Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 10:56 pmAku
Where is my mind?Wczoraj o 08:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 08:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 07:43 pmKurokocchin
Lies07/05/24, 09:07 pmSyriusz
Careful, I bite06/05/24, 06:54 pmKass
Alteros06/05/24, 08:04 amYoshina
A New Beginning 06/05/24, 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
7 Posty - 33%
6 Posty - 29%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty this is not a love song {12/09/22, 09:15 pm}



This Is Not What You Want
This Is Not What You Get

Los Angeles, gorąca piątkowa noc. Impreza pod nieobecność sławnego muzyka.

Ona jest rozpieszczoną córeczką bogatego tatusia. Ma wszystko, czego chce i nawet nie musi się starać. Wystarczy jeden mały gest, a świat stanie przed nią otworem. A jednak w głębi duszy chciałaby czegoś innego.

On to syn starego buntownika, który kiedyś chciał zmienić świat. Jest znudzony i sfrustrowany własnym jestestwem. Pragnie dla siebie czegoś innego, ale nie ma w sobie odwagi, żeby coś zmienić.

Normalnie nigdy nie zwróciliby na siebie nawzajem uwagi. Spotykają się na imprezie, na którą ona przyszła z jego przyjacielem. Teraz wiedzą o swoim istnieniu. Chcąc nie chcąc, spędzają razem czas. Chyba dostrzegają, że mają ze sobą więcej wspólnego.

Ale jak zwykle, coś ich powstrzymuje przed zrobieniem tego, czego naprawdę chcą. Tym razem to chyba lojalność.

Los Angeles nigdy nie śpi. W tym mieście zawsze gdzieś gra muzyka.

Tym razem, nie jest to piosenka o miłości. To nie jest to, czego chcą. To nie jest to, co dostaną.


Emme



Ostatnio zmieniony przez Eeve dnia 26/09/22, 04:23 pm, w całości zmieniany 2 razy
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {13/09/22, 07:10 pm}

Melissa Haley

Melissa Haley
Wokalistka
Amerykanka
23 lata
Played By
Mels
Upragnione, wyczekane dziecko. Jej przyjście na świat poprzedzały lata zaciekłej walki z niepłodnością obojga rodziców. Czas pełen bólu, problemów z zajściem w ciąże i z jej utrzymaniem. Poronienia zdażył się tak często, że Sheila Haley do dnia porodu była pewna, że to dziecko również straci. Trudno opisać co czuła, kiedy położna podała jej płaczącego noworodka. Trudno opisać co czuł Robert, pierwszy mężczyzna z rodziny obecny na sali porodowa, gdy córka zacisnęła malutką rączkę na jego palcu.

Melissa urodziła się dwudziestego czwartego kwietnia dwadzieścia trzy lata temu. Rozpieszczana od samego początku. Markowe ubrania wymieniane co chwilę, drogie zabawki kupowane prawie, że na tony. Chciała nauczyć się jazdy konnej, to tato kupił całą stadninę i sprowadził wybitnego instruktora jeździectwa z Europy. Dostawała od rodziców wszystko czego sobie zażyczyła. Nie inaczej było, gdy wieku jedenastu lat zapragnęła zostać znaną wokalistką, zaledwie parę dni później w ich willi pojawiła Renee Grant-Williams na pierwszych lekcjach śpiewu.

Mels z pewnością jest zepsuta. Robi co chcę, mówi co chcę. Żyje w przekonaniu, że wszystko jej wolno pakując siebie i znajomych w kłopoty, a kiedy przeskrobie coś poważnego woła tatę. Pieniądze i wpływy Roberta nie raz uratowały dziewczynę przed doszczętnym zrujnowaniem sobie życia.
Haley'owie
Haley'owie są znaną i szanowaną rodziną w społeczności afroamerykańskiej. Pradziadek Melissy, George Haley był członkiem The National Negro Business League. Dziadek, Louis prężnia działał na rzecz zniesienia segregacji rasowej i dyskryminacji u boku samego Martina Luthera Kinga. A brat Louisa, Julius otrzymał nagrodę Pulitzera za sagę rodzinną opisujące dzieję czarnoskórej rodzin od momentu przypłynięciu protoplastu rodu do Ameryki na statku niewolniczym, aż do końca dwudziestego wieku. Powieść wywołała wiele publicznych debaty, które wybuchały ponownie wraz z  kolejnymi ekranizacjami i walnie przyczyniła się do zmian prawa. Fabuła książki bazowała na prawdziwej historii rodziny Haley.    

code by EMME




jak i wszyscy to i ja:


Ostatnio zmieniony przez Heartstorm dnia 13/09/22, 07:23 pm, w całości zmieniany 1 raz
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {13/09/22, 07:23 pm}

Harrison Lydon-Vicious
Godność:Harrison Lydon-Vicious.
Zwany:Harry
Wiek:Dwadzieścia jeden lat
Pochodzenie:Irlandzko-Brytyjskie
Wzrost: Metr dziewięćdziesiąt
Włosy/Oczy:Czarne/brązowe
That's my boy!
Harry jest synem dwójki muzyków i wynajętej przez nich dwadzieścia dwa lata temu surogatki. Virgin Revolvers byli popularną w latach dziewięćdziesiątych kapelą punkrockową. Rozpadli się po pięciu latach w oparach skandali i niesnasek między członkami zespołu. Trzy lata później fotoreporter jakiegoś plotkarskiego szmatławca przyłapał dawnego frontmana, Jima Lydona, oraz basistę, Simona Viciousa, na romantycznej kolacji w niewielkiej nowojorskiej knajpce, gdzie obaj wyjechali w różnych okresach czasu po rozpadzie Rewolwerów. Na początku lat dwutysięcznych wynajęli surogatkę i "poddali się" próbie zapłodnienia metodą in-vitro mieszając ze sobą swoje plemniki tak, aby co do czego nie było wiadomo, który właściwie jest ojcem. Ale Harry'emu to zwisa. Ma dwóch ojców i jest spoko, tak?

Ledwie nauczył się jako-tako mówić, a Jim zaczął uczyć go śpiewania i tekstów, które pisał najpierw dla Virgin Revolvers, a potem dla Bloody Bastards, z którymi gra do dzisiaj. W przedszkolu miał z tego powodu problemy. Opiekunkom nie spodobało się, że mały Harry zamiast recytować wierszyków o kotkach, zaczął na całą salę recytować utwór o jebaniu Królowej Anglii.

Wychował się w USA, jednak dość często jeździł i nadal jeździ w odwiedziny do rodziny Jima, która mieszka pod Londynem, a nawet przez jakiś czas mieszkał tam z Jimem, gdy mieli z Simonem "trudny okres w związku". Da się przez to usłyszeć u niego naleciałości brytyjskiego akcentu oraz sformułowania, których zazwyczaj używają Anglicy.

Jim wciąż gra i koncertuje i mimo pięćdziesiątki na karku, nie zamierza zwalniać. Natomiast Simon przez jakiś czas pracował jako model, a aktualnie robi za dźwiękowca Bloody Bastards, ponieważ Jim chce mieć na niego oko. Ojcowie dbali o jego prywatność i starali się nie pokazywać go zbyt często na żadnych galach czy innych wystąpieniach publicznych, ale mimo to i tak w pewnym momencie do mediów wyciekło zdjęcie ze szkolnej kroniki. Ta twarz, to cholerne nazwisko. To przecież nie mógł być przypadek, prawda? Po liceum postanowił pójść w ślady rodziców i założyć kapelę i nie podjął się dalszej edukacji na żadnym uniwersytecie.

Gra na basie i robi za wokal wspomagający, nie chcąc pchać się do głównego mikrofonu. Jako dziecko brał lekcje gry na fortepianie. Kompletnie nie umie układać tekstów, muzykę jeszcze napisze, ale tekst? Mowy nie ma. Posiada psa, Speedy'ego.
by emme





   
   


   
   


   
   


   
   


   
   

   
Emme

   
Więcej pobocznych, bo kod się zjebał i muszę tak:

Instagram, bo muszę czymś myśli zająć:


Ostatnio zmieniony przez Eeve dnia 26/09/22, 04:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {14/09/22, 11:21 am}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Zastukał palcami o bas, próbując się skupić. Zmarszczył brwi i prześledził swoje notatki, szybko nabazgrane znaki i symbole w zeszycie w pięciolinię . Na czym on skończył? Najpierw E, potem...
              - Kurwa, Jim!
              Westchnął i sięgnął po e-papierosa.
              - Rusz tą swoją gwiazdorską dupę, bo będzie trzeba oddawać ludziom pieniądze za bilety!
              Wsunął ustnik do ust, wcisnął guzik i zaciągnął się dymem o smaku gumy balonowej. Wszyscy coś pili albo palili. On popalał beznikotynowe liquidy w śmiesznych smakach. Prawdziwe papierosy nieszczególnie go jarały, nie lubił ich zapachu. Alkohol nie bardzo go bawił. Od czasu do czasu? Jasne. Ale żeby tak non-stop? Meh. Jakby ćpał, ojciec by go zabił. A prawda była taka, że człowiek potrzebował czegoś, co pomogłoby mu przeżyć w tym domu wariatów.
              Wypuścił dymek przez nos i odstawił epeta na poprzednie miejsce. Znów spojrzał na swoje notatki. Dobra. Muzyka do nowego kawałka sama się nie napisze. Trzeba-
              - Harrison! - obrócił się w stronę drzwi, w których stał teraz jego rudy, bardziej wkurwiający ojciec. Uniósł brwi, jakby pytał "co tam?" - Widziałeś gdzieś mój Oxycotin?
              Udał, że się zastanawia, po czym powoli pokręcił głową.
              - Nie przypominam sobie. - odparł, patrząc na ojca. Mężczyzna z irytacją złapał się za włosy, szarpiąc za nie - Zgubiłeś kolejne opakowanie?
              To pytanie ewidentnie poirytowało Lydona jeszcze bardziej. Zmarszczył gniewnie brwi, rozglądając się po pokoju syna, jakby spodziewał się zobaczyć gdzieś zaraz na jednej z półek biały pojemnik z nazwą leku i nabazgranym na nim czarnym markerem jego nazwiskiem. Jak łatwo się domyślić, nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego za jego plecami wyrósł Wayne z miną, jakby to jemu groziło rozwścieczenie grona fanów i organizatorów koncertu.
              - Nie chcę zabrzmieć jak twoja matka, Jim, ale jeśli nie zobaczę twojej rudej dupy w aucie najpóźniej za piętnaście minut, to spóźnimy się na jebany samolot. - spojrzał na mężczyznę znad przeciwsłonecznych okularów. Może nie chciał, ale brzmiał jak stara pani Lydon. "Szybciej, szybciej, bo się spóźnimy!" - Nie znajdziesz tych leków tak, jak nie znalazłeś poprzednich trzech opakowań. Weź jebaną receptę, kupimy ci je w Chicago, bo nie zarobisz, a jeszcze będziesz musiał bulić karę za to, że się nie zjawiłeś na czas!
              - Chryste! Najwyżej wejdę na scenę trochę później! I co z tego? Wolą mieć pełen koncert, na którym stoję jak słup soli czy skrócony, ale na którym cokolwiek robię?! - Harry wywrócił oczami, znowu sięgając po swojego papierosa. Tym razem zaciągnął się dwa razy dłużej.
              - Daid. - wtrącił się, nim Wayne zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Obaj mężczyźni spojrzeli na dwudziestolatka - Wayne, ma rację. Weź receptę i po prostu jedźcie. Poszukamy twoich leków, jak wrócicie. Na spokojnie.
              - Najlepiej w rzeczach Simona. - wybełkotał pod nosem Wayne. Jim rzucił mu ostre spojrzenie, mówiące "nawet nie zaczynaj".
              Mimo wszystko chyba nawet zadufany w sobie Jim zdawał sobie sprawę z tego, że najlepsze lata jego kariery ma dawno za sobą i nie powinien wkurzać fanów, którym wciąż zależy na nim na tyle, żeby przyjść na koncert. Mężczyźni wyszli z pokoju Harry'ego, nie zamykając drzwi, bo po co? Chłopak odłożył swój bas na materac i wstał z łóżka. Zszedł na dół za tamtą dwójką, gdzie czekał na nich już Simon, błądzący wzrokiem po fotografiach w korytarzu. Skakał od jednego zdjęcia do drugiego z fascynacją, jakby widział je pierwszy raz w życiu. Ba, jakby sam nie był na przynajmniej połowie z nich! Słysząc, że się zbliżają, przeniósł wzrok na nich i uśmiechnął się lekko.
              - Znalazłeś leki, Jimmy? - jakby w ogóle nie słyszał wrzasków sprzed chwili!
              Wayne przeszedł obok Viciousa, omal nie wpychając go na ścianę i wypadł przez frontowe drzwi, rzucając coś o tym, że czeka w aucie.
              - Nie. - odparł Jim, wchodząc do salonu. Upewnił się, że Simon nie patrzy i wyciągnął ze skrytki kluczyk do barku. Otworzył owy mebel, wyciągnął z niego jedną ze swoich recept (ostatnimi czasy, naprawdę często zdarzało mu się gubić leki, więc poprosił lekarza o kilka na zapas. Tylko czekać, aż facet posądzi go o uzależnienie), ponownie zakluczył bar i schował klucz. Czy chowali w tym barku wszystko, co powinni chować przed Simonem? Cały alkohol i mocniej działające leki? Tak, owszem. To był jeden ze sposobów, aby zadbać o jego abstynencję - Kupimy nowe po drodze. - dodał spokojnie, uśmiechając się czule do męża, Stanął przy nim, na palcach konkretnie, i pocałował go w kącik ust - Dobra. To my wychodzimy. - zwrócił się do syna, który obserwował całą scenkę z pierwszego stopnia schodów.
              Harry posłał mu swój firmowy uśmiech grzecznego chłopca, którym raczej nie był. Dłonie trzymał w kieszeniach czarnych joggerów, dzięki czemu żaden z jego ojców nie widział jak obraca między palcami fiolkę Oxycotinu Jima.
              - Bezpiecznej podróży. - rzucił, podchodząc do nich leniwym krokiem. Przez chwilę miał odruch, żeby się do nich przytulić, ale szybko zdusił w sobie ten odruch, przypominając sobie, że już jest za stary na takie czułostki ze swoimi tatuśkami. Zamiast tego przybił żółwika z Simonem, a Jima szturchnął pięścią w ramię - Mam nadzieję, że w Chicago nikt dziś nie zaśnie. - dodał zaczepnie.
              Wyszedł z nimi na zewnątrz, upewnić się, ze na pewno odjechali i zostawili go na weekend samego. Stał na podjeździe i machał im, aż nie zniknęli na wyjeździe z osiedla. Opuścił dłoń i rozejrzał się po sąsiednich podwórkach.
              - Cześć Harry! - obrócił się w prawo i uśmiechnął pod nosem, widząc Mandy Spring. Mandy była siostrzenicą jego sąsiadki, pani Campbell. Przyjeżdżała do niej każdego lata, więc już się trochę znali. Gdzieś, kiedyś, dawno temu zaliczyli mały wakacyjny romans, który z dystansu czasu nie znaczył kompletnie nic. Mieli wtedy jakieś czternaście lat, on dopiero wrócił z czteroletniego pobytu w Londynie. Śmierdział Anglią na kilometr i całe to brytyjskie gówno, którym nasiąkł mieszkając z rodziną Lydonów działało jak lep na dziewczyny. A do Mandy wystarczyło przeskoczyć przez ogrodzenie.
              - Czółko, Mandy. - uśmiechnął się do blondynki, podchodząc bliżej płotu i oparł się na drewnianej sztafecie, mimowolnie zerkając na to, czego kusa koszulka i krótkie spodenki dziewczyny nie były w stanie zakryć. Niespiesznie podniósł wzrok, zatrzymując się na jej niebieskich oczętach i uśmiechnął się.
              - Zdaje się, że masz wolną chatę. - rzuciła oczywistością, również się uśmiechając.
              Zerknął za siebie, znów na nią i uniósł kąciki ust jeszcze wyżej.
              - Dawno nie rozmawialiśmy. - skinął głową, dając jej jasny sygnał.
              Niespełna pięć minut później, całowali się jak napalone nastolaty, próbując dostać się jednocześnie na piętro jego domu. Pies, Speedy, nawet na nich nie spojrzał zbyt zajęty gryzieniem kości, którą wcześniej dostał od swojego właściciela. Może to i lepiej, bo po co im towarzystwo? Minęli drzwi do pokoju Harry'ego, po drodze zaczynając zrzucać już ubrania. Dlaczego nie zabrał jej do swojej sypialni? Bo panował tam syf. To po pierwsze. Po drugie, nie miał gumek. A wiedział, że jego staruszkowie mają. Rok temu na święta Wayne kupił im wielki karton na zapas. Pewnie bał się, że Jim załapie od Simona jakąś wenerę, którą ten może potencjalnie złapać od którejś ze swoich prostytutek. Mniejsza zresztą.
              Dawna miłość nie rdzewiej, a poza tym, chłopak musiał przyznać, że Mandy porządnie wyładniałą od zeszłego lata. Pewnie przeszła z operację czy dwie, tu coś powiększyła, tu pomniejszyła i mamy efekty. Harry'emu ostatnimi czasy nie potrzeba było wiele. Związki go jakoś nie cieszyły, wszystko nudziło i wywoływało zniechęcenie. Zupełnie, jakby odechciewało mu się za każdym razem, jak do gry wchodziły uczucia i zobowiązania. Czasami sam się sobie dziwił, jak łatwo przychodziło mu wzięcie udziału w jednorazowej przygodzie. Nienawidził siebie za każdym razem, kiedy przełykał jedną z ukradzionych ojcu tabletek. Coś go unieszczęśliwiało i pragnął tylko się wyłączyć, zapomnieć, odsunąć od stołu, przy którym wszyscy z zapałem grali w grę zwaną życiem.
              Z Mandy było miło. Zaliczył dwa orgazmy, było dużo dotykania, chichotów i pocałunków, ale gdy po wszystkim leżał nagi na łóżku z dziewczyną przysypiającą mu na piersi znowu poczuł tą beznadzieję, nijakość... To wciąż nie było to, czego szukał.
              - Unbefuckinglievable... - wybełkotał pod nosem.
             Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, ale on nie zwrócił na to uwagi. Skupił się na tym, że ktoś dzwonił do drzwi. Zerknął na zegarek. Kurwa. Już tak późno? Wstał z łóżka, rzucił zużyte prezerwatywy pod drzwi łazienki, notując w pamięci, że musi je najpóźniej jutro wyrzucić albo w niedzielę będzie miał niezręczną pogawędkę o uprawianiu seksu w nieswoim łóżku. Wciągnął na dupę gacie i spodnie, po czym zszedł na dół. Jego goście wciąż, niestrudzenie napastowali jego biedny dzwonek. Otworzył im i posłał znudzone spojrzenie.
             Na ganku stali Glen i Heavy. Obaj trzymali po skrzynce piwa. Na podjeździe stało auto Gatlocka, a w bagażniku tkwił dodatkowy zapas alkoholu.
             - Ktoś tu już zaczął balować. -zaśmiał się śpiewak, przeciskając obok gospodarza.
             Dwie godziny później impreza pod tytułem "Wpadajcie roznieść w pył chatę Jima Lydona!" trwała w najlepsze. Heavy bawił się w DJ'a starannie wybierając płyty z wieloletniej kolekcji jego staruszków, Glen palił blanta z jakąś dziewczyną w kuchni, a Harry siedział na tarasie, obserwując jak wstawiona Mandy przystawia się do jakiegoś gościa, którego on sam nawet nie znał.
             Cóż, chyba oboje nie brali tego, co się wydarzyło, zbyt poważnie.
             Czarnowłosy w jednej dłoni trzymał puszkę z piwem, a w drugiej znów obracał pojemniczek z lekami ojca, zastanawiając się czy wziąć jedną tabletkę na poprawę humoru czy mieć nadzieję, ze zaraz zdarzy się cud i stanie się coś, co pobudzi go do życia. Chociażby jakaś inna dziewczyna, chcąca zrobić mu dobrze.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {17/09/22, 06:05 pm}

Melissa Haley



Mieszkanie Judy zawsze zaskakiwało Melissę. Kiedy się poznali sądziła, że przyprowadzi ją do małej klitki w jakieś zatęchłej dziurze wynajmowanej na współkę z znajomymi. Zamiast tego zaprezentował jej dwupokojowy, nowocześnie urządzony apartament w jednej z lepszych dzielnic miasta, który zamieszkiwał sam. Nie była głupia czy odrealniona, mimo wychowania się w nad wyraz bogatym domu , znała ceny mieszkań w Los Angeles. Nie było mowy,  aby chłopaka było stać na nie z pensji podrzędnego barmana. Nigdy o to jednak nie zapytała, gdy trafiali do jego mieszkania zbyt skupiali się na zrywaniu z siebie ubrań,  aby roztrząsać kwestie finansowe.
- Mogę prowadzić? - Spytał Juda opierając ręce po obu stronach blatu kuchennej wyspy na której siedziała Melissa. Dziewczyna rozchyliła nogi, aby brunet mógł przysunąć się bliżej. Pomachał jej przed oczami, kluczykami do jej ferarri F8. Nigdy nie była fanką motoryzacji, w przeciwieństwie do swojego chrzestnego, który niemal co roku podarowywał jej na urodziny nowy samochód. Najnowszy granatowy nabytek zrobił ogromne wrażanie na Judzie, oczy świeciły mu się na sam ich widok. Uśmiechnęła się słodko poprawiając kołnierzyk jego czarnego polo.
-Jeśli wyjątkowo ładnie poprosić. - Odparła przegryzając delikatnie dolną wargę. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej. Jego ciepłe dłonie przeniosły się na uda sunąc powoli w górę podwijając materiał jej sukienki w kolorze nude. Równocześnie składał gorące pocałunki na szyi szatynki. Dziewczyna zamruczała z lubością i odchyliła głowę. Zsunął cienkie ramiączko sukienki, a materiał odsłonił jej nagą pierś. Ujął ją dłonią, kciukiem masował stwardniały sutek. W międzyczasie wpił się w jej wargi, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.
-O nie, nie , nie. - Zaprotestowała odsuwając się, gdy spróbował rozpiąć klamrę paska. Spojrzał na nią zdziwiony. Kciukiem starła z jego rozchylonych ust resztki swojej pomadki. - To ma być nagroda dla mnie.
Przełknął ślinę. Wydawał się  nieco zawiedziony, a na twarzy Melissy  widać było władczy uśmieszek. Złapał ją w talii i zgrabnym ruchem podniósł ją z blatu. Owinęła nogi wokół jego pasa, czując twardą wypukłość krocza zawierciła się, specjalnie się o nią ocierając. Juda fuknął w jej ramie. Zaśmiała się. uciszył ją ponownie całując. Położył  dziewczynę na kanapie.Jego dłoń powędrowała pomiędzy jej nogi sprawnymi ruchami masując ją przez materiał majtek. Schodził pocałunkami coraz niżej. Od ust, przez szyje, zatrzymał się dłużej na  sutku delikatnie go przegryzając i ssąc. Jęknęła. Kilka chwil później głowa Judy znalazła się pomiędzy jej udami. Zniecierpliwiona uniosła biodra w jego kierunku. Nie ściągnął jej majtek, jedynie odsunął na bok.
Jęcząc i ciężko dysząc nie mogła się zadecydować co było lepsze jego sprawne palce czy gibki język. Musiała przyznać jedno, Chametzky doskonale wiedział co robi. Sypiała zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami, ale żadne z jej poprzednich kochanków nie potrafiły tak łatwo doprowadzić ją do orgazmu przez minetkę jak Juda.
-Widocznie bardzo ci zależało.- Wydyszała ciężko, próbując unormować oddech bo gasnącym orgazmie.  Chłopak podniósł się z kanapy, wycierają brodę. Patrzył na nią z  dziwnym błyskiem w oczach. Leżało roznegliżowana na jego kanapie. Krótka sukienka była zrolowana na jej brzuchu, jej piersi były odsłonięte, sutki stwardniałe, nogi wciąż miała rozchylone, a na materiale jej jasnych majtek pojawiła się wilgotna plama.
Oboje doprowadzili się do porządku. Nie przejmowała się licznymi zagnieciemy sukienki. Była doskonale świadoma swojej urody, nie urągał jej nawet pognieciony strój. W chwili, gdy Juda obmywał twarz przy kuchennym zlewie, ona szybko poprawiła roztarty makijaż i okiełznała włosy. Udawała, że nie widzi pożądliwych spojrzeń rzucanych przez jej chłopaka.
-To tutaj mieszkają ci muzycy? - Zapytała, gdy zajechali pod domu znajomego Judy.-Skromnie.
Impreza trwała w najlepsze, najprawdopodobniej niewiele osób wewnątrz zauważyło kolejne auto na podjeździe, o ile zrobił to ktokolwiek. Brunet zatrąbił kilka razy próbując zwrócić na siebie i samochód, którego jest kierowcą uwagę. Spotkało się to z dezaprobatą Melissy.
-Nie możesz bez wielkiego wejścia? - Rzuciła zirytowana wysiadając na podjazd. Zaraz dołączył do niej Juda.
-Oczywiście, że nie.  W końcu wchodzę tam z tobą. - Spróbował ją udobruchać.
Objął dziewczynę ramieniem i razem ruszyli do wejścia. W środku panował harmider. Przedarli się przez tłum obcych dla Mels ludzi.
-Chodź przedstawię cię swoim kumplom
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {18/09/22, 11:23 am}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Wszedł do salonu, prześliznął się między tańczącymi ludźmi, napluł do drinka jakiejś całującej się parki - nawet nie zwrócili na niego uwagi - i podszedł do Heavy'ego, który z nabożną czcią przeglądał vinyle Jima. Postukał palcem w ramię kumpla, zwracając na siebie jego uwagę. Gdzieś przed domem ktoś trąbił, ale nie przejął się tym zbytnio. Pewnie jakiś kolejny imprezowicz albo sąsiad chce zmusić ich do bycia ciszej. Niech dzwoni po gliny. Jest ledwo dwudziesta. Mogą być tak głośno jak chcą jeszcze przed dwie godziny!
              - Heavy, stary, czy ty puściłeś Bowiego? - spytał na co jego kumpel pokiwał głową.
              - No. Znalazłem go w cdekach Simona.
              - To, gdzie go znalazłeś mnie nie dziwi. Stary jest jego psychofanem. Dziwi mnie, czemu go puściłeś.
              Azjata wzruszył ramionami.
              - Lubię Bowiego.
              Harry złapał się za nasadę nosa.
              - Ok, Heavy, nowa zasada. Możesz puszczać co chcesz, byle nie Bowiego. - drugi chłopak ewidentnie chciał spytać "czemu?', ale chyba trochę się bał poznać odpowiedź - ... moi starzy się przy tym ruchają, ok? Mam flashbacki z Wietnamu, jak słyszę Bowiego.
              Metaru skrzywił się, sięgając po pierwszą lepszą płytę z półki i zwinnie wymienił Bowiego na Led Zeppelin. Ktoś coś krzyknął, że tu się kurwa tańczy i co to za zmienianie płyty w połowie, ale samozwańczy DJ kazał mu się tylko pierdolić i wrócił do mentalnej masturbacji nad kolekcją Lydona.
              Gospodarz pokręcił głową i ruszył do kuchni po coś do picia. Nie miał pojęcia, gdzie zostawił swoje piwo. Czas ogarnąć coś innego. Glen stał sam przy zlewie i kuchennym oknie wychodzącym na podjazd, wpatrując się tępo w metalowy chlebak. Glen po jointach to zawsze śmieszny widok. Harry szturchnął go z uśmieszkiem i nalał sobie do szklanki whisky z colą. Wziął łyka i sięgnął do miski z chipsami, która stała przed jego blondwłosym kolegą. Mimochodem podniósł wzrok, widząc kątem oka, że ktoś zjawił się w progu kuchni. Przesunął wzrokiem po zgrabnych nogach dziewczyny, przez sukienkę w kolorze, który jego męski zmysł rozpoznawania barw określił jako odcień beżu, zatrzymując się na jej twarzy i ciemnych, kręconych włosach. Na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały.
              Powiedzenie, że serce Lydon-Viciousa zabiło mocniej lub cokolwiek w tym guście zabiło mocniej albo pokój zdawał się rozjaśnić, gdy tylko dziewczyna weszła, byłoby banałem i to mocnym. Nic takiego nie nastąpiło, ale Harry musiał przyznać, że dziewczyna była ładna i przyciągała spojrzenie.
              I dopiero po chwili zauważył, że stoi obok niej Juda. Skinął mu głową, unosząc szklankę w geście pozdrowienia.
              - Czółko stary! - spojrzał z przyjaznym uśmiechem na jego towarzyszkę - Cześć, jestem Harry, kumpel Juda. Mrugnij dwa razy, jeśli jesteś tu z nim wbrew swojej woli.
              Ten komentarz chyba dotarł do Glena, bo uśmiechnął się pod nosem.
              - Fajny wóz, Juda. To twojej dziewczyny czy obciągałeś przez tydzień ojcu Harry'ego? - łaskawie oderwał wzrok od chlebaka i spojrzał na perkusistę.
              Brunet parsknął śmiechem i stanął przy Glenie, patrząc przez okno na podjazd.
              - Które?
              - Granatowe ferrari. - wskazał palcem.
              Lydon-Vicious przez chwilę błądził wzrokiem po samochodach, aż zlokalizował właściwy.
              - Ładne. - pokiwał głową - Ale to raczej jej. Staruszek kupiłby raczej różowe albo jakieś takie, no wiesz, rzucające się w oczy. Wszystko, co wyjątkowe dla jego ukochanego zięcia. - posłał zaczepny uśmieszek przyjacielowi i usiadł na stołku przy wyspie kuchennej, przysuwając sobie bliżej miskę z chipsami. Wskazał leniwie ręką na lodówkę - Częstujcie się czym chcecie. Jak nie podejdzie wam to, co w lodówce, to Juda wie gdzie jest kluczyk od barku. Lodówka produkuje lód. - poinformował ich beznamiętnie. Znowu zaczynało go ogarniać znużenie. Chwilę ponabijał się z kumpla i tyle z radości. Chryste, jakie wszystko jest nudne... Nawet nie wiedział, kiedy zaczęło go tak wszystko męczyć. Mógłby przysiąść, że jeszcze kilka miesięcy temu nie miał takich stanów beznadziejności. Jeszcze w zeszłym roku nawet przez myśl nie przeszłoby mu, żeby kraść ojcu silne leki, żeby się odurzać, a teraz? Może jednak pomyśli nad pójściem na jakieś studia? Rzuci je pewnie po roku, ale to zawsze jakaś odmiana.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {27/09/22, 12:33 pm}

Melissa Haley



             Juda witał się z niektórymi ludźmi w salonie. Spora część jednak wydawała się nie być nim przejęta. Mels podejrzewała, że tak samo jak dla niej i dla niego byli obcy. W którymś momencie, przepchnęli się przez tłum do azjaty, który najwidoczniej pełnił rolę DJ’a na tej imprezie.
             -Siema stary. - Przywitał się Chameztky  przekrzykując muzykę . - Mels, Heavy. Heavy Mels. - Dziewczyna uśmiechnęła się do nowo poznanego chłopaka.
             Przez chwile stali tam we trójkę, mimo że samozwańczy DJ najwięcej uwagi poświęcał kolekcji winyli zgromadzonej na półkach. Melissie szybko udało przełamać się pierwszę lody. Czynnie uczestniczyła w rozmowie, chociaż nie rozumiała jeszcze większości inside joke’ów pomiędzy kolegami, w tym niepokojąco dużo nawiązań do dzisiejszego gospodarza.
             -O co chodzi z tym całym Harrym?- Spytała swojego chłopaka, gdy odeszli od Metaru w poszukiwaniu pozostałych członków  Mucous Membrane.
             -To długa historia. Opowiem ci kiedy indziej. - Odparł wymijająco.
             Za radą Heavy’ego Juda zaprowadził ich do kuchnii. Pierwszym co rzuciło jej się w oczy był ewidentnie słabo kontaktując z rzeczywistością blondyn stojący  przy zlewie. Ten widok wywołał u niej rozbawienie. Poczuła na sobie czyjś wzrok, od razu odwróciła  głowę. Obserwowała jak czarnowłosy chłopak stojący po drugiej stronie pomieszczenia  bez skrępowaniem wiódł oczami od jej nóg w górę, aż do twarzy. Ich spojrzenia się skrzyżowały, przekrzywiła delikatnie głowę. Nie odwróciła wzroku, dopóki brunet nie ł zauważył  Juda.
             Czuła, że ma do czynienia z Lyndon-Viciousem zanim ten jeszcze przedstawił. Nim zdążyła się odezwać blondyn przy chlebaku, ocknął się z transu. Uniosła brwi słysząc jego komentarz. Przeniosła to na Juda, to na jego kolegów. Sytuacja stawała się coraz dziwniejsza.
             -Czyli wiele rzeczy załatwiasz ustami. Teraz rozumiem czemu są tak wyćwiczone. - Dołączyła do naigrywania się z Chametzky’ma. Posłała swojemu chłopakowi przesłodzony uśmieszek. Chciał coś powiedzieć, ale widząc jej spojrzenie zrezygnował. Nie zamierzała ukrywać, że dostanie mu się za wrzucenie jej w wir poznawania przyjaciół bez choćby prób wyjaśnienia części krążących w towarzystwie tematów żartów.
             Czy była skrępowana seksualnymi znaczeniami swoich słów? Ani trochę. Nie przejęta podeszła bliżej do znajomych Juda. Nie pytając o zgodę sięgnęła po chipsy z miski stojącej przed Harrisonem.
             -Mels. - Przedstawiła się. Spojrzała wyczekująco na blondyna chrupiąc zgarnięte przekąski, który teraz patrzył podobnie tępo jak wcześniej na metalowy chlebak.
             -To zjarany Glen. - Wtrącił się perkusista śluzówek, wyciągając z lodówki piwo.
             -Okey, dlaczego on siedzi w kuchni rozumiem. - Zwróciła się do Lyndon - Viciousa kiwając głową w stronę blondyna. - Ale chyba gospodarz powinien zabawiać gości.
             Przy nich pojawił się Juda podając dziewczynie otwartą butelkę alkoholu. Skinęła w podzięce głową i pociągnęła łyk prosto z gwinta. Spojrzała na swojego chłopaka, a następnie na jego kolegów.
             -Dobra. Idziemy tańczyć. - Rzuciła odkładając butelkę przed blondynem. - Glen, pilnuj. - Dodała, chociaż była świadoma, że jej słowa mogą nie dotrzeć do rozmówcy.
Zatrzymała się w półkroku widząc, że Juda ruszył z miejsca za nią.
             -A ty gdzie? - Spytała. - Idę tańczyć z nim. - Wskazała na Harrisona zanim Chametzky zdążył odpowiedzieć. - Ty możesz pomóc koledze w pilnowaniu napojów.- Juda spojrzał na nią unosząc jedną brew. -  No co, muszę poznać konkurencję skoro to twój narzeczony. Na razie widzę dość rozbieżny gust jeśli chodzi o aparycję… Czekam. - Zawołała  przekraczając próg kuchni.
             Ludzie w salonie nie zwrócili nawet uwagi na jej ponowne pojawienie się. Rozejrzała się, jej wzrok padł na miejsce pełniące teraz role królestwa DJ’a. Kącik jej ust uniósł się, gdy przypominała sobie o czym między innymi rozmawiaj Juda z stojącym przy winylach azjatą.
             -To co, prosimy Heavy’ego, żeby puścił Bowiego? - Zagadnęła Harry'ego, gdy ten tylko się przy niej pojawił.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {27/09/22, 07:41 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Nic nie powiedział w kwestii chipsów. Nawet nie były jego. Niech się częstują.
              Zerknął z rozbawieniem na Glena, gdy Juda go przedstawił i wyszczerzył lekko zęby. Glen wrócił do swojego świata ogarniętego hajem. Zerknął na Mels i wrzucił do ust kolejnego chrupka.
              - Czekam, aż Derek i Stella zwolnią sypialnię moich starych, złotko. - rzucił. Sam do końca nie wiedział, czemu woli siedzieć ze zjaranym Glenem w kuchni, niż na imprezie. Może czas już sięgnąć po tabletki ojca?
              Zaśmiał się, słysząc jak Juda dostał kosza. Wziął łyka whisky, podnosząc się ze swojego miejsca i podał szklankę perkusiście.
              - Kochanie, popilnuj mi drinka, dobrze? - powiedział przesłodzonym tonem i pochylił się do niego, układając usta w dzióbek z zamiarem cmoknięcia go w policzek. Parsknął śmiechem, gdy ten się odsunął - Idę, idę, luv! - zawołał za Mels i dogonił ją w salonie. Wyciągnął z kieszeni swojego e-peta i zaciągnął się nim krótko. Uniósł brwi, słysząc propozycję puszczenia Bowiego. Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, aż uniósł kąciki ust do góry. Pokręcił głową, chowając fajkę.
              - Obawiam się, że nie słucham Bowiego z dziewczynami kumpli. Wybacz. - zerknął w stronę Heavy'ego. Zastanowił się przez chwilę, po czym znów spojrzał na dziewczynę - Z drugiej strony, mamy wspólnego "chłopaka".
              Zostawił ją na moment samą i ruszył w kierunku Heavy'ego. Azjata widząc go, przybrał minę mówiącą "nie dam się cenzurować!". Harry uśmiechnął się tylko na ten widok i oparł się o stół, na którym stał sprzęt. Polecił przyjacielowi, aby włączył znowu Bowiego. Heavy był więcej niż zaskoczony, ale gospodarz zbył to wzruszeniem ramion, obrócił się i wrócił do Mels. Brunet czuł się nagle... Mniej znudzony. Nabrał ochoty, aby czynnie brać udział w tej imprezie, a nie tylko stać pod ścianą i sączyć drinka za drinkiem.
              Kiedy znów stanął przed dziewczyną, z głośników leciał już idol jego ojca. Jakiś skoczny kawałek, do którego aż chciało się skakać. Uśmiechnął się zawadiacko do wybranki Juda i leniwie, jakby od niechcenia zaczął kołysać się do rytmu. Nie wyglądało to zbyt imponująco, ale Harry zawsze musiał się rozgrzać, żeby zacząć dobrze tańczyć.
              - Wiesz, to w kuchni, to były tylko żarty. Juda jest hetero. - poczuł się w obowiązku wyjaśnienia tego. Nie chciał, żeby źle myślała o jego kumplu albo żeby zerwali przez ich żarty - Tylko... "dorabia", wciskając mojemu ojcu, że jest moim chłopakiem. - zaśmiał się, uświadamiając sobie, jak tragicznie to brzmi - Holy shit, ale mu teraz PR zrobiłem...! - odchylił głowę do tyłu z głupim uśmiechem. Może powinien się już zamknąć?
              Jego ruchy zrobiły się nieco płynniejsze i sensowniejsze, dzięki czemu całość zaczęła przypominać taniec, a nie... cokolwiek to był, to przed chwilą. Nie bardzo wiedział o czym z nią rozmawiać. Juda nie mówił o niej zbyt wiele, poza tym, że jest seksowna, bogata, a poza tym w łóżku to jest och! i ach!. To nie dawało zbyt wielkiego pola do rozmowy. Pytanie, gdzie poznała Juda wydawało mu się nudne. Miał zacząć gadać o sobie? Gdyby nie była dziewczyną jego przyjaciela, pewnie zacząłby ją bajerować, żeby na końcu skończyć z nią w łóżku. Ale tak? No zwyczajnie nie wypadało.
              - Pewnie Juda już ci to proponował, ale jakbyś chciała, możesz wpaść kiedyś posłuchać jak gramy. W przyszłym miesiącu będziemy grać koncert na uczelni Glena... - spojrzał jej w oczy i na chwilę zapomniał, co chciał powiedzieć - Nie wiem czy to twoje klimaty, ale to całkiem spoko zabawa. Co prawda, gramy jako support, ale to zawsze jakiś początek, no nie?
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {08/10/22, 06:22 pm}

MELISSA   HALEY




                   Na wzmiankę o wspólnym chłopakiem parsknęła rozbawiona.  Wyszczerzyła górny rząd zębów i przejechała po nich koniuszkiem języka.  Zadowolona obserwowała jak Harrison odchodzi w kierunku Heavy’ego.
Piosenka płynąca z głośników nagle się zmieniła.  Nie rozpoznała piosenki, ale była bardziej niż pewna, że właśnie leciał jakiś kawałek Bowiego.  Zaczęła tańczyć, zerkając na przeciskając się przez tłum bruneta.
                   - Łatwo dajesz się przekonać do złamania własnych zasad. - Rzuciła zaczepienie, gdy chłopak był już przy niej.
                   Tańcząc płynie zbliżyła się do Lyndon - Viciousa słuchając co ma do powiedzenia.  Uważała to za urocze, że właśnie próbował tłumaczył się przed nią za Judę.  Na dźwięk jego śmiechu również się roześmiała. Strzępki informacji jakim ją teraz zarzucił były na prawdę intrygującę, z chęcią dowiedziałaby się więcej, jednak odłożyła potencjalne przesłuchanie na później licząc, że z czasem  alkohol rozwiąże  języki członkom Mucous Membrane.
                    - Wiesz co, zaczynam się martwić, że Juda jest ze mną dla pieniędzy… - Udała zmartwiona - A ja z nim, bo jest wysoki i ma loki. Chyba jest jeden do jednego. -  Dodała nie kryjąc rozbawienia w głosie. Zabawnie zmarszczyła przy tym nos.
Ich spojrzenia się spotkały.  Ruchy Melissy stały się nieco wolniejsze, bardziej niż na tańcu skupiła się na rozmawie z chłopakiem.
                   - Słuchałam… - Odparła spokojnie nie odrywając wzroku od brązowych oczu Harissona. - Byłam na waszym koncercie.  Pamiętasz jak Juda zniknął i nie  odbierał…Sorki, wyłączyłam mu telefon. - Dodała robiąc niewinną minę. - Wolałam, żeby skupił się na mnie.  Ro…
                   Nie zdążyła dokończyć  zdania. Wokół talii poczuła silny uścisk. Została oderwana od ziemi i odwrócona w powietrzu o dziewięćdziesiąt stopni.
                  -- Odbijamy. - Usłyszała nad głową głos Judy.  Prychła zirytowana odciągając że swoje talii męskie dłonie. Odwróciła się w stronę Chametzky’ego wspierając ręce na jego przedramionach.
                   -- A co jesteś zazdrosny o swojego chłopaka? A może bardziej o niedoszłego teścia, hmm ? -  Uśmiechnęła się delikatnie przekrzywiając głowę. Wesołe iskierki błyszczały w jej oczach.
                   -- Dobra, dobra… - Juda odparł nieco zirytowany i pociągnął ją w głąb tańczącego tłumu.
                    Zaśmiała się. Odwróciła się w stronę Harissona.
                  - Idziesz czy trójkąt to dla ciebie za dużo? - Prawie krzyknęła nie  zwracając na siebie uwagę otaczających ją osób.
                   Melissa jak to miała zwyczaju była jedną z  najjaśniej błyszczących gwiazd podczas imprezy. Tańczyła, żartowała, z lubością dokuczała Judzie, bawiła się i wciągała do zabawy innych. Tworzyła wokół siebie zamieszanie niemalże nieświadomie, a ludzie lgnęli do niej. Uwielbiała to., kochala być w centrum uwagi.
                    Późno w nocy wrócili z Judą do kuchni. Glen cały czas stał przy zlewie. Siedziała na blacie, butelką piwa trzymała pomiędzy kolanami przytrzymując nią warstwy sukienki. Była podpita, śmiała się częściej i bardziej niż to robiła na trzeźwo. Jej policzki wręcz płonęły. Ciepło rozlało się po jej ciele, w głowie szumiało. Czuła rozluźnia, beztroska.
                   Parsknęła śmiechem w momencie, gdy Harrison wchodził do kuchni.  Juda żartował z Glena, a ten jedynie patrzył na niego zamglonym, pustym wzrokiem nie rozumiejąc za wiele.  
                   -- Jest jak szczeniak. - Odparła rozbawiona klepiąc zjaranego blondyna po głowie.
Dopiero wtedy zauważyła Lyndon - Viciousa w pomieszczeniu. Odwróciła się w jego stronę uśmiechając wesoło. - O Harry, w sumie to mam do ciebie sprawę. Juda mówił, że twoi ojcowie grali w Virgin Revolvers… Więc… Ile by chcieli za mały, kameralny koncert po latach? Podaj cenę.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {12/10/22, 02:37 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Impreza rozkręciła się na dobre. Muzyka dudniła na całą ulicę i na pewno dawali w kość sąsiadom, którzy chcieliby spać. Ale hej! Są wakacje! Piątkowa noc! A jego starych nie ma w mieście! Większości sąsiadów pewnie też akurat nie ma w domach, a ci, co są, raczej są przyzwyczajeni do tego, że z domu tych ekscentrycznych dziwaków, zawsze dochodzą odgłosy imprezy. Nawet, jeśli nie mają gości.
              Heavy opuścił swoje stanowisko i razem z Harry'm siedzieli w gabinecie-studiu Jima. Żeby tam wejść, trzeba znać kod do elektrycznego zamka w drzwiach. Jim traktuje to miejsce jak świętość i nie pozwala tam wchodzić bez jego wiedzy. Nic więc dziwnego, że po odpowiedniej ilości alkoholu, chłopcy się tam wdarli. Sprzęt w gabinecie był obrzydliwie drogi i ten jeden raz, za ceną szła jakość. Od wytwarzanych przez instrumenty i wzmacniacze dźwięków, przechodziły ciarki. A może to była tylko kwestia tego, że byli w kurwę pijani i wszystko wywoływało u nich wyolbrzymione reakcje.
              Gabinet składał się z części do siedzenia i biurka, przy którym zazwyczaj tworzył Lydon, ścianki zajebanej nagrodami w dziedzinie muzyki, jakieś oprawione w ramki wycinki z gazet, i dwa zdjęcia - na jednym Jim i Simon w dniu ślubu, na drugim Jim z z czteroletnim Grahamem, młodszym bratem Harry'ego, na ręku, a przed nim stał dumnie sześcioletni Harry, szczerząc się szeroko i prezentując brak górnej trójki. Na regale zawalonym płytami Bloody Bastards i biografiami jakichś muzyków, stało więcej zdjęć. Również z braćmi Lydon-Vicious w różnych okresach życia, ale też z braćmi Jima i ich rodzinami. Po drugiej stronie znajdowała się wyłożona gąbką wnęka z instrumentami. Właściwie cały pokój był wyłożony zielonym, wygłuszającym materiałem, ale ta "muzyczna wnęka" wyróżniała się tym, że była chamską, czarną gąbką.
              Gospodarz wypuścił z ust obłoczek dymu i odłożył kubańskie cygaro do popielniczki. Jego ojciec najlepsze papierosy i cygara trzymał właśnie w swoim gabinecie. Pewnie szybko się zorientuje, że brakuje kilku wiśniowych sztuk, ale kto by się tam tym teraz przejmował? Poprawił chwyt na gryfie bajeranckiej gitary i zaczął plumkać nową melodię.
              - Wymyśliłem to ostatnio, ale... Nie wiem. Myślisz, że jest spoko? - spojrzał na Metaru, który popalał inne cygaro rozwalony na kanapie.
              - Stary... Jestem niemal pewien, że zagrałeś mi właśnie Should I Stay or Should I Go The Clash. - odparł, odgarniając z twarzy dwukolorowe włosy - Harry, wiem, że spinasz dupę przed tym koncertem w przyszłym tygodniu, ale... Mamy już ułożony plan, nie? Nie zdążymy napisać i nauczyć się nowego kawałka. Mógłbyś chociaż na chwilę wychillować? Jest imprezka, baw się.
              Harry sięgnął po swoje cygaro i wsadził je między zęby. Chciałby się wyluzować, ale nie mógł. Nosiło go. Liczył, że Heavy z nim dzisiaj popracuje nad nowym kawałkiem. Zamiast tego znów odniósł wrażenie, że nikt poza nim, nie bierze tego na poważnie. Oni chcą sobie pograć, jasne, jak będzie z tego hajs, to nawet lepiej, ale nie chciało im się na tyle, żeby się starać. Traktowali to jak zabawę, podczas gdy Harry brał to poważniej, niż własne życie. Jeśli nie wypali mu kapela - będzie to praktycznie równoznaczne ze śmiercią. Niby nikt od niego nie oczekiwał, że będzie drugim Jimmy'm Rottenem, ale czuł presję i miał wrażenie, że im starszy jest, tym krytyczniej patrzy na niego ojciec. Nie był idealnym, złotym dzieckiem jak Graham. On miał wrodzony talent po Jimie, a Harry musiał pracować dwa razy tyle, co brat, żeby osiągnąć podobny poziom. Sytuacji wcale nie poprawiał fakt, że Graham otwarcie przyznał, że nie zamierza iść w muzykę.
              Nikt nie wymagał od niego OFICJALNIE, że będzie drugim Jimmy'm Rottenem. Żaden z ojców nie powiedział tego nigdy głośno. Ale cały czas nawiedzał go tytuł jednego z artykułów na jego temat, gdy media dowiedziały się, że jest starszym synem dwójki muzyków Virgin Revolvers. "Nadchodzi Jimmy Rotten 2.0?". Nie, nie nadchodzi. Prawie niewyczuwalny ciężar pojemnika z lekami ojca zaczął mu dziwnie ciążyć i zdawał się krzyczeć "raczej Sim Vicious 2.0!".
              Podniósł głowę, słysząc trzaśnięcie drzwi. Heavy wyszedł. Pewnie poszedł się bawić z pozostałymi. Brunet wstał ciężko z fotela, odstawił gitarę na miejsce i również wyszedł. Skierował swoje kroki do kuchni, gdzie swoją prywatną imprezę miał Juda ze swoją dziewczyną i Glenem, który kompletnie już nie kontaktował. Podszedł do zlewu i wrzucił do niego niedopałek cygara, po czym zalał go wodą. Potem to sprzątnie. Może.
              Spojrzał na Mels i skinął jej głową, dając jej sygnał, że ma całą jego uwagę. Słysząc jednak, jaką ma sprawę, omal nie parsknął śmiechem. Uśmiechnął się głupio.
              - A Juda nie wspomniał ci jak wyglądają obecnie relacje między Rewolwerami, luv? - spytał z rozbawieniem, podchodząc do lodówki i wyjął jedno z ostatnich zimnych piw. Otworzył puszkę i upił sporego łyka - Mój ojciec... - ma dwóch ojców. Może nie ogarnąć - W sensie, no wiesz, Jim, wokalista. - sprecyzował - ... i Sirius, gitarzysta, mają ze sobą kosę. Nie będę streszczał całego konfliktu, ale ojciec za żadne skarby nie zagra więcej z Siriusem... - zastanowił się - Ale sam założył sobie szubienicę na szyję, jest jeden sposób, żeby go zmusić. - oparł się o wyspę kuchenną plecami i zaczął jeździć palcem po krawędzi puszki - Kilka lat temu pokłócili się o jakieś gówno w związku z zespołem, ojciec zarządził, że pójdą się sądzić i w ostatecznym rozrachunku, mają sądowo zasądzone, że decyduje większość, a jak ktoś się nie dostosuje, to się nie pozbiera po "karze". Czymkolwiek ona jest. - wzruszył ramionami - Mój drugi ojciec, Simon, basista ma zakaz udziału w głosowaniu, bo nie jest oryginalnym członkiem zespołu. Przekonaj Parkera i Siriusa, będziesz mieć koncert. - na raz wypił połowę zawartości puszki - Parkera na pewno przekonasz pieniędzmi. Siriusa może być trudniej, ale jeśli wyłożysz odpowiednio dużo... - kiwnął głową w bok - Mogłoby się udać, aaaaleeee... Nie załatwiają interesów przez telefon. Musiałabyś pojechać do Londynu i liczyć, że będą chcieli z tobą gadać. - parsknął rozbawiony i spojrzał na nią - No, chyba że pojadę z tobą, luv. Jak zacznie się przed nimi płaszczyć syn Jimmy'ego Rottena, to na pewno nas wysłuchają. - pokręcił głową, myśląc jak bardzo jest to niedorzeczne. Kiedyś, dawno temu, kiedy Rewolwery próbowali raz na jakiś czas się skrzyknąć i robić wspólnie trasy, Harry mówił do Parkera i Siriusa per wujku i bawił się z ich dziećmi, kiedy ich ojcowie ćwiczyli. Ale w rzeczywistości atmosfera między mężczyznami była tak toksyczna, Simon ciągle gdzieś znikał, żeby ćpać, Jim i Sirius darli koty, że Parker stwierdził, że to pierdoli i nie ma zamiaru brać w tym udziału. Powiedział głośno to, co każdy myślał. I tylko dzięki niemu nie doszło do morderstwa. Potem zaczęli się ciągać po sądach i z dawnej kapeli ostatecznie nic nie zostało.
              W telefonie miał numer do syna Parkera, a na FB miał w znajomych córkę Siriusa, ale od dawna z nimi nie rozmawiał. Z ich przyjaźni też już nic nie zostało.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {18/10/22, 07:29 am}

MELISSA  HALEY




                    Patrzyła na Harrisona. Mówił. Używał tak wielu słów, ale ona nie wiele z nich rozumiała. W jej oczach błyskały wesołe ogniki, policzki wręcz piekły od gorąca. Uśmiechnęła się rozbawiona, szumiało jej przyjemnie w głowie. Dużo wypiła dzisiejszego wieczoru, naprawdę dużo, to prawda, jednak wydawało jej się, że nie jest to wyłącznie wina alkoholu krążącego we krwi. Na trzeźwo prawdopodobnie niewiele więcej by zrozumiała. Imiona czy nazwiska, jakieś dziwne koligacje między wspomnianymi przez bruneta ludźmi, konflikty, sądy, głosowania. Sądziła, że wystarczy zapłacić jedynie odpowiednia cene, może absurdalnie wysoką, ale czego nie robi się dla rodziców i tak to poszłoby z ich pieniędzy.
                    -Rottena? -  Spytała po przedłużającej się ciszy marszcząc przy tym nos. Skupiła wzrok na Juda szukając w nim oparcia. Był równie rozbawiony jak ona, ale chyba bardziej z jej reakcji niż z absurdalnego monologu Lyndon-Viciousa. Chametzky zaczął się śmiać, a Melissa niemal natychmiast poszła w jego ślady. Chichrała się bezgłośnie zakrywając usta wierzchem dłoni.
                  - Nie wiele zrozumiałam - Udało jej się wydusić, gdy już nieco się uspokoiła.
                    Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć w kuchni rozbrzmiał śmiech Glena. Melissa nie była pewna czy sam blondyn wiedział z czego się śmieje. Spojrzała na niego i pokręciła rozbawiona głową.
                   - Nie no, ten jest świetny. - Zwróciła się do Judy.
                    Spojrzała na Harrisona.
                    - Dobra, jeszcze raz. Dwóch twoich ojców, jeden typ i drugi  typ.- Mówiąc to wyliczała na palcach dłoni. - Jeden z ojców nieistotny, jeden typ zgodzi się. - Zginała kolejno palce. - Zostaje drugi z ojców i gościu z Londynu…Jesteś pewny, że twojego taty nic nie przekona? Nawet jak zięć poprosi? Może wasz związek wisi na włosku i tylko koncert może go uratować…Ej Juda musisz się przymilić jeszcze bardziej do rodziców Harrego. - Szturchnęła chłopaka.
                    - Obawiam się, że nawet mój urok tu niewiele poradzi. - Odpowiedział.
                    - Urok? A masz jakiś? - Posłała mu przesłodzony uśmieszek.- No dalej, dla mnie się nie postarasz? Jakoś mieszkanie udało ci się wydębić. - Dopiła ostatni łyk piwa.
                    Chametzky uniósł brwi ze zdziwienia. Na twarzy dziewczyny pojawił się parszywy uśmieszek. Zdezorientowany błądził wzrokiem między Melissa, a Lyndon- Viciousem.
                    -Skąd…?
                   - Spokojnie, nie sprzedał cię. - Uspokoiła chłopaka odstawiając pustą butelkę obok. - Sam to teraz zrobiłeś nie zaprzeczając.
                    Asekurując się trzymając ręce Juda zeskoczyła z blatu. Poprawiła sukienkę, która zawinęła się parę centymetrów do góry.
                   - Wydaje mi się, że sprawa tego koncertu jest zbyt skomplikowana na mój obecny stan…Bardziej obstawiałam, że podasz mi numer kont, a ja zrobie przelewy.- Dodała zupełnie szczerze. Nie spostrzegła, że stojący za nią perkusista śluzówek przewrócił na te słowa oczami. - Załatwimy to jak będę trzeźwiejsza.
                    Nad ranem w domu Lyndon- Viciousów zostali już tylko członkowie Mucous Membrane. Ostatnie co pamiętała Melissa to jak siedziała bez butów na kanapie. Jej szpilki leżały gdzieś obok na podłodzę. Walczyła żeby nie zasnąć słuchając  jak chłopcy rozmawiają o jakiś swoich sprawach, ale w końcu poległa.
Obudziła się leżac na Judzie. Nie wiedziała ile godzin minęło odkąd zasnęła. Z kieszeni spodni chłopaka wyciągnęła swój telefon. Cicho podreptała do kuchni. Nie krępując się przeszukała szafki, aż w końcu znalazła tabletki musujące z elektrolitami. Wrzuciła jedna do szklanki i zalała woda z kranu. Patrząc na swoje zniekształcone odbicie w armaturze wytarła czarne plamy od tuszu pod oczami. Skrzywiła się biorąc pierwszy łyk.

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {19/10/22, 11:05 am}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Leżał słabo kontaktując na puchatym dywanie, wpatrując się nieprzytomnie w bialutki sufit. A przynajmniej kiedyś był bialutki. Nie był pewien jak i kiedy, ale ktoś przykleił do sufitu na masło orzechowe kilka grzanek. Popieprzone. Słyszał jak ktoś wstaje i idzie do kuchni, ale nawet nie spojrzał w tamtym kierunku, nie bardzo zainteresowany. Poczuł, jak znowu ogarnia go senność i zamknął powieki, gotowy oddać się w objęcia Morfeusza, ale właśnie w tym momencie śpiący obok niego Glen, zmienił pozycję uderzając go ramieniem w twarz.
              Mruknął z niezadowoleniem, zrzucił z siebie rękę kumpla i mozolnie podniósł się do siadu. Rozejrzał się po salonie. Juda spał na kanapie, Heavy zwinął się w kłębek na drugiej połowie rogówki. Glen drzemał obok niego. Nigdzie nie widział Mels, ale teraz nie był pewien czy faktycznie była tu jakaś Mels, czy po prostu ją sobie wyobraził.
              W pierwszej kolejności zaszedł do łazienki w celu wylania z siebie nadprogramowych płynów, które ciążyły mu tu i ówdzie. Stając przed umywalką, skrzywił się na widok samego siebie. Wyglądał jak gówno. Włosy w nieładzie opadły mu na twarz. Momentalnie przypomniał sobie, że w którymś momencie był tak pijany, że uległ namowom tłumu i wskoczył do basenu w ubraniu. Umył rączki i wszedł do kuchni, chcąc się napić i może coś wszamać. Tam odkrył, że jednak nie wyobraził sobie dziewczyny Chametzky'ego. Na chwilę przystanął w drzwiach, patrząc na nią. Wyglądała... lepiej od niego, ale to raczej wciąż nie był stan, w którym chce się człowiek pokazywać publicznie. A jednak Harry przez krótką chwilę nie mógł oderwać od niej wzroku.
              - Siema. - odezwał się w końcu i podszedł do stojącego na blacie kartonu z sokiem. Potrząsnął nim. Nie było dużo płynu w środku, więc odkręcił nakrętkę i po prostu wypił zawartość duszkiem.
              Z jednej z szafek wyciągnął kolorową miskę i nasypał do niej trochę płatków śniadaniowych, ale nie zalał ich mlekiem. Usiadł przy wyspie kuchennej i zaczął je jeść na sucho.
              - Częstuj się czym chcesz. - zwrócił się do dziewczyny.
              Nie minęło dużo czasu, a dołączyli do nich Juda i Glen. Ten pierwszy usiadł obok Lydon-Viciousa, a drugi zaczął buszować po szafkach, szukając nie wiadomo czego. Basista i perkusista rozmawiali o czymś głosami, jasno wskazującymi, że nie do końca sie jeszcze obudzili i pewnie wieczorem nie będą pamiętać tematu dyskusji.
              - Ej. - oderwali się od rozmowy i spojrzeli na Glena, który nagle uświadomił sobie, że w kuchni jest ktoś jeszcze i patrzył na Mels, jakby widział ją pierwszy raz - Co to za laska?
              Chłopcy spojrzeli po sobie i zaśmiali się.
              - Spędziłeś z nią północy, Glen. - stwierdził z rozbawieniem Chametzky. Blondyn zrobił duże oczy.
              - Całą noc stałeś zjarany przy zlewie. - wyjaśnił brunet i wrzucił sobie do ust kilka słodkich chrupków. Gatlock wciąż nie ogarniał o co chodzi, ale nieco się uspokoił. Widocznie uspokoiła go informacja, że spędził noc z dziewczyną w kuchni, a nie... Cokolwiek sobie pomyślał.
              Gitarzysta Śluzówek coś mruknął, wziął butelkę wody z lodówki i potuptał z powrotem do salonu. Z podwórka dobiegł ich warkot silnika. Starzy wrócili. Przez chwilę wóz warczał pod domem, usłyszeli kilka trzaśnięć drzwiami auta i pojazd odjechał. Wayne pewnie pojechał do siebie.
              - Czas na show. - rzucił do siebie pod nosem Harry.
              Drzwi frontowe otworzyły się i dobiegła ich ściszona rozmowa dwójki mężczyzn. W tym właśnie momencie Lydon-Vicious poczuł dłoń przyjaciela na swoim udzie.
              - Harrison, do chuja Pana, czy możesz mi wytłumaczyć jak jebany fotel znalazł się na dachu? - spytał od wejścia Jim. On też wyglądał jak gówno. Pewnie on też dał się porwać namowom tłumu i darł ryja przez dodatkowe trzy piosenki jako bis i pod koniec jebnął mu kręgosłup, przez co Wayne i perkusista Dominic musieli go znosić ze sceny albo chociaż pomóc mu zejść. Albo po prostu upił się po koncercie. Też była taka możliwość.
              - Udowodnij mi, że nie było go tam wcześniej. - odparł Harry, nie mając pojęcia, jak jebany fotel znalazł się na dachu.
              Ojciec wywrócił oczami i podszedł do lodówki. Do kuchni zajrzał Simon. Uśmiechnął się do młodzieży w ramach przywitania. Na chwilę jego wzrok zatrzymał się na dłoni Juda na nodze jego syna, ale ostatecznie jego uwagę przykuła Melissa. Przyglądał się jej przez chwilę, o czym zwrócił się do Harry'ego.
              - Nowa koleżanka?
              Chłopak zdążył tylko skinąć głową. Jim odwrócił się od lodówki, trzymając trzema palcami czyjś but. Spojrzał na syna i jego przyjaciół z miną "kto kurwa to tam wsadził?". Nikt się nie przyznał. Chłopaki tylko wzruszyli ramionami.
              - Jeśli znajdę gdzieś coś jeszcze, to zapewniam, że na następny koncert wezmę cię ze sobą. - burknął. Ktoś tu zdecydowanie nie był w humorze - Idę się przespać. Jak wstanę, ma być tu ogarnięte. - mruknął, patrząc poważnie na latorośl, po czym wyszedł.
              Harry spojrzał na Simona, który zsunął się mężowi z drogi z miną skazańca. Musieli się o coś pokłócić. Otworzył usta, żeby o to spytać, ale nie zdążył.
              - Harry, pojedziesz na czternastą na lotnisko? Grahamowi zaczęła się letnia przerwa i wraca do domu.
              W dupę. Nie mógł zostać na wakacje u dziadków? Po co wraca do Ameryki? Przecież tak mu dobrze w tym zasranym Londynie...
              Chłopak skinął krótko głową. Wyjazd na lotnisko go nie zabije. A skoro Jim jest wkurwiony, lepiej posłusznie wykonywać polecenia. Simon uśmiechnął się i skinął głową, po czym zostawił ich samych.
              - Juda, skarbie, jeśli nie chcesz, żebym z tobą zerwał, pomożesz mi w sprzątaniu. - zwrócił się do przyjaciela.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {31/10/22, 11:43 pm}

Melissa Haley




            Niemal leżała przy wyspie kuchennej oparta o nią łokciami. Podbródek podtrzymywała na dłoniach, oczy miała zamknięte. Tuż przed nią leżała jej telefon.  Z jednej stron chciałaby wrócić do Juda, wtulić się w jego bok, ochronić przed drażniącym ją światłem i dźwiękiem, z powrotem zasnąć. Z drugiej, po noc spędzonej na kanapie, oprócz bólu głowy doskwierał jej także zesztywniały kark i bolesne mrowienie ramienia.
            Słyszała, że ktoś podniósł się w głębi domu. Nie ruszyła się z miejsca. Uważnie nasłuchiwała, skupionie się na stłumionych dziwiękach pozwoliła odwrócić uwagę od męczących ją nudności. Dopiero po dłuższej chwili, gdy kroki stały się głośniejsze wyprostowała się i otworzyła oczy. Miała dwadzieścia parę lat, chciała chociaż sprawiać wrażenie, że nie czuła się jak wrak człowieka.
            Na progu kuchni pojawił się Lyndon-Vicious. Panowała dziwna, naelektryzowana cisza, podczas której oboje wpatrywali się w siebie intensywnie… Na tyle intensywnie na ile mogła się zdobyć dwójka skacowanych dwudziestolatków. Atmosfera nagle się zmieniła, gdy chłopak się przywitał. Mels jedynie odburknęła pod nosem odpowiedz.
Zręcznym ruchem usiadła na blacie obok zlewu. Celowo plecami do okna i do drażniącego ją południowego słońca. Skrzywiła się lekko, gdy Harry zaproponował, aby coś zjadła. Najprawdobniej nawet łyk czegokolwiek innego niż wodą sprawiłby, że ktoś musiałby trzymać jej włos podczas, gdy ona wymiotowałaby do muszli.
            W kuchni pojawili się wkrótce Juda wraz z Glen. Glen, jej słodki blondasek. Perfekcyjny ulubieniec, dopóki nie otworzył swoich ust.
            -Złamałeś mi serce.- Głos Melissy był przesycony udawanym bólem i zawodem. Na krótki moment na jej twarzy pojawił się smutna mina, ale chwile później ona również się zaśmiała. - A mogła nasz czekać taka piękna przyszłość, wszystko zepsute. - Zawołała za znikającym w salonie blondynem.
            Pod dom podjechało czyjejś auto. Przez kuchenne okno obserwowała jak wysiadają z niego dwaj mężczyźni. Domyśliła się, że najprawdopodobniej są to panowie Lyndon i Vicious. Miała w sobie na tyle ogłady, aby zejść z blatu.
            Spojrzała zainteresowana na Harrego, natychmiast dostrzegła rękę Juda na jego udzie. Spojrzenia Chamezky’ego i Melissy skrzyżowały się, ale chłopak od razu uciekł wzrokiem. Jej brew drgnęła, jednak zanim zdążyła coś powiedzieć do kuchni wparował rudzielec w średnim wieku. Mężczyzna wydawała się jej nie zauważać. Przysłuchując się bez słowa rozmowie ojca z synem powoli obeszła wyspę kuchenne.
            Pojawił się drugi mężczyzna. Znacznie wyższy, o ciemniejszych włosach, bardziej przypominający syna, gdy na nią spojrzał jedynie przekrzywiła delikatnie głowę. Utrzymała kontakt wzrokowy, dopóki starszy brunet nie odwrócił wzroku. Usiadła na wolnym miejscu obok Harrego.
            Chwilę później mężczyźni opuścili kuchnię. Kiedy basista zwrócił się  niemal z żądaniem pomocy do przyjaciel jej dłoń wylądowała na jego udzie. Powoli sunęła w kierunku kolana, a następnie z powrotem w górę.
            -Co robisz? - Usłyszała zdziwiony głos Juda.Jej ręka zastygła w bezruchu Podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się słodko.
            -Nie bawimy się w grupowe macanie Harrego? - Spytała niewinnie. Kciukiem delikatnie pogłaskała udo Lyndon-Viciousa wciąż patrząc w oczy swojego chłopaka. Na dworze znów rozbrzmiał warkot silnika, a chwile później telefon Mels zawibrował. Nie przerywając kontaktu wzrokowego znów zaczęła sunąć dłonią w górę.
            -Przestań.- Syknął Chametzky.
            Z przyklejonym do twarzy uśmiechem uniosła brwi i skinęła głową wskazując na rękę Judy, wciąż spoczywającą na drugim udzie Harrego.
            -Kłuje zazdrość?  - Pochyliła się w kierunku Juda, oparła ręce na nodze chłopaka pomiędzy nimi. Odwróciła na chwilę głowę spoglądając w oczy Lyndon- Viciousa, a potem spojrzała na Chamatzky’ego. Przegryzła dolną wargę, a w oczach zaiskrzyły psotne ogniki.- A może zaprosisz kolegę na prywatną imprezę? Będziesz miał co opowiadać teścią.
            Wstała z miejsca. Chwyciła swoją telefon z blatu. Przechodząc przez kuchnię wybrała ostatni numer.
            -Już idę. - Rzuciła krótko. Rozłączyła się. Wylała resztki wody z elektrolitami ze swojej szklanku do zlewu i włożyła naczynie do zmywarki. - Przyjechali po mnie szoferzy taty.- Oznajmiła patrząc na dwóch mężczyzn czekający na nią na podjeździe.- Kluczki
            Już miała wychodzić, ale zatrzymała się tuż za Judą.  Odchyliła mu głowę do tyłu,tak aby na nią spojrzał.
            - Mówiłam poważnie, może być fajnie. Przemyśl to. - Pochyliła się i pocałowała go w usta. - Do zobaczenia Harry. - Pożegnała się wciąż patrząc w oczy Juda.
            Wychodząc z domu parństwa Lyndon-Viciousów usłyszała jednego z ojców basisty Mucous Membrane wściekle wykrzykującego imię swojego syna. Uśmiechnęła się rozbawiona na widok zdziwionych min Alexa i Toma, szoferów ojca, a przy okazji też i jej. Przywitała się, podała jednemu z mężczyzn kluczyki do swojego samochodu i poprosiła o odwiezienie do domu. Chwile później odjechali.
            Podczas drogi powrotnej walczyła z sennością. Klimatyzacja rozkręcona była  na maksimum, chłód zawsze kojąco działał na mdłości Melissy. Potrzebowała kąpieli, zasłoniętych rolet, swojego łóżka i snu. Odblokowała swój telefon. Na instagramie wyszukała Harrego. Odtworzyła DM:

“Zależy mi na koncercie Virgin Revolvers. Gdzie i kiedy musimy pojechać ?”
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {01/11/22, 05:23 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Chłopaki opuścili jego mieszkanie koło trzynastej, kiedy udało im się ogarnąć dom po ich nocnej imprezie. Staruszkowie Harry'ego wciąż odsypiali podróż, więc najciszej jak potrafił, nie chcąc ich obudzić, wszedł na piętro i podłączył do ładowania telefon, który zdążył mu gdzieś po drodze umrzeć. Spojrzał na zegar. Powinien powoli się zbierać i odebrać złotego chłopca z lotniska. Poniuchał się pod pachą i wykrzywił twarz w grymasie. Uch. Jebie od niego przepotwornie. Zgarnął z szafy czyste ciuchy i zamknął się w łazience, żeby wziąć prysznic. Nie chciało mu się nastawiać włosów w swojego jeża, toteż zaczesał je do tyłu i przyklepał lekko żelem, żeby nie rozsypały się na wszystkie strony.
              W trakcie jego kąpieli telefon nie zdążył naładować się tyle, ile Vicious by chciał, więc został zmuszony do wyciągnięcia z szuflady biurka jednego ze swoich powerbanków. Połowa z nich oczywiście była rozładowana, bo chłopak nigdy nie wyrobił sobie nawyku, żeby podłączyć sprzęt od razu do ładowania, zamiast wrzucania go do szuflady. Poklepał się po udach, rozglądając się po sypialni za kluczykami do swojego auta. Przypomniało mu to, jak kilka godzin temu Mels dotknęła jego nogi. Wiedział, że zrobiła to tylko po to, żeby zirytować Juda, ale, cholera, podobało mu się, kiedy go dotknęła.
              Znalazł kluczyki, chwycił portfel i odpiął telefon od ładowania. Ekran podświetlił się i zobaczył, że ma wiadomość na instagramie. Zawahał się przez chwilę, po czym pacnął w powiadomienie i otworzył pocztę. Zmrużył oczy, nie rozumiejąc w pierwszej chwili o co chodzi. Dopiero kiedy spojrzał na niewielkie zdjęcie profilowe, zrozumiał, że to nie kto inny, jak dziewczyna jego przyjaciela. Jak przez mgłę pamiętał ich rozmowę w nocy o starej kapeli jego ojców. Zastanowił się nad odpowiedzią.

"Zobaczę, co da się zrobić. Podaj mi tylko termin tej rocznicy."

              Spojrzał na godzinę. Cholera, zaraz się spóźni.
              Jadąc na lotnisko, zastanowił się, jak ugryźć temat. Parkerem się nie martwił. Jemu pomachasz hajsem przed nosem i się zgodzi. Utrzymanie przy sobie młodej kochanki nie jest takie proste. Sirius może kręcić nosem. To na nim musiał się teraz skupić. Kiedy dojechał pod lotnisko, zaparkował na parkingu, napisał najpierw do brata, gdzie stoi, a następnie wszedł w swoich znajomych na Facebooku. Zjechał do litery J i powoli przeglądał ludzi, z których większości już nie kojarzył. Zatrzymał wzrok na zdjęciu przedstawiający ładną, zgrabną blondynkę o przeszywających stalowoszarych oczach. Diana Johnson. Córka gitarzysty Rewolwerów. Odpalił konwersację z dziewczyną. Ostatnia wiadomość została wysłana jesienią 2015, niedługo po tym, jak Harry wyprowadził się z Londynu z powrotem do Los Angeles.
              Podrapał się po policzku, rozglądając na boki. Czuł się dziwnie z myślą, że zaraz ponownie do niej napisze. Nie rozmawiali prawie siedem lat. Wtedy mieli po czternaście lat. A dziś? Byli dorośli, zmienili się. Stali się sobie całkowicie obcy.
              - Ach, pierdolić!

"Czołem, Di. Mam sprawę."

              Zgasił wyświetlacz i oparł się o zagłówek, patrząc w kierunku lotniska, starając się wypatrzeć znajomą rudą czuprynę. Poczuł ścisk w żołądku, kiedy telefon zawibrował. Przygryzł wargę i spojrzał w dół. Diana. Odpisała. Wiedział, że u niej jest teraz po osiemnastej, więc nie powinno go to dziwić. Przecież nie spałaby o osiemnastej.

"Mógłbyś chociaż poowijać w bawełnę tak z dwie wiadomości, Golddie."

              Wywrócił oczami. Wyszukał na szybko w googlu fragment Romea i Julii, coś z tym blaskiem w oknie i przekleił to do okienka czatu. Nie czekając na odpowiedź, napisał czego potrzebuje. Widział skaczące trzy kropki, zapewne Diana postanowiła podzielić się jakimś sarkastycznym komentarzem na temat jego zdolności do "owijania w bawełnę", ale nim zdążyła skończyć, on pobieżnie wyjaśnił w czym rzecz.
              Trzy kropki zniknęły. Za to pojawił się Graham. Otworzył bagażnik i wrzucił do niego swoją walizkę i torbę.
              - Dalej zaparkować się nie dało? - burknął, zajmując miejsce obok kierowcy.
              Harry szybko odłożył telefon tak, aby nawet gdy przyjdzie odpowiedź, brat nie mógł zobaczyć wyświetlacza.
              - Było sobie ubera zamówić. - odpyskował, przekręcając kluczyk w stacyjce.
              Przez resztę weekendu wymieniał wiadomości z Dianą, próbując namówić ją do pomocy. W końcu się ugięła pod warunkiem, że Harry pomoże jej w jednym projekcie na jej Instagrama. Johnson robiła karierę influencerki na byciu córką Siriusa i prowadziła jakąś pseudo markę modową, reklamując swoje projekty właśnie na wspomnianej platformie. Harry nie czaił do końca jak to działa, wiedział tylko, że Diana potrzebuje modela płci męskiej, a załatwienie mu rozmowy z jej ojcem i Parkerem było mniej czaso- i funduszochłonne, niż zatrudnienie prawdziwego modela. On ponoć też się nada od biedy. Czy coś takiego. Mniejsza.
              I tak to w następny weekend Harry znalazł się razem z Mels w hotelu w Londynie. Boy hotelowy dostarczył ich rzeczy przed drzwi ich pokoi. Dostali dwa pokoje obok siebie. Vicious podał dziewczynie klucz do jej pokoju.
              - Jestem umówiony z Dianą, córką jednego z Rewolwerów, że przyjedzie po nas za jakieś trzy godziny i zabierze do nich do domu na spotkanie z jej ojcem i tym drugim. - wyjaśnił, przecierając oko pięścią - Do tego czasu... Odśwież się, prześpij, co wolisz. Siedem godzin w różnicy czasu mogą trochę wstrząsnąć, co? - posłał jej słaby uśmiech i wskazał na drzwi swojego pokoju - Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem tuż obok.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {05/11/22, 11:08 pm}

MELISSA  HALEY



                   Skłamałaby mówiąc, że nie była zaskoczona tym jak łatwo i szybko Lyndon-Vicious zgodził jej się pomoc. Kompletnie bezinteresownie, co też było pewną nowością dla dziewczyny. Darowanemu koniowi jednak nie zagląda się w zęby. Harry i jego znajomości mogły być dla niej jedyną drogą do członków Virgin Revolvers, więc zamierzała z tego skorzystać.
         Podróżowanie z obcym facetem nie było może zbyt najmądrzejszym pomysłem, gdyby jej rodzice się o tym dowiedzieli z pewnością nie byliby zadowoleni, jednak czy Harry był, aż taki obcy? Juda przyjaźnił się z nim od lat, ostrzegłby ją jeśli byłoby z nim coś nie tak lub nie pozwolił na wspólną, samotną wyprawę samemu wymawiając się problemami w rodzinnym domu.
         Początkowało chciała użyczyć rodzinnego samolotu, niestety wywołałoby to zbyt wiele pytań ze strony taty. Gdzie? Z kim? Po co? Nie należała do najlepszych kłamców, więc zrezygnowała. Zabukowała bilety w pierwszej klasie  na loty brytyjskimi liniami oraz wybrała hotel tylko dlatego, że kojarzyła go z opowieść jednej ze swoich koleżanek z prywatnej szkoły, pięciogwiazdkowy i wręcz absurdalnie drogi.
         Należała do ludzi, którzy najchętniej podróżowaliby w piżamach. Liczyła się wygoda, szczególnie, gdy miała przed sobą perspektywę ponad dziesięcio godzinnego lotu. Maximum ubraniowe na jakie mogła się w tej sytuacji zdobyć to szare spodnie dresowe i oversizowy, czarny t shirt, który  związała w supeł z boku na wysokości biodra.
         Przespała lwią część podróży zwinięta w kłębek na swoim miejscu. Podczas drogi do hotelu półprzytomnie obserwować zmieniającą się za oknem taksówki. Wiele podróżowała w życiu, odwiedziła miejsca na które przeciętny człowiek nigdy nie mógłby sobie pozwolić, jednak na liście jej wakacyjnych destynacji  nigdy nie znalazła się Wielka Brytania. Głównie z powodu awersji jej ojca do tego kraju, tłumaczonej jedynie enigmatycznie “złymi wspomnieniami” z młodości.
Przeciągnęła się zakładając ręce za głowę kiedy stali przed drzwiami swoich pokoi. Materiał jej koszulki nieco się podniósł odsłaniając nagą skórę na jej brzuchu.
         -Mhmm. - Zamruczała w odpowiedzi przymykając na chwile oczy.  Jet-lag z faktycznie może być ich największym problem, w szczególności biorąc pod uwagę jak krótki ma być ich pobyt w Europie. Na szczęście nie zapomniała zabrać ze sobą  tabletek nasennych, dzięki którym będzie mogła spać w nocy i szybko przedstawić swój zegar biologiczny. - Wydaje mi się, że sobie sama poradzę że spaniem bądź kąpielą... - Spojrzałą na niego spod wachlarzą gęsty, czarnych rzęś. -  Ale w razie czego obiecuję głośno krzyczeć. - Rzuciła zadziornie otwierając drzwi do swojego pokoju.
         Swoje kroki natychmiast skierowała ku łazience. Potrzebowała gorącej kąpieli, aby chociaż trochę ulżyć obolałym po wielogodzinnym bezruchu mięśniom. Odkręciła kran, wanna powoli napełnia się wodą.  Jej wzrok padł na lustro ulokowane naprzeciw wanny, nagle przypomniała sobie te liczne niepokojące historie krążące wśród jej znajomych.  Przyłożyła palec do szklanej tafli i natychmiast zrugała się w myślach widząc lukę między jej dłonią, a odbiciem. Co ona sobie myślała? To przecież ekskluzywny hotel.
         Powoli rozebrała się.  Koszulkę oraz dresy wraz z majtkami rzuciła w kąt. Nie miała zwyczaju nosić biustonoszy. Nago wróciła do pokoju. Z walizki wyciągnęła swojego ulubionego satisfyera, zamierzała skorzystać z chwili i prawdziwie się odprężyć. Chwyciła telefon.  Weszła do wanny i zrobiła sobie zdjęcie przykładając zabawkę do policzka, następnie wysłała je Judzie z dopiskiem “ Samotność w Londynie.” Przez następne minuty skupiła się na sobie i swojej przyjemność.
         Zdecydowała się wyjść z wanny dopiero, gdy woda zrobiła się niemal zimna, a jej dłonie i podeszwy stóp pomarszczyły się. Satisfyer odłożyła na krawędzi umywalki. Odczytała kilka napalonych wiadomości od swojego chłopaka i odpowiedziała  na nie jedynie poprzez emoji serduszka. Zawahała się chwilę, wiedziała, że nie powinna robić tego, co właśnie zamierzała, ale jednak nie potrafiła się powstrzymać. Coś wewnątrz niej ją do tego pchało. Zadzwoniła do Harrego.
         - Przyjdziesz jeśli powiem, że czegoś potrzebuje? - Spytała od razu, gdy odebrał i nie dając mu dojść do słowa  rozłączyła się.
         Otworzyła mu drzwi jedynie w samym ręczniku. Mierzyła go przez parę milisekund wzrokiem zadzierając głowę do góry, a następnie wpuściła go do środka.
         -Opowiedz mi więcej o swoim planie. Jakiego rodzaju będzie to spotkanie? Obowiązuje jakiś szczególny dresscode? To będzie bardziej spotkanie starych znajomych i “ potrzebuje przysługi dla koleżanki” ? Czy coś jak spotkanie biznesowe? Ja jestem kupcem, ty robisz za mojego pośrednika, a tamta dziewczyna za ich. - Nie zrażona jego obecnością przykucnęła przy otwartej walizce i zaczęła wyciągać z niej ubrania. - Apropos pośredników, jaka jest wasza cena?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {07/11/22, 08:09 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Harry postawił na krótką drzemkę, która nie potrwała nawet pół godziny.  Tyle jednak wystarczyło, aby zregenerować siły po podróży. Kiedy się obudził, zobaczył, że ma nową wiadomość od Diany. Nieco nieprzytomny, otworzył messengera. Pytała czy dotarli już do Londynu. Odpisał krótko, potwierdzając, że dotarli na miejsce, po czym wstał i przeciągnął się, żeby rozprostować plecy. Trzymając w dłoni telefon wszedł do łazienki. Odłożył urządzenie na blat i pochylił się nad umywalką, aby opłukać twarz zimną wodą. Spojrzał spod przymrużonych powiek na niewielki ekran. Znowu Diana. Westchnął i otworzył po raz kolejny ich rozmowę. Wysłała mu jakąś playlistę na spotify. Nic nie napisała. Tylko ten link. Bez większego zastanowienia odpalił muzykę i odkręcił wodę w wannie, żeby wziąć kąpiel. Zaczął się rozbierać, słuchając szumu wody i dobijającej muzyki.
              - Pogłębiasz moje chujowe samopoczucie, Diano... - westchnął ciężko, siadając powoli w wannie.
              Przymknął powieki, delektując się kąpielą i wsłuchując się w głos wokalisty. Coś mu mówił ten głos. Ale nie potrafił pokojarzyć. Musiał to być jakiś nowy, niszowy wykonawca, bo nigdy wcześniej nie słyszał tej piosenki. Leciały kolejne utwory, Harry miał coraz silniejsze poczucie, że zna skądś ten głos. W jego głowie powoli formował się niewyraźny obraz tego, kto to może być, ale kiedy już niemal był na wyciągnięcie jego dłoni, rozległ się dzwonek jego telefonu. Wyprostował się i spojrzał na komórkę. Zaklął pod nosem i wygramolił się z wanny. Podniósł słuchawkę do ucha i nawet nie zdążył powiedzieć żadnego "halo".
              Stał nagi i mokry, słuchając sygnału przerwanego połączenia. Okej, to było... chciałoby się powiedzieć 'intrygujące', ale nie było to zbyt trafne określenie. Przecież powiedział, że ma dać mu znać, gdyby czegoś potrzebowała. Więc zadzwoniła, tak? Odłożył telefon, czując jak przebiega go dreszcz z zimna. Uch. Stanie tak, jak go natura stworzyła, nie jest najlepszym  pomysłem. Spuścił wodę z wanny, wytarł się i przebrał w luźniejsze jeansy, których dolna połowa nogawek ledwie trzymałą się reszty materiału. Dziury na kolanach były na tyle duże, że  można było dostrzec niewielką bliznę pod prawym kolanem. Pamiątka po tym, jak próbował nauczyć się jeździć na deskorolce. Długa historia. Na górę założył flanelową koszulę w czarno-czerwoną kratę i opuścił swój pokój w niezawiązanych trampkach i z rozpiętymi guzikami. Po drodze zdążył zapiąć połowę z nich.
              Zapukał do drzwi i zapiął kolejny guzik, nim Mels otworzyła mu drzwi. Uniósł brwi, widząc, że od zobaczenia jej gołej dzieli go tylko puchaty ręczniczek. Poczuł jak ten widok uderza do jego krocza, ale jeszcze nie zrobił mu się namiot. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie, starając się nie patrzeć na dziewczynę, chociaż męski instynkt wręcz krzyczał, aby to zrobił. Ostrożnie zapiął przedostatni guzik koszuli i kucnął, żeby zawiązać sznurówki.
              - Cóż, jeśli chcesz, żeby zgodzili się bez słowa, ubierz się jak zdzira. Podpiszą wszystko i nawet nie ogarną, co podpisali, póki nie wyjdziemy. - zrobił ładną kokardkę na lewym bucie i zmienił pozycję, żeby zająć się prawym - Ubierz się tak, jakbyś szła do koleżanki na obejrzenie filmu. - on na przykład zamierzał iść ubrany tak, jak stał teraz - Nie wiem czy ich googlowałaś; Parker Roast, perkusista - z nim będzie najłatwiej. Zaproponujesz mu, nie wiem, z trzydzieści kawałków. Pewnie będzie próbował podbijać, ale dogadamy się. Sirius Johnson, gitarzysta - z nim będzie trudniej. Lubi pieniądz, ale bardziej nie lubi moich ojców. Nie lubi, kiedy ktoś wytyka mu, że nie ma racji, a mój ojciec, Jim, robił to notorycznie. - wstał i wyprostował się - Ja spróbuję wysmarować wazeliną, a ty rób do niego ładne oczka. W końcu się ugnie. - zrobił pauzę, słysząc, że dostał powiadomienia. Spodziewał się kolejnej wiadomości od Diany, ale okazało się, że to Graham do niego napisał - "Skoro jesteś w Londynie, skoczysz do dziadków? Zostawiłem u nich mój notatnik". Wywrócił oczami i odpisał, że tak. Mógł sobie kupić nowy notatnik, co za problem... Nie wytknął mu tego tylko dlatego, że brat był jedyną osobą poza jego kumplami, która wiedziała, że jest przez kilka dni w Anglii. Ojcom powiedział, że jedzie na weekend nad jezioro z chłopakami. Nie miał pojęcia, jak miałby wytłumaczyć staruszkom po co poleciał do Europy. Jeśli wkurzy Grahama - zaraz im o tym powie. Harry zacznie się plątać w zeznaniach, Jim pewnie zacznie coś podejrzewać... A, za dużo tego. Po prostu lepiej nie wkurwiać Grahama i pojechać po ten zasrany notatnik.
              - Moja cena? Dobre pytanie. Możesz postawić mi obiad i... - schował telefon - ... i pojechać jutro ze mną do moich dziadków. Brat do mnie napisał, że zostawił coś u nich i poprosił, żebym to odebrał. Ty wysłuchasz opowieści mojej babci o tym, jak srałem w pieluchy, a ja poszukam zasranego notatnika. Natomiast Diana chce, żebym użyczył się jej jako model do jakiegoś projektu na Instagrama. To będzie cię kosztować drugi obiad, luv. - zerknął na nią przez ramię, żeby zobaczyć czy już się ubrała.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {15/11/22, 07:29 am}

MELISSA HAYLEY



        Parszywy uśmieszek, który wykwitł na jej twarz został niezauważony tylko dzięki temu, że chłopak uparcie starał się na nią nie patrzeć.  Uwielbiała to.  Wprawianie chłopców w zakłopotanie. Obraz jak czerwienią się, odwracają speszeni wzrok czy chrząkają jakby nagle zapomnieli jak się mówi, a wszystko tylko dlatego, że pokazała kawałek nagiego ciała.
        Wbrew  pozorom Melissa nie czuła się przez całe życie atrakcyjna. Zaczynając middle school wydawało jej się, że jest przeciętną, nie wyróżniającą się niczym amerykańską nastolatką. Potem przyszły wakacje na Sycylii przed dziewiątą klasą, prywatna plaża przylegająca do ekskluzywnego hotelu, wychodząc z morza, kiedy woda spływała po jej ciele, a mokre włosy  przyklejały  do jej twarzy i karku, spostrzegła spojrzenia spoglądających na nią mężczyzn.  Nie patrzyli na nią jak na dziecko, patrzyli w sposób, który sprawiał, że miała ochotę skulić się w sobie. Tamtego dnia po raz pierwszy dostrzegła w swoim odbiciu coś innego. Drobna, szczupła, z wyraźnie zarysowanym wcięciem w talii i małymi, lecz jędrnymi piersiami. Była seksowna albo przynajmniej zaczynała być.
        Podczas monologu Harrego o członkach Virgin Revolwers Melissa słuchając go jednym uchem przeszukiwała zawartość swojej walizki. Spojrzała na chłopaka  jedynie  na wzmiankę o robieniu słodkich oczu. Uniosła brwi i przez krótką chwile czekała, aż na nią spojrzy. Kiedy tak się nie stało, bo Lyndon-Vicious był zbytnio  pochłonięty swoim telefonem albo nie patrzeniem na nią, zabrała wybrane przez siebie rzeczy i zniknęła się w łazience. Drzwi zostały uchylone.
        Zrzuciła z siebie ręcznik. Stojąc nago przed lustrem upięła wysoko włosy. Założyła powoli na siebie satynową, oliwkową koszulę. NIe zapięła trzech górnych guzików. Dobrała do góry przylegającą  czarną spódniczkę z wysokim stanem z rozcięciem po prawej stronie. Przyjrzała się swojemu odbiciu  poprawiając kołnierzyk koszuli. Jak dobrze, że satyna nie gniotła się tak jak jedwab.
        Zmarszczyła brwi słysząc, że Harry chce żeby pojechała z nim do jego dziadków. Zabieranie niemal obcej osoby ze sobą do rodziny wydawało się dziwne, czyżby chłopak, aż tak bardzo nie chciał zostawiać sam na sam ze swoimi krewnymi?
        -Jeśli potrzebowałeś obiadu nie musiałeś jechać że mna na inny kontynent. Wystarczyło poprosić. - Rzuciła zaczepnie wracając do pokoju. Liczyła, że motywacje chłopaka nieco się wyjaśni, jednak wciąż pozostawała niezrozumiałe. Oparła się o framugę drzwi i rozpuściłą włosy. - Upięte czy nie?  
        Odsunęła się od ściany. Po raz kolejny przykucnęła przy swoim bagażu. Pochyliła się nad nim, a koszula ułożyła się tak, że odsłaniała kawałek jej piersi. Z mniejszej przegródki wyciągnęła organizer podróżny na biżuterie oraz swoje ulubione perfumy.  
        -Ubranie się jak zdzira czy jak na film do koleżanki brzmiało jak synonimy. Mam nadzieje, że to starszym panom będzie odpowiadać. - Spojrzała na Harrego i posłała mu nieco wredny uśmieszek. Z organizera wyciągnęła srebrny łańcuszek na udo z wisiorkiem w kształcie węża umocowanym na czarnej podwiązce  i dopasowany do tego naszyjnik. - Trudno będzie przekonać Dalie, żebym mogła oglądać jak modelujesz? - Postawiła nogę na łóżku i założyła biżuterie.
        -Jak stoimy z czasem? Zdążymy na ten pierwszy obiad przed spotkaniem? - Spytała zapinając naszyjnik. Ogon srebrnego węża umiejscowił się w rowku  pomiędzy jej piersiami.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {15/11/22, 05:40 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Schował telefon do kieszeni i zaśmiał się, kręcąc głową. Spojrzał prosto na nią.
              - Nie potrzebuję obiadu. Ale jeszcze bardziej nie potrzebuję, żebyś odwdzięczała mi się nie wiadomo czym. Jesteś dziewczyną mojego kumpla, a ja pomagam moim przyjaciołom. - wzruszył ramionami - Chyba że chcesz mi kupić mieszkanie. Z opłatami na rok do przodu. Najlepiej apartament z oknami wychodzącymi na plażę.
              Przyjrzał się jej, oceniając czy bardziej podoba mu się wersja z upiętymi włosami czy z rozpuszczonymi. A może nie tyle jak jemu się bardziej podoba, a jak ogólnie lepiej by wyglądała w tym komplecie i z jakim uczesaniem. Przechylił głowę lekko w bok. Na moment jego wzrok skupił się na jej odsłoniętej piersi. Westchnął. Szczerze powiedziawszy, fakt, lubił sobie popatrzeć, ale jakoś nie swojo się czuł, patrząc na dziewczynę swojego przyjaciela z tej perspektywy.
              - Upięte. - odpowiedział w końcu na jej pytanie - Masz ładną szyję, a dzisiaj ma być dość ciepło, więc możesz ją wyeksponować, a przy okazji nie będzie ci tak gorąco, jak w rozpuszczonych. - zaargumentował, po czym znów wzruszył ramionami z miną "ale rob jak chcesz".
              Słysząc jej komentarz, a potem widząc jej minę, nie mógł się nie roześmiać. Rozbawiła go. Dosłownie. Może to dlatego, że zdążył się przyzwyczaić do "bogatych dziewczynek z dobrych domów", z którymi miał nieprzyjemność uczyć się w prywatnych szkołach i takie zachowania już go nawet nie denerwowały, a wyłącznie śmieszyły.
              - Po pierwsze - widocznie nie widziałaś w swoim życiu wystarczająco dużo zdzir. Wyglądasz całkowicie przyzwoicie i tak ubraną można by cię przedstawić rodzicom jako swoją dziewczynę. - Harry widział trochę zdzir w swoim życiu, szczególnie kiedy jeszcze Jim zostawiał synów podczas tras koncertowych samych z Simonem. Słynne prywatki Simona Viciousa, o których wiedzieli wszyscy, tylko nie jego mąż - Po drugie - wydajesz się być spoko dziewczyną. Nie musisz udawać takiej... No wiesz... Prowokującej. To nie dodaje ci uroku. - posłał jej przyjazny uśmiech. Szczerze uważał, może naiwnie, że to pokazywania niby przypadkiem ciała i  te teksty, jak chociażby to o stroju, były tylko wyćwiczoną pozą, którą Mels prezentowała światu, żeby... Sam nie wiedział po co. Może chciała ukryć swoją delikatną naturę? Brzmi to zbyt poetycko, żeby uznać za prawdę.
              Wyprostował się, chowając ręce do kieszeni spodni. Dalia. Ciekawe czy specjalnie pomyliła imię? Harry uniósł tylko wyżej kącik ust, uznając to za całkiem prawdopodobne, jednak nie poprawił jej. Jak tylko dojdzie do ich spotkania, jego dawna przyjaciółka szybko jej uświadomi, jak faktycznie brzmi jej imię. Ona z resztą też miała tą manierę, podobną do Mels.
              - Jeśli ładnie poprosisz, może się zgodzi. - odpowiedział tylko, obserwując jak zapina podwiązkę z łańcuszkiem.
              Wyciągnął telefon i sprawdził godzinę. Mają jeszcze półtorej godziny. Powinni zdążyć. Najwyżej zadzwoni do Diany i powie jej, gdzie się znajdują i żeby przyjechała po nich tam, a nie do hotelu.
              - Zdążymy. Tylko daj mi pięć minut, żebym też mógł się wypięknić. - mrugnął do niej i wyszedł z jej pokoju.
              Będąc w swoim pokoju hotelowym, założył na lewy nadgarstek swojego smartwatcha, a na prawy bransoletę z cienkiego srebrnego łańcuszka. Dosyć babska rzecz, ale lubił ją. Dostał ją dawno temu w prezencie urodzinowym od biologicznej matki. Nie znał jej imienia, nigdy jej na oczy nie widział, ale lubił prezent od niej. Może to z zazdrości, bo Graham co roku dostawał prezenty na urodziny i święta od swojej matki, a on dostał od swojej tylko tą bransoletkę. Uważał to za dość niesprawiedliwe. Ale może po prostu jego matka uznała, że urodziwszy go, jej rola się skończyła, wzięła pieniądze i odeszła, a ta bransoletka to jeden, jedyny raz kiedy poczuła się, że jednak nie jest jej tak zupełnie obcy. A zaraz potem to uczucie odeszło.
              Na szyi zapiął charakterystyczny wisiorek z kłódką z wygrawerowanymi literami SV. To natomiast prezent od ojca. Jego ulubiony naszyjnik.
              Harry miał dziwny nawyk przywiązywania się do biżuterii, którą dostał od rodziców. To fakt.
              Zgarnął jeszcze swój portfel. Może i Mels zamierzała za niego zapłacić, ale wolał nie wychodzić bez dokumentów. Zważywszy na fakt, że znał Londyn ciut lepiej od dziewczyny, zaoferował się, że to on wybierze im lokal. Przed przylotem tutaj, upewnił się, które z lokali, które dawniej tak często odwiedzał z młodszym bratem i Jimem, wciąż funkcjonują. Złapali taksówkę i podał kierowcy adres. Na razie nie mówił Haley co wybrał. To miał być jego obiad-nagroda, tak? Auto zatrzymało się przed długim budynkiem mieszkaniowym, gdzie lokale na parterze zostały stworzone z myślą o różnych osiedlowych sklepach i tego typu przybytkach. Przed laty jakiś facet wykupił kilka z nich, wyremontował i przerobił na chińską knajpkę.
              - Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę. - posłał jej rozbawiony uśmiech, kiedy wysiedli i po dżentelemeńsku przytrzymał jej otwarte drzwi. Wziął im dwie karty dań i zajęli wolny stolik przy oknie w kącie. Sam długo nie musiał się zastanawiać, więc jak tylko podszedł do nich kelner, zamówił dla siebie chrupiącego kurczaka po chińsku i gazowany napój. Wziąłby piwo, ale może lepiej nie wstawiać się przed spotkaniem. Mogą się napić, jeśli uda im się dogadać z Siriusem i Parkerem.
              - Właściwie, to polecieliśmy razem do Europy, nie wiedząc o sobie zbyt wiele nawzajem. - zauważył to, o czym pewnie oboje myśleli od początku - Przydałoby się to nadrobić. I to szybko. - przekrzywił głowę - Chcesz zagrać w pytania? Zadajemy sobie pytania i na nie odpowiadamy. Ale bez bycia wścibskim. Jeśli jakieś pytanie nam nie pasuje, możemy odmówić odpowiedzi.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {04/12/22, 07:06 pm}

MELISSA HAYLEY


Została sama w swoim pokoju hotelowy. Wróciła do łazienki. Zgodnie z radą chłopaka wysoko włosy pozostawiając kilka luźnych loków opadających na jej kark i twarz. Zagryzła delikatnie dolną wargę patrząc w swoje odbicie. Dlaczego po głowie musiały chodzić jej tak głupie pomysły?
-Niezbyt. - Odparł natychmiast, gdy wysiedli z taksówki. Jej wzrok na chwile padł na naszynik z wisiorkiem w kształcie kłódki. Następnie rozejrzała się po okolicy. Sama nie wybrałaby tego miejsca i było to nie związane zupełnie z kuchnią jaką lokal serwował, raczej też nie widziała potrzeby, aby tu się zapuszczać. - Na szczęście jestem bardzo głodna. - Dodała wracając spojrzeniem do Harrisona.
Zagryzła delikatnie wewnętrzną stronę policzka przeglądając kartę dań. Nie była gotowa, gdy kelner przyszedł zebrać zamówienie. Uśmiechnęła się do obcego mężczyzny i poprosiła o to samo co Lyndon- Vicious.  Miała nadzieję, że ta decyzja nie była zwodnicza, w końcu “chrupiący kurczak” brzmiał zjadliwie. Do chwilę później wrócił  kelner przynosząc im napoje. Skinęła głową, gdy postawił przed nią grubą, wysoką szklankę.
-Bez wścibskości? Brzmi nudno. -  Upiła łyk gazowanego napoju. Na dworze zaczęło robić się coraz cieplej. - Zaproponowałeś, to zaczynam. Czemu odwalacie ten cyrk z Judą ? - Spojrzała na chłopaka i uniosła znacząco brwi. - Okey, Juda ma dzięki temu darmowe, ładne mieszkanko… No w zamian za nieszkodliwe macanko raz na jakiś czas, mała cena, a ty? - Na ich stoliku pojawiły się talerze z jedzeniem. Lekko zmarszczyła brwi nabijając na widelec kawałek mięsa. Nieco niepewnie wzięła pierwszy kęs. Nie było źle, nie  było też szału. - Taki trochę chiński fast food, co? - Wskazała sztucem na swój talerz. - Wracając. -  Dodała nabierając kolejną porcje. -  Chcesz zagrać na nosie ojcom? Czy tu chodzi o Judę? Czy o co? Użyłeś już dzisiaj karty “ Pomagam przyjaciołom”
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {05/12/22, 12:15 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Zastanowił się nad odpowiedzią na jej pytanie. Ciężko było mu wskazać konkretny powód, dla którego bawił się w tą farsę. Gdyby go nie uprzedziła, pewnie zagrałby kartą "pomagam przyjaciołom". Obrócił w palcach widelec, przyglądając mu się w zamyśleniu.
              - Myślę, że Juda jest dla mnie wygodną przykrywką. Ciężko mi to wytłumaczyć, bo dla kogoś z normalnej,  "hetero" rodziny, może wydawać się to śmieszne, ale mój ojciec, Jim, jest... - zawahał się, nie mając pojęcia jak delikatnie ubrać to w słowa - uprzedzony do kobiet pod względem romantycznym. W zwykłych relacjach nie ma z nimi problemu, ale po prostu nie ma najlepszych doświadczeń z nimi. Pierwsza miłość wbiła mu nóż w plecy, a potem inna kobieta niemal doprowadziła jego najlepszego przyjaciela do śmierci, po tym, jak ich skłóciła i twierdziła, że wszystko, co robi, robi z miłości. - zmarszczył brwi. Ty najlepszym przyjacielem był jego drugi ojciec, Simon. Nic dziwnego, że Jim miał żal do jego ówczesnej dziewczyny. Podrapał się z zażenowaniem po karku - Póki nie byłem w "związku" z Judą, łypał krzywo na każdą moją znajomą, kontrolował z kim się spotykam... Był strasznie upierdliwy i nadgorliwy. Nadal jest, ale wtedy nie dawał mi żyć. Więc łatwiej mi się z nim żyje, kiedy myśli, że jestem gejem. Juda ma hajs, ja mam święty spokój. - podsumował.
              Może jest tchórzem, chowając się za Judą i udając geja, w końcu Graham nie kryje się z byciem hetero i jakoś żyje, ale Harry naprawdę nie radził sobie z presją, którą czasem wypiera na nim Lydon. Z drugiej strony, jakie to ironiczne, w jakiej innej rodzinie musisz się ukrywać z tym, że jesteś hetero?
              Popił kurczaka napojem i szybko pomyślał nad pytaniem dla Mels. Posłał jej lekki uśmiech.
              - Lot do innego kraju z obcym kolesiem, jest trochę szalony. To się zazwyczaj dobrze kończy tylko w komediach romantycznych. - stwierdził z lekkim rozbawieniem - Poza tym, że zależy ci na tym koncercie dla rodziców, co skłoniło cię, aby tu ze mną przylecieć? Nie boisz się, że mogę okazać się psychopatą, który ukrywa się za uroczym uśmiechem?
              Nawinął na palec łańcuszek naszyjnika i zaczął się nim bawić, oczekując na odpowiedź.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {16/01/23, 07:20 pm}

Melissa nawet nie próbowała zamaskować zwątpienia, które niemal odrazy wdarło się na jej twarz. Zmarszczone brwi, lewa delikatna uniesiona ku górze. Relacja Harrisona z ojcem była dla niej w dużej mierze czymś niepojętym. Udawanie kogoś kim się nie jest tylko po to, aby zadowolić rodzica. Miała dość ambiwalentne odczucia co do tego. Nie wiedziała czy bardziej chłopakowi współczuje, że musi odstawiać całą tą szopkę, by czuć się akceptowanym czy może bardziej gardzi, że nie ma w sobie odwagi, nie potrafi być szczery.
Początkowa chciała zażartować z Lydon-Viciousa. Wbić szpilkę w miejsce, w które najbardziej zaboli. Ta zła część jej duszy uwielbiała to robić, znajdować u ludzi wrażliwy punkt i atakować.
- Może w twoim przypadku dobrym prezentem dla taty będzie wspólna terapia rodzina. - W jej głosie nie było kpiny. Sama nie rozumiała czemu się powstrzymała, czemu ten złośliwy chochlik na jej ramieniu, który podsuwał jej różne przytyki nagle ucichł. - Szczerze, ta sytuacja nie może trwać wiecznie, a tu ewidentnie jest jakiś nieprzepracowany problem.
Ona sama ze swoim rodzicami miała bardzo dobre relacje. Robert i Sheila rozmawiali z córką o wszystkim, zawsze traktując ją jak partnera w rozmowie, a nie bezrozumne dziecko. Poruszali z nią wiele ważnych tematów, nawet jak była maluchem. Gdy przebąkiwała o tym, że chce rodzeństwo szczerze, w sposób zrozumiały dla kilkulatki, wytłumaczyli czemu to nie jest możliwe. Kiedy zbliżała się pierwsza miesiączka, czas bardzo stresujący i wstydliwy dla wielu dziewczyn, Mels była na to doskonale przygotowana. Tego poranka, gdy zauważyła na swojej bieliźnie plamy krwi, ze spokojem zmieniła majtki, założyła podpaskę i poszła do mamy. Sheila została wtedy z nią w domu, przez niemal cały dzień siedziały razem zajadając się pocky i oglądając “Kochane Kłopoty”. Państwo Haley popełnili wiele błędów wychowawczych, ale ich córka wyrosła w przekonaniu, że zawsze może porozmawiać z nimi o wszystkim, a oni najlepiej jak mogą będą starać się ją zrozumieć.
Pytanie, które zadał jej było czymś nad czym ona sama szczerze się zastanawiała. Od początku widziała absurdalne aspekty tej wyprawy, ale mimo wszystko i tak się na nią zdecydowała nawet za wiele się nie zastanawiała. Spakowała walizkę, wsiadła w samolot i poleciała na inny kontynent.
Rozchyliła delikatnie usta, język przytknęła do górnych zębów. Spojrzała w jakiś bliżej nieokreślony punktu nad głową Harry’ego, jakby nagle tabliczka z szukaną odpowiedzią miała pojawić się znikąd lewitujące w powietrzu.
- Nudziłam się. - Odparłam powoli przenosząc wzrok na chłopaka. - Nudzę się, potrzebuje jakieś rozrywki.
Życie osoby, która ma lub może mieć wszystko bywa naprawdę nużące. Do dwudziestych urodzin zdążyła odwiedzić niemal każdy kontynent z wyjątkiem antarktydy. Brała udział w dwutygodniowym safari po Tanzanii, odwiedziła Rio de Janeiro podczas karnawału, świętowała chiński nowy rok w Szanghaju, nawet nurkowała u wybrzeży Australii oglądać rafę koralową. Nie wspominając już o licznych rodzinnych wakacjach spędzonych na Sycylii czy w Porto.
Bez konkretnego celu w życiu, bez szczególnych pasji czy nawet pracy bądź chęci kontynuowała nauki, popadła w monotonnie, przerywaną na chwilę imprezami czy wyjazdami.
Poczuła się głupio. Uciekła wzrokiem w bok. Udała, że nagle zainteresowały ją osoby siedzące przy sąsiednim stoliku. Speszyła się, chociaż sama nie rozumiała czemu. Chyba, pierwszy raz powiedziała na głos,że jej życie ją nudzi. Życie o którym większość marzy i przeciętny człowiek nigdy nie doświadczy. Powinna być za nie wdzięczna, a jest nim znużona.
- Mogę dać ci numer do naszego terapeuty. Przyjmuje nowych klientów tylko z polecenia.- Zmieniła temat.
Zapłaciła rachunek zostawiając kelnerowi napiwek będąc niemal równowartością posiłku. Obsługa nie był najwyższych lotów, posiłek nie zachwycił jej kubków smaków i najpewniej nigdy więcej tu nie wróci. Po prostu, pomimo tych wszystkich miotających ją odczuć , lubiła wydawać pieniądze.
Czekali na zewnątrz na taksówkę. Mels nastawiała twarz ku słońcu.
- Masz kontakt z tą… Tą… Delaney? Gdzie się z nią spotkamy? Nie lepiej od razu jechać do jej ojca? Czy potrzebuję jakiegoś przygotowania?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {18/01/23, 12:10 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s


              Nawet nie zdziwiły go jej słowa. Uśmiechnął się słabo, oblizał górną wargę i wzruszył ramionami, dając tym samym do zrozumienia, że niespecjalnie chce o tym rozmawiać. Szczególnie z praktycznie obcą mu dziewczyną. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego sytuacja rodzinna jest dość patologiczna i że potrzeba Jima, żeby wszystko kontrolować, zatruwa im życia, ale nie wiedział co mógłby z tym zrobić. A może nie chciał. Z jednej strony nie miał odwagi powiedzieć ojcu w twarz, co o tym myśli, a z drugiej obawiał się tego, jak wyglądałoby jego życie, gdyby zdecydował się po prostu odciąć się od tego wszystkiego i żyć na własną rękę. Ciągle obiecywał sobie, że kiedy jego zespół odniesie sukces, to wyrwie się i będzie żył tak, jak sobie wymarzy.
              Może trzeba było pójść na te cholerne studia. Zrobiłby je, znalazłby sobie dobrą pracę i miałby to w dupie.
              Obserwował Melissę, gdy ta szukała odpowiedzi na jego pytanie. Wyglądała przy tym uroczo i zabawnie. Mimowolnie uśmiechnął się w dużo szczerszy sposób niż jeszcze przed chwilą. Uniósł rękę, czując potrzebę położenia jej na dłoni dziewczyny, ale w ostatniej chwili dotarło do niego, że mogłoby to zostać źle odebrane, więc udał, że miał zamiar podrapać się po policzku. Chyba wiedział, co miała na myśli.
              - Tak, nuda jest okropna. - pokiwał głową, wpatrując się w blat stołu. Jakoś tak atmosfera im padła, czy to tylko jemu się tak wydaje?
              Chciał odmówić, słysząc propozycję numeru do terapeuty. Mają terapeutę. A właściwie Simon ma. Co prawda specjalizuje się w uzależnieniach, a nie w problemach rodzinnych, ale pewnie mógłby im kogoś polecić, nie? Poza tym, pracując od tylu lat z jego ojcem, znał już trochę ich sytuację domową. Sam kiedyś coś wspominał, że dobrze byłoby pójść na terapię, choćby małżeńską, bo ewidentnie tego potrzebowali panowie Lydon-Vicious, ale temat umarł. Harry obserwując swoich ojców doszedł do wniosku, że póki jest dobrze, to jest dobrze, ale kiedy przychodzi kryzys, stara się tylko jeden z nich i niemal zawsze jest to Jim. Simon ma wywalone tak długo, aż nie pojawi się groźba, że zostanie sam. Kiedy kilka lat temu byli w separacji, widać było, że Jim nieco odżył, ale ta rozłąka nie zrobiła najlepiej Simonowi. Razem było źle, osobno też. Jeden i drugi mieli na siebie chwilami toksyczny wpływ. Przykro się na to patrzyło.
              - Możesz mi podesłać. Pewnie prędzej czy później się przyda. - odrzekł w końcu.
              Wyszli na zewnątrz i zaciągnął się ciepłym powietrzem. Powietrze w Londynie od zawsze było okropne i w zapachu, i w smaku.
              - Sirius jest nadętym fiutem. Nie próbuj zrozumieć czemu rzeczy związane z nim, muszą dziać się w inny sposób, niż gdyby dotyczyły kogoś innego. - westchnął ciężko i podszedł do taksówki, która właśnie zajechała. Otworzył drzwi i pozwolił Mels wsiąść pierwszej. Podał adres hotelu, w którym się zatrzymali - Poza tym, nie znam ich aktualnego adresu, a Diana nie chciała mi go podać. Też jest lekko pieprznięta. Poza tym, jest ta cała wojna między naszymi starymi, pewnie boi się, że zrobię durny numer i podam ich adres do mediów czy inne gówno. - zignorował spojrzenie, które rzucił im kierowca taksówki. Harry przygładził włosy dłonią. Im bliżej spotkania z dawnymi Rewolwerami, tym bardziej odczuwał poddenerwowanie. Nie widział tych gości jakieś dziesięć lat i raczej nie mógł się spodziewać, że znowu będą mu wujkować jak przed "Wielką Dramą". Zastanawiał się, czy Diana w ogóle powiedziała im, kto zamierza się z nimi spotkać w sprawie tego prywatnego koncertu.
              Kiedy tylko wysiedli z taksówki na przy hotelowym parkingu, od razu zauważył blondynkę o intensywnie błękitnych oczach, która patrzyła na niego znad przyciemnianych szkieł okularów przeciwsłonecznych. Wyprostował plecy, mierząc się z nią wzrokiem. W końcu, może po piętnastu sekundach tej szopki, Diana ruszyła ku nim, stukając obcasami.
              - Czym oni cię karmią w tym Los Angeles? - spytała, wyciągając ręce i zarzuciła mu je na ramiona, przytulając krótko. Harry bez większego speszenia, objął ją w tali, odwzajemniając uścisk - Założyłam najwyższe obcasy, a i tak sięgam ci najwyżej do brody!
              - Wiesz, dużo mleka, dużo słońca... - mruknął, odsuwając się. Diana zmierzyła uważnym spojrzeniem stojącą obok niego Melissę - Właśnie, Diano, to jest Mels. To dla jej rodziców próbujemy zorganizować ten koncert. Mels, to Diana, córka gitarzysty Rewolwerów.
              Blondynka uśmiechnęła się słodko i sztucznie, wyciągając dłoń w geście powitania. Rzuciła jakimś sztampowym tekstem, że miło poznać i zaprosiła ich do swojego mercedesa. Obrzuciła Harry'ego dziwnym spojrzeniem, kiedy zdecydował się zająć miejsce na tylnym siedzeniu razem ze swoją "wspólniczką", jednak darowała sobie komentarze. Ruszyli.
              - Ile musiałaś go prosić, żeby przyleciał z tobą do Londynu? - spytała, zerkając na nich w tylnym lusterku - Kiedy byliśmy młodsi, musiałam dręczyć jego młodszego brata, żeby zmusić Harry'ego do jakiejkolwiek interakcji ze mną. Wolał się bawić z chłopcami, niż ze mną, więc musiałam sobie jakoś radzić, żeby nie zostawiali mnie wiecznie z Grahamem.
              Harry zaśmiał się, nieco skrępowany tą uwagą
              - A właśnie, co u Grahama? Słyszałam, że wrócił do LA. Kilka razy spotkałam go na kampusie, ale chyba dalej ma uraz do mnie o te ślimaki w soku...
              - Nie przejmuj się. Graham już taki jest, nie lubi się socjalizować z ludźmi... A ludzie nie lubią się socjalizować z nim. Powtarzam ojcu, że ma jakieś spektrum autyzmu albo inne gówno, ale ojciec twierdzi, że Graham jest zupełnie normalny, tylko jest "introwertykiem"... Dupkiem, nie introwertykiem. - wywrócił oczami, podpierając policzek na dłoni, a łokieć o drzwi wozu. Zmarszczył brwi, rozpoznając drogę, którą jechali, jednak kojarzył ją z domem kogoś innego, niż Johnsonów - Jedziemy do Abe'a?
              - Mieszkamy teraz z nową dziewczyną taty, a ona lubi wszystko wiedzieć. A żona Parkera wyjechała teraz na jakąś sesję zdjęciową, więc u niego będzie większy spokój. - wyjaśniła.
              Harry spojrzał na Mels i udał, że gra na niewidzialnej perkusji, żeby dać jej do zrozumienia, że chodzi o perkusistę. O ile załapała, że chodzi mu o perkusję. Jego pantomima nie była wysokich lotów.
              Przejechali przez wysoką bramę otwieraną na pilot i zaparkowali na podjeździe przed domem, między dwoma innymi autami. Z duszą na ramieniu wszedł do środka, coraz mocniej czując jak niewidzialna, żelazna dłoń zaciska mu się na żołądku. Idzie się spotkać z Siriusem Johnsonem, oficjalnym i zaprzysięgłym nemezis jego ojca - jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Będzie rozmawiał z nim o zorganizowaniu koncertu, na który jego ojciec w życiu by się nie zgodził, ale jeśli przekona Siriusa i Parkera, Lydon nie będzie miał wyboru. Dosłownie zamierza zdradzić faceta, który go wychował.
              Dom Roasta nie wskazywał na to, że mieszka tu jakiś bogaty muzyk. Niewiele różnił się od typowego domku jednorodzinnego, utrzymany w drewnianej, rustykalnej stylistyce. Przemierzając korytarz prowadzący od drzwi wejściowych do salonu, słyszeli już śmiechy dwójki mężczyzn. Diana weszła pierwsza, żeby poinformować ich o tym, że "facet od koncertu już jest", po czym uciekła do kuchni, życząc im powodzenia. Harry wziął ostatni głęboki wdech i przekroczył próg salonu, stając twarzą w twarz z Siriusem i Parkerem. Temu pierwszemu mina nieco zrzedła, widząc go, jednak gospodarz wydawał się nawet miło zaskoczony jego widokiem.
              - Dzień dobry. - posłał im swój najlepszy uśmiech.
              - Bloody... - zaczął Johnson, ale został zagłuszony przez przyjaciela. Perkusista wstał i podszedł do swoich gości.
              - Goddamn! Harrison! - podał mu rękę, zaskakując chłopaka swoją otwartością. Spodziewał się raczej, że obaj będą wrogo do nich nastawieni - Przez chwilę miałem wrażenie, jakby w drzwiach stanął Simmy! Tylko znoszonej ramoneski ci brakuje!
              - I rudego kurdupla przy boku. - burknął Sirius, odpalając papierosa. Parker posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Nie wiadomo, czy chodziło mu o jego wypowiedź, czy o tego papierosa.
              Harry odchrząknął i wskazał dłonią na stojącą u jego boku Melissę, chcąc przejść do rzeczy, nim Roast się rozgada o jego podobieństwie do Simona.
              - Może to niegrzeczne z mojej strony, ale jesteśmy po długiej podróży i chcielibyśmy przejść do rzeczy... - Parker skinął głową i wskazał dłonią na wolną kanapę, a sam usiadł obok Siriusa, podsuwając mu pod nos popielniczkę. Lydon odchrząknął i zerknął na Mels, szukając u niej wsparcia moralnego, i usiadł na wskazanym mu miejscu - To moja przyjaciółka, Melissa. Jej rodzice w młodości byli waszymi fanami i chcielibyśmy zrobić im niespodziankę na rocznicę ślubu...
              - Słyszysz, Roasty? Ludzie obchodzą rocznice ślubu prezentami, a nie papierami rozwodowymi. - przerwał chłopakowi gitarzysta, patrząc z rozbawieniem i zaczepką na swojego kolegę. Parker wywrócił oczami.
              - ... Chcielibyśmy zorganizować im prywatny koncert Rewolwerów. - kontynuował, starając się utrzymać rozmowę na właściwych torach.
              - Moron! Nigdzie nie zagram z tym fiutem, Jamesem i jego kurwą! - wycedził Johnson, strzepując popiół do popielniczki. Określenie, którego użył mężczyzna pod adresem Simona, bardzo rozzłościło chłopaka. Zacisnął dłonie na kolanach, próbując powstrzymać się przed rzuceniem się na faceta. Mają do nich biznes. Nie może rzucić się z pięściami na jednego z nich.
              - Na pewno? - spytał przez zaciśnięte zęby i uśmiechnął się - Ponoć macie problem z basistą... albo wokalistą. Nie wiem. Co chwilę słychać, że któryś z nich odchodzi z waszej kapeli i nikt nie chce już z wami pracować. Przydałyby się wam pieniądze z takiego występu... - spojrzał na Mels. Momentalnie poczuł, że złość ustępuje, kiedy jego wzrok skupił się na jej twarzy - Wiecie, cena nie gra roli. Prawda, Mels? Zagracie kilka piosenek, poudajecie z Fiutem i Kurwą dobrych kumpli, wypijecie trochę alkoholu, dostaniecie swój hajs i wrócicie do problemów White Stone'sów.
              Mężczyźni wymienili się spojrzeniami.
              - ... Jest fiutem jak James. - stwierdził Sirius.
              - Potrzebujemy tych pieniędzy, Siri.
              - Znajdę nam basistę i nie będziemy...
              - Spierdoli jak każdy poprzedni, bo jesteś fiutem, Siri. - Parker wyprostował się i spojrzał na Mels, w głowie dokonując kalkulacji - Sto pięćdziesiąt tysięcy na głowę.
              - Dla nas. Tamtym fiutom mniej. - burknął.
              - Morda, Siri. - fuknął na niego i znowu spojrzał na Mels - Stoi? Plus koszty podróży do Los Angeles.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {28/01/23, 11:30 am}

M E L I S S A    H A L E Y




     Dla przyzwyczajonych od dziecka do upalnych, wakacyjnych miesięcy spędzanych w Kalifornii, podczas których niemal żar lał się z nieba, lato na wyspach brytyjskich wydawało się dość chłodnawę. Nie było jej zimno, oczywiście że nie, temperatura oscylowała wokół 20 stopni, jednak ubrana w cieniutką koszulkę i krótką spódniczkę z lubością łapała każde promienie słoneczne ogrzewające jej twarz. Postarzającym działaniem słońca pomartwi się później, a raczej zatrudni lekarz plastycznych i kosmetologów, którym każe odwrócić lub zamarkować ten proces. Mama Mels, Sheila, przyjęła strategię “starzenia się z dumą” i -oprócz drobnych zabiegów kosmetycznych - nie niweluję zmarszczek, nie rozjaśnia przebarwień, nie wypełnia zanikajacej czerwieni wargowaj. Melissa dorastała otaczona kobietamy, które zawsze z dumą nosiły znaki mijanych lat. Rozumiałą i szanowała ich decyzję, ale sama sądziła, że będzie przedłużać swoja młodość i urodę tak długo, jak długo medycyna plastyczna będzie w stanie jej w tym pomagać.
     Uniosła lekko brew, gdy Harrison otworzył jej drzwi do taksówki. Na jej ustach zabłąkał się, lekko złośliwy uśmieszek, który starała się zamaskować  odwracająć twarz ku szybkie. Czyżby przez namacalną wręcz bliskość brytyjskiej kultury obudziła w młodym Lyndon - Viciousa gentlemana rodem z wiktoriańskich powieści? W końcu z tego co było jej wiadomo obaj jego ojcowie pochodzili z Wielkiej Brytanii, więc nieważne, który z nich był rodzicem biologicznym - chociaż tą kwestie może rozwikłać każdy kto posiada zmysł wzroku - w chłopaku płynie angielska krew, którą najwyraźniej się przebudza.
     – Ten adres to taka tajemnica? Zwiążam nam oczy i wyłączą telefony, abyśmy go nigdy nie poznali?–   Wywróciła oczami. Jak na razie ten aspekt wyprawy wydawał się najbardziej absurdalny. Nie mogli pojechać sami do dawnego gitarzysty Virgin Revolvers, musieli być zdani na podwózkę jego córki. Fantastycznie, że tamtej dziewczynie udało się nakłonić ojca do spotkania, ale jej dalsza obecność była zbyteczna.
     Zrozumiała sytuację niemal natychmiast, gdy spotkali Diane. Zabawny,  z perspektywy Mels, sposób jaki mierzyła wzrokiem Harrisona na hotelowym parkingu. Sztampowy teksty o jego wzroście, sztuczne, przesłodzone przywitanie z Melissą oraz - wisienka na torcie - spojrzenie blondynki, gdy chłopak usiadł z tyłu. Diana nie musiała ich zawieźć do ojca, ona chciała to zrobić, a w szczególności chciała zawieźć Harrego.
     –  Wcale nie musiałam go prosić. –  Odparła niemal od razu. Miała nadzieję, że jej obojętny ton głosu wbije mikro szpileczki w ego blondynki. Nawet w sytuacji w której, obca dziewczyna jej pomaga Melissa nie mogła powstrzymać wrodzonej złośliwości. – Powiedziałam tylko, że może będzie fajnie i się zgodził… A nie… Fajne miało być coś innego. – Uśmiechnęła się słodko  napotkając  w odbiciu lusterka wstecznego spojrzenie Diany. –  W przypadku podróży do UK po prostu się zgodził.
     Rozmowa zeszła na brata Harrisona, tak przynajmniej wywnioskowała z jej treści. Nie znała omawianego chłopaka,  niezbyt ją interesował i nie czuła potrzeby kontynuowała z nimi pogaduszek. Odwróciła głowę ku szybie, nieobecnym wzrokiem oglądała migający krajobraz. Ożywiła się tylko na chwilę, gdy ujawniono cel ich podróży.
Spojrzała na Lyndon- Viciousa, uniosła brwi, gdy w dość pokraczny sposób starał się ukazać najprawdopodobniej grę na perkusji. Granie z nim w kalambury musiało być niesamowitym przeżyciem. Komicznym, gdy był przeciwnikiem i mniej komicznym, gdy był wspólnikiem.
     Spotkanie z muzykami nie spełniało oczekiwań  Melissy.  Mężczyźni w wieku jej ojca, zachowywali się bardziej jako zdurnieli chłopcu z publicznego liceum, na których napotykała się co jakiś czas na imprezach czy festiwalach. Głośni, wulgarni, dziecinni i co najbardziej drażniło Mels niezwykle łatwo i szybko się dekoncentrowali.
Otwarte obrażanie rodziców przy ich dzieciaku sprawiało, że usilnie musiała się powstrzymać przed głośnym parsknęłam i zmierzenie, tych pożal się boże grajków, gardzącym spojrzeniem.  Bez trudu dostrzegła zaciśnięte pięści u Harrego, niby przez przypadek szturchnęła swoim kolanem jego poprawiając się na kanapie. Zastanawiałą się jak będzie eskalować to spotkanie.
     Spojrzała w oczy Parkera, kiedy w końcu mężczyzna zwrócił na nią swoją uwagę.  Wykrzywiła usta w niebezpiecznym uśmieszku i odchyliła się nieco do tyłu.
     – To rozsądna propozycja… – Dostrzegła zadowolenie na twarzy perkusisty. W oczach Mels błyszczały rozbawione ogniki. –   Gdybyś nie użył słów: “Na głowę”. – Dodała. –  Dwa razy po sto pięćdziesiąt, plus jeszcze pieniądze dla  ojców Harrego. Wyjdzie ponad pół miliona. Cenicie się niemal jak Elton John. - Uniosła dłoń w uciszajacym geście  widząc jak gitarzysta otwiera. –  A z tego co kojarze, wy nie graliście na pogrzebie… Jak to brzmiało? Królowej ludzkich serc? - Przejechała wzrokiem po twarzach starszych mężczyzn. –  Potrzebujecie pieniędzy, sam to mówiłeś Abe– Specjalnie użyła przydomka zasłyszanego podczas drogi do tego miejsca. –  Brak koncertów, braki kadrowe, rozwody, nowe dziewczyny… Długi… Wszystko to jest kosztowne, prawda? Mogę zaproponować po sto tysięcy, przemyślcie to i dajcie znać. Do Widzenia. –  Wstała z miejsca i wygładziła material swojej spódniczki. –  Oczywiście mówimy o dolarach, a nie funtach.
     Wyszła z salonu. Na korytarzu natknęła się na Dianę. W tym momencie uświadomiła sobie, że nici z dramatycznego wyjścia, bo przecież potrzebują albo podwózki, albo zamówienia taksówki i poczekalnia na nią w dość krępującej atmosferze.
     – Wydaje mi się, że musimy dość szybko opuścić to miejsce. Harry mówił coś o sesji fotograficznej. Chętnie wam potowarzyszę...Oczywiście jeśli to nie problem

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {31/01/23, 07:45 pm}

H a r r y   L y d o n - V i c i o u s

“O ja pierdolę, jesteśmy w dupie” – pomyślał Harry, słuchając jak Mels gasi entuzjazm Parkera. Patrzył to na nią, to na mężczyzn, zastanawiając się, po co się tu ciągnęli taki kawał, skoro dziewczyna nawet nie próbowała jakoś milej powiedzieć, że nie dostaną tyle pieniędzy, ile chcą. Fakt, byli dupkami, ale zdaje się, że mówiła coś o tym, że jej zależy, a pieniądze nie grają roli.
Wstał ze swojego miejsca i podążył za towarzyszką. Nie zwrócił nawet większej uwagi na Dianę i złapał Mels za rękę, gdy znaleźli się przed domem.
– Hej! Hej! – ściszył głos, żeby mimo zdenerwowania zachować tę rozmowę między nimi. Przecież wszyscy wokół nie muszą znać szczegółów – Co to było? Wiem, że to para fiutów, ale mówiłaś, że ci zależy i że pieniądze nie grają roli! Chyba że się mylę? – spojrzał jej w oczy i westchnął, puszczając jej rękę – Mniejsza, to nie mój koncert.
Sam nie był pewien dlaczego tak się zdenerwował, że Haley się tak zachowała. Jemu nie powinno zależeć na tym koncercie. To nie jest rocznica ślubu jego starych. A jednak z jakiegoś powodu mu zależy, chciałby, żeby ten koncert się odbył.
Spojrzał na stojącą na ganku Dianę, która przyglądała im się w milczeniu. Wziął głęboki wdech i zerknął na godzinę.
– Zdążymy się jeszcze tym zająć dzisiaj? Tą sesją? – zwrócił się do blondynki.
Podeszła bliżej, mrużąc oczy i patrząc na chylące się ku zachodowi słońce.
– Zmienię koncepcję i zdążymy. – odparła, stając przy nich ze skrzyżowanymi rękoma – Chyba że chcesz przełożyć to na jutro. – zerknęła przelotnie na drugą dziewczynę i znów skupiła się na Harrisonie.
Nie zastanawiając się, pokręcił przecząco głową.
– Miałem zamiar jutro skoczyć do dziadków po coś i może pokazać Mels Londyn, jeśliby chciała. – odparł. Tak naprawdę nie miał żadnych konkretnych planów, poza wizytą u rodziców ojca w celu odzyskania notatnika brata, ale musiał coś powiedzieć. Nie miał ochoty spędzać z Dianą całego pobytu w Anglii. Lubił ją, ale nie na tyle.
Dziewczyna skinęła krótko głową i ruszyła w kierunku auta, wyciągając z kieszeni kluczyki.
– Jeśli chcesz, możesz jechać z nami. – zwróciła się do Melissy – O ile nie będziesz się nudzić. – dodała.
– Ja będę się nudził. – burknął Harry, wsiadając do wozu.
Wrócili do centrum i Johnson zawiozła ich prosto do mieszkania, w którym jak twierdziła, mieszkała przez większość tygodnia, żeby mieć bliżej na uczelnię, a do ojca wracała na weekendy i dłuższe wolne. Ugościła ich w salonie, proponując coś do picia i gdy już dostali, co chcieli, zniknęła na chwilę w swojej sypialni, a gdy wróciła, poinformowała chłopaka, że przygotowała mu ciuchy i ma się przebrać.
Harry zamknął się w pokoju Diany i zaczął rozpinać guziki koszuli, patrząc krytycznie na leżący na łóżku komplet. Z jaką marką niby ona ma collab? Produkującej ciuchy dla femboyów? Największe wątpliwości wywoływały w nim… spodnie. A przynajmniej to, co próbowało udawać spodnie. Krótkie spodenki. Dla większego upokorzenia powinni dorzucić do tego kabaretki albo inne podkolanówki.
Niechętnie ubrał się w to, co mu przygotowała i przejrzał się w lustrze. No chyba ją pojebało, że tak wyjdzie i jeszcze da sobie zrobić zdjęcia…
Otworzył drzwi i wychylił samą głowę.
– Diano, jesteś pewna, że dałaś mi to, co trzeba? – zapytał, marszcząc brwi z powątpiewaniem.
– Czemu pytasz? – odpowiedziała pytaniem. Na jej ustach błąkał się delikatny, rozbawiony uśmieszek.
– … to spodenki czy spódniczka?
– Ma wydzielone nogawki, więc spodenki. – zapewniła.
Zacisnął mocno wargi i spojrzał na Mels, a potem znów na Dianę.
– Nie wyjdę tak do was.
Blondynka wywróciła oczami i złapała go za rękę, wyciągając siłą zza drzwi, za którymi się chował. Harry zdusił w sobie chęć zasłonięcia rękoma swoich od połowy nagich ud. Co zabawne, gdyby byli na plaży albo basenie i po prostu byłby w kąpielówkach, najpewniej nie byłby tak zażenowany, jak w tym momencie.
Oblizał nerwowo wargi, patrząc gdzieś w bok. Byleby nie na dziewczyny.
– Dobrze wyglądasz! Prawda, Melissa? – zwróciła się do drugiej, wciąż obecnej tu dziewczyny – Widzisz? Nie jest tak źle! – poklepała siedzenie fotela i sięgnęła po przygotowany sprzęt do stylizacji włosów – A teraz siadaj, muszę jeszcze ułożyć ci odpowiednio włosy. Możesz zdjąć płaszcz.
Akurat skórzany płaszcz był najlepszą częścią tego stroju. Mógł się nim  owinąć i zasłonić gołe nogi. Zsunął go z ramion i przewiesił przez oparcie kanapy, po czym zajął wskazane mu miejsce.
– Nawet nie wiesz się, jak bardzo się cieszę, że nie nastawiłeś sobie włosów toną lakieru. – zaczęła rozczesywać jego ciemne pasma, pozbywając się tej odrobiny żelu, którą przyklepał sobie grzywkę – Obiecałam im “miłego chłopaka z sąsiedztwa”, a nie obdartusa z alejki z lat siedemdziesiątych.
– Miły chłopak z sąsiedztwa też może mieć jeża na głowie. – burknął. Poczuł, jak z szyi zsuwa mu się jego łańcuszek – Hej! – złapał dziewczynę za nadgarstek i wyrwał jej z dłoni wisiorek.
– Jezu! – odsunęła się, unosząc dłonie – Zdejmuję to gówno, bo psuje stylizację! Z tego badziewia schodzi farba, wiesz? – Zacisnął palce na swoim skarbie, patrząc na Dianę spod ściągniętych brwi. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, aż dziewczyna znów sięgnęła, żeby mu to zabrać. Zerwał się, odskakując – Lydon, co jest z tobą nie tak?! Na mózg ci się rzuciło?! To tylko wisiorek! Przestań się zachowywać, jakbym próbowała zabić ci matkę… Ojca. – poprawiła się.
Może Harrison faktycznie zachowywał się dziecinnie, ale nie podobała mu się wizja rozstania się z naszyjnikiem, który niemal był częścią jego, jak noga czy ręka. Bał się, że mógłby się zgubić. Spojrzał na Mels, zastanawiając się. Bardzo powoli, niechętnie wyciągnął w jej stronę dłoń z wisiorkiem.
– Mogłabyś… Mogłabyś tego dla mnie popilnować przez chwilę? Proszę? – spojrzał w jej oczy, jakby próbował jej tym przekazać, jak ważna  jest to dla niego rzecz i bardzo nie chciałby, aby gdzieś się zawieruszyła.

FRajerski outfit Harry'ego z insta:
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {09/03/23, 10:20 pm}

M E L I S S A   H A L E Y


            Pod domem Parkera powinien czekać na nią samochód. Najlepiej jakiś najnowszy model, znanej, luksusowej marki z prywatnym kierowcą w dobrze skrojony garniturze. Wyszłaby wtedy nie zwracając uwagi na nikogo innego, wsiadła do auta i odjechała, pewnie zapominając o Harrym. Zamiast dramatycznego wyjścia, które tak idealnie pasowałoby do gadki, którą wygłosiła przed byłymi członkami Virgin Revolvers, stoi przed lekko zdezorientowaną córką jednego z nich na korytarzu domu należącego do drugiego z nich i czeka aż dziewczyna otrząśnie się na tyle, aby jej odpowiedzieć. Po plecach przedł ją dreszcz zażenowania na samą myśl, że blondynka odmówi, a ona będzie musiała czekać na podjeździe Parkera czekając na taksówkę. Dwadzieścia, czterdzieści czy bóg wie, ile minut.
            Taki sam cień zdziwienie jaki był widoczny na twarzy Diany pojawił się u Mels, gdy Harry chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą na dwór. Czuła jego zdenerwowanie jeszcze zanim wyszli na zewnątrz, nim się odezwał, niemal biło od niego biło. W oczach mignęło coś na wzór… Rozczarowania? Zawodu? On nie rozumiał… Wypowiedziane przez niego słowa jedynie utwierdziły ją w tej myśli. W tamtej rozmowie nie chodziło o pieniądze.  Nie rozumiał. Stała naprzeciwko niego, patrząc mu w oczy i potrząsnął lekko głową. To nie był ani czas, ani tym bardziej miejsce, aby mu to teraz tłumaczyć.
            — Kasa to bzdura, ale to ja zatrudniam ich, nie na odwrót.
            Lyndon - Vicious puścił jej dłoń, zerwał kontakt wzrokowy i spojrzał na Diane, a oczy Mels automatycznie podążały za jego. Blondynka zdawała się nie zauważać Melissy koncentrując swoją uwagę na brunecie. Haley dostrzegała co się dzieje, dostrzegała rzucane co jakiś czas aluzje, te krótkie, wymowne spojrzenia rzucane w jej stronę. Była tego wszystkiego świadoma, ale zdecydowała się to ignorować. Tak było najlepiej, na razie.
            Zdawało jej się, że Harrison też dobrze rozumiał sytuację, zręcznie wymigując się od perspektywy spędzenia następnego dnia sam na sam z blondynką. Mogła tak łatwo spalić jego wymówke, rzucić, niby niedbale, że nie ma nic przeciwko oddaniu go Dianie. Mały diabełek na jej ramieniu podszeptywał jej, żeby to zrobiła, jednak ,pomimo ogromnej ochoty zobaczenie miny Harry'ego, porzuciła ten pomysł.
            Przez drogę do centrum nie odzywała wlepiając wzrok w telefon. Z wyciszonym dźwiękiem przeglądała snapy i  relacje znajomych, a gdy te się skończyły przerzuciła się na tiktoki. W Los Angeles było już na tyle późno, aby każdy skończył imprezowanie oraz za wcześnie żeby ktoś inny wstał, a mimo tak i tak wysłać krótką wiadomość do Judy: “Zdurniałe chujki.”
            Mieszkanie Dalii znajdowało się w centrum Londynu, gdy tylko zaparkowali pod budynek zastanawiała się czemu nie mogli spotkać się w nim byłymi revolversami zamiast marnować czas na dojazd na obrzeża miasta. Z umiarkowany zainteresowanie krążyła po salonie rozglądając się po wnętrzu i okazjonalnie spoglądając za okno. W ręce trzymała ciepły kubek z kawą - o ile tak można było nazwać lurę jaką dostała - o którą chwilę wcześniej poprosiła gospodynie. Harry zniknął za drzwiami prowadząc do sypialni. Cisza jaka zapanowała między dziewczynami wbrew pozorom wydawała się komfortowa, bezpieczna, w pewnym sensie zdecydowanie na miejscu.  Pełne zrozumienie w ignorowaniu siebie nawzajem. Przebieranie się zajmowało jednak chłopakowi zbyt długo,a Mels faktycznie zaczęła się nudzić.
            — To często widujecie się z Harrym? - Kąsnęła. Niby niewinne pytanie, które padło z ust Haley rozbrzmiało po pokoju. Nie patrzyła na blondynkę śledząc wzrokiem przechodniów po drugiej stronie ulicy.
Lyndon - Vicious pojawił się zanim Diana zdążyła odpowiedzieć, a raczej najpierw pojawiła się jego głowa. Zmarszczyła brwi na ten widok.
            — Nie bądź dziecinny. - Rzuciła odchodząc od okna.  Jej brwi drgnęły ku górze, gdy zobaczyła go w całej okazałości. Znalazła się bliżej niego, krzyżując ręce na piersiach oceniając go wzrokiem od stóp do głów. Pokiwała zgodliwie głową na słowa drugiej dziewczyny. W takich momentach jak ten nie miała nic przeciwko graniu w jeden drużynie. — Najwidoczniej Harry ma skłonność do przesadnego dramatyzowania.  
            Jej telefon zawibrował. Odstawiła kubek z kawa na pobliski stolik i usiadła na kanapie.  Skupiła całą swoja uwagę na wyświetlaczu odcinając się od rozmowy toczącej obok niej. Była w trakcie wystukiwania dłuższej wiadomości do kuzyna, który dopytywał czy wszystko w porządku, gdy podniesione głosy Diany i Harrego  oderwały ją od tego. Patrzyła zdezorientowana to na niego, to na nią próbując zrozumieć o co się w tym momencie sprzeczają. Zmarszczyła brwi, kiedy chłopak wyciągnął ku niej dłoń.  Spojrzała na trzymany niego przedmiot. Naszyjnik… Całe zamieszanie z powodu zwykłego łańcuszka z zawieszką w kształcie kłódki. Patrzyła na chłopaka z pewną dozą zwątpienia, dostrzegła,  że chłopakowi zależy na tym przedmiocie. Zgodziła się. Jej wzrok padł na wygrawerowane inicjały SV.
            Sesja zdjęciowa nie była czymś czego oczekiwała Melissa. Dorastanie w takim otoczeniu jak ona przyzwyczaja, że wszystko jest wielkie. W wielu znaczenia tego słowa. Okraszone wielkimi i skomplikowanymi przygotowaniami. Teraz nie widziała wielkości. Widziała coś niezwykle prostego. Dwójkę dopiero co nastolatków, gdzie jedno starało się pozować, a drugie fotografować. Obserwowała to nie kryjąc   uśmieszku.
           — Szkoda Harry, że nie ogoliłeś nóg, Następnym razem musisz o tym pomyśleć. — Zakpiła. Stanęła tuż za Dianą i spoglądała na obraz wyświetlony na jej aparacie. Blondynka spojrzała na nią. Na chwile ich spojrzania się skrzyżowały, po czym druga z dziewczyn pokazała Melissie dotychczas zrobione zdjęcia. - Dziwnę. — Rzuciłą podnosząc wzrok na Harrego. — Na jej zdjęciach twoje durne pozy nawet jakoś wyglądają. — Spojrzała po raz kolejny w Dianę, a potem na chłopaka. — A co jeśli… Stanie tam? — Wskazała dłonią na jeden z kątów salonu. —I na zdjęciu zagra się naturalnym światłem i cienie… Wiesz co mam na myśli.
            Wskazała Harrisonowi miejsce, które ma zająć. Przekrzywiła głowę obserwując go i oceniając swój pomysł. Zastanawiając się bawiła się łańcuszkiem chłopaka owiniętym wokół palców lewej ręki.
            — Dobra, może lepiej usiądź na podłodzę… No dalej…- Ponagliła go i  uklęknęła  tuż obok. — Tak na wpół leżąco, nogi jedna za drugą, ale skrzyżuj je poniżej łydki…— Instruowałą go wolną dłonią nakierowująć jego ciało, aby jak najlepiej spełniał jej oczekiwania. Obróciła jego twarz w bok i poprawiła kosmyki włosów. Spojrzała mu na moment w oczy, a po chwili odsunęła się do tyłu, aby nie psuć kadru. — I jak? Okej? — Zwróciła się do Diany. Kilka kolejnych minut klęczała na podłodze. Dopowiadała i rzucała swoje pomysły odnośnie poz. Nie obchodziło ją czy mogłoby komuś to przeszkadzać. Zbyt długo nie była w centrum uwagi, cicho z tyłu, bez mocy sprawczej.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

this is not a love song Empty Re: this is not a love song {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach