malibu
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
p r a i s e t h e d e m o n t h a t d w e l l s w i t h i n m y s o u l
H A I L T H E E V I L R E A L I S I N G P A I N A N D F I R E
r e i g n s u p r e m e a n d h i s w i s d o m s t o b e h o l d
S A T A N ' S C A T H E D R A L , H I S T E M P L E O F D E S I R E
M A L I B U X Y O S H I N A
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_ __ _______________________________ __ _
G o o d b y e t o m y e n e m i e s , t o m y e n e m i e s
T h e y t r y t o b e a t m e b u t I w o n ' t s u r r e n d e r
I w o n ' t g o q u i e t l y i n t o t h e n i g h t
M y p a i n i s a m e m o r y
P o u r i n g o v e r l i k e t h e s t o r m y w e a t h e r
_ __ _______________________________ __ _
U F N Y |────────────────█──────────────────────| P O D E J R Z L I W Y
E M O C J O N A L N Y |─────────────────────────█──────| L O G I C Z N Y
Z A B A W N Y |───────────█───────────────────────────| P O W A Ż N Y
S A M O L U B N Y |───────█───────────────────────────| A L T R U I S T A
I N F A N T Y L N Y |──────────────────█──────────────────| D O J R Z A Ł Y
S h i o W a t a n a b e I*I 23 w i o s e n I*I 173 c m I*I Z a b ó j c a d e m o n ó w
o l i w k o w a c e r a I*I z ł o t e o c z y I*I b i a ł e w ł o s y I*I 1 3 . 0 1
F i l a r w i a t r u I*I p o s i a d a d w a o d d e c h y I*I k o z i o r o z e c
█ Shio jest piątym dzieckiem rodziny Watanabe i ostatnim jakie Pani Keyko urodziła przed swoją śmiercią. Poród przeszła bardzo ciężko i nie dało rady ją odratować. Ojciec postanowił nauczyć syna oddechu wiatru, który od pokoleń istniał w ich rodzinnych progach. Chłopak czując pewnego rodzaju winę za śmierć matki, ruszył wyznaczoną ściężką, choć nigdy nie miał wysokich ambicji. Jako drugi syn, nie odczuwał spoczywającego ciężaru do zostania filarem. Niestety jego życiowe plany legły w gruzach, gdy starszy brat tajemniczo zniknął, a sam filar zginął podczas starcia z wyższym demonem. Młody Watanabe został mianowany nowym filarem wiatru i postanowił wiernie dodać się temu zadaniu.
█ Jasnowłosy posiada specyficzne poczucie humoru. Często się uśmiecha, a do napotkanych problemów podchodzi błaho. Jest zdania, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, choć nie zawsze łatwe. Nie posiada wartości życia, więc zabijanie przychodzi mu z łatwością. Uznaje zasade zabij, albo zgiń. Na polu walki zawsze zostanie ten silniejszy.
█ Kocha się w dziewczynie należącej pod filar ognia, jako nowa uczennica pilnie uczy się nowych technik oddechu, gdy sam Shio opanował już wszystkie dziewięć. Sam zmuszony po ostatniej walce z demonem, wybrał się w odległe cmentarzysko i pod bacznym nadzorem swojego nauczyciela Senshonaya, którego poznał całkowicie przypadkiem, wcinając kanapkę na jednym z grobów, nauczył się nowej techniki oddechu - oddech ciała, która wciąż jest dla niego skomplikowana i wymaga sporego skupienia oraz witalności. Póki co potrafi używać tylko jej pierwszej formy, a sięga po nią jedynie w ostateczności.
█ Swoją katanę nazywa Shiori i niezywkle o nią dba. Podczas używania oddechu wiatru jej zimne ostrze lśni chłodnym błękitem, a przez jej długość suną się białe refleksy niczym zachmurzone niebo.
█ Jasnowłosy posiada specyficzne poczucie humoru. Często się uśmiecha, a do napotkanych problemów podchodzi błaho. Jest zdania, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, choć nie zawsze łatwe. Nie posiada wartości życia, więc zabijanie przychodzi mu z łatwością. Uznaje zasade zabij, albo zgiń. Na polu walki zawsze zostanie ten silniejszy.
█ Kocha się w dziewczynie należącej pod filar ognia, jako nowa uczennica pilnie uczy się nowych technik oddechu, gdy sam Shio opanował już wszystkie dziewięć. Sam zmuszony po ostatniej walce z demonem, wybrał się w odległe cmentarzysko i pod bacznym nadzorem swojego nauczyciela Senshonaya, którego poznał całkowicie przypadkiem, wcinając kanapkę na jednym z grobów, nauczył się nowej techniki oddechu - oddech ciała, która wciąż jest dla niego skomplikowana i wymaga sporego skupienia oraz witalności. Póki co potrafi używać tylko jej pierwszej formy, a sięga po nią jedynie w ostateczności.
█ Swoją katanę nazywa Shiori i niezywkle o nią dba. Podczas używania oddechu wiatru jej zimne ostrze lśni chłodnym błękitem, a przez jej długość suną się białe refleksy niczym zachmurzone niebo.
Postacie poboczne
█ Dane:
? ? ?
───────────────────────
█ Historia:
? ? ?
█ Dane:
? ? ?
───────────────────────
█ Historia:
? ? ?
malibu
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
S O M E P E O P L E S U R V I V E C H A O S
A N D T H A T I S H O W T H E Y G R O W
A N D S O M E P E O P L E T H R I V E I N C H A O S
B E C A U S E C H A O S I S A L L T H E Y K N O W
───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
T H E Y B R O K E W R O N G P A R T S O F M E
───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
I S H I K A W A C H I S A K E [ 血 輔 ] 2 2 L A T A Z A B Ó J C A D E M O N Ó W F I L A R K R W I I
2 8 0 4 C Z E R W O N E O C Z Y W Ł O S Y W O D C I E N I U P O P I E L A T E G O B L O N D U
B L A D A K A R N A C J A 1 7 8 C E N TY M E T R Ó W W Z R O S T U S M U K Ł A S Y L W E T K A
O Z D O B N A B I Ż U T E R I A N O S Z O N A P O Z M A R Ł E J S I O S T R Z E
───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
➊ Ishikawa Chisake, znany ze swojej bezlitosnej natury i chłodnej arogancji, z początku pobierał nauki
u poprzedniego filara wody, wraz ze swoją bliźniaczą siostrą — Chieko, która w przyszłości miała
zastąpić ich, zbliżającego się ku kresom starości, mistrza.
➋ Jego przeznaczeniem, ani nawet pragnieniem, nigdy nie było zostanie pilarem — było to ambicją
Chieko. Chieko, z którą byli absolutnie nierozerwalni. Młody Chisake zakochiwał się w sztuce, majestacie
krajobrazów i pięknie wschodzącego słońca. Opanował oddech wody, w którym nigdy nie odnalazł
zupełnej harmonii, ale zawsze mógł towarzyszyć siostrze. I, przede wszystkim, jeszcze wtedy nie wierzył
w czyste, bezpośrednie i absolutne zło.
➌ A zło nadeszło szybko i nieoczekiwanie, gdy wciąż byli młodzi, naiwni i bardzo głupi. Na drodze do
Yoshiwary napotkali demona, który — jak się miało okazać — był silniejszy niż wszystko co do tej
pory widzieli.
➍ Wraz z końcem tamtej wiosny Ishikawa Chisake wrócił na górę Sagiri sam, jednak bogatszy o nową,
osobliwą technikę oddechu — technikę, która pomogła mu wcześniej zabić przemienioną w demona
siostrę. Oddech krwi.
───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
malibu
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Śmierć nie jest natchnieniem celebracji.
Przepędzając ostatnie słońce, blask latarni dosięga go obleczonego kadzidłami słodkich jaśminowców i wonnych karnelii, na prowadzącej przez płynące wody, kamiennej ścieżce.
Śmierć nie jest natchnieniem celebracji.
Strumyk wrze śladem płynącej w żyłach krwi, zakrzywiając spiżową łunę, a płonące ryby koi — zbliżając się ku powierzchni wody — zostawiają bladą, szafranową poświatę na jego grzbiecie. Ponad rozdygotaną taflą magnolie przygrywają senne arie na strunach wiatru. U ich stóp wyrastają kamienie, w których zapisane jest pamięć zarania rodu Ubuyashiki: są jasne i gładkie jak te, które córki rybaków wyławiają ze słonego morza u nabrzeży Hokkaido i chowają do swych sakiewek. Kiedyś, bardzo dawno temu, Ishikawa Chisake odnalazłby w tym ogrodzie i piękno, i siebie.
── Nie ma tu wisterii. ── zauważa chłopak.
Hayakawa porusza się bezszelestnie niczym cienie umarłych snujące się wśród gęstych lasów na górze Natagumo. W bezdźwięku jej kocich kroków jest już coś przyswojonego, co sprawia, że czasem — ale tylko czasem — Chisake dostrzega kątem oka świadectwo jej ruchu, jeszcze nim wynurzy się zza jego pleców. Niekiedy natomiast, chociaż nie lubi w to wierzyć, ma wrażenie, że to barwione szkarłatem ostrze miecza nichirin drży niespokojnie kuszone ciepłą, kotłującą się pod skórą krwią i zwiastuje jej nadejście.
Dziś spojrzenie Hayakawy jest letargiczne i pochmurne jak letni tajfun.
── Przeraża cię to? ── dziewczyna podaje mu ceramiczny kieliszek do sake i splata dłonie schowane pod płachtami zwiewnego, hebanowego haori.
Chisake przyjmuje od niej naczynie i wbija wzrok w jego puste dno, powtarzając sobie, że śmierć nie jest powodem do celebracji. Nie powinna być. Ani ta która ich spotkała, ani ta która nadejdzie.
── Wiesz, że nie ── spogląda w jej stronę, krojąc ciszę ostrymi krańcami krzywego uśmiechu. Pozbawione wesołości rozbawienie, prawie niedostrzegalnie, zmienia jego twarz. Delikatne rysy przyodziewają formę tnących, paranoidalnych linii, wyłaniających się z podtrutej zawiścią podświadomości. To drapieżne widmo człowieka przybierającego wilcze oblicze jest ulotne i efemeryczne, ale sprawia, że Hayakawa patrzy na niego w ten osobliwy sposób, który czasem dosięga go pośród pola krwi, dymiących ciał potworów i tańczących mieczy.
Jakby chciała go przed czymś uratować. Chisake nie jest pewien przed czym.
Narastający dźwięk bębnów dosięga ich aż tutaj, w sidłach nietkniętego przez czas kwiatowego dziedzińca i wiedzie w głąb posiadłości Ubuyashiki, zbudowanej z labiryntu shoji, których papierowe ściany odbijają sylwetki otaczających kwaterę magnolii. W towarzystwie Noriko, Chisake podąża za echem zderzających się ze sobą rytmów tsuzumi, wieszcząc wybranie nowego filaru. Tu i ówdzie, zza wnęk i warowni stawianych z fusumy, spozierają na nich utkane wrzosami spojrzenia dzieci Ubuyashiki.
Ishikawa przepuszcza dziewczynę w przejściu do części wspólnej, bijącej ciepłem stygnącego paleniska i poszerzoną od wschodu o zadaszoną engawę, do której drzwi właśnie się otwierają, przesuwane przez Kasakiego — najstarszego syna rodu Ubuyashiki. Pochodnie rozstawione wśród oczek wodnych i wartkich strumieni płoną subtelnym światłem, rozpędzając cienie rozkwieconego gaju. Mistrz obserwuje je wszystkie z daleka, stojąc na uścielonej tatami podłodze, w towarzystwie obcego młodzieńca o jasnej głowie i wiotkiej sylwetce. Na dźwięk ich kroków Ubuyashiki odwraca się nieprędko, z uśmiechem, unosząc ku nim swoje blade dłonie.
Chisake kłania się nisko, w ślad za Hayakawą. Dźwięk głosu mistrza przywodzi na myśl powłóczystość krystalicznej wody, wpadającej do sadzawki prosto z górskich strumieni.
── Noriko. Chisake. Moje dzieci ── zachęcającym gestem zaprasza oboje do siebie, miękko wymawiając ich imiona. Od śmierci Chieko, Ishikawa rzadko słyszy własne. ── To Watanabe Shio. Dziś zostanie kolejnym z moich synów.
Watanabe ma oczy płynące złotem, skrzące się jak rozświetlone załamanym, słonecznym blaskiem kigoi pod powierzchnią wody. Podobnie jak Chisake, jest również starszy niż Hayakawa — tak podpowiadają jego, namaszczone czasem, rysy twarzy. W połach alabastrowego haori, lśni rączka miecza nichirin, którego koloru stali Chisake nie jest w stanie jednak dostrzec.
── Wyrazy uznania, Watanabe ── Ishikawa chyli się delikatnie, wpatrując w twarz chłopaka z tą samą, zimną nonszalancją schowaną za marblitem lisich oczu i, pozbawionym prawdziwej serdeczności, uśmiechem. Dla niego, los Hashira nie ma nic wspólnego z uznaniem — jedynie z umieraniem, krwią i bezdenną, żebrzącą o więcej nienawiścią. Z jednym martwym synem zastępowanym przez kolejnego martwego syna. ── Ishikawa Chisake. A to ── obraca kieliszek do sake pomiędzy długimi, smukłymi palcami, skinieniem głowy wskazując Hayakawę. ── Hayakawa Noriko. Filar mgły. Chyba nie mieliśmy okazji się wcześniej spotkać.
Chisake ujmuje spojrzeniem cały krajobraz rozciągający się ponad głową chłopaka. Drobne pagórki i kamienne misy z przelewającą się wodą, klony z listowiem czerwonym jak świeża, gorąca jucha.
── Kto wie kiedy zobaczymy się ponownie. ── nie odrywa spojrzenia od ogrodu, ale kąciki ust wciąż wykrzywione ma ku górze. ── Jeśli w ogóle znowu się spotkamy.
Przepędzając ostatnie słońce, blask latarni dosięga go obleczonego kadzidłami słodkich jaśminowców i wonnych karnelii, na prowadzącej przez płynące wody, kamiennej ścieżce.
Śmierć nie jest natchnieniem celebracji.
Strumyk wrze śladem płynącej w żyłach krwi, zakrzywiając spiżową łunę, a płonące ryby koi — zbliżając się ku powierzchni wody — zostawiają bladą, szafranową poświatę na jego grzbiecie. Ponad rozdygotaną taflą magnolie przygrywają senne arie na strunach wiatru. U ich stóp wyrastają kamienie, w których zapisane jest pamięć zarania rodu Ubuyashiki: są jasne i gładkie jak te, które córki rybaków wyławiają ze słonego morza u nabrzeży Hokkaido i chowają do swych sakiewek. Kiedyś, bardzo dawno temu, Ishikawa Chisake odnalazłby w tym ogrodzie i piękno, i siebie.
── Nie ma tu wisterii. ── zauważa chłopak.
Hayakawa porusza się bezszelestnie niczym cienie umarłych snujące się wśród gęstych lasów na górze Natagumo. W bezdźwięku jej kocich kroków jest już coś przyswojonego, co sprawia, że czasem — ale tylko czasem — Chisake dostrzega kątem oka świadectwo jej ruchu, jeszcze nim wynurzy się zza jego pleców. Niekiedy natomiast, chociaż nie lubi w to wierzyć, ma wrażenie, że to barwione szkarłatem ostrze miecza nichirin drży niespokojnie kuszone ciepłą, kotłującą się pod skórą krwią i zwiastuje jej nadejście.
Dziś spojrzenie Hayakawy jest letargiczne i pochmurne jak letni tajfun.
── Przeraża cię to? ── dziewczyna podaje mu ceramiczny kieliszek do sake i splata dłonie schowane pod płachtami zwiewnego, hebanowego haori.
Chisake przyjmuje od niej naczynie i wbija wzrok w jego puste dno, powtarzając sobie, że śmierć nie jest powodem do celebracji. Nie powinna być. Ani ta która ich spotkała, ani ta która nadejdzie.
── Wiesz, że nie ── spogląda w jej stronę, krojąc ciszę ostrymi krańcami krzywego uśmiechu. Pozbawione wesołości rozbawienie, prawie niedostrzegalnie, zmienia jego twarz. Delikatne rysy przyodziewają formę tnących, paranoidalnych linii, wyłaniających się z podtrutej zawiścią podświadomości. To drapieżne widmo człowieka przybierającego wilcze oblicze jest ulotne i efemeryczne, ale sprawia, że Hayakawa patrzy na niego w ten osobliwy sposób, który czasem dosięga go pośród pola krwi, dymiących ciał potworów i tańczących mieczy.
Jakby chciała go przed czymś uratować. Chisake nie jest pewien przed czym.
Narastający dźwięk bębnów dosięga ich aż tutaj, w sidłach nietkniętego przez czas kwiatowego dziedzińca i wiedzie w głąb posiadłości Ubuyashiki, zbudowanej z labiryntu shoji, których papierowe ściany odbijają sylwetki otaczających kwaterę magnolii. W towarzystwie Noriko, Chisake podąża za echem zderzających się ze sobą rytmów tsuzumi, wieszcząc wybranie nowego filaru. Tu i ówdzie, zza wnęk i warowni stawianych z fusumy, spozierają na nich utkane wrzosami spojrzenia dzieci Ubuyashiki.
Ishikawa przepuszcza dziewczynę w przejściu do części wspólnej, bijącej ciepłem stygnącego paleniska i poszerzoną od wschodu o zadaszoną engawę, do której drzwi właśnie się otwierają, przesuwane przez Kasakiego — najstarszego syna rodu Ubuyashiki. Pochodnie rozstawione wśród oczek wodnych i wartkich strumieni płoną subtelnym światłem, rozpędzając cienie rozkwieconego gaju. Mistrz obserwuje je wszystkie z daleka, stojąc na uścielonej tatami podłodze, w towarzystwie obcego młodzieńca o jasnej głowie i wiotkiej sylwetce. Na dźwięk ich kroków Ubuyashiki odwraca się nieprędko, z uśmiechem, unosząc ku nim swoje blade dłonie.
Chisake kłania się nisko, w ślad za Hayakawą. Dźwięk głosu mistrza przywodzi na myśl powłóczystość krystalicznej wody, wpadającej do sadzawki prosto z górskich strumieni.
── Noriko. Chisake. Moje dzieci ── zachęcającym gestem zaprasza oboje do siebie, miękko wymawiając ich imiona. Od śmierci Chieko, Ishikawa rzadko słyszy własne. ── To Watanabe Shio. Dziś zostanie kolejnym z moich synów.
Watanabe ma oczy płynące złotem, skrzące się jak rozświetlone załamanym, słonecznym blaskiem kigoi pod powierzchnią wody. Podobnie jak Chisake, jest również starszy niż Hayakawa — tak podpowiadają jego, namaszczone czasem, rysy twarzy. W połach alabastrowego haori, lśni rączka miecza nichirin, którego koloru stali Chisake nie jest w stanie jednak dostrzec.
── Wyrazy uznania, Watanabe ── Ishikawa chyli się delikatnie, wpatrując w twarz chłopaka z tą samą, zimną nonszalancją schowaną za marblitem lisich oczu i, pozbawionym prawdziwej serdeczności, uśmiechem. Dla niego, los Hashira nie ma nic wspólnego z uznaniem — jedynie z umieraniem, krwią i bezdenną, żebrzącą o więcej nienawiścią. Z jednym martwym synem zastępowanym przez kolejnego martwego syna. ── Ishikawa Chisake. A to ── obraca kieliszek do sake pomiędzy długimi, smukłymi palcami, skinieniem głowy wskazując Hayakawę. ── Hayakawa Noriko. Filar mgły. Chyba nie mieliśmy okazji się wcześniej spotkać.
Chisake ujmuje spojrzeniem cały krajobraz rozciągający się ponad głową chłopaka. Drobne pagórki i kamienne misy z przelewającą się wodą, klony z listowiem czerwonym jak świeża, gorąca jucha.
── Kto wie kiedy zobaczymy się ponownie. ── nie odrywa spojrzenia od ogrodu, ale kąciki ust wciąż wykrzywione ma ku górze. ── Jeśli w ogóle znowu się spotkamy.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Muzyka tworzona przez tsuzumi zgrabnie wplątywała się w nicie powietrza, sunąc w raz z nimi po korytarzach labiryntu stawianych z shoji, na tle których odbijały się cienie drzew. Delikatne poświaty postawionych pochodni miękko pieściły otchłań nocy, przemieniając skrawek posiadłości niemalże w dzień, odstraszając demony drzemiące w ludzkich sercach. Dziś był wyczekiwany dzień zwiastujący nadejście nowego filara. Ciepły podmuch krążący wokół ogniska, jak zawołany pognał do przodu, trafiając na wartwy białego haori. Watanabe wpuścił jego resztki do swych płuc wraz z głębokim wdechem, chcąc oczyścić swój umysł z zbędnych myśli i hałasów. Cała krążąca wokół niego atmosfera robiła się coraz bardziej nieznośna. Najchętniej uciekłby, zostawiając pustą przestrzeń po sobie. W końcu nie prosił o zostanie filarem. Gdyby wcześniej wiedział z czym związane będzie awansowanie w naukach oddechu, zostałby w połowie swych zdolności, nie musząc stać tam, gdzie właśnie stał. Najpewniej cieszyłby się wolnością oraz swobodą. Nie martwiąc, że ludzkie życia są na jego barkach. Teraz, z dzisiejszą ceremonią ród Ubuyashiki postanowił dołożyć mu zmartwień. Jak zarówno pracy.
Wszelakie słowa utkwiły w garde, zbierając się i układając w lepką bryłę, nie do przełknięcia. Z brakiem głosu, jedynie słuchał przyjemnych dla ucha słów mężczyzny, głowy rodu, który odpowiedzialny był za zwieńczenie dzisiejszej ceremonii. Ludzie zaczynali pomału zbierać się wokół posesji, wyczekując z niecierpliwością na kulminacyjny punkt i samego Shio, nowego filara powietrza.
Westchnął głęboko, chcąc mieć to wszystko za sobą. Złote oczy przemknęły po wyścielonej tatami podłodze, doszukując się skazy, gdy dwójka nieznajomych podeszła do nich bliżej. Wzrok Watanabe leniwie skierował się w ich stronę, kłaniając delikatnie w geście przywitania. Tak, jak nakazywały zwyczaje oraz dobre wychowanie. Wcześniej, jako zwykły zabójca demonów nie miał wielu okazji obcować z innymi filarami. Był zbyt mały, aby doznać takowego zaszczytu. Jedynie jego nauczyciel, którego miał zaszczyt zastąpić poświęcał mu sporo uwagi, ucząc nowych technik, zapoznawając z niektórymi osobami. Dlatego nie poznał od razu obu sylwetek. Dopiero, gdy ich persony zostały przedstawione, w oczach Shio pojawił się delikatny błysk. Jego nauczyciel wspominał o ich nazwiskach.
- Miło mi was poznać, wiele o was słyszałem - raz jeszcze skinął głową w geście uniżenia, czując kolejny przypływ ciężkiej atmosfery. Powodem nie była gotowość do rozpoczęcia ceremonii, a samo jestestwo Chisake. Jego spojrzenie przeszywało ciało Watanabe, powoli obdzierając z kawałków skóry. Tak właśnie czuł się Shio w obecności filara krwi.
- Moje dzieci, wasz los będzie szybciej spleciony niż myślicie - mężczyzna wtrącił się do słów Ishikawy, zwiastując mu o swych przyszłych planach. Szerokie spojrzenie Watanabe spotkało się z lisim wzrokiem popielatej czupryny, zastanawiając co miał dokładnie na myśli głowa rodu Ubuyashiki.
- Witajcie moi drodzy! Zebraliśmy się dziś, aby powitać narodziny nowego filara powietrza - odwrócił się w stronę zgromadzonych, rozpościerając swe ręce w geście powitania, jakby tym samym miał zamiar objąć ich wszystkich w ciepłym uścisku. Watanabe przełknął uprzykrzającą mu mowę gulę, odwracając się od dwójki filarów, napotykając nizliczone spojrzenia, a on sam poczuł jak cały drętwieje. Nie przywykł do stania w centrum uwagi. Nie spodziewał się, że cała ceremonia tak mocno aniego wpłynie. Zabijał demony, stawał na przeciw z nich świadom, iż tylko jedno ujdzie z życiem, a tu czuł jakby umierał, przytłaczany tym wszystkim.
Po obrządku, na zwieńczenie przysięgi, Shio upił zaraz po mężczyźnie łyczek sake z maleńkiego, ceramicznego naczynia. Odłożył je na podłogę, wstając z klęczka, aby zaraz dołączyć do osób dudniących rytmicznie bębnami. Ostatnia prosta czekała na przebycie paru uliczek, prosto na rynek, gdzie wieńcząc ceremonię wszyscy mogli odetchnąć przy dobrym jedzeniu, tańcach i zabawach. Nieco rozluźniony, szedł wolnym krokiem za wysokimi, dobrze zbudowanymi mężczyznami w czarnych haori. Radośnie, lecz delikatnie podskakiwali na stopach, nie odrywając ich od podłoża. To oni kierowali sznurem ludzi, wyznaczając drogę ku końcowi. Watanabe choć niechętnie, przyjął swe nowe zadanie na barki. Przynajmniej tak mógł odwdzięczyć się swojemu nauczycielowi za te lata nauki, bowiem Shio nienależał do tych łatwych uczniów.
Gdy dotarli na rynek, a cała gromada zebranych rozdzieliła się, Watanabe odetchnął z ulgą, od razu chowając pod koroną jednego z drzew, gdzie mógł spokojnie poukładać swoje myśli. Opierając plecami o pień, spoglądał na radujących się ludzi, bawiących podczas uroczystości. Gdyby nie wiedział co było przyczyną tego zjawiska, nawet nie pomyślałby o czyjejś śmierci. Dzisiejszej nocy świętowali śmierć, a zarówno narodziny filara.
- Jakie to ironiczne - prychnął sam do siebie, dostrzegając w oddali Noriko wraz z Chisake w towarzystwie nieznanych mu osób. Podjął się próby podejścia do nich, tylko z powodu butelek z sake, które stały na stolikach zaraz za nimi. Alkohol zawsze dodawał człowiekowi więcej odwagi.
- Wspaniała uroczystość, szkoda, że mój nauczyciel nie mógł tego zobaczyć - uśmiechnął się blado, gdy dzieliło go jedynie pół metra od pozostałych i mijając ich, złapał za butelkę, nalewając sobie odrobinę trunku.
- Chisake, prawda? Wiesz może, co miał na myśli Ubuyashiki? - zagaił, wracając wspomnieniami do jego poprzednich słów o ich ponownym spotkaniu. Tak, jakby miał co do nich konkretne plany.
Wszelakie słowa utkwiły w garde, zbierając się i układając w lepką bryłę, nie do przełknięcia. Z brakiem głosu, jedynie słuchał przyjemnych dla ucha słów mężczyzny, głowy rodu, który odpowiedzialny był za zwieńczenie dzisiejszej ceremonii. Ludzie zaczynali pomału zbierać się wokół posesji, wyczekując z niecierpliwością na kulminacyjny punkt i samego Shio, nowego filara powietrza.
Westchnął głęboko, chcąc mieć to wszystko za sobą. Złote oczy przemknęły po wyścielonej tatami podłodze, doszukując się skazy, gdy dwójka nieznajomych podeszła do nich bliżej. Wzrok Watanabe leniwie skierował się w ich stronę, kłaniając delikatnie w geście przywitania. Tak, jak nakazywały zwyczaje oraz dobre wychowanie. Wcześniej, jako zwykły zabójca demonów nie miał wielu okazji obcować z innymi filarami. Był zbyt mały, aby doznać takowego zaszczytu. Jedynie jego nauczyciel, którego miał zaszczyt zastąpić poświęcał mu sporo uwagi, ucząc nowych technik, zapoznawając z niektórymi osobami. Dlatego nie poznał od razu obu sylwetek. Dopiero, gdy ich persony zostały przedstawione, w oczach Shio pojawił się delikatny błysk. Jego nauczyciel wspominał o ich nazwiskach.
- Miło mi was poznać, wiele o was słyszałem - raz jeszcze skinął głową w geście uniżenia, czując kolejny przypływ ciężkiej atmosfery. Powodem nie była gotowość do rozpoczęcia ceremonii, a samo jestestwo Chisake. Jego spojrzenie przeszywało ciało Watanabe, powoli obdzierając z kawałków skóry. Tak właśnie czuł się Shio w obecności filara krwi.
- Moje dzieci, wasz los będzie szybciej spleciony niż myślicie - mężczyzna wtrącił się do słów Ishikawy, zwiastując mu o swych przyszłych planach. Szerokie spojrzenie Watanabe spotkało się z lisim wzrokiem popielatej czupryny, zastanawiając co miał dokładnie na myśli głowa rodu Ubuyashiki.
- Witajcie moi drodzy! Zebraliśmy się dziś, aby powitać narodziny nowego filara powietrza - odwrócił się w stronę zgromadzonych, rozpościerając swe ręce w geście powitania, jakby tym samym miał zamiar objąć ich wszystkich w ciepłym uścisku. Watanabe przełknął uprzykrzającą mu mowę gulę, odwracając się od dwójki filarów, napotykając nizliczone spojrzenia, a on sam poczuł jak cały drętwieje. Nie przywykł do stania w centrum uwagi. Nie spodziewał się, że cała ceremonia tak mocno aniego wpłynie. Zabijał demony, stawał na przeciw z nich świadom, iż tylko jedno ujdzie z życiem, a tu czuł jakby umierał, przytłaczany tym wszystkim.
Po obrządku, na zwieńczenie przysięgi, Shio upił zaraz po mężczyźnie łyczek sake z maleńkiego, ceramicznego naczynia. Odłożył je na podłogę, wstając z klęczka, aby zaraz dołączyć do osób dudniących rytmicznie bębnami. Ostatnia prosta czekała na przebycie paru uliczek, prosto na rynek, gdzie wieńcząc ceremonię wszyscy mogli odetchnąć przy dobrym jedzeniu, tańcach i zabawach. Nieco rozluźniony, szedł wolnym krokiem za wysokimi, dobrze zbudowanymi mężczyznami w czarnych haori. Radośnie, lecz delikatnie podskakiwali na stopach, nie odrywając ich od podłoża. To oni kierowali sznurem ludzi, wyznaczając drogę ku końcowi. Watanabe choć niechętnie, przyjął swe nowe zadanie na barki. Przynajmniej tak mógł odwdzięczyć się swojemu nauczycielowi za te lata nauki, bowiem Shio nienależał do tych łatwych uczniów.
Gdy dotarli na rynek, a cała gromada zebranych rozdzieliła się, Watanabe odetchnął z ulgą, od razu chowając pod koroną jednego z drzew, gdzie mógł spokojnie poukładać swoje myśli. Opierając plecami o pień, spoglądał na radujących się ludzi, bawiących podczas uroczystości. Gdyby nie wiedział co było przyczyną tego zjawiska, nawet nie pomyślałby o czyjejś śmierci. Dzisiejszej nocy świętowali śmierć, a zarówno narodziny filara.
- Jakie to ironiczne - prychnął sam do siebie, dostrzegając w oddali Noriko wraz z Chisake w towarzystwie nieznanych mu osób. Podjął się próby podejścia do nich, tylko z powodu butelek z sake, które stały na stolikach zaraz za nimi. Alkohol zawsze dodawał człowiekowi więcej odwagi.
- Wspaniała uroczystość, szkoda, że mój nauczyciel nie mógł tego zobaczyć - uśmiechnął się blado, gdy dzieliło go jedynie pół metra od pozostałych i mijając ich, złapał za butelkę, nalewając sobie odrobinę trunku.
- Chisake, prawda? Wiesz może, co miał na myśli Ubuyashiki? - zagaił, wracając wspomnieniami do jego poprzednich słów o ich ponownym spotkaniu. Tak, jakby miał co do nich konkretne plany.
malibu
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Oczy Ubuyashiki płoną purpurą w przydymionym świetle kamiennych latarni, a cienie na jego twarzy przybierają żółtawe odcienie. Gdy Ishikawa przygląda się Mistrzowi zbyt długo, w ułożonych przez kurtuazję i spokój rysach odnajduje coś bardzo odległego, obcego. I nigdy nie jest pewien czy to wyłącznie przebłysk własnej imaginacji.
── Moje dzieci, wasz los będzie szybciej spleciony niż myślicie.
Chisake nie zadaje pytań, ale jego brew drga delikatnie, a wzrok pozostaje czujny.
Później pośród mgły paleniska i rozżarzonych pochodni zbierają się filary: Karesawa o włosach ochrzczonych w ogniu oraz Nonaka roztaczający wokół siebie zapach ciepłego, wiosennego deszczu. Hayakawa pożerana przez truchła zmroku. Siła drzemiących w gardłach oddechów ożywia nocne powietrze, które wibruje mocą dwunastu szermierzy ─ tych którzy odeszli oraz tych którzy nadejdą - a słowa przysięgi uciekają w noc pozostawiając za sobą jedynie dygotanie żądnej krwi stali. I chociaż ta noc wydaje się piękna, mistyczna i nęcąca, to Ishikawa wie najlepiej, że gdzieś w jej mroku czają się diabły o spłukanych posoką twarzach, kocich oczach i bladych dłoniach. Te diabły czasem potrafią przyjąć najpotworniejsze oblicza ── oblicza tych, których kiedyś znali. Klęcząc, z czołem pochylonym nisko i ostrzem nichirin przytulonym do boku, Ishikawa przymyka powieki: myśli o tym w ilu ceremoniach przyjdzie mu jeszcze uczestniczyć, o tym że każda będzie miała więcej wspólnego z żałobą niż z nadzieją, i o tym, która z nich będzie echem jego własnej śmierci.
Chisake moczy usta w sake nalanej do porcelanowej, okwieconej czarki, ale jej nie opróżnia. Spoglądając znad naczynia, krzyżuje wzrok ze spojrzeniem Hayakawy, kirowym jak bezksiężycowe niebo. Łopot hoari i błysk stali zwiastuje zakończenie obrządku, ale Ishikawa nie wstaje od razu. Pozwala, aby reszta Filarów, w akompaniamencie trzasku ognia i rytmu bębnów, opuściła dom scalona w paradny korowód. Nim rusza za nimi, rzuca Ubuyashiki długie, pozbawione słów spojrzenie. Delikatny uśmiech Mistrza żłobi dziury w jego kościach.
Wściekła czerwień lampionów i brzask latarni wyznacza im drogę przez tętniącą życiem wioskę, a powietrze skropione jest zapachem jedzenia i wonnych kadzideł. Mijają kramy wyścielone czekoladowymi owocami, zarumienionymi yakitori, słodkimi ziemniakami na patykach. Gdzieniegdzie młodzi mężczyźni łapią w podbieraki złociste karpie koi. W głuszy śmiechów oraz muzyki nikną ślady strachu, które ze sobą przywlekli ─ tak jakby wszyscy zapomnieli co tak naprawdę ich dziś tutaj przygnało.
Chisake skręca w jedną z bocznych uliczek jeszcze nim tancerze zdążają dotrzeć do rynku i podąża skrótem, pozbawionym świateł oraz ludzkich spojrzeń, zaś widmo kroków Hayakawy nawiedza go nawet gdy nie spogląda za siebie. Zachowując pewien dystans, staje pomiędzy świątynnymi posążkami, a ochłapami parady, żeby móc z daleka obserwować kulminację widowiska. Pośród tłumu Ishikawa nie odnajduje Nowego Filara, nie dosięga też wzrokiem Nonaki ani Karesawy. Specyficzny niepokój zatruwa mu umysł jak jadowity pająk przędący nici w najciemniejszym kącie pokoju, a refleks szóstego zmysłu odbija się chłodem na bladej skórze ramion. Dziwny zapach ma wiatr tej nocy.
Głos Watanabe wyrywa go z chwilowego otumanienia. Chisake obraca głowę szybko, znacznie bardziej gwałtownie niż zamierzał i przez kilka długich momentów przygląda się chłopakowi ─ tak jakby właśnie widział go po raz pierwszy. Choć zderzenie z rzeczywistością jest twarde, to uczucie na skórze nie mija.
── Kto wie… ── odpiera, ale spojrzenie ma bezładne, rozbite pomiędzy skąpanymi w mroku wzgórzami, widmami lasu, twarzami w tłumie. Podświadomie dotyka rękojeści miecza, którego ostrze drży jak wygłodzone zwierzę. ── Mistrz mówi wiele dziwnych rzeczy. Kto cię uczył? ── pyta, próbując odwrócić własną uwagę od nieznacznych dreszczy w lędźwiach. Spuszcza wzrok, obserwując strumień sake przelewanej z jednego naczynia do drugiego.
Chłopak wzdryga się poczuwszy obcą rękę na ramieniu: dłoń Noriko jest prędka i rzeczowa, wsparta wedetą mocnego spojrzenia. Chisake nie jest pewien czy Hayakawa również wyczuła odór śmierci osiadający na ramionach., czy może jedynie dostrzegła całun niepokoju, który opadł mu na oczy.
── Coś jest nie tak ── szepce, tak aby tylko dwóje Filarów mogło go usłyszeć i odchyla delikatnie głowę, wciągając głęboko w nozdrza letnie, nocne powietrze.
To bardzo znajome uczucie. Drżenie przedramion i pęd wrzącej krwi ─ tak silny, jakby miała rozerwać naczynia krwionośne. Puls skroni, który obnaża wszystkie żyły na papierowej skórze. Chisake woli myśleć o sobie jak o fataliście, ale jego intuicja rzadko się myli.
── Hayakawa, zostań tutaj ── skinąwszy głową do Watanabe, oplata palcami klingę miecza. ── My powinniśmy się rozejrzeć.
── Moje dzieci, wasz los będzie szybciej spleciony niż myślicie.
Chisake nie zadaje pytań, ale jego brew drga delikatnie, a wzrok pozostaje czujny.
Później pośród mgły paleniska i rozżarzonych pochodni zbierają się filary: Karesawa o włosach ochrzczonych w ogniu oraz Nonaka roztaczający wokół siebie zapach ciepłego, wiosennego deszczu. Hayakawa pożerana przez truchła zmroku. Siła drzemiących w gardłach oddechów ożywia nocne powietrze, które wibruje mocą dwunastu szermierzy ─ tych którzy odeszli oraz tych którzy nadejdą - a słowa przysięgi uciekają w noc pozostawiając za sobą jedynie dygotanie żądnej krwi stali. I chociaż ta noc wydaje się piękna, mistyczna i nęcąca, to Ishikawa wie najlepiej, że gdzieś w jej mroku czają się diabły o spłukanych posoką twarzach, kocich oczach i bladych dłoniach. Te diabły czasem potrafią przyjąć najpotworniejsze oblicza ── oblicza tych, których kiedyś znali. Klęcząc, z czołem pochylonym nisko i ostrzem nichirin przytulonym do boku, Ishikawa przymyka powieki: myśli o tym w ilu ceremoniach przyjdzie mu jeszcze uczestniczyć, o tym że każda będzie miała więcej wspólnego z żałobą niż z nadzieją, i o tym, która z nich będzie echem jego własnej śmierci.
Chisake moczy usta w sake nalanej do porcelanowej, okwieconej czarki, ale jej nie opróżnia. Spoglądając znad naczynia, krzyżuje wzrok ze spojrzeniem Hayakawy, kirowym jak bezksiężycowe niebo. Łopot hoari i błysk stali zwiastuje zakończenie obrządku, ale Ishikawa nie wstaje od razu. Pozwala, aby reszta Filarów, w akompaniamencie trzasku ognia i rytmu bębnów, opuściła dom scalona w paradny korowód. Nim rusza za nimi, rzuca Ubuyashiki długie, pozbawione słów spojrzenie. Delikatny uśmiech Mistrza żłobi dziury w jego kościach.
Wściekła czerwień lampionów i brzask latarni wyznacza im drogę przez tętniącą życiem wioskę, a powietrze skropione jest zapachem jedzenia i wonnych kadzideł. Mijają kramy wyścielone czekoladowymi owocami, zarumienionymi yakitori, słodkimi ziemniakami na patykach. Gdzieniegdzie młodzi mężczyźni łapią w podbieraki złociste karpie koi. W głuszy śmiechów oraz muzyki nikną ślady strachu, które ze sobą przywlekli ─ tak jakby wszyscy zapomnieli co tak naprawdę ich dziś tutaj przygnało.
Chisake skręca w jedną z bocznych uliczek jeszcze nim tancerze zdążają dotrzeć do rynku i podąża skrótem, pozbawionym świateł oraz ludzkich spojrzeń, zaś widmo kroków Hayakawy nawiedza go nawet gdy nie spogląda za siebie. Zachowując pewien dystans, staje pomiędzy świątynnymi posążkami, a ochłapami parady, żeby móc z daleka obserwować kulminację widowiska. Pośród tłumu Ishikawa nie odnajduje Nowego Filara, nie dosięga też wzrokiem Nonaki ani Karesawy. Specyficzny niepokój zatruwa mu umysł jak jadowity pająk przędący nici w najciemniejszym kącie pokoju, a refleks szóstego zmysłu odbija się chłodem na bladej skórze ramion. Dziwny zapach ma wiatr tej nocy.
Głos Watanabe wyrywa go z chwilowego otumanienia. Chisake obraca głowę szybko, znacznie bardziej gwałtownie niż zamierzał i przez kilka długich momentów przygląda się chłopakowi ─ tak jakby właśnie widział go po raz pierwszy. Choć zderzenie z rzeczywistością jest twarde, to uczucie na skórze nie mija.
── Kto wie… ── odpiera, ale spojrzenie ma bezładne, rozbite pomiędzy skąpanymi w mroku wzgórzami, widmami lasu, twarzami w tłumie. Podświadomie dotyka rękojeści miecza, którego ostrze drży jak wygłodzone zwierzę. ── Mistrz mówi wiele dziwnych rzeczy. Kto cię uczył? ── pyta, próbując odwrócić własną uwagę od nieznacznych dreszczy w lędźwiach. Spuszcza wzrok, obserwując strumień sake przelewanej z jednego naczynia do drugiego.
Chłopak wzdryga się poczuwszy obcą rękę na ramieniu: dłoń Noriko jest prędka i rzeczowa, wsparta wedetą mocnego spojrzenia. Chisake nie jest pewien czy Hayakawa również wyczuła odór śmierci osiadający na ramionach., czy może jedynie dostrzegła całun niepokoju, który opadł mu na oczy.
── Coś jest nie tak ── szepce, tak aby tylko dwóje Filarów mogło go usłyszeć i odchyla delikatnie głowę, wciągając głęboko w nozdrza letnie, nocne powietrze.
To bardzo znajome uczucie. Drżenie przedramion i pęd wrzącej krwi ─ tak silny, jakby miała rozerwać naczynia krwionośne. Puls skroni, który obnaża wszystkie żyły na papierowej skórze. Chisake woli myśleć o sobie jak o fataliście, ale jego intuicja rzadko się myli.
── Hayakawa, zostań tutaj ── skinąwszy głową do Watanabe, oplata palcami klingę miecza. ── My powinniśmy się rozejrzeć.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zimny dreszcz przeszył ciało Watanabe, doznając po stokrość piorunujące przeszycie skóry, na co każdy jego najdrobniejszy włosek stanął dęba, a czas jakby stanął, gdy ich spojrzenia zderzyły się ze sobą. Shio zdecydowanie nie przepadał za tym wzrokiem, którym obdarzył go sam Ishikawa.
- Poprzedni filar powietrza, Pan Sanemi Shinazugawa - zmrużył powieki, a gęste rzęsy niczym długie glizdy zawinęły się delikatnie ku górze, chwiejąc od subtelnego powiewu wiatru. Shio czuł, że coś wisi w powietrzu, a sam wiatr zdawał się być dziwnie niespokojny, jakby chciał przekazać jasnowłosemu ważną informację. Lecz ten nie wiedział kogo ona miałaby dotyczyć. Czy zmysły wariowały w obecności Chisake zdającego się być dość nietypowym towarzystwem, wręcz nieludzkim, czy faktycznie niebezpieczeństwo wisiało nad ich głowami.
Odruchowo wzdrygnął się, łapiąc na fakcie, iż utkwił zbyt długo wzrok na popielatej czuprynie. Czarne jak smoła źrenice, oblane złocistą barwą tęczówek przesnuły po dłoni Noriko, która wylądowała na ramieniu Chisake. Przytaknął na pomysł chłopaka, czując w kościach, że coś się święci. Jednym susem wypił resztke sake z naczynia, odkładając je niedbale w wolne miejsce. Nie musiał zapamiętywać miejsca. Dobrze wiedział, że dzisiejszej nocy nie umoczy swych ust w cierpkim trunku.
Sunąc palcami po podłożu, przemieszczał się do przodu, bezszelestnie. Nawet wzburzone powietrze za jego plecami zdawało się nie ruszać, jakby za osłoną mgły, chroniło filar przed wykryciem. Nauczyciel dawno temu nauczył chłopaka tej sztuczki, zachodzenia wroga od tyłu. Choć używał tego z nawyku na codzień, zdolność ta zdawała się mieć więcej możliwości niż sam Sanemi niekiedy opowiadał. Śledząc ruchy Chisake, który zdawał się wiedzieć dokąd dokładnie powinni się skierować, mijał kolejne uliczki, przecinał krzyżówki, znikając w ciemnych zakamarkach. Tam, gdzie demony najbardziej lubiły skrywać swą obecność. Jasnowłosy w pewnym momencie odłączył się od filara, wskakując na jeden z dachów, prawie upadając od śliskich dachówek. Wyprostował się niczym struna, rozluźniając ramiona i lewą dłonią pochwyciłza rękojeść swego miecza. Najlepszego przyjaciela, jakiego miał od dawna. On jedyny go nie zostawił do tej pory, ratując wielokrotnie życie. Nie tylko jego.
Przymknął powieki, zaciągając w płuca wieczorne powietrze zmieszane smakiem dzisiejszej zawieruchy na placu, gdzie ludzie nadal biesiadowali uroczyste przywitanie nowego filara. Shio całe swe skupienie oddał w jeden oddech, czując jak jego ciało, a raczej podświadomość przemyka wraz z podmuchem wiatru, przemierzając kolejnje ulice, sprawdzając, czy to niepokojące mrowienie na czubkach palców było spowodowane czymś więcej jak obecnością Chisake. Wędrując, rozpraszając się na wszystkie strony dostrzegł czyjąś sylwetkę, dość znajomą, niedawno poznaną. Watanabe leniwie otworzył oczy, zamglone w objęciach letargicznego wyrazu twarzy. Odwrócił się na pięcie w tanecznym, płynnym ruchu, ruszając błyskawicznie w kierunku, gdzie widział chłopaka.
Nie minęła chwila, przecinając bezszelestnie kłęby dymu wydobywającego się z kominków znalazł się na dachu jednego z budynków, z którego mógł dostrzec Ishikawe wpatrującego się w coś na ziemi, a dokładniej w kogoś. W ciało, przynajmniej na to wskazywało, bo całe było poszarpane, skąpane w ciemnej posoce, powoli stygnącej i zasychającej na pieszczystej, udeptanej drodze. Białowłosy zeskoczył, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Krew zawrzała w jego żyłach na samą myśl, że któryś z demonów miał czelność zaatakować człowieka w ten ważny dla wszystkich dzień.
- Wyczuwasz demona? - spytał, równając się z Chisake, wbijając swój wzrok w puste oczodoły ofiary bestii. Ciało musiało leżeć tu już jakiś czas.
- Poprzedni filar powietrza, Pan Sanemi Shinazugawa - zmrużył powieki, a gęste rzęsy niczym długie glizdy zawinęły się delikatnie ku górze, chwiejąc od subtelnego powiewu wiatru. Shio czuł, że coś wisi w powietrzu, a sam wiatr zdawał się być dziwnie niespokojny, jakby chciał przekazać jasnowłosemu ważną informację. Lecz ten nie wiedział kogo ona miałaby dotyczyć. Czy zmysły wariowały w obecności Chisake zdającego się być dość nietypowym towarzystwem, wręcz nieludzkim, czy faktycznie niebezpieczeństwo wisiało nad ich głowami.
Odruchowo wzdrygnął się, łapiąc na fakcie, iż utkwił zbyt długo wzrok na popielatej czuprynie. Czarne jak smoła źrenice, oblane złocistą barwą tęczówek przesnuły po dłoni Noriko, która wylądowała na ramieniu Chisake. Przytaknął na pomysł chłopaka, czując w kościach, że coś się święci. Jednym susem wypił resztke sake z naczynia, odkładając je niedbale w wolne miejsce. Nie musiał zapamiętywać miejsca. Dobrze wiedział, że dzisiejszej nocy nie umoczy swych ust w cierpkim trunku.
Sunąc palcami po podłożu, przemieszczał się do przodu, bezszelestnie. Nawet wzburzone powietrze za jego plecami zdawało się nie ruszać, jakby za osłoną mgły, chroniło filar przed wykryciem. Nauczyciel dawno temu nauczył chłopaka tej sztuczki, zachodzenia wroga od tyłu. Choć używał tego z nawyku na codzień, zdolność ta zdawała się mieć więcej możliwości niż sam Sanemi niekiedy opowiadał. Śledząc ruchy Chisake, który zdawał się wiedzieć dokąd dokładnie powinni się skierować, mijał kolejne uliczki, przecinał krzyżówki, znikając w ciemnych zakamarkach. Tam, gdzie demony najbardziej lubiły skrywać swą obecność. Jasnowłosy w pewnym momencie odłączył się od filara, wskakując na jeden z dachów, prawie upadając od śliskich dachówek. Wyprostował się niczym struna, rozluźniając ramiona i lewą dłonią pochwyciłza rękojeść swego miecza. Najlepszego przyjaciela, jakiego miał od dawna. On jedyny go nie zostawił do tej pory, ratując wielokrotnie życie. Nie tylko jego.
Przymknął powieki, zaciągając w płuca wieczorne powietrze zmieszane smakiem dzisiejszej zawieruchy na placu, gdzie ludzie nadal biesiadowali uroczyste przywitanie nowego filara. Shio całe swe skupienie oddał w jeden oddech, czując jak jego ciało, a raczej podświadomość przemyka wraz z podmuchem wiatru, przemierzając kolejnje ulice, sprawdzając, czy to niepokojące mrowienie na czubkach palców było spowodowane czymś więcej jak obecnością Chisake. Wędrując, rozpraszając się na wszystkie strony dostrzegł czyjąś sylwetkę, dość znajomą, niedawno poznaną. Watanabe leniwie otworzył oczy, zamglone w objęciach letargicznego wyrazu twarzy. Odwrócił się na pięcie w tanecznym, płynnym ruchu, ruszając błyskawicznie w kierunku, gdzie widział chłopaka.
Nie minęła chwila, przecinając bezszelestnie kłęby dymu wydobywającego się z kominków znalazł się na dachu jednego z budynków, z którego mógł dostrzec Ishikawe wpatrującego się w coś na ziemi, a dokładniej w kogoś. W ciało, przynajmniej na to wskazywało, bo całe było poszarpane, skąpane w ciemnej posoce, powoli stygnącej i zasychającej na pieszczystej, udeptanej drodze. Białowłosy zeskoczył, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Krew zawrzała w jego żyłach na samą myśl, że któryś z demonów miał czelność zaatakować człowieka w ten ważny dla wszystkich dzień.
- Wyczuwasz demona? - spytał, równając się z Chisake, wbijając swój wzrok w puste oczodoły ofiary bestii. Ciało musiało leżeć tu już jakiś czas.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach