Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A cup of uncertaintyWczoraj o 10:31 pmHimiko
Twilight tensionWczoraj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Wczoraj o 04:23 amYulli
From today you're my toy18/09/24, 08:08 pmKurokocchin
This is my revenge18/09/24, 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 30%
2 Posty - 20%
2 Posty - 20%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%

Go down
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty New Generation {01/09/22, 06:24 pm}

First topic message reminder :

New Generation - Page 5 Cacf42ad9ea9a16b1ae286f0b44d1c02

New Generation - Page 5 Original

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest szkołą znajdującą się na terenie Szkocji. Założona ponad tysiąc lat temu przez czwórkę największych czarodziejów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw cieszy się ogromną popularnością nie tylko wśród czarodziejów Wielkiej Brytanii ale i całej Europy. Co roku jej mury przepełniają setki młodocianych osób chcących poszerzać swoją wiedzę magiczną. A przynajmniej było tak zanim Lord Voldemort oraz jego Śmierciożercy zniszczyli zamek podczas Bitwy o Hogwart. Szkoła została odbudowana przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego i nauczanie wróciło na właściwe tory.
Od wielkiej bitwy minęło ponad 20 lat. Lord Voldemort przestał istnieć, a Śmierciożercy zostali zamknięci w Azkabanie na wieki, jednak czy to oznacza koniec kłopotów dla naszych młodych czarodziejów?
Coraz częściej odnotowywano zbrodnie popełnione przez czystokrwistych czarodziejów na mugolach. Plotki mówią o formujących się ugrupowań fanatyków i czcicieli Gellerta Grindelwalda jednego z najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Obecny dyrektor Hogwartu profesor Minerva McGonagall robiła co mogła, aby w murach szkoły panował spokój, a niepokoje społeczeństwa dotyczące tajemniczych zbrodni nie zaprzątały głów uczniów.
Wszystko zmienia się, gdy pewnego grudniowego poranka po balu bożonarodzeniowym w szkolnych podziemiach woźny odkrywa zwłoki ucznia pochodzenia mugolskiego oraz napis na ścianie wykonany krwią „Brudna krew musi odejść”.

New Generation - Page 5 370410090eea5483400550bc1a65d0aa

G R Y F F I N D O R

♂ Syn George'a i Daphne Weasleyów -@Kalsi jako Nicholas Weasley
♀ Córka Nevilla i Catherine Longbottom -@Fojbe jako Lana Longbottom
♂ Syn Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lysander Skamander

♂ -@Heartstorm jako Benjamin Simmons
...

S L Y T H E R I N

♂ Syn Gebrielle Delacour-Lefrançoi i Jean-Yves Lefrançoi - @Fojbe jako Napoléon Lefrançois
♀ Córka Dracona i Astorii Malfoy - @Kalsi jako Florence Malfoy
♂ Syn Blaise'a Zbiniego -@Fojbe jako Zacharius Zabini

♂ Syn Mallory i Warrena Rhodes - @Calinda jako Lawrence Rhodes
...

H U F F L E P U F F

♂ Syn Alexandra i Mariki Dumbledore - @Eeve jako Phoenix Dumbledore
♀ Córka Alexandra i Mariki Dumbledore - @Kalsi jako Gwendolyn Dumbledore

♀ Córka Hermiony i Rona Weasleyów -@LadyFlower jako Isabelle Weasley

♀ Córka Aster i Harry'ego Spring - @Calinda jako Rosemary Spring
...

R A V E N C L A W

♂ Syn Percy'ego i Audrey Weasleyów - @Eeve jako Steven Weasley
♀ Córka Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lucy Skamander
♂ Syn Theodora i Camilli Nott@Heartstorm jako Elijah Nott
♂ Syn Jaspera i Diany Prince -@Cool_Free_Nickname jako Damien Prince

...

New Generation - Page 5 Eb86f62611f1f48617fcef15c858f92f

1. Wygląd postaci realny
2. Orientacja dowolna byleby była w miarę równowaga
3. To samo tyczy się płci
4. Można wziąć kilka postaci
4. Informujemy o dłuższych nieobecnościach
5. Discord mile widziany [/u][/u]


Ostatnio zmieniony przez Kalsi dnia 09/05/23, 07:53 am, w całości zmieniany 10 razy

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {16/10/22, 12:51 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Grzecznie przerzucał śnieg, mając nadzieję, że nie odpadną mu ręce, nim skończy odśnieżać. Szybko zrobiło mu się zimno w tyłek, a buty przemokły. Ma za swoje. Powinien był kupić nowe, a nie chodzić w tych samych kolejny rok. Uniósł głowę, słysząc skrzypiący pod czyimiś nogami śnieg. Zdziwił się, widząc Eliego. Był pewien, że to Skamander w końcu się zjawił na obycie swojej kary. Uchylił usta, żeby coś powiedzieć. Nie potrzebował, aby Nott mu pomagał z odśnieżaniem. Wciąż czuł się dotknięty ich wcześniejszą rozmową. Miał zamiar zdystansować się nieco od niego i Prince'a, żeby pokazać im, że potrafi sobie sam poradzić. Pilnowanie go nie jest ich obowiązkiem, więc jeśli tylko dlatego do tej pory się z nim trzymali, to czas najwyższy się od tego odciąć.
              A jednak, kiedy brunet się odezwał, Weasley zamknął usta, skinął głową i zabrał się do pracy. "Miejmy to już z głowy" - my miejmy. Z jakiegoś powodu, Stevenowi zrobiło się cieplej. Może przesadza ze swoimi dzisiejszymi odczuciami na temat ich przyjaźni?
              Zerknął na Lysandra, kiedy się pojawił. Skinął mu krótko głową, chociaż wątpił, żeby to zauważył w panującym pół mroku. Słońce zachodziło o tej porze roku wcześnie, więc głównym źródłem światła były latarnie porozwieszane w równych odstępach i padające światło z zamkowych okien.
              Kiedy udało im się uporać z połową rudzielca, oddali łopaty Ernesto i już mieli zamiar udać się do zamku, kiedy wyrosła przy nich Izzy. Steven spojrzał na nią zdziwiony.
              - Cześć. - odparł krótko, nieco skrępowany sytuacją. Spojrzał zdenerwowany za kolegami, którzy na prośbę jego kuzynki oddalili się nieco, zostawiając ich sam na sam. Nie bał się konfrontacji z nią ze względu na potencjalny atak fizyczny. Raczej się tego po niej nie spodziewał. Zwyczajnie... Nie wiedział czego może od niego chcieć. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek rozmawiali. Izzy nie była z grona Weasleyów, którzy mieli styczność z jego siostrą, więc nie mogła czuć do niego sympatii nawet ze względu na Molly.
              - Chyba wszyscy słyszeli. - odparł ze wzruszeniem ramion. Zerknął gdzieś w bok, mrugnął i przeniósł spojrzenie na kuzynkę - Znaczy... Jest w porządku. Dziękuję. - poprawił się, zdając sobie sprawę, że jego pierwsza odpowiedź nie była najmilsza. Zerknął na jej gips - ... A jak ręka?
              Z wrażenia odsunął się na krok. Ma coś dla niego?
              - Ja nie... - zawahał się, patrząc na pakunek. Prezent? Świąteczny? A ją co nagle wzięło? Dlaczego ludzie ostatnio zaczęli zwracać na niego uwagę? Dumbledore, Skamander nagle zaczął się go otwarcie czepiać, a teraz Isabelle.  Zaczynał się bać. Wyciągnął niepewnie ręce po podarunek i wziął go, żeby nie musiała go trzymać jedną ręką. Przełknął nerwowo ślinę - Ja... Dziękuję, ale... - zaciął się. Powinien jej się jakoś odwdzięczyć? Też ma jej teraz kupić prezent? Nawet nie wie, co lubi. Przypomniał sobie o dwóch czekoladowych żabach, które dostał od Jamesa, gdy tu szedł. Wciąż miał je zapakowane w fabryczne opakowania w kieszeni płaszcza. Może się nie roztopiły przez ten czas. Wygrzebał jedną paczkę i podał ją niepewnie dziewczynie - Nie zdążę teraz nic dla ciebie znaleźć, więc... - wzruszył ramieniem - Wesołych świąt?
              Zerknął na swoich przyjaciół. Wciąż na niego czekali. Spojrzał ponownie na Izzy.
              - Dzięki i... Cześć. - skinął jej sztywno głową. Kontakty między ludzkie były jego słabą stroną. Obrócił się i potruchtał do chłopaków.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {16/10/22, 07:14 pm}

GWENDOLYN SOPHIA DUMBLEDORE

          Zmarszczyła czoło mając wrażenie, że znów Zabini chciał zrobić z niej totalną idiotkę. Odwróciła się na pięcie i już miała odejść od Ślizgona i nigdy więcej się do niego nie odezwać, ale chłopak chwycił ją za szatę, więc chcąc nie chcąc znów stała odwrócona w jego kierunku. Nie mogła powstrzymać ciężkiego westchnięcia, które wypłynęło z jej ust słysząc jego słowa.
          -Dobra… Ale przysięgam na czarkę Hufflepuff, że jeśli to kolejny z twoich żartów to więcej się do ciebie nie odezwę. Powodzenia na dzisiejszym meczu – powiedziała odgarniając swoje włosy, a następnie wyminęła go i skierowała się na zajęcia.
          O dziwo wszystkie lekcje dzisiejszego dnia minęły jej nadzwyczajnie szybko. Kilkukrotnie na korytarzu starała się znaleźć swojego brata, aby z nim porozmawiać, ale jakoś nie było jej dane go nigdzie spotkać. Pewnie od ich ostatniej kłótni postanowił jej skutecznie unikać. Wcale go o to nie obwiniała. Koniec końców słońce powoli zmierzało ku horyzontowi, a na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Szczerze mówiąc wcale nie miała ochoty na oglądanie dzisiejszego meczu i odmarzaniu sobie tyłka na trybunach. Mimo wszystko liczyła na to, że Phoenix się tam pojawi, a co za tym idzie mogłaby w końcu z nim porozmawiać i dowiedzieć się na czym właściwie stoją. Z tyłu głowy jednak nawiedzała ją myśl zobaczenia Zabiniego w akcji. Nie chciała jednak jej do siebie dopuścić, bo wtedy musiałaby przyznać sama przed sobą, że coś się w ich relacji zmieniło. Coś czego w ogóle nie rozumiała i to chyba najbardziej ją denerwowało.
          Związała włosy w luźny kok, założyła ciepłe ubrania, a kiedy była już gotowa do wyjścia na ten mróz opuściła dormitorium kierując się prosto na boisko. Wdrapała się na trybuny z logiem borsuka i rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu znajomej twarzy. W końcu ujrzała go kilka ławek wyżej, więc przeprosiła osoby siedzące od zewnętrznej strony i opadła na wolne miejsce obok brata.
          -Tutaj jesteś. Szukam cię przez cały dzień – powiedziała i ukradkiem zerknęła na rozgrywający się mecz. Najwyraźniej Ślizgoni mieli lekką przewagę nad Gryfonami.
          -Nix słuchaj… Chciałam przeprosić za wczoraj. Wiem, że jestem maniakiem i staram się kontrolować wszystko i wszystkich dookoła. Ale wiem też, że nie powinnam kontrolować twojego życia z tego powodu mimo, że chcę dla ciebie jak najlepiej. Kocham cię, bo jesteś moim młodszym braciszkiem i zawsze będę się o ciebie troszczyć, ale posunęłam się za daleko i obiecuję, że to więcej się nie powtórzy – potarła dłonie i cicho odetchnęła.
          -Więc dasz drugą szansę swojej głupiej siostrze? – uśmiechnęła się słabo zerkając ukradkiem na Phoenixa.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Fojbe
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {17/10/22, 12:59 am}

Zacharius Zabini

        Pokręcił głową z enigmatycznym uśmieszkiem.
        - Nie dziękuję. Do zobaczenia. – Wszystko szło zgodnie z planem. Poza jedną, małą kwestią. Była półkrwi i niejeden nazwałby jej rodzinę zdrajcami krwi. Nie był już taki pewien czy powinien w jawny sposób okazywać jej zainteresowanie. Wtedy, gdy miał w perspektywie odwiedzenie Malfoyów… Nie zamierzał rezygnować. Po prostu musiał być bardzo ostrożny. Kiedy coś zaczął, rzadko się z tego wycofywał.
        Wysłał sowę z zapytaniem do ojca – dlaczego spotkanie odbywało się w okolicach świąt? Z jakiej racji Lefrançois dostał zaproszenie, skoro nikt wcześniej się nim nawet nie interesował? Gdzie, do cholery, przebywał Pan Zabini i dlaczego akurat z tą konkretną kochanką?
        Następnie wziął udział w zajęciach. Nie przeczuwał niczego złego, zostawiając Florence z nauczycielem. Rein wydawał mu się w porządku. Zapewne chciał przycisnąć dziewczynę o pracę domową lub coś takiego. Dopiero, gdy nie pojawiła się na kolejnych lekcjach, zaczął się niepokoić. Od innych Ślizgonek dowiedział się, że poszła gdzieś z jakimś chłopakiem. Do tego nie mógł się wtrącać.
        Spotkał ją dopiero w szatni, przed wyjściem na boisko. Mówił do całej drużyny ustawionej w kole, ale patrzył głównie na nią:
        - Pamiętajcie o naszej strategii. Żadnej litości. – Ryknęli równocześnie, składając razem ręce i wyrzucając je w górę.
        Gdy wyszli na zewnątrz, przysunął się do Malfoy i pochylił się do jej ucha, szepcząc:
        - Wszystko w porządku? – Po chwili musiał niechętnie wymienić uścisk z Weasleyem, więc siłą rzeczy nie mógł uzyskać zbyt pełnej odpowiedzi. Postanowił zaczepić dziewczynę po meczu, zanim poszedłby spotkać się z Gwen.
        Wszystko grało na ich korzyść. Morale w gryfońskiej drużynie spadły na tyle skutecznie, iż niemal od początku gromili ich na punkty. Pomogła w tym również strategia, według której dawali poczucie, że to Zabini jest głównym atakującym bramki, podczas gdy kilka razy, niemal w ostatniej chwili, podawał piłkę komuś innemu. Wziął przykład z Porskowej, choć trochę zmodyfikował metodę, więc nie był to ten manewr 1:1. Oczywiście potem zorientowali się na czym on polega i wtedy Zack sam rzucał, czego ponownie się nie spodziewano. Ogrywał ich jak malutkie dzieci.
        Poza tym kilka razy udało mu się uniknąć tłuczka, co wywoływało coraz większą irytację ze strony pałkarza. W pewnym momencie podleciał obok, a wtedy ślizgoński kapitan powiedział do niego tak, aby tylko on mógł to usłyszeć:
        - Co jest, Parks? Moja babcia lepiej odbija, niż ty. – Nie wyglądało to nawet, jakby coś do niego mówił, a raczej komentował pod nosem sam do siebie, patrząc na tablice wyników. Zamierzał właśnie się oddalić, gdy coś łupnęło go z wielkim impetem prosto w profil. Nie był to tłuczek, który pojawił się znikąd. Liam wziął szeroki zamach i uderzył Ślizgona pałką. Włożył w to naprawdę dużo siły.
        Zackowi poczerniało przed oczami. W ostatnim przebłysku świadomości poczuł, że puszcza trzonek miotły i przechyla się na bok. Nie pamiętał już momentu, w którym zaczął spadać.


Lana Longbottom

     
        Owszem. Była urażona. Nie mogła pojąć, iż Nick nawet jej nie powiedział o braku czasu. Zrozumiałaby. Mieli trening czy coś takiego. Wystarczyłaby jej mała wzmianka, gdzie idzie. Bała się po prostu odrzucenia. W życiu nie chciałby wrócić do czasów, gdy czuła się źle sama ze sobą.
        Odwiedziła swoją sowę. Ostatnio wróciła dziwnie pokiereszowana i Lana musiała prosić ojca o wysłanie jej do kliniki. Miała się już dobrze, więc dziewczyna tylko nakarmiła ją. Chwilę głaskała zwierzę, po czym poszła do dormitorium. Chwilę jej zajęło przekonanie Grubej Damy, że znajdzie swój pantofel i jego zniknięcie nie ma nic wspólnego z pojawieniem się pewnego Alvaro na obrazie…
        Przesiedziała wieczór, ucząc się do historii magii, przy czym prawie zasnęła.
        Później ktoś zapukał do jej pokoju. Nie wiedziała skąd, ale od razu domyśliła się, iż to Nick. Szeptem poprosiła koleżanki, aby go spławiły. Odeszła jej ochota na rozmowy.
        Następnego dnia wstała w jeszcze podlejszym humorze. Nie spotkała Weasleya w pokoju wspólnym ani nigdzie po drodze. Poważnie zaczęła się zastanawiać czy nie zmienił zdania co do niej. Może znalazł kogoś lepszego. Z rozmyślania wyrwał ją jej rodzony brat, który przywitał się z nią niesilnym kuksańcem.
        - Hejka, siorka. Co to za mina?
        - Jeny, Cas, weź ty się odwal.
        - Z kim idziesz na bal? Może byś zabrała swojego braciszka?
        - Po pierwsze: fuj. – Skrzywiła się – Po drugie: nie ma mowy. Kto normalny idzie ze swoim bratem? Po trzecie: już kogoś mam… tak jakby. Po czwarte… fuj.
        - Tylko żartowałem, ale co to znaczy tak jakby?
        - Aa no wiesz… może wiesz lepiej ode mnie. Bo jesteś facetem. Zaprosił mnie na bal i wydawał się szczęśliwy, że się zgodziłam, ale potem mnie olał. O co chodzi? Wy tak robicie czy jak?
        - Nie? Wydaje mi się, że za bardzo wszystko nadinterpretujesz. Po prostu go zapytaj, buraczku. – Posłał jej buziaka z własnej dłoni i ruszył do swoich kolegów. Pff, jasne, zapytać. To takie proste? Wstała nieco za późno, więc zdążyła poszukać przyjaciela podczas śniadania. Natomiast w czasie lekcji był cały czas przydzielany do kogoś innego. Krótko mówiąc: chała.
        Poszła na mecz i z każdą chwilą żałowała coraz bardziej. Biedny Nick…  Oglądała to, zasłaniając co chwilę oczy.
        Mecz zakończył się złapaniem znicza przez Malfoyową. Po stronie Slytherinu rozbrzmiała wielka wrzawa, podczas gdy Gryfoni wyglądali na zmarnowanych. Jako jedna z niewielu podeszła do czerwonej drużyny.
        - Hej. – Położyła dłoń na ramieniu Weasleya, ale natychmiast ją zabrała – Graliście… nie najgorzej – skłamała – Zabrakło wam dwóch zawodników, ale się nie poddaliście. To chyba najważniejsze. Chcesz porozmawiać?
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {17/10/22, 09:22 am}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

         Florence nie zamierzała dać Gryfonom żadnych forów tylko dlatego, że musieli w ostatniej chwili zamienić zawodnika na rezerwowego, a z tego co wiedziała chłopak nie był mistrzem w obronie bramek. Fala ekscytacji przeszła przez nią , kiedy co jakiś czas zerkała na tablicę wyników. Co chwila punkty po ich stronie zmieniały się, a przeciwnicy cały czas stali w miejscu. Wiedziała, że nie mogli spoczywać na laurach, ale była niemal pewna, że i bez złapania znicza wygraliby ten mecz. Mimo wszystko w końcu postanowiła skupić się na swoim zadaniu i uważnie rozglądała się po boisku w poszukiwaniu latającej złotej kulki. Nie wiedziała ile czasu minęło, kiedy w końcu dostrzegła ją kilka metrów od jej miotły. Uśmiechnęła się pod nosem od razu ruszając za niesforną piłeczką, zupełnie zapominając co dzieje się wokół niej dookoła. Co jakiś czas w tle słyszała kolejne wiwaty, ale już nie mogła stwierdzić z którego domu one dochodziły. Przyśpieszyła, ponieważ wiedziała, że na jej ogonie siedzi jej szukający Gryfonów. Wyciągnęła dłoń leciutko muskając palcami powłokę znicza, a gdy w końcu znalazł się w jej dłoni mocno zahamowała nie chcąc wpaść w zaspę, w której zaraz wylądował Simmons. Miała ochotę zaśmiać się pod nosem, ale kiedy nie usłyszała krzyku radości ze strony kibicujących Ślizgonów obejrzała się i od razu pobladła widząc leżącego na śniegu, nieprzytomnego Zachariusa. Nie miała pojęcia co się właściwie stało, dlatego czym prędzej podleciała do niego, wraz z resztą drużyny, na miotle.
            -Zack! Co się stało? – zapytała stojącą nieopodal Grace.
         -Parks uderzył go swoją pałką – odpowiedziała i coś się w blondynce zagotowało.
         -Z drogi, z drogi! Zróbcie przejście! – pani Hill machnęła różdżką i nieprzytomny Ślizgon uniósł się nad ziemią, a następnie przetransportowała go z powrotem do zamku.
         Malfoy odwróciła się w stronę Gryfońskiej drużyny i zrobiła w ich kierunku kilka kroków.
          -Co do cholery? Uważasz, że to zabawne, Parks? Daj kija i teraz ja uderzę cię w ten twój zakuty łeb! – warknęła.
         -Panno Malfoy! Proszę iść sprawdzić co z pani kolegą, a ja zapewniam, że pan Parks zostanie odpowiednio ukarany – profesor Longbottom wyrósł jak spod ziemi i stanął pomiędzy obiema drużynami. Dziewczyna odetchnęła głęboko rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie na chłopaka, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego. Zupełnie nie przejmowała się tym, że zostawiła swoje rzeczy w szatni, ani tym że cały czas ściskała kurczowo swoją miotłę ze złości. Wpadła do sali szpitalnej jak piorun i podeszła do łóżka, przy którym pielęgniarka zajmowała się rannym Zabinim.
          -Czy on…?
         -Wszystko będzie dobrze moja droga. Nie przejmuj się, twój kolega ma lekki wstrząs mózgu, ale wyjdzie z tego – opatrzyła jego głowę, a widząc resztę Ślizgońskiej drużyny przekraczającej próg sali lekko zmarszczyła brwi.
         -Przykro mi, ale nie możecie tu przebywać wszyscy na raz. Tak jak wcześniej mówiłam, wszystko z nim będzie w porządku. Dam wam znać jak odzyska przytomność, ale jak na razie musicie opuścić salę – Malfoy lekko pokiwała głową i zerknęła ostatni raz na przyjaciela. Ostatecznie zabrała resztę Ślizgonów i udali się z powrotem na boisko. Następnie wzięła z szatni wszystkie swoje rzeczy czując, że chciałaby aby ten dzień jak najszybciej się skończył. Była wykończona zarówno fizycznie jak i psychicznie i miała nadzieję, że jutro będzie lepiej.


NICHOLAS FRED WEASLEY

         Nick latał na miotle jak oszalały starając się za wszelką cenę dogonić punktacją swoich przeciwników. Niestety cała drużyna odczuwała brak Lysandra, ponieważ jego zmiennik – Roger przepuszczał prawie każdą piłkę rzucaną przez Ślizgonów. Miał ochotę po prostu wywiesić białą flagę i się poddać, ale z drugiej strony nie chciał, aby reszta szkoły mówiła mu, że poddał się bez walki. Nadrobił kilka punktów, co jakiś czas zerkając w nadziei na Benjamina, który zaczął ścigać się z Malfoyówną o to kto pierwszy złapie złoty znicz. I właśnie w tym momencie zobaczył jednego ze swoich pałkarzy, który z premedytacją uderza go prosto w głowę. Weasley przez moment zastygł w bezruchu patrząc z niedowierzaniem na rozgrywającą się scenę. Na ciało Zabiniego leżące w śniegu oraz na Liama, który najwyraźniej był również zaskoczony tym co właśnie zrobił.
Podleciał do niego zanim pan White ściągnął go na ziemię.
          -Coś ty zrobił? – warknął rudzielec samemu mając ochotę zrzucić go z tej miotły.
         -J-Ja… Nie wiem… On s-sprowokował mnie i ja p-po prostu… Przepraszam… - wydukał.
         Pan White od razu zagwizdał ogłaszając przy tym koniec meczu i wszystkich zwołując na ziemię. Nicholas był wściekły, ale nie dlatego, że przegrali. Zupełnie nie spodziewał się, że jego kolega mógł dopuścić się takiego czynu. Wiedział, że Zacharius Zabini nie należał do świętych i faktycznie mógł go czymś podpuścić, ale wiedział, że to nie powód aby zrobić tak okropną rzecz. Miał nadzieję, że Ślizgon wyjdzie z tego bez szwanku na zdrowiu.
         Profesor Longbottom od razu poszedł do pałkarza i wygłosił mu głośną i stanowczą reprymendę. Zakazał mu przez cały jego pobyt w Hogwarcie brać udział w jakimkolwiek meczu quidditcha, miał zakaz wstępu na bal bożonarodzeniowy i już dalej nie dosłyszał, ponieważ poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Drgnął lekko i odwrócił się, a widząc przed sobą Lanę cicho odetchnął.
           -Nie musisz mnie pocieszać… Wiem, że to była katastrofa – powiedział słabo się uśmiechając. Wiedział, że kiepsko ją ostatnio potraktował i na pewno zasługiwała na przeprosiny.
           -Poczekaj tu chwilę na mnie. Przebiorę się i wtedy porozmawiamy – lekko pogłaskał ją po ramieniu i skierował się do szatni. Tam ubrał swoje zwyczajne ciuchy i założył na siebie ciepłą kurtkę. Nie chciał się przyznać, ale czuł jakby mu odmarzł tyłek na tej miotle. Miał ochotę napić się czegoś gorącego.
         Kiedy był gotowy wyszedł i uśmiechnął się widząc, że Lana nadal na niego czeka. Ruszyli w kierunku szkoły w milczeniu. Nick zastanawiał się jak właściwie powinien ująć w słowa to co chciał powiedzieć. Zerknął kątem oka na Gryfonkę, a następnie odetchnął głęboko. Dobra, do dzieła.
          -Wiem, że mało ostatnio rozmawialiśmy. I wiem, że pewnie jesteś na mnie zła, ale uwierz, że nie chciałem aby to tak wyszło. Wczoraj wieczorem chciałem z tobą porozmawiać, ale chyba już spałaś, a dziś… Było takie zamieszanie z tym meczem... – podrapał się po policzku i spuścił wzrok na swoje stopy  -Przepraszam. Obiecuję, że to się nie powtórzy. I jeśli chcesz możemy pójść do kuchni na ciepłą herbatę i dokończyć naszą rozmowę dotyczącą naszego ubioru na bal.
         Zerknął na nią niczym zbity pies mając nadzieję, że dziewczyna mimo wszystko mu wybaczy jego brak taktu.


GWENDOLYN SOPHIA DUMBLEDORE

         Dziewczyna uważnie obserwowała rozgrywający się mecz. Jeszcze kiedyś murem stałaby za Gryfonami i pewnie w tym momencie byłaby smutna widząc przewagę Slytherinu na tablicy wyników, ale teraz czuła się zupełnie na odwrót. Uważnie obserwowała jak Zack strzela bramkę za bramką i starała się mocno trzymać kciuki. Mimo wszystko na zewnątrz nie okazywała, aż takiej ekscytacji. Może trudno jej się było do tego przyznać, ale Zacharius Zabini już od początku jej edukacji w Hogwarcie jej się podobał. Na początku było to tylko delikatne zauroczenie, w końcu nie można było mówić o zakochaniu w wieku jedenastu lat, prawda? Z czasem jednak jej uczucie zaczęło rozwijać się do tego stopnia, że koniec końców dała się namówić na ten przeklęty wypad do Zakazanego Lasu. Oczywiście zdawała sobie sprawę z jego reputacji. Wiedziała, że był typem podrywacza, który często wybierał sobie dziewczyny tylko na jedną noc. Coś jednak tamtego wieczoru sprawiło, że dostrzegła w nim zupełnie kogoś innego niż przedstawiały plotki. Mimo wszystko ta wiara w to, że nie był tym za którego uważali go wszyscy inny, doprowadziła ją do zguby i jej uczucia względem Ślizgona zupełnie przygasły. Od tamtego incydentu starała się mocno go unikać jak ognia i teraz po raz kolejny wszystko wróciło.
           Na chwilę odwróciła wzrok od boiska, aby poprawić swój szalik, bo chłód muskał jej odkrytą szyję, a gdy znów popatrzyła w tamtym kierunku, aż zadrżała widząc rozgrywającą się scenę. Poderwała się z miejsca i wychyliła się przez barierkę ze strachem w oczach przyglądając się nieruszającemu się ciału, leżącemu na śnieżnobiałym puchu. Zupełnie nie kontaktowała co się wokół niej działo i dopiero po tym jak pielęgniarka zabrała go do szkoły dzwonienie w jej uszach ustało.
           -Ja… Muszę lecieć. Widzimy się później, dobra? – rzuciła w stronę swojego brata nawet na niego nie patrząc, a następnie przecisnęła się przez tłum ludzi i sama pognała w stronę skrzydła szpitalnego. Zatrzymała się jednak w drzwiach widząc całą drużynę Ślizgonów. Słysząc, że wszystko będzie z nim w porządku, aż kamień spadł z jej serca. Tyle wiadomości jej wystarczyło, aby podjąć decyzję, że zajrzy do niego później i sprawdzi jak się czuje.
         Wróciła do swojego dormitorium, gdzie rozebrała się ze wszystkich zimowych rzeczy, a potem przeszukała swoje szafki w poszukiwaniu słodyczy, które przywiozła z Miodowego Królestwa podczas ostatniego wypadu do Hogsmeade. Zebrała je wszystkie razem i ładnie zapakowała, po czym ruszyła z powrotem w odwiedziny do Zachariusa. Na całe szczęście nie było przy nim nikogo, nawet pani Hill więc powolnym i cichym krokiem podeszła do jego łóżka.
          -Hej… - przywitała się cicho widząc, że chłopak ma otwarte oczy, a potem położyła swój pakunek ze słodyczami wśród innych prezencików i kwiatów.
           -Widzę, że masz duże grono wielbicielek – uśmiechnęła się i przysiadła na stołku obok jego łóżka.
          -Jak się czujesz? – zapytała z wyraźną troską w głosie.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {18/10/22, 10:07 am}

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


              Reszta dnia minęła chłopakowi na układaniu w głowie planu rozmowy z profesor McGonagall. Przede wszystkim będzie musiał uprosić jeden z portretów, aby zawołał dla niego jego dziadka. Bez protekcji malowidła może mieć spore problemy z dostaniem się do dyrektor Hogwartu. A dziadek Albus to raczej chętny do pomocy jest. No bo co on ma innego do roboty? Tylko szlajać się po obrazach, od ramy do ramy, czasem podenerwuje jakichś profesorów swoimi gadkami. A poza tym, to nudne ma to życie. Pomijając to, że nie jest to prawdziwy Albus Dumbledore. Czasami Nix żałował, że mężczyzna nie powrócił jako duch. Był święcie przekonany, że z kim jak z kim, ale z nim by się dogadał.
              Nieszczególnie chciało mu się iść na mecz Ślizgonów i Gryfonów. Ich mecze zawsze były wyłącznie napierdalanką, a nie prawdziwą grą. Na początku to było nawet zabawne, ale po tylu latach, było wyłącznie żałosne. Dał się jednak wyciągnąć kolegom i zasiadł razem z nimi w loży Puchonów. Z niewielkim zainteresowaniem śledził wydarzenia na boisku, zamiast tego chętnie rozmawiał z kumplami na różne tematy. W pewnym momencie zeszli na bójkę Lysandra i Weasleya. Głównie nabijali się z Gryfona, że rzucił się na takiego frajera, jak Weasley, a i tak zebrał niezłe cięgi. Osobiście Nix uważał, że Lys pewnie dał mu fory albo zwyczajnie nie spodziewał się, ze drugi chłopak w ogóle będzie w stanie mu oddać i to przez efekt zaskoczenia walka potoczyła się tak, a nie inaczej.
              Zmarszczył brwi, gdy pojawiła się obok niego Gwen. Wywrócił oczami. Merlinie. Bardziej teatralnie się nie dało? Kto tak w ogóle ze sobą rozmawia? Zdecydowanie spędzała za dużo czasu na rozmowach z duchami i portretami. Właśnie dlatego Nix ograniczał się do rozmów z portretem dziadka. Odbiłoby mu tak samo, jak jego siostrze.
              - Pomyślę. - odburknął, usilnie unikając jej spojrzenia. Czy nie może po prostu się odwalić?
              Wśród Ślizgonów zapanowała wrzawa ze względu na złapany znicz oraz na to, że ich kapitan zleciał z miotły. Na Rowenę, co oni ostatnio tak z tych mioteł spadają? Najpierw ten szajbus Prince od Krukonów, a teraz Zabini. To jakaś nowa moda czy co?
              Zamrugał zdziwiony, gdy jego siostra się poderwała. Obserwował ją uważnie, aż nie zniknęła mu z oczu.
              - ... Popieprzyło ją do reszty. - mruknął pod nosem.
              Powoli zebrał się ze swojego miejsca i udał się z powrotem do zamku. Załapał się, żeby zobaczyć jak Izzy rozmawia ze swoim frajerowatym kuzynem, Naczelnym Dziwakiem Ravenclawu, A Może Nawet Szkoły, Stevenem. Skierował kroki w ich stronę, ale nim do nich dotarł, starszy Weasley zdążył już odejść.
              - Po co gadałaś z Dziwakiem? - zagadnął przyjaciółkę, stając obok niej z dłońmi w kieszeniach - Nie mów, że zrobiło ci się go szkoda po dzisiejszym. - zmarszczył lekko brwi. Całym sercem był po stronie Lysandra - Lys nie wdaje się w bójki bez powodu. Skoro uznał, że twojemu kuzynkowi należy się obicie tej krzywej mordy, to pewnie tak było.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {18/10/22, 01:31 pm}

ISABELLE WEASLEY

          Uśmiechnęła się lekko i zerknęła na swoją rękę opatuloną w gips.
          -W porządku. Trochę jeszcze pobolewa, ale do zniesienia – powiedziała. Przez moment było nieco niezręcznie. Doskonale wiedziała, że ich relacje ze Stevenem nie były najlepsze. Jej ojciec mocno przeżywał to, że jego brat po raz kolejny odciął się od całej rodziny. Był na niego wściekły i z tego co wiedziała już od wielu lat nie utrzymywał z wujem Percy’m kontaktu. Wcale go o to nie obwiniała, szczególnie że sama przez bardzo długi okres czasu miała żal do Stevena o to, że mimo winy jego ojca on sam postanowił odciąć się od rodziny. Później jakoś wszystko samo się potoczyło i ich relacje pozostały chłodne i nijakie. Może nadszedł czas, aby jakoś nad nimi popracować i nieco się poznać. Wiedziała, że musieliby to zrobić małymi kroczkami, szczególnie że z tego co słyszała od innych uczniów Steven Weasley był osobą mocno trzymającą się na uboczu.
          -Dzięki – przyjęła od niego czekoladową żabę. Odprowadziła go wzrokiem do zamku, a kiedy usłyszała głos Phoenixa dochodzący ze strony boiska obróciła głowę w jego kierunku. Zmarszczyła brwi słysząc jego słowa i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Oczywiście wiedziała, że Nix nie przepadał za jej kuzynem i w pełni to rozumiała. Nie wszyscy musieli się przecież kochać. Zresztą zdawała sobie również sprawę z tego, że Steven był specyficznym człowiekiem. Ale mimo to jej przyjaciel powinien zdawać sobie sprawę z tego ile znaczyła dla niej rodzina i nie powinien obrażać jej w towarzystwie dziewczyny.
           -Co jest z wami dzisiaj? Wylądowałeś razem z Lysandrem na planecie dupek, że się tak zachowujesz? – zapytała mocno poirytowana przypominając sobie jak blondyn ją potraktował w skrzydle szpitalnym.
          -Dla twojej wiadomości zbliża się Gwiazdka i czy ci się to podoba czy nie, chciałam dać prezent swojemu kuzynowi – zerknęła na odśnieżającego jeszcze Skamandera, a potem przeniosła wzrok z powrotem na Dumbledore’a.
          -Skoro tak bardzo go popierasz to może chwycisz za łopatę i mu pomożesz? Ty i on najwyraźniej jesteście siebie warci – powiedziała unosząc brew. Nie wiedziała co w nią wstąpiło, ale czuła że słowa Phoenixa zupełnie wyprowadziły ją z równowagi. Już miała się odwrócić i odejść, ale stanęła w pół kroku.
          -Wysłałam już list do ojca, więc nie musisz kłopotać się do McGonagall w tej porannej sprawie – rzuciła jeszcze i ruszyła z powrotem do zamku. Skoro widziała tłumy wychodzące z boiska to doszła do wniosku, że mecz się już skończył i nie było sensu tam już iść. Weszła do pokoju wspólnego Puchonów odsyłając swoje zimowe ubrania do dormitorium, a następnie usiadła na kanapie przy kominku i ugrzała ręce, które przez te kilkanaście minut na mrozie zdążyły porządnie zmarznąć.

LUCY SKAMANDER

          Zajęcia zleciały jej zaskakująco szybko, aczkolwiek z każdym kolejnym dniem mieli coraz więcej do roboty podczas przerwy świątecznej. Rozumiała, że czekały ich egzaminy, do których musieli się mocno przygotować, ponieważ od ich wyników zależała ich przyszłość, ale uważała też, że nauczyciele przesadzali z ilością prac domowych, które mieli przygotować na po świętach. O ile ona lubiła się uczyć i referaty nie sprawiały jej trudności to mocno współczuła pozostałym uczniom. Zapisała sobie w kalendarzu już ostatnie wypracowanie zadane tego dnia z mugoloznastwa i po ostatnich zajęciach skierowała się od razu do biblioteki. Nie miała ochoty na oglądanie meczu quidditcha. Może jeszcze jakby grała jej drużyna to by się wybrała, ale teraz, kiedy niezbyt miała komu kibicować to nie było sensu, aby marzła na trybunach. Zamiast tego postanowiła napisać kilka referatów, aby potem nie musieć siedzieć po nocach i nie psuć sobie świąt.
          W bibliotece siedziała do wieczora i była już nieco zmęczona. Literki zaczynały już się jej rozmywać przed oczami, więc postanowiła, że dokończy wypracowanie kolejnego dnia. Przetarła powieki i odłożyła kilka pozycji na właściwą półkę, a następnie ruszyła w kierunku wieży Ravenclawu. Kiedy weszła do pokoju wspólnego zauważyła Elijah, Stevena oraz Damiena stojących niedaleko kominka. Przez chwilę się zawahała, ale w końcu zebrała się na odwagę i podeszła bliżej całej trójki.
           -Hej… - przywitała się nieco niepewnie i zerknęła na Notta.
           -Elijah mogłabym z tobą chwilę porozmawiać? – oczywiście, że już słyszała krążące plotki na temat tego, że chłopak został przez niektórych nazywany Śmieriożercą. I domyślała się, że tym, który je rozsiał był Lysander. Odeszli na bok z dala od uszu pozostałych.
            -Ja… Chciałam tylko powiedzieć, że przykro mi z powodu tych plotek, które rozsiały się po szkole – zaczęła poprawiając torbę na ramieniu. Nie wiedziała czy Lysander zrobił to celowo czy też nie, ale jako jego siostra czuła się odpowiedzialna również za jego czyny.
           -Nie zasłużyłeś na to i mówiąc szczerze byłbyś jedną z ostatnich osób, które bym posądziła o bycie… no wiesz – odchrząknęła i spuściła wzrok na swoje buty. Po raz kolejny musiała przepraszać za zachowanie swojego bliźniaka i szczerze mówiąc była już tym zmęczona.
           -Więc przepraszam, że mój brat jest takim dupkiem – dodała w końcu powoli wypuszczając powietrze z ust. Ta rozmowa była dla niej mocno stresująca, szczególnie że jej relacja z Krukonem dopiero co zaczęła się rozwijać i był jedną z niewielu osób, z którą Lucy udawało się normalnie rozmawiać.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {20/10/22, 10:10 pm}

Damien Prince

      Ze znudzeniem obserwował pracujących kumpli. Może powinien im pomóc, ale miał dziwne wrażenie, że nie powinien się w to wtrącać. Dlatego też stał na swoim miejscu, skąd miał widok na pracujących skazańców. Przez dłuższy czas jego wzrok utkwiony był w plecach odśnieżającego Skamandera. Od środka rozsadzały go emocje. Miał ochotę podejść do niego i powiedzieć mu to i owo. I zdecydowanie nie byłby przy tym zbyt dyplomatycznie nastawiony.
      W końcu Steve i Eli skończyli i mogli wracać. Jeszcze na chwilę zatrzymała ich kuzynka Weasleya, ale na reszcie dane im było skierować się na odpoczynek. Przez większość drogi Damien był raczej cichy, analizując coś w swojej łepetynie. Miał przy tym dziwnie poważną jak na niego minę. Wioskowy głupek gdzieś zniknął.
      - Stevie. - wypalił nagle, podnosząc głowę i spojrzał na przyjaciela - Sorry za prywatę i jak nie chcesz, to nie odpowiadaj. - uprzedził, poprawiając włosy i krzywiąc się lekko - Ale... Czemu właściwie twój staruszek jest czarną owcą w rodzinie? W sensie, co odjebał, że nawet do ciebie i Molly są uprzedzeni?
      No co? Zastanawiało go to już od dłuższego czasu, jednak nie odzywał się na ten temat i nie pytał, mając doskonale świadomość, że z rodziną czasem lepiej na zdjęciu, niż na codzień. Jednak dzisiaj coś go tknęło, ciekawość zwyciężyła. Początkowo sam trzymał się z daleka od Dziwacznego Steve'a, ale gdzieś na trzecim czy czwartym roku nie mógł dłużej się okłamywać - intrygowała go ta dwójka outsiderów, Steven i Eli, i Lucy od czasu do czasu. Lucy raczej go unikała, ale z jakiegoś powodu ci dwaj, mimo że widocznie ich irytował, nigdy nie kazali mu się odwalić. A on w ich towarzystwie pierwszy raz od dawna czuł się dobrze, mniej obcy. Jakby znalazł to, czego od dawna poszukiwał - swoje miejsce. I choć jego reputacja mocno ucierpiała, nie widział powodów, żeby wymieniać tą parkę na kogokolwiek innego. Nott w końcu przestał go tak ciekawić. Był raczej łatwy do odczytania, kiedy spędziło się z nim więcej czasu. A przynajmniej tak uważał Prince. Może błędnie. Za to Weasley wydawał mu się trudniejszy do rozgryzienia. Może to dlatego, że czasami używał słów, których Damien nie rozumie. A może dlatego, że po prostu czasami, kiedy już się do kogoś przyzwyczai, jest jebanym dupkiem, który zjawia się i znika jak za sprawą czarów w zależności od tego gdzie i kiedy się znajduje.
      Najbardziej zastanawiało go to, dlaczego rudzielec nie próbuje wyjść do ludzi. Drugi z jego przyjaciół przynajmniej próbował brylować w towarzystwie kolegów z drużyny. Jednocześnie Prince czasem miał wrażenie, że nie jest w tym pełni szczery.
      Chyba właśnie to, że czasami byli dla niego tak niezrozumiali sprawiał, że chciał się z nimi przyjaźnić. Byli zagadką, którą Damien pragnął z całych sił rozwiązać.
      Dotarli do Wieży Krukonów i stanęli przed kominkiem, żeby trochę się rozgrzać przed pójściem do łóżek.
      - Hej. - przywitał się z delikatnym uśmiechem, gdy podeszła do nich blondynka. Zerknął na kolegów, skinął głową i popchnął Stevena w stronę wejścia do męskiego dormitorium - Chodź, Stevie! Weźmiemy prysznic i pomogę ci zmienić opatrunek na tej twojej ślicznej-brzydkiej twarzyczce! - zawołał radośnie, mrugąjąc porozumiewawczo do pozostałej w salonie dwójki i nie przejmując się tym, że to, co właśnie powiedział było nieco dwuznaczne.
      Wzięli piżamy i udali się do męskiej łazienki Krukonów w celu zmycia z siebie brudu, dnia minionego. W milczeniu zaczęli się rozbierać, odkładając swoje rzeczy na drewnianą ławkę przed rzędem pryszniców. Damien obrócił głowę z szerokim uśmiechem, żeby coś powiedzieć. Jego rozbieranie się przy innych nie krępowało. Od lat bierze prysznic z innymi kolesiami. W dormitorium i na stadionie Quidditcha. I niewiele robił sobie z tego, że ktoś może mieć inaczej.
      Znieruchomiał, a mina mu zrzedła. Jego wzrok zatrzymał się na jednym, czerwonym punkcie.
      - Stevie... - sapnął cicho, jakby bał się odezwać się głośniej - Cholera, Stevie... Co ty zrobiłeś...? - spytał bez tchu, łapiąc przyjaciela za nadgarstek.
      Na szeregu częściowo zagojonych ran (które również zmartwiły Damiena) znajdowały się dwa świeże, czerwoniutkie ślady. Wyglądały jak wykonane ostrym narzędziem.
      Powoli podniósł głowę i spojrzał prosto w szeroko otwarte, niebieskie oczy kumpla.
      - Stevie, kurwa...
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {21/10/22, 07:02 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Poważna mina Prince'a  nieco go zaskoczyła. W całym tym byciu wrzodem na dupie, Damien miał momenty, kiedy potrafił zachować powagę. Jeszcze bardziej zaskoczyło Stevena jego pytanie. Zastanowił się nad odpowiedzią, a potem jeszcze przez chwilę zawahał się, czy chce ją wypowiadać głośno.
              Wzruszył ramieniem, uciekając spojrzeniem w bok.
              - Nie wiem. - przyznał, wbijając wzrok przed siebie - Ojciec nie chce o tym rozmawiać. O cokolwiek poszło, nie wierzę, aby cała wina leżała po stronie taty. To nigdy nie jest wina tylko jednej osoby. - odparł z pełnym przekonaniem. Nie wybielał ojca, wiedział jaki jest i był w stanie uwierzyć, że w dużej mierze odłączył się od rodziny na własne życzenie.
              Steven stanął przed kominkiem, wyciągając ku niemu zmarznięte dłonie. Merlinie, nigdy więcej nie wyjdzie po zmierzchu na dwór zimą. To jakaś masakra. Spojrzał na Lucy, a potem na Eliego. Poczuł dziwny ciężar w żołądku, którego przyczyny nie do końca potrafił określić. Potknął się, pchany w kierunku schodów przez Prince'a. Zarumienił się, słysząc jego słowa.
              - P-Prince! Nie mów takich rzeczy głośno! - wykręcił się, uciekając jego dłoniom. Trzepnął go kantem dłoni w sam środek głowy, jednak nie włożył w to w ogóle siły - Pogięło się?! Wiesz, jak obleśnie to zabrzmiało?!
              Kiedy tylko zobaczył swoje łóżko, poczuł ogarniające go zmęczenie. Najchętniej walnąłby się od razu do łóżka, ale miał świadomość tego, że rano został przeciągnięty po szkolnym korytarzu, które nieszczególnie słynęły ze swej czystości. Zdecydowanie powinien wziąć prysznic. Choćby krótki.
              Rzucił czystą piżamę na drewnianą ławę w łazience i niespiesznie zaczął zdejmować z siebie ubrania. Najpierw sweter, potem mozolnie rozpiął guziki koszuli i zsunął ją ze swoich chudych, usianych piegami ramion. Postawił nogę na ławce i pochylił się, żeby rozsznurować but.
              Wtedy właśnie Damien chwycił go za nadgarstek.
              Steven znieruchomiał, patrząc na kolegę szeroko otwartymi oczami.
              "Co ty zrobiłeś?" - dźwięczało mu w uszach, aż przestało brzmieć jak Prince i przybrało zniekształconą, trudno do zidentyfikowania barwę głosu. Weasley znalazł się myślami w męskiej łazience na trzecim piętrze, gdzie kilka godzin temu zaszył się, żeby pozbyć się na chwilę pilnującego go przyjaciela. Po całej tej bójce i "sprzeczce" (która sprzeczką nie była, ale Steven tak to traktował) z Elim potrzebował chwili oddechu. Drapanie już mu nie pomagało i liczył, że chwila w samotności mu pomoże. Nie pomogła. Zamiast tego pociął sobie rękę zaklęciem do cięcia. Ten proces pomógł mu się odstresować, ale był trudniejszy do ukrycia niż to, co zwykle mu pomagało. Po zatamowaniu krawienia, naciągnął rękaw swetra i zapomniał o całej sprawie.
              Aż do teraz.
              Przełknął ciężko ślinę i spróbował zabrać Damienowi swoje ramię, ale chłopak trzymał go zbyt mocno. Kierowany impulsem, zacisnął drugą dłoń w pięść i uderzył przyjaciela w nos.
              Sam odskoczył do tyłu, kiedy Prince poleciał na podłogę, zaskoczony nie tyle co samym ciosem, co faktem, kto go uderzył.
              - Ja... - wydukał, oszołomiony swoim zachowaniem - Przep... Przepraszam. - wydukał.
              Chwycił swoje rzeczy i wypadł z łazienki. Ten dzień był dla niego zbyt pochrzaniony. Zdecydowanie. Naciągnął na siebie koszulkę do snu, zrzucił spodnie od mundurka i wsunął się pod kołdrę, naciągając ją na głowę. Miał dość. Chciał zasnąć i obudzić się w świecie, w którym ten dzień się nie wydarzył.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {21/10/22, 07:50 pm}

ELIJAH NOTT



     Nie rozmawiał z Stevenem podczas odbywania jego kary. Nie zwrócił uwagi na pojawienie się Lysandra. Skupił się wyłącznie na pracy. Należał do sortu ludzi, którzy lubili fizycznie się zmęczyć, pozwalało mu to wtedy zregenerować myśli, a bardzo tego potrzebował po dzisiejszym dniu. Wplątany w spór, którego do końca nie rozumiał. Powrót plotek, które znikły lata temu. Zostały ostatnie miesiące szkoły, a wszystko co zdołał zbudować znów się sypało.
     Skończyli odśnieżać. Oddał łopatę woźnemu. Pocierając i chuchając starał się ogrzać zziębnięte dłonie. Kompletnie zapomniał o zaklęciu rozgrzewającym. Podczas pracy i ruchu nie odczuwał zimna, ale parę chwil bezruchu na zimowym wietrze od razu dało o sobie znać.
     Spojrzał zaskoczony na Izzy Weasley, gdy ta stanęła tuż obok nich witając się ze Stevenem. Odkąd znał chłopaka nie kojarzył żeby ten kiedykolwiek rozmawiał z puchonką, chociaż byli rodziną i mieli to samo nazwisko dzieliło ich więcej niż łączyło. Bez słowa skinął na Damiena i odeszli kawałek dalej w stronę zamku.
     Czekali na przyjaciela. Eli co jakiś czas rzucał w jego stronę ukradkowe spojrzenie. Brew Notta drgnęłą w góre, gdy spostrzegł jak rudzielcy wymienili się prezentami. Prawdziwe bożonarodzeniowy cud.
     Steven rozstał się z kuzynką i dołączył do chłopców. Całą trójką wrócili do wieży Ravenclaw. W pokoju wspólnym panowała wrzawa, jednak mimo obaw Elijah nie rozmawiali o niczym związanym z nim. Dziś wydarzyło się wiele szalonych rzeczy, a ostatnia z nich przyćmiła pozostałe. Nie ważna była bójka Weasley ze Skamanderem, nieistotne stało się przezwisko śmierciożerca, nawet wypadek Prince’a sprzed kilku dni stracił na znaczenie. Teraz liczyło się tylko jedno. Liam Parks uderzył Zabiniego pałką  w głowę podczas meczu
     Ta informacja sprawiła, że Elijah zamiast udać się wprost  do dormitorium pozostał w pokoju wspólnym. Brzmiało to tak absurdalnie, że aż nie dowierzał, chciał dowiedzieć się więcej. Spróbować znaleźć chociaż jakiś nikły sens takiego zachowania pałkarza gryfonów. Mecze slytherinu z gryffindorem zawsze były wręcz przesycone uprzedzeniami pomiędzy domami, ale dzisiejszego popołudnia ich animozje wskoczyły na wręcz niebezpieczny poziom.
     Stał wraz z chłopakami przy kominku, kiedy zaczepiła go Lucy. Skinął jej głową na przywitanie. Zgodził się na rozmowę, odeszli w kąt pokoju wspólnego z dala od wścibskich  uszu. W międzyczasie Damien zatargał Stevena w kierunku męskiego dormitorium. Odprowadził ich wzrokiem
     Spojrzał ponownie na dziewczynę. Przeczuwał o czym chciała z nim porozmawiać, gdy tylko zauważył ją w pokoju wspólnym. Uciekł wzrokiem w głąb pokoju wspólnego na wspomnienie plotek.
    -Śmierciożercą? - Wtrącił oschle wpatrując się na obraz wiszący na przeciwległej ścianie.
     Westchnął ciężko, powoli rozmasował kark. Spojrzał na dziewczynę. Nie potrzebował kolejnych sprzeczek rozmów, wciąż czuł niesmak po tym jak wyżył się na Stevenie.
     -Nie przepraszaj mnie. - Odezwał się.- Nie jesteś Lysandrem, nie masz za co przepraszać. - Dodał. - Dosłyszałem “śmierciożerca”... Wczoraj jak rozmawiałaś z nim na błoniach. - Wyjaśnił.- Zaraz po tym spotkałem Steva i się wygadałem, a ten chyba chciał chronić moje dobre imię… Zresztą i tak teraz wszyscy żyją tylko tym, co odwalił Parks.- Schował ręce do kieszeni spodni. - Więc wszystko jest w po…
     [- To Skamander czy Malfoy? Już się gubię . - przerwał mu Charles siedzący na jeden z kanap nieopodal. Elijah w odpowiedzi zgromił go jedynie wzrokiem. Chłopcy z drużyny bywali naprawdę męczący.
     ]-Zignoruj go, zatrzymał się na etapie dwunastolatka. - Zwrócił się zażenowany do dziewczyny. - Z mojej strony wszystko gra, a teraz wybacz obiecałem Stevenowi, że poduczę go tańczyć. - Uniósł delikatnie kącik ust. - A i dzieki jeszcze raz za te krople, odkupie ci nowe. - Rzucił na odchodne.
     [W dormitorium nie było żywej duszy. Weasley  był najprawdopodobniej jeszcze w łazience z Princem. Zdjął buty i położył się w ubraniu na łóżku. Miał zamiar tylko chwilę odpocząć, ale chwila coraz bardziej się przedłużała, aż w końcu zasnął
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Fojbe
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {22/10/22, 05:34 pm}

Zacharius Zabini

        To nie był sen. Bardziej kołysanie na jawie. Czuł dotyk czegoś lepkiego ze wszystkich stron, co unosiło go wysoko w jego podświadomość. Sieć w ciemności. Tak by to określił. Wśród niej kroczył on – wielki, kosmaty pająk, polujący właśnie na Zabiniego. Szykował się do skoku. Przygotował na niego swoje chelicery. Czekał tylko, aż spuści gardę.
        Obudził się z bezgłośnym krzykiem.  Przez chwilę nie miał pojęcia gdzie jest i co robi w łóżku. Rozejrzał się zdezorientowany. Ostatnim, co pamiętał była gra w Quidditcha, a potem… co takiego się wydarzyło? Zmarszczył brwi. Okropnie bolała go głowa. Praktycznie całym ciałem czuł dziwny dyskomfort, ale przerażała go wizja zmiany niewygodnej pozycji, ponieważ wszystko wokół się kręciło. Musiał coś z siebie uwolnić…
        Ktoś miał prześwietny pomysł, ponieważ zaraz potem wymiotował, do pozostawionej obok łóżka miednicy. Całe szczęście, iż nikt go w tamtym momencie nie widział. Spaliłby się ze wstydu, gdyby patrzyli na niego w takim stanie. Nienawidził własnej słabości, a tym niewątpliwie była ta czynność.
        Szybko podeszła do niego pani Hill z czymś w rękach. Niemal wyrwał jej papierowy ręcznik, aby się zatrzeć dowody zbrodni z własnego podbródka. Chciał to zrobić jak najszybciej.
        - Proszę. – Jej ton nie był zbyt miły. Wyglądała raczej na urażoną, kiedy podawała mu buteleczkę – To na wymioty i zawroty głowy. Zaraz przyniosę jeszcze jedno, na… zasinienie.
        Zniknęła w swoim mini kantorku. Zdał sobie sprawę, że ledwo może otworzyć prawe oko. Super. Czyli miał wielkie limo. Po chwili kobieta wróciła i obydwa specyfiki. Skrzywił się – smakowało jak gówno, ale najwyraźniej działało, bo po chwili poczuł ulgę. Opuchlizna zaczęła się zmniejszać, choć nadal głowa pulsowała mu bólem. On jednak nie zamierzał się oszczędzać. Odkrył się i usiadł gwałtownie na łóżku, co spowodowało falę zawrotów. Próbował wstać, lecz stracił równowagę i opadł z powrotem na tyłek.
        - A ty dokąd, kochanieńki? – Pani Hill zagrodziła mu drogę.
        - Muszę sprawdzić wynik meczu - Zaskoczyło go, że aż tak ciężko mu się mówi, a jego język zwyczajnie się pląta.
        - Wygraliście, panie Zabini, a teraz proszę się natychmiast położyć. Dzisiaj zostaje pan na noc.
        - Ale ja…
        - Żadnych dyskusji. Albo zawołam profesora Gustova. – Popatrzył na nią spod byka, jednak położył się z powrotem. Świetnie. Czyli był uziemiony. Spojrzał ze zdziwieniem na balon z napisem ,,Powrotu do zdrowia’’ z małym Nieśmiałkiem trzymającym plaster. Zmarszczył brwi. Skąd oni to wytrzasnęli i dlaczego dali mu coś tak żenującego? Przynajmniej pielęgniarka usunęła naczynie z jego wymiocinami. Przepłukał usta wodą, którą ktoś postawił mu na komodzie.
        Nie minęło zbyt dużo czasu, kiedy ktoś podszedł do jego łóżka. Machnął ręką, słysząc słowa Gwen, jakby to było nic takiego.
        - Jakby mnie ktoś trzepnął pałką. – Nie chciał z nią rozmawiać, leżąc, więc ponownie usiadł, tym razem ostrożniej – Ten tłuczek musiał być nieźle rozpędzony. Proszę, powiedz mi, że chociaż widowiskowo spadałem. – Uśmiechnął się pogodnie, ale zaraz potem zrzedła mu mina.
        Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, wyraźnie bijąc się z myślami.
        - Inaczej wyobrażałem sobie naszą rozmowę. Nie w takich warunkach – westchnął – Ale dziękuję, że przyszłaś. Czyli nie jestem aż tak beznadziejny. – Wydawało się, że mówi szczerze. Bardziej mu się to wymsknęło, niż do końca przemyślał swoją wypowiedź.
        – Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, Gwen. Padłbym na kolana, ale sama rozumiesz, dlaczego teraz wolałbym nie. – Chyba pierwszy raz użył jej imienia zamiast nazwiska – Chcę powiedzieć, że… przepraszam. Za wszystko. Miałaś rację, iż wcześniej tego zrobiłem, ale to tylko dlatego, że zasługiwałem na karę. Wtedy, w tym lesie… miało wyjść zupełnie inaczej, a wyłącznie przez moją głupotę prawie straciliśmy życie. Przynoszę same kłopoty. – Mówił jakby w zwolnionym tempie, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie próbował nią manipulować. Wszystkie jego słowa były dla niego prawdą. Wielokrotnie czuł się ciężarem. Swoją przydatność chciał pokazać chociaż w Quidditchu, ale właśnie leżał w łóżku szpitalnym, więc to o czymś świadczyło. Żałosne.
        - Chciałem tylko to powiedzieć. Nie musisz już marnować na mnie swojego czasu.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {23/10/22, 12:05 pm}

GWENDOLYN SOPHIA DUMBLEDORE

         Dziewczyna uniosła brew słysząc o tłuczku. Nie wiedziała jak chłopak zareaguje na wieść, że to wcale nie tłuczek wyrządził mu taką krzywdę, a pałkarz z przeciwnej drużyny. Z drugiej strony cała szkoła teraz o tym mówiła, więc tak czy siak by się o tym dowiedział.
          -To ty nie wiesz? Liam był całym sprawcą zdarzenia. Nie mam pojęcia co mu nagadałeś ale nieźle się zamachnął – powiedziała krzywiąc się nieco wyobrażając sobie jaki to musiał być ból. To chyba cud, że Ślizgon nie doznał żadnych poważnych uszkodzeń mózgu. A może jednak? – pomyślała, kiedy usłyszała jego przeprosiny. Nawet samo to, że zwrócił się do niej po imieniu było dla niej niemałym zaskoczeniem. Przyglądała mu się uważnie analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Wyszukiwała w nim jakiegoś cienia fałszu, ale i tym razem nic nie dostrzegła. Przez dłuższą chwilę milczała zastanawiając się co właściwie powinna powiedzieć. Z jednej strony jej mózg podpowiadał jej, że nie powinna mu ufać. Nie tylko przez tą całą sytuację w Zakazanym Lesie, ale również ze względu na jego reputację. Z drugiej jednak strony jej serce mówiło zupełnie na odwrót. Zawsze starała się dawać drugą szansę. Mało tego widok Zachariusa w szpitalnym łóżku sprawiał, że robiło się jej go szkoda.
          Spuściła wzrok na swoje blade dłonie i westchnęła cicho starając się ułożyć w głowie to co miała mu do powiedzenia. Gdy była już gotowa z powrotem na niego popatrzyła.
          -Przyjmuję twoje przeprosiny. To dużo dla mnie znaczy – powiedziała poprawiając się na stołku.
          -I myślę, że możemy zostawić to wszystko co było za nami i zacząć po prostu od nowa. Oczywiście jeśli chcesz – uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji i faktycznie będą mieli szansę na odbudowanie tej zrujnowanej relacji. Nie mogła zaprzeczyć, że zależało jej na Zabinim. I dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo musiała się oszukiwać, że to nieprawda.
         Drgnęła lekko kiedy usłyszała otwierane się drzwi i zerknęła w tamtym kierunku. Kilku Ślizgonów najwyraźniej postanowiło odwiedzić
chłopaka, więc Gwen musiała się jak najszybciej ulotnić.
          -Trzymaj się i zdrowiej jak najszybciej – delikatnie dotknęła jego dłoni po czym opuściła salę kierując się do dormitorium.

***

         W końcu nadszedł wielki dzień Balu Bożonarodzeniowego. Gwen nie spodziewała się, że już od rana będzie z tego powodu tak wielkie zamieszanie. Zaraz po śniadaniu zostali wyproszeni z Wielkiej Sali. Nauczyciele chętnie uczestniczyli w jej dekorowaniu. Kiedy niemal wszystko było już dopięte na ostatni guzik i do rozpoczęcia balu została niecała godzina, ona stała przy łóżku i zastanawiała się nad wyborem kreacji. Koniec końców zdecydowała się na asymetryczną sukienkę z falbanami w kolorze ciemnego granatu z delikatnymi wzorkami na talii z wstawką z pudrowego różku. Zdecydowanie te kolory podkreślały jej delikatną urodę i pasowały do jej oryginalnych różowych włosów. Włosy upięła pozostawiając kilka opadających luźnych kosmyków, a kiedy była już w pełni gotowa opuściła dormitorium kierując się w stronę Wielkiej Sali. Po drodze mijała wiele par i poczuła lekkie ukłucie w sercu. W końcu nikt do tej pory jej nie zaprosił i wcześniej jakoś się tym nie przejmowała. Teraz jednak miała do siebie lekki żal, że sama nie zrobiła nic w tym kierunku.
         Sala była przepięknie udekorowana i od razu można było wyczuć ducha świąt. Przystanęła z boku i nalała sobie kubek kolorowego ponczu. Musiała przyznać, że nauczyciele bardzo się postarali i już nie mogła się doczekać tych wszystkich tańców i całej zabawy.

FLORENCE BEATRICE MALFOY

          Florence już od rana bardzo bolała głowa. Nie miała pojęcia czy to dlatego, że po raz kolejny jej noc była nieprzespana, czy po prostu stresowała się nadchodzącym balem. Wiedziała, że wszystko musiało być perfekcyjnie. Ona musiała być perfekcyjna. Po śniadaniu od razu rozpoczęła przygotowania. Kiedy wyszła z łazienki wycierając wilgotne włosy spostrzegła odlatującą przez okno sowę, która zostawiła na jej łóżku paczkę zapakowaną i świąteczny ozdobny papier oraz leżącą na niej kopertę. Przysiadła na łóżku. otworzyła ją i wyciągnęła list. Po piśmie od razu mogła rozpoznać, że nadawcą był jej ojciec.
         „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”
           -Poważnie? – rzuciła widząc na dole przybitą pieczątkę z Ministerstwa Magii zawierającą imię i nazwisko jej ojca. Parsknęła i zgniotła papier wyrzucając list prosto do kosza, a paczkę pozostawiając obok niego. Czy była zaskoczona? Nie bardzo. Czy była zła? Jak cholera. Zawsze zazdrościła innym widząc jak dostają obszernie napisane listy od swoich bliskich. Czuła się wtedy jakby nikomu na niej nie zależało. Za każdym razem jej ojciec musiał w jakiś sposób spierdzielić sprawę. Już pomijała fakt, że rzadko kiedy w ogóle spotykała się z nim na żywo. I może nawet nie było by nic złego w tak prostych życzeniach, ale żeby używać do podpisania się pieczątki z pracy, zamiast zrobić do własnoręcznie i to do własnej córki? To już dla niej było szczytem żenady i braku szacunku.
          -Nie dziś – powiedziała do siebie biorąc kilka głębokich wdechów, aby nieco się uspokoić, a potem wróciła do przygotowań. Założyła na siebie długą suknię w kolorze butelkowej zieleni z kusym rozcięciem na nogę. Góra mieniła się delikatnymi kryształkami, które wyraźnie podkreślały wijące się na talii i biuście wzorki. Założyła jeszcze odpowiednio pasującą biżuterię, a jej pofalowane włosy opadły na odkryte plecy dając przy tym całej stylizacji lekkości. Doprawiła to wszystko niezbyt mocnym makijażem, a gdy finalnie obejrzała się w lustrze musiała przyznać, że wyglądała całkiem nieźle. Chwyciła jeszcze swoją torebkę do której nie omieszkała się włożyć piersiówki z zawartością ognistej whisky, a gdy już była gotowa opuściła pokój wspólny Ślizgonów kierując się na Wielką Salę. Widząc przy drzwiach Notta uniosła brwi i uśmiechnęła się.
          -Proszę, proszę… Nie tylko punktualny ale jeszcze nawet przed czasem. Jestem w szoku Elijah – powiedziała rozbawiona.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {23/10/22, 04:24 pm}

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


              Ale o co jej chodzi? To nie pierwszy raz, kiedy Nix wyraża się w niemiły sposób o jej kuzynie, ani nawet pierwszy, kiedy robi to przy niej. Nigdy go o to nie upominała, ani w żaden inny sposób nie dała mu odczuć, że nie podoba jej się jego zachowanie. Co jej się nagle zmieniło? Zrobiło jej się żal kolesia czy jak?
              - Kurde, Izzy! - zawołał za nią - Co cię ugryzło?
              Przez chwilę patrzył, jak odchodzi. Zmarszczył brwi i wbił dłonie do kieszeni spodni, czekając, aż dziewczyna się odwróci i coś mu odpowie, jednak to nie nastąpiło. Ugh. Ale że co? No może trochę przesadził, ale kompletnie nie rozumiał jej zmiany frontu.
              Stał jeszcze chwilę na zimnie, analizując całą sytuację i doszedł do wniosku, że w sumie zachował się trochę jak buc i wypadałoby chyba chociaż spróbować naprostować sytuację i przeprosić. Nawet, jeśli nie był szczególnie skłonny do zmiany swojej opinii. W tym też celu udał się do dormitorium Puchonów, jednak napotkał oczywistą przeszkodę w postaci zaklęcia uniemożliwiającego chłopcom dostanie się do damskiej części. Próbował uprosić kilka dziewczyn, aby pomogły mu porozmawiać z Weasleyówną, ale spotkał się z odmową. No cóż. Spróbuje jutro, prawda?

* * *

              W końcu nadszedł dzień balu, a jemu nie udało się pogadać z Izzy. Przebrał się w odświętny strój czarodziei przeznaczony właśnie na taką okazję. Na szczęście ojciec darował mu ten najbardziej klasyczny krój, w którym zapewne wyglądałby jak skończony kretyn. Zamiast tego rodzice przysłali mu prostą czarną szatę, przypominającą zwykły mugolski garnitur i białą koszulę pod spód.
              Kiedy większość uczniów bardziej lub mniej tłumnie opuszczała pokój wspólny Hufflepuffu, Nix siedział w fotelu, z którego miał idealny widok i na wyjście, i na drzwi do damskich sypialń.
              Czekał na Izzy, czując poddenerwowanie rozsadzajace go od środka. Bał się, że przyjaciołka wciąż jest na niego zła. Pal licho ten durny bal. Nie chciał dłużej tkwić z nią w negatywnych relacjach.
              W końcu ją zobaczył. Wstał ze swojego miejsca, może nieco zbyt energicznie, prostując się jak struna.
              - Izzy, ja... - odchrząknął, chcąc nadać swojemu głosowi siły - Przepraszam za to wtedy... Trochę przesadziłem. - przyznał, nerwowo poprawiając mankiety - Mam nadzieję, że nie chowasz urazy za to, co powiedziałem. - wzruszył ramionami, próbując wyglądać na wyluzowanego - Gadam dużo bzdetów i w ogóle...

S t e v e n        W e a s l e y


              Steve ucieszył się w duchu, że Prince przez następnych kilka dni nie wracał do ich "rozmowy" w łazience. Jednak czuł się trochę źle z faktem, że kolega ewidentnie trzymał się teraz od niego na dystans. W życiu nie pomyślałby, że będzie mu brakowało jego towarzystwa, ale teraz, kiedy widział, że nawet on go unika, poczuł się... po prostu źle, fatalnie wręcz. Pocieszał się, że przy Elim czy Lucy Damien był taki jak zwykle, a ich relacje robiły się oziębłe dopiero wtedy, kiedy zostawali sam na sam. Wystarczyło nie zostawać tylko we dwóch. Łatwizna, nie?
              No powiedzmy.
              A co do Skamander - umówił się z nią, że spotkają się przed samym balem pod Wielką Salą. I tam właśnie czekał na nią, bawiąc się guzikiem marynarki na piersi. Sam siebie zaskoczył, ale jak raz nie czuł się zestresowany wizją czynnego udziału w jakimś szkolnym wydarzeniu. Co będzie, to będzie. Ostatnich kilka dni było dla niego tragiczne i zwyczajnie wierzył, że wyczerpał limit wtop w tym miesiącu. Zostało pięć miesięcy z kawałkiem i skończy szkołę. Uwolni się od bycia Dziwacznym Stevem. Gorzej, niż było do tej pory, już chyba nie będzie.
              Było kilka natrętnych myśli, które wciąż zaprzątały mu głowę, ale miał zamiar miło spędzić wieczór. Naprawdę.  
              Kiedy uniósł głowę, zauważył w tłumie Elijaha. Natrętne myśli zrobiły się głośniejsze, Weasleya ścisnęło w żołądku. Zacisnął powieki, próbując się uspokoić bez konieczności wbijania sobie paznokci w skórę. Kiedy znowu otworzył oczy, przy Nocie stała Malfoy.
              Rudzielec odetchnął głęboko i rozejrzał się w poszukiwaniu Lucy. To on przyszedł za szybko czy ona się spóźniała? Przypomniało mu się, jak w wakacje siedział przez blisko godzinę z chłopakiem siostry w kuchni, czekając, aż Molly skończy się szykować na ich randkę. Początkowo Steven myślał, że Seth pomylił godziny, ale później okazało się, że i tak przyszedł spóźniony pół godziny.
              Miał nadzieję, ze to defekt tylko u Molly, a nie u każdej dziewczyny.
              Oparł się o ścianę, spuszczając wzrok na swoją dłoń, skubiącą guzik. Zauważył, że mimowolnie stuka paznokciem o plastik do rytmu muzyki dobiegającej go z Wielkiej Sali. Rany, chyba ma jakieś minimalne poczucie rytmu.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {23/10/22, 05:23 pm}

LUCY SKAMANDER

          Uśmiechnęła się słabo i lekko pokiwała głową. Poczuła niemałą ulgę wiedząc, że mimo tego co się wydarzyło ich relacja pozostała na dobrych torach. Cieszyła się, że ten ponury dzień wreszcie dobiegał końca.
         Kiedy nadszedł dzień balu była w takim stresie, że przez moment miała ochotę schować się pod kołdrą odpuścić sobie dzisiejszy wieczór. Jej sukienka, w której miała zamiar pójść została przez przypadek zalana przez jej współlokatorkę atramentem. Próbowała plamę usunąć zaklęciem ale za każdym coś szło nie tak. Najpierw zabrudzenie zupełnie się powiększyło, a potem materiał po prostu spłonął. Lucy miała wrażenie, że za moment się rozpłacze. Już miała wychodzić z pokoju i powiedzieć Stevenowi, że nie da rady wybrać się z nim na bal, kiedy do jej pokoju wleciała sowa ze sporym pakunkiem. Zaskrzeczała i przysiadła na parapecie uważnie wlepiając swoje ogromne oczy w dziewczynę. Krukonka rozpakowała paczkę i rozpromieniła się widząc w jej wnętrzu przepiękną suknię w kolorze liliowym. Do paczki była dołączona karteczka od jej mamy: Wesołych Świąt kochanie. Mam nadzieję, że ci się podoba. Bardzo pasuje do twoich oczu.
          Uśmiechnęła się starając się powstrzymać łzy szczęścia i czym prędzej założyła na siebie suknię. Miała ochotę skakać z radości i jak najdłużej przyglądać się jak pięknie się na niej układa, ale wiedziała, że i tak była już spóźniona, więc zajęła się makijażem oraz włosami, które postanowiła delikatnie upiąć w luźny kok.
Wyszła z pokoju o mało co nie potykając się na schodach w tym pośpiechu. W końcu dotarła pod Wielką Salę i rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu swojego partnera. Uśmiechnęła się widząc go opartego o jedną ze ścian, więc od razu tam podeszła.
           -Hej – przywitała się wesoło.
          -Przepraszam za spóźnienie… Nastąpiły pewne komplikacje, ale już jest wszystko okej. Gotów? – spytała wskazując na wejście, a następnie ujęła jego ramię i razem przekroczyli próg Wielkiej Sali. Dekoracje świąteczne aż zapierały dech w piersi. Było jej nieco przykro, że Lysander nie mógł tego wszystkiego zobaczyć. Faktycznie po tym całym incydencie dostał od ojca wyjca. Oprócz wygłoszonej reprymendy miał niezwłocznie wrócić do ich rodzinnego domu. Nie miała więc pojęcia czy jej brat pojawi się w szkole przed Nowym Rokiem.


ISABELLE WEASLEY

         Isabelle na całe szczęście nie musiała się martwić wyborem kreacji przez jej babcię. Jej matka już dawno zadbała o sukienkę, którą to właśnie Weasleyówna wybrała i już od kilku dni wisiała w jej szafie czekając na odpowiedni moment. Oczywiście jej matka odpisała na wysłany przez nią list, ale ku jej zdziwieniu nie był to wyjec jak się spodziewała. Treść listu wskazywała na to, że była na nią zła przez jej pomysł wagarowania, ale najwyraźniej jej ojciec musiał załagodzić sytuację i skończyło się jedynie na zwykłym upomnieniu. Dziękowała jej też za zdobyte informacje i zapewniła ją, że Ministerstwo niezwłocznie zajmie się tą całą sprawą. Nie ulegało wątpliwości, że jej matka zrobiłaby wszystko, aby uczniowie Hogwartu byli bezpieczni.
         Założyła na siebie czerwoną rozkloszowaną sukienkę sięgającą przed kolano, wyprostowała i rozpuściła włosy, a następnie opuściła dormitorium. Zatrzymała się widząc siedzącego na fotelu Nixa, a słysząc jego słowa cicho westchnęła pod nosem. Nie była już na niego zła za jego zachowanie.
          -W porządku. Doceniam przeprosiny – powiedziała uśmiechając się lekko. W pokoju wspólnym zostali tylko oni, więc Izzy stwierdziła, że to dobry moment na jej niespodziankę.
        -Skoro już wróciłeś na listę grzecznych dzieci to poczekaj tutaj – rzuciła i cofnęła się z powrotem do swojego pokoju skąd zabrała zapakowany prezent i wróciła z powrotem do przyjaciela.
          -Musiałam skłamać, że to dla mojego rodzeństwa żebyś niczego się nie domyślił – zaśmiała się podając mu podłużną paczkę.
           -Wesołych Świąt, Nix – dodała wesoło przyglądając się z iskierkami w oczach jak chłopak rozpakowuje prezent. W środku znajdował się najnowszy model Nimbusa, o którym Puchon od dawna marzył.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {23/10/22, 08:49 pm}

ELIJAH NOTT




         Tak jak przypuszczał. Wieść o tym, że zaprosił na Bal Bożonarodzeniowy Florence Malfoy najpewniej jeszcze tego samego dnia opuściła Hogwart i nieznanymi drogami dotarła do jego matki. Camille Nott nie kryła swojego zadowolenia w liście z życzeniami świątecznymi, który  przysłała synowi pare dni później. Ku zdziwieniu  Elijah ten mały sukces nie wystarczył kobiecie. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nalegała na jego obecność na przyjęciu organizowanym w Malfoy Manor. Oczywiście, że dziedzic Nottów również otrzymał zaproszenie, gdy tamtego dnia wrócił po lekcjach do wieży Ravenclawu sowa od Lucjusza już na niego czekała dzierżąc w pysku kopertę z charakterystyczną pieczęcią. Może popełnił błąd. Zamiast ugłaskać matkę, jedynie rozbudził jej apetyt.
         Opierał się niedbale o ścianę tuż obok wejścia do Wielkiej Sali. W szatach wyjściowych, wyprasowanej, dopasowanej koszuli i zawiązanej muszce   wygląda znacznie poważniej niż na co dzień, doroślej. Nawet włosy, które zazwyczaj sterczały w nieładzie w każdą stronę, dzisiejszego wieczoru wydawały się ujarzmione przez co stracił typową dla siebie chłopięcość.
         W pewnym momencie dołączył do niego Dylan Davine, dawny obrońca Ravenclaw. Niższy, lecz lepiej umięśniony blondas o pucołowatej, dziecinnej twarzy. W porównaniu do kolegi Nott wyglądał na kilka lat starszego,  mimo że byli z tego samego roku. Szybko wdali się w rozmowę. Obaj czekali na swoje partnerki. Elijah na Florence, a Dylan na jakąś piątoroczną gryfonkę o imiu Ellie bądź Nellie.  Dziewczyny pojawił się niemal równocześnie.  Nott dostrzegając Florence odepchnął się od ściany i wyprostował, a Dylan po szybkim pożegnaniu szybkim krokiem ruszył do swojej wybranki.
         -Zbyt obawiałem sie, że ewentualnie śpóźnienie będziesz miała mi za złe do końca życia. - Odparł nie patrząc na ślizgonką. Obserwował jak kolega zaczerwieniony po czubek uszu przytula na przywitanie równie zawstydzoną gryfonkę. Po krótkiej chwili niezręcznego uścisku dziewczyna odsunęła się, wyciągnęła swoją różdżkę i zmieniła kolor czarnej muszki Davine’a na pasujący do jej balowej sukienki pomarańcz. - Robić sobie wroga z Malfoy’a w ostatnich miesiącach szkoły. - W typowy dla siebie sposób kliknął językiem wydając krótki, ostry dźwięk. Cyk. Spojrzał na Florence. - Głupi pomysł, nie uważasz?
         Delikatnie skinął głową w stronę Dylana i Ellie czy tam Nellie.
         -Zielony przynajmniej będzie pasował mi do stroju.
         Osoby przystrajają Wielką Salę z pewnością znały się na swoim fachu. Zamaskowali stołówkowy charakter pomieszczenia. Zniknęły cztery prostokątne stoły licznie zastąpione mniejszymi,okrągłymi. Bandery domów ustąpiły miejsca przepięknym lecz subtelnym dekoracją. Dominowała biel, błękit i srebro. Tego wieczoru Wielka Sala przypominała scenerią zimową baśń.
         Florence zajęła miejsce przy stoliku, Elijah jak przystało na dobrze wychowanego dziedzica czystej krwi, zaoferował, że przyniesie im poczu. Przed misą ze wspomnianym napojem spotkał Charlesa, który z wręcz z podejrzaną zręcznością potajemnie wlał do trzymanych przez Eliego pucharów ognista whiskey.
         Wrócił do Florence. Położył przed nią naczynie wypełnione alkoholem i usiadł obok. Pochylił się w jej stronę. Wzrok Notta padł na Lucy i Stevena, którzy właśnie wchodzili pod ramię do Wielkiej Sali. Skinął im głową na przywitanie.
         -To ogniska. - Mruknął cicho tak, aby nikt niepożądany tego nie usłyszał.
         Wyprostował się. Wziął łyk whiskey i rozejrzał po sali.
        -Zabini dalej liże rany po małym tête-à-tête z pałką Parksa? - Zagadnął. Większość uczniów już zdążyła się na zgromadzić. Głośne rozmowy ucichły, gdy dyrektorka weszła na mównicę.
         -[b]...A teraz zapraszam wszystkich do walca otwierającego dzisiejsza uroczystość.[b] - Rzuciła niemal radośnie Mcgonagall. Po sali przebiegł szmer, częściowo ekscytacji, częściowo niezadowolenie.
         Bez słowa wstał z miejsca i zaoferował Florence dłoń. Razem ruszyli na parkiet. Kiedy już wszyscy zainteresowani zajęli odpowiednie pozycje muzyka rozbrzmiała.
Podczas tańca. Obrotów i podniesień. Zmieniający się kąt światła padający na dziewczynę sprawiał, że drobne kryształki zdobiące sukienkę dziewczyny mieniły się w najlepszy.
         -Dosłownie błyszczysz.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {24/10/22, 08:59 am}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

           Musiała w głębi siebie przyznać, że dekoracja zimowa w Wielkiej Sali naprawdę robiła wrażenie. Iluzja delikatnie padającego śniegu z sufitu, pięknie ozdobiona ogromna choinka świecąca na kolory błękitu i bieli no i stojące po bokach sali dekoracje zrobione z czystego lodu były naprawdę przepiękne. Dziewczyna zajęła miejsce przy jednym z okrągłych stołów. Większość uczniów jeszcze się schodziła. Najwyraźniej profesor McGonagall już nie mogła się doczekać, aż wszyscy zajmą miejsca i będzie mogła rozpocząć całą uroczystość. Uśmiechnęła się lekko w kierunku Krukona w podziękowaniu, kiedy przyniósł im dwa naczynia wypełnione kolorowym ponczem. Zerknęła w tym samym kierunku co Elijah i zauważyła Lucy Skamander w towarzystwie Stevena Weasleya. To była dla niej niemała niespodzianka. To znaczy wiedziała, że się ze sobą zadawali, ale nie sądziła, że Weasley będzie w stanie kogokolwiek zaprosić. Widząc go od razu przypomniało jej się spotkanie z Prince’m w kuchni. Wiedziała, że cała trójka – on, Weasley i Elijah trzymali się ze sobą i miała naprawdę nadzieję, że Damien nie wygadał się o ich wspólnym piciu kakao i jej wybuchu płaczu w łazience. Odchrząknęła i chwyciła pucharek.
           -Tym lepiej – powiedziała słysząc, że poncz jest z wkładką. Upiła łyka i na jej twarzy pojawił się delikatny grymas. Co jak co, ale nazwa Ognista Whisky była zdecydowanie trafiona. Poczuła od razu rozgrzewające uczucie rozchodzące się po całym jej ciele. Upiła jeszcze kilka łyków, kiedy dyrektorka pojawiła się na mównicy. Podała mu swoją dłoń i weszli na parkiet od razu przybierając odpowiednią pozycję do walca. Kiedy rozbrzmiała muzyka rozpoczęli taniec płynnie i delikatnie. Florence kątem oka zerknęła na stół przy którym siedzieli nauczyciele. Od razu zauważyła siedzącego na szczęście tyłem do nich profesora Reina. Po jej plecach przebiegł lekki dreszcz, ale postanowiła dziś się na nim nie skupiać i unikać go tak często jak tylko mogła. Przeniosła wzrok na chłopaka i lekko uniosła brwi słysząc jego słowa.
          -Czy to był komplement, Nott? – rzuciła rozbawiona wykonując obrót.
          -No to mów teraz jak na spowiedzi czemu Elijah Nott postanowił wziąć mnie na swoją osobę towarzyszącą, co? I wiem, że musiał być jakiś powód – powiedziała starając się całą sobą skupić na tańcu. Nie chciała dać mu kolejnej satysfakcji z żartowania z niej, więc każdy kolejny robiony przez nią krok czy obrót był wręcz perfekcyjny.
loodomir
Tajemniczy Gwiazdozbiór
avatar
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {24/10/22, 11:39 pm}

New Generation - Page 5 Aribbb11
Scheiß drauf! A.S.*


○Godność ○ Aron Schmidt | A.S. | Bär ○
○ Wiek | Urodziny ○  17 lat | 5 Czerwca ○
○ Płeć | Orientacja ○ Mężczyzna |  Bi  ○
○ Zainteresowania ○ Czarna magia| Muzyka | Sztuki walki ○
○ Różdżka ○ Dom | Ostrokrzew, 11 cali, pióro feniksa, giętka | Gryffindor ○
○ Bogin ○ Patronus | Dementor ○ Niedźwiedź Polarny


○ Cechy ○ Sarkastyczny| Odważny| Zaradny | Cyniczny○
○ Wzrost ○ Waga  ○ 192cm | 83kg ○  
○ Karnacja ○ Znaki szczególne ○ Ciepła | Pieprzyki | Kolczyki w uszach ○
○ Oczy ○ Włosy ○ Zielone| Buzz cut (dawniej ciemne loki) ○

*scheiß drauf - niem. pieprzyć to wszystko






New Generation - Page 5 2e0a980710e557c3af9363d3bca53be9



                Zwykle tego typu poranki zaczynają się od wpadających promieni słonecznych przez okna do środka sypialni. Później złośliwe wiązki światła rozjaśniają pokój i irytująco wlewają się do pomieszczenia, a następnie ostro rażą w oczy. Budzimy się i zaczynamy swój dzień. Nasza rutyna jest podobna. Wszyscy sięgamy po kawę. Upijamy łyk czarnej cieczy, zachwycamy się smakiem esspresso. W końcu za każdym razem jest to mocna, czarna, bez cukru i mleka kawa. Myślę, że jest to spowodowane tym, że nasze kubki smakowe są kompletnie zniszczone i żaden gram słodyczy nie przejdzie nam przez gardło. W pakiecie do kawy często niektórzy palą papierosa. Zastępują w ten sposób swoje śniadanie. I wtedy zawsze zastanawiam się, czy to kapitalizm czy kwestia wyboru.  
- Kawa czy herbata? – usłyszałem nad sobą. Podniosłem głowę do góry i zauważyłem starszego skrzata ubranego w strój służącego. Stał spokojnie. Jego wykrzywiona twarz nie zdradzała żadnych silniejszych emocji, pozostawała pozbawiona bruzd, zdenerwowania, braku powagi, uśmiechu – właściwie beznamiętny wyraz twarzy. Czujnym okiem obserwowałem go i liczyłem na jakąś emocje. W końcu twarze pozbawione uczuć przypominały lalki, szmaciane lalki ustawione wzdłuż półek sklepowych.
        - Wodę – odpowiedziałem, wiedząc, że nie była to żadna z opcji zaproponowanych przez domowego skrzata. Moje zielone oczy wylądowały na siwowłosym czubku głowy. Przeszywałem skrzata spojrzeniem, czekając  równocześnie na jego reakcje, jednak nim zdążyłem zauważyć przynajmniej gram zawahania lub ślad jakieś innej emocji, to już padła odpowiedź z ust kobiety siedzącej przy stole.
        - Przynieś mu zielonej herbaty. Zaparz liście w odpowiedni sposób, kawa w tak młodym wieku źle wpływa na organizm – odpowiedziała, wycierając serwetką usta. Robiła to z taką wprawą, że nie rozmyła swojej szminki, a krwiście czerwone  kontury wciąż były widoczne. Chociaż… być może była to zasługa permanentnego makijażu, który wykonała w ostatnim czasie.
       - Zielona herbata zawiera za dużo kofeiny – usłyszałem głos mężczyzny, który przeglądał poranne wiadomości w swoim smartfonie. Podniósł dopiero wzrok wtedy, gdy do jego głowy przyszła nowa myśl.
-Mam nadzieję, że w nowej szkole opamiętasz się – powiedział dosyć poważnym tonem i kontynuował przyglądając mi się uważnie – żadnych pobić, alkoholu, zielska… - zamyślił się chwilowo – Nie wierzę, że mój syn pobił się w szkole i to będąc pod wpływem alkoholu i jakiegoś zioła. Tym razem nie omieszkał się mocniej zaakcentować słowa alkohol i zioło.
       - Bruno, to nasza wina, powinniśmy mu mniej pobłażać.
       - Nie zielska, tylko sziszy, sam mi ją pokazałeś, sam mi o niej wspomniałeś. Zresztą to lepsze niż fajki – powiedziałem nie odwracając wzorku od filiżanki. Mój ton głosu pozbawiony był emocji. Krzyk nie był w tym momencie rozwiązaniem. – A temu chłopakowi - kontynuowałem tym razem nieco głośniej – należało się, wyznawał czystość krwi.
Podniosłem głowę i skierowałem wzrok na mężczyznę. Liczyłem, że w ten sposób uda mi się złapać kontakt wzrokowy z ojcem. Rozczarowałem się bardzo szybko. Mój ojciec strzepał popiół z fajki do popielniczki i powrócił do przeglądania swoich spraw na telefonie. Być może ponownie powrócił do sprawdzania łącznej wartości papierów wartościowych – zwanych volumami - a może ponownie wymieniał wiadomości z dużą młodszą asystentką. Nie interesowało mnie to zbytnio, wiedząc, że małżeństwo moich rodziców i tak się sypie, a ich wspólne pożycie małżeńskie głównie kręciło się wokół mnie. Byłem jedynym spoiwem, które jakoś ich trzymało.
      - Jak tylko wyjedziesz, to przejrzymy twoje rzeczy i wyrzucimy te wszystkie mugolskie świństwa  - powiedział tym razem bardziej do kobiety, jednak słysząc jego słowa wiedziałem, że nie mogłem pozostawić tego bez głupiego komentarza.  
        - Ops, tylko nie ruszajcie mojej szafki na skarpetki… w sumie samych skarpetek też nie polecałbym dotykać.
        - Co?  Aron o czym ty do cholery mówisz? – zapytał ojciec  
Uśmiechnąłem się do niego, wystawiając na oczy gapiów delikatne dołeczki w policzkach.
        - Jestem dorastającym chłopcem, chyba sam wiesz co to oznacza – powiedziałem siląc się na nieśmiały ton.
        - Aron, na litość, ile ty masz lat żeby śmieszyły cię takie żarty.
         - 17, a co? – Dopytałem, tym razem bezczelnie odchylając się do tyłu i oparłem cały swój ciężar na drewnianych nogach niewygodnego, ale za to futurystycznego krzesła. W zielonych oczach błyszczały wesołe iskierki, które szybko zgasły wraz z gestem mojego ojca. Mianowice starszy mężczyzna machnął ręką i tym samym dał mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy.

***

           Zaprowadzono mnie do niewielkiego gabinetu. Posadzono na krześle po lewej stronie pomieszczenia i uprzejmie poinformowano, że podczas przydziału nie wolno rozmawiać. Pokiwałem głową w rozumieniu i wyprostowałem się ramionach.
           - Gryffindor – usłyszałem chwile po tym jak założono mi na głowę śmiesznie wyglądającą gadająca czapkę.
           - Tiara. Tiara przydziału, czapka mnie obraża – grzecznie zasugerowało gadające nakrycie głowy.  Nie zdążyłem odpowiedzieć na jego zarzuty, bo poczułem delikatny powiew zimnego wiatru. Mój ojciec przy użyciu magicznej różdżki dotknął rozciągniętej koszulki na mojej klatce piersiowej i wypowiedział przy tym kilka słów. Mamrotał znane sobie zaklęcie, a moja wcześniej szara koszulka została zastąpiona przez białą i schludnie uprasowaną koszulę z długim rękawem i z idealnie zapiętymi spinkami. W miejscu rozciągniętego dekoltu, gdzie wcześniej widoczny był srebrny łańcuszek, pojawił się biały zapięty pod samą szyje kołnierzyk. Naszła mnie myśl czarodzieje pomimo magicznych zaklęć nie potrafili wyczarować wygodnych ubrań. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że wykrochmalona koszula podrażniała moją wrażliwą skórę szyi i nieprzyjemnie drapała, pozostawiając czerwone prążki. To drażliwe uczucie można było porównać do odrastających krótkich włosków na twarzy.
            Liczyłem, że uda mi się skorzystać z nieuwagi rodziców i będę mógł szybko rozpiąć trzy pierwsze guziki. Moje plany zostały pokrzyżowane, a naprzeciwko mnie stanęła moja matka. W dłoni trzymała obiekt, który przykuł mój wzrok, odwrócił nawet uwagę od nieprzyjemnie drapiącej koszuli. Czerwony połyskujący złotem krawat wzbudzał we mnie fascynacje. Sam nie potrafiłem wyjaśnić powodu, ale ten kontrast wydawał mi się przyjemny dla oka. Żałowałem tylko, że brakowało w nim srebrnych zdobień. Nie interesowało mnie to, że złoto zdecydowanie lepiej prezentowało się z ciepłymi barwami. Ja po prostu lubiłem srebro.
Kobieta założyła mi krawat na szyję, w tym samym czasie mój ojciec schował swoją różdżkę do specjalnej kieszeni umieszczonej w długim płaszczu.
          Poczułem mocniejsze pociągniecie i zwróciłem uwagę na kobietę. Moja matka ostrożnie poprawiała wiązanie na mojej szyi. Nie patrzyła mi w oczy, ale uśmiech na jej ustach był nieco smutny. Gdy uniosła głowę zauważyłem, że nie sięgał on oczu. Domyśliłem się, że będzie za mną tęsknić. Wcześniej była nauczycielem w szkole i widywała mnie praktycznie codziennie.
         - Bądź grzeczny – powiedziała, tym razem puszczając krawat, który wcześniej schludnie układała. Odsunęła się ode mnie i zbliżyła się do stojącego obok starszego mężczyzny. Skinąłem głową i skierowałem się zgodnie z poleceniami pani dyrektor w stronę biurka. Domyślałem się, że rozsądniej byłoby przenieść się tutaj wraz z początkiem roku szkolnego, nie w trakcie zimy i nie w trakcie semestru. Jednak wydalenie ze wcześniejszej szkoły nie było planowane… raczej nie jest ono planowane, to zawsze były wyjątkowe sytuację. Gdybym mógł zdecydować wolałbym zostać ukazany szlabanem do końca edukacji niż iść do nowej szkoły, w której nie znałem praktycznie nikogo. W sumie po zastanowieniu się, ja w ogóle nikogo nie znałem.  
Wsunąłem dłonie w kieszeń swojej szaty i poczułem pod palcami chropowatą fakturę papieru. Wyciągnąłem ją. Po napisie znajdującym się na samej górze pomiętego papieru dowiedziałem się, że jest to plan zajęć. Jakoś nie mogłem przypomnieć sobie momentu, w którym niechlujnie wpakowałem go do kieszeni. To jednak na długo nie zajmowało moich myśli, bo wolałem skupić się na treści. Z ulgą odetchnąłem widząc wśród zajęć zielarstwo, chociaż nieco zaskoczyła mnie mała liczba godzin Obrony przed Czarną Magią. W poprzedniej szkole był to przedmiot wiodący, stąd też nieco zdziwiło mnie, że w Hogwarcie był on zacznie mniej priorytetowy.
         - W związku z zasadami należy… - nie słuchałem słów dyrektorki, właściwie wyłączyłem się, gdy tłumaczyła zakazy i nakazy jakie obowiązują uczniów Hogwartu. Dopiero słowa dormitorium, pokój wspólny zwróciły moją uwagę. Nie uśmiechało mi się dzielić sypialni z kimkolwiek , ale cieszyłem się, że przynajmniej nie będę spał tam gdzie pierwszoroczni.  
Pani dyrektor po wyjaśnieniu podstawowych zasad wysłała mnie do wieży Gryffindoru. Co dziwne intuicja podpowiadała mi, że znajduje się ona na końcu krętych schodów. Magiczne schody poruszały się i wskazywały mi drogę, dlatego też dosyć szybko udało mi się odnaleźć dormitorium. Wchodząc do pomieszczenia spotkałem rozentuzjazmowanych uczniów, jednak wolałem rozejrzeć się za wolnym łóżkiem. Szybko zlokalizowałem je, znajdowało się pod oknem. Odłożyłem swoje rzeczy na materac i objąłem spojrzeniem pomieszczenie. W oczy rzuciło mi się, że każdy uczeń był ubrany w eleganckie stroję. Schludne białe koszule opalizowały w sztucznym świetle lamp. Kilku facetów poprawiało swoje włosy. Zapach, który uderzył w moje nozdrza, był dziwnie znajomy. Domyśliłem się, że był to eliksir ulizanna, który pomagał w ułożeniu włosów.
         - Mam nadzieje, że nie pomylę kroków – powiedział jeden czarodziej. A ja zrozumiałem, że te finezyjne stroje, które mieli na sobie były założone na wyjątkową okazję.  Przypomniałem sobie wcześniejsze słowa dyrektorki. I rzeczywiście w głowie pojawiły mi się słowa „bal bożonarodzeniowy”. Uznałem, że w sumie mógłbym zobaczyć dlaczego tak wiele chłopaków aż tak ekscytują się nocnym wydarzeniem. Dlatego też zdjąłem z siebie marynarkę, którą niedbale rzuciłem na łóżko. Wykonałem ruch dłonią i przede mną pojawiło się niewielkie unoszące się lustro. Przyglądałem się swojemu odbiciu, a następnie rozpiąłem kilka guzików koszuli i wyrównałem zgniecenia na spodniach. Kolejno odświeżyłem się przy użyciu zaklęcia, wypsikałem się niszowymi perfumami, które pachniały nieco korzennie, a następnie przeczesałem dłonią krótkie włosy. Cieszyłem się, że zdecydowałem się na ścięcie włosów. Wcześniejsza fryzura wymagała ode mnie dużo więcej poświecenia. Loki miały tendencje do układania się w każdą stronę, a z kolei krótko ścięte włosy ładnie odsłaniały dosyć ostro zarysowaną szczękę i z pewnością oszczędzały czas przy wieczornej czy porannej toalecie.
Machnąłem ręką pozbywając się lustra, a następnie wraz z pozostałymi uczniami udałem się w stronę miejsca, w którym miał odbywać się bal. Krocząc powoli między innymi uczniami wpatrywałem się w podłogę i widziałem wiele brokatu na drewnianych deskach. Prawdopodobnie zleciał z niektórych sukienek czarownic.
         Zmierzając w stronę Sali naszła mnie myśl, że wcale nie musiałem się spieszyć i tak namiętnie starać się iść z tłumem chłopaków, bo odnalezienie pomieszczenia, w którym odbywał się bal, nie zaliczało się do najtrudniejszych. Było to oświetlone pomieszczenie w zamku, a dodatkowo jedyne z którego dobiegała muzyka. Wszedłem do środka i zauważyłem, że dyrektorka zaprasza wszystkich do oficjalnego tańca, który miał otworzyć bal. Zająłem miejsce obok stojących ludzi i przyglądałem się jak nastolatki wirowały na parkiecie. Do nich dołączało coraz to bardziej odważne grono pedagogiczne. Chwilowo świdrowałem wzorkiem nastolatków dopóki w oczy nie rzucił mi się mały mebel instruowany złotem. Na nim stała misa z czerwonym sokiem. Miałem nadzieje, że jest on mało słodki i liczyłem, że w zamian jest przepełniony procentami.
Szybko nalałem do kubka czerwonej cieczy i zanurzyłem w niej usta. Skrzywiłem się czując samą słodycz. Pech chciał, że napoje przygotowane były przez nauczycieli, więc nie było w nim grama alkoholu, co gorsze nie czuć nim było żadnej goryczy, jedynie słodki miód. Postanowiłem wypić napój, bo wbrew pozorom w Sali było gorąco, a ja potrzebowałem się schłodzić. Sącząc sok szczególnie przyglądałem się feerycznym sukniom czarownic, które mieniły się w blasku lamp.
Taniec uczniów z każdą minutą stawał się coraz bardziej skomplikowany, a słodki napój powoli przyprawiał mnie o mdłości.
        - Trochę sztywna ta impreza – powiedziałem zlizując z ust pozostałości po słodkim napoju. Swoje słowa skierowałem do stojącej obok osoby , być może był to dobry pretekst do rozpoczęcia nowych znajomości.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {25/10/22, 11:16 am}

S t e v e n        W e a s l e y


              Steven obserwował wchodzące do Wielkiej Sali pary, cierpliwie czekając na Lucy. Na swój sposób, takie rozwiązanie też mu pasowało. Może jeśli blondynka wystarczająco długo będzie się spóźniać, ominie ich walc otwierający i ominie go jedyna rzecz, która tego wieczoru go stresowała.
              Obrócił głowę, słysząc głos przyjaciółki. Uśmiechnął się do niej lekko, odrywając plecy od ściany.
              - Cześć. - skinął jej głową. Potrząsnął głową na znak, że nie ma pretensji o spóźnienie. W pierwszej chwili zaskoczyła go, łapiąc go pod ramię, ale szybko się rozluźnił. Nie ma co się stresować. Może gdyby nie znał Lucy od wielu lat, to zareagowałby większym napięciem.
              Kątem oka przyjrzał się jej sukience. Była ładna i prosta. Pasowała jej.
              Weszli na salę i rozejrzał się po dekoracjach.
              - Postarali się. - stwierdził z uznaniem. Przypomniał sobie imprezy bożonarodzeniowe organizowane przez Ministerstwo Magii. Kilka dni przed świętami odbywały się tego typu "bankiety", na które zapraszano pracowników Ministerstwa. Co prawda nie wszystkich, Steven nie znał kryteriów, które trzeba było spełnić, aby zostać zaproszonym na taką bibę, ale pamiętał, że jego ojciec co roku tam szedł podlizać się kilku politykom i może wydębić podwyżkę albo inne zwiększenie budżetu rocznego dla jego wydziału. Na tych imprezach zawsze była osobna, dodatkowa impreza dla dzieci pracowników. Wszędzie było pełno gówniarzy w różnym wieku, które jeszcze nie trafiły do Hogwartu. Krukon brał w nich udział, kiedy ojciec nie miał z kim go zostawić. Wystrój sali dla dzieci był bardzo podobny do tego, co właśnie widzieli.
              Ciekawe czy korzystali z usług tego samego dekoratora wnętrz.
              Uwadze Stevena nie umknęło, że przy stole z pączem kręcił się Charles Gomez i nie kto inny, jak Prince. Słyszał, że ta dwójka zgłosiła się do pomocy przy poczęstunku i wydawało mu się to mocno podejrzane. A widząc ich uśmieszki, był całkowicie pewien, że knują coś niedobrego.
              - Jak myślisz, czego dolewają do tego pączu? - zagadnął Lucy, wskazując palcem na pałkarza i obrońcę Ravenclawu. Uśmiechnął się - Poczekajmy z piciem tak z piętnaście minut. Jeśli do tego czasu nikt nie zacznie zmieniać kolorów, można pić.
              Zrobienie jakiegoś psikusa byłoby w stylu Prince'a. Szczególnie, że chłopak ma dar do eliksirów, i tak podejrzewali go o to, że gdzieś w lochach ma ukryte pomieszczeni, w którym wykorzystuje swój talent w celu pędzenia domowej roboty bimbru. Uwarzenie jakiegoś psotnego eliksiru w ilościach dla całej szkoły, wcale nie brzmiało jak coś, co mogłoby być dla niego kłopotliwe.
              Kiedy McGonagall ogłosiła, że czas rozpocząć pierwszy taniec, ostrożnie wyswobodził swoje ramię z objęć Lucy i podał jej dłoń, uśmiechając się nieco skrępowany.
              - Gotowa na całkowitą kompromitację z Królem Dziwaków? - rzucił półżartem.

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


              Uśmiechnął się, słysząc, że jego przeprosiny zostały przyjęte. Taaa jeessss!
              Uniósł w zdziwieniu brwi, gdy Izzy na chwile go opuściła. Jego zdziwienie wcale nie zmalało, kiedy zobaczył co niesie. Z otwartymi szeroko oczami i rozchylonymi ustami, przyjął od niej pakunek. Był w takim szoku, że nie mógł nawet nic wykrztusić. Kształt paczki dawał mu do myślenia, co może znaleźć się w środku.
              Drżącymi rękoma rozerwał papier i widząc zawartość, aż ręce mu opadły. Przecież... Przecież to...
              - Cholera, Izzy...! - podniósł głowę, gdy w końcu odzyskał język w gębie - Przecież... - potrząsnął głową, nie mogąc wyjść z szoku. Podniósł się, jedną ręką ściskając trzonek Nimbusa, a drugą objął przyjaciółkę w ramach podziękowania, których w całym tym zaskoczeniu nie mógł z siebie wykrztusić - Cholera, jesteś szalona. Nie mogę tego przyjąć. To zbyt drogi prezent! - odsunął się od niej i wyciągnął miotłę w jej kierunku - Za takie pieniądze to ja bym mógł sobie życie ułożyć na nowo, a ty wydajesz je na miotłę dla mnie? To szalone, Izzy.
              Spojrzał jej poważnie w oczy. Pokręciło ją. Nie kupuje się takich drogich prezentów od tak! Był jej wdzięczny i fakt, marzył o nowym modelu Nimbusa, ale nie mógł przyjąć czegoś tak drogiego. To było zwyczajnie nie w porządku!
              - Bardzo ci dziękuję, ale czułbym się źle, przyjmując od ciebie tak drogi prezent. - dodał już spokojniej. Cieszył się, że byli sami w pokoju wspólnym. Wolał nie mieć świadków z tego typu sytuacjach. Czuł się wtedy strasznie niezręcznie - Lepiej... Lepiej już chodźmy na ten bal, co? Bo zaraz nam ucieknie cała zabawa. - zaproponował, chcąc uciąć temat miotły.
              Poczekał, aż Nimbus znajdzie się w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt go sobie nie przygarnie bez zgody Izzy i udali się do Wielkiej Sali, gdzie trwał już pierwszy taniec. Masz ci babo placek! Spóźnili się!
              Nix oblizał usta, czując suchość w ustach. Odszukał wzrokiem stolik z napojami, gdzie stało dwóch Krukonów, obu kojarzył z boiska do Quidditcha.
              - Muszę się napić. Tobie też przynieść? - spytał, wskazując palcem stolik.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {25/10/22, 12:32 pm}

Damien Prince

      Oczywistym było, że Damien i Charles nie zgłosili się do pomocy z dobrego serca, a dlatego, że uznali to za doskonałą okazję do, możliwe, że ostatniego tak dużego, psikusa. Kończyli w tym roku szkołę, trzeba się jakoś zapisać w chlubnej historii Hogwartu. Dlatego korzystając ze skrywanej głęboko w sekrecie inteligencji Prince'a, uwarzyli specyfik, który po dolaniu do Ognistej zmieniał jej kolor i zapach na złudzająco podobny do zwykłego pączu. Pierwsze kilka łyków też sprawiało wrażenie, że pije się słodki owocowy napój z bąbelkami, ale potem... Potem okazywało się, że pijesz coś definitywnie lepszego.
      Prince w nosie miał zasady i że wypadałoby, aby ubrać się stosownie. I tak planował spędzić większość wieczoru z Charliem na upijaniu gości, więc na co mu się stroić? Wyglądał niemal tak, jakby zapomniał przebrać się z mundurka. Zmienił tylko białą koszulę na ciemnoszarą, a na nią narzucił czarną kamizelkę. Włosy związał w luźny, niski kucyk, żeby nie latały mu na wszystkie strony. Na twarz opadało mu kilka dłuższych kosmyków. Wyglądał, jakby mu się nie chciało.
      - Rozkręci się. - rzucił z rozbawieniem do chłopaka, który stał przy ich stoliku. Z głupim uśmieszkiem obserwował tańczące pary, skupiając się głównie na tych, którym zdążyli podać doprawiony poncz. Był ciekawy u kogo pierwszego zobaczą efekty. Dopiero po chwili coś do niego dotarło. Zmarszczył brwi i spojrzał na wysokiego chłopaka obok nich. Nie znał gościa. Co jest kurde?       - Ej, sorry, ale kim ty, kurna jesteś? - spytał.
      Poczuł szturchnięcie w żebra. Spojrzał na Charliego.
       - To chyba ten nowy, o którym mówili, że ma się przenieść. - mruknął. A może odezwał się normalnie, ale przez muzykę słabo go słyszał.
      Spojrzał na krótko obciętego koleżkę i skinął mu głową w ramach powitania, próbując ocenić szanse na nawiązanie koleżeństwa. Uch. Ma dwóch kumpli. Po co mu trzeci. Trzech dat urodzin nie spamięta. O urodzinach Stevena i tak pamięta tylko dlatego, że ma je pierwszego stycznia. Och, kuwa. To już za tydzień. Zapomniał. Musi wydębić pozwolenie od jakiegoś nauczyciela na opuszczenie Hogwartu i pójście do Hogsmeade. Musi kupić jakiś jebutny karton słodyczy. Steven lubi słodycze, nie? Zawsze jakieś ma w kieszeni. Jak taki stary dziadek, który tylko czeka na okazję, żeby poczęstować czymś słodkim swoje wnuczęta.
      - Prince. - przedstawił się z nazwiska. I tak wszyscy wołają na niego Prince zamiast Damien, to co za różnica.
      Uśmiechnął się głupawo, widząc tańczących w pobliżu nich Notta i Malfoy. Gwizdnął na nich.
      - Nott! Wyżej rączki! To nie przyzwoite tak pannę Malfoy obmacywać! - parsknął śmiechem, gdy stojący obok niego Charlie zaczął tańczyć z powietrzem. Prince wziął łyka swojej ognistej i uniósł szklankę jak do toastu - Panno Malfoy, czy mogę zaklepać następny taniec? - zawołał jeszcze do tamtych.
      - Ale z Florence czy z Elijahem? - znów szturchnął go łokciem.
      - Och, cholera. Sam nie wiem! Z tym, kto się zgodzi!
      Czy zachowywał się głupiej niż zwykle? Owszem. Czy przyszedł na bal lekko wstawiony? Jak najbardziej.
      Wszelkie bale to nie była jego bajka i z reguły ograniczał tańce do absolutnego minimum. Szczególnie, jeśli nie było w pobliżu kogoś z kim chciałby tańcować. Rozważał nawet zaproszenie Malfoy na bal, żeby zobaczyć jej reakcję i może się z nią trochę podroczyć, jeśli faktycznie się zgodzi. Jednak potem dowiedział się, że Eli go ubiegł, więc zrezygnował z umawiania się z kimkolwiek. Nie miał ochoty na użeranie się przez cały wieczór z byle dziewczyną, która tylko suszyłaby mu głowę.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {26/10/22, 01:45 pm}

LUCY SKAMANDER

          Sala była już prawie zapełniona uczniami. Jej wzrok podążył w kierunku stołu, na którym znajdował się poncz. Faktycznie zauważyła przy nim Charlesa oraz Damiena i już od razu przyszło jej do głowy, że coś musieli kombinować.
           -Jestem niemalże pewna, że to coś z procentami – powiedziała rozbawiona. Aż dziwiła się, że nauczyciele pozwolili tej dwójce pomagać przy jedzeniu i piciu. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że coś kombinują. Dlatego od razu zgodziła się, żeby nie częstowali się tym wszystkim od razu.
           -Do dzieła – zaśmiała się pod nosem, kiedy profesor McGonagall zaprosiła ich wszystkich do tańca. Podała Stevenowi swoją dłoń i weszli na parkiet pomiędzy innymi parami. Przybrali odpowiednią pozycję, a kiedy rozbrzmiała muzyka rozpoczęli swój taniec. Lucy starała się nie pomylić żadnego kroku i na całe szczęście jej się to udawało. Chwilami jej sukienka nieco plątała się między jej nogami, ale jej nogi odruchowo same poruszały się w rytm muzyki, więc ani razu nie popełniła błędu.
          -Dobrze ci idzie – pochwaliła go wykonując obrót. Zerknęła na pozostałe pary, które poruszały się zadziwiająco synchronicznie.
Taniec trwał krócej niż się tego spodziewała. Kiedy delikatna muzyka się ucichła, ukłoniła się tak jak to robili na próbach, otrzymali brawa, a potem podeszli do stołu z przekąskami.
             -Czy to jest zdatne do picia? – spytała blondynka wskazując na kolorowy napój. Nie chciała musieć za chwilę opuścić imprezy w poszukiwaniu toalety. Jeśli o nią chodziło to miała zbyt słabą głowę na zabawy z alkoholem.  Zerknęła w bok i delikatnie zmarszczyła czoło widząc zupełnie obcą twarz. Miała wręcz fotograficzną pamięć, więc nawet jeżeli tylko mijałaby się z nim na korytarzu to na pewno by go chociaż kojarzyła.
           -Kim jest wasz nowy kolega? Tylko nie mówicie, że przyprowadziliście kogoś spoza Hogwartu – uniosła brew i przyjrzała się uważnie Damienowi oraz Charlesowi.
           -Nie, to nowy nabytek. Poza tym, Skamander czy naprawdę myślisz, że bylibyśmy do czegoś takiego zdolni? – Charlie roześmiał się i założył ręce na piersi.
          -Owszem – uśmiechnęła się, a następnie zwróciła się do nowego chłopaka -Jestem Lucy. Miło mi cię poznać.


ISABELLE WEASLEY

         Izzy zaśmiała się pod nosem widząc jego reakcję. Nie była jednak zachwycona tym, że chłopak nie chciał przyjąć jej prezentu. Stwierdziła jednak, że jak na razie nie będzie poruszała tego tematu, szczególnie że i tak już są pewnie spóźnieni. Wsunęła więc miotłę pod swoje łóżko z zamiarem późniejszej próby przekonania go, a następnie razem skierowali się do Wielkiej Sali. Walc już trwał, więc nie mieli szansy się wcisnąć pomiędzy pary. Pokiwała głową, kiedy Nix zapytał o coś do picia. Nawet nie zauważyła, kiedy jej gardło zdążyło tak szybko zaschnąć.
         Kiedy Puchon zniknął w tłumie ona zajęła stolik i przyglądała się uważnie tańczącym uczniom.
          -Można się dosiąść? – drgnęła lekko kiedy usłyszała za sobą męski głos. Obróciła się, a widząc Adriena Donovana, rok od niej starszego Puchona, uśmiechnęła się i wskazała na miejsce. Chłopak od razu usiadł na krześle obok i omiótł ją uważnie wzrokiem.
          -Ładnie wyglądasz, Izzy. Naprawdę pasuje ci ta sukienka – powiedział wesoło. Dziewczyna zerknęła po sobie jakby zapominając w co właściwie była w tej chwili ubrania, a następnie zaczerwieniła się lekko.
           -Dzięki… - wykrztusiła mając nadzieję, że Nix szybko pojawi się z tym napojem, bo czuła, że jeszcze bardziej jej gardło stało się suche.
           -Wiesz chciałem cię zaprosić na ten bal, ale chyba Dumbledore mnie ubiegł – zaśmiał się i przysunął bliżej rudowłosej -Nie chcę wyjść na jakiegoś stalkera, ale obserwuję was od jakiegoś czasu i doskonale widzę to i owo.
          -Co masz na myśli? – dziewczyna w końcu zwróciła na niego swój wzrok i lekko zmarszczyła czoło.
          -No wiesz… To jak się za nim uganiasz. Wiem, że to nie moja sprawa ale jak na moje oko to on traktuje cię jako po prostu przyjaciółkę i uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego – nie wiedziała czy jego słowa bardziej ją zdenerwowały czy zmartwiły.
          -Masz rację to nie twoja sprawa – rzuciła zaplatając dłonie na piersi i z powrotem odwracając głowę w stronę parkietu.
          -Przepraszam Izzy, nie chciałem cię urazić. Może zapomnijmy o tej rozmowie i przewińmy do tego jak powiedziałem, że ładnie wyglądasz, a ty podziękowałaś, co? Czy zaszczycisz mnie chociaż jednym tańcem tego wieczoru? Obiecuję tańczyć w milczeniu – roześmiał się słabo. Isabelle zerknęła na niego, ale zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć przy stole pojawił się Phoenix.
          -Nie masz może trzeciego pucharku dla spragnionego Puchona, Dumbledore? – zażartował i podniósł się z krzesła -W razie czego gdzieś się tu będę kręcił.
         Puścił oczko w kierunku Weasleówny i poklepał Nix’a lekko po ramieniu po czym zniknął w tańczącym tłumie.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {30/10/22, 01:02 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Zaśmiał się lekko.
              - Dziękuję. Eli i Prince ciężko pracowali, żebym nie przyniósł ci dzisiaj wstydu. - obkręcił Lucy. Tego momentu bał się najbardziej. Bał się, że przez jego nieuwagę dziewczyna straci równowagę i upadnie, ale na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem[color:49d8=color=blue] - Um... Podoba mi się kolor twojej sukienki. - palnął, rumieniąc się nieznacznie. Czuł, że też powinien jakoś ją skomplementować i było to pierwsze o czym pomyślał.
              Ukłonił się przyjaciółce i podeszli wspólnie do stolika z przekąskami. Skinął głową, stojącym tam Krukonom i przyjął od Charliego szklankę z napojem. Powąchał zawartośc, jednak nie poczuł niczego podejrzanego. Pachniało jak zwykły poncz. Mógł tylko się domyślać czego użył Damien, aby zamaskować fakt, doprawienia napoju alkoholem. Wzruszył ramionami, stwierdzając, że rizyk-fizyk i wziął łyk. W pierwszej chwili poczuł słodki napój owocowy, a w następnej zamienił się w ostry smak Ognistej Whisky. Skrzywił się lekko, przełknął napój i spojrzał na chłopaka, na którym skupiła się cała uwaga. Kiwnął mu głową, a następnie w kilku łykach wypił zawartość swojej szklanki.
              - Cholera, Prince, na pewno wszystko zrobiłeś dobrze? - spytał Charles, patrząc na niego z niedowierzaniem. Pewnie nie mieściło mu się w głowie, że taki kujon jak Steven może wypić za jednym zamachem całą szklankę alkoholu.
              Rozejrzał się leniwie na boki i wtedy zauważył odchodzącego od stołu z dwoma szklankami młodego Dumbledore'a. Domyślał się, że on też dostał wersję alkoholu. Kojarzył z plotek, że to on zaprosił jego kuzynkę Izzy na bal. Pewnie dla niej była ta druga porcja.
              - Macie wersję ze zwykłym ponczem? - spytał, obserwując Puchona, żeby nie stracić go z oczu.
              - Co? Za mocne? - roześmiał się i wskazał jedną z mis - Tam mamy soczek dla dzieciaczków, Weasley. - rzucił złośliwie.
              Steven skinął głową, odstawił swoją szklankę i chwycił dwie czyste, do których pospiesznie nalał zwykłego soku. Przedarł się przez tłum za Dumbledorem.

P h o n i x        D u m b l e d o r e

              Już po minach gości, którzy obsługiwali stoisko z przekąskami, wiedział, że napoje zostały czymś doprawione, najpewniej alkoholem. Przecisnął się przez tłum, zastanawiając się czy mówić o tym Izzy.
              Przystanął, widząc siedzącego z nią przy stoliku Donovana. Zmarszczył brwi, patrząc to na jedno, to na drugie.
              - Spragniony Puchon, jak każdy inny, może przejść się do stolika i sobie wziąć. - sarknął, taksując go wzrokiem.
              Postawił szklanki na stole i usiadł koło przyjaciółki.
              - Czego chciał Donovan? - spytał, zerkając na nią z lekko zmarszczonymi brwiami.
              Uniósł swój pucharek do ust i miał się już napić, kiedy nagle ktoś postawił przed nimi identyczne naczynia z wydawałoby się, identyczną zawartością i zabrał te, przyniesione przez Phoenixa. Obrócił się, żeby spojrzeć, kto to się postanowił wtrącić i zobaczył jednego z kuzynów Izzy.
              - Co jest człowieku? - sapnął zmieszany i poirytowany.
              Steven przez chwilę wyglądał, jakby sam nie wiedział, co odpowiedzieć, a potem wyprostował się, zaciskajac chude palce na szklankach.
              - ... do miski, z której wziąłeś napój, Prince i Gomez wlali Ognistą Whisky. - odpowiedział. Nix potrząsnął głową. Nawet jeśli, to czego koleś się miesza? - Nie patrz tak na mnie. Prince będzie miał przesrane, jeśli upije córkę Minister Magii. Pilnuję tylko jego dupy. - dodał bez przekonania.
              Dumbledore patrzył przez chwilę na rudzielca, jak znika między bawiącymi się uczniami i obrócił się w stronę partnerki.
              - Sorry, ale koleś wywołuje u mnie ciarki.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {01/11/22, 09:59 am}

ELIJAH NOTT


Jego wzrok ukradkiem powędrował za spojrzeniem Florence. Stół profesorski, a przy nim siedzący tyłem Rein. Sprawdzała czy na nią patrzy. Ciekawe. Odwróciła wzrok, spojrzał na nią w tym samym momencie, co ona na niego. Jego brwi drgnęły lekko.
-Raczej nie musiałabyś pytać, gdybym cię skomplementował. Pamiętaj, że w połowie jestem Francuzem, mam to we krwi.
W tłumie tańczących migneła mu ruda czupryna Stevena i majaczącą w jego pobliżu jasno fioletową sukienkę. Za chwilę znów zniknęli. Rozejrzał się po sali, ale zamiast ponownie ich dostrzec jego wzrok padł na patrzącego w jego stronę profesora od obrony przed czarną magią. Starszy mężczyzna niby ze znudzeniem przeniósł wzrok na kolejnych uczniów.
-Może po prostu po lekcji walca poczułem się w obowiązku przypomnieć ci jak się prawidłowo tańczy? - Rzucił zaczepnie.
Rozbrzmiał cichy gwizdy, a za chwilę do uszy Elijah’y dobiegły żenująca wypowiedź Prince’a. Spojrzał na niego jedynie z politowaniem i zrezygnowany pokręcił głową.
-Potrzebuję przypodobać się matce. Jeśli za parę miesięcy usłyszysz, że uciekłem do Etiopii leczyć złamane serce, to nie wierz plotka. Nieco cię wykorzystuje. Wybacz. - Odpowiedział szczerze na jej wcześniejsze pytanie.
Taniec dobiegł końca. Odsunął się i ukłonił swojej partnerce. Muzyka uchichła na chwile. Część par pozostało na parkiecie, reszta ruszyła do swoich stolików bądź łączyła się w grupki rozsiane po sali.
Zamiast wrócić wprost na miejsce, przystanął przy swoich znajomych. Widział jak Steven przeciska się przez tłum ludzi trzymając w dłoniach dwa puchar. Spojrzał pytająco na Lucy, ale zanim zdążył wypowiedzieć chodź jedno słowo odezwał się Charlie.
- I co? Czas na taniec z Princem.
Elijah uniósł brwi.
- Musiałby odurzyć się czymś mocniejszym niż ognista, żeby się zgodzić. - Odparł sucho. Skinął głową na naczynie z pończem. - Udało się? - Zwrócił się do Damiena.
Charlie nie czekając na niczyją odpowiedź chwycił czysty puchar i nalał do niego napoju wyglądającego zupełnie jak pończ, a następnie podał naczynie Nottowi. Wyglądał przy tym na tak zadowolonego, jakby to wszystko było tylko i wyłącznie jego zasługą.
Eli wypił kilka łyków napoju. Spojrzał zaskoczony na płyn, a następnie na Gomeza i Prince’a.
-Brawo. - Odparł kiwając z uznaniem głową. Charlie podał puchar z poncho-ognistą także Florence. - Doskonale radzisz sobie jako kelner. Widzę w tym potencjał na przyszłość. - Zadrwił z kolegi.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Fojbe
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {01/11/22, 06:52 pm}

Zacharius Zabini

        Pozornie nie zareagował na informację o Parksie. Nawet nie drgnęła mu powieka. Biedny głupiec. Nie wie, co zrobił. Nie chciał się uzewnętrzniać przy Gwendolyn. Mógłby bez powrotnie zepsuć to, co próbował sobie wypracować. Planował już jednak zemstę. Istniały przecież gorsze rzeczy, niż wydalenie z drużyny. Tamten miał jedynie szczęście, iż Zabini nie pamiętał całego zdarzenia, a więc nie wkładał w to chwilowo emocjonalnego ładunku.
        Były dwie opcje – dziewczyna ucieknie i już na zawsze o nim zapomni albo mu wybaczy. Zaskoczyło go spełnienie się drugiej możliwości. Patrzył na nią w milczeniu, a kiedy usłyszał odpowiedź, kiwnął spokojnie głową. W duchu jednak tryumfował. Dostał to, czego chciał. Jednocześnie jednak nie mógł pozbyć się przemożnego wrażenia, iż coś jest nie tak. Poszło zaskakująco łatwo. Coś musiało być na rzeczy. Nie zdążył jej o to zapytać.
        Zaraz potem Dumbledore zniknęła, a zamiast niej pojawiło się kilku kolegów z domu. Dowiedział się dokładniej, jak wyglądał ich mecz, a potem udał, że gorzej się poczuł. Chciał się ich zwyczajnie pozbyć. Przez to wszystko nie zadał dziewczynie ważnego pytania. Miał jeszcze ostatnią szansę.
        Następnego dnia głowa bolała go nie mniej, niż dnia poprzedniego, ale przynajmniej nie odczuwał zawrotów i nie wymiotował. Zjadł nawet obfite śniadanie, a potem przyniesiono mu poranną pocztę. Parę reklam sklepów z magicznymi pamiątkami i miotlarskich, aktualny Prorok Codzienny z życzeniami bożonarodzeniowymi… na samym dnie leżały dwie koperty. Od razu poznał eleganckie pismo swojej babki na jednej z nich i nieco bardziej koślawe na drugiej.
        W mgnieniu oka rozerwał papier i zaczął czytać pierwszy list. Dostał oschłe życzenia. Na końcu widniały inicjały H.L. Dokładnie tak, jak on robił. Nie pozostawiało to wątpliwości, od kogo go dostał.
        Druga wiadomość interesowała go znacznie bardziej, ale bał się ją dostać. Domyślał się, co tam może być – koperta wyglądała na grubą. Z tego powodu odważył się ją otworzyć dopiero dużo później. Na samym końcu przeklął siarczyście, czym zasłużył sobie na dezaprobujące spojrzenie pani Hill z drugiego końca sali. Zignorował ją. Miał ważniejsze sprawy na głowie.
        Jego ojciec właśnie był chuj wie gdzie. Nie napisał nawet dokładnie. Coś innego jednak ubodło Zacka. Blaise nie zapytał go jak się czuje, co u niego, ani pocałuj mnie w dupę. Żadnych ciepłych słów, nawet głupiego ,,Wesołych świąt’’. Tylko, iż ma być cierpliwy, a wszystkiego się wkrótce dowie. W środku znajdowały się również pieniądze. Suche informacje i galeony… Z wściekłością cisnął wszystko do szuflady komody, stojącej obok łóżka.
        Wstał i zaczął ściągać z siebie piżamę, którą poprzedniego dnia mu przeniesiono.
        - Co pan robi, panie Zabini?!
        - Ubieram się, nie widać?!
        Kobieta się zapowietrzyła.
        - A-le, ale… wypadałoby chociaż zapytać czy może pan wyjść. – Rozłożył ręce, stojąc przed nią bez koszulki.
        - Mogę?!
        Przez chwilę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Potem machnęła na niego ręką, wzniosła oczy do nieba i wróciła do siebie, mamrocząc pod nosem coś o przejściu na przedwczesną emeryturę.




Lana Longbottom

        Niestety, tam nie dało się kłamać. Ten mecz był jedną, wielką katastrofą i to jeszcze przed świętami, co było najgorszym prezentem o jakim słyszała. Kiwnęła bez słowa głową. Kiedy Nick poszedł do szatni, miała jeszcze chwilę dla siebie do przemyśleń. Jednak wcześniejsza złość zupełnie już z niej wyparowała. Zostało tylko poczucie winy, że mogła być wściekła o coś takiego. Znała Weasleya od dzieciństwa. Wycinali razem numery jej braciom. Znali się jak nikt inny i nigdy nie dałaby powiedzieć innym o nim złego zdania. Tym razem musiała powstrzymać samą siebie.
        Nick wpadł w słowotok, a ona nie miała pojęcia, jak to zatrzymać. Chciała mu powiedzieć, że nic takiego się nie stało, następnym razem zwyczajnie z nim porozmawia… ale akurat stanęła bardzo blisko i jej oczy patrzyły prosto w jego. To był jeden z tych magicznych momentów. Nie wiedziała, co jej przyszło do głowy, gdy uciszyła go pocałunkiem.
        Nie trwał on zbyt długo. Szybko się zaczerwieniła – to był jej pierwszy raz, nie licząc tego, jak Jenkins wepchnął jej język do gardła w trzeciej klasie, po tym jak wygląd dziewczyny drastycznie się zmienił po wakacjach.  
        - Przepraszam. - Odskoczyła od Nicholasa i obróciwszy się na pięcie, pobiegła w stronę dormitorium. Głupia, głupia, głupia… Dlaczego to zrobiłaś? A jeśli uważa cię tylko za przyjaciółkę? Nie chciała o tym myśleć. Ponownie się schowała się w swoim pokoju.
* * *
        Następnego dnia postanowiła udawać, iż nic się nie stało. Jakby tamto zupełnie nie miało miejsca. Jak rozumiała – zaproszenie na bal było nadal aktualne. Co prawda nie omówili dokładnie, co na siebie włożą, ale i tak Lana miała już gotową suknię – czerwoną z gorsetem haftowanym aplikacjami, szpiczastym dekoltem i wycięciem na plecach oraz tiulową spódnicą w kształcie litery A. Włosy ułożyła w fale, upięte w jednym miejscu świecącą ozdobą. Jedną ręką złapała czerwoną muszkę, którą przysłała jej mama, jak tylko dowiedziała się o balu, a w drugą niewielki pakunek.
        Wzięła kilka głębokich wdechów, zanim zeszła na dół. Zobaczywszy Nicka poczerwieniała podobnie jak dzień wcześniej, przybierając prawie kolor swojej sukni. Wręczyła mu obie, trzymane rzeczy.
       - Wesołych świąt, Nicky. – Kupiła mu zestaw wybuchających gum do żucia, które oboje kojarzyli z pewnych wakacji oraz podręczny zestaw miotlarski.  

Zacharius Zabini

        Spóźnił się oczywiście na bal. Pomimo, że wcześniej pani Hill miała dość dyskusji z narwanym Ślizgonem, nie chciała go wypuścić ot tak, po prostu. Kazała mu czekać na zgodę Gustova. Zapewnił, że już mu całkowicie przeszło i nie zabije swojego przyjaciela od podróży w nieświadomość. Był już okropnie zirytowany, iż nie pozwalali mu wyjść. W końcu jednak dostał pozwolenie, lecz z zastrzeżeniem – jego zachowanie musiało być całkowicie tip top, bez skazy. Zgodził się dla świętego spokoju.
        Kiedy więc udał się na zasłużoną kąpiel, a następnie do dormitorium, aby przebrać się w swoją białą szatę, z zielonymi oraz złotymi elementami ozdobnymi, nie spotkał ani żywej duszy. Swoją drogą – jako jeden z niewielu miał krawat, zamiast muszki. Postanowił wykorzystać okazję. Z szafy w swoim pokoju wyjął zapakowaną miotłę – prezent dla Florence na święta. Ona zapewne nie miała pojęcia, że jej nagroda w zakładzie już od dawna u niego czeka, acz zupełnie z innych powodów ją dostanie. Nie kupił jej sam. Dostał od ojca na urodziny. Tylko, iż nie w ich dniu. Blaise Zabini zapomniał nawet, kiedy urodził się jego syn. Cud, że w ogóle się nim zajął, gdy był niemowlakiem.
        Oczywiście część żeńska była dla niego niedostępna, chroniona zaklęciem, ale dopadł jakąś dziewczynę, która akurat rozchorowała się i wystawiła przez to swojego partnera, zostając w dormitorium. Zgodziła się położyć pakunek na łóżku Malfoy.
        Następnie mógł już udać się do Wielkiej Sali. Eleganckie spóźnienie – check. Kiedy wreszcie się tam pojawił, został entuzjastycznie powitany przez swoją drużynę Quidditcha. W większości męskie okrzyki rozniosły się po sali – ktoś zagwizdał mu prawie do ucha, inni poklepywali go po ramieniu. W końcu wygrali poprzedniego dnia mecz. Wolał coś takiego, niż jakiekolwiek politowanie w jego stronę. Cieszył się razem z nimi, ale tak naprawdę szukał wzrokiem kogoś innego.
        Zobaczył kilka osób, okupujących poncz, więc domyślił się, iż raczej nie powstało tam koło wielbicieli bezalkoholowych napoi. Wśród nich stała również Flo – pomachał jej i Nottowi z daleka, choć nie podszedł bliżej, ponieważ właśnie dostrzegł Gwendolyn, stojącą samotnie pod ścianą. Ruszył w jej kierunku, lecz wtedy ktoś na niego wpadł.
        Przytrzymał Ślizgonkę za ramionami, aby nie upadła.
        - Zack? A mówili, że się nie pojawisz! – Kojarzył tę dziewczynę przynajmniej z imienia. Siedziała obok niego na historii magii. Wydawało mu się, iż kiedyś również z nią kręcił. Była klasyczną, długowłosą, blond pięknością. Czystej krwi. Dobra partia, jakby powiedział jego ojciec.
        - Cześć, Caroline. Jak widzisz, nie umarłem.
        - Jasne, jesteś silniejszy od tych szlam. Przyszedłeś sam, prawda? Ja też. Siostra mojego partnera dostała smoczej ospy, więc dla pewności odesłali go wcześniej do domu. Chodź, zatańczymy! – Zanim zdążył zaprotestować, pociągnęła go za rękę wśród tańczących par. Cholera jasna. – No chodź, daj mi ten jeden taniec. Proooszę.
        Co mogło się stać? Przez chwilę pokręci się po parkiecie…
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {01/11/22, 10:07 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

        Parsknęła cicho i wykonała kolejny obrót.
          -Naprawdę to już robi się nudne, Nott. Doskonale wiesz, że staram się być perfekcyjna we wszystkim co robię, a w tańcu to już szczególnie. To, że popełniłam jeden błąd na próbie wcale nie znaczy, że musisz dawać mi lekcje do końca życia – powiedziała już nieco znużona tymi jego zaczepnymi tekstami. Już nie chciała mówić ile to razy on strzelił gafę na przyjęciach u jej dziadka za czasów, kiedy byli młodsi. Puściła komentarz Prince’a mimo uszu starając się nie wybijać z rytmu i na Salazara nie stać się po raz kolejny pośmiewiskiem ze strony Krukona. Zerknęła na chłopaka, kiedy wspomniał o swojej matce i nie mogła powstrzymać cichego śmiechu.
          -Ah tak. Kto by pomyślał, że Elijah Nott boi się co pomyśli jego własna matka – powiedziała rozbawiona, ale w głowie zaświtał jej pewien plan, który postanowiła zrealizować podczas spotkania w Malfoy Manor. W końcu skoro on ją postanowił wykorzystać to ona w zamian postanowiła zrobić to samo. Gdy muzyka ucichła skłoniła się i podeszła do misy z ponczem przy której stali znajomi chłopaka.
         Podziękowała i przyjęła puchar od Charles’a, a następnie upiła kilka łyków. Zerknęła przy okazji na Lucy Skamander i przyglądała jej się dłuższą chwilę.
          -Urocza sukienka – skomplementowała chyba po raz pierwszy w życiu jakąś Krukonkę. Nie było w tych słowach ani krzty sarkazmu. Naprawdę uważała, że wyglądała wyjątkowo dobrze w tej liliowej kreacji. Odstawiła puchar z resztą napoju gdzieś z boku i przez chwilę wsłuchiwała się w rozmowę uczniów Ravenclawu. Poczuła, że się nudzi więc  zerknęła w kierunku parkietu, na którym tańczyło kilka par, a potem przeniosła spojrzenie na Damiena i chwyciła go za rękę.
          -No co? Chciałeś tańczyć, tak? Idziemy – rzuciła po czym pociągnęła go na środek sali. Przy okazji miała nadzieję go wypytać o ich ostatnie spotkanie. Muzyka była nieco szybsza i bardziej chaotyczna niż ta do walca, więc zarzuciła mu tylko ramiona na szyję i zaczęła poruszać się w jej rytm.
          -Muszę cię o coś zapytać – zaczęła starając się mówić tak, żeby zagłuszyć muzykę.
          -Mówiłeś swoim kumplom o tym… incydencie w łazience? – wiedziała, że Steven i Elijah byli jego najlepszymi kumplami i może mu się coś wymsknęło na ten temat.

NICHOLAS FRED WEASLEY

           Nick zastygł kompletnie kiedy usta dziewczyny złączyły się z jego wargami. Nie spodziewał się tego w ogóle. Dlatego kiedy Lana się od niego odsunęła on tylko rozchylił delikatnie usta, ale nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Tylko patrzył jak Gryfonka biegiem zniknęła za wrotami zamku. Jeszcze przez dłuższą chwilę stał tam niczym lodowy posąg czując jak jego cała twarz robi się czerwona. Dopiero koledzy z drużyny, którzy widzieli całą sytuację wybawili go z całego osłupienia, ale i wprowadzili w stan irytacji, kiedy zaczęli sobie żartować posyłając sobie między sobą buziaki. Nicholas miał ochotę zapaść się pod ziemię. Szybkim krokiem więc ruszył w stronę wieży Gryffindoru mając już dosyć tego całego dnia. Najpierw przegrana z Ślizgonami, a teraz to… Nie twierdził, że pocałunek był czymś złym, wprost przeciwnie. Tak naprawdę od dawna na niego czekał, ale wyobrażał go sobie w nieco bardziej romantycznej scenerii. Już nawet nie chciał sobie wyobrażać co będzie jak zaraz cały pokój wspólny będzie o tym plotkować, dlatego omijając wszystkich dookoła wpadł do swojego pokoju, przebrał się i od razu opadł na łóżko zakrywając się kołdrą mając nadzieję, że kolejny dzień będzie o milion razy lepszy.
***
          W końcu nadszedł dzień balu. Chłopak ogromnie się denerwował, bowiem od tamtej sytuacji niestety nie miał okazji porozmawiać z Laną. Miał wrażenie, że los chciał, aby się unikali. Siedział przez dłuższy czas na łóżku w samych bokserkach i gapił się na wiszący naprzeciwko granatowy garnitur. Oczywiście nie miał zamiaru wkładać tego co przysłała mu babcia Molly. W życiu nie widział czegoś ohydniejszego i miał wrażenie jakby ta szata wyjściowa miała za sobą co najmniej trzy pokolenia. Całe szczęście zdążył się wyposażyć w odpowiedni strój u Madame Malkin podczas ostatniej wizyty w sklepie jego ojca. Okropnie plułby sobie w brodę, gdyby nie pomyślał o zajrzeniu do jej sklepu.
          Podniósł się z łóżka i ubrał na siebie garnitur. Starał się zawiązać muszkę tak jak powinien ale za każdym razem miał wrażenie jakby za kilka sekund miał się udusić. Rzucił ją więc zdenerwowany na materac, a kiedy był już gotowy zabrał ze sobą nieduży pakunek i zszedł do pokoju wspólnego. Nigdzie nie dostrzegł Lany więc chodził w tę i z powrotem mając nadzieję, że mimo okoliczności dziewczyna się pojawi. Kiedy zobaczył ją na schodach, aż przystanął w pół kroku i wstrzymał oddech. Wypuścił go dopiero wtedy, gdy dziewczyna znalazła się obok niego. Przyjął od niej muchę oraz prezent i rozpakował go, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
           -Dziękuję, nie musiałaś – powiedział i podał jej prezent od niego.
           -Też mam coś dla ciebie. Wesołych Świąt – odparł mając nadzieję, że wisiorek z pierwszym inicjałem jej imienia i niedużym czerwonym rubinem jej się spodoba.
           -Mogę? – zapytał wskazując na jej szyję. Zapiął jej naszyjnik stwierdzając w myślach, że idealnie pasuje do jej kreacji. Ucieszył się, gdy i ona pomogła mu z zapięciem muchy, bo nie zdzierżyłby kolejnych męczarni.
          -Wyglądasz… Pięknie – powiedział i podał jej swoje ramię. Oczywiście spóźnili się na wprowadzający taniec, ale Nick nie zamierzał mimo to podpierać ścian. Wiedział, że musi porozmawiać z Laną i uważał, że na parkiecie będzie mniej zdenerwowany. Poprowadził ją więc z dala od innych uczniów i objął ją delikatnie.
          -Więc… Chciałem porozmawiać o tym co się stało… No wiesz o tym pocałunku – zaczął niepewnie. Przez chwilę nic nie mówił starając się dobrać odpowiednio słowa, aż w końcu zebrał się na odwagę i popatrzył jej prosto w oczy.
          -Chciałem już od dawna ci powiedzieć, że jesteś najwspanialszą osobą jaką znam i myślę, że po prostu bałem się wyznać co do ciebie czuję, aby nie zniszczyć tego co mamy teraz – delikatnie ją okręcił, a następnie przyciągnął bliżej siebie  -Podobasz mi się Lana. I chciałbym z tobą zbudować coś nowego.

GWENDOLYN SOPHIA DUMBLEDORE

           Gwen już na wstępie mogła określić, że nie jest to impreza dla niej. To znaczy jasne, bardzo podobały jej się świąteczne klimaty, ale miło byłoby również z kimś porozmawiać. Spostrzegła przy jednym ze stolików swojego brata wraz z Isabelle i zrobiła kilka kroków w ich kierunku, ale zaraz się zatrzymała. Jej relacja z Phoenixem nie była teraz na najlepszych torach. Nie chciała też im przeszkadzać w rozmowie i czuć się jak piąte koło u wozu, więc koniec końców zrezygnowała z tego pomysłu. Zerknęła w kierunku wejścia, kiedy usłyszała jakieś wiwaty i okrzyki. Okazało się, że pani Hill musiała wypuścić Zachariusa ze skrzydła szpitalnego i najwyraźniej jego koledzy byli mocno uradowani z tego powodu. Chciała do niego podejść i zapytać się jak się czuje, ale uprzedziła ją jakaś Ślizgonka. Kojarzyła ją tylko z kilku lekcji, które mieli razem, ale nigdy w życiu z nią nie rozmawiała. Odwróciła się, kiedy zobaczyła, że razem kierują się w stronę parkietu. No tak, czego innego mogłaby się spodziewać po takim chłopaku jakim był Zacharius Zabini. Była pewna, że większość dziewczyn na tej sali wręcz marzyła o wspólnym tańcu ze Ślizgonem. Dopiła drugi puchar z ponczem i skierowała się do wyjścia. Już i tak pokazała swoją obecność profesor Peabrook, więc z czystym sumieniem mogła opuścić tą całą imprezę. Zanim jednak zdążyła przejść przez parkiet ktoś chwycił ją za rękę.
           -Hej, Gwen. Już wychodzisz? Miałem nadzieję zaprosić cię do tańca – Andre Gerard uśmiechnął się lekko w jej kierunku i puścił jej dłoń nie chcąc być zbytnio nachalnym.
          -Wiem, że za dużo nie rozmawiamy ale chciałem z tobą porozmawiać od czasu tego wybuchu na zaklęciach. Doskonale wiem, że chroniłaś dupsko Weasleya bo siedziałem niedaleko niego, kiedy to się stało. Oczywiście jestem ci wdzięczny, że dzięki tobie Krukoni nie stracili punktów, ale zastanawiam się dlaczego właściwie to zrobiłaś? – zapytał i lekko przekręcił głowę tak, że kilka kosmyków opadło mu na czoło.
           -Myślę, że to był po prostu odruch. Sama nie wiem – wzruszyła ramionami na co chłopak się roześmiał.
          -Jesteś czasami naprawdę dziwna, wiesz Gwen? Ale szczerze mówiąc lubię to w tobie. To, że jesteś inna. Wyróżniasz się spośród innych i to jest ekstra. To jak z tym tańcem? – uniósł brwi i podał jej swoją dłoń. Dumbledore nie miała pojęcia czy chłopak ją właśnie obraził czy skomplementował, ale stwierdziła że może jej brat ma rację i powinna znaleźć sobie innych przyjaciół niż tutejsze duchy.
          -Czemu nie – chwyciła jego rękę i razem wkroczyli na parkiet.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {02/11/22, 09:39 am}

Damien Prince

      Roześmiał się ze zdumieniem, widząc jak Steven gładko wypija alkohol i nawet specjalnie się nie zakrztusił.
      - O cholera, Stevie...! - pokręcił głową, patrząc na niego niedowierzająco - A ja głupi zachowałem na twoje urodziny tylko jedną butelkę, bo nie spodziewałem się, że takiś kozak z tym piciem!
      Odprowadził wzrokiem Stevena, kiedy gdzieś sobie potuptał i skupił swój wzrok na Lucy próbującej zagadać do nowego ziutka.  Chyba pierwszy raz widział, żeby zaczęła rozmowę z jakimś kolesiem, nie będącym jej bratem. No, z raz czy dwa widział, jak zaczepia Eliego i Stevena, ale to się nie liczy. A tutaj? Proszę bardzo! Pierwsza zagadała do obcego typa! Prince zaczął czuć jakąś dziwną dumę ze swoich kujońskich znajomych. Weasley zaczął odpowiadać na zaczepki, zaprosił dziewczynę na bal, a Skamander zaczyna wychodzić do ludzi... Może sobie poradzą w życiu.
      Skinął głową Nottowi i Malfoy, kiedy podeszli do ich stolika. Wziął łyk swojego alkoholu, przysłuchując się z niewielkim zainteresowaniem toczącej się rozmowie. Błądził wzrokiem po sali, szukając czegoś, na czym mógłby zawiesić wzrok.
      Nieco zaskoczony spojrzał na drobną dłoń zaciskającą się na jego nadgarstku. Spojrzał na właścicielkę owej ręki i posłusznie podążył za nią, po drodze podając swój pucharek Lucy.
      Położył dłonie na jej bokach. Nie za wysoko, nie za nisko, żeby nie zostać w ryj za obmacywanie. Przekrzywił lekko głowę, słuchając jej. Gdy zadała mu pytanie, schował swój głupi wyraz twarzy i sprawiając wrażenie lekko przygnębionego, przymknął oczy. Gdy znów je otworzył, spojrzał w te należące do Flo.
      - Spokojnie, Królowo. - odpowiedział spokojnym tonem głosu, starając się jednocześnie mówić na tyle głośno, żeby dosłyszała go przez muzykę - Wbrew powszechnej opinii na mój temat, nie jestem paplą. Co wydarzyło się w łazience, to w łazience... - urwał, przypominając sobie inny łazienkowy incydent z ostatnich kilku dni. Mięśnie twarzy drgnęły mu dziwnie, mając przed oczami czerwone pręgi na nadgarstku przyjaciela. Westchnął drżąco i dokończył zdanie, zmuszając się do słabego uśmiechu - Co wydarzyło się w łazience, to w łazience pozostanie. Twój sekret jest ze mną bezpieczny. - zapewnił - Po prostu daj znać, gdybyś chciała kiedyś o tym pogadać. Nie ma lepszego powiernika, niż członek rodu Prince. Potrafimy milczeć nawet na torturach.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {02/11/22, 02:15 pm}

LUCY SKAMANDER

           Lucy przyglądała się uważnie poczynaniom Stevena, ale o nic nie pytała. W tłumie wypatrzyła jak podaje bezalkoholowy napój Phoenixowi oraz Isabelle. Na początku nie za bardzo wiedziała co to miało na celu, ale później doszło do niej, że faktycznie upijanie córki Minister Magii nie było zbyt dobrym pomysłem. Uśmiechnęła się lekko, kiedy do ich grona dołączył Elijah wraz z Florence Malfoy. Zawsze jak widziała Ślizgonkę to przez jej ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Blondynka miała w sobie coś co Lucy od zawsze przerażało. Może był to wiecznie bijący od niej chłód, a może to że odkąd pamięta była wrogo nastawiona do osób nieczystej krwi. W każdym razie chyba nie udało jej się z nią zamienić więcej niż kilka słów w przeciągu całej nauki w Hogwarcie. Dlatego tak bardzo zdziwił ją wypowiedziany przez Florence komplement. Aż odruchowo cofnęła się krok do tyłu i spojrzała po sobie jakby szukając czegoś z czego dziewczyna mogła zadrwić. Nic jednak nie odnalazła, więc jej wzrok z powrotem powędrował do Ślizgonki.
         -D-Dzięki… Twoja suknia też jest bardzo ładna – wykrztusiła czując znów suchość w ustach, więc napełniła po raz kolejny swój pucharek i wypiła z niego kilka dość głębokich łyków starając się ukryć swoje zawstydzenie i lekkie podenerwowanie. Niemalże opróżniła całe naczynie i aż zakrztusiła się tym palącym uczuciem przechodzącym przez jej gardło. Zupełnie z tego wszystkiego zapomniała, że poncz jest zmieszany z dość mocnym alkoholem.
         Poczuła jak delikatne wypieki pojawiają jej się na policzkach. Boże jeszcze by tego brakowało, żeby upiła się już w pierwszych godzinach zabawy. Odstawiła dwa kielichy na bok, jeden należący do Damiena i odprowadziła jego oraz Florence wzrokiem idących na parkiet. Z tego wszystkiego coś jej się przypomniało. Podeszła bliżej Elijah i wskazała na tańczącą Ślizgonkę.
         -Chyba pierwszy raz była dla mnie taka miła – rzuciła uśmiechając się lekko, a potem westchnęła. Wiedziała, że on i Florence znali się od dawna i może słowo „przyjaźń” było nieco za duże, żeby opisać ich relację, ale Lucy na pewno zauważyła to, że często rozmawiają ze sobą i mimo wszystko wyglądają jakby się o siebie troszczyli, dlatego uznała, że warto byłoby mu przekazać informację, którą usłyszała.
          -Przepraszam może nie powinnam plotkować, ale słyszałam od Cynthii, która jak wiesz ma dobrą relację z Jęczącą Martą z łazienki z pierwszego piętra, że po ostatnich zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią Florence mocno płakała. Myślisz, że to dlatego ostatnio chodzi taka… przygaszona? – przygryzła lekko dolną wargę i zerknęła ukradkiem na chłopaka. Może i dziewczyna ją przerażała i na pewno nie wybrałaby ją na swoją koleżankę, ale mimo to chciała się i o nią zatroszczyć.

ISABELLE WEASLEY

            Izzy lekko pokiwała głową, choć szczerze mówiąc nie miała ochoty na taniec z Adrienem. W ogóle przez tą całą rozmowę jej chęci zabawy nie były już tak wysokie jak na początku.
         -Niczego. Tylko chciał ze mną zatańczyć – uśmiechnęła się słabo stwierdzając, że streszczanie całej rozmowy Phoenixowi nie miało sensu. Już chwytała za puchar z napojem, kiedy jakaś męska ręka ją uprzedziła. Obróciła się i nieco zaskoczona spojrzała na swojego kuzyna. Była jeszcze bardziej w szoku, kiedy dowiedziała się, że poncz był z alkoholową wkładką. Poważnie zastanawiała się czy w jej sytuacji alkohol nie sprawiłby, aby nieco się rozluźniła. Z drugiej jednak strony sama nie chciała być w swojej skórze, kiedy jej matka dowiedziałaby się o tym, że jej córka spożywała zakazaną substancję i to jeszcze na terenie szkoły. Szczególnie, że jeszcze nie była pełnoletnia.
           -Dzięki za uprzedzenie – powiedziała i uśmiechnęła się kładąc lekko dłoń na ramieniu Nix’a aby się nie denerwował.
           -Steven ma trochę racji. Już i tak udało mi się w miarę uniknąć kłopotów za te wagary w Hogsmeade. Myślę, że moja matka nie byłaby już tak wyrozumiała przy kolejnym wybryku – odparła łagodnie i upiła łyka słodkiego napoju. Chwilę jeszcze siedzieli przy stoliku przyglądając się rozkręcającej imprezie, aż w końcu Izzy postanowiła przejąć inicjatywę. Podniosła się ze stolika i chwyciła Nix’a za rękę.
           -Chodź, idziemy tańczyć – pociągnęła go na parkiet mając nadzieję, że podczas tańca zdąży zapomnieć o tych słowach Donovana.
          -Naprawdę chciałabym, żebyś przyjął tą miotłę. Oszczędzałam pieniądze od początku wakacji i byłoby mi bardzo przykro, gdyby moje wysiłki poszły na marne – zaśmiała się cicho i popatrzyła na niego szczenięcym wzrokiem.
          -A w ramach wdzięczności możesz pozwalać mi na niej polatać od czasu do czasu. Wiesz, że Nimbusy mi niezbyt pasują i zdecydowanie wolę Błyskawice – rzuciła jeszcze odgarniając kosmyki włosów, które lekko opadły na jej czoło i policzki.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 5 Empty Re: New Generation {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach