Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wiedziałem, że to się tak skończy. Wiedziałem, podświadomie byłem na to przygotowany, na odrzucenie, szczególnie po tym wszystkim. A mimo to słowa Sebastiana bolały. Bardziej niż wszystkie wspomnienia. Z jednej strony czułem ulgę, że nic już im nie grozi i wiedziałem, że gdybym kiedyś stanął przed tym wyborem ponownie, znów bym to zrobił. Z drugiej był tylko smutek, że jedna osoba po raz kolejny zniszczyła coś, co mogłem nazwać rodziną.
Nie wiedziałem ile czasu jeszcze spędziłem na śniegu. Kiedy opadła adrenalina, wrócił ból. To pewnie niedługo minie. Żadne rany nie trzymały się mnie długo, a jednak na chwilę obecną paraliżował mnie ból. Zdawałem sobie sprawę z każdej, nawet najmniejszej ranki bądź zwichnięcia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłem wrócić do ludzkiej formy, aby dojść do domu. Może to szczęście w nieszczęściu, że Linda zrobiła coś z tymi ludźmi, że nikt nie ważył się wyściubiać nosa, nawet poza własne drzwi, dzięki czemu doszedłem do mieszkania nie niepokojony przez nikogo. Dookoła panowała głucha cisza, żaden pies nie zaszczekał, żadne dziecko nie zapłakało.
Kiedy znalazłem się w znajomym pomieszczeniu, próbowałem coś ze sobą zrobić. Cokolwiek, a pokonał mnie płaszcz, którego za żadne skarby nie potrafiłem zdjąć. Cały poszarpany i zakrwawiony, a ubranie pod nim kleiło się do mojego ciała. Musiałem najpierw odpocząć. Położyłem się na łóżku i niemal natychmiast moje powieki zrobiły się ciężkie.
Obudziła mnie dopiero czyjaś obecność w mieszkaniu. Próbowałem podnieść się do siadu, a jedynie opadłem z jękiem z powrotem na materac, gdy ból od razu o sobie przypomniał.
- Nie ruszaj się - usłyszałem spokojny, męski głos. Otworzyłem szerzej oczy lecz był on gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku. Na zewnątrz również wciąż było ciemno. Lub znów było ciemno? Mogłem spać zarówno kilka godzin jak i cały dzień. Okna były przysłonięte fioletową zasłonką, a na stoliku przy łóżku paliła się mała lampka.
- Czekałem na ciebie, Asmodeuszu.
- Ah, tak? - mruknął gdzieś tam w przestrzeń. Usłyszałem przy tym szum wody, jakby przelewał ją z jednego naczynia do drugiego.
- Tak. Dobij mnie, proszę, bo sam nawet na to nie mam siły - odpowiedziało mi tylko ciężkie westchnięcie.
Nie wiedziałem ile czasu jeszcze spędziłem na śniegu. Kiedy opadła adrenalina, wrócił ból. To pewnie niedługo minie. Żadne rany nie trzymały się mnie długo, a jednak na chwilę obecną paraliżował mnie ból. Zdawałem sobie sprawę z każdej, nawet najmniejszej ranki bądź zwichnięcia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłem wrócić do ludzkiej formy, aby dojść do domu. Może to szczęście w nieszczęściu, że Linda zrobiła coś z tymi ludźmi, że nikt nie ważył się wyściubiać nosa, nawet poza własne drzwi, dzięki czemu doszedłem do mieszkania nie niepokojony przez nikogo. Dookoła panowała głucha cisza, żaden pies nie zaszczekał, żadne dziecko nie zapłakało.
Kiedy znalazłem się w znajomym pomieszczeniu, próbowałem coś ze sobą zrobić. Cokolwiek, a pokonał mnie płaszcz, którego za żadne skarby nie potrafiłem zdjąć. Cały poszarpany i zakrwawiony, a ubranie pod nim kleiło się do mojego ciała. Musiałem najpierw odpocząć. Położyłem się na łóżku i niemal natychmiast moje powieki zrobiły się ciężkie.
Obudziła mnie dopiero czyjaś obecność w mieszkaniu. Próbowałem podnieść się do siadu, a jedynie opadłem z jękiem z powrotem na materac, gdy ból od razu o sobie przypomniał.
- Nie ruszaj się - usłyszałem spokojny, męski głos. Otworzyłem szerzej oczy lecz był on gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku. Na zewnątrz również wciąż było ciemno. Lub znów było ciemno? Mogłem spać zarówno kilka godzin jak i cały dzień. Okna były przysłonięte fioletową zasłonką, a na stoliku przy łóżku paliła się mała lampka.
- Czekałem na ciebie, Asmodeuszu.
- Ah, tak? - mruknął gdzieś tam w przestrzeń. Usłyszałem przy tym szum wody, jakby przelewał ją z jednego naczynia do drugiego.
- Tak. Dobij mnie, proszę, bo sam nawet na to nie mam siły - odpowiedziało mi tylko ciężkie westchnięcie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Minęło kilka tygodni od tamtego wieczoru i od naszej małej ucieczki z Londynu. Nie wiedziałam, jak inaczej to opisać, bo miałam wrażenie, że właśnie to robiliśmy. Uciekliśmy od tamtego dnia, od tego, że William nie był człowiekiem, że pomiędzy nami chodzą i żyją anioły, demony i inne potwory.
Gdy tylko dotarliśmy do hotelu Sebastian skupił się na odpoczynku, na swoim zdrowiu fizycznym, jak i mentalnym. Kilka razy widziałam, jak siedzi z gośćmi i gra z nimi w karty, popijając trochę wina, podczas gdy ja albo latałam po całym budynku z menadżerem hotelu lub siedziałam nad papierami. Myślałam, że jeżeli skupię się na pracy to zapomnę, chociaż częściowo, o tym co się wydarzyło. Ale ciężko było zapomnieć, gdy odruchowo sięgałam po pióro prawą ręką i widziałam zabandażowane palce. Od razu przypomniało mi się wszystko.
Mogłam jakoś trzymać lekkie rzeczy w dłoni, ale prędzej czy później za bardzo bolało i musiałam robić sobie przerwę. Nie było w tym sensu, więc próbowałam nauczyć się pisać lewą ręką co wciąż nie wychodziło mi tak dobrze, jak prawą.
Do tego te koszmary. Odpoczynek nie był mi dany nawet w nocy. Wspomnienia z tamtego wieczoru i co mogło się wydarzyć, gdyby nikt nie zatrzymał Roberta, gdyby Wallflower kopnęła Sebastiana trochę mocniej, gdyby William... gdyby on coś nam zrobił. Budziłam się w środku nocy, sama w ciemnym pokoju, z łzami na twarzy i zaczęłam się zastanawiać czy tęskniłam bardziej za moimi poprzednimi koszmarami czy za czyjąś obecnością w takich chwilach.
Gdy wróciliśmy do Londynu miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Wcale nie czułam się lepiej, ani spokojniejsza. Zazdrościłam tego Sebastianowi. Wróciło mu poczucie humoru i po za kilka siniaków nie było po nim śladu po tamtym wieczorze. Nawet zaczął wspominać o wyjściu do swojego klubu. Chyba po raz pierwszy otwarcie przy mnie się przyznał, że do niego należy.
W pierwszą noc po naszym powrocie, podczas gdy Sebastian był w swoim klubie, leżałam na swoim łóżku, wpatrując się w sufit. Nie wyobrażałam sobie dalej tak żyć. Raz czuć nic, a na drugi dzień nie potrafiąc kontrolować swojego żalu i smutku. Nie potrafiłam kontrolować swoich emocji, miałam wrażenie, że straciłam kontrolę nad wszystkim. Książki, które kiedyś sprawiały mi przyjemność teraz zbierały kurz. Granie na pianinie bolało cholernie i nawet nie chciałam patrzeć w kierunku instrumentu. Jakakolwiek nadzieja, że jest gdzieś ktoś kto mógłby być tylko mój, ktoś kto o mnie pomyśli, gdy nawet nie będzie mnie w pokoju prysnęła niczym bańka. Najbliższe co miałam do czegoś takiego było z demonem. Kuźwa, z cholernym demonem.
Spojrzałam w kierunku pozytywki, która wciąż stała na stoliku nocnym. Usiadłam na łóżku i wzięłam ją w obie dłonie. Miałam ochotę wyrzucić ją przez okno, ale zamiast tego wsłuchałam się w jej melodię. Gdybym nie byłam zmęczona, niemalże wykończona, to zapewne ponownie bym się rozpłakała. Jednak gdzieś pomiędzy smutkiem i żalem poczułam również gniew. Byłam wściekła na samą siebie, na Roberta, na Wallflowersów i na Williama.
Wstałam z łóżka i nie przejmując się do końca tym, że nie byłam odpowiednio ubrana do wyjścia na zewnątrz czy miałam rozpuszczone włosy. Schowałam je w kapturze płaszcza i ubrałam swoje buty.
- Panno Parker? - usłyszałam głos Anny za sobą, ale nawet nie spojrzałam w jej kierunku. Wyszłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami i szybkim krokiem udałam się w kierunku mieszkania Williama. Straciłam odrobinę odwagi, gdy stanęłam przed jego drzwiami.
Trudno. Jeżeli dzisiaj będzie mój koniec, jeżeli William zrobi ze mną to co zrobił z Wallflowersami przynajmniej nie będę musiała się dalej męczyć sama ze sobą.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do jego drzwi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Asmodeusz pomógł mi usiąść, a potem zdjąć ubranie. Czy raczej użył nożyczek, aby pozbyć się tego, co kiedyś przypominało moje ubranie. Dziury na plecach oraz na rękach były już nie do naprawienia, nie było więc sensu, aby się z tym wszystkim męczyć. W pierwszej kolejności również pokazał mi, jak wrócić do ludzkiej formy, nie przeciążając się przy tym za bardzo. Uznałem to za trochę dziwną wiedzę jak na demona, który nigdy nie miał ani skrzydeł, ani nie przebywał na ziemi dłużej niż kilka godzin. Znaczy… tak mi się wydawało, a głupio było pytać. Miał spokojna naturę lecz narażanie się było skrajną głupotą.
- Bardzo jesteś zły? - spytałem, gdy owinął bandażem ostatnią ranę. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, doskonale ukrywał swoje emocje jeśli tego chciał, nie mogłem więc nic wyczytać z jego miny.
- Ściągnąłeś mi na głowę całą bandę aniołów. Dzień i noc muszę słuchać ich biadolenia i setek teorii oraz pomysłów - skuliłem się nieco w sobie na te słowa. To oznaczało, że nie miał lekko. Asmodeusz i tak miał mnóstwo obowiązków na głowie, a teraz…
- Ale uważam, że podjąłeś słuszną decyzję. Dlatego tu jestem, żeby wyjaśnić ci zasady procesu, jaki na ciebie czeka - mrugnąłem kilka razy oczami, nie do końca rozumiejąc co do mnie mówił. Wtedy wyjaśnił całą resztę.
Chcieli mnie ukarać, bo zdradziłem swoją tożsamość przy zwykłych ludziach. Początkowo ktoś rzucił pomysłem, aby całkowicie mnie zlikwidować, bo bardziej zaszkodziłem niż rzeczywiście pomogłem. Nie znałem anioła, który wypowiadał te słowa, dla mnie wszyscy zdawali się być tacy sami. Wiedziałem za to tyle, że był kimś wysoko ustawionym, komu się nie pyskuje. Jakiś archanioł szycha, z którego zakpił Asmodeusz. Nie wprost, nie uniósł nawet głosu lecz słowami jasno dał do zrozumienia, że "bezkształtne" anioły wciąż by ginęły z rąk dwójki pożeraczy, a ludzkie dusze przelewały się niebieskim między palcami. Od siebie mogłem również dodać rozmowy prowadzone z Anthonym, które jednoznacznie wskazywały na ich postawę. Ktoś zawnioskował, aby z Dove i Sebastiana uczynić takie same demony. Natychmiast się sprzeciwiłem, ignorując ciskane gromy z oczu Asmodeusza. Nie zasłużyli na to i każdy o tym wiedział. Jeśli ktoś miał ponieść konsekwencje, to tylko ja, bo w pełni świadomie zrobiłem to, co zrobiłem.
Stanęło na tym, że odbiorą mi funkcję stróża. Tego się spodziewałem. A także, że skoro tak bardzo "umiłowałem sobie ludzi" to zostanę z nimi na ziemi bez możliwości powrotu. Oznaczało to w praktyce tyle, że pozbawiono mnie wszystkich demonicznych atrybutów i kazano zaczynać życie od początku.
To był istny koszmar. W pierwszych dniach mogłem liczyć na Asmodeusza, który załatwił mi lekarza, bo moje rany wcale nie chciały się goić. W najgorszym stanie było pogryzione ramię, przez które nie mogłem wykonywać najprostszych czynności. W dodatku wdała się jakaś infekcja, przez którą przyplątała się gorączka, bóle i zawroty głowy, a także nudności i wymioty niemal po każdym posiłku. Musiałem opłacić sobie pomoc domową. Kobieta przychodziła każdego dnia na kilka godzin, przygotowywała jakiś posiłek, robiła pranie, ścierała kurze, chodziła na zakupy. Nie było tego wiele, a jednak sam tego bym nie dał rady zrobić.
Jedynym z "demonicznych atrybutów były również pieniądze. Tu również powinienem co najmniej wycałować Asmodeusza po rękach, bo zapewniał mi nieco gotówki do momentu, w którym doszedłem do siebie i musiałem wziąć się do jakiejś pracy. Trudno było mi coś znaleźć. Odpadała służba bądź praca w piekarni, bo wciąż nie miałem pełnej sprawności w prawej ręce i dźwiganie nie wchodziło w grę. Księgarnie również były poza moim zasięgiem. Nie tylko dlatego, że nie znałem się na książkach (choć ostatnio trochę ich przeczytałem), ale głównie dlatego, że bałem się spotkać tam Dove. Nie było dnia, abym o niej nie myślał. Zastanawiałem się, czy u niej wszystko już w porządku, jak się czuje ona oraz Sebastian, czy nikt się jej nie naprzykrzał, czy Vincent przychodził do niej spać. A mimo to nie odważyłbym się na spotkanie z nią. Dla niej wciąż byłem tym demonem. Mogłem przywoływać złe wspomnienia. Sam nie mogłem pogodzić się z jej brakiem w moim życiu, a unikanie jej było łatwiejsze i nie przywoływało tych wszystkich uczuć. Między innymi dlatego też wybrałem małą kwiaciarnię na obrzeżach miasta. Było to coś, na czym się znałem, w czym potrafiłem częściowo doradzić, a dodatkowo nie obciążało moich rąk. No i klientki mnie chyba polubiły. Również dzięki temu w moim mieszkaniu pojawiło się więcej zieleni. Głównie dlatego, abym mógł zająć czymś myśli jeśli akurat nie miałem ochoty na książkę lub inny odpoczynek. Bo nie spotykałem się z nikim. Zrezygnowałem całkiem z uczęszczania na spotkania Klubu Dżentelmenów, nie miałem ochoty na niczyje towarzystwo jeśli koniecznie nie musiałem. Miałem więc mnóstwo czasu na robienie i uczenie się rzeczy, których wcześniej nie mogłem.
Tego wieczoru siedziałem na dywanie przed kominkiem z dzisiejszą gazetą w dłoni. Stało się już dla mnie codziennością, że każdego ranka przed pracą kupowałem nowe wydanie gazety, by w ciągu dnia bądź wieczorami ją czytać. Z niechęcią więc odłożyłem ją na stolik, gdy ktoś zapukał do drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie doktor znów przyszedł na kontrolę lecz z tego co pamiętałem, umawialiśmy się na jutro. Jednak w drzwiach ujrzałem osobę, której najmniej się spodziewałem.
Po pierwszym zaskoczeniu od razu w oczy rzuciły mi się zmiany w jej wyglądzie. Miała podkrążone oczy, zacięta minę, nieco niechlujny wygląd, odniosłem wrażenie, że nawet musiała stracić kilka kilogramów. Zamiast się przywitać, odsunąłem się od drzwi, robiąc jej przejście do środka. Bo co miałem powiedzieć? W mojej głowie pojawiła się pustka.
- Napijesz się herbaty? - spytałem zamiast tego, sprzątając ze stołu resztki po kolacji.
- Bardzo jesteś zły? - spytałem, gdy owinął bandażem ostatnią ranę. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, doskonale ukrywał swoje emocje jeśli tego chciał, nie mogłem więc nic wyczytać z jego miny.
- Ściągnąłeś mi na głowę całą bandę aniołów. Dzień i noc muszę słuchać ich biadolenia i setek teorii oraz pomysłów - skuliłem się nieco w sobie na te słowa. To oznaczało, że nie miał lekko. Asmodeusz i tak miał mnóstwo obowiązków na głowie, a teraz…
- Ale uważam, że podjąłeś słuszną decyzję. Dlatego tu jestem, żeby wyjaśnić ci zasady procesu, jaki na ciebie czeka - mrugnąłem kilka razy oczami, nie do końca rozumiejąc co do mnie mówił. Wtedy wyjaśnił całą resztę.
Chcieli mnie ukarać, bo zdradziłem swoją tożsamość przy zwykłych ludziach. Początkowo ktoś rzucił pomysłem, aby całkowicie mnie zlikwidować, bo bardziej zaszkodziłem niż rzeczywiście pomogłem. Nie znałem anioła, który wypowiadał te słowa, dla mnie wszyscy zdawali się być tacy sami. Wiedziałem za to tyle, że był kimś wysoko ustawionym, komu się nie pyskuje. Jakiś archanioł szycha, z którego zakpił Asmodeusz. Nie wprost, nie uniósł nawet głosu lecz słowami jasno dał do zrozumienia, że "bezkształtne" anioły wciąż by ginęły z rąk dwójki pożeraczy, a ludzkie dusze przelewały się niebieskim między palcami. Od siebie mogłem również dodać rozmowy prowadzone z Anthonym, które jednoznacznie wskazywały na ich postawę. Ktoś zawnioskował, aby z Dove i Sebastiana uczynić takie same demony. Natychmiast się sprzeciwiłem, ignorując ciskane gromy z oczu Asmodeusza. Nie zasłużyli na to i każdy o tym wiedział. Jeśli ktoś miał ponieść konsekwencje, to tylko ja, bo w pełni świadomie zrobiłem to, co zrobiłem.
Stanęło na tym, że odbiorą mi funkcję stróża. Tego się spodziewałem. A także, że skoro tak bardzo "umiłowałem sobie ludzi" to zostanę z nimi na ziemi bez możliwości powrotu. Oznaczało to w praktyce tyle, że pozbawiono mnie wszystkich demonicznych atrybutów i kazano zaczynać życie od początku.
To był istny koszmar. W pierwszych dniach mogłem liczyć na Asmodeusza, który załatwił mi lekarza, bo moje rany wcale nie chciały się goić. W najgorszym stanie było pogryzione ramię, przez które nie mogłem wykonywać najprostszych czynności. W dodatku wdała się jakaś infekcja, przez którą przyplątała się gorączka, bóle i zawroty głowy, a także nudności i wymioty niemal po każdym posiłku. Musiałem opłacić sobie pomoc domową. Kobieta przychodziła każdego dnia na kilka godzin, przygotowywała jakiś posiłek, robiła pranie, ścierała kurze, chodziła na zakupy. Nie było tego wiele, a jednak sam tego bym nie dał rady zrobić.
Jedynym z "demonicznych atrybutów były również pieniądze. Tu również powinienem co najmniej wycałować Asmodeusza po rękach, bo zapewniał mi nieco gotówki do momentu, w którym doszedłem do siebie i musiałem wziąć się do jakiejś pracy. Trudno było mi coś znaleźć. Odpadała służba bądź praca w piekarni, bo wciąż nie miałem pełnej sprawności w prawej ręce i dźwiganie nie wchodziło w grę. Księgarnie również były poza moim zasięgiem. Nie tylko dlatego, że nie znałem się na książkach (choć ostatnio trochę ich przeczytałem), ale głównie dlatego, że bałem się spotkać tam Dove. Nie było dnia, abym o niej nie myślał. Zastanawiałem się, czy u niej wszystko już w porządku, jak się czuje ona oraz Sebastian, czy nikt się jej nie naprzykrzał, czy Vincent przychodził do niej spać. A mimo to nie odważyłbym się na spotkanie z nią. Dla niej wciąż byłem tym demonem. Mogłem przywoływać złe wspomnienia. Sam nie mogłem pogodzić się z jej brakiem w moim życiu, a unikanie jej było łatwiejsze i nie przywoływało tych wszystkich uczuć. Między innymi dlatego też wybrałem małą kwiaciarnię na obrzeżach miasta. Było to coś, na czym się znałem, w czym potrafiłem częściowo doradzić, a dodatkowo nie obciążało moich rąk. No i klientki mnie chyba polubiły. Również dzięki temu w moim mieszkaniu pojawiło się więcej zieleni. Głównie dlatego, abym mógł zająć czymś myśli jeśli akurat nie miałem ochoty na książkę lub inny odpoczynek. Bo nie spotykałem się z nikim. Zrezygnowałem całkiem z uczęszczania na spotkania Klubu Dżentelmenów, nie miałem ochoty na niczyje towarzystwo jeśli koniecznie nie musiałem. Miałem więc mnóstwo czasu na robienie i uczenie się rzeczy, których wcześniej nie mogłem.
Tego wieczoru siedziałem na dywanie przed kominkiem z dzisiejszą gazetą w dłoni. Stało się już dla mnie codziennością, że każdego ranka przed pracą kupowałem nowe wydanie gazety, by w ciągu dnia bądź wieczorami ją czytać. Z niechęcią więc odłożyłem ją na stolik, gdy ktoś zapukał do drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie doktor znów przyszedł na kontrolę lecz z tego co pamiętałem, umawialiśmy się na jutro. Jednak w drzwiach ujrzałem osobę, której najmniej się spodziewałem.
Po pierwszym zaskoczeniu od razu w oczy rzuciły mi się zmiany w jej wyglądzie. Miała podkrążone oczy, zacięta minę, nieco niechlujny wygląd, odniosłem wrażenie, że nawet musiała stracić kilka kilogramów. Zamiast się przywitać, odsunąłem się od drzwi, robiąc jej przejście do środka. Bo co miałem powiedzieć? W mojej głowie pojawiła się pustka.
- Napijesz się herbaty? - spytałem zamiast tego, sprzątając ze stołu resztki po kolacji.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
William otworzył drzwi, a mnie zamurowało. Fala mieszanych uczuć uderzyła mnie z nienacka. Chętnie przywaliłabym mu z pięści, a jednocześnie rzuciła mu się w ramiona lub zaczęła się trząść ze strachu. Ostatecznie nic nie zrobiłam. Ocknęłam się, gdy zaprosił mnie do środka. Co ja kuźwa robiłam? Czy naprawdę miałam zamiar dobrowolnie wejść do paszczy lwa? Na to wyglądało, bo nogi niczym same ruszyły przed siebie i po chwili byłam w jego mieszkaniu.
Rozejrzałam się po pokoju od razu zauważając zmiany. Było znacznie więcej roślin, to najpierw rzuciło mi się w oczy. Razem z rozpalonym kominkiem, które dodawało ciepłego koloru w pokoju miało się wrażenie, że faktycznie ktoś tutaj mieszka. Wcześniej można było uznać, że William w każdym momencie planował się wyprowadzić i miejsce wciąż wyglądałoby tak samo. Teraz bardziej przypominało to dom.
Nie miałam ochoty na herbatę, ale przytaknęłam, dając sobie więcej czasu aby dokładnie przemyśleć co chciałam mu powiedzieć. Czy chciałam najpierw rzucić butem w jego stronę czy przyznać, że pomimo tego co zobaczyłam na własne oczy to wciąż część mnie za nim tęskniła. Nienawidziłam siebie za to.
- Wiedziałeś o nich - nie było to pytanie. Przez ostatnie tygodnie myślami wracałam do wielu wspomnień, wspólnych rozmów z Williamem. Kilkakrotnie ostrzegał mnie przed Wallflowersami. Wiedzieli o jego żonie, o ich córce... Czy zamierzali zrobić ze mną i ze Sebastianem to samo co zrobili z jego rodziną? Do tego Wallflower wspomniała o mojej mamie. Czy William też coś o tym wiedział?
- Wiedziałeś czym byli i nic z tym nie zrobiłeś - przez ten cały czas posiadał tą wiedzę co mnie denerwowało. Co z tego, że doradzał mi abym nie trzymała się ich blisko. - Jako mój anioł stróż, czy czymkolwiek jesteś, nie powinieneś mnie chronić od takich rzeczy? Robić wszystko co możesz aby nie skrzywdzili mnie lub mojego brata? - podniosłam głos, może nie powinnam, ale nie potrafiłam kontrolować swoim emocji. Cisnęło mi się nawet na usta, że może William powinien był bardziej się skupić na swoich obowiązkach niż z dobieraniem się pod moją spódnicę. Jednak nie powiedziałam tego na głos. Zacisnęłam dłonie w pięści, wpatrując się w niego i oczekując szczerych odpowiedzi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Może gdzieś głęboko w środku podejrzewałem, że Dove kiedyś zacznie domagać się odpowiedzi, choć część mnie nie chciała do tego wracać. Wolałbym zakopać to wszystko tak, aby już więcej nie musieć odgrywać przeszłości w mojej głowie wciąż na nowo.
Skinąłem głową zgadzając się z pierwszymi słowami Dove. Wiedziałem, ale jak widać nic to nie zmieniło. Zaraz po tym, jak zalałem wodą dwie filiżanki, postawiłem jedną na stole przy Dove, z drugą w dłoni sam usiadłem na krześle. Wpatrywałem się w parujący płyn, jakbym nie był świadomy spojrzenia Dove na sobie. A byłem. Niemal namacalnie czułem jej wzrok.
- Powinienem - westchnąłem cicho, nie próbując nawet w jakikolwiek sposób się tłumaczyć bądź wybielić. I tak zrobiłem o wiele więcej niż przeciętny anioł stróż, który nie kiwnął palcem, aby mi pomóc tylko grzecznie czekał na rzeź. Poza tym ostatecznie uchroniłem oboje przed najgorszym. Zarzuty Dove były niesprawiedliwe, ale nie miałem siły, by się jej wytłumaczyć ani odeprzeć tego ataku. Poza tym i tak wiedziałem, że zrobiłem za mało, by ją ochronić. A przynajmniej nie zdążyłem nic więcej zrobić, odkładając wciąż tą sprawę.
- Wiem, że cię zawiodłem, ale nie potrafię cofnąć czasu, żeby to naprawić. Nie jestem cudotwórcą. Tamtego dnia zrobiłem dla was wszystko co mogłem, żeby was uchronić przed tym, co wam szykowano - przesunąłem palcem po krawędzi filiżanki, wciąż nie unosząc wzroku na Dove. Bo co bym zobaczył w jej spojrzeniu? Złość, niechęć. Już chyba miałem dosyć. Byłem zmęczony tym wszystkim, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie również.
Skinąłem głową zgadzając się z pierwszymi słowami Dove. Wiedziałem, ale jak widać nic to nie zmieniło. Zaraz po tym, jak zalałem wodą dwie filiżanki, postawiłem jedną na stole przy Dove, z drugą w dłoni sam usiadłem na krześle. Wpatrywałem się w parujący płyn, jakbym nie był świadomy spojrzenia Dove na sobie. A byłem. Niemal namacalnie czułem jej wzrok.
- Powinienem - westchnąłem cicho, nie próbując nawet w jakikolwiek sposób się tłumaczyć bądź wybielić. I tak zrobiłem o wiele więcej niż przeciętny anioł stróż, który nie kiwnął palcem, aby mi pomóc tylko grzecznie czekał na rzeź. Poza tym ostatecznie uchroniłem oboje przed najgorszym. Zarzuty Dove były niesprawiedliwe, ale nie miałem siły, by się jej wytłumaczyć ani odeprzeć tego ataku. Poza tym i tak wiedziałem, że zrobiłem za mało, by ją ochronić. A przynajmniej nie zdążyłem nic więcej zrobić, odkładając wciąż tą sprawę.
- Wiem, że cię zawiodłem, ale nie potrafię cofnąć czasu, żeby to naprawić. Nie jestem cudotwórcą. Tamtego dnia zrobiłem dla was wszystko co mogłem, żeby was uchronić przed tym, co wam szykowano - przesunąłem palcem po krawędzi filiżanki, wciąż nie unosząc wzroku na Dove. Bo co bym zobaczył w jej spojrzeniu? Złość, niechęć. Już chyba miałem dosyć. Byłem zmęczony tym wszystkim, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie również.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Tylko tyle miał do powiedzenia? Złość ponownie we mnie rosła. Ledwo co trzymałam się jakoś razem, a on zachowywał się, jakby nawet nie chciał abym tutaj była. Cóż, może tak było. Może mój własny anioł stróż nie chciał dalej się ze mną męczyć. Jednak nie przyszłam tutaj aby czuł do mnie żal, czy ubłagać go aby nasze relacje wróciły do normy. W sumie, chyba nigdy nie były normalne i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo pojebane to wszystko było. Najbliższa mi osoba nie była nawet człowiekiem, z którym w ukryciu całowałam, dotykałam, zapraszałam do siebie tyle razy i za każdym razem byłam szczęśliwa i jedynie pragnęłam więcej takich chwil.
A teraz kuźwa nawet na mnie nie spojrzy. Nie zamierzałam usiąść przy nim przy stole. Herbata wciąż mnie nie interesowała. Nie zamierzałam za długo tutaj zostać. Musiałam jakoś opanować swój gniew, bo inaczej nie wyciągnę z niego informacji i nie będę mogła wrócić do domu chociaż do końca nie chciałam do niego wracać. Znowu bym siedziała w swoim pokoju i wpatrywała się w sufit.
- Czym oni byli? Jakiegoś rodzaju demonami? - i niby co oni by chcieli ode mnie i Sebastiana? Do tego jakoś w tym wszystkim również się znalazł Robert. Rozluźniłam swoje dłonie i spojrzałam w dół na swoje palce. Czy Robert też był jakimś demonem lub diabłem? Człowiek chyba nie byłby zdolny do takich rzeczy.
- Czy coś się teraz stanie ze mną i ze Sebastianem? Wątpię, że ludzie powinni wiedzieć o waszym istnieniu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- To byli pożeracze dusz. Istoty umarłe, które powinny gnić w piekle lecz z jakiegoś powodu znalazły się na ziemi. Nie znam historii Vi… Wallflowersów. Psują ludzi, bo podobno wtedy są smaczniejsi. Wywołują choroby fizyczne bądź psychiczne. Sebastian miał z nimi wiele wspólnego, dlatego zachorował. Podejrzewam, że teraz czuje się o wiele lepiej i przestał być taki agresywny - wyznałem. Nie potrzebowałem odpowiedzi od Dove, widziałem to po nim jeszcze wtedy. Zaczął powoli dochodzić do siebie, obecnie musiał już zdążyć wrócić do swojej wcześniejszej formy.
- Pozbyłem się tej dwójki, nie będą was dręczyć już tego typu choroby. Robertem nie musisz się martwić, bo to zwykły człowiek i co najwyżej zepsuje ci nerwy. Choć nie sądzę, by się odważył wejść ci jeszcze w drogę - wyjaśniłem od razu kwestię Wolfgronda. Sam zastanawiałem się przy tym, jak to w ogóle się stało, że on z nimi współpracował. Może był już na tyle zepsuty, że sami mu to zaproponowali. Albo obiecali, że stanie się taki sam jak oni po śmierci, mógłby wtedy znęcać się nad innymi do woli. W końcu jest tak samo popapranym sadystą.
- Nie powinniście wiedzieć, ale nie grożą wam żadne konsekwencje. Po prostu zatrzymajcie dla siebie tą wiedzę, bo nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w przyszłości. Nie wiem jak to ma się do Roberta, bo nikt mnie nie wtajemniczył w jego sprawę. I jakoś niespecjalnie interesuje mnie co się z nim stanie - nie zdziwiłbym się również, gdybym więcej już go nie ujrzał. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, który by współpracował tak z inną istotą. Uznałem, że skoro ja miałem swój proces, on mógł mieć coś podobnego.
- Pozbyłem się tej dwójki, nie będą was dręczyć już tego typu choroby. Robertem nie musisz się martwić, bo to zwykły człowiek i co najwyżej zepsuje ci nerwy. Choć nie sądzę, by się odważył wejść ci jeszcze w drogę - wyjaśniłem od razu kwestię Wolfgronda. Sam zastanawiałem się przy tym, jak to w ogóle się stało, że on z nimi współpracował. Może był już na tyle zepsuty, że sami mu to zaproponowali. Albo obiecali, że stanie się taki sam jak oni po śmierci, mógłby wtedy znęcać się nad innymi do woli. W końcu jest tak samo popapranym sadystą.
- Nie powinniście wiedzieć, ale nie grożą wam żadne konsekwencje. Po prostu zatrzymajcie dla siebie tą wiedzę, bo nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w przyszłości. Nie wiem jak to ma się do Roberta, bo nikt mnie nie wtajemniczył w jego sprawę. I jakoś niespecjalnie interesuje mnie co się z nim stanie - nie zdziwiłbym się również, gdybym więcej już go nie ujrzał. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, który by współpracował tak z inną istotą. Uznałem, że skoro ja miałem swój proces, on mógł mieć coś podobnego.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
To co mówił William miało sens. Jeżeli faktycznie istnieją potwory, które potrafią na nas jakoś wpłynąć to by tłumaczyło czemu tak nagle Sebastian zachorował i zaczął zupełnie inaczej się zachowywać. Jakby ktoś kontrolował jego rozum i nawet nie był tego świadom. Nic dziwnego, że znacznie lepiej teraz sobie radzi. Biedny Sebastian. Tak długo Wallflowersowie go męczyli?
William jakby czytał mi w myślach wspomniał o Robercie. Nie uważałam, że ponownie w najbliższym czasie się z nim zobaczę. Byłam przekonana, że gdy tylko jedno z nas zobaczy drugie nawet nie pomyśli aby odezwać się słowem, przynajmniej miałam taką nadzieję.
Miałam setki innych pytań, które chciałam zadać Williamowi, ale jedno tym bardziej nie dawało mi spokoju. Zrobiło mi się ciepło na tyle aby ściągnąć z głowy kaptur. Przez chwilę ponownie rozejrzałam się po pokoju. Ciekawe ile go kosztowały te wszystkie kwiaty? Czy były jakieś, które najbardziej mu się podobały? Czy lubił dawać im imiona? Te rzeczy pozostały dla mnie ciekawostką, bo nie o to chciałam zapytać.
Spojrzałam ponownie na Williama, który wciąż unikał mojego wzrok. Błagam cię, jeżeli w jakiś magiczny sposób potrafisz czytać mi w myślach, spójrz na mnie chociaż na chwilę.
- Czy sypianie z podopiecznymi należy do listy obowiązków stróża? - mogłam inaczej, łagodniej ująć to pytanie, ale nie uważałam, że powinnam. Miałam prawo czuć się skołowana, okłamana, może nawet po części zdradzona, bo zwierzyłam się Williamowi z wielu rzeczy, o których nie wspominałam innym. Z drugiej strony, byłam ciekawa czy demony miały w zwyczaju aby zaciągać ludzi do łóżka. Czy przypadkiem demony nie powinny reprezentować wszystko co było zabronione przez Boga i niebo i te wszystkie aniołki, wliczając w to seks? Wolałam nie brać pod uwagę, że może to co czułam do Williama on również czuł do mnie. Że chociaż przez ułamek sekundy to co nas łączyło było prawdziwe i szczere.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zabolało mnie to, w jaki sposób Dove zadała kolejne pytanie. Jakbym i tu ponosił całkowitą odpowiedzialność i był winny wszystkiemu, co między nami zaszło. Jakbym ją namówił, wykorzystał i zostawił lub w jakikolwiek inny sposób skrzywdził. Czy naprawdę tak bardzo zmieniła swoje spostrzeganie tylko dlatego, że okazałem się być kimś innym?
- Nigdy do niczego cię nie namawiałem ani tym bardziej nie zmuszałem. To była twoja własna decyzja - odparłem głosem pełnym żalu. Byłem może nawet trochę zły, że nagle zaczęła mnie stawiać w takim świetle.
- Zamierzasz mnie teraz o wszystko obwiniać? - zacisnąłem mocniej palce dłoni na filiżance, po czym dopiero wtedy uniosłem wzrok na kobietę. Na kobietę, przy której czułem się szczęśliwy i myślałem, że ona również jest zadowolona. Nie łudziłem się, że coś więcej mogłoby być między nami, ale też nie sądziłem, że po tym wszystkim będzie mieć do mnie tyle zastrzeżeń.
- Bo już nie potrafię sprostać twoim wymaganiom i oczekiwaniom? Bo już nie jestem tym pięknym Williamem? - spytałem, nie mogąc się przed tym powstrzymać.
- Sypianie z podopiecznymi nie należy do obowiązków stróża. Tak samo jak gotowanie obiadów, sprzątanie, bieganie po lekarzy, noszenie walizek, tulenie do snu, łagodzenie koszmarów, czytanie książek, zabawianie przyjaciółek, sprawianie prezentów czy troska o Sebastiana, który ma swojego własnego stróża - wyrzuciłem z siebie, na nowo opuszczając spojrzenie. Nie chciałem, żeby Dove widziała jak wiele kosztowała mnie ta rozmowa.
- Nigdy do niczego cię nie namawiałem ani tym bardziej nie zmuszałem. To była twoja własna decyzja - odparłem głosem pełnym żalu. Byłem może nawet trochę zły, że nagle zaczęła mnie stawiać w takim świetle.
- Zamierzasz mnie teraz o wszystko obwiniać? - zacisnąłem mocniej palce dłoni na filiżance, po czym dopiero wtedy uniosłem wzrok na kobietę. Na kobietę, przy której czułem się szczęśliwy i myślałem, że ona również jest zadowolona. Nie łudziłem się, że coś więcej mogłoby być między nami, ale też nie sądziłem, że po tym wszystkim będzie mieć do mnie tyle zastrzeżeń.
- Bo już nie potrafię sprostać twoim wymaganiom i oczekiwaniom? Bo już nie jestem tym pięknym Williamem? - spytałem, nie mogąc się przed tym powstrzymać.
- Sypianie z podopiecznymi nie należy do obowiązków stróża. Tak samo jak gotowanie obiadów, sprzątanie, bieganie po lekarzy, noszenie walizek, tulenie do snu, łagodzenie koszmarów, czytanie książek, zabawianie przyjaciółek, sprawianie prezentów czy troska o Sebastiana, który ma swojego własnego stróża - wyrzuciłem z siebie, na nowo opuszczając spojrzenie. Nie chciałem, żeby Dove widziała jak wiele kosztowała mnie ta rozmowa.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Widziałam, że moje pytanie go skrzywdziło. Czułam lekkie poczucie winy, ale to równocześnie mnie bardziej zdenerwowało. Mógł się poczuć skrzywdzony, ale nie zamierzałam pozwolić mu aby nagle zrobiło mi się go żal. Nie tym razem.
- Czy teraz będziesz miał to mnie pretensje, że wciąż nie do końca rozumiem wszystkiego co się wydarzyło i co było powiedziane tamtego dnia? Że nie mogę spać po nocach, bo cały czas próbuję sobie ułożyć w głowie to wszystko aby w końcu miało sens?
Gdy ponownie odwrócił ode mnie wzrok powoli zaczęłam rozumieć, że on może mnie tu nie chcieć. Nie wiem czemu, ale ta myśl mnie zabolała. Nie powinna. Nie powinno mnie interesować co czuł, co o mnie myślał, chociaż jeszcze nie tak dawno jego zdanie było dla mnie najważniejsze.
- Rozumiem, że nie jestem tutaj mile widziana. Jednak jesteś jedyną osobą, która może odpowiedzieć na moje pytania abym mogła jakoś znaleźć w tym wszystkim sens i mogła dalej żyć swoim życiem. Raczej lepiej abym przyszła z tym do ciebie, niż do kogoś, jak Robert, prawda? - bo jeżeli coś się nie zmieni nie wiedziałam, jak długo mogłam tak wytrzymać. Chyba dlatego ludzie zazwyczaj nie wiedzą o demonach i aniołach stróżach. Może nasz rozum nie jest w stanie tego ogarnąć.
- Nigdy nie prosiłam o "pięknego Williama" i nie obwiniam ciebie za to co pomiędzy nami zaszło. Ja... - zamilkłam nagle, czując jak ściska mnie w gardle, a w oczach pojawiają się łzy. A jednak jakieś jeszcze miałam w sobie. Opuściłam wzrok i szybko wytarłam łzy mając nadzieję, że William nic nie zauważył. Dopiero gdy trochę się uspokoiłam ponownie się odezwałam.
- Tamtego dnia straciłam cząstkę siebie i nie mogę jej ponownie odnaleźć - szepnęłam z bólem w głosie. To co kiedyś mnie interesowało lub sprawiło radość nie miało takiego samego efektu. - Nie obchodzą mnie galerie, czy spektakle, czy najnowsze książki. Gdy patrzę w lustro, nie potrafię rozpoznać samej siebie. Życie wokół mnie toczy się dalej, ale dla mnie czas zatrzymał się w miejscu. Dlatego proszę, pomóż mi to jakoś zrozumieć. Obiecuję, że po dzisiejszym dniu zostawię cię w spokoju. - czy jako mój anioł stróż nie powinien mi pomóc, gdy czułam się zagubiona? Nie znałam takich szczegółów co było frustrujące, ale było również głównym powodem dlaczego teraz tutaj byłam.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Może Dove miała rację i nie chciałem jej więcej oglądać. Odchodząc zostawiła pustkę w moim życiu, której nie potrafiłem zapełnić, ale nauczyłem się z nią jakoś funkcjonować. Nie było mi łatwo, szczególnie wieczorami, kiedy kładłem się spać i zostawałem całkiem sam ze swoimi myślami. Dlatego chodziłem niewyspany, kładłem się do łóżka tylko wtedy, gdy mój organizm już nie dawał rady. Częściej przysypiałem w fotelu nad książką, bądź w kuchni, gdy obserwowałem ludzi z okna. Brakowało mi tej obecności, jednak patrząc na Dove, nie wiedziałem, czy chciałbym ją z powrotem w swoim życiu jeśli miałoby to wyglądać tak, jak teraz. Chciałbym, by wróciły tamte dni, a nie słowa pełne wyrzutów i przykrości. Nie wiedziałem, jak odebrać jej pojawienie się w moim mieszkaniu. Jako niezdarną próbę pogodzenia się, czy wręcz przeciwnie? Nie ważne co to było, smutek w jej głosie sprawił, że po raz kolejny zapragnąłem zabrać od niej wszystkie zmartwienia i ujrzeć uśmiech na jej twarzy.
Może dlatego nie bacząc na konsekwencje, podszedłem do niej blisko, by mocno objąć ramionami, poczuć znajomy zapach jej skóry, ciepło ciała. Coś, czego tak bardzo mi brakowało.
- Tęsknię za tobą, Dove. Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie potrafię tego zmienić. Nie jestem już twoim stróżem, odebrali mi tą funkcję. Myślałem, że to może coś zmieni i łatwiej będę mógł się pogodzić z twoim odejściem. Ale nie mogę. Zawsze gdy zamykam oczy widzę ciebie, czuję twój ból i strach, słyszę twój krzyk. I wyrzucam sobie, że nie ma mnie przy tobie, gdy tego najbardziej potrzebujesz, bo coś zepsułem - pogładziłem ją delikatnie po włosach. Nie trzymałem jej nawet mocno. Gdyby chciała się odsunąć, mogłaby to zrobić. Mogłaby odejść, a ja nie zamierzałem jej zatrzymać, by nie ranić bardziej ani jej ani siebie.
Może dlatego nie bacząc na konsekwencje, podszedłem do niej blisko, by mocno objąć ramionami, poczuć znajomy zapach jej skóry, ciepło ciała. Coś, czego tak bardzo mi brakowało.
- Tęsknię za tobą, Dove. Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie potrafię tego zmienić. Nie jestem już twoim stróżem, odebrali mi tą funkcję. Myślałem, że to może coś zmieni i łatwiej będę mógł się pogodzić z twoim odejściem. Ale nie mogę. Zawsze gdy zamykam oczy widzę ciebie, czuję twój ból i strach, słyszę twój krzyk. I wyrzucam sobie, że nie ma mnie przy tobie, gdy tego najbardziej potrzebujesz, bo coś zepsułem - pogładziłem ją delikatnie po włosach. Nie trzymałem jej nawet mocno. Gdyby chciała się odsunąć, mogłaby to zrobić. Mogłaby odejść, a ja nie zamierzałem jej zatrzymać, by nie ranić bardziej ani jej ani siebie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Wstrzymałam na chwilę oddech, gdy poczułam jego ramiona. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że był zły, że nie chciał mnie widzieć, chociaż wciąż nie do końca rozumiałam czym go zraniłam. Tym, że nic nie powiedziałam, gdy Sebastian kazał mu zostawić nas w spokoju?
Przymknęłam oczy, obejmując go delikatnie w pasie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak strasznie pragnęłam aby ktoś mnie objął i wtulił w siebie. Potrzebowałam tego przez ostatnie kilka tygodni. Potrzebowałam przyjaciela jakim był dla mnie William. Był moim największym wsparciem, zwłaszcza w tych masakrycznie trudnych chwilach.
- Również tęskniłam - szepnęłam, obejmując go mocniej. Tęskniłam za naszą więzią, za naszą przyjaźnią. Wciąż nie wiedziałam czy w moim sercu było miejsce na coś więcej. Nie wiedziałam, jak mogłam kogoś ponownie pokochać, dać tej osobie cząstkę siebie kiedy wciąż nie mogłam siebie odnaleźć.
- Nie chciałam odejść. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wciąż nie wiem. - ciężko mi było to opisać. Sebastian zdecydował, że powinniśmy unikać Williama, a ja nie protestowałam. Gdybym mogła to pewnie bym usiadła i wpatrywała się w jeden punkt w pokoju przez cały dzień. Czasami chciałam tak zrobić, ale nie było mi to dane.
- Jest we mnie tyle gniewu i smutku, a jednocześnie czuję w sobie niekończącą się pustkę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie sądziłem, że wystarczyło tak niewiele, aby ukoić gniew Dove oraz samemu poczuć się lepiej. Gdybym wiedział… pewnie zrobiłbym to na samym początku, kiedy tylko zjawiła się w drzwiach mojego mieszkania. Teraz tylko pragnąłem nacieszyć się jej bliskością za te wszystkie dni i tygodnie, dlatego wcale nie miałem zamiaru tak szybko wypuścić jej z objęć. Trochę nawet ucieszył mnie fakt, że i ona za mną tęskniła. Nie skomentowałem tego jednak, tak samo jak słów o odejściu. Mówiła, że nie chciała, ale to zrobiła i nawet się nie zająknęła w tej kwestii. Miałem ochotę ją wypytać, dlaczego więc tak długo musiałem na nią czekać, ale nie wszystko od razu. Lepiej nie niszczyć tego kruchego porozumienia, jakie na nowo się utworzyło między nami.
- Minęło już tyle czasu. Co cię jeszcze dręczy? Możesz mi o wszystkim opowiedzieć. Postaram się pomóc jeśli będę potrafił - uznałem, przeczesując dłonią jej rozpuszczone włosy. Właśnie… rozpuszczone. To od razu rzuciło mi się w oczy, ale dopiero teraz postanowiłem o to zapytać.
- Dove - odsunąłem ją nieco od siebie. Odsunąłem kosmyki jej włosów za ucho i w końcu odważyłem się spojrzeć jej prosto w oczy. - Powiedz mi, jak to właściwie się stało, że przyszłaś do mnie w tak… niecodziennym stroju i fryzurze? - nigdy nie widziałem, aby wychodziła z domu w nieupiętych włosach bądź w sukni, w której równie dobrze mogła spać. Co prawda robiło się coraz cieplej po zimie, ale to nie oznaczało od razu, że miała przestać dbać o swój cieplejszy ubiór.
- Minęło już tyle czasu. Co cię jeszcze dręczy? Możesz mi o wszystkim opowiedzieć. Postaram się pomóc jeśli będę potrafił - uznałem, przeczesując dłonią jej rozpuszczone włosy. Właśnie… rozpuszczone. To od razu rzuciło mi się w oczy, ale dopiero teraz postanowiłem o to zapytać.
- Dove - odsunąłem ją nieco od siebie. Odsunąłem kosmyki jej włosów za ucho i w końcu odważyłem się spojrzeć jej prosto w oczy. - Powiedz mi, jak to właściwie się stało, że przyszłaś do mnie w tak… niecodziennym stroju i fryzurze? - nigdy nie widziałem, aby wychodziła z domu w nieupiętych włosach bądź w sukni, w której równie dobrze mogła spać. Co prawda robiło się coraz cieplej po zimie, ale to nie oznaczało od razu, że miała przestać dbać o swój cieplejszy ubiór.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czy naprawdę minęło dużo czasu? Odniosłam takie wrażenie po słowach Williama. Czy powinnam była lepiej sobie radzić po ledwie kilku tygodniach? Może byłam słabsza niż myślałam. W końcu, Sebastian sobie jakoś radził. William również. To ze mną było coś nie tak.
- Nie wiem - odpowiedziałam, tym razem ja unikałam jego spojrzenia. Było to kłamstwem. Po części wiedziałam, że to jak wyglądałam powoli przestało mnie interesować. Jeżeli nie musiałam widzieć się z ludźmi nie zamierzałam specjalnie dbać o swój wizerunek. Przeznaczyłam całą swoją energię, a raczej jej resztki po nieprzespanych nocach, na siedzenie przy papierach lub po prostu na przetrwaniu kolejnego dnia.
- Czy ma to jakieś znaczenie, jak wyglądam? - objęłam się ramionami i odsunęłam się o krok od niego. Wolałam się skupić na jego poprzednim pytaniu niż rozmawiać na temat mojego ubioru. - Chciałabym wiedzieć, dlaczego Wallflower chciała skrzywdzić moją rodzinę? Dlaczego ja i Sebastian? Jest tyle ludzi w Londynie, znacznie bogatsi, biedniejsi, bardziej i mniej szczęśliwi. - skoro William zgodził się pomóc zamierzałam skorzystać z jego oferty i dowiedzieć się, jak najwięcej.
- Jeżeli nie jesteś moim stróżem czy dadzą mi nowego? Czy już to zrobili? Czy jest więcej pożeraczy dusz lub inne potwory, o których powinnam widzieć i unikać?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dla mnie nie miało znaczenia jak wygląda, w co się ubierała i jak czesała. Ale ona sama zawsze bardzo dbała o te sprawy i nie wychodziła z domu jeśli nie była w pełni przygotowana, ładnie ubrana oraz uczesana, z lekkim makijażem na twarzy. Nie rozumiałem co tak na nią wpłynęło lecz to już nie chodziło tylko o wygląd. Dove zdecydowanie zmizerniała, zrobiła się chudsza, a zmęczenie malujące się cieniami na twarzy aż biło po oczach. Wciąż tak bardzo martwiła się sprawą pożeraczy?
- Nie wiem, dlaczego akurat wy. Może mieli jakiś schemat, może wybierali sobie ładne twarze, rzucili kamieniem, zaśpiewali dziecięcą wyliczankę. Byli o wiele starsi ode mnie. Kiedy byłem dzieckiem, oni już działali. Nie miałem z nimi nigdy kontaktu, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - zmierzyłem kobietę spojrzeniem, gdy tylko odsunęła się ode mnie. Naprawdę nie wyglądała ciekawie. Jakby zamieniła się z Sebastianem rolami; teraz on jest w pełni sił, a ona chorowała.
- Przyszłaś sama. Nie masz stróża… albo jeszcze nie masz. O tym również nie raczyli mnie poinformować. Mogli również uznać, że skoro jesteś świadoma istnienia tego wszystkiego, to nie potrzebny ci stróż, bo potrafisz odróżnić dobro od zła. Jakoś by mnie to nie zdziwiło - westchnąłem. Tym bardziej, że rzekomo brakowało im rąk do pracy. Odpowiadając na następne pytanie, podszedłem do ognia, aby dorzucić drewna. Wieczory wciąż potrafiły być mroźne. Jeszcze naszykowałem filiżankę ziół na wzmocnienie, jaką przypisał mi mój medyk.
- Nie spotkałem na swojej drodze żadnych innych pożeraczy. W piekle też mieliśmy ich zaledwie kilku, śmiem więc twierdzić, że jest ich niewielu na całym świecie - albo bardzo dobrze się ukrywają, co jednak zatrzymałem dla siebie. - Innych potworów nie ma na ziemi… wampiry, wilkołaki czy inne szkaradztwa wychodzące w nocy, to ludzki wymysł. Największym potworem, jaki kiedykolwiek chodził i wciąż chodzi po tym świecie, jest sam człowiek. A teraz usiądź. Jeśli chcesz wciąż rozmawiać, to siadaj - postawiłem przed kobietą świeżo zalaną filiżankę z ziołami, obok przestygniętej już herbaty. - Te zioła mają dość nieprzyjemny smak, ale pomagają się pozbierać fizycznie. A ty wyglądasz… nieciekawie. Jakbyś nie jadła i nie spała conajmniej od kilku dni - z tymi słowami wyciągnąłem również kawałek pieczeni jaki mi został z kolacji. Miałem w planach zostawić go sobie na śniadanie, ale był wciąż ciepły i przyjemnie pachniał, a Dove chyba bardziej tego potrzebowała niż ja. Ukroiłem jeszcze grubą kromkę chleba, którą dołożyłem na talerz i postawiłem przed kobietą.
- Jak zjesz, to dopiero będziemy dalej rozmawiać.
- Nie wiem, dlaczego akurat wy. Może mieli jakiś schemat, może wybierali sobie ładne twarze, rzucili kamieniem, zaśpiewali dziecięcą wyliczankę. Byli o wiele starsi ode mnie. Kiedy byłem dzieckiem, oni już działali. Nie miałem z nimi nigdy kontaktu, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - zmierzyłem kobietę spojrzeniem, gdy tylko odsunęła się ode mnie. Naprawdę nie wyglądała ciekawie. Jakby zamieniła się z Sebastianem rolami; teraz on jest w pełni sił, a ona chorowała.
- Przyszłaś sama. Nie masz stróża… albo jeszcze nie masz. O tym również nie raczyli mnie poinformować. Mogli również uznać, że skoro jesteś świadoma istnienia tego wszystkiego, to nie potrzebny ci stróż, bo potrafisz odróżnić dobro od zła. Jakoś by mnie to nie zdziwiło - westchnąłem. Tym bardziej, że rzekomo brakowało im rąk do pracy. Odpowiadając na następne pytanie, podszedłem do ognia, aby dorzucić drewna. Wieczory wciąż potrafiły być mroźne. Jeszcze naszykowałem filiżankę ziół na wzmocnienie, jaką przypisał mi mój medyk.
- Nie spotkałem na swojej drodze żadnych innych pożeraczy. W piekle też mieliśmy ich zaledwie kilku, śmiem więc twierdzić, że jest ich niewielu na całym świecie - albo bardzo dobrze się ukrywają, co jednak zatrzymałem dla siebie. - Innych potworów nie ma na ziemi… wampiry, wilkołaki czy inne szkaradztwa wychodzące w nocy, to ludzki wymysł. Największym potworem, jaki kiedykolwiek chodził i wciąż chodzi po tym świecie, jest sam człowiek. A teraz usiądź. Jeśli chcesz wciąż rozmawiać, to siadaj - postawiłem przed kobietą świeżo zalaną filiżankę z ziołami, obok przestygniętej już herbaty. - Te zioła mają dość nieprzyjemny smak, ale pomagają się pozbierać fizycznie. A ty wyglądasz… nieciekawie. Jakbyś nie jadła i nie spała conajmniej od kilku dni - z tymi słowami wyciągnąłem również kawałek pieczeni jaki mi został z kolacji. Miałem w planach zostawić go sobie na śniadanie, ale był wciąż ciepły i przyjemnie pachniał, a Dove chyba bardziej tego potrzebowała niż ja. Ukroiłem jeszcze grubą kromkę chleba, którą dołożyłem na talerz i postawiłem przed kobietą.
- Jak zjesz, to dopiero będziemy dalej rozmawiać.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie miałam nawet stróża? Świetnie! To zdecydowanie polepszyło moją sytuację. Czyli byłam z tym wszystkim całkowicie sama?
Niechętnie spojrzałam na jedzenie, które postawił mi William. Nie byłam głodna. Zjadłam trochę kolacji, którą przygotowała Anna. Zdecydowałam się usiąść przy stole i wypić trochę herbaty. Zioła, które dla mnie przygotował przypomniały mi, że powoli kończyły mi się zioła, które kupiłam. Codziennie je piłam raczej z przyzwyczajenia, bo nie myślałam o seksie. To również mnie nie interesowało.
- Czuję się, jakbym nie spała od tygodni - mruknęłam i sięgnęłam po filiżankę z ziołami. Zawahałam się na chwilę i podniosłam filiżankę lewą dłonią aby zapobiec kolejnego dyskomfortu. Zioła faktycznie nie były dobre i zrobiłam kwaśną minę. Wzięłam również kawałek chleba aby zadowolić Williama i abym mogła zadać mu więcej pytań.
Wspomniał, że Wallflowersowie byli znacznie starsi od niego co było dla mnie czymś raczej oczywistym, ale sam fakt, że to podkreślił było dziwne.
- Ile masz lat? - przez ten cały czas myślałam, że był jedynie kilka lat starszy od Sebastiana. Nawet nie przyszło mi na myśl, że demony mogą inaczej się starzeć lub nawet w ogóle.
- Gdy wspomniałeś o swojej żonie i córce i to co się z nimi stało myślałam, że to się wydarzyło w miarę niedawno... Myliłam się? Czy naprawdę przeprowadziłeś się do Londynu z Irlandii? - chciałam po prostu odseparować co było prawdą, a co kłamstwem. Może to pomogłoby mi odnaleźć jakiś spokój. Musiałam przyznać, że powoli czułam się trochę lepiej, gdy mogłam zadać mu pytania, które mnie przez jakiś czas męczyły.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Usiadłem przy stole naprzeciw Dove, przyglądając się jak dziubała chleb i krzywiła się przy każdym kolejnym łyku ziół. Te zmartwienia silne piętno odbiły na jej ciele, ale zapewne i na umyśle. Patrząc na jej stan zastanawiałem się, czy to dlatego żaden stróż nigdy nie ingeruje w ludzkie sprawy. Aby nie zaprzątać tym ich głów, myśli, nie mieszać w życiu. Miało to całkiem sporo sensu. Powoli zaczynało to do mnie docierać, zaczynałem rozumieć bierność Anthony'ego i widzieć swoje błędy. Cóż, czasu już nie mogłem cofnąć. A nawet jeśli, to i tak postąpiłbym tak samo, by żadne z Parkerów nie musiało przechodzić przez te katusze. To nie było coś, na co mieli wpływ swoimi decyzjami.
- Miałem trzydzieści jeden lat, kiedy Vi… kiedy Wallflower mnie zabiła. W piekle nie ma czegoś takiego jak czas, ale po przybyciu tutaj obliczyłem, że spędziłem tam trzysta pięćdziesiąt lat. To szmat czasu, ale nie czuję tego. No… i w związku z tym wziął się ten mój głupi akcent. Powiedziałem ci, że wychowałem się za granicą, bo nie potrafiłem inaczej tego wytłumaczyć. Tak naprawdę urodziłem się i całe życie spędziłem w Londynie. To… właściwie jedyne kłamstwo jakim z premedytacją cię uraczyłem. Jeśli nie chciałem o czymś ci mówić, to nie mówiłem. A jeśli nie pamiętałem to też nie mówiłem - przeniosłem spojrzenie na Dove, obserwując jej reakcję, a jednocześnie oczekując kolejnych pytań.
- Miałem trzydzieści jeden lat, kiedy Vi… kiedy Wallflower mnie zabiła. W piekle nie ma czegoś takiego jak czas, ale po przybyciu tutaj obliczyłem, że spędziłem tam trzysta pięćdziesiąt lat. To szmat czasu, ale nie czuję tego. No… i w związku z tym wziął się ten mój głupi akcent. Powiedziałem ci, że wychowałem się za granicą, bo nie potrafiłem inaczej tego wytłumaczyć. Tak naprawdę urodziłem się i całe życie spędziłem w Londynie. To… właściwie jedyne kłamstwo jakim z premedytacją cię uraczyłem. Jeśli nie chciałem o czymś ci mówić, to nie mówiłem. A jeśli nie pamiętałem to też nie mówiłem - przeniosłem spojrzenie na Dove, obserwując jej reakcję, a jednocześnie oczekując kolejnych pytań.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Trzysta pięćdziesiąt lat... To sporo czasu. Strasznie dużo czasu. Podniosłam wzrok, przyglądając się William. Na prawdę w piekle nie ma czasu? Jak to było możliwe? Miałam pełno pytań na temat piekła i nieba.
- Lubię twój akcent - mruknęłam pod nosem z poważną miną, ponownie podnosząc filiżankę z ziołami. Co za okropieństwo! Zostawiłam filiżankę w połowie pustą i odsunęłam ją na bok. Miałam wrażenie, że jedynie się rozchoruję, jeżeli wszystko wypiję.
Jednak musiałam przyznać rację wszystkim ciotkom, które ostrzegałe młode dziewczyny przed uroczymi mężczyznami z akcentami. Mówiły, że trzeba z nimi uważać, bo nigdy nie wiadomo co mogą ukrywać. Chyba jednak żadna by nie zgadła, że któryś z nich mógłby być demonem.
- Czy to znaczy, że również na ziemi nie będziesz się starzeć? - zapytałam, wyobrażając sobie jak to musi wyglądać z jego perspektywy. Czy widział, jak świat przez ten czas się zmieniał z piekła? Czy musiał patrzeć, jak umierają jego przyjaciele, znajomi, sąsiedzi? Na pewno nie było to łatwe. Przez ułamek sekundy pozwoliłam sobie zastanawiać się czy William będzie tęsknił, gdy i na mnie przyjdzie pora. Chyba tak. Nie był to jednak powód do bycia smutnym, bo zapewne spotkam go ponownie w piekle.
- Jak wygląda piekło? Czy Szatan też istnieje? Jest twoim szefem czy coś w tym stylu?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mimo szczerych chęci nie byłem w stanie ukryć lekkiego uśmiechu na mojej twarzy. "Lubię twój akcent" zdecydowanie nie było czymś, czego się spodziewałem. Ja za nim nie przepadałem, ludzie czasem dziwnie się na mnie patrzyli. Niektórzy wręcz z politowaniem, gdy chciałem, aby coś mi wytłumaczyli. Jakby myśleli sobie, że ci turyści są jak wrzody na tyłku. Z resztą kiedyś i Dove wspomniała, że mój akcent jest dziwny. Zawsze sądziłem, że jej też się nie podoba.
Gdy zostałem zasypany kolejnymi pytaniami, mój uśmiech równie szybko znikł co się pojawił.
- Dove, wybacz mi proszę, ale są pewne sprawy, o których nie powinienem ci mówić. Nawet jeżeli wiesz o istnieniu tych miejsc i ich mieszkańcach, to nie znaczy, że mogę ci o tym opowiadać. Asm… znaczy mój szef, tak go nazwę, wyrwałby mi język i kazał go zeżreć. Piekło pilnie strzeże swoich spraw i każdej istoty w nim się znajdującej. Niebo z resztą tak samo, dlatego mnie wykopali. Poza tym nie chcę cię narażać na ich gniew. Po tamtych wydarzeniach z Wallflower stanąłem przed sądem, ponosząc konsekwencje ujawnienia się. To nie jest coś miłego. Nie chcę tam wracać. I nie wiem, czy potrafiłbym drugi raz wybronić was od kary. Wolę więc nic nie powiedzieć niż powiedzieć za dużo.
Gdy zostałem zasypany kolejnymi pytaniami, mój uśmiech równie szybko znikł co się pojawił.
- Dove, wybacz mi proszę, ale są pewne sprawy, o których nie powinienem ci mówić. Nawet jeżeli wiesz o istnieniu tych miejsc i ich mieszkańcach, to nie znaczy, że mogę ci o tym opowiadać. Asm… znaczy mój szef, tak go nazwę, wyrwałby mi język i kazał go zeżreć. Piekło pilnie strzeże swoich spraw i każdej istoty w nim się znajdującej. Niebo z resztą tak samo, dlatego mnie wykopali. Poza tym nie chcę cię narażać na ich gniew. Po tamtych wydarzeniach z Wallflower stanąłem przed sądem, ponosząc konsekwencje ujawnienia się. To nie jest coś miłego. Nie chcę tam wracać. I nie wiem, czy potrafiłbym drugi raz wybronić was od kary. Wolę więc nic nie powiedzieć niż powiedzieć za dużo.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie do końca spodobało mi się to, że nie mogłam dostać odpowiedzi na swoje pytania dotyczące piekła. Przecież już wiedziałam o istnieniu demonów i aniołów, dlaczego nie mogłam również dowiedzieć się więcej szczegółów na temat piekła? Nie zamierzałam tego na głos komentować. Mówią, że ciekawość zabiła kota i po słowach Williama miałam przeczucie, że było w tym trochę prawdy.
- Wykopali cię? Co to znaczy? - zapytałam, marszcząc brwi. Może przynajmniej w taki sposób dowiem się czegoś więcej. - Konsekwencje? Za to, że uratowałeś mnie i Sebastiana? - bo taka była prawda. Tamtego dnia ocalił mnie i mojego brata. Potrzebowałam trochę czasu i może również dystansu aby sobie to uświadomić.
William nigdy źle nam nie życzył. Mimo tego czym był nie zrobił nam krzywdy. Sam w sumie wymienił kilka rzeczy, które dla mnie zrobił, których najwyraźniej nie musiał. Chciałam uwierzyć, że William miał dobre serce. Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia, bo przynajmniej ktoś chciał mi z tym wszystkim pomóc. Sebastian wolał nie rozmawiać o tym dniu, więc nie mogłam z nim podzielić się moimi pytaniami i zmartwieniami.
Spojrzałam na zegar w pokoju. Powinnam niedługo wracać. Lepiej abym wróciła do domu przed moim bratem. Anna tak czy inaczej powie mu, że nagle wyszłam z domu, ale przynajmniej będę miała czas wymyślić jakieś kłamstwo niż od razu stanąć z nim twarzą w twarz.
Wypadało się pożegnać, podziękować i dotrzymać swojej obietnicy, że nie będę go dalej męczyć.
- Cieszę się, że mogłam chociaż raz zobaczyć jak urządziłeś sobie swoje miejsce - skomentowałam, ponownie się rozglądając. - Na prawdę masz rękę do kwiatów.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Tak, można powiedzieć, że dokładnie za to. Bo może Bóg miał inne plany - wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem, czy mnie to bardziej śmieszyło, czy wręcz przeciwnie. Mieliśmy bardzo różne poglądy na wiele spraw.
Trochę zrobiło mi się przykro, że tak szybko zamierzała wyjść. Może nie była to nasza najprzyjemniejsza rozmowa, ale ulżyło mi, że wciąż coś nas łączyło. Nie było tak źle, jak myślałem. No właśnie, tak myślałem, a co na to Dove? Jej słowa brzmiały jakby wciąż sobie przeczyła, jakby nie wiedziała sama, czego jeszcze chciała i potrzebowała.
- Przyniosłem je tu wszystkie, żeby mieć jakieś zajęcie wieczorami - westchnąłem, tłumacząc swoją "rękę do kwiatów". Całkiem sporo czasu im poświęcałem, to i rosły ładnie.
- Jeśli chcesz, możesz do mnie przychodzić częściej. Za dnia jestem w pracy, ale wieczory spędzam w domu - przeniosłem się na krzesło bliżej Dove, niepewnie ujmując jej dłoń. Było tak wiele rzeczy, które chciałem jej powiedzieć, a których nie mogłem, a reszta nie chciała mi przejść przez gardło. Przesunąłem delikatnie po wnętrzu jej dłoni i jeszcze delikatniej po palcach, które złamał Robert. Uniosłem lekko tą dłoń, składając pocałunek na każdym z palców.
- Jeśli miałabyś ochotę, moglibyśmy wyjść jeszcze gdzieś kiedyś razem. Choćby po bułki do piekarni albo na spacer po parku. Może nie wszystko jest między nami idealne, ale chciałbym dać naszej przyjaźni drugą szansę - powiedziałem, odkładając jej dłoń z powrotem na stół, gdzie wcześniej ją trzymała.
Trochę zrobiło mi się przykro, że tak szybko zamierzała wyjść. Może nie była to nasza najprzyjemniejsza rozmowa, ale ulżyło mi, że wciąż coś nas łączyło. Nie było tak źle, jak myślałem. No właśnie, tak myślałem, a co na to Dove? Jej słowa brzmiały jakby wciąż sobie przeczyła, jakby nie wiedziała sama, czego jeszcze chciała i potrzebowała.
- Przyniosłem je tu wszystkie, żeby mieć jakieś zajęcie wieczorami - westchnąłem, tłumacząc swoją "rękę do kwiatów". Całkiem sporo czasu im poświęcałem, to i rosły ładnie.
- Jeśli chcesz, możesz do mnie przychodzić częściej. Za dnia jestem w pracy, ale wieczory spędzam w domu - przeniosłem się na krzesło bliżej Dove, niepewnie ujmując jej dłoń. Było tak wiele rzeczy, które chciałem jej powiedzieć, a których nie mogłem, a reszta nie chciała mi przejść przez gardło. Przesunąłem delikatnie po wnętrzu jej dłoni i jeszcze delikatniej po palcach, które złamał Robert. Uniosłem lekko tą dłoń, składając pocałunek na każdym z palców.
- Jeśli miałabyś ochotę, moglibyśmy wyjść jeszcze gdzieś kiedyś razem. Choćby po bułki do piekarni albo na spacer po parku. Może nie wszystko jest między nami idealne, ale chciałbym dać naszej przyjaźni drugą szansę - powiedziałem, odkładając jej dłoń z powrotem na stół, gdzie wcześniej ją trzymała.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czy to był żart? Nie wiedziałam, jak zareagować, gdy wspomniał o Bogu i jego planach. Gdybym miała siły to zapewne bym zaśmiała się lub chociaż uśmiechnęła, a tak zachowałam swoje rozbawienie jedynie dla siebie.
Gdy William wspomniał o pracy ponownie urosła moja ciekawość. Praca w sensie... coś powiązane z bycia demonem? Czy to miał na myśli, gdy wcześniej mi mówił, że jest zajęty pracą? Czy przypadkiem miał na myśli mnie? Ta myśl wcale nie ułatwiła tego, jak spoglądałam na nasze relacje. Do tego propozycja Williama... Na początku brakowało mi słów. Wzrokiem śledziłam, jak usiadł bliżej mnie, jak wziął moją dłoń w swoją i złożył na niej kilka pocałunków. Zrobiło się cieplej w pokoju. Serce zabiło mocniej a mój własny rozum niemalże wydzierał się na mnie, że nie powinnam więcej spędzać z nim czasu. Czy naprawdę miałam zamiar dobrowolnie spędzić więcej czasu z demonem? Serce podpowiadało, że gdyby chciał William już dawno mógłby mnie jakoś skrzywdzić, zwłaszcza teraz. Wiedział, że nie miałam przy sobie anioła stróża, przyszłam do niego wieczorem gdy było mniej ludzi na ulicy i zapewne minęłoby sporo czasu dopóki ktoś by się nie zorientował, że coś się ze mną stało.
- Dawno nie byłam w parku - przyznałam, mówiąc bardziej do samej siebie niż do Williama. Po chwili namysłu przytaknęłam kilka razy. Również chciałam dać naszej przyjaźni drugą szansę. Może pomoże mi to jakoś ponownie się odnaleźć.
- Jutro muszę sprawdzić potencjalne miejsce na nowy hotel, ale przez resztę dnia powinnam być wolna. Mogę się spotkać, gdy skończysz z pracą. - może wtedy nie będzie aż tyle ludzi w parku i będzie spokojniej. Ostatnio tyle czasu spędzałam w ciszy, chyba się do tego przyzwyczaiłam.
Wstałam od stołu, poprawiając swój płaszcz i ponownie zakładając kaptur. Zaczęłam powoli iść w kierunku drzwi. Zanim je otworzyłam odwróciłam się w jego stronę.
- Gdzie pracujesz? - zapytałam, ciekawa czy dla niego praca wciąż znaczyła coś innego od pracy dla zwykłego człowieka.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jutro w parku. Nie spodziewałem się takiej deklaracji z ust Dove. Bardziej oczekiwałem, że powie coś w stylu "muszę się zastanowić" albo "nie mam teraz czasu". Ponownie mnie zaskoczyła, a jej słowa dały mi małą nadzieję, że możemy jeszcze wszystko naprawić, a jej chęci są większe niż początkowo sądziłem.
Zgodziłem się z nią bez wahania. Wstałem również od stołu, by móc odprowadzić kobietę.
- W kwiaciarni - skrzywiłem się nieco. Nie była to zła praca, ale daleka od moich marzeń i oczekiwań. - Musiałem wziąć się jakąś pracę, ludzką pracę, skoro nie mam już żadnych innych funduszy. Muszę też zmienić mieszkanie, bo mnie zwyczajnie dłużej nie stać na obecne - nie wspomniałem, że niemal się popłakałem, gdy otrzymałem pierwszą swoją wypłatę za sprzedaż kwiatków. To nie starczało mi nawet na wszystkie opłaty. A dopóki nie odzyskam pełnej sprawności w prawej ręce, nie mogłem nawet znaleźć nic lepszego. Chyba również przyszedł czas na jakieś przekręty w kasynie. Musiałem wziąć to pod uwagę.
- Kończę pracę po siedemnastej, możemy od razu spotkać się w parku. A teraz pozwól, że odprowadzę cię pod dom. Jest późno i ciemno, dama nie powinna sama chodzić o tej porze - nie czekając na odpowiedź wsunąłem buty na nogi oraz sięgnąłem po płaszcz. Przynajmniej już bez większych problemów i bólu mogłem sam zakładać ubrania, nie prosząc się o zapięcie guzików lub założenie szalika.
Zgodziłem się z nią bez wahania. Wstałem również od stołu, by móc odprowadzić kobietę.
- W kwiaciarni - skrzywiłem się nieco. Nie była to zła praca, ale daleka od moich marzeń i oczekiwań. - Musiałem wziąć się jakąś pracę, ludzką pracę, skoro nie mam już żadnych innych funduszy. Muszę też zmienić mieszkanie, bo mnie zwyczajnie dłużej nie stać na obecne - nie wspomniałem, że niemal się popłakałem, gdy otrzymałem pierwszą swoją wypłatę za sprzedaż kwiatków. To nie starczało mi nawet na wszystkie opłaty. A dopóki nie odzyskam pełnej sprawności w prawej ręce, nie mogłem nawet znaleźć nic lepszego. Chyba również przyszedł czas na jakieś przekręty w kasynie. Musiałem wziąć to pod uwagę.
- Kończę pracę po siedemnastej, możemy od razu spotkać się w parku. A teraz pozwól, że odprowadzę cię pod dom. Jest późno i ciemno, dama nie powinna sama chodzić o tej porze - nie czekając na odpowiedź wsunąłem buty na nogi oraz sięgnąłem po płaszcz. Przynajmniej już bez większych problemów i bólu mogłem sam zakładać ubrania, nie prosząc się o zapięcie guzików lub założenie szalika.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Teraz lepiej rozumiałam dlaczego William tyle miał roślin. Przez chwilę pozwoliłam sobie wyobrazić, jak William wyglądał pomiędzy kwiatami. Chciałabym go zobaczyć w pracy, jednak słysząc słowa Williama, że chciałby się spotkać w parku wolałam nawet nie proponować aby spotkać się w kwiaciarni. Może nie chciał abym wiedziała gdzie dokładnie pracuje. Może mnie tam nie chciał.
Nic nie powiedziałam, gdy William zaczął ubierać buty i płaszcz aby odprowadzić mnie do domu. Byłam pewna, że gdybym zaprotestowała to nic by to nie zmieniło. Po za tym, nie miałam nic przeciwko temu aby spędzić z nim trochę więcej czasu. Chyba nienawidziłam siebie za to coraz bardziej, bo w końcu nie powinnam pragnąć jego towarzystwa. Tłumaczyłam sama sobie, że lepiej aby ktoś odprowadził mnie do domu o tej porze, dla mojego własnego bezpieczeństwa.
Przez połowę drogi szłam obok niego w milczeniu ze spuszczonym wzrokiem, wpatrując się w moje buty i w brudne ulice miasta. Większość śniegu zniknęła, ale wciąż widziałam, czułam zimny lód na swojej skórze. Przed oczami pojawiły się sceny z tamtego dnia i przypomniałam sobie, że nie tylko ja byłam wtedy zraniona. Zerknęłam kątem oka w stronę Williama. Pamiętałam, że mocno krwawił. Poważnie to wyglądało.
- Jak twoje ramię? - zapytałam i ponownie posmutniałam, bo nie chciałam aby coś mu się stało. I ten cykl nienawiści do samej siebie ponownie się powtórzył. Czemu się nim przejmujesz? Dlaczego wciąż tobie na nim zależy?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Na zewnątrz było o wiele ciemniej niż ostatnim razem, gdy razem szliśmy gdzieś razem. Z tego nieszczęsnego teatru. Lampy na głównych ulicach co prawda świeciły każdego wieczoru i nocy, zaś w tych bocznych, mniejszych uliczkach już nie zawsze. Mogłem dostrzec gdzieniegdzie jakiś ruch, błysk kocich oczu bądź ludzki szept. Wiedziałem, że tam się kłębią, dlatego wolałem odprowadzić Dove. W końcu młoda, samotna kobieta na ulicy jest łatwą ofiarą.
Nie przeszkadzało mi milczenie. Owszem, może wydawało mi się odrobinę krępujące, ale lepiej nikogo nie drażnić.
- Lepiej - odruchowo sięgnąłem dłonią do wspomnianego ramienia, nieco je pocierając. Gojenie się było dość okropnym procesem i prawie wariowałem przy swędzeniu skóry. - Jestem na jutro umówiony ze swoim lekarzem, może w końcu zdejmie te szwy, bo strasznie mi przeszkadzają - wyznałem. Nieco zwolniłem kroku, kiedy znaleźliśmy się dość blisko posiadłości Parkerów. Jeszcze nie chciałem się tak szybko rozstawać z Dove.
- Właścicielka kwiaciarni przywiozła ostatnio kilka kwitnących niezapominajek. Wszystkie jednak są w doniczkach, chciałabyś taką? To nie jest co prawda bukiet, ale jeżeli postawisz taką na stole, będzie o wiele dłużej kwitnąć i będziesz miała piękne kwiaty co roku - spytałem, kątem oka spoglądając na Dove w oczekiwaniu jej trakcji. Czy będzie pozytywną, czy może ten pomysł wcale jej się nie spodoba.
Nie przeszkadzało mi milczenie. Owszem, może wydawało mi się odrobinę krępujące, ale lepiej nikogo nie drażnić.
- Lepiej - odruchowo sięgnąłem dłonią do wspomnianego ramienia, nieco je pocierając. Gojenie się było dość okropnym procesem i prawie wariowałem przy swędzeniu skóry. - Jestem na jutro umówiony ze swoim lekarzem, może w końcu zdejmie te szwy, bo strasznie mi przeszkadzają - wyznałem. Nieco zwolniłem kroku, kiedy znaleźliśmy się dość blisko posiadłości Parkerów. Jeszcze nie chciałem się tak szybko rozstawać z Dove.
- Właścicielka kwiaciarni przywiozła ostatnio kilka kwitnących niezapominajek. Wszystkie jednak są w doniczkach, chciałabyś taką? To nie jest co prawda bukiet, ale jeżeli postawisz taką na stole, będzie o wiele dłużej kwitnąć i będziesz miała piękne kwiaty co roku - spytałem, kątem oka spoglądając na Dove w oczekiwaniu jej trakcji. Czy będzie pozytywną, czy może ten pomysł wcale jej się nie spodoba.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach