Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
- Zobaczymy ile jesteś warta - oznajmiłem chłodno, wysiadając przed starym magazynem. Kto by pomyślał, że dupek wybierze akurat takie miejsce na swoją kryjówkę. Wyciągnąłem z auta swoją ciężarną, podobno, narzeczoną, szarpiąc za te kudły, aż ta wpadła w kałużę błota. Syknąłem, widząc jak umorusała moją nogawkę.
- Wstawaj, cipko - warknąłem, gdy z auta wysiadał również Bunta oraz Hana.
- Paniczu, czy to aby na pewno dobry pomysł? - spytała podwładna, gdy wpatrywałem się w zamknięte skrzydła podwójnych drzwi. - Masz przecież utraconą miłość. Po co tobie Shoyo? To tylko zabawka. Powinieneś go zostawić, tak jak inne zostawiałeś - brzmiała niepewnie, jakby bała się, że zaraz ją zabiję za te słowa. I miała rację. Zrobiłbym to, gdyby nie moment, w którym drzwi się rozsunęły.
- Cóż za ciepłe powitanie - oznajmiłem z uśmiechem. Najwidoczniej wiedzieli, że się zbliżamy. Podniosłem kobietę na równe nogi, przykładając spluwę do jej skroni. - Gdzie wasz szef? - rozkazałem, a ci rozsunęli się, byśmy weszli do srodka.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Mój głos przestał się roznosić echem po pomieszczeniu. Przestałem krzyczeć, przestałem błagać by mnie zostawili. Patrzyłem tępo w sufit, nie czując nic poza dłońmi zaciskającymi się na moich biodrach. Ktoś klepnął mój policzek, więc spojrzałem na mężczyznę, który nie należał do atrakcyjnych.
- Otwórz te śliczne usta - powiedział, kciukiem przejeżdżając po mojej dolnej wardze. Zamknąłem oczy i choć chciało mi się płakać, to nie uroniłem już żadnej łzy. Nie otworzyłem jednak ust, co nie było dla nich żadnym problem. Wystarczyło, że zatkał mi nos i wykorzystał moment, kiedy próbowałem nabrać powietrza, którego mi brakowało.
Zwymiotowałem w pewnym momencie, ale czy to w czymś im przeszkadzało? Miałem wrażenie, że gdyby nawet moje ciało zaczęło się rozkładać, oni nie mieliby dość. Usłyszałem, jak drzwi się otwierają, ale nie poruszyłem się nawet by sprawdzić kto wchodzi. Dopiero zareagowałem, kiedy padło znajome nazwisko. Kobayashi. Ryu przyszedł. Znalazł mnie, ale... Po co skoro i tak własnoręcznie mnie zabije?
- Bierzcie chłopaka, tylko... - urwał mężczyzna, zatrzymując się nade mną. Widziałem, jak się krzywi i poczułem, jak szturcha mnie butem. - Wątpię, że nadal będzie cię chciał - powiedział, ale czy mi zależało? Czy chciałem by Ryu wziął mnie w ramiona i zapewnił, że będzie dobrze? Zadrżałem, wyobrażając sobie jego twarz wykrzywioną w obrzydzenie. Nie będzie mnie chciał, bo uciekłem, nie dlatego, że stałem się ofiarą pieprzonego Yosuke. Na początku nie miał problemu z dzieleniem się mną. Sam zabrał mnie na orgie i patrzył, jak inni mnie pieprzą, więc czemu to miałoby go zaboleć? Byłem zabawką, więc dla niego nie byłem nikim ważnym.
Zacząłem się śmiać, co sprawiało mi nieco bólu, ale skoro nie mogłem płakać, to jak miałem reagować?
- Naćpaliście go czymś? - zapytał któryś z mężczyzn.
- No coś ty, lepsze reakcje są na trzeźwo - zaśmiał się kolejny, kiedy zapinał spodnie. - Szkoda, że musimy już kończyć, ale trzeba dziś kogoś pozbawić życia i kto wie... Może do tego wrócimy, skarbie - uśmiechnął się, ocierając mój mokry i brudny policzek. Prościej byłoby po prostu umrzeć, ale tego się właśnie spodziewałem. Zginę tak czy inaczej, ale chyba wolałbym, żeby to Ryu się do tego przyczynił. Przynajmniej będzie to lepsze, niż umieranie, kiedy ktoś cię pieprzy.
Nie podniosłem się z miejsca, bo nie miałem nawet siły usiedzieć. Ktoś mnie podniósł i przerzucił przez ramię, klepiąc przy okazji tyłek. Zapewne mieli czekać, aż Yosuke każe im mnie przyprowadzić, aby Ryu mógł zobaczyć, jak się kończy zadzieranie ze starszym mężczyzną. On jednak nie wiedział, że tak naprawdę nie mam żadnej wartości dla Ryu. Przyjechał tu, bo sam będzie chciał mnie zabić, dlatego że uciekłem. Poczułem, jak coś mokrego spływa po moim policzku, zaskoczony tym, że jednak nadal mogłem płakać. Było to w jakiś sposób kojące.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
Wchodząc do paszczy lwa od razu przeliczyłem ich liczebność. Dwóch przy wejściu, uzbrojonych, kolejna czwórka w środku z szerokimi uśmiechami zadowolenia, jakbym właśnie w czymś im przerwał. Z jednego z pomieszczeń wyłonił się sam główny bohater, wycierając w chusteczkę dłonie. A za nim ochroniarz. Jeden, ciemnoskóry, najbardziej nabity. Miałem ochotę przewrócić oczami. Ta liczba nie robiła na mnie wrażenia, bo wciąż byli to tylko ludzie, tylko ilość, która nie miała żadnej jakości. Jednostka... do brudnej roboty.
- Nie myślałem, że duchy stąpają po ziemi. Chyba zacznę wierzyć w Boga - parsknąłem, mocno popychając do przodu dziewczynę, która padła na kolana. Wymierzyłem w jej rozczochraną łepetynę spluwą, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
- Piekło się o ciebie upomina, Ryu. Wysłali mnie po ciebie - odpowiedział rozbawiony, rzucając chusteczkę na ziemię.
- Możesz im powiedzieć, żeby cmoknęli mnie w dupę - odparłem, spluwając śliną.
- Widzę, że przyniosłeś dla mnie prezent. Ja też coś mam - pstryknął palcami, a kolejny z jego sługusów wyszedł z pomieszczenia, niosąc przewieszone, nagie ciało przez ramię. Od razu poznałem Hamadę. A raczej jego wrak. Nie potrafiłem ukryć swoich emocji. Widziałem to po zadowolonej twarzy tego skurwiela.
- Chłopaki mówili, że jest niezły - sapnął, kiedy położyli Shoyo na zimną ziemię. Jego stan... jego widok... Zacisnąłem mocno szczękę ze złości. Moja dłoń umocniła chwyt na broni. Te sukinsyny... co prawda zasłużył sobie na to. Spierdolił z jedynego, bezpiecznego miejsca.
- Oddaj go, albo
- Albo co? Zabijesz mi? Zabijesz moją córkę? Prawie mnie zajebałeś tamtego dnia, prawie, a teraz myślisz, że będę na twoje zawołanie? - roześmiał się, kopiąc Shoyo w bok, a ja mimowolnie zrobiłem krok w przód. - Jesteś zabawny, Kobayashi. Widać, że brak tobie doświadczenia. Ojciec zbyt szybko oddał rodzinę w twoje ręce
- Czego chcesz? - spytałem, zerkając na innych, rozbawionych podwładnych. Hana i Bunta coraz bardziej robili się niespokojni, ale musieli czekać. Musieli czekać i mnie zaufać.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Słyszałem czyjeś głosy za drzwiami, które oddzielały nas od innego pomieszczania. Zamknąłem oczy czując, jak boli mnie każdy kawałek ciała. Drżałem przerażony, ale zapewne również z chłodu. Byłem nagi, nic dziwnego, że było mi zimno w takim pomieszczeniu. Słuchałem, jak mężczyźni rozmawiają ze sobą, oceniając moje zdolności. Co prawda, wpadało jednym uchem, a wypadało drugim, jednakże nieprzyjemnie się tego wszystkiego słuchało.
W końcu jednak przeszliśmy przez drzwi i pomieszczenie zrobiło się jeszcze jaśniejsze. Zmrużyłem oczy, czując na sobie jeszcze więcej par oczu. Zostałem odłożony na podłogę, ale nawet się nie ruszyłem. Patrzyłem w sufit, choć zaraz zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać łzy. Czułem się obnażony, ale czy kogoś to obchodziło? Nikt nie przejmował się tym, że leżę nago przed nimi wszystkimi, ale sam nie miałem siły się bronić. Choć powinienem wstać i pokazać, że nie jestem słaby, to jednak tym razem całkowicie odpuściłem. Przez moment poczułem ciepło, kiedy usłyszałem głos Ryu. Czy był na mnie zły? Na pewno. Chciałem zobaczyć jego twarz, ale kiedy zacząłem odwracać głowę, poczułem, jak ktoś mnie kopie. Krzyknąłem z bólu, zginając się w pół i zadrżałem. Dodatkowa dawka bólu nie była niczym nowym dla mnie, ale jednak bolało jak cholera. I tak miałem już poobijane ciało, Yosuke nie musiał robić mi dodatkowych szkód.
Skuliłem się, szlochając z zamkniętymi oczami. Zrobiłem źle uciekając, ale nie byłem chciany w domu Ryu. Wszyscy tam krzywo na mnie patrzyli, na dodatek moje miejsce zajęła Ai. Nie byłem tak potrzebny, a jednak ruszył za mną. To nie miało sensu, mógł mnie przecież zostawić w rękach Yosuke skoro mu nie zależało. Po co chciał narażać swoje życie skoro i tak nie wyjdę z tego żywy?
Otworzyłem oczy, mając idealny widok na Ryu. Byli z nim Hana i Bunta oraz Kaoru, która wyglądała na roztrzęsioną. To przez twojego ojca, suko - chciałem jej to powiedzieć, ale miałem na tyle zdarte gardło, że nic i tak nie wyszłoby sensownego z moich ust. Dlatego znów wróciłem wzrokiem na Ryu. Nie rozumiałem dlaczego robi taką minę, przecież nic dla niego nie znaczyłem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
- Mógłbym powiedzieć, że twojej władzy, ale sam dobrze wiesz, że to niemożliwe. Masz zbyt wierne psy - wzruszy ramionami, krążąc w tą i z powrotem, bawiąc pistoletem w dłoni. - Nie będę ryzykował. Sam sobie wezmę to siłą - przystanął, zerkając kątem oka tam, gdzie patrzyłem, czyli na Shoyo.
- Więc co bym chciał, co, Ryu? - dopytał z cwanym uśmieszkiem, a ja siłą rzeczy wróciłem groźnym spojrzeniem na niego.
- Zemsty - odpowiedziałem beznamiętnie. To było zbyt oczywiste, a on zaklaskał dłońmi dając mi do zrozumienia, że zgadłem.
- Dokładnie! Zemsty! - przykucnął, łapiąc za włosy chłopaka, aby unieść nieco jego głowę do góry. - Spójrz. Przypatrz się dobrze tej pozostałości człowieka. To przez ciebie jest jaki jest. Pomogę mu, ulżę i zabiję na twoich oczach, ale przed tym będę tobie kazał patrzeć, jak go posuwamy, aż będzie błagał o litość, aż będzie błagał o śmierć, aż w końcu zamilknie i zostanie tylko kukiełka. Bezwładną.
- Ty skurwielu - syknąłem, robiąc krok do przodu, ale on od razu przyłożył broń do skroni Hamady, a ja zamarłem, zaciskając ze zgrzytem szczękę.
- Ne, ne, ne. Ani kroku dalej - pokiwał palcem, odpychając z obrzydzeniem Shoyo i wstał na równe nogi. Spojrzał na niego jak na jakieś odrażające gówno, a potem splunął. Za-je-bię.
- Hana - mój głos grzmiał. Dobrze wiedziała co to oznaczało.
- Już się robi, paniczu - skinęła głową podchodząc. Zabrała ode mnie górną część garderoby. Nie chciałem się ubrudzić, a tym samym udowodniłem, że nie chowałem pod spodem kamizelki kuloodpornej. Po chwili oddała mi pistolet. Przeładowałem go, odbezpieczyłem i prychnąłem pod nosem, gdy jeszcze sprawdzałem jak stal błyszczy w delikatnym świetle lamp wiszących nad naszymi głowami.
- Masz ich tu trochę - zauważyłem, nie zerkając na jego podwładnych. - I naprawdę uważasz, że oni wystarczą - prychnąłem szczerze rozbawiony. - Pamiętasz może tą historię o krwawym królu? - spytałem, wzdychając głęboko, wciąż bawiąc się, podziwiając broń. - Była wtedy pełnia, czerwona. Księżyc płakał, gdy w mieście rozlano krew trzydziestu osobom jednego z gangu. Ten gang już nie istnieje. Za sprawą jednego człowieka
- Twojego ojca. Słyszałem - potwierdził tę bajkę, jakby i tak w to nie wierzył, ale coś w nim się zmieniło, gdy dostrzegł błysk w moim oku. Błysk, który podpowiadał jak bardzo się mylił. O całej bajce, która była prawdziwa i o tym, że to był mój ojciec. Jednak w momencie, gdy jego trybiki połączyły wszystkie fakty, było już za późno. Wystrzeliłem jak z procy do przodu, strzelając celnie w piszczele dwóch napastników, którzy byli najbliżej chuja. On sam, gdy wycelował we mnie, zrobiłem unik, chowając za jednym z kontenerów. Bounta i Hana od razu włączyli się do akcji, sprzątając po dwa cele. Gdy tylko kutas chciał sięgnąć po Shoyo, strzeliłem między nich, aby zniechęcić go do tego. Z sykiem cofnął dłoń, przewracając stół, za który się schował, a ja z poślizgiem doleciałem do Hamady, pozbywając się kolejnego celu. Bounta z Haną od razu zaczęli mnie asekurować do momentu, aż nie schowałem nas za jedną ze ścian. Nie miałem czasu upewniać się, czy wszystko z nim dobrze. Przylgnąłem do ściany, ostrożnie się zza niej wychylając, a kula otarła się o stary cynk. W ostatniej chwili cofnąłem głowę. Byłem o milimetr od stracenia czubka nosa.
- Hana! Bounta! Zajmijcie się innymi - rozkazałem i wyskoczyłem zza ściany przygarbiony, strzelając na oślep, aby tylko odwieść od tego samego przeciwnika. Staruszek spanikował, zaczął wymykać się na zaplecze, zostawiając na środku swoją posikaną ze strachu córkę. Ona sama w końcu spróbowała wstać, ale od razu strzeliłem jej w obie nogi, wymieniając pusty magazynek na nowy.
- A ty dokąd, suko? - spytałem, patrząc na nią z góry. Widziałem jej strach, zalaną twarz łzami zanim strzeliłem prosto w jej serce. Jej ciało opadło z pustym wzrokiem, a ja ruszyłem w pościg za jej ojcem.
Dogoniłem go zaraz przed tylnym wyjściem z magazynu. Zdyszany tak samo jak on, strzeliłem w ścianę, gdy sięgał po klamkę. Odskoczył przerażony, samemu oddając dwa strzały, ale chybione. Trzeci zaś...
- Czyżby skończyły się kule? - prychnąłem rozbawiony, gdy rzucał bronią w bok, a ja zrobiłem to samo, wołając zachęcająco na potyczkę na pięści. Z okrzykiem wieprza zaszarżował. Przyjąłem cios w brzuch, krzywiąc się i samemu celując z prawego sierpowego. Zdołał uniknąć, kopiując mój ruch, ale zamknął przy tym oczy, a ja korzystając skopałem mu jaja. Z jękiem padł na kolana. Z kolanka przesiedliłem mu w czoło, łapiąc za głowę, a potem kopniakiem posłałem jego twarz na pocałunek z ziemią.
- Tym razem po prostu cię zabiję - odparłem, a ten roześmiał się. Drzwi otworzyły się, a w nich pojawił sporych rozmiarów dryblas z karabinem w rękach.
- Byłem przygotowany - kaszlnął krwią, ocierając podbródek, a mnie stanęło serce w gardle.
- My również - usłyszałem kobiecy głos. Mężczyzna stęknął, spojrzał na krwawą plamę na swoim brzuchu, a potem zaskoczony padł na kolana i rozłożył plackiem na ziemi. Za nim stała moja ukochana z pistoletem w dłoni i jak na płeć piękną, groźnym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się zadowolony, choć nieco wściekły, że tu przyjechała. Mimo to podszedłem do chuja, skopałem go w brzuch, tak jak zrobił to Shoyo, a potem bez ani skruchy, ani zbędnego pierdolenia, nafaszerowałem go ołowiem. Chciałem mieć pewność, że gnojek nie wstanie. Że na pewno nie żyje.
- Wszystko w porządku? - podbiegła do mnie, łapiąc obiema rękoma za twarz. Z uśmiechem ulgi, ująłem jedną z dłoni, kiwając głową. - Idź do niego - rozkazała, a ja tylko pokiwałem głową, ruszając bezgłośnie ustami "Dziękuję". Zaraz weszło kolejnych trzech moich ludzi, których pewnie zagoniła ze sobą w to miejsce. Nie pytając za bardzo, wróciłem do głównej hali, gdzie znalazłem Bounte przegrzebującego martwe ciała i Hanę, siedzącą okrakiem na rozjebanym stole. Uniosłem brew ku górze, a ta tylko skinęła głową na miejsce, gdzie był Shoyo. Podbiegłem tam, padłem na kolana zgarniając go ostrożnie w swoje ramiona.
- Zabiję cię, Shoyo. Zabiję za tą jebaną ucieczkę - wyszeptałem, słysząc jak mój głos się łamie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Co działo się w głowie Ryu? Zachowywał się, jak nie on. Nie reagowałby tak, gdybym go nie obchodził. Syknąłem, kiedy Yosuke pociągnął za moje włosy, ale zaraz zacisnąłem usta, drżąc. Słuchałem co mówi i z każdym kolejnym słowem, czułem, jak oczy napełniając mi się łzami. Wolałem by zabił mnie szybko, ale najwidoczniej los zechciał inaczej. Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Kiedy myślę, o tych łapach dotykających mojego ciała... Supeł mocniej zaciskał się na żołądku.
Ponownie wylądowałem na podłodze, a kiedy mężczyzna na mnie splunął, nawet się nie odsunąłem, ani nie próbowałem wytrzeć jego śliny. Nie miałem siły, ciało wydawało się być takie ciężko, dlatego mogłem tylko patrzeć i słuchać. Chciałem się odezwać, błagać by szybciej mnie zabili, bo i tak miało to nastąpić. Ryu się jednak złościł, był wkurwiony i doskonale to widziałem w jego oczach. Może wyglądał na opanowanego, ale wcale tak nie było. Zdążyłem go poznać i wiedziałem, kiedy zamierza wybuchnąć. Choć nie byłem do końca obecny, to coś ciepłego rozlało się po moim ciele. Serce zabiło mi szybciej, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chciałem się podnieść i go objąć. Zapewnić, że nic mi nie grozi, a ta ucieczka to tylko test dla niego, czy mu zależy. I zależało, nie miałem co do tego już żadnych wątpliwości. A nawet jeśli było inaczej, to chciałem jednak przez chwilę czuć tą radość, wierzyć, że rozpaliłem w nim jakieś miłe uczucia, których po prostu nie potrafił okazywać.
Wszystko działo się jednak szybko i nim zdążyłem zauważyć już byłem w ramionach Ryu. Wszędzie było słychać strzały, byłem nawet ubrudzony krwią, ale ta raczej nie należała do mnie, bo ból pozostał taki sam, a więc żadna nowa rana nie powstała. Uniosłem drżącą dłoń do jego policzka, ale palce jedynie zdążyły musnąć jego żuchwę, kiedy zostawił mnie za ścianą, aby żadna kula mnie nie sięgnęła. Wbiłem w niego spojrzenie i poruszyłem ustami, uczepiając się nogawki jego spodni. To było oczywiste, że nie zdołam go tym zatrzymać i znów gdzieś mi zniknął. Zamknąłem oczy, obejmując swoje ciało rękoma. Ciepło zniknęło, dając miejsce na nieznośny chłód, którego tak nie lubiłem.
Starałem się wyłączyć, aby ignorować to, co działa się wokół mnie. I chyba mi się udało, bo wszystko ucichło. Ile minęło? Miałem wrażenie, że wieczność. Otworzyłem oczy, nie wiedząc kto wygrał. Zobaczyłem jednak przy sobie Hane. Wyglądała na zaniepokojoną, może nawet trochę złą, że dałem się złapać.
- Przepraszam - powiedziała, co zbiło mnie nieco z tropu. Przełknąłem gulę w gardle, aby móc coś powiedzieć, ale Hana się odsunęła, znikając z mojego pola widzenia. Jednakże, nie zostałem na długo sam. Poczułem, jak Ryu obejmuje mnie ramionami, jak przygarnia do ciebie, chroniąc mnie całym swoim ciałem. Byłem gotów zaśmiać się na jego słowa, ale zamiast tego łza spłynęła po moim policzku, a usta wykrzywiły się w delikatny uśmiech.
- Przepraszam... - ponownie szepnąłem mocno zachrypniętym głosem, obejmując z cichym jękiem ciało Ryu. Wbiłem paznokcie w jego skórę, chowając twarz w silnych ramionach. Dopiero teraz naprawdę drżałem. Płakałem, pozwalając by wszystko ze mnie uleciało. Potrzebowałem tego, potrzebowałem pozwolić sobie na chwilę słabości, choć i tak nie należałem nigdy do silnych, ale to było coś zupełnie innego. To są emocje, które zwykle człowiek trzyma w sobie by wypłakać się we własnym łóżku lub pod prysznicem. Chciałem krzyczeć, ale gardło miałem tak zdarte, że nie było to możliwe.
Czułem wzrok innych. Patrzyli na nas, może nie cały czas, ale co chwilę ktoś musiał na nas zerkać. Nie wyobrażałem sobie jednak tego by puścić Ryu, który swoją obecnością nie pozwalał mi się całkowicie rozsypać. Byłem głupcem uciekając od niego, ale najwidoczniej musiało do tego dojść bym to zrozumiał.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, a mnie nawet nie przeszkadzało zimno bijące z betonowej podłogi. Ale w końcu musieliśmy stąd zniknąć. Spojrzałem na Hannę, a ta skinieniem głowy podeszła z moją koszulą. Okryłem starannie Shoyo, tak, aby nie musiał wyłaniać się z moich objęć.
- Shoyo, musimy wracać. Teraz wstanę, ale bez obaw. Nie puszczę cię - poinformowałem i wstałem na równe nogi z małymi problemami. Nie był ciężki, ale pozycja jaką mieliśmy nie była zbyt wygodna. Podrzuciłem go jeszcze lekko, aby poprawić pozycję swojej księżniczki i skierowaliśmy się do samochodów. Wsiadłem na tyły, uważając, aby chłopak nie uderzył się w głowę. W milczeniu wróciliśmy do posesji, w której wszyscy biegali jak oszalali. Mimo to, nie zważając na nich, skierowałem nas do swojego pokoju, a tam prosto pod prysznic. Odkręciłem ciepłą wodę, aby Shoyo mógł się ogrzać i opierając się o kafelki, zsunąłem się znów na tyłek. Otuliłem ręką jego plecy i głowę, usta przykładając do mokrych włosów.
- Już dobrze. Jesteśmy w domu, Hamada. Tu nic ci już nie grozi - szeptałem, przymykając powieki. Nic. Nic mu już nie groziło, ale czy... czy on na pewno chciał tu być?
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Z opóźnieniem docierały do mnie jego słowa. Byłem zmęczona, przerażony i zły, że ostatecznie nadal musiałem żyć. Nie chciałem patrzeć na bałagan, jaki zostawili po sobie, dlatego bardziej przycisnąłem się do Ryu, ledwie widocznie kiwając głową, kiedy zaczął się podnosić. Wiedziałem, że sam był wyczerpany tym wszystkim, ale jednak nie miał problemu z niesieniem mnie w swoich ramionach.
Nie odsuwałem się od Ryu nawet na moment. Bałem się go puścić, choć jeszcze niedawno chciałem od niego uciec. Pewnie, gdybym miał taką możliwości, to zrobiłbym to samo, ale kiedy czułem jego ciepło i bicie serca, byłem spokojniejszy. Pociągnąłem nosem, otwierając oczy, które były lekko spuchnięte od płaczu, ale nie widziałem nic poza nagą skórą mężczyzny. Delikatnie palcami muskałem jego ciało, aby dać mu znać, że nadal tu jestem, że to co się stało nie zamknęło mnie w sobie. Zależało mi na nim, ale tak naprawdę nie wiedziałem co będzie, kiedy wrócimy do posiadłości. Ukarze mnie? Zabije? Miałem mętlik w głowie, bo wiedziałem, że Ryu tego tak nie zostawi.
Wzdrygnąłem się, kiedy poczułem jak ciepła woda zaczyna moczyć moje włosy i spływać po ciele, które było uczepione cały czas Ryu. Nawet gdybym chciał, to bym nie ustał o własnych siłach. Skupiłem się na wodzie, na dotyku mężczyzny i jego głosie. Znów chciało mi się płakać i pozwoliłem sobie na to, bo łzy mieszały się z wodą z prysznica. Koszula Ryu zsunęła się ze mnie, ale nie poczułem chłodu a ciepło. Nie tylko od wody, ale i Ryu, który cały czas mocno mnie obejmował. Bał się, że znów mu ucieknę, że może rozpłynę się jak powietrze, ale nie zamierzałem nigdzie iść. To był błąd, że przekroczyłem mury posiadłości, aby znaleźć się od niego, jak najdalej. Uniosłem głowę i spojrzałem w jego oczy. Widziałem w nich wybuchową mieszankę. Martwił się, patrzył na mnie tak troskliwym wzrokiem, że aż miałem ochotę się zaśmiać, ale widziałem w tych oczach również złość. Nie wiem czy na mnie czy może na tych mężczyzn, którzy zabawili się mną.
- J-ja... - urwałem, aby przełknąć gulę w gardle i spuściłem wzrok. Nie mogłem tak długo na niego patrzeć, nie chciałem by czytał ze mnie, jak z otwartej księgi. - J-jestem brudny, Ryu... Oni.... - zacząłem łkać, obejmując się rękoma. Drżałem, zaciskając powieki. - Przepraszam... Nie zasługuję na to... Nie zasługuję by ży... żyć - wymamrotałem, próbując się odsunąć od Ryu, ale nie byłem w stanie.
Wszystko mnie bolało, a na dodatek byłem uwięziony w jego ramionach. Nie było ucieczki, nie byłem w stanie się od niego uwolnić. Za bardzo go pragnąłem, za bardzo mi na nim zależało, a bez niego... Kim jestem? Nie byłbym w stanie wrócić do normalnego życia, nie mogłem się dłużej oszukiwać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
- Cii. Nic nie mów - uciszyłem go, zakrywając dłonią jego usta. Nie chciałem, aby mówił na głos to, co aktualnie myślał. Był wstrząśnięty i zapewne myślący irracjonalnie, a słysząc głośno swe słowa mógłby jeszcze faktycznie się zabić. Uniosłem się lekko, aby sięgnąć po żel. Wróciłem na podłogę i spieniłem odrobinę na swoich dłoniach.
- Zaraz będziesz czysty. To tylko przejściowe, Shoyo - zapewniłem, ostrożnie i powoli błądząc dłońmi po jego ciele. Chciałem umyć go dokładnie, aby nie czuł ani jednego niedomytego centymetra swojego ciała. Te chuje już zapłąciły za zbrodnie. Nigdy więcej nie będą mieli okazji kogokolwiek dotknąć. Tak właśnie kończyło się dotykanie...
- Jesteś mój, Shoyo. Zapamiętaj to sobie dokładnie. Jesteś moją własnością - mój głos oraz spojrzenie było nieugięte. Wręcz wypalało w chłopaku dziórę. Chciałęm, aby w końcu to do niego dotarło. Nie ucieknie przede mną. Prędzej zginie z mej ręki niżeli pozwole mu spierdolić.
Zmyłem z niego pianę, zakręciłem wodę i otuliłem go puchatym ręcznikiem. W takim stanie przetransportowałem swoją księżniczkę do świeżej pościeli w królewskim łóżku.
- Musisz odpocząć, Hamada - okryłem go szczelnie pierzyną. - A ja muszę jeszcze coś załatwić. Obiecuję wrócić - zapewniłem go. Choć nie chciałęm, musiałęm odejść. Jemu potrzebny był spokój i sen, a mnie dokończenie pewnych spraw.
Niechętnie wstałem i nawet, gdyby protestował, wyszedłem z pokoju, napotykając od razu Hanę z Buntą oraz innym podwładnym.
- Pilnujcie go. Bounta, przynieś mu cos ciepłęgo do picia oraz tabletki na uspokojenie oraz jakieś lekkie jedzenie. A ty... - spiorunowałęm wzrokiem Hanę - Za mną - warknąłem, nie mając dla niej nic miłego do powiedzenia.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Chciałem wierzyć w jego słowa, że to przejściowe, ale nie byłem w stanie. Kiedy mnie mył, nie czułem nic. Moje ciało odruchowo drżało i wzdrygało się, uciekając przed jego dotykiem, ale i tak udało mu się namydlić moją skórę. Starał się, widziałem to po nim, ale ciężko mi było dopuścić do siebie nawet jego. Patrzyłem uważnie na jego dłonie, ale ostatecznie się poddałem, rozumiejąc, że nie mam z czym walczyć, tym bardziej, kiedy mył mnie w każdym możliwym miejscu. Sprzeciwianie się wcale by tego nie ułatwiło, a chciałem by poszło mu to szybciej i sprawniej.
Wstrzymałem oddech, spuszczając głowę, aby uniknąć jego spojrzenia. Jego głos wracał jak bumerang, słowa echem roznosiły się po mojej głowie. To było ostrzeżenie, może nie chciał by tak zabrzmiało, a może wręcz przeciwnie, ale w tych słowach była zawarta pewna groźba i nie chciałem sprawdzać, czy się mylę. Zadrżałem, wracając do oddychania. Nie odpowiedziałem, nie kiwnąłem nawet głową, po prostu czekałem aż skończy. Na szczęście nie trwało to długo, więc szybko znalazłem się w sypialni pod ciepłą kołdrą. Choć było ciepło, cały czas drżałem. Przerażony nie tylko sytuacją, ale i słowami Ryu. Przez myśl mi jeszcze przeszło, czy moja rodzina jest bezpieczna. Wyjechali, a może kazali im zawrócić? Nie mogłem zapytać o to Ryu, nie mogłem wydobyć z siebie już nic więcej.
Spojrzałem na oddalającą się sylwetkę mężczyzny i powoli wyciągnąłem dłoń, ale nie mogłem go sięgnąć, a nawet gdybym mógł, to i tak nie było to możliwe. Ręka bezwładnie opadłą na kołdrę, a drzwi za Ryu się zamknęły. Zamknąłem oczy, próbując uspokoić własne ciało. Słyszałem, jak ktoś krząta się pod drzwiami, jak ludzie szeptają coś do siebie, ale nie docierały do mnie ich słowa. Zapewne i tak mówili o mnie, o tym, jak głupi jestem, jak musiałem wszystkich na nogi postawić. Chciałem się zobaczyć z Haną, przeprosić, że mi się nie udało, że wszystko poszło na marne.
- Shoyo - usłyszałem głos Bunty i dotarło do mnie, że nawet nie zarejestrowałem, kiedy wszedł. - Przyniosłem ciepłą zupę. Wyjdziesz spod kołdry? - zapytał. Jego głos był taki łagodny, pozbawiony ostrości, jaką często słyszałem. Obchodził się ze mną, jak z wystraszonym kotem. Delikatnie, niepewnie. Jednakże, nie miałem apetytu, dlatego nasunąłem kołdrę na głowę. Usłyszałem, jak wzdycha i odkłada tacę na szafkę nocną. - Mówiłem, że zależy mu na tobie. Gdyby było inaczej... Nie wróciłbyś tutaj żywy, Shoyo. Więc jeśli nie chcesz go bardziej wkurzyć, lepiej będzie, jak zjesz i weźmiesz tabletki. Później dam ci spokój i nikt poza Ryu tutaj nie przyjdzie, chyba że dasz nam powód zanim zdąży wrócić - powiedział, na co ja tylko mocniej się skuliłem.
Chwila ciszy jednak wystarczyła bym się wygrzebał spod kołdry. Podniosłem się do siadu i spojrzałem pusto na miskę z zupą. Wzrok Bunty wypalał dziurę w moje nagie ciało, ale zignorowałem to sięgając po łyżkę, ale kiedy chciałem ją chwycić ta mi wypadła. Spróbowałem jeszcze raz, ale znów wylądowała na tacy. Bunta chyba zrozumiał co się dzieje, bo znalazł się bliżej mnie, na co ja się wycofałem gwałtownie.
- Nie skrzywdzę cię, nie interesuje mnie twoje ciało, Shoyo. Nie jestem... taki - wyszeptał, biorąc miskę do jednej ręki, lekko się krzywiąc od ciepła, a w drugą dłoń złapał łyżkę. Ostrożnie przysunąłem się do niego, otaczając się kołdrą, aby choć trochę się zakryć. Otworzyłem usta, czując się dziwnie z tym, że ktoś miał mnie karmić.
Bunta dopilnował tego bym zjadł wszystko i wziął leki. Nie wyszedł jednak od razu z pokoju tylko czekał aż zasnę. Powieki w końcu zaczęły mi się kleić do siebie i choć próbowałem nie zamykać oczu to i tak w końcu odpłynąłem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic dwa razy się nie zdarza
RYU KOBAYASHI
RYU KOBAYASHI
Szedłem niczym taran prosto do swojego biura, a Hana zaraz za mną, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Zatrzymałem się gwałtownie przed drzwiami, a ona prawie wpadła na moje plecy. Słyszałem jak odskoczyła na dwa kroki, aby zrobić mi miejsce na zawrócenie. Skręciłem do innego pomieszczenia. Daleko od pokoi mieszkalnych oraz kuchni, czy jadalni. Na ubocze, w ogród, gdzie zaraz za wysokimi krzewami oraz drzewami wiśni stała kanciapa. Przynajmniej tak wyglądała z zewnątrz. Wyczułem na ułamek sekundy niepewność dziewczyny. Weszliśmy do środka, ta cały czas miała spuszczoną głowę. Wzrok wbity w ziemię. Zapaliłem nikłe światło, które wisiało nad pojedynczym, drewnianym krzesłem z przyczepionymi sznurami do wiązania kończyn. Jedna ściana zawalona była wysokimi, ciemnymi meblami. Podszedłem do nich, otworzyłem jedną z szuflad, a tam ukazały się idealnie wypolerowane, małe przedmioty do torturowania.
- Z racji tego, że służyłaś mi tyle lat, wiernie, pozwolę tobie samej się wytłumaczyć - wyciągnąłem drobne szczypce, które służyły do wyrywania paznokci. Niechętnie miałem zamiar ukarać Hanę. Mocno zabolała mnie jej zdrada, a mimo to wciąż liczyłem, że zwali winę na kogoś innego, liczyłem, że może się mylę i mój instynkt źle podpowiada, kto przyczynił się do ucieczki Shoyo. Ale prawda była taka, że tylko Bunta oraz ona ponosili konsekwencję pilnowania chłopaka.
Wyjrzałem przez ramię na kobietę. Zdawała się taka drobna, słaba. Jej silna kobiecość nagle wyparowała. Czuła winę - była winna.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, Kobayashi. Czyń, co uważasz za słuszne - odpowiedziała i tym razem uniosła głowę. Zadarła ją wysoko, wpatrując uporczywie z drżącymi, szklistymi oczyma prosto na mnie. Westchnąłem przeciągle, prychając lekko pod nosem. Kwaśny uśmiech wylał się na mą twarz.
- Więc zacznijmy inaczej - odwróciłem się na pięcie, podpierając biodrami o mebel. - Dlaczego? - wwiercałem w nią wzrok, nieustępliwie oczekując odpowiedzi. Myślała, widziałem jak składa odpowiednie zdania w swojej małej główce, którą mógłbym roztrzaskać w swych dłoniach.
- Był przeszkodą. Był zarazą dla Panicza Kobayashiego - odpowiedziała, zaciskając kurczowo przy swym ciele pięści. - Tracił Panicz samego siebie. Martwiłam się, że ten chłopak spowoduje pańską zgubę, śmierć - zagryzła wargi, zamykając szczelnie kolejne słowa, które się cisnęły.
- I? - dopytałem. Niepewnie na mnie zerknęła. Westchnęła poddańczo. Nie miała i tak już nic do stracenia. W końcu podjąłem już decyzję, co z nią pocznę.
- Prawie do tego doszło - dodała, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Jakby kamień ciążący na jej barkach, właśnie spadł.
- Siadaj - skinąłem głową, głosem nietolerującym sprzeciwu. Hana podeszła niczym cień człowieka do krzesła, usiadła, a ja nakazałem, aby sama siebie przywiązała. Zrobiła to. Najpierw ciasno unieruchomiła kostki, a potem za pomocą zębów zrobiła to samo z nadgarstkami. - Nigdy bym nie przypuszczał, że cię tu zobaczę. Na tym krześle - podszedłem, bijąc delikatnie przedmiotem w swej dłoni. - Gotowa? - spytałem, a ta przytaknęła, zaciskając mocno zęby.
Wyszedłem z szopy opryskany od dołu do góry krwią. Wytarłem policzek w rękaw kimona, ale jedynie rozmazałem bardziej ślady szkarłatu. Bunta już szedł w tą stronę z paroma pomocnikami.
- Posprzątajcie tam - rozkazałem, a ci ani przez chwilę wahania, weszli do środka. Poza Buntą. Jego zatrzymałem, łapiąc za ramię.
- Zjadł i wziął leki, szefie, ale wygląda jak duch człowieka - puściłem go i ruszyłem do posesji. Na korytarzu dostrzegłem moją ukochaną wyglądającą zza rogu z wypisanym niepokojem na twarzy. Minąłem ją, nie dotykając, aby jej ciało nie zostało splamione krwią i wróciłem do swojego pokoju. Tam, gdzie spoczywał zagrzebany po czubek głowy Shoyo. Zamknąłem się w łazience. Wziąłem długi prysznic, zmywając z ciała bród, a z umysłu wszelakie problemy. Byłem zmęczony, pragnąłem jedynie zatopić się w pościeli i zasnąć.
Odświeżony, w samych bokserkach wróciłem do sypialni. Spojrzałem na pusty talerz i szklankę. Chociaż Bunta mnie nie okłamywał. Wślizgnąłem się ostrożnie pod kołdrę, nie chcąc obudzić Hamady. Delikatnie, odgarnąłem nieco pościeli, aby zobaczyć jego twarz i pogładziłem czubek głowy upierdliwca, a potem odwróciłem się do niego plecami, przymykając powieki.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej,
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
niż rozsypać.
HAMADA SHOYO
Nie mam pojęcia w którym momencie dopadły mnie koszmary. Byłem znów w magazynie, przywiązany i zakneblowany. Szerokie uśmiechy otaczały mnie z każdej strony. Pachniało wilgocią, ale i krwią. Wszystko było tak wyraźne. Każde słowo i dotyk, każde szarpnięcie za włosy i uderzenie. Zacząłem się szarpać, szukając ucieczki i się udało. Biegłem na tyle szybko, na ile byłem w stanie, ale cały czas coś mnie goniło. Słyszałem wołania i groźby, czułem, jak osłabione ciało spowalnia i kiedy upadałem, ktoś mnie złapał. Moje imię w jego ustach brzmiało tak czule, ale kiedy podniosłem głowę widziałem twarz całą we krwi. Palce mocniej zacisnęły się na moich ramionach, sprawiając okropny ból i zostawiając po sobie ślady. Znów biegłem uciekając przed ludźmi, którzy chcieli mnie dorwać, ale i przed Ryu, który wcale siebie nie przypominał. Tym razem upadłem, a oni mnie dorwali. Ich dłonie na moim ciele, usta całujące skórę i zęby zostawiające ślady. Widziałem jednak tylko jedną osobę i jeden szeroki uśmiech.
Podniosłem się gwałtownie do siadu, wydając z siebie krzyk. Czułem się mokry od potu i od łez, które zaczęły spływać po moich policzkach.
- B-błagam... nie... p-przestań - wydusiłem z siebie drżąc, kiedy miałem wrażenie, że milion dłoni sunie po moim ciele. Podniosłem się z łóżka, strącając szklankę z talerzem na podłogę. Nie dbałem o to, że w ciemności wpadnę na odłamki szkła, bo pragnąłem znaleźć się gdzie indziej. Uciec stąd, uciec od rąk, które nie znikały.
Uderzyłem o coś, a chwilę po tym potknąłem się, lądując na podłodze. Nie widziałem nic poza ciemnością i rąk, które były coraz bliżej mnie. Przesunąłem się z bólem pod ścianę, podkurczając nogi i wsuwając palce w swoje włosy. Zacisnąłem je na tyle mocne, że czułem bóle na skórze.
- P-przepraszam, ja.... nie chcę, p-przepraszam - wymamrotałem, coraz mocniej zaciskając palce na włosach. Trząsłem się, próbując bardziej wcisnąć się w ścianę. - Ryu... Ryu, błagam - wyszeptałem, oddychając coraz ciężej. Zacząłem czuć okropny uścisk w klatce piersiowej, co jeszcze bardziej zaczęło mnie przerażać.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach