Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
ARENA PIEKIEŁ
Jak myślisz, jak gorąco jest w piekle?
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Czy możliwa jest wędrówka bez choć jednego upadku?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Tutaj każdy koszmar stanie się rzeczywistością
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Może i faktycznie cała ta sprawa z karczmarzem poniekąd była moją winą. Jednak pomimo wszystko i tak niczego nie żałowałem. Bez oporów zrobiłbym to jeszcze raz, gdybym miał wybór. Jak widać Eri póki co tak samo nie zawracała sobie tym głowy za specjalnie. Było to dla mnie dość zabawne. Może zachowywaliśmy się trochę głośno, ale z pewnością nie my pierwsi i nie ostatni. Z czego więc takie zainteresowanie?
Mój pomysł ze wspólną kąpielą spotkał się z aprobatą blondynki. Niczego innego się nie spodziewałem i to bez żadnych podtekstów. Po prostu taka forma była dla nas najszybsza i najbardziej wygodna. Teraz już nic nas nie krępowało.
Po chwili oboje mogliśmy się cieszyć gorącą wodą. Jak dla mnie troszkę za gorącą, ale przecież nie będę narzekać.
- No przecież wiem - westchnąłem na wspomnienie o naszym lekarzu. - Kiedy pójdziesz do Annabeth, odwiedzę Marcha - powiedziałem o swoich planach, pomagając przy tym Eri z jej włosami. Trochę szkoda, ale ich utrzymanie w czystości musiało sporo kosztować. Z resztą, sam nie raz widziałem ile wykorzystywała do tego olejków i jak długo musiała je później suszyć.
Z przyjemnością pomagałem Eri w każdej czynności. Było to w pewien sposób uspokajające i odprężające, kiedy mogłem skupić się na konkretnej czynności. Chwilę później kobieta zaczęła wspominać o moich bliznach i dotykać ich palcami.
- Tą chyba mimo wszystko, ale będę wspominać najmilej, nawet jeśli będzie najbrzydsza - uśmiechnąłem się trochę przekornie, wskazując na tą najnowszą na ramieniu, gdzie nadal były szwy. Będzie mi się kojarzył nie tylko z tym jak powstała rana, ale również przyjemne okoliczności, w których pierwszy raz pękły…
- A ja za to pamiętam jak powstały twoje - powiedziałem, trochę tracąc swój uśmiech. Eri nie miała zbyt wiele blizn na swoim ciele, zawsze o to dbałem, by nie musiała cierpieć. Dlatego dokładnie pamiętałem okoliczności, w jakich powstała każda z jej blizn. - Każda z nich - mruknąłem cicho, ujmując dłoń Eri. Na nadgarstku miała cieniutką, podłużną bliznę, która powstała po tym, jak zaskoczył nas demon wpadając do pomieszczenia przez zamknięte okno, rozbijając szybę. Ta oraz druga, znajdująca się nieco wyżej i będąca trochę rozleglejsza.
- Te dwie przez tamtego gargulca, który myślał, że nas wystraszy. Ta, gdy brakło nam czasu na stworzenie pełnego kręgu nim dopadł nas demon. A ta po tym, jak upadłaś na kamieniach będąc przynętą. Już myślałem wtedy, że wyjdę z siebie i zabiję demona zanim doprowadzisz go na miejsce - wymieniałem, dotykając kolejnych znamion na ciele kobiety. Nie tylko dłonią, ale i składając tam drobne pocałunki. Czułem się winny każdej powstałej blizny. Na nie każdą z nich miałem jakiś realny wpływ lecz to nie miało znaczenia, gdy w jakiś sposób mogłem im zapobiec. Z drugiej strony nie ważne jak wiele Eri miała ich na swojej skórze, jej ciało i tak zawsze będzie dla mnie najpiękniejsze.
Mój pomysł ze wspólną kąpielą spotkał się z aprobatą blondynki. Niczego innego się nie spodziewałem i to bez żadnych podtekstów. Po prostu taka forma była dla nas najszybsza i najbardziej wygodna. Teraz już nic nas nie krępowało.
Po chwili oboje mogliśmy się cieszyć gorącą wodą. Jak dla mnie troszkę za gorącą, ale przecież nie będę narzekać.
- No przecież wiem - westchnąłem na wspomnienie o naszym lekarzu. - Kiedy pójdziesz do Annabeth, odwiedzę Marcha - powiedziałem o swoich planach, pomagając przy tym Eri z jej włosami. Trochę szkoda, ale ich utrzymanie w czystości musiało sporo kosztować. Z resztą, sam nie raz widziałem ile wykorzystywała do tego olejków i jak długo musiała je później suszyć.
Z przyjemnością pomagałem Eri w każdej czynności. Było to w pewien sposób uspokajające i odprężające, kiedy mogłem skupić się na konkretnej czynności. Chwilę później kobieta zaczęła wspominać o moich bliznach i dotykać ich palcami.
- Tą chyba mimo wszystko, ale będę wspominać najmilej, nawet jeśli będzie najbrzydsza - uśmiechnąłem się trochę przekornie, wskazując na tą najnowszą na ramieniu, gdzie nadal były szwy. Będzie mi się kojarzył nie tylko z tym jak powstała rana, ale również przyjemne okoliczności, w których pierwszy raz pękły…
- A ja za to pamiętam jak powstały twoje - powiedziałem, trochę tracąc swój uśmiech. Eri nie miała zbyt wiele blizn na swoim ciele, zawsze o to dbałem, by nie musiała cierpieć. Dlatego dokładnie pamiętałem okoliczności, w jakich powstała każda z jej blizn. - Każda z nich - mruknąłem cicho, ujmując dłoń Eri. Na nadgarstku miała cieniutką, podłużną bliznę, która powstała po tym, jak zaskoczył nas demon wpadając do pomieszczenia przez zamknięte okno, rozbijając szybę. Ta oraz druga, znajdująca się nieco wyżej i będąca trochę rozleglejsza.
- Te dwie przez tamtego gargulca, który myślał, że nas wystraszy. Ta, gdy brakło nam czasu na stworzenie pełnego kręgu nim dopadł nas demon. A ta po tym, jak upadłaś na kamieniach będąc przynętą. Już myślałem wtedy, że wyjdę z siebie i zabiję demona zanim doprowadzisz go na miejsce - wymieniałem, dotykając kolejnych znamion na ciele kobiety. Nie tylko dłonią, ale i składając tam drobne pocałunki. Czułem się winny każdej powstałej blizny. Na nie każdą z nich miałem jakiś realny wpływ lecz to nie miało znaczenia, gdy w jakiś sposób mogłem im zapobiec. Z drugiej strony nie ważne jak wiele Eri miała ich na swojej skórze, jej ciało i tak zawsze będzie dla mnie najpiękniejsze.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Bardzo chętnie przyjęłam jego pomoc i to nie tylko w kwestii mych włosów. Ogólnie ogarnięcie się po tak intensywnym poranku nie należało do szybkich ani też łatwych. Mięśnie nadal odczuwały wszystko bardzo dokładnie. Podziwiałam Caspera, że jego to w sumie aż tak nie ruszało, nie było po nim widać, że jest odrętwiały czy był w jakimś większym, stopniu zmęczony. Gdy już włosy z pomocą bruneta były już dokładnie umyte, poruszyłam tematy, którymi powinniśmy się zająć od razu po powrocie do domu. Co prawda wracamy tylko na dwa do góra trzech dni, by tym razem wyjechać dla własnej przyjemności, a nie obowiązku. Nasze pierwsze od dłuższego czasu wakacje. Wspomnienie Marcha nigdy nie było dla żadnego z nas zbyt przyjemne.
- Udało mi się, chociaż załatwić to, że ściągnie ci je za darmo. Więc nie będziesz musiał za to płacić. Nadal nie wiem jakim cudem mi się to udało. W sumie jak każde z nas załatwi to co ma w planach trzeba będzie zrobić zakupy. Może i będziemy w domu tylko parę dni, ale jeść coś trzeba- nie kupimy pewnie dużo, mimo że rozważałam, by część zabrać nam na wyjazd.
Nasze wspominanie o bliznach, które znaczyły, nasze ciała był interesujący, ale też przypominał nam, przez co przeszliśmy. Zaskoczył mnie tym, że pamiętał praktycznie o powstaniu każdej z nich na moim ciele. Nie było ich dużo, ale dało się z nimi żyć. Czułam jego dotyk, gdy wziął moją rękę, w swoją przyglądając się jej, gdzie były jedne z wyraźniejszych, choć nadal bladych blizn. Nie dokuczały mi, po prostu był to ślad, który nigdy nie zniknie. Nie tylko ich dotykał, ale też gdy dostrzegł, kolejną bliznę wręcz je delikatnie całował, powodując przyjemne dreszcze na ciele. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie.
- Tak niewiele zabrakło, do stworzenia tamtego kręgu nim przez niego oberwałam. Tamta rana goiła się najtrudniej, bo ciągle krwawiła. Miałam z nią nie lada problem, przy kolejnych zleceniach. Cóż czasem robienie za przynętę wymykało się nam spod kontroli. Ale nie ma co tu kryć, jej rola przypadała głównie mej osobie. Cas, taki nasz zawód nie było możliwości, bym nie miała choć jednej z tych blizn. Gdyby nie twoja ochrona miałabym ich znacznie więcej- przyznałam zgodnie z prawdą. Bo pewnie byłabym w gorszym stanie niż obecnie. Rana na ramieniu Casa długo się leczyła głównie też przez to, że parę razy daliśmy się za bardzo ponieść i się zwyczajnie nie oszczędzał.
- Pozwól więc, że też się odwdzięczę, za pomoc w doprowadzeniu się do porządku. W ten sposób pójdzie nam znacznie szybciej- mówiąc to, nalałam trochę płynu z jednego z flakonów, by pomóc brunetowi się też umyć. Robiłam, to bardzo starannie ciesząc się, że chętnie mi w tym pomagał. Kąpiel zajęła nam trochę czasu, musieliśmy bardzo dokładnie pozbyć się wszystkich śladów z naszych porannych zabaw. Po skończonej czynności wyszłam z wody, sięgając po ręcznik i dokładnie wysuszyłam swoje ciało jak i włosy z nadmiaru wody. Wykręciłam je jeszcze dodatkowo nad balią, by były już tylko wilgotne. Poczekałam, aż Cas też idąc, za moim przykładem też się ubierze. Zostało jeszcze prześcieradło, które tu ze sobą przyniósł. Spojrzałam na niego po chwili.
- Sam się nim zajmiesz, a ja sprawdzę co z naszym posiłkiem? Muszę przyznać, że jestem trochę głodna. Od poprzedniego wieczoru nic nie jedliśmy- co prawda zdarzało się, że dłużej nie miałam nic w ustach. Ale po tym z rana dopadł mnie lekki głód.
- Pójdę jeszcze do pokoju po pieniądze. Byśmy mogli zapłacić za wszystko, czego będziemy jeszcze potrzebować. Po odesłaniu Irvela i Ivii czeka nas rozmowa z burmistrzem. Lepiej to załatwić gdy już nic z innego świata nie będzie się tu pałętać- na ten moment to chyba wszystko, co było najważniejsze. Poza tym i tak czekała nas jeszcze droga powrotna do domu.
- Udało mi się, chociaż załatwić to, że ściągnie ci je za darmo. Więc nie będziesz musiał za to płacić. Nadal nie wiem jakim cudem mi się to udało. W sumie jak każde z nas załatwi to co ma w planach trzeba będzie zrobić zakupy. Może i będziemy w domu tylko parę dni, ale jeść coś trzeba- nie kupimy pewnie dużo, mimo że rozważałam, by część zabrać nam na wyjazd.
Nasze wspominanie o bliznach, które znaczyły, nasze ciała był interesujący, ale też przypominał nam, przez co przeszliśmy. Zaskoczył mnie tym, że pamiętał praktycznie o powstaniu każdej z nich na moim ciele. Nie było ich dużo, ale dało się z nimi żyć. Czułam jego dotyk, gdy wziął moją rękę, w swoją przyglądając się jej, gdzie były jedne z wyraźniejszych, choć nadal bladych blizn. Nie dokuczały mi, po prostu był to ślad, który nigdy nie zniknie. Nie tylko ich dotykał, ale też gdy dostrzegł, kolejną bliznę wręcz je delikatnie całował, powodując przyjemne dreszcze na ciele. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie.
- Tak niewiele zabrakło, do stworzenia tamtego kręgu nim przez niego oberwałam. Tamta rana goiła się najtrudniej, bo ciągle krwawiła. Miałam z nią nie lada problem, przy kolejnych zleceniach. Cóż czasem robienie za przynętę wymykało się nam spod kontroli. Ale nie ma co tu kryć, jej rola przypadała głównie mej osobie. Cas, taki nasz zawód nie było możliwości, bym nie miała choć jednej z tych blizn. Gdyby nie twoja ochrona miałabym ich znacznie więcej- przyznałam zgodnie z prawdą. Bo pewnie byłabym w gorszym stanie niż obecnie. Rana na ramieniu Casa długo się leczyła głównie też przez to, że parę razy daliśmy się za bardzo ponieść i się zwyczajnie nie oszczędzał.
- Pozwól więc, że też się odwdzięczę, za pomoc w doprowadzeniu się do porządku. W ten sposób pójdzie nam znacznie szybciej- mówiąc to, nalałam trochę płynu z jednego z flakonów, by pomóc brunetowi się też umyć. Robiłam, to bardzo starannie ciesząc się, że chętnie mi w tym pomagał. Kąpiel zajęła nam trochę czasu, musieliśmy bardzo dokładnie pozbyć się wszystkich śladów z naszych porannych zabaw. Po skończonej czynności wyszłam z wody, sięgając po ręcznik i dokładnie wysuszyłam swoje ciało jak i włosy z nadmiaru wody. Wykręciłam je jeszcze dodatkowo nad balią, by były już tylko wilgotne. Poczekałam, aż Cas też idąc, za moim przykładem też się ubierze. Zostało jeszcze prześcieradło, które tu ze sobą przyniósł. Spojrzałam na niego po chwili.
- Sam się nim zajmiesz, a ja sprawdzę co z naszym posiłkiem? Muszę przyznać, że jestem trochę głodna. Od poprzedniego wieczoru nic nie jedliśmy- co prawda zdarzało się, że dłużej nie miałam nic w ustach. Ale po tym z rana dopadł mnie lekki głód.
- Pójdę jeszcze do pokoju po pieniądze. Byśmy mogli zapłacić za wszystko, czego będziemy jeszcze potrzebować. Po odesłaniu Irvela i Ivii czeka nas rozmowa z burmistrzem. Lepiej to załatwić gdy już nic z innego świata nie będzie się tu pałętać- na ten moment to chyba wszystko, co było najważniejsze. Poza tym i tak czekała nas jeszcze droga powrotna do domu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zgadzałem się z Eri. Taka była nasza praca i całe związane z nią ryzyko. To nie było coś, co mi się podobało. Było to coś, co musiałem akceptować. Z trudem trzymałem język za zębami, kiedy widziałem kolejne rany i inne obrażenia na ciele blondynki. Nigdy jej za to nie winiłem, chociaż zdarzało mi się marudzić, by lepiej na siebie uważała. Chroniłem ją jak mogłem lecz często niektóre rzeczy były nieuniknione.
Z chęcią przyjąłem drobną pomoc przy umyciu się. O ile moje włosy nie były tak bardzo wymagające jak jej, to już nie byłem w stanie tak dobrze sam umyć pleców. Nigdzie nam się to bardzo nie spieszyło więc na spokojnie mogliśmy się dobrze wymyć.
- Jasne, zostaw mnie samego z tym trudnym zadaniem - mruknąłem rozbawiony, słysząc propozycję kobiety. Jeśli tak chciała, nie miałem jakoś specjalnie oporów przed zrobieniem prania samemu. Po wysuszeniu się i ubraniu wrzuciłem prześcieradło do ciepłej nadal wody. Euricia już wyszła, zostawiając ostatnie porządki jak zwykle dla mnie. Zaśmiałem się cicho sam do siebie na tą myśl. Eri nie bała się porządków, ale w tym jednym przypadku rzadko coś dokańczała. Szczególnie po kąpieli. Zazwyczaj to ja sprzątałem łazienkę, wycierałem rozchlapaną wodę czy też wywieszałem mokre ręczniki. Nie raz też wyciągałem jej długie włosy z różnych miejsc w pomieszczeniu, wycierałem oblepione olejkiem buteleczki i półki pod nimi. Eri to nie przeszkadzało, a mi za bardzo.
Po dokładnym doczyszczeniu materiału wykręciłem go z wody na tyle, na ile dałem radę. Rozwiesiłem w pokoju na otwartych drzwiach od szafy. Dopiero wtedy mogliśmy razem usiąść na dole w sali, gdzie Eri zamówiła dla nas posiłek. Starałem się ignorować te mało dyskretne spojrzenia. Na szczęście zaraz podano nam jedzenie i mogliśmy zająć się czymś innym.
- Nawet całkiem pokaźne mają tu porcje jedzenia - uznałem, kiedy młoda dziewczyna postawiła przed nami dwa pełne talerze. Podejrzewałem, że głównie dlatego, iż większość obecnych tu osób ciężko pracowała fizycznie i potrzebowali czegoś sytego. Porządny posiłek w trakcie pracy oraz po pracy był tym, czego potrzebowali. Karczma nie utrzymałaby się długo, gdyby podawano tu jakieś ochłapy lub resztki.
W trakcie jedzenia raczej nie rozmawialiśmy za dużo. Choć to się zmieniło, kiedy w drzwiach karczmy stanął młody, czarnowłosy mężczyzna. Był szczupły i miał dość długi nos, na co nie zwróciłem wcześniej uwagi.
- Pani Verecio, panie Reeve! Pół dnia was szukałem - szeroki uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca, kiedy usiadł przy naszym stoliku. O ile do tej pory byliśmy obgadywani przez klientów oraz samego karczmarza, zwracając na siebie uwagę, tak teraz chyba wszystkie oczy były w nas utkwione, a rozmowy jakoś tak ustały.
- Wyprałem i dokładnie wysuszyłem. Oddaję i dziękuję - Jake położył na stole między nami złożony w kostkę szalik.
- Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że więcej się nie przyda - mruknąłem, maczając kawałek chleba w gęstym sosie.
- Już jest dobrze. A co z demonami? Już je załatwiliście? Szkoda, że nie mogłem zobaczyć was w akcji! - jego oczy niemal błyszczały, gdy mówił z przejęciem. Po dokładnym przyjrzeniu się uznałem, że był w rzeczywistości o wiele młodszy niż początkowo założyłem. Mógł mieć góra dwadzieścia lat. Mimowolnie odwzajemniłem jego uśmiech, spoglądając przy okazji na Eri. Niewiele osób reagowało na naszą pracę z takim entuzjazmem.
- To nie koniec, musimy jeszcze coś zrobić, dlatego tej nocy nie próbuj wychylać nosa poza drzwi. Inaczej obiecuję ci, że ten szalik posłuży za coś innego niż bandaż na twoje rany - ostrzegałem od razu, aby nie było żadnych nieporozumień.
- Zrozumiałem. Jejuniu, wy, egzorcyści, macie zerowe poczucie humoru. A pan, panie Reeve, to ponury jak ten nasz grabarz, bardziej niż ustawa przewiduje - chłopak wywrócił oczami, mrugając niewinnie w stronę Eri, a ja nie wiedziałem jak zareagować na te słowa i śmiałe poczynania.
- Zapamiętam sobie - wykrztusiłem tylko, nie potrafiąc znaleźć trafnej riposty.
Z chęcią przyjąłem drobną pomoc przy umyciu się. O ile moje włosy nie były tak bardzo wymagające jak jej, to już nie byłem w stanie tak dobrze sam umyć pleców. Nigdzie nam się to bardzo nie spieszyło więc na spokojnie mogliśmy się dobrze wymyć.
- Jasne, zostaw mnie samego z tym trudnym zadaniem - mruknąłem rozbawiony, słysząc propozycję kobiety. Jeśli tak chciała, nie miałem jakoś specjalnie oporów przed zrobieniem prania samemu. Po wysuszeniu się i ubraniu wrzuciłem prześcieradło do ciepłej nadal wody. Euricia już wyszła, zostawiając ostatnie porządki jak zwykle dla mnie. Zaśmiałem się cicho sam do siebie na tą myśl. Eri nie bała się porządków, ale w tym jednym przypadku rzadko coś dokańczała. Szczególnie po kąpieli. Zazwyczaj to ja sprzątałem łazienkę, wycierałem rozchlapaną wodę czy też wywieszałem mokre ręczniki. Nie raz też wyciągałem jej długie włosy z różnych miejsc w pomieszczeniu, wycierałem oblepione olejkiem buteleczki i półki pod nimi. Eri to nie przeszkadzało, a mi za bardzo.
Po dokładnym doczyszczeniu materiału wykręciłem go z wody na tyle, na ile dałem radę. Rozwiesiłem w pokoju na otwartych drzwiach od szafy. Dopiero wtedy mogliśmy razem usiąść na dole w sali, gdzie Eri zamówiła dla nas posiłek. Starałem się ignorować te mało dyskretne spojrzenia. Na szczęście zaraz podano nam jedzenie i mogliśmy zająć się czymś innym.
- Nawet całkiem pokaźne mają tu porcje jedzenia - uznałem, kiedy młoda dziewczyna postawiła przed nami dwa pełne talerze. Podejrzewałem, że głównie dlatego, iż większość obecnych tu osób ciężko pracowała fizycznie i potrzebowali czegoś sytego. Porządny posiłek w trakcie pracy oraz po pracy był tym, czego potrzebowali. Karczma nie utrzymałaby się długo, gdyby podawano tu jakieś ochłapy lub resztki.
W trakcie jedzenia raczej nie rozmawialiśmy za dużo. Choć to się zmieniło, kiedy w drzwiach karczmy stanął młody, czarnowłosy mężczyzna. Był szczupły i miał dość długi nos, na co nie zwróciłem wcześniej uwagi.
- Pani Verecio, panie Reeve! Pół dnia was szukałem - szeroki uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca, kiedy usiadł przy naszym stoliku. O ile do tej pory byliśmy obgadywani przez klientów oraz samego karczmarza, zwracając na siebie uwagę, tak teraz chyba wszystkie oczy były w nas utkwione, a rozmowy jakoś tak ustały.
- Wyprałem i dokładnie wysuszyłem. Oddaję i dziękuję - Jake położył na stole między nami złożony w kostkę szalik.
- Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że więcej się nie przyda - mruknąłem, maczając kawałek chleba w gęstym sosie.
- Już jest dobrze. A co z demonami? Już je załatwiliście? Szkoda, że nie mogłem zobaczyć was w akcji! - jego oczy niemal błyszczały, gdy mówił z przejęciem. Po dokładnym przyjrzeniu się uznałem, że był w rzeczywistości o wiele młodszy niż początkowo założyłem. Mógł mieć góra dwadzieścia lat. Mimowolnie odwzajemniłem jego uśmiech, spoglądając przy okazji na Eri. Niewiele osób reagowało na naszą pracę z takim entuzjazmem.
- To nie koniec, musimy jeszcze coś zrobić, dlatego tej nocy nie próbuj wychylać nosa poza drzwi. Inaczej obiecuję ci, że ten szalik posłuży za coś innego niż bandaż na twoje rany - ostrzegałem od razu, aby nie było żadnych nieporozumień.
- Zrozumiałem. Jejuniu, wy, egzorcyści, macie zerowe poczucie humoru. A pan, panie Reeve, to ponury jak ten nasz grabarz, bardziej niż ustawa przewiduje - chłopak wywrócił oczami, mrugając niewinnie w stronę Eri, a ja nie wiedziałem jak zareagować na te słowa i śmiałe poczynania.
- Zapamiętam sobie - wykrztusiłem tylko, nie potrafiąc znaleźć trafnej riposty.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Po dokładnym ubraniu się i uszykowaniu do wyjścia spojrzałam na Caspera. Jego słowa same w sobie mnie lekko rozbawiły, naprawdę narzekał czy tylko jego samego bawiła moja chęć ulotnienia się stąd? Obie opcje były możliwe.
- Och już tak nie narzekaj, troszkę ci pomogę. Ale nie w praniu- mówiąc to, zabrałam puste naczynia po olejkach wykorzystywanych do kąpieli, by je wyrzucić. I w sumie od razu po tym wyszłam, zostawiając, mężczyznę by sam ogarnął całą resztę. Nie byłam przecież dla niego aż tak okrutna. Udałam się do naszego pokoju, w celu spakowania nas byśmy byli gotowi do drogi, gdy nadejdzie czas. Zamówiliśmy pokój, tylko na jedną noc więc wypadało większość teraz przygotować by się z tym, później nie kłopotać. Jeszcze trochę rzeczy zostało nam do wypełnienia. A czasu nie ma co tu ukrywać coraz mniej. Nie żałowałam, że większość poranka spędziliśmy w łóżku była, przyjemna i nadal czułam lekkie dreszcze, gdy o tym pomyślałam. Wyjęłam sakiewkę z pieniędzmi, chowając ją do kieszeni w spodniach. Najlepiej mieć ją zawsze przy sobie, bo nawet w takich miejscach bywały kradzieże. Dotknęłam włosów były już znacznie mniej mokre niż wcześniej. Kończyłam pakować naszą drugą torbę ze składnikami alchemicznymi w tym momencie wszedł też Casper odwieszając wilgotne prześcieradło by szybciej wyschło. Na dole zajęliśmy to samo miejsce co wczoraj z dala od większości ludzi, lubiliśmy przebywać tylko w swoim towarzystwie. Zamówiony posiłek wystarczył nam zapewne nie tylko do wieczora, ale też na drogę powrotną. Było go zdecydowanie dużo nawet zbyt dużo jak dla mnie na moją porcję. I jak dla kogoś, kto aż za bardzo dba o utrzymanie szczupłej sylwetki jak moja.
- Po takim posiłku będziesz musiał dla mnie zwiększyć ilość treningów z bieganiem. Lub czymś innym, bym tego nie odczuła- zażartowałam, nakładając, sobie porcję chleba z masłem i kawałek mięsa lżejszego niż zwykle podawano na kolację czy obiad. Bo w sumie nasze śniadanie składało się z chleba, masła, jajek delikatnego sosu oraz kawałka mięsa. Było smaczne, skórka dobrze przypieczona. Mimo że miasteczko nie należało, do bardzo zadbanych to jednak potrafili gotować i ugościć podróżnych. Nie minęło, jednak dużo czasu a dołączył do nas mężczyzna, którego skojarzyłam dopiero po tym jak oddał szalik Casperowi. Czyli to był Jake, w ciemności nie mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Teraz miałam ku temu lepszą okazję.
- Mam tylko nadzieję, że nikomu nie rozpowiadałeś, kim jesteśmy? Nie lubimy wzbudzać wokół siebie zbyt dużego zainteresowania- powiedziałam, widząc entuzjazm w jego oczach odnośnie naszej pracy. Ten dzieciak, mimo że był zapewne, niewiele młodszy ode mnie tak niewiele wiedział. I lepiej by tak pozostało. Odwzajemniłam uśmiech Caspera jedząc dalej późne śniadanie.
- Niee oczywiście, że nie. Tylko moi rodzice wiedzą, kim naprawdę jesteście. A oni, ciągle pracują od świtu do popołudnia. Ledwo udało mi się od nich wyrwać, by oddać szalik - powiedział nadal z wyraźnym entuzjazmem. Ale słowa Caspera wyraźnie nadal go lekko wystraszyły, że nadal zagrożenie nie minęło. Jego wzmianka o grabarzu też lekko mnie rozbawiła. Ten Jake, powinien jednak uważać, do kogo kieruje te słowa, bo Casper wcale nie miał zerowego poczucia humoru. Po prostu nie przy każdych to
pokazywał.
- W pracy trzeba zachowywać pełen profesjonalizm. Tu nie ma wtedy miejsca na żarty. Bo każdy błąd może kosztować życie. Ale mogę cię zapewnić gdy sytuacja jest mniej, niebezpieczna potrafi się zdobyć na więcej uśmiechu- mrugnęłam do Caspera samej delikatnie się uśmiechając.
- Czyli mamy wieczorem nie wychodzić z domu? Muszę powiadomić rodziców, by nie oddalali się zbyt daleko na pastwisko- powiedział teraz już lekko wystraszony. Spojrzałam na opatrunek na jego dłoni.
- Jak ręka? Rana nie jest zbyt głęboka? – spytałam Jake’a. Bo w sumie gdyby nie to, że krwawił, mogło potoczyć się wszystko inaczej.
- W porządku. Leczy się, ale jak pani chce może się jej przyjrzeć- posłał mi wymowny nieco niezręczny przez obecność Caspera uśmiech. Czy on próbował mnie trochę podrywać? A może po prostu chciał być tylko miły?
- Nie trzeba, niech się leczy oby jak najszybciej- życzyłam chłopakowi. Ten wstał od naszego stołu, najwyraźniej chciał znaleźć rodziców przed zachodem słońca.
- Obyście jak najszybciej pozbyli się tych demonów. Marzę tylko o tym by to miasteczko, odzyskało spokój. Panie Reeve proszę się częściej wyluzować, bo znaczenie grabarz przylgnie do pana na stałe- dodał, odchodząc, zostawiając nas samych. Nie mogłam się nie roześmiać na ostatnie słowa młodzieńca.
- Ty? Grabarzem? Mów co chcesz. Ale jakoś nigdy nie spotkałam się z tym określeniem na twój temat. Wybacz, nie mogę się powstrzymać - śmiałam się, dalej starając się zatkać usta dłonią, niewiele to pomogło.
- Och już tak nie narzekaj, troszkę ci pomogę. Ale nie w praniu- mówiąc to, zabrałam puste naczynia po olejkach wykorzystywanych do kąpieli, by je wyrzucić. I w sumie od razu po tym wyszłam, zostawiając, mężczyznę by sam ogarnął całą resztę. Nie byłam przecież dla niego aż tak okrutna. Udałam się do naszego pokoju, w celu spakowania nas byśmy byli gotowi do drogi, gdy nadejdzie czas. Zamówiliśmy pokój, tylko na jedną noc więc wypadało większość teraz przygotować by się z tym, później nie kłopotać. Jeszcze trochę rzeczy zostało nam do wypełnienia. A czasu nie ma co tu ukrywać coraz mniej. Nie żałowałam, że większość poranka spędziliśmy w łóżku była, przyjemna i nadal czułam lekkie dreszcze, gdy o tym pomyślałam. Wyjęłam sakiewkę z pieniędzmi, chowając ją do kieszeni w spodniach. Najlepiej mieć ją zawsze przy sobie, bo nawet w takich miejscach bywały kradzieże. Dotknęłam włosów były już znacznie mniej mokre niż wcześniej. Kończyłam pakować naszą drugą torbę ze składnikami alchemicznymi w tym momencie wszedł też Casper odwieszając wilgotne prześcieradło by szybciej wyschło. Na dole zajęliśmy to samo miejsce co wczoraj z dala od większości ludzi, lubiliśmy przebywać tylko w swoim towarzystwie. Zamówiony posiłek wystarczył nam zapewne nie tylko do wieczora, ale też na drogę powrotną. Było go zdecydowanie dużo nawet zbyt dużo jak dla mnie na moją porcję. I jak dla kogoś, kto aż za bardzo dba o utrzymanie szczupłej sylwetki jak moja.
- Po takim posiłku będziesz musiał dla mnie zwiększyć ilość treningów z bieganiem. Lub czymś innym, bym tego nie odczuła- zażartowałam, nakładając, sobie porcję chleba z masłem i kawałek mięsa lżejszego niż zwykle podawano na kolację czy obiad. Bo w sumie nasze śniadanie składało się z chleba, masła, jajek delikatnego sosu oraz kawałka mięsa. Było smaczne, skórka dobrze przypieczona. Mimo że miasteczko nie należało, do bardzo zadbanych to jednak potrafili gotować i ugościć podróżnych. Nie minęło, jednak dużo czasu a dołączył do nas mężczyzna, którego skojarzyłam dopiero po tym jak oddał szalik Casperowi. Czyli to był Jake, w ciemności nie mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Teraz miałam ku temu lepszą okazję.
- Mam tylko nadzieję, że nikomu nie rozpowiadałeś, kim jesteśmy? Nie lubimy wzbudzać wokół siebie zbyt dużego zainteresowania- powiedziałam, widząc entuzjazm w jego oczach odnośnie naszej pracy. Ten dzieciak, mimo że był zapewne, niewiele młodszy ode mnie tak niewiele wiedział. I lepiej by tak pozostało. Odwzajemniłam uśmiech Caspera jedząc dalej późne śniadanie.
- Niee oczywiście, że nie. Tylko moi rodzice wiedzą, kim naprawdę jesteście. A oni, ciągle pracują od świtu do popołudnia. Ledwo udało mi się od nich wyrwać, by oddać szalik - powiedział nadal z wyraźnym entuzjazmem. Ale słowa Caspera wyraźnie nadal go lekko wystraszyły, że nadal zagrożenie nie minęło. Jego wzmianka o grabarzu też lekko mnie rozbawiła. Ten Jake, powinien jednak uważać, do kogo kieruje te słowa, bo Casper wcale nie miał zerowego poczucia humoru. Po prostu nie przy każdych to
pokazywał.
- W pracy trzeba zachowywać pełen profesjonalizm. Tu nie ma wtedy miejsca na żarty. Bo każdy błąd może kosztować życie. Ale mogę cię zapewnić gdy sytuacja jest mniej, niebezpieczna potrafi się zdobyć na więcej uśmiechu- mrugnęłam do Caspera samej delikatnie się uśmiechając.
- Czyli mamy wieczorem nie wychodzić z domu? Muszę powiadomić rodziców, by nie oddalali się zbyt daleko na pastwisko- powiedział teraz już lekko wystraszony. Spojrzałam na opatrunek na jego dłoni.
- Jak ręka? Rana nie jest zbyt głęboka? – spytałam Jake’a. Bo w sumie gdyby nie to, że krwawił, mogło potoczyć się wszystko inaczej.
- W porządku. Leczy się, ale jak pani chce może się jej przyjrzeć- posłał mi wymowny nieco niezręczny przez obecność Caspera uśmiech. Czy on próbował mnie trochę podrywać? A może po prostu chciał być tylko miły?
- Nie trzeba, niech się leczy oby jak najszybciej- życzyłam chłopakowi. Ten wstał od naszego stołu, najwyraźniej chciał znaleźć rodziców przed zachodem słońca.
- Obyście jak najszybciej pozbyli się tych demonów. Marzę tylko o tym by to miasteczko, odzyskało spokój. Panie Reeve proszę się częściej wyluzować, bo znaczenie grabarz przylgnie do pana na stałe- dodał, odchodząc, zostawiając nas samych. Nie mogłam się nie roześmiać na ostatnie słowa młodzieńca.
- Ty? Grabarzem? Mów co chcesz. Ale jakoś nigdy nie spotkałam się z tym określeniem na twój temat. Wybacz, nie mogę się powstrzymać - śmiałam się, dalej starając się zatkać usta dłonią, niewiele to pomogło.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pokręciłem tylko głową, postanawiając nie komentować wypowiedzi chłopaka. Na szczęście nie powiedział nikomu o naszej obecności, choć w tej chwili wątpiłem, by miało to jakieś znaczenie. W końcu rozmawialiśmy na tyle głośno, że z pewnością ktoś wyłapał cały kontekst i zrozumiał czym się zajmowaliśmy. No trudno, właściwie i tak nie mieliśmy już tu za wiele do roboty. Po zmroku będzie po wszystkim i stąd znikniemy. Prawie, tuż po odbiorze wynagrodzenia.
Z lekkim zaskoczeniem też obserwowałem jak Jake rozmawiał z Eri. Trochę wydało mi się to zabawne jak bardzo zdawał się być przy niej nieśmiały, a jednocześnie nie tak do końca. Zdawał się nie mówić nic złośliwie lecz ten drobny przytyk jakoś tak bardziej odczułem. Może faktycznie powinienem trochę to zmienić, ale też nie wiedziałem jak. W pracy brałem wszystko na serio, nawet po skończonym zleceniu. Nie wspominając o tym, że Jake był mi całkowicie obcy i nasze zlecenie się jeszcze nie zakończyło.
- Śmiej się, śmiej - wywróciłem oczami. Uśmiechnąłem się w stronę blondynki lecz nie było mi tak wesoło jak jej. Kiedyś też byłem taki niewinny jak Jake. Wiele lat temu, jeszcze zanim wykopano nas z sierocińca. Niewinny i naiwny, co życie bardzo szybko i brutalnie zweryfikowało, gdy zostaliśmy zdani tylko na siebie. Do tej pory uważałem, że największe szczęście jakie nas spotkało to to, że udało nam się przeżyć i nie odmrozić sobie palców.
- Może uszyjemy sobie strój firmowy? Albo chociaż wyszyjemy na naszych płaszczach “Verecio & Reeve. Gwarantujemy spokój twej duszy” - westchnąłem, kontynuując swój posiłek i czekając aż Eri się uspokoi.
- A tak na poważnie, to zdecydowanie przyda się mały trening po posiłku. Przed już był, teraz po. I może poszukamy jakiegoś stolarza? Skoro już tu jesteśmy, w mieście mebli z drewna, żal byłoby nie poszukać czegoś do treningu - zaproponowałem. Skoro już zacząłem dręczyć Eri nauką walki i wzmacnianiem ciała, to wolałem tego nie przerywać. I niech nie myśli sobie, że jej odpuszczę. Nas tylko… coś chwilowo na dłużej zatrzymało w pokoju.
Z lekkim zaskoczeniem też obserwowałem jak Jake rozmawiał z Eri. Trochę wydało mi się to zabawne jak bardzo zdawał się być przy niej nieśmiały, a jednocześnie nie tak do końca. Zdawał się nie mówić nic złośliwie lecz ten drobny przytyk jakoś tak bardziej odczułem. Może faktycznie powinienem trochę to zmienić, ale też nie wiedziałem jak. W pracy brałem wszystko na serio, nawet po skończonym zleceniu. Nie wspominając o tym, że Jake był mi całkowicie obcy i nasze zlecenie się jeszcze nie zakończyło.
- Śmiej się, śmiej - wywróciłem oczami. Uśmiechnąłem się w stronę blondynki lecz nie było mi tak wesoło jak jej. Kiedyś też byłem taki niewinny jak Jake. Wiele lat temu, jeszcze zanim wykopano nas z sierocińca. Niewinny i naiwny, co życie bardzo szybko i brutalnie zweryfikowało, gdy zostaliśmy zdani tylko na siebie. Do tej pory uważałem, że największe szczęście jakie nas spotkało to to, że udało nam się przeżyć i nie odmrozić sobie palców.
- Może uszyjemy sobie strój firmowy? Albo chociaż wyszyjemy na naszych płaszczach “Verecio & Reeve. Gwarantujemy spokój twej duszy” - westchnąłem, kontynuując swój posiłek i czekając aż Eri się uspokoi.
- A tak na poważnie, to zdecydowanie przyda się mały trening po posiłku. Przed już był, teraz po. I może poszukamy jakiegoś stolarza? Skoro już tu jesteśmy, w mieście mebli z drewna, żal byłoby nie poszukać czegoś do treningu - zaproponowałem. Skoro już zacząłem dręczyć Eri nauką walki i wzmacnianiem ciała, to wolałem tego nie przerywać. I niech nie myśli sobie, że jej odpuszczę. Nas tylko… coś chwilowo na dłużej zatrzymało w pokoju.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Tak jak się spodziewałam moje rozbawienie nie zostało bez komentarza ze strony Caspera. Wiedziałam w głębi duszy, że i jego to lekko rozbawiło. Może nie tak jak mnie, ale nie był przecież pozbawiony poczucia humoru. Tylko nie umiał jak za pstryknięciem palców zmieniać tego gdy nadal byliśmy w pracy. Dopiero gdy wszystko, co mieliśmy do zrobienia, było wykonane, pozwalał na lekkie wyluzowanie i też na więcej uśmiechu na twarzy. Może nie był osobą, która cały czas miała go na twarzy, ale nazywanie go ponurakiem czy grabarzem też nie wchodziło w grę. Rozumiałam to i w pełni akceptowałam, jaki był.
- Wolałabym na co innego przeznaczyć zdobyte pieniądze niż na odwiedzanie krawcowych z tym jakże nam potrzebnym zadaniem. Choć zastanawiam się, czy sama nie wyszyję nam naszych nazwisk na nich, gdy znów pomylą Cię ze mną - mrugnęłam nadal lekko rozbawiona pierwszą wpadką Jake’a. No cóż, mogło się, to zdarzyć każdemu w końcu nas nie znał wcześniej. Kończyłam większą część naszego posiłku gdy Cas poruszył kolejny temat. W sumie był to nawet dobry pomysł. Wypada ogarnąć nam miecze albo chociaż drewno na nie dla naszego stolarza. Zawsze to jakiś krok do przodu prawda?
- W tym miasteczku mamy chyba aż trzech stolarzy. Jeden zdaje się, jest na rynku. Drugi u wyjazdu z miasteczka w stronę naszego miejsca zamieszkania. Tylko nie wiem, gdzie jest trzeci, ale chyba w okolicach tartaku. Możemy się po nich przejść na dłuższy spacer i podpytać. Nic na tym nie tracimy- podjęłam temat, chcąc jakoś ruszyć z tym treningiem nie tylko tym z rana. Czyli to z rana nie było tylko zabawą, ale i nadal treningiem? Choć może i jednym i drugim? Wykorzystanym w tak przyjemny dla nas sposób? Nieważne jak bardzo się staraliśmy, by każde nasze zbliżenie było wyjątkowe. I tak nie odzyskamy tych wszystkich straconych lat, gdy nie byliśmy ze sobą. Na spokojnie skończyliśmy posiłek, był naprawdę syty i rozgrzewał przyjemnie od środka, dodając energii. Czyli tego co na ten moment było nam potrzebne.
- Musimy się ubrać jeśli zamierzamy wyjść na dwór. Na pewno nie jest zbyt ciepło na dworze- podsumowałam mając na myśli nasze płaszcze jak i rękawiczki, które zostały w pokoju. Dotknęłam ręką włosów, były już zupełnie suche a przez to znów się mocno kręciły. Już wolałam gdy były wilgotne, wtedy przynajmniej łatwiej było je ujarzmić. Gdy kelnerka zgarnęła nasze puste talerze chwyciłam dłoń Caspera, by lekko musnąć wierzch jego dłoni ustami. Taki drobny gest, który nie trwał, wcale tak długo a mówił bardzo dużo.
- Idę uregulować wszystko, co jeszcze nie zostało zapłacone. Spakowani już jesteśmy, więc nie musimy się tym przejmować- powiedziałam, wstając od stołu. Podeszłam, do kontuaru wyjmując przy okazji sakiewkę z pieniędzmi.
- Ile się należy za posiłek?- spytałam z delikatnym uśmiechem karczmarza. Ten odpowiedział, mi tym samym był w bardzo dobrym humorze.
- Dwadzieścia osiem monet- wymienił sumę, która nie była wcale zbyt wygórowana. Odliczyłam je i podałam mężczyźnie. Ten od razu je schował. W pokoju dołączyłam do Caspera , zaczęliśmy się ubierać, szykując do wyjścia. Oba zlecenia dadzą nam spory zastrzyk gotówki. To mnie w pewien sposób uspokoiło, bo nie lubiłam martwić się aż nazbyt tym czy będziemy mieć na jedzenie. Bo zimą bywało naprawdę bardzo różnie. Zapięłam płaszcz, założyłam rękawiczki. Chwilę później i Casper był gotowy do wyjścia. Tym razem nie musieliśmy wymykać się oknem. Tylko normalnie drzwiami.
- Miło wyjść normalnie, a nie jak jacyś złodzieje. Lubię wychodzić oknem, ale nie mam też nic przeciwko wychodzeniu w ten łatwiejszy sposób – zaśmiałam się, miałam, dziś jakoś bardzo dobry humor. Może to przez tak aktywny poranek? Tym, że mogłam się nim ponownie w pełni nacieszyć?
- Mam wrażenie, jakbym wypiła eliksir euforii i nie mogła się go pozbyć z organizmu. Tobie też by się czasem przydał, choć wiem, że zupełnie wyluzujesz się dopiero po misji – wtuliłam się w niego, sprawiając mu te drobną przyjemność.
- To, do którego stolarza idziemy najpierw? Dwóch mamy stąd praktycznie na wyciągnięcie ręki- spytałam Caspera zdając się na niego w tym wyborze.
- Wolałabym na co innego przeznaczyć zdobyte pieniądze niż na odwiedzanie krawcowych z tym jakże nam potrzebnym zadaniem. Choć zastanawiam się, czy sama nie wyszyję nam naszych nazwisk na nich, gdy znów pomylą Cię ze mną - mrugnęłam nadal lekko rozbawiona pierwszą wpadką Jake’a. No cóż, mogło się, to zdarzyć każdemu w końcu nas nie znał wcześniej. Kończyłam większą część naszego posiłku gdy Cas poruszył kolejny temat. W sumie był to nawet dobry pomysł. Wypada ogarnąć nam miecze albo chociaż drewno na nie dla naszego stolarza. Zawsze to jakiś krok do przodu prawda?
- W tym miasteczku mamy chyba aż trzech stolarzy. Jeden zdaje się, jest na rynku. Drugi u wyjazdu z miasteczka w stronę naszego miejsca zamieszkania. Tylko nie wiem, gdzie jest trzeci, ale chyba w okolicach tartaku. Możemy się po nich przejść na dłuższy spacer i podpytać. Nic na tym nie tracimy- podjęłam temat, chcąc jakoś ruszyć z tym treningiem nie tylko tym z rana. Czyli to z rana nie było tylko zabawą, ale i nadal treningiem? Choć może i jednym i drugim? Wykorzystanym w tak przyjemny dla nas sposób? Nieważne jak bardzo się staraliśmy, by każde nasze zbliżenie było wyjątkowe. I tak nie odzyskamy tych wszystkich straconych lat, gdy nie byliśmy ze sobą. Na spokojnie skończyliśmy posiłek, był naprawdę syty i rozgrzewał przyjemnie od środka, dodając energii. Czyli tego co na ten moment było nam potrzebne.
- Musimy się ubrać jeśli zamierzamy wyjść na dwór. Na pewno nie jest zbyt ciepło na dworze- podsumowałam mając na myśli nasze płaszcze jak i rękawiczki, które zostały w pokoju. Dotknęłam ręką włosów, były już zupełnie suche a przez to znów się mocno kręciły. Już wolałam gdy były wilgotne, wtedy przynajmniej łatwiej było je ujarzmić. Gdy kelnerka zgarnęła nasze puste talerze chwyciłam dłoń Caspera, by lekko musnąć wierzch jego dłoni ustami. Taki drobny gest, który nie trwał, wcale tak długo a mówił bardzo dużo.
- Idę uregulować wszystko, co jeszcze nie zostało zapłacone. Spakowani już jesteśmy, więc nie musimy się tym przejmować- powiedziałam, wstając od stołu. Podeszłam, do kontuaru wyjmując przy okazji sakiewkę z pieniędzmi.
- Ile się należy za posiłek?- spytałam z delikatnym uśmiechem karczmarza. Ten odpowiedział, mi tym samym był w bardzo dobrym humorze.
- Dwadzieścia osiem monet- wymienił sumę, która nie była wcale zbyt wygórowana. Odliczyłam je i podałam mężczyźnie. Ten od razu je schował. W pokoju dołączyłam do Caspera , zaczęliśmy się ubierać, szykując do wyjścia. Oba zlecenia dadzą nam spory zastrzyk gotówki. To mnie w pewien sposób uspokoiło, bo nie lubiłam martwić się aż nazbyt tym czy będziemy mieć na jedzenie. Bo zimą bywało naprawdę bardzo różnie. Zapięłam płaszcz, założyłam rękawiczki. Chwilę później i Casper był gotowy do wyjścia. Tym razem nie musieliśmy wymykać się oknem. Tylko normalnie drzwiami.
- Miło wyjść normalnie, a nie jak jacyś złodzieje. Lubię wychodzić oknem, ale nie mam też nic przeciwko wychodzeniu w ten łatwiejszy sposób – zaśmiałam się, miałam, dziś jakoś bardzo dobry humor. Może to przez tak aktywny poranek? Tym, że mogłam się nim ponownie w pełni nacieszyć?
- Mam wrażenie, jakbym wypiła eliksir euforii i nie mogła się go pozbyć z organizmu. Tobie też by się czasem przydał, choć wiem, że zupełnie wyluzujesz się dopiero po misji – wtuliłam się w niego, sprawiając mu te drobną przyjemność.
- To, do którego stolarza idziemy najpierw? Dwóch mamy stąd praktycznie na wyciągnięcie ręki- spytałam Caspera zdając się na niego w tym wyborze.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ten pomysł z wyszyciem naszych nazwisk na płaszczach był całkiem dobry. Nie tylko dlatego, by nikt nas nie pomylił, ale i dlatego, by ludzie mogli nas łatwiej rozpoznać. Chociaż z drugiej strony ciężko stwierdzić, czy chociaż połowa z nich potrafi czytać. Cóż, zawsze możemy dodać jakiś symbol, który by nas reprezentował. Chciałem od razu przedyskutować ten pomysł z Eri lecz ta zaczęła już nowy temat. Zdecydowanie powinniśmy wrócić do tego.
Zgodziłem się, że taki spacer od stolarza do stolarza będzie najlepszym planem. Może dostaniemy coś wartego uwagi. Nasz dalszy posiłek trwał jeszcze chwilę, gdyż nawet ja potrzebowałem więcej czasu, by zjeść tak obfite śniadanie. Euricia również musiała być dość głodna po porannych przyjemnościach skoro zjadła wszystko z talerza.
Drobny dotyk ust Eri na mojej dłoni zaskoczył mnie. Było to dziwne i nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie mniej jednak poczułem się jednocześnie głupio, ale i przyjemne ciepło rozlało się w środku mnie. W milczeniu poczekałem aż blondynka zapłaci za nasz posiłek i mogliśmy pójść ubrać się cieplej, odpowiednio do pogody.
- I zdecydowanie wychodzenie drzwiami jest łatwiejsze niż oknem - dodałem, uśmiechając się w stronę Eri.
To wcale nie tak, że nie potrafiłem wyluzować. Po prostu okazywałem to z mniejszym entuzjazmem niż inni. Euricia była bardziej otwarta i zdecydowanie z naszej dwójki to ona uchodziła za tą bardziej emocjonalną. A ja, jak to ujął Jake, bardziej przypominałem grabarza ze swoim ponurym nastrojem. Niewiele osób widziało u mnie więcej emocji niż chłodny profesjonalizm.
- Eri, to ty jesteś zdecydowanie tym eliksirem euforii dla mnie. Nie wyobrażam sobie, żeby coś lub ktoś inny mógł sprawić, bym był szczęśliwszy niż w tej chwili - powiedziałem szczerze, obejmując przy tym Eri i mocniej ją przytulając. Złożyłem też długi pocałunek na jej czole. To była prawda. Mimo wszystko czułem się szczęśliwy. W końcu się odnaleźliśmy, zaznaliśmy tego wspólnego spokoju i radości. Odnalazłem szczęście, którego brakowało mi przez wiele lat. Nawet mimo trudnego początku naszej relacji i faktu, że nie będziemy mieć wspólnych dzieci. Choć było jeszcze kilka lat na zmianę decyzji.
- Chodźmy do najbliższego, a potem do pozostałych - stwierdziłem na koniec, niespiesznie idąc w stronę ryneczku. Mimo chłodu już z daleka mogliśmy usłyszeć stukanie młotu kowala oraz wyczuć charakterystyczny zapach żywicy pomieszany z zapachami dochodzącymi od piekarza lub ze stajni. Czyli właściwie całkiem normalne dla większości miast.
Zgodziłem się, że taki spacer od stolarza do stolarza będzie najlepszym planem. Może dostaniemy coś wartego uwagi. Nasz dalszy posiłek trwał jeszcze chwilę, gdyż nawet ja potrzebowałem więcej czasu, by zjeść tak obfite śniadanie. Euricia również musiała być dość głodna po porannych przyjemnościach skoro zjadła wszystko z talerza.
Drobny dotyk ust Eri na mojej dłoni zaskoczył mnie. Było to dziwne i nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie mniej jednak poczułem się jednocześnie głupio, ale i przyjemne ciepło rozlało się w środku mnie. W milczeniu poczekałem aż blondynka zapłaci za nasz posiłek i mogliśmy pójść ubrać się cieplej, odpowiednio do pogody.
- I zdecydowanie wychodzenie drzwiami jest łatwiejsze niż oknem - dodałem, uśmiechając się w stronę Eri.
To wcale nie tak, że nie potrafiłem wyluzować. Po prostu okazywałem to z mniejszym entuzjazmem niż inni. Euricia była bardziej otwarta i zdecydowanie z naszej dwójki to ona uchodziła za tą bardziej emocjonalną. A ja, jak to ujął Jake, bardziej przypominałem grabarza ze swoim ponurym nastrojem. Niewiele osób widziało u mnie więcej emocji niż chłodny profesjonalizm.
- Eri, to ty jesteś zdecydowanie tym eliksirem euforii dla mnie. Nie wyobrażam sobie, żeby coś lub ktoś inny mógł sprawić, bym był szczęśliwszy niż w tej chwili - powiedziałem szczerze, obejmując przy tym Eri i mocniej ją przytulając. Złożyłem też długi pocałunek na jej czole. To była prawda. Mimo wszystko czułem się szczęśliwy. W końcu się odnaleźliśmy, zaznaliśmy tego wspólnego spokoju i radości. Odnalazłem szczęście, którego brakowało mi przez wiele lat. Nawet mimo trudnego początku naszej relacji i faktu, że nie będziemy mieć wspólnych dzieci. Choć było jeszcze kilka lat na zmianę decyzji.
- Chodźmy do najbliższego, a potem do pozostałych - stwierdziłem na koniec, niespiesznie idąc w stronę ryneczku. Mimo chłodu już z daleka mogliśmy usłyszeć stukanie młotu kowala oraz wyczuć charakterystyczny zapach żywicy pomieszany z zapachami dochodzącymi od piekarza lub ze stajni. Czyli właściwie całkiem normalne dla większości miast.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie zdziwiło mnie to, ilu tu było stolarzy czy kowali lub garbarzy, bo w sumie miasteczko utrzymywało się z kowalstwa, stolarki czy myślistwa. Każde z miejsc, w których się zatrzymywaliśmy jakoś sobie radziło w tym co przynosiło jak najlepsze dochody. Mimo zaniedbania to nie widziałam, by było tu jakoś wielu żebraków. Czy ludzi ubranych w bardzo zniszczone ubrania. Burmistrz jak sądziłam, dbał o swoich mieszkańców. Tak samo jak władze w naszym miasteczku. Tam też dzięki nam życie toczyło się bardzo spokojnie. Ceniłam sobie ten spokój, choć lubiłam też tę adrenalinę, którą odczuwałam w pracy.
- Twoja dzisiejsza pobudka była jedną z najlepszych jak do tej pory. Delikatna, odprężająca a przez to bardzo przyjemna. To chyba ona wpłynęła aż tak bardzo na mój humor. Nie byłeś przy tym tak nachalny jak bywał Clark. A wręcz przeciwnie, pozwoliłeś mi się tym nacieszyć, o dalszym ciągu nie wspominając- mruknęłam, wymownie naprawdę tym rozbawiona. To, że był przy mnie szczęśliwy, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
- Ta euforia nie zniknie tak długo jak tylko zechcesz. Już ja tego dopilnuję. Potraktuj to jak pewnego rodzaju obietnicę- zapewniłam Caspera. Mruknęłam cicho wyraźnie zadowolona z pocałunku w czoło jak i tego objęcia. Od tak dawna czekałam, by móc się tak w niego wtulić, by był tylko mój.
- Masz rację, tak będzie najlepiej, przy okazji zobaczymy, co miasteczko ma ciekawego do zaoferowania- zgodziłam się z nim. Tak będzie najlepiej. Po drodze mijaliśmy kobiety z wiklinowymi koszykami czy innych mieszkańców robiących zakupy na pobliskim rynku był tu też zielarz oraz stanowiska z owocami, czy warzywami, do których zakupu zachęcali sprzedawcy. Wszystko miało swój urok oraz gwar typowy dla godzin południowych. Stolarz miał swoje stanowisko bardziej w głębi rynku niedaleko piekarni. Pracą zajmował się wysoki barczysty mężczyzna z siwiejącym wąsem. Ciął, kolejne kawałki drewna wyraźnie je też mierząc. Zatrzymaliśmy się obok niego, na co podniósł na nas uważny wzrok. Był wyraźnie zaciekawiony tym, czego możemy od niego chcieć. Uśmiechnęłam się delikatnie do stolarza.
- Dzień dobry, Widzimy, że jest pan bardzo zajęty, ale czy mógłby nam pan poświęcić chwilę swego czasu?- spytałam uprzejmie, jak miałam w zwyczaju. Stolarz nie krył zaskoczenia z tego powitania. Chyba nieczęsto miał do czynienia z kimś, kto okazywał mu choć trochę więcej szacunku niż zwykle.
- Dzień dobry. To zależy od sprawy, która was do mnie sprowadza. Bo jak pani zauważyła, mam sporo pracy- jego głos brzmiał bardzo poważnie. Na potwierdzenie tego znów przyciął kawał drewna, którym się zajmował.
- Sprawa ta może być dla pana, nietypowa, ale szukamy kogoś, kto mógłby nam wykonać w miarę szybko dwa miecze do treningów. Lub jeśli to nie wchodzi w grę to chociaż pozwoli zebrać drewno, które panu już nie będzie potrzebne- zdecydowałam się więc od razu przejść do sedna sprawy. Stolarz zaintrygowany moimi słowami aż przerwał na moment pracę.
- Miecze do treningów? Czy to nie zawód dla mężczyzn pani? Chyba że ten pani towarzysz robi za mistrza? Pierwszy raz spotykam się, z czymś takim by to kobieta wychodziła z tak nietypową prośbą- dodał, oceniając naszą dwójkę. Czułam, że Casper może być niezbyt uprzejmy w stosunku do tego mężczyzny, bo pewnie odniósł wrażenie, że znów ktoś mnie dyskryminuje ze względu na płeć. By się uspokoił położyłam kojąco jak i wymownie swoją dłoń na jego dłoni.
- Pomoże nam pan czy też nie? Nie mamy dużo czasu. Nie jesteśmy stąd - wolałam od razu znać odpowiedź stolarza niż wdawać się z nim w bezowocną pogadankę. Mężczyzna spojrzał na nas nadal niezwykle zaciekawiony.
- Za moim stanowiskiem w tamtym zaułku jest drewno, które mi pozostało po wykonywaniu mebli. Niektóre deski powinny być jeszcze w miarę dobre. Jak je znajdziecie, wróćcie do mnie, wtedy pogadamy- machnął ręką w danym kierunku. Jakby na tę chwilę chciał się nas pozbyć, bo mu przeszkadzamy.
- Całkiem miły gość- mruknęłam bardzo cicho do Caspera.
- Twoja dzisiejsza pobudka była jedną z najlepszych jak do tej pory. Delikatna, odprężająca a przez to bardzo przyjemna. To chyba ona wpłynęła aż tak bardzo na mój humor. Nie byłeś przy tym tak nachalny jak bywał Clark. A wręcz przeciwnie, pozwoliłeś mi się tym nacieszyć, o dalszym ciągu nie wspominając- mruknęłam, wymownie naprawdę tym rozbawiona. To, że był przy mnie szczęśliwy, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
- Ta euforia nie zniknie tak długo jak tylko zechcesz. Już ja tego dopilnuję. Potraktuj to jak pewnego rodzaju obietnicę- zapewniłam Caspera. Mruknęłam cicho wyraźnie zadowolona z pocałunku w czoło jak i tego objęcia. Od tak dawna czekałam, by móc się tak w niego wtulić, by był tylko mój.
- Masz rację, tak będzie najlepiej, przy okazji zobaczymy, co miasteczko ma ciekawego do zaoferowania- zgodziłam się z nim. Tak będzie najlepiej. Po drodze mijaliśmy kobiety z wiklinowymi koszykami czy innych mieszkańców robiących zakupy na pobliskim rynku był tu też zielarz oraz stanowiska z owocami, czy warzywami, do których zakupu zachęcali sprzedawcy. Wszystko miało swój urok oraz gwar typowy dla godzin południowych. Stolarz miał swoje stanowisko bardziej w głębi rynku niedaleko piekarni. Pracą zajmował się wysoki barczysty mężczyzna z siwiejącym wąsem. Ciął, kolejne kawałki drewna wyraźnie je też mierząc. Zatrzymaliśmy się obok niego, na co podniósł na nas uważny wzrok. Był wyraźnie zaciekawiony tym, czego możemy od niego chcieć. Uśmiechnęłam się delikatnie do stolarza.
- Dzień dobry, Widzimy, że jest pan bardzo zajęty, ale czy mógłby nam pan poświęcić chwilę swego czasu?- spytałam uprzejmie, jak miałam w zwyczaju. Stolarz nie krył zaskoczenia z tego powitania. Chyba nieczęsto miał do czynienia z kimś, kto okazywał mu choć trochę więcej szacunku niż zwykle.
- Dzień dobry. To zależy od sprawy, która was do mnie sprowadza. Bo jak pani zauważyła, mam sporo pracy- jego głos brzmiał bardzo poważnie. Na potwierdzenie tego znów przyciął kawał drewna, którym się zajmował.
- Sprawa ta może być dla pana, nietypowa, ale szukamy kogoś, kto mógłby nam wykonać w miarę szybko dwa miecze do treningów. Lub jeśli to nie wchodzi w grę to chociaż pozwoli zebrać drewno, które panu już nie będzie potrzebne- zdecydowałam się więc od razu przejść do sedna sprawy. Stolarz zaintrygowany moimi słowami aż przerwał na moment pracę.
- Miecze do treningów? Czy to nie zawód dla mężczyzn pani? Chyba że ten pani towarzysz robi za mistrza? Pierwszy raz spotykam się, z czymś takim by to kobieta wychodziła z tak nietypową prośbą- dodał, oceniając naszą dwójkę. Czułam, że Casper może być niezbyt uprzejmy w stosunku do tego mężczyzny, bo pewnie odniósł wrażenie, że znów ktoś mnie dyskryminuje ze względu na płeć. By się uspokoił położyłam kojąco jak i wymownie swoją dłoń na jego dłoni.
- Pomoże nam pan czy też nie? Nie mamy dużo czasu. Nie jesteśmy stąd - wolałam od razu znać odpowiedź stolarza niż wdawać się z nim w bezowocną pogadankę. Mężczyzna spojrzał na nas nadal niezwykle zaciekawiony.
- Za moim stanowiskiem w tamtym zaułku jest drewno, które mi pozostało po wykonywaniu mebli. Niektóre deski powinny być jeszcze w miarę dobre. Jak je znajdziecie, wróćcie do mnie, wtedy pogadamy- machnął ręką w danym kierunku. Jakby na tę chwilę chciał się nas pozbyć, bo mu przeszkadzamy.
- Całkiem miły gość- mruknęłam bardzo cicho do Caspera.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Może powinienem częściej pozwalać sobie na takie pobudki. Jeśli oczywiście pozwolą nam na to okoliczności, a te nie nie zdarzały się znowu aż tak często. Zazwyczaj mieliśmy na poranki inne plany. Praktycznie ciągle byliśmy w pracy i dopiero od niedawna trochę zwolniliśmy. Właściwie tylko dlatego, że zostałem ranny. Teraz na nowo zaczęliśmy się wdrażać do pracy, a z pewnością znów będziemy mieć dla siebie mniej czasu po tym kilkudniowym urlopie. Nie mogliśmy pozwolić sobie na zbyt długi odpoczynek. I to nie tylko przez względy finansowe, bo dodatkowe pieniądze zawsze są mile widziane. Po prostu nic nie robienie nie leży w naszej naturze.
- I ze wzajemnością - odpowiedziałem z uśmiechem na wzmiankę o obietnicy. Również zamierzałem dopilnować, aby Eri już nigdy nie musiała się smucić i bym mógł zawsze oglądać radość na jej twarzy.
Przechodziliśmy przez miasteczko, przez które właściwie już nie raz przechodziliśmy w przeszłości. Było jednym z najbliższych do naszego, dlatego zdarzało się, że robiliśmy tu zakupy jeżeli czegoś nie było u nas. Z pewnością wiele osób nas kojarzyło, ale nikt nie zwracał na nas szczególnej uwagi. Może przez to, że byliśmy poubierani w grube ubrania i ciężej było nas rozpoznać.
Stolarz był postawnym mężczyzną. Z resztą chyba jak każdy. Ten zawód wymagał sporo siły zatem ktoś słaby i chudy mógłby się nie nadawać. Z uwagą wysłuchał tego, co miała do powiedzenia Eri. Jego zdziwienie nie było moim zdziwieniem. Spodziewałem się takiej reakcji, toteż jedynie westchnąłem ciężko, pozwalając blondynce dokończyć tą rozmowę. Co do dalszych kwestii mogliśmy się dogadać później, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Poszliśmy we wskazane miejsce, szukając odpowiedniego kawałka drewna. W głowie nadal miałem wskazówki z rozmowy z poprzednim stolarzem, który powiedział nam jakie drewno dobrze by się nadawało. Mniej więcej wiedzieliśmy czego szukać.
- Myślę, że te byłyby odpowiednie - mruknąłem, wygrzebując ze sterty dwa dość grube kawałki drewna. Jeden z nich był nieco krótszy, ale to przecież nie szkodzi. I tak był wystarczający. Złapałem więc przecięty na pół konar, który zanieśliśmy do stanowiska stolarza. Ten za to zmierzył nas spojrzeniem i pokiwał głową, widząc co zostało przyniesione.
- Wybraliście dobre drewno. Buk będzie idealny. Tylko jak na miecz trochę przykrótkie… - jedną ręką podparł się pod bok, drugą zaś gładził się po brodzie, jakby w głębokim zamyśleniu.
- One nie mają być długie. Wystarczą takie - pokazałem mężczyźnie swój sztylet. Widziałem jak w pierwszej chwili chciał wyciągnąć po niego dłoń lecz rozmyślił się, widząc błyszczące runy na całej długości.
- Przykro mi, ale nie będę w najbliższym czasie w stanie wykonać dla was nic. Mam dużo pracy, będę potrzebować kilku tygodni - rozłożył ręce, tłumacząc swoje słowa. Miałem wrażenie, że tak powiedział by się nas pozbyć. Zacisnąłem usta, nie chcąc powiedzieć czegoś za dużo. Wydawało się, jakby nagle odechciało mu się z nami współpracować. Przez runy? Chyba powinniśmy zacząć rozmowę właśnie od tego zamiast tracić czas na szukanie odpowiedniego kawałka drewna.
- No trudno. Może nam pan chociaż powiedzieć, gdzie znajdziemy pozostałych dwóch stolarzy? - spytałem odstawiając konar na bok. Otrzymaliśmy krótką wskazówkę jak odnaleźć dwa zakłady, po czym jakby nigdy nic wrócił do swojej pracy.
- Coś czuję, że będziemy musieli poczekać te dwa tygodnie i zadowolić się w międzyczasie jakąś zabawką - mruknąłem, jednak trochę to rozumiejąc. Przecież nikt nie porzuci całego zamówienia, aby wykonać dla nas drewnianą broń. I nikogo też nie zmusimy, aby zrobił to dla nas szybciej.
- I ze wzajemnością - odpowiedziałem z uśmiechem na wzmiankę o obietnicy. Również zamierzałem dopilnować, aby Eri już nigdy nie musiała się smucić i bym mógł zawsze oglądać radość na jej twarzy.
Przechodziliśmy przez miasteczko, przez które właściwie już nie raz przechodziliśmy w przeszłości. Było jednym z najbliższych do naszego, dlatego zdarzało się, że robiliśmy tu zakupy jeżeli czegoś nie było u nas. Z pewnością wiele osób nas kojarzyło, ale nikt nie zwracał na nas szczególnej uwagi. Może przez to, że byliśmy poubierani w grube ubrania i ciężej było nas rozpoznać.
Stolarz był postawnym mężczyzną. Z resztą chyba jak każdy. Ten zawód wymagał sporo siły zatem ktoś słaby i chudy mógłby się nie nadawać. Z uwagą wysłuchał tego, co miała do powiedzenia Eri. Jego zdziwienie nie było moim zdziwieniem. Spodziewałem się takiej reakcji, toteż jedynie westchnąłem ciężko, pozwalając blondynce dokończyć tą rozmowę. Co do dalszych kwestii mogliśmy się dogadać później, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Poszliśmy we wskazane miejsce, szukając odpowiedniego kawałka drewna. W głowie nadal miałem wskazówki z rozmowy z poprzednim stolarzem, który powiedział nam jakie drewno dobrze by się nadawało. Mniej więcej wiedzieliśmy czego szukać.
- Myślę, że te byłyby odpowiednie - mruknąłem, wygrzebując ze sterty dwa dość grube kawałki drewna. Jeden z nich był nieco krótszy, ale to przecież nie szkodzi. I tak był wystarczający. Złapałem więc przecięty na pół konar, który zanieśliśmy do stanowiska stolarza. Ten za to zmierzył nas spojrzeniem i pokiwał głową, widząc co zostało przyniesione.
- Wybraliście dobre drewno. Buk będzie idealny. Tylko jak na miecz trochę przykrótkie… - jedną ręką podparł się pod bok, drugą zaś gładził się po brodzie, jakby w głębokim zamyśleniu.
- One nie mają być długie. Wystarczą takie - pokazałem mężczyźnie swój sztylet. Widziałem jak w pierwszej chwili chciał wyciągnąć po niego dłoń lecz rozmyślił się, widząc błyszczące runy na całej długości.
- Przykro mi, ale nie będę w najbliższym czasie w stanie wykonać dla was nic. Mam dużo pracy, będę potrzebować kilku tygodni - rozłożył ręce, tłumacząc swoje słowa. Miałem wrażenie, że tak powiedział by się nas pozbyć. Zacisnąłem usta, nie chcąc powiedzieć czegoś za dużo. Wydawało się, jakby nagle odechciało mu się z nami współpracować. Przez runy? Chyba powinniśmy zacząć rozmowę właśnie od tego zamiast tracić czas na szukanie odpowiedniego kawałka drewna.
- No trudno. Może nam pan chociaż powiedzieć, gdzie znajdziemy pozostałych dwóch stolarzy? - spytałem odstawiając konar na bok. Otrzymaliśmy krótką wskazówkę jak odnaleźć dwa zakłady, po czym jakby nigdy nic wrócił do swojej pracy.
- Coś czuję, że będziemy musieli poczekać te dwa tygodnie i zadowolić się w międzyczasie jakąś zabawką - mruknąłem, jednak trochę to rozumiejąc. Przecież nikt nie porzuci całego zamówienia, aby wykonać dla nas drewnianą broń. I nikogo też nie zmusimy, aby zrobił to dla nas szybciej.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Stolarz wydawał się być chętny do pomocy, a przynajmniej tak wywnioskowałam z przeprowadzonej z nim rozmowy. Nie zbył nas, tylko wysłuchał, z jaką sprawą do niego przyszliśmy. Jak sądziłam, widząc nasze ubrania, które nie były podniszczone, mógł już w myślach, podliczyć ile na nas by zarobił. Nie winiłam go za to, każdy chciał, przecież zarobić na chleb. A my nie byliśmy żadnym wyjątkiem. Z tym że u nas liczyły się też, treningi potrzebne nam do pracy. A bez odpowiedniej broni treningowej nie mogliśmy ich w pełni realizować. Bieganie czy rozciąganie, a nawet testowanie wytrzymałości nie było wszystkim, czego potrzebowaliśmy. By podciągnąć się w umiejętnościach. Do tego potrzebowaliśmy też innych zdolności i atutów.
Gdy stolarz wysłał nas, byśmy mogli wybrać, odpowiednie drewno poczułam ulgę. Wraz z Casem wybraliśmy się na wskazane przez niego miejsce. Przeszukiwanie drewna nie zajęło nam dużo czasu. Już liczyłam, że przynajmniej to uda się zrealizować. Jednak moje nadzieje zostały zdeptane w momencie, w którym Casper pokazał swój sztylet i wyjaśnił, jaka ma być wykonana broń. Nastawienie stolarza momentalnie się zmieniło i zaczął się wykręcać z chęci realizacji naszej prośby. Przygryzłam lekko wargę, pozwalając, by mężczyźni zakończyli rozmowę między sobą. Pokręciłam głową Casperowi obserwując jak stolarz po udzieleniu nam informacji gdzie zastaniemy ostatnie dwa warsztaty stolarskie chował sztylet pod płaszczem.
- Nie liczyłam, że rzuci wszystko by nam pomóc. Jednak odniosłam wrażenie, że zmienił do nas nastawienie gdy ujrzał runy widoczne na ostrzu. Jak myślisz, wie, do czego one służą?- spytałam Caspera. Wątpiłam, by coś na ten temat wiedział, ale prawda była taka, że ludzie zwyczajnie bali się nieznanego. Miałam niezbyt dobre przeczucia odnośnie kolejnych stolarzy, wątpiłam, czy zechcą nam pomóc. Skoro u jednego spotkał nas niemały zawód.
- Wiesz, o czym pomyślałam? Może jak nikt nie zechce nam pomóc to, chociaż weźmy dwie deski i dostarczmy naszemu stolarzowi? Może to lekko przyspieszy jego pracę? I nie będziemy czekać dwóch tygodni na ich wykonanie? - zasugerowałam brunetowi. Bo przecież ten dłuższy czas oczekiwania też był przez to, że nie miał obecnie odpowiedniego dla nas drewna. Chciałam trenować i to nie tylko w łóżku, choć ten trening też był przyjemny. Droga do kolejnego stolarza nie trwała zbyt długo, już od jakiejś chwili dało się słyszeć cięci drzewa czy wbijanie w niego gwoździ. Tym razem ujrzeliśmy mężczyznę mierzącego kolejny spory kawał drewna na stole. Miał fajkę w ustach i spory zarost. A ścinki drewna zdobiły jego jasne włosy. Na oko wydawał się być trochę młodszy od swego poprzednika. Spojrzał na nas.
- Potrzebujecie czegoś? Jak tak to zapraszam- powiedział, ukazując wyszczerbione zęby. Dbanie o nie, nie było chyba dla niego aż tak istotne.
- Teraz twoja kolej, by wyjaśnić, co nas tu sprowadza. Oby jego nie przeraziły symbole na naszych sztyletach- wyszeptałam to ostatnie. Czułam na sobie czyjś wzrok. I nie pomyliłam się ku mojemu niezadowoleniu. Cholera to był ten pijaczek z karczmy, który postawił mi wino. Tylko jeszcze tu brakowało.
- Nie odwracaj się, ale chyba szpiegują nas pijaczki z karczmy- dodałam, obserwując, uważnie jak niby niezauważenie próbują do nas podejść. Stanowczo nie podobało mi się to, co mogło mieć miejsce. Bo coś mówiło mi, że nie przyszli tu tylko po to, by się przywitać. Nie po tym jak wczoraj jeden z nich został przeze mnie odrzucony. I to przy swoich pijanych jak on kumplach.
Gdy stolarz wysłał nas, byśmy mogli wybrać, odpowiednie drewno poczułam ulgę. Wraz z Casem wybraliśmy się na wskazane przez niego miejsce. Przeszukiwanie drewna nie zajęło nam dużo czasu. Już liczyłam, że przynajmniej to uda się zrealizować. Jednak moje nadzieje zostały zdeptane w momencie, w którym Casper pokazał swój sztylet i wyjaśnił, jaka ma być wykonana broń. Nastawienie stolarza momentalnie się zmieniło i zaczął się wykręcać z chęci realizacji naszej prośby. Przygryzłam lekko wargę, pozwalając, by mężczyźni zakończyli rozmowę między sobą. Pokręciłam głową Casperowi obserwując jak stolarz po udzieleniu nam informacji gdzie zastaniemy ostatnie dwa warsztaty stolarskie chował sztylet pod płaszczem.
- Nie liczyłam, że rzuci wszystko by nam pomóc. Jednak odniosłam wrażenie, że zmienił do nas nastawienie gdy ujrzał runy widoczne na ostrzu. Jak myślisz, wie, do czego one służą?- spytałam Caspera. Wątpiłam, by coś na ten temat wiedział, ale prawda była taka, że ludzie zwyczajnie bali się nieznanego. Miałam niezbyt dobre przeczucia odnośnie kolejnych stolarzy, wątpiłam, czy zechcą nam pomóc. Skoro u jednego spotkał nas niemały zawód.
- Wiesz, o czym pomyślałam? Może jak nikt nie zechce nam pomóc to, chociaż weźmy dwie deski i dostarczmy naszemu stolarzowi? Może to lekko przyspieszy jego pracę? I nie będziemy czekać dwóch tygodni na ich wykonanie? - zasugerowałam brunetowi. Bo przecież ten dłuższy czas oczekiwania też był przez to, że nie miał obecnie odpowiedniego dla nas drewna. Chciałam trenować i to nie tylko w łóżku, choć ten trening też był przyjemny. Droga do kolejnego stolarza nie trwała zbyt długo, już od jakiejś chwili dało się słyszeć cięci drzewa czy wbijanie w niego gwoździ. Tym razem ujrzeliśmy mężczyznę mierzącego kolejny spory kawał drewna na stole. Miał fajkę w ustach i spory zarost. A ścinki drewna zdobiły jego jasne włosy. Na oko wydawał się być trochę młodszy od swego poprzednika. Spojrzał na nas.
- Potrzebujecie czegoś? Jak tak to zapraszam- powiedział, ukazując wyszczerbione zęby. Dbanie o nie, nie było chyba dla niego aż tak istotne.
- Teraz twoja kolej, by wyjaśnić, co nas tu sprowadza. Oby jego nie przeraziły symbole na naszych sztyletach- wyszeptałam to ostatnie. Czułam na sobie czyjś wzrok. I nie pomyliłam się ku mojemu niezadowoleniu. Cholera to był ten pijaczek z karczmy, który postawił mi wino. Tylko jeszcze tu brakowało.
- Nie odwracaj się, ale chyba szpiegują nas pijaczki z karczmy- dodałam, obserwując, uważnie jak niby niezauważenie próbują do nas podejść. Stanowczo nie podobało mi się to, co mogło mieć miejsce. Bo coś mówiło mi, że nie przyszli tu tylko po to, by się przywitać. Nie po tym jak wczoraj jeden z nich został przeze mnie odrzucony. I to przy swoich pijanych jak on kumplach.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Wygląda jakby wiedział do czego to służy. A może nie wie, a miał złe doświadczenia z tym związane - westchnąłem tylko. Przypadki mogły być różne. Może egzorcyści przed nami coś nabroili. Może jakiś ksiądz coś zrobił. W końcu duchowni również używali run, o wiele mniejszej ilości i raczej tych łagodniejszych lecz wciąż. Człowieka wcale nie trudno było zniechęcić do czegoś, czego nie zna i nie rozumie. Wystarczyło tylko raz coś zepsuć, by nieprzyjemne doświadczenia odcisnęły swoje piętno.
- To dobry pomysł - kiwnąłem głową, zgadzając się odnośnie dostarczenia naszemu stolarzowi drewna. Będziemy musieli tylko zapłacić kilka monet komuś za przewóz tego. Jakoś nie widziałem siebie, bym miał te dwa klocki nieść na plecach. Droga nie była daleka lecz z takim obciążeniem zajęłaby dwa razy więcej czasu.
Kolejny mężczyzna, który nas przywitał, również nie należał do drobnych. Szczupły lecz barczysty, mógł mieć jakieś czterdzieści lat, nie więcej. Lekko się uśmiechnąłem na słowa Eri. Zdecydowanie wiele osób obawiało się wszelkiego rodzaju dziwactw, a nasze sztylety właśnie do takich należały.
- Chyba weszliśmy na ich teren - szepnąłem krótko lecz ponaglony spojrzeniem stolarza nie poświęciłem więcej uwagi na mężczyzn.
- Witam. Szukamy kogoś, kto wykona dla nas dwa sztylety treningowe. Na tym przykładzie - od razu pokazałem mężczyźnie swoją broń, aby nie było takich porozumień jak wcześniej. Jeśli nie planował pomóc, od razu niech się określi.
Stolarz zagwizdał, jakby zobaczył właśnie miliony monet, a oczy jakoś tak rozjaśniły mu się bardziej. W środku już wyczułem, że z tego również nic nie wyjdzie. Nie przez brak chęci, ale często widywałem taki wyraz twarzy u ludzi, którzy liczyli na gruby zysk. Niestety nie z nami ta zabawa.
- To będzie sporo kosztować, drogi panie - mówił, jednocześnie palcami delikatnie gładząc ostrze.
- Ile? - spytałem, a podana cena niemal zwaliła mnie z nóg. Co prawda dodał, iż zamówienie byłoby gotowe do jutra, ale nas nie było na to stać.
- Dziękuję, jeszcze się zastanowimy - mruknąłem, niemal wyrywając mężczyźnie swoją broń. Spoglądał na nią takim błyszczącym wzrokiem, dotykając z namaszczeniem, jakby miał przed sobą najświętszy przedmiot na świecie.
- Dogadajmy się!
- Cena nas przerosła.
- A jakbym trochę obniżył?
- Musiałby pan obniżyć przynajmniej o połowę. Naprawdę, nie stać nas - wyjaśniłem, na co obrzucił mnie ciężkim, nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Zapłatę w naturze też bym przyjął - zarechotał, kiwając głową w stronę Eri.
- Ta oferta nie wchodzi w grę. Żegnam pana - nie zamierzałem dłużej z nim dyskutować skoro zaczął rzucać takimi propozycjami. Skrzywiłem się tylko, kiedy jeszcze na koniec obrzucił nas kilkoma brzydkimi określeniami. Złapałem dłoń Eri i po prostu skierowałem nas w stronę ostatniego ze wskazanych stolarzy. Byłem trochę zły. Na tyle, że nie od razu zorientowałem się, że nigdzie nie dostrzegłem mężczyzn, o których wspomniała mi wcześniej blondynka.
- Gdzie oni…? Oh… - rozejrzałem się dookoła, aby nas nie zaskoczyli znienacka. Wtedy dostrzegłem jak rozmawiali ze stolarzem.
- Masz może przy sobie jakiś środek oślepiający? - spytałem, przeczuwając niemałe kłopoty. Przyspieszyłem też kroku, rozglądając się przy okazji za jakąś kryjówką, żebyśmy to my mogli zaskoczyć ich, a nie oni nas.
- To dobry pomysł - kiwnąłem głową, zgadzając się odnośnie dostarczenia naszemu stolarzowi drewna. Będziemy musieli tylko zapłacić kilka monet komuś za przewóz tego. Jakoś nie widziałem siebie, bym miał te dwa klocki nieść na plecach. Droga nie była daleka lecz z takim obciążeniem zajęłaby dwa razy więcej czasu.
Kolejny mężczyzna, który nas przywitał, również nie należał do drobnych. Szczupły lecz barczysty, mógł mieć jakieś czterdzieści lat, nie więcej. Lekko się uśmiechnąłem na słowa Eri. Zdecydowanie wiele osób obawiało się wszelkiego rodzaju dziwactw, a nasze sztylety właśnie do takich należały.
- Chyba weszliśmy na ich teren - szepnąłem krótko lecz ponaglony spojrzeniem stolarza nie poświęciłem więcej uwagi na mężczyzn.
- Witam. Szukamy kogoś, kto wykona dla nas dwa sztylety treningowe. Na tym przykładzie - od razu pokazałem mężczyźnie swoją broń, aby nie było takich porozumień jak wcześniej. Jeśli nie planował pomóc, od razu niech się określi.
Stolarz zagwizdał, jakby zobaczył właśnie miliony monet, a oczy jakoś tak rozjaśniły mu się bardziej. W środku już wyczułem, że z tego również nic nie wyjdzie. Nie przez brak chęci, ale często widywałem taki wyraz twarzy u ludzi, którzy liczyli na gruby zysk. Niestety nie z nami ta zabawa.
- To będzie sporo kosztować, drogi panie - mówił, jednocześnie palcami delikatnie gładząc ostrze.
- Ile? - spytałem, a podana cena niemal zwaliła mnie z nóg. Co prawda dodał, iż zamówienie byłoby gotowe do jutra, ale nas nie było na to stać.
- Dziękuję, jeszcze się zastanowimy - mruknąłem, niemal wyrywając mężczyźnie swoją broń. Spoglądał na nią takim błyszczącym wzrokiem, dotykając z namaszczeniem, jakby miał przed sobą najświętszy przedmiot na świecie.
- Dogadajmy się!
- Cena nas przerosła.
- A jakbym trochę obniżył?
- Musiałby pan obniżyć przynajmniej o połowę. Naprawdę, nie stać nas - wyjaśniłem, na co obrzucił mnie ciężkim, nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Zapłatę w naturze też bym przyjął - zarechotał, kiwając głową w stronę Eri.
- Ta oferta nie wchodzi w grę. Żegnam pana - nie zamierzałem dłużej z nim dyskutować skoro zaczął rzucać takimi propozycjami. Skrzywiłem się tylko, kiedy jeszcze na koniec obrzucił nas kilkoma brzydkimi określeniami. Złapałem dłoń Eri i po prostu skierowałem nas w stronę ostatniego ze wskazanych stolarzy. Byłem trochę zły. Na tyle, że nie od razu zorientowałem się, że nigdzie nie dostrzegłem mężczyzn, o których wspomniała mi wcześniej blondynka.
- Gdzie oni…? Oh… - rozejrzałem się dookoła, aby nas nie zaskoczyli znienacka. Wtedy dostrzegłem jak rozmawiali ze stolarzem.
- Masz może przy sobie jakiś środek oślepiający? - spytałem, przeczuwając niemałe kłopoty. Przyspieszyłem też kroku, rozglądając się przy okazji za jakąś kryjówką, żebyśmy to my mogli zaskoczyć ich, a nie oni nas.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Rozglądałam się tylko dyskretnie, nie chcąc by, pijaczki dostrzegli, że już ich zauważyłam. Nie zachowywali się nazbyt dyskretnie, ale nie byłam głupia. Dbali o pozory, by nikt im niczego nie zarzucił. I przez to wolałam się trzymać bliżej Caspera tak na wszelki wypadek. Zajmując się też tym, co teraz w tej chwili było dla nas istotne. To, że zgodził się na moją propozycję, przyniosło też pewnego rodzaju ulgę. Przy ostatnim stolarzu możemy się tym zająć, jak z trym się nie uda, bo cóż nie oszukujmy się, nie pokładałam w tym wielu nadziei.
- No to jakby co podpytamy czy jest taka możliwość, by ktoś je dostarczył naszemu stolarzowi. Czuję, że z tym nie będzie aż tak dużego problemu- podsumowałam, wiedząc, że to szybciej da się załatwić niż wytworzenie broni. Kiwnęłam tylko lekko głową gdy sam przyznał, że miasteczko to ich teren.
- Co nie znaczy, że mogą brać, co im się według nich należy- mruknęłam.
Pozwoliłam, by brunet przejął naszą sprawę we własne ręce. Dokładnie powiedział i pokazał, czego potrzebujemy. Tym razem ten stolarz gładził ostrze jak jakiś wyjątkowy i bardzo cenny relikt. Zachował się zupełnie inaczej od swego poprzednika. Ten był nim wyraźnie zafascynowany. Jednak gdy podał cenę za wykonanie ich nie tylko Casperowi, ale i mi lekko grunt usunął się spod nóg. Za takie pieniądze to mogliśmy opłacić czynsz za pół roku jak nie lepiej. Owszem byłyby do jutra, ale jak sam Cas powiedział, nie było nas na to zwyczajnie stać. Nie teraz gdy zima za pasem i jeszcze musieliśmy się przez nią jakoś utrzymać. Stolarz się jednak nie poddawał gdy Casper odebrał ostrze. Co proszę? W naturze? Czy naprawdę myślał, że mój partner oddałby mnie w łapy tego bezczelnego mężczyzny? Aż zrobiło mi się słabo na samą myśl o tym zboczeńcu. Na szczęście Cas ukrócił, jego propozycję gasząc ją stanowczo. Mocniej chwyciłam jego dłoń, gdy złapał mnie za nią. Drgnęłam tylko, czując nieprzyjemne dreszcze, gdy zaczął obrzucać nas różnymi wyzwiskami. Wtedy też przypomniał sobie o tym, a raczej o kim mówiłam, nim wdał się w rozmowę ze stolarzem. Zauważyliśmy, że pijaczki podeszli do niego rechocząc i rzucając niewybredne komentarze na mój temat. Które ignorowałam. Co mogło tylko ich podjudzać. Casper też jak się okazało, myślał bardzo podobnie do mnie. Aż za bardzo czytaliśmy sobie w myślach nawet w takich kwestiach.
- Zawsze mam. Ale czy powinniśmy używać go na ludziach? Nie będzie dla nich za mocny?- spytałam go, przyspieszając z nim kroku. Zwykle używaliśmy ich tylko na demonach. A te miały silniejszy od ludzi wzrok. Wskazałam Casperowi idealne miejsce na kryjówkę za kolejnym zaułkiem. Przywarliśmy do ściany, widząc, tak jak się spodziewaliśmy mężczyzn z karczmy.
- Gdzie oni są? Dopiero co tu byli- mruknął podpity jeden z nich.
- Mogłeś, krócej gadać z Dannym to byśmy ich nie zgubili- warknął, drugi zataczając się, lekko. Dopiero popołudnie a oni już nachlani?
- Coś się tak uparł na tę blondynkę? Owszem ładna jest. Ale nie jest tu sama- upomniał go ten sam koleś co wcześniej. Ten, do którego były, skierowane te słowa zarechotał najwyraźniej pewny siebie.
- Wcześniej czy później przyjdzie do mnie. Tylko ja ją zadowolę, zobaczycie- śmiał się , nachlany myśląc, że tak łatwo mnie zdobędzie.
- Wiesz co? Nie dbam o to, czy uszkodzimy im wzrok. Za takie słowa na mój temat sama mam ochotę sypnąć nim jemu prosto w oczy- syknęłam podając Casperowi woreczek z pyłem oślepiającym. Sama zgarnęłam, niewielką część przesypując do pustej fiolki. Poza tym zagradzali nam drogę do kolejnego stolarza. Lepiej się ich pozbyć z drogi niż pozwolić by dalej nas szpiegowali.
- Tylko bądźmy cicho, by nas zbyt szybko nie zauważyli- dodałam, biorąc głębszy oddech. W poruszaniu się, niemal bezszelestnie byłam dość dobra. Ale to Casper był ciągle mistrzem w tej dziedzinie.
- No to jakby co podpytamy czy jest taka możliwość, by ktoś je dostarczył naszemu stolarzowi. Czuję, że z tym nie będzie aż tak dużego problemu- podsumowałam, wiedząc, że to szybciej da się załatwić niż wytworzenie broni. Kiwnęłam tylko lekko głową gdy sam przyznał, że miasteczko to ich teren.
- Co nie znaczy, że mogą brać, co im się według nich należy- mruknęłam.
Pozwoliłam, by brunet przejął naszą sprawę we własne ręce. Dokładnie powiedział i pokazał, czego potrzebujemy. Tym razem ten stolarz gładził ostrze jak jakiś wyjątkowy i bardzo cenny relikt. Zachował się zupełnie inaczej od swego poprzednika. Ten był nim wyraźnie zafascynowany. Jednak gdy podał cenę za wykonanie ich nie tylko Casperowi, ale i mi lekko grunt usunął się spod nóg. Za takie pieniądze to mogliśmy opłacić czynsz za pół roku jak nie lepiej. Owszem byłyby do jutra, ale jak sam Cas powiedział, nie było nas na to zwyczajnie stać. Nie teraz gdy zima za pasem i jeszcze musieliśmy się przez nią jakoś utrzymać. Stolarz się jednak nie poddawał gdy Casper odebrał ostrze. Co proszę? W naturze? Czy naprawdę myślał, że mój partner oddałby mnie w łapy tego bezczelnego mężczyzny? Aż zrobiło mi się słabo na samą myśl o tym zboczeńcu. Na szczęście Cas ukrócił, jego propozycję gasząc ją stanowczo. Mocniej chwyciłam jego dłoń, gdy złapał mnie za nią. Drgnęłam tylko, czując nieprzyjemne dreszcze, gdy zaczął obrzucać nas różnymi wyzwiskami. Wtedy też przypomniał sobie o tym, a raczej o kim mówiłam, nim wdał się w rozmowę ze stolarzem. Zauważyliśmy, że pijaczki podeszli do niego rechocząc i rzucając niewybredne komentarze na mój temat. Które ignorowałam. Co mogło tylko ich podjudzać. Casper też jak się okazało, myślał bardzo podobnie do mnie. Aż za bardzo czytaliśmy sobie w myślach nawet w takich kwestiach.
- Zawsze mam. Ale czy powinniśmy używać go na ludziach? Nie będzie dla nich za mocny?- spytałam go, przyspieszając z nim kroku. Zwykle używaliśmy ich tylko na demonach. A te miały silniejszy od ludzi wzrok. Wskazałam Casperowi idealne miejsce na kryjówkę za kolejnym zaułkiem. Przywarliśmy do ściany, widząc, tak jak się spodziewaliśmy mężczyzn z karczmy.
- Gdzie oni są? Dopiero co tu byli- mruknął podpity jeden z nich.
- Mogłeś, krócej gadać z Dannym to byśmy ich nie zgubili- warknął, drugi zataczając się, lekko. Dopiero popołudnie a oni już nachlani?
- Coś się tak uparł na tę blondynkę? Owszem ładna jest. Ale nie jest tu sama- upomniał go ten sam koleś co wcześniej. Ten, do którego były, skierowane te słowa zarechotał najwyraźniej pewny siebie.
- Wcześniej czy później przyjdzie do mnie. Tylko ja ją zadowolę, zobaczycie- śmiał się , nachlany myśląc, że tak łatwo mnie zdobędzie.
- Wiesz co? Nie dbam o to, czy uszkodzimy im wzrok. Za takie słowa na mój temat sama mam ochotę sypnąć nim jemu prosto w oczy- syknęłam podając Casperowi woreczek z pyłem oślepiającym. Sama zgarnęłam, niewielką część przesypując do pustej fiolki. Poza tym zagradzali nam drogę do kolejnego stolarza. Lepiej się ich pozbyć z drogi niż pozwolić by dalej nas szpiegowali.
- Tylko bądźmy cicho, by nas zbyt szybko nie zauważyli- dodałam, biorąc głębszy oddech. W poruszaniu się, niemal bezszelestnie byłam dość dobra. Ale to Casper był ciągle mistrzem w tej dziedzinie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Za mocny, czy też nie, jakoś niespecjalnie mnie to interesowało. Kiedyś sam padłem ofiarą tego proszku, gdy nagle wiatr zmienił kierunek… i jakoś przeżyłem. Stąd też uważałem, że nic nikomu się nie stanie, nawet jeśli trochę więcej zostanie użyte przeciwko nim. A to i tak zamierzałem zrobić w ostateczności. Szkoda było marnować naszych zapasów na taką bandę bez konieczności.
Zanim przedstawiłem Eri swoje przemyślenia, schowaliśmy się i już w następnym momencie usłyszeliśmy dwa głosy rozmawiające o mojej towarzyszce. Zmarszczyłem lekko brwi, bo coś nie do końca mi pasowało.
- Poczekaj - szepnąłem do blondynki zanim wyszła z naszej kryjówki. Powstrzymałem ją przed tym ruchem ręki, samemu zamierzając w bezruchu i kontynuując podsłuchiwanie. Brakowało mi trzeciej osoby. Widziałem ich trzech, a słyszeliśmy dwóch. Tak samo było z krokami. Uważnie słuchałem lecz nadal to był tupot tylko dwójki, jeszcze nie do końca pijanych mężczyzn. Nasza kryjówka nie była idealna. Właściwie wystarczyło, że się odwrócą i dobrze skupią spojrzenia. Nasze płaszcze nieco maskowały nas w cieniu budynku, ale dla uważnego obserwatora nie stanowiło to większego problemu.
Dopiero po dłuższej chwili wynurzył się trzeci z mężczyzn. Wyraźnie bardziej znudzony od swoich towarzyszy. Oraz najmniej trzeźwy. Pewnie dlatego tak się wlókł na końcu.
- Patrząc na nich zastanawiam się, czy będzie nam to potrzebne - potrząsnąłem lekko małym woreczkiem. Pewnie nawet dziecko by sobie z nimi poradziło, nie wspominając o Eri czy o mnie.
- Może chcesz sama spuścić im łomot za to, jak o tobie mówią? - spytałem blondynki, posyłając jej zawadiackie spojrzenie. - A ja będę stać z boku i pilnować, czy za mocno nie bijesz - mruknąłem już dość rozbawiony taką wizją. Dobrze znałem Eri oraz jej możliwości. Wiedziałem, że jest nie w ciemię bita, że mimo iż zdecydowanie nie dorównywała sile mężczyznom, to nadrabiała wszystko sprytem i pomysłowością. Było zdolna i wiedziałem, że bez problemu poradzi sobie z całą trójką. Może jeżeli właśnie ta mała, niepozorna kobieta im odpłaci, to zrozumieją swój błąd. Gdybym zrobił to sam, mogłoby nie odnieść takiego skutku. Chyba że Eri nie miała takiej ochoty, wtedy oboje szybko moglibyśmy nabić im trochę rozumu do głów.
Zanim przedstawiłem Eri swoje przemyślenia, schowaliśmy się i już w następnym momencie usłyszeliśmy dwa głosy rozmawiające o mojej towarzyszce. Zmarszczyłem lekko brwi, bo coś nie do końca mi pasowało.
- Poczekaj - szepnąłem do blondynki zanim wyszła z naszej kryjówki. Powstrzymałem ją przed tym ruchem ręki, samemu zamierzając w bezruchu i kontynuując podsłuchiwanie. Brakowało mi trzeciej osoby. Widziałem ich trzech, a słyszeliśmy dwóch. Tak samo było z krokami. Uważnie słuchałem lecz nadal to był tupot tylko dwójki, jeszcze nie do końca pijanych mężczyzn. Nasza kryjówka nie była idealna. Właściwie wystarczyło, że się odwrócą i dobrze skupią spojrzenia. Nasze płaszcze nieco maskowały nas w cieniu budynku, ale dla uważnego obserwatora nie stanowiło to większego problemu.
Dopiero po dłuższej chwili wynurzył się trzeci z mężczyzn. Wyraźnie bardziej znudzony od swoich towarzyszy. Oraz najmniej trzeźwy. Pewnie dlatego tak się wlókł na końcu.
- Patrząc na nich zastanawiam się, czy będzie nam to potrzebne - potrząsnąłem lekko małym woreczkiem. Pewnie nawet dziecko by sobie z nimi poradziło, nie wspominając o Eri czy o mnie.
- Może chcesz sama spuścić im łomot za to, jak o tobie mówią? - spytałem blondynki, posyłając jej zawadiackie spojrzenie. - A ja będę stać z boku i pilnować, czy za mocno nie bijesz - mruknąłem już dość rozbawiony taką wizją. Dobrze znałem Eri oraz jej możliwości. Wiedziałem, że jest nie w ciemię bita, że mimo iż zdecydowanie nie dorównywała sile mężczyznom, to nadrabiała wszystko sprytem i pomysłowością. Było zdolna i wiedziałem, że bez problemu poradzi sobie z całą trójką. Może jeżeli właśnie ta mała, niepozorna kobieta im odpłaci, to zrozumieją swój błąd. Gdybym zrobił to sam, mogłoby nie odnieść takiego skutku. Chyba że Eri nie miała takiej ochoty, wtedy oboje szybko moglibyśmy nabić im trochę rozumu do głów.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Słyszałam każde słowo, które wymawiała ta pijacka grupa mężczyzn. Naprawdę myśleli, że zwrócę uwagę na któregoś z nich? Jeśli tak sądzili, to chyba byli w błędzie uważając mnie za pierwszą lepszą. Nienawidziłam, gdy oceniano mnie, tylko po wyglądzie a prawie zawsze miało to miejsce. Propozycja Caspera bym dała im wycisk, była cholernie kusząca. I w sumie mogłam ją zrealizować. Nawet konkretny plan zaświtał mi w głowie. Uśmiechnęłam się do partnera.
- Z chęcią to zrobię, pokażę im jaka to chętna na nich jestem. Tylko nie bądź za bardzo zazdrosny- mruknęłam, szykując się do opuszczenia kryjówki. Wcześniej całując go delikatnie w usta, by nie miał czasu zaprotestować. Wzięłam głębszy oddech, by stawić czoła bandzie pijaczków. Czy się bałam? Nie, raczej ciekawiło mnie, jak zareagują, gdy ktoś taki jak ja niepozorna blondynka da im wycisk, który na długo zostanie w ich pamięci.
- Witam, aż tak się mną pan zainteresował, że nie może przestać o mnie myśleć?- spytałam, rozpoznając tego nazbyt pewnego siebie mężczyznę. Rechot pijaków rozniósł się po okolicy. Wspomniany mężczyzna nie tracił czasu, podchodząc, bliżej mnie, sama zmniejszyłam, wcześniej dystans między nami wiedząc, że Cas jest w pobliżu, by zareagować gdyby zaszła taka potrzeba.
- Wiedziałem, że do nas wrócisz. A gdzie twój towarzysz? Nie wypada tak pięknej damy zostawiać samej- spytał, wyciągając rękę w moją stronę. Na samą myśl o tym, że miał mnie dotknąć, zrobiło mi się lekko niedobrze. Ukryłam to jednak, pod nieco zadziornym uśmiechem dalej go kokietując. Miałam tylko nadzieję, że Casper nie będzie aż nazbyt o to zazdrosny.
- Chyba go znudziłam i mnie na chwilę zostawił. Ale może mi pan dotrzymać towarzystwa wraz ze swoimi kolegami. Będzie mi niezmiernie miło- dalej prowokowałam, bawiąc się tą sytuacją.
- Chętnie panienko. Nie mamy nic przeciwko temu W tym momencie ten, którego najwyraźniej zainteresowałam, postanowił przekroczyć pewne granice. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie, z tym pijackim uśmiechem.
- A może najpierw zabawimy się, nim oprowadzimy panienkę po miasteczku?- spytał, próbując, mnie w tym momencie obłapiać jego ręka już dobitnie chciała znaleźć się pod moim płaszczem, podczas gdy druga sunęła po moim udzie, jakby myślał, że tak po prostu zgodzę się na zabawę w jednej z zacienionych uliczek. Jeśli tak sądził, to miał problem. I to poważny.
- To kusząca oferta, ale chyba z niej nie skorzystam- mruknęłam mu do ucha, by zacząć działać. Nadepnęłam mu z całej siły swoim butem na palce, by następnie kopnąć w zgięcie kolana, by dać jeszcze mu z liścia w twarz. Przez co zachwiał się, ledwo utrzymując równowagę. Był wkurwiony i to cholernie.
- Ty mała suko- chciał mnie zaatakować, ale osłoniłam się ramieniem, by kopnąć go w brzuch. Co już zaowocowało przewróceniem się go na plecy i upadkiem na twardą ziemię. Pozostała dwójka też chciała mnie zaatakować, ale zwinność bardzo mi pomogła uniknąć ich uderzeń. Jednemu podstawiłam haka gdy biegł w moją stronę, przez co sam pijany przewalił się, widziałam krew cieknącą mu z nosa, możliwe nawet, że sam go sobie złamał przy upadku.
- Też jesteś chętny, bym pokazała, co potrafię?- spytałam ostatniego z nich. Ten tylko podniósł ręce w geście poddania się, chyba zrozumiał, że nie warto mnie atakować. Może nie umiałam się jakoś mocno bić, ale w ich przypadku to wystarczyło. Dałam znak Casperowi, by pojawił się tuż obok mnie.
- Mówiłam, tylko nie bądź aż nazbyt zazdrosny. Chyba aż tak nie przesadziłam?- spytałam bruneta, by sam osądził czy mnie nazbyt nie poniosło. Poczułam coś metalicznego na ustach, chyba udało się któremuś z nich rozciąć mi wargę. Niewielka cena za skopanie tych pijaków.
- Z chęcią to zrobię, pokażę im jaka to chętna na nich jestem. Tylko nie bądź za bardzo zazdrosny- mruknęłam, szykując się do opuszczenia kryjówki. Wcześniej całując go delikatnie w usta, by nie miał czasu zaprotestować. Wzięłam głębszy oddech, by stawić czoła bandzie pijaczków. Czy się bałam? Nie, raczej ciekawiło mnie, jak zareagują, gdy ktoś taki jak ja niepozorna blondynka da im wycisk, który na długo zostanie w ich pamięci.
- Witam, aż tak się mną pan zainteresował, że nie może przestać o mnie myśleć?- spytałam, rozpoznając tego nazbyt pewnego siebie mężczyznę. Rechot pijaków rozniósł się po okolicy. Wspomniany mężczyzna nie tracił czasu, podchodząc, bliżej mnie, sama zmniejszyłam, wcześniej dystans między nami wiedząc, że Cas jest w pobliżu, by zareagować gdyby zaszła taka potrzeba.
- Wiedziałem, że do nas wrócisz. A gdzie twój towarzysz? Nie wypada tak pięknej damy zostawiać samej- spytał, wyciągając rękę w moją stronę. Na samą myśl o tym, że miał mnie dotknąć, zrobiło mi się lekko niedobrze. Ukryłam to jednak, pod nieco zadziornym uśmiechem dalej go kokietując. Miałam tylko nadzieję, że Casper nie będzie aż nazbyt o to zazdrosny.
- Chyba go znudziłam i mnie na chwilę zostawił. Ale może mi pan dotrzymać towarzystwa wraz ze swoimi kolegami. Będzie mi niezmiernie miło- dalej prowokowałam, bawiąc się tą sytuacją.
- Chętnie panienko. Nie mamy nic przeciwko temu W tym momencie ten, którego najwyraźniej zainteresowałam, postanowił przekroczyć pewne granice. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie, z tym pijackim uśmiechem.
- A może najpierw zabawimy się, nim oprowadzimy panienkę po miasteczku?- spytał, próbując, mnie w tym momencie obłapiać jego ręka już dobitnie chciała znaleźć się pod moim płaszczem, podczas gdy druga sunęła po moim udzie, jakby myślał, że tak po prostu zgodzę się na zabawę w jednej z zacienionych uliczek. Jeśli tak sądził, to miał problem. I to poważny.
- To kusząca oferta, ale chyba z niej nie skorzystam- mruknęłam mu do ucha, by zacząć działać. Nadepnęłam mu z całej siły swoim butem na palce, by następnie kopnąć w zgięcie kolana, by dać jeszcze mu z liścia w twarz. Przez co zachwiał się, ledwo utrzymując równowagę. Był wkurwiony i to cholernie.
- Ty mała suko- chciał mnie zaatakować, ale osłoniłam się ramieniem, by kopnąć go w brzuch. Co już zaowocowało przewróceniem się go na plecy i upadkiem na twardą ziemię. Pozostała dwójka też chciała mnie zaatakować, ale zwinność bardzo mi pomogła uniknąć ich uderzeń. Jednemu podstawiłam haka gdy biegł w moją stronę, przez co sam pijany przewalił się, widziałam krew cieknącą mu z nosa, możliwe nawet, że sam go sobie złamał przy upadku.
- Też jesteś chętny, bym pokazała, co potrafię?- spytałam ostatniego z nich. Ten tylko podniósł ręce w geście poddania się, chyba zrozumiał, że nie warto mnie atakować. Może nie umiałam się jakoś mocno bić, ale w ich przypadku to wystarczyło. Dałam znak Casperowi, by pojawił się tuż obok mnie.
- Mówiłam, tylko nie bądź aż nazbyt zazdrosny. Chyba aż tak nie przesadziłam?- spytałam bruneta, by sam osądził czy mnie nazbyt nie poniosło. Poczułam coś metalicznego na ustach, chyba udało się któremuś z nich rozciąć mi wargę. Niewielka cena za skopanie tych pijaków.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Na te krótkie pożegnanie posłałem Eri uśmiech, po czym oparłem się plecami o ścianę budynku, by dokładnie obserwować to, co miało się zaraz wydarzyć.
Dobrze słyszałem o czym rozmawiali. Widziałem, jak mężczyzna za wszelką cenę chciał się dobrać do majtek blondynki, najlepiej od razu, tu i teraz. Skrzywiłem się, zniesmaczony takim postępowaniem. Szczerze współczułem jego żonie, jeśli jakąś posiadał. Biedna kobieta musiała męczyć się z takim pijakiem. Przynajmniej Eri pokazała mu, gdzie jego miejsce i że lepiej z nią nie zadzierać. Tylko jeden z tej trójki zachował resztki zdrowego rozsądku. Widząc, że jego kompani leżą na ziemi, wycofał się pod presją blondynki, cofając się i powoli odchodząc. Aż cud, że nie potknął się o własne nogi.
Podszedłem do niej, mijając po drodze tego, który upadł na twarz. Kaszlał i na kolanach schodził z drogi. Pewnie ból głowyi nosa w połączeniu z nadmiarem alkoholu nie pozwoliło mu wstać na równe nogi. Nie żałowałem go.
- Miałbym być zazdrosny o niego? - uniosłem wysoko brwi w reakcji na słowa Eri. Moim oczom ukazała się również mała kropelka krwi na jej wardze. Uznałem to za niedopuszczalne. - Nie, ale zdecydowanie musimy popracować nad twoją techniką - powiedziałem. Nachyliłem się, aby delikatnie ucałować zranione miejsce, zlizując tą drobinkę z jej ust. Dopiero wtedy bez dalszych wyjaśnień podszedłem do mężczyzny, który powoli gramolił się z ziemi. Rzucał wściekłe spojrzenie w stronę Eri. Pewnie gdyby był w lepszym stanie, to jeszcze zacząłby się stawiać i próbował walczyć.
- Posłuchaj, skurwysynu - warknąłem, łapiąc mocno jego twarz i ściskając na niej palce. Alkoholowy oddech sprawił tylko, że skrzywiłem się jeszcze bardziej niż do tej pory. Drugą ręką złapałem jego dłoń lecącą w moim kierunku i wykręciłem mu palce. Nie na tyle, żeby połamać, ale na tyle, by odczuł ból. Pchnąłem go z powrotem na ziemię, by usiadł na tyłku i nie próbował żadnych sztuczek.
- Jeszcze raz tkniesz moją kobietę, a będziesz mieć do czynienia ze mną. Nie jestem tak miły jak ona więc dla własnego dobra trzymaj łapy przy sobie - rzuciłem, mierząc go spojrzeniem.
- A jak nie so fo? - wypaplał poprzez ściśnięte policzki, nieco się przy tym opluwając.
- To nakarmię cię twoim własnym fiutem - odparłem. Jego oczy mówiły, że nie do końca brał moje słowa na poważnie, co było dużym błędem. Nie miałbym wyrzutów sumienia, gdybym obcinał mu penisa za skrzywdzenie najdroższej mi osoby.
Z obrzydzeniem go puściłem i wróciłem do Eri, diametralnie zmieniając swój wyraz twarzy.
- Chodźmy, mamy mało czasu i trochę rzeczy do załatwienia - uśmiechnąłem się w jej stronę. Dokładnie wytarłem dłonie o płaszcz, jakbym co najmniej bawił się w gównie, dopiero po tym wyciągnąłem jedną w kierunku Eri, chcąc pochwycić jej dłoń.
Dobrze słyszałem o czym rozmawiali. Widziałem, jak mężczyzna za wszelką cenę chciał się dobrać do majtek blondynki, najlepiej od razu, tu i teraz. Skrzywiłem się, zniesmaczony takim postępowaniem. Szczerze współczułem jego żonie, jeśli jakąś posiadał. Biedna kobieta musiała męczyć się z takim pijakiem. Przynajmniej Eri pokazała mu, gdzie jego miejsce i że lepiej z nią nie zadzierać. Tylko jeden z tej trójki zachował resztki zdrowego rozsądku. Widząc, że jego kompani leżą na ziemi, wycofał się pod presją blondynki, cofając się i powoli odchodząc. Aż cud, że nie potknął się o własne nogi.
Podszedłem do niej, mijając po drodze tego, który upadł na twarz. Kaszlał i na kolanach schodził z drogi. Pewnie ból głowyi nosa w połączeniu z nadmiarem alkoholu nie pozwoliło mu wstać na równe nogi. Nie żałowałem go.
- Miałbym być zazdrosny o niego? - uniosłem wysoko brwi w reakcji na słowa Eri. Moim oczom ukazała się również mała kropelka krwi na jej wardze. Uznałem to za niedopuszczalne. - Nie, ale zdecydowanie musimy popracować nad twoją techniką - powiedziałem. Nachyliłem się, aby delikatnie ucałować zranione miejsce, zlizując tą drobinkę z jej ust. Dopiero wtedy bez dalszych wyjaśnień podszedłem do mężczyzny, który powoli gramolił się z ziemi. Rzucał wściekłe spojrzenie w stronę Eri. Pewnie gdyby był w lepszym stanie, to jeszcze zacząłby się stawiać i próbował walczyć.
- Posłuchaj, skurwysynu - warknąłem, łapiąc mocno jego twarz i ściskając na niej palce. Alkoholowy oddech sprawił tylko, że skrzywiłem się jeszcze bardziej niż do tej pory. Drugą ręką złapałem jego dłoń lecącą w moim kierunku i wykręciłem mu palce. Nie na tyle, żeby połamać, ale na tyle, by odczuł ból. Pchnąłem go z powrotem na ziemię, by usiadł na tyłku i nie próbował żadnych sztuczek.
- Jeszcze raz tkniesz moją kobietę, a będziesz mieć do czynienia ze mną. Nie jestem tak miły jak ona więc dla własnego dobra trzymaj łapy przy sobie - rzuciłem, mierząc go spojrzeniem.
- A jak nie so fo? - wypaplał poprzez ściśnięte policzki, nieco się przy tym opluwając.
- To nakarmię cię twoim własnym fiutem - odparłem. Jego oczy mówiły, że nie do końca brał moje słowa na poważnie, co było dużym błędem. Nie miałbym wyrzutów sumienia, gdybym obcinał mu penisa za skrzywdzenie najdroższej mi osoby.
Z obrzydzeniem go puściłem i wróciłem do Eri, diametralnie zmieniając swój wyraz twarzy.
- Chodźmy, mamy mało czasu i trochę rzeczy do załatwienia - uśmiechnąłem się w jej stronę. Dokładnie wytarłem dłonie o płaszcz, jakbym co najmniej bawił się w gównie, dopiero po tym wyciągnąłem jedną w kierunku Eri, chcąc pochwycić jej dłoń.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nawet nie wiem, kiedy dokładnie oberwałam i który z tej dwójki zadał mi ten cios, lekko mnie raniąc. Nie czułam bólu na ustach, zapewne, gdyby nie krew to nawet, nie wiedziałabym, że oberwałam. Mimo tego czułam satysfakcję, że sobie z nimi poradziłam i nie musiał interweniować, by mnie ratować w razie kłopotów. Delikatnie drgnęłam, czując jak Cas, zlizał krew z mej wargi. Później sprawdzę, w jakim stanie ona była, ale chyba tylko któryś mnie w nią drasnął.
- Nawet nie wiem kiedy to się wydarzyło. Chyba za wolno się osłoniłam i to tego rezultat. Ciągle nad wszystkim u mnie pracujemy- przypomniałam, brunetowi pozwalając, by sam zajął się pijakiem, który chciał tak po prostu się mną zabawić, albo myślał, że mu na to zwyczajnie pozwolę. Jeśli chodziło, o chronienie mnie to Cas był zdolny do wszystkiego. Obserwowałam całą sytuację między pijanym facetem a Casperem. Nie wątpiłam, że był zdolny spełnić swoją groźbę gdyby tamten się ode mnie nie odczepił. Najwyraźniej to, że ode mnie oberwał, nie do końca wybiło mu z głowy ten pomysł. Za to słowa bruneta już mocniej podziałały, bo odsunął się gwałtownie nie podnosząc się z ziemi gdy ten go puścił. Rozmasowywał sobie obolały policzek jak i twarz. Mruczał tylko coś pod nosem, jednak nic z tego nie zrozumiałam. Był to pewnie kolejny pijacki bełkot bez ładu i składu. Traciliśmy na nich tylko czas.
Kiedy Cas do mnie podszedł, uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Czułam satysfakcję, że mogłam pokazać, że umiem się bić, nie licząc tego małego urazu. Chwyciłam jego dłoń, mocniej ją ściskając, czując kojące ciepło od niej.
- To prawda trochę drogi przed nami do ostatniego stolarza. A do odesłania Irvela i Ivii też niewiele Czasu przed nami, lepiej się trochę pospieszyć- zgodziłam się w tym z nim. Zmarnowaliśmy już dość czasu, na tę utarczkę z miejscowymi alkoholikami aż żałowałam, że miałam przyjemność ich spotkać na swej drodze. Mój partner na pewno myślał dokładnie tak samo. Warga zaczęła mnie lekko szczypać, ale nie było to coś, na co się uskarżałam. Pewnie poboli dzień lub dwa i przestanie. Spojrzałam na Caspera nie przestając się uśmiechać.
- Nie wątpię, że spełniłbyś tę groźbę gdyby nie dotarło do tamtego faceta, że nie jestem nim zainteresowana. Choć nie warto kimś takim brudzić sobie rąk- podsumowałam tym całą sytuację, jaka nas spotkała. Bo nie było sensu niczego więcej dodawać. Ostatni ze stolarzy mieścił się znacznie dalej od tamtej dwójki. Tym razem już nikt nas nie śledził, co przyjęłam z ogromną ulgą. Stolarz zwrócił na nas wzrok, ciosając kolejny kawał drewna na stole przed sobą.
- W czym mogę pomóc?- spytał, nie siląc się na uprzejmości. Mimo że nie pałał pozytywną energią czy też zapałem do pracy, to jednak zdecydował się nas wysłuchać. Zapewne nasze stroje sprawiły, że był też zaciekawiony, z jaką sprawą do niego przyszliśmy. Zdecydowałam się nie tracić czasu w takim razie.
- Szukamy stolarza, który wykonałby dla nas broń treningową a konkretniej sztylety. Mniej więcej takie, jeśli to nie problem- wyjęłam, swój sztylet pokazując go stolarzowi. Ten rzucił na niego Olkiem, lekko zbladł na twarzy, widząc runy na ostrzu. Zachował jednak spokój, na chwilkę biorąc go w dłoń, by ocenić jego wagę, po czym oddał mi go, obrzucając wzrokiem, ile miał pracy.
- Zapewne chcielibyście dostać ją jak najszybciej jak sadzę? Jednak nie jest to w tej chwili możliwe. Mam, dwa spore zlecenia, które muszę, szybko wykonać. A cena ich też nie byłaby zbyt mała- powiedział to, czego się spodziewałam z Casem. Nie ma szans, by któryś ze stolarzy się wyrobił z naszym zamówieniem.
- A możemy kupić chociaż drewno? By mógł go któryś z pana pracowników dostarczyć naszemu stolarzowi? Wie pan, sami byśmy to zrobili, jednak nie tylko to mamy do ogarnięcia- wyjaśniłam, chcąc, by nam jakoś pomógł.
- Myślę, że w tej kwestii nie będzie z tym problemu. O ile dane miejsce nie znajduje się ponad tydzień drogi stąd- dodał z powagą w głosie.
- Bez obaw aż tak daleko, nikogo byśmy nie posłali. Nie mieszkamy aż tak daleko stąd, by kogoś skazywać na tak długą wędrówkę- uspokoiłam stolarza. Ten jako jedyny nie traktował nas bezpośrednio jak dojną krowę. Tylko był skory do negocjacji. Za co byłam wdzięczna, bo nie zniosłabym kolejnego rozczarowania. Cas też był chyba tego samego zdania.
- Nawet nie wiem kiedy to się wydarzyło. Chyba za wolno się osłoniłam i to tego rezultat. Ciągle nad wszystkim u mnie pracujemy- przypomniałam, brunetowi pozwalając, by sam zajął się pijakiem, który chciał tak po prostu się mną zabawić, albo myślał, że mu na to zwyczajnie pozwolę. Jeśli chodziło, o chronienie mnie to Cas był zdolny do wszystkiego. Obserwowałam całą sytuację między pijanym facetem a Casperem. Nie wątpiłam, że był zdolny spełnić swoją groźbę gdyby tamten się ode mnie nie odczepił. Najwyraźniej to, że ode mnie oberwał, nie do końca wybiło mu z głowy ten pomysł. Za to słowa bruneta już mocniej podziałały, bo odsunął się gwałtownie nie podnosząc się z ziemi gdy ten go puścił. Rozmasowywał sobie obolały policzek jak i twarz. Mruczał tylko coś pod nosem, jednak nic z tego nie zrozumiałam. Był to pewnie kolejny pijacki bełkot bez ładu i składu. Traciliśmy na nich tylko czas.
Kiedy Cas do mnie podszedł, uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Czułam satysfakcję, że mogłam pokazać, że umiem się bić, nie licząc tego małego urazu. Chwyciłam jego dłoń, mocniej ją ściskając, czując kojące ciepło od niej.
- To prawda trochę drogi przed nami do ostatniego stolarza. A do odesłania Irvela i Ivii też niewiele Czasu przed nami, lepiej się trochę pospieszyć- zgodziłam się w tym z nim. Zmarnowaliśmy już dość czasu, na tę utarczkę z miejscowymi alkoholikami aż żałowałam, że miałam przyjemność ich spotkać na swej drodze. Mój partner na pewno myślał dokładnie tak samo. Warga zaczęła mnie lekko szczypać, ale nie było to coś, na co się uskarżałam. Pewnie poboli dzień lub dwa i przestanie. Spojrzałam na Caspera nie przestając się uśmiechać.
- Nie wątpię, że spełniłbyś tę groźbę gdyby nie dotarło do tamtego faceta, że nie jestem nim zainteresowana. Choć nie warto kimś takim brudzić sobie rąk- podsumowałam tym całą sytuację, jaka nas spotkała. Bo nie było sensu niczego więcej dodawać. Ostatni ze stolarzy mieścił się znacznie dalej od tamtej dwójki. Tym razem już nikt nas nie śledził, co przyjęłam z ogromną ulgą. Stolarz zwrócił na nas wzrok, ciosając kolejny kawał drewna na stole przed sobą.
- W czym mogę pomóc?- spytał, nie siląc się na uprzejmości. Mimo że nie pałał pozytywną energią czy też zapałem do pracy, to jednak zdecydował się nas wysłuchać. Zapewne nasze stroje sprawiły, że był też zaciekawiony, z jaką sprawą do niego przyszliśmy. Zdecydowałam się nie tracić czasu w takim razie.
- Szukamy stolarza, który wykonałby dla nas broń treningową a konkretniej sztylety. Mniej więcej takie, jeśli to nie problem- wyjęłam, swój sztylet pokazując go stolarzowi. Ten rzucił na niego Olkiem, lekko zbladł na twarzy, widząc runy na ostrzu. Zachował jednak spokój, na chwilkę biorąc go w dłoń, by ocenić jego wagę, po czym oddał mi go, obrzucając wzrokiem, ile miał pracy.
- Zapewne chcielibyście dostać ją jak najszybciej jak sadzę? Jednak nie jest to w tej chwili możliwe. Mam, dwa spore zlecenia, które muszę, szybko wykonać. A cena ich też nie byłaby zbyt mała- powiedział to, czego się spodziewałam z Casem. Nie ma szans, by któryś ze stolarzy się wyrobił z naszym zamówieniem.
- A możemy kupić chociaż drewno? By mógł go któryś z pana pracowników dostarczyć naszemu stolarzowi? Wie pan, sami byśmy to zrobili, jednak nie tylko to mamy do ogarnięcia- wyjaśniłam, chcąc, by nam jakoś pomógł.
- Myślę, że w tej kwestii nie będzie z tym problemu. O ile dane miejsce nie znajduje się ponad tydzień drogi stąd- dodał z powagą w głosie.
- Bez obaw aż tak daleko, nikogo byśmy nie posłali. Nie mieszkamy aż tak daleko stąd, by kogoś skazywać na tak długą wędrówkę- uspokoiłam stolarza. Ten jako jedyny nie traktował nas bezpośrednio jak dojną krowę. Tylko był skory do negocjacji. Za co byłam wdzięczna, bo nie zniosłabym kolejnego rozczarowania. Cas też był chyba tego samego zdania.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie byłem przekonany, że “nie warto kimś takim brudzić sobie rąk”. Uważałem, że lepiej zapobiegać, by w przyszłości coś takiego w żaden sposób nie ewoluowało w coś poważniejszego. Jeśli nie Eri, to inna kobieta mogłaby na tym ucierpieć. Nie tolerowałem takich działań i zdecydowanie każdego bym gnębił za takie zachowanie. Przynajmniej miał na tyle rozsądku, aby dłużej nas nie zatrzymywać. Udałem, że nie słyszałem nic z tego, co mówił. Poza tym… już dawno pobrudziłem sobie ręce, obcięty członek nie stanowił żadnego problemu. Byłby tylko kolejnym, całkiem niewinnym kamyczkiem obciążającym moje sumienie. Skoro według Irvela i tak nie było dla mnie nadziei, to co za różnica czy komuś coś obetnę czy nie.
W ciszy przeszliśmy do ostatniego ze stolarzy. To wcale nie było tak daleko więc zajęło nam to tylko kilka minut. Nie oczekiwałem po nim zbyt wiele. I tak właśnie było. Miał dużo pracy, mało czasu, nic nowego. Ten chociaż nie zareagował w dziwny sposób. Pozwoliłem Eri całkowicie zająć się rozmową z mężczyzną. Trochę mnie już to męczyło. Poza tym w takim tempie będziemy mieć pełno drewna do ciosania na naszą broń.
- Mieszkamy właściwie niedaleko. Wrócimy do pana jutro rano, by ustalić szczegóły i dobrać odpowiednie drewno - uznałem, na co kiwnął głową zmęczonym gestem. Jakby mu ulżyło, że nie musi tego załatwiać w tej chwili. W sumie trochę się nie dziwiłem. Gdybym tak ciężko fizycznie pracował przy obróbce drewna, też nie miałbym na nic ochoty. Stolarstwo to był jednak ciężki kawałek chleba. Nie żeby nam było łatwo… ale swojej pracy bym na nic nie zamienił. Tylko w wymagającej tego sytuacji.
- To co, szybki trening i trochę ćwiczeń przed spotkaniem z naszymi demonami? - spytałem, choć nie do końca oczekiwałem odpowiedzi. Obiecywałem w końcu trening każdego dnia, nie tylko ten w łóżku. A teraz mieliśmy chwilę wolnego, mogliśmy ją odpowiednio spożytkować. Nic też lepszego nie mieliśmy do roboty.
- Poza tym zwiedzimy sobie trochę miasteczko, dawno nas tu nie było. Może natrafimy na coś godnego uwagi - stwierdziłem, wskazując Eri małą dróżkę, która prowadziła dookoła miasta. Przy niej znajdowała się niewielka polanka, na której mogliśmy poćwiczyć i się porozciągać.
W ciszy przeszliśmy do ostatniego ze stolarzy. To wcale nie było tak daleko więc zajęło nam to tylko kilka minut. Nie oczekiwałem po nim zbyt wiele. I tak właśnie było. Miał dużo pracy, mało czasu, nic nowego. Ten chociaż nie zareagował w dziwny sposób. Pozwoliłem Eri całkowicie zająć się rozmową z mężczyzną. Trochę mnie już to męczyło. Poza tym w takim tempie będziemy mieć pełno drewna do ciosania na naszą broń.
- Mieszkamy właściwie niedaleko. Wrócimy do pana jutro rano, by ustalić szczegóły i dobrać odpowiednie drewno - uznałem, na co kiwnął głową zmęczonym gestem. Jakby mu ulżyło, że nie musi tego załatwiać w tej chwili. W sumie trochę się nie dziwiłem. Gdybym tak ciężko fizycznie pracował przy obróbce drewna, też nie miałbym na nic ochoty. Stolarstwo to był jednak ciężki kawałek chleba. Nie żeby nam było łatwo… ale swojej pracy bym na nic nie zamienił. Tylko w wymagającej tego sytuacji.
- To co, szybki trening i trochę ćwiczeń przed spotkaniem z naszymi demonami? - spytałem, choć nie do końca oczekiwałem odpowiedzi. Obiecywałem w końcu trening każdego dnia, nie tylko ten w łóżku. A teraz mieliśmy chwilę wolnego, mogliśmy ją odpowiednio spożytkować. Nic też lepszego nie mieliśmy do roboty.
- Poza tym zwiedzimy sobie trochę miasteczko, dawno nas tu nie było. Może natrafimy na coś godnego uwagi - stwierdziłem, wskazując Eri małą dróżkę, która prowadziła dookoła miasta. Przy niej znajdowała się niewielka polanka, na której mogliśmy poćwiczyć i się porozciągać.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Jutrzejsze ustalanie szczegółów w sprawie drewna ze stolarzem miała być naszą ostatnią sprawą do załatwienia, nim opuścimy to miasteczko. Cieszyłam się, że tę sprawę będziemy mieć już ogarniętą. I nie musimy sobie nią już zawracać głowy. A co za tym idzie, mogliśmy skupić się na czymś zupełnie innym. Co też poruszył Cas, uśmiechnęłam się lekko do niego, gdy odchodziliśmy od stolarza. Jego propozycja była w sumie warta rozważenia. Mieliśmy jeszcze z kilka godzin do spotkania z Irvelem i Ivią, by ich odesłać.
- Może zabrzmi, to tak jakbym chciała się obijać, ale czy spacer nie może być formą treningu? Sam przyznałeś, że dawno tu nie byliśmy. A mamy jeszcze czas, by zająć się nie tylko tym do wieczora- powiedziałam, licząc, że jednak się z tym zgodzi. Nadal byłam lekko podenerwowana trzymałam się blisko Caspera, przez to, że wcześniej nas śledzono, nie mogłam się uspokoić. Może i dałam nauczkę pijakom, ale nadal nie czułam, że dostatecznie się wyładowałam. W środku, nadal czułam ten palący ogień, który nie chciał zgasnąć. Zatrzymałam się, w połowie drogi westchnęłam, zupełnie się teraz poddając. Cas chyba sam wyczuł, że coś ze mną jest stanowczo nie tak.
- Masz jakiś konkretny trening na myśli? Chyba jednak muszę się jakoś wyładować. Myślałam, że odetchnęłam po tym jak dałam popalić naszym szpiegom, ale się przeliczyłam. Jestem otwarta na propozycje - zmieniłam, zdanie pozwalając mu wybrać rodzaj treningu. Musiałam się uspokoić, bo jeśli ten stan się utrzyma to o błędy nietrudno. A odsyłanie demonów nie było byle czym.
- Mam wrażenie, że odesłanie ich wyssie z nas sporo energii. To nie jest byłe błahostką. Po raz pierwszy będziemy ich odsyłać w konkretne miejsce. Jakoś wcześniej nie zastanawialiśmy się, gdzie kończą demony, których się pozbywamy. Musimy, być skupieni o ostrożni by wszystko poszło zgodnie z planem- dodałam, zastanawiając się nad tym wszystkim. Spotkanie z tą dwójką demonów nadal mnie mocno dezorientowało. Nie umiałam też wyrzucić z głowy tego co Irvel mówił o piekle. Chwyciłam się Caspera i dałam się, prowadzić dróżką na jak się okazało niewielką polankę. Była dla nas teraz niczym zbawienie. A raczej dla mnie to nim było, musiałam się wyładować. Spojrzałam na Caspera nadal próbując się uspokoić.
- Możemy zaczynać. Tylko uprzedzam jeśli chcesz doprowadzić między nami do konfrontacji. To muszę odmówić, nie chcę cię uszkodzić. Choć raczej znając, moje umiejętności raczej tobie to nie grozi- przypomniałam, sobie jak szybko sobie ze mną poradził wtedy przed domem na treningu. Więc czy miałabym szanse z nim kiedykolwiek wygrać? Byłby to dla mnie nie lada wyczyn. Przeciągnęłam się, by jakoś rozluźnić napięte mięśnie. Niestety w niczym to nie pomogło. Nie umiałam przez to ukryć rozczarowania na twarzy. Dobrze, że tu byliśmy zupełnie sami z dala od innych.
- Może zabrzmi, to tak jakbym chciała się obijać, ale czy spacer nie może być formą treningu? Sam przyznałeś, że dawno tu nie byliśmy. A mamy jeszcze czas, by zająć się nie tylko tym do wieczora- powiedziałam, licząc, że jednak się z tym zgodzi. Nadal byłam lekko podenerwowana trzymałam się blisko Caspera, przez to, że wcześniej nas śledzono, nie mogłam się uspokoić. Może i dałam nauczkę pijakom, ale nadal nie czułam, że dostatecznie się wyładowałam. W środku, nadal czułam ten palący ogień, który nie chciał zgasnąć. Zatrzymałam się, w połowie drogi westchnęłam, zupełnie się teraz poddając. Cas chyba sam wyczuł, że coś ze mną jest stanowczo nie tak.
- Masz jakiś konkretny trening na myśli? Chyba jednak muszę się jakoś wyładować. Myślałam, że odetchnęłam po tym jak dałam popalić naszym szpiegom, ale się przeliczyłam. Jestem otwarta na propozycje - zmieniłam, zdanie pozwalając mu wybrać rodzaj treningu. Musiałam się uspokoić, bo jeśli ten stan się utrzyma to o błędy nietrudno. A odsyłanie demonów nie było byle czym.
- Mam wrażenie, że odesłanie ich wyssie z nas sporo energii. To nie jest byłe błahostką. Po raz pierwszy będziemy ich odsyłać w konkretne miejsce. Jakoś wcześniej nie zastanawialiśmy się, gdzie kończą demony, których się pozbywamy. Musimy, być skupieni o ostrożni by wszystko poszło zgodnie z planem- dodałam, zastanawiając się nad tym wszystkim. Spotkanie z tą dwójką demonów nadal mnie mocno dezorientowało. Nie umiałam też wyrzucić z głowy tego co Irvel mówił o piekle. Chwyciłam się Caspera i dałam się, prowadzić dróżką na jak się okazało niewielką polankę. Była dla nas teraz niczym zbawienie. A raczej dla mnie to nim było, musiałam się wyładować. Spojrzałam na Caspera nadal próbując się uspokoić.
- Możemy zaczynać. Tylko uprzedzam jeśli chcesz doprowadzić między nami do konfrontacji. To muszę odmówić, nie chcę cię uszkodzić. Choć raczej znając, moje umiejętności raczej tobie to nie grozi- przypomniałam, sobie jak szybko sobie ze mną poradził wtedy przed domem na treningu. Więc czy miałabym szanse z nim kiedykolwiek wygrać? Byłby to dla mnie nie lada wyczyn. Przeciągnęłam się, by jakoś rozluźnić napięte mięśnie. Niestety w niczym to nie pomogło. Nie umiałam przez to ukryć rozczarowania na twarzy. Dobrze, że tu byliśmy zupełnie sami z dala od innych.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lekko się uśmiechałem do siebie słysząc taką nagłą zmianę zdania blondynki. Jak widać nadal trzymały się jej silne emocje po tej krótkiej potyczce z tamtymi mężczyznami. Rozumiałem to doskonale. Nie każda walka tak wyglądała. Niektóre jednak wzbudzały silne uczucia, które nie chciały tak szybko opuścić ciała i wymagały pewnych działań. Inne zaś były tylko rutyną, która nic nie wnosiła.
- Nie mam konkretnego planu - wyznałem, kiedy zapytała o trening. Tak dobrze nie znałem okolicy. Mieliśmy raczej niewiele do dyspozycji. Zaledwie tą małą polankę. Przemęczanie się nie byłoby najlepszym pomysłem, a jednak jakoś Eri potrzebowała rozładować swoje napięcie. Poza tym kobieta miała rację i musieliśmy zachować więcej energii na później. Pierwszy raz byliśmy w takiej sytuacji i po prostu nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Musieliśmy być gotowi dosłownie na wszystko.
Po krótkim spacerku, gdy już znaleźliśmy się na polance, rozejrzałem się dookoła. Nic ciekawego tu nie było. Kawałek dalej cicho szumiał las, za nami roznosił się gwar miasta. Bardzo spokojna okolica.
- Chcę sprawdzić jak jesteś elastyczna i rozciągnięta. Bo w łóżku jakoś niespecjalnie się gimnastykujesz - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie w jej stronę. Zdjąłem płaszcz, który tylko by krępował moje ruchy, po czym odłożyłem go obok na trawie.
- Zacznijmy od czegoś prostego - powiedziałem, pokazując pierwsze ćwiczenie. Rozsunąłem szeroko wyprostowane nogi, by dłońmi dotknąć ziemi bez zginania kolan. To nie było nic specjalnego, dlatego nie zdziwiło mnie, że Eri tak łatwo sobie z tym poradziła. Gorzej byłoby, gdyby miała z tym jakieś problemy. Dobrze wyćwiczone ciało stanowiło duży atut i bardzo ułatwiało pewne rzeczy.
Następne ćwiczenia były troszkę trudniejsze, ale i z nimi dawała sobie radę.
- Myślałem, że gorzej jest z tobą. Jednak całkiem nieźle dajesz sobie radę. Tylko z tą walką jest dość nieciekawie. Potrzebujesz więcej siły, trochę więcej sprawności i mnóstwo praktyki. Może od tego pierwszego zaczniemy? - spytałem lecz nie czekałem na odpowiedź. Podszedłem do blondynki, by przejść do czynów. Małe zapasy w łóżku nie były tym, w czym Eri była dobra. Bardzo szybko mi ulegała, a teraz miałem okazję sprawdzić, jak w rzeczywistości daje sobie radę. Trawa była sucha, mogliśmy więc bez problemów trochę się posiłować ze sobą.
- Nie mam konkretnego planu - wyznałem, kiedy zapytała o trening. Tak dobrze nie znałem okolicy. Mieliśmy raczej niewiele do dyspozycji. Zaledwie tą małą polankę. Przemęczanie się nie byłoby najlepszym pomysłem, a jednak jakoś Eri potrzebowała rozładować swoje napięcie. Poza tym kobieta miała rację i musieliśmy zachować więcej energii na później. Pierwszy raz byliśmy w takiej sytuacji i po prostu nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Musieliśmy być gotowi dosłownie na wszystko.
Po krótkim spacerku, gdy już znaleźliśmy się na polance, rozejrzałem się dookoła. Nic ciekawego tu nie było. Kawałek dalej cicho szumiał las, za nami roznosił się gwar miasta. Bardzo spokojna okolica.
- Chcę sprawdzić jak jesteś elastyczna i rozciągnięta. Bo w łóżku jakoś niespecjalnie się gimnastykujesz - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie w jej stronę. Zdjąłem płaszcz, który tylko by krępował moje ruchy, po czym odłożyłem go obok na trawie.
- Zacznijmy od czegoś prostego - powiedziałem, pokazując pierwsze ćwiczenie. Rozsunąłem szeroko wyprostowane nogi, by dłońmi dotknąć ziemi bez zginania kolan. To nie było nic specjalnego, dlatego nie zdziwiło mnie, że Eri tak łatwo sobie z tym poradziła. Gorzej byłoby, gdyby miała z tym jakieś problemy. Dobrze wyćwiczone ciało stanowiło duży atut i bardzo ułatwiało pewne rzeczy.
Następne ćwiczenia były troszkę trudniejsze, ale i z nimi dawała sobie radę.
- Myślałem, że gorzej jest z tobą. Jednak całkiem nieźle dajesz sobie radę. Tylko z tą walką jest dość nieciekawie. Potrzebujesz więcej siły, trochę więcej sprawności i mnóstwo praktyki. Może od tego pierwszego zaczniemy? - spytałem lecz nie czekałem na odpowiedź. Podszedłem do blondynki, by przejść do czynów. Małe zapasy w łóżku nie były tym, w czym Eri była dobra. Bardzo szybko mi ulegała, a teraz miałem okazję sprawdzić, jak w rzeczywistości daje sobie radę. Trawa była sucha, mogliśmy więc bez problemów trochę się posiłować ze sobą.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Jedno było pewne, ten trening nie miał na celu mnie jakoś bardzo zmęczyć. Zważywszy na to, że za kilka godzin czekało nas prawdziwe wyzwanie. Z którym nigdy wcześniej w takim zakresie nie miało u nas miejsca. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak, jak na przykład źle wypowiedziana inkantacja czy nie, zamknięcie się dobrze kręgu za nimi po ich odesłaniu. Te myśli sprawiły, że dopiero po chwili zorientowałam się, że Casper już pokazuje mi pierwsze ćwiczenia, bym mogła przygotować ciało do bardziej konkretnego treningu. Zmieszałam się lekko, że aż na tak dłuższą chwilę poddałam się tym rozmyślaniom, mógł to jakoś wykorzystać, na szczęście taki pomysł nie przyszedł mu do głowy.
- Wybacz, już mogę trenować- pokręciłam głową, samej zdejmując płaszcz i tak jak się rozgrzejemy, byłoby nam w nich na ten moment za gorąco. Już mieliśmy zaczynać gdy jak to on nie mógł się powstrzymać przed drobną złośliwością. Wywróciłam na to oczami, mrużąc po tym, je lekko udając złość.
- Dobrze zapamiętam sobie, by nie być dla ciebie w nim zbyt milutką. Grabisz sobie Cas, oj bardzo sobie grabisz- mruknęłam, ostrzegając. Wątpiłam, by brał to na poważnie, tylko zapewne nie wiedział, że ja naprawdę dokładnie to sobie zapamiętałam. Ćwiczenia na początku były dość proste, więc nie stanowiły dla mnie żadnego, wyzwania kolejne nieco trudniejsze też były szybko do ogarnięcia. Może nie byłam elastyczna w łóżku, jak to określił, ale moje ciało ogólnie do takich raczej należało albo było bardziej, niż na początku sądziliśmy ,co sam Cas zauważył. Trochę mnie to nawet samą zaskoczyło.
- Dopiero od niedawna zajmujemy się moją walką na poważnie. Więc nie dziwi mnie to, że nie idzie mi najlepiej. O tyle dobrze, że nie musisz u mnie zaczynać od zupełnych
podstaw, tylko mnie bardziej wzmocnić to spory krok do przodu- zauważyłam, bo coś tam umiałam nie za wiele, ale zawsze coś.
W sumie byłam gotowa na prawie każdy pomysł Casa, ale akurat nie na ten, na który wpadł. A mianowicie ruszył w moją stronę, nie miałam pojęcia, co planuje, dopóki nie zablokował mi ręki. Czy on naprawdę chce, zobaczyć ile mam siły? Przecież nie mamy siebie za bardzo uszkadzać prawda? Wiedząc, że to nie są żarty, używając drugiej ręki, wyszarpnęłam ją i odepchnęłam, go od siebie zwiększając między nami dystans, tym razem ja próbowałam go zaatakować, próbując go przewrócić, by potem uwięzić jego ręce. On jednak przewidział, co chcę, zrobić w rezultacie oboje znaleźliśmy się na trawie, chcąc unieruchomić siebie nawzajem. Nie dawałam się mu tak łatwo, próbując go z siebie zepchnąć. Cas za wszelką cenę próbował przyszpilić mi ręce do ziemi, co nie było łatwym zadaniem. Złapałam go za ramię, i mocniej chwyciłam, odsuwając go na tyle, bym mogła się trochę wyślizgnąć spod jego ciała. Sporo mnie to kosztowało, ale nadal nie było mowy o pełnym sukcesie. Casper był lepiej wyćwiczony więc moja radość nie trwała długo gdy znowu udało mu się mnie przyblokować przez moją nieuwagę. A może raczej za to, że zbyt długo oceniałam sytuację. Odpuszczanie nie było w naszym stylu, gdy testowaliśmy swoje granice.
- Nie odpuścisz, póki się nie poddam? Wiesz, że możesz tego ode mnie nie usłyszeć?- spytałam, dalej z nim trenując. Sam powiedział, że kilka siniaków mu nie zaszkodzi prawda? Nie było to, aż nadto wyczerpujące nawet miałam wrażenie, że oboje wiemy, ile siły chcemy w tym wykorzystać. Tylko raz, póki co udało mi się z nim jako tako wygrać. Byłam jednak pewna, że dał mi w tym fory.
- To co? Ostatni raz? By zobaczyć czy na pewno się czegoś nauczyłam?- spytałam go, strzepując z włosów ze dwa liście. Tak się kończy tarzanie po trawie. Sama zdjęłam mu jednego liścia z włosów.
- Wybacz, już mogę trenować- pokręciłam głową, samej zdejmując płaszcz i tak jak się rozgrzejemy, byłoby nam w nich na ten moment za gorąco. Już mieliśmy zaczynać gdy jak to on nie mógł się powstrzymać przed drobną złośliwością. Wywróciłam na to oczami, mrużąc po tym, je lekko udając złość.
- Dobrze zapamiętam sobie, by nie być dla ciebie w nim zbyt milutką. Grabisz sobie Cas, oj bardzo sobie grabisz- mruknęłam, ostrzegając. Wątpiłam, by brał to na poważnie, tylko zapewne nie wiedział, że ja naprawdę dokładnie to sobie zapamiętałam. Ćwiczenia na początku były dość proste, więc nie stanowiły dla mnie żadnego, wyzwania kolejne nieco trudniejsze też były szybko do ogarnięcia. Może nie byłam elastyczna w łóżku, jak to określił, ale moje ciało ogólnie do takich raczej należało albo było bardziej, niż na początku sądziliśmy ,co sam Cas zauważył. Trochę mnie to nawet samą zaskoczyło.
- Dopiero od niedawna zajmujemy się moją walką na poważnie. Więc nie dziwi mnie to, że nie idzie mi najlepiej. O tyle dobrze, że nie musisz u mnie zaczynać od zupełnych
podstaw, tylko mnie bardziej wzmocnić to spory krok do przodu- zauważyłam, bo coś tam umiałam nie za wiele, ale zawsze coś.
W sumie byłam gotowa na prawie każdy pomysł Casa, ale akurat nie na ten, na który wpadł. A mianowicie ruszył w moją stronę, nie miałam pojęcia, co planuje, dopóki nie zablokował mi ręki. Czy on naprawdę chce, zobaczyć ile mam siły? Przecież nie mamy siebie za bardzo uszkadzać prawda? Wiedząc, że to nie są żarty, używając drugiej ręki, wyszarpnęłam ją i odepchnęłam, go od siebie zwiększając między nami dystans, tym razem ja próbowałam go zaatakować, próbując go przewrócić, by potem uwięzić jego ręce. On jednak przewidział, co chcę, zrobić w rezultacie oboje znaleźliśmy się na trawie, chcąc unieruchomić siebie nawzajem. Nie dawałam się mu tak łatwo, próbując go z siebie zepchnąć. Cas za wszelką cenę próbował przyszpilić mi ręce do ziemi, co nie było łatwym zadaniem. Złapałam go za ramię, i mocniej chwyciłam, odsuwając go na tyle, bym mogła się trochę wyślizgnąć spod jego ciała. Sporo mnie to kosztowało, ale nadal nie było mowy o pełnym sukcesie. Casper był lepiej wyćwiczony więc moja radość nie trwała długo gdy znowu udało mu się mnie przyblokować przez moją nieuwagę. A może raczej za to, że zbyt długo oceniałam sytuację. Odpuszczanie nie było w naszym stylu, gdy testowaliśmy swoje granice.
- Nie odpuścisz, póki się nie poddam? Wiesz, że możesz tego ode mnie nie usłyszeć?- spytałam, dalej z nim trenując. Sam powiedział, że kilka siniaków mu nie zaszkodzi prawda? Nie było to, aż nadto wyczerpujące nawet miałam wrażenie, że oboje wiemy, ile siły chcemy w tym wykorzystać. Tylko raz, póki co udało mi się z nim jako tako wygrać. Byłam jednak pewna, że dał mi w tym fory.
- To co? Ostatni raz? By zobaczyć czy na pewno się czegoś nauczyłam?- spytałam go, strzepując z włosów ze dwa liście. Tak się kończy tarzanie po trawie. Sama zdjęłam mu jednego liścia z włosów.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Coś potrafiła, to się liczyło. Nie musiałem dzięki temu uczyć jej zupełnych podstaw, bo te znała choćby z mojego gadania lub obserwacji. A do tego miała całkiem sporo okazji. Zawsze starałem się trzymać Eri z dala od jakiejkolwiek walki wręcz. Starała się przez to jak mogła zgłębiając alchemię, trochę medycyny, by móc nas poskładać do kupy i dzięki temu uzupełnialiśmy się wzajemnie, łatając każdą lukę. Pewnie gdybym mógł, utrzymywałbym ten stan jak najdłużej. Ale chyba dopiero z wiekiem zrozumieliśmy, że oboje potrzebowaliśmy wejść w strefę drugiej osoby, by w razie nieprzewidzianych zmian nie być dla siebie nawzajem ciężarem. Wczorajszy dzień był tego najlepszym przykładem.
Euricia wzięła na poważnie nasz trening. To dobrze, że nie próbowała mi ulegać. Jak widać łóżko nie było najlepsze do tego typu treningu, nie w jej przypadku, gdy za bardzo jej się to podobało. Zdecydowanie musieliśmy oddzielić od siebie te dwa aspekty.
Próba blondynki na oswobodzenie się byłaby całkiem niezła, gdyby tylko zaraz ponownie nie wpadła w moją uwięź. Dopiero gdy się odezwała pozwoliłem jej się oswobodzić i otrzepać z liści oraz trawy.
- Wiem, że jesteś bardzo uparta. I nawet jeśli doskonale zdajesz sobie sprawę ze swojej porażki, to nie potrafisz się do niej przyznać. Przede mną nie musisz tego mówić. Dobrze wiesz, że nie zrobię ci krzywdy, ale pamiętaj, że możesz trafić na przeciwnika, przed którym będziesz musiała się ukorzyć i poniżyć - w odpowiedzi na kolejne słowa blondynki na nowo spróbowałem ją chwycić za rękę lecz tym razem wyciągnęła wnioski i uniknęła tego małego ataku. - Niektórzy uwielbiają słuchać twojego skomlenia o litość, dlatego czasem musisz przełknąć swoją dumę, by zachować życie - wyjaśniłem poważnie. Znałem to uczucie. To upokorzenie i kompletna niemoc, bo jedyne co można zrobić, to słuchać rozkazów swojego oprawcy. Eri miała okazję doświadczyć tego właśnie minionej nocy, gdy zostaliśmy zmuszeni przez demony do współpracy. Na szczęście ani Irvel ani Ivia nie byli katami ani sadystami. To jednak nie znaczyło, że zmniejszyło to gorycz porażki.
Tym razem zdecydowanie nie planowałem dawać Eri forów. Całej siły nie używałem, bo mógłbym ją skrzywdzić, jednak w tej małej potyczce pokazywałem każdą lukę w jej obronie.
- Pamiętasz mojego nauczyciela szermierki? - spytałem kobietę w pewnym momencie. Miało to zmusić ją do myślenia jednocześnie nad odpowiedzią i nad obroną, bo nie zamierzałem zaprzestawać ataków. - Szkolił mnie na rycerza. Na tego prawego mężczyznę, który ratuje damy z opresji i wygrywa uczciwie pojedynki z wrogami. Nigdy mu tego nie powiedziałem, żeby mnie nie wyrzucił z lekcji, ale zawsze uważałem, że to jedno wielkie kłamstwo. Nasi wrogowie nigdy nie walczą czysto - na potwierdzenie swoich słów schyliłem się przed ręką Eri, jednocześnie łapiąc ją za nogę w kostce i szarpnąłem do góry. Kobieta straciła nieco równowagę, dlatego chwyciłem również ją pod pachę zanim głową zdążyła uderzyć o ziemię. Eri trochę zawisła, podtrzymywana za nogę i rękę, mogąc podpierać się tylko na jednej stopie i dłoni.
- Teraz uwolnij się. Liczę na twoją kreatywność. Masz minutę zanim uznam twoją przegraną - wyjaśniłem, zaprzestając na chwilę kolejnych czynności i obserwując uważnie działania kobiety, by w każdej chwili móc zareagować.
Euricia wzięła na poważnie nasz trening. To dobrze, że nie próbowała mi ulegać. Jak widać łóżko nie było najlepsze do tego typu treningu, nie w jej przypadku, gdy za bardzo jej się to podobało. Zdecydowanie musieliśmy oddzielić od siebie te dwa aspekty.
Próba blondynki na oswobodzenie się byłaby całkiem niezła, gdyby tylko zaraz ponownie nie wpadła w moją uwięź. Dopiero gdy się odezwała pozwoliłem jej się oswobodzić i otrzepać z liści oraz trawy.
- Wiem, że jesteś bardzo uparta. I nawet jeśli doskonale zdajesz sobie sprawę ze swojej porażki, to nie potrafisz się do niej przyznać. Przede mną nie musisz tego mówić. Dobrze wiesz, że nie zrobię ci krzywdy, ale pamiętaj, że możesz trafić na przeciwnika, przed którym będziesz musiała się ukorzyć i poniżyć - w odpowiedzi na kolejne słowa blondynki na nowo spróbowałem ją chwycić za rękę lecz tym razem wyciągnęła wnioski i uniknęła tego małego ataku. - Niektórzy uwielbiają słuchać twojego skomlenia o litość, dlatego czasem musisz przełknąć swoją dumę, by zachować życie - wyjaśniłem poważnie. Znałem to uczucie. To upokorzenie i kompletna niemoc, bo jedyne co można zrobić, to słuchać rozkazów swojego oprawcy. Eri miała okazję doświadczyć tego właśnie minionej nocy, gdy zostaliśmy zmuszeni przez demony do współpracy. Na szczęście ani Irvel ani Ivia nie byli katami ani sadystami. To jednak nie znaczyło, że zmniejszyło to gorycz porażki.
Tym razem zdecydowanie nie planowałem dawać Eri forów. Całej siły nie używałem, bo mógłbym ją skrzywdzić, jednak w tej małej potyczce pokazywałem każdą lukę w jej obronie.
- Pamiętasz mojego nauczyciela szermierki? - spytałem kobietę w pewnym momencie. Miało to zmusić ją do myślenia jednocześnie nad odpowiedzią i nad obroną, bo nie zamierzałem zaprzestawać ataków. - Szkolił mnie na rycerza. Na tego prawego mężczyznę, który ratuje damy z opresji i wygrywa uczciwie pojedynki z wrogami. Nigdy mu tego nie powiedziałem, żeby mnie nie wyrzucił z lekcji, ale zawsze uważałem, że to jedno wielkie kłamstwo. Nasi wrogowie nigdy nie walczą czysto - na potwierdzenie swoich słów schyliłem się przed ręką Eri, jednocześnie łapiąc ją za nogę w kostce i szarpnąłem do góry. Kobieta straciła nieco równowagę, dlatego chwyciłem również ją pod pachę zanim głową zdążyła uderzyć o ziemię. Eri trochę zawisła, podtrzymywana za nogę i rękę, mogąc podpierać się tylko na jednej stopie i dłoni.
- Teraz uwolnij się. Liczę na twoją kreatywność. Masz minutę zanim uznam twoją przegraną - wyjaśniłem, zaprzestając na chwilę kolejnych czynności i obserwując uważnie działania kobiety, by w każdej chwili móc zareagować.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Doskonale wiedziałam, że mogę trafić nas przeciwnika silniejszego i bardziej doświadczonego od siebie. Ni byłam kompletną ignorantką, by nie brać tego pod uwagę. Moja determinacja jak i upór dodawały mi energii, którą i tak ograniczałam. Przy nim mogłam sobie na to pozwolić, ale w walce z prawdziwym wrogiem, trzeba wykorzystać dosłownie wszystko, by nie dać się pokonać. Luki, które pokazywał mi Cas w mej obronie były poprawiane na tyle jak bardzo mogłam to zrobić w tak krótkim czasie jak nasze wspólne treningi. Wychodziłam ze swojej strefy komfortu, jakimi one były alchemia i lecznictwo. Na teren, który znałam tylko pobieżnie i którego nie używałam zbyt często w życiu. Podczas obecnego siłowania się z brunetem słuchałam też tego co mówił. Niezbyt mi się podobały jego słowa, mimo że miał w nich sporo racji. A zdarzenie z Irvelem i Ivią dalej mocno kuło i nie pozwalało o sobie zapomnieć.
- Dobrze wiesz, że słowa uległości będą ostatnimi, jakie bym wypowiedziała do przeciwnika. Mimo że dawanie mu satysfakcji może uśpić jego czujność. To jednak zdecydowałabym się na to jedynie w ostateczności- nie było to niczym nowym by znać z góry moją na to odpowiedź. Problem mógł pojawić się wtedy jeśli na szali byłoby nie tylko moje życie, ale też i Caspera.
- Tylko w jednym przypadku byłoby inaczej. Gdyby od tej decyzji zależało twoje życie. Wtedy zrobiłabym wszystko, by nas uratować. A jak by się nie udało, to przynajmniej zginęlibyśmy razem- podsumowałam to, nadal unikając jego ataków. Słowa odnośnie jego nauczyciela szermierki zachowałam już zupełnie dla siebie, bo Cas sam wyciągnął słuszne wnioski.
- Przeciwnik nigdy nie pozwoli ci przejąć kontroli chyba tylko po to, by uśpić twoją czujność. Też zdarza mi się nie grać czysto. Ale z demonami inaczej się po prostu nie da. Nie raz się już o tym przekonaliśmy na własnej skórze- mruknęłam. Jak do tej pory szło mi nieźle tak teraz przez zmianę taktyki Caspera ponownie dałam mu się złapać. Schylił się tylko po to, by złapać moją nogę, w kostce bym nie upadła, pochwycił w taki sposób, że miałam ograniczone pole do manewru. I niewiele czasu, by się uwolnić. Dobrze, ze choć jedna z moich rąk dotykała nadal gruntu. Bo to, co chciałam zrobić, było ryzykowne i mogło grozić dość nieprzyjemnym upadkiem.
- Chyba muszę zaryzykować, bo przecież nie dam ci wygrać- syknęłam trochę zła , że muszę coś na szybko wykombinować. Sekundy leciały, więc chwyciłam się solidniej ręką ziemi, by mieć jakąś stabilność. Uniosłam wolną nogę do góry i bez większego zastanowienia kopnęłam go nią w rękę , którą trzymał moją drugą nogę. Zachwiałam się, ale chwyt okazał się stabilniejszy a kopniak na tyle dokładny, że był zmuszony ją puścić. Nadal trzymał mnie pod pachą, ale to też udało mi się jakoś załatwić przez chwycenie go za ramię i odepchnięcia od siebie. Nie użyłam zanadto siły, więc uniknęliśmy kontuzji.
- Mogłam jeszcze przed tym kopnięciem chwycić cię za ramię i unieruchomić, by nogą zahaczyć pod kolano. Ale to mogło skończyć się znacznie gorzej, bo oboje byśmy wylądowali zapewne na trawie - dodałam zadowolona, że udało mi się jakoś uwolnić. Nie byłam tylko pewna czy… zmieściłam się w czasie.
- Dobrze wiesz, że słowa uległości będą ostatnimi, jakie bym wypowiedziała do przeciwnika. Mimo że dawanie mu satysfakcji może uśpić jego czujność. To jednak zdecydowałabym się na to jedynie w ostateczności- nie było to niczym nowym by znać z góry moją na to odpowiedź. Problem mógł pojawić się wtedy jeśli na szali byłoby nie tylko moje życie, ale też i Caspera.
- Tylko w jednym przypadku byłoby inaczej. Gdyby od tej decyzji zależało twoje życie. Wtedy zrobiłabym wszystko, by nas uratować. A jak by się nie udało, to przynajmniej zginęlibyśmy razem- podsumowałam to, nadal unikając jego ataków. Słowa odnośnie jego nauczyciela szermierki zachowałam już zupełnie dla siebie, bo Cas sam wyciągnął słuszne wnioski.
- Przeciwnik nigdy nie pozwoli ci przejąć kontroli chyba tylko po to, by uśpić twoją czujność. Też zdarza mi się nie grać czysto. Ale z demonami inaczej się po prostu nie da. Nie raz się już o tym przekonaliśmy na własnej skórze- mruknęłam. Jak do tej pory szło mi nieźle tak teraz przez zmianę taktyki Caspera ponownie dałam mu się złapać. Schylił się tylko po to, by złapać moją nogę, w kostce bym nie upadła, pochwycił w taki sposób, że miałam ograniczone pole do manewru. I niewiele czasu, by się uwolnić. Dobrze, ze choć jedna z moich rąk dotykała nadal gruntu. Bo to, co chciałam zrobić, było ryzykowne i mogło grozić dość nieprzyjemnym upadkiem.
- Chyba muszę zaryzykować, bo przecież nie dam ci wygrać- syknęłam trochę zła , że muszę coś na szybko wykombinować. Sekundy leciały, więc chwyciłam się solidniej ręką ziemi, by mieć jakąś stabilność. Uniosłam wolną nogę do góry i bez większego zastanowienia kopnęłam go nią w rękę , którą trzymał moją drugą nogę. Zachwiałam się, ale chwyt okazał się stabilniejszy a kopniak na tyle dokładny, że był zmuszony ją puścić. Nadal trzymał mnie pod pachą, ale to też udało mi się jakoś załatwić przez chwycenie go za ramię i odepchnięcia od siebie. Nie użyłam zanadto siły, więc uniknęliśmy kontuzji.
- Mogłam jeszcze przed tym kopnięciem chwycić cię za ramię i unieruchomić, by nogą zahaczyć pod kolano. Ale to mogło skończyć się znacznie gorzej, bo oboje byśmy wylądowali zapewne na trawie - dodałam zadowolona, że udało mi się jakoś uwolnić. Nie byłam tylko pewna czy… zmieściłam się w czasie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Eri zdecydowanie miała bardzo podobne podejście do mojego. W walce nie liczyło się dla nas otoczenie ani konsekwencje tylko to, czy drugie z nas jest bezpieczne. Nie potrafiłem skupić się na sobie wiedząc, że coś złego mogłoby się stać Eri. To nie ja byłem najważniejszy w takich sytuacjach tylko ona. Były momenty, kiedy czułem i widziałem, że działało to także w drugą stronę. Blondynka miała tendencję do nakładania na mnie różnych dziwnych inkantacji podczas walki, których nie używała wobec siebie. Często podczas zagrożenia rzucała wszystko, żeby mnie wspomóc, nawet jeżeli byłem pewien, że nic poważnego mi się nie stanie. Nie widziałem w tym nic dziwnego. W końcu na całym świecie mieliśmy tylko siebie. Może mogliśmy polegać również na Annabelle oraz Drake’u, ale oni mieli własne życie i własne problemy. Wolałem nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby któreś z nas zginęło, a drugie zostało samo. Nigdy nie brałem takiego scenariusza pod uwagę. Zawsze byłem zdania, że któregoś dnia zginiemy oboje z łap demonów. Niczego bym nie żałował, tak samo dobrych jak i złych rzeczy. Jedyne co bym chciał przed śmiercią, to przekazać naszą wspólnie zdobytą wiedzę komuś, kto kontynuowałby walkę z demonami i pomaganie ludziom.
Za bardzo się zamyśliłem, przez co pozwoliłem Eri wykonać kopnięcie. Poluzowałem też chwyt na jej ręku, by uniknąć wykręcenia barku. Mógłbym to zrobić, gdyby była prawdziwym wrogiem.
- Ten pomysł byłby lepszy, nawet jeżeli byśmy upadli. Mogłem wybić ci bark, gdybym nie puścił twojej ręki - przyznałem. - Dla wprawy będę cię od teraz łapał w różnych pozycjach i z zaskoczenia, żebyś mogła więcej poćwiczyć - uśmiechnąłem się szeroko, obiecując to blondynce. - Chodźmy teraz do naszych demonów, zanim zapadnie zmierzch i zaczną nas szukać - zrobiłem krok w stronę Eri, by skraść z jej ust krótki pocałunek, po czym wróciłem po nasze płaszcze. Skoro nie mieliśmy jeszcze broni do treningów, trzeba było sobie radzić w inny sposób.
Po nałożeniu ubrań na spokojnie mogliśmy spacerem udać się w wyznaczone miejsce spotkania. Złapałem dłoń Eri w swoją podczas drogi. Bardzo szybko przyzwyczaiłem się do tego gestu. Wydawał mi się taki naturalny w naszym przypadku.
Szliśmy obrzeżem miasteczka. Zrobiło się też znacznie zimniej niż dotychczas. Lekki mróz szczypał w policzki i nos, a z ciężkich, ciemnych chmur lada moment powinien spaść śnieg. Bardzo szybko zapadał już zmrok, skracając nam dzień pracy. W planach było już tylko odesłanie tej dwójki oraz odebranie nagrody jutrzejszego poranka. Nie liczyłem, że gdzieś jeszcze się zatrzymamy. A tak właśnie się stało.
Przy drodze do miasteczka, w pobliżu pierwszych zabudowań, dał się słyszeć charakterystyczny dźwięk dłuta. Nikt nie wspominał, aby był tu jeszcze jakiś stolarz, dlatego pociągnąłem Eri w tym kierunku.
Dom był niewielki, ale miał za to sporych rozmiarów ganek. I właśnie na tym ganku już w świetle świec, siedziała kobieta, dłubiąc coś w kawałku drewna. Wszędzie znajdowały się również różne drewniane przedmioty, większe i mniejsze, od łyżek po zabawki dziecięce.
- Zamknij pan usta, bo zaraz muchy nalecą - skarciła mnie ciemnowłosa kobieta, gdy zbyt długo się patrzyliśmy na nią.
- Ja… przepraszam. Po prostu nie spodziewaliśmy się, że ktoś jeszcze w tym mieście wytwarza przedmioty z drewna - powiedziałem na swoje usprawiedliwienie.
- Jasne. Pewno nawet nikt się nie zająknął, bo baba to nie ma prawa się tym zajmować - parsknęła rozeźlona, a na jej piegowatych policzkach pojawił się rumieniec ze złości.
- Tego nie powiedziałem. Kobieta może zajmować się tym, czym zechce jeśli potrafi - wzruszyłem ramionami. Tak samo było przecież z Eri.
- Dobra. Potrzebujecie czegoś, czy przyszliście tylko popatrzeć?
- Możemy przejrzeć? - spytałem, gestem wskazując na metalowe wiadro, z którego wystawały drewniane rękojeści mieczy. Kobieta machnęła przyzwalająco ręką, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Za bardzo się zamyśliłem, przez co pozwoliłem Eri wykonać kopnięcie. Poluzowałem też chwyt na jej ręku, by uniknąć wykręcenia barku. Mógłbym to zrobić, gdyby była prawdziwym wrogiem.
- Ten pomysł byłby lepszy, nawet jeżeli byśmy upadli. Mogłem wybić ci bark, gdybym nie puścił twojej ręki - przyznałem. - Dla wprawy będę cię od teraz łapał w różnych pozycjach i z zaskoczenia, żebyś mogła więcej poćwiczyć - uśmiechnąłem się szeroko, obiecując to blondynce. - Chodźmy teraz do naszych demonów, zanim zapadnie zmierzch i zaczną nas szukać - zrobiłem krok w stronę Eri, by skraść z jej ust krótki pocałunek, po czym wróciłem po nasze płaszcze. Skoro nie mieliśmy jeszcze broni do treningów, trzeba było sobie radzić w inny sposób.
Po nałożeniu ubrań na spokojnie mogliśmy spacerem udać się w wyznaczone miejsce spotkania. Złapałem dłoń Eri w swoją podczas drogi. Bardzo szybko przyzwyczaiłem się do tego gestu. Wydawał mi się taki naturalny w naszym przypadku.
Szliśmy obrzeżem miasteczka. Zrobiło się też znacznie zimniej niż dotychczas. Lekki mróz szczypał w policzki i nos, a z ciężkich, ciemnych chmur lada moment powinien spaść śnieg. Bardzo szybko zapadał już zmrok, skracając nam dzień pracy. W planach było już tylko odesłanie tej dwójki oraz odebranie nagrody jutrzejszego poranka. Nie liczyłem, że gdzieś jeszcze się zatrzymamy. A tak właśnie się stało.
Przy drodze do miasteczka, w pobliżu pierwszych zabudowań, dał się słyszeć charakterystyczny dźwięk dłuta. Nikt nie wspominał, aby był tu jeszcze jakiś stolarz, dlatego pociągnąłem Eri w tym kierunku.
Dom był niewielki, ale miał za to sporych rozmiarów ganek. I właśnie na tym ganku już w świetle świec, siedziała kobieta, dłubiąc coś w kawałku drewna. Wszędzie znajdowały się również różne drewniane przedmioty, większe i mniejsze, od łyżek po zabawki dziecięce.
- Zamknij pan usta, bo zaraz muchy nalecą - skarciła mnie ciemnowłosa kobieta, gdy zbyt długo się patrzyliśmy na nią.
- Ja… przepraszam. Po prostu nie spodziewaliśmy się, że ktoś jeszcze w tym mieście wytwarza przedmioty z drewna - powiedziałem na swoje usprawiedliwienie.
- Jasne. Pewno nawet nikt się nie zająknął, bo baba to nie ma prawa się tym zajmować - parsknęła rozeźlona, a na jej piegowatych policzkach pojawił się rumieniec ze złości.
- Tego nie powiedziałem. Kobieta może zajmować się tym, czym zechce jeśli potrafi - wzruszyłem ramionami. Tak samo było przecież z Eri.
- Dobra. Potrzebujecie czegoś, czy przyszliście tylko popatrzeć?
- Możemy przejrzeć? - spytałem, gestem wskazując na metalowe wiadro, z którego wystawały drewniane rękojeści mieczy. Kobieta machnęła przyzwalająco ręką, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Niezbyt podobał mi się plan Caspera z tym „łapaniem mnie w różnych pozycjach” jednak nic na to nie odpowiedziałam. Bo i tak wiedziałam, że nic nie wskóram. Więc będę musiała być ostrożniejsza jeszcze bardziej niż zwykle. Jakbym już nie była dość czujna z uwagi na naszą pracę. Tego nigdy za mało.
- Wiedzą, że przyjdziemy o zmierzchu. Na pewno wyczytali z nas jak z otwartej księgi, że nie zdarza nam się łamać danego słowa. Poza tym Ivia jest ranna, więc raczej nie ryzykowaliby ujawnieniem się kolejny raz mieszkańcom- zastanowiłam się nad tym. To byłoby dla nich ryzykowne. Mruknęłam niezbyt zadowolona, gdy Cas obdarzył mnie pocałunkiem, który był stanowczo zbyt krótki. Wolałam go jednak też takim zostawić, by nas nie nakręcać. To z rana jak i teraz tarzanie się po trawie podczas treningu musiało nam wystarczyć. Idąc, za jego przykładem założyłam płaszcz, dokładnie go zapinając. Jedyne co zauważyłam w tym, że byliśmy razem, było to, że Cas już bez żadnych wątpliwości wykonywał, pewne gesty jak w tym przypadku było chwycenie mnie za rękę. Wcześniej to bardziej ja to zaczynałam. Uśmiechnęłam się lekko, idąc powoli bez pośpiechu w stronę lasu. Znajomy dźwięk pracy w drewnie skutecznie uniemożliwił nam na ten moment realizację naszego planu. Mnie też on zaciekawił, więc bez żadnego sprzeciwu udaliśmy się w miejsce, gdzie było źródło dobrze nam już znanego zajęcia. Jeszcze większe zaskoczenie równe mojemu partnerowi było to, że tym stolarzem była kobieta. I wokół miała sporo wykonanych przez siebie rzeczy. Zaśmiałam się tylko cicho na słowa kobiety zwróconego do mego partnera. Rzeczywiście przez chwilę wyglądał jak ryba wyjęta z wody, bawiło mnie to.
- To prawda sami łamiemy dawno przyjęte schematy. Więc uważam, że jak są, zdolności to każdy powinien zajmować się tym, co potrafi. Bez znaczenia na płeć- potwierdziłam słowa Caspera. Kobieta uśmiechnęła się, tylko kątem warg wracając do swej pracy.
- W końcu ktoś, kto ma trochę więcej oleju w głowie niż reszta miasteczka- mruknęła obserwując jak za jej zgodą Casper podszedł do wiadra, w którym jak się okazało było kilkanaście drewnianych mieczy. Starannie wykonanych. Owszem były zabawkowe, ale do treningów mogły się przydać.
- Jak myślisz, przydadzą się nam? Są tylko trochę dłuższe od naszych sztyletów. Z utrzymaniem ich też nie będzie problemu- podsumowałam były z w miarę elastycznego drzewa. Spojrzałam na kobietę, pewne było, że gdzieś je ona sprzedaje. Ta dbałość o szczegóły nie mogła służyć jedynie jej, ale i klientom.
- Sprzedaje pani gdzieś to wszystko, co wykona? Bo interesują nas dwa takie miecze- spytałam ją, ta aż przerwała pracę, uśmiechając się nikle.
- Większość tych zabawek zawożę do sklepu z zabawkami w pobliskiej wiosce. Dają tam lepiej zarobić niż tutaj. Ale po co wam te dwa miecze?… One są dla dzieci- spytała prosto z mostu. Dwójka dorosłych chcąca kupić zabawkowe miecze. No też bym pewnie to pytanie miała w swej podświadomości. Spojrzałam na Caspera …znowu temat dzieci. I ponownie to nieprzyjemne ukucie.
- Tak jak już mówiłam, wcześniej łamiemy z moim partnerem dawno przyjęte schematy. I do tego one nam się bardzo przydarzą-dając Casperowi poprowadzić negocjacje ze stolarką. Wydawała się być nami zaintrygowana. Nie dziwiło mnie to, intrygowaliśmy każdego swoim wyglądem i tajemniczością.
- Wiedzą, że przyjdziemy o zmierzchu. Na pewno wyczytali z nas jak z otwartej księgi, że nie zdarza nam się łamać danego słowa. Poza tym Ivia jest ranna, więc raczej nie ryzykowaliby ujawnieniem się kolejny raz mieszkańcom- zastanowiłam się nad tym. To byłoby dla nich ryzykowne. Mruknęłam niezbyt zadowolona, gdy Cas obdarzył mnie pocałunkiem, który był stanowczo zbyt krótki. Wolałam go jednak też takim zostawić, by nas nie nakręcać. To z rana jak i teraz tarzanie się po trawie podczas treningu musiało nam wystarczyć. Idąc, za jego przykładem założyłam płaszcz, dokładnie go zapinając. Jedyne co zauważyłam w tym, że byliśmy razem, było to, że Cas już bez żadnych wątpliwości wykonywał, pewne gesty jak w tym przypadku było chwycenie mnie za rękę. Wcześniej to bardziej ja to zaczynałam. Uśmiechnęłam się lekko, idąc powoli bez pośpiechu w stronę lasu. Znajomy dźwięk pracy w drewnie skutecznie uniemożliwił nam na ten moment realizację naszego planu. Mnie też on zaciekawił, więc bez żadnego sprzeciwu udaliśmy się w miejsce, gdzie było źródło dobrze nam już znanego zajęcia. Jeszcze większe zaskoczenie równe mojemu partnerowi było to, że tym stolarzem była kobieta. I wokół miała sporo wykonanych przez siebie rzeczy. Zaśmiałam się tylko cicho na słowa kobiety zwróconego do mego partnera. Rzeczywiście przez chwilę wyglądał jak ryba wyjęta z wody, bawiło mnie to.
- To prawda sami łamiemy dawno przyjęte schematy. Więc uważam, że jak są, zdolności to każdy powinien zajmować się tym, co potrafi. Bez znaczenia na płeć- potwierdziłam słowa Caspera. Kobieta uśmiechnęła się, tylko kątem warg wracając do swej pracy.
- W końcu ktoś, kto ma trochę więcej oleju w głowie niż reszta miasteczka- mruknęła obserwując jak za jej zgodą Casper podszedł do wiadra, w którym jak się okazało było kilkanaście drewnianych mieczy. Starannie wykonanych. Owszem były zabawkowe, ale do treningów mogły się przydać.
- Jak myślisz, przydadzą się nam? Są tylko trochę dłuższe od naszych sztyletów. Z utrzymaniem ich też nie będzie problemu- podsumowałam były z w miarę elastycznego drzewa. Spojrzałam na kobietę, pewne było, że gdzieś je ona sprzedaje. Ta dbałość o szczegóły nie mogła służyć jedynie jej, ale i klientom.
- Sprzedaje pani gdzieś to wszystko, co wykona? Bo interesują nas dwa takie miecze- spytałam ją, ta aż przerwała pracę, uśmiechając się nikle.
- Większość tych zabawek zawożę do sklepu z zabawkami w pobliskiej wiosce. Dają tam lepiej zarobić niż tutaj. Ale po co wam te dwa miecze?… One są dla dzieci- spytała prosto z mostu. Dwójka dorosłych chcąca kupić zabawkowe miecze. No też bym pewnie to pytanie miała w swej podświadomości. Spojrzałam na Caspera …znowu temat dzieci. I ponownie to nieprzyjemne ukucie.
- Tak jak już mówiłam, wcześniej łamiemy z moim partnerem dawno przyjęte schematy. I do tego one nam się bardzo przydarzą-dając Casperowi poprowadzić negocjacje ze stolarką. Wydawała się być nami zaintrygowana. Nie dziwiło mnie to, intrygowaliśmy każdego swoim wyglądem i tajemniczością.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Niespecjalnie zdziwiła mnie wiadomość, iż kobieta swoje wyroby sprzedawała w sąsiedniej miejscowości. To miasteczko było zdominowane przez męską część. A po nieco opryskliwym przywitaniu ze strony kobiety zrozumiałem, że niekoniecznie jej praca była poważana. Na tyle, że nawet nikt nas nie poinformował, iż znajduje się jeszcze jeden stolarz, który jest kobietą.
- Myślę, że będą dobre - odpowiedziałem, machając na próbę drewnianym orężem. Był trochę dłuższy od sztyletu i jednocześnie nieco cięższy, ale na treningi nadawał się bardzo dobrze. Nie był idealny lecz nie można było tego oczekiwać od zabawek. Spokojnie wystarczą nam takie dopóki nie dostaniemy zamówienia od naszego stolarza. Lepiej trafić nie mogliśmy.
Uśmiechnąłem się lekko, wyczuwając zainteresowanie ze strony kobiety.
- Uczę moją partnerkę posługiwać się bronią. Aby była w stanie obronić się sama, jeśli z jakiegoś powodu zabraknie mnie u jej boku lub będę do tego niezdolny - wyjaśniłem, nie wspominając nic więcej ani o naszej profesji, ani o sztyletach. Nie było potrzeba demonów, by kobieta miała wystarczająco wiele zagrożeń z różnych stron.
- Żartuje pan? - brwi czarnowłosej uniosły się bardzo wysoko, jakbym powiedział coś bardzo niewiarygodnego.
- Nie, nasza praca jest bardzo wymagająca i dość niebezpieczna.
- Czym się zajmujecie, jeśli mogłabym wiedzieć? - jej oczy błyszczały w blasku ognia niczym u dziecka, które odkryło coś bardzo interesującego.
- Dobijemy targu? - spytałem zamiast odpowiedzieć, wskazując na trzymane dwa miecze, które wraz z Eri wybraliśmy.
- Dziesięć za oba plus trochę informacji o was - ponownie mnie zaskoczyła tymi słowami. Cena wcale nie była wygórowana. Mógłbym ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że bardzo spodobała mi się ta propozycja. Pewnie było to widać po mojej minie, gdyż na ustach czarnowłosej pojawił się spory uśmiech zadowolenia. Jedynie posłałem krótkie spojrzenie Eri, a gdy znalazłem u niej aprobatę, wyciągnąłem wyliczone monety, podając je naszej wybawczyni.
- Casper Reeve oraz Euricia Verecio…
- Łowcy demonów! - przerwała mi wypowiedź kobieta, gdy tylko nas przedstawiłem. Uniosła się z krzesła, zbliżając się do nas dwa kroki.
- Tak. Widzę, że nie muszę nic więcej dodawać. Dziękujemy zatem za miłą obsługę. Będziemy panią polecać.
- Myślę, że będą dobre - odpowiedziałem, machając na próbę drewnianym orężem. Był trochę dłuższy od sztyletu i jednocześnie nieco cięższy, ale na treningi nadawał się bardzo dobrze. Nie był idealny lecz nie można było tego oczekiwać od zabawek. Spokojnie wystarczą nam takie dopóki nie dostaniemy zamówienia od naszego stolarza. Lepiej trafić nie mogliśmy.
Uśmiechnąłem się lekko, wyczuwając zainteresowanie ze strony kobiety.
- Uczę moją partnerkę posługiwać się bronią. Aby była w stanie obronić się sama, jeśli z jakiegoś powodu zabraknie mnie u jej boku lub będę do tego niezdolny - wyjaśniłem, nie wspominając nic więcej ani o naszej profesji, ani o sztyletach. Nie było potrzeba demonów, by kobieta miała wystarczająco wiele zagrożeń z różnych stron.
- Żartuje pan? - brwi czarnowłosej uniosły się bardzo wysoko, jakbym powiedział coś bardzo niewiarygodnego.
- Nie, nasza praca jest bardzo wymagająca i dość niebezpieczna.
- Czym się zajmujecie, jeśli mogłabym wiedzieć? - jej oczy błyszczały w blasku ognia niczym u dziecka, które odkryło coś bardzo interesującego.
- Dobijemy targu? - spytałem zamiast odpowiedzieć, wskazując na trzymane dwa miecze, które wraz z Eri wybraliśmy.
- Dziesięć za oba plus trochę informacji o was - ponownie mnie zaskoczyła tymi słowami. Cena wcale nie była wygórowana. Mógłbym ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że bardzo spodobała mi się ta propozycja. Pewnie było to widać po mojej minie, gdyż na ustach czarnowłosej pojawił się spory uśmiech zadowolenia. Jedynie posłałem krótkie spojrzenie Eri, a gdy znalazłem u niej aprobatę, wyciągnąłem wyliczone monety, podając je naszej wybawczyni.
- Casper Reeve oraz Euricia Verecio…
- Łowcy demonów! - przerwała mi wypowiedź kobieta, gdy tylko nas przedstawiłem. Uniosła się z krzesła, zbliżając się do nas dwa kroki.
- Tak. Widzę, że nie muszę nic więcej dodawać. Dziękujemy zatem za miłą obsługę. Będziemy panią polecać.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach