Strona 1 z 2 • 1, 2
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
HOGWART: NEW LEGACY
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
Magia zawsze była kapryśna. Każdy czarodziej i czarownica zdawali sobie z tego sprawę, ale to co wydarzyło się w tegoroczne wakacje zaskoczyło cały czarodziejski świat. Pióro Przyjęcia wpisało do Księgi Dopuszczenia nazwiska kolejnych uczniów Hogwartu, ale tym razem nie były to tylko nowo narodzone dzieci,a również garstka nastolatków piętnasto-,szesnasto-, czy nawet siedemnastoletnich. Charłaki i mugole, u których nigdy wcześniej nie zauważona najmniejszych cząstek magicznej mocy. W społeczności czarodziejskiej zawrzało, a po burzliwych tygodniach Ministerstwo Magii wraz z dyrektorką Hogwartu zadecydowali o przyjęciu tych wyjątkowych czarodziejów do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
Magia zawsze była kapryśna. Każdy czarodziej i czarownica zdawali sobie z tego sprawę, ale to co wydarzyło się w tegoroczne wakacje zaskoczyło cały czarodziejski świat. Pióro Przyjęcia wpisało do Księgi Dopuszczenia nazwiska kolejnych uczniów Hogwartu, ale tym razem nie były to tylko nowo narodzone dzieci,a również garstka nastolatków piętnasto-,szesnasto-, czy nawet siedemnastoletnich. Charłaki i mugole, u których nigdy wcześniej nie zauważona najmniejszych cząstek magicznej mocy. W społeczności czarodziejskiej zawrzało, a po burzliwych tygodniach Ministerstwo Magii wraz z dyrektorką Hogwartu zadecydowali o przyjęciu tych wyjątkowych czarodziejów do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- O co chodzi?:
W skrócie. U garstki niemagicznych osób nagle pojawiły się zdolności magiczne.Nastolatki trafiają do Hogwartu. Część pozostałych uczniów jest zobligowana do udzielania im korepetycji.
Od nas zależy jak inni uczniowie i społeczeństwo magicznie odniesie się do nowo powstałych czarodziei. Czy będą ich wielbić, czy może nimi gardzić? A może po chwilowej ekscytacji i zainteresowaniu pojawi się lodowata obojetność.
Możemy się wcielać zarówno w role niemagicznych, którzy zyskali magię, jak i starych uczniów Hogwartu.
Chcecie, żeby wasza postać widziała w tych, którzy zyskali magię niemalże bożków. - Super
Wolicie, aby ich nienawidziła i planowała założyć tajne bractwo mające na celu ich unicestwienie? - Ekstra.
Wasza postać w wieku piętnastu lat zyskała magię, ale jej zdolność okazują się zaledwie mierne? - Też fajnie.
Wasza postać jest jedyna w swoim rodzaju, pierwszą nie magiczną osobą, która niespodziewanie zyskała magię, zbawca świata, który ma walczyć że złem? - Sorki, ale The Chosen One wciąż żyje, jest ledwie po czterdziestce, ma się dobrze. Nie ma wolnych wakatów
━━━━━
Lista obecności;
Gryffindor
Eeve - Seth Wood
Ladyflower - Finn Parkinson
Lunitari - Molly Weasley
Demetrys. - Amber Lewis
Hikikomori - Aurora Scamander
Hufflepuff:
Carandian - Cameron Thomson
Yulleri -Huey Willows
Heartstormenda - Gwenong Jordan
LadyFlower - Felix Longbottom
.... - ...
Ravenclaw:
Ladyflower - Blaithin Morgan
Melusine - Salomon Prewett
Eeve - Pollux Black
Hikikomori - Lysander Scamander
.... - ...
Slytherin:
Kalsi - Vanessa Lestrange
Carandian - Samantha Price
Heartstormenda - Luc March
Lunitari - Dara Dursley
... - ...
.... - ...
━━━━━
x wygląd realny
x mile widziany discord
x orientacja i płeć dowolna, byleby zachować równowagę
x to samo w kwestii rozkładu sił magicznych, tj. tych którzy
dopiero odkryli w sobie magię i tych, którzy żyją z nią od
zawsze.
Lista obecności;
Gryffindor
Eeve - Seth Wood
Ladyflower - Finn Parkinson
Lunitari - Molly Weasley
Demetrys. - Amber Lewis
Hikikomori - Aurora Scamander
Hufflepuff:
Carandian - Cameron Thomson
Yulleri -Huey Willows
Heartstormenda - Gwenong Jordan
LadyFlower - Felix Longbottom
.... - ...
Ravenclaw:
Ladyflower - Blaithin Morgan
Melusine - Salomon Prewett
Eeve - Pollux Black
Hikikomori - Lysander Scamander
.... - ...
Slytherin:
Kalsi - Vanessa Lestrange
Carandian - Samantha Price
Heartstormenda - Luc March
Lunitari - Dara Dursley
... - ...
.... - ...
━━━━━
x wygląd realny
x mile widziany discord
x orientacja i płeć dowolna, byleby zachować równowagę
x to samo w kwestii rozkładu sił magicznych, tj. tych którzy
dopiero odkryli w sobie magię i tych, którzy żyją z nią od
zawsze.
Yulleri
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
___________________________________________________________
___________________________________________________________
G O D N O Ś Ć H u e y W i l l o w s Z W A N Y H u e
W I E K 1 6 l a t U R O D Z O N Y 14 . 1 0
R A S A exC h a r ł a k O R I E N T A C J A B i s e k s u a l n y
P O C H O D Z E N I E U K, N e w h a v e n
R O D Z I N A
R o d z i c e - V i o l a [czarownica półkrwi] & C y r i l [mugol] W i l l o w s;
s t a r s z y b r a t - E i d e n [czarodziej półkrwi]
___________________________________________________________
O C Z Y C z a r n e W Ł O S Y C z a r n e, k r ę c o n e, m u l e t , f a r b o w a n e
C E R A B l a d a S Y L W E T K A P r z e c i ę t n a, c h u d a
W Z R O S T 1 7 5 c e n t y m e t r ó w W A G A L e k k a n i e d o w a g a
B L I Z N Y L e w y p o l i c z e k
___________________________________________________________
___________________________________________________________
H O G W A R T H u f f l e p u f f P A T R O N U S K o a t i
R Ó Ż D Ż K A S e k w o j a, 8 i ½ c a l a, s i e r ś ć W a m p u s a, s z t y w n a
___________________________________________________________
Charłak wychowany w realiach mugolskich w przeciętnej rodzinie, która rzadko
zamieszkiwała na dłuższy czas w jednym miejscu. W wyniku czego w wieku 5 lat
Hue zdążył już zwiedzić połowę świata. Ustatkowali się wreszcie kiedy jego starszy
brat został wysłany do szkoły z internatem w wieku 11 lat; od tego czasu urwał się z
nim kontakt, a matka wychowywała go jak jedynaka.
Hue został wychowany w tak zwanej "satanistycznej panice”. Wszelka magia, czary,
czy inne nadprzyrodzone elementy były traktowane jako zło absolutne. Rodzice ściśle
kontrolowali treści jakie chłopak mógł konsumować, a o grach video nawet nie słyszał,
póki nie wtajemniczyli go znajomi. Mimo to nie mógł narzekać na rodziców, gdyż nigdy
nie spotkała go krzywda z ich strony.
Szesnaście lat żył jak typowy mugol. Zdążył nawet dołączyć do technikum fryzjerskiego
wraz z kumplem, który również nie mając na siebie pomysłu stwierdził, że chociaż będą
się uczyć w towarzystwie żeńskim, które miało być celem ich końskich zalotów.
Ostatecznie skończyło się na tym, że Hue odkrył gust do obu frontów.
Spokojne życie legło w gruzach po ujawnieniu się magii i otrzymaniu listu z Hogwartu.
Matka przestała się do niego natychmiastowo odzywać, a ojciec dla dobra jej zdrowia
psychicznego przekonał syna do przyjęcia propozycji i wyjazdu z domu. Jedynym
plusem tego dnia był drugi list z gratulacjami od starszego brata, przyniesiony przez
małą sowę włochatkę, będącą prezentem.
___________________________________________________________
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Seth Liam Wood
SETH jest jedynym dzieckiem Olivera i Megan. Urodziny obchodzi 15.06.
Uczeń szóstego roku, entuzjasta Quidditcha, obrońca bramek Gryffindoru.
Heteroseksualny, ma za sobą kilka mniej zobowiązujących relacji. Singiel.
━━━━━
Brązowe włosy wiecznie w nieładzie. Piwne oczy z radosnymi iskierkami.
Metr osiemdziesiąt, szczupły, ale wysportowany. Silne ramiona stworzone
do powstrzymywania kafla przed wleceniem między pętle jego drużyny.
Kilka piegów, ale nie rzucają się w oczy. Brak znaków szczególnych, chyba
że zawołasz, że odwołują Quidditcha. Wtedy zamienia się w jeden, wielki
znak szczególny.
━━━━━ 1 ━━━━━
Pochodzi z Morpeth, gdzie mieszka z rodzicami. Jest czarodziejem półkrwi. Ojciec
jest obrońcą Puddlemere United, natomiast matka zawodowo zajmuje się
organizowaniem przyjęć i różnych wydarzeń. Dziadkowie od strony matki są Polakami.
━━━━━ 2 ━━━━━
Syn swojego ojca, maniak Quidditcha. Jego pierwszym słowem był kafel, szybciej
opanował latanie na dziecięcej miotle, niż bieganie o własnych siłach. Gdy tylko
trafił do Hogwartu, robił wszystko, aby dołączyć do drużyny, ale nie udało mu się
to na pierwszym roku. Pod koniec piątej klasy poprzedni kapitan powierzył mu
objęcie jego stanowiska, gry ten już ukończy szkołę. Można powiedzieć, że jego
los jest spleciony z Quidditchem od początku do końca. Typowy Wood.
- dance bejbi:
Pollux Corvus Black
━━━━━
━━━━━
POL pochodzi z wyklętej, zapomnianej odnogi rodu Blacków.
Drugi syn Pyxisa i Laurel Blacków. Brat Polarisa i Aquili. Półkrwi.
Urodzony 12.12. Pałkarz. Prefekt. Ravenclaw na siódmym roku.
━━━━━
Czarne, krótkie włosy. Stalowoszare oczy, wiecznie podkrążone z
niewyspania, bo łazi po pokoju wspólnym, zamiast pójść spać.
Metr osiemdziesiąt siedem, sylwetka szczupła z zarysowanymi
mięśniami, ale nie za mocno.
━━━━━
━━━━━ 1 ━━━━━
Cierpi na overthinking, szczególnie uaktywniający się w nocy. Często
można spotkać go w nocy w pokoju wspólnym Ravenclawu, krążącego
bez celu godzinami. Czasem towarzyszy mu przy tym jego psi pupil,
flat coated retriever, imieniem Sammy. Psiak zwykle wtedy śpi, ale
wiernie tkwi przy swoim panu.
━━━━━ 2 ━━━━━
Panseksualny, łatwo się zakochuje i odkochuje. Trochę drama queen.
- po trzech razach z kolegą się zeruje:
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
B L A I T H I N "B L A Y" M O R G A N
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Blaithin Morgan ►16 lat ►15.08 ►Charłaczka ►Heteroseksualna
►Pochodzenie irlandzkie ►córka Farren'a i Fiony Morgan czarodziei czystej krwi ►Urodzona w mieście Killarney
►Blondynka o brązowych oczach ►Jasna karnacja ►164 cm wzrostu ►52 kg ►Szczupła sylwetka
►Ravenclaw ►Różdżka: 11,5 cala, Cis, Pióro feniksa, Odpowiednio giętka ►Patronus: Kojot
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Blaithin pochodzi z bardzo starego i szanowanego rodu czarodziejów czystej krwi, który od pokoleń szczycił się swoją magią. Od urodzenia była jednak charłaczką, co na początku było ogromnym rozczarowaniem dla jej rodziny. Była jedyną z trójki rodzeństwa, u której nie ujawniły się magiczne moce.
► Z powodu braku magicznych zdolności, Blaithin była traktowana z chłodnym dystansem przez niektórych członków rodziny, szczególnie przez starsze pokolenie, które wierzyło w wyższość czarodziejów czystej krwi. Często była traktowana niczym skrzat domowy, aby przynieść, podać i pozamiatać.
►Ma dwóch braci. Starszego Connora (20 lat) i młodszego Ethana (10 lat)
►Jest dość nieufna co do nowo poznanych osób i okropnie nieśmiała, w szczególności do płci przeciwnej.
►Podczas wakacji, Blay po raz pierwszy doświadczyła swojego magicznego incydentu. Działo się to w emocjonalnym momencie - podczas kłótni z Connorem, kiedy w przypływie gniewu zaklęciem rozbiła wszystkie okna w domu.
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
F I N N N O A H P A R K I N S O N
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Finn Noah Parkinson ►16 lat ►14.03
►Czarodziej Półkrwi ►Heteroseksualny
►Brytyjczyk ►syn Lisy i Edisona Parkinsonów ►Urodzony w Londynie
►Brunet o brązowych oczach ►Jasna karnacja ►183 cm wzrostu ►72 kg ►Szczupła, delikatnie umięśniona sylwetka
►Gryffindor ►Różdżka: 13 cali, Głóg, Smocza Łuska, Sztywna ►Patronus: Sokół
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Finn nie ma kontaktu z rodziną od strony ojca. Edison Parkinson poślubieniu jego matki, mugolaczki, odciął się od Parkinsonów grubą kreską i założył piekarnię, w której Finn pomaga w okresie wakacyjnym. To pewnie dlatego uwielbia wszelkiego rodzaju domowe wypieki i drożdżowe bułki.
►Podobnie jak ojciec i matka w młodości, Finn jest świetnym zawodnikiem Quidditcha. Gra na pozycji ścigającego w drużynie Griffindoru.
►Nie jest typem prymusa i tak naprawdę jest dobry jedynie w OPCM oraz Eliksirach. Reszta przedmiotów może dla niego nie istnieć.
►Jest bardzo lojalny dla osób, na których mu zależy. I pomimo tego, że stara się grać pewnego siebie, to gdy przychodzi czas na rozmowę z dziewczyną, która mu się podoba, totalnie wymięka.
►Romantyk (po mamie).
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
F E L I X C A S S I A N L O N G B O T T O M
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
► Felix Cassian Longbottom ► 16 lat ►14.02 ►Czarodziej Półkrwi ► Biseksualny
► Brytyjczyk ► Syn Hanny i Neville'a Longbottomów ►Urodzony w Shaftesbury
► Brunet o niebieskich oczach ► Jasna karnacja
►187 cm wzrostu ► 78 kg ► Szczupła, delikatnie umięśniona sylwetka
►Hufflepuff ►Różdżka: 12,5 cala, orzech, włos jednorożca ►Patronus: Panda
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
► Felix, jak jego ojciec Neville, odziedziczył ogromne zamiłowanie do zielarstwa. W młodym wieku opanował umiejętność hodowli rzadkich magicznych roślin.
► Felix ma bliską więź ze swoją prababcią, Augustą Longbottom. Chociaż jest wymagająca, Felix stara się nie zawieść jej oczekiwań i często spędza z nią czas.
► Jest bardzo towarzyski, z łatwością nawiązuje kontakty.
►Niemiłosiernie boi się pająków i wysokości. To dlatego nigdy nie lata na miotle.
►Jest członkiem Klubu Pojedynków.
►Podobnie jak Neville w młodości, Felix był pośmiewiskiem, a inni uczniowie lubili sobie robić z niego żarty.
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Finn Noah Parkinson ►16 lat ►14.03
►Czarodziej Półkrwi ►Heteroseksualny
►Brytyjczyk ►syn Lisy i Edisona Parkinsonów ►Urodzony w Londynie
►Brunet o brązowych oczach ►Jasna karnacja ►183 cm wzrostu ►72 kg ►Szczupła, delikatnie umięśniona sylwetka
►Gryffindor ►Różdżka: 13 cali, Głóg, Smocza Łuska, Sztywna ►Patronus: Sokół
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
►Finn nie ma kontaktu z rodziną od strony ojca. Edison Parkinson poślubieniu jego matki, mugolaczki, odciął się od Parkinsonów grubą kreską i założył piekarnię, w której Finn pomaga w okresie wakacyjnym. To pewnie dlatego uwielbia wszelkiego rodzaju domowe wypieki i drożdżowe bułki.
►Podobnie jak ojciec i matka w młodości, Finn jest świetnym zawodnikiem Quidditcha. Gra na pozycji ścigającego w drużynie Griffindoru.
►Nie jest typem prymusa i tak naprawdę jest dobry jedynie w OPCM oraz Eliksirach. Reszta przedmiotów może dla niego nie istnieć.
►Jest bardzo lojalny dla osób, na których mu zależy. I pomimo tego, że stara się grać pewnego siebie, to gdy przychodzi czas na rozmowę z dziewczyną, która mu się podoba, totalnie wymięka.
►Romantyk (po mamie).
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
F E L I X C A S S I A N L O N G B O T T O M
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
► Felix Cassian Longbottom ► 16 lat ►14.02 ►Czarodziej Półkrwi ► Biseksualny
► Brytyjczyk ► Syn Hanny i Neville'a Longbottomów ►Urodzony w Shaftesbury
► Brunet o niebieskich oczach ► Jasna karnacja
►187 cm wzrostu ► 78 kg ► Szczupła, delikatnie umięśniona sylwetka
►Hufflepuff ►Różdżka: 12,5 cala, orzech, włos jednorożca ►Patronus: Panda
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
► Felix, jak jego ojciec Neville, odziedziczył ogromne zamiłowanie do zielarstwa. W młodym wieku opanował umiejętność hodowli rzadkich magicznych roślin.
► Felix ma bliską więź ze swoją prababcią, Augustą Longbottom. Chociaż jest wymagająca, Felix stara się nie zawieść jej oczekiwań i często spędza z nią czas.
► Jest bardzo towarzyski, z łatwością nawiązuje kontakty.
►Niemiłosiernie boi się pająków i wysokości. To dlatego nigdy nie lata na miotle.
►Jest członkiem Klubu Pojedynków.
►Podobnie jak Neville w młodości, Felix był pośmiewiskiem, a inni uczniowie lubili sobie robić z niego żarty.
▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LUC MARCH 17 LAT 30 SIERPNIA MUGOL SLYTHERIN
192 CENTYMETRÓW WZROSTU CIEMNOBRĄZOWE WŁOSY BRĄZOWE OCZY
OPALONY WYSPORTOWANY BRAK ZNAKÓW SZCZEGÓLNYCH
NIEŚLUBNY SYN PROFESORA AKADEMICKIEGO I O POŁOWE MŁODSZEJ STUDENTKI. WYCHOWYWANY GŁOWNIE PRZEZ MATKĘ.
OJCIEC WSPIERAŁ SYNA FINANSOWO ORAZ OPŁACAŁ JEGO EDUKACJE, JEDNAK SPORADYCZNIE SIĘ Z NIM KONTAKTOWAŁ.
LUC OD NAJMŁODSZYCH LAT TRENOWAŁ PIŁKE NOŻNĄ. TROCHĘ DZIĘKI TALENTOWI I TROCHĘ DZIĘKI OJCU DOSTAŁ SIĘ DO
SZKÓŁKI PIŁKARSKIEJ CHEALSEA F.C. KILKA TYGODNI PO PRZYJĘCIU DO KLUBU, WOKÓŁ LUCA ZACZEŁY DZIAĆ SIĘ DZIWNE RZECZY
I NIEDŁUGO PÓŹNIEJ DOWIEDZIAŁ SIĘ, ŻE JEST CZARODZIEJEM. TRUDNO BYŁO MU ZROZUMIEĆ SYTUACJE, W KTÓREJ SIĘ ZNALAZŁ.
MUSIAŁ ODŁOŻYĆ MARZENIA O PIŁKARSKIEJ KARIERZE NA RZECZ NAUKI W HOGWARCIE . TA SYTUACJA WZBUDZA W NIM PEWIEN
GNIEW. NIE CHCIAŁ TEJ MAGII. NIE MIAŁ IDEALNEGO ŻYCIA, ALE WSZYSTKO BYŁO NA WŁAŚCIWYM MIEJSCU, A TERAZ CAŁY JEGO
ŚWIAT MUSIAŁ ULEC PRZEDEFINIOWANIU.
GWENOG JORDAN 3 MARCA HUFFLEPUFF PÓŁKRWI CÓRKA LEE JORDANA
155 CENTYMETRÓW WZROSTU DROBNA LICZNE PIEPRZYKI NA CAŁYM CIELE
DOSTAŁĄ IMIE PO KAPITANCE HARPII Z HOLLYHEAD. OJCIEC ZAWSZE PRAGNĄŁ SYNA, ALE TRAFIŁA MU SIĘ WYŁĄCZNIE GWENOG.UWIELBIAŁ CÓRKĘ,
ALE WYCHOWYWAŁ JĄ JAK WYCZEKIWANEGO CHŁOPCA. GWENOG GRA W DRUŻYNIE PUCHONÓW NA POZYCJI ŚCIGAJĄCEJ.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Cameron Thomson:
- Mugol Hufflepuff Wiśnia, 11 cali, włókno ze smoczego serca
Cameron Thomson urodził się siedemnaście lat temu gdzieś w hrabstwie Yorkshire. Jego rodzice zdecydowanie nie należeli do tych wzorowych, ojciec przesiedział większość życia syna w więzieniu, z kolei matka pracowała w kilku różnych miejscach zostawiając chłopaka samego sobie. Cam musiał bardzo szybko nauczyć się niezależności, na głowie miał jeszcze młodszego brata, któremu trzeba było codziennie coś ugotować i zaprowadzić do szkoły. Nie zdążył nigdy porządnie pomyśleć nad tym co chciałby w tym życiu robić, bardziej interesowała go gra w koszykówkę pod blokiem i czytanie komiksów, niż planowanie przyszłości. Zawsze miał dość słabe stopnie, ledwo przeskakiwał z klasy do klasy, wielu nauczycieli wprost mówiło, że Cameron to raczej na żadne studia nie pójdzie, o ile w ogóle skończy szkołę średnią. Nie mógł przewidzieć, iż pewnego dnia obudzą się w nim magiczne zdolności, które wyrwą go ze smutnej jak pizda rzeczywistości.
- Cam:
- Samantha Price:
- Czystokrwista Slytherin Jabłoń, 12 cali, pióro z ogona gromoptakaSamantha Price urodziła się siedemnaście lat temu w wielopokoleniowej rodzinie czystokrwistych czarodziejów. Od początku swojego istnienia była oczkiem w głowie rodziców, ich największym szczęściem i dumą, szczególnie gdy odkryto, że należy do dość wąskiego grona metamorfomagów. Gdy miała lat osiem na świat przyszły bliźnięta Price, a cała uwaga rodzicieli przeszła na nowych członków rodziny. Wtedy też Samantha poczuła gorzki smak zazdrości wypalający przełyk za każdym razem jak matka, ojciec, bądź oboje mieli głęboko gdzieś to, co robiła lub mówiła. Czasami myślała nad jakimś drastycznym zwróceniem na siebie uwagi, jednak nigdy nie znalazła na to odwagi. Przez pierwsze lata w Hogwarcie dbała o wysokie stopnie, ostatecznie jednak zauważyła jak nienaganna kariera w szkole jest ignorowana przez rodziców. A tak bardzo liczyła, że chociaż to będzie warte dostrzeżenia. I tak oto Sam ze świetniej uczennicy stała się tą, która podchodzi do nauki w sposób olewczy, byleby żaden nauczyciel nie truł jej dupy.
- Sam:
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Vanessa Lestrange
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
PODSTAWY
Vanessa "Nessa" bądź "Ness" Lestrange
17 lat 10 września Heteroseksualna
Slytherin Czysta krew
Różdżka: 9 i ¾ cala, pióro feniksa, mahoń Patronus: Puma
Ojciec: Victor Lestrange Matka: Felicia Lestrange
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
APARYCJA
Czarne włosy Czarne oczy
Blada cera Szczupła sylwetka
160 cm 51 kg
Blizna na lewej łopatce Lekkie piegi
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
HISTORIA
Vanessa została wychowywana z dala od swojego słynnego rodu. Jej rodzice, Felicia i Victor Lestrange, zdecydowali się odciąć od niechlubnej przeszłości rodziny po upadku Voldemorta. Postanowili, że Vanessa nie powinna mieć kontaktu z dziadkiem Rudolfusem Lestrange'em, który spędzał resztę swojego życia w Azkabanie za udział w najgorszych zbrodniach Czarnego Pana. O babci Bellatrix, której nigdy nie miała okazji poznać, słyszała tylko ciche, pełne grozy szepty.
Tiara przydziału przydzieliła ją do Slytherinu niemal natychmiast. „Jesteś dziedziczką Lestrange’ów, masz dużą siłę woli, a twoje ambicje cię daleko zaprowadzą." - to zawsze słyszała od swojego ojca.
Wielu uczniów szybko dowiedziało się, kim jest Vanessa, a plotki na temat jej rodziny zaczęły się rozprzestrzeniać jak ogień. Mówiono, że jest „potomkinią Bellatrix” i snuto domysły, że w jej żyłach płynie czysta, mroczna magia. Vanessa zauważyła, że niektóre dzieci unikały jej spojrzeń, inne obawiały się z nią rozmawiać. Zdarzało się, że mówiono o niej jako o "małej Bellatrix". W szkole krążyły różne plotki na jej temat: że zna Zaklęcia Niewybaczalne, że w nocy rozmawia z duchami Śmierciożerców, którzy polegli w Bitwie o Hogwart, że potrafi kontaktować się z ciemnymi siłami. Vanessa nigdy nie próbowała ich zdementować, ale także ich nie potwierdzała.
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
PODSTAWY
Vanessa "Nessa" bądź "Ness" Lestrange
17 lat 10 września Heteroseksualna
Slytherin Czysta krew
Różdżka: 9 i ¾ cala, pióro feniksa, mahoń Patronus: Puma
Ojciec: Victor Lestrange Matka: Felicia Lestrange
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
APARYCJA
Czarne włosy Czarne oczy
Blada cera Szczupła sylwetka
160 cm 51 kg
Blizna na lewej łopatce Lekkie piegi
——————————————————————————————————————————
——————————————————————————————————————————
HISTORIA
Vanessa została wychowywana z dala od swojego słynnego rodu. Jej rodzice, Felicia i Victor Lestrange, zdecydowali się odciąć od niechlubnej przeszłości rodziny po upadku Voldemorta. Postanowili, że Vanessa nie powinna mieć kontaktu z dziadkiem Rudolfusem Lestrange'em, który spędzał resztę swojego życia w Azkabanie za udział w najgorszych zbrodniach Czarnego Pana. O babci Bellatrix, której nigdy nie miała okazji poznać, słyszała tylko ciche, pełne grozy szepty.
Tiara przydziału przydzieliła ją do Slytherinu niemal natychmiast. „Jesteś dziedziczką Lestrange’ów, masz dużą siłę woli, a twoje ambicje cię daleko zaprowadzą." - to zawsze słyszała od swojego ojca.
Wielu uczniów szybko dowiedziało się, kim jest Vanessa, a plotki na temat jej rodziny zaczęły się rozprzestrzeniać jak ogień. Mówiono, że jest „potomkinią Bellatrix” i snuto domysły, że w jej żyłach płynie czysta, mroczna magia. Vanessa zauważyła, że niektóre dzieci unikały jej spojrzeń, inne obawiały się z nią rozmawiać. Zdarzało się, że mówiono o niej jako o "małej Bellatrix". W szkole krążyły różne plotki na jej temat: że zna Zaklęcia Niewybaczalne, że w nocy rozmawia z duchami Śmierciożerców, którzy polegli w Bitwie o Hogwart, że potrafi kontaktować się z ciemnymi siłami. Vanessa nigdy nie próbowała ich zdementować, ale także ich nie potwierdzała.
Melusine
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
p o d s t a w y
SALOMON ,,SALT'' PREWETT
s i e d e m n a s t o l a t e k 29.01
Biseksualny. Wolny.
Charłak. Przyjęty do Hogwartu. Ravenclaw.
a p a r y c j a
Sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu.
Ciemne, kręcone włosy. Brązowe oczy.
m a g i c?
12'' wąsy kuguchara heban dość sztywna
bezcielesny patronus/niemożność wyczarowania
h i s t o r i a
Jego życie nie należy do tych najprzyjemniejszych losów w dziejach ludzkości. Urodził się jako syn Wiltona Prewetta oraz wnuk Ignatiusa i Lucretii Prewettów. Rodzice Salomona wierzyli w siłę czystości krwi, dlatego gdy okazało się, iż ich potomek nie posiada magicznych zdolności, ukrywali go skrzętnie przed światem. Gdyby się jednak na tym skończyło, nie byłoby tej historii.
Ojciec nigdy za nim nie przepadał, a kiedy nadszedł czas, gdy w normalnych warunkach poszedłby do Hogwartu, zaczął okazywać mu otwartą wrogość, a nawet nienawiść. Zwyczajnie znęcał się nad synem, czując naturalną wyższość. Pewnego razu jednak przesadził, czego efektem jest obecnie noszona przez Salta opaska na oku.
Wilton bał się konsekwencji swoich działań. Powstało zagrożenie, że istnienie młodego Prewetta wyjdzie na jaw. Wysłał więc syna do mugolskiego zakładu psychiatrycznego pod wpływem klątwy Imperius. Chłopak spędził tam prawie dwa lata, zanim wyszła sprawa z ogłoszeniem nowych uczniów Hogwartu, w tym z nim samym.
W międzyczasie zdążył się samodzielnie wyrwać spod zaklęcia ojca, o czym ten nie wiedział, ponieważ nie odwiedził go ani razu. Salomon świadomie postanowił pozostać w swoich dotychczasowym miejscu zamieszkania, świetnie się bawiąc, gdy kolejny zespół lekarzy załamywał nad nim ręce.
Ojciec nigdy za nim nie przepadał, a kiedy nadszedł czas, gdy w normalnych warunkach poszedłby do Hogwartu, zaczął okazywać mu otwartą wrogość, a nawet nienawiść. Zwyczajnie znęcał się nad synem, czując naturalną wyższość. Pewnego razu jednak przesadził, czego efektem jest obecnie noszona przez Salta opaska na oku.
Wilton bał się konsekwencji swoich działań. Powstało zagrożenie, że istnienie młodego Prewetta wyjdzie na jaw. Wysłał więc syna do mugolskiego zakładu psychiatrycznego pod wpływem klątwy Imperius. Chłopak spędził tam prawie dwa lata, zanim wyszła sprawa z ogłoszeniem nowych uczniów Hogwartu, w tym z nim samym.
W międzyczasie zdążył się samodzielnie wyrwać spod zaklęcia ojca, o czym ten nie wiedział, ponieważ nie odwiedził go ani razu. Salomon świadomie postanowił pozostać w swoich dotychczasowym miejscu zamieszkania, świetnie się bawiąc, gdy kolejny zespół lekarzy załamywał nad nim ręce.
- this is Salt:
— Aaa, co my tu mamy… Oho, interesująca sprawa. Krew czysta jak łza, ale serce... pełne blizn. Wyczuwam w tobie coś trudnego. Ambicji ci nie brakuje. Slytherin miałby z ciebie pociechę, oj, i to niemałą. Widzę też coś innego. Głęboką, niespokojną inteligencję. Ostre jak brzytwa spojrzenie, mimo, że widzisz już tylko na jedno oko. Przetrwałeś rzeczy, które wielu by złamały. Niełatwy wybór, oj nie... Slytherin mógłby dać ci narzędzia do zemsty, ale twoja siła tkwi w wiedzy i analizie. Widzisz… moc przychodzi nie tylko przez ambicję, ale też przez zrozumienie, kiedy działać, a kiedy czekać. Tak. Lepiej ci będzie w… Ravenclaw!
Lunitari
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Godność
Molly Weasley
Data urodzenia
02.05.
Wiek
Szesnaście lat
Magia
Czarownica czystej krwi
Dom
Gryffindor, szósty rok
Wygląd i Zarys ogólny
Wesołe, rudowłose, intensywnie piegate chuchro, które w przypadku pominięcia grubej warstwy filtra przeciwsłonecznego latem pali się na wiśniowo. Ma niewinną, delikatnie okrągłą twarz, wyglądacą śmiesznie w makijażu wykraczającym poza kredkę do brwi oraz brązowy tusz do rzęs. To wulkan energii, który wykazuje się konstruktywnymi erupcjami, ponieważ dobro samo się na tym świecie nie uczyni. Nie potrafi kłamać i łatwo się peszy, lecz nie daje za wygraną, stawiając czoła nawet najtrudniejszym sytuacjom. Wierzy w porządek wszechświata i ściśle trzyma się reguł, co jej ojciec uznaje za ogromny sukces wychowawczy. Był również bardzo dumny z corki, gdy w piątej klasie została prefektką Gryffindoru. Jak się można spodziewać, odnosi bardzo dobre wyniki w nauce, jednak nie jest to wynikiem naturalnego talentu, a bardzo ciężkiej pracy. Jedni mają większy dar, inni mniejszy. Nie istnieje jeden szczególny przedmiot, który interesowałby ją bardziej niż inne. Lubi latać na miotle i uczestniczyć w wyścigach, lecz to by było na tyle, jeśli chodzi o sporty - kiedyś trzeba się uczyć. Bardzo lubi wycinanki oraz szeroko rozumiany lettering. Marzy o tym, by zostać edytorem Proroka Codziennego, ale nie wie jeszcze w jaki sposób powiedzieć o tym rodzicom.
Kilka detali:
~ 164 cm ~
~ 56 kg ~
~ miseczka B ~
~ małe łapki, górne i dolne ~
~ włosy długie jak spaghetti i plaskate jak naleśnik ~
Patronus
Gronostaj
Bogin
Różdżka
Orientacja
Heteroseksualna
Rodzina
Ojciec
Percy Ignatius "Perce" Weasley
Matka
Audrey Weasley
Rodzeństwo
Młodsza siostra Lucy oraz młodszy brat Steven
Ciekawostki
~ Jej zwierzęcym kompanem jest ruda łasiczka, która niezwykle przypomina bardziej pospolite wcielenie jej patronusa
Godność
Dara Dursley
Data urodzenia
16.01.
Wiek
Siedemnaście lat
Magia
ex-mugolka
Dom
Slytherin, szósty rok
Wygląd
Z lekka "plus size" przy 172 centymetrach wzrostu i zachowanym kształtem klepsydry. Widać, że chodzi na siłownię, ale nie odmówi ciasteczka. Posiada pokaźny biust, którego się nie wstydzi. Możnaby powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Więcej ciała oznacza więcej tatuaży, które bardzo lubi. Tunel w prawym uchu. Od kilku lat farbuje włosy na zielono-niebieski odcień. Nie może jednak zdecydować się pomiędzy włosami długimi, krótkimi, z grzywką, czy bez, więc kwestia ta pozostaje mocno zmienną.
Zarys ogólny
Chociaż inteligencją emocjonalną nie odbiega daleko od ojca, odrobinę smykałki do nauki oddała jej matka. Nie będzie jej nikt w kaszę dmuchać tylko dlatego, że późno wyjawiły się jej zdolności magiczne. Do których uczucia ma przynajmniej ambiwalentne, ale to osobna kwestia.
Patronus
Wilk szary
Bogin
Różdżka
Orientacja
Biseksualna
Rodzina
Ojciec
Dudley Dursley
Matka
Rodzeństwo
Ciekawostki
~ Chociaż w teorii powinna znaleźć się na siódmym roku, przydzielono ją klasę niżej, by miała więcej czasu na nadrobienie zaległości
Demetrys
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nazywa się Amber Lewis i liczy sobie szesnaście wiosen. Urodziła się 16.07 w wiosce tuż obok
Bridgerton. Jest eksmugolką. Cechuje ją odwaga,
a sama twierdzi, że nic nie stanowi dla niej wyzwania. Ma się gdzieś włamać? - Potrzymaj jej piwo kremowe.
Ma przyjazne uosobienie, nauka nie przynosi jej trudności, a jej wadą są irytujące nawyki, jak żucie gumy.
Wychował ją tylko jej ojciec, a matka jest uważana za zaginioną.
Tiara przydziału przydzieliła ją do Gryffindoru, prawdopodobnie był to jedyny słuszny wybór.
Różdżka - głóg, włókno z smoczego serca, 11,5 ", odpowiednio giętka
Jej boginem jest topielec, Amber boi się wody, jak i utonięcia.
Dziewczyna ma 1,58 metra w kapeluszu i dłuższe, kasztanowe włosy, które w odpowiednim oświetleniu
przybierają rudy kolor. Są one wiecznie niesforne, jakby dopiero co wyszła z lasu.
Jej oczy są koloru brązowego, a na jej cerze widoczne są malutkie pieprzyki. W jej ubiorze dominuje jesieniara
vibe przez cały rok.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Seth Liam Wood
— Za cóż się pan przebrał, panie Wood?
Seth pochylał się właśnie nad stołem z przekąskami, zastanawiając się czy gałki oczne pływające w ponczu są z cukru czy może jednak prawdziwe. Kadra nauczycielska postarała się jak mogła, szykując Wielką Salę na imprezę Halloweenową – wszystkie stoły, włącznie z tym dla nauczycieli, odsunięto pod ściany, dzięki czemu pośrodku było więcej miejsca do zabawy. Z gramofonu wzmocnionego zaklęciem sączyła się muzyka, nieco przestarzała jak na gusta chłopaka, ale kto co woli. Z sufitu i ścian zwieszały się liczne ozdoby, mające wprowadzić odpowiedni nastrój. Część uczniów postanowiła zainwestować w drobne kostiumy, w tym Seth, chociaż słowo “inwestycja” to za dużo powiedziane, ponieważ miał na sobie bluzę kupioną w wakacje w mugolskim sklepie — jasnoniebieska z czerwonym kapturem i charakterystycznym logiem na piersi.
— Za Supermana, pani profesor. – wyprostował się, szczerząc uroczo do Simmons, nauczycielki OPCM — To taki bohater z mugolskich filmów. — wyprężył dumnie pierś, po czym uniósł jedno ramię, drugim podpierając bok — Niosę nadzieję, ratunek i… eee… coś tam. – roześmiał się.
Kiedy tylko profesorka zostawiła go samego, żeby pójść sprawdzić jak bawią się inni uczniowie, Seth zdecydował się zaryzykować i jednak nalał sobie tego ponczu z oczami. No bo, one musiały być z cukru, no nie? Nie wrzuciliby prawdziwych… NO NIE?
Siorbnął wiśniowego napoju, rejestrując fakt, że smakuje w sposób normalny i nic nie wprawia go w niepokój. Świetnie.
Rozejrzał się po swoim otoczeniu, szukając jakiejś znajomej mordki. W swojej najbliższej okolicy dostrzegł tylko jedną osobę, jedną z tych nowomagicznych. Z twarzy kojarzył, z imienia niekoniecznie. Może była z Gryffindoru a może nie, szczerze powiedziawszy, Seth ostatnio był nieco oderwany od rzeczywistości, bo w jego umyśle najwięcej miejsca zajmowała organizacja treningów (kto by pomyślał, że bycie kapitanem jest takie trudne?) i… cóż, pewna dziewczyna. Tak. Z tym sobie trochę gorzej radził.
Podszedł do osoby, którą kojarzył z twarzy, ale nie z imienia.
— Hej! Jestem Seth, sorry, umknęło mi twoje imię… – posłał przepraszający uśmiech — Jak ci się podoba w Hogwarcie?
Pollux Corvus Black
Sammy z nudów gonił własny ogon. A może próbował pozbyć się sztucznych, nietoperzych skrzydełek, które Pollux pozwolił, aby zostały mu założone przez grupkę trzeciorocznych krukonek. W każdym razie, w dormitorium dało się słyszeć stukanie psich pazurów o drewnianą podłogę.
Pollux Black wybierał się na wieczorną imprezę, ale najpierw zaszedł do sypialni młodszych chłopców, aby sprawdzić jak ma się najnowszy nabytek krukońskiej drużyny, Elijah Nott, który odniósł lekkie obrażenia podczas ostatniego treningu. Nie wyhamował dostatecznie szybko i wjebał się w trybuny. Z jednej strony dobrze, że były puste, z drugiej, może jakby ktoś tam siedział, to zaamartyzowałby uderzenie.
— Jak ręka, Elijah? – oparł się o filar baldachimu łóżka, na którym siedział chłopiec. Co do czego skończyło się na kilku niegroźnych zadrapaniach, ale musieli wsadzić lewą rękę w gips.
Siedemnastolatek zerknął na drugie łóżko, gdzie rudy kumpel Notta, bodajże Steven, siedział z nosem w książce. Z łazienki wypadł ich nowy, ale rezerwowy nabytek, Damien Prince. Osobiście, Pollux miał do niego ambiwalentny stosunek, bo był nawet zabawny z tym swoim pseudo ADHD, ale na dłuższą metę bywał wkurwiający. Nawet się nie przywitał ze starszym kolegą i zaczął się bawić w szarpanki z Sammy’m. Cokolwiek.
Black poświęcił jeszcze kilka minut na upewnienie się, że wszystko u młodego w porządku i zostawił trójkę chłopców pod opieką ich koleżanki z roku, która pojawiła się, gdy miał wychodzić.
– Pilnuj ich, Scamander. – posłał blondynce uśmiech i przywołał do siebie psiaka.
Na szyi zawiązał sobie sznurek od taniego płaszczu Draculi, a do siekaczy przykleił przy pomocy zaklęcia sztuczne kły. Czy miał matching kostiumy dla siebie i swojego psa? NO OCZYWIŚCIE!
Profesor Page, opiekun Krukonów poprosił go, aby miał oko podczas dzisiejszego wieczoru na dwójkę nowych Krukonów, Salomona Prewetta oraz Blaithin Morgan, jakaś pomoc z integracją czy jakoś tak. Jeśli go polubią, byłoby miło, gdyby pomógł im dalszej aklimatyzacji i nauce… Innymi słowy, zrzucają opiekę nad nowomagicznymi na uczniów i nawet się z tym nie kryją. Możliwe, że mężczyzna miał na myśli coś bardziej subtelnego i dyskretnego, ale Pollux nie miał pojęcia jak subtelnie wziąć ich pod swoje skrzydła, więc postawił na coś bardziej bezpośredniego.
— Salomon! Blaithin! Mogę was na chwilę prosić? – zagadnął ich, starając się uśmiechać przyjaźnie. Sammy przysiadł przy jego nodze, obserwując to Blacka to pozostałą dwójkę. Pokój wspólny krukonów powoli pustoszał, ponieważ uczniowie zbierali się aktualnie w Wielkiej Sali – Eee… Hej, profesor Page prosił mnie, żebym się… wami trochę zaopiekował. No wiecie, taki opiekun-przewodnik czy coś. Nie mam pojęcia jak się do tego zabrać, ale… macie może jakieś pytania? Czy wolicie pójść od razu na imprezę?
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
B L A I T H I N "B L A Y" M O R G A N
Blaithin stała przed lustrem w dormitorium Krukonów, czując jednocześnie ekscytację i lekką niepewność. Ostatnie dwa miesiące w Hogwarcie były chaotyczne, pełne zaklęć, dziwacznych stworzeń i intensywnej nauki. Co prawda magia nie była jej obca. Wielokrotnie była świadkiem jak jej rodzina używa zaklęć w domu. Nawet prowadziła dziennik, w którym zapisywała inkantację i jej działanie. Dlatego też miała niemałą przewagę jeśli chodzi o pozostałych nowomagicznych uczniów. Tak naprawdę jedynym problemem była sama interakcja z nowymi osobami. Czuła się po prostu zbyt przytłoczona. Chyba od zawsze była wycofana. Zazwyczaj obracała się wyłącznie w towarzystwie swojej rodziny i ich znajomych. To było coś, czego nigdy wcześniej nie musiała się uczyć – jak odnaleźć się w nowym miejscu, wśród ludzi, którzy żyją zupełnie innym życiem. Przytłoczenie było jej pierwszym i najsilniejszym odczuciem, kiedy zjawiła się w Hogwarcie.
Teraz jednak, patrząc na tłum uczniów Krukonów wychodzących z dormitorium na imprezę, wiedziała, że musi to przezwyciężyć. Hogwart dawał jej drugą szansę. Czuła, że może nadszedł czas, by nauczyć się być częścią czegoś większego, a ta noc była krokiem w tym kierunku.
Patrzyła na swoje odbicie: skórzana kurtka w kolorach granatu i czerwieni, krótkie spodenki, podarte kabaretki i ciężkie buty. Usta pomalowane jaskrawą czerwoną szminką, która w kilku miejscach wychodziła poza kontury jej warg, a włosy, których końcówki sama przefarbowała na niebieski i czerwony spięte były w dwa kucyki. Wyglądała dokładnie tak, jak Harley Quinn z mugolskich filmów, które oglądała jeszcze jakiś czas temu. Blaithin nigdy nie czuła się pewna siebie, ale w tej stylizacji czuła coś innego – jakby była gotowa na wszystko. Westchnęła, poprawiając podartą koszulkę z napisem „Daddy's Lil’ Monster”. Była wyrazista i odważna, a to w ogóle nie pasowało do nieśmiałej i skrytej Blaithin Morgan.
Zeszła do pokoju wspólnego, ale zanim zdążyła z niego wyjść, jeden z Krukonów, chyba Pollux Black, zaczepił ją i… Salta. Zerknęła na swojego dawnego przyjaciela z dzieciństwa, a jej wzrok zatrzymał się na dłużej na jego opasce na oku. Coś nieprzyjemnego ścisnęło ją w żołądku. Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła nic z siebie wykrztusić. Zwróciła swoją uwagę na Pollux’a oraz na jego psiego towarzysza, który z tymi nietoperzymi skrzydłami wyglądał wręcz rozkosznie.
Zerknęła jeszcze raz na Salomona, jakby błagając w duchu, aby to on się odezwał pierwszy, jednak ten milczał.
-Um… - zaczęła nieco niepewnie znów przenosząc swój wzrok na Krukona -Czy wiesz może czego możemy się spodziewać na tej „integracji”?
Nie była pewna tego, jak oni – jako ci nowomagiczni - są postrzegani przez innych czarodziejów. Może powinni się czegoś wystrzegać? Może były jakieś zasady, o których jeszcze nie wiedzieli, albo jakiś specjalny sovoir vivre?
Zerknęła znów na siedzącego przy nodze krukona psa. Jej wzrok zmienił się z niepewnego na rozczulony.
-Czy… Mogę pogłaskać? – spytała kątem oka zerkając na jego właściciela.
F I N N N O A H P A R K I N S O N
Finn Parkinson był niezwykle dumny ze swojego stroju Mrocznego Rycerza. Co prawda w tej przeklętej masce było mu nieco gorąco, ale to i tak nie zmieniało faktu, że prezentował się naprawdę nieźle. Już nie mógł się doczekać nadchodzącej imprezy. Po pierwsze dlatego, że umierał z głodu. Po południu uciął sobie drzemkę, przez co przegapił obiad w Wielkiej Sali i załapał się na jakieś resztki w postaci dwóch sznytek, masła i jednego plasterka sera. Co w teorii nie było takie najgorsze, bo Finn uwielbiał wszelkiego rodzaju wypieki, jednakże tak mała porcja wcale go nie zadowalała. Dlatego właśnie miał nadzieję, że oprócz napitków będzie również dostępna cała góra żarcia.
Zszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru z zamiarem udania się od razu na miejsce imprezy Halloweenowej, ale poczuł jak czyjaś dłoń zaplata mu się na nadgarstku. Odwrócił się i niemalże od razu, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, widząc przed sobą Molly Weasley.
-Finn! Ale masz super kostium! – powiedziała wesoło, na co chłopak zmrużył lekko oczy i pochylił się.
-I’M BATMAN… I’M VENGEANCE… - odparł ciężkim, zachrypniętym głosem.
-Właśnie widzę! – odpowiedziała Molly, na co Finn roześmiał się i przyjrzał się jej kostiumowi. Jego głowa delikatnie się przechyliła na bok.
-A ty, jesteś…? Czerwonym Kapturkiem? – zapytał widząc jak czerwona peleryna zlewa się z jej czerwonymi wypiekami na policzkach. Widział na jej twarzy zmianę emocji.
-Nie! Jestem Wonder Woman! – powiedziała odchylając pelerynę i ukazując pod nią dość skąpy strój. Jej gorset znaczenie wystawał poza jej biodra, a krótka spódniczka wyraźnie podkreślała jej blade, zgrabne nogi. Finn aż zagwizdał z wrażenia.
-No, no… Odważnie, Weasley. Ale pasuje ci – odparł nie chcąc jeszcze bardziej jej zawstydzać. Chociaż musiał przyznać, że lubił od czasu do czasu jej podokuczać.
-Dziękuję… Lepiej chodźmy już na ten bal – Molly znów zakryła się peleryną, a on mruknął tylko charakterystycznym chrapliwym głosem Batmana i skierowali się w stronę wyjścia.
-O kurde… To w takim razie ja, ty i Wood będziemy tworzyć Justice League! Przynajmniej ostatnio coś wspominał o kostiumie Supermana. Ale czaaaaaaad!
F E L I X C A S S I A N L O N G B O T T O M
Felix był już na imprezie, chociaż tak naprawdę żałował, że w ogóle się na niej pojawił. Poszedł za radą ojca i przebrał się za to, co najbardziej go odzwierciedla, jego zamiłowanie do natury i roślin – Mandragorę. Miał zielony, liściasty płaszcz, sięgający mu do kostek, brązowe spodnie i bluzę, na której była naszyta charakterystyczna mina Mandragory i jej otwarta paszcza. Dodatkowo we włosy miał wplecione kilka gałązek. Ogólnie dumny był ze swojego stroju, dopóki nie wszedł na salę. Kilka spojrzeń przemknęło w jego stronę. Usłyszał kilka szeptów, które sprawiły, że miał ochotę po prostu wyjść.
-Czy to Mandragora? Może jak podejdziemy to zacznie krzyczeć? – odparł ktoś z jednego końca sali i część uczniów wybuchła śmiechem.
Czuł jak się czerwieni, a jego pewność siebie zaczyna się coraz bardziej kruszyć. W jego uszach brzmiały dźwięki kpin i żartów. Jego płaszcz, choć według niego piękny, teraz zdawał się być ciężarem. Rozrzucone gałązki we włosach zaczęły mu przeszkadzać, a naszyta na bluzie mina Mandragory zdawała się nieco kpiąc Próbując skupić się na zabawie, Felix zdecydował się pójść w stronę stołu z jedzeniem, licząc, że tam poczuje się lepiej. Przechodził obok grupki uczniów, a ich śmiechy wydawały się coraz głośniejsze. Każde spojrzenie skierowane w jego stronę czuł jak ogniste strzały. Nalał sobie jakiegoś kolorowego napoju i upił kilka łyków, starając się za bardzo nie skupiać na ludziach dookoła.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LUC MARCH
Z GOŚCINNYM UDZIAŁEM DARY DURSLEY I VANESSY LESTRANGE— Zaraz wydłubiesz mi oko. Jeden typ bez wystarczy na całą szkołę. Nie bądź zachłanna.
Luc March wiercił się na jednej z zielonych sof w pokoju wspólnym. W tym roku wykorzystał ten sam trik, co w ubiegłym. Zwlekał ze znalezieniem przebrania na imprezę halloweenową, aż w końcu tuż przed nią namówił zaprzyjaźnione dziewczynę, aby pomogły mu się przebrać za szkieleta - czarne ubrania i odpowiedni makijaż, nic ponad to. Nigdy nie mógł zarzucić mu, że jest wtórny, a na dodatek znów idzie po linii najmniejszego oporu, bo nikt w całej szkole nie znał go roku temu. Tak oto, starę przebranie jest nowym. Gdzieś w internecie pewnie, krążą zdjęcia z tamtej imprezy, ale internetu w Hogwarcie nie ma. Smartfony nie działają, aby je włączyć trzeba wymsknąć się do Hogsmeade, co nie jest na co dzień takie łatwe albo w głąb Zakazanego Lasu, a tam nie ma zasięgu oraz czyhają na człowieka krwiożercze, wygłodniałe pająki, centaury, które są wielce niezadowolone, gdy ktoś narusza ich terytorium i wiele różnych stworów, o których istnieniu Luc nawet nie ma pojęcia. To trochę zbyt wysoka cena jak za przejrzenie instagrama kolegi ze szkoły.
Tylko, że w tamtym roku na imprezę Halloweenową charakteryzowała go Kinsley, studentka szkoły teatralnej, zafascynowana makijażem scenicznym i charakteryzacja. W tym roku trafił na Darę. Wiedział, że dziewczyna się stara, ale makijaż zajmował wieki i wciąż coś wychodziło nie tak, krzywo, zbyt kwadratowo, nierówno i oboje się już niecierpliwili. Zdążył dostać już nawet ochrzan, że wszystko jest jego winą, bo ma niesymetryczne kości policzkowe, co parę Ślizgonów, którzy również kręcili się po Pokoju Wspólnym Slytherinu skometowało głupimi uśmieszkami. Ubolewał nad tym, że ta - niestety - makijażowa szopka rozgrywa się publicznie, ale niestety jako facet nie mógł wejść do dormitorium dziewcząt, a w jego pokoju roznegliżowani chłopcy w samczym szale przygotowywali się do imprezy, nie było tam miejsca na Darę,
— Dobra, może tak być. Będę szkieletem po zderzeniu z ciężarówką.
Próbował odsunąć się od rąk Dary, gdy nagle zauważył lecące wprost na niego zaklęcie. Przymknął na chwilę oczy. Czekał na ból, a gdy ten nie nastąpił w żadnej postaci, otworzył je powoli. NIc go nie zabolało, nie odrzuciło go ani w bok, ani w górę oraz wciąż był tych samych rozmiarów.
— Co do... — Spojrzał zdezorientowany na koleżankę i urwał w pół zdania widząc jej minę.
— Wow. — To jedyne co padło z ust Dary nim podała mu lusterko.
Przyjrzał się swojemu odbiciu. Czerń i biel. Bez niepotrzebnych kantów. Głębokie oczodoły podkreślone czarnym cieniem, wyraziście zarysowane kości policzkowe - okazywały się nie być niesymetryczne- i wyrysowany szeroki uśmiech białych zębów. Charakteryzacja wyglądała lepiej niż ta z tamtego roku, sięgała również szyi - na której namalowane były połączone ze sobą kręgi kręgosłupa - i dłoni, gdzie czarny tusz obrysował każda kość.
Spojrzał zadowolony na Dare, jego brązowe oczy błyszczały niemal dziecięcym entuzjazmem kontrastując z czarno-białym makijażem na twarzy. Odwrócił się w stronę, z którego nadleciało zaklęcie. Ich wybawicielka stała przy schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Ubrana w starę, podniszczoną suknia ślubna. Zszarzały welon wpięła w granatowe włosy, w jednej dłoni trzymała różdżkę a w drugiej bukiet wysuszonych, niebieski róż. Na jej niebieskiej skórze widać było imitacje siniaków i ugryzień owadów. Zdecydowanie lepsze przebranie niż Luca.
Luc uśmiechnął się pokazując zęby,
— Dzięki… Emily… Tak? Z gnijącej panny młodej, mam rację. — Nagle uśmiech spełzł z jego twarzy. Spojrzał na Darę, a potem znów na dziewczynę przy schodach. — Ale to zejdzie, tak? Czy będę musiał coś poczarować?
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Hogwart był przytłaczający. Cameron posiadał naturalne zdolności do adaptacji w każdych warunkach, niemniej szkoła czarodziejstwa była tak abstrakcyjnym konceptem dla jego głowy, że pomimo specjalnego szkolenia wciąż czuł się tam obco. I wciąż kompletnie nie radził sobie z magią, co dodatkowo przynosiło chłopakowi ogrom frustracji. Na szczęście zaliczył chociaż kamień milowy w postaci znalezienia nowych kolegów. Za Łysolem nawet trochę zapłakał, gdy dotarło do niego, iż są z dwóch różnych domów i nie będą ze sobą przesiadywać całej doby.
W swym mugolskim życiu nie chodził na imprezy. I to nie tak, że nie chciał, po prostu nie dostawał zazwyczaj żadnego zaproszenia, w końcu mieszkał w okolicy pełnej recydywistów i szczurów, które w dzieciństwie ganiał z patykiem w ręku. A samo miejsce zamieszkania wystarczyło rówieśnikom, aby wyrobić sobie opinię o tym biednym dziwaku. A tutaj, w tym Hogwarcie, ciekawa niespodzianka - nie dość, że impreza, to jeszcze kostiumowa i nawet był zaproszony.
Z początku nie wiedział za bardzo w co mógłby się przebrać. Wyrzucił z torby wszystkie swoje rzeczy na łóżko i analizował dokładnie każdą szmatę, aż znalazł tą jedną, którą ukradł młodszemu bratu, bo była na Młodego za duża. Piękna piżama będąca strojem dinozaura z obszernym kapturem pełnym materiałowych zębów zawitała na ciele blondyna. Z szerokim uśmiechem spojrzał na siebie w lustrze opartym o ścianę dormitorium.
— Wyglądam jak debil. — skomentował, gdy zauważył jak bardzo za krótkie nogawki i rękawy miała piżama. Bezwstydnie świecił bladą skórą, co było dowodem na to, że postanowił wejść w ciuchy kogoś dużo mniejszego. Oczywiście taki stan rzeczy mu nie przeszkadzał, prezentował się komicznie, co stanowiło pierwszy krok ku dobrej zabawie. Zanim wyszedł ku balandze trochę posiedział w pokoju wspólnym puchonów licząc na wpadnięcie na Rudego, kolejnego kolegi ze szkolenia dla nowicjuszy. Niestety zawiedziony musiał udać się do Wielkiej Sali sam jak palec.
Duży kaptur za bardzo opadał mu na oczy, żeby w ogóle był w stanie zwrócić uwagę na towarzystwo zebrane na imprezie. Poza tym nawet nie chciał zawracać swej szlachetnej głowy ludźmi, ponieważ Cameronowi przyświecał wówczas jeden cel - znaleźć pożywienie i zapchać czymś jamę ustną. W kilka chwil przeszedł całą salę, niczym predator złapał ze stołu coś na kształt słodkiej bułki, a gdy już chciał zawrócić uderzył ramieniem chłopaczynę smętnie stojącego gdzieś obok.
— O matko, przepraszam. — zdjął z głowy kaptur, żeby móc spojrzeć kogo właśnie tak bezczelnie zaatakował. Wzrok na dość długo zawiesił na buzi, którą ofiara miała na koszulce.
— Ale fajny strój. Poczekaj, zaraz zgadnę co to jest. — Cameron okrążył chłopaka, którego kojarzył z widzenia, najpewniej nawet kiedyś znał jego imię, choć w tamtym momencie nie przychodziło mu kompletnie do głowy. — Korzonek…? Nie, nie, to jest… Drzewo! Drzewo z buzią, genialne. — i chociaż te słowa mogły brzmieć dziwnie, może nawet prześmiewczo, to Thomson całkowicie szczerze miał na myśli to co właśnie wypluły jego usta. Z pewnością liściasty jegomość wyglądał lepiej niż on w piżamce młodszego brata.
Melusine
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Znał Hogwart jak własną kieszeń. Mogło to wydawać się dziwne, zważając na fakt, że dopiero do niego dołączył, po latach braków perspektyw na wykazanie w sobie chociaż cząstki magii. Powód był jednak dość prozaiczny. Zawsze ciągnęło go do książek. Nauczył się czytać w wieku sześciu lat. Wtedy też odkrył pokaźną bibliotekę w swoim domu rodzinnym. Szczególnie interesowała go Historia Magii Bathildy Bagshot oraz książki innych autorów o tematyce historycznej. Wyobrażał sobie wówczas siebie, podróżującego po korytarzach zamku i eksplorującego wszystkie jego tajemnice. Potem jednak nie dotarła do niego żadna sowa z listem. Wtedy też zaczęło się piekło.
Każdy dzień w tej szkole mu o nim przypominał. Zwłaszcza w tym jedynym szczególnym. Nie potrafił patrzeć na innych, młodych czarodziejów jak z zazdrością i widzieć w nich to, czego niegdyś nie mógł mieć. Dlatego niespecjalnie cieszyła go perspektywa jakiegoś balu, na którym wielu będzie się bawić. Owszem – był zawistny. Nikt go nie nauczył, jaki inaczej mógłby być. Oczywiście nie pokazywał tego. To też mu wpojono – nigdy nie okazuj słabości, pielęgnuj ją i przekształć w swoją broń.
Właściwie nie planował w ogóle się na tym wydarzeniu pojawić. Nawet nie przygotował sobie stroju. Za co mógłby się przebrać? Na upartego jeśli musiałby odpowiadać na pytanie ,,Kim jesteś?’’ mówiłby: ,,Sobą’’. Już i tak dostatecznie zwracał na siebie uwagę. Jakieś rogi czy inne dzikie węże nie były mu w żaden sposób potrzebne.
Nawet jednak ktoś tak zgorzkniały jak on musiał jeść. Może w gąszczu przebranych dzieciaków udałoby mu się przemknąć po coś do kuchni? Zamierzał to sprawdzić. Zszedł więc na dół i już widział drzwi, były jak światełko na końcu tunelu, gdy usłyszał swoje imię. Zatrzymał się w pół kroku mając nadzieję, że stał się niewidzialny, ale ostatecznie uznał to za zbyt głupie. Obrócił się więc na pięcie, zaciskając szczęki.
Niechętnie podszedł bliżej. Intuicyjnie wiedział, iż obok stoi Blaithin, lecz celowo na nią nie spojrzał. Byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi, dopóki tamto się nie wydarzyło. Odkąd jednak ponownie spotkali się w murach Hogwartu udawał, że jej nie zna. Polegało to na traktowaniu dziewczyny jak powietrze. Znaczy gdyby odezwała się do niego bezpośrednio, zapewne coś by jej odpowiedział, ale jak dotąd żadne nie kwapiło się, aby porozmawiać. Czuł ulgę z tego powodu. Jak mógłby jej wszystko wyjaśnić? Czuł się winny braku kontaktu, choć nie wynikał on z jego woli.
Splótł ręce na piersi, a jego brew powędrowała w górę. Opiekun – przewodnik? Oczywiście, że nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
– Mam pytanie – odezwał się po krótkiej chwili milczenia – Jak często trzeba cię wyprowadzać na smyczy? – Zastanawiał się czy chłopak zrozumie aluzję. Wreszcie spojrzał na Blay i na psa, którego zamierzała głaskać.
– Tylko nie przesadzaj. Ten tu będzie zazdrosny. – Ponownie spojrzał na Polluxa – Dla ścisłości w ogóle nie zamierzałem iść, ale dam ci się ,,poprowadzić’’ jak załatwisz, żeby Blay była moją partnerką na tym całym balu.
Każdy dzień w tej szkole mu o nim przypominał. Zwłaszcza w tym jedynym szczególnym. Nie potrafił patrzeć na innych, młodych czarodziejów jak z zazdrością i widzieć w nich to, czego niegdyś nie mógł mieć. Dlatego niespecjalnie cieszyła go perspektywa jakiegoś balu, na którym wielu będzie się bawić. Owszem – był zawistny. Nikt go nie nauczył, jaki inaczej mógłby być. Oczywiście nie pokazywał tego. To też mu wpojono – nigdy nie okazuj słabości, pielęgnuj ją i przekształć w swoją broń.
Właściwie nie planował w ogóle się na tym wydarzeniu pojawić. Nawet nie przygotował sobie stroju. Za co mógłby się przebrać? Na upartego jeśli musiałby odpowiadać na pytanie ,,Kim jesteś?’’ mówiłby: ,,Sobą’’. Już i tak dostatecznie zwracał na siebie uwagę. Jakieś rogi czy inne dzikie węże nie były mu w żaden sposób potrzebne.
Nawet jednak ktoś tak zgorzkniały jak on musiał jeść. Może w gąszczu przebranych dzieciaków udałoby mu się przemknąć po coś do kuchni? Zamierzał to sprawdzić. Zszedł więc na dół i już widział drzwi, były jak światełko na końcu tunelu, gdy usłyszał swoje imię. Zatrzymał się w pół kroku mając nadzieję, że stał się niewidzialny, ale ostatecznie uznał to za zbyt głupie. Obrócił się więc na pięcie, zaciskając szczęki.
Niechętnie podszedł bliżej. Intuicyjnie wiedział, iż obok stoi Blaithin, lecz celowo na nią nie spojrzał. Byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi, dopóki tamto się nie wydarzyło. Odkąd jednak ponownie spotkali się w murach Hogwartu udawał, że jej nie zna. Polegało to na traktowaniu dziewczyny jak powietrze. Znaczy gdyby odezwała się do niego bezpośrednio, zapewne coś by jej odpowiedział, ale jak dotąd żadne nie kwapiło się, aby porozmawiać. Czuł ulgę z tego powodu. Jak mógłby jej wszystko wyjaśnić? Czuł się winny braku kontaktu, choć nie wynikał on z jego woli.
Splótł ręce na piersi, a jego brew powędrowała w górę. Opiekun – przewodnik? Oczywiście, że nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
– Mam pytanie – odezwał się po krótkiej chwili milczenia – Jak często trzeba cię wyprowadzać na smyczy? – Zastanawiał się czy chłopak zrozumie aluzję. Wreszcie spojrzał na Blay i na psa, którego zamierzała głaskać.
– Tylko nie przesadzaj. Ten tu będzie zazdrosny. – Ponownie spojrzał na Polluxa – Dla ścisłości w ogóle nie zamierzałem iść, ale dam ci się ,,poprowadzić’’ jak załatwisz, żeby Blay była moją partnerką na tym całym balu.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pollux Corvus Black
Bez słowa przyglądał się twarzy Prewetta, nie okazując czy dotknęły go jego słowa czy nie. Może wyglądał na trochę zaskoczonego. Jednak po chwili milczenia parsknął chłopakowi prosto w twarz.
Kurwa, Samantha raczyła go czasem wredniejszymi powitaniami. Złośliwostka Salomona przeszła koło niego jak Sammy obok wrzeszczącego dziecka - z dystansem.
— Merlinie… Rozumiem, rozumiem – jesteś edgy i chowasz się za złośliwostkami, żeby trzymać ludzi od siebie na dystans. – skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na jednookiego z rozbawionym, lekko kpiącym uśmiechem — Zapewniam cię, że nie zależy mi na tym, aby poświęcać swój czas na spędzanie z tobą czasu, a tym bardziej na słuchanie tego gówna, którym próbujesz mnie urazić.
Pokręcił jeszcze z rozbawieniem głową. Stracił zainteresowanie Edgy Cyklopem i skupił się na dziewczynie. Obrzucił krótkim spojrzeniem jej strój. Nie miał pojęcia do czego to nawiązywało, pewnie do czegoś z mugolskiej popkultury, ale nigdy się nią nie interesował.
— Śmiało, możesz go pogłaskać. Jest równie niegroźny, co teksty kolegi. – wskazał ruchem głowy na Salomona. Sammy szczeknął radośnie, merdając ogonem i podszedł do Blaithin, pozwalając się pogłaskać.
Znowu spojrzał na tamtego, kiedy znów postanowił się odezwać. Wywrócił oczami. Roweno, daj mu cierpliwość…
— Cóż, to będzie zwykła zabawa, Blaithin. Trochę muzyki, trochę jedzenia, jakieś zabawy – nic wielkiego. Myślę, że zorganizują jakiś durny konkurs na wyławianie jabłek z wody przy użyciu zębów. Jestem pewien, że nie masz się czego obawiać. – uśmiechnął się do niej ciepło.
Można powiedzieć, że jego zachowanie zmieniało się jak u doktora Jekylla, gdy zamieniał się miejscami z Hyde’m – sympatyczny Jekyll, gdy zwracał się do Blaithin i nieuprzejmy, gdy miał odezwać się do Salomona. Ale cóż, tamten sam zaczął. Polluxowi nie zależało na tym niańczeniu nowych. Niech poleci na skargę do Page’a, może dadzą mu spokój i przydzielą do tego kogoś innego.
— Stary, jak boisz się zagadać do dziewczyny, która stoi tuż obok, to już twój problem. — spojrzał na psiaka i klepnął się dłonią w udo, przywołując go do siebie — Nie chcesz iść? Spoko. — wzruszył ramionami — Nie będę cię zmuszał. Możesz zostać i zająć się czym tam sobie chcesz. Blaithin, idziesz? — mrugnął do niej zachęcająco i ruszył do wyjścia, wołając Sammy’ego, a ten posłusznie potuptał za nim, kręcąc swoim włochatym tyłkiem jak supermodelka.
Yulleri
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-ˋˏ✄┈┈┈┈
Łóżko które zostało mu przydzielone dwa miesiące temu tonęło pod stertą kompletów najprzeróżniejszych strojów. Od oryginalnego Hrabia Draculi, po Frankensteina i rozpadającego się zombie, ale nic nie podchodziło pod jego gusta w tamtej chwili. Zawsze coś brakowało, tu zbyt przeciętnie, a tam pewnie nawet nikt nie załapie czym jest, a przecież nie o to chodzi w tej zabawie. Reszta współlokatorów już dawno poddała się w pomaganiu mu i udała się na salę.
Z chwili na chwilę coraz bardziej tracił cierpliwość, a włochatka z tiarą księżniczki na łebku powoli przysypiała w swojej klatce. Hue pstryknął kilkakrotnie palcami zwracając na siebie jej uwagę.
- Father błagam, trochę wsparcia. - Westchnął dramatycznie zrzucając odrzucone przebrania pod łóżko, ostatecznie do wyboru miał: sutannę księdza, szatę Gandalfa, prześcieradło i rolkę papieru toaletowego gdyby jednak zdecydował się zostać mumią. Jednym słowem kiepsko. Skrzywił się targając swoje kolorowe loki, które był już gotów zacząć sobie wyrywać, gdyby nie jego zwierzęcy towarzysz. Włochatka mając dość dramy odrywanej przez swojego pana, wyleciała z klatki i przysiadła na dyni, którą tak namiętnie poprzedniego dnia wykrawał do północy. Przysiadła na zawiniętej łodydze i zaczęła skubać dziobem nierówno wycięte, trójkątne oko.
- Father! Geniuszu! - Hue doskoczył do dyni, przewracając ją na bok, zganiając włochatkę na łóżko; kiedy sam wyciągnął różdżkę i notatki. Zgodnie z zapiskami rzucił zaklęcie, które wycięło dziurę w spodzie warzywa. Otwór był ciasny, kiedy wkładał przez niego głowę, ale dzięki temu maska finalnie była bardziej stabilna i nie będzie musiał martwić się o to że mu spadnie podczas zabawy. Do niej dobrał jeszcze najlepszy garniak jaki miał w swoim posiadaniu. Zerknął w lustrze na całość. Prosto, ale klimatycznie.
- Jak wyglądam? - Poprawił krawat, po czym nachylił się aby posmyrać znudzoną sowę nad dziobem. Odpowiedziała mu cichym huknięciem. - Dziękuję, tobie też to twarzy. - Parsknął przenosząc towarzyszkę na łodygę dyni i w końcu opuścił pokój udając się w stronę wielkiej sali.
Gdyby tylko jeszcze pamiętał, gdzie ta się znajduje to byłoby cudownie, ale oczywiście nie mogło mu pójść tak łatwo. Podobno tylko schody sprawiały takie problemy, ale według Hue cały budynek robić sobie z nich żarty. Ograniczenie pola widzenia do paszczy dyni też nie polepszało sytuacji, ale parł na przód pod rytmiczne huczenie; licząc, że jeśli nie trafi na salę, to może chociaż na jakąś żywą duszę. No z braku laku tą martwą również by nie pogardził, ale przyznawał bez bicia, że jeszcze momentami przechodziły go ciarki, kiedy tak wyskakiwali ze ścian.
Lunitari
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Molly wiedziała doskonale, że Seth przebrany będzie za Supermana, ponieważ to on właśnie zdradził jej, że Finn zamierza zostać Batmanem. Wybór Wonder Woman był zatem jedynym słusznym wyborem.
Chociaż była w stanie przywołać kilku innych superbohaterów, których przebrania w jej wyobrażeniu pasowałyby Finnowi nieco lepiej, gdy wreszcie zobaczyła go jako Batmana, na chwilę zapomniała jak oddychać. Chociaż wiedziała, że to on, i tak potrzebowała chwili, by połączyć jego codzienny wygląd z obecnym. I chociaż ochrypły baryton pasował mu jak pięść do nosa, nie mogła nie uśmiechnąć się słysząc jego starania. Bardzo cieszyło ją, że to ona prowadzi ich oboje do wyjścia, ponieważ przynajmniej obiekt jej westchnień nie musiał widzieć ani owego głupiego uśmiechu, ani palących ją rumieńców.
Przy wyjściu czekała już na nich Amber w fenomenalnym stroju mumii.
- Wow! Wyglądasz wspaniale - wypaliła entuzjastycznie, podziwiając detale, o które zadbała dziewczyna. Naprawdę podobał jej się zarówno pomysł, jak i wykonanie. Nie mówąc już o zaangażowaniu.
- Dziękuję! Ta złota farbka naprawdę zrobiła robotę. - Rzeczywiście, zaczarowana farbka, którą dała jej kilka dni temu, mieniła się teraz w ciepłych tonach pokoju wspólnego Gryffindoru. Nic chyba nie mogło jej teraz sprawić większej radości. No... prawie nic.
- Nie ma sprawy! Cieszę się, że mogłam pomóc. Gotowa na pierwszy bal w Hogwarcie?
Nowomagiczna kiwnęła głową, zerkając to na Molly, to na Finna. Potem popatrzyła na nią przeciągle, ale nic nie powiedziała. Serce rudowłosej zabiło mocniej, lecz i ona zachowała milczenie. Czyżby jej zakłopotanie było aż tak widoczne? Może ta spódnica naprawdę jest za krótka. Z drugiej strony, owijanie się w pelerynę zabija sens posiadania przebrania. Nie jest przecież czerwonym kapturkiem...
- Chodźmy więc! - rzuciła, po czym ruszyła szybkim krokiem przed siebie, zostawiając dwójkę gryfonów w nieznacznej odległości za sobą. Chciała wykorzystać moment krótkiego marszu na opamiętanie się i przywołanie z powrotem poważnego wyrazu twarzy. Była prefektką, a to przecież zobowiązująca posada.
Gdy wreszcie dotarli na salę, zastany widok nie zawiódł jej ani trochę. Drobny półmrok i świece wiszące pod sufitem, nieco bardziej przygaszone niż zazwyczaj, doskonale oddawały mroczną atmosferę Halloween.
- Seeeeeeeth!!! - zawołała radośnie, dostrzegając znajomą czuprynę i rzucając się do biegu. Z wyskoku zawiesiła się na ramieniu przyjaciela, którego znała odkąd tylko sięgała pamięcią, i dopiero wtedy do jej uwagi dotarł ktoś jeszcze. - Och, hej. Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać - dodała speszona, widząc dziewczynę, z którą rozmawiał Seth. Szybko puściła jego ramię, z pośpiechu zapominając o tym, by owinąć się peleryną.
Chociaż była w stanie przywołać kilku innych superbohaterów, których przebrania w jej wyobrażeniu pasowałyby Finnowi nieco lepiej, gdy wreszcie zobaczyła go jako Batmana, na chwilę zapomniała jak oddychać. Chociaż wiedziała, że to on, i tak potrzebowała chwili, by połączyć jego codzienny wygląd z obecnym. I chociaż ochrypły baryton pasował mu jak pięść do nosa, nie mogła nie uśmiechnąć się słysząc jego starania. Bardzo cieszyło ją, że to ona prowadzi ich oboje do wyjścia, ponieważ przynajmniej obiekt jej westchnień nie musiał widzieć ani owego głupiego uśmiechu, ani palących ją rumieńców.
Przy wyjściu czekała już na nich Amber w fenomenalnym stroju mumii.
- Wow! Wyglądasz wspaniale - wypaliła entuzjastycznie, podziwiając detale, o które zadbała dziewczyna. Naprawdę podobał jej się zarówno pomysł, jak i wykonanie. Nie mówąc już o zaangażowaniu.
- Dziękuję! Ta złota farbka naprawdę zrobiła robotę. - Rzeczywiście, zaczarowana farbka, którą dała jej kilka dni temu, mieniła się teraz w ciepłych tonach pokoju wspólnego Gryffindoru. Nic chyba nie mogło jej teraz sprawić większej radości. No... prawie nic.
- Nie ma sprawy! Cieszę się, że mogłam pomóc. Gotowa na pierwszy bal w Hogwarcie?
Nowomagiczna kiwnęła głową, zerkając to na Molly, to na Finna. Potem popatrzyła na nią przeciągle, ale nic nie powiedziała. Serce rudowłosej zabiło mocniej, lecz i ona zachowała milczenie. Czyżby jej zakłopotanie było aż tak widoczne? Może ta spódnica naprawdę jest za krótka. Z drugiej strony, owijanie się w pelerynę zabija sens posiadania przebrania. Nie jest przecież czerwonym kapturkiem...
- Chodźmy więc! - rzuciła, po czym ruszyła szybkim krokiem przed siebie, zostawiając dwójkę gryfonów w nieznacznej odległości za sobą. Chciała wykorzystać moment krótkiego marszu na opamiętanie się i przywołanie z powrotem poważnego wyrazu twarzy. Była prefektką, a to przecież zobowiązująca posada.
Gdy wreszcie dotarli na salę, zastany widok nie zawiódł jej ani trochę. Drobny półmrok i świece wiszące pod sufitem, nieco bardziej przygaszone niż zazwyczaj, doskonale oddawały mroczną atmosferę Halloween.
- Seeeeeeeth!!! - zawołała radośnie, dostrzegając znajomą czuprynę i rzucając się do biegu. Z wyskoku zawiesiła się na ramieniu przyjaciela, którego znała odkąd tylko sięgała pamięcią, i dopiero wtedy do jej uwagi dotarł ktoś jeszcze. - Och, hej. Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać - dodała speszona, widząc dziewczynę, z którą rozmawiał Seth. Szybko puściła jego ramię, z pośpiechu zapominając o tym, by owinąć się peleryną.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gwenog
To było głupie zaklęcie, trwało zaledwie kilkanaście minut, a już zdążyła się przyzwyczaić do tych uroczych żmijek, w które zaczarowała swoje nudne, brązowe włosy. Zdobyły jej sympatię sycząc i próbując dziabać osoby, które w jakiś sposób ją irytowały. To wspaniałe uczucie, syknąć na idiotę i to nie ty, tylko twoje włosy, nikt nie może być oburzony.
— To udawanie Ślizgona dobrze ci wyszło
Gwenog spojrzała oburzona na koleżankę z dormitorium, Siobhan O ‘ Harę. Żmijki na jej głowie zjeżyły się .
— NIe udaje Ślizgona, Shiv. To Meduza. — Specjalnie przeciągnęła ostatnie słowo patrząc na drugą puchonkę wyczekujące. W odpowiedzi nie dostała jedynie ciszę. — Mugolska mitologia grecka. — Dalej nic. Gwenog machnęła zrezygnowana ręką i poprawiała ramiączka białego chitonu. — Chodźmy już lepiej na tą imprezę.
Wielka Sala była już wypełniona uczniami, gdy Gwenog trafiła tam wraz ze swoimi koleżankami z dormitorium. Niestety od razu zauważyła Setha Wooda, żmijki zaczęły syczeć jak szalone. Kiedyś obrońca Gryfonów spytał się jej czemu nie jest czarna skoro jest córką Lee Jordana. To było… Trudne pytanie. Od tego czasu Gwenog darzy znanego w Hogwarcie maniaka quidditcha wyłącznie antypatią.
— Ale te węże są wkurzające… — Rzuciła Siobhan. — Jak ty wytrzymasz z nimi cały wieczór?
— A jak my wytrzymujemy ze Ślizgonami? — Wtrąciła się Dany Stark.
Gwenog zaśmiała się, bardziej z mini jaką zrobiła Shiv niż słów Dany. Nagle przypomniałą sobie o ważnym liście, który miała wysłać do taty, jeśli zrobiłaby to teraz, to sowa zdąży dolecieć jeszcze przed północą.
— Dobra dziewczyny, bawcie się dobrzę, póżniej wasz znajdę. Musze skoczyć na chwilę do sowiarni.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Vanessa Lestrange
Vanessa przeciągnęła się, spoglądając z góry na wirującą plamę zieleni i srebra w dormitorium dziewcząt. Ostatnie dni nie były dla niej zbyt łatwe, choć musiała przyznać, że pojawienie się osób, u których pojawiły się umiejętności magiczne, skutecznie odciągnęły uwagę pozostałych uczniów od jej osoby. Przez lata wykształciła niemal wrodzony radar na ciche szepty za plecami i ciekawskie spojrzenia rzucane ukradkiem, kiedy myślano, że nie patrzy. W ciągu pierwszego miesiąca nauki w Hogwarcie dowiedziała się, że jest „małą Bellatrix”, że rozmawia z duchami zmarłych Śmierciożerców, a może nawet zna Zaklęcia Niewybaczalne. Vanessa była zaskoczona, że tak wiele osób ślepo wierzyło w te historie. Niby wiedziała, że plotki mogą być brutalne, ale nigdy nie doświadczyła ich w tak namacalny sposób. Mogła ich wszystkich wyprowadzić z błędu – pokazać, że nie czuje żadnego pociągu do ciemnych sztuk, że nie jest niczym „dziedziczka ciemności”, jak niektórzy się do niej zwracali. Ale czy to by cokolwiek zmieniło? Czy ktokolwiek słuchałby jej zamiast własnych lęków?
Zaczęła więc żyć obok nich, traktując większość uczniów z dystansem. Tej zimnej maski nauczyła się szybko; była ona skutecznym sposobem, aby unikać rozczarowania. Oczywiście, samotność czasami jej doskwierała, ale z drugiej strony – jeśli mieli
bać się jej nazwiska bardziej niż poznania jej samej, to może nie warto było tracić na nich czasu.
Nie wiedziała dlaczego właściwie zdecydowała się na kostium gnijącej panny młodej. Kiedyś obejrzała tę bajkę zupełnie przypadkowo i pomimo tego, że była ona mugolskiej produkcji, to bardzo jej się spodobała.
Czuła wyjątkową satysfakcję, z tego jak niesamowicie wyglądała. Zniszczona, podarta suknia ślubna leżała na niej idealnie, a wysuszone, niebieskie róże i welon dodawały przerażającego, choć nieco melancholijnego uroku.
Przycisnęła różdżkę do policzka, sprawdzając, czy iluzja gnijącej skóry wytrzyma kontakt z tkaniną welonu. Makijaż wyglądał na szczęście doskonale – od sinych „ukąszeń” po głębokie, ciemne cienie, które nadawały jej twarzy martwego wyrazu. Poprawiła delikatnie zszarzały welon, wpinając go w granatowe włosy, które transmutowała zaklęciem, aby nadać im taki ponury kolor. Wzięła jeszcze bukiet niebieskich, ususzonych róż i weszła do pokoju wspólnego.
W tym momencie jej uwagę zwróciła scena na środku pokoju. Luc March, który kręcił się na sofie, oraz Dara Dursley próbująca nadać mu wygląd szkieletu makijażem. Rozbawił ją nieco ten widok. Jednak widziała w tym również szansę na nawiązanie nowych znajomości.
Wyciągnęła różdżkę i bez żadnego ostrzeżenia wysłała zaklęcie prosto na twarz Ślizgona. Czerń oraz biel makijażu w końcu ułożyły się w wyrazisty, przerażający wzór na twarzy Luca, nadając mu w pełni „szkieletowy” wygląd.
Vanessa uśmiechnęła się pod nosem, widząc jego zadowolenie i to, jak podziwiał swoje odbicie w lusterku. Cieszyła się, że jej zaklęcie zadziałało lepiej niż się spodziewała.
- Zgadza się - odparła z nutą satysfakcji.
Obserwowała, jak jego entuzjazm na chwilę przygasa, gdy zastanawia się, czy makijaż, jaki teraz ma na sobie, rzeczywiście zejdzie. Kiedy spojrzał na nią z wyrazem lekkiego niepokoju, Vanessa przybrała poważny wyraz twarzy, patrząc na niego spod przykurzonego welonu.
-Cóż, zależy, jak bardzo ci zależy na tej twarzy – zaczęła udając zamyślenie.
Jej oczy błysnęły z rozbawieniem. Ostatecznie wiedziała, że zaklęcie powinno zmyć się samo o świcie, ale pozwoliła mu trochę się pomartwić.
-Żartuję. Powinno zejść o wschodzie słońca. A jak nie, to możesz przyjść do mnie. Coś pokombinujmy – zaśmiała się. Potem zerknęła na Darę. Jej kostium również był bardzo interesujący. Wyglądała jak wróżka wyciągnięta prosto z mrocznej otchłani. Jej uwagę jednak przykuły jej szerokie, nieruchome skrzydła na plecach. Postukała różdżką o swoje ramię, a potem posłała ku niej kolejne zaklęcie sprawiając, że skrzydła co jakiś czas poruszały się delikatnie i z gracją. Wydawały się żyć własnym życiem. Uśmiechnęła się do siebie.
-Teraz wyglądają bardziej realnie – powiedziała uśmiechając się pod nosem.
-Może nawet mogłyby cię unieść w powietrze, jeśli bardzo byś tego chciała – dodała z nutą dumy ze swojego dzieła.
Hikikomori
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
B L A I T H I N "B L A Y" M O R G A N
Blaithin przez chwilę patrzyła na Salomona, zastanawiając się, co się stało z chłopcem, którego kiedyś znała. Odkąd zobaczyła go w Hogwarcie, czuła jedynie chłodną odległość. Nie mieli okazji porozmawiać. Dziewczyna nie miała pojęcia jak powinna zacząć rozmowę. Czy wypadało go zapytać, gdzie zniknął na tyle czasu? Dlaczego przestał się odzywać? Co się takiego wydarzyło, że skończył z opaską na oku? Miała wrażenie jakby poczucie winy zżerało ją od środka. Może gdyby bardziej dociekała… gdyby naciskała na jego rodzinę, to w końcu dowiedziałaby się co się stało.
Jego żart, a właściwie złośliwość, skierowana do Polluxa, nie pasowały do dawnego Salta, który był bardziej ciekawski niż zgorzkniały. A teraz wydawało jej się, że nosił bardzo głęboką niechęć do świata, a ona nie miała pojęcia co powinna z tym zrobić.
Pochyliła się, żeby pogłaskać Sammy’ego. Pies posłał jej radosne spojrzenie i krótko zaszczekał, co wywołało delikatny uśmiech na jej twarzy. Wplotła palce w jego futro, przejeżdżając kilkukrotnie po jego grzbiecie.
W końcu podniosła się i wyprostowała, zerkając to na Polluxa, to na Salomona. Czuła się rozdarta.
-Idę… - wykrztusiła w końcu i zrobiła kilka kroków, ale zaraz zatrzymała się i zerknęła przez ramię na Prewetta.
-Ty też powinieneś iść… Moglibyśmy… Porozmawiać - powiedziała uśmiechając się, jakby sama siebie przekonywała. Chciała w nim dostrzec coś więcej, niż tylko stalową obojętność. Nie widzieli się przez lata, a mimo to, Blaithin wcale nie przestało zależeć.
F I N N N O A H P A R K I N S O N
Finn, dumnie krocząc przez Wielką Salę jako Mroczny Rycerz, zerkał na wystrój z aprobatą. Kadra nauczycielska naprawdę się postarała – Halloweenowy nastrój unosił się w powietrzu, a blask przyciemnionych świec oświetlał salę z gotycką atmosferą. Z każdej strony widział uczniów w najróżniejszych, mniej lub bardziej dopracowanych kostiumach. Skinął głową w kierunku Amber, chwaląc po cichu jej strój mumii, a potem rozbawiony zerknął w stronę Molly, która rzuciła się na ramię Setha. Sam również podszedł bliżej.
-I’M BATMAN – odparł swoim standardowym tekstem, zmieniając ton swojego głosu. Nie mógł powstrzymać swojego cichego śmiechu.
-Ah Superman… Niesiesz nadzieję, ratunek i… poncz z oczami? – parsknął patrząc na przyjaciela z wyraźnym rozbawieniem.
-Sorry Wood, ale nawet Superman nie ucieknie przed moim bat-sarkazmem -dodał, nalewając sobie ponczu do kubka. Upił łyka, krzywiąc się nieco. Ktoś musiał go już doprawić niemałą dawką alkoholu.
F E L I X C A S S I A N L O N G B O T T O M
Felix stał przy stole z przekąskami, czując się bardziej jak obiekt kpin niż uczestnik zabawy. Z każdą chwilą, gdy w jego stronę kierowane były spojrzenia, czuł, jak jego pewność siebie znika. Oto on, z zielonym, liściastym płaszczem, i otaczającymi go drwiącymi śmiechami, które odbijały się od ścian Wielkiej Sali. Rozejrzał się, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z kimkolwiek znajomym, jednak jego wysiłki szły na marne. Czuł się jak outsider w tłumie, niepotrzebny w tej wesołej atmosferze. Może lepiej byłoby po prostu wyjść z sali? Odwrócił się na pięcie i już miał odejść, ale chwilę później został potrącony. Zachwiał się lekko, a potem spojrzał na jednego z uczniów. Wydawało mu się, że skądś go kojarzył. Czy to on nie był jednym z tych nowych?
Na jego słowa poczuł jak się delikatnie czerwieni. Podrapał się po policzku z zakłopotaniem, ale i lekką irytacją. Zaraz jednak ją przygasił, zdając sobie sprawę, że chłopak może nie mieć pojęcia, co to jest właściwie mandragora, za którą się przebrał.
-Madragora – poprawił go -Wiesz, to taka magiczna roślina, która…
Urwał wpół zdania. Może nie powinien tego mówić. Może wtedy uzna go za dziwaka i niedługo dołączy do drwin pozostałych uczniów. Westchnął ciężko.
-Nieważne… - dodał, a potem przyjrzał mu się uważniej. Teraz dopiero zaczął sobie przypominać, że on chyba też należał do Hufflepuffu.
-Jestem Felix – przywitał się uprzejmie i wyciągnął do niego dłoń -I chyba będę twoim przewodnikiem po Hogwarcie. Profesor Crabtree prosiła, abym zajął się nowymi Puchonami.
Melusin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jego celem nie było, aby Black dał mu to, o co poprosił. Właściwie o niczym innym nie marzył jak o tym, aby ten się odczepił. Chciał jedynie sprawdzić reakcje chłopaka, trochę przesunąć granice oraz lekko wzbudzić ciekawość Blaithin. Faktycznie było jednak tak, że stosował sarkazm jako swoistą tarczę, która miała odepchnąć od niego ludzi. Jeśli więc podziałało choćby i w taki sposób – świetnie.
Przewrócił oczami… to znaczy tym jednym, istniejącym. Upierdliwe.
- To był żart, panie ,,opiekunie – przewodniku’’. Nic od ciebie nie chcę. – Był pomimo wszystko pod wrażeniem, iż Pollux nie uległ jego drobnej manipulacji. Daleki był jednak od darzenia chłopaka jakimś wielkim szacunkiem. Tego nie miał nawet do własnej matki.
Miał nadzieję, że to już wszystko i czekał w tym samym miejscu, aż dwójka Krukonów opuści pokój wspólny, aby mógł kontynuować swoje wcześniejsze kroki. Czuł na sobie wzrok Blay, ale nie sądził, by próbowała z nim rozmawiać. Nieco się więc zaskoczył i powoli spojrzał w jej kierunku.
- Idź – rzucił sztywno. Jeszcze nie teraz - Innym razem. – W jego ustach brzmiało to nawet jak obietnica.
Poczekał kilka minut po tym, jak zniknęli za drzwiami, po czym samemu ruszył do wyjścia. Przynajmniej tego dnia nie wyróżniał się aż tak bardzo na tle innym – mijały go same strzygi, dementorzy i kikimory. Od czasu do czasu trafiały się jakieś dziwne, kolorowe stroje postaci, które kojarzył z mugolskiej telewizji.
Aby dostać się do kuchni musiał przebyć sporą drogę z wieży Ravenclawu. Pomieszczenie okazało się dość… puste. Było tam trochę brudnych garów, w niektórych miejscach łyżki wisiały w powietrzu. Poza tym jednak nikogo tam nie zobaczył. Na środku pomieszczenia stała ogromna tabliczka: ,,Płatna przerwa’’, wypisana czerwonym atramentem. Ktoś najwyraźniej przygotowywał się na imprezę halloweenową, po czym zrobił sobie wspomnianą przerwę. Musiał trochę pogrzebać, ale w końcu znalazł dyniowe paszteciki, trochę dżemu, chleb i butelkę z mlekiem. Nie chciał z tym chodzić po Hogwarcie. Zjadł wszystko na miejscu, a nawet posprzątał, żeby nie zostawiać ,,dowodów zbrodni’’.
Zadowolony z siebie już miał wracać na górę, kiedy usłyszał za sobą głos:
- O, pan Prewett. – Cholera jasna. Uwzięli się na niego czy co? Miał chyba wyjątkowego pecha – Idzie pan na bal?
Tymi słowami przywitał go profesor Page.
- To w tamtą stronę. – Mężczyzna zbliżył się do niego i objął go ojcowskim uściskiem, prowadząc zdezorientowanego chłopaka w stronę Wielkiej Sali. Salt zupełnie nie miał pojęcia, jak się z tego wykręcić – Faktycznie łatwo się pogubić w tym zamku, co? – zaśmiał się profesor. Nie. Ani trochę.
- Widzę, że pan Black trochę nie spisał się ze swoim zadaniem. Ale proszę bardzo, oto jesteśmy. – Został wreszcie puszczony, lecz na swoje nieszczęście znalazł się tam, gdzie najmniej wtedy chciał być.
- Dziękuję – wycedził Salomon przez zaciśnięte zęby, ale mężczyzna najwyraźniej zdawał się tego nie zauważyć. Pokiwał z zadowoleniem głową, jakby był dumny z okazanej pomocy. Wtedy jednak Page pochylił się konspiracyjnie w jego kierunku.
- Jak pan znajdzie chwilkę czasu, proszę przyjść do mojego gabinetu - szepnął. Pięknie. Wcale nie to wyglądało, jakby Prewett właśnie wchodził w jakiś dziwny układ. Chcąc go szybko spławić, kiwnął głową. Postanowił chwilę poudawać, aby ten spuścił z niego wzrok. Udał się więc w stronę stołu z ponczem.
Przewrócił oczami… to znaczy tym jednym, istniejącym. Upierdliwe.
- To był żart, panie ,,opiekunie – przewodniku’’. Nic od ciebie nie chcę. – Był pomimo wszystko pod wrażeniem, iż Pollux nie uległ jego drobnej manipulacji. Daleki był jednak od darzenia chłopaka jakimś wielkim szacunkiem. Tego nie miał nawet do własnej matki.
Miał nadzieję, że to już wszystko i czekał w tym samym miejscu, aż dwójka Krukonów opuści pokój wspólny, aby mógł kontynuować swoje wcześniejsze kroki. Czuł na sobie wzrok Blay, ale nie sądził, by próbowała z nim rozmawiać. Nieco się więc zaskoczył i powoli spojrzał w jej kierunku.
- Idź – rzucił sztywno. Jeszcze nie teraz - Innym razem. – W jego ustach brzmiało to nawet jak obietnica.
Poczekał kilka minut po tym, jak zniknęli za drzwiami, po czym samemu ruszył do wyjścia. Przynajmniej tego dnia nie wyróżniał się aż tak bardzo na tle innym – mijały go same strzygi, dementorzy i kikimory. Od czasu do czasu trafiały się jakieś dziwne, kolorowe stroje postaci, które kojarzył z mugolskiej telewizji.
Aby dostać się do kuchni musiał przebyć sporą drogę z wieży Ravenclawu. Pomieszczenie okazało się dość… puste. Było tam trochę brudnych garów, w niektórych miejscach łyżki wisiały w powietrzu. Poza tym jednak nikogo tam nie zobaczył. Na środku pomieszczenia stała ogromna tabliczka: ,,Płatna przerwa’’, wypisana czerwonym atramentem. Ktoś najwyraźniej przygotowywał się na imprezę halloweenową, po czym zrobił sobie wspomnianą przerwę. Musiał trochę pogrzebać, ale w końcu znalazł dyniowe paszteciki, trochę dżemu, chleb i butelkę z mlekiem. Nie chciał z tym chodzić po Hogwarcie. Zjadł wszystko na miejscu, a nawet posprzątał, żeby nie zostawiać ,,dowodów zbrodni’’.
Zadowolony z siebie już miał wracać na górę, kiedy usłyszał za sobą głos:
- O, pan Prewett. – Cholera jasna. Uwzięli się na niego czy co? Miał chyba wyjątkowego pecha – Idzie pan na bal?
Tymi słowami przywitał go profesor Page.
- To w tamtą stronę. – Mężczyzna zbliżył się do niego i objął go ojcowskim uściskiem, prowadząc zdezorientowanego chłopaka w stronę Wielkiej Sali. Salt zupełnie nie miał pojęcia, jak się z tego wykręcić – Faktycznie łatwo się pogubić w tym zamku, co? – zaśmiał się profesor. Nie. Ani trochę.
- Widzę, że pan Black trochę nie spisał się ze swoim zadaniem. Ale proszę bardzo, oto jesteśmy. – Został wreszcie puszczony, lecz na swoje nieszczęście znalazł się tam, gdzie najmniej wtedy chciał być.
- Dziękuję – wycedził Salomon przez zaciśnięte zęby, ale mężczyzna najwyraźniej zdawał się tego nie zauważyć. Pokiwał z zadowoleniem głową, jakby był dumny z okazanej pomocy. Wtedy jednak Page pochylił się konspiracyjnie w jego kierunku.
- Jak pan znajdzie chwilkę czasu, proszę przyjść do mojego gabinetu - szepnął. Pięknie. Wcale nie to wyglądało, jakby Prewett właśnie wchodził w jakiś dziwny układ. Chcąc go szybko spławić, kiwnął głową. Postanowił chwilę poudawać, aby ten spuścił z niego wzrok. Udał się więc w stronę stołu z ponczem.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Prawdopodobnie każdy inny człowiek widząc wyraz twarzy Felixa dałby mu spokój. Cameron niestety takim jegomościem nie był, właściwie to zakłopotanie u chłopaka wręcz zachęciło blondyna do dalszej interakcji. Przechylił lekko głowę patrząc jeszcze raz na buzię zdobiącą koszulkę Puchona.
— Manda… Mandro… Mandara… Mandragora? I to taka roślina, która…? — paluchem dźgnął Felixa w żebra mrużąc przy tym oczy tak jakby chciał siłą woli wycisnąć z rozmówcy odpowiedź. O świecie magicznym wiedział tylko tyle ile mu przekazane zostało na szkoleniu, chociaż z niego tak na dobrą sprawę wyniósł dość niewiele. Za bardzo był zajęty drapaniem pleców różdżką, ac tak czy siak nie sądził, iż enigmatyczna nazwa podobna do mandarynki padła na którychkolwiek lekcjach.
— Jestem teraz zaciekawiony, a w takim wypadku nie zaznasz spokoju dopóki mi nie powiesz czym jest to za co się przebrałeś. — dodał tym razem bez rękoczynów. Dłoń, którą do tej pory pieczołowicie ściskał słodką bułkę, skierował do ust, żeby pochłonąć w praktycznie jednym kawałku zdobycz ze stołu z przekąskami.
— Felix, Felix. Zapamiętam. — wymamrotał pod nosem wycierając rękę o piżamkę, co by przypadkiem nie przekazać dalej żadnego okrucha, po czym energicznie uścisnął wyciągniętą w jego stronę kończynę. — Cameron Thomson. — przedstawił się ubierając twarz w serdeczny uśmiech.
— O, to skoro jesteś moim przewodnikiem to znaczy, że mogę Ci zadać milion pytań, prawda? Powiedz mi, to niebo… — palcem pokazał ruchliwe sklepienie Wielkiej Sali osnute gwiazdami. — ... Jest prawdziwe? Jakbyśmy patrzyli na nie przez okno? Czy to po prostu magia? — dokończył pytanie z miną zdradzającą szczerą fascynację.
Samantha kilka lat temu lubiła mieć dodatkowe obowiązki, lubiła też pokazywać wszystkim wokół, że jest lepsza, a najbardziej lubiła zbierać najróżniejsze zasługi, które później pokazywała rodzicom. Aż za którymś razem odbiła się od ściany na tyle mocno, że przestała dbać o cokolwiek. Nauczyciele raczej przeszli do takiego stanu rzeczy do porządku dziennego, niemniej z jakiegoś powodu tak czy siak postanowiono, iż to właśnie ona będzie zajmować się nowymi Ślizgonami w szkole. Zupełnie jakby od takiej roboty nie było żadnych prefektów.
Po przeczytaniu listu o makabrycznej treści unikała spędzenia czasu w pokoju wspólnym swojego domu. Jeżeli już potrzebowała towarzystwa, znajdowała któregoś z zaprzyjaźnionych Krukonów, tak to uciekała w najciemniejsze dziury byleby nie musieć brać za nikogo odpowiedzialności. Póki co plan działał dobrze, nie znała nawet imion nowych czarodziejów, a oni prawdopodobnie nie kojarzyli jak Sam wygląda. Oczywiście prędzej czy później będzie musiała wyjść z nory i przynajmniej grzecznie się przedstawić oferując wsparcie jakby miejsce miał jakiś wypadek… Tylko na ten moment nie była jeszcze gotowa, tudzież jej zainteresowanie daleko odbiegało od podopiecznych.
Tematem imprezy w ogóle się nie przejmowała, z góry postanowiła, iż jej stopa tego wieczora w Wielkiej Sali nie zostanie postawiona. Oczywiście Samantha lubiła dobrą zabawę, wcale nie była aż tak aspołeczna jak na pierwszy rzut oka mogłoby wyglądać. Po prostu nowa sytuacja przytłoczyła nastolatkę, w końcu na głowie miała wystarczająco dużo własnych problemów, których nie potrafiła przepracować we własnym zakresie. Zaplanowała sobie czytanie książki we własnym łóżku pod nieobecność wychowanków domu węża, myśl o tej przyjemnej chwili oddechu była wręcz ekscytująca… Niestety pewne jasnowłose bliźnięta postanowiły użyć swego uroku do przekonania Sam do wyjścia z pieczary Ślizgonów. Do tych wszystkich ludzi.
— Przydadzą mi się lekcje asertywności. — mruknęła pod nosem patrząc na swoje odbicie w lustrze. Dysponując takim darem jak metamorfomagia mogła w bardzo krótkim czasie wymyślić awangardowe i realistyczne przebranie. Niemniej nie chciała robić nic w kierunku zabawy z wyglądem, w końcu jeszcze nie tak dawno nie zamierzała w ogóle iść na żadną kostiumową potańcówkę. W takiej sytuacji nawet właściwym byłoby przyjść tak jak stała w dormitorium. Decyzję zmieniła jak przypomniała sobie o istnieniu pewnej osoby. Ten, którego mózg już dawno temu ustąpił miejscu kaflowi. Samo oglądanie jego twarzy przynosiło ciemnowłosej ostre migreny, więc przy takiej integracji uczniów Hogwartu na pewno nie chciała pokazywać buzi, co by jeszcze nie przyszło mu do głowy podejść i zapytać skąd to całe zerwanie.
Dość spontanicznie złapała za białe prześcieradło ze swojego kufra i przy pomocy różdżki wypaliła w nim dwie dziury. Czarnym atramentem nabazgrała parabolę z ramionami skierowanymi ku górze, co miało za zadanie przedstawiać drobny uśmiech. Tak przygotowane prześcieradło zarzuciła na głowę stając się radosnym duszkiem.
— Ale żenada. — skomentowała, niemniej z takiego stroju już nie zrezygnowała tylko szybkim krokiem wyleciała z dormitorium dziewcząt, a pokój wspólny przeleciała w jeszcze bardziej ekspresowym tempie nie chcąc nawiązać zbędnego kontaktu z kimkolwiek.
Ruszyła w miejsce niedaleko wieży Krukonów, tam gdzie wstępnie umówiła się z bliźniętami. Nieco zestresowana podpierała ścianę obserwując przez wypalone otwory mijających ją uczniów. Wśród nich był nawet Pollux z jakąś dziewuszką, niemniej Samantha nie zamierzała im w żaden sposób przeszkadzać. Póki mogła wolała pozostać anonimowym prześcieradłem krążącym idiotycznie po korytarzu.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Seth Liam Wood
Nie porozmawiali zbyt dużo, bo kilka minut później coś, a raczej ktoś uwiesił się na jego ramieniu. Kiedy tylko do jego nozdrzy dotarł jej zapach i usłyszał jej głos, zapomniał o dziewczynie, z którą rozmawiał, a serce na chwilę przystanęło, żeby zaraz zacząć bić szybciej i mocniej. Przez moment wystraszył się, że może bije ono na tyle głośno, że zaraz wszyscy to usłyszą.
— Molly! – potrząsnął pośpiesznie głową — Daj spokój! Nie przeszkadzasz! – nowa dziewczyna odeszła gdzieś, wyczuwając okazję do ucieczki przed zjebanym Gryfonem, który zaczął jej pierdolić o tabeli wyników ostatnich meczy Ligii. Seth dostrzegł Finna przebranego za Batmana, który dołączył do nich chwilę po Weasleyównie.
— Hej, stary! Świetny kostium! – uniósł rękę, czekając aż przybije mu piątkę w geście powitania — Genialny był pomysł z matching kostiumami! Możemy teraz ratować świat! – przesunął się, dając przyjaciołom lepszy dostęp do stolika z przekąskami, gdyby chcieli się poczęstować.
Pollux Corvus Black
Przez chwilę nic nie mówił, gdy we dwoje - troje, jeśli liczyć Sammy’ego, schodzili schodami z wieży krukonów na szkolny korytarz dostępny już dla wszystkich uczniów.
— Znaliście się wcześniej. – rzucił w eter, patrząc przed siebie. Powoli obrócił twarz w kierunku blondynki. Przez ułamek sekundy, mimo wszystko nieco przydługi, zapatrzył się w jej brązowe oczy, a potem ponownie przekręcił głowę, ucinając temat. W głowie dudniły jej słowa Samanthy sprzed… no, mówiła mu to systematycznie, przynajmniej co piętnaście minut kiedy się widzieli, właściwie to chyba wszyscy przyjaciele mu to mówili – NIE ZAKOCHUJ SIĘ W KAŻDYM KTO ODDYCHA I SIĘ DO CIEBIE ODZYWA. Działało. Czasem. Na szczęście aktualnie był w czymś w rodzaju związku z pewnym Puchonem, więc…
— To nie moja sprawa i tak dalej, wiem, ale gdybyś potrzebowała się wygadać, prawie codziennie po ciszy nocnej siedzę w pokoju wspólnym. Pollux Black – twój prefekt, lokalny wujcio dobra rada i tak dalej. – roześmiał się.
Zeszli do Wielkiej Sali, gdzie impreza trwała w najlepsze. Pollux nie był świadomy, że szuka wzrokiem swojego obecnego obiektu westchnień, póki go nie wypatrzył. Winnie stał razem ze swoimi przyjaciółmi przy naczyniu ze słodyczami zaczarowanymi tak, że mogłeś wylosować zwykłego cukierka albo psikus, cokolwiek to znaczyło. Chłopak nie miał na sobie żadnego kostiumu, jeśli nie liczyć kowbojskiego kapelusza. Ich spojrzenia skrzyżowały się i blondyn obdarzył go tym swoim uśmieszkiem, za który większość pewnie dałaby mu w twarz, po czym pomachał do niego. Black odmachał i szybko skupił się na swojej towarzyszce.
— Więęc… Jak się czujesz w Hogwarcie?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach