Strona 21 z 21 • 1 ... 12 ... 19, 20, 21
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
ARENA PIEKIEŁ
Jak myślisz, jak gorąco jest w piekle?
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Czy możliwa jest wędrówka bez choć jednego upadku?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Tutaj każdy koszmar stanie się rzeczywistością
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Byłam tak odrętwiała, że bez sprzeciwu ani cienia protestu w mej postawie dałam się Casowi zaprowadzić do naszego mieszkania. Ciągle nie umiałam o tym zapomnieć. Ale… dlaczego? Co to miało ze mną wspólnego? Czyżby ktoś miał kłopoty i mnie wzywał? A może to… naprawdę byłam ja z przeszłości? Moje wspomnienia o rodzinie praktycznie nie istniały, nic nie pamiętałam. Co było dość dziwne, bo przecież porzucono mnie gdy miałam cztery lata. Czyli coś jednak powinno się na mnie odcisnąć a tu… pustka. Moje wspomnienia zatarły się w dość szybki sposób. I zostały tylko te z sierocińca, a potem te z przebywania tylko z Casperem gdy nas z niego wyrzucono. Czy tak powinno być? Nigdy o tym nie rozmawiałam z Casem, bo on nawet nie znał swoich rodziców. I do szczęścia nam to też nie było potrzebne… bo mieliśmy siebie.
Dopiero w mieszkaniu mogłam swobodnie oddychać i jakby wstąpiły we mnie nowe siły mimo nadal niepokoju i dezorientacji oraz niepewności. Siedziałam na kanapie, ale nie mogłam być , tak bezczynna musiałam coś robić, by zebrać myśli i przestać być tak bezużyteczną jak się czułam w tej chwili.
- To nie zmęczenie… to coś gorszego. Ja… chyba zaczynam wariować Cas- powiedziałam cicho, bo inaczej tego nie mogłam określić, bo czułam się jak w szaleńczym amoku. Obawiałam się, jak na to może, zareagować. Wstałam, z kanapy podeszłam do blatu, by wyjąć herbatę oraz kubki.
- Ja… ci o czymś nie powiedziałam. Na początku myślałam, że to nieistotne, bo… pojawiło się to tylko raz. Ale teraz pojawia się to znacznie częściej i zaczyna, mnie to niepokoić zaprząta moje myśli i nie umiem tego ogarnąć- przyznałam wprost. Wiem, że zaufanie było u nas podstawą, a ja zdecydowałam się długo chować to w sobie, ale już nie potrafiłam. To, już było dla mnie za dużo. Zajęłam się szykowaniem nam herbaty na śniadanie pozwalając by Casper ogarnął całą resztę lepiej mi się rozmawiało o tym gdy byłam czymś zajęta tak jak teraz w tym momencie. Cas chyba czekał, aż powiem coś więcej, przygryzłam lekko wargę, bo nie wiedziałam, od czego zacząć.
- Od jakiegoś czasu może od dwóch tygodni może krócej nachodzą mnie dziwne obrazy coś jakby wspomnienia… choć nadal nie wiem, czy to prawda. Czy po prostu to wytwór mej wyobraźni? Jednak w każdym z nich jest ta sama… mała blond włosa dziewczynka na oko mająca od trzech do pięciu lat. Ona… jest tak podobna do mnie, że wmówiłam sobie, że to jestem ja. Nie rozumiem, dlaczego akurat teraz się to pojawia. To wszystko jest tak dziwne, że nie wiem, co robić- przyznałam Casperowi.
- Nazwij mnie wariatką, jak chcesz. Już i tak czuję, jakbym przez to traciła zmysły- dodałam już nieco ciszej. Gdy zrobiłam herbatę, odstawiłam, kubki na stół opadłam, na krzesło czując, że to naprawdę zaczynało mnie przerastać. Owszem byłam silna, ale teraz nie umiałam po prostu taka być.
Dopiero w mieszkaniu mogłam swobodnie oddychać i jakby wstąpiły we mnie nowe siły mimo nadal niepokoju i dezorientacji oraz niepewności. Siedziałam na kanapie, ale nie mogłam być , tak bezczynna musiałam coś robić, by zebrać myśli i przestać być tak bezużyteczną jak się czułam w tej chwili.
- To nie zmęczenie… to coś gorszego. Ja… chyba zaczynam wariować Cas- powiedziałam cicho, bo inaczej tego nie mogłam określić, bo czułam się jak w szaleńczym amoku. Obawiałam się, jak na to może, zareagować. Wstałam, z kanapy podeszłam do blatu, by wyjąć herbatę oraz kubki.
- Ja… ci o czymś nie powiedziałam. Na początku myślałam, że to nieistotne, bo… pojawiło się to tylko raz. Ale teraz pojawia się to znacznie częściej i zaczyna, mnie to niepokoić zaprząta moje myśli i nie umiem tego ogarnąć- przyznałam wprost. Wiem, że zaufanie było u nas podstawą, a ja zdecydowałam się długo chować to w sobie, ale już nie potrafiłam. To, już było dla mnie za dużo. Zajęłam się szykowaniem nam herbaty na śniadanie pozwalając by Casper ogarnął całą resztę lepiej mi się rozmawiało o tym gdy byłam czymś zajęta tak jak teraz w tym momencie. Cas chyba czekał, aż powiem coś więcej, przygryzłam lekko wargę, bo nie wiedziałam, od czego zacząć.
- Od jakiegoś czasu może od dwóch tygodni może krócej nachodzą mnie dziwne obrazy coś jakby wspomnienia… choć nadal nie wiem, czy to prawda. Czy po prostu to wytwór mej wyobraźni? Jednak w każdym z nich jest ta sama… mała blond włosa dziewczynka na oko mająca od trzech do pięciu lat. Ona… jest tak podobna do mnie, że wmówiłam sobie, że to jestem ja. Nie rozumiem, dlaczego akurat teraz się to pojawia. To wszystko jest tak dziwne, że nie wiem, co robić- przyznałam Casperowi.
- Nazwij mnie wariatką, jak chcesz. Już i tak czuję, jakbym przez to traciła zmysły- dodałam już nieco ciszej. Gdy zrobiłam herbatę, odstawiłam, kubki na stół opadłam, na krzesło czując, że to naprawdę zaczynało mnie przerastać. Owszem byłam silna, ale teraz nie umiałam po prostu taka być.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zacząłem uważnie słuchać, kiedy Eri w końcu postanowiła mówić i wyjawić coś więcej. Kątem oka obserwowałem jak wstała, by wziąć się za szykowanie dla nas ciepłej herbaty. Krojąc pieczywo nic nie mówiłem w obawie, że moje słowa mogą sprawić, że kobieta przerwie i znów zamilczy.
Woda już się grzała więc nie zajęło jej zbyt wiele czasu zrobienie napojów. Jej pierwsze słowa bardziej mnie za uspokoiły niż to, co wyznała. W duchu odetchnąłem z ulgą, bo spodziewałem się naprawdę złych rzeczy. Jakichś podszeptów demona, który chciałby ją nakłonić do własnej woli, czy innych tego typu sprawach. Jeżeli to były tylko wspomnienia…
- Może to nie jest tylko kwestia twojej wyobraźni - powiedziałem, gdy Eri siedziała już na krześle z parującym kubkiem przed sobą. - Tylko coś więcej? - spytałem, wykładając jedzenie na talerze i dostawiając na stół. Było mi szkoda Eri, że tak się zadręczała. Przecież to nie było nic złego. Zanim więc usiadłem przy stole, podszedłem do niej od tyłu, by objąć ją ramionami i spleść swoje dłonie na jej klatce piersiowej.
- Spróbuj sobie przypomnieć czy wydarzyło się coś, co przypomniało ci dom? - oparłem się policzkiem na głowie Eri, dając jej chwilę na przemyślenia. - A może podświadomie coś zauważyłaś lub czegoś się obawiasz. Albo tęsknisz za domem? Miałaś cztery lata kiedy cię oddano, możesz pamiętać więcej niż myślisz - ucałowałem kobietę w czubek głowy.
- Co by to nie było, nie obwiniaj się niczym. I przede wszystkim nie musisz się obawiać, że znów zostaniesz porzucona. Zostanę przy tobie pomimo wszystko - mocniej uścisnąłem ją, jakbym chciał również w ten sposób pokazać, że nie ma o co się martwić. Przez ostatnie dni niektóre sprawy między nami się zmieniło i być może w ten sposób okazywała swoje obawy. Nie widziałem zbyt wielu opcji, przez które miałyby wrócić do niej te wspomnienia.
- Chcesz mi o tym dokładniej opowiedzieć?
Woda już się grzała więc nie zajęło jej zbyt wiele czasu zrobienie napojów. Jej pierwsze słowa bardziej mnie za uspokoiły niż to, co wyznała. W duchu odetchnąłem z ulgą, bo spodziewałem się naprawdę złych rzeczy. Jakichś podszeptów demona, który chciałby ją nakłonić do własnej woli, czy innych tego typu sprawach. Jeżeli to były tylko wspomnienia…
- Może to nie jest tylko kwestia twojej wyobraźni - powiedziałem, gdy Eri siedziała już na krześle z parującym kubkiem przed sobą. - Tylko coś więcej? - spytałem, wykładając jedzenie na talerze i dostawiając na stół. Było mi szkoda Eri, że tak się zadręczała. Przecież to nie było nic złego. Zanim więc usiadłem przy stole, podszedłem do niej od tyłu, by objąć ją ramionami i spleść swoje dłonie na jej klatce piersiowej.
- Spróbuj sobie przypomnieć czy wydarzyło się coś, co przypomniało ci dom? - oparłem się policzkiem na głowie Eri, dając jej chwilę na przemyślenia. - A może podświadomie coś zauważyłaś lub czegoś się obawiasz. Albo tęsknisz za domem? Miałaś cztery lata kiedy cię oddano, możesz pamiętać więcej niż myślisz - ucałowałem kobietę w czubek głowy.
- Co by to nie było, nie obwiniaj się niczym. I przede wszystkim nie musisz się obawiać, że znów zostaniesz porzucona. Zostanę przy tobie pomimo wszystko - mocniej uścisnąłem ją, jakbym chciał również w ten sposób pokazać, że nie ma o co się martwić. Przez ostatnie dni niektóre sprawy między nami się zmieniło i być może w ten sposób okazywała swoje obawy. Nie widziałem zbyt wielu opcji, przez które miałyby wrócić do niej te wspomnienia.
- Chcesz mi o tym dokładniej opowiedzieć?
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Ku mojemu zaskoczeniu Cas nie potraktował mnie jak wariatki, lub osoby na skraju wytrzymałości. Wręcz przeciwnie wysłuchał mnie i zadawał wręcz zastanawiające i zmuszające mnie do analizy tego wszystkiego pytania. Czując jego dotyk i wsparcie, to było coś, czego było mi trzeba. Wymusiłam nawet lekki wręcz ledwo widoczny uśmiech na ustach. Na chwilę ujęłam mocniej jego dłoń w swoją. Jednak po chwili ją puściłam, bo nie umiałam o tym mówić, nie mając zajętych rąk. Czymkolwiek jak posmarowanie pieczywa masłem czy położeniem kromki na talerz. Spojrzałam na niego gdy nie miałam już czym na tę chwilę zająć rąk. Czy było w tym coś, co przypominało mi dom? Cokolwiek z mojej przeszłości? Nie umiałam wprost odpowiedzieć. Ale… zmusiłam się do wysiłku, większego niż zwykle.
- Tamta zaniedbana kuchnia… w jednej z tych wizji wydawała mi się …znajoma. Albo raczej kiedyś widziałam podobną i teraz tak mi się wydaje. W tylu, domach byliśmy, przez swoją pracę, że… wszystko może mi się mieszać tak jak i… odczucia przez moją umiejętność wyczuwania aur czy energii- powiedziałam, zastanawiając się nad tym wszystkim. Nie mogłam brać wszystkiego, co widzę za pewnik.
- Dobrze wiesz, że nie pamiętam, praktycznie niczego co było wcześniej, nim trafiłam do sierocińca. Mój umysł… wyparł to albo… coś zmusiło, go by tak się stało. Bo to jednak jest trochę dziwne, że przez praktycznie cztery lata masz dziwną plamę, czy lukę we wspomnieniach jak już trochę poznaje się ludzi i świat, w którym się żyje- powiedziałam, biorąc kęs chleba z masłem i serem by dać sobie czas na głębsze przemyślenia. Dużo rzeczy było nie tak.
- U ciebie jest to zrozumiałe, byłeś niemowlakiem, ale u mnie… wiesz, nigdy nie drążyłam tematu, przyjęłam do wiadomości, że po prostu mnie nie chcieli. Tak było lepiej iść po prostu dalej, zamiast płakać w kącie za kimś, kogo nawet nie pamiętałam- przyznałam.
Choć prawda była taka, że od początku bardzo różniłam się od dzieci w sierocińcu. Niektóre dzieci w moim wieku cały czas płakały za rodzicami. A ja? Raz może dwa na początku, ale potem? Stałam się spokojna…, może nawet za spokojna. I to chyba też zwróciło na mnie uwagę Caspera. Bo zaczął spędzać ze mną sporo czasu, rozmawiać, przez co zyskał moją uwagę i nim się zorientowaliśmy, już byliśmy nierozłączni. Dwójka dziwnych dzieci, ale przez tę inność rozumieliśmy się jak nikt inny. Drgnęłam, czując na sobie jego wzrok.
- Wybacz, odpłynęłam do tych pierwszych dni, gdy się poznaliśmy. I nadal nie do końca rozumiem, co cię do mnie wtedy przyciągnęło. Bo na pewno nie… moja uroda- mrugnęłam do niego zadziornie.
Ale nagle spoważniałam i to już było wyraźnie widać.
- Cas cokolwiek każe mi myśleć o przeszłości. Ja tego nie potrzebuję… nie teraz gdy już ułożyłam sobie życie. Mam cię… ty jesteś moją jedyną rodziną. A co do tej z krwi… nie potrzebuję ich. Skoro zdecydowali, się ode mnie odciąć oddając w obce ręce to… ja tym bardziej nie widzę powodu, by się tym zadręczać - dodałam, nadal zajmując się śniadaniem. Miałam swoje życie wraz z Casperem.
- Tamta zaniedbana kuchnia… w jednej z tych wizji wydawała mi się …znajoma. Albo raczej kiedyś widziałam podobną i teraz tak mi się wydaje. W tylu, domach byliśmy, przez swoją pracę, że… wszystko może mi się mieszać tak jak i… odczucia przez moją umiejętność wyczuwania aur czy energii- powiedziałam, zastanawiając się nad tym wszystkim. Nie mogłam brać wszystkiego, co widzę za pewnik.
- Dobrze wiesz, że nie pamiętam, praktycznie niczego co było wcześniej, nim trafiłam do sierocińca. Mój umysł… wyparł to albo… coś zmusiło, go by tak się stało. Bo to jednak jest trochę dziwne, że przez praktycznie cztery lata masz dziwną plamę, czy lukę we wspomnieniach jak już trochę poznaje się ludzi i świat, w którym się żyje- powiedziałam, biorąc kęs chleba z masłem i serem by dać sobie czas na głębsze przemyślenia. Dużo rzeczy było nie tak.
- U ciebie jest to zrozumiałe, byłeś niemowlakiem, ale u mnie… wiesz, nigdy nie drążyłam tematu, przyjęłam do wiadomości, że po prostu mnie nie chcieli. Tak było lepiej iść po prostu dalej, zamiast płakać w kącie za kimś, kogo nawet nie pamiętałam- przyznałam.
Choć prawda była taka, że od początku bardzo różniłam się od dzieci w sierocińcu. Niektóre dzieci w moim wieku cały czas płakały za rodzicami. A ja? Raz może dwa na początku, ale potem? Stałam się spokojna…, może nawet za spokojna. I to chyba też zwróciło na mnie uwagę Caspera. Bo zaczął spędzać ze mną sporo czasu, rozmawiać, przez co zyskał moją uwagę i nim się zorientowaliśmy, już byliśmy nierozłączni. Dwójka dziwnych dzieci, ale przez tę inność rozumieliśmy się jak nikt inny. Drgnęłam, czując na sobie jego wzrok.
- Wybacz, odpłynęłam do tych pierwszych dni, gdy się poznaliśmy. I nadal nie do końca rozumiem, co cię do mnie wtedy przyciągnęło. Bo na pewno nie… moja uroda- mrugnęłam do niego zadziornie.
Ale nagle spoważniałam i to już było wyraźnie widać.
- Cas cokolwiek każe mi myśleć o przeszłości. Ja tego nie potrzebuję… nie teraz gdy już ułożyłam sobie życie. Mam cię… ty jesteś moją jedyną rodziną. A co do tej z krwi… nie potrzebuję ich. Skoro zdecydowali, się ode mnie odciąć oddając w obce ręce to… ja tym bardziej nie widzę powodu, by się tym zadręczać - dodałam, nadal zajmując się śniadaniem. Miałam swoje życie wraz z Casperem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Całkowicie zgadzałem się z Eri, że lepiej było nie przejmować się kimś, kto jej nie chciał i oddał do sierocińca. Rozpamiętywanie tych dawnych lat kompletnie byłoby bez sensu. I tak żadne z nas nic by tym nie zmieniło. A mimo to miałem wrażenie, że coś dręczyło kobietę. Nie wiedziałem co, wyglądało na to, że i ona sama nie miała pojęcia o co chodzi. Póki co postanowiłem nie drążyć tematu. Żadne z nas nic nowego by w tym nie znalazło.
Wypuściłem Eri z objęć, by usiąść przy stole obok i również zająć się śniadaniem. Krojąc kawałek sera uśmiechnąłem się lekko. Tak, raczej to nie uroda Eri powaliła mnie na kolana w wieku sześciu lat. Byliśmy po prostu dwójką dziwnych, samotnych dzieciaków, które znalazły spokój we własnym towarzystwie. I tak było po dziś dzień. Już nie byliśmy samotni, mieliśmy siebie i kilkoro przyjaciół. Tylko nasza praca było trochę dziwna i nietypowa lecz bardzo potrzebna.
- Cieszę się, że tak mówisz. Również uważam, że nie potrzeba nam ludzi, którzy nas porzucili - powiedziałem zanim ugryzłem pierwszy kęs kanapki i popijając ziołową herbatą przygotowaną przez Eri.
- A jeśli już lepiej się poczułaś, to zaraz po śniadaniu odprowadzę cię do Anabelle. Wracając wstąpię do naszego ulubionego sierżanta i spróbuję coś wynegocjować. Zrobię też zakupy więc nie musisz się już tym martwić - wyjaśniłem plan, jaki miałem na dziś. Postanowiłem wziąć na siebie obowiązki domowe, żeby Eri już nie musiała się tym przejmować. Zdecydowanie przyda jej się taki luźny czas spędzony z przyjaciółką. Choć z drugiej strony byłem niemal pewien, że i tak będzie jej pomagała, skoro Drake większość dnia spędzał w pracy i wszystko było na jej głowie, mimo iż sama nie próżnowała i niemal we wszystkie poranki pracowała w mleczarni.
- Na co masz ochotę na kolację? - zapytałem Eri. Z obiadem raczej nie będzie problemu. Podejrzewałem, że wraz z Anabelle coś sobie przygotują do jedzenia. Sam sobie mogłem coś na szybko zrobić bez problemu. A na kolację wolałbym coś bardziej treściwego po całym dniu. Może nawet mógłbym kupić butelkę wina i zrobić grzańca. Z pewnością nie zaszkodzi przy tej pogodzie. Wolałbym przespać całą zimę lub chociaż nie musieć wychodzić z domu. Skoro jednak nie mogliśmy sobie na to pozwolić, w jakiś sposób trzeba było umilić sobie ten nieprzyjemny czas.
Wypuściłem Eri z objęć, by usiąść przy stole obok i również zająć się śniadaniem. Krojąc kawałek sera uśmiechnąłem się lekko. Tak, raczej to nie uroda Eri powaliła mnie na kolana w wieku sześciu lat. Byliśmy po prostu dwójką dziwnych, samotnych dzieciaków, które znalazły spokój we własnym towarzystwie. I tak było po dziś dzień. Już nie byliśmy samotni, mieliśmy siebie i kilkoro przyjaciół. Tylko nasza praca było trochę dziwna i nietypowa lecz bardzo potrzebna.
- Cieszę się, że tak mówisz. Również uważam, że nie potrzeba nam ludzi, którzy nas porzucili - powiedziałem zanim ugryzłem pierwszy kęs kanapki i popijając ziołową herbatą przygotowaną przez Eri.
- A jeśli już lepiej się poczułaś, to zaraz po śniadaniu odprowadzę cię do Anabelle. Wracając wstąpię do naszego ulubionego sierżanta i spróbuję coś wynegocjować. Zrobię też zakupy więc nie musisz się już tym martwić - wyjaśniłem plan, jaki miałem na dziś. Postanowiłem wziąć na siebie obowiązki domowe, żeby Eri już nie musiała się tym przejmować. Zdecydowanie przyda jej się taki luźny czas spędzony z przyjaciółką. Choć z drugiej strony byłem niemal pewien, że i tak będzie jej pomagała, skoro Drake większość dnia spędzał w pracy i wszystko było na jej głowie, mimo iż sama nie próżnowała i niemal we wszystkie poranki pracowała w mleczarni.
- Na co masz ochotę na kolację? - zapytałem Eri. Z obiadem raczej nie będzie problemu. Podejrzewałem, że wraz z Anabelle coś sobie przygotują do jedzenia. Sam sobie mogłem coś na szybko zrobić bez problemu. A na kolację wolałbym coś bardziej treściwego po całym dniu. Może nawet mógłbym kupić butelkę wina i zrobić grzańca. Z pewnością nie zaszkodzi przy tej pogodzie. Wolałbym przespać całą zimę lub chociaż nie musieć wychodzić z domu. Skoro jednak nie mogliśmy sobie na to pozwolić, w jakiś sposób trzeba było umilić sobie ten nieprzyjemny czas.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Propozycja Caspera by wszystko to ogarnął była mi nawet na rękę, choć zwykle nie lubiłam gdy większość rzeczy robił sam. To jednak tym razem postanowiłam zrobić wyjątek, bo nie mieliśmy dużo czasu do urlopu, a tak wszystko dopniemy na ostatni guzik przed wyjazdem. Należał nam się urlop i zamierzałam go w pełni wykorzystać. Cieszyć się nim tymi paroma dniami wolności. Bo z wolnym bywało u nas naprawdę bardzo krucho. Jadłam przez chwilę, nim się odezwałam, po chwili ciszy na poświęconej na zebranie myśli.
- Gdyby nie to, że mamy ograniczony czas, przed podróżą pewnie bym się uparła, byśmy większość rzeczy zrobili razem przed wyjazdem. Ale taki podział też w sumie bywa czasem przydatny… To miłe, że czasem mnie wyręczasz. Nie każda kobieta posiada tego rodzaju luksus- przyznałam wprost. Kończyliśmy powoli jeść śniadanie i tak nasz kochany sierżant nie przychodził do pracy wcześniej niż po dziesiątej. Mimo że biuro otwierało się wcześnie rano, to jego tam nie uświadczymy. A jego asystenci czy współpracownicy niewiele nam pomogą. Rozważyłam, co bym chciała na kolację.
- Coś prostego i szybkiego, bo nie chcę, byś stał przy garach w kuchni. Pamiętaj, jak wrócę do domu, pouczę cię przed kolacją alchemii tak z godzinkę lub dwie byś ogarnął większość podstaw. Więc na kolację proszę o bulion z warzywami i grzankami z ziołami dla aromatu. Warzywa mamy a resztę chleba ze śniadania można wykorzystać do grzanek. Przed wyjściem namoczę, tylko zioła byś miał łatwiej je pokroić - powiedziałam, samej analizując, by było szybciej ogarnąć dla nas posiłek. Bulion zawsze wychodził, nam nieco gęstszy dzięki temu był też bardziej sycący i starczył na dłużej i nie byliśmy głodni.
Gdy tylko się najedliśmy, wstałam z krzesła i podeszłam do Caspera, by usiąść mu na chwilę na kolanach. Tak… tylko na chwilę, by poczuć jego znajome ciepło. Ono potrafiło mnie uspokoić pomagało ogarnąć wszystko w mym sercu. Spojrzałam mu w oczy z wyraźną nutą wdzięczności za wszystko.
- Dzięki, że nie potraktowałeś mnie jak wariatki i nie wysłałeś do Marcha, na jedną z jego terapii. Miałam obawy, jak możesz na to zareagować- przyznałam, czując się, już spokojniejszą, że jednak nic takiego nie miało miejsca. Spojrzałam na stół, który trzeba ogarnąć po śniadaniu, nim się stąd zabierzemy. Przejechałam palcami po jego policzku w subtelnym geście, był to dość niewinny jak na mnie gest.
- Trzeba się powoli zbierać. To co? Tak jak zawsze ja zmywam, ty wycierasz?- spytałam, nadal będąc na jego kolanach. Ostatnio tego nie robiłam, a teraz jakoś sama się na to zdecydowałam. Wiedziałam, że Cas nie będzie miał nic przeciwko temu. Spojrzałam na niego bardzo uważnie.
- Przygotuj się na trudną naukę, alchemia to nie zabawa Cas. Nawet nie wiesz, ile ja miałam prób i błędów, by ogarnąć, to czego obecnie używamy – dodałam chcąc go przygotować na to co czekało nas po południu. Wolałam, by miał świadomość tego, na co się porywa i z czego się chciał podszkolić.
- Gdyby nie to, że mamy ograniczony czas, przed podróżą pewnie bym się uparła, byśmy większość rzeczy zrobili razem przed wyjazdem. Ale taki podział też w sumie bywa czasem przydatny… To miłe, że czasem mnie wyręczasz. Nie każda kobieta posiada tego rodzaju luksus- przyznałam wprost. Kończyliśmy powoli jeść śniadanie i tak nasz kochany sierżant nie przychodził do pracy wcześniej niż po dziesiątej. Mimo że biuro otwierało się wcześnie rano, to jego tam nie uświadczymy. A jego asystenci czy współpracownicy niewiele nam pomogą. Rozważyłam, co bym chciała na kolację.
- Coś prostego i szybkiego, bo nie chcę, byś stał przy garach w kuchni. Pamiętaj, jak wrócę do domu, pouczę cię przed kolacją alchemii tak z godzinkę lub dwie byś ogarnął większość podstaw. Więc na kolację proszę o bulion z warzywami i grzankami z ziołami dla aromatu. Warzywa mamy a resztę chleba ze śniadania można wykorzystać do grzanek. Przed wyjściem namoczę, tylko zioła byś miał łatwiej je pokroić - powiedziałam, samej analizując, by było szybciej ogarnąć dla nas posiłek. Bulion zawsze wychodził, nam nieco gęstszy dzięki temu był też bardziej sycący i starczył na dłużej i nie byliśmy głodni.
Gdy tylko się najedliśmy, wstałam z krzesła i podeszłam do Caspera, by usiąść mu na chwilę na kolanach. Tak… tylko na chwilę, by poczuć jego znajome ciepło. Ono potrafiło mnie uspokoić pomagało ogarnąć wszystko w mym sercu. Spojrzałam mu w oczy z wyraźną nutą wdzięczności za wszystko.
- Dzięki, że nie potraktowałeś mnie jak wariatki i nie wysłałeś do Marcha, na jedną z jego terapii. Miałam obawy, jak możesz na to zareagować- przyznałam, czując się, już spokojniejszą, że jednak nic takiego nie miało miejsca. Spojrzałam na stół, który trzeba ogarnąć po śniadaniu, nim się stąd zabierzemy. Przejechałam palcami po jego policzku w subtelnym geście, był to dość niewinny jak na mnie gest.
- Trzeba się powoli zbierać. To co? Tak jak zawsze ja zmywam, ty wycierasz?- spytałam, nadal będąc na jego kolanach. Ostatnio tego nie robiłam, a teraz jakoś sama się na to zdecydowałam. Wiedziałam, że Cas nie będzie miał nic przeciwko temu. Spojrzałam na niego bardzo uważnie.
- Przygotuj się na trudną naukę, alchemia to nie zabawa Cas. Nawet nie wiesz, ile ja miałam prób i błędów, by ogarnąć, to czego obecnie używamy – dodałam chcąc go przygotować na to co czekało nas po południu. Wolałam, by miał świadomość tego, na co się porywa i z czego się chciał podszkolić.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Skinąłem głową na propozycję Eri odnośnie obiadu. Trzeba było zużyć resztę warzyw, by się nie zepsuły podczas naszej nieobecności. Z pewnością w drodze powrotnej dokupię kawałeczek mięsa, żeby danie było bardziej syte i starczyło jeszcze na jutrzejsze śniadanie. Z pewnością jeszcze potrzebne będzie pieczywo i ser, by mieć coś do przegryzienia podczas podróży.
Po skończonym posiłku wstałem, aby zacząć sprzątać lecz Eri mnie zaskoczyła siadając na moich kolanach. Uniosłem na nią spojrzenie, jednocześnie obejmując dłońmi w pasie.
- Eri, tak długo mnie znasz, że wstydziłabyś się myśleć o mnie takie rzeczy - uśmiechnąłem się lekko, składając przelotny pocałunek na palcach, którymi dotykała mojej twarzy. Każdego mógłbym uznać za wariata, ale nie Eri. Znaliśmy się zbyt długo, żebym w ten sposób zignorował jej obawy czy inne przypadłości. Nie widziałem żadnych powodów, by doszukiwać się u niej pierwszych oznak szaleństwa. Jeśli tak mówiła, oznaczało, iż trzeba było szukać innej przyczyny. Po powrocie znad jeziora zdecydowanie będziemy musieli wziąć się za ten temat i coś poradzić.
Ramionami objąłem Eri. Również wcisnąłem twarz w zagłębienie pomiędzy jej szyją i ramieniem, by przez ten czas nacieszyć się tą chwilą zanim będziemy musieli wrócić do rzeczywistości. To niestety nie mogło trwać zbyt długo.
- Jasne. Jestem gotów do nauki - wyznałem. Sam się o to prosiłem, nie zamierzałem w żadnym razie rezygnować bądź narzekać. Ucałowałem na koniec kobietę w brodę, zanim wzięliśmy się do zmywania naczyń. Poszło nam to szybko i sprawnie, bo i nawet nie było ich wiele. Kilka minut zajęło nam zebranie się i wyjście. Tak jak obiecałem, odprowadziłem Eri do naszej wspólnej przyjaciółki. Drake był w pracy, a Anabelle krzątała się na ganku, zmiatając z niego pierwszy śnieg. Trochę była zaskoczona, iż nie planowałem z nimi zostać. W sumie gdyby nie natłok prac, jakie były do zrobienia w domu, zapewne bym mógł im towarzyszyć. Z drugiej strony, czy by chciały? Czy ja bym chciał? Czasem warto było zrobić sobie od siebie nawzajem przerwę, choćby na te kilka godzin. Poza tym Anabelle i Eri świetnie się dogadywały bez żadnego mężczyzny obok. Tak wspólnie spędzony czas dobrze im zrobi.
Upewniłem się na pożegnanie, iż samopoczucie Eri jest w jak najlepszym porządku, po czym pierwsze kroki skierowałem do Marcha.
Po skończonym posiłku wstałem, aby zacząć sprzątać lecz Eri mnie zaskoczyła siadając na moich kolanach. Uniosłem na nią spojrzenie, jednocześnie obejmując dłońmi w pasie.
- Eri, tak długo mnie znasz, że wstydziłabyś się myśleć o mnie takie rzeczy - uśmiechnąłem się lekko, składając przelotny pocałunek na palcach, którymi dotykała mojej twarzy. Każdego mógłbym uznać za wariata, ale nie Eri. Znaliśmy się zbyt długo, żebym w ten sposób zignorował jej obawy czy inne przypadłości. Nie widziałem żadnych powodów, by doszukiwać się u niej pierwszych oznak szaleństwa. Jeśli tak mówiła, oznaczało, iż trzeba było szukać innej przyczyny. Po powrocie znad jeziora zdecydowanie będziemy musieli wziąć się za ten temat i coś poradzić.
Ramionami objąłem Eri. Również wcisnąłem twarz w zagłębienie pomiędzy jej szyją i ramieniem, by przez ten czas nacieszyć się tą chwilą zanim będziemy musieli wrócić do rzeczywistości. To niestety nie mogło trwać zbyt długo.
- Jasne. Jestem gotów do nauki - wyznałem. Sam się o to prosiłem, nie zamierzałem w żadnym razie rezygnować bądź narzekać. Ucałowałem na koniec kobietę w brodę, zanim wzięliśmy się do zmywania naczyń. Poszło nam to szybko i sprawnie, bo i nawet nie było ich wiele. Kilka minut zajęło nam zebranie się i wyjście. Tak jak obiecałem, odprowadziłem Eri do naszej wspólnej przyjaciółki. Drake był w pracy, a Anabelle krzątała się na ganku, zmiatając z niego pierwszy śnieg. Trochę była zaskoczona, iż nie planowałem z nimi zostać. W sumie gdyby nie natłok prac, jakie były do zrobienia w domu, zapewne bym mógł im towarzyszyć. Z drugiej strony, czy by chciały? Czy ja bym chciał? Czasem warto było zrobić sobie od siebie nawzajem przerwę, choćby na te kilka godzin. Poza tym Anabelle i Eri świetnie się dogadywały bez żadnego mężczyzny obok. Tak wspólnie spędzony czas dobrze im zrobi.
Upewniłem się na pożegnanie, iż samopoczucie Eri jest w jak najlepszym porządku, po czym pierwsze kroki skierowałem do Marcha.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie zajęło nam dużo czasu do ogarnięcia się przed wyjściem z domu. Było to zapewne spowodowane tym, że już wyćwiczyliśmy naszą współpracę w domu do perfekcji i podział obowiązków nigdy nie stanowił dla nas problemu. Nie jedna osoba by się zdziwiła, że tak to u nas działa. U nas wychodziło to naturalnie. Uszykowani wyszliśmy z domu na dwór. Chłodny wiatr kazał nam przypominać o tym, że za rogiem już na dobre miała rozpocząć się zima. Już zdarzało się, że spadał lekki śnieg, który roztapiał się w pierwszych promieniach słońca. Lub topniał koło południa gdy temperatury były nieco wyższe. Nie mogłam rzec, że zima była moją ulubioną porą roku. Ale póki było napalone w kominku i herbata w kubku oraz bliskość Casa to nie miałam co narzekać.
- Dobrze, że od Annabeth nie masz daleko do Marcha i w sumie wszystko po drodze. Bo nie wyobrażam sobie, byś miał długo chodzić w taką zimnicę- zauważyłam, cicho łapiąc go pod ramię, jak miałam to w zwyczaju. Mimo naszych płaszczy i rękawiczek to nadal dało się czuć niską temperaturę.
- Jak będziesz u Iskendera weź dla nas kopię tych raportów, które wykonali pod naszą nieobecność. Przyjrzymy się im po lekcji alchemii, ale przed kolacją. Po kolacji chcę mieć… inne plany- dodałam z tajemniczym uśmiechem. Ale nie zdradziłam, o co mi konkretnie chodziło, taka tam mała tajemnica.
Po chwili znaleźliśmy się przed domem Annabeth zapukaliśmy i ona mam otworzyła. Prawie już uszykowana do wyjścia tak jak się tego spodziewałam.
- Już jesteście? Dajcie mi tylko chwilę, Drake jak zwykle zostawił straszny nieporządek przed pracą- psioczyła lekko nas swojego męża, co mnie rozbawiło. Bo co jak co, ale ona i tak rzadko to na niego robiła.
- Nie przejmuj się tym Casper mnie tylko odprowadził. Sam też ma dużo spraw na głowie i aż mi głupio ze go z nimi zostawiam- przyznałam cicho.
Ale prawda była taka, że tak jest po prostu szybciej i spotkamy się w naszym ciepłym mieszkanku. Czego już nie mogłam się doczekać prawdę mówiąc.
- To w takim razie nie martw się o Eri zaopiekuje się nią. Tego możesz być pewien. Do zobaczenia innym razem- pożegnała go gdy ten się ze mną pożegnał. Nie odpuściłam mu krótkiego pocałunku. Annabeth aż westchnęła uradowana tym, że w końcu byliśmy już razem.
-Nie musisz się już obawiać, że któraś sprzątnie ci go sprzed nosa- zaśmiała się, zakładając na siebie płaszcz i owijając się chustą, dokładnie.
- Tak przynajmniej t a sprawa została między nami rozwiązana. Zostało ich jeszcze kilka tych… najważniejszych- dodałam, obserwując przyjaciółkę. Wyszłyśmy od niej i skierowałyśmy się do balwierza, który był najbardziej znany, ze swych umiejętności w zakresie ścinania włosów. A taki miałam zamiar.
-Po co ścinasz te włosy? One są cudowne… zawsze ci ich zazdrościłam- spytała mnie gdy byłyśmy prawie na miejscu. Też je lubiłam, ale bywały kłopotliwe i były kręcone. Poza tym były już za długie.
- Może i są cudowne, ale rozczesywanie ich to katorga dla mnie- wyjawiłam gdy weszłyśmy do niedużego budynku. Tutaj mężczyzna z bardzo zadbaną brodą skinął na nas głową, uśmiechając się życzliwie w naszą stronę.
- Witam drogie panie, w czym mogę pomóc?- spytał usłużnie, wskazując na jedno z krzeseł. Całe pomieszczenie było dokładnie, oświetlone a całość dopełniała ładna ilość przyborów potrzebnych mu do pracy. Poza tym były też trzy krzesła dla zapewne klientów mężczyzny.
- Przyszłam trochę ściąć włosy, przeszkadzają mi w pracy i muszę, je skrócić. A moja przyjaciółka też ma taki sam zamiar- dodałam, zajmując miejsce na krześle. Tamten skinął głową, rozumiejąc, mój zamiar podszedł do mnie.
- Rozumiem, to ile życzy pani sobie ściąć włosów?- spytał po chwili.
Zastanowiłam się, by po chwili podać istotną dla mnie długość.
- Tak trochę za ramiona- wskazałam o długość, jaką mi chodziło. Czułam, że w ten sposób pozbędę się większej długości włosów, ale… one i tak odrosną wiec czym się przejmować? Balwierz zabrał się do pracy, a ja czułam ulgę, że uniknę ciągłej walk z ich rozczesywaniem.
- Dobrze, że od Annabeth nie masz daleko do Marcha i w sumie wszystko po drodze. Bo nie wyobrażam sobie, byś miał długo chodzić w taką zimnicę- zauważyłam, cicho łapiąc go pod ramię, jak miałam to w zwyczaju. Mimo naszych płaszczy i rękawiczek to nadal dało się czuć niską temperaturę.
- Jak będziesz u Iskendera weź dla nas kopię tych raportów, które wykonali pod naszą nieobecność. Przyjrzymy się im po lekcji alchemii, ale przed kolacją. Po kolacji chcę mieć… inne plany- dodałam z tajemniczym uśmiechem. Ale nie zdradziłam, o co mi konkretnie chodziło, taka tam mała tajemnica.
Po chwili znaleźliśmy się przed domem Annabeth zapukaliśmy i ona mam otworzyła. Prawie już uszykowana do wyjścia tak jak się tego spodziewałam.
- Już jesteście? Dajcie mi tylko chwilę, Drake jak zwykle zostawił straszny nieporządek przed pracą- psioczyła lekko nas swojego męża, co mnie rozbawiło. Bo co jak co, ale ona i tak rzadko to na niego robiła.
- Nie przejmuj się tym Casper mnie tylko odprowadził. Sam też ma dużo spraw na głowie i aż mi głupio ze go z nimi zostawiam- przyznałam cicho.
Ale prawda była taka, że tak jest po prostu szybciej i spotkamy się w naszym ciepłym mieszkanku. Czego już nie mogłam się doczekać prawdę mówiąc.
- To w takim razie nie martw się o Eri zaopiekuje się nią. Tego możesz być pewien. Do zobaczenia innym razem- pożegnała go gdy ten się ze mną pożegnał. Nie odpuściłam mu krótkiego pocałunku. Annabeth aż westchnęła uradowana tym, że w końcu byliśmy już razem.
-Nie musisz się już obawiać, że któraś sprzątnie ci go sprzed nosa- zaśmiała się, zakładając na siebie płaszcz i owijając się chustą, dokładnie.
- Tak przynajmniej t a sprawa została między nami rozwiązana. Zostało ich jeszcze kilka tych… najważniejszych- dodałam, obserwując przyjaciółkę. Wyszłyśmy od niej i skierowałyśmy się do balwierza, który był najbardziej znany, ze swych umiejętności w zakresie ścinania włosów. A taki miałam zamiar.
-Po co ścinasz te włosy? One są cudowne… zawsze ci ich zazdrościłam- spytała mnie gdy byłyśmy prawie na miejscu. Też je lubiłam, ale bywały kłopotliwe i były kręcone. Poza tym były już za długie.
- Może i są cudowne, ale rozczesywanie ich to katorga dla mnie- wyjawiłam gdy weszłyśmy do niedużego budynku. Tutaj mężczyzna z bardzo zadbaną brodą skinął na nas głową, uśmiechając się życzliwie w naszą stronę.
- Witam drogie panie, w czym mogę pomóc?- spytał usłużnie, wskazując na jedno z krzeseł. Całe pomieszczenie było dokładnie, oświetlone a całość dopełniała ładna ilość przyborów potrzebnych mu do pracy. Poza tym były też trzy krzesła dla zapewne klientów mężczyzny.
- Przyszłam trochę ściąć włosy, przeszkadzają mi w pracy i muszę, je skrócić. A moja przyjaciółka też ma taki sam zamiar- dodałam, zajmując miejsce na krześle. Tamten skinął głową, rozumiejąc, mój zamiar podszedł do mnie.
- Rozumiem, to ile życzy pani sobie ściąć włosów?- spytał po chwili.
Zastanowiłam się, by po chwili podać istotną dla mnie długość.
- Tak trochę za ramiona- wskazałam o długość, jaką mi chodziło. Czułam, że w ten sposób pozbędę się większej długości włosów, ale… one i tak odrosną wiec czym się przejmować? Balwierz zabrał się do pracy, a ja czułam ulgę, że uniknę ciągłej walk z ich rozczesywaniem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pierwszy punkt na mojej liście do zrobienia został już odhaczony. March bardzo szybko i sprawnie pozbył się szwów, oczywiście nie mogąc odpuścić sobie docinków w moją stronę. Tak, wiedziałem, że to moja wina i że przez to rana zagoiła się w ten, a nie inny sposób. Blizna pozostanie krzywa i nierówna lecz zdecydowanie nie pierwsza taka na moim ciele. Mężczyzna pożegnał mnie machnięciem ręki, jakby chcąc się mnie jak najszybciej pozbyć. Trochę sporo miałem jeszcze spraw do załatwienia, dlatego nawet nie próbowałem z nim dyskusji. Podziękowałem (bądź co bądź zrobił to za darmo) i opuściłem jego dom.
Następny w kolejności był Iskander. Tu niestety problem napotkałem już na samym początku, gdyż nie było go jeszcze w pracy i musiałem poczekać. Strażnik nie potrafił określić czasu, o której zjawi się jego przełożony. Czekałem więc. Czekałem, gdyż chwilę po mnie zjawiły się następne osoby, a przywódca strażników z pewnością nie zechce przyjmować wszystkich. Zatem kto pierwszy ten lepszy. Straszliwie dłużyły mi się następne minuty, a Iskander kiedy już się zjawił, wcale nie był skóry do pomocy.
- Umówiony termin jeszcze nie minął - rzucił bez ogródek, gdy przedstawiłem mu powód mojej wizyty.
- Tak, jednak wyjeżdżamy i nie będzie nas przez pewien czas. Chciałbym sprawdzić, czy coś nie przykuło uwagi strażników - wytłumaczyłem cierpliwie, nie mając zamiaru odpuścić.
- Nic interesującego nie było w żadnym raporcie - próbował uciąć rozmowę. Ostatnim razem byliśmy dość upierdliwi (właściwie dosyć często tacy byliśmy, to już weszło nam w nawyk w tej pracy), gdyż inaczej nie osiągnęlibyśmy celu lub też nie dowiedzieli się wszystkiego, co najważniejsze.
- Proszę pozwolić, iż również ocenię te raporty. To, co dla niedoświadczonego człowieka może wydawać się niczym, dla nas może być bardzo cenną informacją - tłumaczyłem dalej. Mógł to być zwykły błysk światełka przypominający latarenkę. - Jest to naprawdę ważne. Nie chcemy wyjeżdżać nie mając całkowitej pewności, że wszystko jest w porządku.
- I nie będę mieć spokoju dopóki nie udostępnię wam tych raportów do wglądu? - rzucił mi niezadowolone spojrzenie, na co wzruszyłem ramionami. Tak by to wyglądało, oboje o tym wiedzieliśmy.
- Tam są. Masz piętnaście minut, egzorcysto - wskazał na jeden ze stolików znajdujący się w kącie gabinetu, na którym leżało kilka kartek.
- Potrzebuję więcej czasu, bo chciałbym zrobić ich kopie.
- Piętnaście minut. Raporty są krótkie i zwięzłe, nawet dziesięć ci wystarczy - Iskander już definitywnie zamknął tą sprawę, zanurzając się w jakiś dokument i całkowicie ignorując moją osobę. Cóż mi więc pozostało; zabrałem się od razu do pracy. I może nie powiedziałbym tego na głos lecz mężczyzna miał rację. Było tego bardzo niewiele, nad czym ubolewałem. Najbardziej zdołował mnie raport, w którym znajdowało się jedno zdanie. Jedno, jedyne zdanie brzmiące “nie zaobserwowano nic podejrzanego”. Chciałbym porozmawiać z tym człowiekiem i wytłumaczyć, co dokładnie mieliśmy na myśli.
Ku rozbawieniu dowódcy skończyłem faktycznie w ciągu dziesięciu minut. Pożegnał mnie sarkastycznym śmiechem. Ta sytuacja widocznie poprawiła mu humor. Co jednak miałem poradzić, skoro dwa na dziesięć raportów zawierały w sobie więcej opisów niż “nic się nie działo”, “nie widziałem żywej ani martwej duszy”, “wiatr rozwiał moje włosy”. Niektórzy ewidentnie stroili sobie żarty.
W dość ponurym nastroju poszedłem na zakupy. W jeszcze gorszym zabrałem się za pranie i nawet nie pocieszył mnie fakt, że wcale nie było go tak wiele, jak myślałem.
Następny w kolejności był Iskander. Tu niestety problem napotkałem już na samym początku, gdyż nie było go jeszcze w pracy i musiałem poczekać. Strażnik nie potrafił określić czasu, o której zjawi się jego przełożony. Czekałem więc. Czekałem, gdyż chwilę po mnie zjawiły się następne osoby, a przywódca strażników z pewnością nie zechce przyjmować wszystkich. Zatem kto pierwszy ten lepszy. Straszliwie dłużyły mi się następne minuty, a Iskander kiedy już się zjawił, wcale nie był skóry do pomocy.
- Umówiony termin jeszcze nie minął - rzucił bez ogródek, gdy przedstawiłem mu powód mojej wizyty.
- Tak, jednak wyjeżdżamy i nie będzie nas przez pewien czas. Chciałbym sprawdzić, czy coś nie przykuło uwagi strażników - wytłumaczyłem cierpliwie, nie mając zamiaru odpuścić.
- Nic interesującego nie było w żadnym raporcie - próbował uciąć rozmowę. Ostatnim razem byliśmy dość upierdliwi (właściwie dosyć często tacy byliśmy, to już weszło nam w nawyk w tej pracy), gdyż inaczej nie osiągnęlibyśmy celu lub też nie dowiedzieli się wszystkiego, co najważniejsze.
- Proszę pozwolić, iż również ocenię te raporty. To, co dla niedoświadczonego człowieka może wydawać się niczym, dla nas może być bardzo cenną informacją - tłumaczyłem dalej. Mógł to być zwykły błysk światełka przypominający latarenkę. - Jest to naprawdę ważne. Nie chcemy wyjeżdżać nie mając całkowitej pewności, że wszystko jest w porządku.
- I nie będę mieć spokoju dopóki nie udostępnię wam tych raportów do wglądu? - rzucił mi niezadowolone spojrzenie, na co wzruszyłem ramionami. Tak by to wyglądało, oboje o tym wiedzieliśmy.
- Tam są. Masz piętnaście minut, egzorcysto - wskazał na jeden ze stolików znajdujący się w kącie gabinetu, na którym leżało kilka kartek.
- Potrzebuję więcej czasu, bo chciałbym zrobić ich kopie.
- Piętnaście minut. Raporty są krótkie i zwięzłe, nawet dziesięć ci wystarczy - Iskander już definitywnie zamknął tą sprawę, zanurzając się w jakiś dokument i całkowicie ignorując moją osobę. Cóż mi więc pozostało; zabrałem się od razu do pracy. I może nie powiedziałbym tego na głos lecz mężczyzna miał rację. Było tego bardzo niewiele, nad czym ubolewałem. Najbardziej zdołował mnie raport, w którym znajdowało się jedno zdanie. Jedno, jedyne zdanie brzmiące “nie zaobserwowano nic podejrzanego”. Chciałbym porozmawiać z tym człowiekiem i wytłumaczyć, co dokładnie mieliśmy na myśli.
Ku rozbawieniu dowódcy skończyłem faktycznie w ciągu dziesięciu minut. Pożegnał mnie sarkastycznym śmiechem. Ta sytuacja widocznie poprawiła mu humor. Co jednak miałem poradzić, skoro dwa na dziesięć raportów zawierały w sobie więcej opisów niż “nic się nie działo”, “nie widziałem żywej ani martwej duszy”, “wiatr rozwiał moje włosy”. Niektórzy ewidentnie stroili sobie żarty.
W dość ponurym nastroju poszedłem na zakupy. W jeszcze gorszym zabrałem się za pranie i nawet nie pocieszył mnie fakt, że wcale nie było go tak wiele, jak myślałem.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Gdy tylko skończył, mi ścinać włosy rozczesał mi je, by sprawdzić, czy ściął wszystko, tak jak sobie tego życzyłam. Jak się okazało, niekoniecznie. Po kilku dodatkowych cięciach odsunął się ode mnie wyraźnie zadowolony z efektu swej pracy. Dotknęłam swoich włosów znacznie krótszych niż wcześniej.
- No to gotowe droga pani, może pani zobaczyć efekt- mówiąc to, pozwolił mi wstać z krzesła i poprowadził w stronę lustra. Obejrzałam się, w nim długość była taką, jaką sobie życzyłam uśmiechnęłam się tak samo jak Annabeth która cały czas obserwowała, jak się mną zajmowano.
- Jest idealnie, wyglądasz bardzo dobrze. Cas też pewnie będzie pod wrażeniem- podsumowała, na co się sama krótko zaśmiałam. Bo to była niewielka zmiana w moim wyglądzie, ale niema co bardzo zauważalna.
- Dziękuję, jest idealnie to, w takim razie ile się należy za tę usługę?- spytałam, sięgając po swoją torbę, by sięgnąć po pieniądze.
- Dwanaście monet- podsumował, po chwili wahania się podając cenę. Nie było to bardzo drogo, ale też niezbyt tanio. Wyjęłam monety i podałam je mężczyźnie. Który z uśmiechem przyjął je, zamykając w małej skrzynce.
Annabeth ogarnęła, tylko końcówki za cztery monety więc też na nią chwilę poczekałam, u niej trwało to znacznie krócej niż u mnie. Po czym wyszłyśmy, by udać się, w drogę powrotną. Z Casperem umówiłam się dopiero w domu. Odprowadziłam przyjaciółkę do domu na miejscu spojrzała na mnie z uśmiechem jakby coś przez chwilę
rozważając nim odeszłam odezwała się do mnie
- Masz może chwilę na herbatę? Mam już wolne w pracy a Drake przyjdzie, za parę godzin zasugerowała, bym się z nią napiła, bo było chłodno, na dworze. W sumie miałam trochę czasu, nim wrócę do domu.
- Ale tylko na chwilę mamy z Casem trochę do zrobienia w mieszkaniu- powiedziałam, zgadzając się wypić z nią ciepłą herbatę. Annabeth wpuściła mnie do środka zdjęłyśmy buty jak i swe okrycia by usiąść w dość przestronnej kuchni. Brunetka szykowała nam gorący napój. Dawno tak nie siedziałam u niej w domu był Ion przytulny , choć nadal dość cichy.
- Proszę, częstuj się- Annabeth podała nam nie tylko herbatę, ale też ciastka ta to umiała zawsze zaskoczyć.
- No to powiadaj co u ciebie. Jesteś bardziej promienna niż zwykle. Coś się musiało wydarzyć- stwierdziłam, widząc lekki blask w jej oczach. Chyba czekała, by się ze mną podzielić tą informacją i chyba się nie myliłam, bo lekko się zarumieniła. Zanim mi odpowiedziała, upiła łyk herbaty.
- Ja i Drake rozmawialiśmy dużo o… naszej rodzinie i chyba udało mi się go w końcu przekonać do… posiadania dziecka. Znaczy się, powiedział, że jak skończy się ta harówka, która zwykle jest zimą, to będzie odpowiedni na to czas- wyznała mi, lekko się uśmiechając. Tego się nie spodziewałam.
- Drake chyba jednak zdecydował się ciebie wysłuchać. Albo kumple w pracy już mu dokuczali, że lata lecą a tu dziedzica brak- zaśmiałam się , drocząc się lekko z przyjaciółką, na co ta zaśmiała się delikatnie.
- Kto wie, ale ważne, że podziałało. A ty i Cas kiedy zdecydujecie się na coś więcej niż macie teraz?- spytała mnie Annabeth. Wiedziałam, że nam kibicuje, ale to nie było takie proste, znaczy się, dla mnie nie było.
- Nie wiem, nie umiem ci na to teraz odpowiedzieć. Pewne jest, że kiedyś się tego doczekasz. Musisz tylko poczekać- dodałam, ucinając ten temat.
Annabeth już więcej o nic nie pytała, dała nam dopić herbatę i mogłam się pożegnać z przyjaciółką. Powrót do domu zajął mi trochę czasu. Ale gdy wróciłam byłam w dobrym humorze.
- Już jestem- powiedziałam, tylko zdejmując buty i płaszcz. Po czym weszłam do kuchni gdzie zastałam Caspera. Dobrze było wrócić do mieszkania.
- Pomóc ci w czymś?- spytałam go jak zawsze chętna do pomocy. Przy okazji czekałam, aż sam skomentuje mój obecny wygląd, nie narzucając mu tego.
- No to gotowe droga pani, może pani zobaczyć efekt- mówiąc to, pozwolił mi wstać z krzesła i poprowadził w stronę lustra. Obejrzałam się, w nim długość była taką, jaką sobie życzyłam uśmiechnęłam się tak samo jak Annabeth która cały czas obserwowała, jak się mną zajmowano.
- Jest idealnie, wyglądasz bardzo dobrze. Cas też pewnie będzie pod wrażeniem- podsumowała, na co się sama krótko zaśmiałam. Bo to była niewielka zmiana w moim wyglądzie, ale niema co bardzo zauważalna.
- Dziękuję, jest idealnie to, w takim razie ile się należy za tę usługę?- spytałam, sięgając po swoją torbę, by sięgnąć po pieniądze.
- Dwanaście monet- podsumował, po chwili wahania się podając cenę. Nie było to bardzo drogo, ale też niezbyt tanio. Wyjęłam monety i podałam je mężczyźnie. Który z uśmiechem przyjął je, zamykając w małej skrzynce.
Annabeth ogarnęła, tylko końcówki za cztery monety więc też na nią chwilę poczekałam, u niej trwało to znacznie krócej niż u mnie. Po czym wyszłyśmy, by udać się, w drogę powrotną. Z Casperem umówiłam się dopiero w domu. Odprowadziłam przyjaciółkę do domu na miejscu spojrzała na mnie z uśmiechem jakby coś przez chwilę
rozważając nim odeszłam odezwała się do mnie
- Masz może chwilę na herbatę? Mam już wolne w pracy a Drake przyjdzie, za parę godzin zasugerowała, bym się z nią napiła, bo było chłodno, na dworze. W sumie miałam trochę czasu, nim wrócę do domu.
- Ale tylko na chwilę mamy z Casem trochę do zrobienia w mieszkaniu- powiedziałam, zgadzając się wypić z nią ciepłą herbatę. Annabeth wpuściła mnie do środka zdjęłyśmy buty jak i swe okrycia by usiąść w dość przestronnej kuchni. Brunetka szykowała nam gorący napój. Dawno tak nie siedziałam u niej w domu był Ion przytulny , choć nadal dość cichy.
- Proszę, częstuj się- Annabeth podała nam nie tylko herbatę, ale też ciastka ta to umiała zawsze zaskoczyć.
- No to powiadaj co u ciebie. Jesteś bardziej promienna niż zwykle. Coś się musiało wydarzyć- stwierdziłam, widząc lekki blask w jej oczach. Chyba czekała, by się ze mną podzielić tą informacją i chyba się nie myliłam, bo lekko się zarumieniła. Zanim mi odpowiedziała, upiła łyk herbaty.
- Ja i Drake rozmawialiśmy dużo o… naszej rodzinie i chyba udało mi się go w końcu przekonać do… posiadania dziecka. Znaczy się, powiedział, że jak skończy się ta harówka, która zwykle jest zimą, to będzie odpowiedni na to czas- wyznała mi, lekko się uśmiechając. Tego się nie spodziewałam.
- Drake chyba jednak zdecydował się ciebie wysłuchać. Albo kumple w pracy już mu dokuczali, że lata lecą a tu dziedzica brak- zaśmiałam się , drocząc się lekko z przyjaciółką, na co ta zaśmiała się delikatnie.
- Kto wie, ale ważne, że podziałało. A ty i Cas kiedy zdecydujecie się na coś więcej niż macie teraz?- spytała mnie Annabeth. Wiedziałam, że nam kibicuje, ale to nie było takie proste, znaczy się, dla mnie nie było.
- Nie wiem, nie umiem ci na to teraz odpowiedzieć. Pewne jest, że kiedyś się tego doczekasz. Musisz tylko poczekać- dodałam, ucinając ten temat.
Annabeth już więcej o nic nie pytała, dała nam dopić herbatę i mogłam się pożegnać z przyjaciółką. Powrót do domu zajął mi trochę czasu. Ale gdy wróciłam byłam w dobrym humorze.
- Już jestem- powiedziałam, tylko zdejmując buty i płaszcz. Po czym weszłam do kuchni gdzie zastałam Caspera. Dobrze było wrócić do mieszkania.
- Pomóc ci w czymś?- spytałam go jak zawsze chętna do pomocy. Przy okazji czekałam, aż sam skomentuje mój obecny wygląd, nie narzucając mu tego.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 21 z 21 • 1 ... 12 ... 19, 20, 21
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach