie sobie oraz wszystkim wmawiać, że zaraz ona i jej cała rodzina stracą po głowie - nauczyłam się dosyć szybko, że Juliette była inteligentną osobą, ale również rozpieszczoną do takiego stopnia, że wszyscy musieli się do niej podporządkować. Zanim ktokolwiek mógł mieć przyjemny wieczór, najpierw musieli zadbać o samopoczucie Juliette. Jednak przez większość czasu kobieta była w spokojnym, czasami nawet radosnym nastroju.
- Obecność Williama zapewne ją zaciekawi i rozproszy od tego tematu.
Zerknęłam w stronę Williama. Nie byłam pewna czy do końca mi się to podobało.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł...
- Spokojnie, Dovie. Przecież go tobie nie ukradnie. Ale jeżeli się czegoś obawiasz to poczekamy aż wypije kilka szklanek wina - Theo wzruszył ramionami. Spojrzał w kierunku Williama i ponownie się uśmiechnął. - Nie rozmawiajmy teraz o niej. Lepiej opowiadaj o sobie. Jaką masz pracę? Skąd jesteś?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po wyjściu od razu powitał nas Theodore. Uniosłem lekko brew, słysząc ich wymianę zdań na powitanie. To, że Theodore mógł być niewierzący, nie przeszkadzało mi. Nie mój interes. Żarciki Dove nie były dla mnie śmieszne, szczególnie gdy wiedziała, kim jestem. Wywróciłem oczami, choć tego i tak nikt nie mógł dostrzec. Tak samo mojej irytacji po tym, jak się dowiedziałem, co sobie zaplanował chłopak. Normalnie jak małpka w zoo, w którym byłem z Dove. Jakbym miał być lekiem na czyjąś frustrację. Co mnie obchodziła Francja, Algieria i samopoczucie jakiejś rozpuszczonej panienki? Jeśli wcześniej byłem niechętny, tak teraz zupełnie mi się to wyjście nie podobało. Mógłbym zawsze odwrócić sytuację bardziej na jej niekorzyść. W końcu mogłem, potrafiłem, nie potrzebowałem, aby inni się mną wyręczali, nie po to tu byłem. Gdyby nie obecność Dove, głośno powiedziałbym blondynkowi, co myślałem o jego poronionym pomyśle. A póki co musiałem czekać na rozwój zdarzeń.
Zamiast wylewać na niego swej niechęci, uśmiechnąłem się lekko, na pytanie. Wciąż miałem w pamięci historyjkę, jaką sprzedałem Dove tamtego wieczoru przy grze w karty, jemu zamierzałem powiedzieć podobnie.
- Pochodzę ze Szkocji, a wychowywałem się w Irlandii. Przez to mam ten dziwny akcent, z którego zawsze śmiała się moja droga Dovie - odparłem wesoło, specjalnie podkreślając bardziej ostatnie słowa. Jeśli szanowny Theo poczuł coś więcej do Dove niż przyjaźń, zamierzałem zdławić jego zapędy od razu. Chyba że będzie wyjątkowo nachalny, to wtedy trzeba będzie pomyśleć o innej strategii.
- Pracuję w służbie ochrony… więc proszę wybaczyć, ale nie mogę za wiele rozmawiać o swojej pracy - wypaliłem, wymyślając coś, z czego nie musiałem się tłumaczyć. W końcu nikt nie opowiada na prawo i lewo o pracy u królowej, bo przypadkiem można powiedzieć za dużo, co grozi konsekwencjami. Poza tym czy to tak bardzo różniło się od tego, co robiłem w rzeczywistości? Raczej niezbyt. Jedynie moja podopieczna nie była taką szychą jak głowa państwa.
- Niewiele też słyszałem o tobie od Dove. Mówiła tylko coś o krykiecie oraz zamiłowaniu do włoskich malarzy. Ale widzę, że mimo wszystko jesteś zapracowanym człowiekiem, Theodore. Mimo to znajdujesz tyle czasu dla Dove. Jest zafascynowana tym miejscem. Widzę, że miała tu dobrą opiekę przez ten czas. Nie mogę się doczekać, kiedy poznam resztę waszych przyjaciół - powiedziałem uprzejmym tonem, choć nie tryskałem entuzjazmem.
Zamiast wylewać na niego swej niechęci, uśmiechnąłem się lekko, na pytanie. Wciąż miałem w pamięci historyjkę, jaką sprzedałem Dove tamtego wieczoru przy grze w karty, jemu zamierzałem powiedzieć podobnie.
- Pochodzę ze Szkocji, a wychowywałem się w Irlandii. Przez to mam ten dziwny akcent, z którego zawsze śmiała się moja droga Dovie - odparłem wesoło, specjalnie podkreślając bardziej ostatnie słowa. Jeśli szanowny Theo poczuł coś więcej do Dove niż przyjaźń, zamierzałem zdławić jego zapędy od razu. Chyba że będzie wyjątkowo nachalny, to wtedy trzeba będzie pomyśleć o innej strategii.
- Pracuję w służbie ochrony… więc proszę wybaczyć, ale nie mogę za wiele rozmawiać o swojej pracy - wypaliłem, wymyślając coś, z czego nie musiałem się tłumaczyć. W końcu nikt nie opowiada na prawo i lewo o pracy u królowej, bo przypadkiem można powiedzieć za dużo, co grozi konsekwencjami. Poza tym czy to tak bardzo różniło się od tego, co robiłem w rzeczywistości? Raczej niezbyt. Jedynie moja podopieczna nie była taką szychą jak głowa państwa.
- Niewiele też słyszałem o tobie od Dove. Mówiła tylko coś o krykiecie oraz zamiłowaniu do włoskich malarzy. Ale widzę, że mimo wszystko jesteś zapracowanym człowiekiem, Theodore. Mimo to znajdujesz tyle czasu dla Dove. Jest zafascynowana tym miejscem. Widzę, że miała tu dobrą opiekę przez ten czas. Nie mogę się doczekać, kiedy poznam resztę waszych przyjaciół - powiedziałem uprzejmym tonem, choć nie tryskałem entuzjazmem.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Spojrzałam na Williama lekko do niego się uśmiechając, gdy wspomniał o swoim akcencie. Chyba nigdy nie wybaczy mi tego, że tak opisałam jego akcent. Musiałam wtedy mocno uderzyć w jego dumę.
Próbowałam nie poznać po sobie, że odpowiedź Williama dotycząca jego pracy mnie odrobinę zaskoczyła. Przez chwilę pomyślałam, że może faktycznie znalazł sobie nową pracę, coś co bardziej mu pasowało niż praca w kwiaciarni, ale powtórzyłam jego słowa w głowie i nagle miałam wrażenie, że jednak miał na myśli swoje obowiązki, jako stróża. Było to ciekawe, nawet odrobinę zabawne kłamstwo. Nigdy wcześniej nie pomyślałam w taki sposób o Williamie. Tak, chroni i ratuje mnie, gdy jest taka potrzeba, ale chyba nie jest tak cały czas, każdego dnia, prawda?
- Ah tak, twoja droga Dove jest bardzo... Jak wy to mówicie po angielsku? - po raz pierwszy od kiedy poznałam Theo mężczyzna miał problem z dobraniem słów. W tym momencie uświadomiłam sobie, że może Theo za wiele nie mówi, bo nie wie jak? Wydawało mi się, że mówił biegle po angielsku, rozumiał wszystko co mówię i jego wymowa była niemalże podobna do mojej. Ta obserwacja jedynie mi udowodniła, że wcale nie znam Theo lub reszty przyjaciół Garniera tak dobrze, jak myślałam.
- Une femme passionnée! Kobieta z pasją - uśmiechnął się zadowolony, gdy dobrał odpowiednie dla niego słowa. - Na pewno sam wiesz, jak namiętnie podchodzi do sztuki. Czasami aż można pozazdrościć rzeźbie lub aktorom na scenie, na których potrafi spoglądać z takim... pożądaniem w oczach.
- Przesadzasz - pokręciłam głową, nie biorąc jego słowa na poważnie.
- Mon chou, na prawdę tego nie wiesz czy jedynie udajesz skromną? - jego słowa najwyraźniej rozbawiły. Zaśmiał się krótko, ale uśmiech pozostał na jego twarzy. - Tak czy inaczej, kobiety z taką pasją szybko się nudzą, prawda? A skoro Dove jest gościem w hotelu mojej rodziny próbuję zadbać, aby jej fascynacja Paryżem nie gasła. Dlatego nie masz powodów do zmartwień. Dovie jest w dobrych rękach.
Nie byłam do końca zadowolona z jego słów. Poczułam się odrobinę, jakbym była małym dzieckiem lub małolatą, którą ktoś cały czas musi mieć na oku. Jak nie Sebastian, to William. Jak nie William, to Theo. Kobiety z Widows Circle jednak w wielu sprawach miały rację. Nieważne skąd jest mężczyzna, ile ma lat, ile ma pieniędzy, jak został wychowany. Pod niektórymi względami wszyscy byli do siebie podobni.
Byłam dorosłą kobietą. Potrafiłam o siebie zadbać.
Theo zmienił temat, opowiadając coś o krykiecie. Zapewne pytał Williama czy gra, czy podoba mu się sport lub co tam jeszcze. Nie do końca wsłuchiwałam się w ich rozmowy. Jedyne na czym potrafiłam się skupić była to droga przed nami. Gdy tylko zobaczyłam znajome mi wejście do klubu uśmiechnęłam się pod nosem.
- Voila! Jesteśmy na miejscu - Theo podszedł do bliżej do drzwi aby zapukać. Gdy tylko drzwi odrobinę się otworzyły i Theo powiedział coś czego nie zrozumiałam mogliśmy wejść do środka i schodami iść w dół. Tam znajdował się bar, mała scena z fortepianem i wysokie, czerwone sofy i fotele, gdzie każdy miał swój własny prywatny kącik. Było wciąż dosyć wcześnie na jakąkolwiek muzykę, więc większość obecnych jedynie rozmawiała, piła lub paliła.
- Wygląda na to, że Juliette i Eliotta jeszcze nie ma - mruknęłam. Theo usiadł na fotelu podczas gdy ja usiadłam na sofie, delikatnie ciągnąc Williama w dół ze mną. Theo wyciągnął paczkę papierosów i niemalże od razu puściłam dłoń Williama i pochyliłam się w stronę Theo. Theo zaśmiał się pod nosem, podał mi papierosa i zapalił zanim zaproponował jednego Williamowi.
- Co myślisz, Szkocki Irlandczyku z Anglii? Macie takie miejsca u siebie? - zapytał akurat gdy podeszła do nas młoda kobieta z przyjaznym uśmiechem i głębokim dekoltem abym zapytać co może przynieść z baru.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słowa wypowiadane przez chłopaka coraz bardziej mi się nie podobały. Mówił prawdę jeśli chodzi o zaangażowanie Dove, jej pasję wobec sztuki. Zapewne gdyby mogła, nie wychodziłaby z muzeum, wystaw bądź teatru. Zgadzałem się, że Dove była "kobietą z pasją", to było widać w każdym jej słowie, w jej oczach, zaangażowaniu. Lecz nie powiedziałbym, że mogłaby szybko się czymś znudzić. Raczej pragnęłaby poznać wszystko od podstaw z każdym, nawet najmniejszym szczegółem, omówić to pod każdym względem, z każdą osobą, która miałaby coś do powiedzenia na ten temat. Nie znudziłaby się tak szybko, jak próbował to zasugerować Theodore. I nie podobało mi się w jaki sposób określał Dove. Chłopak miło iż miły i uprzejmy, to nie zaskarbił sobie na moją sympatię. Pomijając fakt zazdrości.
Theodore szybko jednak zmienił temat na coś, co bardziej go interesowało. Potrafił mówić całkiem sporo o swoim ulubionym krykiecie. Nawet więcej niż o samej sztuce. Całe szczęście, że w Klubie Dżentelmenów miałem okazję zagrać i poznać zasady gry i nie wyjść teraz na ignoranta i głupka. Czasem nie do końca potrafił użyć poprawnych słów po angielsku, zastępując je francuskimi. Były to drobnostki, więc wymownie milczałem udając, że nie rozumiem znaczenia. W końcu nie musiałem znać francuskiego. Po jakimś czasie nawet straciłem większe zainteresowanie tą rozmową, gdyż coś dziwnego zaprzątnęło moje myśli. Po moim ciele przebiegły dreszcze, automatycznie odwróciłem głowę w kierunku, z którego poczułem… coś. Coś, czego nie umiałem nazwać, co zdecydowanie nie było do końca ludzkie, co bardzo mnie zainteresowało, ale nie zaniepokoiło tak, jak było to w przypadku Wallflowers.
Moje rozmyślania przerwały jednak kolejne słowa mężczyzny, który uświadomił mnie, że byliśmy już na miejscu. Nadstawiłem bardziej uszu, gdy wypowiadał coś w rodzaju hasła, które miało otwierać drzwi. Od razu zaciekawiło mnie, czy było to hasło jednorazowe, czy może miało jakiś określony termin przydatności, czy było takie na stałe. Ostatnia opcja wydała mi się głupia, ale wcale nie niemożliwa.
Sam klub nie był dla mnie czymś niezwykłym. Bywałem w gorszych, ale jak na klub dla bogaczy mógłby wyglądać nieco lepiej. W dodatku mieścił się bardziej w ciemnej piwnicy, nie było tu też za wiele świeżego powietrza, przez co wszechobecne kłęby dymu od razu uderzyły w moje nozdrza. I raczej nie był to dym tylko papierosowy. Oświetlenie również bardziej pasowało do klimatu piwnicznego aniżeli do porządnego klubu dla uprzywilejowanych.
Zacisnąłem usta, gdy Dove wyciągnęła dłoń po papierosa, ledwie tylko usiadła. Powiodłem spojrzeniem od niej do uśmiechniętego Theodore. Już wiedziałem, kto ją tego nauczył. Oparłem się o oparcie kanapy, zakładając nogę na nogę.
Szkocki Irlandczyku z Anglii.
Uniosłem lekko brwi, krzyżując ręce na piersiach. W końcu Dove uznała, że już nie potrzebuje moich dłoni, woląc papierosy.
- Trudno wymienić miejsca, gdzie nie ma takich klubów. W samym Londynie jest ich kilkanaście - i więcej, ale nie czułem się zobowiązany wymieniać ich wszystkich. Odwiedziłem w ostatnich tygodniach chyba każdy z nich w różnych celach.
- Takie miejsca są dość… popularne - powiedziałem, a gdy podeszła do nas kelnerka, słuchałem co zamawiał Theodore, a potem Dove, dokładnie to samo. Sam dla siebie wziąłem whisky.
- Słyszałem, że francuskie whisky jest całkiem niezłe. Niektórzy powiadają, że lepsze niż te angielskie, jestem zatem ciekaw tego smaku - skłamałem gładko, kryjąc pod uśmiechem złość i niechęć, że ktoś wpędza mi Dove w paskudne używki. Może gdyby tak nie śmierdziało, przymknął bym na część oko. Ale papierosy cuchnęły, a alkohol Dove po prostu nie służył.
- Może w oczekiwaniu na resztę waszych znajomych zajmiemy się drobną grą? Co sądzicie? - zapytałem, wskazując na stół bilardowy. Jakoś nie w smak było mi siedzieć i patrzeć sobie prosto w oczka, rozmawiając o pogodzie czy innych pierdołach.
Theodore szybko jednak zmienił temat na coś, co bardziej go interesowało. Potrafił mówić całkiem sporo o swoim ulubionym krykiecie. Nawet więcej niż o samej sztuce. Całe szczęście, że w Klubie Dżentelmenów miałem okazję zagrać i poznać zasady gry i nie wyjść teraz na ignoranta i głupka. Czasem nie do końca potrafił użyć poprawnych słów po angielsku, zastępując je francuskimi. Były to drobnostki, więc wymownie milczałem udając, że nie rozumiem znaczenia. W końcu nie musiałem znać francuskiego. Po jakimś czasie nawet straciłem większe zainteresowanie tą rozmową, gdyż coś dziwnego zaprzątnęło moje myśli. Po moim ciele przebiegły dreszcze, automatycznie odwróciłem głowę w kierunku, z którego poczułem… coś. Coś, czego nie umiałem nazwać, co zdecydowanie nie było do końca ludzkie, co bardzo mnie zainteresowało, ale nie zaniepokoiło tak, jak było to w przypadku Wallflowers.
Moje rozmyślania przerwały jednak kolejne słowa mężczyzny, który uświadomił mnie, że byliśmy już na miejscu. Nadstawiłem bardziej uszu, gdy wypowiadał coś w rodzaju hasła, które miało otwierać drzwi. Od razu zaciekawiło mnie, czy było to hasło jednorazowe, czy może miało jakiś określony termin przydatności, czy było takie na stałe. Ostatnia opcja wydała mi się głupia, ale wcale nie niemożliwa.
Sam klub nie był dla mnie czymś niezwykłym. Bywałem w gorszych, ale jak na klub dla bogaczy mógłby wyglądać nieco lepiej. W dodatku mieścił się bardziej w ciemnej piwnicy, nie było tu też za wiele świeżego powietrza, przez co wszechobecne kłęby dymu od razu uderzyły w moje nozdrza. I raczej nie był to dym tylko papierosowy. Oświetlenie również bardziej pasowało do klimatu piwnicznego aniżeli do porządnego klubu dla uprzywilejowanych.
Zacisnąłem usta, gdy Dove wyciągnęła dłoń po papierosa, ledwie tylko usiadła. Powiodłem spojrzeniem od niej do uśmiechniętego Theodore. Już wiedziałem, kto ją tego nauczył. Oparłem się o oparcie kanapy, zakładając nogę na nogę.
Szkocki Irlandczyku z Anglii.
Uniosłem lekko brwi, krzyżując ręce na piersiach. W końcu Dove uznała, że już nie potrzebuje moich dłoni, woląc papierosy.
- Trudno wymienić miejsca, gdzie nie ma takich klubów. W samym Londynie jest ich kilkanaście - i więcej, ale nie czułem się zobowiązany wymieniać ich wszystkich. Odwiedziłem w ostatnich tygodniach chyba każdy z nich w różnych celach.
- Takie miejsca są dość… popularne - powiedziałem, a gdy podeszła do nas kelnerka, słuchałem co zamawiał Theodore, a potem Dove, dokładnie to samo. Sam dla siebie wziąłem whisky.
- Słyszałem, że francuskie whisky jest całkiem niezłe. Niektórzy powiadają, że lepsze niż te angielskie, jestem zatem ciekaw tego smaku - skłamałem gładko, kryjąc pod uśmiechem złość i niechęć, że ktoś wpędza mi Dove w paskudne używki. Może gdyby tak nie śmierdziało, przymknął bym na część oko. Ale papierosy cuchnęły, a alkohol Dove po prostu nie służył.
- Może w oczekiwaniu na resztę waszych znajomych zajmiemy się drobną grą? Co sądzicie? - zapytałem, wskazując na stół bilardowy. Jakoś nie w smak było mi siedzieć i patrzeć sobie prosto w oczka, rozmawiając o pogodzie czy innych pierdołach.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Przymknęłam oczy, opierając się wygodniej o kanapę. Jedynie uniosłam dłoń z papierosem od czasu do czasu i słuchałam rozmowy pomiędzy Williamem i Theo. Osobiście nie byłam w zbyt wielu takich miejscach, więc wolałam siedzieć cicho, słuchać i cieszyć się papierosem. Będę musiała poprosić kogoś aby pożyczyli mi paczkę dopóki nie kupię sobie nowej. Może podczas zakupów, o których wcześniej wspominał William?
Otworzyłam odrobinę oczy słysząc propozycję Williama. Najpierw spojrzałam na Theo, który siedział naprzeciwko ode mnie. Wyglądał, jakby nie był pewien czy chce się zgodzić na grę. Wciąż tkwił uśmiech na jego twarzy, ale zdecydowanie był bardziej wymuszony.
- To zależy. Często grasz? - jego własne słowa znowu go rozbawiły. - Żartuję. Możemy zagrać. Dovie?
Mrugnęłam kilka razy, gdy nagle zwrócił się do mnie. Nie interesowały mnie gry. Wolałam o czymś porozmawiać aby jak najszybciej minął czas i przed nami pojawił się zamówiony alkohol. Więcej do szczęścia mi nie było potrzeba.
- Wiem tylko, jak grać w karty - przyznałam.
- Nauczymy cię. Chodź - byłoby to niegrzeczne bezpośrednio odmówić. Spojrzałam na Williama z błagalnym wzrokiem, gdy tylko poczułam dłoń Theo wokół mojego nadgarstka i pociągnął mnie do góry. Niechętnie pozwoliłam Theo zaprowadzić mnie do stołu bilardowego. Wiedziałam, że nie powinnam kręcić nosem i narzekać, więc uśmiechnęłam się grzecznie do Theo podczas gdy mężczyzna wszystko przygotował i zaczął tłumaczyć podstawy gry. Później pokazał mniej więcej jak to wszystko w praktyce wygląda. Wszyscy wydawało się dosyć proste. Oraz nudne. Jednak delikatny uśmiech pozostał na twarzy. Ostatnie czego chciałam to zranić czyjąś męską dumę.
- Mogę spróbować? - zapytałam z grzeczności. Raz uderzę w kulkę i stanę gdzieś z boku aby Theo i William mogli sobie pograć.
- Oczywiście! - Theo podał mi kij do bilarda. Trzymając papieros pomiędzy ustami ustawiłam się podobnie, jak Theo przed chwilą. - Palce tak ułóż, lepiej wycelujesz - mężczyzna stanął za mną i pochylił się odrobinę aby sięgnąć po moją dłoń. Zacisnęłam usta mocniej wokół papierosa czując lekki dyskomfort w dłoni. Mimo tego, że nie musiałam być ostrożna ze swoimi palcami doktor Walsh wspomniał, że sztywność stawów nie była rzadkością. Zdecydowanie nie była to gra dla mnie.
Uderzyłam w byle jaką kulkę aby mieć to z głowy. Wyprostowałam się i dopiero wtedy poczułam, jak blisko stanął Theo. Odwróciłam się twarzą do niego z lekko uniesioną brwią.
- Trochę praktyki i będziesz mogła grać z najlepszymi - skomentował, najwyraźniej ani trochę nieprzejęty tym, że staliśmy tak blisko siebie, że gdybym chciała to mogłabym dmuchnąć dym z papierosa prosto mu w twarz. Ostatecznie odsunęłam twarz na bok i wzrokiem odnalazłam Williama. Ciekawe czy wciąż widział w oczach Theo to czego ja wcześniej nie potrafiłam?
- Dwa kroki do tyłu, Maurice - powiedziałam do Francuza, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się niezręcznie i po chwili odsunął się.
- Ah, kobiety z Anglii za bardzo dbają o przestrzeń osobistą - skomentował, żartując sobie z moich słów i całej sytuacji. Podczas gdy Theo układał wszystkie kule aby zacząć grę, stanęłam obok Williama.
- Chyba rozumiem co widzisz w jego oczach - szepnęłam do niego. - Ale wątpię, że naprawdę jest zainteresowany. Sam powiedział, jestem gościem w jego hotelu. Zapewne jedynie w taki sposób dba o biznes - sama przecież prosiłam Williama aby oczarowywał różne damy dla tego samego powodu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Czasem, okazjonalnie - odparłem ze sztucznie przyklejonym uśmiechem, widząc drobną niepewność w oczach mężczyzny. Może nie czuł się na siłach, może nie przepadał za tą grą. W każdym razie zgodził się i już wkrótce poznałem powód, dla którego to zrobił z taką radością, jak się później okazało.
Moje przypuszczenia wcale nie były takie błędne, gdy patrzyłem, jak skakał wokół Dove. Tu przypadkowo otarł się ramieniem, tu nachylił się bardzo blisko, tam zupełnie nieprzypadkowo chwycił jej dłoń. Uważnie obserwowałem go, nawet nie próbując tego ukryć. Raz czy dwa wyłapał moje spojrzenie, jednak za każdym razem udawał, że wcale tak nie było i na nowo zajmował się Dove, dopóki ta stanowczo nie kazała mu się odsunąć. A nawet i wtedy nie dostrzegłem u niego skruchy.
- Wątpię, by to był tylko biznes - odparłem może trochę głośniej niż powinienem. Dostrzegłem lekkie drgnięcie policzka u Theodore, co było jedynym, czym się zdradził. Nachyliłem się więc nieco bardziej w stronę Dove, ściszając swój głos. - Jestem pewien, że w czymś cię okłamuje. Źle mu z oczu patrzy. Popatrz na jego świętoszkowaty ubiór. Tacy zawsze mają coś za skórą. Poza tym nie lubię pedantów - mrugnąłem porozumiewawczo okiem w stronę Dove. Nie żebym w czymś ją okłamał. Wygląd Theodore wiele o nim mówił. Idealna fryzura, idealnie wyprasowana koszula, idealnie skrojony frak, a nawet idealnie dobrane do siebie kolorystycznie dodatki. To nie tak, że zazdrość mnie zżerała. Tylko trochę się dopatrywałem rysy na idealnym wizerunku, jaki próbował sobie stworzyć. Tylko trochę. Bez zazdrości.
- Gotowe. Możemy zaczynać - oznajmił blondyn, dając mi ręką znać, że mogłem zacząć pierwszy.
- Niepotrzebnie odbierasz sobie tą przewagę, Theo - rzuciłem lekko, podkreślając ostatnie słowo, zdrobnienie, jakim określała go Dove. Wzruszyłem jednak ramionami i chwyciłem mocniej kij, przykładając go w pobliżu białej bili, by "przypadkiem" nie zmienił toru swoich ruchów. Skoro sam dobrowolnie oddał mi przewagę, skorzystałem z tej propozycji.
- Okazjonalnie, tak? - dopytał blondyn, gdy wbiłem ostatnią z kul.
- Oczywiście. Miałem dobrego nauczyciela - ta wygrana nie przyniosła mi jednak żadnej satysfakcji. To właściwie miało służyć tylko rozrywce, nic szczególnego się za tym nie kryło. Może poza chęcią połamania kija na czyjejś uśmiechniętej gębie.
Widziałem, jak otwierał usta, by coś od siebie jeszcze dodać. Zamiast tego usłyszałem za sobą damski, szczebiocący głosik.
- Theo! Dovie! Jak dobrze was widzieć! - przeniosłem spojrzenie na ciemnowłosą, filigranową panienkę, ubraną zapewne w najmodniejszą suknię od najlepszego projektanta. Za nią szedł niezbyt wysoki, młody mężczyzna, który w tym momencie jawnie przewrócił jasnymi oczami. Zapewne Juliett i Eliott.
Moje przypuszczenia wcale nie były takie błędne, gdy patrzyłem, jak skakał wokół Dove. Tu przypadkowo otarł się ramieniem, tu nachylił się bardzo blisko, tam zupełnie nieprzypadkowo chwycił jej dłoń. Uważnie obserwowałem go, nawet nie próbując tego ukryć. Raz czy dwa wyłapał moje spojrzenie, jednak za każdym razem udawał, że wcale tak nie było i na nowo zajmował się Dove, dopóki ta stanowczo nie kazała mu się odsunąć. A nawet i wtedy nie dostrzegłem u niego skruchy.
- Wątpię, by to był tylko biznes - odparłem może trochę głośniej niż powinienem. Dostrzegłem lekkie drgnięcie policzka u Theodore, co było jedynym, czym się zdradził. Nachyliłem się więc nieco bardziej w stronę Dove, ściszając swój głos. - Jestem pewien, że w czymś cię okłamuje. Źle mu z oczu patrzy. Popatrz na jego świętoszkowaty ubiór. Tacy zawsze mają coś za skórą. Poza tym nie lubię pedantów - mrugnąłem porozumiewawczo okiem w stronę Dove. Nie żebym w czymś ją okłamał. Wygląd Theodore wiele o nim mówił. Idealna fryzura, idealnie wyprasowana koszula, idealnie skrojony frak, a nawet idealnie dobrane do siebie kolorystycznie dodatki. To nie tak, że zazdrość mnie zżerała. Tylko trochę się dopatrywałem rysy na idealnym wizerunku, jaki próbował sobie stworzyć. Tylko trochę. Bez zazdrości.
- Gotowe. Możemy zaczynać - oznajmił blondyn, dając mi ręką znać, że mogłem zacząć pierwszy.
- Niepotrzebnie odbierasz sobie tą przewagę, Theo - rzuciłem lekko, podkreślając ostatnie słowo, zdrobnienie, jakim określała go Dove. Wzruszyłem jednak ramionami i chwyciłem mocniej kij, przykładając go w pobliżu białej bili, by "przypadkiem" nie zmienił toru swoich ruchów. Skoro sam dobrowolnie oddał mi przewagę, skorzystałem z tej propozycji.
- Okazjonalnie, tak? - dopytał blondyn, gdy wbiłem ostatnią z kul.
- Oczywiście. Miałem dobrego nauczyciela - ta wygrana nie przyniosła mi jednak żadnej satysfakcji. To właściwie miało służyć tylko rozrywce, nic szczególnego się za tym nie kryło. Może poza chęcią połamania kija na czyjejś uśmiechniętej gębie.
Widziałem, jak otwierał usta, by coś od siebie jeszcze dodać. Zamiast tego usłyszałem za sobą damski, szczebiocący głosik.
- Theo! Dovie! Jak dobrze was widzieć! - przeniosłem spojrzenie na ciemnowłosą, filigranową panienkę, ubraną zapewne w najmodniejszą suknię od najlepszego projektanta. Za nią szedł niezbyt wysoki, młody mężczyzna, który w tym momencie jawnie przewrócił jasnymi oczami. Zapewne Juliett i Eliott.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Jak wcześniej zaplanowałam stanęłam obok i jedynie obserwowałam Williama. W pewnym momencie dłoń zamarła tuż przy moich ustach, gdy zrozumiałam, że William dobrze sobie radził. Ciekawe kim był tym nauczycielem? Asmodeusz? Jakoś nie potrafiłam na poważnie wyobrazić sobie sceny, gdzie Asmodeusz uczy Williama.
Nagle usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę Juliett w momencie, gdy ułożyła dłonie na moich policzkach, ściskając je mocno.
- Oh, notre petit bébé, nawet nie wiesz, jaki okropny dzień dzisiaj miałam. Ale na sam widok twoich okrągłych policzków, niczym te kluseczki, które tak uwielbiasz od razu czuję się trochę lepiej.
Wolałam nie wspominać, że znałam powód jej jakże okropnego dnia. Również nie widziałam sensu w poprawianiu jej lub przypominaniu, że jadłam te kluski z myślą aby znaleźć jedne z tych lepszych i zaprowadzić tam Williama. Najwyraźniej kobieta zapomniała.
Gdy mnie puściłam objęłam wolną dłonią swój policzek aby go rozmasować. Gdyby było gdzieś tu lustro to sprawdziłam czy faktycznie moja twarz przypominała kluski. Nie zauważyłam jakiś ogromnych zmian, sukienki nie były ciaśniejsze, ale komentarz kobiety wciąż mnie martwił.
Eliott dopiero co nie przywitał się z Theo i Williamem (do którego jedynie skinął głowę, zupełnie niezainteresowany kim on jest lub dlaczego tu był), a już złapał przechodzącą kelnerkę i poprosił o całą butelkę burbona. Nie wiedziałam czy dla siebie, czy dla Juliette.
Wróciliśmy do swojego stolika, tym razem znalazłam się na kanapie pomiędzy Williamem i Juliette. Eliott i Theo usiedli naprzeciwko nas. Na stoliku już były szklanki ze zamówionym wcześniej alkoholem. Sięgnęłam po swoją i Williama szklankę i podałam mu jego.
- Wiedziałam, że mój ojciec to ostatni bałwan, ale tym razem na prawdę nas wszystkich wygoni na ulicę lub z uciętą głową. I po co? Po jakąś Albanię?
- Algeria - mruknął Theo zanim wziął łyka ze swojej szklanki. - Kraj w Afryce. Podobno jest tam całkiem ładnie. Dużo ziemi.
- Co mnie to do jasnej cholery obchodzi? Wiesz co? Wcale mnie nie obchodzi i wszyscy ludzie, którzy narzekają nie mają nic lepszego do roboty. Nudzą się!
- Matko boska, nie wydzieraj się - Eliott usiadł sobie wygodniej w swoim fotelu. Wyglądał na zmęczonego. Albo wciąż pijanego. Nie byłabym zaskoczona, gdyby wczorajszy wieczór spędził w podobnym miejscu.
Zanim Juliette mogła wylać swój żal i złość na Eliotta, Theo prostych ruchem głowy wskazał na Williama.
- Pamiętacie Williama z opowieści Dovie? W końcu trafił do Paryża.
Juliette i Eliott jakby nagle się ocknęli, Juliette zdecydowanie bardziej niż Eliott, który uniósł brwi i obserwował Williama. Juliette natomiast lepiej usiadła i uśmiechnęła się grzecznie, wyraźnie skrępowana.
- Proszę mi wybaczyć, jestem dzisiaj bardzo zestresowana. Dove wspominała, że przyjeżdżasz, ale zdecydowanie ominęła fakt, że jesteś przystojny. Zapewne specjalnie.
Wywróciłam oczami i dokończyłam pić zawartość szklanki. Przynajmniej czymś zajmowałam swoje usta i nie musiałam jej odpowiadać.
- William jest z pochodzenia ze Szwecji, ale wychowany w Irlandii i teraz mieszka w Anglii. Światowy człowiek. - Theo dodał. Nie spodziewałam się, że będzie chciał przedstawić Williama.
- Takich lubię - oczy Juliette były wciąż skupione na Williamie i byłam prawie pewna, że ujrzałam w nich iskierki. Nie podobało mi się to. - Najwyraźniej Dove również, ale dasz mi go pożyczyć, prawda? - jej ton był całkiem poważny, ale najwyraźniej to był żart, bo Eliott i Theo zaśmiali się z jej prośby.
- Wiesz, Juliette, sama go znalazłam, więc zostawię go sobie dla siebie. Bez pożyczenia - odpowiedziałam jej podobnym tonem. Wciąż nie rozumiałam ich poczucia humoru, ale moja reakcja ich rozbawiła.
Nagle wróciła kelnerka z dwoma butelkami burbona. Najwyraźniej źle go zrozumiałam, gdy wcześniej cicho mówił do kelnerki co chciał zamówić. Każdy dostał po szklance, postawionym niemalże pod nos na stole. Aż kusiło aby od razu sięgnąć po szklankę. Juliette i Elliot natomiast niemalże od razu wypili zawartość swoich.
- Okropne - mruknęła Juliette, ale wciąż pozwoliła aby Eliott jej dolał.
- Częstuj się, William - po raz pierwszy Eliott zwrócił się do Williama. - Co chcesz, kogo chcesz, ile chcesz. Na mój koszt. Wiem, że nikt nie zwraca na to zbyt uwagi, ale zapewne masz pewną reputację, jak reszta tej brygady i nie chcesz zostawić swoich pieniędzy w takich miejscach.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zaskoczyły mnie słowa, jakimi Juliette przywitała Dove. Te odnośnie kluseczek, jakie Dove rzekomo uwielbiała. Pamiętałem, że obiecała znaleźć miejsce, gdzie podają najlepsze kluski, ale nie sądziłem, że wszędzie będzie je zamawiać, aby samej to sprawdzić. Zrobiło mi się jakoś tak miło i ucieszyłem się, że jednak zjadłem wraz z nią ten creme brulee bez słowa krytyki.
Eliott od razu zamówił alkohol zanim jeszcze wróciliśmy do naszego stolika. Początkowo słuchałem żalów wylewanych przez kobietę. Było tak, jak przewidywał Theodore. Przejmowała się decyzją swojego ojca, jakby jej fochy coś miały zmienić. Eliott po chwili próbował ją uciszyć, zaś Theodore bez skrupułów wskazał mnie palcem. W jednej chwili prysł mój nieco poprawiony nastrój. Zmrużyłem lekko oczy, mierząc go spojrzeniem przez moment.
- Dziękuję, drogi Theodore, za to jakże szczegółowe przedstawienie - odpowiedziałem najpierw uprzejmym tonem. Dopiero później przeniosłem wzrok na kobietę, poświęcając jej więcej uwagi. Kątem oka widziałem również minę Dove. Nie wydawała się być tak samo rozbawiona jak reszta towarzystwa. Może ona sama również odczuwała odrobinę zazdrości?
Zauważyłem także, że największe zainteresowanie wzbudzał alkohol. Zarówno Eliott jak i Juliette (niezrażona ostatecznie żadną odmową) zaglądali często do szklanki, nie żałując sobie trunków. Do tej pory także spokojny póki co Eliott, wyszedł do mnie ze swoją propozycją. Uniosłem brew, lekko zaskoczony takimi słowami.
- Kogo chcę? - dopytałem, niepewny, czy aby dobrze usłyszałem. Na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmieszek w odpowiedzi. Czułem się nieco skonsternowany, starałem się również nie przenosić wzroku na nikogo innego, aby przypadkiem nikt nie powiązał moich gestów i słów z czymś, co sobie mogą dopowiedzieć. Od razu zrozumiałem, że pod jego słowami kryło się coś więcej. Dove coś napominała, że niewiele o nim wie. Też bym był tajemniczy przed obcymi ludźmi w jego sytuacji. Prawdopodobnie on sam był właścicielem tego miejsca. Nielegalna rozlewnia alkoholu, może nawet sutenerstwo, lichwiarstwo.
Naprawdę, Dove, wystarczy na chwilę spuścić cię z oczu, a ty już taplasz się w błocie.
Ten ostatni pomysł niedługo potem został potwierdzony. Raczej zupełnie przypadkiem, co tylko potwierdziło mnie w swoim przekonaniu, że Eliott nie jest zbyt prawym człowiekiem. Musiało minąć już nieco czasu na rozmowach (męczących rozmowach najpierw o niczym, później o mnie, potem znowu o niczym), podczas których niewiele się odzywałem. Bardziej słuchałem, obserwowałem i czasem popijałem ze szklanki. Paradoksalnie to ja najmniej spożywałem alkoholu. Wiedziałem, że mając pod opieką Dove musiałem zachować się trzeźwo. Picie ze znajomym Dove, Adrianem, dobitnie pokazało mi, że mogłem się upić. Poza tym nie mogłem sobie pozwolić, abym pijany wygarnął całemu towarzystwu pijaństwo i rozpijanie Dove. Jej z resztą też nie zwracałem uwagi. Będę mieć na to jeszcze mnóstwo czasu.
Mogłem sobie pogratulować przezorności, kiedy do baru weszło trzech mężczyzn. Jeden z nich bardzo elegancki, wyglądał na fizycznie kilka lat starszego ode mnie, wysoki i szczupły, szedł kilka kroków za dwoma osiłkami. Tacy przychodzili tylko w jednym celu. Miałem nikłą nadzieję, że sobie pójdą grzecznie dalej, zaczepiać innych. Ale nie.
Co prawda nie miałem nic do Eliotta, bo pomimo jego szemranych spraw zachowywał się całkiem przyzwoicie, ale nie zareagowałem, kiedy wspomniana trójka podeszła wprost do niego. Przesunąłem nawet nogi, przesuwając lekko Dove bliżej Juliette. Przynajmniej obie siedziały bliżej ściany i w razie czego nie one były na pierwszej linii. Juliett wydała z siebie krótki okrzyk, Theodore wyglądał na lekko przestraszonego, Eliott wyraźnie zbladł, a ja podziwiałem przedstawienie. Skrzyżowałem ręce, starając się nie uśmiechać przy okazji. Każdy ma to, na co sobie zasłużył.
Mężczyźni mówili coś o tym, że Eliott miał oszukać ich w jakimś biznesie. Żaden z nich wprost nie powiedział o co chodzi, można było tylko się domyślać. Żądali od niego pieniędzy, a ten wyraźnie im odmawiał. Początkowo był spokojny tylko z lekko bełkotliwą mową od nadmiaru alkoholu. Później zaczął się denerwować, gdy mężczyźni stali się bardziej napastliwi. Rozejrzałem się nawet, czy w pobliżu nie było żadnej ochrony. Klientela dyskretnie się ulotniła, zostali tylko ci zbyt pijani lub tacy, co nie grzeszyli bystrością umysłu. Nawet nie było żadnej kelnerki w zasięgu wzroku. Może pobiegły szukać ochrony, a może takowej tu nie było. Dziwne.
Eliott ze swoją drobną budową wydawał się niczym bezbronne dziecko, gdy jeden z dryblasów złapał go za koszulkę i uniósł.
- Może zaczniemy odbierać sobie zapłatę w naturze? - zaśmiał się obleśnie jeden z "ochroniarzy", a elegancik klasnął w dłonie, najwyraźniej zachwycony takim pomysłem. Jego spojrzenie spoczęło na dwóch kobietach siedzących obok mnie. Z jakiego powodu również na mnie samym. Z błyskiem w oku (i na śnieżnobiałych, wyszczerzonych zębach), zaczął się do nas zbliżać, zapewne chcąc odebrać swoją… nie wiem, nagrodę? Zapłatę? Eliott jakby się dopiero obudził, patrząc na Juliette, Theodore wydawał się bardziej sparaliżowany, patrząc na wszystko szeroko otwartymi oczami, Juliette ze łzami, a Dove…
Złapałem rękę mężczyzny zanim ta dotarła do Dove.
- Będziesz idealnym towarem jak z tobą skończę - syknął, a drugi z jego ochroniarzy ruszył w moją stronę. Zapewne gdybym należał do grona przyjaciół, mógłbym zachować się tak samo jak oni. Czy raczej nie zachować, bo po pijaku raczej niewiele można zdziałać. Szarpnąłem jednak elegancikiem z całej siły, popychając go na podłogę pomiędzy kanapą a stołem. Docisnąłem stopą jego plecy, aby nie mógł się podnieść. Dryblasa uderzyłem siłą od dołu w szczękę, wykręcając mu rękę i rzucając nim o stół, z którego pospadały szklanki oraz butelki, rozlewając dookoła alkohol. Wzmocniłem uścisk, pozwalając sobie wyładować na nich całą swoją złość nagromadzoną dzisiejszego wieczoru. Usłyszałem cichutki trzask, po którym rozległ się ryk bólu. Drugi z mięśniaków porzucił Eliotta, myśląc, że skoro zająłem się jego kolegami, to nie starczy mi rąk dla niego.
Błąd. Odskoczyłem od elegancika, który mógł w końcu zaczerpnąć głębszego oddechu. Schyliłem się przed ciosem, kopniakiem posyłając ostatniego ocalałego na kanapę obok Dove. Nic mu jednak się nie stało. Rzucił się na mnie na nowo więc musiałem poczęstować go kolejną porcją ciosów w akompaniamencie ryków oraz skomleń leżącego na stole, którego wciąż trzymałem. Widziałem jak podnosił się elegancik na klęczki. Poprawiłem go kopniakiem, a osiłka złapałem za gardło, ściągając go niżej. Nie musiałem używać do tego za wiele siły, wystarczyło złapać w odpowiednim miejscu, wciskając palce w fałdy szyjne, by zaczął łapczywie łapać oddech. W pozycji ni to stojącej, ni to w kucki, trzęsły mu się nogi z wysiłku.
- Może to ja najpierw skończę z wami? - spytałem elegancika, posyłając mu nienawistne spojrzenie. Mimowolnie zaciskałem, a potem lekko rozluźniałem uścisk zarówno na szyi jednego, jak i ręce drugiego. Z jakiegoś powodu sprawiało mi to przyjemność, gdy jeden z nich się rozpłakał, a w oczach eleganckiego mężczyzny dostrzegłem prawdziwy strach. Jak wtedy przy Robercie.
- Dogadajmy się - wydusił w końcu elegancik, a ja uśmiechnąłem się złośliwie. Nie miałem ochoty na rozmowę. Miałem ochotę kogoś rozszarpać i żal ściskał mi serce, że przede mną nie znajdował się ktoś inny.
Eliott od razu zamówił alkohol zanim jeszcze wróciliśmy do naszego stolika. Początkowo słuchałem żalów wylewanych przez kobietę. Było tak, jak przewidywał Theodore. Przejmowała się decyzją swojego ojca, jakby jej fochy coś miały zmienić. Eliott po chwili próbował ją uciszyć, zaś Theodore bez skrupułów wskazał mnie palcem. W jednej chwili prysł mój nieco poprawiony nastrój. Zmrużyłem lekko oczy, mierząc go spojrzeniem przez moment.
- Dziękuję, drogi Theodore, za to jakże szczegółowe przedstawienie - odpowiedziałem najpierw uprzejmym tonem. Dopiero później przeniosłem wzrok na kobietę, poświęcając jej więcej uwagi. Kątem oka widziałem również minę Dove. Nie wydawała się być tak samo rozbawiona jak reszta towarzystwa. Może ona sama również odczuwała odrobinę zazdrości?
Zauważyłem także, że największe zainteresowanie wzbudzał alkohol. Zarówno Eliott jak i Juliette (niezrażona ostatecznie żadną odmową) zaglądali często do szklanki, nie żałując sobie trunków. Do tej pory także spokojny póki co Eliott, wyszedł do mnie ze swoją propozycją. Uniosłem brew, lekko zaskoczony takimi słowami.
- Kogo chcę? - dopytałem, niepewny, czy aby dobrze usłyszałem. Na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmieszek w odpowiedzi. Czułem się nieco skonsternowany, starałem się również nie przenosić wzroku na nikogo innego, aby przypadkiem nikt nie powiązał moich gestów i słów z czymś, co sobie mogą dopowiedzieć. Od razu zrozumiałem, że pod jego słowami kryło się coś więcej. Dove coś napominała, że niewiele o nim wie. Też bym był tajemniczy przed obcymi ludźmi w jego sytuacji. Prawdopodobnie on sam był właścicielem tego miejsca. Nielegalna rozlewnia alkoholu, może nawet sutenerstwo, lichwiarstwo.
Naprawdę, Dove, wystarczy na chwilę spuścić cię z oczu, a ty już taplasz się w błocie.
Ten ostatni pomysł niedługo potem został potwierdzony. Raczej zupełnie przypadkiem, co tylko potwierdziło mnie w swoim przekonaniu, że Eliott nie jest zbyt prawym człowiekiem. Musiało minąć już nieco czasu na rozmowach (męczących rozmowach najpierw o niczym, później o mnie, potem znowu o niczym), podczas których niewiele się odzywałem. Bardziej słuchałem, obserwowałem i czasem popijałem ze szklanki. Paradoksalnie to ja najmniej spożywałem alkoholu. Wiedziałem, że mając pod opieką Dove musiałem zachować się trzeźwo. Picie ze znajomym Dove, Adrianem, dobitnie pokazało mi, że mogłem się upić. Poza tym nie mogłem sobie pozwolić, abym pijany wygarnął całemu towarzystwu pijaństwo i rozpijanie Dove. Jej z resztą też nie zwracałem uwagi. Będę mieć na to jeszcze mnóstwo czasu.
Mogłem sobie pogratulować przezorności, kiedy do baru weszło trzech mężczyzn. Jeden z nich bardzo elegancki, wyglądał na fizycznie kilka lat starszego ode mnie, wysoki i szczupły, szedł kilka kroków za dwoma osiłkami. Tacy przychodzili tylko w jednym celu. Miałem nikłą nadzieję, że sobie pójdą grzecznie dalej, zaczepiać innych. Ale nie.
Co prawda nie miałem nic do Eliotta, bo pomimo jego szemranych spraw zachowywał się całkiem przyzwoicie, ale nie zareagowałem, kiedy wspomniana trójka podeszła wprost do niego. Przesunąłem nawet nogi, przesuwając lekko Dove bliżej Juliette. Przynajmniej obie siedziały bliżej ściany i w razie czego nie one były na pierwszej linii. Juliett wydała z siebie krótki okrzyk, Theodore wyglądał na lekko przestraszonego, Eliott wyraźnie zbladł, a ja podziwiałem przedstawienie. Skrzyżowałem ręce, starając się nie uśmiechać przy okazji. Każdy ma to, na co sobie zasłużył.
Mężczyźni mówili coś o tym, że Eliott miał oszukać ich w jakimś biznesie. Żaden z nich wprost nie powiedział o co chodzi, można było tylko się domyślać. Żądali od niego pieniędzy, a ten wyraźnie im odmawiał. Początkowo był spokojny tylko z lekko bełkotliwą mową od nadmiaru alkoholu. Później zaczął się denerwować, gdy mężczyźni stali się bardziej napastliwi. Rozejrzałem się nawet, czy w pobliżu nie było żadnej ochrony. Klientela dyskretnie się ulotniła, zostali tylko ci zbyt pijani lub tacy, co nie grzeszyli bystrością umysłu. Nawet nie było żadnej kelnerki w zasięgu wzroku. Może pobiegły szukać ochrony, a może takowej tu nie było. Dziwne.
Eliott ze swoją drobną budową wydawał się niczym bezbronne dziecko, gdy jeden z dryblasów złapał go za koszulkę i uniósł.
- Może zaczniemy odbierać sobie zapłatę w naturze? - zaśmiał się obleśnie jeden z "ochroniarzy", a elegancik klasnął w dłonie, najwyraźniej zachwycony takim pomysłem. Jego spojrzenie spoczęło na dwóch kobietach siedzących obok mnie. Z jakiego powodu również na mnie samym. Z błyskiem w oku (i na śnieżnobiałych, wyszczerzonych zębach), zaczął się do nas zbliżać, zapewne chcąc odebrać swoją… nie wiem, nagrodę? Zapłatę? Eliott jakby się dopiero obudził, patrząc na Juliette, Theodore wydawał się bardziej sparaliżowany, patrząc na wszystko szeroko otwartymi oczami, Juliette ze łzami, a Dove…
Złapałem rękę mężczyzny zanim ta dotarła do Dove.
- Będziesz idealnym towarem jak z tobą skończę - syknął, a drugi z jego ochroniarzy ruszył w moją stronę. Zapewne gdybym należał do grona przyjaciół, mógłbym zachować się tak samo jak oni. Czy raczej nie zachować, bo po pijaku raczej niewiele można zdziałać. Szarpnąłem jednak elegancikiem z całej siły, popychając go na podłogę pomiędzy kanapą a stołem. Docisnąłem stopą jego plecy, aby nie mógł się podnieść. Dryblasa uderzyłem siłą od dołu w szczękę, wykręcając mu rękę i rzucając nim o stół, z którego pospadały szklanki oraz butelki, rozlewając dookoła alkohol. Wzmocniłem uścisk, pozwalając sobie wyładować na nich całą swoją złość nagromadzoną dzisiejszego wieczoru. Usłyszałem cichutki trzask, po którym rozległ się ryk bólu. Drugi z mięśniaków porzucił Eliotta, myśląc, że skoro zająłem się jego kolegami, to nie starczy mi rąk dla niego.
Błąd. Odskoczyłem od elegancika, który mógł w końcu zaczerpnąć głębszego oddechu. Schyliłem się przed ciosem, kopniakiem posyłając ostatniego ocalałego na kanapę obok Dove. Nic mu jednak się nie stało. Rzucił się na mnie na nowo więc musiałem poczęstować go kolejną porcją ciosów w akompaniamencie ryków oraz skomleń leżącego na stole, którego wciąż trzymałem. Widziałem jak podnosił się elegancik na klęczki. Poprawiłem go kopniakiem, a osiłka złapałem za gardło, ściągając go niżej. Nie musiałem używać do tego za wiele siły, wystarczyło złapać w odpowiednim miejscu, wciskając palce w fałdy szyjne, by zaczął łapczywie łapać oddech. W pozycji ni to stojącej, ni to w kucki, trzęsły mu się nogi z wysiłku.
- Może to ja najpierw skończę z wami? - spytałem elegancika, posyłając mu nienawistne spojrzenie. Mimowolnie zaciskałem, a potem lekko rozluźniałem uścisk zarówno na szyi jednego, jak i ręce drugiego. Z jakiegoś powodu sprawiało mi to przyjemność, gdy jeden z nich się rozpłakał, a w oczach eleganckiego mężczyzny dostrzegłem prawdziwy strach. Jak wtedy przy Robercie.
- Dogadajmy się - wydusił w końcu elegancik, a ja uśmiechnąłem się złośliwie. Nie miałem ochoty na rozmowę. Miałem ochotę kogoś rozszarpać i żal ściskał mi serce, że przede mną nie znajdował się ktoś inny.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach