Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
My little mermanWczoraj o 10:32 pmTroianx
Avatar: The Legends of twoWczoraj o 09:59 pmLadyFlower
New GenerationWczoraj o 09:06 pmEeve
Charm Nook Wczoraj o 07:46 pmAku
Blood, drugs and you in the middleWczoraj o 04:27 pmNatas
Eternal debtWczoraj o 03:21 pmMinako88
Argonaut [eng]Wczoraj o 01:02 amSeisevan
A New Beginning 11/05/24, 10:46 pmNoé
incorrect love11/05/24, 04:34 pmKurokocchin
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
No user

Go down
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty New Generation {01/09/22, 06:24 pm}

First topic message reminder :

New Generation - Page 4 Cacf42ad9ea9a16b1ae286f0b44d1c02

New Generation - Page 4 Original

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest szkołą znajdującą się na terenie Szkocji. Założona ponad tysiąc lat temu przez czwórkę największych czarodziejów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw cieszy się ogromną popularnością nie tylko wśród czarodziejów Wielkiej Brytanii ale i całej Europy. Co roku jej mury przepełniają setki młodocianych osób chcących poszerzać swoją wiedzę magiczną. A przynajmniej było tak zanim Lord Voldemort oraz jego Śmierciożercy zniszczyli zamek podczas Bitwy o Hogwart. Szkoła została odbudowana przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego i nauczanie wróciło na właściwe tory.
Od wielkiej bitwy minęło ponad 20 lat. Lord Voldemort przestał istnieć, a Śmierciożercy zostali zamknięci w Azkabanie na wieki, jednak czy to oznacza koniec kłopotów dla naszych młodych czarodziejów?
Coraz częściej odnotowywano zbrodnie popełnione przez czystokrwistych czarodziejów na mugolach. Plotki mówią o formujących się ugrupowań fanatyków i czcicieli Gellerta Grindelwalda jednego z najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Obecny dyrektor Hogwartu profesor Minerva McGonagall robiła co mogła, aby w murach szkoły panował spokój, a niepokoje społeczeństwa dotyczące tajemniczych zbrodni nie zaprzątały głów uczniów.
Wszystko zmienia się, gdy pewnego grudniowego poranka po balu bożonarodzeniowym w szkolnych podziemiach woźny odkrywa zwłoki ucznia pochodzenia mugolskiego oraz napis na ścianie wykonany krwią „Brudna krew musi odejść”.

New Generation - Page 4 370410090eea5483400550bc1a65d0aa

G R Y F F I N D O R

♂ Syn George'a i Daphne Weasleyów -@Kalsi jako Nicholas Weasley
♀ Córka Nevilla i Catherine Longbottom -@Fojbe jako Lana Longbottom
♂ Syn Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lysander Skamander

♂ -@Heartstorm jako Benjamin Simmons
...

S L Y T H E R I N

♂ Syn Gebrielle Delacour-Lefrançoi i Jean-Yves Lefrançoi - @Fojbe jako Napoléon Lefrançois
♀ Córka Dracona i Astorii Malfoy - @Kalsi jako Florence Malfoy
♂ Syn Blaise'a Zbiniego -@Fojbe jako Zacharius Zabini

♂ Syn Mallory i Warrena Rhodes - @Calinda jako Lawrence Rhodes
...

H U F F L E P U F F

♂ Syn Alexandra i Mariki Dumbledore - @Eeve jako Phoenix Dumbledore
♀ Córka Alexandra i Mariki Dumbledore - @Kalsi jako Gwendolyn Dumbledore

♀ Córka Hermiony i Rona Weasleyów -@LadyFlower jako Isabelle Weasley

♀ Córka Aster i Harry'ego Spring - @Calinda jako Rosemary Spring
...

R A V E N C L A W

♂ Syn Percy'ego i Audrey Weasleyów - @Eeve jako Steven Weasley
♀ Córka Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lucy Skamander
♂ Syn Theodora i Camilli Nott@Heartstorm jako Elijah Nott
♂ Syn Jaspera i Diany Prince -@Cool_Free_Nickname jako Damien Prince

...

New Generation - Page 4 Eb86f62611f1f48617fcef15c858f92f

1. Wygląd postaci realny
2. Orientacja dowolna byleby była w miarę równowaga
3. To samo tyczy się płci
4. Można wziąć kilka postaci
4. Informujemy o dłuższych nieobecnościach
5. Discord mile widziany [/u][/u]


Ostatnio zmieniony przez Kalsi dnia 09/05/23, 07:53 am, w całości zmieniany 10 razy

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {06/10/22, 07:17 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Szedł na zajęcia w całkowitym milczeniu. Mając nadzieję, że Lucy nie wróci do tematu niedokończonego pytania. Zapomnijmy o tym. Nic się nie wydarzyło. Nic a nic.
              Prawie nie zauważył, kiedy blondynka zatrzymała się tuż przed nim. Prawie by na nią wpadł. Autentycznie. Słysząc jej słowa, zrobił duże oczy, nie wierząc, że to się dzieje. Domyśliła się, o co chciał zapytać. O w mordę...!
              Przez chwilę stał jak wryty, mrugając tylko oczami, a kiedy już dotarło do niego, że się nie przesłyszał, zarumienił się jak dorodny pomidor. Nawet koniuszki uszu zaczęły go piec i był niemal pewien, że i one się zaczerwieniły.
              - Jaa... - zająknął się, próbując coś odpowiedzieć. Zwiesił głowę, chcąc ukryć rumieniec zawstydzenia i podrapał się po karku - T-tak... O to właśnie chciałem spytać, ale... - wzruszył ramionami - Wiesz, jeśli poprosi cię ktoś, kto, no wiesz, podoba ci się albo coś, to w porządku. - wzruszył ramionami - Po prostu pomyślałem, że skoro ja nie odezwę się do żadnej dziewczyny, to w ostateczności, jakby nikt cię nie zaprosił, to zawsze możemy pójść po przyjacielsku, nie? - zgarbił się nieco, jakby próbował się schować w swoich ramionach, żeby nikt go nie widział - Myślałem, że Eli cię zaprosi, ale wczoraj coś mówił, że zaprosi Malfoy, żeby matka się od niego odczepiła czy coś takiego i... - wyrzucał z siebie słowa, jak karabin maszynowy pociski. Nie zdziwiłby się, gdyby Lucy mało zrozumiała z jego nerwowego bełkotu. Sam nie wiedział, co mówi, ale po prostu nie mógł się zamknąć.
              W końcu to jednak nastąpiło, ponieważ zwyczajnie skończyło mu się powietrze i musiał zamilknąć, żeby wziąć wdech. Odetchnął głęboko dwa razy, mając wrażenie, że zaraz się ugotuje. Podwinął rękawy.
              - Przepraszam. Chyba się zestresowałem... - zaśmiał się nerwowo, zażenowany sam sobą. Spojrzał na drzwi do sali - To... Może lepiej już wejdźmy. - zaproponował.
              W drzwiach minęli się z grupką Gryfonów, w tym jego kuzynem, Jamesem. Potter ucieszył się na jego widok i podszedł poklepać go mocno po plecach.
              - Lily mówiła, że pomogłeś jej z tym esejem! Dzięki wielkie, Steve! - klepnął go ostatni raz, na tyle mocno, że Weasley, aż pochylił się nieco do przodu od impetu uderzenia, po czym Gryfon wrócił do swoich przyjaciół.
              Rudzielec wykrztusił z siebie ciche "nie ma sprawy" i wciąż zgięty w pół, potruchtał do wolnej ławki.


P h o e n i x        D u m b l e d o r e


             
              Zaśmiał się na jej komentarz. On też nie wierzył. Może nie w to, że właśnie jest na wagarach, ale na pewno w to, że jest na nich z idealną panną Weasley, Sto Punktów na Sto Możliwych. Wagary to coś, o co nigdy by jej nie posądził. No może po to, żeby pouczyć się do sprawdzianu, ale to w jakimś ekstremalnym przypadku. Ale żeby spędzić dzień w Hogsmeade? A w życiu!
              - Zacznijmy od herbaty. - rzucił, poprawiając nauszniki - Chyba zaraz się przekręcę z bólu. - dodał niespecjalnie skory do żartów.
              Podążył za Izzy do herbaciarni pani Pudfifoot, śmieszne nazwisko swoją drogą. Na miejscu patrzyli na nich ciut krzywo, zapewne domyślając się, że są uczniami Hogwartu, którzy wymknęli się ze szkoły, zamiast grzecznie siedzieć na lekcjach. Zamówili po herbacie i usiedli w kącie, mając nadzieję, że nikt nie postanowi się nimi jakoś bardziej zainteresować. Nix zdjął okrycie wierzchnie i chwycił oburącz ciepły kubek, chcąc rozgrzać dłonie. Wbił wzrok w widok za oknem.
              - Co cię wzięło na wagary, co? - spytał z zaczepnym uśmieszkiem - Gdyby mi ktoś wczoraj powiedział, że Izzy Weasley zaproponuje mi zerwanie się z lekcji, wyśmiałbym go. - zaśmiał się lekko.
              Wziął łyka herbaty.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {08/10/22, 08:41 pm}

Elijah Nott


                Schował ręce do kieszeni materiałowych spodni. Kliknął językiem wydając z siebie krótki, ostry dźwięk.
                - Najwidoczniej wszystko z moim urokiem osobistym w porządku, skoro mimo kilku propozycji od razu zgodziłaś się na mają. - Spojrzał na nią niemal wyzywająco. Wymiana tych drobnych uszczypliwości pomiędzy nimi szczerze go bawiła.
                Jego wzrok skupił się na podniesiony przez Florence list. Przekrzywił delikatnie głowę zauważając oficjalną pieczęć Malfoyów. Dziewczyna nie musiała nic wiecej dodawać. Kojarzył tak zapieczętowane koperty, jego rodzice dostawali podobne przed każdym balem w Malfoy Manor. Najwidoczniej Lucjusz pragnął ponownie zebrać śmietankę czystokrwistej społeczeństwa Wielkiej Brytanii w swojej posiadłość. Dziwił się, że po tylu latach jeszcze mu się nie znudziło.
                - A powinienem? - Spytał półprzytomnie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jako siedemnastolatek należał do społeczności czarodziejskiej jako dorosły.  - A no tak, teraz już zasługuje na osobne…  - Mruknął pod nosem - Nie…- Pokręcił głową.- Nie wiem.- Dodał niemal od razu. - Spóźniłem się na poranna pocztę. . - Wyjaśnił. - Później to sprawdzę.
                Przepuścił dziewczynę w drzwiach. Przed wyjściem z Wielkiej Sali rzucił ostatnie spojrzenie w stronę plotkujących przy ślizgonką oraz kątem oka spojrzał na stół profesorski, ale tym razem  nie dostrzegł przy nim Reina.
                -- Mam nadzieje, że twoi dziadkowie nie będą mieć mi za złe, jeśli i tym razem się nie pojawie? - Zagadną po drodze do sali od Obrony od Czarnej Magii. Szczerze, miał gdzieś co pomyślą o nim seniorzy rodu Malfoy, jednak nie wiedział o czym innym mógłby rozmawiać z blondynką. -  Mojemu ojcu wybaczają od dziesięciu lat. Chyba…- Dodał nieco mniej pewnie. - A pro po balów… Mam nadzieje, że nie wymagasz szat pod kolor lub czegoś podobnego… - Mówiąc zakładał szkolną szatę. - Pozostańmy przy wymogu punktualności…- Zapiął górne guziki koszuli. - Możemy ewentualnie możemy ponegocjować czy siedzimy z krukonami czy ślizgonami.
                W klasie zgromadziła się już spora część siedmiorocznych. Przy jednej z ławek zauważył Stevena, złapał z nim kontakt wzrokowy i skinął głową na przywitanie, a następnie znacząco przeniósł wzrok na stojącą przed nim Florence dając znak, że omawiany wczoraj plan się powiódł.
- A więc...- Zaczął powoli zawiązywać granatowy krawat. -  Powodzenia na dzisiejszym meczu.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {09/10/22, 01:11 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

           Pokiwała lekko głową i schowała swoją kopertę do torby. Może później podpyta o to Zachariusa. Może jego ojciec coś wcześniej wspominał o planowanym spotkaniu w okresie świąt. Jeśli nie to będzie musiała dowiedzieć się osobiście po co właściwie organizowano to przyjęcie. Czyżby dumny Lucjusz Malfoy zrobił się nagle sentymentalny? Mocno powątpiewała…
          Zaśmiała się pod nosem, kiedy Elijah wspomniał o jego nieobecności na tym wydarzeniu.
          -Raczej nie sądzę. Już dawno przestali liczyć na twoją obecność i myślę, że byliby w niemałym szoku gdybyś jednak się pojawił – powiedziała rozbawiona. Oczywiście na początku jej dziadek był mocno niezadowolony z faktu, że Nott niejednokrotnie odmawiał zaproszenia. Teraz jednak chyba się już do tego przyzwyczaił.
           -Wszystko mi jedno w jakie kolory się zamierzasz ubrać, ale błagam załóż coś w czym nie będę się wstydziła z tobą pokazać. Wierzę, że masz dobry gust – poklepała go lekko po ramieniu.
           -Dzięki – rzuciła jeszcze i sama zajęła miejsce przy jednej z ławek.
         Kiedy już większość z nich było zapełnione do sali wkroczył profesor Rein zamykając drzwi machnięciem różdżki. Przeszedł przez całą salę, a następnie oparł się plecami o krawędź swojego biurka i omiótł spojrzeniem całą klasę.
         -Witajcie moi drodzy – zaczął z uśmiechem, na który Florence aż się wzdrygnęła.
          -Dzisiejsza lekcja będzie ciekawa i sprawdzająca wasze umiejętności magiczne. Teorię zostawimy sobie na zajęcia po Nowym Roku, a teraz jeśli możecie to wstańcie ze swoich miejsc i dobierzcie się w pary – odparł i za pomocą różdżki przesunął wszystkie ławki i krzesła na drugą stronę sali.
          -Nasze ćwiczenie będzie polegało na rzuceniu zaklęcia niewerbalnie. Bez wypowiadania inkantacji. Stańcie naprzeciwko siebie, jedno z was będzie rzucało zaklęcie ofensywne, a druga osoba z pary postara się to zaklęcie odbić. Oczywiście bez użycia żadnego słowa. Musicie się mocno skoncentrować i nie przejmujcie się jak nie wyjdzie za pierwszym razem. To bardzo trudna umiejętność, której można się uczyć nawet latami – odparł.
         Florence dobrała się w parę z Vanessą i tak jak nakazał profesor stanęły naprzeciw siebie. Dziewczyna uniosła różdżkę gotowa do rzucenia zaklęcia. Skupiła się maksymalnie, zupełnie ignorując wszystko co się działo wokół. Przez krótką chwilę nic się nie działo, aż w końcu ciało Vanessy odleciało do tyłu uderzone przez niewidzialną siłę wystrzeloną z różdżki Ślizgonki.
         -Brawo panno Malfoy. Jestem zaskoczony jak szybko i łatwo poradziła sobie pani z tym zadaniem. Dziesięć punktów dla Slytherinu – rzucił mężczyzna i położył dłoń na jej ramieniu. Blondynka zesztywniała i odsunęła się o krok tak, że dłoń profesora zsunęła się z jej ramienia. Rein przyglądał jej się chwilę, a następnie odchrząknął.
         -Ćwiczcie dalej – odparł tylko i ruszył dalej przyglądając się uważnie pozostałym uczniom.
         Flor skupiła się z powrotem na zadaniu, ale wciąż miała nieprzyjemne wrażenie, że profesor kątem oka się jej przyglądał. Na szczęście lekcja skończyła się szybciej niż przypuszczała, co przyjęła z niemałą ulgą. Zabrała swoje rzeczy kierując się ku wyjściu z sali, ale zaraz zatrzymała się słysząc swoje nazwisko.
         -Panno Malfoy, proszę zaczekać. Chciałbym omówić twoje dotychczasowe wyniki na moich zajęciach – dziewczyna westchnęła ciężko i odwróciła się w kierunku biurka. Naprawdę nie miała ochoty zostawać z nim sam na sam.
          -Może kiedy indziej? Dziś jest mecz quidditcha i chciałabym…
         -To potrwa tylko chwilę – rzucił i wskazał na wolne krzesło obok niego. Florence przełknęła ślinę, kiedy jej gardło zrobiło się suche niczym wiór. Powolnym krokiem podeszła do krzesła i przysiadła na jego krawędzi co jakiś czas zerkając na otwarte drzwi.
          -Jesteś jedną z najbardziej obiecujących uczennic panno Malfoy. Jestem naprawdę pod wrażeniem twoich umiejętności – zaczął, a widząc jej wzrok podążający ku drzwiom, machnął różdżką i zamknął je. Następnie zajął miejsce obok niej i delikatnie dotknął jej bladej dłoni.
         -Nie denerwuj się. Nie zrobię ci krzywdy – jego druga dłoń odgarnęła jej włosy za ucho i palcem mimowolnie przejechał po jej policzku. Dziewczyna momentalnie się poderwała z miejsca.
          -Co pan robi? Przysięgam na Salazara, że profesor McGonagall się o tym dowie – warknęła i ruszyła do wyjścia, ale po chwili zaklęcie odrzuciło ją w bok wprost na stojącą nieopodal ławkę. Jęknęła cicho i powoli podniosła się z podłogi, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić została przyciśnięta do ściany.
         -Naprawdę myślisz, że ci uwierzą? Od prawie dziesięciu lat jestem tutaj szanowanym profesorem przez większość uczniów i nauczycieli, a ty… Córka i wnuczka śmierciożerców, którzy uniknęli Azkabanu już nie pierwszy raz. Po twoich wyczynach z uczniami nieczystej krwi szczerze wątpię, aby ktokolwiek uwierzył ci w te brednie – pochylił się i zaciągnął się jej zapachem, a następnie puścił ją.
       -Śmiało. Idź. Zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie – dodał i wskazał na drzwi. Florence patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, a następnie szybko opuściła pomieszczenie. Serce waliło jej niebezpiecznie szybko i kiedy tylko znalazła się na korytarzu od razu skierowała się do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi do jednej z kabin i po prostu pękła wylewając z siebie niepowstrzymane strumienie łez.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {09/10/22, 05:41 pm}

Damien Prince

      Odprowadził spojrzeniem Stevena. Oho. Stevie idzie pogadać z przedstawicielką płci przeciwnej. Gdyby to nie była Lucy, może nawet podszedłby bliżej, żeby ponabijać się z jego stękania. Ale to Lucy. Damien nie twierdzi, że Lucy nie jest kobietą. Twierdzi tylko, że w wizji Stevena nie jest kobietą-zagrożeniem. Wszystkie kobiety, poza Molly, Lucy i może nauczycielkami, były dla Stevena bezpieczne. Reszty się bał i najpewniej nie był w stanie z nimi normalnie rozmawiać.
      Z westchnieniem wstał, zabrał swoje rzeczy i jabłko i udał się do dormitorium. Musiał się przygotować do zajęć. Laba się skończyła. W dormitorium nie było już jego współlokatorów, wszyscy zdążyli się wynieść. Prince wziął porządny, ciepły prysznic, chcąc zmyć z siebie wspomnienia z Munga. Niedbale założył mundurek. Nie był z tych, którzy przykładają uwagę do tego, czy spełnia regulaminowe wymagania choćby w najmniejszym stopniu. Zamiast spodni od mundurka, założył dziurawe jeansy. Białą koszulę zapiął, odpuszczając sobie jeden górny guzik i dwa dolne, przez co dość widoczna była klamra jego paska z przekreślonym napisem "monday". Rękawy podwinął do łokci, a krawat zawiązał tak luźno, jak się tylko dało. Na lewy nadgarstek założył pieszczochę z wytartym już nieco napisem 'Ramones'. Wrzucił do szkolnej torby potrzebne rzeczy i ruszył na lekcję, pobrzękując radośnie łańcuchem na udzie.
      Wszedł do sali jako jeden z ostatnich, więc nawet nie było, co liczyć, że uda mu się usiąść w jednej ławce z kumplami, więc zajął miejsce na tyłach sali, obok jakiegoś Puchona. Chwilę później pojawił się profesor Rein i rozpoczął zajęcia. Nuda. Merlinie. Nuda do kwadratu. Z braku laku, Damien dobrał się w parę z Puchonem siedzącym obok. Nie szło mu idealnie na ćwiczeniach, ale było kilku takich, którym wychodziło to jeszcze gorzej niż jemu, więc szczególnie się nie przejął. Kilkadziesiąt minut później, gdy zajęcia dobiegły końca i on, i kolega Puchon mieli kilka dodatkowych siniaków, których rano jeszcze nie mieli.
      Prince wyszedł z klasy, mając wrażenie, że ramię strzyka mu mocniej, niż na śniadaniu, a poza tym upadł na nie tak niefortunnie, że dosłownie myślał, że zaraz się zesra z bólu. Czym prędzej udał się do męskiej toalety, wygrzebał z torby fiolkę z eliksirem przeciwbólowym, który przypisał mu medyk z Munga i wypił spory łyk. Skrzywił się, zakręcił pospiesznie fiolkę i pochylił się nad umywalką, łapiąc się jej oburącz. Merlinie. Teraz chciało mu się rzygać. Z jednej skrajności w drugą. Odczekał kilka minut, aż miną mdłości. W międzyczasie eliksir zaczął działać, dzięki czemu ból powoli ustępował. Obmył twarz zimną wodą, wziął kilka łyków kranówki i wyszedł z toalety. Idealnie, żeby zobaczyć jak Malfoy zamyka się w damskiej. Wyglądała dosyć blado, co troszkę go zmartwiło. Ale tylko troszkę!
      Rozejrzał się na boki. Nie widział żadnej dziewczyny. Sam nie będzie się pchał do damskiej. Poczeka, aż będzie jakaś przechodzić i poprosi, żeby zajrzała i sprawdziła, co u blondynki. Stał tam tak kilka minut, aż nie usłyszał dobiegających z toalety dziwnych dźwięków. Uch... Czy ona... płakała? Rozejrzał się nerwowo, czy nikt nie idzie, złapał za klamkę i wszedł po cichu do środka. Nasłuchując, odszukał kabinę, z której dochodziło łkanie. Ostrożnie zapukał do drzwi.
      - Umm... Malfoy? Wszystko gra? - zapytał - Wyglądałaś dosyć blado, a potem usłyszałem płacz i... No. Potrzebujesz pomocy albo coś? Iść po panią Hill?
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {09/10/22, 08:26 pm}

LYSANDER SKAMANDER
i
LUCY SKAMANDER

           Lucy uważnie mu się przyglądała i nie mogła powstrzymać uśmiechu, który szybko wpłynął na jej twarz. Musiała przyznać, że to całe zakłopotanie i podenerwowanie Stevena wydało jej się w pewien sposób urocze.
           -W porządku. Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo. Właściwie to cieszę się, że pójdziemy razem – powiedziała wesoło. Nieco zdziwił ją komentarz dotyczący Elijah. Raczej wątpiła, aby chłopak chciał akurat ją zaprosić. Jasne ostatnimi czasy naprawdę zaczęli się dogadywać i spędzać ze sobą trochę czasu, ale nie sądziła aby mogło z tego być coś więcej.
           -Wyluzuj. Będzie fajnie, zobaczysz – uspokoiła go, choć te słowa bardziej pasowały do jej brata niż do niej samej.
         Zajęła miejsce, a kiedy do sali wkroczył profesor Rein w pełni skupiła się na jego zajęciach. Dobrała się w parę ze swoją współlokatorką Nancy, a następnie starała się użyć odpowiedniego zaklęcia bez użycia inkantacji. Tak jak zapowiedział nauczyciel nie było to łatwe zadanie. Lucy już miała ochotę się poddać, ale w końcu udało jej się rozbroić dziewczynę. Z obroną też poszło jej całkiem nieźle, dlatego kiedy zajęcia się skończyły wyszła z nich mocno zadowolona.
           -Lucy! – usłyszała za sobą znajomy głos brata, więc momentalnie przyśpieszyła kroku. Stanęła dopiero, kiedy Lysander chwycił ją za rękę.
           -Musimy chyba porozmawiać, nie sądzisz? Nie możesz mnie wiecznie unikać – odparł przyglądając jej się uważnie, na co blondynka tylko przewróciła oczami.
           -Myślę, że wczoraj wystarczająco dużo powiedziałeś. Nie mamy już o czym rozmawiać – wyrwała mu dłoń z jego uścisku i założyła ręce na piersi.
           -Przepraszam, okej? Wiem, że przesadziłem i zachowałem się jak ostatni kretyn. Wcale nie uważam, że jesteś dziwna po prostu… troszczę się o ciebie – podszedł do niej bliżej i ujął jej twarz w dłonie  -I uważam, że stać cię na o wiele więcej niż Weasley czy Nott.
         Blondynka westchnęła cicho i ściągnęła jego dłonie.
          -Nie potrzebuję twojej troski Lys. I przykro mi, ale teraz będziesz musiał żyć z konsekwencjami swoich słów, bo ja nie mam zamiaru tak szybko ci tego wybaczyć – dodała po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku dormitorium, aby zabrać cieplejsze ubrania na kolejne zajęcia z Hagridem.
          Gryfon zacisnął mocno zęby i kopnął stojące obok wiadro woźnego sprawiając, że woda z niego rozlała się po całym korytarzu. Zauważył Stevena stojącego niedaleko, więc podszedł do niego marząc o przywaleniu mu, ale zamiast tego stanął z nim twarzą w twarz.
          -Zabraniam ci zbliżać się do mojej siostry chociażby na krok, rozumiemy się? I przekaż to samo swojemu koledze Nottowi. Nie chcę was widzieć w jej pobliżu – warknął.


ISABELLE WEASLEY

         Izzy pokiwała lekko głową i popatrzyła na niego z niemałym współczuciem. Rozejrzała się nerwowo po herbaciarni widząc wzrok niektórych gości, którzy chyba domyślali się, że dwójka Puchonów postanowiła zrobić sobie wagary.
         -Zajmij stolik, a ja zaraz wrócę – powiedziała i podeszła do jednej z pań parzącej herbatę. Całe szczęście mieli oni w ofercie również różnorakie zioła, nie tylko te herbaciane, więc poprosiła o takie, które szybko zniwelują ból brzucha. Kobieta podała jej fiolkę, za którą rudowłosa zapłaciła, a następnie wróciła do stolika i postawiła ją przed Phoenixem.
          -Dodaj do herbaty. Będzie ci lepiej – rzuciła ściągając odzienie i usiadła naprzeciwko Puchona.
         Na jego pytanie zaśmiała się i upiła łyk zamówionej wcześniej zielonej herbaty.
          -Czy ja wiem… Może zaczęły odzywać się we mnie spóźnione młodzieńcze bunty – powiedziała rozbawiona. Zawsze starała się postępować właściwie, być córką idealną, wybitną uczennicą i ostatnio poczuła, że zaczyna jej czegoś brakować. Może właśnie chodziło o poczucie lekkiej adrenaliny?
          Wypili herbatę i postanowili udać się w poszukiwaniu prezentów na święta. Pierwszym przystankiem na ich drodze był antykwariat Lawsona. Znajdował się najbliżej herbaciarni, a można tam było kupić naprawdę świetne perełki. Dziewczyna rozglądała się po półkach w poszukiwaniu niebanalnej książki. W końcu wybrała kilka ciekawych pozycji i schowała je do torby. Kolejnym miejscem był sklep ze sprzętem do gry w quidditcha otworzony kilka lat temu. Witryny zdawały się być o wiele nowocześniejsze niż te na ulicy Pokątnej. Właśnie stamtąd zamówiła jedną rzecz, ale może w tym sklepie znalazłaby coś jeszcze co przykułoby jej uwagę. Quidditch był jej jedyną odskocznią od nauki, dlatego właśnie tak bardzo lubiła tę grę. Przeszła alejką z najnowszymi modelami mioteł, a potem znalazła się w miejscu, gdzie na wieszakach wisiały różnokolorowe szaty. Koniec końców nic nie wybrała i ostatnim miejscem, w które chciała zajrzeć był sklep wuja George’a. To był już drugi otwarty przez niego sklep i podobno przynosił on równie dobre dochody jak ten w Londynie.
         -Już ci lepiej? – zapytała z troską wskazując na brzuch przyjaciela. Miała nadzieję, że chodzenie z nią po sklepach nie było dla niego jakąś udręką. Powoli przekroczyli próg sklepu i Izzy od razu rozejrzała się w poszukiwaniu rudej czupryny. Na całe szczęście nigdzie jej nie dostrzegła, więc nieco pewniej weszli w jedną z alejek. Bywała tu nieraz więc mniej więcej orientowała się co gdzie leży. Przez chwilę zatrzymała się przy różowym stoisku z eliksirem miłosnym, ale szybko od niego odeszła stwierdzając, że i tak nie mieli za dużo czasu na zwiedzanie. Zgarnęła kilka rzeczy i zapłaciła, a gdy już mieli wychodzić, zobaczyła wchodzących Molly i Arthura Weasleyów.
         -Szlag… - w duchu paniki szybko chwyciła Nixa za rękę i weszła do najbliżej znanego jej pomieszczenia – magazynu. Było tam na tyle ciasno, że ona opierała się o drzwi plecami, a on był tak blisko niej, że czuła na sobie jego oddech. Przycisnęła palec do ust nakazując mu być cicho. Mieli przekichane! Jak babcia Molly dowie się, że Isabelle była na wagarach wszystko wypapla jej rodzicom!
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {09/10/22, 10:26 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Wyłapał w tłumie Eliego. Załapał jego wiadomość i uniósł kciuk do góry, czując coś dziwnego w piersi. Merlinie, chyba znowu zaczyna się źle czuć. Ciężko mu było powiedzieć, co mu dolega, ale zaczynało go to niepokoić.
              Dobrał się w parę z Jamesem, któremu chyba nagle zebrało się na utrzymywanie relacji z nim. Pewnie znowu jest z czegoś zagrożony. Zaklęcie ofensywne Stevenowi nie wychodziło wcale, za to defensywne już tak. James miał za to całkowicie na odwrót, więc w ostatecznym rozrachunku, biedny Potter nabił więcej siniaków sobie, niż kuzynowi. Po zakończonych zajęciach, wyszli razem z klasy, jednak Gryfon szybko się gdzieś ulotnił, najpewniej dołączył do swoich przyjaciół. Weasley w zamyśleniu szedł przed siebie w kierunku Wieży Krukonów, chcąc wziąć płaszcz i szalik. Na zewnątrz było zimno, nie chciało mu się iść na ONMS. Zdecydowanie wolałby zostać w zamku, niż wychodzić na zewnątrz.
              Podniósł wzrok, słysząc jakiś rumor. Lysander Skamander kopnął wiaderko woźnego. Steven przystanął, zastanawiając się czy nie zawrócić i nie pójść na około. Nie miał ochoty na utarczki z Gryfonem. Niestety, nie podjął decyzji wystarczająco szybko. Blondyn zauważył go i skierował się w jego stronę. Rudzielec nieco się spiął, ale starał się nie pokazać po sobie strachu.
              Przełknął z trudem ślinę, słuchając go. W panice rozejrzał się na boki, licząc, że może przypadkiem Eli jest gdzieś w pobliżu, może James... Nawet na widok Prince'a by się teraz ucieszył! Zebrał się w sobie i spojrzał chłopakowi w oczy. W duchu dziękował ojcu za gen wzrostu, dzięki czemu górował nad blondynem dobre dziesięć centymetrów.
              - Skamander, też mam siostrę i gdzieś tam rozumiem twoją troskę o Lucy. - zacisnął dłonie w pięści, próbując się uspokoić - Jednak obrałeś strasznie chujową strategię, żeby to okazać. I nim do tego przejdę, zacznę od czego innego. - tak, jak Lysander chciał chronić siostrę, tak Steven chciał chronić tych, na których mu zależy. I było coś, co od wczoraj chciał mu powiedzieć.
              Wziął wdech, pochylając się nieco ku niemu.
              - To, że masz paranoje, nie daje ci prawa nazywać Eliego Śmierciożercą. - wycedził - O mnie mów, co chcesz. Dziwaczny Steve? W porządku. Jestem dziwny i mam na imię Steve. Śmiało, wołaj mnie tak. Ale tytuł Śmierciożercy zachowaj dla tych, którzy faktycznie nimi są.
              Nie będzie tolerował szkalowania jego przyjaciela. Stevena bardzo ciężko jest wkurzyć, ale Skamanderowi to się udało, obrażając Eliego.
              - A wracając do Lucy - boisz się, co ludzie będą o niej mówić? Serio jesteś tak pusty? Nie liczy się dla ciebie to, że Lucy jest szczęśliwa w takim, a nie innym towarzystwie? Lepiej, żeby męczyła się z pustakami, których interesuje tylko to, co na zewnątrz? - wyprostował się, wciąż starając się zachować kamienny wyraz twarzy, chociaż w środku cały się trząsł z nerwów. Miał tylko nadzieję, że ani głos, ani nogi nie odmówią mu posłuszeństwa i nie zdradzą tego, jak bardzo pragnie teraz uciec. Ale przyszedł czas, żeby Dziwaczny Steve w końcu się odezwał, prawda? - Gdybyś chociaż raz spróbował pogadać ze mną czy Elim i dopiero wtedy oceniał czy jesteśmy odpowiednim towarzystwem... Ale nie, nie przyjmujesz do świadomości, że w środku może być coś innego, niż na zewnątrz, co? Powiedzieć ci coś? Co, kurwa, z tego, że jesteś taki przystojny, skoro w środku jesteś dupkiem? Bo nie wiem, jak inaczej to określić. Czy oceniam cię powierzchownie tak, jak ty mnie? Owszem. Z tym, że ja słucham co twoja siostra mówi - próbowałeś kiedyś? Posłuchać, co ona ma do powiedzenia? - i mam jakieś tam pojęcie na twój temat. Z jej perspektywy, ale ty pewnie na mój temat wiesz tyle, co mogą powiedzieć ci moi kuzyni, czyli niewiele. Bo tak, jak ty, skreślili mnie z góry, nie próbując nawet ze mną porozmawiać. - czuł, że serce wali mu jak młot. Krew buzowała tak mocno, że niemal słyszał jej dudnienie w uszach. Jeszcze chwila i chyba tam zejdzie, ale to nic. Miał zamiar wyrzucić z siebie kilka rzeczy, które dręczyły go od jakiegoś czasu. Mówił o Lucy i Lysandrze, ale sam miał wrażenie, że to nie na chłopaka się złości - I nie, kurwa mać, nie będę trzymał się z dala od Lucy, bo wiesz co? Jest moją przyjaciółką, zależy mi na niej. I zaprosiłem ją rano na bal, więc jeśli chcesz, żebym to odwołał... - zawiesił głos - ... śmiało, przekonaj mnie. Masz jakiś inny argument, niż pięść? - dokończył ciszej.
              Mógłby odejść i mieć gdzieś całą sytuację. Ale potrzebował tej konfrontacji. Dostanie w twarz? W porządku. Nie ma problemu. Lysander będzie próbował się z nim kłócić? Jeszcze lepiej. Potyczki na słowa są mocną stroną Stevena. Obaj potrzebowali dać ujście tłamszonym emocjom i może to jest właśnie ten moment, kiedy będą mogli sobie ulżyć.

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


             
             Antykwariat niespecjalnie zaciekawił Dumbledore'a. Jak łatwo się domyślić, nie był typem mola książkowego. Kręcił się za Izzy, z niewielkim zainteresowaniem oglądając kolorowe okładki. Zainteresował się za to koszem z używanymi vinylami. Grzebał tam kilka minut, aż znalazł egzemplarz Jęczących Wiedźm, których fanem był jego ojciec. Obejrzał dokładnie opakowanie i przeczytał spis piosenek. Nie był w stu procentach pewny, ale chyba tej płyty akurat nie miał. Był to genialny prezent dla staruszka pod choinkę! Zakupił płytę i nawet dopłacił specjalnie za materiałową torbę na vinyl, żeby nie uszkodziła się na mrozie.
              W sklepie ze sprzętem do Quiddicha nieco się ożywił. Dłuższy moment podziwiał najnowszy model Nimbusa, wyobrażając sobie, jakby wyglądał na takim sprzęcie. Kupił sobie nowe rękawiczki, ponieważ poprzednie zaczynały mu się już rozlatywać, poza tym były mocno powycierane i nie spełniały już swojego pierwotnego celu.
              - Hm? - mruknął nieprzytomnie, nie mając pojęcia o co jej chodzi. Dopiero jak zauważył, że wskazuje na jego brzuch przypomniał sobie, że faktycznie, bolał go brzuch. Uśmiechnął się do niej szeroko - Tak! Ta herbata i zioła sprawiły cuda! Zdążyłem już zapomnieć, że coś mi dolegało! - roześmiał się głośno.
              Weszli do sklepu jej wujka i Nix zaczął rozglądać się po półkach, szukając jakiegoś śmiesznego gadżetu, którym mógłby spłatać psikusa swoim przyjaciołom. Kieszonkowe bagno? Nieee... Potem będzie musiał to sprzątać. Więcej roboty, niż śmiechu. Może cukierki wywołujące zmianę koloru włosów?
              Poważnie rozważał swój potencjalny zakup, kiedy nagle został złapany przez przyjaciółkę za rękę i wciągnięty do jakiegoś składziku czy innego dziwnego miejsca. Było tam mało miejsca, coś wbijało mu się w plecy, a i tak Izzy niemalże stała mu na stopach. Co to w ogóle za miniaturowe składowisko towaru?
              Zmarszczył brwi, próbując się rozluźnić i zachować ciszę. Czuł się trochę niezręcznie, gdy byli tak blisko siebie. Drgnął, gdy przez uchylone okienko dobiegł go jakiś męski głos.
              - ... musimy to zrobić...
              Wytężył słuch, nasłuchując. Pierwszemu, niskiemu głosowi odpowiedział inny, wyższy, ciężki do przypisania konkretnej płci.
              - ... jak chcesz się dostać do środka?
              - Coś wymyślę, spokojna twoja rozczochrana, psia krew! Czas położyć kres tym plugawym...

              Nix delikatnie ścisnął dłoń Izzy i spojrzał na jej twarz, próbując zorientować się, czy też to słyszy. Ta wymiana zdań nie brzmiała jak omawianie przyjęcia z herbatką. Zdecydowanie nie. Od razu chłopakowi przyszło na myśl jedno skojarzenie i nie było ono zbyt przyjemne. Momentalnie przypomniał sobie opowieści wuja Aberfotha o tym, jak wyglądał świat czarodziei po śmierci jego dziadka, Albusa. Nie mógł mieć pewności, ale ta rozmowa przywiodła mu na myśl działania Voldemorta i Śmierciożerców.
              Może miał paranoję, może przesadzał, ale bardzo nie spodobało mu się to, co właśnie usłyszał.
              Na domiar złego, z drugiej strony, dało się dosłyszeć zmierzające ku nim kroki. Nix odruchowo przyciągnął Izzy bliżej siebie, jakby mógł ją tym ochronić.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {10/10/22, 09:12 am}

LYSANDER SKAMANDER
i
LUCY SKAMANDER

         Lysander zrobił się mocno czerwony na twarzy ze złości. Nie miał pojęcia co go opętało, ale czuł jakby zaraz miał wybuchnąć. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego jego siostra mogła stać po stronie Stevena zamiast po jego. Oczywiście wiedział, że wczoraj nieco przesadził, ale już nieraz wychodzili z takich sytuacji. Kłócili się, on przepraszał, a ona zawsze mu wybaczała i już wszystko było w porządku. Co więc tym razem było nie tak? Na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba, która mogła wpłynąć na blondynkę i właśnie ona stała przed nim.  
         Prychnął słysząc jak chłopak broni swojego przyjaciela. Uważał, że skoro jego ojciec był jednym z nich, a matka, przynajmniej z tego co słyszał, obracała się w podejrzanym towarzystwie to Elijah Nott nie mógł być niewinny. Zresztą to samo tyczyło się innych osób takich jak Florence Malfoy czy Zacharius Zabini. Jak dla niego ta trójka powinna trafić do jednego worka wraz z innymi nazwiskami, których przyjął dom Salazara. Nie zamierzał jednak tego komentować i dopiero, kiedy Weasley wspomniał o Lucy coś się w nim zagotowało.
          -Szczęśliwa? Myślisz, że jest szczęśliwa kiedy ludzie wokół niej uważają ją za dziwaczkę? Może tobie to nie przeszkadza, ale ja chcę zadbać o reputację swojej siostry – powiedział marszcząc brwi. Ręce go mocno świerzbiły, ale jeszcze udało mu się pohamować z rękoczynem. Dopiero kiedy usłyszał o balu i o tym, że Steven ją zaprosił, nie wytrzymał. Jego pięść wylądowała na jego twarzy przez co ten drugi mocno się zatoczył. Nie miał pojęcia co w niego wstąpiło, ale nie mógł przestać. Szarpali się na korytarzu zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych uczniów, którzy zrobili wokół nich krąg. On też dostał od Weasleya kilka razy, ale nie przejął się krwią cieknącą z jego nosa tylko napierał dalej. Już miał po raz kolejny zadać cios, ale po chwili z Sali wyszedł profesor Rein, machnął różdżką i wraz ze Stevenem wylądowali na podłodze.
         -Dosyć! Co to ma znaczyć?! Nie będę tolerował żadnych bójek! A teraz marsz do skrzydła szpitalnego! I możecie być pewni, że powiadomię o całym zajściu waszych opiekunów! – odparł.
          Chłopak powoli podniósł się z podłogi, a następnie tak jak nakazał profesor od Obrony Przed Czarną Magią skierował się do pani Hill. Już to widział jak profesor Longbottom zabroni mu uczestniczyć w dzisiejszym meczu. Zrobiło mu się, aż wstyd za siebie. W głębi wiedział, że postąpił źle i teraz nie mógł tego wszystkiego cofnąć. Był na straconej pozycji nie tylko przez to, że jego koledzy z drużyny będą zawiedzeni, ale przede wszystkim znów straci zaufanie Lucy. Czuł, że ona nigdy mu nie wybaczy kiedy się dowie co właśnie zrobił.
         -Na tysiąc druzgotek co się stało? – rzuciła przejęta pielęgniarka widząc tę dwójkę w takim stanie, a następnie zaprosiła ich na kozetki i zajęła się przemywaniem ich ran na twarzy. Przez dłuższą chwilę w gabinecie panowała nieznośna, przynajmniej według Lysa, cisza. Kiedy pani Hill poszła po więcej gazików, on zerknął na rudowłosego siedzącego obok i westchnął cicho.
          -Przepraszam… - wykrztusił. Nie miał pojęcia co więcej powinien powiedzieć, szczególnie że to jedno słowo to i tak było dla niego zbyt dużo.

         Lucy właśnie wychodziła z dormitorium ubrana w ciepły płaszcz. Właśnie zakładała szalik, kiedy po chwili podeszła do niej Nancy oznajmiając, że przed chwilą jej brat i Steven pobili się na korytarzu i zostali wysłani do pielęgniarki.
          -Co takiego? – blondynka była w szoku, kiedy to usłyszała i czym prędzej skierowała się na pierwsze piętro. Przez całą drogę targały ją różne emocje. Smutek i zmartwienie przeradzały się w złość i irytację. Doskonale wiedziała kto był inicjatorem bójki i nie było opcji, aby uszło mu to na sucho. Lysander posunął się stanowczo za daleko i jeżeli myślał, że ta cała walka sprawi, że zmieni zdanie i się z nim pogodzi to grubo się mylił. Była na niego jeszcze bardziej wściekła.
         W końcu dotarła do skrzydła szpitalnego i z hukiem otworzyła drzwi wpadając do środka niczym burza. Dopiero widząc ich stan zatrzymała się i cała złość, którą czuła jeszcze przez chwilą z niej uleciała. Zamiast tego miała ochotę się popłakać, ale trzymała jeszcze swoje emocje na wodzy. Podeszła bliżej tak, że od ich łóżek dzieliło ją tylko kilka kroków. Spojrzała na nich z troską, ale w jej spojrzeniu można było również dostrzec niemały zawód.
          -Jak się czujecie? – zapytała po chwili milczenia zerkając to na jednego to na drugiego.  -Chyba nie muszę wam mówić jak mocno niedojrzałe to było… Wiem, że za sobą nie przepadacie ale żeby posuwać się do czegoś takiego? Nawet nie wiem co powiedzieć…
          -To ja zacząłem…
          -W to nie wątpię. Nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje Lys, ale przestajesz myśleć o konsekwencjach. Zachowujesz się jak dzieciak, a na Merlina, już prawie kończysz szkołę. Ale nie będę ci prawić kazań. Jestem pewna, że profesor Longbottom jest w trakcie pisania listu do naszych rodziców – powiedziała spokojnie i przeniosła wzrok na Stevena. Nie sądziła, że i on da się tak ponieść emocjom. Myślała raczej, że będzie rozsądniejszy.


ISABELLE WEASLEY

          Izzy zmarszczyła czoło, kiedy usłyszała rozmowę dochodzącą za niedużym oknem składzika. Nie wiedziała co o tym myśleć, ale musiała przyznać, że brzmiało to mocno niepokojąco. Rzuciła Phoenixowi porozumiewawcze spojrzenie, choć tak naprawdę w głowie zastanawiała się czy powinni komukolwiek o tym powiedzieć. Wstrzymała oddech, kiedy chłopak przyciągnął ją bliżej siebie i gdy usłyszała głośne kroki dochodzące dosłownie zza drzwi. Jej serce o mało co nie wyskoczyło jej z piersi i miała wrażenie, że za chwilę ktoś na zewnątrz je usłyszy. Kroki jednak powoli oddaliły się i gdy nikogo już nie było słychać w pobliżu, upewniwszy się, że mają drogę wolną, opuścili pomieszczenie i skierowali się na zewnątrz. Niemalże od razu dziewczyna poczuła ulgę, ale zanim cokolwiek powiedziała, podeszła jeszcze do murku i wychyliła się, aby podejrzeć uczestników poprzedniej rozmowy. Faktycznie niedaleko niedużego, uchylonego okienka stało dwóch podejrzanych typów. Jeden z nich był mocno przy kości z cygarem w ręku, natomiast drugi był tak szczupły, że jego ubrania wyglądały jakby były o co najmniej dwa rozmiary na niego za duże.
         -Daj znać naszemu panu, że plan jest gotowy. Nie chcemy przecież dać mu zbyt długo czekać – rzucił ten pierwszy wypuszczając chmurę dymu z ust.
         -Tak, tak… W końcu coś się będzie działo. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem okazję zabić jakiegoś mieszańca. Chwała Grindelwaldowi – dodał drugi.
         -Ćśśśś! Kretynie nie zapominaj gdzie jesteś… - i właśnie w tym momencie jego wzrok zatrzymał się na ich dwójce.
           -Cholera spadamy! – rzuciła rudowłosa i chwyciła przyjaciela za rękę, a następnie ruszyła biegiem przez ulicę. Kątem oka dostrzegła, że ruszyli za nimi w pościg, więc wbiegli w idący na głównej ulicy tłum.  
          -Nie możemy zaprowadzić ich do Hogwartu – kiedy wypowiedziała te słowa poczuła, że już nie trzymała Nixa za rękę i chłopak nie biegnie obok niej. Zatrzymała się i rozejrzała uważnie w poszukiwaniu Puchona. Zamiast niego zauważyła tęgiego mężczyznę, który przepychał się między ludźmi w jej kierunku, więc od razu ruszyła dalej mając w planie go zgubić. Biegła z całych sił między alejkami, aż w końcu zatrzymała się nagle widząc przed sobą zalodzony mur.
           -Ślepa uliczka – wymruczała pod nosem i rozejrzała się w poszukiwaniu innej drogi ucieczki. Dach – pomyślała od razu i zaczęła wspinaczkę po koszu na śmieci. Już niemalże była na dachu, ale po chwili niewidzialna siła zepchnęła ją tak, że z powrotem znalazła się na dole. Coś chrupnęło w jej ramieniu, a spadając zahaczyła głową o ostrą krawędź i krew pociekła z jej skroni. Jęknęła cicho z bólu drugą ręką szybko grzebiąc w torbie w poszukiwaniu swojej różdżki.
         -Kogo my tu mamy… Uczennica Hogwartu – rzucił mężczyzna rozpoznając mundurek i czarno żółte barwy.
         -Masz pecha smarkulo – dodał i wycelował w nią końcówkę swojej różdżki, ale zanim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek zaklęcie ona była szybsza.
          -Petrificus Totalus! – zaklęcie trafiło wprost w mężczyznę, który momentalnie zesztywniał i upadł bezwładnie w zaspę śniegu. Izzy podniosła się i otarła rękawem karmazynową ciecz z jej skóry, a następnie zerknęła na sztywne ciało.
          -I kto tu ma teraz pecha? – powiedziała nie mogąc powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Musiała teraz tylko znaleźć Nixa. Miodowe Królestwo nie było daleko stąd, więc miała nadzieję, że chłopak właśnie tam na nią czeka. Skrzywiła się mocno czując nieprzyjemny ból w lewej ręce i w myślach stwierdziła, że chyba już więcej nie powinna chodzić na wagary.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {10/10/22, 11:27 am}

S t e v e n        W e a s l e y


              A ten dalej swoje. Typowa blondynka. Mówisz mu coś, a on nie rozumie. Ktoś naprawdę powinien z nim poważnie porozmawiać, bo to jakaś masakra z tym gościem. Nic do niego nie dociera. Pozostaje się modlić, że to tylko dlatego, że rozmawia z Weasleyem. Może ktoś inny zdołałby przemówić do tej jego tlenionej łepetyny.
              Cios trochę go zaskoczył. Ale tylko trochę. Coś w Stevenie się ucieszyło, że tak potoczyła się ta rozmowa. Oddał mu, a on jemu. Rudzielec złapał go za koszulę i pociągnął do siebie, po czym z całej siły przywalił mu prosto w nos. Z całej siły w jego przypadku nie było jakieś przerażajace, ale wystarczyło, żeby Skamanderowi pociekła krew. Chłopak poczuł przypływ adrenaliny. Chyba nigdy czegoś takiego nie czuł. Patrzył na Lysandra, ale go nie widział. Fizycznie bił się z nim, ale mentalnie toczył właśnie walkę z kimś innym. Nie zwracał uwagi na uczniów wokół nich. Ktoś coś krzyczał o wezwaniu nauczyciela, ktoś dopingował któregoś z nich. Dla rudzielca był to tylko szum w tle.
              Stęknął, gdy nagle wylądował na podłodze, z dala od swojego przeciwnika. Spojrzał na Reina spod zmrużonych powiek. Rozsądek mówił mu, że ma przesrane, ale go zignorował, wciąż pod wpływem adrenaliny. Zaklął pod nosem, zbierając się z posadzki i ruszył wolno do Skrzydła Szpitalnego, ocierając kącik ust z krwi kołnierzykiem koszuli.
              Usiadł na jednej z kozetek. Pani Hills najpierw zajęła się Lysandrem. Przez cały czas Steven milczał. Adrenalina opadła. Czuł się obolały i zmęczony. Nie przejmując się tym, że koszula będzie do wyrzucenia, co jakiś czas ocierał rękawem krew cieknącą z rozciętego łuku brwiowego i wargi.
              Spojrzał na drugiego chłopaka, kiedy się odezwał.
              - ... nie szkodzi. - odparł cicho, nie patrząc już na niego.
              Drzwi otworzyły się i weszła Lucy. Uch. Niezręcznie. Wzruszył lekko ramionami, wbijając wzrok w podłogę, nie czując się na siłach do kolejnej konfrontacji. Dłuższy moment milczał, aż w końcu westchnął ciężko.
              - To nie wina Lysandra... Nie w pełni. Powinienem był po prostu odejść, a zamiast tego go podjudzałem... - przyznał z zażenowaniem - Sorry, Skamander. Chyba chciałem, żebyś dał mi w twarz. Potrzebowałem pretekstu, żeby... - urwał, patrząc na swoje otwarte dłonie. Sam nie był pewien, co chciał powiedzieć - Wyżyłem się na tobie, bo nie mogę...
              Pokręcił głową. Nie może tego wytłumaczyć. Najpierw musiałby sam to zrozumieć. Spojrzał na chłopaka ze słabym uśmiechem.
              - Chyba denerwuje mnie bycie z góry spisywany na straty, bo jestem jaki jestem, że własna rodzina uważa mnie za dupka, bo mój ojciec nim jest. - to nie było zupełnie to, co skłoniło go do tej bójki, ale brzmiało chyba najsensowniej - Musiałem się gdzieś wyżyć, a ty znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu i czasie. - wyciągnął do niego rękę - Obaj nawaliliśmy. Sztama? - uniósł brew.
              Chwilę później wróciła pani Hill z zapasem wacików i gazy, gotowa zająć się ranami Weasleya. Chłopak krzywił się lekko, gdy przemywała jego skaleczenia wodą utlenioną, a gdy zszywała mu brew, musiał wbić paznokcie w pościel, żeby powstrzymać odruch odepchnięcia kobiety. Zostało jej tylko opatrzenie lewej dłoni, której skórę zdarł sobie, podczas szarpaniny. Jakoś wyszło tak, że przejechał nią mocno po ścianie. Steven był wtedy w takim amoku, że sam nie był pewien jak do tego doszło.
              Siedział w milczeniu, patrząc na swoje kolana i zastanawiał się, czy jego ojciec jakkolwiek zareaguje na wiadomość od profesora Zingermana. Pewnie tak. Bójka to już ten etap, kiedy Percy może stracić cierpliwość. Wszelkie potknięcia mu odpuszczał, jednak coś takiego zdecydowanie nie zostanie pominięte.
              Z zamyślenia wyrwała go pielęgniarka, a raczej jej delikatne palce na jego nadgarstku. Oblał go zimny pot.
              - Co ci się stało w nadgarstek, chłopcze? - powoli spojrzał na ślady od własnych paznokcie. Dopiero teraz, dostrzegł, że wyglądały dość brzydko. Przez większość czasu nie patrzył na swoje przedramiona, więc jakoś to ignorował.
              - Umm... - zawahał się - Zrobiła mi się wysypka i trochę ją... rozdrapałem. - odpowiedział niemrawo, jakby sam nie był pewien swoich słów. Wzruszył ramionami - To od uczulenia. Czasem się zdarza.
              - I nie przyszedłeś z tym do mnie?
              - Jakoś nie było czasu. - Zabrał jej rękę i podciągnął rękaw, żeby zasłonić ślady zbrodni.
              Kobieta nie wyglądała na przekonaną, ale nie drążyła. Steven był niemal pewien, że do wieczora poinformuje o tym opiekunka Krukonów.

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


              Nix zaklął pod nosem. Zgubił Izzy. Do tego po piętach deptał mu ten drugi koleś. Nie mógł się zatrzymać i na spokojnie rozejrzeć się za przyjaciółką. Do tego ścigający go chudzielec okazał się być dość szybki i z każdą chwilą zbliżał się do niego coraz bardziej. Chciał pobiec do baru stryja, ale bał się, że o tej może nie być jeszcze otwarty. Wpadł więc do trzech mioteł, naciągając kaptur na głowę, żeby choć trochę się ukryć. W knajpce nie było zbyt wiele osób. Złapał darmowy egzemplarz Proroka Codziennego i usiadł przy stoliku w kącie, zasłaniając się gazetą. Chwilę później do środka wszedł ścigający go mężczyzna. Dumbledore obserwował go zza gazety, więc widział, że mężczyzna się do niego zbliża. Lada moment podejdzie i go rozpozna.
             Chłopak pochylił głowę. Postanowił sięgnąć po kartę "wychodzisz z więzienia". Nie korzystał z tej umiejętności. Nie lubił jej. Nie kręciło go upiększanie się, ani nic w tym rodzaju, więc trzymał się swojego wyglądu, w którym przypominał trochę ojca i trochę matkę. Po ojcu kształt, a po matce kolor oczu. Nos po mamie, kości policzkowe po tacie. Gwen zdecydowanie lubiła czasem pobawić się swoim wyglądem dzięki wrodzonej umiejętności metamorfomagi. Nix nie. W rzeczywistości mało kto wiedział w ogóle, że to potrafił.
             Kiedy chudy wyznawca Grindelwalda podszedł do jego stolika i wyrwał mu gazetę, zobaczył krótko obciętego blondyna o niebieskich oczach i zupełnie innych rysach twarzy.
             Mężczyzna wyglądał na mocno skonfundowanego. Dumbledore ściągnął gniewnie brwi i spróbował podrobić szkocki akcent.
             - Facet! Co jest, na gacie Salazara?!
             - Ja nie... - mruknął, po czym potrząsnął głową i oddał mu gazetę - Nie ważne. - warknął i ruszył w stronę toalet.
             Nix szybko wstał, zabrał płytę kupioną dla ojca i wyszedł z Trzech mioteł. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, wrócił do swojego zwyczajowego wyglądu. Rozejrzał się na boki. Musi znaleźć Izzy. Szybko. Skierował się do Miodowego Królestwa, licząc, że dziewczyna też się tam skieruje. O ile jest bezpieczna, oczywiście.
             Miał szczęście, bo wpadł na nią pod wspomnianym sklepem.
             - Izzy! - ucieszył się na jej widok - Jesteś cała?
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {10/10/22, 02:21 pm}

LYSANDER SKAMANDER
i
LUCY SKAMANDER

           Lysander zwiesił głowę i westchnął ciężko. Spodziewał się, że profesor Longbottom napisze do jego rodziców. Jeszcze matką się może tak nie przejmował. Prawdopodobnie powiedziałaby tym swoim spokojnym głosem, że powinien być bardziej dojrzały, a potem zapomniałaby o temacie. Co innego ojciec… Już ostatnio mu powiedział, że jeszcze jeden wybryk i wróci do domu. Po podstawieniu łajnobomby na początku roku w klasie od wróżbiarstwa wystrzelił z długim wykładem na temat tego jak jest mu wstyd mając takiego syna. Dlatego spodziewał się, że i tym razem przyśle mu wyjca z kazaniem. Możliwe, że już powinien pakować walizki. Może to i lepiej. I tak nie miał z kim iść na bal, a dzięki temu święta spędzi w domu.
           Zerknął na Stevena zaskoczony tym, że wziął na siebie część winy. Może jednak faktycznie źle go ocenił. Pokiwał głową, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
            -Tak… Sztama – odparł.
           Lucy zamrugała parę razy jakby właśnie się przesłyszała. Jeszcze chwilę temu o mało co się nie pozabijali, a teraz już wszystko było w porządku? Chyba nigdy nie zrozumie facetów. Mimo wszystko cieszyła się, że udało im się w pewien sposób dogadać.
          Na słowa pielęgniarki mimowolnie zerknęła w kierunku jego dłoni. Faktycznie na jego nadgarstku były wyraźne ślady po paznokciach. Sama przyszłościowo myślała o zawodzie medyka i na jej oko to wcale nie wyglądało jak wysypka. Nie chciała jednak się wtrącać. Może później, jak będą sami poruszy ten temat.
          Po chwili do sali wszedł profesor Longbottom oraz Zimgermann. Oboje mieli niezbyt zadowolone miny. Uważnie zilustrowali spojrzeniem obydwóch chłopców, a następnie profesor od Zielarstwa pokręcił głową z dezaprobatą.
           -Napisaliśmy już do waszych rodziców i jesteśmy zmuszeni odebrać każdemu z was po dwadzieścia punktów. Nie sprawia nam to przyjemności. Dodatkowo panie Skamander postanowiłem cię wykluczyć z dzisiejszego meczu. W tym czasie pomożecie panu Ernesto w odśnieżaniu przez zamkiem. Myślę, że to będzie wystarczająca kara, co ty na to Aureliuszu? – zapytał swojego kolegi po fachu na co ten twierdząco pokiwał głową. Lysader przewrócił oczami, ale spodziewał się, że tak właśnie będzie.
          -Zgłosicie się do Ernesto po waszych zajęciach i jeszcze jedno… Zrobicie to metodą tradycyjną. Bez używania magii i uwierzcie będę wiedział jeśli którykolwiek z was chociażby pomyśli o rzuceniu jakiegokolwiek zaklęcia– dodał Zingermann, a następnie opuścili salę.
            -Czy ich kompletnie pogrzało? Nie widzieli ile śniegu jest na samym dziedzińcu? To zajmie nam całe wieki! – mruknął niezadowolony. Uważał, że ta cała kara była zbyt wysoka.
            -Było o tym myśleć wcześniej – rzuciła Lucy i skrzyżowała ręce na piersi. Zerknęła na zegar i skrzywiła się lekko.
            -Powiem Hagridowi, że spóźnisz się na zajęcia – powiedziała w kierunku Stevena, a następnie ruszyła na zewnątrz.


ISABELLE WEASLEY

          Isabelle odetchnęła z ulgą, kiedy zauważyła Phoenixa nadchodzącego z jednej strony ulicy. Miała ochotę go przytulić, ale nie chciała jeszcze bardziej podrażniać swojego ramienia.
            -Nie całkiem, ale to nic. Wracajmy to zamku – powiedziała, a następnie przemknęli się do piwnic Miodowego Królestwa, a następnie weszli do tunelu. W drodze myślała nad tym całym zajściem sprzed kilku chwil. Wiedziała, że powinni powiedzieć o tym dyrektor McGonagall, ale jak wytłumaczyliby swoją obecność w Hogsmeade o tej porze? Tego nie wiedziała. Od razu skierowali się do skrzydła szpitalnego, bo jej ręką zaczęła jej coraz bardziej doskwierać. Dodatkowo bała się, że mogła mieć jakiś wstrząs mózgu, chociaż nie czuła żadnych zawrotów głowy. Pani Hill aż złapała się za głowę widząc kolejne dziecko Weasleyów w niezbyt dobrym stanie.
          -Na brodę Merlina, a wam co się stało? – rzuciła prowadząc dziewczynę na jedno z wolnych łóżek.
            -Ja… Spadłam z miotły. Jestem pewna, że to nic takiego – wykrztusiła na szybko wymyślając wymówkę. Zdziwił ją widok Stevena oraz Lysandra siedzących po drugiej stronie sali. Obaj nie wyglądali najlepiej, ale postanowiła później dowiedzieć się co im się stało. Teraz mieli poważniejsze problemy. Kobieta kazała ściągnąć jej płaszcz, więc z lekką trudnością to zrobiła, a następnie uważnie obejrzała jej rękę. Poprosiła, aby Isabelle ruszyła ją kilka razy po czym zacmokała.
           -Nie wiem co ty robiłaś moja droga na tej miotle, ale masz złamaną rękę – powiedziała biorąc z szafki jakiś specyfik. Nalała płyn na łyżkę i wcisnęła dziewczynie do ust. Izzy miała wrażenie, że za chwilę zwymiotuje, ale dzielnie przełknęła lekarstwo i skrzywiła się mocno. Pani Hill machnęła różdżką i na ręce Weasleyówny pojawił się gips obwiązany chustą trójkątną.
          -Kilka dni i powinno być po sprawie. Do balu się zagoi – kobieta puściła jej oczko i uśmiechnęła się -Ale żadnego latania na miotle.
          Dziewczyna westchnęła i zerknęła na Phoenixa. Wiedziała, że pewnie się martwił, więc lekko go trąciła i posłała mu szeroki uśmiech.
            -To nic takiego – uspokoiła go, a następnie przybliżyła się i ściszyła głos, aby tylko on ją usłyszał.
           -Powinniśmy komuś powiedzieć o tym co usłyszeliśmy. Postanowiłam, że napiszę do ojca w tej sprawie. Może jakoś załagodzi sprawę z mamą – zaśmiała się słabo. Nie zamierzała pisać ani słowem o Nixie. Nie chciała, aby miał kłopoty, a ona cóż… Może wcale nie będzie tak źle i jej rodzice zrozumieją ten jeden popełniony przez nią wybryk.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {10/10/22, 08:12 pm}

Elijah Nott



Lekcja przebiegała zwykle. Charles,jeden z pałkarzy krukonów, z którym Eli był w parze podczas ćwiczeń zaklęć niewerbalnych był na tym samym poziomie jak on, z racji tego ich pozorowany pojedynek nie był niczym ekscytującym. Niekiedy jednemu z nich nie udał się urok ofensywny przez co oberwał albo zdarzało się, że stali przez kilka chwil w oczekiwaniu na cios, ale temu nie udało się prawidłowo rzucić zaklęcia. Ot co, niewyróżniający się pod względem umiejętności magicznej nastolatkowie.
Podczas Obrony przed Czarną Magią zwracał uwagę na interakcje pomiędzy Reinem, a Florence. Zauważył dłoń mężczyzn na ramieniu blondynki, widział ukradkowe spojrzenia rzucane w jej stronę, ale spostrzegł też fakt, że Malfoy nie szukała z nim kontaktu, niemal go unikała.
Wyszedł z sali wraz z kumplami z drużyny z ramieniem Sama przerzuconym przez kark. Chłopcy żywo o czymś dyskutowali, weseli i podekscytowani. Elijah był znacznie od nich ciszy, nawet bardziej niż miał to w zwyczaju. Przed wyjściem ostatni raz spojrzał na Florence, którą Rein poprosił o zostanie parę chwili. Coś w tej relacji mu się nie podobało.
Stał wraz z kolegami w grupie pozostałych krukonów, gdy podeszła do nich podekscytowana Clarissa.
-- To prawda, że Skamander nazwał cię śmierciożercą?[i] - Dziewczyna rzuciła bez ogródek patrząc wprost na Eliego.
Otaczających ich ludzie zamilkli wlepiając w niego swoje spojrzenia. Rozejrzał się zdezorientowany. Nie miał pojęcia skąd dziewczyna mogła o tym wiedzieć, podzielił się z tą informacją jedynie ze Stevenem, a rudzielec nie należał do plotkarzy.
-- Co? - Wydusił w końcu siebie.
--[i]Weasley o tym mówił podczas bójki

--Co?! - Powtórzył głośniej. - Jakiej bójki?
-- No, Weasley z Skamandrem…Po zajęciach z obrony.[i] - Clarissa mówiła znacznie ciszej. - [i] Nie wiedzieliście? - Dodała niewinnym głosem.
Otworzył usta, ale za chwile je zamknął. Westchnął i odchylił głowę spoglądając pustym wzrokiem w górę. Nie znosił być w centrum uwagi,a teraz wszyscy na niego patrzyli. Ponownie spojrzał na dziewczynę.
-- Gdzie są? - Spytał zrezygnowany.
-- [i] Rein wysłał ich do skrzydła szpitalnego.[i]
Podziękował cichym mruknięcie i odszedł. Charles i Samuel poszli wraz z nim, chociaż ich o to nie prosił. Nie odzywali się, najprawdopodobniej czując, jak blisko od wybuchu jest Elijah. Spojrzał na nich, a następnie za siebie szukając w tłumie uczniów obrońcy Ravenclaw. Nie dostrzegł go.
-- I gdzie do cholery szlaja się Prince, gdy jest potrzebny? - Warknął. Wrzód na dupie, który zniknął akurat wtedy, gdy był potrzebny.
Na korytarzu spotkali profesorów Zingermana i Longbottoma. Opiekun krukonów kazał im wracać na zajęcia, ale po krótkiej rozmowie pozwolił przynajmniej Elijah odwiedzić kolegę. Trójka chłopaków rzuciła sobie porozumiewawcze spojrzenie, a następnie odeszli Charles i Samuel co chwile odwracając się przez ramie i szepcząć coś między sobą.
Był tak zaaferowany bójką Stevena, że nie zwrócił uwagi na Lucy, którą minął przed wejściem do skrzydła szpitalnego. Wpadł do sali. Spojrzał zirytowany na Skamandera szczęka mu drgnęła. Przeniósł wzrok na Stevena.
-- W porządku ? - Spytał tonem, którego niemal nie używał w stosunku do przyjaciela. Podszedł do jego łóżka. - Pół szkoły gada o twojej bójce…- Ściszył głos.- A połowa z nich o tym, że jestem śmierciożercą. - Dodał niezadowolony pochylając się nad przyjacielem. Ponownie spiorunował Lysandra wzrokiem. - Zostajesz czy możesz pójść na zajęcia? - Spytał Weasleya, chociaż nie odrywał wzroku od blondyna.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {10/10/22, 09:59 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

         Florence zawsze starała się być twarda. Od dziecka była gnębiona i poniżana przez swoich rówieśników, ale dzielnie znosiła ich docinki. Została wychowana tak, aby zawsze, niezależnie od tego co się działo, powinna iść dumnie z głową uniesioną do góry. Nie okazywać uczuć takich jak strach czy smutek, ponieważ jak to ujął jej dziadek, były to emocje wykreowane jedynie przez słabe jednostki. Do tej pory była postrzegana jako ta oziębła i dumna dziewczyna z rodu Malfoyów. Teraz jednak, po raz pierwszy od bardzo dawna, czuła się jak mała bezbronna dziewczynka. Od rozpoczęcia roku zauważała te ukradkowe spojrzenia rzucane przez nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, ale starała się je ignorować wmawiając sobie, że to nic innego jak duma z ambitnej uczennicy, która na każdych zajęciach dawała z siebie sto dziesięć procent. Później trafiła pod jego opiekę podczas jednego ze szlabanów, który wlepił jej profesor Gustov za niestosowny język w stronę innej uczennicy. Pomagała mu w układaniu sprzętu do ćwiczeń w jego magazynie i właśnie wtedy „przez przypadek” dotknął jej dłoni. Od tamtego momentu starała się go unikać jak tylko mogła, stwierdzając że ta relacja zmierza w bardzo dziwnym kierunku. Teraz jednak, kiedy mężczyzna ukazał przed nią swoje prawdziwe oblicze autentycznie zaczęła się bać. Oczywiście mogła pójść z tym wszystkim do McGonagall, ale czy faktycznie mogłaby jej nie uwierzyć? Znała swoją reputację w szkole i doskonale wiedziała, że sama sobie na nią zapracowała. Profesor Rein natomiast był szanowanym nauczycielem przez kadrę pedagogiczną na tyle, że kilkukrotnie McGonagall mianowała go nauczycielem roku. Czy mogła z taką osobą w ogóle konkurować jeśli chodziło o tak poważną sprawę?
         Zacisnęła zęby i przeczesała nerwowo włosy czując, że od tych wszystkich rozmyślań zaczęła boleć ją głowa. Zastygła jednak, kiedy usłyszała otwierające się drzwi od łazienki i kroki zmierzające ku jej kabinie. Jeszcze bardziej zaskoczył ją głos Prince’a. Co on do cholery robił w damskiej toalecie?
         -Nie trzeba. Nic mi nie jest – powiedziała szybko ocierając mokre policzki i wilgotne oczy. Jeszcze pani Hill by tu jeszcze brakowało. Wiedziała, że jeżeli to wszystko by się rozeszło po szkole to byłby koniec, dlatego wzięła kilka głębokich oddechów i przybrała kompletnie kamienną twarz starając się tym ukryć swoje lekko podpuchnięte i zaczerwienione od płaczu oczy. Odblokowała drzwi i otworzyła je.
         -Nie wiesz, że kółko oznacza damską toaletę Prince? – rzuciła starając się, aby jej głos nie drżał. Szybko podeszła do umywalki i odkręciła wodę mając nadzieję, że chłopak po prostu sobie pójdzie i nie będzie drążył tematu, ale po chwili z kabiny obok wyłoniła się Marta.
         -Ona kłamie – zachichotała podlatując nieco bliżej Krukona.
         -A ciebie kto tu zapraszał? – warknęła nieprzyjemnym tonem Florence obmywając ręce. Nie znosiła tego wścibskiego ducha. Za każdym razem wtykała nos w nie swoje sprawy i była sprawczynią większości plotek, które krążyły po zamku, dlatego za nic w świecie nie mogła pozwolić na to, aby się czegokolwiek dowiedziała.
         -Muszę iść na lekcje – rzuciła już nieco spokojniej i zakręciła gałkę, a następnie opuściła toaletę. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty iść na żadne zajęcia. Chciała po prostu pozbyć się Marty i jej wścibskiego nosa.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {11/10/22, 08:20 am}

Damien Prince

      Wywrócił oczami. On do niej z troską, a ona tak... Typowa Malfoy.
      Zerknął na Jęczącą Martę. Rany. Tyle to się sam domyślił, że blondynka kłamie. Nie potrzebował opinii ducha mieszkającego w sedesie. Bez słowa podążył za Ślizgonką.
      - Słuchaj, Malfoy, wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale... - dogonił ją i zrównał z nią krok - Diabelnie widać, że właśnie ryczałaś. Ja bym na twoim miejscu nie szedł teraz na lekcje. Jeszcze ludzie dowiedzą się, że Królowa Lodu ma jakieś uczucia i co wtedy? - spróbował zażartować.
      Osobiście uwielbiał ONMS, bez względu na panujący na podwórku chłód. Jest z Prince'ów. Atmosfera w domu jest chłodniejsza, niż temperatura w najzimniejszym okresie w najzimniejszym miejscu na tej planecie. Nie wspominając o tym, że jego rodzice odmawiają podążenia za postępem świata i dalej ogrzewają Prince Manor kominkiem. JEBANĄ POSIADŁOŚĆ Z TRZEMA PIĘTRAMI. Ale był gotowy raz sobie odpuścić zajęcia, skoro widział, że przydałoby się komuś jakieś towarzystwo. A jak wszyscy wiemy, Damien jest jak ten rzep na psiej sierści. Przyczepi się i nie puszcza.
      - Nie wiem co tam się u ciebie stało, ale... Co powiesz na zaszycie się w kuchni z dwoma kubkami kakao? Oferuję swoje towarzystwo. W zależności od potrzeby mogę zaoferować ramię do wypłakania się albo do uderzenia, żebyś mogła się wyładować. - uśmiechnął się - Ale, hej, jedna prośba - nie w twarz, w porządku? Świat ci tego nie wybaczy. - wyszczerzył szereg białych zębów.
      Wyprzedził ją i zaczął iść tyłem, patrząc jej w oczy. Uśmiechał się przy tym w ten swój prince'owy sposób, przez co jednocześnie masz ochotę z nim żartować i dać mu w twarz. Typowy Damien Prince, prawda?
      - No dalej, Malfoy, nie daj się prosić. Wszyscy będą na zajęciach. Nikt się nie dowie, że spędzasz czas z Prince'm Wyklętym. - zaśmiał się.
      Dosłownie chwilę później wpadł na jakąś zbroję, stracił równowagę i się wywalił.
      - Kurwa mać! - syknął, zrzucając z siebie zbłąkany kawałek żelastwa.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {11/10/22, 09:09 am}

S t e v e n        W e a s l e y


              Dwadzieścia punktów? Nie ma problemu. Odrobi na dwóch, maks trzech zajęciach z mugoloznawstwa. Pokiwał posłusznie głową, godząc się na swoją karę. Przerzucanie śniegu? W porządku. Pewnie po wszystkim będzie ledwie żywy. Wyjec od ojca? Przeżyje. Jedyne, co mogłoby go teraz przerazić, to Molly i jej kazanie. Przez wyjca albo, co gorsza, na żywo. Nie zdziwiłby się, gdyby w najbliższym terminie wyjścia do Hogsmeade, pojawiłaby się w wiosce i zaczaiła się na niego, żeby suszyć mu głowę.
              Spojrzał na Lucy i skinął jej głową.
              - Dzięki.
              Do skrzydła szpitalnego weszła jego kuzynka, Izzy, w towarzystwie młodego Dumbledore'a. Spuścił wzrok, nie bardzo wiedząc czy powinien się przywitać. Dziewczyna zdawała się średnio za nim przepadać, a jego opuścił już cały animusz. Cały zapas odwagi na najbliższy tydzień zdążył już zużyć w trakcie jednego poranka.
              Uniósł głowę, słysząc, że ktoś wszedł. W pierwszej chwili ucieszył się na widok gościa, jakim był Eli, ale widząc jego minę, szybko zapadł się w sobie. Wyglądał na wściekłego. I Steven czuł, że spora część tego gniewu jest skierowana na niego. Skulił się w swoich ramionach, unikając patrzenia na przyjaciela. Pokiwał głową w odpowiedzi na jego pytanie. Miał wrażenie, że jeśli się odezwie, może go tylko zdenerwować jeszcze bardziej.
              Kiedy usłyszał o przezwisku, którym nazwał Notta Skamander, pobladł jeszcze bardziej i otworzył szerzej oczy. O Merlinie... To przez niego. W całym tym zamieszaniu i gniewie nie pomyślał o tym, że ktoś może usłyszeć to, co powiedział do blondyna. Przełknął ciężko ślinę. Gniew przyjaciela był w pełni uzasadniony. Kiedy w końcu względnie udało mu się pozbyć łatki syna Śmierciożercy, Steven wszystko zepsuł.
              Znów pokiwał głową i zsunął nogi z łóżka. Złapał swoją torbę i potuptał za Elim do wyjścia.
              Kiedy tylko był pewien, że są sami, postanowił spróbować się wyjaśnić.
              - Eli, ja.... Przepraszam... - błądzić wzrokiem po podłodze, nie mając odwagi, żeby spojrzeć na Notta, a co dopiero w twarz - Naskoczył na mnie, żebym trzymał się od Lucy z daleka... I żebym powiedział to też tobie. Zdenerwowałem się, a jak przypomniałem sobie, co wczoraj mi powiedziałeś... - przystanął i w końcu spojrzał na przyjaciela - Wkurzyłem się, okej? Boli mnie, jak ludzie tak cię nazywają. Wiem, że nie powinienem się mieszać, ale... - spuścił znowu wzrok - Schrzaniłem. Jak zwykle.  Głupi Steven nie umie nic zrobić dobrze.
              Czuł ścisk w piersi. To chyba serce. Był na siebie zły. I wcale nie zdziwiłby się, gdyby teraz Elijah stwierdził, że nie chce się z nim dłużej przyjaźnić.

P h o e n i x        D u m b l e d o r e


              Widok Lysandra i Weasleya w skrzydle szpitalnym nieco go zdziwił, ale stwierdził, że zostawi to na później.
              Przysiadł na krześle w pobliżu, czekając, aż pani Hill skończy zajmować się jego przyjaciółką. Kiedy kobieta odeszła, również przysunął się bliżej Izzy. Wysłuchał jej i pokiwał głową.
              - Jeszcze to przemyślę, ale spróbuję porozmawiać z McGonagall. Jest przyzwyczajona do moich wybryków, więc najpierw wlepi mi szlaban, a potem zajmie się sprawą. - wyszczerzył się - A jeśli dziadek będzie akurat w swoim portrecie, to może nawet załagodzi karę. - zachichotał.
              Podniósł głowę, kiedy do pomieszczenia wpadł Nott. Od razu skierował się do łóżka starszego Weasleya, kompletnie ich ignorując. Nix obserwował ich uważnie, jakby spodziewał się, że ciemnowłosy coś odwali. Niewiele wyniósł z ich rozmowy, ale domyślił się, że jego kumpel pobił się z kuzynem Izzy. Brzmiało to dość irracjonalnie, bo nie podejrzewał, że rudy krukon może być w stanie choćby oddać Lysowi, a wyglądało na to, że udało mu się nie najgorzej poturbować śliczną buźkę Gryfona.          
              Kiedy Krukoni wyszli, Nix spojrzał na Izzy i kiwnął głową w stronę Lysandra.
              - Dokończymy temat, jak będziemy sami. - szepnął do niej.
              Wstał ze swojego miejsca, przeciągnął się mocno i podszedł do łóżka blondyna.
              - Co jest, Lys? Pobiłeś się z Dziwacznym Stevem? - zaczepił go ze złośliwym uśmieszkiem - To on cię tak urządził, czy obrońca dziewic, Prince się dołączył i stanął w obronie dziwaka?
              Oj, nie zapomni tego przyjacielowi. Dłuuugo, będzie mu przypominał dzień, kiedy jakiś lamus zdołał mu poprzestawiać trochę twarz.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {11/10/22, 10:22 am}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

          Florence nie mogła powstrzymać się od przewrócenia oczami. Co było z nim nie tak? Starała się z całych sił pozbyć się jakiegokolwiek towarzystwa, szczególnie że właśnie w tym momencie nie miała nastroju na mówienie o swoich dotychczasowych problemach, a on wracał jak bumerang. Westchnęła ciężko poprawiając torbę na ramieniu. W sumie z tego co kojarzyła powinny jej się właśnie zacząć zajęcia z Zielarstwa, a szczerze nie przepadała za tym przedmiotem. Pomijając fakt, że prowadził go jeden z najnudniejszych nauczycieli na świecie, chociaż może paplanie o roślinach może wydawać się dla kogoś interesujące. Na szczęście udawało jej się zdawać ten przedmiot na poziomie zadowalającym, więc nie musiała się niczym martwić. Oblizała lekko wargi na samą myśl o gorącym kakao, które wydawało jej się idealne na taką pogodę, która panowała na zewnątrz.
           -Dobra, niech ci będzie. Ale idę z tobą tylko dlatego, że mam ochotę na kakao, więc nie wyobrażaj sobie za dużo – rzuciła tylko.
Kiedy Krukon wpadł na zbroję i się przewrócił, mimo wszelakich starań, nie mogła powstrzymać śmiechu.
           -Nic ci nie jest? – spytała i pomogła mu się podnieść z podłogi.
            -Chodźmy już zanim zrobisz sobie poważniejszą krzywdę – dodała rozbawiona i razem ruszyli do piwnic. Tam podeszli do obrazu przedstawiającego miskę z owocami, połaskotali gruszkę i tym sposobem ukazały się przed nimi drzwi prowadzące do kuchni. Od razu po wejściu do środka zostali ciepło i entuzjastycznie przywitani przez pracujące tam skrzaty domowe.
          -Co możemy wam podać? – zapytał jeden z nich ruszając wesoło swoimi ogromnymi uszami.
           -Kakao. Dwa razy – poprosiła blondynka wyjątkowo uprzejmie, a następnie zajęła miejsce przy jednym ze stolików.
         -Już się robi! – skrzat szybko podreptał do swoich kolegów i zaczęli przygotowywać zamówienie. W mig dwa kubki z pachnącym kakao znalazły się na stoliku.
          -W razie czego proszę dawać znać – skrzat ukłonił się i powrócił do swoich obowiązków. Florence upiła łyk gorącego napoju i zerknęła na Damiena.
          -Więc… Wyleczyli cię już w pełni w Mungu? – zapytała unosząc brew do góry. Miała nadzieję jak najdalej odciągnąć go od wcześniejszego tematu, którego za nic nie chciała poruszać.
          -Czy jednak tłuczek uszkodził zbyt wiele i nie dali rady ci pomóc? – nie mogła powstrzymać się od lekkiej uszczypliwości.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {12/10/22, 09:49 am}

Damien Prince

      Uśmiechnął się do niej szerzej, gdy się zgodziła.
      - Nawet bym nie śmiał, Królowo! - zapewnił ją pospiesznie.
      Przyjął jej pomoc z podniesieniem się. No niefortunnie wyszło. Nie popisał się. Zdecydowanie nie. Potrząsnął głową w odpowiedzi na jej pytanie. Wszystko gra, nic się nie stało. Co prawda, znowu zaczęło go boleć to i owo, ale lekarstwo jeszcze nie zaczęło dobrze działać, więc pewnie ten ból też zaraz stłumi.
      Skryli się w lochach, a następnie w kuchni. Skrzaty szybko wzięły ich w obroty i obsłużyły, przynosząc kakao, o które poprosiła ich Malfoy. Prince dorzucił jeszcze do zamówienia cukrowe pianki. Dokładnie te takie małe, drobne. Te duże utrudniały trochę picie, ale te małe były idealne. Uzależnił się od mugolskich pianek dwa lata temu, kiedy Steven przywiózł dwie paczki po przerwie świątecznej. Tak mu się spodobały, że wydębił od przyjaciela adres do korespondencji jego siostry i nawiązał współpracę biznesową z Molly. Ona przysyła mu pianki, on jej pieniądze.
      Ożywił się, słysząc pytanie dotyczącego jego osoby. Damien był dziwką na atencję, więc jak ktoś wyraża nim zainteresowanie, od razu wszystko opowiada.
      - Udało się, udało! - zapewnił entuzjastycznie i tak, jak rano zaprezentował to swojemu rudemu kumplowi, zaprezentował też blondynce. Poruszył lewym barkiem i oboje usłyszeli podejrzany dźwięk strzykania - Problem jest tylko taki, że lewe ramię mi strzyka. Ale poza tym, to wszystko jest idealnie, może nawet lepiej, niż było!
      Złapał swój kubek i upił łyk. Gorące. Trochę poparzył sobie język. Zrobił głupią minę, krzywiąc się z bólu, ale nic nie powiedział, żeby nie wyjść na lamusa. Odstawił kakao i wyjął z płynu zanurzoną do połowy piankę. Strzepnął ją lekko nad kubkiem i wrzucił ją sobie do ust. Przez chwilę mielił cukier w ustach językiem, czekając aż się rozpłynie.
      - Trochę szkoda, że mnie poskładali. Może jakby mnie potrzymali jeszcze z tydzień albo dwa, ojciec nie wymagałby ode mnie, żebym wybrał się z nimi na bal twojego dziadka. - wywrócił oczami - Bez urazy, nic do was nie mam, ale wiesz, unikam spotkań rodzinnych. - uśmiechnął się jakoś tak mało radośnie - Moi durni idealni bracia mają wspaniałe życie, a ja nawet do Slytherinu nie umiałem trafić. - i przyjaźni się ze zdrajcami krwi. Spojrzał gdzieś w bok - Chcą mnie wyswatać z córką jakiegoś czystokrwistego rodu, z Australii chyba. - wzruszył ramionami - Pomyślałby ktoś, że takie rzeczy w obecnych czasach mogą jeszcze funkcjonować, nie? - zdaje się, że rodzina Prince'ów wciąż nie mogła przeżyć, że siostra pradziadka Damiena, Elieen, wyszła za mugola imieniem Tobias. Do dziś nie przyznają się, że Severus Snape był członkiem ich rodu. Jeden Śmierciożerca w tą czy w tamtą pewnie nie zrobiłby im różnicy, ale syn mugola? Cóż za skaza na honorze klanu!
      - U ciebie też się srają, że masz znaleźć sobie męża czystej krwi, a jak nie, to sami ci jakiegoś znajdą? - uśmiechnął się krzywo, znów patrząc na Malfoyównę.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {12/10/22, 11:15 am}

Elijah Nott



Opuśćił wraz że Stevenem skrzydło szpitalne. Szli przez dłuższą chwile w milczeniu. Elijah na przodzie, Weasley potulnie drepcząc za nim. Nott nie patrzył na przyjaciela z zacisniętą szczęką wlepiał rozeźlony wzrok przed siebie. Emocje łatwo można było wyczytać z jego twarzy, co raczej nie bywało codziennością.
Zgrzytnął zębami słysząc przeprosiny, którę padły z usty rudzielca. Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, jak to głosi mugolskie powiedzenie. Spojrzał kątem oka na chłopaka, który wlepiał swój wzrok w podłogę. Wyglądał załośnie.
-- Nie potrzebuje obrony…- Odparł zimno. Zatrzymał się parę kroków od Stevena. - Sam doskonalę potrafie o siebie zdbać tak jak robiłem to wcześniej. Moje problemy nie są twoim, nie ma co cie boleć. - Warknął zirytowany. Odwrócił wzrok, jego jabłko adama drgnęło, gdy przełykał ślinę.
Ponownie spojrzał na Weasleya. Zgarbiony,posępny wlepiający wzrok w podłogę. Nagle widząc to poczuł się jakby skopał szczeniaka. Porzuconego, wychudzonego szczeniaka… Ze złamaną łapą.
Westchnął ciężko i pokręcił głową. Dalej był zły, dalej nie podobału mu się to, że Steven wyciągnął go w swoją kłótnie, jednak zdążył już opanować swoje emocje.
-- Nie rób wiecej za mojego rycerza na białym koniu, nie jestem dziewicą w opałach. - Powiedział niemalże rozkazującym tonem.- Chodźmy już na te lekcje. - Dodał spokojniej.
Poczekał, aż Weasley zrówna z nim kroku. Przeszli parę kroków ramie w ramie, gdy Elijah trzasnął Stevena z otwartej dłoni w tył głowy.
-- Serio bójka? Samemu? A ja albo Potter… Albo chociaż Prince? Jakim cudem on sie w ogóle odczepił?....Skamander cię odstręczył czy będziemy spędzać z Lucy każdą wolna chwile?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {12/10/22, 06:52 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Mięśnie twarzy drgnęły lekko Stevenowi, kiedy Eli mówił. Przecież są przyjaciółmi. To chyba normalne, że chce bronić przyjaciela? Że boli go, kiedy ktoś go obraża? Czy tylko Weasley tak widział ich relację? Może Nott od dawna nie uważa go za przyjaciela albo, co gorsza, nigdy go za niego nie uważał? Po prostu zadawał się z nim, bo nie miał innych opcji, a teraz się z nim trzyma z przyzwyczajenia albo litości?  
              Skinął krótko głową jako znak, że przyjął do świadomości jego słowa. Jak widać, lepiej się nie odzywać. Raz się odezwał i tylko narobił problemów.
              Ruszył za drugim chłopakiem, trzymając się kurczowo za lewą rękę. Stęknął cicho, kiedy oberwał w tył głowy. Kurwa mać.
              Przełknął ślinę i wzruszył ramionami.
              - Widocznie wszyscy macie innych przyjaciół. - odpowiedział. Był sam, kiedy podszedł do niego Skamander. On, Skamander i tłum ludzi, którzy kibicowali blondynowi - Umiem się bić, Elijah... To nie pierwszy raz, kiedy musiałem sam się bronić, bo ty i Prince byliście akurat na treningu. - chociaż prawda była taka, że gdyby nie Rein, Stevena pewnie musieliby w końcu zbierać na jakieś nosze, bo nie miałby szans na dłuższą metę i w końcu Lysander zrobiłby z niego miazgę - Nie przejmuj się. Moje problemy nie są problemami Jamesa, a co dopiero Prince'a czy twoimi. - dodał, jakby wypominał mu jego własne słowa.
              Skoro kiedy Steven chce bronić Eliego, to jest źle, to czemu Elijah miałby się przejmować Stevenem? Już sam nie rozumiał czy są przyjaciółmi, czy jednak nie. Wiedział za to, że bardziej niż obrażenia po bójce, właśnie bolało go serce. Poczuł się wzgardzony i odepchnięty. Wiedział, że Eli miał prawo być na niego zły, nie zabraniał mu tego. Wiedział, że nawalił, ale to, że stwierdził, że problemy Eliego nie są problemami Stevena... To bolało.
              - ... Zaprosiłem Lucy na bal. - zmienił temat, zduszając w sobie chęć rozpłakania się jak dziecko. Chciał już uciąć ten temat i udawać, że nic się nie stało. Wolał wmawiać sobie, że Eli uważa go za swojego przyjaciela, niż żyć z myślą, że w rzeczywistości jest mu obojętny - Zgodziła się. I jeśli nie zmieni zdania po tej bójce... Zamierzam pójść. - powoli zbliżali się do wyjścia z zamku - ... potrzebuję pomocy z tańcem, ale... - skulił się znowu w swoich ramionach, gdy wyszli na zewnątrz i zawiał zimny wiatr - ... jeśli jesteś na mnie bardzo zły, mogę poprosić Prince'a. - dodał ciszej - Zrozumiem.
              Kiedy dotarli na lekcje, wszyscy byli już obecni. Hagrid powiedział im coś na temat spóźnienia, ale nie odjął punktów.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {12/10/22, 08:32 pm}

LYSANDER SKAMANDER
i
ISABELLE WEASLEY

         Lysander odprowadził siostrę wzrokiem do drzwi, a kiedy wyszła odetchnął cicho. Szczerze myślał, że jego siostra da mu wykład na temat tego jak nie powinien się zachowywać albo chociaż nawrzeszczy za swój brak kontroli. Tak się jednak nie stało, ale niezbyt wiedział czy powinien się z tego cieszyć czy też nie. Ostatnio miał wrażenie jakby coraz bardziej oddalał się od blondynki. Kiedyś domyśliłby się co dziewczyna pomyśli czy zrobi, a teraz zorientował się, że była mu zupełnie obca.
         Uniósł wzrok, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a przez próg przeszedł Elijah z niezbyt zadowoloną miną. Blondyn miał ochotę przewrócić oczami, ale tego nie zrobił tylko skrzyżował spojrzenie z Krukonem czekając, aż on postanowi się do niego przypruć. Nie miał zamiaru po raz kolejny przepraszać. Szczególnie, że nadal uważał Notta za nieprzyjaciela i akurat do niego nie zamierzał zmieniać swojego zdania. W końcu odwrócił wzrok na swoje dłonie, które były lekko poharatane na knykciach. Teraz miał większe zmartwienie na głowie. Pomijając fakt odśnieżania z ich woźnym i spędzenia prawdopodobnie kilku godzin w towarzystwie Stevena to do tego musiał jakoś wyjaśnić drużynie jego nieobecność na nadchodzącym meczu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie pierwszy raz kiedy zawodzi swoich kolegów, ale miał nadzieję, że i tym razem zrozumieją jego punkt widzenia i co najważniejsze nie postanowią wydalić go z drużyny.
          Był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył, kiedy Weasley z Nottem opuścili skrzydło szpitalne, a na ich miejscu pojawił się Phoenix wraz z Isabelle. Dopiero gdy uniósł lekko głowę zauważył jej zagipsowaną rękę. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć na ten temat, doszły do niego słowa Dumbledore’a, więc jego wzrok powędrował ku niemu.
           -Zamknij się… Dla twojej wiadomości Weasley bije się lepiej niż na to wygląda – wymruczał czując się jakby zlał go jakiś pierwszoroczniak.
          -Czemu wy faceci zawsze musicie używać pięści? Nie wiecie, że zawsze przemoc rodzi przemoc? – rzuciła rudowłosa unosząc brew.
            -Ah zapomniałem, że przecież panna idealna na pewno poszłaby z tym do któregoś z nauczycieli, aby tylko nie ubrudzić sobie rączek – Skamander przewrócił oczami nie mając ochoty na kolejne wysłuchiwanie swojego złego zachowania.
          -Co to niby ma znaczyć? – dziewczyna zmarszczyła czoło. Czyżby on uważał ją za jakąś donosicielkę?
           -A to, że może w końcu wyszłabyś z tej swojej wykreowanej perfekcyjnej bańki i zobaczyła, że ludzie mają w dupie niektóre zasady i starają się rozwiązywać problemy samodzielnie, niż chować się za szatą dorosłych - był już mocno poirytowany i zmęczony tym dniem, dlatego nawet nie zdawał sobie sprawy, że mówił wszystko to co mu ślina na język przyniesie.
           -Dla twojej wiadomości to ja… - Izzy urwała i ugryzła się w język. Nie mogła mu przecież powiedzieć o wszystkim co się działo w ciągu ostatnich kilku godzin. O tym, że była poza Hogwartem i że podsłuchali rozmowę jakiś dwóch typków, a potem za swoje wścibstwo zostali ścigani i to właśnie przez to jej ręka była w tym cholernym gipsie  -Ja… Zamiast na Historię Magii to ćwiczyłam latanie na miotle.
         Lysander uniósł brew, a potem prychnął.
           -Łał… Brawo ty. Co będzie następne? Zakradniesz się do kanciapy Hayes’a i ukradniesz mu paczkę ciastek? Ale będzie z ciebie wtedy rebelka – rzucił, na co policzki Izzy delikatnie się zaczerwieniły. Chłopak machnął ręką dając tym do zrozumienia, żeby dali mu spokój, a następnie wyszedł. Miał przed sobą zajęcia z Zielarstwa i jako że już dziś podpadł profesorowi Longbottomowi to nie chciał nadwyrężać jego cierpliwości za zbyt długie spóźnienie.
         Rudowłosa wiedziała, że Skamander był na coś mocno zły, ale uważała że nie powinien być przez to aż taki wredny dla każdego. Potem jednak stwierdziła, że nie warto się tym przejmować.
          -Chyba też powinniśmy iść na zajęcia. Muszę jeszcze tylko zajść po referat z Obrony Przed Czarną Magią na temat wilkołaków – powiedziała. Na całe szczęście napisała go tego samego dnia, w którym to profesor Rein im go zadał.

LUCY SKAMANDER

          Lucy szła korytarzem nie wiedząc jakie właściwie emocje nią teraz targały. Wiedziała jednak jedno – była wściekła na Lysandra. Znowu. Nie miała pojęcia jak już z nim rozmawiać i szczerze mówiąc trochę ją to przerażało. Nie twierdziła, że zawsze mieli bliską relację, ale chyba jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, żeby chłopak pobił kogoś i to z jej powodu. Obwiniała za to siebie. Może gdyby faktycznie ograniczyła swoje relacje ze Stevenem nie doszłoby do tego. Od razu wiedziała, że coś się pomiędzy nią, a jej bratem zmieniło. Nie rozumiał jej i co najgorsze wcale nie zamierzał tego robić. Rozumiała, że się martwił, ale to nie dawało mu prawa do sterowania jej życiem i przy okazji kontrolowania innych osób z jej otoczenia.
         Zadrżała mocno, kiedy otworzyła wyjściową bramę i znalazła się na zewnątrz. Zimny wiatr mocno dał o sobie znać i dopiero po chwili blondynka zorientowała się, że z tego wszystkiego zupełnie zapomniała zapiąć swojego płaszcza. Szybko naprawiła swój błąd nie chcąc się przeziębić i podreptała w kierunku chatki Hagrida, gdzie zazwyczaj uczniowie zbierali się przed zajęciami z opieki nad magicznymi stworzeniami. Przystanęła gdzieś z boku, a kiedy zauważyła idącego w ich kierunku półolbrzyma od razu do niego podeszła tłumacząc o sytuacji Weasleya. Hagrid pokiwał głową i przyjął wiadomość, a kiedy już upewnił się, że wszyscy z domu kruka i borsuka się pojawili, szeroko się uśmiechnął.
         -Moi drodzy. Dziś mam dla was coś niezwykłego – powiedział wesoło zacierając ręce, a następnie zza swoich pleców wyciągnął niedużą metalową klatkę.
         -Ta da! – wykrzyknął. Lucy podeszła bliżej i lekko zmarszczyła brwi patrząc na gajowego jakby właśnie wypił pół beczki grzanego wina.
         -Co właściwie powinniśmy zobaczyć? – zapytał jeden z Krukonów. Hagrid spojrzał na niego przez chwilę jak na głupka, a następnie zwrócił swój wzrok na klatkę.
         -O cholibka! Gdzie jest ten mały brzdąc? – położył klatkę na śniegu i zaczął się nerwowo rozglądać.
         -Aha! Tu jesteś! – wskazał na ścięty pień, na którym siedziało nieduże zwierzę, wyglądem przypominającą ciemną kolczastą jaszczurkę z sześcioma łapami, które uważnie zawiesiło na nich wzrok.
         -Oh jaki on słodki! – rzuciła Puchonka i wokół zwierzęcia zebrało się całe stado gapiów. Dziewczyna musiała stanąć na palcach, aby coś zobaczyć, a kiedy uważniej przyjrzała się stworzeniu zrobiła kilka kroków w tył.
         -Hagridzie… Czy to nie jest przypadkiem Czupakabra, która żywi się ludzką i zwierzęcą krwią? – zapytała i po jej słowach wszyscy momentalnie odsunęli się od pnia.
         -Zgadza się. Dziesięć punktów dla Krukonów. Ale spokojnie, nie bójcie się… Felcio jest niegroźny. Prawda, Felciu? – gajowy podszedł do stworzenia i pogłaskał go po pyszczku. Czupakabra poruszyła się niespokojnie, a następnie zatopiła swoje kły w jego paluchu.
         -To łaskocze – Hagrid zaśmiał się, a potem z niemałą trudnością oderwał zwierzę od swojej skóry i odchrząknął udając, że nic się takiego nie wydarzyło i dalej kontynuował zajęcia.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {12/10/22, 09:44 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

          Uniosła brew i z powątpieniem popatrzyła na jego ramię. Ten dźwięk, przynajmniej według niej, nie brzmiał najlepiej, ale nie była medykiem, więc nie zamierzała podważać ich pracy. Upiła kolejny łyk z kubka i oblizała wargi po słodkim napoju. Co jak co, ale to kakao, które właśnie pili bardzo przypominało jej o dzieciństwie. Czasami tęskniła za tymi czasami, kiedy jej życie wyglądało zupełnie beztrosko i nie musiała zamykać się w skorupie bojąc się, że każda kraksa mogłaby zupełnie zaburzyć jej stronę emocjonalną.
Słysząc o balu lekko przekrzywiła głowę, zupełnie zapominając o swoich wcześniejszych rozmyślaniach. Oczywiście wiedziała, że rodzina Prince’ów bywała na bankietach wystawianych w Malfoy Manor, ale szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na obecność Damiena.
          -No cóż… Nikt nie jest idealny jak to mówią, a rodzina jest pierwsza w kolejce do wytykania twoich błędów i niedoskonałości – uśmiechnęła się słabo i zerknęła na palący się nieopodal nich kominek. Sama widziała po sobie jak ciężko udźwignąć wszystkie oczekiwania, które mają wobec ciebie twoi najbliżsi. Skrzywiła się lekko słysząc o zaplanowanym małżeństwie. Oj dobrze wiedziała, że czarodzieje z wysoko postawionych rodów mieli takie dziwne zwyczaje. Ona na szczęście jeszcze nie doświadczyła tego ze strony swoich dziadków, jedynie Camilla Nott cały czas ją dręczyła próbując zeswatać ją z jej synem.
         -Myślę, że moi dziadkowie mają inne rzeczy do roboty, niż myślenie o moim małżeństwie. Przynajmniej na razie – zaśmiała się cicho. Mimo wszystko nie wyobrażała sobie wiązać się z kimś na całe życie tylko i wyłącznie z kaprysu kogoś z jej rodziny. Postanowiła jednak nie drążyć tego tematu dalej.
          -Wracając do przyjęcia… - zaczęła stukając paznokciami w delikatną porcelanę -To ma być bal maskowy, więc możesz wymyślić takie przebranie, żeby nikt cię nie poznał. Nie patrz tak na mnie, to nie był mój pomysł.
         Uniosła dłonie w geście obrony nie odpowiadając za pomysły starszego pokolenia Malfoyów. Zresztą sama nie wiedziała po co miały być te całe przebieranki. Wydawało jej się to mocno dziecinne, ale nie wnikała.
         -Ewentualnie mógłbyś zaszyć się w moim albo Scorpiusa pokoju i nie musieć oglądać swojej rodziny do czasu uroczystej kolacji. Dziadek nie lubi jak ktoś niepotrzebne kręci się po posiadłości, więc nie powinieneś się bać, że kogokolwiek spotkasz na drugim piętrze - dopiła słodki napój i odstawiła pusty kubek na bok, który błyskawicznie sam się wyczyścił, a następnie w magiczny sposób przeteleportował się do jednego z kredensów.
           Choć w głębi nie chciała tego przyznać, to rozmowa z Prince'm naprawdę jej pomogła. Zupełnie oddaliła się myślami od wydarzeń sprzed kilku chwil i nie wiedząc czemu totalnie się rozluźniła.
Cool_Free_Nickname
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Cool_Free_Nickname
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {13/10/22, 08:02 pm}

Damien Prince

      Bal maskowy? Co to za dziecinada?
      - Och. Wow. - mruknął, unosząc jedną brew - Może założę maskę Śmierciożercy po dziadku? Nikt mnie nie pozna, a może będzie trochę zabawy, jak ktoś wpadnie w popłoch. - pokręcił z dezaprobatą głową.
      Dziadek Sergius, ojciec ojca Damiena, był jednym z bardziej oddanych sług Czarnego Pana. O ile jego syn uniknął Azkabanu, tak Sergius już się nie wywinął. Wypuścili go przed jedenastoma laty tylko i wyłącznie na zły stan zdrowia. Nikt się nie spodziewał, że byłby wstanie cokolwiek niegodziwego uczynić, zważywszy na fakt, że i tak ledwie się ruszał. Znalazł się więc z powrotem w rodzinnej posiadłości pod opieką wynajętego uzdrowiciela i gromadki skrzatów domowych. Okazało się, że stan zdrowia nestora rodu był lepszy, niż wszyscy zakładali, więc kilka następnych lat zmieniał życie najmłodszego wnuka w istne piekło na ziemi. Damien odetchnął z ulgą, gdy dziadkowi się w końcu umarło.
      - Malfoy... - upomniał ją, zerkając na blondynką znad swojego kubka - Przeanalizuj to, co właśnie powiedziałaś. - upił spory łyk, dając jej chwilę na zastanowienie się - Zaprosiłaś mnie właśnie do swojej sypialni. - pochylił się przez stół, patrząc jej w oczy - Czy ty chcesz, żebym zerwał zaręczyny z babką z Australii? - wykrzywił usta w uśmiechu, który aż się prosił o przeniesienie Prince'a z Krukonów do Ślizgonów.
      Parsknął krótko, kręcąc głową, dopił swoje kakao i wstał od stolika.
      - Było miło, Królowo, ale muszę lecieć. Powodzenia na wielkim meczu. - podszedł luźnym krokiem do drzwi - Jebać Gryfonów! - zaskandował, wychodząc.
      Nim Damien dotarł na kolejne zajęcia, wiedział już o bójce Weasleya i Skamandera. I był na siebie wściekły. Gdyby tylko nie poleciał jak ten frajer wziąć leki przeciwbólowe, to mógłby obić Gryfonowi mordę za zbliżanie się do jego kumpla. Widząc w jakim stanie jest Steven, poczuł tylko narastającą falę gniewu. Pieprzony gnój. Jakim trzeba być skurwysynem, żeby rzucać się z pięściami na takie chude gówno, które może się złamać od mocniejszego podmuchu wiatru?
      Prince, jak na lojalnego idiotę przystało, za cel postawił sobie chodzenie do końca dnia wszędzie za rudzielcem, coby nikt już się do niego nie przyczepił. Nie odpuszczał nawet, kiedy w pobliżu był Eli. To nie tak, że wierzył w to, że Nott jest Śmierciożercą. Jebie go to. Po prostu wolał ubezpieczać tyły, nawet, jeśli już ktoś je ubezpieczał.
      - Stevie, może odpuszczę sobie mecz i zostanę z tobą? - zaproponował, odprowadzając rudzielca na szlaban z Ernesto. Trochę chujnica, że chłopaki mają odśnieżać, kiedy reszta szkoły będzie na meczu. Widocznie to miała być dodatkowa kara dla Gryfona - Wiesz, to nie mój mecz, w dupie go mam. Mogę sobie odpuścić. Posiedzę z wami, popilnuję, żeby Skamanderowi nic nie odwaliło i znowu się nie zaczynał.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {14/10/22, 02:01 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


NICHOLAS FRED WEASLEY

          Florence uniosła brwi nie za bardzo wiedząc co takiego powiedziała. Dopiero później po jego słowach lekko zmarszczyła czoło.
          -Na Salazara, Prince! Fu! Ty i te twoje myśli. Dorośnij w końcu – rzuciła przewracając oczami. Naprawdę starała się mu pomóc, a ten jak zwykle tylko o jednym.
          Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o meczu i dopiero Krukon jej o tym przypomniał. Zsunęła się z krzesełka i opuściła kuchnię kierując się do dormitorium, aby zmienić mundurek na odpowiedni strój do quidditcha i założyć ocieplane rękawiczki. Związała włosy w wysoki kucyk, aby nie przeszkadzały jej w locie, a kiedy była już gotowa skierowała się na boisko. Musiała się rozgrzać przed meczem mając nadzieję, że skończy się on wygraną Ślizgonów.  Atmosfera w szatni nie była napięta. Wręcz przeciwnie, wszyscy byli mocno rozluźnieni i pewni swojej wygranej. Najwyraźniej Gryfoni nie podzielali ich humoru. Słyszała, że ich obrońca został zdyskwalifikowany z dzisiejszej gry przez bójkę z Weasleyem. Co za szkoda…
          Chwyciła swoją miotłę i wyszła na zewnątrz. Warunki pogodowe na całe szczęście były całkiem dobre  jak na tę porę roku. Trybuny były pełne uczniów ze wszystkich domów, którzy na widok obu drużyn zaczęli głośno wiwatować. Podali sobie ręce z drużyną
Gryfonów, a następnie usiadła na miotle i wzbiła się w powietrze czekając na rozpoczęcie meczu.
         Nick myślał, że zaraz wyjdzie z siebie. O ile zazwyczaj starał się zachowywać spokój to teraz miał wrażenie, że jeszcze chwila, a wybuchnie. Rano jeszcze czuł mega ekscytację i nie mógł doczekać się meczu quidditcha mając nadzieję, że tym razem uda im się wygrać ze Ślizgonami. A tu się okazało, że jego cały plan poszedł w pizdu. Miał ochotę palnąć Skamandera w głowę za to co zrobił. Oczywiście rozumiał jego troskę o swoją siostrę, w końcu sam miał rodzeństwo, o które również od czasu do czasu się martwił, ale nie mógł uwierzyć, że jego przeciwnikiem był jego kuzyn Steven. Może i nie spędzał z nim za dużo czasu, ale mimo wszystko był on jednym z najspokojniejszych osób jakie znał. Zupełnie nie rozumiał jaki zły wpływ mógł wywierać na Lucy. Najwyraźniej nieobecność Lysandra wpłynęła również niekorzystanie na całą drużynę, bo kiedy wszedł do szatni miał wrażenie, że przygnębienie bijące od wszystkich za chwilę przygniecie go do podłogi.
          -Musimy się wziąć w garść. Damy radę – powiedział starając się jakoś zmienić ten podły nastrój i podnieść ich na duchu, ale chyba na nic się to nie zdało. Wyszli na boisko i podali sobie dłonie z przeciwną drużyną. Pan White podszedł do skrzyni z piłkami i upewniwszy się, że wszyscy są gotowi wypuścił piłki.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Fojbe
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {15/10/22, 11:39 am}

Zacharius Zabini
Napoléon Lefrançois

        Musiał się trochę natrudzić, aby znaleźć kontakt do magicznej kwiaciarni. Właściwie był to sklep zielarski, ale mieli też opcję wysyłania takich prezentów. Mógł też zamówić opcję śpiewającej akromantuli, lecz wtedy bardziej zmniejszyłby swoje szanse, jeśli jakiekolwiek jeszcze istniały. Na miejscu przewijało się kilka osób. Żadna nie zaglądała mu przez ramię, choć przez chwilę takie miał wrażenie. Gwendolyn miała być pierwszą osobą, która się o tym dowie. Wtedy mogą sobie wszyscy patrzeć.
        Zajęło mu to więcej, niż pół godziny, więc Florence zapewne już spała. Zobaczył za to Napoleona, który wyglądał na totalnie rozsypanego. Zack bił się z myślami czy go o to zapytać, ale postanowił dać mu spokój. Sam zresztą chciał odpocząć.
        Następnego dnia poklepał go ramieniu, zanim wyszli z dormitorium.
        - No… to powiesz mi, dlaczego wyglądasz jak wyjęty z trzech głów po kolei?
        - Hm? Ano tak… mój ojciec przyjeżdża.
        - Co?  – Szczęka mu opadła – Ale jak… - Przerwał, ponieważ mijali jednego z profesorów na korytarzu. Jego przyjaciel wzruszył ramionami.
        - Ten… - Nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa - … bousilleur właśnie jest z moją matką u Weasleya. Muszę tam pojechać, a potem… nie wiem czy nie trafię do Azkabanu. Za morderstwo.
        - Trzymasz się jakoś?
        - W ogóle…
        Doszli do Wielkiej Sali i zajęli się swoim śniadaniem, jak gdyby nigdy nic. Jedli praktycznie w ciszy. Wtedy jednak przyleciały sowy. Uśmiechnął się dumnie, oglądając przez ramię na stół Hufflepuffu. Zanim jednak odnalazł wzrokiem Gwen, coś wylądowało przed jego rękoma. List.
        Nie spodziewał się zaproszenia akurat wtedy. Zrozumiał w mig, że szykuje się coś wielkiego. Kiedyś uwielbiał zjazdy u Malfoyów. W dzieciństwie nie rozumiał prawdziwego znaczenia tych spotkań. Jako siedemnastolatek zdawał sobie już sprawę, na czym to naprawdę polega. Dopiero jednak wtedy uświadomił sobie, co właśnie narobił.
        - Co to jest? – odezwał się głos obok niego, wytrącając go z zamyślenia. Spojrzał na Lefrançois. On też dostał zaproszenie. Kolejne zaskoczenie tego dnia. Pollo nie należał nigdy do tego ,,elitarnego’’ grona. Co się zmieniło?
         - Ty też… co do… dobra, wiesz co? Idę podpytać ojca. Dlaczego te cholerne sowy odlatują? Trzeba teraz tyrać na górę, do sowiarni…
        Nie zwrócił uwagi, kto za nim idzie, dopóki ta osoba nie złapała go za rękaw. Obrócił się w celu powiedzenia dosadnie, gdzie ta osoba ma sobie wsadzić swoje łapy, ale natrafił na twarz Dumbledore. Pochylił się w jej stronę tak, aby tylko ona mogła usłyszeć jego słowa.
        - Wiesz… Z.Z. to ja.  – Udał szok, zasłaniając usta dłonią – Co za niespodziewany zwrot akcji.
        Nie miał zamiaru jej urazić. Po prostu był zaskoczony, że za nim poszła. Spodziewał się raczej, iż go oleje. To dało mu nadzieję.
        - Dumbledore, zaczekaj.  – Tym razem on złapał ją za szatę – Nie chcę… rozmawiać na korytarzu. Jak pisałem, wolę zrobić to właściwie. Spotkasz się ze mną po meczu? Wszyscy będą zajęci świętowaniem naszego sukcesu, więc nie zauważą, że ich kapitan urządza sobie wycieczkę do biblioteki. Akurat mnie nikt nie będzie tam szukał.  – Ostatnie zdanie wypowiedział w formie oczywistego półżartu. Ktoś się do nich zbliżał.
        - Idą gapie.


Ostatnio zmieniony przez Fojbe dnia 15/10/22, 09:39 pm, w całości zmieniany 1 raz
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {15/10/22, 03:17 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


              Steven miał gdzieś z tyłu głowy nadzieję, że po bójce, w której pokazał, że ma jaja i stać go na to, żeby dać komuś z piąchy, chociaż trochę zyska jakiegoś szacunku na korytarzu, jednak miał wrażenie, że jest tylko gorzej. Kilka razy ktoś zawołał za nim z obraźliwą zaczepką. Z irytacją zaciskał schowane w kieszeniach dłonie w pięści. Zastanawiał się, czy jakby wdał się w kolejną mordobijkę, to czy coś by to dało. Naprawdę go kusiło. Jednak kręcący się przy nim Damien był dobrym ogranicznikiem; zarówno dla rudego, jak i dla innych uczniów.  Prince nie należał do osób, która pierdoli się w tańcu. Jakby ktoś zaczął za bardzo kozaczyć, długowłosy na pewno szybko ukróciłby utarczki.
              Założył dodatkowy sweter pod płaszcz, opatulił się szalikiem i założył na ręce rękawiczki, żeby mu nie odmarzły, kiedy będzie odbywał swoją karę pod okiem woźnego Ernesto.
              - Idź na mecz. Nie musisz mnie pilnować. - odpowiedział przyjacielowi, chociaż doskonale wiedział, że i tak nie odpuści, i podąży za nim. Będzie tam tkwił, aż Steven nie skończy, a potem odprowadzi go za rączkę do dormitorium. Odpalił mu się tryb opiekunki - Przecież nie będziemy się bić. Mamy sztamę. I Ernesto będzie nas pilnował.
              Dopiero, kiedy powiedział to głośno, zrozumiał jak naiwnie zabrzmiał. Lysander mógł zgodzić się na ten pokój tylko ze względu na to, że Lucy przy tym była. Nie, żeby Steven zaoferował tego z tego samego powodu...
              Momentalnie zapragnął, żeby Prince nie postanowił go posłuchać i zostanie. Może się jednak przydać. Ernesto w razie potrzeby mu nie pomoże. Zdecydowanie przyda mu się wsparcie kumpla.
              - Jest i nasz pierwszy bokser. - a propos woźnego - czekał już na nich na dziedzińcu oparty o łopatę do odśnieżania. Uśmiechał się przy tym, jak kot zadowolony ze złapania myszy. Uniósł jedną z łopat i podrzucił ją w kierunku Stevena. Chłopak złapał ją w ostatniej chwili i skrzywił się lekko - Skamander jeszcze nie przyszedł, ale możesz już zacząć. Wydzieliłam wam dwa, równe kawałki. - wskazał głową na dziedziniec, który faktycznie został przedzielony narysowaną na śniegu linią.
              Steven zerknął na Prince'a. Ach, pierdolić to. Nie będzie czekał na Skamandera. Zrobi swoją połowę i spierdala stąd. Oddalił się od Erenesto i Damiena, chcąc pracować w spokoju.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {16/10/22, 10:28 am}

ELIJAH NOTT



Pokiwał obojętnie głową na wzmiankę o zaproszeniu Lucy. Doskonale wiedział, że jeśli Steven odważyłby się kogoś zaprosić na Bal Bożonarodzeniowy, to tą osobą byłaby z pewnością blondynka, jedna z nieliczny albo nawet jedyna niespokrewniona z rudzielcem dziewczyna z którą bez trudu rozmawiał, więc ten fakt w ogóle go nie zaskoczył.
Nie odczuł zimna, gdy wyszli na zewnątrz, zaklęcie rozgrzewające, które rzucił na siebie kilkanaście minut wcześniej wciąż działało. Spojrzał na Weasleya krzywo, gdy ten napomknął na temat poproszenia Damiena o lekcje tańca.
-Och, nie dramatuzuj. - Mruknął pod nosem. - Przecież ci pomogę.
Pozostała część lekcji minęła spokojnie. Charlie i Sammy oburzeni, bo nie mogli pójść z Elijah do skrzydła szpitalnego rozchmurzli się nieco, gdy dowiedzieli się, że Skamander był równie poturbowany jak Steven.
Korzystając z tego, że rudzielec ewidentnie trafił pod opiekę Prince, który już podczas Opieki nad Magicznymi Stworzeniami przyczepił się do niego jak rzep do psiego ogona, Nott spędził lwią część dnia z pozostałymi kolegami z drużyny starając się tonować nastroje. Jedyne czego pragnął to, żeby zamieszanie wokół niego ucichło.
Podczas meczu gryfonów z ślizgonami zamiast być na trybunach wraz z Charlesem i Samem przyszedł na dziedziniec, który Steven miał odśnieżać wraz z Lysandrem. Przywitał się z Damienem i woźnym. Przez chwile stał w milczeniu obserwuwał pracującego w ciszy rudzielca.
-Mogę mu pomóc? - Zapytał nagle woźnego. Starszy mężczyzna spojrzał na Notta jak na idiotę.
-Zasady są jasne, żadnej magii.
- I nie zamierzam jej użyć. - Odpowiedział Eli wyciągając rękę po drugą łopatę.
Mierzyli się wzrokiem. Ernesto wyglądał jakby faktycznie zastanawiał się czy się zgodzić, aż w końcu podał narzędzie krukonowi.
-A co z połową Skamadera? - Spytał Hayes przytrzymując drewniany trzonek.
-To problem Skamadera.- Odparł oschle Nott. Woźny uśmiechnął się krzywo i puścił łopatę.
Elijah dołączył do Stevena. Posłał mu tylko krótkie spojrzenie.
-Miejmy to już z głowy. - Rzucił zabierając się za odśnieżanie.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {16/10/22, 11:27 am}

LYSANDER SKAMANDER

         Lysander nie mógł się ukryć przed spojrzeniami innych uczniów. Najwyraźniej o jego bójce z Weasleyem słyszała już cała szkoła i za każdym razem jak przechodził korytarzem to słyszał chichoczących i szepczących uczniów. Ledwo się powstrzymał, kiedy jeden z jego kolegów po raz kolejny zażartował z tego, że dał się tak załatwić Weasleyowi. Aż ręka go zaświerzbiła, aby i jemu przyłożyć, ale koniec końców odpuścił. Już i tak miał o wiele za dużo nieprzyjemności jak na jeden dzień. Nie mówiąc już o tym, że cała drużyna Gryfonów była na niego wściekła, po tym jak został zdyskwalifikowany z dzisiejszego meczu. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego nieobecność, tak czy siak, skończy się wygraną Gryffindoru.
          Naciągnął na uszy czapkę i włożył rękawiczki, aby oszczędzić sobie odmarznięcia dłoni, po czym wyszedł na dziedziniec. Najwyraźniej Steven już dzielnie odwalał swoją robotę, więc i on sam ruszył w kierunku Ernesta, aby jak najszybciej mieć to wszystko z głowy.
         -O, jest i drugi. Bierz łopatę i do roboty, chłopcze. Plac się sam nie odśnieży, a chciałbym, żeby po meczu było już wszystko gotowe – rzucił woźny wręczając mu łopatę. Blondyn parsknął tylko pod nosem i poszedł na swoją część. Oczywiście zauważył stojącego nieopodal Damiena i odśnieżającego ze Stevenem Elijah. Miał ochotę rzucić komentarz w stylu, czy faktycznie Weasley potrzebuje przy sobie aż dwóch nianiek, ale w porę ugryzł się w język. Nie chciał ich prowokować do kolejnej bójki. W ciszy zgarnął łopatą część śniegu i rozpoczął swoją pracę co jakiś czas nasłuchując głosu komentatora dochodzącego ze stadionu. Co prawda może nie słyszał wszystkiego, ale za każdym razem, kiedy wpadała jakaś bramka to było na tyle głośno, że udawało mu się mniej więcej oszacować w jakiej pozycji była jego drużyna. Odgarnął sporą część białego puchu i odetchnął. Praca wydawała się cięższa niż się spodziewał, ale mimo to nie odpuszczał. Miał nadzieję jak najszybciej się z tym wszystkim uporać i wrócić do dormitorium. Był niemalże pewien, że czeka tam już na niego reprymenda od jego rodziców. Wolał mieć już to z głowy i po prostu skończyć ten nieciekawy dzień w spokoju.

ISABELLE WEASLEY

         Isabelle westchnęła ciężko siedząc w swoim dormitorium nad kawałkiem pergaminu i głowiła się jak najlepiej opisać całą sytuację z dzisiaj swoim rodzicom. Wiedziała, że mieli jeszcze o tym porozmawiać z Nixem, ale doszła do wniosku, że nie mogła pozwolić, aby został ukarany za jej pomysł. Poza tym jej matka pełniła funkcję Ministra Magii, więc uznała, że powinna jak najszybciej dowiedzieć się o zajściu w Hogsmeade. Podrapała się piórem po policzku, a następnie umoczyła drugi koniec w atramencie i zaczęła pisać starając się nie pominąć żadnego szczegółu, oprócz tego, że miała ze sobą towarzysza. To chyba nie było aż tak istotne dla samej sprawy.
         Kiedy skończyła włożyła list do koperty i posłała sowę, aby dostarczyła list do jej ojca. W końcu w Ministerstwie przewija się tyle korespondencji, że nie była pewna czy akurat jej zostanie dostarczona na czas. Po tym jak sowa odleciała, zajęła się pakowaniem wcześniej zakupionych prezentów. Część z nich chciała rozdać jeszcze przed Bożym Narodzeniem, stwierdzając że nie będzie miała aż tyle czasu, aby każdemu z jej rodziny wręczyć prezent osobiście, dlatego, kiedy ostatni z nich owinął się w papier, a na jego czubku pojawiła się ładnie zawiązana czerwona kokarda, spakowała kilka paczek do torby, ubrała się odpowiednio i opuściła dormitorium kierując się na zewnątrz. Zanim jednak udało jej się dotrzeć na boisko, zauważyła jej kuzyna odśnieżającego dziedziniec. Przystanęła z boku zastanawiając się przez chwilę, czy powinna pójść od razu na mecz, czy poczekać aż skończy i chwilę z nim porozmawiać. Nigdy jakoś specjalnie za sobą nie przepadali. Izzy uważała, że Steven mocno zaniedbał swoją rodzinę i miała do niego żal za to, że ani razu nie pojawił się na rodzinnym zjeździe. Ostatnio jednak usłyszała od Lily, że chętnie pomógł jej w jakimś referacie, wcześniej pomagał James’owi, więc może oceniła go zbyt pochopnie. Poczekała więc, aż Steven skończy odrabiać swoją karę, a kiedy oddał łopatę woźnemu powoli podeszła do niego jeszcze po drodze zastanawiając się czy nie powinna tego odłożyć na później.
          -Hej… - przywitała się, kiedy stanęła przed nim i już wtedy uświadomiła sobie, że było już za późno na wycofanie się.
          -Moglibyście dać mi chwilę na osobności z moim kuzynem? Proszę? – zwróciła się do dwójki Krukonów, a kiedy oddalili się od nich z powrotem utkwiła wzrok w Weasley’u.
          -Słyszałam o bójce… Wszystko gra? – spytała i w jej głosie można było usłyszeć czystą troskę. Jej rodzina była dla niej najważniejsza. Nie ważne czy rozmawiali ze sobą czy też nie. Czy byli ze sobą skłóceni, czy nie. Rodzina była ponad wszystko.
          -Ja... Mam coś dla ciebie – rzuciła przypominając sobie o paczce zalegającej gdzieś na dnie jej torby. Ukucnęła, starając się sprawną ręką wyciągnąć odpowiedni prezent. Z jednej strony była wdzięczna jej matce za to, że sama podarowała jej torbę, w której wszystko się mieści, ale z drugiej ciężko było w niej cokolwiek znaleźć. W końcu udało jej się wyciągnąć zapakowane w ozdobny papier książki, które upolowała w antykwariacie.
           -Wiem, że do gwiazdki jeszcze kilka dni, ale dziś musiałeś mieć naprawdę podły dzień, więc uznałam, że dam ci go dzisiaj. Wesołych Świąt, kuzynie –[ wyprostowała się i uśmiechnęła podając paczkę chłopakowi.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 4 Empty Re: New Generation {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach