Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
AlterosDzisiaj o 06:34 pmYoshina
Charm Nook Dzisiaj o 03:36 pmAku
Where is my mind?Wczoraj o 08:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 08:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 07:43 pmKurokocchin
Lies07/05/24, 09:07 pmSyriusz
Careful, I bite06/05/24, 06:54 pmKass
A New Beginning 06/05/24, 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
8 Posty - 32%
7 Posty - 28%
3 Posty - 12%
2 Posty - 8%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Blood, drugs and you in the middle {18/09/22, 10:30 pm}

Blood, drugs and you in the middle Unknown



Gangster - Troianx
Glina - Natas
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {19/09/22, 03:11 am}

Leo Torres
Mężczyzna, dwadzieścia pięć lat; homoseksualny, homoromantyczny; szare tęczówki, ale na co dzień nosi różowe soczewki; naturalnie ciemne włosy, ale aktualnie farbowane na jasny niebieski; jasna cera, umięśniony; wąska talia;  lobe w obydwóch uszach, dwa upper lobe w prawym i helix, w którym nosi czarne kółko, nape, venom w języku, dydoe, blizna idąca od prawego biodra aż do połowy uda, sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu tatuaż nad lewym biodrem , tatuaż na dekolcie, tatuaż na prawej dłoni
...
- Pochodzi z patologicznej rodziny. Oboje alkoholicy, żyjący na łasce państwa. Obecnie Leo nie utrzymuje z nimi kontaktów i mieszka sam w dwupokojowym mieszkaniu na przedmieściach. Przez to jest abstynentem i nie ani łyka alkoholu.
- Wstąpił do gangu, mając dwadzieścia dwa lata, widząc w tym swoją jedyną szansę na zmienienie swojego życia. Utrzymuje się głównie z dillowania i z pomniejszych robótek, tam gdzie akurat jest potrzebny
- Wielki miłośnik czekolady. Szczególnie tej z orzechami i z marcepanem. Może zjeść takie dwie na raz i pomimo tego się nie zasłodzić.
-  Nosi ze sobą dwie pary broni, tak na wszelki wypadek.
- Ma wadę wzroku, dlatego nosi kolorowe soczewki.
- Jego ksywka w gangu to V.
- Ma gilgotki na brzuchu i pod pachami.
Late nights
I really wanna know You. I'd like to go with You. I wanna show You.
C


Ostatnio zmieniony przez Troianx dnia 22/09/22, 11:52 am, w całości zmieniany 7 razy
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {19/09/22, 12:23 pm}

Gavin Rayne
Blood, drugs and you in the middle Unknown

Zwany: Red, R
Prawdziwa tożsamość:Keith Walker
Wiek: 31 lat
Urodziny: 27.09
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualny
Status cywilny: Singiel
Rodzina:
- Michael Walker - Brat - 37 L. †
- Tina Walker - Bratowa - 33 L.
- Ben Walker - Bratanek - 7 L.

Wzrost: 185 cm
Kolor oczu: Kasztanowy
Kolor włosów: Czerwony, naturalnie rudy
Cera: Chorobliwie blada
Sylwetka: Wysportowana
Piercing:  Lobe, upper lobe, dwa mid helixy, industrial, bridge oraz w sutkach
Znaki szczególne: Krzywy nos, wystające kły, długie palce, blizna nosie wchodząca na policzki oraz po postrzale na prawym ramieniu

Ciekawostki:
- Detektyw policyjny, pracuje w centrali.
- Rok temu jego partner oraz brat, zginął podczas akcji, w którą zamieszany był gang Umbra. Od tamtej pory nabawił się pewnego rodzaju obsesji na punkcie owej organizacji. Jest zaślepiony zemstą.
- Cały jego obecny wygląd- - np. kolczyki, włosy - jest kamuflażem jaki przyjął po otrzymaniu misji wtargnięcia w szyki Umbry.
- Wychowany w domu dziecka z bratem. Kiedy Michael osiągnął pełnoletność od razu przejął nad nim opiekę.
- Po postrzale jego prawe ramię nie jest w pełni sprawne, dlatego też przerzucił się na używanie lewej.
- Uzależniony od palenia i słodyczy
-
-


Ostatnio zmieniony przez Natas dnia 02/07/23, 12:07 pm, w całości zmieniany 1 raz
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {22/09/22, 03:01 am}

Keith Walker

  Gruba teczka z hukiem uderzyła w zawalony stertami papierów biurko, pośród których leżała rudawa czupryna. Jeszcze parę dni temu każdy jej kosmyk był perfekcyjnie zaczesany i ułożony w odpowiednią stronę. Jedynie jeden z nich miał pozwolenie aby zwisać na czole, dodając uroku młodemu, pełnemu aspiracji detektywowi. Teraz jednak każdy włos sterczał w dwie różne strony. Zaniedbane i lekko przetłuszczone, od razu zdradzały, że rudzielec nie opuszczał swojego biurka przez co najmniej kilka dni. To samo mówiły kartki papierów, które zapełnione były sprawami powiązanymi nawet w najmniejszym stopniu z gangami.
- Wyglądasz jak kupa gówna. - Skomentowała z niesmakiem brunetka, która podniosła ostrożnie dwoma palcami jedną z kartek, tak jakby się bała, że przeniesie na siebie jakąś zarazę.
- Ciebie też miło widzieć Jannet. - Wychrypiał z trudem się podnosząc, po czym z ziewnięciem podrapał się po chropowatym zaroście. Kobieta od razu skrzywiła się mocno, kiedy tylko doleciał do niej odór pochodzący z jego paszczy.
- I śmierdzisz jak kupa gówna. Keith, ogarnij się, błagam cię chłopie. - Dodała przeglądając akta pomieszanych spraw z drgającą brwią. Ile razy to już słyszał w ciągu ostatniego tygodnia? Dziennie na pewno minimum 5, jednak jego mózg nie był zdolny do bawienia się w matematykę. Zaniedbał nie tylko swój wygląd, ale też i wypoczynek.
- Ej. Ja ci tyłka nie obwąchuję, tak? Czego chcesz? Jak przylazłaś truś mi dupę, to lepiej zrobisz jak się zapchasz. -  Nawet nie próbował ukrywać swojego niezadowolenia z zakłócenia spokoju. - Ciężko pracuję, jakbyś nie widziała. - Dodał, wskazując dłonią na swoje biurko, a zaraz kciukiem też pokazał na podłogę, po której również walały się papiery.
  Brunetka pokręciła bezradnie głową, wprawiając swój luźny kok w energiczny ruch, za którym wodziły zmęczone kasztanowe oczy - niczym te kota, który dojrzał w oddali ogon myszy.
- Z własnej woli nawet bym tu nie podeszła. - Jedną ręką zatykała nos, drugą zaś poklepała teczkę którą przyniosła. - Evan chce cię widzieć. - Pchnęła papiery w jego stronę, a rudzielec nie tracąc czasu szybko przeleciał po rozdziałach.
- 34, 40, 41 i 47 - Wszystkie równie bezużyteczne. Przejrzałem je już setki razy. - Zirytowany odrzucił teczkę, która przez upadkiem na podłogę i rozsypaniem swojej zawartości została powstrzymana przez jego koleżankę po fachu.
- Wszyscy mają związek z "V". - Kasztanowe tęczówki w sekundę rozbłysły życiem i ponownie przejrzały z zapałem akta spraw.
- Gdzie jest Evans? - Wstał gwałtownie, zbierając bez grosza delikatności kartki z biurka, zaraz próbując je jakimś cudem upchnąć w teczce, w której już wcześniej brakowało miejsca.
- U siebie. Nie zdechnij po drodze, bo do reszty zaśmierdnie nam biuro. - Nawet jej nie wysłuchał. Po otrzymanie interesującej go informacji, pędem wybiegł z pomieszczenia, a po drodze prawie nie zabił biednej sprzątaczki. Nie chcąc tracić czasu na opierdzielanie jej, warknął tylko niezadowolony i przepchnął się dalej korytarzami. Dwa skręty w lewo i jeden w prawo, ostatnie drzwi na wprost. Wpadł do pomieszczenia bez pukania, przerywając rozmowę siwego mężczyzny, na którego twarz wpłynął rozbawiony uśmiech na jego widok.
- Biorę tę robotę, wyjeb resztę. - Zażądał od razu wprawiając w zakłopotanie gości starszego, który zaraz skinął do nich przepraszająco głową.
- Dokończymy innym razem. To... specjalny przypadek. - Poinformował i odczekał aż zostaną sami. - Twój stan psychiczny sprawia, że mam wątpliwości co do twoich kompetencji, Walker. - Zaczął, ale zaraz przerwały mu wysypane na biurko papiery.
- Nie pierdol Evans. Nie wezwałeś mnie, żeby bawić się w mojego psychiatrę. Wyniki w normie, dostałeś je na początku tygodnia. Gadaj, który to wywęszył. - Walcząc z wyczerpaniem wsparł się o biurko biodrem i rozmasował bezlitosne skronie.
- Ostatniemu przypomniała się ksywka i całej reszcie też zapaliła się lampka. Pozostaje namierzenie go i przygotowanie cię. - Starszy mężczyzna zmrużył przebiegle opadające powieki. - Wyjebię innych, ale musisz mi obiecać, że będziesz cierpliwy.
  Rudzielec przełknął nerwowo ślinę, pomimo panującej w jego gardle suszy i skinął gorliwie głową. W końcu pojawiła się szansa.

...
Gavin "RED" Rayne

  Odgłosy uderzeń były niesamowite, choć szybko zagłuszały je jęki cierpienia i błagające o życie krzyki. Kasztanowe tęczówki z uwagą śledziły ruchy kupy mięśni, którą aż trudno było uwierzyć, że był człowiek. Jakie śmieci w siebie wpakował, żeby dojść do takiej formy? Żadne znane Keithowi wspomagacze, nie pozwoliłyby osiągnąć mu takiej formy, bez krytycznego wyniszczenia organizmu. Nie była jednak zasługa samej ciężkiej pracy i godzin spędzonych z oddaniem na siłowni. Tego był pewien w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Zmrużył powieki, kiedy gorzej zbudowany mężczyzna został brutalnie rzucony na siatkę klatki potwora. Przydzwonił głośno akurat w jedną ze stalowy rur i straci przytomność, choć reszta jego funkcji życiowych też stała pod wielkim znakiem zapytania. W normalnym przypadku, Walker rwałby się do akcji, jednak teraz go tu nie było. Był Gavin Rayne, dwudziestopięcioletni nieudaczni życiowy, który miał smykałkę do przemycania niebezpiecznych przedmiotów, jak i substancji. I nowy rekrót chętny do wstąpienia w szeregi Umbry.
- Następny! - Warknął znużony jeden z oprychów, który cały ten czas był odpowiedzialny za wywlekanie zwłok z klatki i zamykanie w niej kolejnych ofiar dla potwora.
  Rayne rozejrzał się po swoich bokach, po których jeszcze niedawno stało z dwudziestu mężczyzn. Siedemnastu z nich zostało rozniesionych w drobny mak, a przetrwali zniknęli za dwuskrzydłowymi drzwiami. Musiał być jednym z nich. Gdyby się teraz wycofał, zapewne dostałby szybką kulkę w łeb i nie musiałby się męczyć z rozwścieczonym ogrem. Była to jednak jedyna szansa na zbliżenie się do kogoś kto znał mordercę jego brata. Na sekundę zawiesił kasztanowy wzrok spod daszka czapki na stojącym w rozbawionym tłumie niebieskowłosego chłopaka. Kolor jego włosów się zmienił, ale doskonale pamiętał rysy jego twarzy z tamtego dnia. Nie bał się jednak o bycie rozpoznanym, w końcu własnoręcznie zadbał o swoją zmianę wyglądu. Zdjął czapkę ze swoich krwiście czerwonych włosów i odrzucił ją na pobliskie krzesło, do której też zaraz dołączyła workowata bluza.
- Ruszaj się, kurwa, nie mam całego dnia. - Pośpieszony zerknął na ogolonego blondyna, który zniecierpliwiony opierał się o wejście klatki. Jednak nie odpowiedział mu. Bez słowa wszedł do klatki, która od razu została za nim zamknięta.
  Czekał na odliczanie i sygnał rozpoczęcia, jednak tym razem nic takiego nie nastało. Tym razem walkę bez ostrzeżenia rozpoczął cios wymierzony prosto w jego głowę. Jego przeciwnik widocznie był już znudzony ganianiem za słabymi przeciwnikami i chciał szybkiego nokautu. Czerwonowłosy sprawnie uniknął olbrzymiego łapska i odskakując na dystans uniósł gardę. Teraz olbrzym był jeszcze bardziej zirytowany, ale planem Rayne było go trochę rozerwać. Po dwóch kolejnych unikach, przeszedł do nieco bliższych, szybkich starć. Dwa razy nawet zablokował, choć wiedział, że poleganie na blokach daleko go nie zaprowadzi. Już w tamtej chwili czuł skutki uderzeń w postaci promieniującego bólu. Zadanie było tylko jedno: przetrwać do końcowego sygnału., a do tej pory czas każdego rekruta był kompletnie randomowy. Nie mógł więc polegać na zwlekaniu, bo równie dobrze jego czas mógłby zostać wydłużony do godziny, a może nawet i dłużej, jeśli mierzący miałby ku temu kaprys.  
  Pomimo skupienia, obolałe kończyny już nie pracowały tak szybko. Uniki, bloki, ale ostatnie dwa uderzenia posłały go na podłogę, po której natychmiast się przetoczył, unikając zmiażdżenia przez ogromne cielsko. Musiał działać szybko i zdecydowanie. Podniósł się na nogi i tym razem to on zaczął od zażarliwych ataków. Większość nieskuteczna, ale otworzyła mu obronę potwora i pozwoliła na dwa silniejsze ciosy wymierzone w twarz. Jeden szczególnie dobrze wylądował na wielkim nosie, z którego zaczęła sączyć się krew, a jego przeciwnik zatoczył się do tyłu. To była kolejna szansa, której nie zmarnował, ale też i rozwścieczył nią potwora. Ciosy lecące w jego stronę stały się kompletnie nie do przewidzenia. Chaotyczne, nerwowe, przepełnione gniewem. Te Rayne również takie się stały, bo mimowolnie wyładowywał duszony w sobie od roku gniew, ale przegrywał pod kątem czystej siły. Jedno z kolejnych uderzeń wycelowane było w prawy bok jego głowy. Był pewien, że zdoła je uniknąć o włos, jeśli dobrze się odchyli, jednak zbyt wczesny unik jasno pokazał napastnikowi jego zamiary. Więc zamiast na uderzeniu, skupił się on na zadaniu jakichkolwiek obrażeń.
  Rayne odskoczył aż pod jedną ze ścian klatki, gdzie to chciał złapać krótką przerwę. I otrzeć spływający mu po szyi pot. Jednak zaraz po starciu płynów swojego ciała, jego uwagę przykuła czerwona smuga rozmazana na jego ramieniu. Przez adrenalinę pompującą w jego żyłach nie był nawet świadom swojego obrażenia. Dopiero kiedy olbrzym odrzucił na betonową podłogę drobny metalowy przedmiot, do którego przyczepiona była niewielki fragment mięsa, stał się świadom sączącej się z jego prawego ucha krwi. Od ruchowo dotknął zranionego miejsca, orientując się, że stracił właśnie niewielki kawałek ucha oraz jeden z jego industrialów. Przerwa przez lekki szok nie dotyczyła jednak olbrzyma, który zakończył ją kopniakiem w prawe ramię czerwonowłosego, posyłając go ponownie na podłogę. Tym razem nie próbował się na niego rzucać, a bardziej zadeptać na śmierć. Miał z tego ogromną radochę, póki zirytowany Gavin nie wymierzył podwójnego kopa prosto w jego krocze. W tym też momencie rozległ się sygnał oznaczający koniec walki.
- Zależy wam na koledze, urocze. - Westchnął wstając z lekkim trudem przy pomocy siatki i splunął krwią z rozerwanej wargi. Przeżył, ale czy na pewno był to koniec rekrutacji?
- V, weź go chociaż zaszyj, żeby mięcho mu nie latało. - Polecił gość od otwierania klatki, co od razu sprawiło, że czerwonowłosy się wyprostował z błyskiem w oku. Lepiej trafić nie mógł.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {03/10/22, 09:13 pm}

the-girls-film-font

         George Washington w 1758 roku zdobył urząd niższej izby legislatury kolonialnej Virginii, po tym, jak upił swoich wyborców. Tę samą taktykę stosował podczas Wojny Rewolucyjnej, podając alkohol żołnierzom. Niewiele później stał się czołowym producentem alkoholu w kraju, wytwarzając rocznie prawie 3,8 litra tego trunku.
         Od roku 1999 do 2017 zaobserwowano podwojenie się zgonów z powodu alkoholu w USA, a same trunki stały się jednym z czynników, wpływających na spadek średniej długości życia. Zaś w Polsce średnia spożycia alkoholu jest wyższa niż średnia europejska. W 2016 roku w wyniku nadużywania alkoholu zmarło około 3 miliona ludzi na świecie, a śmiertelność jest wyższa niż śmiertelność na gruźlice, AIDS czy na cukrzycę.
          Szacuję się, że na świecie 237 milionów mężczyzn i 46 milinów kobiet cierpi na zaburzenia związane z nadużywaniem alkoholu.
          W rodzinie z takim problemem wychował się Leo Torres, wtedy szarooki chłopiec o ciemnych włosach, w tłumie innych dzieciaków zbytnio nie wyróżniający się. Zawsze w szkole siedział w pierwszych ławkach z grubymi, czarnymi oprawkami na nosie, skrupulatnie notując w zeszytach i marząc o swojej przyszłości. Marzył o zastaniu kimś ważnym, kimś, kto będzie pomagał społeczeństwu, być może chciał zostać lekarzem, pójść na studia. A popołudniami wracał do swojej szarej rzeczywistości, która dla dziecka była wyjątkowo brutalna. Właściwie to sam szarooki nie postrzegał siebie jako dziecko – zbyt szybko musiał dorosnąć i wykonywać obowiązki za swoich rodziców. Nie pamiętał, kiedy widział tę dwójkę w pełni trzeźwą. Wiecznie siedzieli na kanapie, kompletnie nie przejmując się porozrzucanymi pustymi puszkami po piwie czy szklanymi butelkami po podłodze. Chłopiec do tego musiał przywyknąć, tak jak do swojej rutyny – codziennie po szkole, próbował jakkolwiek ogarnąć zatęchłe mieszkanie, a potem przygotowywał posiłek dla swojej rodziny. Czasami brał ochłapy monet, które zostały z zakupów alkoholowych i próbował kupić cokolwiek na targu, ze święcącymi się oczami i ustami wygiętymi w podkówkę, gdy musiał odmawiać sobie ukochanego łakocia. Aczkolwiek bywały takie dni, gdzie jeden ze sprzedawczyń, starsza kobieta, litowała się nad nim, wręczając tabliczkę czekolady i dając dodatkowo świeże warzywa. Wtedy chłopiec był przeszczęśliwy, gotów do przenoszenia gór.
         Po obowiązkach domowych, takich jak pranie czy usługiwanie rodzicom, chował się w kąt pokoju, próbując pomimo krzyków kłótni i pijackich śmiechów ich znajomych, odrobić zadane mu zadania domowe, motywując się lepszą przyszłością, bo w końcu był uczony, że bez ciężkiej pracy niczego nie osiągnie.
        Niestety kilka lat później zrozumiał, że nie do wszystkich odnosi się to powiedzenie, a wśród tych nieszczęśliwców był właśnie on. Zwłaszcza, gdy pomimo swoich błagań i wylanych łez na podłogę, został wyrzucony z rodzinnego domu tuż po osiągnięciu pełnoletności. Może i nie były to idealne warunki, ale zdążył się przyzwyczaić, a bez tych kilku ścian stał się bezdomny.
**
       Budynek, w którym się znajdowali był dawno opuszczoną fabryką, teraz przejęty i przekształcony na potrzeby jednego z czołowych gangów w mieście. Budynek znajdował się na uboczu miasta, niczym nie wyróżniającym się na zewnątrz – jak każdy opuszczony budynek, miał gdzieniegdzie powybijane okna i szare, zdarte ściany, tak samo jak podłoga, na której pozostał tylko właściwie beton. Tylko w nielicznych pokojach zachowały się drzwi czy kafelki. Oczywiście dzięki temu była to idealna przykrywka dla gangu, bo nikt obcy za bardzo nie chciał spacerować po tej okolicy.  
       Na środku z jednego z pomieszczeń stała metalowa kratka, a tuż obok Lucky, czterdziestoletni parę mężczyzna, odpowiedzialny za pilnowanie „zasad” podczas rekrutacji. Ten owy mężczyzna o idealnie przystrzyżonym zaroście był dla niebieskowłosego szczególnie ważny. Traktował go prawie tak samo, jak swojego ojca, a raczej bardziej, bo dla Lucky'ego miał o wiele więcej szacunku niż dla rodzica. To właśnie on kilka lat temu wyłowił go z ulicy, przyłapując młodego chłopaka na kradzieży i później wkręcił go w szeregi gangu, dając szansę i inną perspektywę. Poza tym obaj zdawali się lubić i często ze sobą plotkowali.
       W samej klatce znajdował się oczywiście Big Paul – niewątpliwie najbardziej umięśniony i najwyższy spośród ekipy, która teraz stała wokół klatki, kibicując i zakładając się za pieniądze, który to przeżyje. Jednak V stał spokojnie, oparty o jedną z rur, paląc własnoręcznie przygotowywanego skręta i zaciągając się słodkawym zapachem. Szczególną jego uwagę przykuł czerwonowłosy mężczyzna, który jak zaraz się okazało, jako jeden z nielicznych dobrze radził sobie na prowizorycznym ringu. Niebieskowłosy doskonale pamiętał, jak kilka lat temu, jakimś cudem udało mu się dosłownie dożyć do końca walki. Był niewątpliwie o wiele mniej umięśniony niż Big Paul, a jedyne techniki bicia, jakie znał, to te z ulicy i te które pokazał mu Lucky, dlatego też jego główną bronią był spryt i szybkie myślenie, gdzie przeciwnik ma słabe punkty. Nie obyło się bez szkody dla niego samego, bo właśnie wtedy po raz pierwszy złamał sobie rękę, jak i ledwo mógł oddychać przez połamane żebra.
      Skrzywił się nieznacznie, obserwując, jak z ucha czerwonowłosego zostaje wyrwany industrial, a z rany zaczyna cieknąć równie czerwona ciecz. Sam nie miał industriala na żadnym z uszu, ale wiedział z opowieści, jak trudne bywało wygojenie tego przekłucia i dodatkowo, że nie był to jeden z  najmniej bolących przekłuć. V miał do czynienia ze światem piercingu, będąc zakochanym w swoich przekłuciach, więc właśnie to najbardziej zwróciło jego uwagę. Wyciąganie trupów z klatki, jak i krzyki nie były dla jego uszów i oczu niczym nowym. Spotykał się z nimi na każdej rekrutacji. Wtedy też zastanawiał się o powody, dla których ludzie, przeważnie mężczyźni, chcieli wstąpić do ich szeregu, ale nigdy nie pytał. Tutaj każdy miał swoje demony i sekrety – w świecie, gdzie nikt nie znał swojego prawdziwego imienia czy nazwiska.  Miał tylko nadzieję, że każdy z nich był świadom tego, z czym to się wiąże.
      Przytaknął na słowa Lucky'ego, od razu gasząc niedopałek butem i ręką wskazał rannemu stronę, w którą mieli się udać, a następnie pilnujący rekrutacji wezwał kolejnego rekruta.
      Wkrótce niebieskowłosy jak i czerwonowłosy znaleźli się w pokoju na końcu korytarza, gdzie w środku znajdowało się nawet prowizoryczne łóżko, jak i pozostałości kafelek, a także przybory medyczne.
      - Gratuluje – odezwał się wreszcie chłopak, przerywając ciszę między nimi. - Tylko szkoda industriala. - Zdezynfekował dokładnie swoje dłonie z braku możliwości umycia rąk i następnie założył czarne rękawiczki i przyszykował swoje stanowisko do zajęcia się „pacjentem”, podając mu małą buteleczkę alkoholu, jak i szmatki, na której mógł zagryźć usta. Niestety nie dysponował środkiem znieczulającym, jaki mógł podać młodemu mężczyźnie, więc musiało wystarczyć mu to.
      Gazikami zabrał się za tamowanie sączącej się rany z chrząstki ucha, próbując być przy tym najbardziej delikatnym, jak tylko umiał.
       - Jak się zwiesz? - zagadał, nie odrywając różowego spojrzenia od rany, na której co rusz zmieniał tylko opatrunek, ale chciał oderwać myśli mężczyzny od paskudnego obrażenia, a przy okazji był to dobry moment, by poznać nowego w szeregach.
      I w końcu po zużyciu kilku lub kilkunastu opatrunków, rana zdawała się przestać krwawić. Wtedy pozbył się zakrwawionych rękawiczek i najpierw gołymi dłońmi bez ceregieli podniósł koszulkę swojego „pacjenta” chcąc sprawdzić, czy tutaj nic poważnego mu się nie stało. Zamiast tego szybko dostrzegł błysk metalu w obydwu sutkach. - Ładne są – skomentował, zakładając kolejne jałowe rękawiczki i zaraz uśmiechnął się pod nosem. - Miałem na myśli oczywiście kolczyki, nie twoje sutki, nie myśl sobie – wytłumaczył, prychając lekko rozbawiony, dezynfekując ostrożnie ranę. - Gotowy? Uprzedzam tylko, że nie jestem lekarzem, ale szyć rany umiem – dodał, czekając aż czerwonowłosy położy się wygodnie na łóżku. Sam za to nachylił się nad nim blisko i zabrał się do właściwej roboty.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {06/10/22, 01:11 am}

Gavin "RED" Rayne

 Adrenalina była cudownym związkiem. Wytworzona podczas gdy obiekt był w stanie wyczuć zbliżającą się o włos kostuchę, pozwalała na drwienie z niej. Mało tego, uruchamiała ukryte pokłady energii i znieczulała na ból. Niestety w tym przypadku u Red'a nie działała zbyt długo. Trzymała się go do momentu opuszczenia klatki, ale już kiedy schodził po jej schodach, czuł narastające rwanie z prawego boku głowy. Na chwilę przymknął powieki, głupio łudząc się, że na tym się zakończy, ale ból jedynie stale narastał. Nie był dla niego niczym nowym, ale jak to zwykle bywa zapomina się o nieprzyjemnych uczuciach, a kiedy te wracają, to ze zdwojoną siłą. Tak na dokładkę, żeby porządnie przypomnieć i przestrzec o dbaniu o swoje ciało. W przeciwnym razie zacznie się ono buntować i nie będzie z niego najmniejszego pożytku.
  Gavin słabo kontaktował, ale uparcie parł na przód, przewyższając swoje limity. I choć do tej pory zawsze się jakoś wylizywał, tak padnięcie jego serwera było kwestią czasu. Ale mógł sobie pozwolić na to dopiero po osiągnięciu swojego celu - Zemście i zmiecenia Umbry z powierzchni ziemi. Już w tamtej chwili miał ochotę wymordować każdego znajdującego się w fabryce. Może i zyskałby chwilową ulgę, ale gruby ryby by mu spierdzieliły i zaszyły się pod ziemią, a ci obecni przed nim byli nic niewartymi śmieciami.
  Nieprzyjaznym pomrukiem odpowiedział na gratulacje i ciężko zasiadł na łóżku. Choć przy zdrowych zmysłach unikałby nawet dotykania się ścian tego prowizorycznego gabinetu szkolnej piguły. Tak wyglądał jedynie oczami jego dziecięcej wyobraźni, kiedy trafiał na kozetkę po kolejnej bójce. Ale znalezienie się w noże tej przerażającej kobiety, miało swoje plusy. Ominięcie zajęć oraz wpadnięcie spanikowanego Michaela. Ile by nie dał, żeby tylko znów móc sprawiać mu tak błahe problemy...
  Ostrzejszy ból wyrwał go z przyjemnych myśli i brutalnie ściągnął do szarej rzeczywistości, w której młody ćpun łatał jego ucho.
- Zostałem kreatywnie ochrzczony "Red'em". Ale domyślam się, że reklamacji nie przyjmujecie. - Odparł przyjmując środki znieczulenia, których wlał w siebie od razu połowę. Wzięło się to od koloru jego włosów i oczu, czy może przez to, że wylazł z klatki z czerwonym od krwi łbem? Trudno było stwierdzić, ale kłócić też się nie zamierzał. "Red" był znakiem, że został przyjęty. A przynajmniej wzięty jako mięso armatnie, ale znalazł się w ich szeregach. Dokonał czegoś, co zajęło mu  zdecydowanie o jeden rok za długo. Niestety bez dobrej reputacji, mógł zapomnieć o przestąpieniu progu fabryki.
  Nagłe obnażenie, a następnie komplement skomentował pierw uniesieniem lewej brwi.
- Dziękuję, już wiem z kim nie tracić kontaktu wzrokowego, kiedy upuszczę mydło. -  Mimo niechętnego nastawienia, po jego ustach przedbiegł lisi uśmieszek. Trudno było walczyć mu ze swoją nienawiścią do całego gangu, ale musiał przecież jakoś się do nich zbliżyć. W szczególności do zajmującego się nim "V". Zupełnie inaczej go zapamiętał, szczególnie kolor jego włosów, kiedy obecnie był jasno niebieski. Ale postura jego ciała się nie zmieniła, po prostu bardziej zwracał teraz na siebie uwagę. Nie żeby "Gavin" był lepszy.
- Ta, pokaż co potrafisz. W najgorszym wypadku mi ucho obumrze i odpadnie. -  Wzruszył ramionami wychylając resztę zawartości alkoholu, który za drum razem już lepiej podrapał w rozgrzanym gardle. Był to mocny trunek, dzięki któremu mógł choć odrobinę się rozluźnić przed kolejną dawką bólu.
  Ułożył się wygodnie na łóżku i zacisnął zęby na podarowanej szmacie. Miał małą nadzieję, że była dość czysta, ale na szczęście nie miał czasu na analizowanie jej. Wolał nie wiedzieć, a z pomocą przyszedł ból, który skutecznie odciągnął jego uwagę. Uczucie igły wchodzenia igły w jego rozdrażnione tkanki nie było złe - ukłucie i gładkie przejście. Dopiero część z przeciąganiem nitki wysłała falę bólu po całej jego czaszce.
- SssSSSKurwa mać!! - Warknął przez zaciśniętą w zębach szmatę i zamrugał gwałtownie odganiając gwiazdy z pola widzenia. - Pierdolę... Czerpiesz z tego jakąś przyjemność, czy nadepnąłem ci na odcisk? -  Zwilżył wargi językiem i wyszczerzył się szyderczo. W tym momencie można było śmiało wziąć go za masochistę i ciągnęło to za sobą dwa skutki. Albo ściągnie na siebie jeszcze więcej bólu, albo obrzydzi niebieskowłosego do tego stopnia, że jego ruchy staną się nad wyraz delikatne co by tylko nie zwalić masochiście.
  Na nieszczęście Gavina padło na pierwszą opcję. Kolejny ostry ból przeszył jego ciało, kiedy jego pielęgniareczka postanowiła dać upust swoim nerwom i jasno zakomunikować swoje niezadowolenie z jego komentarzy. Wypuszczenie szmaty z zębów było ogromnym błędem, bo mało co nie zastąpił jej swoim językiem, który pewnie nie wytrzymałby tak dobrze nacisku jego krzywych kłów.
- Ok, jasne jak słońce. -  Wymamrotał przyciągając szmatę do swoich ust, po czym skręcił ją porządnie i ponownie się w nią wgryzł. Kolejne wkłucie też nie było przyjemne.
  Początek był ciężki, ale z każdą kolejną falą Gavin miał wrażenie, że coraz bardziej przyzwyczajał się do bólu. A może była to zasługa mocnego trunku, lub zwyczajnie się wykrwawiał i nawet o tym nie wiedział. Przez czerwone kosmyki, które przylepiły się do jego spoconego czoła, nawet nie był w stanie tego sprawdzić. Ruszył się dopiero, kiedy niebieskowłosy oznajmił koniec swojej roboty.
  W jednej chwili całe jego ciało się rozluźniło. Ból zatrzymał się na drażniącym ćmieniu i niestety nie zapowiadało się, aby miał odpuścić szybko. Wymęczony podniósł się z łóżka i podszedł do zbitego lustra, które jakimś cudem przetrwało jeszcze zdatne do użytku. Uważnie obejrzał dzieło V i westchnął ciężko. Może i piercing miał być jedynie częścią jego charakteryzacji, ale po piątym naprawdę je polubił. Do tego stopnia, że sprawił dla własnej radochy sobie te w sutkach. Naprawdę szkoda było mu tego industriala, szczególnie że wątpił, że go znajdzie w klatce po kolejnych rekrutacjach. Ale zalany krwią i tak już mu się na wiele nie zda.
- Trochę krzywo, ale ujdzie. Dziękuję pielęgniareczko. - Skomentował odważnie teraz, kiedy już nie groziło mu dalsze szycie. - To twoja fucha tu? Czy wyjątkowo inne piguły były zajęte? - Pytał, ale dobrze wiedział, że nie było to jego jedyne zajęcie w Umbrze. Nie był też byle pionkiem do rozprowadzania narkotyków po obiegu, bo nie zajmował by w tedy miejsca przy boku jednego z najniebezpieczniejszych przestępców w kraju. A przecież wyglądał tak niewinne.
  Sielankę przerwały otwarte z hukiem drzwi, przez które wszedł mężczyzna, którego Gavin rozpoznał jako stróża klatki.
- Skończyliście? Mamy jeszcze jednego do szycia i się zbieramy. - Oznajmił wpychając do pomieszczenia osobnika trzymającego się za ramię. Czerwonowłosy skrzywił się lekko niezadowolony. Myślał, że uda mu się więcej wyciągnąć ze wspólnego czasu z jego jedynym tropem.  

  Zmiana lokalizacji wiązała się z chwilowym oślepieniem poprzez zawiązanie szmaty na oczach. Przez ranę miał ochotę sobie odstrzelić łeb, ale z drugiej strony nie był to aż tak wielki ból jak podczas szycia. A moje jednak przez te tortury się uodpornił? Zmęczonym wzrokiem omiótł salę, którą wypełniały zapełnione po brzegi jedzeniem i trunkami stoły. W którą stronę by nie spojrzał, tam zaraz wyłaniał się osobnik z coraz to wyższym wyrokiem. Kilku nawet dobrze pamiętał i choć liczył na swoje przebranie, tak wolał nie kusić losu i obracał się do nich plecami. Impreza powitalna dla nowych rekrutów. Spodziewał się kompletnej speluny i sali wypełnionej ćpunami, ale w zamian dostał całkiem niezłe przyjęcie. W kobietach też im nie szczędzili, ale nawet nie zawracał sobie nimi głowy.
  Red przechadzał się powoli, udając zainteresowanie trunkami, a w rzeczywistości szukał swojej pielęgniarki, którą chciał trochę pociągnąć za języczek. Co jakiś czas udawał też, że popija procenty. Niestety musiał pozostać w miarę przytomny.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {17/10/22, 07:39 pm}

the-girls-film-font

       - Wow, faktycznie, bardzo oryginalne – skomentował sakrastycznie, prychając rozbawiony. O wiele bardziej podobała mu się jego własna ksywka. Chociaż nie miał zielonego pojęcia, skąd został ochrzczony przezwiskiem „V”, to była ona krótka, dźwięczna i łatwa do zapamiętania. Być może nie oznaczała ona nic i była losową literą w alfabecie, ale po tych kilku latach w gangu zdążył się do niej przywiązać. Sądził, że to samo zrobi jego „pacjent”, który był kolejnym pionkiem w grze. Nawet jeśli „Red” wzięło się od jego krwistych włosach, każdy przyznałby, że mu pasowało.
      - To że jestem gejem, nie oznacza, że lecę na każdego świeżaka z niewyparzonym językiem – obwieścił i wcale się nie pomylił, co do tego ostatniego, słysząc kolejne zdanie wypowiedziane przez Reda, co sprawiło tylko, że wywrócił teatralnie różowymi tęczówkami. Zdarzały się sytuację, kiedy słyszał od osób heteroseksualnych, żeby się w nich nie zakochał, jakby miał mu się podobać każdy facet, jakiego spotyka na swojej drodze. Chociaż mężczyzna o krwiście czerwonych włosach był dla Leona niczego sobie – wysoki i umięśniony, i do tego lubujący się w piercingu. Do tego nieidealny nos, co znacząco go wyróżniało i kasztanowe spojrzenie pod czarnymi zasłonami rzęs. Tylko jego zachowanie denerwowało pomału młodszego chłopaka, któremu znacząco nie podobały się takie odzywki w jego stronę; zwłaszcza tekst o podwójnym zabarwieniu. Może i nie do końca lubił pracować w kompletnej ciszy, więc często przy opatrywaniu i łataniu ludzi, próbował ich sam zagadać, by oderwali myślami się od bólu, ale takich odzywek również nie lubił. Dlatego w pewnym momencie z diabelskim uśmieszkiem przebiegającym na ustach, wbił się mocniej w ucho towarzysza, bez żadnego uczucia przeciągając nić, by pokazać, kto tu teraz rządzi.
       Wbrew pozorom, Red pomimo braku należytego znieczulenia, cały zabiegł zniósł dobrze. Poza drobnym przekleństwem, uszy niebieskowłosego nie były narażone na krzyki i potok wulgarnych słów, do których zresztą przywykł. W końcu odsunął się na obrotowym krześle od zaczerwionego ucha, obwieszczając koniec pracy.
        - Przemywaj to sobie dwa razy dziennie wodą i jakimś delikatnym mydłem – obwieścił, instruując swojego „pacjenta”. Rana pomimo zamknięcia wciąż była raną i było trzeba ją należycie oczyszczać. I za pewne po takiej przygodzie, mężczyźnie zostanie blizna, ale na jego szczęście było to niezbyt widoczne miejsce, które mogło być w każdej chwili zasłonięte włosami.
        Sam ostrożnie pozbył się rękawiczek i poszedł umyć dokładnie ręce.
        - Nie mów tak na mnie – warknął, nawet się na niego nie patrząc. - Mniej więcej – dodał po chwili, odpowiadając mu na pytanie. Nie miał zamiaru otwierać się przed świeżakiem, co takiego robi w gangu. Nie było mu to do szczęścia potrzebne, a z drugiej strony nie było to nic czym można było się pochwalić. W głównej mierze odpowiadał za obrót narkotyków w jednej z dzielnic, rozrabiał dostarczony mu towar, rozrabiając go na porcję i ewentualnie czymś go wzmacniając. Czasami odbierał z innymi członkami towar prosto od kurierów.
 - No już, wynocha. Nie mam naklejki dzielnego pacjenta.
**
       Znajdowali się w zaprzyjaźnionym klubie na przedmieściach miasta, który na tę specjalną okazje, jaką była impreza „integracyjna” po trudnym i dla niektórych zabójczej rekrutacji, został zamknięty dla osób postronnych. W rzeczywistości właściciel klubu był jednym z bogatszych członków szajki i dobry przyjaciel ich szefa, z którym i Leo miał kontakty. I jak na każdą, wielką imprezę przestało, oprócz fioletowo-niebieskich reflektorów i głośną muzykę, przez cały lokal co rusz przewijały się długonogie kobiety w kusych strojach, kuszących mężczyzn. A na stole zastawione były różne trunki – czysta wódka, whiskey, gin czy inne wysokoprocentowe alkohole, których niebieskowłosy nie tykał. Nie miał ochoty nawet na skręconego blanta, którym ciągle było czuć w powietrzu, mieszającym się ze słodkawymi perfumami dziewczyn.
        Siedział w drugim pokoju na skórzanym, pomarańczowym fotelu leniwie popijając sok pomarańczowy w towarzystwie innych kolesi, z którymi co jakiś czas prowadził nieklejące się rozmowy. Dwóch z nich kojarzył z podrywaniem wszystkiego, co się tylko rusza i był sam zaskoczony, że żaden z nich nie siedzi w głównym pokoju i nie bajeruje którejś z dziewczyn, które wyjątkowo dzisiaj mogły pójść z nimi do łóżka.
       W pewnym momencie różowooki poczuł, jak po chęci do zabawy, jego organizm drastycznie wypada z tego stanu, jakby nagle został pochłonięty w ciemność, która bezlitośnie miała go w siebie ciągnąć. Jego tęczówki spoczęły na szklance – ta niespodziewanie stała się dla niego zbyt ciężka i wręcz co chwile kołysała się przed nim. Przymknął na chwilę powieki, myśląc, że może ma jakieś omamy, ale do jego objawów dołączyła przerażająca go senność, czuł jak jego powieki z minuty na minuty stają się coraz bardziej ciężkie, jakby na nich powieszono ciężarki. Miał ochotę oprzeć się o własną rękę i pójść się zdrzemnąć, ale właśnie wtedy dotarła do niego racjonalna myśl, być może ostatnia tego wieczoru, że prawdopodobnie padł ofiarą dosypania GHB do swojego soku, gdy odwrócił od niego uwagę.
       Jako diler znał objawy po zażyciu różnych środków odurzających, widział to po swoich klientach, widział także jak zachowują się osoby uzależnione od narkotyków i alkoholu. Miał z nimi do czynienia przez całe swoje życie. W końcu ciągle obracał się w tym marginalnym towarzystwie.
        Zerwał się na równe nogi i od razu tego pożałował, prawie padając jak długi na podłodze. Uratował go tylko drugi z foteli, znajdujących się obok niego. I niemalże czuł, jak jego własne nogi go zawodzą, jak nie łączą się poprawnie z mózgiem i nie idą tak szybko, jakby tego chciał. Na domiar złego wspomniana dwójką ruszyła się tuż za nim, uśmiechając się zadziornie, gdy ten z trudem łapał równowagę.
         Musiał, jak najszybciej znaleźć Lucky'ego albo ktokolwiek, z kim miałby choć trochę lepszy kontakt i trochę więcej zaufania. Na jego nieszczęście pierwszą osobą, jaką spotkał w korytarzu, usilnie trzymając się ściany i wytężając swój umysł, była osoba, której niedawno zszywał ucho. Dlatego to na nią spojrzał błagalnym spojrzeniem, jednocześnie czując jak coraz bardziej robi się śpiący i nieobecny.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {18/10/22, 05:44 pm}

Gavin "RED" Rayne

  Osobą, która zagrodziła kasztanowym tęczówką pogląd na salę, niestety nie był właściciel niebieskiej czupryny, a niska brunetka, która nadrabiała centymetry wzrostu wysokimi szpilkami. Z uśmiechem splotła ramiona za plecami, wypinając przy tym nieznacznie swoje piersi do przodu, które już i tak wyglądały jakby ledwo zmieściły się pod jej czarną, obcisłą sukienkę.
- Chyba nie za dobrze się bawisz. - Zagadnęła niewinnie. - Mamy coś na rozluźnienie w pokoju obok. - Przybliżyła się do mężczyzny i jak on oparła się plecami o ścianę.
 Czerwonowłosy zaczynał podejrzewać, że jego cel postanowił olać zabawę, lub miał lepsze zajęcia niż witanie świeżaków. Niby nic dziwnego, ale psuło to trochę plany Reda, który nie lubił tracić czasu. Wiedział, że cała ta maskarada zajmie mu minimum pół roku, więc nie zamierzał tego przeciągać ani dnia dłużej. On tylko dorwie jednego dupka, a resztą zajmą się jego koledzy po fachu, po czym zrezygnuje. W końcu nie miał już powodu, żeby dłużej zajmować się tym bagnem. Zabierze ze sobą Tinę i młodego i wyjadą na drugi koniec świata, gdzie o nic nie będą musieli się martwić.
  Westchnął podirytowany głodem nikotynowym.
- Prowadź. - Mruknął wyciągając z kieszeni spodni paczkę szlugów i wsunęła jednego między wargi. Po zapalniczkę już sięgać nie musiał. Jego nowa towarzyszka w mgnieniu oka, wyłowiła ją z jego tylnej kieszeni i podpaliła czubek papierosa.
- Sara, do usług. - Puścił mu zalotnie oczko, po czym oddała jego własność i oderwała się od ściany, po chwili zastanowienia wyciągając do niego rękę. - Chodź.
  Chwilę obserwował jej szczupłe palce, ozdobione delikatną, złota biżuterią, ale ostatecznie dał się złapać i poprowadzić. Jego główny cel się zmył, ale przecież nie oznaczało to, że nie było innych, z których mógł wyciągnąć trochę informacji. Skoro już się dostał w  ich szyki, to powinien korzystać ile się tylko da.
  Kobieta zgrabnie prowadziła go przez tłumy i labirynty stołów, aż w końcu minęli bar i przeszli przez drzwi znajdujące się obok niego. Przeszli na korytarz, z którego można było dostać się do wielu prywatnych pokoi. Zza niektórych drzwi dochodziły dźwięki, o które Red w życiu nie posądziłby ludzkie stworzenie. Nawet nie zastanawiał się do czego mogło tam dochodzić. "Niech się gnidy bawią póki mogą." - pomyślał kiedy jego towarzyszka skręciła w kolejny korytarz i gwałtownie odskoczyła w bok zaskoczona widokiem, który Red ujrzał dopiero po chwili.
  A był nim osobnik o jasnoniebieskiej czuprynie, który ledwo trzymał się na nogach. I bezwzględnie nie była to wina zwykłego wyczerpania fizycznego po zabawie. W pewnym momencie nie wystarczyła mu nawet pomoc ściany, więc czerwonowłosy szybko znalazł się przy nim i uchronił go ramieniem przed upadkiem na podłogę. Upewnił się w swoich podejrzeniach jeszcze bardziej, gdy z pomieszczenia za chłopakiem wyszło dwóch postawnym mężczyzn.
- O sorry bardzo za to zamieszanie, kolega trochę zaszalał z procentami. - Zaśmiał się jeden z nich szyderczo się wyszczerzając. Ale od V Red nie wyczuwał nawet odrobiny woni alkoholu.
- Daj, my się nim dobrze zajmiemy. - Drugi podszedł bliżej kolorowowłosych, sięgając po ramię młodszego, ale Red szybko poprawił sobie V, tak aby zawisł ramieniem na jego szyi.
- To nie będzie potrzebne. Lucky go właśnie szukał, dostarczę mu go. - Ugryzł się w język. Użył ksywki, której nie był powinien jeszcze znać, bo pamiętał ją jedynie z akt, ale być może jeszcze nie spartaczył roboty. - Sara, poinformujesz go? Niech przygotuje też coś na trzeźwienie, inaczej sobie nie pogadają. - Wzrokiem dał jej jasno do zrozumienia, żeby się szybko ulotniła. Na szczęście nie trzeba było jej tego tłumaczyć, ani powtarzać. Co prawda mógłby ją wykorzystać do zatrzymania tej dwójki, ale jednak sumienie wciąż się go uporczywie trzymało.
- W porządku. - Odparł w końcu jeden z oprychów, nie ukrywając niezadowolenia, że ktoś właśnie odebrał im ich zabawkę, ale jednocześnie był bezsilny. Imię Lucky’ego musiało być jednak trochę ważniejsze, niż tylko znane jako stróża klatki mordu świeżynek.
- Do następnego, V pożegnaj się z kolegami. - Szturchnął ledwo przytomnego chłopaka, który już nawet nie miał siły się na nim uwieszać. Był chudy, a co za tym idzie lekki, ale niewygodnie było go nieść w taki sposób. - No chyba jednak pogadają sobie rano. - Westchnął poprawiając sobie prawie bezwładne ramię na szyi, po czym złapał niebieskowłosego pod udami, a drugą rękę ułożył na jego plecach, w ten sposób podnosząc go przed siebie niczym przysłowiową pannę młodą.
  Dwójka nie próbowała nawet odprowadzić ich wzrokiem. Jak tylko Red obrócił się do nich plecami, usłyszał wiązanki przekleństw, których sam jeszcze nie użył w życiu. Szybkie zerknięcie przez ramię pozwoliło mu zarejestrować jak znikają w pokoju, z którego uciekł V. To pozwoliło mu odetchnąć z ulgą. Nie będzie musiał się bardziej wysilać, kiedy dokucza mu świeżo zszyte ucho. Choć czy broniłby kogoś kto nie był tego wart? Wątły chłopak w jego ramionach był przecież dokładnie taki sam, jak jego koledzy. Nie było ani jednej niewinnej osoby w szeregach Umbry. Mimo to nie potrafił go tak po prostu zostawić na pastwę tych oblechów, ale co ważniejsze mógł być do ogromny plus na drodze do zdobycia jego zaufania. Tego powinien się trzymać.

  Po opuszczeniu klubu wezwał taksówkę, podając zaniepokojonemu kierowcy swój adres.
- Spokojnie, nie powinien zwymiotować. A jak mu się zbierze, to zapłacę podwójnie za czyszczenie. - Zapewnił układając wygodnie głowę chłopaka na swoim ramieniu. Kierowca chciał się kłócić, jednak widząc zmęczony, ale mimo to piorunujący wzrok kasztanowych tęczówek od razu się zamknął. Nie był to pierwszy jego odbiór z tego klubu, dobrze wiedział, jak szemrane typy się tu gromadziły. Jego zarobki musiały być warte ryzyka, ale nie przesadzał.
  Dalsza droga obyła się bez większych przeszkód. Po dotarciu przed dom, Red ponownie wziął chłopaka na ręce i wniósł do windy, za którą w tym momencie był dozgonnie wdzięczny. Był to zaledwie pierwszy dzień w Umbrze, a jego ciało już było wystarczająco wyczerpane. Nawet jeśli niebieskowłosy był lekki, to wnoszenie go na jedenaste piętro, zdecydowanie byłoby końcem dla Red'a.
  Ich szczęście skończyło się jednak zaraz po przekroczeniu progu domu czerwonowłosego, bo jego towarzysz opróżnił na niego zawartość swojego żołądka.
- Kurwa mać. - Skomentował z bezsilnym westchnęłam i wniósł nieprzytomnego głębiej, do swojego salonu, który był jedynym pomieszczeniem, oprócz łazienki. Dawniej bawił się jeszcze w duże apartamenty i minimum dwoma pokojami dla brata oraz jego rodziny, kiedy go odwiedzali. Teraz jednak wystarczyło mu jedno pomieszczenie, które było zarówno kuchnią, salonem i sypialnią. W końcu jedyne co tu robił, to spał. Zdradzał to nawet ubogi wystrój, który składał się z dwuosobowego łóżka w rogu, telewizora stojącego na podłodze i stół, który służył też jako blat kuchenny.
  Najpierw wniósł żywego trupa do swojej łazienki, gdzie to pozbawił go oraz siebie zarzyganych ubrań i trochę obmył jego twarz z resztek. W normalnej sytuacji powinien zabrać go do szpitala, ale przysporzyłoby to im obojgu sporu problemów. Na dodatek pod ogólnych oględzinach, stwierdził, że to co zostało mu podane, nie mogło być zbyt szkodliwe. Wyglądało bardziej jak na tabletkę gwałtu, co dobrze wiązałoby się z ich obleśnymi minami, kiedy wyleźli w pogoń za chłopakiem. Cóż, nawet Red musiał przyznać, że był niczego sobie. Szczupłe, aż ładnie umięśnione ciało, interesujący piercingu oraz oczywiście tatuaże. Choć tym co przykuło najbardziej uwagę jego kasztanowych oczu, była blizna rozciągająca się na jego prawym biodrze. Powstrzymując się od dotknięcia go, w końcu zaniósł czystego chłopaka do swojego łóżka. Jeśli jego podejrzenia były trafne, to po około ośmiu godzinach powinien dojść do siebie. Nakrył go od niechcenia, po czym sam wrócił do łazienki, aby zająć się ich brudnymi rzeczami. Opróżnił wszystkie kieszenie na umywalkę, obmył materiał z wierzchu, po czym cisnął go do pralki, licząc, że ta zdziała cuda i jakoś doprowadzi ubrania do użytku. Uruchomił urządzenie i z lekkim rozbawieniem spojrzał na bronie oraz narkotyki znajdujące się w jego umywalce. Ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć, gdyby Tina wpadła z niezapowiedzianą wizytą. Parsknął wchodząc pod prysznic, po czym przymknął powieki, pozwalając się rozluźnić zmęczonemu ciału pod wpływem ciepłej wody. Oczywiście za dobrze nie mogło być, kiedy woda podrażniła jego świeżą ranę, wyrywając z jego ust ciche syczenie. Być może było za wcześnie, ale takie dostał zalecenia. Przemył delikatnie ranę wodą z mydłem, a po wyjściu z kabiny, ostrożnie osuszył jałowym gazikiem wydobytym z apteczki.
  Po skończonej pielęgnacji, zgarnął graty V w mały ręcznik i przeniósł je na stół w salonie, materiał odwieszając na drzwiczki szafki. Było to takie jego małe spaczenie zawodowe, ale robił to już bezwiednie po tylu latach. Podszedł do chłopaka, który nawet nie drgnął o milimetr od momentu kiedy go zostawił i przysiadł na brzegu łóżka.
- V? - Spytał na próbę, po czym potrząsnął go lekko za ramię, ale w odpowiedzi otrzymał jedynie niezrozumiałe pomruki i urywki bełkotu. - Dzisiaj już nie będzie z ciebie żadnego pożytku, co? - Westchnął padając plecami na materac. Powinien chociaż założyć na siebie bokserki, ale jak tylko zetknął się z miękką poduszką, poczuł jak wciska go w nią głębiej ogromny ciężar zmęczenia, jakie nagromadził tego dnia. Nie pomagał też jego nieprzytomny towarzysz, który zdawał się być zadowolony w objęciach morfeusza. Tym bardziej, że był czyściutki i pachnący, a nie zalany swoimi rzygami. Red skrzywił się marudnie. Jak to mu się nie opłaci, to własnoręcznie go zamorduje zaraz po Reeve.
  Kolejne ziewnięcie zmusiło go do zaciśnięcia powiek i gdyby nie zmęczenie, to nawet by się zaśmiał z tego ironicznej sytuacji. Właśnie przecież zasypiał przy kumplu mordercy swojego brata. Starszy Walker już się pewnie w grobie przewracał, ale Keith musiał to zrobić dla Tiny oraz Bena, a przede wszystkim dla siebie. Z tą myślą, w końcu poddał się sidłom snów.

  Przespał jak zabity kilka godzin, ale wystarczyło zaledwie drobne poruszenie przy jego boku, żeby się wybudził.
- Jak ci się znowu zbiera na pawia, to kibel jest po lewej. - Wymamrotał nie uchylając nawet powiek. Nie miał na to siły. - Tylko nie mów, że mam cię tam zawlec. - Dodał uchylając lekko z trudem jedną powiekę, aby spojrzeć na swojego skołowanego towarzysza.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {22/10/22, 09:46 pm}

the-girls-film-font

       W jednej chwili podpierał się o ścianę, a już w drugiej stracił całkowicie kontrolę nad sytuacją i resztkami świadomości zarejestrował, że jego ciało nie obiło się z hukiem o śliską posadzkę, a zostało w porę złapane przez kogoś. Wtedy poczuł, jak doszczętnie pochłania go ciemność, jak wielki potwór, wyciągający w jego stronę macki. Nie było to na pewno przyjemne uczucie, nic go nie otulało.
       Patrzył tylko pustym spojrzeniem przed siebie, kompletnie nie rozumiejąc swojego położenia. Słyszał obok siebie głosy, które jednak były przytłumione, jak za kilkoma warstwami ścian, a już na pewno nie był w stanie ich zrozumieć czy rozróżnić.
Następne były oślepiające, biało-żółte światła pochodzące z lamp ulicznych. Okoliczne chodniki były zadziwiająco puste. Pomimo późnej godziny, to miasto miało bogate życie nocne, a młodzi ludzie chętnie z tego korzystali, sprawdzając, co takiego mają do zaoferowania kluby i puby. Tam, w centrum, jak zawsze roiło się od głośnej muzyki i pijanych ludzi. Tutaj ich nie było, ze względu na nieciekawą okolicę, w której się znaleźli – jednej z utopii przyulicznych sexworkerek i oazy dillerów. Tak jak każde duże miasto, było wyciskarką pieniędzy – czy to przez nielegalne środki czy powstające kasyna.
      Poczuł na swojej skórze chłodny wiatr wieczoru i tylko to dało mu poczucie, że opuścił z kimś klub.
      Oparł ciężką głowę o ramię czerwonowłosego, od razu czując, jak wraz z odpaleniem silnika, jego żołądek zaczyna się buntować. Mdłości nie były niczym zaskakujące w obecnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Jego organizm jak najszybciej chciał pozbyć się toksyny i wrócić do pełni zdrowia. I dał temu upust, wymiotując na swojego wybawca, nie za bardzo mając inną możliwość.
      Gdy tylko jego ciało zostało bezpiecznie położone na materacu, ten od razu odpłynął w objęcia Morfeusza.
**
      Spał nieprzerwanie przez całą noc i obudził się dopiero rano, kiedy ciepłe promienie słoneczne padły na jego twarz, świecąc mu proste w zaspane ślepia, przez co obrócił się na drugi bok, od razu napotykając przeszkodzę w postaci drugiego ciała. To i nagły głos, postawił go w stan gotowości, sprawiając, że jego ciało momentalnie się spięło. Otworzył gwałtownie powieki, podnosząc się natychmiast do pozycji siedzącej, ale efektem tego był pulsujący ból, jakby ktoś wywiercał z premedytacją mu dziarę w czaszce.
       - Kurwa... - jęknął z bólu, chowając obolałą głowę między kolanami. Całe szczęście ból okazał się być tylko taki silny chwilę po gwałtownym podniesieniu się, chwilę później znacząco zelżał, pozostawiając po sobie tylko nieprzyjemnie kłucie w lewej części czoła. Wtedy też rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. To zdecydowanie nie było jego przytulne i gustownie urządzone mieszkanie, to nie była jego oaza, a obce miejsce, które wręcz wydawało się być niezamieszkałe. Nie widział żadnych zdjęć, obrazów, pamiątek , niczego osobistego. Wręcz przypominało mu to jedną z nor Umbry, bo nawet biedny telewizor nie miał swojego stolika. A na stole stojącym w centrum pokoju, dostrzegł swoje dwa pistolety i zapasy narkotyków. Był całkowicie bezbronny.
      To wszystko sprawiło, że żołądek niebieskowłosego spiął się cały, a serce jakby utknęło mu w gardle. Zdecydowanie był wystraszony sytuacją, a zwłaszcza tym, że kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, co takiego się stało wczoraj. Pamiętał tylko wczorajszą rozmowę z Lucky'm, wypicie najlepszej czekolady w mieście, rekrutację świeżaków i to jak ich łatał. Wtedy też obrócił głowę w bok, a źrenice natychmiast się rozszerzyły. Co robił obok niego mężczyzna w czerwonych włosach?!
       Niewiele myśląc rzucił się na niego, siadając okrakiem tuż nad jego brzuchem, a rękoma unieruchomił jego nadgarstki, przyszpilając je do materaca. Z boku na pewno musiało wyglądać to zabawnie, gdy słabszy mężczyzna górował nad tym silniejszym, ale w tym momencie Leo działał pochopnie, po prostu się bojąc.
        - Zrobiłeś mi coś?! - zapytał z uniesionym głosem. I mimo że wpatrywał się intensywnie w jego kasztanowe oczy, to w głowie próbował sobie wszystko poukładać. Niemożliwym było, żeby się upił alkoholem do tego stopnia, by móc nic nie pamiętać; w ogóle niemożliwym było, żeby napił się choć łyka alkoholu.
       Jednak szybko sobie zdał sprawę, że idiotyzmem było takie spanie obok swojej ofiary. Na ciele zaś nie znalazł ani jednego nowego siniaka czy świeżej rany. Do tego, o co chodziło mu z tym całym rzyganiem?
       Postanowił w tamtym momencie zelżeć uścisk z rąk Reda, ale również w tej chwili zdał sobie sprawę, że coś ciepłego i twardego wbija mu się w ledźwia. Od razu oburzony przesunął się bliżej żeber mężczyzny.
        - Mógłbyś chociaż założyć na siebie jakieś gacie! Jezu - skomentował zirytowany i nadal zdezorientowany. - Przyniesiesz mi chociaż coś do ubrania? Nie mam zamiaru chodzić przy tobie w samych bokserkach.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {23/10/22, 06:29 pm}

Gavin "RED" Rayne

  Z chłopaka wyraźnie schodziły efekty świństwa, jakie zostało mu podane wczorajszego wieczora. Choć ból głowy, to i tak najlżejszy skutek jaki mógł mu się trafić. Ale dla Reda liczył się jedynie, że nie zbierało mu się na wymiotowanie. Nie miał najmniejszego zamiaru prać pościeli i na dodatek musiałby zakładać nową. Już wolał spać na gołym materacu. A jakby i ten ucierpiał, to zostawała mu już tylko podłoga. Nie był wybredny o ile udałoby mu się zmrużyć oko na kilka godzin. Co jednak nie oznaczało, że odpuściłby niebieskowłosemu płacenie za szkody.
  A skoro już o nim była mowa, to chyba powoli budził się jego mózg, bo czerwonowłosy był wstanie zauważyć moment zmiany obolałego grymasu, na szok i przerażenie. Niestety nie zdążył go na spokojnie wytłumaczyć, bo niższy od razu przeszedł w tryb ataku. Zaspany Gavin nawet nie próbował protestować. Nie widział w nim nawet najmniejszego zagrożenia. Własnoręcznie go przecież rozbroił, a gdyby tylko sięgnął po jego szyję, to w sekundę zdołałby go obezwładnić i przejąć kontrolę nad sytuacją.
- Widzę, że nie tylko o upuszczanie mydełka muszę się martwić. - Parsknął zachrypnięty, a jego wargi wykrzywiły się w prowokującym uśmiechu, kiedy spojrzał z dołu na swojego oprawcę. - Tak. - Odpowiedział szczerze, ale zaraz unormował swoją mimikę. Uznał, że młodszy już wystarczająco najadł się strachu.
- Wyciągnąłem cię z łap zboków, którzy chcieli sobie zrobić z ciebie dmuchaną lalę i zabrałem do siebie. Nawet umyłem cię z rzygów i utuliłem do spania. Za co nawet podziękowania nie dostałem. - Westchnął teatralnie udając skrzywdzonego, co nie trwało zbyt długo, bo zaraz niebieskowłosy otarł się o jego poranny wzwód.
- Jestem u siebie. - Wzruszył ramionami, łapiąc lewą ręką chłopaka w talii, kciukiem niebezpiecznie zahaczając o linię bokserek, a drugą przyciągnął go za szyję do swojej twarzy, aby wbić swoje czerwone spojrzenie w jego tęczówki o kolorze przepięknej fuksji. Zaintrygowany, odruchowo trącił opuszkami palców prawej dłoni piercing znajdujący się na jego karku. Sam zastanawiał się nad podobnym, jednak obawiał się że straci nerwy, gdy będzie mu zahaczać się o ubrania, czy też naszyjniki, które czasami lubił nosić.
- Spokojnie zarzygańcu, to nie na twój widok. - Wypowiedział tuż przy jego ustach, po czym jego głowa została gwałtownie odrzucona w bok, a Red poczuł silne pieczenie na lewym policzku. Młody miał parę w tych delikatnych rączkach. Jak i charakterek. Parsknął oblizując górną wargę i zaraz zwyczajnie go z siebie zrzucił, posyłając plecami na miękkie poduszki. Jak gdyby nigdy nic usiadł na brzegu łóżka i ziewnął głośno, otwierając swoją paszczę na całą szerokość, a nawet rozciągając przy tym język.
- Są w kiblu. Ale nie chciało mi się w nocy wstawać, żeby wyciągać je z pralki, więc nie wiem w jakim są stanie. - Podrapał się po torsie i machnął od niechcenia na jedyne drzwi w mieszkaniu, poza tymi wejściowymi. Oczywiście wątpił, że nadawały się one do jakiegokolwiek użytku. O ile sprała się z nich wczorajsza zawartość żołądka Torresa. Ale to nie był jego problem. Ważniejszy znajdował się między jego własnymi udami, który skomentował zniechęconym warknięciem. Ostatnimi czasy zaniedbywał podstawowe potrzeby swojego ciała i jadł, kiedy już musiał, pił kiedy czuł w ustach zalegającą Saharę, a potrzeby seksualne to już w ogóle schodziły na rzeczy, a nawet czwarty plan. Czasem sprowadzał kogoś do domu, ale sam nie wychodził z siebie, żeby się do tego przyczynić. No i nie miał przecież czasu na zabawę.
  Niechętnie podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej losową parę bokserek oraz dresów. Ze swoimi zdobyczami zamierzał zniknąć w łazience, ale postanowił się zlitować nad chłopakiem.
- Wybierz se coś, a ja idę się zająć problemem. - Rzucił z szelmowskim uśmiechem na wargach, po czym zniknął za drzwiami. Nie bał się zostawiać go samego. Nie miał w tym mieszkaniu niczego co wiązałoby się z jego prawdziwą tożsamością. Mało tego, nie miał tu nic poza ubraniami, portfelem i kluczami. Więcej nie było mu potrzebne do przeżycia. Dlatego też bez żadnych zmartwień wszedł do kabiny prysznicowej, w której to dał się otulić ciepłym kroplom spadającym z deszczownicy. Na chwilę przymknął powieki z pomrukiem zadowolenia, kiedy jego czoło zetknęło się z zimnymi kafelkami. Różnica temperatur przesłała wzdłuż jego kręgosłupa przyjemny dreszcz, który też przypomniał mu o sterczącym na baczność problemie. Przygryzając wystającym kłem dolną wargę, objął swoje przyrodzenie palcami i odetchnął ciężko.

...

  Z wiadomych powodów jego prysznic przeciągnął się znacznie, jednak specjalnie się też nie śpieszył. Ale musiał przyznać, że jednak potrzebował takiego rozładowania się już od dłuższego czasu. Nawet trochę polepszył mu się humor. Narzucił na siebie wcześniej wybrane elementy garderoby, jakimi były bokserki w ufoludki i szare dresy z czarnymi pasami. Włosy potargał brutalnie ręcznikiem, który zawiesił też na swoich nagich ramionach i wrócił do salonu. Gdzie o dziwo zastał już ubranego V. Spodziewał się raczej, że od razu zwieje.
- Liczyłeś na śniadanie do łóżka? Sorry, nie zasłużyłeś. - Parsknął zawieszając się na skrzydle lodówki, która również go zaskoczyła. Była wypełniona po brzegi pełnowartościową żywnością, po która ma nigdy by nie sięgnął. Żywił się jedynie daniami gotowymi do odgrzania w mikrofali, lub zamawiał pizzę. Ale jego bratowa miała inne zdanie, z którym ciężko było się kłócić. Skubana podrobiła sobie klucze i jeszcze go śledziła. Jak mógł być tak nieuważny? Zapomniał, że ma doczynienia nie tylko z żoną swojego brata, ale też byłą panią detektyw, która rzuciła pracę dla rodziny. A teraz jeszcze jej sprawiał problemy, zamiast pomagać.
  Przeklinając pod nosem, złapał za składniki, które składały się na pożywne śniadanie, w postaci czekoladowych naleśników z bananami i bitą śmietaną. Dosłownie wybór wyrośniętego dzieciaka, który został pozostawiony bez opieki i mógł jeść na śniadanie co tylko sobie zażyczył. Ba, Red był wstanie nawet zjeść tort urodzinowy jako pierwszy posiłek dnia.
- Mam nadzieję, że lubisz słodkie, bo innego nie będzie. - Mruknął w mgnieniu oka przygotowując masę i od razu nalał ja na rozgrzaną patelnię. W między czasie złapał za nóż i zakręcił nim w dłoni, zaraz biorąc się za krojenie bananów w plasterki. Na co dzień jego posiłki było godne pożałowania ze względu na brak składników, ale kiedy już je posiadał, to nie potrafił się nie popisywać.
- ~What a splendid pie~ Pizza- pizza pie~ - Nucił pod nosem przy podrzucaniu naleśników w powietrzu. Tina nie tylko zadbała do jego odżywianie, ale też dobrze wiedziała, co sprawia mu radość. Nawet nie musiała być obok, żeby polepszyć mu humor. Uwielbiał tą kobietę.
  Po paru minutach, na stole wylądowały dwa talerze, na których ułożone były ciemne naleśniki wypchane bananami, przyozdobione bita śmietaną oraz startymi na nią orzechami laskowymi.
- Nie zatrute. Jak nie chcesz, to nie jedz. Znajdę miejsce na twoją porcję. - Dodał siadając i od razu zabrał się za jedzenie swojego przepysznego dzieła.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {28/10/22, 10:21 pm}

the-girls-film-font

         Uspokoił się dopiero w chwili, gdy usłyszał prawdziwe informacje, dlaczego właściwie to znajdował się w norze mężczyzny, którego ledwo znał. Miał rację, że powinien od niego usłyszeć “dziękuje”, dlatego rzucił je jakby od niechcenia w jego stronę. Był świadomy, że Red nie blefował, bo od pewnego czasu grupa mężczyzn próbowała jakkolwiek poderwać niebieskowłosego, nierzadko rzucając w jego stronę wręcz obrzydliwymi tekstami, z jakimi musiały zmierzyć się dziewczyny na ulicy. Szczególnie taki jeden się jego uczepił i V miał wrażenie, że cały czas gapił się na jego tyłek czy ogólnie go obserwował. Najwyraźniej postanowił pójść o krok dalej ze swoimi kolegami. Leo cieszył się, że jednak nic im nie wyszło i był względnie bezpieczny tej nocy. No i zasługą tego była właśnie opieka czerwonowłosego.  
        W głowię już odnotował, że będzie winny mu przysługę, bo w tym świecie, w środowisku nikt nie robił niczego za darmo czy bezinteresownie. Tylko Lucky był wyjątkiem w stosunku do V.
        Ale przy gościu mógłbyś się zachowywać. Niekoniecznie chce widzieć twojego kutasa - odparł, zaraz odruchowo łapiąc go za dłoń na jego talii i ją od siebie odpychając, tym samym próbując się chronić przed ewentualnie gilgotkami. Ten jednak postanowił jeszcze bardziej naruszyć jego przestrzeń prywatną, co sprawiło, że ciało Leo się spięło, zwłaszcza, gdy znaleźli się od siebie kilka centymetrów. Wtedy stwierdził, że mężczyzna idealnie pasuję do tej całej zgrai, bo był arogancki jak oni wszyscy. Jednakże musiał przyznać, że jego tęczówki były intrygujące, zwłaszcza w tym świetle, gdzie były lekko czerwone. Lecz obudził się w porę na kolejne słowa Reda, wymierzając mu w policzek liścia.  
        - Ogarnij się -warknął do kolekcji z uderzeniem. - Na pewno? Każdego obcego typa tak obmacujesz? - mruknął, zostając zrzucony na poduszki. Tę pozycję wolał chyba bardziej niż będąc obłapiany przez mężczyznę.  
        Gdy został sam, od razu podszedł do komody, grzebiąc w ciuchach. Szukał czegoś przede wszystkim ładnego, ale cokolwiek mu się podobało, okazywało się być za dużo. W końcu wybrał luźne spodnie na gumce i jakąkolwiek bluzkę. Gumka skutecznie trzymała spodnie na szczupłych biodrach chłopaka, chociaż musiał podwinąć sobie nogawki. Następnie w kieszenie upchał swoje rzeczy – woreczki z narkotykami w postaci proszków i tabletek, uprzednio sprawdzając, czy Red niczego mu nie ukradł. Pod spodnie włożył tak jak zawsze broń, a druga broń docelowało miała wylądować w jednym z czarnych glanów. Przy okazji spojrzał do telefonu, gdzie to już z samego rana dostał zamówienie na Molly i na kryształ. Odpisał tylko krótkim “ok” i że w tym samym miejscu, co zawsze.
       Zilustrował wyższego od góry do dołu, zauważając, że ten (jak tego można było się spodziewać) nie założył na siebie bluzki, co dało idealny wgląd młodszemu na jego umięśnione ciało. Uśmiechnął się również delikatnie pod nosem, słysząc jak gdyby nic zaczyna śpiewać wers z piosenki, której nie znał. A kiedy zobaczył, że używa czekolady, cała złość od razu mu przeszła i tylko niecierpliwie czekając na śniadanie, tak samo jak jego żołądek, który się zdążył rozbudzić.
       Po kilku minutach na języku Leo rozpłynęły się czekoladowe naleśniki, które już w tej chwili pokochał. Były cudownie miękkie i nie za słodkie, dzięki czemu cały posiłek nie był czymś, czym można była od razu się zasłodzić. Chociaż dla młodszego chłopaka i to było trudne.  
        - Jak na takiego typa, to dobrze gotujesz - skomentował, posyłając mu uśmiech. - Hej, serio dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś. Mógłbym obudzić się zgwałcony lub bez jednej nerki w rowie - dodał, po czym jak gdyby nic z niewinnym uśmiechem zabrał z talerza Reda jednego naleśnika. - Muszę mieć siłę, żeby zregenerować energię, co nie?

***

      Po skończonym posiłku, niebieskowłosy zaprowadził czerwonowłosego do swojego domu, a konkretnie to przed drzwi swojego mieszkania. Głównym tego powodem było to, że nie chciał, aby wszedł mu przypadkiem do łazienki, bo te niestety nie posiadały zamka. Tam szybko załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, umył twarz i następnie wreszcie mógł się przebrać w swoje dopasowane ubrania. Na nogi założył szare, luźne spodnie z rozdartą dziurą na kolanie i na udzie z srebrnym łańcuchem przywieszonym przez biodra, a na klatkę piersiową zwykły, czarny t-shirt. Na to dołożył swoje glany za kostkę w tym samym kolorze oraz skórzaną kurtkę, a na odchodne z lodówki zgarnął marcepanową czekoladę. Nią finalnej podzielił się ze swoim “wybawcą”.
     W opuszczonej fabryce znaleźli się niecałe dwadzieścia minut później, witając się ze znanymi twarzami. To trwało dopóki niebieskowłosy nie ujrzał wściekłej twarzy Lucky’ego zmierzającej w ich kierunku.  
    - Co mu zrobiłeś?! - odezwał się, wyginając twarz jeszcze bardziej w rysy grymasy. Leo w porę zareagował, zasłaniając swojego towarzysza własnym ciałem i blokując atak z jego ręki.
    - Ejejej, spokojnie! Wyciągnął mnie stamtąd - odparł. Najwyraźniej już jego przeszywany “ojciec” dowiedział się, o całym zajściu w klubie i szukał winnego w całym incydencie. - Już chyba jesteśmy kwita - dodał, tym razem zwracając się do czerwonowłosego. Najwyraźniej uratował go przed kolejnym uderzeniem w twarz.
    - Ta, to nie on. Gadałem o tym z Sarą - tym razem odezwał się Reeve, wychodząc im naprzeciw. Pierwszy uśmiech był skierowany do Leo, z którym to wymienił się przyjacielskim uściskiem dłoni, a drugi uśmiech i ten sam powędrował w stronę Reda.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {30/10/22, 03:54 pm}

Gavin "RED" Rayne

  O proszę. Nie spodziewał się, że jansowłosy zasiądzie z nim na spokojnie do jedzenia i jeszcze otrzymał należyte podziękowania. Być może obraz Red odrobinę zmienił się różowych tęczówkach? Jeśli to faktycznie miało miejsce, to jego misja będzie znacznie prostsza.
- To i tak byłyby najłagodniejsze co mogło cię spotkać. - Wzruszył ramionami. W swojej pracy widział o wiele gorsze skutki bycia ofiarą pigułki gwałtu. I śmierć nie była jednym z nich. Z tym zdaniem zgodziłaby się na pewno ofiara ostatniej sprawy, przy której pomagał, ale teraz już mogła spoczywać w spokoju. Nagle z myśli wytrącił go znikający naleśnik z jego talerza. Nie zatrzymał jednak ręki chłopaka, tylko uniósł jedną z brwi, lustrując go wzrokiem. No proszę, jak się rozluźnił.
- Ten jeden raz ci odpuszczę. - Parsknął nie powstrzymując uśmiechu wdzierającego się na jego usta i sięgnął po ostatniego naleśnika. Musiał przyznać, że śniadanie znacznie lepiej smakowało w towarzystwie. Nawet jeśli był nim dealer jednego z najgorszych gangów.

...

  Przed drzwiami mieszkania Torresa został zostawiony niczym pies. Niestety jasnowłosy jeszcze nie ufał mu na tyle. A z pewnością znalazłby coś ciekawego w jego norze. Musiał jednak być cierpliwy, w czym pomogło mu wypalenie dwóch poetów. W nagrodę póki co otrzymał parę kostek czekolady. Nawet nie taki zły deal.
  Ale oczywiście taka sielanka nie mogła trwać zbyt długo. Jeszcze zanim zostali tak burzliwie przywitanie przez Luckiego, dla Reda atmosfera uległa całkowitej zmianie. Dla całej reszty było to drobne nieporozumienie, które szybko zostało wyjaśnione dla dobra nowego członka Umbry. Dla Reda sekundę po przekroczeniu progu, istniała w pomieszczeniu tylko jedna osoba. Pewnie gdyby nie V, nawet nie zablokowały ciosu Luckiego. Jego czerwone tęczówki przylepione były do bruneta górującego odrobinę nad nim wzrostem. Stał przed nim nonszalancko trzymając jedną rękę w kieszeni i z przyjaznym uśmieszkiem, zupełnie nieświadomy tego, że rok temu zamordował jego brata. Mało tego. Bezczelnie wyciągnął do niego rękę, która trzymała tamtego dnia broń. Mógłby go zdjąć w sekundę. Wystarczyło szybkie sięgnięcie do broni schowanej w pasku na pośladkach. Odblokowałby ją, przystawił do czoła bruneta i rozwalił mu łeb. Resztki jego mózgu poleciałyby na Luckiego i V, którzy zapewne po paru sekundach, wyciągnęli swoje bronie i Red podzieliłby los Reeve. Niebieskowłosy podał mu cel na srebrnej tacy. Przecież nie minął nawet tydzień od jego dołączenia do Umbry, a wystarczył tylko V żeby się ustawić.
  Niestety nie mógł go jeszcze zabić. Jego zemsta nie była taka prosta. Chciał wybebeszyć całą organizację, a zemsta miała być nagrodą za dobrą robotę.
- Red. - Mruknął wymieniając mocny uścisk dłoni z brunetem, po czym zerknął na Luckiego z uśmiechem. - Ta, jesteśmy kwita. - Rzucił do V. Młody był niesamowity, choć pewnie nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że przyczynił się do końca organizacji. Niestety sam również będzie musiał trochę odsiedzieć swoje wybory życiowe.
- Sara ma się dobrze? - Spytał pobudzając wszystkie swoje aktorskie zdolności.
- Reeve. Tak, osobiście zadbałem o jej bezpieczeństwo. Choć żaliła się, że przeszkodzono wam w drodze na drinka.
- Niepotrzebnie się smuci. Na pewno odbijemy to sobie następnym razem. - Wymienili ze sobą pseudo porozumiewawcze uśmiechy.
- Przekażę. Miło było cię poznać Red, jednak muszę cię przeprosić. Interesy wzywają. - Skinieniem głowy przywołał do siebie niebieskowłosego i zabrał go do innego pomieszczenia. Czerwonowłosy odprowadził ich uważnie wzrokiem, choć jego uwagę postanowił przyciągnąć osobnik, który na przywitanie zamierzał jeszcze bardziej skrzywić mu jego koślawy nos.
- Mam dla ciebie robotę, świeżaku. - Oczywiście nie omieszkał podkreślić pozycji nowego. Na twarzy Reda wykwitł zbyt szeroki uśmiech.

...

  Robota zlecona przez Luckiego okazała się bardzo podobna do prawdziwej pracy Reda. Miał mieć na oku cel i dbać o jego bezpieczeństwo. A owym celem był V. Lucky podejrzewał, że na jednej próbie naćpania go się nie skończy. Szczególnie nieudanej. A Red miał do tego nie dopuścić. Przy okazji też mógł wykonywać swoje obowiązki, rejestrując innych dilerów oraz ćpunów.
  Z początku trzymał się w swobodnej odległości, choć szybko został zmuszony do zmiany taktyki. Zapomniał, że V nie był niczego nieświadomym przeciętniakiem. Ale po paru dostawach wiedział, że został spalony. Ruchy niebieskowłosego stały się bardziej uważne, choć bardzo dobrze grał ślepego. Tak ze śledzenia, przeszli w zabawę w kota i mysz, która wcale bezbronna nie była.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {23/11/22, 11:12 pm}

the-girls-film-font

     Każde duże miasto rządziło się swoimi własnymi prawami, może na pozór innymi, ale było coś, co łączyło je wszystkie. Tak jak inne oazy tak zwanego „amerykańskiego snu”, Miami, również miało swoją niechlubną dzielnicę, które zdecydowanie nie było odwiedzane tak chętnie. Szczególnie turyści czy bogate osoby wolały trzymać się w centrum wysokich wieżowców sięgających do chmur. Stąd konieczność powstania pośredników, którzy zagłębiali się w biedniejsze ulice i czerpali narkotyki dla swoich klientów.
     Na terenie, na którym handlował różowooki, nie było nic pięknego. Był to jeden z wielu ciemnych stron Stanów Zjednoczonych, o którym tak często się nie mówiło. Na ulicach w wolnych miejscach rozstawione były namioty bezdomnych, a także kartony i brudne, poobdzierane materace wraz z kocami. Blondynowi zawsze trudno było spoglądać na tych ludzi – zapominanych i spychanych na margines przez społeczeństwo. Wiedział, że było to spowodowane ich często odrzucającym wyglądem i zapachem, ale kilka lat temu wyglądał podobnie jak nie tak samo. Dlatego starał się tych ludzi nie oceniać, nawet jeśli wiedział, że niektórzy z nich wylądowali na ulicy, będąc uzależnionymi od narkotyków czy alkoholu.
   Oprócz bezdomnych, było można tu spotkać również kobiety o różnej atrakcyjności i wyglądzie, mające za zadanie zdobyć substancję odurzające dla swoich klientów albo zarabiały w inny sposób.
   Porozrzucane gdzieniegdzie strzykawki, niedopałki papierosów i skrętów było niejako winą takich osób, jak Leo, a szczególnie przyczyniał się do tego pierwszego. Jak większość dealerów w Miami handlował głównie crackiem, kokainą i marihuaną, a oprócz tego był w posiadaniu kolorowych pigułek ectasy i różowego proszku, który był jego znakiem rozpoznawczym. Jednakże ku nieciekawej opinii publicznej, nie za bardzo czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. Uważał, że każdy obiera swoją drogę życiową i wybiera, czy będzie brał, czy nie. Jak nie on, to zastąpi kolejny i tak w kółko. A życie niebieskowłosego nie było bajką. Pieniądze z nielegalnego handlu były szybkie, duże, a nutka niebezpieczeństwa nie rzadko podnosiła mu adrenalinę, która lubił. Przynajmniej dopóki nie miał poważnych kontaktów z policją.
   Kolorowe włosy mężczyzny były skryte pod czarnym kapturem przydużej bluzy i czapką z daszkiem w tym samym kolorze. W takim ubraniu dokonał kilka sprzedaży, dając w zamian za kilkanaście do kilkudziesięciu dolarów porcję narkotyków, wszystkie pakowane w woreczki strunowe lub małe porcje cracku zawiązane w woreczki foliowe. Ten drugi oczywiście był tańszy niż jej pierwotna wersja, za którymi szaleli ludzie z wyższych sfer.
    Uśmiechnął się sam do siebie, pod nosem, czując w pewnym momencie czyiś intensywny wzrok na sobie. Wystarczyło krótkie rzucenie okiem w bok, niby przypadkowe, aby zauważyć znajomą mu postać, która ukrywała się w mroku listopadowej nocy. A ubranie się przez niego w niewyróżniające się ubrania, wcale go nie wyróżniało. Być może była to zasługa wprawnego oka Torresa, który od kilku lat wypatrywał pozornie niezwracających na siebie uwagi, którzy tak naprawdę mogli być psami.
    Od tamtej chwili stał się bardziej uważny, zwracając większą uwagę na swoje ruchy i odwracając się do czerwonowłosego do tyłu, aby zakryć przed nim swoje ruchy i by nie mógł czytać z ruchów warg. Aczkolwiek nie czuł żadnego niebezpieczeństwa z jego strony. Po prostu podniósł rzuconą mu rękawicę, grając w nim grę.
   Gdy interesy dla Leo dobiegły końca, skręcił ostro w prawą uliczkę, próbując okrążyć znaną mu postać – jego przeciwnika i zajść go od tyłu. Finalnie chyba mu się to udało, bo celował do Reda dwoma palcami ułożonymi w dłoń, które przytknął do jego pleców.
     - Może to ja potrzebuję mydła, nie sądzisz? - Uśmiechnął się szeroko, choć nie mógł tego widzieć.  - Spodobałem ci się aż tak, że tak za mną łazisz? Najpierw klub, teraz tutaj. Wow, nigdy nie miałem stalkera – dodał, ale zaśmiał się, oczywiście mówiąc to wszystko w żartach.  - Czy może to cię Lucky nasłał? Jestem już dużym chłopcem... z małą obsesją na punkcie czekolady. - Dwa palce w końcu zamieniły się w otwartą dłoń, bezwstydnie sunąc po boku jego bioder, gdzie to pod opuszkami poczuł zarys pistoletu. - Oho, dostałeś już gnata? Mam nadzieję, że chociaż zapytali cię, czy umiesz z tego korzystać– zapytał, ale zaraz zaklekotał językiem, wpadając na pomysł.  - Nie miałbyś ochoty iść jutro ze mną na strzelnicę? To nie randka, nie myśl sobie. Po prostu wolałbym się upewnić, czy nie będę musiał składać do kupy osoby, którą przez przypadek postrzelisz.
Ich miłą pogawędkę skończyła się w chwili, gdy rozległy się głośne dźwięki syreny policyjnej, a twarze obcych ich ludzi zaczęły rozświetlać się na czerwono-niebiesko. Zaraz po tym był słyszalny huk przewracanych rzeczy. To był wystarczający znak, by różowooki złapał za rękaw swojego świeżaka, ciągnąc go w tylko w sobie znanym kierunku.
    - Stać! Policja! - usłyszał tylko za swoimi plecami, ale dla mężczyzny z nadwagą, młody, wysportowany gangster był już nie do gonienia. Skręcił w lewo, a później jeszcze raz w lewo, wbiegając w to co nowe ulice. Oczywiście w tym biegu nie zamierzał zgubić jego byłego pacjenta i kucharza, dlatego oglądał się do tyłu, czy nadąża.
    - A tak właśnie... trenuje czasami... swoje nogi – wysapał z zawadiackim uśmieszkiem, w końcu zatrzymując się i opierając o jedno z drzew – o starego klona, który w godzinach porannych musiał zachwycać paletą ciepłych, jesiennych barw. A tymczasem Leo musiał nacieszyć się leżącymi pod jego nogami ciemnymi liściami, z których to jako małe dziecko robił sobie tak zwane noski. Było to jedne z nielicznych przyjemnych wspomnień z dzieciństwa, nie tak beztroskiego, jakie powinno być.
Po kilku głębszych oddechach uspokoił rozszalałe płuca i serce, w końcu zauważając, gdzie zaciągnął swojego znajomego. Nie do końca rozpoznawał tę część miasta, nie za często się w niej pojawiając, ale od razu w oko rzuciły mu się dwie osoby. A szczególnie jedna, która już do niego szła z chwiejącym się krokiem.
     - Spierdalaj – warknął bez ogródek w stronę niższej, siwej kobiety. Jej twarz wyraźnie była zmęczona i pomarszczona, a skóra ziemista i pozbawiona blasku. Tym czym najbardziej rzucało się w oczy, była fioletowa śliwa pod okiem, kontrastująca się z przekrwionymi gałkami ocznymi. Krok kobiety, matki Leo był chwiejny i wszystko o niej świadczyło, że tak jak zawsze była pijana. To wywołało oczywisty gniew u skrzywdzonego psychicznego chłopaka.  - Odsuń się kurwa ode mnie! - krzyknął, zaciskając dłoń w pięść.
- Matki nie poznajesz? - Głos kobiety mimo że był zrozumiały, to pozostawał wiele do życzenia – był niewyraźny i bełkotliwie. A przy okazji kobieta mogła się „pochwalić” niepełnym, żółtym uzębieniem. - Te no, pożycz mi z dziesięć dolców.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {27/11/22, 08:38 pm}

Gavin "RED" Rayne

 
  Wkrótce tęczówki w kolorze magenty zniknęły spod czujnego spojrzenia kasztanowych oczu. Robota już dawno była spalona, więc zrobić coś czego normalnie nigdy nie nie zrobił. Wszedł prosto w pułapkę Torresa, tak jak tego chciał i roześmiał się kiedy tylko poczuł coś przyciśniętego do pleców. Przez materiał bluzy ciężko by stwierdzić, czy faktycznie trzymał go na muszce, czy też żartował, ale Red nie czuł nawet najmniejszego ziarenka strachu. Nie wyczuwał od Leo tej znajomej żądzy krwi. A mimo to uniósł ręce w geście poddania.
- I właśnie o tą obsesję się biedaczyna martwi. -  Odparł pozwalając się obłapywać niebieskowlosemu. Chłopak może i był młody, ale nie głupi. Wiedział jak o siebie zadbać, co też pokazał Redowi podczas ich małej zabawy. Stracił przez niego kilka celów, ale to nie ćpuny go interesowali najbardziej.
- Nah, tak tylko się cieszę na twój widok. - Z szelmowskim uśmiechem obrócił się do niego, wcale nie zmniejszając między nimi odległości. - No jakoś to im umknęło, albo liczyli na ciebie. -  Pokręcił głową chowając dłonie do kieszeni, po czym odsunąć się o parę kroków, prześlizgują się wzrokiem po alejce. - Ale bardzo chętnie. Ale może małe zawody do tego? Standardowa stawka jednego życzenia, bez żadnych ograniczeń dobrze doprawi zabawę, nie? -  Zaproponował. Z jakiegoś dziwnego powodu zawsze przy jasnowłosym dopisywał mu wyjątkowo dobry humor. Jeszcze nie rozgryzł powodu ku temu, ale też nie spieszyło mu się. Póki nie tracił czujności i swojego celu, było dobrze.
  Red w życiu nawet nie wyobrażał sobie że znajdzie się po tej drugiej stronie, do której wykrzykiwano rozkazy zatrzymania się. Nawet rozpoznawał pulchatego gliniarza, który zawsze żałował mu choćby jednego pączka. Teraz to wszystko się na nim odbijało, kiedy już szybszy krok wpędzał go w zadyszkę. Aż miał ochotę się z nim trochę pobawić, ale Leo od razu przeskoczył w tryb ucieczki. A przecież nie musiał wcale tak się spieszyć. Ale Red nie zostawał w tyle. W przeciwieństwie do swojego kolegi nie zaniedbał treningów, dzięki czemu był w stanie spokojnie dotrzymywać kroku młodszemu.
  Kiedy już znaleźli się w bezpiecznym miejscu, odetchnął głęboko i szybko wyrównał swój oddech.
- Ale w zamian za strzelnice, to cię zabiorę na kardio, bo płuca wyplujesz. - Przeciągnął się leniwie, wyciągając ramiona w tył. Znaleźli się w niezbyt przyjemnej dzielnicy. Tak było zawsze w Miami. Piękne centrum i główne uliczki, ale wystarczyło tylko skręcić w boczna, żeby zobaczyć prawdziwe uroki tego miasta.
  Ludzie też nie bywali tu za przyjemnie, szczególnie ci których uwagę przyciągnął towarzysz kasztanowłosego. W pierwszej chwilę wziął ich za zwykłą parę ćpunów i nie zainteresował się nimi specjalnie. Byli kolejnymi ludźmi, którzy wybrali powolne staczanie się na dno. Jednak reakcja V różniła się diametralnie i wkrótce ledwo zrozumiały bełkot kobiety zdradził, że wiążą ich więzy krwi. Teraz już nie dziwiło go jak tak młody dzieciak trafił w szemrane towarzystwo Umbry.
- Jak ty sie kurwa do matki odzywasz gnoju pieprzony? - Drugi głos już nie był tak słaby. Choć  ciało starszego mężczyzny również pokazywało oznaki nadużywania wszelkim możliwych substancji uzależniających, to wciąż zdawał się mieć siły i zapał do bitki. Red obserwował jak zbliża się do niebieskowlosego i zamachuje się na niego, ale nim choćby jego koścista ręka zbliżyła się do chłopaka, Rayne pochwycił ją w żelazny uścisk.
- Co jest kurwa?! - Warknął wypływając serię spleśniałej śliny w kierunku czerwnonowlosego.- Tobie też zajeb-!!!?? - Red nie dał mu szansy na kolejne wyprowadzenie ciosu, a nawet na dokończenie zdania. Bez wahania, szybkim ruchem podciął pijaczynie nogi, sprowadzając go do parteru. A trzy manę ramię wykręcił mu za plecy, dodatkowo przygważdżając go kolanem do mokrego chodnika.
  Fala bluźnierstw jaka wylała się z jego ust, była jak sygnał dla kobiety, która już chciała się rzucić na Rayne. Powstrzymał ją na chwile widok pistoletu wycelowanego w jej ramię.
- Radzę posłuchać synka i zostawić go w spokoju. - Poradził zabezpieczając broń, ale kobietą nie odpuszczała. Tylko wręcz bardziej zmotywowało ją to działania, ale nim udało jej się zrobić kolejny krok, została sparaliżowana przez nagły huk i świst naboju tuż obok jej ucha.z krzykiem przerażenia złapała się za uszy i przykuliła. Nawet obezwładniony osobnik przestał się szamotać.
- Drugi raz nie spudłuję. - Poinformował na spokojnie ze sztucznym uśmiechem.- Okay to jak wszyscy się uspokoili, to możemy się pożegnać. Powoli cię puszczę kolego, ale nie radze odwalać głupich numerów, jeśli nie chcesz zarobić kulkę w łeb. Rozumiemy się? - Zero odpowiedzi. Zirytowany Red wcisnął lufę pistoletu boleśnie między łopatki mężczyzny. - Pytałem czy się rozumiemy? - Tym razem odpowiedzi nadeszły bardzo szybko. Przerażona kobietą z jękiem pokiwała kilkakrotnie głową, a jej partner odpowiedział zgodnie zaskakująco wyraźnie.
- No to spierdalać. - Kasztanowlosy wstał do pionu, puszczając tym samym starszego mężczyznę, który w biegu pozbierał się z chodnika. Pomogła mu w tym kobieta, która to zaraz prędko wyciągnęła go z uliczki.
  Po tym jak zostali ponownie sami, Rayne zerknął na młodszego chłopaka i parsknął pod nosem.
- Spokojnie, prawdziwą zabawkę mam tutaj. - Uniósł podkoszulkę, ukazując uchwyt broni przytknietej do jego nagiego podbrzusza. Wygodne to nie było, ale na pewno pełniło lepszą funkcje jako skrytka. Zaraz rzucił mu pistolet, którego użył. - To pozostałość po małej obsesji z replikami i ASG. -  Wyjaśnił, zaraz wysuwając magazynek w jego rękach, z którego wysypało się parę pomarańczowych kuleczek.
  Z pewnością zaraz wciągnął by biednego dilera w godzinna rozmowę na temat swojego malegk hobby, gdyby nie wibrująca kieszeń. A raczej to co się w niej znajdowało. Przeprosił na chwilę niebieskowlosego I szybko odebrał połączenie od dobrze znanego numeru.
- "No hej Keith. Mam prośbę, nie udałoby ci się czasem zgarnąć Bena z treningu? Trochę mi się przedłużyło, a teraz jeszcze utknęłam w korku. Eh wiedzialam ze powinnam byla jechać na około." - Zmęczony i zmartwiony mimo to wciąż niewiarygod ie ciepły kobiecy głos, był niczym miód na uszy czerwonowłosego. Wręcz wyobrażał sobie jak zaciska chude palce na kierownicy i nerwowo przygryzła dolną wargę. Usłyszał nawet jak przeklina pod nosem, co od razu wywołało u jego łagodny chichot. Został szybko spalony przez Leo, ale dzięki temu zyskali wspólne plany na kolejny dzień.
- Wiesz że nie musisz mnie nawet o to prosić. O której młody kończy? - Spytał poprawiając koszulkę, przy okazji ukradkiem zerkając na młodszego chłopaka. Czy musiał być przy nim tak ostrożny? Z jakiegoś dziwnego powodu miał ochotę opuścić przy nim swoją gardę. Klasnął językiem. Będzie musiał lepiej się przy nim pilnować.
- "Ratujesz mi zycie." - Tina oderchnela z ogromna, teatralną ulgą, przez co miał ochotę się roześmiał, ale wstrzymał się. Choć nie udało mu się ukryć pobłażliwego uśmiechu, który wdarł się na jego wargi.
- Spokojnie jedź do domu. Pewnie zgarnę go jeszcze na Macka. - Kobieta od razu chciała zaprotestować, ale Red pożegnał się szybko i rozłączył. - Sorry, na dzisiaj kończy się moja robota ochroniarza. Wracaj jak grzeczny, duży chłopiec do domku. - Zwrócił się już w kierunku niebieskowłosego. - Widzimy się jutro na strzelnicy. - Dodał po czym obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia z uliczki. Nim zniknął za rogiem budynku, pomachał jeszcze chłopakowi przez ramię.

  Kasztanowlosy pchnął ciężkie, przestarzałe drzwi lokalu. W środku nie było żywej duszy prócz sprzedawcy w średnim wieku, który siedział na tle rozmaitych broni palnych. Wystarczyło tylko wspomnieć o strzelnicy, a ten jedynie machnął ręka na cennik, który opierał się na godzinnych stawkach. Po opłaceniu, kolorowowlosi przeszli przez drzwi po lewej stronie lady do strzelnicy.
- Wracając do mojej propozycji. Już wiem jaką chcę nagrodę za wygraną. - Sięgnął donkoszukanpo sluchawki wygłuszające i podał kolejne różowookiemu. - Randka z tobą. - Wyjaśnił unosząc lekko lewy kącik ust i nie czekając na jego reakcje, czy odpowiedź, skierował się do wolnych stanowisk.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {31/12/22, 01:48 pm}

the-girls-film-font

   Różowooki od razu widząc swojego ojca, zbliżającego się do niego, odsunął się w stronę pobliskiego drzewa. Mimo że był on widocznie agresywny – słownie i fizycznie, to wciąż dla Leo był to ojciec i dlatego nie chciał wdawać się w nim w bójkę. Nie widział swoich rodziców przez tyle lat, odkąd ci wyrzucili go z domu i dlatego zobaczenie ich ponownie było szokiem dla mężczyzny i dodatkowo wstydliwe. Wstydził się swojej przyszłości, biedy, w której żył i swojej rodziny. Reda nie powinno być tutaj, nie powinien już w pierwsze dni dowiadywać się o życiu prywatnym niebieskowłosego. W ogóle nie powinien nic o nim wiedzieć.
    Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, kiedy ten bez wysiłku sprowadził jego ojca do parteru, tym razem chroniąc go przed prawym sierpowym. Nie wiedział, jakim cudem, ale już po raz drugi czerwonowłosy zadbał o jego bezpieczeństwo. Będzie musiał mu się odwdzięczyć.
    Następnie rozległ się huk wystrzału z pistoletu, skierowanego gdzieś w powietrze, co nawet wystraszyło samego gangstera. Może i nie pałał za dużą sympatią do swojego ojca, ale mimo tego nie chciał, aby stała się im krzywda... To wciąż byli jego rodzice, na których jako dziecko bardzo mu zależało. Fakt, że stoczyli się jeszcze bardziej był jednak bolesny.
   Po całym przedstawieniu, jego rodzicielka wraz z małżonkiem się rozbiegli, nawet nie racząc się jakkolwiek pożegnać, ale taka była kolej rzeczy. Pewnie znowu spotkają się za kilka lat przypadkiem.
     Różowe tęczówki bezwstydnie przemknęły po odkrytym podbrzuszu mężczyzny, kiedy miał taką okazję i uśmiechnął się zadziornie, zaraz łapiąc w ręce broń na kulki. Całe szczęście nie zamierzał zabić jego rodziców.
     Chcąc czy nie chcąc, a raczej to pierwsze, przysłuchał się prowadzonej rozmowie przez Reda, próbując tym samym dowiedzieć się cokolwiek o jego życiu prywatnym, a pierwszym słowem, jakie usłyszał było „młody” i od tamtego momentu, jego myśli same pogalopowały. Miał syna? Brata? W każdym razie kogoś, o kim nie powinien Leo się dowiedzieć. Czym mniej ktoś z gangsterów wiedział o tobie, tym lepiej.
     - Właśnie, więc nie musisz za mną aż tak bardzo tęsknić – odparł, co do ich jutrzejszego spotkania z uśmiechem na usta.  - Na razie – dodał i każdy skierował się w swoją stronę.
Powrót do domu, a szczególnie łóżka, w którym to nie spał ostatniej nocy, był najlepszym, co teraz mógł zrobić. Na miejscu wziął tylko krótki prysznic, zdjął soczewki i od razu zakopał się w zimnej pościeli.
**
      - Czyli jednak ci się spodobałem? - zagaił, uśmiechając się. Uśmiech był tym razem w pełni szczery, bez cienia zadziorności czy grymasu podstępu. Najzwyczajniej na świecie cieszył się, że wpadł Redowi w oko i odpowiadało mu to. Nie uważał go za brzydkiego, a odkąd się poznali, widział go dosyć często.  - Nagle wizja przegrania nie wydaje się taka zła. - Zaśmiał się, przedzierając się śmiechem wśród odgłosów wystrzałów.  - Tooo... jeśli ja wygram,  też chce randkę z tobą, ale dodatkowo stawiasz nam jakieś dobre żarcie.
    Skierował się do wolnych stanowisk tuż za nim, a już na miejscu założył sobie na nos okulary ochronne i to samo zrobił od razu Redowi. Następnie pozwolił, aby to wyższy mężczyzna pierwszy naładował magazynek i oddał strzały do tarczy przed nim. Sam za to stanął obok niego, przyglądając się przeciwnikowi.
     Najwidoczniej jednak broń w jego rękach nie będzie aż tak niebezpieczna – stwierdził V, obserwując, jak czerwonowłosy wbija kula prawie w same dziesiątki: tylko raz kula trafiła w dziewiątkę, a druga w ósemkę. Był pełny podziwu umiejętnościom czerwonowłosego, ale nie wątpił również w swoje.
      - A teraz patrz, jak to mistrze robią – powiedział, krótko się śmiejąc. Przejął od niego pistolet, naładowując magazynek nabojami. Zrobił to szybko i pewnie, tak samo jak odbezpieczenie broni i skierowanie jej na pożądany cel. Wziął głęboki oddech, dobrze się ustawił i następnie oddał serię strzałów.
       - Wygrałem! - obwieścił, kiedy przysunął planszę bliżej ich. Kule V trafiły idealnie w same dziesiątki i w jedną dziewiątkę. Wyszczerzył się dumnie do czerwonowłosego, będąc dumny jak paw.  - Ale tylko różnicą jednego punktu. Możesz też być z siebie dumny – dodał, klepiąc go pocieszająco po ramieniu.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {06/01/23, 06:38 pm}

Gavin "RED" Rayne

- Kto wie. - Odparł lakonicznie, a mimo znaczenia jego słów, uśmiech na jego ustach nieznacznie się powiększył. Czy mu się podobał? Zaprzeczyć urodzie niebieskowłosego nie mógł. Jego ciało było drobne, szczupłe, ale również wysportowane i zaokrąglone w dolnych partiach. Na dokładkę dochodziła cała otoczka jego przyciągającego wzrok stylu, który przypadł do gustu czerwonowłosego. Sam się sobie dziwił, bo jego normalny typ był kompletnie inny od obrazu V, ale musiał przyznać, że wyglądał dobrze. Niestety jego charakteru jeszcze nie mógł ocenić. Ale jeśli to co mu pokazywał było prawdziwe, to ponownie różniło się od ideałów Gavina. Zdecydowanie wolał spokojne i przyjazne osobniki.
  Ale to była część misji. Zależało mu na jak najlepszych relacjach z V, który w tak krótkim czasie już okazał się niezwykle przydatny. Doprowadził go do celu szybciej niż się tego spodziewał - aż nie był w stanie podjąć żadnej akcji. Ale może tak było lepiej? Dzięki temu przy kolejnym i przy ostatnim spotkaniu będzie mu łatwiej zachować zimną krew. Nadmierne emocje chyba nigdy nie były przydatne, kiedy gra wymagała mocnego skupienia i silnej strategii.
- A wystarczyłoby o to ładnie poprosić. Ale jak chcesz. - Wzruszył ramionami i jako pierwszy chwycił za broń. Był to doskonale znany mu model - Glock 17. jedna z najpopularniejszych broni wśród policjantów oraz jego brata, który nie chciał przerzucić się na wyższe numery. Twierdził, że siedemnastka przynosiła mu szczęście. Czerwonowłosy chwycił ją pewnie, odbezpieczył i zaczął swój pokaz w ciszy. Była to również broń, która odebrała Michaelowi życie - przebiegło mu przez myśl, co rozproszyło jego skupienie podczas dwóch ostatnich strzałów. Westchnął przeklinając pod nosem i odstąpił miejsca jasnowłosemu.
- No to pokaż na co cię stać mistrzu. - Parsknął lekko rozbawiony. Musiał przyznać, że obecność V działała na niego wyjątkowo odprężająco.
  Z uwagą obserwował skupienie młodszego mężczyzny, jak i jego umiejętności. Z pewnością był przyzwyczajony do posługiwania się bronią palną. Robił to z lekkością i zręcznością, przewyższając umiejętnościami nie jednego z jego kolegów po fachu. Na pierwszy rzut oka było widać, że pomimo młodego wieku, siedział w tym bagnie już ładnych parę lat. Nie było z czego być dumnym. To tylko zdradzało, jak trudne było jego dzieciństwo.

- Gratuluję. - Red zaklaskał po ogłoszeniu wyniku. - Nie spodziewałem się, że aż tak przypadnie ci do gustu pomysł randki ze mną. - Dodał z zadziornym błyskiem w oku, kiedy został poklepany po ramieniu. Naprawdę. Co oni wyrabiali? Ktokolwiek by nie wygrał, wynik byłby dokładnie taki sam.
- Jakieś specjalne życzenia co do miejsca, daty? Czy może chcesz żeby to była niespodzianka? - Oczekując na odpowiedź zbliżył się do niego znacznie. Miał zamiar jeszcze trochę się z nim podroczyć, ale niestety przerwał im dźwięk standardowego dzwonka dobiegający z kieszeni Reda. Numer nie był mu znany, ale na ten telefon mieli kontaktować się z nim jedynie członkowie Umbry.
  Po odebraniu nawet się nie przywitał. Nie było takiej potrzeby. Usłyszał jedynie krótką informację, po czym połączenie zostało zakończone.
- Koniec zabawy, dostałem robotę. - Spojrzał znacząco w różowe tęczówki i ściągnął ochronny sprzęt. - Ale nie rób takiej smutnej miny. - Dodał zaraz z uśmiechem błąkającym się po ustach. - Idziesz ze mną. Masz mnie... nadzorować.

...

  Zabawa w komornika - idealna pierwsza robota dla świeżaka. A przynajmniej dla Reda, który cieszył się, że nie przydzielili mu żadnej sprzedaży. Może i była by to okazja na zdobycie kilku cennych informatorów, ale nie lubił przykładać ręki do tych brudnych interesów. Znacznie bardziej nadawał się do akcji, takich jak ta.
  Dłużnik nie był jakąś specjalnie ważną szychą, ale też nie był kompletnie nikim. Był głupkiem, któremu odbiło przez nagły dostęp do dużej gotówki i narkotyków, które pozwalały mu się nieźle zabawić. Starczały mu jednak na bardzo krótki okres, przez co chętnie sięgał po pożyczki. Pech jednak chciał, że cierpliwość jego kumplom zdążyła się wyczerpać.
  Red wszedł do klubu towarzystwie V. Głośna muzyka, której basy wprawiały w drgania ściany, jak i podłogę budynku, tłum spoconych, pijanych oraz naćpanych ludzi ocierających się o siebie na parkiecie. Czego tu nie kochać? Red westchnął ciężko, po czym poprawił swoją czarną czapkę. Ich cel był wyjątkowo płochliwy i zaskakująco szybki pomimo swoich większych gabarytów. Dlatego ich zadanie wymagało zlania się z tłumem. Nowy nabytek Umbry był idealny do tej roboty.
  Czerwonowłosy poprowadził młodszego do baru, przy którym zamówił dwa drinki i zainteresowaniem obserwował proces ich przygotowania.
- Wpadł ci już ktoś w oko? - Spytał w międzyczasie swojego towarzysza. - Prócz mnie? - Oczywiście, nie mógł powstrzymać się przed dodaniem zaczepnego komentarza.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {31/01/23, 09:33 pm}

the-girls-film-font

    Wraz ze złożonymi gratulacjami przez wyższego mężczyznę, duma i radość niebieskowłosego tylko narastała. Od najmłodszych lat lubił tę nutkę adrenaliny przy rywalizacji, gdzie zawsze dawał z siebie wszystko, aby tylko wygrać. Oczywiście doceniał również dobrą zabawę, zwłaszcza teraz, przebywając z niewyparzonymi ustami Reda, ale szczególnie cenił sobie wygraną. Może i była to przewaga tylko jednego punktu, ale to tym bardziej go cieszyło – oboje byli dobrzy strzelaniu, ale akurat tym razem to on był lepszy.
     - Hmmm – zastanowił się chwilę. - Niespodzianka. Jestem ciekaw, co wymyślisz. A na żarcie mogą być  twoje naleśniki – powiedział w końcu z uśmiechem na ustach.
      Nie ukrywał smutku biegnącego mu po twarzy, gdy okazało się, że musieli już wychodzić. Leo miał ochotę jeszcze chwilę tutaj zostać i wypróbować strzelanie z innych rodzajów broni jak te automatyczne czy półautomatyczne, z takich miał okazje korzystać tylko w wyjątkowych sytuacjach, a i tak nigdy nie miał okazji oddać z nich strzału. Nie był brany na takie niebezpieczne akcje – raz, że był dilerem, a dwa, że Lucky skutecznie wybijał każdemu taki pomysł.
      Niemniej jednak pocieszał się, że chociaż będzie mógł spędzić trochę więcej czasu z Redem, który po dłuższym obyciu już nie wydawał się być aż taki chamski i arogancki.
**
     Po wejściu do klubu, oboje usiedli za barem, a po chwili na ustach chłopaka o różowych oczach, wpełz delikatny uśmiech. No tak, czerwonowłosy jeszcze nie wiedział o jego abstynencji. W szeregach Umbry był to dość powszechnie znany fakt, jak i często wyciągany na wierzch, bo jak to tak, gangster udający świętoszka, który stronił od alkoholu? Tylko nikt poza Luckym, nie znał tego przyczyny. Do tej wiedzy mógł odkryć trochę przed nim swojego życia prywatnego.
     - Jestem abstynentem – powiedział. - Ale spokojnie, nie tym seksualnym – dodał, zadziornie się uśmiechając. - Nie piję alkoholu – wytłumaczył. - Więc chybaaa będziesz musiał wypić dwa naraz.
    Ta decyzja została podjęta już w dzieciństwie, gdzie to młody Leo był przerażony widokiem pijanych rodziców. Był przerażony, co się z nimi stawało,  jak wyglądali i jak się zachowywali. Wtedy zdecydował, że nigdy nie weźmie łyka alkoholu do ust i tak pozostało do dzisiaj. Młody chłopak nie wiedział, jak smakuję wódka, wino, szampan czy nawet piwo – przez wielu nie  nazywanych alkoholem. Dlatego, gdy zostały im pod nos postawione fioletowo-niebieskie trunki, odsunął drugą lampkę w stronę swojego towarzysza.
    Choć drink swoim wyglądem kusił – miał na wierzchu postawioną gałązkę lawendy oraz ćwiartkę cytryny, to chłopak pozostał wierny swoim przekonaniom.
    - Skąd taka pewność, że wpadłeś mi w oko, hm? - Uśmiechnął się zadziornie, nachylając się do ucha chłopaka, żeby ten go lepiej słyszał przez głośną muzykę. - Może. - Tutaj położył nacisk. - Oprócz ciebie, to jak na razie nie – dokończył. - A tobie? Oczywiście oprócz mnie.
     Oparł głowę o rękę, rozglądając się po klubie, tylko rzucając krótkie spojrzenie osobie, która mieli pilnować. A właściwie to Red miał przydzielone takie zadanie a nie on. Niższy miał tylko pilnować Reda, a później zdać relację swoim „przełożonym” i pewnie, gdyby miał za zadanie opiekować się kimś nudniejszym, to za pewne by marudził.
     - Umiem lepiej – skomentował, unosząc lekko prawy kącik ust do góry. Wskazał palcem wskazującym na młode kobiety ubrane w skąpe stroje wijące się obok błyszczących rur. Ich ciała wyginały się zgodnie w rytm muzyki ku zadowoleniu podnieconych nimi mężczyzn. Co ciekawe wśród nich znajdował się ich klient.
    - Ciekawe, czy będzie się tak cieszył, gdy nas zobaczy pomyślał, ale wtedy ze swoich przemyśleń wyrwały go pierwsze nuty piosenki.
    - Ooo! Lubię te piosenkę. No chodź – rzekł i bez pytania, ale za to z szerokim uśmiechem, pociągnął czerwonowłosego na parkiet, przeciskając się przez ogromną rzeszę ludzi, którzy niemalże ocierali się o siebie przez przypadek.
    Różowooki odwrócił się tyłem i perfidnie otarł się o biodra swojego towarzysza, powoli schodząc w dół, ruszając przy tym rękoma i biodrami w rytmie muzyki, a podnosząc się, znowu otarł się o czerwonowłosego z uroczym uśmieszkiem.
    - Już jestem grzeczny – skomentował, odsuwając się na tyle, ile było to możliwe i zostając pochłoniętym w taniec. Z rękoma do góry, zaczął tańczyć obok. Tu łapał rękę Reda, zmuszając go do obrotu i tym samym zachęcić do tańca czy to sam poruszając się, kradnąc innym parkiet.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {05/02/23, 07:35 pm}

Gavin "RED" Rayne


  Czerwonowłosy nie ukrywał, że wyznanie jasnowłosego go zaskoczyło. Po kimś w jego wieku i w tej profesji, nie kompletnie nie spodziewał się abstynencji.
- Dobrze wiedzieć. - Odparł z rozbawieniem odwzajemniając jego łobuzerski uśmieszek. Początkowo tylko Red zaczepiał młodszego, co widział, jak go drażniło. Ale z czasem, nawet nie wiedząc, kiedy, odpowiedzi V stały się bardziej pozytywniejsze. Był to jasny sygnał, że ich relacja staje się coraz lepsza. Musiał jedynie uważać, aby nie zabrnąć w nią zbyt głęboko.
- Więcej dla mnie. - Wzruszył ramionami, zaraz wychylając pierwszy drink. Był jednym z lżejszych propozycji, w końcu chciał zachować rozum podczas pierwszej akcji zleconej przez Umbre. Od niej zależało, czy uznają go za przydatnego. Czy też zwyczajnie się go pozbędą.
- Hmmm~ Powiedzmy, że mam cholernie dobrą intuicję. - Również nie omieszkał się bardziej pochylić ku niebieskowłosym, łamiąc wszelkie granice strefy osobistej młodszego. Z jego strony miała być to jedynie gra, ale mimo wszystko nie potrafił powstrzymać szelmowskiego uśmieszku wdzierającego się na jego wargi. - Wątpię, że zjadę kogoś bardziej przyciągającego wzrok od ciebie. - Przysłonił uśmiech dłonią, pocierając czubek nosa, jaki rzekomo go zaswędział.
  Robota była prosta jedynie w założeniu. Znaleźć dłużnika i nastraszyć go, aby wycisnąć z niego długi. Problem był taki, że był nieźle obstawiony. Nie brakowało mu pieniędzy na stawianie kolejek panienkom, dwóch goryli czających się nieopodal oraz miejsce w strefie vipowskiej. Ale niestety nie był nikim ważnym. Jedynie zwykłą płotką, której na przypomnienie miejsca w łańcuchu pokarmowym, wysłano świeżaka.
  Na wzmiankę V przerzucił wzrok na tańczące kobiety, których ciała wiły się ponętnie na rurach.
- Będziesz musiał mi się pochwalić swoimi umiejętnościami. - Upił kolejnego drinka, skacząc wzrokiem na sylwetkę V. Słysząc to od jakiegokolwiek innego mężczyzny, zwyczajnie by się zaśmiał, jednak Leo miał do tego predyspozycje. I świetne ciało - nie wątpił, że umiał się poruszać.
- Żeby tylko z radości się nie znał w gacie. - Parsknął pozbywając się bluzy, jaką zawiesił na siedzeniu. Cała atmosfera klubu oraz wlane w siebie procenty powoli zaczynały oddziaływać na jego ciało. A może zwyczajnie drinki były mocniejsze, niż się spodziewał?
  Szansy na dalsze analizy własnego stanu nie było. Lekko zamroczony refleks Reda, nawet nie zareagował na pociągniecie. Dał się wlec V między ludzi, gdzie to dopiero zarejestrował, że znaleźli się na parkiecie.
- Tak w godzinach pracy? - Parsknął, ale wcale nie był taki niechętny, jakiego chciał zgrywać. Procenty łamały jego fasadę. Przygryzając dolną wargę, uważnie obserwował ruchy swojego towarzysza. Ale kiedy ten wracał ponownie w górę, dłonie Reda, przylgnęły do jego ud i wraz z ruchami młodszego, wsunęły się na jego biodra, mocniej je do siebie przyciągając.
- Nie pamiętam, abym składał zażalenie. - Wypowiedział tuż przy jego uchu.
  Niestety jasnowłosy szybko mu uciekł, ale to wcale nie oznaczało końca zabawy. Na trzeźwego, owszem odsunąłby się a bok, jedynie obserwując wyczyny młodszego. Ale teraz kiedy przebijał się jego prawdziwy charakter, nie potrafił sobie odpuścić dołączenia do tańca. W końcu od zawsze uwielbiał klubowe nocne życie. Głośną muzykę, wprawiającą jego ciało w ruch, obijanie się o rozgrzane ciała innych i wspólne zdzieranie gardła do popularnego kawałka. Po śmierci brata, zaprzestał takich wypadów, jednak było to jasne jak słońce, że za nimi tęsknił. Nie wahał się przyciągać do siebie V, wspierając dłoń na jego klatce piersiowej, wyzywająco ocierając się kroczem o jego nogę.
  Wkrótce było jasne, że mało kto dorównywał ich umiejętnościom tanecznym, jak i zręczności. W momencie rozbrzmienia znanego, choć mocno przerobionego kawałka na potrzeby klubowe, Red uśmiechnął się z błyskiem w oku. Bez ostrzeżenia zaszedł go od tyłu, łapiąc za jego przedramię, a drugą rękę wsunął między jego uda i zmusił do uniesienia jednej nogi. Ale nie na długo, bo zaraz podniósł chłopaka poziomo na wysokość swojej klatki piersiowej.
- Ufasz mi? - Zapytał nachylając się nad nim z łobuzerskim uśmiechem, ale na jego odpowiedź nie czekał. Odepchnął lekko chłopaka, tak aby ten obrócił się wokół własnej osi, niebezpiecznie zbliżając się do twardego parkietu. Jednak w ostatniej chwili, uchwyt Reda z jego uda, przemieścił się pod jego kolano. Drugą nie puszczał cały czas w efekcie czego niebieskowłosy zawisł tuż nad podłogą. Czerwonowłosy od razu roześmiał się głośno na widok jego miny, po czym podciągnął go do góry, zmuszając go do oplecenia swoich nóg wokół jego pasa.
- Twoja mina. - Wydusił między napadami. - Zajebista. - Parsknął ponownie podrzucając go sobie w ramionach. To był niestety błąd. Zaraz po tak wyczerpującym tańcu i akrobacji, nie przewidział chwili przerwy. Zatoczył się przez to do tyłu, wpadając na ludzi, aż w końcu prawie nie zabił się na podwyższeniu. W ostatniej chwili udało mu się podnieść nogę, a przed upadkiem na stół, już nic go nie obroniło. Odruchowo położył jedną rękę na głowie Leo, aby przypadkiem nigdzie nią nie przydzwonił.
- Chyba... odrobinę.... wyszedłem z wprawy. - Wydyszał i zaraz się skrzywił czując jak płyny zalewają jego koszulkę. - Cały jesteś? - Westchnął sprawdzając stan partnera.
- Co jest kurwa?! - Przerwał im wrzask męskiego, choć skrzecząco-piskliwego głosu. Chyba właściciele stolika nie byli zbyt zadowoleni tym, że rozlali im drogie drinki.
- Sorry, sorry, to nie specjalnie. - Zaśmiał się czerwonowłosy kompletnie nie potrafiąc zachować powagi w obecnej sytuacji. Jak tylko odchylił głowę, zobaczył obróconą do góry nogami twarz jego celu. No lepiej być nie mogło. - Sorry, zapłacę za wszystko. Z taką partnerką nie jednego by poniosło. - Uśmiechnął się niewinnie zaraz wyłapując jak mężczyzna się uspokaja, a jego uwaga przenosi się na niebieskowłosego, który siedział na starszym okrakiem z potarganymi od ich wygłupów włosami. Na deser dochodziły jego lekko zarumienione od wysiłku policzki, które pięknie pasowały do jego oczu w kolorze wściekłej fuksji.
- Nie dało się tego przegapić. - Przyznał grubszy mężczyzna oblizując dolną wargę, po czym wyciągnął rękę do młodszego, aby pomóc mu pozbierać się z Reda. Czerwonowłosy podniósł się sam i od razu skrzywił na uczucie mokrego materiału, przyklejającego się do jego pleców.
- Twoich spodni też już raczej się nie odratuje. Sorry V. - Westchnął skruszony, ale wcale nie musiał długo zgrywać idioty.
- Nie można pozwolić damie tak wyjść do ludzi. Zapraszam do swojego pokoju, na pewno znajdzie się tam coś w co mogłabyś się przebrać. - Uśmiechnął się przyjaźnie ich cel, choć każdy dobrze wiedział, że nie miał żadnych dobrych zamiarów. Nie z tym obleśnym uśmiechem i pożądaniem w ślepiach, którymi przesuwa się po talii niebieskowłosego. Mało tego, wziął młodszego za dziewczynę. Ślepy też był. Choć Red musiał przyznać, że V miał wyjątkowo delikatną urodę i gładką w dotyku skórę.
- Poważnie? Dzięki stary. V idź z Panem. Ja tylko skoczę po bluzę i ogarnę się trochę w łazience. - Poklepał niebieskowłosego po ramieniu, zerkając w jego kolorowe tęczówki z porozumiewawczym uśmiechem. Zaraz po tym zostawił go w rękach oblecha, który skinieniem głowy dał sygnał swoim gorylom, aby ruszyli za Redem, który już kierował się do klubowych łazienek.

...

  Wejść do kabiny było mu dane w spokoju, ale po wyjściu od razu został wepchnięty z powrotem do środka, upadając na na całe szczęście zamknięty kibel.
- Eskorta? Ależ nie było takiej potrzeby. - Parsknął unosząc ramiona do góry. Dwójka goryli wyraźnie górowała nad nim wzrostem i budową ciała. Terenu też miał niewiele. Ale to akurat było na jego korzyść.
- Dla ciebie impreza się już skończyła. Ze swoją laską też możesz się już pożegnać. - Stwierdził jeden łapiąc go za kołnierz.
- Oj nie sądzę.

...

- Uparte chuje. - Czerwonowłosy splunął krwią tuż obok głowy jednego z nieprzytomnych mężczyzn, po czym kopniakiem obrócił go na brzuch. Siadł na nim z rozmachem i nie patyczkując się zakuł jego łapy w kajdanki. Dobrze, że nosił je przy sobie na wyjątkowe okazje, jak i przygodne wieczory.
  Spędził na zabawie z nimi trochę dłużej niż zakładał, dlatego postanowił nie tracić więcej czasu na wciąganie ich w jakiś kąt. Wybiegł z łazienek i od razu przemknął się do opłaconych pokoi. Dwa razy źle trafił, na jakąś lepiącą się do siebie parkę, ale za trzecim razem w końcu jego oczy zawisły na niebieskiej czuprynie.
- Wybacz, że tak długo Kochanie. Zapomniałem, gdzie zostawiłem bluzę. - Wyszczerzył się podchodząc do obezwładnionego przez Leo grubasa, do którego pleców chłopak przyciskał lufę.- Dobra dobra, Partnerze. Wiedziałem, że sobie poradzisz. - Dodał poklepując chłopaka po ramieniu. Niczego innego nie spodziewał się po niebieskowłosym. Może i wyglądał niewinnie, ale miał parę w tych swoich chudych rączkach oraz był niesamowicie zręczny.
- Możesz resztę już mi zostawić, tylko bądź taki miły i zamów mi coś mocnego. - Poprosił targając czule ten jego kolorowy łeb.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {25/02/23, 08:54 pm}

the-girls-film-font

       Niebieskowłosy był doskonałym przykładem, że można bawić się świetnie bez ani jednego łyka alkoholu, w przeciwieństwie do zebranych tutaj osób, którzy mogli być nawet pod wpływem czegoś mocniejszego. Bawił się świetnie, zwłaszcza w tak dobrym towarzystwie, jakim był czerwonowłosy. Nie znali się długo – nie znali swoich zainteresowań, ulubionego dania czy nawet imienia, ale coś sprawiało, że chłopak czuł się przy nim inaczej niż przy reszcie gangu, czuł się bardziej wyjątkowy, a przede wszystkim nie miał wrażenia, że chciał go tylko wykorzystać seksualnie.
      Uśmiechnął się szeroko w chwili, gdy Red tak ochoczo dołączył do tańca, choć jego ciało momentalnie przeszedł dreszcz, czując ocierające się krocze o jego ciało, mimo że wiedział, że była to tylko zaczepka z jego strony. A niższy uwielbiał tańczyć – jakkolwiek – czy to wijąc się na rurze czy praktykując exotic czy po prostu wygłupianie się w klubie.
    Zwłaszcza w doborowym towarzystwie było to lepsze. Dlatego wcale się nie zdziwił, gdy stało się jasne, że to oni są królami parkietu. Ich ruchy były idealnie dopasowane do rytmu muzyki, a zaczepki ze strony Reda mogące komuś zaszumić w głowie.
    Ale nagle z tej przyjemnej atmosfery wyrwał go właśnie towarzysz. Młodszy od razu zamierzał zaprzeczyć na zadane mu pytanie, ale z jego ust wyrwał się tylko cichy pisk, który i tak został zagłuszony przez głośną muzykę. Jego oczy od razu się rozszerzyły w szoku i w strachu, kiedy ręce próbowały czegokolwiek się złapać przed zbliżającym się spotkaniem z podłogą. Znali się dopiero dwa dni, oczywiście, że mu nie ufał!
     Całe szczęście, jakimś cudem, nie zaliczył pocałunku z brudnym parkietem, a finalnie znalazł się na jego biodrach, w takiej pozycji musząc się złapać za jego szyję.
      - Jeszcze się zemszczę, zobaczysz! - zagroził, marszcząc brwi niczym naburmuszone dziecko, któremu odebrano lizaka. Jednakże już po chwili po jego ustach przebiegł delikatny uśmiech, którego nie umiał powstrzymać. Usłyszenie śmiechu czerwonowłosego było czymś niezwykłym, nawet w tym hałasie.
     Niestety oboje nie przewidzieli następnych wydarzeń i upadku na jednym ze stołów. Leo miał całkiem miękkie lądowanie, znajdując się okrakiem na biodrach Reda. Tylko kolana niższego oberwały, ale i one były w gorszym stanie niż tylko zdarcie skóry. Dlatego różowooki szybko zignorował to uczucie, pierw zwracając uwagę na swoje przemoczone spodnie, na co westchnął ciężko, a następnie spojrzał na ich cel. I niemalże od razu zauważył, że ten interesował się szczególnie nim. Jego brązowe oczy bezwstydnie próbowały zapoznać się z ciałem V, co doskonale odczuwał – najpierw czuł je na swojej szyi, później na szczupłej talii, a finalnie na pośladkach, gdy pomagał mu wstać.
     Damie? Czy naprawdę chłopak przypominał aż tak dziewczynę? Owszem, był dość szczupły, ale przecież nie miał krągłości z przodu! Będzie musiał po wszystkim wypytać Reda, czy naprawdę był tak mało męski.
     W zamian uśmiechnął się ciepło do obleśnego mężczyzny, wchodząc w swoją rolę. Jeśli finalnie plan miał się udać, mógł poudawać piękną kobietę o niebieskich włosach. Tylko o wiele krótszych niż to w co gustowali większość mężczyzn. Dlatego tym bardziej był oburzony.
     Obejrzał się jeszcze tylko za Redem, który odchodził w towarzystwie ochroniarzy ich celu, zanim nie zniknął za rogiem, kierowany w stronę schodów. Było jasne, że chcieli oni się go potencjalnie pozbyć i grozi mu niebezpieczeństwo. Miał tylko nadzieję, że sobie z nimi poradzi. Jako jeden z nielicznych wyszedł cało z walki z ich prywatnym gorylem, ale mimo tego czuł się nieswojo, spuszczając świeżaka z oczu. Poczuł się tak jeszcze bardziej, gdy otyły mężczyzna objął go w pasie.
    Po prostu martwił się o Reda.
   Pokój okazał się być nie za duży, ale wciąż idealnie nadawał się do tego, do czego został stworzony. Bynajmniej nie do spania, gdyż było tutaj po prostu za głośno.
    Na mahoniowe łóżko i srebrną, satynową pościel padało fioletowo-różowe światło – takie same, jakie było w głównej części klubu. To świetnie komponowało się z neonami w kształcie ust z liżącymi się językami.
    Pod stopami zaś rozpościerał się miękki, brązowy dywan, który już niejedno widział w swoim „życiu”, ale najbardziej przykuwały uwagę drobne łańcuchy i kajdanki leżące na łóżku, a także butelka czerwonego wina z wyższej półki.
     - Czekasz na kogoś?
      - Na piękną kobietę zawsze można poczekać... Zwłaszcza na taką o ponętnych biodrach, niebieskich włosach i różowych oczach. To soczewki? - Mężczyzna zbliżył się do V, aż ten nie poczuł jego sporego wybrzuszenia na swoim tyłku, a jego oddech nie wylądował na szyi. Dla młodszego sytuacja nie była ani trochę podniecająca, wręcz przeciwnie. Czuł się niemalże obrzydzony jego osobą i tym, że miał czelność naruszać jego przestrzeń osobistą. Przypominały mu to sytuację, gdzie to koledzy z gangu próbowali się na niego połasić. Pewnie ci sami, co podali mu GHBG.
      Mimo tego wciąż musiał udawać, choć jeszcze przez kilka minut, aby dać czas Redowi na załatwienie jego ochroniarzy.
      - Mhmmm. Aż tak lubisz oryginalne kobiety?
      - Takie są najlepsze. Czarne, azjatki aaalbo te o takich przedziwnych włosach – mruknął, nosem trącając szyję chłopaka i wąchając się w nią, jakby ta miała nosić najlepsze perfumy tego świata, zaś jego duże łapsko bez jakiegokolwiek zaproszenia spoczęło na udzie niebieskowłosego, badając wewnętrzną stronę. A Leo ledwie się już powstrzymywał, żeby samemu nie zrobić facetowi krzywdy. Obrzydzała go jego osoba jak i nachalność.
      - A gdzie te obiecane spodnie, co? Czy może, żebym je dostała, muszę zdjąć te?
      - Piękna i na dodatek inteligentna. - Szeroko się uśmiechnął, ręką już dobierając się do rozporka Torresa, ale gdy jego palce dotkneły materiału bokserek, ten natychmiast mocno je ścisnął, wykręcając w drugą stronę.
      -Co jest kurwa?!! - krzyknął z bólu, od razu się odsuwając.
       - Nie uczyli cię pytania o zgodę?! - warknął, łapiąc za całą rękę i zanim jego cel mógł zareagować, wykręcił ją do tyłu, przyciskając ją mocniej do pleców, w afekcie czego mężczyzna wygiął się z bólu i już grzecznie położył się na brzuchu, na podłodze. Niebieskowłosy szybko do niego doskoczył, już z bronią w ręku, a kolanem jeszcze bardziej wciskając go w puchaty dywan. Miał tylko nadzieję, że był jedyną „kobietą”, którą chciał niemalże molestować.
      I uspokoił się dopiero, kiedy usłyszał znajomy głos. Westchnął ciężko, jeszcze ostatni raz wbijając mu kolano między kręgi, a słysząc oczekiwany jęk bólu, ustąpił miejsca Redowi.
     - Kochanie? Od kiedy jesteśmy raz? Ominął mnie pierwszy pocałunek czy co? - odparł, ale uśmiechnął się delikatnie.  - Pierwszy i ostatni raz kupuję ci alkohol. Tylko się nie spij, ok? - odpowiedział.  - Aż tak bardzo spieszy ci się do dotyku moich rąk i igły? - dodał widząc jego poharatane dłonie.  - A ty lepiej zatrudij sobie lepszych goryli, skoro nie umieją poradzić sobie z jedną osobą. O i jeszcze okulistę dla siebie – powiedział na odchodne, kierując się do mężczyzny, leżącego na podłodze.
**
     Tak bardzo nienawidził alkoholu. Już od dziecka zrozumiał, że był on jedną z wielu przyczyn upadku ludzkości. To przez to rozpadały się rodziny, to przez to niektórzy stawali się agresywni. Leo kompletnie nie rozumiał fenomenu tego trunku i wydawania na niego tyle pieniędzy. Męczyło go przebywanie wśród pijanych ludzi, zwłaszcza w bliskim otoczeniu, bo ci zazwyczaj byli zbyt nachalni albo agresywni, a już na pewno śmierdzieli.
     Niestety kilkanaście minut temu nie miał wyboru, nie chcąc zostawiać pijanego Reda na pastwę losu gdzieś w klubie. Musiał się nim zająć, tak samo, jak on wtedy na imprezie powitalnej, a ten na całe szczęście był chociaż w stanie iść o własnych nogach, podpierając się na ramieniu niebieskowłosego.
    Na cel wybrał swoje własne mieszkanie, zważając na to, że nie miał ochoty wymacywać jego wszystkich kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Poza tym jego mieszkanie było bliżej. Dlatego po okołu siedemnastu minutach znaleźli się pod drewnianymi drzwiami. W środku V od razu zapalił światło, kierując spitego Reda do łazienki. Posadził go na klapie od sedesu i zaczął pozbywać się warstwy ubrań, zostawiając go tylko w bokserkach.
     - Naprawdę nie znasz swojego umiaru? Taki sam jak wszyscy – skomentował, wyraźnie zdenerwowany, po czym od razu wrzucił śmierdzące od alkoholu ubrania czerwonowłosego do pralki, to samo robiąc ze swoimi spodniami, nie przejmując się, że jest przy nim w samych bokserkach. Red był pijany i za pewno średnio będzie ten widok pamiętał, a zapach alkoholu, nie był zbyt przyjemny. Następnie zajął się poharatanymi dłońmi wyższego. Całe szczęście siniaki i zdarta skóra nie była niczym poważnym, ale niebieskowłosy nigdy nie bagatelizował ran, gdzie pojawiała się krew. Wiedział, czym może się to skończyć. I przy okazji przemył ranę po zszywaniu, o którą też powinien dbać.
     Po swoich obowiązkach „pielegniarskich” posadził mężczyznę na brązowej kanapie, każąc mu się położyć na poduszki. Przykrył go białym, puchatym kocem, drugi pozostawiając na stole, jeśli byłoby mu zimno. Położył jeszcze na meblu szklankę wody, przewidując, że będzie miał kaca rano.
Westchnął jeszcze ciężko, kręcąc głową niedowierzająco i po krótkim prysznicu, położył się do swojego łóżka w sypialni.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {01/03/23, 01:15 am}

Gavin "RED" Rayne

- Nah~ za bardzo wybiegam w przyszłość. - Parsknął na widok jego uśmiechu. No zwyczajnie nie potrafił powstrzymać się od droczenia, czy przekomarzania z nim. Był to jeden z typów relacji do której miał słabość. Jak i również wcześniejszy Keith zdradzałby wszystko szczerze, tak obecny Red maskował wszystko za słownymi zaczepkami, które miały szybko rozładować ciężkie sytuacje.
- Spokojnie, to tylko jeden mały drinczek na opicie pierwszej roboty. - Dodał przejmując oblecha, który przerażony pociągał zagilonym nosem. Doprawy odrażający widok. - Rąk owszem. Igły już niekoniecznie, ale dla ciebie bym się poświęcił. - Ze śmiechem rozpiął pasek od swoich spodni, po czym zręcznie związał łapska dłużnika.
- Wiesz, nie sądzę, że będzie go stać na okulistę, tym bardziej na gorylka. - Stwierdził gwałtownie łapiąc za pulchną twarz mężczyzny, a wolną ręką machnął na odchodne do V.
- A wracając do ciebie. Chyba kazałem ci się zaopiekować moim kolegą, a nie się do niego dobierać, hm? - Nachylił się nad nim z przyjaznym uśmiechem na ustach, choć wystarczyło jedno spojrzenie w zimne kasztanowe oczy, żeby wiedzieć, że wcale nie zamierzał być miły.
- Nie moja wina! Nie miałem pojęcia że to cholerny przebieraaAAA!! - Red nawet nie dał mu dokończyć. Puścił jego twarz, aby zaraz jednym celnym ciosem rozwalić jego już i tak krzywy nos. Kto wie, może jakimś cudem mu się dzięki temu naprostuje? O ile gość będzie miał tyle szczęścia i przeżyje do czasu jego zaleczenia. A było to bardzo wątpliwe.
- Chyba muszę osobiście nauczyć cię manier. Trudno, robota poczeka. - Wyszczerzył się łapiąc go za fraki, po czym cisnął nim na srebrną pościel. Na takim tle i w takim świetle zaryczany zbok był ostatnim co chciał zobaczyć w swoim życiu. Chyba będzie musiał o tym rozmówić się ze swoim terapeutą po zakończeniu całego tego syfu. Będzie to ich pierwsze spotkanie na które faktycznie się stawi. W końcu sama mówiła o małych krokach i nie spieszeniu się. Jak kocha to poczeka.
- Dlaczego to robisz? Czego chcesz? Pieniędzy? Ktokolwiek cię wynajął, zapłacę ci podwójnie... nie potrójnie! - Błagał wijąc się pod samo oparcie posłania.
- Na co mi potrójna zapłata, kiedy przychodzę po cały szmal jaki sobie pożyczyłeś? - Czerwonowłosy nonszalancko sięgnął po broń, od razu ją odbezpieczając. Kątem oka wyhaczył jak przerażenie rozlewa się po bladej twarzy obezwładnionego.- Myślałeś, że tak po prostu o tobie zapomną? Za kogo ty masz Umbre? - Ściągając brwi wymierzył wprost w jego klatkę piersiową.
- I tak jestem zaskoczony, że pozwolili ci żyć tak długo. - Zamyślił się. Coś tu trochę śmierdziało. Naprawdę był dla nich nic nieznaczącym śmieciem, czy może jednak coś jeszcze było na rzeczy?
- Nie, nie oodważysz się.. - Wyjęczał spoglądając na niego z góry, do końca próbując udawać, że miał jakąkolwiek władzę w zapasie.
- Przekonamy się? - Kolorowowłosy nawet nie dał mu chwili na odpowiedź. A nawet gdyby ten próbował coś z ciebie wydusić, zagłuszyłby go odgłos strzału.

...

  Zgodnie z jego prośbą. V postawił mu drinka po wykonanej robocie. Tylko jednego, małego i z taką ładną parasoleczką. Smakował owocowo, choć nie był wstanie rozpoznać mieszanki. W każdy, razie tyle wystarczyło, aby jego rozluzowany stan znacznie się pogorszył. Niestety Red od zawsze miał ciężką relację z alkoholem. Uwielbiał go w każdej postaci i może jakimś cudem nie uzależnił się od niego przez ostatni rok, ale jego głowa nie wzmocniła się nawet odrobinę. Zachowywał się, jakby był co najmniej po kilkunastu kolejkach, co niestety musiał znosić V, na którego spadła opieka. A przecież mógł go porzucić w pierwszym lepszym rowie.
- Mówię, ci szkoda że nie zostałeś popatrzeć. Gość zlał się pod siebie jak mu strzeliłem w fujarę z kuleczek. - Parsknął ze łzami w oczach, uwieszając się bardziej na jego ramieniu, przez co omal obaj nie wylądowali na chodniku.

  Po wielu trudach i napadach radości Reda, w końcu udało im się dotrzeć do domu. Pakiet opieki niebieskowłosego o dziwo zawierał rozebranie i pierwszą pomoc. Bardzo miłe zaskoczenie. Choć jego słowa nie były już takie przyjemne.
- Wcale nie wypiłem tak dużo. - Wymamrotał naburmuszony po zbesztaniu. W tym momencie miał wrażenie, jakby miał przed sobą rozgniewaną Tinę, która po raz pierwszy przyłapała go w takim stanie tydzień po pogrzebie. Z wydętą wargą, wielce urażony, ale bez sprzeciwu dał się zająć chłopakowi swoimi dłońmi oraz uchem.
  Jak miał mu pyskować, kiedy tak ładnie się nim zajął? Nawet ułożył na kanapie i otulił puchatym kocykiem. Brakowało już tylko buziaka na dobranoc. Ale nawet sam nie miał siły już na droczenie się z nim, mimo, że bardzo chciał. Zmęczenie z walki z dwoma gorylami dało o sobie znać, jak tylko zrobiło mu się odrobinę cieplej, po chłodnym spacerze. Zasnął jeszcze do ostatniego momentu odprowadzając wzrokiem szczupłą sylwetkę V.

  Przebudzenie nie było przyjemne. Usłyszał strzał.
- Mikey! - Zerwał się zlany zimnym potem do siadu, a zaraz po tym poczuł, jakby ktoś przywalił mu młotem pneumatycznym w łeb. Dosłownie miał wrażenie, że za sekundę czaszka pęknie mu na pół, a ze środka wylezie jakaś obleśna kreatura. Zacisnął palce na szyi, starając się unormować rozszalały oddech - co niestety nie było łatwym zadaniem z tak wysuszoną jamą ustną.
  Jak tylko jego zaspany wzrok wychwycił szklankę na stole, od razu złapał i wychylił ją na raz. Nawet nie dbał o sprawdzenie co w niej było. Ale na szczęście, jej zawartość okazała się zwykłą, lenią wodą. Ten cholerny strzał będzie prześladować go do końca życia. Ostatnio już nawet było lepiej, bo odciął się od większych akcji w robocie i dał pochłonąć się poszukiwaniom. Ale przez jedną małą wizytę na strzelnicy wszystko wróciło. A przecież tak dobrze się tam bawił z V.
  Westchnął ciężko i padł na oparcie kanapy, rozglądając się powoli po nieznanym pomieszczeniu. Na pewno nie byli w żadnym z jego mieszkań. Na hotel też to nie wyglądało. Jak już to taki z wyjątkowym... wystrojem. Tylko jeden element pozwolił mu na przypisanie właściciela do mieszkania. Rura do tańca. Skubaniec wcale nie żartował. Zaśmiał się pod nosem, po czym zdecydował ruszyć tyłek pod prysznic.
  Może i miał kaca, po tym jak go wczoraj ścięło, ale pamięć nigdy go nie zawodziła. Bez problemów więc znalazł pomieszczenie i trochę się ogarnął. Brakowało mu tylko jego ubrań, albo chociaż świeżych. Ale o to będzie musiał już poprosić V rano. Zrezygnowany naciągnął na tyłek ponowie bokserki i wrócił do salonu.
  Tym razem jednak sen nie przychodził tak łatwo. Był do tego przyzwyczajony. Zrezygnowany, wstał z kanapy, trochę przechadzając się po pomieszczeniu. Była to dobra okazja do przetrzepania mieszkania V, ale zwyczajnie nie miał na to siły. Zerknął może tylko w dwa miejsca, po czym podszedł do rury, skąd mógł zauważyć jedne z uchylonych drzwi. Te za którymi wczoraj zniknął V. Niewiele myśląc, przeszedł po cichu do jego sypialni, gdzie oczywiście zastał smacznie śpiącego chłopaka. Był przykryty po same uszy, tak że wystawały na zewnątrz jedynie jego niebieskie kosmyki. Na sam ten widok na usta czerwonowłosego wpłynął łagodny uśmiech.
  Być może wciąż w jego organizmie znajdował się alkohol, bo nie był w stanie logicznie wytłumaczyć swojego kolejnego posunięcia. Ostrożnie wszedł na łóżko i ułożył się za plecami młodszego. Od razu poczuł się tak, jak kiedy chłopak utulał go do snu na kanapie. Spokój i wywołujące go ciepło drugiego żyjącego człowieka. Odruchowo objął go ramieniem w pasie, szczerze obawiając się, że ten się obudzi, jednak nie dotrwał to tego momentu. Znów został pochłonięty przez sen.

...

  Druga pobudka była znacznie przyjemniejsza, mimo dalszej obecności bólu głowy. Ale nie był on już tak silny. Co ważniejsze, rozpraszał go widok słodkiej śpiącej twarzy niebieskowłosego. Jednym palcem odgarnął zagubiony kosmyk włosów z jego czoła. Naprawdę miał wyjątkową urodę jak na mężczyznę, ale zarazem nie był ani trochę kobiecy. Po kim ją odziedziczył? Bo na pewno nie po tych zaćpnaych pijaczynach, których spotkali wtedy w zaułku.
  Postanowił go nie budzić. Nakrył go kołdrą po samą szyję, tak jak zastał go w nocy i delikatnie wstał z materaca. Przeciągając się, strzeliły mu wszystkie możliwe kości, nawet  te, których nie był świadom. A w brzuchu głośno zaburczało. Chciał dać V wypocząć, po tym jak musiał się z nim użerać, więc do tego czasu zostało mu tylko jedno zajęcie. Przejęcie kuchni.
  Oczywiście Red potrafił gotować też inne rzeczy poza naleśnikami z czekoladą. Ale w swoim skacowanym stanie wolał, nie eksperymentować. Poza tym nie była to jego kuchnia, ani mieszkanie, które ewentualnie mógłby wysadzić. Dlatego padło na naleśniki z czekoladą i owoce, jakie były pod ręką. I tak jak to miał w zwyczaju, podrzucając posyłając placki w powietrze, nucił zachrypnięty każdemu znany klasyk - Highway to hell.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {27/03/23, 08:59 pm}

the-girls-film-font

   Obudził się w środku nocy, czując niespodziewany ciężar i machinalnie odsunął się od źródła, a zaraz głośno westchnął, zauważając obok siebie znaną mu sylwetkę. Nadal był na niego naburmuszony – za to że tak podle się upił, gdy niebieskoowłosy miał takie trudne dzieciństwo i za to że w całym mieszkaniu tak okropnie śmierdziało, jak w jego w rodzinnym domu. Całe szczęście szybko zrozumiał, że jakimś cudem nie czuł od niego alkoholu, a jego ręka, obejmująca go, była nawet przyjemna. Sam spał w jednym łóżku z innym mężczyzną od tak dawna. Nie miał zbytnio głowy na jakiekolwiek randkowanie. W środowisku w jakim przebywał nie było przystojnych dla niego mężczyzn czy chociażby takich, którzy byliby zainteresowani czymś innym niż jego tyłkiem. A Red wydawał się być inny, choć trochę interesował się samą osobą różowookiego. Nie odbył z nim stosunku seksualnego, gdy miał do tego najlepszą okazję – nie wykorzystał go. A potem zrobił mu jedne z najlepszych śniadań, jakie kiedykolwiek jadł. Może powinien dać mu szansę. I z tą myślą, westchnął ciężko, finalnie przysuwając się do niego bliżej, wtulając się w jego tułów. Pogłaskał go jeszcze delikatnie po przedramieniu, gdy cała złość z niego wyparowała i zasnął. Tym razem szybciej.
     Druga pobudka była mniej przyjemniejsza, bo obudził się już sam w dwuosobowym łóżku. Jeszcze zaspany, potarł wierzchem dłoni powieki, przeciągając się we wszystkie strony. Być może pozwoliłby sobie na jeszcze krótką drzemkę, ale wtedy do nozdrzy doleciał słodki zapach śniadania. Znajomy, przepyszny zapach, od razu postawił chłopaka na nogi, ale zamiast tak jak stał, wcisnął się w bokserki i w czyste, luźniejsze, czarne spodnie, do których przypięty był srebrny łańcuch z dużym kółkiem, a na górę założył crop top w tym samym kolorze, sięgający przed pępek. Robił to ze względu na wczorajsze słowa ich dłużnika, jak i na swój kompleks. Ale na te dwie sprawy było zbyt wcześnie, aby zwierzać się Redowi.
    Odsłonił jeszcze żaluzje przed wyjściem z pokoju.
     - Jeszcze się zakocham, jak częściej będziesz mi serwować naleśniki– skomentował z szerokim uśmiechem, zbliżając się do jednej z kuchennej szafki.  - Mam nadzieję, że się wyspałeś w moim łóżku. Ze mną – podkreślił, wygrzebując z białego pojemnika niebieskie opakowanie. W nim znajdowała się pokaźna kolekcja leków – tabletek, proszków, pigułek, sprayów, syropów, a także kolejne składowisko opatrunków i bandaży. V chciał być pewny, że zawsze będzie miał przy sobie wszystko, co potrzebne, w takich awaryjnych sytuacjach. Takich, jak ta teraźniejsza, bo otworzył całkiem nową tubę, wsypując tabletkę o smaku pomarańczowym do wysokiej, niebieskiej szklanki. Ta natychmiastowo po dodaniu wody zaczęła musować.
    - Wypij. Do dna – nakazał, przysuwając szklankę bliżej niego. I opróżnienie jej zawartości oczywiście nadzorował. Dopiero wtedy mógł zasiąść przy blacie i skupić się na oglądaniu mięśni mężczyzny, które tak perfekcyjnie pracowały ze sobą. Aż nie mógł powstrzymać się przed oblizaniem, tylko nie wiedział czy było to spowodowane pysznymi zapachami czy też nagimi mięśniami, które z chęcią by dotknął.
    Gdy przed nim został postawiony talerz z górą czekoladowych naleśników, od razu poczuł burczenie w brzuchu. Na talerz nałożył sobie od razu trzy placki, kładąc na nie dużą ilość bitej śmietany i jakby było mu jeszcze za mało słodkiego, nałożył na to czekoladowy krem, dla równowagi dodając kilka kawałków pokrojonych kiwi.
     - No co? - zapytał, podnosząc prawą brew do góry, kiedy wyczuł zdziwiony wzrok na sobie.
**
   Do opuszczonej fabryki przybyli chwilę po południu, gdy V skończył palić własnoręcznie skręconego skręta. Musiał zdać raport z ich wczorajszej roboty, a właściwie ocenić sprawowanie Reda, a przy okazji chciał się dowiedzieć, czy czeka go jego samego jakaś praca w najbliższej przyszłości.
   Pomachał na pożegnanie Redowi i następnie zniknął w kolejnym pomieszczeniu, gdzie również okna była przyciemnione, a ściany obskubane z tynkiem. Tutaj roznosił się jeszcze bardziej intensywny zapach palącej się trawki. A na środku pokoju, na krześle siedział łysy facet, z lekko przystrzyżonym zarostem. Na rękach miał pełno czarnych tatuaży, a co go przy tym wyróżniało, to wytatuowane prawe oko w czerwonym kolorze. Mężczyzna był o wiele bardziej umięśniony niż V i  uchodził za jednego z najniebezpieczniejszy osób w tej grupie. Zwłaszcza, gdy ludzie dowiadywali się o jego ksywce – Bomber i o tym, że pełni funkcję prawej ręki ich szefa.
    Oboje z mężczyzn darowali sobie jakiekolwiek przywitania. Od razu przeszli do rzeczy, gdzie V streścił wczorajszą wycieczkę do klubu, omijając kwestię ich tańca. Opowiedział o nienagannym zachowaniu Reda, o tym jak się spisał i nie miał z nim większych problemów, a także zaznaczył, że raczej jest godny ich zaufania.
Po wyjściu z pomieszczenia, kiedy nawet nie zdążył złapać kontaktu wzrokowego z Luckym, został wyciągnięty na bok przez Reda.
     - Aż tak się za mną stęskniłeś? - Zapytał, kokieteryjnie się uśmiechając, ale to, co od niego zaraz usłyszał, chwilowo wryło go w ziemię. Na początku myślał, że się kompletnie przesłyszał, czy że sobie z niego żartował, to widząc na ekranie telefonu dowód transakcji za dwa bilety na ulubiony zespół, poczuł jak z radości szaleje mu serce.  - Naprawdę się tak dla mnie postarałeś? - zapytał i zaraz po tym bez większego namysłu, szczęśliwy rzucił się mu na szyję, ciasno go do siebie przyciskając, a przy tym stojąc na palcach, by go dosięgnąć.
     - Nikt nigdy oprócz Lucky'ego nie robił dla mnie takich miłych rzeczy... Red, dziękuje – wyznał, czując jak momentalnie zaszkliły mu się oczy. Nikt nigdy nie zadał sobie tyle trudu, by popytać wokół, czym się interesuje, jakiej muzyki słucha, a tu niespodziewanie spotkał tego chłopaka i wydarzały się takie cuda. Zwłaszcza, kiedy usłyszał, że ma nie oddawać mu pieniędzy.
    Od kilku dobrych lat marzył, by pojechać na ich koncert, ale zawsze wypadało mu coś po drodze albo po prostu odległość była zbyt duża lub po prostu miał inne, ważniejsze wydatki, jak jedzenie. A tu w końcu jedno z jego małych marzeń mogło się spełnić. I to tak w dobrym towarzystwie. Dlatego tak bardzo się cieszył.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {02/04/23, 11:34 pm}

Gavin "RED" Rayne


  Na całe szczęście Leo długo na siebie nie kazał czekać, dzięki czemu naleśniki nie zdążyły wystygnąć. A przecież nie było niczego gorszego niż zimne placki. No zawsze można było podgrzać, ale według Reda to już nie było to samo, jak świeże ciasto rozpuszczające zawiniętą w nie czekoladę, zatapiając owoce.
- Ooo, a myślałem, że lecisz na mnie od kiedy połatałeś moje ucho. - Odparł drocząc się z nim na przywitanie, po czym zerknął przez ramię na chłopaka, lustrując go z lekkim uśmiechem. A w łóżku wyglądał tak niewinnie, ale jak widać wybudzony od razu wybrał stylowy, lekko wyzywający outfit. Co prawda nie było to nic bardzo wyciętego, ani nie ukazywało za wiele. Za to Luźniejsze spodnie jeszcze bardziej podkreślały jego już i tak zaskakująco szczupłą talię. Do tego dochodziły też delikatne, dobrze zarysowane mięśnie. Na miejscu niebieskowłosego to właśnie je przyozdobiłby łańcuszkami.
- I to jeszcze jak. Muszę przyznać, że jesteś całkiem niezłym termoforkiem. - Odparł z lekkim opóźnieniem, po czym wrócił oczami do swoich pracujących rąk. Mało brakowało, a by się oparzył przez to niewinne zapatrzenie.
  Tylko co jakiś czas kątem oka rejestrował poczynienia swojego rozmówcy. Pewnie szybko by go znudziło, gdyby nie pokaźna apteka jaką wygrzebał. Momentalnie przypomniał mu o Tinie. Ta zawsze miała w łazience całą szafkę poświęconą lekom i opatrunkom, które mogły przydać się w pierwszej pomocy. Być może był to nawyk ze starego zawodu, a może efekt rodzicielstwa i bycia żoną starszego Walkera. Mike zawsze potrafił sobie zrobić krzywdę najmniejszą pierdołą, jak na przykład papier, a przy tym wyglądało to jakby co najmniej zarżnął się nożem. I niby był najlepszy w swoim fachu.
  W lekkim zamyśleniu przerzucił kolejny placek na talerz, po czym drgnął, kiedy nagle przed jego twarz została podsunięta szklanka z nieznanym napojem.
- A więc to tak pozbywasz się świadków? - Spytał zaczepnie, nim wychylił na raz całą zawartość, nieznacznie się krzywiąc. Może i pomarańczowy smak pomagał zakryć smak specyfiku, ale Red od dziecka nienawidził wszelkich leków. - To gdzie moja naklejka dzielnego pacjenta? - Wisiał mu już nawet dwie - kiedyś będzie musiał się o nie porządnie upomnieć.
  Starając się ignorować nieprzyjemny smak w ustach, usmażył na szybko ostatnie placki, po czym postawił je przed niebieskowłosym, wraz z pustym talerzem. Drugi położył przed sobą i zasiadł naprzeciwko.
- Nic nic. Tylko trochę się śliniłeś. - Parsknął, zaraz układając jak najwięcej owoców na swój naleśnik. Było to ich drugie wspólne śniadanie i musiał przyznać, że dzielenie pierwszego posiłku dnia znacznie poprawiało mu humor z rana.

...

  Dobrze wiedział, że jego pierwsza robota zostanie zaliczona. Zastraszył gagatka, skutecznie wyciągnął od niego ostatnie grosze, a także nadwyżkę. Wątpił, że po takiej zabawie, odważy się jeszcze kiedykolwiek brać pożyczki, lub nie dotrzymywać umów z Umbrą. Szczerze nie podobało mu się pomaganie tym ścierwom, ale przynajmniej jego reputacja wskoczyła na wyższy poziom. A do swojego zadania potrzebował wyższej pozycji. Musiał mieć wszystkie nazwiska i ich dokładne lokalizacje. Obawiał się tylko, że V wspomni o nie poprawnym zakończeniu, ale to raczej nie miało wpływ na jego wynik.
  Oczekując na chłopaka, postanowił trochę powęszyć. Niby z nudów, ni to z niecierpliwości. A tak naprawdę rysował sobie dalszą mapę fabryki. Co prawda mieli jej plany, ale Umbra zdążyła znacznie zmienić układ niektórych pomieszczeń. Już miał zajrzeć do kolejnego przypadkiem, kiedy trafił na znajomego osobnika. Tego samego, który zamknął go w klatce z Big Paulem.
- Lucky, właśnie cię szukałem. - Zagadał od razu z uśmiechem, aby uśpić jego podejrzliwość. Chyba zaszedł odrobinę za głęboko jak jak świeżynkę. Ale wcale nie musiał mu jakoś specjalnie kłamać. W końcu i tak miał go w najbliższym czasie poszukać. - Chodzi o V. - Zaczął i zaśmiał się widząc, jak od razu na twarzy starszego pojawia się grymas niezadowolenia. - Spokojnie, to tylko niewinne pytanie. Nie planuję nic podejrzanego. - Podniósł ramiona w obrończym geście. - Powiedz - nie znasz może jego gustów muzycznych? Wiszę mu małą przysługę i pomyślałem, że jakiś wypad dobrze mu zrobi. Trochę się rozerwie chłopaczyna. - Wyjaśnił uśmiechając się niewinnie. Widział jak dłuższą chwilę mężczyzna bije się z myślami, rozważając wszystkie za i przeciw, ale ostatecznie jego przywiązanie do niebieskołowego wygrało. Był jego słabym punktem - warte zanotowania.

...

  Bawiąc się telefonem Red wrócił pod pomieszczenie, w którym zniknął wcześniej V. Dzięki informacjom od Lucky'ego wiedział doskonale czego ma szukać, choć nie było to łatwe do zdobycia. Najlepsze miejsca już dawno były wyprzedane, ale zawsze można było liczyć na sępiska. Przepłacenie to mały koszt za wkupienie się w łaski członka Umbry. Tym bardziej tak ważnego. Poza tym musiał przyznać, że nieźle się z nim dogadywał, a gdyby nie jego przynależność do tej cholernej organizacji, to z pewnością, chciałby się do niego zbliżyć. Jeśli już go wykorzystywał, to niech chociaż chłopak ma z tego jedno miłe wspomnienie.
  Jak tylko V opuścił pomieszczenie, zgarnął przed Luckym, zarzucając mu rękę na ramiona i obdarzył lisim uśmieszkiem.
- I to jak. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na sobotę? A jak masz to lepiej je skasuj. - Mówiąc to podsunął mu pod nos swój telefon, na którego wyświetlaczu widniały cztery charakterystyczne litery, które chłopak z pewnością dobrze znał - BMTH. W jednej chwili jego mimika zmieniła się z zadziornego uśmiechu w lekki szok, tylko po to aby zaraz złagodnieć do radości pomieszanej z poruszeniem. Tego ostatniego kompletnie się po nim nie spodziewał.
  Zaskoczony objął chłopaka jednym ramieniem, kiedy ten się na niego rzucił. Poczuł, jakby w sekundę udało mu się zburzyć wszelkie mury, jakie zbudował wokół siebie niebieskowłosy. Informacja od Lucky'ego okazała się aż za bardzo skuteczna. Przełknął nerwowo ślinę. Przez przypadek zabrnął w tą relację zdecydowanie zbyt głęboko. Teraz Leo wyglądał jak normalny dzieciak, który wpadł w nieodpowiednie towarzystwo.  
- Mam nadzieję, że to pokrywa wszystkie moje długi? - Parsknął w końcu wracając do rzeczywistości i rozczochrał jego kolorową czuprynę. - W końcu tak ładnie się mną zajmujesz pielęgniareczko. - Dodał uśmiechając się zaskakująco łagodnie, wpatrując się w świecące się z radości róże tęczówki. Nie mógł w to głębiej zabrnąć, ale postanowił dać chłopakowi to ostatnie miłe wspomnienie. Może po tym wszystkim nie znienawidzi go aż tak bardzo...

...

  Przez kolejne dni rzadko widywał V. Od kiedy chłopak za niego poręczył, Red dostał zaskakująco sporo drobnych robótek, które miał wykonać samodzielnie. W znacznej większości były to znane mu ściągania długów, lub też dostarczanie paczek z ściśle tajną zawartością. Zapewne cholernie nielegalną, do czego nienawidził przykładać ręki, ale dzięki temu zbierał kolejne adresy powiązanych z Umbrą. Nie minął nawet pełny tydzień, a tablica w jego biurze zdążyła rozrosnąć się na ścianę. Oczywiście musiał się ze wszystkiego spowiadać Evansowi, pomijając jednak planowany wypad na koncert. Nie musiał tego wiedzieć.
  W dzień koncertu, godzinę przed zajechał pod dom niebieskowłosego czarnym chevroletem impalą z 67. Kochał tą furę nad życie, ale też nie oszczędzał chowając w garażu. Lubił się nią chwalić i zabierać na wyjątkowe okazje. A taką był oczywiście wypad na koncert z V. Nieświadomie sam za bardzo się w to wczuwał, choć nie miało to być nic wielkiego. Nic specjalnego. Tak jak jego ubiór, do którego przez ostatnie lata nie przywiązywał żadnej uwagi.  A tego wieczora jakimś cudem zachciało mu się ubrać poszarpane czarne jeansy i bordową koszulę, którą specjalnie niedbale zapiął tylko do połowy, aby ciekawski wzrok pewnych różowych tęczówek mógł prześlizgnąć się pod piercingu jaki zdobił jego sutki. Dodatków również nie zabrakło. Jak kilku wisiorków, które dobrze ze sobą współgrały na nagiej klatce piersiowej oraz dwie bransoletki na lewym nadgarstku. Ba, nawet wygrzebał z szafy swoje stare glany i skórzaną kurtkę, ze swojego okresu buntu przed całym światem. Nie założył też swojej ukochanej czapki, a włosy postawił z jednej strony na delikatny żel, również przy jego pomocy stylizując resztę, aby wydobyć ich delikatny skręt.
  Gdyby tylko siebie widział czyimiś oczami, już dawno by się zdzielił po łbie. Po co to robił? To znacznie wykraczało poza chcenie się wczuć w koncertowy nastrój. Ale na rozmyślenia było za późno, kiedy zapukał do drzwi niebieskowłosego. Nawet nie miał sekundy na rozmyślanie o taktycznym wycofaniu, bo V otworzył dosłownie sekundę później, zupełnie jakby już od dłuższego czasu przed nimi warował.
 Red parsknął nie mogąc nie zauważyć tej uroczej reakcji.
- Gotowy? - Spytał, choć tak naprawdę nie musiał, bo chłopak właśnie zamykał za sobą drzwi. Zdecydowanie czekał na niego od co najmniej pół godziny mimo, że sam Red przybył znacznie wcześniej przed umówionym czasem. Oboje byli tak ślepi na to co się działo, że już z pewnością nie było dla nich ratunku.

  Kierując się na stadion, Red z uśmiechem wysłuchiwał monologu V na temat jego ulubionego kawałka, na który tak bardzo liczył. Nie było szans, żeby jego dobry humor nie udzielił się Redowi. Nawet na moment zapomniał o przykrej rzeczywistości i swojej zemście.
- Spokojnie, nie uciekną ci. Jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia, a przed nami jeszcze otwarcie. - Zaśmiał się, kiedy ledwo zdążył zaparkować, a V już wyskoczył z auta. Teraz już wiedział, jak jego brat czuł się zabierając go na koncerty wieki temu. Nie mógł zaprzeczyć, że zachowanie niebieskowłosego zwyczajnie go rozbrajało. Nawet jego język nie był tego wieczoru tak cięty. Naprawdę chciał, aby młodszy zapamiętał ten wypad jako przyjemne wspomnienie.
  Pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, po czym udał się razem z nim do bramek, gdzie ich prawe nadgarstki zostały naznaczone papierowymi, acz bardzo wytrzymałymi bransoletkami. Mieli miejsca pod samą sceną.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {11/06/23, 12:52 am}

the-girls-film-font

    - Tak, nawet z nawiązką – odpowiedział.  - Nie musisz mnie zabierać na to jedzenie – dodał, zrywając tę część umowy między nimi. I zanim puścił go ze swoich objęć, wolną dłonią starł samotną łzą, która jeszcze nie zdążyła pocieknąć po policzku. I całe szczęście, bo pokazywanie łez w takim środowisku było złe traktowane. Pokazywało, że jest się słabym, że jednak miało się słabe strony. Nawet jeśli były to tylko łzy szczęścia. Ale jak mógł aż tak tego nie przeżywać?
    Uwielbiał ten zespół i ich koncert był odkąd pamiętał na jego liście „do zrobienia”. Tak samo lubił towarzystwo czerwonowłosego. W przypływie takiego szczęścia nawet nie przyczepił się do „pielęgniareczki”, mimo że takie przezwisko nie za bardzo mu pasowało.
     W noc przed koncertem nie mógł zmrużyć oka, będąc tak przepełnionym ekscytacją. Skończyło się tylko na kilku drzemkach, a resztę czasu spędził na snuciu planów odnośnie wieczoru. Zastanawiał się w co się ubierze – czy wybrać czarną kurtkę czy może tę jeansową z ćwiekami. Czy założyć glany czy conversy. Więc finalnie wstał z łóżka i zapalił światło, a następnie wywalił zawartość białej komody na właśnie łóżko, główkując nad kreacją. Chciał przede wszystkim ładnie wyglądać, wyróżniać się spośród bandy dzieciaków i nastolatków, a także podobać się Redowi, co oczywiście głośno nie przyznał, ale na samą myśl o nim, uśmiechał się.
    Nie obyło się bez oglądania filmików z koncertów na youtubie, gdzie mógł typować, jakie piosenki zagrają na dzisiejszym koncercie, a nawet sprawdzał na grupie na facebooku wszelkie informację, by się lepiej przygotować.
   Finalnie na nogach był już o szóstej, przygotowując sobie śniadanie. Oh, jak żałował, że było z nim Reda, który mógłby go przywitać pysznymi czekoladowymi plackami. Nawet nie wiedział, kiedy stały się one jego ulubionym posiłkiem, ale teraz musiał nacieszyć się tylko grzankami z rozsmarowanym na nim awokado.
   Kolejne godziny wyczekiwania, spędził na zabijaniu czasu. Najpierw zajął się sprzątaniem całego mieszkania, a później swoimi drugimi obowiązkami, jakimi było porcjowanie narkotyków na uncję i wyprodukowaniu kilku porcji tańszej alternatywy kokainy, czyli cracku. Starczyło mu nawet czasu na zrobieniu jego dealerskiego specjału, czyli różowego proszku. Następnie posprzątał jak gdyby nic swoje miejsce zbrodni, jakim była kuchnia i drewniany stół w salonie.
   Na nogi powędrowały lekko luźne, skórzane, czarne spodnie. Te na prawym udzie – w jego połowie – miały prostokąt, odkrywający skórę, tylko otuloną frędzlami z biało-szarymi koralikami. Spod przeciętych na pół nogawek wystawały ciężkie buty na lekko wyższej podeszwie. Wbrew pozorom, często je nosił.
   Na górę założył czarny, przezroczysty mesh top na długi rękaw, a na to harness, z grubymi klamrami, który idealnie podkreślał talię i pierś chłopaka. Outfit koncertowy został dopełniony luźną, skórzaną marynarką, jak i paskiem ze srebrną klamrą. Popsikał się jeszcze ulubionymi perfumami o zapachu cytryn, wymieszanych z jabłkiem i z imbirem.
   Tak wystrojony, usiadł na kuchennym barku, niecierpliwie stukając palcami o blat. W końcu wstał i zaczął łazić w kółko po korytarzu i salonie, w głowie nucąc ulubiony kawałek, ale finalnie usłyszał pukanie do drzwi i wtedy z prędkością światła i z wielkim uśmiechem na ustach, otworzył przybyszowi drzwi.
    - No jasne – odparł, zamykając drzwi.
    Pokiwał niedowierzająco głowo, widząc markę auta mężczyzny, które od razu rozpoznał poprzez kolejną robotę wykonywaną przez jego gang. Chevrolet impala z rocznika sto dziewięćset sześćdziesiąt siedem idealnie pasował do image'u, który kreował Red.
   I gdy tylko wsiedli do auta i po zapięciu pasów, jedynym tematem był koncert. A raczej monolog, który czerwonowłosy chcąc czy nie chcąc musiał wysłuchiwać, kiedy niebieskowłosy opowiadał mu o historii powstania „Shadow Moses” czy jak opowiadał mu o najnowszych aktualnościach dotyczących zespołu.
   W końcu mógł jak poparzony wypaść z auta, ciągnąc towarzysza ze sobą do bramek. Całe szczęście jeszcze nie było tłumu ludzi ze względu na dość wczesną porę.
    - Nie, ale ty możesz. - Wystawił do niego język.
   Z kolorowymi bransoletkami dostali się pod same bramki, skąd mieli doskonały widok na całą scenę, ale to co go tym razem zainteresowało to ubranie Reda. Fuksją bijącą z tęczówek przeskanował jego ubranie, a zwłaszcza błyszczące się teraz na niebiesko przez reflektory, kolczyki w sutkach. Bez żadnego wstydu przejechał po nich wzrokiem, by później skupić się na dodatkach, przy tym szeroko się uśmiechając.
    - To dla mnie się tak wystroiłeś czy dla Ollivera? - zapytał.  - Bo jeśli dla tego drugiego, to mimo że go uwielbiam, to będzie mi przykro – dodał, śmiejąc się.
   Na rozgrzewkę tłumu, na scenę wszedł support. Mimo tego już wtedy fani zaczęli się świetnie bawić i powodować większy ścisk, napierając na tych stojących na przodzie. Oczywiście V kompletnie to nie przeszkadzało, a dodawało koncertowi uroku. Tu już świetnie się bawił, czując buzujące serce w piersi, zlewające się z głośnym rytmem basów.
   Ale w końcu, po godzinie oczekiwania, na scenie pojawili się ci, na których najbardziej wszystkim zależało. Pierw wyłonił się wielki baner z nazwą zespołu wraz z migającymi białymi i czerwonymi reflektorami, w akompaniamencie gitary elektrycznej. Tłum widowni wtedy poderwał się i zaczął piszczeć i krzyczeć, dopingując zespół. Sam V nawet nie hamował się krzyczeć w obecności Reda. Tak samo jak wyśpiewując z tłumem znane im piosenki, praktycznie zdzierając sobie gardło. Kątem oka widział płaczące ze wzruszenia dziewczyny, drugim okiem obserwował wysoko podniesiony baner bruneta.
   Atmosfera na scenie robiła się coraz gorętsza, a przy ich starym hicie „Can You Feel My Heart”, tłum zrobił się jeszcze głośniejszy, wykrzykując cały tekst i bujając się w rytm muzyki. Wtedy Leo nie omieszkał się złapać ręki swojego towarzysza i nią wymachując. Był naprawdę szczęśliwy, mogąc się wyszaleć, wykrzyczeć i poczuć tę cudowną atmosferę. Zwłaszcza, kiedy kazano im rozejść się na dwie grupy i utworzyć tak zwaną ścianę śmierci. Obie grupy na znak rzuciły się na siebie, przedzierając się i miażdżąc się nawzajem, przy czym towarzyszyły śmiechy. Oczywiście każda osoba, co nagle traciła równowagę, szybko zostawała podniesiona.
   Ale najlepsza chwila dla obojgu mężczyzn miała jeszcze nadejść. Kiedy z ruch wokalisty wybrzmiała wolniejsza piosenka, niebieskowłosy zwrócił większą uwagę na Reda. Z delikatnym uśmiechem się mu przeglądał, obserwując jego mimikę. W jednej chwili stał się dla niego jeszcze bardziej przystojniejszy niż zazwyczaj, gdy podziwał lekko krzywy nos mężczyzny, który zdecydowanie dodawał mu uroku, jak i słodko, ostre kły. A jego blada karnacja cudownie komponowała się z ciekawym odcieniem tęczówek, te niestety były często zasłaniane przez kolorowe światła.
    Po dłuższej chwili niewiele myśląc – czy to chcąc tak mu podziękować za wspaniały wieczór, czy zaintrygowany jego urodą, nachylił się nad nim i już wtedy, kiedy chciał go ucałować w policzek i zaraz udawać, że to nie on albo że nic się nie stało, jego usta niespodziewanie natrafiła na te drugie. To od razu sprawiło, że przez ciało młodszego przeszedł jakby elektryczny dreszcz i korzystając z okazji, przymknął powieki, zaraz uśmiechając się zadziornie tuż przy jego ustach.
    - Nie wiedziałem, że z ciebie aż takie jest ziółko – skomentował całą sytuację, nachylając się nad jego uchem, żeby go mógł w tym hałasie usłyszeć.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {11/06/23, 06:36 pm}

Gavin "RED" Rayne


  W życiu nie podejrzewał, że przyjdzie taka chwila, w której poczuje się speszony przez zaczepne pytanie. Dawniej owszem, ale po tym całym dramacie? Myślał, że już dawno wyzbył się tak niewinnych uczuć. A jednak pytanie niebieskowłosego uświadomiło mu, że to właśnie dla niego tak się odstawił. Ubranie, włosy, perfumy. Poszedł na całego niczym nastolatek na pierwszej randce. Ale oczywiście nie dał tego po sobie pokazać. Szelmowskim uśmiechem ukrył delikatne speszenie.
- Zawsze możesz zgadywać. - Odparł nie rozwiewając nadziei chłopaka, ale też nie zdradzając się wprost.
  Na koncercie nie był od dawna. Kluby, nocne bary - owszem, ale było to coś zupełnie innego od koncertu na stadionie. Najbardziej różniło się oczywiście liczbą uczestników, która nawet pomimo tak ogromnego budynku, wydawała się zbyt wielka. Na ścisk nie narzekał, bo wciąż znajdował się blisko swojego towarzysza, a dzięki temu miał wymówkę do jeszcze bliższego zbliżenia się. Jego wyćwiczone policyjne oko, czuwało na chłopaku, jednak to też była po części wymówka. W komplemencie świateł V wyglądał zabójczo. W przenośni i dosłownie, bo według znanych mitycznych stworzeń zwanych moherami, miał już trzy ciała w swojej szafie i obecnie polował na kolejnego biednego grzesznika. Natomiast według Reda był przede wszystkim przecholernie atrakcyjny. Jego włosy wręcz neonowe, chłonęły całą gamę tęczy, a fuksyjne tęczówki iskrzyły się radośnie, kiedy ich właściciel zdzierał sobie gardło do ulubionych piosenek. Oczy czerwonowłosego miały problem skupić się na jednym z elementów, bo zaraz zostały przyciągnięte przez kolejny drobiazg, kiedy V zmieniał pozycję. Oczywiście już wcześniej jego outfit nie przemknął mu obojętnie, ale teraz w ruchu prezentował się świetnie i doskonale podkreślał każdy kawałek jego pięknego ciała. Poczucie winny było ogromne, ale zdrowy rozsądek całkowicie wyleciał przez okno, gdy tylko smukłe palce złączyły się z jego dłonią. Co prawda niedługo po tym zostali rozdzieleni przez szaleńczy tłum, ale to nie wystarczyło, żeby oprzytomniał. Zapomniał o tym kim miał być i wrzucił na luz, już nie udając, że się dobrze bawi, a naprawdę oddał się szaleństwu.
  Przeszkodziło mu tylko drobne wyczerpanie, ale wtedy z pomocą przyszedł wolniejszy kawałek. Wtedy i tłum i on mógł odrobinę ochłonąć, przed kolejnymi atrakcjami. Tylko, czy będą się one jakkolwiek dla niego liczyć? Czuł na sobie wzrok partnera, co miało ogromny wpływ na podbicie jego ego. Miał nie wchodzić w to zbyt głęboko, a mimo to uwielbiał ten pożądliwy wzrok różowych tęczówek krążących po jego ciele.
  Kątem oka widząc, jak te zbliża się do niego, niemal automatycznie odwrócił ku niemu głowę doprowadzając do pocałunku, który zaskoczył ich obojga. Ale przez żadnego z nich nie został odrzucony. Tak jak się spodziewał, wargi Leo były niesamowicie delikatne, jak i niesamowicie gorące. A kiedy jeszcze rozkwitł na nich po rozłączeniu, ten charakterystycznie łobuzerski uśmiech, Red nie mógł się powstrzymać przez wyszczerzeniem.
- Rozczarowany? Możemy to jeszcze powtórzyć. - Odparł również przybliżając się niebezpiecznie, aby ten mógł go usłyszeć. Jego ramię zawędrowało śmiało na szczupłą talię, co by mu nie uciekną, ale niestety zespół, jak i tłum miał inne zamiary.
  Kolejny utwór był jednym z mocniejszych, ale też znanych. Widownia od razu zaczęła wykrzykiwać doskonale znane słowa, a wokalista wystawiał w jej kierunku mikrofon. Oczywiście V nie mógł zostać w tyle i sam przyłączył się do wspólnego śpiewu. Red natomiast wpadł na jeden ze swoich diabelskich pomysłów, jakim było zanurkowanie między nogi niespodziewającego się niczego chłopaka. Zapłacił za to kilkoma wyrwanymi włosami, ale ostatecznie niebieskowłosy wylądował na jego ramionach, znacznie polepszając jego widoczność. Takim oto sposobem zwrócili na siebie sporo uwagi, również samych gwiazd wieczoru, którym najwidoczniej spodobał się jego wyjątkowy kolor włosów, jak i ogólny wygląd. Bo któż mógłby mu się w tamtym momencie oprzeć?
  V został zaproszony na scenę, ale wcale nie oznaczało to, że zostawił Reda. Wręcz przeciwnie, wciągnął go razem ze sobą. Nie taki był plan, ale nikt nie psuł zabawy. Ale o ile V zabrał się za wspólne śpiewanie z wokalistą, tak Red wiedział, że głosu do tego nie miał i wolał oszczędzić uszy zebranych. W zamian za to w jego rękach wylądowała gitara elektryczna. Ciesząc się, że znał kilka kawałków zespołu i grali akurat ten bardziej, który lepiej spamiętał, był wstanie dać niemalże zawodowy popis.
 
  Przed zakończeniem koncertu, zostali odesłani na widownię, ale nie obyło się bez podarowania autografów. Dla Reda co prawda nie miało to takiego znaczenia, jak dla V, ale też była to dla niego ważna pamiątka ze wspólnej imprezy.
  Ale jakby dobrze się nie bawili, ich ciała powoli zaczynały wyczerpywać resztki energii i domagały się świeżego, pysznego paliwa. Najbardziej wody, po całych tych wrzaskach, ale i żołądki ściskały domagając się jedzenia. Celem więc zostały liczne budki ustawione wokół stadionu. Zdrowych opcji brak, ale kto by się po takiej zabawie tym przejmował? Red zakupił na jednym stoisku dwie porcje dużych frytek z sosem truflowym, podawane w charakterystycznym rożku z papieru oraz licznymi dodatkami.
- Poproszę też małe pi... wo - Dokończył niemrawo od razu czując jak niebieskowłosy wbija mu sztylety wzrokiem. No tak, ostatni mały drinczek nie skończył się tak niewinnie. - Eh, jednak dwie pepsi styknom. - Poprawił się ku zadowoleniu towarzysza. Kolejną ofiarą został sklep z koszulkami i innymi rzeczami z logami zespołu. V nie mógł przepuścić takiej okazji do przymiarki, a Red widząc jak cudownie błyszczą te jego fuksjowe tęczówki, zapłacił sprzedającemu z nawiązką, żeby nie zdradzał jego tożsamości.
- Dla ciebie nic. Prezent od sekretnego adoratora. - Poinformował sprzedający, a Red zdążył odejść kawałek dalej, udając zainteresowanie zabawną popielniczką.

  Pozostało tylko znalezienie jeszcze spokojnego miejsca na zjedzenie smakowicie wyglądającego posiłku, a żadnemu nie widziało się ściskać przy oblepionych stolikach. Celem więc została pobliska plaża, której nie brakowało w Miami, dzięki czemu rzadko kiedy były zatłoczone. Według Reda było to jedyny plus tego miasta.
  Po dotarciu na miejsce, czerwonowłosy odłożył ostrożnie w piasku jedzenie i uśmiechem obserwował jak jego partner, wyskakuje z ciężkich butów.
- Aż tak się rozgrzałeś? - Oczywiście sam nie miał co zwlekać i zabrał się za rozbrajanie sznurówek. - Użyczyłbym ci swojego prysznica, ale skoro wolisz popływać z rybkami, to cię nie zatrzymuję~ - Roześmiał się.
  A zapłacił za to wciągnięciem do wody, jak tylko zbliżył się do młodszego mężczyzny.
- A ty mały~! - Odgroził się na żarty, chlapiąc go wodą. A kiedy ten ze skruchą chciał mu pomóc wstać, Red wykorzystał okazję do przyciągnięcia go do siebie. W efekcie czego niebieskowłosy wylądował w wodzie, siadając okrakiem na Redzie, który wyszczerzył się cholernie zadowolony ze swoich czynów.
  Woda była chłodna, sprawiająca, że ich ciała drżały przy letnim wietrzyku, ale chyba żadnemu to w tamtej chwili nie przeszkadzało. Szczególnie nie czerwonowłosemu, którego ręka odgarnęła mokre niebieskie kosmyki z twarzy chłopaka, a następnie ulokowała się na jego karku. Odbijająca się zakłócona woda w jego kolorowych tęczówkach, tylko dodawała im uroku, jak światła na koncercie. Żałował bardzo, że nie dane było mu zobaczyć ich naturalnej barwy, ale nie znaczyło to, że straciły na uroku. Wspierając się wolnym ramieniem, podniósł się do pół siadu, tym samym niebezpiecznie zbliżając się do jego delikatnie rozchylonych śmiechem warg. Może jednak nie powinien sobie tego odmawiać? Pomimo kłopotliwych okoliczności, poznanie V było jednym z najlepszych momentów w jego życiu od chwili utracenia brata. Jego będzie w stanie ochronić. Musiał. Nie zważając za cenę jaką przyjdzie mu zapłacić za swoją samolubność. Dokona swojej zemsty i wyrwie V z tego bagna.
  Z tą myślą nie zawahał się już. Przyciągnął chłopaka do pocałunku, językiem trącając jego wargi, aż te nie rozchyliły się zapraszając go do środka. Choć sypiał z wieloma osobami, żadna nie potrafiła samym pocałunkiem przyćmić wszystkich problemów świata, jak V. Jego gorący język, gorączkowo walczący o dominację, słodki smak jego ust, rozpalone policzki i te jego zabójcze oczy. Ramionami otaczał go coraz ciaśniej, przyciągając go jak najbliżej siebie, aby tylko nie stracić cudownego ciepła, jakie ze sobą dzielili.
  Niestety w pewnym momencie taki zabieg kosztował go utratę podparcia, a co za tym idzie równowagi. Z napierającym na niego niebieskowłosym, Red wylądował całkowicie rozłożony na piasku, co nie był dobrym pomysłem, bo znajdowali się na samym brzegu. Wystarczyła więc mocniejsza fala, a głowa Reda znalazła się pod wodą. Jak oparzony zerwał się do siadu z trzymanym chłopakiem i splunął wodą w bok.
- No teraz to na pewno przyda nam się prysznic. - Skrzywił się czując piasek między zębami.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {30/06/23, 12:15 am}

the-girls-film-font

   - Hmm, trochę za krótko – odparł od razu, nadal się uśmiechając. Tym samym przyznał, że miał ochotę jeszcze na drugi pocałunek, tym razem trochę dłuższy, pogłębiony i może z użyciem języka. Ale czy niebieskowłosy żałował wypowiedzianych odważnych słów? Absolutnie nie. Jego towarzysz przecież też nie był niewiniątkiem, zwłaszcza, gdy poczuł jego dłoń na swojej tali. Był po prostu ciekawy, jakie są umiejętności Reda w całowaniu, skoro już znał te poznane w strzelnicy. Był także ciekawy jego smaku, ot tak po prostu. Tak przynajmniej wolał to sobie tłumaczyć.
    Oczywiście ta chwila nie mogła trwać wiecznie na wydarzeniach takich jak to. Tłum nie pozwoliłby im na dalszy podryw, zwłaszcza, że ledwo się słyszeli, a także ci z tyłu ciągle na nich napierali. Wkrótce zaskoczony V znalazł się w górze, znajdując się na kolanach mężczyzny. Musiał przyznać, że pomimo względnego niebezpieczeństwa w takiej pozycji, to mimo wszystko mu ufał, nawet przez chwilę w ogóle się nie trzymając jego czerwonych włosów, a wtedy wymachując rękoma do rytmu znanego mu kawałka. Aczkolwiek od razu odnotował powoli wybijający się prawdziwy odcień włosów w postaci odrostów.
      Jednakże największym zaskoczeniem był fakt zaproszenia go na scenę. Kompletnie się nie spodziewał, że nagle, spośród tłumu głośnych nastolatków, zostanie wybrany właśnie on. Wtedy na jego ustach zakwitł szeroki uśmiech, a serce od razu zabiło mocniej. Tak bardzo uwielbiał ten zestaw, ich członków, muzykę, a teraz będzie miał okazję stanąć z nimi na tej samej scenie muzycznej. Sam fakt, że mogli oddychać tym samym powietrzem, było dużym osiągnięciem.
       Oczywiście za sobą pociągnął Reda, nie dając mu chwilę na rozmyślenia. Też chciał, żeby poczuł się wyjątkowo. Tak niebieskowłosy dotarł do Oliego z wielkim bananem na twarzy i miękkimi nogami, gdy jego idol zaczął śpiewać kolejną piosenkę, pozwalając mu na korzystanie z mikrofonu. Niebieskowłosy nie przejmował się, czy może fałszował, czy nie, liczyła się tylko ta chwila i fakt pobycia przy idolu. Zwłaszcza, kiedy z bliska mógł podziwiać jego tatuaże, a także dostać autograf na znalezionej kartce w swoich spodniach. Na jej drugiej stronie były jakieś jego luźne notatki.
       Po kolejnym bisie zespołu, niestety koncert się skończył i już, gdy zostali wypuszczeni zza bramek i zrobiło się trochę ciszej, chłopak nie omieszkał się ukazywać swojej ekscytacji i podpytywać Reda o wrażenia. Uciszył się dopiero, gdy znaleźli się przy budce z frytkami. I od razu jego fuksjowe spojrzenie wbiło się w chłopaka, gdy ten miał zamiar kupić piwo. Od razu sobie przypomniał to jak wystarczyły mu tylko dwa drinki, by się upić, żeby musiał go prowadzić do swojego mieszkania i na miejscu zajmować, jak małym dzieckiem. A to przypominało mu rodzinny dom.
       Dlatego uśmiechnął się, gdy wybór padł na pepsi. Tę po otworzeniu od razu opróżnił do połowy zawartości, nawilżając zaschnięte gardło po zdzieraniu głosu. W myślach zaś odnotował, żeby oddać mu pieniądze za jedzenie i właśnie za picie. Uważał, że i tak za dużo na niego wydał, począwszy na paliwa i na drogim bilecie.
       Oczy niższego szybko zostały przykute przez sklepik, gdzie porozwieszane były wszystkie koszulki z oryginalego merchu, jak i czapki, bluzy, płyty czy nawet kasety. Nie mógł się powstrzymać przed chociaż nie oglądaniem koszulek z interesującymi go wzorami.
     Dlatego wcisnął swoją porcję towarzyszowi, po czym zabrał się za buszowaniem między regałami. Jego uwagę najbardziej przykuła czarna bluzka w czerwono-czarnej kolorystyce. Na jej środku widniał zespół w stylu kartnonowym, a nad nimi znajdował się napis „BMH”. Również czerwony, jakby zrobiony z gałezi drzew lub piorunów. Podobała mu się też czapka w tej samej kolorystyce, ale w porę zorientował się, że nie za bardzo nosi takie dodatki.
     A jakie było jego zdziwienie, gdy przy kasie został poinformowany, że nic nie musiał już płacić. Odwrócił się na bok, spodziewając się obok siebie zadowolonego Reda, ale ten znajdował się już kawałek dalej. Niemniej jednak V rozumiał, że był to kolejny prezent od niego. To jeszcze bardziej spotęgowało szczęście chłopaka i wielki, malujący się na ustach uśmiech.
     - Wiedziałeś, że mam sekretnego adoratora? Mam nadzieję, że jest choć w połowie tak samo przystojny jak ty – zagaił, odbierając od niego frytki. Zamoczył kilka frytek w białym sosie, od razu czując eksplozje smaku na języku.
**
     Na plaży prawie od razu, kiedy zeszli ze schodków i drogi, zbliżając się do spokojnego oceanu, zabrał się za rozwiązywanie butów.
     - Chciałem trochę pomoczyć nogi, głupku – skomentował, śmiejąc się. Zwłaszcza, że po piasku ciężko chodziło się w jakikolwiek butach, a o tej porze piasek był już przyjemnie chłodny, a nie rażący, jak to bywało przy gorących dniach.
      Za ten przytyk niewiele myśląc, szybko pociągnął czerwonowłosego do niemalże czarnej dłoni, w której to odbijał się tylko blady księżyc, głośno się śmiejąc. Za chwilę ochronił się dłońmi przed jego atakiem, już mocząc delikatnie włosy, ale gdy się uspokoił, wyciągnął go z wody, chcąc mu pomóc. To przepłacił chwilową stratą równowagi i wylądowaniu wprost na Redzie. Tam zawisł prosto nad nim, z lekkim uśmiechem go obserwując z takiej perspektywy. Zimna woda co rusz nieprzyjemnie smagała ich ciała, powodując dreszcze przynajmniej u niebieskiego. Nigdy nie zwrócił uwagę na temperaturę nocnych plaż w Miami.
     Bardziej interesował go Red. Ciepłe, brązowe tęczówki wpatrujące się tylko w niego, w których widział swoje odbicie. Charakterystyczny, lekko krzywy grzbiet nosa, ale jednocześnie drobny i zadarty do góry oraz blizna, po której przejechał delikatnie palcem, łudząc się, że kiedyś zasłuży na opowiedzenie historii jej powstania. W szczególności interesowały go lekko zaróżowione wargi o ciekawym kształcie, być może dobrze pasujące do tych jego. Także ciekawiły go wystające krwi, wydające się ostre. Czy by go zakuły przy głębszym pocałunku? Jednocześnie jego oczy ciągle wracały spojrzeniem na te jego, zapamiętując te wspomnienie.
     Cisza między nimi wcale nie była niezręczna, jak to się zdarzało w przypadku niektórych spotkań, a wręcz okazała się być nagrodą. Red, jakby odczytał pragnienia V, przyciągnął go do pocałunku. Ten drugi wcale mu się nie opierał, chcąc tego samego. Dlatego od razu rozchylił usta, pozwalając na głębszy pocałunek. Sam oparł się tylko jedną ręką, drugą opierając o jego policzek. I szybko jeszcze bardziej obniżył się do niego, tylko jeszcze bardziej chcąc pogłębić pocałunek i ani myślał, żeby się od niego odsunąć. Tak dawno nie był w żadnej relacji, nie chcąc tracić czasu na tych wszystkich smalców alfa w ich gangu, którzy myśleli tylko o jednym, a nie o zbudowaniu innej relacji czy na takich, co to rzucali kurwami, co słowo. Red... wydawał mu się być całkowicie inny, to pewnie sprawiało, że tak go do siebie przyciągało. Może to sprawiało, że chłonął pocałunek całym sobą, czerpiąc z niego czystą przyjemność.
     Lekko zamroczony zauważył z opóźnieniem, że ten zdążył zanurzyć się pod wodą. Całe szczęście nikomu nic się nie stało, a chłodna woda docierająca do karku Leo, skutecznie go ocuciła do końca.
     - Mam nadzieję, że żadnej rybki przypadkowo nie połknąłeś, co? - Zaśmiał się. - Przyznaj, że dobrze całuje – nawiązał, uśmiechając się szeroko. - Bo w takim tempie uzależnisz się od moich pocałunków. - Po tych słowach powoli z niego wstał i następnie wyciągnął do niego rękę, czując jak całe jego ubrania lepią mu się do wszystkich partii ciała. Również piasek miał wrażenie, że czuł wszędzie, nawet pomiędzy pośladkami. Uroki plaż.
    - Przyjdziesz do mnie rano na zdjęcie szwów? - zapytał, jakby od niechcenia, zbierając rzeczy z piasku, ale tak naprawdę zależało mu na zobaczeniu się z nim znowu, jeśli jednak mieliby zaraz się rozstać. Poza tym naprawdę powinien zdjąć mu szwy.
**
    Z wielką chęcią zgodził się na nocowanie u Reda. Tak dobrze spędził z nim wieczór, że na pewno trudno byłoby im się rozstać tego dnia. W końcu nie zdążył się wygadać o koncercie! Co od razu zrobił, znowu nawijając o tym w czasie jazdy z powrotem. A wybór padł na mieszkanie Reda tylko dlatego, że mieli bliżej od stadionu.
   Tam od razu Leo zajął łazienkę, uprzednio zamykając drzwi na klucz. To nie tak, że uważał, że Red postanowi go odwiedzić bez pukania, tylko to jego kompleks małego przyrodzenia mu w tym nie pozwalał w razie pomyłki.
    Wziął trochę dłuższy prysznic niż zwykle, próbując spłukać każde ziarenko piasku. Dlatego musiał także użyczyć sobie szampon, bo tam też zalągł się piasek. Do mycia głowy użył tak jak zawsze zimnej wody, aby nie naruszyć kolorowego tonera.
     Problem piżamy rozwiązał się samoistnie. Na pralce leżały wyprane ubrania chłopaka, o których zdążył nawet zapomnieć. Co ciekawe ciuchy Reda też zalegały w łazience błękitnookiego, co wywołało u niego kolejny uśmiech. Musiał tylko odpuścić sobie mycie zębów.
     Z łazienki wyszedł finalnie w samych czarnych bokserkach, przykrywając je zwisającym ręcznikiem, w który to osuszał mokre kosmyki włosów.
     - Możesz spać razem ze mną w łóżku –odparł, komentując ścielenie fotela. Na pewno by się na nim nie wyspał. - Chyba tak bardzo się nie rozpycham, a muszę choć trochę odwdzięczyć się za ten koncert. Jeszcze raz dziękuje. To jeden z najlepszych wieczorów z mojego życia – dodał całkowicie szczerze, odwieszając ręcznik. Następnie wpakował się do łóżka, dosuwając się pod ścianę.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood, drugs and you in the middle Empty Re: Blood, drugs and you in the middle {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach