Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Relacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
Tylko zauroczenie czy niebraterska miłość?
A może pozostanie fantazja oraz sekret, który na zawsze podzieli braci?
W opowiadaniu udział bierze Yoshina oraz Kurokocchin
Relacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
Tylko zauroczenie czy niebraterska miłość?
A może pozostanie fantazja oraz sekret, który na zawsze podzieli braci?
W opowiadaniu udział bierze Yoshina oraz Kurokocchin
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Widziałem, jak Seiji szybko się zmienia. Z przestraszonego, niepewnego chłopaka, zrodziła się prawdziwa bestia. Nie mogłem ukryć swojego uśmiechu, bo nie widziałem już swojego uroczego braciszka, który bał się cokolwiek zrobić, a prawdziwego faceta, który pokazywał czego chce. Ze świstem wciągnąłem powietrze, kiedy poczułem ciepłą i mokrą dłoń Seiji'ego na swoim penisie. Zadrżałem, wydając z siebie głośny jęk, jak tylko dłoń chłopaka poruszała się po całej długości. Zagryzłem dolną wargę, a brew uniosła się lekko do góry, słysząc polecenie brata. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, bo tego się po nim nie spodziewałem, ale jego dominacja podniecała mnie jeszcze bardziej, dlatego grzecznie odwróciłem się do niego plecami i poczułem, jak ten przylega do mnie całym ciałem.
Dłoń brata cały czas poruszała się po moim penisie, a usta pieściły skórę, wywołując kolejne dreszcze i jęki. Druga dłoń nie została bez niczego, zajmując się moimi sutkami, które były pieszczone na zmianę. Po omacku odszukałem zawór do wody, więc zakręciłem prysznic, aby woda nie utrudniała nam w niczym i ponownie oparłem się o ścianę, czując jak kolejna fala dreszczy obejmuje całe moje ciało.
- Hah... Seiji - wyjęczałem zanim jego palce znalazły się w moich ustach. Dobrze wiedziałem co to oznaczało, więc uśmiechnąłem się i zassałem się na palcach, dokładnie oblizując je swoim językiem, lecz i te szybko mnie opuściły schodząc do wypiętego tyłka. Oddech miałem ciężki, nierówny. Serce szalało, a poliki stały się czerwone. Nie ze wstydu, a podniecenia. Pragnąłem by Seiji przestał się mną bawić i po prostu znalazł się we mnie nawet bez przygotowania. Kiedy jednak poczułem w sobie jego palce, wygiąłem plecy jeszcze bardziej, a z gardła wydarł się głośny jęk. Spojrzałem w dół na swojego penisa, zaciskając usta na słowa brata. Gdyby nie to, że z mojego gardła wychodziło więcej jęków i pomruków niż słów, to na pewno odbiłbym piłeczkę, ale zamiast tego przyjąłem komplement z szerokim uśmiechem.
- T-tak, wejdź w końcu we mnie, Seiji - powiedziałem, krzywiąc się, kiedy zorientowałem się, że mój głos drży. Nie musiałem długo czekać aż palce zostaną zastąpione przez penisa brata. Oparłem się mocniej o ścianę, niemal z bólem przylegając do niej, kiedy poczułem go w sobie. Głośny jęk rozszedł się echem po łazience.
- O kurwa... - wymsknęło mi się, kiedy moje ciało zadrżało z tej cudownej przyjemności. Chciałem znaleźć się przodem do brata by móc zobaczyć, jaką ma aktualnie minę, by móc pocałować te jego rozkoszne usta, które jednocześnie stłumiłby moje jęki.
- Ja ciebie te... AH! - jęknąłem głośno. Odwróciłem głowę z nadzieją, że choć trochę będę w stanie go zobaczyć, ale nic z tych rzeczy. Próby poszły na marne, gdyż ruchy brata szybkie, ale dokładne, mi na to nie pozwalały, tym bardziej że powoli traciłem władzę we własnych nogach, a ręce ślizgały się po mokrych kafelkach.
Zaraz jednak usłyszałem panikę w głosie brata i już chciałem sięgnąć do niego, aby go uspokoić pocałunkiem, ale poczułem jak dochodzi we mnie. Zdziwiło mnie to, bo nie sądziłem, że pójdzie tak szybko, ale z drugiej strony rozumiałem Seiji'ego. Był za bardzo napalony albo to może inna kwestia, z której na pewno nie zamierzałem się śmiać. Odwróciłem się do niego, choć o mało co nie straciłem równowagi, po czym pogładziłem jego policzek i posłałem mu delikatny uśmiech.
- Nic nie szkodzi... Z-zawsze możemy potrenować - powiedziałem, patrząc jak ten się zniża, klęcząc na podłodze. Sapnąłem, wsuwając palce w jego włosy, na których się zacisnęły. - S-Seiji, p-powoli - jęknąłem, odchylając głowę do tyłu. Przyjemne uczucie ciepła pojawiło się dość szybko. Oddech Seiji'ego nieco drażnił moją skórę, zaś język sprawiał, że moje ciało rozpływało się z rozkoszy. Nie wiedziałem czy to jego pierwszy raz, ale szło mu naprawdę dobre. Nie nadawałem mu własnego tempa, a pozwoliłem mu działać tak, jak tego chciał. Ciało drżało, a usta nie potrafiły się zamknąć.
Kiedy byłem blisko, spojrzałem w dół na brata i choć miałem ochotę dojść w jego ustach, to nie chciałem go tym wystraszyć, dlatego odsunąłem go od swojego penisa, po chwili kończąc na jego twarzy, mając nadzieję, ze zdąży zamknąć oczy. Zsunąłem się w dół, czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i spojrzałem na brata, a raczej na jego twarz, która była brudna od spermy.
- Trzeba to zmyć - wyszeptałem, ale nie sięgnąłem po słuchawkę i nie odkręciłem wody, a po prostu przyciągnąłem go do pocałunku. Nie przejmowałem się tym, że jego usta smakowały moją spermą, ani tym, że ta znalazła się na moim języku. Ludzie robili wiele obrzydliwych rzeczy, a to mi wcale nie przeszkadzało. Dysząc ciężko odsunąłem się od brata i choć niechętnie, podniosłem się, podpierając ściany.
Wzdrygnąłem się, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Zignorowałem to, ale po chwili znowu się rozległ, więc spojrzałem na brata i wyminąłem go, łapiąc od razu za szlafrok.
- Zaraz wrócę - uśmiechnąłem się lekko. Czułem, że moja twarz jest cała rozpalona, a oddech jeszcze nie wrócił do normy, ale ktoś naprawdę okropnie dobijał się do drzwi i na pewno nie był to dostawca jedzenia, bo zerknąłem na telefon i jeszcze nie wyjechał.
- Idę! - krzyknąłem, kiedy kolejny raz usłyszałem dzwonek. Czułem, jak sperma brata zaczyna spływać mi po udzie i choć chciałem to wytrzeć, to nie miałem nic pod ręką, więc otworzyłem drzwi, unosząc brew, kiedy zobaczyłem jakaś obcą dziewczynę. Ta zlustrowała mnie, po czym przybrała na twarzy wymuszony uśmiech.
- Cześć, jestem sąsiadką z boku, nie mam nic przeciwko waszym sprawom, ale jeśli możecie być ciut niżej, próbuje się skupić na nauce, a wasze jęki nieco mi utrudniają - powiedziała, a ja zaśmiałem się, podziwiając jej bezpośredniość.
- Jasne, przepraszam bardzo. Nie sądziłem, że jest aż tak głośno - powiedziałem lekko zawstydzony, kiedy wszystkie inne emocje ze mnie uszły.
- Dziękuję bardzo... Oh, jestem Rika - uśmiechnęła się, po czym wyciągnęła dłoń, ale szybko ją zabrała, jakby zdała sobie sprawę z tego, że coś nią mogłem robić.
- Hayate, miło mi poznać, choc wolałbym w innych okolicznościach - zaśmiałem się nieco nerwowo, co chyba dziewczyna zrozumiała, więc pożegnaliśmy się. Z cichym jękiem zamknąłem drzwi. Niby nic strasznego, seks to normalna sprawa, ale nie sądziłem, że ściany są tak cienkie.
- Seiji! Byłeś za głośny! - krzyknąłem rozbawiony, choć dobrze wiedziałem, że to głównie moje jęki roznosiły się po łazience.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Hayate był słony. Rozpychał się w moich ustach powodując nowy wzlot motyli w brzuchu. Patrzenie na niego, w jego oczy, w których buchała kaskada emocji był rozpierający dech w piersiach. Mógłbym zatracać się w tym po wieczność, ale oboje wiedzieliśmy, że nie mamy tyle czasu.
Jęki brata były wskazówką, że szedłem w dobrą stronę, bombardując go rozkoszą moimi ustami. Gdy tylko błagał o to, abym zwalniał, tym bardziej dociskałem swoje usta, ssając jego męskość jeszcze żarliwiej. Czasem zapominałęm się, naginając swoje możliwości przez co zaczynałem się krztusić. Walczyłęm o to, aby opanować ten okrutny odruch, dalej zatracając w poruszanie głową w przód i tył, aż ten nagle wyszedł z nich, prężąc się i dochodząc na moją twarz. Spanikowałem. To stało się tka szybko, że jedynie odruch bezwarunkowy uchronił mnie przed wpadnięciem spermy do oczu. Skrzywiłem się zaskoczony, niepewnie otwierając powieki, z nadzieją, że już skończył. Nadal w amoku i z zamglonym wzrokiem oddałem pocałunek, podziwiając wymęczone ciało Hayate. Uśmiechnąłem się delikatnie za pomocą swoich resztek sił i odprowadziłęm go wzrokiem. Zastanawiałem się kto to mógł być. Wstałem, sięgając po słuchawkę prysznicową i ostrożnie zmyłem z siebie maź, a potem wyszedłem wycierając ręcznikiem. Zaintrygowany gościem, kobiecym głosem wyjrzałem z łazienki aby zerknąć kto to mógł być. Nie chciałęm jednak, aby wyszło na to z kim był. Zwłaszcza, że Hayate... wyglądał seksownie i widać po nim było co robił.
- To jakieś pomówienia! - wyszedłęm zza rogu, gdy zamknął drzwi. Z idealnie odgranym oburzeniem na twarzy skrzyżowałem swoje ręce na piersi, kiedy to owinięty wokół bioder ręcznik zsunął się z nich. - Cholera - sapnąłem, podnosząc go z ziemi. Nigdy nie potrafiłęm dobrze go zawiesić. Zwykle był luźny, albo wysuwał się spod wciśniętej warstwy materiału.
- Pizza powinna być za jakiś kwadrans - zauważyłem, zerkając na zegarek i skierowałem sie do swojego plecaka po ubrania na zmianę. Chwilę później rozległ się dzwonek, a ja wstałem aby odebrać zamówienie. Postawiłem je w wolnym miejscu, ciesząc cudownym zapachem. Byłem głodny niczym wilk, a seks, ten pierwszy, prawdziwy seks z Hayate mocno mnie wykończył. Poczułem senność, gdy tylko napełniłem żołądek. Było ciepło i wygodnie i nawet nie wiedziałem kiedy odleciałem, opierając polik o ramię brata. Minęły dwa tygodnie od przeprowadzki starszego Hasegawy. On zajęty pracą oraz ogarnianiem mieszkania, ja nauką do końcowych egzaminów, nie mieliśmy za wiele dla siebie czasu. Zwłaszcza, że dzieliła nas teraz pewna odległość. Jednak nadrabiałęm ją. W dość niewłaściwy sposób.
Rozsiadłem się wygodnie w krześle, stawiając pudełeczko z chusteczkami obok. Przeglądałęm strony internetowe, gdzie reklamowali tegoroczne prezenty noworoczne. Tydzień temu spadł pierwszy śnieg i miałem tylko dwa miesiące, aby kupić coś dla brata. Dlatego tak się cieszyłem, że zaraz mam zacząć pracę u Sato. Podał mi już umowę do podpisania jak zarówno adres gdzie była firma. Czekał tylko na moją ostateczną decyzję, ale i tak miałem zamiar się zgodzić. Potrzebowałem pieniędzy na studia. Na te, do których wysłałem swoje podanie. Oczywiście, przygotowałem też kilka do innych miejsc, bo nigdy nie miałem pewności gdzie mnie wezmą. Rodzice mówili abym się nie przejmował, bo mają pieniądze na moje studia, ale i tak... nie chciałem ich nadwyrezać. Wiedziałem skąd je mieli, domyślałem się.
- Och, już niedługo - spojrzałem na godzinę wiedząc doskonale co zaraz będzie. Podszedłęm do drzwi, zakluczyłem sie i nałożyłem słuchawki na uczy, odpalając stronę incognito. Nie chciałem, aby potem rodzice przyłapali mnie na oglądaniu pornosów. Zwłaszcza takich gdzie występował Hayate...
Jęki brata były wskazówką, że szedłem w dobrą stronę, bombardując go rozkoszą moimi ustami. Gdy tylko błagał o to, abym zwalniał, tym bardziej dociskałem swoje usta, ssając jego męskość jeszcze żarliwiej. Czasem zapominałęm się, naginając swoje możliwości przez co zaczynałem się krztusić. Walczyłęm o to, aby opanować ten okrutny odruch, dalej zatracając w poruszanie głową w przód i tył, aż ten nagle wyszedł z nich, prężąc się i dochodząc na moją twarz. Spanikowałem. To stało się tka szybko, że jedynie odruch bezwarunkowy uchronił mnie przed wpadnięciem spermy do oczu. Skrzywiłem się zaskoczony, niepewnie otwierając powieki, z nadzieją, że już skończył. Nadal w amoku i z zamglonym wzrokiem oddałem pocałunek, podziwiając wymęczone ciało Hayate. Uśmiechnąłem się delikatnie za pomocą swoich resztek sił i odprowadziłęm go wzrokiem. Zastanawiałem się kto to mógł być. Wstałem, sięgając po słuchawkę prysznicową i ostrożnie zmyłem z siebie maź, a potem wyszedłem wycierając ręcznikiem. Zaintrygowany gościem, kobiecym głosem wyjrzałem z łazienki aby zerknąć kto to mógł być. Nie chciałęm jednak, aby wyszło na to z kim był. Zwłaszcza, że Hayate... wyglądał seksownie i widać po nim było co robił.
- To jakieś pomówienia! - wyszedłęm zza rogu, gdy zamknął drzwi. Z idealnie odgranym oburzeniem na twarzy skrzyżowałem swoje ręce na piersi, kiedy to owinięty wokół bioder ręcznik zsunął się z nich. - Cholera - sapnąłem, podnosząc go z ziemi. Nigdy nie potrafiłęm dobrze go zawiesić. Zwykle był luźny, albo wysuwał się spod wciśniętej warstwy materiału.
- Pizza powinna być za jakiś kwadrans - zauważyłem, zerkając na zegarek i skierowałem sie do swojego plecaka po ubrania na zmianę. Chwilę później rozległ się dzwonek, a ja wstałem aby odebrać zamówienie. Postawiłem je w wolnym miejscu, ciesząc cudownym zapachem. Byłem głodny niczym wilk, a seks, ten pierwszy, prawdziwy seks z Hayate mocno mnie wykończył. Poczułem senność, gdy tylko napełniłem żołądek. Było ciepło i wygodnie i nawet nie wiedziałem kiedy odleciałem, opierając polik o ramię brata. Minęły dwa tygodnie od przeprowadzki starszego Hasegawy. On zajęty pracą oraz ogarnianiem mieszkania, ja nauką do końcowych egzaminów, nie mieliśmy za wiele dla siebie czasu. Zwłaszcza, że dzieliła nas teraz pewna odległość. Jednak nadrabiałęm ją. W dość niewłaściwy sposób.
Rozsiadłem się wygodnie w krześle, stawiając pudełeczko z chusteczkami obok. Przeglądałęm strony internetowe, gdzie reklamowali tegoroczne prezenty noworoczne. Tydzień temu spadł pierwszy śnieg i miałem tylko dwa miesiące, aby kupić coś dla brata. Dlatego tak się cieszyłem, że zaraz mam zacząć pracę u Sato. Podał mi już umowę do podpisania jak zarówno adres gdzie była firma. Czekał tylko na moją ostateczną decyzję, ale i tak miałem zamiar się zgodzić. Potrzebowałem pieniędzy na studia. Na te, do których wysłałem swoje podanie. Oczywiście, przygotowałem też kilka do innych miejsc, bo nigdy nie miałem pewności gdzie mnie wezmą. Rodzice mówili abym się nie przejmował, bo mają pieniądze na moje studia, ale i tak... nie chciałem ich nadwyrezać. Wiedziałem skąd je mieli, domyślałem się.
- Och, już niedługo - spojrzałem na godzinę wiedząc doskonale co zaraz będzie. Podszedłęm do drzwi, zakluczyłem sie i nałożyłem słuchawki na uczy, odpalając stronę incognito. Nie chciałem, aby potem rodzice przyłapali mnie na oglądaniu pornosów. Zwłaszcza takich gdzie występował Hayate...
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mój śmiech jeszcze bardziej rozniósł się po mieszkaniu, słysząc jego sprzeciw na moje słowa. Cóż, nie mogłem nie przyznać mu racji, ponieważ głównie to ja byłem źródłem głośnych jęków, ale co poradzić skoro było przyjemnie? Nie sądziłem, że Seiji potrafi być taki dziki, dominujący. Miał dwa oblicza, które podobały mi się tak samo. Zlustrowałem go swoim wzrokiem, kiedy opadł jego ręcznik i zagwizdałem.
- Nie wstydź się i tak już wszystko widziałem - uśmiechnąłem się zadziornie, a widziałem, jak rumieniec wkrada się na jego polik. To było coś cudownego, niesamowitego. Czułem się w końcu taki swój, tak swobodnie i to tylko przez obecność brata. Dlatego cały wieczór korzystałem z tego, że Seiji jest obok mnie. W nowym mieszkaniu, w którym nie musieliśmy udawać. Nikt nas nie obserwował i nie musiał wiedzieć co działo się za ścianą. Wiedziałem, że takie noce powtórzą się nie raz, ale i tak czerpałem z tego dnia, jak najwięcej.
Cudowna bańka jednak szybko prysnęła wraz z kolejnymi dniami, zmieniającymi się w dwa tygodnie. Liczyłem na to, że każdy dzień albo chociaż co drugi lub trzecie, będę mógł spędzać go z Seijim. Rozmawialiśmy, pisaliśmy, starałem się jakkolwiek go zaczepić, bo zwyczajnie mi go brakowało, ale wiedziałem, że nie mogłem go rozpraszać w trakcie nauki. Samotne mieszkanie miało swoje plusy, ale jednak przyłapywałem się na myśli, że jeśli byłbym w rodzinnym domu, to mógłbym siedzieć z bratem pod pretekstem pomocy w nauce. Teraz też mogłem to zrobić, ale miałem wrażenie, że tylko bym go rozpraszał, a tego nie chciałem. W końcu wiedziałem, że Seiji chce zdać egzaminy z dobrymi wynikami. Kiedy go nie było obok, doprowadzałem mieszkanie do ładu, samemu siedząc również nad notatkami z uczelni, bo w końcu i mnie czekała sesja, ale nie miałem do tego zupełnie głowy, ponieważ kto inny w niej siedział. Natomiast praca... Harmonogram moich kamerek się nie zmienił, choć miałem mieszkanie na własność i nikt mi nie przeszkadzał, to jednak nie chciałem być tym, co codziennie siada przed kamerką by dać pokaz tym zboczeńcom. Muszą mieć niedosyt, aby niecierpliwie czekać na kolejne spotkanie gdzie znów zasypią mnie swoją forsą. Myślałem trochę nad tym wszystkim, bo jednak wiedziałem, że Seiji nie pochwalał mojej pracy i miałem nadzieję, że nie jest jednym z moich widzów. Wolałbym mu dawać prywatne pokazy w sypialni albo innym pomieszczeniu, to akurat nie miało większego znaczenia.
Poprawiłem ostatni raz kamerę, która początkowo nie chciała dobrze się ustawić, po czym podszedłem do lustra i bardo dokładnie przyjrzałem się swojemu odbiciu. Skórzana kamizelka, która opinała moje ciało, lekko połyskiwała od światła. Choć preferowałem naturalne światło, nie miałem ochoty by ktokolwiek przez okno zobaczył co robię, zapadłbym się pod ziemię, a na dodatek mógłbym nie mieć przyjemnego życia tutaj, dlatego rolety zostały opuszczone. Przejechałem dłonią po swoim ramieniu, czując się mniej pewnie niż zwykle, po czym poprawiłem zgrabnie biały makiet. Dłonie spoczęły na biodrach i z cichym westchnięciem spojrzałem na skórzane majtki, które za bardzo opinały całe moje krocze. Początkowo nie chciałem tego zakładać, ale kiedy miałem zarobić za to ekstra pieniądze, to przestałem myśleć i właśnie dlatego stałem przed lustrem w stroju, który miał chyba przypominać męską wersje króliczków playboya. Wsunąłem palce w swoje włosy, przeczesując je lekko, nadając im artystyczny nieład i obróciłem się bokiem do lustra, aby spojrzeć na puchaty, okrągły króliczy ogon. Przedmiot nie był przyszyty do stroju, dlatego w skórzanych majtkach było pozostawione wycięcie. Sięgnąłem po maskę i obróciłem ją w swoich palcach przyglądając się jej uważnie. Ta sama maską, którą miałem na imprezie na plaży, ta sama, w której pieprzyłem własnego brata, ale wtedy jeszcze nie byłem niczego świadomy. Przełknąłem gulę na samo wspomnienie, po czym założyłem na pół twarzy białą maskę z ładnymi czerwonymi zdobieniami. Dzwoneczki zaczepione o czerwone paski wydały z siebie delikatny dźwięk, zaś ja zagryzłem dolną wargę w niezadowoleniu.
Odpaliłem stronę, po czym jeszcze raz sprawdziłem czy wszystko działa i rozpocząłem live. Zaczęła się zwiększać liczba oglądających oraz zaczęły napływać wiadomości, jak i pieniądze. Patrzyłem na to wszystko z zadowoleniem na twarzy, choć tak naprawdę chciałem stąd uciec.
Dzisiaj jesteś naszym króliczkiem?
Cudownie ci w tej masce
A z tyłu jak wyglądasz?
Czytałem te wszystkie komentarze, więc nie chcąc ich trzymać w niepewności, podniosłem się z miejsca, aby zaprezentować się im w całej okazałości. Na moje nogi były wsunięte również białe zakolanówki, ale to ogon przykuł ich uwagę. Wypiąłem tyłek do kamery.
- Dzisiaj zdecydowałem się spełnić życzenie anonimowego wielbiciela, jak widzę, wam bardzo się podoba ten strój - powiedziałem, prostując się, po czym usiadłem na łóżku. Mój wzrok cały czas błądził po komentarzach, choć za niektórymi nie nadążałem. - A taki wyjątkowy strój, wymagał wyjątkowej maski. Czyż nie jest urocza? - zaśmiałem się uroczo, odpinając pierwszy guzik kamizelki, po czym kolejny i skończyłem na ostatnim. Sutki i tak odznaczały się pod materiałem, ale nie pozbyłem się całkowicie kamizelki. - Mój cudowny ogonek, ma kilka niewinnych opcji, a dziś wy będziecie wybierać co i jak, widzę... Że i to was bardzo cieszy - szepnąłem uwodzicielsko, po czym wprowadziłem zgrabnie ankietę dając im do wyboru trzy moce, w których miał poruszać się ogonek.
- Zaczynamy dość... mocno - uśmiechnąłem się, a moje oczy zabłysnęły, widząc, jak moi widzowie wybierają od razu maksymalną moc. Zagryzłem niewinnie dolną wargę i jak tylko ankieta się skończyła, pokazałem pilocika przed kamerką, aby dobrze widzieli, że ich nie oszukuję.
Włączyłem zabawkę, a kiedy ta zaczęła poruszać się na największych obrotach, wydałem z siebie jęk, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Zacisnąłem uda, a głowa odchyliła się lekko do tyłu. Z jękami roznoszącymi się po pokoju, pokazałem swoim widząc, jak ogon się zgrabnie porusza, co najwidoczniej im się podobało. Obrzydliwe.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie mogąc się doczekać zerknąłęm na live innych twórców. Pochłonęło mnie to jednak na tyle mocno, że przegapiłęm pierwszy kwadrans transmisji Hayate. Przełknąłem ślinę, wchodząc na kamerkę i nagle... zamarłem. Zerknąłęm na nazwę profilu. Tak, to był on. Bez wątpienia. Jego jęki... choć głos byłminimalnie zmutowany przez mikrofon jaki posiadał, to jęki starszego Hasegawy były zabójczo podobne. Sporo czasu nie widzieliśmy się, ale nadal jego widok, jego ciało stało przed moimji oczami, a teraz... cały w stresie czułem oraz słyszałęm te upiorne pulsowanie w głowie. Złapałem się za włosy, odsuwając od biurka, a zaraz potem zakryłem usta, jakbym miał coś zwymiotować.
- Hayate - wybełkotałem z drążcym głosem. Nie mogłęm uwieżyć w to co widzę. Ta maska... choć byłem wtedy mocno spity, to nadal ją pamiętałem. To był ON. On mnie posuwał na imprezie! Własny brat! I wiedział o tym! W końcu... w końcu widział moją twarz, a mimo to dalej mnie ruchał! Nie wierzę w to... on naprawdę... boże...
- Kurwa! - wrzasnąłem, rzucając słuchawkami na łóżko i wyłączyłem stronkę, chodząc niespokojnie po pokoju. Zaczepiłem o kółko od krzesłą, padając jak długi na czworaka. Zacisnąłem kurczowo pięści, a pojedyncze krople łez spadły na skórę. Ciarki przeszyły moje ciało, cholera... on... oszukiwał mnie. Cały czas... jak mógł?!
Pięścią walnąłem w podłogę, klnąc pod nosem. Zaciskając mocno zęby, aż te zaczęły zgrzytać. Kurwa! Czy on miał zamiar kiedykolwiek mi o tym powiedzieć?! Co jeszcze przede mną ukrywał?!
Wściekły sięgnąłem po komórkę. Chciałem do niego zadzwonić. Wypluć ten jad prosto w jego uszy, ale cos mnie powstrzymało. Kciuk nie drgnął, gdy naskrobałęm mu litanię. Zamiast tego opadłem zrezygnowany z powrotem na łóżko, patrząc beznamiętnie w sufit. Wyprany z emocji, czułem bezsilność i zrozumiałem jedną rzecz. Wcale nie byłem lepszy. Sam ukrywałem wiele przed Hayate. Ale czy to usprawiedliwiało go?
- Seiji! Masz gościa! - wołąnei matki rozbudziło mnie z transu. Zdziwiony kto to mógłby być, zszedłem na dół, a kolejny zimny dreszcz zalał moje ciało. Ppczułem jak na plecach spływa mi pot. To była ona. Megumi z widocznym brzuszkiem, któy obejmowała jedną dłonią. Widziałem wzrok matki. To pytanie które nad nią wisiało.
- Co tu robisz? - spytałem, a ta weszła do środka, ściągajac buty.
- Jak to co? Przyszłam w odwiedziny. Och, nie mów, że jeszcze się nie pochwaliłeś? - spytałą z tym lisim uśmieszkiem, a ja cały zzieleniałem. - Jestem Megumi, dziewczyna Seijiego, a to... nasza córeczka - pogłaskała, a matka wręcz straciła siły w kolanach. W ostatniej chwili do niej doskoczyłem, łapiac pod ramiona nim padła tyłkiem na ziemię.
- Mamo! - uniosłem się przestraszony, ciskając piorunami z oczu w stronę zadowolonej Megumi, która... częściowo sama była zaskoczona taką reakcją.
- Wszystko w porządku. Po prostu... zaskoczyliście mnie - zaśmiała się nerwowo, wstając na równe nogi.
- Może... herbaty? - spytała, prostując swoją spódnicę.
- Jeśli to nie problem, chętnie się napiję - skinęłą głową i obie ruszyły do kuchni, a ja.... byłem w czarnej dupie. Zaciskając kurczowo dłoń na komórce w kieszeni...wyciągnąłem ją ostatecznie wysyłając bratu tylko jedno "Jak mogłeś".
Po godzinie Megumi odeszła. Ojciec zamknął drzwi i dopiero wtedy poczułem, że pewnego rodzaju napięcie znika, ale nie na długo. Wróciliśmy oboje do salonu, gdzie na kanapie siedziała matka.
- Czemu nic nie powiedziałeś? - spytała, zachowując to wszystko do momentu, aż dziewczyna wyjdzie.
- Sam o tym nie wiedziałem - westchnąłem, nie kłamiąc. Nie było sensu. Nerwowo rozmasowałem kark, siadając obok niej, a ta wtuliła się we mnie. - Byłą przez króki czas moją dziewczyną. Zanim wyjechała bez słowa. Przespałem się z nią dwa, może trzy razy - przyznałem, bo taka była prawda.- Nie mam nawet pewności, że to moje, dlatego nic nie wspominałem - wyznałem, widząc jak ojciec kiwa głową.
- Zabezpieczaliście się? - spytał, na co skinąłem głową. Wolałem w tej kwestii ich okłamać. W sumie, częściowo była to prawda. Dlatego sądziłęm, że dziewczyna usiłuje mnie w to dziecko wrobić.
- Będę babcią, chyba... cóż, nie rpzeszkadza mi to, ale wolałabym dowiedzieć się w nieco inny sposób - zaśmiała się, na co sam uśmiechnąłem się niemrawo.
- Hayate - wybełkotałem z drążcym głosem. Nie mogłęm uwieżyć w to co widzę. Ta maska... choć byłem wtedy mocno spity, to nadal ją pamiętałem. To był ON. On mnie posuwał na imprezie! Własny brat! I wiedział o tym! W końcu... w końcu widział moją twarz, a mimo to dalej mnie ruchał! Nie wierzę w to... on naprawdę... boże...
- Kurwa! - wrzasnąłem, rzucając słuchawkami na łóżko i wyłączyłem stronkę, chodząc niespokojnie po pokoju. Zaczepiłem o kółko od krzesłą, padając jak długi na czworaka. Zacisnąłem kurczowo pięści, a pojedyncze krople łez spadły na skórę. Ciarki przeszyły moje ciało, cholera... on... oszukiwał mnie. Cały czas... jak mógł?!
Pięścią walnąłem w podłogę, klnąc pod nosem. Zaciskając mocno zęby, aż te zaczęły zgrzytać. Kurwa! Czy on miał zamiar kiedykolwiek mi o tym powiedzieć?! Co jeszcze przede mną ukrywał?!
Wściekły sięgnąłem po komórkę. Chciałem do niego zadzwonić. Wypluć ten jad prosto w jego uszy, ale cos mnie powstrzymało. Kciuk nie drgnął, gdy naskrobałęm mu litanię. Zamiast tego opadłem zrezygnowany z powrotem na łóżko, patrząc beznamiętnie w sufit. Wyprany z emocji, czułem bezsilność i zrozumiałem jedną rzecz. Wcale nie byłem lepszy. Sam ukrywałem wiele przed Hayate. Ale czy to usprawiedliwiało go?
- Seiji! Masz gościa! - wołąnei matki rozbudziło mnie z transu. Zdziwiony kto to mógłby być, zszedłem na dół, a kolejny zimny dreszcz zalał moje ciało. Ppczułem jak na plecach spływa mi pot. To była ona. Megumi z widocznym brzuszkiem, któy obejmowała jedną dłonią. Widziałem wzrok matki. To pytanie które nad nią wisiało.
- Co tu robisz? - spytałem, a ta weszła do środka, ściągajac buty.
- Jak to co? Przyszłam w odwiedziny. Och, nie mów, że jeszcze się nie pochwaliłeś? - spytałą z tym lisim uśmieszkiem, a ja cały zzieleniałem. - Jestem Megumi, dziewczyna Seijiego, a to... nasza córeczka - pogłaskała, a matka wręcz straciła siły w kolanach. W ostatniej chwili do niej doskoczyłem, łapiac pod ramiona nim padła tyłkiem na ziemię.
- Mamo! - uniosłem się przestraszony, ciskając piorunami z oczu w stronę zadowolonej Megumi, która... częściowo sama była zaskoczona taką reakcją.
- Wszystko w porządku. Po prostu... zaskoczyliście mnie - zaśmiała się nerwowo, wstając na równe nogi.
- Może... herbaty? - spytała, prostując swoją spódnicę.
- Jeśli to nie problem, chętnie się napiję - skinęłą głową i obie ruszyły do kuchni, a ja.... byłem w czarnej dupie. Zaciskając kurczowo dłoń na komórce w kieszeni...wyciągnąłem ją ostatecznie wysyłając bratu tylko jedno "Jak mogłeś".
Po godzinie Megumi odeszła. Ojciec zamknął drzwi i dopiero wtedy poczułem, że pewnego rodzaju napięcie znika, ale nie na długo. Wróciliśmy oboje do salonu, gdzie na kanapie siedziała matka.
- Czemu nic nie powiedziałeś? - spytała, zachowując to wszystko do momentu, aż dziewczyna wyjdzie.
- Sam o tym nie wiedziałem - westchnąłem, nie kłamiąc. Nie było sensu. Nerwowo rozmasowałem kark, siadając obok niej, a ta wtuliła się we mnie. - Byłą przez króki czas moją dziewczyną. Zanim wyjechała bez słowa. Przespałem się z nią dwa, może trzy razy - przyznałem, bo taka była prawda.- Nie mam nawet pewności, że to moje, dlatego nic nie wspominałem - wyznałem, widząc jak ojciec kiwa głową.
- Zabezpieczaliście się? - spytał, na co skinąłem głową. Wolałem w tej kwestii ich okłamać. W sumie, częściowo była to prawda. Dlatego sądziłęm, że dziewczyna usiłuje mnie w to dziecko wrobić.
- Będę babcią, chyba... cóż, nie rpzeszkadza mi to, ale wolałabym dowiedzieć się w nieco inny sposób - zaśmiała się, na co sam uśmiechnąłem się niemrawo.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zagryzłem dolną wargę, tłumiąc swoje jęki, ale nie było to proste, kiedy czułem, jak zabawka porusza się we mnie bardzo szybko, ocierając się o najwrażliwsze miejsca. Zacisnąłem palce na pościeli, po czym odwróciłem się przodem do pozostałych i zjechałem dłonią od szyi przez klatkę piersiową i brzuch, zatrzymując się przed skórzanym materiałem. Męskość widocznie odznaczała się w przylegającej bieliźnie. Czytałem komentarze, patrzyłem na liczbę oglądających i choć czułem obrzydzenie do tego wszystkiego, to wiedziałem, że ten live będzie jednym z lepszych.
Dojdź bez używania rąk, króliczku
Uśmiechnąłem się, ukazując swoje zęby i przesunąłem dłoń po penisie przez materiał, drżąc z przyjemności na to muśnięcie. Zagryzłem dolną wargę, uwalniając penisa spod bielizny i płożyłem się na łóżku, zginając nogi w kolanach, które rozstawiłem. Klatka piersiowa unosiła się szybko i nierówno, po pokoju rozniosły się rozkoszne jęki, za które prawdopodobnie sąsiadka znów mnie zabije.
Zacząłem bawić się poziomami zabawki, przesuwając palec po pilociku, dając sobie dodatkowe doznania. Kiedy zabawka zwalniała zaraz przyśpieszałem i na odwrót. Doszedłem, brudząc swój brzuch. Policzki miałem czerwone od gorąca, a uszy bolały od ciągłych powiadomień, że ktoś zapłacił. Niby muzyka dla moich uszu, bo o to w tym wszystkim chodzi. Pieniądze. Tylko z ich powodu jeszcze to robię.
- Doszliście razem ze mną? - zapytałem, zniżonym, ale seksownym głosem. Odpowiedzi były niemal takie same. Większość doszła razem ze mną, inni wcześniej, ale nikt nie napisał, że w ogóle nie doszedł. Wyobrażali sobie, że to oni się we mnie poruszając, że to oni wywołują te drżenia i jęki. Doprowadzają mnie do szału, a ja myślałem tylko o Seijim, o jego ustach na moich penisie, dłoniach, które swoim ciepłem otulały moje ciało. Uśmiechnąłem się lekko, mając nieco rozmarzone spojrzenie, co chyba niektórzy zauważyli, ale nie pytali o nic.
Nieźle się bawisz, H.
Patrzyłem sparaliżowany na wiadomość. Na początku myślałem, że to Seiji, ale to na pewno nie był on. Przełknąłem gulę w gardle, wracając do swojego aktorstwa, ale live nie trwał dłużej niż zwykle. Ta wiadomość nie była jednak ostatnią, więc jak tylko zakończyłem kamerki i wszystko wyłączyłem, uderzyłem otwartą dłonią o swoje udo i zacząłem drżeć. Przerażony oddychałem z trudem, zaciskając palce na swoim udzie. Nie miałem pewności, kto mógł się kryć pod tymi wiadomości. Mógł to być każdy, ale jak? Zmieniałem głos, używając odpowiedniego programu, twarz miałem częściowo zakrytą, więc co mogło mnie zdradzić? Yuna nie interesowała się takimi rzeczami, Seiji dobrze wiedział czym się zajmują, a Rei? Przecież sam wiedział, że się za to wziąłem. Powiedział komuś? Nie, to niemożliwe.
Pozbyłem się maski, po czym wziąłem telefon i poszedłem do łazienki. Musiałem z siebie to wszystko zmyć, ale jak tylko wszedłem do chłodnej łazienki, przeczytałem wiadomość od Seiji'ego.
- Jak mogłeś? - powtórzyłem na głos marszcząc przy tym brwi. Od razu zadzwoniłem do niego. Raz, drugi, ale nie odbierał. Zagryzłem policzek od środka, patrząc na wiadomość wielkimi oczami. Nie miałem pojęcia skąd ta wiadomość. Oglądał live? Zrobiłem coś nie tak? Zadzwoniłem jeszcze raz, ale nadal nic.
- Kurwa - mruknąłem pod nosem, wchodząc w wiadomości. Moje palce zaczęły stukać po ekranie, tworząc to coraz więcej słów. Serce szybciej mi biło, bo nie wiedziałem skąd ta wiadomość i co zrobiłem nie tak.
Co się stało? Seiji, odezwij się do mnie, proszę...
Nie wiem co źle zrobiłem. Przyjdź do mnie, porozmawiajmy.
Albo spotkajmy się gdzieś, błagam.
Drżącymi dłońmi wysłałem wiadomość, po czym odłożyłem telefon. Zacząłem się rozbierać, cały czas myśląc o wiadomość na kamerkach, a teraz jeszcze o wiadomości od brata. Zacisnąłem usta, nic z tego nie rozumiejąc. Ktoś mu coś nagadał? Może Masaharu się z nim skontaktował? Nie, to nie byłoby w jego stylu. Został przeze mnie zraniony, ale nie jest dupkiem, nic nie zrobi.
Wszedłem pod prysznic, puszczając letnią wodę, aby zmyć z siebie cały ten brud. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenie, że coś zjebałem, że zrobiłem coś źle i nagle mnie olśniło. Seiji napisał wiadomość, kiedy miałem jeszcze live... Co jeśli oglądał mnie i... Nie, przecież nie rozpoznałby tej maski po takiej czasie. Był pijany, oboje byliśmy, więc czemu? Nie, nie, nie... Musi to być coś innego, przecież na pewno nie chodziło o maskę. Cholera, byłem pewien, że nie będzie już wchodził na kamerki, ponieważ widziałem, jak tym gardzi, więc czemu? Gdyby nie to, że nasi rodzice na pewno byli w domu, już bym tam jechał, ale przez to, że jesteśmy braćmi to nie mogliśmy o tym rozmawiać w domu. Dlatego zerknąłem na telefon, który milczał. Zjebałem, na bank zjebałem wszystko.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Od godziny zawieszałem ołówek nad kartką papieru, pogrążony w zamyśleniu. Ręka kilka razy sama się poruszyła, bazgrając nieokreślony kształt na białym tle. Kreatura, pustka. Spoglądałem na grube oraz cienkie szlaki. zastanawiając się, co to mogło przypominać. Westchnąłem ciężko, odchylając się na krześle do tyłu. Nie mogłem tak dłużej. Zerknąłem na wyświetlacz komórki, który lekko świecił od wiadomości. Zmrużyłem niezadowolony oczy, ostatecznie przegrywając ze swoją ciekawością i zajrzałem na treść wysłanego smsa od brata.
- Cholera - zacisnąłem kurczowo dłoń, przygryzając dolną wargę. Miałem pustkę. Z jednej strony chciałem go ukarać swoją ciszą, ale z drugiej pragnąłem odpisać i wbić w niego jeszcze więcej szpilek. Decyzja nie była łatwa, ale ostatecznie naskrobałem wiadomość, po czym... zwyczajnie ją usunąłem. - Kurwa - sapnąłem, ciskając komórką w pościel.
- Seiji - matka zapukała do drzwi, wchodząc do środka i przynosząc mi ciepłą herbatę z sokiem owocowym. - Nie śpisz jeszcze? - podeszła widocznie zmartwiona.
- Nie, przepraszam jeśli przeszkadzam. Chcę coś... narysować - uśmiechnąłem się blado, a ta zerknęła na moją kartkę z bazgrołami.
- Nie siedź długo - ucałowała mnie w czubek głowy i wyszła, przymykając jedynie drzwi, ale nadal zostawiając je otwarte. Z błogim uśmiechem ulgi wróciłem do rysunku i... zgniotłem go, wyrzucając do kosza pod biurkiem.
- Nienawidzę go - zagryzłem znów wargę, aż do krwi, rzucając się na łóżko i sięgnąłem po komórkę.
Nie chcę cię widzieć. Ta maska... ty wiedziałeś
Niewiele myśląc wysłałem, nim bym się rozmyślił. Położyłem się na plecach zasłaniając twarz dłońmi. Do cholery! On wiedział! Kurwa wiedział! i UKRYWAŁ PRZEDE MNA! ale... sam nie byłem lepszy, kurwa! Tęsknię za nim, ale nie jestem gotów... nie potrafię na niego spojrzeć. Uspokoiłem się, długo mi to zajęło. Jak wrak, człowiek wyciśnięty z emocji, wstałem, znów siadając do rysunku. Postanowiłem przelać całą złość, cały żal w ten jeden... rysunek, który utkwił mi w głowie. Który był wstanie pokazać to, co we mnie teraz siedziało.
- Cholera - zacisnąłem kurczowo dłoń, przygryzając dolną wargę. Miałem pustkę. Z jednej strony chciałem go ukarać swoją ciszą, ale z drugiej pragnąłem odpisać i wbić w niego jeszcze więcej szpilek. Decyzja nie była łatwa, ale ostatecznie naskrobałem wiadomość, po czym... zwyczajnie ją usunąłem. - Kurwa - sapnąłem, ciskając komórką w pościel.
- Seiji - matka zapukała do drzwi, wchodząc do środka i przynosząc mi ciepłą herbatę z sokiem owocowym. - Nie śpisz jeszcze? - podeszła widocznie zmartwiona.
- Nie, przepraszam jeśli przeszkadzam. Chcę coś... narysować - uśmiechnąłem się blado, a ta zerknęła na moją kartkę z bazgrołami.
- Nie siedź długo - ucałowała mnie w czubek głowy i wyszła, przymykając jedynie drzwi, ale nadal zostawiając je otwarte. Z błogim uśmiechem ulgi wróciłem do rysunku i... zgniotłem go, wyrzucając do kosza pod biurkiem.
- Nienawidzę go - zagryzłem znów wargę, aż do krwi, rzucając się na łóżko i sięgnąłem po komórkę.
Nie chcę cię widzieć. Ta maska... ty wiedziałeś
Niewiele myśląc wysłałem, nim bym się rozmyślił. Położyłem się na plecach zasłaniając twarz dłońmi. Do cholery! On wiedział! Kurwa wiedział! i UKRYWAŁ PRZEDE MNA! ale... sam nie byłem lepszy, kurwa! Tęsknię za nim, ale nie jestem gotów... nie potrafię na niego spojrzeć. Uspokoiłem się, długo mi to zajęło. Jak wrak, człowiek wyciśnięty z emocji, wstałem, znów siadając do rysunku. Postanowiłem przelać całą złość, cały żal w ten jeden... rysunek, który utkwił mi w głowie. Który był wstanie pokazać to, co we mnie teraz siedziało.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Czekałem. Krążyłem po mieszkaniu starając się uspokoić własne myśli, obawy. Czekałem, aż Seiji da jakikolwiek znak. Mogłem jechać do domu, wyciągnąć go z niego i porozmawiać gdzieś, gdzie nikt nie będzie mógł nas usłyszeć. Potrzebowałem wyjaśnień, chciałem wiedzieć, że się mylę. Przełknąłem gulę w gardle, zerkając kolejny raz na wyświetlacz telefonu. Nic. Cisza. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń, a tych i tak bym teraz nie przeoczył, bo musieliśmy porozmawiać. Jeśli skojarzył maskę to... mogłem go okłamać, powiedzieć, że przecież nie jestem jedyną osobą, która kupuje takie rzeczy, ale... Nie chciałem go okłamywać, tym bardziej, że od początku powinien o tym wiedzieć. Jak miałem mu jednak to powiedzieć? Przeleciałem własnego brata, kiedy nie byliśmy tak blisko, a kiedy spadła jego maska ukazując te ładnie zarumienione policzki, szkliste od łez oczy... Nie przestałem, a dokończyłem.
- Cholera - warknąłem pod nosem ze złości na siebie samego. Zacisnąłem usta, spojrzałem na maskę, która leżała na łóżku i wziąłem ją do rąk. Mogłem jej nie zakładać, mogłem kupić inną, nową, ale nie miałem kiedy, a teraz zamiast spędzać miły wieczór z Seijim, czekałem aż zdecyduje się odezwać.
Długo jednak milczał i choć cały czas dzwoniłem, to nie odbierał. Na pewno specjalnie czekał aż połącznie umilknie. Zrezygnowany wypuściłem telefon z rąk, opadając na łóżko by patrzeć zmartwionym wzrokiem w sufit. Zawiniłem i bałem się, że Seiji mi tego nie wybaczy. Nikt nie wybaczyłby czegoś takiego. Okłamywałem go, ukrywałem przed nim to, co się wydarzyło między nami wcześniej zanim poukładaliśmy własne uczucia. Telefon zawibrował, więc sięgnąłem po niego.
- Seiji... - wyszeptałem z lekkim uśmiechem, jednakże ten szybko znikł z mojej twarzy, kiedy zobaczyłem treść wysłanej wiadomości. Moje dłonie drżały, a w oczach pojawiły się łzy. Miałem za swoje, przecież to było pewne, że tak to się skończy. Zraniłem go, może myśli, że się nim zabawiłem albo od początku udawałem. To nieprawda. Moje uczucia do niego są szczere, ale jak miałem mu to udowodnić? Co powinienem zrobić, żeby mi wybaczył? Podniosłem się z łóżka i skierowałem się do drzwi, ubierając pośpiesznie buty. Założyłem kurtkę i złapałem za klamkę gotowy do wyjścia by jak najszybciej znaleźć się w rodzinnym domu, ale nie nacisnąłem klamki. Nie otworzyłem drzwi i nie wyszedłem z mieszkania. Zamiast tego upadłem na kolana ze spuszczoną głową, po czym oparłem się bokiem o drzwi. Nie mogłem pójść do domu. Rodzice na pewno byli, no i było również późno. Gdybym tylko stanął w drzwiach na pewno zrozumieliby, że coś jest nie tak. Nie mogłem tam iść. Przez to, że byliśmy braćmi nie mogłem pójść teraz do niego by o tym wszystkim porozmawiać. Załkałem, biorąc telefon do ręki i wybrałem numer do brata, ale nie odebrał. Odpuściłem, podnosząc się z podłogi. Nie zamierzałem się poddać, ale też nie zamierzałem dzisiaj go dręczyć.
Rozebrałem się, po czym poszedłem do łazienki, aby wziąć chłodny prysznic. Nawet jeśli myłem się dzisiaj, to musiałem ochłonąć, skupić swoje myśli na tym, jak to załatwić by nie stracić brata. Chciałem być z Seijim, chciałem by kochał mnie mimo tego, co się wydarzyło. Zamierzałem z nim pogadać, ale nie pod wpływem emocji. Jeśli zechce mnie rzeczywiście zostawić... Mój świat na pewno rozsypie się na drobne kawałeczki.
Chciałem dać bratu czas na ochłonięcie, ale sam nie byłem w stanie długo czekać, więc następnego dnia znalazłem się pod jego szkołą. Wiedziałem o której kończy zajęcia i zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zechce ze mną rozmawiać, ale musieliśmy to przegadać, a scen raczej nie będzie robił przed szkołą by nie być na językach innych do końca szkoły. Spojrzałem na godzinę, po czym na budynek przede mną. Oparłem się o murek, aby mnie nie widział i spojrzałem w szare niebo. Słońce dzisiaj mi nie towarzyszyło, za to zbierało się na deszcz, ale nic nie mogło mnie powstrzymać przed rozmową z bratem. Słysząc swoje imię spojrzałem w bok i posłałem delikatny uśmiech nauczycielce, która mnie rozpoznała. Zmieniła kolor włosów i nieco przytyła, ale nabrała zdecydowanie zdrowych krągłości, których wcale nie chowała mimo bycie nauczycielką. Wystawiała się na głodne spojrzenia dojrzewających chłopców, ale mnie mało to obchodziło. Zagadała mnie, pytając o studia i o tym co dzieje się w moim życie. Pomijając fakt, że chodzę, chyba, z własnym bratem i pracuję na kamerkach, to było naprawdę dobrze. Opowiedziałem jej o nowym mieszkaniu, o projektach, które mnie czekały, zaś ta mówiła mi o swoim mężu i małej córeczce, która miała już dwa lata.
- Czekasz na brata, prawda? - zapytała z delikatnym uśmiechem, po czym spojrzała przez ramię na wychodzących ze szkoły uczniów.
- Tak, muszę go gdzieś porwać, wie pani... Braterskie sprawy i takie tam - powiedziałem, rozglądając się za znajomą twarzą. Uczniowie nas mijali, żegnając się z nauczycielką, ale również patrzyli na mnie, jak na jakiś okaz. Dziewczyny szeptały coś między sobą, ale ja nie byłem tym zainteresowany.
W końcu dostrzegłem brata i wiedziałem, że mnie zauważył, ale i tak do niego podszedłem. Uśmiechając się niepewnie, głównie dla pozorów.
- Cześć, młody. Muszę cię porwać i nie zamierzam słuchać twoich sprzeciwów - powiedziałem i choć się uśmiechałem, to w moich oczach było widać błaganie. Złapałem brata za nadgarstek i pociągnąłem go zanim mi odmówił. Pożegnałem się z nauczycielką i skierowałem się szybkim krokiem, jak najdalej od szkoły i ciekawskich ludzi.
Zatrzymałem się w parku, gdzie nie było za wiele osób, ale i tak zaprowadziłem nas między drzewa, aby mieć pewność, że nikt nas nie zauważy. Puściłem nadgarstek brata, kątem oka widząc, że moje dłonie drżą.
- Musimy... Musimy... Kurwa - powiedziałem, czując że stres za bardzo mną zawładnął. - Musimy porozmawiać, Seiji. Wyjaśnić sobie to wszystko i... Okej, jestem zasranym dupkiem, okropnym bratem, ale wtedy, na tej imprezie, nie wiedziałem, że to ty. Na początku nie miałem pojęcia, dopiero wtedy, jak maska ci spadła... Kurwa, co miałem zrobić? Błagam... Zrozum, że nie miałem innego wyjścia i musiałem to przez tobą ukrywać - wydusiłem z siebie, podchodząc do niego bliżej. Chciałem go dotknąć, posmakować jego ust, załagodzić ból w jego sercu, ale cholernie bałem się odtrącenia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Dawno go nie widziałem - z zamyślenia wyrwał mnie Ichiro. Odkąd wróciła Megumi do miasta, zrobił się bardziej przyjazny, a może to z mojej winy, bo nieustannie szukałem jego towarzystwa. Być może w końcu mi wybaczył po tych wszystkich miesiącach milczenia. Zaciekawiony o kogo mu chodziło, rzuciłem buty na ziemię, stopami ściągając kapcie, aby zmienić obuwie. Brat.
- Cholera - wrzuciłem do szafki buty i zatrzasnąłem ją, wychodząc na dwór razem z przyjacielem. Jego obecność nie wróżyła niczego dobrego. Na dodatek byliśmy na terenie szkoły, więc oboje nie mogliśmy robić scen. Cholernik... wiedział co robił.
- Zostawię was samych - oznajmił Ichiro, widząc jak Hayate zmierza w naszym kierunku. Skinąłem głową, bo nie chciałem, aby cokolwiek usłyszał i domyślił co nas łączyło. Ale całkowicie nie miałem sił na starcie ze starszym Hasegawą. Nadal byłem wrakiem. Bałem się, że cisnące się łzy do oczu zaraz wypłyną.
Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Porwać? Mnie? Nie ma mowy. Nigdy nie miałem zamiaru z nim iść. Nie byłem gotów na rozmowę. Nadal kotłowały się we mnie te wszystkie emocje. Ale on miał to gdzieś. Nawet nie dał mi dojść do słowa, łapiąc za nadgarstek i ciągnąć za bramę. Nawet tam mi nie odpuścił. Szliśmy długo, aż do parku, w którym już kiedyś byliśmy, ale nie pamiętałem o czym wtedy rozmawialiśmy.
Schował nas za grubymi drzewami, puszczając nadgarstek. Z cichym syknięciem zacząłem go rozmasowywać, patrząc na niego. Był to jedyny sposób, aby nie spojrzeć mu w oczy. Gdybym tak zrobił... byłoby już po mnie. Jego włos... drżał tak samo jak mój oddech, jak moje nogi, jak całą dusza, która nie chciała teraz tutaj być i tego doświadczać.
Musiał? Musiał? - zmarszczyłem brwi, czując jak zaczynam gotować się w sobie, a ten przypływ irytacji postanowiłem wykorzystać. Pchnął mnie do tego, aby spojrzeć w końcu na zlękniętego brata.
- Nie miałeś innego wyjścia? - brzmiałem cholernie protekcjonalnie. Odruchowo uniosłem jedną brew w zdziwieniu. - Serio, Hayate? Robisz ze mnie debila? - odsunąłem się od niego o krok - Daruj sobie to pieprzenie. Ja rozumiem, że nie poznałeś mnie na początku. Ja również cię nie poznałem, ale kurwa! Widziałeś moją twarz, do kurwy nędzy! Twarz! Nie pierdol mi, że nie poznałeś mnie wtedy! - czułem jak złość narasta. Zaciskałem mocno zęby, aby nie unosić się zbyt głośno w tym gniewie. Choć nikogo nie było, nie chciałem, aby mój wkurzony głos roznosił się zbyt daleko. - Wmawiałeś mi, że bliskość z bratem jest obrzydliwa, chujowa, wbijałeś mi szpilki prosto w serce, patrząc mi w oczy, a wcześniej mnie pierdoliłeś i jakoś nie miałeś problemu dokończyć mimo, że wiedziałeś! Co miałeś zrobić? No nie wiem! Może przerwać?! Albo nie karmić mnie kłamstwami! Ja pierdolę, Hayate! - złapałem się za głowę, robiąc kółko. Nie mogłem ustać w miejscu, nosiło mnie coraz bardziej. - Pieprzyłeś mnie i skończyłeś we mnie! I aż do teraz mnie okłamywałeś! Miałeś w ogóle zamiar... - opadły mi ramiona, czułem jak się wypalam z tej nagłej mocy gniewu i powstaje zwyczajna... rezygnacja - Powiedzieć mi? Kiedykolwiek? - obarczyłem go srogim spojrzeniem. Winą, żalem. Wszystkim, co właśnie teraz czułem do niego. Nie panowałem nad sobą i wiedziałem, że przez to możemy pokłócić się jeszcze bardziej.
- Seiji... Przepraszam, naprawdę cię bardzo przepraszam. Myślałem o tym wiele razy i może nic mnie nie usprawiedliwia, ale nie wiedziałem co robić - szepnął, przyglądając się mnie uważnie - Byłem pijany, oboje byliśmy i nie wiem... Naprawdę nie wiem czemu nie uciekłem od razu. Może pomyślałem, że byłoby to jeszcze bardziej podejrzane. Chciałbym cofnąć czas i nie doprowadzić do tego. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogę zakochać się we własnym bracie - dodał, zbliżając się do mnie i wyciągnął dłoń. - Kocham cię, Seiji i prawda jest taka, że wolałem ci tego nie mówić. Bałem się, że to wszystko zepsuje i wcale się nie myliłem. Nie chcę cię stracić, popełniłem błąd, ale wtedy nie wiedziałem co robić.
- Nie dotykaj mnie - uniosłem ręce do góry, aby uniknąć jego dotyku i znów odsunąłem, aby zachować między nami odpowiednią odległość. Był załamany, skruszony, ale nie ja. I to było najgorsze. Przemawiała przeze mnie wyłącznie złość. Dlatego nie chciałem... nie chciałem go jeszcze widzieć.
- Też cię kocham. Nawet nie wiesz, jakie to męczące - czasem chciałbym się odkochać, ale tego nie byłem w stanie mu powiedzieć. Miał rację, jego słowa miały sens, ale nadal nie usprawiedliwiały go. - Dlatego... potrzebuję odpocząć. Od ciebie. Przemyśleć wszystko, poukładać, bo... nie wiem, czy jestem wstanie tobie zaufać. Wszystko to co robisz - zamachnąłem się, obrazując mu krąg, to co jest wokół nas. - Te kamerki, ta impreza... to mnie chyba przerasta - przetarłem twarz dłońmi, czując jak ucieka ze mnie energia życiowa. - Potrzebuje przerwy, dlatego... - nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Zostaw mnie? Daj mi spokój? Skończmy to? Dajmy sobie czas? Co brzmiałoby teraz najlepiej? Z jednej strony nie chciałem go stracić, ale z drugiej... ściskało mnie w środku na jego widok.
-Zrywasz ze mną? To chcesz powiedzieć? Śmiało, wyduś to z siebie, Seiji! - krzyknął, patrząc na mnie płaczliwe. - Bądź w końcu facetem i powiedz czego chcesz, to w końcu twoja decyzja - rozniósł mnie tymi słowami. Jego głos grzmiał w mojej głowie, a czas jakby zwolnił. Wytrzeszczyłem oczy zaskoczony, rozchylając usta, a nogi wręcz ugięły się od ciężkości. Nie. Nie chciałem go stracić, ale... czy ja właśnie brzmiałem, jakbym chciał?
Jedna chwila. Coś we mnie się przestawiło, a ręka sama przecięła powietrze. Poczułem po chwili plask, a zaraz po nim... dłoń niemiłosiernie zapiekła. Patrzyłem otępiale na odwróconą twarz brata. Matko jedyna! Czy ja go właśnie spoliczkowałem?! Boże! Naprawdę go uderzyłem! Zaraz padnę! Brakuje mi powietrza.
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób - warknąłem przez zaciśnięte zęby, odwracając się do niego plecami. Sięgnąłem po plecak, który spadł mi od tego zamachu i ruszyłem w stronę mieszkania. Jak śmiał... kocham go, kurewsko kocham, a on... kurwa!
- Cholera - wrzuciłem do szafki buty i zatrzasnąłem ją, wychodząc na dwór razem z przyjacielem. Jego obecność nie wróżyła niczego dobrego. Na dodatek byliśmy na terenie szkoły, więc oboje nie mogliśmy robić scen. Cholernik... wiedział co robił.
- Zostawię was samych - oznajmił Ichiro, widząc jak Hayate zmierza w naszym kierunku. Skinąłem głową, bo nie chciałem, aby cokolwiek usłyszał i domyślił co nas łączyło. Ale całkowicie nie miałem sił na starcie ze starszym Hasegawą. Nadal byłem wrakiem. Bałem się, że cisnące się łzy do oczu zaraz wypłyną.
Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Porwać? Mnie? Nie ma mowy. Nigdy nie miałem zamiaru z nim iść. Nie byłem gotów na rozmowę. Nadal kotłowały się we mnie te wszystkie emocje. Ale on miał to gdzieś. Nawet nie dał mi dojść do słowa, łapiąc za nadgarstek i ciągnąć za bramę. Nawet tam mi nie odpuścił. Szliśmy długo, aż do parku, w którym już kiedyś byliśmy, ale nie pamiętałem o czym wtedy rozmawialiśmy.
Schował nas za grubymi drzewami, puszczając nadgarstek. Z cichym syknięciem zacząłem go rozmasowywać, patrząc na niego. Był to jedyny sposób, aby nie spojrzeć mu w oczy. Gdybym tak zrobił... byłoby już po mnie. Jego włos... drżał tak samo jak mój oddech, jak moje nogi, jak całą dusza, która nie chciała teraz tutaj być i tego doświadczać.
Musiał? Musiał? - zmarszczyłem brwi, czując jak zaczynam gotować się w sobie, a ten przypływ irytacji postanowiłem wykorzystać. Pchnął mnie do tego, aby spojrzeć w końcu na zlękniętego brata.
- Nie miałeś innego wyjścia? - brzmiałem cholernie protekcjonalnie. Odruchowo uniosłem jedną brew w zdziwieniu. - Serio, Hayate? Robisz ze mnie debila? - odsunąłem się od niego o krok - Daruj sobie to pieprzenie. Ja rozumiem, że nie poznałeś mnie na początku. Ja również cię nie poznałem, ale kurwa! Widziałeś moją twarz, do kurwy nędzy! Twarz! Nie pierdol mi, że nie poznałeś mnie wtedy! - czułem jak złość narasta. Zaciskałem mocno zęby, aby nie unosić się zbyt głośno w tym gniewie. Choć nikogo nie było, nie chciałem, aby mój wkurzony głos roznosił się zbyt daleko. - Wmawiałeś mi, że bliskość z bratem jest obrzydliwa, chujowa, wbijałeś mi szpilki prosto w serce, patrząc mi w oczy, a wcześniej mnie pierdoliłeś i jakoś nie miałeś problemu dokończyć mimo, że wiedziałeś! Co miałeś zrobić? No nie wiem! Może przerwać?! Albo nie karmić mnie kłamstwami! Ja pierdolę, Hayate! - złapałem się za głowę, robiąc kółko. Nie mogłem ustać w miejscu, nosiło mnie coraz bardziej. - Pieprzyłeś mnie i skończyłeś we mnie! I aż do teraz mnie okłamywałeś! Miałeś w ogóle zamiar... - opadły mi ramiona, czułem jak się wypalam z tej nagłej mocy gniewu i powstaje zwyczajna... rezygnacja - Powiedzieć mi? Kiedykolwiek? - obarczyłem go srogim spojrzeniem. Winą, żalem. Wszystkim, co właśnie teraz czułem do niego. Nie panowałem nad sobą i wiedziałem, że przez to możemy pokłócić się jeszcze bardziej.
- Seiji... Przepraszam, naprawdę cię bardzo przepraszam. Myślałem o tym wiele razy i może nic mnie nie usprawiedliwia, ale nie wiedziałem co robić - szepnął, przyglądając się mnie uważnie - Byłem pijany, oboje byliśmy i nie wiem... Naprawdę nie wiem czemu nie uciekłem od razu. Może pomyślałem, że byłoby to jeszcze bardziej podejrzane. Chciałbym cofnąć czas i nie doprowadzić do tego. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogę zakochać się we własnym bracie - dodał, zbliżając się do mnie i wyciągnął dłoń. - Kocham cię, Seiji i prawda jest taka, że wolałem ci tego nie mówić. Bałem się, że to wszystko zepsuje i wcale się nie myliłem. Nie chcę cię stracić, popełniłem błąd, ale wtedy nie wiedziałem co robić.
- Nie dotykaj mnie - uniosłem ręce do góry, aby uniknąć jego dotyku i znów odsunąłem, aby zachować między nami odpowiednią odległość. Był załamany, skruszony, ale nie ja. I to było najgorsze. Przemawiała przeze mnie wyłącznie złość. Dlatego nie chciałem... nie chciałem go jeszcze widzieć.
- Też cię kocham. Nawet nie wiesz, jakie to męczące - czasem chciałbym się odkochać, ale tego nie byłem w stanie mu powiedzieć. Miał rację, jego słowa miały sens, ale nadal nie usprawiedliwiały go. - Dlatego... potrzebuję odpocząć. Od ciebie. Przemyśleć wszystko, poukładać, bo... nie wiem, czy jestem wstanie tobie zaufać. Wszystko to co robisz - zamachnąłem się, obrazując mu krąg, to co jest wokół nas. - Te kamerki, ta impreza... to mnie chyba przerasta - przetarłem twarz dłońmi, czując jak ucieka ze mnie energia życiowa. - Potrzebuje przerwy, dlatego... - nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Zostaw mnie? Daj mi spokój? Skończmy to? Dajmy sobie czas? Co brzmiałoby teraz najlepiej? Z jednej strony nie chciałem go stracić, ale z drugiej... ściskało mnie w środku na jego widok.
-Zrywasz ze mną? To chcesz powiedzieć? Śmiało, wyduś to z siebie, Seiji! - krzyknął, patrząc na mnie płaczliwe. - Bądź w końcu facetem i powiedz czego chcesz, to w końcu twoja decyzja - rozniósł mnie tymi słowami. Jego głos grzmiał w mojej głowie, a czas jakby zwolnił. Wytrzeszczyłem oczy zaskoczony, rozchylając usta, a nogi wręcz ugięły się od ciężkości. Nie. Nie chciałem go stracić, ale... czy ja właśnie brzmiałem, jakbym chciał?
Jedna chwila. Coś we mnie się przestawiło, a ręka sama przecięła powietrze. Poczułem po chwili plask, a zaraz po nim... dłoń niemiłosiernie zapiekła. Patrzyłem otępiale na odwróconą twarz brata. Matko jedyna! Czy ja go właśnie spoliczkowałem?! Boże! Naprawdę go uderzyłem! Zaraz padnę! Brakuje mi powietrza.
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób - warknąłem przez zaciśnięte zęby, odwracając się do niego plecami. Sięgnąłem po plecak, który spadł mi od tego zamachu i ruszyłem w stronę mieszkania. Jak śmiał... kocham go, kurewsko kocham, a on... kurwa!
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Powoli się rozpadałem, moje serce, moja dusza... Wszystko szło w złym kierunku. Rozumiałem złość brata, ale co wtedy miałem zrobić? Co miałem zrobić po tym wszystkim? Przyjść do niego z uśmiechem i powiedzieć mu prawdę? Już wtedy między nami było źle i szczerze mówiąc miałem nadzieję, że nigdy prawda nie ujrzy światła dziennego. Nie zmienia to jednak faktu, że i mnie poniosło w tej kłótni. Bałem się jednak usłyszeć słów z jego ust.
- Zrywasz ze mną? To chcesz powiedzieć? Śmiało, wyduś to z siebie, Seiji! - krzyknąłem, patrząc na niego płaczliwie. Złość, smutek, przerażenie. Chciałem stąd uciec albo po prostu zakleić swoje usta by nie pogarszać sytuacji, ale złość zdecydowanie za bardzo się nasiliła i nie mogłem się zamknąć. - Bądź w końcu facetem i powiedz czego chcesz, to w końcu twoja decyzja - wyszło z moich ust, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Zacisnąłem dłonie, starając się uspokoić własne bicie serce, łzy, które cisnęły się do moich oczu. Zawsze wszystko psuję.
Poczułem silne uderzenie w policzek. Zamiast na Seiji'ego, patrzyłem na drzewa, których liście kołysały się z wiatrem. Policzek zaczął piec, a kącika oczu uwolniła się łza. Miałem wrażenie, że świat wokół nas się zatrzymał. Żaden dźwięk do mnie nie docierał, choć wiedziałem, że byli tam ludzie, którzy rozmawiali lub śmiali się. Moje serce pękło całkowicie. Ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia, policzek przy tym to naprawdę nic.
- Seiji... - wyszeptałem, wracając wzrokiem do brata, ale jego już nie było. Przyłożyłem opuszki palców do bolącego polika i osunąłem się na trawę, rozumiejąc, jak spieprzyłem wszystko. To nie ja powinienem płakać, ale nie mogłem powstrzymać łez, które ozdobiły moją twarz w brzydki sposób. Nie chciałem go stracić, nie planowałem go nigdy zranić. Zrobiłem to nieświadomie, przez własną nieostrożność. Chciało mi się krzyczeć, ale świadomość gdzie jestem, powstrzymała mnie przed tym. Podniosłem się chwiejnie, patrząc na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stał Seiji. Zacisnąłem usta, patrząc na drżące dłonie. Policzek cały czas piekł i choć nie było w tym nic zabawnego, to musiałem przyznać, że brat miał sporo siły i na pewno odwagi. Kurwa.
Znalazłem się w mieszkaniu, wziąłem chłodny prysznic, aby nieco ochłonąć po tym wszystkim, ale nic nie pomagało. Napisałem do Yuny, do Rei'a, ale ci byli zajęci, a i tak nie mogłem im się wyżali. Masaharu odpadał, Rika nigdy nie miała czasu, a Satoru nie był dobrym pocieszycielem. Byłem całkowicie sam i wcale nie miałem ochoty siedzieć w domu. Spojrzałem na godzinę, po czym wyszukałem najbliższy klub. Nie zamierzałem nikogo zaliczać, nie szukałem pocieszenia poprzez łóżko, potrzebowałem się napić, potrzebowałem pieprzonej rozrywki, aby nie myśleć o tym, jak wszystko zepsułem. Ubralem czarne jeansy z przetarciami oraz przezroczystą, czarną koszulkę, na którą zarzuciłem skórzaną kurtkę sięgającą talii. Po linii wodnej przejechałem czarną kredką oraz rzęsy delikatnie podkręciłem tuszem. Rozczochrałem włosy i choć prezentowałem się świetnie, to zaczynałem czuć obrzydzenie do siebie samego.
- Jebać to - mruknąłem pod nosem i skierowałem się do przedpokoju gdzie ubrałem czarne trampki. Potrzebowałem pójść do ludzi, ale jednocześnie bałem się, że zawiodę po raz kolejny. Zagryzłem dolną wargę i wyciągnąłem telefon. Zero wiadomości od brata, zero połączeń, więc wysłałem mu tylko „Przepraszam”, choć wiedziałem, że to nic nie da. Wyciszyłem telefon oraz wziąłem gotówkę, nie chcąc brać za dużo rzeczy, bo i tak nie miałem gdzie ich schować. Wyszedłem z mieszkania i część mnie liczyła na to, że zobaczę Seiji'ego na korytarzu. Jego nie było. Nie przyjdzie, na pewno nie teraz.
Najbliższy klub nie wydawał się być taki zły. Orientacja tutaj nie miała znaczenia, mieli ciekawe zniżki i fajną muzykę oraz prywatne pokoje za dodatkową opłatą, jeśli ktoś chciał z grupą mieć nieco spokoju. Jak tylko przekroczyłem próg drzwi zobaczyłem wiele ciał poruszających się do muzyki. Niektóre tańce były bardzo odważne, kiedy ludzie się o siebie ocierali. Śmiechy, zapach papierosów i potu. Alkohol był wszędzie, ale to mi akurat nie przeszkadzało. Przecisnąłem się przez tłum ludzi, po drodze przepraszając całującą się parę, bo ktoś mnie na nich popchnął. Kiedy ostatnio byłem w takim miejscu? Bardzo dawno. Niby czułem się swojo, ale jednak nieco obco. Usiadłem na wolnym hokerze, a barman od razu zwrócił na mnie uwagę.
- Ciężki dzień? - zapytał i bez pytania zaczął przyrządzać dla mnie drinka. - Mam coś specjalnego na poprawę humoru - uśmiechnął się czarująca, ale ja nie byłem w stanie odpowiedzieć tym samym. W głowie miałem Seiji'ego. Jego roztrzęsiona twarz, widoczne zmęczenie, zrezygnowanie... Obwiniał mnie o wszystko i miał na pewno do tego prawo.
- Dziękuję - powiedziałem, kiedy wręczył mi drinka, za którego oczywiście zaraz zapłaciłem. Odwróciłem się plecami do baru, chcąc popatrzeć na tańczące, rozgrzane ciała. Nie poznawałem nikogo, moje jakieś twarze widziałem kilka razy, ale nie były to osoby, z którymi znałem się dłużej niż pięć minut.
Czas mijał, a ja nie tylko zaliczyłem parkiet, ale i kilka kolejnych drinków. Podparłem głowę na dłoni, bawiąc się słomką w swoim drinku. Zesztywniałem, kiedy czyjś oddech owiał moją skórę, więc odwróciłem głowę by spojrzeć na... Akihito. Chłopak Rei'a.
- Hayate, jak miło cię widzieć - uśmiechnął się, obejmując mnie jedną rękę w talii, drugą przywołując do siebie barmana. - Co ty tu robisz? Jesteś sam?
- Gówno cię to obchodzi i nie dotykaj mnie - mruknąłem, odtrącając jego dłoń, ale ten zaraz ponownie ją położył.
- Nie bądź taki, choć chyba humor ci nie odpisuje. Napij się z nami - zaproponował, na co ja machnąłem ręką i go zignorowałem. Wtedy zbliżył usta do mojego ucha, muskając delikatnie płatek, kiedy zaczął mówić. - Rei na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa.
- Rei jest z tobą? - zmarszczyłem brwi, bo nie wydaje mi się, że miał mieć plany ze swoim chłopakiem.
- Tak, i kilku innych znajomych. Ja stawiam - uśmiechnął się, wskazując na drinka, w którym topniał już lód. Spojrzałem na niego niepewnie, po czym ostatecznie uległem, ale zaczekałem aż złoży zamówienie, które miało zostać dostarczone do jednego z prywatnych pokoi.
- Możesz przestać mnie dotykać? - zapytałem, kiedy dalej obejmował mnie w talii.
- Nie chcę żebyś stracił równowagę - zaśmiał się, na co przewróciłem oczami. Miałem złe przeczucie, ale jednak świadomość, że Rei też tam jest, jakoś mnie uspokoiła.
Wewnętrzny spokój szybko wyparował, jak tylko przekroczyłem drzwi. Mojego przyjaciela nie było, więc odwróciłem się do Akihito, mierząc go gniewnym wzrokiem.
- Oszukałeś mnie - szepnąłem, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
- Nie wydaje mi się, w końcu jeden z moich kolegów ma na imię Rei.... Oh, sądziłeś, że to mój Rei? Nie, nie, on jest zajęty czymś innym, Renge - powiedział, a moje oczy otworzyły się szerzej. Mój nick na kamerkach. Jak? Co? Cofnąłem się do tyłu, wpadając na obcego kolesia, który zaraz chwycił moje nadgarstki.
- To on? Bardzo ładny - uśmiechnął się w obrzydliwy sposób, zaciągając się zapachem moich perfum.
- Puszczaj mnie! Zrób coś, dupku! - krzyknąłem, ale uścisk na nadgarstkach tylko się wzmocnił.
- Zabawmy się, Ha-ya-te.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Niewidzialna siła zatrzymała mnie w połowie drogi do domu. Buzujące emocje powoli uciszały się w zakątku mojego umysłu, a ja niewiele myśląc wyciągnąłem komórkę, wybierając numer telefonu. Doskonale znany mi głos, ciepły i radosny, ale zarazem tajemniczy przywitał się, a ja pomyślałem, że chciałbym mieć równie dobry humor co on.
- Mogę wpaść? - usłyszałem gardłowy śmiech i prychnąłem pod nosem. - Jasne, zaraz będę. Podeślesz mi tylko adres? - po chwili rozłączyłem się, czekając na wiadomość, a potem coś mnie ruszyło. Sato - on mieszkał cholernie blisko brata. Co jeśli mnie zobaczy z nim? Jebać. Co go to kurwa obchodziło? Zachował się jak totalna świnia.
Zacisnąłem kurczowo pięści, obierając nowy kierunek. Sam nie byłem lepszy. Jego tajemnica wyszła na jaw, moje zaś... pogrzebałem. Jedyna szansa, że się o czymkolwiek dowie, to ta, gdy Megumi postanowi rozwiązać swój śliski jęzor, albo mnie nie puści sumienie. Niestety, tego ostatniego chyba nie miałem, bo ani myślałem tego zrobić.
Stanąłem przed drzwiami, zerknąłem na ekran telefonu i zaraz zapukałem w drewno, słysząc po chwili kroki, ale to nie Kazuye zastałem przed sobą, a jakąś wysoką w szpilkach kobietę. Wyglądała na zmęczoną.
- Ja... przepraszam, chyba pomy - zacząłem, nerwowo drapiąc się po grzbiecie nosa. Kobieta zmierzyła mnie od góry do dołu, wzdychając ciężko. Ściągnęła z wieszaka czarny płaszcz, przewieszając go przez rękę.
- Sato! Ja już pójdę, i nie zapomnij o terminie! Inaczej cię rozszarpię żywcem! - warknęła przez ramię, jakby miała zamiar zabić go samym wzrokiem i wyszła, mamrocząc coś pod nosem. Zdezorientowany patrzyłem to na odchodzącą kobietę, to na drzwi z pustym korytarzem.
- Co tak stoisz jak kołek? - zjeżyłem się jak przestraszone zwierzę, nie spodziewając się szeptu za moimi plecami. - Nie patrz tak na mnie. Co wy dzisiaj macie? Wszyscy chcą mnie zabić wzrokiem - uniósł w poddańskiej pozycji ręce do góry, odsuwając ode mnie. - To moja Menager. Pilnuje, abym zdążył z ukończeniem książki w terminie - oznajmił, a ja jedynie westchnąłem.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - zauważyłem, lustrując go od dołu do góry. Był ubrany bardzo elegancko. Czarne spodnie od garnituru oraz białą koszulę, a na szyi przypiętą miał muszkę.
- Patrzysz na mnie jak na kosmitę - potrząsnął moją głową, wchodząc głębiej do mieszkania, a ja ruszyłem za nim. - Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę? - spytał, idąc do salonu z otwartą kuchnią, niewielką, ale bogato urządzoną. Przeszklony salon był w kremowych oraz brązowych akcentach, a na jedynej ścianie pokrytej czerwoną cegłą wisiał telewizor.
- Miałem ciężki dzień - mruknąłem, odkładając plecak na kanapę, samemu zanurzając się w niej jak w jakąś chmurkę.
- Doprawdy? Tylko tyle?
- Dla niektórych to tylko, a dla mnie aż - westchnąłem, kiedy znad mojej głowy pojawiła się umięśniona ręka, delikatnie pokryta żyłami, trzymająca szklankę z jakimś sokiem. - Co to? - zmarszczyłem brwi, sięgając po napój. Sceptycznie go powąchałem, czując ten specyficzny zapach. - Nie mam ochoty na alkohol - mruknąłem, ale i tak umoczyłem usta.
- Pij, będziesz łatwiejszy - niemalże wyplułem zawartość z ust, zakrywając je dłonią. Ostatecznie i tak się cały oplułem i zakrztusiłem.
- Jesteś niemożliwy. Czy wszyscy pisarze mają tak dziwne poczucie humoru? - odłożyłem szklankę, odwracając się tyłem do kuchni, gdzie Sato grzebał w garnku z... króliczymi uszami na głowie. - co ty...
- Ty mi to powiedz. Nie znam innych pisarzy - zerknął na mnie, chwaląc lśniącymi, białymi zębami - Podobają się? - parsknął śmiechem, pstrykając w jedno uszko i mrugnął do mnie, a ja poczułem jak krew odchodzi mi z głowy. Litości i pożałowania dla tego człowieka. Litości.
- Nie jesteś za stary na przebieranki?
- Nigdy nie jest się wystarczająco starym, aby nie móc czegoś zrobić
- Powiedz to staruszkowi, któremu wypadnie dysk jak tylko schyli się po piłkę - mruknąłem, a ten się roześmiał.
- Ależ ty dzisiaj marudny, co się stało? - spytał, nakładając na dwa talerze makaron i zaraz podszedł do kanapy, kładąc oba na stoliku kawowym. Usiadł cholernie blisko mnie, podając widelec. - Bierzesz, czy mam cię nakarmić? - spytał z uniesioną brwią, a ja szybko wyrwałem mu widelec z dłoni.
- Pokłóciłem się z bratem - westchnąłem ciężko, biorąc do rąk talerz i zacząłem nawijać makaron.
- Nigdy nie zrozumiem waszej relacji
- Jest... skomplikowana - nie wiedziałem jak to ująć, jak odpowiednio dobrać słowa. Nawet Kazuya o nas nie wiedział i nie chciałem tego zmieniać.
- Może, albo to wy ją za bardzo komplikujecie. Seiji, mnie się wydaje, że on cię kocha - uważnie badał moje zachowanie. Ledwo powstrzymałem się od drgnięcia, ale widelec i tak zamarł w bezruchu.
- To tylko braterska miłość - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Obejrzymy coś? - przerwał przeciągającą się między nami ciszę.
- Ja...
- Cii... w tych czterech ścianach panuje jedna zasada - uciszył mnie, łapiąc za pilota. - Zakaz rozmawiania o twoim bracie - mrugnął okiem i załączył jeden z filmów na swojej liście.
- Mogę wpaść? - usłyszałem gardłowy śmiech i prychnąłem pod nosem. - Jasne, zaraz będę. Podeślesz mi tylko adres? - po chwili rozłączyłem się, czekając na wiadomość, a potem coś mnie ruszyło. Sato - on mieszkał cholernie blisko brata. Co jeśli mnie zobaczy z nim? Jebać. Co go to kurwa obchodziło? Zachował się jak totalna świnia.
Zacisnąłem kurczowo pięści, obierając nowy kierunek. Sam nie byłem lepszy. Jego tajemnica wyszła na jaw, moje zaś... pogrzebałem. Jedyna szansa, że się o czymkolwiek dowie, to ta, gdy Megumi postanowi rozwiązać swój śliski jęzor, albo mnie nie puści sumienie. Niestety, tego ostatniego chyba nie miałem, bo ani myślałem tego zrobić.
Stanąłem przed drzwiami, zerknąłem na ekran telefonu i zaraz zapukałem w drewno, słysząc po chwili kroki, ale to nie Kazuye zastałem przed sobą, a jakąś wysoką w szpilkach kobietę. Wyglądała na zmęczoną.
- Ja... przepraszam, chyba pomy - zacząłem, nerwowo drapiąc się po grzbiecie nosa. Kobieta zmierzyła mnie od góry do dołu, wzdychając ciężko. Ściągnęła z wieszaka czarny płaszcz, przewieszając go przez rękę.
- Sato! Ja już pójdę, i nie zapomnij o terminie! Inaczej cię rozszarpię żywcem! - warknęła przez ramię, jakby miała zamiar zabić go samym wzrokiem i wyszła, mamrocząc coś pod nosem. Zdezorientowany patrzyłem to na odchodzącą kobietę, to na drzwi z pustym korytarzem.
- Co tak stoisz jak kołek? - zjeżyłem się jak przestraszone zwierzę, nie spodziewając się szeptu za moimi plecami. - Nie patrz tak na mnie. Co wy dzisiaj macie? Wszyscy chcą mnie zabić wzrokiem - uniósł w poddańskiej pozycji ręce do góry, odsuwając ode mnie. - To moja Menager. Pilnuje, abym zdążył z ukończeniem książki w terminie - oznajmił, a ja jedynie westchnąłem.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - zauważyłem, lustrując go od dołu do góry. Był ubrany bardzo elegancko. Czarne spodnie od garnituru oraz białą koszulę, a na szyi przypiętą miał muszkę.
- Patrzysz na mnie jak na kosmitę - potrząsnął moją głową, wchodząc głębiej do mieszkania, a ja ruszyłem za nim. - Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę? - spytał, idąc do salonu z otwartą kuchnią, niewielką, ale bogato urządzoną. Przeszklony salon był w kremowych oraz brązowych akcentach, a na jedynej ścianie pokrytej czerwoną cegłą wisiał telewizor.
- Miałem ciężki dzień - mruknąłem, odkładając plecak na kanapę, samemu zanurzając się w niej jak w jakąś chmurkę.
- Doprawdy? Tylko tyle?
- Dla niektórych to tylko, a dla mnie aż - westchnąłem, kiedy znad mojej głowy pojawiła się umięśniona ręka, delikatnie pokryta żyłami, trzymająca szklankę z jakimś sokiem. - Co to? - zmarszczyłem brwi, sięgając po napój. Sceptycznie go powąchałem, czując ten specyficzny zapach. - Nie mam ochoty na alkohol - mruknąłem, ale i tak umoczyłem usta.
- Pij, będziesz łatwiejszy - niemalże wyplułem zawartość z ust, zakrywając je dłonią. Ostatecznie i tak się cały oplułem i zakrztusiłem.
- Jesteś niemożliwy. Czy wszyscy pisarze mają tak dziwne poczucie humoru? - odłożyłem szklankę, odwracając się tyłem do kuchni, gdzie Sato grzebał w garnku z... króliczymi uszami na głowie. - co ty...
- Ty mi to powiedz. Nie znam innych pisarzy - zerknął na mnie, chwaląc lśniącymi, białymi zębami - Podobają się? - parsknął śmiechem, pstrykając w jedno uszko i mrugnął do mnie, a ja poczułem jak krew odchodzi mi z głowy. Litości i pożałowania dla tego człowieka. Litości.
- Nie jesteś za stary na przebieranki?
- Nigdy nie jest się wystarczająco starym, aby nie móc czegoś zrobić
- Powiedz to staruszkowi, któremu wypadnie dysk jak tylko schyli się po piłkę - mruknąłem, a ten się roześmiał.
- Ależ ty dzisiaj marudny, co się stało? - spytał, nakładając na dwa talerze makaron i zaraz podszedł do kanapy, kładąc oba na stoliku kawowym. Usiadł cholernie blisko mnie, podając widelec. - Bierzesz, czy mam cię nakarmić? - spytał z uniesioną brwią, a ja szybko wyrwałem mu widelec z dłoni.
- Pokłóciłem się z bratem - westchnąłem ciężko, biorąc do rąk talerz i zacząłem nawijać makaron.
- Nigdy nie zrozumiem waszej relacji
- Jest... skomplikowana - nie wiedziałem jak to ująć, jak odpowiednio dobrać słowa. Nawet Kazuya o nas nie wiedział i nie chciałem tego zmieniać.
- Może, albo to wy ją za bardzo komplikujecie. Seiji, mnie się wydaje, że on cię kocha - uważnie badał moje zachowanie. Ledwo powstrzymałem się od drgnięcia, ale widelec i tak zamarł w bezruchu.
- To tylko braterska miłość - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Obejrzymy coś? - przerwał przeciągającą się między nami ciszę.
- Ja...
- Cii... w tych czterech ścianach panuje jedna zasada - uciszył mnie, łapiąc za pilota. - Zakaz rozmawiania o twoim bracie - mrugnął okiem i załączył jeden z filmów na swojej liście.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Ty cholerny dupku! Wypuścicie mnie! - krzyknąłem, szarpiąc się. Serce okropnie mi przyśpieszyło, a w oczach pojawił się strach. Przerażenie nie chciało mnie opuścić, kiedy czułem się jak w klatce. Mocne dłonie nie chciały nawet odrobinę puścić moich nadgarstków, za to Akihito miał niezłą zabawę, kiedy przyglądał się moim próbom ucieczki.
- Dobrze, że ten pokój jest dźwiękoszczelny, choć... Na pewno twoje krzyki skusiłby innych by dołączyć - uśmiechnął się szyderczo, podchodząc do mnie bliżej, aby móc spojrzeć na mnie z góry. - Musisz pocieszyć się naszą... - zmrużył oczy, aby jeszcze raz dokładnie wszystkich policzyć. - Naszą czwórką - pogładził mój policzek, kciukiem pocierając dolną wargę.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę co chcesz zrobić?! To gwałt, Akihito! Nie zgadzam się. Słyszycie?! Nie.Zgadzam.Się! - krzyknąłem, szarpiąc się po raz kolejny. Śmiechy dotarły do moich ust, a serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłem, jak jeden z chłopaków podaje strzykawkę Akihito. - Nie. Nie! Nie zbliżaj się do mnie, dupku! Zabiję cię - powiedziałem, szarpiąc się jeszcze bardziej, kiedy igła znalazła się przy mojej szyi.
Obraz zaczął delikatnie się rozmywać, po tym jak wyciągnął igłę z mojej żyły. Odchyliłem głowę do tyłu, wydając z siebie cichy jęk. Seiji... – imię brata pierwsze przyszło mi do głowy, kiedy traciłem czucie w nogach. Nie miałem siły się już szarpać, nie czułem aż tak bardzo, jak palce zaciskając się na moich nadgarstkach. Nadal jednak nie straciłem całkowicie świadomości.
- Zabiję... Zabiję cię - wyszeptałem, czując jak chłopak za mną ciągnie mnie w stronę łóżka. Próbowałem się wyrwać, błagając by tego nie robili, ale nic nie skutkowało. Czułem na sobie wzrok wszystkich w tym pomieszczeniu. Wygłodniały, ukazując pragnienie, które dobrze znałem, ale... Nigdy mi przez myśl nie przyszło by kogoś zgwałcić. Zawsze czekałem na zgodę, zawsze przerywałem, kiedy ktoś czuł się niepewnie. Więc czemu na tym świecie żyją jeszcze takie świnie?
- Szkoda, że go odurzyłeś, chciał popatrzeć jak się rozbiera, sam mówiłeś, że na kamerkach jest niezły - zauważyłem uśmiech, kiedy zostałem rzucony na stół, przy okazji zrzucając parę innych rzeczy na podłogę, ale i tak coś wbijało się w moje ciało. Szkło, przekąski. Nawet poczułem, jak coś mokrego rozchodzi się po moich plecach, więc zapewne wylałem jakiś alkohol. Jęknąłem, próbując przekręcić się na bok, ale nie miałem w ogóle siły. Nie wiedziałem co mi podali, ale na pewno miało to wpływ na moją kontrolę nad kończynami.
- Nie zrobiłby tego, widzisz jaki jest niechętny do czegokolwiek - westchnął, pochylając się nade mną i pogładził mokry policzek od łez, które zaczęły spływać w chwili, kiedy zostałem ciągnięty na stół. - Zaraz będziesz czuł tylko rozkosz, Hayate. Będę czekał, aż zaczniesz błagać o więcej, a na razie... Jest wasz - odsunął się, ukazując mi swój szeroki uśmiech.
- Nie... Nie możecie. B-błagam - mój głos drżał, a ciało zaczęło walczyć ze skutkami podanego narkotyku, ale to na nic. Nie byłem w stanie unieść nogi, ani nawet przekręcić się na bok.
Czyjeś ręce znalazły się pod moją koszulką, muskając skórę w sposób delikatny by zatoczyć kółeczka wokół sutka, jednego, jak i drugiego. Jeden z nich został złapany między palce i mocno pociągnięty, na co wydawałem z siebie mocny jęk. Odwróciłem głowę, chcąc znaleźć Akihito, ale nigdzie go nie widziałem. Zamknąłem oczy, czując narastające obrzydzenie.
- Nic dziwnego, że ma powodzenia na kamerkach. Gładka skóra, idealne proporcje, huh, ciekawe ile byśmy zarobili, gdybyśmy sprzedawali go tym ludziom z kamerek - usłyszałem, a moje serce szybciej przyśpieszyło, choć zdziwiłem się, że w tej sytuacji to w ogóle możliwe. - Pomyśleć, że tylu zdesperowanych zboków chciałoby go zaliczyć. Wyobraźcie sobie jakiego obrzydliwca, który myje się raz na miesiąc - skrzywił się, pozbywając się moich spodni wraz z bielizną. Załkałem, próbując ruszyć nogą, ale nadal nic. - Kręcą cię tacy ludzie, Hayate? Oni płacą najwięcej - spojrzał na mnie, odrzucając gdzieś moje ubrania, po czym rozsunął moje nogi, przyciągając mnie nieco bardziej do brzegu stołu. Poczułem rozrywający ból, kiedy wszedł we mnie bez żadnego przygotowania. Krzyk rozniósł się po pokoju, a oczy napełniły łzami, kiedy nie czekał a zaczął się szybko i głęboko poruszać. Zacisnąłem palce na brzegach stołu, starając się na nowo oddychać, kiedy rozrywał mnie od środka.
- P-przestań! Boli! T-to... boli - powiedziałem nieco ciszej. Ruchy stały się jeszcze szybsze i brutalniejsze, a z moich ust wychodziły tylko krzyki. Kiedy wychodził ze mnie, czułem, jak coś spływa po mojej skórze. To musiała być krew, bo jeszcze nie czułem by we mnie doszedł.
- Nikt cię jeszcze nie zaliczył? Normalnie jakbym cię rozdziewiczał - zaśmiał się, palcami zbierając trochę krwi, aby rozsmarować ją na moim brzuchu. Spojrzałem na chłopaka, który dalej poruszał się we mnie, wydając z siebie zadowolone pomruki.
Ból nadal zalewał moje ciało, kiedy kolejna osoba znalazła się w moim wnętrzu, zaś pozostała dwójka użyczyła moich ust oraz dłoni. Za każdym razem zbierało mi się na wymioty i choć nie czułem już takiego odrętwienia, to nadal nie mogłem uciec. Za pierwszym razem skończyło się to mocnym policzkiem i kopnięciem w brzuch.
- Jak ci smakuje własna krew? - uśmiechnął się szyderczo, pchając swojego penisa głębiej do mojego gardła. Wygiąłem plecy, a z oczu popłynęły kolejne łzy. Poczułem jak cała trójka dochodzi i kiedy wszystkie penisy mnie opuściły, przekręciłem się na bok, kaszląc. Skuliłem się, starając się złapać oddech.
- Już się zmęczyłeś? Masz słabą kondycję, kotku - usłyszałem przy swoim uchu, po czym złapał mnie za włosy, unosząc głowę do góry. Spoliczkował mnie raz, drugi, aby nieco mnie rozbudzić. - Jeszcze się dobrze nie zabawiliśmy - uśmiechnął się, całując moje usta. Zaborczo, na siłę wpychając swój język. Skrzywiłem się, po czum ugryzłem go, na co ten odsunął się sycząc i puszczając mnie.
- Wow, czyli już mu siła wraca. Kotek ma pazurki - zaśmiał się drugi, łapiąc mnie za kostkę i przyciągnął do siebie, aby zaraz posadzić mnie na swoich kolanach.
- Błagam, mam dość... - szepnąłem, opierając głowę o ramię mężczyzny. Może i narkotyk przestawał działać, ale zwyczajnie nie miałem siły. Który to już był raz? Ile czasu minęło? Wydałem z siebie jęk zmieszany z krzykiem, kiedy poczułem jak mężczyzna we mnie wchodzi do samego końca. Zacisnąłem palce na jego ramionach, wbijając mocno paznokcie.
- Mogę się przyłączyć? - usłyszałem za swoimi plecami, więc odwróciłem głowę i spojrzałem w dół na męskość, która była już w gotowości.
- Nie! Błagam, nie! - krzyczałem, zaczynając się szarpać, jakbym nagle dostał kopa adrenaliny. Chciałem znaleźć się przy Seijim, choć ten mnie odtrącił. Chciałem poczuć jego zapach, ciepło jego skóry, wsłuchać się w bije jego serca, ale nie chciałem czuć tego co teraz. Rozrywający ból, drżące ciało, krzyk który rozniósł się po całym pokoju, sprawiając, że nawet mnie zaczęły boleć uszy. Oddychałem ciężko, z wargi leciała stróżka krwi. Ból był nie do zniesienia.
- Teraz jest idealnie ciasny - usłyszałem tuż przy swoim uchu. Oddech na skórze sprawił, że zadrżałem, a z gardła wyszedł jęk spowodowany bólem, kiedy zaczęli się we mnie poruszać. Zamknąłem oczy, z nadzieją, że to nieco uciszy otoczenie wokół mnie, ale nic z tego. Płakałem, krzyczałem, ale nie czerpałem z tego żadnej przyjemności.
Obudzony zimną wodą, podniosłem się gwałtownie do siadu i zaraz tego pożałowałem. Ból wstrząsnął całym moim ciałem, a oczy zatrzymały się na Akihito, który przyglądał mi się uważnie, oceniając każde ugryzienie, każdą malinkę, każdy ślad, który na mnie pozostawili. Nawet nie wiem, kiedy straciłem przytomność, ale musiało nie minąć dużo czasu, bo ból cały czas był intensywny.
- Dlaczego... - jęknąłem, wycofując się na kanapie do tyłu, kiedy podszedł do mnie jeszcze bliżej.
- Od początku chciałem zobaczyć, jak odwaga znika z twojej gęby. Czuję satysfkację, Hayate. Spójrz tylko na siebie, wyglądasz jak prawdziwa dziwka i w sumie... Jesteś nią - powiedział, pochylając się nade mną, zmuszając bym położył się na plecach. Rozsunął moje nogi, oceniając, jak jego koledzy się zabawili i parsknął śmiechem. - Radzę ci się przebadać po tym wszystkim, ale teraz... Czas na finał - uśmiechnął się, rozpinając swoje spodnie. Wykorzystałem chwilę nieuwagi i kopnąłem go w brzuch, zsuwając się od razu z kanapy. Nikogo innego tutaj nie było i choć ciało miałem obolałe, to nawet to mnie nie powstrzymywało przed ucieknięciem. Jak miałem to jednak zrobić bez ubrań? Odszukałem je swoim wzrokiem, po czym spojrzałem do tyłu na Akihito, który już otrząsnął się z szoku.
- Kurwa... Jebać to - mruknąłem pod nosem i podniosłem się z wymalowanym grymasem na twarzy, aby dostać się, jak najszybciej do drzwi. Złapałem za klamkę, ale zaraz poczułem, jak coś uderza w moją głowę. Odsunąłem się na podłogę, mając mroczki przed oczami.
- Pożałujesz tego, Hayate, a chciałem być delikatny - westchnął, podnosząc mnie z ziemi i przerzucił mnie przez ramię, jakbym nic nie ważył.
Zacząłem mamrotać coś pod nosem, samemu nie wiedząc co dokładnie mówię. Poczułem kolejną falę bólu, kiedy coś skórzanego uderzyło o moje ciało. Otworzyłem szeroko oczy, patrząc w sufit. To nie był koniec, ale ja nawet nie miałem siły już reagować. Przepraszam, Seiji... – zamknąłem oczy, całkowicie się poddając. Nie ucieknę, może wyjdę z tego żywy, ale nie mam już zwyczajnie siły by walczyć.
- Grzeczny kotek - usłyszałem przy swoim uchu, by zaraz poczuć, jak Akihito we mnie wchodzi. Chciało mi się rzygać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zasada Sato niezmiernie mi odpowiadała. Może dlatego, że właśnie tego potrzebowałem. Nie zaprzątać sobie głowy moim starszym bratem. Niebieskowłosy naprawdę postarał się wybić mi go z głowy, bo choć nadal gdzieś wewnętrznie czułem niepokój, to na twarzy gościł uśmiech. Właśnie komentowaliśmy film, gdy na ekranie przewijały się końcowe napisy. Alkohol również zrobił swoje. Nie przeszkadzało mi, że siedzieliśmy obok siebie, a nasze boki stykały się ze sobą. Wręcz przeciwnie. Czułem spokój, pewną intymność.
- Na co masz teraz ochotę? - spytał, podciągając się nieznacznie i przechylając w moją stronę, a mnie nagle zalał gorąc. Czułem ładne perfumy zmieszane z zapachem tytoniu. Siedział teraz w czarnej koszulce oraz dresowych spodniach. A jego oczy błyszczały. Tak cholernie ładnie...
- Może jakaś komedia? - zaproponowałem, gdy sięgał po pilot, którego nawet nie zauważyłem wcześniej.
- Komedią, to był ten romans - parsknął, zarzucając rękę za moją głowę. - No dobra, co my tu mamy - mimo wszystko przeszedł do listy romansów. Wybrał jeden, odkładając pilot i oparł głowę o moje ramię. Spanikowałem. Luźna atmosfera nagle wygasła jak za pomocą małego pstryknięcia. Przełknąłem głośno gulę w gardle, zaciskając usta garścią popcornu maślanego. Minęła zaledwie chwila, a ja poczułem jak twarz Sato dziwnie często się poprawia, łaskocząc nosem moją skórę szyi, a po chwili... poczułem mokry ślad. Potem kolejny, znów dmuchnięcie i smyrgnięcie nosem, a za nim kolejny pocałunek.
- S-sato - wydukałem, gdy dłonią ujął moje lico, obracając mnie tak, aby po chwili złożyć na ustach delikatny pocałunek.
- Nie chcesz? - wyszeptał tak rozkosznie, że ledwo zdołałem pokiwać głową. Ten lekko zamyślony, jakby zaskoczony moją odmową, odsunął się. Choć niepewnie, jakby rozważał, czy na pewno mówię prawdę. - W porządku, nie będę cię zmuszał - westchnął, poprawiając się na kanapie, tym razem robiąc między nami dystans. Już nie stykaliśmy się ani centymetrem ciała. Nie wiedzieć czemu, poczułem się winny tej atmosferze i jakbym... musiał to jakoś naprawić, bo nie chciałem, aby się na mnie gniewał. Lubiłem Sato, nawet bardzo i robiłem mu nadzieję, chcąc zapomnieć o bracie, ale teraz było inaczej. Byłem w związku z Hayate. Nawet jeśli cholernie krótkim, to nie wiedząc co jest teraz między nami... nie potrafiłem jakoś przelecieć Sato. To nie byłoby w porządku.
- Poczekam - dodał, a ja zaskoczony wręcz spojrzałem na niego. Ten powoli zwrócił się ku mnie. - Nie rób takiej miny - roześmiał się ewidentnie zmieszany.
- Ale ja... mam kogoś. Wiesz o tym
- Wiem, ale kto powiedział, że będziesz z tym kimś zawsze? Siedzisz u mnie, a nie u niego, więc?
- To skomplikowane
- Nie wątpię, ale jednak jesteś tutaj - położył dłoń na moim udzie, delikatnie je ściskając. Zacisnąłem usta w cienką linię. Miał rację. Powinienem teraz być z Hayate i wyjaśnić tą kłótnię, ale nie miałem na nią odwagi, ani sił. Wolałem uciec. Do Sato i pozbyć tych złych emocji.
- Nie będę naciskał. Lubię cię, Seiji. Nawet bardzo, ale nie mów mi, że to między nami nic nie znaczy
- Muszę sobie wszystko poukładać w głowię - westchnąłem, wracając do filmu, ale... cały czas mój idiotyzm kierował wzrok w stronę Sato, który po pół godzinie w końcu nie wytrzymał i się zaśmiał. Uświadamiając mi, że nie byłem zbyt subtelny.
- Wyrósł mi kutas na twarzy, że tak zerkasz? - spytał, śmiejąc się i szczerząc, a ja obruszony walnąłem go w ramię. - Ała, co to za przemoc?! Pomocy! Pomocy! Przemoc! - zaczął krzyczeć.
- Cholera, Sato! Zamknij się - spanikowany zacząłem go uciszać, zasłaniając mu usta, aż oboje upadliśmy i wylądowałem na nim.
- Pieprzyć to - sapnął, zabierając moje ręce. Przycisnął usta do moich, a wolną ręką zjechał na moje plecy, jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągając, a ja... jęknąłem mu prosto w usta. Zbyt piany, aby pomyśleć, zbyt piany, aby zrobić to co się powinno.
- Na co masz teraz ochotę? - spytał, podciągając się nieznacznie i przechylając w moją stronę, a mnie nagle zalał gorąc. Czułem ładne perfumy zmieszane z zapachem tytoniu. Siedział teraz w czarnej koszulce oraz dresowych spodniach. A jego oczy błyszczały. Tak cholernie ładnie...
- Może jakaś komedia? - zaproponowałem, gdy sięgał po pilot, którego nawet nie zauważyłem wcześniej.
- Komedią, to był ten romans - parsknął, zarzucając rękę za moją głowę. - No dobra, co my tu mamy - mimo wszystko przeszedł do listy romansów. Wybrał jeden, odkładając pilot i oparł głowę o moje ramię. Spanikowałem. Luźna atmosfera nagle wygasła jak za pomocą małego pstryknięcia. Przełknąłem głośno gulę w gardle, zaciskając usta garścią popcornu maślanego. Minęła zaledwie chwila, a ja poczułem jak twarz Sato dziwnie często się poprawia, łaskocząc nosem moją skórę szyi, a po chwili... poczułem mokry ślad. Potem kolejny, znów dmuchnięcie i smyrgnięcie nosem, a za nim kolejny pocałunek.
- S-sato - wydukałem, gdy dłonią ujął moje lico, obracając mnie tak, aby po chwili złożyć na ustach delikatny pocałunek.
- Nie chcesz? - wyszeptał tak rozkosznie, że ledwo zdołałem pokiwać głową. Ten lekko zamyślony, jakby zaskoczony moją odmową, odsunął się. Choć niepewnie, jakby rozważał, czy na pewno mówię prawdę. - W porządku, nie będę cię zmuszał - westchnął, poprawiając się na kanapie, tym razem robiąc między nami dystans. Już nie stykaliśmy się ani centymetrem ciała. Nie wiedzieć czemu, poczułem się winny tej atmosferze i jakbym... musiał to jakoś naprawić, bo nie chciałem, aby się na mnie gniewał. Lubiłem Sato, nawet bardzo i robiłem mu nadzieję, chcąc zapomnieć o bracie, ale teraz było inaczej. Byłem w związku z Hayate. Nawet jeśli cholernie krótkim, to nie wiedząc co jest teraz między nami... nie potrafiłem jakoś przelecieć Sato. To nie byłoby w porządku.
- Poczekam - dodał, a ja zaskoczony wręcz spojrzałem na niego. Ten powoli zwrócił się ku mnie. - Nie rób takiej miny - roześmiał się ewidentnie zmieszany.
- Ale ja... mam kogoś. Wiesz o tym
- Wiem, ale kto powiedział, że będziesz z tym kimś zawsze? Siedzisz u mnie, a nie u niego, więc?
- To skomplikowane
- Nie wątpię, ale jednak jesteś tutaj - położył dłoń na moim udzie, delikatnie je ściskając. Zacisnąłem usta w cienką linię. Miał rację. Powinienem teraz być z Hayate i wyjaśnić tą kłótnię, ale nie miałem na nią odwagi, ani sił. Wolałem uciec. Do Sato i pozbyć tych złych emocji.
- Nie będę naciskał. Lubię cię, Seiji. Nawet bardzo, ale nie mów mi, że to między nami nic nie znaczy
- Muszę sobie wszystko poukładać w głowię - westchnąłem, wracając do filmu, ale... cały czas mój idiotyzm kierował wzrok w stronę Sato, który po pół godzinie w końcu nie wytrzymał i się zaśmiał. Uświadamiając mi, że nie byłem zbyt subtelny.
- Wyrósł mi kutas na twarzy, że tak zerkasz? - spytał, śmiejąc się i szczerząc, a ja obruszony walnąłem go w ramię. - Ała, co to za przemoc?! Pomocy! Pomocy! Przemoc! - zaczął krzyczeć.
- Cholera, Sato! Zamknij się - spanikowany zacząłem go uciszać, zasłaniając mu usta, aż oboje upadliśmy i wylądowałem na nim.
- Pieprzyć to - sapnął, zabierając moje ręce. Przycisnął usta do moich, a wolną ręką zjechał na moje plecy, jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągając, a ja... jęknąłem mu prosto w usta. Zbyt piany, aby pomyśleć, zbyt piany, aby zrobić to co się powinno.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ciężar z mojego ciała zniknął, ale i tak ledwie mogłem się ruszyć. Czułem się brudny, czułem się okropnie, kiedy miałem wrażenie, że lepiej się z każdej strony od ich spermy. Byłem sam, przynajmniej żadne głosy do mnie nie docierały, ani nikogo nie widziałem w pobliżu. Nie trwało to jednak długo, bo drzwi się otworzyły i zaraz ujrzałem twarz Akihito, który palił kolejnego papierosa i modliłem się, by nie zgasił go na mnie. Blizna przy lewym sutku na pewno zostanie, w końcu ten sadysta nie przestał, kiedy go błagałem o pieprzoną litość.
- Lepiej się ogarnij, chyba że chcesz by ktoś zobaczył cię w takim stanie, chociaż... - uśmiechnął się, łapiąc moje włosy. - I tak wielu oglądało już twoje ciało, więc dla ciebie pewnie to nie problem, Hayate - powiedział, puszczając mnie, po czym rzucił we mnie moimi ubraniami. - No dalej, nie mam całej nocy by cię niańczyć. Nie chcę widzieć już twojej mordy - westchnął, ale ja naprawdę nie miałem siły chociażby kiwnąć palcem.
- Kurwa, coś ty tu narobił? - obcy głos rozniósł się po pokoju, więc spojrzałem zmęczonym wzrokiem na obcego chłopaka, który zaczął mi się przyglądać uważnie. - To nie jest, Rei... Kolejna zabawka? Nie przesadziłeś trochę? Zostawiłeś ślady - mówił, wskazując na przypalenie od papierosa oraz siniaki zmieszane z malinkami i ugryzieniami.
- Wydaje mi się, że i tak byłem delikatny. Żyje, a to się liczy - wzruszył ramionami, zerkając znowu na mnie. - No już, ile mam czekać? A w sumie... Jak już jesteś to możesz mu pomóc - machnął ręką, odchodząc.
- Nie DOTYKAJ MNIE - powiedziałem stanowczo, kiedy patrzyłem, jak kolejny koleś się do mnie zbliża. Zatrzymał się i podrapał po karku, po czym wyciągnął portfel, a z niego pieniądze.
- Za milczenie - pomachał banknotami, które położył na stoliku. - Jeśli zechcesz udać się na policję, to cię zabiją. Na dodatek... Nikt ci nie uwierzy, więc nie masz co próbować, a lepiej nie denerwować Akihito jeszcze bardziej - uśmiechnął się niewinnie, a ja poczułem, jak mi się cofa. Te skurwysyny chcieli mi jeszcze zapłacić za milczenie. Przekręciłem się na bok, wymiotując na podłogę. Łzy napłynęły mi do oczu, a ciało znowu zaczęło drżeć, kiedy ból roznosił się po całym ciele.
- Kurwa - usłyszałem, ale miałem to gdzieś.
Ubrałem się sam, z trudem, ale nie pozwoliłem by ktokolwiek mnie dotknął. Zabrałem wszystko co do mnie należało i wybiegłem z pomieszczenia, choć ból był okropny, to nie mogłem zostać tutaj dłużej. Ludzie na mnie patrzyli, szeptali między sobą, ale nikt nie zatrzymał mnie, aby próbować zapytać co się stało. Poczułem, jak znowu zbiera mi się na wymioty, ale nie mogłem tego zrobić przy tłumie, więc, jak tylko znalazłem się przed budynkiem, to skręciłem w jakąś uliczkę, aby znów móc zwrócić. Oddychałem ciężko, łzy spływały obficie po polikach. Przetarłem oczy, ale to nic nie dało, więc oparłem się o ścianę i drżącymi rękoma odblokowałem telefon. Przez łzy za wiele nie widziałem, bo obraz cały czas mi się zamazywał, ale szukałem jednego imienia i choć byliśmy pokłóceni, to miałem nadzieję, że odbierze, dlatego wybrałem numer do brata. Nie miałem do kogo zadzwonić, ale Seiji nie odbierał, więc nie próbowałem nawet drugi raz. Rei'a nie chciałem oglądać, a Yuna jakby mnie zobaczyła, to na pewno od razu kazałaby mi iść na policję, dlatego wybrałem numer do Satoru, odebrał szybko, więc poczułem ulge.
- Przyjdziesz po mnie? B-błagam - wyszeptałem, słuchając jego zmartwionego głosu. Nie pytał o to, co się stało, więc byłem mu wdzięczny. - N-nie dojdę sam do domu, zaraz... Z-zaraz wyślę ci lokalizację - dodałem i choć prosił bym się nie rozłączał, to i tak to zrobiłem. Wysłałem mu lokalizację tak, jak obiecałem i czekałem, starając się powstrzymać łzy. Obrzydzenie jakie czułem było okropne. Nie tylko do tych ludzi, ale do samego siebie, bo miałem za mało siły by uciec stamtąd. Gdybym tylko nie poszedł z Akihito, gdybym zapił smutki we własnym mieszkaniu, to byłbym bezpieczny. To moja wina, moja bo mogłem siedzieć w swoich czterech ścianach.
Patrzyłem na wyświetlacz telefonu, chcąc znów zadzwonić do brata, ale co mu powiem? I tak nie odbierze, ale gdyby było inaczej, to co miałbym powiedzieć? Nie mogłem nikomu o tym powiedzieć, nie mogłem pójść na głupią policję, nic z tym nie mogłem zrobić.
- Hayate! - usłyszałem znajomy głos, więc z jękiem podniosłem się z ziemi i podpierając się ściany, wyszedłem z uliczki. - O cholera! - krzyknął, patrząc na moją twarz, o cały nieład jaki panował. - Hayate, co jest do cholery - zmarszczył brwi, łapiąc mnie za ramiona na co jęknąłem, ale i tak mnie nie puścił. Zdjął z siebie płaszcz i zarzucił mi go na głowę.
- Zabierz mnie do domu - szepnąłem i nie musiałem długo czekać aż się zgodzi. W taksówce kazał mi położyć moją głowę na swoich kolanach. Taksówkarz nie był z tego faktu zadowolony, ale nikt się tym nie przejmował. O dziwo, dotyk przyjaciela w żaden sposób mnie nie brzydził, a uspokajał, kiedy płakałem. Trzęsłem się, łkałem i kuliłem. Może i nie widziałem twarzy Satoru, ale czułem, jak wściekło od niego bije.
Weszliśmy do mojego mieszkania i od razu zabrał mnie do łazienki, zamykając za nami drzwi.
- Hayate, co się stało? Jak ty wyglądasz? Kto ci to, kurwa, zrobił?! - krzyknął, więc wzdrygnąłem się na jego uniesiony ton. Zacisnął usta, zdejmując ze mnie kolejne warstwy ubrań. Widziałem co maluje się na jego twarzy, widziałem, jak patrzy na każdy ślad i powstrzymuje się, aby czymś nie jebnąć.
- Krwawisz - wyszeptał, patrząc na moje uda. W tym momencie nic mi nie przeszkadzało, bo wiedziałem, że on mnie nie skrzywdzi, nie miałem nawet siły prostować.
- To... to nic, trochę przesadziłem z-z zabawą, to nic wielkiego - próbowałem się uśmiechnąć, ale nie byłem w stanie. Poczułem, jak mnie obejmuje, jak na nowo rozklejam się w jego ramionach.
- Hayate... Powinieneś to zgłosić, to... To okropne - szepnął do mojego ucha, ale pokręciłem głową. Nic już więcej nie mówił, po prostu pomógł mi się doprowadził do ładu, choć w pewnym momencie kazałem mu wyjść z łazienki. Nie mógł mnie tak dotknąć, nie chciałem, obrzydzało mnie, kiedy ja to robiłem, a co dopiero Satoru. Wiedziałem jednak, że jest za drzwiami w gotowości gdybym miał wpaść na głupi pomysł. Zakryłem twarz dłońmi, pozwalając by łzy na nowo zalały moja twarz, a krzyk wyrwał się z mojego gardła. Ten dzień należał do najgorszego w moim życiu, a nawet nie mogłem wtulić się w brata by poczuć się lepiej, choć w tej sytuacji nawet to mogło nie pomóc.
Znalazłem się w łóżku i wyczerpany zasnąłem bardzo szybko w obecności Satoru, który obiecał zostać ze mną tak długo, jak będę potrzebował, ale to nie on powinien tutaj ze mną być, a tęsknota za Seijim nasiliła się, jak tylko się położyłem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dawno nie miałem porannego kaca. Przydzumiony zacząłem walczyć z ciężkimi powiekami, po chwili zaczynając dostrzegać rozmyty obraz, a głowa jak na zawołanie wykręciła mi fikołka. Ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. Mlasnąłem, łapiąc za głowę i przecierając zmęczoną twarz dłońmi. Czułem się jak gówno i pewnie tak wyglądałem. Obróciłem się na bok, czując coś twardego. Zmrużyłem z niezadowoleniem brwi, szybciej skupiając się na polepszeniu wzroku. Rozmazany obraz zaczął się wyostrzać, a ja dostrzegłem siedzącego obok z nagim torsem Sato, który właśnie odpisywał na jakiegoś meila w laptopie na nogach. Coś mi tu nie pasowało. Chwila... musiałem połączyć kropki.
- Już wstałeś, śpiochu? - spytał, zerkając na mnie spod założonych na nosie okularów. Lekko podsunąłem się zauważając, że... że...
- Zaraz, czy my... bo do cholery nic nie pamiętam - jęknąłem, podnosząc gwałtownie kołdrę do góry. Kurwa. Byłem nagi! - Gdzie moje ciuchy?! - uniosłem się spanikowany, czując nagły ból głowy. - Kurwa - sapnąłem, czując, że będę jeszcze bardziej żałował tej nocy. Czy ja po pijaku przeleciałem Sato?
- Mnie też miło cię widzieć - parsknął rozbawiony, odkładając laptopa i zaczął wstawać. - Na co masz ochotę? - spytał, patrząc na mnie z widocznym rozbawieniem. Cóż, mnie nie było do śmiechu.
- Nie żartuj sobie Sato i lepiej mi powiedz, co się stało w nocy - powiedziałem z groźbą w głosie.
- Naprawdę nie pamiętasz? - cmoknął w niezadowoleniu - Szkoda, bo było bardzo interesująco - roześmiany wyszedł z sypialni, a ja łapiąc za pościel poleciałem biegiem za nim, okrywając częścią białego materiału.
- Sato - jęknąłem, zatrzymując się przed kuchnią, gdy on wyciągał z lodówki jajka oraz pomidory. Widziałem, jak dręczenie mnie i zostawianie w niepewności sprawia mu ogromną radość.
- No już, spokojnie. Siadaj, a tobie opowiem - parsknął, machając dłonią na zaproszenie. Z ciężkim westchnięciem usiadłem na chokerze, obserwując jak przygotowuje nam śniadanie. - Najebałeś się w cztery dupy - zaczął.
- Tyle to ja wiem - mruknąłem, biorąc od niego szklankę z piciem. Uniosłem pojedynczą brew ku górze.
- Napój bogów. Idealny na kaca - mrugnął do mnie okiem, a ja czekałem, aż będzie kontynuował. - Całowaliśmy się. Niosłem cię do sypialni, kiedy nagle postanowiłeś zmienić dessing mojego korytarza i zrzygałeś się na podłogę. Obficie. Potem marudziłeś, że tobie w chuj gorąco i zacząłeś się rozbierać, a na koniec wskoczyłeś mi do łóżka. Ot co, cała historia - mieszał w patelni, dodając jajka, gdy pomidorki zaczynały dochodzić. Z jednej strony było mi lżej na tę myśl, że koniec końców nic między nami nie zaszło, ale z drugiej... kurwa mać. Zrobiłem z siebie skończonego błazna. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Cudownie - jęknąłem, osuwając się na blat wyspy.
- Zawsze mogło być gorzej - mruknął, dzieląc jajecznicę na nas dwóch, a ja jedynie mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem na zgodę. Zawsze mogłem dać mu dupy. To chyba byłoby gorsze. Chyba...
- A co z ciuchami? - spytałem.
- Wyprałem, ale nadal są mokre. Nie mam suszarki
- Cholera, muszę wrócić do domu, zanim mama mnie zabije - podziękowałem za talerz z śniadaniem i od razu zacząłem jeść. Mama była wymówką i Sato ewidentnie wyglądał na kogoś, kto to zauważył.
- Jeśli chcesz, możesz wziąć moje dresy - zaproponował, a ja podziękowałem i łykając szybko śniadanie pobiegłem pod prysznic. Ogarnięcie się zajęło mi dosłownie piętnaście minut. Na koniec powiedziałem, że jeszcze się odezwę i raz jeszcze przeprosiłem za moje... niekontrolowane zachowanie po czym wybiegłem z mieszkania. Wybrałem numer do brata, ale ten nie odbierał. Nadal byłem na niego wściekły, ale widok nieodebranego od niego połączenia... musiałem go zobaczyć. Ja byłem wściekły i wylądowałem u Sato, ale co zrobił on?
Nie minęła chwila, a byłem już pod drzwiami, waląc w nie pięścią. Słyszałem jak ktoś podchodzi i zaczyna otwierać, a ja wręcz zamarłem na widok jednego z znajomych brata.
- Co ty... nieważne. Gdzie Hayate? - spytałem, przeciskając się przez niego do środka. Miałem w dupie, czy mogłem wejść czy nie. Musiałem zobaczyć brata. Jedyna pozytywna myśl, to to, że nie było tego Masa-chuja. Nie wiem co bym wtedy zrobił, ale pewnie zajebał gnoja. Tak samo Hasegawe.
- Hayate? - spytałem, rozglądając się po mieszkaniu.
- Seiji, ciszej. Obudzisz go- te słowa od razu nakierowały mnie do sypialni. Wszedłem tam, zastygając w bezruchu. Widok brata... wyglądał, jakby z kimś się pobił.
- Boże... Hayate... co się stało?! Ty mu to zrobiłeś?! - wrzasnąłem, odwracając się wściekle do chłopaka. Niewiele myśląc złapałem go za szmaty, przyciągając do siebie i niemalże warcząc. - Co. Się. Tu. Do. Kurwy. Wydarzyło - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Albo ktoś dziś wyląduje w szpitalu, albo ja w więzieniu.
- Już wstałeś, śpiochu? - spytał, zerkając na mnie spod założonych na nosie okularów. Lekko podsunąłem się zauważając, że... że...
- Zaraz, czy my... bo do cholery nic nie pamiętam - jęknąłem, podnosząc gwałtownie kołdrę do góry. Kurwa. Byłem nagi! - Gdzie moje ciuchy?! - uniosłem się spanikowany, czując nagły ból głowy. - Kurwa - sapnąłem, czując, że będę jeszcze bardziej żałował tej nocy. Czy ja po pijaku przeleciałem Sato?
- Mnie też miło cię widzieć - parsknął rozbawiony, odkładając laptopa i zaczął wstawać. - Na co masz ochotę? - spytał, patrząc na mnie z widocznym rozbawieniem. Cóż, mnie nie było do śmiechu.
- Nie żartuj sobie Sato i lepiej mi powiedz, co się stało w nocy - powiedziałem z groźbą w głosie.
- Naprawdę nie pamiętasz? - cmoknął w niezadowoleniu - Szkoda, bo było bardzo interesująco - roześmiany wyszedł z sypialni, a ja łapiąc za pościel poleciałem biegiem za nim, okrywając częścią białego materiału.
- Sato - jęknąłem, zatrzymując się przed kuchnią, gdy on wyciągał z lodówki jajka oraz pomidory. Widziałem, jak dręczenie mnie i zostawianie w niepewności sprawia mu ogromną radość.
- No już, spokojnie. Siadaj, a tobie opowiem - parsknął, machając dłonią na zaproszenie. Z ciężkim westchnięciem usiadłem na chokerze, obserwując jak przygotowuje nam śniadanie. - Najebałeś się w cztery dupy - zaczął.
- Tyle to ja wiem - mruknąłem, biorąc od niego szklankę z piciem. Uniosłem pojedynczą brew ku górze.
- Napój bogów. Idealny na kaca - mrugnął do mnie okiem, a ja czekałem, aż będzie kontynuował. - Całowaliśmy się. Niosłem cię do sypialni, kiedy nagle postanowiłeś zmienić dessing mojego korytarza i zrzygałeś się na podłogę. Obficie. Potem marudziłeś, że tobie w chuj gorąco i zacząłeś się rozbierać, a na koniec wskoczyłeś mi do łóżka. Ot co, cała historia - mieszał w patelni, dodając jajka, gdy pomidorki zaczynały dochodzić. Z jednej strony było mi lżej na tę myśl, że koniec końców nic między nami nie zaszło, ale z drugiej... kurwa mać. Zrobiłem z siebie skończonego błazna. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Cudownie - jęknąłem, osuwając się na blat wyspy.
- Zawsze mogło być gorzej - mruknął, dzieląc jajecznicę na nas dwóch, a ja jedynie mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem na zgodę. Zawsze mogłem dać mu dupy. To chyba byłoby gorsze. Chyba...
- A co z ciuchami? - spytałem.
- Wyprałem, ale nadal są mokre. Nie mam suszarki
- Cholera, muszę wrócić do domu, zanim mama mnie zabije - podziękowałem za talerz z śniadaniem i od razu zacząłem jeść. Mama była wymówką i Sato ewidentnie wyglądał na kogoś, kto to zauważył.
- Jeśli chcesz, możesz wziąć moje dresy - zaproponował, a ja podziękowałem i łykając szybko śniadanie pobiegłem pod prysznic. Ogarnięcie się zajęło mi dosłownie piętnaście minut. Na koniec powiedziałem, że jeszcze się odezwę i raz jeszcze przeprosiłem za moje... niekontrolowane zachowanie po czym wybiegłem z mieszkania. Wybrałem numer do brata, ale ten nie odbierał. Nadal byłem na niego wściekły, ale widok nieodebranego od niego połączenia... musiałem go zobaczyć. Ja byłem wściekły i wylądowałem u Sato, ale co zrobił on?
Nie minęła chwila, a byłem już pod drzwiami, waląc w nie pięścią. Słyszałem jak ktoś podchodzi i zaczyna otwierać, a ja wręcz zamarłem na widok jednego z znajomych brata.
- Co ty... nieważne. Gdzie Hayate? - spytałem, przeciskając się przez niego do środka. Miałem w dupie, czy mogłem wejść czy nie. Musiałem zobaczyć brata. Jedyna pozytywna myśl, to to, że nie było tego Masa-chuja. Nie wiem co bym wtedy zrobił, ale pewnie zajebał gnoja. Tak samo Hasegawe.
- Hayate? - spytałem, rozglądając się po mieszkaniu.
- Seiji, ciszej. Obudzisz go- te słowa od razu nakierowały mnie do sypialni. Wszedłem tam, zastygając w bezruchu. Widok brata... wyglądał, jakby z kimś się pobił.
- Boże... Hayate... co się stało?! Ty mu to zrobiłeś?! - wrzasnąłem, odwracając się wściekle do chłopaka. Niewiele myśląc złapałem go za szmaty, przyciągając do siebie i niemalże warcząc. - Co. Się. Tu. Do. Kurwy. Wydarzyło - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Albo ktoś dziś wyląduje w szpitalu, albo ja w więzieniu.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Satoru
Obudził się obok Hayate, który na szczęście smacznie spał po koszmarach, które go dręczyły przez ostatnie godziny nocy. Nie miał do niego o to pretensji, bo to nie pierwszy raz, kiedy chłopak zajmuje się kimś kogo spotkało takie nieszczęście. Sam uważał, że najlepiej jest pójść na policję albo do lekarza na obdukcję, ale nie mógł tam nikogo zaciągnąć siłą. Hasegawa przeszedł wiele, jak na jedną noc i nie musiał nic mówić by Satoru się domyślił, co wydarzyło się w klubie.
Pogładził delikatnie policzek przyjaciela, po czym podniósł się z łóżka, przykrywając dokładniej chłopaka, aby ciepło za bardzo nie uciekło. Potrzebował snu i Satoru zamierzał dać mu go, jak najwięcej. Wyszedł z sypialni, kierując się najpierw do łazienki, po czym do kuchni gdzie wziął telefon do ręki. Chciał napisać na grupie, aby powiadomić resztę o stanie Hayate, ale czy mógł robić coś takiego za jego plecami? Na pewno nie wypadało, tym bardziej że Hasegawe mógł nie chcieć o tym mówić. Nie patrzyło się na to przyjemnie, ale tym razem musiał zachować to dla siebie, więc schował telefon i wstawił wodę na kawę, zerkając do lodówki. Zaburczało mu w brzuchu, więc wyciągnął potrzebne produkty. Cisza w mieszkaniu była dusząca, ale Satoru nie chciał robić większego hałasu, aby nie zbudzić przyjaciela. Jęk jednak wyrwał się z jego ust, kiedy ktoś zaczął uderzać mocno w drzwi. Skierował się ich stronę, zgarniając koszulkę z kanapy i ubrał ją na siebie, aby ktoś przypadkiem źle nie zrozumiał jego obecności w tym mieszkaniu. Otworzył drzwi i wzdrygnął się, widząc brata Hayate. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale młody nie zwracał na niego uwagę i przecisnął się do środka. Zmarszczył brwi, zamykają za nim drzwi
-Seiji, ciszej. Obudzisz go - powiedział, starając się uciszyć młodego Hasegawe. Nie mógł go wykopać z mieszkania, ale jednocześnie miał wrażenie, że Hayate wcale nie będzie szczęśliwy z obecności brata.
Ruszył za Seijim, wiedząc dokładnie gdzie ten się kieruje. Hayate był zakryty kołdrą po samą brodę, jednakże jego twarz wcale nie wyglądała lepiej. Nie było jednak tam widać malinek czy ugryzień, jedynie drobne siniaki i rozcięta warga oraz brew. Na policzku również miał ślad zadrapania, ale na szczęście Seiji widział mniej niż Satoru. Ten jednak nie spodziewał się, że młody rzuci się na niego.
- Ja? Nic! Poważnie - powiedział, widząc niesamowitą złość w oczach brata Hayate. Spojrzał na przyjaciela, który wybudzał się ze snu, ale w duchu modlił się by Seiji nie popsuł jego twarzy.
•••
Ból głowy nasilił się, kiedy czyjś uniesiony głos do mnie dotarł. Zmarszczyłem brwi, poruszając się powoli i z cichym jękiem, czując, jak ból dzisiaj jest dwa razy mocniejszy. Odwróciłem się w stronę hałasu i potrwało chwilę, abym zrozumiał co widzę. Spojrzałem na Satoru, po czym na znajomą czuprynę brata.
- Patrz, obudziłeś brata. Stary, pomóż, on ma mord w oczach - usłyszałem i choć pewnie zaśmiałbym się z tej sytuacji, to teraz nie mogłem nawet unieść kącików ust do góry.
- Seiji... - powiedziałem z okropną chrypą, więc odkaszlnąłem, krzywiąc się. Miałem wrażenie, że w ustach poczułem smak krwi, więc przejechałem językiem po zębach, ale te na szczęście były całe. - Seiji, puść Satoru. Nie ma z tym nic wspólnego, no już - ponagliłem go, starając się zachować powagę. Nie chciałem się przed nim rozklejać, nie mogłem pokazać mu tych śladów na moim ciele, dlatego sięgnąłem po bluzę, która leżała na podłodze, pod pretekstem, że mi zimno.
Widziałem, że Seiji niechętnie puszcza Satoru, na co westchnąłem. Przyjaciel spojrzał na mnie, po czym na Seiji'ego i zagryzł dolną wargę.
- Poradzę sobie, Satoru. Dziękuję - powiedziałem i chciałem posłać mu uśmiech, ale nie byłem w stanie. - Dam znać później co i jak - dodałem.
- Okej, a ty - wskazał palcem na Seiji'ego. - To przykre, że oceniłeś mnie w taki sposób. Jestem ostatnią osobą, która by go skrzywdziła - powiedział, po czym wyszedł z sypialni, a ja spojrzałem na brata. Zmusiłem się do uśmiechy, choć bolała mnie cała twarz i poklepałem miejsce obok siebie.
- Stałeś się moim obrońcą? Niepotrzebnie, Satoru nie ma nic z tym wspólnego - powiedziałem, wskazując na swoją twarz. Jak miałem ukryć resztę ciała przed bratem? Przecież w końcu zauważy albo zechce po prostu obejrzeć resztę mojego ciała, doszukując się kolejnych obrażeń. Źle to zrozumie, pomyśli, że poszedłem się puszczać, bo końcu pracowałem na kamerkach... Nie chciałem by ocenił mnie w taki sposób, nie chciałem by teraz mnie zostawiał, kiedy najbardziej go potrzebowałem. Chciałem go dotknąć, ale nie ruszyłem się z obawą, że coś zauważy.
- Jesteś... dalej na mnie zły? W sensie... masz do tego prawo, rozumiem, ale jednak tu jesteś i... po prostu tak się zastanawiam - powiedziałem, spuszczając głowę. Nasza kłótnia miała miejsce wczoraj, więc wątpiłem w to, że Seiji mi wybaczył, ale skoro tu był, to mimo wszystko musi mu zależeć. - Przepraszam, jestem chujem - szepnąłem.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale sam nie wiedziałem, czy to przez to spotkanie czy sytuację z klubu. Może jakbym mu powiedział, to jednak by mnie zrozumiał? Nie, na pewno nie... Jeśli mu powiem, to zniszczę nas całkowicie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Parsknąłem na komentarz chłopaka, nie zwalniając uścisku. Nie myślałem racjonalnie na widok twarzy Hayate, a to był tylko dowód, że naprawdę mi zależało na tym debilu. Jego głos postawił wszystkie włosy dęba. Walczyłem z pokusą walnięcia chłopakowi, ale suma sumarum nie przyłapałem go na niczym. Do tego... pod wpływem emocji mogłem go źle ocenić. Bo... czy naprawdę zostałby tu, gdyby był winien stanu brata?
Puściłem go, zaciskając mocniej usta w wąską linię i prychnąłem poirytowany na jego komentarz.
- Wiem, po prostu... zamroczyło mnie - burknąłem, przecierając nerwowo kark i uciekłem wzrokiem. Czułem się teraz głupio. Cholernie. Najpierw akcja z Sato, a teraz to. - Ale raczej kiepski ze mnie obrońca - dodałem, zerkając spod gęstych rzęs na Hayate. Nie dałbym rady go obronić. Z resztą jak widać... cholera. Nie powinienem wtedy go zostawiać.
- Oczywiście, że jestem na ciebie zły - parsknąłem, w końcu podchodząc do niego. - Ale to nie znaczy, że potrafię ciebie olać - dodałem, przełykając głośno ślinę. Sięgnąłem dłonią do twarzy starszego Hasegawy, ostrożnie lawirując kciukiem między śladami, jakby po bójce. Zmarszczyłem brwi, odsuwając rękę. - Boli? - spytałem, zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem brata. Trzymał bluzę i jakby walczył z ochotą przebrania się. Jakby...
- Czemu jej nie ubierzesz? - spytałem, nie słysząc odpowiedzi. - Hayate... co masz do ukrycia? Wstań. - brzmiałem coraz poważniej, a mój ton zamieniał się w rozkazujący.
- Hayate - ostrzegłem, lekko uniesiony i sięgnąłem po kołdrę, odkrywając go całego zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Zastygłem, widząc w jakim jest stanie. Kurwa mać. To wszystko to był tylko wierzchołek góry lodowej. Pierdolony wierzchołek!
- Co się do kurwy stało?! - poczułem jak mnie słabi i padłem na kolana, chowając twarz w dłoniach, gdy łokcie wsparłem o materac łóżka.
Puściłem go, zaciskając mocniej usta w wąską linię i prychnąłem poirytowany na jego komentarz.
- Wiem, po prostu... zamroczyło mnie - burknąłem, przecierając nerwowo kark i uciekłem wzrokiem. Czułem się teraz głupio. Cholernie. Najpierw akcja z Sato, a teraz to. - Ale raczej kiepski ze mnie obrońca - dodałem, zerkając spod gęstych rzęs na Hayate. Nie dałbym rady go obronić. Z resztą jak widać... cholera. Nie powinienem wtedy go zostawiać.
- Oczywiście, że jestem na ciebie zły - parsknąłem, w końcu podchodząc do niego. - Ale to nie znaczy, że potrafię ciebie olać - dodałem, przełykając głośno ślinę. Sięgnąłem dłonią do twarzy starszego Hasegawy, ostrożnie lawirując kciukiem między śladami, jakby po bójce. Zmarszczyłem brwi, odsuwając rękę. - Boli? - spytałem, zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem brata. Trzymał bluzę i jakby walczył z ochotą przebrania się. Jakby...
- Czemu jej nie ubierzesz? - spytałem, nie słysząc odpowiedzi. - Hayate... co masz do ukrycia? Wstań. - brzmiałem coraz poważniej, a mój ton zamieniał się w rozkazujący.
- Hayate - ostrzegłem, lekko uniesiony i sięgnąłem po kołdrę, odkrywając go całego zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Zastygłem, widząc w jakim jest stanie. Kurwa mać. To wszystko to był tylko wierzchołek góry lodowej. Pierdolony wierzchołek!
- Co się do kurwy stało?! - poczułem jak mnie słabi i padłem na kolana, chowając twarz w dłoniach, gdy łokcie wsparłem o materac łóżka.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ciężko było mi patrzeć w oczy bratu, tym bardziej że widziałem, jak on patrzy na mnie. Mimo tego, nie mogłem uniknąć tego, aby przypadkiem źle czegoś nie zrozumiał. Mogłem powiedzieć mu wszystko, ale bałem się. Gdyby mnie teraz zostawił, to nie wiem co bym ze sobą zrobił. Kiedy zamykałem w oczy, widziałem Akihito i jego znajomych, wszystko wracało ze zdwojoną siłą i jak miałem o tym powiedzieć bratu? Gardło mi się zaciska, kiedy próbuję powiedzieć mu prawdę, żołądek przewraca się do góry nogami, kiedy dotyka mojej twarzy. Ten dotyk koił moje myśli, ból który towarzyszył mi nawet przy oddychaniu.
- Boli, nawet bardzo - powiedziałem, patrząc w oczy brata. Seiji nie był głupi, nigdy go za takiego nie uważałem. Może się sam domyśli oceniając ślady, które i tak w większości były przed nim ukryte. Nie wychodziłem spod kołdry, nawet ręce schowałem w pod bluzą, aby niczego nie widział.
Spuściłem wzrok, patrząc na bluzę by zaraz przerażony wrócić spojrzeniem do brata.
- Nie... N-nic nie ukrywam - powiedziałem, starając się odsunąć od Seiji'ego. To tyle z mojego ukrywania się, kiedy Seiji zerwał ze mnie kołdrę, odkrywając mnie całkowicie. Miałem na sobie koszulkę do spania i bokserki, ale nie mogłem teraz przed nim ukryć tego, co nie zostało zakryte. Patrzyłem na swoje nogi, bo nie byłem w stanie spojrzeć na brata, a łzy na nowo zebrały się w moich oczach i pozwoliłem by te spłynęły po moich polikach. Wczoraj nie widziałem, jak źle wyglądam, ale teraz co innego. Nie tylko siniaki miałem na nogach, ugryzienia, malinki... Nie miałem jak mu tego wytłumaczyć, bo nie uwierzy w kłamstwo, którym chcę go nakarmić. Od bójki nie ma się takich śladów. Wokół kostek miałem ślad po dłoniach i patrząc na to, przypomniałem sobie, jak mocno ktoś zaciskał palce wokół nich, abym przypadkiem nie uciekł. Założyłem w końcu na siebie bluzę i zgarnąłem kołdrę, aby się nią zasłonić. Wytarłem mokre policzki, by kątem oka spojrzeć na brata, ale nie mogłem na niego patrzeć. Nie zasłużył sobie na to, ale naprawdę nie miałem siły o tym mówić.
- To tylko... Tylko była bójka - szepnąłem, kładąc się na łóżku i odwróciłem się do niego plecami. Mogłem wstać i przytulić się do niego, ale jeśli tylko to zrobię, to rozkleję się już do końca. - Poszedłem do klubu, wypiłem trochę i... - urwałem, przełykając gulę w gardle. Pozwalałem by łzy cały czas wypływały z kącików oczu, a ciało lekko drżało, a może nawet trzęsło. Nie miało to akurat znaczenia. - Nagle zrobiła się jedna wielka bójka i tak jakoś się w niej znalazłem. Te ślady... To naprawdę nic, Seiji, n-nie martw się nimi - powiedziałem, chociaż mój głos drżał. Nie byłem w stanie tego powstrzymać. Chciałem się schować, uciec stąd jak najdalej, aby tylko Seiji nie musiał na mnie patrzeć.
- Przepraszam, Seiji... N-naprawdę cię przepraszam - rozpłakałem się, więc zasłoniłem usta dłonią, chcąc stłumić dźwięki.
Powinienem mu powiedzieć, należała mu się prawda, ale nie mogłem tego powiedzieć. Czułem blokadę, której nie mogę przeskoczyć i to chyba przez myśl, że Seiji po prawdzie mógłby mnie zostawić naprawdę. Już teraz mógł zacząć źle oceniać sytuację, widząc te wszystkie ślady, które nie były po zwykłej bójce. Siniaki? Okej. Zadrapania? Również się zdarzają, ale cała reszta? Otwieram oczy, kiedy nagle nie mogę złapać oddechu. Klatka piersiowa porusza się nierównomiernie, kiedy próbuję wdychać powietrze nosem, ale to nie pomaga. Czuję, jak ściska się moje gardło i kolejne łzy suną po mojej skórze.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zazgrzytałem zębami przez zaciśniętą szczękę, wbijając wściekły wzrok na odwróconego plecami do mnie brata. Nie wiedziałem, co zrobić. Walczyłem z pokusą odwrócenia się na pięcie, wykrzyczenia paru wyzwisk i zostawieniu go samego. Bo znów to robił. Znów mnie okłamywał, jakby nie miał dopiero co nauczki po tym. Przez to nawet pomyślałem, że żałuję nie dania dupy Sato, że jednak tu przyszedłem zamiast nadal robić focha. Jednak z drugiej strony łamało mi się serce. Miałem ochotę wyć zasmarkany niczym jakiś trzyletni bachor, któremu zabrano najukochańszą zabawkę. Rozdzierałem się w pół, nadal nie mogąc podjąć ani jednej właściwej decyzji, z której byłbym dumny, a może po prostu nie musiałem tego robić. Może było coś pomiędzy, czego nie zauważałem.
- Najgorsze, co mogłeś w tej chwili zrobić, bracie - zaakcentowałem ostatnie słowo - To znów mnie okłamać - czułem ból, zranił mnie tak kurewsko mocno, że głos mi się złamał. Naprawdę nie byłem godny zaufania? Spierdoliłem, wiem. Tyle razy, ale przecież związku nie da się stworzyć na kłamstwach, a my nic poza tym nie robimy.
Westchnąłem ciężko, cholernie przeciągle, oglądając sypialnię. To zdecydowanie nie były ślady po bójce, a Hayate nie wyglądałby jak siedem nieszczęść po niej. Krył się, chował swoje ciało, zamiast dać się sobą zająć, więc tylko jedno przychodziło mi do głowy. Brzydził się siebie i nie chciał się mi pokazać. Musiał czuć się brudny, a ktoś... ktoś się do tego przyczynił. Obiecuję, przysięgam, że dowiem się kto i zapierdolę tę osobę. Nawet, jeśli miałbym odsiedzieć swoje w kiciu. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Dopnę swego. Powoli, cierpliwie, ale sięgnę celu, a wtedy ta satysfakcja zemsty... pozwolę, aby mnie pochłonęła do reszty.
Przysiadłem na skraju łóżka i powoli wsunąłem się na nie. Niepewnie obróciłem w stronę Hayate, ciągle nie dotykając.
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie jesteś gotowy, ale błagam, nie okłamuj mnie już nigdy więcej, Hayate - zdusiłem w sobie jęknięcie płaczu. - Nie zniosę tego - głos mi się łamał. - Mogę... mogę cię przytulić? - spytałem go, nie chcąc wymuszać bliskości, której mógł sobie teraz nie życzyć.
- Powiedz mi tylko... która część tej opowieści była kłamstwem. Pierwsza. o klubie, czy druga? - przełknąłem głośno ślinę. Nie chciałem wiedzieć niczego więcej. Nie musiał mi również odpowiadać. Domyślałem się wszystkiego, ale to nie była pora... nie teraz, gdy był zniszczony na miliony kawałków. Chciałem tylko, aby naprawił swój błąd, aby zniszczył mur kłamstwa, mówiąc mi prawdę, że skłamał. Częściowo, bądź całkowicie.
- Najgorsze, co mogłeś w tej chwili zrobić, bracie - zaakcentowałem ostatnie słowo - To znów mnie okłamać - czułem ból, zranił mnie tak kurewsko mocno, że głos mi się złamał. Naprawdę nie byłem godny zaufania? Spierdoliłem, wiem. Tyle razy, ale przecież związku nie da się stworzyć na kłamstwach, a my nic poza tym nie robimy.
Westchnąłem ciężko, cholernie przeciągle, oglądając sypialnię. To zdecydowanie nie były ślady po bójce, a Hayate nie wyglądałby jak siedem nieszczęść po niej. Krył się, chował swoje ciało, zamiast dać się sobą zająć, więc tylko jedno przychodziło mi do głowy. Brzydził się siebie i nie chciał się mi pokazać. Musiał czuć się brudny, a ktoś... ktoś się do tego przyczynił. Obiecuję, przysięgam, że dowiem się kto i zapierdolę tę osobę. Nawet, jeśli miałbym odsiedzieć swoje w kiciu. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Dopnę swego. Powoli, cierpliwie, ale sięgnę celu, a wtedy ta satysfakcja zemsty... pozwolę, aby mnie pochłonęła do reszty.
Przysiadłem na skraju łóżka i powoli wsunąłem się na nie. Niepewnie obróciłem w stronę Hayate, ciągle nie dotykając.
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie jesteś gotowy, ale błagam, nie okłamuj mnie już nigdy więcej, Hayate - zdusiłem w sobie jęknięcie płaczu. - Nie zniosę tego - głos mi się łamał. - Mogę... mogę cię przytulić? - spytałem go, nie chcąc wymuszać bliskości, której mógł sobie teraz nie życzyć.
- Powiedz mi tylko... która część tej opowieści była kłamstwem. Pierwsza. o klubie, czy druga? - przełknąłem głośno ślinę. Nie chciałem wiedzieć niczego więcej. Nie musiał mi również odpowiadać. Domyślałem się wszystkiego, ale to nie była pora... nie teraz, gdy był zniszczony na miliony kawałków. Chciałem tylko, aby naprawił swój błąd, aby zniszczył mur kłamstwa, mówiąc mi prawdę, że skłamał. Częściowo, bądź całkowicie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Powoli oddech wracał do normy. Wdychałem powietrze nosem, a wypuszczałem ustami, starając się uspokoić własne serce. Zamknąłem oczy, wtulając policzek do poduszki, czując, jak słowa brata są kolejny nożem w moich plecach. Co prawda, miał rację. Okłamywanie go nie jest sprawiedliwe, ale zwyczajnie ciężko było mi powiedzieć prawdę. Skuliłem się na łóżku, czując złość na siebie samego. Zwykle wykazywałem silną wolą walki, ale tym razem? Odpuściłem. Najrozsądniej było zrobić obdukcję i pójść na policję, ale jednak bałem się, że to się powtórzy, że Akihito tak tego nie zostawi. Jeśli powiem komukolwiek... Narażę kogoś. Satoru nie pójdzie z tym nigdzie, nie zrobi nic z tą informacją, ale Seiji? Znałem aż za dobrze jego charakter i wiedziałem, że nie usiedzi w miejscu zanim nie zemści się na tych, co mnie skrzywdzili. Skądś to znałem.
Otworzyłem oczy, pociągając nosem, kiedy poczułem, jak materac się ugniata pod ciężarem brata. Choć chciałem się w niego wtulić, to powstrzymałem się, bo nie wiedziałem na jakim etapie aktualnie jesteśmy, bałem się też, że jak tylko to zrobię, to go odtrącę, bo będę czuł jeszcze większe obrzydzenie do własnego ciała. Zostałem wykorzystany i może bym tak na to nie patrzył, gdyby nie to, że kocham Seiji'ego i nie chciałem by myślał, że go zdradziłem, że jestem teraz brudny i mnie nie chce. Choć nadal tu był, nadal ze mną rozmawiał i próbował zrozumieć. Czułem ulgę, ale nadal miałem obawy, że w każdej chwili to wszystko może się rozpaść.
- Przepraszam - szepnąłem, po czym obróciłem się do niego z cichym jękiem. Wiedziałem, że nie powinienem się ruszać, że najlepiej byłoby, gdybym przespał, jak najwięcej. Spojrzałem bratu w oczy, po czym wtuliłem się w niego, wciągając zapach... który nie należał do niego. - Druga... Naprawdę poszedłem do klubu - powiedziałem, marszcząc brwi. Pachniał inaczej, ale może sam był u kogoś ze znajomych? Nie chciałem popadać w paranoję, tym bardziej że był tutaj ze mną, a nie u kogoś innego. Mógł w ogóle nie przychodzić, mógł nienawidzić mnie do końca życia, a jednak zdecydował się zostać.
- Potrzebuję czasu... Opowiem ci wszystko, ale nie teraz - szepnąłem, starając się zachować spokój. Nie naciskał, nie wymagał, że od razu powiem mu wszystko. Zapewne sam się już domyślił o co mogło chodzić, ale nie wiedział tego, że znam osobę, która się do tego przyczyniła. - Przydałaby mi się maść na to wszystko, pewnie nawet kilka tubek, ale nie chcę być mnie zostawiał. Potrzebuję cię, Seiji - powiedziałem, wtulając się w niego jeszcze bardziej, choć sprawiało mi to ból.
Wziąłem głęboki wdech, po czym otworzyłem oczy, które lekko były zaczerwienione od łez. Odgarnąłem mokre kosmyki włosów z twarzy i przełknąłem gulę w gardle.
- Dzwoniłem do ciebie w nocy, ale nie odebrałeś... Zapewne spałeś, dlatego zadzwoniłem po Satoru, będziesz musiał go przeprosić, gdyby nie on to pewnie nawet nie doszedłbym do mieszkania - powiedziałem. Oczywiście, do niczego go nie zmuszę, ale Seiji gwałtownie zareagował i nie przeprosił. Teraz jednak chciałem skupić się na nim i jego obecności, może nawet uda mi się zasnąć, kiedy będę czuł ciepło bijące z jego ciała.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zaczerpnąłem głębszego oddechu, zastanawiając czy powinienem go przytulić. Bałem się, że gdziekolwiek znajdzie się moja dłoń, wywoła ona ból. Mimo to, ostrożnie objąłem Hayate, głaszcząc go po głowie. Jego włosy nie były już tak miękkie, ani błyszczące.
- Nigdzie nie idę. Zostanę dzisiaj z tobą - obiecałem, cmokając go w czubek głowy i z trudem wyszperałem z kieszeni komórkę, aby naskrobać wiadomość do mamy. Wolałem uniknąć późniejszego suszenia mi głowy. Zwłaszcza po nocy spędzonej u Sato.
- Przeproszę. Byłem w amoku jak cię takiego zobaczyłem. Nie dziw mi się - miałem zamiar już dodać, że nie powinien mi się dziwić. W końcu pracował na kamerkach i nie wiedziałem do końca kto o tym wie. Czy sprzedawał również swoje ciało? Mógł w końcu do tego dopuścić. Powoli przeciągając swoją granicę. I mimo, iż wielu osobom to odpowiada w związkach, to ja... nie dałbym rady. Jestem zbyt zaborczy. Sama myśl o tym, że tysiące zboczeńców wali sobie do ekranu, widząc jak sobie dogadza... wkurwia mnie to tak cholernie. Hayate jest tylko mój. Jego ciało jest moje, a ten kto go tknął pożałuje i to solidnie.
Leżeliśmy tak długi czas. Rozmawialiśmy o drobiazgach, o szkołach, do których postanowiłem wysłać swoje zgłoszenie, o pracy dla Sato, którą ostatecznie przyjąłem. Nawet jeśli Hayate to nie pasowało. Chciałem się usamodzielnić i zrozumieć wagę pieniądza. W końcu zasnął, a ja po cichu wyswobodziłem się z łóżka. Zabierając klucze od domu poszedłem na małe zakupy oraz do apteki. Kobieta za kasą tak na mnie dziwnie spojrzała, gdy kasowała produkty, że myślałem o zakopaniu się pod ziemię. Mimo wszystko dzielnie zniosłem jej wzrok i ostatecznie wróciłem do mieszkania brata. Kładąc maść oraz przeciwbólowe na stoliku nocnym razem z szklanką wody poszedłem do kuchni. Przygotowałem miso z tofu, aby trochę ulżyć żołądkowi Hayate. Dziwne było to uczucie. Niczym jakaś matka, albo żonka gotująca coś swojemu chłopu na kaca. I nic w tym wszystkim nie miało racji bytu. Ja nie byłem nikim poza młodszym bratem, a on nie spał po udanej imprezie alkoholowej. Schowałem miso do lodówki, a do mikrofalówki wcisnąłem zapakowany ryż z warzywami. Napisałem krótką notatkę bratu, aby wziął leki oraz zjadł to co zrobiłem. W dolnym rogu naszkicowałem szybko moja chibi miniaturkę, która grozi mu palcem jeśli nie zrobi tego o co go proszę i zostawiając ją przy lekach, złożyłem pocałunek na głowie Hasegawy.
- Muszę już iść. Jutro do szkoły - szepnąłem, niechętnie zostawiając go w domu samego.
Minął tydzień od nieszczęśliwego zdarzenia. Z Hayate nie wracaliśmy do tego tematu. Codziennie po szkole odwiedzałem go na godzinkę, a potem wracałem do domu. W końcu jednak przyszedł dzień, gdy mama zebrała wszystkie cztery listy z odpowiedziami. Dwie z nich to uczelnie plastyczne z czego jedna płatna oraz dwa kolejne, które nigdy nie był moim spełnieniem marzeń, ale wystarczająco dobre, aby w korporacji zarobić spoko pieniądze. Nic ambitnego, ale bezpiecznego.
Rodzice podekscytowani kładli zamówione fastfoody na stół. Ojciec rozlewał każdemu do picia to co chciał, a ja odbierałem koperty od Hayate, który postanowił przeżywać to razem z nami.
- Cholernie się stresuję - przyznałem z bladym uśmiechem, patrząc na koperty. Boże, nie myślałem, że to wszystko tak mną ruszy. Cały czas byłem obojętny, ale dziś nerwy całkowicie mnie opanowały.
- Jakąkolwiek dostaniesz odpowiedź, mam zamiar się schlać - ojciec zarechotał, sięgając po szklankę z drinkiem.
- Tu będzie trzeba płakać, a nie śmiać - mruknąłem, czując jak matka gładziła mnie po plecach. - No dobra, najpierw ten - wziąłem się w garść biorąc najpierw kopertę z korporacją blisko naszego domu. Otwieranie jej, ten dźwięk rwanego papieru był okropny. Tak mocno napiął atmosferę, że wszyscy przestaliśmy oddychać. Rozwinąłem list, przeskakując szybko wzrokiem po napisach trafiając w końcu na informację, że chętnie mnie przyjmą. Krzyknąłem z radości, bo już miałem cokolwiek, gdyby cała reszta okazała się piaskiem. Ojciec odetchnął, matka się uśmiechnęła, a ja... dopiero teraz poczułem jak bardzo byłem spięty. Kolejna koperta od korpo, ale negatywna. Mimo, że byłem gotowy na coś takiego, to jednak bolało i stawiało moje myśli na fakt, że kolejne mogą być takie same. Chwyciłem za trzecią, kiedy to ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczony zerknąłem w stronę korytarza.
- Kochanie, planowałeś kogoś dzisiaj? - spytała mama idąc w stronę drzwi.
- Nie przypominam sobie - odpowiedział, słysząc jakieś szmery, a zaraz pojawiła się mama, a za nią...ja chyba padnę.
- Seiji, Sato przyszedł. Właśnie otwiera koperty z odpowiedziami szkół. Chcesz zostać? - spytała, wchodząc z nim do salonu.
- Z miłą chęcią. Mam jego rzeczy. Leżą już jakiś czas u mnie i postanowiłem mu je oddać. Miałem po drodze i - wszedł do salonu, przerywając swoje wyjaśnienia, gdy zobaczył Hayate. Czemu... co to za... dziwna... atmosfera?
- Nigdzie nie idę. Zostanę dzisiaj z tobą - obiecałem, cmokając go w czubek głowy i z trudem wyszperałem z kieszeni komórkę, aby naskrobać wiadomość do mamy. Wolałem uniknąć późniejszego suszenia mi głowy. Zwłaszcza po nocy spędzonej u Sato.
- Przeproszę. Byłem w amoku jak cię takiego zobaczyłem. Nie dziw mi się - miałem zamiar już dodać, że nie powinien mi się dziwić. W końcu pracował na kamerkach i nie wiedziałem do końca kto o tym wie. Czy sprzedawał również swoje ciało? Mógł w końcu do tego dopuścić. Powoli przeciągając swoją granicę. I mimo, iż wielu osobom to odpowiada w związkach, to ja... nie dałbym rady. Jestem zbyt zaborczy. Sama myśl o tym, że tysiące zboczeńców wali sobie do ekranu, widząc jak sobie dogadza... wkurwia mnie to tak cholernie. Hayate jest tylko mój. Jego ciało jest moje, a ten kto go tknął pożałuje i to solidnie.
Leżeliśmy tak długi czas. Rozmawialiśmy o drobiazgach, o szkołach, do których postanowiłem wysłać swoje zgłoszenie, o pracy dla Sato, którą ostatecznie przyjąłem. Nawet jeśli Hayate to nie pasowało. Chciałem się usamodzielnić i zrozumieć wagę pieniądza. W końcu zasnął, a ja po cichu wyswobodziłem się z łóżka. Zabierając klucze od domu poszedłem na małe zakupy oraz do apteki. Kobieta za kasą tak na mnie dziwnie spojrzała, gdy kasowała produkty, że myślałem o zakopaniu się pod ziemię. Mimo wszystko dzielnie zniosłem jej wzrok i ostatecznie wróciłem do mieszkania brata. Kładąc maść oraz przeciwbólowe na stoliku nocnym razem z szklanką wody poszedłem do kuchni. Przygotowałem miso z tofu, aby trochę ulżyć żołądkowi Hayate. Dziwne było to uczucie. Niczym jakaś matka, albo żonka gotująca coś swojemu chłopu na kaca. I nic w tym wszystkim nie miało racji bytu. Ja nie byłem nikim poza młodszym bratem, a on nie spał po udanej imprezie alkoholowej. Schowałem miso do lodówki, a do mikrofalówki wcisnąłem zapakowany ryż z warzywami. Napisałem krótką notatkę bratu, aby wziął leki oraz zjadł to co zrobiłem. W dolnym rogu naszkicowałem szybko moja chibi miniaturkę, która grozi mu palcem jeśli nie zrobi tego o co go proszę i zostawiając ją przy lekach, złożyłem pocałunek na głowie Hasegawy.
- Muszę już iść. Jutro do szkoły - szepnąłem, niechętnie zostawiając go w domu samego.
Minął tydzień od nieszczęśliwego zdarzenia. Z Hayate nie wracaliśmy do tego tematu. Codziennie po szkole odwiedzałem go na godzinkę, a potem wracałem do domu. W końcu jednak przyszedł dzień, gdy mama zebrała wszystkie cztery listy z odpowiedziami. Dwie z nich to uczelnie plastyczne z czego jedna płatna oraz dwa kolejne, które nigdy nie był moim spełnieniem marzeń, ale wystarczająco dobre, aby w korporacji zarobić spoko pieniądze. Nic ambitnego, ale bezpiecznego.
Rodzice podekscytowani kładli zamówione fastfoody na stół. Ojciec rozlewał każdemu do picia to co chciał, a ja odbierałem koperty od Hayate, który postanowił przeżywać to razem z nami.
- Cholernie się stresuję - przyznałem z bladym uśmiechem, patrząc na koperty. Boże, nie myślałem, że to wszystko tak mną ruszy. Cały czas byłem obojętny, ale dziś nerwy całkowicie mnie opanowały.
- Jakąkolwiek dostaniesz odpowiedź, mam zamiar się schlać - ojciec zarechotał, sięgając po szklankę z drinkiem.
- Tu będzie trzeba płakać, a nie śmiać - mruknąłem, czując jak matka gładziła mnie po plecach. - No dobra, najpierw ten - wziąłem się w garść biorąc najpierw kopertę z korporacją blisko naszego domu. Otwieranie jej, ten dźwięk rwanego papieru był okropny. Tak mocno napiął atmosferę, że wszyscy przestaliśmy oddychać. Rozwinąłem list, przeskakując szybko wzrokiem po napisach trafiając w końcu na informację, że chętnie mnie przyjmą. Krzyknąłem z radości, bo już miałem cokolwiek, gdyby cała reszta okazała się piaskiem. Ojciec odetchnął, matka się uśmiechnęła, a ja... dopiero teraz poczułem jak bardzo byłem spięty. Kolejna koperta od korpo, ale negatywna. Mimo, że byłem gotowy na coś takiego, to jednak bolało i stawiało moje myśli na fakt, że kolejne mogą być takie same. Chwyciłem za trzecią, kiedy to ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczony zerknąłem w stronę korytarza.
- Kochanie, planowałeś kogoś dzisiaj? - spytała mama idąc w stronę drzwi.
- Nie przypominam sobie - odpowiedział, słysząc jakieś szmery, a zaraz pojawiła się mama, a za nią...ja chyba padnę.
- Seiji, Sato przyszedł. Właśnie otwiera koperty z odpowiedziami szkół. Chcesz zostać? - spytała, wchodząc z nim do salonu.
- Z miłą chęcią. Mam jego rzeczy. Leżą już jakiś czas u mnie i postanowiłem mu je oddać. Miałem po drodze i - wszedł do salonu, przerywając swoje wyjaśnienia, gdy zobaczył Hayate. Czemu... co to za... dziwna... atmosfera?
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tydzień zlecił tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy. Z dnia na dzień nie czułem się lepiej, ale musiałem jakoś dalej sobie radzić. Siniaki się goiły, tak samo inne ślady, które pozostały na moim ciele. Satoru nikomu nie powiedział, choć nawet mnie znajomi wypytywali co się stało, to nikomu nic nie zdradziłem, bo wiedziałem, że wystarczy słowo bym rozkleił się przed wszystkimi. Najgorsze były spotkania z Rei'em. Chłopak musiał nie być niczego świadomy albo bardzo dobrze udawał, bo zachowywał się normalnie, a raczej bym zauważył gdyby wiedział cokolwiek. Na szczęście przez cały ten czas miałem wsparcie brata, choć nie mógł być przy mnie, kiedy budziłem się z koszmarów w środku nocy przez co odbijało się to na mnie. Podkrążone oczy, które próbowałem zakryć makijażem, ale wychodziło, jak wychodziło.
Tego dnia nie chciałem jednak by mój depresyjny nastrój cokolwiek zniszczył. Dzień należał do Seiji'ego i choć między nami było różnie, to nie mogłem sobie odpuścić dzisiejszej wizyty u rodziców. Chciałem wiedzieć gdzie mój brat pójdzie i mocno trzymałem kciuki, że będzie to uczelnia plastyczna, w końcu należy mu się miejsce, do którego będzie pasował. Podałem mu listy, po czym usiadłem obok niego, patrząc na niego z lekkim uśmiechem, po czym spojrzałem na rodziców, którzy sami z nerwów nie wytrzymywali.
- Wszystko będzie dobrze, jesteś zdolny i inteligentny, na pewno cię przyjmą - powiedziałem, powstrzymując się przed złapaniem jego dłoni. Spojrzałem na ojca, przewracając oczami, po czym parsknąłem na słowa brata. Co prawda, czułem, że to wszystko jest wymuszone. Mój dobry nastrój, całe to pozytywne nastawienie. Najchętniej zostałbym w swoim mieszkaniu, gapiąc się w sufit. Mimo tego, siedziałem tutaj dla brata, aby miał jakieś inne wsparcie niż rodzice, którzy mają przeróżny sposób podnoszenia człowieka na duchu. Mama pewnie by płakała razem z Seijim, a ojciec wygadywał, że te szkoły nie są warte takiego cudownego syna. Pamiętam, jak było w moim przypadku, dlatego ucieszyłem się, że brat miał w razie czego plan B. Kolejny list już nie był taki szczęśliwy, a do następnego nie doszło, bo całe to rodzinne spotkanie zostało przerwane. Spojrzałem w dół na swoje dłonie, które lekko drżały ze stresu. Czułem niepokój i nic dziwnego, bo kiedy zobaczyłem Sato, myślałem, że zagotuje się we mnie. Zmarszczyłem brwi, patrząc na torbę z ubraniami Seiji'ego. Spojrzałem na brata, po czym znowu na Sato i zacisnąłem palce na swoim udzie, wbijając paznokcie. Ubrania Seiji'ego? Co do licha robiły u niego ubrania mojego brata? Spojrzałem na brata, posyłając mu pytające spojrzenie, po czym podniosłem się z miejsca, czując, jak znów tracę oddech. Kiedy to było?
- Hayate? - – usłyszałem głos mamy, która złapałem mnie za ramię, ale wyrwałem się jej.
- Przepraszam - powiedziałem, patrząc na nią z lekkim przerażeniem. - Muszę się przewietrzyć, nie przejmujcie się mną - posłałem jej wymuszony uśmiech, po czym poszedłem do ogrodu. Poczułem, jak chłodne powietrze miło łaskocze moją skórę. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni papierosy, które przez ostatni tydzień mi towarzyszyły. Nie mogłem pić alkoholu, jak tylko sięgałem po piwo albo coś innego, szedłem do toalety by wszystko zwrócić. Papierosy co prawda też się dobrze mi nie kojarzyły, ale kiedy się zaciągnąłem czułem spokój, mogłem normalnie oddychać, a serce tak nie szalało z przerażenia.
Nerwowo zacząłem odpalać papierosa, siadając na schodkach, które łączyły taras z ogrodem. Patrzyłem w niebo, chcąc znowu się rozpłakać. Pojawienie się Sato nie wróżyło nic dobrego, na dodatek sam fakt, że Seiji u niego spał... Czułem narastającą wściekłość, więc znowu się zaciągnąłem papierosem. Patrzyłem na rozżarzaną końcówkę papierosa, wracając wspomnieniami w chwili, kiedy ta zetknęła się z moją skórą. Miejsce, w którym została blizna, znów zaczęło boleć. Wziąłem głęboki wdech, po czym znów zaciągnąłem się papierosem.
- Od kiedy palisz? - usłyszałem za sobą, więc parsknąłem śmiechem.
- Od jakiegoś tygodnia, może mniej... Chyba nie będziesz mi robił teraz kazania na ten temat? - uniosłem brew, nie odwracając się w stronę ojca.
- Jak ty się do mnie odzywasz? - zapytał, łapiąc mnie za ramię, ale wyrwałem mu je z uścisku. - Co się z tobą dzieje, Hayate?
- Ze mną? Nic, jest tak, jak zawsze, potrzebuję tylko chwilę samotności, to... nic - wyszeptałem, opierając głowę o poręcz i zamknąłem oczy. Potrzebowałem ciszy, spokoju, bo bałem się, że jeszcze trochę to albo wybiję zęby Sato albo z kimś się porządnie pokłócę.
- Czy to ma coś wspólnego z Sato?
- Co? Nie. Jeny, zostaw mnie samego, tylko o to cię proszę - powiedziałem wkurzony, czując złość na samego siebie, że tak traktuję ojca, ale na szczęście wrócił do środka, a ja czułem tylko złość oraz łzę, która spłynęła po moim policzku. Gdyby ktokolwiek z nich wiedział co się stało, to jak by zareagowali?
Nawet Seiji nie słyszał nic na ten temat, wiedział do czego doszło, ale nie naciskał na mnie, nie prosił o żadne szczegóły, kiedy ja nie byłem w stanie z siebie to wydusić. Jednakże, teraz bardziej skupiałem się na tym, że na noc był u Sato i z jakiego powodu zostawił ubrania u niego i... O cholera. Czy to wtedy, kiedy wyczułem u niego inny zapach? O nie. Kurwa, to niemożliwe.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Stałem między młotem a kowadłem. Sato stał przeskakując wzrokiem ze mnie to na Hayate, a brat robił dosłownie to samo z nim, ale odwrotnej kolejności. Kurwa. Byłem pod ostrzałem, a lekko zdezorientowani przeciągającą się ciszą rodzice w niczym nie pomagali. Do jasnej cholery. Byli starsi! Niech coś zrobią!
Już miałem się odezwać, kiedy starszy Hasegawa wstał, wychodząc jak poparzony. Sięgnąłem za nim ręką, ale zniknął w stronę ogrodu. Zacisnąłem usta w cienką linię, chowając pięść w kieszeni bluzy. Było źle, cholernie źle!
- No tak, to może... herbaty? - zapytała matka. Dziękuję, w porę... szkoda, że nie dwie minuty wcześniej.
- Z chęcią skorzystam - przytaknął, podchodząc do mnie i podając torbę z ciuchami. Ojciec nie zwlekał i ruszył za synem, gdy ja odbierałem swoje ciuchy. - Proszę. Pomyślałem, że zapomniałeś o nich - zerknął w stronę, gdzie niedawno zniknął Hayate, a zaraz po nim mój ojciec.
- Nie zapomniałem. Nie miałem czasu ich odebrać no i... nie były mi aż tak potrzebne. - zajrzałem do środka, aby upewnić się, że wszystkie tam są i tym samym olśniło mnie - miałem też jego ciuchy. Nadal. - Ach, twoje mam u siebie. Zaraz je zniosę - powiedziałem od razu kierując się na schody do góry.
- Nie musisz, zatrzymaj je sobie
- Za duże o parę rozmiarów ciuchy? - parsknąłem, wbiegając na górę. Słysząc jeszcze coraz cichszą rozmowę matki z Sato, aby dowiedzieć się jak w ogóle doszliśmy do tego, że każdy miał czyjeś ubrania. Cóż, zwyczajnie niebieskowłosy wyśpiewał typową dla młodziaków historyjkę o dobrej imprezie pijackiej. Wpadłem do swojego pokoju. Rzuciłem swoje ciuchy na łóżko, a jego zacząłem wygrzebywać z szafy. Wciśnięte w czeluści jednej z szuflad, wymiętolone, wrzuciłem do torebki. Miałem zamiar zbiec ze schodów, ale wtedy coś mnie tchnęło. Poszedłem do łazienki, z której był widok na ogród i skąd mogłem podsłuchać... rozmowę ojca z Hayate. Tajniacko uchyliłem okno, skupiając się na ich głosach. Hayate palił. Czuć było unoszący się zapach tytoniu. Nienawidziłem tego zapachu. Nie pamiętałem nawet, kiedy widziałem brata z fajką w ustach i czy w ogóle kiedykolwiek palił. Zmienił się, był nadal w rozsypce po tamtej sytuacji, a my nadal nie ruszyliśmy tamtego tematu. Miałem wrażenie, że coraz więcej przemilczanych spraw wisiało nad naszymi głowami. Oddalaliśmy się od siebie, udając, że wszystko gra.
Nie mogłem dłużej zwlekać. Wróciłem na dół. Ojciec siedział już przy stole z resztą, śmiejąc z jakiegoś żartu Sato.
- Trzymaj - podałem pakunek chłopakowi, wracając na swoje miejsce. Zobaczyłem dwie nieodpieczętowane koperty. No tak, całkowicie zapomniałem o tym przez niespodziewanego gościa.
- Strasznie dużo tu ostatnio gości - zaczęła mama, popijając kawę.
- Masz rację. Najpierw Megumi, teraz Sato. A właśnie, kiedy znów zobaczymy twoją Megumi, Seiji? - spytał ojciec, zakładając, jakbyśmy byli razem.
- Nie moją - mruknąłem, marszcząc brwi, gdy zauważyłem zainteresowanie ze strony Sato. Jeszcze jej mi tu brakowało.
- Khem, no dobrze. Otwierasz kolejną kopertę, czy czekamy na Hayate? - szybko zmieniła temat mama. Mimowolnie zerknąłem za siebie, ale poza pustym korytarzem nie widziałem nikogo. Westchnąłem, świadom, że Hayate może już się nie pojawić. Niechętnie złapałem za kopertę i odpieczętowałem ją. Uczelnia, na której najbardziej mi zależało, jak się okazało:
- Odrzucili wniosek - powiedziałem posępnie. To w jakiś sposób zabolało. Tak mocno, że zapiekły mnie powieki. Zamrugałem szybko parę razy, powstrzymując nadchodzące łzy.
- Nie martw się, masz jeszcze jedną - pogłaskał mnie po plecach Sato z uśmiechem, który jakoś dziwnie poprawił mi humor. Miał rację. Była jeszcze jednak koperta z szkołą techniczną, ale tylko ja wiedziałem ile ona kosztowała. Wziąłem głęboki wdech i złapałem za kopertę. Rozerwałem ją, zacząłem czytać, słysząc kroki. Dostrzegłem pozytywną odpowiedź, a niżej, jeszcze niżej, na szarym końcu koszt pierwszego semestru... jak nic praca będzie niezbędna. Jak dobrze, że Sato mi ją załatwił.
- Dostałem się, ale... tak jak myślałem. Nie jest tanio - jęknąłem.
- Poradzimy sobie - obiecała mama, a widząc jej zatroskaną minę, naprawdę byłem gotów jej zaufać. Sam Sato przyjemnie się uśmiechał, ale jego wzrok podążył za mnie. Hayate. Odwróciłem się i bez chwili namysłu wstałem podchodząc do niego.
- Dostałem się - z radością, lekko wyolbrzymioną, taką, aby tylko rodzice złapali przynętę, objąłem w euforii brata. Zacisnąłem go w niedźwiedzim uścisku, chowając twarz zaraz przy jego uchu. Naprawdę palił, śmierdział. To jednak nie był ojciec. - Nie złość się, wyjaśnię to. Ale naprawdę, do niczego nie doszło - szepnąłem, odsuwając się od niego, zanim ten zechciałby to zrobić i wróciłem do stołu. - To jak? Toast?
- Toast - powiedział ojciec, podejrzliwie spoglądając na naszą trójkę. - Tylko, za którą szkołę?
- Może po prostu za pozytywne odpowiedzi - wtrąciła mama.
Już miałem się odezwać, kiedy starszy Hasegawa wstał, wychodząc jak poparzony. Sięgnąłem za nim ręką, ale zniknął w stronę ogrodu. Zacisnąłem usta w cienką linię, chowając pięść w kieszeni bluzy. Było źle, cholernie źle!
- No tak, to może... herbaty? - zapytała matka. Dziękuję, w porę... szkoda, że nie dwie minuty wcześniej.
- Z chęcią skorzystam - przytaknął, podchodząc do mnie i podając torbę z ciuchami. Ojciec nie zwlekał i ruszył za synem, gdy ja odbierałem swoje ciuchy. - Proszę. Pomyślałem, że zapomniałeś o nich - zerknął w stronę, gdzie niedawno zniknął Hayate, a zaraz po nim mój ojciec.
- Nie zapomniałem. Nie miałem czasu ich odebrać no i... nie były mi aż tak potrzebne. - zajrzałem do środka, aby upewnić się, że wszystkie tam są i tym samym olśniło mnie - miałem też jego ciuchy. Nadal. - Ach, twoje mam u siebie. Zaraz je zniosę - powiedziałem od razu kierując się na schody do góry.
- Nie musisz, zatrzymaj je sobie
- Za duże o parę rozmiarów ciuchy? - parsknąłem, wbiegając na górę. Słysząc jeszcze coraz cichszą rozmowę matki z Sato, aby dowiedzieć się jak w ogóle doszliśmy do tego, że każdy miał czyjeś ubrania. Cóż, zwyczajnie niebieskowłosy wyśpiewał typową dla młodziaków historyjkę o dobrej imprezie pijackiej. Wpadłem do swojego pokoju. Rzuciłem swoje ciuchy na łóżko, a jego zacząłem wygrzebywać z szafy. Wciśnięte w czeluści jednej z szuflad, wymiętolone, wrzuciłem do torebki. Miałem zamiar zbiec ze schodów, ale wtedy coś mnie tchnęło. Poszedłem do łazienki, z której był widok na ogród i skąd mogłem podsłuchać... rozmowę ojca z Hayate. Tajniacko uchyliłem okno, skupiając się na ich głosach. Hayate palił. Czuć było unoszący się zapach tytoniu. Nienawidziłem tego zapachu. Nie pamiętałem nawet, kiedy widziałem brata z fajką w ustach i czy w ogóle kiedykolwiek palił. Zmienił się, był nadal w rozsypce po tamtej sytuacji, a my nadal nie ruszyliśmy tamtego tematu. Miałem wrażenie, że coraz więcej przemilczanych spraw wisiało nad naszymi głowami. Oddalaliśmy się od siebie, udając, że wszystko gra.
Nie mogłem dłużej zwlekać. Wróciłem na dół. Ojciec siedział już przy stole z resztą, śmiejąc z jakiegoś żartu Sato.
- Trzymaj - podałem pakunek chłopakowi, wracając na swoje miejsce. Zobaczyłem dwie nieodpieczętowane koperty. No tak, całkowicie zapomniałem o tym przez niespodziewanego gościa.
- Strasznie dużo tu ostatnio gości - zaczęła mama, popijając kawę.
- Masz rację. Najpierw Megumi, teraz Sato. A właśnie, kiedy znów zobaczymy twoją Megumi, Seiji? - spytał ojciec, zakładając, jakbyśmy byli razem.
- Nie moją - mruknąłem, marszcząc brwi, gdy zauważyłem zainteresowanie ze strony Sato. Jeszcze jej mi tu brakowało.
- Khem, no dobrze. Otwierasz kolejną kopertę, czy czekamy na Hayate? - szybko zmieniła temat mama. Mimowolnie zerknąłem za siebie, ale poza pustym korytarzem nie widziałem nikogo. Westchnąłem, świadom, że Hayate może już się nie pojawić. Niechętnie złapałem za kopertę i odpieczętowałem ją. Uczelnia, na której najbardziej mi zależało, jak się okazało:
- Odrzucili wniosek - powiedziałem posępnie. To w jakiś sposób zabolało. Tak mocno, że zapiekły mnie powieki. Zamrugałem szybko parę razy, powstrzymując nadchodzące łzy.
- Nie martw się, masz jeszcze jedną - pogłaskał mnie po plecach Sato z uśmiechem, który jakoś dziwnie poprawił mi humor. Miał rację. Była jeszcze jednak koperta z szkołą techniczną, ale tylko ja wiedziałem ile ona kosztowała. Wziąłem głęboki wdech i złapałem za kopertę. Rozerwałem ją, zacząłem czytać, słysząc kroki. Dostrzegłem pozytywną odpowiedź, a niżej, jeszcze niżej, na szarym końcu koszt pierwszego semestru... jak nic praca będzie niezbędna. Jak dobrze, że Sato mi ją załatwił.
- Dostałem się, ale... tak jak myślałem. Nie jest tanio - jęknąłem.
- Poradzimy sobie - obiecała mama, a widząc jej zatroskaną minę, naprawdę byłem gotów jej zaufać. Sam Sato przyjemnie się uśmiechał, ale jego wzrok podążył za mnie. Hayate. Odwróciłem się i bez chwili namysłu wstałem podchodząc do niego.
- Dostałem się - z radością, lekko wyolbrzymioną, taką, aby tylko rodzice złapali przynętę, objąłem w euforii brata. Zacisnąłem go w niedźwiedzim uścisku, chowając twarz zaraz przy jego uchu. Naprawdę palił, śmierdział. To jednak nie był ojciec. - Nie złość się, wyjaśnię to. Ale naprawdę, do niczego nie doszło - szepnąłem, odsuwając się od niego, zanim ten zechciałby to zrobić i wróciłem do stołu. - To jak? Toast?
- Toast - powiedział ojciec, podejrzliwie spoglądając na naszą trójkę. - Tylko, za którą szkołę?
- Może po prostu za pozytywne odpowiedzi - wtrąciła mama.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie trudno było połączyć wszystkie fakty, ale potrzebowałem poznać wersję Seiji'ego. Jeśli rzeczywiście był u niego tego dnia i został na noc... To coś musiało się wydarzyć. Pachniał inaczej i zostawił u tego dupka ubrania. Czyli wtedy, jak do mnie przyszedł, miał na sobie jego ciuchy? Nie zwróciłem wtedy na to uwagi, byłem zbyt zmęczony wszystkim, zbyt wyprany z emocji i energii by zwrócić na to uwagę, ale teraz? Czułem, jak wszystko do mnie wraca, jak myśli specjalnie podsyłają mi obrazy z tamtego dnia, żeby tylko bardziej mnie wkurzyć. Zacisnąłem palce na włosach, czując zmęczenie od nowa. Zaciągnąłem się papierosem, powstrzymując łzę, która pojawiła się w moim oku. Od razu zacząłem sobie wyobrażać najgorsze, że pod wpływem emocji, tych negatywnych, pozwolił się dotknąć Sato. Sam nie byłem lepszy, ale chyba nie powinienem tego tak porównywać, bo ja nie wyraziłem zgody, nie chciałem tego, do dziś czuję obrzydzenie do siebie i choć tam, przy rodzicach, uśmiechałem tak, to nadal udawałem.
- Kurwa - mruknąłem do siebie, odchylając głowę do tyłu. Poszedł do niego z mojej winy, to przez naszą kłótnie znalazł się w jego domu, jestem sam sobie winny.
Zgasiłem papierosa i wrzuciłem do niewielkiego kosza, który przydawał się, jak była jakaś impreza w ogrodzie, a nikomu nie chciało się co chwilę chodzić do kuchni. Czułem się nadal beznadziejnie, więc nie miałem nawet siły iść do salony by cieszyć się lub płakać razem z bratem i resztą rodziny. Nie chciałem patrzeć na twarz Sato, bo mama na pewno go nie wyprosiła. W końcu był on znajomym Seiji'ego, może nawet myśleli, że jest dla niego kimś więcej... Irytujące. Wyciągnąłem telefon, czując jak wibruje od przychodzącej wiadomość i zmarszczyłem brwi. Śmieć od Rei'a – ten podpis należał tylko do jednej osoby i żałowałem, że kiedyś wymieniliśmy się numerami. Wszedłem w wiadomość i przez chwile nie wiedziałem, jak się oddycha, cofnąłem się do tyłu, opierając się o barierkę i wygasiłem ekran telefonu.
- Chuj zrobił mi zdjęcia, cholera - powiedziałem cicho, aby przypadkiem ktoś nie usłyszał. Nikogo nie było, ale skąd miałem wiedzieć czy ktoś nie podsłuchuje? Pokręciłem głową, po czym przełknąłem gulę w gardle i wziąłem wdech nosem by wydech poszedł ustami. Zrobiłem tak kilka razy, uspokajając swoje serce i jeszcze raz wszedłem w wiadomości by usunąć konwersację i od razu go zablokowałem. Nie mogłem pozwolić by dalej mnie dręczył, nie chciałem, aby to mnie przygniotło do ziemi.
Wziąłem ostatni raz głęboki wdech i przeczesałem włosy palcami, mając nadzieję, że nie wyglądam jak wrak człowieka. Wszedłem do środka i już teraz mogłem usłyszeć radość, która wychodziła nie tylko od Seiji'ego, ale i naszych rodziców. Może to źle o mnie świadczy, ale od tej radości robiło mi się niedobrze. Mimo wszystko, wszedłem do salonu, patrząc na wszystkich z wymuszonym uśmiechem. Zauważyłem Sato, który naprawdę został, ale nie chciałem, aby rodzice jeszcze bardziej się martwili i myśleli, że mam jakieś spięcie z kolegą brata. Wzdrygnąłem się, kiedy Seiji mnie objął i choć powinienem odwdzięczyć ten uścisk, to nie byłem w stanie tego odwzajemnić, tym bardziej że mój wzrok był cały czas skierowany na Sato.
- Gratuluję - szepnąłem, kiedy się ode mnie odsunął. Nie byłem w stanie cieszyć się tak, jak pozostali i najchętniej wróciłbym do siebie. Najważniejsze, że pozostali byli szczęśliwi.
Siedziałem w fotelu, słuchając jak wszyscy rozmawiają między sobą, nie uczestniczyłem w ich dyskusjach, nie czułem tej samej radości co oni, czułem się po prostu... wykończony.
- Będę się już zbierał - powiedziałem, zwracając na siebie uwagę pozostałych.
- Może zostaniesz na noc? Wiesz, że twój pokój jest nieruszony - uśmiechnęła się mama, choć w jej oczach widziałem zmartwienie, kiedy na mnie patrzyła.
- Będzie lepiej jak wrócę do swojego mieszkania, nie jestem w najlepszym humorze i jestem nieco zmęczony - powiedziałem, podnosząc się z miejsca. Chciałem porozmawiać z bratem, ale na pewno nie w tym domu, bo tu nie mieliśmy prywatności, ale też nie miałem żadnego pretekstu by szedł ze mną.
- Hayate... - mama miała taki ton głosu, jaki miała zawsze, kiedy zamykałem się w swoim pokoju. - Chcesz ze mną porozmawiać?
- Jezu, nie! Nie mam nic do powiedzenia, okej? - krzyknąłem i choć nigdy się nie unosiłem na rodziców w taki sposób, to nie mogłem po prostu już tego słuchać. - Przepraszam was, ale te wasze próby porozmawiania ze mną są wyjątkowo męczące. Nie mam ochoty i nie mam o czym mówić. Super, że się o mnie martwicie, ale czuję się zajebiście, jestem po prostu zmęczony - powiedziałem już spokojniej, widząc karcące spojrzenie ojca. Spojrzałem na Seiji'ego i zacisnąłem usta. Wszystko mnie przytłaczało. - Jeszcze raz gratuluję, że się dostałeś. Świętujcie, bawcie się dobrze, ja wracam do siebie - mruknąłem i skierowałem się do korytarza. Seiji miał gościa, więc nie mógł iść nigdzie ze mną, chyba że wyprosiłby Sato, ale tak nie wypadało.
Psułem im wszystkim tylko humor, nie nadawałem się aktualnie na towarzystwo i zapewne cieszyłbym się razem z nimi, bo w końcu ten dzień jest ważny dla kogoś, kogo naprawdę kocham, ale nie mogę nawet mu porządnie pogratulować.
- Synu, nie chcę wchodzić ci na głowę. Martwię się i nie podoba mi się to, jak wyglądasz i jak się zachowujesz. Nie będę naciskać, ale pamiętaj, że zawsze możesz z nami porozmawiać - uśmiechnęła się niepewnie, po czym podeszła do mnie, kiedy byłem gotowy do wyjścia i pogładziła mój policzek.
- Kocham was, ale to jest coś, z czym sam muszę sobie poradzić. Zostawisz mnie sam na sam z Seijim? - zapytałem. Kobieta pocałowała mnie w czoło, stając na palcach, po czym zawołała mojego brata. Spojrzałem na niego. - Wiesz, że nie pogadamy o tym tutaj, a ja nie mam siły, aż całe to świętowanie się skończy, najchętniej to udusiłbym Sato, dlatego lepiej będzie, jak pójdę - powiedziałem, patrząc prosto w jego oczy.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Całe posiedzenie rodzinne z Sato w roli głównej trwało godzinę zanim Hayate postanowił ogłosić wszystkim, że zbiera się do domu i pewnie, gdyby nie ta cała sytuacja to bym poszedł z nim. Odprowadził, a potem posiedział z nim i wrócił, ale to nie miało szansy się udać. Powodem był Sato, który mieszkał niedaleko, więc pewnie cała trójką poszlibyśmy w tamtym kierunku. Nie chciałem go również zostawić samego z rodzicami... wystarczył mi problem z Megumi na czele.
Podszedłem do frontu korytarza, aby pożegnać się z bratem, gdy rozmawiał z matką. Ta skinęła głową, zerkając na mnie niepewnie. Czułem, że chce mi coś przekazać bez użycia słów, ale nie byłem tym genialnym dzieckiem, które potrafiło czytać komuś z twarzy. A tym bardziej kobiecie.
- Do niczego nie doszło, Hayate - zapewniłem go kolejny raz, przełykając gorzką ślinę. Byłem śmiertelnie poważny. Do niczego między mną, a Sato tamtego dnia nie doszło. Choć było blisko i pewnie byłby to mój największy błąd w życiu. Lubiłem go, bardzo, ale on nie był Hayate. Nikt nie był Hayate.
- Ale musisz się... - zacisnąłem pięść - Musisz... zrobić krok do przodu i porozmawiać w końcu ze mną. Widzę, że to ciebie niszczy... martwię się - zacisnąłem usta w cienką linię. Nie mogłem nic więcej zrobić. Rodzice tutaj byli. Mogli nas słyszeć, Sato mógł zerkać w naszą stronę. Nie chciałem dać komukolwiek powód, aby czegoś się domyślał. Byliśmy braćmi do cholery! Pierdolonymi braćmi! To było chore. Popieprzone.
- Do zobaczenia - pożegnałem się z bratem i wróciłem do towarzystwa, które świetnie się bawiło. No tak jakby, bo choć mama uśmiechała się, to jednak była myślami nieobecna. Jej wzrok wszystko zdradzał.
- To może jakaś mała gierka? Mam w pokoju kilka rzeczy - zaproponowałem, a wszyscy się na to zgodzili. Reszta dnia miło nam minęła. Sam postanowiłem odprowadzić kawałek Sato. W końcu nie byłem małym dzieckiem, a w drodze powrotnej wstąpiłem tam, gdzie... dawno mnie nie było. Podszedłem do ogrodzenia, przecisnąłem się przez naruszoną siatkę, a potem wspiąłem na dach opuszczonego domu, uważając, aby nie spaść w ostre krzaki. Chwila moment byłem już na miejscu, ignorując całującą się parę na pewnie obsikanym materacu. To tutaj nastraszyłem brata, to miejsce pokazałem mu, jedynemu.
- Co za dziwne, nostalgiczne uczucie - uśmiechnąłem się pod nosem, podziwiając niebo.
- Nowy? - podskoczyłem zaskoczony, nie odrywając dupska od zimnego cementu. Zerknąłem na chłopaka, który usiadł obok mnie. Miał czarne niczym smoła włosy, ale jego intensywnie zielone oczy błyszczały od żarzącego się w ustach peta.
- Nie, ale dawno mnie nie było - pokiwałem głową, wracając do oglądania nieba.
- Chcesz? - zaproponował papierosa, ale pokiwałem tylko głową. - Ktoś tu miał chujowy dzień
- Nawet nie wiesz jak bardzo - parsknąłem na samą myśl o tym wszystkim.
- To tym bardziej powinieneś. Na rozluźnienie - zawahałem się tym razem, ale i tak odmówiłem. - No dobra, więc może skusisz się opowiedzieć?
- Żartujesz sobie? Nie znam cię
- John - podał rękę. Spojrzałem na nią niepewnie, ostatecznie witając się z chłopakiem.
- Seiji. Teraz już wiem, dlaczego masz taki dziwny akcent.
- Moja mama jest Japonką, ale ojciec Brytyjczykiem. Przeprowadziłem się tutaj mając dziesięć lat.
- Khe. Nie miałeś pewnie łatwo
- I nadal nie mam, ale nie o mnie mieliśmy gadać. Więc? Skąd ta mina jakbyś miał zaraz popełnić samobójstwo?
Podszedłem do frontu korytarza, aby pożegnać się z bratem, gdy rozmawiał z matką. Ta skinęła głową, zerkając na mnie niepewnie. Czułem, że chce mi coś przekazać bez użycia słów, ale nie byłem tym genialnym dzieckiem, które potrafiło czytać komuś z twarzy. A tym bardziej kobiecie.
- Do niczego nie doszło, Hayate - zapewniłem go kolejny raz, przełykając gorzką ślinę. Byłem śmiertelnie poważny. Do niczego między mną, a Sato tamtego dnia nie doszło. Choć było blisko i pewnie byłby to mój największy błąd w życiu. Lubiłem go, bardzo, ale on nie był Hayate. Nikt nie był Hayate.
- Ale musisz się... - zacisnąłem pięść - Musisz... zrobić krok do przodu i porozmawiać w końcu ze mną. Widzę, że to ciebie niszczy... martwię się - zacisnąłem usta w cienką linię. Nie mogłem nic więcej zrobić. Rodzice tutaj byli. Mogli nas słyszeć, Sato mógł zerkać w naszą stronę. Nie chciałem dać komukolwiek powód, aby czegoś się domyślał. Byliśmy braćmi do cholery! Pierdolonymi braćmi! To było chore. Popieprzone.
- Do zobaczenia - pożegnałem się z bratem i wróciłem do towarzystwa, które świetnie się bawiło. No tak jakby, bo choć mama uśmiechała się, to jednak była myślami nieobecna. Jej wzrok wszystko zdradzał.
- To może jakaś mała gierka? Mam w pokoju kilka rzeczy - zaproponowałem, a wszyscy się na to zgodzili. Reszta dnia miło nam minęła. Sam postanowiłem odprowadzić kawałek Sato. W końcu nie byłem małym dzieckiem, a w drodze powrotnej wstąpiłem tam, gdzie... dawno mnie nie było. Podszedłem do ogrodzenia, przecisnąłem się przez naruszoną siatkę, a potem wspiąłem na dach opuszczonego domu, uważając, aby nie spaść w ostre krzaki. Chwila moment byłem już na miejscu, ignorując całującą się parę na pewnie obsikanym materacu. To tutaj nastraszyłem brata, to miejsce pokazałem mu, jedynemu.
- Co za dziwne, nostalgiczne uczucie - uśmiechnąłem się pod nosem, podziwiając niebo.
- Nowy? - podskoczyłem zaskoczony, nie odrywając dupska od zimnego cementu. Zerknąłem na chłopaka, który usiadł obok mnie. Miał czarne niczym smoła włosy, ale jego intensywnie zielone oczy błyszczały od żarzącego się w ustach peta.
- Nie, ale dawno mnie nie było - pokiwałem głową, wracając do oglądania nieba.
- Chcesz? - zaproponował papierosa, ale pokiwałem tylko głową. - Ktoś tu miał chujowy dzień
- Nawet nie wiesz jak bardzo - parsknąłem na samą myśl o tym wszystkim.
- To tym bardziej powinieneś. Na rozluźnienie - zawahałem się tym razem, ale i tak odmówiłem. - No dobra, więc może skusisz się opowiedzieć?
- Żartujesz sobie? Nie znam cię
- John - podał rękę. Spojrzałem na nią niepewnie, ostatecznie witając się z chłopakiem.
- Seiji. Teraz już wiem, dlaczego masz taki dziwny akcent.
- Moja mama jest Japonką, ale ojciec Brytyjczykiem. Przeprowadziłem się tutaj mając dziesięć lat.
- Khe. Nie miałeś pewnie łatwo
- I nadal nie mam, ale nie o mnie mieliśmy gadać. Więc? Skąd ta mina jakbyś miał zaraz popełnić samobójstwo?
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ufałem bratu, mimo wszystko wierzyłem w niego, że po kłótni nie poszedł pieprzyć się do Sato, który mógł wykorzystać nieszczęście mojego brata. Miałem jednak mieszane uczucia i choć słowa mogły zapewnić mnie, że rzeczywiście grzecznie spędzili ze sobą czas, to coś mi mówiło, że to nie do końca jest prawda. Może nie uprawiali seksu, może... Zacisnąłem powieki, wyrzucając z siebie wszystkie te myśli, które bardziej mnie dołowały. Położyłem dłoń na włosach brata i lekko je zmierzwiłem, posyłając mu delikatny uśmiech, nadal nie był on prawdziwy, nadal był wymuszony, czego nie potrafiłem ukrywać.
- Porozmawiamy, ale nie teraz, Seiji... Jeszcze nie - powiedziałem, po czym spojrzałem za nim. - Idź i ciesz się przyjęciem na studia, postaraj się dobrze bawić - dodałem, zabierając rękę i odwróciłem się do niego plecami, zaciskając usta. Nie mogłem go objąć i wypłakać się w jego ramię, nie mogłem zatracić się w pocałunkach, które dla mnie były kojące. Mieliśmy wiele nieprzegadanych spraw i choć w zapomnienie poszła sytuacja z maską, wiedziałem, że to nie koniec. Seiji nie unikał mnie tylko dlatego, że się martwił, nie dlatego, że mnie nie nienawidził za to, co się stało wtedy na plaży.
- Na razie - pożegnałem się i wyszedłem z domu.
Zdecydowałem się przejść, spacer miał mi dobrze zrobić, więc wsunąłem słuchawki do uszu i puściłem muzykę, odpalając kolejnego papierosa. Dusiłem się z tym wszystkim, chciałem by wszystkie problemy zniknęły na pstryknięcie palcami.
Od dnia sprawdzania listów do brata minęły trzy dni. Nadal nie byłem w stanie porozmawiać z Seijim i nie do końca chciałem rozmawiać o Sato. Co prawda, najchętniej ukatrupiłbym dupka, który mógł dobierać się do mojego brata, ale czy wtedy nie wyda się to, co było między nami? Dlatego by nie myśleć o tym wszystkim, umówiłem się z Rei'em na miasto. Dawno się nie widzieliśmy, tym bardziej że nie miałem ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, a tym bardziej z nim... Myślałem o tym by mu powiedzieć co się wydarzyło, ale do tej pory tylko Satoru był najbardziej świadomy co się mogło wydarzyć tamtego dnia. Bałem się, że jak powiem wszystko najlepszemu przyjacielowi, to mnie odtrąci... Widziałem, jak patrzy na tego dupka, widziałem, jak jest w nim zakochany i nie widzi jego wielu wad.
Odchyliłem głowę do tyłu, patrząc na niebo, które lekko się chmurzyło, ale nie wyglądało na to, że ma padać deszcz. Zgasiłem papierosa, wyrzucając go od razu do odpowiedniego śmietniczka i rozejrzałem się za chłopakiem, który zaraz się pojawił. Na początku na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale szybko zgasł, kiedy zobaczyłem z kim idzie. Pieprzony Akihito. Moje serce zaczęło szybciej bić, a dłonie drżeć. Między brwiami pojawiła się zmarszczka, a ciało zaczęło się wycofywać do tyłu.
- Co on tutaj robi? - zapytałem, kiedy oboje do mnie podeszli. Rei zarumieniony aż po same uszy, zaś Akihito pełen satysfakcji i ze złośliwym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Obejmował swojego chłopaka w talii, przyciągając go do siebie.
- Chciałem odprowadzić swojego chłopaka. Nie mogę, Hayate? - zapytał Akihito. Przełknąłem gulę w gardle, widząc, jak jego oczy się zwężają, jak dobrze jego twarz pokazuje, że pamięta co się wydarzyło. Nie żałował, wiedziałem, że był z siebie dumny. Miałem dość, chciałem zedrzeć uśmiech z jego zasranej gęby.
- Zgwałcił mnie - powiedziałem cicho, spuszczając wzrok, ale szybko się poprawiłem, patrząc w oczy Rei'owi. - On mnie zgwałcił, Rei. Twój chłopak i jego koledzy - powiedziałem wyraźnie. U przyjaciela zauważyłem zaskoczoną minę, zaś u Akihito wściekłość.
- C-co ty gadasz? Akihito? Niemożliwe - zmarszczył brwi, odsuwając się od swojego chłopaka, ale czekał, aż powiem, że żartuję.
- To prawda... Tego dnia, co chciałem iść do klubu, a ty nie mogłeś. Poszedłem sam i spotkałem tam Akihito. Myślałem... Myślałem, że jesteś z nim i... - wziąłem głęboki wdech, starając się powstrzymać drżenie ciała. - Był tam on i jego koledzy, mówię prawdę, Rei - powiedziałem, szukając wsparcia u przyjaciela.
- Aż tak mnie nie lubisz? Rei, przecież dostałeś zdjęcie, że jestem na kręglach z kumplami, nie było mnie w żadnym klubie - odezwał się Akihito, a ja zmarszczyłem brwi. Co takiego? Na kręglach?
- Mówię prawdę! Byłeś tam! Ty i... twoi znajomi, zrobiliście mi to wszystko. Mam przypomnieć ci bliznę, którą mi zostawiłeś?! - krzyknąłem, zwracając na naszą trójkę uwagę. - Rei, musisz mi uwierzyć. On ściemnia, nie był na żadnych kręglach - powiedziałem, ale zaraz poczułem, jak zostaję spoliczkowany.
- Wiem, że nie przepadasz za Akihito, ale to... To już przesada. Był na kręglach, widziałem zdjęcie. Nie sądziłem, że jesteś zdolny do czegoś takiego! Wymyślać takie kłamstwo? Jesteś pieprzonym draniem, Hayate - powiedział, odsuwając się ode mnie z odrazą. - Takie kłamstwa... Nie spodziewałem się tego po tobie. Akihito nie jest idealny, ale nikogo by nigdy nie zgwałcił, więc odpieprz się od nas - powiedział, patrząc na Akihito.
- Żartujesz sobie, prawda? Wierzysz kolesiowi, który traktuje cię jak worek treningowy? Który zdradza cię przy każdej możliwej okazji i nie rozumie zwykłej odmowy? Ja pierdole, sądziłem, że będziesz po mojej stronie, bo zawsze byłem z tobą szczery, ale najwidoczniej się pomyliłem.
Wróciłem do mieszkania, zrzuciłem buty i kurtkę. Zacisnąłem usta, czując łzy spływające po moich policzkach, które szybko starłem dłonią. Zrzuciłem ze stolika kawowego wazon z kwiatami, który roztrzaskał się na podłodze. Kolejna rzecz została zniszczona, krzesło przewrócone, a zdjęcia, które przedstawiały mnie z Rei'em rozerwane na strzępy. Nie rozumiałem, dlaczego wybrał go zamiast mnie, dlatego nie mi uwierzył, skoro mówiłem mu prawdę! Wkurzało mnie to wszystko i nie panowałem nad własnym ciałem, nad rękoma, które niszczyły kolejne przedmioty. Dopiero po godzinie uspokoiłem się, siedząc pod ścianą z odchyloną głową. Wyciągnąłem telefon i wybrałem wiadomości, od razu wchodząc w konwersację z bratem.
[Przepraszam, Seiji, nie dam rady...]
Wysłałem wiadomość i wyłączyłem telefon. Zamknąłem oczy i ponownie wszystko zobaczyłem. Obce łapy na moim ciele, usta, ślina... To, co robili z moim ciałem, to jak nie reagowali na moje krzyki i błagania. To miało prześladować mnie do końca życia, więc jeśli tylko je zakończę... skończy się wszystko.
Samotna łza spłynęła po moim policzku, kiedy nagi siedziałem w wannie. Zimna woda, otaczała całe moje ciało, a oczy wpatrywały się w nożyk, który obracałem w palcach. Wystarczyło jedno precyzyjne cięcie, tylko jedno by się wykrwawić. Zamknąłem oczy, ale tym razem widziałem uśmiechniętą twarz brata. Jego uroczo zarumienione policzki, błyszczące oczy. Słyszałem jego śmiech, czułem jego ciepłe ciało, wspominałem jego jęki, to jak oboje powiedzieliśmy o swoich uczuciach. Widziałem każdą chwilę, którą spędziliśmy razem, te za dzieciaka również. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale nie zamierzałem się wycofać. Seiji, mama i tata... na pewno będą płakać za mną i zadawać sobie wiele pytań, ale nie chciałem już czuć tego zniszczenia. Czułem, że gniję od środka. Obrzydzenie, jakie do siebie czułem rosło każdego dnia. Nie było odwrotu, dlatego zrobiłem jedno cięcie. Nie było idealne, nie było wystarczające, ale kojące.
Zacisnąłem usta, kiedy wykonywałem kolejne cięcia, aż w końcu zrobiło mi się czarno przed oczami. Osunąłem się bardziej do wody, a nożyk wypadł z mojej dłoni. Chciałem poczuć tylko spokój i nie myśleć o tym, co mnie spotkało.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach