Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
Pierwsza część:
>>Tutaj<<
Po reakcji Dove uznałem, że chyba lubiła bardziej te pozycje, gdy byłem jak najbliżej niej. Za każdym razem mocno trzymała się moich ramion, zaciskając na nich swoje palce. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nawet gdybym czuł na skórze jej wbijające się paznokcie. Może mógłbym na następny raz podsunąć jej ten pomysł, by spróbować jak będę się z tym czuć.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Zdawałoby się, że od ostatniego takiego momentu nie minęło za wiele czasu, a ponownie poczułem silne pobudzenie. Oparłem się na łokciach po obu stronach głowy Dove, aby móc patrzeć jej w oczy, gdy nadszedł ten moment. Ująłem jej twarz w dłonie, przyspieszając ruchy, kiedy zacząłem odczuwać pierwsze silne skurcze na swoim penisie. Wcześniej ani razu nie mogłem spoglądać jej w oczy, ale zdecydowanie mógłbym częściej widzieć ten malujący się wyraz rozkoszy, dzięki któremu po chwili i ja doznałem kolejnej przyjemności.
Swoich ruchów nie zaprzestałem od razu. Z moich ust uszedł krótki jęk kiedy specjalnie przedłużyłem tą chwilę. Odczekałem aż przez Dove przejdzie ostatni dreszcz zanim wysunąłem się z jej wnętrza i położyłem się obok, przyciągając ją do siebie i mocno obejmując.
- Myślisz, że teraz możemy pójść spać? Czy chcesz jeszcze? - spytałem nieco rozbawiony, odnajdując jej usta swoimi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wspaniały Theo wszystkim się zajmie. Oczywiście, bo jakżeby mogło być inaczej. Zapewne całe to przedstawienie z piknikiem również było jego pomysłem i jako dobry gospodarz wziął na siebie wszystkie sprawy związane z organizacją. Theodore sprawiał na początku wrażenie ułożonego człowieka, a jednak sprawił, że Dove zaczęła pić, palić i obracać się wśród tych wszystkich szachrajstw i machlojek.
- Nie trzeba - odpowiedziałem, gdy wspomniała o piekarni. Byłem niemal pewien, że i tak nic by mi nie przeszło przez gardło. Szczególnie słodkości, którymi prędzej bym się zadławił. - Chyba że sama masz na coś ochotę, to możemy podejść - przyglądałem się przygotowaniom Dove, jak wyciąga parasolkę z szafy i dopina żakiet. Wpadłem na pewien pomysł lecz nie planowałem od razu go zrealizować. Może po tym śmiesznym pikniku, zależnie jak się sprawy potoczą.
- Ty zawsze dobrze wyglądasz. Czy w żakiecie, czy bez. Choć lepiej by ci było bez tych podkrążonych oczu - mruknąłem, posyłając lekki uśmiech i całując ją w czoło. Spróbowałem się też pozbyć tej "ponurej miny". Pomijając fakt, że nijak jakoś nie szło mi to w parze z byciem przystojnym, to jednak nie planowałem pokazywać po sobie jak bardzo nie podobał mi się pomysł pikniku.
- Kusząca propozycja, zastanowię się nad tym - odparłem wymijająco. Ani nie potwierdzając tego, że chciałbym robić coś wspólnie, ani nie potwierdzając, że chciałbym spędzić ten czas osobno. To drugie kompletnie nie wchodziło w grę lecz nie musiałem mówić tego na głos. Uniosłem ręce, by móc objąć w swoje dłonie obie dłonie Dove, które wciąż trzymała na moich policzkach.
- Chodźmy już. Chyba nie chcesz się spóźnić - ani przyjść na samym końcu, bo to różnie mogłoby zostać odebrane. - Z tego co mówiłaś wczoraj wynika, że dawno nie widziałaś Diany. Chyba bardzo cię ciekawi, co robiła przez ten cały czas - ścisnąłem mocniej palce, po czym opuściłem swoje ręce razem z dłońmi kobiety. Zabrałem jeszcze klucz od pokoju, leżący na szafce przy drzwiach.
- Prowadź, moja droga, w końcu zdążyłaś poznać to miasto z każdej strony - po zamknięciu drzwi, uśmiechnąłem się w jej stronę, oferując swoje ramię.
- Nie trzeba - odpowiedziałem, gdy wspomniała o piekarni. Byłem niemal pewien, że i tak nic by mi nie przeszło przez gardło. Szczególnie słodkości, którymi prędzej bym się zadławił. - Chyba że sama masz na coś ochotę, to możemy podejść - przyglądałem się przygotowaniom Dove, jak wyciąga parasolkę z szafy i dopina żakiet. Wpadłem na pewien pomysł lecz nie planowałem od razu go zrealizować. Może po tym śmiesznym pikniku, zależnie jak się sprawy potoczą.
- Ty zawsze dobrze wyglądasz. Czy w żakiecie, czy bez. Choć lepiej by ci było bez tych podkrążonych oczu - mruknąłem, posyłając lekki uśmiech i całując ją w czoło. Spróbowałem się też pozbyć tej "ponurej miny". Pomijając fakt, że nijak jakoś nie szło mi to w parze z byciem przystojnym, to jednak nie planowałem pokazywać po sobie jak bardzo nie podobał mi się pomysł pikniku.
- Kusząca propozycja, zastanowię się nad tym - odparłem wymijająco. Ani nie potwierdzając tego, że chciałbym robić coś wspólnie, ani nie potwierdzając, że chciałbym spędzić ten czas osobno. To drugie kompletnie nie wchodziło w grę lecz nie musiałem mówić tego na głos. Uniosłem ręce, by móc objąć w swoje dłonie obie dłonie Dove, które wciąż trzymała na moich policzkach.
- Chodźmy już. Chyba nie chcesz się spóźnić - ani przyjść na samym końcu, bo to różnie mogłoby zostać odebrane. - Z tego co mówiłaś wczoraj wynika, że dawno nie widziałaś Diany. Chyba bardzo cię ciekawi, co robiła przez ten cały czas - ścisnąłem mocniej palce, po czym opuściłem swoje ręce razem z dłońmi kobiety. Zabrałem jeszcze klucz od pokoju, leżący na szafce przy drzwiach.
- Prowadź, moja droga, w końcu zdążyłaś poznać to miasto z każdej strony - po zamknięciu drzwi, uśmiechnąłem się w jej stronę, oferując swoje ramię.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
- To prawda, jestem ciekawa co u niej. Chociaż nikt nie potrzebuje zbyt wiele wyobraźni aby zgadnąć co porabiała przez ostatnie kilka dni - Diana zdecydowanie bardziej pasowała do takiego miejsca. Była boleśnie szczera, robiła to co chciała i kiedy chciała. Było to aż szokujące i imponujące, że Garnier nie tylko z nią wytrzymał, ale nawet pokochał. Zdecydowanie można ujrzeć w jego oczach miłość, gdy ją obserwuje w ciszy podczas gdy ona z entuzjazmem opowiadała jakąś historię lub plotkę.
Park znajdował się dosyć blisko hotelu. Nawet z daleka można było zauważyć, że wiele osób miało podobny pomysł co nasza grupa. Dlatego też było ciężko od razu odnaleźć znajome twarze. Na szczęście Theo zauważył nas mniej więcej w tym samym momencie, gdy my jego i pomachał w naszym kierunku. Dziękowałam Bogu, że wybrał miejsce pod większym drzewem, gdzie można było w cieniu bezpiecznie ukryć się przed słońcem. Usiadłam na rozłożonym kocu pomiędzy Juliette i Williamem. W oczy rzucił mi się malutki talerz z winogronami oraz kawałkami sera.
- Ah, kilka dni temu wspominałaś, że tobie tego brakowało - Theo szybko wytłumaczył i przysunął talerzyk bliżej mnie. Zaskoczył mnie tym, że pamiętał taki szczegół.
- Dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony - Theo jedynie posłał mi krótki uśmiech i sięgnął po kieliszek z białym winem. Eliott w międzyczasie w skrócie nam opisał ostatnie plotki, które zaczęły krążyć tego ranka niemalże w całym Paryżu. Coś o jakiś nowym artyście i jego kontrowersyjnym obrazie.
Zerknęłam w stronę Juliette, która wyglądała na znudzoną. Pochyliłam się odrobinę w jej kierunku i szepnęłam:
- Wszystko w porządku?
Kobieta uniosła brew i spojrzała się na mnie, jakbym przed chwilą obraziła jej dumę i jej całą rodzinę.
- Co za głupie pytanie. Oczywiście, że nie - przytaknęłam i wzięłam głęboki wdech, próbując się przygotować na ciężką rozmowę na temat tego co się wczoraj wydarzyło, gdy nagle Juliette dodała:
- Mój idiotyczny ojciec, same z nim problemy. Jeżeli ktoś inny go nie udusi to sama się tym zajmę.
Byłam zaskoczona jej odpowiedzią. Nikt nie wspomniał o wczorajszym wieczorze, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Czy zawsze tak było? Może wszyscy byli mocno skacowani i nie chcieli myśleć o przeszłości? W innych przypadkach mogłam to zrozumieć, ale wczorajsze wyjście było znacznie dziwniejsze i bardziej intensywne. Chyba. Może źle pamiętałam? Na prawdę powinnam odstawić alkohol na jakiś czas.
- Czy moje oczy dobrze widzą? - Eliott przerwał plotkę o malarzu i spojrzałam w kierunku ostatniej pary, która miała do nas dołączyć. Diana wyglądała cudownie w swojej sukni i delikatnych akcesoriach. Jednak to jej szeroki uśmiech i jasne oczy zwracały największą uwagę. Prawie można było zapomnieć o wysokim mężczyźnie, który jej towarzyszył.
- Już myśleliśmy, że się zgubiliście - zażartował Theo podczas gdy, Garnier usiadł obok Juliette, a obok niego, bliżej mnie Diana.
- Wychowałem się w tym mieście. Byłoby to niepokojące, gdybym nie potrafił znaleźć odpowiedniej drogi - Garnier posłał wszystkim delikatny uśmiech na powitanie, podczas gdy Diana objęła mnie ramionami i przytuliła mocno do siebie. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mi tego brakowało. Sama jej obecność dodawała mi wielką falę spokoju i radości. Gdybyśmy były same to zapewne bym się rozpłakała. Nie byłam bardzo blisko z Dianą, ale miałam wrażenie, że ta wycieczka to zmieniła.
- Oh, William! - dopiero po kilku sekundach Diana zauważyła kto siedział po mojej drugiej stronie. - Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Kochanie, pamiętasz Williama Lightwood?
Garnier przytaknął. - Mieliśmy szansę się spotkać w teatrze w Londynie, o ile dobrze pamiętam.
- Tak, tak! Pomimo jego wieku, mój najdroższy ma znakomitą pamięć.
Garnier prychnął, sięgając po miseczkę z truskawkami.
- "Pomimo wieku" - mruknął i w jego głosie można było bardziej usłyszeć rozbawienie, niż ból lub żal. Diana objęła jego ramię swoimi, otwarcie wtulając się w niego. Najwyraźniej i Diana chciała skorzystać z mniejszych restrykcji i zasad w gronach społecznych.
- Jak sprawy u ciebie, William? Jak podoba się Paryż? Na pewno mocno się stęskniłeś za swoją narzeczoną? - było coś złośliwego w jej uśmieszku. Ani jej pytania, ani odpowiedź Williama, nie interesowała resztę grupy. Theo, Elliot i Juliette wrócili do rozmowy na temat artysty, dzieląc się informacjami z Garnierem, który od czasu do czasu coś od siebie dodawał, ale wyglądał na bardziej zainteresowanego jedzeniem niż tematem rozmowy. Sama nie wiedziałam gdzie skupić swoje spojrzenie, więc odrobinę papugując Garniera sięgnęłam po kawałki owoców i sera, siedząc w ciszy i uważnie słuchając rozmowy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tak jak to przewidywałem - park niemal pękał w szwach od ludzi. Wszędzie można było dostrzec mniejsze i większe grupy ludzi spędzających czas na świeżym powietrzu. Wraz z dziećmi oraz ich czworonożnymi przyjaciółmi. Przeszkadzał mi ten hałas, jeszcze nim zdążyliśmy się zagłębić dalej w poszukiwaniu Theo i spółki.
Chyba tylko samą siłą woli nie skrzywiłem się na ich widok, pozostawiając na twarzy względnie… cóż, nie mogłem swojego uśmiechu nazwać szerokim, radosnym bądź przyjaznym. Robiłem za to wszystko, żeby nie był ponury, jak nazwała to chwilę temu Dove. Wolałem nie wychodzić na takiego ponuraka, bo ludzie niedługo będą chcieli widywać się tylko z Dove, nie patrząc przychylnym okiem na moją obecność. A potrzebowałem być przy niej.
Dlatego mimo wszystko spokojnie przywitałem się z całym towarzystwem, gdy ostatecznie to sam Theodore pierwszy nas dostrzegł. Nawet nie zacisnąłem zębów ani palców w pięści, gdy z tym swoim przymilnym uśmieszkiem podsunął Dove przekąski. Nie rzucałem złośliwym spojrzeniem, nie wzdychałem teatralnie, choć miałem ochotę. Czułem się wśród nich jak intruz.
Niedługo przyszła również sama Diana ze swoim partnerem. Uniosłem brwi, widząc wyraźną bliskość między tą dwójką. Z resztą, przy naszym pierwszym spotkaniu w teatrze, tak jak wspomniał Garnier, od razu widać było to między nimi. Przysłuchiwałem się tej krótkiej wymianie zdań, wymieniając uprzejmości z Dianą i Garnierem. I pewnie nadal siedziałbym nie angażując się w te ich rozmowy, gdyby pytanie Diany nie wytrąciło mnie z równowagi.
- Paryż niewątpliwie ma swe uroki - przyznałem, przy czym skinąłem głową. I chyba pierwszy raz w tym dniu szczerze się uśmiechnąłem. Ująłem przy tym obie dłonie Dove tak, by Diana dobrze mogła widzieć jej palce, po czym odparłem tym samym tonem, jakiego użyła kobieta. - Gdzież bym śmiał uczynić z Dove swoją narzeczoną wbrew woli szanownego Sebastiana - odpowiedziałem żartobliwie, choć po części z prawdą, pokazując, iż Dove nie ma żadnego pierścionka na swoim palcu. Ciekaw byłem, skąd Diana miała takie informacje. Nie sądziłem, by Dove jej coś powiedziała, tak samo jak właścicielka kwiaciarni w której pracowałem. Przecież nigdy Diana nie postawiła tam swojej nogi, a nawet jakby, to skąd kwiaciarka miałaby połączyć nieznane sobie osoby? Kobieta wyglądała przy tym na zaskoczoną moimi słowami. Nie od razu wiedziała, co odpowiedzieć, widziałem to po jej minie. Jej twarz oblał delikatny rumieniec, którego pochodzenia nie miałem pewności.
- Oh, nie wiedziałam - gdyby nie obecne całe to towarzystwo, zapewne bym się zaśmiał w głos. W obecnej sytuacji byłoby to nieodpowiednie, dodatkowo nie zamierzałem stawiać Dove w niezręcznej dla niej sytuacji. Tłumaczenie "nic nas nie łączy" byłoby również ostatnią głupotą, bo już gołym okiem widać było, iż to nie była zwykła przyjaźń. Jeśli Diana chciała szczegółowych informacji, to również w bardziej odpowiednich warunkach. Po co nowi znajomi mieliby słuchać o tym, o czym nie powinni. Jeszcze ktoś postanowi to wykorzystać przeciwko nam.
Miałem wrażenie, że sama Diana od tego czasu trochę straciła na nastroju. Jakby innym wzrokiem zaczęła nam się przyglądać. Zmieniła temat, zaczęła więcej opowiadać o czasie spędzonym z panem Garnierem, wymienialiśmy czasem uwagi na obecny temat, aż w końcu oznajmiła, że porywa Dove na mały spacerek, aby rozprostować nogi. Czułem, że jej ciekawość wzięła górę, ale grzecznie zostałem na swoim miejscu, dając im czas na rozmowę.
Chyba tylko samą siłą woli nie skrzywiłem się na ich widok, pozostawiając na twarzy względnie… cóż, nie mogłem swojego uśmiechu nazwać szerokim, radosnym bądź przyjaznym. Robiłem za to wszystko, żeby nie był ponury, jak nazwała to chwilę temu Dove. Wolałem nie wychodzić na takiego ponuraka, bo ludzie niedługo będą chcieli widywać się tylko z Dove, nie patrząc przychylnym okiem na moją obecność. A potrzebowałem być przy niej.
Dlatego mimo wszystko spokojnie przywitałem się z całym towarzystwem, gdy ostatecznie to sam Theodore pierwszy nas dostrzegł. Nawet nie zacisnąłem zębów ani palców w pięści, gdy z tym swoim przymilnym uśmieszkiem podsunął Dove przekąski. Nie rzucałem złośliwym spojrzeniem, nie wzdychałem teatralnie, choć miałem ochotę. Czułem się wśród nich jak intruz.
Niedługo przyszła również sama Diana ze swoim partnerem. Uniosłem brwi, widząc wyraźną bliskość między tą dwójką. Z resztą, przy naszym pierwszym spotkaniu w teatrze, tak jak wspomniał Garnier, od razu widać było to między nimi. Przysłuchiwałem się tej krótkiej wymianie zdań, wymieniając uprzejmości z Dianą i Garnierem. I pewnie nadal siedziałbym nie angażując się w te ich rozmowy, gdyby pytanie Diany nie wytrąciło mnie z równowagi.
- Paryż niewątpliwie ma swe uroki - przyznałem, przy czym skinąłem głową. I chyba pierwszy raz w tym dniu szczerze się uśmiechnąłem. Ująłem przy tym obie dłonie Dove tak, by Diana dobrze mogła widzieć jej palce, po czym odparłem tym samym tonem, jakiego użyła kobieta. - Gdzież bym śmiał uczynić z Dove swoją narzeczoną wbrew woli szanownego Sebastiana - odpowiedziałem żartobliwie, choć po części z prawdą, pokazując, iż Dove nie ma żadnego pierścionka na swoim palcu. Ciekaw byłem, skąd Diana miała takie informacje. Nie sądziłem, by Dove jej coś powiedziała, tak samo jak właścicielka kwiaciarni w której pracowałem. Przecież nigdy Diana nie postawiła tam swojej nogi, a nawet jakby, to skąd kwiaciarka miałaby połączyć nieznane sobie osoby? Kobieta wyglądała przy tym na zaskoczoną moimi słowami. Nie od razu wiedziała, co odpowiedzieć, widziałem to po jej minie. Jej twarz oblał delikatny rumieniec, którego pochodzenia nie miałem pewności.
- Oh, nie wiedziałam - gdyby nie obecne całe to towarzystwo, zapewne bym się zaśmiał w głos. W obecnej sytuacji byłoby to nieodpowiednie, dodatkowo nie zamierzałem stawiać Dove w niezręcznej dla niej sytuacji. Tłumaczenie "nic nas nie łączy" byłoby również ostatnią głupotą, bo już gołym okiem widać było, iż to nie była zwykła przyjaźń. Jeśli Diana chciała szczegółowych informacji, to również w bardziej odpowiednich warunkach. Po co nowi znajomi mieliby słuchać o tym, o czym nie powinni. Jeszcze ktoś postanowi to wykorzystać przeciwko nam.
Miałem wrażenie, że sama Diana od tego czasu trochę straciła na nastroju. Jakby innym wzrokiem zaczęła nam się przyglądać. Zmieniła temat, zaczęła więcej opowiadać o czasie spędzonym z panem Garnierem, wymienialiśmy czasem uwagi na obecny temat, aż w końcu oznajmiła, że porywa Dove na mały spacerek, aby rozprostować nogi. Czułem, że jej ciekawość wzięła górę, ale grzecznie zostałem na swoim miejscu, dając im czas na rozmowę.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Akurat upatrzyłam sobie kawałek sera, gdy nagle William wziął moje dłonie i ładnie je zaprezentował Dianie. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na przyjaciółkę. Była wyraźnie skołowana, ale przynajmniej dalej nie naciskała. Na szczęście. Diane rzadko obchodziło kto był w pobliżu i nie owijała w bawełnę, dlatego brak pytań "a dlaczego nie?", "kogo obchodzi co Sebastian myśli?", itd. odrobinę mnie zaskoczyło. Zerknęłam w stronę Garniera, który przyglądał się Dianie. Wyglądał na zadowolonego, może nawet dumnego.
Ostatecznie Diania i tak ogłosiła, że pójdziemy na mały spacer. Nie miałam wyboru i wstałam, biorąc ze sobą parasol i poprawiając swój żakiet i po chwili Diana objęła moje ramię, kierując nas z dala od grupy.
- Będę szczera, nie tego się spodziewałam - nie czekała za długo aby podzielić się ze mną głównym powodem tego spaceru. - Myślałam, że gdy tylko William pojawi się w Paryżu oboje będziecie szczęśliwi.
- Jesteśmy szczęśliwi - przynajmniej ja czułam się lepiej z Williamem obok, ale wiedziałam co Diana miała na myśli. Może nie było nad nami czarnej chmury, ale również nie przypomnieliśmy Diany czy Joel Garniera. Nie chodziło tutaj o charakter czy nawet w jaki sposób okazywali swoje uczucia. W końcu, Diana była bardziej otwarta, niż jej francuski kochanek.
- Dovie, zależy mi na tobie, jesteś mi bardzo bliska dlatego będę z tobą szczera - kobieta westchnęła pozwalając tym samym aby zapadła między nami krótki cisza. - Podczas balu, gdy z nim miałam szansę porozmawiać, a nie spędziliśmy ze sobą za wiele czasu, było to aż boleśnie oczywiste, że jest tobą zauroczony. Podejrzewałam, że od tego momentu urosło to w miłość, ale jego odpowiedź w sprawie zaręczyn... Do tego dzielisz z nim łóżko? Co się dzieje, Dove?
Tym razem to była moja kolej aby westchnąć. Jak mogłam jej to wszystko wytłumaczyć? Jeżeli ktokolwiek mógłby zrozumieć relacje damsko-męskie poza małżeństwem to zdecydowanie była to Diana, ale nasza historia i związek były skomplikowane.
- William i ja... Zależy mi na nim i jesteśmy sobie bliscy, ale żadne z nas nie chce małżeństwa. Na razie jesteśmy ostrożni, jeżeli kiedykolwiek ogłosimy zaręczyny to jedynie po to aby ocalić nasze reputacje.
- Czyli spędził kilka dni w podróży, z Londynu do Paryża, tylko po to aby wskoczyć do twojego łóżka i zaspokoić swoje potrzeby?
- Co? Oczywiście, że nie! Nawet nie pocałował mnie od kiedy przyjechał.
Diana zatrzymała się nagle, tym samym zmuszając mnie abym stanęła przy niej.
- Teraz jestem zupełnie zagubiona. Czyli to nie jest jakiś tam romans, ale również nie planujecie ze sobą przyszłości. Do tego nie skradł ani jednego, niewinnego pocałunku? Jeszcze mi powiesz, że śpi w mojej części pokoju w hotelu! - zaśmiała się z własnych słów. Nie zamierzałam jej mówić, że nie tak dawno William to zasugerował.
- Nasza sytuacja nie jest prosta...
- Mało powiedziane. Podziwiam ciebie, że jeszcze nie zwariowałaś. Czy kiedykolwiek dał tobie jakiś znak lub powiedział co naprawdę do ciebie czuje? Wspominał o miłości?
Nie musiałam nad tym długo się zastanawiać. Od razu przypomniało mi się, gdy powiedział "kocham cię, głuptasie" i każdy inny moment przed i po tym, gdy nie powiedział te słowa wprost, ale wiedziałam, że jemu na mnie zależy. Było to widać w gestach i słowach... Chociaż dzisiaj jego słowom towarzyszył niezbyt serdeczny ton, a gesty wydawały się być wymuszone. Mimo nieprzyjemnego uczucia w sercu dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że mimo jednego gorszego dnia wciąż było więcej tych przyjemnych. Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając naszą bitwę na śnieżki lub gdy przyszedł pomóc podczas nieobecności Anny.
- Ah, czyli coś wspominał - najwyraźniej Diana dostała odpowiedź. Kontynuowaliśmy nasz spacer, ale Diania nie skończyła z pytaniami. - A czy ty powiedziałaś?
Tym razem odnalezienie odpowiedzi było trudniejsze. Nigdy mu nie powiedziałam, że go kocham, ale na pewno o tym wiedział, prawda? Musiał wiedzieć, jak strasznie mi na nim zależy. Uświadomiłam sobie kolejną rzecz. Nigdy wcześniej nie zauroczona, zakochana, czy jak to tam jeszcze ludzie opisują. Jeszcze kilka miesięcy temu jedynie mi zależało na hotelu i Sebastianie. W sprawach z bratem lub biznesem wiedziałam jak sobie poradzić, ale wszystko dotyczące Williama, nas, wciąż było dla mnie nowe. Nic dziwnego, że był w tym wszystkim jeden wielki bałagan. Nie wiedziałam, co robić, gdy ma się obok siebie partnera.
- Chyba nie... - w końcu odpowiedziałam. Diana ponownie dobrze zauważyła moje uczucia i zaprowadziła nas z powrotem do naszej grupy.
- Chodź, wypijemy herbatę. Czasami najprostsza herbata może pomóc z sercem i rozumem.
Gdy wróciłyśmy usiadłam z powrotem obok Williama. Przyjęłam filiżankę herbaty od Garniera i gdy tylko mu podziękowałam spojrzałam w kierunku Williama.
- Jak podoba się tobie park? - zapytałam, siadając odrobinę bardziej w jego stronę. - Miałeś szansę zaprzyjaźnić się z Garnierem? - dodałam trochę ciszej, chociaż wątpiłam, że Diana lub jej kochanek mnie usłyszeli. Byli bardziej skupieni na sobie i ich własnej rozmowie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dostrzegłem kątem oka jak Garnier ogląda się za odchodzącymi kobietami. Nie znałem go zbyt dobrze. Mógłbym śmiało rzec, że po naszym pierwszym spotkaniu w teatrze zapomniałem o jego istnieniu. Wraz z Dove mieliśmy zupełnie inne problemy na głowie niż zajmowanie się problemami miłosnymi jej przyjaciółki i partnera. Rozmawialiśmy o nich tylko przy okazji rozmów odnośnie wycieczki do Paryża, nie wdając się w żadne szczegóły.
Ciężko było ogarnąć każdego ze znajomych Dove. Zapewne powinienem zainteresować się życiem każdego z nich, by wykluczyć ewentualne niepożądane zdarzenia w przyszłości, ale nie miałem na to ochoty. Ani czasu. Westchnąłem więc tylko, rzucając krótkie spojrzenie na talerz, jaki zostawiła Dove przed odejściem. Przyjaciele Dove rozmawiali między sobą o jakimś obrazie i jego autorze, którego nie znałem. Z tego powodu milczałem, nie próbując wtrącać się. Sięgnąłem więc po kawałek sera i winogrona. Nie raz widziałem, jak się tym zajadała Dove. Sam jakoś nigdy nie próbowałem tego połączenia smakowego. W końcu nasze gusta nieco się od siebie różniły, ale może to nie będzie takie złe. Winogron ani ser nie są przecież aż tak słodkie.
Zbyt pewny zacząłem przeżuwać jedzenie lecz zaraz się skrzywiłem. To było jednak okropne, gdy słodycz owocu zlała się z lekką goryczą sera. Usłyszałem obok siebie parsknięcie śmiechu. To był Garnier, któremu zawtórował Eliott. Czułem, że również Theodore jak i Juliette zwrócili na mnie spojrzenia. A ja z zażenowania zakryłem usta dłonią, gdyż najchętniej wyplułbym te obrzydliwości.
- Wszystko w porządku? - zapytał siedzący obok Garnier z rozbawioną miną. Kiwnąłem głową, przełykając resztę bez dalszego gryzienia. Sprawiło to tylko, że się zakrztusiłem. Mężczyzna poklepał mnie po plecach, wręczając szklankę herbaty.
- Dziękuję - wykrztusiłem, kiedy przełknąłem trochę napoju i mogłem złapać oddech. - Już lepiej.
- Za duże kawałki? - usłyszałem i już miałem odpowiedzieć, gdy zobaczyłem jego ledwo powstrzymywany śmiech.
- Nie, po prostu Dove ma specyficzny gust co do jedzenia.
- Oh, czyżbym wybrał niesmaczny ser? A może winogrona mało słodkie? - odezwał się niby żartem lecz jednocześnie złośliwie Theodore. Odpowiedział mu jednak Eliott, początkowo samym prychnięciem.
- Sam zjadasz tego tyle, że już nie czujesz, jakie to połączenie jest obrzydliwe - dodał, na co Juliette cicho się zaśmiała, a już chwilę później znów rozmawiali na temat, o którym nie miałem pojęcia.
- Wracają już. Myślałem, że Diana będzie chciała spędzić więcej czasu z przyjaciółką - odezwał się niespodziewanie Garnier. Spojrzałem w kierunku powoli zbliżających się kobiet, a on w międzyczasie zaczął szykować dwie filiżanki.
- Ah, pewnie tylko wypytała o najbardziej interesujące ją sprawy, resztę uznając za mało istotne - wypaliłem, mając w pamięci wszystkie te spotkania Widows Circle, gdy kobieta nie wnikała zbytnio w szczegóły. Wolała bardziej żyć chwilą, a szczegółami tylko wtedy, kiedy było to bardzo ważne albo bardzo intrygujące. - Wydaje mi się, że bardziej tęskni za towarzystwem bliskiego jej pana Garniera, o którym tak często wspominała przed wyjazdem.
- Joel wystarczy - odpowiedział spokojnie, odstawiając filiżanki i poświęcając mi znów chwilę uwagi. - Od Diany również słyszałem wiele o panu…
- William wystarczy.
- ...o tobie, Williamie.
- Domyślam się. Jednakże nie chciałbym wiedzieć, co mówią o nas, gdy nie ma nas w pobliżu - kiwnąłem poważnie głową lecz zaraz obaj zaśmialiśmy się z tego. Na dłuższą rozmowę nie mieliśmy okazji. Po tym jak wróciły kobiety i każda z nich dostała swoją herbatę, zajął się rozmową z Dianą.
- Nie wiem, czy mogę już nazwać go przyjacielem, ale zdecydowanie widzę, że jest przeciwieństwem Diany - uśmiechnąłem się lekko. - A co do samego parku, to trochę… - nie dane mi było dokończyć. Miałem powiedzieć, że zmniejszyłbym ilość wrzeszczących dzieci, bo powoli zaczyna mnie od tego głowa boleć. Wtedy jednak nasiliło się szczekanie psa, a przez nasz koc przebiegła wiewiórka, za którą gonił czworonóg. Przepchnął się między Theodore a Juliette, przewracając koszyk i filiżanki. Kobieta krzyknęła zszokowana. Mało brakowało, a zaraz wpadłby na nas również właściciel zwierzęcia, który serdecznie nas przepraszał za zamieszanie i szkody, po czym pognał za swoim pupilem.
- Raczej spodziewałem się czegoś w tym stylu - dokończyłem wypowiedź, pomagając zbierać to, co jeszcze dało się uratować.
Ciężko było ogarnąć każdego ze znajomych Dove. Zapewne powinienem zainteresować się życiem każdego z nich, by wykluczyć ewentualne niepożądane zdarzenia w przyszłości, ale nie miałem na to ochoty. Ani czasu. Westchnąłem więc tylko, rzucając krótkie spojrzenie na talerz, jaki zostawiła Dove przed odejściem. Przyjaciele Dove rozmawiali między sobą o jakimś obrazie i jego autorze, którego nie znałem. Z tego powodu milczałem, nie próbując wtrącać się. Sięgnąłem więc po kawałek sera i winogrona. Nie raz widziałem, jak się tym zajadała Dove. Sam jakoś nigdy nie próbowałem tego połączenia smakowego. W końcu nasze gusta nieco się od siebie różniły, ale może to nie będzie takie złe. Winogron ani ser nie są przecież aż tak słodkie.
Zbyt pewny zacząłem przeżuwać jedzenie lecz zaraz się skrzywiłem. To było jednak okropne, gdy słodycz owocu zlała się z lekką goryczą sera. Usłyszałem obok siebie parsknięcie śmiechu. To był Garnier, któremu zawtórował Eliott. Czułem, że również Theodore jak i Juliette zwrócili na mnie spojrzenia. A ja z zażenowania zakryłem usta dłonią, gdyż najchętniej wyplułbym te obrzydliwości.
- Wszystko w porządku? - zapytał siedzący obok Garnier z rozbawioną miną. Kiwnąłem głową, przełykając resztę bez dalszego gryzienia. Sprawiło to tylko, że się zakrztusiłem. Mężczyzna poklepał mnie po plecach, wręczając szklankę herbaty.
- Dziękuję - wykrztusiłem, kiedy przełknąłem trochę napoju i mogłem złapać oddech. - Już lepiej.
- Za duże kawałki? - usłyszałem i już miałem odpowiedzieć, gdy zobaczyłem jego ledwo powstrzymywany śmiech.
- Nie, po prostu Dove ma specyficzny gust co do jedzenia.
- Oh, czyżbym wybrał niesmaczny ser? A może winogrona mało słodkie? - odezwał się niby żartem lecz jednocześnie złośliwie Theodore. Odpowiedział mu jednak Eliott, początkowo samym prychnięciem.
- Sam zjadasz tego tyle, że już nie czujesz, jakie to połączenie jest obrzydliwe - dodał, na co Juliette cicho się zaśmiała, a już chwilę później znów rozmawiali na temat, o którym nie miałem pojęcia.
- Wracają już. Myślałem, że Diana będzie chciała spędzić więcej czasu z przyjaciółką - odezwał się niespodziewanie Garnier. Spojrzałem w kierunku powoli zbliżających się kobiet, a on w międzyczasie zaczął szykować dwie filiżanki.
- Ah, pewnie tylko wypytała o najbardziej interesujące ją sprawy, resztę uznając za mało istotne - wypaliłem, mając w pamięci wszystkie te spotkania Widows Circle, gdy kobieta nie wnikała zbytnio w szczegóły. Wolała bardziej żyć chwilą, a szczegółami tylko wtedy, kiedy było to bardzo ważne albo bardzo intrygujące. - Wydaje mi się, że bardziej tęskni za towarzystwem bliskiego jej pana Garniera, o którym tak często wspominała przed wyjazdem.
- Joel wystarczy - odpowiedział spokojnie, odstawiając filiżanki i poświęcając mi znów chwilę uwagi. - Od Diany również słyszałem wiele o panu…
- William wystarczy.
- ...o tobie, Williamie.
- Domyślam się. Jednakże nie chciałbym wiedzieć, co mówią o nas, gdy nie ma nas w pobliżu - kiwnąłem poważnie głową lecz zaraz obaj zaśmialiśmy się z tego. Na dłuższą rozmowę nie mieliśmy okazji. Po tym jak wróciły kobiety i każda z nich dostała swoją herbatę, zajął się rozmową z Dianą.
- Nie wiem, czy mogę już nazwać go przyjacielem, ale zdecydowanie widzę, że jest przeciwieństwem Diany - uśmiechnąłem się lekko. - A co do samego parku, to trochę… - nie dane mi było dokończyć. Miałem powiedzieć, że zmniejszyłbym ilość wrzeszczących dzieci, bo powoli zaczyna mnie od tego głowa boleć. Wtedy jednak nasiliło się szczekanie psa, a przez nasz koc przebiegła wiewiórka, za którą gonił czworonóg. Przepchnął się między Theodore a Juliette, przewracając koszyk i filiżanki. Kobieta krzyknęła zszokowana. Mało brakowało, a zaraz wpadłby na nas również właściciel zwierzęcia, który serdecznie nas przepraszał za zamieszanie i szkody, po czym pognał za swoim pupilem.
- Raczej spodziewałem się czegoś w tym stylu - dokończyłem wypowiedź, pomagając zbierać to, co jeszcze dało się uratować.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
To prawda, Garnier był przeciwieństwem Diany i uzupełniali siebie w ciekawy sposób. Nie powiedziałabym, że jestem zazdrosna ich związku. Chyba jedynie pragnęłam aby nasza sytuacja była tak oczywista i prosta, jak ich.
Nagle zamarłam, gdy nastał tymczasowy chaos w postaci wiewiórki i szczekającego psa. Tu wylana herbata, tu zmiażdżone owoce, tam zaskoczona Juliette. Przez moment zrobiło się głośniej niż przed chwilą, ale ten moment szybko minął i ostatecznie wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Nie trwało to długo, bo William dokończył swoje zdanie, a ja...
Zakryłam usta dłonią próbując ukryć swój rosnący uśmiech. Czułam, jak ramiona zaczęły odrobinę się trząść, gdy próbowałam powstrzymać swoje rosnące rozbawienie i śmiech. Nie byłam pewna co dokładnie doprowadziło mnie to takiego stanu. Może to była ta mała, zestresowana wiewiórka, która uciekała przed rozpieszczonym psem. Może Juliette, gdy zauważyła plamę na swojej sukience. Albo wszystkim miny, zaskoczeni tym całym wydarzeniem.
W pewnym momencie Theo spojrzał na mnie z lekko uniesioną brwią.
- A co ciebie tak rozbawiło? - niczym jakieś magiczne zaklęcie po jego słowach nie mogłam dłużej wytrzymać. Próbowałam zagłuszyć swój śmiech dłońmi, ale chyba słabo mi to wychodziło.
- Oczywiście, że dla ciebie byłoby to śmieszne. Nawet małe dzieci wiedzą aby nie śmiać się z takich rzeczy - rzuciła w moją stronę niezadowolona Juliette, która aktualnie próbowała użyć chustkę aby niezdarnie spróbować wyczyścić spódnicę.
- Daj spokój, było to całkiem śmieszne - Diana odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - I zostaw tą plamę, jeszcze dziurę sobie zrobisz. Wątpię, że dumnie chodziłabyś po ulicach z dziurą.
Tym razem Eliott zaczął się śmiać, zapewne wyobrażając sobie zdenerwowaną, nieszczęśliwą i upokorzoną Juliette w samym środku Paryża.
- Przestańcie się śmiać!
- Przepraszam - próbowałam się uspokoić i złapać oddech. Wytarłam pojedynczą łzę i delikatnie dotknęłam swoje policzki.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się uśmiałam - szepnęłam, pozwalając sobie na jeszcze jeden, cichy chichot.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z jakiegoś powodu nie podzielałem rozbawienia Dove. Uniosłem na nią spojrzenie, jakby w oczekiwaniu, że zaraz sama mi to wytłumaczy, ale nie. Ona wciąż się śmiała, a z czasem nawet coraz bardziej. I nawet mina niezadowolonej, czy wręcz zrozpaczonej, Juliette nic tu nie pomogła. Ona sama bardziej była nieszczęśliwa niż cała reszta razem wzięta. Z jednej strony trochę zrobiło mi się jej żal, że właściwie tak się z niej śmieją, a z drugiej przecież to tylko głupia plama. Nikt normalny tak strasznie by nad tym nie rozpaczał. Może kobieta była sz nazbyt rozpieszczona i zbyt poważnie brała do serca takie drobnostki.
- To takie okrutne z waszej strony śmiać się z koleżanki - mruknąłem pod nosem lecz na tyle głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć. Uśmiechnąłem się przy tym nieco, jakby miał to być żart.
- Jeszcze ty się śmiej z mojej tragedii, proszę bardzo! - uniosła głos Juliette, lekko zaczerwieniona na twarzy ze złości.
- Nie zamierzam. Pomogę ci z tą plamą.
- Ciekawe jak!? - oburzyła się kobieta, gdy się przeniosłem i przysiadłem na kolanach pomiędzy nią i Eliottem. Złapała za skraj swojej sukni, by odsunąć się trochę, jakbym miał jej zaraz zerwać to ubranie.
- Spokojnie, nic głupiego. Wystarczy, że Theodore pożyczy mi swoją chustkę - wyjaśniłem, po czym wyciągnąłem dłoń w kierunku mężczyzny. Zostałem za to obdarowany zaskoczonym spojrzeniem. Widać również nie za bardzo chciał rozstawać się ze swoją częścią garderoby. Jego spojrzenie jakby mówiło "masz swoją, użyj swojej", dlatego zaraz też musiałem wyjaśnić mu ten mały mankament.
- Moja jest w zupełnie innym kolorze - stwierdziłem, pokazując swoją. Odniosłem wrażenie, jakby Theodore nieco się zaciekawił, jakie znaczenie ma kolor chustki. Ostatecznie podał mi ją, bardziej ze względów na Juliette niż moją prośbę, o tym byłem przekonany.
- Widziałaś kiedyś pokaz ludzi, którzy zwą siebie samych magikami? - zapytałem, na co kobieta tylko prychnęła.
- Kto ich nie widział. Pokazują te swoje marne sztuczki, których nauczy się każdy. To bardziej rozrywka dla dzieci niż dla poważnych… co to jest? - Juliette patrzyła szeroko otwartymi oczami na moją dłoń, a raczej na chustkę Theodore, która "zabrała" całą plamę z jej sukienki.
- Sztuczki dla dzieci - uniosłem brew, tym razem szczerze rozbawiony. Wystarczyło, że przyłożyłem materiał chustki do materiału sukni, zakryłem dłonią i gotowe.
- I wygląda jak nowa - parsknął Eliott, po czym sam dotknął sukni, jakby szukając jakiegoś podstępu.
- Ale nie na długo jeśli dalej będziesz siedzieć na brudnym kocu - dodałem. W końcu herbata i sok z owoców wsiąknął w koc, a do tego już niewiele, by przenosiło się to na ubrania. Kobieta przyznała mi rację, po czym zgodnie uznali, iż dłuższe siedzenie nie ma większego sensu. Pozostało nam tylko pozbierać brudne naczynia oraz koc do kosza, jaki miał ze sobą Theodore.
- To takie okrutne z waszej strony śmiać się z koleżanki - mruknąłem pod nosem lecz na tyle głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć. Uśmiechnąłem się przy tym nieco, jakby miał to być żart.
- Jeszcze ty się śmiej z mojej tragedii, proszę bardzo! - uniosła głos Juliette, lekko zaczerwieniona na twarzy ze złości.
- Nie zamierzam. Pomogę ci z tą plamą.
- Ciekawe jak!? - oburzyła się kobieta, gdy się przeniosłem i przysiadłem na kolanach pomiędzy nią i Eliottem. Złapała za skraj swojej sukni, by odsunąć się trochę, jakbym miał jej zaraz zerwać to ubranie.
- Spokojnie, nic głupiego. Wystarczy, że Theodore pożyczy mi swoją chustkę - wyjaśniłem, po czym wyciągnąłem dłoń w kierunku mężczyzny. Zostałem za to obdarowany zaskoczonym spojrzeniem. Widać również nie za bardzo chciał rozstawać się ze swoją częścią garderoby. Jego spojrzenie jakby mówiło "masz swoją, użyj swojej", dlatego zaraz też musiałem wyjaśnić mu ten mały mankament.
- Moja jest w zupełnie innym kolorze - stwierdziłem, pokazując swoją. Odniosłem wrażenie, jakby Theodore nieco się zaciekawił, jakie znaczenie ma kolor chustki. Ostatecznie podał mi ją, bardziej ze względów na Juliette niż moją prośbę, o tym byłem przekonany.
- Widziałaś kiedyś pokaz ludzi, którzy zwą siebie samych magikami? - zapytałem, na co kobieta tylko prychnęła.
- Kto ich nie widział. Pokazują te swoje marne sztuczki, których nauczy się każdy. To bardziej rozrywka dla dzieci niż dla poważnych… co to jest? - Juliette patrzyła szeroko otwartymi oczami na moją dłoń, a raczej na chustkę Theodore, która "zabrała" całą plamę z jej sukienki.
- Sztuczki dla dzieci - uniosłem brew, tym razem szczerze rozbawiony. Wystarczyło, że przyłożyłem materiał chustki do materiału sukni, zakryłem dłonią i gotowe.
- I wygląda jak nowa - parsknął Eliott, po czym sam dotknął sukni, jakby szukając jakiegoś podstępu.
- Ale nie na długo jeśli dalej będziesz siedzieć na brudnym kocu - dodałem. W końcu herbata i sok z owoców wsiąknął w koc, a do tego już niewiele, by przenosiło się to na ubrania. Kobieta przyznała mi rację, po czym zgodnie uznali, iż dłuższe siedzenie nie ma większego sensu. Pozostało nam tylko pozbierać brudne naczynia oraz koc do kosza, jaki miał ze sobą Theodore.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Chyba wszyscy byliśmy ciekawi i uważnie obserwowaliśmy Williama. Przestałam się śmiać, moje rozbawienie nagle jakoś zniknęło. Może było to spowodowane zmianą na twarzy Juliette, która przez kilka sekund wpatrywała się w niego, jakby uratował ją przed utonięciem w rzece. Sama jedynie uniosłam brwi, gdy plama "magicznie" zniknęła. Byłam ciekawa dlaczego to zrobił. Przecież to była jedynie plama, nawet nie taka wielka. Zapewne niewiele osób nawet zwróciłoby na nią uwagę.
Dołączyłam do sprzątania co nie zajęło nam długo. Usłyszałam głębokie westchnięcie Theo zanim pojawił się obok mnie.
- Będę musiał zostawić brudne rzeczy w hotelu, ale moglibyśmy pójść do nowo otwartej restauracji po drugiej stronie rzeki lub...
- Czy przypadkiem nie wspominałeś, że musisz się spotkać ze swoim ojcem? - przerwała mu nagle Diana. Nie przypominałam sobie aby Theo coś dzisiaj mówił o swoich obowiązkach związanymi z hotelem, ale po jego minie domyśliłam się, że zapewne Diana usłyszała kawałki rozmów, gdy Theo mówił z resztą po francusku. Theo zacisnął usta, ale ich kąciki delikatnie się uniosły.
- Masz znakomitą pamięć, Diano. Do tego co raz lepiej tobie idzie z francuskim.
- Mam znakomitego nauczyciela - Diana spojrzała w kierunku Garniera, który chyba po raz pierwszy od kiedy go poznałam odrobinę się zarumienił. No proszę, to było ciekawe i nawet odrobinę zabawne. Uśmiechnęłam się pod nosem, jedynie sobie wyobrażając jak te lekcje musiały wyglądać.
Juliette postanowiła iść z Theo w kierunku hotelu, ale zauważyłam jak z pięknym uśmiechem na twarzy i z krótkim uściskiem na ramieniu pożegnała się z Williamem. Na początku myślałam, że źle widziałam, może to mi się wydawało, ale wtedy przypomniałam sobie jak wcześniej mówiła o Williamie. Wiedziałam, że jej się podobał, ale jeszcze tak otwarcie z nim nie flirtowała. I zdecydowanie nie było to w formie żartu. Poczułam ukłucie zazdrości tylko przez sekundę zanim sobie coś przypomniałam i tym samym wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Eliott postanowił iść w swoim własnym kierunku bez większego tłumaczenia. Dopiero wtedy Garnier podszedł do Williama z wyciągniętą dłonią.
- Dobrze znowu cię zobaczyć i lepiej poznać. Jeżeli nie masz za wiele planów z panną Parker to pod koniec tygodnia będzie prywatny i skromny bankiet. Będą tam głównie inwestorzy i kolekcjonerzy dzieł sztuki, ale oboje będziecie tam mile widziani. I obiecuję, że tam towarzystwo jest bardziej spokojne i... dojrzałe - Garnier miał przez chwilę problem aby dobrać odpowiednie słowo, ale chyba wszyscy wiedzieliśmy co miał na myśli. - Przemyślcie sprawę, tutaj znajdziesz wszystkie informacje - wyciągnął z kieszeni marynarki małą kartkę i podał ją Williamowi. - Nie musicie przyjść, ale szczerze mam nadzieję, że was tam zobaczymy. Chętnie więcej z tobą porozmawiam.
- A ja z tobą! - dodała Diana, uśmiechając się w moim kierunku.
- To bardzo miłe z waszej strony. Na pewno weźmiemy wasze zaproszenie pod uwagę.
To wystarczało Garnierowi i po krótkim pożegnaniu poszli z Dianą w przeciwnym kierunku od hotelu. Podeszłam bliżej do Williama aby przeczytać informacje na kartce, którą dał Garnier.
- Le Palais de L'Élysée. Nie jest daleko. Jeszcze nie miałam szansy spotkać się z wieloma kolekcjonerami. Chyba jedynym inwestorem sztuki, którego znam jest mój brat - chociaż nie wiedziałam czy można nazwać pracę Ralpha dziełami sztuki. Wciąż nie chciałam myśleć ile pieniędzy straciliśmy z powodu jednego romansu Sebastiana.
- Chętnie bym z tobą poszła - przyznałam szczerze. - Coś takiego mogłoby nam się przydać. Do tego bankiety w przepięknych budynkach z ogrodami są całkiem romantyczne. Mógłby powstać nowy romans pomiędzy tobą i Garnierem - pozwoliłam sobie odrobinę pożartować. Cieszyło mnie to, że Garnier chciał spędzić więcej czasu z Williamem. William nie miał za wielu przyjaciół, a Garnier był kimś kogo warto było znać.
- Nie musimy od razu decydować. Po za tym, chyba coś wspominałeś o jakiś zakupach? Wciąż szukasz czegoś bardziej praktycznego od paska do spodni?- uśmiechnęłam się do niego z nadzieją, że wiedział co miałam na myśli.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Miałem ochotę się uśmiechnąć złośliwie w kierunku Theodore, gdy Diana dość szybko przypomniała mu, że miał zupełnie inne plany na popołudnie niż chodzenie po restauracjach razem z Dove. Właściwie to zastanawiałem się, co sobie myślał proponując to? Może że bez problemów zgodzę się na to, a jeszcze lepiej, jak pozwolę Dove iść z nim sam na sam? Czy podsłuchał, jak mówiłem, że nie jesteśmy zaręczeni i zaczął mieć większe aspiracje? Może gdyby faktycznie był taki, jak na początku sprawił wrażenie i nie obracał się w podejrzanym towarzystwie, przemyślałbym sprawę kilka razy. Nie żeby moje towarzystwo było lepsze… po prostu nie był kimś, komu zaufałbym w kwestii bezpieczeństwa.
Po pożegnaniu z Juliette i Eliottem przyszedł czas na Dianę oraz Joela. Garnier zaskoczył mnie swoją propozycją. I słowami odnośnie reszty towarzystwa. Nie spodziewałem się, że widział ich w taki sposób. Przecież w końcu to on poznał ich z Dove, byli przyjaciółmi. Może to obecność Diany sprawiła, że zaczął trochę inaczej patrzeć na resztę?
- Zdecydowanie musimy znaleźć więcej czasu na to spotkanie - kiwnąłem głową, popierając jednocześnie wypowiedź Dove. Z większą serdecznością pożegnałem tą dwójkę. Oboje się zmienili od czasu naszego ostatniego spotkania.
Roześmiałem się cicho słysząc o Sebastianie inwestorze. Inwestor raczej kojarzył mi się z kimś, kto otrzymuje za wydane pieniądze jakieś profity, a nie wszystko wtapia w nieodpowiedzialnym młodziaku. Choć to bardziej reszta wypowiedzi wywołała moją wesołość. Postanowiłem więc trochę podtrzymać ten ton konwersacji.
- Masz rację, potrzeba mi coś więcej niż pasek od spodni. Garnier ma większe ręce niż ty - z lekkim uśmiechem na twarzy ująłem Dove pod ramię, po czym niespiesznym krokiem ruszyliśmy w stronę miasta. - Myślisz, że on też lubi takie zabawy? Chociaż przywiązanie go do ławki w ogrodzie będzie bardziej problematyczne niż przywiązanie ciebie do łóżka - powiedziałem lekko, ciekaw reakcji kobiety.
- A może przy okazji znajdziemy jakieś inne, przydatne… artefakty - posłałem jej dość dwuznaczne spojrzenie, mając nadzieję, że połączy wszystko w całość.
Po pożegnaniu z Juliette i Eliottem przyszedł czas na Dianę oraz Joela. Garnier zaskoczył mnie swoją propozycją. I słowami odnośnie reszty towarzystwa. Nie spodziewałem się, że widział ich w taki sposób. Przecież w końcu to on poznał ich z Dove, byli przyjaciółmi. Może to obecność Diany sprawiła, że zaczął trochę inaczej patrzeć na resztę?
- Zdecydowanie musimy znaleźć więcej czasu na to spotkanie - kiwnąłem głową, popierając jednocześnie wypowiedź Dove. Z większą serdecznością pożegnałem tą dwójkę. Oboje się zmienili od czasu naszego ostatniego spotkania.
Roześmiałem się cicho słysząc o Sebastianie inwestorze. Inwestor raczej kojarzył mi się z kimś, kto otrzymuje za wydane pieniądze jakieś profity, a nie wszystko wtapia w nieodpowiedzialnym młodziaku. Choć to bardziej reszta wypowiedzi wywołała moją wesołość. Postanowiłem więc trochę podtrzymać ten ton konwersacji.
- Masz rację, potrzeba mi coś więcej niż pasek od spodni. Garnier ma większe ręce niż ty - z lekkim uśmiechem na twarzy ująłem Dove pod ramię, po czym niespiesznym krokiem ruszyliśmy w stronę miasta. - Myślisz, że on też lubi takie zabawy? Chociaż przywiązanie go do ławki w ogrodzie będzie bardziej problematyczne niż przywiązanie ciebie do łóżka - powiedziałem lekko, ciekaw reakcji kobiety.
- A może przy okazji znajdziemy jakieś inne, przydatne… artefakty - posłałem jej dość dwuznaczne spojrzenie, mając nadzieję, że połączy wszystko w całość.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie takiej odpowiedzi spodziewałam się od Williama. Otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w niego i jego uśmieszek. Ponownie miałam ochotę się zaśmiać, jak z tej wiewiórki i psa, ale tym razem zacisnęłam mocniej usta. Udało mi się po chwili odwzajemnić uśmiech Williama i spojrzałam w górę jakbym faktycznie zastanawiała się nad jego pytaniami.
- Nie znam Garniera za dobrze, ale sprawia wrażenie osoby, która bardziej lubi wiązać niż być wiązana - kątem oka ponownie spojrzałam w kierunku Williama i mój uśmiech odrobinę się poszerzył. Czy to dziwne, że w tej chwili poczułam iskierkę radości, że tęskniłam za takimi chwilami i rozmowami, które nie miały większego sensu? Takie momenty przypominały mi, że mimo wszystkiego wciąż byliśmy z Williamem przyjaciółmi. Może właśnie tego mi brakowało.
- Ale masz rację, wiązanie kogoś do ławki w ogrodzie może nie być najlepszym pomysłem. Dlatego będziesz musiał być bardziej kreatywny i dyskretny. Na pewno znajdzie się w środku jakiś pusty pokój, do którego nikt nie będzie zaglądać. Na przykład jakaś mała spiżarnia.
Zamilkłam na chwilę, gdy wokół nas znalazło się więcej osób. Nie byłam pewna ile osób znało angielski, ale z tego co zauważyłam to wiele Francuzów w Paryżu znało kilka języków. Wolałam być ostrożna i przypadkiem nie przerazić kogoś tematem naszych rozmów.
- Po za tym, nie będziesz mógł tak po prostu odciągnąć go od rozmów i reszty towarzystwa. Wasze plany byłyby zbyt oczywiste. Jeżeli chcesz to pożyczę tobie jedną z moich książek, może czegoś ciekawego się nauczysz - zaproponowałam.
Gdy wyszliśmy z parku nie byłam pewna gdzie można znaleźć miejsce na takiego rodzaju "artefakty". Wątpiłam, że znajdziemy sklep z wielkimi napisami nad drzwiami. Takie miejsca nie są takie oczywiste. Chociaż w Paryżu nigdy nie wiadomo i mogłam się mylić. Przynajmniej nam się nie śpieszyło i mogliśmy przy okazji pozwiedzać nowe części miasta.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Bycie wiązanym też nie jest złe. Zawsze też znajdzie się sposób, by wyciągnąć kogoś z tłumu - przesunąłem rękę, by teraz obejmować Dove w pasie. Tutaj nie przeszkadzała mi widownia, byliśmy po prostu jedną z wielu par, które spacerowały objęte. Niektórzy posuwali się do bardziej śmiałych gestów i nikt nie miał z tym problemów. Chociaż gdyby nie reputacja Dove, o którą zawsze tak dbała, to nie miałbym problemów, aby i w Londynie tak z nią spacerować. Szkoda, że tak niewiele osób potrafiło tolerować związek bez małżeństwa lub narzeczeństwa.
- A jeśli nie uda mi się z nim, to zawsze mogę spróbować z tobą - przesunąłem dłoń zdecydowanie niżej niż powinienem. Nachyliłem się bliżej Dove, by ucałować ją krótko w płatek ucha. - Raczej niewielu zauważy jak znikniemy z tego spotkania. Może jakiś balkon lub bardziej ekstremalne miejsce? Na murku okalającym park lub przy fontannie? - ponownie zaśmiałem się cicho, składając kolejny, szybki pocałunek na szyi Dove, po czym odsunąłem się i zabrałem dłoń, jakby nigdy nic idąc dalej. Mimo wszystko za dużo ludzi było dookoła na takie czułości.
Teraz mieliśmy czas wyłącznie dla siebie. Dove wspominała, że po tym spotkaniu nie ma za wiele planów i kilka kolejnych dni mogła poświęcić tylko dla mnie. Raczej wątpiłem, by Theo tak szybko odpuścił. Zapewne zaczepi Dove przy najbliższej możliwej okazji i zaprosi ją gdzieś. Rzecz w tym, jak zareaguje na to sama Dove.
- Chcesz iść w jakieś konkretne miejsce, czy po prostu idziemy przed siebie? - spytałem, spoglądając na witrynę mijanego właśnie sklepu. W czapnictwie raczej nie znajdziemy czegoś do krępowania. Chyba żeby Dove chciała przy tym elegancko wyglądać. Myśl ta wywołała rozbawienie na mojej twarzy.
- Może jakiś specjalny strój? - zaproponowałem idąc dalej. - Może jakaś książka cię zainspirowała? Chcesz być doktorem Jekyllem? A może D'Artagnan w kobiecej wersji? Lubię, kiedy jesteś stanowcza i jednocześnie kobieca, kiedy masz ten niegrzeczny błysk w oku - mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze, oglądając jakieś kolorowe apaszki na sklepowej wystawie.
- A jeśli nie uda mi się z nim, to zawsze mogę spróbować z tobą - przesunąłem dłoń zdecydowanie niżej niż powinienem. Nachyliłem się bliżej Dove, by ucałować ją krótko w płatek ucha. - Raczej niewielu zauważy jak znikniemy z tego spotkania. Może jakiś balkon lub bardziej ekstremalne miejsce? Na murku okalającym park lub przy fontannie? - ponownie zaśmiałem się cicho, składając kolejny, szybki pocałunek na szyi Dove, po czym odsunąłem się i zabrałem dłoń, jakby nigdy nic idąc dalej. Mimo wszystko za dużo ludzi było dookoła na takie czułości.
Teraz mieliśmy czas wyłącznie dla siebie. Dove wspominała, że po tym spotkaniu nie ma za wiele planów i kilka kolejnych dni mogła poświęcić tylko dla mnie. Raczej wątpiłem, by Theo tak szybko odpuścił. Zapewne zaczepi Dove przy najbliższej możliwej okazji i zaprosi ją gdzieś. Rzecz w tym, jak zareaguje na to sama Dove.
- Chcesz iść w jakieś konkretne miejsce, czy po prostu idziemy przed siebie? - spytałem, spoglądając na witrynę mijanego właśnie sklepu. W czapnictwie raczej nie znajdziemy czegoś do krępowania. Chyba żeby Dove chciała przy tym elegancko wyglądać. Myśl ta wywołała rozbawienie na mojej twarzy.
- Może jakiś specjalny strój? - zaproponowałem idąc dalej. - Może jakaś książka cię zainspirowała? Chcesz być doktorem Jekyllem? A może D'Artagnan w kobiecej wersji? Lubię, kiedy jesteś stanowcza i jednocześnie kobieca, kiedy masz ten niegrzeczny błysk w oku - mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze, oglądając jakieś kolorowe apaszki na sklepowej wystawie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Uniosłam delikatnie brew słysząc, że jeżeli nie wyjdzie mu z Garnierem to przyjdzie do mnie. Uśmiech pozostał na mojej twarzy, mimo wszystkiego wciąż byłam rozbawiona tematem naszych rozmów. Raczej nie było to często spotykane aby z kimkolwiek rozmawiać o takich rzeczach. Wiedziałam z opowieści kobiet w Widows Circle, że niektóre nawet ze swoimi mężami nie wspominały o swoich fantazjach lub też nie żartowali ze sobą w taki sposób.
- Proponuję zmienić swój plan, bo jeżeli stoję w kolejce za Garnierem to będziesz korzystał z balkonu tylko po to aby podziwiać widoki Paryża - nie byłam, jak udało mi się cokolwiek powiedzieć w spokojnym, nawet lekkim tonie. Gesty i dotyk Williama były co najmniej rozpraszające. Miał wcześniej rację, stęskniłam się za nim i doskonale o tym wiedziałam, ale nie sądziłam, że takie "niewinne" gesty wywołują na mnie silne reakcje.
William ponownie mnie zaskoczył swoją propozycją. Doktor Jekyll? D'Artagnan? Gdy kiedyś pytałam Williama aby podzielił się ze mną swoimi fantazjami nie takich rzeczy się spodziewałam. Nie miałam nic przeciwko jego pomysłom.
- Stanowcza i kobieca - powtórzyłam, spoglądając na wystawę. Nie miałam żadnych konkretnych pomysłów, ale może znajdę inspirację w sklepie. Nie byłam pewna czy udałoby mi się być kobiecą wersją D'Artagnan, ale jeżeli nie będę miała innych pomysłów to mogłabym spróbować.
- Chodź, zobaczymy co mają - pociągnęłam Williama w stronę sklepu. Było w środku kilka osób co może nawet było lepsze, bo nikt nie zwracał na nas uwagi. W sklepie jednak nic nie rzucało mi się w oczy dopóki nie usłyszałam kobiecy głos niedaleko nas. Spojrzałam w kierunku kobiety, która musiała być w podobnym wieku do mnie. Akurat płaciła za coś, ale nawet nie jej zakupy zwróciły moją uwagę. Po jej ubiorze wiedziałam, że musiała robić zakupy dla kogoś innego. Wyglądała na pokojówkę, ale również nie byle jaką. W pewnym momencie kobieta spojrzała w moim kierunku i zauważając, jak się przyglądam odwróciła wzrok, wzięła swoje rzeczy i wyszła w pośpiechu, jakbym ją upokorzyła swoim wzrokiem. Może dlatego rodzice mnie uczyli aby "nie patrzeć się na obcych". Mimo tego, dzięki kobiecie wpadłam na pomysł.
- Nie znajdę tego co potrzebuję tutaj, ale może kupimy jakąś apaszkę lub dwie? Lepsze to od paska - sięgnęłam po jedną aby dotknąć materiał. Może w naszym przypadku kolory lub wzory nie miały znaczenia, ale z jakiegoś powodu nie chciałam kupić byle czego. - No i chyba, że bardzo tobie zależy na tym abyś miał w sypialni doktora Jekylla zamiast kogoś bardziej kobieco - uśmiechnęłam się pod nosem i podając mu apaszkę, którą wybrałam.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wszedłem za Dove do niewielkiego wnętrza sklepu. Znajdowało się tam kilka osób, sprzedawca więc rzucił nam tylko krótkie spojrzenie, po czym wrócił do rozmowy z jedną z klientek. Coś jej pokazywał, czego zza jej pleców nie byłem w stanie dostrzec. Dove chyba za to zwróciła na nich większą uwagę, gdyż przyglądała się uważniej kobiecie. Nie wiedziałem o co jej chodzi. Może szukała inspiracji w zakupach innych. Tak też uznałem, gdy chwyciła w dłonie jedną z apaszek.
- Myślę, że dwie na początek nam wystarczą - odparłem, biorąc w dłoń wybraną część garderoby. Patrząc po wzorach oraz jakości materiału, chciałem znaleźć coś podobnego. Aby nikt nie miał podstaw, by się dziwić po co Dove dwie takie same apaszki. Rozejrzałem się więc uważniej, przesuwając wzrokiem od działu dla kobiet, po ten przeznaczony dla mężczyzn, gdzie znajdowały się fulary, chustki, rękawiczki, krawaty.
- To były tylko przykłady. Jeśli chcesz bardziej kobiece postacie, możesz być jak Joanna d'Arc albo Cleopatra. Ta druga podobno miała niezły temperament - rzuciłem lekko, wracając spojrzeniem do kobiecych akcesoriów. - Może tą? - wybrałem prostą w wiosenne kwiaty. Nie była za specjalnie skomplikowana, ale dość ładna, wykonana z delikatnego materiału. Musiałem oczywiście sprawdzić jej wytrzymałość. Złapałem ją w obie dłonie, by pociągnąć za dwa końce. Usatysfakcjonowany kiwnąłem głową, wręczając je sprzedawcy, który zjawił się przy nas. Zapłaciłem za nasze małe zakupy. Zanim wyszliśmy przejrzałem jeszcze raz oferty lecz nie dostrzegłem nic, co mogłoby mnie zainteresować.
- Myślałaś kiedyś o bieliźnie innej niż koszula nocna, gorset czy te majtasy po kolana? - zatrzymałem się nagle, gdy trzymane w ręku apaszki podsunęły mi pomysł. Nie sądziłem co prawda, że moglibyśmy coś takiego znaleźć, ale można zawsze coś wymyślić. - Takiej wiesz… bardziej w stylu Wenus z Milo, która więcej odsłania niż zasłania. Albo sukienka do kolan lub nawet przed kolana - mówiłem, co myślałem zanim ruszyliśmy dalej. Ogólnie myślałem o wszystkim, co nie wiązało się z męczącym rozwiązywaniem i pozbywaniem się kolejnych halek. To było niewygodne i niepraktyczne do niektórych tego typu sytuacji.
- Myślę, że dwie na początek nam wystarczą - odparłem, biorąc w dłoń wybraną część garderoby. Patrząc po wzorach oraz jakości materiału, chciałem znaleźć coś podobnego. Aby nikt nie miał podstaw, by się dziwić po co Dove dwie takie same apaszki. Rozejrzałem się więc uważniej, przesuwając wzrokiem od działu dla kobiet, po ten przeznaczony dla mężczyzn, gdzie znajdowały się fulary, chustki, rękawiczki, krawaty.
- To były tylko przykłady. Jeśli chcesz bardziej kobiece postacie, możesz być jak Joanna d'Arc albo Cleopatra. Ta druga podobno miała niezły temperament - rzuciłem lekko, wracając spojrzeniem do kobiecych akcesoriów. - Może tą? - wybrałem prostą w wiosenne kwiaty. Nie była za specjalnie skomplikowana, ale dość ładna, wykonana z delikatnego materiału. Musiałem oczywiście sprawdzić jej wytrzymałość. Złapałem ją w obie dłonie, by pociągnąć za dwa końce. Usatysfakcjonowany kiwnąłem głową, wręczając je sprzedawcy, który zjawił się przy nas. Zapłaciłem za nasze małe zakupy. Zanim wyszliśmy przejrzałem jeszcze raz oferty lecz nie dostrzegłem nic, co mogłoby mnie zainteresować.
- Myślałaś kiedyś o bieliźnie innej niż koszula nocna, gorset czy te majtasy po kolana? - zatrzymałem się nagle, gdy trzymane w ręku apaszki podsunęły mi pomysł. Nie sądziłem co prawda, że moglibyśmy coś takiego znaleźć, ale można zawsze coś wymyślić. - Takiej wiesz… bardziej w stylu Wenus z Milo, która więcej odsłania niż zasłania. Albo sukienka do kolan lub nawet przed kolana - mówiłem, co myślałem zanim ruszyliśmy dalej. Ogólnie myślałem o wszystkim, co nie wiązało się z męczącym rozwiązywaniem i pozbywaniem się kolejnych halek. To było niewygodne i niepraktyczne do niektórych tego typu sytuacji.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zgodziłam się z Williamem, gdy pokazał mi drugą apaszkę. Przez chwilę ponownie miałam ochotę się zaśmiać z tej całej sytuacji. Traktowaliśmy te zakupy jakbyśmy szukali dekoracji do mieszkania Williama, a nie dodatków do wspólnej zabawy. Do tego to jego pytanie na temat mojej bielizny. Nie sądziłam, że to co nosiłam do łóżka będzie tematem do rozmów. W sumie, to nigdy wcześniej nikogo po za mną to nie interesowało i nie byłam pewna opinii Williama. Mogłam się domyślić, ale dopiero teraz potwierdził moje przekonania.
- Williamie Lightwood, nie masz za grosz wstydu - pokręciłam głową, wciąż się uśmiechając. - Coś tak myślę, że twoja ukochana Wenus z Milo nie nosiła żadnej bielizny - zażartowałam. Wiedziałam co miał na myśli. Kilka razy widziałam reklamy krótszej koszuli nocnej, polecane zwłaszcza na zbliżający się sezon letni. "Wygoda na wakacje", chyba taki był slogan. Nawet wiedziałam, gdzie można było coś takiego kupić. Głupio mi przyznać, ale kilka tygodni temu nawet kupiłam coś takiego.
Czekając na Juliette i Theo postanowiłam spędzić trochę czasu na zakupach i właścicielka pewnego sklepu przekonała mnie aby zakupić jej najnowszą "stylizację". Przymierzyłam ją tylko raz po powrocie do hotelu i po pierwszym spojrzeniu w lustrze uznałam, że wyglądałam komicznie w krótkiej koszuli nocnej na ramiączka. Od tego momentu leży w swoim pudełku, zakopana gdzieś w szafce w łazience. Może była pora ją znowu wyciągnąć i dać jej drugą szansę?
- Mogłabym wziąć coś takiego pod uwagę. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dowiem się czegoś więcej o twoich fantazjach. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam kreatywne pomysły - jedynie tyle powiedziałam na tą chwilę. Mogłabym użyć mój poprzedni pomysł następnym razem, ale wciąż chciałam jakoś go zaskoczyć. - Chyba możemy już wracać, prawda? Coś jeszcze potrzebujesz?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nie mam, chyba nigdy nie miałem - odparłem z rozbawieniem. Wstyd nigdy nie był moją mocną stroną. Mówiłem co myślałem, robiłem co chciałem i niczym się nie przejmowałem. Bycie demonem miało swoje plusy. Choć potrafiłem się powstrzymać w wielu sytuacjach. Ludzie w obecnych czasach bardzo przywiązywali wagę do etykiety, reputacji i zważali na swoje słowa. Będąc wśród nich musiałem się dostosować. Dobrze, że Dove nie była sztywną panienką, która rumieni się na samo słowo "bielizna". Chyba bym nie zdzierżył, gdybym nie mógł z nią normalnie porozmawiać o wszystkim.
- Mogłabyś też powiedzieć mi coś więcej o swoich - zasugerowałem "bez wstydu". Wiązanie wiązaniem, zapewne również naczytała się różnych rzeczy w tych romansach i nie jedno chodziło jej po głowie, co mogła zechcieć wypróbować.
- Już chcesz wracać? - spytałem zdziwiony. Nastawiłem się na dłuższy spacer, na jakieś zwiedzanie miasta do samej nocy bądź muzeum czy galerii aż do samego zamknięcia. Była dopiero pora poobiednia, a tej już w głowie powroty.
- Tylko po co? Tak spieszy ci się do wypróbowania nowych apaszek? - uniosłem spojrzenie na kobietę, nie mogąc powstrzymać się od odrobiny złośliwości w głosie. A podobno to ja byłem tym niecierpliwym z naszej dwójki. Jak widać jednak nie do końca.
- Słońce jeszcze wysoko na niebie. Chodźmy lepiej coś pozwiedzać. Kolację też możemy zjeść na mieście albo od jednego z tych sprzedawców ulicznych. Widziałem paru takich, mieli dość nietypowe jedzenie. Nie przyjechałem tu tylko po to, by spełniać fantazje łóżkowe - zaśmiałem się, łapiąc dłoń Dove i spokojnym krokiem prowadząc ją dalej, wzdłuż uliczki. Nie potrzebowałem Dove za przewodnika, nie potrzebowałem nawet znać tego miasta. Chciałem przejść się, zobaczyć nowe miejsca, być może nawet zgubić się, ale kogo to interesowało? Dopóki potrafiłem zapytać o drogę, było dobrze. Poza tym wieża Eiffla wznosiła się wysoko nad budynkami, a mając ją za przewodnika z pewnością będziemy mogli wrócić do hotelu bez problemów. Nie chciałem siedzieć w pokoju hotelowym, dusząc się od gorąca. Co z tego, że były i tam ładne widoki. Z hotelu nie wyjdziemy jak pogoda się zepsuje lub jak nie będzie nam się chciało. Poza tym wizja oglądania Theodore jakoś skutecznie odstraszała mnie od powrotu.
- Mogłabyś też powiedzieć mi coś więcej o swoich - zasugerowałem "bez wstydu". Wiązanie wiązaniem, zapewne również naczytała się różnych rzeczy w tych romansach i nie jedno chodziło jej po głowie, co mogła zechcieć wypróbować.
- Już chcesz wracać? - spytałem zdziwiony. Nastawiłem się na dłuższy spacer, na jakieś zwiedzanie miasta do samej nocy bądź muzeum czy galerii aż do samego zamknięcia. Była dopiero pora poobiednia, a tej już w głowie powroty.
- Tylko po co? Tak spieszy ci się do wypróbowania nowych apaszek? - uniosłem spojrzenie na kobietę, nie mogąc powstrzymać się od odrobiny złośliwości w głosie. A podobno to ja byłem tym niecierpliwym z naszej dwójki. Jak widać jednak nie do końca.
- Słońce jeszcze wysoko na niebie. Chodźmy lepiej coś pozwiedzać. Kolację też możemy zjeść na mieście albo od jednego z tych sprzedawców ulicznych. Widziałem paru takich, mieli dość nietypowe jedzenie. Nie przyjechałem tu tylko po to, by spełniać fantazje łóżkowe - zaśmiałem się, łapiąc dłoń Dove i spokojnym krokiem prowadząc ją dalej, wzdłuż uliczki. Nie potrzebowałem Dove za przewodnika, nie potrzebowałem nawet znać tego miasta. Chciałem przejść się, zobaczyć nowe miejsca, być może nawet zgubić się, ale kogo to interesowało? Dopóki potrafiłem zapytać o drogę, było dobrze. Poza tym wieża Eiffla wznosiła się wysoko nad budynkami, a mając ją za przewodnika z pewnością będziemy mogli wrócić do hotelu bez problemów. Nie chciałem siedzieć w pokoju hotelowym, dusząc się od gorąca. Co z tego, że były i tam ładne widoki. Z hotelu nie wyjdziemy jak pogoda się zepsuje lub jak nie będzie nam się chciało. Poza tym wizja oglądania Theodore jakoś skutecznie odstraszała mnie od powrotu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie śpieszyło mi się wypróbować jakość nowo zakupionych apaszek. Śpieszyło mi się aby spędzić mniej czasu na słońcu, ale czułam się lepiej niż krótko po obudzeniu. Dlatego nie podzieliłam się z Williamem swoim stanem. Po za tym, przecież sama zaproponowałam, że możemy zrobić lub zobaczyć cokolwiek chciał.
- Dobrze, że pilnujesz takich rzeczy. Inaczej całe nasze towarzystwo będzie myślało, że przyjechałeś tylko po to aby spełnić swoje fantazje - odgryzłam mu się, ściskając jego dłoń. Odpowiadając Dianie, że nie jesteśmy zaręczeni zapewne skołowało to nie tylko moją przyjaciółkę. Mogliśmy mówić, że stęskniony przyjaciel chciał ponownie się zobaczyć i przy okazji zwiedzić Paryż, ale raczej już nikogo nie przekonamy, że jest pomiędzy nami jedynie przyjaźń. Gdyby podobna sytuacja była z jakąś inną parą też bym uznała, że jest pomiędzy nimi jakiś niecodzienny związek oparty jedynie na czymś bardziej fizycznym. Oczywiście, w naszym przypadku nie chodziło jedynie o seks, ale przecież nie będę tego tłumaczyć każdej osobie, która uniesie na nas swoją osądzającą brew.
Nie widząc powodu aby sprzeciwiać się jego planom zaczęłam się zastanawiać, gdzie moglibyśmy iść. Kolejne muzeum lub galeria mogłyby znudzić Williama. Kupić bilety do teatru na ten wieczór mogłoby być za późno. Chyba nie byłam najlepszym przewodnikiem.
- Może poszukamy czegoś do twojego nowego mieszkania? Coś niewielkiego, jakąś dekorację oraz pamiątkę. Czasami przy rzece lub w parkach siedzą malarze. Mogliby namalować tobie mały obraz lub narysować szkic jak stoisz z wieżą Eiffla w tle. Wielu z nich są studentami w Academie des Beaux-Arts i niewiele trzeba zapłacić za ich pracę. Kto wie, może namaluje ciebie jakiś przyszły słynny artysta, który jednego dnia będzie miał swoją wystawę w Londynie lub w Birmingham - i przy okazji będziemy mogli ocenić z Williamem czy ich praca się poprawiła. Ta wizja potencjalnej przyszłości sprawiła, że uśmiechnęłam się pod nosem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nic nie powiedziałem na określenie "nasze" towarzystwo. Trudno jednak było mi określić to inaczej więc milczałem. Poza tym oni chyba i tak już mają wyrobione swoje zdanie na ten temat, więc nasze tłumaczenia na nic by się nie zdały. Mogliśmy przysięgać z ręką na sercu, że niczego takiego nie próbujemy podczas pobytu tutaj, a i tak zapewne nikt by nam w to nie uwierzył. Szczególnie, że dzielimy wspólny pokój.
Pomysł Dove o zakupie dekoracji do mojego mieszkania trochę mnie zaskoczyła. Mimo wszystko wciąż o tym pamiętała, a mi nadal nie zależało na pięknym wystroju. Mieszkanie dla mnie miało odgrywać swoją rolę, być praktyczne, a nie służyć jako miejsce do podziwiania. Nie mniej jednak przystałem na ten pomysł. Spodobała mi się kwestia namalowania obrazu takiego, jaki bym sobie zażyczył.
- Nie sądzę, bym był zadowolony jakbym każdego poranka miał patrzeć na swoją twarz na obrazie. Ale jakby na tle ogrodów była jakaś niezidentyfikowana postać… powiedzmy kobieta stojąca tyłem o jasnych włosach - uśmiechnąłem się. Każdy mógłby się domyślać, czy to przypadkowa postać czy ktoś znany. A tylko ja i Dove byśmy znali prawdę.
- A co do zakupów, to mam mały pomysł. Wpadłem na to rano, patrząc jak się męczysz, ale jakoś nie było wcześniej okazji - przyznałem, nie dodając, iż właściwie chciałem najpierw sprawdzić, jak będzie się sprawować Dove.
Nie mówiąc kobiecie o co konkretnie chodzi, przeglądałem następne wystawy sklepowe. Trochę uznałem za dziwnym fakt, że jeszcze nie trafiłem na tego typu sklep lecz w końcu dostrzegłem to, co chciałem wśród różnych bibelotów.
- Nigdy nie widziałem, żebyś takie miała, a sądząc po twojej minie, słońce nadal wciąż ci przeszkadza - wskazałem na parę okularów o przyciemnianych szkłach oraz ozdobnych ramkach. - Przymierz najpierw sobie. Jeśli ci się spodoba kupię ci, a jeśli nie… to możemy spędzić więcej czasu w parku wśród cieni drzew - zaproponowałem niepewny, czy Dove spodoba się mój pomysł.
Pomysł Dove o zakupie dekoracji do mojego mieszkania trochę mnie zaskoczyła. Mimo wszystko wciąż o tym pamiętała, a mi nadal nie zależało na pięknym wystroju. Mieszkanie dla mnie miało odgrywać swoją rolę, być praktyczne, a nie służyć jako miejsce do podziwiania. Nie mniej jednak przystałem na ten pomysł. Spodobała mi się kwestia namalowania obrazu takiego, jaki bym sobie zażyczył.
- Nie sądzę, bym był zadowolony jakbym każdego poranka miał patrzeć na swoją twarz na obrazie. Ale jakby na tle ogrodów była jakaś niezidentyfikowana postać… powiedzmy kobieta stojąca tyłem o jasnych włosach - uśmiechnąłem się. Każdy mógłby się domyślać, czy to przypadkowa postać czy ktoś znany. A tylko ja i Dove byśmy znali prawdę.
- A co do zakupów, to mam mały pomysł. Wpadłem na to rano, patrząc jak się męczysz, ale jakoś nie było wcześniej okazji - przyznałem, nie dodając, iż właściwie chciałem najpierw sprawdzić, jak będzie się sprawować Dove.
Nie mówiąc kobiecie o co konkretnie chodzi, przeglądałem następne wystawy sklepowe. Trochę uznałem za dziwnym fakt, że jeszcze nie trafiłem na tego typu sklep lecz w końcu dostrzegłem to, co chciałem wśród różnych bibelotów.
- Nigdy nie widziałem, żebyś takie miała, a sądząc po twojej minie, słońce nadal wciąż ci przeszkadza - wskazałem na parę okularów o przyciemnianych szkłach oraz ozdobnych ramkach. - Przymierz najpierw sobie. Jeśli ci się spodoba kupię ci, a jeśli nie… to możemy spędzić więcej czasu w parku wśród cieni drzew - zaproponowałem niepewny, czy Dove spodoba się mój pomysł.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Niezidentyfikowana postać. Zaśmiałam się krótko na jego pomysł, ale jeżeli właśnie tego chciał mogłam się na to zgodzić. Byłam ciekawa dlaczego akurat taką wersję obrazu by sobie zażyczył, ale nagle zmienił odrobinę temat. William najwyraźniej nie tylko lubił tajemnicze postacie w obrazach, ale również sam być tajemniczy i wzbudzać zainteresowanie.
Gdy dotarliśmy do odpowiedniego sklepu najpierw jedynie spoglądałam raz na niego, raz na okulary. Miał rację, nie miałam takich. Również nigdy żadnych nie próbowałam. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po pierwsze ramki, które rzuciły mi się w oczy. Były prostsze, wyglądały na znacznie delikatniejsze od reszty. Podeszłam do pobliskiego małego lustra. Było to dziwne, gdy nagle wszystko zrobiło się znacznie ciemniejsze. Spojrzałam w kierunku Williama i na chwilę ściągnęłam okulary, ponownie je założyłam, ściągnęłam, założyłam, i tak jeszcze z kilka razy.
- Ciekawe - skomentowałam zadowolona. - Jeżeli chcesz mi kupić w prezencie to się nie sprzeciwię. Tylko również kup sobie parę, inaczej będę głupio wyglądać, nie uważasz?
Ponownie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie byłam pewna czy coś takiego do mnie pasowało. W razie czego spróbowałam inną parę ramek.
- Wygląda to trochę śmiesznie. Widziałam kilka osób w Londynie, którzy nosili coś takiego. Przypomina to bardziej część kostiumu do teatru. Nie wyglądam, jak błazen?
W tym momencie podeszła do nas kobieta w średnim wieku. Mimo tego, że jej nie rozumiałam to po jej gestach zgadywałam, że chciała pomóc. Pozwoliłam aby kobieta wybrała dla mnie trzy ramki w różnym stylu. Nie sądziłam, że może być aż tyle do wyboru i zanim zauważyłam całkowicie skupiłam się na wyborze odpowiednich ramek.
Gdy przymierzyłam ostatnią parę i sprzedawczyni zobaczyła mój zadowolony uśmiech odwróciła się w stronę Williama, mówiąc coś do niego i wskazując na resztę opcji, które miała w sklepie. Skorzystałam z okazji i sięgnęłam po parę w ciemnym kolorze i założyłam je na nos Williama.
- Może nie potrzebujesz ich tak bardzo jak ja, ale przynajmniej będziemy do siebie pasować - i przy okazji czułabym się lepiej nosząc takie okulary na sobie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Właśnie też po raz pierwszy spotkałem się z tym w Londynie. Był to dosyć ciekawy wynalazek, a osoby z takimi okularami wzbudzały ciekawość u przechodniów. Może faktycznie wyglądało to dosyć osobliwie, jednak jeżeli spełniało swoją funkcję ochrony przed słońcem, to nie miałem nic przeciwko, aby i sobie samemu coś takiego kupić, by Dove nie wyglądała dziwnie.
- Wyglądasz całkiem nieźle - odparłem, widząc jak Dove z entuzjazmem przeglądała kolejne okulary. Ulżyło mi, że spodobał się jej mój pomysł i z chęcią chciała wypróbować to nowe, dość niecodzienne rozwiązanie. - Jeśli sprawi to, że się lepiej będziesz czuć, to z miłą chęcią sobie również kupię - zaśmiałem się z tej propozycji lecz chętnie na nią przystałem. Sam również nie widziałem nic złego w wypróbowaniu nowych rzeczy. Zaraz też podeszła do nas sprzedawczyni, widząc jak Dove wybiera nowe okulary. Przyszła pomóc w wyborze i najwyraźniej kobiety nie potrzebowały znać do tego wspólnego języka. Przyglądałem się im z boku jak próbowały rozmawiać i mimo drobnych trudności, Dove po chwili zadowolona trzymała w dłoni wybrane okulary.
Zaraz również i ja dostałem do wyboru kilka par w męskim fasonie.
- Fiancée? - zapytała sprzedawczyni po tym, jak na moim nosie znalazła się para okularów. Tego słowa raczej nie musiałem tłumaczyć Dove, gdyż po francusku brzmiało identycznie jak po angielsku. Uśmiechnęła się, spoglądając na naszą dwójkę.
- Tak, można w ten sposób to ująć - odparłem po francusku, odwzajemniając jej uśmiech. Nie wiedziałem na ile Dove mogła zrozumieć ten język. Pewne wyrażenia z pewnością już znała.
Kobieta również musiała poczuć się pewniej, gdy mogła mi doradzić w swoim języku jakie okulary lepiej dobrać. Jedne na moim nosie wyglądały śmiesznie, inne mniej, a ostatecznie stanęło na podobnych do tych, które jako pierwsze wybrała Dove. Pewnie dlatego, że były w ciemnym kolorze, a szkła nie były okrągłe tylko prostokątne. To również wydało mi się bardziej dziwne niż sam fakt ciemnych szkieł.
- I co, kto teraz wygląda jak większy błazen? - rozbawiony spytałem Dove, uchylając nieco okularów w ten sposób, że w połowie widziałem ją normalnie, a w połowie przyciemnioną. - Mam przynajmniej nadzieję, że dzięki temu nie odczuwasz tak boleśnie promieni słońca.
Ująłem przy tym dłoń Dove i ruszyliśmy w kierunku najbliższego parku w poszukiwaniu artystów.
- Wyglądasz całkiem nieźle - odparłem, widząc jak Dove z entuzjazmem przeglądała kolejne okulary. Ulżyło mi, że spodobał się jej mój pomysł i z chęcią chciała wypróbować to nowe, dość niecodzienne rozwiązanie. - Jeśli sprawi to, że się lepiej będziesz czuć, to z miłą chęcią sobie również kupię - zaśmiałem się z tej propozycji lecz chętnie na nią przystałem. Sam również nie widziałem nic złego w wypróbowaniu nowych rzeczy. Zaraz też podeszła do nas sprzedawczyni, widząc jak Dove wybiera nowe okulary. Przyszła pomóc w wyborze i najwyraźniej kobiety nie potrzebowały znać do tego wspólnego języka. Przyglądałem się im z boku jak próbowały rozmawiać i mimo drobnych trudności, Dove po chwili zadowolona trzymała w dłoni wybrane okulary.
Zaraz również i ja dostałem do wyboru kilka par w męskim fasonie.
- Fiancée? - zapytała sprzedawczyni po tym, jak na moim nosie znalazła się para okularów. Tego słowa raczej nie musiałem tłumaczyć Dove, gdyż po francusku brzmiało identycznie jak po angielsku. Uśmiechnęła się, spoglądając na naszą dwójkę.
- Tak, można w ten sposób to ująć - odparłem po francusku, odwzajemniając jej uśmiech. Nie wiedziałem na ile Dove mogła zrozumieć ten język. Pewne wyrażenia z pewnością już znała.
Kobieta również musiała poczuć się pewniej, gdy mogła mi doradzić w swoim języku jakie okulary lepiej dobrać. Jedne na moim nosie wyglądały śmiesznie, inne mniej, a ostatecznie stanęło na podobnych do tych, które jako pierwsze wybrała Dove. Pewnie dlatego, że były w ciemnym kolorze, a szkła nie były okrągłe tylko prostokątne. To również wydało mi się bardziej dziwne niż sam fakt ciemnych szkieł.
- I co, kto teraz wygląda jak większy błazen? - rozbawiony spytałem Dove, uchylając nieco okularów w ten sposób, że w połowie widziałem ją normalnie, a w połowie przyciemnioną. - Mam przynajmniej nadzieję, że dzięki temu nie odczuwasz tak boleśnie promieni słońca.
Ująłem przy tym dłoń Dove i ruszyliśmy w kierunku najbliższego parku w poszukiwaniu artystów.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie powiedziałabym, że przypominał błazna. Nie byłam pewna czemu, ale okulary pasowały Williamowi. I faktycznie teraz lepiej tolerowałam jasne słońce chociaż w cieniu pod parasolem wciąż było trochę chłodniej. Jednak najgorętszy moment dnia już minął, więc trzymałam parasolkę w wolnej dłoni.
- Nie wiem skąd miałeś ten pomysł, ale ja i moja głowa jesteśmy tobie wdzięczne - zażartowałam. - Chyba jeszcze nie wiem o tobie wszystkiego, mon fiancé - nagle sobie coś przypomniałam po naszych małych zakupach. Nie wiedziałam, że William mówił po francusku. To prawda, słyszałam zeszłej nocy, ale jakoś ten szczegół mi umknął. Dopiero teraz obserwując, jak bez problemu słucha i rozumie co mówi do niego kobieta przypomniałam sobie tamten moment.
- Może mógłbyś mi pomóc w nauce francuskiego. Wymowa nie najlepiej mi wychodzi - na prawdę przydałby mi się jakiś nauczyciel. Przy okazji w razie czego gdyby znudziłyby nam się lokalne atrakcje to moglibyśmy spędzić poranek lub popołudnie na nauce.
- Chociaż może niepotrzebnie martwię się nauką. Skoro tak biegle mówisz to będziesz mógł być moim tłumaczem, gdyby udało nam się otworzyć kiedyś hotel we Francji - powiedziałam to wszystko w pół żarcie pamiętając, jak nie raz William oferował pomoc. Jednak mimo wiedzy Williama wciąż chciałam podjąć się wyzwaniu i chociaż zrozumieć połowę rzeczy, których jeszcze nie znałam.
Przyjemnie było wyobrażać sobie różne wizje wspólnej przyszłości. Praca przy hotelu, nauka języków czy nawet taki spacer. Przed wyjazdem do Paryża może za bardzo spodobała mi się myśl prawdziwych zaręczyn z Williamem. Po raz pierwszy byłam zauroczona wizją małżeństwa, ale czas i dystans (oraz rozmowa z Dianą) przywróciło mnie do rzeczywistości. Poważniejszy związek wciąż nie interesował Williama. Była szansa, że nigdy to się nie zmieni. W sumie, podobnie powinno być ze mną. Zwłaszcza, że teraz miałam inne plany "na życie".
Dotarliśmy do parku i zaczęłam rozglądać się za jakiś malarzem. Ten park był mniejszy od poprzedniego i było w nim mniej ludzi, ale miałam nadzieję, że nie było za późno aby kogoś znaleźć przed zachodem słońca.
- Chyba również bym chciała taką pamiątkę, ale nie tak tajemniczą, jak twoja. Na przykład, moglibyśmy stać razem z katedrą Notre-Dame w tle. Może ty nie chciałbyś budzić się i patrzeć na siebie w obrazie, ale ja bardzo przepadam za twoją twarzą i nie miałabym nic przeciwko gdybym mogła ją widzieć każdego ranka - uśmiechnęłam się pod nosem i ścisnęłam mocniej jego dłoń.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lekko się uśmiechnąłem, gdy wspomniała, iż nie wiedziała o mnie wszystkiego. Były rzeczy, których nigdy bym jej nie powiedział lub jawnie się ich wyparł. Jak bycie Vincentem. Na samą myśl obawiałem się, jaka mogłaby być reakcja Dove. Raczej niezbyt przyjemna. Jeśli przypomnieć sobie te wszystkie mniej komfortowe sytuacje, w jakich ją widziałem, słowa, które padały, a których nikt nie powinien słyszeć, czyny, gesty, rozmowy z Widows Circle… wkurzyłaby się nie na żarty. Lepiej wciąż zrzucać wiele rzeczy na przypadek.
- Nie wiem, czy byłbym dobrym nauczycielem w tej kwestii. Ale jeśli będziesz kiedyś chciała, możemy spróbować - odpowiedziałem pół żartem lecz martwiłem się jednocześnie, czy w takim przypadku potrafiłbym użyć odpowiednich słów, czy by mi się nagle wszystko nie pomieszało. Miałem zaproponować, że Theo przecież z radością nauczy jej wszystkiego. Ostatecznie ugryzłem się w język i darowałem sobie te złośliwości. Mogłoby wyjść tylko na opak i zepsułoby to humor nam obojgu.
Teraz to Dove przejęła rolę przewodnika i skierowała nas w stronę jakiegoś parku. Dla mnie one wszystkie wyglądały tak samo, nie potrafiłbym ich od siebie odróżnić, a co dopiero nazwać. Z naszej dwójki to raczej ona bardziej orientowała się w terminie. Ja musiałbym pytać o drogę kilka razy. Problemów nie miałem tylko mając jakiś punkt orientacyjny, jak wieża Eiffla, czy Luwr, wtedy wszystko było łatwiejsze.
- Nie sądzę, aby Sebastian był równie zachwycony tym pomysłem - wykrzywiłem usta w grymasie uśmiechu, mając przed oczami jego złość malującą się na twarzy. Gdyby chodziło tylko o mnie, mógłbym się z nim podroczyć, prosząc o obraz z jakąś jednoznaczną pozą. Jednak to chodziło również o Dove, której skutecznie mógł uprzykrzyć życie. Bardziej niż mi.
- Ale gdybyś miała w nosie jego opinię, to jestem za - zaśmiałem się, rozbawiony taką wizją. Sebastian musiałby wyglądać całkiem głupio, widząc tego typu obraz.
W spokoju przechadzaliśmy się alejkami, rozglądając za artystami. Miałem wrażenie, że o tej porze ze świeżego powietrza cieszyło się jeszcze więcej ludzi niż wtedy, gdy odbywał się nasz piknik. W końcu robiło się odrobinę… mniej słonecznie, co bardziej zachęcało do spacerowania. Z westchnięciem uznałem, że Paryż chyba nie był miastem, w którym chciałbym zamieszkać. Był piękny, z malowniczymi widokami, ale to jednak deszczowy Londyn bardziej przypadał mi do gustu.
Artystę znaleźliśmy dopiero po dłuższej chwili. Siedział przy brzegu rzeki, mając naprzeciw siebie sztalugę na której malował, a także młodą kobietę, będącą wyraźnie portretowaną. Stanęliśmy w pobliżu za malarzem. Musiał niedawno zacząć swoją pracę, gdyż jeszcze niewiele znajdowało się na płótnie.
- Będziemy czekać, czy szukamy kogoś innego? Chyba że chcesz wracać, to mamy przecież jakieś trzy tygodnie jeszcze na załatwienie tej pamiątki - zapytałem Dove szeptem, by nie przeszkadzać skupionemu mężczyźnie w jego pracy.
- Nie wiem, czy byłbym dobrym nauczycielem w tej kwestii. Ale jeśli będziesz kiedyś chciała, możemy spróbować - odpowiedziałem pół żartem lecz martwiłem się jednocześnie, czy w takim przypadku potrafiłbym użyć odpowiednich słów, czy by mi się nagle wszystko nie pomieszało. Miałem zaproponować, że Theo przecież z radością nauczy jej wszystkiego. Ostatecznie ugryzłem się w język i darowałem sobie te złośliwości. Mogłoby wyjść tylko na opak i zepsułoby to humor nam obojgu.
Teraz to Dove przejęła rolę przewodnika i skierowała nas w stronę jakiegoś parku. Dla mnie one wszystkie wyglądały tak samo, nie potrafiłbym ich od siebie odróżnić, a co dopiero nazwać. Z naszej dwójki to raczej ona bardziej orientowała się w terminie. Ja musiałbym pytać o drogę kilka razy. Problemów nie miałem tylko mając jakiś punkt orientacyjny, jak wieża Eiffla, czy Luwr, wtedy wszystko było łatwiejsze.
- Nie sądzę, aby Sebastian był równie zachwycony tym pomysłem - wykrzywiłem usta w grymasie uśmiechu, mając przed oczami jego złość malującą się na twarzy. Gdyby chodziło tylko o mnie, mógłbym się z nim podroczyć, prosząc o obraz z jakąś jednoznaczną pozą. Jednak to chodziło również o Dove, której skutecznie mógł uprzykrzyć życie. Bardziej niż mi.
- Ale gdybyś miała w nosie jego opinię, to jestem za - zaśmiałem się, rozbawiony taką wizją. Sebastian musiałby wyglądać całkiem głupio, widząc tego typu obraz.
W spokoju przechadzaliśmy się alejkami, rozglądając za artystami. Miałem wrażenie, że o tej porze ze świeżego powietrza cieszyło się jeszcze więcej ludzi niż wtedy, gdy odbywał się nasz piknik. W końcu robiło się odrobinę… mniej słonecznie, co bardziej zachęcało do spacerowania. Z westchnięciem uznałem, że Paryż chyba nie był miastem, w którym chciałbym zamieszkać. Był piękny, z malowniczymi widokami, ale to jednak deszczowy Londyn bardziej przypadał mi do gustu.
Artystę znaleźliśmy dopiero po dłuższej chwili. Siedział przy brzegu rzeki, mając naprzeciw siebie sztalugę na której malował, a także młodą kobietę, będącą wyraźnie portretowaną. Stanęliśmy w pobliżu za malarzem. Musiał niedawno zacząć swoją pracę, gdyż jeszcze niewiele znajdowało się na płótnie.
- Będziemy czekać, czy szukamy kogoś innego? Chyba że chcesz wracać, to mamy przecież jakieś trzy tygodnie jeszcze na załatwienie tej pamiątki - zapytałem Dove szeptem, by nie przeszkadzać skupionemu mężczyźnie w jego pracy.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Spojrzałam na artystę, który najwyraźniej niedawno zaczął malować. Z tego co widziałam i słyszałam to te portrety nie trwają za długo ze względu na ich wielkość. Faktycznie, nie musieliśmy już dzisiaj kogoś znaleźć, ale nie byłoby głupio już wracać? Dopiero co dotarliśmy do parku.
- Czyżby teraz tobie śpieszyło się wypróbowanie nowych apaszek? - zapytałam spoglądając na niego z zadziornym uśmieszkiem. - Chodź, nacieszmy się chociaż parkiem. Możemy spróbować znaleźć malarza innym razem.
Pociągnęłam go w kierunku pobliskiej wolnej ławki. Poszczęściło nam się, akurat jakaś para wstała aby zapewne kontynuować swój spacer. Do tego trafił nam się widok na rzekę. Po drugiej stronie rzeki było wiele osób, zapewne i oni korzystali z przyjemniejszej pogody. Wiele okien w budynkach zostały pootwierane, a drzewa leniwie się kołysały. Taki spokój był zadziwiająco przyjemny. Byłam przyzwyczajona do życia w mieście, do niekończącej się listy obowiązków. Nawet podczas swojego "odpoczynku" w Paryżu panował mały chaos.
Skoro o chaosie mowa...
- Co do Sebastiana - zaczęłam, puszczając dłoń Williama i ściągnęłam okulary, wciąż nie całkowicie do nich przyzwyczajona. Do tego słońce było teraz za naszymi plecami, częściowo zakryte za drzewami. - Jego opinia jest dla mnie ważna, ale nie na tyle abym zabraniała sobie powiesić lub postawić w moim pokoju cokolwiek bym chciałam. Jednak masz rację, lepiej go nie denerwować i nie prowokować bardziej ze względu na moje własne nerwy i ich limitacje - na samą myśl westchnęłam ciężko. Nie lubiłam narzekać, bo mimo wszystkiego lubiłam pracę przy hotelu. Te inne drobiazgi w moim życiu mnie czasami przytłaczały.
- Może poproszę malarza aby namalował mój pomysł na obraz w rozmiarze pocztówki? Mogłabym znaleźć ramkę i postawić na swoim biurku w nowym hotelu. Może do tego czasu uda nam się wytłumaczyć Sebastianowi naszą sytuację - przypomniała mi się rozmowa z Dianą i skrzywiłam się lekko. Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na jej pytania. Chciałam wspomnieć tą rozmowę, może razem z Williamem potrafilibyśmy zdecydować, jak podchodzić do takich pytań. Byłam przekonana, że jeszcze nie jeden raz je usłyszymy. Był to poważny temat i nie chciałam go teraz poruszać.
- Nawet w takich chwilach myślisz o moim bracie? - zapytałam, ponownie się drocząc z Williamem i odrobinę zmieniając temat. - Masz przy sobie piękną kochankę, do tego mądrą, ambitną i jakże skromną, a ty z uśmiechem wspominasz Sebastiana - usiadłam odrobinę na boku, twarzą do niego. - Czy to dlatego jeszcze mnie nie pocałowałeś? - uniosłam lekko brew, utrzymując uśmiech na twarzy. - A może to pewna francuska dama z bogatej rodziny bardziej ciebie zainteresowała? - przed moimi oczami pojawił się moment, gdy William wstał i pomógł Juliette z jej plamą na spódnicy. Nie byłam zazdrosna, może tylko odrobinę, ale głównie zapytałam aby się z nim podrażnić.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zaskoczyła mnie swoim przemyśleniem. Nie miałem tego na myśli i nie sądziłem, że tak szybko obróci moje słowa przeciwko mnie. Doprawdy, potrafiła być bardzo uszczypliwa jeśli tylko chciała. Przez to nie znalazłem odpowiedzi na takie słowa i z rozbawieniem ruszyłem tam, gdzie nas kierowała.
Kobiecie udało się znaleźć dla nas ławkę w całkiem odosobnionym miejscu. Za nami rozpościerał się park, gdzieś w oddali szczekał pies, krzyczało dziecko. Przed nami po drugiej stronie rzeki mógłbym rzec, że trwał mały armageddon. Pełno ludzi, dorożek, wszyscy zapewne wyszli skuszeni ładną pogodą i odrobinę chłodniejszą temperaturą niż za dnia. Zdawałoby się, jakbyśmy ze swojego miejsca spoglądali na zupełnie inny świat. Świat, który pędził do przodu, a tu czas się zatrzymał.
Spoglądając na cały ten spektakl przed nami, przysłuchiwałem się słowom Dove. Jej pomysł odnośnie obrazu w formie pocztówki spodobał mi się. Nie wpadłem na ten pomysł, a był całkiem ciekawy. Przyznałem jej rację. Wystarczyło tylko znaleźć artystę, który podejmie się tego zadania. Dla siebie zdecydowanie wolałbym coś w większym formacie. Coś, co będzie ładną ozdobą na ścianie.
- Moja piękna, mądra, ambitna i jakże skromna kochanka chyba zaczęła być trochę zazdrosną - uśmiechnąłem się w jej stronę, przesuwając okulary z oczu na czubek głowy, aby lepiej ją widzieć. - Chyba nie sądzisz, że wspomniana francuska dama jest w moich oczach lepsza od ciebie. W końcu jej również nie pocałowałem. Pomogłem jej, żeby już tak nie krzyczała - zaśmiałem się, wyciągając jednocześnie dłonie, aby objąć Dove i przysunąć ją w objęciu do siebie.
- To nie Sebastian chodzi mi po głowie. Chyba nie jestem aż tak sentymentalny, by mówić o nim w taki sposób. Poza tym - odsunąłem się odrobinę od kobiety, by móc swobodnie ująć jej podbródek i kciukiem gładzić usta. - Oprócz zazdrości ktoś tu jeszcze za czymś zatęsknił. Mogłaś więc tak samo mnie pocałować jak ja ciebie - posłałem jej lekki uśmiech. Faktycznie od mojego przyjazdu ani razu się nie całowaliśmy lecz uznałem, że miałem ku temu jakieś tam powody. Byłem trochę zły, trochę nie w humorze. Może trochę też chciałem przetestować cierpliwość kobiety, która najwyraźniej już się skończyła skoro zaczęła mi wypominać takie rzeczy. Nachyliłem się więc bliżej, aby krótko ją ucałować w usta.
- W dodatku zdaje się, że mieliśmy iść zjeść kolację na mieście. Może masz już jakieś swoje ulubione miejsce? Czy dopiero znajdziemy takie?
Kobiecie udało się znaleźć dla nas ławkę w całkiem odosobnionym miejscu. Za nami rozpościerał się park, gdzieś w oddali szczekał pies, krzyczało dziecko. Przed nami po drugiej stronie rzeki mógłbym rzec, że trwał mały armageddon. Pełno ludzi, dorożek, wszyscy zapewne wyszli skuszeni ładną pogodą i odrobinę chłodniejszą temperaturą niż za dnia. Zdawałoby się, jakbyśmy ze swojego miejsca spoglądali na zupełnie inny świat. Świat, który pędził do przodu, a tu czas się zatrzymał.
Spoglądając na cały ten spektakl przed nami, przysłuchiwałem się słowom Dove. Jej pomysł odnośnie obrazu w formie pocztówki spodobał mi się. Nie wpadłem na ten pomysł, a był całkiem ciekawy. Przyznałem jej rację. Wystarczyło tylko znaleźć artystę, który podejmie się tego zadania. Dla siebie zdecydowanie wolałbym coś w większym formacie. Coś, co będzie ładną ozdobą na ścianie.
- Moja piękna, mądra, ambitna i jakże skromna kochanka chyba zaczęła być trochę zazdrosną - uśmiechnąłem się w jej stronę, przesuwając okulary z oczu na czubek głowy, aby lepiej ją widzieć. - Chyba nie sądzisz, że wspomniana francuska dama jest w moich oczach lepsza od ciebie. W końcu jej również nie pocałowałem. Pomogłem jej, żeby już tak nie krzyczała - zaśmiałem się, wyciągając jednocześnie dłonie, aby objąć Dove i przysunąć ją w objęciu do siebie.
- To nie Sebastian chodzi mi po głowie. Chyba nie jestem aż tak sentymentalny, by mówić o nim w taki sposób. Poza tym - odsunąłem się odrobinę od kobiety, by móc swobodnie ująć jej podbródek i kciukiem gładzić usta. - Oprócz zazdrości ktoś tu jeszcze za czymś zatęsknił. Mogłaś więc tak samo mnie pocałować jak ja ciebie - posłałem jej lekki uśmiech. Faktycznie od mojego przyjazdu ani razu się nie całowaliśmy lecz uznałem, że miałem ku temu jakieś tam powody. Byłem trochę zły, trochę nie w humorze. Może trochę też chciałem przetestować cierpliwość kobiety, która najwyraźniej już się skończyła skoro zaczęła mi wypominać takie rzeczy. Nachyliłem się więc bliżej, aby krótko ją ucałować w usta.
- W dodatku zdaje się, że mieliśmy iść zjeść kolację na mieście. Może masz już jakieś swoje ulubione miejsce? Czy dopiero znajdziemy takie?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zaczęłam być zazdrosna? Prawie prychnęłam na jego słowa. Jeżeli chodziło o Williama to można było bez problemu uznać, że zawsze mogłam być zazdrosna. Taka mała, zdrowa dawka zazdrości. Nie pragnęłam bogactwa, biżuterii, czy tytułów innych, na tych rzeczach mi nie zależało. Jednak gdybym straciła Williama, bo ktoś inny bardziej mu się spodobał lub bardziej do niego pasował... Zapewne stałabym się niezadowoloną, złą wiedźmą niczym z bajek dla dzieci.
William miał rację, mogłam go pocałować. Dlatego wcześniej pozwoliłam sobie na delikatny pocałunek przed wyjściem do parku chociaż prawda była taka, że chciałam czegoś więcej. Może powinnam była zrobić, jak William zasugerował, zamiast czekać na jakiekolwiek gesty z jego strony. Postanowiłam wziąć to pod uwagę w najbliższej przyszłości.
Nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się odrobinę szerzej po jego pocałunku. Było to dla mnie zabawne, jak coś tak prostego potrafiło wywołać u mnie taką reakcję. W tym momencie uznałam, że może ta moja mała zazdrość nie była taka zła skoro można było ją tak łatwo zadowolić. Spojrzałam na jego usta i pomyślałam, że gdybyśmy nie byli w parku to odważyłabym się na dłuższy pocałunek.
Odwróciłam wzrok, ponownie spoglądając na widok przed ławką jakbym zastanawiała się nad jego pytaniem dotyczące kolacji. Nie miałam ulubionego miejsca. To gdzie zjemy kolację było mi obojętne, więc była okazja spróbować coś nowego razem.
- Co do mojej zazdrości i tęsknoty, raczej nie powinno być to szokujące. Nie widziałam ciebie kilka tygodni, to raczej naturalne, że jestem spragniona twojej uwagi. Czuję się strasznie zaniedbana - ściszyłam odrobinę swój głos i spojrzałam mu w oczy. William kiedyś mi powiedział, że nie rzucił na mnie uroku, ale jego czarne oczy bez większej trudności potrafiły mnie wchłonąć.
- Ale nie można rozmawiać o deserze przed kolacją, prawda? Nie mam ulubionego miejsca, możemy razem jakieś znaleźć - wtedy w głowie pojawiła się pewna wizja przyszłości, która strasznie mi się spodobała. - Myślisz, że uda nam się znaleźć takie miejsce, do którego moglibyśmy zawsze wracać? Nawet gdy będziemy starsi i pomarszczeni? - nie potrafiłam sobie wyobrazić starszej wersji Williama czy samej siebie, ale przecież czas pokaże. - Dobrze by było mieć takie miejsce. Gdzieś, gdzie moglibyśmy ukryć się przed światem i przy okazji zjeść znakomite jedzenie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z całej siły próbowałem nie roześmiać się z reakcji Dove na pocałunek. W jednej chwili jej twarz pojaśniała i zaczęła się uśmiechać. Bawiło mnie to. Dove mogłaby poczuć się urażona moją reakcją, milczałem więc w tym temacie, powstrzymując śmiech. Czy to było złe? Biorąc pod uwagę to, kim byłem, niespecjalnie bym się tym przejął.
- Oj, będziemy mieć jeszcze odpowiednio wiele czasu, by naprawić tą sytuację - dodałem, tym razem nie kryjąc swojego rozbawienia. Nie powinienem się w ten sposób zachowywać. Ten czas spędzony w Londynie bez Dove, wpłynął jakoś inaczej na moje myślenie oraz zachwianie. Asmodeusz uznałby, że to ludzkie używki uderzyły mi do głowy za bardzo. Może faktycznie tak było, nie przeczyłem. Londyn strasznie się zmienił i niezbyt widziałem siebie w roli dobrego, poprawnego obywatela, pracującego w kwiaciarni bądź innym, normalnym miejscu. Mimo że kiedyś obiecałem mniej więcej coś takiego Dove, to przecież nie musiała wiedzieć o wszystkim.
Następne słowa kobiety trochę mnie zmartwiły. Snuła takie plany, a przecież nie wiedziała tego, co najważniejsze. Śmiech mimowolnie zamarł na moich ustach, gdy odwzajemniałem jej spojrzenie. Nieskromnie mówiąc byłem całkiem niezłym kłamcą lecz niektórych rzeczy nie powinienem przekształcać.
- Miło byłoby mieć takie miejsce. Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzać ani wytykać palcami. Szczególnie za wiele lat, gdy będziesz wyglądać na dużo starszą ode mnie - i tu znów powracał mój dylemat co będzie, gdy Dove się zestarzeje. Czy nadal będę w stanie ją kochać. - Dove - westchnąłem tylko, siadając nieco bardziej bokiem, aby lepiej ją widzieć. Ułożyłem też swoją dłoń na jej, próbując znaleźć jakieś delikatne słowa. Tylko że takich nie było. Z drugiej strony lepiej od razu zniszczyć te plany niż pozwolić im zmienić się w marzenia, które potem będę musiał podeptać. - Ja się nie starzeję. Od momentu gdy umarłem wyglądam niezmiennie tak samo. Więc… nie zestarzejemy się razem. Ale będę z tobą do samego końca - wyciągnąłem ręce, by objąć kobietę i pogładzić ją po włosach. Gryzłem się w język, żeby nie dodać "twoja śmierć będzie naszym końcem", co w tej chwili wydawało się być oczywistym.
- Mamy jednak wiele lat jeszcze przed sobą. Jak nie znajdziemy zacisznego miejsca w Paryżu, to może w jakimś innym mieście. Albo sami je stworzymy - zaproponowałem. Biorąc pod uwagę status oraz majętność Dove, nie byłoby z tym większego problemu.
- Gdzie proponujesz zacząć poszukiwania? Po tej stronie rzeki, czy po drugiej?
- Oj, będziemy mieć jeszcze odpowiednio wiele czasu, by naprawić tą sytuację - dodałem, tym razem nie kryjąc swojego rozbawienia. Nie powinienem się w ten sposób zachowywać. Ten czas spędzony w Londynie bez Dove, wpłynął jakoś inaczej na moje myślenie oraz zachwianie. Asmodeusz uznałby, że to ludzkie używki uderzyły mi do głowy za bardzo. Może faktycznie tak było, nie przeczyłem. Londyn strasznie się zmienił i niezbyt widziałem siebie w roli dobrego, poprawnego obywatela, pracującego w kwiaciarni bądź innym, normalnym miejscu. Mimo że kiedyś obiecałem mniej więcej coś takiego Dove, to przecież nie musiała wiedzieć o wszystkim.
Następne słowa kobiety trochę mnie zmartwiły. Snuła takie plany, a przecież nie wiedziała tego, co najważniejsze. Śmiech mimowolnie zamarł na moich ustach, gdy odwzajemniałem jej spojrzenie. Nieskromnie mówiąc byłem całkiem niezłym kłamcą lecz niektórych rzeczy nie powinienem przekształcać.
- Miło byłoby mieć takie miejsce. Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzać ani wytykać palcami. Szczególnie za wiele lat, gdy będziesz wyglądać na dużo starszą ode mnie - i tu znów powracał mój dylemat co będzie, gdy Dove się zestarzeje. Czy nadal będę w stanie ją kochać. - Dove - westchnąłem tylko, siadając nieco bardziej bokiem, aby lepiej ją widzieć. Ułożyłem też swoją dłoń na jej, próbując znaleźć jakieś delikatne słowa. Tylko że takich nie było. Z drugiej strony lepiej od razu zniszczyć te plany niż pozwolić im zmienić się w marzenia, które potem będę musiał podeptać. - Ja się nie starzeję. Od momentu gdy umarłem wyglądam niezmiennie tak samo. Więc… nie zestarzejemy się razem. Ale będę z tobą do samego końca - wyciągnąłem ręce, by objąć kobietę i pogładzić ją po włosach. Gryzłem się w język, żeby nie dodać "twoja śmierć będzie naszym końcem", co w tej chwili wydawało się być oczywistym.
- Mamy jednak wiele lat jeszcze przed sobą. Jak nie znajdziemy zacisznego miejsca w Paryżu, to może w jakimś innym mieście. Albo sami je stworzymy - zaproponowałem. Biorąc pod uwagę status oraz majętność Dove, nie byłoby z tym większego problemu.
- Gdzie proponujesz zacząć poszukiwania? Po tej stronie rzeki, czy po drugiej?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach