Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
ARENA PIEKIEŁ
Jak myślisz, jak gorąco jest w piekle?
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Czy możliwa jest wędrówka bez choć jednego upadku?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Tutaj każdy koszmar stanie się rzeczywistością
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Uniosłam lekko brew na jego komentarz odnośnie zmęczenia. Bardzo wątpiłam, by faktycznie był na tyle zmęczony, by nie chcieć sobie później umilić wieczoru. Ale mimo tego posłałam w jego stronę wymowny uśmiech. I nie mogłam się powstrzymać przed w sumie jednym komentarzem.
- Skoro bardzo dokuczająca rana cię nie powstrzymała przed pewnymi rzeczami. To zmęczenie ma na to jeszcze mniejszą szansę, Ale zobaczymy, kto będzie miał rację w tym przypadku- odsunęłam się, od niego drocząc się lekko. Nie dał mi zbyt wiele czasu na rozczesanie tych włosów. Cóż musiałam się pospieszyć. By nie wyglądać jak jakaś wiedźma lub jakbym była opętana.
Zdążyłam na to, by dodatkowo, zapełnić torbę tym, czego potrzebowaliśmy. Tym razem braliśmy mniej rzeczy, by zabezpieczyć krąg.
Gdy uznaliśmy, że jesteśmy gotowi, wyszliśmy z mieszkania, a potem budynku. Cas poruszył temat, o którym wspominałam kilka razy, cieszyłam się, że zgodził się mnie trenować w walce sztyletem, raczej bardziej zaawansowanej walce. Coś tam umiałam, ale obrona u mnie kulała, tak samo jak i zdecydowany atak.
- To bardzo dobry pomysł, wypada, bym umiała się bronić, nie tylko przed demonami. Bo chyba ten trening można też zastosować do zwykłego sztyletu. Nie mam nic przeciwko poleganiu na tobie. Ale co jak by było ich więcej? Co do alchemii musisz być cierpliwy, a zapamiętasz wszystkie moje instrukcje. Może nawet bardziej się z nią polubisz?- zasugerowałam gdy znaleźliśmy się na miejscu przy kręgu. Palący zapach i energii inkantacji powodowały lekkie zawroty głowy oraz metaliczny zapach powietrza wdzierający się lekko do płuc. Dotknęłam palcem kręgu, skupiając się na energii, by ją lepiej wyczuć. Miałam szansę, by odkryć, kto tu jeszcze był, ale nie dałam rady nie tym razem. Było to zbyt słabe. Mruknęłam niezbyt zadowolona z tego rezultatu.
- Niestety, ta energia jest zbyt słaba, bym wykryła do kogo, należy. Chyba jedna z naszych inkantacji zatarła znaczny jej ślad- westchnęłam, wyjmując jedną z fiolek z eliksirem o szarym kolorze, pokazałam ją Casperowi by się jej przyjrzał.
- Powinno wzmocnić wewnętrzną linię kręgu. Spowoduje silniejszą więź z kamieniami, powodując, że będą trudniejsze do zniszczenia. Nie wiem, na jak długo to będzie działać, ale warto tego użyć- podsumowałam, wylewając zawartość na linię, przez co na chwilę rozbłysła na szaro by znów, stać się błękitną. W tym czasie Cas wyjął jakąś kartkę, używając tego co w niej zapisał do wzmocnienia kręgu. Poczułam ulgę, że nic tu się złego nie dzieje.
- Nasza poprzednia walka odniosła skutek. Tylko kto był na tyle głupi, by chcieć zniszczyć naszą pracę ? - spytałam go, czując, że tym razem moja moc była mało przydatna. Został nam March i spotkanie ze stróżami. Czyli dwie najbardziej ulubione sprawy u naszej dwójki. O ile ja znosiłam pozytywnie Marcha tak Casper cóż wolałam to zostawić bez komentarza. Ważne, że leczył nas i jego rady zawsze były skuteczne. Kończyliśmy swoją pracę przy kręgu.
Złapałam go za rękę, by jakoś wesprzeć.
- To teraz bądź grzecznym pacjentem i postaraj się nie obrzucać March’a zgryźliwymi uwagami- zachichotałam, wspominając nasze wizyty u niego. Nie wiedzieć czemu, ale byłam pewna, że Cas nie będzie trzymał języka za zębami.
- Skoro bardzo dokuczająca rana cię nie powstrzymała przed pewnymi rzeczami. To zmęczenie ma na to jeszcze mniejszą szansę, Ale zobaczymy, kto będzie miał rację w tym przypadku- odsunęłam się, od niego drocząc się lekko. Nie dał mi zbyt wiele czasu na rozczesanie tych włosów. Cóż musiałam się pospieszyć. By nie wyglądać jak jakaś wiedźma lub jakbym była opętana.
Zdążyłam na to, by dodatkowo, zapełnić torbę tym, czego potrzebowaliśmy. Tym razem braliśmy mniej rzeczy, by zabezpieczyć krąg.
Gdy uznaliśmy, że jesteśmy gotowi, wyszliśmy z mieszkania, a potem budynku. Cas poruszył temat, o którym wspominałam kilka razy, cieszyłam się, że zgodził się mnie trenować w walce sztyletem, raczej bardziej zaawansowanej walce. Coś tam umiałam, ale obrona u mnie kulała, tak samo jak i zdecydowany atak.
- To bardzo dobry pomysł, wypada, bym umiała się bronić, nie tylko przed demonami. Bo chyba ten trening można też zastosować do zwykłego sztyletu. Nie mam nic przeciwko poleganiu na tobie. Ale co jak by było ich więcej? Co do alchemii musisz być cierpliwy, a zapamiętasz wszystkie moje instrukcje. Może nawet bardziej się z nią polubisz?- zasugerowałam gdy znaleźliśmy się na miejscu przy kręgu. Palący zapach i energii inkantacji powodowały lekkie zawroty głowy oraz metaliczny zapach powietrza wdzierający się lekko do płuc. Dotknęłam palcem kręgu, skupiając się na energii, by ją lepiej wyczuć. Miałam szansę, by odkryć, kto tu jeszcze był, ale nie dałam rady nie tym razem. Było to zbyt słabe. Mruknęłam niezbyt zadowolona z tego rezultatu.
- Niestety, ta energia jest zbyt słaba, bym wykryła do kogo, należy. Chyba jedna z naszych inkantacji zatarła znaczny jej ślad- westchnęłam, wyjmując jedną z fiolek z eliksirem o szarym kolorze, pokazałam ją Casperowi by się jej przyjrzał.
- Powinno wzmocnić wewnętrzną linię kręgu. Spowoduje silniejszą więź z kamieniami, powodując, że będą trudniejsze do zniszczenia. Nie wiem, na jak długo to będzie działać, ale warto tego użyć- podsumowałam, wylewając zawartość na linię, przez co na chwilę rozbłysła na szaro by znów, stać się błękitną. W tym czasie Cas wyjął jakąś kartkę, używając tego co w niej zapisał do wzmocnienia kręgu. Poczułam ulgę, że nic tu się złego nie dzieje.
- Nasza poprzednia walka odniosła skutek. Tylko kto był na tyle głupi, by chcieć zniszczyć naszą pracę ? - spytałam go, czując, że tym razem moja moc była mało przydatna. Został nam March i spotkanie ze stróżami. Czyli dwie najbardziej ulubione sprawy u naszej dwójki. O ile ja znosiłam pozytywnie Marcha tak Casper cóż wolałam to zostawić bez komentarza. Ważne, że leczył nas i jego rady zawsze były skuteczne. Kończyliśmy swoją pracę przy kręgu.
Złapałam go za rękę, by jakoś wesprzeć.
- To teraz bądź grzecznym pacjentem i postaraj się nie obrzucać March’a zgryźliwymi uwagami- zachichotałam, wspominając nasze wizyty u niego. Nie wiedzieć czemu, ale byłam pewna, że Cas nie będzie trzymał języka za zębami.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiwnąłem głową na słowa blondynki. Dziwnym byłoby, gdyby nasze wczorajsze działania nic nie zmieniły. Użyliśmy tyle tego wszystkiego, że musiało pozostawić po sobie jakiś silniejszy ślad, zacierając nieco inne. W tamtym momencie nie liczyło się to dla nas. Ważne było tylko bezpieczeństwo zarówno nasze jak i mieszkańców poprzez wygnanie tego stwora tam, skąd wypełzł. Nie było czasu na zastanawianie się nad winowajcą i szukaniem jego energii.
- Nie wiem. Może warto pomyśleć, aby kogoś postawić na straży - zastanowiłem się na głos. To też nie byłby taki głupi pomysł, aby ktoś co wieczór przez jakiś czas pilnował kręgu. Kreśliłem przy tym kolejne linie znaku. Skończony rozbłysł bladym błękitnym blaskiem, po czym zgasł. Wyglądał tak, jakby znajdował się tam od samego początku, tak samo jak pozostałe. I dobrze. Może wypadałoby dodać tutaj resztę znaków z tej księgi? Musiałbym zabrać ją tu pewnego dnia ze sobą i poświęcić kilka godzin na dokładne przepisanie każdego znaku, jakiego jeszcze nie było. Wypadałoby się w ten sposób dodatkowo zabezpieczyć.
- Oh jasne, bo to akurat ja jestem zgryźliwy, a nie on - rzuciłem ironicznie na wzmiankę o lekarzu, wywracając przy tym oczami. Byłem ostatnio przecież całkiem miły. Starałem się nie odzywać za bardzo więc było dobrze.
Po skończeniu sprawy z kręgiem, udaliśmy się do jego domu, by po raz kolejny się skonsultować z tym nieszczęsnym ramieniem. Miałem szczerą nadzieję, że po raz ostatni.
- Miałeś oszczędzać tą rękę - westchnął mocno zirytowany, gdy tylko zdjął opatrunek. - Tutaj jest mocno naruszone, widzisz? - zwrócił się do Eri, wskazując jej jedno miejsce, które zszył kilka dni temu. Ostatecznie zgodził się trochę podszkolić blondynkę. Zapewne dlatego, że sam miał mnie dość i skoro padła od nas taka propozycja, to chętnie ją przyjął.
- Jakoś demon nie chciał się przejmować moim stanem zdrowia - odparłem, próbując nie brzmieć roszczeniowo.
- Tak… w sumie chyba każdy to widział wczorajszego wieczoru - dodał już znacznie mniej złośliwym tonem, nie wracając więcej do tego tematu. Pokazał jeszcze Eri jak oczyścić ranę i w jaki sposób nakładać maść, którą ponownie mi przypisał.
- Nie wiem. Może warto pomyśleć, aby kogoś postawić na straży - zastanowiłem się na głos. To też nie byłby taki głupi pomysł, aby ktoś co wieczór przez jakiś czas pilnował kręgu. Kreśliłem przy tym kolejne linie znaku. Skończony rozbłysł bladym błękitnym blaskiem, po czym zgasł. Wyglądał tak, jakby znajdował się tam od samego początku, tak samo jak pozostałe. I dobrze. Może wypadałoby dodać tutaj resztę znaków z tej księgi? Musiałbym zabrać ją tu pewnego dnia ze sobą i poświęcić kilka godzin na dokładne przepisanie każdego znaku, jakiego jeszcze nie było. Wypadałoby się w ten sposób dodatkowo zabezpieczyć.
- Oh jasne, bo to akurat ja jestem zgryźliwy, a nie on - rzuciłem ironicznie na wzmiankę o lekarzu, wywracając przy tym oczami. Byłem ostatnio przecież całkiem miły. Starałem się nie odzywać za bardzo więc było dobrze.
Po skończeniu sprawy z kręgiem, udaliśmy się do jego domu, by po raz kolejny się skonsultować z tym nieszczęsnym ramieniem. Miałem szczerą nadzieję, że po raz ostatni.
- Miałeś oszczędzać tą rękę - westchnął mocno zirytowany, gdy tylko zdjął opatrunek. - Tutaj jest mocno naruszone, widzisz? - zwrócił się do Eri, wskazując jej jedno miejsce, które zszył kilka dni temu. Ostatecznie zgodził się trochę podszkolić blondynkę. Zapewne dlatego, że sam miał mnie dość i skoro padła od nas taka propozycja, to chętnie ją przyjął.
- Jakoś demon nie chciał się przejmować moim stanem zdrowia - odparłem, próbując nie brzmieć roszczeniowo.
- Tak… w sumie chyba każdy to widział wczorajszego wieczoru - dodał już znacznie mniej złośliwym tonem, nie wracając więcej do tego tematu. Pokazał jeszcze Eri jak oczyścić ranę i w jaki sposób nakładać maść, którą ponownie mi przypisał.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zaśmiałam się lekko na jego wywrócenie oczami odnośnie wzmianki na temat lekarza. Nie wiedzieć czemu, ale ich słowne utarczki miały to do siebie, że nie mogłam powstrzymać rozbawienia. Choć i mi nie raz się od niego obrywało. Zwłaszcza jak nie raz podpytywałam go, czego używa do swych maści. Do tej pory nie udało mi się tego rozgryźć. Na moich ustach wciąż czaił się delikatny uśmiech. Wtuliłam się w ramię Caspera idąc do domu medyka.
- Oboje kochacie testować swoją cierpliwość. No cóż, nie moja wina, że załamuje ręce gdy musi nas reperować. Ważne, że jeszcze nie ma nas dość- podsumowałam kiedy znaleźliśmy się na miejscu. March jakby już na nas czekał lub liczył, że możemy się u niego pojawić. Od razu zaproszono nas do środka i zajął się oglądaniem rany na ramieniu Casa. I jak to on zaczął swoją tyradę jak każdy lekarz. Przy okazji przywołał mnie gestem ręki, pokazując lekko naruszone dwa szwy, które nie wyglądały najlepiej. O tyle dobrze, że reszta trzymała się na swoim miejscu. Mimo że Cas wyjaśnił, co było powodem uszkodzenia szwów, to zdecydowałam się wziąć go w obronę ten jeden raz.
- Tym razem mieliśmy do czynienia z wyjątkowo silnym demonem. Więc Cas stał przed wyborem, albo się trochę uszkodzić, albo pozwolić temu cholerstwu wypełznąć na powierzchnie. Dopilnuję, by więcej takich sytuacji nie było i sama zajmę się jego obrażeniami- powiedziałam zdecydowanym tonem. Krew? Szramy czy igły ich nigdy się nie bałam. O dziwo, zwykle mówiło się, że kobiety są słabe psychicznie. Jak tak było, to chyba łamałam zupełnie ten stereotyp. March mruczał coś pod nosem, pokazując mi jedną z maści. I obejrzał szwy, poprawiając je, jak zapowiedział po raz ostatni.
- Smaruj to dwa razy dziennie i dopiero jak się maść wchłonie, opatruj bandażem. Rana musi, chwilę oddychać by się w pełni zaleczyła. Za dwa lub trzy dni zdejmiemy, szwy. W większości rana jest już w lepszym stanie niż była- podsumował. Kładł na stole dwie maści, uważnie je obserwowałam.
Dodatkowo też uparł się, by sprawdzić, czy i mi nic nie jest. Mimo że nie miałam bezpośredniego starcia z demonem. Na szczęście niczego się nie dopatrzył. Kładł na stole dwie maści, uważnie je obserwowałam.
- Nie nie zdradzę co w sobie zawierają Euricio. Jak już mówiłem, tego się ode mnie nie dowiesz- wyczytał moje pytanie z samego tylko spojrzenia. Mruknęłam wyraźnie niezadowolona, chyba nigdy się tego nie dowiem.
- Pozostaje mi więc tylko uregulować nasz ostatni u pana rachunek. Bo jak podejrzewam, zdjęcie szwów zrobi pan już za darmo?- spytałam ze słodkim uśmiechem. Przez który March aż na chwilę odwrócił wzrok. Czy zrobiłam coś nie tak? Kazał Casperowi się ubrać, by dopiero po czasie się odezwać.
- Tak, za to nie będziecie musieli płacić, będzie to mój prezent pożegnalny za tę jakże miłą współpracę z tym oto pacjentem- odparł nieco zirytowany. Położyłam na blacie określoną sumę pieniędzy. Zapakowałam obie maści i poczekałam, aż Cas do mnie dołączy. Nadal czegoś nie rozumiałam, zachowania March’a.
- Możesz mi coś wyjaśnić? Czemu March się tak zachował jak się do niego uśmiechnęłam? Zrobiłam coś nie tak?- spytałam bruneta nieco zmieszana. Cas powinien się cieszyć, że to póki co były ostatnie wydane na lekarza pieniądze. Nie sądziłam, że zgodzi się tak szybko by usunąć szwy i to za darmo.
Droga do biur zajmujących przez zarządzających miasteczkiem była znacznie dłuższa. Na miejscu zostaliśmy zatrzymani przez dwóch strażników.
- Zatrzymać się. Jak macie jakąś broń musicie ją u nas zostawić. Obowiązuje zakaz noszenia broni w budynku- wskazał na swoje biurko Spojrzałam na Caspera, Czy naprawdę musimy pozbywać się naszych sztyletów?
- Zanim to zrobimy. Czy główny dowódca strażników jest teraz w pracy? Mamy dość istotną do niego sprawę- spytałam uprzejmie strażnika.
Ten zmierzył nas chłodnym wzrokiem, albo nas kojarzył, albo nie wyczuł zagrożenia. Bo zdecydował się udzielić nam tej informacji.
- Pan Iskender jest w pracy od ponad dwóch godzin. Mam mu coś przekazać?- spytał od razu, nie spuszczając z nas wzroku.
- Och tylko tyle, że Euricia Verecio i Casper Reeve czekają, aż ich przyjmie- uśmiechnęłam się wyraźnie rozbawiona tym wszystkim. Dopiero teraz gdy podałam nasze personalia, strażnik zerwał się jak oparzony, biegnąc w stronę schodów na piętro. Dopiero teraz zajarzył z kim ma do czynienia?
- Proszę, co robi z ludźmi brak organizacji. Dobrze, że my nie mamy z tym żadnego problemu- podsumowałam zwracając się do Caspera.
- Oboje kochacie testować swoją cierpliwość. No cóż, nie moja wina, że załamuje ręce gdy musi nas reperować. Ważne, że jeszcze nie ma nas dość- podsumowałam kiedy znaleźliśmy się na miejscu. March jakby już na nas czekał lub liczył, że możemy się u niego pojawić. Od razu zaproszono nas do środka i zajął się oglądaniem rany na ramieniu Casa. I jak to on zaczął swoją tyradę jak każdy lekarz. Przy okazji przywołał mnie gestem ręki, pokazując lekko naruszone dwa szwy, które nie wyglądały najlepiej. O tyle dobrze, że reszta trzymała się na swoim miejscu. Mimo że Cas wyjaśnił, co było powodem uszkodzenia szwów, to zdecydowałam się wziąć go w obronę ten jeden raz.
- Tym razem mieliśmy do czynienia z wyjątkowo silnym demonem. Więc Cas stał przed wyborem, albo się trochę uszkodzić, albo pozwolić temu cholerstwu wypełznąć na powierzchnie. Dopilnuję, by więcej takich sytuacji nie było i sama zajmę się jego obrażeniami- powiedziałam zdecydowanym tonem. Krew? Szramy czy igły ich nigdy się nie bałam. O dziwo, zwykle mówiło się, że kobiety są słabe psychicznie. Jak tak było, to chyba łamałam zupełnie ten stereotyp. March mruczał coś pod nosem, pokazując mi jedną z maści. I obejrzał szwy, poprawiając je, jak zapowiedział po raz ostatni.
- Smaruj to dwa razy dziennie i dopiero jak się maść wchłonie, opatruj bandażem. Rana musi, chwilę oddychać by się w pełni zaleczyła. Za dwa lub trzy dni zdejmiemy, szwy. W większości rana jest już w lepszym stanie niż była- podsumował. Kładł na stole dwie maści, uważnie je obserwowałam.
Dodatkowo też uparł się, by sprawdzić, czy i mi nic nie jest. Mimo że nie miałam bezpośredniego starcia z demonem. Na szczęście niczego się nie dopatrzył. Kładł na stole dwie maści, uważnie je obserwowałam.
- Nie nie zdradzę co w sobie zawierają Euricio. Jak już mówiłem, tego się ode mnie nie dowiesz- wyczytał moje pytanie z samego tylko spojrzenia. Mruknęłam wyraźnie niezadowolona, chyba nigdy się tego nie dowiem.
- Pozostaje mi więc tylko uregulować nasz ostatni u pana rachunek. Bo jak podejrzewam, zdjęcie szwów zrobi pan już za darmo?- spytałam ze słodkim uśmiechem. Przez który March aż na chwilę odwrócił wzrok. Czy zrobiłam coś nie tak? Kazał Casperowi się ubrać, by dopiero po czasie się odezwać.
- Tak, za to nie będziecie musieli płacić, będzie to mój prezent pożegnalny za tę jakże miłą współpracę z tym oto pacjentem- odparł nieco zirytowany. Położyłam na blacie określoną sumę pieniędzy. Zapakowałam obie maści i poczekałam, aż Cas do mnie dołączy. Nadal czegoś nie rozumiałam, zachowania March’a.
- Możesz mi coś wyjaśnić? Czemu March się tak zachował jak się do niego uśmiechnęłam? Zrobiłam coś nie tak?- spytałam bruneta nieco zmieszana. Cas powinien się cieszyć, że to póki co były ostatnie wydane na lekarza pieniądze. Nie sądziłam, że zgodzi się tak szybko by usunąć szwy i to za darmo.
Droga do biur zajmujących przez zarządzających miasteczkiem była znacznie dłuższa. Na miejscu zostaliśmy zatrzymani przez dwóch strażników.
- Zatrzymać się. Jak macie jakąś broń musicie ją u nas zostawić. Obowiązuje zakaz noszenia broni w budynku- wskazał na swoje biurko Spojrzałam na Caspera, Czy naprawdę musimy pozbywać się naszych sztyletów?
- Zanim to zrobimy. Czy główny dowódca strażników jest teraz w pracy? Mamy dość istotną do niego sprawę- spytałam uprzejmie strażnika.
Ten zmierzył nas chłodnym wzrokiem, albo nas kojarzył, albo nie wyczuł zagrożenia. Bo zdecydował się udzielić nam tej informacji.
- Pan Iskender jest w pracy od ponad dwóch godzin. Mam mu coś przekazać?- spytał od razu, nie spuszczając z nas wzroku.
- Och tylko tyle, że Euricia Verecio i Casper Reeve czekają, aż ich przyjmie- uśmiechnęłam się wyraźnie rozbawiona tym wszystkim. Dopiero teraz gdy podałam nasze personalia, strażnik zerwał się jak oparzony, biegnąc w stronę schodów na piętro. Dopiero teraz zajarzył z kim ma do czynienia?
- Proszę, co robi z ludźmi brak organizacji. Dobrze, że my nie mamy z tym żadnego problemu- podsumowałam zwracając się do Caspera.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
March na szczęście nie marudził tym razem tak bardzo, jak miał w zwyczaju to robić. Raczej zwięźle wyjaśnił blondynce jak postępować z raną, a następnie zajął się oględzinami jej ciała. Dziwne mi się trochę wydawało, że za każdym razem jak u niego byliśmy, to Euricia mogła liczyć na lepsze względy mężczyzny niż ja. Chyba zdecydowanie bardziej ją lubił. Może z tego powodu, że sama interesowała się bardziej pewnymi kwestiami. Kto wie, co mu chodziło po głowie. Sam byłem mocno zaskoczony, że wystarczyło jedno przymilne spojrzenie, aby March zgodził się za darmo zrobić ostatnią wizytę ze zdejmowaniem szwów. Ubierając koszulę przysłuchiwałem się tej dwójce, nie komentując tego w żaden sposób. Bo jeszcze pewnie bym musiał zapłacić.
- Nie mam pojęcia. Zapytaj się jego przy następnej okazji - odparłem tylko na pytanie blondynki, gdy wyszliśmy z lecznicy. Niestety nie posiadałem umiejętności czytania w cudzych myślach. A bardzo bym chciał.
Po krótkim spacerze dotarliśmy pod siedzibę strażników miejskich. Zostaliśmy zatrzymani przez dwójkę z nich tuż przy wejściu. Zostawiłem rozmowę w rękach Eri, nie mieszając się w to.
- Oh, już nie bądź taka surowa. Przecież nie każdy musi kojarzyć naszą dwójkę. Uważam, że wyglądamy całkiem zwyczajnie i nie mamy na czołach napisane "pogromcy demonów" - posłałem rozbawione spojrzenie Eri, kiedy jeden ze strażników poszedł do swojego przełożonego, a drugi został, wyraźnie przysłuchując się naszej rozmowie. My też przecież nie znaliśmy każdego mieszkańca naszego miasteczka.
Na odpowiedź też nie musieliśmy czekać zbyt długo. Już po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach i ujrzeliśmy wracającego strażnika.
- Dowódca Iskender oczekuje was w swoim gabinecie. Ale mimo wszystko nalegam, by zostawić jakąkolwiek broń przed wejściem do budynku - dodał na końcu mężczyzna. W siedzibie strażników tylko oni mogli nosić broń, takie panowały tu reguły.
- Oczywiście. Przepisy to przepisy - zgodziłem się ostatecznie, posyłając mężczyźnie uspokajający uśmiech. Nie zamierzałem się z nim kłócić. Tym bardziej, że to my potrzebowaliśmy pomocy i powinniśmy się bardziej dostosować. Wyciągnąłem więc swój sztylet, kładąc go na biurku strażnika. Szturchnąłem lekko Eri w łokieć, aby zrobiła to samo.
- Proszę tylko o nie dbać. To są ostrza przeznaczone do walki z demonami, jeśli któreś choćby się uszkodzi, mogą być z tego niemałe problemy - oznajmiłem, oczywiście kłamiąc w żywe oczy. Chciałem mieć tylko pewność, że rzeczywiście nasze ostrza zostaną otoczone odpowiednią ochroną. A że nikt się na tym nie znał, nie mógł podważyć moich słów. Widać to było również po tym, jak mężczyzna lekko zbladł, a następnie niepewnie kiwnął głową.
- R-rozumiem - mruknął, nie dodając nic więcej. Potem bez kolejnych problemów weszliśmy na piętro, a następnie skierowaliśmy się do dużych, dębowych drzwi, za którymi naczelnik miał swój gabinet. Znajdował się on na końcu niezbyt długiego korytarza. Ogólnie siedziba strażników nie była aż tak wielka i nie było za wiele możliwości, by się zgubić. Była za to ładnie przystrojona różnymi stojakami z pancerzem lub inną zbroją oraz różnymi obrazami. Na kamiennej podłodze na korytarzu rozłożony był długi, pomarańczowy dywan, który odrobinę ocieplał wnętrze.
- Proszę wejść - usłyszałem przytłumiony głos naczelnika, gdy zapukałem do drzwi, po czym weszliśmy do środka.
- Nie mam pojęcia. Zapytaj się jego przy następnej okazji - odparłem tylko na pytanie blondynki, gdy wyszliśmy z lecznicy. Niestety nie posiadałem umiejętności czytania w cudzych myślach. A bardzo bym chciał.
Po krótkim spacerze dotarliśmy pod siedzibę strażników miejskich. Zostaliśmy zatrzymani przez dwójkę z nich tuż przy wejściu. Zostawiłem rozmowę w rękach Eri, nie mieszając się w to.
- Oh, już nie bądź taka surowa. Przecież nie każdy musi kojarzyć naszą dwójkę. Uważam, że wyglądamy całkiem zwyczajnie i nie mamy na czołach napisane "pogromcy demonów" - posłałem rozbawione spojrzenie Eri, kiedy jeden ze strażników poszedł do swojego przełożonego, a drugi został, wyraźnie przysłuchując się naszej rozmowie. My też przecież nie znaliśmy każdego mieszkańca naszego miasteczka.
Na odpowiedź też nie musieliśmy czekać zbyt długo. Już po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach i ujrzeliśmy wracającego strażnika.
- Dowódca Iskender oczekuje was w swoim gabinecie. Ale mimo wszystko nalegam, by zostawić jakąkolwiek broń przed wejściem do budynku - dodał na końcu mężczyzna. W siedzibie strażników tylko oni mogli nosić broń, takie panowały tu reguły.
- Oczywiście. Przepisy to przepisy - zgodziłem się ostatecznie, posyłając mężczyźnie uspokajający uśmiech. Nie zamierzałem się z nim kłócić. Tym bardziej, że to my potrzebowaliśmy pomocy i powinniśmy się bardziej dostosować. Wyciągnąłem więc swój sztylet, kładąc go na biurku strażnika. Szturchnąłem lekko Eri w łokieć, aby zrobiła to samo.
- Proszę tylko o nie dbać. To są ostrza przeznaczone do walki z demonami, jeśli któreś choćby się uszkodzi, mogą być z tego niemałe problemy - oznajmiłem, oczywiście kłamiąc w żywe oczy. Chciałem mieć tylko pewność, że rzeczywiście nasze ostrza zostaną otoczone odpowiednią ochroną. A że nikt się na tym nie znał, nie mógł podważyć moich słów. Widać to było również po tym, jak mężczyzna lekko zbladł, a następnie niepewnie kiwnął głową.
- R-rozumiem - mruknął, nie dodając nic więcej. Potem bez kolejnych problemów weszliśmy na piętro, a następnie skierowaliśmy się do dużych, dębowych drzwi, za którymi naczelnik miał swój gabinet. Znajdował się on na końcu niezbyt długiego korytarza. Ogólnie siedziba strażników nie była aż tak wielka i nie było za wiele możliwości, by się zgubić. Była za to ładnie przystrojona różnymi stojakami z pancerzem lub inną zbroją oraz różnymi obrazami. Na kamiennej podłodze na korytarzu rozłożony był długi, pomarańczowy dywan, który odrobinę ocieplał wnętrze.
- Proszę wejść - usłyszałem przytłumiony głos naczelnika, gdy zapukałem do drzwi, po czym weszliśmy do środka.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie byłam zbytnio zachwycona z tego, że musiałam oddać sztylet na przechowanie komuś, kogo nie znałam. Casper nie widział w tym żadnego problemu więc i ja nie powinnam. Cas odłożył sztylet na biurko, sama też sięgnęłam do paska, by go zza niego wyjąć i położyć ostrze tuż obok jego. Na szczęście brunet wyręczył mnie w poinformowaniu strażnika, by miał na nie oko i ich nie dotykał. Może byłam lekko przewrażliwiona na punkcie naszych rzeczy, ale naprawdę nie lubiłam, by ktoś poza nami miał z nimi kontakt.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale nie lubię gdy ktoś każe mi się rozstawać z czymś do czego jestem przywiązana. Tak jak sztylet czy mój ulubiony pierścionek- miałam na myśli srebrną błyskotkę, która była już ze mną od paru lat. Bo ten nowy pierścionek nadal nie dawał mi spokoju. Był bardzo wygodny, ale też wolałam się do niego nie przyzwyczajać.
Czekaliśmy na strażnika, który poszedł poinformować o naszym przybyciu swego dowódcę. Jak dla mnie trwało to zdecydowanie za długo miałam czas, by uważnie rozejrzeć się, po holu budynku nie było w nim nic interesującego. Strażnik wrócił z informacją, że Iskender na nas czeka, co przyjęłam z ulgą.
- Wydaje mi się, że jednak niektórzy nas kojarzą. Zwłaszcza ten, który niemal biegiem pobiegł, by poinformować o naszym przybyciu. Nie, żebym łaknęła popularności, czasem przysparza ona więcej problemów niż korzyści - przyznałam, wspominając, to jak nasze pojawianie się było odbierane. Szybko minęliśmy korytarz, który miał już znacznie ciekawszy wystrój. Aż poświęciłam, niektórym zbrojom więcej uwagi niż powinnam. Gdy znaleźliśmy się przed odpowiednimi drzwiami Casper nie tracąc czasu zapukał w nie. Po usłyszeniu przyzwolenia weszliśmy do środka.
Gabinet Dowódcy był dość sporym pomieszczeniem utrzymanym w ciemnych barwach. Biurko oraz krzesła wykonane zostały z ciemnego drewna, tak samo jak szafy za sporym dębowym biurkiem. W kątach pomieszczenia stały lampy tak samo jak i z sufitu zwisał srebrny kandelabr. Iskender siedział za biurkiem, obracając pióro w dłoniach. Zapewne pisał jakiś kolejny ważny raport. Był to mężczyzna o krótkich lekko brązowych włosach z widocznymi już nitkami siwizny. Miał niedużą bliznę na policzku jak i nad brwią. A jego ciemne oczy obserwowały nas bardzo uważnie.
- Witam panie Reeve i pani Verecio czym sobie zasłużyłem na tę miłą wizytę?- spytał nas wyraźnie zaintrygowany naszym pojawieniem się w jego biurze. Cóż gdyby nie okoliczności pewnie rozegralibyśmy to inaczej.
- Dzień dobry, panie dowódco. Sprawa, z jaką tu przyszliśmy, jest na tyle poważna, że przyszliśmy prosić o pewnego rodzaju pomoc ze strony pana i pańskich ludzi- powiedziałam, bardzo starannie dobierając słowa.
- Słucham więc? O jaką konkretnie pomoc chodzi?- zaciekawiły go moje słowa. Co przyjęłam za dobrą kartę, podeszłam z Casperem bliżej biurka.
- Na pewno widział pan wczoraj tę czerwoną poświatę nad lasem prawda? Otóż ktoś wczoraj chciał zniszczyć nasze zabezpieczenia kręgu. Chyba nie muszę mówić co by się stało gdyby odniosło to pozytywny efekt?- spytałam go, pozwalając, mężczyźnie by wyobraził sobie najczarniejsze scenariusze.
Ale nagle ku mojemu zaskoczeniu posłał w moją stronę rozbawione spojrzenie. Uniosłam lekko brew, chcąc wiedzieć, co go tak rozbawiło.
- Proszę o wybaczenie, ale ciężko mi uwierzyć w to, że ktoś taki jak pani. Tak delikatny i niepozorny może dawać sobie radę z demonami. Bardziej bym uwierzył, że to pan Reeve się tylko tym zajmuje- wyjaśnił swoje zachowanie.
To nie pierwszy raz, gdy ktoś podważał moje umiejętności. Nie uraził mnie tymi słowami, zamiast tego uśmiechnęłam się, niebezpiecznie mrużąc oczy. Ale w duchu sama byłam tym lekko rozbawiona. Cas wiedział, jaka jest prawda.
- Powinien pan pamiętać, że pozory dość często mylą. I te delikatne oraz niepozorne kobiety potrafią bardzo zaskakiwać. Co z resztą mój partner może potwierdzić.
- Jednak nie przyszliśmy, by sprawdzać moje kompetencje tylko po coś znacznie ważniejszego. Pozwoli więc pan, że oddam głos komuś bardziej doświadczonemu w planowaniu - wskazałam, gestem dłoni Casa pozwalając mu się wykazać. Wydawał się być bardziej odpowiedni w tej roli ode mnie
- Może to dziwnie zabrzmi, ale nie lubię gdy ktoś każe mi się rozstawać z czymś do czego jestem przywiązana. Tak jak sztylet czy mój ulubiony pierścionek- miałam na myśli srebrną błyskotkę, która była już ze mną od paru lat. Bo ten nowy pierścionek nadal nie dawał mi spokoju. Był bardzo wygodny, ale też wolałam się do niego nie przyzwyczajać.
Czekaliśmy na strażnika, który poszedł poinformować o naszym przybyciu swego dowódcę. Jak dla mnie trwało to zdecydowanie za długo miałam czas, by uważnie rozejrzeć się, po holu budynku nie było w nim nic interesującego. Strażnik wrócił z informacją, że Iskender na nas czeka, co przyjęłam z ulgą.
- Wydaje mi się, że jednak niektórzy nas kojarzą. Zwłaszcza ten, który niemal biegiem pobiegł, by poinformować o naszym przybyciu. Nie, żebym łaknęła popularności, czasem przysparza ona więcej problemów niż korzyści - przyznałam, wspominając, to jak nasze pojawianie się było odbierane. Szybko minęliśmy korytarz, który miał już znacznie ciekawszy wystrój. Aż poświęciłam, niektórym zbrojom więcej uwagi niż powinnam. Gdy znaleźliśmy się przed odpowiednimi drzwiami Casper nie tracąc czasu zapukał w nie. Po usłyszeniu przyzwolenia weszliśmy do środka.
Gabinet Dowódcy był dość sporym pomieszczeniem utrzymanym w ciemnych barwach. Biurko oraz krzesła wykonane zostały z ciemnego drewna, tak samo jak szafy za sporym dębowym biurkiem. W kątach pomieszczenia stały lampy tak samo jak i z sufitu zwisał srebrny kandelabr. Iskender siedział za biurkiem, obracając pióro w dłoniach. Zapewne pisał jakiś kolejny ważny raport. Był to mężczyzna o krótkich lekko brązowych włosach z widocznymi już nitkami siwizny. Miał niedużą bliznę na policzku jak i nad brwią. A jego ciemne oczy obserwowały nas bardzo uważnie.
- Witam panie Reeve i pani Verecio czym sobie zasłużyłem na tę miłą wizytę?- spytał nas wyraźnie zaintrygowany naszym pojawieniem się w jego biurze. Cóż gdyby nie okoliczności pewnie rozegralibyśmy to inaczej.
- Dzień dobry, panie dowódco. Sprawa, z jaką tu przyszliśmy, jest na tyle poważna, że przyszliśmy prosić o pewnego rodzaju pomoc ze strony pana i pańskich ludzi- powiedziałam, bardzo starannie dobierając słowa.
- Słucham więc? O jaką konkretnie pomoc chodzi?- zaciekawiły go moje słowa. Co przyjęłam za dobrą kartę, podeszłam z Casperem bliżej biurka.
- Na pewno widział pan wczoraj tę czerwoną poświatę nad lasem prawda? Otóż ktoś wczoraj chciał zniszczyć nasze zabezpieczenia kręgu. Chyba nie muszę mówić co by się stało gdyby odniosło to pozytywny efekt?- spytałam go, pozwalając, mężczyźnie by wyobraził sobie najczarniejsze scenariusze.
Ale nagle ku mojemu zaskoczeniu posłał w moją stronę rozbawione spojrzenie. Uniosłam lekko brew, chcąc wiedzieć, co go tak rozbawiło.
- Proszę o wybaczenie, ale ciężko mi uwierzyć w to, że ktoś taki jak pani. Tak delikatny i niepozorny może dawać sobie radę z demonami. Bardziej bym uwierzył, że to pan Reeve się tylko tym zajmuje- wyjaśnił swoje zachowanie.
To nie pierwszy raz, gdy ktoś podważał moje umiejętności. Nie uraził mnie tymi słowami, zamiast tego uśmiechnęłam się, niebezpiecznie mrużąc oczy. Ale w duchu sama byłam tym lekko rozbawiona. Cas wiedział, jaka jest prawda.
- Powinien pan pamiętać, że pozory dość często mylą. I te delikatne oraz niepozorne kobiety potrafią bardzo zaskakiwać. Co z resztą mój partner może potwierdzić.
- Jednak nie przyszliśmy, by sprawdzać moje kompetencje tylko po coś znacznie ważniejszego. Pozwoli więc pan, że oddam głos komuś bardziej doświadczonemu w planowaniu - wskazałam, gestem dłoni Casa pozwalając mu się wykazać. Wydawał się być bardziej odpowiedni w tej roli ode mnie
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Dzień dobry - przywitałem się krótko z mężczyzną, gdy weszliśmy do środka gabinetu. Nie miałem problemu z tym, aby tym razem również to Eri przejęła inicjatywę i rozpoczęła całą rozmowę. W końcu oboje tak samo podchodziliśmy poważnie do sprawy.
Chyba w przeciwieństwie do naczelnika. Zmarszczyłem brwi, zaciskając nieco pięści za swoimi plecami. Mimo lekkiego tonu, jakiego używał mężczyzna w naszym kierunku, czułem, że wcale nie brał naszych słów i obaw na poważnie. Świadczyło o tym choćby to lekceważące podejście do umiejętności Eri. Ewidentnie umniejszał jej osobie oraz zasługom. Jakby nigdy nie widział nas w akcji. Z resztą, odpowiedź Eri w równym stopniu mi się nie spodobała. Po pierwsze tylko potwierdziła tym słowa naczelnika odnośnie słabości kobiety, po drugie skoro zaczęła, mogła już skończyć, a nie znów pozostawiając wszystko na mojej głowie z tym swoim uśmiechem. Posłałem jej krótkie, niezadowolone spojrzenie, mówiące, że jeszcze nie skończyłem z nią tej rozmowy. Iskender musiał to wyłapać, gdyż widziałem drwiący uśmiech błąkający się na jego twarzy pod wąsem.
- Tak jak wspomniała moja partnerka - zacząłem, postawiony pod ścianą przed oboje - ktoś celowo naruszył bariery ochronne kręgu. Część kamieni została zniszczona, a linie próbowano całkowicie zatrzeć. To, co mieszkańcy mogli obserwować wczorajszego wieczoru, była próba przedostania się nieokreślonego bytu na nasz świat poprzez powstałe zniszczenia.
- Panie Reeve, co to znaczy "nieokreślonego bytu"? - spytał naczelnik, a ja tylko powstrzymałem się siłą woli przed zgrzytnięciem zębami.
- To oznacza, że nie liczyłem jego macek ani nie zaglądałem w paszczę, by sprawdzić stan uzębienia.
- Czego zatem oczekujecie od strażników? - uniósł brwi, wygodniej opierając się o wysokie oparcie krzesła i krzyżując ręce na piersiach. Wyglądał jak wielmożny pan, który z rezerwą i przymrużeniem oka spogląda na swoich poddanych. Swoją drogą to wcale nie takie dalekie od prawdy. Iskender był kuzynem zarządcy tego regionu, w którym podobno płynęła jakaś część królewskiej krwi. Jeśli rzeczywiście tak było, musiała być mocno rozrzedzona.
- Oczekujemy wzmożonej aktywności strażników w rejonie kręgu, szczególnie po zachodzie słońca. Czyż ten czyn nie kwalifikuje się jako rozbój i niszczenie wspólnego, publicznego dobra, na którym korzystają wszyscy mieszkańcy nie tylko naszego miasta, ale i całej okolicy? - spytałem chłodno, nie dając się unieść emocjom i próbując zachować zimną krew.
- Panie Reeve, czyż wspólnym i publicznym dobrem można nazwać coś, z czego nie korzysta żadna osoba? Z tego co się orientuję, nikt o zdrowych zmysłach nie podchodzi do tego miejsca, przepełnionego nieznaną, obcą nam magią. Również zwierzęta wszelkiej maści omijają z daleka wspomniany krąg. Naprawdę uważa pan, że rozumna istota, jaką uważam jest każdy człowiek, chciałaby zniszczyć coś, co chroni nas przed inwazją demonów?
- Tak, dokładnie tak uważam.
- A może to wasze zabezpieczenia nie są wystarczające i zaczynają wpuszczać zło do naszego miasta?
- W przypadku przerwania kręgu przez piekielną istotę wszystkie zabezpieczenia są nienaturalnie, symetrycznie pęknięte, a przez środek ziemi przechodzi gnijąca, śmierdząca rana. O tym powinien pan doskonale wiedzieć, gdyż zdaje się kilka lat temu coś takiego zdarzyło się na pana ogrodzie, gdy ten wyszkolony, doświadczony człowiek, zwący się egzorcystą, nieudolnie próbował wypędzić chochliki, a skończyło się wezwaniem demona. Czyżby ten zabezpieczony przez nas kawałeczek terenu zaczął sprawiać problemy? - spytałem, wypominając Iskenderowi, że to właśnie nas wzywał na pomoc w środku nocy, gdy coś opętało jego córkę. Wystarczyło, że tylko raz wspomnieliśmy jak dbać o tego rodzaju zabezpieczenia i nic nie miało prawa się przez nie prześlizgnąć.
- Po pana minie wnioskuję więc, iż najdroższa córka ma się świetnie, zarówno jak poletko warzywne. Może lepiej sprawdzić miejscowego duchownego, czy nie podejrzewa powstania jakiejś sekty, łudzącej się, że będzie w stanie zapanować nad demonem. Takie przypadki też są nam znane. Proszę zatem nie marnować zarówno naszego jak i pana cennego czasu, bo wszyscy mamy ważniejsze sprawy na głowie niż słowne potyczki. Możemy liczyć na wsparcie pańskich ludzi, czy nie? - spytałem, odpowiadając również mężczyźnie nieugiętym spojrzeniem, jakie on mi posyłał odkąd tylko się odezwałem.
- Mogę zwiększyć częstotliwość patroli w tym rejonie, ale nie ustawię nikogo na stałe - odparł lodowato, mrużąc oczy.
- Dziękuję. Na początek powinno wystarczyć - powiedziałem, choć zamierzałem dokładnie sprawdzić, czy spełni swoją obietnicę. - Żegnamy zatem. Miłego dnia, panie dowódco.
Chyba w przeciwieństwie do naczelnika. Zmarszczyłem brwi, zaciskając nieco pięści za swoimi plecami. Mimo lekkiego tonu, jakiego używał mężczyzna w naszym kierunku, czułem, że wcale nie brał naszych słów i obaw na poważnie. Świadczyło o tym choćby to lekceważące podejście do umiejętności Eri. Ewidentnie umniejszał jej osobie oraz zasługom. Jakby nigdy nie widział nas w akcji. Z resztą, odpowiedź Eri w równym stopniu mi się nie spodobała. Po pierwsze tylko potwierdziła tym słowa naczelnika odnośnie słabości kobiety, po drugie skoro zaczęła, mogła już skończyć, a nie znów pozostawiając wszystko na mojej głowie z tym swoim uśmiechem. Posłałem jej krótkie, niezadowolone spojrzenie, mówiące, że jeszcze nie skończyłem z nią tej rozmowy. Iskender musiał to wyłapać, gdyż widziałem drwiący uśmiech błąkający się na jego twarzy pod wąsem.
- Tak jak wspomniała moja partnerka - zacząłem, postawiony pod ścianą przed oboje - ktoś celowo naruszył bariery ochronne kręgu. Część kamieni została zniszczona, a linie próbowano całkowicie zatrzeć. To, co mieszkańcy mogli obserwować wczorajszego wieczoru, była próba przedostania się nieokreślonego bytu na nasz świat poprzez powstałe zniszczenia.
- Panie Reeve, co to znaczy "nieokreślonego bytu"? - spytał naczelnik, a ja tylko powstrzymałem się siłą woli przed zgrzytnięciem zębami.
- To oznacza, że nie liczyłem jego macek ani nie zaglądałem w paszczę, by sprawdzić stan uzębienia.
- Czego zatem oczekujecie od strażników? - uniósł brwi, wygodniej opierając się o wysokie oparcie krzesła i krzyżując ręce na piersiach. Wyglądał jak wielmożny pan, który z rezerwą i przymrużeniem oka spogląda na swoich poddanych. Swoją drogą to wcale nie takie dalekie od prawdy. Iskender był kuzynem zarządcy tego regionu, w którym podobno płynęła jakaś część królewskiej krwi. Jeśli rzeczywiście tak było, musiała być mocno rozrzedzona.
- Oczekujemy wzmożonej aktywności strażników w rejonie kręgu, szczególnie po zachodzie słońca. Czyż ten czyn nie kwalifikuje się jako rozbój i niszczenie wspólnego, publicznego dobra, na którym korzystają wszyscy mieszkańcy nie tylko naszego miasta, ale i całej okolicy? - spytałem chłodno, nie dając się unieść emocjom i próbując zachować zimną krew.
- Panie Reeve, czyż wspólnym i publicznym dobrem można nazwać coś, z czego nie korzysta żadna osoba? Z tego co się orientuję, nikt o zdrowych zmysłach nie podchodzi do tego miejsca, przepełnionego nieznaną, obcą nam magią. Również zwierzęta wszelkiej maści omijają z daleka wspomniany krąg. Naprawdę uważa pan, że rozumna istota, jaką uważam jest każdy człowiek, chciałaby zniszczyć coś, co chroni nas przed inwazją demonów?
- Tak, dokładnie tak uważam.
- A może to wasze zabezpieczenia nie są wystarczające i zaczynają wpuszczać zło do naszego miasta?
- W przypadku przerwania kręgu przez piekielną istotę wszystkie zabezpieczenia są nienaturalnie, symetrycznie pęknięte, a przez środek ziemi przechodzi gnijąca, śmierdząca rana. O tym powinien pan doskonale wiedzieć, gdyż zdaje się kilka lat temu coś takiego zdarzyło się na pana ogrodzie, gdy ten wyszkolony, doświadczony człowiek, zwący się egzorcystą, nieudolnie próbował wypędzić chochliki, a skończyło się wezwaniem demona. Czyżby ten zabezpieczony przez nas kawałeczek terenu zaczął sprawiać problemy? - spytałem, wypominając Iskenderowi, że to właśnie nas wzywał na pomoc w środku nocy, gdy coś opętało jego córkę. Wystarczyło, że tylko raz wspomnieliśmy jak dbać o tego rodzaju zabezpieczenia i nic nie miało prawa się przez nie prześlizgnąć.
- Po pana minie wnioskuję więc, iż najdroższa córka ma się świetnie, zarówno jak poletko warzywne. Może lepiej sprawdzić miejscowego duchownego, czy nie podejrzewa powstania jakiejś sekty, łudzącej się, że będzie w stanie zapanować nad demonem. Takie przypadki też są nam znane. Proszę zatem nie marnować zarówno naszego jak i pana cennego czasu, bo wszyscy mamy ważniejsze sprawy na głowie niż słowne potyczki. Możemy liczyć na wsparcie pańskich ludzi, czy nie? - spytałem, odpowiadając również mężczyźnie nieugiętym spojrzeniem, jakie on mi posyłał odkąd tylko się odezwałem.
- Mogę zwiększyć częstotliwość patroli w tym rejonie, ale nie ustawię nikogo na stałe - odparł lodowato, mrużąc oczy.
- Dziękuję. Na początek powinno wystarczyć - powiedziałem, choć zamierzałem dokładnie sprawdzić, czy spełni swoją obietnicę. - Żegnamy zatem. Miłego dnia, panie dowódco.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nigdy nie przepadałam za dowódcami strażników. Odkąd tu mieszkaliśmy, było ich zaledwie dwóch. Poprzednik Iskendera wyleciał dość szybko, bo był zbyt uległy i nie umiał zapewnić bezpieczeństwa mieszkańcom. Jednak Iskender mimo swej dość znaczącej pozycji oraz jak mówili, pochodzenia też nie nadawał się za bardzo do tej roli. Ten Z kolei był bardzo podejrzliwy i ciężko się było z nim dogadać, bo zwykle bronił, swego zdania nie pozwalając, by ktoś podważał jego słowa i decyzje. Dodatkowo a jego sprawką strażnicy stali się znacznie brutalniejsi niż wcześniej. Podobno sam dowódca im na to pozwalał. Iskender ciągle niezbyt nam wierzył, mimo że uratowaliśmy jego rodzinę oraz jego ziemię. Nadal robił nam problemy i niechętnie chciał współpracować. Dobrze zrobiłam oddając pałeczkę Casowi w tej rozmowie, ja pewnie po jakiejś chwili byłabym wyjątkowo nieprzyjemna. Podważał moje kompetencje? Okej do tego przywykłam z resztą prawie każdy mężczyzna gdy orientował, czym się zajmuję , patrzył, z niedowierzaniem lub jawnie sobie drwił, sądząc, że będę pożywką dla demonów. I to Cas musi mnie ciągle ratować, nic bardziej mylnego. Gdy dowódca zdecydował się łaskawie ugiąć pod naszymi sugestiami i prośbą o obserwacje kręgu poczułam namiastkę ulgi. Przynajmniej nie będziemy w tym sami, i jest szansa, że strażnicy zniechęcą tamtą osobę do podobnych numerów. Postanowiłam się odezwać, nim opuścimy na ten moment jego biuro. Wspomnienie o tym co się u niego działo najwyraźniej mocno odcisnęło na nim swoje piętno. Na nim jak i na jego rodzinie.
- Sugerowałabym, by pan na poważnie wziął nasze słowa. Tak samo jak pan i pańscy ludzie dbamy o bezpieczeństwo miasteczka. Jednak jak zapewne dowódca się domyśla, często też wyjeżdżamy. Dlatego zależy nam na tych patrolach w okolicach kręgu- wyjaśniłam też inny powód istotniejszy. Przecież mogło, nas nie być jakby coś się wydarzyło. Mężczyzna przełknął ślinę, chyba nie sądził, że będziemy tu cały czas? Chyba pamiętał, że bierzemy misje też poza terenem czy okolicami naszego zamieszkania?
- Tak jak mówiłem będą częstsze patrole, ale nie dam tam nikogo na stałe. Nie będę narażał ludzi, na spotkanie z ewentualną bestią jak sami przyznaliście, co może z tamtego kręgu wypełznąć- mruknął, najwyraźniej chcąc już się nas pozbyć z biura.
- Poczekaj Cas, nim pójdziemy. Mogę jeszcze o coś prosić panie Iskender?- spytałam, chcąc to załatwić całkowicie podczas tej jednej wizyty.
- O co chodzi pani Verecio? Mam dużo pracy- wskazał na dwie teczki dokumentów. Więc postanowiłam się streścić, w mej prośbie jak tylko mogłam.
- Prosiłabym, by strażnicy po każdym patrolu spisali raport ,czy coś podejrzanego widzieli, czy doświadczyli. Oraz czy konstrukcja kręgu nie została naruszona w najmniejszym stopniu. A następnie po przeczytaniu przez pana kopie wręczać nam. Pan może nie dostrzec tego, co my w tych informacjach. A naszym celem jest pełna współpraca dla dobra ogółu – na tym zakończyłam swoją wypowiedź. Iskender chyba dopiero teraz zrozumiał, że nie żartujemy.
- Kopie raportów będą co dziesięć dni u strażnika, który nadzoruje przyjmowanie przeze mnie osób. Tyle mogę obiecać - zgodził się na to.
- No to już wszystko w takim razie. Pozwolimy już panu dalej pracować- po pożegnaniu się z nim przez naszą dwójkę. Wyszliśmy z jego biura.
Zerknęłam na Caspera chciał mi ewidentnie coś powiedzieć.
- Porozmawiajmy, na zewnątrz jak już odbierzemy nasze sztylety. Tutaj mam wrażenie, że ściany mają i oczy i uszy- szepnęłam gdy zeszliśmy na dół. Nasze ostrza na szczęście pozostały nienaruszone od razu swój schowałam, czując się już znacznie lepiej, gdy go odzyskałam. Poczekałam, aż Cas weźmie swoje ostrze. Gdy wyszliśmy z budynku spojrzałam na Caspera.
- No dawaj, wyładuj na mnie to, co ci się ciśnie na usta. Wiem, że tego chcesz. Nie powstrzymuj się, bo wybuchniesz- dodałam, obserwując partnera.
- Sugerowałabym, by pan na poważnie wziął nasze słowa. Tak samo jak pan i pańscy ludzie dbamy o bezpieczeństwo miasteczka. Jednak jak zapewne dowódca się domyśla, często też wyjeżdżamy. Dlatego zależy nam na tych patrolach w okolicach kręgu- wyjaśniłam też inny powód istotniejszy. Przecież mogło, nas nie być jakby coś się wydarzyło. Mężczyzna przełknął ślinę, chyba nie sądził, że będziemy tu cały czas? Chyba pamiętał, że bierzemy misje też poza terenem czy okolicami naszego zamieszkania?
- Tak jak mówiłem będą częstsze patrole, ale nie dam tam nikogo na stałe. Nie będę narażał ludzi, na spotkanie z ewentualną bestią jak sami przyznaliście, co może z tamtego kręgu wypełznąć- mruknął, najwyraźniej chcąc już się nas pozbyć z biura.
- Poczekaj Cas, nim pójdziemy. Mogę jeszcze o coś prosić panie Iskender?- spytałam, chcąc to załatwić całkowicie podczas tej jednej wizyty.
- O co chodzi pani Verecio? Mam dużo pracy- wskazał na dwie teczki dokumentów. Więc postanowiłam się streścić, w mej prośbie jak tylko mogłam.
- Prosiłabym, by strażnicy po każdym patrolu spisali raport ,czy coś podejrzanego widzieli, czy doświadczyli. Oraz czy konstrukcja kręgu nie została naruszona w najmniejszym stopniu. A następnie po przeczytaniu przez pana kopie wręczać nam. Pan może nie dostrzec tego, co my w tych informacjach. A naszym celem jest pełna współpraca dla dobra ogółu – na tym zakończyłam swoją wypowiedź. Iskender chyba dopiero teraz zrozumiał, że nie żartujemy.
- Kopie raportów będą co dziesięć dni u strażnika, który nadzoruje przyjmowanie przeze mnie osób. Tyle mogę obiecać - zgodził się na to.
- No to już wszystko w takim razie. Pozwolimy już panu dalej pracować- po pożegnaniu się z nim przez naszą dwójkę. Wyszliśmy z jego biura.
Zerknęłam na Caspera chciał mi ewidentnie coś powiedzieć.
- Porozmawiajmy, na zewnątrz jak już odbierzemy nasze sztylety. Tutaj mam wrażenie, że ściany mają i oczy i uszy- szepnęłam gdy zeszliśmy na dół. Nasze ostrza na szczęście pozostały nienaruszone od razu swój schowałam, czując się już znacznie lepiej, gdy go odzyskałam. Poczekałam, aż Cas weźmie swoje ostrze. Gdy wyszliśmy z budynku spojrzałam na Caspera.
- No dawaj, wyładuj na mnie to, co ci się ciśnie na usta. Wiem, że tego chcesz. Nie powstrzymuj się, bo wybuchniesz- dodałam, obserwując partnera.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dobrze, że Eri pomyślała o raportach. Byłem na tyle zirytowany tym człowiekiem, że chciałem tylko jak najszybciej opuścić to miejsce. Iskender zawsze był problemowy i często traktował swoich rozmówców z góry. Do tego dość często ich lekceważył, szczególnie jeśli nie mieli odpowiednio wiele złota, którym mogliby go poczęstować. Oczywiście oficjalnie nic takiego nie miało miejsca. Nieoficjalnie każdy wiedział, że za odpowiednio dużą zapłatą można było kupić sobie ochronę strażników, choć nie było na to odpowiednio wiele dowodów. I tak mieliśmy dużo szczęścia, że zgodził się choć na takie rozwiązania, nie żądając za to żadnej dodatkowej zachęty. Widocznie nie był aż takim ignorantem, by całkowicie nie brać naszych słów do siebie. Może gdzieś tam po części zdawał sobie sprawę z wagi sytuacji i problemów, gdyby w najgorszym przypadku w mieście znów zaszalał demon.
Co dziesięć dni to trochę sporo czasu, ale dobrze, że udało się blondynce ugrać i to. Wolałbym co trzy do pięciu. Co nam po dziesięciu jeśli coś zacznie się dziać…
Kiwnąłem głową, zgadzając się z Eri w sprawie nie rozmawiania w budynku straży. Zdecydowanie ktoś mógł nas podsłuchiwać, a następnie donieść o tym Iskenderowi, dlatego mogliśmy na spokojnie porozmawiać dopiero po odebraniu naszej broni. Skierowaliśmy się również do miejsca, gdzie podobno znajdował się jeden z czarcich kręgów, aby go zbadać i zlikwidować.
- Dlaczego tak mówisz? - mruknąłem niezadowolony ze słów partnerki. Bardziej mnie to tylko zirytowało. - Nie ty jesteś powodem mojego niezadowolenia, nie widzę więc powodów, dla których miałbym się na tobie wyładować. Choć irytuje mnie to, że pozwalasz, by ktoś taki jak Iskender tobie umniejszał. I jeszcze to twoje "oddam głos komuś bardziej doświadczonemu w planowaniu". Sama się prosisz o takie traktowanie. Raz, drugi się śmiejesz, ale dziesiąty, dwudziesty już nie jest przyjemny i nie wiem po co to wszystko. Jak mają traktować cię poważnie i na równi ze sobą, skoro sama tego nie robisz? Eri - przystanąłem, gdy znaleźliśmy się w jednej z mniej uczęszczanych uliczek. Złapałem dłoń kobiety, ściskając ją. - Wyjaśnij mi to - powiedziałem już znacznie łagodniejszym tonem. Nie zamierzałem przy tym pozwolić zbyć się byle odpowiedzią.
Co dziesięć dni to trochę sporo czasu, ale dobrze, że udało się blondynce ugrać i to. Wolałbym co trzy do pięciu. Co nam po dziesięciu jeśli coś zacznie się dziać…
Kiwnąłem głową, zgadzając się z Eri w sprawie nie rozmawiania w budynku straży. Zdecydowanie ktoś mógł nas podsłuchiwać, a następnie donieść o tym Iskenderowi, dlatego mogliśmy na spokojnie porozmawiać dopiero po odebraniu naszej broni. Skierowaliśmy się również do miejsca, gdzie podobno znajdował się jeden z czarcich kręgów, aby go zbadać i zlikwidować.
- Dlaczego tak mówisz? - mruknąłem niezadowolony ze słów partnerki. Bardziej mnie to tylko zirytowało. - Nie ty jesteś powodem mojego niezadowolenia, nie widzę więc powodów, dla których miałbym się na tobie wyładować. Choć irytuje mnie to, że pozwalasz, by ktoś taki jak Iskender tobie umniejszał. I jeszcze to twoje "oddam głos komuś bardziej doświadczonemu w planowaniu". Sama się prosisz o takie traktowanie. Raz, drugi się śmiejesz, ale dziesiąty, dwudziesty już nie jest przyjemny i nie wiem po co to wszystko. Jak mają traktować cię poważnie i na równi ze sobą, skoro sama tego nie robisz? Eri - przystanąłem, gdy znaleźliśmy się w jednej z mniej uczęszczanych uliczek. Złapałem dłoń kobiety, ściskając ją. - Wyjaśnij mi to - powiedziałem już znacznie łagodniejszym tonem. Nie zamierzałem przy tym pozwolić zbyć się byle odpowiedzią.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Idąc razem jedną z uliczek, zdecydował się wyjaśnić mi powód swej irytacji. Trochę mnie zaskoczył tym, że nie chodziło całkowicie o mnie. Bo już się bałam, że strzeliłam jakąś niewybaczalną gafę i teraz nie da się jej naprawić. Rozumiałam Caspera, i nie dziwiłam mu się, że moja wypowiedź mu się nie spodobała. Mocniej ścisnęłam jego rękę, by nie miał zamiaru jej zabierać.
- Widzę, że tego nie wyczułeś Cas. To jak mnie traktował tam, w biurze było jawną prowokacją z jego strony. Chciał, bym nad sobą nie zapanowała, bym coś zrobiła, zaprzeczając tym słowom. Choć widać było, że ty prawie nad sobą nie zapanowałeś. Nie przewidział tylko jednego, że nie raz je słyszałam z ust mężczyzn, których spotykaliśmy na naszej drodze. A którzy później musieli je wypluć gdy zobaczyli, co potrafię. Wcześniej czy później przyjdzie i na niego kolej. Nie zamierzam się wychylać, wolę stać z boku i cierpliwie na to poczekać - miałam nadzieję, że teraz lepiej zrozumie, dlaczego dowódcy na to pozwoliłam.
- Poza tym nie zaprzeczysz, że to głównie ty jesteś u nas od planowania. I wymyślania sposobu, w jaki głównie walczymy? Twoja postawa oraz dar, który posiadasz do przemów, zawsze kończył się z zadowalającym rezultatem. Teraz też byłam pewna, że tak będzie. W ten sposób też u dowódcy okazałam ci szacunek i pełne zaufanie, na które zasługujesz. Co też i on wyczuł, dlatego nie mógł nas zignorować- wyjaśniłam kolejny ważny powód mego zachowania.
- Sam musisz przyznać, że jedyne co umiem zaplanować to, co zjemy na obiad czy gdzie wyjeżdżamy na wakacje. W pracy polegam całkowicie na tobie. Ty planujesz, ja organizuje środki i potrzebne nam artefakty. Tylko dzięki temu działamy tak sprawnie razem. Bo nie wchodzimy sobie w drogę, i każde robi to co umie najlepiej. A to, co planujemy, z tym szkoleniem siebie nawzajem będzie naszym dodatkowym atutem- dodałam, sądząc, że udało mi się go przekonać. Nim udaliśmy się dalej, niemal
popchnęłam go, tak, że plecami zetknął się ze ścianą jednego z budynków. Oparłam się o niego zdecydowanie.
- Widziałam, że chciałeś mnie tam obronić. Więc chyba należy ci się lekkie podziękowanie- mruknęłam i pocałowałam go delikatnie w usta. Gdyby nie to, że się go trzymałam, miałabym problem z zachowaniem równowagi.
- Czemu musisz być aż tyle wyższy ode mnie? Potrafi to nieco skomplikować niektóre rzeczy- przyznałam, nie przestając go obserwować. Wiem, że czekała nas praca, ale to nie była moja wina, że nie mogłam się przed tym powstrzymać. Droga do jednego z czarcich kręgów nie zajmie nam dużo czasu.
- Widzę, że tego nie wyczułeś Cas. To jak mnie traktował tam, w biurze było jawną prowokacją z jego strony. Chciał, bym nad sobą nie zapanowała, bym coś zrobiła, zaprzeczając tym słowom. Choć widać było, że ty prawie nad sobą nie zapanowałeś. Nie przewidział tylko jednego, że nie raz je słyszałam z ust mężczyzn, których spotykaliśmy na naszej drodze. A którzy później musieli je wypluć gdy zobaczyli, co potrafię. Wcześniej czy później przyjdzie i na niego kolej. Nie zamierzam się wychylać, wolę stać z boku i cierpliwie na to poczekać - miałam nadzieję, że teraz lepiej zrozumie, dlaczego dowódcy na to pozwoliłam.
- Poza tym nie zaprzeczysz, że to głównie ty jesteś u nas od planowania. I wymyślania sposobu, w jaki głównie walczymy? Twoja postawa oraz dar, który posiadasz do przemów, zawsze kończył się z zadowalającym rezultatem. Teraz też byłam pewna, że tak będzie. W ten sposób też u dowódcy okazałam ci szacunek i pełne zaufanie, na które zasługujesz. Co też i on wyczuł, dlatego nie mógł nas zignorować- wyjaśniłam kolejny ważny powód mego zachowania.
- Sam musisz przyznać, że jedyne co umiem zaplanować to, co zjemy na obiad czy gdzie wyjeżdżamy na wakacje. W pracy polegam całkowicie na tobie. Ty planujesz, ja organizuje środki i potrzebne nam artefakty. Tylko dzięki temu działamy tak sprawnie razem. Bo nie wchodzimy sobie w drogę, i każde robi to co umie najlepiej. A to, co planujemy, z tym szkoleniem siebie nawzajem będzie naszym dodatkowym atutem- dodałam, sądząc, że udało mi się go przekonać. Nim udaliśmy się dalej, niemal
popchnęłam go, tak, że plecami zetknął się ze ścianą jednego z budynków. Oparłam się o niego zdecydowanie.
- Widziałam, że chciałeś mnie tam obronić. Więc chyba należy ci się lekkie podziękowanie- mruknęłam i pocałowałam go delikatnie w usta. Gdyby nie to, że się go trzymałam, miałabym problem z zachowaniem równowagi.
- Czemu musisz być aż tyle wyższy ode mnie? Potrafi to nieco skomplikować niektóre rzeczy- przyznałam, nie przestając go obserwować. Wiem, że czekała nas praca, ale to nie była moja wina, że nie mogłam się przed tym powstrzymać. Droga do jednego z czarcich kręgów nie zajmie nam dużo czasu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pokręciłem głową, zupełnie nie zgadzając się z Eri. No, może miała w pewnej mierze rację, ale co z tego. I tak nie mogłem znieść, gdy inni mężczyźni widzieli ją w ten sposób. Jakbyśmy nie byli partnerami tylko bardziej jak pan i sługa. Nie na tym zbudowaliśmy naszą relację i wzajemne zaufanie. Może odczuwałem większą odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo, zawsze tak było i nie potrafiłem się tego wyzbyć do tej pory. Z resztą jak sama ostatnio przyznała, miała dokładnie tak samo. Nie wątpiłem w jej siłę, po prostu chciałem, by unikała bólu za wszelką cenę, nawet jeżeli miałoby to oznaczać, że miałbym wszystko wziąć na siebie. Zawsze była mi partnerką i podporą, stąd nie widziałem powodów, dla których obcy ludzie mieliby traktować ją gorzej ode mnie.
- To nie znaczy, że podoba mi się to wszystko - mruknąłem wciąż niepocieszony z zaistniałej sytuacji, zanim Eri zaplanowała zdezorientować mnie w inny sposób. Tak publicznie zebrało jej się na czułości? W tej chwili akurat? Objąłem ją w pasie, by się nie przewróciła z tej nieco chwiejnej pozycji.
- Jak możesz mówić, że to ja jestem od planowania i przemowy, skoro wystarczy powiedzieć słowo źle na twój temat, a ja już mam ochotę wbić im szpilę w oczy? To ty zachowujesz w tych chwilach zimną krew i myślisz o wszystkim tym, o czym ja wtedy nie potrafię - westchnąłem, ostatecznie odwzajemniając lekki pocałunek.
- Więc raczej to ja powinienem tobie podziękować za zdrowy rozsądek i załatwienie nam raportów - zsunąłem usta z warg Eri, by następnie przyłożyć je do szyi kobiety i przez dłuższą chwilę ich nie odrywać. - Ale to wieczorem. Przemyśl sobie dokładnie na co masz ochotę - uśmiechnąłem się zaczepnie, po czym odsunąłem od ściany, ustawiając też i Eri do pionu.
- Teraz praca. Musimy pozbyć się czarcich kręgów i odwiedzić młodego Samsona. Dowiedziałem się przypadkiem, że coś mogło go opętać i chciałem z nim porozmawiać na ten temat - powiedziałem, po czym znów nieco mocniej uścisnąłem dłoń kobiety. Od razu skierowałem się w stronę młyna, gdzie powinien znajdować się pierwszy krąg.
- To nie znaczy, że podoba mi się to wszystko - mruknąłem wciąż niepocieszony z zaistniałej sytuacji, zanim Eri zaplanowała zdezorientować mnie w inny sposób. Tak publicznie zebrało jej się na czułości? W tej chwili akurat? Objąłem ją w pasie, by się nie przewróciła z tej nieco chwiejnej pozycji.
- Jak możesz mówić, że to ja jestem od planowania i przemowy, skoro wystarczy powiedzieć słowo źle na twój temat, a ja już mam ochotę wbić im szpilę w oczy? To ty zachowujesz w tych chwilach zimną krew i myślisz o wszystkim tym, o czym ja wtedy nie potrafię - westchnąłem, ostatecznie odwzajemniając lekki pocałunek.
- Więc raczej to ja powinienem tobie podziękować za zdrowy rozsądek i załatwienie nam raportów - zsunąłem usta z warg Eri, by następnie przyłożyć je do szyi kobiety i przez dłuższą chwilę ich nie odrywać. - Ale to wieczorem. Przemyśl sobie dokładnie na co masz ochotę - uśmiechnąłem się zaczepnie, po czym odsunąłem od ściany, ustawiając też i Eri do pionu.
- Teraz praca. Musimy pozbyć się czarcich kręgów i odwiedzić młodego Samsona. Dowiedziałem się przypadkiem, że coś mogło go opętać i chciałem z nim porozmawiać na ten temat - powiedziałem, po czym znów nieco mocniej uścisnąłem dłoń kobiety. Od razu skierowałem się w stronę młyna, gdzie powinien znajdować się pierwszy krąg.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
To się w nim nie zmieniło mimo tych wszystkich lat. Nadal jego celem było chronienie mnie. Nie tylko przed demonami, ale też przed ignorancją i przykrymi słowami kierowanymi w moją stronę. Było to na swój sposób urocze, mimo że nigdy tego od niego nie oczekiwałam. To jednak czując to wsparcie, byłam pewna, że mogę zawsze na niego liczyć. To było obustronne, i dawało nam siłę. Cas może i nie pochwalał tego, że pozwalałam się tak traktować, ale nie czułam potrzeby afiszowania się ze swoimi umiejętnościami czy silnym charakterem. Wolałam uchodzić za niepozorną młodą kobietę, która potrafi przywalić w najbardziej zaskakującym momencie. Co zwykle przynosiło efekt, na którym mi zależało. Odpowiedź mężczyzny domagała się wyjaśnienia.
- Twoją rolą jest odkrywanie najlepszych kart na samym początku. Tymczasem ja wolę zachować te najlepsze dla tych, którzy, zasługują, by je zobaczyć. Iskender do nich nie należy- powiedziałam zgodnie z prawdą.
Zaskoczyłam Caspera tymi czułościami, wybrałam miejsce, gdzie raczej nikt nas od razu nie zobaczy. Nie lubiłam zwracać na siebie z bardzo uwagi. Mocniej się go chwyciłam, gdy mnie objął. Patrzyliśmy na siebie, nie mogąc się oderwać. Na potwierdzenie tego sam odwzajemnił pocałunek. By po chwili, dodać coś od siebie w ten sposób miał też łatwiejszy dostęp do mej szyi, z czego skorzystał. Mruknęłam tylko cicho, czując to przyjemne gorąco na niej, oszałamiające.
- Nie masz za co dziękować. Zapewniam cię, że gdyby przesadził sama, bym zareagowała. I ta zimna krew już by taką nie była. Ale to wtedy tylko skomplikowałoby nam zadanie. A chyba tego byśmy nie chcieli. Cas nie podoba mi się to, że nie wierzysz w swoją charyzmę i tę pewność siebie, która z ciebie emanuje. Nawet ja ją wyczuwam, a znam cię prawie całe życie i miałam czas by do niej przywyknąć- naprawdę tego w sobie nie widział?
- Jak tak mówisz, to coś czuję, że na pewno parę chwil wieczorem to zdecydowanie za mało. Możesz być pewien, że coś wymyślę. Dobrze, że pozwalasz mi też przejmować inicjatywę - mruknęłam, ostatni raz pozwalając się mocniej w niego wtulić.
Praca nie mogła czekać, więc zgodziłam się, że na ten moment koniec czułościami. Jego dotyk tylko bardziej motywował mnie do pracy.
- Nic nie wspominałeś o Samsonie. Co się z nim właściwie stało? Wiesz coś więcej?- spytałam go, w drodze do młyna gdzie był jeden z czarcich kręgów, na miejscu dokładnie zaczęliśmy go oglądać i sprawdzać bardzo uważnie Spojrzałam na Caspera.
- Ten krąg chyba jest wygasły. Nic od niego nie wyczuwam, by stanowił zagrożenie. Myślę, że możemy go zniwelować bez żadnych konsekwencji, że coś się przez niego wydostanie. Z tym może i będzie spokój, ale zostały jeszcze cztery dwa chyba nawet niedaleko stąd- podsumowałam niezbyt zachwycona z ich pojawienia się w miasteczku. To oznaczało, że ktoś bawi się w uprawianie czarnej magii. Dotknęłam palcami ziemi niedaleko kręgu, nic mnie nie mrowiło, co zwykle miało wtedy miejsce. Dając Casperowi czas na wskazanie drogi do kolejnego z kręgów, kończąc przy tym pracę.
- Twoją rolą jest odkrywanie najlepszych kart na samym początku. Tymczasem ja wolę zachować te najlepsze dla tych, którzy, zasługują, by je zobaczyć. Iskender do nich nie należy- powiedziałam zgodnie z prawdą.
Zaskoczyłam Caspera tymi czułościami, wybrałam miejsce, gdzie raczej nikt nas od razu nie zobaczy. Nie lubiłam zwracać na siebie z bardzo uwagi. Mocniej się go chwyciłam, gdy mnie objął. Patrzyliśmy na siebie, nie mogąc się oderwać. Na potwierdzenie tego sam odwzajemnił pocałunek. By po chwili, dodać coś od siebie w ten sposób miał też łatwiejszy dostęp do mej szyi, z czego skorzystał. Mruknęłam tylko cicho, czując to przyjemne gorąco na niej, oszałamiające.
- Nie masz za co dziękować. Zapewniam cię, że gdyby przesadził sama, bym zareagowała. I ta zimna krew już by taką nie była. Ale to wtedy tylko skomplikowałoby nam zadanie. A chyba tego byśmy nie chcieli. Cas nie podoba mi się to, że nie wierzysz w swoją charyzmę i tę pewność siebie, która z ciebie emanuje. Nawet ja ją wyczuwam, a znam cię prawie całe życie i miałam czas by do niej przywyknąć- naprawdę tego w sobie nie widział?
- Jak tak mówisz, to coś czuję, że na pewno parę chwil wieczorem to zdecydowanie za mało. Możesz być pewien, że coś wymyślę. Dobrze, że pozwalasz mi też przejmować inicjatywę - mruknęłam, ostatni raz pozwalając się mocniej w niego wtulić.
Praca nie mogła czekać, więc zgodziłam się, że na ten moment koniec czułościami. Jego dotyk tylko bardziej motywował mnie do pracy.
- Nic nie wspominałeś o Samsonie. Co się z nim właściwie stało? Wiesz coś więcej?- spytałam go, w drodze do młyna gdzie był jeden z czarcich kręgów, na miejscu dokładnie zaczęliśmy go oglądać i sprawdzać bardzo uważnie Spojrzałam na Caspera.
- Ten krąg chyba jest wygasły. Nic od niego nie wyczuwam, by stanowił zagrożenie. Myślę, że możemy go zniwelować bez żadnych konsekwencji, że coś się przez niego wydostanie. Z tym może i będzie spokój, ale zostały jeszcze cztery dwa chyba nawet niedaleko stąd- podsumowałam niezbyt zachwycona z ich pojawienia się w miasteczku. To oznaczało, że ktoś bawi się w uprawianie czarnej magii. Dotknęłam palcami ziemi niedaleko kręgu, nic mnie nie mrowiło, co zwykle miało wtedy miejsce. Dając Casperowi czas na wskazanie drogi do kolejnego z kręgów, kończąc przy tym pracę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Jakoś nie było okazji - uznałem jedynie, nie wdając się w żadne szczegóły skąd wszedłem w posiadanie tych informacji. Musiałbym wtedy wyjaśnić co robiłem u złotnika, a to od razu dałoby Eri do zrozumienia, że pierścionek wcale nie był taki przypadkowy. W każdym razie dobrze, że go nosiła przez wzgląd na własne bezpieczeństwo.
Okazało się, że ten krąg nie stanowił już żadnego zagrożenia dla nikogo z mieszkańców. Czasem zdarzało się, że powstawały same, jeśli demon nie miał wystarczająco dużo siły, aby się przebić na powierzchnię. Bywało też tak, że stworzył je człowiek. Z tym musiało być podobnie. Był zbyt idealny. Ktoś musiał wiedzieć co robić, jak je stworzyć, a następnie wygasić. Tacy ludzie byli niebezpieczni. Pozbycie się resztek nie stanowiło żadnego problemu i wystarczyło nam kilka chwil na zajęcie się tym. Następny miał znaleźć się zupełnie niedaleko.
- Słyszałem, że Samson wpadł w szał, a potem na oczach córki zaszlachtował swoją krowę. Jedni mówią, że to coś go opętało, on sam też tak twierdzi. Inni mówią o alkoholu, który miał być przyczyną omamów. Dlatego chciałbym poznać jego wersję. Jeśli w pobliżu jego domu znajdziemy czarci krąg to jestem skłonny uwierzyć, że było to coś blisko opętania, ale nie całkowitego. Te małe kręgi są przecież na to za słabe - opowiedziałem blondynce o tym, co wspomniał mi złotnik.
W międzyczasie dotarliśmy do kolejnego, również wygasłego obszaru. Trawa była tu tak samo nadpalona, sczerniała, ale nic ponad to.
- Ktoś naprawdę musi bawić się w przywoływanie demonów - burknąłem, gdy uporaliśmy się i z tym. - Chyba nie wyszło mu z tymi drobnostkami, dlatego postanowił zabawić się na naszym terenie. Takie jest moje zdanie i właściwie wszystko na to wskazuje. Obawiam się, że znów będzie tego próbować - pokręciłem głową niezadowolony z tej wiedzy. Osobnik ten z pewnością coś umiał. Ale tylko "coś", skoro nie wiedział, że przez czarci krąg nigdy nie będzie w stanie przyzwać prawdziwego demona. Z reguły jeśli mijało się je z daleka, nie stanowiły żadnego niebezpieczeństwa.
Okazało się, że ten krąg nie stanowił już żadnego zagrożenia dla nikogo z mieszkańców. Czasem zdarzało się, że powstawały same, jeśli demon nie miał wystarczająco dużo siły, aby się przebić na powierzchnię. Bywało też tak, że stworzył je człowiek. Z tym musiało być podobnie. Był zbyt idealny. Ktoś musiał wiedzieć co robić, jak je stworzyć, a następnie wygasić. Tacy ludzie byli niebezpieczni. Pozbycie się resztek nie stanowiło żadnego problemu i wystarczyło nam kilka chwil na zajęcie się tym. Następny miał znaleźć się zupełnie niedaleko.
- Słyszałem, że Samson wpadł w szał, a potem na oczach córki zaszlachtował swoją krowę. Jedni mówią, że to coś go opętało, on sam też tak twierdzi. Inni mówią o alkoholu, który miał być przyczyną omamów. Dlatego chciałbym poznać jego wersję. Jeśli w pobliżu jego domu znajdziemy czarci krąg to jestem skłonny uwierzyć, że było to coś blisko opętania, ale nie całkowitego. Te małe kręgi są przecież na to za słabe - opowiedziałem blondynce o tym, co wspomniał mi złotnik.
W międzyczasie dotarliśmy do kolejnego, również wygasłego obszaru. Trawa była tu tak samo nadpalona, sczerniała, ale nic ponad to.
- Ktoś naprawdę musi bawić się w przywoływanie demonów - burknąłem, gdy uporaliśmy się i z tym. - Chyba nie wyszło mu z tymi drobnostkami, dlatego postanowił zabawić się na naszym terenie. Takie jest moje zdanie i właściwie wszystko na to wskazuje. Obawiam się, że znów będzie tego próbować - pokręciłem głową niezadowolony z tej wiedzy. Osobnik ten z pewnością coś umiał. Ale tylko "coś", skoro nie wiedział, że przez czarci krąg nigdy nie będzie w stanie przyzwać prawdziwego demona. Z reguły jeśli mijało się je z daleka, nie stanowiły żadnego niebezpieczeństwa.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Niwelowaliśmy krąg gdy Cas informował mnie co usłyszał o tym co zrobił Samson. Jakoś wzmianka o alkoholu mnie nie zaskoczyła. Owszem zdarzało mu się trochę popić nawet raz czy dwa strażnicy wyprowadzali go z karczmy. Jednak tym razem byłam trochę sceptyczna. Przyznaję, procenty mogły spowodować dziwne zachowania, wtedy nawet zdarzało się, że nie panowało się nad własnym ciałem. Tylko czy byłby zdolny po pijaku zaatakować zwierzę, które się broniło? Albo czy by dał radę je po prostu zabić? Trzeba, było zbadać tę sprawę, w tym podzielałam zdanie Casa. Skończyliśmy zajmować się tym kręgiem. Nie wymagał, zbytnio naszej interwencji co mnie cieszyło.
- Wiesz, różne rzeczy słyszałam o Samsonie. Ale nie to, że bywał agresywny po alkoholu. Raczej zakładałam, że jak go wyprowadzali, szedł potulnie spać do domu. Czasem niektórym osobom potrafi coś się w głowie przestawić. Ale nie wydaje mi się, by sam z siebie zaatakował krowę. Coś musi być na rzeczy- podjęłam, ten temat zastanawiając się nad opcjami z opętaniem. Chochliki były najbardziej prawdopodobne. Atakowały ludzi, o słabej woli mieszając im w głowach. Kolejny krąg też okazał się nieszkodliwy, zniwelowanie go też nie zajęło dużo czasu. Powoli zaczęliśmy się też zbliżać do ludzkich zabudowań.
- To bardzo prawdopodobne, że sprawca chciał, przetestować co potrafi. Tylko że nadal nie umiem wykryć, kto byłby na tyle głupi. W takich momentach czuję się bezużyteczna. Nawet tamten ślad na kręgu w lesie był zbyt rozmyty, bym mogła to ustalić lub zastanowić się skąd go znam- mruknęłam, wiedząc, że moja moc nie jest częsta i bardzo się przydaje. Jednak nie tym razem. Dałam znak Casperowi, by wskazać drogę do kolejnego kręgu. Tu już nie było tak kolorowo.
- Stój! Widzisz?- wskazałam czarny dym delikatnie wydobywający się, że środka kręgu. Tutaj już coś się działo. By, się upewnić znalazłam jakiś kamień i rzuciłam nim w środek kręgu a on… roztopił się w kilka chwil. Zmrużyłam oczy, bardzo delikatnie wyciągając z torby jedną z fiolek. Słyszałam odgłos skrzydeł.
- Zatkaj uszy. Chyba że chcesz ogłuchnąć- wyszeptałam do Casa i rzuciłam fiolką w miejsce trzepotania skrzydeł. Fiolka wybuchła z dość sporym hukiem wydobył się z niej szary dym, który ogłuszył, jak się okazało chochlika, bo upadł na ziemię, sycząc w naszą stronę.
- Dobij go, nim znów wzbije się w powietrze. Ja zablokuję krąg, by nie mógł do niego wrócić. Bo się zregeneruje, nim zdążymy go znów powalić- zasugerowałam, wyjmując kolejną fiolkę w drodze do kręgu. To była nasza szansa. Nie sądziłam, że któryś z kręgów będzie jednak aktywny.
- Wiesz, różne rzeczy słyszałam o Samsonie. Ale nie to, że bywał agresywny po alkoholu. Raczej zakładałam, że jak go wyprowadzali, szedł potulnie spać do domu. Czasem niektórym osobom potrafi coś się w głowie przestawić. Ale nie wydaje mi się, by sam z siebie zaatakował krowę. Coś musi być na rzeczy- podjęłam, ten temat zastanawiając się nad opcjami z opętaniem. Chochliki były najbardziej prawdopodobne. Atakowały ludzi, o słabej woli mieszając im w głowach. Kolejny krąg też okazał się nieszkodliwy, zniwelowanie go też nie zajęło dużo czasu. Powoli zaczęliśmy się też zbliżać do ludzkich zabudowań.
- To bardzo prawdopodobne, że sprawca chciał, przetestować co potrafi. Tylko że nadal nie umiem wykryć, kto byłby na tyle głupi. W takich momentach czuję się bezużyteczna. Nawet tamten ślad na kręgu w lesie był zbyt rozmyty, bym mogła to ustalić lub zastanowić się skąd go znam- mruknęłam, wiedząc, że moja moc nie jest częsta i bardzo się przydaje. Jednak nie tym razem. Dałam znak Casperowi, by wskazać drogę do kolejnego kręgu. Tu już nie było tak kolorowo.
- Stój! Widzisz?- wskazałam czarny dym delikatnie wydobywający się, że środka kręgu. Tutaj już coś się działo. By, się upewnić znalazłam jakiś kamień i rzuciłam nim w środek kręgu a on… roztopił się w kilka chwil. Zmrużyłam oczy, bardzo delikatnie wyciągając z torby jedną z fiolek. Słyszałam odgłos skrzydeł.
- Zatkaj uszy. Chyba że chcesz ogłuchnąć- wyszeptałam do Casa i rzuciłam fiolką w miejsce trzepotania skrzydeł. Fiolka wybuchła z dość sporym hukiem wydobył się z niej szary dym, który ogłuszył, jak się okazało chochlika, bo upadł na ziemię, sycząc w naszą stronę.
- Dobij go, nim znów wzbije się w powietrze. Ja zablokuję krąg, by nie mógł do niego wrócić. Bo się zregeneruje, nim zdążymy go znów powalić- zasugerowałam, wyjmując kolejną fiolkę w drodze do kręgu. To była nasza szansa. Nie sądziłam, że któryś z kręgów będzie jednak aktywny.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zgadzałem się z Eri w kwestii, że Samson po alkoholu nie był do tego stopnia agresywny. Wulgarny owszem, ale gdy karczmarz wyrzucał go z tawerny nie stawiał się za bardzo. Przeważnie dlatego, że był po prostu zalany w trupa. Podobno nawet gdy żona wytrzaskała go po pysku, to i tak szedł potulnie spać, nie robiąc problemów. Stąd kolejna wątpliwość, że to alkohol przyćmił mu umysł.
- Widzę. I czuję - odparłem cicho, gdy zbliżyliśmy się bardziej do kręgu. W naszym zawodzie liczyły się wszystkie zmysły. Bywały różne stwory. Jedne można było wyczuć tylko po zapachu, inne tylko zobaczyć. Tego najpierw usłyszeliśmy. Skrył się wśród korony drzewa. Jednak wystarczyła znajoma mikstura ogłuszająca, by stwór padł niedaleko nas. Syczał wściekle na nas nie wiedząc co się dzieje. Lub doskonale wiedząc i próbując w ten sposób odstraszyć nas od siebie. Niestety to już nie z nami te numery.
Eri od razu ruszyła zająć się kręgiem, pozostawiając mi stwora. Uniknąłem jego szponów, sypiąc onyksowym proszkiem w oczy, co dodatkowo go oślepiło. Głuchy i ślepy był już bezbronny, choć próbował machać rękami i skrzydłami w nieokreślonych kierunkach. Zanim udało mu się wzbić ponownie w powietrze, wbiłem sztylet w miejsce, gdzie powinno znajdować się demonie serce czyli z prawej strony, odwrotnie niż u człowieka. To był jeden ze sposób jak skutecznie pozbyć się potwora. Drugim było rozwalenie jego mózgu, co już było bardziej obrzydliwe, stąd preferowałem pierwszy. Z jakiegoś powodu inaczej to nie działało. Łamane kości się błyskawicznie zrastały, odcięte kończyny wyrastały na nowo, najgłębsze rany się goiły, wydawałoby się też, że mają w sobie nieokreśloną ilość krwi. I nie działała na nie żadna zwykła broń. Nóż kuchenny prędzej był pękł lub stępił się. Stąd po wielu eksperymentach odkryliśmy z Eri, co działa na demony i jak to wykorzystać przeciwko nim.
Sztylet zajaśniał błękitnym blaskiem wyrytych run, a chochlik wydał z siebie przeraźliwy wrzask, po czym padł na ziemię martwy. Dopiero po tym odważyłem się wyjść swoje ostrze, dokładnie wycierając je o szarą skórę stwora.
- Chyba potrzebne nam… - urwałem w pół zdania, unosząc głowę do góry, gdy rozległ się kobiecy wrzask. Zaledwie kilka kroków od nas stały dwie młode kobiety z koszykami. Pewnie wyszły na poszukiwania grzybów lub innych owoców leśnych, po czym zostały tu zwabione przez samego chochlika. Czy raczej jego agonicznym krzykiem. Musiało to wyglądać dość makabrycznie dla niedoświadczonego człowieka. Jedna z kobiet upadła na kolana i zaczęła wymiotować, druga zaś wołała wniebogłosy błagając o pomoc. Jakby miała po co. Już nic jej nie groziło.
- ... ognisko. Trzeba spalić to truchło - powiedziałem do Eri, nie poświęcając kobietom więcej swojej uwagi. Przecież nawet jeżeli przyjdzie ta "pomoc", to i tak nikt nie kiwnie palcem, by nam przeszkodzić. Mieszkańcy dobrze znali te potwory i pewnie sami by to coś zabili, gdyby tylko potrafili.
- Widzę. I czuję - odparłem cicho, gdy zbliżyliśmy się bardziej do kręgu. W naszym zawodzie liczyły się wszystkie zmysły. Bywały różne stwory. Jedne można było wyczuć tylko po zapachu, inne tylko zobaczyć. Tego najpierw usłyszeliśmy. Skrył się wśród korony drzewa. Jednak wystarczyła znajoma mikstura ogłuszająca, by stwór padł niedaleko nas. Syczał wściekle na nas nie wiedząc co się dzieje. Lub doskonale wiedząc i próbując w ten sposób odstraszyć nas od siebie. Niestety to już nie z nami te numery.
Eri od razu ruszyła zająć się kręgiem, pozostawiając mi stwora. Uniknąłem jego szponów, sypiąc onyksowym proszkiem w oczy, co dodatkowo go oślepiło. Głuchy i ślepy był już bezbronny, choć próbował machać rękami i skrzydłami w nieokreślonych kierunkach. Zanim udało mu się wzbić ponownie w powietrze, wbiłem sztylet w miejsce, gdzie powinno znajdować się demonie serce czyli z prawej strony, odwrotnie niż u człowieka. To był jeden ze sposób jak skutecznie pozbyć się potwora. Drugim było rozwalenie jego mózgu, co już było bardziej obrzydliwe, stąd preferowałem pierwszy. Z jakiegoś powodu inaczej to nie działało. Łamane kości się błyskawicznie zrastały, odcięte kończyny wyrastały na nowo, najgłębsze rany się goiły, wydawałoby się też, że mają w sobie nieokreśloną ilość krwi. I nie działała na nie żadna zwykła broń. Nóż kuchenny prędzej był pękł lub stępił się. Stąd po wielu eksperymentach odkryliśmy z Eri, co działa na demony i jak to wykorzystać przeciwko nim.
Sztylet zajaśniał błękitnym blaskiem wyrytych run, a chochlik wydał z siebie przeraźliwy wrzask, po czym padł na ziemię martwy. Dopiero po tym odważyłem się wyjść swoje ostrze, dokładnie wycierając je o szarą skórę stwora.
- Chyba potrzebne nam… - urwałem w pół zdania, unosząc głowę do góry, gdy rozległ się kobiecy wrzask. Zaledwie kilka kroków od nas stały dwie młode kobiety z koszykami. Pewnie wyszły na poszukiwania grzybów lub innych owoców leśnych, po czym zostały tu zwabione przez samego chochlika. Czy raczej jego agonicznym krzykiem. Musiało to wyglądać dość makabrycznie dla niedoświadczonego człowieka. Jedna z kobiet upadła na kolana i zaczęła wymiotować, druga zaś wołała wniebogłosy błagając o pomoc. Jakby miała po co. Już nic jej nie groziło.
- ... ognisko. Trzeba spalić to truchło - powiedziałem do Eri, nie poświęcając kobietom więcej swojej uwagi. Przecież nawet jeżeli przyjdzie ta "pomoc", to i tak nikt nie kiwnie palcem, by nam przeszkodzić. Mieszkańcy dobrze znali te potwory i pewnie sami by to coś zabili, gdyby tylko potrafili.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zareagowaliśmy tak szybko jak było to możliwe gdy Cas zajmował się stworem zaczęłam powoli niwelować krąg co wymagało trochę czasu niż poprzednie. Zajęta, wylewaniem jednej z mikstur blokującej działanie kręgu nawet przez chwilę nie zwróciłam spojrzenia na zajętego walką partnera. Co jak co, ale chochliki, które były, zawczasu ogłuszone nie stanowiły jakiegoś sporego ryzyka. Sama też bym sobie z nim dała radę, więc nie musiałam interweniować. Nie podobało mi się to, że to cholerstwo wylazło z tego kręgu. Dobrze, że tylko to, bo nic innego nie wyczuliśmy. W miarę szybko zdecydowaliśmy się zbadać te kręgi, bo kto wie, ile jeszcze osób zostałoby opętanych? Najlepiej o tym nie myśleć i zająć się tym by takie sytuacje się już nie powtarzały. Drgnęłam nerwowo, słysząc agonalny wrzask chochlika. Co oznaczało tylko tyle, że Cas właśnie z nim skończył. I to w momencie, w którym mikstura skończyła neutralizować to, z czego wypełzł. Spojrzałam na Caspera, po czym na truchło leżące na trawie. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo nagle ciszę zakłócił inny wrzask, tym razem kobiecy. W pierwszej chwili myślałam, że coś znów atakuje, co na szczęście nie miało miejsca. Po prostu zostaliśmy zauważeni podczas pracy. Nie powinno to już tak szokować, no, chyba że nikt nie widział tego z bliska. Podeszłam do Casa, chowając pustą fiolkę do torby.
- Krąg zneutralizowany. Tylko trzeba będzie, go sprzątnąć jak zajmiemy się trupem. Mam zapałki w torbie, zbierzmy trochę gałęzi i skończmy z nim- mruknęłam, obserwując beznamiętnie ciało stwora. Nie miałam litości, dla potworów wolałam, by kończyły tak jaj ten tutaj lub nigdy nie wychodziły.
- Tyle wrzasku o nic. Wiem, że mogło to strasznie wyglądać, ale… nieważne- wzruszyłam lekko ramionami, wyjmując zapałki z torby. Parę gałęzi nie stanowiło problemu, przeturlałam chochlika na nie i po prostu podpaliłam wraz z Casem uważając na to by ogień się nie rozprzestrzenił. Gdy było, po wszystkim poczułam ulgę, oby kolejny krąg nie miał dla nas tego typu niespodzianek.
- Teraz po tej potyczce zaczynam wierzyć w wersję Samsona o chochliku. Tym bardziej że sami mieliśmy z nim styczność- stwierdziłam gdy zaczęliśmy się zbierać do ostatniego kręgu. Który ku naszej uldze, też był wygasły. Na cztery próby, jedna się tamtemu w miarę powiodła.
- Cas nie podoba mi się to. Myślisz, że ta jedna udana próba to był zwykły przypadek? Czy ta osoba robi się w tym coraz lepsza?- spytałam go, nie wiedząc, co mam o tym myśleć. Jeśli była coraz lepsza, to znaczy, że musiała skądś brać wiedzę na ten temat. Czyżby pseudo egzorcyści pojawili się w miasteczku?
- Krąg zneutralizowany. Tylko trzeba będzie, go sprzątnąć jak zajmiemy się trupem. Mam zapałki w torbie, zbierzmy trochę gałęzi i skończmy z nim- mruknęłam, obserwując beznamiętnie ciało stwora. Nie miałam litości, dla potworów wolałam, by kończyły tak jaj ten tutaj lub nigdy nie wychodziły.
- Tyle wrzasku o nic. Wiem, że mogło to strasznie wyglądać, ale… nieważne- wzruszyłam lekko ramionami, wyjmując zapałki z torby. Parę gałęzi nie stanowiło problemu, przeturlałam chochlika na nie i po prostu podpaliłam wraz z Casem uważając na to by ogień się nie rozprzestrzenił. Gdy było, po wszystkim poczułam ulgę, oby kolejny krąg nie miał dla nas tego typu niespodzianek.
- Teraz po tej potyczce zaczynam wierzyć w wersję Samsona o chochliku. Tym bardziej że sami mieliśmy z nim styczność- stwierdziłam gdy zaczęliśmy się zbierać do ostatniego kręgu. Który ku naszej uldze, też był wygasły. Na cztery próby, jedna się tamtemu w miarę powiodła.
- Cas nie podoba mi się to. Myślisz, że ta jedna udana próba to był zwykły przypadek? Czy ta osoba robi się w tym coraz lepsza?- spytałam go, nie wiedząc, co mam o tym myśleć. Jeśli była coraz lepsza, to znaczy, że musiała skądś brać wiedzę na ten temat. Czyżby pseudo egzorcyści pojawili się w miasteczku?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie było na co czekać, od razu zabraliśmy się za zbieranie chrustu oraz drobnych gałęzi na ognisko. Kobiety w międzyczasie zdążyły odejść. Ta jedna przestała krzyczeć, biorąc koleżankę pod ramię i wracając do miasteczka. Na szczęście, bo nie uśmiechało mi się odprowadzać nieroztropnych ludzi do ich domów. Następnym razem dwa razy pomyślą zanim zaczną podglądać kogoś przy jego pracy.
Chochliki nie śmierdziały za specjalnie, gdy ich ciało płonęło. Gryzący dym wdzierał się do oczu i nosa, ale nic poza tym. Zabezpieczyliśmy krąg, unieszkodliwiając go całkowicie. Później tylko rozgarnąłem patykiem popioły, pozostałości po chochliku, zadeptując resztki ognia, aby nie rozprzestrzenił się po lesie. Dopiero gdy byłem pewny, że nic takiego nie będzie mieć miejsca, ruszyliśmy dalej. Ostatni z kręgów już nie był aktywny, pozostało nam tylko uwolnienie resztek energii i pozbycie się linii.
- Musimy brać pod uwagę każdą ewentualność. Nie wykluczam, że to były tylko próby przed chęcią przywołania czegoś gorszego - roztarłem butem odrobinę sadzy po przypalonym okręgu. Dookoła już nie było nic, co by wzbudziło mój niepokój. W dodatku słyszałem ćwierkanie ptaków, a to był dobry znak. W złych miejscach nie ma żadnych zwierząt.
- Te kręgi powstały przynajmniej kilka dni temu. Przypadek Samsona również zdarzył się całkiem niedawno. Myślę, że ta osoba nabrała na tyle pewności siebie, aby próbować zniszczyć całkowicie ochronę jaką ustawiliśmy dookoła przejścia. Skoro udało mu się pokierować chochlikiem na tyle, aby ten opętał Samsona, mógł chcieć zapanować nad czymś większym. A że przez czarci krąg nic gorszego od chochlików nie wylezie… martwię się, że będzie chciał powtórzyć swój wyczyn. A przecież nawet my nie jesteśmy odporni na poważniejsze opętania. Boje się myśleć, co by się stało, gdyby tamten demon zawładnął mną, gdybyśmy nie zdążyli na czas - skrzywiłem się, mając przed oczami tą okropną wizję. Już nie raz demony próbowały nami zawładnąć. Było to dość dziwne uczucie, jakby w mojej głowie siedziała druga osoba i próbowała sterować moim ciałem. Gdyby nie wszelkie eliksiry ochronne oraz inkantacje, łatwo można by było nami zawładnąć. Lecz mimo prób zawsze utrzymywaliśmy kontrolę nad własnymi ciałami i myślami. Czułem, że z tamtym z mackami nie byłoby tak łatwo, o ile w ogóle byłoby to możliwe. Ilość złej aury jaką wokół siebie otaczał, była tak duża i silna, że wątpiłem, aby któreś z nas wytrzymało to dłużej niż kilka sekund.
- Chodźmy do tego Samsona, choć wydaje mi się to tylko formalnością. W końcu niedaleko znajdowało się jego pastwisko. To oczywiste, że chochlik chwilowo przejął nad nim kontrolę - westchnąłem, kierując się w stronę jednej z chat znajdujących się na brzegu lasu.
Chochliki nie śmierdziały za specjalnie, gdy ich ciało płonęło. Gryzący dym wdzierał się do oczu i nosa, ale nic poza tym. Zabezpieczyliśmy krąg, unieszkodliwiając go całkowicie. Później tylko rozgarnąłem patykiem popioły, pozostałości po chochliku, zadeptując resztki ognia, aby nie rozprzestrzenił się po lesie. Dopiero gdy byłem pewny, że nic takiego nie będzie mieć miejsca, ruszyliśmy dalej. Ostatni z kręgów już nie był aktywny, pozostało nam tylko uwolnienie resztek energii i pozbycie się linii.
- Musimy brać pod uwagę każdą ewentualność. Nie wykluczam, że to były tylko próby przed chęcią przywołania czegoś gorszego - roztarłem butem odrobinę sadzy po przypalonym okręgu. Dookoła już nie było nic, co by wzbudziło mój niepokój. W dodatku słyszałem ćwierkanie ptaków, a to był dobry znak. W złych miejscach nie ma żadnych zwierząt.
- Te kręgi powstały przynajmniej kilka dni temu. Przypadek Samsona również zdarzył się całkiem niedawno. Myślę, że ta osoba nabrała na tyle pewności siebie, aby próbować zniszczyć całkowicie ochronę jaką ustawiliśmy dookoła przejścia. Skoro udało mu się pokierować chochlikiem na tyle, aby ten opętał Samsona, mógł chcieć zapanować nad czymś większym. A że przez czarci krąg nic gorszego od chochlików nie wylezie… martwię się, że będzie chciał powtórzyć swój wyczyn. A przecież nawet my nie jesteśmy odporni na poważniejsze opętania. Boje się myśleć, co by się stało, gdyby tamten demon zawładnął mną, gdybyśmy nie zdążyli na czas - skrzywiłem się, mając przed oczami tą okropną wizję. Już nie raz demony próbowały nami zawładnąć. Było to dość dziwne uczucie, jakby w mojej głowie siedziała druga osoba i próbowała sterować moim ciałem. Gdyby nie wszelkie eliksiry ochronne oraz inkantacje, łatwo można by było nami zawładnąć. Lecz mimo prób zawsze utrzymywaliśmy kontrolę nad własnymi ciałami i myślami. Czułem, że z tamtym z mackami nie byłoby tak łatwo, o ile w ogóle byłoby to możliwe. Ilość złej aury jaką wokół siebie otaczał, była tak duża i silna, że wątpiłem, aby któreś z nas wytrzymało to dłużej niż kilka sekund.
- Chodźmy do tego Samsona, choć wydaje mi się to tylko formalnością. W końcu niedaleko znajdowało się jego pastwisko. To oczywiste, że chochlik chwilowo przejął nad nim kontrolę - westchnąłem, kierując się w stronę jednej z chat znajdujących się na brzegu lasu.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie byłam zachwycona z odpowiedzi Caspera co jak co, ale nie po to wymawiałam inkantacje, by chronić go podczas walki, by jakiś cholerny demon miał przejąć nad nim kontrolę. Nie byłam pewna, czy chronią także i mnie. Ostatnie czego bym chciała, to tego, by stoczyć walkę z opętanym partnerem.
- Nawet tak nie strasz na samą myśl o tym, że miałabym z tobą walczyć w tak opętańczym stanie. Nie wiem, czy dałabym radę , nie chcąc cię uszkodzić - przyznałam coś, o czym dobrze wiedział. Ale jakoś oboje mielibyśmy z tym poważny problem. Nie raz próbowały demony na nas wpływać, mieszać nam w głowach, a i tak potrafiliśmy się temu oprzeć. Westchnęłam cicho.
- Ten, kto chce nam tylko nałożyć pracy, jest zdolny do wszystkiego. Skoro odważył się wkroczyć na nasz teren. Mam wrażenie, że nie wie, z kim zadarł. Albo doskonale wie i rzuca nam wyzwanie kosztem niewinnych ludzi. Najpierw czarcie kręgi potem uszkodzona pieczęć na kręgu. Oby tylko na tym to się skończyło- chciałam wierzyć w to, że na tym się to zakończy, ale nie umiałam. Nie mogliśmy przewidzieć tego co się wydarzy i ile uda nam się przetrwać, nim jakiś potwór dopadnie nas na dobre. Tamten koszmar ciągle nie pozwalał o sobie zapomnieć. Spojrzałam na mojego partnera, zgadzając się z nim.
- To teraz wystarczy tylko zebrać od niego wszelkie informacje, by oczyścić jego dobre imię. Bo coś czuję, że przez te plotki o jego alkoholowym szale i tym, co wtedy zrobił, jego rodzina mogła solidnie ucierpieć- mówiąc to, skierowaliśmy się w stronę jednego z domostw na skraju lasu.
Chata była solidnie zaniedbana, na pewno domagała się od dłuższego czasu solidnego remontu. Zważywszy na to, że nie był bogaci, to nie było ich na niego stać. Aż dreszcze błądziły mi po plecach, gdy stanęłam na podniszczonych schodach, by dość głośno zapukać w zakurzone drewno.
- Już idę, kogo zaś niesie?-Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła kobieta z mocno zaczesanymi do tyłu włosami. Jej sukienka jak i fartuch były mocno poniszczone. Obserwowała nas, chyba tylko lekko kojarząc.
- Dzień dobry, przyszliśmy do pani męża w sprawie tego incydentu. Który tak niedawno się wydarzył. - poinformowałam ją, na co ta zakryła dłonią usta.
- Nie spodziewałam się, waszej wizyty. Już i tak mają mego męża za szaleńca. Chyba wy też go za niego nie uważacie?- spytała, bojąc się chyba odpowiedzi.
- Oczywiście, że nie przyszliśmy wszystko wyjaśnić. Poznać jego wersję wydarzeń. Możemy wejść i z nim porozmawiać?- spytałam uprzejmie kobietę. Ta odsunęła się, wpuszczając, nas do środka. W środku dom też wyglądał na podniszczony. Przetarte dywany, czy odrapane z farby ściany.
- Proszę, Samson jest w kuchni, kończyliśmy przygotowania do obiadu- wyjaśniła, wskazując jedno z pomieszczeń w domu. W tym czasie zastaliśmy też ich córkę wydawała się być wystraszona naszą obecnością, bo przysunęła się, łapiąc ręką fartuch matki.
- Idź do siebie, tam się na chwilę pobaw- posłała córkę, na co ta udała się na górę, po stromych schodach. Ten dom naprawdę wymagał remontu.
- Będziemy też musieli porozmawiać z pani córką. Była świadkiem tego zdarzenia. Może podać nam szczegóły, których zapomniał pani mąż- wyjaśniłam gdy z Casem skierowaliśmy się do kuchni. Samson mył ręce z mąki.
- Widzę, że plotki szybko się roznoszą. Skoro i was tutaj przywiało- odparł mężczyzna. Kojarzył nas, to było pewne, ale nie wydawał się być zachwycony naszym widokiem. Czyżby obawiał się, że uznamy go za wariata?
- Nawet tak nie strasz na samą myśl o tym, że miałabym z tobą walczyć w tak opętańczym stanie. Nie wiem, czy dałabym radę , nie chcąc cię uszkodzić - przyznałam coś, o czym dobrze wiedział. Ale jakoś oboje mielibyśmy z tym poważny problem. Nie raz próbowały demony na nas wpływać, mieszać nam w głowach, a i tak potrafiliśmy się temu oprzeć. Westchnęłam cicho.
- Ten, kto chce nam tylko nałożyć pracy, jest zdolny do wszystkiego. Skoro odważył się wkroczyć na nasz teren. Mam wrażenie, że nie wie, z kim zadarł. Albo doskonale wie i rzuca nam wyzwanie kosztem niewinnych ludzi. Najpierw czarcie kręgi potem uszkodzona pieczęć na kręgu. Oby tylko na tym to się skończyło- chciałam wierzyć w to, że na tym się to zakończy, ale nie umiałam. Nie mogliśmy przewidzieć tego co się wydarzy i ile uda nam się przetrwać, nim jakiś potwór dopadnie nas na dobre. Tamten koszmar ciągle nie pozwalał o sobie zapomnieć. Spojrzałam na mojego partnera, zgadzając się z nim.
- To teraz wystarczy tylko zebrać od niego wszelkie informacje, by oczyścić jego dobre imię. Bo coś czuję, że przez te plotki o jego alkoholowym szale i tym, co wtedy zrobił, jego rodzina mogła solidnie ucierpieć- mówiąc to, skierowaliśmy się w stronę jednego z domostw na skraju lasu.
Chata była solidnie zaniedbana, na pewno domagała się od dłuższego czasu solidnego remontu. Zważywszy na to, że nie był bogaci, to nie było ich na niego stać. Aż dreszcze błądziły mi po plecach, gdy stanęłam na podniszczonych schodach, by dość głośno zapukać w zakurzone drewno.
- Już idę, kogo zaś niesie?-Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła kobieta z mocno zaczesanymi do tyłu włosami. Jej sukienka jak i fartuch były mocno poniszczone. Obserwowała nas, chyba tylko lekko kojarząc.
- Dzień dobry, przyszliśmy do pani męża w sprawie tego incydentu. Który tak niedawno się wydarzył. - poinformowałam ją, na co ta zakryła dłonią usta.
- Nie spodziewałam się, waszej wizyty. Już i tak mają mego męża za szaleńca. Chyba wy też go za niego nie uważacie?- spytała, bojąc się chyba odpowiedzi.
- Oczywiście, że nie przyszliśmy wszystko wyjaśnić. Poznać jego wersję wydarzeń. Możemy wejść i z nim porozmawiać?- spytałam uprzejmie kobietę. Ta odsunęła się, wpuszczając, nas do środka. W środku dom też wyglądał na podniszczony. Przetarte dywany, czy odrapane z farby ściany.
- Proszę, Samson jest w kuchni, kończyliśmy przygotowania do obiadu- wyjaśniła, wskazując jedno z pomieszczeń w domu. W tym czasie zastaliśmy też ich córkę wydawała się być wystraszona naszą obecnością, bo przysunęła się, łapiąc ręką fartuch matki.
- Idź do siebie, tam się na chwilę pobaw- posłała córkę, na co ta udała się na górę, po stromych schodach. Ten dom naprawdę wymagał remontu.
- Będziemy też musieli porozmawiać z pani córką. Była świadkiem tego zdarzenia. Może podać nam szczegóły, których zapomniał pani mąż- wyjaśniłam gdy z Casem skierowaliśmy się do kuchni. Samson mył ręce z mąki.
- Widzę, że plotki szybko się roznoszą. Skoro i was tutaj przywiało- odparł mężczyzna. Kojarzył nas, to było pewne, ale nie wydawał się być zachwycony naszym widokiem. Czyżby obawiał się, że uznamy go za wariata?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdyby chodziło o samego Samsona, to osobiście miałbym w nosie, czy mają go za wariata co morduje po pijaku, czy nie. Pewnie zadałbym kilka pytań na odczepnego tylko po to, aby potwierdzić swoją teorię, a potem zostawił go na pastwę samemu sobie. Dla pijaków nie miałem litości. Szkoda mi tylko było jego żony i małej córki, które w niczym nie były winne. Widać było, że mimo panującej biedy kobieta utrzymywała dom i podwórko w porządku. W pomieszczeniach było skromnie i czysto, mimo dość nieciekawej kondycji budynku. W oczy rzuciła mi się wilgoć na ścianach.
Kobieta nie robiła nam problemów i od razu wskazała kuchnię, w której znajdował się jej mąż. Od razu też posłała córkę na piętro, by nie musiała wszystkiego słuchać. Sama ruszyła za nami, jakby bardziej w obawie o swego małżonka niż z czystej ciekawości.
- Zgadza się, panie Samson. Słyszeliśmy różne plotki odnośnie tego zdarzenia.
- To nie były pijackie majaki, naprawdę coś mnie do tego zmusiło! Myślicie, że chciałem zrobić tak straszną rzecz na oczach mojego kwiatuszka? - od razu zaczął się bronić mężczyzna, jakbyśmy już wydali na niego wyrok. Usiadł na krześle, po czym schował twarz w drżących dłoniach.
- Dlatego przyszliśmy porozmawiać. Czy w tamtym momencie, w tamtym dniu, pił pan jakiś alkohol? - spytałem, spoglądając na mężczyznę. Wydawał się być zupełnie załamany. Widziałem kątem oka jak jego żona nabiera powietrza, aby coś powiedzieć, lecz uniosłem dłoń, nie dając jej dojść do słowa. - Droga pani, proszę się nie odzywać nie pytaną. Najpierw niech mąż udzieli wyczerpującej odpowiedzi - zwróciłem się do kobiety, na co posłała mi dość nieszczęśliwe spojrzenie. Złączyła razem dłonie i zapatrzyła się na swojego małżonka.
- Ani kropelki - mężczyzna w końcu uniósł na nas swoje spojrzenie. - Przestałem pić, jestem czysty od dwóch miesięcy, a ludzie dalej gadają, że to przez to.
- Dobrze. Niech pan opisze dokładnie co pan poczuł, jak to się działo.
- Od samego rana nie czułem się najlepiej. Bolała mnie głowa, miałem zawroty i nudności. W
Rankiem wyprowadziłem razem z Fanny nasze trzy krowy. Później usiedliśmy na chwilę pod dębem, bo gorzej się poczułem. A potem… potem coś jakby mnie zamroczyło, zrobiło mi się straszliwie zimno i zaczęło boleć, o tutaj - przyłożył dłoń do klatki piersiowej i przesunął nią aż po szyję i gardło. Typowe opętanie. - Słyszałem głos w głowie, który kazał mi to zrobić. Przysięgam, nie kłamię! A potem wszystko mnie opuściło, byłem tak wyczerpany. Fanny pobiegła po matkę. Jej krzyki zwabiły kilku mieszkańców i przybiegła też Moira - wskazał tutaj na swoją żonę. - Nie pamiętam za bardzo co się potem działo, ktoś zaprowadził mnie do domu, położył do łóżka. Obudziłem się dopiero następnego dnia.
- A później? Czy jakieś dolegliwości pan miał, czy już ustały?
- Cały czas czułem się osłabiony, ale może to przez to, że niewiele mogę jeść. To nie przez alkohol - powtórzył po raz kolejny, niemal błagalnym tonem, wodząc wzrokiem ode mnie do Eri i z powrotem.
- Wiemy. Wiedzieliśmy o tym jeszcze zanim tu przyszliśmy. Musieliśmy wypytać pana dla czystej formalności - westchnąłem lekko, dzieląc się tą informacją z małżeństwem.
- Ale jak to? - zdziwiła się Moira, niemal wytrzeszczając na nas oczy.
- Znaleźliśmy stwora, który był przyczyną opętania. Pozbyliśmy się już go, więc powinien pan wrócić do pełni zdrowia w ciągu najbliższych dni. Dla pewności chcemy porozmawiać z waszą córką i upewnić się, czy nic nie próbowało w jakiś sposób na nią wpływać. A to proszę nosić zawsze przy sobie, dla bezpieczeństwa. I najważniejsze, nadal utrzymywać się w czystości umysłu, gdyż osłabiony alkoholem łatwo pozwolił się zmanipulować - wyjąłem z torby jeden z kamieni ochronnych, wciskając go w dłonie Samsona. Po chwili namysłu taki sam dałem jego żonie, na wszelki wypadek.
- Może pani iść z nami do córki, zapewne będzie czuła się bezpieczniej niż z obcymi ludźmi - oznajmiłem, kierując swoje słowa do kobiety.
Kobieta nie robiła nam problemów i od razu wskazała kuchnię, w której znajdował się jej mąż. Od razu też posłała córkę na piętro, by nie musiała wszystkiego słuchać. Sama ruszyła za nami, jakby bardziej w obawie o swego małżonka niż z czystej ciekawości.
- Zgadza się, panie Samson. Słyszeliśmy różne plotki odnośnie tego zdarzenia.
- To nie były pijackie majaki, naprawdę coś mnie do tego zmusiło! Myślicie, że chciałem zrobić tak straszną rzecz na oczach mojego kwiatuszka? - od razu zaczął się bronić mężczyzna, jakbyśmy już wydali na niego wyrok. Usiadł na krześle, po czym schował twarz w drżących dłoniach.
- Dlatego przyszliśmy porozmawiać. Czy w tamtym momencie, w tamtym dniu, pił pan jakiś alkohol? - spytałem, spoglądając na mężczyznę. Wydawał się być zupełnie załamany. Widziałem kątem oka jak jego żona nabiera powietrza, aby coś powiedzieć, lecz uniosłem dłoń, nie dając jej dojść do słowa. - Droga pani, proszę się nie odzywać nie pytaną. Najpierw niech mąż udzieli wyczerpującej odpowiedzi - zwróciłem się do kobiety, na co posłała mi dość nieszczęśliwe spojrzenie. Złączyła razem dłonie i zapatrzyła się na swojego małżonka.
- Ani kropelki - mężczyzna w końcu uniósł na nas swoje spojrzenie. - Przestałem pić, jestem czysty od dwóch miesięcy, a ludzie dalej gadają, że to przez to.
- Dobrze. Niech pan opisze dokładnie co pan poczuł, jak to się działo.
- Od samego rana nie czułem się najlepiej. Bolała mnie głowa, miałem zawroty i nudności. W
Rankiem wyprowadziłem razem z Fanny nasze trzy krowy. Później usiedliśmy na chwilę pod dębem, bo gorzej się poczułem. A potem… potem coś jakby mnie zamroczyło, zrobiło mi się straszliwie zimno i zaczęło boleć, o tutaj - przyłożył dłoń do klatki piersiowej i przesunął nią aż po szyję i gardło. Typowe opętanie. - Słyszałem głos w głowie, który kazał mi to zrobić. Przysięgam, nie kłamię! A potem wszystko mnie opuściło, byłem tak wyczerpany. Fanny pobiegła po matkę. Jej krzyki zwabiły kilku mieszkańców i przybiegła też Moira - wskazał tutaj na swoją żonę. - Nie pamiętam za bardzo co się potem działo, ktoś zaprowadził mnie do domu, położył do łóżka. Obudziłem się dopiero następnego dnia.
- A później? Czy jakieś dolegliwości pan miał, czy już ustały?
- Cały czas czułem się osłabiony, ale może to przez to, że niewiele mogę jeść. To nie przez alkohol - powtórzył po raz kolejny, niemal błagalnym tonem, wodząc wzrokiem ode mnie do Eri i z powrotem.
- Wiemy. Wiedzieliśmy o tym jeszcze zanim tu przyszliśmy. Musieliśmy wypytać pana dla czystej formalności - westchnąłem lekko, dzieląc się tą informacją z małżeństwem.
- Ale jak to? - zdziwiła się Moira, niemal wytrzeszczając na nas oczy.
- Znaleźliśmy stwora, który był przyczyną opętania. Pozbyliśmy się już go, więc powinien pan wrócić do pełni zdrowia w ciągu najbliższych dni. Dla pewności chcemy porozmawiać z waszą córką i upewnić się, czy nic nie próbowało w jakiś sposób na nią wpływać. A to proszę nosić zawsze przy sobie, dla bezpieczeństwa. I najważniejsze, nadal utrzymywać się w czystości umysłu, gdyż osłabiony alkoholem łatwo pozwolił się zmanipulować - wyjąłem z torby jeden z kamieni ochronnych, wciskając go w dłonie Samsona. Po chwili namysłu taki sam dałem jego żonie, na wszelki wypadek.
- Może pani iść z nami do córki, zapewne będzie czuła się bezpieczniej niż z obcymi ludźmi - oznajmiłem, kierując swoje słowa do kobiety.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
To, co mężczyzna miał nam do powiedzenia, nie odbiegało aż tak bardzo od zwykłego opętania przez chochlika. Jedyną rzeczą, która była trochę bardziej szokującą w tym wszystkim było to, że mężczyzna posunął się do zabicia zwierzęcia. Takie kreatury zwykle doprowadzały swoje ofiary do próby samobójczej lub atakowania innych ludzi a tutaj całą agresję kazał mu wyładować na niewinnym zwierzęciu i to na oczach dziecka. Nie odezwałam się, w sumie podczas całej tej wymiany zdań pozwalając mojemu partnerowi przeprowadzić całkowicie całe przesłuchanie. Jedyne czym się teraz zajmowałam, było spisywanie ważniejszych spostrzeżeń. Ale nie tylko z zeznań Samsona, ale też z tego czego dopatrzyłam się w ich domu. Małe szczegóły najbardziej przykuwały moją uwagę. Zdecydowałam się podzielić nimi z Casperem jak już stąd wyjdziemy i zakończymy całą tę sprawę. Zanotowałam, ostatnie zdanie dopiero teraz zwracając się do mężczyzny spokojnym głosem.
- Proszę nie przejmować się ludzkim gadaniem. Widać, że dla pana rodzina jest najważniejsza. Żona nie bez powodu chciała pana bronić- przyznałam, spoglądając z uznaniem na kobietę, która skinęła głową, chcąc mi podziękować.
Ich więź dało się wyczuć. Gdyby faktycznie ciągle pił jej zachowanie byłoby zupełnie inne. Bardziej nerwowe i pewnie po kryjomu chowałaby butelki po alkoholu. Byśmy niczego nie zauważyli. A ,tak nie mieli nic do ukrycia zwykła rodzina, którą spotkało to nieszczęście, że chochlik postanowił opętać mężczyznę. I dodatkowo biedne dziecko było tego świadkiem. Musiałam się upewnić, że z ich córką jest wszystko w porządku. Mała nadal się trochę bała, nie dziwiłam jej się po tym czego była świadkiem. Samson też wydawał się być nadal wstrząśnięty tym, co widziała jego córka. Zapewne długo o tym nie zapomni. Posłałam lekkie uśmiech w ich stronę, by ich uspokoić.
- Proszę się nie martwić, to będzie tylko kilka pytań. By dziewczynka poczuła się pewniej tak jak powiedział Casper. Najlepiej by pani nam towarzyszyła. To sprawi, że poczuje się bezpieczniej- zgodziłam się ze słowami Caspera.
Żona Samsona kiwnęła głową, zgadzając się, byśmy porozmawiali z ich córką.
- Proszę więc za mną. Tylko by nie trwało to zbyt długo. Fanny powinna za niedługo odpocząć. Już robiła się trochę zmęczona- wyjaśniła, prowadząc nas po schodach na piętro. Na górze były tylko trzy pomieszczenia. Zapewne dwie sypialnie i łazienka.
Kobieta otworzyła ostatnie drzwi po prawej stronie. Dziewczynka wstała z podłogi, ujrzeliśmy na niej parę zabawek. Spojrzała na nas jak i na matkę.
- Kochanie ci państwo chcą zadać ci parę pytań o tym co się wydarzyło. Może im wszystko opowiesz? Zostanę z tobą, masz na to moje słowo- zapewniła kobieta, na co Fanny kiwnęła, delikatnie głową wtulając się w matkę.
- Cześć Fanny jestem Eri, a to Cas. Możesz, nam opowiedzieć co się wydarzyło wtedy z twoim tatą? Jak to zapamiętałaś? Bardzo liczymy na twoją pomoc – powiedziałam łagodnie do dziecka. Nie miałam podejścia do dzieci, ale nie wiedzieć czemu te szybko mi ulegały. Jakby lgnęły do mnie.
- Tatuś był na pastwisku z naszymi krowami. Bawiłam się niedaleko… i zbierałam kwiatki dla mamy. Nagle gorzej się poczuł, mówił, że go boli. Gdy wstał… zachowywał się dziwnie, wyjął nóż i zaatakował naszą krowę. Krzyczałam, by przestał… Ale nie umiał. Krzyczałam i pobiegłam po mamę a ona pojawiła się z naszym sąsiadem panem Caultrym i panem Brianem i gdy go znaleźli, i był cały we krwi… A martwa krowa leżała niedaleko. Zaprowadzili tatę do domu i był już taki jak zawsze- wymieniła to co zapamiętała dużo tego nie było. Była wyraźnie nadal tym wszystkim, wystraszona. Przyjrzałam się uważnie dziewczynce.
- A tobie nic się nie stało? Żadnych zawrotów głowy? Nagłej zmiany nastroju? Nic, kompletnie?- podpytałam Fanny, ta pokręciła lekko głową.
- Nie, zupełnie nic- powiedziała, ku mojej, uldze. Czyli dziewczynce nic się złego nie stało. Chochlik był zbyt słaby, by móc zaatakować dwie osoby ku naszej uldze.
- Dziękujemy, to chyba wszystko. Upewniliśmy się w naszych przypuszczeniach. Zapewniamy panią, pani mąż nie jest szaleńcem. To nie była jego wina, to co się wydarzyło- uspokoiliśmy kobietę, gdy odprowadzała nas do drzwi. Pora się zbierać z tego domu, tutaj wszystko było już w porządku.
- Co powiesz na szybki obiad w domu? Nie wiem jak ty, ale ja w sumie już lekko zgłodniałam. Takie walki naprawdę wysysają z nas trochę energii. W moim przypadku spotkanie z Iskenderem było jak walka z jakimś monstrum. Akurat że też on musiał dostać to stanowisko. Przy okazji podzielę się z tobą tym co zapisałam- zasugerowałam, kierując się już na jedną z ulic miasteczka. Nie zapomniałam o treningu, ale lekki obiad tez nie był w sumie złym pomysłem.
- O czym myślisz? O tych kręgach? Czy już o wieczorze?- spytałam go nieco zadziornie. Chcąc ujrzeć jego reakcję.
- Proszę nie przejmować się ludzkim gadaniem. Widać, że dla pana rodzina jest najważniejsza. Żona nie bez powodu chciała pana bronić- przyznałam, spoglądając z uznaniem na kobietę, która skinęła głową, chcąc mi podziękować.
Ich więź dało się wyczuć. Gdyby faktycznie ciągle pił jej zachowanie byłoby zupełnie inne. Bardziej nerwowe i pewnie po kryjomu chowałaby butelki po alkoholu. Byśmy niczego nie zauważyli. A ,tak nie mieli nic do ukrycia zwykła rodzina, którą spotkało to nieszczęście, że chochlik postanowił opętać mężczyznę. I dodatkowo biedne dziecko było tego świadkiem. Musiałam się upewnić, że z ich córką jest wszystko w porządku. Mała nadal się trochę bała, nie dziwiłam jej się po tym czego była świadkiem. Samson też wydawał się być nadal wstrząśnięty tym, co widziała jego córka. Zapewne długo o tym nie zapomni. Posłałam lekkie uśmiech w ich stronę, by ich uspokoić.
- Proszę się nie martwić, to będzie tylko kilka pytań. By dziewczynka poczuła się pewniej tak jak powiedział Casper. Najlepiej by pani nam towarzyszyła. To sprawi, że poczuje się bezpieczniej- zgodziłam się ze słowami Caspera.
Żona Samsona kiwnęła głową, zgadzając się, byśmy porozmawiali z ich córką.
- Proszę więc za mną. Tylko by nie trwało to zbyt długo. Fanny powinna za niedługo odpocząć. Już robiła się trochę zmęczona- wyjaśniła, prowadząc nas po schodach na piętro. Na górze były tylko trzy pomieszczenia. Zapewne dwie sypialnie i łazienka.
Kobieta otworzyła ostatnie drzwi po prawej stronie. Dziewczynka wstała z podłogi, ujrzeliśmy na niej parę zabawek. Spojrzała na nas jak i na matkę.
- Kochanie ci państwo chcą zadać ci parę pytań o tym co się wydarzyło. Może im wszystko opowiesz? Zostanę z tobą, masz na to moje słowo- zapewniła kobieta, na co Fanny kiwnęła, delikatnie głową wtulając się w matkę.
- Cześć Fanny jestem Eri, a to Cas. Możesz, nam opowiedzieć co się wydarzyło wtedy z twoim tatą? Jak to zapamiętałaś? Bardzo liczymy na twoją pomoc – powiedziałam łagodnie do dziecka. Nie miałam podejścia do dzieci, ale nie wiedzieć czemu te szybko mi ulegały. Jakby lgnęły do mnie.
- Tatuś był na pastwisku z naszymi krowami. Bawiłam się niedaleko… i zbierałam kwiatki dla mamy. Nagle gorzej się poczuł, mówił, że go boli. Gdy wstał… zachowywał się dziwnie, wyjął nóż i zaatakował naszą krowę. Krzyczałam, by przestał… Ale nie umiał. Krzyczałam i pobiegłam po mamę a ona pojawiła się z naszym sąsiadem panem Caultrym i panem Brianem i gdy go znaleźli, i był cały we krwi… A martwa krowa leżała niedaleko. Zaprowadzili tatę do domu i był już taki jak zawsze- wymieniła to co zapamiętała dużo tego nie było. Była wyraźnie nadal tym wszystkim, wystraszona. Przyjrzałam się uważnie dziewczynce.
- A tobie nic się nie stało? Żadnych zawrotów głowy? Nagłej zmiany nastroju? Nic, kompletnie?- podpytałam Fanny, ta pokręciła lekko głową.
- Nie, zupełnie nic- powiedziała, ku mojej, uldze. Czyli dziewczynce nic się złego nie stało. Chochlik był zbyt słaby, by móc zaatakować dwie osoby ku naszej uldze.
- Dziękujemy, to chyba wszystko. Upewniliśmy się w naszych przypuszczeniach. Zapewniamy panią, pani mąż nie jest szaleńcem. To nie była jego wina, to co się wydarzyło- uspokoiliśmy kobietę, gdy odprowadzała nas do drzwi. Pora się zbierać z tego domu, tutaj wszystko było już w porządku.
- Co powiesz na szybki obiad w domu? Nie wiem jak ty, ale ja w sumie już lekko zgłodniałam. Takie walki naprawdę wysysają z nas trochę energii. W moim przypadku spotkanie z Iskenderem było jak walka z jakimś monstrum. Akurat że też on musiał dostać to stanowisko. Przy okazji podzielę się z tobą tym co zapisałam- zasugerowałam, kierując się już na jedną z ulic miasteczka. Nie zapomniałam o treningu, ale lekki obiad tez nie był w sumie złym pomysłem.
- O czym myślisz? O tych kręgach? Czy już o wieczorze?- spytałam go nieco zadziornie. Chcąc ujrzeć jego reakcję.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dziewczynka nawet jeśli była przestraszona, to dzięki obecności matki nie bała się aż tak bardzo. Krótko opowiedziała nam wszystko ze swojej perspektywy, a później potwierdziła, iż nic jej nie dolegało. Tak jak myślałem. Gdyby chochlik próbował zawładnąć i nią, czułaby się tak samo źle jak jej ojciec, a na szczęście tak nie było. Zapewne będzie jeszcze przez jakiś czas miała koszmary, ale to nic poważnego. Mogliśmy dzięki temu ze spokojnym sumieniem zostawić tą rodzinę.
- Noś go ze sobą, a będzie cię chronić - przed wyjściem wręczyłem dziewczynce taki sam kamyk jak jej rodzicom. Na takie drobnostki jak chochliki działały i nie powinno nic jej się stan, nawet jeżeli jakimś cudem znów to stworzenie zostanie przywołane. Co miałem nadzieję, że nie nastąpi. Ani to, ani żadne inne.
- Jestem za - przyznałem na wzmiankę o obiedzie. Było już południe, a na nas czekał dodatkowo trening i dobry obiad zdecydowanie był tym, czego obecnie potrzebowaliśmy. A raczej obiad z tego, co nam zostało po wczorajszej kolacji, a było tego wystarczająco dla naszej dwójki. Szkoda jedynie, że nie było już tej zupy. Jednak jeśli jadłbym ją codziennie, to w końcu by mi się znudziła. Pomyślałem, że resztę warzyw mogliśmy odgrzać na blaszce do pieczenia razem z ziemniakami. Chętnie zjadłbym z odrobiną kwaśnej śmietany.
- Myślałem… o obiedzie - wyznałem lekko rozbawiony na zaczepkę Eri. - Nie wiem, czy po treningu będziesz mieć ochotę na zajmowanie się mną. W końcu walka sztyletem to nie tylko wbijanie go w pierś przeciwnika, ale również wbijanie go w pierś przeciwnika z odpowiednio dużą siłą, by móc go pokonać. No i jak przyjdzie ci odciąć czasem jakąś kończynę, to też wypada zrobić to raz i porządnie zanim ta kończyna złapie ciebie - wyznałem, drocząc się nadal z Eri.
- Ale… - ściszyłem głos do konspiracyjnego szeptu, zbliżając się bardziej do blondynki. - Jeżeli to cię nie pokona, to bądź pewna, że ja to zrobię w łóżku i nie będziesz mieć siły wstać przez następny dzień - mrugnąłem do niej okiem, planując zrobić właśnie dokładnie to, co powiedziałem.
Jako że znajdowaliśmy się już pod naszym blokiem, to szybko znaleźliśmy się w mieszkaniu. Musiałem też zająć się przygotowywaniem obiadu, by za szybko nie przyspieszyć naszego wieczoru. Tak jak ostatnio.
- Noś go ze sobą, a będzie cię chronić - przed wyjściem wręczyłem dziewczynce taki sam kamyk jak jej rodzicom. Na takie drobnostki jak chochliki działały i nie powinno nic jej się stan, nawet jeżeli jakimś cudem znów to stworzenie zostanie przywołane. Co miałem nadzieję, że nie nastąpi. Ani to, ani żadne inne.
- Jestem za - przyznałem na wzmiankę o obiedzie. Było już południe, a na nas czekał dodatkowo trening i dobry obiad zdecydowanie był tym, czego obecnie potrzebowaliśmy. A raczej obiad z tego, co nam zostało po wczorajszej kolacji, a było tego wystarczająco dla naszej dwójki. Szkoda jedynie, że nie było już tej zupy. Jednak jeśli jadłbym ją codziennie, to w końcu by mi się znudziła. Pomyślałem, że resztę warzyw mogliśmy odgrzać na blaszce do pieczenia razem z ziemniakami. Chętnie zjadłbym z odrobiną kwaśnej śmietany.
- Myślałem… o obiedzie - wyznałem lekko rozbawiony na zaczepkę Eri. - Nie wiem, czy po treningu będziesz mieć ochotę na zajmowanie się mną. W końcu walka sztyletem to nie tylko wbijanie go w pierś przeciwnika, ale również wbijanie go w pierś przeciwnika z odpowiednio dużą siłą, by móc go pokonać. No i jak przyjdzie ci odciąć czasem jakąś kończynę, to też wypada zrobić to raz i porządnie zanim ta kończyna złapie ciebie - wyznałem, drocząc się nadal z Eri.
- Ale… - ściszyłem głos do konspiracyjnego szeptu, zbliżając się bardziej do blondynki. - Jeżeli to cię nie pokona, to bądź pewna, że ja to zrobię w łóżku i nie będziesz mieć siły wstać przez następny dzień - mrugnąłem do niej okiem, planując zrobić właśnie dokładnie to, co powiedziałem.
Jako że znajdowaliśmy się już pod naszym blokiem, to szybko znaleźliśmy się w mieszkaniu. Musiałem też zająć się przygotowywaniem obiadu, by za szybko nie przyspieszyć naszego wieczoru. Tak jak ostatnio.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Uśmiechnęłam się tylko wyraźnie zadowolona z tego, że poparł moją decyzję o zjedzeniu czegoś przed treningiem. Wiadomo, ze jak człowiek jest głodny to ciężko mu się skupić na tym co ma robić. A tak to najedzeni zyskamy więcej energii i będziemy mogli poświęcić się mojemu treningowi pod jego czujnym okiem. Nie ukrywam, że czułam pewnego rodzaju ekscytację z tego powodu. Nie chodzi o to, że lubię walkę sztyletem, ale bardziej o to, że nauczę, się czegoś nowego. W sumie od dziecka łaknęłam wiedzy, i to się we mnie nie zmieniło.
Cas jak to on zaczął się jawnie ze mną droczyć tak samo jak ja chwilę temu. To w sumie było już u nas czymś normalnym. Mało kto rozumiał nasze zaczepki wobec siebie. Ale my już tak do tego przywykliśmy, że byłoby czymś dziwnym gdybyśmy przestali tak siebie prowokować. Spojrzałam na niego zadziornie. I nim odpowiedziałam, dodał coś jeszcze, przez co zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Ten to umiał dobierać słowa, bym nie mogła przestać, myśleć o wieczorze a przecież najpierw miał być trening.
- Zdaje sobie sprawę z tego, że trening zapewne wyzbędzie się ze mnie sporo energii. Jak i zmusi, do tego bym była czujna i dokładna. Ale… jeśli myślisz, że to powstrzyma mnie, bym wieczorem dobrała się do ciebie. To tu cię rozczaruje, znajdę dość sił i chęci byś nie miał zbyt szybko dość- mruknęłam wymownie w jego stronę. Wiedział, że jak coś sobie postanowię, to nie ma możliwości, by tak nie było.
-Nie wątpię, że będziesz próbował, by tak właśnie się stało. Jednak nie zapominaj, że w kwestii naszych nocy aż tak bardzo to ci nie ustępuję. Więc pozostaje, nam się tylko później przekonać kto kogo wymęczy, że nie będzie miał sił i prosił, by przestać- zadziorne spojrzenie nie zniknęło z mej twarzy.
Ale czy to pierwsze posłuchałoby tego drugiego? To już inna kwestia. Znaleźliśmy się w mieszkaniu dosłownie parę chwil później. Cas skierował się od razu do kuchni a ja ze swoim notatnikiem tuż za nim. Obserwowałam, jak zajmował się warzywami. Moją rolą było doprawienie sałatki do szykowanych przez mężczyznę warzyw. Mile mnie zaskoczył , wyjmując blaszkę, miał konkretny zamysł na obiad. Wziął się za to już na poważnie. Obserwowałam jego poczynania w kuchni. Starłam stół, by było znacznie
czyściej. Wyjęłam też talerze i sztućce. Zajęłam się więc sałatką, która nam też została, dolałam do niej oliwy i przemieszałam ją, dodając parę ziół dla lepszego smaku.
- W czymś jeszcze mam pomóc?- spytałam go, myjąc ręce, bo były trochę śliskie od oliwy. Przy okazji zgarnęłam, swój notatnik czytając przygotowującemu mężczyźnie nasz posiłek, swoje spostrzeżenia.
- W domu nie było żadnego alkoholu ani nie wyczułam jego zapachu. Rodzina zachowywała się naturalnie i nie chciała niczego przed nami ukryć. Nie wyczułam żadnych innych negatywnych energii w domostwie ani w jego pobliżu. Rodzina po dostaniu kamieni ochronnych powinna szybko wrócić do normalnego życia. Po reakcjach Samsona można jednoznacznie stwierdzić, że jego uczynek był spowodowany atakiem chochlika. Niż innych czynników w tym jego własnej niezmąconej niczym woli- przeczytałam wszystko, w sumie tylko tyle udało nam się wywnioskować.
- Do tego przyda się coś chłodniejszego, do picia nie sądzisz? Woda chyba będzie odpowiednia. Dodam do niej trochę mięty, która nam została- zasugerowałam, wyjmując kubki oraz nalewając, do dzbanka wody wrzucając do niej dwa lub trzy liście mięty. Resztę zasuszę do herbaty, która czasem pomagała na różne bóle w tym i żołądkowe. Tym razem niczym nie prowokowałam Casa. Tamten pocałunek na tę chwilę musiał mi wystarczyć, nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Cas jak to on zaczął się jawnie ze mną droczyć tak samo jak ja chwilę temu. To w sumie było już u nas czymś normalnym. Mało kto rozumiał nasze zaczepki wobec siebie. Ale my już tak do tego przywykliśmy, że byłoby czymś dziwnym gdybyśmy przestali tak siebie prowokować. Spojrzałam na niego zadziornie. I nim odpowiedziałam, dodał coś jeszcze, przez co zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Ten to umiał dobierać słowa, bym nie mogła przestać, myśleć o wieczorze a przecież najpierw miał być trening.
- Zdaje sobie sprawę z tego, że trening zapewne wyzbędzie się ze mnie sporo energii. Jak i zmusi, do tego bym była czujna i dokładna. Ale… jeśli myślisz, że to powstrzyma mnie, bym wieczorem dobrała się do ciebie. To tu cię rozczaruje, znajdę dość sił i chęci byś nie miał zbyt szybko dość- mruknęłam wymownie w jego stronę. Wiedział, że jak coś sobie postanowię, to nie ma możliwości, by tak nie było.
-Nie wątpię, że będziesz próbował, by tak właśnie się stało. Jednak nie zapominaj, że w kwestii naszych nocy aż tak bardzo to ci nie ustępuję. Więc pozostaje, nam się tylko później przekonać kto kogo wymęczy, że nie będzie miał sił i prosił, by przestać- zadziorne spojrzenie nie zniknęło z mej twarzy.
Ale czy to pierwsze posłuchałoby tego drugiego? To już inna kwestia. Znaleźliśmy się w mieszkaniu dosłownie parę chwil później. Cas skierował się od razu do kuchni a ja ze swoim notatnikiem tuż za nim. Obserwowałam, jak zajmował się warzywami. Moją rolą było doprawienie sałatki do szykowanych przez mężczyznę warzyw. Mile mnie zaskoczył , wyjmując blaszkę, miał konkretny zamysł na obiad. Wziął się za to już na poważnie. Obserwowałam jego poczynania w kuchni. Starłam stół, by było znacznie
czyściej. Wyjęłam też talerze i sztućce. Zajęłam się więc sałatką, która nam też została, dolałam do niej oliwy i przemieszałam ją, dodając parę ziół dla lepszego smaku.
- W czymś jeszcze mam pomóc?- spytałam go, myjąc ręce, bo były trochę śliskie od oliwy. Przy okazji zgarnęłam, swój notatnik czytając przygotowującemu mężczyźnie nasz posiłek, swoje spostrzeżenia.
- W domu nie było żadnego alkoholu ani nie wyczułam jego zapachu. Rodzina zachowywała się naturalnie i nie chciała niczego przed nami ukryć. Nie wyczułam żadnych innych negatywnych energii w domostwie ani w jego pobliżu. Rodzina po dostaniu kamieni ochronnych powinna szybko wrócić do normalnego życia. Po reakcjach Samsona można jednoznacznie stwierdzić, że jego uczynek był spowodowany atakiem chochlika. Niż innych czynników w tym jego własnej niezmąconej niczym woli- przeczytałam wszystko, w sumie tylko tyle udało nam się wywnioskować.
- Do tego przyda się coś chłodniejszego, do picia nie sądzisz? Woda chyba będzie odpowiednia. Dodam do niej trochę mięty, która nam została- zasugerowałam, wyjmując kubki oraz nalewając, do dzbanka wody wrzucając do niej dwa lub trzy liście mięty. Resztę zasuszę do herbaty, która czasem pomagała na różne bóle w tym i żołądkowe. Tym razem niczym nie prowokowałam Casa. Tamten pocałunek na tę chwilę musiał mi wystarczyć, nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie musieliśmy nic mówić, co kto miał przygotować, bo każde dobrze odnajdywało się w kuchni. Nie chcąc wchodzić sobie wzajemnie w drogę, Eri znalazła sobie coś innego, czym mogła się zająć, by dodatkowo ulepszyć nasz obiad. Sałatka była dobrym, łatwym i szybkim pomysłem do przygotowania. Orzeźwiająca mięta na koniec do picia również była tym, co mi się spodobało.
- Myślę, że możemy dać już spokój tej rodzinie. Samson nie zwariował i już na szczęście nie wykazuje żadnych oznak opętania, tak samo jak jego córka - powiedziałem, stawiając na stole gotowe, parujące jedzenie. - Ten trop nas do niczego nie doprowadzi. Mały problem na naszej drodze, który został już rozwiązany. Musimy mieć wzmożoną czujność i podejrzewać praktycznie każdego, kto zjawi się w okolicy - westchnąłem, nabierając sobie na talerz warzyw i sałatki.
W mieszkaniu było ciepło i przyjemnie, aż nie chciało się wychodzić na ten jesienny chłód. Patrząc za okno widziałem jak wiatr rozdmuchuje jesienne liście. Większość z nich trzymała się jeszcze na drzewach, ale to tylko kwestia czasu aż spadną wszystkie.
- Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby wieczorami trochę częściej wychodzić na spacery, a za to dłużej spać za dnia. Może mam małą paranoję, ale chcę się dowiedzieć kto i dlaczego to zrobił, czy jeszcze wróci, a jeśli tak, to co planuje? Bo póki co jego poczynania są głupie i całkowicie bezsensowne - zaproponowałem, rozważając kilka różnych opcji. - Nie ufam do końca strażnikom.
- Myślę, że możemy dać już spokój tej rodzinie. Samson nie zwariował i już na szczęście nie wykazuje żadnych oznak opętania, tak samo jak jego córka - powiedziałem, stawiając na stole gotowe, parujące jedzenie. - Ten trop nas do niczego nie doprowadzi. Mały problem na naszej drodze, który został już rozwiązany. Musimy mieć wzmożoną czujność i podejrzewać praktycznie każdego, kto zjawi się w okolicy - westchnąłem, nabierając sobie na talerz warzyw i sałatki.
W mieszkaniu było ciepło i przyjemnie, aż nie chciało się wychodzić na ten jesienny chłód. Patrząc za okno widziałem jak wiatr rozdmuchuje jesienne liście. Większość z nich trzymała się jeszcze na drzewach, ale to tylko kwestia czasu aż spadną wszystkie.
- Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby wieczorami trochę częściej wychodzić na spacery, a za to dłużej spać za dnia. Może mam małą paranoję, ale chcę się dowiedzieć kto i dlaczego to zrobił, czy jeszcze wróci, a jeśli tak, to co planuje? Bo póki co jego poczynania są głupie i całkowicie bezsensowne - zaproponowałem, rozważając kilka różnych opcji. - Nie ufam do końca strażnikom.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Usiedliśmy przy stole gdy obiad był już uszykowany. Zaraz, za jego przykładem, nakładając warzyw, jak i sałatki na talerz. Nie ma to jak ciepły obiad z dodatkiem orzeźwiającej sałatki. W ten oto sposób kolejne rzeczy z kolacji zostaną, już zjedzone. A my nie musimy nic dodatkowo gotować. Idealny szybki obiad. Po przełknięciu kolejnej porcji sałatki przemyślałam wszystko, co powiedział Cas.
- Wiesz, o czym pomyślałam gdy zobaczyliśmy te czarcie kręgi? O tych pseudo egzorcystach, którzy podróżują od miasteczka do miasteczka. Co prawda wątpię, by to byli oni, ale może ktoś coś od nich podłapał? Bo nikogo obcego nikt nie zauważył. Więc to musi być ktoś miejscowy lub z sąsiedniego miasteczka. Tutaj ludzie się przeważnie znają z najbliższych okolic. To, że musimy zachować czujność, jest bardziej niż pewne. Ale… ktoś musi zachować ją też gdy będziemy wyjeżdżać- mruknęłam niezbyt zachwycona z tego, co się teraz działo.
Casper miał rację odnośnie tego naszego sprawcy. Co prawda prawie doprowadził do tragedii, ale sobie z tym poradziliśmy. Ale jednak mi też coś mówiło, że to dopiero początek i może być jeszcze gorzej jak odkryje co może zadziałać na pieczęcie, których dodatkowe zabezpieczenie sporo nas kosztowało energii.
- Nie nazwałabym tego paranoją. Raczej ochroną miejsca, które uważamy za dom. Popieram ten pomysł z tymi patrolami. Może zaczęlibyśmy je robić po tych dwóch misjach, które zgodziliśmy się przyjąć? Wies,z damy dwa dni strażnikom by się wykazali czy faktycznie możemy na nich polegać? Iskender nie jest głupi, może sądzić, że sami zechcemy sprawdzać krąg i zarzuci nam, że mu nie ufamy. A przez to i narażamy jego ludzi skoro i tak tam chodzimy- podsunęłam swoją propozycję. Planowaliśmy też odpoczynek, ale cóż to musiało poczekać. Nikt przy takim zagrożeniu nie myśli o urlopie czyż nie?
- Wiesz, zastanawiam się kogo zaangażować poza strażnikami, by wzmocnić czujność pod naszą nieobecność. Przecież nie zaangażujemy w to Drake’a czy Annabeth. A w takiej sytuacji zostają tylko strażnicy. Chyba że masz jakąś propozycję? Którą warto rozważyć -Spytałam partnera, bo sama nie mogłam niczego wymyślić. Licząc, może trochę naiwnie, że problem sam zniknie, dopiłam wodę, czując orzeźwiający smak mięty. W spokoju jedliśmy posiłek, by po nim przyszykować nas do treningu.
- Jestem ciekawa, co takiego zaplanowałeś, na ten trening. Skoro zacząłeś sugerować, że będę za bardzo zmęczona. Nie doceniasz mnie oj nieładnie- zaśmiałam się lekko rozbawiona. Byliśmy tak głodni, że wszystko zostało zjedzone. Zajęłam się zmywaniem, by nie zostawiać tego na później. Bo potem mogłam nie mieć na to zwyczajnie ochoty. Bo zapewne będziemy zajęci czymś znacznie ciekawszym. Niż porządek w kuchni, i niepozmywane naczynia. Pamiętałam nadal o jego ranie, więc na to też musieliśmy uważać, by do zdjęcia szwów nic się złego z nią nie działo.
- Pamiętaj, tylko o jednym uważaj na szwy, bo inaczej March mi głowę urwie. A tego to byś chyba nie chciał- dodałam, gdy zbliżał się czas na obiecany trening. Wycierając mokre ręce od zmywania w ręcznik. Zdając się, w tej kwestii, całkowicie na mego partnera. Wiedział, że znam tylko podstawy, ale z obroną czy ewentualnym atakiem może być różnie.
- Wiesz, o czym pomyślałam gdy zobaczyliśmy te czarcie kręgi? O tych pseudo egzorcystach, którzy podróżują od miasteczka do miasteczka. Co prawda wątpię, by to byli oni, ale może ktoś coś od nich podłapał? Bo nikogo obcego nikt nie zauważył. Więc to musi być ktoś miejscowy lub z sąsiedniego miasteczka. Tutaj ludzie się przeważnie znają z najbliższych okolic. To, że musimy zachować czujność, jest bardziej niż pewne. Ale… ktoś musi zachować ją też gdy będziemy wyjeżdżać- mruknęłam niezbyt zachwycona z tego, co się teraz działo.
Casper miał rację odnośnie tego naszego sprawcy. Co prawda prawie doprowadził do tragedii, ale sobie z tym poradziliśmy. Ale jednak mi też coś mówiło, że to dopiero początek i może być jeszcze gorzej jak odkryje co może zadziałać na pieczęcie, których dodatkowe zabezpieczenie sporo nas kosztowało energii.
- Nie nazwałabym tego paranoją. Raczej ochroną miejsca, które uważamy za dom. Popieram ten pomysł z tymi patrolami. Może zaczęlibyśmy je robić po tych dwóch misjach, które zgodziliśmy się przyjąć? Wies,z damy dwa dni strażnikom by się wykazali czy faktycznie możemy na nich polegać? Iskender nie jest głupi, może sądzić, że sami zechcemy sprawdzać krąg i zarzuci nam, że mu nie ufamy. A przez to i narażamy jego ludzi skoro i tak tam chodzimy- podsunęłam swoją propozycję. Planowaliśmy też odpoczynek, ale cóż to musiało poczekać. Nikt przy takim zagrożeniu nie myśli o urlopie czyż nie?
- Wiesz, zastanawiam się kogo zaangażować poza strażnikami, by wzmocnić czujność pod naszą nieobecność. Przecież nie zaangażujemy w to Drake’a czy Annabeth. A w takiej sytuacji zostają tylko strażnicy. Chyba że masz jakąś propozycję? Którą warto rozważyć -Spytałam partnera, bo sama nie mogłam niczego wymyślić. Licząc, może trochę naiwnie, że problem sam zniknie, dopiłam wodę, czując orzeźwiający smak mięty. W spokoju jedliśmy posiłek, by po nim przyszykować nas do treningu.
- Jestem ciekawa, co takiego zaplanowałeś, na ten trening. Skoro zacząłeś sugerować, że będę za bardzo zmęczona. Nie doceniasz mnie oj nieładnie- zaśmiałam się lekko rozbawiona. Byliśmy tak głodni, że wszystko zostało zjedzone. Zajęłam się zmywaniem, by nie zostawiać tego na później. Bo potem mogłam nie mieć na to zwyczajnie ochoty. Bo zapewne będziemy zajęci czymś znacznie ciekawszym. Niż porządek w kuchni, i niepozmywane naczynia. Pamiętałam nadal o jego ranie, więc na to też musieliśmy uważać, by do zdjęcia szwów nic się złego z nią nie działo.
- Pamiętaj, tylko o jednym uważaj na szwy, bo inaczej March mi głowę urwie. A tego to byś chyba nie chciał- dodałam, gdy zbliżał się czas na obiecany trening. Wycierając mokre ręce od zmywania w ręcznik. Zdając się, w tej kwestii, całkowicie na mego partnera. Wiedział, że znam tylko podstawy, ale z obroną czy ewentualnym atakiem może być różnie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie dało się odmówić racji blondynce, kiedy zaczęła mówić o pseudo egzorcystach. Zdarzało się, że i nam napsuli sporo krwi lecz wciąż było kilku takich. Nieuchwytni, nieznajomi, z łatwością rozpływali się w powietrzu i niezwykle rzadko można było takiego dorwać na gorącym uczynku, za który mogła spotkać go odpowiednia kara. Eri jednak miała rację, że nie zauważono nikogo obcego w okolicy, dlatego musiał być to ktoś z miasta lub okolicy.
Jedząc zastanawiałem się nad propozycją kobiety. Myślałem, czy nie było lepszego sposobu, ale i tu miała rację, podpierając się dodatkowo racjonalnymi argumentami. Choć chciałem, nie potrafiłem wymyślić lepszego rozwiązania.
- Nie mam lepszego pomysłu. Narażanie mieszkańców byłoby nieodpowiednie, a my się nie rozdwoimy, by mieć wszystko pod kontrolą. To beznadziejna sytuacja - westchnąłem, niepocieszony takim rozwiązaniem. Musieliśmy trochę zaufać Iskenderowi i jego podwładnym, żeby się nie wykończyć. Nie mogliśmy być zawsze na miejscu i mieć oczy dookoła głowy. Na chwilę obecną sprawy musiały zostać pozostawione tak, a nie inaczej. Może z czasem wpadniemy na jakiś lepszy plan. Lecz póki co czekał nas trening.
- W pierwszej kolejności musimy stoczyć mały pojedynek, żebym wiedział dokładnie, gdzie masz największe braki. I obiecuję, że dziś będę bardziej ostrożny - posłałem Eri zadziorny uśmiech, dziś nie planując za specjalnie nadwyrężać tej ręki.
- Weź swoją broń i chodźmy na podwórko. Tam będziemy mieć więcej miejsca i lepsze warunki. I nie ubieraj się za grubo. Załóż coś lekkiego, bo naprawdę nie będę cię oszczędzać - powiedziałem po raz kolejny. Dopiłem swoją wodę i też wstałem od stołu. Zostawiłem płaszcz na kanapie. Nie planowałem oddalać się bardziej niż na kilka metrów od domu, dlatego w każdej chwili mogłem wrócić po coś cieplejszego.
Jedząc zastanawiałem się nad propozycją kobiety. Myślałem, czy nie było lepszego sposobu, ale i tu miała rację, podpierając się dodatkowo racjonalnymi argumentami. Choć chciałem, nie potrafiłem wymyślić lepszego rozwiązania.
- Nie mam lepszego pomysłu. Narażanie mieszkańców byłoby nieodpowiednie, a my się nie rozdwoimy, by mieć wszystko pod kontrolą. To beznadziejna sytuacja - westchnąłem, niepocieszony takim rozwiązaniem. Musieliśmy trochę zaufać Iskenderowi i jego podwładnym, żeby się nie wykończyć. Nie mogliśmy być zawsze na miejscu i mieć oczy dookoła głowy. Na chwilę obecną sprawy musiały zostać pozostawione tak, a nie inaczej. Może z czasem wpadniemy na jakiś lepszy plan. Lecz póki co czekał nas trening.
- W pierwszej kolejności musimy stoczyć mały pojedynek, żebym wiedział dokładnie, gdzie masz największe braki. I obiecuję, że dziś będę bardziej ostrożny - posłałem Eri zadziorny uśmiech, dziś nie planując za specjalnie nadwyrężać tej ręki.
- Weź swoją broń i chodźmy na podwórko. Tam będziemy mieć więcej miejsca i lepsze warunki. I nie ubieraj się za grubo. Załóż coś lekkiego, bo naprawdę nie będę cię oszczędzać - powiedziałem po raz kolejny. Dopiłem swoją wodę i też wstałem od stołu. Zostawiłem płaszcz na kanapie. Nie planowałem oddalać się bardziej niż na kilka metrów od domu, dlatego w każdej chwili mogłem wrócić po coś cieplejszego.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie traciłam nadziei, że jednak jakieś rozwiązanie się znajdzie. Jak nie teraz to w najbliższym czasie. Nasza dwójka nie mogła, ciągle kontrolować sytuacji to było wręcz niewykonalne. Strażnicy byli naszym jedynym wsparciem lub odciążeniem, o ile w ogóle okażą się pomocni i skorzy do współpracy. Póki co nic innego nam nie pozostało jak i to by po cichu liczyć , że to koniec problemów. Oby sprawcę tego zamieszania szybko złapano, albo by odpuścił. Przywoływanie demonów to naprawdę coś cholernie niebezpiecznego.
- Mały pojedynek mówisz? Z tego co pamiętam, użyłam sztyletu zaledwie kilka razy w życiu. Więc może być to bardzo interesujące i bardzo mi potrzebne doświadczenie. Przyda mi się taki trening- zgodziłam się bez cienia zawahania się nad formą, podszkolenia mnie w tym. Nie ukrywam, że czułam pewnego rodzaju podniecenie, że nauczę się czegoś nowego. A raczej tego co powinnam umieć, ale z racji tego, że zwykle stałam w pewnym oddaleniu od prawdziwej walki. Miałam na to zdecydowanie mniej okazji. Cas zwykle był tym od bezpośrednich starć, ja tylko utrzymywałam kontrolę nad jego czystym umysłem czy odpornością kręgu. Co też było ważne,
ale chciałam umieć więcej. I teraz nadarzyła się ku temu okazja, po tak długim czasie.
-Dobrze w takim razie daj mi chwilę, bym się mogła przygotować. Tego od ciebie oczekuję, prawdziwego treningu, a nie jego imitacji- powiedziałam zgodnie z prawdą. Co jak co, ale jak Cas mówił, w ten sposób to byłam pewna, że mówił na poważnie. Udałam się do swojej sypialni, by zdecydować, co założyć. Nie było jakoś bardzo zimno, poza tym czułam, że trening trochę mnie rozgrzeje. Dlatego zrezygnowałam z cieńszych płaszczy, które miałam, a tylko krępowałyby mi ruchy. Wybrałam więc tylko trochę grubszą koszulę, od tej którą teraz na sobie miałam. Zwykle nosiłam ją zimą pod jakiś sweter. Teraz miała stanowić, moje jedyne okrycie. Odruchowo zostawiłam płaszcz na łóżku, gdyby zrobiło się zimniej. Póki co temperatura na dworze była nawet przyjemna. Sztylet umieściłam przy pasku, by mieć go przy sobie. Włosy związałam, by nie wpadały mi do oczu, co było u mnie czymś niecodziennym. Opuściłam pokój, kierując się w stronę Casa czekającego na mnie w holu.
- No to jestem gotowa. Możemy więc zacząć trening- zdecydowanie w moim głosie było aż za bardzo wyczuwalne. Wyszliśmy na podwórko, zaczerpnęłam sporą dawkę świeżego powietrza do płuc. Spojrzałam na Caspera wyjmując sztylet i przyglądając się ostrzu jak i mężczyźnie z uwagą.
- Co więc najpierw chcesz sprawdzić? Obronę? Atak? Czy ogólnie jak sobie radze z jego trzymaniem? Sama chętnie się dowiem, ile potrafię w tym zakresie- oznajmiłam obserwując Caspera i to, co zamierza zrobić. Skoro miał to być mały pojedynek, to chyba mały pokaz tego co sam potrafi, będzie nieunikniony. Zawsze podziwiałam jego precyzję i refleks. Nie zawsze był idealny, ale na pewno był czymś, co mi imponowało. Co prawda nigdy mu tego nie powiedziałam wprost, ale na pewno był tego w pewien sposób świadomy. Zacisnęłam palce na rękojeści sztyletu, układając palce, tak jak mnie uczono. Pozwalając, by ewentualnie to poprawił jak istniała możliwość, że robię coś nie tak.
- Mały pojedynek mówisz? Z tego co pamiętam, użyłam sztyletu zaledwie kilka razy w życiu. Więc może być to bardzo interesujące i bardzo mi potrzebne doświadczenie. Przyda mi się taki trening- zgodziłam się bez cienia zawahania się nad formą, podszkolenia mnie w tym. Nie ukrywam, że czułam pewnego rodzaju podniecenie, że nauczę się czegoś nowego. A raczej tego co powinnam umieć, ale z racji tego, że zwykle stałam w pewnym oddaleniu od prawdziwej walki. Miałam na to zdecydowanie mniej okazji. Cas zwykle był tym od bezpośrednich starć, ja tylko utrzymywałam kontrolę nad jego czystym umysłem czy odpornością kręgu. Co też było ważne,
ale chciałam umieć więcej. I teraz nadarzyła się ku temu okazja, po tak długim czasie.
-Dobrze w takim razie daj mi chwilę, bym się mogła przygotować. Tego od ciebie oczekuję, prawdziwego treningu, a nie jego imitacji- powiedziałam zgodnie z prawdą. Co jak co, ale jak Cas mówił, w ten sposób to byłam pewna, że mówił na poważnie. Udałam się do swojej sypialni, by zdecydować, co założyć. Nie było jakoś bardzo zimno, poza tym czułam, że trening trochę mnie rozgrzeje. Dlatego zrezygnowałam z cieńszych płaszczy, które miałam, a tylko krępowałyby mi ruchy. Wybrałam więc tylko trochę grubszą koszulę, od tej którą teraz na sobie miałam. Zwykle nosiłam ją zimą pod jakiś sweter. Teraz miała stanowić, moje jedyne okrycie. Odruchowo zostawiłam płaszcz na łóżku, gdyby zrobiło się zimniej. Póki co temperatura na dworze była nawet przyjemna. Sztylet umieściłam przy pasku, by mieć go przy sobie. Włosy związałam, by nie wpadały mi do oczu, co było u mnie czymś niecodziennym. Opuściłam pokój, kierując się w stronę Casa czekającego na mnie w holu.
- No to jestem gotowa. Możemy więc zacząć trening- zdecydowanie w moim głosie było aż za bardzo wyczuwalne. Wyszliśmy na podwórko, zaczerpnęłam sporą dawkę świeżego powietrza do płuc. Spojrzałam na Caspera wyjmując sztylet i przyglądając się ostrzu jak i mężczyźnie z uwagą.
- Co więc najpierw chcesz sprawdzić? Obronę? Atak? Czy ogólnie jak sobie radze z jego trzymaniem? Sama chętnie się dowiem, ile potrafię w tym zakresie- oznajmiłam obserwując Caspera i to, co zamierza zrobić. Skoro miał to być mały pojedynek, to chyba mały pokaz tego co sam potrafi, będzie nieunikniony. Zawsze podziwiałam jego precyzję i refleks. Nie zawsze był idealny, ale na pewno był czymś, co mi imponowało. Co prawda nigdy mu tego nie powiedziałam wprost, ale na pewno był tego w pewien sposób świadomy. Zacisnęłam palce na rękojeści sztyletu, układając palce, tak jak mnie uczono. Pozwalając, by ewentualnie to poprawił jak istniała możliwość, że robię coś nie tak.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach