Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 10:02 pmAku
Careful, I biteWczoraj o 06:54 pmKass
This is my revengeWczoraj o 08:29 amYoshina
AlterosWczoraj o 08:04 amYoshina
A New Beginning Wczoraj o 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Lies05/05/24, 08:27 pmRusek
Where is my mind?05/05/24, 07:31 pmEeve
Wrong bride at the altar05/05/24, 07:14 pmMireyet
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 38%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%

Go down
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Lies {25/04/24, 10:31 am}

Lies F5944fcf0a1724a6
o u r    L  I  E  S     h a v e     a     s n o w b a l l s '     c h a n c e     i n     h e l l     t o     s u r v i v e
b u t     t h e     T R U T H     c a n n o t     c o m e     o u t

r u l e s
w e     k n o w     e v e r y t h i n g     a b o u t     i t .

r o l e s
r u s e k  —   f a b i e n    d e l i o r a
s i r i u s   —   e z r a    p o r t m a n
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {25/04/24, 10:51 am}

Lies F782ca682ff5e78b
Lies 8394dcbf02d74733

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?


————————    D A N E    O S O B O W E   —————————————————

I M I Ę    F A B I E N   D E L I O R A           K S Y W K I    D E L I          W I E K    2 7  L A T
P Ł E Ć    M Ę Ż C Z Y Z N A     O R I E N T A C J A    H O M O    Z O D I A K    P A N N A
U R O D Z I N Y     9   W R Z E Ś N I A             Z A M I E S Z K A Ł Y    G O O D    H A R T

—————————     W Y G L Ą D   Z E W N  —————————————————

W Z R O S T    1 8 3  C M                  W A G A    75 K G                    O C Z Y    Z I E L O N E
W Ł O S Y    S Z A T Y N         P I E R C I N G    B R A K         T A T U A Ż E    N A   C I E L E
   C H A R A K T E R            L O J A L N Y                 A R O G A N C K I               A M B I T N Y    

—————————      C I E K A W O S T K I   —————————————————

                                                NIE UMIE I NIE LUBI GOTOWAĆ. ZAWSZE ZAMAWIA GOTOWE ŻARCIE.
                                                STRACIŁ RODZICÓW  W WYPADKU SAMOCHODOWYM MAJĄC 25 LAT.
                                                W WIĘZIENIU SPĘDZIŁ DWA LATA. TO WŁAŚNIE TAM NABYŁ TATUAŻE.
                                                EZRE ZNA PRAKTYCZNIE OD DZIECKA. MIESZKALI KIEDYŚ PO SĄSIEDZKU.
                                                 PALIĆ NAUCZYŁ SIĘ DOPIERO W WIĘZIENIU. WCZEŚNIEJ NIGDY TEGO NIE ROBIŁ.
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {25/04/24, 10:03 pm}

Lies F803db9d986d2443med
Lies Tumblr_m7w2n46Pdl1r6o8v2

——————— T O     O     C Z Y M     W S Z Y S C Y     W I E D Z Ą ———————
personalia EZRA CYPRESS PORTMAN          bliżej znany jako EZ          wiek 27 LAT
płeć MĘŻCZYZNA                 urodzony 12 GRUDNIA                 zodiakalny STRZELEC
orientacja  HOMOSEKSUALNY                     pochodzenie  GOOD HART, MICHIGAN
stan cywilny KAWALER             rodzina DWOJE RODZICÓW ORAZ MŁODSZY BRAT

—————————  T O     C O     W S Z Y S C Y     W I D Z Ą  —————————
włosy CIEMNOBRĄZOWE           oczy BRĄZOWE           cera BLADA, BEZ ZNAMION
wzrost 179/180 CM         waga 68 KG          piercing W USZACH, ALE JUŻ NIE NOSI
tatuaże   R O Z S I A N E      N I E R E G U L A R N I E      P O      C A Ł Y M      C I E L E

———————— T O     O     C Z Y M     W I E     N I E W I E L U ————————
odsiedział w więzieniu rok za współudział, ale został oczyszczony z zarzutów
wszystkie swoje tatuaże nabył w więzieniu,  w areszcie również zdjął  aparat
jego rodzice mają wykształcenie medyczne i dołączyli do lekarzy  bez  granic
przez to też został prawnym opiekunem swojego 13-letniego brata — Lyalla
posiada  zmęczonego  życiem  land  rovera  oraz  jest  nałogowym palaczem
całkiem dobrze radzi sobie z gotowaniem;   nauczyło go tego samotne życie
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {26/04/24, 01:32 pm}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____W jednym z przedziałów pędzącego w stronę Good Hart pociągu od dobrej godziny dało się słyszeć głośne płacze, co jakiś czas przeplatane marudzeniem dziecka. Na oko Fabiena - a trzeba przyznać, że ten nie znał się na dzieciach - bachor mógł mieć co najwyżej pięć, maksymalnie sześć lat. Co jakiś czas skakał na siedzeniu i poruszał się nerwowo, uderzając tyłem głowy o fotel. Matka, nie więcej niż po trzydziestce, niewzruszona zachowaniem swej latorośli, siedziała na miejscu zaraz obok niego i w spokoju wertowała kolejne stronice z serii Joanny Chyłki od Remigiusza Mroza. Fabien raz, czy dwa robił podejście do tej serii, ale akurat tutaj bohaterka, jak i cała historia w ogóle mu nie siadła i książki szybko znalazły się na specjalnym miejscu książek zapomnianych.
____Poprawiła pasmo swych długich blond włosów, wciskając je szybkim ruchem dłoni za ucho, a śliniąc palec, przerzuciła kartkę na następną stronę. Bachor począł kopać wkurwionego Fabiena po kolanach, brudząc jego niedawno co kupione w lumpie spodnie. Kurwa, no nie. Tego już było za wiele. Wlepił wzrok w dzieciaka, a następnie pełne wściekłości spojrzenie przeniósł na dalej niereagującą matkę.
____-  Jeżeli zaraz nie uciszy Pani tego smarkacza, to przysięgam, że sam to zrobię. A wtedy już nie będzie tak przyjemnie. Na razie uprzejmie proszę.
____Kobieta podniosła wzrok znad książki, posyłając siedzącemu naprzeciwko Deliorze znudzone spojrzenie, po czym głośno westchnęła.
____- Jeśli tak to panu przeszkadza, to proszę się przenieść do innego przedziału.
____- Słucham? To Pani zasrany obowiązek, żeby zająć się dzieckiem. Trzeba było nie dawać dupy na prawo i lewo, jeśli nie umie się nim Pani teraz zająć.
____- Mamo, a co to znaczy "dawać dupy"? - zapytał z zainteresowaniem, przestając robić wszystko, co robił do tej pory, teraz wpatrując się swoimi wielkimi, zaciekawionymi oczami w ewidentnie zmieszaną matkę. Kobieta nie odpowiadając, zamknęła z hukiem książkę, spakowała ją do torebki, a wstając na równe nogi, założyła sobie na ramię. Zabrała walizkę i ciągnąc wciąż zaciekawionego syna za nadgarstek wyszła z przedziału. Cholera, gdyby Fabien wiedział, że sprawa ostatecznie zakończy się w ten sposób, zrobiłby tak dobrą godzinę temu. Odsapnął, a naciągając czapkę z daszkiem na czoło, splótł palce i położył je sobie na brzuchu. Przymknął oczy, chcąc zdrzemnąć się jeszcze te dwadzieścia minut, nim ostatecznie dojedzie na miejsce. Z jego twarzy przez ani chwilę nie schodził satysfakcjonujący uśmieszek. Fabien jeden. Dzieciak zero.

____W momencie, kiedy poczuł, jak ktoś zamaszyście szturcha jego ramię, otworzył mozolnie powieki, a wpatrując się zaspanym wzrokiem w nachylającego się nad nim konduktora, ostatecznie podniósł się do siadu. Jeśli go budził, to znaczyło, że dojechali na miejsce i facet próbuje się go w uprzejmy sposób pozbyć. Wstał na równe nogi, zabrał swoje bagaże, a żegnając się i dziękując za pobudkę, ostatecznie opuścił pociąg i skierował dobrze znaną sobie drogą w kierunku swojego starego mieszkania. Po drodze z zaciekawieniem przyglądał się temu, jak to miejsce zmieniło się od jego ostatniego pobytu tutaj. Park, w którym kiedyś zwykł bawić się z Ezrą i innymi dzieciakami, teraz zastąpiła niewielka galeria, a w miejscu niegdyś tak często obleganej lodziarni stał pub. Aż ukłuło go coś na chwilę w sercu, gdy uświadomił sobie, że Pani Jadzia już pewnie dawno nie żyje. Kiedy oni mieli po piętnaście lat, ta przemiła staruszka ubrana w swój niebieski szlafroczek w białe kropki była grubo po siedemdziesiątce.
____Naciągnął mocniej czapkę na czoło, gdyż słońce tego dnia niemiłosiernie grzało, a poprawiając sobie wielką torbę na ramieniu, skręcił na pierwszym skrzyżowaniu w prawo. Jego oczom ukazały się dobrze znajome domki, pomalowane na rożnego rodzaju kolory. Z niektórych powoli zaczęła schodzić farba. Parę starszych pań, które siedziały w swych ogrodach i pielęgnowały swoje małe działeczki przerywały na chwilę swe czynności, wpatrując się w niego z zaciekawieniem, gdy mijał ich domy. Ciekawe, ile osób będzie go kojarzyć? Lepiej by było, gdyby nie było nikogo takiego. Ale raczej marne szanse, że jego życzenie się spełni.
____Mina Fabiena wykrzywiła się w bliżej nieokreślonym wyrazie, kiedy przy jednym z domków, do którego właśnie zmierzał, co chwilę ktoś wchodził i wychodził, a na posesji, niedaleko wejścia stała grupka ludzi z uśmiechem na ustach popijając sobie musującego szampana i śmiejąc się głośno. Co jest kurwa? Przecież dom powinien stać od dłuższego czasu pusty. Po śmierci jego rodziców Fabien wyprowadził się z miasteczka. Nie sprzedawał nikomu mieszkania. Na tamtą chwilę nie był w stanie. Więc dlaczego, do chuja pana jest w nim aktualnie tyle nieznajomych mu ludzi? I kto, do kurwy nędzy, oprócz niego mógł mieć jeszcze klucze?
____Otworzył furtkę zamaszystym ruchem, a nie patrząc nawet w stronę zebranych na zewnątrz ludzi, bez żadnego słowa wparował do środka. W mieszkaniu zastał jeszcze większą grupkę nieznajomych osób, szepczących i oglądających budynek ze wszystkich stron. Byli nim tak zainteresowani, że nie zauważyli, że ktoś stanął w drzwiach. I wtedy pojawiła się ona. Śmignęła Fabienowi na krótką chwilę przed oczami. Swe rude włosy upięła w kitkę. Blade lico zasłaniała za okularami przeciwsłonecznymi. Ubrana w butelkowozieloną sukienkę nad kolana, lawirowała pomiędzy ludźmi, wesoło przy tym świergocząc i dolewając co niektórym szampana.
____Deliora opuścił z hukiem torbę na ziemię, po czym powolnym krokiem, nieco przygarbiony ruszył w stronę swojej kuzynki. Gdyby mógł, z oczu pewnie puszczałby pioruny. Camilla, jakby dopiero teraz zrozumiała, że ktoś nowy pojawił się w pomieszczeniu, odwróciła się w kierunku mężczyzny z serdecznym uśmiechem. Widząc stojącego przed nią, wkurwionego Fabiena, mina jej zrzedła.
____- Fabien, ale co Ty tu robisz? - zapytała głupio, z zażenowaniem rozglądając się po zebranych gościach i posyłając każdemu przepraszający uśmiech.
____- Jak widać. Wracam do SWOJEGO mieszkania. - warknął, a odwracając się do kobiety plecami, spojrzał się jeszcze raz po zebranych w środku nieznajomych ludziach. Jego wzrok na sekundę zatrzymał się na dokumentach sprzedaży mieszkania. Ja pierdolę. Kurwa, nie. Z wielkim spokojem wziął je w dłoń, a wyciągając z kieszeni zapalniczkę, podpalił końcówkę kartek, ponownie odwracając się w kierunku swojej kuzynki. Wyjął paczkę papierosów, a wysuwając jednego, wsadził go sobie między wargi, odpalając końcówkę od palących się dokumentów. Zaciągnął się, mrużąc nieco powieki, gdy dym począł gryźć go w oczy. Przytrzymując go przez chwilę w płucach, ostatecznie wypuścił obłoczek spomiędzy warg, opierając się o wyspę kuchenną.
____- Wszyscy wypierdalać! Dom nie jest na sprzedaż! - krzyknął tylko. Z początku nie wiedzący co się dzieje potencjalni kupcy stali jak wryci, zaraz jednak pośpiesznie wychodząc. Jeden, po drugim.
____- Ty też, Camilla. Wypierdalaj. Nie chcę Cię tu więcej widzieć. - dziewczyna zacisnęła wargi w wąską linię, nie odzywając się jednak. Zabrała swoją torebkę z krzesła barowego, zwinęła szybkim ruchem z blatu kluczyki od auta, po czym wyszła na zewnątrz, trzaskając drzwiami. Fabien odwrócił się w stronę okna, wpatrując się, jak ta wsiada do samochodu, a w chwilę później opuszcza podjazd.
____Deliora westchnął głośno, a robiąc tych kilka kroków w kierunku umywalki, strzepnął do niej popiół z fajki. Zapowiada się cholernie długi wieczór.
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {28/04/24, 09:57 pm}

Lies D3040c01fc51e7fcmed


______Powrót do Good Hart było niczym wylanie sobie na głowę wiadra lodowatej wody. Ezra nie chciał wracać do domu, jednak najwyraźniej nie było mu dane uciec przed tym... Już zdał klucze do mieszkania w Cleveland, które wynajmował. Zapakował cały swój skromny dobytek do samochodu i ruszył w siedmiogodzinną podróż w swoje rodzinne strony. Ponowny przyjazd po dwóch latach nagle wydawał się być przytłaczający. Młodego Portmana ominęło mnóstwo rzeczy, choć jeszcze nie był tego świadomy. To dopiero telefon od mamy uświadomił mu, że jego rodzina była daleko od niego, dawała sobie w najlepsze radę bez swojego najstarszego syna. Ale do czasu. Ten właśnie telefon był tym co wybiło Ezrę z rytmu. Wylatujemy do Etiopii z ojcem. Dostaliśmy się do składu Lekarzy Bez Granic. Chcielibyśmy, żebyś zajął się Lyallem. Niestety, ale nie możemy go zabrać. Cały ten komunikat wydawał mu się być abstrakcyjny. Co to miało znaczyć, że oni wylatują i zostawiają swoje młodsze dziecko pod opieką chłopaka z uroczą kartoteką policyjną? Został postawiony przed faktem dokonanym. W mniej niż tydzień załatwił wszystkie formalności, aby nie przedłużać daty swojego wyjazdu.
______Jadąc przez zalesione, pachnące letnim rozkwitem lasy Michigan Ezra zapalił papierosa, skupiając cały czas oczy na drodze przez sobą. Zaciągnął się głęboko, otwierając okno ze swojej strony staromodną korbką i łapiąc papierosa między palce. Później z westchnieniem wypuścił dym, pocierając czoło nadgarstkiem. Ledwo pół roku temu opuścił zakład karny, powoli stawał na nogi, a teraz już zmieniał wszystkie plany z powodu rodzicielskiej zachcianki. Nie miał zamiaru już kiedykolwiek wracać do Good Hart. Nie po tym, kiedy dostał potwierdzoną informację od Cindy, że Fabien też wyjechał... Najlepszy przyjaciel był tym co jeszcze by trzymało Portmana w takiej dziurze w Michigan. Jednak bez drugiego chłopaka nie miało to jakiegokolwiek sensu. Samotne marnowanie się w takim miejscu, gdzie jest tyle wspomnień nie było zdrowe. Ani wskazane dla kogokolwiek.
______Kiedy minął tabliczkę informującą o wjeździe do Good Hart, nie był w stanie przez chwilę uwierzyć, że to jest to samo miasteczko co dwa lata temu. Tam, gdzie przez całe wieki stał park z niewielkim placem zabaw zawierającym karuzelę i cztery huśtawki (oraz kolejną tonę wspomnień) teraz stała niewielka galeria, którą prawdopodobnie w Cleveland wszyscy nazwaliby dość ubogim pasażem handlowym. Zatrzymując się na znanym skrzyżowaniu, gdzie pani Jadzia — starsza, ale niezwykle uczynna Polka z dziwnym tatuażem na przedramieniu — prowadziła lodziarnię teraz stał pub. Chłopak z trudem oderwał wzrok od tego widoku. Jasne, nie łudził się, że pani Kowalski jeszcze żyła, jednak nie spodziewał się, że najlepszą lodziarnię rzemieślniczą w mieście zamienią na byle jaką dziurę, w której serwuje się kiepskie piwo. Najwyraźniej ojciec Cindy miał zupełnie inne priorytety w postaci pijącej młodzieży i utrzymywania pana Jamesona, o ile w ciągu tych dwóch lat nie zapił się na śmierć. Ezra doskonale pamiętał jak dekadę temu, razem z Fabieniem jako niesforni, młodociani idioci, kradli z ogrodu tego starego pijaka części jego samochodu. Rozbierali go fragment po fragmencie, aż w końcu się zorientował i próbował ich przegonić ze swojego podjazdu, wypadając przez zamontowaną w drzwiach moskitierę niczym rozjuszony nosorożec. Jak na człowieka pijanego w sztok był nad wyraz czujny oraz zdawał się mieć refleks małpy. Wybiegając za nimi złapał Portmana za kaptur bluzy, posyłając go na trawnik jednym ruchem. Fabien niemalże od razu wtedy stanął w jego obronie, prostym ruchem odpychając mężczyznę i podnosząc przyjaciela na nogi. Co prawda nic poważnego im nie zrobił, poza wyjątkowym napędzeniem stracha oraz wyraźną pręgą na gardle, z którą Ezra musiał chodzić prawie tydzień i wymyślić logiczną wymówkę. Liz, jego ówczesna dziewczyna, spoglądała wtedy na niego z wyższością w niebieskich oczach i wyraźną postawą A nie mówiłam?. Nienawidził w niej tego wyjątkowo. Ustanawiała wyraźną granicę między sobą a nim, wytykając wszystkie możliwe błędy. Pewnie też dlatego lubił jej robić coraz bardziej na złość, włócząc się po nocach z Killianem, Fabienem i Eleną, o którą Liz wydawała się być podwójnie zazdrosna.
______Uśmiechając się do swoich wspomnień chłopak skręcił w swoją ulicę, która obstawiona była jednakowymi, jednorodzinnymi domkami po obu stronach. Wszędzie te same białe płotki, te same dachy, gdzieniegdzie nawet ten sam kolor kwiatów wzdłuż płotów był zasadzony. Byleby się jak najmniej wyróżniać. W tak małym miasteczku zawsze wszyscy wszystko o sobie wiedzieli. Jedno wychylenie się przed szereg mogło skutkować najróżniejszymi plotkami. Dom Portmanów stał niemalże pośrodku długości uliczki po lewej stronie. Natomiast przy płocie sąsiedniego domu stała duża tabliczka z ogłoszeniem sprzedaży, co Ezra przyjął z niejakim smutkiem. Nie sądził, że dom Deliorów zostanie wystawiony na sprzedaż. Wiązał z nim miliony dobrych (i trochę tych nieco gorszych) wspomnień, ale traktował ten kąt prawie jak swój własny. Kiedy jego rodzice pokłócili się głośno z powodu wiecznego, nieprzerwanego płaczu Lyalla to dom sąsiadów był jego miejscem ucieczki. To na tamtym progu Astoria Deliora klęknęła i pogładziła po krótko obciętych włosach, a następnie z dziarską miną zaprosiła go do środka. Wtedy dopiero poczuł się dobrze. Wszedł do salonu, gdzie niemalże od razu zajął miejsce na kanapie obok swojego najlepszego przyjaciela; wspólnie tego wieczoru oglądali w telewizji Simpsonów. Nawet nie był świadom, że mama Fabiena wtedy wyszła i odwiedziła Portmanów, aby poinformować ich o niespodziewanym nocowaniu Ezry w ich domu... Z ciężkim westchnieniem zaparkował swojego szarozielonego land rovera na podjeździe, wyciągnął z bagażnika walizkę i następnie wspiął się po schodach na werandę. Tu się jednak nic nie zmieniło.
______Pewnym ruchem otworzył drzwi, jednak nikt go nie przywitał w pierwszej chwili. Zaskoczony odstawił swój bagaż w przedpokoju, zrzucił z siebie buty i ruszył w stronę salonu, skąd dochodził go dźwięk włączonego telewizora. Kiedy stanął w drzwiach, zastał dość niecodzienny obrazek. Wytatuowana, niebieskowłosa dziewczyna siedziała na kanapie tuż obok chłopca o brązowych włosach. Z zaangażowaniem oglądali Przyjaciół, jednak żadne z nich nie śmiało się nawet odezwać.
______Cześć... Już jestem. Przepraszam, że tyle to trwało — powiedział niezręcznie Ezra. Zarówno niebieska głowa, jak i ta brązowa odwróciły się w jego stronę. Lyall wydoroślał w ciągu tych dwóch lat, odkąd ostatni raz go szatyn widział. Oczy chłopca zaczynały zabierać wyraźnego, węższego rysu jak u starszego Portmana, a jego linia szczęki powoli zaczynała nabierać odpowiedniego zacięcia. Nawet skrzywienie ust mieli takie samo... Dziewczyna natomiast miała znajome olbrzymie, niebieskie oczy podkreślone czarną kredką i nieznacznie zadarty nos.
______— Wow... Ezra, czy to ty? — Och, ten głos. Jednak pewne rzeczy się nie zmieniają! Chłopak uśmiechnął się lekko.
______Tak, to ja. Dawno się nie widzieliśmy Olivio... Dzięki, że zajęłaś się Lyallem przez te kilka godzin — wyznał, podchodząc do oparcia kanapy by potargać młodszemu bratu włosy. Chłopiec jednak wyrwał się mu spod ręki, niczym spłoszony kot i odskoczył. Ezra starał się pokazać po sobie zaskoczenia. Odwrócił z trudem wzrok od trzynastolatka, wbijając spojrzenie w swoją młodszą sąsiadkę. — Już możesz uciekać do domu, zajmę się tutaj wszystkim — dodał, zauważając, że dwudziestosześciolatka nie planuje się zebrać ze swojego miejsca na kanapie. Dopiero wtedy niczym oparzona zamrugała parę razy i podniosła się powoli z poduszek, starając się poprawić szorty, które niewygodnie wbiły się jej w uda. Pokiwała głową, mrucząc pod nosem słowa, których starszy Portman za nic nie mógł zrozumieć. Obserwował uważnie jak Olivia zbiera się, ubiera niebieskie crocsy i następnie opuszcza dom z nieco spuszczoną głową. Kiedy drzwi się zamknęły za nią, na powrót spojrzał na brata. — Dawno się nie widzieliśmy, młody... — zagaił cicho, spoglądając na chłopca z góry. Kiedy ich oczy się spotkały, wiedział że popełnił błąd. Wzrok Lyalla był tak zraniony jak tylko mogło być spojrzenie porzuconego przez rodziców dziecka.
______— To, że rodzice kazali ci się mną zająć, to nie znaczy, że możesz zająć ich miejsce — odparł chłodno nastolatek.
______Nie chcę być twoim rodzicem, Lyall. Jestem twoim bratem. Teraz będziemy mieszkać razem. Wiem, że nie jest to najłatwiejsza sytuacja pod słońcem, ale damy sobie radę. Jak zawsze.
______Teraz w młodszych, brązowych oczach zaszkliły się łzy. Młodszy Portman zerwał się ze swojego miejsca na kanapie, objął ramionami i spuścił głowę, kierując się w stronę schodów na piętro.
______— Ty już nawet nie wyglądasz jak mój brat — wymamrotał cicho, pociągając nosem i szybko zaczynając wbiegać po stopniach. Huk zamykanych drzwi wyjaśnił Ezrze wszystko...
______Z ciężkim westchnieniem oparł łokcie na ruchomym zagłówku kanapy, ukrywając jednocześnie twarz w dłoniach. Czeka do najdłuższa aklimatyzacja we własnym domu pod słońcem.
______Kurwa — powiedział do siebie, czując zaraz jak telefon w przedniej kieszeni jego spodni wibruje zwiastując wiadomość tekstową. Powolnym ruchem wyciągnął komórkę, odczytując wielce entuzjastyczną wiadomość od Cindy.

Słyszałam, że jesteś w DOMU! Wpadaj nad jezioro wieczorem! Czekam na ciebie, a jak nie ruszyć pośladów to sama po ciebie przyjdę :***

______Z lekkim uśmiechem odpisał krótką, bo dwuliterową, odpowiedź i zerknął w stronę kuchni, która wydawała się być nieużywana od tygodnia... Do wieczora miał jeszcze mnóstwo czasu.


______Wieczór nadszedł szybciej niż się Ezra spodziewał. Nim wybiła dwudziesta druga na zegarze udało mu się nakarmić Lyalla zrobioną naprędce kolacją i poczekać, aż chłopiec weźmie prysznic oraz położy się do łóżka... A właściwie na kanapie, ponieważ starszy Portman pozwolił mu spać przed telewizorem. Ostrzegł chłopca, że może wrócić nad ranem, jednak ten zdawał się nie przejmować tym nadto. Pokiwał jedynie głową, owinął się swoją kołdrą i włączył CSI, jakby nic się w jego życiu nie zmieniło. Ezra natomiast spojrzał na siebie w korytarzowym lustrze, poprawiając mimowolnie ubraną na siebie bluzę. Wiedział, że pomimo lipcowych temperatur podczas imprezy nad samym brzegiem Michigan lubi wiać i nieść chłód, który przenika do szpiku kości. Nauczył się tego, kiedy przez dwa lata z rzędu chorował w liceum z powodu przewiania podczas zabaw z przyjaciółmi na sztucznych, piaszczystych plażach. Przeczesując po raz ostatni włosy palcami, zebrał z haka domowe klucze i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
______Mając pewność, że Lyall jest bezpieczny w zamkniętym domu, wyciągnął z kieszeni spodni kluczyki do swojego auta i otworzył drzwi od strony kierowcy, wsuwając klucz do zamka. Mocnym szarpnięciem otworzył wóz, wskakując na miejsce kierowcy i odpalając auto. Czas jechać.
______Dojazd samochodem nad jezioro Michigan nie zabierał z reguły nawet kwadransa. To była jedna z najlepszych miejscówek, gdzie można było się zaszyć z przyjaciółmi, żeby się napić, zapalić i bawić się na całego. Ezra był pewien, że okoliczny las był świadkiem większych ilości utrat dziewictwa niż wszystkie łóżka w mieście razem wzięte. Jednak trudno było się dziwić. Szeryf rzadko zaglądał nad brzeg, wiedząc, że młodzi tylko tam mogą się wyszumieć. Jedyne co wypłaszał z okolicznego parkingu to stojące za długo samochody z obściskującymi się w środku parami. Licealiści mogli pieprzyć się w mroku na leśnym poszyciu, ale nie w cholernym, ciepłym samochodzie by móc odtworzyć sławną scenę z Titanica. Młody Portman też został raz w życiu na tym złapany i już potem nigdy więcej. Opracował własną taktykę, aby móc mieć i samochód, i święty spokój.
______Impreza już zdawała się trwać w najlepsze. Dwa wielkie ogniska były już rozpalone, wzbijając w niebo słupy iskier, a wielu ludzi albo siedziało przy ogniu, albo tańczyło do muzyki puszczonej z otwartego na oścież samochodu, albo tankowała alkohol w rozstawionych na boku namiotach, w których wisiały charakterystyczne niebieskie lampy przeciw irytującemu robactwu. Ezra miał wrażenie jakby cofnął się w czasie siedem lat. Najwyraźniej przez ten czas imprezy w Good Hart się nie zmieniały. Zaparkował nieco bardziej z boku, aby mieć później miejsce na rozłożenie opcjonalnego namiotu dachowego, który zamontowany miał na górnym stelażu wozu, a następnie wysiadł zatrzaskując głośno drzwi za sobą. Właśnie zamykał kluczykiem drzwi, kiedy na jego plecy wskoczyło drobniejsze ciało i przycisnęło go do karoserii. Smukłe ramiona oplotły jego tors, a szczupłe uda objęły biodra.
______— EZ! Ja nie mogę, nie wierzę, że naprawdę tu jesteś! CAŁE WIEKI cię nie widziałam! — wysoki, dziewczęcy głos atakujący bębenki szatyna już odsłonił przed nim tożsamość napastnika. Obejrzał się przez ramię, jednak zobaczył wyłącznie czubek blond głowy i wysoko spięty koński ogon. Zaraz jednak Cindy puściła go, aby stanąć na równych nogach w całej swojej ślicznej chwale byłej licealnej cheerleaderki. Kiedy Ezra się odwrócił w jej stronę, ta zrobiła w jego stronę wielkie oczy i otworzyła nieco usta. Zaraz jednak uśmiechnęła się tak szeroko, że każdemu normalnemu człowiekowi rozprułyby się policzki. — Ale ty teraz jest seksowny... Normalnie szkoda takiego towaru na samych mężczyzn. Te gorące geny się marnują — zachichotała dziewczyna.
______Ciebie też dobrze widzieć, Cindy. Moje geny to jedno, ale czy ty już wiesz jak smakuje okoliczna uniwersytecka drużyna hokejowa? — zapytał z uśmiechem, splatając ramiona na torsie.
______— Uwierz, że to nic nadzwyczajnego. Ale co ja ci będę mówić, smak sportowca z za dużym ego pewnie znasz aż za dobrze — odbiła piłeczkę, kiwając głową niczym piesek na desce rozdzielczej samochodu. Ezra nigdy później nie poznał kogoś kto byłby inkarnacją golden retreviera. Cindy zdawała się być jedyna w swoim rodzaju.
______Młody Portman przewrócił mimowolnie oczami, ponownie obejmując przyjaciółkę ramionami. Jej faktycznie mu brakowało, oprócz Fabiena. Cleveland było wielkie, betonowe i obrzydliwie bezosobowe. Mógł tam być każdym, ale bez przyjaciół trudno było się odnaleźć. Dziewczyna odsunęła się od niego nieco, a następnie z szelmowskim uśmiechem wyciągnęła z kieszeni swojej jeansowej kurtki skręta. Dyskretnie wsadziła ona go za ucho Ezry, a następnie jak gdyby nigdy nic zobaczyła inną znajomą twarz i pobiegła się przywitać. Sam natomiast zdecydował się rozejrzeć. On sam poznawał wiele z osób zgromadzonych na imprezie, choć za wszelką cenę starał się nie wychylać. Bez pierwszej odwagi miał wrażenie, że będzie trudno się przebić. Dziewięćdziesiąt procent uczestników zabawy chodziło z nim do liceum; ściągała ich popularność Cindy. Skierował się w stronę namiotu z alkoholem, gdzie niemalże natychmiast dostał do ręki plastikowy kubek ze świeżo nalanym, zimnym piwem. Nieco zaskoczony przeszedł dalej, przechodząc przez tłum rozmawiających ludzi. Przeszedł na drugi koniec namiotu, odstawił swój napój na plastikowy, ogrodowy stół i wyciągnął z bluzy swoją paczkę papierosów. Wziął jednego, wsunął między wargi i z zaangażowaniem zaczął szukać zapalniczki w kieszeniach spodni. Falująca tafla jeziora Michigan mieniła się w świetle księżyca, a wiatr niósł znad ognisk ciepły powiew powietrza.
______W końcu po odnalezieniu zapalniczki Ezra odpalił papierosa od jej płomienia, który zapobiegawczo osłonił dłonią. Później zaciągnął się po raz pierwszy, aby tytoń zajął się żarem. Po omacku ponownie sięgnął po swoje piwo, nie odrywając spojrzenia od ludzi dyskutujących wokół ognisk, gdzie też właśnie podniósł się krzyk entuzjazmu; zdawało się, że ktoś przyniósł ze sobą odpowiedni na tę okazję prowiant. Przez głowę młodego Portmana ponownie przetoczyły się wspomnienia sprzed lat, kiedy jeszcze miał stałą ekipę i wszyscy potrafili leżeć plackiem na trawie, gapiąc się w gwiazdy i spalając jednego skręta na cztery osoby.
______Zza pleców Ezry ponownie poniósł się podekscytowany pisk Cindy, jednak nie poświęcił temu prawie żadnej uwagi. Ta dziewczyna miała do siebie to, że piszczała na widok każdej dobrze znanej jej twarzy... Zamiast tego zaciągnął się mocno, odchylając nieco głowę i opierając ją o stalowy stelaż ogrodowego namiotu. Wbił spojrzenie w coraz bardziej ciemniejące niebo, które zaczynało się pokrywając coraz intensywniej białymi punkcikami. Zawieszona nad jego głową girlanda zrobiona z choinkowych, powoli migoczących światełek też nie psuła widoku. W kierunku nieba powoli wydmuchał dym z płuc, patrząc jak wiatr rozrywa chmurę na fragmenty.
______Wziął łyk chłodnego piwa, przymykając na chwilę oczy. Przez woń rozpalonych ognisk jeszcze przebijał się charakterystyczny zapach mułu z jeziora oraz spalonej słońcem po całym dniu ziemi. Szum ludzi uczestniczących w imprezie łączył się w powolnym pluskiem wody. Młody Portman uśmiechnął się lekko już nieco bardziej wyluzowany niż wcześniej, zaciągając się po raz kolejny papierosem i strzepując na trawę pierwszy popiół.
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {29/04/24, 01:14 am}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____W momencie, kiedy Fabien z wściekłości wypalał drugą w ciągu godziny fajkę, telefon w jego kieszeni zawibrował, powiadamiając o przychodzącej wiadomości. Oparł się biodrem o szafkę, a nurkując dłonią do środka, wyciągnął komórkę, odblokowując ją szybkim ruchem palca. Jego brwi zmarszczyły się nieznacznie, gdy dotarło do niego, kto był nadawcą. Skąd ta dziewczyna miała do niego numer? Chociaż, czemu on się dziwił, do tej kobiety zawsze wszystko docierało jako pierwsze. Jeśli w Good Hart działo się coś wartego uwagi, Cindy zawsze wiedziała o tym pierwsza. A potem wysyłała do wszystkich grupową wiadomość z informacjami. Deliora nigdy nie zapomni, jak w czasach, kiedy wszyscy byli jeszcze smarkaczami, w ich miasteczku ulubiony zespół dawał koncert. Fabienowi i Ezrze nie udało się dostać biletów. Wielce zrezygnowani i wściekli poszli nad jeziorko, chcąc dać upust swym negatywnym emocjom. I wtedy, na któryś z ich telefonów przyszedł sms, że Cindy wybłagała perkusistę, by ten wpuścił dwójkę chłopaków za friko. Deli do tej pory nie wiedział, jak ta dziewczyna to zrobiła, ale pół godziny później całą trójką stali w tłumie najbliżej sceny i po prostu dobrze się bawili. Chłopcy nigdy jej tego nie zapomnieli i przez kolejne pół roku odrabiali jej zadania domowe. Na samo to wspomnienie kąciki ust mężczyzny delikatnie uniosły się ku górze. Odpisał jej krótką, acz treściwą wiadomość, że będzie o wskazanej godzinie, po czym nacisnął przycisk "wyślij".  Po tej czynności, jeszcze przez parę sekund wpatrywał się w małe literki układające się w zdanie;


„Musisz być dzisiaj koniecznie na ognisku! Uwierz, nie pożałujesz ; )
Widzimy się o 22:00 tam, gdzie zawsze były najlepsze imprezy! Pa~!”


____Mężczyzna pokręcił z niedowierzaniem głową, rozumiejąc że ta dziewczyna ani trochę się nie zmieniła, a zalewając niedopałek peta wodą, wyrzucił go do kosza. Godzinę później, po ogarnięciu mniej więcej swoich bagaży, wzięciu szybkiego prysznica i wyperfumowania się, Deliora wiązał w przedpokoju buty, zastanawiając się, ile znajomych osób tam spotka. Czy on w ogóle nadawał się jeszcze na takie imprezy? Z tą myślą poprawił swoją białą koszulkę na krótki rękaw, a zabierając z wieszaka swoją skórzaną kurtkę, założył ją na ramiona wychodząc z domu i zamykając drzwi na klucz. Na umówiony transport nie czekał dłużej niż pięć minut. Duży, czerwony pick up zatrzymał się pod jego domem dokładnie o 21:45, a chwilę po 22 chłopak z którym chodził do klasy wyłączał silnik, uśmiechając i ukazując swoje równe, białe zęby.
____- Stary, nawet nie wiesz, jak fajnie Cię widzieć. Chodź, przywitasz się ze wszystkimi.
____Fabien posłał Emilowi krótki uśmiech, a łapiąc głęboki wdech w płuca, ostatecznie wyszedł z pojazdu, stając na nagrzanym od słońca piasku i zamykając za sobą drzwi. Zanim zdążył rozejrzeć się po zebranym towarzystwie, do jego uszu dotarł pisk, dziewczęcy pisk, który znał aż za dobrze. Cindy wpadła w jego ramiona, swe dłonie uwieszając mu na szyi, co Deliora przyjął z równie wielkim entuzjazmem.
____- Fabien, misiaczku, wieki żeśmy się nie widzieli! Gadaj co u Ciebie!
____Mężczyzna już chciał otwierać usta, by odpowiedzieć przyjaciółce, ale ta machnęła do niego jedynie dłonią, gdy ten wcześniej wypuścił ją ze swego objęcia, po czym przybrała ten aż za dobrze znajomy mu uśmiech.
____- Pamiętasz jak mówiłam Ci o niespodziance? Tak, na pewno pamiętasz! To teraz słuchaj uważnie. Ona gdzieś tu jest, ale nie powiem Ci gdzie. Musisz sam poszukać, powodzenia.
____Szatyn już otwierał usta, chcąc wydobyć z dziewczyny nieco więcej informacji, ale ta wychyliła głowę zza jego torsu, a machając do kogoś energicznie dłonią, znowu zaczęła piszczeć, opuszczając zdezorientowanego Fabiena tak szybko, jak go przywitała. Czasami mężczyzna dalej nie wierzył w wylewający się wręcz z niej entuzjazm. Podrapał się po karku, a następnie zaczął lawirować pomiędzy znajomymi, lub tymi mniej ludźmi. Zbił kilka piątek i żółwików, zamienił parę zdań z osobami z byłej szkoły, a znajdując się ostatecznie pod namiotem, westchnął ciężko. Trzeba przyznać, że po dwóch latach spędzonych w więzieniu taka ilość ludzi nieco go przytłoczyła. Zanurkował dłonią do swojej skórzanej kurtki chcąc wyciągnąć fajkę i zapalić, jednak nie poczuł pod palcami znajomego kształtu.
____- Kurwa mać, zajebiście... - warknął, wyciągając ostatecznie dłoń z kieszeni. Musiał je zostawić na blacie w kuchni. Postanowił się więc napić. Jakąś fajkę może wyżuli potem od kogoś znajomego. Ruszył w stronę stolików na których poustawiane były różnego rodzaju trunki, miski z chipsami i inne rzeczy przygotowane na ognisko. Wyminięcie tych wszystkich pijanych ludzi nie było łatwe, ale Deliora ostatecznie dotarł do jednego ze stołów, z wielkim zadowoleniem łapiąc za kubeczek z nalanym już drinkiem. Obrócił się, chcąc ruszyć w kierunku Cindy, która teraz stała obok ogniska wesoło przy tym rozmawiając z zebraną tam grupką, ale poczuł, jak szturcha kogoś łokciem przy okazji wylewając tej osobie drinka na ziemię. "Ja pierdolę, ledwo co przyszedłem."
____Już miał się odwracać, by przeprosić, dopóki do jego uszu nie dotarło to jedno, pojedyncze zdanie, które zmieniło wszystko.
____- Patrz jak chodzisz, typie. Tam było całe piwo, kurwa.
____Przez cały kręgosłup szatyna przeszedł bliżej nieokreślony dreszcz, słysząc zwracający się do niego głos. Ten cholernie znajomy głos. Odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Stał tam, centralnie przed nim, opierając się nonszalancko o słupek i wpatrując morderczym wzrokiem. Gdyby mógł, to Deliora miałby pewnie wywierconą aktualnie dziurę w brzuchu. Portman był ostatnią osoba, której by się tutaj spodziewał. Z wielkim skupieniem chłonął każdy jego najmniejszy ruch mięśni, unoszenie się i opadanie klatki pod wpływem oddechu. Gdyby szatyn spotkał go gdzieś na ulicy, na sto procent minął by go, nie mając nawet świadomości, że był to jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Nie tylko z dzieciństwa. Był jego towarzyszem na dobre i na złe przez dobre dwadzieścia parę lat, dopóki po drodze nie zjebało się kilka rzeczy. Wyglądem w ogóle nie przypominał Ezry, którego zapamiętał. Teraz był dwa razy wyższy, jego ciało zdobiło mnóstwo tatuaży, kolczyki zniknęły z uszu, a sylwetka stała się bardziej atletyczna, ukazując delikatne zarysy mięśni. Pewnie nie jedną osobę wyrywał na ten wygląd. Był po prostu przystojny, ot co. Przez głowę Fabiena co chwilę przeplatały się różne wspomnienia z czasów kiedy byli jeszcze smarkaczami. Ale jedno nad wyraz wbijało się w jego umysł i ni chuja nie chciało go opuścić. Ta jedna noc, kiedy po jednej ze swoich pierwszych akcji uciekli skradzionym autem niedaleko Good Hart, zatrzymując się na niemalże pustym parkingu. Oprócz nich stały może jeszcze z dwa samochody, poza tym ani jednej żywej duszy. Siedzieli w nieswoim aucie, z bijącymi mocno sercami, dysząc ciężko pod wpływem adrenaliny, ale uśmiechając się szeroko. Z tyłu wozu, na jednym z siedzeń leżała torba z dużą ilością gotówki. I wtedy, z niewiadomych im przyczyn, wpatrując się w siebie nazbyt długo, Ez ostatecznie szybkim ruchem odpiął swój pas i znalazł się na kolanach Deliory, łącząc ich usta w długim pocałunku. Tamtej nocy pieprzyli się, jakby miała to być ich ostatnia noc razem.
____Szatyn na samo to wspomnienie przełknął ślinę, wyciągając rękę w stronę przyjaciela, miziając go kciukiem po policzku, zupełnie, jakby sprawdzał, czy stojący przed nim mężczyzna nie jest jakimś urojeniem w jego głowie.
____- Wieki się nie widzieliśmy. Co u Ciebie? - zapytał, a rozumiejąc, że dalej trzyma dłoń na jego policzku, ostatecznie zabrał ją, łapiąc za dwa kubki z drinkami, jeden z nich podając swojemu towarzyszowi. Opierając się o stolik zaraz obok Portmana, upił porządny łyk, wpatrując się w niego kątem oka.
____- Od kiedy tu jesteś? - dopytał, zaraz jednak zwracając uwagę na skręta, którego trzymał wetkniętego za ucho. Uśmiechnął się pod nosem na ten widok. Wskazał na niego podbródkiem, szturchając mężczyznę ramieniem.
____- Widzę, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Zapalimy? - wychrypiał, zaraz cicho odchrząkując. Uniósł dłoń z trunkiem ku twarzy, upijając kolejny łyk. Zapowiadała się doprawdy interesująca noc.
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {29/04/24, 10:20 pm}

Lies D3040c01fc51e7fcmed


______Spokój nie trwał długo. Cindy najwyraźniej skończyła już witać napływających gości, ponieważ dołączyła do jednego z ogniskowych zgromadzeń. Jej szaleńczy chichot niósł się echem ponad muzyką. Ezra rzucił niedopałek wypalonego papierosa na trawę i przydeptał go, aby zgasić żar. Co prawda młody Portman jeszcze się nie wybierał na integrację z tłumem, ale obserwowanie go z daleka było odprężające. Poruszył nieznacznie nadgarstkiem, aby poruszyć piwem w kubku. Złoty płyn posłusznie zatańczył, obejmując resztkami piany krawędzi. Planował zrobić to jeszcze raz, jednak ktoś go popchnął. Plastikowy kubek wyślizgnął się z lekkiego uścisku Ezry, a alkohol ze słyszalnym chlustem rozlało się po trawie. Szatyn sapnął zirytowany. Najwyraźniej ktoś prosił się o pierwszą potyczkę tego wieczoru.
______Patrz jak chodzisz, typie. Tam było całe piwo, kurwa — warknął mimowolnie, schylając się by podnieść kubek. Mógł się denerwować, ale nie miał zamiaru wszędzie po sobie syfić. Po omacku wyrzucił śmiecia za siebie, gdzie za ścianką namiotu stały prowizoryczne kosze zrobione z rozstawionych na specjalnych stelażach czarnych worków.
______Kiedy jednak podniósł wzrok, zamarł. Nie był pewny czy dobrze widzi. Jeśli przed nim naprawdę stał Fabien Deliora, jego życiowy towarzysz zabaw, to naprawdę musiał śnić. Człowiek przed nim nie przypominał za bardzo tego chłopaka sprzed paru lat. Chociaż był niewiele wyższy, to zdecydowanie lepiej zbudowany od Ezry. Jego sylwetka znacznie poszerzyła się w barkach i otworzyła nieco pierś, która nabrała mięśni, ciało pokryło się hipnotyzującą mozaiką skomponowanych ze sobą tatuaży. Prawdopodobnie mijając go na ulicy nigdy by nie rozpoznał w tym człowieku Fabiena, jednak im dłużej mu się przyglądał tym więcej wynajdował cech wspólnych zapamiętanych z młodości. Nadal te same modnie przystrzyżone włosy, te same wydatne kości policzkowe, ta sama odpowiednio zarysowana linia żuchwy. Cały ten zestaw cech wizualnych nadawał w młodości chłopakowi wystarczająco groźnego wyglądu, aby nikt z odpowiednią ilością instynktu samozachowawczego nie próbował mu podskakiwać. To sobie jeszcze w liceum Ezra bardzo cenił, będąc dużo mniej imponującym — ze swoim aparatem ortodontycznym na zębach i drobną sylwetką raczej budził litość niż komukolwiek imponował. Im dłużej przyglądał się Fabienowi tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że prawdopodobnie potrafił wziąć na sztandze dwukrotność wagi Portmana. A ten fakt natomiast łaskotał to miejsce z tyłu mózgu, które mimowolnie wywoływało na twarzy uśmiech.
______Ciepła dłoń na twarzy Ezry niemalże natychmiast przywołała wspomnienia. Ten jeden prosty dotyk wywołał lawinę. Pierwsza jazda na rowerze. Wspólna zabawa na karuzeli w parku. Oglądanie kreskówek w telewizji w sobotnie wieczory. Budowanie fortu w sypialni Fabiena. Wyścig w zapraszaniu dziewczyn na bal maturalny. Koncert ich ulubionej kapeli, na który Cindy załatwiła im darmowe wejście. Ich pierwszy raz... To jedno wspomnienie widział zaskakująco wyraźnie, chociaż wydarzyło się tyle lat temu. Niczym stopklatki ze starego filmu. Pamiętał ciasnotę na fotelu kierowcy w samochodzie, następnego dnia miał siniaka na kolanie. Przed oczami wyraźnie błysnął mu fragment tamtego wieczoru. Ciepłe usta, ciche sapnięcia, dłonie mocno chwytające jego biodra i przyciągające Ezrę jeszcze bliżej (choć wtedy nie wydawało się to możliwe). Fabien nie bał się go dotknąć. Zdawał się na nim grać niczym na cholernym instrumencie. Wtedy Ezra po raz pierwszy czuł się komfortowo w tak intymnej sytuacji. Nie musiał się wysilać, żeby zadowolić pozbawioną entuzjazmu Liz. Ani nie musiał myśleć o kimś innym, żeby się z nią przespać. Wszystkie jego ówczesne marzenia i fantazje zamknięte były w tamtym samochodzie.
______Padające pytanie sprowadziło szatyna na ziemię. Zamrugał parę razy, aby wrócić na ziemię i odsunąć od siebie wspomnienie słowa Proszę, kiedy tamtego wieczoru również dotknął jego twarzy w tak delikatny sposób. Musiał czym prędzej wrócić do rzeczywistości.
______Tak... Całe wieki — westchnął cicho, odwracając głowę w stronę jednego z ognisk. Teraz już wiedział, dlaczego Cindy chciała by przyjechał nad jezioro. Najwyraźniej próbowała doprowadzić do ich spotkania. Intrygantka. — Nic nadzwyczajnego się nie działo przez ten czas... Mieszkałem w Cleveland. A jak twoje życie się potoczyło? — wyznał, próbując pominąć na razie fakt, że odsiedział w więzieniu rok i za wszelką cenę próbował się tam utrzymać na powierzchni, zanim dostałby łatkę łatwego świeżaka. Mimowolnie pokiwał głową na następne pytanie. — Przyjechałem dzisiaj, popołudniu. Muszę zająć się domem i Lyallem — dodał, przewracając mimowolnie oczami. Nie chciał wiedzieć ile zajmie mu integracja z tym dzieckiem. — A ty? Dawno wróciłeś?
______Z wdzięcznością przyjął od Fabiena przyniesionego z namiotu drinka, upijając chętnie łyk. Wódka gryzła w przełyk, jednak nie miał w tym momencie nic przeciwko temu. Póki alkohol spełniał swoje zadanie, nie miał zamiaru mu w tym przeszkadzać. Przyjemne rozluźnienie miało nadejść w odpowiednim momencie, jeśli tylko Fabien narzuci typowe dla siebie szaleńcze tempo picia. To właśnie zgubiło ich po raz pierwszy, kiedy mieli po piętnaście lat i podczas wspólnych wakacji w wypoczynkowym domku nad jeziorem po raz pierwszy się upili. Tak ćmiącego bólu głowy Ezra nie przeżył nigdy później, nauczony tym niesamowitym doświadczeniem jakim był prawdziwy kac morderca. Na samą myśl o wypiciu wówczas klina szarpały nim suche torsje. Umierał wtedy zdecydowanie bez godności, ale za to z przyjacielem u boku — również cierpiącym.
______Kolejne słowa Fabiena zbiły go z tropu, jednak chłopak zdawał się nie odwracać od Ezry czujnego, skupionego spojrzenia zielonych oczu. Szatyn mimowolnie sięgnął ku swojej twarzy, a następnie skierował dłoń w stronę ucha, gdzie ciągle był wbity wzrok Deliory. Po wymacaniu skręta niemalże natychmiast jego twarz rozpromienił rozbawiony uśmiech, a on sam wziął blanta między palce i oglądając go uważnie z udawaną miną eksperta.
______Taaak, niektóre rzeczy się nie zmieniają... Podobnie jak Cindy i jej zachowania. To ona mi sprezentowała zioło. Jestem prawie pewien, że to ona dzisiaj rozprowadza towar po gościach specjalnych — zachichotał, po raz kolejny biorąc łyk drinka i spoglądając kątem oka w stronę przyjaciela.
______Kurwa... Fabien miał nawet wytatuowane dłonie. Umysł Ezry skupił się na tych rękach, nie potrafiąc zapomnieć jakie cuda potrafiły robić. Nie tylko z nim, ale również z mnóstwem innych rzeczy. Fabien zawsze świetnie prowadził. Młody Portman lubił oglądać jak opiera je na kierownicy, czasami sięga ku drążkowi skrzyni zmiany biegów. To były małe rzeczy, ale potrafiły działać na jego młody, naładowany hormonami umysł jeszcze dekadę temu.
______Gdzie chcesz to zrobić? Tutaj, czy iść tam gdzie jest choć trochę prywatności?
______Dokładnie w tym momencie mózg Ezry zaciął się, przewrócił i przestał odpowiadać. Dokładnie analizował słowo po słowie, ale absolutnie nic z tego nie rozumiał. Czy w tym momencie właśnie Fabien zaproponował mu seks? Tak z cholernego marszu i podejrzewał, że Ez by się zgodził?! Szatyn mimowolnie obrócił skręta w palcach, starając się nadążyć za tokiem rozmowy, która chyba właśnie wymknęła mu się spod jakiejkolwiek kontroli.
______Ale... Co?Tak. Brawo. Poziom twojej elokwencji jest zatrważający, zakpił Portman sam z siebie w myślach. starając się wyglądać na mniej zbitego z tropu niż się właśnie czuł.
______No, zajarać — odpowiedź nadeszła pewnie i szybko, co tylko utwierdziło Ezrę w przekonaniu, że on sobie ten podtekst seksualny dopowiedział. Przecież nie widzieli się z Fabienem dwa lata, byli ze sobą w łóżku raz. To nie miałoby najmniejszego sensu.
______Chodź. Znam dobre miejsce.
______Rozejrzał się jeszcze czujnie, czy aby nikt nie podsłuchuje ich rozmowy, a następnie powolnym krokiem ruszył w stronę prowizorycznego parkingu. Minął jedno auto, drugie, trzecie i kolejne, które stały obok siebie. Później minął również swoją maskującą się w mroku terenówkę, a następnie odbił ponownie w kierunku szumiącego zachęcająco jeziora Michigan. Przy brzegu stał omszały głaz, a o miejsce na nim jeszcze w czasach liceum niejednokrotnie się z Killianem i Eleną ścigali. Zaraz koło kamienia została zamontowana prowizoryczna ławeczka zrobiona z zespawanych ze sobą paru rurek, a także drewna z odłażącą już żółtą farbą. Z zadowoleniem rozsiadł się na ławce, podając Fabienowi blanta i samemu rozpoczynając kolejne poszukiwania zapalniczki w kieszeniach. Kiedy w końcu i ją odnalazł, rzucił ją zgrabnie przyjacielowi, opierając łokcie na kolanach.
______Czyń honory — parsknął, zadzierając głowę i wbijając spojrzenie ciemnych oczu w odcinającą się w mdłym świetle dalekich ognisk sylwetkę młodego Deliory.
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {30/04/24, 07:06 pm}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____Fabien ani na sekundę nie spuszczał wzroku ze stojącego zaraz obok niego mężczyzny. Chłonął jego każdy najmniejszy ruch, każdą zmieniającą się mimikę i tembr głosu, kiedy pojedyncze zdania wychodziły z jego ust, a potem zamykał głęboko w swoim umyśle. Zupełnie, jakby obawiał się tego, że Ezra znowu zniknie na długie lata, a on będzie musiał pocieszać się suchymi wspomnieniami. W momencie, kiedy z ust Portmana padło to pojedyncze pytanie, szatyn odchylił nieco głowę w tył, wpatrując się w coraz bardziej zagwieżdżone niebo.
____-  Cóż, nie było za ciekawie, ale w tej chwili nie chcę wdawać się w szczegóły. - mruknął, mając nadzieję, że Ezra go zrozumie i nie będzie naciskać. Deli nie czuł aktualnie potrzeby, by dzielić się z nim tymi informacjami. Może dlatego, że aktualnie nie był na to ani odpowiedni czas, ani miejsce. Wolał mu wszystko opowiedzieć, gdy będą całkowicie sami, z dala od ciekawskich i nasłuchujących wszystkiego uszu. Deliora spędził tu niemalże całe swoje życie. Wiedział, jak ludzie w tym miasteczku potrafią być wścibscy. Takie pojęcie jak prywatność nie istniało w ich słowniku. Może to dlatego Fabien tak bardzo się cieszył, kiedy te kilka lat temu opuszczał Good Hart. W końcu mógł odetchnąć pełną piersią, nie martwiąc się tym, że w momencie, kiedy tylko pójdzie się wysrać, zaraz będzie wiedzieć o tym całe miasteczko.
____Słysząc kolejne zdanie, brew Fabiena uniosła się nieznacznie ku górze. Niemożliwym było, żeby we dwójkę stwierdzili, że wrócą na stare śmieci akurat dzisiaj. I jeśli ufać Ezrze, to w mniej więcej tych samych godzinach. No po prostu, kurwa, nie. Deliora prychnał cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową.
____-  Ja pierdolę, nie wierzę... To w takim razie musiało to być nasze przeznaczenie, bo ja też przyjechałem dzisiaj po południu. - odparł, zerkając kątem oka na przyjaciela. Zupełnie, jakby badał jego reakcje. Ale po co? Fabien sam nie do końca wiedział dlaczego, ale zależało mu na tym, żeby nie zjebać rozmowy już w pierwszych kilku sekundach. Za długo go nie widział. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zaprzepaścił szansę spędzenia z Portmanem dzisiejszego wieczoru. Już i tak starczyło, że w momencie, kiedy ich drogi się rozeszły, Deliora zostawił przyjacielowi pewną cząstkę siebie. I pewnie już jej nigdy nie odzyska.
____Słysząc wzmiankę o Cindy, oczy szatyna również powędrowały w kierunku ogniska, przy którym mała grupka osób stała, albo siedziała na trawie, głośno przy tym rozmawiając i się śmiejąc. Jedni trzymali długie patyki z nadzianymi na końcówki kiełbasami, a inni popijali ze spokojem piwo, lub wymieniali się po kolei odpalonymi skrętami. Na sam widok, usta mężczyzny wykrzywiały się w delikatnym uśmiechu. W jego głowie zaczęły krążyć nowe wspomnienia, kiedy będąc w szkole średniej, on i Ez zerwali się z kilku ostatnich lekcji. Siedzieli w niemalże tym samym miejscu, odpalając pierwszego w życiu skręta. Fabien już kilka minut później co rusz kaszląc, nachylał się pod wielkim drzewem, rzygając niemiłosiernie. Ezra poklepywał go wtedy delikatnie po ramieniu, non stop tłumacząc mu, żeby się rozluźnił. I kiedy mu ostatecznie przeszło, posłuchał Portmana, tamtego dnia mając najlepszą fazę w swoim życiu. Aż w jednej chwili zapragnął wrócić do tych czasów. Dlatego też ponownie wlepił swoje spojrzenie w sylwetkę towarzysza, dopijając drinka do końca. Skrzywił się delikatnie, kiedy poczuł gryzący smak wódki. Końcówka zawsze była najgorsza. 
____-  Gdzie chcesz to zrobić? Tutaj, czy iść tam gdzie jest choć trochę prywatności? - dopytał z wielkim skupieniem wpatrując się w Ezrę, który teraz z wielką gracją obracał skręta w swych smukłych palcach.  
____-   Ale... Co?
____- No, zajarać - odpowiedział szybko, ustępując nieco miejsca osobie, która przyszła przed sekundą do namiotu, w celu nalania sobie następnego drinka, przez co nieco mocniej naparł swoim ramieniem na te należące do przyjaciela. Kurwa, przecież mógł stanąć nieco dalej. Po chuj tak się na Ezrę pchał? Już otwierał usta, by go przeprosić, ale brunet go uprzedził, mówiąc że zna dobre miejsce i żeby poszedł za nim. Mężczyzna zrobił więc to o co go poprosił, wcześniej łapiąc w dłonie dwa kubki z drinkami. Czuł, że jeśli by tego nie zrobił, to szybko wrócili by do namiotu, a teraz najmniej tego pragnął. Chciał pobyć z kumplem sam na sam. Zajarać i powspominać stare czasy, nie musząc przy okazji non stop pilnować, czy ktoś aby przypadkiem nie podsłuchuje ich rozmowy.
____W momencie kiedy dotarli na miejsce, a brunet rozsiadł się wygodnie na ławce, Fabien postawił dwa kubeczki z drinkami na ziemi zaraz obok ławki, chwilę później przyjmując z rąk towarzysza skręta i od razu wkładając go sobie między wargi. Bez problemu złapał lecącą w jego kierunku zapalniczkę. Odpalił końcówkę, zasłaniając dłonią tańczący na wietrze ogień, by nie zgasł. Zaciągnął się porządnie, a przytrzymując przez chwilę dym w płucach, odwrócił żarzącą się kocówkę w swoją stronę, sprawdzając, czy ta na pewno została dobrze odpalona. Wypuszczając ostatecznie obłoczek z ust, podał zioło swemu towarzyszowi, siadając obok niego na ławce. Nachylił się delikatnie, by wziąć swojego drinka, a uśmiechając się, upił niemały łyk, odprężając się. No, Fabien. Teraz nie masz przed kim udawać. Możesz się rozluźnić. Jakby na akceptacje tej myśli, zjechał tyłkiem nieco niżej na siedzeniu, opierając łopatki o oparcie. Odwrócił głowę w stronę Eza, który trzymając jointa w ustach, zaciągał się nim, mrużąc przy tym powieki, by dym nie gryzł go aż tak w oczy. Szatyn zacisnął szczękę, uświadamiając sobie jak cholernie dobrze wygląda w aktualnej pozycji. Laski na bank musiały zabijać się o jego numer telefonu. Deliorę w ogóle to nie dziwiło.
____-  Zmieniłeś się, Ez. - zmrużył powieki, odwracając nieco ciało w stronę przyjaciela, łokieć opierając na oparciu niedaleko bruneta. -  W sensie, to dobrze. Mam nadzieję, że nie odebrałeś tego jako naskoczenie na Ciebie. Po prostu... Jestem pod wrażeniem. - doprecyzował, a kiedy przed jego twarzą ponownie znalazł się skręt, przyjął go z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zaciągnął się, a wypuszczając obłoczek w przestrzeń, obserwował jak ten chwilę później całkowicie się rozpływa. Z ust mężczyzny wydostał się głośny śmiech.
____-  Pamiętasz jak spierdalaliśmy przed pijanym Jamesonem? Zimą, na rowerach. Nie pamiętam czym go wkurwiliśmy, ale gonił nas aż tutaj. Zatrzymaliśmy się na tamtej górce, ale żaden z nas nie wiedział, że kilka centymetrów dalej jest lód i obaj wjebaliśmy się do wody. Pół godziny staliśmy na dworze, zanim zdecydowaliśmy się wrócić do rodziców. Dostaliśmy wtedy szlaban na tydzień - pokręcił głową na to wspomnienie.
____-  Albo jak mieliśmy tylko jedną fajkę na kilka osób i trzeba było palić po studencku? - wypowiedziawszy to pytanie, zaciągnął się po raz kolejny, jednak tym razem zamiast wypuścić dym w przestrzeń, nachylił się w stronę Ezry, a łapiąc jego podbródek, rozchylił swoje wargi, dmuchając dymem wprost w jego usta.
____Kurwa, Fabien, co Ty odpierdalasz?
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {01/05/24, 08:07 am}

Lies D3040c01fc51e7fcmed


______Uważnie obserwował jak drugi chłopak zapala skręta, osłaniając tańczący płomień przed wiatrem. Profesjonalnie zaciągnął się i z płucami pełnymi dymu obejrzał żarzący się koniec. Ezra z cisnącym się na usta uśmiechem pokręcił głową, ciągle mając w pamięci zgiętego w pół pod drzewem przyjaciela. Groźnego, robiącego wrażenie Fabiena Deliory, którzy na początku dławił się nieporadnie dymem, a później rzygał niczym kot, trzęsąc się i powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Teraz zachowywał się, jakby palił co najmniej tyle lat co Ezra. Szatyn czuł jak wyższy siada na ławce, a sfatygowane po latach ekspozycji na mróz, deszcz i słońce deski sapnęły cicho pod ich ciężarem. Chętnie przyjął też blanta, którym powoli się zaciągał i mimowolnie zmrużył nieco powieki, aby gryzący dym nie drażnił mu spojówek. Jednak na dźwięk słów Fabiena o mało się nie zakrztusił, nie będąc do końca pewnym czy się nie przesłyszał. Czuł mimowolne gorąco oblewające twarz na wysokości kości policzkowych i uszu. W tym momencie naprawdę się cieszył, że jest wystarczająco ciemno by nie było widać tego zdradzieckiego rumieńca. Ezra nie był przyzwyczajony do otrzymywania, a co dopiero przyjmowania, komplementów. Z pewnym zakłopotaniem potarł wytatuowane grzbiety swoich dłoni, wzdychając niezręcznie i wypuszczając jednocześnie dym z płuc.
______Nie zmieniłem się aż tak... Fakt, może trochę tatuaży tu i tam mi przybyło, ale poza tym to niewiele się zmieniło — powiedział, oddając przyjacielowi skręta. Nerwowo zaczął poruszać nogą, nieznacznie wprawiając kolano w skaczący ruch. Obrócił jednak głowę, przytulając ucho do swojego ramienia w wygodnej pozie podparcia dla szyi. — Pod wrażeniem to jestem ja. Ty to dopiero się zmieniłeśJesteś jeszcze bardziej seksowny, a wcześniej myślałem, że to niemożliwe, pomyślał jednocześnie. — I od kiedy ty niby palisz, co? Przez tyle lat mi dupę trułeś, a teraz sam łamiesz swoje zdrowotne przykazania? — dodał i żartobliwie napierając ramieniem na ramię Fabiena nieco go popychając.
______Fabien wygodniej usadowił się na ławce, zajmując swoją ulubioną pozycję wiecznie zmęczonego łobuza i zarzucając ramię na oparcie. Oni obydwaj się zmienili, choć Ezra miał wrażenie, że te zmiany były fizyczne. Większa masa mięśniowa, lepszy gust, tatuaże... Wszystko to mogli jeszcze zmienić, gdyby chcieli. To czy są inni psychicznie niż te kilka lat temu, to się dopiero okaże. Ale głośny śmiech pozwolił mu wierzyć, że tak naprawdę Fabien nadal jest taki sam. Przysłuchiwał się uważnie historii, którą przekazywał mu drugi chłopak. Och, on doskonale pamiętał tamtą zimę. Faktycznie, była to wczesna zima, jeszcze wtedy mogli sobie pozwolić na jazdę na rowerach po wszystkich okolicznych drogach, bo śnieg nadszedł później. Było wtedy jednak cholernie zimno, para unosiła się z nich ust przy najmniejszym oddechu.
______Pamiętam, czym go wkurwiliśmy. Próbowaliśmy mu wtedy chyba zmontować zraszacze ogrodowe i podpiąć do jego obwodu... Żeby działały w zimie i miał ciągle skuty lodem trawnik — zachichotał, przypominając sobie jak faktycznie zatrzymali się na szczycie górki, a później Ezra stracił równowagę na oblodzonym kawałku ziemi, chwycił się Fabiena, żeby złapać równowagę a potem obydwoje z hukiem wpadli do wody. Cholernie zimnej, gęstej od mułu wody, która w sekundę wsiąkała w ich ubrania. — Mów za siebie! Ty dostałeś wtedy tygodniowy szlaban, a ja przez prawie trzy próbowałem wyleczyć zapalenie płuc — uzupełnił.
______Tak, faktycznie. Matka była na niego i Deliorę wtedy tak strasznie wściekła. Chodziła wówczas pół dnia po domu krzątając się nad Ezrą kaszlącym tak jakby miał zaraz wypluć płuca i starała ogarnąć poziom ich młodzieńczej głupoty. Ojciec natomiast nie potrafił przestać się z nich śmiać, co też nie było takie dziwne, ponieważ zazwyczaj tylko się śmiał z ich wybryków. "Chłopcy tacy są, Suzy. Choćbyś chciała to w pewnym wieku nie wybijesz im niczego z głowy", powtarzał wytrwale. I prawdopodobnie miał w tym sporo racji. Szkoda tylko, że u Ezry i Fabiena nie poprawiło się aż tak, skoro zajęli się później tym czym się zajęli...
______Kolejny wątek zwrócił uwagę Portmana. To też doskonale pamiętał. Kiedy mieszka się w tak małym miasteczku jak Good Hart, wiadomym jest, że dziewięćdziesiąt procent uczniów okolicznej szkoły średniej zna się jeszcze z przydomowych ogródków. Wszyscy znają wszystkich. Nie zmienia się to, kiedy wszyscy trzymają się razem. A kiedy jest mało towaru i jeden skręt na kilka osób to zdecydowanie trzeba było sobie radzić. Ekonomiczne zarządzanie skrętem było wówczas priorytetem, żeby nikt nie był pokrzywdzony. A palenie po studencku miało swoje plusy (by nie powiedzieć, że same plusy), ponieważ poprzez łączenie się w odpowiednio dobrane pary można było przy okazji lepiej poznać swojego crusha, bądź w ogóle mieć prawie możliwość pocałowania go. Wilk syty, owca cała, wszyscy zadowoleni i upaleni.
______Ezra podniósł z trawy drinka i upił łyk, starając się zwilżyć wysychające gardło.
______Oj, tak. Palenie po studencku było kultowe, zwłaszcza kie- — Fabien jednak nie pozwolił mu skończyć myśli, łapiąc go za podbródek i wydychając mu do ust dym. Prawdopodobnie Portman byłby bardziej zaskoczony, gdyby już nie wprawa w takich sytuacjach. Za często się one zdarzały kilka lat temu... Zwłaszcza po tym jednym wieczorze. Mimowolnie również zaciągnął się przekazanym dymem i też nieco nachylił w stronę przyjaciela. Prawdopodobnie ich wargi dzieliły cholerne milimetry. — Tak, brawo. Nadal potrafisz to robić — wyszeptał, uśmiechając się i nawiązując na chwilę z szatynem kontakt wzrokowy.
______Już nieco bardziej zrelaksowany rozsiadł się wygodniej, nieświadomie przyciskając swoje kolano do kolana Fabiena. Mimowolnie odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w migoczące punkty, które wydawały się być drobinkami brokatu rozsypanymi na granatowo-czarnym płótnie. Już znalazł charakterystyczną konstelację Pasa Oriona, a tuż zaraz obok czubek nosa Wielkiego Psa. Prawie nieświadomie podniósł rękę i czubkiem palca zaczął zakreślać linie pomiędzy gwiazdami, budując kolejne gwiazdozbiory. W więzieniu udawało mu się dostać cotygodniowy przydział w bibliotece, gdzie po raz pierwszy wpadł na świetną książkę opowiadającą o nocnym niebie. Od tamtego czasu większą uwagę zwracał na to co dzieje się w nocy i jakie istoty z góry na nich wszystkich patrzą. Po raz kolejny przyjął skręta i zaciągnął się nim, nie spuszczając wzroku z nieba. Zwilżył wargi, a następnie przysunął się do przyjaciela chwytając jego dłoń i również podnosząc ją do góry, tak by sam mógł zobaczyć to co chciał mu pokazać ukrywającego się na nieboskłonie. Ich uda zetknęły się.
______Patrz! Widać gwiazdozbiór Pegaza... Widzisz? Tutaj ma skrzydła — powiedział cicho, przesuwając jego palcem pomiędzy paroma niewielkimi gwiazdami, które tworzyły linie proste. Dym, który wypuszczał z płuc podczas mówienia rozpływał się na wietrze. — O, a tutaj ma ciało — kontynuował, teraz rysując w powietrzu prowizoryczny kwadrat. — A w tym miejscu zaczyna się jego szyja i głowa. Widzisz jak wysoko ją podnosi? Chyba próbuje się wyrwać — mówił, rysując długą linię ku górze od wcześniej wskazanego, niezbyt imponującego czworokąta. Później puścił jego rękę, podając mu skręta i po raz kolejny sięgając po drinka.
______Wielce prawdopodobnym było, że Fabien nie zobaczył nic więcej jak bliżej nieokreśloną, narysowaną między punkcikami bryłę na niebie, ale Ezra lubił wskazywać rzeczy, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Może astronomia nie była jego pasją, ale to była jedna z tych miłych ciekawostek, które zaskakiwały większość jego znajomych. Według dziewczyn nie było nic romantyczniejszego niż gapienie się w gwiazdy. Portman raczej uważał, że to pewna forma relaksu i zacięcia do zagadek. Odnajdywanie konstelacji było ciekawsze niż rozwiązywanie krzyżówek. Z oddali nadal niosła się puszczana z samochodu muzyka, lecz teraz wydawała się być nieco głośniejsza niż wcześniej; ktoś najwyraźniej próbował rozkręcić imprezę... Zaraz jednak Ezra zaczął rozpoznawać charakterystyczny, początkowy takt piosenki, co sprawiło, że aż wyprostował się i obejrzał przez oparcie, napierając na wsparte tam również ramię Fabiena.
______Cindy nie przestanie mnie zaskakiwać... Skąd ona w ogóle pamiętała o tym kawałku? — zapytał, cały czas wsłuchując się w muzykę. Earned It od Weeknd było hitem blisko dekadę temu. Ezra łączył z nią tylko szczególne wspomnienia i wszystkie były związane z siedzącym obok niego młodym mężczyzną. Nawet chciał wypowiedzieć na głos wspomnienie wspólnego tańczenia do tego na balu maturalnym, na złość Liz naturalnie, kiedy jednak coś innego wpadło mu do głowy. Ona chyba leciała wtedy też w radiu, choć głośność była mocno przykręcona. — Z czym kojarzy ci się ta piosenka, Fabien? — zapytał, podpierając ramiona na oparciu. W oddali, przy migoczących światłach ognisk, niektóre dziewczyny od razu poderwały się do leniwego tańca by móc rozprostować kości i chwilowo uciec od ciepła ognia.
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {01/05/24, 11:14 pm}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____Scena wyglądała jak wyciągnięta z tych wszystkich filmów romantycznych, których Fabien tak bardzo nienawidził. W tym momencie cieszył się, że oprócz nich nie było tutaj nikogo innego, kto mógłby im przeszkodzić w tej, jakby nie patrzeć, intymnej sytuacji. Czuł na swych wargach ciepły oddech Ezry, który wdychając wypuszczony przez Fabiena dym, przybliżył się jeszcze bardziej ku jego twarzy, teraz niezwykle skupionej na  choćby najmniejszej zmianie. I jak Deliora miał nie myśleć o nim pod względem seksualnym, jeśli robił takie rzeczy? Chociaż z drugiej strony sam do tego bruneta sprowokował, więc czemu się dziwił, że Portman uraczył go taką, a nie inną reakcją.
____- Ludzie się zmieniają, Ezra. Poza tym, zauważ, że przez to że i ja zacząłem palić, nie będę Ci teraz tej Twojej dupy truć, żebyś przy mnie tego nie robił. Czy nie jest to lepsza wizja, hm? – zapytał, uśmiechając się wrednie, a w momencie, kiedy przyjaciel odsunął się od niego, Fabien zrobił dokładnie to samo, bębniąc palcami o kartonowy kubeczek, w którym trzymał drinka.
____- Poza tym, takich rzeczy się nie zapomina. – wychrypiał, a czując suchość w gardle, uniósł nadgarstek z piciem ku wargom, upijając łyk. Trunek od razu przyjemnie rozlał się po jego krtani, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło i gryzący posmak. Wydawało mu się, czy ten drink był mocniejszy od poprzedniego? W momencie, gdy poczuł napierające kolano na te należące do niego, przeszedł go przyjemny dreszcz. Nie wiedział, czy Ezra robił to świadomie, czy też nie, ale nie oponował. Zapragnął więcej tego kontaktu. Dlatego też, kiedy ostatecznie ręka Ezry chwyciła odpowiedniczkę Fabiena, ten uśmiechnął się niekontrolowanie. Zupełnie jakby przyjaciel czytał mu w myślach. Wziął kolejny łyk alkoholu, posłusznie podnosząc głowę ku niebu i pozwalając kierować Portmanowi swoją dłonią. Kurwa, jak mu cholernie brakowało tego dotyku.
____Pamiętał jak sytuacja z wozu wracała do niego niczym bumerang. Nawiedzała w najmniej odpowiednich momentach, sprawiając że Fabien przez cały dzień nie potrafił myśleć o niczym innym. Zaciskające się na jego biodrach uda, unoszące się w rytm jego ruchów, wplecione w jego kosmyki palce Ezry. I ten cholernie przyjemny dla ucha dźwięk jęków, które tamtej nocy wiele razy wydostawały się z rozchylonych warg, wypełniając całe pomieszczenie. Deliora na samo powracające wspomnienie, przygryzł dolną wargę, przeklinając w duchu. W tamtej chwili nie mógł się skupić na tym, co pokazywał mu Portman. Nie wiadomo, jak bardzo by się starał.
____- Nie przypominam sobie, abyś wcześniej interesował się astrologią. – zauważył, a w momencie, kiedy przyjaciel puścił jego dłoń, swój łokieć ponownie oparł o oparcie, wcześniej z wdzięcznością przyjmując skręta i biorąc porządnego bucha. Przyjrzał się mu, a rozumiejąc, że dopalił końcówkę, wyrzucił go na ziemię, przygniatając podeszwą buta. Do jego uszu również dotarł dźwięk, wydobywanej się z auta muzyki. Zmrużył oczy, a opróżniając całą zawartość kartonowego kubeczka, zaczął go gnieść, przestając w momencie, gdy Ezra zadał to jedno, ale jakże ważne dla ich dwójki pytanie. Deliora miał dwa wyjścia. Odpowiedzieć, wspominając o balu maturalnym, albo o tamtej nocy, kiedy pieprzyli się w aucie. Pewnie gdyby nie był aż tak pijany, jak był w tamtej chwili, i gdyby nie spalili blanta na pół starałby się odpowiedzieć neutralnie. Ale teraz, wpatrując się w napierającego na jego ramię Ezre, w jego umyśle aż krzyczało, by przytoczył właśnie tamtą noc. Może po prostu chciał zobaczyć jego reakcje? A może liczył na to, że taka odpowiedź w pewien sposób go sprowokuje.
____- Pamiętasz nasze pierwsze skradzione auto? I sytuację, która się w nim potem wydarzyła? To kojarzy mi się właśnie z tym. – wypowiedziawszy te zdanie, westchnął, a następnie wstał i podszedł do Eza, wyciągając w jego kierunku rękę.
____- Chcesz zatańczyć? Jak wtedy na tym balu? – spojrzał mu prosto w oczy, uśmiechając się. Kiedy Ezra przyjął zaproszenie, Fabien pociągnął go za sobą, robiąc tych kilka kroków w kierunku trawy, a stając, pociągnął mężczyznę bliżej siebie, ostatecznie oplatając go ręką wokół bioder. Drugą wygodnie ułożył sobie na jego plecach, a następnie zaczął poruszać się delikatnie w rytm muzyki. Do jego nozdrzy dotarł zapach perfum, tak dobrze mu znanych jeszcze z czasów licealnych. Jak widać, pewne gusta się nie zmieniają. Uśmiechnął się na samą myśl, rozkoszując się tą chwilą. Lecz ta, nie wiadomo jak magiczna by nie była, została przerwana w momencie, gdy usłyszał za plecami Portmana szelest liści i trzaski suchych gałęzi. Ktoś szedł w ich kierunku. Fabien przymrużył powieki, mocniej przyciskając do siebie bruneta.
____- Ach, tu jesteście, gołąbeczki. Z pół godziny Was szukałam. Gramy w butelkę. Chcecie dołączyć? – Cindy, lekko się zataczając, zrobiła tych kilka kroków w ich stronę, ostatecznie zatrzymując się niedaleko. Widząc ich w takiej a nie innej pozycji, uśmiechnęła się, krzyżując ręce pod piersiami.
____- No chyba że Wam przeszkadzam, to zapomnijcie o mnie i wracajcie do tego, co tam sobie przed chwilą robiliście. Ale ostrzegam, będzie potem żałować. – język Cindy powoli zaczął się plątać, co znaczyło tyle, że w porównaniu do nich, nie próżnowała w piciu drinków.
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {02/05/24, 12:21 pm}

Lies D3040c01fc51e7fcmed


______Jak Ezra miał nie pamiętać tego auta? Srebrne volvo, spory SUV. Ich pierwsza samodzielnie zdobyta nagroda. Na tylnym siedzeniu była sportowa torba, wypełniona gotówką. Według ich informatorów właściciel samochodu miał z kimś zatargi. Próbowali zlokalizować ten wóz prawie tydzień. Objeżdżali wszystkie okoliczne parkingi w Good Hart i sąsiednie miejscowości, aż w końcu zlokalizowali samochód w Bliss, zaparkowane w pobliżu obskurnego motelu. Kradzież nigdy nie wydawała się być tak łatwa. Poznanie tajników zwijania aut było jedną z najlepszych wówczas rzeczy, których mogli doświadczyć. Starali się działać szybko, aby nie dać się złapać. Udało się. Ezra nigdy nie czuł takiej euforii i adrenaliny jak wtedy. Dlatego też, kiedy tylko przejechali dziesięć mil wiedzieli, że są kryci. Zatrzymali się na niewielkim, przydrożnym parkingu w Middle Village, gdzie mieli zdać wóz. Młody Portman nawet nie był w stanie określić co go wtedy napadło. Z miejsca pasażera wpatrywał się w profil Fabiena, który wygodnie regulował sobie miejsce kierowcy by móc się prawdopodobnie zdrzemnąć. Ale nim Ezra zdążył pomyśleć, odezwał się wtedy do niego. Użył zdrobnienia, pamiętał. Zwrócił tym na siebie jego całą uwagę. Czuł spojrzenie zielonych tęczówek na sobie. Stacja radiowa nadawała popularne, muzyczne hity, które znał każdy. Trudno było stwierdzić ile to trwało. Mogło pół minuty, mogło pięć minut, pół godziny albo dwie sekundy. Nie myślał wtedy. Po prostu nachylił się i pocałował Fabiena, zanim zdążyłby się rozmyślić. Adrenalina rozsadzała mu żyły, pompowała utlenioną krew do mózgu, zwiększyła dotychczasowy limit odwagi. Doskonale pamiętał swoje zaskoczenie, kiedy pocałunek został odwzajemniony. Dłonie Deliory chwyciły go za przód czarnej, jeansowej kurtki, co Ezra odebrał jako wyraźny sygnał do ruchu. Nie myśląc zbyt wiele podniósł się na kolana, a następnie pokonał przestrzeń między fotelami, aby usiąść okrakiem na Fabienie. Chyba uderzył wtedy głową w samochody sufit. Tak mu się teraz wydaje, choć nie jest pewien. Później z niewielką pomocą porzucił kurtkę na tylnej kanapie. W jej ślady poszła kurtka Fabiena. Miejsca nie było dużo, ale wtedy wydawało się być go więcej niż wystarczająco. Ezra na pewno prosił, ale nie pamiętał dokładnie w którym momencie. Pocałunków nie było widać końca. Badali swoje ciała z niecierpliwą ciekawością, choć trudno ją nazwać pobieżną. Byli zaskakująco dokładni jak na dwójkę napalonych dwudziestolatków w samochodzie. Młody Portman następnego dnia miał ślad po zębach na szyi i ramieniu. Malinkę pod obojczykiem. Siniaki przypominające do złudzenia palce wokół bioder, na pośladkach i w odcinku lędźwiowym pleców. Rodzice następnego dnia o nic nie pytali, choć Ezra snuł się po domu niczym duch, emanując cichą radością i zabójczą uczynnością co wzbudzało w jego matce pewną podejrzliwość. Wtedy też obił sobie kolano o samochodowe drzwi, czego wynikiem był niebieski siniec rozlewający się w dół golenia. Ale tego wspomnienia nie zamieniłby na żadne inne. Jeśli kiedykolwiek podczas nostalgicznych rozmów w barach, wychodziły tematy jakichkolwiek pierwszych razów to przywoływał właśnie ten wieczór jako pierwszy seks. Ten pierwszy, żenujący raz z Liz wolał zepchnąć głęboko w przestrzeń niepamięci…
______Z zaskoczeniem zarejestrował jak Fabien wstaje, więc odwrócił się za nim, jednak następne słowa wyrwały mu z gardła zdziwione parsknięcie. Ezra nie był dobrym tancerzem, żeby nie powiedzieć, że żadnym. Nie radził sobie najlepiej z tym. Według opinii przyjaciół lepiej radził sobie ze śpiewaniem, ale taniec był poza jego zasięgiem.
______Nie wiem czy to jest dobry pomysł – wyznał niepewnie, jednak drugi chłopak zdawał się go nie słuchać. Jednym mocnym ruchem podciągnął szatyna do pionu. – Nie gwarantuję, że wyjdziesz z tego bez szwanku, Deliora. Naprawdę, wiele lat minęło od tamtego czasu – parsknął.
______Czuł jak przyjaciel obejmuje go ramieniem w pasie i przyciąga do siebie. Nie oponował. Właściwie czuł się nad wyraz komfortowo w tym uścisku.
______Na balu maturalnym była to dla nich forma wygłupu, ponieważ Liz przez prawie całą imprezę nie była w stanie oderwać Ezry od stolika, który zajmowali razem z Killianem, który wybrał się z przyjaciółką Cindy – Daisy, Eleną i Fabienem. Strzelała fochy przez dłuższy czas, wybierając się potańczyć z koleżankami z koła dziennikarskiego. W końcu Fabien nie wytrzymał i zabrał Ezrę na parkiet, kiedy tylko DJ zapuścił ten sam kawałek co teraz. Długo go to bawiło. Pamiętał też, że dziewczyna zrobiła mu awanturę, kiedy odwoził ją do domu nad ranem. Najadła się wstydu, mówiła. Jej chłopak nie chciał z nią tańczyć, ale pozwolił się wyrwać byle chłopakowi. Nakrzyczał na nią. Zabronił jej się wysławiać o Fabienie w ten sposób. Cała ta historia wróciła teraz do niego niczym stopklatki ze starego, czarno-białego filmu. Liz wysiadając trzasnęła drzwiami i nazwała go pedałem. Pozwolił jej wówczas odejść. Zostawił ją w spokoju, następne dni spędzał z Cindy i Eleną, warcząc na większość rzeczy, które poruszały się w jego polu widzenia. W głowie został mu zasiany zamęt, który musiał przepracować. Ludzka rzecz. Teraz o tym myśląc mógłby przyznać Liz rację, ale wtedy była to rzecz nie do pomyślenia. Był młody, głupi i zbyt dumny, żeby zgodzić się z irytującą, wiecznie zazdrosną i nadąsaną dziunią.
______Z cichym westchnieniem oparł czoło w zgłębieniu między obojczykami Fabiena, ciesząc się, że te wszystkie burzliwe lata ma już za sobą. Może teraz życie nie wydawało się prostsze, ale on już dojrzał i dużo lepiej sobie radził z problemami niż prawie dekadę temu. Mając nos wciśnięty w materiał koszulki szatyna wyczuł tak dobrze znane sobie nuty zapachowe. Drzewo sandałowe, wyprawiona skóra, piżmo. To nie jest ten sam zapach, który pamięta jeszcze ze szkoły średniej. Zdecydowanie jest mocniejszy, bardziej pasuje do Fabiena i jego aktualnego wizerunku. Prawdopodobnie napawałby się tym zapachem jeszcze trochę, gdyby ktoś nie zdecydował się im przerwać. Nim Ezra zdążył się odwrócić, został mocniej przyciśnięty do posągowej, szerokiej sylwetki przyjaciela. Jednak dźwięk głosu Cindy sprawił, że obydwaj się rozluźnili. Portman zgrabnie się wyplątał z objęć Deliory, odwracając w stronę przyjaciółki. Była cheerleaderka patrzyła na nich z błyskiem w oku i skrzyżowanymi pod biustem rękami, jakby właśnie udowodniła swoją rację wszem i wobec.
______Jeśli mówisz, że będziemy żałować to pewnie grzechem byłoby nie dołączyć do całej ekipy, nie? – powiedział Ezra, uciekając niemalże od razu spojrzeniem od Cindy. Wydawała się przewiercać go spojrzeniem na wskroś. Jakby zbadała dokładnie wszystkie niewiadome wszechświata. – Chociaż wiesz, że nie mamy już piętnastu lat i jesteśmy za starzy na granie w butelkę? – dodał z uśmiechem, mrużąc nieco szklące się oczy.
______– Uwierz Ez, że nikt nie jest za stary na butelkę, jeśli tylko jest do tego odpowiednie towarzystwo – prychnęła, prostując się niczym struna i zadzierając nos do góry.
______Jasne, oczywiście – przyznał jej rację, kręcąc z niedowierzaniem głową. Z cichym westchnieniem zebrał z trawy pusty kubek po drinku Fabiena, a resztę ze swojego wypił jednym haustem, rozluźniając gardło i pozwalając mu spłynąć przełykiem. Po wzięciu większego oddechu spojrzał w stronę przyjaciół, trzymając śmierci w ręku. – To skoczę do namiotu po kolejną kolejkę i zajmę nam miejsce przy ognisku, okej? – powiedział, przesuwając wzrokiem od Cindy do Fabiena, na którym zatrzymał się sekundę dłużej.
______Następnie ruszył w drogę powrotną na teren imprezy, starając się odgonić atakujący go z każdej strony natłok bodźców. Czym innym było siedzieć z przyjacielem na ławce w ciemności, a co innego było wrócić najaranym w tłum bawiących się rówieśników. Nikt jednak nie wydawał się zauważyć zniknięcia Ezry. Pewnym ruchem wyrzucił zużyte kubki do kosza, a w namiocie chwycił kolejne dwa, uśmiechając się jednocześnie do chłopaka z entuzjazmem rozlewającego piwo z dobrze schłodzonej beczki. W dokładnie parę sekund wywiązała się pomiędzy nimi niema rozmowa, w której samozwańczy barman zaproponował Portmanowi piwo, a Ezra uprzejmie odmówił kręcąc głową i wskazując złapane przez siebie drinki. Później szatyn ruszył w stronę ogniska, gdzie już siedzieli uczestnicy zabawy i żywo dyskutowali.
______– Ludzie, ludzie! Sunąć dupy! Toż to syn marnotrawny we własnej osobie raczył zaszczycić nas swoją obecnością! – rozległ się krzyk, a jedna z jednostek siedzących z boku wstała. Z wyraźnie słyszalnym tupotem glanów pokonała dystans, jaki dzielił ją i niezgrabnie stojącego przy kłodzie Ezrę. Choć blask ognia w pierwszej chwili go oślepił, już po dokładnie ogolonej głowie Ez mógł rozpoznać swojego rozmówcę. Elena prawie w ogóle się nie zmieniła. Nadal była dość wysoka jak na dziewczynę, wciąż miała ładnie pomalowane oczy i podkreślone brwi, a także nosiła ubrania po starszym bracie należącym do gangu motocyklowego. Zatrzymała się na wyciągnięcie ramienia od kumpla i z lekkim uśmiechem szturchnęła go pięścią w ramię. – Dobrze jest mieć cię z powrotem, Ez.
______Też mi cię brakowało, El.
______Zajął miejsce, które się zwolniło po interwencji dziewczyny i przy okazji zajął to obok siebie dla Fabiena. Ezra czuł na sobie spojrzenia zgromadzonych, jednak większość milczała taktownie jakby nie wiedząc, czy mogą poruszyć tak gwałtowną zmianę wizerunku u kolegi z roku. Przynajmniej do czasu, kiedy rozległo się pytanie.
______– Co się stało z twoim stalowym uśmiechem, co?
______Siedzący po drugiej stronie ogniska Killian przyglądał mu się swoimi jasnymi oczami. Jego spojrzenie zdawało się strzelać piorunami poprzez trzaskające płomienie. On zdawał się nic nie zmienić od czasów szkoły średniej. Utlenione włosy miał przycięte krótko, po wojskowemu, a jego strój składał się z przerobionego przez siebie wojskowego munduru manewrowego, całego w charakterystyczne moro ciapki. Jego oliwkowa cera wydawała się być bladsza niż kilka lat temu, jednak lato dopiero się zaczynało, a to znaczyło, że Killian dopiero się opali na charakterystyczny dla niego ciepły brąz. Ezra mimowolnie wzruszył ramionami, a wtedy kłoda po jego lewej stronie zapadła się charakterystycznie informując go, że Fabien właśnie dołączył, wzbudzając wśród tłumu cichy szmer zaskoczenia i podniecenia. Zdawał się być wśród wszystkich niemałą atrakcją.
______Zęby się wyprostowały, to i aparat stał się niepotrzebny – powiedział jedynie, skupiając nagle całą swoją uwagę na Cindy, która weszła w sam środek kręgu stawiając bose stopy na piasku i trzymając wysoko nad głową tekturowy talerz oraz pustą butelkę po piwie.
______– Uwaga, wszyscy moi zajebiści uczestnicy. Skoro mamy komplet to możemy rozpocząć długo wyczekiwaną grę w butelkę. Idziemy w całowanie, bo wszyscy jesteśmy tutaj dorośli i nie mamy piętnastu lat. Kto się wycofa – pije na hejnał przyniesionego mu drinka. No! To skoro wszystko jasne, zaczynamy!
______Ułożyła butelkę na talerzu, dla którego wydeptała w miarę płaskie miejsce. Później dokonała pierwszego obrotu, który padł na chłopaka, który kiedyś należał do jej zespołu cherrleaderek. I tak gra się toczyła powoli. Ezra przyglądał się temu z zaciekawieniem, przyglądając się jak szybka butelki coraz częściej do omija i omija, co łączyło się z jego zwiększonym tempem picia. Ciepło ogniska rozgrzało jego skostniałe dłonie i rozluźniło napięte mięśnie świadczące o początkowym stresie. Zaczynał się też coraz lepiej bawić obserwując potyczki koleżanek i kolegów, którzy zaskakująco rzadko tchórzyli. Coraz bardziej zrelaksowany wpatrywał się w butelkę, aż w końcu faktycznie padło na niego. Zdziwiony powoli podniósł wzrok, napotykając spłoszone, niebieskie oczy Daisy, która siedziała obok Killiana. Wydawała się wystarczająco zbita z tropu tym obrotem zdarzeń. Potem jednak podniosła się i już miała ruszyć w stronę szatyna, kiedy jednak została zatrzymana przez dłoń zaciśniętą wokół jej nadgarstka. Siedząca obok niej Cindy poderwała się niemalże natychmiast.
______– Ez, dawaj buzi!
______I nim zdążył zaprotestować ujęła jego twarz w dłonie, a następnie niemalże z teatralnym cmoknięciem ucałowała po w policzek tuż pod wytatuowanym na twarzy, niewielkim kluczem wiolinowym. Podskakując niczym sarenka wróciła na swoje miejsce, podekscytowana czekając aż on sam zakręci butelką. Wypił do końca swojego drinka, a następnie faktycznie zakręcił szkłem, przyglądając jak się obraca. Jeden, drugi obrót. W końcu zaczęła zwalniać, aż ostatecznie szyjka zatrzymała się dokładnie pomiędzy Ezrą i siedzącym obok niego Fabienem. Pierdolone przeznaczenie, pomyślał zaskoczony. Niemniej spojrzał na przyjaciela i mimowolnie wzruszył ramionami, podnosząc się powoli. Teatralnym ruchem przeciągnął się, a następnie pewnym ruchem usiadł na kolanach przyjaciela, wygodnie wspierając kolana na kłodzie po obu stronach jego bioder. Spojrzał mu w oczy, zbliżył ich czubki nosów do siebie, a później pozwolił sobie zarzucić mu ramiona na szyję i w końcu go pocałował. Przymknął oczy w cichej euforii, rozkoszując się chwilą. Fabien nadal miał usta tak miękkie jak zapamiętał. Pierwszy ruch ust. Drugi. Pocałunek znowu został odwzajemniony, jak wtedy. I tak samo jak kolejny, a także następny. Ezra znów skupił się na znajomym zapachu perfum Fabiena. Przez to nawet nie zauważył, że ich pocałunek się pogłębił. To było wręcz naturalne. Ich języki splotły się ze sobą w nienazwanym tańcu, ale też w tym momencie chyba nie czuł potrzeby by go nazywać. Dłoń Portmana dyskretnym ruchem objęła wytatuowany kark Deliory, jakby chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Być może tak się nawet stało, trudno było stwierdzić, jednak Ezra był pewien, że teraz przylega do chłopaka jeszcze większą powierzchnią ciała niż wcześniej. Trudno było określić ile to trwało. Mózg szatyna wyciszył wszystkie dźwięki otoczenia. Jakby chcąc dać mu chwilę prywatności i wytchnienia od wszechobecnego szumu.
Wtem jednak rozległ się głośny, nieco prześmiewczy w tonie, gwizd, który sprawił, że Ez wrócił do rzeczywistości. Oderwał się od Fabiena, mimowolnie oblizując usta i starając się skoncentrować rozproszone spojrzenie.
______– Wydaje mi się, że mamy zwycięzców – rozległ się chichot Daisy, która prawdopodobnie właśnie wybiła cały tłum z transu.
______Biorąc głębszy wdech, a także starając się opanować mimowolny rumieniec (spowodowany ciepłem ognia bijącego za plecami!), powoli zsunął się z nóg przyjaciela na swoje miejsce na kłodzie. Nim jednak zdążył paść jeszcze jeden komentarz, rozległo się szczęśliwe krzyknięcie.
______– Przyjechała dostawa!
______To był chłopak z namiotu z piwem. Niósł w rękach olbrzymie paczki z piankami oraz pudełko herbatników z czekoladą. Jego przybycie Ezra niemalże przyjął z wdzięcznością, ponieważ…
______Co to, kurwa, miało być?!
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {03/05/24, 12:25 am}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____W momencie wyswobodzenia się Ezry z uścisku, Fabiena przeszedł nieprzyjemny dreszcz spowodowany brakiem ciepła bijącego od drugiego ciała.  Nie wiedząc co zrobić z rękoma, wcisnął je w kieszenie swych spodni, skacząc spojrzeniem pomiędzy dwójką rozmawiających ze sobą przyjaciół. Gdy Portman zabrał rzucony przez szatyna wcześniej kubek, kiwnął mu w podzięce głową, robiąc tych kilka kroków, w celu ruszenia za mężczyzną, ale chuda, smukła dłoń złapała go za nadgarstek, sprawiając, że zatrzymał się w miejscu, spoglądając przez ramię na stojącą zaraz za nim Cindy. Jej twarz wykrzywił delikatny uśmiech, a czubek nosa zmarszczył się nieznacznie. Fabien zawsze uważał w dziewczynie  tę cechę za uroczą. Nie inaczej było w tej chwili. Odwrócił się w jej kierunku, przypatrując się z zainteresowaniem. Cindy rozumiejąc, że udało jej się uzyskać zamierzony efekt, puściła go, wskazując podbródkiem na ławkę, z której nie tak dawno dopiero co wstali z Ezrą.
____- Masz czas, aby chwilę pogadać? – zapytała, a gdy Deliora w odpowiedzi kiwnął głową, ruszyła przodem. Co było na tyle ważne, że dziewczyna nie mogła z tym poczekać do jutra? Fabien dowiedział się o co chodziło już chwilę później, kiedy siadając na ławce, oparł łokcie na swych kolanach, nachylając nieco sylwetkę do przodu i zerkając na swą towarzyszkę kątem oka. Cindy wzięła głęboki wdech w płuca, niemalże bombardując zdezorientowanego Fabiena potokiem słów.
____- Fabien, słuchaj. Wiesz że Cię kocham i chce dla Ciebie tak samo dobrze jak i dla Ezry, ale… Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz tego chłopaka… Ez drugi raz tego nie wytrzyma, rozumiesz? Ja też nie. Obiecuję Ci, że jeśli zrobisz tak po raz kolejny znajdę Cię i wypatroszę Ci jaja. Rozumiemy się?
____Deli kiwnął jedynie głową na potwierdzenie, na co twarz Cindy od razu się rozpromieniła. Posłała mu delikatnego kuksańca w żebra, przez co Fabien zgiął się w pół, ale uśmiechał się delikatnie. Ta dziewczyna miała rację. Gdyby znowu coś nie wypaliło pomiędzy nim a Ezem, to prawdopodobnie sam Fabien nie mógłby sobie tego wybaczyć. Już wystarczył ten jeden raz, kiedy nadszarpnął zaufania Portmana.
____- No, a teraz mów. Jak Ci idzie podbijanie jego serducha, hm? Jakieś postępy?
____- Cindy, daj spokój, nie planuję…
____Kobieta uniosła otwartą dłoń ku górze, sprawiając, że Fabien przestał gadać. Jak widać, jej zachowanie nie zmieniło się od czasów, kiedy byli jeszcze dzieciakami. Dalej twardo stąpała po ziemi, przyjaciół ceniąc sobie ponad wszystko. A zarazem zatrzymała w sobie tę lekkość nawiązywania znajomości i komunikacji z innymi ludźmi.
____- Przestań pierdolić, Fabi. Widzę jak pożeracie siebie nawzajem wzrokiem. Gdybyś kazał Ezrze zrobić tobie laskę, to pewnie klęknąłby tu i teraz, i zrobiłby to bez najmniejszego zająknięcia. Rozumiesz?
____Fabien na zadane pytanie kiwnął ostrożnie głową, na potwierdzenie, że słowa przyjaciółki do niego dotarły. I w tamtym momencie jej nie okłamywał. Deliora naprawdę wziął je sobie do serducha.
____Cindy uśmiechnęła się od ucha do ucha, a wstając, podała rękę mężczyźnie, po czym razem, już bardziej rozluźnieni, żartując ruszyli w stronę palącego się nieopodal ogniska i śmiejących się przy nim ludzi.
____Ezre zauważył już chwilę później. Siedział na kłodzie, trzymając w obu dłoniach przyszykowane dla nich drinki. Uśmiechnął się pod nosem na sam jego widok, a ostatecznie dochodząc do kłody, która w tamtym momencie oblegana była przez przyjaciela, usiadł z ciężkim westchnięciem na niewygodnym drewnie. Starał się ignorować wszystkie szmery i stłumione głosy zebranych w kółeczku ludzi w momencie, kiedy się pojawił,  naprawdę cholernie się starał. Ale ta jedna, tak dobrze znana Fabienowi twarz sprawiła, ze niekontrolowanie zacisnął mocniej szczękę. Killian. W tamtej chwili wolałby, żeby go tam nie było, ale przecież nie wyprosi skurwiela, nie? To nie tak, że Deliora nie miał powodu, żeby go nienawidzić. Miał ku temu kurewsko ważny powód. A mianowicie był nim Portman. Zupełnie nieświadomy, że ten dupek pomimo tego, że był w związku, ślinił się do niego, niezbyt starając się ten fakt ukrywać. Ale Ez albo udawał że tego nie widzi, albo naprawdę był aż tak ślepy, że tego nie dostrzegał.
____- Kopę lat, Deliora. Co, bida zajrzała do tyłka, że wróciłeś do Good Hart?
____Pierdol się, zjebie.
____Szatyn nie odpowiedział na zaczepkę, nie chcąc psuć sobie reszty nocy. Ułożył się wygodniej na kłodzie, szturchając przypadkiem Ezre swym ramieniem. Posłał mu przepraszające spojrzenie, a następnie już z czystą głową skupił się na grze.
____Szyjka butelki kręciła się co jakiś czas, puszczana co rusz przez inne osoby. W momencie, kiedy padła kolej Portmana, Fabien skupił na nim całą swoją uwagę. Nie spuszczając wzroku z kręcącego się naczynia, upił łyk drinka. Wtem usłyszał parę dziewczęcych pisków i bliżej nieokreślonych szmerów. Czy coś go właśnie omijało? Zrozumiał o co chodziło tym wszystkim ludziom w momencie, kiedy poczuł dodatkowy ciężar na swoich kolanach. Intuicyjnie złapał przyjaciela w pasie, a kiedy Ezra przybliżył się do niego, zarzucając mu dłonie na kark i łącząc ich usta w pocałunku, odchylił się nieco do tyłu, poruszając nieznacznie biodrami, by poprawić sobie siedzącego na nim przyjaciela. Z jego ust niekontrolowanie wydostał się cichy pomruk aprobaty pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Mając świadomość że nie są sami, Fabien odruchowo chciał się odsunąć, ale Ez pokrzyżował mu plany, pogłębiając pocałunek i przybliżając się jeszcze bliżej. Czuł bijące od drugiego mężczyzny ciepło na swoim torsie i walące niczym dzwon serce. Kurwa, jeśli zaraz tego nie przerwą, Fabien nie będzie mógł się dłużej powstrzymywać. Jednak, jakby na zawołanie, brunet ostatecznie odsunął się od niego, a oblizując lubieżnie wargi, na co Fabi zareagował delikatnym uśmiechem, ostatecznie siadł na swoim wcześniejszym miejscu.
____Deliora sięgnął po kubeczek z drinkiem, a rozumiejąc że nic w nim już nie ma, wstał na równe nogi, przy okazji zabierając też i ten należący do Portmana. Nadal z mocno bijącym sercem ruszył w kierunku namiotu, starając się uspokoić natłok myśli. Stawiając kubeczki na stole, oparł się o blat zaraz obok nich, wolną dłonią przejeżdżając po twarzy.
____- Kurwa…
____Po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz, kiedy zrozumiał że nie jest sam i ktoś uparcie wpatruje się w jego plecy. Odwrócił się, a dostrzegając stojącego przed nim wściekłego Killiana, oparł się biodrem o kant, krzyżując dłonie na torsie. Czego on kurwa od niego chciał?
____- I na co Ty liczysz? Że przyjedziesz sobie jakby nigdy nic, a Ezra rzuci Ci się w ramiona? – blondyn parsknął, również krzyżując swoje dłonie. Zacisnął szczękę, mrużąc groźnie powieki. Co on próbował tym niby wskórać? Papugując Fabiena nie sprawi, że ten zacznie się go bać.
____- Jakbyś nie zauważył, już to zrobił.
____Killian w sekundę zmniejszył dzieląca ich odległość, swoją dłoń zaciskając w pięść na koszulce szatyna.
____- To była tylko gra, Deliora. – wycedził przez zęby, co Fabien skwitował cichym parsknięciem i uniesieniem wysoko podbródka, tym samym rzucając mu nieme wyzwanie.
____- Jesteś tego taki pewien? – zapytał, nie ruszając się nawet o milimetr, kiedy druga dłoń blondyna uniosła się ku górze, celując w jego szczękę. Z oddali usłyszeli krzyki zebranych przy ognisku ludzi. Towarzystwo chyba powoli zaczęło się niecierpliwić, że nie ma ich tak długo z powrotem.
Syriusz
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Syriusz
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {03/05/24, 10:10 pm}

Lies D3040c01fc51e7fcmed


______Ezra nie miał w zwyczaju robić takich rzeczy na pierwszym spotkaniu po latach. Właściwie to jeszcze rok temu nadal czuł się zraniony zachowaniem swojego przyjaciela i długo nie marzył o niczym innym, jak tylko zapomnieć o nim oraz wszystkich ich przygodach. Chociaż wspomnienia wracały niczym rzucony w eter bumerang. Czasami przychodziły w najmniej odpowiednich momentach… A z drugiej strony potrafiły być największą pociechą podczas pobytu w więzieniu, gdzie na samym początku nie było kolorowo. Umieć się ustawić to jedno, ale cenę za tę pozycję też trzeba było zapłacić.
______Teraz jednak z błyskiem w oku wpatrywał się jak Fabien opuszcza ciepły krąg, który utworzyły płomienie ogniska by przynieść im kolejne drinki. Nie spodziewał się, że ten wieczór się potoczy w ten sposób. Podekscytowane dziewczyny chichotały między sobą, zwłaszcza z tłumu wyróżniały się piski rozbawienia Cindy. Dyskutowała w najlepsze z Daisy, kiedy młody Portman pomagał chłopakowi od rozlewania piwa rozpakowywać pianki i nabijać je na przygotowane do tego długie, zaostrzone na końcu gałązki. Herbatniki w plastikowych tackach położył na skraju każdej kłody, aby wszyscy ewentualnie mogli się nimi poczęstować do pianek. Właśnie podawał nadziane już na patyk pianki Cindy, kiedy ktoś położył mu dłoń na ramieniu.
______— Ez, musisz iść ze mną.
______Kiedy obejrzał się przez ramię, napotkał spojrzenie Eleny. Wydawała się być zaskakująco przejęta. W jej dużych oczach czaił się niepokój, który można było porównać wyłącznie z osobą, która właśnie obserwowała zagryzające się psy.
______Co się dzieje, El? — zapytał zaskoczony, otrzepując ręce z kory, kiedy Cindy wzięła od niego gałązki.
______— Chodzi o Fabiena. On chyba zaraz zabije Killiana.
______W tym wszystkim nawet nie zauważył zniknięcia Killiana z kręgu. Więcej nie było mu potrzebne. Czym prędzej oddał wszystko, co trzymał i ruszył w stronę namiotu z alkoholami. Za plecami słyszał pospieszne kolejne kroki, co znaczyło, że Daisy też zdecydowała się razem z nim interweniować. W końcu chodziło o chłopaka, z którym umawiała się już od czasów balu maturalnego w szkole średniej. Być może miała na niego większy wpływ niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Portman puścił ją przodem, a później przyglądał się całej tej scenie z niedowierzaniem. Killian trzymał zaciśniętą pięść na koszulce Fabiena i właśnie przygotowywał się do tego, aby go uderzyć. Deliora jednak wydawał się być niesłychanie pewny siebie, jakby był pewien, że drugi chłopak nie odważy się zrobić mu jakiejkolwiek krzywdy. Ale Ezra znał ten wyraz twarzy.
______— Killian, nie! — krzyk Daisy poniósł się echem wśród osób przyglądających się całej tej sytuacji, jednak decydujących się nie interweniować. Całym impetem ciała wpadła na blondyna, chwytając go za ramię, które było gotowe do uderzenia. — Miałeś się już nie bić!
______Chłopak wydawał się być jednak znacznie bardziej zirytowany interwencją brunetki niż zanim tutaj przyszli. Próbował odpędzić od ją siebie niczym natrętną muchę.
______— Nie wtrącaj się Daisy — warknął Killian, mrużąc groźnie oczy. — Wrócił sobie po takim czasie i wydaje mu się, że może się tu rządzić.
______Ezra natomiast powoli podszedł do Fabiena i chwycił go delikatnie za rękaw nad łokciem, ciągnąc lekko by zwrócić na siebie uwagę szatyna. Wiedział, że agresja i nerwy mogły tylko jeszcze bardziej rozognić ten konflikt. Musiał zachować spokój.
______Deli? Chyba powinieneś już wracać. Prawie wszystko jest już gotowe do jedzenia — powiedział, nieco mocniej zaciskając palce na materiale. Wychylił się nieco zza szerokiej sylwetki chłopaka. — A ty chyba powinieneś przystopować z alkoholem Killian. Nie wypada naskakiwać na swoich i doskonale o tym wiesz — dodał, starając się nadać swojemu głosowi pełen nagany ton.
______— Ale to on zaczął!
______Nie będę wnikać w niczyją winę. Odetchnij, napij się wody i może pogadać z Daisy. Może ci wróci zdrowy rozsądek — wyjaśnił twardo, biorąc ostatecznie kubek dla siebie i następnie ciągnąc za sobą Fabiena, który wydawał się całkowicie odpuścić.
______Powrót do ogniska już przebiegł bezproblemowo i bez żadnych zakłóceń. Ezra w drodze na swoje miejsce zdążył już wypić jedną trzecią swojego drinka w nerwach. Jak on nienawidził uczestniczyć w tego typu konfliktach. Nie był najlepszym mediatorem, ale za to doskonale potrafił sobie radzić z osobami, które znał. A Fabiena, podobnie zresztą jak Killiana, znał od podszewki. Temu bezsensownemu rozlewowi krwi mógł zapobiec, niezależnie od tego o co się pokłócili. Zapach słodkich, lepkich pieczonych pianek szybko zwrócił jego uwagę. Och, on ich nie jadł całe wieki. To był smak, który kojarzył mu się wyłącznie z wakacjami, kiedy to z rodzicami zabierali się z Fabienem nad jezioro i tam siedzieli wśród rojów atakujących ich komarów, jedząc grillowane pianki.
______Ezra wygodnie zajął swoje miejsce, gdzie niemalże od razu został mu przekazany przygotowany już idealny zbitek. Dwa herbatniki z czekoladowymi spodami, które łączyła ciepła pianka, rozpływająca się powoli. Z rosnącym zadowoleniem ugryzł przysmak, uśmiechając się do swoich wspomnień. Kiedy nosił aparat ortodontyczny to miał zakaz jedzenia tego typu rzeczy. Po takim czasie zdawały się smakować o wiele lepiej. Zaraz pochłonął przekąskę do końca. Ucieszony niczym dziecko chwycił nieużywany już kijek i nabił na jego czubek wygrzebaną z otwartej torby kolejną słodkość. Opiekał ją skrupulatnie i równomiernie nad ogniem, naciągając rękawy bluzy na dłonie. Kiedy w końcu była gotowa, delikatnie ściągnął ją palcem na czekoladowy spód herbatnika i ugryzł, żując ją powoli. W kolejnym kęsie pochłonął ją do końca.
______Ez, umazałeś się — usłyszał obok siebie.
______Zdziwiony zmarszczył nieco brwi. Mimowolnie przesunął dłonią w stronę lewego policzka, szukając brudnego miejsca.
______Co? Gdzie? — spytał instynktownie.
______Nie odpowiedział żadnej konkretnej odpowiedzi. Fabien zaśmiał się jedynie, a następnie ujął w dłoń policzek Ezry, sięgając kciukiem ku jego prawemu kącikowi ust. Wytarł stamtąd resztkę pianki, jednak Portman nie pozwolił mu się szybko wycofać. Właściwie to niewiele myśląc wysunął język i zlizał słodkość z palca przyjaciela. A następnie jak gdyby nigdy nic odwrócił się w stronę ogniska, sięgając po swój kubek z drinkiem. Niemalże czuł na sobie niedowierzające spojrzenie szatyna.
______Czas przy ognisku mijał zatrważająco szybko. Spędzanie czasu z Cindy oraz jej pomysłami bywało jednak na dłuższą metę męczące. A Ezra już nie miał osiemnastu lat, aby balować noce z rzędu, a w ciągu dnia funkcjonować jak normalny człowiek. To zdecydowanie było dzisiaj ponad jego siły. Dlatego kiedy padła propozycja, aby przygotować się do grania w kalambury z kategorii osiemnaście plus, prawie nieświadomie przewrócił oczami.
______Wiecie… Ja już chyba spasuję. Dzisiaj był szalony dzień — westchnął, przecierając powieki palcami.
______— Cooo? Już?!
______Cindy, dzisiaj przyjechałem. Muszę się w spokoju położyć z dala od twojego gadania — zaśmiał się, podnosząc się powoli do pionu.
______Zaraz za nim wstał Fabien, który również machnął w stronę wcinającego pianki towarzystwa.
______Zgadzam się z Ezrą. Trzeba się zbierać — powiedział, otrzepując spodnie z kory.
______I nim ktoś znowu zdążył zainterweniować w ich zniknięcie, Fabien chwycił przyjaciela za nadgarstek i pociągnął w stronę prowizorycznego parkingu, gdzie stał land rover Ezry. Chłopak postawił nieco bunt przed zbyt szybkim tempem ruchu, starając się opanować rozmycie w peryferyjnym polu widzenia. Najwyraźniej zioło, alkohol i naturalne ciepło ognia nie było najlepszym połączeniem. Z przymkniętymi oczami wziął głęboki wdech chłodnego powietrza, które ciągnęło znad chłodnej tafli jeziora i już nieco wolniej pozwolił się prowadzić, chociaż nie do końca był pewien czy Deliora wie czym aktualnie Ezra w ogóle jeździ. I zainterweniował w ostatniej chwili, ponieważ minęliby terenówkę bez cienia zainteresowania.
______Czekaj. To moje auto — wyznał Portman, starając się wygrzebać z przedniej kieszeni spodni kluczyki. Później z zaskakującą celnością otworzył drzwi bagażnika, gdzie przywitała ich w większości pusta przestrzeń za tylnymi siedzeniami. Ezra sprawnie wspiął się do auta, zaczynając przerzucać pojedyncze pierdoły jak skrzynka z narzędziami, czy pusty baniak na wodę na kanapę za przednimi fotelami. — Zaraz zrobi się przytulnie — obiecał, sięgając po dwa grube, polarowe koce, które zapakowane miał w największe worki na śmieci jakie znalazł jakiś czas temu w sklepie budowlanym. Folię wrzucił pod podłogę bagażnika, dzięki wmontowanej tam klapie, a następnie zaczął rozkładać koce jeden na drugim, aby stworzyć coś na styl materaca. Później sięgnął na tylne siedzenie, wychylając się głęboko i wisząc przez chwilę na samym oparciu kanapy, udało mu się zlokalizować dwuosobowy, ocieplany śpiwór. Metodycznymi ruchami wyciągnął go z pokrowca i rozsunął zamek, aby zamiast być śpiworem, materiał stał się prowizoryczną kołdrą. Na sam koniec z bocznych, zasiatkowanych wnęk bagażnika wyciągnął poduszki, które wrzucił w miejsce, gdzie planował mieć głowę. — Teraz zapraszam. Buty proszę zdjąć i złożone dać w miejsce poduszek — parsknął, samemu zaczynając rozwiązywać sznurówki ulubionych trampek i ostatecznie wrzucając je w wyznaczone miejsce.
______Ze swojego miejsca w bagażniku obserwował jak Fabien siada na krawędzi samochodu i również zaczyna zdejmować swoje buty. Kiedy on też już zajął swoje miejsce, Ezra na czworakach doczołgał się go drzwi bagażnika i zatrzasnął je mocno, aby zamek zaskoczył. Kluczyki zawiesił na haczyku, gdzie kiedyś był wmontowany dodatkowy pas bezpieczeństwa dla kolejnego rzędu foteli. Zawsze na wszelki wypadek mógł odpalić silnik i włączyć im ogrzewanie. Temperatura zaczynała jego zdaniem aż za bardzo spadać. Miał skostniałe dłonie. Mając kluczyki pod ręką i w końcu będąc bez butów, wyłożył się wygodnie na zrobionym legowisku i rozciągnął się mimowolnie.
______Cieszę się, że już wyszliśmy. Myślałem, że nigdy się stamtąd nie zmyjemy… — wyznał cicho, wzdychając i odwracając głowę w stronę siedzącego obok Fabiena. Wydawał się być zrelaksowany, zupełnie inaczej niż w towarzystwie Cindy i reszty. Ezra nawet w zupełnym mroku panującym w samochodzie doskonale widział szlachetny profil jego twarzy. Znowu te perfumy. Na samą myśl o wspomnieniu sprzed godziny, kiedy całował te usta poczuł skręt w żołądku i znajome ciepło rozlewające się w podbrzuszu. Zmrużył mimowolnie oczy, aby zaraz jednak podnieść się samemu do siadu, a następnie usiąść na kolanach Fabiena. Przyglądał mu się, ich oczy spotkały się w mroku. Ich rozszerzone źrenice łykały ciemność. Dłoń Ezry powoli mapowała twarz przyjaciela, rozpoczynając swoją podróż od miękkich, ciemnych włosów. Potem czubkami palców przez czoło aż do łuków brwi. Jeden z jego palców zsunął się linii prostego, klasycznego nosa i musnęły delikatną powiekę. Tu się zaczynały wysokie kości policzkowe, które zdawały się być tak pięknie wyrzeźbione, że można było odnieść wrażenie, że dałoby się nimi ciąć szkło. Później napotykał te cholerne usta, które odcisnęły w jego mózgu piętno. Ostatecznie objął rękami kark chłopaka, przesuwając kciukami wzdłuż jego linii szczęki. — Dlaczego musisz być tak cholernie przystojny? — zapytał cicho, nachylając się po raz kolejny tego wieczoru i całując go znowu. I jeszcze raz. I ponownie. Pozwolił im nosom otrzeć się o siebie, oddechom zmieszać się w cichy samochodu. Zetknął ich czoła i przymknął oczy. — Nawet sobie nie wyobrażasz jak strasznie za tobą tęskniłem, Fabi… — wyznał szeptem, poruszając nieco głową i wykonując mimowolny ruch, przypominający kota wtulającego się w właściciela. Tak dawno nie użył tego zdrobnienia.
Rusek
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Rusek
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {05/05/24, 08:27 pm}

Lies 70bd4989c08265de

REALIZED    THAT    THEY   FUCKED UP,  NOW  THEY SEE  ME GET SOME
CAN'T    EAT,     W H Y ' R E     Y O U    STANDING    IN   MY   KITCHEN?

____Dłoń Killiana coraz mocniej zaciskała się na jego koszulce, źrenice rozszerzyły się od uderzenia adrenaliny, a nozdrza powiększyły się nieznacznie. Wpatrywał się w niego, zaciskając szczęki i najpewniej mieląc w ustach wiązankę przekleństw skierowaną do jego osoby. Fabien odkąd pamiętał nie przepadał za tym facetem. Blondyn od dobrych kilku lat przejawiał wręcz wypływającą z niego niechęć do Deliory. Z początku nie wiedział czym ów niechęć była spowodowana, ale im stawali się doroślejsi, tym częściej szatyn zaczynał rozumieć i dostrzegać coraz więcej rzeczy, które powodowały u Killiana takie, a nie inne zachowanie. A powód był jeden. Ezra zupełnie nieświadomy uczuć Killiana utrzymywał z nim dobre stosunki, nie dostrzegając tego, jak ten chłopak się męczył i wkurwiał, kiedy tylko widział kręcącego się obok Ezry Fabiena. Wiedział, że to z nim jest najbliżej i miał świadomość tego jak silnymi uczuciami się darzą. Deli natomiast, wiedząc to wszystko, z wielką wręcz przyjemnością doprowadzał Killiana do białej gorączki. Owszem, to co robił było podłe, ale zachowanie blondyna nie było lepsze. W końcu, co z biedną Daisy, która od początku szkoły średniej, była zapatrzona w blondyna jak w obrazek. Oddawała mu całą siebie, a w zamian dostawała ochłapy jakiejkolwiek uwagi i nierzadko podłe zachowanie ze strony Killiana. Fabienowi zawsze było żal tej dziewczyny.
____ Deliora już otwierał usta, by sprowokować stojącego naprzeciw niego mężczyznę, ale w tym samym momencie, w namiocie pojawiła się Daisy, odciągając Killiana, a Ezra stanął zaraz za Fabienem, łapiąc go za materiał kurtki. Wszystkie negatywne emocje, które zaczęły w nim wzbierać, zniknęły jak za machnięciem magicznej różdżki. Zrobił kilka kroków w przód, zaraz jednak odwracając się w kierunku mężczyzny. Posłał w jego kierunku łagodny uśmiech, czochrając go po miękkich włosach.
____- Tak, jestem za. Wracajmy. – odpowiedział krótko, a łapiąc za swojego drinka, pozwolił się ciągnąć mężczyźnie przed nim.
Bacznie obserwował Ezre, który wypił niemalże wszystko za jednym razem i ostatecznie usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, które przez Fabiena musiał opuścić. Towarzystwo głośno się śmiejąc i rozmawiając zajadali pianki i popijali drinki ze swoich kubeczków. Sam Fabien skusił się na jeden smakołyk. Bardziej z sentymentu niż z rzeczywistego głodu. Bez pośpiechu zjadł piankę wciśniętą między dwa herbatniki, uśmiechając się mimowolnie na pojawiające się w jego głowie wspomnienia.
____Słodkość skonsumował zaraz po Ezrze, uśmiechając pod nosem na widok tego, jak szybko ją pochłonął. Jednak w tamtym momencie coś innego zwróciło jego uwagę. Odwrócił się w jego stronę.
____- Ez, umazałeś się – powiedział krótko, wyciągając w jego kierunku dłoń, by ostatecznie położyć ją na jego twarzy, wycierając resztkę pianki z kącika jego ust. Już chciał ją zabrać, ale Ez najwyraźniej miał według niego inne plany. Złapał za jego rękę, a wyciągnąwszy język, zlizał przysmak z jego palca. Fabiena przeszedł dreszcz w momencie, kiedy mokry język Portmana przesunął się po jego skórze. Z niedowierzaniem wpatrywał się w przyjaciela, który zdawał się nie przejmować wykonaną przed chwilą czynnością.
____Czas leciał im zatrważająco szybko. Fabien nawet nie zauważył, kiedy zrobiło się tak bardzo późno. W momencie, kiedy Portman odmówił dalszej zabawie, szatyn odetchnął z ulgą. Już powoli zaczynał mieć dość dzisiejszego wieczora. Zresztą, Ezra pewnie też.
____Bez pośpiechu wstał z kory, a otrzepując spodnie z resztek wiórów, pożegnał się z towarzystwem, a łapiąc bruneta za nadgarstek, pociągnął go w kierunku auta. Deliora dopiero w połowie drogi zrozumiał, że szczerze, to nie miał bladego pojęcia gdzie dokładnie ma się kierować. Zwolniwszy nieco kroku, miał cichą nadzieję, że Ez powie mu, w którym momencie ma się zatrzymać. I się nie mylił, już chwilę później, Ezra zatrzymał go, tłumacząc że stoją właśnie przy jego aucie. Fabien przyjrzał mu się z zainteresowaniem, rozumiejąc, że musiał je nabyć całkiem niedawno, bo nie kojarzył, by ten jeździł wcześniej czymś podobnym. Poczekał grzecznie, aż Portman otworzy samochód, a w momencie, kiedy ten zaczął przygotowywać im miejsce do spania, nurkując za fotel w celu wzięcia rzeczy, Fabien parsknął cicho z rozbawieniem.
____-  Tylko mi się nie wywróć. – wypowiadając owe słowa, usiadł na krawędzi, drapiąc się palcami po brodzie. Bez zająknięcia ściągnął buty, a chowając je do kieszonki, wlazł na czworakach do środka, z cichym westchnięciem opierając się plecami o oparcie. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo był zmęczony. Przymknął powieki, całkowicie się rozluźniając. Tutaj nie musiał się pilnować, mógł się całkowicie odprężyć, nie martwiąc się, że ktoś go będzie oceniać.
____-  Ja też. Powoli zaczynałem mieć dość. – westchnął, chcąc się zsunąć nieco niżej, ale Portman mu w tym przeszkodził, ponownie tej nocy siadając na jego nogach.
____ Ez, co ty… - jego słowa ugrzęzły mu w gardle, w momencie, kiedy brunet zaczął dłońmi mapować jego twarz. Poddał się temu dotykowi, całkowicie się rozluźniając. Coś z tyłu głowy wciąż do niego krzyczało, że noc z zaledwie kilku lat wstecz, dzisiaj się powtórzy. W tym momencie jednak miał kompletnie w nosie związane z tym późniejsze konsekwencje.
____-  Mogę zapytać o to samo – uśmiechnął się wrednie, oddając pocałunek jakim go obdarzył z równie wielkim zaangażowaniem. Kurwa… jak jemu brakowało tych ust. Złapał za pośladki Ezry, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. W tamtej chwili chciał go czuć całym sobą. Ich języki ponownie splotły się w dzikim tańcu, a oddechy znacznie przyspieszyły. Kiedy ostatecznie się od siebie odsunęli, Fabien przejechał kciukiem po policzku mężczyzny.
____-  Ja za Tobą też. Cholernie – wyszeptał. Leżeli tak chwilę, rozkoszując się tą intymną chwilą. Ale Fabien był pijany. Pijany, zjarany i w tamtym momencie w chuj podniecony. Ujął podbródek Portmana, a przyciągając go do siebie, znowu złączył ich usta w głębokim pocałunku. Jego dłonie powędrowały pod bluzę mężczyzny, delikatnie muskając jego skórę. Zszedł pocałunkami na szyję, zaraz niewiele myśląc wgryzając się w nią delikatnie. Jutro w tym miejscu na bank wykwitnie mu różowo – czerwona malinka.
____- Obstawiam że nie masz nic przeciwko – wymruczał, swoje dłonie przenosząc na jego plecy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Lies Empty Re: Lies {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach