Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Poczułam się urażona, gdy William nie zgodził się z moim pomysłem. Nie mógł chociaż udawać przy Sebastianie? Nie wiedział, że mój brat czerpie energię i przyjemność z tego, gdy on ma rację, a ja nie? W sumie, sama miałam podobnie. Pod tym względem byliśmy do siebie podobni. Niestety.
Zmrużyłam oczy spoglądając na Williama, który nie wydawał się przejęty swoimi słowami i zajął się swoim śniadaniem.
- Tak, czy inaczej - Sebastian przerwał tą chwilową ciszę, odkładając na chwilę widelec i usiadł oparł się wygodniej o krzesło. Moje zadowolenie wcale nie malało, ale odwróciłam wzrok od Williama. Z nim później się zajmę. - Vincent nam wystarczy. Jeżeli jesteś spragniona jego towarzystwa to idź za radą Williama i postaraj się bardziej. Chyba, że po za mężczyznami również lubisz odstraszać koty. - Sebastian uśmiechnął się pod koniec i ten jego kpiący uśmiech pozostał nawet, gdy kopnęłam go pod stołem.
Dupek. Gdyby tylko wiedział, że nie "odstraszam" wszystkim mężczyzn, że to z jego przyjacielem spędziłam pół nocy. W tym momencie chciałam zdradzić nasz sekret aby ujrzeć minę Sebastiana. Oczywiście, nie zrobiłam tego.
- Masz rację. Dobrze, że mam brata, który zna się lepiej na takich rzeczach i ma większe doświadczenie ode mnie. - pozwoliłam sobie przynajmniej na taki komentarz zwłaszcza, że Anny nie było w pokoju i mogła mnie usłyszeć. Uśmiech odrobinę zmalał z twarzy Sebastiana.
- Znowu zazdrosna? Nie wiesz, że zazdrość szkodzi urodzie?
Nie miałam ochoty dalej kłócić się z bratem. Tłumaczyłam sobie w głowie, że pozwoliłam Sebastianowi wygrać tą rundę, bo jest chory, a ja nie będę kopała leżącego. Dlatego zmieniłam temat.
- Niedługo jadę do hotelu i spędzę tam nowy rok. Możliwe, że Lucy Anderson zatrzyma się przez kilka dni i chcę się upewnić, że jej pobyt będzie co najmniej idealny. Jeżeli będziesz czuł się na siłach na taką podróż to może również się z nami zabierzesz?
- Z nami?
- William też jedzie. W ramach podziękowania za jego pomoc zaoferowałam mu aby został w naszym hotelu przez kilka dni za darmo.
Sebastian uniósł lekko brew, ale wciąż uśmiechał się wyraźnie zadowolony.
- Dobrze. Przydałby się taki wyjazd. Dove może zająć się swoimi sprawami, a my możemy sobie odpocząć, popić i popalić, kto wie co jeszcze się znajdzie. - może faktycznie tak byłoby najlepiej. Rano i popołudniu Sebastian i William zajęliby się sobą, a ja mogłabym skupić się na pracy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie do końca podobał mi się kierunek w jakim zmierzała rozmowa. Początkowo wydawałoby się, że niezbyt miło się to skończy, bo przecież oboje tylko sobie dogryzali. Na szczęście Dove odpuściła sobie, a temat jaki podjęła, niezmiernie mnie uszczęśliwił.
Kobieta zupełnie nieświadomie zrobiła za mnie połowę roboty. Wcześniej zastanawiałem się jak zaprosić Sebastiana na ten wyjazd, a tu proszę, Dove sama to zrobiła, a on z równą radością przyjął tą propozycję. Poczułem jakby kamień z serca mi spadł. Przynajmniej jedna rzecz poszła gładko i nie musiałem się o to martwić. Pozostało mi jedynie samemu się wykręcić. Z tym już nie będzie żadnego problemu, wystarczy powiedzieć, że później dojadę, bo coś mi wypadło, czy coś w tym stylu i po sprawie. To nie tak, że nie chciałem jechać. Bo chciałem. I to bardzo. Móc w końcu odpocząć, tak po prostu. Miałem jednak o wiele ważniejszą sprawę na głowie, do której nie potrzebowałem za plecami ani Dove ani Sebastiana. Uśmiechnąłem się więc tylko szerzej.
- Bardzo dobry pomysł, jestem jak najbardziej za - przyznałem. - Musisz więc odpoczywać jak najwięcej Sebastianie, żebyś był w dobrej formie. Inaczej nici z picia, chyba że tylko herbatka i ziółka od doktorka - uniosłem lekko brwi, Sebastian zaś teatralnie wywrócił oczami, co mnie lekko rozbawiło.
- A tak poza tym, to na mnie już najwyższy czas - powiedziałem, dokańczając swoją herbatę. - Mam coś do załatwienia. Dove z resztą też coś mówiłaś o jakiejś pracy, a ty Sebastianie co najwyżej książka i kocyk przed kominkiem.
Kobieta zupełnie nieświadomie zrobiła za mnie połowę roboty. Wcześniej zastanawiałem się jak zaprosić Sebastiana na ten wyjazd, a tu proszę, Dove sama to zrobiła, a on z równą radością przyjął tą propozycję. Poczułem jakby kamień z serca mi spadł. Przynajmniej jedna rzecz poszła gładko i nie musiałem się o to martwić. Pozostało mi jedynie samemu się wykręcić. Z tym już nie będzie żadnego problemu, wystarczy powiedzieć, że później dojadę, bo coś mi wypadło, czy coś w tym stylu i po sprawie. To nie tak, że nie chciałem jechać. Bo chciałem. I to bardzo. Móc w końcu odpocząć, tak po prostu. Miałem jednak o wiele ważniejszą sprawę na głowie, do której nie potrzebowałem za plecami ani Dove ani Sebastiana. Uśmiechnąłem się więc tylko szerzej.
- Bardzo dobry pomysł, jestem jak najbardziej za - przyznałem. - Musisz więc odpoczywać jak najwięcej Sebastianie, żebyś był w dobrej formie. Inaczej nici z picia, chyba że tylko herbatka i ziółka od doktorka - uniosłem lekko brwi, Sebastian zaś teatralnie wywrócił oczami, co mnie lekko rozbawiło.
- A tak poza tym, to na mnie już najwyższy czas - powiedziałem, dokańczając swoją herbatę. - Mam coś do załatwienia. Dove z resztą też coś mówiłaś o jakiejś pracy, a ty Sebastianie co najwyżej książka i kocyk przed kominkiem.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Mrugnęłam kilka razy, że William będzie wychodził. Sprawdziłam czas na zegarze w pokoju. No tak, oboje mamy własne plany przed naszym spotkaniem w teatrze.
- Książka i kocyk? A co ja, stara babcia jakaś? - Sebastian oburzył się lekko co może było dobrym znakiem, że czuje się lepiej. Inaczej nie miałby sił aby chronić swoją własną i jakże to delikatną dumę.
Wytarłam kąciki ust serwetką i wstałam od stołu dając znać Sebastianowi, że idę odprowadzić Williama do drzwi. Usłyszałam gdzieś, jak Anna wzdycha ciężko. Chyba kobieta powoli się poddawała. Trochę było mi jej żal, bo co jakiś czas ktoś zabierał jej obowiązki.
Gdy William był gotowy do wyjścia poszłam z nim w kierunku głównych drzwi. Za nim je otworzył spojrzałam mu w oczy i pochyliłam się w jego kierunku.
- Dziękuję za pomoc i za mile spędzony czas, panie Lightwood - szepnęłam i przybliżyłam się, jakbym chciała go pocałować. Prawie poczułam dotyk jego ust i jego delikatny oddech, ale w ostatniej chwili zrobiłam kwaśną minę. Sięgnęłam po klamkę od drzwi, aby je dla niego otworzyć tym samym odsuwając się od niego. Po tym, jak stanął bardziej po stronie mojego brata nie uważałam, że zasłużył sobie na takie czułości. Po za tym, nigdy nikomu jeszcze takie małe droczenie się nie zaszkodziło. Taka mała zemsta.
- Spotykamy się w teatrze? Spektakl zaczyna się o siódmej. - nie pamiętałam żebym wcześniej dawała mu jakiekolwiek informacje, lepiej się upewnić, że William będzie na czas.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove naprawdę miała dzisiaj świetny nastrój na droczenie się, nie tylko z Sebastianem, ale i również ze mną. Uznałem to za małą zemstę za to, że nie we wszystkim się dzisiaj z nią zgadzałem. No cóż, nie zawsze musi być pięknie. Jedyne co zrobiłem, to posłałem jej najlepszy niewinny uśmiech, jakbym nie zdawał sobie sprawy za co ta mała "kara".
Kiwnąłem głową, zapamiętując sobie godzinę naszego spektaklu. Miałem nawet już się żegnać i odejść, kiedy coś mi się przypomniało. Coś, czym wczorajszego wieczoru obiecałem podzielić się z Dove. Nie odsunąłem się więc, ująłem za to lekko brodę Dove, by przesunąć kciukiem po jej dolnej wardze. Ściszyłem również głos do szeptu, by tylko ona jedna usłyszała moje słowa.
- Ubierz dzisiaj pończochy i ładne, wysokie buty. Włosy rozpuszczę ci sam - mruknąłem, a potem na pożegnanie cmoknąłem Dove w czubek nosa.
Poprawiłem kołnierz płaszcza idąc oblodzoną drogą. Jeszcze nikt nic nie zdążył z tym zrobić, musiałem więc uważać, by nie upaść. Pierwsze kroki skierowałem jednak na targowisko, gdzie zamierzałem znaleźć coś… ciekawego. Nie miałem pojęcia czego szukać, co bym chciał zmienić w wystroju mieszkania. Może rzeczywiście jakiś obraz wpadnie mi w oko, może będzie to jakiś urokliwy dywanik lub narzuta na kanapę.
Kiwnąłem głową, zapamiętując sobie godzinę naszego spektaklu. Miałem nawet już się żegnać i odejść, kiedy coś mi się przypomniało. Coś, czym wczorajszego wieczoru obiecałem podzielić się z Dove. Nie odsunąłem się więc, ująłem za to lekko brodę Dove, by przesunąć kciukiem po jej dolnej wardze. Ściszyłem również głos do szeptu, by tylko ona jedna usłyszała moje słowa.
- Ubierz dzisiaj pończochy i ładne, wysokie buty. Włosy rozpuszczę ci sam - mruknąłem, a potem na pożegnanie cmoknąłem Dove w czubek nosa.
Poprawiłem kołnierz płaszcza idąc oblodzoną drogą. Jeszcze nikt nic nie zdążył z tym zrobić, musiałem więc uważać, by nie upaść. Pierwsze kroki skierowałem jednak na targowisko, gdzie zamierzałem znaleźć coś… ciekawego. Nie miałem pojęcia czego szukać, co bym chciał zmienić w wystroju mieszkania. Może rzeczywiście jakiś obraz wpadnie mi w oko, może będzie to jakiś urokliwy dywanik lub narzuta na kanapę.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Jego komentarz mnie zaintrygował. Przez chwilę jeszcze obserwowałam, jak otwiera i zamyka za sobą bramę zastanawiając się co on planował. No cóż, będę musiała poczekać i sama się przekonać. Zamknęłam drzwi, gdy poczułam silniejszy zimny wiatr. Gdy przechodziłam obok jadalni Sebastian wciąż siedział przy stole, powoli zajadając swoje naleśniki w ciszy. Siedział sam w pokoju i... Sama nie wiem. Nie ważne, jak bardzo nie zgadzałam się z bratem to nie chciałam aby był smutny czy poczuł się porzucony z jakiegokolwiek powodu. Dlatego zamiast pójść do biura do pracy wróciłam do jadalni.
Nie byłam głodna, ale przynajmniej trochę potowarzyszyłam Sebastianowi, dopóki sam nie zdecydował, że pójdzie znowu się położyć i może zdrzemnąć. Gdy wyszedł z pokoju wstałam, gotowa aby wziąć brudne talerze i zanieść je do kuchni, gdy nagle do pokoju weszła Anna i pokręciła głową.
- Nie ma mowy. Panno Parker, proszę to zostawić. Nie ma mnie przez kilka dni i wam pokręciło się w głowach. Pan Lightwood najwyraźniej nieźle zamieszał. - nawet nie wiedziała, jak bardzo. Nie zamierzałam się z nią kłócić, więc zostawiłam naczynia na stole i poszłam schodami w kierunku biura. Tam zamknęłam się na kilka godzin. Tylko raz Anna zapukała po jakimś czasie, zaskoczona, że akurat tam mnie znalazła i zaproponowała filiżankę herbaty.
Nie skończyłam wszystkiego co chciałam. Nie do końca zadowolona, musiałam trochę się zmusić aby wstać od biurka i poszukać Annę aby pomogła mi się przygotować.
- Ponowna wizyta w teatrze? - zapytała kobieta, gdy poprawiała mi włosy. Jej pytanie przypomniało mi o moich i Williama planach.
- Tak, idę z Dianą. Prawdopodobnie u niej zostanę na noc, więc proszę na mnie nie czekać z kolacją.
Tym razem Anna jedynie przytaknęła. Nie narzekała na moje towarzystwo lub nie marudziła, że dama powinna zawsze wracać do domu, a nie spędzać noce gdzieś-tam-Bóg-jedynie-wie-gdzie. Chyba tak to lubiła określać.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przechodząc między tymi wszystkimi straganami z różnymi papilotami i wieloma innymi pierdołami, szukałem czegoś, co mogło wyróżniać się na tle całości. Nie szukałem byle czego, aby tylko coś wziąć. Potrzebowałem rzeczy, która spodoba się mnie, a jednocześnie nie będzie przesadzona.
W ten sposób trafiłem na barwiony fioletem dywanik. Nie był odpowiednio duży, bym mógł go dać do salonu, lecz odpowiedni do mniejszej sypialni, gdzie mógłby znaleźć miejsce przy łóżku. Nie chciałem również mieszać za dużo kolorów, to zdecydowanie głupio by wyglądało. Tak samo nie widziałem w swoim mieszkaniu czegoś w kwiaty lub inne wzory. Po prostu nie. Nawet jeżeli kilka dni temu wspominałem Dove, że dla mnie nie ma różnicy… raczej nie byłoby, gdyby to ona rzeczywiście coś dla mnie wybrała. Samemu nie sięgnąłbym po coś w tym stylu.
Pod kolor dywanu znalazłem jeszcze zasłonkę. Drugą w odcieniach błękitu przeznaczyłem do salonu. Z rozbawieniem wziąłem jeszcze ozdobne poszewki na poduszki w różnych kolorach, które przeznaczyłem na kanapę. Niczego więcej nie szukałem. Na początek takie drobnostki wystarczyły. No i obiecane kwiaty, które w dwóch dużych doniczkach stanęły przy oknie. Pamiętałem, że Dove uznała przy pierwszej wizycie w moim mieszkaniu, że strasznie tu pusto. Patrząc jednak na wnętrze nie rozumiałem, co miała na myśli i co chciałaby dodać. Może kiedyś coś więcej się pojawi. Jak to oczywiście znajdę.
Przed wyjściem do teatru postanowiłem też zadbać o prezent dla Dove. Chciałbym zobaczyć w jej oczach znów tą radość, gdy mówiła o kwiatach i bukietach, jakie chciałaby otrzymać. W kwiaciarni niestety nie było kwiatów, jakie lubiła. Musiałem postawić na coś, co było i to w dodatku niewielkiego. Zimą opcje są o wiele skromniejsze niż w pozostałych miesiącach. Wybrałem więc białe goździki i czerwone chryzantemy. Z pomocą sprzedawczyni owinąłem je w zielony, ozdobny papier, by nie zmarzły i wciąż ładnie wyglądały. Musieliśmy również mocno skrócić łodygi, bo w końcu miało to być coś niewielkiego, a nie rzucającego się w oczy.
W ten sposób trafiłem na barwiony fioletem dywanik. Nie był odpowiednio duży, bym mógł go dać do salonu, lecz odpowiedni do mniejszej sypialni, gdzie mógłby znaleźć miejsce przy łóżku. Nie chciałem również mieszać za dużo kolorów, to zdecydowanie głupio by wyglądało. Tak samo nie widziałem w swoim mieszkaniu czegoś w kwiaty lub inne wzory. Po prostu nie. Nawet jeżeli kilka dni temu wspominałem Dove, że dla mnie nie ma różnicy… raczej nie byłoby, gdyby to ona rzeczywiście coś dla mnie wybrała. Samemu nie sięgnąłbym po coś w tym stylu.
Pod kolor dywanu znalazłem jeszcze zasłonkę. Drugą w odcieniach błękitu przeznaczyłem do salonu. Z rozbawieniem wziąłem jeszcze ozdobne poszewki na poduszki w różnych kolorach, które przeznaczyłem na kanapę. Niczego więcej nie szukałem. Na początek takie drobnostki wystarczyły. No i obiecane kwiaty, które w dwóch dużych doniczkach stanęły przy oknie. Pamiętałem, że Dove uznała przy pierwszej wizycie w moim mieszkaniu, że strasznie tu pusto. Patrząc jednak na wnętrze nie rozumiałem, co miała na myśli i co chciałaby dodać. Może kiedyś coś więcej się pojawi. Jak to oczywiście znajdę.
Przed wyjściem do teatru postanowiłem też zadbać o prezent dla Dove. Chciałbym zobaczyć w jej oczach znów tą radość, gdy mówiła o kwiatach i bukietach, jakie chciałaby otrzymać. W kwiaciarni niestety nie było kwiatów, jakie lubiła. Musiałem postawić na coś, co było i to w dodatku niewielkiego. Zimą opcje są o wiele skromniejsze niż w pozostałych miesiącach. Wybrałem więc białe goździki i czerwone chryzantemy. Z pomocą sprzedawczyni owinąłem je w zielony, ozdobny papier, by nie zmarzły i wciąż ładnie wyglądały. Musieliśmy również mocno skrócić łodygi, bo w końcu miało to być coś niewielkiego, a nie rzucającego się w oczy.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Gdy tylko wyszłam na zewnątrz zaczęłam marzyć o cieplejszej pogodzie. Na przykład takiej, jak z mojego ostatniego snu. Było wtedy idealnie i przyjemnie. Taka pogoda mogłaby być przez cały rok, a nie to obrzydlistwo. Śnieg ładnie wyglądał tylko przez chwilę. Później mieszało to się z brudem w błoto lub trochę się roztopi aby znowu zamarzło i tworzyło niebezpieczne drogi dla wszystkich.
Na szczęście w jednym kawałku dotarłam do teatru.
Od razu weszłam do sali przed wejściem do głównej części teatru. Sporo ludzi już się zebrało i rozmawiali o najróżniejszych rzeczach. Każda rozmowa była zupełnie inna i mieszała się z resztą, więc ciężko było się na czymkolwiek skupić. Jednak gdy tylko usłyszałam swoje imię od razu odwróciłam się w kierunku znajomego głosu.
Kuźwa, Diana.
- Nie wiem czemu nie pomyślałam, że i tu ciebie znajdę - przywitała się z uśmiechem, podchodząc do mnie z małym uśmieszkiem. Obok niej był wysoki i młody mężczyzna, który trzymał się jej niczym zagubiony szczeniak. Miał szare oczy, a jego włosy miały odcień coś pomiędzy brudnego blondu, a brązowego. Był czarujący i gdybym była nastolatką to pewnie bym się nim zachwycała.
- Mogłabym powiedzieć tobie to samo - i żałowałam, że nie powiedziałam Annie, że będę nocowała u kogoś innego. Może niepotrzebnie się stresuję i nie będzie żadnych problemów. - A pan to...
- Pan Garnier - przedstawił się i sięgnął po moją dłoń aby złożyć delikatny pocałunek. Od razu usłyszałam u niego akcent i uniosłam lekko brew, spoglądając na Dianę.
- Pan Garnier jest moim dobrym przyjacielem. Jest kolekcjonerem sztuki z Francji i aktualnie przebywa w Londynie aby znaleźć kilka nowych skarbów do swojej kolekcji.
- Bardzo mnie interesują pracę Delacroixa i słyszałem, że planowali otworzyć tutaj galerie. Podobno były na początku jakieś małe komplikacje, ale wygląda na to, że galeria wciąż jest otwarta. - dodał po chwili sam kolekcjoner. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szkoda, że Williama tutaj nie było. Byłam ciekawa jak by zareagował na słowa Garniera.
- Miło mi pana poznać, panie Garnier. Dove Parker.
- Ah, słyszałem o tobie, panno Parker. Diana ostrzegała mnie przed tobą. - po jego uśmiechu nie mogłam rozczytać czy to był żart, mały flirt czy jeszcze coś innego.
- W sumie, to może powinieneś bardziej uważać na jej towarzysza - Diana ujęła dłonią ramię Garnera. - William Lightwood. Lubi się przy niej kręcić.
- Przyjaciel rodziny - krótko wytłumaczyłam Garnierowi, ale zauważyłam, jak Diana wywróciła oczami nie do końca przekonana.
Garnier okazał się być przyjemnym towarzystwem i najwyraźniej trochę się rozluźnił, gdy miał szansę z kimś porozmawiać zamiast chodzić przy Dianie całkowcie zagubiony. Był całkiem inteligentny i gdy podzielił się żartem ze wszystkimi trudno było chociaż się nie uśmiechnąć. Mimo tego wciąż kątem oka zerkałam w stronę drzwi z nadzieją, że zaraz pojawi się William.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z westchnięciem spojrzałem na tłum przed teatrem. Chyba przestałem przepadać za tak tłocznymi miejscami. Było to dość irytujące musieć się przepychać pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi. I znów nie wiedziałem jak była ubrana Dove. Wspomniała tylko przy którym wejściu będzie na mnie czekać lecz i tam znajdowało się całkiem sporo osób. Myślałem też, że będzie czekać sama, tak jak w przypadku balu królowej. Dziś jednak miała towarzystwo. Co prawda wspominała wcześniej coś o Dianie, a mimo to miałem cichą nadzieję, że choć trochę będę mieć ją tylko dla siebie.
- Witam drogie panie, szanownego pana - uśmiechnąłem się lekko przy powitaniu, całując lekko dłoń Diany na powitanie, a następnie ściskając dłoń pana Garniera. Diana uśmiechnęła się w jakiś dziwny, znaczący sposób do swojego towarzysza, jakby chciała mu coś w ten sposób przekazać. Pomyślałem, że będę musiał zapytać o to Dove, gdy będę mieć okazję. Teraz nie było na to czasu, gdyż zaraz miał rozpocząć się spektakl, a rozlegający się na sali gong ponaglał ostatnich spóźnialskich.
Diana wraz z mężczyzną u jej boku udali się do sali tuż przed nami. Patrząc na nich nieco pozazdrościłem im, że tak jawnie się ze sobą pokazują. Jak ona ujmuje jego ramię, a jego dłoń dotyka jej. Gdyby mógł również nie puściłbym dłoni Dove.
- Dovie - odwróciłem się w jej stronę, mówiąc nieco ciszej, aby jej przyjaciółka mnie nie usłyszała. Idąc za tą dwójką, wręczyłem Dove mały bukiecik. - Obiecałem ci mały prezencik. Niestety to nie czas na lilie bądź niezapominajki, ale i te ode mnie też dostaniesz - uśmiechnąłem się lekko, musząc zadowolić się tylko przelotnym uściśnięciem jej dłoni.
- Witam drogie panie, szanownego pana - uśmiechnąłem się lekko przy powitaniu, całując lekko dłoń Diany na powitanie, a następnie ściskając dłoń pana Garniera. Diana uśmiechnęła się w jakiś dziwny, znaczący sposób do swojego towarzysza, jakby chciała mu coś w ten sposób przekazać. Pomyślałem, że będę musiał zapytać o to Dove, gdy będę mieć okazję. Teraz nie było na to czasu, gdyż zaraz miał rozpocząć się spektakl, a rozlegający się na sali gong ponaglał ostatnich spóźnialskich.
Diana wraz z mężczyzną u jej boku udali się do sali tuż przed nami. Patrząc na nich nieco pozazdrościłem im, że tak jawnie się ze sobą pokazują. Jak ona ujmuje jego ramię, a jego dłoń dotyka jej. Gdyby mógł również nie puściłbym dłoni Dove.
- Dovie - odwróciłem się w jej stronę, mówiąc nieco ciszej, aby jej przyjaciółka mnie nie usłyszała. Idąc za tą dwójką, wręczyłem Dove mały bukiecik. - Obiecałem ci mały prezencik. Niestety to nie czas na lilie bądź niezapominajki, ale i te ode mnie też dostaniesz - uśmiechnąłem się lekko, musząc zadowolić się tylko przelotnym uściśnięciem jej dłoni.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Diana od czasu do czasu miała kogoś przy sobie, niby jacyś tam przyjaciele. Kto wie czy przypadkiem to nie była wymówka i miała podobne z nimi relacje co ja z Williamem? Przecież nigdy nie ogłosiłaby tego całemu światu chociaż z czasem zaczęłam podejrzewać, że taka opcja była możliwa.
Skoro o dziwnych relacjach mowa, gdy tylko ujrzałam Williama musiałam się powstrzymać aby nie uśmiechnąć się szeroko czy od razu sięgnąć po jego dłoń. Nie tylko dlatego, ponieważ nasze relacje były sekretem, ale przecież miałam wciąż być na niego obrażona za jego małą zdradę. Moja misja stała się znacznie trudniejsza, gdy usłyszałam moje zdrobnienie z jego ust i spojrzałam na mały bukiet kwiatów, który mi wręczył. Nie spodziewałam się tego. Domyśliłam się, że jednego dnia będzie chciał zrobić mi przyjemność i kupić mi moje ulubione kwiaty, ale nie sądziłam, że dostanę od niego bukiet w najbliższym czasie.
- Dziękuję - szepnęłam, wpatrując się w kwiaty przez chwilę i gdy podniosłam ponownie na niego wzrok było cholernie ciężko nie pochylić się aby skraść chociaż jeden pocałunek. Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok aby przypadkiem nie popełnić wielkiego błędu.
- Życzę wam miłego wieczoru - Diana jeszcze spojrzała w naszym kierunku przez ramię, idąc w stronę swojego rzędu. - Trzeba będzie niedługo spotkać się na małą herbatę.
- Zdecydowanie - zgodziłam się z nią, bo faktycznie dawno nie widziałam się prywatnie z kobietami z Widows Circle. Ciężko było znaleźć czas pomiędzy sprawami z hotelem, Williamem, chorym Sebastianem i... znowu Williamem.
Skierowałam nas w stronę naszych siedzeń. Udało mi się zdobyć bilety dosyć blisko sceny, niemalże na samym środku rzędu. W porównaniu do miejsc na balkoniku tutaj było trochę ciaśniej, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że siedziałam obok Williama.
Gdy zajęliśmy swoje miejsca pozwoliłam sobie przyjrzeć się kwiatom ponownie pozwalając sobie uśmiechnąć się trochę szerzej. Wątpiłam, że teraz ktokolwiek by to zauważył, każdy skupiony na własnym towarzystwie lub patrzyli przed siebie, grzecznie czekając aż zacznie się spektakl.
- Wiesz, że nie musiałeś - szepnęłam, odrobinę pochylając się w jego stronę, aż mogłam oprzeć delikatnie swoje ramię o jego. - Udały ci się dzisiejsze zakupy? - zapytałam po chwili, ciekawa jak mu poszło.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Diana na szczęście udała się w zupełnie innym kierunku niż my. Kątem oka obserwowałem gdzie poszła wraz ze swoim partnerem. W przeciwną stronę, tam gdzie znajdowały się wejścia na zarezerwowane balkony. Tam zdecydowanie więcej można było mieć prywatności, ale i zdecydowanie łatwiej zapaść sąsiadowi w pamięci. Dobrze przynajmniej, że ani ja, ani Dove nie wyróżnialiśmy się z tłumu, by Diana nie mogła tak łatwo nas wypatrzeć. Szczególnie w tych ciemnościach, jakie zapadły chwilę przed rozpoczęciem spektaklu.
- Wiem, że nie musiałem, ale chciałem zrobić ci trochę przyjemności - uśmiechnąłem się, choć nie byłem pewien, czy to dostrzegła. Zastanowiło mnie, dlaczego właściwie nigdy wcześniej o tym nie pomyślałem. Może dlatego, że kwiaty są zazwyczaj wyrazem głębszego uczucia? Może dlatego, że nasza relacja rozwijała się w dość dziwny sposób i nigdy nie potrzebowaliśmy takich drobnostek? A może po prostu uznałem, że wszystko co dla niej robiłem, było odpowiednim wyrazem tego, co do niej czułem? W końcu każdy może kupić byle jakie kwiaty i uznać potem, że okazanie uczuć zostało zaliczone. A ja nie potrafiłem się odważyć na tak jawne okazanie.
- Udane zakupy. Mam teraz w salonie trochę kwiatów w doniczkach. Co prawda wciąż jest trochę pusto i smutno, jak to określiłaś przy pierwszej wizycie, ale wprowadziłem kilka innych zmian. Powiem tylko tyle, że w moim mieszkaniu już nie dominuje czerń i biel. A tobie jak minął dzień przy dokumentach? - spytałem.
Kiedy pierwszy aktor wszedł na scenę i zaabsorbował całą uwagę widowni, przesunąłem delikatnie rękę, aby móc ująć dłoń Dove w swoją.
- Wiem, że nie musiałem, ale chciałem zrobić ci trochę przyjemności - uśmiechnąłem się, choć nie byłem pewien, czy to dostrzegła. Zastanowiło mnie, dlaczego właściwie nigdy wcześniej o tym nie pomyślałem. Może dlatego, że kwiaty są zazwyczaj wyrazem głębszego uczucia? Może dlatego, że nasza relacja rozwijała się w dość dziwny sposób i nigdy nie potrzebowaliśmy takich drobnostek? A może po prostu uznałem, że wszystko co dla niej robiłem, było odpowiednim wyrazem tego, co do niej czułem? W końcu każdy może kupić byle jakie kwiaty i uznać potem, że okazanie uczuć zostało zaliczone. A ja nie potrafiłem się odważyć na tak jawne okazanie.
- Udane zakupy. Mam teraz w salonie trochę kwiatów w doniczkach. Co prawda wciąż jest trochę pusto i smutno, jak to określiłaś przy pierwszej wizycie, ale wprowadziłem kilka innych zmian. Powiem tylko tyle, że w moim mieszkaniu już nie dominuje czerń i biel. A tobie jak minął dzień przy dokumentach? - spytałem.
Kiedy pierwszy aktor wszedł na scenę i zaabsorbował całą uwagę widowni, przesunąłem delikatnie rękę, aby móc ująć dłoń Dove w swoją.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zerknęłam w dół, gdy spojrzałam na nasze dłonie. Niby coś tak prostego, a byłam pewna, że lekkie rumieńce pojawiły się na mojej twarzy. Nie miało to sensu, w końcu robiliśmy znacznie więcej zeszłej nocy. Chyba sam fakt, że nie byliśmy sami wywołało u mnie taką reakcję.
- Dobrze. Cieszę się, że mogłam zająć się pewnymi sprawami i teraz mogę odpocząć. - chciałam więcej z nim porozmawiać, ale nie wypadało rozmawiać podczas spektaklu. Dlatego jedynie ścisnęłam mocniej jego dłoń i podniosłam wzrok na scenę. Pierwsza część spodobała mi się i nawet nie zauważyłam od razu, że podczas gdy moje oczy śledziły aktorów na scenie to wskazującym palcem robiłam malutkie kółka na dłoni Williama. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności i dotyku. Jednak nie mogłam na to nic poradzić. Czułam się przy nim najbardziej komfortowo, przy nim mogłam być całkowicie sobą.
Gdy tylko ogłosili przerwę pomiędzy aktami w sali ponownie zaczęły się setki różnych rozmów, większość z nich na temat pierwszej części sztuki. Spojrzałam na Williama, jak zazwyczaj ciekawa jego opinii. Za nim jednak go o to zapytałam pochyliłam się w jego kierunku aby szepnąć mu do ucha:
- Pamiętasz dżentelmena, który towarzyszy Dianie? Pan Garnier kolekcjonuje obrazy i specjalnie przyjechał do Londynu na wystawę Delacroixa. - trochę dziwne było plotkować z Williamem, zazwyczaj robiłam to jedynie z innymi w Widows Circle. - Jak myślisz, jakie obrazy musi kolekcjonować? Będę musiała go poprosić aby pokazał nam swoją kolekcję jeżeli uda nam się trafić na niego w Paryżu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przyjemnie było oglądać przedstawienie w towarzystwie Dove. Nie tak jak za pierwszym razem, gdy było dość dziwnie i raczej niezbyt za sobą przepadaliśmy, a Dove najchętniej udusiłaby mnie swoim obcasem. Wtedy próbowałem ją tylko poznać, a teraz byliśmy w bardzo bliskich relacjach. Kto by pomyślał, że tak wiele się zmieni przez stosunkowo krótki czas, a słowa Adriana znajdą zastosowanie w naszym życiu tak szybko.
Pierwsza część przedstawienia minęła mi bardzo szybko. Nawet nie zorientowałem się, kiedy znów ktoś rozjaśnił światła. Musiałem wtedy wypuścić dłoń Dove ze swojej, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, choć uważałem, że ludzi, których by interesowała nasza dwójka, można policzyć na palcach jednej ręki.
Na pierwsze słowa Dove kiwnąłem głową lecz zaraz też na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, gdy wspomniała wystawę sprzed kilku miesięcy.
- Skoro jest zainteresowany dziełami Delacroixa, to może woli bardziej współczesną sztukę? - zamyśliłem się na chwilkę, bo to wcale nie było niemożliwe. Próbowałem przypomnieć sobie jeszcze kogoś, kto do mnie trafił niedawno lecz żaden tam z nich artysta.
- Nam? - uniosłem lekko brew. Próbowałem być zupełnie poważny lecz nie bardzo mi to wychodziło. Nie potrafiłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki mimo wszystko pojawiał się na mojej twarzy. - Jak to jest, że w tak krótkim czasie zaczęłaś uwzględniać mnie w swoich planach na przyszłość? - spytałem, lekko się drocząc z Dove. - Jakbyś już wiedziała, że zgodzam się na podróż do Paryża i szukanie pana Garniera, czy innego tam Nivea.
Pierwsza część przedstawienia minęła mi bardzo szybko. Nawet nie zorientowałem się, kiedy znów ktoś rozjaśnił światła. Musiałem wtedy wypuścić dłoń Dove ze swojej, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, choć uważałem, że ludzi, których by interesowała nasza dwójka, można policzyć na palcach jednej ręki.
Na pierwsze słowa Dove kiwnąłem głową lecz zaraz też na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, gdy wspomniała wystawę sprzed kilku miesięcy.
- Skoro jest zainteresowany dziełami Delacroixa, to może woli bardziej współczesną sztukę? - zamyśliłem się na chwilkę, bo to wcale nie było niemożliwe. Próbowałem przypomnieć sobie jeszcze kogoś, kto do mnie trafił niedawno lecz żaden tam z nich artysta.
- Nam? - uniosłem lekko brew. Próbowałem być zupełnie poważny lecz nie bardzo mi to wychodziło. Nie potrafiłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki mimo wszystko pojawiał się na mojej twarzy. - Jak to jest, że w tak krótkim czasie zaczęłaś uwzględniać mnie w swoich planach na przyszłość? - spytałem, lekko się drocząc z Dove. - Jakbyś już wiedziała, że zgodzam się na podróż do Paryża i szukanie pana Garniera, czy innego tam Nivea.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Musiałam przez chwilę się zastanowić, jak chciałam odpowiedzieć na małą zaczepkę Williama. Mogłabym bez problemu powiedzieć, że miałam na myśli siebie i Dianę, ale szybko z tego zrezygnowałam. Mogłoby to być zbyt nieuprzejme, a nie chciałam go obrazić. Odsunęłam się odrobinę i odwzajemniłam jego uśmiech.
- Masz rację, wybacz. W takim razie sama sprawdzę i dam tobie znać, gdy wrócę... Hmm, tylko czy będziesz cierpliwy i grzecznie czekał przez ponad miesiąc, może nawet dwa? - uniosłam wzrok jakbym głęboko nad czymś się zastanawiała i próbowała znaleźć odpowiedź gdzieś w suficie, pomiędzy chmurami i małymi aniołkami, które były namalowane przez jakiegoś tam artystę.
- Myślisz, że Garnier jest mężczyzną, który lubi pokazywać samotnym damą swoje skarby? Może tak z nimi flirtuje i próbuje im zaimponować. Jest przystojny, do tego ma poczucie humoru. Zapewne nie jedna dama by się na niego skusiła. - mój uśmiech stał się bardziej złośliwy, gdy ponownie spojrzałam mu w oczy. Zazwyczaj to ja byłam bardziej zazdrosna i musiałam się powstrzymywać aby nie rzucić kilka nieprzyjemnych słów w stronę kobiet, które za bardzo kręciły się przy Williamie. Mimo tego, że znaliśmy się jakiś czas to wciąż były pewne rzeczy, o których jeszcze nie wiedziałam o Williamie i z wielką rozkoszą chciałam go poznać od każdej strony. Dlatego też chciałam zobaczyć czy William potrafił być zazdrosny i jeżeli tak, jak by zareagował. Uznałam to za część mojej zemsty za dzisiejszy poranek.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przygryzłem nieco wargę, aby się nie roześmiać. Wszyscy rozmawiali raczej szeptem, które co prawda niosły się po całej sali, jednak to wciąż szept. Głośnym śmiechem tylko bym zwrócił na siebie uwagę.
- Myślę, że byłbym w stanie grzecznie doczekać do twojego powrotu. Jednak skąd mam mieć pewność, że szanowny pan Garnier zachowa wszelkie etykiety? - spytałem, po czym skrzyżowałem ręce na piersiach. - A jeśli będzie próbował namówić cię do rzeczy, które tylko ze mną chcesz robić? Chyba będę chciał sprawdzić, na jakim poziomie znajduje się jego bycie dżentelmenem - oparłem lekko głowę na dłoni, przypatrując się Dove. Oczywiście, że nie opuściłbym jej, nawet gdyby nie kręcił się w pobliżu żaden inny mężczyzna. Prędzej zwariowałbym z niepokoju po pierwszym dniu, nie mówiąc już o reszcie wyjazdu.
- Kto wie, co on jeszcze skrywa, gdy mówi o swojej galerii obrazów. Poza tym, gdzie będzie twój stróż, gdy będziesz potrzebować pomocy? - Dove mogła odczytać moje słowa jako żart, o którym już kiedyś rozmawialiśmy. Jednak moje pytanie wcale nie miało w sobie ani trochę dowcipu.
- Myślę, że byłbym w stanie grzecznie doczekać do twojego powrotu. Jednak skąd mam mieć pewność, że szanowny pan Garnier zachowa wszelkie etykiety? - spytałem, po czym skrzyżowałem ręce na piersiach. - A jeśli będzie próbował namówić cię do rzeczy, które tylko ze mną chcesz robić? Chyba będę chciał sprawdzić, na jakim poziomie znajduje się jego bycie dżentelmenem - oparłem lekko głowę na dłoni, przypatrując się Dove. Oczywiście, że nie opuściłbym jej, nawet gdyby nie kręcił się w pobliżu żaden inny mężczyzna. Prędzej zwariowałbym z niepokoju po pierwszym dniu, nie mówiąc już o reszcie wyjazdu.
- Kto wie, co on jeszcze skrywa, gdy mówi o swojej galerii obrazów. Poza tym, gdzie będzie twój stróż, gdy będziesz potrzebować pomocy? - Dove mogła odczytać moje słowa jako żart, o którym już kiedyś rozmawialiśmy. Jednak moje pytanie wcale nie miało w sobie ani trochę dowcipu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Odpowiedź Williama mi się spodobała. Najwyraźniej nie był śmiertelnie zazdrosny i potrafił trochę pożartować. Trochę denerwowało mnie to, że mieliśmy tą rozmowę w teatrze i nie mogłam sobie pozwolić aby podroczyć się z nim nie tylko słowami. No cóż, na inne zabawy przyjdzie pora.
- Ah czyli jesteś ekspertem od etykiet? W takim razie masz szczęście, że pan Garnier jest tutaj i nie musisz podróżować aż do Paryża aby go ocenić. Co do mojego stróża, jestem pewna, że i tak już ma ręce pełne roboty związane z tobą. - nie wierzyłam w takie rzeczy, ale gdybym faktycznie miała anioła stróża zapewne nie byłby zadowolony z tego co się wydarzyło zeszłej nocy. Kto wie, gdzie trafiają takie kobiety, jak ja. Wolałam się nad tym nie zastanawiać i nie wierzyć w niebo i piekło.
Stopą delikatnie objęłam jego kostkę, zaczepiając go lekko. Chociaż w taki sposób mogłam pozwolić sobie na mały dotyk.
- Na twoje szczęście, jak znam życie i Dianę, moja ukochana przyjaciółka będzie zajęta swoimi prywatnymi sprawami przez większość naszego pobytu. Nieważne, jak piękny i cudowny może być Paryż, byłoby mi nudno samej zwiedzać miasto. Jeżeli praca tobie na to pozwoli i gdybyś chciał mi towarzyszyć jestem pewna, że ani trochę bym się nie nudziła. - byłam świadoma tego, że prosiłam Williama o wiele. Często wspomina, że jest zajęty pracą chociaż... o dziwo ma ostatnio strasznie dużo czasu. Nie mogłam narzekać. Lubiłam dni, które mogłam w większości z nim spędzić.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zaśmiałem się cicho na wzmiankę o tym, iż miałem ręce pełne roboty. Nie dało się ukryć, że tak właśnie było przy Dove. Była dość nieobliczalna, w różnych aspektach życia i musiałem być zawsze gotowy na wszystko, co akurat wpadnie jej do głowy.
- Myślę, że aktualnie pan Garnier jest zajęty twoją przyjaciółką i nie mam zamiaru im przeszkadzać - a nawet jakby nie był, to i tak wolałem skupić się na czymś innym. A raczej na kimś innym.
- Poza tym mówisz, że moglibyśmy mieć cały miesiąc, lub nawet dwa, tylko dla siebie - uśmiechnąłem się tym razem bardziej zadziornie, czując w szczególności jak próbowała mnie lekko zaczepić. W tym momencie ponownie przygaszono światło, aby kontynuować spektakl.
- To bardzo kusząca propozycja - szepnąłem jeszcze cicho. Tym razem zanim znów ująłem dłoń Dove, najpierw przesunąłem nią po kolanie kobiety. - Namówiłaś mnie. Z radością wybiorę się z tobą na zwiedzanie Paryża. Nigdy wcześniej tam nie byłem, to zapewne będzie bardzo ciekawa wycieczka - i nie tylko pod względem spędzonych wspólnie chwil. Bardzo dużo słyszałem o tym mieście i rzeczywiście mogło być to o wiele ciekawsze niż się wydaje.
- Tylko żeby Diana nie miała nic przeciwko - mruknąłem na koniec. Przecież to z nią się mimo wszystko umawiała. Diana mogłaby mieć coś przeciwko mojej obecności. I zdecydowanie nie uznać tego za tylko zwykły, przyjacielski wyjazd.
- Myślę, że aktualnie pan Garnier jest zajęty twoją przyjaciółką i nie mam zamiaru im przeszkadzać - a nawet jakby nie był, to i tak wolałem skupić się na czymś innym. A raczej na kimś innym.
- Poza tym mówisz, że moglibyśmy mieć cały miesiąc, lub nawet dwa, tylko dla siebie - uśmiechnąłem się tym razem bardziej zadziornie, czując w szczególności jak próbowała mnie lekko zaczepić. W tym momencie ponownie przygaszono światło, aby kontynuować spektakl.
- To bardzo kusząca propozycja - szepnąłem jeszcze cicho. Tym razem zanim znów ująłem dłoń Dove, najpierw przesunąłem nią po kolanie kobiety. - Namówiłaś mnie. Z radością wybiorę się z tobą na zwiedzanie Paryża. Nigdy wcześniej tam nie byłem, to zapewne będzie bardzo ciekawa wycieczka - i nie tylko pod względem spędzonych wspólnie chwil. Bardzo dużo słyszałem o tym mieście i rzeczywiście mogło być to o wiele ciekawsze niż się wydaje.
- Tylko żeby Diana nie miała nic przeciwko - mruknąłem na koniec. Przecież to z nią się mimo wszystko umawiała. Diana mogłaby mieć coś przeciwko mojej obecności. I zdecydowanie nie uznać tego za tylko zwykły, przyjacielski wyjazd.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
- O Dianę się nie martw - szepnęłam za nim usłyszałam delikatną melodię, a na scenie ponownie pojawili się aktorzy. Nie byłam jeszcze pewna, jak wytłumaczyć i przekonać Dianę aby William na towarzyszył. Zapewne nie miałaby problemu gdybym znalazła sobie kogoś do spędzenia czasu będąc w Paryżu. Podróż do Francji mogła być trudniejsza zwłaszcza, że Diana nie obawiała się być bezpośrednia i często mówiła, jak uważała. Taki miała urok i albo inni ją za to uwielbiali lub uważali ją za wariatkę.
Diana już wcześniej wychwyciła, że coś mogło być pomiędzy mną i Williamem. Nie byłam pewna, jakie kłamstwo mogłabym spróbować jej sprzedać. Może okaże się, że William też ma w planach zwiedzić Paryż lub jedzie z powodu pracy, rodziny, czy znajomego i "przez przypadek" wpadniemy na siebie na stacji? Miałam jeszcze czas aby nad tym się zastanowić i coś wymyślić.
Coś innego zajęło moje myśli. Słowa Williama były niczym echo w mojej głowie. Mieć cały miesiąc, lub nawet dwa, tylko dla siebie -- czy przypadkiem nie było to zbyt podobne do miesiąca miodowego? Najpierw małe wyznania tu i tak, później razem spędzona noc, a teraz to? Brakowało tylko jeszcze obrączki na mojej dłoni, tej samej dłoni, która teraz trzymała dłoń Williama. Do czego to doszło abym znalazła się w takiej sytuacji?
Nie wiedziałam, jak miała się z tym czuć. Wiedziałam, że w pewnym momencie pokochałam Williama, ale sama nie wiedziałam do jakiego stopnia i czy to była miłość, którą obdarza się partnera czy raczej przyjaciela z przywilejami. Czy taka miłość w ogóle istniała?
Siedziałam tak z własnymi myślami, nie do końca skupiając się na spektaklu czego trochę żałowałam, bo w pewnej chwili dumni i zadowoleni aktorzy kłaniali się na scenie podczas gdy towarzystwo wokół nas biło im głośne brawa.
- Jak się tobie spodobał spektakl? - zapytałam Williama, gdy powoli wychodziliśmy z teatru, próbując ukryć moje rozczarowanie samą sobą.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Trudno było nie martwić się Dianą, skoro to właśnie ona była główną towarzyszką Dove. Nad tym jednak postanowiłem się nie namyślać jeszcze, gdyż do wspomnianego wyjazdu było jeszcze sporo czasu. Wiele rzeczy może się przez ten czas zmienić.
Swoją uwagę następnie poświęciłem wydarzeniom, jakie działy się na scenie. Kontynuacja odbyła się już w innych strojach oraz wśród innych dekoracji. Muzyka również jakby nabrała tempa równocześnie do akcji. Zdecydowanie wolałem taką formę sztuki, gdzie nie musiałem poświęcać długich godzin nad książką.
Cała sztuka nawet przypadła mi do gustu. Koniec trochę mnie zaskoczył lecz w pozytywny sposób, czym podzieliłem się z Dove w ramach odpowiedzi.
- Nawet ładnie wszystkie wątki zostały skończone i wyjaśnione. I to w miłej dla ucha oprawie. Jestem pod wrażeniem - przyznałem z uznaniem dla pracy aktorów oraz wszystkich innych osób, które dbały o oprawę całego przedstawienia. Przy wyjściu rozejrzałem się jeszcze za Dianą lecz nigdzie jej nie dostrzegłem. Zastanawiało mnie, czy już wyszła, czy jeszcze nie. W każdym bądź razie zdawała się być bardziej zainteresowana swoim przyjacielem niż Dove i mną. To nawet lepiej, bo nie będzie później dociekać gdzie idziemy i dlaczego nie w kierunku domu Dove.
- Powinniśmy częściej wychodzić do teatru, na koncerty, czy jakieś wystawy. Pozwól mi więc, że następnym razem ja coś dla nas załatwię - uśmiechnąłem się lekko, zaczynając już rozmyślać. Czy może widziałem ostatnio w gazecie jakieś ogłoszenie lub słyszałem z plotek. W pewnym momencie jednak zadrżałem, odczuwając nagły przypływ chłodu. Pewnie nie zwróciłbym na to większej uwagi, gdyby wiał jakiś wiatr. Jednak noc była spokojna, a poprzez wiszące nisko chmury było odrobinę cieplej niż ostatnio. Do tego nieprzyjemny dreszcz i pewnego rodzaju lęk, obawa przed… właśnie, przed czym? Takie nieprzyjemne odczucia miałem w obecności tylko jednej osoby, dlatego ująłem Dove za łokieć i przyspieszyłem kroku.
- Nie wiem jak ty, ale ja chyba trochę zmarzłem - skłamałem nieco, aby wytłumaczyć szybszy krok. Nie chciałem na nią wpaść w wieczór, który zapowiadał nam się tak miło. Wallflower potrafiła zepsuć wszystko, nie musząc do tego używać słów. W dodatku po rozejrzeniu się nie dostrzegałem żadnej żywej duszy dookoła. Jakby wszystkich wypłoszyła lub jakby nikt z tego tłumu nie zmierzał w tym samym kierunku co my.
Swoją uwagę następnie poświęciłem wydarzeniom, jakie działy się na scenie. Kontynuacja odbyła się już w innych strojach oraz wśród innych dekoracji. Muzyka również jakby nabrała tempa równocześnie do akcji. Zdecydowanie wolałem taką formę sztuki, gdzie nie musiałem poświęcać długich godzin nad książką.
Cała sztuka nawet przypadła mi do gustu. Koniec trochę mnie zaskoczył lecz w pozytywny sposób, czym podzieliłem się z Dove w ramach odpowiedzi.
- Nawet ładnie wszystkie wątki zostały skończone i wyjaśnione. I to w miłej dla ucha oprawie. Jestem pod wrażeniem - przyznałem z uznaniem dla pracy aktorów oraz wszystkich innych osób, które dbały o oprawę całego przedstawienia. Przy wyjściu rozejrzałem się jeszcze za Dianą lecz nigdzie jej nie dostrzegłem. Zastanawiało mnie, czy już wyszła, czy jeszcze nie. W każdym bądź razie zdawała się być bardziej zainteresowana swoim przyjacielem niż Dove i mną. To nawet lepiej, bo nie będzie później dociekać gdzie idziemy i dlaczego nie w kierunku domu Dove.
- Powinniśmy częściej wychodzić do teatru, na koncerty, czy jakieś wystawy. Pozwól mi więc, że następnym razem ja coś dla nas załatwię - uśmiechnąłem się lekko, zaczynając już rozmyślać. Czy może widziałem ostatnio w gazecie jakieś ogłoszenie lub słyszałem z plotek. W pewnym momencie jednak zadrżałem, odczuwając nagły przypływ chłodu. Pewnie nie zwróciłbym na to większej uwagi, gdyby wiał jakiś wiatr. Jednak noc była spokojna, a poprzez wiszące nisko chmury było odrobinę cieplej niż ostatnio. Do tego nieprzyjemny dreszcz i pewnego rodzaju lęk, obawa przed… właśnie, przed czym? Takie nieprzyjemne odczucia miałem w obecności tylko jednej osoby, dlatego ująłem Dove za łokieć i przyspieszyłem kroku.
- Nie wiem jak ty, ale ja chyba trochę zmarzłem - skłamałem nieco, aby wytłumaczyć szybszy krok. Nie chciałem na nią wpaść w wieczór, który zapowiadał nam się tak miło. Wallflower potrafiła zepsuć wszystko, nie musząc do tego używać słów. W dodatku po rozejrzeniu się nie dostrzegałem żadnej żywej duszy dookoła. Jakby wszystkich wypłoszyła lub jakby nikt z tego tłumu nie zmierzał w tym samym kierunku co my.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Spodobał mi się pomysł aby William coś dla nas zaplanował. Dało mi to również znać, że najwyraźniej jemu również takie wspólne wyjścia się podobają. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Nagle byłam zmuszona przyśpieszyć kroku chociaż każdy był nie do końca pewny. Było już ciemno i nie najlepiej widziałam, gdzie mógłby być lód na ulicy. Było trochę zimno, to prawda, ale usłyszałam w głosie Williama coś co mnie zaniepokoiło. Nie byłam pewna co to było. W sumie, nie miałam za dużo czasu nad tym się zastanowić.
Niedaleko nas ujrzałam postać, która pojawiła się z mniejszej ulicy obok. Wiem, że może nie powinnam, ale zatrzymałam się, gdy rozpoznałam jego twarz. Nie, najlepiej iść w przeciwnym kierunku. Nie miałam najmniejszej ochoty na spotkanie z Robertem, nawet z Williamem obok. Jednak jak idiotkę mnie zamurowało, jakby nogi nie chciały się słuchać rozumu.
Robert zatrzymał się przed nami, zostawiając pewien dystans pomiędzy nami, ale wciąż był wystarczająco blisko abym mogła ujrzeć, że coś miał czerwonego na dłoni, gdy ją uniósł do swojej twarzy.
- Mała randka? - zapytał z obrzydliwym uśmiechem. - Co ja mówię? Dziwki nie chodzą na randki.
- Ile razy mam ci mówić abyś w końcu zamknął tą swoją obrzydliwą gębę? - na szczęście chociaż moje usta wciąż działały. Robertowi nie przeszkadzały moje słowa, co jedynie bardziej mnie zaniepokoiło.
- Ah, Dovie - ścisnęło mnie w żołądku, gdy usłyszałam, jak się do mnie zwrócił. Nagle poczułam się chora i osłabiona. Był ostatnią osobą, od której chciałabym usłyszeć swoje zdrobnienie. - Na twoim miejscu bym uważał na swój język. Nie ze względu na swoje czy nawet moje uczucia, ale ze względu na samopoczucie innych.
Nie rozumiałam co miał na myśli, przynajmniej nie od razu. Dopiero gdy nie spojrzał w kierunku mniejszej uliczki obok sama skierowałam tam swoje spojrzenie i zamarłam. Nie wierzyłam własnym oczom, nie chciałam im uwierzyć. Nie potrafiłam zrozumieć co Sebastian robił w śniegu z zakrwawioną dolną wargą. Próbował wstać, ale jedynie upadł na kolana ponownie na śnieg. Tuż nad nim pojawiła się kolejna postać, jakby się wyłoniła z cienia. Nie widziałam za dobrze twarzy pani Wallflower, ale byłam pewna, że to była ona.
- Co... - co on tu robił? Czy Robert coś mu to zrobił? Przecież Sebastian jest chory, nie powinien być na zewnątrz, w mokrym śniegu, w nocy. Wyrwałam się z uścisku Williama, biegnąc w stronę Sebastiana. Jednak, gdy tylko byłam obok Roberta ten wyciągnął ramię w moim kierunku i pociągnął mnie w dół. Upadłam na śnieg i po chwili poczułam ciężar ciała Roberta na swoich plecach. Usłyszałam swoje imię, ale nie byłam pewna, czy głos należał do Williama czy Sebastiana. Próbowałam jakoś zepchnąć z siebie Roberta, ale był dla mnie za ciężki. Dlatego zaczęłam krzyczeć. Może ktoś mnie usłyszy i przyjdzie z pomocą.
- Krzycz ile możesz, mała Dove - usłyszałam głos Wallflower i spojrzał na nią z rosnącą złością. - Jest to niczym muzyka dla moich uszu.
Co ona pierdoli? Jest jakimś psychopatą? Co tu się do jasnej cholery dzieje?!
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Poczułem, że jeszcze chwila, a nogi naprawdę się pode mną ugną. Nie tylko ze względu na to, co roztaczała wokół siebie Wallflower. Było to na tyle przytłaczające, że najchętniej przerzuciłbym Dove przez ramię i uciekł z nią na drugi koniec miasta. Najgorsze było jednak to, co ujrzeliśmy na końcu ślepej uliczki. A raczej kogo. W najśmielszych snach nie sądziłem, że posunie się do tak jawnego ataku na Sebastiana.
Złość i frustracja były niczym w porównaniu do strachu o Dove, kiedy wyrwała mi się z uścisku. Sam również chciałem pomóc Sebastianowi lecz w przeciwieństwie do Dove, byłem świadomy niebezpieczeństwa i wolałem grać na czas, by obmyślić skuteczny plan.
Niestety nie dane mi było nawet wyrwać ją z łap Roberta. Zdążyłem zrobić zaledwie parę kroków do przodu, gdy coś uderzyło mnie w plecy. Uderzenie było na tyle silne, że posłało mnie na kolana, wyduszając bolesny oddech z piersi. Usłyszałem jak coś zwaliło się tuż za mną. Mimo iż zareagowałem od razu, to coś było szybsze. Przygotowane na każdy ruch z mojej strony. Tym czymś okazał się Edmund, który natychmiast otworzył paszczę i wbił zęby w moje prawe ramię. Pomimo grubego materiału płaszcza, jego zęby wbiły się w ciało niczym w masło. Szarpnął mną do tyłu, powodując falę bólu, która przeszła od ramienia przez całe ciało. Krótki okrzyk wydobył się z moich ust.
Znajdowałem się w beznadziejnej pozycji, nawet do obrony samego siebie. Klęcząc w śniegu z uczepionym pożeraczem na moich plecach. Bo tego już byłem pewien. Nie widziałem go, a jednak wczepione kły, a chwilę później i pazury w mój bok, świadczyło o tym, że porzucił ludzka formę. Z początku próbowałem się jakoś wyrwać. Udało mi się nawet wolną ręką trochę go zranić lecz co z tego, skoro zaraz poczułem jego uścisk na moim nadgarstku. Nie bawił się w ściskanie, po prostu i tu wbił pazury, aż poczułem krew ściekającą za mankiety koszuli.
- To już koniec, demonie - Wallflower przeniosła na chwilę na mnie spojrzenie, a jej słowa wręcz ociekały jednocześnie słodyczą jak i jadem. - Już wystarczająco napsułeś mi krwi odkąd się zjawiłeś. Dałam ci szansę na odejście. Teraz się skończyło. Mogłeś znaleźć sobie własne ofiary.
- Ofiary? O czym ty mó… - urwałem w pół słowa, kiedy Edmund po raz kolejny mną szarpnął. To chyba miało znaczyć "nie dyskutuj", gdyż przy każdej próbie zrobienia czegoś lub odezwania się, czułem tylko coraz większy ból.
- Może zaczniemy od ciebie, najdroższa Dove, skoro tak bardzo się wyrywasz - rzuciła Wallflower z zadowoleniem. Usłyszałem jeszcze jakieś protesty Sebastiana, ale kobieta szybko go uciszyła silnym kopniakiem w brzuch, po którym zwinął się na ziemi.
- Jestem ciekawa, czy będziesz tak samo harda jak twoja matka, czy szybko zmiękniesz i zaczniesz błagać o litość. Jest twoja, Robercie - Wallflower odsunęła się z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.
Złość i frustracja były niczym w porównaniu do strachu o Dove, kiedy wyrwała mi się z uścisku. Sam również chciałem pomóc Sebastianowi lecz w przeciwieństwie do Dove, byłem świadomy niebezpieczeństwa i wolałem grać na czas, by obmyślić skuteczny plan.
Niestety nie dane mi było nawet wyrwać ją z łap Roberta. Zdążyłem zrobić zaledwie parę kroków do przodu, gdy coś uderzyło mnie w plecy. Uderzenie było na tyle silne, że posłało mnie na kolana, wyduszając bolesny oddech z piersi. Usłyszałem jak coś zwaliło się tuż za mną. Mimo iż zareagowałem od razu, to coś było szybsze. Przygotowane na każdy ruch z mojej strony. Tym czymś okazał się Edmund, który natychmiast otworzył paszczę i wbił zęby w moje prawe ramię. Pomimo grubego materiału płaszcza, jego zęby wbiły się w ciało niczym w masło. Szarpnął mną do tyłu, powodując falę bólu, która przeszła od ramienia przez całe ciało. Krótki okrzyk wydobył się z moich ust.
Znajdowałem się w beznadziejnej pozycji, nawet do obrony samego siebie. Klęcząc w śniegu z uczepionym pożeraczem na moich plecach. Bo tego już byłem pewien. Nie widziałem go, a jednak wczepione kły, a chwilę później i pazury w mój bok, świadczyło o tym, że porzucił ludzka formę. Z początku próbowałem się jakoś wyrwać. Udało mi się nawet wolną ręką trochę go zranić lecz co z tego, skoro zaraz poczułem jego uścisk na moim nadgarstku. Nie bawił się w ściskanie, po prostu i tu wbił pazury, aż poczułem krew ściekającą za mankiety koszuli.
- To już koniec, demonie - Wallflower przeniosła na chwilę na mnie spojrzenie, a jej słowa wręcz ociekały jednocześnie słodyczą jak i jadem. - Już wystarczająco napsułeś mi krwi odkąd się zjawiłeś. Dałam ci szansę na odejście. Teraz się skończyło. Mogłeś znaleźć sobie własne ofiary.
- Ofiary? O czym ty mó… - urwałem w pół słowa, kiedy Edmund po raz kolejny mną szarpnął. To chyba miało znaczyć "nie dyskutuj", gdyż przy każdej próbie zrobienia czegoś lub odezwania się, czułem tylko coraz większy ból.
- Może zaczniemy od ciebie, najdroższa Dove, skoro tak bardzo się wyrywasz - rzuciła Wallflower z zadowoleniem. Usłyszałem jeszcze jakieś protesty Sebastiana, ale kobieta szybko go uciszyła silnym kopniakiem w brzuch, po którym zwinął się na ziemi.
- Jestem ciekawa, czy będziesz tak samo harda jak twoja matka, czy szybko zmiękniesz i zaczniesz błagać o litość. Jest twoja, Robercie - Wallflower odsunęła się z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
To musiał być sen. Kolejny koszmar, który nie miał żadnego sensu. Nie wiedziałam na czym się skupić. Słyszałam gdzieś niedaleko krzyk Williama, a przed moimi oczami widziałam, jak Sebastian sam również cierpi z bólu. Słowa Wallflower również nie miały sensu. Czy dobrze ją usłyszałam? Czemu wspominała o mojej mamie?
Gdzieś pomiędzy gniewem zaczęłam czuć strach. Strach, bo gdzieś w głęboko w sercu chyba zaczęłam powoli rozumieć co może się ze mną wydarzyć.
Zawsze obawiałam się Roberta. Był zdolny do wielu rzeczy i wiedziałam, że mnie nienawidził. Robert pochylił się na tyle aby mógł szepnąć mi do ucha:
- Pamiętasz, gdy byliśmy młodsi i jednego dnia przyszłaś do mojego domu z twoją matką? Bezczelnie usiadłaś przy pianinie, moim pianinie, i zaczęłaś grać jakąś dziecinną melodię. Oh, jak wszystkie matki i ciotki były zachwycone. Mała, utalentowana Dove. - nie wiedziałam co zamierzał zrobić i mimo tego, że siedział na moich plecach próbowałam chociaż jakoś go uderzyć, może jakoś go rozproszyć abym mogła go zrzucić z siebie w taki sposób. Jednak skończyło się to jedynie na tym, że Robert mocno uścisnął swoją dłoń wokół mojego nadgarstka.
- Według mnie nie będzie to wielka strata. Nigdy nie miałaś talentu. - wtedy poczułam jego drugą dłoń na moim małym i serdecznym palcu i po chwili coś we mnie pękło. Pierwsze łzy pojawiły się na mojej twarzy razem z wielkim bólem, który zaczą się od połamanych kości i nie byłam pewna czy gdzieś był jego koniec. Nie wiedziałam czy krzyknęłam z bólu czy nie. Byłam w szoku.
- W dzień kiedy mnie wyśmiałaś przed wszystkimi zrujnowałaś mi życie. Teraz ja zrujnuję twoje, chociaż tak pomiędzy nami nie wygląda na to, że za wiele tobie go zostało. - objął kolejny palec prawej ręki i kolejna nieprzyjemna fala ciepła i bólu przeszła przez moje ciało. Tym razem wiedziałam, że krzyknęłam. Gdzieś pomiędzy łzami, strachem i bólem wciąż próbowałam mu się wyrwać. Musiałam jakoś się uwolnić i dotrzeć do Sebastiana. Nie miałam szczegółowego planu w głowie, chciałam jedynie się upewnić, że wszystko jest dobrze z moim bratem. Może była to zbyt naiwna myśl.
Robertowi najwyraźniej znudziła się zabawa z łamaniem mi palców. Poczułam, jak wstaje z moich pleców i lewą dłonią szybko zgarnęłam trochę śniegu. Gdy tylko odwrócił mnie twarzą do siebie przycisnęłam zimny śnieg prosto mu w oczy. Uniosłam kolano aby kopnąć go między nogami i usłyszałam jego cichy jęk. Próbowałam go zepchnąć na bok, ale wtedy poczułam jego dłonie na swojej szyi i ponownie przycisnął mnie do ziemi. Widziałam gniew w jego oczach. Jego twarz była czerwona i jedynie dobierała więcej koloru, gdy mocniej ściskał moją szyję. Czułam, jak powoli tracę dostęp do powietrza. Dobrą ręką próbowała wbić paznokcie w jego dłoń, kopałam pod jego nogami, ale on również się nie poddawał.
Leżąc teraz na plecach mogłam spojrzeć odrobinę na bok i w końcu ujrzałam Williama. Gdyby nie Robert zapewne wstrzymałabym oddech. Nie miałam bladego pojęcia co za stwór się go uczepiło. Było przerażające. Gdyby nie fakt, że William był ranny i krwawił pomyślałabym, że ten potwór był stworzony przez mój rozum i limitowaną ilość tlenu w płucach. Udało mi się odnaleźć spojrzenie Williama i poczułam kolejne łzy. Bałam się. Tak strasznie się bałam i nie miałam bladego pojęcia co mogłam zrobić.
- Nie gap się na niego - jedna dłoń Roberta opuściła moją szyję i przez chwilę odzyskałam odrobinę więcej powietrza. Ujął moją twarz, ściskając policzki razem i zmusił mnie abym odwróciła twarz od Williama i spojrzała na niego.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wallflower wróciła do Sebastiana "zajmując się" nim za każdym razem, kiedy ten próbował coś zrobić. A mnie zalewał coraz większy strach i ból, już nie tylko mój. Strach Dove był niemal paraliżujący, jej krzyk odbijał się echem w mojej głowie, a gdy na moment nasze spojrzenia się spotkały, poczułem łzy spływające po moich policzkach. Bólu, żalu, złości, nienawiści.
Zrobiło mi się słabo, gdy w mojej głowie coś jakby eksplodowało i spadły kolejne wspomnienia. Tym razem nie byle drobnostki. Przypomniałem sobie. Przypomniałem sobie wszystko. A w szczególności tamten dzień, gdy siedziałem związany, bezradny i zmuszony aby patrzeć na krzywdę moich najbliższych. Wallflower czerpała jakąś chorą satysfakcję z krzywdzenia innych, a im więcej zadawała cierpienia, im bardziej jej ofiary krzyczały i błagały o litość, tym była jeszcze bardziej okrutna.
- Villin - warknąłem w stronę Edmunda. Czy raczej Oscara Villina jakiego ja pamiętałem. Nie wiedziałem, czy go to zaskoczyło, jednak silniejszy uścisk jego szczęk mógł oznaczać również i to.
Nie mogłem sobie pozwolić na więcej straty czasu, na ból, któremu najchętniej bym się poddał i przeczekał dzień, dwa, miesiąc, aż wszystko minie. Wcale nie zamierzałem tutaj zginąć, jak przykładny stróż, a tym bardziej nie mogłem pozwolić, by ktoś skrzywdził Dove i Sebastiana jeszcze bardziej, niż już to zrobili. Nawet jeżeli oboje mieliby mnie znienawidzić za to, czym jestem, nie mogłem pozwolić im umrzeć. Nie w taki sposób, bo żadne z nich nie zasługiwało na takie okrucieństwo.
Dzięki naukom Anthony'ego opanowałem przemianę w zaledwie kilka sekund. Wystarczyło, bym zmusił swoje ciało do kolejnego wysiłku. Zrobiłem to szybko, nie przejmując się tym, że w wyrastających skrzydłach pękały kolejne kości, gdy przebijały się przez pierś i żebra Oscara. Kiedy w pełni je rozłożyłem, po pożeraczu został brudny popiół na moim ubraniu, na włosach, skrzydłach, na śniegu, przyklejając się niczym sadza osiadająca w kominie.
Nie czekałem aż ktoś pierwszy się otrząśnie. Robert był zbyt zajęty szarpaniem się z ubraniem Dove, zaś Wallflower… nie, Linda Villin, jakby coś przeczuwając, odwróciła twarz w moim kierunku. Jednak to nie jej jako pierwszej poświęciłem swoją uwagę. Zerwałem się na nogi, Robert znajdował się wystarczająco blisko, bym dorwał go zanim połączył fakty. Niezdarnie próbował się uchylić lecz mój kopniak trafił go pod żebra. Jego kurtka musiała nieco zamortyzować uderzenie lecz pewien efekt już osiągnąłem. Złapałem go za ramiona, wbijając w nie swoje pazury i uniosłem do góry. Na więcej nie miałem czasu. Linda się otrząsnęła, dlatego musiałem póki co odrzucić go na bok, by odeprzeć jej atak.
Widziałem wściekłość malującą się na jej twarzy i coś, czego sam doświadczyłem: rozpacz. Czyżby coś takiego było zdolne do pokochania drugiego potwora?
Jak na swoje lata była wciąż silna. Uderzyła we mnie z całym impetem licząc, że jak upadniemy to zyska przewagę. Już próbowała przygwoździć mnie do ziemi, samej przybierając formę jeszcze paskudniejszą niż to, co widzieliśmy na obrazie Ralpha Locke'a. Niedoczekanie. Może byłem ranny i trochę osłabiony, nie byłem już jednak słabym człowiekiem, z którym mogła zrobić co jej się podoba. Przekonała się o tym boleśnie po krótkiej szarpaninie, gdy znalazła się na brzuchu, a ja kolanem dociskałem jej plecy do ziemi. Złapałem również za błoniaste skrzydła tuż u podstawy i zacząłem je powoli wyrywać. Wrzask kobiety rozniósł się po okolicy.
- Powiedz mi, Lindo, jak to jest z łowcy stać się ofiarą? - warknąłem, odrzucając na bok zakrwawione ochłapy. Odpowiedział mi jej cichy szloch, co jeszcze bardziej wzmogło moją złość. - Powiedz, dlaczego to sprawia ci taką chorą przy… gdzie się wybierasz, Wolfgrond? - odwróciłem twarz w stronę mężczyzny, który próbował niepostrzeżenie uciec. - Na kolana, śmieciu, i czekaj na swoją kolej. Jeszcze z tobą nie skończyłem - nie sądziłem, że byłem zdolny do roztaczania aury strachu, tak jak pożeracz. W tamtym momencie, widząc jak przerażony Robert rzeczywiście upada na kolana, ponownie wróciłem do Lindy.
Zrobiło mi się słabo, gdy w mojej głowie coś jakby eksplodowało i spadły kolejne wspomnienia. Tym razem nie byle drobnostki. Przypomniałem sobie. Przypomniałem sobie wszystko. A w szczególności tamten dzień, gdy siedziałem związany, bezradny i zmuszony aby patrzeć na krzywdę moich najbliższych. Wallflower czerpała jakąś chorą satysfakcję z krzywdzenia innych, a im więcej zadawała cierpienia, im bardziej jej ofiary krzyczały i błagały o litość, tym była jeszcze bardziej okrutna.
- Villin - warknąłem w stronę Edmunda. Czy raczej Oscara Villina jakiego ja pamiętałem. Nie wiedziałem, czy go to zaskoczyło, jednak silniejszy uścisk jego szczęk mógł oznaczać również i to.
Nie mogłem sobie pozwolić na więcej straty czasu, na ból, któremu najchętniej bym się poddał i przeczekał dzień, dwa, miesiąc, aż wszystko minie. Wcale nie zamierzałem tutaj zginąć, jak przykładny stróż, a tym bardziej nie mogłem pozwolić, by ktoś skrzywdził Dove i Sebastiana jeszcze bardziej, niż już to zrobili. Nawet jeżeli oboje mieliby mnie znienawidzić za to, czym jestem, nie mogłem pozwolić im umrzeć. Nie w taki sposób, bo żadne z nich nie zasługiwało na takie okrucieństwo.
Dzięki naukom Anthony'ego opanowałem przemianę w zaledwie kilka sekund. Wystarczyło, bym zmusił swoje ciało do kolejnego wysiłku. Zrobiłem to szybko, nie przejmując się tym, że w wyrastających skrzydłach pękały kolejne kości, gdy przebijały się przez pierś i żebra Oscara. Kiedy w pełni je rozłożyłem, po pożeraczu został brudny popiół na moim ubraniu, na włosach, skrzydłach, na śniegu, przyklejając się niczym sadza osiadająca w kominie.
Nie czekałem aż ktoś pierwszy się otrząśnie. Robert był zbyt zajęty szarpaniem się z ubraniem Dove, zaś Wallflower… nie, Linda Villin, jakby coś przeczuwając, odwróciła twarz w moim kierunku. Jednak to nie jej jako pierwszej poświęciłem swoją uwagę. Zerwałem się na nogi, Robert znajdował się wystarczająco blisko, bym dorwał go zanim połączył fakty. Niezdarnie próbował się uchylić lecz mój kopniak trafił go pod żebra. Jego kurtka musiała nieco zamortyzować uderzenie lecz pewien efekt już osiągnąłem. Złapałem go za ramiona, wbijając w nie swoje pazury i uniosłem do góry. Na więcej nie miałem czasu. Linda się otrząsnęła, dlatego musiałem póki co odrzucić go na bok, by odeprzeć jej atak.
Widziałem wściekłość malującą się na jej twarzy i coś, czego sam doświadczyłem: rozpacz. Czyżby coś takiego było zdolne do pokochania drugiego potwora?
Jak na swoje lata była wciąż silna. Uderzyła we mnie z całym impetem licząc, że jak upadniemy to zyska przewagę. Już próbowała przygwoździć mnie do ziemi, samej przybierając formę jeszcze paskudniejszą niż to, co widzieliśmy na obrazie Ralpha Locke'a. Niedoczekanie. Może byłem ranny i trochę osłabiony, nie byłem już jednak słabym człowiekiem, z którym mogła zrobić co jej się podoba. Przekonała się o tym boleśnie po krótkiej szarpaninie, gdy znalazła się na brzuchu, a ja kolanem dociskałem jej plecy do ziemi. Złapałem również za błoniaste skrzydła tuż u podstawy i zacząłem je powoli wyrywać. Wrzask kobiety rozniósł się po okolicy.
- Powiedz mi, Lindo, jak to jest z łowcy stać się ofiarą? - warknąłem, odrzucając na bok zakrwawione ochłapy. Odpowiedział mi jej cichy szloch, co jeszcze bardziej wzmogło moją złość. - Powiedz, dlaczego to sprawia ci taką chorą przy… gdzie się wybierasz, Wolfgrond? - odwróciłem twarz w stronę mężczyzny, który próbował niepostrzeżenie uciec. - Na kolana, śmieciu, i czekaj na swoją kolej. Jeszcze z tobą nie skończyłem - nie sądziłem, że byłem zdolny do roztaczania aury strachu, tak jak pożeracz. W tamtym momencie, widząc jak przerażony Robert rzeczywiście upada na kolana, ponownie wróciłem do Lindy.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Wszystko działo się tak szybko. Miałam wrażenie, że moje reakcje na wszystko się działo wokół mnie były spowolnione. Nie zareagowałam od razu, gdy Robert wziął dłoń z mojej twarzy i zaczął rozpinać mój płaszcz. Nie zareagowałam od razu, gdy nad nami pojawiła się ciemna postać, Robert znalazł się na ziemi obok, a ja w końcu mogłam złapać oddech. Zakaszlałam trochę, oddychając ciężko.
Zignorowałam to, co się działo obok i zmusiłam się aby wstać i dotrzeć do Sebastiana. Upadłam na kolana obok niego i pomimo łez oczach i piekącego bólu, który czułam w swojej prawej dłoni i ramieniu zaczęłam sprawdzać, jak bardzo jest zraniony. Musieliśmy stąd się wydostać, wrócić razem do domu. Za nim dotrzemy do domu i powiem Annie aby poszłam do lekarza mogło minąć sporo czasu, więc im szybciej stąd mogliśmy uciec tym lepiej.
Sebastian otworzył oczy i widząc, że to ja przy nim jestem uniósł swoją dłoń i objął delikatnie mój nadgarstek. Spojrzał na moją dłoń i sama po raz pierwszy ujrzałam dzieło Roberta. Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok. Wolałam teraz na tym się nie skupić.
- Dove...
- Musimy iść - otworzyłam oczy i przerwałam Sebastianowi. Objęłam go ramieniem, pomagając mu się podnieść. Gdy Sebastian usiadł i miałam zamiar go pociągnąć do góry aby stanął na nogi ten niczym uparty osioł wciąż siedział na mokrym śniegu i wpatrywał się w scenę za moimi plecami.
- Też to widzisz, prawda?
Zawahałam się za nim spojrzałam przez ramię. Przy Wallflower pojawił się inny potwór. Nie wyglądał jak ten, który wgryzł się w Williama, chociaż mogłam się mylić. Za dobrze mu się nie przyjrzałam. Jednak nie to było głównym powodem dlaczego ponownie nie próbowałam pociągnąć brata w stronę domu.
Nigdzie nie widziałam Williama i przez ułamek sekundy obawiałam się, że coś mogło mu się stać, że ten potwór gdzieś go zabrał i kto wie co się teraz z nim działo. Jednak to uczucie szybko minęło, gdy przyjrzałam się lepiej potworowi z czarnymi niczym noc skrzydłami. W sumie, cała jego aura była czarna i ciężka, nawet z pewnej odległości ją czułam. Chciałam zamknąć oczy lub odwrócić wzrok, bo wiedziałam, że nie powinnam marnować czasu i powinnam skupić się na Sebastiana, ale coś we mnie kazało mi siedzieć i patrzeć.
Wiedziałam, że to był William. Nie rozpoznałam go od razu, ale gdy wzrokiem go śledziłam i przyjrzałam się jego twarzy wiedziałam, że to był on. Moje ciało zadrżało, gdy uświadomiłam sobie, że to coś było przy mnie, Sebastinie, Annie, moich przyjaciółkach przez ten cały czas. W każdej chwili mógł ich skrzywdzić, a ja...
Poczułam kolejną falę łez. Może one nigdy nie przestały napływać. Co ja miałam teraz zrobić? Czy jak skończy z Wallflower i z Robertem, czy ja i Sebastian będziemy następni?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Czym… jesteś? - usłyszałem ciche pytanie z ust Lindy. Przestała już jęczeć, a zaczęła wpatrywać się we mnie wielkimi oczami. Jakby coś nowego kombinując.
- Jak to: czym? - syknąłem, odsuwając się od niej, ale tylko po to, by poczęstować ją kopniakiem. Moje ręce były już zbyt mocno osłabione, żebym mógł nimi wyrządzić jej coś poważniejszego. Prawej w ogóle nie czułem. Co dziwne wcale nie z bólu, który gdzieś zepchnąłem na bok w czym zdecydowanie pomogła mi adrenalina, lecz po prostu odmówiła mi posłuszeństwa.
- Skrzydła, szpony, kły, oczy: demonem! - każde słowo podkreśliłem bezlitosnym kopniakiem w ten sam sposób, w jaki przed chwilą traktowała Sebastiana. - I wiesz co? Doskonale cię pamiętam, Villin. Pamiętam jak kręciłaś się przy mojej matce zanim umarła. Pamiętam, że robiłaś interesy z moim dziadkiem przed jego śmiercią. A najbardziej pamiętam, jak znęcałaś się nad moją córką - zaśmiała się. Bezczelnie się zaśmiała, po czym wypluła jakiś skrzep krwi.
- Mała Lizzie, taka była do ciebie podobna, tak uroczo wolała tatusia na pomoc. Do dziś pamiętam jej płacz i krzyki twojej żony. Do dziś...
- Też to pamiętam. Do dziś - z coraz większą nienawiścią zadawałem kolejne ciosy, próbując dać ujście emocjom, jakie we mnie się nagromadziły, a z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Nie odczuwałem z tego żadnej radości ani satysfakcji. Ulga też nie przyszła. Łzy na moich policzkach mieszały się z żalem i bólem w sercu, ze złością w każdym kolejnym uderzeniu.
- Spójrz na mnie - warknąłem, kiedy z ust pożeraczki przestały wylatywać jęki i lamenty. Było też coś, co chciałem się dowiedzieć zanim odda ostatni oddech. Jej spojrzenie jednak wciąż było twarde, nie ulegała mimo wszystko.
- Powiedziałaś wcześniej, że powinienem znaleźć sobie inne ofiary. Skąd pomysł, że Parkerowie są moimi ofiarami?
- Bo jesteś demonem - wydusiła z pomiędzy opuchniętych warg.
- A ty pożeraczem! Co jeszcze wymyślisz!? Może że jeszcze boję się święconej wody albo srebrnych ostrzy? Twoje śmieszne krzyże też na mnie nie działają.
- Prawdziwy demon mógłby od tego umrzeć. Pytam jeszcze raz: czym jesteś? - zawahałem się chwilę przed odpowiednią. Prawdziwy demon nie wytrzymałby kontaktu z poświęconym artefaktem, a już tym bardziej zetknięcia z czystą, święconą wodą, to prawda. Jednak ja osobiście prałem suknię Dove w święconej wodzie, gdy się ubrudziła po myciu podłogi w kościele. I nic mi nie było.
- Jestem demonem - powtórzyłem. By potwierdzić swoje słowa, zsunąłem z lewej dłoni rękawiczkę, ukazując czerwoną pieczęć. - Ale jestem też stróżem - dodałem, a po ściągnięciu prawej rękawiczki, jej oczom ukazało się błękitne błogosławieństwo.
- Nie patrz tak, odkąd zaczęłaś mordować anioły zabrakło im rąk do pracy. Jestem stróżem Dove Parker, a to był ostatni raz, gdy ją skrzywdziłaś. Ostatni raz, kiedy próbowałaś dobrać się do duszy Sebastiana, tak jak zrobiłaś to z ich rodzicami. Ostatni raz, gdy w ogóle kogoś krzywdzisz. A teraz zrób przysługę nam wszystkim i zdechnij w końcu - dodałem, kończąc zabawę z Lindą. Rozsypała się w ten sam sposób co jej mąż, pozostawiając po sobie jedynie brud.
- Robercie - wyprostowałem się, odwracając twarzą do mężczyzny. - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że tacy jak ty nie powinni się rozmnażać? - tym razem na jego twarzy wykwitło czyste przerażenie. Nie zamierzałem brudzić siebie teraz tym rąk, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Zrobiłem w jego stronę kilka kroków, a on odsuwał się, kwiląc niczym dziecko, aż w końcu oparł się plecami o mur, nie mając żadnej drogi ucieczki. Szybkim ruchem docisnąłem butem jego krocze. Wiedziałem jak zadać ból i nie zrobić poważnej krzywdy. Jedyną wolną ręką chwyciłem za jego dłoń, wyginając przy tym dwa palce w nienaturalnej pozycji.
- Jak miło, nieprawdaż? - sarknąłem, gdy się rozpłakał. Próbował pomóc sobie drugą ręką, ale uderzyłem go w twarz z całej siły aż jego głowa odbiła się od muru. Następnie złapałem jeszcze jeden z jego palców i zgiąłem w pół, mocno ściskając dopóki do moich uszu nie doszedł trzask łamanych kości.
- Powinienem pozbawić cię tych palców, zgwałcić, a potem udusić twoim własnym językiem, bo właśnie to chciałeś zrobić Dove, prawda? - zapytałem, unosząc dłoń i chwytając go mocno za gardło. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Miałem ochotę zamordować go tu i teraz, nie bacząc na konsekwencje. Jednak nie uśmiechało mi się również narażać na wieloletnią karę z rąk Asmodeusza, który jasno się wyraził w tym temacie. Dlatego ostatecznie puściłem Roberta, który łapczywie zaczął łapać powietrze.
- Tym razem będziesz mógł odejść. Ale pamiętaj, jeszcze raz wyciągniesz łapę w stronę Dove lub Sebastiana, jeszcze raz usłyszę krzywdzącą plotkę z twoich ust lub choćby krzywo rzucone spojrzenie w jej kierunku, zrobię ci takie piekło na ziemi, że będziesz błagać o szybką śmierć. Rozumiesz? Nie pozwolę ci więcej jej tknąć - odsunąłem się od niego na kilka kroków, czując bijący od niego smród, a na spodniach widoczna była już plama nie tylko w kroczu. - Zjeżdżaj stąd - patrzyłem przez chwilę jak Robert odczołguje się ode mnie na czworakach, a dopiero potem wstaje i chwiejnym krokiem próbował uciec ile sił w nogach.
Odszukałem wzrokiem rodzeństwo, gdy Robert zniknął za zakrętem. Sebastian mimo otrzymanych obrażeń siedział w śniegu razem z Dove, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Podszedłem do nich i przysiadłem na ziemi na kolanach, nieco jednak w większej odległości. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak mogli mnie teraz postrzegać. Opuściłem głowę, by nie musieli z bliska widzieć ani mojego wzroku, ani zębów. Kiedyś, w piekle, byłem z nich dumny, jednak nie teraz.
- Przepraszam - powiedziałem cicho. - Przepraszam, że nie potrafiłem wcześniej was przed tym ochronić. To… nie powinno tak wyglądać. Przepraszam, Dove, że cię zawiodłem - co było najbardziej bolesne z tego wszystkiego.
- Jak to: czym? - syknąłem, odsuwając się od niej, ale tylko po to, by poczęstować ją kopniakiem. Moje ręce były już zbyt mocno osłabione, żebym mógł nimi wyrządzić jej coś poważniejszego. Prawej w ogóle nie czułem. Co dziwne wcale nie z bólu, który gdzieś zepchnąłem na bok w czym zdecydowanie pomogła mi adrenalina, lecz po prostu odmówiła mi posłuszeństwa.
- Skrzydła, szpony, kły, oczy: demonem! - każde słowo podkreśliłem bezlitosnym kopniakiem w ten sam sposób, w jaki przed chwilą traktowała Sebastiana. - I wiesz co? Doskonale cię pamiętam, Villin. Pamiętam jak kręciłaś się przy mojej matce zanim umarła. Pamiętam, że robiłaś interesy z moim dziadkiem przed jego śmiercią. A najbardziej pamiętam, jak znęcałaś się nad moją córką - zaśmiała się. Bezczelnie się zaśmiała, po czym wypluła jakiś skrzep krwi.
- Mała Lizzie, taka była do ciebie podobna, tak uroczo wolała tatusia na pomoc. Do dziś pamiętam jej płacz i krzyki twojej żony. Do dziś...
- Też to pamiętam. Do dziś - z coraz większą nienawiścią zadawałem kolejne ciosy, próbując dać ujście emocjom, jakie we mnie się nagromadziły, a z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Nie odczuwałem z tego żadnej radości ani satysfakcji. Ulga też nie przyszła. Łzy na moich policzkach mieszały się z żalem i bólem w sercu, ze złością w każdym kolejnym uderzeniu.
- Spójrz na mnie - warknąłem, kiedy z ust pożeraczki przestały wylatywać jęki i lamenty. Było też coś, co chciałem się dowiedzieć zanim odda ostatni oddech. Jej spojrzenie jednak wciąż było twarde, nie ulegała mimo wszystko.
- Powiedziałaś wcześniej, że powinienem znaleźć sobie inne ofiary. Skąd pomysł, że Parkerowie są moimi ofiarami?
- Bo jesteś demonem - wydusiła z pomiędzy opuchniętych warg.
- A ty pożeraczem! Co jeszcze wymyślisz!? Może że jeszcze boję się święconej wody albo srebrnych ostrzy? Twoje śmieszne krzyże też na mnie nie działają.
- Prawdziwy demon mógłby od tego umrzeć. Pytam jeszcze raz: czym jesteś? - zawahałem się chwilę przed odpowiednią. Prawdziwy demon nie wytrzymałby kontaktu z poświęconym artefaktem, a już tym bardziej zetknięcia z czystą, święconą wodą, to prawda. Jednak ja osobiście prałem suknię Dove w święconej wodzie, gdy się ubrudziła po myciu podłogi w kościele. I nic mi nie było.
- Jestem demonem - powtórzyłem. By potwierdzić swoje słowa, zsunąłem z lewej dłoni rękawiczkę, ukazując czerwoną pieczęć. - Ale jestem też stróżem - dodałem, a po ściągnięciu prawej rękawiczki, jej oczom ukazało się błękitne błogosławieństwo.
- Nie patrz tak, odkąd zaczęłaś mordować anioły zabrakło im rąk do pracy. Jestem stróżem Dove Parker, a to był ostatni raz, gdy ją skrzywdziłaś. Ostatni raz, kiedy próbowałaś dobrać się do duszy Sebastiana, tak jak zrobiłaś to z ich rodzicami. Ostatni raz, gdy w ogóle kogoś krzywdzisz. A teraz zrób przysługę nam wszystkim i zdechnij w końcu - dodałem, kończąc zabawę z Lindą. Rozsypała się w ten sam sposób co jej mąż, pozostawiając po sobie jedynie brud.
- Robercie - wyprostowałem się, odwracając twarzą do mężczyzny. - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że tacy jak ty nie powinni się rozmnażać? - tym razem na jego twarzy wykwitło czyste przerażenie. Nie zamierzałem brudzić siebie teraz tym rąk, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Zrobiłem w jego stronę kilka kroków, a on odsuwał się, kwiląc niczym dziecko, aż w końcu oparł się plecami o mur, nie mając żadnej drogi ucieczki. Szybkim ruchem docisnąłem butem jego krocze. Wiedziałem jak zadać ból i nie zrobić poważnej krzywdy. Jedyną wolną ręką chwyciłem za jego dłoń, wyginając przy tym dwa palce w nienaturalnej pozycji.
- Jak miło, nieprawdaż? - sarknąłem, gdy się rozpłakał. Próbował pomóc sobie drugą ręką, ale uderzyłem go w twarz z całej siły aż jego głowa odbiła się od muru. Następnie złapałem jeszcze jeden z jego palców i zgiąłem w pół, mocno ściskając dopóki do moich uszu nie doszedł trzask łamanych kości.
- Powinienem pozbawić cię tych palców, zgwałcić, a potem udusić twoim własnym językiem, bo właśnie to chciałeś zrobić Dove, prawda? - zapytałem, unosząc dłoń i chwytając go mocno za gardło. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Miałem ochotę zamordować go tu i teraz, nie bacząc na konsekwencje. Jednak nie uśmiechało mi się również narażać na wieloletnią karę z rąk Asmodeusza, który jasno się wyraził w tym temacie. Dlatego ostatecznie puściłem Roberta, który łapczywie zaczął łapać powietrze.
- Tym razem będziesz mógł odejść. Ale pamiętaj, jeszcze raz wyciągniesz łapę w stronę Dove lub Sebastiana, jeszcze raz usłyszę krzywdzącą plotkę z twoich ust lub choćby krzywo rzucone spojrzenie w jej kierunku, zrobię ci takie piekło na ziemi, że będziesz błagać o szybką śmierć. Rozumiesz? Nie pozwolę ci więcej jej tknąć - odsunąłem się od niego na kilka kroków, czując bijący od niego smród, a na spodniach widoczna była już plama nie tylko w kroczu. - Zjeżdżaj stąd - patrzyłem przez chwilę jak Robert odczołguje się ode mnie na czworakach, a dopiero potem wstaje i chwiejnym krokiem próbował uciec ile sił w nogach.
Odszukałem wzrokiem rodzeństwo, gdy Robert zniknął za zakrętem. Sebastian mimo otrzymanych obrażeń siedział w śniegu razem z Dove, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Podszedłem do nich i przysiadłem na ziemi na kolanach, nieco jednak w większej odległości. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak mogli mnie teraz postrzegać. Opuściłem głowę, by nie musieli z bliska widzieć ani mojego wzroku, ani zębów. Kiedyś, w piekle, byłem z nich dumny, jednak nie teraz.
- Przepraszam - powiedziałem cicho. - Przepraszam, że nie potrafiłem wcześniej was przed tym ochronić. To… nie powinno tak wyglądać. Przepraszam, Dove, że cię zawiodłem - co było najbardziej bolesne z tego wszystkiego.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Demonem? Aniołem stróżem? Takie rzeczy nie istnieją. Niebo i piekło, wszystkie powiązane z tym rzeczy były wymysłem kościoła... prawda? Jednak jak inaczej wytłumaczyć to co widziałam przed moimi oczami? Jak mogłam wytłumaczyć to, że czerpałam iskierkę radości, gdy widziałam, jak Robert zwija się z bólu i przez chwilę miałam nadzieję, że to nie był sen?
Szybko się ocknęłam, gdy zauważyłam, jak demon podchodzi do nas. Przybliżyłam się do Sebastiana i poczułam, jak obejmuje mnie ramieniem, jakby mógł w jakikolwiek sposób nas ochronić. Co za głupota. Nie mielibyśmy szans na przetrwanie. Może trzeba było pomodlić się trochę, pierwszy raz od wielu lat i błagać o wybaczenie?
Trochę mi ulżyło, gdy się zatrzymał. Nie wyglądało na to, że zamierzał podchodzić do nas bliżej. Nie wiedziałam, co powiedzieć, co zrobić po jego słowach. Jak miał człowiek zachować się w takiej sytuacji? Nie było to ani trochę normalne. Otworzyłam usta, ale nie potrafiłam nic powiedzieć.
Kolejny zaskoczeniem był dla mnie Sebastian. Poczułam, jak się rusza i powoli wstaje, ciągnąc mnie za sobą. Poczułam kolejną małą ulgę. Najwyraźniej miał w sobie jeszcze wystarczająco siły aby dotrzeć do domu. I aby wydusić z siebie kilka słów.
- Demon, anioł stróż, czymkolwiek jesteś zostaw nas w spokoju - słyszałam gniew i ból w jego głosie, jakby był rozczarowany. - Posłuchaj własnej rady, którą dałeś Wolfgrondowi. Trzymaj się z dala ode mnie i mojej rodziny.
Sebastian powoli zaczął się cofać, wciąż mając na oku demona. Jedną dłonią trzymał się swojego boku, gdzie najwyraźniej Wallflower wyrządziła największe ból, a drugą sięgnął po moją.
Czułam pustkę, gdy coraz bardziej oddalaliśmy się. Wcześniejszy ból, smutek, żal i złość zostały zastąpione wielką dziurą w sercu, która wchłaniała wszystko, pozostawiając po sobie nic. Gdy dotarliśmy do domu i w momencie, gdy otworzyliśmy drzwi Sebastian padł na podłogę, prawie ciągnąc mnie za sobą. Jego upadek musiał obudzić Annę, bo pojawiła się na korytarzu w swojej piżamie, przerażona gdy nas ujrzała. Kobieta szybko pomogła Sebastianowi wstać i położyć się na kanapie.
- Co wam się stało? - było jej pierwszym pytaniem.
- Kilku gnojków na nas napadło - wypaliłam bez dłuższego zamyślania się. Przynajmniej wciąż potrafiłam kłamać. W sumie, raczej nie skłamałam. Ale nie mogłam jej powiedzieć, że Robert Wolfgrond i jakieś potwory, demony, czy co tam jeszcze nam to zrobili. Uznaliby nas za wariatów.
Anna szybko ubrała swój płaszcz i wybiegła z domu aby obudzić i przyprowadzić lekarza. Siedziałam obok Sebastiana, pustka w głowie. Ani on, ani ja nie odezwało się ani słowem o tym co się przed chwilą wydarzyło, co oboje ujrzeliśmy.
Gdy pojawił się doktor Walsh wyglądał wciąż na zaspanego. Sprawdził najpierw Sebastiana, a później moje palce. Walsh pokręcił głową. Wolałam nie myśleć o tym co to miało znaczyć. Ponownie zabolało, gdy dotykał i nastawiał moje palce, po czym je zabandażował. Mimo bólu i wielu innych nieprzyjemności nawet nie drgnęłam. Ciekawe, czy ten ból kiedykolwiek minie? Ciekawe, czy ta pustka już we mnie pozostanie?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach