Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
ARENA PIEKIEŁ
Jak myślisz, jak gorąco jest w piekle?
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Czy możliwa jest wędrówka bez choć jednego upadku?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Tutaj każdy koszmar stanie się rzeczywistością
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W pierwszej kolejności zająłem się kamieniami znajdującymi się najbliżej Eri. Jakoś… wolałem mieć większą pewność, że nic jej się nie stanie. Zwilżyłem palec olejem, po czym przesunąłem nim po liniach run. Krwiste światło nadal padało lecz już z mniejszą intensywnością, a dopiero zacząłem. To była dobra wiadomość. Gdy skończyłem cały znak, rozbłysł białym światłem, by na końcu przybrać błękitny odcień.
Pamiętałem, jak strasznie wyzywałem na czym świat stoi, gdy kupowaliśmy przepis na ten olej od jednego mnicha. Był tak przeraźliwie drogi, że przez następne pół roku żyliśmy z Eri pod kreską, wyprzedając co mniej potrzebne artefakty oraz biorąc każde zlecenie, jakie tylko wpadło w nasze ręce. Teraz byłem wdzięczny staruszkowi i znając jego pełny potencjał, zapłaciłbym dwa razy więcej z pocałowaniem dłoni.
Po kolejnym "naprawionym" znaku, poczułem jak ziemia znów zaczęła drżeć pod naszymi nogami. Błękit na chwilę zamrugał niepewnie. Musiałem się pospieszyć, by wszystkie znaki poprawić. Tylko razem miały pełną moc. Wtedy usłyszałem głos Eri i dostrzegłem jak odrzuca jeden z kamieni. Kiwnąłem głową głową, łapiąc rzucony przedmiot. Od razu zająłem się tym, a także niewielką przerwą na linii, którą spowodował upadek kamienia.
Wkrótce dwa ramienia naszej gwiazdy rozbłysły błękitem, tak mocno kontrastującym z czerwienią. Niedługo dołączyło trzecie ramię, którego czubek musiałem poprawić. Jednak tu zatrzymałem się odrobinę dłużej. Byłem pewien, że ani ja, ani Eri nie nadepnęliśmy na to miejsce. Zawsze bardzo uważaliśmy, by nic nie uszkodzić, a tu był ewidentny odcisk stopy.
- Dam radę. Potrzebuję tylko więcej proszku onyksowego, żeby załatać te szczeliny - odpowiedziałem kobiecie, a po chwili trzymałem już w dłoniach lniany worek ze wspomnianym proszkiem. Wymieszałem go w dłoniach z olejem, tworząc gęstą maź, którą uszczelniłem pęknięcia i poprawiłem wyryty w kamieniu znak. Mimo iż po tej czynności czwarte już ramię przybrało błękitnego koloru, czułem coraz większy niepokój. W pewnym momencie coś zaczęło we mnie wręcz wrzeszczeć, abym jak najszybciej stamtąd uciekał. Moja intuicja rzadko się myliła. Spiąłem się bardziej, oczekując jakiegoś ataku niemal z każdej strony.
- Eri, oszczędzaj energię - ostrzegłem kobietę, czując, że bardzo jej się to przyda. Z drżącymi dłońmi zabrałem się do ostatniej, najbardziej zniszczonej pieczęci. Miałem rację, że coś jest z tym mocno nie tak. W momencie, gdy moje palce dotknęły niemal gorącej powierzchni kamienia, pod moimi stopami pękła ziemia. Szrama miała może z pół metra długości i tylko kilka centymetrów szerokości, dlatego bez problemu przeszedłem na drugą stronę, nie wpadając do środka. W chwili, gdy ponownie zabrałem się do pieczętowania, ze szczeliny wystrzeliły dwie macki. Jedną odbiłem uzbrojoną w kastet ręką. Druga złapała moją dłoń umazaną mazią onyksowo-olejną, co było czymś bardzo bolesnym dla demona każdego rodzaju. W tym przypadku nie musiałem się wysilać. To połączenie wywołało oparzenie u demona, aż poczułem smród palonego mięsa. Do moich uszu dotarł też kobiecy syk, całkiem blisko ziemi. Byt ten musiał więc przybrać postać kobiety z wieloma mackami. Brudno-białymi, oślizgłymi odnóżami, których kilka następnych wychynęło z pęknięcia.
- Nie podchodź! - krzyknąłem w stronę Eri, gdy tylko jej cień zamajaczył na skraju mojego pola widzenia. Ona zawsze była w gorącej wodzie kąpana i gdy tylko coś mnie atakowało, chciała od razu pomagać. Wolałem jednak, by trzymała się za bezpieczną granicą.
Wyszarpałem sztylet, którym odcinałem każdą mackę w zasięgu rąk. Runy na ostrzu, a także te na kastecie, rozbłyskiwały za każdym razem, gdy miały styczności z ciałem demona. Nie chciał odpuścić tak łatwo. A ja miałem jeszcze jeden znak do naprawienia. Złapałem więc woreczek z proszkiem, po czym połowę jego zawartości wysypałem wprost w otwór w miejscu, gdzie wydawało mi się, że jest twarz. Udało się. Wrzask rozszedł się pod ziemią, wprawiając ją w drżenia, a macki się schowały. Wiedziałem, że to zapewne jedyna szansa, dlatego błyskawicznie skleiłem pęknięty kawałek skały, poprawiając linie znaku ochronnego.
Podziałało. Cała gwiazda wraz z zewnętrznym kręgiem zajaśniała błękitem, a wyrwa w ziemi się zabliźniła. Dla pewności zasypałem to miejsce resztą proszku, poprawiając odrobiną oleju. Czułem jak moje włosy delikatnie się unoszą od nagromadzonej energii. To z pewnością sprawka Eri i jej niezastąpionych czarów. Gdyby nie naprawiła zewnętrznej części, byłoby z nami kiepsko.
Pamiętałem, jak strasznie wyzywałem na czym świat stoi, gdy kupowaliśmy przepis na ten olej od jednego mnicha. Był tak przeraźliwie drogi, że przez następne pół roku żyliśmy z Eri pod kreską, wyprzedając co mniej potrzebne artefakty oraz biorąc każde zlecenie, jakie tylko wpadło w nasze ręce. Teraz byłem wdzięczny staruszkowi i znając jego pełny potencjał, zapłaciłbym dwa razy więcej z pocałowaniem dłoni.
Po kolejnym "naprawionym" znaku, poczułem jak ziemia znów zaczęła drżeć pod naszymi nogami. Błękit na chwilę zamrugał niepewnie. Musiałem się pospieszyć, by wszystkie znaki poprawić. Tylko razem miały pełną moc. Wtedy usłyszałem głos Eri i dostrzegłem jak odrzuca jeden z kamieni. Kiwnąłem głową głową, łapiąc rzucony przedmiot. Od razu zająłem się tym, a także niewielką przerwą na linii, którą spowodował upadek kamienia.
Wkrótce dwa ramienia naszej gwiazdy rozbłysły błękitem, tak mocno kontrastującym z czerwienią. Niedługo dołączyło trzecie ramię, którego czubek musiałem poprawić. Jednak tu zatrzymałem się odrobinę dłużej. Byłem pewien, że ani ja, ani Eri nie nadepnęliśmy na to miejsce. Zawsze bardzo uważaliśmy, by nic nie uszkodzić, a tu był ewidentny odcisk stopy.
- Dam radę. Potrzebuję tylko więcej proszku onyksowego, żeby załatać te szczeliny - odpowiedziałem kobiecie, a po chwili trzymałem już w dłoniach lniany worek ze wspomnianym proszkiem. Wymieszałem go w dłoniach z olejem, tworząc gęstą maź, którą uszczelniłem pęknięcia i poprawiłem wyryty w kamieniu znak. Mimo iż po tej czynności czwarte już ramię przybrało błękitnego koloru, czułem coraz większy niepokój. W pewnym momencie coś zaczęło we mnie wręcz wrzeszczeć, abym jak najszybciej stamtąd uciekał. Moja intuicja rzadko się myliła. Spiąłem się bardziej, oczekując jakiegoś ataku niemal z każdej strony.
- Eri, oszczędzaj energię - ostrzegłem kobietę, czując, że bardzo jej się to przyda. Z drżącymi dłońmi zabrałem się do ostatniej, najbardziej zniszczonej pieczęci. Miałem rację, że coś jest z tym mocno nie tak. W momencie, gdy moje palce dotknęły niemal gorącej powierzchni kamienia, pod moimi stopami pękła ziemia. Szrama miała może z pół metra długości i tylko kilka centymetrów szerokości, dlatego bez problemu przeszedłem na drugą stronę, nie wpadając do środka. W chwili, gdy ponownie zabrałem się do pieczętowania, ze szczeliny wystrzeliły dwie macki. Jedną odbiłem uzbrojoną w kastet ręką. Druga złapała moją dłoń umazaną mazią onyksowo-olejną, co było czymś bardzo bolesnym dla demona każdego rodzaju. W tym przypadku nie musiałem się wysilać. To połączenie wywołało oparzenie u demona, aż poczułem smród palonego mięsa. Do moich uszu dotarł też kobiecy syk, całkiem blisko ziemi. Byt ten musiał więc przybrać postać kobiety z wieloma mackami. Brudno-białymi, oślizgłymi odnóżami, których kilka następnych wychynęło z pęknięcia.
- Nie podchodź! - krzyknąłem w stronę Eri, gdy tylko jej cień zamajaczył na skraju mojego pola widzenia. Ona zawsze była w gorącej wodzie kąpana i gdy tylko coś mnie atakowało, chciała od razu pomagać. Wolałem jednak, by trzymała się za bezpieczną granicą.
Wyszarpałem sztylet, którym odcinałem każdą mackę w zasięgu rąk. Runy na ostrzu, a także te na kastecie, rozbłyskiwały za każdym razem, gdy miały styczności z ciałem demona. Nie chciał odpuścić tak łatwo. A ja miałem jeszcze jeden znak do naprawienia. Złapałem więc woreczek z proszkiem, po czym połowę jego zawartości wysypałem wprost w otwór w miejscu, gdzie wydawało mi się, że jest twarz. Udało się. Wrzask rozszedł się pod ziemią, wprawiając ją w drżenia, a macki się schowały. Wiedziałem, że to zapewne jedyna szansa, dlatego błyskawicznie skleiłem pęknięty kawałek skały, poprawiając linie znaku ochronnego.
Podziałało. Cała gwiazda wraz z zewnętrznym kręgiem zajaśniała błękitem, a wyrwa w ziemi się zabliźniła. Dla pewności zasypałem to miejsce resztą proszku, poprawiając odrobiną oleju. Czułem jak moje włosy delikatnie się unoszą od nagromadzonej energii. To z pewnością sprawka Eri i jej niezastąpionych czarów. Gdyby nie naprawiła zewnętrznej części, byłoby z nami kiepsko.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
W przypadku bytów z piekieł mogliśmy się spodziewać dosłownie wszystkiego. Nie zaskoczyło mnie więc to, że szczelina otworzyła się, by demon mógł uwolnić swoje macki, by pochwycić Casa. On zdawał się być przygotowany na ten atak, bo niemal z idealną precyzją odciął jedną z macek tego stwora. Starałam się, jak mogłam, chronić go by nie stracił, też czujności. A mimo tego sam zdawał się też o mnie martwić i ostrzegać bym zachowała czujność. Nasza współpraca zawsze szła sprawnie, bo znaliśmy się na tym co robiliśmy już od tylu lat. Żaden demon nas w sumie nie przerażał, zwykle umieliśmy, sobie z nimi radzić tak też było i w tym przypadku. Inkantacje wypowiadane przeze mnie chroniły krąg jak i Caspera. Nie było mowy o tym, bym przestała. Dopóki pieczęć nie zalśni błękitem, nie ma szans, bym porzuciła swoją rolę , którą teraz zajmowałam. Co nie było łatwym zadaniem, bo ciągle szczelina w każdej chwili mogła się bardziej poszerzyć i wypuścić więcej tych przeklętych macek. Bałam się o Casa gdy walka z tym bytem przedłużyła się, a ja nie mogłam nic zrobić. Chciałam odepchnąć jedną z macek, ale mój partner kazał, mi się odsunąć. W mig zrozumiałam, dlaczego miałam tak zrobić. Kolejny atak kastetem w mackę i demon zwyczajnie wydał zbolały okrzyk niknąć w szczelinie. Którą właśnie zablokował i zapieczętował Cas. Udało nam się zamknąć ten cholerny krąg, ale sporo nas to kosztowało, na szczęście nie byłam tak zmęczona jak sądziłam, że będę. Mój oddech dopiero po chwili się uspokoił. Ta walka i tak więcej kosztowała mężczyznę niż mnie. Dałam mu znak, że może już wyjść z kręgu, gdy był już bliżej mnie ,przysunęłam się do niego, jakbym chciała ocenić czy nie ma żadnych nowych obrażeń. Nie wiedziałam, czy mnie nie odepchnie, więc robiłam to tak samo ostrożnie jak wtedy podczas zmiany opatrunku nim to wszystko między nami się zaczęło. Spojrzałam na niego.
- Chyba jesteś cały. Żadnych skutków ubocznych zawrotów głowy? Czy uczucia zimna?- wolałam się upewnić czy wszystko z nim w porządku. Może i nasza relacja nie była teraz najlepsza, ale nie mogłam się o niego nie martwić. To było zwyczajnie silniejsze ode mnie i tak naturalne, że było dla mnie niemożliwym, by trzymać dystans. Który teraz był wręcz u nas wymagany.
- Wybacz ja… nie umiem inaczej nawet gdybym chciała. Po prostu zawsze czuję ten cholerny niepokój, gdy musisz się z tym mierzyć. Dlatego chciałam, byś nauczył mnie podstaw walki- powiedziałam, czując, że powinnam się od niego odsunąć. By nie pogarszać sprawy, choć najchętniej bym się w niego wtuliła. By ukryć, to jak się niepewnie teraz czułam, odwróciłam się plecami do niego, by schować resztę, tego czego nie zużyliśmy do torby. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Ten pierścionek, nie wiedziałam, skąd go on miał.
- Możesz mi w drodze powrotnej, powiedzieć skąd masz ten pierścionek? Zdaje się, że w domu powinnam ci go zwrócić- dodałam, chcąc się dowiedzieć, jak wszedł w jego posiadanie. Poza tym znów miałam ochotę napić się wina, które zostało dopiero co otwarte. Nie, żebym często piła, ale tylko w ten sposób mogłam jakoś znieść nadal te pełne bólu spojrzenie Casa gdy poznał mój punkt widzenia na temat przyszłości. To spojrzenie ciągle mnie prześladowało jak i jego reakcja, która mocno odcisnęła się w mym sercu. Spojrzałam na krąg i na to co chwilę temu robił Casper. Dobrze widziałam, że był tam ślad buta? Ale kto normalny wchodzi do kręgu? Nic z tego nie rozumiałam. Wypadało wrócić do domu i odpocząć, po tym wszystkim.
- Wracajmy, skoro jest już bezpiecznie to Drake i Annabeth mogą wrócić spokojnie do domu. Jutro ogarniemy resztę jeśli tu coś zostało- zasugerowałam. Najlepiej rozmawiać tylko o pracy, w tym temacie byliśmy zupełnie zgodni.
W tym nadal obecnym wokół nas napięciu zaczęliśmy wracać do domu.
- Chyba jesteś cały. Żadnych skutków ubocznych zawrotów głowy? Czy uczucia zimna?- wolałam się upewnić czy wszystko z nim w porządku. Może i nasza relacja nie była teraz najlepsza, ale nie mogłam się o niego nie martwić. To było zwyczajnie silniejsze ode mnie i tak naturalne, że było dla mnie niemożliwym, by trzymać dystans. Który teraz był wręcz u nas wymagany.
- Wybacz ja… nie umiem inaczej nawet gdybym chciała. Po prostu zawsze czuję ten cholerny niepokój, gdy musisz się z tym mierzyć. Dlatego chciałam, byś nauczył mnie podstaw walki- powiedziałam, czując, że powinnam się od niego odsunąć. By nie pogarszać sprawy, choć najchętniej bym się w niego wtuliła. By ukryć, to jak się niepewnie teraz czułam, odwróciłam się plecami do niego, by schować resztę, tego czego nie zużyliśmy do torby. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Ten pierścionek, nie wiedziałam, skąd go on miał.
- Możesz mi w drodze powrotnej, powiedzieć skąd masz ten pierścionek? Zdaje się, że w domu powinnam ci go zwrócić- dodałam, chcąc się dowiedzieć, jak wszedł w jego posiadanie. Poza tym znów miałam ochotę napić się wina, które zostało dopiero co otwarte. Nie, żebym często piła, ale tylko w ten sposób mogłam jakoś znieść nadal te pełne bólu spojrzenie Casa gdy poznał mój punkt widzenia na temat przyszłości. To spojrzenie ciągle mnie prześladowało jak i jego reakcja, która mocno odcisnęła się w mym sercu. Spojrzałam na krąg i na to co chwilę temu robił Casper. Dobrze widziałam, że był tam ślad buta? Ale kto normalny wchodzi do kręgu? Nic z tego nie rozumiałam. Wypadało wrócić do domu i odpocząć, po tym wszystkim.
- Wracajmy, skoro jest już bezpiecznie to Drake i Annabeth mogą wrócić spokojnie do domu. Jutro ogarniemy resztę jeśli tu coś zostało- zasugerowałam. Najlepiej rozmawiać tylko o pracy, w tym temacie byliśmy zupełnie zgodni.
W tym nadal obecnym wokół nas napięciu zaczęliśmy wracać do domu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdy Euricia oznajmiła, że też jest już gotowa i wszystko jest na swoim miejscu tak, jak powinno, wyszedłem z kręgu, zabierając ze sobą resztę tego, co mi pozostało. Starałem się oszczędzać olej, ale mimo wszystko i tak zużyłem go więcej niż bym chciał.
- Wszystko w porządku. Gorąco mi tylko trochę - odpowiedziałem tylko, przecierając dłonią lekko wilgotne czoło. Teraz przestało być zimno, a przez grube ubranie oraz tą krótką walkę zmęczyłem się nieco. Rozpiąłem też górne guziki płaszcza, by trochę się ochłodzić.
- Nauczę cię, ale to nie znaczy, że zaraz pozwolę ci się włączać do walki. Chyba że nie nauczę, bo wtedy będziesz się pierwsza wpychać między mnie a demony - westchnąłem krótko. Bardzo możliwe było, że tak właśnie się stanie. A wolałem sam wziąć to na siebie niż pozwolić, żeby Euricia narażała się bez sensu. Bo to wcale nie tak, jak o mnie myślała Eri i opowiadała głupoty Annabeth. Nie byłem idiotą, który lubi ryzykować. Ryzykowałem, żeby ona nie musiała. Wolałem przyjąć na siebie wszystkie obrażenia, żeby to ona nie musiała znosić tego całego bólu.
- Kupiłem. Zatrzymaj go sobie, niech ci służy. To silny artefakt chroniący, a tobie zdecydowanie przyda się dodatkowa ochrona - powiedziałem, nie wyjawiając ostatecznie całej prawdy. Uznałem, iż było to zbyt wcześnie po tej rozmowie. Jak sama powiedziała, obawiała się tego co następuje po narzeczeństwie, oprócz bycia matką również bycie żoną. A skoro już go widziała, głupio byłoby zabrać teraz błyskotkę, by później znów wręczyć to samo. Zabrałem torbę, po czym ruszyliśmy w stronę domu. Na szczęście było bardzo blisko i nie stanowiło to problemu. Nie musieliśmy rozmawiać w międzyczasie. Bo po pierwsze byliśmy zmęczeni oboje, a po drugie nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć…
Chociaż w sumie była jedna rzecz, którą chciałem poruszyć.
- Widziałaś ten odcisk stopy? - spytałem, odrobinę zwalniając kroku. - To nie należało do mnie ani do ciebie. Myślę, że ktoś umyślnie zniszczył jeden z kamieni. Ten drugi również był zniszczony lecz mniej, jakby ktoś spłoszył sprawcę. A ten demon miał niesamowitą aurę, przy nawet takim niedużym zniszczeniu potrafił przebić się przez resztę ochrony. Nie wiem, co z tym zrobić. To pierwsza taka sytuacja, gdy ktoś w ten sposób sabotuje naszą pracę. I z pewnością wie, co robi - mówiłem, nie mogąc uwierzyć, by ktoś był na tyle głupi.
- Wszystko w porządku. Gorąco mi tylko trochę - odpowiedziałem tylko, przecierając dłonią lekko wilgotne czoło. Teraz przestało być zimno, a przez grube ubranie oraz tą krótką walkę zmęczyłem się nieco. Rozpiąłem też górne guziki płaszcza, by trochę się ochłodzić.
- Nauczę cię, ale to nie znaczy, że zaraz pozwolę ci się włączać do walki. Chyba że nie nauczę, bo wtedy będziesz się pierwsza wpychać między mnie a demony - westchnąłem krótko. Bardzo możliwe było, że tak właśnie się stanie. A wolałem sam wziąć to na siebie niż pozwolić, żeby Euricia narażała się bez sensu. Bo to wcale nie tak, jak o mnie myślała Eri i opowiadała głupoty Annabeth. Nie byłem idiotą, który lubi ryzykować. Ryzykowałem, żeby ona nie musiała. Wolałem przyjąć na siebie wszystkie obrażenia, żeby to ona nie musiała znosić tego całego bólu.
- Kupiłem. Zatrzymaj go sobie, niech ci służy. To silny artefakt chroniący, a tobie zdecydowanie przyda się dodatkowa ochrona - powiedziałem, nie wyjawiając ostatecznie całej prawdy. Uznałem, iż było to zbyt wcześnie po tej rozmowie. Jak sama powiedziała, obawiała się tego co następuje po narzeczeństwie, oprócz bycia matką również bycie żoną. A skoro już go widziała, głupio byłoby zabrać teraz błyskotkę, by później znów wręczyć to samo. Zabrałem torbę, po czym ruszyliśmy w stronę domu. Na szczęście było bardzo blisko i nie stanowiło to problemu. Nie musieliśmy rozmawiać w międzyczasie. Bo po pierwsze byliśmy zmęczeni oboje, a po drugie nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć…
Chociaż w sumie była jedna rzecz, którą chciałem poruszyć.
- Widziałaś ten odcisk stopy? - spytałem, odrobinę zwalniając kroku. - To nie należało do mnie ani do ciebie. Myślę, że ktoś umyślnie zniszczył jeden z kamieni. Ten drugi również był zniszczony lecz mniej, jakby ktoś spłoszył sprawcę. A ten demon miał niesamowitą aurę, przy nawet takim niedużym zniszczeniu potrafił przebić się przez resztę ochrony. Nie wiem, co z tym zrobić. To pierwsza taka sytuacja, gdy ktoś w ten sposób sabotuje naszą pracę. I z pewnością wie, co robi - mówiłem, nie mogąc uwierzyć, by ktoś był na tyle głupi.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Poczułam ulgę, gdy Cas zgodził się mnie podszkolić w walce, ale też jawnie dał mi do zrozumienia, że nie podobało mu się to, co chciałam zrobić z tym włączeniem się do walki z demonem. Tu musiałam przyznać mu rację.
- Nie umiem tego wyjaśnić, po prostu miałam dziwne wrażenie, że te macki zaraz cię oplotą i zabiorą pod ziemię. Chciałam jakoś to powstrzymać. A miałam wrażenie, że jedna z inkantacji nie zadziałała. Stąd taka moja reakcja- wyznałam, nie wiedząc, czy mi w to uwierzy.
- A poza tym nie chodzi mi o tylko walkę z demonami. Powinnam znać lepiej podstawy obrony. Nigdy nic nie wiadomo co nas na misjach spotka
Spojrzałam na niego, gdy wyjaśnił mi, skąd ma tę biżuterię. Odniosłam jednak wrażenie, że nie mówi mi o niej całej prawdy. Może to przez to, że za długo go znałam i potrafiłam wykryć takie rzeczy? Na ten moment postanowiłam jednak zostawić ten temat, tak jak był, uznając, że kiedyś poznam prawdę. Gdybyśmy byli w lepszej na ten moment relacji pewnie bym się z nim droczyła. Teraz wiedziałam, że lepiej zostawić go w spokoju a ten mój nawyk przełożyć na inny lepszy czas. Jeśli taki się w ogóle znajdzie. W co bardzo wierzyłam.
- Dziękuję, aż mnie zaskoczyło, ile inkantacji musiało zostać na niego nałożonych. Skoro nawet teraz wyczuwam je z niego. Na pewno nie jest, na słabe demony. Z resztą ten teraz też taki nie był co też, pewnie wyczułeś- nie podobało mi się to, że takie demony są tuż pod ziemią, ledwo pod tą pieczęcią. A ilu ich było jeszcze głębiej? Wolałam nawet o tym nie myśleć.
Będąc przed domem, Cas poruszył temat stopy i niszczenia kamieni w kręgu. Tak to też mnie zaniepokoiło, ale uniosłam lekko dłoń, by mu przerwać.
- Dokończymy tę rozmowę w mieszkaniu. Jak już pożegnamy Drake’a i Annabet dobrze? Bo zanosi się na trochę dłuższą pogawędkę- weszłam pierwsza do budynku, a potem do mieszkania za mną pojawił się w nim Cas.
Na widok tej dwójki uśmiechnęłam się lekko.
- Wszystko w porządku. Na tę chwilę niebezpieczeństwo zażegnane. Udało nam się zapobiec katastrofie- uspokoiłam przyjaciół lekko zmęczona.
- To dobra wiadomość. Czyli możemy bezpiecznie wrócić do domu?- upewniła się czarnowłosa. Na co kiwnęłam głową, by mieli pewność.
- Jak chcecie, mogę was odprowadzić. Nie mieszkacie aż tak daleko- zaoferowałam dwójce naszych gości.
- Nie trzeba, skoro jest bezpiecznie. Poza tym widzę, że to was trochę zmęczyło. Do zobaczenia innym razem- pożegnała nas Annabeth, ubierając, płaszcz. Drake też się z nami pożegnał i wyszli, zostawiając nas samych. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą zdecydowałam się przerwać.
- Oby się w końcu jakoś dogadali. Nie myślałam, że ich sytuacja jest tak nieciekawa, dopóki mi się nie zwierzyła- mruknęłam, licząc, że przyjaciele przetrwają kryzys.
Skierowałam się do stołu, stawiając na nim dopiero zaczętą drugą butelkę wina.
- Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę się dziś solidnie napić. Wracając do tematu śladu na kręgu, też go zauważyłam. I nawet coś wyczułam, ale przez obecność tamtego bytu obie energie mieszały się ze sobą. Wiem jedno, to był ktoś cholernie niedoświadczony. Albo ktoś chciał potrenować przywoływanie demonów. Tylko kto byłby na tyle głupi, by się na to porywać, nie znając konsekwencji?Albo znając je a i tak chcąc się z nimi pobawić, to prawie samobójstwo, co nie?- spytałam Casa. Biorąc do ręki kieliszek z alkoholem.
- Jak też chcesz, nie krępuj się, została prawie cała butelka- mówiąc to, wskazałam na wino. Chyba oboje raz na jakiś czas mogliśmy sobie na to pozwolić. Jutro jakoś damy radę ogarnąć resztę wokół tego kręgu.
- Nie umiem tego wyjaśnić, po prostu miałam dziwne wrażenie, że te macki zaraz cię oplotą i zabiorą pod ziemię. Chciałam jakoś to powstrzymać. A miałam wrażenie, że jedna z inkantacji nie zadziałała. Stąd taka moja reakcja- wyznałam, nie wiedząc, czy mi w to uwierzy.
- A poza tym nie chodzi mi o tylko walkę z demonami. Powinnam znać lepiej podstawy obrony. Nigdy nic nie wiadomo co nas na misjach spotka
Spojrzałam na niego, gdy wyjaśnił mi, skąd ma tę biżuterię. Odniosłam jednak wrażenie, że nie mówi mi o niej całej prawdy. Może to przez to, że za długo go znałam i potrafiłam wykryć takie rzeczy? Na ten moment postanowiłam jednak zostawić ten temat, tak jak był, uznając, że kiedyś poznam prawdę. Gdybyśmy byli w lepszej na ten moment relacji pewnie bym się z nim droczyła. Teraz wiedziałam, że lepiej zostawić go w spokoju a ten mój nawyk przełożyć na inny lepszy czas. Jeśli taki się w ogóle znajdzie. W co bardzo wierzyłam.
- Dziękuję, aż mnie zaskoczyło, ile inkantacji musiało zostać na niego nałożonych. Skoro nawet teraz wyczuwam je z niego. Na pewno nie jest, na słabe demony. Z resztą ten teraz też taki nie był co też, pewnie wyczułeś- nie podobało mi się to, że takie demony są tuż pod ziemią, ledwo pod tą pieczęcią. A ilu ich było jeszcze głębiej? Wolałam nawet o tym nie myśleć.
Będąc przed domem, Cas poruszył temat stopy i niszczenia kamieni w kręgu. Tak to też mnie zaniepokoiło, ale uniosłam lekko dłoń, by mu przerwać.
- Dokończymy tę rozmowę w mieszkaniu. Jak już pożegnamy Drake’a i Annabet dobrze? Bo zanosi się na trochę dłuższą pogawędkę- weszłam pierwsza do budynku, a potem do mieszkania za mną pojawił się w nim Cas.
Na widok tej dwójki uśmiechnęłam się lekko.
- Wszystko w porządku. Na tę chwilę niebezpieczeństwo zażegnane. Udało nam się zapobiec katastrofie- uspokoiłam przyjaciół lekko zmęczona.
- To dobra wiadomość. Czyli możemy bezpiecznie wrócić do domu?- upewniła się czarnowłosa. Na co kiwnęłam głową, by mieli pewność.
- Jak chcecie, mogę was odprowadzić. Nie mieszkacie aż tak daleko- zaoferowałam dwójce naszych gości.
- Nie trzeba, skoro jest bezpiecznie. Poza tym widzę, że to was trochę zmęczyło. Do zobaczenia innym razem- pożegnała nas Annabeth, ubierając, płaszcz. Drake też się z nami pożegnał i wyszli, zostawiając nas samych. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą zdecydowałam się przerwać.
- Oby się w końcu jakoś dogadali. Nie myślałam, że ich sytuacja jest tak nieciekawa, dopóki mi się nie zwierzyła- mruknęłam, licząc, że przyjaciele przetrwają kryzys.
Skierowałam się do stołu, stawiając na nim dopiero zaczętą drugą butelkę wina.
- Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę się dziś solidnie napić. Wracając do tematu śladu na kręgu, też go zauważyłam. I nawet coś wyczułam, ale przez obecność tamtego bytu obie energie mieszały się ze sobą. Wiem jedno, to był ktoś cholernie niedoświadczony. Albo ktoś chciał potrenować przywoływanie demonów. Tylko kto byłby na tyle głupi, by się na to porywać, nie znając konsekwencji?Albo znając je a i tak chcąc się z nimi pobawić, to prawie samobójstwo, co nie?- spytałam Casa. Biorąc do ręki kieliszek z alkoholem.
- Jak też chcesz, nie krępuj się, została prawie cała butelka- mówiąc to, wskazałam na wino. Chyba oboje raz na jakiś czas mogliśmy sobie na to pozwolić. Jutro jakoś damy radę ogarnąć resztę wokół tego kręgu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiwnąłem głową, zgadzając się z Eri. Zdecydowanie był to temat na dłuższy czas. Musieliśmy wymyślić też, co z tym zrobić, aby znów nie doszło do czegoś takiego. Co by się stało, gdybym przypadkiem tam się nie znalazł i tego nie zauważył? Mielibyśmy szalejącego demona. Wolałem nie myśleć, jaką katastrofą mogło się to zakończyć. Aż poczułem ciarki na plecach.
Po powrocie Drake i Annabeth dość szybko się zebrali do wyjścia. Pożegnaliśmy się z nimi, obiecując sobie ponowne spotkanie w niedługim czasie. Miałem nadzieję, że odbędzie się bardziej… bez przykrych niespodzianek.
- Sądzę, że Drake zrozumiał, że dalsze mieszkanie z matką nie jest najlepszym pomysłem dla ich małżeństwa. Mam nadzieję, że uda im się poprawić swoją relację. Oboje zasługują na to - przyznałem. Może byłem zbyt bezpośredni wobec niego, ale czasem trzeba było powiedzieć prawdę prosto w oczy, nie ubierając jej w ładne słowa.
Spojrzałem na butelkę wina, która była już zaczęta. Nie myślałem o dalszym piciu alkoholu. Miało ono być na całą naszą czwórkę, ale szkoda, aby zwietrzało i się zepsuło. W końcu bez dalszej zachęty, sięgnąłem po nie, odnalazłem swój kieliszek i napełniłem go po brzegi. Usiadłem potem na kanapie obok Eri. Dzięki temu nie musiałem na nią spoglądać.
- Gdyby to chodziło tylko o tą jedną osobę, nie miałbym nic przeciwko. Jeśli ktoś jest tak głupi, niech będzie pokarmem dla demona. O wiele gorzej, że to wcale tak nie działa. Boje się myśleć, co mogłoby się stać dzisiejszego wieczoru - westchnąłem, biorąc długi łyk wina. Nie było tak słodkie jak to pierwsze. Słodycz przełamana była odrobiną cierpkiego posmaku, nadal jednak pachniało owocami. Było dobre.
- Obawiam się, że ta osoba znów może spróbować szczęścia. A jeśli nie będzie nas na miejscu, by zapobiec tragedii? Może powinniśmy uczulić mieszkańców, by zwracali większą uwagę na każdego, kto kręci się w pobliżu? Myślę, że nikt nie chciałby powtórki z tego, co się działo przed naszym pojawieniem się tutaj. Przecież nie możemy wiecznie przebywać w mieście i mieć oczy dookoła głowy - zasugerowałem, gdyż żadne inne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy na chwilę obecną. Musieliśmy coś zaradzić na przyszłość. I to jak najszybciej.
Po powrocie Drake i Annabeth dość szybko się zebrali do wyjścia. Pożegnaliśmy się z nimi, obiecując sobie ponowne spotkanie w niedługim czasie. Miałem nadzieję, że odbędzie się bardziej… bez przykrych niespodzianek.
- Sądzę, że Drake zrozumiał, że dalsze mieszkanie z matką nie jest najlepszym pomysłem dla ich małżeństwa. Mam nadzieję, że uda im się poprawić swoją relację. Oboje zasługują na to - przyznałem. Może byłem zbyt bezpośredni wobec niego, ale czasem trzeba było powiedzieć prawdę prosto w oczy, nie ubierając jej w ładne słowa.
Spojrzałem na butelkę wina, która była już zaczęta. Nie myślałem o dalszym piciu alkoholu. Miało ono być na całą naszą czwórkę, ale szkoda, aby zwietrzało i się zepsuło. W końcu bez dalszej zachęty, sięgnąłem po nie, odnalazłem swój kieliszek i napełniłem go po brzegi. Usiadłem potem na kanapie obok Eri. Dzięki temu nie musiałem na nią spoglądać.
- Gdyby to chodziło tylko o tą jedną osobę, nie miałbym nic przeciwko. Jeśli ktoś jest tak głupi, niech będzie pokarmem dla demona. O wiele gorzej, że to wcale tak nie działa. Boje się myśleć, co mogłoby się stać dzisiejszego wieczoru - westchnąłem, biorąc długi łyk wina. Nie było tak słodkie jak to pierwsze. Słodycz przełamana była odrobiną cierpkiego posmaku, nadal jednak pachniało owocami. Było dobre.
- Obawiam się, że ta osoba znów może spróbować szczęścia. A jeśli nie będzie nas na miejscu, by zapobiec tragedii? Może powinniśmy uczulić mieszkańców, by zwracali większą uwagę na każdego, kto kręci się w pobliżu? Myślę, że nikt nie chciałby powtórki z tego, co się działo przed naszym pojawieniem się tutaj. Przecież nie możemy wiecznie przebywać w mieście i mieć oczy dookoła głowy - zasugerowałem, gdyż żadne inne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy na chwilę obecną. Musieliśmy coś zaradzić na przyszłość. I to jak najszybciej.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Tak jak przypuszczałam, Cas musiał nieźle nagadać naszemu przyjacielowi. Oby wyszło im to na dobre, bo zasługiwali na szczęście. Tyle przetrwali to i te trudności też pokonają. I Annabeth będzie znów mieć ten uśmiech na twarzy przez cały czas, z którym ją pamiętałam. Kiwnęłam głową na słowa Casa, bo powiedział wszystko, co mi samej cisnęło się chwilę temu na usta.
Moja propozycja, by napić się, spotkała z akceptacją ze strony bruneta. Bo sięgnął po butelkę i nalał sobie, sporą jego ilość do kieliszka zajmując miejsce obok mnie. Sama upijałam powoli wino, czując jego lekko cierpkawy smak na języku. Słuchałam go, obracając lekko kieliszek w palcach, by nie wylać jego zawartości. Westchnęłam, myśląc nad tym wszystkim. Sytuacja była bardzo poważna, te demony mogły znowu zawładnąć miasteczkiem, naszym domem.
- Na szczęście zareagowałeś w samą porę i pobiegłeś, po mnie nie działając na własną rękę. Razem mamy największe szanse, by sobie z tym cholerstwem poradzić. Nie raz udowodniliśmy, że nasza wiedza jest tym, czego brakuje tym ekhm „prawdziwym” egzorcystą. Tym razem zabezpieczyłam krąg dodatkowymi inkantacjami. Zrobiliśmy co, mogliśmy i oby to wystarczyło. A co do sprawcy tego zdarzenia, oby to był tylko przypadkowy incydent. I więcej się nie powtórzył- powiedziałam, nie będąc pewną swoich słów. Bo kto normalny zapuszcza się tam, gdzie jest ochronny krąg? Upiłam łyk wina.
- Porozmawiajmy więc z tymi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo mieszkańców. Uczulmy strażników i tych, którzy im podlegają, by mieli dyskretnie oko na tamten teren. Może uda im się złapać sprawcę na miejscu zbrodni. Wiesz, o czym pomyślałam? Może na próbę czy to zadziała, po tej rozmowie z nimi udamy się w pobliżu na te dwie misje, które mieliśmy zrealizować? Po powrocie byśmy zebrali raport czy coś się zmieniło. Oczywiście wcześniej przed podróżą jeszcze raz wrócimy, by sprawdzić, czy faktycznie wszystko jest w porządku- moja propozycja mogła nie do końca odpowiadać.
Spojrzałam na Caspera, myśląc też o czymś jeszcze. Ale postanowiłam zaryzykować. Bo w sumie chciałam znać na to odpowiedź.
- Cas wiem, że może to nie jest dobry moment na tę rozmowę. Ale pomyślałam o naszym urlopie. Co prawda wiem, że planowaliśmy go, zanim nasza relacja stała się poważniejsza i teraz przeze mnie się skomplikowała. Więc jeśli nie będziesz chciał spędzać ze mną czasu. To w pełni to zrozumiem- zapewniłam go. Chcąc, by to dobrze przemyślał, jak to wszystko się zakończy. Ostatnie czego chciałam, to żeby się do czegoś zmuszał. To nie tak, że go odpychałam. Wiedziałam, że potrzebował czasu. Co więcej, nie ukrywałam, że byłam tu w sumie jedyną winną. Kolejny łyk wina, by znów patrzeć w przestrzeń. Czekając, na to co, nieuniknione. Coraz mocniej alkohol dawał o sobie znać. Do upicia się i szumienia w głowie jeszcze trochę brakowało. Musiałam być w miarę trzeźwa, by móc poznać jego odpowiedź.
Moja propozycja, by napić się, spotkała z akceptacją ze strony bruneta. Bo sięgnął po butelkę i nalał sobie, sporą jego ilość do kieliszka zajmując miejsce obok mnie. Sama upijałam powoli wino, czując jego lekko cierpkawy smak na języku. Słuchałam go, obracając lekko kieliszek w palcach, by nie wylać jego zawartości. Westchnęłam, myśląc nad tym wszystkim. Sytuacja była bardzo poważna, te demony mogły znowu zawładnąć miasteczkiem, naszym domem.
- Na szczęście zareagowałeś w samą porę i pobiegłeś, po mnie nie działając na własną rękę. Razem mamy największe szanse, by sobie z tym cholerstwem poradzić. Nie raz udowodniliśmy, że nasza wiedza jest tym, czego brakuje tym ekhm „prawdziwym” egzorcystą. Tym razem zabezpieczyłam krąg dodatkowymi inkantacjami. Zrobiliśmy co, mogliśmy i oby to wystarczyło. A co do sprawcy tego zdarzenia, oby to był tylko przypadkowy incydent. I więcej się nie powtórzył- powiedziałam, nie będąc pewną swoich słów. Bo kto normalny zapuszcza się tam, gdzie jest ochronny krąg? Upiłam łyk wina.
- Porozmawiajmy więc z tymi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo mieszkańców. Uczulmy strażników i tych, którzy im podlegają, by mieli dyskretnie oko na tamten teren. Może uda im się złapać sprawcę na miejscu zbrodni. Wiesz, o czym pomyślałam? Może na próbę czy to zadziała, po tej rozmowie z nimi udamy się w pobliżu na te dwie misje, które mieliśmy zrealizować? Po powrocie byśmy zebrali raport czy coś się zmieniło. Oczywiście wcześniej przed podróżą jeszcze raz wrócimy, by sprawdzić, czy faktycznie wszystko jest w porządku- moja propozycja mogła nie do końca odpowiadać.
Spojrzałam na Caspera, myśląc też o czymś jeszcze. Ale postanowiłam zaryzykować. Bo w sumie chciałam znać na to odpowiedź.
- Cas wiem, że może to nie jest dobry moment na tę rozmowę. Ale pomyślałam o naszym urlopie. Co prawda wiem, że planowaliśmy go, zanim nasza relacja stała się poważniejsza i teraz przeze mnie się skomplikowała. Więc jeśli nie będziesz chciał spędzać ze mną czasu. To w pełni to zrozumiem- zapewniłam go. Chcąc, by to dobrze przemyślał, jak to wszystko się zakończy. Ostatnie czego chciałam, to żeby się do czegoś zmuszał. To nie tak, że go odpychałam. Wiedziałam, że potrzebował czasu. Co więcej, nie ukrywałam, że byłam tu w sumie jedyną winną. Kolejny łyk wina, by znów patrzeć w przestrzeń. Czekając, na to co, nieuniknione. Coraz mocniej alkohol dawał o sobie znać. Do upicia się i szumienia w głowie jeszcze trochę brakowało. Musiałam być w miarę trzeźwa, by móc poznać jego odpowiedź.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Chciałem wierzyć, że to tylko przypadkowy incydent, który już się więcej nie powtórzy. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie utrzymał większego dystansu w tej kwestii i wolał bardziej uważać na każdą podejrzaną osobę. Lepiej tak niż pozwolić demonowi przejść na ten świat.
- Tych strażników jest tylko kilku. Nie wiem, czy wezmą nasze słowa na poważnie, czy zignorują i pójdą na kufel piwa do tawerny. Jak zazwyczaj robią - westchnąłem całkiem niepocieszony, robiąc kilka łyków wina. Strażnicy strasznie się rozleniwili przez ten czas, gdy miasteczko stało się spokojne. Głównie dzięki nam, ale wciąż. Zdarzały się co prawda jakieś drobne kradzieże czy pobicia, ale komu chciałoby się zachodzić w to straszne miejsce, jakim był zapieczętowany krąg. - Możemy spróbować, ale nie spodziewałbym się zbytnio efektów - nic nie szkodziło. Może akurat sama ich obecność w pobliżu by wystarczyła, by przestraszyć tego idiotę, który to robił. Oczywiście najpierw pozbędziemy się czarcich kręgów i zabezpieczymy dokładniej ten jeden, by tak jak mówiła Eri, potem sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Przy kolejnych słowach blondynki moja dłoń z kieliszkiem zatrzymała się w połowie drogi do ust. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej. Jakoś nie w głowie mi to było. Za dużo i za szybko się działo w jednym czasie, bym myślał o wakacjach od pracy. Co miałem więc odpowiedzieć Eri?
Milczałem przez dłuższy czas, dokańczając alkohol w naczyniu. Później dolałem sobie więcej i dopiero wtedy przekręciłem głowę, obrzucając blondynkę długim spojrzeniem.
- Nie bądź niemądra - powiedziałem w końcu, powracając wzrokiem oraz ustami do mego wina. Poczułem silne ukłucie żalu, przez które zapiekły mnie oczy. - Z kim innym mam spędzać ten czas? Z obcymi ludźmi czy pijąc samotnie do lustra? Całe życie spędziłem z tobą. Wszystkie moje plany są związane z tobą. Gdybym nie chciał spędzać z tobą czasu, to nawet bym nie potrafił. Rozumiesz? Alice miała rację. Jestem beznadziejnym przypadkiem - westchnąłem cicho, próbując złagodzić swój ból kolejnymi dawkami wina, ale to wciąż nic nie pomagało. Jednocześnie chciałem odepchnąć i przytulić do siebie Eri. Chciałem odejść i być przy niej. Chciałem jej nie kochać lecz nie potrafiłem przestać.
- Tych strażników jest tylko kilku. Nie wiem, czy wezmą nasze słowa na poważnie, czy zignorują i pójdą na kufel piwa do tawerny. Jak zazwyczaj robią - westchnąłem całkiem niepocieszony, robiąc kilka łyków wina. Strażnicy strasznie się rozleniwili przez ten czas, gdy miasteczko stało się spokojne. Głównie dzięki nam, ale wciąż. Zdarzały się co prawda jakieś drobne kradzieże czy pobicia, ale komu chciałoby się zachodzić w to straszne miejsce, jakim był zapieczętowany krąg. - Możemy spróbować, ale nie spodziewałbym się zbytnio efektów - nic nie szkodziło. Może akurat sama ich obecność w pobliżu by wystarczyła, by przestraszyć tego idiotę, który to robił. Oczywiście najpierw pozbędziemy się czarcich kręgów i zabezpieczymy dokładniej ten jeden, by tak jak mówiła Eri, potem sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Przy kolejnych słowach blondynki moja dłoń z kieliszkiem zatrzymała się w połowie drogi do ust. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej. Jakoś nie w głowie mi to było. Za dużo i za szybko się działo w jednym czasie, bym myślał o wakacjach od pracy. Co miałem więc odpowiedzieć Eri?
Milczałem przez dłuższy czas, dokańczając alkohol w naczyniu. Później dolałem sobie więcej i dopiero wtedy przekręciłem głowę, obrzucając blondynkę długim spojrzeniem.
- Nie bądź niemądra - powiedziałem w końcu, powracając wzrokiem oraz ustami do mego wina. Poczułem silne ukłucie żalu, przez które zapiekły mnie oczy. - Z kim innym mam spędzać ten czas? Z obcymi ludźmi czy pijąc samotnie do lustra? Całe życie spędziłem z tobą. Wszystkie moje plany są związane z tobą. Gdybym nie chciał spędzać z tobą czasu, to nawet bym nie potrafił. Rozumiesz? Alice miała rację. Jestem beznadziejnym przypadkiem - westchnąłem cicho, próbując złagodzić swój ból kolejnymi dawkami wina, ale to wciąż nic nie pomagało. Jednocześnie chciałem odepchnąć i przytulić do siebie Eri. Chciałem odejść i być przy niej. Chciałem jej nie kochać lecz nie potrafiłem przestać.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Mimo że Cas miał trochę racji co do strażników, to oni jako jedni z nielicznych umieli się jakoś obronić. I ich rola ochrony mieszkańców była ich priorytetem. Co prawda czasem lubili popić, ale nie widziałam ich pijanych w godzinach pracy. Dlatego miałam do nich troszkę więcej zaufania od mężczyzny. W sumie to była jedyna z opcji poza nami, by jakoś kontrolować to, co działo się w miasteczku. Mój wzrok znowu spoczął na kieliszku, wydał mi się teraz nie zwykle interesujący. Co nie znaczyło, że zupełnie ignorowałam obecność Casa.
- Jakoś nigdy nie zauważyłam ich pijanych na patrolach. Więc chyba swoje obowiązki potrafią traktować poważnie. Może gdy góra będzie kazała im wziąć, nasze słowa pod uwagę to przyłożą się do pracy? Te dwie misje poza tym teren będą dobrym testem dla ich skuteczności. Czy faktycznie jest już bezpiecznie. - powtórzyłam to, co sama zasugerowałam, starając się, brzmiąc pewniej.
Co do urlopu chciałam po prostu na chwilę zająć myśli tym, co mnie teraz dręczyło. Czy nadal ma w planach spędzać ze mną czas? Czy go potrzebuje, by pobyć samemu? Po tym czego się niechcący dowiedział, mógł zmienić zdanie. I nie mogłam go za to winić. Sama upiłam resztę wina z kieliszka, dolewając sobie znaczną ilość. Nim upiłam łyk, usłyszałam jego odpowiedź, i to właśnie ona sprawiła, że serce zabiło mi mocniej, choć nadal też bolało i nie chciało przestać. By zagłuszyć, przytępić ten ból upiłam spory łyk alkoholu.
- Na to wychodzi, że oboje nimi jesteśmy. Tylu rzeczy nie umieliśmy dostrzec, mając je blisko siebie. Zajęci pracą, zwykłym codziennym życiem tak do tego przywykliśmy, że nie umiemy już inaczej funkcjonować niż ciągle razem. Cas chcę, byś wiedział, że nigdy nie planowałam cię zranić- wyszeptałam to ostatnie, bo czułam, że nic więcej na ten moment nie dam rady powiedzieć. Dopiłam resztę wina z kieliszka. I chyba to był o ten jeden kieliszek dużo.
Gdy spojrzałam na Casa, ogarnęło mnie dziwne gorąco, nad którym nie mogłam zapanować. Serce mi przyspieszyło, a ciało samo poruszyło się w jego kierunku. Pusty kieliszek wypadł mi z dłoni, cudem nie roztrzaskując się obok kanapy. Alkohol zaszumiał mi w głowie, popychając do tego, że moja ciepła dłoń spoczęła na jego szyi. Przysunęłam, swoją twarz do jego twarzy chcąc znów poczuć jego usta na swoich. Już byłam tego bliska... Gdy nagle przez mój zamglony umysł przeszła iskra samokontroli. Co ja najlepszego wyprawiam? Nie powinnam go w tym momencie całować to wręcz fatalny pomysł. Odsunęłam się, od niego nie kryjąc zdezorientowania z tej sytuacji. Czy naprawdę tak bardzo mi go brakuje, że nie mogłam się przed tym powstrzymać? Przecież w ten sposób tylko wszystko pogorszę. Stanowczo za dużo wypiłam, powinnam iść do siebie, nim zrobię coś jeszcze głupszego.
- Ja… Chyba lepiej pójdę do siebie. Nie siedź za długo- nadal nie wierzyłam w to co się prawie wydarzyło. Obawiałam się, że Cas się na mnie za to jeszcze bardziej zdenerwuje. To wino za bardzo uderzyło mi do głowy.
- Jakoś nigdy nie zauważyłam ich pijanych na patrolach. Więc chyba swoje obowiązki potrafią traktować poważnie. Może gdy góra będzie kazała im wziąć, nasze słowa pod uwagę to przyłożą się do pracy? Te dwie misje poza tym teren będą dobrym testem dla ich skuteczności. Czy faktycznie jest już bezpiecznie. - powtórzyłam to, co sama zasugerowałam, starając się, brzmiąc pewniej.
Co do urlopu chciałam po prostu na chwilę zająć myśli tym, co mnie teraz dręczyło. Czy nadal ma w planach spędzać ze mną czas? Czy go potrzebuje, by pobyć samemu? Po tym czego się niechcący dowiedział, mógł zmienić zdanie. I nie mogłam go za to winić. Sama upiłam resztę wina z kieliszka, dolewając sobie znaczną ilość. Nim upiłam łyk, usłyszałam jego odpowiedź, i to właśnie ona sprawiła, że serce zabiło mi mocniej, choć nadal też bolało i nie chciało przestać. By zagłuszyć, przytępić ten ból upiłam spory łyk alkoholu.
- Na to wychodzi, że oboje nimi jesteśmy. Tylu rzeczy nie umieliśmy dostrzec, mając je blisko siebie. Zajęci pracą, zwykłym codziennym życiem tak do tego przywykliśmy, że nie umiemy już inaczej funkcjonować niż ciągle razem. Cas chcę, byś wiedział, że nigdy nie planowałam cię zranić- wyszeptałam to ostatnie, bo czułam, że nic więcej na ten moment nie dam rady powiedzieć. Dopiłam resztę wina z kieliszka. I chyba to był o ten jeden kieliszek dużo.
Gdy spojrzałam na Casa, ogarnęło mnie dziwne gorąco, nad którym nie mogłam zapanować. Serce mi przyspieszyło, a ciało samo poruszyło się w jego kierunku. Pusty kieliszek wypadł mi z dłoni, cudem nie roztrzaskując się obok kanapy. Alkohol zaszumiał mi w głowie, popychając do tego, że moja ciepła dłoń spoczęła na jego szyi. Przysunęłam, swoją twarz do jego twarzy chcąc znów poczuć jego usta na swoich. Już byłam tego bliska... Gdy nagle przez mój zamglony umysł przeszła iskra samokontroli. Co ja najlepszego wyprawiam? Nie powinnam go w tym momencie całować to wręcz fatalny pomysł. Odsunęłam się, od niego nie kryjąc zdezorientowania z tej sytuacji. Czy naprawdę tak bardzo mi go brakuje, że nie mogłam się przed tym powstrzymać? Przecież w ten sposób tylko wszystko pogorszę. Stanowczo za dużo wypiłam, powinnam iść do siebie, nim zrobię coś jeszcze głupszego.
- Ja… Chyba lepiej pójdę do siebie. Nie siedź za długo- nadal nie wierzyłam w to co się prawie wydarzyło. Obawiałam się, że Cas się na mnie za to jeszcze bardziej zdenerwuje. To wino za bardzo uderzyło mi do głowy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie wiedziałem, czy to dobrze, czy to źle, że byliśmy tak silnie ze sobą związani. Z jednej strony uważałem to za coś pozytywnego, bo w pracy doskonale się uzupełnialiśmy, nie potrzebowaliśmy słów, by rozumieć co drugie ma na myśli. W życiu codziennym mieliśmy do siebie całkowite zaufanie, potrafiliśmy żartować ze wszystkiego, rozumieć się i pomagać sobie nawzajem. Troszczyliśmy się o siebie, było nam dobrze ze sobą i kochaliśmy się wzajemnie. Z drugiej strony nie było to aż tak dobre, gdyż nie potrafiliśmy dać sobie więcej przestrzeni, przywiązanie i przyzwyczajenie było silniejsze niż cokolwiek innego, a każde zranienie bolało sto razy bardziej niż w każdym innym przypadku. Nie potrafiłem opuścić Eri, nawet jeżeli to ona była przyczyną mojego największego bólu.
Moje rozmyślania przerwała ona sama, gdy usłyszałem jak coś upada na podłogę. Odwróciłem się w jej stronę w momencie, gdy poczułem ciepłą dłoń na swojej skórze, a twarz Eri znalazła się bardzo blisko mojej. Nie odsunąłem się, ale też nie wiedziałem, czy tego chciałem. Jeszcze godzinę temu chętnie dotknąłbym jej usta swoimi, nie pozwalając, by pocałunek skończył się zbyt szybko. Teraz sam nie wiedziałem, czy tego chciałem. Blondynka na szczęście szybko się odsunęła.
- Dobrze - kiwnąłem głową, nie wiedząc jak inaczej miałem na to zareagować. Sam również odstawiłem swój pusty kieliszek, tylko że na stół, a nie na podłogę. Rzuciłem okiem na butelkę, w której znajdowało się jeszcze nieco alkoholu. Miałem zamiar wypić to, gdy będę już sam. - Pomogę ci - powiedziałem widząc, jak kobieta powoli zbiera się z kanapy. Podniosłem kieliszek z podłogi, by przypadkiem w niego nie weszła, po czym złapałem ją lekko pod ramię, prowadząc do pokoju.
- Śpij dobrze - gdy Euricia była już gotowa do snu i prawie leżała pod kołdrą, nachyliłem się, by złożyć delikatny pocałunek na jej czole. Nie potrafiłem się zmusić, by zrobić to w inny sposób. Nie dziś i nie po tym wszystkim.
Zamknąłem cicho drzwi od pokoju, wracając do salonu. Obrzuciłem spojrzeniem stół, po czym zabrałem się powoli do jego sprzątania. Po co wszystko miało czekać do jutra. I tak nie byłem w stanie choćby myśleć o spaniu, nie mówiąc o położeniu się do łóżka. Starałem się robić wszystko jak najciszej, by nie przeszkadzać Eri w spaniu. W międzyczasie opróżniłem resztkę wina. Odrobinę mocniej zaszumiało mi w głowie lecz to jeszcze nie był ten stan, kiedy miałem wszystko gdzieś. Zdecydowałem się jeszcze na gorącą kąpiel przed pójściem do łóżka. Byłem zmęczony i nawet jeżeli nie byłem w stanie usnąć, to chociaż będę mógł trochę poleżeć.
Moje rozmyślania przerwała ona sama, gdy usłyszałem jak coś upada na podłogę. Odwróciłem się w jej stronę w momencie, gdy poczułem ciepłą dłoń na swojej skórze, a twarz Eri znalazła się bardzo blisko mojej. Nie odsunąłem się, ale też nie wiedziałem, czy tego chciałem. Jeszcze godzinę temu chętnie dotknąłbym jej usta swoimi, nie pozwalając, by pocałunek skończył się zbyt szybko. Teraz sam nie wiedziałem, czy tego chciałem. Blondynka na szczęście szybko się odsunęła.
- Dobrze - kiwnąłem głową, nie wiedząc jak inaczej miałem na to zareagować. Sam również odstawiłem swój pusty kieliszek, tylko że na stół, a nie na podłogę. Rzuciłem okiem na butelkę, w której znajdowało się jeszcze nieco alkoholu. Miałem zamiar wypić to, gdy będę już sam. - Pomogę ci - powiedziałem widząc, jak kobieta powoli zbiera się z kanapy. Podniosłem kieliszek z podłogi, by przypadkiem w niego nie weszła, po czym złapałem ją lekko pod ramię, prowadząc do pokoju.
- Śpij dobrze - gdy Euricia była już gotowa do snu i prawie leżała pod kołdrą, nachyliłem się, by złożyć delikatny pocałunek na jej czole. Nie potrafiłem się zmusić, by zrobić to w inny sposób. Nie dziś i nie po tym wszystkim.
Zamknąłem cicho drzwi od pokoju, wracając do salonu. Obrzuciłem spojrzeniem stół, po czym zabrałem się powoli do jego sprzątania. Po co wszystko miało czekać do jutra. I tak nie byłem w stanie choćby myśleć o spaniu, nie mówiąc o położeniu się do łóżka. Starałem się robić wszystko jak najciszej, by nie przeszkadzać Eri w spaniu. W międzyczasie opróżniłem resztkę wina. Odrobinę mocniej zaszumiało mi w głowie lecz to jeszcze nie był ten stan, kiedy miałem wszystko gdzieś. Zdecydowałem się jeszcze na gorącą kąpiel przed pójściem do łóżka. Byłem zmęczony i nawet jeżeli nie byłem w stanie usnąć, to chociaż będę mógł trochę poleżeć.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Tym razem nie stało się tak, jak obawiałam się, że będzie. Cas nie wydawał się być zdenerwowany moim nieprzemyślanym zachowaniem. Wręcz przeciwnie zaproponował, że odprowadzi mnie do pokoju. Na co od razu się zgodziłam, w ten sposób szybciej znajdę się w łóżku i alkohol wywietrzeje mi z głowy. Nadal byłam zdezorientowana tym, co się prawie wydarzyło. Jak mogłam być aż tak głupia? Przynajmniej Casper zachował zdrowy rozsądek w tej sytuacji. Będąc już w moim pokoju zdjęłam z siebie tylko sukienkę zakładając na szybko koszulę nocną tak szybko jak mogłam, bo mimo lekkiego wstawienia nadal sporo kontaktowałam. Tak jak jego lekki pocałunek na czole. Ten drobny gest na ten moment musiał mi wystarczyć. Wsunęłam się od razu pod kołdrę.
- Ty też się wyśpij. Jutro czeka nas trochę pracy- mruknęłam sennie. Nie wiem, jak długo spałam, może parę godzin, lub kilkanaście minut gdy nagle zaczęło mi się coś śnić:
Ciemny las a w nim sporej wielkości krąg emanujący krwistą czerwienią. Z którego środka drgała ziemia, a ramiona gwiazdy zaczęły pękać, otwierając szczelinę. Ta była znacznie szersza i czarny dym unosił się z niej, ukazując też kilkanaście par czerwonych oczu. Nie wiem jak ale we śnie byłam też ja i Cas.
- Musimy zamknąć, ten krąg nim to coś się wydostanie i to jak najszybciej- powiedziałam, próbując wyjąć z torby wszystko, co tu mieliśmy. Jednak byt zdążył wyleźć i zaatakować pozostałe ramiona pieczęci … złamała się, ona pozostawiając nas na otwartym polu oko w oko z bestią. Cas ruszył naprzód, osłaniając mnie jak to miał w zwyczaju. Sama sięgnęłam po płyny i proch, by wspomóc go z pewnego dystansu. Sztylet w ręce mężczyzny dźgnął stwora, zmuszając do wycofania się. Ale to nie był koniec walki, demon złapał Casa, uniemożliwiając mu poruszenie uzbrojoną ręką.
- Cas!- krzyknęłam, samej sypiąc selenit na stwora, który ryknął, puszczając go, jednak była to dość spora wysokość i upadł na rękę, ciężko oddychając.
- W porządku Eri, wykończymy go - mówiąc, to wstał, i odwrócił się w stronę bytu. Jednak ten okazał się szybszy, przeszywając kolcem jego ciało, przez co osunął się bezwładnie na ziemię. Nagle znikąd pojawiła się Annabeth patrząc na nieprzytomnego Casa, po czym podeszła do mnie zrozpaczona.
- Eri, Cas chyba z tego nie wyjdzie- mówiąc to, nie chciałam w to wierzyć.
- Co Ty mówisz? On zaraz się ocknie, Cas jesteś cały? Cas- krzyczałam, chcąc się do niego przedostać.
- Eri Cas on…- Już nic nie słyszałam.
Nagle wszystko zniknęło las, demon, ciało Casa na ziemi.
- Nieee!!!- krzyknęłam głośno, wręcz zrywając się na łóżku. Moje ciało całe drżało i nie mogło przestać. Oddech był znacznie przyspieszony. Tak i serce, które biło boląco w piersi. To był tylko sen, potworny koszmar. A ten krzyk? Czy ja krzyknęłam naprawdę? Czy było to tylko we śnie? Złapałam się za głowę, ukryłam ją w przygarniętych do siebie kolanach. Próbowałam się jakoś uspokoić, choć ta wizja prawie martwego Casa, była ta realna… co jeśli kiedyś to się wydarzy? Sama wizja, że mogłabym go stracić w ten sposób była potworna. Nie wiedziałam, czy go obudziłam, czy też nie, mieliśmy, się wyspać. A tu w środku nocy dręczył mnie ten przeklęty koszmar. Mocno objęłam się ramionami, by jakoś się ochronić.
- Nie myśl o tym, to się nigdy nie wydarzy. Nie pozwolisz na to, by to się wydarzyło- szeptałam jak jakąś inkantacje. Licząc, że jakoś pomoże szybciej wziąć się w garść.
- Ty też się wyśpij. Jutro czeka nas trochę pracy- mruknęłam sennie. Nie wiem, jak długo spałam, może parę godzin, lub kilkanaście minut gdy nagle zaczęło mi się coś śnić:
Ciemny las a w nim sporej wielkości krąg emanujący krwistą czerwienią. Z którego środka drgała ziemia, a ramiona gwiazdy zaczęły pękać, otwierając szczelinę. Ta była znacznie szersza i czarny dym unosił się z niej, ukazując też kilkanaście par czerwonych oczu. Nie wiem jak ale we śnie byłam też ja i Cas.
- Musimy zamknąć, ten krąg nim to coś się wydostanie i to jak najszybciej- powiedziałam, próbując wyjąć z torby wszystko, co tu mieliśmy. Jednak byt zdążył wyleźć i zaatakować pozostałe ramiona pieczęci … złamała się, ona pozostawiając nas na otwartym polu oko w oko z bestią. Cas ruszył naprzód, osłaniając mnie jak to miał w zwyczaju. Sama sięgnęłam po płyny i proch, by wspomóc go z pewnego dystansu. Sztylet w ręce mężczyzny dźgnął stwora, zmuszając do wycofania się. Ale to nie był koniec walki, demon złapał Casa, uniemożliwiając mu poruszenie uzbrojoną ręką.
- Cas!- krzyknęłam, samej sypiąc selenit na stwora, który ryknął, puszczając go, jednak była to dość spora wysokość i upadł na rękę, ciężko oddychając.
- W porządku Eri, wykończymy go - mówiąc, to wstał, i odwrócił się w stronę bytu. Jednak ten okazał się szybszy, przeszywając kolcem jego ciało, przez co osunął się bezwładnie na ziemię. Nagle znikąd pojawiła się Annabeth patrząc na nieprzytomnego Casa, po czym podeszła do mnie zrozpaczona.
- Eri, Cas chyba z tego nie wyjdzie- mówiąc to, nie chciałam w to wierzyć.
- Co Ty mówisz? On zaraz się ocknie, Cas jesteś cały? Cas- krzyczałam, chcąc się do niego przedostać.
- Eri Cas on…- Już nic nie słyszałam.
Nagle wszystko zniknęło las, demon, ciało Casa na ziemi.
- Nieee!!!- krzyknęłam głośno, wręcz zrywając się na łóżku. Moje ciało całe drżało i nie mogło przestać. Oddech był znacznie przyspieszony. Tak i serce, które biło boląco w piersi. To był tylko sen, potworny koszmar. A ten krzyk? Czy ja krzyknęłam naprawdę? Czy było to tylko we śnie? Złapałam się za głowę, ukryłam ją w przygarniętych do siebie kolanach. Próbowałam się jakoś uspokoić, choć ta wizja prawie martwego Casa, była ta realna… co jeśli kiedyś to się wydarzy? Sama wizja, że mogłabym go stracić w ten sposób była potworna. Nie wiedziałam, czy go obudziłam, czy też nie, mieliśmy, się wyspać. A tu w środku nocy dręczył mnie ten przeklęty koszmar. Mocno objęłam się ramionami, by jakoś się ochronić.
- Nie myśl o tym, to się nigdy nie wydarzy. Nie pozwolisz na to, by to się wydarzyło- szeptałam jak jakąś inkantacje. Licząc, że jakoś pomoże szybciej wziąć się w garść.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sen wcale nie chciał przychodzić. Wierciłem się i kręciłem w łóżku, męcząc się tylko. W dodatku wszystkie te nieznośne myśli nie dawały mi spokoju. Wciąż zastanawiałem się, dlaczego tak to się potoczyło, dlaczego jedno z nas i tak będzie częściowo nieszczęśliwe w tym związku. Bolało mnie to i nie potrafiłem się do końca z tym pogodzić. Wszystkie ewentualne scenariusze jakie mogą i jakie mogły się wydarzyć, były złe. Żaden nie kończył się szczęśliwie dla nas.
Bardziej niż zmęczenie, dokuczały mi właśnie te rozmyślania. Dlatego po kolejnej tragicznej godzinie wstałem z łóżka, by pójść do salonu. Dołożyłem drewna, by ogień nadal się utrzymywał. Zabrałem z gabinetu jedną z ksiąg, której jeszcze nie miałem okazji przeczytać, po czym usiadłem na kanapie. W blasku świecy zacząłem czytać nieznaną mi jeszcze inkantację. To była jedna z tych zakazanych ksiąg, które zdobyliśmy całkiem niedawno. Właściwie… ukradliśmy ją z jednej ze świątyń. Nie uważałem tego za świętokradztwo. Jeśli Bóg istniał, to nie mógł się obrazić za to, że odwalaliśmy za niego brudną robotę. Potrzebowaliśmy jedynie odpowiednich narzędzi. A ta księga czymś takim była. W świątyni tylko się kurzyła, nieotwierana nawet przez dziesiątki lat. Dla nas była cennym nabytkiem.
Pod inkantacją znajdowała się rycina bestii, na którą działały wspomniane słowa. Jeszcze niżej pełna nazwa oraz obszerny opis demona. Gdzie i kiedy najczęściej się pojawiał, czym się charakteryzował, jak go pokonać i co najsilniej na niego działało. Nie był to stwór, którego miałem okazję spotkać. Tak samo kolejny i następny. Opisane demony nie były tymi, z którymi walczyliśmy na co dzień. Były to byty zamieszkujące najgłębsze obszary piekła, najgorsze i najstraszniejsze. Przeglądając obrazki trafiłem na coś znajomego. Właściwie na coś, co widziałem ledwie kilka godzin temu. Długie, obrzydliwe macki, na których widoczny był jakiś śluz, zdominowały większość ryciny. Stwór dopiero od pasa w górę miał kobiecy, nagi tors. Długie czarne włosy splecione w coś na kształt warkoczy, czerwone ślepia, wężowy język i szpony jak u wielkiego ptaszyska. W oczy rzucił mi się tekst o onyksie, który był najlepszym orężem przeciwko temu stworzeniu. Zrozumiałem, dlaczego nie zadziałał tak dobrze ani sztylet ani kastet. Na to stworzenie były inne runy, których jeszcze nie znałem. Zdecydowanie będę musiał jak najszybciej nanieść je na naszą broń i dodać do kręgu. I to z samego rana. Zacząłem wczytywać się w zapisane dane, gdy usłyszałem słowa Eri.
Odwróciłem się w pierwszej chwili, czy przypadkiem nie stała w drzwiach. Do moich uszu dotarło moje imię wypowiadane z jej ust. Jednak głos kobiety stawał się coraz głośniejszy, aż pewnej chwili zaczęła po prostu krzyczeć. Pewnie znów miała koszmary, jak wtedy, gdy nas wyrzucono z sierocińca. Dawno ich nie miała. Postanowiłem sprawdzić, czy wszystko w porządku, ewentualnie obudzić. Uchyliłem drzwi, spoglądając do pokoju kobiety. Eri siedziała skulona na łóżku, coś do siebie mamrotając.
- Wszystko w porządku? - spytałem, siadając obok niej. Po chwili objąłem Eri ramionami i przytuliłem do siebie widząc, w jakim była stanie. Próbowałem przypomnieć sobie pewną melodię, jaką lubiła sobie nucić Eri gdy była młodsza. Nuciłem ją wtedy po koszmarach, tak i teraz zacząłem jak już sobie przypomniałem. Zawsze w ten sposób ją uspokajałem.
Bardziej niż zmęczenie, dokuczały mi właśnie te rozmyślania. Dlatego po kolejnej tragicznej godzinie wstałem z łóżka, by pójść do salonu. Dołożyłem drewna, by ogień nadal się utrzymywał. Zabrałem z gabinetu jedną z ksiąg, której jeszcze nie miałem okazji przeczytać, po czym usiadłem na kanapie. W blasku świecy zacząłem czytać nieznaną mi jeszcze inkantację. To była jedna z tych zakazanych ksiąg, które zdobyliśmy całkiem niedawno. Właściwie… ukradliśmy ją z jednej ze świątyń. Nie uważałem tego za świętokradztwo. Jeśli Bóg istniał, to nie mógł się obrazić za to, że odwalaliśmy za niego brudną robotę. Potrzebowaliśmy jedynie odpowiednich narzędzi. A ta księga czymś takim była. W świątyni tylko się kurzyła, nieotwierana nawet przez dziesiątki lat. Dla nas była cennym nabytkiem.
Pod inkantacją znajdowała się rycina bestii, na którą działały wspomniane słowa. Jeszcze niżej pełna nazwa oraz obszerny opis demona. Gdzie i kiedy najczęściej się pojawiał, czym się charakteryzował, jak go pokonać i co najsilniej na niego działało. Nie był to stwór, którego miałem okazję spotkać. Tak samo kolejny i następny. Opisane demony nie były tymi, z którymi walczyliśmy na co dzień. Były to byty zamieszkujące najgłębsze obszary piekła, najgorsze i najstraszniejsze. Przeglądając obrazki trafiłem na coś znajomego. Właściwie na coś, co widziałem ledwie kilka godzin temu. Długie, obrzydliwe macki, na których widoczny był jakiś śluz, zdominowały większość ryciny. Stwór dopiero od pasa w górę miał kobiecy, nagi tors. Długie czarne włosy splecione w coś na kształt warkoczy, czerwone ślepia, wężowy język i szpony jak u wielkiego ptaszyska. W oczy rzucił mi się tekst o onyksie, który był najlepszym orężem przeciwko temu stworzeniu. Zrozumiałem, dlaczego nie zadziałał tak dobrze ani sztylet ani kastet. Na to stworzenie były inne runy, których jeszcze nie znałem. Zdecydowanie będę musiał jak najszybciej nanieść je na naszą broń i dodać do kręgu. I to z samego rana. Zacząłem wczytywać się w zapisane dane, gdy usłyszałem słowa Eri.
Odwróciłem się w pierwszej chwili, czy przypadkiem nie stała w drzwiach. Do moich uszu dotarło moje imię wypowiadane z jej ust. Jednak głos kobiety stawał się coraz głośniejszy, aż pewnej chwili zaczęła po prostu krzyczeć. Pewnie znów miała koszmary, jak wtedy, gdy nas wyrzucono z sierocińca. Dawno ich nie miała. Postanowiłem sprawdzić, czy wszystko w porządku, ewentualnie obudzić. Uchyliłem drzwi, spoglądając do pokoju kobiety. Eri siedziała skulona na łóżku, coś do siebie mamrotając.
- Wszystko w porządku? - spytałem, siadając obok niej. Po chwili objąłem Eri ramionami i przytuliłem do siebie widząc, w jakim była stanie. Próbowałem przypomnieć sobie pewną melodię, jaką lubiła sobie nucić Eri gdy była młodsza. Nuciłem ją wtedy po koszmarach, tak i teraz zacząłem jak już sobie przypomniałem. Zawsze w ten sposób ją uspokajałem.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zapewne gdyby sen dotyczył kogoś innego, tak bardzo by to na mnie nie wpłynęło. Jednak ten koszmar dotyczył Casa, a był on jedyną osobą, która mi pozostała i bałam się ją stracić. Dawno nie śniło mi się nic tak potwornego i tak realistycznego. Dodatkowo w naszej pracy mogło się to w każdej chwili wydarzyć. Przeklęte demony bywały coraz bardziej przebiegłe i posiadały masę zdolności, o których pewnie nawet nie słyszeliśmy. A co jeśli to był jeden właśnie z tych stworów? Nie mogłam się opanować, nie płakałam, ale ciało nadal było spięte i drżało, nie mogąc się uspokoić. Wtuliłam mocniej twarz w kolana. Gdy nagle do mych uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, to nie była moja wyobraźnia tak samo jak uczucie, siadania obok mnie na łóżku. Czyli jednak naprawdę krzyczałam? To nie było tylko w tym przeklętym koszmarze. Uniosłam twarz, by dostrzec Casa, nie zdążyłam nic z siebie wykrztusić, bo znalazłam się w jego ramionach, sama nie mogąc, nad tym zapanować mocniej się w niego wtuliłam, bojąc się czy to nadal sen, czy rzeczywistość. Jego zapach był zbyt prawdziwy tak samo jak melodia, którą nucił mi dobre kilkanaście lat temu. Było mi aż wstyd, że musiał mnie zobaczyć w takiej rozsypce. Ale też ulgę, że był obok. Jego pytanie zawisło nad nami, odważyłam się odezwać, gdy miał ją ponowić.
- Nic nie jest w porządku, przez ten cholerny koszmar. Był tak realny, że nadal mam go przed oczami, to było potworne i nic nie mogłam zrobić- wyszeptałam, mocniej wtulając twarz w jego ciało. Jakbym chciała, je zapamiętać. W tej chwili potrzebowałam jego bliskości, by się uspokoić. Nie chciałam, by mnie od siebie odsunął, dopóki nie przestanę drżeć na ciele. Było to też teraz niezręczne, zważywszy na naszą obecną sytuację.
- Obiecaj mi Cas, że nie dasz się zaskoczyć żadnemu demonowi ani bytowi z piekła, że nie dasz się mu zabrać tam pod ziemię. Proszę, obiecaj, mi to- poprosiłam go, wiedząc, że może być różnie. Nasze misje bywały niebezpieczne, w każdej sporo ryzykowaliśmy. Niekiedy, wracając, z prawie pustymi torbami zapasów. Bo siła stwora przekraczała nasze zwykłe rytuały czy umiejętności. Dawaliśmy sobie radę, ale czy zawsze tak będzie? Dlaczego teraz dopada mnie tyle czarnych myśli?
- Nie chcę cię stracić tak jak kiedyś rodziców. Nie chcę zostać zupełnie sama. Mam dość tych koszmarów, dręczą mnie i nie pozwalają o sobie zapomnieć - dodałam, zdradzając, że już wcześniej miałam inny koszmar. Tylko tamten nie dotyczył już jego a mej przeszłości. Co mogło być jej prawdziwym fragmentem.
- Zostaniesz ze mną? Przynajmniej dopóki się nie uspokoję. Nie wiem, czy dam radę znowu zasnąć- przyznałam, dopiero teraz patrząc w jego oczy. Czy go obudziłam? Czy jednak zignorował moje słowa i cały czas był na nogach?
Powróciła też do mnie sytuacja z salonu, gdy go wtedy prawie pocałowałam. Czy miał mi to za złe? To pytanie nie chciało się jednak wydobyć z mych ust.
- Nic nie jest w porządku, przez ten cholerny koszmar. Był tak realny, że nadal mam go przed oczami, to było potworne i nic nie mogłam zrobić- wyszeptałam, mocniej wtulając twarz w jego ciało. Jakbym chciała, je zapamiętać. W tej chwili potrzebowałam jego bliskości, by się uspokoić. Nie chciałam, by mnie od siebie odsunął, dopóki nie przestanę drżeć na ciele. Było to też teraz niezręczne, zważywszy na naszą obecną sytuację.
- Obiecaj mi Cas, że nie dasz się zaskoczyć żadnemu demonowi ani bytowi z piekła, że nie dasz się mu zabrać tam pod ziemię. Proszę, obiecaj, mi to- poprosiłam go, wiedząc, że może być różnie. Nasze misje bywały niebezpieczne, w każdej sporo ryzykowaliśmy. Niekiedy, wracając, z prawie pustymi torbami zapasów. Bo siła stwora przekraczała nasze zwykłe rytuały czy umiejętności. Dawaliśmy sobie radę, ale czy zawsze tak będzie? Dlaczego teraz dopada mnie tyle czarnych myśli?
- Nie chcę cię stracić tak jak kiedyś rodziców. Nie chcę zostać zupełnie sama. Mam dość tych koszmarów, dręczą mnie i nie pozwalają o sobie zapomnieć - dodałam, zdradzając, że już wcześniej miałam inny koszmar. Tylko tamten nie dotyczył już jego a mej przeszłości. Co mogło być jej prawdziwym fragmentem.
- Zostaniesz ze mną? Przynajmniej dopóki się nie uspokoję. Nie wiem, czy dam radę znowu zasnąć- przyznałam, dopiero teraz patrząc w jego oczy. Czy go obudziłam? Czy jednak zignorował moje słowa i cały czas był na nogach?
Powróciła też do mnie sytuacja z salonu, gdy go wtedy prawie pocałowałam. Czy miał mi to za złe? To pytanie nie chciało się jednak wydobyć z mych ust.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Eri - westchnąłem, przekładając jedną dłoń na jej głowę, by gładzić delikatnie włosy kobiety. Więc jednak koszmar dotyczył demonów. A sądząc po słowach raczej tego, że jeden z nich wciąga mnie pod ziemię. Rozumiałem Eri. Nasza praca była bardzo ryzykowna, zdarzało się, szczególnie na początku, gdy się tylko uczyliśmy, że jakiś demon wciągał ze sobą ludzi do otchłani, a my nie potrafiliśmy im pomóc. Teraz to się nie zdarzało. Potrafiliśmy zaradzić wielu, zdawałoby się beznadziejnym sytuacjom. Euricia jednak za każdym razem bardzo się przejmowała moim bezpieczeństwem, często przy tym zapominając o sobie. Nie chciała zostać sama. Ja też nie chciałem zostać sam.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić - przyznałem cicho. Taka była prawda. Ryzyko za każdym razem było zbyt duże, bym miał pewność, że z każdego starcia wyjdziemy zwycięsko.
- Czasem myślę, że mamy cholernie wiele szczęścia, że jeszcze żyjemy. Uważam też, że oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę - w tym momencie odrobinę odsunąłem się od Eri, aby ująć jej twarz w dłonie i spojrzeć w oczy. Nigdy nie mówiliśmy o tym na głos. To był temat, z którego oboje doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, a o którym nigdy nie rozmawialiśmy. Nie było potrzeby. Żadne z nas zapewne nie odpuściłoby, gdyby drugiemu działa się krzywda. - Wątpię, żebyśmy doczekali spokojnej starości z tym zawodem. Prędzej oboje zostaniemy pożarci. Ja o tym wiem, ty też o tym wiesz, dlatego nie mogę ci niczego obiecać, tak samo jak ty mi. Jedyne co wiem na pewno to to, że nie poddam się tak łatwo. Może to marna pociecha… ale wiesz, że cię nigdy dobrowolnie nie opuszczę - tym razem nachyliłem się, by dokończyć to, z czego wycofała się Euricia; złożyć na jej ustach delikatny pocałunek.
- Zostanę z tobą. Pójdę tylko zgasić świeczkę, a ty za ten czas zrób dla mnie miejsce w łóżku - uśmiechnąłem się lekko. Uścisnąłem jeszcze mocno Eri zanim zostawiłem ją na tą chwilę. Zamknąłem czytaną księgę i wcisnąłem ją do szuflady w biurku. Dopiero później zgasiłem płomień świecy i wróciłem do Eri.
- Chodź tu bliżej mnie. Nie pogryzę cię przecież - powiedziałem, gdy położyłem się na brzegu łóżka. Wyciągnąłem też w jej kierunku ramię, bym znów mógł ją objąć, gdy się przybliży.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić - przyznałem cicho. Taka była prawda. Ryzyko za każdym razem było zbyt duże, bym miał pewność, że z każdego starcia wyjdziemy zwycięsko.
- Czasem myślę, że mamy cholernie wiele szczęścia, że jeszcze żyjemy. Uważam też, że oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę - w tym momencie odrobinę odsunąłem się od Eri, aby ująć jej twarz w dłonie i spojrzeć w oczy. Nigdy nie mówiliśmy o tym na głos. To był temat, z którego oboje doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, a o którym nigdy nie rozmawialiśmy. Nie było potrzeby. Żadne z nas zapewne nie odpuściłoby, gdyby drugiemu działa się krzywda. - Wątpię, żebyśmy doczekali spokojnej starości z tym zawodem. Prędzej oboje zostaniemy pożarci. Ja o tym wiem, ty też o tym wiesz, dlatego nie mogę ci niczego obiecać, tak samo jak ty mi. Jedyne co wiem na pewno to to, że nie poddam się tak łatwo. Może to marna pociecha… ale wiesz, że cię nigdy dobrowolnie nie opuszczę - tym razem nachyliłem się, by dokończyć to, z czego wycofała się Euricia; złożyć na jej ustach delikatny pocałunek.
- Zostanę z tobą. Pójdę tylko zgasić świeczkę, a ty za ten czas zrób dla mnie miejsce w łóżku - uśmiechnąłem się lekko. Uścisnąłem jeszcze mocno Eri zanim zostawiłem ją na tą chwilę. Zamknąłem czytaną księgę i wcisnąłem ją do szuflady w biurku. Dopiero później zgasiłem płomień świecy i wróciłem do Eri.
- Chodź tu bliżej mnie. Nie pogryzę cię przecież - powiedziałem, gdy położyłem się na brzegu łóżka. Wyciągnąłem też w jej kierunku ramię, bym znów mógł ją objąć, gdy się przybliży.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Z góry znałam odpowiedź Casa dotyczące tej obietnicy. Nie mógł mi tego obiecać, bo po prostu było to nierealne. Nasza praca zawsze wystawiała nas na ogromne ryzyko. Nigdy nie wiedzieliśmy, czy wrócimy bezpiecznie do domu. Czy któreś z nas bardziej nie ucierpi lub najgorsze, czy nie zginie z łap potwora. Ten scenariusz był cholernie bolesny, ale chyba jednak najgorsze byłoby trafienie pod ziemię do tej wylęgarni robactwa mroku i zniszczenia. Nikt stamtąd nie wracał, to była podróż w jedną stronę. Śmierć pozostawiała pustkę, ale za to przynajmniej było wiadomo, co się z tą osobą stało, było ciało, był i grób, który można odwiedzać. A tak? To zupełnie nic nie pozostaje. W jego słowach było mnóstwo gorzkiej, ale szczerej prawdy. Czując jego dotyk na swej twarzy, mimowolnie poczułam delikatne ciepło, tylko on je wywoływał. Potrzebowałam go, jego bliskości, tego ciepła, by czuć się spokojniejszą.
- Dołożę wszelkich starań, by to szczęście nas nie opuściło. Nie byłbyś sobą, gdybyś nie wypróbował wszystkiego, by się obronić tak samo i ja zrobię wszystko, by nas chronić. Niee.. To mi w zupełności wystarczy, byś był obok tak długo jak to możliwe. Tak długo na ile pozwoli nam los- pokręciłam głową, przyjmując jego słowa.
Ten koszmar uświadomił mi tylko dosadnie, jak wiele rzeczy może pójść nie tak, jak dużo czynników trzeba brak pod uwagę. Jak się walczy zwykle, nie zwraca się na to uwagi, ile inkantacji trzeba użyć czy proszku, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo. Nie tylko nasze, ale też mieszkańców. Bałam się, że przyjdzie nam zmierzyć się z czymś, co sprawi, że nasze umiejętności będą zbyt słabe. Póki co zdarzenie z teraz zostało zażegnane. Ale czy to nie było tylko chwilowe zwycięstwo? Lub byt tylko udawał, że się poddaje? Z tych myśli wyrwał mnie ruch Caspera, pochylił się ,całując mnie w usta. Ten pocałunek był delikatny, prawie taki sam, jaki ja chciałam wykonać. Przedłużyłam go tylko na parę sekund, był on niezwykle subtelny i przyjemny.
Mile mnie zaskoczył tym, że zgodził się zostać ze mną, że zdecydował się zostać ze mną bez dłuższego zastanowienia. Bardziej byłam przygotowana na jego odmowę, co byłoby też zrozumiałe. Kiwnęłam głową na jego uśmiech. Nim oswobodził mnie ze swych ramion, dał mi jeszcze jeden uścisk. Kiedy opuścił mój pokój, ułożyłam się na łóżku tak, by zrobić mężczyźnie miejsce obok siebie. Wrócił, dosłownie chwilę później kładąc się, nie spuszczałam z niego wzroku.
- Czekałam, aż się ułożysz, bym sama mogła to zrobić- przyznałam cicho. Skorzystałam z tego jego gestu, by mocniej się w niego wtulić. Tego było mi trzeba. Czuć ciepło jego ciała oraz delikatne bicie jego serca. To też było czymś w rodzaju mej melodii do zaśnięcia. Okryłam, nas kołdrą wiedząc, że teraz będzie mi łatwiej zasnąć.
- Dziękuję, że zostałeś- wyszeptałam, czując jak resztki niepokoju powoli, choć nie całkowicie zaczynają się rozmywać. Nie umiałam tego wyjaśnić, ale tylko Casper miał w sobie coś, co umiało mnie uspokoić. Jakby nie patrzeć wstecz to zawsze tak było. Nie bez powodu to on był głosem rozsądku w naszym zespole. Gdyby nie on w wielu przypadkach nie umiałabym zachować zimnej krwi. Mimowolnie ostatni raz lekko zadrżałam na wspomnienie tamtego koszmaru. Oby nigdy nic takiego mi się nie przyśniło. Ani nigdy, się nie wydarzyło. Dopiero po dłuższej chwili, znów poczułam się lekko śpiąca.
- Dołożę wszelkich starań, by to szczęście nas nie opuściło. Nie byłbyś sobą, gdybyś nie wypróbował wszystkiego, by się obronić tak samo i ja zrobię wszystko, by nas chronić. Niee.. To mi w zupełności wystarczy, byś był obok tak długo jak to możliwe. Tak długo na ile pozwoli nam los- pokręciłam głową, przyjmując jego słowa.
Ten koszmar uświadomił mi tylko dosadnie, jak wiele rzeczy może pójść nie tak, jak dużo czynników trzeba brak pod uwagę. Jak się walczy zwykle, nie zwraca się na to uwagi, ile inkantacji trzeba użyć czy proszku, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo. Nie tylko nasze, ale też mieszkańców. Bałam się, że przyjdzie nam zmierzyć się z czymś, co sprawi, że nasze umiejętności będą zbyt słabe. Póki co zdarzenie z teraz zostało zażegnane. Ale czy to nie było tylko chwilowe zwycięstwo? Lub byt tylko udawał, że się poddaje? Z tych myśli wyrwał mnie ruch Caspera, pochylił się ,całując mnie w usta. Ten pocałunek był delikatny, prawie taki sam, jaki ja chciałam wykonać. Przedłużyłam go tylko na parę sekund, był on niezwykle subtelny i przyjemny.
Mile mnie zaskoczył tym, że zgodził się zostać ze mną, że zdecydował się zostać ze mną bez dłuższego zastanowienia. Bardziej byłam przygotowana na jego odmowę, co byłoby też zrozumiałe. Kiwnęłam głową na jego uśmiech. Nim oswobodził mnie ze swych ramion, dał mi jeszcze jeden uścisk. Kiedy opuścił mój pokój, ułożyłam się na łóżku tak, by zrobić mężczyźnie miejsce obok siebie. Wrócił, dosłownie chwilę później kładąc się, nie spuszczałam z niego wzroku.
- Czekałam, aż się ułożysz, bym sama mogła to zrobić- przyznałam cicho. Skorzystałam z tego jego gestu, by mocniej się w niego wtulić. Tego było mi trzeba. Czuć ciepło jego ciała oraz delikatne bicie jego serca. To też było czymś w rodzaju mej melodii do zaśnięcia. Okryłam, nas kołdrą wiedząc, że teraz będzie mi łatwiej zasnąć.
- Dziękuję, że zostałeś- wyszeptałam, czując jak resztki niepokoju powoli, choć nie całkowicie zaczynają się rozmywać. Nie umiałam tego wyjaśnić, ale tylko Casper miał w sobie coś, co umiało mnie uspokoić. Jakby nie patrzeć wstecz to zawsze tak było. Nie bez powodu to on był głosem rozsądku w naszym zespole. Gdyby nie on w wielu przypadkach nie umiałabym zachować zimnej krwi. Mimowolnie ostatni raz lekko zadrżałam na wspomnienie tamtego koszmaru. Oby nigdy nic takiego mi się nie przyśniło. Ani nigdy, się nie wydarzyło. Dopiero po dłuższej chwili, znów poczułam się lekko śpiąca.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Euricia bardzo szybko ułożyła się w moich ramionach, nie mając z tym żadnych problemów. To świadczyło o tym, jak bardzo do siebie pasowaliśmy. I jak bardzo złe byłoby rozstawianie się ze sobą. Mimo wszystko nie potrafiłbym tego zrobić.
Przeniosłem dłonie na plecy Eri, przytulając ją do siebie odrobinę mocniej.
- Nie musisz mi za nic dziękować - szepnąłem, gładząc dłonią jasne włosy. Wiedziałem, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama jak sprzed rozmowy dzisiejszego wieczoru. Nadal bolała mnie decyzja, którą podjąłem, ale wiedziałem, że nie mogła ona być inna, bo przecież już nie potrafiłbym pokochać innej kobiety. Nie wyobrażałem sobie być w związku z inną tylko po to, by mieć z nią dziecko. To byłoby zbyt krzywdzące przede wszystkim dla niej, ale również dla dziecka, dla mnie i dla Eri. To nie mogłoby się udać. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że żadne rozwiązanie nie było idealne. Już takie nie będzie.
- Śpij dobrze - powiedziałem tylko, gdy zaczęła ziewać. Chwilę później kobieta spała spokojnie. Przy niej po jakimś czasie i ja zasnąłem. Euricia nie krzyczała więcej przez sen, nie wierciła się, koszmary dłużej jej nie męczyły, co było dobrym znakiem.
Nie było jeszcze całkiem jasno, gdy otworzyłem oczy. Obudził mnie silny ból głowy. Za dużo wypiłem wina, za mało spałem, to pewne. Stąd moje nie najlepsze samopoczucie. Euricia nadal za to miała mocny sen, za nas oboje. Delikatnie wyswobodziłem się z jej objęć, szczelnie owijając kołdrą. Poranek był chłodny, dlatego w pierwszej kolejności rozpaliłem w piecu, nastawiając czajnik. Znalazłem również w szafce zioła na ból głowy, których czasem używaliśmy. Będziemy musieli znów ich trochę kupić, bo zostało już niewiele, może na dwa lub trzy razy. Słyszałem też tupot stóp z mieszkania nad nami. I jakieś krzyki. Ktoś trzaskał drzwiami. Było to strasznie irytujące. Jednak to dopiero kroki na schodach zwróciły moją uwagę. Mieszkając tu tyle lat mniej więcej wiedziałem do kogo mogłyby należeć. Uchyliłem drzwi i wyjrzałem na klatkę schodową. Na szczęście nie myliłem się.
- Dzień dobry - zaczepiłem sąsiadkę, która w płaszczu i z koszem w dłoni szła najwyraźniej na zakupy. - Możemy zamienić słówko? - zapytałem, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi. Rozmawialiśmy szeptem, by nikt inny nie mógł nas podsłuchiwać. Odmówiłem ciasto i przeprosiłem kobietę o zawracanie jej głowy.
- Wasze uczucie już przeminęło z wiatrem? - spytała zdziwiona, mierząc mnie spojrzeniem, jakbym był temu winien.
- Nie. Po prostu sprawy trochę się pokomplikowały, mamy do tego mnóstwo nowych rzeczy na głowie.
- Tak… chyba każdy drżał wczorajszego wieczoru, widząc niebiesko-czerwoną łunę nad lasem. Nigdy nie zapomnimy tych strasznych czasów. Jak to dobrze, że was mamy - westchnęła, kiwając przy tym głową.
- Dokładnie. Dlatego potrzebujemy najpierw rozwiązać sprawy tutaj, a później porządnie odpocząć. Nie wiem, kiedy mieliśmy jakiś czas odpoczynku, który nie łączył się z leczeniem ran - przyznałem szczerze. Później, widząc już jak kobieta znów zabiera się do mówienia, szybko wszedłem jej ponownie w słowo. - A tak poza tym, jakby sąsiadka widziała kogoś podejrzanego, proszę nas niezwłocznie o tym powiadomić. Nawet jeśli to ktoś znajomy, a podejrzanie by się zachowywał.
- Oh? A co się dzieje? - spytała bardziej zainteresowana, tak jak myślałem. Przynajmniej nie będzie mi wiercić dziury w brzuchu.
- Ktoś wszedł do kręgu. Nie wiemy po co i dlaczego, jakie miał zamiary. Chcemy to sprawdzić - kobieta złapała się wolną dłonią za serce, po czym zrobiła znak krzyża, jakby odganiając złe moce. - Tylko proszę zachować dyskrecję, nie chcemy, żeby to się rozeszło…
- I nie wystraszyło winowajcy! Oczywiście, rozumiem - kilka razy kiwnęła głową w zamyśleniu, po czym rozeszliśmy się w swoje strony.
Akurat woda w czajniku zaczęła wrzeć, zalałem sobie więc ziół licząc, że szybko i skutecznie mi pomogą.
Przeniosłem dłonie na plecy Eri, przytulając ją do siebie odrobinę mocniej.
- Nie musisz mi za nic dziękować - szepnąłem, gładząc dłonią jasne włosy. Wiedziałem, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama jak sprzed rozmowy dzisiejszego wieczoru. Nadal bolała mnie decyzja, którą podjąłem, ale wiedziałem, że nie mogła ona być inna, bo przecież już nie potrafiłbym pokochać innej kobiety. Nie wyobrażałem sobie być w związku z inną tylko po to, by mieć z nią dziecko. To byłoby zbyt krzywdzące przede wszystkim dla niej, ale również dla dziecka, dla mnie i dla Eri. To nie mogłoby się udać. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że żadne rozwiązanie nie było idealne. Już takie nie będzie.
- Śpij dobrze - powiedziałem tylko, gdy zaczęła ziewać. Chwilę później kobieta spała spokojnie. Przy niej po jakimś czasie i ja zasnąłem. Euricia nie krzyczała więcej przez sen, nie wierciła się, koszmary dłużej jej nie męczyły, co było dobrym znakiem.
Nie było jeszcze całkiem jasno, gdy otworzyłem oczy. Obudził mnie silny ból głowy. Za dużo wypiłem wina, za mało spałem, to pewne. Stąd moje nie najlepsze samopoczucie. Euricia nadal za to miała mocny sen, za nas oboje. Delikatnie wyswobodziłem się z jej objęć, szczelnie owijając kołdrą. Poranek był chłodny, dlatego w pierwszej kolejności rozpaliłem w piecu, nastawiając czajnik. Znalazłem również w szafce zioła na ból głowy, których czasem używaliśmy. Będziemy musieli znów ich trochę kupić, bo zostało już niewiele, może na dwa lub trzy razy. Słyszałem też tupot stóp z mieszkania nad nami. I jakieś krzyki. Ktoś trzaskał drzwiami. Było to strasznie irytujące. Jednak to dopiero kroki na schodach zwróciły moją uwagę. Mieszkając tu tyle lat mniej więcej wiedziałem do kogo mogłyby należeć. Uchyliłem drzwi i wyjrzałem na klatkę schodową. Na szczęście nie myliłem się.
- Dzień dobry - zaczepiłem sąsiadkę, która w płaszczu i z koszem w dłoni szła najwyraźniej na zakupy. - Możemy zamienić słówko? - zapytałem, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi. Rozmawialiśmy szeptem, by nikt inny nie mógł nas podsłuchiwać. Odmówiłem ciasto i przeprosiłem kobietę o zawracanie jej głowy.
- Wasze uczucie już przeminęło z wiatrem? - spytała zdziwiona, mierząc mnie spojrzeniem, jakbym był temu winien.
- Nie. Po prostu sprawy trochę się pokomplikowały, mamy do tego mnóstwo nowych rzeczy na głowie.
- Tak… chyba każdy drżał wczorajszego wieczoru, widząc niebiesko-czerwoną łunę nad lasem. Nigdy nie zapomnimy tych strasznych czasów. Jak to dobrze, że was mamy - westchnęła, kiwając przy tym głową.
- Dokładnie. Dlatego potrzebujemy najpierw rozwiązać sprawy tutaj, a później porządnie odpocząć. Nie wiem, kiedy mieliśmy jakiś czas odpoczynku, który nie łączył się z leczeniem ran - przyznałem szczerze. Później, widząc już jak kobieta znów zabiera się do mówienia, szybko wszedłem jej ponownie w słowo. - A tak poza tym, jakby sąsiadka widziała kogoś podejrzanego, proszę nas niezwłocznie o tym powiadomić. Nawet jeśli to ktoś znajomy, a podejrzanie by się zachowywał.
- Oh? A co się dzieje? - spytała bardziej zainteresowana, tak jak myślałem. Przynajmniej nie będzie mi wiercić dziury w brzuchu.
- Ktoś wszedł do kręgu. Nie wiemy po co i dlaczego, jakie miał zamiary. Chcemy to sprawdzić - kobieta złapała się wolną dłonią za serce, po czym zrobiła znak krzyża, jakby odganiając złe moce. - Tylko proszę zachować dyskrecję, nie chcemy, żeby to się rozeszło…
- I nie wystraszyło winowajcy! Oczywiście, rozumiem - kilka razy kiwnęła głową w zamyśleniu, po czym rozeszliśmy się w swoje strony.
Akurat woda w czajniku zaczęła wrzeć, zalałem sobie więc ziół licząc, że szybko i skutecznie mi pomogą.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Obudziłam się zupełnie sama w łóżku. Gdyby nie przebłyski z zeszłej nocy to nawet bym nie uwierzyła, że został ze mną na noc. Ciągle pamiętałam tamten przeklęty koszmar wizja tego co mogła się jemu stać paraliżowała mnie. Pal licho moją osobę, nie miało to znaczenia moim celem, było wspieranie go. A zamiast tego sprawiłam, że się mną rozczarował w kwestii prywatnej. Czy trzymanie go przy sobie było właściwe? Skoro przy mnie nie będzie miał tego, czego zapragnie za te parę lat? Kucie w sercu nie chciało przestać dawać o dobie znać. Ta rozmowa była jeszcze przed nami, musieliśmy wyrzucić z siebie to, co nas dręczyło, powodowało mętlik w głowie i nie pozwalało ruszyć do przodu. Tej nocy jego ramiona tęskniłam za nimi ogólnie za jego dotykiem. Czy on też tak miał? Czy po prostu woli o tym nie myśleć? Wstałam z łóżka, czując lekkie zawroty głowy, alkohol w większości usunął się już z organizmu, ale jego skutki to już zupełnie inna historia. Ubrałam coś szybko na siebie i opuściłam pokój. Tym razem zignorowałam zupełnie rozczesywanie splątanych włosów. Weszłam do kuchni tak jak się spodziewałam zastałam tu Caspera. Znajomy zapach ziół na ból głowy dał mi jasno do zrozumienia, że było z nim dość kiepsko. Nie skomentowałam tego jednak w żaden sposób, bo sama nie czułam się najlepiej by dogryzać mężczyźnie swoimi komentarzami.
- Długo już nie śpisz? Nie słyszałam, jak wychodziłeś- przyznałam, wsypując herbatę do kubka, woda była jeszcze wystarczająco ciepła w czajniku. Po jej zrobieniu usiadłam niedaleko i zapanowała ta niezręczna cisza, która raczej u nas się nie zdarzała. Zawsze mieliśmy mnóstwo rzeczy do omówienia. Chciałam sięgnąć swoją ręką po jego dłoń, ale położyłam ją po prostu na stole. Wtedy też zauważyłam, że wszystko z kolacji jest schowane... no prawie wszystko.
- Kiedy odwiedzimy Marcha? Bym mogła wiedzieć, jak pomóc ci, z tego rodzaju ranami? Samemu sobie z tym nie poradzisz, o czym doskonale wiemy – spytałam go, starając się brzmieć w miarę normalnie. Choć ton, jakiego użyłam, daleki był od tego, który dobrze znał. Starałam się, by móc jakoś z nim rozmawiać. Po raz pierwszy od bardzo dawna unikałam też często jego wzroku. By nie widzieć tego, co mogłam w nich dostrzec. Cały czas wisiały nad nami burzowe chmury, których nie umieliśmy rozproszyć.
- Jak myślisz, o której najlepiej zwołać to zebranie, by prosić, tych z góry o to by mieli oko na krąg? Podczas tego naszego wyjazdu na misje? Teraz tak z rana raczej nikogo w biurze nie zastaniemy. Jest jeszcze bardzo wcześnie - zauważyłam zdając się na decyzję Caspera w tym konkretnym przypadku. Widząc, w jakim był, stanie wstałam z krzesła, podeszłam do jednego z blatów, gdzie był schowany chleb przed wyschnięciem. Ukroiłam, dwie kromki chleba smarując je masłem i serem z ziołami, który zawsze dobrze mi wychodził. Po czym podeszłam, z talerzem do Casa stawiając to przed nim na stole.
- Powinieneś coś zjeść. Herbata pomaga na ból głowy, ale nie wypada jej pić, bez czegoś słonego a ser jest do tego najlepszy- odruchowo położyłam mu rękę na ramieniu. Gdy zorientowałam się, że to zrobiłam, chciałam ją z niego zabrać, ale… nie potrafiłam.
- Długo już nie śpisz? Nie słyszałam, jak wychodziłeś- przyznałam, wsypując herbatę do kubka, woda była jeszcze wystarczająco ciepła w czajniku. Po jej zrobieniu usiadłam niedaleko i zapanowała ta niezręczna cisza, która raczej u nas się nie zdarzała. Zawsze mieliśmy mnóstwo rzeczy do omówienia. Chciałam sięgnąć swoją ręką po jego dłoń, ale położyłam ją po prostu na stole. Wtedy też zauważyłam, że wszystko z kolacji jest schowane... no prawie wszystko.
- Kiedy odwiedzimy Marcha? Bym mogła wiedzieć, jak pomóc ci, z tego rodzaju ranami? Samemu sobie z tym nie poradzisz, o czym doskonale wiemy – spytałam go, starając się brzmieć w miarę normalnie. Choć ton, jakiego użyłam, daleki był od tego, który dobrze znał. Starałam się, by móc jakoś z nim rozmawiać. Po raz pierwszy od bardzo dawna unikałam też często jego wzroku. By nie widzieć tego, co mogłam w nich dostrzec. Cały czas wisiały nad nami burzowe chmury, których nie umieliśmy rozproszyć.
- Jak myślisz, o której najlepiej zwołać to zebranie, by prosić, tych z góry o to by mieli oko na krąg? Podczas tego naszego wyjazdu na misje? Teraz tak z rana raczej nikogo w biurze nie zastaniemy. Jest jeszcze bardzo wcześnie - zauważyłam zdając się na decyzję Caspera w tym konkretnym przypadku. Widząc, w jakim był, stanie wstałam z krzesła, podeszłam do jednego z blatów, gdzie był schowany chleb przed wyschnięciem. Ukroiłam, dwie kromki chleba smarując je masłem i serem z ziołami, który zawsze dobrze mi wychodził. Po czym podeszłam, z talerzem do Casa stawiając to przed nim na stole.
- Powinieneś coś zjeść. Herbata pomaga na ból głowy, ale nie wypada jej pić, bez czegoś słonego a ser jest do tego najlepszy- odruchowo położyłam mu rękę na ramieniu. Gdy zorientowałam się, że to zrobiłam, chciałam ją z niego zabrać, ale… nie potrafiłam.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po dłuższej chwili w końcu zapanowała cisza u sąsiadów. Nie miałem pojęcia, co zrobili, może w końcu dostali jedzenie i są chwilowo zajęci. Dzięki temu mogłem w spokoju delektować się goryczą ziół, których wypiłem zaledwie połowę kubka. Musiałem odczekać trochę, zanim ten smak przestanie wykrzywiać niemiłosiernie moją twarz. Niestety Euricia musiała wybrać sobie ten moment, by się obudzić. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie to, że ledwie weszła do kuchni, a buzia jej się nie zamykała. Wcale mi to nie pomagało. Jej głos odbijał się w mojej głowie tak, jakby krzyczała mi wprost do ucha.
- Eri - uniosłem na nią spojrzenie dopiero wtedy, gdy stanęła obok z dłonią na moim ramieniu. Miała dość dziwny wyraz twarzy, którego nie potrafiłem rozszyfrować. W dodatku używała wobec mnie takiego tonu, jakbym coś jej zrobił, czymś zawinił. Zazwyczaj karciła tym głosem osoby, które zrobiły coś głupiego.
- Usiądź. I nie gadaj tyle. Wypij herbatę. Zjedz drugą kanapkę - powiedziałem, biorąc z talerza jedną kromkę, drugą podsuwając w jej kierunku. Nie potrzebowałem od samego rana gadać o pracy. Przecież doskonale wiedziałem, że mieliśmy jej mnóstwo. Jednak nasze życie nie musiało się na niej całkowicie opierać.
- Nikt nam nie ucieknie. Nic się nie stanie, jak odpoczniemy jeszcze pół godziny - uniosłem wolną rękę, aby uścisnąć lekko dłoń kobiety i zsunąć ją ze swojego ramienia. Zanim jednak ją puściłem, złożyłem delikatny pocałunek na jej wierzchu. Widziałem, że nadal coś dręczy blondynkę. Czy był to wczorajszy sen? Naprawdę wyglądała i zachowywała się dość dziwnie, zupełnie jak nie ona.
- Zamiast znów mówić o pracy, lepiej powiedz mi co się z tobą dzieje? Wyglądasz jakbyś miała zaraz na mnie nakrzyczeć, a ja nie wiem za co - wyznałem, robiąc pierwszy gryz kanapki.
- Eri - uniosłem na nią spojrzenie dopiero wtedy, gdy stanęła obok z dłonią na moim ramieniu. Miała dość dziwny wyraz twarzy, którego nie potrafiłem rozszyfrować. W dodatku używała wobec mnie takiego tonu, jakbym coś jej zrobił, czymś zawinił. Zazwyczaj karciła tym głosem osoby, które zrobiły coś głupiego.
- Usiądź. I nie gadaj tyle. Wypij herbatę. Zjedz drugą kanapkę - powiedziałem, biorąc z talerza jedną kromkę, drugą podsuwając w jej kierunku. Nie potrzebowałem od samego rana gadać o pracy. Przecież doskonale wiedziałem, że mieliśmy jej mnóstwo. Jednak nasze życie nie musiało się na niej całkowicie opierać.
- Nikt nam nie ucieknie. Nic się nie stanie, jak odpoczniemy jeszcze pół godziny - uniosłem wolną rękę, aby uścisnąć lekko dłoń kobiety i zsunąć ją ze swojego ramienia. Zanim jednak ją puściłem, złożyłem delikatny pocałunek na jej wierzchu. Widziałem, że nadal coś dręczy blondynkę. Czy był to wczorajszy sen? Naprawdę wyglądała i zachowywała się dość dziwnie, zupełnie jak nie ona.
- Zamiast znów mówić o pracy, lepiej powiedz mi co się z tobą dzieje? Wyglądasz jakbyś miała zaraz na mnie nakrzyczeć, a ja nie wiem za co - wyznałem, robiąc pierwszy gryz kanapki.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Spojrzałam na niego szczerze zaskoczona jego wnioskami. Ja? Nakrzyczeć na niego? Nawet nie miałam takiego zamiaru, delikatny pocałunek na mej dłoni był w sumie jedynym gestem, na jaki się zdobył, mogłam się tego spodziewać. Spełniłam jego słowa, bym usiadła z powrotem przy stole. Ale odmówiłam wzięcia drugiej z kanapek obie, były dla niego uszykowane.
- Nie zamierzam na ciebie krzyczeć. Nie zrobiłeś nic, by zostać potraktowanym w ten sposób. No chyba, że mam cię zrugać o to, że o siebie nie dbasz, ale to już było nie raz i nie dwa. Więc wolę to przemilczeć- powiedziałam, nadal zachowując się w stosunku do niego tak samo jak wcześniej.
Pytania Caspera tylko mnie przytłoczyły, minimalnie zacisnęłam palce na kubku z herbatą. Naprawdę chciał wiedzieć, co mnie dręczy? To nie był dobry na to moment. Jednak skoro chciał wiedzieć, to mogłam poruszyć powód mego zachowania. Wmusiłam w siebie łyk herbaty, by zyskać troszkę na czasie.
- Skoro chcesz wiedzieć, o co chodzi. To mogę na to odpowiedzieć. Mimo że nie jest na to najlepszy moment. Wiem, że czeka nas bardzo poważna rozmowa, na temat tego co usłyszałeś, a co nie zostało do końca powiedziane. To nie będzie łatwa rozmowa, więc chciałam dać ci czas, byś zastanowił się, co chcesz mi powiedzieć, a co wolisz zachować dla siebie- wyjaśniłam tak spokojnie jak tylko mogłam, choć nie było to aż takie proste. Danie sobie czasu było najlepszą z opcji, by nie powiedzieć za dużo w gniewie, nie chciałam kolejnej kłótni i kolejnych ciężkich między nami dni, to mnie dobijało.
- Dlatego wolę na razie zająć się pracą, by o tym choć przez chwilę nie myśleć. Bo czuję, że zaraz zwariuje przez to wszystko. Przez koszmary, przez to, że nasza relacja się zupełnie zepsuje. Zaczynam się nawet zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak. W sumie tak w dużym skrócie czuję się od wczoraj - streściłam, to najlepiej jak umiałam, by nie musieć się powtarzać.
Nie miałam apetytu, nie byłam w stanie niczego w siebie wmusić. Mój żołądek był tak ściśnięty, jakby ktoś zacisnął na nim pięść i nie chciał puścić.
- Jedz na spokojnie, ja nie jestem głodna. Czuję, że nic w siebie nie wmuszę. Najwyżej więcej zjem na obiad. Znasz mnie, to na pewno minie- posłałam mu cień uśmiechu, nawet on nie był tym, który często u mnie widywał. W sumie czy coś miało szanse być takie jak dawniej? Pewnie zajmie to trochę czasu, ale przecież się kochamy. Ja nie przestałam go kochać, ale czy prawda, którą wtedy usłyszał, coś zmieniła w jego uczuciach do mnie? Chciałam wiedzieć, co czuje, być tego pewną. A nadal odczuwałam niepokój, że to wszystko się po prostu skończy. Tak szybko jak się zaczęło. Starałam się zachować spokój, bo dać się ponieść emocjom na ten moment nie było właściwym wyborem.
- Nie zamierzam na ciebie krzyczeć. Nie zrobiłeś nic, by zostać potraktowanym w ten sposób. No chyba, że mam cię zrugać o to, że o siebie nie dbasz, ale to już było nie raz i nie dwa. Więc wolę to przemilczeć- powiedziałam, nadal zachowując się w stosunku do niego tak samo jak wcześniej.
Pytania Caspera tylko mnie przytłoczyły, minimalnie zacisnęłam palce na kubku z herbatą. Naprawdę chciał wiedzieć, co mnie dręczy? To nie był dobry na to moment. Jednak skoro chciał wiedzieć, to mogłam poruszyć powód mego zachowania. Wmusiłam w siebie łyk herbaty, by zyskać troszkę na czasie.
- Skoro chcesz wiedzieć, o co chodzi. To mogę na to odpowiedzieć. Mimo że nie jest na to najlepszy moment. Wiem, że czeka nas bardzo poważna rozmowa, na temat tego co usłyszałeś, a co nie zostało do końca powiedziane. To nie będzie łatwa rozmowa, więc chciałam dać ci czas, byś zastanowił się, co chcesz mi powiedzieć, a co wolisz zachować dla siebie- wyjaśniłam tak spokojnie jak tylko mogłam, choć nie było to aż takie proste. Danie sobie czasu było najlepszą z opcji, by nie powiedzieć za dużo w gniewie, nie chciałam kolejnej kłótni i kolejnych ciężkich między nami dni, to mnie dobijało.
- Dlatego wolę na razie zająć się pracą, by o tym choć przez chwilę nie myśleć. Bo czuję, że zaraz zwariuje przez to wszystko. Przez koszmary, przez to, że nasza relacja się zupełnie zepsuje. Zaczynam się nawet zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak. W sumie tak w dużym skrócie czuję się od wczoraj - streściłam, to najlepiej jak umiałam, by nie musieć się powtarzać.
Nie miałam apetytu, nie byłam w stanie niczego w siebie wmusić. Mój żołądek był tak ściśnięty, jakby ktoś zacisnął na nim pięść i nie chciał puścić.
- Jedz na spokojnie, ja nie jestem głodna. Czuję, że nic w siebie nie wmuszę. Najwyżej więcej zjem na obiad. Znasz mnie, to na pewno minie- posłałam mu cień uśmiechu, nawet on nie był tym, który często u mnie widywał. W sumie czy coś miało szanse być takie jak dawniej? Pewnie zajmie to trochę czasu, ale przecież się kochamy. Ja nie przestałam go kochać, ale czy prawda, którą wtedy usłyszał, coś zmieniła w jego uczuciach do mnie? Chciałam wiedzieć, co czuje, być tego pewną. A nadal odczuwałam niepokój, że to wszystko się po prostu skończy. Tak szybko jak się zaczęło. Starałam się zachować spokój, bo dać się ponieść emocjom na ten moment nie było właściwym wyborem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mimo swoich słów nadal zachowywała się w ten sam sposób. Jakby jednocześnie chciała i nie chciała utrzymać dystans między nami. Zaciskając palce na kubku i unikając mojego spojrzenia, czego nie potrafiłem rozgryźć. Nawet po tym, gdy w końcu wyjawiła powody swojego zachowania. Naprawdę tym się tak przejmowała? Myślałem, że już to zrozumiała i nie będzie potrzebować żadnych słów. Chyba bardzo się myliłem w tej sprawie.
Poczekałem aż blondynka skończy mówić, zanim sam jakoś zareagowałem. Zajmowałem się przez cały czas kanapką, powoli ją dokańczając. Eri miała rację tylko w jednym: to nie będzie łatwe wydusić z siebie wszystko, co potrzebowała ode mnie usłyszeć. Wolałbym przemilczeć jeszcze dzień, może dwa, pozwalając sobie przywyknąć do pewnych kwestii, choć inne będą wymagać ode mnie więcej czasu. Ale nie sądziłem, żeby to coś zmieniło między nami.
- Sądzę, że już wszystko sobie przemyślałem. Myślałem, że dla ciebie tak samo jest to jasne, jak dla mnie, ale skoro nie rozumiesz i potrzebujesz to usłyszeć… - westchnąłem, dopijając resztę ziół po skończonej kromce. Nie wiedziałem od jakich słów miałbym zacząć. Powinienem wyrazić się jasno i przejrzyście, by nie rozwlekać tej chwili dłużej, niż musiałem. Zielone fusy wcale nie były pomocne w odnajdywaniu odpowiedzi.
- Zabolało mnie to, co wczoraj usłyszałem. Zabolał mnie fakt, że dowiedziałem się tego w taki sposób i że nie miałaś odwagi wcześniej ze mną o tym porozmawiać. Zapewne będę potrzebować więcej czasu, żeby się pogodzić z tą trudną decyzją. Tak samo jak Alice kazała mi wybierać między wami, tak teraz ty zmuszasz mnie do wyboru między tobą a moimi marzeniami. Uważam to za bardzo niesprawiedliwe i co bym nie wybrał, to i tak już nie sprawi, że będę kiedyś w pełni szczęśliwy ze swojego życia. Ale byłbym jeszcze bardziej nieszczęśliwy, gdybym musiał iść przez to życie bez ciebie - dopiero teraz podniosłem spojrzenie na kobietę. Wolałem mieć tą rozmowę za sobą i oczyścić atmosferę między nami niż czekać nie wiadomo na co. Powiedzieć, co nam leży na sercu i nie musieć więcej do tego wracać.
- Euricia - niezwykle rzadko używałem jej pełnego imienia. Głównie wtedy, gdy potrzebowałem, by zwróciła na coś uwagę, a o czym z jakichś powodów nie mogłem powiedzieć wprost. Tym razem było nieco inaczej. Wstałem i podszedłem do niej, ujmując jej twarz w dłonie. Zmusiłem ją tym samym do spojrzenia mi w oczy, by nie mogła uniknąć mojego spojrzenia.
- Kocham cię i nie zamierzam nigdy cię opuścić. Nawet jeśli to czasem będzie bolało. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie. Albo chociaż uda mi się ciebie namówić, by adoptować dziecko, skoro nie chcesz własnego? Nie musisz odpowiadać dziś ani jutro. Ani za miesiąc czy za rok. Po prostu przyjdź do mnie i powiedz, jeżeli będziesz gotowa - nachyliłem się, żeby ucałować Eri w czoło, a później objąć ramionami i mocno przytulić do siebie. - A jeśli nigdy nie będziesz, to mam nadzieję, że umrzemy razem i żadne z nas nie będzie musiało żyć osobno - dodałem cicho, zamykając na chwilę oczy.
Poczekałem aż blondynka skończy mówić, zanim sam jakoś zareagowałem. Zajmowałem się przez cały czas kanapką, powoli ją dokańczając. Eri miała rację tylko w jednym: to nie będzie łatwe wydusić z siebie wszystko, co potrzebowała ode mnie usłyszeć. Wolałbym przemilczeć jeszcze dzień, może dwa, pozwalając sobie przywyknąć do pewnych kwestii, choć inne będą wymagać ode mnie więcej czasu. Ale nie sądziłem, żeby to coś zmieniło między nami.
- Sądzę, że już wszystko sobie przemyślałem. Myślałem, że dla ciebie tak samo jest to jasne, jak dla mnie, ale skoro nie rozumiesz i potrzebujesz to usłyszeć… - westchnąłem, dopijając resztę ziół po skończonej kromce. Nie wiedziałem od jakich słów miałbym zacząć. Powinienem wyrazić się jasno i przejrzyście, by nie rozwlekać tej chwili dłużej, niż musiałem. Zielone fusy wcale nie były pomocne w odnajdywaniu odpowiedzi.
- Zabolało mnie to, co wczoraj usłyszałem. Zabolał mnie fakt, że dowiedziałem się tego w taki sposób i że nie miałaś odwagi wcześniej ze mną o tym porozmawiać. Zapewne będę potrzebować więcej czasu, żeby się pogodzić z tą trudną decyzją. Tak samo jak Alice kazała mi wybierać między wami, tak teraz ty zmuszasz mnie do wyboru między tobą a moimi marzeniami. Uważam to za bardzo niesprawiedliwe i co bym nie wybrał, to i tak już nie sprawi, że będę kiedyś w pełni szczęśliwy ze swojego życia. Ale byłbym jeszcze bardziej nieszczęśliwy, gdybym musiał iść przez to życie bez ciebie - dopiero teraz podniosłem spojrzenie na kobietę. Wolałem mieć tą rozmowę za sobą i oczyścić atmosferę między nami niż czekać nie wiadomo na co. Powiedzieć, co nam leży na sercu i nie musieć więcej do tego wracać.
- Euricia - niezwykle rzadko używałem jej pełnego imienia. Głównie wtedy, gdy potrzebowałem, by zwróciła na coś uwagę, a o czym z jakichś powodów nie mogłem powiedzieć wprost. Tym razem było nieco inaczej. Wstałem i podszedłem do niej, ujmując jej twarz w dłonie. Zmusiłem ją tym samym do spojrzenia mi w oczy, by nie mogła uniknąć mojego spojrzenia.
- Kocham cię i nie zamierzam nigdy cię opuścić. Nawet jeśli to czasem będzie bolało. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie. Albo chociaż uda mi się ciebie namówić, by adoptować dziecko, skoro nie chcesz własnego? Nie musisz odpowiadać dziś ani jutro. Ani za miesiąc czy za rok. Po prostu przyjdź do mnie i powiedz, jeżeli będziesz gotowa - nachyliłem się, żeby ucałować Eri w czoło, a później objąć ramionami i mocno przytulić do siebie. - A jeśli nigdy nie będziesz, to mam nadzieję, że umrzemy razem i żadne z nas nie będzie musiało żyć osobno - dodałem cicho, zamykając na chwilę oczy.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zdecydowałam się dać mu czas, na to by na spokojnie wszystko przemyślał, by między nami było choć trochę lepiej albo by wszystko wróciło do normy. Stopniowo, bez żadnych kłótni czy nieporozumień. Casper miał jednak inne plany i postanowił, że teraz wyjaśni mi wszystko, co czuje i myśli. Nie czułam się na to w pełni gotowa, ale nie przerywałam, tylko pozwoliłam, by skończył swoją pierwszą część wypowiedzi. Chcąc nie chcąc miał trochę racji, porównując mnie do Alice. Z tym że ona chciała mieć z nim pełną rodzinę, a jedyną do tego przeszkodą byłam ja i nasza praca. Nie czułam się urażona z tego powodu, jego była czasem, przewijała się w naszych rozmowach. To była w sumie moja jedyna z najbardziej konkretnych rywalek w związkach Casa. Była z nim tak długo, że nawet po cichu czułam, że ich relacja zakończy się ślubem.
- Wiesz, że cię kocham, zawsze byłeś i jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. I chciałam, byś był szczęśliwy. Wiem, że wybór, przed którym cię postawiłam, nie jest łatwy ani przyjemny. Rozumiem twój ból i żal, widać go nawet w twoich oczach. Proszę, tylko byś postarał się mnie zrozumieć. Nie umiem się zmusić do tego samego pragnienia, które masz. Dam ci na to tyle czasu ile potrzebujesz. Nie będę niczego na tobie wymuszać. Tylko proszę, nie odsuwaj mnie od siebie- to ostatnie samo wyszło z moich ust, nie kontrolowałam tego. Czy wiedział, że czułam, jakby się powstrzymywał przed każdym dotykiem między nami? Nie chciałam tego przeklętego dystansu między nami. Drgnęłam lekko, gdy wymówił, moje pełne imię niezbyt za tym przepadałam. Uważałam je za dziwne, za bardzo nietypowe nie, wyjątkowe.
Casper podniósł się z krzesła, bym po chwili poczuła jego dotyk na swej twarzy, przez co zmusił mnie, bym nie odwróciła od niego wzroku. Ponownie poruszył temat dziecka, a konkretniej teraz i adopcji. Nie umiał odpuścić, ale czy mogłam go za to winić? Prawdę, mówiąc teraz zaskoczył mnie kontrast między Drakiem a Casem. Drake nie planował, tak szybko dzieci za to Cas myślał o tym, by kiedyś nim zostać. Mimowolnie westchnęłam cicho, czując jego pocałunek na czole. A jego ramiona, były tym, czego potrzebowałam.
- Też cię kocham i to z całego serca. Nie chcę, jednak byś się łudził, że kiedyś zmienię zdanie. Co prawda eliksir, który biorę, nie daje pełnej gwarancji, że nie zajdę w ciążę. Choć nie ukrywam, że wolałabym, by tak się nie stało. To gdyby tak się zdarzyło, nie usunęłabym jej. Ale potrzebowałabym wtedy sporo czasu, by to zaakceptować i jakoś do tego przywyknąć. Nie chciałabym, żeby to dziecko jeśli by było, powieliło nasze życie i zostało, samo na świecie kończąc w sierocińcu. To też jeden z argumentów, który podtrzymuję moją decyzję.- dodałam, mocniej się w niego wtulając.
- I nie mów mi, że znajdziemy inną pracę mniej niebezpieczną. Kogo ty chcesz oszukać? Przecież czując adrenalinę, i chęć pomagania innym naprawdę czujemy, że żyjemy. Uwielbiamy to co robimy, bo zajmujemy się tym razem. Korzystając z tego czego nauczyliśmy się przez te wszystkie lata. - zakończyłam tym swoją wypowiedź. Miałam nadzieję, że nie odebrał tego w zły sposób. Nie byłam pozbawionym uczuć potworem. Brałam po prostu wszystko pod uwagę. Sam wczoraj przyznał, że możemy kiedyś zostać pożarci przez demona. Wolałam o tym nie myśleć, ale byłabym ignorantką, gdybym nie brała tych bytów na poważnie.
- Wiesz, że cię kocham, zawsze byłeś i jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. I chciałam, byś był szczęśliwy. Wiem, że wybór, przed którym cię postawiłam, nie jest łatwy ani przyjemny. Rozumiem twój ból i żal, widać go nawet w twoich oczach. Proszę, tylko byś postarał się mnie zrozumieć. Nie umiem się zmusić do tego samego pragnienia, które masz. Dam ci na to tyle czasu ile potrzebujesz. Nie będę niczego na tobie wymuszać. Tylko proszę, nie odsuwaj mnie od siebie- to ostatnie samo wyszło z moich ust, nie kontrolowałam tego. Czy wiedział, że czułam, jakby się powstrzymywał przed każdym dotykiem między nami? Nie chciałam tego przeklętego dystansu między nami. Drgnęłam lekko, gdy wymówił, moje pełne imię niezbyt za tym przepadałam. Uważałam je za dziwne, za bardzo nietypowe nie, wyjątkowe.
Casper podniósł się z krzesła, bym po chwili poczuła jego dotyk na swej twarzy, przez co zmusił mnie, bym nie odwróciła od niego wzroku. Ponownie poruszył temat dziecka, a konkretniej teraz i adopcji. Nie umiał odpuścić, ale czy mogłam go za to winić? Prawdę, mówiąc teraz zaskoczył mnie kontrast między Drakiem a Casem. Drake nie planował, tak szybko dzieci za to Cas myślał o tym, by kiedyś nim zostać. Mimowolnie westchnęłam cicho, czując jego pocałunek na czole. A jego ramiona, były tym, czego potrzebowałam.
- Też cię kocham i to z całego serca. Nie chcę, jednak byś się łudził, że kiedyś zmienię zdanie. Co prawda eliksir, który biorę, nie daje pełnej gwarancji, że nie zajdę w ciążę. Choć nie ukrywam, że wolałabym, by tak się nie stało. To gdyby tak się zdarzyło, nie usunęłabym jej. Ale potrzebowałabym wtedy sporo czasu, by to zaakceptować i jakoś do tego przywyknąć. Nie chciałabym, żeby to dziecko jeśli by było, powieliło nasze życie i zostało, samo na świecie kończąc w sierocińcu. To też jeden z argumentów, który podtrzymuję moją decyzję.- dodałam, mocniej się w niego wtulając.
- I nie mów mi, że znajdziemy inną pracę mniej niebezpieczną. Kogo ty chcesz oszukać? Przecież czując adrenalinę, i chęć pomagania innym naprawdę czujemy, że żyjemy. Uwielbiamy to co robimy, bo zajmujemy się tym razem. Korzystając z tego czego nauczyliśmy się przez te wszystkie lata. - zakończyłam tym swoją wypowiedź. Miałam nadzieję, że nie odebrał tego w zły sposób. Nie byłam pozbawionym uczuć potworem. Brałam po prostu wszystko pod uwagę. Sam wczoraj przyznał, że możemy kiedyś zostać pożarci przez demona. Wolałam o tym nie myśleć, ale byłabym ignorantką, gdybym nie brała tych bytów na poważnie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Doskonale rozumiałem postanowienie Eri. Nie każda kobieta musi zostać matką, nie każda potrzebuje urodzić dziecko, by być szczęśliwą i spełnioną osoba. Do tego zdawałem sobie sprawę, że sama ciąża wiązała się z wieloma nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi i z bólem. Nie zamierzałem namawiać jej do tego, czego się bała, czego nie chciała i co wiązało się z wieloma przykrościami i często wyrzeczeniami. Dlatego zaproponowałem adopcję. Dziecko nawet nie musiałoby być nowo narodzone. Nie miałbym nic przeciwko, by było troszkę starsze. Sam przebywając w sierocińcu zrozumiałem, że im starsze dziecko, tym miało mniejsze szanse, że ktoś je zechce i przygarnie. Zawsze mogliśmy dać ciepły i kochający dom odrzuconej sierocie, pomimo naszej pracy.
- Praca to nie wszystko - powiedziałem, jedną dłonią delikatnie głaskając Eri po włosach. - Przecież nie młodniejemy. Kiedyś ze względu na wiek i tak będziemy musieli zostawić demony i uspokoić nasze życie. Nie wyobrażam sobie wtedy, że mielibyśmy zostać sami, zdani tylko na siebie, nie mogąc uprać sobie koszulki czy wyjść po chleb. To już lepiej skoczyć prosto w paszczę takiego stwora. Nie będę cię zmuszać do zachodzenia w ciążę i posiadania własnego dziecka, skoro tak bardzo tego nie chcesz. Po prostu nie zamykaj się na inne opcje. Rozważ adopcję, to naprawdę rozwiąże twój strach przed macierzyństwem i w dodatku możemy pomóc komuś… takiemu tak my - odsunąłem się tylko odrobinę od kobiety, aby móc ponownie spojrzeć w jej oczy. Odsunąłem delikatnie jeden ze splątanych blond kosmyków za ucho.
- Pamiętasz, nie pozwalano nam łudzić się, że ktoś nas przygarnie, nigdy nie byliśmy przedstawiani żadnym parom. Zawsze słyszeliśmy, że jesteśmy na tyle dziwni i beznadziejni i nikt się nami nie zainteresuje. Chyba nawet po części w to uwierzyliśmy. A mimo to i tak ufałem, że razem z tobą kiedyś znajdziemy rodzinę, która będzie nas kochać bezwarunkowo takimi, jakimi jesteśmy, akceptując nasze wady. Znaleźliśmy tylko siebie. Czy może aż siebie? Myślę, że kiedy się zdecydujesz, to my będziemy mogli spełnić jakieś małe, ale wielkie marzenie - uścisnąłem Eri jeszcze raz, chcąc dać jej mój punkt widzenia. Zapewne też będzie potrzebowała sporo czasu, by to przemyśleć. Nie zamierzałem na nią naciskać, to też nie jest łatwa decyzja. W końcu wtedy bylibyśmy odpowiedzialni już nie tylko za siebie.
Uważałem, że potrzebowaliśmy tej rozmowy właśnie teraz. By oczyścić atmosferę między nami, żeby nie prowadziło to prędzej czy później do żadnej kłótni. Nie teraz, gdy potrzebowaliśmy odpocząć, a nie toczyć spory i niedomówienia między sobą.
- Praca to nie wszystko - powiedziałem, jedną dłonią delikatnie głaskając Eri po włosach. - Przecież nie młodniejemy. Kiedyś ze względu na wiek i tak będziemy musieli zostawić demony i uspokoić nasze życie. Nie wyobrażam sobie wtedy, że mielibyśmy zostać sami, zdani tylko na siebie, nie mogąc uprać sobie koszulki czy wyjść po chleb. To już lepiej skoczyć prosto w paszczę takiego stwora. Nie będę cię zmuszać do zachodzenia w ciążę i posiadania własnego dziecka, skoro tak bardzo tego nie chcesz. Po prostu nie zamykaj się na inne opcje. Rozważ adopcję, to naprawdę rozwiąże twój strach przed macierzyństwem i w dodatku możemy pomóc komuś… takiemu tak my - odsunąłem się tylko odrobinę od kobiety, aby móc ponownie spojrzeć w jej oczy. Odsunąłem delikatnie jeden ze splątanych blond kosmyków za ucho.
- Pamiętasz, nie pozwalano nam łudzić się, że ktoś nas przygarnie, nigdy nie byliśmy przedstawiani żadnym parom. Zawsze słyszeliśmy, że jesteśmy na tyle dziwni i beznadziejni i nikt się nami nie zainteresuje. Chyba nawet po części w to uwierzyliśmy. A mimo to i tak ufałem, że razem z tobą kiedyś znajdziemy rodzinę, która będzie nas kochać bezwarunkowo takimi, jakimi jesteśmy, akceptując nasze wady. Znaleźliśmy tylko siebie. Czy może aż siebie? Myślę, że kiedy się zdecydujesz, to my będziemy mogli spełnić jakieś małe, ale wielkie marzenie - uścisnąłem Eri jeszcze raz, chcąc dać jej mój punkt widzenia. Zapewne też będzie potrzebowała sporo czasu, by to przemyśleć. Nie zamierzałem na nią naciskać, to też nie jest łatwa decyzja. W końcu wtedy bylibyśmy odpowiedzialni już nie tylko za siebie.
Uważałem, że potrzebowaliśmy tej rozmowy właśnie teraz. By oczyścić atmosferę między nami, żeby nie prowadziło to prędzej czy później do żadnej kłótni. Nie teraz, gdy potrzebowaliśmy odpocząć, a nie toczyć spory i niedomówienia między sobą.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Czułam ulgę, gdy nie naciskał na mnie bym to ja zaszła w ciąże. A wręcz chciał, bym rozważyła adopcję dziecka za jakiś czas. W sierocińcach było dużo porzuconych dzieci czekających na lepsze życie. Tylko czy ja dałabym radę się nim zająć? Praktycznie niewiele wiem o dzieciach, bo nie rozważałam, by jakieś się u nas pojawiło. Casper sugerując mi to, nie wymuszał podjęcia decyzji teraz, natychmiast. Postawił n cierpliwość, bym się nad tym mocno zastanowiła. Kolejny członek rodziny, oznacza też trochę wyrzeczeń. Nie bylibyśmy wtedy sami i musielibyśmy odłożyć znaczną ilość pieniędzy na jego wychowanie. Nadal nie byłam przekonana czy zmienię zdanie o tym, by się na to nie zgadzać. Mogłam się nad tym zastanowić, tylko zastanowić. Spojrzałam na niego tak jak on na mnie by wyraźnie usłyszał co chcę powiedzieć Casperowi.
- To, że nikt nas nie adoptował, wyszło nam w tym przypadku na dobre. Wyobrażasz sobie, gdyby nas rozdzielono? Gdyby rodzina chciała adoptować tylko ciebie lub tylko mnie? Nie byliśmy, rodzeństwem więc nie mieli, by powodu, by zabrać nas razem. Za tą jedyną rzecz mogę być siostrom wdzięczna. Gdyby było inaczej, wątpię, by tę pustkę w sercu zaleczył nawet czas. Nawet nasze opiekunki były zaskoczone, że tak szybko nasza dwójka zaczęła trzymać się razem. Myślę, że już wtedy mnie też spisano na straty. W sumie jedno mnie zastanawia: moi rodzice oddali mnie z powodu mojej mocy, która chyba ich przerażała. Ale dlaczego oddano cię? Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś? - spytałam go, rozważając naszą przeszłość, która do momenty gdy się spotkaliśmy, nie należała do zbyt przyjemnych. To był mroczny czas dla naszej dwójki.
Adopcja może nie być łatwa trzeba być dużo czasu na miejscu, by w ogóle ktoś brał nas pod uwagę i wyraził zgodę, byśmy je przygarnęli. Miałam mnóstwo wątpliwości. Nigdy wcześniej nie opiekowaliśmy się, z bardzo dziećmi a co jak nam się nie uda i nic zupełnie nie poczuje do niego? I poczuje się odtrącone? Cas nie zastąpi obojga rodziców. A już postanowionej decyzji nie da się cofnąć.
- Nie rezygnujesz z tego pomysłu. To nie jest łatwa decyzja… bo sam wiesz, że dziecko to nie przedmiot, który można oddać. Mam obawy, i to spore czego nie ukrywam. Jak powiem… wróćmy do tej rozmowy, za kilka lat uznasz tę odpowiedź za satysfakcjonującą? I wtedy podejmiemy ostateczną decyzję. Póki co , wyszalejmy się, nadrabiając lata, które straciliśmy, żyjąc tylko obok siebie. I zajmijmy się misjami, które się nagromadziły. Może tak być?- spytałam go, nie odwracając od niego wzroku.
- Nie powiedziałam nie, co do potencjalnej adopcji. Ale wolę byśmy nie liczyli każdego grosza. Jakbym kiedyś miała zmienić zdanie. Na razie ciężko mi siebie wyobrazić w tej roli. Daj mi czas, byśmy później niczego nie żałowali- byłam ostrożna w deklaracjach.
Cas wie, że bywałam uparta, dlatego nadal miałam pewnego rodzaju wątpliwości czy to będzie dobra decyzja. Trzeba brać wszystko pod uwagę.
- Najważniejsze, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Tak to się powinno odbyć od samego początku- dodałam, naprawdę czując ulgę. Jego dotyk ciągle powodował dziwne gorąco, rozprowadzając je w środku ciała.
- Powiedziałabym coś, ale brzmiało, by to bardzo niestosownie do sytuacji- przyznałam, patrząc mu prosto w oczy. Czując to, przyjemne ciepło, jego ciała tuż, obok siebie. Niestety wiedziałam, też, że za jakiś czas musimy się zbierać, by zbadać tamten krąg jeszcze raz. Jak zawsze czeka nas sporo pracy.
- To, że nikt nas nie adoptował, wyszło nam w tym przypadku na dobre. Wyobrażasz sobie, gdyby nas rozdzielono? Gdyby rodzina chciała adoptować tylko ciebie lub tylko mnie? Nie byliśmy, rodzeństwem więc nie mieli, by powodu, by zabrać nas razem. Za tą jedyną rzecz mogę być siostrom wdzięczna. Gdyby było inaczej, wątpię, by tę pustkę w sercu zaleczył nawet czas. Nawet nasze opiekunki były zaskoczone, że tak szybko nasza dwójka zaczęła trzymać się razem. Myślę, że już wtedy mnie też spisano na straty. W sumie jedno mnie zastanawia: moi rodzice oddali mnie z powodu mojej mocy, która chyba ich przerażała. Ale dlaczego oddano cię? Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś? - spytałam go, rozważając naszą przeszłość, która do momenty gdy się spotkaliśmy, nie należała do zbyt przyjemnych. To był mroczny czas dla naszej dwójki.
Adopcja może nie być łatwa trzeba być dużo czasu na miejscu, by w ogóle ktoś brał nas pod uwagę i wyraził zgodę, byśmy je przygarnęli. Miałam mnóstwo wątpliwości. Nigdy wcześniej nie opiekowaliśmy się, z bardzo dziećmi a co jak nam się nie uda i nic zupełnie nie poczuje do niego? I poczuje się odtrącone? Cas nie zastąpi obojga rodziców. A już postanowionej decyzji nie da się cofnąć.
- Nie rezygnujesz z tego pomysłu. To nie jest łatwa decyzja… bo sam wiesz, że dziecko to nie przedmiot, który można oddać. Mam obawy, i to spore czego nie ukrywam. Jak powiem… wróćmy do tej rozmowy, za kilka lat uznasz tę odpowiedź za satysfakcjonującą? I wtedy podejmiemy ostateczną decyzję. Póki co , wyszalejmy się, nadrabiając lata, które straciliśmy, żyjąc tylko obok siebie. I zajmijmy się misjami, które się nagromadziły. Może tak być?- spytałam go, nie odwracając od niego wzroku.
- Nie powiedziałam nie, co do potencjalnej adopcji. Ale wolę byśmy nie liczyli każdego grosza. Jakbym kiedyś miała zmienić zdanie. Na razie ciężko mi siebie wyobrazić w tej roli. Daj mi czas, byśmy później niczego nie żałowali- byłam ostrożna w deklaracjach.
Cas wie, że bywałam uparta, dlatego nadal miałam pewnego rodzaju wątpliwości czy to będzie dobra decyzja. Trzeba brać wszystko pod uwagę.
- Najważniejsze, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Tak to się powinno odbyć od samego początku- dodałam, naprawdę czując ulgę. Jego dotyk ciągle powodował dziwne gorąco, rozprowadzając je w środku ciała.
- Powiedziałabym coś, ale brzmiało, by to bardzo niestosownie do sytuacji- przyznałam, patrząc mu prosto w oczy. Czując to, przyjemne ciepło, jego ciała tuż, obok siebie. Niestety wiedziałam, też, że za jakiś czas musimy się zbierać, by zbadać tamten krąg jeszcze raz. Jak zawsze czeka nas sporo pracy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nie. Miałem o to zawsze żal do rodziców, tym bardziej, że podobno trafiłem do sierocińca jako niemowlę - przyznałem. Tylko raz zapytałem się o to jednej z opiekunek. "Bo ciebie nie chcieli" nie było odpowiedzią na jaką liczyłem, ale jedyną, na jaką sobie pozwolono wobec mnie. Stąd wiedziałem, że wcale nie umarli tylko mnie porzucili. Więcej nie pytałem i nie myślałem o powodach, przez które się na to zdecydowali. Nigdy bym nie opuścił własnego dziecka, nie rozumiałem jak można było zrobić taką krzywdę niewinnej istocie.
- Jasne - pokiwałem głową, tym razem w zupełności zgadzając się z blondynką. Podejmowanie decyzji w tej chwili byłoby skrajną głupotą i nieodpowiedzialnością. Nie byliśmy przygotowani, nie mieliśmy praktycznie żadnych już oszczędności, Eri nadal miała ogromne wątpliwości. Poza tym tak jak mówiła, sami ledwie się odnaleźliśmy i chcieliśmy się nacieszyć najpierw sobą, trochę odpocząć, przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nadrobić stracony czas.
- Wrócimy do tej rozmowy kiedy indziej. W końcu w naszej obecnej sytuacji też nie chciałbym jeszcze dziecka, bo nie jesteśmy na nie w żaden sposób przygotowani. W pierwszej kolejności musimy poprawić ten przeklęty krąg. Potem możemy pójść do Marcha, a na końcu do stróży, poinformować ich o całym zajściu - powiedziałem, wypuszczając Eri ze swoich objęć. Mieliśmy zatem ręce pełne pracy na dzień dzisiejszy.
- Może wieczorem znajdziemy dla siebie chwilę lub dwie - uśmiechnąłem się zanim złożyłem na ustach kobiety długi, intensywny pocałunek. Naprawdę ta rozmowa mi pomogła i dzięki temu łatwiej przychodziły mi te gesty niż wczoraj. Nie musiałem do niczego się zmuszać, choć wciąż nie było idealnie i oboje mieliśmy sporo przemyśleń.
- Jasne - pokiwałem głową, tym razem w zupełności zgadzając się z blondynką. Podejmowanie decyzji w tej chwili byłoby skrajną głupotą i nieodpowiedzialnością. Nie byliśmy przygotowani, nie mieliśmy praktycznie żadnych już oszczędności, Eri nadal miała ogromne wątpliwości. Poza tym tak jak mówiła, sami ledwie się odnaleźliśmy i chcieliśmy się nacieszyć najpierw sobą, trochę odpocząć, przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nadrobić stracony czas.
- Wrócimy do tej rozmowy kiedy indziej. W końcu w naszej obecnej sytuacji też nie chciałbym jeszcze dziecka, bo nie jesteśmy na nie w żaden sposób przygotowani. W pierwszej kolejności musimy poprawić ten przeklęty krąg. Potem możemy pójść do Marcha, a na końcu do stróży, poinformować ich o całym zajściu - powiedziałem, wypuszczając Eri ze swoich objęć. Mieliśmy zatem ręce pełne pracy na dzień dzisiejszy.
- Może wieczorem znajdziemy dla siebie chwilę lub dwie - uśmiechnąłem się zanim złożyłem na ustach kobiety długi, intensywny pocałunek. Naprawdę ta rozmowa mi pomogła i dzięki temu łatwiej przychodziły mi te gesty niż wczoraj. Nie musiałem do niczego się zmuszać, choć wciąż nie było idealnie i oboje mieliśmy sporo przemyśleń.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nasze opiekunki nie były najczulszymi osobami na tym świecie. Ciągle zmęczone rozdrażnione mające tylko uśmiech lub dobre słowo dla swych ulubieńców. I jak łatwo się było domyślić, ich ulubieńcy mieli znacznie większe szanse na to, że ktoś ich adoptuje. Za mną i Casem w ogóle nie przepadały. Znaczy się na początku były dla mnie miłe, dopóki nie zaprzyjaźniłam się z Casperem, który dla nich był już spisany na straty. Nie rozumiałam tego, bo sama byłam dzieckiem. I w sumie nadal tego nie rozumiałam, będąc już młodą kobietą. Mimo że nie miałam instynktu macierzyńskiego, to nadal miałam problemy ze zrozumieniem, jak można było nas tak potraktować? Owszem byliśmy inni, na tle dzieciaków z sierocińca. Ale kto wie, czy jako jedyni nie wyszliśmy na ludzi? Współczułam Casowi za to jak potoczyło się jego życie od samego początku. Nie wiedziałam, co było lepsze w ogóle nie znać rodziców czy mieszkać z nimi przez prę lat, a potem zostać przez nich ma zawsze zostawionym.
- Jak widać to gdzie się wychowaliśmy, wcale nie określa tego, że jesteśmy kimś gorszym. Jak nam próbowano nie raz i nie dwa wmówić. Patrz, ile osiągnęliśmy, przez te wszystkie lata. Mimo spisania nas na straty przez nasze rodziny, opiekunki. Może zabrzmi to trochę arogancko, ale jestem z nas dumna. Bo, mimo że nie zaznaliśmy rodzinnego ciepła, to jednak umieliśmy stworzyć coś na jej wzór. A byliśmy przecież zaledwie dzieciakami- zauważyłam, wspominając nasze dzieciństwo, a potem nastoletnie czasy. Aż do teraz nadal byliśmy ze sobą bardzo związani, wręcz siebie potrzebowaliśmy.
Na szczęście moja odpowiedź wystarczyła, by Cas był w znacznie lepszym nastroju niż wcześniej gdy zaczęliśmy rozmowę. Obiecałam mu przemyśleć decyzję o adopcji, ale to dopiero za parę lat. Na razie sama musiałam się oswoić, z tym że być może nie będzie nas tylko dwoje. Nadal miałam co do tego spore wątpliwości czy bym się sprawdziła w roli przybranej matki. Nie każda kobieta czuję taką potrzebę, ja byłam jedną z nich. Zobaczymy, co czas pokaże, może jakimś cudem zmienię zdanie? Jednak zanim to nastąpi, wypada zebrać sporą ilość pieniędzy z misji, by moc jakoś się wtedy utrzymać bez wyjazdów na dłuższy czas. Obecnie uważałam ten temat zawieszony na jakiś czas. A powróci gdy pojawi się odpowiedni na to moment.
- Dlatego powrót do tematu za parę lat uważam za najlepszą z opcji. Zajmiemy się tym, co jest teraz najważniejsze. Ogarnianiem tego co zostało już rozpoczęte, bo na razie jak sam przyznałeś, mamy ręce pełne roboty- podsumowałam, zgadzając się na jego kolejność zajęć na ten dzień.
Mruknęłam niezadowolona gdy uwolnił się z mych objęć. Ale to, co powiedział, tylko wzmocniło dreszcz na moim ciele. Jak i ten pocałunek, który poczułam na swoich ustach. Był tak intensywny, ze aż czułam gorąco rozchodzące się od środka. Nie kazałam długo czekać na swoją odpowiedź. Przedłużyłam go na tyle, że zabrakło nam oddechu, a serca znacznie przyspieszyły. Tego było trzeba, by znów poczuć smak jego ust na swoich.
- Mówisz chwilę lub dwie na wieczór? Czemu mam wrażenie, że to się na tym nie skończy, znając nas? Twój dotyk nie pozwala o sobie zapomnieć. - mruknęłam, mu do ucha nim się lekko odsunęłam. Nadal moje usta czuły to przyjemne ciepło, które zapamiętały.
- Powinniśmy się zacząć powoli zbierać do wyjścia. Idę się do końca ogarnąć. Tobie radzę zrobić to samo, za około godzinę do dwóch wychodzimy- postanowiłam tym razem ja przejąć naszą organizację. Było jeszcze wcześnie, ale trzeba jak najszybciej zbadać ten krąg. Może coś przy nim wyczuje? Taką miałam przynajmniej nadzieję. Dając też Casowi czas na przygotowanie tego, co ze sobą zabierzemy do pracy.
- Jak widać to gdzie się wychowaliśmy, wcale nie określa tego, że jesteśmy kimś gorszym. Jak nam próbowano nie raz i nie dwa wmówić. Patrz, ile osiągnęliśmy, przez te wszystkie lata. Mimo spisania nas na straty przez nasze rodziny, opiekunki. Może zabrzmi to trochę arogancko, ale jestem z nas dumna. Bo, mimo że nie zaznaliśmy rodzinnego ciepła, to jednak umieliśmy stworzyć coś na jej wzór. A byliśmy przecież zaledwie dzieciakami- zauważyłam, wspominając nasze dzieciństwo, a potem nastoletnie czasy. Aż do teraz nadal byliśmy ze sobą bardzo związani, wręcz siebie potrzebowaliśmy.
Na szczęście moja odpowiedź wystarczyła, by Cas był w znacznie lepszym nastroju niż wcześniej gdy zaczęliśmy rozmowę. Obiecałam mu przemyśleć decyzję o adopcji, ale to dopiero za parę lat. Na razie sama musiałam się oswoić, z tym że być może nie będzie nas tylko dwoje. Nadal miałam co do tego spore wątpliwości czy bym się sprawdziła w roli przybranej matki. Nie każda kobieta czuję taką potrzebę, ja byłam jedną z nich. Zobaczymy, co czas pokaże, może jakimś cudem zmienię zdanie? Jednak zanim to nastąpi, wypada zebrać sporą ilość pieniędzy z misji, by moc jakoś się wtedy utrzymać bez wyjazdów na dłuższy czas. Obecnie uważałam ten temat zawieszony na jakiś czas. A powróci gdy pojawi się odpowiedni na to moment.
- Dlatego powrót do tematu za parę lat uważam za najlepszą z opcji. Zajmiemy się tym, co jest teraz najważniejsze. Ogarnianiem tego co zostało już rozpoczęte, bo na razie jak sam przyznałeś, mamy ręce pełne roboty- podsumowałam, zgadzając się na jego kolejność zajęć na ten dzień.
Mruknęłam niezadowolona gdy uwolnił się z mych objęć. Ale to, co powiedział, tylko wzmocniło dreszcz na moim ciele. Jak i ten pocałunek, który poczułam na swoich ustach. Był tak intensywny, ze aż czułam gorąco rozchodzące się od środka. Nie kazałam długo czekać na swoją odpowiedź. Przedłużyłam go na tyle, że zabrakło nam oddechu, a serca znacznie przyspieszyły. Tego było trzeba, by znów poczuć smak jego ust na swoich.
- Mówisz chwilę lub dwie na wieczór? Czemu mam wrażenie, że to się na tym nie skończy, znając nas? Twój dotyk nie pozwala o sobie zapomnieć. - mruknęłam, mu do ucha nim się lekko odsunęłam. Nadal moje usta czuły to przyjemne ciepło, które zapamiętały.
- Powinniśmy się zacząć powoli zbierać do wyjścia. Idę się do końca ogarnąć. Tobie radzę zrobić to samo, za około godzinę do dwóch wychodzimy- postanowiłam tym razem ja przejąć naszą organizację. Było jeszcze wcześnie, ale trzeba jak najszybciej zbadać ten krąg. Może coś przy nim wyczuje? Taką miałam przynajmniej nadzieję. Dając też Casowi czas na przygotowanie tego, co ze sobą zabierzemy do pracy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Na moich wargach pojawił się szeroki uśmiech, gdy Eri nie dość, że przedłużyła pocałunek, to jeszcze zaczęła mieć wątpliwości, czy rzeczywiście czas tylko dla nas będzie trwał rzeczywiście jedynie chwilę. Bywały momenty, kiedy zastanawiałem się, czy kobieta faktycznie miała takie potrzeby, czy tak silnie na siebie działaliśmy. Nie mogłem wykluczyć ani jednego ani drugiego, gdyż być może obie opcje były prawidłowe.
- A może będziemy tak zmęczeni, że od razu pójdziemy spać - podroczyłem się chwilę z Eri. W końcu jeszcze nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał nasz dzień. Mógł być bardziej wyczerpujący niż się spodziewaliśmy.
- Ale masz rację, czas się zbierać. Tylko nie wiem, na co ty potrzebujesz aż godzinę. Daję ci połowę i wychodzimy - posłałem blondynce niewinno-złośliwe spojrzenie, po czym szybko poszedłem do swojego pokoju przebrać się. Było zimno więc założyłem cieplejszą koszulę oraz buty. Przy okazji posłałem łóżko, żeby nie wyglądało jak gniazdo. Odnalazłem też księgę i przepisałem na kartkę runy, jakie zamierzałem dodać do kręgu. Bez sensu było zabierać ze sobą cały tom, aby ostatecznie potrzebować jedynie kilku znaków. Schowałem papier do kieszeni, po czym jeszcze dokładnie sprawdziłem naszą torbę. Uzupełniłem ją wszystkim, co zużyliśmy. Euricia dodała od siebie jakieś fiolki, na których nie do końca się znałem.
- Mam pewien pomysł - odezwałem się, gdy wyszliśmy z domu i już byliśmy niemal przy kręgu. Obecnie nie wykazywał żadnych oznak, jakby coś złego miało się zaraz wydarzyć. Było tu spokojnie choć nadal mogłem wyczuć ten specyficzny zapach, gdy używaliśmy za dużo inkantacji i przedmiotów. Taki trochę ostry, drażnił nos oraz pozostawiał na języku lekko metaliczny posmak.
- Dzisiaj po południu zaczniemy twój trening z posługiwania się bronią. A jutro ty zaczniesz uczyć mnie trochę o swoich eliksirach. Myślę, że oboje powinniśmy posiadać choć podstawowe umiejętności w tych dziedzinach, żeby w razie czego potrafić wspomóc drugie z nas - wyznałem, odkładając torbę na ziemię i zabierając się w pierwszej kolejności do oględzin kamieni.
- A może będziemy tak zmęczeni, że od razu pójdziemy spać - podroczyłem się chwilę z Eri. W końcu jeszcze nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał nasz dzień. Mógł być bardziej wyczerpujący niż się spodziewaliśmy.
- Ale masz rację, czas się zbierać. Tylko nie wiem, na co ty potrzebujesz aż godzinę. Daję ci połowę i wychodzimy - posłałem blondynce niewinno-złośliwe spojrzenie, po czym szybko poszedłem do swojego pokoju przebrać się. Było zimno więc założyłem cieplejszą koszulę oraz buty. Przy okazji posłałem łóżko, żeby nie wyglądało jak gniazdo. Odnalazłem też księgę i przepisałem na kartkę runy, jakie zamierzałem dodać do kręgu. Bez sensu było zabierać ze sobą cały tom, aby ostatecznie potrzebować jedynie kilku znaków. Schowałem papier do kieszeni, po czym jeszcze dokładnie sprawdziłem naszą torbę. Uzupełniłem ją wszystkim, co zużyliśmy. Euricia dodała od siebie jakieś fiolki, na których nie do końca się znałem.
- Mam pewien pomysł - odezwałem się, gdy wyszliśmy z domu i już byliśmy niemal przy kręgu. Obecnie nie wykazywał żadnych oznak, jakby coś złego miało się zaraz wydarzyć. Było tu spokojnie choć nadal mogłem wyczuć ten specyficzny zapach, gdy używaliśmy za dużo inkantacji i przedmiotów. Taki trochę ostry, drażnił nos oraz pozostawiał na języku lekko metaliczny posmak.
- Dzisiaj po południu zaczniemy twój trening z posługiwania się bronią. A jutro ty zaczniesz uczyć mnie trochę o swoich eliksirach. Myślę, że oboje powinniśmy posiadać choć podstawowe umiejętności w tych dziedzinach, żeby w razie czego potrafić wspomóc drugie z nas - wyznałem, odkładając torbę na ziemię i zabierając się w pierwszej kolejności do oględzin kamieni.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach