Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
ARENA PIEKIEŁ
Jak myślisz, jak gorąco jest w piekle?
Ile drogi Cię czeka nim osiągniesz cel?
Czy możliwa jest wędrówka bez choć jednego upadku?
Miej oczy szeroko otwarte demony wyczują każdy twój fałszywy ruch
Tutaj każdy koszmar stanie się rzeczywistością
Dziewczyna - Minako88
Chłopak - Noé
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Mimowolnie zachichotałam cicho na jego słowa, no prawda była taka, że aniołkiem też przecież nie byłam. Mimo łagodnego wyglądu potrafiłam solidnie rzucić kilka niemiłych uwag, moim poprzednim partnerom. U Casa to przebiegało znacznie łagodniej, bo w sumie na większość moich zaczepek sam potrafił się obronić, lub spowodować, że obracaliśmy to wszystko w żart. Może i miał rację, że było kilku takich, którzy by podołali zadaniu bycia ze mną. Ale czy ich teraz potrzebowałam? Skoro znalazłam tego, z którym mogłam ciągle być?
- No tak po prawdzie to tylko i ty Clark mieliście największe szanse. Ale Clark i tak nie wytrwałby ze mną, bo nie rozumiał większości moich przekomarzanek. Za to ciebie one często bawiły, bo je rozumiałeś i potrafiłeś się odgryźć gdy przesadzałam- zauważyłam zgodnie z prawdą, słowa Casa jak i jego pocałunki na mej skórze, były czymś, czego potrzebowałam.
- Wystarczy mi to, że ty mnie akceptujesz taką, jaką jestem. Nie potrzebuję atencji innych mężczyzn. Znasz mnie, nigdy jakoś za tym nie przepadałam. A i tak ciągnęli do mnie, ku mej lekkiej irytacji. Nie rozumiem ich do teraz- mruknęłam, mimowolnie mając na ustach cień uśmiechu.
Siedzieliśmy wpatrzeni to w siebie to w krajobraz przed nami. Było nam razem bardzo przyjemnie i nie umieliśmy się od siebie oderwać. Byłam teraz naprawdę szczęśliwa. A to wszystko było zasługą tego, że odważyliśmy się zaryzykować. Inaczej nadal byśmy tylko pracowali i mieszkali razem jak przez te wszystkie lata. Z jednej strony było mi żal lice, ale gdyby nadal byli razem to nasze uczucie nigdy by nie zaistniało. Takie były fakty.
- Sądzę, że już większość spraw z przeszłości została wyjaśniona. Więc nie mamy powodów , by do nich wracać. Zarówno Alice jak i Clark są tym rozdziałem, który już zostaje zamknięty. Oficjalnie i nieodwołalnie
Słowa na temat zakładania rodziny odbijały się w mej głowie echem niczym w jakiejś studni. Zamarłam wyraźnie zaskoczona tym, że myślał już o tym, a raczej o nas jako o ewentualnym małżeństwie. Dla mnie to wyobrażenie było czymś tak dalekim, że wystarczyło mi to, co było teraz. A dzieci…nie wiedziałam, czy chce je mieć. Mieliśmy jeszcze na to czas. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego wyznanie sprawiło, że zrobiło mi się gorąco w środku.
- Mamy jeszcze czas, by o tym porozmawiać. O naszej dalszej przyszłości. Póki co dopiero od niedawna możemy się sobą nacieszyć, a więc, że zamierzam korzystać z każdej chwili, by już niczego nie stracić- dodałam.
Nie kryłam radości, że zapewnił mnie, co do tego, iż jest tego pewien, że chce być ze mną na stałe. Jednak on wydawał się spięty lub niepewny tego co odpowiem? Postanowiłam potrzymać go trochę w niepewności, bo przymknęłam oczy i namiętnie go pocałowałam, chcąc poczuć jego smak ust na swoich. Po czym objęłam ręką jego kark, uśmiechnęłam się lekko.
- To chyba oczywiste, że skoro jesteś mój. To już jesteś nas zawsze. Więc nie musisz o to pytać. Bo już znasz na to odpowiedź- wyszeptałam.
Spojrzałam na krajobraz, poruszyłam nogą, która lekko zaczęła mrowić.
- Wracamy? Czy chcesz jeszcze chwilę posiedzieć? Bo nogi mi już zdrętwiały w tej pozycji. Chyba że chcesz mi je rozmasować? - droczyłam się z nim. Bo mieliśmy dwie opcje, albo po rozruszam ten skurcz, albo on jemu zaradzi.
- No tak po prawdzie to tylko i ty Clark mieliście największe szanse. Ale Clark i tak nie wytrwałby ze mną, bo nie rozumiał większości moich przekomarzanek. Za to ciebie one często bawiły, bo je rozumiałeś i potrafiłeś się odgryźć gdy przesadzałam- zauważyłam zgodnie z prawdą, słowa Casa jak i jego pocałunki na mej skórze, były czymś, czego potrzebowałam.
- Wystarczy mi to, że ty mnie akceptujesz taką, jaką jestem. Nie potrzebuję atencji innych mężczyzn. Znasz mnie, nigdy jakoś za tym nie przepadałam. A i tak ciągnęli do mnie, ku mej lekkiej irytacji. Nie rozumiem ich do teraz- mruknęłam, mimowolnie mając na ustach cień uśmiechu.
Siedzieliśmy wpatrzeni to w siebie to w krajobraz przed nami. Było nam razem bardzo przyjemnie i nie umieliśmy się od siebie oderwać. Byłam teraz naprawdę szczęśliwa. A to wszystko było zasługą tego, że odważyliśmy się zaryzykować. Inaczej nadal byśmy tylko pracowali i mieszkali razem jak przez te wszystkie lata. Z jednej strony było mi żal lice, ale gdyby nadal byli razem to nasze uczucie nigdy by nie zaistniało. Takie były fakty.
- Sądzę, że już większość spraw z przeszłości została wyjaśniona. Więc nie mamy powodów , by do nich wracać. Zarówno Alice jak i Clark są tym rozdziałem, który już zostaje zamknięty. Oficjalnie i nieodwołalnie
Słowa na temat zakładania rodziny odbijały się w mej głowie echem niczym w jakiejś studni. Zamarłam wyraźnie zaskoczona tym, że myślał już o tym, a raczej o nas jako o ewentualnym małżeństwie. Dla mnie to wyobrażenie było czymś tak dalekim, że wystarczyło mi to, co było teraz. A dzieci…nie wiedziałam, czy chce je mieć. Mieliśmy jeszcze na to czas. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego wyznanie sprawiło, że zrobiło mi się gorąco w środku.
- Mamy jeszcze czas, by o tym porozmawiać. O naszej dalszej przyszłości. Póki co dopiero od niedawna możemy się sobą nacieszyć, a więc, że zamierzam korzystać z każdej chwili, by już niczego nie stracić- dodałam.
Nie kryłam radości, że zapewnił mnie, co do tego, iż jest tego pewien, że chce być ze mną na stałe. Jednak on wydawał się spięty lub niepewny tego co odpowiem? Postanowiłam potrzymać go trochę w niepewności, bo przymknęłam oczy i namiętnie go pocałowałam, chcąc poczuć jego smak ust na swoich. Po czym objęłam ręką jego kark, uśmiechnęłam się lekko.
- To chyba oczywiste, że skoro jesteś mój. To już jesteś nas zawsze. Więc nie musisz o to pytać. Bo już znasz na to odpowiedź- wyszeptałam.
Spojrzałam na krajobraz, poruszyłam nogą, która lekko zaczęła mrowić.
- Wracamy? Czy chcesz jeszcze chwilę posiedzieć? Bo nogi mi już zdrętwiały w tej pozycji. Chyba że chcesz mi je rozmasować? - droczyłam się z nim. Bo mieliśmy dwie opcje, albo po rozruszam ten skurcz, albo on jemu zaradzi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słowa Eri wcale nie były odpowiedzią na moje pytanie. Poza tym sama sobie zaczęła przeczyć, czego w ogóle nie rozumiałem. Najpierw mówiła, że pasowałoby do mnie założenie rodziny, jakby coś po cichu sugerując, a następnie "mamy czas na dalszą przyszłość", jakby jednak zrezygnowała z pierwotnego zamysłu, rozmyślając się co do wspólnej przyszłości. Miałem przez to bardzo niejasną sytuację, co zdecydowanie bardziej mnie skołowało. Czy może sama uważała nasz związek za coś przelotnego? Tylko nie wiedziałem, czy w jej oczach to ja miałbym być tym, który z nas zrezygnuje prędzej czy później "znudzony seksem z nią", jak to ujęła wcześniej, czy może sama nie chciała się angażować z jakiejś przyczyny.
Nawet intensywny pocałunek jaki rozpoczęła Eri, nie był w stanie rozwiać moich myśli i wątpliwości. Wolałbym zamiast pocałunku otrzymać konkretną odpowiedź.
- Chodź, przejdziemy się - powiedziałem, po czym wstaliśmy z murku i zaczęliśmy niespieszny spacer wzdłuż strumienia. Ująłem dłoń Eri, idąc powoli obok niej, by na spokojnie mogła rozruszać swoją nogę i pozbyć się odrętwienia.
- Pamiętasz jak dziesięć lat temu spacerowaliśmy wzdłuż tego strumieni? To było zaraz po tym, jak tu przybyliśmy, jak zaczęliśmy dopiero jeszcze wynajmować nasze mieszkanie - spytałem, trzymając dłoń kobiety i spoglądając w wartką ton strumienia. Nie był porywisty czy głęboki. Ot, ledwie woda sięgała kolan, lecz w dalszej części zmieniała się rzekę napędzającą koło w młynie.
- Przeszliśmy go wzdłuż trzykrotnie, przez tydzień pozbywając się tych przeklętych chochlików i wodników. Nikt nie chciał się tu choćby zbliżać, a teraz? Nawet ryby tu pływają. Bardzo zmieniło się to miejsce. Mam wrażenie, że tak samo jak my. W końcu kiedy tu trafiliśmy, oboje byliśmy zmęczeni, niezadowoleni, nie mieliśmy swojego miejsca. A teraz wszystko jest tak, jak powinno być. Nie uważasz? - spytałem Eri, patrząc na nią i uśmiechając się lekko.
- Początkowo zostaliśmy tutaj, żeby przez jakiś czas obserwować to miejsce i kontrolować w razie potrzeby. Nawet ludzie od początku patrzyli na nas jakby przychylniej. Kiedyś usłyszałem, jak mówili o nas, że jesteśmy parą użytecznych dziwaków, dlatego nikt nas nie niepokoił - zaśmiałem się krótko na to wspomnienie. W końcu zjawiliśmy się w odpowiednim czasie. Początkowo brano nas za egzorcystów, których wezwano ponad pół roku wcześniej, ale prawda była taka, że zjawiliśmy się tu całkiem przypadkowo.
Nawet intensywny pocałunek jaki rozpoczęła Eri, nie był w stanie rozwiać moich myśli i wątpliwości. Wolałbym zamiast pocałunku otrzymać konkretną odpowiedź.
- Chodź, przejdziemy się - powiedziałem, po czym wstaliśmy z murku i zaczęliśmy niespieszny spacer wzdłuż strumienia. Ująłem dłoń Eri, idąc powoli obok niej, by na spokojnie mogła rozruszać swoją nogę i pozbyć się odrętwienia.
- Pamiętasz jak dziesięć lat temu spacerowaliśmy wzdłuż tego strumieni? To było zaraz po tym, jak tu przybyliśmy, jak zaczęliśmy dopiero jeszcze wynajmować nasze mieszkanie - spytałem, trzymając dłoń kobiety i spoglądając w wartką ton strumienia. Nie był porywisty czy głęboki. Ot, ledwie woda sięgała kolan, lecz w dalszej części zmieniała się rzekę napędzającą koło w młynie.
- Przeszliśmy go wzdłuż trzykrotnie, przez tydzień pozbywając się tych przeklętych chochlików i wodników. Nikt nie chciał się tu choćby zbliżać, a teraz? Nawet ryby tu pływają. Bardzo zmieniło się to miejsce. Mam wrażenie, że tak samo jak my. W końcu kiedy tu trafiliśmy, oboje byliśmy zmęczeni, niezadowoleni, nie mieliśmy swojego miejsca. A teraz wszystko jest tak, jak powinno być. Nie uważasz? - spytałem Eri, patrząc na nią i uśmiechając się lekko.
- Początkowo zostaliśmy tutaj, żeby przez jakiś czas obserwować to miejsce i kontrolować w razie potrzeby. Nawet ludzie od początku patrzyli na nas jakby przychylniej. Kiedyś usłyszałem, jak mówili o nas, że jesteśmy parą użytecznych dziwaków, dlatego nikt nas nie niepokoił - zaśmiałem się krótko na to wspomnienie. W końcu zjawiliśmy się w odpowiednim czasie. Początkowo brano nas za egzorcystów, których wezwano ponad pół roku wcześniej, ale prawda była taka, że zjawiliśmy się tu całkiem przypadkowo.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Dało się wyczuć, że moje słowa i reakcja nie były tym, czego Cas oczekiwał. A nawet więcej wydawał się być lekko tym rozczarowany. A najgorsze było to, że na ten moment nic nie mogłam na to poradzić. Kuło mnie to nieznośnie, jednak czułam, że na poruszenie tego tematu, który wymusił, na mnie tę reakcję przyjdzie jeszcze właściwy czas. Tylko czy on mnie wtedy zrozumie? To nie tak, że nie chciałam z nim być do końca życia. Bo bardzo tego pragnęłam. Jednak dobrze wiedziałam, że jak człowiek coś planował, na przód to te plany prawie zawsze zawodziły. To, że byłam jego dziewczyną, stało się faktem, narzeczoną do tego też mogłabym przywyknąć, a nawet mogłabym wyobrazić siebie w ej roli. Ale krok dalej, na to chyba było trochę za wcześnie. Wolałam się cieszyć tym, co mam niż wymagać za dużo. To pewne, że kiedyś by to nastąpiło, taka jest kolej rzeczy, gdy się jest z kimś, kogo się kocha. Tylko nie widziałam siebie chyba w jednej z najważniejszych ról w rodzinie. Na samą myśl o tym czułam się, jakbym miała wykonać solidny krok w tył, bo zwyczajnie, byłam pewna, że nie nadaję się do tej roli. Wątpiłam, by Cas mnie zrozumiał, w tym jednym przypadku. On zasługiwał na prawdziwą rodzinę, ale nie byłam pewna czy po tym jak kiedyś poruszymy, ponownie ten temat nadal będzie chciał być ze mną. Wolałam cieszyć się chwilą mieć go przy sobie obok, to dawało mi siłę i energię na kolejne dni. Bez niego byłabym zupełnie sama i opuszczona.
Cas zgodził się, z tym byśmy się ruszyli z tego murka, wziął mnie za rękę, którą lekko ścisnęłam, próbując rozruszać skurcz, który mnie nagle dopadł.
- Pamiętam, że jeden z tych chochlików chciał wciągnąć cię do wody. I musiałam użyć proszku, by przestał ci dokuczać. Z kolei drugi z nich wplątał mi się we włosy i musieliśmy trochę ich u mnie podciąć, nad czym ubolewałam z dwa tygodnie. Ty pocieszałeś mnie, że one przecież odrosną. Miałeś rację, ale był to wtedy dla mnie dramat. Tutaj przynajmniej nas nie wyganiano gdy łowiliśmy ryby po oczyszczeniu tej wody z tych stworów- westchnęłam z ulgą. To było pierwsze miejsce, gdzie w końcu mieliśmy swój własny kąt i tu zostaliśmy do tej pory. Nam to miejsce w zupełności wystarczyło.
- Najważniejsze, że po tym jak parę razy ich uratowaliśmy, nabrali do nas zaufania. I przestali krzywo na nas patrzeć. Choć irytowało mnie to, że tak bardzo chcieli, wiedzieć kim dla siebie jesteśmy. Nie rozumiałam, po co im ta wiedza, dopóki nasza pierwsza sąsiadka, nie próbowała cię przekonać, do tego byś nawiązał znajomość z jedną z jej córek. Na szczęście szybko odpuściła- zaśmiałam się na wspomnienie naszych początków z mieszkaniem tutaj. Potem uznali najwyraźniej, że jesteśmy parą, bo dali nam z tym spokój.
- Cas może nie umiem tak jak ty w ten sposób pokazywać, że mi na tobie naprawdę zależy. Ale mogę powiedzieć jedno, prędzej piekło zamarznie, niż pozwolę by ktoś, znów nas rozdzielił. Naprawdę chcę z tobą, być a wręcz musisz być obok, bym normalnie funkcjonowała. Wcześniej nie umiałam tego przyznać, ale tylko, gdy jesteśmy razem, czuje się kompletna. Jeśli wiesz, co mam na myśli- mówiąc to, byłam z nim szczera. Tylko ciągle też lekko kuł mnie temat, który poruszył, a który pojawi się ponownie wcześniej czy później.
Spojrzałam w niebo było już znacznie później niż gdy tu się pojawiliśmy. Powinniśmy wracać do domu. Czas szybko mijał jak dla mnie za szybko.
Cas zgodził się, z tym byśmy się ruszyli z tego murka, wziął mnie za rękę, którą lekko ścisnęłam, próbując rozruszać skurcz, który mnie nagle dopadł.
- Pamiętam, że jeden z tych chochlików chciał wciągnąć cię do wody. I musiałam użyć proszku, by przestał ci dokuczać. Z kolei drugi z nich wplątał mi się we włosy i musieliśmy trochę ich u mnie podciąć, nad czym ubolewałam z dwa tygodnie. Ty pocieszałeś mnie, że one przecież odrosną. Miałeś rację, ale był to wtedy dla mnie dramat. Tutaj przynajmniej nas nie wyganiano gdy łowiliśmy ryby po oczyszczeniu tej wody z tych stworów- westchnęłam z ulgą. To było pierwsze miejsce, gdzie w końcu mieliśmy swój własny kąt i tu zostaliśmy do tej pory. Nam to miejsce w zupełności wystarczyło.
- Najważniejsze, że po tym jak parę razy ich uratowaliśmy, nabrali do nas zaufania. I przestali krzywo na nas patrzeć. Choć irytowało mnie to, że tak bardzo chcieli, wiedzieć kim dla siebie jesteśmy. Nie rozumiałam, po co im ta wiedza, dopóki nasza pierwsza sąsiadka, nie próbowała cię przekonać, do tego byś nawiązał znajomość z jedną z jej córek. Na szczęście szybko odpuściła- zaśmiałam się na wspomnienie naszych początków z mieszkaniem tutaj. Potem uznali najwyraźniej, że jesteśmy parą, bo dali nam z tym spokój.
- Cas może nie umiem tak jak ty w ten sposób pokazywać, że mi na tobie naprawdę zależy. Ale mogę powiedzieć jedno, prędzej piekło zamarznie, niż pozwolę by ktoś, znów nas rozdzielił. Naprawdę chcę z tobą, być a wręcz musisz być obok, bym normalnie funkcjonowała. Wcześniej nie umiałam tego przyznać, ale tylko, gdy jesteśmy razem, czuje się kompletna. Jeśli wiesz, co mam na myśli- mówiąc to, byłam z nim szczera. Tylko ciągle też lekko kuł mnie temat, który poruszył, a który pojawi się ponownie wcześniej czy później.
Spojrzałam w niebo było już znacznie później niż gdy tu się pojawiliśmy. Powinniśmy wracać do domu. Czas szybko mijał jak dla mnie za szybko.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiwnąłem krótko głową, słuchając Eri. Nasze początki tutaj były dość ciężkie. Miasteczko było wręcz brudne od zamieszkujących je złych bytów. Mieliśmy przez to ręce pełne roboty, ludzie nieufni i krzywo na nas spoglądali dopóki nie przekonali się o naszej sile, dzięki której zaczęto żyć tutaj normalnie, bez obaw o jutro. Na szczęście ludzie szybko się do nas przyzwyczaili, choć może nasze praktyki nie do końca szły w parze z ich przekonaniami religijnymi.
- Wierzę ci - uśmiechnąłem się na wyznanie Eri. Ufałem, że mówiła prawdę. W takich sprawach żadne z nas nie potrafiłoby skłamać, tego byłem pewien. Stąd też nie rozumiałem wcześniejszego zachowania Eri. Dlaczego nie potrafiła mi wprost powiedzieć tego, co ewidentnie chodziło jej po głowie? Widziałem, że było coś, czym się ze mną nie podzieliła. Gdyby chodziło o jakąś mniej istotną sprawę, nie przejmowałbym się tak bardzo. Jednak to dotyczyło nas oboje i nie potrafiłem o tym nie myśleć.
- Nawet nie zamierzam pozwolić, by coś nas już rozdzieliło. Dlatego szykuj się na następne dwadzieścia pięć lat spędzonych razem - zaśmiałem się krótko, po czym odrobinę poluzowałem uścisk na dłoni Eri tylko po to, by ją obrócić wokół własnej osi, a na końcu zamknąć w uścisku.
- Chyba czas wracać, bo przyjdą znajomi i nikogo w domu nie zastaną - uznałem, starając się chwilowo zapomnieć o tym, co próbowała ukryć przede mną Eri. Krótko ucałowałem za to dłoń, którą trzymałem, po czym skierowaliśmy się z powrotem do naszego mieszkania. Uznałem, że dziś już nie jest pora na żadne trudne rozmowy. Może Euricia w końcu sama się przełamie, a jeśli nie i ta sprawa nadal będzie mnie zadręczać, to sam będę musiał zacząć ten temat.
W mieszkaniu zająłem się najpierw ogniem, zostawiając Eri nakrywanie do stołu. Przyniosłem też więcej drewna, żeby żadne z nas nie musiało wychodzić już do piwnicy. Tak samo uzupełniłem zapas naszej wody. Przez to wszystko już sam zgłodniałem i nie mogłem się doczekać już kolacji. Ucieszyło mnie więc niezbyt dyskretne pukanie do drzwi, a także usłyszane śmiechy. Jak widać Drake i Annabeth już zaczynali dobrze się bawić, dlatego niemal od razu otworzyłem im drzwi.
- Wierzę ci - uśmiechnąłem się na wyznanie Eri. Ufałem, że mówiła prawdę. W takich sprawach żadne z nas nie potrafiłoby skłamać, tego byłem pewien. Stąd też nie rozumiałem wcześniejszego zachowania Eri. Dlaczego nie potrafiła mi wprost powiedzieć tego, co ewidentnie chodziło jej po głowie? Widziałem, że było coś, czym się ze mną nie podzieliła. Gdyby chodziło o jakąś mniej istotną sprawę, nie przejmowałbym się tak bardzo. Jednak to dotyczyło nas oboje i nie potrafiłem o tym nie myśleć.
- Nawet nie zamierzam pozwolić, by coś nas już rozdzieliło. Dlatego szykuj się na następne dwadzieścia pięć lat spędzonych razem - zaśmiałem się krótko, po czym odrobinę poluzowałem uścisk na dłoni Eri tylko po to, by ją obrócić wokół własnej osi, a na końcu zamknąć w uścisku.
- Chyba czas wracać, bo przyjdą znajomi i nikogo w domu nie zastaną - uznałem, starając się chwilowo zapomnieć o tym, co próbowała ukryć przede mną Eri. Krótko ucałowałem za to dłoń, którą trzymałem, po czym skierowaliśmy się z powrotem do naszego mieszkania. Uznałem, że dziś już nie jest pora na żadne trudne rozmowy. Może Euricia w końcu sama się przełamie, a jeśli nie i ta sprawa nadal będzie mnie zadręczać, to sam będę musiał zacząć ten temat.
W mieszkaniu zająłem się najpierw ogniem, zostawiając Eri nakrywanie do stołu. Przyniosłem też więcej drewna, żeby żadne z nas nie musiało wychodzić już do piwnicy. Tak samo uzupełniłem zapas naszej wody. Przez to wszystko już sam zgłodniałem i nie mogłem się doczekać już kolacji. Ucieszyło mnie więc niezbyt dyskretne pukanie do drzwi, a także usłyszane śmiechy. Jak widać Drake i Annabeth już zaczynali dobrze się bawić, dlatego niemal od razu otworzyłem im drzwi.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Chciałam, by wiedział, że naprawdę bardzo mi na nim zależy i że go potrzebuję. Bez niego obok kto wie, jakbym skończyła? Zapewne żebrząc na ulicy lub dawno byłabym martwa. O czym wolałam nawet nie myśleć. Bo dręczyło mnie teraz co innego inny dość istotny problem, o którym tak niewinnie wspomniał. Nie byłam pewna czy by mnie zrozumiał. Byłam więcej niż pewna, że wywoła to chyba naszą największą kłótnię, a one nie zdarzały się praktycznie wcale. Wolałam, cieszyć się tym o mamy teraz więc zepchnęłam myśli na ten temat, by korzystać z ciepłej ręki Casa czy patrzeć na jego uśmiech. Który zawsze powodował to przyjemne ciepło w środku. Poczułam ulgę, gdy mi przyznał, że wierzy w to co mówię. Bo to była szczera prawda, to co czułam.
- Tylko dwadzieścia pięć lat? A nie dożywocie? Jak masz, mnie karać to ukaż, najwyższym wyrokiem Cas. Nie bądź dla mnie aż tak łaskawy- zaśmiałam się, drocząc się z nim w ten charakterystyczny sposób. Czując jego usta na swojej skórze, aż znowu przeszył mnie ten gorący dreszcz. Tylko on to mógł sprawić. Po jego słowach musiałam przyznać mu rację, a ja nawet przygotowana nie byłam.
- Mamy jeszcze trochę do zrobienia. Więc wypada być sporo czasu przed nimi. Nie lubię się z niczym spieszyć – przyznałam gdy już ruszyliśmy w drogę powrotną. Na miejscu Cas zajął się ogniem, drewnem oraz wodą ja w tym czasie nakryłam do stołu i wzięłam, też jedną z butelek wina stawiając j na stole. Po czym poszłam do siebie z zamiarem założenia czegoś odpowiedniego. Nie miałam zamiaru witać Drake’a i Annabeth zwykłych ciuchach. Na tę okazję wybrałam kolejną sukienkę, też skromną sięgającą kostek, też była ona niebieska, ale o głębszym odcieniu od poprzedniej. Rozczesałam włosy, spinając je tak, by opadały tylko na jedno ramię. Całe to szykowanie się zajęło mi trochę czasu. Skończyłam chwilę przed pukaniem do naszych drzwi. Wyszłam z sypialni zadowolona ze swojego wyglądu. W holu zastałam już całą trójkę wyraźnie rozbawioną. Na mój widok Drake uśmiechnął się z uznaniem. Annabeth niemal od razu podeszła, by mnie uściskać. A Cas cóż miałam tylko nadzieję, że nie przesadziłam z tym strojeniem się.
- Eri wyglądasz pięknie. Widzisz, mówiłam ci, że Eri na pewno nas czymś zaskoczy. I nie myliłam się, ta sukienka jest bardzo, ładna pasuje ci- powiedziała Annabeth na powitanie. Uściskałam ją krótko, bo zobaczyłam, że Drake trzyma jakiś pakunek. Spojrzałam na niego pytająco, a potem na Casa.
- Czyżby to było to, o czym szeptaliście wtedy w domu? Coż to takiego? - spytałam ich, uważnie obserwując. Drake roześmiał się oddając pakunek Casowi. Przez chwilę poczułam znany zapach, już wiedziałam. Oni są niemożliwi.
- Nie musieliście, mamy tyle jedzenia, że szybko na pewno nie odejdziemy od stołu- przyznałam, czując, że może nas trochę jednak poniosło. Przytuliłam Drake’a też na powitanie, pozwalając, by Casper też się z nimi przywitał. Pomogłam Annabeth i jej mężowi powiesić ich ubrania wierzchnie. Po czym tak jak się spodziewałam, dostrzegłam, że brunetka też się postarała. W swojej, nieco bladożółtej sukience prezentowała się bardzo ładnie.
- Ty też się postarałaś. Jak widać, obie pomyślałyśmy o tym samym. No to zapraszamy do stołu. Na pewno jesteście głodni. I to nie tylko z powodu jedzenia- mrugnęłam do naszej dwójki przyjaciół. Bo na pewno byli też spragnieni plotek. Tak samo jak ja i Cas też chcieliśmy, wiedzieć co się wydarzyło w miasteczku. Na widok zastawionego stołu Annabeth niemal przetarła oczy ze zdumienia. Zajmując miejsce, obok męża. Sama usiadłam opodal Casa.
- Faktycznie zaszaleliście z tym, by nas ugościć. Co prawda jesteśmy głodni. Ale dobrze wiecie, czego byśmy chcieli się naprawdę dowiedzieć. I co nie daje mi spokoju od rana - przyjaciółka rzuciła nam wymowne spojrzenie.
Skąd wiedziałam, że poruszy akurat ten temat? Zajęłam się nalewaniem nam zupy. By po tej czynności spojrzeć na Casa z tym tajemniczym uśmiechem.
- Zależy, co dokładnie chcesz wiedzieć. Pytaj, a może zaspokoimy twoją i Drake’a ciekawość- podroczyłam się z przyjaciółką. W znany nam już sposób.
- Tylko dwadzieścia pięć lat? A nie dożywocie? Jak masz, mnie karać to ukaż, najwyższym wyrokiem Cas. Nie bądź dla mnie aż tak łaskawy- zaśmiałam się, drocząc się z nim w ten charakterystyczny sposób. Czując jego usta na swojej skórze, aż znowu przeszył mnie ten gorący dreszcz. Tylko on to mógł sprawić. Po jego słowach musiałam przyznać mu rację, a ja nawet przygotowana nie byłam.
- Mamy jeszcze trochę do zrobienia. Więc wypada być sporo czasu przed nimi. Nie lubię się z niczym spieszyć – przyznałam gdy już ruszyliśmy w drogę powrotną. Na miejscu Cas zajął się ogniem, drewnem oraz wodą ja w tym czasie nakryłam do stołu i wzięłam, też jedną z butelek wina stawiając j na stole. Po czym poszłam do siebie z zamiarem założenia czegoś odpowiedniego. Nie miałam zamiaru witać Drake’a i Annabeth zwykłych ciuchach. Na tę okazję wybrałam kolejną sukienkę, też skromną sięgającą kostek, też była ona niebieska, ale o głębszym odcieniu od poprzedniej. Rozczesałam włosy, spinając je tak, by opadały tylko na jedno ramię. Całe to szykowanie się zajęło mi trochę czasu. Skończyłam chwilę przed pukaniem do naszych drzwi. Wyszłam z sypialni zadowolona ze swojego wyglądu. W holu zastałam już całą trójkę wyraźnie rozbawioną. Na mój widok Drake uśmiechnął się z uznaniem. Annabeth niemal od razu podeszła, by mnie uściskać. A Cas cóż miałam tylko nadzieję, że nie przesadziłam z tym strojeniem się.
- Eri wyglądasz pięknie. Widzisz, mówiłam ci, że Eri na pewno nas czymś zaskoczy. I nie myliłam się, ta sukienka jest bardzo, ładna pasuje ci- powiedziała Annabeth na powitanie. Uściskałam ją krótko, bo zobaczyłam, że Drake trzyma jakiś pakunek. Spojrzałam na niego pytająco, a potem na Casa.
- Czyżby to było to, o czym szeptaliście wtedy w domu? Coż to takiego? - spytałam ich, uważnie obserwując. Drake roześmiał się oddając pakunek Casowi. Przez chwilę poczułam znany zapach, już wiedziałam. Oni są niemożliwi.
- Nie musieliście, mamy tyle jedzenia, że szybko na pewno nie odejdziemy od stołu- przyznałam, czując, że może nas trochę jednak poniosło. Przytuliłam Drake’a też na powitanie, pozwalając, by Casper też się z nimi przywitał. Pomogłam Annabeth i jej mężowi powiesić ich ubrania wierzchnie. Po czym tak jak się spodziewałam, dostrzegłam, że brunetka też się postarała. W swojej, nieco bladożółtej sukience prezentowała się bardzo ładnie.
- Ty też się postarałaś. Jak widać, obie pomyślałyśmy o tym samym. No to zapraszamy do stołu. Na pewno jesteście głodni. I to nie tylko z powodu jedzenia- mrugnęłam do naszej dwójki przyjaciół. Bo na pewno byli też spragnieni plotek. Tak samo jak ja i Cas też chcieliśmy, wiedzieć co się wydarzyło w miasteczku. Na widok zastawionego stołu Annabeth niemal przetarła oczy ze zdumienia. Zajmując miejsce, obok męża. Sama usiadłam opodal Casa.
- Faktycznie zaszaleliście z tym, by nas ugościć. Co prawda jesteśmy głodni. Ale dobrze wiecie, czego byśmy chcieli się naprawdę dowiedzieć. I co nie daje mi spokoju od rana - przyjaciółka rzuciła nam wymowne spojrzenie.
Skąd wiedziałam, że poruszy akurat ten temat? Zajęłam się nalewaniem nam zupy. By po tej czynności spojrzeć na Casa z tym tajemniczym uśmiechem.
- Zależy, co dokładnie chcesz wiedzieć. Pytaj, a może zaspokoimy twoją i Drake’a ciekawość- podroczyłam się z przyjaciółką. W znany nam już sposób.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kobiety od wejścia zaczęły prawić sobie komplementy. Musiałem przyznać, iż obie wyglądały bardzo dobrze w swoich ubiorach. Zdecydowanie niecodziennie w starannie dobranych sukienkach i ładnych fryzurach. W międzyczasie przywitałem się z Drake'iem, który wręczył mi nieduży pakunek. Był jeszcze ciepły, otaczając nas przy tym przyjemnych zapachem pieczonego chleba. Wiedzieli co przynieść. Już widziałem zadowoloną minę Eri, gdy będzie jadła swój ulubiony chleb.
- Naprawdę, wcale nie musieliście - przyznałem rację Ero, gdy na dokładkę Drake wyjął zza pazuchy drugą butelkę wina. Ciekawe, kiedy my to wypijemy. Chyba będziemy spać jak dzieci, w szczególności Annabeth, która w ogóle nie miała głowy do alkoholu. Postawiłem butelkę na razie na szafce.
Podczas gdy Eri zajęła się nalewaniem zupy, ja otworzyłem pakunek z chlebem, by pokroić go i dołożyć na stół. Słuchałem przy tym krótkiej wymiany zdań pomiędzy kobietami.
- Oh, no mówcie! - zniecierpliwiła się Annabeth, rozbawiając tym swojego męża. Zaśmiałem się krótko, niemal już widząc jak tupie pod stołem z niecierpliwością oczekując odpowiedzi. - Jak to się stało? Od czego zaczęło? Ile już… - przyjaciółka umilkła, gdy Drake położył jej rękę na ramieniu. - No co?
- Daj im odpowiedzieć najpierw na jedno pytanie - Annabeth wywróciła oczami, które zaraz wlepiła we mnie oraz Eri.
- To był właściwie wypadek przy pracy - posłałem Eri lekki uśmiech, po czym zamoczyłem kawałek chleba w gęstej zupie. - Trafił nam się mężczyzna, któremu Eri wyjątkowo wpadła w oko, ale on jej już nie. A żeby nie musiała iść z nim na żadną randkę, powiedziałem, że jest moją narzeczoną… no i w sumie Eri kocha łapać mnie za słowa i je wypominać, droczyć się. Aż w końcu przegięła.
- Kiedyś musiało do tego dojść. Aż dziwne, że tak późno - wpadł mi w słowo Drake, zanim wziął kolejny kęs jedzenia.
- I co dalej? - drążyła Annabeth, wpatrując się w nas z uśmiechem na twarzy.
- Przecież wiesz, jak nasze sprzeczki zazwyczaj się kończą. Ta jedna skończyła się niespodziewanym całusem - oraz czymś innym, ale to postanowiłem zatrzymać dla siebie. Uznałem, że niekoniecznie sprawy dotyczące naszych zbliżeń powinny być omawiane na forum. - Tak w skrócie. Czy coś pominąłem? - spytałem, zwracając się do Eri. Jeśli chciała coś dodać, miała najlepszą okazję.
- Ale ja chcę ze szczegółami! - westchnęła Annabeth, wiodąc wzrokiem ode mnie do Eri i z powrotem.
- Naprawdę, wcale nie musieliście - przyznałem rację Ero, gdy na dokładkę Drake wyjął zza pazuchy drugą butelkę wina. Ciekawe, kiedy my to wypijemy. Chyba będziemy spać jak dzieci, w szczególności Annabeth, która w ogóle nie miała głowy do alkoholu. Postawiłem butelkę na razie na szafce.
Podczas gdy Eri zajęła się nalewaniem zupy, ja otworzyłem pakunek z chlebem, by pokroić go i dołożyć na stół. Słuchałem przy tym krótkiej wymiany zdań pomiędzy kobietami.
- Oh, no mówcie! - zniecierpliwiła się Annabeth, rozbawiając tym swojego męża. Zaśmiałem się krótko, niemal już widząc jak tupie pod stołem z niecierpliwością oczekując odpowiedzi. - Jak to się stało? Od czego zaczęło? Ile już… - przyjaciółka umilkła, gdy Drake położył jej rękę na ramieniu. - No co?
- Daj im odpowiedzieć najpierw na jedno pytanie - Annabeth wywróciła oczami, które zaraz wlepiła we mnie oraz Eri.
- To był właściwie wypadek przy pracy - posłałem Eri lekki uśmiech, po czym zamoczyłem kawałek chleba w gęstej zupie. - Trafił nam się mężczyzna, któremu Eri wyjątkowo wpadła w oko, ale on jej już nie. A żeby nie musiała iść z nim na żadną randkę, powiedziałem, że jest moją narzeczoną… no i w sumie Eri kocha łapać mnie za słowa i je wypominać, droczyć się. Aż w końcu przegięła.
- Kiedyś musiało do tego dojść. Aż dziwne, że tak późno - wpadł mi w słowo Drake, zanim wziął kolejny kęs jedzenia.
- I co dalej? - drążyła Annabeth, wpatrując się w nas z uśmiechem na twarzy.
- Przecież wiesz, jak nasze sprzeczki zazwyczaj się kończą. Ta jedna skończyła się niespodziewanym całusem - oraz czymś innym, ale to postanowiłem zatrzymać dla siebie. Uznałem, że niekoniecznie sprawy dotyczące naszych zbliżeń powinny być omawiane na forum. - Tak w skrócie. Czy coś pominąłem? - spytałem, zwracając się do Eri. Jeśli chciała coś dodać, miała najlepszą okazję.
- Ale ja chcę ze szczegółami! - westchnęła Annabeth, wiodąc wzrokiem ode mnie do Eri i z powrotem.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zajęta posiłkiem wolałam nie komentować wypowiedzi Caspera odnośnie mojego niepożądanego adoratora. Na samo wspomnienie o nim przez moje ciało przeszedł chłodny dreszcz. Nabrałam kolejną pełną łyżkę zupy, i przełknęłam ją, pod czujnym wzrokiem Annabeth jakby szukała potwierdzenia słów mojego partnera u mnie. Kiwnęłam lekko głową na to. Mimowolnie zaśmiałam się lekko, na jego słowa mrużąc lekko oczy.
- Przecież każde z nas wie, że to uwielbiasz jak łapię cię za słowa. Tym bardziej, że to tym razem zadziałało na twoją korzyść. Osiągnąłeś coś, co praktycznie żadnemu mężczyźnie się nie udało - mrugnęłam do niego.
Annabeth wręcz umierała z ciekawości, zadając nam wręcz lawinę pytań. Wiedziałam, że to wszystko zostanie między nami, ale jakoś nie miałam ochoty dzielić się z nimi dosłownie wszystkim. Choć jak dla mnie Casper był zbyt oszczędny w słowach. To tylko powodowało, że czarnowłosa bardziej zacznie mam wiercić przysłowiową dziurę w brzuchu. Drake zapewne trochę mniej, ale jednak znaliśmy ich nie od dziś.
- Odpowiem na te parę pytań, ale to, co powiem, musi wam na razie wystarczyć. Bo tak naprawdę jesteśmy ze sobą od niedawna. Tak już parą w dosłownym tego słowa znaczeniu możemy się nazywać zaledwie od paru dni. Od tamtego wspomnianego pocałunku dokładniej mówiąc- przyznałam posyłając Casperowi wymowne spojrzenie. Annabeth jednak nie odpuszczała.
- Długo kazaliście nam na to czekać. Kto przejął inicjatywę? No mówcie, muszę to wiedzieć. Zdradźcie więcej- Annabeth była tak tym wszystkim, zaaferowana, że jedzenie zeszło na drugi plan, miała ciekawsze zajęcie.
- W sumie... tak naprawdę to ciężko mi odpowiedzieć, kto sprowokował tę sytuację, która zakończyła się w ten oto sposób. Ale podejrzewam, że gdyby nie pocałunek Casa to nadal tkwilibyśmy w tym, w czym byliśmy, odkąd się znamy. Nadal jestem tym lekko zdezorientowana prawdę mówiąc. Ale wiem jedno, że wyszło nam to tylko na dobre- przyznałam, mimo że powinnam już się do tego przyzwyczaić. Chciałam, by to usłyszał przy wszystkich.
- Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że tylko na niewinnym całusie się to skończyło. Ukrywacie coś przed nami, wyraźnie to czuję- mrugnęła do nas wymownie. Czy ona musiała być aż tak dociekliwa? Wolałam to zachować dla naszej dwójki. Ale w sumie mogłam im zdradzić malutki fragment, ale nie wdając się w szczegóły. Bo zapewne Cas sam nie był chętny zdradzać aż tyle z naszego życia. Które w sumie dopiero niedawno się zaczęło tak na całego.
- Owszem nie skończyło się tylko na nim. Ale reszta pozostanie już tylko naszą słodką tajemnicą. Tego już ze mnie nie wyciągniesz, nawet gdybyś miała mnie torturować- oznajmiłam stanowczo z tym znanym nam tajemniczym uśmiechem. Obserwując, Caspera cały czas by wychwycić jego reakcję.
- Najważniejsze, że nie musimy się już zastanawiać kiedy przejrzycie na oczy, że do siebie pasujecie. Męczyło nas już to z Annabeth, że uparcie widywaliśmy was z kim innym- przyznał Drake. Choć w tym przypadku bardziej spodziewałam się, że powie to jego żona.
Kończyłam jeść zupę, szykując przy okazji kielichy do wina, które ze sobą przynieśli. Sami też mieliśmy uszykowane jedno z win.
- Jak zjemy zupę, odkorkujesz wino? Do sałatki jak i do deseru będzie ono idealne- zwróciłam się do Caspera. Trzeba było dobrze ugościć naszych przyjaciół.
- Ta zupa jest pyszna. Koniecznie musisz mi dać na nią przepis. Może gdy ugotuję, coś innego niż zwykle teściowa spojrzy na mnie przychylniejszym okiem- westchnęła Annabeth. Jak widać, nadal miała nieciekawe relacje z matką Drake’a. Czyli w tej kwestii nic się nie zmieniło.
- Oczywiście, tylko mi przypomnij, bo mogę zapomnieć, jak trochę popijemy. Podobno to wino jest dość mocne - zgodziłam się na jej prośbę.
- To już co nieco o nas wiecie. To teraz wasza kolej. Coś się ciekawego wydarzyło pod naszą nieobecność? - spytałam przyjaciół.
Ci szybko rzucili sobie nawzajem zaniepokojone spojrzenia. Annabeth zdecydowała się nam coś opowiedzieć.
- Ponad tydzień temu wydarzyło się coś dziwnego. Dwie osoby wydawały się być zdezorientowane, jakby traciły na chwilę pamięć. Działo się to w okolicy starego młyna- zwierzyła się nam z tej jednej informacji.
- Trzeba się będzie temu przyjrzeć w najbliższym czasie- wyczułam, że to może być chochlik, albo jakiś wodnik kto wie co się znów pojawiło.
- Przecież każde z nas wie, że to uwielbiasz jak łapię cię za słowa. Tym bardziej, że to tym razem zadziałało na twoją korzyść. Osiągnąłeś coś, co praktycznie żadnemu mężczyźnie się nie udało - mrugnęłam do niego.
Annabeth wręcz umierała z ciekawości, zadając nam wręcz lawinę pytań. Wiedziałam, że to wszystko zostanie między nami, ale jakoś nie miałam ochoty dzielić się z nimi dosłownie wszystkim. Choć jak dla mnie Casper był zbyt oszczędny w słowach. To tylko powodowało, że czarnowłosa bardziej zacznie mam wiercić przysłowiową dziurę w brzuchu. Drake zapewne trochę mniej, ale jednak znaliśmy ich nie od dziś.
- Odpowiem na te parę pytań, ale to, co powiem, musi wam na razie wystarczyć. Bo tak naprawdę jesteśmy ze sobą od niedawna. Tak już parą w dosłownym tego słowa znaczeniu możemy się nazywać zaledwie od paru dni. Od tamtego wspomnianego pocałunku dokładniej mówiąc- przyznałam posyłając Casperowi wymowne spojrzenie. Annabeth jednak nie odpuszczała.
- Długo kazaliście nam na to czekać. Kto przejął inicjatywę? No mówcie, muszę to wiedzieć. Zdradźcie więcej- Annabeth była tak tym wszystkim, zaaferowana, że jedzenie zeszło na drugi plan, miała ciekawsze zajęcie.
- W sumie... tak naprawdę to ciężko mi odpowiedzieć, kto sprowokował tę sytuację, która zakończyła się w ten oto sposób. Ale podejrzewam, że gdyby nie pocałunek Casa to nadal tkwilibyśmy w tym, w czym byliśmy, odkąd się znamy. Nadal jestem tym lekko zdezorientowana prawdę mówiąc. Ale wiem jedno, że wyszło nam to tylko na dobre- przyznałam, mimo że powinnam już się do tego przyzwyczaić. Chciałam, by to usłyszał przy wszystkich.
- Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że tylko na niewinnym całusie się to skończyło. Ukrywacie coś przed nami, wyraźnie to czuję- mrugnęła do nas wymownie. Czy ona musiała być aż tak dociekliwa? Wolałam to zachować dla naszej dwójki. Ale w sumie mogłam im zdradzić malutki fragment, ale nie wdając się w szczegóły. Bo zapewne Cas sam nie był chętny zdradzać aż tyle z naszego życia. Które w sumie dopiero niedawno się zaczęło tak na całego.
- Owszem nie skończyło się tylko na nim. Ale reszta pozostanie już tylko naszą słodką tajemnicą. Tego już ze mnie nie wyciągniesz, nawet gdybyś miała mnie torturować- oznajmiłam stanowczo z tym znanym nam tajemniczym uśmiechem. Obserwując, Caspera cały czas by wychwycić jego reakcję.
- Najważniejsze, że nie musimy się już zastanawiać kiedy przejrzycie na oczy, że do siebie pasujecie. Męczyło nas już to z Annabeth, że uparcie widywaliśmy was z kim innym- przyznał Drake. Choć w tym przypadku bardziej spodziewałam się, że powie to jego żona.
Kończyłam jeść zupę, szykując przy okazji kielichy do wina, które ze sobą przynieśli. Sami też mieliśmy uszykowane jedno z win.
- Jak zjemy zupę, odkorkujesz wino? Do sałatki jak i do deseru będzie ono idealne- zwróciłam się do Caspera. Trzeba było dobrze ugościć naszych przyjaciół.
- Ta zupa jest pyszna. Koniecznie musisz mi dać na nią przepis. Może gdy ugotuję, coś innego niż zwykle teściowa spojrzy na mnie przychylniejszym okiem- westchnęła Annabeth. Jak widać, nadal miała nieciekawe relacje z matką Drake’a. Czyli w tej kwestii nic się nie zmieniło.
- Oczywiście, tylko mi przypomnij, bo mogę zapomnieć, jak trochę popijemy. Podobno to wino jest dość mocne - zgodziłam się na jej prośbę.
- To już co nieco o nas wiecie. To teraz wasza kolej. Coś się ciekawego wydarzyło pod naszą nieobecność? - spytałam przyjaciół.
Ci szybko rzucili sobie nawzajem zaniepokojone spojrzenia. Annabeth zdecydowała się nam coś opowiedzieć.
- Ponad tydzień temu wydarzyło się coś dziwnego. Dwie osoby wydawały się być zdezorientowane, jakby traciły na chwilę pamięć. Działo się to w okolicy starego młyna- zwierzyła się nam z tej jednej informacji.
- Trzeba się będzie temu przyjrzeć w najbliższym czasie- wyczułam, że to może być chochlik, albo jakiś wodnik kto wie co się znów pojawiło.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słuchałem uważnie rozmowy pomiędzy Eri oraz Annabeth. Powoli jedząc sobie zupę, spoglądałem na ciekawskie spojrzenie przyjaciółki, a także jej męża, który starał się jednak być bardziej powściągliwy. Przynajmniej tak wyglądało, bo słuchał chyba uważniej niż sama Annabeth. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok, nie komentując jednak takiego zainteresowania z ich strony. Kobieta siedziała z pełną łyżką zupy, zupełnie nią nie zainteresowana, wpatrzona za to w Eri. Był to dość zabawny widok, dlatego jadłem powoli i małymi porcjami, by przypadkiem nie udławić się ze śmiechu. Co w sumie i tak było dość trudne, gdy Euricia próbowała wykręcić się od bardzo intymnego pytania odnośnie naszego życia. Właściwie ciekaw byłem, co wymyśli i nie planowałem wtrącać się do tej rozmowy, zostawiając ją całkowicie w rękach Eri.
- Trochę to trwało, najważniejsze, że zakończyło się sukcesem - uśmiechnąłem się lekko w odpowiedzi na słowa Drake'a. Z resztą, sam zastanawiałem się, dlaczego to musiało tak długo trwać. Mogło zacząć się wcześniej, przynajmniej o te dwa lata, gdy Eri zrozumiała swoje uczucia.
- Jasne - kiwnąłem głową na wzmiankę o winie. Właściwie to mogłem już je otworzyć. Drake i ja mieliśmy niemal puste miski, to kobiety głównie gadały i nie skończyły swojego jedzenia. Ustawiłem więc na stole przygotowane wcześniej kieliszki, do których nalałem czerwonego wina po otwarciu. Miało mocny owocowy zapach oraz intensywnie czerwony kolor.
- Może to tylko czarci krąg, o którym mówiły rano baby na targu - zastanowiłem się na głos, podając kieliszek najpierw Annabeth i jej mężowi, później dla Eri. - Opary wydobywające się z piekła tak działają na ludzi. Nie są zbyt groźne, ale i tak sprawdzimy to jutro rano. Tymczasem na zdrowie! - każde z nas uniosło swój kieliszek, by stuknąć szkłem o szkło.
- Za was!
- Za was też. Żebyście szybko znaleźli swoje własne mieszkanie - widziałem, jak na ustach Annabeth pojawia się uśmiech, zaś Drake bardziej się skrzywił, choć próbował szybko to zamaskować. Euricia nałożyła nam na stół długi obrus więc bez oporów szturchnąłem przyjaciela stopą pod stołem. Posłał mi krótkie spojrzenie, jakby chciał mi powiedzieć, że nie teraz. Widocznie nie chciał o tym rozmawiać w obecności Annabeth. Wzbudził tym we mnie niemałe zainteresowanie.
- Więc, co ciekawego działo się pod naszą nieobecność? Najpierw te najważniejsze rzeczy, żebyśmy ich nie zapomnieli po lampce wina - zaśmiałem się krótko, wiedząc, że będąc pod większym wpływem mogły niektóre rzeczy wypaść nam z głowy.
- Trochę to trwało, najważniejsze, że zakończyło się sukcesem - uśmiechnąłem się lekko w odpowiedzi na słowa Drake'a. Z resztą, sam zastanawiałem się, dlaczego to musiało tak długo trwać. Mogło zacząć się wcześniej, przynajmniej o te dwa lata, gdy Eri zrozumiała swoje uczucia.
- Jasne - kiwnąłem głową na wzmiankę o winie. Właściwie to mogłem już je otworzyć. Drake i ja mieliśmy niemal puste miski, to kobiety głównie gadały i nie skończyły swojego jedzenia. Ustawiłem więc na stole przygotowane wcześniej kieliszki, do których nalałem czerwonego wina po otwarciu. Miało mocny owocowy zapach oraz intensywnie czerwony kolor.
- Może to tylko czarci krąg, o którym mówiły rano baby na targu - zastanowiłem się na głos, podając kieliszek najpierw Annabeth i jej mężowi, później dla Eri. - Opary wydobywające się z piekła tak działają na ludzi. Nie są zbyt groźne, ale i tak sprawdzimy to jutro rano. Tymczasem na zdrowie! - każde z nas uniosło swój kieliszek, by stuknąć szkłem o szkło.
- Za was!
- Za was też. Żebyście szybko znaleźli swoje własne mieszkanie - widziałem, jak na ustach Annabeth pojawia się uśmiech, zaś Drake bardziej się skrzywił, choć próbował szybko to zamaskować. Euricia nałożyła nam na stół długi obrus więc bez oporów szturchnąłem przyjaciela stopą pod stołem. Posłał mi krótkie spojrzenie, jakby chciał mi powiedzieć, że nie teraz. Widocznie nie chciał o tym rozmawiać w obecności Annabeth. Wzbudził tym we mnie niemałe zainteresowanie.
- Więc, co ciekawego działo się pod naszą nieobecność? Najpierw te najważniejsze rzeczy, żebyśmy ich nie zapomnieli po lampce wina - zaśmiałem się krótko, wiedząc, że będąc pod większym wpływem mogły niektóre rzeczy wypaść nam z głowy.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nawet teraz nie mogłam jakoś nie myśleć teraz o naszej pracy. To chyba można było podpiąć pod pewnego rodzaju pracoholizm. Zmusiłam się jednak by skończyć zupę razem z Annabeth i odłożyłam miski na bok, by potem je pozmywać. Na stole były już czyste talerze oraz sałatka wraz z kilkoma innymi potrawami. Annabeth jednak nadal nie odpuszczała, chcąc wiedzieć więcej.
- Jesteś dla nas okrutna, nie pozwalając nam poznać tych najistotniejszych szczegółów. Ale cóż może innym razem zdradzisz coś więcej- zaśmiała się wyraźnie pewna swoich słów. Na co pokręciłam głową, i tak powiedziałam, więcej niż powinnam. Reszta była już tylko i wyłącznie moją i Casa sprawą.
Kiedy Cas nalał nam wina, wznieśliśmy toast, by nadal miło spędzać ze sobą czas. Zorientowałam się, że mina Drake’a lekko się zmieniła na tę chwilę. Uznałam jednak, że Cas weźmie go na tak zwaną męską rozmowę. Jak nie teraz to któregoś dnia, by się wszystkiego dowiedzieć. Annabeth zachowywała się, jakby nic nie zauważyła, więc też wróciłam do naszych rozmów.
- Czarci krąg? A czy to czasem nie wystarczy tylko mocniej zablokować? Może to jakiś chochlik, który miesza ludziom w głowach? To też biorę pod uwagę. Jak zwykle tematy pracy nigdy nas nie omijają nawet podczas takiego wieczoru- przyznałam, wiedząc, że to w sumie nic nowego. Miałam czas by się do tego przyzwyczaić. Ku mojemu zaskoczeniu Annabeth poruszyła, kolejny temat patrząc na Casa.
- Co ci się stało w ramię? Czyżbyś aż tak podpadł Eri, że postanowiła cię ukarać?- spytała go, popijając łyk wina i biorąc porcję sera z ziołami na talerz.
- Zaufaj mi ,są lepsze sposoby, by go ukarać. Poznałam je przez te parę dni bycia razem. Bo wcześniej nie miałam ku temu okazji- powiedziałam nieco wymownie. Mając na myśli, że domyśli się co będzie jego karą gdy mnie czymś zdenerwuje. Na razie nic takiego na szczęście nie nastąpiło.
- Ale jak zapewne wiesz to działa w obie strony. Przez co i Cas zna moją słabość. Już raz nawet wykorzystał ją przeciw mnie. Taki z niego złośliwiec- zaśmiałam się wyraźnie tym rozbawiona.
- Od jakiegoś czasu są załamania pogody. Raz bywa lodowato zaraz gorąco. Ale nie wiem, czy to istotny szczegół- wymienił to Drake po chwili zastanowienia.
- Jest jeszcze coś, gdy kupowałam zioła, dla matki Drake’a ktoś u zielarza pytał o pewne zioła pomagające w utrzymaniu koncentracji i łagodzące oparzenia. Te oparzenia wyglądały dość dziwnie- wymieniła Annabeth.
W sumie to wszystko było cholernie dziwne, zmrużyłam lekko oczy. Pijąc, dalej wino i nakładając sobie sałatki. Zerknęłam na talerze męskiego naszego towarzystwa.
- Co tak mało jecie? Cas czyżbyś nie był jednak głodny? Może muszę cię nakarmić? Wiesz, jak tego chcesz, mogłeś zwyczajnie poprosić. To ty się dodatkowo najesz wstydu, a nie ja- podroczyłam się z nim.
- Co do anomalii pogodowych, nie ukrywam. Czasem jest cholernie gorąco. Ale nie umiem zlokalizować głównej tego przyczyny. Masz jakąś teorię na to Cas?- spytałam, bo może mi coś umknęło. On czasem potrafił wyłapać jakiś szczegół.
Musiałam przyznać, że wino, które przynieśli, było bardzo dobre. Oblizałam delikatnie wargi. Ten słodkawy smak, był wprost trudny do zapomnienia.
- Skąd macie tak dobre wino? Nigdy nie piłam czegoś takiego. Zwykle są one bardzo cierpkie. A to ma przyjemny słodkawy posmak- zapytałam Annabeth.
- Podziękuj za nie wujowi Drake’a. Jeszcze jak żył robił dobre wina. Po jego śmierci mamy jeszcze parę butelek. Tyle po nim zostało- wyjawiła brunetka.
Dokończyłam sałatkę, wyszła mi naprawdę dobra. Choć bez pomocy Casa na pewno nie byłaby tak aromatyczna.
- Jednak Annabeth muszę dodać coś na temat Casa. Mam to szczęście, że w przeciwieństwie do ciebie i twego męża Nie muszę zaciągać go siłą do kuchni, by pomagał mi w gotowaniu. Jakby tak na to spojrzeć nasza współpraca praktycznie dotyczy każdego aspektu naszego życia- zauważyłam, nie przestając się uśmiechać w jego stronę.
- Jesteś dla nas okrutna, nie pozwalając nam poznać tych najistotniejszych szczegółów. Ale cóż może innym razem zdradzisz coś więcej- zaśmiała się wyraźnie pewna swoich słów. Na co pokręciłam głową, i tak powiedziałam, więcej niż powinnam. Reszta była już tylko i wyłącznie moją i Casa sprawą.
Kiedy Cas nalał nam wina, wznieśliśmy toast, by nadal miło spędzać ze sobą czas. Zorientowałam się, że mina Drake’a lekko się zmieniła na tę chwilę. Uznałam jednak, że Cas weźmie go na tak zwaną męską rozmowę. Jak nie teraz to któregoś dnia, by się wszystkiego dowiedzieć. Annabeth zachowywała się, jakby nic nie zauważyła, więc też wróciłam do naszych rozmów.
- Czarci krąg? A czy to czasem nie wystarczy tylko mocniej zablokować? Może to jakiś chochlik, który miesza ludziom w głowach? To też biorę pod uwagę. Jak zwykle tematy pracy nigdy nas nie omijają nawet podczas takiego wieczoru- przyznałam, wiedząc, że to w sumie nic nowego. Miałam czas by się do tego przyzwyczaić. Ku mojemu zaskoczeniu Annabeth poruszyła, kolejny temat patrząc na Casa.
- Co ci się stało w ramię? Czyżbyś aż tak podpadł Eri, że postanowiła cię ukarać?- spytała go, popijając łyk wina i biorąc porcję sera z ziołami na talerz.
- Zaufaj mi ,są lepsze sposoby, by go ukarać. Poznałam je przez te parę dni bycia razem. Bo wcześniej nie miałam ku temu okazji- powiedziałam nieco wymownie. Mając na myśli, że domyśli się co będzie jego karą gdy mnie czymś zdenerwuje. Na razie nic takiego na szczęście nie nastąpiło.
- Ale jak zapewne wiesz to działa w obie strony. Przez co i Cas zna moją słabość. Już raz nawet wykorzystał ją przeciw mnie. Taki z niego złośliwiec- zaśmiałam się wyraźnie tym rozbawiona.
- Od jakiegoś czasu są załamania pogody. Raz bywa lodowato zaraz gorąco. Ale nie wiem, czy to istotny szczegół- wymienił to Drake po chwili zastanowienia.
- Jest jeszcze coś, gdy kupowałam zioła, dla matki Drake’a ktoś u zielarza pytał o pewne zioła pomagające w utrzymaniu koncentracji i łagodzące oparzenia. Te oparzenia wyglądały dość dziwnie- wymieniła Annabeth.
W sumie to wszystko było cholernie dziwne, zmrużyłam lekko oczy. Pijąc, dalej wino i nakładając sobie sałatki. Zerknęłam na talerze męskiego naszego towarzystwa.
- Co tak mało jecie? Cas czyżbyś nie był jednak głodny? Może muszę cię nakarmić? Wiesz, jak tego chcesz, mogłeś zwyczajnie poprosić. To ty się dodatkowo najesz wstydu, a nie ja- podroczyłam się z nim.
- Co do anomalii pogodowych, nie ukrywam. Czasem jest cholernie gorąco. Ale nie umiem zlokalizować głównej tego przyczyny. Masz jakąś teorię na to Cas?- spytałam, bo może mi coś umknęło. On czasem potrafił wyłapać jakiś szczegół.
Musiałam przyznać, że wino, które przynieśli, było bardzo dobre. Oblizałam delikatnie wargi. Ten słodkawy smak, był wprost trudny do zapomnienia.
- Skąd macie tak dobre wino? Nigdy nie piłam czegoś takiego. Zwykle są one bardzo cierpkie. A to ma przyjemny słodkawy posmak- zapytałam Annabeth.
- Podziękuj za nie wujowi Drake’a. Jeszcze jak żył robił dobre wina. Po jego śmierci mamy jeszcze parę butelek. Tyle po nim zostało- wyjawiła brunetka.
Dokończyłam sałatkę, wyszła mi naprawdę dobra. Choć bez pomocy Casa na pewno nie byłaby tak aromatyczna.
- Jednak Annabeth muszę dodać coś na temat Casa. Mam to szczęście, że w przeciwieństwie do ciebie i twego męża Nie muszę zaciągać go siłą do kuchni, by pomagał mi w gotowaniu. Jakby tak na to spojrzeć nasza współpraca praktycznie dotyczy każdego aspektu naszego życia- zauważyłam, nie przestając się uśmiechać w jego stronę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Euricia ciągle mnie zaskakiwała. Annabeth bardzo łatwo wzięła ją pod włos i wyciągała z niej informacje jak tylko jej się podobało. Sposób ukarania, o którym wspomniała Eri, był dość jednoznaczny. Mina Drake'a była przy tym dość wymowna, aż prawie się zakrztusił winem.
- To tylko wypadek przy pracy. Jeden z kilku demonów się na mnie uwziął - wyjaśniłem sprawę, aby było wszystko jasne. Nie potrzebowałem niedomówień, aby sobie myśleli, że to faktycznie Eri była sprawcą tej rany. Choć nie do końca miałem pewność, czy to zadziałało. W końcu przytyki Eri świadczyły o czymś zupełnie innym.
- Chyba będziemy musieli przełożyć nasze zlecenia, by zająć się dokładniej tą sprawą. W sumie to sam wyczułem coś dziwnego, gdy ostatnio sprawdzałem pieczęcie na kręgu. Były zbyt mocno wytarte, jakby coś próbowało usilnie przedostać się na zewnątrz. Do tego czarci krąg i te dziwne zdarzenia… to nie może być przypadek - zamyśliłem się na dłuższą chwilę. Dobrze, że zaczęliśmy pytać znajomych. W końcu ludzie też nauczyli się, by nie ukrywać przed nami takich rzeczy, choć mieszkańcy chyba już niezbyt przywiązywali uwagę do niebezpieczeństw, nauczeni, że zawsze byliśmy w pobliżu i się tym zajmowaliśmy. Trzeba było nam zadbać najpierw o własny teren, a dopiero potem brać się za płatne zlecenia.
- Przestań mi tak słodzić, Eri, bo się zaraz zarumienię - zaśmiałem się na wzmiankę o pomaganiu w kuchni. - Ale to prawda. Trzeba być partnerami i dzielić się obowiązkami, a nie wyznaczać sztywny podział obowiązków. Dobrze być elastycznym. Nawet w łóżku - upiłem łyk wina, najpierw posyłając Eri zadziorne spojrzenie, a następnie spoglądając na naszych przyjaciół. Annabeth lekko spłonęła rumieńcem, zaś Drake wyglądał tak, jakby nie wierzył własnym uszom. Jakby w ogóle oburzyły go moje słowa. - Może szczególnie w łóżku - dodałem ciszej, uważnie przyglądając się reakcji mężczyzny. Wyglądał na takiego, co ani razu nie pozwolił żonie przejąć kontroli. Ten widok na tyle mnie rozbawił, że postanowiłem go jeszcze bardziej podręczyć. Skoro Eri paplała na okrągło, też mogłem co nieco zdradzić w ramach porady dla przyjaciela. Nachyliłem się więc w jego stronę, mówiąc cicho jednak nie na tyle, by dziewczyny mnie nie mogły usłyszeć.
- Nie wiesz, co tracisz - mruknąłem, zanim wziąłem kolejny łyk wina.
- Casper - Annabeth cicho syknęła. Miała rumieńce na twarzy, a mimo to mogłem dostrzec, że i ona była tym równie rozbawiona co i ja. Zdaje się, że chyba zdradziłem aspekt z naszego życia, który bardzo spodobał się przyjaciółce.
- To tylko wypadek przy pracy. Jeden z kilku demonów się na mnie uwziął - wyjaśniłem sprawę, aby było wszystko jasne. Nie potrzebowałem niedomówień, aby sobie myśleli, że to faktycznie Eri była sprawcą tej rany. Choć nie do końca miałem pewność, czy to zadziałało. W końcu przytyki Eri świadczyły o czymś zupełnie innym.
- Chyba będziemy musieli przełożyć nasze zlecenia, by zająć się dokładniej tą sprawą. W sumie to sam wyczułem coś dziwnego, gdy ostatnio sprawdzałem pieczęcie na kręgu. Były zbyt mocno wytarte, jakby coś próbowało usilnie przedostać się na zewnątrz. Do tego czarci krąg i te dziwne zdarzenia… to nie może być przypadek - zamyśliłem się na dłuższą chwilę. Dobrze, że zaczęliśmy pytać znajomych. W końcu ludzie też nauczyli się, by nie ukrywać przed nami takich rzeczy, choć mieszkańcy chyba już niezbyt przywiązywali uwagę do niebezpieczeństw, nauczeni, że zawsze byliśmy w pobliżu i się tym zajmowaliśmy. Trzeba było nam zadbać najpierw o własny teren, a dopiero potem brać się za płatne zlecenia.
- Przestań mi tak słodzić, Eri, bo się zaraz zarumienię - zaśmiałem się na wzmiankę o pomaganiu w kuchni. - Ale to prawda. Trzeba być partnerami i dzielić się obowiązkami, a nie wyznaczać sztywny podział obowiązków. Dobrze być elastycznym. Nawet w łóżku - upiłem łyk wina, najpierw posyłając Eri zadziorne spojrzenie, a następnie spoglądając na naszych przyjaciół. Annabeth lekko spłonęła rumieńcem, zaś Drake wyglądał tak, jakby nie wierzył własnym uszom. Jakby w ogóle oburzyły go moje słowa. - Może szczególnie w łóżku - dodałem ciszej, uważnie przyglądając się reakcji mężczyzny. Wyglądał na takiego, co ani razu nie pozwolił żonie przejąć kontroli. Ten widok na tyle mnie rozbawił, że postanowiłem go jeszcze bardziej podręczyć. Skoro Eri paplała na okrągło, też mogłem co nieco zdradzić w ramach porady dla przyjaciela. Nachyliłem się więc w jego stronę, mówiąc cicho jednak nie na tyle, by dziewczyny mnie nie mogły usłyszeć.
- Nie wiesz, co tracisz - mruknąłem, zanim wziąłem kolejny łyk wina.
- Casper - Annabeth cicho syknęła. Miała rumieńce na twarzy, a mimo to mogłem dostrzec, że i ona była tym równie rozbawiona co i ja. Zdaje się, że chyba zdradziłem aspekt z naszego życia, który bardzo spodobał się przyjaciółce.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Zaśmiałam się tylko, na reakcję Drake’a na moje słowa nie spodziewałam się, że aż tak na niego wpłyną. Tym bardziej że zwykle byli przyzwyczajeni do naszych tekstów nawet jeśli bywały czasem zbyt śmiałe. Teraz mogłam sobie już na nie pozwolić bez skrępowania. I nie czułam, że przekraczam granice, które kiedyś nas obowiązywały. Na szczęście Drake uniknął walenia w plecy od któregoś z nas. Cas też wyjaśnił sytuację z ramieniem, więc nie musiałam niczego dodawać od siebie. Tamta walka była jedną z najbardziej skomplikowanych, jakie pamiętałam w ostatnim czasie. Upiłam łyk wina, oblizując wargi.
- Mówisz, że były wytarte? Ale jakim cudem? Użyliśmy tylu inkantacji i płynów, by je zapieczętować. Nie mówiąc już o tym jak nas to wtedy wyczerpało. W razie czego wezmę, jeszcze raz tamtą książkę powinna pomóc. Będę spokojniejsza jak to szczelniej zablokujemy, nim wyjedziemy z miasteczka. Ostatnie czego chcę to narażać innych na niebezpieczeństwo- przyznałam rację Casowi. Nasza jedna z książek powinna by nam bardzo pomocna.
Jednak nie mogłam ukryć, że czułam niepokój, który zbywałam tymi żartami czy przekomarzaniami z Casperem. Annabeth na pewno też to wyraźnie wyczuła, ale nie komentowała, pozwalając nam się ze sobą podroczyć. Tylko że Cas poszedł znacznie dalej ode mnie, przez co moja ręka z kieliszkiem utknęła w połowie drogi do ust. Czy on zamierzał testować moje granice zawstydzenia? Na wszelki wypadek odstawiłam kieliszek na stół, mierząc go wzrokiem.
- Casper, nie musisz im zdradzać aż tak wiele z naszego życia intymnego. Tym bardziej że już dość się nasłuchałam od naszej sąsiadki. Nie chcę powtórki tym razem od naszych przyjaciół. Co za dużo to niezdrowo- dodałam obserwując jak Drake nadal był wyraźnie zmieszany jak i oburzony, że odważyłam się przejąć inicjatywę w seksie. Dla mnie to było z Casperem tak naturalne, bo żadne z nas nie stawiało sobie żadnych granic w tym przypadku. Ale u nich najwyraźniej było zupełnie inaczej, i ta reakcja była wystarczającym potwierdzeniem.
- Od sąsiadki? Jak to się stało? No to już nie masz wyjścia Cas, zdradź, jaka jest wtedy Eri. Bo na nieśmiałą to na pewno nie wygląda- Annabeth podchwyciła ten temat niemal natychmiast mimo tych rumieńców na twarzy. To, co zdradził Cas, tylko ją nakręcało, jęknęłam cicho, wiedząc, że na tym się to nie skończy. Drake chrząknął cicho, zmieszany obserwując naszą dwójkę. Jak i swoją żonę. Ale ona wyraźnie to zignorowała.
- No to teraz na pewno nie da wam spokoju. Uprzedzam, ja umywam ręce, nie będę was teraz bronił. Próbowałem, nie wyszło- na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Bo wiedział, że nawet jego uwagi, nic w tym momencie nie pomogą.
- Mówisz, że były wytarte? Ale jakim cudem? Użyliśmy tylu inkantacji i płynów, by je zapieczętować. Nie mówiąc już o tym jak nas to wtedy wyczerpało. W razie czego wezmę, jeszcze raz tamtą książkę powinna pomóc. Będę spokojniejsza jak to szczelniej zablokujemy, nim wyjedziemy z miasteczka. Ostatnie czego chcę to narażać innych na niebezpieczeństwo- przyznałam rację Casowi. Nasza jedna z książek powinna by nam bardzo pomocna.
Jednak nie mogłam ukryć, że czułam niepokój, który zbywałam tymi żartami czy przekomarzaniami z Casperem. Annabeth na pewno też to wyraźnie wyczuła, ale nie komentowała, pozwalając nam się ze sobą podroczyć. Tylko że Cas poszedł znacznie dalej ode mnie, przez co moja ręka z kieliszkiem utknęła w połowie drogi do ust. Czy on zamierzał testować moje granice zawstydzenia? Na wszelki wypadek odstawiłam kieliszek na stół, mierząc go wzrokiem.
- Casper, nie musisz im zdradzać aż tak wiele z naszego życia intymnego. Tym bardziej że już dość się nasłuchałam od naszej sąsiadki. Nie chcę powtórki tym razem od naszych przyjaciół. Co za dużo to niezdrowo- dodałam obserwując jak Drake nadal był wyraźnie zmieszany jak i oburzony, że odważyłam się przejąć inicjatywę w seksie. Dla mnie to było z Casperem tak naturalne, bo żadne z nas nie stawiało sobie żadnych granic w tym przypadku. Ale u nich najwyraźniej było zupełnie inaczej, i ta reakcja była wystarczającym potwierdzeniem.
- Od sąsiadki? Jak to się stało? No to już nie masz wyjścia Cas, zdradź, jaka jest wtedy Eri. Bo na nieśmiałą to na pewno nie wygląda- Annabeth podchwyciła ten temat niemal natychmiast mimo tych rumieńców na twarzy. To, co zdradził Cas, tylko ją nakręcało, jęknęłam cicho, wiedząc, że na tym się to nie skończy. Drake chrząknął cicho, zmieszany obserwując naszą dwójkę. Jak i swoją żonę. Ale ona wyraźnie to zignorowała.
- No to teraz na pewno nie da wam spokoju. Uprzedzam, ja umywam ręce, nie będę was teraz bronił. Próbowałem, nie wyszło- na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Bo wiedział, że nawet jego uwagi, nic w tym momencie nie pomogą.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dobrze, że w obecnej chwili nie zdążyłem zrobić kolejnego łyka, bo pewnie bym się tym winem tylko zadławił. Początkowo zakryłem usta, próbując jakoś zamaskować swój śmiech, ale już po komentarzu Annabeth nie potrafiłem tego powstrzymać. Odstawiłem kieliszek, by przypadkiem nie oblać się jego zawartością.
- No weź, Casper! - poczułem kopnięcie pod stołem, zapewne od Annabeth, która z szerokim uśmiechem się we mnie wpatrywała.
- Masz rację, wcale nie jest nieśmiała - odpowiedziałem, jednocześnie zaśmiewając się i odsuwając od Eri, żeby "przypadkiem" nie oberwać od niej z łokcia pod żebra. I to pewnie nie dlatego, że coś powiedziałem za dużo, a dlatego, że jeszcze się z tego śmiałem. Tak jak wtedy przy sąsiadce. Lecz to wcale nie ja wyjawiłem tą pilnie strzeżoną tajemnicę.
- Ale może Eri niech sama ci o tym opowie - zwróciłem się w stronę swojej partnerki. Uniosłem dłoń, aby dotknąć jej gorącego policzka i przy okazji odsunąć za ucho kosmyk włosów z jej oczu.
- Skoro tak łatwo zdradza każdy kolejny szczegół. Niedługo będzie o wszystkim opowiadała bez żadnego zawstydzenia czy zażenowania - ponownie się zaśmiałem, zabierając rękę, by po chwili uścisnąć krótko dłoń Eri. - Już teraz Annabeth wyciąga od ciebie informacje jakie tylko chce. Sama chętnie dzielisz się nimi. Może razem…
- Tak! Musisz mi o wszystkim powiedzieć! - Annabeth zaklaskała w dłonie, przerywając mi to, co chciałem powiedzieć. Chyba wpadliśmy na ten sam pomysł jednocześnie. - Czeka nas dłuuuuugi spacer!
- Annabeth, uspokój się - wtrącił się Drake. Wyglądał, jakby jemu wcale nie było do śmiechu i jak najszybciej chciał skończyć tą rozmowę. Spoglądał na swoją żonę jak na niesforne dziecko, które nadepnęło mu na stopę. Kobieta zmierzyła go spojrzeniem, by po chwili zignorować i powrócić do Eri tylko już z jakby mniejszym entuzjazmem.
- Odpuść sobie, Drake. Dawno się nie widziały, muszą o czymś poplotkować - powiedziałem, by trochę go uspokoić. Wziąłem również butelkę wina, by każdemu dolać do kieliszka. Nie do końca podobała mi się jego reakcja. Co prawda nie powinniśmy się nawzajem wtrącać sobie do łóżek, ale miałem nieodparte wrażenie, że nie działo się u nich najlepiej pod tym względem, mimo iż próbowali to ukryć. Cóż, mając taką wścibską babę za ścianą jak jego matka, też by mi się nie najlepiej układało życie łóżkowe. Szczególnie na miejscu Annabeth, która była przez nią niemal na każdym kroku krytykowana, a Drake do tej pory nic z tym nie zrobił.
- No weź, Casper! - poczułem kopnięcie pod stołem, zapewne od Annabeth, która z szerokim uśmiechem się we mnie wpatrywała.
- Masz rację, wcale nie jest nieśmiała - odpowiedziałem, jednocześnie zaśmiewając się i odsuwając od Eri, żeby "przypadkiem" nie oberwać od niej z łokcia pod żebra. I to pewnie nie dlatego, że coś powiedziałem za dużo, a dlatego, że jeszcze się z tego śmiałem. Tak jak wtedy przy sąsiadce. Lecz to wcale nie ja wyjawiłem tą pilnie strzeżoną tajemnicę.
- Ale może Eri niech sama ci o tym opowie - zwróciłem się w stronę swojej partnerki. Uniosłem dłoń, aby dotknąć jej gorącego policzka i przy okazji odsunąć za ucho kosmyk włosów z jej oczu.
- Skoro tak łatwo zdradza każdy kolejny szczegół. Niedługo będzie o wszystkim opowiadała bez żadnego zawstydzenia czy zażenowania - ponownie się zaśmiałem, zabierając rękę, by po chwili uścisnąć krótko dłoń Eri. - Już teraz Annabeth wyciąga od ciebie informacje jakie tylko chce. Sama chętnie dzielisz się nimi. Może razem…
- Tak! Musisz mi o wszystkim powiedzieć! - Annabeth zaklaskała w dłonie, przerywając mi to, co chciałem powiedzieć. Chyba wpadliśmy na ten sam pomysł jednocześnie. - Czeka nas dłuuuuugi spacer!
- Annabeth, uspokój się - wtrącił się Drake. Wyglądał, jakby jemu wcale nie było do śmiechu i jak najszybciej chciał skończyć tą rozmowę. Spoglądał na swoją żonę jak na niesforne dziecko, które nadepnęło mu na stopę. Kobieta zmierzyła go spojrzeniem, by po chwili zignorować i powrócić do Eri tylko już z jakby mniejszym entuzjazmem.
- Odpuść sobie, Drake. Dawno się nie widziały, muszą o czymś poplotkować - powiedziałem, by trochę go uspokoić. Wziąłem również butelkę wina, by każdemu dolać do kieliszka. Nie do końca podobała mi się jego reakcja. Co prawda nie powinniśmy się nawzajem wtrącać sobie do łóżek, ale miałem nieodparte wrażenie, że nie działo się u nich najlepiej pod tym względem, mimo iż próbowali to ukryć. Cóż, mając taką wścibską babę za ścianą jak jego matka, też by mi się nie najlepiej układało życie łóżkowe. Szczególnie na miejscu Annabeth, która była przez nią niemal na każdym kroku krytykowana, a Drake do tej pory nic z tym nie zrobił.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie spodziewałam się tego, że Cas zdecyduje się powiedzieć coś więcej ode mnie w naszej intymnej sprawie. A tymczasem on popędzany przez Annabeth przyznał, choć nie wdając się w szczegóły, jaka jestem w łóżku. Jak chciał mnie zawstydzić, no to lekko mu się to udało, bo moja twarz lekko się zarumieniła, ale mogło to być też spowodowane winem. Spojrzałam, na Casa wzrokiem, który mówił „pogadamy o tym później” by miał pewność, że mu tego nie zapomnę. Dodatkowo jak śmiał się z tego śmiać? Sama wymusiłam na swoich ustach coś na kształt uśmiechu. Lepiej wolę tego nie komentować. Mimowolnie cicho tak by tylko on usłyszał, mruknęłam, zadowolona czując jego palce na swojej skórze, gdy odgarnął mi zbłąkany kosmyk za ucho. Ten gest był delikatny, a potrafił troszkę rozbudzić. Mimo że nie byliśmy teraz sami.
- Cas do tego potrzeba czasu, bym bez skrępowania o tym rozmawiała. Nie wystarczy butelka wina czy droczenie się ze sobą w wymowny sposób.
- Ale w jednym masz rację Annabeth, chętnie się z nią przejdę. Lepiej zostawmy mężczyzn, na męską pogawędkę. Tylko poczekaj, narzucę coś na siebie. Bo pewnie za ciepło o tej godzinie to nie jest- zwróciłam się do Annabeth, która zaczęła wstawać od stołu, ku niezadowoleniu jej męża.
- Wrócimy za jakiś czas. Na pewno ty i Casper macie sobie dużo do opowiedzenia. Poza tym mogę to samo powiedzieć o mnie i Eri. Zobaczymy czy uda mi się coś jeszcze z niej wyciągnąć- zachichotała za przyjaciółką, która na chwilę poszła do siebie, by coś na siebie narzucić.
Pojawiłam się w jednym z lżejszych płaszczy, który zakładałam na niektóre misje. Zwłaszcza wczesną wiosną lub jesienią. Podeszłam do Casa, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Akurat z tym to się nie krępowałam, a nawet czułam satysfakcję, że mogę to zrobić. Upiłam jeszcze dwa łyki wina.
- No to idziemy, a wy chłopcy bądźcie grzeczni. Zwłaszcza ty Cas nie sprowadzaj Drake’a na złą stronę. Będziemy za godzinę może więcej. Jak nie będzie nas dłużej, szukajcie nas nad strumieniem. To miłego wam życzę- mówiąc to, skierowałam się ku wyjściu. Annabeth też była już gotowa do opuszczenia naszego mieszkania.
Wyszłyśmy na dość dobrze oświetloną ulicę. Czarnowłosa wyglądała na taką jakby już nie mogła się docvzekać gdy zaatakuje mnie kolejnymi pytaniami. I jak zwykle była szybsza ode mnie. Nie przestała się uśmiechać w moją stronę.
- To opowiadaj, o co chodziło z tymi sąsiadami? Nie mów mi, że to słyszeli?- Annabeth wręcz umierała z ciekawości, a ja czułam lekkie zażenowanie. No bo akurat trafiła w samo sedno z tym pytaniem.
- No… słyszeli, bo nie zamknęliśmy okna. Ale to jego wina nie moja, po prostu Cas ma w sobie coś takiego, że nie umiem się od niego oderwać. Z resztą wiesz co mówię sama masz to z Drakie’m. No i raz nas … za bardzo poniosło- nie wdawałam się w szczegóły. Tego ze mnie to nie wyciągnie.
Przyjaciółka zaśmiała się wyraźnie tym, faktem rozbawiona. Chyba nie spodziewała się, że jesteśmy już na takim dość wysokim etapie. Ale cóż od samego początku nasz związek nie zaczął się od trzymania za rączki tylko od znacznie śmielszych rzeczy.
- Wyobraziłam sobie twoją reakcję gdy się o tym dowiedzieliście, że was słyszeli. To musiało być naprawdę niezręczne i zabawne. Szkoda , że tego nie widziałam- zaśmiewała się w najlepsze. Podczas gdy ja zmieszana spuściłam wzrok. Bo nadal doskonale to pamiętałam.
- Cas nie mógł przestać się śmiać gdy sąsiadka zwróciła nam na to uwagę. Ja byłam solidnie zażenowana. Wiesz, jeszcze nie przywykłam, do rozmów na ten temat. W sumie przy tobie próbuje się pozbyć tego, ale nadal mi nie wychodzi – skierowałyśmy się w stronę końca ulicy i strumienia.
- Nie masz czego się wstydzić. To dobrze, że siebie w końcu odnaleźliście. Przynajmniej u was się układa. Bo u nas jest ostatnio dość ciężko.- opowiedziała Annabeth co mnie zaciekawiło.
- Jak to? Co się dzieje? Opowiadaj- ponagliłam przyjaciółkę. Czyżby dlatego Drake był tak spięty i wydawał się być oburzony tym jak z Casem zdradzamy co nieco z naszego życia?
- Głównym tematem, który nie schodzi, z naszych rozmów jest to, że pragnę dziecka. Jednak Drake ciągle się przed tym broni. Mam wrażenie, że jego matka macza w tym palce. Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę mogła o tym zapomnieć- usiadłyśmy nad strumieniem. Objęłam ją ramieniem, by jakoś okazać jej moje wsparcie. Nie wiedziałam, że matka ma na Drake’a aż taki spory wpływ, by liczył się aż tak bardzo z jej zdaniem aniżeli żony.
- Cas do tego potrzeba czasu, bym bez skrępowania o tym rozmawiała. Nie wystarczy butelka wina czy droczenie się ze sobą w wymowny sposób.
- Ale w jednym masz rację Annabeth, chętnie się z nią przejdę. Lepiej zostawmy mężczyzn, na męską pogawędkę. Tylko poczekaj, narzucę coś na siebie. Bo pewnie za ciepło o tej godzinie to nie jest- zwróciłam się do Annabeth, która zaczęła wstawać od stołu, ku niezadowoleniu jej męża.
- Wrócimy za jakiś czas. Na pewno ty i Casper macie sobie dużo do opowiedzenia. Poza tym mogę to samo powiedzieć o mnie i Eri. Zobaczymy czy uda mi się coś jeszcze z niej wyciągnąć- zachichotała za przyjaciółką, która na chwilę poszła do siebie, by coś na siebie narzucić.
Pojawiłam się w jednym z lżejszych płaszczy, który zakładałam na niektóre misje. Zwłaszcza wczesną wiosną lub jesienią. Podeszłam do Casa, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Akurat z tym to się nie krępowałam, a nawet czułam satysfakcję, że mogę to zrobić. Upiłam jeszcze dwa łyki wina.
- No to idziemy, a wy chłopcy bądźcie grzeczni. Zwłaszcza ty Cas nie sprowadzaj Drake’a na złą stronę. Będziemy za godzinę może więcej. Jak nie będzie nas dłużej, szukajcie nas nad strumieniem. To miłego wam życzę- mówiąc to, skierowałam się ku wyjściu. Annabeth też była już gotowa do opuszczenia naszego mieszkania.
Wyszłyśmy na dość dobrze oświetloną ulicę. Czarnowłosa wyglądała na taką jakby już nie mogła się docvzekać gdy zaatakuje mnie kolejnymi pytaniami. I jak zwykle była szybsza ode mnie. Nie przestała się uśmiechać w moją stronę.
- To opowiadaj, o co chodziło z tymi sąsiadami? Nie mów mi, że to słyszeli?- Annabeth wręcz umierała z ciekawości, a ja czułam lekkie zażenowanie. No bo akurat trafiła w samo sedno z tym pytaniem.
- No… słyszeli, bo nie zamknęliśmy okna. Ale to jego wina nie moja, po prostu Cas ma w sobie coś takiego, że nie umiem się od niego oderwać. Z resztą wiesz co mówię sama masz to z Drakie’m. No i raz nas … za bardzo poniosło- nie wdawałam się w szczegóły. Tego ze mnie to nie wyciągnie.
Przyjaciółka zaśmiała się wyraźnie tym, faktem rozbawiona. Chyba nie spodziewała się, że jesteśmy już na takim dość wysokim etapie. Ale cóż od samego początku nasz związek nie zaczął się od trzymania za rączki tylko od znacznie śmielszych rzeczy.
- Wyobraziłam sobie twoją reakcję gdy się o tym dowiedzieliście, że was słyszeli. To musiało być naprawdę niezręczne i zabawne. Szkoda , że tego nie widziałam- zaśmiewała się w najlepsze. Podczas gdy ja zmieszana spuściłam wzrok. Bo nadal doskonale to pamiętałam.
- Cas nie mógł przestać się śmiać gdy sąsiadka zwróciła nam na to uwagę. Ja byłam solidnie zażenowana. Wiesz, jeszcze nie przywykłam, do rozmów na ten temat. W sumie przy tobie próbuje się pozbyć tego, ale nadal mi nie wychodzi – skierowałyśmy się w stronę końca ulicy i strumienia.
- Nie masz czego się wstydzić. To dobrze, że siebie w końcu odnaleźliście. Przynajmniej u was się układa. Bo u nas jest ostatnio dość ciężko.- opowiedziała Annabeth co mnie zaciekawiło.
- Jak to? Co się dzieje? Opowiadaj- ponagliłam przyjaciółkę. Czyżby dlatego Drake był tak spięty i wydawał się być oburzony tym jak z Casem zdradzamy co nieco z naszego życia?
- Głównym tematem, który nie schodzi, z naszych rozmów jest to, że pragnę dziecka. Jednak Drake ciągle się przed tym broni. Mam wrażenie, że jego matka macza w tym palce. Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę mogła o tym zapomnieć- usiadłyśmy nad strumieniem. Objęłam ją ramieniem, by jakoś okazać jej moje wsparcie. Nie wiedziałam, że matka ma na Drake’a aż taki spory wpływ, by liczył się aż tak bardzo z jej zdaniem aniżeli żony.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tak myślałem, że Eri chętnie się zgodzi na wspólny spacer z Annabeth. Nie sądziłem tylko, że postanowią zrobić to tak szybko, opuszczając nas niemal w pośpiechu, złaknione plotek i wiedzy. Miło było na nie popatrzeć. W ogóle świetnie jest mieć przyjaciół, z którymi mogliśmy porozmawiać, podzielić się własnymi radościami i smutkami, czy też pośmiać się i wspomagać wzajemnie.
- Jasne, bawcie się dobrze - uśmiechnąłem się, czując ten delikatny pocałunek na swoich ustach, po czym pożegnałem krótko kobiety. Niech mają trochę czasu tylko dla siebie, to dobrze im zrobi. I uwolni mnie od niezręcznych pytań. Może Eri przez ten czas zaspokoi ciekawość przyjaciółki.
Dopiłem swoje wino z kieliszka, a później podszedłem do pieca, by dołożyć więcej drewna. Pewnie zmarzną podczas spaceru, lepiej pilnować ognia, żeby cały czas było przyjemnie ciepło w mieszkaniu.
- Naprawdę jej na to pozwoliłeś? - zapytał Drake niemal natychmiast po tym, jak otrzepałem dłonie i wróciłem do stołu. Zmarszczyłem lekko brwi. Nie żebym nie wiedział o co mu chodzi. Trochę zaskoczył mnie, że mimo wszystko sam łakną tej wiedzy. Poza tym wyglądał na zniesmaczonego, co mi się nie podobało.
- A ciebie co, matka seksu uczyła? - zapytałem zirytowany. Nałożyłem sobie na talerzyk jedzenia. Założyłem nogę na nogę i ponownie posłałem mu spojrzenie, tym razem już pozbawione rozbawienia. - Po ciemku, pod kołderką i zawsze w jednej pozycji? Oczywiście, że pozwoliłem na to Eri. Między innymi dlatego, że jest moją partnerką, a nie sprzątaczką, praczką, kucharką, opiekunką do matki i popychadłem, które od czasu do czasu musi rozłożyć przede mną nogi, nie mając z tego żadnej przyjemności. Ty w ogóle kochasz Annabeth? Wyglądasz, jakbyś…
- Jak w ogóle śmiesz tak mówić?! - oburzył się Drake, posyłając mi groźne spojrzenie. Walnął pięścią w stół, aż zabrzęczała zastawa. Nie zrobił tym na mnie wrażenia. Po prostu wpakowałem sobie do ust kolejną porcję jedzenia.
- Gdybym nie kochał Annabeth, nie zostałaby moją żoną!
- Aha. I to wszystko?
- Przeginasz, Casper.
- Więc nie masz nic więcej na potwierdzenie swojej miłości, co? Na miejscu Annabeth już dawno zostawiłbym takiego męża.
- Ciężko pracuję w tartaku, nie mam czasu na pierdoły! To są obowiązki kobiety i…
- Śmieszny jesteś - westchnąłem, powoli przeżuwając następny kęs. Twarz mężczyzny była już czerwona i raczej nie z powodu wypitego wina. - Spójrz na to z innej strony - zacząłem spokojniej, starając się nie prowokować go. Ostatnim czego chciałem była kłótnia, która mogłaby wszystko pogorszyć. Wolałem, żeby wyniósł coś z tej rozmowy. - Dlaczego tak uważasz? Dlaczego według ciebie te obowiązki należą do Annabeth i nie pomagasz jej w niczym?
- Głupie pytanie - parsknął, opadając plecami na oparcie kanapy. - Zawsze to należało kobiety, do mojej matki, wcześniej do babki, prababki i tak dalej.
- No i co, były szczęśliwe? Czy może sfrustrowane i wiecznie zmęczone? - miałem wrażenie, jakby Drake zaraz miał palnąć coś głupiego, ale w ostatniej chwili się zawahał, zastanowił. Niemal mogłem dostrzec, jak w jego głowie coś przeskakuje.
- Dostrzegłeś, jak Annabeth schudła? Jak wokół jej oczu pojawiło się kilka zmarszczek, a dłonie zrobiły się spracowane? Przygarbione ramiona, zszarzała cera. Wyobraź sobie, że ona tak samo ciężko pracuje w mleczarni. Mało tego, wraca do domu, do wiecznie niezadowolonej teściowej, po czym znów pracuje. Sprząta, gotuje, pierze twoje brudne gacie w zimnej wodzie w strumieniu. Wiesz, tak myślę, że może to i lepiej, że nie macie dziecka, bo biedaczka tylko by się wykończyła.
- Nie widziałem, żeby…
- Właśnie. Bo masz wszystko podetknięte pod nos i nic cię nie obchodzi. Nawet potrzeby twojej żony, którą rzekomo kochasz. Naprawdę, nie zrobisz się mniej męski jeżeli zaczniesz jej pomagać w porządkach, jeżeli pozwolisz jej więcej podejmować decyzji, jeśli zapytasz się, czego by chciała w łóżku. I nie będziesz oczekiwać za to zapłaty, bo to tak samo twój dom jak i jej.
- Ale mama…
- Oh, przestań z tą matką, bo mi się flaki przewracają, jak słyszę to z twoich ust. Skoro już raz jej się postawiłeś i wziąłeś ślub z Annabeth, dlaczego teraz pozwalasz, żeby ją poniżała, szantażowała cię i rozbijała twoje małżeństwo? Odetnij pępowinę w końcu, stary - wywróciłem oczami, specjalnie tak, żeby dokładnie to widział. Niby dorosły, a wciąż zachowywał się jak dziecko.
- Jasne, bawcie się dobrze - uśmiechnąłem się, czując ten delikatny pocałunek na swoich ustach, po czym pożegnałem krótko kobiety. Niech mają trochę czasu tylko dla siebie, to dobrze im zrobi. I uwolni mnie od niezręcznych pytań. Może Eri przez ten czas zaspokoi ciekawość przyjaciółki.
Dopiłem swoje wino z kieliszka, a później podszedłem do pieca, by dołożyć więcej drewna. Pewnie zmarzną podczas spaceru, lepiej pilnować ognia, żeby cały czas było przyjemnie ciepło w mieszkaniu.
- Naprawdę jej na to pozwoliłeś? - zapytał Drake niemal natychmiast po tym, jak otrzepałem dłonie i wróciłem do stołu. Zmarszczyłem lekko brwi. Nie żebym nie wiedział o co mu chodzi. Trochę zaskoczył mnie, że mimo wszystko sam łakną tej wiedzy. Poza tym wyglądał na zniesmaczonego, co mi się nie podobało.
- A ciebie co, matka seksu uczyła? - zapytałem zirytowany. Nałożyłem sobie na talerzyk jedzenia. Założyłem nogę na nogę i ponownie posłałem mu spojrzenie, tym razem już pozbawione rozbawienia. - Po ciemku, pod kołderką i zawsze w jednej pozycji? Oczywiście, że pozwoliłem na to Eri. Między innymi dlatego, że jest moją partnerką, a nie sprzątaczką, praczką, kucharką, opiekunką do matki i popychadłem, które od czasu do czasu musi rozłożyć przede mną nogi, nie mając z tego żadnej przyjemności. Ty w ogóle kochasz Annabeth? Wyglądasz, jakbyś…
- Jak w ogóle śmiesz tak mówić?! - oburzył się Drake, posyłając mi groźne spojrzenie. Walnął pięścią w stół, aż zabrzęczała zastawa. Nie zrobił tym na mnie wrażenia. Po prostu wpakowałem sobie do ust kolejną porcję jedzenia.
- Gdybym nie kochał Annabeth, nie zostałaby moją żoną!
- Aha. I to wszystko?
- Przeginasz, Casper.
- Więc nie masz nic więcej na potwierdzenie swojej miłości, co? Na miejscu Annabeth już dawno zostawiłbym takiego męża.
- Ciężko pracuję w tartaku, nie mam czasu na pierdoły! To są obowiązki kobiety i…
- Śmieszny jesteś - westchnąłem, powoli przeżuwając następny kęs. Twarz mężczyzny była już czerwona i raczej nie z powodu wypitego wina. - Spójrz na to z innej strony - zacząłem spokojniej, starając się nie prowokować go. Ostatnim czego chciałem była kłótnia, która mogłaby wszystko pogorszyć. Wolałem, żeby wyniósł coś z tej rozmowy. - Dlaczego tak uważasz? Dlaczego według ciebie te obowiązki należą do Annabeth i nie pomagasz jej w niczym?
- Głupie pytanie - parsknął, opadając plecami na oparcie kanapy. - Zawsze to należało kobiety, do mojej matki, wcześniej do babki, prababki i tak dalej.
- No i co, były szczęśliwe? Czy może sfrustrowane i wiecznie zmęczone? - miałem wrażenie, jakby Drake zaraz miał palnąć coś głupiego, ale w ostatniej chwili się zawahał, zastanowił. Niemal mogłem dostrzec, jak w jego głowie coś przeskakuje.
- Dostrzegłeś, jak Annabeth schudła? Jak wokół jej oczu pojawiło się kilka zmarszczek, a dłonie zrobiły się spracowane? Przygarbione ramiona, zszarzała cera. Wyobraź sobie, że ona tak samo ciężko pracuje w mleczarni. Mało tego, wraca do domu, do wiecznie niezadowolonej teściowej, po czym znów pracuje. Sprząta, gotuje, pierze twoje brudne gacie w zimnej wodzie w strumieniu. Wiesz, tak myślę, że może to i lepiej, że nie macie dziecka, bo biedaczka tylko by się wykończyła.
- Nie widziałem, żeby…
- Właśnie. Bo masz wszystko podetknięte pod nos i nic cię nie obchodzi. Nawet potrzeby twojej żony, którą rzekomo kochasz. Naprawdę, nie zrobisz się mniej męski jeżeli zaczniesz jej pomagać w porządkach, jeżeli pozwolisz jej więcej podejmować decyzji, jeśli zapytasz się, czego by chciała w łóżku. I nie będziesz oczekiwać za to zapłaty, bo to tak samo twój dom jak i jej.
- Ale mama…
- Oh, przestań z tą matką, bo mi się flaki przewracają, jak słyszę to z twoich ust. Skoro już raz jej się postawiłeś i wziąłeś ślub z Annabeth, dlaczego teraz pozwalasz, żeby ją poniżała, szantażowała cię i rozbijała twoje małżeństwo? Odetnij pępowinę w końcu, stary - wywróciłem oczami, specjalnie tak, żeby dokładnie to widział. Niby dorosły, a wciąż zachowywał się jak dziecko.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Pogładziłam ją bardziej po ramieniu, by dodać otuchy, na tyle jak bardzo mogłam. Sama nie rozumiałam tej chęci posiadania dziecka, ale może to przez to, że w sumie nigdy o tym nie myślałam. A nawet więcej wątpiłam, bym kiedykolwiek była na to gotowa. Annabeth za to na pewno nie raz o tym myślała, chciała mieć pełną, rodzinę dało się to wyczuć. I pewnie w środku cierpiała, że Drake unikał tego tematu lub rzadko w ich łóżku zanosiło się na co innego niż sen. Sama nie miałam zamiaru, o to pytać byłam pewna, że Cas wziął już Drake’a w obroty solidnie suszyć mu głowę. Nie byłam do tego potrzebna, moim celem było zwyczajnie pocieszyć i uspokoić brunetkę na tyle, o ile potrafiłam.
- Musisz z nim o tym porozmawiać. Nie siedzieć dłużej cicho i wszystko tolerować. Annabeth jesteśmy praktycznie w tym samym wieku. Na twoim miejscu szczerze bym z nim porozmawiała. Ale bez jego matki w okolicy. Bo dobrze wiemy, że ona to potrafi namieszać- zasugerowałam przyjaciółce.
- Próbowałam, ale on zawsze wykręca się tym, że jest zmęczony. Ja też często odczuwam zmęczenie, nie tylko pracą, ale sytuacją w naszym domu. Eri. Lata mijają, a nas nadal jest tylko dwoje. Liczę, że Drake jednak zmieni zdanie i też będzie tego chciał. Jeśli tak się nie stanie to, nasze małżeństwo czeka, poważny kryzys czego się najbardziej obawiam- zwierzyła mi się brunetka.
Po czym jej wzrok spoczął, na mnie jakby chciała za wszelką cenę zmienić temat na ten lekko weselszy. Więc wymusiła, lekki uśmiech chcąc podtrzymać rozmowę.
- Dość o mnie powróćmy do tematu, który nadal mnie interesuje. Naprawdę cieszę się, że jesteście razem. No to teraz Eri zdradź więcej szczegółów kiedy dokładnie to się wydarzyło?- pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, że jej ciągle było mało. Nie wystarczyło jej to, że dowiedziała się, że odbyło się to podczas jednej z naszych przekomarzanek. Aż tak łaknęła wszystkich szczegółów? Nie miałam w planach ujawniać wszystkiego.
- Nie zdradzę ci nic więcej, wiesz już tyle, że był pocałunek i na tym się to nie skończyło. Wyciągnęłaś nawet od Casa, że nie jestem nieśmiała w intymnych sytuacjach. Annabeth jesteś niemożliwa- odparłam wyraźnie tym rozbawiona. Bo i tak wydało się, więcej niż planowaliśmy zdradzać.
- Cas naprawdę pozwala ci przejąć inicjatywę? W sumie czemu mnie to nie dziwi. Zawsze wydawał się być bardziej otwarty od Drake’a. - podsumowała Annabeth. Choć nie wątpiłam w to, że to właśnie ten stoicki charakter jej męża ją do niego przyciągnął. Nie wiem, czy tak dobrze dogadywałaby się z Casem.
- Wiesz, u nas jest inaczej niż u was. Od zawsze ze sobą współpracujemy. Rozumiemy się, praktycznie bez słów I wspieramy. Więc to logiczne, że nawzajem próbujemy odgadnąć i spełniać nasze potrzeby. Tylko teraz robimy to już bardziej otwarcie niż wcześniej. Tak zdarza mi się czasem próbować przejmować kontrolę, ale cóż Cas nie byłby sobą gdyby nie miał ostatniego słowa - potwierdziłam tym pytanie Annabeth. Bo czy musiałam cokolwiek ukrywać? Były granice, których jednak nie zamierzałam przekraczać.
- To teraz tylko czekać na wasze zaręczyny jak sądzę? Wątpię by Casper pozwolił ci teraz być z kimś innym. Bo ciebie nie muszę chyba o to pytać- mrugnęła do mnie wymownie, na co sama się lekko uśmiechnęłam. Na razie, póki co, się na to nie zanosiło, cieszyłam się tym, co miałam. Jego bliskością tym, że mogłam czuć jego zapach kiedy tylko miałam na to ochotę.
- Nie nakręcaj się tak tym. Dopiero od niedawna jesteśmy parą. Wiem, że wspólne lata, które spędziliśmy, razem też się pewnie liczą, ale nie liczyłabym na szybką zmianę naszego statusu. Choć nie twierdzę, że to się kiedyś nie zmieni- mówiąc to, zapatrzyłam się w wodę. Już raz z Casem zahaczyliśmy troszkę o ten temat. I to nie tylko na misji, ale też w tym samym miejscu co teraz.
- Co was powstrzymuje? Kochacie się, to widać. Poza tym praktycznie wszystko robicie razem. Nic was nie ogranicza. Nawet nie wiesz, jak wam czasem tego zazdroszczę- westchnęła, wyraźnie nie rozumiejąc tego. Wtedy westchnęłam, by poruszyć ten temat, który nie dawał mi spokoju, a który mógł sprawić, że nie będzie między nami tak idealnie jak sądziła brunetka.
- Teraz jest idealnie, ale obawiam się, że przez pewien temat. Może już tak nie być. Dlatego, póki co wolę nie wychodzić za daleko w przyszłość. Chociaż czasem mi się to zdarza- nie przestałam patrzeć w stronę wody. Jakby wyjątkowo mnie teraz zaintrygowało jej delikatne falowanie.
- O czym ty mówisz? Jakiego rodzaju temat masz na myśli?- jej pytanie sprawiło, że posłałam jej nieco niepewny uśmiech. Tylko jej mogłam się z tego zwierzyć. Bo tylko jej ufałam i wiedziałam, że mnie wysłucha.
- Musisz z nim o tym porozmawiać. Nie siedzieć dłużej cicho i wszystko tolerować. Annabeth jesteśmy praktycznie w tym samym wieku. Na twoim miejscu szczerze bym z nim porozmawiała. Ale bez jego matki w okolicy. Bo dobrze wiemy, że ona to potrafi namieszać- zasugerowałam przyjaciółce.
- Próbowałam, ale on zawsze wykręca się tym, że jest zmęczony. Ja też często odczuwam zmęczenie, nie tylko pracą, ale sytuacją w naszym domu. Eri. Lata mijają, a nas nadal jest tylko dwoje. Liczę, że Drake jednak zmieni zdanie i też będzie tego chciał. Jeśli tak się nie stanie to, nasze małżeństwo czeka, poważny kryzys czego się najbardziej obawiam- zwierzyła mi się brunetka.
Po czym jej wzrok spoczął, na mnie jakby chciała za wszelką cenę zmienić temat na ten lekko weselszy. Więc wymusiła, lekki uśmiech chcąc podtrzymać rozmowę.
- Dość o mnie powróćmy do tematu, który nadal mnie interesuje. Naprawdę cieszę się, że jesteście razem. No to teraz Eri zdradź więcej szczegółów kiedy dokładnie to się wydarzyło?- pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, że jej ciągle było mało. Nie wystarczyło jej to, że dowiedziała się, że odbyło się to podczas jednej z naszych przekomarzanek. Aż tak łaknęła wszystkich szczegółów? Nie miałam w planach ujawniać wszystkiego.
- Nie zdradzę ci nic więcej, wiesz już tyle, że był pocałunek i na tym się to nie skończyło. Wyciągnęłaś nawet od Casa, że nie jestem nieśmiała w intymnych sytuacjach. Annabeth jesteś niemożliwa- odparłam wyraźnie tym rozbawiona. Bo i tak wydało się, więcej niż planowaliśmy zdradzać.
- Cas naprawdę pozwala ci przejąć inicjatywę? W sumie czemu mnie to nie dziwi. Zawsze wydawał się być bardziej otwarty od Drake’a. - podsumowała Annabeth. Choć nie wątpiłam w to, że to właśnie ten stoicki charakter jej męża ją do niego przyciągnął. Nie wiem, czy tak dobrze dogadywałaby się z Casem.
- Wiesz, u nas jest inaczej niż u was. Od zawsze ze sobą współpracujemy. Rozumiemy się, praktycznie bez słów I wspieramy. Więc to logiczne, że nawzajem próbujemy odgadnąć i spełniać nasze potrzeby. Tylko teraz robimy to już bardziej otwarcie niż wcześniej. Tak zdarza mi się czasem próbować przejmować kontrolę, ale cóż Cas nie byłby sobą gdyby nie miał ostatniego słowa - potwierdziłam tym pytanie Annabeth. Bo czy musiałam cokolwiek ukrywać? Były granice, których jednak nie zamierzałam przekraczać.
- To teraz tylko czekać na wasze zaręczyny jak sądzę? Wątpię by Casper pozwolił ci teraz być z kimś innym. Bo ciebie nie muszę chyba o to pytać- mrugnęła do mnie wymownie, na co sama się lekko uśmiechnęłam. Na razie, póki co, się na to nie zanosiło, cieszyłam się tym, co miałam. Jego bliskością tym, że mogłam czuć jego zapach kiedy tylko miałam na to ochotę.
- Nie nakręcaj się tak tym. Dopiero od niedawna jesteśmy parą. Wiem, że wspólne lata, które spędziliśmy, razem też się pewnie liczą, ale nie liczyłabym na szybką zmianę naszego statusu. Choć nie twierdzę, że to się kiedyś nie zmieni- mówiąc to, zapatrzyłam się w wodę. Już raz z Casem zahaczyliśmy troszkę o ten temat. I to nie tylko na misji, ale też w tym samym miejscu co teraz.
- Co was powstrzymuje? Kochacie się, to widać. Poza tym praktycznie wszystko robicie razem. Nic was nie ogranicza. Nawet nie wiesz, jak wam czasem tego zazdroszczę- westchnęła, wyraźnie nie rozumiejąc tego. Wtedy westchnęłam, by poruszyć ten temat, który nie dawał mi spokoju, a który mógł sprawić, że nie będzie między nami tak idealnie jak sądziła brunetka.
- Teraz jest idealnie, ale obawiam się, że przez pewien temat. Może już tak nie być. Dlatego, póki co wolę nie wychodzić za daleko w przyszłość. Chociaż czasem mi się to zdarza- nie przestałam patrzeć w stronę wody. Jakby wyjątkowo mnie teraz zaintrygowało jej delikatne falowanie.
- O czym ty mówisz? Jakiego rodzaju temat masz na myśli?- jej pytanie sprawiło, że posłałam jej nieco niepewny uśmiech. Tylko jej mogłam się z tego zwierzyć. Bo tylko jej ufałam i wiedziałam, że mnie wysłucha.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nie jestem taki jak ty. Nie potrafię nagle wszystkiego zmienić dla kaprysu - skrzywił się lekko Drake, popijając wino. Gdy tylko skończył mu się trunek, nie miał problemów z tym, by opróżnić resztę z butelki. Wiele tego nie było co prawda, zaledwie starczyło mu na kilka łyków. Z otwarciem następnej butelki wolałem zaczekać aż wrócą dziewczyny.
- To żaden kaprys. I wcale nie powiedziałem, żebyś zmienił wszystko od razu. Na początku zacznij lepiej doceniać Annabeth - odstawiłem na stół pusty talerz, rozglądając się za czymś jeszcze do jedzenia.
- Co innego miałeś na myśli. Widzę to po twoich oczach - Drake śledził wzrokiem uważnie moje ruchy. Wzruszyłem ramionami, nie zamierzając nic ukrywać, skoro wszystkiego się domyślił.
- Możesz więc mnie oświecić, o czym pomyślałem? - spytałem, przywołując na usta mały, lekko złośliwy uśmiech. Ostatecznie uznałem też, że zdecydowanie moim faworytem była zupa chrzanowa. A że w naszym mieszkaniu nie przechowywaliśmy za wielu naczyń, musiałem umyć miski, by móc zjeść. Słuchałem przy tym słów przyjaciela.
- Pomyślałeś "Drake, maminsynku, bądź mężczyzną i wyprowadź się od mamusi".
- Ta, mniej więcej - zachichotałem, gdy tak dobrze zaczął naśladować mój sposób mówienia. - Chcesz? - spytałem, wskazując na garnek z resztą zupy. Mogłem się z nim podzielić.
- Daj. Smaczna wyszła - wyciągnął rękę, gdy nalałem nam zupy i podawałem mu miskę. Odnalazłem też resztę grzanek. - Muszę powiedzieć Annabeth, żeby… hm… znaczy... no… mmm… - zaczął się miotać w swoich słowach, na co lekko się uśmiechnąłem. Udawał, że je i nie jest w stanie dokończyć zdania.
- Dam ci przepis. Robiłem ją razem z Eri więc wiem - odpowiedziałem na jego niewypowiedziane pytanie, na co Drake skinął głową. Podejrzewałem, że głupio byłoby mu zapytać o to Eri skoro przy mnie miał problem. Cóż, nie wszystko na raz, do sukcesu dąży się małymi kroczkami.
- Może wezmę kilka dni wolnych i gdzieś pójdziemy z Annabeth. Przemyślę twoje słowa z dala od matki - powiedział po dłuższej chwili, gdy obaj już opróżniliśmy miski. - Patrząc na ciebie wciąż nie mogę zrozumieć jak z taką łatwością możesz poruszać się po kuchni. I nic sobie z tego nie robić.
- Cóż… zostaliśmy inaczej wychowani. Twoi rodzice dawali ci przykład jak się żyje. Z resztą nie tylko oni, ale pewnie całe otoczenie. My z Eri od początku mogliśmy polegać tylko na sobie i musieliśmy dzielić się praktycznie wszystkim, łącznie z obowiązkami. Nie zaznaliśmy rodzinnego wychowania i to pewnie miało duży wpływ na nasze myślenie. Ale niczego nie żałuję, bo wiem, że dzięki temu mam w niej solidne oparcie, tak samo jak ona we mnie - zakończyłem, zbierając brudne naczynia. Dopóki nie wróciły dziewczyny, a my i tak nie mieliśmy nic lepszego do roboty, mogłem trochę ogarnąć stół.
- Uśmiechasz się za każdym razem, kiedy o niej mówisz - zauważył mężczyzna, zwracając tym moją uwagę. Szczerze mówiąc nie zauważyłem tego u siebie lecz nie podważałem, że mogło tak być.
- Ty też powinieneś mówiąc o ukochanej kobiecie - wzruszyłem ramionami.
Usiadłem na kanapie obok przyjaciela i spędziliśmy trochę czasu na rozmowie o wszystkim i o niczym. Podyktowałem mu przepis na zupę, dając kilka rad odnośnie czyszczenia i ścierania chrzanu. Obiecałem również pomoc, gdyby w razie czego nie mógł sobie poradzić. W końcu mieliśmy iść z Eri zrobić jakieś zlecenia, ale po dzisiejszych rozmowach zapowiadało się, że zostaniemy na miejscu, by zbadać te dziwne przypadłości.
- Coś długo ich nie ma - zauważył Drake.
- Racja. Pójdę sprawdzić co u nich, a ty poszukaj swojego humoru za ten czas. I przypilnuj ognia - poklepałem go po ramieniu, po czym ubrałem buty oraz płaszcz zanim wyszedłem z mieszkania.
- To żaden kaprys. I wcale nie powiedziałem, żebyś zmienił wszystko od razu. Na początku zacznij lepiej doceniać Annabeth - odstawiłem na stół pusty talerz, rozglądając się za czymś jeszcze do jedzenia.
- Co innego miałeś na myśli. Widzę to po twoich oczach - Drake śledził wzrokiem uważnie moje ruchy. Wzruszyłem ramionami, nie zamierzając nic ukrywać, skoro wszystkiego się domyślił.
- Możesz więc mnie oświecić, o czym pomyślałem? - spytałem, przywołując na usta mały, lekko złośliwy uśmiech. Ostatecznie uznałem też, że zdecydowanie moim faworytem była zupa chrzanowa. A że w naszym mieszkaniu nie przechowywaliśmy za wielu naczyń, musiałem umyć miski, by móc zjeść. Słuchałem przy tym słów przyjaciela.
- Pomyślałeś "Drake, maminsynku, bądź mężczyzną i wyprowadź się od mamusi".
- Ta, mniej więcej - zachichotałem, gdy tak dobrze zaczął naśladować mój sposób mówienia. - Chcesz? - spytałem, wskazując na garnek z resztą zupy. Mogłem się z nim podzielić.
- Daj. Smaczna wyszła - wyciągnął rękę, gdy nalałem nam zupy i podawałem mu miskę. Odnalazłem też resztę grzanek. - Muszę powiedzieć Annabeth, żeby… hm… znaczy... no… mmm… - zaczął się miotać w swoich słowach, na co lekko się uśmiechnąłem. Udawał, że je i nie jest w stanie dokończyć zdania.
- Dam ci przepis. Robiłem ją razem z Eri więc wiem - odpowiedziałem na jego niewypowiedziane pytanie, na co Drake skinął głową. Podejrzewałem, że głupio byłoby mu zapytać o to Eri skoro przy mnie miał problem. Cóż, nie wszystko na raz, do sukcesu dąży się małymi kroczkami.
- Może wezmę kilka dni wolnych i gdzieś pójdziemy z Annabeth. Przemyślę twoje słowa z dala od matki - powiedział po dłuższej chwili, gdy obaj już opróżniliśmy miski. - Patrząc na ciebie wciąż nie mogę zrozumieć jak z taką łatwością możesz poruszać się po kuchni. I nic sobie z tego nie robić.
- Cóż… zostaliśmy inaczej wychowani. Twoi rodzice dawali ci przykład jak się żyje. Z resztą nie tylko oni, ale pewnie całe otoczenie. My z Eri od początku mogliśmy polegać tylko na sobie i musieliśmy dzielić się praktycznie wszystkim, łącznie z obowiązkami. Nie zaznaliśmy rodzinnego wychowania i to pewnie miało duży wpływ na nasze myślenie. Ale niczego nie żałuję, bo wiem, że dzięki temu mam w niej solidne oparcie, tak samo jak ona we mnie - zakończyłem, zbierając brudne naczynia. Dopóki nie wróciły dziewczyny, a my i tak nie mieliśmy nic lepszego do roboty, mogłem trochę ogarnąć stół.
- Uśmiechasz się za każdym razem, kiedy o niej mówisz - zauważył mężczyzna, zwracając tym moją uwagę. Szczerze mówiąc nie zauważyłem tego u siebie lecz nie podważałem, że mogło tak być.
- Ty też powinieneś mówiąc o ukochanej kobiecie - wzruszyłem ramionami.
Usiadłem na kanapie obok przyjaciela i spędziliśmy trochę czasu na rozmowie o wszystkim i o niczym. Podyktowałem mu przepis na zupę, dając kilka rad odnośnie czyszczenia i ścierania chrzanu. Obiecałem również pomoc, gdyby w razie czego nie mógł sobie poradzić. W końcu mieliśmy iść z Eri zrobić jakieś zlecenia, ale po dzisiejszych rozmowach zapowiadało się, że zostaniemy na miejscu, by zbadać te dziwne przypadłości.
- Coś długo ich nie ma - zauważył Drake.
- Racja. Pójdę sprawdzić co u nich, a ty poszukaj swojego humoru za ten czas. I przypilnuj ognia - poklepałem go po ramieniu, po czym ubrałem buty oraz płaszcz zanim wyszedłem z mieszkania.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Annabeth nie ponaglała mnie, tylko pozwoliła, bym na spokojnie wyjaśniła, o co konkretnie chodzi. Dla mnie to nie był łatwy temat, mimo że został poruszony. Tylko z zupełnie innej strony niż ja bym chciała. Spojrzałam na nią, by odezwać się, uznając, że nie ma sensu trzymać jej już dłużej w niepewności.
- Wiesz temat teoretycznych przyszłych zaręczyn jest niczym z tym co następuje po nim. Jak bycie narzeczoną mnie nie przeraża to już kolejne etapy to zupełnie inna historia. Jakoś nie umiem sobie siebie wyobrazić w roli żony czy…matki. Mam wrażenie, że gdyby te wydarzenia dzielił krótki odstęp czasu, to byłoby dla mnie za dużo. Nie wiem, czy Cas umiałby mnie w tej kwestii zrozumieć- powiedziałam, to czując, że faktycznie nasze poglądy mogą być inne. Chciałam, by był przy mnie tak jak teraz, to mi w zupełności wystarczyło.
- Przeraża cię małżeństwo? Czy to, co po nim zwykle następuje, czyli rodzicielstwo? Bo mam wrażenie, że to ten temat cię niepokoi. Nie oszukasz mnie Eri za długo cię już znam- Annabeth trafiła w samo sedno, jak to ona.
- Masz rację, to właśnie posiadanie kiedyś dziecka mnie przeraża. Cas nieświadomie poruszył ten temat w naszej rozmowie. Przez nią zaczęłam czuć się niepewnie oraz pewnego rodzaju obawę o naszą przyszłość. Bo widzisz Annabeth ja nie chcę mieć dzieci, to nie jest coś dla mnie. Może to dziwne, bo niektóre kobiety wręcz o tym marzą tak jak ty, ale ja…wątpię, bym kiedykolwiek czuła potrzebę zostania matką- powiedziałam, to wiedząc, że może jest to samolubna postawa z mej strony. Ale czy miał prawo to na mnie wymuszać?
- A co na to Cas? Zauważył to jak się wtedy zachowałaś? Czy rozmawialiście o dalszych planach?- spytała mnie czarnowłosa. Zaprzeczyłam ruchem głowy. I tak ten temat był wystarczająco skomplikowany.
- Oczywiście, że zauważył, że moja postawa się lekko zmieniła. Annabeth , wiem, że Cas zasługuje na pełną rodzinę. Ale ze mną nie ma co na to liczyć, nie chcę się pakować w coś, tylko dlatego, że tak powinno być. Poza tym to nie tylko mój kaprys myślę też o innych czynnikach, które no wykluczają z mojego życia ciążę- spojrzałam na przyjaciółkę. Która nie odwracała wzroku.
- Jakie to powody? Muszą być, dość istotne skoro bierzesz je też pod uwagę jako przeszkodę- chciała wszystko wiedzieć, by mnie zrozumieć.
Nie miałam co przed nią ukrywać, poza tym było to dość ważne.
- Na przykład jednym z powodów jest nasza praca. Często wyjeżdżamy niekiedy w miejsca, gdzie jest cholernie niebezpiecznie. Gdybym zaszła w ciążę walka z demonami byłaby jeszcze bardziej ryzykowna, bo takie osoby zwykle stanowią łatwy cel. A sama myśl, że coś mogłoby nam się stać i mielibyśmy je zostawić… jak nas porzucono. Nie ma opcji, bym coś takiego zrobiła naszemu dziecku. Więc lepiej go nie mieć i żyć tylko ze sobą bez tego ryzyka. Poza tym widziałaś ranę Casa? Ten idiota czasem za bardzo lubi ryzykować- mruknęłam.
- Poza tym kolejnym argumentem, by go nie mieć, jest to, że nie chcę, być uziemiona w domu. A wychowywanie dziecka trochę się z tym wiążę. Wiem, że pewnie Cas nie będzie podzielał moich poglądów, ale one nie są zupełnie bezpodstawne. Ja patrzę na wszystko w szerszej perspektywie. Nasza praca nie jest z tych stabilniejszych co twoja czy Drake’a. - dodałam.
- Wasza praca faktycznie wymaga od was sporo kondycji oraz wiedzy. Ale myślę, że za parę lat zechcecie odpocząć na dłużej. By naprawdę mieć czas dla siebie i co wtedy? Też nie będziesz chętna do posiadania dziecka?- spytała Annabeth widziałam, że moje argumenty do niej dotarły, ale i była ciekawa.
- Nie czuję potrzeby posiadania dziecka. Wystarczy mi przebywanie z osobą, którą naprawdę kocham. Wiem, ze ten temat nas nie ominie, ale wolę by nastąpił on tak późno jak tylko będzie to możliwe. To nie tak, że go nie rozumiem, ale on też powinien brać moje zdanie pod uwagę. No, chyba że postawi sprawę na ostrzu noża, wtedy może dojść do najgorszego- nie byłam zachwycona, że o tym pomyślałam, ale każda ewentualność może nastąpić.
Wiedziałam, że to są tylko czarne scenariusze, ale co mogłam poradzić na to, że nie umiałam dostrzec pozytywów?
- A co jeśli przypadkiem zajdziesz w ciążę? Zrobisz wszystko by poronić? Czy je urodzisz, mimo że go nie chcesz?- spytała mnie o to wprost.
To było cholernie trudne pytanie, sama musiałam się nad tym zastanowić. To moje ciało i mój wybór. Ale z drugiej, czy odważyłabym się zrobić coś tak potwornego? To nowe życie, dziecko nie tylko moje, ale i Casa.
- Gdyby tak się stało, zaakceptowałabym to, choć byłoby mi z tym bardzo ciężko. Nie zabiłabym dziecka, nie jestem morderczynią. Poza tym Cas by mi tego nigdy nie wybaczył, tak samo jak moje wyrzuty sumienia- nie byłam zachwycona tym, że akurat na to zszedł ten temat. Widać byłam jedną z nielicznych kobiet, które nie myślały o dzieciach. Zwyczajnie nie nadawałam się na matkę.
- Ale nie zmienia to faktu, że i tak nie będę go mieć. I nawet Cas mnie do tego nie zmusi. Bo to ja bym się męczyła przez te miesiące, czując się tylko przy nim jak kula u nogi. Czemu faceci nigdy nie patrzą na to w ten sposób? To jest cholernie niesprawiedliwe. Gdyby sami mogli być w ciąży, to by nas lepiej rozumieli- miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Dlatego dyskretnie poklepałam Annabeth po ramieniu. By w razie czego zachowała czujność.
Odwróciłam się i ujrzałam…Casa.
- Cas co ty tutaj robisz?- zadałam chyba najgłupsze pytanie jakie umiałam zadać. I najważniejsze czy on wszystko usłyszał?
- Wiesz temat teoretycznych przyszłych zaręczyn jest niczym z tym co następuje po nim. Jak bycie narzeczoną mnie nie przeraża to już kolejne etapy to zupełnie inna historia. Jakoś nie umiem sobie siebie wyobrazić w roli żony czy…matki. Mam wrażenie, że gdyby te wydarzenia dzielił krótki odstęp czasu, to byłoby dla mnie za dużo. Nie wiem, czy Cas umiałby mnie w tej kwestii zrozumieć- powiedziałam, to czując, że faktycznie nasze poglądy mogą być inne. Chciałam, by był przy mnie tak jak teraz, to mi w zupełności wystarczyło.
- Przeraża cię małżeństwo? Czy to, co po nim zwykle następuje, czyli rodzicielstwo? Bo mam wrażenie, że to ten temat cię niepokoi. Nie oszukasz mnie Eri za długo cię już znam- Annabeth trafiła w samo sedno, jak to ona.
- Masz rację, to właśnie posiadanie kiedyś dziecka mnie przeraża. Cas nieświadomie poruszył ten temat w naszej rozmowie. Przez nią zaczęłam czuć się niepewnie oraz pewnego rodzaju obawę o naszą przyszłość. Bo widzisz Annabeth ja nie chcę mieć dzieci, to nie jest coś dla mnie. Może to dziwne, bo niektóre kobiety wręcz o tym marzą tak jak ty, ale ja…wątpię, bym kiedykolwiek czuła potrzebę zostania matką- powiedziałam, to wiedząc, że może jest to samolubna postawa z mej strony. Ale czy miał prawo to na mnie wymuszać?
- A co na to Cas? Zauważył to jak się wtedy zachowałaś? Czy rozmawialiście o dalszych planach?- spytała mnie czarnowłosa. Zaprzeczyłam ruchem głowy. I tak ten temat był wystarczająco skomplikowany.
- Oczywiście, że zauważył, że moja postawa się lekko zmieniła. Annabeth , wiem, że Cas zasługuje na pełną rodzinę. Ale ze mną nie ma co na to liczyć, nie chcę się pakować w coś, tylko dlatego, że tak powinno być. Poza tym to nie tylko mój kaprys myślę też o innych czynnikach, które no wykluczają z mojego życia ciążę- spojrzałam na przyjaciółkę. Która nie odwracała wzroku.
- Jakie to powody? Muszą być, dość istotne skoro bierzesz je też pod uwagę jako przeszkodę- chciała wszystko wiedzieć, by mnie zrozumieć.
Nie miałam co przed nią ukrywać, poza tym było to dość ważne.
- Na przykład jednym z powodów jest nasza praca. Często wyjeżdżamy niekiedy w miejsca, gdzie jest cholernie niebezpiecznie. Gdybym zaszła w ciążę walka z demonami byłaby jeszcze bardziej ryzykowna, bo takie osoby zwykle stanowią łatwy cel. A sama myśl, że coś mogłoby nam się stać i mielibyśmy je zostawić… jak nas porzucono. Nie ma opcji, bym coś takiego zrobiła naszemu dziecku. Więc lepiej go nie mieć i żyć tylko ze sobą bez tego ryzyka. Poza tym widziałaś ranę Casa? Ten idiota czasem za bardzo lubi ryzykować- mruknęłam.
- Poza tym kolejnym argumentem, by go nie mieć, jest to, że nie chcę, być uziemiona w domu. A wychowywanie dziecka trochę się z tym wiążę. Wiem, że pewnie Cas nie będzie podzielał moich poglądów, ale one nie są zupełnie bezpodstawne. Ja patrzę na wszystko w szerszej perspektywie. Nasza praca nie jest z tych stabilniejszych co twoja czy Drake’a. - dodałam.
- Wasza praca faktycznie wymaga od was sporo kondycji oraz wiedzy. Ale myślę, że za parę lat zechcecie odpocząć na dłużej. By naprawdę mieć czas dla siebie i co wtedy? Też nie będziesz chętna do posiadania dziecka?- spytała Annabeth widziałam, że moje argumenty do niej dotarły, ale i była ciekawa.
- Nie czuję potrzeby posiadania dziecka. Wystarczy mi przebywanie z osobą, którą naprawdę kocham. Wiem, ze ten temat nas nie ominie, ale wolę by nastąpił on tak późno jak tylko będzie to możliwe. To nie tak, że go nie rozumiem, ale on też powinien brać moje zdanie pod uwagę. No, chyba że postawi sprawę na ostrzu noża, wtedy może dojść do najgorszego- nie byłam zachwycona, że o tym pomyślałam, ale każda ewentualność może nastąpić.
Wiedziałam, że to są tylko czarne scenariusze, ale co mogłam poradzić na to, że nie umiałam dostrzec pozytywów?
- A co jeśli przypadkiem zajdziesz w ciążę? Zrobisz wszystko by poronić? Czy je urodzisz, mimo że go nie chcesz?- spytała mnie o to wprost.
To było cholernie trudne pytanie, sama musiałam się nad tym zastanowić. To moje ciało i mój wybór. Ale z drugiej, czy odważyłabym się zrobić coś tak potwornego? To nowe życie, dziecko nie tylko moje, ale i Casa.
- Gdyby tak się stało, zaakceptowałabym to, choć byłoby mi z tym bardzo ciężko. Nie zabiłabym dziecka, nie jestem morderczynią. Poza tym Cas by mi tego nigdy nie wybaczył, tak samo jak moje wyrzuty sumienia- nie byłam zachwycona tym, że akurat na to zszedł ten temat. Widać byłam jedną z nielicznych kobiet, które nie myślały o dzieciach. Zwyczajnie nie nadawałam się na matkę.
- Ale nie zmienia to faktu, że i tak nie będę go mieć. I nawet Cas mnie do tego nie zmusi. Bo to ja bym się męczyła przez te miesiące, czując się tylko przy nim jak kula u nogi. Czemu faceci nigdy nie patrzą na to w ten sposób? To jest cholernie niesprawiedliwe. Gdyby sami mogli być w ciąży, to by nas lepiej rozumieli- miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Dlatego dyskretnie poklepałam Annabeth po ramieniu. By w razie czego zachowała czujność.
Odwróciłam się i ujrzałam…Casa.
- Cas co ty tutaj robisz?- zadałam chyba najgłupsze pytanie jakie umiałam zadać. I najważniejsze czy on wszystko usłyszał?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
"Szukajcie nas nad strumieniem." Tylko w którą stronę nad tym strumieniem? Szczerze mówiąc wątpiłem, aby udały się w lewo, gdzie znajdował się zamknięty, zapieczętowany krąg. Raczej nie było to odpowiednie miejsce na pogaduszki z przyjaciółką, dlatego udałem się w prawym kierunku, gdzie prowadziła oświetlona ulica. Z tym był jednak taki problem, iż będąc w świetle nie widziałem tego, co było poza nim. Przez to zszedłem na bok, gdzie szedłem pasem zieleni oddzielającym uliczkę od strumienia, wypatrując w mroku dwóch sylwetek.
Dostrzegłem je spory kawałek od domu, siedzące niemal przy samym brzegu. Było cicho. Tylko woda szumiała leniwie tuż obok, słyszałem więc jak rozmawiały. Nie rozumiałem do końca słów, ale jeszcze nie zdążyły mnie zauważyć. Wpadłem wtedy na głupi pomysł, że mógłbym przecież zrobić im drobny kawał i wystraszyć je, dlatego zacząłem się bliżej zakradać. Nie było to trudne, gdyż kobiety w ogóle nie spoglądały w moim kierunku, a trawa skutecznie tłumiła moje kroki. Wraz ze zmniejszaniem odległości mogłem coraz lepiej rozróżnić poszczególne słowa. Najpierw lepiej zrozumiałem Annabeth, gdyż mówiła głośniej niż Eri.
- ...robicie razem. Nic was nie ogranicza. Nawet nie wiesz, jak wam czasem tego zazdroszczę - kobieta westchnęła, a ja zrozumiałem, że z pewnością rozmawiały o związku moim i Eri. Nie wydawała się być szczęśliwa w obecnej chwili. Dobrze więc zrobiłem, zmuszając Drake'a do większej kontemplacji odnośnie jego małżeństwa. Musieli poważnie ze sobą porozmawiać, dopóki oboje chcieli uratować swój związek zanim będzie za późno.
Był to moment, kiedy chciałem ujawnić swoją obecność. Przynajmniej dopóki nie padły słowa z ust Eri. Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, cóż to za "pewien temat", który miałby zaburzyć naszą relację. Uznałem, że przecież jeśli chwilę posłucham o tym, co niepokoi Eri, to przecież nic się nie stanie. Zawsze zdążę się ujawnić w odpowiednim momencie.
Niestety, nie zdążyłem. Po prostu patrzyłem w oczy Eri, nie potrafiąc wydusić z siebie chwilowo ani słowa. Już mnie nie interesowało, czy zrozumiały, że je podsłuchiwałem. Nie planowałem tego, tak wyszło. Co miałem powiedzieć? W głowie miałem pustkę. Tak samo jak w sercu. Jakby te słowa nie dotyczyły mnie. Jakbym właśnie nie poczuł tego bólu gdzieś tam w środku. Jakbym właśnie nie zrozumiał, że Eri postawiła mi bardzo bolesny wybór i co bym nie zrobił, to i tak nie będzie tak dobrze, jakbym chciał.
- Ekhm… Cas…? Może…
- Dlaczego, Eri? - wydusiłem w końcu z siebie ciche słowa. Nie byłem pewien, czy mnie usłyszała, dlatego zebrałem się w sobie, by trochę głośniej się odezwać. - Dlaczego Annabeth powiedziałaś, a ja nie zasłużyłem na twoje wyjaśnienia? - chyba dopiero teraz to we mnie uderzyło, gdy powiedziałem to na głos. Jak bardzo zabolało mnie wczorajsze kłamstwo Eri.
- Casper, Eri, ja… może was zostawię - usłyszałem niepewny głos Annabeth, kątem oka widząc również jak niepewnie spogląda to na mnie, to na swoją przyjaciółkę.
- To dobry pomysł - usłyszałem swoje własne słowa zanim je powstrzymałem. Kobieta wstała i odeszła, zapewne nie za daleko, by być w pobliżu w razie czego. Ale już mnie to nie interesowało.
- "Tak późno, jak tylko będzie to możliwe", tak? Więc co zamierzałaś? - spytałem Eri, nie odrywając wzroku od jej spojrzenia. Nie byłem zły, mimo iż używałem wobec niej zimnego, nieco oschłego tonu, którego nigdy wcześniej nie użyłem w stronę Eri. Byłem… zraniony. - Okłamywać mnie tak długo, jak się da, a potem powiedzieć, że niestety twój organizm jest już za stary na dziecko? Powiedz mi, jak mam brać pod uwagę twoje zdanie, gdy ty milczysz kiedy zaczynam temat? Tak chciałaś zacząć nasz związek, opierając go na niedomówieniach i ukrywając wszystko przede mną? - nie umiałem powstrzymać pretensji w głosie. Przecież nie raz słyszała z moich ust, że chciałbym mieć pełną rodzinę, że marzyłem o córce, nawet jeżeli oznaczało to osiedlenie się na dłużej w jednym miejscu. Wiedziała, bo nawet niedawno wspominałem, iż kiedyś planowałem zamieszkać z Alice. Wiedziała, a mimo to nie chciała mi dać wyboru.
Dostrzegłem je spory kawałek od domu, siedzące niemal przy samym brzegu. Było cicho. Tylko woda szumiała leniwie tuż obok, słyszałem więc jak rozmawiały. Nie rozumiałem do końca słów, ale jeszcze nie zdążyły mnie zauważyć. Wpadłem wtedy na głupi pomysł, że mógłbym przecież zrobić im drobny kawał i wystraszyć je, dlatego zacząłem się bliżej zakradać. Nie było to trudne, gdyż kobiety w ogóle nie spoglądały w moim kierunku, a trawa skutecznie tłumiła moje kroki. Wraz ze zmniejszaniem odległości mogłem coraz lepiej rozróżnić poszczególne słowa. Najpierw lepiej zrozumiałem Annabeth, gdyż mówiła głośniej niż Eri.
- ...robicie razem. Nic was nie ogranicza. Nawet nie wiesz, jak wam czasem tego zazdroszczę - kobieta westchnęła, a ja zrozumiałem, że z pewnością rozmawiały o związku moim i Eri. Nie wydawała się być szczęśliwa w obecnej chwili. Dobrze więc zrobiłem, zmuszając Drake'a do większej kontemplacji odnośnie jego małżeństwa. Musieli poważnie ze sobą porozmawiać, dopóki oboje chcieli uratować swój związek zanim będzie za późno.
Był to moment, kiedy chciałem ujawnić swoją obecność. Przynajmniej dopóki nie padły słowa z ust Eri. Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, cóż to za "pewien temat", który miałby zaburzyć naszą relację. Uznałem, że przecież jeśli chwilę posłucham o tym, co niepokoi Eri, to przecież nic się nie stanie. Zawsze zdążę się ujawnić w odpowiednim momencie.
Niestety, nie zdążyłem. Po prostu patrzyłem w oczy Eri, nie potrafiąc wydusić z siebie chwilowo ani słowa. Już mnie nie interesowało, czy zrozumiały, że je podsłuchiwałem. Nie planowałem tego, tak wyszło. Co miałem powiedzieć? W głowie miałem pustkę. Tak samo jak w sercu. Jakby te słowa nie dotyczyły mnie. Jakbym właśnie nie poczuł tego bólu gdzieś tam w środku. Jakbym właśnie nie zrozumiał, że Eri postawiła mi bardzo bolesny wybór i co bym nie zrobił, to i tak nie będzie tak dobrze, jakbym chciał.
- Ekhm… Cas…? Może…
- Dlaczego, Eri? - wydusiłem w końcu z siebie ciche słowa. Nie byłem pewien, czy mnie usłyszała, dlatego zebrałem się w sobie, by trochę głośniej się odezwać. - Dlaczego Annabeth powiedziałaś, a ja nie zasłużyłem na twoje wyjaśnienia? - chyba dopiero teraz to we mnie uderzyło, gdy powiedziałem to na głos. Jak bardzo zabolało mnie wczorajsze kłamstwo Eri.
- Casper, Eri, ja… może was zostawię - usłyszałem niepewny głos Annabeth, kątem oka widząc również jak niepewnie spogląda to na mnie, to na swoją przyjaciółkę.
- To dobry pomysł - usłyszałem swoje własne słowa zanim je powstrzymałem. Kobieta wstała i odeszła, zapewne nie za daleko, by być w pobliżu w razie czego. Ale już mnie to nie interesowało.
- "Tak późno, jak tylko będzie to możliwe", tak? Więc co zamierzałaś? - spytałem Eri, nie odrywając wzroku od jej spojrzenia. Nie byłem zły, mimo iż używałem wobec niej zimnego, nieco oschłego tonu, którego nigdy wcześniej nie użyłem w stronę Eri. Byłem… zraniony. - Okłamywać mnie tak długo, jak się da, a potem powiedzieć, że niestety twój organizm jest już za stary na dziecko? Powiedz mi, jak mam brać pod uwagę twoje zdanie, gdy ty milczysz kiedy zaczynam temat? Tak chciałaś zacząć nasz związek, opierając go na niedomówieniach i ukrywając wszystko przede mną? - nie umiałem powstrzymać pretensji w głosie. Przecież nie raz słyszała z moich ust, że chciałbym mieć pełną rodzinę, że marzyłem o córce, nawet jeżeli oznaczało to osiedlenie się na dłużej w jednym miejscu. Wiedziała, bo nawet niedawno wspominałem, iż kiedyś planowałem zamieszkać z Alice. Wiedziała, a mimo to nie chciała mi dać wyboru.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Annabeth zostawiła nas samych po usłyszeniu odpowiedzi Casa.
A jednak usłyszał więcej, niż mi się wydawało. Wiedziałam, że tak to się skończy, czułam, że go tym zranię. Ale co mogłam zrobić? Zmuszać się i udawać, że chcę mieć kiedyś dziecko, jak tak nie było? Czy gdybyśmy o tym później porozmawiali na spokojnie, czy to by coś zmieniło? Czy by go to mniej bolało? O dziwo nie czułam się winna, że nie chcę dziecka, czułam się winna, że usłyszał to w taki, a nie inny sposób, podsłuchując mnie i Annabeth. Chłód w jego głowie sprawił, że opatuliłam się mocniej swoim okryciem. Spuściłam wzrok, nie mogąc patrzeć w jego oczy, w których dostrzegłam ból i pretensje. Mimo że próbowałam utrzymać z nim kontakt wzrokowy, to przegrałam tę walkę. Zacisnęłam delikatnie dłonie w pięści, panując nadal nad oddechem. Pozwoliłam Casowi dalej mnie atakować dalszymi pełnymi zimna słowami. Czy ja też teraz zachowałam się w tak nieczuły i chłodny sposób. Bo zdecydowałam za nas? Dlaczego nie rozumie, że to dla naszego dobra, to słuszna decyzja.
- To nie tak… że nie chciałam ci o tym powiedzieć. Ale nie wiedziałam, jak zacząć ten temat. Dziś tak mnie, tym zaskoczyłeś…nie byłam gotowa i nie wiedziałam, jak mam zareagować. I nie mogłam przewidzieć twojej reakcji na to co miałeś usłyszeć. Chciałam się na to przygotować. Zwierzenie się z tego Annabeth miało być też próbą czy dam radę o tym rozmawiać- wyznałam dość cicho, ale nie aż tak cicho, by mnie nie usłyszał. Nie patrzyłam mu w oczy, dalej ściskałam dłonie w pięści. Skoro już to usłyszał, to powinnam skończyć.
- Nie chciałam cię zranić, ani też czegokolwiek przed tobą ukrywać. Ale też nie zamierzam się zmuszać, do czegoś, czego nie chcę. Skoro już to wies,z to pozwól, że to powtórzę. Nie czuję potrzeby posiadania dziecka, nie mam w sobie tego pragnienia i wątpię, bym kiedykolwiek je poczuła. Wiem, że sobie to wszystko inaczej wyobrażałeś, ale taka jest prawda- dodałam, by miał pewność, że już niczego przed nim nie zatajam, nie mam już tego w planach.
- Nie wiem, ile usłyszałeś, ale gdybyś znał, te najważniejsze powody sam przyznałbyś mi rację, że to najlepsza z decyzji. Lepiej nie mieć dziecka niż w najgorszym scenariuszu skazywać go na taki sam los jak nasz. Poza tym są też inne powody, o których nie powiedziałam nawet Annabeth- spojrzałam teraz w jego oczy. Czułam się jak skazaniec oczekujący na wyrok dożywocia. Ale dożywocia spędzonego w samotności, bo tak mogło się stać.
- Jak mówiłam, że zasługujesz na pełną rodzinę, mówiłam szczerze. Ale nie umiem się zmusić do myślenia o ciąży nie inaczej jak o byciu dla ciebie kulą u nogi czy tkwieniem i duszeniem się w domu. A sam przyznaj, że takie myślenie nie jest właściwe. Ta rozmowa powinna odbyć się inaczej, w innej atmosferze. Choć i tak byłaby zapewne dość emocjonalna tak jak w tym momencie- nie przerywałam, spojrzenia pozwoliłam, by moje ciało lekko zadrżało, bo serce kuło mnie niemiłosiernie i nie chciało przestać. Raniłam go, wiedziałam, o tym a przy okazji raniłam też siebie, bo to działało jak obusieczny nóż. Nie byłam pewna czy zaakceptuje tę decyzję, czy będzie próbował na mnie wpłynąć. Bo w sumie jedyną opcją byłaby wpadka gdyby eliksir nie zadziałał, tylko wtedy długo bym nie mogła dojść do siebie i potrzebowałabym sporo czasu, by pogodzić się, z sytuacją. A wątpiłam, by Cas chciał mnie widzieć w takim stanie.
A jednak usłyszał więcej, niż mi się wydawało. Wiedziałam, że tak to się skończy, czułam, że go tym zranię. Ale co mogłam zrobić? Zmuszać się i udawać, że chcę mieć kiedyś dziecko, jak tak nie było? Czy gdybyśmy o tym później porozmawiali na spokojnie, czy to by coś zmieniło? Czy by go to mniej bolało? O dziwo nie czułam się winna, że nie chcę dziecka, czułam się winna, że usłyszał to w taki, a nie inny sposób, podsłuchując mnie i Annabeth. Chłód w jego głowie sprawił, że opatuliłam się mocniej swoim okryciem. Spuściłam wzrok, nie mogąc patrzeć w jego oczy, w których dostrzegłam ból i pretensje. Mimo że próbowałam utrzymać z nim kontakt wzrokowy, to przegrałam tę walkę. Zacisnęłam delikatnie dłonie w pięści, panując nadal nad oddechem. Pozwoliłam Casowi dalej mnie atakować dalszymi pełnymi zimna słowami. Czy ja też teraz zachowałam się w tak nieczuły i chłodny sposób. Bo zdecydowałam za nas? Dlaczego nie rozumie, że to dla naszego dobra, to słuszna decyzja.
- To nie tak… że nie chciałam ci o tym powiedzieć. Ale nie wiedziałam, jak zacząć ten temat. Dziś tak mnie, tym zaskoczyłeś…nie byłam gotowa i nie wiedziałam, jak mam zareagować. I nie mogłam przewidzieć twojej reakcji na to co miałeś usłyszeć. Chciałam się na to przygotować. Zwierzenie się z tego Annabeth miało być też próbą czy dam radę o tym rozmawiać- wyznałam dość cicho, ale nie aż tak cicho, by mnie nie usłyszał. Nie patrzyłam mu w oczy, dalej ściskałam dłonie w pięści. Skoro już to usłyszał, to powinnam skończyć.
- Nie chciałam cię zranić, ani też czegokolwiek przed tobą ukrywać. Ale też nie zamierzam się zmuszać, do czegoś, czego nie chcę. Skoro już to wies,z to pozwól, że to powtórzę. Nie czuję potrzeby posiadania dziecka, nie mam w sobie tego pragnienia i wątpię, bym kiedykolwiek je poczuła. Wiem, że sobie to wszystko inaczej wyobrażałeś, ale taka jest prawda- dodałam, by miał pewność, że już niczego przed nim nie zatajam, nie mam już tego w planach.
- Nie wiem, ile usłyszałeś, ale gdybyś znał, te najważniejsze powody sam przyznałbyś mi rację, że to najlepsza z decyzji. Lepiej nie mieć dziecka niż w najgorszym scenariuszu skazywać go na taki sam los jak nasz. Poza tym są też inne powody, o których nie powiedziałam nawet Annabeth- spojrzałam teraz w jego oczy. Czułam się jak skazaniec oczekujący na wyrok dożywocia. Ale dożywocia spędzonego w samotności, bo tak mogło się stać.
- Jak mówiłam, że zasługujesz na pełną rodzinę, mówiłam szczerze. Ale nie umiem się zmusić do myślenia o ciąży nie inaczej jak o byciu dla ciebie kulą u nogi czy tkwieniem i duszeniem się w domu. A sam przyznaj, że takie myślenie nie jest właściwe. Ta rozmowa powinna odbyć się inaczej, w innej atmosferze. Choć i tak byłaby zapewne dość emocjonalna tak jak w tym momencie- nie przerywałam, spojrzenia pozwoliłam, by moje ciało lekko zadrżało, bo serce kuło mnie niemiłosiernie i nie chciało przestać. Raniłam go, wiedziałam, o tym a przy okazji raniłam też siebie, bo to działało jak obusieczny nóż. Nie byłam pewna czy zaakceptuje tę decyzję, czy będzie próbował na mnie wpłynąć. Bo w sumie jedyną opcją byłaby wpadka gdyby eliksir nie zadziałał, tylko wtedy długo bym nie mogła dojść do siebie i potrzebowałabym sporo czasu, by pogodzić się, z sytuacją. A wątpiłam, by Cas chciał mnie widzieć w takim stanie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słyszałem kolejne słowa padające z ust Eri, ale jakby wymawiane były gdzieś z oddali. Jakbym bardzo chciał, aby były tylko złym snem, który zniknie, gdy tylko się obudzę. Ale wcale tak nie było. Półmrok i strumień nie chciały zniknąć, a słowa kobiety wirowały w mojej głowie wciąż na nowo, zostawiając przy tym w sercu trwały ślad, nawet gdy przestała już mówić.
Wcale nie sądziłem, by miała rację. Jej argumenty były bezpodstawne, zapewne wypowiedziane tylko po to, abym mógł lepiej zrozumieć jej decyzję. Ale przecież nigdy bym nie potraktował Eri jak kulę u nogi. Nigdy nie musiałaby siedzieć w domu uwiązana do dziecka, bo miałaby mnie. Nie byłem jak większość mężczyzn, nigdy bym jej nie zostawił samej z obowiązkami. Mogłaby wychodzić kiedy by chciała, czy na spacer, czy na pogaduszki z przyjaciółką, gdzie tylko by chciała. A jeśli chodzi o pracę, to nie pozwoliłbym nam na takie ryzyko mając małe dziecko. Mógłbym znaleźć coś mniej niebezpiecznego, na miejscu, by zawsze być blisko nich.
Ale nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów na głos przez ściśnięte gardło. Czy one w ogóle miałyby jakiś sens w porównaniu do decyzji, jaką podjęła już Eri? Szczerze wątpiłem. Jasno i dobitnie wyraziła się, że nie chciała dziecka i w tym temacie nie interesowało jej moje zdanie. To nie był wybór pomiędzy śniadaniem rano, a śniadaniem po południu, gdzie wystarczyło kilka pocałunków do zmiany zdania.
Tym razem to ja odwróciłem wzrok od spojrzenia blondynki. Zrobiłem krok w tył, by odwrócić się plecami, aby nie mogła dostrzec pojedynczej łzy, jaka uciekła spod powieki wbrew mojej woli. Nie pozwoliłem sobie na więcej.
- Wracaj do domu, Eri. Zimno jest, jeszcze się przeziębisz - powiedziałem tylko, nie potrafiąc wypowiedzieć nic innego. Z resztą, co miałoby to być? Wszystko zostało już powiedziane. Dokładnie poznałem zdanie oraz wizję przyszłości, jaką miała dla nas Euricia. Wiedziałem, że w tej kwestii nie będzie chciała mnie słuchać ani zmienić swoich poglądów, nie ważne jak bardzo różniły się od moich.
- Ja… potrzebuję chwili dla siebie - wyjaśniłem od razu kwestię tego, że sam nie wybierałem się do domu. Nie zniósłbym współczującego spojrzenia Annabeth, która zapewne doskonale mnie rozumiała, ani Drake'a, który… kto wie, co mu siedziało w głowie. Zamierzałem tylko odprowadzić Eri pod nasz blok, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie podczas powrotu, ani że nie wpadnie na żaden głupi pomysł.
Wcale nie sądziłem, by miała rację. Jej argumenty były bezpodstawne, zapewne wypowiedziane tylko po to, abym mógł lepiej zrozumieć jej decyzję. Ale przecież nigdy bym nie potraktował Eri jak kulę u nogi. Nigdy nie musiałaby siedzieć w domu uwiązana do dziecka, bo miałaby mnie. Nie byłem jak większość mężczyzn, nigdy bym jej nie zostawił samej z obowiązkami. Mogłaby wychodzić kiedy by chciała, czy na spacer, czy na pogaduszki z przyjaciółką, gdzie tylko by chciała. A jeśli chodzi o pracę, to nie pozwoliłbym nam na takie ryzyko mając małe dziecko. Mógłbym znaleźć coś mniej niebezpiecznego, na miejscu, by zawsze być blisko nich.
Ale nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów na głos przez ściśnięte gardło. Czy one w ogóle miałyby jakiś sens w porównaniu do decyzji, jaką podjęła już Eri? Szczerze wątpiłem. Jasno i dobitnie wyraziła się, że nie chciała dziecka i w tym temacie nie interesowało jej moje zdanie. To nie był wybór pomiędzy śniadaniem rano, a śniadaniem po południu, gdzie wystarczyło kilka pocałunków do zmiany zdania.
Tym razem to ja odwróciłem wzrok od spojrzenia blondynki. Zrobiłem krok w tył, by odwrócić się plecami, aby nie mogła dostrzec pojedynczej łzy, jaka uciekła spod powieki wbrew mojej woli. Nie pozwoliłem sobie na więcej.
- Wracaj do domu, Eri. Zimno jest, jeszcze się przeziębisz - powiedziałem tylko, nie potrafiąc wypowiedzieć nic innego. Z resztą, co miałoby to być? Wszystko zostało już powiedziane. Dokładnie poznałem zdanie oraz wizję przyszłości, jaką miała dla nas Euricia. Wiedziałem, że w tej kwestii nie będzie chciała mnie słuchać ani zmienić swoich poglądów, nie ważne jak bardzo różniły się od moich.
- Ja… potrzebuję chwili dla siebie - wyjaśniłem od razu kwestię tego, że sam nie wybierałem się do domu. Nie zniósłbym współczującego spojrzenia Annabeth, która zapewne doskonale mnie rozumiała, ani Drake'a, który… kto wie, co mu siedziało w głowie. Zamierzałem tylko odprowadzić Eri pod nasz blok, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie podczas powrotu, ani że nie wpadnie na żaden głupi pomysł.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Nie umiałam powiedzieć nic więcej, bo te najważniejsze słowa zostały już powiedziane. Były bolesne, bardzo go raniły, ale znał już prawdę, co myślę na temat dziecka. Zwyczajnie nie czułam, że kiedykolwiek będę na nie gotowa. A zmuszać mnie do zmiany zdania nic nie da, bo już podjęłam decyzję. Pytanie tylko, czy on ją tak szybko zaakceptuje, czy czeka nas kolejna ciężka rozmowa. Tego nie da się uniknąć, tylko najpierw muszą opaść te wszystkie emocje. To nie był blachy temat, tylko coś, co zaważy na całej, naszej przyszłości. Z Alice mógł liczyć na dzieci, ze mną raczej na pewno się ich nie doczeka. Tylko czy to oznaczało też, że się rozstaniemy? I wrócimy do bycia tylko partnerami w pracy? Kochałam go, to nie tak, że przestałam i wątpiłam, by i on przestał. Słowa, które wypowiedział, miały jednak zupełnie inny wydźwięk, nie były już pełne pretensji, ale tego dystansu, którego nigdy wobec mnie nie używał. Już bym wolała gdyby na mnie nakrzyczał, niż używał tego tonu. To oznaczało, że moje słowa wytworzyły spory mur między nami, którego nie da się łatwo skruszyć. Zanosiło się na naprawdę ciężkie chwile między nami.
- Nic mi nie będzie. Jednak wracajmy, bo robi się naprawdę późno- zgodziłam się z nim w tej kwestii. Gdy podeszłam bliżej i mogłam, na niego spojrzeć dostrzegłam , jak bardzo dotknęły go moje słowa. Teraz nie tylko to wyczułam, ale mogłam też to dostrzec. Nie wykonałam żadnego gestu w jego kierunku, obawiając się, że go odtrąci. W takich sytuacjach najlepiej niczego nie wymuszać. Annabeth dołączyła, do nas wracaliśmy w ciszy, nikt nie wiedział jaki temat poruszyć, by rozładować tę pełną napięcia i przygnębienia chwilę.
Dopiero przed budynkiem Casper oznajmił, że musi się jeszcze trochę przejść. Rozumiałam go, więc nie nalegałam, by wszedł z nami do środka. Annabeth weszła, zostawiając nas, samych na ulicy przed blokiem.
- Tylko nie wróć zbyt późno. I uważaj na siebie, Cas- mówiąc to, naprawdę się o niego martwiłam. Tego nie musiałam ukrywać i było to nawet słychać w moim głosie. Kusiło mnie, by choć złapać go za rękę, ale powstrzymałam się przed tym. Zdecydowanie Cas potrzebował czasu, a ja to musiałam uszanować. Z ociąganiem się weszłam do budynku, w środku był Drake i Annabeth. Na mój widok mężczyzna podniósł się z krzesła.
- Gdzie jest Cas? Poszedł was szukać- spytał Drake. Opadłam na krzesło, czując jak bardzo, mnie ta rozmowa podłamała, nie uśmiechałam się, po prostu siedziałam, patrząc na moich przyjaciół.
- Znalazł nas, ale musiał się jeszcze trochę przejść. Wróci za jakiś czas- oznajmiłam, nie wiedząc, co innego mogę powiedzieć. Sięgnęłam po resztę wina ze swojego kieliszka. Przyjemne gorąco rozlało się po ciele, czułam niewielkie zawirowanie, ale nie było to czymś, z czym bym sobie nie poradziła. Na ten moment potrzebowałam czegoś, co za głuszy ten tęp ból w sercu. Ostatnie czego chciałam to zranić Casa i wierzyłam, że jeszcze się to wszystko jakoś ułoży.
- Nic mi nie będzie. Jednak wracajmy, bo robi się naprawdę późno- zgodziłam się z nim w tej kwestii. Gdy podeszłam bliżej i mogłam, na niego spojrzeć dostrzegłam , jak bardzo dotknęły go moje słowa. Teraz nie tylko to wyczułam, ale mogłam też to dostrzec. Nie wykonałam żadnego gestu w jego kierunku, obawiając się, że go odtrąci. W takich sytuacjach najlepiej niczego nie wymuszać. Annabeth dołączyła, do nas wracaliśmy w ciszy, nikt nie wiedział jaki temat poruszyć, by rozładować tę pełną napięcia i przygnębienia chwilę.
Dopiero przed budynkiem Casper oznajmił, że musi się jeszcze trochę przejść. Rozumiałam go, więc nie nalegałam, by wszedł z nami do środka. Annabeth weszła, zostawiając nas, samych na ulicy przed blokiem.
- Tylko nie wróć zbyt późno. I uważaj na siebie, Cas- mówiąc to, naprawdę się o niego martwiłam. Tego nie musiałam ukrywać i było to nawet słychać w moim głosie. Kusiło mnie, by choć złapać go za rękę, ale powstrzymałam się przed tym. Zdecydowanie Cas potrzebował czasu, a ja to musiałam uszanować. Z ociąganiem się weszłam do budynku, w środku był Drake i Annabeth. Na mój widok mężczyzna podniósł się z krzesła.
- Gdzie jest Cas? Poszedł was szukać- spytał Drake. Opadłam na krzesło, czując jak bardzo, mnie ta rozmowa podłamała, nie uśmiechałam się, po prostu siedziałam, patrząc na moich przyjaciół.
- Znalazł nas, ale musiał się jeszcze trochę przejść. Wróci za jakiś czas- oznajmiłam, nie wiedząc, co innego mogę powiedzieć. Sięgnęłam po resztę wina ze swojego kieliszka. Przyjemne gorąco rozlało się po ciele, czułam niewielkie zawirowanie, ale nie było to czymś, z czym bym sobie nie poradziła. Na ten moment potrzebowałam czegoś, co za głuszy ten tęp ból w sercu. Ostatnie czego chciałam to zranić Casa i wierzyłam, że jeszcze się to wszystko jakoś ułoży.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wolałem, aby Euricia już nic nie mówiła tylko sobie poszła. Jak ona mogła najpierw wbić mi nóż w serce, a później używać tego troskliwego tonu? To było okrutne z jej strony, nawet jeżeli tego nie planowała. Nie potrafiłem na nią spojrzeć ani nic jej odpowiedzieć, dlatego poszedłem w pierwszym lepszym kierunku. Tym razem chciałem być jak najdalej od niej. Uspokoić się, oczyścić myśli na tyle, na ile było to możliwe.
Przechadzałem się pustymi ulicami miasteczka o tej porze. Było chłodno lecz niektórych wcale to nie odstraszało, by uchylić okna. Słyszałem przez nie różne głosy, śmiechy. Jedni już mocno chrapali, drudzy dopiero szykowali się do snu, a jeszcze inni wciąż coś świętowali. Szczególnie w karczmie, gdzie śpiewano jakieś pijackie przyśpiewki. Za budynkiem ktoś opróżniał swój żołądek tą samą drogą, którą go zapełnił, wydając przy tym dość głośne odgłosy. Całe szczęście sam nigdy tak nie skończyłem i nie zamierzałem upaść tak nisko. Wzdrygnąłem się i skręciłem w szeroką, rzemieślniczą ulicę. Tutaj już większość mieszkańców zdecydowanie spała. Oni wstawali najwcześniej, świadcząc swoje usługi pozostałym mieszkańcom. Przechodząc obok kowala miałem wrażenie, jakby z kowadła nadal biło gorąco, a obok garbarza panował charakterystyczny zapach zwierzęcych skór. Zamierzałem zrobić koło wokół części miasta. Stąd udać się obok młynu i tartaku na brzeg lasu, skąd brzegiem strumienia wrócić do domu.
- Panie Reeve! - odwróciłem się, słysząc znajomy głos. Mężczyzna stał drzwiach swojej pracowni, machając do mnie ręką. Była to jedyna pracownia, która o tej porze była nadal oświetlona. - Proszę do mnie! - ciekaw byłem, czego chciał ode mnie złotnik, dlatego z ciekawością poszedłem za nim w głąb pomieszczenia.
- Nie spodziewałem się pana o tej porze - zaczął mówić, jednocześnie szukając czegoś w jednej z wielu szuflad.
- Nie planowałem pana niepokoić swoją wizytą. Jestem tu… można by rzec na spacerze. Słyszałem, że w pobliżu zaczęły ostatnio dziwne rzeczy się dziać, dlatego wraz z partnerką sprawdzamy okolicę - skłamałem, na co mężczyzna skinął głową.
- Oj tak. Syn starego Samsona zwariował nam ostatnio. Rzucił się na krowę, mordując biedne zwierzę na oczach córki. Krew wszędzie tryskała, a mała do tej pory budzi się z wrzaskiem z koszmarów.
- Naprawdę? A jak on teraz się czuje?
- Od razu odzyskał zmysły. Powiada, że tak jakby coś go opętało, zmusiło do tego. Niby można pomyśleć: demon! Ot, jak nic demon, ale moja stara powiada, że to piwsko wyżarło mu rozum. A każdy wie, że za kołnierz nie wylewał - pokiwałem głową, zapamiętując sobie, by odwiedzić młodego Samsona i dokładnie wypytać go o tamto wydarzenie. Czułem, że to nie do końca tylko wspomniane piwsko, nie zamierzałem jednak dzielić się swoimi przemyśleniami i siać niepotrzebnej paniki.
- O! Proszę. Skończyłem kilka godzin temu to cudeńko. Takie, jak pan chciał - mężczyzna wcisnął mi w dłoń mały, ozdobny woreczek. Wiedziałem, co w nim się znajdowało, a jednak i tak musiałem go zobaczyć. Pierścionek z czystego srebra z zatopionym księżycowym kamieniem w odcieniach błękitu i czerni. W blasku świecy błyszczał się drobinkami złota, o które prosiłem. Od środka na metalu wyryta została ochronna sentencja. Nie tak pospolity jak inne nasze artefakty. Z pozoru prosty w wykonaniu, efektownie wyglądający lecz dla wtajemniczonych był on również silnym, ochronnym artefaktem. Który nawiasem mówiąc kosztował mnie zdecydowaną większość moich oszczędności jakie miałem. Nie mogłem przecież podarować Eri byle błyskotki.
- Dziękuję. Dobra robota - uśmiechnąłem się lekko w stronę mężczyzny, po czym pożegnaliśmy się.
Idąc ulicą obracałem w palcach pierścionek, wplatając w niego inkantacje z jednej z zakazanych ksiąg. Nie rozumiałem, dlaczego były zakazane. W końcu te starodawne słowa już nie raz uratowały nam życie. Demony się ich bały. Po wszystkim schowałem pierścionek z powrotem do woreczka, a następnie do kieszeni. Kochałem Eri, ale w obecnej sytuacji nie byłem pewien, czy ten gest byłby odpowiedni. Czy nadal chciałem tak szybko uczynić z niej swoją narzeczoną. Musiałem najpierw przetrawić swój ból i podjąć tą trudną decyzję. Zapewne najtrudniejszą i najbardziej bolesną decyzję w moim życiu.
W ten sposób, pogrążony we własnych myślach, trafiłem do tego przeklętego kręgu na brzegu lasu. Znaki wyryte w kamieniach i w ziemi jarzyły się bladym, krwistym światłem, co nie było dobre. Oznaczało to tyle, że coś zdecydowanie próbowało się przedostać przez ten krąg. Poczułem to całym sobą, gdy tylko przekroczyłem czarną linię usypaną z obsydianowych kamieni, mającą być barierą ochronną, gdyby jakimś cudem coś faktycznie wypełzło z otchłani. Ledwie kilka dni temu poprawiałem każdy ze znaków. Teraz zauważyłem, że znów wyblakły, a jeden z kamieni zaczął dodatkowo pękać. Silny, zimny dreszcz przebiegł przez moje ciało. W mojej głowie rozległo się dudnienie, a drobne kamyczki przed stopami zaczęły drżeć. To zdecydowanie był jeden z tych złych scenariuszy, jakie braliśmy z Eri pod uwagę. W dodatku nie miałem przy sobie kompletnie nic, czym w razie czego mógłbym się obronić. Dlatego odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do mieszkania.
- Eri! - niemal krzyknąłem zdyszany, wpadając do środka niczym burza. Trzy pary oczu od razu utkwiły we mnie spojrzenie. - Eri, zbieraj się, krąg pęka - rzuciłem, podchodząc do kobiety. Zabrałem z jej dłoni niemal pełny kieliszek wina, które musieli dopiero co otworzyć. Na szczęście, że nie miała okazji do wypicia większej ilości. Odstawiłem go na stół, po czym ująłem w dłonie twarz kobiety.
- Eri, to coś jest bardzo potężne. Za wszelką cenę nie możemy mu pozwolić się przedostać. Ubieraj się, ja wezmę nasze rzeczy. Nie ma czasu do stracenia. Drake, Annabeth, nie wychodźcie z mieszkania - z tymi słowami wszedłem do pokoju, zabierając pełną torbę. Dobrze, że zrobiliśmy tak duże i dokładne zakupy.
Przechadzałem się pustymi ulicami miasteczka o tej porze. Było chłodno lecz niektórych wcale to nie odstraszało, by uchylić okna. Słyszałem przez nie różne głosy, śmiechy. Jedni już mocno chrapali, drudzy dopiero szykowali się do snu, a jeszcze inni wciąż coś świętowali. Szczególnie w karczmie, gdzie śpiewano jakieś pijackie przyśpiewki. Za budynkiem ktoś opróżniał swój żołądek tą samą drogą, którą go zapełnił, wydając przy tym dość głośne odgłosy. Całe szczęście sam nigdy tak nie skończyłem i nie zamierzałem upaść tak nisko. Wzdrygnąłem się i skręciłem w szeroką, rzemieślniczą ulicę. Tutaj już większość mieszkańców zdecydowanie spała. Oni wstawali najwcześniej, świadcząc swoje usługi pozostałym mieszkańcom. Przechodząc obok kowala miałem wrażenie, jakby z kowadła nadal biło gorąco, a obok garbarza panował charakterystyczny zapach zwierzęcych skór. Zamierzałem zrobić koło wokół części miasta. Stąd udać się obok młynu i tartaku na brzeg lasu, skąd brzegiem strumienia wrócić do domu.
- Panie Reeve! - odwróciłem się, słysząc znajomy głos. Mężczyzna stał drzwiach swojej pracowni, machając do mnie ręką. Była to jedyna pracownia, która o tej porze była nadal oświetlona. - Proszę do mnie! - ciekaw byłem, czego chciał ode mnie złotnik, dlatego z ciekawością poszedłem za nim w głąb pomieszczenia.
- Nie spodziewałem się pana o tej porze - zaczął mówić, jednocześnie szukając czegoś w jednej z wielu szuflad.
- Nie planowałem pana niepokoić swoją wizytą. Jestem tu… można by rzec na spacerze. Słyszałem, że w pobliżu zaczęły ostatnio dziwne rzeczy się dziać, dlatego wraz z partnerką sprawdzamy okolicę - skłamałem, na co mężczyzna skinął głową.
- Oj tak. Syn starego Samsona zwariował nam ostatnio. Rzucił się na krowę, mordując biedne zwierzę na oczach córki. Krew wszędzie tryskała, a mała do tej pory budzi się z wrzaskiem z koszmarów.
- Naprawdę? A jak on teraz się czuje?
- Od razu odzyskał zmysły. Powiada, że tak jakby coś go opętało, zmusiło do tego. Niby można pomyśleć: demon! Ot, jak nic demon, ale moja stara powiada, że to piwsko wyżarło mu rozum. A każdy wie, że za kołnierz nie wylewał - pokiwałem głową, zapamiętując sobie, by odwiedzić młodego Samsona i dokładnie wypytać go o tamto wydarzenie. Czułem, że to nie do końca tylko wspomniane piwsko, nie zamierzałem jednak dzielić się swoimi przemyśleniami i siać niepotrzebnej paniki.
- O! Proszę. Skończyłem kilka godzin temu to cudeńko. Takie, jak pan chciał - mężczyzna wcisnął mi w dłoń mały, ozdobny woreczek. Wiedziałem, co w nim się znajdowało, a jednak i tak musiałem go zobaczyć. Pierścionek z czystego srebra z zatopionym księżycowym kamieniem w odcieniach błękitu i czerni. W blasku świecy błyszczał się drobinkami złota, o które prosiłem. Od środka na metalu wyryta została ochronna sentencja. Nie tak pospolity jak inne nasze artefakty. Z pozoru prosty w wykonaniu, efektownie wyglądający lecz dla wtajemniczonych był on również silnym, ochronnym artefaktem. Który nawiasem mówiąc kosztował mnie zdecydowaną większość moich oszczędności jakie miałem. Nie mogłem przecież podarować Eri byle błyskotki.
- Dziękuję. Dobra robota - uśmiechnąłem się lekko w stronę mężczyzny, po czym pożegnaliśmy się.
Idąc ulicą obracałem w palcach pierścionek, wplatając w niego inkantacje z jednej z zakazanych ksiąg. Nie rozumiałem, dlaczego były zakazane. W końcu te starodawne słowa już nie raz uratowały nam życie. Demony się ich bały. Po wszystkim schowałem pierścionek z powrotem do woreczka, a następnie do kieszeni. Kochałem Eri, ale w obecnej sytuacji nie byłem pewien, czy ten gest byłby odpowiedni. Czy nadal chciałem tak szybko uczynić z niej swoją narzeczoną. Musiałem najpierw przetrawić swój ból i podjąć tą trudną decyzję. Zapewne najtrudniejszą i najbardziej bolesną decyzję w moim życiu.
W ten sposób, pogrążony we własnych myślach, trafiłem do tego przeklętego kręgu na brzegu lasu. Znaki wyryte w kamieniach i w ziemi jarzyły się bladym, krwistym światłem, co nie było dobre. Oznaczało to tyle, że coś zdecydowanie próbowało się przedostać przez ten krąg. Poczułem to całym sobą, gdy tylko przekroczyłem czarną linię usypaną z obsydianowych kamieni, mającą być barierą ochronną, gdyby jakimś cudem coś faktycznie wypełzło z otchłani. Ledwie kilka dni temu poprawiałem każdy ze znaków. Teraz zauważyłem, że znów wyblakły, a jeden z kamieni zaczął dodatkowo pękać. Silny, zimny dreszcz przebiegł przez moje ciało. W mojej głowie rozległo się dudnienie, a drobne kamyczki przed stopami zaczęły drżeć. To zdecydowanie był jeden z tych złych scenariuszy, jakie braliśmy z Eri pod uwagę. W dodatku nie miałem przy sobie kompletnie nic, czym w razie czego mógłbym się obronić. Dlatego odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do mieszkania.
- Eri! - niemal krzyknąłem zdyszany, wpadając do środka niczym burza. Trzy pary oczu od razu utkwiły we mnie spojrzenie. - Eri, zbieraj się, krąg pęka - rzuciłem, podchodząc do kobiety. Zabrałem z jej dłoni niemal pełny kieliszek wina, które musieli dopiero co otworzyć. Na szczęście, że nie miała okazji do wypicia większej ilości. Odstawiłem go na stół, po czym ująłem w dłonie twarz kobiety.
- Eri, to coś jest bardzo potężne. Za wszelką cenę nie możemy mu pozwolić się przedostać. Ubieraj się, ja wezmę nasze rzeczy. Nie ma czasu do stracenia. Drake, Annabeth, nie wychodźcie z mieszkania - z tymi słowami wszedłem do pokoju, zabierając pełną torbę. Dobrze, że zrobiliśmy tak duże i dokładne zakupy.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
- Dlaczego go jeszcze nie ma? Robi się już naprawdę późno- zauważył Drake, patrząc, w stronę okna niepokoił się o przyjaciela. Annabeth położyła mu tylko rękę, na ramieniu chcąc, by się uspokoił.
- Na pewno zaraz wróci. Słyszałeś co mówiła Eri. Musiał się przejść
Drake za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Jednak nie byłam w stanie udzielić zadowalającej go odpowiedzi. Bo co miałam mu powiedzieć? To była sprawa między mną a Casem i tylko my mieliśmy sobie sporo do wyjaśnienia. Na ten moment nie chciałam się nikomu z niczego zwierzać. Po prostu nie miałam na to siły, zamierzałam wypić jeszcze ze dwa kieliszki wina wraz z Annabeth i poczekać na Casa. Miałam nadzieję, że tym razem solidnie da mi odczuć co myśli o mojej decyzji. Wszystko było lepsze od tej cholernej ciszy czy bólu w jego oczach. Tak mało razy go w nich widziałam, że to bolało dwa razy mocniej, niż sądziłam, że będzie. Spojrzałam w czerwoną ciecz w kieliszku w kolorze zaschłej krwi. Dużo jej widziałam w swoim życiu tak jak i Cas miałam wiele blizn, niektóre bardzo krwawiły, nim na dobre zostały, tylko znamionami na skórze. A nadal dawały o sobie znać. Czy ta rana, którą ja mu zadałam, będzie długo dawała o sobie znać, czy zabliźni się, za jakiś czas byśmy mogli dalej ze sobą żyć i współpracować? Naprawdę robiłam to dla naszego dobra, miałam nadzieję, że kiedyś to zrozumie.
- To na zdrowie. Cas pewnie zaraz wróci- powiedziałam stukając się kieliszkiem z Annabeth która wyglądała na taką, która zaraz miałaby zakazać mi picia. Czy byłam wstawiona? Jeszcze nie byłam, bo dobrze kontaktowałam. Upiłam tylko mały łyk, gdy nagle drzwi szybko się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł Cas, wręcz zabierając mi kieliszek z dłoni. Już miałam na niego krzyknąć, by pozwolił mi się napić, gdy spostrzegam jego wzrok, który mówił, że stało się coś potwornego i nie myliłam się, bo tak właśnie było. Jego dotyk na mej twarzy sprawił, że szybciej ogarnął mnie mój profesjonalizm.
- Co takiego? Jak to możliwe?- spytałam go spanikowana zrywając się z krzesła tak szybko jak było to możliwe. Krąg nie mógł tak po prostu pękać, coś się musiało stać. Coś musiało chcieć się wydostać może nawet ten stwór, który został przez nas kiedyś zapieczętowany?
- Cas ma racje, zostańcie tutaj. Później was odprowadzimy dla bezpieczeństwa. Cas zaczekaj, wezmę też jedną księgę- rzuciłam, biegnąc do swej sypialni. Po czym spotkałam się z nim w gabinecie, gdzie mieliśmy naszą torbę ze składnikami. Pośpiech mógł nas sporo kosztować. Przejrzałam torbę, dodając do niej dwie fiolki z szarym płynem i jedną z turkusowym.
- Zaufaj mi to wzmocni kamienie gdy użyjemy inkantacji. Lepiej dmuchać na zimne. Trzeba to ogarnąć i to jak najszybciej- po czym poprawiłam fryzurę, by nie wpadał mi do oczu. Próbowałam, to jakoś ogarnąć by alkohol nie zaćmił mi umysłu. Dałam mu znak, że możemy ruszać w drogę. Byle jak najszybciej, opuciliśmy mieszkanie.
- Co wyczułeś gdy byłeś na miejscu? Drgania? Dreszcze? Przeraźliwe zimno? Czy tylko pękanie kamieni? Muszę wiedzieć, dokładnie co się dzieje. Wiesz, że jestem wyczulona na energie. Wolę się jakoś ochronić, gdyby ten pierścionek, który mam tym razem nie wystarczył- przypomniałam mu o tym. Chociaż chyba nie musiałam. Niemal biegliśmy na miejsce, by szybko zbadać dokładniej teren. Jednak zatrzymałam się sto metrów od kręgu.
- Cas… to jest, to co wyczułam wtedy nad rzeką. Tylko znacznie silniejsze. Nie podoba mi się to, na wszelki wypadek uszykuj fiolkę z turkusowym płynem. Będziemy musieli ją wypić, by się dodatkowo ochronić- Dodałam, by wiedział, jaki jest nasz teoretyczny początkowy plan. Niestety nic innego na tę chwilę nie mogłam wymyślić. Zbliżaliśmy się powoli do kręgu, już czułam to lekkie pulsowanie ziemi pod stopami…
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Do torby z kamieniami i proszkiem (dobrze, że mieliśmy nawyk uzupełniania jej na bieżąco, nawet jeśli jej nie używaliśmy) dorzuciłem manierkę ze specjalnie spreparowanym olejem. Trzymaliśmy go na bardzo wyjątkowe okazje, gdyż płyn ten był bardzo trudny w wykonaniu, a jeszcze trudniej było znaleźć egzotyczne zioła do jego wzmocnienia. Dzięki temu był bardzo silnym wzmacniaczem zarówno do broni, do run, jak i łańcuchów, którymi czasami pętaliśmy demony.
Spojrzałem tylko jak Euricia pakuje fiolki, o których wspomniała wcześniej. Na tych fiolkach oraz ich zawartości znała się o wiele lepiej ode mnie, ufałem więc, że nie bez powodu właśnie je wybrała.
- Wszystko o czym mówisz - mówiłem w biegu. Już niemal po wyjściu z mieszkania potrafiłem dostrzec czerwona znaki ziejące spomiędzy drzew. Jakoś też nie zdziwił mnie fakt, że było to to samo odczucie, jakie kobieta doznała wcześniej nad strumieniem. Mało tego, byłem pewien, że wszystkie dziwactwa oraz czarcie kręgi miały z tym coś wspólnego. Tylko silny byt potrafił zasiać taki zamęt, nie będąc równocześnie fizycznie na powierzchni ziemi. Uszykował sobie pole do przybycia, a my tego nie zauważyliśmy. Najważniejsze jednak w chwili obecnej było powstrzymanie go, zamknięcie mu bramy zanim ta zdąży się otworzyć. A za dnia musieliśmy obciąć pazury, którymi naznaczył teren, dzięki czemu jego ewentualne przybycie będzie o wiele trudniejsze.
- I to dudnienie w uszach. Też to słyszysz, prawda? - spytałem, gdy byliśmy już przy kręgu. Staliśmy przez chwilę, obserwując pulsującą czerwoną poświatę bijącą z każdego z symboli. W normalnych okolicznościach powinna być niemal niewidoczna, bladoniebieska, oznaczająca spokój. Im bardziej i mocniej wpadała w czerwień, tym większe było ryzyko, że krąg tego nie wytrzyma.
- Wzmocnię znaki. Domyślam się, że książka, którą wzięłaś, to grymuar spisany krwią? - uniosłem spojrzenie na kobietę. Tak, mieliśmy w swoim zbiorze coś tak obrzydliwego jak księgę oprawioną w skórę, której karty spisane były ludzką krwią. Krew należała do jednego z najsilniejszych egzorcystów, który poświęcił się do zapieczętowania bestii szalejącej niemal pięćset lat temu. Były tam cenne wskazówki oraz mało znane inkantacje, dzięki którym mogliśmy skuteczniej walczyć z demonami. Skąd to mieliśmy? Cóż… nie wszystkie rzeczy zdobywaliśmy w legalny sposób.
Wyciągnąłem turkusową fiolkę. Jej zawartość właściwie znałem, używaliśmy jej najczęściej i miała mocno ziołowy posmak. Wypiłem połowę, resztę wręczając kobiecie. Miałem sztylet, miałem też na dłoni kastet dla lepszej ochrony. Wyjąłem olej, zostawiając torbę nie brzegu kręgu wraz z Eri. Tak zazwyczaj działaliśmy. Euricia stanowiła barierę zewnętrzną, blokując wszystko swoimi eliksirami i inkantacjami, a ja od środka, zwalczając to, co już zdążyło wyjść. Już miałem zrobić krok, by przekroczyć onyksową linię, gdy coś mnie powstrzymało. Przyjemne ciepło, jakie rozchodziło się po moim ciele z jednego, konkretnego miejsca. Spojrzałem wtedy na Eri. "Jakoś ochronić" nie brzmiało z jej ust specjalnie pokrzepiająco. Nie potrafiła obronić się sztyletem, a to, co miała na dłoni, wydawało się nieśmiesznym żartem w obliczu tego, co działo się w kręgu. Dlatego bez większego namysłu wyciągnąłem z kieszeni woreczek, a później jego zawartość. To od metalu pulsowało ciepło, a wyryte wewnątrz znaki delikatnie się poruszały. Oznaczało to, że mój pomysł działał lepiej, niż sobie to wymyśliłem.
- Eri. Nie pytaj. Zaufaj mi - poprosiłem, ujmując jej prawą dłoń i zakładając pierścionek na jej szczupły palec. Nie miało znaczenia, że był za duży. Obserwowałem, jak dzięki znakom idealnie dopasował się do palca, dzięki czemu miałem pewność, że nie spadnie sam, dopóki Euricia nie postanowi sama go zdjąć.
Dopiero wtedy odsunąłem się i przekroczyłem krąg. Od razu zająłem się naprawianiem znaków, poprawianiem ich olejkiem z manierki, mrucząc pod nosem różne inkantacje.
Spojrzałem tylko jak Euricia pakuje fiolki, o których wspomniała wcześniej. Na tych fiolkach oraz ich zawartości znała się o wiele lepiej ode mnie, ufałem więc, że nie bez powodu właśnie je wybrała.
- Wszystko o czym mówisz - mówiłem w biegu. Już niemal po wyjściu z mieszkania potrafiłem dostrzec czerwona znaki ziejące spomiędzy drzew. Jakoś też nie zdziwił mnie fakt, że było to to samo odczucie, jakie kobieta doznała wcześniej nad strumieniem. Mało tego, byłem pewien, że wszystkie dziwactwa oraz czarcie kręgi miały z tym coś wspólnego. Tylko silny byt potrafił zasiać taki zamęt, nie będąc równocześnie fizycznie na powierzchni ziemi. Uszykował sobie pole do przybycia, a my tego nie zauważyliśmy. Najważniejsze jednak w chwili obecnej było powstrzymanie go, zamknięcie mu bramy zanim ta zdąży się otworzyć. A za dnia musieliśmy obciąć pazury, którymi naznaczył teren, dzięki czemu jego ewentualne przybycie będzie o wiele trudniejsze.
- I to dudnienie w uszach. Też to słyszysz, prawda? - spytałem, gdy byliśmy już przy kręgu. Staliśmy przez chwilę, obserwując pulsującą czerwoną poświatę bijącą z każdego z symboli. W normalnych okolicznościach powinna być niemal niewidoczna, bladoniebieska, oznaczająca spokój. Im bardziej i mocniej wpadała w czerwień, tym większe było ryzyko, że krąg tego nie wytrzyma.
- Wzmocnię znaki. Domyślam się, że książka, którą wzięłaś, to grymuar spisany krwią? - uniosłem spojrzenie na kobietę. Tak, mieliśmy w swoim zbiorze coś tak obrzydliwego jak księgę oprawioną w skórę, której karty spisane były ludzką krwią. Krew należała do jednego z najsilniejszych egzorcystów, który poświęcił się do zapieczętowania bestii szalejącej niemal pięćset lat temu. Były tam cenne wskazówki oraz mało znane inkantacje, dzięki którym mogliśmy skuteczniej walczyć z demonami. Skąd to mieliśmy? Cóż… nie wszystkie rzeczy zdobywaliśmy w legalny sposób.
Wyciągnąłem turkusową fiolkę. Jej zawartość właściwie znałem, używaliśmy jej najczęściej i miała mocno ziołowy posmak. Wypiłem połowę, resztę wręczając kobiecie. Miałem sztylet, miałem też na dłoni kastet dla lepszej ochrony. Wyjąłem olej, zostawiając torbę nie brzegu kręgu wraz z Eri. Tak zazwyczaj działaliśmy. Euricia stanowiła barierę zewnętrzną, blokując wszystko swoimi eliksirami i inkantacjami, a ja od środka, zwalczając to, co już zdążyło wyjść. Już miałem zrobić krok, by przekroczyć onyksową linię, gdy coś mnie powstrzymało. Przyjemne ciepło, jakie rozchodziło się po moim ciele z jednego, konkretnego miejsca. Spojrzałem wtedy na Eri. "Jakoś ochronić" nie brzmiało z jej ust specjalnie pokrzepiająco. Nie potrafiła obronić się sztyletem, a to, co miała na dłoni, wydawało się nieśmiesznym żartem w obliczu tego, co działo się w kręgu. Dlatego bez większego namysłu wyciągnąłem z kieszeni woreczek, a później jego zawartość. To od metalu pulsowało ciepło, a wyryte wewnątrz znaki delikatnie się poruszały. Oznaczało to, że mój pomysł działał lepiej, niż sobie to wymyśliłem.
- Eri. Nie pytaj. Zaufaj mi - poprosiłem, ujmując jej prawą dłoń i zakładając pierścionek na jej szczupły palec. Nie miało znaczenia, że był za duży. Obserwowałem, jak dzięki znakom idealnie dopasował się do palca, dzięki czemu miałem pewność, że nie spadnie sam, dopóki Euricia nie postanowi sama go zdjąć.
Dopiero wtedy odsunąłem się i przekroczyłem krąg. Od razu zająłem się naprawianiem znaków, poprawianiem ich olejkiem z manierki, mrucząc pod nosem różne inkantacje.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|EURICIA VERECIO|
Ta energia już z tak sporej odległości mroziła mi krew w żyłach i utrudniała oddychanie. Jakby chłód i rozgrzany metal chciały wlać mi się do płuc. Wzrok na szczęście pozostał bez zmian, a on był jednym z najważniejszych zmysłów w tym przypadku. Nie podobało mi się to, co usłyszałam od Casa, jak to wszystko? Wszystko to odczuwał z tego przeklętego kręgu? To nie było normalne, stanowczo działo się coś cholernie złego. Moje ciało miało teraz sporo dreszczy, a stopy trzymały się podłoża tylko dzięki temu, że nie byłam słaba i dysponowałam tak jak Cas sporą wytrzymałością. Czas działał na naszą niekorzyść, jakim cudem tego nie wyczuliśmy? Albo inaczej jakim cudem JA tego nie wyczułam? Przecież to było tak niedaleko mnie i Annabeth! Miałam wyrzuty sumienia, że zignorowałam tamte oznaki gdy były ledwo wyczuwalne. Po wypiciu mikstury poczułam się trochę pewniej. Taka ochrona nam się na pewno przyda. Bo kto wie z kim mamy do czynienia? A raczej czym?
- Tak zabrałam go, bo tylko on przyszedł mi do głowy. Żaden inny zbiór inkantacji chyba by tutaj nie zadziałał. Nie w tym przypadku- potwierdziłam, zostając na zewnętrznej części kręgu, który czerwienił się jak nie jedne oczy demonów, z którymi mieliśmy do czynienia. Grymuar był jednym z naszych najpilniej strzeżonych nabytków. Zawsze trzymaliśmy go, w bardzo ukrytym miejscu by nikt poza nami nie miał do niego dostępu. Pamiętam jak weszliśmy w jego posiadanie jak i to gdy zgłębialiśmy wszystkie w nim inkantacje, by mogły nam pomagać w pracy. Już szykowałam, jeden z eliksirów obserwując, jak Cas bierze olej z torby, był też uzbrojony w kastet, co trochę mnie uspokoiło. Już wyciągałam, jedną z fiolek obserwując, jak Cas chce przekroczyć onyksową linię kręgu, ale nagle się zatrzymał. Nie rozumiałam dlaczego, wyjaśnienie pojawiło się gdy nagle do mnie podszedł i wyjął coś z woreczka, który miał przy sobie. Nagle, chwycił moją prawą rękę, wsuwając na palec jakiś pierścionek. Nigdy wcześniej go nie widziałam, skąd on go...miał? Spojrzałam na niego pytająco. Mimo że nie było czasu na żadne wyjaśnienia.
- Wiesz, że ci ufam. To się nigdy nie zmieni- wyszeptałam, to patrząc prosto w tak dobrze mi znane oczy. Pierścionek delikatnie przywarł, do mego palca wyczułam od niego silniejsze inkantacje niż te w mym poprzednim. Jak zawsze cały Cas bardzo dbał o moje bezpieczeństwo. Wtedy też gdy miał pewność, że wszystko ze mną będzie w porządku, wszedł do kręgu, by go naprawić. Tymczasem moją rolą było nakreślenie wyraźniej linii kręgu od zewnątrz polać je przyniesionymi płynami wzmacniającymi z fiolek. Moje inkantacje z księgi sprawiły, że linia zaczęła się bielić, ale nadal nie osiągnęła błękitu. Wymagało to większej ilości mocy. Jednak ziemia znów lekko zadrżała i jeden z kamieni, którym miał się zająć Cas, wyleciał z kręgu i upadł u mych stóp. Gorąco emanujące z niego chciało mnie zmusić, bym go dotknęła, i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie… otrzymany pierścionek. W ostatniej chwili przywrócił w moją własną wolę. Kopnęłam kamień w stronę Casa, rzucając ostrożnie mu jeszcze jeden ochronny z torby. Pilnując, by go złapał.
- Połóż je obok siebie, to zwiększy szanse, że tamten znów nie będzie opętany przez złe moce- zasugerowałam. Dalej, wymawiając, inkantacje, wzdłuż zewnętrznej linii. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, a demoniczna aura tylko trochę zmalała. Nadal ją bardzo wyczuwaliśmy. Nie miałam innego wyjścia, stanęłam krok bliżej, środka kręgu pilnując, by bariera nie pozostał naruszona. Kiepska ze mnie była wojowniczka, nie umiałam walczyć bronią.
Ale miałam inne zdolności za pomocą proszku i jednego z kamieni zablokowałam, dwa ramiona pentagramu ciągle wymawiając słowa, które zwykle zabierały trochę energii wymawiającemu. Ale poskutkowało to tym, że dwa czubki gwiazdy rozbłysły w końcu błękitem. Liczyłam, że Cas da radę z resztą tej pieczęci. Podczas gdy moja rola skupiła się na reszcie zewnętrznego kręgu, który nadal tylko się bielił, mimo że do błękitu niewielu mu już zostało.
- Dasz radę z tym co masz? Czy podrzucić ci coś jeszcze? - spytałam Caspera gotowa pomóc najlepiej jak potrafiłam. Ciągle mój wzrok uciekał też w stronę pierścionka. Będę musiała go o niego zapytac gdy ten koszmar się skończy. Póki co czekało nas dalsze pieczętowanie tego przeklętego kręgu. Nasze jak i bezpieczeństwo mieszkańców było teraz najważniejsze. Energia nie odpuszczała, dalej chciała mnie zaatakować, chyba myślała, że będę idealnym celem. Musiałam chronić też Casa, dlatego użyłam kolejnej inkantacji, by jego myśli nie były zmącone przez ten byt. Nie wiem, czy wiedział, że czasem tak go chroniłam. A nawet, jak wiedział, to nigdy jakoś nie zwrócił mi na to uwagi.
- Uważaj, tamte ostatnie dwie pieczęci są mocniej uszkodzone- ostrzegłam go, gdy się do nich zbliżał. Czułam, że będzie nas to sporo kosztować.
- Tak zabrałam go, bo tylko on przyszedł mi do głowy. Żaden inny zbiór inkantacji chyba by tutaj nie zadziałał. Nie w tym przypadku- potwierdziłam, zostając na zewnętrznej części kręgu, który czerwienił się jak nie jedne oczy demonów, z którymi mieliśmy do czynienia. Grymuar był jednym z naszych najpilniej strzeżonych nabytków. Zawsze trzymaliśmy go, w bardzo ukrytym miejscu by nikt poza nami nie miał do niego dostępu. Pamiętam jak weszliśmy w jego posiadanie jak i to gdy zgłębialiśmy wszystkie w nim inkantacje, by mogły nam pomagać w pracy. Już szykowałam, jeden z eliksirów obserwując, jak Cas bierze olej z torby, był też uzbrojony w kastet, co trochę mnie uspokoiło. Już wyciągałam, jedną z fiolek obserwując, jak Cas chce przekroczyć onyksową linię kręgu, ale nagle się zatrzymał. Nie rozumiałam dlaczego, wyjaśnienie pojawiło się gdy nagle do mnie podszedł i wyjął coś z woreczka, który miał przy sobie. Nagle, chwycił moją prawą rękę, wsuwając na palec jakiś pierścionek. Nigdy wcześniej go nie widziałam, skąd on go...miał? Spojrzałam na niego pytająco. Mimo że nie było czasu na żadne wyjaśnienia.
- Wiesz, że ci ufam. To się nigdy nie zmieni- wyszeptałam, to patrząc prosto w tak dobrze mi znane oczy. Pierścionek delikatnie przywarł, do mego palca wyczułam od niego silniejsze inkantacje niż te w mym poprzednim. Jak zawsze cały Cas bardzo dbał o moje bezpieczeństwo. Wtedy też gdy miał pewność, że wszystko ze mną będzie w porządku, wszedł do kręgu, by go naprawić. Tymczasem moją rolą było nakreślenie wyraźniej linii kręgu od zewnątrz polać je przyniesionymi płynami wzmacniającymi z fiolek. Moje inkantacje z księgi sprawiły, że linia zaczęła się bielić, ale nadal nie osiągnęła błękitu. Wymagało to większej ilości mocy. Jednak ziemia znów lekko zadrżała i jeden z kamieni, którym miał się zająć Cas, wyleciał z kręgu i upadł u mych stóp. Gorąco emanujące z niego chciało mnie zmusić, bym go dotknęła, i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie… otrzymany pierścionek. W ostatniej chwili przywrócił w moją własną wolę. Kopnęłam kamień w stronę Casa, rzucając ostrożnie mu jeszcze jeden ochronny z torby. Pilnując, by go złapał.
- Połóż je obok siebie, to zwiększy szanse, że tamten znów nie będzie opętany przez złe moce- zasugerowałam. Dalej, wymawiając, inkantacje, wzdłuż zewnętrznej linii. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, a demoniczna aura tylko trochę zmalała. Nadal ją bardzo wyczuwaliśmy. Nie miałam innego wyjścia, stanęłam krok bliżej, środka kręgu pilnując, by bariera nie pozostał naruszona. Kiepska ze mnie była wojowniczka, nie umiałam walczyć bronią.
Ale miałam inne zdolności za pomocą proszku i jednego z kamieni zablokowałam, dwa ramiona pentagramu ciągle wymawiając słowa, które zwykle zabierały trochę energii wymawiającemu. Ale poskutkowało to tym, że dwa czubki gwiazdy rozbłysły w końcu błękitem. Liczyłam, że Cas da radę z resztą tej pieczęci. Podczas gdy moja rola skupiła się na reszcie zewnętrznego kręgu, który nadal tylko się bielił, mimo że do błękitu niewielu mu już zostało.
- Dasz radę z tym co masz? Czy podrzucić ci coś jeszcze? - spytałam Caspera gotowa pomóc najlepiej jak potrafiłam. Ciągle mój wzrok uciekał też w stronę pierścionka. Będę musiała go o niego zapytac gdy ten koszmar się skończy. Póki co czekało nas dalsze pieczętowanie tego przeklętego kręgu. Nasze jak i bezpieczeństwo mieszkańców było teraz najważniejsze. Energia nie odpuszczała, dalej chciała mnie zaatakować, chyba myślała, że będę idealnym celem. Musiałam chronić też Casa, dlatego użyłam kolejnej inkantacji, by jego myśli nie były zmącone przez ten byt. Nie wiem, czy wiedział, że czasem tak go chroniłam. A nawet, jak wiedział, to nigdy jakoś nie zwrócił mi na to uwagi.
- Uważaj, tamte ostatnie dwie pieczęci są mocniej uszkodzone- ostrzegłam go, gdy się do nich zbliżał. Czułam, że będzie nas to sporo kosztować.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach