Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A New Beginning Wczoraj o 11:58 pmYulli
Argonaut [eng]Wczoraj o 09:54 pmSeisevan
Charm Nook Wczoraj o 09:51 pmKass
This is my revengeWczoraj o 09:36 pmYoshina
incorrect loveWczoraj o 08:18 pmYoshina
LiesWczoraj o 12:21 pmSyriusz
W Krwawym Blasku GwiazdWczoraj o 08:01 amnowena
Triton and the Wizard01/05/24, 03:32 pmKurokocchin
Run fast01/05/24, 11:29 amEeve
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 14%
4 Posty - 14%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
2 Posty - 7%
2 Posty - 7%
1 Pisanie - 4%

Go down
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Blood in the Winter {09/03/23, 10:05 pm}






Horror
Kanibalizm
Smut


Blood in the
Winter


Ten fantastyczny świat, pełen jest pięknych kreacji i kobiet przypominających barwne ptaki, jak i brudnych umierających z głodu mieszkańców podmiejskich slumsów. Tym co sprawia, że pełen zła świat jest fantastyczny i magiczny są ludzie, którzy posiadają zdolność ponad naturalne. W zamian za użytkowanie czegoś co przeczy logice, racjonalnemu myśleniu i prawom świata, cały czas żyją w stanie pogłębiającego się obłędu. Nieliczne grono tych osób nazwanych wyjątkowymi zwykle kończą w jeden sposób – zabici przez swój kraj, ponieważ stracili panowanie nad sobą niszcząc wszystko co stanęło im na drodze.

Posiadanie umiejętności jest czymś wrodzonym, jednak wykształcone zdolności zawsze są losowe. Nie związane ze sobą, mające powiązanie tylko z samym użytkownikiem. Każda więc z takich rodzin jest szanowana, jako że ludzie mogący naginać prawo świata zajmują ważne pozycje w kraju, będąc czasem samym królem i władcą narodu. Oni, którzy mogliby posiadać wszystko zwykle chcą tylko jednej rzeczy, jednej osoby – ich własnego środka uspokajającego. Bowiem nawet ten okrutny świat postanowił uratować kogoś, ich, których kocha, tworząc inne jednostki, których zdolności są tym czego pogrążający się w szaleństwie potrzebują najbardziej.

Ona, jest właśnie taką osobą. Jej całe ciało, każdy jego kawałek i sam dotyk skóry może uspokoić błądzące umysły kochanków świata. W zależności jak wiele poświęci, tak wiele ukojenie może dać. Zwyczajem jest, aby pożerać takich jak ona w całości nie dając możliwości na życie, odmowę czy przyszłość. Zabić i zjeść wszystko, aby uspokoić siebie, obniżyć swoje szaleństwo i móc używać swoich mocy dalej. Za standard można więc przyjąć, że gdy pewien użytkownik potężnej mocy odkrył, że zadłużona kobieta przed nim jest jego panaceum, powinien rzucić się na nią i zabić, aby pochłonąć w całości. Dostała jednak umowę, propozycję nie do odrzucenia.

ONA - Tuzi
ON - Mireyet


emme
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {16/04/23, 04:09 pm}






161cm
Selfasean Empire
21 lat







With those looks that cradle each other, at that moment our hands clasp, the moment two different worlds make perfect contact


Valentine Beraht


Valentine jest nieślubnym dzieckiem hrabiego Beraht oraz jednej z piękniejszych konkubin Cesarstwa Selfasean. Dziewczyna do ósmego roku życia wychowywała się u boku matki, gdy ta postanowiła się pozbyć niepotrzebnego ładunku i oddać ją w ręce biologicznego ojca. Młoda dziewczynka nie przejmowała się tym zbytnio - odkąd pamiętała jej rodzicielka patrzyła na nią z widoczną niechęcią. Jak się jednak okazało, hrabia Beraht również nie darzył swojej córki ogromnym uczuciem. W przeciwieństwie do matki, ten zapewnił jej edukację. Widział potencjał w młodej dziewczynie - może uznał, że będzie mógł ją wykorzystać w swoich przedsięwzięciach biznesowych. Dziewczyna miała jednak inne plany. To była jej szansa na zdobycie lepszego życia.


- - - - -

W wieku czternastu lat otrzymała stypendium prestiżowej szkoły dla dziewcząt w Republice Machamiand, pańswtie, w którym mogłaby się pozbyć łatki bękarta. Niewiele myśląc, spakowała swoją skórzaną walizkę i wyruszyla już nastęnego dnia, odcinając się kompletnie od swojej rodziny. W akademii otrzymywała doskonałe wyniki, szczególnie z języków obcych. Gdy skończyła osiemnaście lat zaproponowano jej posadę pomocnika nauczyciela. Dziewczyna zgodziła się bez wachania. Czuła, że to miejsce jest jej domem i chciała tutaj pozostać jak najdłużej. Zostać nauczycielką i może ubiegać się o miano dyrektorki.

- - - - -

Jej życie układało się idealnie. Aż pewnego dnia otrzymała list zapięczetowany herbem jej ojca. Mężczyzna zmarł kilka tygodni wcześniej. Kobieta musiałaby skłamać, gdyby uznała, że ta wiadomość ją zasmuciła. Jak się jednak okazało, w liście znajdowało się również zawiadomienie, że musi wrócić do kraju i zająć się spadkiem ojca. Nie mogła tego zignorować - rozkaz pochodził od jednego z urzędników królewskich. Nie cieszyła się na myśl powrotu do kraju, myślała jednak, że je pobyt zajmie tylko kilka dni i szybko będzie mogła wrócić do akademi. Znacznie się myliła.

emme


Ostatnio zmieniony przez Tuzi dnia 04/05/23, 09:48 pm, w całości zmieniany 2 razy
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {17/04/23, 07:50 pm}






194cm
Grand Duchy
28 lat






Grand Duke
Casin Evraron


Północ. Tak nazywają ten region, ten kraj ludzie z Imperium. Wielkie Księstwo Evrarnon jest czymś na wzór odłamu Imperium, lecz patrząc na siłę i stabilność tego małego zimnego kraju, ciężko mówić o jakieś zależności jednego od drugiego. Kiedyś, pokolenia temu, teren ten został przekazany starszemu synowi cesarza, który nie chciał siadać na tron. W ciągu kolejnych pokoleń teran został zmieniony na zupełnie osobny kraj, wręcz odcinając się od pierwotnego sąsiada, który jest cały czas jedynym innym krajem w sąsiedztwie. Dopiero pokonując morze, na innym kontynencie, można mówić o następnych nacjach. Zimna północ, w swojej samowystarczalności nie ciągnie jednak do kontaktu z innymi.

- - - - -

Casin stał się Wielkim Księciem bardzo szybko. Jego rodzice umarli w wyniku wybuchu mocy jego matki, która była głową kraju. Przed swoją śmiercią zdołali jednak załatwić mu wszystko czego mógł potrzebować: narzeczoną, umiejętności rządzenia państwem, bogaty skarbiec, panowanie nad swoimi zdolnościami. Czego nastoletnie chłopak mógł chcieć więcej? Powiedzmy, że trochę więcej przygotowania na to, że ten moment nastąpi szybciej niż sądzili. W wieku 16 lat stał się Władcą, Wielkim Księciem i postrachem gdy zły na dalekich krewnych rozpętał mały kataklizm. Wtedy świat poznał jego zdolności – manipulację materią otaczającego go świata. Wyginanie ziemi jakby była gumowymi sznurkami, równanie domów z ziemią, mordowanie bez dotykanie samego ciała. Potwór i postrach.
- - - - -

W wieku 20 lat urodził mu się syn. Shayde. Wygląda niczym mała kopia jego samego. Czerwone włosy, jasne oczy o wyraźnym kolorze. W niczym nie przypominał kobiety, który oddała życie, aby dziecko przeżyło. Czy Wielki Książe cierpiał z tego powodu? Z faktu, że stracił żonę? Poddani mówią, że tak, lecz prawda była taka, że niezbyt. Kobieta jak każda inna, lecz cieszył się, że wykonała swoje zadanie dając mu potomka, które od początku bardzo lubił. Czując jednak narastające szaleństwo – w pewnym momencie odtrącił malucha. Po co komu rodzic, który przestaje nas sobą panować…

emme
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {10/05/23, 08:25 am}

_____Zimna pogoda północy nie wybacza. Klimat, który większą część roku nie pozwala na pielęgnowanie i gromadzenie zasobów musi jakoś nakarmić swoich mieszkańców. Osobą, którą ma się o to martwić jest najważniejsza osoba w tym miejscu – Wielki Książe, władający od 12 lat Casin Evraron. Będąc jednak człowiekiem, który musi zajmować się również wszystkimi innymi sprawami, można spokojnie wywnioskować, że ma mnóstwo ludzi na około siebie. Jedni przejęli od niego obowiązki związane z pilnowaniem rolnictwa oraz zbiorów, inni bezpieczeństwem, jeszcze inni zajęli się handlem, dyplomacją, bankiem Wielkiego Księstwa czy nowymi technologiami. O wszystkim jednak musiał usłyszeć on – czerwonowłosy potwór lodowego księstwa. Siedząc na swoim miejscu, na końcu półokrągłego stołu, podparty łokciami o blat przed nim spoglądał na przygotowane raporty dotyczące ostatnich dwóch miesięcy, bo w takim terminie dostarczali mu ogólne informacje, które nie potrzebowały jego zgody, wiedzy, ingerencji. Słuchał o zwiększonej aktywności bandytów przy granicy spodziewał się, że Cesarstwo powoli ma dosyć samego siebie. W tym tempie, w oddalonej przyszłości rozpęta się wojna domowa ze słabym cesarzem na czele, który pewnie umrze od trucizny podanej przez jedną z własnych kobiet. Cóż – Casin miał za dużo na głowie, aby przejmować się obcą krwią. Zwłaszcza, że był wręcz niezależnym królem innego państwa.
_____Do pomieszczą wszedł cicho służący, który prześlizgnął się do swojego właściciela, podając mu papier oraz kilka ważnych informacji na ucho. Starszy minister finansów zrobił duże oczy przebiegając wzrokiem po papierze i łącząc kropki pewnej historii, a na jego wargach zaczął pojawiać się uśmiech prawie schowany między siwą brodą. Wstał z miejsca, hałasem krzesła przerywając ministrowi bezpieczeństwa jego wywód o bestiach oraz możliwej wojnie, za co przeprosił gestem dłoni.
– Mój Lordzie. – odezwał się starzec kładąc dłoń na sercu i kłaniając się lekko, po czym nie czekając na odpowiedź wyprostował się i zaczął mówić. – Otrzymałem właśnie informację, że zmarł Hrabia Beraht, a jego cały majątek oraz długi mają zostać przekazane bękartowi, o którego istnieniu nie wiedzieliśmy.
_____Z każdym słowem uśmiech na jego ustach się powiększał. Wiedział bowiem, że Casin nie przepada za typem osoby, którą był zmarły Hrabia. Nie dość, że przyszedł do jego domu po nocy wpychając się na siłę, to jeszcze majaczył coś o panaceum. Wielki Książe zgodził się na pożyczkę temu niesmacznemu mężczyźnie, gdy sprzedał mu całą jego rodzinę w zastaw. Nie zrobił tego z irytacji, a z prawa jakie istniało między Wielkim Księstwem, a Cesarstwem. Mógł się upomnieć i nachodzić jak często chciał swojego dłużnika, wjeżdżając niepostrzeżenie do kraju i wyjeżdżając jak chciał, zapewniając sobie alibi, a przy okazji badając stan rozpadającego się sąsiada.  Czerwonowłosy nigdy nie interesował się tym, czy Hrabia zwróci takie drobne, ale skoro była możliwość odzyskania pieniędzy po jego śmierci, to nawet jeśli nie potrzebowali – warto było spróbować. Chociażby, aby zobaczyć nowego dłużnika… nawet jeśli byłaby to tylko wymówka, aby bezkarnie wjechać do Cesarstwa.
– Ministrze Folke oraz Ministrze Ottokar, wydaje mi się, że możemy przygotować się do wycieczki. – powiedział z kamienną twarzą do stojących mężczyzn, którzy bardzo szybko pokłonili głowy dostając jego rozkazy. – To będzie idealna okazja, aby sprawdzić czy faktycznie jest aż tak źle w Cesarstwie.
_____Wytłumaczył się, chociaż pewnie nie musiał. Otaczali go mądrzy ludzie, którzy musieli wykazać się wieloma cechami, aby zasiąść na obleganych stołkach. Nie tylko lata edukacji, praktyk oraz testów. Musieli być również najlepsi, lojalni i zdolnie oddać życie w obronie swoich racji. Casin nie odezwał się więcej do końca posiedzenia, które gestem ręki wznowił. To nie tak, że wycieczka była ważniejsza od raportów. Jako poważny władca musiał wiedzieć, że nie musi się przejmować. Zwłaszcza, że patrząc na podróż jaka ich czekała – nie wróci za szybko. Patrząc na pogodę, całość trasy w obie strony zajmie im dwa tygodnie, nie licząc czasu spędzonego na zobaczeniu nowego dłużnika i zbadaniu Cesarstwa od środka. Tego nie chciał liczyć w dniach.
_____Drzwi sali obrad zamknęły się za ostatnim Ministrem, a czerwonowłosy władca został sam ze stosem papierów, które pewnie powinien jeszcze raz przejrzeć, ale tym razem sam. Wierzył swoim ludziom, byli lojalni, aż w nadmiarze, lecz bycie świadomym i wyciąganie własnych wniosków z suchych liczb było dobre na jego postrzeganie rzeczywistości, która ostatnio zaczynała być coraz to bardziej chwiejna. Oparł się ciężko w fotelu i patrząc w zdobiony, wysoki sufit – westchnął ciężko, po czym zamknął oczy rozmyślając o tym co właśnie powinien robić jego syn. Ośmioletni chłopak, o którym wie wszystko, ale z raportów napisanych przez nauczycieli, służbę, niańki i guwernantki. Pod powiekami pojawił mu się obraz, kiedy widział go po raz ostatni, kilka dni temu. Przez okno z gabinetu spacerował po ogrodzie z książką zapamiętując nazwy kwiatów. Shayde nie miał uśmiechu na twarzy, a ciężki grymas, jakby próbował coś komuś udowodnić. Otworzył oczy z lekko podniesionymi kącikami ust i kątem oka dojrzał służbę stojącą pod ścianą, czekającą na jego słowo.
– Dzisiaj zjem kolację z synem. – rzucił lekko. – Niech go poinformują.
– Tak jest, mój panie.
_____Tamtego wieczoru, prawie tydzień temu, poinformował swojego chłopca o jego wyjeździe, że zostaje sam i na czas jego nieobecności, gdyby coś się wydarzyło z nim – stanie się głową Wielkiego Księstwa, „najbogatszego kraju” na świecie. Cesarstwo, Republika, Księstwa czy Teokracje tego świata nie miały więcej bogactwa od nich, zwyczajnie z powodu własnych konfliktów. To oni byli skarbcem tego świata, który bogacił się zamknięty przed innymi. Shayde przyjął te słowa do serca, żegnając go bardzo wcześnie w dniu wyjazdu. Mężczyzna wtedy po raz pierwszy od kilku lat dotknął dziecka, głaszcząc go po głowie za wstanie przed słońcem. Teraz, podjeżdżając pod urząd Cesarstwa nie miał w sobie nic z łagodnego człowieka, którym mógł być dla własnego syna. Chciał zobaczyć, jak wygląda bękart, który otrzymał wszystko, wraz z potężnym długiem. Casin był już zaznajomiony z tym co pisało w woli. Każdy został wydziedziczony z domu poza nią – aby na jej barki spadło wszystko. Kilkanaście tysięcy przez lata zrobiło się prawie kilkoma milionami, a stabilna waluta północy była zmorą dla tonącego w złotych, bezwartościowych monetach południa, które porównywalne w wartości do pieniędzy wschodniego kontynentu – w oczach czerwonowłosego władcy nie miało żadnej mocy sprawczej.
_____Nie wszedł pierwszy do pomieszczenia, gdzie czekali na niego. Najpierw zrobiła to straż, przeglądające całe pomieszczenie i mając pewność, że wszystko jest, jak powinno – zrobiła drogę dla niego, który wszedł do gabinetu prawnika, pocącego się nienaturalnie mocno. Może w Cesarstwie nie był niepodważalnym Władcą kraju, a jednym z wysoko postawionych szlachciców, to nadal był potężnym kochankiem tego świata, którego nazywali potworem przez fakt, że naginał dla siebie dosłownie świat. Zdawał sobie z tego sprawę, ale wraz z tak potężnym naginaniem zasad niosła się cena, której od kilka lat nie chciał płacić. Spojrzał na siedzącą delikatnie w fotelu ciemnowłosą kobietę i schował swoje zaskoczenie oraz obrzydzenie, że Hrabia postanowił zrzucić całe swoje brudy na niewinną niewiastę, bo nie wydawała się dojrzałą kobietą z własną rodziną.
– D-dziękuję, że Lord przybył na odczytanie w-woli. – jąkał się prawnik. Już dawno wstał ze swojego fotela i dłonią pokazywał gdzie ma usiąść Casin zachowując się z całą etykietą jaką znał. – Bardzo j-jesteśmy wdzięczni, że p-postanowił Lord zawitać i powiedzieć co sądzi o tej sprawie.
– Zacznij czytać. – opuściło jego usta chłodno. – Nie mam ochoty na twoje podlizywanie się, każdy z nas jest zajętym człowiekiem.
– O-oczywiście.
_____Urzędnik korony wrócił na swoje miejsce, otwierając kopertę i rozpoczął czytanie ostatniej woli zmarłego, która dotyczyła ich dwójki. Zarówno kobiety, która została zmuszona właśnie przez swojego ojca do wzięcia wszystkiego wraz z potężnym długiem rodziny. Casin nie interesował się samą wolą bardziej ciekawy jak zareaguje kobieta, którą powinien sprzedać do burdelu ani odzyskać nawet odrobinę funduszy, bo mężczyzna jeszcze przydałby się do pracy, ale ledwo pełnoletnią dziewczynę szkoda tak wykorzystywać. Gdyby tylko miała coś wartościowego… Jego myśli zeszły na obserwowanie ludzi na ulicy za oknem, potem na możliwą wojnę, aż w końcu został przywołany na ziemię, aby zderzyć się z pytaniem kierowanym do niego.
– Lordzie? – spytał prawnik podstawiając kobiecie zestaw, aby zostawiła krwawy odcisk palca pod papierem dotyczącym usłyszenia woli mężczyzny. – Czy zostawić waszą dwójkę samych Lordzie? Abyście porozmawiali o spłacie zadłużenia.
– Tak, zrób tak. – westchnął lekko, torsem odwracając się w stronę ciemnowłosej piękności, której imienia nie znał, bo zwyczajnie nie słuchał jak czytano wolę, gdzie była wymieniona z imienia i nazwiska. Jego spojrzenie leniwie spoczywało na scenie, kiedy wraz z kropelką krwi w powietrzu, Casin wstał na równe nogi skupiony zwierzęcym, dzikim spojrzeniem na jasnej dłoni. – Wyjdź! – krzyknął do prawnika, który już wystraszył się wcześniej, a teraz zamarł w miejscu. – Teraz.
_____Wypowiedziane między zębami, dało niskiemu facetowi siły, aby wziąć nogi za pas i wybiec wręcz z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami i zostawiając ich samych. Casin nie przejmował się zachowaniem ciemnowłosej podchodząc i łapiąc za dłoń ścierając krew z palca i smakując jej, jakby musiał się upewnić co takiego poczuł. Jakby sam zapach nie mówił mu jasno z czym na do czynienia. Od samego początku, kiedy wszedł do pomieszczenia, uderzył go słodki zapach, ale zrzucając to na perfumy nie odebrał tego jako jakiś znak. Gdy jednak poczuł jej krew w powietrzu nie potrzebował więcej pewności, a jednak jego mózg nie chciał uwierzyć, że faktycznie panaceum pojawiło się przed nim.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {19/05/23, 04:21 pm}

Valentina nie określiłaby swoje życia mianem idealnego. Było ono jednak przyzwoite. I to wszystko za sprawą jej własnych starań. Jako bękart wiedziała, że nie może liczyć na wiele. Jeśli chciała coś w życiu uzyskać, musiała sama po to sięgnąć. Dlatego też już w wieku jedenastu lat zdecydowała się wyjechać do kraju, w którym jej pochodzenie nie będzie odgrywać decydującej roli w jej możliwościach. Jej matka wyśmiała ją, gdy ta powiedziała, że chce w przyszłości zostać profesorem w niezwykle szanowanej Akademii dla Młodych Panien w Republice. Była to idealna posada - byłaby kompletnie niezależna od innych i mogłaby wreszcie decydować o własnym losie. Cieszyłaby się szacunkiem ze względu na swoje osiągnięcia, a nie pogardą ze względu na swoje pochodzenie. Odcięcie od rodziny było najlepszym, co mogła zrobić. Ojciec nie wydał ani złamanego dukata na jej edukację. Sama zdobyła stypednium, a po godzinach dorabiała na stołówce. Jej relacja z matką również była chłodna - kurtyzana jak zwykle żyła z pieniędzy mężczyzn, których udało jej się oszukać. Nie miała zamiaru się z tym nikim dzielić, a szczególnie z niezbyt lubianą córką
Kiedy więc pewnego dnia otrzymała list, zapieczętowany znajomym herbem z zaproszeniem na pogrzeb była niezwykle zdziwiona. Nie utrzymywała kontaktu z ojcem ani matką. List ten wylądował w jej kominku. Dwa tygodnie później otrzymała kolejny list, tym razem znajdowała się na nim królewska pieczęć. Dziewczyna wiedziała, że tego wezwania nie może zignorować. Republika i Imperium były w pokojowych relacjach - co oznaczało, że niestawienie się na miejsce odbiłoby się negatywnie na jej karierze. A tego wolała uniknąć.
W piątek miała poprowadzić swoje ostatnie zajęcia, przed niespodziewanym urlopem. Uczyła języków pierwsze dwa roczniki w Akademii. Szybko przerabiała materiał ze swoimi klasami. Valentina lubiła towarzystwo dzieci. Owszem bywały niesforne i denerwujące, jak to dziewczynki w tym wieku, jednakże były też na swój sposób urocze. Spora część grupy pochodziła z dobrze usytuowanych domów, co też było sporym plusem. Kontakty będą jej potrzebne w dalszej karierze, dlatego miała zamiar pielęgnować te relacje.
Gdy wychodziła z zajęć, kilka dziewczynek szło obok niej. Niektóre z nich nie przyzwyczaiły się jeszcze do rozłąki z matkami, dlatego często przychodziły do młodych nauczycielek by się przytulić, zapewne tęskni za rodzinnym domem.
Jedna z jej młodych uczennic trzymała ją za rękę, gdy Valentina powolnym krokiem szła w kierunku wyjścia ze szkoły.
- Kiedy Pani wróci? - spytała rudowłosa tym samym swoim czarnym, wypolerowanym butem bawiąc się kamykami na dziedzińcu. Kobieta zwróciła jej uwagę, że takie zachowanie nie przystoi młodym pannom. Dzisiaj postanowiła jednak odpuścić.
- Jak wspomniałam podczas naszych zajęć - powinnam wrócić za tydzień. Będę obecna na naszych poniedziałkowych zajęciach. Obiecałam zrobić Wam kartkówkę. Postaraj się dobrze przygotować, dobrze moja droga? - czarnowłosa kucnęła i pogłaskała ją po głowie.
Kiedy machała jej na pożegnanie naprawdę sądziła, że niedługo wróci. To miało jednak się już nigdy nie zdarzyć. Gdy jej statek dopłynął do portu czekała na nią elegancka karoca, ozdobiona herbem rodziny Beraht. Kobieta była szczerze zdziwiona. Nie sądziła, że ktokolwiek z rodziny jej ojca pomyślałby o zapewnieniu jej transportu - i to jeszcze z herbem rodziny. Zaczęła czuć, że czeka ją jakaś niemiła niespodzianka. Niepewnie weszła do karocy, która zabrała ją do stolicy, prosto do posiadłości jej ojca. Miejsce było niezwykle zaniedbane. Dziwne. Nikt tego miejsca nie utrzymywał? Na pewno któryś z jej kuzynów odziedziczył tytuł i na pewno nie pozwoliłby, żeby chwała i duma ich rodu wyglądała w tak żałosnym stanie, w szczególności w porównaniu do innych posiadłości.
Na tym etapie mogła zapewnie się domyślić, jaki los ją czeka. Niewinnie chciała pewnie dalej wierzyć, że pożegna (ha!) ojca i wróci do swojego normalnego życia w Akademii. Prawnik czytający wolę jej ojca ze zdenerwowanym uśmiechem na ustach obwieścił, że jej kochany, zimny, ojciec postanowił przepisać jej całą fortunę. W skład wchodził bezużyteczny tytuł szlachecki i długi. Długi, których pewnie nie będzie w stanie spłacić w tym stuleciu, porównując je do pensji jaką otrzymuje w Akademii.
- Jutro czeka Panią spotkanie z wierzycielem, hrabino Beraht. Proszę być punktualną - Książe nie lubi czekać i może to nawet pogorszyć Pani sytuację. - to powiedziawszy skinął w jej kierunku głową i szybko opuścił zimne pomieszczenie.
Kobieta została sama. Kilka minut siedziała na starym welurowym fotelu, z pustym wzrokiem wbitym w podłogę. Traciła grunt pod nogami. Wstała gwałtownie.
-Ty stary chuju. - warknęła i z całej siły kopnęła w czarne biurko, które przewróciło się z donośnym hukiem na ziemię. Atrament zaczął wylewać się na lekko zniszczoną, drewnianą podłogę. - Musiałeś, po prostu, musiałeś mnie upierdolić na koniec swojego życia! - podeszła bliżej do portretu przedstawiającego jej rodziciela. Zdarła płótno i wrzuciła je do rozpalonego kominka. Nie pomogło to ochłodzić jej złości.
Opadła na ziemię, czując przytłaczające poczucie bezradności. Teraz naprawdę była w sytuacji bez wyjścia. Chciało jej się płakać, jednakże łzy nie pojawiały się w jej oczach. Co by to zmieniło? Na kominku znajdowało się eleganckie, drewniane pudełko, a w nim ekskluzywne cygara i papierosy. Jej ojciec nigdy nie oszczędzał na własnych przyjemnościach. Co innego jeśli chodziło o wydatki na własną córkę - w zimę nie chciał nawet ogrzewać jej pokoju.
Zapaliła jednego papierosa i wchłonęła kłujący dym. Była w fatalnej sytuacji, nie chciała jednak tracić nadziei. Sprzeda posiadłość i wszystko co się w niej znajduje - to pomoże pokryć chociaż część długów, tym samym pokazując, że Książę nie będzie musiał stosować drastycznych środków, by zdobyć z powrotem pieniądze. Ma pracę i pewien dochód - może tego użyć jako argumentu by uniknąć wysłania do burdelu, jak to kończą często córki zbankrutowanych arystokratów. Mogłaby nawet spróbować sprzedaż swój tytuł szlachecki - to też może pokryć znaczną część długu. Jeśli się teraz załamie będzie to jej koniec. Wszystko na co pracowała pójdzie na marne.
Następnego dnia czuła się fatalnie. Nie była w stanie nic przełknąć. W teorii, miała stworzony plan działania. Niestety, wprowadzenie go w życie było dużo trudniejsze niż się spodziewała. W momencie, gdy w pomieszczeniu pojawił się Lord Evraron kobieta nie była w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Czuła się jak małe zwierzę w potrzasku, czekające, aż polujący drapieżnik w końcu ją dopadnie. Była wdzięczna, że prawnik postanowił poinformować ją o zaistniałej sytuacji dzień wcześniej. Miała przynajmniej czas się przygotować. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła palce na czarnej spódnicy. Musiała chociaż spróbować się uspokoić. Przecież jej nie zabije, a jej przyszłość zależała właśnie od tego momentu.
Czytanie testamentu powoli zbliżało się ku końcowi a dziewczynie udało się uspokoić. Ukradkiem spojrzała na mężczyznę siedzącego obok niej. Był przystojny. Nawet bardzo. Nie przypominał potwora z plotek, jakie o nim wcześniej słyszała. Nie ułatwiało to więc jej sytuacji. Czarnowłosa nie miała doświadczenia w przebywaniu w towarzystwie atrakcyjnych mężczyzn - dorastała w towarzystwie innych dziewcząt i kobiet. Czuła się więc lekko speszona w jego obecności. Wbiła swój wzrok w ciemnobrązowe biurko.
Prawnik w dramatyczny sposób skończył czytać wolę jej ojca. Brakowało tylko jej krwawego podpisu. Małą szpilką nakuła palec. Już miała naznaczyć dokument swoją krwią, gdy zachowanie mężczyzny zbiło ją kompletnie z tropu. Spojrzała na niego zdziwiona po czym zamarła. Jego spojrzenie nie było ludzkie. Zanim zdążyła zareagować jej dłoń już była uwięziona w żelaznym uścisku. Próbowała mu się wyrwać, gdy ten językiem sunął po jej skórze. Jęknęła żałośnie z bólu. Mężczyzna pił jej krew. Czemu? Nie potrafiła opanować narastającej paniki. Tylko jedno wytłumaczenie nasunęło jej się do głowy. O nie. Słyszała o ludziach takich jak on jak i o tym czego potrzebują. Ludzkie lekarstwo. Istoty niezwykle cenne aczkolwiek rzadkie. Ich krew przynosiła ulgę. Tak jak czerwonowłosemu mężczyźnie, który patrzył na nią z obłędem w oczach.
Jest w niebezpieczeństwie. Już najgorszym scenariuszem nie będzie burdel, a  bolesna śmierć w tym pokoju.
W końcu udało jej się wyrwać rękę. Skoczyła do tyłu, a jej plecy zderzyły się z regałem z książkami. Przyciągnęła zakrwawioną rękę do swojej klatki piersiowej. Wzrokiem zaczęła szukać najbliższej broni. Nóż do otwierania papieru. Jeśli skrzywdzi Księcia to będzie czekać ją wyrok śmierci. Jest to kompletna ostateczność.
- Wasz Książęca Mość, proszę się uspokoić. Porozmawiajmy… - oznajmiła zdenerwowana, nie zdejmując wzroku z sylwetki starszego mężczyzny.
Ćwiczenia na oddech nie pomagały. Cała się trzęsła. Schowała zakrwawioną rękę z tyłu.
- Mój Lordzie… - kompletna pustka w głowie. - Czyżbym ja… - nie potrafiła wydusić tego słowa. Utknęło w jej gardle. Cieszyła się, że od wczoraj nic nie jadła. Pewnie by teraz zwymiotowała. Jej los należał do niego. Musi negocjować. Jak ma to jednak robić, jeśli jej krew jest właśnie czymś niezwykle cennym.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {25/05/23, 10:04 pm}

_____Zatrzaskując drzwi do własnego gabinetu prawnik spojrzał w oczu zaskoczonej grupki strażników, która miała za zadanie chronić swojego Lorda. Teraz, z zaskoczonymi minami wpatrywali się pytająco w stronę niskiego, grubego mężczyzny, który prawie sikał pod siebie, ledwo stojąc na chyboczących nogach. Widzieli po nim, że wydarzyło się coś ponad jego kontrolę. Urzędnik nie patrzył już nawet na nich, a przed siebie, powoli tracąc siłę i lecąc na ziemię. Rośli mężczyźni od razu rzucili się, aby go złapać i podnieść, a dwójka inny postanowiła ominąć zebranie, aby sprawdzić co takiego działo się z ich władcą.  
- N-nie wchodźcie teraz - wydusił z siebie starając się wyciągnąć rękę i ich zatrzymać. - O-oni musza po-porozmawiać.  
- I niby dlatego mamy nie wchodzić i sprawdzić bezpieczeństwa mojego lorda? - prychnął jeden ze strażników, a drugi położył mu dłoń na ramie, zatrzymując w miejscu. - Co?
- Jeśli prawnik wybiegł sikając w portki to twoje wejście nie skończy się inaczej. - starszy stażem westchnął ciężko. - Lord jest silnym posiadaczem zdolności, nie potrzebuje naszej faktycznej ochrony.
_____Każdy z zabranych osób w delegację miała pojęcie o mocy swojego władcy, który jednak przy dużym użyciu popadnie w paranoje, będzie miał halucynacje lub jeszcze inne przypadłości mentalne. Nie byli więc tutaj jak ochroniarze broniący tego potężnego, samego w sobie, mężczyzny, a raczej jako pomocnicy, gdyby coś się wydarzyło i trzeba będzie szybko ewakuować ludzi z okolicy. Gdyby ich lord zaczął używać swoich mocy już dawno nie byłoby na około ich bezpiecznie, jednak wszystko stało, jak stać miało. Nie należało więc, bez pytania i zapowiedzi, wchodzić i przerywać mu rozmowy.
- Może ty nam opowiesz co się wydarzyło?
_____Rzucone lekko pytanie do powoli dochodzącego do siebie prawnika, otworzyło mu usta, które zaczęły od krwi. I na dobrą sprawę nie potrzebowali jakoś więcej informacji. Panaceum. Ich lord jest zamknięty ze spadkobierczynią długów barona, który postanowił oddać mu po śmierci panaceum jak na tacy. Mając taką podstawową wiedzę, rozumiejąc, że nikt nie powinien patrzeć teraz za te wrota, stanęły bacznie otaczając cały perymetr, aby nie uciekło nawet jedno niewłaściwe słowo. Włącznie z zamknięciem gadatliwego urzędnika korony, nie rozumiejącego nic. Zwykli ludzie nie musieli – i niech tak zostanie. Im mniej osób wie o kanibalizmie własnych monarchów tym lepiej. Na dobrą sprawę mógł ją tam teraz pożerać żywcem, a oni nie mieli w sercu ani krzty współczucia, aby uratować bezradną kobietę. Samopoczucie ich monarchy było o wiele ważniejsze od życia jednego człowieka. Poza tym – nawet jej na oczy nie wiedzieli. Może była brzydka więc ogólnie była to mała strata?  
_____Casin widział w oczach kobiety, że na początku tylko się bała co takiego może zrobić, nie rozumiejąc o co może chodzić. Niestety, czerwonowłosy miał teraz bardzo daleko i głęboko co takiego chciała czarnowłosa, zaspokajając swoje potrzeby, zwłaszcza, że z każdą kroplą byłą zarówno najlepszym lekarstwem uciszającym szumy w jego głowie jak i narkotykiem uzależniającym od pierwszej dawki. Mężczyzna o dziwo panował nad sobą bardziej niż sądził. Wyobrażał sobie, że prawdopodobnie od razu odgryzły kawałek dłoni, albo całej palca, jednak ograniczył się do minimum – samej krwi, nie pozostawiając po sobie prawie śladu na dłoni. W pewnym momencie, gdy kobieta zaprzestała paniczne rzucanie się, on sam oderwał się od bolesnego dla niej, usilnego, zmuszania rany do krwawienia. Językiem podróżując po koniuszku, zębami bawiąc się z ranką i zagłębiając się w rankę, która pewnie nie była już zwykłym ukłuciem igły. Widząc tą zmianę w jej spojrzeniu, zmniejszył uścisk dłoni, co od razu wykorzystała odskakując od niego, co wprawiło go w lekkie zaskoczenie. Jego uniesione na sekundę brwi szybko opadły, kiedy zamiast uciekać jak sarenka przed złym wilkiem postanowiła stać w miejscu łapiąc za coś niesamowicie niegroźnego - otwieracz do listów. Nie tracił z niej wzroku, w powietrzu cały czas czując ten słodki i atrakcyjny zapach, który go wołał. Aby zatopił swoje zęby, oderwał mięso od kości, wypił całą krew... skonsumował bez pozostawiania resztek. Słysząc jednak jej głos mówiący do niego, jego myśli nad którymi trochę panował z powodu dostania tej próbki dobroci, postanowiły zaprzestać szaleńczego pożądania na rzecz czegoś innego. Rozmowy? Dyskusji? Ciemnowłosa należała do niego tak czy tak. Widać zamiast w burdelu skończy w jego domu. Westchnął bardzo ciężko wcześniej nabierając mnóstwo powietrza. Jego wzrok wrócił do normy, do tego leniwego, lecz lekko szaleńczego spojrzenia, które czerwonymi ślepiami cały czas obserwowało zdesperowaną kobietę.  
- Ile wiesz o panaceum? - spytał cicho w jej stronę, ale szybko zrezygnował. - Nieważne. - odwrócił się na pięcie i usiadł na swoje miejsce, mocno przyciskając swoje dłonie do podłokietników, aby w przypływie dziwnej rządzy nie rzucić się na nią. - Panaceum zwykle kończy zmarłe jako posiłek dla uzdolnionych, takich jak ja. - spojrzał na kobietę. - Nawet nie próbuj uciekać. Strażnicy na zewnątrz zatrzymają cię kosztem twojego życia. Jesteś warta tyle samo martwa lub żywa i oni już to wiedzą.  
_____Patrzył na zachowanie, mimikę, ubranie kobiety. Wydawała się dobrze wyedukowana i pewnie przyjemna w obyciu. Na pewno musiał jej później pogratulować, że nie odwróciła się do niego plecami, z całej siły uciekając do drzwi. Wtedy na pewno by już nie żyła. Instynkt drapieżnika zmusiłby go nawet, aby wykonać ruch za nią, za uciekającym pokarmem i pewnie odgryzłby jej kark bez zastanowienia co dalej. Niestety, jego zdolność pozwalała mu na za dużo i już w swoim wieku, bez używania jej jakoś często, widział czasem rzeczy, które nie istniały, aby nie spał po nocy gdy cienie tworzyły kolejne postaci czyhające w cieniu. Casin wiedział, że nie są żyje, że to wymysły, lecz mózg nadal nie potrafił przekonać ciała.  Nie musiał się długo zastanawiać, aby wiedzieć, że oderwanie jej całego ramienia pewnie pomogłoby mu natychmiast, ale to tyle. Reszta by się zmarnowała. Czy nie mógł więc jej jeść “powoli”? Tak, aby nie zabijać od razu...  
- Usiądź. - rzucił zimno. - Mam dla ciebie propozycję, której nie będziesz mogła odmówić. - jego słowa brzmiały ciężko, nie mając miejsca na sprzeciw czy podważanie jego osoby. Nie od dzisiaj był władcą swojego kraju, żeby ktoś mówił mu, że “podziękuję, ale nie skorzysta”. Gdy więc piękne dziewczę posadziło się na fotelu, zaczął. - Będziesz żyła, ale zamieszkasz w moim zamku i będziesz mi regularnie oddawała swoją krew.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {31/05/23, 06:55 pm}

Jej oddech był nierówny. Uważnie obserwowała mężczyznę, wiedząc, że pewnie będzie miała zaledwie kilka sekund, jeśli ten postanowi się na nią rzucić. Jaką jednak miała drogę ucieczki? Jedynie okno, z którego jeśli zdecydowałaby się skoczyć, upadek skończyłby się pewnie połamanymi nogami i brakiem możliwości ucieczki. Podsumowując, była w sytuacji bez wyjścia.
Wzdrygnęła się widocznie, gdy mężczyzna spytał o jej wiedzę dotyczącą panaceum. Chciała mu odpowiedzieć, jednakże głos utknął w jej gardle. Wiedziała doprawdy niewiele - główne źródło informacji stanowiły plotki i legendy. Panaceum dla ludzi ponadprzeciętnych, obdarzonych specjalnymi zdolnościami. Krew panaceum jest w stanie ich leczyć, przynieść im ulgę. I jak się okazuję, dziewczyna właśnie tym była.
Mężczyzna potwierdził jej obawy. Usłyszawszy jego słowa poczuła jak kręci jej się w głowie. Było to okropne potwierdzenie jej żałosnej sytuacji. Wiedziała, że nie ma jak stąd uciec. Była od niego mniejsza i słabsza. Nie mówiąc już o jego rycerzach, których miecze bez problemu przecięłyby ją na pół. Była w pełni zdana na mężczyznę.
Odetchnęła z ogromną ulgą, gdy ten kazał jej zająć miejsce. Myślał racjonalnie. Jeśli miałaby zginąć, nie kazałby jej usiąść. Nie spuszczając go z wzroku, odłożyła nóż do papieru na biurku i opadła na luksusowe krzesło. Wyrównała swój oddech. Musiała być przygotowana na następne słowa czerwonowłosego
Miała oddawać mu regularnie oddawać krew. Co wiązało się z przeprowadzką do jego księstwa. Wszystko na co starała się zapracować miało w tym momencie zniknąć. Nie było to ważne. Miała przeżyć. Chociaż… Czy na pewno?
-Wybacz, mój Lordzie. - zaczęła niepewnie. Poczuła na sobie przeraźliwie chłodne spojrzenie. - Nie mam zamiaru odmawiać. - Zaczęła nerwowo bawić się swoim złotym guzikiem od marynarki.
- Tylko… - wiedziała, że musi to z siebie wyrzucić. Nawet dla własnego spokoju psychicznego. - Czy Lord może mi obiecać, że nic mi się nie stanie? - głęboki wdech i wydech. Była lepiej wyedukowana niż większość kobiet w jej wieku. Musi to jakoś wykorzystać.
- Nie mam zamiaru wątpić w słowa Lorda. Potrzebuję jednak jakiejś gwarancji. - zaczęła po czym jej wzrok zatrzymał się na białej kartce papieru. Idealne wyjście z sytuacji.
- Czy Lord zgodziłby się na podpisanie umowy? Jakość krwi też może mieć znaczenie. Obiecuję o to zadbać. Lorda chcę poprosić o… bezpieczeństwo. - oboje wiedzieli o co jej chodzi. W tym momencie musi zadbać o to, że chociaż dożyje do swoich trzydziestych urodzin. O resztę będzie się martwić później.
Otrzymawszy zgodę szybko nakreśliła swoją część postanowienia. Złożyła podpis na dole strony i podała dokument mężczyźnie. Z głośno bijącym sercem obserwowała jak również podpisuję tą umowę. Czuła niewyobrażalną ulgę. Wiedziała, że prawnie nikt nie będzie od nich wymagał dostosowania się do spisanych zadań. Mimo wszystko miała przeczucie, że Książe nie złamie swojej strony postanowienia.
Przez chwilę wpatrywała się w dokument, nie zwracając większej uwagi na poczynania mężczyzny. Do pokoju weszła grupka mężczyzn, ale czarnowłosa była zbyt zajęta rozkoszowaniem się uczuciem małego triumfu. To był błąd.
Nagle, ktoś przyłożył jej materiał do ust i nosa. Spanikowana, wzięła głęboki oddech. Kolejny, szczeniacki błąd. Poczuła jak kręci jej się w głowie i traci przytomność. Zamachnęła się kilkakrotnie nogami, ale nie dała rady wyrwać się napastnikowi. Jej wizja była rozmyta, a głody dochodził do niej z oddali. W końcu, przestała walczyć i poczuła, jak finalnie odpływa.
Strasznie bolała ją głowa. Przewróciła się na drugi bok. Łóżko było niezwykle wygodne i miękkie. Nie przypominało tego, na którym spała w akademii czy też w domu hrabiego.
Podniosła się gwałtownie i jęknęła żałośnie z bólu. Zrobiło jej się niedobrze, ale udało jej się powstrzymać odruch wymiotny. Zasłoniła twarz dłońmi. Potrzebowała kilkunastu minut by dojść do siebie i móc przyjrzeć się pomieszczeniu w jakim się znajdowała. Było ono dosyć jasne i przestronne, niczym nie przypominało to jej poprzednich sypialni. Pokój wyglądał luksusowo i elegancko. Szczególną uwagę zwracały złote i skomplikowane zdobienia na meblach. Nie musiała się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że znajduje się w domu Księcia.
Powoli próbowała zejść z łóżka. Nie była w stanie ustać na nogach i jej nogi z impetem uderzyły w drewnianą podłogę. Syknęła żałośnie z bólu. Środek, który jej podali musiał być mocny. Nie rozumiała, czemu postanowili ją otruć. Nie jest głupia, przyszłaby tutaj z własnej woli. Powoli, podniosła się na nogi i podeszła do lustra. Miała na sobie ubranie, które założyła na spotkanie z Księciem. Biała koszula i długa, czarna spódnica zdobiona delikatną koronką. Po jej marynarce nie było śladu. Ktoś zdjął jej okulary. Jej starannie ułożony kok również mocno ucierpiał. Jej włosy były rozpuszczone i kompletnie poplątane. Podsumowując, prezentowała się okropnie.
Trzymając się ściany, podeszła do ogromnych, drewnianych drzwi. Jak można było się domyślić, one również były zamknięte. Ponownie wróciła do łóżka i opadła wykończona na materac. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Im dłużej jednak siedziała sama tym intensywniej myślała nad swoją obecną sytuacją.
Jej życie legło w gruzach. Zamiast być szanowaną nauczycielką u elity Republiki została bankiem krwi dla wielkiego i stresującego Księcia mieszkającego w terenach wiecznie objętych zimą. Spędzi resztę życia u jego boku modląc się przy tym, żeby nie stracił nad sobą kontroli i nie wypił za dużo krwi. Nie będzie uczyć, zarabiać na siebie i się rozwijać. Będzie czekać na niego posłusznie z podciętymi nadgarstkami.
- Czy takie życie jest lepsze od śmierci? - mruknęła żałośnie, odwracając się na bok, w stronę okna. Przez chwilę wpatrywała się w błękitne niebo. Pogoda była wyjątkowo ładna jak na tą porę roku. Miła niespodzianka. Kto by pomyślał, że będzie się cieszyć z takie błahostki.
Znowu odwróciła się na plecy i zaczęła myśleć nad swoją sytuacją. Czy rzeczywiście śmierć byłaby łatwiejszym wyjściem z tej sytuacji? Prychnęła cicho pod nosem. Znała odpowiedź na to pytanie. Wciąż miała szansę coś zrobić ze swoją sytuacją. Może znajdą inne panaceum. Może, po jakimś czasie, jej obecność nie będzie już tak wymagana. Wywalczyla sobie stypendium w Akademii. Jeśli zostanie przyparta do muru, bez sposobu na ucieczkę, po prostu się tam zadomowi i zrobi sama dla siebie drabinę.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {04/06/23, 06:52 pm}

_____ Obserwował ja niczym jastrząb, zwłaszcza gdy tak widocznie bała się go, a jednocześnie próbowała przetrawić wszystko w myślący sposób. Nie uciekała, nie rzucała się do drzwi, nie starała się krzyczeć na niego. Odłożyła nóż, który więcej szkody zrobiłby jej samej niż jemu, chociaż ciemnowłosa mogła myśleć, że właśnie tym się obroni. Jej słowa, te które w końcu wyszły z jej ust, też nie przeczyły jemu, nie miały w sobie nieposłuszeństwa czy czegokolwiek co mogłoby zachwiać jego ledwo zdobyty spokój ducha. Gdy jednak usłyszał o umowie, zmarszczył lekko brwi. Rozumiał skąd taki pomysł u kobiety, bo jednak nie mogła zagwarantować sobie szczęśliwego życia, ale nadal w pierwszej chwili nie zamierzał do tak zgadzać się na jakieś wymagania własnej własności. Może gdyby okoliczności były inne, lecz w momencie, kiedy świat dowiaduje się o tym, że jesteś panaceum, przestajesz być człowiekiem w oczach większości zainteresowanych. Jesteś niczym luksusowe mięso, którego każdy chce kęs. Kiwnął jednak głową na zgodę ciekawy co takiego zapisze w tej umowie, na czystej kartce papieru. Na całe szczęście dziewczyna wiedziała z góry co takiego zamierza ustalić w tym spisie, przez co nie czekał godzinami aż dostał do ręki podpisaną przez nią umowę. W treści nie znajdowało się nic czego mogłaby użyć przeciwko niemu. Zwyczajne postanowienia, że ma się powstrzymać od doprowadzania jej do skrajnego niebezpieczeństwa zagrażającego jej życiu. Mógł się na to zgodzić, bo jednak zamierzał przetrzymać ją przy sobie dość długo, zresztą taki świstek nie będzie wstanie prawnie zobligować go do niczego, a niepokazany światu będzie małą umową między dwójką ludzi. Gdyby chciała notarializować tą umowę, prawnie, przed urzędnikiem - musiałby stłamsić ten pomysł w zarodku, aby nikt inny nie dowiedział się o jej istnieniu. W końcu jednak poznał imię czarnowłosej, Valentine Beraht. Teraz hrabina, chociaż ten tytuł dostała wraz z długami, które zmusiłyby ją pewnie do sprzedania go, więc była bliżej bycia zwykłym pospólstwem aniżeli szlachtą. Zwłaszcza jako nieślubne dziecko, o którym nigdy nie słyszał.
_____ Oddał jej umowę, w którą zapatrzyła się jak w obrazek, a samemu przyzwał swoich strażników, zwyczajnie stukając w oparcie krzesła kilka razy. Weszli do pomieszczenia i spoglądając na swojego Lorda, a następnie na kobietę, dostrzegli kiwnięcie głową, które wydało im teraz wyraźny rozkaz pojmania dziewczyny. Była to bardzo szybka akcja z użyciem środka usypiającego i zwyczajnie zawinięciem nieprzytomnego ciała w materiał, aby nie dotykać bezpośrednio ciała niezamężnej kobiety. Nawet jeśli była panaceum to na razie nie została zjedzona przez ich Lorda, można więc było rozpatrywać to jako porwanie, a nie zabranie posiłku na wynos w oczach rycerzy.  
- Gdzie ją zabrać Mój Lordzie? - spytał jeden z rycerzy, spoglądając na Casina, który podnosił upuszczoną “umowę” i wpatrywał się w ich podpisy nie odpowiadając. - Mój Lordzie?
- Zabierz ją do mojego domu. - odezwał się po chwili milczenia. - Zamierzam czerpać z niej długoterminowe ukojenie. - jego słowa wprost informowały mężczyznę, że czarnowłosa ślicznotka będzie przez długi czas utrzymywana przy życiu. Odwrócił się kierując do wyjścia w głowie modląc się lekko za kobietę, kiedy usłyszał jeszcze ostatnie zdanie swojego władcy. - Będzie moim gościem, nie posiłkiem.  
_____ Zgodnie z tymi słowami, wpakowali ją do karocy i zabrali do rezydencji, która należała do Księcia Evrarona. Jak można się spodziewać, na miejscu zrobiło się małe zamieszanie, kiedy ich samotny władca wrócił z porwaną kobieta, która szybko okazała się ostatnim członkiem rodziny Hrabiego i pozostawianym mu ostatnim wierzycielu, ponieważ reszta już dawno nie była w układance. Rozrzuceni po całym kraju, bez statusu i szacunku odpracowywali długi, które trafiły pod ich imię. Cały czas jednak – byliby wstanie odpokutować to za kilka lat, to co dostało się tej kobiecie? Niestety nie. Chyba że ograbiłaby kilka krajów, a pewnie nie była wstanie czegoś takiego zrobić. Odebrali jednak zapakowaną kobietę i przetransportowali ją do sypialni gościnnej, ustawiając strażników przed zamkniętymi drzwiami oraz pod oknami, bo nawet jeśli jej pokój znajdował się na drugim piętrze to ciężko było uwierzyć, że postanowi wyskoczyć czy coś innego. Casin w tym czasie siedział w swoim gabinecie sprawdzając możliwe nowe osoby, które mogłyby zająć miejsce Hrabiego, czyli być jego wtyczką i powodem, dla którego pojawia się w tym kraju raz na jakiś czas w formie rekonansu. Pierwotnie tą osobą miała być dalej Valentina, czarnowłose panaceum, ale teraz nie było takie opcji. Wśród wielu zaproszeń znalazł jedno, czarne i z pieczątką, którą znał zbyt dobrze. Westchnął i otworzył kopertę wyciągając czerwony papier, na którym znajdowała się tylko informację o miejscu oraz czasie. Wiedział, że będzie musiał się tam pojawić. Inaczej ludzie zaczęliby coś podejrzewać, a nie mógł do tego dopuścić. Podniósł głowę znad dokumentów i kątem oka spojrzał na umowę, którą dzisiaj zawarł. Nie była warta więcej niż obietnica na mały paluszek, ale przypomniała mu o tym, że jego gość powinien już się obudzić.  
- Która godzina? - spytał nie odrywając spojrzenia od podpisu kobiety. - Powinna już się obudzić.
- Zbliża się godzina osiemnasta, mój Lordzie. - odpowiedział strażnik stojący przy drzwiach. Był jednym z niewielu, których zabrał ze sobą. - Środek powinien przestać działać chwilę temu. Czy mamy ją przyprowadzić do Lorda?
- Nie. - pokręcił głową przecząco i podniósł spojrzenie na starszego od niego mężczyznę, z blizną na twarzy. - Poinformuj ją, że zje ze mną kolację i poinformuj służbę, że za godzinę będziemy jeść.
- Oczywiście.
_____ Odezwał się z lekkim ukłonem i wyszedł z pomieszczenia zostawiając Casina samego. Westchnął ciężko i oparł się w fotelu patrząc na zaproszenie, które otrzymał. Będzie musiał zabrać tam Panienkę Beraht, aby zobaczyła jaki jest faktycznie los panaceum, bo im szybciej pozna prawdę tym lepiej. Dał im godzinę na przygotowania oraz żeby i ona się ogarnęła. Kobiecie nie wypadało jeść w towarzystwie gospodarza, mężczyzny czy gości bez odpowiedniego przygotowania. Nieważne jakie były zamiary tego posiłku, musiała się prezentować.  Bardzo stary zwyczaj, ale nie zamierzał go odbierać kobiecie, która pewnie czuła się brudna lub źle wyglądając po tym jak została dzisiaj potraktowana. Godzinę później zjawił się w jadalni, gdzie większość dań było już naszykowanych, a sama kobieta także siedziała w gotowości przyprowadzona przez strażników zanim on się pojawił. Usiadł więc na szczycie stołu i zanim zaczną jeść postanowił coś ustalić.  
- Valentino Beraht, jak się do ciebie zwracać? - spytał sięgając po kieliszek z wodą. - Będziesz traktowana jak gość w moim domu, więc będziesz posiadała pewien poziom swobody.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {09/06/23, 08:28 pm}

Jej rozmyślania przerwało nagłe pukanie do drzwi. Dziewczyna podniosła się na łóżku i niepewnie spojrzała w stronę drzwi. Zanim zdążyła odpowiedzieć do pokoju weszła obca kobieta. Wysoka brunetka o zielonych oczach, ubrana w schludny strój pokojówki. Obie kiwnęły sobie głową na przywitanie.
- Wielki Książe zaprasza hrabinę na wspólną kolację. - na te słowa poczuła jak zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Chwyciła się za rękę, z której wcześniej czerwonowłosy próbował pić krew. Lord pewnie nie to miał na myśli - mimo wszystko było to pierwsze skojarzenie jakie przyszło jej na myśl. - Pomogę hrabinie się przygotować. Od dzisiaj, będę służyć hrabinie i pomagać w codziennych… zadaniach.
Czarnowłosa otworzyła już usta, żeby zaprotestować, lecz na szczęście szybko się opamiętała. Jej zdanie nie miało tutaj większego znaczenia. Gdyby odrzuciła pokojówkę wyglądałaby na niewdzięczną i nie pomogłoby jej reputacji w posiadłości Wielkiego Księcia. Musi postarać się przynajmniej utrzymywać z innymi neutralne relacje - na pewno pomoże jej to w zapewnieniu sobie spokojnego środowiska.
Valentina była w pełni samodzielna - tak ją zresztą wychowała matka i ojciec. Matka zawsze powtarzała jej, że nie powinna na nikogo w życiu liczyć, nawet na własną rodzinę. Ojciec oczywiście nie miał zamiaru zapewniać pokojówki dla swojego bękarta. W Republice również mieszkała sama - jej standard życia nie pozwalał na dosadne luksusy.
Spróbowała ponownie wstać z łóżka, jednakże jej nogi były nadal słabe. Tym razem jednak nie zderzyła się z podłogą. Kobieta zdążyła ją złapać przed bolesnym upadkiem.
- Dziękuję. Jak się nazywasz? - spytała czarnowłosa, ponownie siadając na łóżku.
- Emilia, moja Pani. - przedstawił się krótko dziewczyna, kłaniając się w jej kierunku.
Czarnowłosa uważnie jej się przypatrywała. Zastanawiała się co młoda dziewczyna o niej sądzi. Została w końcu przypisana do roli bycia służącą dla kobiety, która jest córką kurtyzany, a obecnie z nieznanych powodów została gościem w posiadłości Wielkiego Księcia. Valentina zdawała sobie sprawę jak to musiało z zewnątrz wyglądać, w szczególności dla ciekawskiej służby. Lord sprowadził do domu niezamężną, młodą kobietę. Wzdrygnęła się delikatnie i zacisnęła palce na swojej spódnicy. Ostatnią rzeczą, której chciała, to być postrzeganym jako pospolita kurwa. Będzie musiała poprosić Lorda o jakiekolwiek inne zajęcie.
Emilia podała jej filiżankę wypełnioną podejrzanie wyglądającym płynem. Valentina powąchała jej zawartość. Było to jej dobrze znane lekarstwo, które przyśpiesza pozbycie się toksyn z organizmu. Skrzywiając się lekko, szybko wypiła gorzki płyn.
- Dziękuję Emilio. Wykąpię się już sama. - brunetka otworzyła już usta w formie protestu. - Prosiłabym Cię natomiast o przygotowanie kąpieli i ubrania. Czy zostało wspomniane jakie są dokładne plany na wieczór? - oddała kobiecie pustą filiżankę.
- Wielki Książę będzie wymagał eleganckiego ubioru. - odpowiedziała ręką wskazując na szafę znajdującą się w rogu pomieszczenia.
Czarnowłosa uniosła brew zdziwiona słowami kobiety. Elegancki ubiór? Czyżby mieli się udać na jakieś przyjęcie? Była teoretycznie w żałobie, nie wypadało jej się obecnie pokazywać na salonach. Nie wspominając już o tym, że nie mogła wyobrazić sobie czemu mężczyzna chciał ją gdziekolwiek zabrać.
Po kilkunastu minutach poczuła się już lepiej i samodzielnie udała się do łazienki, gdzie czekała na nią ciepła, przyjemnie pachnąca, kąpiel. W momencie gdy kobieta znalazła się w pełni pod wodą odetchnęła z ogromną ulgą. Zazwyczaj kąpała się w letniej wodzie, którą przygotowywała dla siebie w pośpiechu. Musiała więc przyznać, że było to miłą odmianą.
Po wyjściu z wanny Emilia pomogła jej się ubrać i przygotować. Suknia była bardziej skomplikowana do założenia, niż jej normalne ubrania. Składała się z wielu warstw, które w znacznym stopniu utrudniały jej poruszanie. Nie była też przyzwyczajona do noszenia biżuterii - jako nauczycielka miała stanowić wzór do naśladowania. Zawsze zwracała uczennicom uwagę o krzykliwe akcesoria. Dziwnie się więc czuła, mając na sobie zarówno drogie ubrania jak i delikatny makijaż. Tęskniła za swoim normalnym odzieniem.
Została odprowadzona do sali jadalnej. Czuła na sobie zarówno spojrzenia służby jak i rycerzy, którzy mieli ochraniać Wielkiego Księcia. Musiała być dla nich egzotycznym obiektem, który zburzył spokój w posiadłości. Zajęła swoje miejsce przy stole. Wielki Książę pojawił się po kilkunastu minutach. Tak jak nakazywała etykieta, dziewczyna przywitała go ukłonem.
W końcu mogli zacząć posiłek. Valentina nie miała jednak apetytu. Czuła się jak na polu bitwy - i w tym wypadku była na przegranej pozycji. Jedynie, co może sobie zapewnić to bezpieczną kapitulację. Spojrzała na talerz z zupą i przełknęła głośno ślinę. Musiała cokolwiek zjeść, by mieć siły na to, co mężczyzna zaplanował na później.
- Panienka Beraht wystarczy, nie jestem mężatką, a tak zwracają się do mnie w Republice. - odpowiedziała szybko mężczyźnie. Służba podała im mięso, średnio wypieczone. Kobieta wbiła swoje spojrzenie w steka leżącego na talerzu, czując jakby patrzyła w swoją niedaleką przyszłość.
- Dobrze panienko.- w tym momencie czarnowłosa podniosła wzrok znad przytłaczającego widoku talerza pełnego jedzenia. Przeszło jej przez myśl, że mężczyzna prezentował się niesamowicie elegancko, a i za tym przystojnie. Odrzuciła te myśli jednak dosyć szybko - to nie był dobry moment na infantylne obserwacje.
- Na jakie swobody mogłabym liczyć? - spytała, dalej spoglądając na siedzącego mężczyznę.
Kiedy i on na nią spojrzał czarnowłosa poczuła się lekko speszona. Serce biło jej boleśnie mocno. Nie miała za wiele doświadczenia w rozmowie z osobnikami płci przeciwnej. Uważała, że jest dosyć elokwentna i na pewno jest w stanie zawalczyć o swoje… w konwersacji z innymi kobietami. Od czternastego roku życia jej kontakt z mężczyznami był mocno ograniczony. I teraz czuła tego skutki. Nie dość, że jej ciało było pod ciągłym stresem z powodu dzisiejszych rewelacji to sama dziewczyna starała się jakoś utrzymać pozory panowania nad sobą. Co do łatwych nie należało.
- Zależnie od Panienki zachowania. Na pewno mówimy o swobodzie poruszania się po posiadłości, lecz jak można się spodziewać są miejsca, w które goście nie wchodzą.
- Oczywiście, rozumiem. - odpowiedziała i zamyśliła się na chwilę. Jeśli ma o to zapytać, powinna zrobić to teraz. - Czy mogłabym prosić o coś Lorda? W Republice miałam pracę. Zależałoby mi na posiadaniu jakiegoś... zajęcia. - pomiędzy nimi zapadła niezręczna cisza. Kobieta nadal wpatrywała się w mężczyznę.
-Co masz na myśli? - spojrzał na nią widocznie zdziwiony.
Kobieta praktycznie podskoczyła w miejscu, nie spodziewając się, że mężczyzna zacznie zwracać się do niej na ty. Czyżby go zdenerwowała. Zacisnęła uścisk na eleganckich sztućcach.
- Lord już pewnie wie, ale pracowałam jako nauczycielka. Mam pełne wykształcenie i żal mi byłoby go nie wykorzystać. - zaczęła niepewnie, wzrokiem sunąć po eleganckim stole pełnym znakomitego jedzenia. Szkoda, że dziewczyna nie mogła dzisiaj nic przełknąć. - Myślę, że byłabym dobra w pracy biurowej. sam Lord się przekona. - oznajmiła, ponownie wracając do oczu mężczyzny. Podobnie jak jego włosy, miały piękny rubinowy kolor. Jak najdroższe klejnoty, które jej matka uwielbiała dostawać w prezentach. Oczy mężczyzny wydawały się jednak dużo bardziej płomienne i nieobliczalne. Kobieta pamiętała jego spojrzenie sprzed kilku godzin i miała szczerą nadzieję, że nie zobaczy go prędko ponownie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {11/06/23, 06:10 pm}

_____ Odpowiedź jakiej się spodziewał, w końcu w momencie małżeństwa ciężko, aby zjawiła się sama, nawet jako osoba przyjezdna z zagranicy. Jej partner otrzymałby tytuł zamiast jej osoby, wraz z tym długi, problemy i powiązania z jego osobą. Idea, że ktoś taki nie istniał była mu bardzo na rękę, nie musiał przejmować się, że istnieje jakieś dziecko lub żołnierz, którzy będzie leciał do niego z nożem, bo porwał członka rodziny.  Nie zareagował zbytnio na fakt, że przyjechała z Republiki, właściwie odpowiedział zgodnie z tym czego oczekiwała, nie przejmując się jej faktycznym stanem, a jedząc spokojnie swój posiłek. Patrząc na lekko krwiste mięso na swoim talerzy w jego głowie pojawiły się przebłyski wspomnienia z poprzedniego balu. Wtedy też nie jadł nic wcześniej wyraźnie nastawiony na “posiłek podczas imprezy”, co uzyskał w postaci bardzo krwawego steku z mięsa, które jeszcze kilka chwil temu było żywe. Wrócił jednak na ziemię słysząc pytanie kobiety, które zmusiło go do zmarszczenie brwi. Co miała na myśli? Była jego bankiem krwi, posiłkiem na później, według świata za dwa dni przestanie żyć, bo dzisiaj już podpisał papiery wskazujące na jej zgon w akcji. Nie zamierzał zabierać jej ze sobą żywej w oczach świata mając w głowie plan, aby skonsumować ją prędzej czy później dla własnej stabilności mentalnej. To by tylko komplikowało sytuację, bo jednak była osobą powiązaną z dwoma narodami. Lepiej było z miejsca zgłosić, że ze względu na swoje długi zwyczajnie zniknęła.  
- Zależnie od Panienki zachowania. Na pewno mówimy o swobodzie poruszania się po posiadłości, lecz jak można się spodziewać są miejsca, w które goście nie wchodzą.
_____ Opowiedział na jej pytanie zgodnie z prawdą. Pytała się o swobody, ale goście zwykle byli w czyimś domu z powodem. Odwiedzenia, skrywania się, przejazdem z myślą o innym miejscu. W jej przypadku traktowanie jakoś gościa oznaczałoby, że ma swój pokój, jedzenie oraz wszystkie wygody jakie będą potrzebne. Prawdopodobnie włącznie z nowymi ciuchami, bo zapewne będzie potrzebowała czegoś cieplejszego podczas przejazdu do Wielkiego Księstwa. Słysząc dość prostą i stosowną odpowiedź kiwnął lekko głową wracając do posiłku. Nie było mu dane jednak w spokoju się rozkoszować smakiem kawałka mięsa, ponieważ kolejne sprawa uniosła jego brwi do góry z lekkim zaskoczeniem, lecz cała reszta jego twarzy pozostawała bez zmian. Zimna i kamienna, jakby wyprawa z energii i emocji.  
- Co masz na myśli?  
_____ Na to szybkie pytanie dostał szybką odpowiedź, lecz z drugiego końca stołu widziałby, jak stresuje się, żeby powiedzieć o co właściwie jej chodzi. Normalnie, presja jego osoby, nie pozwalała na mówienie w jego stronę bez przyzwyczajenia się do tego. Zwykle jednak byli to ludzie, którzy wiedzieli o nim za dużo - włącznie z jego możliwościami naginającymi rzeczywistość pod jego własne potrzeby. Ta kobieta, Panienka Valentina nie miała możliwość wiedzieć o nim za dużo. Czy jej także wydawał się taki przerażający? Odłożył sztućce o talerz i złączył dłonie słuchając co miała do powiedzenia, kiedy w końcu rozpoczęła dialog. Rozumiał zamysł tego o co prosiła. W normalnych okolicznościach było to dobre rozwiązanie, jednak Casin nie mógł pozwolić jej dostać się do jego pracy biurowej. Był najwyższym urzędnikiem, osobą podejmującą ostateczne decyzje. Jego robota papierkowa nie była czymś co mogła zobaczyć zwykła nauczycielka z Republiki, która nie miała lojalności do niego i do jego kraju. Innej pracy biurowej nie miał do dyspozycji, bo nawet jeśli nie przy nim miała pracować to musiałaby w jakimś mniejszym urzędzie, a to znowu był problem i możliwe komplikacje. Była panaceum, nie powinna wykonać pracy fizycznej, a zwyczajnie grzecznie leżeć i dawać sobie spuszczać krew. Westchnął ciężko. Rozumiał, że życie w klatce nie było dobre dla mentalność i najpewniej będzie potrzebowała jakiegoś lekkiego zajęcia, ale nie miał teraz do tego głowy.  
- Porozmawiamy o tym na miejscu. Nie zamierzał składać ci żadnych obietnic pod tym kątem. - spojrzał w jej szarawe oczy, które miały bardzo czysty kolor, wcześniej tego nie zauważył zbyt skupiony na właściwościach jej ciała. Zamrugał kilka razy kiedy przed oczami pojawiła się wizja jak ktoś bierze tą gałkę oczną żując niczym cukierka. Odwrócił spojrzenie do swojego posiłku łapiąc za narzędzia. - Skończmy posiłek, później pokażemy się na balu. - nadział na widelec, lecz zanim podniósł go z talerzy dodał. - Nie zadawaj więcej pytań. Na razie skup się na zjedzeniu czegoś. - wrócił swoim czerwonym spojrzeniem do jej białej skóry. - Jutro na pewno nic nie zjesz po tym wieczorze.
- Przepraszam mój Lordzie, ale gdzie się teraz dokładnie udajemy?
_____ Spodziewał się takiego pytania, ale tylko uśmiechnął się lekko i kiwnął głową nie odpowiadając i wracając do posiłku. Nie zamierzał się jej tłumaczyć, chociaż mógł, to jednak zajęłoby to za dużo czasu. Zwłaszcza taką ilością służby na około, jeszcze uznałaby to za jakiś żart. Casin wiedział, że ci ludzie nie wiedzieli wszystkiego. Prawdopodobnie nie drgnęliby powieką słysząc, gdzie i po co jadą, lecz nadal zamierzał im to pominąć. Sama Valentine pewnie też stresowałaby się o wiele mocniej wiedząc co faktycznie zobaczy. Tak, będzie w prawdziwym stresie dopiero na miejscu. Gdy skończył jeść, poinformował, że za pół godziny odjeżdżają i wyszedł dając jej jeszcze chwilę czasu, aby może w samotności coś faktycznie zjadła. Chociażby, aby potem mieć z czego oddać na czarne siedzisko karocy. Casin przewidywał bowiem takie zakończenie tego wieczoru. Tym razem był przed kobietą, nie czekając długo aż ona sama pojawiła się w drzwiach z wianuszkiem służby, co by nie zrobiła jednego niewłaściwego kroku. Stojąc przed otwartymi drzwiami karocy, wyciągnął rękę w geście pomocy i złapał dłoń Valentiny, aby z gracja weszła do środka. Mieli przed sobą kilka minut przejażdżki na miejsce, w którym odbędzie się “uczta”. Wsiadał zaraz za nią i służba zamknęła drzwi. Usiadł naprzeciwko jej osoby i sięgając do wnętrza górnego odzienia wyciągnął dwie maski. Identyczne, czarne ze złotymi zdobieniami. Nie były solidne w swoim wykonaniu, a materiałowe, przyjemne w dotyku.  
- Załóż to jak dojedziemy na miejsce. - poczekał aż weźmie podany jej przedmiot, po czym dodał. - Bal maskowy, chociaż każdy i tak zna swoje tożsamości. Będziesz moją partnerką na ten wieczór. Nikt cię nie zna i damy ci na imię... Co powiesz na Bella? - na jego ustach pojawił się mały uśmiech. - Nie odejdziesz ode mnie nawet na krok i nie odpowiadasz na pytania innych.
- Zgadzam się Lordzie, raczej nie mam zamiaru z nikim tam rozmawiać. - odpowiedziała po chwili namysłu i zgadzajac się na imię. - Chciałabym tylko wiedzieć czemu Lord mnie tam zawiera? Nie są to na pewno kwestie towarzyskie.
- Nie. Nic takiego. - powiedział, po czym westchnął i spojrzał w bok widząc, że są jakieś 5 minut od celu. - Na tym balu poznasz co się stanie, jeśli ludzie dowiedzą się czym jesteś. Moje środowisko dowie się, czym jesteś. - jego czerwone spojrzenie pełne powagi przeniosło się z rozświetlonej posesji w oddali na kobietę, której lico było lekko oświetlone. Nadawało jej to niebezpiecznie dużo uroku. - Musisz wiedzieć jak faktycznie będzie wyglądał twój los. Nazywają ten bal “ucztą” i sama dowiesz się, dlaczego.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {14/06/23, 05:29 pm}

Kobieta w napięciu czekała na odpowiedź mężczyzny. Poczuła się lekko zawiedziona. Rozumiała perfekcyjnie, że mężczyzna nie może jej nic obiecać. Na pewno nie teraz - teoretycznie znają się kilka godzin i Lord pewnie jej nie ufa. Nie mówiąc o tym, że ma ona być jego osobistą przekąską, która zawsze musi być pod ręką, w wypadku, gdyby nadeszła go ochota na świeżą krew. Wiedziała jednak, że jeśli nie dostanie żadnego zajęcia to po prostu tam zwariuje, całymi dniami myśląc tylko o następnej sesji opuszczania krwi.
Z rozmyślań wyrwały ją słowa mężczyzny. Bal? Chciał ją zabrać na bal? Zamrugała kilkakrotnie zdziwiona. Nie miało to dla niej żadnego sensu. Mężczyzna powinien zamknąć ją w pokoju, a nie zabierać na przyjęcie. W takie miejsca zabiera się żony, córki, albo kochanki. A Valentina jest praktycznie nikim dla mężczyzny. Im dłużej myślała nad tą kwestią, tym bardziej zaczynała ją niepokoić.
- Przepraszam mój Lordzie, ale gdzie się teraz dokładnie udajemy? - przerwała w końcu ciszę. Musiała poznać odpowiedź na to pytanie, by przygotować się emocjonalnie i psychicznie na to co ją dzisiaj spotka.
W momencie gdy mężczyzna uśmiechnął się delikatnie w jej stronę, poczuła jak serce zaczyna bić jej szybciej. Nie odpowiedział jej - był to fatalny znak. Przez resztę wieczoru próbowała cokolwiek zjeść. Czuła jednak, że w momencie, gdy tylko próbuje wziąć coś do ust to zawartość jej żołądka wyląduje na stole. Wolałaby tego uniknąć. W końcu czerwonowłosy wyszedł z pomieszczenia.
-Hrabino Beraht. Może jakiś deser? - zapytał uprzejmie kamerdyner. Niewiele zjadła, więc pewnie martwił się o nią.
-A macie może whisky? - spytała z anielskim uśmiechem.
Potrzebowała odrobiny alkoholu, by pozbyć się nerwów. Nie pomagały jej one w tym momencie. Alkohol nie był lepszym rozwiązaniem, to prawda. W tym momencie nie widziała jednak innego wyjścia. Zresztą, jeden kieliszek jej nie zaszkodzi.
Podano jej dobrej jakości alkohol. Może nie udało jej się w pełni zniwelować nerwów, ale poczuła się odrobinę pewniej.
W końcu wyszli na zewnątrz. Dziewczyna zadrżała. Zazwyczaj o tej porze roku wieczorami było jeszcze ciepło. Tej nocy jednak było wyjątkowo chłodno. Lord już na nią czekał. Dziewczyna poczuła się mocno niezręcznie, podając mu swoją dłoń. Jechała na bal w towarzystwie przystojnego arystokraty - marzenie większości małych dziewczynek w Imperium.
Zajęła miejsce naprzeciwko mężczyzny. Chwyciła się fotela, gdy nagle ruszyli. Patrzyła jak wyjmuje kawałek materiału z kieszeni marynarki. Maska. Mogła się tego spodziewać. Uważnie słuchała słów mężczyzny. Imię Bella. Prychnęła delikatnie. W normalnych okolicznościach pewnie potraktowałaby dobór imienia jako przyjemny komplement. W tych okolicznościach nie była jednak pewna czy powinna śmiać się czy płakać.
- Zgadzam się Lordzie, raczej nie mam zamiaru z nikim tam rozmawiać. - odpowiedziała wyglądając przez okno i podziwiając bogate posiadłości, które mijali. -Chciałabym tylko wiedzieć czemu Lord mnie tam zawiera? Nie są to na pewno kwestie towarzyskie. - oznajmiła w końcu wbijając wzrok w mężczyznę.
Nie była pewna czy to kwestia alkoholu czy też nerwów, ale nie rozumiała znaczenia słów Lorda. Uczta? Dowiedzieć się, jaki jej los? Wszystko wydawało jej się strasznie zagmatwane. Nie miała jednak szansy zadać więcej pytań, ponieważ dojechali na miejsce. Czarnowłosa niepewnie założyła maskę, upewniając się przy tym, że nie spadnie przypadkiem tego wieczoru. Podała mężczyźnie dłoń i wysiedli z powodu. Znajdowali się pod piękną posiadłością, należącą pewnie do jednego z bogatszego mieszkańca Imperium. Budynek wręcz ośmielał swoją wielkością i przepychem. Posiadłość hrabiego była niczym w porównaniu.
Lord założył jej rękę na ramieniu. Spojrzała lekko zdziwiona, po czym od razu odwróciła głowę, gdy ten przesunął wzrok w jej kierunku. Miała się zachowywać jak jego kochanka, a nie przesadna cnotka. Chyba potrzebowała kolejnego kieliszka.
W końcu ruszyli w stronę wejścia. Przywitał ich służący, który wskazał im drzwi do głównej sali balowej. Jak można było się spodziewać, posiadłość była wewnątrz była dużo bardziej luksusowa niż na zewnątrz. Pozłacane tapety i żyrandole ozdobione kamieniami szlachetnymi oświadczały światu, że organizator tego przyjęcia jest obrzydliwie bogaty. Wokół krążyli kamerdynerzy z talerzami pełnymi różnego rodzaju przekąsek. Ktoś do nich podszedł - dziewczyna wzięła kieliszek z szampanem.
Goście balu prezentowali się również zjawiskowo, w bogato ozdobionych strojach oraz równie olśniewającej biżuterii. Na parkiecie znajdowało się kilka par, które tańczyły ze sobą w sposób elegancki, aczkolwiek lekko nieprzyzwoity, ignorując dystans, jaki powinni zachować.. Większość uczestników jednak była jednak rozsiana po sali, zbyt zajęta rozmową oraz niewinnym flirtowaniem. Valentina czuła się tutaj kompletnie wyobcowana. Nieważne, jak bardzo próbowałaby się wtopić w tłum - nie miała dużego doświadczenia z arystokracją, większość swojej młodości spędziwszy w szkolnych murach. Pomyślała gorzko, że jej matka czuła by się tutaj doskonale. Jak drapieżnik na łowach, szukający swojej następnej ofiary.
Nie miała szansy dłużej obserwować gości. Ręka mężczyzny nagle znalazła się na jej tali, przez co czarnowłosa delikatnie podskoczyła. Wolałaby, żeby mężczyzna ograniczył ich kontakt fizyczny, ale w tym momencie nie było to pewnie możliwe.
Powolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia z sali. Dziewczyna czułą, że ludzie się na nich gapią. Owszem, mieli na sobie maski, ale nie trudno było odgadnąć kto się za nimi kryje. Czerwonowłosy był niezwykle charakterystyczną postacią - nie było możliwości, by pomylić go z kimś innym. Wyszli z sali i przez chwilę szli pustym korytarzem. Dziewczyna czuła jak szybko i mocno bije jej serce. Czyżby alkohol zaczął działać?
W końcu zatrzymali się pod skromnymi drzwiami. Stał przy nich młodzieniec, którego twarz zakryta była w pełni maską. Spojrzał na nich po czym bez słowa otworzył im drzwi.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i spojrzała się za siebie. Jej instynkt krzyczał, że nie powinna tam iść. Powinna uciec jak najdalej stąd jak i czerwonowłosego mężczyzny. Nie miała jednak wyboru. Zacisnęła dłonie na białej sukience, próbując zmusić się do delikatnego uśmiechu. Niechętnie, podążyła za mężczyzną. Miała nadzieje, że jej obawy okażą się kompletnie nieuzasadnione.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {17/06/23, 09:36 pm}

_____ Bal zwany przed takich jak on “ucztą” organizowany był raz na jakiś czas, z terminem głównie zbiegającym się ze znalezieniem nowego panaceum, które w dziwnych okolicznościach znikało bez śladu kilka dni później. Oczywiście patrząc na wielkość posiadłość, do której podjechali ciężko mówić o czymś pokroju “przypadku”, a raczej wysokiego prawdopodobieństwa wykorzystania swojej wyższości jako szlachta, żeby zrobić to co należało - świetnie się bawić czyimś kosztem. Casin był już tutaj nie raz, to też nie interesował się... niepotrzebnie złotym wnętrzem sali balowej. Stroje gościu pokazujące niepotrzebnie dużo, aby zwrócić na siebie uwagę, może znaleźć partnera na jedną noc, czy tańczące zbyt blisko siebie part. Czerwonowłosy widział to nie raz, zdając sobie sprawę, że każda z tych osób jest tutaj, żeby “wyszaleć” się pod maską. Byli to typowi goście, przykrywa do tego co faktycznie się działo za kulisami. Nie chciał zostawać tutaj dłużej niż musiał. Już i tak czuł spojrzenia co ważniejszych osób na sobie, zaciekawionych jego partnerką, a ich spojrzenia lądowały nie tylko na zakrytej twarzy czy czarnych włosach, a także na uwydatnionych kształtach, które pewnie chcieliby poczuć z blisko. Chociaż w połowie dlatego, że ta kobieta zainteresowała właśnie jego. Casin nie musiał się długo zastanawiać, żeby chcieć jak najszybciej mieć to za sobą. Co prawda Panienka Valentine nie wydawała się czuć tych łaknących jej spojrzeń, ale on jako jej partner na ten wieczór musiał zareagować.  
_____ Dłoń, która pojawiła się na talii kobiety zmusiła niektóre osoby do podniesienia wzroku, a on widząc jej reakcję powstrzymał się od śmiechu, bo zabawnym było jak ją zaskoczył. A przecież to nic takiego. Nie zrobił tego jednak, żeby bawić się z nią, a skierować ich dwoje w stronę, gdzie faktycznie mieli się pojawić. Po wejściu do korytarza, który znał aż nazbyt dobrze i przechodząc przez drzwi do dwupiętrowego pomieszczenia. Znajdowali się na czymś na wzór balkonu, który po kawałku korytarza miał schody na dole piętro. Na środku było miejsce na coś w stylu piedestału, lecz z dużą ilością naczyń, materiałów, narzędzi. Wyraźnie widać było, że ta “uczta” zacznie się od zabicia kogoś przy nim. Grupa siedząca już przy stole na dole wyraźnie bawiła się świetnie. Niektórzy siedzieli na sobie nie przejmując się faktem, że inni oglądają jak karmią się kawałkami owoców prosto do ust. Dla Casina to także nie był dziwny widok, zupełnie ignorując ten poziom nieprzyzwoitości. Szaleństwo przychodziło do nich w wielu odsłonach. Niektórych zatracali się w przyjemności cielesnej, inni w cudzym bólu lub samodestrukcji. Nie musieli długo czekać, aż ktoś ich zaczepił.  
- Jak miło zobaczyć cię na moim balu! - odezwał się głos, a kiedy Casin odwrócił się w jego stronę zobaczył normalnie prezentującego się mężczyznę w masce zasłaniającej całą twarz, lecz z wyraźną dziurą na uśmiech, jakby zamierzał spożywać coś i potrzebował mieć dostęp. - Oya? - spytał widząc kobietę za wysokim ciałem władającego. - Towarzyszka? Nowa kochanka?
- Można tak powiedzieć. - odezwał się krótko i wskazał gestem dłoni na Valentine. - Nazywa się Bella.  
- Zrozumiałe. - mężczyzna kiwnął głową lekko wyrażając aprobatę. Imię faktycznie pasowało do tego co widział. - Zmieniając temat. Słyszałem o hrabim. Jak miło, że w końcu opuścił grono. Bawił się twoimi pieniędzmi na lewo i prawo. Jak się sprawuje jego rodzina? - spytał jakby zupełnie nie zainteresowany tematem, chciał jednak podtrzymać rozmowę. - Wydaje mi się, że dostali od ciebie dość wysokie kary. Dożywocie w kopalni?
- Tylko jedno z dzieci. Reszta posiada inne posady.
- Ale nadal są niewolnikami bez praw obywatelskich. - prychnął pod nosem na obojętność Casina. Spojrzał na imię kobiety i zaciekawiony czymś, postanowił spytać. - Gdzie znalazłeś taką piękność? Powinienem także udać się do tego burdelu.
_____ Wielki Książe uniósł swoje brwi do góry w geście zaskoczenia i szybko jego kamienna twarz stała się lodowym piekłem. Dłoń, która trzymała Valentinę pod rękę, zacisnęła się mocniej, jakby czując, że zaraz będzie zmuszony do zrobienia małego przedstawienia. Rozumiał zasady panujące tutaj. Pełen świadomości, co by towarzyszka powinna być jego partnerką na dłuższy okres czasu. Casin był wstanie udawać, że tak jest. Bycie zainteresowanym płcią piękna nie leżało w jego dziennym grafiku, a Valentine Beraht zostanie z nim na dłużej niż kilka miesięcy, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Czując pułapkę, nie mógł pozwolić, aby porównywali jego partnerkę do zwykłej kurwy. Zresztą, czy ta kobieta miała jakiekolwiek kontakty z mężczyznami wcześniej? Na każdy jego dotyk reagowała jakby prąd ją poraził.  
- Insynuujesz, że jest kurwą. - powiedział sucho, dodając po chwili między zębami - Czy mam zrobić ci przysługę i pozbyć się tej głowy, która myśli za dużo?  
-O-Oczywiście, że nie. - odezwał się po prędce. - Zwyczajnie nie kojarzę twarzy tej d-damy, stąd moje pytanie.  
- Ma założoną maskę, jak masz ją kojarzyć? - rzucił kolejne pytanie tak samo ciężkim tonem, wręcz plując jadem. - Czego oczekujesz.  
_____ To nie było pytanie, lecz gospodarz poczuł, że powinien za wszelką cenę odpowiedzieć. Nie czuł się swobodnie w tym momencie wiedząc i widząc w tym momencie jak jego zachowanie można było porównać z dotykania kijem tygrysa. Spał to go zostaw, dlaczego pytasz?! Mógł tylko przeklinać w swojej głowie wiedząc, że nie miał szans z Casinem Evraronem. Czy teraz czy w przeszłości. Ich moce nie rosły w siłę, a tylko oni stawali się słabsi. Stojąc jednak zaraz koło panaceum – Casin skończyłby lepiej. Otworzył zaciśnięte pod maską usta wiedząc, że jest na przegranej pozycji.  
- Pragnę tylko potwierdzić, że jest twoją faktyczną partnerką przed rozpoczęciem faktycznego wydarzenia.  
_____ Czerwonowłosy spodziewał się takiego obrotu sprawy. Westchnął lekko, puszczając trzymaną pod ramię dłoń i łapiąc nią za szczękę “Belli” odwrócił ją w jego stronę wpijając się w jej usta. Widział w oczach, że była tym zaskoczona, lecz zanim zdążyła zacząć się rzucać, że to zbereźne robić takie rzeczy w miejscach publicznych, wypuścił ją i spojrzał na gospodarza zaskoczonego takim obrotem sprawy. Nie mógł jednak twierdzić, że nic między nimi nie było. Kto normalny całowałby tak w towarzystwie? Casin pewnie mógłby pogłębić pocałunek, bo zaskoczona Valentine uchyliła usta. Nie zamierzał jednak tego robić, chociaż coś w jego głowie. Ten prymitywny zew pragnący jej krwi i kawałków ciała na języku, mówił mu, że go to zadowoli. Odwrócił się w bok, swoje spojrzenie kierując z ust kobiety na maskę gospodarza.
- Zakładam, że tyle ci wystarczy. - widząc kiwającą głowę, westchnął z ulgą, bo nie miał pojęcia co takiego jeszcze mógł zrobić, żeby przekonać mężczyznę. - W takim razie prowadź.
_____ Zostali sprowadzeni na dół i usiedli na przygotowanych wcześniej miejscach. Przed Casinem nie znajdował się jednak czysty talerz, a coś na wzór wielkiego kielicha, który pusty stał i czekał na uzupełnienie. Przed Valentine natomiast znajdował się talerz owoców. Czerwonowłosy rozejrzał się po zebranych. Kojarzył te twarze nawet w maskach. Przed każdym władającym znajdował się przedmiot, w którym lubił spożywać swoje “posiłki”. Kieliszki, miski, talerze. Przy osobach towarzyszących natomiast znajdowały się owoce. Nie musieli długo czekać, aby do pomieszczenie została wprowadzona osoba, usadowiona na krześle. W jej oczach nie było widać paniki czy jakichkolwiek innych emocji. Była pusta. W białej sukience usiadła i została związana, a proces się rozpoczął. Igły wbite w ramiona odprowadzały krew, a dwójka ubranych na czarno mężczyzna łapiąc za wielkie noże zabrali się do pracy. Obcięte uszy, nos, język, palce. Skalpowanie głowy i wycinanie fragmentów skóry, kiedy cały czas przytomna, lecz nieświadoma siedziała nie przejmując się tym. Gdy krew znalazła się w pojemnikach, została rozlana do przygotowanych kielichów. W tym do tego Casina, który skupił się na swoim posiłku, zupełnie puszczając między uszy dźwięk łamanych kończyn, rozcinania brzucha, aby wyciągnąć wnętrzności... Dzielenia tej kobiety na części rozdając je jeszcze świeże po towarzystwie. Każdy miał swój ulubiony kawałek i właśnie to było im serwowane. Pech chciał, że smakoszka mózgów siedziała tuż naprzeciwko ich. Wyraźnie zaintrygowana zachowaniem Valentine, lecz nawet mając spojrzenie wbite w czarnowłosą, nie powstrzymała się od konsumowania.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {26/06/23, 11:35 pm}

Obawy Valentine zwiększały się z każdą sekundą. Czuła dławiący zapach tytoniu, przez który kręciło jej się potwornie w głowie. W końcu dotarli na miejsce. Sala wyglądem przypominała jadalnię, jednak coś było nie tak. Kobieta uważnie obserwowała zgromadzonych gości. Panowało wśród nich zaraźliwe uczucie euforii, które jej się wcale nie udzielało.Spojrzała na stół - jej uwagę zwróciły rzeźnicze narzędzia starannie ułożone przy jednym z miejsc. Czyżb mieli zarżnąć przy nich świnię? Czarnowłosa wzdrygnęła się na tą myśl, mając nadzieję, że się myli.
Miałą się już udać z Księciem w kierunku ich miejsc, gdy ktoś postanowił ich zaczepić.Mężczyzna uśmiechał się do nich w przyjazny sposób, mimo to Valentina czuła się naprawdę niekomfortowo. Czuła jak jego wzrok sunie po jej ciele i żałowała, że wybrano dla niej sukienkę z tak głębokim dekoltem. Zbliżyła się bliżej do czerwonowłosego, w którego towarzystwie czuła się tutaj najbezpieczniej. Śmieszne. Mężczyzna, który w każdym momencie może pozbawić ją życia został jej tarczą.
Wzdrygnęła się, gdy obaj mężczyźni zaczęli rozmawiać o sprawie hrabi. Jak się okazało, innym potomkom mężczyzny również nie udało się uniknąć przykrego losu. Nie napawa jej to zbytnią radością. Nie znała się za dobrze ze swoim rodzeństwem czy też kuzynostwem. Patrzyli na nią z góry, jednak nie znęcali się nad nią jakoś okrutnie. Na ich miejscu, pewnie miałaby podobną opinię o swojej siostrze, bękarcie, który niespodziewanie pojawiła się w ich życiu, przynoszący hańbę rodzinie.
Valentina była pogrążona we własnych myślach - wyrwało ją z tego jedno, szczególne słowo, które padło z ust mężczyzny. Podniosła głowę do góry i już otworzyła usta, chcąc zaprzeczyć jego domysłom. Wszystko, tylko nie to. Była to ostatnia rzecz, jaką chciała słyszeć na swój temat. Za ciężko na to pracowała, by ludzie nazywali ją kurwą. Tak, jak nadal wytykają jej matkę palcami.
W ostatnim momencie się opanowała. Miała nic nie mówić, a wdawanie się w kłótnie z mężczyzną, którego nigdy więcej w życiu nie zobaczy na pewno nie zaskarbi jej sympatii Lorda. Na szczęście ten, postanowił zareagować. Odetchnęła z ulgą, myśląc, że dyskusja dobiega końca i w końcu będą mogli spokojnie zasiąść przy stole.
W momencie gdy mężczyzna chwycił ją za podbródek czarnowłosa spojrzała na niego zdziwiona. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy ich usta zetknęły się w pocałunku. Wydała z siebie cichy, zszokowany dźwięk. Wargi Lorda były zimne - nie była to obserwacja, jaką chciała wynieść z tej nocy. Zaczęło jej brakować powierza, na szczęście w tym momencie czerwonowłos odsunął się od niej. Dziewczyna natychmiast zakryła ręką usta, chcąc przy tym ukryć widoczne zażenowanie. Nie wypadało - tak nie powinno się zachowywać w towarzystwie. Widziała w jaki sposób ludzie zachowywali się na tym przyjęciu - nie oznaczało to jednak, że sama chciała się w to angażować. Rozumiała czemu mężczyzna musiał to zrobić - przedstawiana jest tutaj jako jego oficjalna partnerka, a nie pierwsza lepsza kurwa z ulicy. Musiał to jakoś potwierdzić. W przeciwieństwie do niego, czarnowłosa nie była przyzwyczajona do tego typu zachowań.
W końcu zajęli swoje miejsca przy stole. Nie uszło jej uwadze fakt, że każdy z gości miał przyszykowane inne naczynie do spożycia posiłku. Ponownie spojrzała na jedno miejsce przy stole, wokół którego rozłożone były brutalne narzędzia.
Gdy posadzono tam dziewczynę o pustym spojrzeniu nagle dostała olśnienia. Zrozumiała na czym dokładnie się znajduje. I kim jest dziewczyna siedząca obok. Pustym wzrokiem patrzyła na to, jak ubrani na czarno mężczyźni zaczęli rozcinać jej ciało. Kawałek po kawałeczku. Zarzynana jak zwykła świnia. Nawet gorzej. W końcu oderwała wzrok od kobiety, a właściwie tym, co po niej zostało i powoli rozejrzała się po zgromadzonych gościach. Entuzjastycznie rozmawiali ze sobą, głośno mlaszcząc i delektując się posiłkiem. Posiłkiem, którym w każdym momencie mogła stać się Valentina.
Odwróciła się gwałtownie w stronę mężczyzny. Uważnie ją obserwował, sącząc przy tym powoli zawartość kielicha. Kobieta rozpaczliwie musiała sobie przypominać, że jeśli teraz wpadnie w panikę, to będzie jej koniec. To ona zasiądzie na tym miejscu następnym razem, jeśli się nie uspokoi. Wbiła wzrok w obrus, starając się ignorować wszystko co działo się wokół niej. Skupiła się na konwersacjach, detalach w sukniach kobiet siedzących obok niej. Ulga, jaką poczuła, gdy organizator ogłosił zakończenie uczty była wręcz nie do opisania. Wstała na trzęsących się nogach. Mimo tego, że starała się oddychać głęboko, czuła jakby zaraz miała stracić oddech. Chwyciła czerwonowłosego za rękę - gdyby nie to, pewnie padłaby na podłogę. Rozumiała już wszystko. Chciał jej pokazać, co ją może czekać w przyszłości, jaki los spotyka takie, jak ona. Zakręciło jej się w głowie. Potrzebowała świeżego powietrza.
-M-mój Lordzie, możemy już proszę wrócić do domu? - wysapała trzymając się skroni.
Droga przez posiadłość była boleśnie długa i męcząca. Dźwięki zabawy tylko ją bardziej rozdrażniały i potęgowały uczucie paniki. W momencie gdy wydostali się na zewnątrz, kobieta oderwała się od mężczyzny i szybko udała się w stronę krzaków. Była wdzięczna, że tego wieczoru niewiele jadła. Po kilku minutach udało jej się opróżnić całą zawartość swojego żołądka. Nie czuła się jednak dużo lepiej.
-M-możemy wracać. - oznajmiła, gdy po kilkunastu minutach wróciła do mężczyzny.
Weszła do karocy i ciężko opadła na swoje siedzenie. Było jej gorąco i niedobrze. Oparła głowę o chłodną szybę. Chciała jak najszybciej stąd odjechać i znaleźć się jak najdalej od mężczyzny. Była na skraju od popadnięcia w kompletną panikę i szczerze nie była pewna jakim cudem udało jej się zachować spokój. Pewnie instynkt przetrwania - mężczyzna siedzący naprzeciwko niej z łatwością mógłby pozbawić ją życia
W końcu zatrzymali się pod posiadłością Lorda. Dziewczyna chciała jak najszybciej udać się do swojego pokoju i pójść spać. Ignorowanie jej sytuacji nie przyniesie jej niczego dobrego. W każdym momencie może umrzeć - jeszcze boleśniej, niż pierwotnie sądzono. Nie zostanie z niej nic, a części jej ciala zadowolą apetyt tych potworów na kilka miesięcy. Może powinna rzucić się z okna? Lepsze to niż śmierć jak bydło.
Znowu zrobiło jej się niedobrze. Miała już wysiąść z karocy, gdy mężczyzna złapał ją za rękę. Nie miała wyjścia. Ponownie usiadła na swoim miejscu, wbijając wzrok w swoje dłonie zaciśnięte na białej sukience. Czekała, aż się odezwie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {02/07/23, 11:05 pm}

_____ Popijając swój posiłek, z każdym łykiem czuł uczucie ulgi rozprowadzające się po jego ciele. Błogość, której nie otrzymał od dłuższego czasu. Nawet kiedy dzisiaj skosztował kropli krwi panienki Valentine, która siedziała teraz obok, powstrzymując się od paniki, krzyków i ucieczki. Był z jej swego rodzaju dumny, jeśli tak to można nazwać. Nie zrobiła tego co powinna jako uczestnicząca w tym po raz pierwszy. Każdy towarzysz Władającego, zwykle, za pierwszym razem, wpadał w panikę, a czasem nawet obrażał zgromadzonych. O dziwo, za drugim razem i każdym kolejnym niczym nasiąknięty szaleństwem przestawał postrzegać jak bardzo pojebane było to wydarzenia. Jak człowiek, żywy i myślący jest krojony przy nich na kawałki, a on jedząc owocki ma dotrzymywać towarzystwa i ładnie wyglądać przy kanibalu siedzącym tuż obok. Casin przybył tutaj z jednym zadaniem - pokazać tej kobiecie, która mogła mieć dziecinny i bardzo romantyczne wizje w głowie. W końcu historię o wampirach zwykle przelane były romantyzmem. Pokazanie jej rzeczywistości, tego, że nie było krwiopijczych urokliwych istot nocy, a szaleni ćpuni pakujący do ust w obrzydliwy sposób ludzkie mięso.  
_____ Wypił zawartość kielicha jeszcze zanim organizator oznajmij zakończenie, lecz nie wchodził w rozmowę z innymi, a tylko bacznie obserwował kobietę koło niego – jego partnerkę, której drżące usta były aż nazbyt kuszące w tym momencie. Czyżby ekscytował go jej strach? Odrzucił tą myśl, bo nigdy nie należał do osób napawających się negatywnymi emocjami innych. Mogło więc chodzić o coś innego. Wstał i stabilnie stał, czując, że jego ramię stało się kołem ratunkowym dla czarnowłosej piękności, której nogi odmówiły posłuszeństwa. Kiwnął głową i skwitował krótkim “oczywiście” jej pytanie. Widział wyraźnie, że nie czuje się dobrze... w sumie była to prawidłowa reakcja. Przeprowadził ją szybko, lecz ostrożnie do wyjścia widząc jak jej stan, pewnie mentalny się pogarsza, gdy wyszli do głównej sali, pełnej hałasu, zapachów, mnóstwo stymulantów. Nie zaskoczyło go więc kiedy zaraz po otrzymaniu świeżego powietrza i pozbycia się połowy gapiów - postanowiła pobiec w krzaki. Jego wyostrzone zmysły doskonale wiedziały co robi. Zresztą, przewidział taki obrót wydarzeń, z tego powodu zmuszając ją wcześniej, aby coś zjadła. Lepiej mieć co zrzucić z żołądka. Inaczej kończyło się krwią. Znał to z doświadczenia.  
_____ Kiwnął głową i skierował ją do przygotowanej już karocy, lecz nie dotykał, wiedząc, że raczej tego nie chcą. No i nie było faktycznej potrzeby, aby to robić, kiedy nikt nie patrzył. Nadal, był zadowolony z tego co udało mu się osiągnąć tego wieczoru, pokazując jej prawdę. Może teraz nie będzie chciała wychodzić z posiadłości jak jej się podoba, czy unikać zostawionej jej ochrony. Nikt nie miał na tyle dużo odwagi, aby porwać kogoś z jego rezydencji spodziewając się, że na własnej ziemi wiec o wszystkim – i nie było inaczej – lecz co zrobić, kiedy kobieta postanowi odwiedzić festiwal w miasteczku? Zanim do niej dotrze może stać się zawartością czyjegoś żołądka. Spojrzał na nią, opartą o szybę, zupełnie wykończoną i westchnął w sercu, że trafiła mu się myśląca kobieta. Dość szybko dotarli do jego rezydencji, a widząc zachowanie Valentine, wyciągnął dłoń, bo jednak nie skończyli na dzisiaj.  
- Wydaje mi się, że nie wyciągnęłaś z tego wieczoru tego co miałaś. - powiedział patrząc na stan kobiety i westchnął lekko puszczając dłoń. - To się wydarzy, jeśli ktoś z obdarzonych dowie się, że jesteś panaceum... Zasiądziesz na takim krześle, w półświadoma, po tym jak przez miesiące będą wykorzystywać cię do innych rzeczy. - przełknął ślinę i starając się odsunąć nieprzyjemne wizje latające mu przed oczami, potrząsnął głową przecząco. Nawet jeśli tego wieczoru coś “zjadł”, wspomnienia cały czas mogły powracać. - Na twoje szczęście trafiłaś do mnie, ja cię znalazłem jako pierwszy, a nie potrzebuję twoich oczu, mięsa na ciele czy wnętrzności na talerzu.
_____ Może spokojnie powiedzieć, że tego wieczoru pokazał jej jak okrutne będzie życie, gdy tylko wyda się czym faktycznie jest. Wiedział, był w pełni świadomy, że osoby takie jak on były niczym ćpuny potrzebujące swojej dawki, aby przestać odczuwać bólu, mieć czysty umysł... używać swojej mocy i w końcu przynieść więcej korzyści samym sobie. Od początku chadzania na takie bale widział, że każdy z nich miał to co najbardziej ich zadowalało. Byli tacy co mogli otrzymać krew jak on, lecz z powodu tego, że woleli dla przykładu - wątrobę - nie wychodzili tak idealnie uspokojeni jakby chcieli. Sam Casin mógł się tylko cieszyć, że w jego przypadku była to zwyczajnie krew, chociaż patrząc po tym, że każdy dotyk kobiety napawał go nikłą dawką spokoju, zaczynał się zastanawiać nad innymi możliwościami.  
- Polują na panaceum po całym świecie i jestem wstanie zapewnić ci ochronę tylko kiedy jesteś na moim terenie, w mojej obecności. - wyciągnął dłoń do kobiety, która na pewno nie chciała teraz jego dotyku, nie po takim wieczorze, jednak i tak położył dłoń na ramieniu wstając ze swojego miejsca, patrząc na nią z góry. - Czy mogę przyjąć, że rozumiesz, na ten moment, dlaczego pokazałem ci to wszystko i nie chcę żebyś opuszczała teren posiadłości? - w tym momencie ktoś zapukał w drzwi karocy, a Casin wiedział, że to znak, że na nich czekali. Mieli wyjść, a przynajmniej powinni. - Dokończymy tą rozmowę w środku.
_____ Otworzył drzwi i wysiadł z karocy, aby odwrócił się na pięcie i wyciągnąć dłoń w stronę panienki Valentine, która niechętnie, lecz chwyciła za jego dłoń, po czym zgrabnym ruchem pomógł jej opuścić pojazd. Nie puścił jednak dłoni, a trzymając ją niczym partner na balu, podpierał ją, aby stabilnie szła obok niego, nie robiąc nic głupiego czy nie pokazując innym swojego mentalnego stanu. Była jego gościem, to po pierwsze, a po drugie – nawet jako upadła szlachta musiała zachować pozory i nie pokazywać swojej słabości przed innymi ludźmi. Weszli do środka i skierowali się do pierwszego pomieszczenia, w którym przyjmowano gości, aby zamknąć za sobą drzwi. Teraz, zamknięci na osobności, lecz z dużą przestrzenią - poprowadził Valentine do kanapy, żeby spokojnie usiadła, a samemu podszedł do drzwi uchylając je, aby wydać rozkaz.
- Przynieście coś ciepłego do picia na uspokojenie i lekarstwo na problemy żołądkowe. - odezwał się do lokaja, który stał za drzwiami pilnując pomieszczenia, ten kiwnął głową przyjmując polecenie, na co Casin dodał lekko. - Macie dziesięć minut. - zamknął drzwi i wrócił spojrzeniem na kobietę, której mimika twarzy nie pokazywała, że czuje się dobrze z tym wszystkim. - Nie musisz się tak zachowywać, podpisałem umowę, aby zadbać o twoje bezpieczeństwo i zamierzam dotrzymać słowa.
Tuzi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Tuzi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {18/07/23, 10:03 pm}

Wzdrygnęła się widocznie, gdy czerwonowłosy w końcu przemówił. Zacisnęła palce na drogim materiale. Czerwonowłosy sugerował jej, że miała szczęście, że trafiła właśnie na niego. Przed oczami pojawiły się jej obrazy z uczty odgłosy łamanych kości i noża przecinającego mięso.
Mężczyzna twierdził, że potrzebuje jedynie jej krwi i nie podzieli losu tamtej dziewczyny. Na ile może mu jednak ufać? Podpisali umowę, to prawda. Była ona jednak w świetle prawa nie ważna. Nic nie powstrzymywało czerwonowłosego od ukręcenia jej karku czy też wyrwania swojego serca. Była zdana na jego łaską i powinna się z tym pogodzić jak najszybciej mogła. Jeśl nie chciała kompletnie zwariować.
Ochrona. Zamknięcie w złotej klatce. Valentina wiedziała z czym się to wiązało. Czy miała jednak jakiekolwiek, inne wyjście? Powrót do Republiki był niemożliwy. Mężczyzna nie miał zamiaru jej wypuszczać. Jeśli jednak miał zamiar być honorowy, wtedy może spróbować ułożyć sobie tam życie. Nie musi mu ufać - nie, nie powinna w niego zbytnio wierzyć, zamiast tego zachować zdrowy rozsądek i obiektywne spojrzenie na sytuacje. Złapała się za głowę - od tego stresu dostała migreny i nie mogła doczekać się wyjścia na zewnątrz. Mężczyzna wstał pierwszy. Uważnie obserwowała jak czerwonowłosy zbliża się w jej kierunku. Oparła się o ścianę powozu. Jego skóra była zimna, przyprawiając ją o lekkie dreszcze. Spojrzała na jego dłoń. Jeszcze godzinę temu trzymała ona elegancki kielich wypełniony po brzegi krwią niewinnej kobiety. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała odgłos pukania do drzwi. Jej wytchnienie trwało dosyć krótko - zostało szybko ucięte przez mężczyznę, gdy oznajmił, że dokończą tą rozmowę w środku. Plan czarnowłosej by zaszyć się w sypialni i przemyśleć swoją sytuację poszedł na marne.
Niepewnie podała swoją dłoń mężczyźnie, gdy opuszczali karocę. Spojrzała na niego lekko zdziwiona, gdy ten złapał ją pod rękę. Widząc w jakim stanie opuszczała przyjęcie, była to dobra decyzja. Czarnowłosa nadal miała nogi jak z waty, więc oparła się delikatnie na mężczyźnie, ignorując głos ostrzegawczy w jej głowie, każący jej uciekać od tego mężczyzn najdalej jak to możliwe.
Udali się do pokoju gościnnego. Valentina opadła na kanapę i oparła swoje czoło o puszysty podłokietnik. Byli sami - nie musiała się już tak bardzo martwić o trzymanie się zasad panujących w towarzystwie. Potrzebowała chwili by zebrać swoje myśli.
- Mój Lordzie. Jakie są więc Lorda plany wobec mnie? - spytała, podnosząc na niego wzrok.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Czarnowłosa wyprostowała się, siadając przy tym w nienaganny sposób. Do pokoju weszła pokojówka z herbatą i przekąskami. Valentina posłała jej delikatny uśmiech i odebrała od niej filiżankę. Wkrótce dziewczyna opuściła pokoju i znowu w pomieszczeniu została tylko ich dwójka.
Pij. Jest dobra na niespokojny żołądek. - dziewczyna wzięła mały łyk gorącego napoju. Był on okropnie gorzki. Skrzywiła się lekko. Jeśli jednak miało jej to pomóc, powinna wypić całą filiżankę.
Zamierzam utrzymywać cię przy życiu w ludzkich warunkach abyś nie skończyła jak inne panaceum.- Jestem zwolennikiem stałe dawkowania leków w małych dawkach.
Dziewczyna zakrztusiła się herbatą, usłyszawszy słowa mężczyzny. Obraz, który właśnie pojawił się w jej głowie wydawał się okropnie groteskowy. Ona, leżąca ledwo żywa na łóżku z krwią spływającą po nadgarstkach. O czym innym mogła pomyśleć po wydarzeniach, które miały miejsce dzisiejszego wieczoru?
-Ludzkich warunkach, mój Lordzie? Jak Lord to definiuje? - spytała ponownie podnosząc na niego wzrok.
Jej pytanie było dosyć bezpośrednie. Musiała jednak o to zapytać, by ukoić nerwy. Jej wyobraźnia szalała, pełna bodźców po dzisiejszym wieczorze i dziewczyna bała się, że gdy w końcu znajdzie się na osobności, po raz kolejny wpadnie w panikę.
- Będziesz gościem, nie niewolnikiem, przedmiotem czy pojemnikiem na krew. Miejsce, które będziesz mogła określić własnym pokojem, a nie celą w zimnych murach.
Kobieta przygryzła dolną wargę. Otrzymała od niego opis najlepszego możliwego scenariusza. Obiecano jej sprawiedliwe traktowanie. Owszem, będzie musiała oddawać swoją krew, ale na to zdążyła się już w pewnym stopniu mentalnie przygotować.Poza tym, co mogła zrobić w swojej sytuacji? Nie miała innego wyjścia, jeśli chciała przeżyć chociaż rok. Powinna więc posłuchać się mężczyzny i robić to co jej każe. Tak będzie najbezpieczniej. Mężczyzna nie straci nad sobą kontroli i nie pożre jej wnętrzności. Znowu przed oczami pojawiły jej się obrazy z dzisiejszej uczty. Czarnowłosa podejrzewała, że i jutro nie będzie w stanie nic zjeść - a przynajmniej na pewno nic mięsnego.
- To... Brzmi dobrze, mój Lordzie. - oznajmiła lekko niezręcznie, odkładając przy tym pustą filiżankę. Napój pomógł jej się trochę uspokoić. Nadal jednak była mocno zmęczona. Marzyła o tym by znaleźć się pod kołdrą i po prostu pójść spać, tym samym uciekając od przytłaczającej rzeczywistości. Zapanowała między nimi niezręczna cisza.
Kątem oka zerknęła na złoty zegar, stojący w rogu, Jedyne urządzenie wydające dźwięk w tym pokoju. Wskazywał on już północ. Czas płynął nieubłaganie.
- Czy coś jeszcze Lord musi ze mną dzisiaj omówić? Chciałabym już udać się na spoczynek. - dłonią wskazała na tarczę zegara.
- Nie na teraz. Jesteś zmęczona i musisz odpocząć. Jutro to zrobimy.
Kobieta spojrzała na mężczyznę lekko zdziwiona, po czym kiwnęła delikatnie głową. Była zbyt zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami, by dociekać co czerwonowłosy ma na myśli. Będzie się tym martwić już jutro.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {19/07/23, 09:37 pm}

_____ To było bardzo ważne pytanie, zwłaszcza dla kobiety, lecz prawda była taka, że dla każdego z obecnych tutaj i możliwe na całym świecie, gdyby lecieć ciągiem powiązań bardzo daleko i długo. Jego służący pewnie chcieli to wiedzieć, jego syn, poddani... On sam chciał wiedzieć czy na pewno odpowiedź, którą miał w głowie była poprawna. Czy przypadkiem nie powie jej czego, a zaraz potem złamie własne słowo kierowany jakimś dziwnym zwierzęcym zewem, niczym wilk wyjący do księżyca. Przed chwilą wręcz umierająca od bólu głowy na sofie, młoda dama, usiadła trochę lepiej na dźwięk pukania do pomieszczenia. Rozbawiło go trochę i dało moment, aby skonstruować odpowiednią wypowiedź w temacie. Nie chciał przestraszyć kobiety, a raczej uspokoić, żeby nie patrzyła na niego jak na potwora. Tego by fizycznie nie zniósł, kończąc prawdopodobnie na byciu takim potworem dla niej. Zanim jednak powie jej to co pewnie bardzo chce usłyszeć, pomijając to dziwne pożądanie, o nieznanym źródle i nieznanym celu, z tyłu głowy.
- Pij. Jest dobra na niespokojny żołądek. - rzucił sucho samemu wyciągając dłoń i łapiąc za porcelanową filiżankę, która miała w sobie płyn. Czy tego potrzebował? Raczej nie, lecz pewnie znowu wyszedłby na kogoś podejrzanego zmuszając tylko ją do picia gorzkiego płynu. - Zamierzam utrzymywać się przy życiu w ludzkich warunkach, abyś nie skończyła jak inne panaceum. - wziął łyka i czując znajomą gorycz na języku spojrzał przed siebie, podnosząc swoje czerwone oczy na kobietę. - Jestem zwolennikiem stałego dawkowania leków w małych dawkach.  
_____ Jego wzrok szukający raczej wiadomość czy przypadkiem płyn był znośny na język kobiety, zobaczył, jak krztusi się herbatą. Słysząc jednak pytanie, które wręcz bezpośrednio rzuciła w jego stronę zdał sobie sprawę w czym tkwił problem. W jej głowie pewnie działy się niestworzone rzeczy. Znał to aż nad to, kiedy sam co jakiś czas widział i słyszał szepty, których nie było. Każdy inaczej nazywał ludzkie warunki, zwłaszcza kiedy mówimy o szlachcie czy władcach mogących rzucać własne córki na pożarcie, aby zabezpieczyć własną pozycję. Czując jej spojrzenie na sobie, oczka jelonka wpatrujące się w niego z lekką paniką, nie czekał za długo, aby udzielić odpowiedzi.  
- Będziesz gościem, nie niewolnikiem, przedmiotem czy pojemnikiem na krew. - w tym momencie odstawił filiżankę zastanawiając się co jeszcze mogłaby usłyszeć, aby uspokoić się choć trochę. Co prawda podobało mu się tego tańczące pod wpływem jego ruchów źrenice to, gdyby jej serce nie wytrzymało, byłoby to wielka strata. - Miejsce, które będziesz mogła określić własnym pokojem, a nie cela w zimnych murach.  
_____ Obserwował ją uważnie, widząc jak znowu zatraca się we własnych myślach. Bardzo często to robiła zupełnie zapominając o nim, co powoli łaskotało go pod czaszką wręcz sprawiając, że miał ochotę ruszyć się z miejsca, otworzyć jej głowię i sprawdzić co takiego zabierało jej uwagę, kiedy siedziała naprzeciwko niego. Było to jedno z dziwnych żądzy jakie nim kierowały. Inne chciały robić jeszcze inne niestworzone rzeczy, a Casin nie miał pojęcia skąd pochodzą. Trzymał je jednak głęboko, co nie wystraszyć jelonka, który wypił herbatę i się uspokoił, w końcu. Obserwując w ciszy jak powoli jej oczy się mrużą wiedział, że zaraz trzeba będzie wysłać ją spać, niczym dziecko, które powinno iść do łóżka, lecz jego samolubna chęć patrzenia jak zasypia na tej sofie zakleiła mu usta, a między nimi zapadła cisza. Widać dla niej nie była to spokojna przestrzeń, a coś niekomfortowego, gdyż wskazała na zegarek, i z tym jako podstawą poprosiła o usprawiedliwienie, wysłanie do pokoju. Zastanawiał się przez chwilę czy powinien ją zatrzymać na dłużej, lecz nie miałoby to większego sensu patrząc na jej stan. Poza tym to co chciał z nią omówić nie powinno być rozpatrywane, kiedy twojego własne ciało cię zdradza, wpadając w objęcia Morfeusza.  
- Nie na teraz. Jesteś zmęczona i musisz odpocząć. Jutro to zrobimy.
_____ Te zdawkowe odpowiedzi były wystarczająco, a on sam nie mógł nic więcej wycisnąć spomiędzy swoich ust, które zaciśnięte w linię nie współpracowały teraz z nim. Może chodziło to, że powiedziałby coś głupiego, co wyślizgnęło się spomiędzy innych myśli, które bombardowały jego głowę. Gdy Valentine zamknęła drzwi, westchnął ciężko, kątem oka spoglądając jak do pomieszczenia wchodzi lokaj. Widział, że miał coś do powiedzenia, więc machnął mu dłonią i wstał ze swojego siedziska gotowy, aby także położyć się spać po wcześniejszym zmyciu z siebie śladów i zapachów uczestnictwa w czymś tak... niecodziennym, jak dzisiejszym bal.  
- Mój Lordzie, jak mamy postępować z Panienką Valentine? - spytał podnosząc swoją głowę, lecz nie patrząc do końca w twarz swojego pracodawcy. - Na razie jest traktowana jako tymczasowy gość, lecz nie wiemy na co się przygotować.
- Będzie naszym gościem na całe swoje życie, o ile nie zajdą jakieś bardzo duże zmiany.
_____ Powiedział bez krzty emocji i wyszedł z pomieszczenia pozostawiając tam starszego mężczyznę samego. Ten odwrócił się w kierunku dwóch filiżanek i westchnął lekko zabierając porcelanę do umycia bez większego zastanawiania się nad tym. Wiecznym gościem może być kochanka jego lorda, jego nowa żona, albo osoba, która zajmie jakąś pozycję w szeregach ważniejszej “służby”. Patrząc na twarz swojego władcy, nie zamierzał dopytywać. Widział, że on sam nie jest do końca pewny, w końcu nie służył mu od dzisiaj, aby takie rzeczy mu uciekły. Nieważne jaka to będzie ostateczne relacja, aby tylko żyło im się w zgodzie. W tym czasie Casin doszedł do swoich komnat i informując służbę o swoich zamiarach wszedł do łazienki, gdzie dwie kobiety zaczęły napełniać wodą wielką wannę. Trzecia z nich podeszła bliżej do czerwonowłosego, aby zabierać od niego ledwo zdjęte ciuchy, z głową spuszczoną na posadzkę. Nie widział nic, nie była tak blisko, aby widzieć chociażby co ląduje w jej dłoniach, cały czas jednak jej twarz była spowita rumieńcem. Nawet gdy wiedziała, że nie rozebrał się przy nich do zera. Idea, że tak blisko do tego było... Właśnie to napędzało teraz myśli każdej z nich. Władca ubrany w biały szlafrok poczekał chwilę, aż pozbył się towarzystwa i dopiero teraz zanurzył się w ciepłej wodzie, czując jak się rozluźnia. Czekają go teraz ciężkie dni, głównie spędzone w karocy z kobietą, jego panaceum, na wyłączność. Sięgnął po dzwonek i zadzwonił nim, a do łazienki, za parawanem, wszedł ktoś ze służby. Prawdopodobnie jednej z jego rycerzy.  
- Idź do niej i poinformuj o naszym planach wyjazdowych. - zatrzymał się, lecz zanim osobnik zdążył odpowiedzieć, że przyjął do zrozumienia, dodał szybko. - Jutro z rana, dzisiaj niech idzie spać bez zmartwień.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Blood in the Winter Empty Re: Blood in the Winter {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach