Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdyby nie okoliczności i nieciekawe towarzystwo, pewnie prychnąłbym na te dziwaczne słowa. Jeszcze nikt mnie w ten sposób nie określił. Było to trochę kpiące określenie, pasujące do osobliwego podejścia Dove. Mógłbym się za to spokojnie obrazić i uznać za swego rodzaju komplement.
I co miała znaczyć dłoń Dove na mojej własnej? Jej przymilny i uprzejmy ton nigdy nie oznaczał nic dobrego. Zdecydowanie jeśli chodziło o coś związanego ze mną. Odrzuciłem myśl, że mógłby to być gest wsparcia. Głupotą byłoby myśleć, iż kobiecie zależało na moim komforcie psychicznym, od razu założyłem, że coś knuła, chcąc tylko uśpić moją czujność. Nawet w jej słowach kryło się coś, co zupełnie do niej nie pasowało. Od kiedy chwaliła się tym, że ją uratowałem? Nigdy tego nie robiła. Jakby chciała zapomnieć, że ten incydent w ogóle miał miejsce w jej życiu. A tu taka niespodzianka.
No proszę, nie ma to jak znaleźć się w towarzystwie, gdzie każdy coś knuje za plecami pozostałych. Bo Wallflower miała winę wypisaną na twarzy.
Wybaczyć.
Dobrze powiedziane. Jeszcze nie wiedziałem, co w tamtym życiu zrobiła mi Wallflower, ale mimo to nie zamierzałem jej wybaczyć obecnego wmieszania się na nowo w moje sprawy. Do szczęścia nie potrzebne mi były stare zatargi, jakie zaczęła wywlekać. Zbędne mi były tamte wspomnienia i emocje, które zaczęły powracać.
- Obie macie rację, drogie panie. Są rzeczy niewytłumaczalne - przy tych słowach lekko uścisnąłem palce Dove - oraz niewybaczalne - pewnie gdyby spojrzenie mogło zabijać, zarówno ja jak i Rosemary padlibyśmy trupami w jednej chwili. Lecz dama jak ona nie pozwoliła sobie na dłuższe spojrzenie tego typu, wciąż stwarzając pozory. Tak jak ja, z tą różnicą, że musiałem opanować się przez wzgląd na Dove.
Chwilę później do jadalni zawitała Anna z różnymi deserami. Wróciła również Thompson. Nie uśmiechało mi się przesiadać, ale nie mogłem zajmować jej miejsca. Z tym kłopotem pomogła mi Anna, przynosząc dodatkowe krzesło oraz talerzyk. Zrozumiałem, co chciała tym osiągnąć, kiedy tylko zobaczyłem jej delikatny uśmiech i odczułem dłoń kobiety na swoim ramieniu.
Boże święty, za jakie grzechy? Teraz dopiero zacznie się plotkowanie. Same problemy z tą Parker.
I co miała znaczyć dłoń Dove na mojej własnej? Jej przymilny i uprzejmy ton nigdy nie oznaczał nic dobrego. Zdecydowanie jeśli chodziło o coś związanego ze mną. Odrzuciłem myśl, że mógłby to być gest wsparcia. Głupotą byłoby myśleć, iż kobiecie zależało na moim komforcie psychicznym, od razu założyłem, że coś knuła, chcąc tylko uśpić moją czujność. Nawet w jej słowach kryło się coś, co zupełnie do niej nie pasowało. Od kiedy chwaliła się tym, że ją uratowałem? Nigdy tego nie robiła. Jakby chciała zapomnieć, że ten incydent w ogóle miał miejsce w jej życiu. A tu taka niespodzianka.
No proszę, nie ma to jak znaleźć się w towarzystwie, gdzie każdy coś knuje za plecami pozostałych. Bo Wallflower miała winę wypisaną na twarzy.
Wybaczyć.
Dobrze powiedziane. Jeszcze nie wiedziałem, co w tamtym życiu zrobiła mi Wallflower, ale mimo to nie zamierzałem jej wybaczyć obecnego wmieszania się na nowo w moje sprawy. Do szczęścia nie potrzebne mi były stare zatargi, jakie zaczęła wywlekać. Zbędne mi były tamte wspomnienia i emocje, które zaczęły powracać.
- Obie macie rację, drogie panie. Są rzeczy niewytłumaczalne - przy tych słowach lekko uścisnąłem palce Dove - oraz niewybaczalne - pewnie gdyby spojrzenie mogło zabijać, zarówno ja jak i Rosemary padlibyśmy trupami w jednej chwili. Lecz dama jak ona nie pozwoliła sobie na dłuższe spojrzenie tego typu, wciąż stwarzając pozory. Tak jak ja, z tą różnicą, że musiałem opanować się przez wzgląd na Dove.
Chwilę później do jadalni zawitała Anna z różnymi deserami. Wróciła również Thompson. Nie uśmiechało mi się przesiadać, ale nie mogłem zajmować jej miejsca. Z tym kłopotem pomogła mi Anna, przynosząc dodatkowe krzesło oraz talerzyk. Zrozumiałem, co chciała tym osiągnąć, kiedy tylko zobaczyłem jej delikatny uśmiech i odczułem dłoń kobiety na swoim ramieniu.
Boże święty, za jakie grzechy? Teraz dopiero zacznie się plotkowanie. Same problemy z tą Parker.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czując, jak William ściska moje palce uznałam to za znak, że czuje się lepiej. Dlatego odsunęłam swoją dłoń, wciąż nie patrząc w stronę mężczyzny aby nikt nic nie podejrzewał. Po za tym, wolałam się skupić na rozmowie przy stole. Lord Bantley wspomniał o jakimś śmiesznym wydarzeniu, które spotkało jego i mojego brata co najwyraźniej wielu rozbawiło.
- Gdzie poznałeś Sebastiana, lordzie Bantley? -
- W lokalnym klubie dżentelmenów...-
Zauważyłam lekką panikę na twarzy Sebastiana. W końcu, oficjalnie nigdy bezpośrednio mi nie powiedział, że jest tam w jakimś klubie.
- Ah Anno! - Sebastian podniósł głos, przerywając lordowi. Do tego lekko przestraszył biedną kobietę. - Co jest w tem cieście? Takie to słodkie. -
- ... cukier, panie Parker -
- Młody Parker chyba za dużo wypił. Biedna chłopaczyna. - zaśmiał się lord.
Mnie dalej zastanawiało dlaczego Sebastian nie chciał wiedzieć o klubie dżentelmenów. Czy może było to coś związane z jego życiem prywatnym? Lub może biznesem?
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Spojrzałam w stronę Williama, uśmiechając się uroczo. Zasłoniłam dłonią usta od strony z której siedział Sebastian, specjalnie ukrywając co szepczę do jego przyjaciela. Chciałam zobaczyć reakcję brata, to raz, a dwa wolałam aby nie był pewien mojego kolejnego ruchu.
- Ten klub dżentelmenów - skupiłam się na oczach Williama, lekko mrużąc swoje. - Sebastian ma wiele znajomych z tego klubu, prawda? Niedługo są jego urodziny, chciałabym wiedzieć kogo powinnam zaprosić na przyjęcie, które planuję. Myślisz, że mógłbyś mi pomóc? -
Pozwoliłam sobie drugą dłoń położyć na nodze Williama. Tak, wiem. Sama sobie powiedziałam, że nie chcę być z nim widziana, nie chcę żadnych plotek na nasz temat i lepiej się trzymać od niego z daleka. Jednak na moje nieszczęście wyglądało na to, że ta... nietypowa znajomość może się mi jednak przydać. Do tego jak sama pani Wallflower powiedziała, tyle ludzi słyszało te plotki, że aż dotarły do pałacu. Nie było to idealna sytuacja, ale mogłam z niej jeszcze skorzystać.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W co ty pogrywasz, Dove?
Dlaczego uczepiłaś się tak tego Sebastiana? Święty co prawda nie był, ale ostatnimi dniami siostra nie dawała mu spokoju. Jak nie przyłapałem jej na grzebaniu w jego gabinecie, tak teraz zaczęła interesować się jego znajomymi. Nie mieli wspólnych. Oprócz mnie.
Posłałem krótkie spojrzenie Sebastianowi, który zdawał się ostrożnie nas obserwować. Z resztą nie tylko on. Kątem oka mogłem wychwycić kilka innych zaciekawionych par oczu. W tym samych Wallflowersów. Rosemary zapewne nadstawiała uszu, by jak najwięcej wychwycić z naszej rozmowy. Nic z tego.
Spróbowałem odwdzięczyć się Dove takim samym uśmiechem.
- Sebastian ma urodziny za cztery miesiące - odpowiedziałem jej cicho, a mój uśmiech się tylko poszerzył.
- Nie wiem, co kombinujesz, a pomogę ci tylko wtedy, jeśli w końcu przestaniesz mnie okłamywać. Nie jestem głupi i nie będę robić nic w ciemno. To mój jedyny warunek.
Tym razem to ja położyłem swoją dłoń na dłoni kobiety. Ująłem ją, po czym przeniosłem ze swojej nogi na jej własną. Ładnie to sobie wymyśliła. Dojść do znajomych Sebastiana przeze mnie, wykorzystując w tym celu naszą dziwną znajomość. A raczej plotki, które właśnie podsycała, dając im większy wymiar.
- Jeśli pasuje ci taki układ, możemy to obgadać przy mniejszej publiczności.
Dlaczego uczepiłaś się tak tego Sebastiana? Święty co prawda nie był, ale ostatnimi dniami siostra nie dawała mu spokoju. Jak nie przyłapałem jej na grzebaniu w jego gabinecie, tak teraz zaczęła interesować się jego znajomymi. Nie mieli wspólnych. Oprócz mnie.
Posłałem krótkie spojrzenie Sebastianowi, który zdawał się ostrożnie nas obserwować. Z resztą nie tylko on. Kątem oka mogłem wychwycić kilka innych zaciekawionych par oczu. W tym samych Wallflowersów. Rosemary zapewne nadstawiała uszu, by jak najwięcej wychwycić z naszej rozmowy. Nic z tego.
Spróbowałem odwdzięczyć się Dove takim samym uśmiechem.
- Sebastian ma urodziny za cztery miesiące - odpowiedziałem jej cicho, a mój uśmiech się tylko poszerzył.
- Nie wiem, co kombinujesz, a pomogę ci tylko wtedy, jeśli w końcu przestaniesz mnie okłamywać. Nie jestem głupi i nie będę robić nic w ciemno. To mój jedyny warunek.
Tym razem to ja położyłem swoją dłoń na dłoni kobiety. Ująłem ją, po czym przeniosłem ze swojej nogi na jej własną. Ładnie to sobie wymyśliła. Dojść do znajomych Sebastiana przeze mnie, wykorzystując w tym celu naszą dziwną znajomość. A raczej plotki, które właśnie podsycała, dając im większy wymiar.
- Jeśli pasuje ci taki układ, możemy to obgadać przy mniejszej publiczności.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie, taki układ wcale mi nie pasował. Nie wiedziałam czy mogłabym mu całkowicie zaufać. Mógłby powiedzieć Sebastianowi o moich planach i brat jeszcze więcej rzeczy przede mną będzie ukrywał. Po za tym, wciąż miałam być grzeczną i uprzejmą siostrą aż do wyjazdu z Dianą.
- Jestem lekko urażona. Kiedy tobie skłamałam, panie Lightwood? - zapytałam, nie pozwalając aby uśmiech znikł z mojej twarzy. To prawda, że potrafiłam rzucać kłamstewkiem tu i tam od czasu do czasu, ale szczerze nie mogłam sobie przypomnieć abym kiedykolwiek specjalnie wprowadzała Williama w błąd.
- Może być - dodałam, za nim mógł odpowiedzieć. Na tym na razie sprawę zostawiłam.
Po deserze nasi goście zaczęli powoli przygotowywać się do powrotu do własnych domów. Kilku przy wyjściu jeszcze pogadało ze Sebastianem co było dobrym znakiem. Byłam całkiem zadowolona z tego, jak zakończył się wieczór chociaż dzisiejsze rozmowy dawały mi duże do myślenia. Zwłaszcza to, co powiedziała pani Wallflower.
Gdy kątem oka zauważyłam Williama, który najwyraźniej również planował już wychodzić i czekał na odpowiedni moment aby pożegnać się z moim bratem posłałam mu ciepły uśmiech.
- Wygląda na to, że zobaczymy się w najbliższą niedzielę, panie Lightwood - i miałam nadzieję, że tam będziemy mogli omówić nasz układ przy, jak sam William opisał, mniejszej publiczności. W kościele tylko jedna osoba by nas podsłuchiwała, jeżeli ktoś wierzy w takie rzeczy.
- Proszę za bardzo za mną nie tęsknić do tego momentu - specjalnie mu dogryzłam. Najwyraźniej przechodząca obok Anna mnie usłyszała, chichocząc pod nosem niczym zawstydzona dziewczynka. Jednak mój wzrok był cały czas skupiony na Williamie
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie mówienie prawdy i jej zatajenie również podchodziło pod kłamstwo, ale to przemyślenie zostawiłem dla siebie, gdy się zgodziła. Wolałem jej nie denerwować dodatkowo. Mogłaby w każdej chwili zmienić zdanie, a mi bardzo zależało, aby pójść z nią do tego kościoła.
Mimo nieco lepszej atmosfery w towarzystwie Dove, wciąż byłem wystarczająco zdenerwowany, by nie móc za wiele przełknąć. Jedynie wybrałem trochę owoców z ciasta, udając, że jadłem.
Nie miałem też w planach wyjść wcześniej niż Wallflowersowie. Musiałbym wtedy pojawić się jako Vincent. Na szczęście małżeństwo wyszło jako jedno z pierwszych. Pożegnali się dość wylewnie z Sebastianem, po czym opuścili dom. Ale nawet wtedy nie spadł mi ciężar, który cały czas odczuwałem. Skutecznie udało im się zasiać we mnie ziarno niepewności i strachu.
W końcu nadszedł i mój czas na opuszczenie tego miejsca. Miałem w planach zrobić to w miarę szybko i na spokojnie, bez wylewnych rozstań. Otz uścisk dłoni z Sebastianem i krótkie "dobranoc" w stronę Dove. Jednakże ona sama znów pokrzyżowała moje plany.
- Oczywiście, będę punktualnie czekał na ciebie przed wejściem - odparłem. I pilnował do tego dziwnych staruchów, jeśli rzeczywiście mieli się tam pojawić.
Uśmiechnąłem się nieco, na wspomnienie o tęsknocie. Nie będę mieć raczej na to chwili. Zbliżyłem się bardziej do kobiety, a będąc obok objąłem ją ramieniem w pasie i nachyliłem się w jej kierunku.
- Proszę w międzyczasie uważać na siebie i nie karmić kota rybami, bo bardzo tego nie lubi - powiedziałem cicho. Potem odsunąłem się, życząc dobrej nocy.
Na koniec pożegnałem Sebastiana, który z dziwnym uśmiechem ściskał moją dłoń. Chyba rzeczywiście zbyt dużo alkoholu jak dla niego. Przechodząca Anna również miała jakąś dziwną, rozbawioną minę.
- Do zobaczenia, panie Lightwood - zakrzyknęła wesoło.
- Miłej nocy, Anno - wyszedłem już z trochę mniej zadowoloną miną.
Anthony'ego dorwałem kiedy już wszyscy spali. Alkohol na szczęście zrobił szybko swoje i opuściłem pokój Dove, gdy usnęła. Anioł był już w swojej zwyczajowej, spokojnej kondycji, ale nie dałem się zwieść. Wyciągnąłem go do innego pokoju, gdzie nie mieliśmy żadnych świadków.
- Kto to był? - zapytałem bez ceregieli, wbijając w niego spojrzenie.
- Kogo masz na myśli? - Anthony nawet nie patrzył na mnie. Szurał stopą po dywanie, unikając odpowiedzi.
- Nie udawaj idioty tylko mów, co wiesz - syknąłem. Nie wydawało się, aby miał jakieś obawy przede mną. Bardziej… przed tamtymi. Przełknął nerwowo ślinę. Zaczął mówić dopiero po dłuższej przerwie, szeptem, wbijając wzrok w swoje stopy.
- To pożeracze dusz.
- Co?
- No wiesz… znajdują sobie ofiarę, zaprzyjaźniają się z nią, zwodzą na złą drogę, "doprawiają duszę", jak sami to określają. Potem dopadają takiego człowieka w ustronnym miejscu, męczą, dręczą, zabijają jego stróża na oczach tego człowieka, a na końcu wysysają duszę, zostawiając samą skorupę.
- I Dove…
- Pierwszy był Sebastian, później ona - Anthony'emu załamał się głos, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Ciarki przeszły po moim ciele, gdy go słuchałem. - Dlatego nawiał jej stróż. Nie chciał tak skończyć, wystraszył się. Na niewiele jednak mu to się zdało, bo dopadli go po waszej rozmowie, żeby nie mógł nikomu o tym donieść. Podejrzewam, że jeszcze nie przystąpili do… do… wiesz, do czego, bo zacząłeś się kręcić przy Parkerach. A to nie jest typowe zachowanie demona. W ich oczach jesteś nikim więcej jak dziwnym demonem, który być może czai się na ich zwierzynę.
- Wiedziałeś to wszystko i nic mi o tym nie powiedziałeś!? - warknąłem wściekle, na co anioł tylko skulił się, ukrywając twarz w dłoniach. Jego ramionami wstrząsnął szloch.
- Pogodziłem się już ze swoim losem - jęknął.
- Przestań pierdolić i weź się w garść. Nie zamierzam pozwolić komuś zabić ani Dove, ani siebie. Sebastiana w sumie też jeśli okażesz się ostatnią cipą i nie ruszysz palcem w potrzebie.
- C-co..?
- Wy, anioły, jesteście beznadziejni w swej robocie. Zarzynają wam ludzi, a wy tylko gapicie się jak ciele w malowane wrota. Ale przynajmniej wiem już, na czym stoję. Idź, dalej sobie nic nie rób, ja wracam do swojej Dove - odwróciłem się i wyszedłem. Mało obeszły mnie łzy anioła. Łajzy tylko potrafiły dużo gadać.
Mimo nieco lepszej atmosfery w towarzystwie Dove, wciąż byłem wystarczająco zdenerwowany, by nie móc za wiele przełknąć. Jedynie wybrałem trochę owoców z ciasta, udając, że jadłem.
Nie miałem też w planach wyjść wcześniej niż Wallflowersowie. Musiałbym wtedy pojawić się jako Vincent. Na szczęście małżeństwo wyszło jako jedno z pierwszych. Pożegnali się dość wylewnie z Sebastianem, po czym opuścili dom. Ale nawet wtedy nie spadł mi ciężar, który cały czas odczuwałem. Skutecznie udało im się zasiać we mnie ziarno niepewności i strachu.
W końcu nadszedł i mój czas na opuszczenie tego miejsca. Miałem w planach zrobić to w miarę szybko i na spokojnie, bez wylewnych rozstań. Otz uścisk dłoni z Sebastianem i krótkie "dobranoc" w stronę Dove. Jednakże ona sama znów pokrzyżowała moje plany.
- Oczywiście, będę punktualnie czekał na ciebie przed wejściem - odparłem. I pilnował do tego dziwnych staruchów, jeśli rzeczywiście mieli się tam pojawić.
Uśmiechnąłem się nieco, na wspomnienie o tęsknocie. Nie będę mieć raczej na to chwili. Zbliżyłem się bardziej do kobiety, a będąc obok objąłem ją ramieniem w pasie i nachyliłem się w jej kierunku.
- Proszę w międzyczasie uważać na siebie i nie karmić kota rybami, bo bardzo tego nie lubi - powiedziałem cicho. Potem odsunąłem się, życząc dobrej nocy.
Na koniec pożegnałem Sebastiana, który z dziwnym uśmiechem ściskał moją dłoń. Chyba rzeczywiście zbyt dużo alkoholu jak dla niego. Przechodząca Anna również miała jakąś dziwną, rozbawioną minę.
- Do zobaczenia, panie Lightwood - zakrzyknęła wesoło.
- Miłej nocy, Anno - wyszedłem już z trochę mniej zadowoloną miną.
Anthony'ego dorwałem kiedy już wszyscy spali. Alkohol na szczęście zrobił szybko swoje i opuściłem pokój Dove, gdy usnęła. Anioł był już w swojej zwyczajowej, spokojnej kondycji, ale nie dałem się zwieść. Wyciągnąłem go do innego pokoju, gdzie nie mieliśmy żadnych świadków.
- Kto to był? - zapytałem bez ceregieli, wbijając w niego spojrzenie.
- Kogo masz na myśli? - Anthony nawet nie patrzył na mnie. Szurał stopą po dywanie, unikając odpowiedzi.
- Nie udawaj idioty tylko mów, co wiesz - syknąłem. Nie wydawało się, aby miał jakieś obawy przede mną. Bardziej… przed tamtymi. Przełknął nerwowo ślinę. Zaczął mówić dopiero po dłuższej przerwie, szeptem, wbijając wzrok w swoje stopy.
- To pożeracze dusz.
- Co?
- No wiesz… znajdują sobie ofiarę, zaprzyjaźniają się z nią, zwodzą na złą drogę, "doprawiają duszę", jak sami to określają. Potem dopadają takiego człowieka w ustronnym miejscu, męczą, dręczą, zabijają jego stróża na oczach tego człowieka, a na końcu wysysają duszę, zostawiając samą skorupę.
- I Dove…
- Pierwszy był Sebastian, później ona - Anthony'emu załamał się głos, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Ciarki przeszły po moim ciele, gdy go słuchałem. - Dlatego nawiał jej stróż. Nie chciał tak skończyć, wystraszył się. Na niewiele jednak mu to się zdało, bo dopadli go po waszej rozmowie, żeby nie mógł nikomu o tym donieść. Podejrzewam, że jeszcze nie przystąpili do… do… wiesz, do czego, bo zacząłeś się kręcić przy Parkerach. A to nie jest typowe zachowanie demona. W ich oczach jesteś nikim więcej jak dziwnym demonem, który być może czai się na ich zwierzynę.
- Wiedziałeś to wszystko i nic mi o tym nie powiedziałeś!? - warknąłem wściekle, na co anioł tylko skulił się, ukrywając twarz w dłoniach. Jego ramionami wstrząsnął szloch.
- Pogodziłem się już ze swoim losem - jęknął.
- Przestań pierdolić i weź się w garść. Nie zamierzam pozwolić komuś zabić ani Dove, ani siebie. Sebastiana w sumie też jeśli okażesz się ostatnią cipą i nie ruszysz palcem w potrzebie.
- C-co..?
- Wy, anioły, jesteście beznadziejni w swej robocie. Zarzynają wam ludzi, a wy tylko gapicie się jak ciele w malowane wrota. Ale przynajmniej wiem już, na czym stoję. Idź, dalej sobie nic nie rób, ja wracam do swojej Dove - odwróciłem się i wyszedłem. Mało obeszły mnie łzy anioła. Łajzy tylko potrafiły dużo gadać.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Kot nie lubi ryb? Ciekawe, jak William mógłby coś takiego wiedzieć. Vincent nie przepadał za obcymi i podobno zwiał od Williama, gdy tylko dostał od niego jedzenie. Jednak nie nad tym najbardziej się przejmowałam. Przed snem ułożyłam następny plan i zdecydowałam co powiem Williamowi, a co zatrzymam dla siebie. Przynajmniej na razie.
Dlatego, gdy nadeszła niedziela wstałam odrobinę wcześniej i poprosiłam Annę, aby pomogła mi ze suknią. Była bardziej odpowiednia do kościoła, niż na te bardziej leniwe i nieciekawe dni. Do tego musiałam się bardziej postarać ze swoją prezentacją, jeżeli chciałam aby wszystko poszło po mojej myśli.
Tak, jak William obiecał był punktualnie przed kościołem. Uśmiechnęłam się do niego, jakbym nie widziałam go od długiego czasu, a jego widok sprawiał mi ogromną przyjemność. W rzeczywistości nie do końca tak było, ale lepiej aby wszyscy inni w to uwierzyli. Może nawet sam William prędzej czy później zacznie wierzyć w takie bajki.
- Dzień dobry, panie Lightwood - przywitałam się z nim utrzymując uśmiech na twarzy. - Dobrze dzisiaj pan wygląda - ten komentarz był bardziej szczery niż poprzednie. Nie byłam pewna co było dzisiaj innego w jego ubiorze i stylu, ale cokolwiek to było bardzo mu pasowało.
Co raz więcej osób zaczęło się pojawiać przed kościołem. Niektórzy od razu wchodzili do środka, skąd słyszałam głos pani Wallflower witająca wszystkich. Inni stali przed wejściem aby trochę porozmawiać przed mszą.
- Jestem czegoś ciekawa - tak na prawdę to byłam ciekawa wielu rzeczy, jednak wszystko ma swój czas i miejsce.
Delikatnie złapałam ramię Williama, powoli idąc w stronę głównego wejścia, przy którym stali Wallflowersowie. Wiedziałam co robiłam i jak to wszystko wyglądana dla innych. Jeszcze kilka dni temu bym raczej stała, jak najdalej od Williama i unikała go, jak ognia. No cóż, plany czasami się zmieniają.
- Dlaczego zaoferowałeś pomoc? Nie sądziłam, że jesteś osobą bardzo wierzącą. -
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po tym wszystkim nadeszło parę dni spokoju. Wallflower nigdzie się nie pokazywała, Dove była grzeczna, a ja wraz z Sebastianem zawitałem raz na spotkaniu Klubu Dżentelmenów. Przyglądałem mu się uważnie, zwracając uwagę dosłownie na wszystko. Miałem wrażenie, jakby faktycznie zachowywał się inaczej niż wtedy, gdy go spotkałem pierwszy raz. A mogły też to być figle płatane przez rozum po tym, jak o wszystkim wiedziałem. W każdym razie zacząłem szukać w nim czegoś, co znalazła Dove, a co było poza moją wiedzą. Nie miałem jednak na to wystarczająco czasu. Trzy dni to jednak mało. Tym bardziej, że musiałem w międzyczasie coś zrobić.
Trochę głupio było mi iść do anioła po pomoc, szczególnie po tym jak go zwyzywałem, ale nie miałem do kogo innego się zwrócić. Chodziło mianowicie o modlitwę. Ludzie w kościele się modlili i śpiewali jakieś tam pieśni, a ja nie znałem tekstu żadnej modlitwy ani pieśni. Lecz tak jak się spodziewałem, nauczył mnie wszystkiego. Może nie był zachwycony (choć początkowo śmieszyła go ta myśl), ostatecznie zgodził się bez problemów. Żeby jeszcze anielica Anny była taka rozmowna, ale z tą zamieniłem kiedyś dosłownie dwa słowa. Anthony mówił mi, że to jej normalne zachowanie i nawet z nim nie rozmawia.
Tak więc wyszykowany w dobry garnitur i najlepszą wiedzę, czekałem na Dove. Zawsze istniała jakaś opcja, że zgubi się gdzieś przez te kilka minut. Przynajmniej stojąc pod kościołem miałem na oku Wallflowersów, bo rzeczywiście każdego przybysza witali.
Kobieta zjawiła się niedługo potem. Wydawała się całkiem zadowolona, mimo iż w domu jej mina całkowicie inaczej wyglądała.
- Witam, pani Parker. Pani za to jak zawsze wygląda olśniewająco - posłałem jej delikatny uśmiech, bo tylko na to było mnie stać. Rosemary już wierciła mi dziurę w plecach.
- Nigdy nie powiedziałem, że jestem niewierzący. Poza tym to się nie wiąże z niesieniem pomocy. Zaintrygowałaś mnie. Najpierw szukasz czegoś w rzeczach Sebastiana, później chcesz poznać jego znajomych z klubu. No… a masz tylko mnie - zmrużyłem lekko oczy, przenosząc wzrok na Dove. Jej zachowanie nie było normalne. Aż krzyczało, że jest podejrzane.
Swoją uwagę od kobiety przeniosłem tylko na chwilę, gdy witaliśmy się z Wallflowersami. Tym razem byłem lepiej przygotowany na to spotkanie. Przywołałem na twarz profesjonalny, niedzielny uśmiech, prawiąc uprzejmy komplement starszemu małżeństwu. Odwzajemnili się tym samym, sztucznym zachowaniem. Byłem pewien, że jak zwykle zasiądą w pierwszym rzędzie, dlatego poprowadziłem Dove na te nieco dalsze.
- Dlaczego więc podsycasz plotki na nasz temat, a potem potrzebujesz mojej pomocy?
Trochę głupio było mi iść do anioła po pomoc, szczególnie po tym jak go zwyzywałem, ale nie miałem do kogo innego się zwrócić. Chodziło mianowicie o modlitwę. Ludzie w kościele się modlili i śpiewali jakieś tam pieśni, a ja nie znałem tekstu żadnej modlitwy ani pieśni. Lecz tak jak się spodziewałem, nauczył mnie wszystkiego. Może nie był zachwycony (choć początkowo śmieszyła go ta myśl), ostatecznie zgodził się bez problemów. Żeby jeszcze anielica Anny była taka rozmowna, ale z tą zamieniłem kiedyś dosłownie dwa słowa. Anthony mówił mi, że to jej normalne zachowanie i nawet z nim nie rozmawia.
Tak więc wyszykowany w dobry garnitur i najlepszą wiedzę, czekałem na Dove. Zawsze istniała jakaś opcja, że zgubi się gdzieś przez te kilka minut. Przynajmniej stojąc pod kościołem miałem na oku Wallflowersów, bo rzeczywiście każdego przybysza witali.
Kobieta zjawiła się niedługo potem. Wydawała się całkiem zadowolona, mimo iż w domu jej mina całkowicie inaczej wyglądała.
- Witam, pani Parker. Pani za to jak zawsze wygląda olśniewająco - posłałem jej delikatny uśmiech, bo tylko na to było mnie stać. Rosemary już wierciła mi dziurę w plecach.
- Nigdy nie powiedziałem, że jestem niewierzący. Poza tym to się nie wiąże z niesieniem pomocy. Zaintrygowałaś mnie. Najpierw szukasz czegoś w rzeczach Sebastiana, później chcesz poznać jego znajomych z klubu. No… a masz tylko mnie - zmrużyłem lekko oczy, przenosząc wzrok na Dove. Jej zachowanie nie było normalne. Aż krzyczało, że jest podejrzane.
Swoją uwagę od kobiety przeniosłem tylko na chwilę, gdy witaliśmy się z Wallflowersami. Tym razem byłem lepiej przygotowany na to spotkanie. Przywołałem na twarz profesjonalny, niedzielny uśmiech, prawiąc uprzejmy komplement starszemu małżeństwu. Odwzajemnili się tym samym, sztucznym zachowaniem. Byłem pewien, że jak zwykle zasiądą w pierwszym rzędzie, dlatego poprowadziłem Dove na te nieco dalsze.
- Dlaczego więc podsycasz plotki na nasz temat, a potem potrzebujesz mojej pomocy?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Lekko uniosłam brew zerkając w stronę Williama, siadając na jednej z wolnych ławek. Miałam wrażenie, że nie planował bezpośrednio odpowiedzieć na moje pytanie i zamiast tego rzucił inny temat w moją stronę. Dlaczego podsycam plotki na nasz temat? Z kilku powodów. Po pierwsze, ludzie będą o czymś rozmawiać i większość nie będzie zwracało uwagi na potencjalnie niespodziewane zachowanie Sebastiana w towarzystwie bardziej romantycznym lub też przymknął oko jeżeli dowiedzą się o upadającym biznesie, chociaż miałam plan aby nigdy do tego nie doszło. Po drugie, miałam nadzieję, że mogłabym wykorzystać tą sytuację aby dowiedzieć się co ukrywa William. Cokolwiek to było pani Wallflower o tym jakoś wiedziała. No i po trzecie... w taki sposób jest przynajmniej ciekawie, a przez ostatnie dni strasznie mi się nudziło.
- To ciekawe, prawda? - zaczęłam odpowiadać na jego pytanie własnym pytaniem.
- Plotki zawsze są oparte na ziarenku prawdy - zamilkłam na chwilę, spoglądając mu w oczy.
- Nie urodziłam się wczoraj. Może nie jesteś mną zainteresowany lub biznesem mojego brata, ale coś najwyraźniej ode mnie chcesz. Ciężko nie zauważyć, że od momenty kiedy się poznaliśmy praktycznie cały czas na siebie wpadamy. Możesz spróbować mnie przekonać, że kręcisz się wokół mnie i Sebastiana ze względu na waszą przyjaźń, ale co raz ciężej jest mi w to uwierzyć. Jednak powiedzmy, że tobie wierzę, że zależy tobie na Sebastianie. Potrzebuję twojej pomocy, aby upewnić się, że mój brat jest i będzie... zdrowy i bezpieczny. - tylko na tyle mogłam powiedzieć, wolałam poczekać aż po mszy aby ujawnić sekret Sebastiana.
- Jeżeli faktycznie Sebastian jest tobie bliski to raczej naturalne, że poproszę jego przyjaciela o pomoc, prawda? -
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Może odrobinę nie doceniłem Dove i jej dociekliwości. Zaczęła wszędzie węszyć, szukając moich ukrytych motywów. A nie byłem w stanie udowodnić, że takich nie miałem. Nie było na tyle wiarygodnego kłamstwa, a za prawdę mnie wyśmieje.
Również nie mogłem odmówić Dove troski wobec brata. Jej zachowanie wobec niego zostawiało wiele do życzenia lecz troszczyła się o niego i martwiła tym, co będzie dalej. Musiała znaleźć coś, co wzbudziło jej podejrzenia, coś, co sprawiło, że zaczęła szukać pomocy u innych. Najwyraźniej również było to coś, z czym nie potrafiła sama sobie poradzić.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to tym bardziej ci pomogę - powiedziałem poważnie. Musiałem coraz bardziej ściszać głos, gdyż kościół coraz bardziej zapełniał się ludźmi.
- Naturalne, że poprosisz też kogoś, kogo znasz - westchnąłem. Nim zdążyłem się ponownie odezwać, zjawił się kapłan i musieliśmy wstać. Ksiądz zaczął powoli odprawiać mszę, co zmusiło mnie do pochylenia się w stronę Dove i ostatnie zdanie wypowiedzieć jej wprost do ucha.
- Bo jestem pewny, że nie byłbym to ja, gdybyś znała jego innych znajomych bliżej - dalej nie wypadało kontynuować rozmowy. Ściągnęli byśmy tylko na siebie niepotrzebne spojrzenia i zainteresowanie innych.
Również nie mogłem odmówić Dove troski wobec brata. Jej zachowanie wobec niego zostawiało wiele do życzenia lecz troszczyła się o niego i martwiła tym, co będzie dalej. Musiała znaleźć coś, co wzbudziło jej podejrzenia, coś, co sprawiło, że zaczęła szukać pomocy u innych. Najwyraźniej również było to coś, z czym nie potrafiła sama sobie poradzić.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to tym bardziej ci pomogę - powiedziałem poważnie. Musiałem coraz bardziej ściszać głos, gdyż kościół coraz bardziej zapełniał się ludźmi.
- Naturalne, że poprosisz też kogoś, kogo znasz - westchnąłem. Nim zdążyłem się ponownie odezwać, zjawił się kapłan i musieliśmy wstać. Ksiądz zaczął powoli odprawiać mszę, co zmusiło mnie do pochylenia się w stronę Dove i ostatnie zdanie wypowiedzieć jej wprost do ucha.
- Bo jestem pewny, że nie byłbym to ja, gdybyś znała jego innych znajomych bliżej - dalej nie wypadało kontynuować rozmowy. Ściągnęli byśmy tylko na siebie niepotrzebne spojrzenia i zainteresowanie innych.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czy poszłabym do kogoś innego, gdybym miała taką opcję? Było to całkiem możliwe. Oprócz Williama jedyną inną osobą, która na coś by się przydała był inspektor George, ale nie mogłam mu do końca zaufać. Byłam pewna, że od razu by powiadomił Sebastiana o moich podejrzeniach.
Podczas mszy przypomniałam sobie jeden z wielu powodów dlaczego przestałam uczęszczać do kościoła. Nie wierzyłam w te różne opowieści, a już zwłaszcza, gdy ktoś o inch czyta i opowiada przez godzinę. No na prawdę, wszystko można by było załatwić w znacznie krótszym czasie.
Dlatego też westchnęłam z ulgą, gdy msza się skończyła. Poczekałam razem z Williamem, aż Wallflower sama do nas podejdzie. Trochę jej to zajęło, bo faktycznie była tutaj dosyć popularna i bardzo zaangażowana. A mąż dalej siedział i nic nie mówił.
- Co za cudowna msza, prawda? - zaczęła rozmowę. Ja jedynie przytaknęłam z grzecznym uśmiechem.
- Panie Lightwood, jeżeli pan mógłby pomóc pożegnać wszystkich przy wyjściu i upewnić się, że nikt przypadkiem czegoś nie zapomniał lub zgubił pomiędzy ławkami bardzo bym to doceniła. Panno Parker, pokażę gdzie są miotły i szmatki. -
Bez wahania poszłam za kobietą, kierując się przez boczne drzwi na jakiś korytarz. Przechodziłyśmy obok najróżniejszych obrazów, które jeszcze nie zostały powieszone. Zauważyłam nawet kilka mniejszych figurek z dodatkami złota. Po co kościołowi takie rzeczy? Ile coś takiego może być wart? Mogłoby się przydać, aby przekupić kogoś kto może wiedzieć więcej na temat finansów rodzinnego biznesu.
Pani Wallflower nagle otworzyła jedne z drzwi. Zaskoczyło mnie to, że potrzebowała kluczy do pokoju, gdzie przechowują środki czystości. Kobieta weszła do środka, a ja grzecznie czekałam na korytarzu. Kątem oka ujrzałam małą figurkę anioła ze złotymi skrzydłami. Sięgnęłam po aniołka, które pomimo rozmiaru było całkiem ciężkie.
Weź. Nikt nie zauważy.
Nie byłam pewna skąd wziął się ten głos i jeszcze bardziej nie mogłam zrozumieć czemu bez wahania się go posłuchałam. Aniołka schowałam do podręcznego woreczka, które zwisało z mojego prawego nadgarstka. Pani Wallflower wróciła chwilę później, trzymając dwie miotły, wiadro i dwie szmatki.
- Wszystko w porządku? - zapytała, podając mi wiadro i miotły.
- Tak, oczywiście. Trochę niewsypana jestem. -
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie.
- Na prawdę doceniam twoją pomoc, panno Parker -
- To ja dziękuję, że pani o mnie pomyślała. Może mogłabym panią zaprosić na kawę jednego dnia? Tylko my dwie. -
Jej uśmiech się poszerzył.
- Z wielką przyjemnością -
Dosyć szybko wróciłyśmy do Williama i o dziwo nikogo już w kościele nie było, po za Williamem i panem Wallflower.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc. Musimy już wychodzić, aby zdążyć z wizytą w sierocińcu. -
- Macie oboje na prawdę dobre serca -
Pani Wallflower delikatnie ułożyła dłoń wokół mojego policzka. Ten gest mnie zaskoczył. Był on... Za bardzo przypominał mi, jak kiedyś moja mama gładziła mój policzek i patrzyła mi głęboko w oczy, gdy mówiła, że mnie kocha lub kiedykolwiek była ze mnie dumna. Te wspomnienia zabolały bardziej, niż przepuszczałam i zabrakło mi słów na pożegnanie ze starym małżeństwem.
Dopiero gdy wyszli jakoś wróciłam do rzeczywistości.
- No tak... Teraz trzeba posprzątać. - mruknęłam i spuściłam wzrok, spoglądając na puste wiadro.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pomóc w pożegnaniach? A co ja byłem, odźwierny jakiś? Posłałem niezadowolone spojrzenie za kobietami, kiedy znikały za jednymi z drzwi. Bardzo mi się nie podobał obrót spraw. Dałem im pięć minut. Jeśli za ten czas się nie pojawia, miałem w planach iść za nimi, nie patrząc na Wallflowera. Teraz stałem obok niego i żegnałem ludzi, życząc im miłego dnia. Zastanawiałem się przy okazji, dlaczego nigdy wcześniej nie słyszałem jego głosu. Nawet teraz nie wypowiedział ani słowa. Mężczyzna, wyłapując moje spojrzenie, zwrócił na mnie swoją uwagę.
Właśnie wyszła ostatnia osoba. Miałem okazję coś się zapytać lecz zanim to zrobiłem, uśmiechnął się do mnie. Pełnym rzędem ostrych kłów. Mogłem zrobić to samo. W końcu przybierając demoniczną postać, moje zęby robiły się równie przerażające. Mogłem mu pogrozić i kazać trzymać łapy z daleka od Parkerów. Tylko że wtedy drzwi ponownie się otworzyły i wyszły z nich Dove i Rosemary. Na tym skończyła się moja "rozmowa" z Edmundem.
Dove nic nie się nie stało, była taka jak wcześniej, a Wallflowersowie uciekli w następnej chwili. "Wizyta w sierocińcu", chyba tylko po to, żeby wyżreć mózgi niewinnym dzieciom. Wybierali się na żer w środku dnia, pod okiem nieświadomych ludzi.
Zagryzłem między zębami przekleństwa, jakie cisnęły mi się na usta za odchodzącą parą.
- Zrobili z nas darmowe sprzątaczki zamiast zatrudnić kościelnego - wyrzuciłem z siebie. Ale w końcu był w tym jeden plus - mogliśmy rozmawiać bez obaw.
- Dobrze, to później - wyjąłem z rąk kobiety miotły i ścierki, odkładając je obok. Ująłem jej nadgarstek i poprowadziłem do najbliższej ławki, żeby usiąść.
- Najpierw zajmiemy się ważniejszymi sprawami. Powiedz, o co chodzi.
Właśnie wyszła ostatnia osoba. Miałem okazję coś się zapytać lecz zanim to zrobiłem, uśmiechnął się do mnie. Pełnym rzędem ostrych kłów. Mogłem zrobić to samo. W końcu przybierając demoniczną postać, moje zęby robiły się równie przerażające. Mogłem mu pogrozić i kazać trzymać łapy z daleka od Parkerów. Tylko że wtedy drzwi ponownie się otworzyły i wyszły z nich Dove i Rosemary. Na tym skończyła się moja "rozmowa" z Edmundem.
Dove nic nie się nie stało, była taka jak wcześniej, a Wallflowersowie uciekli w następnej chwili. "Wizyta w sierocińcu", chyba tylko po to, żeby wyżreć mózgi niewinnym dzieciom. Wybierali się na żer w środku dnia, pod okiem nieświadomych ludzi.
Zagryzłem między zębami przekleństwa, jakie cisnęły mi się na usta za odchodzącą parą.
- Zrobili z nas darmowe sprzątaczki zamiast zatrudnić kościelnego - wyrzuciłem z siebie. Ale w końcu był w tym jeden plus - mogliśmy rozmawiać bez obaw.
- Dobrze, to później - wyjąłem z rąk kobiety miotły i ścierki, odkładając je obok. Ująłem jej nadgarstek i poprowadziłem do najbliższej ławki, żeby usiąść.
- Najpierw zajmiemy się ważniejszymi sprawami. Powiedz, o co chodzi.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Ah no tak, trzeba wykorzystać okazję, że nikogo nie ma. No, oprócz tego jednego gościa, który nas obserwuje przez obraz wiszący nad ołtarzem. Prawie prychnęłam do własnych myśli.
Usiadłam obok Williama, próbując zapomnieć o wspomnieniach, które niespodziewanie do mnie wróciły. Musiałam się skupić na moich planach, na tym co się dzieje teraz.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Chciałam aby William uwierzył mi całkowicie i nie podejrzewał, że mogłam coś jeszcze ukrywać. Dlatego to jak zamierzałam podzielić się z nim pewnymi informacjami było ważne. Skorzystałam z okazji, że trzymał mój nadgarstek i ułożyłam drugą dłoń wokół jego.
- Nie sądziłam, że mój brat mógłby ukrywać przede mną jakieś wielkie sekrety - zaczęłam szeptem, unikając wzroku Williama.
- Obawiam się, że twoje zdanie na temat Sebastiana się zmieni, ale mam nadzieję, że się mylę - specjalnie nie powiedziałam od razu o co chodziło. Specjalnie udawałam bardziej zmartwioną, niż byłam.
- Powodem dlaczego Sebastian do tej pory nie znalazł sobie żony jest to, że nie interesuje się kobietami. Gdy mnie znalazłeś w jego biurze szukałam mojego kota i przez przypadek znalazłam listy, które Sebastian otrzymał od swojego kochanka. - uniosłam swoje dłonie, aby zakryć twarz.
- Jeżeli ktoś się dowie, jeżeli za dużo ludzi będzie posiadało tą wiedzę kto wie co się z nim stanie. - ułożyłam dłonie na swoich kolanach, podnosząc wzrok i w końcu patrząc Williamowi w oczy.
- Dlatego potrzebuję pomocy, aby wejść do waszego klubu dżentelmenów. Sebastian nigdy mi o nim nie mówił, więc podejrzewam, że mogę tam znaleźć więcej informacji. - głównie w sprawie biznesu niż romansów mojego brata, ale tego William już nie musiał wiedzieć.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Słuchałem słów Dove, lekko marszcząc brwi. Nie zwróciłem uwagi na szczególne upodobania Sebastiana odnośnie innych mężczyzn. Nie zachowywał się inaczej, nie zauważyłem również, by miał jakieś szczególne sentymenty do któregoś z członków klubu. To, że nie miał żony w tym wieku o niczym nie świadczyło. Nie miał nawet trzydziestu lat, u mężczyzny to nie była zbrodnia i jeszcze nie był postrzegany jako stary kawaler.
- Powiedzmy, że ci wierzę i Sebastian… lubi mężczyzn - zacząłem powoli, odwracając spojrzenie od kobiety. - Mi to nie przeszkadza, nie mam z tym problemu, ale masz rację, inni zdecydowanie nie będą zachwyceni - westchnąłem, wygodniej siadając na ławce i opierając o oparcie. W co tym razem zamierzała mnie wciągać? Sprawy sercowe Sebastiana, pozostawały sprawami sercowymi Sebastiana, a czy wywoła nimi skandal, zależało tylko od niego.
- Dlaczego więc z nim nie porozmawiasz o tym? Tak jak teraz ze mną. W końcu to twój brat. Jeśli chcesz, mogę ci w tym towarzyszyć. Sebastian jest ostatnim czasem rzeczywiście trochę porywczy, ale sądzę, że sam również rozumie wagę tego… cóż, problemu. Bo jeśli dowiedzą się ludzie o jego związku z innym mężczyzną, wasza reputacja bardzo na tym ucierpi, to nie ma wątpliwości - w dodatku nie uśmiechało mi się wprowadzać Dove do klubu. W końcu jak sama nazwa wskazuje, jest to Klub Dżentelmenów. Sebastian musiał mieć swoje powody, dla których nie mówił o nim siostrze. A gdybym ją wprowadził do środka, chyba wyleciałbym z hukiem razem z nią.
- Poza tym nawet jeśli już znalazłabyś się na spotkaniu klubu, to swoimi pytaniami ściągnęłabyś podejrzenia na niego.
- Powiedzmy, że ci wierzę i Sebastian… lubi mężczyzn - zacząłem powoli, odwracając spojrzenie od kobiety. - Mi to nie przeszkadza, nie mam z tym problemu, ale masz rację, inni zdecydowanie nie będą zachwyceni - westchnąłem, wygodniej siadając na ławce i opierając o oparcie. W co tym razem zamierzała mnie wciągać? Sprawy sercowe Sebastiana, pozostawały sprawami sercowymi Sebastiana, a czy wywoła nimi skandal, zależało tylko od niego.
- Dlaczego więc z nim nie porozmawiasz o tym? Tak jak teraz ze mną. W końcu to twój brat. Jeśli chcesz, mogę ci w tym towarzyszyć. Sebastian jest ostatnim czasem rzeczywiście trochę porywczy, ale sądzę, że sam również rozumie wagę tego… cóż, problemu. Bo jeśli dowiedzą się ludzie o jego związku z innym mężczyzną, wasza reputacja bardzo na tym ucierpi, to nie ma wątpliwości - w dodatku nie uśmiechało mi się wprowadzać Dove do klubu. W końcu jak sama nazwa wskazuje, jest to Klub Dżentelmenów. Sebastian musiał mieć swoje powody, dla których nie mówił o nim siostrze. A gdybym ją wprowadził do środka, chyba wyleciałbym z hukiem razem z nią.
- Poza tym nawet jeśli już znalazłabyś się na spotkaniu klubu, to swoimi pytaniami ściągnęłabyś podejrzenia na niego.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie do końca spodobała mi się reakcja Williama. Dlaczego nie mógł po prostu się zgodzić i chociaż trochę ułatwić mi życie?
- Możliwe, że nie miałeś szansy tego zauważyć, ale mój brat często wykorzystuje to, że mało kiedy ktoś bierze mnie i moje słowa na poważnie. Bez konkretnych dowodów mógłby mnie wyśmiać, powiedzieć, że zwariowałam lub sama wymyśliłam historyjkę o jego romansach. Same listy mi nie wystarczą. Potrzebuję więcej dowód za nim będę mogłam omówić sprawę z bratem. - tym razem nie musiałam kłamać czy specjalnie czegoś ukrywać. Podejście Sebastiana do jakichkolwiek poważnych rozmów zawsze podobnie się kończyło i ostatecznie nic się nie zmieniało.
Wstałam z ławki, spoglądając w dół na Williama. Mogłam spróbować jeszcze jednego sposobu na przekonanie Williama do pomocy.
- Wiedziałam, że nie mogę tobie zaufać. Jesteś, jak cała reszta. - machnęłam dłonią w jego stronę, odwracając się od niego. Wzięłam w dłoń miotłę i podeszłam bliżej do ołtarza aby zacząć nasze sprzątanie. Jeżeli poczucie winy Williama nie przekona go do współpracy to zawsze mogłam spróbować czegoś innego. Musiałabym być bardziej kreatywna i potrzebowałabym trochę więcej czasu, to tak. Dlatego też ta "przyjaźń' z Williamem mogła być przydatna... Gdyby tylko sam William mógł w to uwierzyć.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W jej wyjaśnieniu mogło kryć się trochę prawdy, co nie tłumaczyło tego, dlaczego nawet nic nie próbowała zrobić. W ogóle jakoś dziwnie się zachowywała. Wcześniej łapała moją dłoń, choć byliśmy sami i nie musiała niczego przed nikim udowadniać. Teraz zachowała się jak obrażona dziewczynka, nie wyjaśniając mi właściwie niczego konkretnego, a oczekując współpracy.
Ta sytuacja miała swoje niewątpliwie plusy: przyszła z tym do mnie, dzięki czemu mógłbym mieć ją cały czas na oku. Niestety więcej było minusów i czarno to widziałem. Właściwie co bym nie zrobił, będę musiał i tak mierzyć się z konsekwencjami.
- Ty mi nie ufasz od początku, dla mnie to żadna nowość - mówiąc obserwowałem jak Dove bierze miotłę, a później zaczyna jej używać w sposób do tego przeznaczony. Ten widok na tyle mnie rozbawił, że musiałem zagryźć wargę, by zaraz nie parsknąć śmiechem. Sprzątająca Parker była bardzo niecodziennym widokiem.
- Nie sądzę, bym był taki jak reszta - wstałem, powoli samemu biorąc się do pracy. Złapałem za miotłę i zacząłem zamiatać z drugiej strony ołtarza.
- Z tą "resztą" nie chodzisz pod ramię, "reszta" nie wyciąga cię z lodowatej rzeki, dla "reszty" nie pozbywasz się Anny na cały dzień, "reszty" nie prosisz o pomoc z problemami Sebastiana. Pomogę ci, ale przestań się dąsać. Dove - zwróciłem się wprost do niej, zaprzestając na chwilę pracy. Oparłem dłonie na końcu kija, śledząc wzrokiem ruchy kobiety. - A może po prostu obawiasz się, że przez brata stracisz swoje wygodne życie? Przecież oboje wiemy, że będzie skończony, gdy na jaw wyjdzie jego romans. Nie zastanowiłaś się nad tym, że on może naprawdę kochać tego mężczyznę, a miłość koliduje z pracą? Powiedz mi, jeśli taka byłaby prawda, to wesprzesz go czy potępisz? A może masz jakieś inne intencje?
Ta sytuacja miała swoje niewątpliwie plusy: przyszła z tym do mnie, dzięki czemu mógłbym mieć ją cały czas na oku. Niestety więcej było minusów i czarno to widziałem. Właściwie co bym nie zrobił, będę musiał i tak mierzyć się z konsekwencjami.
- Ty mi nie ufasz od początku, dla mnie to żadna nowość - mówiąc obserwowałem jak Dove bierze miotłę, a później zaczyna jej używać w sposób do tego przeznaczony. Ten widok na tyle mnie rozbawił, że musiałem zagryźć wargę, by zaraz nie parsknąć śmiechem. Sprzątająca Parker była bardzo niecodziennym widokiem.
- Nie sądzę, bym był taki jak reszta - wstałem, powoli samemu biorąc się do pracy. Złapałem za miotłę i zacząłem zamiatać z drugiej strony ołtarza.
- Z tą "resztą" nie chodzisz pod ramię, "reszta" nie wyciąga cię z lodowatej rzeki, dla "reszty" nie pozbywasz się Anny na cały dzień, "reszty" nie prosisz o pomoc z problemami Sebastiana. Pomogę ci, ale przestań się dąsać. Dove - zwróciłem się wprost do niej, zaprzestając na chwilę pracy. Oparłem dłonie na końcu kija, śledząc wzrokiem ruchy kobiety. - A może po prostu obawiasz się, że przez brata stracisz swoje wygodne życie? Przecież oboje wiemy, że będzie skończony, gdy na jaw wyjdzie jego romans. Nie zastanowiłaś się nad tym, że on może naprawdę kochać tego mężczyznę, a miłość koliduje z pracą? Powiedz mi, jeśli taka byłaby prawda, to wesprzesz go czy potępisz? A może masz jakieś inne intencje?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Postanowiłam udawać, że go ignoruję i wcale nie słucham. Jednak musiałam chociaż spojrzeć w jego kierunku, gdy wypowiedział moje imię. Na początku spojrzałam ukradkiem w jego stronę, kontynuując swoją pracę. Dopiero, gdy William skończył i oczekiwał mojej odpowiedzi westchnęłam ciężko i odwróciłam się w jego stronę.
Pozwoliłam sobie się mu przyjrzeć po raz kolejny. Nasza znajomość nie była jedyną nietypową rzeczą. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś kto tak skutecznie potrafił mnie zdenerwować i jednocześnie zaintrygować. Zazwyczaj mężczyźni jedynie grają mi na nerwach, ale z Williamem nasze rozmowy są ciekawa, a jego podejście do spraw nieprzewidywalne. Chyba po raz pierwszy spotkałam się z kimś kto nie tylko zna zasady tej nieoficjalnej gry, ale również jest całkiem niezłym graczem.
- Masz rację. Mój brat byłby skończony, a razem z nim ja. Jeżeli chodzi o pracę to może mój brat jest oficjalnym właścicielem biznesu, ale pewne decyzje podejmujemy razem. - nie była to do końca prawda. Musiałam zawsze jakoś podejść do sytuacji aby Sebastian uwierzył, że moje pomysły były jego.
- Gdyby faktycznie był zajęty miłością nic by się nie zmieniło, ponieważ ma mnie. Jak wspomniałam, pewne decyzje podejmujemy razem. - i jeżeli mój plan się powiedzie będę mogłam zmusić Sebastiana aby przekazał część biznesu na moje imię. Wtedy będę miała bezpośrednią kontrolę i całkowitą wolność. Nigdy więcej nie będę zależna od mężczyzny.
- Sebastian to jedyna rodzina jaką mam. Nieważne co by zrobił zawsze znajdzie u mnie wsparcie. Myślałam, że chociaż ty potrafisz to zrozumieć. Myliłam się?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Patrząc z boku, to wcale nie wyglądało, aby jakieś decyzje podejmowali razem. Od Dove zazwyczaj wiało chłodem i nawet niechętnie zgadzała się na wspólne śniadania. Nie widziałem też, aby kiedyś wspólnie poruszyli temat biznesu, dlatego od razu zrozumiałem, że mnie okłamywała. Lecz oficjalnie nie posiadałem tych informacji, musiałem więc przemilczeć ten fakt.
- Nie wiem - przyznałem szczerze, zaskakując samego siebie. - Raz zdawałoby się, że najchętniej wydrapałabyś oczy Sebastianowi. Następnym razem zaś bardzo troszczysz się o niego. Z jego strony wygląda to podobnie. Raz siedzi zirytowany, mieląc pod nosem jakieś przekleństwa, a za chwilę potrafi z prawdziwą miłością opowiadać o tobie - odwróciłem wzrok od kobiety, udając, że intensywnie zająłem się zamiataniem wokół pierwszej ławki. W rzeczywistości ukryłem swoje rozdrażnienie. Rodzina rodziną, ale czy zawsze warto tak w ciemno kogoś popierać?
- Nie mam rodziny, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ale przecież nawet nasi najbliżsi potrafią wykorzystać nas i łączącą więź, prawda? Poza tym nie znam waszej dwójki na tyle dobrze, by określić jak wiele jesteście w stanie dla siebie zrobić - co nie mijało się z prawdą. Mimo iż polubiłem Sebastiana, to większą uwagę poświęcałem jego siostrze. Była bardzo absorbująca, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę co ostatnio zaczęło się dziać. Nie interesowały mnie relacje jakie Dove nawiązywała z innymi, a oni z nią, nie zwracałem na nie uwagi. Może to był mój błąd.
- Więc to podsycanie plotek miało na celu łatwiejsze dostanie się do klubu? - zapytałem, zmieniając temat.
- Nie wiem - przyznałem szczerze, zaskakując samego siebie. - Raz zdawałoby się, że najchętniej wydrapałabyś oczy Sebastianowi. Następnym razem zaś bardzo troszczysz się o niego. Z jego strony wygląda to podobnie. Raz siedzi zirytowany, mieląc pod nosem jakieś przekleństwa, a za chwilę potrafi z prawdziwą miłością opowiadać o tobie - odwróciłem wzrok od kobiety, udając, że intensywnie zająłem się zamiataniem wokół pierwszej ławki. W rzeczywistości ukryłem swoje rozdrażnienie. Rodzina rodziną, ale czy zawsze warto tak w ciemno kogoś popierać?
- Nie mam rodziny, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ale przecież nawet nasi najbliżsi potrafią wykorzystać nas i łączącą więź, prawda? Poza tym nie znam waszej dwójki na tyle dobrze, by określić jak wiele jesteście w stanie dla siebie zrobić - co nie mijało się z prawdą. Mimo iż polubiłem Sebastiana, to większą uwagę poświęcałem jego siostrze. Była bardzo absorbująca, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę co ostatnio zaczęło się dziać. Nie interesowały mnie relacje jakie Dove nawiązywała z innymi, a oni z nią, nie zwracałem na nie uwagi. Może to był mój błąd.
- Więc to podsycanie plotek miało na celu łatwiejsze dostanie się do klubu? - zapytałem, zmieniając temat.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Sądziłam, że skoro William nie miał wielkiej rodziny, jeżeli w ogóle kogokolwiek jeszcze miał, to tym bardziej zrozumie więź jaką miałam ze Sebastianem. Tak, może czasami miałam ochotę wydrapać oczy Sebastianowi, ale pod koniec dnia i tak jesteśmy rodzeństwem. Dziadków nie mamy, a wszystkie jakieś tam ciotki i wujkowie przestali się nami interesować, gdy dowiedzieli się komu nasz ojciec przekazał biznes. Anna była niczym rodzina, ale z bratem przeżyliśmy razem straszne koszmary. Nie wyobrażam sobie życia, gdzie mamy tak złe relacje, że aż ze sobą nie rozmawiamy.
Na szczęście William zmienił temat. I dobrze, wolałam na więcej pytań na temat mojego brata i moich planów nie odpowiadać. Im mniej wiedział tym lepiej.
Jego pytanie mnie rozbawiło i pozwoliłam sobie się zaśmiać. Zakryłam dłonią usta, ale po chwili również wróciłam do sprzątania.
- Nie do końca - odpowiedziałam, gdy się uspokoiłam.
- Gdy nie ma ciekawych plotek ludzie zazwyczaj się nudzą i szukają kontrowersyjnych informacji aby stworzyć własne ploteczki. Skoro tyle osób jest zainteresowanych naszym "romansem" wolę aby to o mnie plotkowali niż o moim bracie. Do tego jesteś w miarę dobrym aktorem i potrafisz być czarujący. Gdybym nie wiedziała, że nie jesteś mną zainteresowany to sama bym uwierzyła w takie plotki. Na nasze szczęście to tylko niewinna mała gra. - zatrzymałam się na chwilę, zauważając, że byłam bliżej Williama, niż wcześniej. Posłałam mu uroczy uśmiech.
- Jak to jest możliwe, że nie może minąć nawet jeden tydzień bez wpadania na siebie? Mam wrażenie, że gdybym nagle wyjechała z miasta to i wtedy byś się znalazł na końcu mojej podróży. - mój uśmiech się poszerzył.
- Anna by to nazwała przeznaczeniem, ale ja już dawno przestałam wierzyć w bajki. Może podzielisz się ze mną swoimi teoriami?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wydało jej się to śmieszne lecz koniec końców, ten udawany romans i tak sprowadzał się do jednego. Jeśli nie wyjdzie plan i dowiedzą się o Sebastianie, trzeba było czymś innym zapchać ludziom gęby.
- Miasto w końcu nie jest takie wielkie - wywróciłem oczami z lekkim uśmiechem. Intuicja Dove była lepsza niż myślałem. Z czystej grzeczności nie zaprzeczyłem jej słowom. Do tego były na tyle prawdziwe, że zaprzeczanie nie miało sensu.
- Przeznaczenie to za dużo powiedziane - zgodziłem się, kiwając przy tym głową. Omiotłem ostatni róg ławki, przechodząc dalej. Z miłym zaskoczeniem spostrzegłem, że Dove wcale się nie obijała o robiła wszystko, co miała do zrobienia. Nie wchodziliśmy sobie przy tym w drogę, a jednocześnie byliśmy na tyle blisko, aby swobodnie rozmawiać bez krzyczenia na drugi koniec pomieszczenia.
- Moje teorie? - zatrzymałem się na chwilę w zastanowieniu. Odwzajemniłem uśmiech Dove, opowiadając jej częściową prawdę. - Skoro jakimś sposobem zazwyczaj zjawiam się w odpowiedniej chwili, może jestem twym aniołem stróżem? - zaśmiałem się, bo nawet w moich ustach brzmiało to niedorzecznie. Może byłem tym stróżem, choć trochę nieudolnie mi niektóre rzeczy wychodziły, to starałem się. Za każdym razem z mniejszym lub większym zaangażowaniem, ale nie mogłem zarzucić sobie, że nic nie robiłem. W innym przypadku Dove już byłaby martwa, ledwie po rozpoczęciu mojej pracy.
- Choć może takim trochę nieudolnym, skoro tak łatwo zgadzam się na twoje pomysły. Nie sądzisz?
- Miasto w końcu nie jest takie wielkie - wywróciłem oczami z lekkim uśmiechem. Intuicja Dove była lepsza niż myślałem. Z czystej grzeczności nie zaprzeczyłem jej słowom. Do tego były na tyle prawdziwe, że zaprzeczanie nie miało sensu.
- Przeznaczenie to za dużo powiedziane - zgodziłem się, kiwając przy tym głową. Omiotłem ostatni róg ławki, przechodząc dalej. Z miłym zaskoczeniem spostrzegłem, że Dove wcale się nie obijała o robiła wszystko, co miała do zrobienia. Nie wchodziliśmy sobie przy tym w drogę, a jednocześnie byliśmy na tyle blisko, aby swobodnie rozmawiać bez krzyczenia na drugi koniec pomieszczenia.
- Moje teorie? - zatrzymałem się na chwilę w zastanowieniu. Odwzajemniłem uśmiech Dove, opowiadając jej częściową prawdę. - Skoro jakimś sposobem zazwyczaj zjawiam się w odpowiedniej chwili, może jestem twym aniołem stróżem? - zaśmiałem się, bo nawet w moich ustach brzmiało to niedorzecznie. Może byłem tym stróżem, choć trochę nieudolnie mi niektóre rzeczy wychodziły, to starałem się. Za każdym razem z mniejszym lub większym zaangażowaniem, ale nie mogłem zarzucić sobie, że nic nie robiłem. W innym przypadku Dove już byłaby martwa, ledwie po rozpoczęciu mojej pracy.
- Choć może takim trochę nieudolnym, skoro tak łatwo zgadzam się na twoje pomysły. Nie sądzisz?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Aniołem stróżem? Ale teraz wymyślił. Prawie znowu się zaśmiałam, ale ostatecznie jedynie pozwoliłam sobie na utrzymanie uśmiechu na twarzy.
- W takim razie, mój aniołku, masz całkiem niezłe rogi za uszami - od razu wróciłam myślami do dnia, gdy spotkaliśmy się przez przypadek w galerii. Gdyby William nie zaproponował pewnych zmian na obrazach to nigdy coś takiego by nie przyszło mi do głowy. Oczywiście, nie mogłam go winić za tą sytuację, a przynajmniej nie całkowicie.
Postanowiłam trochę popracować w ciszy, wciąż chcąc jak najszybciej wyjść z kościoła. Wyglądało na to, że William również nie chciał tutaj spędzić całego dnia. Najgorzej i najwięcej czasu zajęło umyciem podłóg. Może nie powinnam była ubrać jednej z ładniejszych sukienek. Nie wiedziałam, jak Anna mogła kilka razy w tygodniu na kolanach tak myć podłogi. Do tego kobieta ma swoje lata, więc jeżeli mi jest ciężko to jej zapewnie wcale przyjemnie nie jest. Kurcze, może powinnam bardziej doceniać jej pracę.
Westchnęłam ciężko i siadając na ławce pozwoliłam sobie trochę odpocząć. Z rozczarowaniem zauważyłam, że ubrudziłam trochę spódnicę w kilku miejscach. Zdecydowanie nie byłam na dzisiaj przygotowana.
Spojrzałam w stronę Williama, który najwyraźniej też skończył sprzątać.
- Są w tej okolicy jakieś dobre restauracje? Nie zjadłam śniadania i nie wiem, czy Anna będzie miała obiad gotowy do mojego powrotu. - przyznałam, marząc o jakimś dobrym i ciepłym posiłku.
- Oh i chciałabym odwiedzić wasz klub jutro wieczorem - wróciłam nagle do poprzedniego tematu. Wiedziałam, że prawdopodobnie Sebastian musiał chodzić najczęściej do klubu popołudniami i wieczorami. Na szczęście, jutro idzie na kolację na drugi koniec miasta, więc była szansa abym mogła się zapoznać z jego towarzystwem.
- Czy jest coś co powinnam wiedzieć lub mieć przy sobie? Nie wiem, jakie macie tam wymagania, ale powinnam mieć odpowiednie ubrania na takie wyjście. - byłam pewna, że Sebastian gdzie jeszcze ma swoje ciuchy z poprzednich lat, które powinny na mnie pasować.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
O dziwo praca szła nam całkiem sprawnie. Jak na kobietę, która nigdy nie musiała sprzątać i dbać o porządki w domu, Dove całkiem nieźle się w tym odnajdywała. Szybko się uwinęliśmy z zamiataniem. Mycie zajęło nam nieco więcej czasu. Musiałem podwinąć mankiety koszuli, by nie ubrudzić jej białego materiału. Bardzo niepraktyczny był to strój na sprzątanie. Parker chyba wyszła z tego samego założenia, żałośnie spoglądając na swoją poplamioną suknię.
- Coś się znajdzie - kiwnąłem głową na wspomnienie o restauracji i śniadaniu. Pozbierałem wszystkie rzeczy, kiedy Dove siedziała zmęczona pracą. Zaniósłbym je sam, gdybym wiedział gdzie leżały wcześniej, potrzebowałem zatem jej pomocy.
- No… oprócz tego, że powinnaś być mężczyzną, nie ma żadnych przeciwwskazań. Jak chcesz, to możemy iść kupić ci jakiś wyjściowy garnitur. Powinien być dopasowany, z odpowiednimi dodatkami, a nie sądzę, żebyś coś takiego trzymała w swojej szafie - przyjrzałem się jej krytycznym okiem. Była dość drobną kobieta, mógł być problem ze znalezieniem czegoś odpowiedniego w tak krótkim czasie. Tego typu ubrania robiło się na zamówienie z odpowiednim wyprzedzeniem, a nie na ostatnią chwilę.
- Ale najpierw zanieśmy to z powrotem. Albo nie, zostawmy pod drzwiami, bo tylko podeptamy sobie świeżo umytą podłogę - uznałem. Jedynie wylałem brudną wodę na trawę przed kościołem. Wiadro i miotły zostawiając zaraz za drzwiami wejściowymi.
- Jesteś pewna, że tak chcesz iść? - uśmiechnąłem się rozbawiony, patrząc na plamy, jakie wykwitły na spódnicy i jednym z rękawów sukni. Musiała nie zauważyć i zamoczyć go podczas mycia podłogi. - Trzeba to wyczyścić zanim zaschnie - wróciłem się do korytarzyka, gdzie znajdował się… no… ten pojemnik na wodę święconą. Zapomniałem jak się nazywał, choć Anthony wspominał, że używa się go przed i po wyjściu z kościoła. Dobrze, że nikt nie wymagał ode mnie takiej wiedzy.
Nabrałem nieco wody, po czym ukucnąłem, aby przeczyścić plamy na materiale sukni. Nie było tego zbyt wiele, a zrobione na świeżo nawet nie zostawiło po sobie śladu.
- Trochę będzie wygniecione, ale przynajmniej nie będziesz wyglądać jak kopciuch - uśmiechnąłem się lekko. Na końcu zająłem się brudnym rękawem. Ledwie go dotknąłem, a coś wydało mi się bardzo nie tak. Z tego co pamiętałem, kiedy Dove ujęła mnie pod ramię, nie miała nic przy sobie. Teraz, trzymając jej rękę, wyczułem coś dość ciężkiego. Dlatego jedną dłonią mocniej ściągnąłem nadgarstek kobiety, by nie mogła go wyrwać, drugą dłonią szybko podsuwając wyżej rękaw sukni i łapiąc woreczek, jaki miała przywiązany do ciała.
- Naprawdę? - syknąłem, mrużąc oczy, wyczuwając pod palcami figurkę ze skrzydłami. - Jesteś jakąś kleptomanką? Czy za grosz przyzwoitości w tobie nie ma? Okradasz ludzi z błyskotek, ale żeby świątynię też? Kogo chcesz przekupić figurką anioła? Dove, proszę cię, odłóż to - westchnąłem w końcu. Złością i krzykiem niczego bym nie osiągnął, dlatego spróbowałem się uspokoić. Puściłem nawet jej rękę, spoglądając wyczekująco na kobietę.
- Coś się znajdzie - kiwnąłem głową na wspomnienie o restauracji i śniadaniu. Pozbierałem wszystkie rzeczy, kiedy Dove siedziała zmęczona pracą. Zaniósłbym je sam, gdybym wiedział gdzie leżały wcześniej, potrzebowałem zatem jej pomocy.
- No… oprócz tego, że powinnaś być mężczyzną, nie ma żadnych przeciwwskazań. Jak chcesz, to możemy iść kupić ci jakiś wyjściowy garnitur. Powinien być dopasowany, z odpowiednimi dodatkami, a nie sądzę, żebyś coś takiego trzymała w swojej szafie - przyjrzałem się jej krytycznym okiem. Była dość drobną kobieta, mógł być problem ze znalezieniem czegoś odpowiedniego w tak krótkim czasie. Tego typu ubrania robiło się na zamówienie z odpowiednim wyprzedzeniem, a nie na ostatnią chwilę.
- Ale najpierw zanieśmy to z powrotem. Albo nie, zostawmy pod drzwiami, bo tylko podeptamy sobie świeżo umytą podłogę - uznałem. Jedynie wylałem brudną wodę na trawę przed kościołem. Wiadro i miotły zostawiając zaraz za drzwiami wejściowymi.
- Jesteś pewna, że tak chcesz iść? - uśmiechnąłem się rozbawiony, patrząc na plamy, jakie wykwitły na spódnicy i jednym z rękawów sukni. Musiała nie zauważyć i zamoczyć go podczas mycia podłogi. - Trzeba to wyczyścić zanim zaschnie - wróciłem się do korytarzyka, gdzie znajdował się… no… ten pojemnik na wodę święconą. Zapomniałem jak się nazywał, choć Anthony wspominał, że używa się go przed i po wyjściu z kościoła. Dobrze, że nikt nie wymagał ode mnie takiej wiedzy.
Nabrałem nieco wody, po czym ukucnąłem, aby przeczyścić plamy na materiale sukni. Nie było tego zbyt wiele, a zrobione na świeżo nawet nie zostawiło po sobie śladu.
- Trochę będzie wygniecione, ale przynajmniej nie będziesz wyglądać jak kopciuch - uśmiechnąłem się lekko. Na końcu zająłem się brudnym rękawem. Ledwie go dotknąłem, a coś wydało mi się bardzo nie tak. Z tego co pamiętałem, kiedy Dove ujęła mnie pod ramię, nie miała nic przy sobie. Teraz, trzymając jej rękę, wyczułem coś dość ciężkiego. Dlatego jedną dłonią mocniej ściągnąłem nadgarstek kobiety, by nie mogła go wyrwać, drugą dłonią szybko podsuwając wyżej rękaw sukni i łapiąc woreczek, jaki miała przywiązany do ciała.
- Naprawdę? - syknąłem, mrużąc oczy, wyczuwając pod palcami figurkę ze skrzydłami. - Jesteś jakąś kleptomanką? Czy za grosz przyzwoitości w tobie nie ma? Okradasz ludzi z błyskotek, ale żeby świątynię też? Kogo chcesz przekupić figurką anioła? Dove, proszę cię, odłóż to - westchnąłem w końcu. Złością i krzykiem niczego bym nie osiągnął, dlatego spróbowałem się uspokoić. Puściłem nawet jej rękę, spoglądając wyczekująco na kobietę.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie widziałam do końca powodu aby kupić nowy garnitur. Nie byłam pewna gdzie bym mogła znaleźć kogoś kto mógłby coś uszyć na moje wymiary i mieć wszystko przygotowane do jutrzejszego wieczoru. Wydawało się to raczej niemożliwe. Zdecydowałam wziąć stary garnitur Sebastiana. Nawet jeżeli nie będzie idealnie pasował, lepsze to niż nic.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie i William zaczął czyścić te brudniejsze plamy na mojej spódnicy. Najwyraźniej coś również miałam na rękawie, bo i tam William próbował coś wymyć. Nagle poczułam silniejszy ucisk na moim nadgarstku co mnie odrobinę przestraszyło. Nigdy jakoś wcześniej nie zauważyłam jak silny potrafi być William.
Szczerze, zapomniałam o tej figurce. Niechętnie spojrzałam na woreczek za nim przeniosłam moje niezadowolone spojrzenie na Williama. Nie podobało mi się, jak się do mnie zwracał, ani jego reakcję. Co go to obchodziło? Może to był prezent, który ładnie schowałam aby nic się mu nie stało podczas sprzątania? Nie miałam żadnych kieszeni oprócz w płaszczu, ale nawet te nie były za głębokie.
Zawsze można skłamać. Przecież nie ma w tym nic złego. Czasami trzeba.
Tym razem zignorowałam głosik w głowie. Rozwiązałam woreczek, wyciągnęłam figurkę i wcisnęłam ją w dłonie Williama. Nie byłam psem, ani służbą aby odkładać rzeczy na miejsce.
- Proszę, mój aniołku - zmusiłam uśmieszek na twarzy. Doprawdy, święty się znalazł. Zawiązałam z powrotem woreczek na swoje miejsce i poprawiłam rękaw oraz spódnicę.
Bez słowa wyszłam na ulicę, gdzie było znacznie więcej ludzi niż dwie godziny temu. Mimo tego bez problemu zauważyłam znajomą twarz.
- George Silver - uśmiechnęłam się szczerze do inspektora. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, lekko przytakując głową.
- Panno Parker, wygląda na to, że znacznie lepiej się czujesz. Do tego... chodzisz do kościoła. - tu George zerknął w stronę budynku, zaskoczony jego własną obserwacją.
- Pomagałam pani Wallflower ze sprzątaniem - wytłumaczyłam krótko. Przyjrzałam się mu bliżej i zauważyłam, że mężczyzna jest odrobinę inaczej ubrany niż zazwyczaj.
- Masz wolne?
- Mój asystent nalegał abym odpoczął chociaż trochę. Wspomniał coś o spacerach na świeżym powietrzu czy coś w tym stylu. - westchnął ciężko, jakby w myślach wspominał tą rozmowę.
- Muszę się z nim zgodzić. Dobrze ciebie zobaczyć bez notesika w dłoni czy przy biurku pełnym papierów. - zazwyczaj tylko w takich momentach łatwo znaleźć inspektora.
- Masz jakieś plany na dzisiejsze popołudnie? Jest... - mężczyzna zamilkł, patrząc na coś za moimi plecami. A raczej na kogoś. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam Williama, który szedł w naszym kierunku.
- Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałem, że jesteś z towarzystwem.
- Nie ma problemu. Właśnie idziemy coś zjeść, jeżeli chciałbyś do nas dołączyć.
George pokręcił głową, ponownie się uśmiechając.
- Dziękuję za zaproszenie. Może innym razem... Może w tą środę? Otwierają nowe miejsce na głównej ulicy.
Oh? Brzmiało to dosyć ciekawie. Zazwyczaj nie chodziłam na takie otwarcia i nie interesowało mnie aż tak towarzystwo George'a. Jednak mogłoby to trochę podsycić plotki.
- W takim razie widzimy się w środę.
Jego uśmiech się poszerzył. Pożegnaliśmy się i George przytaknął w stronę Williama, po czym wrócił do swojego spaceru. Odwróciłam się w stronę Williama.
- Możemy już iść? - zapytałam, próbując być ostrożna z moim tonem. W końcu, nie wiadomo kto nas obserwuje.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
[justify] Ulżyło mi, gdy Dove nie kłóciła się. Była bardzo niezadowolona, widziałem to po jej minie, oschłym tonie i zachowaniu lecz bez żadnych zbędnych słów wcisnęła figurkę w moje ręce. Wyminęła mnie, opuszczając świątynię.
Żebym tylko wiedział, co z tym zrobić i skąd go zabrała. Zostawienie figurki byle gdzie jakoś mi nie pasowało, dlatego podszedłem do ołtarza, by tam ją postawić. Przez myśl przeszło mi, co wpłynęło na decyzję Dove i jej całkiem spokojne podejście do sprawy. Spojrzałem do góry, na postać na krzyżu. Nigdy nie widziałem ani Boga, ani Jezusa, nie miałem też pewności, czy którykolwiek z nich słyszy myśli ludzi. Jednak skoro istniało piekło, anioły i demony, nie miałem podstaw, by nie wierzyć w istnienie tej dwójki.
Dziękuję. Pomyślałem jeszcze zanim ruszyłem za kobietą. Na szczęście nie oddaliła się zbyt daleko, gdyż na jej drodze zjawił się nie kto inny, jak sam pan inspektor. Zwolniłem przy tym odrobinę kroku, aby nie przeszkadzać im w rozmowie. Dopiero kiedy zauważył mnie i skinął głową, przywitałem się z nim. Trochę mina mu zrzędła, ale starał się aż tak bardzo tego po sobie nie pokazywać. Głupotą było myśleć, że zgodziłby się na towarzyszenie nam, mimo uprzejmej propozycji Dove. Biorąc pod uwagę całą masę plotek na nasz temat, mógł nie chcieć się wtrącać między nas. Nie miał jednak problemów z umówieniem się do restauracji na inny dzień. I może to dobrze. Był zdecydowanie lepszym towarzyszem dla Dove niż Wallflower.
- Chodźmy - zgodziłem się, choć to ona zrobiła krótki przystanek na naszej drodze.
W milczeniu przeszliśmy drogę do restauracji. W środku nie było zbyt wiele osób. Było zbyt wcześnie na to, dlatego mogliśmy sobie wybrać dowolny stolik. Może ten pod oknem, skoro tak bardzo chciała plotek i skandalu.
Kelner odebrał od nas zamówienie niedługo. Od razu przyniósł dla nas gorącą herbatę w oczekiwaniu na posiłek.
- Przyjdę po ciebie o siedemnastej. Sebastian zazwyczaj zjawia się jako pierwszy, nie będzie więc problemów, że mógłby wcześniej wpaść na ciebie - powiedziałem.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nasze późne śniadanie minęło raczej spokojnie co było przyjemną odmianą. Miałam nadzieję, że wystarczająca ilość osób zauważyła jak spędzamy razem kolejny dzień. Będąc tematem plotek nie zawsze wiedziałam od razu o czym inni rozmawiali, ale miałam przeczucie, że kobiety z Widows Circle niedługo podzielą się tą wiedzą.
Dlatego na razie skupiłam się na Sebastianie. Albo raczej na sekretach, które przede mną ukrywał. Udało mi się wysłać Annę z domu, wmawiając jej, że potrzebujemy w domu nowej herbaty. Miałam mniej więcej godzinę aby się przebrać, ukryć włosy pod cylindrem, które pożyczyłam od Sebastiana i zapamiętać szczegóły mojej nowej tożsamości.
- Adam Brockton. 22 lata. Niedawno przeprowadził się do Londynu aby zainwestować w nowy biznes. Usłyszał, że Parker Hotel planuje otworzyć nowe miejsce w mieście. Jest w klubie, aby znaleźć właściciela. - powtarzałam w kółko. Nie były tego za dużo, więc byłam pewna, że sobie poradzę. Mimo tego wciąż się denerwowałam.
William był punktualnie o siedemnastej. Ubrałam płaszcz, który był odrobinę dla mnie za duży, ale przynajmniej ochroni przed zimniejszym wiatrem. Szybko wyszłam z domu, aby przypadkiem nikt nie zauważył, że ktoś inny oprócz Sebastiana, mnie lub Anny był w naszym domu.
Spojrzałam w stronę Williama i wiedziałam, że lepiej nie wiedzieć co sobie myślał o moim... kostiumie.
- Daleko jest wasz klub? - zapytałam, zamykając za nami bramę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Śmiać się, czy też płakać? Patrząc na strojącą się Parker miałem ochotę robić jedno i drugie. Śmiać się z jej wyglądu, bo to dopiero było komiczne przedstawienie. Garnitur, płaszcz, ciekawe co zrobi ze swoimi przydługimi włosami i delikatnymi rysami twarzy. A płakać miałem nad swoim i zarówno jej losem, bo to było po prostu… żal mi serce ściskał, gdy tylko pomyślałem, co zrobi Sebastian. Chyba nie mógł być tak ślepy czy głupi. Jeśli Dove zacznie z nim rozmawiać, zdradzi się od razu głosem.
- Na obrzeżach miasta - wypowiedziałem, zupełnie zrezygnowany, prowadząc kobietę w odpowiednim kierunku.
- Słuchaj, chyba trzeba wymyślić jakąś alternatywę dla sprawy, gdy Sebastian już cię rozpozna - chyba po raz setny tego dnia rzuciłem jej krytyczne spojrzenie. Jako Vincent przyglądałem się jej poczynaniom, teraz przynajmniej mogłem powiedzieć, co o tym wszystkim sądziłem.
- Chociaż z drugiej strony to będzie też wstyd, jeżeli się dowiedzą… dla ciebie, dla niego, dla mnie. Jesteś pewna, że chcesz załatwić to w taki właśnie sposób? - myślałem nad czymś, co mogłoby być alternatywą, gdyby Dove w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Bo naprawdę nie wiedziałem, co planowała zrobić. Dowiedzieć się czegoś o Sebastianie i jego kochanku to jedno, a drugie to dać się złapać w tak prosty sposób.
- Na obrzeżach miasta - wypowiedziałem, zupełnie zrezygnowany, prowadząc kobietę w odpowiednim kierunku.
- Słuchaj, chyba trzeba wymyślić jakąś alternatywę dla sprawy, gdy Sebastian już cię rozpozna - chyba po raz setny tego dnia rzuciłem jej krytyczne spojrzenie. Jako Vincent przyglądałem się jej poczynaniom, teraz przynajmniej mogłem powiedzieć, co o tym wszystkim sądziłem.
- Chociaż z drugiej strony to będzie też wstyd, jeżeli się dowiedzą… dla ciebie, dla niego, dla mnie. Jesteś pewna, że chcesz załatwić to w taki właśnie sposób? - myślałem nad czymś, co mogłoby być alternatywą, gdyby Dove w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Bo naprawdę nie wiedziałem, co planowała zrobić. Dowiedzieć się czegoś o Sebastianie i jego kochanku to jedno, a drugie to dać się złapać w tak prosty sposób.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach