Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Dzisiaj o 03:36 pmAku
AlterosDzisiaj o 12:11 pmAmazi
Where is my mind?Wczoraj o 08:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 08:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 07:43 pmKurokocchin
Lies07/05/24, 09:07 pmSyriusz
Careful, I bite06/05/24, 06:54 pmKass
A New Beginning 06/05/24, 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
8 Posty - 33%
7 Posty - 29%
2 Posty - 8%
2 Posty - 8%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%

Go down
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Triton and the Wizard {21/07/22, 06:52 pm}

First topic message reminder :

Triton and the Wizard
BL - FANTASY - KOMEDIA
Tryton przez podstęp jego rodziny, zostaje wydalony z królestwa syren za niejaką zdradę ich rasy. Zostaje brutalnie wyrzucony na ląd, na którym odnajduje go Magik. Czarodziej od razu bierze go pod swoje skrzydła i uczy, jak żyć wśród ludzi.

W rolę Maga, czyli Phyrina Hutsona,  wcieli się Yoshina, zaś w rolę Trytona, czyli Nerinea Ashbanea, wcieli się Kurokocchin
by emme




Ostatnio zmieniony przez Kurokocchin dnia 19/04/24, 06:08 pm, w całości zmieniany 4 razy

Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {19/03/23, 08:08 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Mag wiedział, że fascynują mnie różne rzeczy, a te uszy były po prostu urocze. Dlatego nie mogłem zabrać dłoni  od jego uszu, które były takie miłe w dotyku.
- Tak, do twarzy. Są urocze - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. Sam Phyrin jednak nie wyglądał na przekonanego moimi słowami. Przynajmniej do czasu, aż nie usłyszałem o co mnie prosił. Otworzyłem nieco szerzej oczy, patrząc na jego twarz, która wydawała się zrelaksowana. Posłuchałem się jego instrukcji, delikatnie się przy tym uśmiechając. Jego uszy lekko drżały pod moim dotykiem. Było to dość ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że magowi również to się podobało. Czułem pewną satysfakcję, bo Phyrin zwykle nie okazuje swoich emocji czy uczuć, zdążyłem to zauważyć, ale tym razem był całkowicie uległy, podatny na mój dotyk. Dlatego nie potrafiłem oderwać od niego wzroki, ani na moment przestać miziać go po uszach. Mogłem tak trwać w nieskończoność, relaksując się przy tym jednocześnie, choć pewnie w którymś momencie ręce by mi odpadły.
         Wzdrygnąłem się, kiedy mag podniósł się z miejsca, pozbywając się w ten sposób moich dłoni z jego kocich uszu.
- Czyli coś poszło nie tak... Ale i tak całkiem ciekawy efekt. Sam bym nie narzekał, gdyby takie uszka mi wyskoczyły - posłałem mężczyźnie delikatny uśmiech. - Tak czy inaczej, możemy się cieszyć, że nie zginęliśmy od tych eliksirów - dodałem, pamiętając jakie ryzyko się z tym wiązało. Na dodatek słowa maga nie były pocieszające, kiedy pytałem, czy bezpiecznie jest je mieszać. Zdecydowanie Phyrin nie wiedział, kiedy się zamknąć, ale no... Cieszę się, że dobrze to się dla nas skończyła. Ewentualnie mogą jakieś skutki uboczne przyjść z opóźnieniem, ale skoro na razie się dobrze czuliśmy, to chyba nic strasznie się więcej nie wydarzy.
- Hmm, kiedy dotykałeś mojego ogona to tak. Z uszami trochę gorzej, bo są po prostu strasznie wrażliwe, ale momentami też było przyjemnie - powiedziałem, woląc nie trzymać go w dłuższej niepewności. - Ale przy ogonie odczuwam większa przyjemność, niż przy uszach - dodałem, posyłając mu szeroki uśmiech. Nie dziwiłem się, że go to ciekawi, ale w sumie sam mógł ostatnio zauważyć, jak reaguję na jego dotyk. Może zapomniał? Raczej w to wątpiłem, bo mag jest za bardzo zafascynowany moją rasą.
         Zastanawiało mnie jednak to, jakiego efektu sam Phyrin się spodziewał. Nie dopytywałem go jednak o to, ponieważ miałem wrażenie, że i tak się nie dowiem. Poczułem jednak ulgę, że nasze testowanie się zakończyło i mogłem teraz wziąć kąpiel oraz odpocząć. Dzień byłe wyczerpujący i miałem nadzieję, że na następny dzień nie nabawię się bólu brzucha.


•tydzień później•

          Dni mijały bardzo szybko, a ja coraz lepiej czułem się na lądzie w towarzystwie maga i nie tylko. Paskuda również miał swój urok, choć momentami rozrabiał, ale chyba moje słowa do niego docierały. Nieco więcej pomagałem magowi w pracowni, co coraz bardziej mnie fascynowało. Chciałem jednak w końcu wyjść na jakiś spacer, zaczerpnąć dodatkowo świeżego powietrza, aby nieco oczyści umysł. Dlatego wyszedłem ze swojego pokoju, zastając maga zaczytanego w jakiś książce. Spojrzałem na mężczyznę i posłałem mu delikatny uśmiech.
- Phyrin - odezwałem się, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, ale chyba nie do końca był mną zainteresowany, bo usłyszałem zwykłe „hm”. - Pójdę się nieco  przewietrzyć - powiedziałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi, jedynie lekkie skinienie głową. Westchnąłem nieco zrezygnowany.
- Nie będę się za bardzo oddalał - uśmiechnąłem się lekko, ale znów dostałem w odpowiedzi skinienie głową. Musiała być to naprawdę ciekawa książka skoro nie był w ogóle mną zainteresowany.
         Wróciłem do swojego pokoju, aby się przebrać w coś wygodniejszego, po czym z włosów zrobiłem warkocza, co nie było takie proste, ale każdego dnia wychodziło mi to coraz lepiej. Jak tylko się ogarnąłem, pomiziałem kota i wyszedłem z pokoju, mijając maga.
- Wychodzę - powiedziałem, po czym wyszedłem z domku. Na początku planowałem przejść się po plaży, ale szybko zmieniłem swoje plany, kierując się do lasu. Nie byłem tam w konkretnym celu, chciałem zwyczajnie ruszyć się z pracowni. Dlatego chodziłem sobie, oglądając sobie przyrodę, która mnie otaczała. Nie minąłem nikogo znajomego, co mnie nieco zaskoczyło, ale miałem wrażenie, że wszyscy są ostrożniejsi i nie chcą się wychylać, aby ponownie nie wpaść w rozstawione pułapki. Po chwili moim oczom rzuciła się znajoma sylwetka oraz twarz. Axel opierający się jedną nogą o drzewo, przeglądał coś w małym notesie, który trzymał. Podszedłem do niego, jednakże zatrzymałem się w nieco bezpiecznej odległości, kiedy chował coś ostrego do kieszeni, jak tylko dostrzegł, że to ja. Zmarszczyłem lekko brwi, ponieważ nie do końca mi się to podobało.
- Po co ci ten nożyk? - zapytałem, trzymając się bezpiecznej odległości. Schował notesik do kieszeni spodni, po czym podszedł do mnie, ale ja cofnąłem się do tyłu. Usłyszałem, jak wzdycha.
-Dla bezpieczeństwa, nigdy nie wiesz, czy coś cię zaraz nie zaatakuje – uśmiechnął się lekko. I choć jego słowa miały sens, tak jednak nie do końca byłem przekonany. Mimo tego nie widziałem w nim chęci zaatakowania mnie, dlatego przybrałem nieco spokojniejszy wyraz twarzy oraz rozluźniłem swoje ciało. To chyba dało mu znać, że może podejść bliżej mnie. Jego pace znalazły się na moim warkoczu, zaś oczy przyglądały się mojemu zaskoczonemu spojrzeniu.
-Do twarzy ci w nim. Dzisiaj znów po pułapki przyszedłeś? - zapytał, nawet na moment nie spuszczają ze mnie wzroku.
- Dzisiaj zwykły spacer. Musiałem rozruszać kości, a ty? Co cię tutaj sprowadza? - Posłałem mu delikatny uśmiech, zabierając warkocza do tyłu, aby dać mu do zrozumienia, że na wiele sobie pozwala. Widziałem w jego oczach zafascynowanie mną, ale nieco różniło się od maga. Przy Phyrinie czułem się mimo wszystko bezpiecznie, a Axel nie sprawiał takiego wrażenia.
-Odkąd się z tobą spotkałem to codziennie tutaj przychodzę i czekam, aż się pojawisz. Powoli traciłem nadzieję, a tu taka niespodzianka – powiedział lekko rozbawiony. Tego się nie spodziewałem, a miało to swój urok, nawet lekki rumieniec wkradł się na mój polik, bo zwyczajnie nie sądziłem, że ktoś inny poza magiem może na mnie czekać.
         Zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem Phyrinowi powiedzieć o nowej znajomości, ale nie oszukujmy się... Nie spodziewałem się, że jeszcze spotkam Axela, który czuł się bardzo swobodnie w moim towarzystwie. Rozmawiając przeszliśmy nieco lasu, aż powoli zaczęło się ściemniać. Wiedziałem, że powinienem wrócić już do pracowni, ale tak dobrze mi się rozmawiało, że ciężko było mi się rozstać.
- Muszę już iść, nie chce niepokoić swojego opiekuna - powiedziałem, podnosząc się z kamienia, na którym sobie usiedliśmy.
-Szkoda, może powinienem cię odprowadzić? Nie chcę by ci się coś po drodze stało – uśmiechnął się, łapiąc moją dłoń, którą delikatnie pogładził swoim kciukiem. Zacisnąłem usta, starając się powstrzymać od uśmiechu. Poza magiem, nikt mnie tak nie dotykał, ale Phyrin robił to badawczo, a Axel już nie, przynajmniej takie odbierałem wrażenie.
- To miłe z twojej strony, ale poradzę sobie. Mój opiekun może być niezadowolony, jak kogoś przy mnie zauważy - oznajmiłem, co zapewne miało nieco w sobie prawdy. Nie mogłem jednak jasno powiedzieć, że obcy nie mogą wiedzieć gdzie mieszkam. Axel nie pytał o moją rasę, ani razu nie padło pytanie kim tak naprawdę jestem. Tożsamości maga też nie mogłem, ale nawet nie chciałem zdradzać, jednakże chłopak nie zadawał mi podejrzanych pytań.
-Rozumiem. Spotkamy się jeszcze? - zapytał, a jego palce wylądowały na moim policzku. Zmusiłem się do spojrzenia w jego oczy.
- Tak, bardzo chętnie - uśmiechnąłem się lekko. Miałem wrażenie, że Axel w jakiś sposób mnie zauroczył swoją osobą, ale nie chciałem narażać siebie, jak i maga na niebezpieczeństwo, więc musiałem być ostrożniejszy i ograniczyć takie widzenia do minimum.
-W takim razie do zobaczenia, Nerine – posłał mi delikatny uśmiech i odsunął się ode mnie. Nie odszedł pierwszy, a ja to zrobiłem, oddalając się w znanym kierunku.
         Wróciłem do domu, gdzie panowała dziwna cisza. Phyrin siedział przy stole, pochylając się nad czymś i zapewne rzucając jakimiś przekleństwami.
- Już jestem - powiedziałem, chcąc zaznaczyć swoją obecność, po czym podszedłem do maga, aby zobaczyć nad czym tak siedzi.
- Co ty znowu kombinujesz... Pozbywasz  się bransoletki? - zmarszczyłem lekko brwi. Wiedziałem, że ta ogranicza magie maga, ale skoro ktoś mu ją zakładał, to nie powinien dostosować się do zaleceń? Oczywiście, uważałem, że magia Phyrina jest piękna. To, co mogłem zobaczyć na własne oczy było niesamowite i chciałem, by jeszcze nie raz pokazał mu te cudowne runy. Jednakże, jeśli zdjęcie bransoletki miało mu zaszkodzić... Czy było to warte tego wszystkiego?
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {22/03/23, 12:02 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
     Tydzień dla maga, jak na jego standardy minął bardzo chaotycznie i nie z powodu trytona, a obowiązków, które z czasem się nawarstwiły do granic możliwości i Hutson musiał ostatecznie poświęcić im swój jakże cenny czas. Jeden z wielu powodów był bardzo przyjemny i przyziemny jak na człowieka przystało. Wyczekiwana premiera księgi wiedzy o nadchodzących, rewolucyjnych zastosowaniach magii była nie lada gradką dla kogoś takiego jak Phyrin. Dlatego, gdy tylko dorwał jeden egzemplarz w swoje ręce, nie mógł oderwać od niego wzroku. Lektura towarzyszyła mężczyźnie nawet w ubikacji, gdy siedział na tronie, czy pod prysznicem. Uzależnienie to było tak niebezpiecznie zaawansowane, iż śmiało można było pokusi się o zakład, że mag niezauważyłby zniknięcia Nerine. Ziemia mogła palić się i walić, do pracowni zawitałby złodziej podbierając wszelakie dobroci Hutsona, a ten nawet nie zwróciłby na to uwagi. Jednak bardziej prawdopodobne było zniknięcie rybki, na które nie trzeba było długo czekać. Krótkowłosy słyszał jakiś głos. Niewyraźny, mało znaczący dla umysłu przyswajającego pisemną wiedzę. Z tego powodu cokolwiek powiedziane w kierunku maga dostawało krótką, nic nie wnoszącą odpowiedź w stylu "Hm". Nawet nie zerknął, kiedy drzwi do pracowni zaskrzypiały, po chwili zatrzaskując się za Ashbane. Mag nadal czytał, jak to miał w swym zwyczaju.
     Niestety błogostan Hutsona musiał zostać przerwany. Powodem było coś niezwykle upierdliwego, brzęczącego zaraz nad uchem, i dźwięk ten nie należał do komara, a komórki. Nieszczęśliwie z pełną baterią. Z niezadowoleniem na twarzy jakby ktoś zabił jego matkę, zerknął na wyświetlacz, dostrzegając zdjęcie blondynki, które przerobił dodając jej rogi oraz kozią brodę. Ayvs.
      - O co chodzi? Jestem troche zajęty - spytał, gdy tylko odebrał połączenie.
      - Niesamowite. Już chciałam słać sowe - szyderczo słodki głosik rozległ się po drugiej stronie telefonu. - Mam wieści odnośnie substancji, której skład nam przysłałeś - nie miała zamiaru zbędnie przeciągać rozmowy. Znała zdolności Phyrina i jeśli mówił o byciu zajętym, to faktycznie tak było i nic nie stało mężczyźnie na przeszkodzie, aby bez ostrzeżenia rozłączyć się, wracając do poprzedniej czynności. - Główny składnik nie pochodzi z lądu. Obawiam się również, że osoby odpowiedzialne za rozstawianie pułapek należą do Beliada.
      Nie usłyszał niczego, co by nie wiedział od dyrektorki rady. Nie było co się dziwić. W końcu Phyrin znał pochodzenie mazi, a raczej tego z czego została zrobiona dzięki Nerine. Skąd więc pewność, że łowcy nie byli od demona? Otóż Pan czarnego rynku oraz nielegalnych walk wyprzedził kobietę o dwa dni z telefonem, gdzie wyraźnie wyśmiał podejrzenia maga. Jak to powiedział: Jego ludzie nie są idiotami, aby rozkładać gdzie popadnie pułapki, licząc, że wpadnie do nich to, co chcą.
      Hutson nie miał powodu nie wiezyć istocie, ale tą wiedzą nie chciał podzielić się z kobietą. Nie miał zamiaru wkopywać Beliada w problemy z radą. Miał ich wystarczająco wiele, a gdyby Hutson faktycznie pomaczał palce w bagnie, gdzie się pluska demon, ten osobiście przyszedłby i zrobił z jego jeziorka moczary. A tego mag wolał uniknąć.
     - Rozumiem. Ayvs może usuniesz mi na pewien czas bransolete? Pułapki są niedaleko na... mnie - prawie wygadał się odnośnie niebieskiej rybki, choć zawsze mógł się poprawić, zwalając drugą osobę na smoka. jednakże blondynka znała maga i tkwiące, diabelskie szczegóły, których on sam był świadom. Stąd od razu cofnął swą płytę i cisnące na język słowo, zastępujac innym. Nie miał pewności, czy kobieta to zignoruje, ale tym przejmować się będzie kiedy indziej.
       - Nie da się jej ściągnąć - na te słowa Hutson zrobił przerażone oczy. Słowo nie odbijało się niczym echo w jego podświadomości, która alarmowała, że jak to możliwe, by czegoś nie dało się usunąć. Wszystko się da! To również. Przecież tyle razy to robił. Nauczyciel nie mógł wymyślić niczego, o czym nie wiedział. Za dobrze go pilnował na swój, nikomu nieznany sposób.
      - Jak to nie da? - mimowolnie powtórzył, a w głosie słychać było groźne niezadowolenie.
      - Optopius zapewnił mnie o tym. Przykro mi Phyrinie Hutsonie, ale już nigdy nie użyjesz magii - krótkowłosy zastygł, otrzeźwiając dopiero po dłuższej chwili, gdy głos kobiety nachalnie dobijał się do jego świadomości. Wściekły przycisnął mocno czerwoną słuchawkę i odłożył mało delikatnie telefon. Najchętniej rzuciłby nim o ścianę, ale był mu jeszcze potrzebny. Usiadł sztywno opierając o podparcie pleców, wbijając wzrok w księgę przed sobą. Nieświadomie wsunął opuszek kciuka do ust, podgryzając go w namyśle. Dlaczego wcześniej mu tego nie powiedzieli? Czemu nic o tym nie wiedział? Czy w ogóle coś takiego było możliwe? Nie mógł tego puscić płazem, dlatego wstał podejmując najważniejszą aktualnie decyzję. Musiał odzyskać moce, dla których się urodził. Od razu zaglądnął do pokoju Nerine, lecz nigdzie go nie było. Westchnął zrezygnowany domyślając się, kiedy mógł zniknąć. Musiał poradzić sobie sam.
      - Przeklęta rada, przeklęty Optopius - mamrotał pod nosem nieprzychylne wyzwiska w ich kierunku. Gdyby tylko posiadał zdolności lalkarzy, zrobiłby taką jedną, a nawet kilka Voodoo i wystawiał na różne próby. Jedną zawiesiłby nad palnikiem kuchenki, inną wsadził do zamrażalnika, potem może powbijałby kilka igiełek w RÓŻNE miejsca. Dał Paskudzie do zabawy. Pomysłów miał wiele, kiedy rzucał rozmaite narzędzia na stół, wcześniej odkładając nową książkę. Gdy tylko wszystko było gotowe, ściągnął swój nowy płaszcz, zawiesił na krześle i usiadł na nie. Było wciąż ciepłe od jego czterech liter. Podwinął rękawy koszulki i położył stanowczym ruchem prawą rękę na blacie, patrząc uważnie w okrągłe cholerstwo na nadgarstku.
     - Nie do ściągnięcia co? Jeszcze wam pokażę - wysyczał z gniewnie zmarszczonymi brwiami i powciskał, jakby losowe znaki na siwej biżuterii. Po kilku próbach nad przedmiotem wyświetiły się rozmaite, kolorowe kręgi, które wypełniały runy w różnych językach. Hutson prychnął widząc jak bardzo jego nauczyciel się postarał. Jedna za drugą, nicie blokad rozciągały się, łącząc ze sobą kolejne kondegnacje lewitujacych kręgów. Wszystko wyglądało na zawiłe. Phyrin widział na pierwszy rzut oka wiele podobieństw do poprzednich wersji, ale ta faktycznie była unikalna. Już pierwszego dnia dostrzegł wyryte dodatkowo runy magii Optopiusa zmieszaną z jego własną. Mimo to nie miał zamiaru się poddać. Chwycił za malutki śrubokręt i zaczął majsterkować. Zaczynał standardową procedurą. Pierw szukał blokady mocowania, ale ta nie była fizyczna, więc godzinne rozkręcanie bransolety było marnotractwem czasu. Zamoczył ją również w wodzie, a gdy to nie pomogło, dodał podłączony kabel do gniazdka, celowo ucięty, aby popieścić maga. Niestety spięcie nie robiło wrażenia na bransolecie, a jedynie na ciele mężczyzny. Z naalektryzowanymi włosami, stojącymi dęba wrócił z powrotem na krzesło, dalej grzebiąc i rozmyślając nad innymi sposobami. Cały czas nie rozumiał dlaczego tak starają się go ukrucić o magię. Wszystkich starają, ale czemu jego najbardziej? Czy był aż takim zagrożeniem? Czy może powodem była osobista uraza nauczyciela?
      Westchnął przeciągle, zmęczony rozmyślaniem aniżeli walką z upierdliwą ozdobą, gdy w tym momencie do środka wszedł Nerine. Hutson całkowicie stracił poczucie czasu, dopiero teraz dostrzegając jak za oknem pomału się ściemnia.
      - Nerine, dobrze, że jesteś. Potrzebuję twojej pomocy - miał tu na myśli konkretnie siłę rybki. Wielokrotnie wykazał się nadludzką siłą w łapach, której magowi zdecydowanie brakowało. Wstał na równe nogi podchodząc do zaczarowanej szafy i zniknął na czworaka w jej wnętrzu. Dziwne odgłosy dochodziły z niej, a Paskuda zaniepokojony podreptał tam w pośpiechu, mrucząc jakby przekleństwa w stronę maga. Hutson wrócił po chwili deliaktnie zsapany z lekkim niepokojem na twarzy.
      - Trzymaj - wręczył w dłonie niebieskowłosego gumowy młotek, siadając okrakiem przy stole, wyciągając wiszące cholerstwo na nadgarstku i wymownie spojrzał w stronę pacjenta. Widząc jego wahanie, tylko wskazał ruchem głowy o co mu dokładnie chodzi.
      - No dalej, uderzaj. Z całej siły - ponaglił, ale ten się bronił przed tym. Cóż, faktycznie mógł trafić główką w dłoń przy złym wycelowaniu, więc zaraz wrócił z kolejnym młotkiem, znacznie większym. Łapiąc solidny haust powietrza w płuca, wypiął się w oczekiwaniu na jeden, pewny zamach rybki, który nie nadciągał.
       - No dalej Nerine! Rachu ciachu i po strachu! Nie trafisz mnie. Jeden zamach. Tylko jeden! - a jak się nie da to i drugi i kolejny, aż do skutku, ale rybka cały czas bała się to zrobić. Wymieniali się tak zdaniami, coraz bardziej się przekrzykując, aż w końcu Paskuda nie wytrzymał. Podszedł poirytowany do Ashbane i dziabnął go w kostkę, na co ten...
      Phyrin jedynie zacisnął kurczowo powieki, czując jak pot w mgnieniu oka spłynął mu po czole, a po chwili rozległ się brzęczny dźwięk ocieranego się metalu o metal.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {25/03/23, 07:18 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Bransoletka ciążyła magowi, ponieważ nie pozwalała ona na korzystanie z magi. Dobrze wiedziałem przez co przechodzi, ponieważ sam utraciłem swoje zdolności hipnozy. Gdyby mi ich nie zabrali, to zapewne już dawno miałbym kogoś owiniętego wokół swojego palca.
- Zwykle jak potrzebujesz mojej pomocy, to nie jest to nic dobrego - powiedziałem, lekko się krzywiąc.  Co jak co, ale pomysły maga bywały szalone i coraz bardziej się ich obawiałem. Co mnie mogło czekać? Nie chciałem, by mieszał mnie w jakieś swoje prywatne sprawy. Owszem, wolałbym, aby Phyrin miał pełną swobodę w korzystaniu z magi, ale może to tylko chwilowe rozwiązanie? Przecież to nie tak, że na resztę życia pozbawią go jego zdolności. Gdyby nie Phyrin, to nie wiem co by się teraz ze mną działo. Gapiłem się, jak głupi na szafę do której wlazł mag. Kocurowi się to również nie podobało, co pokazał swoim zachowaniem.
- Na pewno jest to głupi pomysł - zwróciłem się do Paskudy, który okropnie miauczał do szafy, a raczej na Phyrina, który nadal w niej czegoś szukał. Było trzeba zostać w tym przeklętym lesie!
         Spojrzałem na maga, po czym na przedmiot, który trzymał w dłoni, robiąc duże oczy.
- Żartujesz sobie? Nie zrobię tego - powiedziałem, patrząc na młotek, który zaraz znalazł się w moim posiadaniu. Nie chciałem tego robić. Phyrin oszalał, jeśli myślał, że zgodzę się na coś takiego. Przecież to cholernie niebezpieczne! Złapałem mocniej za rączkę od młotka, po czym przeniosłem swoje spojrzenie na maga, który był zdeterminowany zrobić to. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego, jak na jakiegoś szaleńca.
- Nie ma mowy! Co jeśli źle uderzę? Nie naprawisz swojej ręki magią... N-nie chcę tego robić - powiedziałem, czując lekką wściekłość, że naprawdę mnie do tego zmusza. Gdybym dłużej posiedział w lesie, to może odpuściłby sobie bransoletkę, chociaż na dziś. Choć nadal nie rozumiem skąd u niego ten szalony pomysł! Wiele ryzykował, tym bardziej z moją siłą.
- O jeden za dużo! - krzyknąłem, ale mag sobie nic nie robił z moich protestów, więc nasza sprzeczka nieco trwała, aż sam byłem nią zmęczony, ale nadal mało zdeterminowany, by włączyć w ruch młotek. Zacisnąłem usta w wąską linię, a kiedy nagle poczułem ugryzienie, wzdrygnąłem się oraz ruszyłem rękoma, prowadząc młotek wprost na bransoletkę. Jak tylko narzędzie uderzyło o przedmiot, ta nawet nie drgnęła. Ciężko oddychając spojrzałem na kota, który był dumny z tego co zrobił, a ja byłem nadal lekko spanikowany, bo mogło to się źle skończyć.
- Niegrzeczny kocur! - krzyknąłem, a ten ponownie pokazał swoje kły oraz pazury, gdybym chciał przestać. Co za wredna kreatura.
         Wiedziałem jednak, że bransoletka była cała, a mag, choć sam nie wyglądał na szczęśliwego, to jednak w jego oczach widziałem, że mam nie przestawać. Uniosłem młotek i kolejny raz uderzyłem, bardziej się skupiając, aby nie trafić poza celem. Za drugim razem też nic się nie wydarzyło, tak samo przy kolejny i jeszcze jednym. Nie wiem, ile uderzeń wykonałem, ale bransoletka nawet nie była draśnięta.
- Dość... To nic nie da Phyrin, jedynie się bardziej zmęczę, a ty mi tu zaraz zejdziesz - powiedziałem, zerkając na niego. Nie chciałem dłużej tego robić, po prostu nie. - Musisz sobie odpuścić, znaleźć inne rozwiązanie, ale to... Nie wyjdzie - wyjaśniłem, po czym poszedłem do swojego pokoju, aby zaczerpnąć kąpieli i tak poza zjedzeniem oraz spaniem, nie zamierzałem nic więcej dzisiaj robić.


• trzy dni później •

         Wyjścia do lasu stały się moją codziennością, a to głównie dlatego, że chciałem spotkać się z Axelem. Chłopak przypadł mi do gustu i naprawdę go zdążyłem polubić, choć nadal wydawał się tajemniczy.
-Jak ty to robisz, że masz tak cudowne włosy w dotyku? - zapytał, przeczesując palcami kosmyki moich włosów. Pozwoliłem mu zrobić fryzurę. Nie do końca wiedziałem co planuje z nimi zrobić, ale wiedziałem, że nie będę żałował. W końcu sam też codziennie ma idealnie ułożone włosy.
- Taka już moja natura, nie dbam o nie jakoś szczególnie - powiedziałem. Nie skłamałem go ani trochę, nie robiłem nic z włosami, a miałem je w idealnym stanie, co chyba jest zasługą genów albo innych czynników. Może każda rasa miała inaczej? Co prawda, chłopak nie wiedział kim naprawdę jestem i przekonywałem go, że jestem tylko człowiekiem.
-Zazdroszczę, ja muszę stosować różne odżywki, by utrzymać je w takim stanie – powiedział, muskając palcami moje czoło. -Nie ciągnę cię za włosy? - zapytał, na co pokręciłem przecząco głową.
- Oh, przepraszam, miałem się nie ruszać - powiedziałem, a śmiech chłopaka rozbrzmiał w moich uszach. Lekko się zarumieniłem, czując się wyjątkowo dobrze w jego obecności
         Kiedy moje włosy były już uporządkowane, przejrzałem się w aparacie mężczyzny i uścisnąłem go lekko.
- Pięknie to wygląda, dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie, puszczając Axela, aby go nie udusić.
-Nie ma za co, do twarzy ci w tym – powiedział, układając dłoń na moim policzku. Spojrzałem w jego oczy, jednakże szybko spuściłem głowę. Phyrin cały czas siedział w mojej głowie i zapewne martwił się, że znowu na długo znikam. Miałem nie przyprowadzać gości, ale...
- Może masz ochotę pójść do mnie? Mój opiekun może nie będzie zły - powiedziałem, po czym ruszyłem przed siebie, jak tylko chłopak się zgodził. W sumie nie wiedziałem czy dobrze robię, ale kurde... Nie mogłem cały czas obracać się tylko przy magu i Paskudzie. Musiałem nauczyć się żyć wśród ludzi, wyjść na kogoś normalnego. Phyrin na pewno to zrozumie.
- Jesteśmy - powiedziałem, wskazując na pracownię, po czym przekroczyliśmy próg drzwi. Maga nigdzie nie widziałem, więc możliwe, że gdzieś się krzątał, za to na powitanie wyszedł Paskuda, który zatrzymał się, jak tylko zobaczył kogoś obcego. Zjeżył się i miauknął, uciekając do mojego pokoju. Przekrzywiłem głowę, nie do końca wiedząc o co chodzi.
- Rozgość się - uśmiechnąłem się lekko, po czym wyciągnąłem dwie szklanki, aby nalać nam soku. Jedną podałem Axelowi, drugą zostawiłem dla siebie.
-Całkiem tu ładnie. Twój opiekun coś tutaj tworzy? - zapytał, jednakże ja nie chciałem zdradzać czym zajmuje się Phyrin.
- Wybacz, ale nie możemy o tym rozmawiać. Jeśli mi pozwoli, to powiem, ale jak na razie muszę milczeć - powiedziałem, na co ten skinął głową ze zrozumieniem.
         Nie wiem, jak długo siedzieliśmy, ale Axel dość szybko zdecydował się wrócić do siebie.  Bałem się, że ja coś zrobiłem, co mogło go zdenerwować albo po prostu miejsce go przytłaczało.
- Wracaj bezpiecznie - uśmiechnąłem się do niego, po czym wbiłem wzrok w jego plecy, kiedy skierował się do wyjścia. Akurat wychodził, gdzie mag się pojawił. - O, Phyrin! Chodź, zjemy coś - powiedziałem do maga, kątem oka obserwując odchodzącego chłopaka. Przez moment myślałem, że się uśmiecha na imię Phyrina, ale może to tylko moja wyobraźnia?
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {26/03/23, 02:19 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
     Ciemna peleryna zwiewnie przechadzała się z boku na bok w rytmie stawianych pewnie kroków w wąskim korytarzu zrobionym z metalowych ścianek. Cała struktura była jedną podłużną klatką, przejściem łączącym trybuny z główną salą, gdzie stawiano zakłady swoich typowanych wojowników, a raczej niewolników. Wiele istot, w tym ludzi spoglądało na odprowadzanego Phyrina z dwoma rogatymi smokami w ludzkiej postaci. Obaj byli niczym Ying i Yang. Jeden blondyn drugi zaś czarny. Dobrze kojarzyli maga, więc bez zbędnych pytań po prostu odprowadzili go pod same drzwi swojego szefa, aby nikt po drodze nie zrobił mu krzywdy. W tym miejscu, gdzie w powietrzu czuć było krew i pot nie można było oczekiwać niczego dobrego. Hutson jednak był oswojony z tym widokiem rzucanych ciał na metalowe kraty tuż przed jego nosem. Wynoszone truchła kobiet, dzieci, czy rosłych mężczyzn - chleb powszedni w zaułkach nielegalnych walk prowadzonych przez samego Beliada. Pana zła roztaczającego się w mieście. To z nim walczyła rada, lecz demon nic sobie z nich nie robił. Znał rzeczywistą wartość blondynki i wiedział, że niczym nie może mu zagrozić. Do tego łączył go kontrakt z Phyrinem, który był częściowo nietykalny.
      - Witaj stary przyjacielu - niski blondyn przywitał wyrafinowanym machnięciem ręki w stornę pojawiającego się maga w jego "skromnych" progach zaś srogim kiwnięciem głowy pogonił siedzące przy stoliku, nagie kobiety wciągające dawkę białego pudru. Niewzruszony Hutson jedynie poczekał aż wszyscy znikną za zasłoną drzwi, aby móc zacząć odgrywać standardową gierkę demona, rozkraczonego na swoim tronie kata.
       - Mnie również miło cię widzieć - słowa maga były przesiąknięte sarkazmem. Demon doskonale to wyczuł. W końcu był istotą wyższą, którą trudno było oszukać. Pomijając już fakt łączącego ich kontraktu. Blondyn za dobrze wiedział co dzieje się we wnętrzu mężczyzny.
       - Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę? - spytał, patrząc z góry na drogiego mu przyjaciela ze starych czasów. Ten zaś jedynie sięgnął do kieszeni płaszcza, rzucając zawiniątkiem w jego stronę. Nazbyt mocno, lecz istota nic sobie z tego nie robiła, nabijając pakunek na swój szpon. Powąchał opakowanie, przyglądając dokładnie kapsułką, które jak zwykle były idealne. jednak coś tu śmierdziało klientowi i mag to wyraźnie dostrzegł w niebezpiecznym uśmiechu Beliada.
      - Huuuh, a cóż to za słodki, morski zapach, hm? - uniósł swą brew w zastanowieniu, szukając reakcji Hutsona, lecz jej niedostrzegł. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ponieważ krótkowłosy świetnie opanował nachodzące go dreszcze niepokoju, jednak dusza wręcz kipiała z niepokoju i chęci ucieczki. Jakby wpadła w ogień, z którego chce się wydostać, lecz nie może.
       - Nic ci do tego - odburknął, uciekając wzrokiem w bok na trofea stojące w meblościance. Nie były to jednak zwykłe ozdoby, a części ciała wyginających ras. Jedno miejsce nadal było puste, gotowe przywłaszczyć sobie róg Dahili, opiekunki lasu. Najwidocznie demon nadal nie dał za wygraną.
      - Prędzej czy później dowiem się, Przyjacielu - zaakcentował ostatnie słowo, rzucając plikiem zielonej gotówki. - Reszty nie trzeba - mruknął, mrużąc lisio swe powieki. Phyrin poczuł nieprzyjemny dreszcz od wwiercających się w niego czarnych źrenic demona. Wiedział, że on już wie do kogo należy ten zapach. Dlatego Hutson tak bardzo nie chciał tu przyjechać. Demony rangi pokroju Beliada ciężko było oszukać, dlatego właśnie tak świetnie sprawdzał się w robocie, którą miał.
       - Mam tylko jedno pytanie. Wiesz kto stoi za pułapkami w lesie? - spytał, okręcając się w bok ku wyjściu.
       - Mówiłem już, że nie ja - wzruszył niewinnie ramionami, bawiąc nadal nabitym woreczkiem na pazur. - Ale pewien łowca o imieniu Axel węszy, wypytując o twoje nazwisko. Czy to nie interesujące? Phi - roześmiany posłał całuska w stronę maga, patrząc jak ten znika zza drzwiami. - Ach, stary przyjacielu. Czekam niecierpliwie na twą zgubę, byś w końcu uwolnił mnie od tego kontraktu - wyszeptał złowieszczo, oblizując dolną wargę, a jego tęczówki zabłysnęły głęboką czerwienią z głębin piekielnego świata.
       Karbinowe tęczówki maga zdradzały przez całą drogę do domu, że nad czymś intensywnie myślał. Miał koniec końców nad czym. Sprawa z pułapkami stała w miejscu. Mag odnosił wrażenie, że ciągle cofa się zamiast robić krok do przodu. Nie był idiotą, jednak kolejne dawki informacji nie pomagały mu połączyć najistotniejszych kropek. Wiedział jednak dzięki uwadze Beliada, iż Axel był w to zamieszany. Nikt normalnie nie pyta o mężczyznę. Każdy w mieście wiedział kim jest i gdzie go szukać, więc skoro ktoś szukał o nim informacji, nie był mile nastawiony, a do tego posiadał znajomości z podwodną rasą Nerine, a to najbardziej niepokoiło Hutsona. Zdecydowanie Beliad wiedział coś więcej, ale nie chciał zdradzić. W sumie nie miał ku temu powodu. Demon bardzo ucieszyłby się, gdyby mag wyzionął ducha.
       - Hm? - z roztargnięcia jakie trzymało w garści krótkowłosego wytrąciła dopiero obca sylwetka wychodząca z jego pracowni. Gniew wręcz zabulgotał w magu, ale nadal kroczył po rozgrzanym piasku jakby nigdy nic. Pracowni nikt nie mógł znaleźć. Zwłaszcza z obcych! Dostęp do niej miały jedynie blisko jemu osoby jak Makoto, czy stali klienci. Do tego bariera chroniła domek. Trzeba byłoby być łowcą, albo kimś zaznajomionym z magią, aby znaleźć lukę. Bądź, co przyszło do głowy Phyrinowi na sam koniec, zostać wprowadzonym przez kogoś z naszyjnikiem takim jaki posiadał Nerine. I tu był problem, który wstrząsnął magiem. Poczuł się okrutnie zdradzony. Mówił tyle razy rybce, aby nikogo nie przyprowadzał. hutson w swej pracowni trzymał wiele wartościowych rzeczy. Począwszy od ksiąg po składniki do tworzenia mikstur. Krótkowłosy minął się z obcym. Oboje wymienili się spojrzeniami, które ani jednemu nie przypadły do gustu.
       Hutson podszedł do trytona, ściągając buty przed wejściem, witając go przyjacielskim, delikatnym uśmiechem.
       - Jestem strasznie głodny, co dobrego przygotowałeś? - spytał, wchodząc do środka, upewniając się, że bariera nadal działa i nie została naruszona. Nie było to proste bez magii, jednak wiedział w jakie punkty musi zajrzeć, aby odetchnąć z ulgą. Pobierznie rozejrzał się również po rzeczach, gdy długowłosy nakładał posiłek. Na całe szczęście wszystko było nienaruszone.
       - Kto to był? - spytał, czując obowiązek dowiedzenia się o gościu, może potencjalnym kliencie, choć Hutsona trudno będzie o tym przekonać. Nie miał jednak zamiaru robić problemów chłopakowi. Wiedział, że koniec końców zacznie sprowadzać coś poza slimami do pracowni, czy dziwnymi dla niego rzeczami. Jednak teraz były zbyt niespokojne czasy na to. Każdy w oczach maga był podejrzanym, zwłaszcza Axel, imię jakie przedstawił mi demon. Po usłyszeniu odpowiedzi nie mówił nic więcej Ashbane. Nie chciał kłopotać go swoimi problemami. Choć razem zamieszani byli w leśne pułapki, to chciał szczegóły pozostawić dla siebie.
       Kolejne dni nie dawały spokoju Hutsonowi. Intensywniej sprawdzając wszelakie poszlaki zaaferował również córkę Ayvis, która zdecydowanie okazała się bardziej przydatna od głowy rady. Oczywiście wszystko robiła w ukryciu przed matką. Kto wie jaki los by ją spotkał, gdyby kobieta dowiedziała się o spiskowaniu za jej plecami.
       - Doskonale zagojona. Blizny również nie będzie tak mocno widać - zadowolony mag podał zioła bez obróbki do pyszczka Ciraaldy w zwierzęcej postaci. Ta z zadowoleniem przemieliła w zębach rośliny, połykając i zapijając wodą z butelki, którą specjalnie dla niej przechylił.
      - Jedna z saren widziała ludzi rozstawiających pułapkę - te słowa wręcz wstrząsnęły Hutsonem i od razu wysłuchał dokładnego opisu ludzi, którzy za tym stoją, a jeden z nich okrutnie przypominał mu kogoś, kogo niedawno mijał.
      - Dziękuję. Mam tylko jedną prośbę. Nie mówcie nic Nerine. Nie chcę go mieszać w sprawy... lasu - prawie wygadał się, że nie jest stąd. Widząc przytaknięcie młodzieży z zadowoleniem wstał i pozbierał swoje rzeczy. Nie mógł zasiedzieć się w jednym miejscu. W planach miał jeszcze sprawdzić pewien magazyn. Opuszczony - podobno.
       Zawieszając torbę na ramieniu ruszył w stronę głównej drogi gdzie stało auto. Wrzucił bagaż na tylnie siedzenia i z piskeim opon ruszył do miasta, a raczej na jego południowe obrzeża, dość mocno oddalone od przedmieści, w okolicy których miał swoją pracownię. Niby pod latarnią najciemniej, jednak głupotą było rozstawiać swój "obóz" tuż obok miejsca łowów. Phyrin zaparkował przed samym wejściem do hali. Wyszedł z auta, przecinając chmurę kurzu i wszedł do środka. Zostawił niewielki prześwit, aby wpadające światło obnażyło sekret jaki skrywał magazyn, ale widok ten przerósł najśmielsze oczekiwania krótkowłosego. Z beznamiętnym wyrazem twarzy, jakby był znudzony schował dłonie do kieszeni płaszcza. Nie bez powodu. Trzymał tam coś, co mogło mu uratować dupę przed wszystkimi twarzami skierowanymi w jego kierunku.
       - Joł - skinął głową na powitanie, a wszyscy jak za pomocą zaczarowanej różdżki zerwali się na równe nogi, przewracając krzesła, na których siedzieli. Czekając aż wszyscy dobeigną, wyciągnął pierwszą kulkę i z całych sił rzucił im pod nogi. Jeden z rosłych mężczyzn niezauważając przedmiotu rozdeptał go, a dym gwałtownie rozpylił się na sporą powierzchnię. Pojawiająca z nikąd iskra rozgałęziła się w iście drapieżny piorun, który sparaliżował część przeciwników. Z dziwnymi minami i pozami runęli jak kłody na ziemię, jeszcze czasem drżąc od spiętych mięśni. To jednak nie był koniec. Hutson chwycił za metalową rurkę leżącą na jednym z prowizorycznych mebli, uważając jednocześnie na wiszące i leżące niedbale w różnych miejscach pułapki. Nie chciałby, aby jego tyłek lub co innego znalazło się między tymi szczękami. Celnie trafił jednego w krocze, drugiego w kolano, a trzeciego. Cóż, sięgnął znów do kieszeni wyciągając rękę i udając, że coś w niego rzuca. Ten w obronie zasłonił się, zdziwiony, iż nic się nie wydarzyło. Zadowolony z siebie Phyrin poklepał go po ramieniu, a ten jeszcze mocniej zdzorientowany dostał prosto w twarz z pięści. Mag zasyczał, machając dłonią, jakby miał oto pomóc uspokoić pulsujący ból. Nigdy nie potrafił walczyć. Tym razem wyciągnął z "otchłani" płaszcza malutką paczuszkę wielkości paczki od zapałek. Plastikowy przedmiot miał po obu stronach gumowe uchwyty na palce. Wsunął więc w nie opuszki, celując w kolejnych przeciwników. Napinając paczkę puszczał ją, a ta wystrzleiwywała miniaturową linę, która z zetknięciem się z ciałem, pięciokrotnie zwiększała swoją objętość, obejmując szczelnie wrogów w swym uścisku.
      - Nie wiecie, że z magami się nie zadziera? - pytał, podchodząc do jednego z nich, kładąc swego buta na policzek napastnika. - A teraz, gdzie jest Axel? - spytał, chcąć jak najszybciej pozbyć się problemu zanim ten sięgnie samą rybkę.
       - Cóż za ciepłe powitanie - mag zwrócił swoją uwagę w stronę obcego głosu. Znajoma twarz stała na podeście, klaszcząc w dłonie w podziwie na to gorączkowe wejście Hutsona. On sam nie spodziewał się czegoś takiego po sobie. Zwłaszcza, iż nie lubił wtrącać się w sprawy rady, a tu dodatkowo stracił swoją magię! Jednak jedna rzecz poruszyła nim doszczętnie, aby zrobić taki krok.
       - Kto wami dowodzi? - spytał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Kolejni łowcy podeszli bliżej, otaczając maga. Z syknięciem niezadowolenia znów sięgnął do kieszeni płaszcza, a ci ruszyli prosto na niego. Tym razem zaskoczył każdego, wyciągając mini dozownik do spryskiwania roślin. Stawiając go przed twarzą jednego z nich, psiknął gryzącą substancją i tak kolejno każdemu z nich, okręcając tanecznym ruchem na pięcie. Zatrzymał się dopiero przy swojej pierwszej ofierze, która miała czerwone od poparzeń oczy oraz skórę. Słoneczniki uwielbiały tę mieszaknkę kwasów. Z początku prawie nim się oblał, gdy wyczarowywał pokój dla Nerine.
       - Przestańcie się wygłupiać i go złapcie - obcy mężczyzna był coraz bardziej poirytowany sytuacją, że nikt nie może złapać jednego, upierdliwego maga z bransoletą na nadgarstku. Hutson jeszcze wiele razy wyciągał niespodzianki z płaszcza, aż w końcu kieszenie zrobiły się okrutnie puste. Pozostając jedynie z rurką, wymachiwał nią na ślepo, broniąc przed łowcami, ale w pewnej chwili, nawet nie wiedział kiedy, poczuł odurzające uderzenie w tył głowy. Piskliwy dźwięk rozbrzmiał w uszach, a ten zataczając koło padł na kolana, jeszcze usiłując wstać. Na marne. Z mroczkami przed oczyma odszukał Axela z tłumu, klnąc na swą duszę, że go jeszcze dorwie. Patrzył jak czarne, lśniące skórzane buty zbliżają się do jego zimnej dłoni, a obraz coraz mocniej i mocniej zaczął się zamazywać. Ciepło zastępowało zimno, po zimnie nei było już niczego. Żadnego uczucia, żadnego dźwięku i... obrazu.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {26/03/23, 06:53 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Widok maga za każdym razem cieszył mnie tak samo.
- Makaron ze szpinakiem i pomidorkami. Dla mnie jest wersja z tofu, a dla ciebie z mięsem - powiedziałem, posyłając mu szeroki uśmiech. Będąc na lądzie polubiłem dużo rzeczy oraz coraz lepiej szło mi gotowanie, więc mag nie mógł narzekać na moją obecność tutaj. Sprzątałem, pomagałem mu, no i gotowałem, kiedy on sam był zajęty zamówieniami. Czy czułem się z tym źle? Ani trochę, bo cieszyłem się, że mogę w jakiś sposób odwdzięczyć się za wszystko. Dlatego podszedłem do kuchenki, aby odgrzać makarony na osobnych patelniach, a na jego pytanie wzdrygnąłem się, starając się nie stresować czymś takim.
- Znajomy, niedawno go poznałem. Chciałem ci go przedstawić, ale musiał szybko wracać do siebie - powiedziałem, czując, że nie ma sensu przed nim tego udawać. Czekałem na jakieś kazania oraz wściekły ton głosu, ale nic takiego nie nastąpiło. Mag przyjął moje słowa do siebie, a ja poczułem wewnętrznie ulgę. Następnym razem na pewno go pozna, aby sam mógł ocenić, czy Axel nam nie zagraża w jakimś stopniu.
         Każdy kolejny dzień wyglądał podobnie, poza tym, że mag wyglądał na nieco nieobecnego, co zaczynało mnie martwić. Musiało coś się stać i po prostu mi tego nie  mówił. Uznał, że nie warto mnie mieszać w jego własne problemy? Wcale by mnie to nie zdziwiło. Tego dnia również nie miałem, jak z nim porozmawiać, ponieważ wyszedł, zostawiając mnie samego z Paskudą. Czułem się trochę ignorowany, odrzucony, co sprawiało, że byłem jednocześnie smutny z tego powodu. Dzisiaj również poszedłem do lasu, aby spotkać się Axelem. Krążyłem przy naszym ulubionym miejscu, gdzie głównie spędzaliśmy czas, ale minuty mijały, później godzina i następna.
- Co jest... - mruknąłem do siebie, zauważając, że to druga osoba, która mnie ignoruje, a ja nie rozumiałem co się dzieje. Stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej czekać, dlatego udałem się z powrotem do pracowni z nadzieją, że zastanę tam maga.
- Phyrin?  - zapytałem, ale odpowiedziała mi cisza. Odwróciłem wzrok w stronę drzwi do swojego pokoju, jednakże tam  był tylko kocur, który spał na moim łóżku. - Gdzie jesteś Phyrin - wyszeptałem do siebie, rozglądając się po całej pracowni. Usiadłem na łóżku maga, które przesiąknięte było jego zapachem. Poczułem się dziwnie z tym, że zostawił mnie na cały dzień. Niby ma swoje sprawy do załatwienia, ale dlaczego nie mogłem iść z nim? Nie byłbym dla niego przeszkodą, miałby chociaż towarzystwo, a ja nie nudziłbym się teraz, wbijając wzrok w sufit. Położyłem się na łóżku maga, wtulając policzek w poduszkę Phyrina, kuląc się na materacu. Nie wiedziałem, o której mag wróci, ale jeśli pojawi się w pracowni, to na pewno wygodni mnie ze swojego łóżka, dlatego zamknąłem oczy i po prostu zasnąłem.
         Obudziłem się następnego dnia, a przypominając sobie o Phyrinie, gwałtownie podniosłem się do siadu, jednakże po magu nie było ani śladu. Nie wrócił na noc? To niemożliwe. Zawsze wracał. Wyszedłem z pracowni, aby sprawdzić, czy mag przypadkiem nie zajmuje się czymś na zewnątrz, ale tam też go nie było. Zaniepokoiło mnie to jeszcze bardziej, jednakże nie mogłem popadać w paranoje. Phyrin by mnie nie opuścił, na pewno na chwilę wyszedł zanim się obudziłem i zaraz wróci. I z taką myślą spędzałem kolejne godziny, które mijały. Przygotowałem śniadanie, później obiad... Czekając na maga wbijałem wzrok w drzwi, nie zwracając uwagę nawet na Paskude, który chyba sam był zaniepokojony. Nie wiem czy brakiem obecności maga, czy mną, ale nie obchodziło mnie to. Phyrina wciąż nie było w domu, a ja tylko coraz bardziej się niepokoiłem. Co jeśli coś mu się stało? Nawet nie mieliśmy, jak się skontaktować. Właśnie! Wybiegłem z domu, kierując się do lasu, a tam prosto do terenów zamieszkałych przez sarny, w tym przyjaciół maga. Nim jednak dotarłem, zostałem złapany przez zaniepokojonego Fanfatara.
-Nerine? Co cię tutaj sprowadza? - zapytał, poluźniając uścisk swojej dłoni. Spojrzałem na chłopaka, ciężko oddychając. Nie wiedziałem od czego miałem zacząć, więc Fanfatar położył dłoń na mojej głowie. -Chodź, napijesz się czegoś i porozmawiamy – uśmiechnął się delikatnie, po czym zaprowadził mnie do siebie oraz Ciraaldy, która również była zaskoczona moim widokiem.
-Phyrina z tobą nie ma? Coś się stało? - zapytała, klepiąc miejsce obok siebie. Mój wzrok pognał na jej nogę, która powoli doszła do siebie, co mnie ucieszyło, bo nie chciałbym, żeby po tym wydarzeniu miała jakieś komplikacje.
- Nie wiem gdzie jest. Nie wrócił na noc do domu, wiem, że wczoraj był spotkać się z tobą, ale co robił przez resztę dnia? Do tej pory go nie ma, zaczynam się martwić - powiedziałem, po czym podziękowałem za wodę, która została mi podana.
-Oh, to niemożliwe. Na pewno nie zostawiłby cię samego na tak długi czas. Może i Phyrin się izoluje od innych, ale skoro opiekuje się tobą, to na pewno by ci powiedział, jeśli miałby nie wrócić przez dzień albo dłużej – powiedziała zaniepokojona dziewczyna.
-A może załatwia sprawę z tymi ludźmi od puła- - urwał Fanfatar, kiedy dostał po głowie od swojej narzeczonej.
-Obiecaliśmy coś Phyrinowi, nie zniszcz tego zaufania.
- O czym wy mówicie? Wpakował się w coś niebezpiecznego? Po co te tajemnice? Pomógłbym mu! - krzyknąłem i zanim ci zdołali mnie zatrzymać, zaczął biec do pracowni. Nie wiedziałem, gdzie znajduje się mag, ale jeśli coś mu się stało... Nie wybaczę sobie tego. Przebrałem się w coś, co bardziej wtapiało się w tłum. Ciemne dresowe spodnie oraz bluza z kapturem, dzięki której mogłem zakryć swoje włosy. Nawet nie zauważyłem, kiedy kot wskoczył na komodę, by pazurami chwycić mnie za bluzę.
- Nie teraz, muszę znaleźć maga - powiedziałem, jednakże Paskuda zatorował mi drogę. - Nie, nie będę siedział bezczynnie! - krzyknąłem. Kot jednak nie odpuścił wskazując głową na okno. Dopiero teraz dostrzegłem, jak zaczęło lać.
- Cholera! - krzyknąłem, opadając na łóżko. Dlaczego nagle wszystko było przeciwko mnie? Nawet pogoda ze mną nie współpracowała.
         Promienie słońca przedarły się przez okno, co wybudziło mnie ze snu. Zmarszczyłem brwi, rękawem bluzy wycierając ślinę z kącika ust. Zanim ogarnąłem co się dzieje, przypomniałem sobie co miałem zrobić. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Wyszedłem ze swojego pokoju, aby znów się rozejrzeć za Phyrinem, ale go nie było, co już było wystarczająco podejrzane. To kolejny dzień, kolejne pieprzone godziny, kiedy nie daje znaku życia.
- Tym razem mnie nic nie powstrzyma - powiedziałem, głównie do Paskudy, który się już najeżył, ale nie z mojego powodu. Kiedy wychodziłem z pracowni trafiłem na Axela, który stał na piasku, a promienie słońca niepotrzebnie nagrzewały jego ciemne ubrania.
-Nerine – powiedział, podchodząc do mnie, obejmując mnie mocno. Chwilę się zawahałem, jednakże dość szybko moje dłonie zacisnęły się na jego plecach na kurtce, chowając twarz w jego ramieniu. Teraz myślałem jedynie o Phyrinie, ale chyba potrzebowałem kogoś, aby wyrzucić z siebie cały ten niepokój.
- M-mój opiekun zniknął. Nie ma go od dwóch dni - wyjaśniłem, odsuwając się od chłopaka, po czym pociągnąłem nosem. - Przepraszam, ale muszę go poszukać - powiedziałem, patrząc na Axela, który kciukiem otarł moją łezkę z kącika oka.
-Daj mi chwilę, skontaktuję się z kimś. Znam osobę, co może pomóc – uśmiechnął się, na co skinąłem głową i pozwoliłem mu odejść kawałek dalej, aby porozmawiał z osobą, która odebrała jego telefon. Nie trwało to długo, ponieważ chłopak zaraz do mnie wrócił z uśmiechem na twarzy.
-Wiem już gdzie jest Phyrin. Pojedzmy razem? - zaproponował, a ja bez chwili wahania się zgodziłem. Chciałem się zobaczyć z magiem, chciałem wiedzieć, że jest bezpieczny.
         Trochę nie podobało mi się to, że miałem jechać na  czymś, co ludzie nazywali motocyklem. Dostałem kask od Axela, ale nadal bez przekonania usiadłem na maszynie, łapiąc mocno w pasie chłopaka, który powiedział, że chwila moment i będziemy na miejscu.
- To... Tutaj? - zapytałem, jak tylko zdjąłem kask. Opuszczony magazyn nie zachwycał swoim wyglądem, a jedynie przerażał.
-To auto chyba należy do niego, sam oceń – powiedział, wskazując na samochód. Podszedłem do pojazdu, po czym zajrzałem przez szybę, aby upewnić się, że pojazd rzeczywiście należy do maga.
- T-tak, ale gdzie jest sam Phyrin? - zapytałem, na co Axel kiwnął głową w stronę wejścia do magazynu. Zmarszczyłem brwi, po czym skierowałem się w odpowiednim kierunku, by zaraz dostrzec samego maga.
- Phyrin! - krzyknąłem radośnie, podbiegając do mężczyzny, ale jak tylko uwiesiłem się na jego szyi, zrozumiałem, że nie był to mag. Spiąłem się, szerzej otwierając oczy w przerażeniu.
-Dawno się nie widzieliśmy, Nerine – usłyszałem tuż przy swoim ucha, a niebezpieczny błysk złotych oczu ostrzegł mnie, że była to pułapka.
- Kai... lan? - wydukałem, puszczając trytona i odwróciłem się w stronę Axela, który patrzył na to wszystko z rozbawieniem. Chciałem się wycofać, jednakże silny uścisk Kailana mnie przed tym powstrzymał.
-Marine miała rację, że to zadziała. Szkoda, że dłużej iluzja nie podziałała.
- Co tu się dzieje?! Gdzie jest Phyrin?! Zrobiliście mu coś?! Zabiją! Krzyczałem, szarpiąc się, jednakże Kailan był kiedyś najsilniejszym żołnierzem w Feminks. - Puszczaj mnie! Zniszczę was! Pozabijam! - Nie potrafiłem się uspokoić, dopiero jak poczułem ukłucie w szyję, zastygłem wydając z siebie cichy jęk. Po chwili zamknąłem oczy, zapadając w sen.
         Hałas, który docierał do moich uszu był nie do zniesienia. Coś jak metal, który uderzał o coś gwałtownie. Ktoś coś mówił, a może krzyczał, nie potrafiłem rozszyfrować. Poruszyłem ręką, chcąc przeczesać włosy, ale nie mogłem, a to sprawiło, że wpadłem w panikę, przez co zacząłem się szarpać.
- Co jest... - mruknąłem, podnosząc wzrok na kajdany. Rozkojarzył mnie jednak szmer, więc spojrzałem na źródło hałasu. Przez słabe światło ciężko było mi cokolwiek zobaczyć, ale po chwili dostrzegłem maga.
- Phyrin! - krzyknąłem, szarpiąc się do przodu przez co poczułem okropny ból w nadgarstkach. Cholerstwa nie chciały puścić, musiały być wykonane z tego samego materiału, co kajdany stosowane w moim królestwie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {26/03/23, 11:47 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
.        Hutson przebudził się z przyszywającym bóle całego ciała. Zdezorientowany mrugał powiekami, aby oswoić wzrok do panujących ciemności. Minęła dłuższa chwila, a jego oczom ukazały się obślizgłe, wilgotne podziemia z wieloma klatkami, które częściowo zapełnione były zwierzętami. Połowa siedziała tu od dłuższego czasu, wygłodzone i brudne, spoglądały na maga podejrzliwym wzrokiem jakby to on był temu wszystkiemu winien. Poprawił się nieznacznie, siadając na obolałym tyłku, dostrzegając ciężkie, metalowe kajdany na nadgarstkach. Skóra wokół nich była zaczerwieniona, okrutnie podrażniona. Do tego uporczywy ból z tyłu głowy nie pozwalał skupić się mężczyźnie, by obmyślić plan ucieczki. To nie tak, że miał jakiekolwiek szanse. Szczerze, czuł totalną nie moc, porażkę wyrytą na czole. Miał ochotę splunąć sobie w twarz za pójście samemu do magazynu, ale nie spodziewał się tam nikogo. Broń, kule z zamkniętymi zaklęciami wziął na wszelki wypadek. Choć został złapany, przynajmniej dał małego kopniaka łowcom. Teraz zastanowią się dwukrotnie nim cokolwiek postanowią zrobić. Czując głód oraz pragnienie, podparł ręce o podciągnięte kolana, aby lepiej widzieć bransoletę. Ciągle nie mógł się z nią uporać. Z ciężkim westchnięciem kolejny raz wysunął ciąg kręgów i insygni opisujących kody magicznego zaklęcia wiążącego, ale minęła godzina, potem kolejna, a on jak stał w miejscu, tak stał. Był to pierwszy raz od pamiętnych czasów, gdy poczuł całkowitą bezsilność. Wiedział, że ma przesrane.Uległy sytuacji, położył się na twardej ziemi, próbując zasnąć i nie myśleć o tym wszystkim. O tym, że Nerine został sam w pracowni. Z paskudą, najgorszym kompanem świata. Czy sobie poradzi bez niego? Bez funduszy? Zapewne przez trzy miesiące tak, ale potem utną wodę, prąd, gaz. Zostanie z niczym. Jednak po co miałby tam siedzieć? Dlaczego w ogóle Phyrin brał pod uwagę, że ten siedział tam ze względu na towarzystwo maga? Było to przecież tak śmiałe i egoistyczne myślenie! Jednak tao było. Hutson miał takową nadzieję. Nie bez powodu siedział tyle czasu w chacie. Nie bez powodu odgradzał trytona od miasta, od centrum. Chciał mieć go tylko dla siebie. Chociaż przez jakiś czas, dopóki rybka nie powie, że chce poznać lepiej świat. Chciał uchronić chłopaka przed niebezpieczeństwem, które właśnie się zbliżało. Gdyby tylko mógł, krzyknąłem do niego, aby uciekał jak najdalej, jednak nie mógł. Nie miał jak.
       Kolejnego dnia Hutson czuł się tylko gorzej. Osłabiony, czuł jak usta zaczynają coraz mocniej pękać. Moczył je własną śliną, ale to pomagało jedynie uśmierzyć pieczenie na krótki moment. Brzuch coraz głośniej wyśpiewywał serenady, których nawet inne stworzenia nie mogły już słuchać, zakrywając swe uszka. Phyrin cały czas uciekał myślami do pracowni. Co robiła teraz rybka? Jak się czuła? Czy w ogóle martwiła się nieobecnością maga? Liczył na przebłysk inteligencji Paskudy. W końcu zawsze wracał do mieszkania, każdego wieczoru, a gdy musiał wybyć na dłużej, informował o tym. Choć z pozoru nieistotne szczegóły, z czasem stawały się idealnym dowodem, iż coś jest nie tak.
       Westchnął ciężko, zrezygnowany, gdy rozległ się pisk otwieranych drzwi. Zwierzęta jakby dostały wścieklizny, zaczęły ujadać, rzucać na ściany krat. Kroki robiły się coraz wyraźniejsze, a do pomieszczenia zagościło mocne, oślepiające światło. Mag uchronił się przed tym rękoma, obserwując jak dwie osoby zaczynają rzucać resztki jedzenia pod stopy stworzeń. Nie ludzkie traktowanie. Tak samo potraktowali jego, zostawiając nadgryzioną nogę kurczaka i dwie czerstwe bułki. Spojrzał na to gardzący. Co jak co, nie miał zamiaru poniżać się na tyle przed stopami wroga. Uniósł swe spojrzenie wygrzej, lustrując dwoje obcych, których wcześniej nie spotkał. Oboje o nieskazitelnej urodzie. Dziewczyna o jasnych włosach z tak niewinnym wyrazem twarzy nie mogłaby być brana pod kogoś maczającego łapki w brudnej robocie. Najbardziej podejrzany był czarnowłosy mężczyzna. Phyrin dostrzegał w nich coś podobnego do Nerine. Nie chciał od razu brać ich pod jedno kopyto, jednak podświadomość alarmowała maga, iż faktycznie mogą być to podmorskie istoty.
       - Więc to on? - niewiasta uśmiechnęła się subtelnie, nazbyt uważnie przyglądając Hutsonowi, jakby było jej to do czegoś potrzebne.
       - Podobno Axel miał z nim problemy - spoglądał na wrak maga z pogardą, co bardzo nie spodobało się krótkowłosemu. Gdyby tylko miał magię, pokazałby swoje prawdziwe zdolności.
       - Kim jesteście? - spytał ochryple, ale nie dostał odpowiedzi. Z podejrzanym wzrokiem odeszli, pozostawiając Phyrin w okrutnym poczuciu niepewności.
       Minął kolejny dzień. Mag zaczynał tracić poczucie czasu w ciemnościach. Zamknięty w ciasnej klatce nie wiedział już jak ma się ruszyć. Każda pozycja była niekomfortowa. Zwierzęta pomału znikały. Jeden za drugim. W powietrzu czuć było zapach mazi jaką znaleźli jakiś czas temu. Wszystko o czym pomyślał sprowadzało się do trytona, co okrutnie irytowało więźnia. Kolejny zgrzyt drzwi. Hutson nawet nie reagował, wpatrzony w blisko nieokreślony punkt przed sobą. Karbonowe tęczówki, zamglone od wysokiego poziomu bezradności nabrały swej wyrazistości dopiero, kiedy przed nimi śmignęły błękitne kosmyki włosów. Tak dobrze znane magowi.
      - NERINE! - uniósł się, całkowicie zapominając o więzach na nadgarstkach, które pociągnęły go lekko do tyłu. Z syknięciem szarpnął nimi z powrotem, patrząc jak przypinają nieprzytomnego chłopaka do kajdan. Więzili jego rybkę, jego pacjenta. Znaleźli go. Szukał maga, czy może odszedł? A jeśli zastawili pułapkę? Nie odpuścił, wołał do swej niebieskiej rybki, lecz ten niereagował. Hutson musiał zaspokoić swoją wiedzę, która wywiercała coraz to bardziej upierdliwą dziurę w klatce piersiowej. Nie rozumiał skąd w nim było tyle złości. Jednak ważniejszy był stan schwytanego trytona.
       - To wszystko moja wina - gdy opadł z sił, cofnął się, czując za plecami zimną przeszkodę. Spuszczając głowę, przymknął powieki, oddając odpoczynkowi. Był zmęczony, spragniony i głodny. Czwarty dzień był obcy dla mężczyzny, ale napawał go nadzieją, gdy dostrzegł poruszające się ciało Ashbane. Z nadzieją w drżących oczach, zaczął poruszać swoimi kajdanami, łapiąc kurczowo w dłonie za pręty drzwiczek. Wolał go, chciał sprawdzić jak się czuje, ale ten długo się cucił. Słysząc głos Nerine, poczuł przyjemną ulgę. Choć tylko połowiczną, bo jednak on również znalazł się w tym gównie przed którym chciał uchronić trytona.
      - Całe szczęście nic ci nie jest - odetchnął, opadając tyłkiem na ziemię, okrakiem, a ręce zawisły bezwładnie między nogami.
      - Nie szarp się, kajdany mocno trzymają - z bladym uśmiechem pochwalił się własnym metalowym cholerstwem. Jakby sama bransoleta anty magiczna to było za mało. - Jak tu się dostałeś? Proszę powiedz mi wszystko co wiesz - musiał znać szczegóły, aby potem zacząć obmyślać plan ucieczki. Skoro ich złapali, musie również przetransportować. Widział jak robią to na innych stworzeniach.
       Natomiast spanikowany Paskuda robił kolejne okrążenie wokół swojej osi, zatrzymując na swym dupska, gdy świat zaczął wirować przed jego oczami. Pijany zawiesił oko na bujającym się wyjściu, przez które wypruł jak poparzony Nerine. Czarna kulka sierści wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Chłopak nie wrócił na noc. Nie było ani jednego, ani drugiego mieszkańca pracowni. Czuł jak wszystko spoczęło na jego malutkich łapkach, więc wstał prężąc swój włochaty tors i wybiegł prosto do lasu. Musiał znaleźć kogokolwiek. Najlepiej Dahilie, która nie była tak łatwo uchwytna. Jednak wiedział, że jeśli się jej pokarze, zrozumie sytuację i będzie wiedziała co robić dalej. Jako Bogini lasu mogła zdziałać znacznie więcej niż on w tym przeklętym ciele kota. Największą pomocą byłaby natomiast Makoto, która cholera wie gdzie była.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {31/03/23, 06:53 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Już dawno nie czułem takiej ulgi, jak w chwili zobaczenia maga. Co prawda, nie byliśmy w najlepszej sytuacji, ale widząc go żywego, poczułem zwyczajnie ulgę. Gdybym mógł, to rzuciłbym się na niego, chowając go w mocnym uścisku, ale nie miałem jak. Nie tylko kraty nas od siebie dzieliły, ale i kajdany, które za nic nie chciały puścić. 
- Tak się cieszę, że cię widzę - powiedziałem z delikatnym uśmiechem na twarzy. Przestałem się szarpać, aby Phyrin nie martwił się, że coś sobie zrobię. Co prawda, nie podobało mi się to wszystko u chciałem jak najszybciej nas stąd zabrać, tym bardziej, że to może skończyć się czyjąś śmiercią. Skoro był Kailan, to i pozostała trójka również. Jak miałem o tym jednak powiedzieć magowi? Może i moi dawni przyjaciele są zdrajcami królestwa, ale… 
- Weź się w garść Nerine - powiedziałem cicho do siebie, choć w celi roznosiło się echo. Na pewno to usłyszał, chyba, że był wykończony. Na pewno był. 
- Zacznę od tego, że dziwiło mnie to, że nie wracasz do domu. Pierwszą noc mogłem jeszcze zrozumieć, ale kolejne godziny i noce… Coraz mniej mi się to podobało. Chciałem cię szukać, ale deszcz mi na to nie pozwolił. Później chcąc ruszyć natrafiłem na Axela, powiedział mi, że zna kogoś, kto dowie się gdzie jesteś - przerwałem, aby złapać nieco oddechu, po czym przysunąłem się bardziej do krat, choć wtedy kajdany wbijały się boleśnie w ciało. - Nie wiedziałem, że jest łowcą… zaprowadził mnie do magazynu, tam był twój samochód, więc niczego nie podejrzewałem, tym bardziej, że użyli iluzji, więc cię tam widziałem, ale to nie byłeś ty. Jak tylko go objąłem, wiedziałem, że to nie możesz być ty, Phyrin. Chciałem uciec, aby zwrócić się do kogoś o pomoc, ale nie miałem jak. Usnąłem po tym, jak mi coś wstrzyknęli, a później… Sam wiesz co się stało, znalazłem się tutaj - powiedziałem, uśmiechając się przy tym lekko. Chciałem go przytulić, bo cieszyłem się, że znów mogę go zobaczyć. Nie rozumiałem jednak tego, dlaczego złapali Phyrina.
         Musiałem jednak powiedzieć mu kto jeszcze stał za tym wszystkim. Oczywiście, od początku były podejrzenia, że jakieś istoty morskie maczają w tym palce. Sami łowcy nie poradziliby sobie ze zdobyciem rośliny, który wyłącznie była do zdobycia w morzach czy oceanach, głęboko pod wodą. Algerian Kousa. Roślina o dość silnym działaniu, choć samo jej dotknięcie nie daje efektów, tak zmielona lub ugotowana we wrzątku już tak. Z koloru przypominała tojad, zaś z wyglądu algi morskie. Nawet moja rasa nie była na nią odporna, a co dopiero istoty lądowe.
- Syreny i trytony są w zmowie z łowcami. Nie kupują rośliny na czarnym rynku, ani nic. Tacy, jak ja własnoręcznie je zbierają - powiedziałem, spuszczając głowę. Nie podobało mi się to, że muszę zdradzać własnych znajomych. Choć Indra był mi najbliższy z całej czwórki, to dobrze ich znałem, ale najwidoczniej nadal za mało. - Są dwie syreny i dwóch trytonów, słuchaj mnie teraz uważnie Phyrin - skupiłem wzrok na magu, chcąc mieć pewność, że wszystko usłyszy i zapamięta w swojej głowie. Chciałem mu to wszystko powiedzieć, zanim osłabnę, bo nie wiedziałem, jak długo będę tutaj siedział, a jednak potrzebuje dostępu do wody.
- Nie powiem ci, jak teraz wyglądają, bo nie wiem, czy nie zmienili wyglądu, ale mamy Marine, która jest dobra w iluzji, z tego co pamiętam, to była odpowiedzialna za różne leki czy inne substancje, które tworzyła, zapewne to ona zajmuje się maścią, którą wysmarowali pułapki. Chelda panuje nad wodą, jest najcichsza z nich wszystkich, ale lepiej jej nie prowokować - wyjaśniłem mu, zerkając w stronę drzwi, aby mieć pewność, że nikt nie wchodzi. - Jest Kailan, prawdopodobnie najsilniejszy z nich wszystkich, więc nie myśl o tym, by się z nim bić. Przegrasz, ale ja też, więc nie bierz tego do siebie. Zostaje Indra, mój nauczyciel. Nauczył mnie, jak grać oraz śpiewać, ale nie jest to jego bronią. Inteligentny z niego tryton i jest również silny, ale nadal słabszy od Kailana. Indra ma dobry zmysł słuchu, więc ciężko się do niego zbliżyć po cichu - powiedziałem, kończąc tym również swój wykład. Nie dałem dojść Phyrinowi do słowa, ale nie czułem się z tym źle. Chyba sam zdawał sobie sprawę z tego, że później mogę mu się nie przydać. Miałem jednak nadzieję, że nie zginę tutaj, jak wyschnięta ryba.
         Zanim jednak mag zdążył zareagować, usłyszałem kroki. Była to jedna osoba, która na swojej twarzy miał idealny uśmiech. Przełknąłem gule w gardle, po czym podniosłem wzrok na Indre, który nie patrzył na maga, a na mnie. Przykucnął i wyciągnął dłoń w moim kierunku, aby po chwili chwycić za włosy i przycisnąć mnie do krat. 
-Gdybyś go nie zaczął szukać, to byś się tutaj nie znalazł. Nigdy się nie słuchałeś Nerine i zawsze byłeś naiwny  - mówił spokojnie, nadal na twarzy mając uśmiech. Nie zabrał dłoni, w której trzymane były moje włosy. - Nie powinieneś ufać innym, tym bardziej magom czy zwykłym ludziom. Axel dobrze się spisał uderzając w ciebie, jesteś łatwym celem - dodał, powoli mnie puszczając. Syknąłem z bólu, ponieważ dalej czułem ten nieprzyjemny ścisk.
- Za to wy spiskujecie z łowcami! Z ludźmi, którzy z zimnym sercem polują na inne rasy! - krzyknąłem, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił.
-Zapewne już powiedziałeś mu o nas – zacmokał niezadowolony, po czym zbliżył się do celi Phyrina i wyciągnął rękę, aby chwycić go za włosy. - Namieszałeś mu w głowie, Phyrin. Patrz gdzie przez ciebie wylądował.
- To nie jego wina! Zostaw go w spokoju. Phyrin nie jest niczego winien, to tylko moja wina, że naprowadziłem go na tą substancję, to mój pomysł, by pozbierać pułapki w lesie. Wypuście go i zróbcie ze mną co chcecie - powiedziałem, ale Indra nie wydawał się być szczęśliwy.
-Niesamowite. Nerine chce się dla ciebie poświęcić, urocze – wbił lodowate spojrzenie w maga, puszczając go. - Nacieszcie się sobą, ostatecznie i tak będziecie musieli się rozstać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {01/04/23, 11:01 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
        Oczy Phyrina nieznacznie zadrżały, robiąc się większe, lecz w tych ciemnościach było to niezauważalne. Spoglądał na sylwetkę Nerine, zastanawiając się, czy dobrze słyszał. Czy może jednak zmęczenie dawało mu siwe znaki i widział jedynie omamy. Bezczelne, kpiące figle jego własnych karbinowych oczu, które desperacko chciały podnieść morale maga odnośnie szansy na ucieczkę z tego cholernego więzienia. Hutson często miewał podobne przygody. Dar do wpadania w niepożądane miejsca miał we krwi, lecz teraz nie wiedział co począć. To był pierwszy raz kiedy pustka drążyła mu dziurę w głowie. Nieustannie, gdy patrzył na niebieską rybkę, która tryskała entuzjazmem na jego widok, co lekko go kłopotało. Hutson nie potrafił odpowiedzieć tym samym, zmartwiony ich wspólną sytuacją. Nie tylko jego własną. Mężczyznę irytował fakt, iż nic nie mógł zrobić. Wpakował ich w bagno. Za to, że węszył zbyt mocno, za to, że zrobił o jeden krok za dużo i za szybko. Teraz nie mógł cofnąć czasu. Musiał stanąć przed postawioną przeszkodą. Przeskoczyć ją w jakiś nieokreślony sposób. Patrzył. Cały czas patrzył na szczęśliwego Nerine, gubiąc we własnych, mrocznych myślach i jedynie głos chłopaka nie pozwalał mu jeszcze zwariować. Opaść z sił. Poddać się całkowicie. Znajdywał w nim dziwne oparcie, siłę do działania. Powód do złapania kolejnego oddechu, do rozpalenia swoich płuc do czerwoności, do walnięcia sobie w twarz, gdy organizm krzyczał o kolejną kroplę wody.
       Drgnął. Otrzeźwiał, kiedy usłyszał szept trytona, a chwilę potem jego oczy zarejestrowały ruch. Wszystkie myśli zrzucił za pomocą ręki, jakby właśnie oczyszczał blat stołu, aby skupić się na czymś innym, nowym, czym był właśnie Ashbane.
       - Nie mogłeś wiedzieć - uśmiechnął się pokrzepiająco, przepraszając tym samym rybkę, gdy ten przysunął się bliżej krat. No bo jak miał wiedzieć kim był Axel. Sam Hutson nie znał imienia po prędku. Nawet nie wiedział, że Nerine spotyka się z kimś w lesie. Nie wiedział co było gorsze, czy fakt iż ukrywał coś takiego, czy to, iż z kimś się spotykał. Jedno i drugie było irytujące. Jedno i drugie zależne od siebie, co tylko wzniecało płomień w magu. Gorący, palący wszystko co się do niego tylko zbliżało. Jednak Phyrin wiedział jedno. Jeśli kiedyś dane mu będzie, a z pewnością tak się stanie, spotkać twarzą w twarz z Axelem, to go zniszczy. Powoli, boleśnie, aż będzie błagał o śmierć, której mu nie ofiaruje.
       - Objąłeś? - powtórzył bardziej dla samego siebie, prychając po chwili pod nosem. nie mógł przestać wyobrażać sobie tego widoku. W końcu Nerine był okropnym rzepem. Nie jeden raz wpadał w ramiona, ściskając maga, prawie go łamiąc w pół. Choć nie protestował, czuł nie jeden raz jak coś przestawia się w jego kręgach. Ashbane ciągle był trytonem. Nawet jeśli nie w całości, to jednak pewna cząstka w nim pozostawała i nie raz o tym mu przypominał. Co swoją drogą było tak urocze, że Hutson w tej jednej chwili wyobraził sobie jak nalepka z wielkim, pogrubionym napisem "UROCZE" przykleja się z głośnym plaskaczem na czoło długowłosego. Aż nie mógł wytrzymać i roześmiał się, być może lekko dezorientując chłopaka. Opanował się bardzo szybko. Nieco uspokojony oparł policzek o nadgarstek, słuchając dalej trytona, który był okrutnie rozgadany. Jak nie on.
       Gdy niebieska rybka zaczęła wymieniać podwodnych wspólników łowców, zamienił się w słuch. To były bardzo istotne informacje, których nie mógł przeoczyć. Marine - najprawdopodobniej rówieśniczka Phyrina, zakochana w zabawie w eliksiry. Słuchając o niej, mag czuł bratnią duszę, której niezmiernie się brzydził. Jak ktoś o tak wspaniałych zdolnościach miał czelność źle to wykorzystywać. To jak splunąć matce nauce prosto w twarz, podpalić jej najukochańsze dzieło - wiedzę. Chelda. Kolejne imię wyryło się w podświadomości Phyrina. Potem trzecie oraz czwarte pieczętujące klarowną sytuację ich dwójki. Byli w czarnej dupie.
       Siedząc jak na szpilkach, upewnił się, czy Nerine skończył, a gdy między nimi zawisła dłuższa cisza, uchylił swe suche, spękane usta, aby coś powiedzieć, ale z pierwszym słowem drzwi zazgrzytały, a kroki jednej z osób coraz bardziej uświadamiały ich, że ktoś się zbliża. Hutson czuł tę okropną woń morskiej, słonej wody. Bryza ta jednak nie była tak przyjemna jak u Nerine. Mag zmarszczył brwi, witając groźnym wzrokiem niechcianego gościa, który miał w całkowitym poważaniu jego osobę. ofiarą jaką sobie upatrzył był tryton przy którym przykucnął i w barbarzyński sposób złapał za włosy, dociskając tym samym twarz Ashbane do krat. Mag szarpnął się, lecz ciasno spięte kajdanki szybko sprowadziły go na ziemię, cichym szelestem metalu mówiąć gdzie jego miejsce. Wściekły, miał ochotę wyszarpać pukiel włosów z czupryny tego cwaniaka, który bezkarnie ranił jego pacjenta. Tyle wysiłku włożył, aby każda rana na ciele Nerine zagoiła się bez śladu, a ten dureń wszystko teraz miał zamiar zniweczyć. Niewybaczalne.
       - Zostaw go! - warknął groźnie, lecz obcy nic sobie z tego nie robił. Jego zainteresowanie rybką przeniosło się na Phyrina dopiero, gdy skończył z długowłosym, przekazując mu to, co myślał. Mag nie ugiął się przed wrogim spojrzeniem Indry. Nie uciekł nawet przed wyciągnięta w swoją stronę ręką, która zrobiła dokładnie to samo, co z Ashbane. Phyrin jedynie syknął z bólu, piorunując zaciekle wzrokiem twarz trytona. Jasno kreślił granicę i to, co myśli o mężczyźnie. Każde ciche słowo przemieszczało się między ich spojrzeniami. Iskry obu stron uderzały w siebie z impetem, tworząc rozładowania, aby udowodnić kto jest godzien samego Nerine. Phyrin widział w tęczówkach Indry, że uważa chłopaka za swoją własność. Tak samo jak mag.
       Hutson opadł na bok, odepchnięty przez trytona. Jeszcze odprowadzał go wzrokiem w stornę wyjścia, siadając wyprostowany niczym struna. Naładowany wyzwaniem posłanym mu prosto w oczy. Przesiąknięte, czarne niczym smoła źrenice spoczęły na sylwetce niebieskowłosego, mogąc wręcz zmrozić krew w żyłach.
       - Nerine - odezwał się stanowczo, chłodno, patrząc spod byka na swojego podopiecznego. - Nigdy nie wygaduj takich głupstw - oznajmił zaciskając z całych sił pięści, aż knykcie zbialały, a spod paznokci spłynęły stróżki krwi. To był pierwszy raz, gdy Hutson się wkurzył i ani myślał o ukrywaniu tego. Pretensje miał nie tylko do Ashbane. Za te wszystkie tajemnice, za wpuszczenie do pracowni Axela, ale również do siebie. Nie przypilnował go wystarczająco dobrze.
       - Nikt... - wysyczał. - Nie ma prawa - dodał, unosząc zadziornie głowę do góry z morderczym wyrazem twarzy. - Cię tknąć.
       Paskuda biegł ile sił w łapach, aby dobiec do swojego celu jak najszybciej. Jego mina z czasem rzedła, a oddech stawał się nierównomierny. Z odważnej, dumnej postawy gotowego biegacza zmieniał się w grubego, żałosnego kocura, który zaraz miał wyzionąć ducha. Do celu nie miał daleko. Przynajmniej tak to powinno wyglądać z perspektywy zdrowego, wysportowanego kota, ale tu mowa była o Paskudzie. Leniwcu, który miał problem przekręcić się na drugi boczek, gdy zaczynały doskierać mu odleżyny.
       W końcu dotarł. Nie wiedział ile czasu jemu to zajęło, lecz w oddali dostrzegł znajomą sylwetkę. Doleciał, użył resztek swych sił i podskoczył, wbijając swe kły oraz szpony w pulchny tyłek Fanfatara, któy zarzucił z przerażenia swoimi kopytami, prawie zrzucając Paskudę.
      - Przepraszam, ale mógłbyś odczepić się od mojego tyłka? - spytał z łzami w oczach, a kocur przytaknął, zeskakując na ziemię, ciężko dysząc. Jeleń w tym czasie przybrał ludzką postać, przywołując ruchem głowy swą narzeczoną. Wielce zaniepokojoną widokiem towarzysza Phyrina. Nie musiał nawet dusić z siebie jęku, aby ta pojęła wagę sytuacji. Łapiąc za karczycho kluski, zaciągnęła go w stronę skryjóki swej matki, gdzie z niskim pokłonem uwydatniającym szacunek do bogini wyjaśniła całą sytuację. Zaniepokojona Dahili spojrzała w niebo, śląc słowa modłów ku niebiosom, do koron drzew, gdzie mieszkały bożki.
      - Ifrycie, to czas, abyś w końcu spoważniał. Wezwij Samarę - spojrzenie Dahili spoczęło na smoku, który przytaknął niechętnie, marszcząć swe okrągłe oczka. Przymknął swe powieki, a cień pni drzew ukrył go w mroku. Deliaktny powiew wiatru rozwiał kosmyki włosów zgromadzonych, szum liście rozegrał subtelne nuty, a błyszczące gałki oczne zabłysnęły w ciemnościach. Ziemia zadrżała, jakby ożyła. Puls za pulsem, niczym serce zaniosły słowa smoka do swej opiekunki. Nie chciał tego, lecz nie miał wyjścia. To była ich jedyna nadzieja.
       - Ifryt, zgrubłeś - oziębły głos zjerzył każdy włosek na ciele puchatej kulki. Wiedział, że za tymi słowami kryło się ciepło serca dziewczynki, lecz na pierwszy rzut oka było niedostrzegalne. Smok odwrócił się, dostrzegając najpierw falujące nitki białych włosów na wietrze, a dopiero potem lodowate, czerwone spojrzenie małej Samary prezentującej się idealnie w swojej zielonej sukience oraz puchowej, błękitnej narzucie związanej czarną kokardką pod szyją. Krótka cisza zagościła między wszystkimi, ale dziewczyna słyszała. Jako jedyna, głos smoka. Jej krwiste spojrzenie przeszło z małego osobnika na sarny, kończąc na Dahili.
      - Wiesz, gdzie są? - spytała, lecz ta pokiwała przecząco. Samara wzięła na ręce Paskudę, który trzymany pod pachami, dyndał resztą ciała, dotykając końcówką ogona ziemię. - Rozumiem. Zajmę się tym. Jestem to dłużna Phyrinowi - spojrzała na Paskudę z góry. W końcu opiekował się jej smokiem, którego była opiekunką. Nie mogła tak po prostu zostawić Hutsona na pastwę losu, lecz pierw musiała zrobić jedną istotną rzecz. Spytać o pozwolenie swego stwórcę. Przecież zagrożenie nie dotyczyło Ifryta. Przynajmniej nie pierwszorzędnie, a ona nie mogła mieszać się w sprawy miasta, nie w ludzkie problemy.
       Phyrin leżał zmęczony, oddychając płytko, kiedy to znów ktoś zawitał do pomieszczenia. Zwierzęta wzburzyły się, uderzając o boki klatek. Mag jedynie podniósł się nieznacznie, oszczędzając siły. Nawet nie walczył, kiedy wyciągali go zza krat. Jedynie spojrzał na Nerine, znikając za drzwiami. Dwa trytony posadziły go na krzesło, przywiązując go do niego grubą liną nasiąkniętą dziwnym specyfikiem. Dość znanym dla nosa Hutsona. Zmrużył powieki, powoli oswajając się do oślepiającego światła.
       - Ty to pewnie Kailan i Indra - jedno błyskotliwe spojrzenie wystarczyło, aby Hutson pojął, który jest którym. Ich pewność biła tak wyraźnie, a słowna zgadywanka i reakcja obu mężczyzn tylko utwierdziła maga w tym przekonaniu. Miał przesrane. - Czego chcecie? - spytał, gdy jeden z nich złapał za grzywkę Hutsona, ciągnąc jego twarz do góry, aby spojrzał na niego i ten okropny, obrzydliwy uśmieszek jaki z chęcią by mu zdarł z tej twarzyczki.
       - Miło mi, Hutsonie. Powiesz nam teraz grzecznie, co zrobiłeś Nerine? Jakie czary na nim zastosowałeś?
       - Khe. Po moim trupie - parsknął, dostając potężny cios w brzuch, od którego splunął śliną.
       - To się da załatwić - zapewnił blondyn. - Wprowadźcie go - pomachał dłonią, a do pomieszczenia wprowadzono Ashbane. Zadowolony Axel postawił go kilka metrów przed magiem. Phyrin z przerażeniem zlustrował trytona, który nie wyglądał za dobrze.
       - Dajcie mu wodę - zazgrzytał zębami, a ci jedynie prychnęli.
       - To nie ty rozkładasz karty na stole - ostrzegł sycząco Indra, podchodząc do niebieskowłosego, muskając go po szczęce, na co Phyrin szarpnął rękoma. - Spokojnie, nie gorączkuj się tak. On nigdy nie należał do ciebie. - zapewnił, puszczając agresywnie twarz rybki, która aż obróciła się w bok.
      - Czego chcecie? - spytał, widząc uśmieszek zadowolenia na ich twarzach.
      - Żebyś nie mieszał się w nasze sprawy. Ale na to już za późno - oznajmił, wyciągając nóż z kieszeni. Obracając go sobie w dłoni. Ze spokojem, w własnym rytmie Kailan obszedł maga, stając okrakiem przed nim. - Nie spodziewaliśmy się, że ktoś tam mieszka. A nawet, że nasz słodki Nerine wylądował na twoich łaskach. Co za ujma dla trytonów! Powinniście wyginąć, paląc się żywcem na stosach - zagroził, okręcając się na pięcie do tyłu. Szybkim krokiem podszedł do długowłosego, wbijając w sam środek piersi ostrze. Hutson zastygł w bezruchu, czas jakby stanął przed jego oczyma. Widział jak w oczach tyrtona znika życie. Jak piękny, magiczny błękit tęczówek zachodzi mgłą, blaknie niczym zmącone dno. Tak zanieczyszczone przez człowieka, wręcz odrażające.
      - NERINE! - z całą mocą swego gardła wydarł się, niemalże padając na kolana wra z zprzyczepionym krzesłem, ale Indra w odpowiednim momencie złapał za tył oparcia.
      - Widzisz do czego doprowadziłeś? - spytał z szeorkim uśmiechem, patrząc na czubek głowy wyprutego z emocji maga. Milczał, wisiał, niczym kukiełka. - A teraz powiedz mi, gdzie znajdziemy... - zaczął wypytywać maga, lecz ani słowo nie wydostało się z gardła Hutsona.
      Jak mogłem na to pozwolić, aby niewinna istota zginęła na moich oczach. Z mojego powodu. Mojej głupoty. - myśli obijały się bolesnym echem w podświadomości maga. Czuł jak wściekłość nabiera na sile, przeorbażając się w namacalną energię iskrzącą na bransolecie, jednak ona nadal twardo stawiała opór. Nie była jak inne. Miała w sobie oddanie stwórcy, jego magię niwelującą siłę Hutsona.
       - Zabije was. Nawet zza zaświatów - wysapał, spoglądając z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Nie dbał o to kim byli. Zadarli z nieodpowiednim magiem.
       - Nie martw się Paskudo. Na pewno żyją. Phyrin nie jest słaby - Sama zapewniła, idąc spokojnym krokiem w stronę siedziby miasta, gdzie rezydowała Ayvs. Miała zamiar zająć się wszystkim osobiście, ale musiała zgłosić sprawę kobiecie. Tak w końcu nakazał stwóca. Paskuda zaś spoglądał z dołu na dziewczynkę, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
      - Starczy tego przedstawienia - Marine wydostała się z ukrycia cienia, widząc jak to wszystko mija się z celem. Beznamiętne, wręcz martwe spojrzenie maga zwróciło się ku leżącym zwłokom. Jego wzrok coraz bardziej drżał w niedowierzaniu, gdy długie włosy wyparowywały, zmieniając swą barwę na ciemną, a zamiast Nerine leżał już ktoś inny. Całkowicie mu obcy.
      - iluzja - wyszeptał, czując się żałośnie, że pozwolił podejść się w tak żałosny sposób.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {04/04/23, 08:17 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Zdawałem sobie sprawę z tego, że mag nie będzie zadowolony z moich słów, ale jeśli był cień szansy, że go wypuszczą, to chciałem zrobić wszystko.
- Zrobię wszystko, by nie stała ci się krzywda - powiedziałem z delikatnym uśmiechem, kiedy znów byliśmy sami. Nikt nas nie podsłuchiwał. Patrzyłem uważnie na maga, obawiając się, że w tym czasie mogli mu coś zrobić. Nie widzieliśmy się ile? Trzy dni? Może trochę ponad, a ja nie mogłem dokładnie go obejrzeć.
- Phyrin... Nie martw się o mnie - powiedziałem, słysząc jego słowa. Trochę nie podobało mi się to, że miał tak groźny wyraz twarzy. Miałem jednak nadzieję, że mag nie wymyśli niczego głupiego, kiedy oni mieli przewagę liczebną, a my nawet nie mieliśmy, jak się bronić. Musiałem coś wykombinować, aby nas stąd uwolnić. Jeśli nie naszą dwójkę, to chociaż Phyrina, który nie zasłużył tutaj być. Miałem pewność, że mnie tak mocno nie zranią, jak jego. Miałem po swojej stronie Indre, a on nie pozwoliłby na to, by łowcy zrobili mi krzywdę, zaś mag... Miał tylko mnie.
         Obudziłem się, lekko zawiedziony tym, że nasza sytuacja to nie jest jednak sen.
- Phyrin - mruknąłem, przecierając dłońmi oczy, po czym spojrzałem na celę, która znajdowała się naprzeciwko mnie. - Phyrin? C-co jest... - złapałem za kraty lekko zaskoczony tym, że nie ma maga za kratami.
-Spokojnie, zabrali go na przesłuchanie – usłyszałem, po czym kobieca sylwetka pojawiła się w słabym oświetleniu. -Dawno się nie widzieliśmy, Nerine. Jak twoja siostra? Talise – powiedziała, podchodząc bliżej celi. Chelda posłała mi delikatny uśmiech, opierając się bokiem o chłodne kraty.
- Przesłuchanie? Oni go zabiją... Zrobią mu coś! - krzyknąłem, chwytając się mocniej krat. - Pomóż mi. Chelda, dobrze wiem, że nie chcesz tego robić. - powiedziałem, mając nadzieję, że w końcu wezmą się w garść i wypuszczą nas stąd. To, że zamierzaliśmy pokrzyżować im plany, nie oznacza, że mają tak nas traktować.
-Wybacz mi rybko, ale niestety nie mogę ci pomóc.
- Ale... Dlaczego? Nikt się nie dowie, wypuść mnie, a zresztą poradzę sobie sam - powiedziałem, patrząc na nią błagalnie. Niestety moje słowa nawet na moment jej nie przekonały, więc zacisnąłem usta i wróciłem pod ścianę, kiedy kobieta wyszła. Objąłem się rękoma, wypatrując Phyrina, który długo nie wracał. Coraz bardziej bałem się, że zrobili coś magowi. Pobili? A co jeśli... Nie, nie mogli go zabić. Gdyby to zrobili, to nie zyskali by niczego na jego śmierci. Phyrin wiedział więcej, niż ja, dlatego musiał wrócić tutaj żywy.
         Podniosłem głowę do góry, kiedy drzwi się otworzyły, a mag wszedł do środka, ledwie trzymając się na własnych nogach. Podszedłem na czworaka do krat.
- Co mu zrobiliście?! Phyrin! Phyrin, słyszysz mnie?! - krzyczałem, patrząc uważnie na poobijanego maga, który nie wyglądał nawet trochę dobrze. Nieobecny, wyczerpany. Przełknąłem gulę w gardle, widząc, że nawet nie reaguje na moje wołania.
- Phyrin... Będzie dobrze, słyszysz? Wyjdziemy z tego, obiecuję ci to - powiedziałem niemal rozpaczliwym głosem, czując, że gotuje się we mnie, kiedy widzę go w takim stanie.
-Spokojnie, żyje. Przynajmniej na razie – uśmiechnął się do mnie Kailan, który zastukał palcami w moją celę. Spojrzałem na maga, który wyglądał aktualnie, jak jakiś wrak człowieka. Sam nie czułem się najlepiej, bo czułem się coraz bardziej osłabiony, zmęczony, ale teraz ważniejszy był  Phyrin. Widziałem, jak wrzucają go do celi, nawet nie dbając o to, czy zrobi sobie większą krzywdę czy nie. Kailan spojrzał na mnie, mając na twarzy szeroki uśmiech, a chwilę później dotarł sam Indra, który bez chwili wahania wszedł do mojej celi. Odsunąłem się pod samą ścianę, ponieważ nie wiedziałem czego ode mnie chcą.  Zwierzęta zaczęły ujadać, choć wystarczyło jedno słowo Kailana, by te ucichły.
-Nie chcemy cię skrzywdzić, Nerine. Czekam, aż zmądrzejesz, dlatego teraz pokażę ci, że nie chcemy, abyś się zmarnował u boku tego okropnego człowieka – uśmiechnął się, wyciągając dłoń w stronę Kailana, aby ten podał mu spory plik kluczy. Zmarszczyłem brwi, po czym zdziwiłem się, kiedy usłyszałem szczęk otwieranych kajdan, a chwilę po tym te ciężko uderzyły o podłogę, uwalniając moje nadgarstki. Nawet na chwilę się nie zawahałem, by rzucić się do szyi Indry, który jedynie parsknął śmiechem.
-Śmiało, oboje wiemy, że tego nie zrobisz – powiedział, na co jeszcze mocniej zacisnąłem palce na jego szyi.
- Phyrin nie jest okropny. Uratował mnie, przyjął do siebie, choć wcale nie musiał. To wy jesteście tutaj źli - powiedziałem, chcąc mocniej chwycić jego szyję, jednakże zaraz Kailan mnie od niego odciągnął, łapiąc w mocny uścisk.
- Nie kręć się tak – wyszeptał do mojego ucha, lekko przygryzając płatek, ale ja dalej starałem się wyrwać z tego uścisku. Przez moje osłabione ciało było to mało możliwe.
- Puszczaj mnie! Zabiję was! Zabiję was wszystkich! - krzyczałem, ale Indra zaraz do mnie podszedł i zamknął moje usta pocałunkiem. Zrobiło mi się niedobrze, ale ciało stawało się spokojniejsze, aż bezwładnie opadłem na chłodną podłogę.
-Przemyśl to wszystko, Nerine. Możemy cię uwolnić i pozwolić dalej żyć lub... Zostaniesz tutaj i umrzesz szybciej, niż tego chcesz. Razem z nim lub może bez niego – powiedział i razem z Kailanem opuścili celę, jak i całe pomieszczenie.
         Przyczołgałem się do krat przy których lekko rozmasowałem obolałe nadgarstki. Sam Phyrin nie miał ich założonych, ale nie podobało mi się to, w jakim stanie aktualnie jest. Co mu zrobili? Dobrze wiedziałem, że nie można było go tak łatwo zniszczyć. Czego użyli? W jaki sposób został osłabiony? Chciałem go o to wszystko zapytać, ale wiedziałem, że to niemożliwe, nie chciałem go męczyć dodatkowo pytaniami.
- Muszę nas stąd wyciągnąć - powiedziałem, podnosząc się z podłogi, aby rozejrzeć się po każdej możliwości. Nie było tu okien, więc do odpadały, nie miałem też jak wydostać się z celi, a żadne zwierze nie było na tyle małe, aby przecisnąć się przez wąskie szczeliny i mi pomóc. Zacząłem krążyć, obgryzając paznokieć od kciuka. Nie przejmowałem się tym, że byłem pokryty brudem oraz zwyczajnie moja skóra robiła się bardziej szorstka.
- Już wiem! - krzyknąłem zadowolony. Zapewne nie wyjdę z tego żywo, ale jeśli mogłem ocalić maga, to nie miało to dla mnie znaczenia. - Phyrin! Zdobędę klucze... Uwolnię cię stąd, a później uciekniesz - mówiłem, choć nie miałem pewność, że mag mnie usłyszy. Nie obchodziło mnie, czy będzie przeciwny temu czy nie. On ma żyć, ja sobie poradzę, a jeśli nie, to mówi się trudno i tak  cieszę się, że mogłem z nim przeżyć ostatnie tygodnie. Teraz ważna była ucieczka, wyprowadzenie stąd maga było dla mnie priorytetem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {18/04/23, 07:57 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
         Stukot niskich obcasów Samary zwrócił uwagę ochroniarza stojącego przed windą na wyższe piętra budynku. To tam zmierzała dziewczynka z trzymanym kocurem w rękach, który czuł powoli jak krew nie dochodzi mu do dolnych części ciała od tego całego dyndania. Nie mówiąc już o lekko zakurzonej końcówce ogona. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Zatrzymana przed srebrnymi drzwiami, które zaczęły się rozsuwać, zwróciła swój kamienny wyraz twarzy w stronę mężczyzny. Krwiste tęczowki zalały poszerzone, czarne źrenice, a między ich dwojgiem nastała napieta cisza, która przerwało miaukniecie Paskudy.
        - Była Panienka umówiona? - spytał, czujac jak pot zaczyna skraplać się na karku że stresu.
         - Chodzi o termin? Nie mam czasu na takie zabobony - odpowiedziała chłodno robiąc krok w przód, ale obcy szybko postawił sprawę jasno, nie dając jej przejść. To był moment, kiedy twarz Samary nabrała lekko innego wyrazu. Niezadowolona z sprzeciwu spojrzała spod była na ochroniarza. Machnęła szybkim ruchem głową ku górze, jakby coś robiła, a mężczyzna po chwili zdezorientowany zaczal wisieć dwa metry nad ziemią.
        - Jak mówiłam, nie mam czasu - dodała, ignorując wierzganie upierdliwca i jakby nigdy nic weszła zgrabnie do windy. Chwyciła za łapkę Paskudy wciskając numerek z odpowiednim piętrem, a kiedy drzwi z powrotem zaczynały się zasuwać, ochroniarz spadł na ziemię, puszczony przez ledwo widoczne żyłki. Sama westchnęła wielce zmęczona i rozczarowana profesjonalizmem nieznajomego. Choć powinna go zrozumieć. W końcu nie była znana wśród zwykłych ludzi.
        - Mam nadzieję, że nie będzie za późno - powiedziała bardziej do samej siebie niżeli do Ifryta, patrząc przed siebie. Dla niej "papierkowa" robota była bezsensowna. Zwłaszcza, gdy chodziło o czyjeś życie. Miała szczerą nadzieję, że nic się Hutson owi nie stało i nadal żyje, chociażby ostatkami sił.
        Zaraz po typowym dźwięku drzwi otworzyły się, a Samara jakby nigdy nic weszła do sali konferencyjnej, która była całkiem pusta. Bez większego zastanowienia, jakby była u siebie skierowała się na drugi koniec sali, gdzie widniały jeszcze jedne drzwi. Otworzyła je, a raczej zniszczyła swoimi ostrymi żyłkami, dostrzegając w pokoju gościnnym córkę Ayvs oraz jej dwoje aniołów stróży.
        - Gdzie jest Ayvs Flatsworn? - spytała, a w tym samym momencie do pomieszczenia wpadł ochroniarz młodej Alarice.
        - Nie zbliżaj się! - krzyknął, sięgając ręka do pochwy z mieczem, ale Samara zgrabnie obwiązała żyłkę wokół jego nadgarstka unosząc całą rękę do góry.
        - Pytanie nie było do ciebie - powiedziała beznamiętnie, na krótki moment odrywając wzrok z dziewczyny na blondyna.
        - Matka jest zajęta, ale przekażę jej - nie dane było jej dokończyć. Opiekunka smoków pokierowała pięścią Delifrasa w jego wypieszczony polik, aby znokautować go po czym podeszła do długowłosej.
        - Mam wiadomość wyłącznie dla jej uszu - stwierdziła, gdy dzieliło je zaledwie parę centymetrów. Sama wyglądała młodo, niewinnie. Zwłaszcza z trzymanym kotem, ale w jej oczach i postawie było coś niebezpiecznego, co wolała unikać córka Ayvs. Przelknela głośno ślinę, wskazując palcem drzwi do innego pomieszczenia.
       - Dziękuję - skinęła głową, przechodząc przez plecy leżącego blondyna, który jeszcze coś szemrał pod nosem, ale szybko został uciszony przez wbijany w kręgosłup but dziewczynki. Otworzyła kolejne machoniowe drzwi, zastając kobietę w swej sypialni z książką w ręku i kawa przy stoliku nocnym. Zdezorientowana spojrzała na opiekunkę, wzdychając tak, jakby jej ciekawość co się wyrabiało w salonie została właśnie zaspokojona.
        - Heliot kazał mi przekazać: Poinformuj Ayvs, że łowcy przetrzymują Phyrina Hutsona i masz moją zgodę na interwencję. Życie Ifryta jest zagrożone, gdy mag nie jest bezpieczny - po tych słowach odwróciła się na piecie robiąc pierwszy krok w stronę wyjścia, ale głos blondynki zatrzymał Samarę.
         - To nie jest powód, aby opiekunka smoków się w to mieszała. Zwłaszcza, kiedy chodzi o wygnanego smoka - stwierdziła, zamykając książkę, jasno wyrażając swój sprzeciw.
       - Nie tobie stwierdzać o powodach. Zwłaszcza, że rada nieustannie usiłuje okiełznać moc maga. Człowiek nigdy nie zrozumie.
       - Jeszcze parę lat temu sama nim byłaś.
       - Nie pamiętam tamtych czasów. Nie są one istotne dla sprawy. Wychodzę.
        - Hutson musi być kontrolowany. Robimy to dla bezpieczeństwa miasta i ludzi.
        - Tak samo, jak pozwalacie łowcom polować na inne rasy? - Paskuda Drgnął widząc na sekundę pojawiająca się złość w kącikach oczu Samary. Ledwo rgnela, a końcówka żyłki zatrzymała się milimetr przed gałka oczna kobiety. Gdyby ruszyła się, straciłaby oko.
       - To, że opiekunki nie ingerują w świat ludzi i innych ras, nie oznacza, że nie wiemy co się dzieje. Gdyby nie sojusz, dawno straciła byś głowę - żyłka zatańczyła, chowając się z powrotem pod sukieneczkę opiekunki, która wyszła z pokoju, ignorując resztę zgromadzonych przejętych wymiana zdań między nimi.
       - Ifrycie, musisz namierzyć Hutsona - oznajmiła, wychodząc z budynku. Postawiła kota na chodnik, kucając, aby jak najbardziej zrównać się z kociakiem. Czarna kulka sierści zrobiła kilka obrotów wokół własnej osi, ubiła łapkami kostki chodnika, po czym usiadl przymykając powieki. Skupiony milczał przez dłuższą chwilę, a Samara z zaintrygowaniem na niego spoglądała, co niezmiernie dekoncentrowało smoka.
       - Nie dasz rady - stwierdziła beznamiętnie, wstając na równe nogi, rozglądając po okolicy. Był to moment na plan B.
        Wszystkie dźwięki, które docierały do maga brzmiały niewyraźnie przypominając zwykły szum. Pchany do przodu robił krok za krokiem w kierunku drzwi, gdzie znajdowały się cele z zdobyczami łowców. Wypruty emocjonalnie, bez sił do walki przekroczył próg, potykając się o własne nogi. Jedynie wsparcie jednego z trytonów uratowalo go przed czołowym zderzeniem z zimną podłogą. Posłusznie wszedł do klatki. Nawet nie zakładali mu na nowo kajdanek widząc jak mizernie wygląda. Istny wrak człowieka. Nawet niereagował na niebieską rybkę. Jego mętny wzrok nieznacznie się uniósł, ale widział jedynie rozmazane plamy sylwetek. Łzy cisnęły się do jego oczu, a głowa nieustannie przywracała wspomnienia z przesłuchania, z tego jak go oszukali. Nie jeden, nie dwa, a trzy razy. Ostatecznie łamiąc psychikę maga. Mimo to nic im nie powiedział. Nic co chcieli usłyszeć z ust Hutsona.
       - Nerine? - wyszeptał ledwo słyszalnie, zmrużając powieki, aby wyostrzyć obraz przed sobą. - Nie... - dodał, wyciągając dłoń ku trytonowi, gdy ten rzucił się rękoma na szyję starego znajomego. Niestety Phyrin nie miał sił, aby cokolwiek zrobić. Był biernym obserwatorem, w duchu modląc się, aby nic nie zrobiło Ashbane, a kiedy Indra uciszył go własnymi ustami, coś zmroziło krew w żyłach maga. Nie opisana wściekłość ścisnęła się w brzuchu wsysając go do środka niczym wir wodny, a chwilę później skurcz puscil, rozlewając ohydne uczucie na całe ciało. Dostając tę chwilową adrenalinę, złapał za kraty, ściskając je mocno w dłoniach, aż skóra zaczęła pięć, a oczy gdyby mogły zabijać, właśnie uśmierciłyby każdego w tym pomieszczeniu. Zaciskał mocno szczękę, zgrzytając zębami i obserwując jak Nerine osuwa się na ziemię, uspakajając jednocześnie. Mag opadł z powrotem bez sił na ziemię, przymykając powieki ze zmęczenia, gdy trytony wyszły, pozostawiając ich dwójkę w spokoju.
       - Nerine, nie. Nie rób nic głupiego - wydukał z bólem w gardle. Nie wiedział ile czasu minęło, ale drzwi znów się otworzyły, a Kailan z szyderczym uśmieszkiem wyciągnął z klatki niebieskowłosego. Hutson walczyl z bezsilnością swojego ciała, siadając na obolałym tyłku. Myślał, że został sam, kiedy głosy Nerine ucichły za drzwiami, ale w pokoju był ktoś jeszcze, podając przez kraty butelkę z wodą.
        - Pij dla swojego dobra - Chelda wpatrywała się beznamiętnie w maga. Nie robiła tego dla mężczyzny, a dla Nerine. Hutson sięgnął niepewnie po butelkę, sprawdzając czy jest zamknięta i otworzył ją, wypijając połowę zawartości. Ciecz spływała mu po brodzie, lecz nie przejmował się tym.
        - Gdzie go zabrali? - spytał, kiedy syrena wstała z kucała, zostawiając drugą butelkę w celi Ashbane.
        - Na twoim miejscu martwiłabym się o własną skórę - powiedziała, zerkając na maga przez ramię i wyszła.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {22/04/23, 11:31 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Phyrin niepotrzebnie się o mnie martwił, może i byłem głupi oraz naiwny, ale nadal będąc trytonem miałem większe szanse, niż on bez magi. Mag nadrabiał swoją inteligencją, choć jego pomysły momentami mnie przerażały, ale zawsze to działało.
- Wszystko będzie dobrze, Phyrin. Nie musisz się o mnie martwić - posłałem mu delikatny uśmiech, widząc, z jakim bólem się zmaga. Oboje byliśmy wykończeni. Phyrin przez łowców i trytona, ja zaś przez brak dostępu do morza. Czułem, że moje usta robią się suche, gubiąc swoją soczystość, a skóra staje się bardziej blada i przesuszona, ale czy się tym martwiłem? Będę, jak tylko uda mi się uwolnić maga. On był dla mnie najważniejszy w tej chwili i nic innego się nie liczyło. Trochę jedynie martwiło mnie to, że rzeczywiście już nigdy więcej się nie zobaczymy. Może mag tego nie mówił, ale na pewno nieco kolorów wprowadziłem do jego życia. Miał mnie za towarzysza, nawet jeśli częściej sprawiałem jakieś problemy.
         Do podziemnego więzienia znów ktoś wszedł. Kailan szedł dumny, podgwizdując i patrząc na maga, jak na jakiś wrak człowieka. Czy czuł z tego satysfakcję? Owszem, dobrze go znałem i wiedziałem, jak gardzi magami. Zwykłymi ludźmi też kiedyś gardził, więc co się zmieniło? Musiałem też tego się dowiedzieć, aby lepiej ich wszystkich zrozumieć.
- Idziemy, rybko - powiedział, otwierając drzwi do celi i podszedł do mnie, machając na palcu szerokimi kajdankami, którymi okrył moje nadgarstki. Nie protestowałem, bo wiedziałem, że to moja szansa na dostanie kluczy.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałem, jednakże nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Spojrzałem na maga, do którego znów się uśmiechnąłem, aby pamiętał, że sobie poradzę. Wrócę tutaj żywy z kluczami i uwolnię go stąd. Zniknęliśmy za solidnymi drzwiami, więc wbiłem wzrok w plecy Kailana.
- Co się stało, że połączyliście siły z łowcami? Pamiętam, jak nimi gardziliście - powiedziałem, ale tryton nawet nie odpowiedział. Czułem, że jest z siebie zadowolony prowadząc mnie do jednych z pomieszczeń, w którym był Axel, Indra i Marine oraz jedna łowczyni i łowca, których nie znałem. Zostałem siłą posadzony na krzesełku, przed samym blondynem.
- Zmądrzałeś przez ten czas w zamknięciu?  Dobrze wiesz, że niewiele ci zostało - powiedział ze spokojem, wstając z miejsca, aby obejść stół i dostać się do mnie. Złapał za mój podbródek, przejeżdżając ostrym paznokciem po moim poliku. - Potrzebujesz wejść do wody, prawda? - uśmiechnął się, patrząc na mój grymas spowodowany bólem na policzku.
- Nawet jeśli, to mi na to nie pozwolisz - powiedziałem, co rozbawiło trytona, jak i całą resztę. - Nie złamiesz mnie, możecie mnie przetrzymywać aż do śmierci, torturować czy co tylko zechcecie, ale Phyrina wypuścicie - dodałem, a te słowa ich bardziej rozbawiły. Indra odszedłem do pozostałej dwójki, aby coś z nimi obgadać. Wtedy spojrzałem na Axela, który stał w roku, podpierając się plecami o ścianę. Nasze spojrzenia się ze sobą spotkały, jednakże ten szybko sobie odpuścił. Było mu szkoda, że tak to wszystko się potoczyło? Zaufałem mu, najwidoczniej niepotrzebnie skoro od początku zamierzał mnie wykorzystać. Po co zaprowadziłem go do maga? Zdradziłem gdzie znajduje się pracownia i miałem nadzieję, że Paskuda jest cały i zdrowy.
- Nerine, wiesz dobrze, że chcemy dla ciebie, jak najlepiej. Pozwolimy ci żyć, ale porzuć tego okropnego maga. Namieszał ci w głowie! Jak możesz być ślepy? Gdzie twoja zdolność hipnozy?! - krzyknął, patrząc na mnie z nieco zmartwionym spojrzeniem. Marine nie pozwoliła mi jednak odpowiedzieć, tylko podeszła do mnie i wsunęła palce w moje już lepkie włosy. Dziwne, że się nie brzydziła, ale miała słabość do cudzych włosów.
- Przecież rozmawialiśmy o tym. Odebrali mu tą zdolność, a szkoda, bo gdybyśmy ją wykorzystali, to na pewno więcej byśmy zyskali, ale... - powiedziała, uśmiechając się w moją stronę, jakby właśnie miała powiedzieć coś ekscytującego. - Możemy przywrócić ci zdolność. Ostatnio dużo pracuję nad tym, jak uwolnić się od zaklęcia narzuconego przez naszego króla. Byłby to niesamowity eksperyment, nie sądzisz? - dodała, siadając na stole, aby lepiej widzieć moją twarz. Uśmiech znikł jej z twarzy, jakby tylko zobaczyła moje obrzydzenie do niej i swoich planów. Może i mogłoby to się udać, ale czy była ta zdolność mi tak potrzebna? Aktualnie w takiej sytuacji tak, ale... Nie, nie chciałem poddawać się ich eksperymentom, ale był ktoś ważniejszy ode mnie.
- Jeśli się zgodzę, wypuścicie maga? - zapytałem, ale odpowiedź już znałem.
         Trzymali mnie może z godzinę albo nieco dłużej. Kiedy wracaliśmy, Kailan coś nucił pod nosem, zaś ja wpatrywałem się w jego kieszeń, w których znajdowały się klucze. Szedłem nieco wolniej, zastanawiając się, jak je zdobyć. Musiałem jednak mieć pewność, że poza naszą trójką i zwierzami, nikogo tam nie będzie, choć jeśli byłaby tam Chelda, to myślę, że przymknęłaby na to oko. Wróciliśmy do celi, więc spojrzałem na maga, który wyglądał nieco lepiej, a zaraz obok niego leżała pusta butelka albo może trochę w niej coś zostało. Przyłożyłem palce do ust, aby nic się nie odzywał. Mogłem dla niego wyglądać teraz okropnie, może nawet trochę, jak trup.
- Wchodź - powiedział, przepuszczając mnie pierwszego. Wszedł za mną, aby uwolnić moje nadgarstki z kajdan i po tym odwrócił się do mnie tyłem. Wiedziałem, że mam marne szanse pokonania go, ale kiedy nie spodziewał się ataku było to dużo prostsze. Złapałem go od tyłu za szyję w mocnym uścisku, przez co zaczął się szarpać.
- Kurwa - wydusił z siebie, łapiąc mnie za obolałe ręce. - Puszczaj mnie! - krzyknął, jednakże ja tylko wzmocniłem uścisk, wykorzystując ostatnie siły, aby pozbawić go przytomności. Udało się, czułem, jak Kailan powoli odpuszcza i traci równowagę, więc ostateczni go puściłem, kiedy jego ciało bezwładnie opadło na podłogę.
         Wzrokiem odnalazłem klucze, które szybko pochwyciłem i wyszedłem z celi, zamykając drzwi na klucz co trochę mi zajęło, bo było ich kilka.
- Cholera, cholera, cholera... - powtarzałem w kółko, nie patrząc na maga, a drżącymi dłońmi wybierając klucze. Jak tylko udało mi się je zamknąć, podbiegłem do celi maga, aby je otworzyć, co udało mi się szybciej zrobić.
- Phyrin! - krzyknąłem, rzucając się w jego ramiona, kiedy był blisko mnie. Podałem mu klucze i ująłem dłońmi jego twarz. Oboje musieliśmy wyglądać okropnie. - S-słuchaj mnie teraz uważnie. Uciekaj stąd, rozumiesz? Nie oglądaj się za siebie, biegnij, tylko weź coś, co może posłużyć ci do obrony. Wiem, że sobie poradzisz, a ja postaram się ich zatrzymać. Nie będziesz miał ze mnie zbyt dużego pożytku przy ucieczce - zaśmiałem się, choć wiedziałem, że mamy niewiele czasu.
- Kiedy wracaliśmy widziałem plan ewakuacyjny. Jak stąd wyjdziesz trzecie drzwi po lewej prowadzą na schody, a tam już prosta droga w górę, do wyjścia na zewnątrz - wyszeptałem, nerwowo przełykając ślinę - Jeśli teraz się nie ruszysz, to stracisz szansę. Poradzę sobie, więc o mnie nie musisz się martwić - uśmiechnąłem się, po czym objąłem go ostatni raz. Nie chciałem się przy nim rozbeczeć, bo wiedziałem, że tylko to go pohamuje. Naprawdę przywiązałem się do niego i ta strata będzie dla mnie bolesna, ale nic nie było ważniejsze, jak jego wolności.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {25/04/23, 12:18 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
        Uniósł beznamiętny wzrok na wychodzącego Nerine, który posłał mu porozumiewawcze spojrzenie, a zimny dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa maga. Czuł, że to jest właśnie ten moment na ziszczenie głupiego pomysłu niebieskiej rybki i nie potrafił przez to usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Nie chciał, aby ten w taki sposób poświęcał się dla sprawy uratowania jego życia. Nie był mu nic winien. W końcu, na samym początku Hutson nie chciał zatrzymywać na czas nieokreślony trytona. Został tylko dla spełniania egoistycznych pobudek mężczyzny, a te z czasem zmieniły się.
       Gdy tylko Nerine wrócił do pomieszczenia, zwierzęta spanikowały na ich widok. Tak samo Phyrin, siedzący jak na szpilkach z wypisanym na twarzy niepokojem, gdy niebieskowłosy dał mu znać, aby siedział grzecznie. Odruchowo zacisnął pięści, jakby to miało pozwolić wyczarować mu zaklęcie, by tryton zrezygnował z tak głupiego pomysłu. Nie minęła chwila, a Ashbane rzucił się z impetem na Kailana. Hutson wręcz zamarł, w duchu kibicując, aby niebieska rybka dała sobie faktycznie radę i odetchnął z ulgą, gdy przeciwnik przestał się poruszać. Nerine zdecydowanie był zdesperowany i wielce nierozważny według maga.
        - Nerine... ty głupku - wyszeptał ledwo słyszalnie, gdy ten klnął pod nosem w posuzkiwaniu odpowiedniego klucza. Mógł jedynie wyobrażać sobie, co teraz działo się w głowie chłopaka. Co przeżywał, ile myśli na sekundę przelatywało, a ile z nich tak naprawdę dawał radę zarejestrować. Ile razy mieliłten sam kluczyk, myśląc, że to inny. Z pewnego punktu widzenia było to nawet zabawne, gdyby nie fakt w jakiej sytuacji oboje się znajdywali.
        Mag stęknął, gdy rybka znalazła się nagle w jego ramionach. Ból wywołany uderzeniem pleców o kraty był mało istotny, kiedy ciepło rozlewało się od zetknięcia dwóch ciał. Nawet nie wiedział, że błogi uśmiech wypełznął na jego zmęczona twarz, a dłonie samoistnie na moment powędrowały za rybkę, aby go objąć.
       Odebrał klucze, patrząc na nie lekko zaskoczony, słuchając jednocześnie słów trytona.
       - Damy radę uciec razem - wysapał, gdy Ashbane znów wtopił się w objęcia, a twarz maga posmutniała. Zrozumiał, że nie było sensu wykłócać się teraz o to czy uciekną razem, czy osobno. Znał trytona i aktualnie nie dałby sobie z nim rady. Nie bez magii. Dlatego ostatni raz odpowiedział objęciem i niechętnie odkleił się od chłopaka, wyczłapując z klatki. Na ugiętych nieco kolanach, podparł się o skrzypiące, metalowe drzwiczki, czując jak mocno ścierpnięte miał nogi. Sięgnął po zamkniętą butelkę i podał ją niebieskowłosemu, spoglądajac mu prosto w twarz.
        - Wrócę po ciebie, obiecuję. Do tego czasu masz żyć - oznajmił z śmiertelną powagą, dopiero teraz puszczając butelkę i ruszył w stronę wyjścia, spoglądająć za ramię na odchodne. Nie mógł odwrócić się kolejny raz, bo wiedział, że wtedy nie da rady pójść przed siebie. Rozejrzał się za trzecimi drzwiami po lewej i powoli ruszył w ich stronę uspokojony, iż nikogo nie było. Schody w górę sprawiły mu nie lada wyzwanie. Z paroma przerwami na odpoczynek wydostał się z podziemii, przystając przy jednej ze ścian i zakrył oczy przed porażającym światłem dnia. Nasłuchiwał, czy w okolicy nikogo nie ma i pochylił się, skrywając za dwoma paletami z jakimś ładunkiem. Musiał odpocząć i sprawdzić gdzie właściwie jest. Jak daleko ma do wyjścia, czy jego samochód nadal stał na zewnątrz. Wyjrzał niepewnie zza palety, rozglądając po okolicy po czym przeszedł w miarę szybko do postawionych pustych beczek, na których leżały rozmaite pułapki. Wtedy usłyszał czyjąś rozmowę. Zastygł w bezruchu, nasłuchując tematu, ale byli za daleko. Podbiegł do ściany i przytulajac się do niej zaczął powoli iść, mijając miejsce, w którym walczył z łowcami. Ominął spacerujących wrogów i znów schował się za jakimiś narzędziami. Im bliżej był wyjścia, tym gęściej robiło się od przeciwników. Mimo to dostrzegł szansę, niewielką lukę, z której od razu skorzystał. W końcu obiecał coś komuś. Wybiegł na wprost i ostatkami sił przebiegł przez bramę, słysząc za sobą krzyki ludzi. Samochodu nigdzie nie było, ale nie tracił czasu na rozglądanie się za nim. Wpadł w krzaki, wyczłapał się z nich, patrząc na zbliżających się w zawrotnym tempie wrogów. Ruszył biegiem prosto przed siebie w las, uważając, aby nie potknąć się o wyrastające spod ziemi korzenie drzew. To był dla maga największy sprawdzian. Nigdy nie był dobry w bieganiu na dalekie dystanse, a teraz na dodatek był wycieńczony. Na całe szczęście andrenalina krążąca we krwi podnosiła mu wszystkie statystyki. Nie baczył na nic, wpadając czasem na pnie drzew, aż w penwym momencie czuł jka zaraz wyzionie ducha i opadł na ziemię, łapczywie łapiąc powietrze w palące płuca. Nadsłuchiwał łowców, którzy szukali go, nadal biegając, nie mając zamiaru odpuścić. Pomagając sobie podporą za plecami, wstał drżącymi nogami i zrobił krok do przodu, sekundę później obrywając pięścią w twarz. Padł jak długi na ziemię, patrząc w górę na rozgoryczonego Axela rozmasowującego sobie dłoń. Hutson splunął krwią, walcząc z mroczkami przed oczami. Łowca nie bacząc na nic zawołał resztę kumpli, łapiąc za fraki mężczyznę, aby znów zasadzić mu sowite uderzenie w brzuch. Phyrin poskładał się w pół, łapiąc za bolące mięśnie. Znów spróbował uciec, ale ciemnowłosy złapał za jego nogę, przyciskając stopę do pleców uciekiniera.
        - Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym tobie uciec? - spytał z niebezpiecznym uśmiechem, gdy reszta przyjaciół dotarła na miejsce. - Daj znać Indrze, że zguba znaleziona - rozkazał, a jeden z nich przytaknął i zniknął zza drzewami. - A z tobą nieco się zabawimy zanim wrócisz do klatki - dodał z uśmiechem znów celując pięścią w Hutsona. Przyjął na siebie niezliczoną ilość pięści oraz kopniaków zanim wyrwał się z ich uścisków. Nie mając już sił biec, szedł przed siebie, słysząc rozbawione za sobą głosy, aż nagle padł z głośnym krzykiem gólu, czując jak ostre, metalowe kły zatapiają się w jego lewą nogę.
         - Wystarczy. Pora wracać - Axel spojrzał na zegarek, sprawdzając godzinę. Dwaj łowcy złapali pod pachę maga, podśmiechując się z wyśmienitej zabawy torturowania swojej ofiary. Wszyscy ruszyli w stronę magazynu, kiedy to dwaj łowcy zatrzymali się gwałtownie, nadal trzymając Hutsona. Zdziwiony Axel spojrzał  a nich, pytając czemu tak stoją, a po chwili ich głowy zsunęły się z karków, turlając po ziemi niczym jakieś piłki. Przerażony cofnął się, dobywając broni. Ciało maga opadło na kolana, odsłaniając za nim postać drobnej dziewczynki z kotem w rękach.
         - Witam - powiedziała beznamiętnie, zerkając po chwili na ciało Phyrina, wracając znów spojrzeniem na ciemnowłosego. - Widzę, że umilacie sobie wolny czas. Niestety, ale muszę wam to przerwać. Przyszłam odebrać opiekunkę do dziecka - oznajmiła.
         - Nie oddamy go - dał sygnał swoim podwłądnym, a ci od razu ruszyli na Samarę, gdy sam Axel potajemnie zaczął się wycofywać. Dziewczynka jedynie z politowaniem pokiwała głową, wysuwając jedną dłoń spod pachy Paskudy, a ledwo widoczne żyłki wyfrunęły spod sukni, ciachając wrogów na małe kawałeczki. Przykucnęła przy magu, sprawdzając jego mizerny stan. był dosłownie ledwo żywy. gdyby się spóźniła chociaż o pół dnia, być może już by wąchał kwiatki od spodu.
         - Samara - wyszeptał, jakby właśnie zobaczył ducha, ale wiedział, że gdziekolwiek by się znalazł po śmierci, Paskudy by tam nie było.
         - Ifryt mnie poprosił o pomoc - odpowiedziała na pytanie, które uwieszone było w spojrzeniu Hutsona. - Dasz radę sam iść? - spytała, a ten pokiwał przecząco głową. - A samochód? - uniósł z trudem rękę w stronę gdzie uciekł Axel.
         - Tam jest ktoś jeszcze.
         - Przyszłam tylko po ciebie.
         - Nie wrócę bez niego.
         - W tym stanie nie masz wiele do gadania - oznajmiła, gdy mag zaczął się podnosić na równe nogi.
         - On również zajmuje się... nim - wskazał palcem na kota, jakby był jakimś odrażającym zarazkiem. Samara spojrzała pytająco na smoka, który wlepił w nią swoje wielkie, okrągłe oczyska. Wyglądało, jakby właśnie wymieniali się zdaniami. Hutson nie marudził na to. Miał przynajmniej czas na złapanie oddechu.
         - Nie mogę ingerować w sprawy ludzi, dopóki Ifryt jest bezpieczny - oznajmiła, a mag uśmiechnął się tajemniczo pdo nosem, czytając doskonale między wierszami dziewczynki. Zabrał od niej sierściucha najmniej troskliwie jak potrafił, a puchata kulka zawisnęła przed jego twarzą.
         - A tylko spróbuj to spieprzyć, a będę cię nawiedział - syknął puszczając kota i w trójkę udali się w ślad za Axelem.
         - Czas na mały rozpierdzielnik - Hutson wyczłapał się zza krzaków, podwijając rękawy brudnego płaszcza, a zaraz za nim wyskoczył Paskudnik u boku Samary z entuzjastycznym miauknięciem. Bez skurupół ruszyli w stornę wejścia, ignorując ostrzegawcze słowa łowców. Samara bez wyrzutów sumienia odpychała przeciwników prosto na przeszkody, aby ci nie wstawali. Nie miała zamiaru uśmiercać więcej ludzi. Złość swojego stwórcy była o wiele drogocenniejsza od tych szczurów.
         - NERINE! - nagle Phyrin dostrzegł w oddali niebieską rybkę otoczoną znajomymi twarzami. Zagryzł zęby, łapiąc za szpadę i trzasnął w ryj nadbiegającego łowcę, który runął plackiem na ziemię nieptrzypomny. - Zostawcie go morskie smrody! - warknął krocząc czym prędzej w ich stronę, gdy Samara oczyszczała przed nim drogę. Paskuda wskoczył na wolny stół, przyglądając się temu wszystkiemu, kiedy to jeden z powalonych łowców walnął w podporę przed nim. Ledwo trzymając się na nogach spojrzał w stronę kocura, który słodko spoglądał w jego stronę.
          - Kotek? Co tu kurwa robi kot - wybełkotał, a w tym momencie mina Ifryta diametrlanie się zmieniła w pogardliwą i wyciągnął łapę nawaszerowaną ostrymi szponami. Bez chwili namysłu machnął łapką, ozdabiając twarz łowcy czterema krwawymi szramami, a ten końcowo upadł na ziemię. Ze swym pulchnym brzuszkiem zeskoczył na ziemię, dreptając w stornę maga, aż go nieznacznie wyprzedził. Indra uśmiechął się zadziornie, jakby nadal wszystko miał pod kontrolą, a z ich grupki wyszłą na przeciw magowi Chelda, wyciągając rękę ku niemu. W jednej chwili podłoga zaczęła drżeć, rury wody niebezpiecznie trzeszczały, ostatecznie łamiąc się i wypuszczając litry wody, która niczym węże zaczęła krążyć wokół syreny, ostatecznie ruszając prosto na Hutsona.
         - Kurwa - krzyknął, gdy atak był coraz bliżej. Nie miał nawet czasu, aby zrobić unik. Ifryt jednak nie wzlekał, zapierając się łapkami o podłoże, a przed nimi w ostatniej chwili pojawiła się ściana ziemi, która przyjęła cały atak, rozpadając od nasączenia cieczą. - Czemu nie mówiłeś, że coś takiego potrafisz? - spojrzał zaskoczony na pchlarza, widząc w jego cozach, że to byłjedynie łud szczęścia. Nie zmieniało to jednak faktu, iż Samara miała rację co do smoka. Nadal posiadał w sobie resztki tchnienia. - Rozmówimy się w domu - oznajmił, wycierająć kącik ust z krwi. W końcu, skoro Ifryt był świadomy, to oznaczało tylko jedno. Wszystko co widział i słyszał rozumiał, a w czterech ścianach Hutsona działo się bardzo dużo... różnych rzeczy.
         - Zajmę się nimi, dopóki nie uciekniecie wystarczająco daleko - podeszła do nich Samara, podduszając w uścisku jednej z żyłek łowcę. Hutson jedynie przytaknął, szykując się na szansę odzyskania Nerine.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {30/04/23, 03:12 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Patrzyłem, jak mag wychodzi z lochów, kierując się do drzwi. Wpatrywałem się w jego plecy, w dłoni ściskając butelkę z wodą. Nie powinien tutaj wracać, dobrze o tym wie, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy ilu ich tam dokładnie jest. Poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku, odkręcając powoli butelkę, ale nawet na to nie miałem siły. Czułem, że z sekundę na sekundę cała energia ze mnie uchodzi, a raczej chwila adrenaliny. Drzwi za Phyrinem się zamknęły i to był tylko moment, aż ktoś tu przyjdzie zaskoczony, że Kailan jeszcze nie wrócił. Spojrzałem na trytona, który cały czas leżał na podłodze nieprzytomny. Miałem nadzieję, że mają jakiś zapasowy klucz, bo inaczej będzie tam siedział w zamknięciu. Przejechałem palcami po swoich włosach, opierając się o kraty i myśląc, czy Phyrin już uciekł, czy może został złapany. Nikogo tam nie powinno być, bo raczej nie spodziewali się, że uciekniemy, ale... Nigdy nie wiadomo. Wziąłem butelkę ponownie do ręki i w końcu otworzyłem wodę, aby wziąć z niego spory łyk, wypijając całość. To tylko na moment pozwoli mi nieco nabrać siły, ale nawet z nią nie uciekłbym daleko.
         Nie wiem ile dokładnie minęło, ale do pomieszczenia w końcu wszedł Indra z idealnym uśmiechem na twarzy, ten jednak szybko zniknął, kiedy zobaczył nieprzytomnego przyjaciela, po czym spojrzał na mnie, odszukując również Phyrina, którego nie było.
- Powinieneś wiedzieć, że w końcu do tego dojdzie - powiedziałem, a tym razem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Szybkim krokiem podszedł do mnie i złapał za włosy, podnosząc do góry.
- Coś ty narobił?! Pożałujesz tego... Ty i ten cholerny mag - zmarszczył brwi, po czym wykręcił mi ręce do tyłu. Jęknąłem z bólu, idąc o własnych nogach tam, gdzie mnie prowadził.
- Nie zamierzam tego żałować, nie dostaniecie go w swoje ręce. Ze mną zrobicie co chcecie, ale go nie tkniecie - wyszeptałem, jednakże Indra dalej milczał, wołając każdego, aby poszli do lochów wypuścić Kailana. Te krzyki zaniepokoiły Chelde, która była w lekkim szoku, kiedy zobaczyła mnie poza lochami. Nie miałem pojęcia gdzie idę, ale w końcu zostałem wepchnięty do pomieszczenia, gdzie uderzyłem o ścianę i od razu osunąłem się na podłogę.  
- Lepiej siedź tutaj grzecznie, chyba że mamy cię o głowę skrócić - powiedział, na co spuściłem głowę, czując, jak i tak robi mi się niedobrze. Kiedy miałem ostatnio coś w ustach? Poza wodą, nic. Nie zamierzałem tknąć żadnego jedzenia, tym bardziej, że nie wyglądało nawet dobrze. Zawsze w takich chwilach przypominała mi się pierwsza zupa od maga, co sprawiło, że uśmiechnąłem się pod nosem. Nie wiedziałem, czy rzeczywiście uda mi się go jeszcze zobaczyć. Chciałbym, ale jednocześnie wiedziałem, że nie powinien tutaj wracać, nawet po mnie. Nie byłem dla niego nikim ważnym, jedynie obiektem badań, czymś co go ciekawiło, a z mojej winy tyle wycierpiał.
- Ty gnojku! Coś  ty sobie myślał?! Znudziło ci się piękne życie? Chcieliśmy być dla ciebie dobrzy, bo jesteś jednym z nas! - Indra uderzył o stół pięścią, podchodząc do mnie, aby mnie spoliczkować. Raz, później drugi, kiedy posyłałem mu uśmiech, bo byłem zadowolony, że udało mi się uwolnić Phyrina. - Co on ma, czego ja nie mam? Huh? Wolisz się poświęcić dla kogoś obcego? Z nami byłoby ci lepiej, Nerine - powiedział, patrząc w moje oczy. Odpuścił dopiero wtedy, kiedy wkurwiony Kailan wszedł do pokoju. Od razu wiedziałem co mnie czeka, wystarczyło spojrzeć na trytona.
- Tylko go nie zabij, przyda się nam jeszcze - usłyszałem kobiecy głos należący do blondynki, ale nawet nie zdążyłem na nią spojrzeć, bo zaraz zostałem kopnięty w brzuch, za który się złapałem. - Kailan - dodała stanowczo, stojąc przy drzwiach i przyglądając się wszystkiemu z daleka.
- Postaram się - mężczyzna wycedził przez zęby, łapiąc mnie za szmaty i podnosząc do góry, aby palce zacisnąć na mojej szyi. - I co? Przyjemnie ci? Ja to robię nieco mocniej i porządniej - powiedział, odcinając mi coraz bardziej dostęp do tlenu.
         Złapałem za jego nadgarstek, zaciskając palce z całej siły, ale szybko sobie odpuściłem. Dopiero, jak widział, że odlatuję, puścił mnie i znów upadłem na ziemię, kładąc dłoń na swojej szyi i kaszląc. Na tym jednak się nie skończyło i Kailan nie pozwolił mi nawet na chwilę odpocząć. Bolało mnie całe moje ciało, ale już się nie broniłem, kiedy nadchodziło kolejne uderzenie.
- Mamy kłopoty - wparował do środka jakiś mężczyzna, zapewne łowca, informując całą trójkę oraz mnie, że mag wtargnął do środka wraz dwiema istotami, gdzie jeden z nich był kotem, co jeszcze bardziej zdziwiło morską rasę.  Paskuda...
- Zabierzmy go. Nerine nie może znaleźć się w rękach Phyrina - powiedział Indra, który jako pierwszy wyszedł na zewnątrz, a pozostali od razu za nim. Kailan  przerzucił moje „zwłoki” przez ramię, kiedy to Chelda pilnowała tyłów. Nie wiedziałem co się dzieje, bo nie miałem siły się ruszyć. Moje ciało nawet na chwilę nie drgnęło, kiedy w oddali było słychać jakieś walki. Coś upadło, coś się rozbiło.
- Miałeś być delikatny, zobacz co z nim zrobiłeś - Marine nadęła policzki, pilnując czy jakieś ataki nie lecą w ich kierunku, ale do Chelda pierwsza zareagowała, kiedy mag próbował się do nas dostać.
- Phy...rin - wymamrotałem, wyciągając rękę w stronę maga, ale byłem za daleko. Po co wracał? Głupek, powinien mnie porzucić, zadbać o siebie... A jednak wrócił tutaj z pomocą, ale przyszedł po mnie.
- Puszczaj... mnie - powiedziałem cicho, zaczynając się wiercić, aby Kailan mnie puścił. Ten tylko wzmocnił uścisk, ale Chelda opadła z siła albo może została przez coś uderzona. Nie widziałem dokładnie, ale słyszałem, jak Marine za nią woła, ale Indra pociągnął ją za sobą. Coraz bardziej słyszałem Phyrina, więc zmusiłem się do podniesienia głowy. Nie chciałem, by oglądał mnie w takim stanie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Wyciągnąłem dłoń w stronę maga, ale nadal tryton był szybszy. Jęknąłem z bólu, kiedy zmuszałem się do większego ruchu, ale ostatecznie musiałem to zrobić.
         Ugryzłem Kailana w ramię, na co ten syknął i puścił mnie na ziemię, krzyknąłem z bólu, ale to mnie nie powstrzymało przed przeciągnięciem się w kierunku maga.
- Zostaw go! - Indra zawołał do Kailana, który mi posłał wściekłe spojrzenie, ale zaraz zniknął mi z oczu. Jedynie Chelda mi jeszcze mignęła przed oczami, która wyszeptała „przepraszam” i pobiegła, aby dogonić pozostałych. W końcu jednak to Phyrin pojawił się przed moimi oczami, ale nawet nie wiedziałem co mówi, ani nie wiedziałem, jakim cudem znalazłem się w samochodzie Phyrina. Czy coś mówiłem? Może, ale raczej moje zdania nie miały żadnego sensu. Jechanie samochodem wydawało się trudniejsze, nawet jako pasażer, bo to w końcu mag prowadził.
- Phyrin - wyszeptałem imię mężczyzny, który chyba wystarczająco byłe wszystkim zestresowany. Jakim cudem miał na to wszystko tyle siły?
         Zatrzymaliśmy się, a mag znów wziął mnie na ręce, choć i jemu nie było łatwo mnie nieść przez rany jakie posiadał. Otworzyłem oczy i w oddali widziałem znajome miejsce. Miejsce, które spokojnie mogę nazwać domem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {02/05/23, 04:44 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
        Człowiek przez całe swoje życie zbiera energię do "banku" na wypadek ekstremalnych sytuacji. Jest to niesłychanie żmudna robota, która owocuje jednym, chwilowym przypływem sił. Adrenalina. Czasem nigdy się nie przydaje, ale teraz była najbardziej potrzebnym pokarmem dla ciała maga. To dzięki niej potrafił jeszcze rozpoznać rozmazane plamy przed sobą, to dzięki niej drżące nogi robiły krok za krokiem w stornę niebieskiej czupryny, czując jednocześnie jakby kości zaraz miały złamać się w pół. To dzięki niej mózg jeszcze rozróżniał realność od fikcji. Dzięki niej nadal potrafił walczyć o swoje mimo iż całe ciało płonęło i krzyczało o sekundę wytchnienia, która zamieniła by się po chwili w utratę przytomności.
        Po słowach Samary nic już nie miało dla niego znaczenia poza jednym celem. Zabraniem Nerine w bezpieczne miejsce, a tym była woda, dom. Słyszał dudnięcie w uszach, głosy zmieszane ze sobą w jakiś niezrozumiany bełkot. Brudny, śmierdzący, wygłodniały. Każdy bodziec alarmujący o jego stanie był nieistotny. Dlaczego? Czemu tak bardzo starał się uratować trytona? Hutson nie miał zielonego pojęcia co tak naprawdę nim kierowało. Chciał jedynie dokonać swego, dlatego wyciągnął rękę ku chłopakowi, czując, że on sam to robi. Zaciskał zęby, a napięcie twarzy jedynie przyczyniało się do powstania kolejnych pęknięć na wargach. One zaś momentalnie barwiły się na czerwono, a metaliczny posmak rozlewał się po całym gardle, gdy tylko mag przełykał ślinę.
        - Ne...ri...ne - szeptał, mowił cały czas pod nosem, nie rozumiejąc samego siebie. Własnych słów, które niedocierały do jego uszu. Resztkami sił padł na kolana przed leżącym, człapiącym do niego Ashbane. Objął go szczelnie w swoich ramionach, jakby właśnie ktoś miał go wykraść, nie przejmując jak nad głową unoszą się niebezpieczne żyłki Samary. Nie przejmował się biegającym Paskudą robiącym za wabik, aby tylko dać argument dziewczynce, aby ta mogła zaatakować wrogów.
         - Musimy się stąd wydostać - każde słowo sprawiało ból Hutsonowi. Wstał z rybką w rękach. Lekko podrzucił swego pacjenta, aby lepiej się usadowił i ruszył powoli do drugiego wyjścia, a za nim dostrzegł swoje auto. odetchnął z ulgą, pakując niebieskowłosego na tył. Sam wsiadł za kierownicę, szukając kluczyka.Syknął, klnąć pod nosem i kopiąc plastik pod kierownicą, pozbył się dekoracji, dostając do kablisk. Przegryzł te o konkretnych kolorach i połączył, odpalając tym samym silnik. Nie zwlekając wcisnął do końca pedał gazu i ruszył z piskiem opon w stronę głównej drogi. Trasa okrutnie dłużyła się magowi. Walczył ze swym zmęczeniem, zerkając czasem przez lusterko na leżącego z tyłu Nerine.
         - Wytrzymaj... jeszcze trochę - wysapał, skręcając w boczną uliczkę. Minął małą farmę, przy której kiedyś wsiadali do autobusu. Nie zwolnił, gdy dostrzegł rozciągający się piasek. Zmarszczył brwi, zaciskając kurczowo dłonie na kierownicy i wjechał na wydmy. Samochód zamachał dupą, ale mag sprawnie go wyciągnął. Przekroczył połowę trasy nim złote drobinki ujażmiły koła. Buksował przez chwilę, wyłączając samochód i bijąc w kierownicę ze złości. Phyrin wziąłgłęboki wdech, patrząc na niebieską rybkę. Nie wyglądała dobrze. Jego skóra była wręcz siwa, jakby dosłownie schnął. Tłuste włosy, zapach potu. Nic z tych rzeczy jednak nie odpychało mężczyzny. Wyszedł na zewnątrz, a po chwili ostrożnie wyciągnął Nerine. Tym razem zawiesiłgo sobie na plecach, trzymając za ręce, które zawiesił sobie na ramionach. Krok za krokiem. Krok za krokiem. Każdy sprawiał mu okrutny ból, ale był zbyt blisko celu, aby się poddać. Czuł zapach morza, słyszał mewy oraz uderzające o brzeg fale. Piasek robił się coraz bardziej ubity i mokry. Wiedział, że byli niedaleko pracowni, ale to nie tam chciał zabrać chłopaka. Przeczucie podpowiadało magowi, że to właśnie niezbadane głębiny uratują życie Ashbane.
         - Nie zginiesz mi tu - wysapał, poprawiając sobie niebieskowłosego, który znów wylądował na rękach niczym księżniczka. Hutson nie mógł pozwolić, aby trytona skrzywdził ląd. Chciał mu pokazać ten piękny świat, przed którym przestrzegali go rodzice, a nawet cała rasa. Dlatego właśnie walczył. Dlatego znosił każdy łyk powietrza palący mężczyznę od wewnątrz. Nagle poczuł zimno. Woda zaczynała uderzać w niego po kostki, a z każdym krokiem sięgała coraz wyżej. Phyrin zaczął się uśmiechać, spoglądając na nieprzytomnego pacjenta. Pomyślał, że chociaż on trafi do domu.
         - Wybacz, że tak to się skończyło. Chyba nie będę w stanie... pokazać tobie...wszy...stkie....go - wydukał, gdy znaleźli się głębiej. Wzburzone morze zaczynało łaskotać stopy Nerine. Mag zrobił jeszcze kilka kroków, czując swoje ręce pod wodą. Spojrzał na Ashbane zamyślony, ale z błogim uśmiechem i przymknął powieki, gubiąc karbinowy blask w swoich tęczówkach. Oboje połknęła kolejna fala, wciągając ich ciała na samo dno. Jeszcze nim całkiem stracił przytomność, czuł jak zimne objęcia matki natury oplatają go zewsząd. Jak cicha kołysanka wód utula go do snu, prawdopodobnie do wiecznego, ale nie przeszkadzało mu to. Pogodził się z tym. Nie mógł prosić o nic więcej jak poznanie Trytona i zginięcie w morzu, w jego naturalnym środowisku.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {02/05/23, 06:10 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Słyszałem głos maga, ale nie rozumiałem co do mnie mówi. Czułem, że mnie niesie i sam się przy tym męczy. Mógł mnie porzucić, nawet go o to poprosiłem, ale ten uparty mag nie chciał mnie zostawić na pastwę losu. Choć aktualnie byłem wrakiem, to nadal czułem przyjemne ciepło bijące od mężczyzny. Chciałem się w niego tulić, ale kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Jedynie usta lekko się rozchylały, jakby chciały coś powiedzieć oraz klatka piersiowa się unosiła, dając znać, że jeszcze oddycham.
- Phyrin to... niebezpieczne dla cie... bie - wydusiłem z siebie, czując przyjemny zapach morza oraz widziałem gdzie się kieruje. Mógł po prostu wrzucić mnie do wody, nie narażając się na niebezpieczeństwo. Czułem, jak pojedyncza łza spływa po moim policzki wraz ze słowami maga. Może to zapach nieco mnie rozbudził albo słowa Phyrina, które brzmiały,jak pożegnanie. Nie chciałem by to wszystko tak się skończyło. Zacisnąłem więc walce na płaszczu maga, który mu podarowałem .
- W-wyjdź z wody - powiedziałem, czując jak chłodne morze otacza moje ciało.
         Nie powiedziałem nic więcej, tak samo Phyrin nie zdążył nic mi odpowiedzieć, ponieważ znaleźliśmy się pod wodą. Czułem, jak ręce mężczyzny opuszczają moje ciało i choć próbowałem go sięgnąć, to nie mogłem tego zrobić. Zamknąłem oczy, czując, jak moje ciało powoli zaczyna się zmieniać, a ja tracę przytomność. Nie wiem na jak długo, ją straciłem, ale kiedy się ocknąłem, to poczułem, że moje ciało dostało odpowiedniej dawki energii. Wzrok się wyostrzył, a wszystko zaczęło odpowiednio pracować. Spojrzałem na swoje rany, które jeszcze się goiły, ale teraz to nie miało znaczenia. Od razu przypomniałem sobie o magu, który nie miał zdolności oddychania pod wodą oraz sam był wykończony. Rozejrzałem się, skupiając głównie oczy na dnie i dobrze, że to zrobiłem, bo mogłem zauważyć opadającą sylwetkę mężczyzny. Niewiele myśląc, od razu podpłynąłem do maga, łapiąc go w swoje ramiona.
- Phyrin... Phyrin! Obudź się - powiedziałem, trzymając ciało Phyrina w swoich rękach. Wiedziałem, że mag nie chciał się z nikim całować, jeśli nie kochał tej osoby, ale teraz nie mogłem go tak zostawić. Złączyłem nasze usta w pocałunku, aby przekazać mu nieco powietrza do płuc. To jednak za wiele nie dało, więc skierowałem się nad wodę, wyrzucając maga na brzeg, samemu od razu nie wychodząc. Rozejrzałem się, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma, po czym wyczołgałem się z wody na rozgrzany piasek.
- Phyrin! Proszę... Obudź się! - krzyknąłem, a łzy napłynęły do moich oczu. Nie chciałem by z mojej winy umarł, więc przeszedłem do ratowania go. Nigdy u nas nie musieliśmy tego robić, jednakże u maga czytałem sporo książek, w tym o pierwej pomocy w takich przypadkach. Odchyliłam lekko jego głowę do tyłu, po czym zacząłem uciskać jego klatkę piersiową. W postaci trytona i w tej pozycji nie było takie proste, ale nie przerywałem. Nie mogłem, ponieważ życie maga było na pierwszym miejscu. Na zmianę przechodziłem z uścisków do oddechów, które powinny pomóc mu się wybudzić. Przez długi czas nie było jednak żadnej reakcji od strony maga, co zaczęło mnie niepokoić. Łzy nieco zamazywały mi widok, a serce jeszcze bardziej przyśpieszyło ze stresu. Nawet zmieniłem się z trytona w człowieka, tylko nie miałem żadnych ubrań na sobie, ponieważ nic nie przetrwało mojej mojej przemiany.
- Phyrin... Wierzę w ciebie, więc proszę... Nie zostawiaj mnie - wyszeptałem po raz kolejny złączając nasze usta.
         Wyprostowałem się gwałtownie, kiedy poczułem oddech Phyrina na swojej skórze, a zaraz zaczął kaszleć. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i objąłem mocno maga, ale szybko przypomniałem sobie o ranach Phyrina.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam - nerwowo zacząłem wycierać łzy, po czym spojrzałem na maga. - N-nie ruszaj się, zabiorę cię do pracowni - powiedziałem i nie zwlekając dłużej, wziąłem Phyrina na ręce i biegiem udałem się do pracowni, która na szczęście była blisko. Wszedłem do środka od razu kładąc maga na łóżku. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, ale na sam początek się ubrałem i związałem włosy. Ciało nieco mnie bolało, bo jednak nie uleczyłem się do końca, ale teraz był mag i to on potrzebował opieki. Zacząłem szperać po pracowni, aby znaleźć jakąś apteczkę, choć nie byłem pewien co do tego, że zwykłe lekarstwa tutaj pomogą.
         Ktoś wszedł. Najpierw zauważyłem Paskudę, a za nim dziewczynkę, która choć wyglądała na dziecko, to wydawała się bardzo dojrzała.
- Kim jesteś? - zapytałem, jednakże kocur od razu zaczął się łasić, dając mi znać, że to nie wróg, a przyjaciel.
- Teraz nie mamy na to czasu, trzeba zająć się Phyrinem - powiedziała, znajdując się od razu przy magu. Wiedziałem, że dziewczyna lepiej sobie z tym poradzi niż ja. Mag miał tutaj sporo fiolek, które mogłyby się przydać i przyśpieszyć gojenie ran Phyrina. Patrzyłem na wszystko z boku, trzymając kota na rękach, który był wyjątkowo przytulaśny, ale również obserwował to, co robiła dziewczynka.
- Będzie z nim dobrze? - zapytałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Wierzyłem w maga, więc byłem pewien, że wydobrzeje. Czułem się jednak winny temu wszystkiemu. - Bądź... Delikatna - poprosiłem, siadając na jednym z krzesełek. Nie potrafiłem oderwać wzroku od Phyrina. Skoro oddychał, to był na dobrej drodze.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {03/05/23, 03:53 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
         Czuł jak ciało unosi się bezwładnie w ciemnościach, które subtelnie otulały go z każdej strony. Były tak gęste, że żaden dźwięk nie mógł się przez nie przedostać, a zimno czy ciepło nie miało prawa bytu. Mag całkowicie zdezorientowany trwał w tym stanie mimo, iż mu to nie odpowiadało. Z jednej strony chciał wyrwać się z wiecznego snu, pozbyć przytłaczającej ciemności, jednak z drugiej strony pragnął w niej się zatracać. Czuł w tym wszystkim spokój jakiego nigdy dotąd nie zaznał.
         Nie wiedział kiedy, zaczął obserwować swoje własne ciało. Mizernie wyglądające w tych czeluściach otchłani. W pewnym momencie dostrzegł pęknięcie. Biała pajęczyna szerzyła się, a z każdą nową linią wydobywał się dźwięk. Odgłos pękającego szkła, a zaraz po nim głos. Przerażony, łkający głos.
       Piszczące dźwięki, coraz głośniejsze zaczynały doprowadzać maga do migreny. Cały obraz przed sobą rozsypał się niczym puzzle, a zaraz po tym poczuł okrutny żar w płucach błagający o ukojenie w postaci tlenu. Bolesny uścisk przygniótl jego klatkę piersiową. Raz po raz, a im więcej było powtórzeń, tym Hutson coraz wyraźniej czuł zimno oraz ból. W końcu ciało zareagowało na błaganie umysłu, zaciągając się powietrzem. Phyrin momentalnie zakrztusił się płynem w płucach, odruchowo starając się go pozbyć okrutnym kaszlem. Wypluł większą zawartość wody z lekkimi drgawkami i wyczerpany z powrotem opadł na mokry piasek. Dopiero po chwili zrozumiał co się właśnie stało. Objęcie Nerine i ból jaki przy tym wywołał ocucil ciemnowłosego. Kręcił głową lekko na boki, chcąc opanować zmęczony umysł i ciało. Ledwo dochodziło do niego to, co mówił tryton. Zakrył oczy ręką, chroniąc się przed drażniącym światłem, zabierając głębszy oddech. Nie miał sił, aby cokolwiek z siebie wydusić, a chciał naprawdę sporo powiedzieć. Począwszy od tego, aby nigdy więcej Nerine nie całował go w usta. Owszem, był świadom powodu tego czynu, ale nie zmieniało to faktu, że czuł się z tym źle. Miał zamiar wyjaśnić to rybce, gdy tylko nadąży się ku temu właściwa okazja. Tym razem postanowił przymknąć na to oko że względu próby uratowania mu życia. Był mu za to wdzięczny, dlatego nie chciał, aby teraz przez niego płakał.
        Nie zwlekając, Ashbane wziął na ręce maga, zanosząc od razu do posesji, gdzie ostrożnie położył Hutsona na łóżku. Minęła chwilą, a niebieska rybka wróciła nieco bardziej ogarnięta. Phyrin uśmiechnął się w duchu widząc, że zanurzenie chłopaka w wodzie to była właściwą decyzja i przymknal powieki, czujac jak robią się coraz cięższe. Nie zasnął, słuchał jak ktoś wchodzi, niepokojąc trytona.
        - Ładnie się załatwiłeś. Uważasz, że warte to było twojego poświęcenia? - Samara poczuła na sobie wymowne spojrzenie maga, po czym oznajmiła, że musi ściągnąć z niego przemocozne ubrania. Zabrała znajomego do pokoju Nerine, gdzie było suche łóżko i wróciła do regałów z licznymi fiolkami w poszukiwaniu czegoś użytecznego. Była w iscie wielkim podziwie, że Hutson postanowił narazić własne życie dla dobra tego chłopca. Jednak nie rozumiała tego głupiego aktu, uznając na starcie, iż życie znanego i zdolnego maga jest o wiele bardziej wartościowe od nieznajomego. Ona, robiła to wszystko tylko ze względu na Ifryta.
        - Powinien lepiej je opisywać - westchnęła, schodząc z krzesła, które wcześniej sobie podsunęłaś, aby sięgnąć wyższych pułek i zabrała kilka fiolek. Podała je trytonowi i rozkazała mu, aby poszedł z nią. Podeszła do łóżka, gdzie leżał przykryty mag zaczynając oględziny jego ciała.
        - Złamałeś mu kilka rzeber - poinformowała niebieskowłosego, kładąc palec u dłoni w miejsce uszkodzenia kości. Nagle mag jęknął z bólu, zaciskając zęby i gniotąc w piesciach pościel, a gdy odsunęła opuszek palca, dostrzec można było ukłucie z przyczepioną do skóry żyłką.
        - To nadal środki zaradcze, ale nie powinny przebić płuc - z kamienną postawą zabrała jedną z fiolek od trytona i usuwając zawleczkę, poprosiła maga, aby wypił trunek. Hutson wszystko słysząc przełknął z trudem ciecz, oddając się objęcią Morfeusza.
        - Wetrzyj to w jego całe ciało. Nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Reszta należy do niego. Czas pokaże, czy wygra tą walkę - wskazała na pozostałe fiolki, a potem jej badawczy wzrok utkwil na smoku. - poinformuję przyjaciela Phyrina, aby tu przyszedł. Jest lekarzem, więc będzie wiedział co robić dalej. Do tego czasu zaopiekuj się nim. Jest wycienczony i poobijany. Powinien zjeść coś lekkiego po przebudzeniu - skłoniła się lekko i skierowała w stronę wyjścia, pozostawiając ich trójkę, powtarzając sobie w głowie słowo Ifryta: Dziękuję.
        Minęło półtora dnia, a mag przebudził się z długiego, przyjemnego snu. Rzeczywistość od razu spoliczkowała go okrutnym bólem całego ciała. To jak dostać od kochanki liścia w twarz i usłyszeć, że beznadziejny jest w łóżku. Z tym paskudnym posmakiem w ustach przetarł twarz, zgarniając z niej pukle sierści Paskudy, który drzemał sobie zaraz obok na drugiej poduszce. Czarne uszka stanęły dęba, a zaraz po nich wielkie, okragle ślepia zaczęły z uwaga wpqtrywać się w maga.
        - Że też ciebie widzę jako pierwszego - stęknął rozbawiony, delikatnie podciągając się wyżej, czego prędko pożałował. Kocur zeskoczył z poduchy na ziemię z głośnym przytupem i pognał do głównego pokoju, wracając po chwili z Nerine. Hutson spojrzał na trytona z bladym uśmiechem, czując jak ściska go żołądek z głodu.
        - Dzień dobry. Co tak ładnie pachnie? - spytał, kaszląc po chwili. Czul się dosłownie jak wypluta, zużyta guma, ale widok zdrowej dwójki współlokatorów szybko poprawiła mu nastrój.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {07/05/23, 07:17 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Wzrok nawet na moment nie został odwrócony od maga, który bardzo marnie wyglądał. Nie zwracałem już większej uwagi na dziewczynkę, która zaraz zniknęła za drzwiami mojego pokoju, więc ruszyłem za nim, by wiedzieć co robi. Paskuda pilnował maga, więc ja zamierzałem się też do czegoś przydać. Spojrzałem, jak przeszukuje fiolki, na których sam się słabo jeszcze znałem. Kiedy ktoś przychodził po zamówienie, to wszystko było ładnie podpisane, ale to, co było na rzecz eksperymentów czy po prostu do użytku własnego... W większości były niepodpisane albo miały tylko nadaną nazwę bez większego wyjaśnienia, ponieważ mag twierdził, że to niepotrzebne. Teraz byłoby bardzo pomocne. Wziąłem fiolki, które podała mi dziewczynka i wróciłem z nią do pokoju, bo wiedziałem, że będę potrzebny. Słowa nieznajomej jednak bardzo mnie zaniepokoiły.
- Złamałem... Kilka żeber? - spojrzałem zaniepokojony na maga, czując, jak ręce zaczynają mi drżeć. Starałem się uważać na siłę, jaką posiadałem, kiedy go ratowałem. Zacisnąłem usta, powstrzymując się przed zalaniem łzami. Zamiast mu pomóc, to jeszcze bardziej mu zaszkodziłem. Czułem się z tym okropnie.
         Patrzyłem na działania dziewczynki, wiedząc, że sam bym tego nie zrobił. Nie znałem się aż tak na medycynie, choć pochłaniałem wiele książek, to jednak to był dla mnie nadal odległy temat. Co nie co wiedziałem, ale to za mało by zająć się złamanymi żebrami czy innymi głębszymi uszkodzeniami.
- D-dobrze - powiedziałem lekko drżącym głosem, odłożyłem fiolki na bok, po czym wyszedłem z pokoju, aby złapać jeszcze dziewczynkę przy drzwiach. - Dziękuję za pomoc, n-nie poradziłbym sobie bez ciebie - powiedziałem z delikatnym uśmiechem i skłoniłem się nieco, aby nieznajoma wiedziała, że jestem jej naprawdę wdzięczny. Kiedy drzwi się zamknęły wróciłem do swojego pokoju, gdzie leżał śpiący Phyrin. Pogładziłem palcami jego policzek, po czym po kolei otwierałem fiolki, aby wsmarować ich zawartość w ciało maga. Kot patrzył na wszystko z boku, wtulając się w głowę Phyrinia. Kto by się spodziewał, że ta włochata kulka tak zatęskni za magiem. Mimo tego, ten widok naprawdę był wart uwiecznienia, ale nie było na to czasu, najważniejsze, że będzie to w mojej pamięci na długo. Zajmowałem się jeszcze przez chwilę magiem, obserwując go przez cały czas. Każde uniesienie klatki czy oddech maga mógł sygnalizować, że coś się zadzieje. Odgarnąłem kosmyki włosów z jego czoła, aby ostatni raz pogładzić go po policzku. Paskuda spojrzał na mnie, kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi i osunąłem się na podłogę. Wiedziałem, że to wszystko to moja wina. Przynosiłem ze sobą same problemy, narażając okropnie Phyrina na niebezpieczeństwo. Nie wiedziałem w jakimś stanie są łowcy czy moi dawni przyjaciele, ale nie obchodziło mnie to. Gdyby zginęli, to nie czułbym smutku czy złości, a radość, bo wyrządzili nam okropną krzywdę.
         Kiedy przestałem płakać, podniosłem się z podłogi i zająłem się porządkami. Musiałem zająć czymś swoją głowę, ale nie było to łatwe, kiedy za drzwiami był mag. Zerkałem do niego co jakiś czas, aby sprawdzić czy wszystko jest dobrze, ale na szczęście nic się nie działo i mogłem spokojnie, siedzieć przy nim, trzymając jego dłoń w swojej. Paskuda podszedł do mnie i polizał mnie po poliku, na którym była jeszcze jakaś rana.
- Phyrin jest w gorszym stanie... Nie mogę go zostawić - powiedziałem do kota, rozumiejąc o co mu chodzi. Musiałem również się jeszcze uleczyć, ale nie chciałem zostawiać maga, co jeśli w tym czasie jego stan się pogorszy?
- Ej - mruknąłem, kiedy dostałem łapą po głowie i spojrzałem na Paskudę, który nawet na moment nie odwracał ode mnie wzroku. - No dobrze... Już idę, a-ale będę bardzo blisko pracowni - powiedziałem, niechętnie puszczając dłoń Phyrina. Wiedziałem, że nie powinienem go zostawiać, ale kiedy on się wybudzi, to ja powinienem być całkowicie sprawny.
         Wyszedłem niechętnie z pracowni, zdejmując ubrania na piasku. Spojrzałem w dół na swoje ciało, które nadal miały na sobie ślady, ale te mniejsze już bardzo ładnie się zagoiły. Gdybym mógł, to dałbym trochę zdolności regeneracji magowi, aby mógł szybciej wrócić do siebie. To jednak nie było możliwe. Wszedłem do wody, zanurzając się po same kolana, aż w końcu znalazłem się pod wodą. Nie pływałem, po prostu położyłem się na wodzie, patrząc na księżyc, który odbijał się od tafli wody. Zamknąłem oczy, pozwalając sobie na nieco więcej relaksu. W końcu im mniej jestem zestresowany, tym rany szybciej się goją. Kiedy wyszedłem z wody, nadal nie było idealnie, ale zdecydowanie lepiej. Czekałem, aż wyschnę na piachu, patrząc na gwiazdy, które pojawiły się na ciemnym niebie. Szkoda, że mag nie może ich ze mną oglądać. Ubrałem się i wróciłem do środka, zamykając pracownie, ale na wszelki wypadek zastawiłem też drzwi, gdyby ktoś niepożądany miał się pojawić. Wróciłem do maga, a widząc jego spokojną twarz, poczułem niesamowitą ulgę. Usiadłem na podłodze, łapiąc jego dłoń i oparłem głowę o łóżko. Chciałem móc położyć się obok niego, ale nie chciałem bardziej mu zaszkodzić. Będę musiał go przeprosić za wiele rzeczy, jak tylko się obudzi.
         Obudziłem się dość późno i nieco obolały przez niewygodną pozycję. Mag nadal spał, a kot obok niego. Drgnął tylko, jak się podniosłem, ale ja przyłożyłem palec do ust, aby był cicho. Związałem włosy w wysoki kucyk, po czym ruszyłem do łazienki. Nie chciałem korzystać z wanny w swoim pokoju, kiedy był tam mag, więc zmuszony byłem skorzystać z łazienki, w której zapewne narobię bałaganu, ale choć byłem już w morzu i miałem zmienione ubrania, to czułem się brudny. Sprawnie udało mi się umyć oraz wysuszyć, by wrócić do swojego pokoju po czyste ubrania, jednocześnie obserwując Phyrina. Ten nadal spał, więc poszedłem do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia. Phyrin mógł się obudzić w każdej chwili, więc musiał coś zjeść i najlepiej wypić litr wody na raz. Zdecydowałem się zrobić omlety z wytrawnym nadzieniem, ale również na tyle lekkim, abym mag nie miał po nich żadnych problemów. Nuciłem pod nosem, smażąc ostatni omlet, kiedy do pomieszczenia wszedł Paskuda, a to oznaczało jedno. Szybko ruszyłem za nim, kiedy wskazał drzwi od pokoju. Otworzyłem szeroko oczy, a po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a z oczu popłynęły łzy, które szybko wytarłem rękawem koszulki. Jak dobrze było go widzieć przytomnego. Chciałem się na niego rzucić, ale przypominałem sobie o złamanych żebrach i cofnąłem się o krok.
- Omlety... Przygotowałem na omlety - powiedziałem ze spuszczoną głową, ale zaraz krzyknąłem, kiedy poczułem pazury w swojej skórze. - Kocie! - krzyknąłem, ale ten zaczął lizać swoją łapę, jakby nic nie miało właśnie miejsca.  
         Podszedłem do maga i usiadłem ostrożnie na brzegu łóżka.
- Cieszę się, że w końcu się obudziłeś. Trochę przespałeś - zaśmiałem się, choć wcale nie było mi do śmiechu. Powstrzymywałem łzy, które były z radości albo i złości na samego siebie. Nie zamierzałem męczyć kazaniami maga, aby w przyszłości nie narażał się dla kogoś takiego, jak ja. - Dokończę jedzenie i zaraz przyjdę. Och, właśnie - powiedziałem, po czym wyszedłem z pokoju i wróciłem do maga ze szklanką w dłoni. - Musisz teraz dużo pić - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym pomogłem mu się podnieść, aby pomóc mu również z utrzymaniem szklanki. Nie chciałem by zrobił sobie krzywdę i tak wystarczająco wycierpiał. Wróciłem do kuchni, gdzie skończyłem przygotowywać śniadanie. Zrobiłem również osobne jedzenie dla kota, ale jego już nie zabierałem, bo nie miałem jak. Wszedłem do sypialni, starając się nie pokazywać po sobie, jak bardzo się martwię.
- Dasz radę zjeść sam czy ci pomóc? Mogę ci pokroić na mniejsze kawałki, jeśli chcesz... Nie możesz się przemęczać - powiedziałem. Miałem nadzieję, że nikt za wcześnie się nie pojawi, bo chciałem jeszcze porozmawiać z Phyrinem, a wieści, że mag wrócił, na pewno szybko się rozejdą.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {08/05/23, 10:20 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
         Widok zdrowego trytona wywołał w Phyrinie radość, która wymalowana była na jego twarzy pod postacią błogiego, delikatnego uśmiechu. Wszystko go bolało. Każdy centymetr nadwyrężonego ciała, ale według niego było warto. Chociażby dla takiego widoku. Mroczne wspomnienia tych paru dni w niewoli zdawały się uchodzić w niepamięć z każdym słowem wypowiedzianym z ust Nerine. Jakby to wszystko było jedynie koszmarem i nic tak naprawdę się nie wydarzyło. Zwykły koszmar przygaszany energicznym Nerine. Mag miał ochotę zwrócić mu uwagę, dlaczego nie rzuca się mu w ramiona. Często to robił i brak tego ruchu spowodował pewnego rodzaju niesmak w ustach Hutsona, ale z drugiej strony rozumiał, widząc jak rybka robi krok w tył, aby się powstrzymać przed głupim ruchem. W końcu był obolały, więc dodatkowe odczucia fizyczne były niewskazane.
       - Z miłą chęcią je zjem. Jestem strasznie głodny - powiedział lekko zachrypnięty, czując okrutną suchość w gardle. Nawet przełknięcie śliny za wiele nie pomagało. Słysząc o tym, że nieco przespał, wiedział już, iż z pewnością nie było to parę godzin. Dzień, może dwa, albo i więcej. Był wyczerpany. W klatce nie mógł zbytnio spać w obawie o zdrowie niebieskowłosego. Być może przesadzał. Nie był małym dzieckiem, a rosłym mężczyzną, ale jednak na lądzie zdawał się zachowywać jak raczkujące dziecko.
        Odprowadził wzrokiem Ashbane, patrząc na lekko drżącą dłoń i uczucie ciepła nadal otulającego skórę. Jakby jeszcze przed chwilą ktoś ją obejmował, gdy spał. Czuwał nad nim, choć równie dobrze mogły być to wyimaginowane przez zmęczony umysł odczucia. Nie był tego pewien, a też nie miał jak tego sprawdzić. Może i miał, jednak nie chciał przepytywać rybki. Znał go wystarczająco dobrze, więc jedynie uśmiechnął sie pod nosem z powrotem spoglądając na pojawiającego się w drzwiach trytona z szklanką wody w rękach. .
       - Dziękuję - wysapał, gdy siedział już nieco wyżej, wypijając ostrożnie połowę zawartości naczynia, a gdy został znów sam, wlepił swój wzrok w jasny sufit i przysłaniające go poły siatki. Był w sypialni Nerine, więc gdzie spał chłopak? Na jego łóżku, czy może tuż obok? Nieświadomie ręka osunęła się z brzucha na miejsce obok. Zimne, więc nie spał razem z nim. Hutson nawet nie zauważył tego poczucia zawodu na tę myśl, bo zaraz Paskuda wskoczył mu na brzuch. Jakby specjalnie, powodując, że mag złożył się w pół, śląc wylęgarni roztoczy, że nie ma taktu ani wyrozumiałości dla chorego. Sierściuch nic sobie z tego nie zrobił, siadając swym spasionym dupskiem i zaraz po tym unosząc łapkę do góry, aby przeczesać językiem partię futra. Phyrin jedynie westchnął, opadając z powrotem na ułożone poduchy.
       - Dziękuję - wyszeptał, a Paskuda zamarł, spoglądając na niego i zastanawiając czy dobrze usłyszał. Z szeroko otwartymi oczami wyciągnął łapkę i przyłożył do jego czoła po czym zmrużył powieki, zeskakując z niego. W jednej chwili zniknął za drzwiami poprowadzony zapachami z kuchni.
        - Niewdzięcznik - parsknął, przymykając powieki. Wyczekując tym samym powrotu Ashbane z smakowitym, pierwszym posiłkiem od paru ładnych dni. Czas ten okrutnie się dłużył, ale magowi nie przeszkadzało to. Miał przynajmniej chwilę, aby poukładać sobie myśli, przygotować sobie pytania, a nawet odpowiedzi, gdyby Nerine chciał porozmawiać. Wiedział, że tryton będzie tego potrzebował. Nie tylko on. Po pewnym czasie wrócił Nerine z ładnie wyglądającymi omletami na talerzach.
        - Będę wdzięczny, jeśli pokroisz i mnie nakarmisz. Jak widzisz, staremu dziadkowi trzęsą się ręcę - uniósł obie dłonie, które delikatnie drżały. Nerine usiadł na łóżku, swoją porcję odstawiając na szafce nocnej, drugą zaś kładąc na swoich kolanach i zaczął dzielić omlet na drobniejsze części. Przyjemny zapach świeżych jajek rozchodził się razem z unoszącą parą ciepła. Mag uważnie wpatrywał się w ręce rybki, to jak kroił śniadanie dbalej niż było to konieczne. Karbinowe tęczówki zaczęły powoli sunąć wyżej. Po nadgarstkach, przedramieniu po wystające za koszulki obojczyki. Na podbródek, usta, błękitne oczy, w których uwielbiał się zatracać, a potem na policzek, przy którym zmrużył powieki, aby lepiej przypatrzyć się szczegółom. Sięgnął do niego dłonią, otulając swym własnym ciepłem skórę, a dokładniej nadal widoczny, lekki ślad rany na policzku.
        - Nie powinna zostać blizna - zauważył swym lekarskim wzrokiem, dostrzegając coś obcego w spojrzeniu Nerine.
        - Chcesz o czymś porozmawiać? - spytał, gdy rybka nabiła pierwszy kawałek ściętych jajek, kierując widelczyk prosto do ust maga. Phyrin ujął jego dłoń swoją własną, dla pewności, aby trafił odpowiednio między zęby i wsunął wszystko do ust, nie odrywając przy tym spojrzenia od trytona. Niespiesznie wyjął widelec, a przyjemny posmak rozlał się w ustach. Rozkoszował się tym przez króki czas, przełykając wszystko, obdarowując wdzięcznym uśmiechem Nerine. Gdyby nie on, pewnie by już wąchał kwiatki od spodu.
        Hutson miał wiele pytań do niebieskiej rybki. Co łączyło go z tamtymi trytonami, dlaczego tak bardzo upierał się, aby uratować go z niewoli i wiele innych, ale pierw pragnął dowiedzieć się co siedzi w głowie samego Ashbane. On, po zbombardowaniu pytaniami nie będzie miał odwagi zadać swoich, a przynajmniej tak myślał Hutson, dlatego dał mu pierwszeństwo, rozkoszując przy tym śniadaniem. Tak smacznym swoją drogą, choć może przyczyną był fakt, iż dawno niczego nie miał w ustach.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {08/05/23, 07:10 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Spojrzałem ze smutkiem na jego dłonie, które rzeczywiście mogłyby sobie nie poradzić z ukrojeniem czy też uniesieniem widelca do buzi.
- Nie jesteś starym dziadkiem, tylko poturbowany... - powiedziałem z cichym westchnięciem. Zająłem miejsce na brzegu łóżka, wcześniej odkładając swoją porcję na szafkę nocą. Nie musiałem jeść ciepłego dania, nie miało to dla mnie większego znaczenia, tym bardziej, że to Phyrin był teraz dla mnie ważniejszy. Ja mogłem głodować, on musiał nadrobić przespane godziny oraz głodzenie w celi. Ułożyłem wygodnie talerz na swoich kolanach, biorąc do ręki nóż oraz widelec, delikatnie zacząłem kroić omlet z nadzieniem, aby nie rozwalał się, kiedy nakładałem wszystko na widelec. Zastygłem jednak, kiedy dłoń maga znalazła się na moim policzku. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym ciele, a na twarzy pojawił się lekki rumieniec.
- Nie zostanie, zagoi się w swoim czasie - oznajmiłem, ponieważ wiedziałem, że mag się tym przejmował. Niepotrzebnie, ponieważ to on był w gorszym stanie, ja musiałem wejść tylko do morza... Chciałbym się z nim podzielić tą zdolnością.
         Spojrzałem na maga, jak tylko nabiłem kawałek jedzenia na widelec i z lekkim uśmiechem, powędrowałem nim do jego ust. Widziałem, że również moja dłoń drży, ale mniej, niż u maga.
- Wolałbym, żebyś najpierw zjadł, rozmowę możemy zostawić sobie na później - powiedziałem spokojnie, choć tak naprawdę zacząłem się stresować. Chciałem z nim porozmawiać i to bardzo, tym bardziej, że sam mag na pewno miał wiele pytań do mnie. Czy chciałem je poznać? Bałem się. Okropnie się bałem, jak to wszystko się skończy. - Zjesz i porozmawiamy, później pewnie przyjdzie ten lekarz od twojej znajomej - uśmiechnąłem się lekko, nabijając kolejny kawałek omleta, aby ten trafił do ust Phyrina. W ciszy go karmiłem, starając się unikać jego spojrzenia. Czułem się cały czas winny temu wszystkiemu. Gdybym nie wspomniał nic o substancji, która była na pułapkach, gdybym tylko nie zapoznał się z Axelem... Phyrin na pewno nie skończyłby w norze łowców, a ja razem z nim. Kiedy mężczyzna skończył jeść, zacisnąłem palce na talerzu powstrzymując łzy. Podniosłem się z miejsca, aby zanieść talerz do kuchni i wróciłem do maga, by znów usiąść przy nim, starając się zajmować, jak najmniej miejsca.
- Od czego mam zacząć... - zaśmiałem się nerwowo, spuszczając głowę. - Przepraszam, że przeze mnie spotkało cię to wszystko. Przez moją głupotę znalazłeś się w niebezpieczeństwie i nie mów mi, że tak nie było, bo tylko się wkurzę. Zapewne sam masz wiele do mnie pytań, ale chciałbym, żebyś najpierw mnie wysłuchał - spojrzałem w końcu na Phyrina, który na pewno zauważył przerażenie w moich oczach. Chyba najbardziej bałem się, że po tym wszystkim wykopie mnie z pracowni, mówiąc bym zaczął sobie sam radzić,  bo ja sprowadzam na niego tylko nieszczęście. I w sumie wcale by się nie mylił... Najpierw ten slime, teraz to. Choć pierwsze było prostsze do pozbycia się, tak teraz z trudem uszliśmy z życiem. Zapewne, gdybym nie uwolnił maga, to zginałby tam. Pozbyliby się go, jak nic niewartego śmiecia, wrzucając do morza albo zakopując gdzieś daleko jego zwłoki. Nie potrafiłbym żyć z tą myślą, że przeze mnie Phyrin zginął.
- Cieszę się, że się tam nie poddałeś, choć widziałem w jakim stanie byłeś. Od początku nie liczyło się dla mnie moje życie, a twoje. Wiem, że mnie by nie zabili, a nawet jeśli, to umierając byłbym szczęśliwy, że tobie udało się uciec. Dużo wycierpiałeś, co widać, choć i tak wyglądasz lepiej, niż po tym, jak cię wyłowiłem z wody - podrapałem się po karku, po niepewnie chwyciłem dłoń maga, aby pochylić się do przodu i przyłożyć czoło do ciepłych palców Phyrina. - Dziękuję, że po mnie wróciłeś, że mimo swojego stanu zabrałeś mnie do morza. Jesteś niesamowity i nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to wszystko, ale... - wbiłem chłodne spojrzenie na maga. Choć naprawdę byłem szczęśliwy, że po mnie wrócił, to jednak nadal byłem zły, że tak naraził siebie. Co z tego, że mia towarzyszy? Jeśli by zginął przez chęć ratowania mnie... Na pewno znalazłbym się na czarnej liście jego wszystkich przyjaciół.
         Wziąłem głęboki wdech, po czym splotłem nasze dłonie.
- Następnym razem, nie narażaj swoje życia by mnie ratować. Jeśli bym przeżył, to na pewno odnalazłbym sposób by im uciec. Może zajęłoby to trochę czasu, ale wróciłbym. Więc proszę... - zacząłem płakać, lekko pociągając nosem. - Nie podejmuj takich niebezpiecznych czynów! Cudem udało nam się stamtąd wydostać, prawie umarłeś w wodzie, a-a ja... Gdyby nie to, że czytałem książki o pomocy w takich chwilach, to nawet nie wiedziałbym, co mam robić. Durny mag, nie możesz się tak narażać dla kogoś takiego jak ja - pociągnąłem nosem, czując, ze na dobre się rozbeczałem. Nie chcę nigdy więcej widzieć Phyrina w takim stanie. Ten okropny ból w klatce piersiowej zniknął, ale kiedy był, to naprawdę nie było nic przyjemnego. Na szczęście tym razem dobrze to się skończyło, ale drugi raz możemy nie mieć takiego szczęścia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {08/05/23, 09:11 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
        Hutson zaśmiał się pod nosem na wzmiankę o byciu poturbowanym. On uważał jednak, że oba określenia do niego idealnie pasowały. Miał swoje lata na karku i poranne bóle krzyżowe nie były czymś niezwykłym. Częściej narzekał na swoją słabą kondycję, pamięć również nie była już taka sama, a włosy - na sto procent znalazłby się jakiś siwy gość.
        Nie wygadując się więcej z Nerine, w ciszy zaczął pałaszować smacznego omleta, zastanawiając kogo miał na myśli niebieskowłosy, gdy wpsominał o znajomej. Może chodziło mu o Samarę? To byłoby całkiem prawdopodobne biorąc pod uwagę, iż zostawił tam Paskudę, którego głowny dom znajdował się aktualnie w pracowni. Dziewczynka jednak nie była znajomą, ani przyjaciółką. Zwyczajnie przyjął ofertę w nadziei, że faktycznie kiedyś smok odzyska swoje tchnienie, ale dawno ją stracił. Teraz po prostu pozwalał mu tu być i irytować domowników od czasu do czasu. Samara jako opiekunka smoków nie posiadała uczuć. Nie mogła ich mieć, aby sprawiedliwie osądzać te starożytne bestie. Chłodny umysł był niezbędny do podejmowania właściwych decyzji, a jej pusta skorupa najlepiej nadawała się do kontrolowania przez lalkarza. Hutson uważał, że robienie z dziewczynki kogoś takiego było błędem. Minęło sporo lat, lecz on nadal nie zmienił swego zdania. Ciągle uważał, iż przyjdzie taki moment, gdy wszystkich zaskoczy, bo jednak... czy faktycznie da się wyrwać człowieka ze wszystkich uczuć? Czy lalka może imitować ludzką istotę bez grama emocji? Co gorsza, jeśli faktycznie była tu Samara, to jedynym lekarzem, którego mogła wezwać był Octavian, a wizja mężczyzny w tych skromnych progach doprowadzała maga do migreny. Jego osoba tutaj była najgorszym możliwym scenariuszem. Tak przynajmniej myślał.
        Phyrin zamienił się w słuch, czując jak stres rybki zaczyna na niego oddziałowywać. Obawiał sie co mógł powiedzieć, dlatego zaczerpnął nieco więcej powietrza, wsłuchując dokładnie w słowa Nerine. Magowi nie podobało się spojrzenie chłopaka, ale dzielnie je znosił, czekając aż ten wygada się ze wszystkiego. Gdyby mu przerwał, Ashbane nie byłby wstanie kontynuować. Hutson to po prostu czuł. Zalała go fala dreszczy, kiedy zimna dłoń ujęła jego własną, a chwilę potem została ogrzana gorącym czołem trytona. Mag patrzyłna niego z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc do końca co ma powiedzieć. Układał sobie wszystko w głowie, ale obawiał się, że do czasu aż młodziak skończy, on o wszystkim zapomni, a nie chciał niczego pominąć. Widział jak usiłuje połączyć swe myśli w zdania, widział jak trudno szło mu mówienie o swoich przemyśleniach. Dlatego też brał wszystko na poważnie, siedząc w ciszy, ignorując ból w klatce piersiowej.
         Zastygł, gdy Nerine splątał ich palce razem. Na ten krótki moment wzrok maga powędrował w dół, nie mogąc utrzymać wzrokowego kontaktu. Czuł się nieswojo, niekomfortowo, ale nie uciekał. Musiał wytrwać ten moment do samego końca. Błękitne źrenice trytona nagle zalśniły mokrą taflą łez, a mag wręcz zadrżał z paniki. Poczuł ten przytłaczający stan, który poruszył nim, a ciało odruchowo zacisnęło mocniej dłonie, których cały czas nie puszczał. W jednej chwili, bez namysłu przyciągnął Ashbane do siebie, aby ten zanurkował w jego ramionach. Syknął z bólu, ale nie pozwolił mu na odsunięcie się. Obejmował go szczelnie, zaciskając zęby, pozwalając, aby wypłakał się w ramie mężczyzny. Czuł jak serce bije niczym młot, jak obija się o bolące rzebra, jak każdy maleńki oddech sprawia nieprzyjemne uczucie rozpalonego ogniska. Ten gorąc jednak był niczym w porównaniu z potrzebą uspokojenia rybki. Hutson nie miał pojęcia, że będzie to druga osoba w życiu, do której tak się przywiąże w krótkim czasie. Ashbane był dla niego jak członek rodziny, więc to naturalne, że nie mógł przejść obok niego obojętnie.
       - Głupia rybko - wyszeptał, dbając o to, aby głos się nie załamał. - Owszem. Była to Twoja wina. Przyprowadziłeś Axela do pracowni bez pytania. Zbagatelizowałeś jedną z naszych zasad - przytaknął. Nie widział sensu ukrywania tak oczywistej prawdy. Poza tym nie chciał, aby rybka się wkurzyła. Nerine miał wystarczająco dużo wyrzutów sumienia, aby jeszcze walczyć z tak oczywistym kłamstwem. - Sam nie wyglądałeś tam lepiej. I śmierdziałeś rybizną - prychnął, chcąc w jakiś sposób rozluźnić napiętą atmosferę, ale nie wiedział, czy czasem tym nie pogorszył sytuacji. Odsunął niechętnie od siebie Ashbane, aby spojrzeć w jego zapłakane, czerwone oczy, które powoli puchnęły. Z delikatnym uśmiechem w kącikach ust przetarł kciukami wzdłuż dolnej powieki niebieskowłosego, aby otrzeć ją z wzbierających, słonych łez, a potem odgarnął niesforne kosmyki z twarzy, aby lepiej widzieć tę przykrą minę trytona.
        - Nie mogę tobie obiecać czegoś takiego, Nerine. Jestem egoistą. Poza tym jesteś częścią tego miejsca. Jak mógłbym nie pójść tobie na ratunek? Nawet pomógłbym temu pchlarzowi - na wzmiankę o Paskudzie zrobił minę, jakby właśnie zobaczył coś odrażającego. - Poza tym nie masz pewności, czy wróciłbyś. Gdyby nie ta przeklęta bransoleta, wszystko wyglądałoby inaczej. Nie tylko ty jesteś temu winien, ale i rada. Nerine... - urwał na moment, chcąc poukładać sobie myśli. - Nie doceniasz siebie, a to duży błąd. Masz złote serce. Bardzo szybko dostosowałeś się do nowego otoczenia. Jesteś pomocny, nauczyłeś mnie swojego języka. Klienci cię lubią. Trochę wiary w siebie i ludzi, którzy darzą cię zaufaniem - nie przestawał słać w stronę trytona ciepłego uśmiechu, a runy z delikatną, złotą poświatą przemknęły przez tęczówki maga. - Jednak coś mnie niepokoi - spoważniał, gdy w mgnieniu oka w wspomnieniach przywrócił widok trytona całującego Nerine. - Co cię łączy z tymi trytonami? Zwłąszcza z Tym jednym, Indrą? - nie był pewien co do imienia obcego, ale miał nadzieję, że Ashbane szybko zrozumie o kogo mu dokładnie chodziło. - I co zrobił Axel, że tak mu zaufałeś? Czemu nic mi nie powiedziałeś? - zastanawiał się nad tym intensywnie. Ciekaw był, co spowodowało, że niebieska rybka postanowiła otworzyć się przed obcym mężczyzną. Czy łowca, nieznajomy pałętający się po lesie nie był podejrzany? Sam mag nie był święty, bo jednak milczałodnośnie sprawy z pułapkami. Może to była jego wina? Nie miał zbytnio czasu, aby zająć się trytonem. Czyżby tęsknił? Szukał pocieszenia? Czy w ogóle Hutson mógł myśleć o czymś takim? Zwykle nikt nie lubił towarzystwa Phyrina. Nie był zbyt wygadany, często ukrywał swoje emocje, a jadaczka otwierała się jedynie, gdy chodziło o wiedzę. O podzielenie się nią.
         Grzecznie wysłuchiwał tłumaczenia trytona, a gdy skończył, miał jeszcze jedną rzecz do powiedzenia, która zaprzątała mu głowę i pewnie nie tylko jemu. Musiał to powiedzieć, aby młody Ashbane nie bał się o dach nad głową. W końcu Hutson nie miał zamiaru wywalać go za próg pracowni. Jednak w tym czasie usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał lekko zdezorientowany w stronę wyjścia i niechętnie zaczął się podnosić.
        - Nerine, nic mi nie jest. Potrzebuję nieco ruchu - kwestionował próby przywiązania go do łóżka. Mag miał dosyć leżenia. Swoje odespał i chciał rozprostować nogi, dlatego ostatecznie wstał i doczłapał do drzwi, otwierając je, zastając po drugiej stronie lisiego kochanka.
       - Kenta? - spytał zaskoczony, bo spodziewał się lekarza. Jasnowłosy zapiszczał z radości, rzucając się w ramiona magowi, ściskając dość mocno, a ogon w niewiarygodnym tempie przeskakiwał z boku na bok niczym wycieraczka samochodowa na najwyższych obrotach.
        - Niedawno się dowiedziałem! Phyrin! Jak dobrze, że nic ci nie jest. Martwiłem się! Przyniosłem nieco leków! - potok słów wylewał się z ust lisa, który widząc postać Nerine, powód zmartwień i stanu maga, odsunął sie lekko, lecz nadal przywierając do ciała Hutsona. Z dłońmi na jego klatce piersiowej stanął lekko na palcach, aby sięgnąć jego ust.
        - Co ty robisz? - zastygł, słysząc zimne, twarde niczym skała słowa Hutsona. Brzmiały niczym ostrzeżenie, które mogło zaważyć nad ich relacją. Spojrzał lekko zakłopotany w oczy ukochanego, czując jak zaczyna się kłopotać od spojrzenia maga.
        - Przepraszam ja... cieszyłem sie i... zpaomniałem, że...
        - Dobrze wiesz, że te usta są zarezerwowane tylko dla osoby, którą pokocham - z tymi słowami odwrócił się w stronę Nerine. - Tobie wybacze Nerine, bo nie wiedziałeś o tym, a sytuacja... tego wymagała - chrząknął, widząc pytajace spojrzenie lisa, który zerkał to na Phyrina, to na trytona. - Nerine, zrób nam herbatę - dodał, chcąc szybko zagrzebać wiszącą nad głowami wszystkich dziwną atmosferę i usiadłprzy stole, zabierajac głębszy oddech. Podciągnął koszulę, zerkając na wrośnięte żyłki w skórę. Samara. Musiała podwiązać rzebra, aby te nie przebiły płuc. Zaskakujące. Ta dziewczynka była niezwykle pomysłowa. Hutson od razu sięgnął po upominek Kenty, ostrożnie wmasowując maść w zaczerwienione rany, aby nieco sobie ulżyć.
        - A więc skąd się dowiedziałeś? - spytał, choć domyślał się odpowiedzi.
        -Wpadł do mnie członek rady. Lalkarz posłał list z sprawozdaniem od lalki - wytłumaczył. Wieść niezwykle szybko się rozniosła. To była kwestia czasu, aż inni zlecą się do pracowni, a Hutson obawiał się najgorszego. Demona.
        - Rozumiem. Mówił o szczegółach? Kto tam był?
        - Niestety nie - pokiwał głową. Ta informacja nie była zadowalająca. Phyrin nie wiedział, czy rada zdawała sobie sprawę z syren. Nie wiedział również co było dokładnie zawarte w liście.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {14/05/23, 02:25 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Na moment spanikowałem, kiedy Phyrin przyciągnął mnie do siebie, obejmując na tyle mocno, że go wszystko zabolało.
- P-puść... Zrobisz sobie większą k-krzywdę - powiedziałem cicho, ale dobrze mnie słyszał, bo moja twarz była blisko jego ucha. Chciałem się odsunąć, ale mag mi na to nie pozwolił, wzmacniając uścisk. Przestałem się szarpać, aby nie sprawić mu więcej bólu, pozwalając sobie na wypłakanie się w ramię mężczyzny. Czułem się źle z tym, że mag tyle przeze mnie wycierpiał. Z mojej winy prawie zginął i nie szukałem słów pocieszenia czy wmawiania mi, że to nie moja wina. Nie zgodziłbym się z tym od razu, ale na szczęście Phyrin niczego takiego mi nie wmawiał, a mój prosto z mostu. Pilnowałem by nie obejmować go za mocno, kiedy mag do mnie mówił. Złamałem zasadę, co nie świadczy o mnie dobrze, ale może to przez samotność jaką czułem wtedy? Zaufałem Axelowi za szybko, teraz wiem, że to nie mogło się powtórzyć. Cicho przepraszałem maga, powtarzając to słowo w kółko. Nawet, jeśli nie wydawał się być bardzo wściekły, próbując mnie jakoś pocieszać, to nie mogłem przestać o tym wszystkim myśleć. Spojrzałem na maga, kiedy mnie od siebie odsunął. Chciałem się uśmiechnąć, ale nie potrafiłem. Wiedziałem, że będzie on w tej chwili wymuszony.
         Ostatecznie przestałem płakać, widząc uśmiech maga oraz jego czułe zachowanie, kiedy kciukiem wycierał moje łzy, by odgarnąć moje włosy, które przez łzy przykleiły się do mojej twarzy. Pociągnąłem nosem, czując się obecnie jakoś tak... brzydko. Słowa Phyrina poprawiały mi humor, gdyż dawno nikt mi tak wielu miłych słów nie mówił. Nadal jednak byłem przekonany, że nasza krótka znajomość nie była warta tego by mag ryzykował swoim życiem. Zamknąłem na moment oczy, chcąc nieco bardziej się uspokoić. I choć delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, tak jednak pytania mężczyzny go odebrały. Spuściłem głowę, bawiąc się końcówkami swoich włosów.
- Dziękuję za te wszystkie miłe słowa, Phyrin. Postaram się bardziej w siebie wierzyć - powiedziałem, po czym spojrzałem na niego, uśmiechając się niepewnie. Widziałem, że chce, abym odpowiedział na jego pytania. Byłem na to przygotowany, że jak się obudzi, to na pewno temat nie pójdzie w zapomnienie. W końcu nie była to jakaś drobna sprawa, którą można zostawić na później.  
- Z całą czwórkom znam się parę lat. Choć Indra jest mi najbliższy tak pozostali również się mną opiekowali, kiedy miałem trudne chwile w swojej rodzinie. Indra był moim nauczycielem, to on nauczył mnie grać na różnych instrumentach czy śpiewać, byliśmy naprawdę blisko siebie, ale... Jeśli ci chodzi o tamten pocałunek to sam nie wiem czemu to zrobił. Nigdy nie byliśmy na tym etapie. Z pozostałą trójką miałem po prostu dobry kontakt - powiedziałem. Przypomniałem sobie o tamtym pocałunku, jednakże nie wiem co chciał przekazać w ten sposób Indra. Chciał sprawić by mag był zazdrosny? To niemożliwe, przecież Phyrin nic do mnie nie czuje, więc to było pewne, że ten sposób na niego nie zadziała. - Teraz nic mnie z nimi nie łączy poza tym, że jesteśmy z tego samego miejsca, tej samej rasy - dodałem, czując, jak moje dłonie zaczynają drżeć. Wiedziałem, że nieco sam siebie okłamuję, bo jednak nigdy o nich nie zapomniałem. Teraz jednak nie byli po dobrej stronie, a złej, więc musiałem o nich zapomnieć dla dobra Phyrina. Na pewno nie zaprzestaną na tym, tylko na moment znikną z pola widzenia.
- Co do Axela... Phyrin, byłeś zajęty. Całymi dniami nad czymś siedziałeś, zapominając o całym świecie. Gdybym ci nie podsuwał jedzenie pod nos, to pewnie byś głodował. Czułem się nieco samotnie, a wtedy natrafił się Axel i chyba to uczucie sprawiło, że chciałem mu zaufać. Wydawał się sympatyczny, był mną po prostu zainteresowany - powiedziałem dość nieśmiało, bo to brzmiało tak, jakbym rzeczywiście potrzebował by mag zwracał na mnie więcej uwagi. Po prostu czułem się ignorowany. Mogłem się wtrącić w jego pracę, ale nie wyglądał na chętnego na współpracę, dlatego odpuściłem, szukając pocieszenia gdzieś indziej. - Nie mam tobie za złe, że skupiasz się na pracy, ale nawet nie pytałeś gdzie idę, kiedy wychodziłem... Jakbym nie wrócił, to nawet nie wiedziałbyś gdzie zacząć szukać, ale teraz wiem, że po prostu nie mogę tak łatwo ufać innym.
         Widziałem, że mag potrzebował jeszcze więcej informacji, ale nie było to możliwe, ponieważ ktoś nam przerwał, pukając do drzwi. Zapewne to lekarz i już się podnosiłem, kiedy to Phyrin pierwszy wstał.
- G-gdzie ty idziesz? Masz leżeć - powiedziałem, marszcząc przy tym brwi. Westchnąłem nieco zdenerwowany na odpowiedź mężczyzny, który naprawdę powinien leżeć, a nie urządzać sobie podróże z pokoju do pokoju. Podniosłem się zaraz za nim, aby w razie czego móc go asekurować, gdyby stracił równowagę. Stanąłem jednak w drzwiach do mojego pokoju, kiedy zobaczyłem Kente, rzucającego się na maga.
- Ostrożnie! - krzyknąłem, aby opamiętać wrednego lisa. Widziałem, jak na mnie patrzy, kiedy mnie dostrzegł i już wiedziałem, że nasza znajomość nie będzie ani trochę pozytywna. Widząc jednak to, co lis próbował zrobić, stałem w osłupieniu, patrząc na całą akcję, jak na jakiś nieprzyjemny sen.  Zrobił to specjalnie... Dobrze wiedziałem, że nie zrobił tego przypadkiem, a chciał utrzeć mi nosa tym sposobem. Zawróciłem uwagę na maga, który nie wyglądał na zadowolonego ze śmiałego ruchu Kenty. Czułem ulgę, że go powstrzymał, ale jednocześnie moje poliki zrobiły się rumiane po słowach Phyrina. No tak, sytuacja tego wymagała, bo jak inaczej miałbym go uratować?
- Oh, tak... Już robię - powiedziałem po chwilowym zamyśleniu, po czym skierowałem się do kuchni gdzie wstawiłem wodę i przygotowałem dwa kubki do których dałem herbatę. Jak tylko woda się zagotowała, zalałem wrzątkiem torebki i odczekałem chwilę, aż te dobrze się zaparzą. Jednocześnie cały czas słuchałem rozmowy maga z lisem, aby nic mi nie umknęło.
         Wziąłem kubki na tacę i zaniosłem ciepłe picie mężczyznom. Spojrzałem na maga, czując, że nie chcę siedzieć w towarzystwie lisa, bo może się to źle skończyć.
- Zostawię was, pewnie chcecie pogadać, a ja nadal nic nie zjadłem - powiedziałem, przypominając sobie o swojej porcji omleta, który na pewno był już zimny, ale nie miało to większego znaczenia, bo i tak go zjem. Nie czekałem na odpowiedź Phyrina, tylko minąłem lisa, który wyszeptał w moją stronę.
- To twoja wina - usłyszałem i ze spuszczoną głową zaszyłem się w swoim pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie wiem czemu, ale widok Kenty sprawiał, że bolało mnie w klatce piersiowej, a kiedy przymilał się do maga, to już w ogóle miałem ochotę wydrapać te jego lisie oczy.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {16/05/23, 04:23 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
     Mag odprowadził trytona wzrokiem, pogrążając się w zamyśleniu, a tym samym całkowicie nie słuchając lisa, który dzielił się istotnymi informacjami. Phyrin nie rozumiał do końca zachowania Nerine i tego, że dosłownie uciekł od towarzystwa. Zastanawiał się, czy może była to wina tego jak go potraktował, prosząc, a raczej rozkazując niczym słudze zrobienie herbaty. Z jakiegoś powodu Phyrin poczuł się z tym źle, ale nie miał teraz czasu, aby wyjaśnić to między nimi. W końcu Hutson nie miał niczego złego na myśli. Nie traktował również rybki jak sługi. Dla kogoś takiego nie ryzykowałby własnym życiem.
        - A jak córka Flatsworn? - spytał, obawiając się, iż Avys srogo ukarze swoją córkę za maczanie w tym wszystkim palców bez jej wiedzy. Ostatecznie pomogła magowi znaleźć odpowiedni trop w stosunku do łowców. Gdyby nie ona, nadal tkwiłby gdzieś po środku, a Axel zwiedzał pracownię pod jego nieobecność. Kto wie, co by się wtedy stało. Na samą myśl o ewentualnych możliwościach, Phyrin poczuł niesmak w ustach i chęć wyrzucenia z żołądka pysznego omleta.
        - Podobno dostała szlaban na miesiąc. Została również odcięta od zgromadzeń Rady.
        - Czyli została zwykłą córeczką - westchnął, gładząc swą lekko zarośniętą brodę, której nie miał jeszcze czasu ogolić.
        - Jak się czujesz? Dlaczego w ogóle wtrąciłeś się w to wszystko? Rada poradziłaby sobie z tym wszystkimi - Kenta nie potrafił zrozumieć tak bezmyślnego zachowania kochanka. Hutson był altruistą, ale bez przesady. Nadal własne życie górowało nad innymi, a tu ewidentnie stanął przed przepaścią i nie bał zrobić o ten krok za daleko. Wiele osób przejęło się, gdy usłyszeli w jakie bagno wmieszał się mężczyzna.
        - Rada... - zaczął, ale po pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Ciemnowłosy mocząc dzioba w lekko ostudzonej herbacie, wstał od stołu, otwierając drzwi kolejnemu, niespodziewanemu gościowi, a raczej gościom. - Ciraalda, Fanfatar - zaskoczony wpuścił obojgu do środka, a ci po skinieniu lekko głów na powitanie, weszli do środka, zajmując dwa ostatnie wolne miejsca.
        - Radujemy się na twój widok, Phyrinie Hutsonie. - oznajmiła dziewczyna, uśmiechając się ciepło, gdy Kenta zajął się gotowaniem wody na kolejne dwa napary herbaty.
        - Kenta, to jest Ciraalda oraz jej narzeczony Fanfatar - Hutson przedstawił obu gości, siadając wygodnie na krześle.
        - Przynieśliśmy ze sobą trochę leśnych owoców - długowłosy jeleń podał zawiniętą chustę magowi, który dziękując podał prezent Kencie, a ten od razu poszedł obmyć owoce pod bierzącą wodą, odnajdując dość szybko miseczkę. Wszystko postawił na stole, zastanawiajac się skąd taki porządek w pracowni maga, ale szybko zrozumiał czyja to zasługa. Nerine. Hutson dziabnął kilka kulek borówek, czująć jak ich intensywny smak rozpływa się w ustach, a na twarzach gości pojawił się uśmiech.
        - Gdzie Nerine? - krótkowłosa spytała lekko zaniepokojona nieobecnością trytona i znów rozbrzmiał dźwięk pukania.
        - U siebie w pokoju. Kończy jeść śniadanie - mag odpowiedział, a lis podszedł otworzyć drzwi.
        - Jest jakaś impreza? - w drzwiach stanął Octavian z splecionymi włosami w luźny warkocz, który swobodnie opadał mu na lewe ramię. W ręku trzymał teczkę, aby móc przebadać swojego przyjaciela. Wszystie spojrzenia skierowały się na niego i coś, co sterczało za nim. Białęgo, czubatego.
        - Zaczynam się zastanawiać - prychnął Hutson.
        - Oooohaaayoooo! - dźwięczny głos rozbrzmiał w uszach Phyrina, a biały, czarodziejski kapelusz śmignął przed Octaviana i Makoto zatańczyła wokół swojej osi, majestatycznie i z hukiem stawiając spory, biały pakunek na stole. - To dla ciebie, Phyrynie. gdzie Nerine? - spytała z błyskiem w oczach, a mag skrzywił się, zastanawiając dla kogo faktycznie tu przybyła.
         - U siebie w pokoju - wskazał kciukiem za siebie, a za poklepała przyjaciela po plecach idąc w kierunku pokoju trytona skąd drzwi zaczęły się rozchylać, a ciekawska rybka postanowiła zajrzeć co tu się właściwie dzieje.
        - Neee-riii-neee - bez zastanowienia rzuciła się w ramiona niebieskowłosego. - Mam śliczną kolekcję motyli! Zaraz tobie ją pokaże - ćwierkała zafascynowana, gdy Octavian podszedł do Hutsona, a spod białego, lekarskiego kitla wysunęła się lepka macka miziająca go po brodzie. Mag czuł jak zaczyna być tu za wiele osób. Uszy jakby zaraz miały eksplodować. Każdy chciałskrawka Hutsona, zainteresowania z jego strony, opowiadając jak się martwił, mówiąc o sytuacjach, gdy on był uwięziony, a tryton wypytywał ich o to, czy go widzieli. Do tego Octavian ze swoimi mackami, pałętający się Paskuda i... czuł, że zaraz wybuchnie, wyzionie ducha, ale głos Makoto wszystkich uciszył.
        - Właśnie! Skoro wszyscy tu jesteśmy, zróbmy na plaży piknik party! Wszystko mam ze sobą! - Makoto klasnęła, wskazując na wcześniej postawioną białą torbę, nie wypuszczając z objęć rybki.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {19/05/23, 07:37 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Usiadłem na łóżku, sięgając po talerz z zimnym już omletem. Nie było sensu go podgrzewać, tym bardziej, że w smaku nadal było dobre. Gapiłem się w drzwi od pokoju, pochłaniając kolejny kawałek swojego śniadania. Niespodziewany gość, Kenta... Lis nie przepadał za mną i wcale mu się nie dziwiłem, ale nie wiem czemu tak rzucał się w ramiona maga. Może i byli kochankami, ale jakieś granice powinny być. Tym bardziej, że Phyrin aktualnie był ranny i takie powitania mogły mu tylko zaszkodzić. Na dodatek wydawało mi się, że Kenta rzucił mi jakąś formę rywalizacji, choć nie do końca wiedziałem w jakim celu. Mnie i maga nic nie łączyło, żadna więź czy specjalne uczucia, a przynajmniej tak mi się wydawało. Owszem, czułem pewnego rodzaju zazdrość, kiedy lis próbował go pocałować, ale wątpiłem w to, że miało to jakieś głębsze dno. Dobrze, że Phyrin go powstrzymał... Inaczej mógłbym odebrać ich znajomość nieco inaczej, niż mag to przedstawił. Nadal nie przeprosiłem lisa za to, co się stało, ale chyba nie zamierzałem tego robić, choć powinienem. To i tak nie zmieniłoby nastawienia Kenty, jak i mojego.
         Oparłem się o ścianę, delektując się końcówką omleta, kiedy ktoś znów przyszedł. Po głosie śmiało mogłem stwierdzić kto to taki był. Dzisiaj wszyscy się jakoś zmówili? Phyrin ledwie się wybudził, a ci już go nachodzili. Łatwiej byłoby się ich wszystkich pozbyć, gdyby mag jeszcze smacznie spał. Zawsze byłaby to jakaś wymówka, ale niestety. W salonie robiło się coraz głośniej i naprawdę byłem ciekawy kto znowu się pojawił. Mag, Kenta, Ciraalda i Fanfatar... Te głosy bardzo dobrze rozpoznawałem, jakiś obcy i ostatnia osoba... Makato. Na sam głos kobiety zjeżyły mi się włoski na skórze, bo nadal pamiętam jej lepkie dłonie, które za nic nie chciały mnie puścić. Jęknąłem, jednakże nie mogłem dłużej tak tutaj siedzieć, kiedy pozostali byli za drzwiami. To byłoby niegrzeczne z mojej strony. Odłożyłem talerz na szafkę nocną, po czym podniosłem się z łóżka, wygładziłem ubranie i poprawiłem kitkę, aby jakoś wyglądać. Powoli zacząłem otwierać drzwi, ale te szybko zostały pchnięte, aby Makoto mnie dopadła. Skrzywiłem się z bólu, po czym spojrzałem na wszystkich zgromadzonych posyłając im niepewny uśmiech na powitanie. Skupiłem jednak wzrok na mężczyźnie, którego widziałem na oczy pierwszy raz. Macki... A to oznaczało, że był również morską istotą.
- Wolałbym nie oglądać martwych motyli - zaśmiałem się do dziewczyny, po czym westchnąłem, kiedy ta wieszała się na mnie. Naprawdę miałem ochotę wrócić do swojego pokoju, zamknąć za sobą drzwi i najchętniej je czymś zastawić ponieważ było za głośno i coraz bardziej martwiłem się o stan maga. Zerknąłem na niego, choć widok miałem ograniczony przez osoby, które były przy nim. Zagryzłem lekko dolną wargę, czując się niepewnie z tym wszystkim.
- Makoto, daj mi trochę odetchnąć, nadal jestem nieco obolały - powiedziałem do niej, ale ta nic sobie z tego nie robiła. Może ją okłamywałem, bo jednak nie czułem żadnego bólu, ale nikt nie musiał wiedzieć, że tak szybko wszystko się zagoiło.
- Tak długo się nie widzieliśmy, że na pewno cię nie puszczę. I ta rana na twojej ślicznej buzi, na pewno się zagoi - posłała mi delikatny uśmiech, na co się zaśmiałem. Tak, rana była teraz tutaj najważniejsza. Zniknie za dwa, może trzy dni. Po chwili Makoto wyskoczyła z pomysłem zrobienia na plaży pikniku, co nieco mnie zaskoczyło, ale jednocześnie wiedziałem, że lepiej będzie spędzić czas na zewnątrz, niż w pracowni, gdzie powoli robiło się duszno.
- To całkiem fajny pomysł, pomogę wszystko naszykować - uśmiechnąłem się do dziewczyny, jakimś cudem wyrywając się z jej uścisku, po czym spojrzałem na nieznajomego. - Jestem Nerine, pracownik maga - powiedziałem, wyciągając dłoń, aby się przywitać. Mężczyzna ścisnął moją dłoń, przedstawiając się.
- Octavian, lekarz - uśmiechnął się. Czyli to o nim mówiła tamta dziewczynka? Cóż, wybrał sobie zły moment, aby przebadać maga, chyba że...
- Ciraalda i Fanfatar, pomóżcie Makoto znaleźć dobre miejsce i rozłóżcie wszystko, ja ogarnę jakieś talerzyki i szklanki oraz inne pierdoły, a ty Kenta... - spojrzałem na niego, po czym przełknąłem gulę w gardle widząc jego wzrok. Nie lubi mnie. - Dołączysz do nich? Octavian musi spojrzeć na Phyrina - powiedziałem, zerkając na maga i lekarza. Chciałem dać im chwilę, aby chociaż trochę lekarz mógł popracować. - I nawet nie protestuj, Phyrin - dodałem stanowczo, ale szybko posłałem im uśmiech. Cała trójka od razu udała się na zewnątrz, a ja szybko wyciągnąłem talerzyki i wcisnąłem je w ręce lisa, który nie był zadowolony. Ponagliłem go wzrokiem, po czym zabrałem pozostałe rzeczy i udałem się do wyjścia, ale przypomniałem sobie o czymś jeszcze.
- Twierdzi, że dobrze się czuję, ale ciężko mi w to uwierzyć - powiedziałem do doktorka, wzrokiem odnajdując kota. - Na dwór, już - zwróciłem się do Paskudy, który ruszył swój tłusty zadek i wyszedł razem ze mną.
         Pozostali powoli się rozkładali, nieco kłócąc się o miejsca na koc, który zajmował dość spory obszar. Spojrzałem na nic z delikatnym uśmiechem, ciesząc się, że jednak się pojawili.
- Nerine, chodź do nas - ponagliła mnie Makoto, która rzuciła całym tym pomysłem. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem do nich, aby pomóc w przygotowaniach. Cóż, trochę odpoczynku nikomu nie zaszkodzi, a przynajmniej miło możemy spędzić czas w towarzystwie innych.
-  Dobrze, że wróciliście, wszyscy się martwili - usłyszałem od Fanfatara, który położył dłoń na moim ramieniu. Spojrzałem na niego i skinąłem głową.
- Też się cieszę, że tak to się skończyło. Miło, że przyszliście. Phyrin potrzebuje towarzystwa - powiedziałem, ustawiając miseczki z przekąskami.
- Nie tylko dla niego tutaj jesteśmy, Nerine - zaśmiał się chłopak, a ja lekko się zarumieniłem. Znali mnie krótko, byłem dla nich tak naprawdę nikim, a jednak martwili się nie tylko o maga, a również o mnie. To było naprawdę miłe z ich strony. Pociągnąłem nosem i wytarłem dłonią oczy, aby się nie rozpłakać na nowo. Wystarczy, że przy magu narobiłem sceny.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {22/05/23, 03:30 am}

Triton and the Wizard - Page 4 Psx_2013
     Krótkowłosy mag przyglądał się wszystkim i wszystkiemu, a w kącikach jego ust zawitał subtelny uśmiech. Choć był w kiepskim stanie, to spoglądanie na przyjaciół  i to jak w ich towarzystwie zachowywał się tryton, powodował, że myśli o czymś przykrym szybko pryskały. Mroczny incydent zdawał się oddalać coraz bardziej, aż Hutson zaczynał myśleć o nim, jak o jakimś przyśnionym dawno temu koszmarze. Jedynie silniejsze pulsacje bólu dawały mu alert o tym jak realne były te wspomnienia. Mimo to nie oddawał się im w całości, zerkając na niebieskowłosego, który szybko zaczął rozporządzać gośćmi. Był to iście zabawny widok, przez który Phyrin wręcz prychnął pod nosem, czując ukłucie żebra. Octavian od razu upomniał przyjaciela, kładąc na częściowo zawalony stół teczkę i otworzył ją, gdy Kenta z talerzami w ręku mierzył niezadowolonym wzrokiem Nerine.
        - Dobrze mamusiu - Hutson przewrócił teatralnie oczyma, nie protestując, gdy długowłosy wsunął mu termometr do ust. Mag wyobracał go sobie w ustach jakby był to lizak na patyku, unieruchamiając przedmiot pp uwadze Octaviana, aby nie bawił się takimi rzeczami. Przecież tyle mógł zrobić sam. Zwykłe badanie temperatury ciała nie mogło wiele powiedzieć. Zwłaszcza, iż Phyrin nawet podczas silnego przeziębienia nie posiadał podwyższonych stopni celcjusza. Z lekarskiego punktu widzenia była to bardzo zła oznaką. Organizm wtedy nie walczył z intruzem, ale taka już była natura mężczyzny o czym lekarz przypomniał sobie dopiero po wyjęciu patyczka z ust.
         Gdy wszyscy wyszli nastała błoga cisza i dopiero teraz Hutson poczuł, że naprawdę odpoczywa, a sama obecność Octaviana przywracała czasy z młodzieńczych lat.
        - Nigdy nie widziałem ciebie w tak kiepskim stanie, przyjacielu - oznajmił, a lepkie macki wsunęły się pod koszulkę podwijając ją, aby odkryć klatkę piersiową Phyrina. Niespiesznie zaczął usuwać bandaże, badając wzrokiem zewnętrzne uszkodzenia.
        - Starość nie radość Octavianie. Jesteś istotą magiczną, więc pewnie przeżyjesz jeszcze z dwa pokolenia ludzkie - zauważył, sycząc, kiedy koniuszek macki musnął nagiej skóry, gdzie widniały zaczepy żyłek. - Nigdy się do tego nie przyzwyczaję - mruknął na wzmiankę lepkich kończyn lekarza. W końcu białowłosy często wykorzystywała je tylko po to, aby kogoś nimi zmacać. Przynajmniej tak było za szkolnych czasów.
        - Kto wie, może nawet będę miał dzieci z twoimi dziećmi - oboje spojrzeli na siebie wymownie i wybuchnęli śmiechem.
        - Dobrze wiesz, że nigdy do tego nie dojdzie.
        - No wiesz, istnieje eliksir na zmianę płci - Octavian zarzucił jakby od niechcenia, zakładając jedną słuchawkę do ucha, druga zaś przykładając do torsu maga. - A teraz głęboki wdech i wydech - po rutynowym przebadaniu sprawdził jeszcze wagę i to czy organizm jesy odwodniony. Wypisał receptę, sprawdzając jeszcze na koniec czy krótkowłosy nie doznał innych uszkodzeń ciała jak złamanie ręki czy wybicie biodra.
        - To niepodobne do ciebie posiadać pracownika.
        - To długa historia. Opowiem ją kiedy indziej - Phyrin zaczął ubierać z powrotem koszulkę oraz spodnie zbywając ten temat najlepiej jak potrafił. Tajemnice pochodzenia Nerine jak zarówno powód jego mieszkania w pracowni chciał utrzymać jak najdłużej przed innymi. Żył już nieco na tym świecie i wiedział jakie piekło rozpętałby na głowę Ashbane, a chciał aby ten zasmakował dobrej strony życia na lądzie. Nie tej mrocznej i okrutnej opisującej zapewne w książkach w podwodnym świecie.
        - No cóż, nie mam magicznych zdolności leczących, ale moje macki przyspieszyły regenerację twojego ciała. W ciągu miesiąca powinieneś dojść do siebie. O ile nie będziesz się nadwyrężał - spojrzał wymownie na przyjaciela, zamykając na koniec teczkę. - Nie zaszkodzi również wykończyć maści, które dostałeś. Na pewno pomogą. Pamiętaj o lekkim rozciąganiu. Bez tego twoje ruchy będą ograniczone. Cóż, to chyba wszystko, a teraz dołączmy do reszty, bo jestem już głodny- przez moment zastanawiał się czy o niczym nie zapomniał i pomógł wstać magowi kierując ich dwójkę do wyjścia. Hutson nie spodziewał się, że chodzenie boso po piasku będzie tak trudne. Z każdym krokiem czuł jak stopy zapadają się w ciepłych drobinkach, które nie miały końca. Na szczęście nie mieli daleko i chwilę później krótkowłosy spoczął na kocu zaraz obok Nerine. Kenta nie czekał długo i po chwili usiadł po drugiej stronie, wręczając magowi talerzyk z przekąskami, merdając pod plachtami kimona swoim puchatym ogonem. Makoto w tym czasie zajęta była zabawa z Paskudą nad brzegiem. Podbiegali do fal, a zaraz potem uciekali przed nimi, aby te nie sięgnęły ich stóp. Czarodziejka przy tym wszystkim wymachiwała w górze swoją różdżką chcąc wytworzyć coś fikuśnego. Phyrin przyglądał się temu przez moment, czując pewną pustkę. Blondynka w końcu była z uwolniona z noszenia bransolety ze względu na swoją pracę. Teraz, gdy stracił możliwość uwolnienia się od tego ustrojstwa naprawdę poczuł pewnego rodzaju zazdrość, a przecież ich obie pracę nie różniły się szczególnie mocno.
        - Kochanie - Ciraalda spanikowała, gdy narzeczony chcąc upić łyk soku rozlał połowę zawartości szklanki na samego siebie. Ze spuszczonymi uszkami zaraz przy rogach zaczął przepraszać, niemalże wpadając w depresję.
        - Nerine! Chodź! Woda jest swietna! - Makoto machal z oddali stojąc w wodzie po kolana, a po chwili zaczęła grzebać rękoma po dnie morskim w poszukiwaniu muszli.
        - Octavian powiedział, że będę żyć - Hutson uśmiechnął się do Nerine, chcac go uspokoić o swoim stanie. Przecież mówił już wcześniej, że całkiem dobrze się czuje, ale ten nie za bardzo chciał w to uwierzyć. Cóż, miał ku temu dobre powody. Mag postanowił, że na pewien czas odłoży pracę i pozwoli sobie na zwykły odpoczynek. Nie tylko jemu przyda się takowy urlop. Odkąd niebieska rybka stanęła na lądzie, nie miała za lekko.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {23/05/23, 07:08 pm}

Triton and the Wizard - Page 4 Image10

         Ląd nie był miejscem, z którego pochodziłem. Wodne królestwo dawało mi wiele przyjemnych wspomnień, to tam się wychowywałem, to tam nawiązywałem pierwsze przyjaźnie i uczyłem się wszystkiego, co mi było potrzebne do życia pod wodą. Oczywiście, sam nieco szperałem, aby nieco dowiedzieć się o lądzie, który jest nam zakazany, a jednak wysyłają na niego wygnańców. Nie wiem czy mogłem nazwać to miejsce swoim domem, ale na pewno miałem gdzie wrócić i dla kogo dalej żyć. Kto wie, może Phyrin dostałby po głowie, gdyby inni dowiedzieli by się, że mnie porzucił. Nie zrobił tego, wrócił po mnie, choć nadal uważałem, że nie musiał. Na pewno pozbyłby się jednego problemu z głowy, bo co jak co, ale jak widać, to na razie sprowadzam na niego tylko nieszczęście. Naprawdę chciało mi się płakać, ale nie mogłem pokazywać, jak mocno to wszystko na mnie wpłynęło. Chciałem się uśmiechać i śmiać, jak do tej pory. Zapomnieć o tym, choć na pewno cały czas w nas będzie to siedziało. Nie chciałem jednak martwić dodatkowo maga, więc nie zamierzałem wracać do tego tematu, chyba że on zechce. W końcu nadal miał do mnie jakieś pytania. Skąd wiem? Kenta mu przerwał, a zauważyłem, jak otwiera usta by coś powiedzieć.
         Wraz z pozostałymi zająłem miejsce na kocu, kiedy to Makoto zaczęła dręczyć kocura, choć ten nie wydawał się tym przerażony. Kenta usiadł na brzegu koca, jak najdalej trzymając się ode mnie, zaś leśna para usiadła naprzeciwko mnie, blisko siebie. Widziałem ich rumiane policzki, kiedy stykali się ze sobą lub przypadkiem musnęli się dłońmi, kiedy sięgali po tą samą przekąskę.
- Och, właśnie! Jak twoja noga Ciraaldo? - zapytałem, zerkając na nią. W końcu ona padła ofiarą pułapek i zastanawiałem się czy wszystko dobrze się zagoiło.
- Noga? Sprawna, jak zawsze. Nie czuję żadnych skutków, więc chyba wyleczyła się na dobre - uśmiechnęła się delikatnie, a ja poczułem ulgę. Cóż, moja rasa częściowo była odpowiedzialna za to wszystko, a przynajmniej ci, którzy przestali mieć cokolwiek wspólnego z królestwem. Spojrzałem na Kente, który siedział cicho i wpatrywał się w pracownie, wyczekując maga. Zapewne nie był zachwycony tym, że ich rozmowa została przerwana, gdzie ostatecznie skończył na piachu. Ledwie drgnąłem, aby z nim porozmawiać, kiedy to Phyrin w końcu do nas dołączył wraz z doktorkiem. Posłałem im delikatny uśmiech, przesuwając się nieco, aby zrobić magowi miejsce, kiedy ten zdecydował przy mnie usiąść. Widziałem, jak Kenta od razu zajmuje miejsce po drugiej stronie mężczyzny oraz wręcza mu talerzyk z przekąskami. Odwróciłem jednak wzrok, patrząc w to samo miejsce co mag. Makoto i Paskuda, nie wiedziałem co aktualnie siedziało w głowie Phyrina, ale mogłem się domyślać czego one dotyczyły. Pewnie, gdyby nie ta bransoletka na nadgarstku maga, to nie skończylibyśmy w takim stanie, ale on tutaj nie zawinił... To Rada mu ją założyła, odbierając moc. Nie rozumiałem tego, ponieważ wydawało mi się, że mag dobrze z nią sobie radzi, ale nie wiedziałem wszystkiego, znamy się krótko, choć i tak trzymam jego stronę.
- Dzisiaj podziękuję! - krzyknąłem do Makoto, która nadęła policzki, ale szybko wróciła do zabawy. Spojrzałem na Phyrina, po czym uśmiechnąłem się delikatnie. - To dobrze, gdyby było inaczej, to pewnie niektórzy by mnie rozszarpali - powiedziałem. Nie wskazałem na nikogo, ale możliwe, że mag wiedział o kim mówię. W końcu widać było, że Kenta coś do niego czuje. Phyrin chyba tego nie odwzajemniał, ale wydaje mi się, że lis uznawał mnie za jakieś zagrożenie, a przecież nie tak to powinno wyglądać. Choć ja wcale nie jestem lepszy, bo rzuciłem się na niego przy pierwszym spotkaniu i chyba był to czas, aby zakopać topór wojenny, o ile Kenta tylko zechce. Chciałem by mag był tego światkiem.
- Kenta... - zacząłem, aby zwrócić na siebie uwagę lisa, którzy niechętnie na mnie spojrzał. Usiadłem na kolanach, po czym skłoniłem się nisko, dotykając czołem koca. - Przepraszam za to, co się stało tamtego dnia. Zachowałem się okropnie i to się nie powtórzy, mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz - powiedziałem, po czym podniosłem głowę, aby spojrzeć na lisa. Nie oczekiwałem żadnej odpowiedzi od niego, po prostu należało przeprosić i ucieszyłem się, że mam to za sobą.
         Rozmowy się kleiły, śmiechów nie brakowało. Część z nas udała się do wody i choć bardzo chciałem do nich dołączyć, to jednak nie mogłem tego zrobić. Obiecałem magowi, że nikomu nie powiem kim naprawdę jestem i zamierzałem dotrzymać słowa. Nawet lis skusił się zamoczyć nogi, ale to pewnie dlatego, że Makoto wszystkim do ucha jęczała by wejść razem z nią. Przyjemnie się na to wszystko patrzyło, choć nadal było mi smutno, że nie mogę tam po prostu wejść i bawić z innymi.
- W takich momentach żałuję, że jestem trytonem - powiedziałem do Phyrina, ukrywając jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Podniosłem się z miejsca, aby nieco rozciągnąć kończyny, ale w moment pojawiła się przy mnie Makoto, która na szczęście chwyciła mnie suchymi rękoma za nadgarstek.
- W końcu, ileż można na ciebie czekać, Nerine?! Chodźmy w końcu razem do wody - posłała mi szeroki uśmiech, jednakże ja złapałem za jej dłonie, aby mnie puściła.
- T-to nie jest dobry pomysł, przepraszam, ale nie mogę.
- Jak to? Przecież nie boisz się wody, inaczej byś się nie mył... Więc chodź, wcale nie jest tak głęboko - wyszczerzyła się, ciągnąc mnie coraz bardziej w stronę wody, ale ja chwyciłem ją mocniej za dłonie. Usłyszałem jak jęknęła z bólu, więc puściłem ją, jak tylko jej palce przestały zaciskać się na moim nadgarstku.
- P-przepraszam, ale naprawdę nie chcę wchodzić do wody - powiedziałem i nim zdążyłem wrócić do maga, poczułem jak chłodna woda otacza moje ciało. Otworzyłem szeroko oczy, po czym spojrzałem na Kente, który był zadowolony z siebie.
- Skoro już jesteś mokry, to co ci szkodzi? - parsknął, a ja zdążyłem tylko spojrzeć zaniepokojony na maga zanim biegiem ruszyłem do pracowni. Nie przejmowałem się tym, że inni mogli być zaskoczeni moją reakcją, ale nie chciałem złamać kolejnej zasady.
         Ledwie wszedłem do pracowni i raz poczułem, jak tracę równowagę, a całe moje ciało  boleśnie uderza o podłogę. W środku na szczęście nikogo nie było, więc płetwą zamknąłem tylko drzwi, aby nikt przypadkiem tutaj nie wszedł.
- Cholerny lis... - powiedziałem pod nosem, a raczej wysyczałem przez zęby, starając się doczłapać do szafy, aby wyciągnąć z niej suchy ręcznik. Nie mogłem za długo tutaj zostać, bo inni zaczęliby się niepokoić, choć Phyrin pewnie ich powstrzyma przed wejściem tutaj.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Triton and the Wizard - Page 4 Empty Re: Triton and the Wizard {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach