Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Pierwotnie opowiadanie pisane na SF
A L F A I O M E G A ,
P I E R W S Z Y I O S T A T N I ,
P O C Z Ą T E K I K O N I E C .
┌───────────────────────┐
Ischigo jako LAN XICHEN
Koide jako JIANG WANYIN
└───────────────────────┘
A L F A I O M E G A ,
P I E R W S Z Y I O S T A T N I ,
P O C Z Ą T E K I K O N I E C .
┌───────────────────────┐
Ischigo jako LAN XICHEN
Koide jako JIANG WANYIN
└───────────────────────┘
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Był zupełnie bezbronny, kiedy dużo silniejsza alfa napierała na niego całym swoim ciałem przyciskając do ściany, tak że Wanyin nie miał nawet szansy się ruszyć. Xue Yang wykręcił i zablokował jego nadgarstek, wcisnął kolano między jego nogi, zabierając mu ostatnią wolną przestrzeń, przez co nie miał już jak się przed nim bronić. Na nic zdawały się jego umiejętności czy doświadczenie, kiedy alfa nie musiała nawet specjalnie się starać, żeby podporządkować sobie jego czy jakąkolwiek inną omegę. I Wanyin wiedział doskonale, że nie było to miejsce ani czas, aby znowu obwiniać się za własne geny, na które i tak nie miał wpływu. A jednak cała sytuacja jeszcze bardziej udowodniła mu, że choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, zawsze będzie z natury tym słabszym ogniwem.
____ — Spróbuj mnie dotknąć, a pożałujesz — syknął w złości. Zrobiło mu się niedobrze od głosu Xue Yanga, który obłapiał go coraz bardziej. Nie miał wstydu, żeby obmacywać go w miejscu pełnym ludzi, w domu Xichena, który przygarnął go pod swój dach. Jego język przesuwał się po małżowinie omegi, a Wanyinowi było coraz bardziej niedobrze. Czuł obrzydzenie i wstręt do tego gówniarza... i poniekąd także i do swojego ciała, które niezależnie od niego, kusiło alfy do tego, aby go skosztowały.
Tylko przy Xichenie nie przeszkadzało mu to, kim był.
Strach podszedł mu do gardła, kiedy dłoń Xue Yanga zatrzymała się na jego brzuchu, majstrując przy spodniach omegi. Do tej pory nie wierzył, że młodszy naprawdę byłby zdolny posunąć się dalej, a jednak słodki zapach omegi najwyraźniej całkiem odebrał mu rozum. Szarpnął się jeszcze raz z większą siłą, próbując zaprotestować co jedynie jeszcze bardziej rozśmieszyło młodą alfę, który najwyraźniej traktował całą tę sytuację jak dobrą zabawę.
On nie chciał... Nie chciała by ktokolwiek bez jego zgody dotykał go w ten sposób, czując obrzydzenie i niesmak na samą bliskość młodej, narzucającej się alfy.
____ — Puść... — poprosił z coraz większym strachem w oczach. Obrócił głowę w stronę drzwi słysząc znajomy głos, a dostrzegłszy w progu Xichena, jego serce mimowolnie poderwało się do lotu. Niemal natychmiast pożałował, że bezmyślnie oddzielił się od starszego. Tak bardzo potrzebował teraz wyrwać się, uciec i schować w bezpiecznych ramionach mężczyzny. Niestety Xue Yang mimo widoku lekarza, zupełnie nie przejął się jego obecnością, mając czelność jeszcze bardziej go prowokować.
Wanyin skrzywił się na jego słowa, czując jeszcze większą niechęć do mężczyzny. Pochylił się do szyi omegi, drocząc się jednak za nim zdążył chociażby dotknąć jej ustami, został stanowczo odciągnięty od Wanyina i odepchnięty pod ścianę. Młodszy szybko odwrócił się, mimowolnie chowając za plecami Xichena. Napięcie nie zelżało jednak nawet na chwilę, a wręcz przeciwnie, dopiero obserwując wszystko z boku, zdał sobie sprawę jak bardzo obaj mężczyźni byli wściekli.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że młodszy sam do końca nie był w stanie zorientować, w którym momencie to się stało. Xichen spróbował złapać Xue Yanga, ten uderzył go i w rezultacie doszło do bójki między dwoma mężczyznami. Wanyin aż zbladł na moment, kiedy lekarz został skutecznie uderzony w twarz, a zaraz potem sytuacja odwróciła się. Aż wstrzymał w napięciu oddech, a kiedy było już po wszystkim, nadal nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Xichen nie oszczędził dzieciaka nawet na chwilę, przyciskając go bezlitośnie do podłogi, aby nie mógł wstać.
Dopiero spokojny ton głosu pediatry sprowadził go z powrotem na ziemię. Wanyin potrząsnął głową, a zaraz potem czym prędzej ruszył na górę, słysząc dźwięk syren policyjnych. Już po paru minutach wrócił z policjantem Xiao Xingchenem i Song Lanem, w drodze wyjaśniając im na szybko, co takiego się wydarzyło.
____ — Xiao Xingchen, jak miło cię znowu widzieć — zaśmiał się Xue Yang, mają czelność jeszcze się odzywać. Ku jego niezadowoleniu to nie młody policjant, a ten starszy wiekiem i doświadczeniem spiął mu nadgarstki kajdankami i przejął go od lekarza. Młoda alfa została wyprowadzona przez Song Lana, który stanowczo wyciągnął go z mieszkania, nawet nie ukrywając, że ten gówniarz nawet policji zalazł za skórę.
____ — Zajmiemy się nim. Wybaczcie, że narobił wam tyle problemów — westchnął przepraszająco Xingchen, czując się poniekąd winnym, że sam zdecydował się wysłać Xue Yanga do ich domu. Mógł spodziewać się, że upilnowanie tego dzieciaka nie będzie łatwe.
____ — Proponuję abyś złożył oskarżenie o molestowanie seksualne. Doktor Lan mógłby potwierdzić twoje zeznania i... — zwrócił się łagodnie do Wanyina, pamiętając go jeszcze z wizyty w szpitalu i tym, że był na celowniku łowców, a nadal nie ustalono jego tożsamości.
____ — Nie, nie trzeba. Wszystko w porządku — młodszy pokręcił głową, szybko rezygnując ze zgłaszania tego na policje. Nic się nie stało, nic tak naprawdę mu nie zrobił i Wanyin chciał po prostu wyrzucić to już z pamięci. Policjant widząc, że najwyraźniej nie będzie w stanie go przekonać, westchnął raz jeszcze, kierując swój wzrok z powrotem na Xichena.
____ — Kolejne kilka dni spędzi w areszcie, a następnie przejmie go jeden z waszych — wyjaśnił i jak się później okazało, kolejną osoba, która miała pilnować Xue Yanga był Jin Guangyao. I cóż, mogło okazać się, że była to jedyna osoba, która będzie w stanie przemówić temu dzieciakowi do rozumu.
Wyszli z piwnicy, gdzie w między czasie inni funkcjonariusze zdążyli połapać i wyprowadzić nastolatków, a tych bardziej nietrzeźwych Lan Zhan zgarnął do ich szpitala. Xingchen okrążył ostatni raz dom, sprawdzając czy nikogo nie pominęli, a kiedy był już przy wyjściu, zatrzymał się jeszcze na chwilę przy drzwiach.
____ — Doktorze Lan, sugerowałbym szczegółowe przebadanie zabranych osób pod kątem toksykologicznym. Wydaje mi się, że pojawił się kolejny problem... — odparł niejasno policjant i choć z jednej strony mogłoby się wydawać, że nie znajdą nic poza alkoholem we krwi, jego spojrzenia jasno mówiło, że coś innego, dużo poważniejszego było na rzeczy. Nie mówiąc jednak nic więcej, nie będąc nawet pewnym tego, czy się nie pomylili, urwał temat dając jedynie lekarzowi znać, że pozostaną w kontakcie.
____ Kiedy drzwi zamknęły się wreszcie na dobre, Wanyin pozostał znowu sam z Xichenem. Mimo tego, że pozbyli się wszystkich imprezowiczów, ci zostawili po sobie zdemolowane mieszkanie. Butelki po alkoholu, puste a czasami porozlewane napoje czy kartony po pizzy walały się po całym domu, nie mówiąc już o tym, że część mebli została poprzestawiana. Nie to w tej chwili było jednak najważniejsze.
Młodszy złapał pediatrę za rękę i za nim ten zdążył choćby pomyśleć o wyjściu do szpitala, pociągnął go w stronę salonu. Posadził mężczyznę robią mu miejsce na kanapie po czym jeszcze raz, tym razem na spokojnie przyjrzał się jego twarzy. Brew była wyraźnie opuchnięta, a na łuku brwiowym zebrało się nieco zaschniętej krwi. Nad powieką tworzył się mały siniak i Wanyin poczuł jeszcze większą wściekłość na Xue Yanga oraz ogromne zmartwienie.
____ — Nawet nie próbuj. Jesteś ranny, zajmiesz się tym jutro — uprzedził go, domyślając się, że Xichen najchętniej już teraz zostawiły wszystko i pojechał do szpitala, aby jak najszybciej zająć się tym, o co policjant go prosił. Ale musiał pamiętać, że nie on jeden był zbawcą świata i poza nim, były inne osoby, które mogły zająć się teraz nietrzeźwymi nastolatkami. On sam wymagał teraz opatrzenia.
Wanyin zostawił go tylko na chwilę, aby wypuścić z samochodu Wangzi skoro dom był już bezpieczny. Po drodze zgarnął także apteczkę i wrócił z powrotem na kanapę, rozkładając wszystko przed Xichenem.
____ — Będziesz musiał powiedzieć mi, co mam robić — wyjaśnił nakładając na dłonie białe rękawiczki, bardzo poważnie podchodząc do tego, że Xichen został ranny. Jego fioletowe tęczówki płonęły z przejęcia. Martwił się czy nie zostanie po tym blizna, czy będzie w stanie w ogóle dobrze to opatrzeć. Rozglądnął się po apteczce po czym wyjął z niej środek do dezynfekcji ran i odrobinę gazy. Zerknął niepewne na lekarza, zastanawiając się czy wszystko robi dobrze.
____ — Bardzo boli? Tak mi przykro, ja... ja nie wiedziałem, jak mam pomóc — przełknął ślinę, czując się winnym, że nie zareagował w żaden sposób. Przecież zawsze walczył, zawsze stawiał się i był pierwszy, aby komuś oddać więc dlaczego tym razem zupełnie go sparaliżowało?
Ujął lekko brodę starszego i nakierował jego twarz w swoją stronę, aby mieć dobry widok na ranę. Ostrożnie, bardzo delikatnie przyłożył do niej nasączoną gazę starając się, aby nie bolało go jeszcze bardziej.
____ — Spróbuj mnie dotknąć, a pożałujesz — syknął w złości. Zrobiło mu się niedobrze od głosu Xue Yanga, który obłapiał go coraz bardziej. Nie miał wstydu, żeby obmacywać go w miejscu pełnym ludzi, w domu Xichena, który przygarnął go pod swój dach. Jego język przesuwał się po małżowinie omegi, a Wanyinowi było coraz bardziej niedobrze. Czuł obrzydzenie i wstręt do tego gówniarza... i poniekąd także i do swojego ciała, które niezależnie od niego, kusiło alfy do tego, aby go skosztowały.
Tylko przy Xichenie nie przeszkadzało mu to, kim był.
Strach podszedł mu do gardła, kiedy dłoń Xue Yanga zatrzymała się na jego brzuchu, majstrując przy spodniach omegi. Do tej pory nie wierzył, że młodszy naprawdę byłby zdolny posunąć się dalej, a jednak słodki zapach omegi najwyraźniej całkiem odebrał mu rozum. Szarpnął się jeszcze raz z większą siłą, próbując zaprotestować co jedynie jeszcze bardziej rozśmieszyło młodą alfę, który najwyraźniej traktował całą tę sytuację jak dobrą zabawę.
On nie chciał... Nie chciała by ktokolwiek bez jego zgody dotykał go w ten sposób, czując obrzydzenie i niesmak na samą bliskość młodej, narzucającej się alfy.
____ — Puść... — poprosił z coraz większym strachem w oczach. Obrócił głowę w stronę drzwi słysząc znajomy głos, a dostrzegłszy w progu Xichena, jego serce mimowolnie poderwało się do lotu. Niemal natychmiast pożałował, że bezmyślnie oddzielił się od starszego. Tak bardzo potrzebował teraz wyrwać się, uciec i schować w bezpiecznych ramionach mężczyzny. Niestety Xue Yang mimo widoku lekarza, zupełnie nie przejął się jego obecnością, mając czelność jeszcze bardziej go prowokować.
Wanyin skrzywił się na jego słowa, czując jeszcze większą niechęć do mężczyzny. Pochylił się do szyi omegi, drocząc się jednak za nim zdążył chociażby dotknąć jej ustami, został stanowczo odciągnięty od Wanyina i odepchnięty pod ścianę. Młodszy szybko odwrócił się, mimowolnie chowając za plecami Xichena. Napięcie nie zelżało jednak nawet na chwilę, a wręcz przeciwnie, dopiero obserwując wszystko z boku, zdał sobie sprawę jak bardzo obaj mężczyźni byli wściekli.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że młodszy sam do końca nie był w stanie zorientować, w którym momencie to się stało. Xichen spróbował złapać Xue Yanga, ten uderzył go i w rezultacie doszło do bójki między dwoma mężczyznami. Wanyin aż zbladł na moment, kiedy lekarz został skutecznie uderzony w twarz, a zaraz potem sytuacja odwróciła się. Aż wstrzymał w napięciu oddech, a kiedy było już po wszystkim, nadal nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Xichen nie oszczędził dzieciaka nawet na chwilę, przyciskając go bezlitośnie do podłogi, aby nie mógł wstać.
Dopiero spokojny ton głosu pediatry sprowadził go z powrotem na ziemię. Wanyin potrząsnął głową, a zaraz potem czym prędzej ruszył na górę, słysząc dźwięk syren policyjnych. Już po paru minutach wrócił z policjantem Xiao Xingchenem i Song Lanem, w drodze wyjaśniając im na szybko, co takiego się wydarzyło.
____ — Xiao Xingchen, jak miło cię znowu widzieć — zaśmiał się Xue Yang, mają czelność jeszcze się odzywać. Ku jego niezadowoleniu to nie młody policjant, a ten starszy wiekiem i doświadczeniem spiął mu nadgarstki kajdankami i przejął go od lekarza. Młoda alfa została wyprowadzona przez Song Lana, który stanowczo wyciągnął go z mieszkania, nawet nie ukrywając, że ten gówniarz nawet policji zalazł za skórę.
____ — Zajmiemy się nim. Wybaczcie, że narobił wam tyle problemów — westchnął przepraszająco Xingchen, czując się poniekąd winnym, że sam zdecydował się wysłać Xue Yanga do ich domu. Mógł spodziewać się, że upilnowanie tego dzieciaka nie będzie łatwe.
____ — Proponuję abyś złożył oskarżenie o molestowanie seksualne. Doktor Lan mógłby potwierdzić twoje zeznania i... — zwrócił się łagodnie do Wanyina, pamiętając go jeszcze z wizyty w szpitalu i tym, że był na celowniku łowców, a nadal nie ustalono jego tożsamości.
____ — Nie, nie trzeba. Wszystko w porządku — młodszy pokręcił głową, szybko rezygnując ze zgłaszania tego na policje. Nic się nie stało, nic tak naprawdę mu nie zrobił i Wanyin chciał po prostu wyrzucić to już z pamięci. Policjant widząc, że najwyraźniej nie będzie w stanie go przekonać, westchnął raz jeszcze, kierując swój wzrok z powrotem na Xichena.
____ — Kolejne kilka dni spędzi w areszcie, a następnie przejmie go jeden z waszych — wyjaśnił i jak się później okazało, kolejną osoba, która miała pilnować Xue Yanga był Jin Guangyao. I cóż, mogło okazać się, że była to jedyna osoba, która będzie w stanie przemówić temu dzieciakowi do rozumu.
Wyszli z piwnicy, gdzie w między czasie inni funkcjonariusze zdążyli połapać i wyprowadzić nastolatków, a tych bardziej nietrzeźwych Lan Zhan zgarnął do ich szpitala. Xingchen okrążył ostatni raz dom, sprawdzając czy nikogo nie pominęli, a kiedy był już przy wyjściu, zatrzymał się jeszcze na chwilę przy drzwiach.
____ — Doktorze Lan, sugerowałbym szczegółowe przebadanie zabranych osób pod kątem toksykologicznym. Wydaje mi się, że pojawił się kolejny problem... — odparł niejasno policjant i choć z jednej strony mogłoby się wydawać, że nie znajdą nic poza alkoholem we krwi, jego spojrzenia jasno mówiło, że coś innego, dużo poważniejszego było na rzeczy. Nie mówiąc jednak nic więcej, nie będąc nawet pewnym tego, czy się nie pomylili, urwał temat dając jedynie lekarzowi znać, że pozostaną w kontakcie.
____ Kiedy drzwi zamknęły się wreszcie na dobre, Wanyin pozostał znowu sam z Xichenem. Mimo tego, że pozbyli się wszystkich imprezowiczów, ci zostawili po sobie zdemolowane mieszkanie. Butelki po alkoholu, puste a czasami porozlewane napoje czy kartony po pizzy walały się po całym domu, nie mówiąc już o tym, że część mebli została poprzestawiana. Nie to w tej chwili było jednak najważniejsze.
Młodszy złapał pediatrę za rękę i za nim ten zdążył choćby pomyśleć o wyjściu do szpitala, pociągnął go w stronę salonu. Posadził mężczyznę robią mu miejsce na kanapie po czym jeszcze raz, tym razem na spokojnie przyjrzał się jego twarzy. Brew była wyraźnie opuchnięta, a na łuku brwiowym zebrało się nieco zaschniętej krwi. Nad powieką tworzył się mały siniak i Wanyin poczuł jeszcze większą wściekłość na Xue Yanga oraz ogromne zmartwienie.
____ — Nawet nie próbuj. Jesteś ranny, zajmiesz się tym jutro — uprzedził go, domyślając się, że Xichen najchętniej już teraz zostawiły wszystko i pojechał do szpitala, aby jak najszybciej zająć się tym, o co policjant go prosił. Ale musiał pamiętać, że nie on jeden był zbawcą świata i poza nim, były inne osoby, które mogły zająć się teraz nietrzeźwymi nastolatkami. On sam wymagał teraz opatrzenia.
Wanyin zostawił go tylko na chwilę, aby wypuścić z samochodu Wangzi skoro dom był już bezpieczny. Po drodze zgarnął także apteczkę i wrócił z powrotem na kanapę, rozkładając wszystko przed Xichenem.
____ — Będziesz musiał powiedzieć mi, co mam robić — wyjaśnił nakładając na dłonie białe rękawiczki, bardzo poważnie podchodząc do tego, że Xichen został ranny. Jego fioletowe tęczówki płonęły z przejęcia. Martwił się czy nie zostanie po tym blizna, czy będzie w stanie w ogóle dobrze to opatrzeć. Rozglądnął się po apteczce po czym wyjął z niej środek do dezynfekcji ran i odrobinę gazy. Zerknął niepewne na lekarza, zastanawiając się czy wszystko robi dobrze.
____ — Bardzo boli? Tak mi przykro, ja... ja nie wiedziałem, jak mam pomóc — przełknął ślinę, czując się winnym, że nie zareagował w żaden sposób. Przecież zawsze walczył, zawsze stawiał się i był pierwszy, aby komuś oddać więc dlaczego tym razem zupełnie go sparaliżowało?
Ujął lekko brodę starszego i nakierował jego twarz w swoją stronę, aby mieć dobry widok na ranę. Ostrożnie, bardzo delikatnie przyłożył do niej nasączoną gazę starając się, aby nie bolało go jeszcze bardziej.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen czekał na moment, w którym będzie mógł w spokoju ocenić straty, a potem wystawić Xiao Xingchenowi rachunek. To on przyprowadził do jego domu dzieciaka, na swoją odpowiedzialność zostawiając go pod opieką lekarza, który wcale nie miał na to ochoty. Niemniej, Wanyin miał inne plany i kiedy tylko wszyscy się wynieśli, a gdzieś w kuchni Lan Zhan z miną niezmąconą emocją zaczął sprzątać, zaczynając od pozbierania wszystkich pustych i pełnych puszek i butelek po alkoholu, zaprowadził go do salonu i posadził na kanapie. Widział jak mocno był zmartwiony, jak bardzo przerażony i wściekły na siebie. Pediatra myślał tylko o tym, że nie chciał, by Wanyin znów zamknął się w swojej skorupce beznadziejnej omegi, całkowicie ignorując, że jego biała koszula miała na sobie ślady krwi, która skapnęła z jego rozciętego czoła. Dopiero uwaga mężczyzny sprawiła, że przypomniał sobie o tym drobnym mankamencie.
- W porządku, nigdzie się nie wybieram – obiecał miękko, pozwalając by Wanyin zniknął za drzwiami, by zaraz wrócić z Wangzi, który obrażony na Xichena, że to nie on przyszedł go wypuścić, patrzył na niego smutnymi psimi oczkami. Lekarz poklepał miejsce obok siebie na kanapie, a pies jakby wyczuwając, że coś było nie w porządku, wskoczył na mebel i ułożył łeb na kolanach lekarza, skamląc cicho.
Kiedy Wanyin wrócił, Xichen uśmiechnął się do niego delikatnie, a widząc wyraz jego twarzy tylko bardziej się martwił. Wyobrażał sobie jakie myśli krążyły po głowie omegi i wcale nie chciał, by tam były. Nie chciał jednak być nietaktowny, czekał więc na odpowiedni moment, instruując go cicho kiedy wylewał środek odkażający na wacik, który zaraz znalazł się na czole lekarza. Nawet nie syknął z bólu, nie chcąc martwić mężczyzny, choć zaszczypało jak cholera. Kiedy usłyszał głos mężczyzny, cichy, przepełniony poczuciem winy i bezsilności, odnalazł dłońmi rękę, której ten nie przyciskał mu wacika do rany, by złapać ją oburącz w swoje palce i delikatnie ścisnąć.
- Nie boli aż tak, a ty nie masz za co przepraszać – powiedział równie cicho, palcami kreśląc na jego skórze jakieś geometryczne kształty, chcąc go uspokoić. – To nie była twoja wina, Wanyin. Nie jesteś też słaby – dodał całkiem pewnie, unosząc jedną rękę, by pogłaskać go delikatnie po policzku. – Xue Yang jest młodą alfą, bardzo młodą, dopiero niedawno zaczął dojrzewać, dlatego ma mnóstwo siły, której nie kontroluje. Nawet ja pod tym względem nie dałbym mu rady – powiedział, będąc całkiem szczery. Tylko doświadczenie sprawiało, że Xichen miał nad młokosem przewagę. Gdyby siłowali się dłużej, mogłoby to skończyć się znacznie gorzej.
Wanyin skończył go opatrywać w momencie, w którym Lan Wangji pojawił się w salonie z workiem na śmieci. Spojrzał na niego z obojętną miną, ale Xichen wiedział, że młodszy brat się martwił.
- Nic mi nie jest, Wangji, nie musisz się o mnie martwić – powiedział miękko, a ledwo dostrzegalne kręcenie głową skomentował delikatnym śmiechem. Lan Zhan był taki uparty…
- W porządku, więc sprzątanie zostawiam tobie – dodał, a widząc zgodę w złotych oczach, przewrócił lekko oczami.
Pozwolił, by Wanyin posprzątał mały bałagan jakiego narobili oczyszczaniem i zaklejaniem rany plasterkiem, a potem oboje zmęczeni powlekli się na górę, gdzie nastolatki całe szczęście nie miały aż tyle śmiałości zajrzeć. Zatrzymali się na chwilę przed drzwiami do pokoju omegi, ale Xichen wcale nie czuł, by opuszczenie w tym momencie mężczyzny było dobrym pomysłem. Nie chciał, by po tym dniu zostali sami. Dlatego lekarz podrapał się nieco niezręcznie po karku, a potem odchrząknął, oczyszczając gardło.
- Chciałbyś… chciałbyś może spać dzisiaj ze mną? – zapytał, nie mając w głowie żadnego drugiego dna tego pytania. Jedynie nie chciał tej nocy spać samotnie.
Na szczęście Wanyin zgodził się i już po chwili oboje wykąpani i przebrani, układali się wygodnie w łóżku starszego, przytulając się bezwiednie i niemal natychmiast odnajdując wygodną dla nich obu pozycję ze splecionymi nogami. Xichen zaciągnął się zapachem omegi, jego własnego szamponu i czystej pościeli, a kiedy wypuszczał powietrze z płuc, wykończony tym dniem, spał, wtulając nos we włosy Wanyina.
Kiedy w końcu lekarz poczuł się nieco lepiej, odwiedził go Jin Guangyao, przynosząc niezbyt dobre wieści o nowo krążącym na rynku narkotyku, który działał na alfy i omegi w sposób mało kontrolowany i trudny do zdefiniowania. Nie wiedzieli czym substancja była ani kto i jak ją rozprowadzał, bo na ten moment mieli mało danych i próbki, które obecnie wysłano do jednego z laboratoriów należących do Organizacji.
- Nie brzmi to zachęcająco – westchnął Xichen, oplatając palcami filiżankę z herbatą. Siedzieli w kuchni na wysokich stołkach, a Wangzi krążył między jednym mężczyzną a drugim, próbując wydębić błagalnym spojrzeniem ciasteczko.
- I nie jest. Znaleźliśmy już trzech martwych nastolatków, najpewniej po tym gównie, ale dowiemy się wszystkiego kiedy dostaniemy wyniki. Wei Wuxian dzwonił do mnie dzisiaj rano i poinformował, że będą do odebrania jutro. Chciałem cię więc prosić, byś zajrzał tam kiedy będziesz miał chwilę, obecnie jestem w trakcie pewnego dość ważnego projektu, a Nie Mingjue nie pozwolił by wyniki trafiły w ręce kogoś kto nie jest mną, tobą, albo nim samym. Jeszcze dwa dni temu miałem go za paranoika, ale ostatnio sam mam wrażenie, że coś w Organizacji jest nie tak, Mingjue podejrzewa szpiega, choć nie mam pojęcia kto i jak chciałby nam zagrozić, w końcu nie ma u nas zbyt dużo bet – powiedział, milknąc kiedy w drzwiach wejściowych zachrobotał klucz, a zachwycony Wangzi pobiegł, by przywitać się z Wanyinem. Podczas małej niedyspozycji Xichena to on głównie zajmował się psem i ten wydawał się odrobinę z tego powodu na lekarza obrażony.
- Poczekamy zobaczymy, tymczasem jutro powinienem mieć chwilę, więc mogę zajrzeć do laboratorium – zgodził się, domyślając się, że Mengyao nie chciał mówić zbyt dużo przy Wanyinie i choć Xichen mu ufał, nie chciał, by jego głowę zaprzątało zbyt wiele zmartwień, już i tak ostatnio miał wrażenie, że oboje potrzebowali chwili spokoju, zbyt zmęczeni i zestresowani by się choćby przy sobie rozluźnić.
- Cześć – powiedział zaraz do Wanyina, kiedy ten pojawił się w kuchni, a jego głos był miękki i pełen radości, kiedy mógł zobaczyć mężczyznę, będąc w znacznie lepszym stanie niż przez ostatnie kilka dni. – Zrobić ci herbaty? Jak było w pracy? – zapytał, podnosząc się, by cmoknąć mężczyznę w policzek, na co Mengyao wywrócił oczami, a potem dopił swoją porcję herbaty.
- Patrząc na was robi mi się niedobrze, pójdę więc, póki nie wymiotuję – prychnął niski mężczyzna, zgarniając czapeczkę z daszkiem i wciskając ją sobie na głowę.
- Nie mów mi nic o wymiotach, proszę cię – rzucił łagodnie Xichen, chcąc zażartować, ale nie spotkał się ze spodziewaną reakcją, raczej sprawił, że Wanyin rzucił mu zmartwione spojrzenie, a Mengayo skrzywił się odrobinę zniesmaczony.
- W każdym razie, wychodzę. Odezwę się później, albo zobaczymy się jutro w Organizacji. Do zobaczenia – rzucił na odchodne, głaszcząc jeszcze Wangzi po puchatej głowie i wychodząc z cichym trzaskiem drzwi.
- Więc… jak było w pracy? – zapytał Xichen, kiedy zostali sami, podchodząc do czajnika, tylko po to, by po chwili wskazać Wanyinowi pudełko z kawą. – Chyba, że wolisz kawę od herbaty? – dopytał, otwierając jedną z szafek i czekając na sygnał od młodszego, zanim wyjął odpowiednią do okoliczności filiżankę.
- W porządku, nigdzie się nie wybieram – obiecał miękko, pozwalając by Wanyin zniknął za drzwiami, by zaraz wrócić z Wangzi, który obrażony na Xichena, że to nie on przyszedł go wypuścić, patrzył na niego smutnymi psimi oczkami. Lekarz poklepał miejsce obok siebie na kanapie, a pies jakby wyczuwając, że coś było nie w porządku, wskoczył na mebel i ułożył łeb na kolanach lekarza, skamląc cicho.
Kiedy Wanyin wrócił, Xichen uśmiechnął się do niego delikatnie, a widząc wyraz jego twarzy tylko bardziej się martwił. Wyobrażał sobie jakie myśli krążyły po głowie omegi i wcale nie chciał, by tam były. Nie chciał jednak być nietaktowny, czekał więc na odpowiedni moment, instruując go cicho kiedy wylewał środek odkażający na wacik, który zaraz znalazł się na czole lekarza. Nawet nie syknął z bólu, nie chcąc martwić mężczyzny, choć zaszczypało jak cholera. Kiedy usłyszał głos mężczyzny, cichy, przepełniony poczuciem winy i bezsilności, odnalazł dłońmi rękę, której ten nie przyciskał mu wacika do rany, by złapać ją oburącz w swoje palce i delikatnie ścisnąć.
- Nie boli aż tak, a ty nie masz za co przepraszać – powiedział równie cicho, palcami kreśląc na jego skórze jakieś geometryczne kształty, chcąc go uspokoić. – To nie była twoja wina, Wanyin. Nie jesteś też słaby – dodał całkiem pewnie, unosząc jedną rękę, by pogłaskać go delikatnie po policzku. – Xue Yang jest młodą alfą, bardzo młodą, dopiero niedawno zaczął dojrzewać, dlatego ma mnóstwo siły, której nie kontroluje. Nawet ja pod tym względem nie dałbym mu rady – powiedział, będąc całkiem szczery. Tylko doświadczenie sprawiało, że Xichen miał nad młokosem przewagę. Gdyby siłowali się dłużej, mogłoby to skończyć się znacznie gorzej.
Wanyin skończył go opatrywać w momencie, w którym Lan Wangji pojawił się w salonie z workiem na śmieci. Spojrzał na niego z obojętną miną, ale Xichen wiedział, że młodszy brat się martwił.
- Nic mi nie jest, Wangji, nie musisz się o mnie martwić – powiedział miękko, a ledwo dostrzegalne kręcenie głową skomentował delikatnym śmiechem. Lan Zhan był taki uparty…
- W porządku, więc sprzątanie zostawiam tobie – dodał, a widząc zgodę w złotych oczach, przewrócił lekko oczami.
Pozwolił, by Wanyin posprzątał mały bałagan jakiego narobili oczyszczaniem i zaklejaniem rany plasterkiem, a potem oboje zmęczeni powlekli się na górę, gdzie nastolatki całe szczęście nie miały aż tyle śmiałości zajrzeć. Zatrzymali się na chwilę przed drzwiami do pokoju omegi, ale Xichen wcale nie czuł, by opuszczenie w tym momencie mężczyzny było dobrym pomysłem. Nie chciał, by po tym dniu zostali sami. Dlatego lekarz podrapał się nieco niezręcznie po karku, a potem odchrząknął, oczyszczając gardło.
- Chciałbyś… chciałbyś może spać dzisiaj ze mną? – zapytał, nie mając w głowie żadnego drugiego dna tego pytania. Jedynie nie chciał tej nocy spać samotnie.
Na szczęście Wanyin zgodził się i już po chwili oboje wykąpani i przebrani, układali się wygodnie w łóżku starszego, przytulając się bezwiednie i niemal natychmiast odnajdując wygodną dla nich obu pozycję ze splecionymi nogami. Xichen zaciągnął się zapachem omegi, jego własnego szamponu i czystej pościeli, a kiedy wypuszczał powietrze z płuc, wykończony tym dniem, spał, wtulając nos we włosy Wanyina.
***
Zasypiając, Xichen nie spodziewał się, że kolejne dwa tygodnie miną mu w tempie tak szaleńczym, że nie miał kiedy jeść, a co dopiero myśleć o pracy dla Orgaznizacji, czy Wanyinie, z którym spotkania były krótkie i pełne niezręczności, jakby oboje pamiętali co się wydarzyło i nadal nie potrafili tego poprawnie przetrawić, przez to, że im przerwano. Lekarz miał tak wiele pracy. Jeden z lekarzy musiał wziąć wolne z pracy, a zaraz po jego telefonie na oddziale dziecięcym zapanowało istne piekło w postaci małej epidemii grypy jelitowej, której w którymś momencie i przemęczony Xichen uległ, nie rezygnując jednak z pracy i pomiędzy posiedzeniami w toalecie zapewniając swoim podopiecznym jak najwięcej wsparcia i uśmiechu, choć sam był nieco bardziej blady, a zimny pot perlił się na jego czole, przynajmniej dopóki wściekła Wen Qing nie wygoniła go do domu, gdzie pod surowym okiem Lan Zhana spędził dwa dni pomiędzy łóżkiem a toaletą, wspomagany przez brata i zastrzykami z metokroplamidem. Wanyin w tym czasie miał zakaz zbliżania się, żeby nie dostarczyć młodszemu z braci Lan kolejnego pacjenta. Kiedy w końcu lekarz poczuł się nieco lepiej, odwiedził go Jin Guangyao, przynosząc niezbyt dobre wieści o nowo krążącym na rynku narkotyku, który działał na alfy i omegi w sposób mało kontrolowany i trudny do zdefiniowania. Nie wiedzieli czym substancja była ani kto i jak ją rozprowadzał, bo na ten moment mieli mało danych i próbki, które obecnie wysłano do jednego z laboratoriów należących do Organizacji.
- Nie brzmi to zachęcająco – westchnął Xichen, oplatając palcami filiżankę z herbatą. Siedzieli w kuchni na wysokich stołkach, a Wangzi krążył między jednym mężczyzną a drugim, próbując wydębić błagalnym spojrzeniem ciasteczko.
- I nie jest. Znaleźliśmy już trzech martwych nastolatków, najpewniej po tym gównie, ale dowiemy się wszystkiego kiedy dostaniemy wyniki. Wei Wuxian dzwonił do mnie dzisiaj rano i poinformował, że będą do odebrania jutro. Chciałem cię więc prosić, byś zajrzał tam kiedy będziesz miał chwilę, obecnie jestem w trakcie pewnego dość ważnego projektu, a Nie Mingjue nie pozwolił by wyniki trafiły w ręce kogoś kto nie jest mną, tobą, albo nim samym. Jeszcze dwa dni temu miałem go za paranoika, ale ostatnio sam mam wrażenie, że coś w Organizacji jest nie tak, Mingjue podejrzewa szpiega, choć nie mam pojęcia kto i jak chciałby nam zagrozić, w końcu nie ma u nas zbyt dużo bet – powiedział, milknąc kiedy w drzwiach wejściowych zachrobotał klucz, a zachwycony Wangzi pobiegł, by przywitać się z Wanyinem. Podczas małej niedyspozycji Xichena to on głównie zajmował się psem i ten wydawał się odrobinę z tego powodu na lekarza obrażony.
- Poczekamy zobaczymy, tymczasem jutro powinienem mieć chwilę, więc mogę zajrzeć do laboratorium – zgodził się, domyślając się, że Mengyao nie chciał mówić zbyt dużo przy Wanyinie i choć Xichen mu ufał, nie chciał, by jego głowę zaprzątało zbyt wiele zmartwień, już i tak ostatnio miał wrażenie, że oboje potrzebowali chwili spokoju, zbyt zmęczeni i zestresowani by się choćby przy sobie rozluźnić.
- Cześć – powiedział zaraz do Wanyina, kiedy ten pojawił się w kuchni, a jego głos był miękki i pełen radości, kiedy mógł zobaczyć mężczyznę, będąc w znacznie lepszym stanie niż przez ostatnie kilka dni. – Zrobić ci herbaty? Jak było w pracy? – zapytał, podnosząc się, by cmoknąć mężczyznę w policzek, na co Mengyao wywrócił oczami, a potem dopił swoją porcję herbaty.
- Patrząc na was robi mi się niedobrze, pójdę więc, póki nie wymiotuję – prychnął niski mężczyzna, zgarniając czapeczkę z daszkiem i wciskając ją sobie na głowę.
- Nie mów mi nic o wymiotach, proszę cię – rzucił łagodnie Xichen, chcąc zażartować, ale nie spotkał się ze spodziewaną reakcją, raczej sprawił, że Wanyin rzucił mu zmartwione spojrzenie, a Mengayo skrzywił się odrobinę zniesmaczony.
- W każdym razie, wychodzę. Odezwę się później, albo zobaczymy się jutro w Organizacji. Do zobaczenia – rzucił na odchodne, głaszcząc jeszcze Wangzi po puchatej głowie i wychodząc z cichym trzaskiem drzwi.
- Więc… jak było w pracy? – zapytał Xichen, kiedy zostali sami, podchodząc do czajnika, tylko po to, by po chwili wskazać Wanyinowi pudełko z kawą. – Chyba, że wolisz kawę od herbaty? – dopytał, otwierając jedną z szafek i czekając na sygnał od młodszego, zanim wyjął odpowiednią do okoliczności filiżankę.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Stres dopisywał mu przez kolejne dwa tygodnie, kiedy udzielała mu się nerwowa atmosfera w pracy, bowiem Organizacja miała pełne ręce roboty i Wanyinowi również oberwała się większa ilość zleceń. Wracał więc wystarczająco zmęczony, niewyspany i w niekoniecznie w najlepszym nastroju ze świadomością, że i tak nie zastanie Xichena w domu. Odkąd lekarz przejął zmianę po jeszcze jednym pracowniku szpitala, można było spokojnie przyznać, że praktycznie tam sypiał, częściej będąc na oddziale niż we własnym mieszkaniu. I Wanyin wiedział, że tak właśnie wyglądały realia pracy w tak wymagającym i potrzebnym zawodzie, dlatego nie chciał jeszcze bardziej obarczać starszego tym, że brakowało mu jego obecności. Od ostatniego weekendowego wyjazdu do domku w lesie, praktycznie nie mieli, jak spędzić ze sobą więcej czasu, a ich emocje nieco opadły. Młodsza omega czuła pewien niedosyt, niepewność w związku z tym, co zaczęli, a co zostało im tak niespodziewane przerwane, przez co obaj stanęli w martwmy punkcie, stresując się przed zrobieniem kolejnego kroku na przód.
____ Kiedy na oddziale dziecięcym zapanowała wirusówka, było tylko kwestią czasu, kiedy Xichen również ją podłapie. Wtedy z kolei rzeczywiście został oddelegowany do domu, ale z kolei Wanyin dostał kategoryczny zakaz zbliżania się, żeby nie roznosić dalej choroby. Wiedział, że było to tylko i wyłącznie dla jego zdrowia, a mimo to z przykrością patrzył na sypialnie lekarza, do której nie miał wstępu. Szczególnie martwił się wiedząc, że nawet nie może być przy nim, kiedy ten chorował. Zamknął się przy tym trochę bardziej w sobie, chodząc jak cień przez ostatnie dni.
Praca kuriera również nie była szczytem jego marzeń, ale nie miał co na nią narzekać, bo przynajmniej zarabiał jakieś pieniądze i było go stać na drobne wydatki dla siebie. Poza tym odpowiadało mu towarzystwo Huaisanga, który poza Xichenem, była prawdopodobnie jedyną osobą potrafiącą poprawić mu humor. Młodszy widząc, że Wanyin od kilku dni stał się cieniem samego siebie, natychmiast przycisnął go do szczerej rozmowy tak, że nawet nie zauważył, kiedy przyznał się jak blisko ostatnim razem był z Xichenem.
____ — A nie mówiłem? Wiedziałem, że coś z tego będzie! Wystarczyło tylko dać wam dobrą okazję do małychhgc... — starszy przycisnął dłoń do ust Huaisanga za nim ten zdążył powiedzieć o słowo za dużo, czując jednocześnie, że umrze z zażenowania, jeżeli ten dalej będzie drążył temat.
____ — Nic nie było, nie wyobrażaj sobie — prychnął, zabierając wreszcie dłoń i łapiąc za ostatnią paczkę, która została im do dostarczenia. Kiedy już uwinęli się z robotą na dziś, młodszy Nie zaproponował, aby przynajmniej na chwilę wpadli do najbliższego centrum handlowego, jako że drugim zmartwieniem Wanyina był fakt, że okroił lekarza z połowy zawartości jego szafy i co prawda, Xichen z lekkością mówił mu, że może korzystać ze wszystkiego, czego tylko potrzebuje to jednak omedze było zwyczajnie głupio. Chciał się jakoś odwdzięczyć i wpadł na pomysł kupienia mu nowej koszuli, biorąc pod uwagę, że ostatnią zaplamił mu czekoladą, która nie wróciła już do stanu swojej świetlności.
____ — Mówisz, że nic między wami nie było... to może wystarczy zrobić ku temu drugą okazję? — zagadnął Huaisang, zatrzymując się przy sklepie, gdzie na wystawie widniała ładna, damska bielizna. Młodszy chwyciwszy Wanyina pod ramię, bez namysłu wciągnął go do środka od razu prowadząc na specjalny dział poświęcony bardzo uroczym, delikatnym i koronkowym kompletom. Zakładał, że na początek lepiej nie eksperymentować z niczym odważniejszym, szczególnie kiedy chcieli wywołać u pediatry jedynie delikatne pobudzenie, ale nie od razu panikę.
____ — Jaki kolor lubi Xichen? — zagadnął, przeglądając wieszaki i co jakiś czas przykładając któryś do Wanyina aby ocenić, jaki będzie najbardziej mu pasował. Ciemnowłosy miał ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Nie ukrywał, że czuł się w tym miejscu dziwnie, unikając wzroku wszystkich kobiet, które akurat były w środku.
____ Nie otrzymawszy odpowiedzi, Huaisang wywrócił oczami trzymając na wieszaku dwa komplety bielizny, błękitną i czerwoną. Były bardzo delikatne, zupełnie niewulgarne i idealne, aby powoli odkrywać, upodobania swojego partnera. Sang zastanawiał się nad wyborem i był gotowy kupić je obie, gdy Wanyin w ostatniej chwili nie odłożył ich z powrotem na wieszak.
____— Błękitna, ale... nie założę tego! Przecież to głupie. Pomyśli, że zwariowałem — wzbraniał się czując zawstydzenie na samą myśl, że miałby komuś pokazać się w czymś takim. Nie chciał zrazić do siebie osoby, na której naprawdę bardzo mocno zaczęło mu zależeć.
Rzucając ostatnie, krótkie spojrzenie na oba komplety, po czym poinformował młodszego, że poczeka na niego przy wyjściu. Huaisang wrócił dopiero po paru minutach, ucieszony tak bardzo jakby zakupy rzeczywiście mu się udały, a zaraz potem zaproponował, że wyręczy Wanyina w niesieniu prezentu dla Xichena, uśmiechając się przy tym jak głupi.
____ Otwierając drzwi do mieszkania, niemal natychmiast przywitany został przez białą mordkę, która nie dała mu spokojnie zdjąć butów, plącząc się pod nogami i domagając natychmiastowej uwagi. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich dni Wangzi wreszcie przekonał się do Wanyina, kiedy ten poświęcał mu należytą uwagę, karmił, wyprowadzał i dbał o to, aby Samoyed się nie nudził podczas gdy Xichen nie miał dla niego zbyt wiele czasu.
Poprowadziwszy go do kuchni, młodszy przystanął w progu, nie spodziewając się, że zastanie lekarza z powrotem na nogach w towarzystwie Guangyao. Z początku nie wiedział za bardzo, jak powinien zareagować i dopiero słodki buziak w policzek sprawił, że nieco się rozluźnił, wzdychając jedynie na niespodziewanego gościa. Ich relacja nadal była mocno napięta i nie spodziewał się, że dojdą kiedyś do porozumienia, ale starał się przetrawić fakt, że Mengyao nadal był jednym z najbliższych przyjaciół Xichena.
____ Przynajmniej zbyt długo nie musiał znosić napiętej atmosfery, ponieważ mężczyzna po pojawieniu się Wanyina stwierdził, że najwyższy czas się zbierać. Młodszy przyjął to z ulgą, a zaraz potem wrócił wzrokiem do pediatry wciąż patrząc na niego ze zmartwieniem, ale także wyraźną ulgą.
____ — Kawę, poproszę. Bez rewelacji właściwie. Mingjue potrzebował dodatkowych ludzi, więc zostałem sam z Huaisangiem na zmianie, ale dajemy radę — poinformował, cichaczem odkładając torebkę z prezentem na krzesło. Zaraz potem wrócił wzrokiem do lekarza i nie mogąc dłużej się powstrzymać, pokonał dzielącą ich odległość, podchodząc od tyłu do Xichena. Ostrożnie przytulił się od jego pleców, uważając tylko żeby nie szturchnąć go zbyt niespodziewanie podczas gdy ten zalewał mu kawę. Wypuścił powietrze z ulgą, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo tęsknił przez ten czas, kiedy nie mieli dla siebie czasu.
____ — Jak się czujesz? Miałeś odpoczywać jeszcze jeden dzień — mruknął po chwili z wyrzutem, zaplatając ręce na klatce piersiowej mężczyzny i opierając policzek o jego ramię. Brakowało mu tego zapachu alfy, poczucia bezpieczeństwa i bycia blisko.
____ — Wpadniesz jutro do Organizacji? — zagadnął, jedynie co dając radę wyłapać z jego rozmowy z Mengyao. Odsunął się po paru kolejny sekundach po czym zaproponował, aby przenieśli się z kawą do salonu. Po drodze złapał jeszcze prezent zapakowany w ładną, ozdobną torbę z błękitną tasiemką i chowając go za plecami, czuł się już dużo lepiej z myślą, że Xichen wrócił do zdrowia i mieli chociaż chwilę czasu dla siebie.
____ — Um, pamiętasz tę koszulę, którą wybrudziłem ci czekoladą? — zaczął, siadając na mięciutkiej kanapie obok mężczyzny. Wreszcie wyciągnął pakunek przed siebie i z nieśmiałym spojrzeniem, wręcz go starszemu. — Kupiłem ci nową, jako że tamta nie chciała się doprać. Mam nadzieję, że ci się spodoba i... jeśli chcesz to możesz przymierzyć teraz lub później — uśmiechnął się delikatnie, tylko odrobine stresując tym, czy trafił w ogóle w gust pediatry. Postawił na klasyczną, białą koszulę, ale o najmiększym materiale z jakim kiedykolwiek się spotkał. Koszula była przyjemna w dotyku, nie gniotła się i czuł, że Xichen będzie prezentował się w niej lepiej niż dobrze. Podczas całego tego stresu związanego w wręczeniem prezentu, Wanyin nie przewidział tylko, że gdy nie patrzył, Huaisang dorzucił także do tego prezentu błękitną, koronkową bieliznę, którą przymierzali w sklepie.
____ Kiedy na oddziale dziecięcym zapanowała wirusówka, było tylko kwestią czasu, kiedy Xichen również ją podłapie. Wtedy z kolei rzeczywiście został oddelegowany do domu, ale z kolei Wanyin dostał kategoryczny zakaz zbliżania się, żeby nie roznosić dalej choroby. Wiedział, że było to tylko i wyłącznie dla jego zdrowia, a mimo to z przykrością patrzył na sypialnie lekarza, do której nie miał wstępu. Szczególnie martwił się wiedząc, że nawet nie może być przy nim, kiedy ten chorował. Zamknął się przy tym trochę bardziej w sobie, chodząc jak cień przez ostatnie dni.
Praca kuriera również nie była szczytem jego marzeń, ale nie miał co na nią narzekać, bo przynajmniej zarabiał jakieś pieniądze i było go stać na drobne wydatki dla siebie. Poza tym odpowiadało mu towarzystwo Huaisanga, który poza Xichenem, była prawdopodobnie jedyną osobą potrafiącą poprawić mu humor. Młodszy widząc, że Wanyin od kilku dni stał się cieniem samego siebie, natychmiast przycisnął go do szczerej rozmowy tak, że nawet nie zauważył, kiedy przyznał się jak blisko ostatnim razem był z Xichenem.
____ — A nie mówiłem? Wiedziałem, że coś z tego będzie! Wystarczyło tylko dać wam dobrą okazję do małychhgc... — starszy przycisnął dłoń do ust Huaisanga za nim ten zdążył powiedzieć o słowo za dużo, czując jednocześnie, że umrze z zażenowania, jeżeli ten dalej będzie drążył temat.
____ — Nic nie było, nie wyobrażaj sobie — prychnął, zabierając wreszcie dłoń i łapiąc za ostatnią paczkę, która została im do dostarczenia. Kiedy już uwinęli się z robotą na dziś, młodszy Nie zaproponował, aby przynajmniej na chwilę wpadli do najbliższego centrum handlowego, jako że drugim zmartwieniem Wanyina był fakt, że okroił lekarza z połowy zawartości jego szafy i co prawda, Xichen z lekkością mówił mu, że może korzystać ze wszystkiego, czego tylko potrzebuje to jednak omedze było zwyczajnie głupio. Chciał się jakoś odwdzięczyć i wpadł na pomysł kupienia mu nowej koszuli, biorąc pod uwagę, że ostatnią zaplamił mu czekoladą, która nie wróciła już do stanu swojej świetlności.
____ — Mówisz, że nic między wami nie było... to może wystarczy zrobić ku temu drugą okazję? — zagadnął Huaisang, zatrzymując się przy sklepie, gdzie na wystawie widniała ładna, damska bielizna. Młodszy chwyciwszy Wanyina pod ramię, bez namysłu wciągnął go do środka od razu prowadząc na specjalny dział poświęcony bardzo uroczym, delikatnym i koronkowym kompletom. Zakładał, że na początek lepiej nie eksperymentować z niczym odważniejszym, szczególnie kiedy chcieli wywołać u pediatry jedynie delikatne pobudzenie, ale nie od razu panikę.
____ — Jaki kolor lubi Xichen? — zagadnął, przeglądając wieszaki i co jakiś czas przykładając któryś do Wanyina aby ocenić, jaki będzie najbardziej mu pasował. Ciemnowłosy miał ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Nie ukrywał, że czuł się w tym miejscu dziwnie, unikając wzroku wszystkich kobiet, które akurat były w środku.
____ Nie otrzymawszy odpowiedzi, Huaisang wywrócił oczami trzymając na wieszaku dwa komplety bielizny, błękitną i czerwoną. Były bardzo delikatne, zupełnie niewulgarne i idealne, aby powoli odkrywać, upodobania swojego partnera. Sang zastanawiał się nad wyborem i był gotowy kupić je obie, gdy Wanyin w ostatniej chwili nie odłożył ich z powrotem na wieszak.
____— Błękitna, ale... nie założę tego! Przecież to głupie. Pomyśli, że zwariowałem — wzbraniał się czując zawstydzenie na samą myśl, że miałby komuś pokazać się w czymś takim. Nie chciał zrazić do siebie osoby, na której naprawdę bardzo mocno zaczęło mu zależeć.
Rzucając ostatnie, krótkie spojrzenie na oba komplety, po czym poinformował młodszego, że poczeka na niego przy wyjściu. Huaisang wrócił dopiero po paru minutach, ucieszony tak bardzo jakby zakupy rzeczywiście mu się udały, a zaraz potem zaproponował, że wyręczy Wanyina w niesieniu prezentu dla Xichena, uśmiechając się przy tym jak głupi.
____ Otwierając drzwi do mieszkania, niemal natychmiast przywitany został przez białą mordkę, która nie dała mu spokojnie zdjąć butów, plącząc się pod nogami i domagając natychmiastowej uwagi. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich dni Wangzi wreszcie przekonał się do Wanyina, kiedy ten poświęcał mu należytą uwagę, karmił, wyprowadzał i dbał o to, aby Samoyed się nie nudził podczas gdy Xichen nie miał dla niego zbyt wiele czasu.
Poprowadziwszy go do kuchni, młodszy przystanął w progu, nie spodziewając się, że zastanie lekarza z powrotem na nogach w towarzystwie Guangyao. Z początku nie wiedział za bardzo, jak powinien zareagować i dopiero słodki buziak w policzek sprawił, że nieco się rozluźnił, wzdychając jedynie na niespodziewanego gościa. Ich relacja nadal była mocno napięta i nie spodziewał się, że dojdą kiedyś do porozumienia, ale starał się przetrawić fakt, że Mengyao nadal był jednym z najbliższych przyjaciół Xichena.
____ Przynajmniej zbyt długo nie musiał znosić napiętej atmosfery, ponieważ mężczyzna po pojawieniu się Wanyina stwierdził, że najwyższy czas się zbierać. Młodszy przyjął to z ulgą, a zaraz potem wrócił wzrokiem do pediatry wciąż patrząc na niego ze zmartwieniem, ale także wyraźną ulgą.
____ — Kawę, poproszę. Bez rewelacji właściwie. Mingjue potrzebował dodatkowych ludzi, więc zostałem sam z Huaisangiem na zmianie, ale dajemy radę — poinformował, cichaczem odkładając torebkę z prezentem na krzesło. Zaraz potem wrócił wzrokiem do lekarza i nie mogąc dłużej się powstrzymać, pokonał dzielącą ich odległość, podchodząc od tyłu do Xichena. Ostrożnie przytulił się od jego pleców, uważając tylko żeby nie szturchnąć go zbyt niespodziewanie podczas gdy ten zalewał mu kawę. Wypuścił powietrze z ulgą, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo tęsknił przez ten czas, kiedy nie mieli dla siebie czasu.
____ — Jak się czujesz? Miałeś odpoczywać jeszcze jeden dzień — mruknął po chwili z wyrzutem, zaplatając ręce na klatce piersiowej mężczyzny i opierając policzek o jego ramię. Brakowało mu tego zapachu alfy, poczucia bezpieczeństwa i bycia blisko.
____ — Wpadniesz jutro do Organizacji? — zagadnął, jedynie co dając radę wyłapać z jego rozmowy z Mengyao. Odsunął się po paru kolejny sekundach po czym zaproponował, aby przenieśli się z kawą do salonu. Po drodze złapał jeszcze prezent zapakowany w ładną, ozdobną torbę z błękitną tasiemką i chowając go za plecami, czuł się już dużo lepiej z myślą, że Xichen wrócił do zdrowia i mieli chociaż chwilę czasu dla siebie.
____ — Um, pamiętasz tę koszulę, którą wybrudziłem ci czekoladą? — zaczął, siadając na mięciutkiej kanapie obok mężczyzny. Wreszcie wyciągnął pakunek przed siebie i z nieśmiałym spojrzeniem, wręcz go starszemu. — Kupiłem ci nową, jako że tamta nie chciała się doprać. Mam nadzieję, że ci się spodoba i... jeśli chcesz to możesz przymierzyć teraz lub później — uśmiechnął się delikatnie, tylko odrobine stresując tym, czy trafił w ogóle w gust pediatry. Postawił na klasyczną, białą koszulę, ale o najmiększym materiale z jakim kiedykolwiek się spotkał. Koszula była przyjemna w dotyku, nie gniotła się i czuł, że Xichen będzie prezentował się w niej lepiej niż dobrze. Podczas całego tego stresu związanego w wręczeniem prezentu, Wanyin nie przewidział tylko, że gdy nie patrzył, Huaisang dorzucił także do tego prezentu błękitną, koronkową bieliznę, którą przymierzali w sklepie.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen wyjął z szafki odpowiednią filiżankę, a potem jedną z ulubionych kaw Wanyina, wsypując zawartość świeżo mielonych ziaren do filtra, zanim zalał go gorącą wodą. Nie spodziewał się przy tym, że po chwili zostanie objęty od tyłu. Jego usta uformowały się w bardzo szczęśliwym, rozczulonym uśmiechu, a myśli pognały w stronę tego jak bardzo Wanyin potrafił być uroczy. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno Xichen uwielbiał w nim te niewinne, ale pełne czułości gesty, którymi obdarowywał go tak po prostu, jakby były najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Odstawił czajnik na blat, a potem z czułością objął dłonie omegi swoimi, przymykając oczy ze szczęścia.
- Już ze mną w porządku, poza tym, nigdzie się dzisiaj nie wybieram, pomyślałem tylko, że mogę przestać chować się w pokoju – powiedział miękko, bo naprawdę miał już dość spędzania dni samotnie, bo choć uwielbiał towarzystwo książek, w końcu też wrócił do gry na swoim flecie, mając świadomość, że Wanyin był w domu, chciał z nim spędzić choć trochę czasu.
- Wpadnę – odpowiedział, zastanawiając się, czy Wanyin mógł wziąć choć chwilę przerwy i wybrać się z nim gdzieś. Gdziekolwiek, mogli nawet pójść na obiad. – Miałbyś ochotę pojechać gdzieś ze mną? Muszę odebrać wyniki od jednego z laboratorium i myślę, że jest tam ktoś kogo chciałbym ci przedstawić – powiedział, przypominając sobie, że od niedawna brat Wen Qing pomagał tam w przerwach od studiów.
Na propozycję przeniesienia się do salonu zgodził się niemal od razu, wyjmując z szafki tackę, na której ułożył filiżankę kawy Wanyina, swoją herbaty i talerzyk z ciasteczkami. Od kiedy młodszy z nimi zamieszkał, a Xichen dowiedział się, że ten uwielbia słodkości, starał się by tych nigdy nie zabrakło w domu, przynajmniej jako mały poczęstunek do kawy w postaci właśnie ciastek, czy jakiegoś wypieku. Odstawił tacę na stolik, a oglądając się na Wanyina posłał mu pytające spojrzenie, widząc że ten ukrywał coś za plecami. Szybko dowiedział się co to było i choć nie uważał by mężczyzna był mu cokolwiek winien, było to bardzo miłe z jego strony.
- Nie musiałeś – powiedział miękko, a widząc niecierpliwość na twarzy mężczyzny, roześmiał się lekko i pochylił się, by skraść mu słodki pocałunek. – Dziękuję, myślę, że przymierzę ją od razu – dodał, zerkając do torby prezentowej, ciekaw co jego słodki Wanyin wybrał dla niego.
W oczy rzuciła mu się biel koszuli i… błękit, czegoś zupełnie innego. Głupi uśmieszek pojawił się na jego wargach, kiedy sięgnął po tajemnicze coś, a kiedy materiał rozwinął się w jego palcach, ukazując mu całkiem słodkie, koronkowe majteczki, spojrzał na Wanyina z uśmieszkiem pełnym ekscytacji.
- To też dla mnie, czy raczej dla ciebie? – zapytał miękko, pokazując bieliznę omedze. Rumieniec jaki pokrył policzki mężczyzny sprawił, że krew szybciej popłynęła żyłami lekarza, sprawiając że jego policzki również poróżowiały, ale z zupełnie innego niż wstyd uczucia. Roześmiał się delikatnie, a jego głos był niski i głęboki, kiedy przysunął się bliżej, by musnąć kciukiem usta Wanyina.
- Przymierzysz? – zapytał zachęcająco, a jego wyobraźnia podsunęła mu bardzo przyjemne obrazy.
Nie spodziewał się, że policzki Wanyina mogą stać się jeszcze bardziej czerwone, a jednak, jego twarz płonęła, podczas gdy ręce zabrały mu z rąk przedmiot. Zaczął się niewyraźnie tłumaczyć, że to nie on, że to Nie Huaisang zrobił mu dowcip i wrzucił bieliznę do prezentu Xichena, odsuwając się, jakby miał ochotę uciec przed spojrzeniem złotych oczu lekarza. Zanim jednak naprawdę mu uciekł, Xichen złapał go delikatnie za nadgarstek, a potem pociągnął na siebie, przytulając go swobodnie do piersi.
- Hej, przecież ci wierzę – roześmiał się delikatnie, unosząc brodę mężczyzny jednym palcem, by na niego spojrzał, choć fiołkowe oczy cały czas unikały jego wzroku. Nie zmuszał go jednak do niczego, czekając cierpliwie aż Wanyin uspokoi się odrobinę i sam na niego spojrzy, cały czas głaszcząc go uspokajająco po plecach. Dopiero kiedy jego piękne oczy spotkały się z tymi jego, pochylił się lekko, by pocałować go delikatnie w kącik ust.
- Nie ma się czego wstydzić, wiem przecież, że sam nie wpadłbyś na taki pomysł. Po prostu uważam, że nie jest najgorszy i chętnie zobaczyłbym cię w czymś takim, jeśli chciałbyś mi się pokazać – powiedział miękko, głaszcząc go jedną ręką po policzku, drugą pomiędzy łopatkami, cały czas zachowując spokój i uśmiechając się do niego łagodnie. Nie chciał przecież, by się wstydził, czy denerwował w jego obecności i żeby wiedział, że jeśli czegoś nie chciał, zawsze mógł mu odmówić. Xichen nie zamierzał go do niczego zmuszać, a choć jego wyobraźnia działała na wysokich obrotach, na ten moment mu wystarczyła. No i zarumieniony Wanyin, który był najsłodszym widokiem na świecie…
- Uspokoiłeś się trochę? – zapytał, a kiedy mężczyzna kiwnął głową, Xichen podniósł się z nim do siadu, unosząc go delikatnie, by posadzić obok siebie.
- Pójdę więc przymierzyć koszulę – powiedział, zabierając torbę ze sobą do łazienki, nie chcąc by Wanyin pomyślał sobie, że miał zamiar go uwieść i w ten sposób zmusić, by założył koronkowe majtki.
Wrócił chwilę później, zapinając jeszcze guziki przy mankietach, z zadowolonym uśmiechem. Koszula leżała na nim idealnie, podkreślając szerokie barki i płaski brzuch lekarza, do tego była wykonana z bardzo przyjemnego materiału, który natychmiast przypadł lekarzowi do gustu.
- Masz świetny gust, Wanyin – pochwalił go szczerze lekarz, odwracając się do niego plecami, by zaprezentować jak te wyglądały w nowym ubraniu. – Dziękuję ci, jest naprawdę idealna – powiedział, zachwycony tym, jak materiał układał się na jego biodrach i ramionach, do tego sprawiał wrażenie, jakby miał się nie gnieść, idealna koszula dla Xichena, który nie bardzo wiedział jak radzić sobie z pomiętym ubraniem…
- Już ze mną w porządku, poza tym, nigdzie się dzisiaj nie wybieram, pomyślałem tylko, że mogę przestać chować się w pokoju – powiedział miękko, bo naprawdę miał już dość spędzania dni samotnie, bo choć uwielbiał towarzystwo książek, w końcu też wrócił do gry na swoim flecie, mając świadomość, że Wanyin był w domu, chciał z nim spędzić choć trochę czasu.
- Wpadnę – odpowiedział, zastanawiając się, czy Wanyin mógł wziąć choć chwilę przerwy i wybrać się z nim gdzieś. Gdziekolwiek, mogli nawet pójść na obiad. – Miałbyś ochotę pojechać gdzieś ze mną? Muszę odebrać wyniki od jednego z laboratorium i myślę, że jest tam ktoś kogo chciałbym ci przedstawić – powiedział, przypominając sobie, że od niedawna brat Wen Qing pomagał tam w przerwach od studiów.
Na propozycję przeniesienia się do salonu zgodził się niemal od razu, wyjmując z szafki tackę, na której ułożył filiżankę kawy Wanyina, swoją herbaty i talerzyk z ciasteczkami. Od kiedy młodszy z nimi zamieszkał, a Xichen dowiedział się, że ten uwielbia słodkości, starał się by tych nigdy nie zabrakło w domu, przynajmniej jako mały poczęstunek do kawy w postaci właśnie ciastek, czy jakiegoś wypieku. Odstawił tacę na stolik, a oglądając się na Wanyina posłał mu pytające spojrzenie, widząc że ten ukrywał coś za plecami. Szybko dowiedział się co to było i choć nie uważał by mężczyzna był mu cokolwiek winien, było to bardzo miłe z jego strony.
- Nie musiałeś – powiedział miękko, a widząc niecierpliwość na twarzy mężczyzny, roześmiał się lekko i pochylił się, by skraść mu słodki pocałunek. – Dziękuję, myślę, że przymierzę ją od razu – dodał, zerkając do torby prezentowej, ciekaw co jego słodki Wanyin wybrał dla niego.
W oczy rzuciła mu się biel koszuli i… błękit, czegoś zupełnie innego. Głupi uśmieszek pojawił się na jego wargach, kiedy sięgnął po tajemnicze coś, a kiedy materiał rozwinął się w jego palcach, ukazując mu całkiem słodkie, koronkowe majteczki, spojrzał na Wanyina z uśmieszkiem pełnym ekscytacji.
- To też dla mnie, czy raczej dla ciebie? – zapytał miękko, pokazując bieliznę omedze. Rumieniec jaki pokrył policzki mężczyzny sprawił, że krew szybciej popłynęła żyłami lekarza, sprawiając że jego policzki również poróżowiały, ale z zupełnie innego niż wstyd uczucia. Roześmiał się delikatnie, a jego głos był niski i głęboki, kiedy przysunął się bliżej, by musnąć kciukiem usta Wanyina.
- Przymierzysz? – zapytał zachęcająco, a jego wyobraźnia podsunęła mu bardzo przyjemne obrazy.
Nie spodziewał się, że policzki Wanyina mogą stać się jeszcze bardziej czerwone, a jednak, jego twarz płonęła, podczas gdy ręce zabrały mu z rąk przedmiot. Zaczął się niewyraźnie tłumaczyć, że to nie on, że to Nie Huaisang zrobił mu dowcip i wrzucił bieliznę do prezentu Xichena, odsuwając się, jakby miał ochotę uciec przed spojrzeniem złotych oczu lekarza. Zanim jednak naprawdę mu uciekł, Xichen złapał go delikatnie za nadgarstek, a potem pociągnął na siebie, przytulając go swobodnie do piersi.
- Hej, przecież ci wierzę – roześmiał się delikatnie, unosząc brodę mężczyzny jednym palcem, by na niego spojrzał, choć fiołkowe oczy cały czas unikały jego wzroku. Nie zmuszał go jednak do niczego, czekając cierpliwie aż Wanyin uspokoi się odrobinę i sam na niego spojrzy, cały czas głaszcząc go uspokajająco po plecach. Dopiero kiedy jego piękne oczy spotkały się z tymi jego, pochylił się lekko, by pocałować go delikatnie w kącik ust.
- Nie ma się czego wstydzić, wiem przecież, że sam nie wpadłbyś na taki pomysł. Po prostu uważam, że nie jest najgorszy i chętnie zobaczyłbym cię w czymś takim, jeśli chciałbyś mi się pokazać – powiedział miękko, głaszcząc go jedną ręką po policzku, drugą pomiędzy łopatkami, cały czas zachowując spokój i uśmiechając się do niego łagodnie. Nie chciał przecież, by się wstydził, czy denerwował w jego obecności i żeby wiedział, że jeśli czegoś nie chciał, zawsze mógł mu odmówić. Xichen nie zamierzał go do niczego zmuszać, a choć jego wyobraźnia działała na wysokich obrotach, na ten moment mu wystarczyła. No i zarumieniony Wanyin, który był najsłodszym widokiem na świecie…
- Uspokoiłeś się trochę? – zapytał, a kiedy mężczyzna kiwnął głową, Xichen podniósł się z nim do siadu, unosząc go delikatnie, by posadzić obok siebie.
- Pójdę więc przymierzyć koszulę – powiedział, zabierając torbę ze sobą do łazienki, nie chcąc by Wanyin pomyślał sobie, że miał zamiar go uwieść i w ten sposób zmusić, by założył koronkowe majtki.
Wrócił chwilę później, zapinając jeszcze guziki przy mankietach, z zadowolonym uśmiechem. Koszula leżała na nim idealnie, podkreślając szerokie barki i płaski brzuch lekarza, do tego była wykonana z bardzo przyjemnego materiału, który natychmiast przypadł lekarzowi do gustu.
- Masz świetny gust, Wanyin – pochwalił go szczerze lekarz, odwracając się do niego plecami, by zaprezentować jak te wyglądały w nowym ubraniu. – Dziękuję ci, jest naprawdę idealna – powiedział, zachwycony tym, jak materiał układał się na jego biodrach i ramionach, do tego sprawiał wrażenie, jakby miał się nie gnieść, idealna koszula dla Xichena, który nie bardzo wiedział jak radzić sobie z pomiętym ubraniem…
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Wanyin zamrugał z niedowierzaniem, kiedy jego oczom ukazał się błękitny fragment materiału, który doskonale kojarzył. W końcu jeszcze kilka godzin temu sam oglądał go w sklepie z bielizną, a raczej Huaisang podsuwał mu ją pod nos, pytając się czy ten kolor będzie odpowiadał Xichenowi. Ostatecznie nie odważył się jej kupić więc nie miał pojęcia, jakim cudem ta znalazła się w prezencie dla mężczyzny.
Policzki młodszego oblał rumieniec pełen zawstydzenia, a kiedy dodatkowo Xichen zapytał się, czy ją przymierzy, był pewien, że już całkowicie spłonie z zażenowania. Wstydził się okropnie. Nigdy wcześniej nie miał na sobie tak delikatnych, koronkowych majtek, bo zwyczajnie nie były one zbyt praktyczne, a na myśl, że miałby pokazać się w nich przed starszym, serce było gotowe wyskoczyć mu z piersi. Nie miał nawet pewności, czy rzeczywiście dobrze by w nich wyglądał. Dodatkowo cały czas wydawało mu się, że Xichen jedynie sobie z niego żartował i nie mówił poważnie. Czym prędzej więc chwycił za materiał bielizny, zabierając ją z rąk lekarza. Zgniótłszy ją w dłoniach, schował za plecami, tak aby nie musieć więcej na nią patrzeć.
____ — To był pomysł Huaisanga, to... to on musiał ją wrzucić — tłumaczył się, starając odsunąć od siebie podejrzenia, że miał z tym cokolwiek wspólnego.
____ Miał ochotę wstać z kanapy i jak najszybciej uciec do swojego pokoju, jednak za nim zdążył się ruszyć, poczuł dłoń obejmującą jego nadgarstek i dał się pociągnąć na klatkę piersiową starszego. Przytulił się do jego piersi, wciąż uciekając spojrzeniem jak najdalej złotych tęczówek lekarza. Jego policzki płonęły z gorąca i dopiero po kilku głębokich wdechach, głaskaniu po żebrach i zapewnieniu, że wszystko jest w porządku, wreszcie odważył się zerknąć na pediatrę.
Nie powinien być zaskoczony, w końcu to był jego Xichen. Najcudowniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek spotkał, a jednak nadal nie spodziewał się napotkać tak miękkiego, ciepłego spojrzenia. Do niczego go nie zmuszał, a wręcz przeciwnie, tłumaczył, że nie miał powodu, aby się przy nim wstydzić i młodszy naprawdę zaczynał mu wierzyć.
Wanyin przymknął na chwilę oczy, próbując uspokoić szalejące myśli, które podsunęły mu do głowy pomysł przebrania się w kawałek skąpego materiału. Korciło go, aby zobaczyć reakcję starszego. Chciał mu udowodnić, że rzeczywiście potrafi być seksowny i pewny siebie. Szybko jednak porzucił te myśl, kiedy wyobraźnia zaczęła zmierzać jeszcze dalej w stronę smukłych dłoni lekarza, które równie szybko pozbywały się z niego niepotrzebnego materiału.
____ — Zastanowię się — wymruczał niepewnie, soczyście czerwony na policzkach, kątem oka zerkając jeszcze raz na upchniętą w kąt kanapy bieliznę. Może nie musiał od razu topić jej w toalecie. Możliwe, że jeszcze kiedyś mu się przyda.
Po upłynięciu następnych kilku minut, zdążył nareszcie ochłonąć i przytaknąwszy na pytanie Xichena odnośnie tego, czy wszystko jest już w porządku, pozwolił posadzić się na kanapie. Poczekał aż mężczyzna wróci z łazienki przebrany w koszulkę, którą mu wybrał, samemu w między czasie biorąc łyk przygotowanej dla niego kawy. Odstawił spokojnie kubek, kiedy Xichen wrócił do salonu po czym przyjrzał mu się uważnie. Szybko stwierdził, że wyglądał... niesamowicie profesjonalnie. Materiał idealnie układał się na szerokich ramionach, podkreślał jego sylwetkę i Wanyin nie mógł nadziwić się jak bardzo podobał mu się ten widok. Zagryzł dolną wargę z podekscytowania, kiedy sam ruszył się z miejsca zmierzając w stronę lekarza.
____ — Ładnemu we wszystkim ładnie — uśmiechnął się, zadowolony z siebie, a przede wszystkim z tego, że naprawdę udało mu się trafić z wyborem. Stojąc naprzeciwko starszego, zawiesił spokojnie dłonie na jego szyi, poprawiając jeszcze niewidoczne zagniecenia na kołnierzyku od koszuli. Uniósł spojrzenie na złote tęczówki, patrząc na niego miękko, dopóki usta nie wyraziły potrzeby bycia całowanymi. Przymknął oczy, składając na wargach starszego leniwy, mięciutki pocałunek. — Cieszę, że ci się podoba i... dziękuję za wyrozumiałość — uśmiechnął się nieśmiało, czując delikatne łaskotki w brzuchu i miękkość na sercu. Wciąż się wstydził, ale nie był to już wstyd, przy którym miał ochotę zaszyć się we własnym pokoju i nikomu nie pokazywać. Teraz była to jedynie słodka niewinność, którą powoli w sobie przełamywał.
____ Kolejny dzień w pracy różnił się o tyle, że tym razem Wanyin miał na co uparcie wyczekiwać. Skrzętnie odkładał swoją przerwę, aby spędzić ją z Xichenem, gdy ten zjawi się wreszcie w Organizacji. Ustalili, że razem pojadą do laboratorium odebrać wyniki badań, a potem wyskoczą na wspólny obiad, aby spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu za nim obaj wrócą do swoich obowiązków. Młodszy od początku dnia chodził niczym nakręcony, nie mogąc dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Roznosiło go z ekscytacji i nawet rozładowywanie paczek poszło mu dużo sprawniej niż zwykle, tak że swoją część skończył szybciej niż był to zakładane. Nudząc się więc w budynku i czekając na przyjazd nowej dostawy, kręcił się pod nogami z początku Guangyao, sceptycznie podchodząc do jego ostatniej wizyty w mieszkaniu Xichena. Nie chciał na siłę dopytywać o tym, co się działo, ale nie podobało mu się nagłe napięcie, które czuć było od przekroczenia budynku Organizacji.
____ — Młody, chodź no tu — zagadnął go Mingjue, przy czym Wanyin dość podejrzliwie podszedł do mężczyzny, zastanawiając się co mógł od niego chcieć. Nie musiał długo czekać na swoją odpowiedź, aby właściciel Organizacji wrócił z dwoma bambusowymi kijami i maskami na twarz, z czego jeden komplet podał Wanyinowi. Zamrugał z niedowierzaniem, patrząc niezrozumiale na starszego.
____ — Po co to?
____ — Nudzi ci się więc trochę poćwiczymy. Przyda ci się solidnie sprane dupsko — mężczyzna uśmiechnął się zaczepianie jednak w jego wypowiedzi nadal czuć było przyjazne nastawienie do całej sytuacji. Wiedział, że praca kuriera nie była szczytem możliwości kogoś tak młodego, ciekawskiego i żywiołowego, dlatego Mingjue sam powoli zaczął rozważać ewentualne przeniesienie go na inne stanowisko. Najpierw jednak musiał upewnić się, że nie robi tego zbyt pochopnie.
____ W momencie, gdy obaj stanęli naprzeciwko siebie, Mingjue objaśnił jeszcze jak należy trzymać kij i na czym dokładnie polega kendo. Nie chodziło o pokonanie przeciwnika, a jedynie o ćwiczeniem swojej koordynacji ruchowej, uników i obrony. Wanyin na szczęście dość szybko załapał podstawy i już po chwili zderzyli się na kije, zaciekle rywalizując ze sobą. Stojąc na środku dużego placu, zwracali uwagę reszty członków, którzy z zaciekawieniem przerywali swoją pracę, przyglądając się ich walce. Naprawdę było na czym zawiesić oko, ponieważ obaj mężczyźni byli wysportowani i czuć było buzującą w nich adrenalinę. Wanyin był szybki, jednakże siła Mingjue czasami go przerastała i musiał polegać na unikach i wycofywaniu się. Udało mu się raz uderzyć mężczyznę w żebra, co bez ochraniaczy na brzuch było dużo bardziej bolesne. Starszy skrzywił się jedynie na moment po czym wykorzystał rozkojarzenie młodego i wybił jego kij z dłoni, odrzucając go na podłogę. Koniec broni nakierował na pierś Wanyina, zmuszając go do wycofania się. Chłopak zrobił kilka kroków w tył do momentu aż nie poczuł, że wpada na kogoś plecami. Mingjue nie pozwolił mu jednak od razu się odwrócić, posyłając jedynie zaczepny uśmiech do osoby stojącej za plecami młodego.
____ — Nieźle, nieźle chociaż myślę, że potrzebujesz jeszcze kilku lekcji od tego pana — zaśmiał się, opuszczając wreszcie kij znad piersi Wanyina. Znał sztuki walki, ale to nie on był w nich prawdziwym mistrzem.
Młodszy po chwili zastanowienia, ostrożnie odwrócił się przodem do osoby, która za nim stała. Fiołkowe tęczówki zaświeciły mu się i nabrał mocniej powietrza do płuc, czując gorąc na policzkach, który skrywał się pod jego maską. Zrobiło mu się duszno na myśl, kto ich właśnie obserwował.
____ — Będziesz bronić honoru swojego partnera, Lan Huan? — Mingjue posłał przyjacielowi rywalizujące spojrzenie, sięgając po drugi kij.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdyby ktoś zapytał Xichena jak się czuł ostatnimi dniami, lekarz bez wątpienia odparłby, że tak, jak gdyby dryfował na pierzastej, bardzo uroczej i mięciutkiej chmurce. Wbrew pozorom jednak nie dryfował w obłokach. Stąpał twardo po ziemi, a jego umysł był bystry i przejrzysty, choć nie rzadko zatrzymywał się na jednej, konkretnej osobie. Nie potrafił wyrzucić go ze swoich myśli, bo gdyby ktoś go całkiem poważnie o to zapytał, musiałby szczerze odpowiedzieć, że wcale nie próbował. Zaufanie jakie budowali do siebie było trwałe, upewniało go w przekonaniu, że jego pierwsze prawdziwe zakochanie skierowane było we właściwą osobę. Bo kogoś tak pewnego siebie i jednocześnie bardzo niewinnego, do tego szczerego i słodkiego Xichen jeszcze nie spotkał. Uwielbiał błysk w jego oczach, wyraz jego twarzy, kiedy pediatra go zaskakiwał, marszczący się nosek, kiedy coś mu się nie podobało i uśmiech, który wywoływały na jego twarzy drobne rzeczy. Miał swoje wady, oczywiście, że miał i Xichen je widział, choć nie mógł zaprzeczyć, że zauroczony, ignorował je z premedytacją, stwierdzając że przecież nie było ich dużo i nie przeważały w barwnym charakterze Wanyina. Były raczej jego dopełnieniem, czymś, co sprawiało, że był tak ludzki i jeszcze bardziej uroczy.
Dlatego też, kiedy kolejnego dnia, kiedy po tygodniu przymusowej kwarantanny wychodził z domu, był tak szczęśliwy, że pogwizdywał, podrzucając i łapiąc kluczyki do samochodu. Wangzi dreptał tuż obok niego, patrząc dużymi, psimi oczami z miłością, jaką może czuć najwierniejszy przyjaciel człowieka do swojego właściciela na Xichena.
- Tak, też się cieszę, że w końcu mogę cię zabrać na spacer – powiedział do niego pediatra, a pies zaszczekał w odpowiedzi, jakby zgadzał się z nim w stu procentach.
Lekarz tak dawno nie wychodził z domu, że zanim wybrał się do Organizacji, zabrał psa na długi spacer po parku, zaraz potem pozwalając psu zapakować się na siedzenie obok kierowcy w jego samochodzie. Zadowolony psiak wyglądał przez uchylone łaskawie przez Xichena okno, wywalając jęzor na zewnątrz. Mężczyzna rozbawiony zerkał na zwierzaka, głównie jednak skupiając się na drodze i myśli, że znów może zobaczyć Wanyina w towarzystwie innych. Uwielbiał to poczucie satysfakcji, kiedy widział jak ten uparty słodziak zakładał na siebie maskę pewniaka, tylko po to, by przy lekarzu rozpadała się na drobne kawałki, ukazując jego prawdziwą, przeuroczą stronę, którą mógł widzieć tylko on.
Podekscytował się… Do tego stopnia, że kiedy wszedłszy na halę i dojrzawszy walczących, nie zatrzymał się, szukając wzrokiem Wanyina. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to on był jedną z osób trzymających bambusowy miecz. Jego usta uchyliły się bezwiednie, bo choć wiedział, że Wanyin miał w sobie bardzo dużo niespodzianek, takiej się nie spodziewał. W walce z Mingjue trzeba było mieć coś więcej niż umiejętności i Wanyin zdecydowanie to coś miał. Odwagę, zdolności, intuicję i odrobinę szaleństwa. Widział to wszystko i co uzmysłowił sobie po chwili, niesamowicie go to kręciło. Mężczyzna mógł być słodki, ale na pewno nie był słaby. Nawet jeśli Mingjue miał nad nim wyraźną przewagę, dobrze sobie radził.
Przynajmniej do pewnego momentu. Xichen zdążył oddać Wangzi pod opiekę Nie Huaisanga i zbliżyć się do „ringu” zanim wszystko się skończyło, a Mingjue z premedytacją skierował Wanyina w stronę Xichena, zmuszając go, by się cofnął. Kiedy plecy młodszego oparły się o jego pierś, Xichen poczuł jego słodki zapach, sprawiający że kręciło mu się w głowie, nie poruszył się jednak, wymieniając znaczący uśmieszek z Mingjue. Po jego uwadze, uśmiechnął się skromnie, czekając aż Wanyin się odwróci. Nie widział jego twarzy, ale po odgłosie wciąganego głęboko powietrza przez nos, domyślił się, że jego się nie spodziewał.
- Dobrze się spisałeś, Wanyin – pochwalił go cicho, sięgając do maski skrywającej twarz młodszego, a kiedy dojrzał jego zarumienioną z wysiłku i słodkiego zawstydzenia, z kosmykami grzywki sklejonymi potem, nie potrafił się powstrzymać, by go nie dotknąć. Odgarnął mu spoconą grzywkę z czoła, nieco zbyt długo zatrzymując palce za jego uchem.
Zaraz jednak spojrzał na Mingjue, a jego twarz ozdobił przyjazny, skromny uśmiech.
- Zawsze, przyjacielu – odpowiedział, rozpinając mankiety koszuli, by podwinąć jej rękawy i nieco zwiększyć sobie pole manewru. Odebrał od Wanyina maskę, od Mingjue kij, stając po drugiej stronie placu. Był rozluźniony, elegancki, pewny siebie i gotowy. A Mingjue nie zamierzał się z nim cackać.
Wystarczyła chwila, by pomiędzy nimi rozpoczęła się zażarta pełna sztychów, uników i ciosów walka. Obaj mieli mnóstwo sił, musieli więc stawiać na zwinność, spryt, znajomość przeciwnika, dostarczając tym samym widowni widowiska, jakiego większość nie miała szansy zobaczyć na własne oczy. Walczyli, a w oczy rzucał się temperament każdego z nich. Mingjue był agresywny, gwałtowny, piekielnie szybki i silny. Xichen stanowczy, rozważny, spokojny i wyważony, w jego ruchach nie było ani odrobiny wahania, choć zdawać by się mogło, że stojąc naprzeciwko kogoś takiego jak szef Organizacji, każdy poddałby w wątpliwości swoje umiejętności.
- Nic dziwnego, że nazywają go Najwspanialszym Panem, co? – rzucił cicho Jin Guangyao, nie wiadomo skąd pojawiając się tuż obok Wanyina. Można by pomyśleć, że żółta koszulka i czapka z daszkiem będą rzucać się w oczy, a jednak, tak długo jak mężczyzna ukrywał swoją twarz w cieniu daszka, zdawał się być niemal niewidzialnym. Ludzie nie zauważali go, dopiero pod spojrzeniem płonących determinacją brązowych oczu zdając sobie sprawę z tego, że nie mieli do czynienia ze zwykłym, pospolitym człowiekiem.
- Farciarz z ciebie, Wanyin – zauważył jadowicie niższy mężczyzna, ale w jego głosie nie słychać było żalu, który tak niedawno temu krążył mu w żyłach i kazał szukać szczęścia na dnie kieliszka. Nadal było mu ciężko, ale nie byłby sobą, gdyby nie dał rady dopasować się do nowej sytuacji. A ta… zwłaszcza pomiędzy nim a Mingjue, zdawała się powoli zmieniać. Nie mieli czasu porozmawiać od pamiętnego wieczoru, kiedy Yao usnął w końcu zmęczony w ramionach starszego, a on sam nie wydawał się szukać jego towarzystwa, tak jakby te zmiany przerażały go bardziej niż utrata nadziei na to, że Xichen kiedyś na niego spojrzy.
W końcu walka dobiegła końca. Kij Mingjue wylądował w dłoniach Xichena, a on sam elegancki jak zwykle, zdjął maskę z twarzy, odkrywając odrobinę zarumienioną z wysiłku twarz. Odgarnął grzywkę z czoła, wywołując tym samym poruszenie wśród damskiej części widowni, tylko po to, by zaraz podać dłoń Mingjue, który roześmiał się głośno i zgarnął go w swoje objęcia, klepiąc go z radością po ramieniu.
- Dobra walka, nawet się trochę zmęczyłem – powiedział lekarz, posyłając przyjacielowi uśmiech, a dostrzegając Wanyina i Guangyao stojących niedaleko siebie, zerknął na mężczyznę nieco ciekawsko.
- Za to mam wrażenie, że naszego drogiego A-Yao ostatnimi czasy nieco mniej męczy twoje towarzystwo, a ciebie jego – zauważył cicho, spokojnie, nie zmuszając go do zwierzeń, był zwyczajnie ciekaw, bo choć widział jak tych dwoje całowało się jak gdyby świat miał się skończyć wczoraj, od tamtego czasu miał wrażenie, że oboje nieco się zdystansowali, choć udawali, że było jak dawniej. A jednak, Xichen wyczuwał napięcie pomiędzy nimi, widział miękki wzrok jaki przyjaciel kierował w kierunku omegi i nieco spłoszone spojrzenia Yao, jakie ten rzucał wyższemu, kiedy myślał, że nikt nie patrzył.
Dlatego też, kiedy kolejnego dnia, kiedy po tygodniu przymusowej kwarantanny wychodził z domu, był tak szczęśliwy, że pogwizdywał, podrzucając i łapiąc kluczyki do samochodu. Wangzi dreptał tuż obok niego, patrząc dużymi, psimi oczami z miłością, jaką może czuć najwierniejszy przyjaciel człowieka do swojego właściciela na Xichena.
- Tak, też się cieszę, że w końcu mogę cię zabrać na spacer – powiedział do niego pediatra, a pies zaszczekał w odpowiedzi, jakby zgadzał się z nim w stu procentach.
Lekarz tak dawno nie wychodził z domu, że zanim wybrał się do Organizacji, zabrał psa na długi spacer po parku, zaraz potem pozwalając psu zapakować się na siedzenie obok kierowcy w jego samochodzie. Zadowolony psiak wyglądał przez uchylone łaskawie przez Xichena okno, wywalając jęzor na zewnątrz. Mężczyzna rozbawiony zerkał na zwierzaka, głównie jednak skupiając się na drodze i myśli, że znów może zobaczyć Wanyina w towarzystwie innych. Uwielbiał to poczucie satysfakcji, kiedy widział jak ten uparty słodziak zakładał na siebie maskę pewniaka, tylko po to, by przy lekarzu rozpadała się na drobne kawałki, ukazując jego prawdziwą, przeuroczą stronę, którą mógł widzieć tylko on.
Podekscytował się… Do tego stopnia, że kiedy wszedłszy na halę i dojrzawszy walczących, nie zatrzymał się, szukając wzrokiem Wanyina. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to on był jedną z osób trzymających bambusowy miecz. Jego usta uchyliły się bezwiednie, bo choć wiedział, że Wanyin miał w sobie bardzo dużo niespodzianek, takiej się nie spodziewał. W walce z Mingjue trzeba było mieć coś więcej niż umiejętności i Wanyin zdecydowanie to coś miał. Odwagę, zdolności, intuicję i odrobinę szaleństwa. Widział to wszystko i co uzmysłowił sobie po chwili, niesamowicie go to kręciło. Mężczyzna mógł być słodki, ale na pewno nie był słaby. Nawet jeśli Mingjue miał nad nim wyraźną przewagę, dobrze sobie radził.
Przynajmniej do pewnego momentu. Xichen zdążył oddać Wangzi pod opiekę Nie Huaisanga i zbliżyć się do „ringu” zanim wszystko się skończyło, a Mingjue z premedytacją skierował Wanyina w stronę Xichena, zmuszając go, by się cofnął. Kiedy plecy młodszego oparły się o jego pierś, Xichen poczuł jego słodki zapach, sprawiający że kręciło mu się w głowie, nie poruszył się jednak, wymieniając znaczący uśmieszek z Mingjue. Po jego uwadze, uśmiechnął się skromnie, czekając aż Wanyin się odwróci. Nie widział jego twarzy, ale po odgłosie wciąganego głęboko powietrza przez nos, domyślił się, że jego się nie spodziewał.
- Dobrze się spisałeś, Wanyin – pochwalił go cicho, sięgając do maski skrywającej twarz młodszego, a kiedy dojrzał jego zarumienioną z wysiłku i słodkiego zawstydzenia, z kosmykami grzywki sklejonymi potem, nie potrafił się powstrzymać, by go nie dotknąć. Odgarnął mu spoconą grzywkę z czoła, nieco zbyt długo zatrzymując palce za jego uchem.
Zaraz jednak spojrzał na Mingjue, a jego twarz ozdobił przyjazny, skromny uśmiech.
- Zawsze, przyjacielu – odpowiedział, rozpinając mankiety koszuli, by podwinąć jej rękawy i nieco zwiększyć sobie pole manewru. Odebrał od Wanyina maskę, od Mingjue kij, stając po drugiej stronie placu. Był rozluźniony, elegancki, pewny siebie i gotowy. A Mingjue nie zamierzał się z nim cackać.
Wystarczyła chwila, by pomiędzy nimi rozpoczęła się zażarta pełna sztychów, uników i ciosów walka. Obaj mieli mnóstwo sił, musieli więc stawiać na zwinność, spryt, znajomość przeciwnika, dostarczając tym samym widowni widowiska, jakiego większość nie miała szansy zobaczyć na własne oczy. Walczyli, a w oczy rzucał się temperament każdego z nich. Mingjue był agresywny, gwałtowny, piekielnie szybki i silny. Xichen stanowczy, rozważny, spokojny i wyważony, w jego ruchach nie było ani odrobiny wahania, choć zdawać by się mogło, że stojąc naprzeciwko kogoś takiego jak szef Organizacji, każdy poddałby w wątpliwości swoje umiejętności.
- Nic dziwnego, że nazywają go Najwspanialszym Panem, co? – rzucił cicho Jin Guangyao, nie wiadomo skąd pojawiając się tuż obok Wanyina. Można by pomyśleć, że żółta koszulka i czapka z daszkiem będą rzucać się w oczy, a jednak, tak długo jak mężczyzna ukrywał swoją twarz w cieniu daszka, zdawał się być niemal niewidzialnym. Ludzie nie zauważali go, dopiero pod spojrzeniem płonących determinacją brązowych oczu zdając sobie sprawę z tego, że nie mieli do czynienia ze zwykłym, pospolitym człowiekiem.
- Farciarz z ciebie, Wanyin – zauważył jadowicie niższy mężczyzna, ale w jego głosie nie słychać było żalu, który tak niedawno temu krążył mu w żyłach i kazał szukać szczęścia na dnie kieliszka. Nadal było mu ciężko, ale nie byłby sobą, gdyby nie dał rady dopasować się do nowej sytuacji. A ta… zwłaszcza pomiędzy nim a Mingjue, zdawała się powoli zmieniać. Nie mieli czasu porozmawiać od pamiętnego wieczoru, kiedy Yao usnął w końcu zmęczony w ramionach starszego, a on sam nie wydawał się szukać jego towarzystwa, tak jakby te zmiany przerażały go bardziej niż utrata nadziei na to, że Xichen kiedyś na niego spojrzy.
W końcu walka dobiegła końca. Kij Mingjue wylądował w dłoniach Xichena, a on sam elegancki jak zwykle, zdjął maskę z twarzy, odkrywając odrobinę zarumienioną z wysiłku twarz. Odgarnął grzywkę z czoła, wywołując tym samym poruszenie wśród damskiej części widowni, tylko po to, by zaraz podać dłoń Mingjue, który roześmiał się głośno i zgarnął go w swoje objęcia, klepiąc go z radością po ramieniu.
- Dobra walka, nawet się trochę zmęczyłem – powiedział lekarz, posyłając przyjacielowi uśmiech, a dostrzegając Wanyina i Guangyao stojących niedaleko siebie, zerknął na mężczyznę nieco ciekawsko.
- Za to mam wrażenie, że naszego drogiego A-Yao ostatnimi czasy nieco mniej męczy twoje towarzystwo, a ciebie jego – zauważył cicho, spokojnie, nie zmuszając go do zwierzeń, był zwyczajnie ciekaw, bo choć widział jak tych dwoje całowało się jak gdyby świat miał się skończyć wczoraj, od tamtego czasu miał wrażenie, że oboje nieco się zdystansowali, choć udawali, że było jak dawniej. A jednak, Xichen wyczuwał napięcie pomiędzy nimi, widział miękki wzrok jaki przyjaciel kierował w kierunku omegi i nieco spłoszone spojrzenia Yao, jakie ten rzucał wyższemu, kiedy myślał, że nikt nie patrzył.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Kropelki potu spływały po jego karku i szyi, a policzki był rozgrzane do czerwoności po intensywnym treningu. Wanyin spiął się na moment, kiedy Xichen sięgnął do jego maski, aby ze spokojem zsunąć mu ją z twarzy, dzięki czemu mógł wziąć wreszcie do płuc głęboki oddech. Odetchnął z ulgą, rozluźniając się na widok znajomych tęczówek, które patrzyły na niego spojrzeniem pełnym ciepła. Kilka kosmyków, które przykleiły mu się do czoła, zostały szybko zgarnięte przez palce mężczyzny i zaczesane za jego ucho, a on sam ledwie powstrzymywał się przed pocałowaniem starszego. Miał ogromną ochotę to zrobić. Jego ciało płonęło z gorąca, wciąż tak samo podekscytowane i pragnące bliskości jakby znów zagościło między nimi dziwne, niezaspokojone napięcie. W tamtej chwili nie obchodziło go nawet to, że inni osoby należące od organizacji patrzyły na nich z zainteresowaniem, zastanawiając się co ich łączy.
Wanyin oderwał wzrok od ust starszego dopiero gdy jego uwagę zwróciła propozycja Mingjue odnośnie rewanżu. Młodszy skrzywił się, jakby niepocieszony faktem, że sam nie mógł się odegrać się na szefie organizacji. Był omegą, wciąż zbyt słaba, aby mieć jakiekolwiek szanse z mężczyzną. Przynajmniej jego zdaniem wina wciąż leżała w jego genach.
Zaraz jednak podłapał z powrotem spojrzenie Xichena, z lekkim niedowierzaniem próbując dostrzec w nim tego mistrza sztuk walki, o którym wspomniał Nie Mingjue. Oczywiście, że wierzył w umiejętności mężczyzny i widział w jakiej jest formie, a jednak kusiło go by na własne oczy zobaczyć chociaż przedsmak tego, co Xichen potrafił.
____ Po krótkim namyśle oddał mu swoją maskę, obdarowując go wspierającym, nieco onieśmielonym uśmiechem, dokładnie tym samym, ilekroć pediatra zaskakiwał go czymś tak nieprzewidywalnym. Zaraz potem zniknął na chwilę w szatni po ręcznik, wycierając z czoła, policzków i karku resztki potu. Gdy wrócił na salę, zarówno Xichen jak i Mingjue rozkręcili się już w treningu i złapali ducha rywalizacji. Sala płonęła z napięcia od dźwięku ścierających się mieczy. Wanyin przystanął kawałek dalej, wpatrując się zaintrygowanym spojrzeniem w sylwetkę lekarza, w to jak idealnie układało się jego ciało podczas walki, to jak przemyślane i płynne były jego ruchy. Podziwiał także jego spokój i opanowanie, kiedy Nie Mingjue nacierał na niego bez ustanku, wspierając się ogromną siłą wyrobionych ramion.
Zagryzł w napięciu dolną wargę, nie mogąc nadziwić się temu, jak świetnie wyglądała ich przyjacielska rywalizacja. I mimo, że tak samo podziwiał umiejętności swojego szefa, tak jego serce wyraźnie upodobało sobie jedną osobę, której ogromnie kibicował.
Z fascynacji wyrwał go głos osoby, która postanowiła stanąć obok niego i młodszy z początku niedowierzał, kiedy Guangyao sam z siebie postanowił zacząć rozmowę. Wciąż okrojona była ona sztucznością i brakiem swobody w dialogu, choć powoli zaczynali przyzwyczajać się do swojego towarzystwa.
____ — Wiem o tym — przyznał, nie ukrywając, że owszem, miał ogromne szczęście będąc razem z Xichenem, mogąc spędzać z nim czas, być blisko i poznawać się każdego dnia w ich małych przyzwyczajeniach. Ale Wanyin nie traktował starszego jako nagrody, którą udało mu się zdobyć i sprzątnąć sprzed nosa Mengyao. Był dla niego kimś dużo ważniejszym, nieporównywalnym do niczego o czym kiedykolwiek choćby marzył. — Może dla wszystkich innych jest Najwspanialszym Panem. Dla mnie jednak jest to po prostu... Lan Xichen. Osoba, w której się zako...ch... — zamilkł, przyłapując się w ostatniej chwili na tym, co prawie przyznał i to w dodatku przed Mengyao. Odchrząknął, wbijając wzrok w ziemię, wcale nie mając zamiaru denerwować mężczyzny.
____ — Ale Xichen również jest farciarzem, że ma wokół siebie osoby, którym tak mocno na nim zależy — dodał po chwili, mając na myśli zarówno jego jak i Guangyao czy Mingjue. Wanyin wiedział, jak ważna dla strasznego była ta dwójka wraz z jego młodszym bratem.
W tym samym czasie kij bambusowy został wybity z rąk Mingjue i oficjalnie przegrał z Najwspanialszym Panem. Nie wydawał się jednak ani trochę zły, wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się miękko, ściskając dłoń przyjaciela, przyciskając go krótko do swojego ramienia.
____ — A jednak nadal w pełnej formie — zauważył, czując jak pot spływa z jego czoła. Xichen go nie oszczędził. — A ja mam wrażenie, że ostatnio poświęcasz komuś zdecydowanie za mało czasu. Ktoś wyraźnie chciałby więcej twojej uwagi — odgryzł się, po czym kiwnął głową w stronę Yao i Wanyina, którzy obserwowali ich kilka metrów dalej. Nie był ślepy, widział jak struty ostatnio chodził ich świeżak, będąc cieniem samego siebie. Dopiero dzisiaj, kiedy Xichen miał pojawić się w organizacji, Wanyin nabrał więcej energii i zapału do pracy.
Z kolei sam na wzmiankę o Yao mimowolnie wziął głębszy wdech, wbijając spojrzenie w mniejszego mężczyznę. Wisiały nad nimi nierozwiązane sprawy i niewypowiedziane słowa, a żaden nie potrafił zebrać się, aby wreszcie coś sobie wyjaśnić.
____ Podchodząc do czekającej na nich dwójki, Mingjue podrapał się lekko po karku, zerkając ukradkiem na Mengyao. Nie do końca wiedział, jak ma się odezwać i chyba tylko przy niższym czasami potrafiło zabraknąć mu języka w buzi.
____ — Nie najgorzej — odezwał się pierwszy Wanyin, uśmiechając się zaczepnie do Xichena, kiedy ten podszedł do nich. Zgrywał się. Poszło mu niesamowicie i nie mógł oderwać od niego wzroku, ale nie przyznałaby tego w obecności pozostałej dwójki. — Poćwiczysz kiedyś ze mną? — zacisnął lekko usta na myśl o wspólnym treningu, podając starszemu ręcznik, aby przetarł czoło i butelkę wody.
____ — Mamy występną listę miejsc, gdzie najczęściej rozprowadzają środki odurzające. Brakuje nam jeszcze tylko wyników toksykologii. Chciałbym żebyś pomógł mi ustalić dalszy plan działania — odparł Mingjue, skupiając się na Yao. Rzadko kiedy prosił o czyjąś opinię. Tym bardzo rzadko kiedy pozwalał Yao decydować o planie ich postępowania. Tym razem jego prośba wydawała się zupełnie szczera. Lekko stresował się, zastanawiając się czy Xichen mógł mieć rację. Czy naprawdę ich relacja zaczynała jakkolwiek posuwać się do przodu i mieli jakąkolwiek szansę naprawić błędy, które popełnili na samym starcie.
Wanyin oderwał wzrok od ust starszego dopiero gdy jego uwagę zwróciła propozycja Mingjue odnośnie rewanżu. Młodszy skrzywił się, jakby niepocieszony faktem, że sam nie mógł się odegrać się na szefie organizacji. Był omegą, wciąż zbyt słaba, aby mieć jakiekolwiek szanse z mężczyzną. Przynajmniej jego zdaniem wina wciąż leżała w jego genach.
Zaraz jednak podłapał z powrotem spojrzenie Xichena, z lekkim niedowierzaniem próbując dostrzec w nim tego mistrza sztuk walki, o którym wspomniał Nie Mingjue. Oczywiście, że wierzył w umiejętności mężczyzny i widział w jakiej jest formie, a jednak kusiło go by na własne oczy zobaczyć chociaż przedsmak tego, co Xichen potrafił.
____ Po krótkim namyśle oddał mu swoją maskę, obdarowując go wspierającym, nieco onieśmielonym uśmiechem, dokładnie tym samym, ilekroć pediatra zaskakiwał go czymś tak nieprzewidywalnym. Zaraz potem zniknął na chwilę w szatni po ręcznik, wycierając z czoła, policzków i karku resztki potu. Gdy wrócił na salę, zarówno Xichen jak i Mingjue rozkręcili się już w treningu i złapali ducha rywalizacji. Sala płonęła z napięcia od dźwięku ścierających się mieczy. Wanyin przystanął kawałek dalej, wpatrując się zaintrygowanym spojrzeniem w sylwetkę lekarza, w to jak idealnie układało się jego ciało podczas walki, to jak przemyślane i płynne były jego ruchy. Podziwiał także jego spokój i opanowanie, kiedy Nie Mingjue nacierał na niego bez ustanku, wspierając się ogromną siłą wyrobionych ramion.
Zagryzł w napięciu dolną wargę, nie mogąc nadziwić się temu, jak świetnie wyglądała ich przyjacielska rywalizacja. I mimo, że tak samo podziwiał umiejętności swojego szefa, tak jego serce wyraźnie upodobało sobie jedną osobę, której ogromnie kibicował.
Z fascynacji wyrwał go głos osoby, która postanowiła stanąć obok niego i młodszy z początku niedowierzał, kiedy Guangyao sam z siebie postanowił zacząć rozmowę. Wciąż okrojona była ona sztucznością i brakiem swobody w dialogu, choć powoli zaczynali przyzwyczajać się do swojego towarzystwa.
____ — Wiem o tym — przyznał, nie ukrywając, że owszem, miał ogromne szczęście będąc razem z Xichenem, mogąc spędzać z nim czas, być blisko i poznawać się każdego dnia w ich małych przyzwyczajeniach. Ale Wanyin nie traktował starszego jako nagrody, którą udało mu się zdobyć i sprzątnąć sprzed nosa Mengyao. Był dla niego kimś dużo ważniejszym, nieporównywalnym do niczego o czym kiedykolwiek choćby marzył. — Może dla wszystkich innych jest Najwspanialszym Panem. Dla mnie jednak jest to po prostu... Lan Xichen. Osoba, w której się zako...ch... — zamilkł, przyłapując się w ostatniej chwili na tym, co prawie przyznał i to w dodatku przed Mengyao. Odchrząknął, wbijając wzrok w ziemię, wcale nie mając zamiaru denerwować mężczyzny.
____ — Ale Xichen również jest farciarzem, że ma wokół siebie osoby, którym tak mocno na nim zależy — dodał po chwili, mając na myśli zarówno jego jak i Guangyao czy Mingjue. Wanyin wiedział, jak ważna dla strasznego była ta dwójka wraz z jego młodszym bratem.
W tym samym czasie kij bambusowy został wybity z rąk Mingjue i oficjalnie przegrał z Najwspanialszym Panem. Nie wydawał się jednak ani trochę zły, wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się miękko, ściskając dłoń przyjaciela, przyciskając go krótko do swojego ramienia.
____ — A jednak nadal w pełnej formie — zauważył, czując jak pot spływa z jego czoła. Xichen go nie oszczędził. — A ja mam wrażenie, że ostatnio poświęcasz komuś zdecydowanie za mało czasu. Ktoś wyraźnie chciałby więcej twojej uwagi — odgryzł się, po czym kiwnął głową w stronę Yao i Wanyina, którzy obserwowali ich kilka metrów dalej. Nie był ślepy, widział jak struty ostatnio chodził ich świeżak, będąc cieniem samego siebie. Dopiero dzisiaj, kiedy Xichen miał pojawić się w organizacji, Wanyin nabrał więcej energii i zapału do pracy.
Z kolei sam na wzmiankę o Yao mimowolnie wziął głębszy wdech, wbijając spojrzenie w mniejszego mężczyznę. Wisiały nad nimi nierozwiązane sprawy i niewypowiedziane słowa, a żaden nie potrafił zebrać się, aby wreszcie coś sobie wyjaśnić.
____ Podchodząc do czekającej na nich dwójki, Mingjue podrapał się lekko po karku, zerkając ukradkiem na Mengyao. Nie do końca wiedział, jak ma się odezwać i chyba tylko przy niższym czasami potrafiło zabraknąć mu języka w buzi.
____ — Nie najgorzej — odezwał się pierwszy Wanyin, uśmiechając się zaczepnie do Xichena, kiedy ten podszedł do nich. Zgrywał się. Poszło mu niesamowicie i nie mógł oderwać od niego wzroku, ale nie przyznałaby tego w obecności pozostałej dwójki. — Poćwiczysz kiedyś ze mną? — zacisnął lekko usta na myśl o wspólnym treningu, podając starszemu ręcznik, aby przetarł czoło i butelkę wody.
____ — Mamy występną listę miejsc, gdzie najczęściej rozprowadzają środki odurzające. Brakuje nam jeszcze tylko wyników toksykologii. Chciałbym żebyś pomógł mi ustalić dalszy plan działania — odparł Mingjue, skupiając się na Yao. Rzadko kiedy prosił o czyjąś opinię. Tym bardzo rzadko kiedy pozwalał Yao decydować o planie ich postępowania. Tym razem jego prośba wydawała się zupełnie szczera. Lekko stresował się, zastanawiając się czy Xichen mógł mieć rację. Czy naprawdę ich relacja zaczynała jakkolwiek posuwać się do przodu i mieli jakąkolwiek szansę naprawić błędy, które popełnili na samym starcie.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Brwi Mengyao unosiły się coraz wyżej z każdym słowem Wanyina. A jednak, kiedy padło słowo na z, co prawda urwane, powiedziane pod wpływem impulsu, zawisło między nimi, sprawiając że niższy mężczyzna spojrzał na kuriera nieco inaczej. Nie żeby mu wybaczył, albo polubił. Po prostu zaakceptował fakt, że jako omega, jako mężczyzna, nigdy Xichena nie zainteresuje w ten sposób. Nie było to dla niego łatwe, nie uporał się z tym jeszcze tak do końca. Ale starał się. Dla siebie i Xichena, którego nadal szczerze i silnie kochał. Jedynie… od jakiegoś czasu, konkretniej od pamiętnej nocy w barze, zaczął się zastanawiać, czy czasem nie pomylił rodzajów miłości, jaką darzył lekarza. Jego wzrok mimowolnie padł na Mingjue, ale odwrócił go szybko, mając wrażenie, że od ostatniego razu, kiedy ze sobą rozmawiali, stał się niezwykle podatny na wdzięk starszego, który przerażająco szybko i skutecznie wprawiał Yao w zakłopotanie. Pamiętał, oczywiście że tak, ich pocałunek. Jego pierwszy i jedyny. Najlepszy i najgorszy jednocześnie, bo nie miał do czego go porównać.
Drgnął, wyrwany z myśli, słysząc kolejne słowa Wanyina. Nie spodziewał się… nie przewidział, ani razu nie pomyślał, że ten mężczyzna, który nie lubił go tak samo jak on jego, będzie go w jakimś stopniu doceniać. Jako przyjaciela Xichena. Jako osobę, która mimo wszystko trwała u boku lekarza. Na jedną chwilę, na sekundę poczuł, że jest mu wdzięczny. Że nawet jeśli tak bardzo go irytował, to wiedział co musiał czuć. Bo obaj byli omegami. I choć Mengyao robił wszystko by za słabsze ogniwo nie uchodzić, nadal nim był.
- Dziękuję – powiedział zanim się rozmyślił i zanim ta wdzięczność zdążyła w nim zniknąć i choć to jedno, bardzo ciche słowo utonęło pośród oklasków, jakimi tłum obdarzył walczących, nie zamierzał się powtarzać, ani sprawdzać, czy Wanyin dosłyszał.
Po walce, Xichen z Mingjue zbliżyli się do Mengyao i Wanyina, każdy zatopiony w swoich myślach, które zaraz odpłynęły, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, a oni dołączyli do rozmowy.
- Chętnie – powiedział Xichen, słysząc pytanie Wanyina. Trening z nim, nie ważne jaki, brzmiał jak coś niezwykle ekscytującego i pełnego intensywnych wrażeń. Dlatego oczywiście się zgodził, myśląc cały czas o tym, co powiedział mu przyjaciel. Faktycznie ostatnio nieco zaniedbał Wanyina, ale nie miał za bardzo wyjścia. Nawet jeśli chciał, jego praca go nie oszczędzała. Dlatego zamierzał to nadrobić i miał zamiar zacząć już dzisiaj.
- W takim razie zostawiamy wam to i wracamy za niedługo z wynikami badań – powiedział Xichen, uśmiechając się rozbawiony na zaskoczoną minę Yao.
Mężczyzna w pierwszej chwili nie miał pojęcia do kogo Mingjue mówił. Odwrócił się, by zobaczyć, czy ktoś za nim nie stoi, ale kiedy spojrzał za siebie, nikogo nie dostrzegł. Nie wierzył w to, co starszy Nie powiedział, choć jego głos brzmiał zaskakująco miękko i szczerze. Jakby naprawdę chciał zaangażować omegę w sprawę bardziej i miał nadzieję poznać jego zdanie. A to… to się nie zdarzało. Mingjue zbyt wiele razy dawał mu do zrozumienia, że jego obecność w tym miejscu była co najmniej przypadkowa, co najwyżej - na pokaz. Dlatego czekał, czekał aż ten się roześmieje, poklepie go pobłażliwie po plecach i powie, że żartował. A im dłużej takie stwierdzenie nie padało, tym mniej miał pojęcie, co się w zasadzie działo. Rzucił szybkie spojrzenie na Xichena, na Wanyina, na Mingjue, ale nie widział w ich twarzach niczego, co mogłoby mu powiedzieć, co się naprawdę działo. Gdzie była ukryta kamera? Gdzie haczyk, który miał połknąć, by mężczyzna po raz kolejny mógł sobie okrutnie z niego zadrwić? Jego serce biło coraz szybciej, coraz bardziej niespokojne, a Mingjue się nie śmiał.
Xichen widział napięcie, jakie nagle pojawiło się w z pozoru rozluźnionej pozie Mengyao. Znał go tak długo, że choć Yao bardzo się starał, był w stanie wyłapać niepokojące sygnały jakie czasem wysyłał, nie panując do końca nad własnym ciałem. Tym razem też je widział, tak samo jak szczere spojrzenie Mingjue. Dlatego stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie zostawić tę dwójkę samą, by w końcu nauczyli się rozwiązywać swoje problemy tak jak powinni. Razem, bez niego próbującego to wszystko załagodzić. Dlatego poklepał Mingjue po ramieniu, potarmosił włosy Yao i jeszcze raz się żegnając, zostawił ich samych.
- Dziękuję za popilnowanie Wangzi – powiedział do Nie Huaisanga, odbierając od chłopaka psa, który zaraz doskoczył do młodszego, domagając się jego uwagi i głaskania.
- Najpierw pojedźmy do laboratorium – zaproponował, kiedy wsiadali do samochodu. – Potem zabiorę cię na jakiś dobry obiad, w porządku? – zapytał, a kiedy otrzymał potwierdzenie planu, ruszył sprzed budynku Organizacji.
O tej godzinie ruch drogowy nieco się uspokoił, a samo laboratorium nie znajdowało się bardzo daleko, dlatego na miejscu znaleźli się piętnaście minut później. Xichen poprowadził mężczyznę do środka budynku, omijając bez słowa pustą recepcję, kierując się prosto do windy, która zawiozła ich na ostatnie piętro. Przeszli cichym korytarzem, do drzwi, na których ktoś nieco krzywo przykleił kartkę z prośbą, by dzwonić i czekać cierpliwie aż ktoś przyjdzie. Lekarz zadzwonił, a potem czekali kolejne pięć minut, zanim drzwi nieco niezdarnie otworzył im chłopak. Nieco niższy od Wanyina o przyjaznej, nieśmiałej buzi otoczonej niesfornymi kosmykami, które nie chciały się trzymać w wysokim kucyku, upiętym na czubku głowy. Odrobinę się garbił i miał wyraz twarzy, jak gdyby cały czas przepraszał za to, że żyje.
- Oh… Doktor… Doktor Lan… Przepraszam, nie ma pańskiego brata, ani… ani seniora Weia – powiedział przepraszająco, otwierając nieco szerzej drzwi, by wpuścić ich do małego przedsionka, w którym znajdowało się biurko recepcyjne i jedno krzesło dla interesantów. Z pomieszczenia za recepcją dochodziły ciche dźwięki pracujących maszyn.
- Nie szkodzi, przyjechaliśmy odebrać wyniki toksykologii. No i chciałem ci kogoś przedstawić – powiedział Xichen łagodnie, nie zważając na zaskoczony i zawstydzony wyraz twarzy chłopaka.
- M-m-mnie? – zdziwił się, a potem jakby odruchowo, spróbował zakryć twarz rękawem roboczego kitla. – A-ale ja nie jestem… - zaczął, ale Xichen mu przerwał, przedstawiając mu młodszego.
- Wen Ning, poznaj Wanyina. Wanyin, to jest Wen Ning, brat Wen Qing, która pracuje w moim szpitalu, poznałeś ją – powiedział spokojnie, czekając aż oboje podają sobie ręce. Nie dało się nie zauważyć, że dłonie Wen Ninga drżały ze zdenerwowania.
Przez chwilę między nimi panowała cisza, a najmłodszy z nich próbował uparcie odnaleźć wzrokiem coś na ścianach, coś co nie było fiołkowymi oczami Wanyina, czy złotymi lekarza. Po tej chwili, Xichen postanowił się nad nim zlitować i poprosił go, by przyniósł im dokumenty. Wen Ning z ulgą zniknął za drzwiami, za którymi zaraz rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i gorączkowe przeprosiny. Lekarz pochylił się delikatnie w stronę Wanyina.
- Jak sądzisz, jest alfą, czy omegą? – zapytał łagodnie, patrząc miękko w fiołkowe oczy mężczyzny. Nie zamierzał mu podpowiadać, ani naprowadzać na odpowiedź, tylko patrzył i czekał, ciekaw, czy Wanyin dał się złapać w pułapkę pozorów.
Drgnął, wyrwany z myśli, słysząc kolejne słowa Wanyina. Nie spodziewał się… nie przewidział, ani razu nie pomyślał, że ten mężczyzna, który nie lubił go tak samo jak on jego, będzie go w jakimś stopniu doceniać. Jako przyjaciela Xichena. Jako osobę, która mimo wszystko trwała u boku lekarza. Na jedną chwilę, na sekundę poczuł, że jest mu wdzięczny. Że nawet jeśli tak bardzo go irytował, to wiedział co musiał czuć. Bo obaj byli omegami. I choć Mengyao robił wszystko by za słabsze ogniwo nie uchodzić, nadal nim był.
- Dziękuję – powiedział zanim się rozmyślił i zanim ta wdzięczność zdążyła w nim zniknąć i choć to jedno, bardzo ciche słowo utonęło pośród oklasków, jakimi tłum obdarzył walczących, nie zamierzał się powtarzać, ani sprawdzać, czy Wanyin dosłyszał.
Po walce, Xichen z Mingjue zbliżyli się do Mengyao i Wanyina, każdy zatopiony w swoich myślach, które zaraz odpłynęły, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, a oni dołączyli do rozmowy.
- Chętnie – powiedział Xichen, słysząc pytanie Wanyina. Trening z nim, nie ważne jaki, brzmiał jak coś niezwykle ekscytującego i pełnego intensywnych wrażeń. Dlatego oczywiście się zgodził, myśląc cały czas o tym, co powiedział mu przyjaciel. Faktycznie ostatnio nieco zaniedbał Wanyina, ale nie miał za bardzo wyjścia. Nawet jeśli chciał, jego praca go nie oszczędzała. Dlatego zamierzał to nadrobić i miał zamiar zacząć już dzisiaj.
- W takim razie zostawiamy wam to i wracamy za niedługo z wynikami badań – powiedział Xichen, uśmiechając się rozbawiony na zaskoczoną minę Yao.
Mężczyzna w pierwszej chwili nie miał pojęcia do kogo Mingjue mówił. Odwrócił się, by zobaczyć, czy ktoś za nim nie stoi, ale kiedy spojrzał za siebie, nikogo nie dostrzegł. Nie wierzył w to, co starszy Nie powiedział, choć jego głos brzmiał zaskakująco miękko i szczerze. Jakby naprawdę chciał zaangażować omegę w sprawę bardziej i miał nadzieję poznać jego zdanie. A to… to się nie zdarzało. Mingjue zbyt wiele razy dawał mu do zrozumienia, że jego obecność w tym miejscu była co najmniej przypadkowa, co najwyżej - na pokaz. Dlatego czekał, czekał aż ten się roześmieje, poklepie go pobłażliwie po plecach i powie, że żartował. A im dłużej takie stwierdzenie nie padało, tym mniej miał pojęcie, co się w zasadzie działo. Rzucił szybkie spojrzenie na Xichena, na Wanyina, na Mingjue, ale nie widział w ich twarzach niczego, co mogłoby mu powiedzieć, co się naprawdę działo. Gdzie była ukryta kamera? Gdzie haczyk, który miał połknąć, by mężczyzna po raz kolejny mógł sobie okrutnie z niego zadrwić? Jego serce biło coraz szybciej, coraz bardziej niespokojne, a Mingjue się nie śmiał.
Xichen widział napięcie, jakie nagle pojawiło się w z pozoru rozluźnionej pozie Mengyao. Znał go tak długo, że choć Yao bardzo się starał, był w stanie wyłapać niepokojące sygnały jakie czasem wysyłał, nie panując do końca nad własnym ciałem. Tym razem też je widział, tak samo jak szczere spojrzenie Mingjue. Dlatego stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie zostawić tę dwójkę samą, by w końcu nauczyli się rozwiązywać swoje problemy tak jak powinni. Razem, bez niego próbującego to wszystko załagodzić. Dlatego poklepał Mingjue po ramieniu, potarmosił włosy Yao i jeszcze raz się żegnając, zostawił ich samych.
- Dziękuję za popilnowanie Wangzi – powiedział do Nie Huaisanga, odbierając od chłopaka psa, który zaraz doskoczył do młodszego, domagając się jego uwagi i głaskania.
- Najpierw pojedźmy do laboratorium – zaproponował, kiedy wsiadali do samochodu. – Potem zabiorę cię na jakiś dobry obiad, w porządku? – zapytał, a kiedy otrzymał potwierdzenie planu, ruszył sprzed budynku Organizacji.
O tej godzinie ruch drogowy nieco się uspokoił, a samo laboratorium nie znajdowało się bardzo daleko, dlatego na miejscu znaleźli się piętnaście minut później. Xichen poprowadził mężczyznę do środka budynku, omijając bez słowa pustą recepcję, kierując się prosto do windy, która zawiozła ich na ostatnie piętro. Przeszli cichym korytarzem, do drzwi, na których ktoś nieco krzywo przykleił kartkę z prośbą, by dzwonić i czekać cierpliwie aż ktoś przyjdzie. Lekarz zadzwonił, a potem czekali kolejne pięć minut, zanim drzwi nieco niezdarnie otworzył im chłopak. Nieco niższy od Wanyina o przyjaznej, nieśmiałej buzi otoczonej niesfornymi kosmykami, które nie chciały się trzymać w wysokim kucyku, upiętym na czubku głowy. Odrobinę się garbił i miał wyraz twarzy, jak gdyby cały czas przepraszał za to, że żyje.
- Oh… Doktor… Doktor Lan… Przepraszam, nie ma pańskiego brata, ani… ani seniora Weia – powiedział przepraszająco, otwierając nieco szerzej drzwi, by wpuścić ich do małego przedsionka, w którym znajdowało się biurko recepcyjne i jedno krzesło dla interesantów. Z pomieszczenia za recepcją dochodziły ciche dźwięki pracujących maszyn.
- Nie szkodzi, przyjechaliśmy odebrać wyniki toksykologii. No i chciałem ci kogoś przedstawić – powiedział Xichen łagodnie, nie zważając na zaskoczony i zawstydzony wyraz twarzy chłopaka.
- M-m-mnie? – zdziwił się, a potem jakby odruchowo, spróbował zakryć twarz rękawem roboczego kitla. – A-ale ja nie jestem… - zaczął, ale Xichen mu przerwał, przedstawiając mu młodszego.
- Wen Ning, poznaj Wanyina. Wanyin, to jest Wen Ning, brat Wen Qing, która pracuje w moim szpitalu, poznałeś ją – powiedział spokojnie, czekając aż oboje podają sobie ręce. Nie dało się nie zauważyć, że dłonie Wen Ninga drżały ze zdenerwowania.
Przez chwilę między nimi panowała cisza, a najmłodszy z nich próbował uparcie odnaleźć wzrokiem coś na ścianach, coś co nie było fiołkowymi oczami Wanyina, czy złotymi lekarza. Po tej chwili, Xichen postanowił się nad nim zlitować i poprosił go, by przyniósł im dokumenty. Wen Ning z ulgą zniknął za drzwiami, za którymi zaraz rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i gorączkowe przeprosiny. Lekarz pochylił się delikatnie w stronę Wanyina.
- Jak sądzisz, jest alfą, czy omegą? – zapytał łagodnie, patrząc miękko w fiołkowe oczy mężczyzny. Nie zamierzał mu podpowiadać, ani naprowadzać na odpowiedź, tylko patrzył i czekał, ciekaw, czy Wanyin dał się złapać w pułapkę pozorów.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ — Jasne, bardzo chętnie — uśmiechnął się miękko, kiedy Xichen wyszedł z propozycją wspólnego obiadu, gdy uda im się pozałatwiać sprawy w laboratorium i będą mieli jeszcze cały wieczór dla siebie. — Czy to znaczy, że masz dzisiaj przez resztę dnia wolne? — musiał upewnić się, że nie nakręcał się niepotrzebnie na to, że wreszcie spędzą ze sobą więcej czasu. Co prawda pamiętał, że Xichen musiał być cały czas pod telefonem w razie, gdyby sytuacja wymagała jego obecności w szpitalu jednak wszystko wskazywało na to, że ten dzień miał być wyjątkowo spokojny.
Twarz młodszego rozpromieniała się niemal natychmiast i za nim zabrał się za zapinanie pasów, pochylił się lekko w stronę starszego. Zgarnął w palce jego brodę, przejechał po niej delikatnie paznokciami i wreszcie przysunął jego policzek do swoich ust, zostawiając na nich słodki pocałunek. Tyle wystarczyło, aby jego omega zaczęła wiercić się niespokojnie, czując znajomy mu zapach wody po goleniu, której używał lekarz. Powstrzymał się jednak od dalszego droczenia, uśmiechając się ukradkiem. Był niesamowicie zadowolony z siebie, kiedy czasem łapał przypływy odwagi, aby odwdzięczać się za rumieńce, których dostawał po jednym spojrzeniu złotych oczu odbierających mu rozum. Wiedział, że tym bardziej prowokował alfę i najwidoczniej od początku dokładnie o to mu chodziło. Łapali okazję, aby subtelnie flirtować ze sobą, tak jakby czasem zamieniali się w parę zadurzonych w sobie po uszy nastolatków, a nie pracujących dorosłych. I Wanyin uwielbiał ten czas, nie będąc pewnym czy kiedykolwiek był tak mocno w kimś zakochany.
____ Budynek laboratorium z zewnątrz wydał mu się znajomy, mimo że był to pierwszy raz, kiedy Xichen go tutaj zabrał. Nie przypominał sobie, aby kiedyś odwiedzał choćby podobne do tego miejsce, a jednak po przekroczeniu drzwi wejściowych, zimny dreszcz przeszedł go od karku w dół pleców. Zwolnił na moment, rozglądając się uważnie po recepcji i był to pierwszy raz, kiedy jego pamięć zaczęła nieśmiało dawać o sobie znać. Kojarzył to miejsce. Miał dziwne przeświadczenie, że kiedyś musiał przychodzić tutaj wystarczająco często, aby te wyraźnie wyryło się w jego pamięci.
Ocknął się po niespełna chwili, kiedy zauważył, że Xichen czekał na niego przy windzie. Przyspieszył więc kroku i dołączył po chwili do starszego, posyłając mu uspokajający uśmiech, że wszystko jest w porządku. Postanowił nic na razie nie mówić, nie chcąc niepotrzebnie martwić lekarza, tym bardziej że przyjechali tu w innym celu niż zastanawianie się nad jego przeszłością.
Kiedy dotarli pod odpowiednie drzwi, zostali wpuszczeni przez nieco zgarbionego, młodego chłopaka, którego chyba tylko kitel lekarski wskazywał na to, że rzeczywiście pracuje w tym miejscu. Wanyin uniósł z zaskoczenia brwi, nie spodziewając się, że to właśnie z nim Xichen chciał go zapoznać. Z początku dość sceptycznie wyciągnął rękę w stronę ciemnowłosego, kiwając głową na przywitanie. Uścisk chłopaka był słaby, a w porównaniu do pewnego siebie Wanyina, praktycznie ledwie wyczuwalny.
____ — Tak, pamiętam. Cześć, miło mi cię poznać — westchnął dużo łagodniej, szybko orientując się, że ten dzieciak był po prostu zbyt nieśmiały, w dodatku obecność Lan Xichena i kogoś zupełnie obcego, kiedy był sam w laboratorium najwyraźniej mocno go zestresowała. Jeszcze bardziej zaskoczyło go, że był bratem Wen Qing, którą zapamiętał jako nieustępliwą i zawziętą lekarkę. Zupełnie odbiegali od siebie charakterami.
Wanyin założył ręce na klatce piersiowej, a kiedy Wen Ning wyszedł na chwilę z pomieszczenia, jego wzrok powędrował w stronę starszego, słysząc jego pytanie. Musiał mocno zastanowić się, bo wcześniej nie przyszło mu nawet do głowy, aby analizować, kim chłopak mógł być, choć odpowiedź wydawała się tak oczywista.
____ — Wygląda mi na omegę. Nieśmiałą, bezbronną omegę, która bałaby się skrzywdzić muchy. Trochę mi go szkoda, jeżeli na co dzień podbijają do niego alfy — stwierdził, pewny swojej racji i gdyby nie usta Xichena, które coraz widoczniej zaczęły układać się w rozbawiony uśmiech, Wanyin nadal byłby przekonany, że się nie pomylił. Zmarszczył czoło i zmrużył lekko oczy, patrząc podejrzliwie na lekarza. — Co? O co ci chodzi? — zapytał ze zniecierpliwieniem, nie rozumiejąc skąd w starszym taki dobry humor.
Dopiero gdy został uświadomiony, że Wen Ning w rzeczywistości był alfą, jego oczy powiększyły się jeszcze bardziej, a ręce opuścił wzdłuż ciała, nie wiedząc co powiedzieć. Wen Ning był alfą. Ten nieśmiały chłopak, który nie potrafił spojrzeć im w oczy i chodził ze spuszczoną głową był alfą. Alfą, która w żadnym stopniu nie umywał się do pewnego siebie, silnego i ostrego Nie Mingjue czy eleganckiego i dojrzałego Lan Xichena. Nawet Xue Yang przejawiał więcej zachowania młodej alfy i Wanyin czuł, że powoli coraz bardziej zaczyna się w tym wszystkim gubić.
____ — Skorzystam z łazienki, za chwilę wracam — mruknął, w momencie, gdy Wen Ning wrócił z plikiem dokumentów. Wanyin z lekkim rozgoryczeniem wyszedł z pomieszczenia, kierując się z początku w stronę toalet. Nie był zły na Xichena, że skonfrontował go ze słabą alfą i tym bardziej nie miał za złe tego, kim był Wen Ning. Jedyną osobą, na którą się wściekał był on sam, kiedy absolutnie nic nie wiedział o sobie samym. Zastanawiał się, dlaczego z początku obudził się z taką pewnością siebie, że jest alfą, dlaczego czuł się jakby ruję przechodził pierwszy raz w życiu, mimo że wiek dojrzewania miał już za sobą. Skąd właściwie kojarzył to miejsce?
____ Zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi niewielką tabliczką z napisem “Doktor Wei”. Wanyin zmarszczył brwi, czując dziwny skurcz w brzuchu po przeczytaniu nazwiska. Rozejrzał się po korytarzu i nie widząc nikogo, kto mógłby go przyłapać, bez zastanowienia nieśmiało nacisnął klamkę. Drzwi puścił od razu, a serce zabiło mu jak dzwon, zastanawiając się nad tym, co on właściwie robi. W każdej chwili ktoś mógł złapać go na tym, że nie powinno go tutaj być, ale Wanyin od samego początku łamał większość reguł, które mu narzucano, działając wedle własnych zasad.
Gabinet okazał się zupełnie pusty i Wanyin nieśmiało wsunął się do środka, zostawiając przymknięte drzwi. Rozglądał się po pomieszczeniu, próbując znaleźć cokolwiek znajomego, coś dzięki czemu jego wspomnienia znów by odżyły.
Zerknął na laptop stojący na biurku i biorąc głęboki wdech, usiadł przed nim. Urządzenie nie było nawet zabezpieczone, dzięki czemu od razu wyświetlił się przed nim zbiór zapisanych plików zebranych w jeden wielki nieład. Nawet nie zorientował się, kiedy minęło więcej niż dziesięć minut, a on zupełnie przepadł na laptopem, próbując uparcie znaleźć cokolwiek, z czym mógłby siebie powiązać.
Twarz młodszego rozpromieniała się niemal natychmiast i za nim zabrał się za zapinanie pasów, pochylił się lekko w stronę starszego. Zgarnął w palce jego brodę, przejechał po niej delikatnie paznokciami i wreszcie przysunął jego policzek do swoich ust, zostawiając na nich słodki pocałunek. Tyle wystarczyło, aby jego omega zaczęła wiercić się niespokojnie, czując znajomy mu zapach wody po goleniu, której używał lekarz. Powstrzymał się jednak od dalszego droczenia, uśmiechając się ukradkiem. Był niesamowicie zadowolony z siebie, kiedy czasem łapał przypływy odwagi, aby odwdzięczać się za rumieńce, których dostawał po jednym spojrzeniu złotych oczu odbierających mu rozum. Wiedział, że tym bardziej prowokował alfę i najwidoczniej od początku dokładnie o to mu chodziło. Łapali okazję, aby subtelnie flirtować ze sobą, tak jakby czasem zamieniali się w parę zadurzonych w sobie po uszy nastolatków, a nie pracujących dorosłych. I Wanyin uwielbiał ten czas, nie będąc pewnym czy kiedykolwiek był tak mocno w kimś zakochany.
____ Budynek laboratorium z zewnątrz wydał mu się znajomy, mimo że był to pierwszy raz, kiedy Xichen go tutaj zabrał. Nie przypominał sobie, aby kiedyś odwiedzał choćby podobne do tego miejsce, a jednak po przekroczeniu drzwi wejściowych, zimny dreszcz przeszedł go od karku w dół pleców. Zwolnił na moment, rozglądając się uważnie po recepcji i był to pierwszy raz, kiedy jego pamięć zaczęła nieśmiało dawać o sobie znać. Kojarzył to miejsce. Miał dziwne przeświadczenie, że kiedyś musiał przychodzić tutaj wystarczająco często, aby te wyraźnie wyryło się w jego pamięci.
Ocknął się po niespełna chwili, kiedy zauważył, że Xichen czekał na niego przy windzie. Przyspieszył więc kroku i dołączył po chwili do starszego, posyłając mu uspokajający uśmiech, że wszystko jest w porządku. Postanowił nic na razie nie mówić, nie chcąc niepotrzebnie martwić lekarza, tym bardziej że przyjechali tu w innym celu niż zastanawianie się nad jego przeszłością.
Kiedy dotarli pod odpowiednie drzwi, zostali wpuszczeni przez nieco zgarbionego, młodego chłopaka, którego chyba tylko kitel lekarski wskazywał na to, że rzeczywiście pracuje w tym miejscu. Wanyin uniósł z zaskoczenia brwi, nie spodziewając się, że to właśnie z nim Xichen chciał go zapoznać. Z początku dość sceptycznie wyciągnął rękę w stronę ciemnowłosego, kiwając głową na przywitanie. Uścisk chłopaka był słaby, a w porównaniu do pewnego siebie Wanyina, praktycznie ledwie wyczuwalny.
____ — Tak, pamiętam. Cześć, miło mi cię poznać — westchnął dużo łagodniej, szybko orientując się, że ten dzieciak był po prostu zbyt nieśmiały, w dodatku obecność Lan Xichena i kogoś zupełnie obcego, kiedy był sam w laboratorium najwyraźniej mocno go zestresowała. Jeszcze bardziej zaskoczyło go, że był bratem Wen Qing, którą zapamiętał jako nieustępliwą i zawziętą lekarkę. Zupełnie odbiegali od siebie charakterami.
Wanyin założył ręce na klatce piersiowej, a kiedy Wen Ning wyszedł na chwilę z pomieszczenia, jego wzrok powędrował w stronę starszego, słysząc jego pytanie. Musiał mocno zastanowić się, bo wcześniej nie przyszło mu nawet do głowy, aby analizować, kim chłopak mógł być, choć odpowiedź wydawała się tak oczywista.
____ — Wygląda mi na omegę. Nieśmiałą, bezbronną omegę, która bałaby się skrzywdzić muchy. Trochę mi go szkoda, jeżeli na co dzień podbijają do niego alfy — stwierdził, pewny swojej racji i gdyby nie usta Xichena, które coraz widoczniej zaczęły układać się w rozbawiony uśmiech, Wanyin nadal byłby przekonany, że się nie pomylił. Zmarszczył czoło i zmrużył lekko oczy, patrząc podejrzliwie na lekarza. — Co? O co ci chodzi? — zapytał ze zniecierpliwieniem, nie rozumiejąc skąd w starszym taki dobry humor.
Dopiero gdy został uświadomiony, że Wen Ning w rzeczywistości był alfą, jego oczy powiększyły się jeszcze bardziej, a ręce opuścił wzdłuż ciała, nie wiedząc co powiedzieć. Wen Ning był alfą. Ten nieśmiały chłopak, który nie potrafił spojrzeć im w oczy i chodził ze spuszczoną głową był alfą. Alfą, która w żadnym stopniu nie umywał się do pewnego siebie, silnego i ostrego Nie Mingjue czy eleganckiego i dojrzałego Lan Xichena. Nawet Xue Yang przejawiał więcej zachowania młodej alfy i Wanyin czuł, że powoli coraz bardziej zaczyna się w tym wszystkim gubić.
____ — Skorzystam z łazienki, za chwilę wracam — mruknął, w momencie, gdy Wen Ning wrócił z plikiem dokumentów. Wanyin z lekkim rozgoryczeniem wyszedł z pomieszczenia, kierując się z początku w stronę toalet. Nie był zły na Xichena, że skonfrontował go ze słabą alfą i tym bardziej nie miał za złe tego, kim był Wen Ning. Jedyną osobą, na którą się wściekał był on sam, kiedy absolutnie nic nie wiedział o sobie samym. Zastanawiał się, dlaczego z początku obudził się z taką pewnością siebie, że jest alfą, dlaczego czuł się jakby ruję przechodził pierwszy raz w życiu, mimo że wiek dojrzewania miał już za sobą. Skąd właściwie kojarzył to miejsce?
____ Zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi niewielką tabliczką z napisem “Doktor Wei”. Wanyin zmarszczył brwi, czując dziwny skurcz w brzuchu po przeczytaniu nazwiska. Rozejrzał się po korytarzu i nie widząc nikogo, kto mógłby go przyłapać, bez zastanowienia nieśmiało nacisnął klamkę. Drzwi puścił od razu, a serce zabiło mu jak dzwon, zastanawiając się nad tym, co on właściwie robi. W każdej chwili ktoś mógł złapać go na tym, że nie powinno go tutaj być, ale Wanyin od samego początku łamał większość reguł, które mu narzucano, działając wedle własnych zasad.
Gabinet okazał się zupełnie pusty i Wanyin nieśmiało wsunął się do środka, zostawiając przymknięte drzwi. Rozglądał się po pomieszczeniu, próbując znaleźć cokolwiek znajomego, coś dzięki czemu jego wspomnienia znów by odżyły.
Zerknął na laptop stojący na biurku i biorąc głęboki wdech, usiadł przed nim. Urządzenie nie było nawet zabezpieczone, dzięki czemu od razu wyświetlił się przed nim zbiór zapisanych plików zebranych w jeden wielki nieład. Nawet nie zorientował się, kiedy minęło więcej niż dziesięć minut, a on zupełnie przepadł na laptopem, próbując uparcie znaleźć cokolwiek, z czym mógłby siebie powiązać.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Już po minie Wanyina, niedowierzającej, jak gdyby nie był pewien, czy Xichen na pewno musiał go pytać o tak oczywistą oczywistość, lekarz wiedział, że mężczyzna wpadł w pułapkę. Owszem, Wen Ning był najbardziej nieśmiałą, zawstydzoną i niepewną siebie kuleczką stresu w całym świecie, niemniej to właśnie ten słodki kłębek nerwów był alfą, o czym zaraz Wanyina poinformował, nie tracąc uśmiechu na twarzy.
- Nie wszystkie alfy chcą, czy są w stanie podbić świat – powiedział łagodnie, bo do tej pory miał wrażenie, że dla Wanyina sprawa ta była całkiem oczywista. Jeśli ktoś był silny, pewny siebie i nieustępliwy, był alfą, a ci nieśmiali, pełni dobroci i słodyczy – omegami. Xichen chciał mu pokazać, że niekoniecznie tak było, a Wen Ning był tego przykładem idealnym. Wiedział, że nie powinien wykorzystywać jego łagodnego usposobienia i nerwowej aparycji, ale naprawdę nie wiedział jak inaczej udowodnić Wanyinowi, że bycie alfą, czy omegą niczego nie oznaczało. A przynajmniej nie wpływało w żaden sposób na charakter, czy usposobienie osoby. Nie sprawiało, że rodził się z określonymi cechami charakteru i jasną, pozbawioną zakrętów drogą ku przyszłości.
- Poczekam tu na ciebie – odpowiedział miękko Xichen, pozwalając mężczyźnie na chwilę samotności. Domyślał się, że to wszystko nie było dla niego łatwe, zdążył zauważyć, że dla niego status omegi stanowił mur nie do przeskoczenia, coś co go określało bardziej niż powinno, świadomość więc, że wcale nie musiało tak być, mogła przewrócić jego świat do góry nogami.
- P-przyniosłem dokumenty – wymruczał nieśmiało Wen Ning, pojawiając się tuż obok Xichena z teczką z dokumentami. Lekarz był ciekaw, co pokazała toksykologia, dlatego nie czekając zerknął do środka, czytając raport z przeprowadzonych badań. Wei Wuxian był roztrzepany, Xichen doskonale o tym wiedział, niemniej jego notatki zawsze były rzetelne i bogate w informacje, które wszystkim innym wydałyby się zbędnymi.
Cóż… nie wyglądało to dobrze, musieli jak najszybciej dotrzeć do źródła narkotyku i się go pozbyć. Xichen spakował starannie dokumenty najpierw do foliowych koszulek, a potem do teczki, dopiero po chwili orientując się, że minęło przynajmniej dwadzieścia minut, a Wanyin nadal nie wrócił. Xichen spytał pracującego znów Wen Ninga, czy fioletowooki czasem nie wrócił i zastawszy go przy lekturze dokumentów, nie wyszedł, jednak chłopak pokręcił zmieszany głową, zaraz dodając, że wcale go nie widział. Xichen zmarszczył delikatnie brwi, a potem poszedł go poszukać. Czy przedstawienie mu Wen Ninga było zbyt dużym ciosem dla jego dumy, albo przeświadczenia o słuszności swojego światopoglądu? Xichen nie wiedział i martwił się, zaglądając za każde mijane po drodze drzwi.
Zatrzymał się dopiero przed biurem Wei Wuxiena, które były delikatnie uchylone, a zza nich dochodził go odgłos przesuwanej myszki i klikania w klawiaturę. Lekarz nie był pewien, co tam się działo, ale kiedy wszedł do pomieszczenia, zastał w nim wpatrzonego w komputer mężczyzny Wanyina.
- Co robisz? – zapytał cicho, nie chcąc mimo wszystko Wanyina przestraszyć, niemniej dostrzegł jak tamten się wzdrygnął, jak poderwał głowę i z przerażeniem spojrzał w oczy lekarza.
Panika i wstyd jakie pojawiły się na twarzy mężczyzny razem z przeprosinami sprawiły, że Xichen rozluźnił się odrobinę i wysilił się na spokojny uśmiech. Nie podobało mu się, że Wanyin szpiegował Wei Wuxiana, stwierdził jednak, że jego reakcja na nagłe wtargnięcie Xichena była tak szczera, że musiał mieć naprawdę dobry powód. Dlatego zbliżył się i kucnął tuż obok, łapiąc jego chłodne ze strachu palce w swoje, rozgrzewając je swoimi ciepłymi dłońmi.
- Hej, spokojnie, jestem pewien, że masz jakieś dobre usprawiedliwienie – powiedział trochę zaczepnie, trochę rozbawiony, czekając na wyjaśnienia. A kiedy je otrzymał, jego mina złagodniała jeszcze bardziej, a palce zaczęły go pocieszać.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że poznałeś to miejsce? – zapytał miękko, nadal próbując dodać mu otuchy. – Przecież nie miałbym ci za złe, że chcesz się czegoś o sobie dowiedzieć, ani bym ci nie przeszkodził. Ba, myślę, że mógłbym ci pomóc – zauważył nadal tak samo miękkim i delikatnym tonem, nie przestając go zapewniać spojrzeniami i gestem, że wcale nie był na niego zły za grzebanie w czyimś laptopie. To była prawda, że nie powinien tego robić, ale Xichen potrafił sobie wyobrazić, co musiał czuć, odnajdując choć strzęp dawnych wspomnień i trop do odzyskania reszty.
- Jeśli chcesz, mogę zorganizować ci spotkanie z Wei Wuxianem – dodał zaraz, żeby Wanyin nie miał żadnych wątpliwości o jaką pomoc mu chodziło. – Aktualnie jest na konferencji naukowej, ale kiedy wróci, jestem pewien, że chętnie się z tobą spotka – zapewnił, posyłając mu łagodny, pełen siły i zapewnienia uśmiech. Nawet jeśli trop miał się okazać ślepy, przynajmniej będą o krok do przodu, w końcu pamięć Wanyina, nawet jeśli miała błędnie doprowadzić ich do Wei Wuxiena, mieli od czego zacząć.
- No i myślę, że łatwiej będzie ci się z nim spotkać i zapytać, o to, czy cię zna niż grzebać mu po komputerze służbowym, mając nadzieję, że coś znajdziesz – zauważył rozsądnie, bo uważał, że nawet jeśli się znali, to właściciel tego gabinetu nie trzymał prywatnych informacji na laptopie należącym do firmy, laboratorium i Organizacji.
- Nie wszystkie alfy chcą, czy są w stanie podbić świat – powiedział łagodnie, bo do tej pory miał wrażenie, że dla Wanyina sprawa ta była całkiem oczywista. Jeśli ktoś był silny, pewny siebie i nieustępliwy, był alfą, a ci nieśmiali, pełni dobroci i słodyczy – omegami. Xichen chciał mu pokazać, że niekoniecznie tak było, a Wen Ning był tego przykładem idealnym. Wiedział, że nie powinien wykorzystywać jego łagodnego usposobienia i nerwowej aparycji, ale naprawdę nie wiedział jak inaczej udowodnić Wanyinowi, że bycie alfą, czy omegą niczego nie oznaczało. A przynajmniej nie wpływało w żaden sposób na charakter, czy usposobienie osoby. Nie sprawiało, że rodził się z określonymi cechami charakteru i jasną, pozbawioną zakrętów drogą ku przyszłości.
- Poczekam tu na ciebie – odpowiedział miękko Xichen, pozwalając mężczyźnie na chwilę samotności. Domyślał się, że to wszystko nie było dla niego łatwe, zdążył zauważyć, że dla niego status omegi stanowił mur nie do przeskoczenia, coś co go określało bardziej niż powinno, świadomość więc, że wcale nie musiało tak być, mogła przewrócić jego świat do góry nogami.
- P-przyniosłem dokumenty – wymruczał nieśmiało Wen Ning, pojawiając się tuż obok Xichena z teczką z dokumentami. Lekarz był ciekaw, co pokazała toksykologia, dlatego nie czekając zerknął do środka, czytając raport z przeprowadzonych badań. Wei Wuxian był roztrzepany, Xichen doskonale o tym wiedział, niemniej jego notatki zawsze były rzetelne i bogate w informacje, które wszystkim innym wydałyby się zbędnymi.
Cóż… nie wyglądało to dobrze, musieli jak najszybciej dotrzeć do źródła narkotyku i się go pozbyć. Xichen spakował starannie dokumenty najpierw do foliowych koszulek, a potem do teczki, dopiero po chwili orientując się, że minęło przynajmniej dwadzieścia minut, a Wanyin nadal nie wrócił. Xichen spytał pracującego znów Wen Ninga, czy fioletowooki czasem nie wrócił i zastawszy go przy lekturze dokumentów, nie wyszedł, jednak chłopak pokręcił zmieszany głową, zaraz dodając, że wcale go nie widział. Xichen zmarszczył delikatnie brwi, a potem poszedł go poszukać. Czy przedstawienie mu Wen Ninga było zbyt dużym ciosem dla jego dumy, albo przeświadczenia o słuszności swojego światopoglądu? Xichen nie wiedział i martwił się, zaglądając za każde mijane po drodze drzwi.
Zatrzymał się dopiero przed biurem Wei Wuxiena, które były delikatnie uchylone, a zza nich dochodził go odgłos przesuwanej myszki i klikania w klawiaturę. Lekarz nie był pewien, co tam się działo, ale kiedy wszedł do pomieszczenia, zastał w nim wpatrzonego w komputer mężczyzny Wanyina.
- Co robisz? – zapytał cicho, nie chcąc mimo wszystko Wanyina przestraszyć, niemniej dostrzegł jak tamten się wzdrygnął, jak poderwał głowę i z przerażeniem spojrzał w oczy lekarza.
Panika i wstyd jakie pojawiły się na twarzy mężczyzny razem z przeprosinami sprawiły, że Xichen rozluźnił się odrobinę i wysilił się na spokojny uśmiech. Nie podobało mu się, że Wanyin szpiegował Wei Wuxiana, stwierdził jednak, że jego reakcja na nagłe wtargnięcie Xichena była tak szczera, że musiał mieć naprawdę dobry powód. Dlatego zbliżył się i kucnął tuż obok, łapiąc jego chłodne ze strachu palce w swoje, rozgrzewając je swoimi ciepłymi dłońmi.
- Hej, spokojnie, jestem pewien, że masz jakieś dobre usprawiedliwienie – powiedział trochę zaczepnie, trochę rozbawiony, czekając na wyjaśnienia. A kiedy je otrzymał, jego mina złagodniała jeszcze bardziej, a palce zaczęły go pocieszać.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że poznałeś to miejsce? – zapytał miękko, nadal próbując dodać mu otuchy. – Przecież nie miałbym ci za złe, że chcesz się czegoś o sobie dowiedzieć, ani bym ci nie przeszkodził. Ba, myślę, że mógłbym ci pomóc – zauważył nadal tak samo miękkim i delikatnym tonem, nie przestając go zapewniać spojrzeniami i gestem, że wcale nie był na niego zły za grzebanie w czyimś laptopie. To była prawda, że nie powinien tego robić, ale Xichen potrafił sobie wyobrazić, co musiał czuć, odnajdując choć strzęp dawnych wspomnień i trop do odzyskania reszty.
- Jeśli chcesz, mogę zorganizować ci spotkanie z Wei Wuxianem – dodał zaraz, żeby Wanyin nie miał żadnych wątpliwości o jaką pomoc mu chodziło. – Aktualnie jest na konferencji naukowej, ale kiedy wróci, jestem pewien, że chętnie się z tobą spotka – zapewnił, posyłając mu łagodny, pełen siły i zapewnienia uśmiech. Nawet jeśli trop miał się okazać ślepy, przynajmniej będą o krok do przodu, w końcu pamięć Wanyina, nawet jeśli miała błędnie doprowadzić ich do Wei Wuxiena, mieli od czego zacząć.
- No i myślę, że łatwiej będzie ci się z nim spotkać i zapytać, o to, czy cię zna niż grzebać mu po komputerze służbowym, mając nadzieję, że coś znajdziesz – zauważył rozsądnie, bo uważał, że nawet jeśli się znali, to właściciel tego gabinetu nie trzymał prywatnych informacji na laptopie należącym do firmy, laboratorium i Organizacji.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Wanyin sam nie potrafił określić czego dokładnie szukał. Zależało mu chyba nawet na najmniejszej wzmiance o nim, która sugerowałaby, że mógł być powiązany bezpośrednio z laboratorium albo chociaż należał do znajomych lekarza. Był to jedyny punkt zaczepienia jaki w tej chwili posiadał dotyczący jego wcześniejszego życia. Iskierka nadziei urosła w nim i przepadł w niej bez reszty łudząc, że nareszcie dowie się czegoś więcej o sobie.
Przeglądając prywatne pliki lekarza, zwykle natrafiał na dokumentację lekarską, wyniki badań, schematy chemiczne albo inne wzory i tabele, które niekoniecznie rozumiał. Mimo to wciąż uparcie szukał jakiejkolwiek wzmianki swojego imienia, które potwierdziłoby, że byli rodziną, współpracownikami, czy chociaż znajomymi. Prawdopodobnie sam do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebował tego, aby wierzyć, że kiedyś będzie mógł wrócić do swojego poprzedniego życia, jakikolwiek by ono nie było.
Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy minęło ponad pół godziny, a on zupełnie przepadł w plikach zapominając, aby zerkać na zegarek. Skupiony bez reszty na skanowaniu wzrokiem treści na monitorze, podskoczył nagle jak oparzony, kiedy ciszę przerwał mu czyjś głos. Wanyin z początku tak bardzo zatracił się w szukaniu informacji aż zupełnie wyleciało mu z głowy, że zostawił czekającego na niego Xichena. Widząc, że najwyraźniej mężczyzna sam postanowił go znaleźć, posłał mu z początku przerażone spojrzenie, zdając sobie sprawę, co starszy mógł sobie o nim pomyśleć. Prawda była taka, że praktycznie włamał się do czyjegoś biura i grzebał w prywatnych rzeczach. Żaden powód nie usprawiedliwiłby jego zachowania i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co robił.
Spuścił głowę w dół ze wstydu i zażenowania, przepraszając cicho za swoje zachowanie. Ostatecznie i tak niczego nie znalazł.
Czując dłoń, która pochwyciła jego zmarznięte palce, aby je ogrzać, mimowolnie uniósł wzrok z powrotem na lekarza, nie doszukując się w jego spojrzeniu żadnej złości czy żalu. Dopiero wtedy postanowił podzielić się ze starszym tym, co trapiło go, odkąd tylko weszli do laboratorium.
____ — Ja... skądś kojarzę to miejsce i... wydaje mi się, że mogę znać Wei Wuxiana. Liczyłem, że może dowiem się czegoś więcej z jego komputera — wytłumaczył, wciąż czując się winnym za to, co zrobił. — Nie chciałem zawracać ci głowy moimi przypuszczeniami i sam nie byłem ich pewien — westchnął, mięknąc pod ciepłym uściskiem lekarza i jego złotym spojrzeniem, które wciąż patrzyło na niego w tak łagodny sposób jakby nie miał do niego o nic żalu. A jednak takie zachowanie nie należało do najrozsądniejszych, gdyby został złapanym przez ochronę bądź kogoś z personelu, mógłby narobić sobie i Xichenowi niepotrzebnych kłopotów.
Ożywił się nieco, kiedy mężczyzna wyszedł z propozycją, że mógłby pomóc mu porozumieć się z Wuxianem i ustawić im spotkanie. Rzeczywiście było to dużo lepsze rozwiązanie niż szperanie w jego komputerze. Młodszy przytaknął więc natychmiast, odsuwając się od biurka.
____ — Naprawdę mógłbyś? — odparł pełen optymizmu. Nawet jeżeli miałby być to ślepy trop, będzie spokojniejszy, że przynajmniej to sprawdził. — Masz rację, jeszcze raz przepraszam — odchrząknął, zamykając na dobre laptopa tak aby nie dało się zauważyć, że był on przez kogoś ruszany.
Zatrzymując się naprzeciwko starszego, spojrzał na niego miękko, gryząc się lekko w dolną wargę.
____ — A mógłbyś też pójść na nie ze mną? — poprosił czując, że z Xichenem obok byłoby mu dużo łatwiej dowiedzieć się prawdy, gdyby Wuxian rzeczywiście go rozpoznał. Nie chciał mierzyć się z tym wszystkim sam...
Gdy tylko starszy zgodził się, że dotrzyma mu towarzystwa, Wanyin posłał mu uśmiech pełen wdzięczności. Upewniając się, że mieli już wszystko załatwione w laboratorium, mogli z powrotem wrócić do auta. W drodze na obiad, podrzucili jeszcze do budynku Organizacji wyniki z toksykologii tak, aby Mingjue mógł je jak najszybciej przejrzeć. Nie zatrzymywał ich zbyt długo obiecując, że odezwie się do Xichena gdy skonsultuje wszystko razem z Mengyao i da mu znać, co dalej powinni zrobić.
____ Po załatwieniu wszystkich spraw mieli wreszcie nieco więcej czasu dla siebie i tak jak Xichen obiecał, czekał ich wspólny lunch. Co prawda, młodszy w żaden sposób nie mógł wyciągnąć od mężczyzny, dokąd go zabiera. Wanyin marszczył więc nos, udając nadąsanego, dopóki nie dojechali na miejsce. Elegancka gospoda zbudowana z dębowych pali drewna, znajdowała się przy wyjeździe z miasta, skąd widok z okien prowadził na gęsty, pokryty w śniegu las. Natychmiast skojarzyło mu się z górskim domkiem, w którym spędzali weekend i szybko doszedł do wniosku, że naprawdę podobał mu się ten klimat. Był dużo spokojniej niż w najbardziej zatłoczonych restauracjach w samym centrum miasta.
Wanyin zapiął Wangzi na smycz, a następnie oddał ją Xichenowi widząc, że Samoyed przy nodze lekarza będzie dużo spokojniejszy. Kiedy weszli do środka w progu uderzył ich zapach igliwia, palącego się drewna w kominku, nalewek z wiśni i pieczonego mięsa. Jedna z kelnerek zaprowadziła ich do wolnego stolika na poddaszu. Na drewnianych ławach wyłożone był sztuczne skóry zatrzymujące ciepło z dużymi poduszkami na oparciach, a przed nimi stało rozpalone ognisko pod przykryciem. Naprzeciwko rozciągał się widok na ośnieżone drzewa i prószący śnieg, który zaczął drobno sypać tuż przed ich przyjazdem.
____ — Niesamowite miejsce — skomentował cicho Wanyin, rozczulony tym jaki spokój panował w lokalu. Dodatkowo mogli spuścić Wangzi ze smyczy, który po okrążeniu kilka razy poddasza, wreszcie położył się obok stolika.
Młodszy przysunął się bliżej Xichena, zerkając do karty dań. Kiedy zastanawiali się nad wyborem, mimowolnie oparł głowę o ramię starszego, przytulając się lekko do jego boku. Najwidoczniej nadal nie wyrzucił z głowy przegranej z Mingjue i tego, że omega wcale nie definiowała jego siły czy pozycji, czego przykładem był Wen Ning, zupełnie odbiegający od zachowania typowej alfy.
____ — Wiesz, dlaczego chcę żebyś ze mną ćwiczył? — zapytał po dłużej chwili ciszy, wciskając się mocniej w oparcie i ramię mężczyzny. — Ponieważ chcę umieć cię obronić. Chcę żebyś mógł na mnie polegać, tak jak ja wiem, że ty zawsze mnie ochronisz — westchnął, patrząc na rozżarzone płomyki ognia, które przeskakiwały nad skwierczącym drewnem. Nie wyobrażał sobie, aby kiedyś Xichenowi mogło coś się stać tylko dlatego, że on czuł się zbyt słaby, bo wciąż był omegą.
Przeglądając prywatne pliki lekarza, zwykle natrafiał na dokumentację lekarską, wyniki badań, schematy chemiczne albo inne wzory i tabele, które niekoniecznie rozumiał. Mimo to wciąż uparcie szukał jakiejkolwiek wzmianki swojego imienia, które potwierdziłoby, że byli rodziną, współpracownikami, czy chociaż znajomymi. Prawdopodobnie sam do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebował tego, aby wierzyć, że kiedyś będzie mógł wrócić do swojego poprzedniego życia, jakikolwiek by ono nie było.
Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy minęło ponad pół godziny, a on zupełnie przepadł w plikach zapominając, aby zerkać na zegarek. Skupiony bez reszty na skanowaniu wzrokiem treści na monitorze, podskoczył nagle jak oparzony, kiedy ciszę przerwał mu czyjś głos. Wanyin z początku tak bardzo zatracił się w szukaniu informacji aż zupełnie wyleciało mu z głowy, że zostawił czekającego na niego Xichena. Widząc, że najwyraźniej mężczyzna sam postanowił go znaleźć, posłał mu z początku przerażone spojrzenie, zdając sobie sprawę, co starszy mógł sobie o nim pomyśleć. Prawda była taka, że praktycznie włamał się do czyjegoś biura i grzebał w prywatnych rzeczach. Żaden powód nie usprawiedliwiłby jego zachowania i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co robił.
Spuścił głowę w dół ze wstydu i zażenowania, przepraszając cicho za swoje zachowanie. Ostatecznie i tak niczego nie znalazł.
Czując dłoń, która pochwyciła jego zmarznięte palce, aby je ogrzać, mimowolnie uniósł wzrok z powrotem na lekarza, nie doszukując się w jego spojrzeniu żadnej złości czy żalu. Dopiero wtedy postanowił podzielić się ze starszym tym, co trapiło go, odkąd tylko weszli do laboratorium.
____ — Ja... skądś kojarzę to miejsce i... wydaje mi się, że mogę znać Wei Wuxiana. Liczyłem, że może dowiem się czegoś więcej z jego komputera — wytłumaczył, wciąż czując się winnym za to, co zrobił. — Nie chciałem zawracać ci głowy moimi przypuszczeniami i sam nie byłem ich pewien — westchnął, mięknąc pod ciepłym uściskiem lekarza i jego złotym spojrzeniem, które wciąż patrzyło na niego w tak łagodny sposób jakby nie miał do niego o nic żalu. A jednak takie zachowanie nie należało do najrozsądniejszych, gdyby został złapanym przez ochronę bądź kogoś z personelu, mógłby narobić sobie i Xichenowi niepotrzebnych kłopotów.
Ożywił się nieco, kiedy mężczyzna wyszedł z propozycją, że mógłby pomóc mu porozumieć się z Wuxianem i ustawić im spotkanie. Rzeczywiście było to dużo lepsze rozwiązanie niż szperanie w jego komputerze. Młodszy przytaknął więc natychmiast, odsuwając się od biurka.
____ — Naprawdę mógłbyś? — odparł pełen optymizmu. Nawet jeżeli miałby być to ślepy trop, będzie spokojniejszy, że przynajmniej to sprawdził. — Masz rację, jeszcze raz przepraszam — odchrząknął, zamykając na dobre laptopa tak aby nie dało się zauważyć, że był on przez kogoś ruszany.
Zatrzymując się naprzeciwko starszego, spojrzał na niego miękko, gryząc się lekko w dolną wargę.
____ — A mógłbyś też pójść na nie ze mną? — poprosił czując, że z Xichenem obok byłoby mu dużo łatwiej dowiedzieć się prawdy, gdyby Wuxian rzeczywiście go rozpoznał. Nie chciał mierzyć się z tym wszystkim sam...
Gdy tylko starszy zgodził się, że dotrzyma mu towarzystwa, Wanyin posłał mu uśmiech pełen wdzięczności. Upewniając się, że mieli już wszystko załatwione w laboratorium, mogli z powrotem wrócić do auta. W drodze na obiad, podrzucili jeszcze do budynku Organizacji wyniki z toksykologii tak, aby Mingjue mógł je jak najszybciej przejrzeć. Nie zatrzymywał ich zbyt długo obiecując, że odezwie się do Xichena gdy skonsultuje wszystko razem z Mengyao i da mu znać, co dalej powinni zrobić.
____ Po załatwieniu wszystkich spraw mieli wreszcie nieco więcej czasu dla siebie i tak jak Xichen obiecał, czekał ich wspólny lunch. Co prawda, młodszy w żaden sposób nie mógł wyciągnąć od mężczyzny, dokąd go zabiera. Wanyin marszczył więc nos, udając nadąsanego, dopóki nie dojechali na miejsce. Elegancka gospoda zbudowana z dębowych pali drewna, znajdowała się przy wyjeździe z miasta, skąd widok z okien prowadził na gęsty, pokryty w śniegu las. Natychmiast skojarzyło mu się z górskim domkiem, w którym spędzali weekend i szybko doszedł do wniosku, że naprawdę podobał mu się ten klimat. Był dużo spokojniej niż w najbardziej zatłoczonych restauracjach w samym centrum miasta.
Wanyin zapiął Wangzi na smycz, a następnie oddał ją Xichenowi widząc, że Samoyed przy nodze lekarza będzie dużo spokojniejszy. Kiedy weszli do środka w progu uderzył ich zapach igliwia, palącego się drewna w kominku, nalewek z wiśni i pieczonego mięsa. Jedna z kelnerek zaprowadziła ich do wolnego stolika na poddaszu. Na drewnianych ławach wyłożone był sztuczne skóry zatrzymujące ciepło z dużymi poduszkami na oparciach, a przed nimi stało rozpalone ognisko pod przykryciem. Naprzeciwko rozciągał się widok na ośnieżone drzewa i prószący śnieg, który zaczął drobno sypać tuż przed ich przyjazdem.
____ — Niesamowite miejsce — skomentował cicho Wanyin, rozczulony tym jaki spokój panował w lokalu. Dodatkowo mogli spuścić Wangzi ze smyczy, który po okrążeniu kilka razy poddasza, wreszcie położył się obok stolika.
Młodszy przysunął się bliżej Xichena, zerkając do karty dań. Kiedy zastanawiali się nad wyborem, mimowolnie oparł głowę o ramię starszego, przytulając się lekko do jego boku. Najwidoczniej nadal nie wyrzucił z głowy przegranej z Mingjue i tego, że omega wcale nie definiowała jego siły czy pozycji, czego przykładem był Wen Ning, zupełnie odbiegający od zachowania typowej alfy.
____ — Wiesz, dlaczego chcę żebyś ze mną ćwiczył? — zapytał po dłużej chwili ciszy, wciskając się mocniej w oparcie i ramię mężczyzny. — Ponieważ chcę umieć cię obronić. Chcę żebyś mógł na mnie polegać, tak jak ja wiem, że ty zawsze mnie ochronisz — westchnął, patrząc na rozżarzone płomyki ognia, które przeskakiwały nad skwierczącym drewnem. Nie wyobrażał sobie, aby kiedyś Xichenowi mogło coś się stać tylko dlatego, że on czuł się zbyt słaby, bo wciąż był omegą.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen nie dziwił się ani odrobinę temu, że Wanyin chciał się czegoś o sobie dowiedzieć. Nawet jeśli wydawał się oswoić z nowym życiem i przyjął do wiadomości, że stracił wspomnienia, chciał odzyskać przynajmniej wiedzę o tym starym. W końcu nawet jeśli teraz miał Xichena, Nie Huaisanga i Organizację, nie wiedział co i kogo zostawił za sobą. Xichen odrobinę się martwił i gdzieś podświadomie bał tego, co mężczyzna mógł odkryć, na przykład inną, zamartwiającą się drugą połówkę, nie miał jednak zamiaru dzielić się z młodszym tym strachem. Nawet jeśli ktoś na niego czekał, zarówno ta osoba jak i sam Wanyin mieli prawo się tego dowiedzieć, a Xichen nie miał prawa zabronić mu szukać prawdy. I nie zamierzał. Nawet jeśli myśli o tym, że miałby go w ten czy inny sposób stracić, bolały go bardziej niż się spodziewał.
- Oczywiście, że z tobą pójdę – powiedział miękko, a potem pomógł mu się podnieść. Pożegnali się z Wen Ningiem, a potem wyszli przed laboratorium. Xichen pozwolił Wanyinowi chwilę pooddychać chłodnym powietrzem, uspokoić się i dopiero potem zabrał go na obiecany obiad.
Miejsce wybrał już jakiś czas temu, kiedy jeden z pacjentów przypomniał mu, że to miejsce istniało, miało się dobrze i nadal serwowało najlepszego grzańca pod słońcem. Czekał tylko na moment, w którym oboje będą mieli dla siebie trochę więcej czasu, by móc nacieszyć się niezwykłą atmosferą karczmy. Drugiego tak urokliwego miejsca Xichen nie kojarzył, dlatego prowadząc Wanyina po schodach, przyglądał się jego twarzy, a widzą na niej zachwyt, sam czuł się szczęśliwy.
- Też tak uważam – powiedział na komentarz omegi, pozwalając mu w spokoju rozglądać się wokół i chłonąć spokój jaki emanował z każdego kąta pokoju.
Nie przeszkodził mu, kiedy Wanyin przysiadł się bliżej i zaglądając w kartę starszego położył mu głowę na ramię. Xichen domyślał się, że przypomnienie sobie czegoś, czegokolwiek z poprzedniego życia musiało być dla niego trudne, tak samo jak czekanie na fakty, które kryły się za tym strzępkiem informacji. Dlatego chciał pomóc mu się zrelaksować.
- Hmm? – mruknął pytająco, słysząc pytanie, a kiedy uzyskał odpowiedź, poczuł jak jego serce roztapia się jak płatek śniegu. Na chwilę odłożył kartę, odwracając się, by złapać twarz mężczyzny w swoje dłonie i spojrzeć mu prosto w oczy.
- Już na tobie polegam, Wanyin. Jesteś znacznie silniejszy niż ci się wydaje – powiedział, pochylając się, by złożyć na jego czole czułego całusa. Jego głos był miękki, ale pewny, nie próbował go wcale pocieszyć, mówił mu tylko szczerą prawdę, w którą sam wierzył. – Z twoją siłą, determinacją i bystrym umysłem wszyscy powinni się liczyć, a ty powinieneś go docenić – dodał, głaszcząc policzki mężczyzny palcami. – Więcej wiary w siebie, bo zarówno ty, jak i ja, mamy w co wierzyć – powiedział pewnie, nie pozwalając mu odwrócić wzroku dopóki się z nim nie zgodził. A kiedy już to zrobił, na twarz lekarza wrócił pogodny uśmiech. Usiadł bardziej prosto, zarzucając ramię na oparcie, tuż za plecami Wanyina, by móc go obejmować, kiedy sięgnął po kartę.
- Słyszałem, że mają tu wyborne grzane wino – zaczął konwersacyjnym tonem, rzucając młodszemu zaczepny uśmieszek. – Ale z racji tego, że ja prowadzę, chyba skuszę się na gorącą czekoladę, za to ty się nie krępuj jeśli masz na coś ochotę – zachęcił go, ale nie podał mu karty do ręki, tylko sam ją trzymał, przysuwając się bliżej, by móc go ciaśniej objąć jednym ramieniem i z premedytacją, oprzeć swoje udo o jego nogę na całej długości. Zapowiadał im się bardzo przyjemny i spokojny wieczór, zamierzał więc z niego korzystać tak bardzo jak tylko zdołał…
Kiedy następnego dnia Xichen kierował swoje auto w stronę Organizacji, nie spodziewał się zastać w niej takiego chaosu. Wszędzie walały się paczki, kurierzy biegali w tę i z powrotem, a w środku tego wszystkiego Mengyao próbował przywrócić firmie względny spokój. Nie szło mu jednak zbyt dobrze, wszyscy wydawali się zbyt przejęci, by zwracać na niskiego mężczyznę uwagę. Xichen przepchnął się w jego kierunku, a widząc go omega poddała się, wzdychając głęboko i unosząc ręce do góry w geście porażki.
- Co się stało A-Yao? – zapytał Xichen, nie rozumiejąc co takiego mogło się wydarzyć, że zapanował taki chaos.
- Nie jest dobrze Xichen – mruknął Yao, mnąc w palcach swoją czapkę z daszkiem. Czuł się kompletnie bezużyteczny, nawet uspokoić ludzi nie potrafił, bo wszyscy mieli gdzieś to co próbował powiedzieć.
- To widzę, nie rozumiem tylko, dlaczego – zauważył lekarz, marszcząc brwi, bo miał wrażenie, że wszyscy przekrzykiwali siebie nawzajem, co sprawiało, że w hali było okropnie głośno.
Mengyao też to dostrzegł, dlatego zanim zaczął tłumaczyć, wziął Xichena pod ramię i poprowadził go w kierunku sali konferencyjnej, gdzie nikogo nie było. Kiedy przeszklone drzwi zamknęły się za nimi, hałas nieco zelżał, sprawiając że mogli porozmawiać.
- Jednego z naszych kurierów znaleziono dziś rano martwego – powiedział Yao, trąc skronie, które pulsowały nieznośnym bólem.
- Jak to się stało? – zapytał lekarz spokojnie, nie tracąc opanowania.
- Przepytaliśmy jego znajomych, wczoraj wieczorem był na imprezie w klubie, o którym wcześniej docierały do nas słuchy, że jest miejscem rozprowadzania narkotyków działających na alfy i omegi. Na nieszczęście tego chłopaka, plotki okazały się prawdą. Autopsja wykazała, że przyczyną zgonu były dziwne reakcje chemiczne, które zaszły w jego ciele spowodowane tą substancją. Nie wiemy jedynie kto jest dilerem, wiemy że bywa w tym klubie. W każdym razie, kurier był dość… lubiany. Dlatego wieść o jego śmierci tak wszystkich poruszyła – wyjaśnił, zaplatając ramiona na piersi i gapiąc się za szybę, jakby próbował kogoś za nią dostrzec.
- Czy Mingjue już o tym słyszał? – zapytał Xichen, a Mengyao pokręcił głową.
- Nie było go rano, kiedy się o tym dowiedzieliśmy. Byłem tu tylko ja… nie potrafiłem ich uspokoić, a kiedy mówiłem, że to się nie powtórzy… - zaczął z goryczą w głosie, ale zaraz się zmitygował, zaciskając usta w wąską kreskę.
- W każdym razie, powinniśmy na niego zaczekać na zewnątrz. Kiedy wróci, lepiej żeby usłyszał co się naprawdę stało zamiast powielonych i kilkanaście razy zmienionych wersji wydarzeń – zauważył, a Xichen zgodził się z nim, puszczając go przodem w drzwiach.
Kiedy szli halą, natknęli się na zdezorientowanego Wanyina w towarzystwie Nie Huaisanga. Wyglądali jakby właśnie wrócili z kursu i nie do końca wiedzieli, co się w zasadzie stało. Xichen złapał młodszego za rękę i idąc za Yao poprowadził go za sobą przed budynek.
- Kontaktowałeś się już z Mingjue? – zapytał Xichen Yao, kiedy już znaleźli się na mroźnym powietrzu, z dala od zgiełku i poruszenia.
Przez chwilę Yao milczał, patrząc się w odśnieżony chodnik.
- Nie – powiedział, bo nie chciał tłumaczyć Xichenowi, że ostatnimi czasy wybieranie numeru mężczyzny nawet w ważnych sprawach, sprawiało mu okropne trudności. Jego głos przez telefon brzmiał zbyt miękko, sprawiając że serce omegi drżało, jak gdyby z nadzieją, że ten sam ton usłyszy kiedy spotkają się na żywo.
- W porządku, ja do niego zadzwonię – westchnął Xichen nienachlanie, nie wiedział, co było między tą dwójką, ale nie wydawało mu się, by zdążyli już ten temat przerobić…
Zadzwonił do mężczyzny, nie zdradzając szczegółów, jedynie informując go, że w firmie zrobił im się mały Sajgon i byłoby dobrze, gdyby przyjechał tak szybko jak potrafi. Potem usiadł na murku obok Wanyina, a widząc, że ten nie miał rękawiczek, wziął jedną z jego dłoni w swoją i obie schował w kieszeni swojego płaszcza. Czekali.
- Oczywiście, że z tobą pójdę – powiedział miękko, a potem pomógł mu się podnieść. Pożegnali się z Wen Ningiem, a potem wyszli przed laboratorium. Xichen pozwolił Wanyinowi chwilę pooddychać chłodnym powietrzem, uspokoić się i dopiero potem zabrał go na obiecany obiad.
Miejsce wybrał już jakiś czas temu, kiedy jeden z pacjentów przypomniał mu, że to miejsce istniało, miało się dobrze i nadal serwowało najlepszego grzańca pod słońcem. Czekał tylko na moment, w którym oboje będą mieli dla siebie trochę więcej czasu, by móc nacieszyć się niezwykłą atmosferą karczmy. Drugiego tak urokliwego miejsca Xichen nie kojarzył, dlatego prowadząc Wanyina po schodach, przyglądał się jego twarzy, a widzą na niej zachwyt, sam czuł się szczęśliwy.
- Też tak uważam – powiedział na komentarz omegi, pozwalając mu w spokoju rozglądać się wokół i chłonąć spokój jaki emanował z każdego kąta pokoju.
Nie przeszkodził mu, kiedy Wanyin przysiadł się bliżej i zaglądając w kartę starszego położył mu głowę na ramię. Xichen domyślał się, że przypomnienie sobie czegoś, czegokolwiek z poprzedniego życia musiało być dla niego trudne, tak samo jak czekanie na fakty, które kryły się za tym strzępkiem informacji. Dlatego chciał pomóc mu się zrelaksować.
- Hmm? – mruknął pytająco, słysząc pytanie, a kiedy uzyskał odpowiedź, poczuł jak jego serce roztapia się jak płatek śniegu. Na chwilę odłożył kartę, odwracając się, by złapać twarz mężczyzny w swoje dłonie i spojrzeć mu prosto w oczy.
- Już na tobie polegam, Wanyin. Jesteś znacznie silniejszy niż ci się wydaje – powiedział, pochylając się, by złożyć na jego czole czułego całusa. Jego głos był miękki, ale pewny, nie próbował go wcale pocieszyć, mówił mu tylko szczerą prawdę, w którą sam wierzył. – Z twoją siłą, determinacją i bystrym umysłem wszyscy powinni się liczyć, a ty powinieneś go docenić – dodał, głaszcząc policzki mężczyzny palcami. – Więcej wiary w siebie, bo zarówno ty, jak i ja, mamy w co wierzyć – powiedział pewnie, nie pozwalając mu odwrócić wzroku dopóki się z nim nie zgodził. A kiedy już to zrobił, na twarz lekarza wrócił pogodny uśmiech. Usiadł bardziej prosto, zarzucając ramię na oparcie, tuż za plecami Wanyina, by móc go obejmować, kiedy sięgnął po kartę.
- Słyszałem, że mają tu wyborne grzane wino – zaczął konwersacyjnym tonem, rzucając młodszemu zaczepny uśmieszek. – Ale z racji tego, że ja prowadzę, chyba skuszę się na gorącą czekoladę, za to ty się nie krępuj jeśli masz na coś ochotę – zachęcił go, ale nie podał mu karty do ręki, tylko sam ją trzymał, przysuwając się bliżej, by móc go ciaśniej objąć jednym ramieniem i z premedytacją, oprzeć swoje udo o jego nogę na całej długości. Zapowiadał im się bardzo przyjemny i spokojny wieczór, zamierzał więc z niego korzystać tak bardzo jak tylko zdołał…
Kiedy następnego dnia Xichen kierował swoje auto w stronę Organizacji, nie spodziewał się zastać w niej takiego chaosu. Wszędzie walały się paczki, kurierzy biegali w tę i z powrotem, a w środku tego wszystkiego Mengyao próbował przywrócić firmie względny spokój. Nie szło mu jednak zbyt dobrze, wszyscy wydawali się zbyt przejęci, by zwracać na niskiego mężczyznę uwagę. Xichen przepchnął się w jego kierunku, a widząc go omega poddała się, wzdychając głęboko i unosząc ręce do góry w geście porażki.
- Co się stało A-Yao? – zapytał Xichen, nie rozumiejąc co takiego mogło się wydarzyć, że zapanował taki chaos.
- Nie jest dobrze Xichen – mruknął Yao, mnąc w palcach swoją czapkę z daszkiem. Czuł się kompletnie bezużyteczny, nawet uspokoić ludzi nie potrafił, bo wszyscy mieli gdzieś to co próbował powiedzieć.
- To widzę, nie rozumiem tylko, dlaczego – zauważył lekarz, marszcząc brwi, bo miał wrażenie, że wszyscy przekrzykiwali siebie nawzajem, co sprawiało, że w hali było okropnie głośno.
Mengyao też to dostrzegł, dlatego zanim zaczął tłumaczyć, wziął Xichena pod ramię i poprowadził go w kierunku sali konferencyjnej, gdzie nikogo nie było. Kiedy przeszklone drzwi zamknęły się za nimi, hałas nieco zelżał, sprawiając że mogli porozmawiać.
- Jednego z naszych kurierów znaleziono dziś rano martwego – powiedział Yao, trąc skronie, które pulsowały nieznośnym bólem.
- Jak to się stało? – zapytał lekarz spokojnie, nie tracąc opanowania.
- Przepytaliśmy jego znajomych, wczoraj wieczorem był na imprezie w klubie, o którym wcześniej docierały do nas słuchy, że jest miejscem rozprowadzania narkotyków działających na alfy i omegi. Na nieszczęście tego chłopaka, plotki okazały się prawdą. Autopsja wykazała, że przyczyną zgonu były dziwne reakcje chemiczne, które zaszły w jego ciele spowodowane tą substancją. Nie wiemy jedynie kto jest dilerem, wiemy że bywa w tym klubie. W każdym razie, kurier był dość… lubiany. Dlatego wieść o jego śmierci tak wszystkich poruszyła – wyjaśnił, zaplatając ramiona na piersi i gapiąc się za szybę, jakby próbował kogoś za nią dostrzec.
- Czy Mingjue już o tym słyszał? – zapytał Xichen, a Mengyao pokręcił głową.
- Nie było go rano, kiedy się o tym dowiedzieliśmy. Byłem tu tylko ja… nie potrafiłem ich uspokoić, a kiedy mówiłem, że to się nie powtórzy… - zaczął z goryczą w głosie, ale zaraz się zmitygował, zaciskając usta w wąską kreskę.
- W każdym razie, powinniśmy na niego zaczekać na zewnątrz. Kiedy wróci, lepiej żeby usłyszał co się naprawdę stało zamiast powielonych i kilkanaście razy zmienionych wersji wydarzeń – zauważył, a Xichen zgodził się z nim, puszczając go przodem w drzwiach.
Kiedy szli halą, natknęli się na zdezorientowanego Wanyina w towarzystwie Nie Huaisanga. Wyglądali jakby właśnie wrócili z kursu i nie do końca wiedzieli, co się w zasadzie stało. Xichen złapał młodszego za rękę i idąc za Yao poprowadził go za sobą przed budynek.
- Kontaktowałeś się już z Mingjue? – zapytał Xichen Yao, kiedy już znaleźli się na mroźnym powietrzu, z dala od zgiełku i poruszenia.
Przez chwilę Yao milczał, patrząc się w odśnieżony chodnik.
- Nie – powiedział, bo nie chciał tłumaczyć Xichenowi, że ostatnimi czasy wybieranie numeru mężczyzny nawet w ważnych sprawach, sprawiało mu okropne trudności. Jego głos przez telefon brzmiał zbyt miękko, sprawiając że serce omegi drżało, jak gdyby z nadzieją, że ten sam ton usłyszy kiedy spotkają się na żywo.
- W porządku, ja do niego zadzwonię – westchnął Xichen nienachlanie, nie wiedział, co było między tą dwójką, ale nie wydawało mu się, by zdążyli już ten temat przerobić…
Zadzwonił do mężczyzny, nie zdradzając szczegółów, jedynie informując go, że w firmie zrobił im się mały Sajgon i byłoby dobrze, gdyby przyjechał tak szybko jak potrafi. Potem usiadł na murku obok Wanyina, a widząc, że ten nie miał rękawiczek, wziął jedną z jego dłoni w swoją i obie schował w kieszeni swojego płaszcza. Czekali.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ — Przez dwie godziny opowiadał mi o swoim kocie z rozwolnieniem żołądka. Wyobrażasz to sobie? Dwie godziny słuchania o wypróżniającym się kocie! — Huaisang skrzywił się na samo wspomnienie o nieszczęsnej randce, którą zaliczył w ten weekend, chociaż im częściej do tego wracał, tym coraz bardziej upewniał się, że wolałby chyba jednak nigdy jej nie mieć.
____ — Miał przed sobą prawdziwego kociaka i nie skorzystał? — zażartował Wanyin, śmiejąc się cicho na historię swojego przyjaciela. Trochę mu współczuł, bo widział jak ten bardzo zaangażowany był w znalezienie sobie kogoś. Może nawet aż odrobinę za bardzo.
____ — Nawet na mnie nie spojrzał. Może gdybym wysmarował się tuńczykiem, to chociaż pachniałbym jak ten jego kot. Yhhhh, dlaczego ja muszę zawsze trafiać na takich powaleńców?
____ — Może dlatego, że nadal próbujesz umawiać się z ludźmi z Tindera? — wzruszył ramionami, uśmiechając się co jakiś czas, kiedy Huaisang wydawał się coraz bardziej załamany po kolejnej nieudanej randce. Sam na szczęście nie miał takiego problemu i nigdy nawet nie spotkał się z sytuacją, w której jego spotkanie okazałoby się niewypałem. Być może dlatego, że naprawdę świetnie dobrali się z Xichenem i Wanyin nie musiał martwić się, że kiedyś spotka go to samo, co jego przyjaciela.
____ — Nie moja wina, że zabrałeś sobie najlepsze ciacho w mieście i nic mi nie zostało — odgryzł się młodszy, szturchając ciemnowłosego w ramię, dopóki ten się nie speszył. Xichen był nieziemsko przystojny i wiedział przecież jak wiele osobom się podobał. Nigdy też nie przypuszczał i nawet nie zakładał, że ten wybierze akurat jego.
Zatrzymali się przed bramą wjazdową do budynku Organizacji, która ku zaskoczeniu ich obu, była nadal zamknięta, mimo że można było spodziewać się ich powrotu ze zmiany. Huaisang marudząc pod nosem, wysiadł wreszcie z auta i otworzył ręcznie bramę tak aby starszy mógł wprowadzić auto dostawcze. Kiedy obaj znaleźli się w budynku, Wanyin zatrzymał się na chwilę w miejscu, próbując połapać się w tym, co aktualnie się działo. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że już wrócili i większość osób w popłochu zajmowała się swoją pracą. Panował rozgardiasz, w dodatku co chwila ktoś próbował kogoś przekrzyczeć. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek było tu aż tak nerwowo.
____ — Podobno ktoś z naszych został znaleziony martwy ostatniej nocy — odparł cicho Sang, poniekąd orientując się w plotkach, które zaczęły krążyć między pracownikami za nim doniesienia ujrzały światło dzienne. Wanyin zamarł na moment, nie spodziewając się takich informacji. Ktoś... został zamordowany?
Za nim zdążył choćby zapytać co się tu stało, został pochwycony za rękę i zgarnięty przez Xichena, który również musiał przyjechać wcześniej do Organizacji. Otworzył z zaskoczenia usta, próbując coś powiedzieć, kiedy szli w stronę wyjścia z budynku. Szybko jednak zrezygnował z zadawania pytań, przysłuchując tylko rozmowie starszego z Mengyao, którzy sami wydawali się tak samo przejęci tym, co się stało.
Przysiedli na murku obok budynku, czekając na Mingjue, który nie pokazał się jeszcze w pracy. Wanyin wciąż nie odzywał się uważając, że nie do końca pasował do tego, aby uczestniczyć w tej rozmowie. Miał zamiar wrócić do środka, gdyby nie Xichen, który zgarnąwszy jego dłonie, wcisnął je do kieszeni swojego płaszcza, zastanawiając je w środku. Młodszy poczuł wyraźne ciepło rozgrzewające go od środka i ostatecznie został obok starszego, nieśmiało zaplatając jego palce ze swoimi.
Mingjue dołączył do nich po niespełna dziesięciu minutach, zatrzymując swój samochód przy miejscu, gdzie czekała na nich cała trójka. Już wysiadając z auta, dało się zauważyć, że mężczyzna był wyraźnie spięty. Na jego ostro zarysowanej twarzy dało się dostrzec wyraźne zmęczenie.
____ — Co się dzieje? — zapytał wprost, zerkając najpierw na Yao, a kiedy ten uciekł od niego wzrokiem, przeniósł swoje spojrzenie na Xichena.
Z każdymi kolejnymi słowami wyjaśnienia, szczęka mężczyzny napinała się coraz bardziej, choć wciąż starał się zachowywać spokój, nie dając ponieść się emocjom. Było jednak widać, że nie przewidział takiego obrotu spraw. Poczuł ukłucie winy, że nie zapewnił wystarczającego bezpieczeństwa swoim pracownikom. Nie mógł teraz dopuścić do wybuchu paniki wśród reszty pracowników.
____ — Chodźcie za mną — ruszył jako pierwszy w stronę hali. Tak jak się spodziewał, w środku nadal panowało poruszenie i nikt nawet nie zwrócił uwagi na obecność ich szefa.
____ — Cisza! — donośny, gruby głos mężczyzny stłumił wszystkie rozmowy tak, że już po chwili w całym budynku zapadło grobowe milczenie. Wanyin aż wzdrygnął się na krzyk starszego, nie spodziewając, że uda mu się od razu przywołać porządek. Kiedy wzrok wszystkich skupił się na postawnej sylwetce ich szefa, Mingjue westchnął pozbywając się resztek żalu i mówił dalej: — Nikt więcej nie zginie. Luo Sheng sam zaoferował się, że na własną rękę znajdzie dilera. Powinienem był go powstrzymać. Wszystkie osoby uczestniczące w sprawie narkotykowej zostają wyłączone do odwołania. Dopilnuję, aby sprawca został odnaleziony, a jego śmierć upamiętniona.
Po tych słowach nikt dalej nie śmiał się odezwać, choć dzięki Mingjue zapanował wyraźny spokój. Większość osób zapewne poczuła też ulgę, że nie będzie musiała uczestniczyć dalej w tej sprawie. To zrozumiałe, że ludzie bali się bycia kolejną ofiarą łowców. Starszy poczekał aż wszyscy wrócą do pracy, a chwilę później zgarnął Xichena, Mengyao i Wanyina do swojego biura, gdzie nikt nie miał możliwości ich usłyszeć.
____ — Wanyin, chcę żebyś sprawdził ten klub, w którym zginął Luo Sheng. Pójdziesz w roli nastolatka i spróbujesz odnaleźć dilera, a towarzyszyć będzie mi Yao. Ja z Xichenem zapewnimy wam ochronę za plecami — wyjaśnił spokojnie starszy, zerkając na reakcję każdego z nich. Sam nie dałby rady tak dobrze wtopić się w otoczenie jak ich dwójka. W końcu Wanyin nadal był najmłodszy z nich wszystkich z ogromnym potencjałem, a Mengyao posiadał niesamowitą zdolność dopasowywania się w tłumie.
Młodszy wzdrygnął się na swoje imię, patrząc zaskoczony na mężczyznę. Nie był przygotowany na to, że zostanie nagle wciągnięty w wir tej sprawy. Miał ochotę odmówić.
____ — W porządku — odpowiedział natychmiast, za nim naszłyby go wątpliwości, dlaczego nie powinien tego robić. Nawet jeśli nie widziała mu się współpraca z Mengyao, miał zamiar udowodnić, że wyraźnie poprawił swoje umiejętności. Nie miał zamiaru teraz stchórzyć.
— Tylko... nie jestem pewien czym mam coś, w czym da się wyjść do klubu... — dodał po chwili ciszy, orientując się, że przecież nie wychodził do tego typu miejsc ani nie imprezował, odkąd Xichen przygarnął go ze szpitala.
____ — Miał przed sobą prawdziwego kociaka i nie skorzystał? — zażartował Wanyin, śmiejąc się cicho na historię swojego przyjaciela. Trochę mu współczuł, bo widział jak ten bardzo zaangażowany był w znalezienie sobie kogoś. Może nawet aż odrobinę za bardzo.
____ — Nawet na mnie nie spojrzał. Może gdybym wysmarował się tuńczykiem, to chociaż pachniałbym jak ten jego kot. Yhhhh, dlaczego ja muszę zawsze trafiać na takich powaleńców?
____ — Może dlatego, że nadal próbujesz umawiać się z ludźmi z Tindera? — wzruszył ramionami, uśmiechając się co jakiś czas, kiedy Huaisang wydawał się coraz bardziej załamany po kolejnej nieudanej randce. Sam na szczęście nie miał takiego problemu i nigdy nawet nie spotkał się z sytuacją, w której jego spotkanie okazałoby się niewypałem. Być może dlatego, że naprawdę świetnie dobrali się z Xichenem i Wanyin nie musiał martwić się, że kiedyś spotka go to samo, co jego przyjaciela.
____ — Nie moja wina, że zabrałeś sobie najlepsze ciacho w mieście i nic mi nie zostało — odgryzł się młodszy, szturchając ciemnowłosego w ramię, dopóki ten się nie speszył. Xichen był nieziemsko przystojny i wiedział przecież jak wiele osobom się podobał. Nigdy też nie przypuszczał i nawet nie zakładał, że ten wybierze akurat jego.
Zatrzymali się przed bramą wjazdową do budynku Organizacji, która ku zaskoczeniu ich obu, była nadal zamknięta, mimo że można było spodziewać się ich powrotu ze zmiany. Huaisang marudząc pod nosem, wysiadł wreszcie z auta i otworzył ręcznie bramę tak aby starszy mógł wprowadzić auto dostawcze. Kiedy obaj znaleźli się w budynku, Wanyin zatrzymał się na chwilę w miejscu, próbując połapać się w tym, co aktualnie się działo. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że już wrócili i większość osób w popłochu zajmowała się swoją pracą. Panował rozgardiasz, w dodatku co chwila ktoś próbował kogoś przekrzyczeć. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek było tu aż tak nerwowo.
____ — Podobno ktoś z naszych został znaleziony martwy ostatniej nocy — odparł cicho Sang, poniekąd orientując się w plotkach, które zaczęły krążyć między pracownikami za nim doniesienia ujrzały światło dzienne. Wanyin zamarł na moment, nie spodziewając się takich informacji. Ktoś... został zamordowany?
Za nim zdążył choćby zapytać co się tu stało, został pochwycony za rękę i zgarnięty przez Xichena, który również musiał przyjechać wcześniej do Organizacji. Otworzył z zaskoczenia usta, próbując coś powiedzieć, kiedy szli w stronę wyjścia z budynku. Szybko jednak zrezygnował z zadawania pytań, przysłuchując tylko rozmowie starszego z Mengyao, którzy sami wydawali się tak samo przejęci tym, co się stało.
Przysiedli na murku obok budynku, czekając na Mingjue, który nie pokazał się jeszcze w pracy. Wanyin wciąż nie odzywał się uważając, że nie do końca pasował do tego, aby uczestniczyć w tej rozmowie. Miał zamiar wrócić do środka, gdyby nie Xichen, który zgarnąwszy jego dłonie, wcisnął je do kieszeni swojego płaszcza, zastanawiając je w środku. Młodszy poczuł wyraźne ciepło rozgrzewające go od środka i ostatecznie został obok starszego, nieśmiało zaplatając jego palce ze swoimi.
Mingjue dołączył do nich po niespełna dziesięciu minutach, zatrzymując swój samochód przy miejscu, gdzie czekała na nich cała trójka. Już wysiadając z auta, dało się zauważyć, że mężczyzna był wyraźnie spięty. Na jego ostro zarysowanej twarzy dało się dostrzec wyraźne zmęczenie.
____ — Co się dzieje? — zapytał wprost, zerkając najpierw na Yao, a kiedy ten uciekł od niego wzrokiem, przeniósł swoje spojrzenie na Xichena.
Z każdymi kolejnymi słowami wyjaśnienia, szczęka mężczyzny napinała się coraz bardziej, choć wciąż starał się zachowywać spokój, nie dając ponieść się emocjom. Było jednak widać, że nie przewidział takiego obrotu spraw. Poczuł ukłucie winy, że nie zapewnił wystarczającego bezpieczeństwa swoim pracownikom. Nie mógł teraz dopuścić do wybuchu paniki wśród reszty pracowników.
____ — Chodźcie za mną — ruszył jako pierwszy w stronę hali. Tak jak się spodziewał, w środku nadal panowało poruszenie i nikt nawet nie zwrócił uwagi na obecność ich szefa.
____ — Cisza! — donośny, gruby głos mężczyzny stłumił wszystkie rozmowy tak, że już po chwili w całym budynku zapadło grobowe milczenie. Wanyin aż wzdrygnął się na krzyk starszego, nie spodziewając, że uda mu się od razu przywołać porządek. Kiedy wzrok wszystkich skupił się na postawnej sylwetce ich szefa, Mingjue westchnął pozbywając się resztek żalu i mówił dalej: — Nikt więcej nie zginie. Luo Sheng sam zaoferował się, że na własną rękę znajdzie dilera. Powinienem był go powstrzymać. Wszystkie osoby uczestniczące w sprawie narkotykowej zostają wyłączone do odwołania. Dopilnuję, aby sprawca został odnaleziony, a jego śmierć upamiętniona.
Po tych słowach nikt dalej nie śmiał się odezwać, choć dzięki Mingjue zapanował wyraźny spokój. Większość osób zapewne poczuła też ulgę, że nie będzie musiała uczestniczyć dalej w tej sprawie. To zrozumiałe, że ludzie bali się bycia kolejną ofiarą łowców. Starszy poczekał aż wszyscy wrócą do pracy, a chwilę później zgarnął Xichena, Mengyao i Wanyina do swojego biura, gdzie nikt nie miał możliwości ich usłyszeć.
____ — Wanyin, chcę żebyś sprawdził ten klub, w którym zginął Luo Sheng. Pójdziesz w roli nastolatka i spróbujesz odnaleźć dilera, a towarzyszyć będzie mi Yao. Ja z Xichenem zapewnimy wam ochronę za plecami — wyjaśnił spokojnie starszy, zerkając na reakcję każdego z nich. Sam nie dałby rady tak dobrze wtopić się w otoczenie jak ich dwójka. W końcu Wanyin nadal był najmłodszy z nich wszystkich z ogromnym potencjałem, a Mengyao posiadał niesamowitą zdolność dopasowywania się w tłumie.
Młodszy wzdrygnął się na swoje imię, patrząc zaskoczony na mężczyznę. Nie był przygotowany na to, że zostanie nagle wciągnięty w wir tej sprawy. Miał ochotę odmówić.
____ — W porządku — odpowiedział natychmiast, za nim naszłyby go wątpliwości, dlaczego nie powinien tego robić. Nawet jeśli nie widziała mu się współpraca z Mengyao, miał zamiar udowodnić, że wyraźnie poprawił swoje umiejętności. Nie miał zamiaru teraz stchórzyć.
— Tylko... nie jestem pewien czym mam coś, w czym da się wyjść do klubu... — dodał po chwili ciszy, orientując się, że przecież nie wychodził do tego typu miejsc ani nie imprezował, odkąd Xichen przygarnął go ze szpitala.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen wierzył, że poczekanie na Mingjue było najlepszym rozwiązaniem i kiedy tylko przyjaciel w jednym słowie zdołał wszystkich uspokoić, wiedział, że miał rację. Sam czasem był po prostu zbyt spokojny by dotrzeć do ludzi ogarniętych masową paniką. Nawet jeśli nazywali go Najwspanialszym Panem, uważał że nie bez powodu to właśnie Mingjue był głównym szefem organizacji, podczas gdy on był tylko i aż wspólnikiem. Nie zawiódł się, a słowa i decyzja jaką podjął, w tak krótkim tylko czasie utwierdzała go w przekonaniu, że naprawdę był odpowiednim człowiekiem w odpowiednim miejscu. Podziwiał go i wiedział, że reszta również patrzyła na niego jak na górę, o którą można się było oprzeć. Jednak co w tym wszystkim było najważniejsze, Mingjue miał siłę, by sprostać pokładanym w nim zaufaniu, dlatego i Xichen mu ufał. Kiedy za zamkniętymi drzwiami gabinetu mężczyzny to Wanyin otrzymał misję do wykonania, wierzył w słuszność jego decyzji. No i sam uważał, że brunet nadawał się idealnie. W towarzystwie Mengyao, który był zbyt sprytny na to by dać się złapać, z młodzieńczym wigorem, który w sobie miał, odrobiną naiwności i uroczej niewinności, nadawał się idealnie.
- Poradzisz sobie – powiedział pewnie, czekając na decyzję Wanyina, a kiedy ten się zgodził, posłał mu ciepły, pełen otuchy uśmiech. On i Mingjue mieli być cały czas w pobliżu, pilnować, by nic im się nie stało i zamierzał się mocno przyłożyć, by tak właśnie było. Wiedział, że przyjaciel też nigdy by nie pozwolił, by razem z nimi groziło im jakieś realne zagrożenie, nie martwił się więc za bardzo. A przynajmniej, starał się nie martwić, w głowie układając listę rzeczy, które będą mu potrzebne.
Słysząc, że Wanyin w zasadzie nie miał niczego, co nadawałoby się do klubu, zagryzł wargę, zastanawiając się, czy jeśli zaprosi mężczyznę na zakupy, do tego będzie chciał zapłacić, czy Wanyin w ogóle się zgodził, ale nie zdążył tego zaproponować. W pomieszczeniu rozległo się głośne westchnienie Yao.
- Pożyczę ci coś – zaproponował, czym odrobinę zaskoczył Xichena, ale ostatecznie sprawił, że na twarzy lekarza pojawił się miękki uśmiech. Yao mógł mieć o sobie złe mniemanie, ale pediatra wierzył, że w głębi duszy był naprawdę miły i dobry, czasem tylko nie potrafił tego w odpowiedni sposób wyrazić, bo uważał, że to zniszczy jego wizerunek silnej osoby.
- W takim razie, wy się uszykujcie, ja zarezerwuję dwa stoliki w tym klubie, jeden dla mnie i Mingjue w sekcji dla VIP-ów, która powinna być powyżej i z której powinniśmy mieć pogląd na całą salę i drugi dla was, poniżej. Spróbujemy się też dostać do środka przed otwarciem i rozejrzeć za ewentualnymi drogami ucieczki – powiedział Xichen, wyjmując telefon z kieszeni.
- W porządku, w takim razie my się musimy zrobić na bóstwa – stwierdził poważnie Mengyao, obrzucając Wanyina spojrzeniem od góry do dołu. – I z tego co widzę, mamy sporo pracy…
— Masz rację. Twarzy nie wymienimy ci w jeden dzień, z tym może być problem — uśmiechnął się ironicznie. Nie miał zamiaru puszczać mimo uszu tego, że ten najwyraźniej Mengyao miał zamiar skorzystać z okazji, aby mu dopiec. Obaj posiadali równie cięty język.
Po uwadze Wanyina w pomieszczeniu przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie kaszlem Mingjue, którym próbował zamaskować śmiech. Yao patrzył na niego, a na jego ustach pojawiał się coraz bardziej uprzejmy i słodki uśmiech, który wywołał w jego policzkach urocze dołeczki.
- Jeśli chciałeś mnie obrazić, gratuluję, nie udało ci się. Brakuje ci co najmniej pięciu lat i dziesięciu centymetrów wzrostu, żeby być w tym mistrzem – powiedział, a w jego przesiąkniętym słodyczą głosie brzmiała pewna ostrość, która skierowana była do kogoś innego…
Mingjue odchrząknął słysząc odpowiedź Yao. Mimowolnie zerknął w jego kierunku, a z jego twarzy zniknął wcześniejszy uśmiech, zastąpiony wyraźnym niedowierzaniem. Nie spodziewał się na pewno, że sam zostanie wciągnięty w niby niewinne przepychanki, które w przypadku jego i Mengyao, miały swoje drugie dno. Wiedział przecież doskonale, że chodziło o niego, a jednak nie spodziewał się, że zostanie w tym tak dosadnie uświadomiony. Za nim Wanyin zdążył cokolwiek odpowiedzieć, starszy wstał zza biurka i otworzył przed nimi drzwi, zachęcając do wyjścia.
— Proponuję żebyście przenieśli swoje zaczepki do garderoby i udowodnili, kto zrobi się na większe bóstwo — odparł, starając się puścić mimo uszu to, co przed chwilą usłyszał. I prawdopodobnie tylko Xichen zauważył, jak mocno zmieszały go słowa Yao.
- Yao… - zaczął Xichen, ale nie dokończył, zdezorientowany sytuacją. W pierwszej chwili nie wierzył w to, że Wanyin tak otwarcie powiedział coś tak wrednego, do jego przyjaciela, potem sam omega rzucił oskarżeniami, Mingjue ich wyprosił i lekarz nie był pewien, co powiedzieć, by załagodzić sytuację.
Ale Jin Guangyao nie chciał, by Xichen ją łagodził. Bo to nie była sprawa między nimi, tylko pomiędzy nim, Nie Mingjue i Wanyinem. Nie chciał, by pediatra się wtrącał, by tracił dobre relacje z jego powodu. Nie wybaczyłby sobie tego.
- Wychodzimy, prześlijcie mi potrzebne informacje kiedy się czegoś dowiecie – powiedział sucho, a potem wyszedł, wciskając swoją czapkę na głowę.
- Wanyin… wiem, że się nie lubicie, ale może chociaż spróbujesz się z nim dogadać? – poprosił cicho Xichen zanim młodszy opuścił pomieszczenie. Nie chciał go do niczego zmuszać i nie to miał na myśli, jedynie… żal mu było, kiedy dwie z trzech najważniejszych osób w jego życiu skakały sobie do gardła. Do tego dochodził jeszcze Mingjue…
- Myślałem, że ostatnio zaczęło się między wami trochę lepiej układać – powiedział miękko do przyjaciela, kiedy drzwi za Wanyinem się zamknęły, a on zajął miejsce po drugiej stronie biurka, naprzeciwko Nie Mingjue. – A jednak, jest gorzej niż było. Coś się stało? – zapytał, bo nie mógł dłużej udawać, że niczego nie widział.
Jin Guangyao nie odezwał się do Wanyina ani słowem przez całą drogę do jego mieszkania. Kiedy przechodzili przez magazyn Organizacji, kiedy wsiadali do małego, sportowego autka mężczyzny, ani kiedy w końcu znaleźli się pod należącą do niego kamienicą. Wchodząc do sklepu z perfumami, uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju, a jego pracownice przywitały go z radością, zagadując na chwilę i prosząc o porady w doborze zapachu dla ważnego klienta. Mężczyzna poświęcił im dobre pół godziny, nie przejmując się w tym czasie Wanyinem, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem, choć na ustach kwitł mu ciągle ten sam, zbyt szczery uśmiech.
- Zapakujcie to ładnie i pamiętajcie o gratisowych testerach zanim wyślecie – pouczył jeszcze kobiety, zanim życzył im udanego dnia i poprowadził Wanyina do drzwi na zapleczu, które wychodziły na klatkę schodową.
Wspięli się na drugie piętro. Mężczyzna wyjął klucze z kieszeni i otworzył drzwi przerażająco cichego i pustego mieszkania. Przez chwilę pomyślał, że może przydałby mu się kot? Przynajmniej ktoś witałby go po powrocie z pracy…
- Napijesz się czegoś? – zapytał, kiedy zdjęli buty i kurtki i znaleźli się w przytulnej, ale sterylnie czystej kuchni. Widać było, że nikt w niej nie gotował.
Otrzymawszy odpowiedź, nawet jeśli pięć łyżeczek cukru go zaskoczyło, przygotował napar bez mrugnięcia okiem, sobie również parząc mocną, ale z jedną łyżeczką i odrobiną mleka kawę. Kiedy były gotowe, wziął oba kubki w dłonie i poprowadził Wanyina w głąb mieszkania, które było tak samo puste, ciche i czyste, aż dotarli do garderoby. Tam Yao odstawił oba kubki na mały stoliczek i sam zasiadłszy w fotelu, machnął przyzwalająco ręką.
- Wybieraj - powiedział, nie zamierzając się więcej odzywać. Był zmęczony. Nie miał ochoty na zaczepki, a przed nimi była cała noc, podczas której musieli udawać, że się lubią. Stwierdził, że będzie mu łatwiej jeśli do tego czasu pokłócą się mniej razy...
- Poradzisz sobie – powiedział pewnie, czekając na decyzję Wanyina, a kiedy ten się zgodził, posłał mu ciepły, pełen otuchy uśmiech. On i Mingjue mieli być cały czas w pobliżu, pilnować, by nic im się nie stało i zamierzał się mocno przyłożyć, by tak właśnie było. Wiedział, że przyjaciel też nigdy by nie pozwolił, by razem z nimi groziło im jakieś realne zagrożenie, nie martwił się więc za bardzo. A przynajmniej, starał się nie martwić, w głowie układając listę rzeczy, które będą mu potrzebne.
Słysząc, że Wanyin w zasadzie nie miał niczego, co nadawałoby się do klubu, zagryzł wargę, zastanawiając się, czy jeśli zaprosi mężczyznę na zakupy, do tego będzie chciał zapłacić, czy Wanyin w ogóle się zgodził, ale nie zdążył tego zaproponować. W pomieszczeniu rozległo się głośne westchnienie Yao.
- Pożyczę ci coś – zaproponował, czym odrobinę zaskoczył Xichena, ale ostatecznie sprawił, że na twarzy lekarza pojawił się miękki uśmiech. Yao mógł mieć o sobie złe mniemanie, ale pediatra wierzył, że w głębi duszy był naprawdę miły i dobry, czasem tylko nie potrafił tego w odpowiedni sposób wyrazić, bo uważał, że to zniszczy jego wizerunek silnej osoby.
- W takim razie, wy się uszykujcie, ja zarezerwuję dwa stoliki w tym klubie, jeden dla mnie i Mingjue w sekcji dla VIP-ów, która powinna być powyżej i z której powinniśmy mieć pogląd na całą salę i drugi dla was, poniżej. Spróbujemy się też dostać do środka przed otwarciem i rozejrzeć za ewentualnymi drogami ucieczki – powiedział Xichen, wyjmując telefon z kieszeni.
- W porządku, w takim razie my się musimy zrobić na bóstwa – stwierdził poważnie Mengyao, obrzucając Wanyina spojrzeniem od góry do dołu. – I z tego co widzę, mamy sporo pracy…
— Masz rację. Twarzy nie wymienimy ci w jeden dzień, z tym może być problem — uśmiechnął się ironicznie. Nie miał zamiaru puszczać mimo uszu tego, że ten najwyraźniej Mengyao miał zamiar skorzystać z okazji, aby mu dopiec. Obaj posiadali równie cięty język.
Po uwadze Wanyina w pomieszczeniu przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie kaszlem Mingjue, którym próbował zamaskować śmiech. Yao patrzył na niego, a na jego ustach pojawiał się coraz bardziej uprzejmy i słodki uśmiech, który wywołał w jego policzkach urocze dołeczki.
- Jeśli chciałeś mnie obrazić, gratuluję, nie udało ci się. Brakuje ci co najmniej pięciu lat i dziesięciu centymetrów wzrostu, żeby być w tym mistrzem – powiedział, a w jego przesiąkniętym słodyczą głosie brzmiała pewna ostrość, która skierowana była do kogoś innego…
Mingjue odchrząknął słysząc odpowiedź Yao. Mimowolnie zerknął w jego kierunku, a z jego twarzy zniknął wcześniejszy uśmiech, zastąpiony wyraźnym niedowierzaniem. Nie spodziewał się na pewno, że sam zostanie wciągnięty w niby niewinne przepychanki, które w przypadku jego i Mengyao, miały swoje drugie dno. Wiedział przecież doskonale, że chodziło o niego, a jednak nie spodziewał się, że zostanie w tym tak dosadnie uświadomiony. Za nim Wanyin zdążył cokolwiek odpowiedzieć, starszy wstał zza biurka i otworzył przed nimi drzwi, zachęcając do wyjścia.
— Proponuję żebyście przenieśli swoje zaczepki do garderoby i udowodnili, kto zrobi się na większe bóstwo — odparł, starając się puścić mimo uszu to, co przed chwilą usłyszał. I prawdopodobnie tylko Xichen zauważył, jak mocno zmieszały go słowa Yao.
- Yao… - zaczął Xichen, ale nie dokończył, zdezorientowany sytuacją. W pierwszej chwili nie wierzył w to, że Wanyin tak otwarcie powiedział coś tak wrednego, do jego przyjaciela, potem sam omega rzucił oskarżeniami, Mingjue ich wyprosił i lekarz nie był pewien, co powiedzieć, by załagodzić sytuację.
Ale Jin Guangyao nie chciał, by Xichen ją łagodził. Bo to nie była sprawa między nimi, tylko pomiędzy nim, Nie Mingjue i Wanyinem. Nie chciał, by pediatra się wtrącał, by tracił dobre relacje z jego powodu. Nie wybaczyłby sobie tego.
- Wychodzimy, prześlijcie mi potrzebne informacje kiedy się czegoś dowiecie – powiedział sucho, a potem wyszedł, wciskając swoją czapkę na głowę.
- Wanyin… wiem, że się nie lubicie, ale może chociaż spróbujesz się z nim dogadać? – poprosił cicho Xichen zanim młodszy opuścił pomieszczenie. Nie chciał go do niczego zmuszać i nie to miał na myśli, jedynie… żal mu było, kiedy dwie z trzech najważniejszych osób w jego życiu skakały sobie do gardła. Do tego dochodził jeszcze Mingjue…
- Myślałem, że ostatnio zaczęło się między wami trochę lepiej układać – powiedział miękko do przyjaciela, kiedy drzwi za Wanyinem się zamknęły, a on zajął miejsce po drugiej stronie biurka, naprzeciwko Nie Mingjue. – A jednak, jest gorzej niż było. Coś się stało? – zapytał, bo nie mógł dłużej udawać, że niczego nie widział.
Jin Guangyao nie odezwał się do Wanyina ani słowem przez całą drogę do jego mieszkania. Kiedy przechodzili przez magazyn Organizacji, kiedy wsiadali do małego, sportowego autka mężczyzny, ani kiedy w końcu znaleźli się pod należącą do niego kamienicą. Wchodząc do sklepu z perfumami, uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju, a jego pracownice przywitały go z radością, zagadując na chwilę i prosząc o porady w doborze zapachu dla ważnego klienta. Mężczyzna poświęcił im dobre pół godziny, nie przejmując się w tym czasie Wanyinem, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem, choć na ustach kwitł mu ciągle ten sam, zbyt szczery uśmiech.
- Zapakujcie to ładnie i pamiętajcie o gratisowych testerach zanim wyślecie – pouczył jeszcze kobiety, zanim życzył im udanego dnia i poprowadził Wanyina do drzwi na zapleczu, które wychodziły na klatkę schodową.
Wspięli się na drugie piętro. Mężczyzna wyjął klucze z kieszeni i otworzył drzwi przerażająco cichego i pustego mieszkania. Przez chwilę pomyślał, że może przydałby mu się kot? Przynajmniej ktoś witałby go po powrocie z pracy…
- Napijesz się czegoś? – zapytał, kiedy zdjęli buty i kurtki i znaleźli się w przytulnej, ale sterylnie czystej kuchni. Widać było, że nikt w niej nie gotował.
Otrzymawszy odpowiedź, nawet jeśli pięć łyżeczek cukru go zaskoczyło, przygotował napar bez mrugnięcia okiem, sobie również parząc mocną, ale z jedną łyżeczką i odrobiną mleka kawę. Kiedy były gotowe, wziął oba kubki w dłonie i poprowadził Wanyina w głąb mieszkania, które było tak samo puste, ciche i czyste, aż dotarli do garderoby. Tam Yao odstawił oba kubki na mały stoliczek i sam zasiadłszy w fotelu, machnął przyzwalająco ręką.
- Wybieraj - powiedział, nie zamierzając się więcej odzywać. Był zmęczony. Nie miał ochoty na zaczepki, a przed nimi była cała noc, podczas której musieli udawać, że się lubią. Stwierdził, że będzie mu łatwiej jeśli do tego czasu pokłócą się mniej razy...
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____Mingjue opadł ciężko z powrotem na fotel, kiedy tylko Mengyao i Wanyin opuścili jego biuro. Do tej pory ich nierozwiązane sprawy pozostały tylko między nimi i starszy tym bardziej był zaskoczony, że Yao postanowił wciągnąć w to także ich przyjaciela i cóż, przypadkowo także Wanyina. Mingjue nie lubił takich konfrontacji choć z drugiej strony, skoro sami nie potrafili ze sobą rozmawiać, być może potrzebna im była pomoc osoby, która znała doskonale obie strony i nie stawała po żadnej z nich. Xichen był ich przyjacielem, który prawdopodobnie nie zamierzał oceniać zachowania żadnego z nich. Tylko Mingjue tak trudno było przyznać przed samym sobą, że zależało mu na młodszym bardziej niż sam zdawał sobie z tego sprawę, a co dopiero kiedy miał przyznać o tym na głos przed Lanem.
____ — Też tak myślałem — westchnął, po chwili unosząc wzrok na lekarza, kiedy ten dosiadł się naprzeciwko niego. Już po tonie jego głosu mógł spodziewać się do czego zmierza ta rozmowa. Xichen w końcu nie raz upominał go, że mógłby być dla Mengyao łagodniejszy, że czasami przesadza w kwestii tego, jak go traktuje, ale wtedy był przekonany, że mężczyzny nie da się tak łatwo zranić. — Yao nie może wybaczyć mi pewnych rzeczy. Ale nawet nie chce ze mną o tym rozmawiać — odparł ciężko, nerwowo wplatając palce w ciemne, przystrzyżone z tyłu włosy, które zaczesał kilka razy. Cała ta sytuacja kosztowała go ostatnie resztki spokoju, które zachował sobie na koniec dnia. Znów zerknął na Lan Xichena, który jak zwykle zachowywał w rozmowie pełen spokój i profesjonalizm. Być może dlatego Mengyao go tak lubił i miał do niego słabość. Mężczyzna był empatyczny, potrafił postawić się w każdej sytuacji i umiał wysłuchać. Mingjue było daleko do spokoju i uczuciowości, które miał Lan.
____ — Nienawidzi mnie. Nieważnie co bym zrobił, może znienawidzić mnie tylko bardziej, a ja nie wiem jak mam udowodnić mu, że... żałuję tego, jak go traktowałem — stwierdził, zerkając po chwili na zegarek w telefonie, aby upewnić się, o której powinni zacząć się zbierać. Mieli jeszcze trochę czasu za nim młodsi wyszykują się i dotrą do klubu.
____Opuszczenie Organizacji w towarzystwie Jin Guangyao było dla niego niesamowicie niezręczne. Cała atmosfera od zajęcia miejsca pasażera w samochodzie mężczyzny aż dotarcia pod jego sklep, była przesiąknięta sztuczną atmosferą, w której obaj nie zamienili ze sobą ani słowa, nie chcąc ryzykować ponownym spięciem. W ciągu tej grobowej ciszy Wanyin zdążył pięć razy zastanowić się czy Mengyao nie zamierza go gdzieś wywieść, uśpić i zakopać żywcem, żeby się go pozbyć. A potem przypominał sobie, że nie zrobiły tego ze względu na XIichena i przestawał panikować, odzyskując swój spokój.
Za nim jednak dotarli do mieszkania mężczyzny, musiał niechętnie zaczekać aż Mengyao upora się z jakimś zamówieniem na perfumy dla jednego z klientów sklepu. Wanyin postanowił się nie wtrącać, czekając jedynie cierpliwie aż starszy skończy. Sam rozejrzał się jedynie po wnętrzu, czując unoszącą się w powietrzu, najróżniejszą mieszankę zapachów. Nawet nie spodziewał się, że Mengyao może prowadzić własny salon, chociaż z drugiej strony, kiedy wyobrażał sobie co musiał robić poza organizacją, idealnie pasował do niego obraz osoby z własnym, małym biznesem, nad którym miał pełną kontrolę.
____ — Kawę... z pięcioma łyżeczkami, poproszę — odparł, starając się uniknąć zaskoczonego spojrzenia mężczyzna na ilość cukru, którego używał, aby zneutralizować całkowicie gorzki posmak kawy. Na szczęście nie musiał słuchać, że jest to niezdrowe i rozwala swój żołądek. Zamiast tego zdjął buty i dołączył do Mengyao w kuchni, po drodze rozglądając się niepewnie po mieszkaniu.
____ — Jak tu... sterylnie — zagryzł język, żeby przypadkiem nie powiedzieć, że pusto i zimno, co mogłoby bardziej urazić starszego. Jin Guangyao był dziwną osobą. Wanyin czasami miał wrażenie, że specjalnie kreował się na osobę o zimnym spojrzeniu i chłodnej duszy, żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że może coś czuć.
____Kiedy została pokazana mu garderoba i dostał pełne przyzwolenie na korzystanie z wszystkich jej zasobów, Wanyin na moment dał się pochłonąć w przebieranie wieszaków i selekcjonowanie ubrań, w których mógł wyjść do klubu. Dużym minusem było jednak to, że Mengyao był drobniejszy od niego przez co te ciuchy, w których starszy wyglądałby dobrze, na Wanyina były po prostu obcisłe. I tak koszulka po koszulce, spodnie po spodniach stwierdził, że chyba nie ma szansy znaleźć dla siebie nic “większego”.
____ — Co sądzisz? — westchnął, wychodząc po raz kolejny z łazienki. Wyglądał na nieco bardziej zrezygnowanego, kiedy dżinsy, które miął na sobie obciskały mu uda i łydki oraz podkreślały całkiem kształtne pośladki. — Jeżeli powiesz, że wyglądam jak parówka, to z ciebie zrobimy bułkę — skrzywił się, czym chyba trochę poprawił humor Yao, dostając poradę, żeby po prostu założył dżinsową kurtką, wtedy nikt nie powinien gapić się na jego tyłek. Do paska dodatkowo doczepił kilka łańcuchów, dołożył sygnety na palcach, a na sam koniec starszy wypryskał go jakimiś perfumami ze swojej kolekcji, które pachniały obłędnie... i Wanyin sam nie mógł uwierzyć w to, jak dobrze się z tym czuł.
____Potem zajęli się wybraniem stroju dla Mengyao, a kiedy i to mieli gotowe, czekał ich tylko dojazd do klubu. Zdążyło się już ściemnić, a przed klubem nocnym utworzyła się niewielka kolejka nastolatków, którzy czekali przed wejściem na wpuszczenie przez ochroniarza. Na szczęście Mingjue załatwił im wcześniej wejściówki, dzięki czemu mogli bez problemu wejść od razu do środka.
Już przy wejściu uderzyła w nich elektroniczna muzyka, przyćmione wnętrze i oświetlony kolorowymi laserami pakiet. Wanyin w pierwszej kolejności zaczął rozglądać się między stolikami, szukając znajomej twarzy, która przywitałaby go ciepłym uśmiechem.
____ — Xichena i Mingjue jeszcze nie ma? — zaniepokoił się, nie mogąc nigdzie ich dostrzec. To nie tak, że nigdy nie był w klubie i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Pierwszy raz po prostu miał w tym jakiś ważniejszy cel niż dobra zabawa i stres zaczynał go delikatnie zjadać. — Co robimy? — zerknął na swojego partnera, zastanawiając się jak powinni to rozegrać za nim znajdą dla siebie jakieś towarzystwo. W oczy mimowolnie rzucił mu się kuszący parkiet, co mogłoby nieco wkręcić ich w atmosferę, ale nie był pewien czy Mengyao zdecyduje się z nim zatańczyć.
____ — Też tak myślałem — westchnął, po chwili unosząc wzrok na lekarza, kiedy ten dosiadł się naprzeciwko niego. Już po tonie jego głosu mógł spodziewać się do czego zmierza ta rozmowa. Xichen w końcu nie raz upominał go, że mógłby być dla Mengyao łagodniejszy, że czasami przesadza w kwestii tego, jak go traktuje, ale wtedy był przekonany, że mężczyzny nie da się tak łatwo zranić. — Yao nie może wybaczyć mi pewnych rzeczy. Ale nawet nie chce ze mną o tym rozmawiać — odparł ciężko, nerwowo wplatając palce w ciemne, przystrzyżone z tyłu włosy, które zaczesał kilka razy. Cała ta sytuacja kosztowała go ostatnie resztki spokoju, które zachował sobie na koniec dnia. Znów zerknął na Lan Xichena, który jak zwykle zachowywał w rozmowie pełen spokój i profesjonalizm. Być może dlatego Mengyao go tak lubił i miał do niego słabość. Mężczyzna był empatyczny, potrafił postawić się w każdej sytuacji i umiał wysłuchać. Mingjue było daleko do spokoju i uczuciowości, które miał Lan.
____ — Nienawidzi mnie. Nieważnie co bym zrobił, może znienawidzić mnie tylko bardziej, a ja nie wiem jak mam udowodnić mu, że... żałuję tego, jak go traktowałem — stwierdził, zerkając po chwili na zegarek w telefonie, aby upewnić się, o której powinni zacząć się zbierać. Mieli jeszcze trochę czasu za nim młodsi wyszykują się i dotrą do klubu.
____Opuszczenie Organizacji w towarzystwie Jin Guangyao było dla niego niesamowicie niezręczne. Cała atmosfera od zajęcia miejsca pasażera w samochodzie mężczyzny aż dotarcia pod jego sklep, była przesiąknięta sztuczną atmosferą, w której obaj nie zamienili ze sobą ani słowa, nie chcąc ryzykować ponownym spięciem. W ciągu tej grobowej ciszy Wanyin zdążył pięć razy zastanowić się czy Mengyao nie zamierza go gdzieś wywieść, uśpić i zakopać żywcem, żeby się go pozbyć. A potem przypominał sobie, że nie zrobiły tego ze względu na XIichena i przestawał panikować, odzyskując swój spokój.
Za nim jednak dotarli do mieszkania mężczyzny, musiał niechętnie zaczekać aż Mengyao upora się z jakimś zamówieniem na perfumy dla jednego z klientów sklepu. Wanyin postanowił się nie wtrącać, czekając jedynie cierpliwie aż starszy skończy. Sam rozejrzał się jedynie po wnętrzu, czując unoszącą się w powietrzu, najróżniejszą mieszankę zapachów. Nawet nie spodziewał się, że Mengyao może prowadzić własny salon, chociaż z drugiej strony, kiedy wyobrażał sobie co musiał robić poza organizacją, idealnie pasował do niego obraz osoby z własnym, małym biznesem, nad którym miał pełną kontrolę.
____ — Kawę... z pięcioma łyżeczkami, poproszę — odparł, starając się uniknąć zaskoczonego spojrzenia mężczyzna na ilość cukru, którego używał, aby zneutralizować całkowicie gorzki posmak kawy. Na szczęście nie musiał słuchać, że jest to niezdrowe i rozwala swój żołądek. Zamiast tego zdjął buty i dołączył do Mengyao w kuchni, po drodze rozglądając się niepewnie po mieszkaniu.
____ — Jak tu... sterylnie — zagryzł język, żeby przypadkiem nie powiedzieć, że pusto i zimno, co mogłoby bardziej urazić starszego. Jin Guangyao był dziwną osobą. Wanyin czasami miał wrażenie, że specjalnie kreował się na osobę o zimnym spojrzeniu i chłodnej duszy, żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że może coś czuć.
____Kiedy została pokazana mu garderoba i dostał pełne przyzwolenie na korzystanie z wszystkich jej zasobów, Wanyin na moment dał się pochłonąć w przebieranie wieszaków i selekcjonowanie ubrań, w których mógł wyjść do klubu. Dużym minusem było jednak to, że Mengyao był drobniejszy od niego przez co te ciuchy, w których starszy wyglądałby dobrze, na Wanyina były po prostu obcisłe. I tak koszulka po koszulce, spodnie po spodniach stwierdził, że chyba nie ma szansy znaleźć dla siebie nic “większego”.
____ — Co sądzisz? — westchnął, wychodząc po raz kolejny z łazienki. Wyglądał na nieco bardziej zrezygnowanego, kiedy dżinsy, które miął na sobie obciskały mu uda i łydki oraz podkreślały całkiem kształtne pośladki. — Jeżeli powiesz, że wyglądam jak parówka, to z ciebie zrobimy bułkę — skrzywił się, czym chyba trochę poprawił humor Yao, dostając poradę, żeby po prostu założył dżinsową kurtką, wtedy nikt nie powinien gapić się na jego tyłek. Do paska dodatkowo doczepił kilka łańcuchów, dołożył sygnety na palcach, a na sam koniec starszy wypryskał go jakimiś perfumami ze swojej kolekcji, które pachniały obłędnie... i Wanyin sam nie mógł uwierzyć w to, jak dobrze się z tym czuł.
____Potem zajęli się wybraniem stroju dla Mengyao, a kiedy i to mieli gotowe, czekał ich tylko dojazd do klubu. Zdążyło się już ściemnić, a przed klubem nocnym utworzyła się niewielka kolejka nastolatków, którzy czekali przed wejściem na wpuszczenie przez ochroniarza. Na szczęście Mingjue załatwił im wcześniej wejściówki, dzięki czemu mogli bez problemu wejść od razu do środka.
Już przy wejściu uderzyła w nich elektroniczna muzyka, przyćmione wnętrze i oświetlony kolorowymi laserami pakiet. Wanyin w pierwszej kolejności zaczął rozglądać się między stolikami, szukając znajomej twarzy, która przywitałaby go ciepłym uśmiechem.
____ — Xichena i Mingjue jeszcze nie ma? — zaniepokoił się, nie mogąc nigdzie ich dostrzec. To nie tak, że nigdy nie był w klubie i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Pierwszy raz po prostu miał w tym jakiś ważniejszy cel niż dobra zabawa i stres zaczynał go delikatnie zjadać. — Co robimy? — zerknął na swojego partnera, zastanawiając się jak powinni to rozegrać za nim znajdą dla siebie jakieś towarzystwo. W oczy mimowolnie rzucił mu się kuszący parkiet, co mogłoby nieco wkręcić ich w atmosferę, ale nie był pewien czy Mengyao zdecyduje się z nim zatańczyć.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wanyin w garderobie Mengyao czuł się… zaskakująco swobodnie. Mężczyzna już wcześniej zauważył, że szatyn był po prostu bezczelny, ale teraz dostał kolejny dowód jego swobody bycia i pewności siebie. Nie mógł powiedzieć, by tego nie doceniał, lubił osoby z twardym charakterem i choć młodszy przy Xichenie wydawał się takowy posiadać, był ciekaw, czy pozbawiony towarzystwa lekarza, nadal taki będzie. I był, sprawiając, że Jin Guangyao przyglądał mu się uważnie, szukając tego, co mogło się w nim spodobać przyjacielowi. I znalazł bardzo dużo… poza charakterem oczywiście, bo jego nieco przymaławe ubrania wyglądały na Wanyinie obłędnie, podkreślając dokładnie to, co powinny. Yao był zazdrośnikiem, ale nie na tyle, by nie docenić silnych ud, krągłych pośladków, czy ładnej klatki piersiowej młodszego. A kiedy w końcu Wanyin się zdecydował, rzucając w jego stronę sarkastyczną uwagą, nawet się uśmiechnął, szczerze rozbawiony.
- Jest nieźle, ale jeśli nie chcesz żeby ktoś gapił się na twój tyłek, załóż kurtkę – poradził mu, wyjmując z jednej z szaf jeansową kurtkę, która na niego była odrobinę za duża, a na Wanyina pasowała idealnie.
- Jeszcze kilka dodatków… - powiedział do siebie, oglądając go uważnie i wyjmując z szuflad komody skórzane bransoletki, łańcuszki, które przyczepił mu do paska, a które to dały Wanyniowi nieco bardziej drapieżny wygląd, na koniec zostawiając dobór perfum. Yao, znany jako Mistrz Ukrytych Aromatów znał się na swojej robocie, wystarczyło mu raz niuchnąć przy szyi młodszego, by w jego głowie pojawił się zestaw idealny. Spryskał go perfumami, podkreślający naturalny zapach młodszego, by być z wyniku całkiem zadowolony.
Kiedy Wanyin siedział w fotelu, on zabrał się za kompletowanie swojej garderoby, stwierdzając, że chłopak wyglądał jak typowa, młoda alfa, jemu nie pozostało nic innego, jak zrobić się na typową, według Łowczych standardów omegę. Założył spodnie z dziurami, które więcej jego nóg pokazywały niż zasłaniały, do tego czarną bokserkę i na to koszulkę z długim rękawem, która składała się z samej siateczki, nadając mu zmysłowego wyglądu i znów, nie pozostawiając zbyt wiele dla wyobraźni. Włosy zaczesał żelem do góry, podkreślił oczy kredką i na kości jarzmowe nałożył sobie brokatu.
- Wyglądam jak dziwka? – zapytał, a kiedy Wanyin potwierdził, uśmiechnął się złośliwie. – Dobrze, tak ma być – powiedział, łapiąc jeszcze swój „zapasowy” portfel, w którym miał niewiele pieniędzy i fałszywe dokumenty, twierdzące że był uczniem miejscowego liceum. Nie przyznał się, że dla Wanyina miał takie same, tylko z uczelni. Nikogo nie dziwiła znajomość uczniaka ze starszym studentem…
Do klubu podjechali autobusem, jako że Yao nie ufał Wanyniowi na tyle, by dać mu prowadzić jego ukochane auto, nie mówiąc nawet o tym, że zwykłego studenta nie byłoby stać na to, czym poruszał się mężczyzna po mieście. Weszli do środka, gdzie w oczy rzucał się blask reflektorów i liczba ludzi zajmująca każdy metr kwadratowy. Wanyin nie zauważył Xichena i Mingjue, ale niższy niemal natychmiast wyłapał ich, patrzących na nich z góry, z miejsc przeznaczonych dla VIP-ów. To, plus widoczne zdenerwowanie na twarzy Wanyina sprawiło, że Yao trochę zmiękczył ton głosu, którym do niego mówił. To była jego pierwsza misja, a choć nikt nie założyłby, że Yao miał jakieś serce i empatię, nie chciał go stresować bardziej.
- Już są – powiedział spokojnie, łapiąc go za łokieć, by poprowadzić go obok parkietu w pobliże baru. – Nie rozglądaj się zbyt ostentacyjnie, pamiętaj że przyszliśmy tu sami. I rozluźnij się, nic nam nie grozi, a jak będziesz wyglądał jak gdyby ktoś wepchnął ci kijek w tyłek, to na pewno nie przyciągniesz niczyjej uwagi, ewentualnie ochrony, bo będziesz wyglądał jakbyś coś ukrywał – zauważył, zatrzymując się przed barem, udając że spogląda na listę drinków do wyboru.
- Weź nam coś, jakieś shoty, rozluźnisz się i będzie to wyglądało jakbyśmy faktycznie przyszli się zabawić – powiedział, wciskając mu w dłoń banknoty i uśmiechając się czarująco. W pierwszej chwili chciał go zostawić i znaleźć stolik, który zarezerwował dla nich Xichen, ale widząc jak mocno zestresowany był Wanyin, stwierdził że po prostu z nim zostanie.
Kiedy młodszy wrócił z kieliszkami, stuknęli się nimi, wymieniając uśmiechy, a potem wypili na raz.
- Dobra, słuchaj, plan jest taki – powiedział, odkładając kieliszek na blat i oblizując się lubieżnie, jakby Wanyina podrywał. – Łowcy mają o alfach i omegach, zwłaszcza tych młodych błędne pojęcie. Uważają, że alfy chcą tylko ruchać, a omegi być wyruchane. Zachowuj się więc jakbyś był na mnie napalony, a po imprezie czekała cię bardzo miła noc ze mną, możesz sobie wyobrazić że macasz Xichena – prychnął, łapiąc go niewinnie za dłonie i ciągnąc tanecznym krokiem na parkiet, gdzie natychmiast położył sobie dłonie Wanyina na własnych pośladkach, samemu zarzucając mu ramiona na szyję.
Chwilę trwało zanim młodszy przekonał się do tego planu, do pozwolenia sobie na położenia dłoni na ciele niższego mężczyzny, ale zachęcany, nieco złośliwymi uwagami Yao, w końcu się rozkręcili, stanowiąc ciekawy widok, który przyciągał spojrzenia. Ocierali się o siebie sugestywnie, rzucali spojrzenia pełne żaru, Yao odrzucał głowę do tyłu, śmiejąc się radośnie, choć Wanyin nie mówił nic zabawnego. Ale przedstawienie trwało, a on był wybornym aktorem.
Xichen rozumiał, że między Mingjue i Yao nie było prostej relacji, choć zawsze starał się ją łagodzić i namawiać starszego z braci Nie, by był dla niższego milszy. Sam lekarz nigdy nie dał się nabrać na tą pełną uporu i hartu ducha maskę, którą zawsze zakładał mężczyzna. Oczywiście, był silny, był uparty i pełen wigoru, ale wiedział też, że każdy, nawet Jin Guangyao potrzebował delikatności i zrozumienia. I teraz też, potrzebował właśnie tego.
- Yao jest przede wszystkim człowiekiem czynu – zauważył łagodnie lekarz na rozgoryczony ton głosu przyjaciela. – Nie wystarczy, że powiesz mu, że żałujesz, musisz mu to pokazać, w innym wypadku nigdy ci nie uwierzy. Zaproś go na randkę – poradził mu, uśmiechając się ciepło. Yao może i wyglądał na osobę, która nie chciała w swoim życiu romantycznych uniesień, ani żadnych uczuć, ale Xichen nie wierzył, by tak było naprawdę, w końcu choć nie mógł nic na to poradzić, widział jak był zazdrosny o jego relację z Wanyinem, która w końcu opierała się na delikatnych uczuciach, które alfa i omega do siebie żywili.
- Potraktuj go jak każdą inną osobę, którą dopiero starasz się poznać. Jestem pewien, że pokaże ci znacznie więcej zaskakujących stron siebie niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić. Sam też daj mu się poznać, nie zbywaj go, pozwól sobie pytać i jemu zadawać pytania, nawet jeśli nie będą to pytania zadane na głos – powiedział a jego głos pełen był tej cierpliwej miękkości, z której był znany.
Wierzył, że mogło im się udać. Widział jak na siebie patrzyli, jak za każdym razem kiedy jeden ranił drugiego w ich oczach kryła się tęsknota za tym co mogli sobie podarować, a o czym nie wiedzieli, że byli w stanie sobie zapewnić. Dlatego Xichen miał zamiar wspierać ich z całego serca i kibicować im dopóki nie zdaliby sobie sprawy z tego, że się lubią.
- Zbierajmy się – zaproponował chwilę później, bo obaj musieli się przebrać i uszykować, by być wsparciem dla osób, na których tak mocno im zależało.
Wieczorem weszli do klubu podając ochroniarzowi przepustki dla VIP-ów. W drogich garniturach przyciągali uwagę, ale kiedy schowali się na wyższych balkonach, natychmiast zostali zapomniani. Za to w dole rozgrywało się całkiem ciekawe przedstawienie, Yao i Wanyin w swoich objęciach wyczyniali cuda na parkiecie, wpatrzeni w siebie jak gdyby nie widzieli poza sobą nikogo innego. Xichen czuł się odrobinę zazdrosny, niemniej wiedział, że gdyby mieli wybór, zarówno jeden jak i drugi wolałby znaleźć się w ramionach kogoś innego. Spojrzał przy tym ciekawie na Mingjue.
- Jak się z tym czujesz? – zapytał, opierając się przedramionami o barierkę i obserwując uważnie otoczenie w dole, dostrzegając mężczyznę, który przyglądał się z uwagą tańczącym omegom. Wiedział, że Yao patrzył na nich od czasu do czasu posyłając im dyskretne znaki, że jest w porządku i otrzymując takie same w odpowiedzi, czekał więc na jeszcze jedno spojrzenie niższego, by wskazać mu kierunek, z którego najpewniej obserwował ich diler.
- Jest nieźle, ale jeśli nie chcesz żeby ktoś gapił się na twój tyłek, załóż kurtkę – poradził mu, wyjmując z jednej z szaf jeansową kurtkę, która na niego była odrobinę za duża, a na Wanyina pasowała idealnie.
- Jeszcze kilka dodatków… - powiedział do siebie, oglądając go uważnie i wyjmując z szuflad komody skórzane bransoletki, łańcuszki, które przyczepił mu do paska, a które to dały Wanyniowi nieco bardziej drapieżny wygląd, na koniec zostawiając dobór perfum. Yao, znany jako Mistrz Ukrytych Aromatów znał się na swojej robocie, wystarczyło mu raz niuchnąć przy szyi młodszego, by w jego głowie pojawił się zestaw idealny. Spryskał go perfumami, podkreślający naturalny zapach młodszego, by być z wyniku całkiem zadowolony.
Kiedy Wanyin siedział w fotelu, on zabrał się za kompletowanie swojej garderoby, stwierdzając, że chłopak wyglądał jak typowa, młoda alfa, jemu nie pozostało nic innego, jak zrobić się na typową, według Łowczych standardów omegę. Założył spodnie z dziurami, które więcej jego nóg pokazywały niż zasłaniały, do tego czarną bokserkę i na to koszulkę z długim rękawem, która składała się z samej siateczki, nadając mu zmysłowego wyglądu i znów, nie pozostawiając zbyt wiele dla wyobraźni. Włosy zaczesał żelem do góry, podkreślił oczy kredką i na kości jarzmowe nałożył sobie brokatu.
- Wyglądam jak dziwka? – zapytał, a kiedy Wanyin potwierdził, uśmiechnął się złośliwie. – Dobrze, tak ma być – powiedział, łapiąc jeszcze swój „zapasowy” portfel, w którym miał niewiele pieniędzy i fałszywe dokumenty, twierdzące że był uczniem miejscowego liceum. Nie przyznał się, że dla Wanyina miał takie same, tylko z uczelni. Nikogo nie dziwiła znajomość uczniaka ze starszym studentem…
Do klubu podjechali autobusem, jako że Yao nie ufał Wanyniowi na tyle, by dać mu prowadzić jego ukochane auto, nie mówiąc nawet o tym, że zwykłego studenta nie byłoby stać na to, czym poruszał się mężczyzna po mieście. Weszli do środka, gdzie w oczy rzucał się blask reflektorów i liczba ludzi zajmująca każdy metr kwadratowy. Wanyin nie zauważył Xichena i Mingjue, ale niższy niemal natychmiast wyłapał ich, patrzących na nich z góry, z miejsc przeznaczonych dla VIP-ów. To, plus widoczne zdenerwowanie na twarzy Wanyina sprawiło, że Yao trochę zmiękczył ton głosu, którym do niego mówił. To była jego pierwsza misja, a choć nikt nie założyłby, że Yao miał jakieś serce i empatię, nie chciał go stresować bardziej.
- Już są – powiedział spokojnie, łapiąc go za łokieć, by poprowadzić go obok parkietu w pobliże baru. – Nie rozglądaj się zbyt ostentacyjnie, pamiętaj że przyszliśmy tu sami. I rozluźnij się, nic nam nie grozi, a jak będziesz wyglądał jak gdyby ktoś wepchnął ci kijek w tyłek, to na pewno nie przyciągniesz niczyjej uwagi, ewentualnie ochrony, bo będziesz wyglądał jakbyś coś ukrywał – zauważył, zatrzymując się przed barem, udając że spogląda na listę drinków do wyboru.
- Weź nam coś, jakieś shoty, rozluźnisz się i będzie to wyglądało jakbyśmy faktycznie przyszli się zabawić – powiedział, wciskając mu w dłoń banknoty i uśmiechając się czarująco. W pierwszej chwili chciał go zostawić i znaleźć stolik, który zarezerwował dla nich Xichen, ale widząc jak mocno zestresowany był Wanyin, stwierdził że po prostu z nim zostanie.
Kiedy młodszy wrócił z kieliszkami, stuknęli się nimi, wymieniając uśmiechy, a potem wypili na raz.
- Dobra, słuchaj, plan jest taki – powiedział, odkładając kieliszek na blat i oblizując się lubieżnie, jakby Wanyina podrywał. – Łowcy mają o alfach i omegach, zwłaszcza tych młodych błędne pojęcie. Uważają, że alfy chcą tylko ruchać, a omegi być wyruchane. Zachowuj się więc jakbyś był na mnie napalony, a po imprezie czekała cię bardzo miła noc ze mną, możesz sobie wyobrazić że macasz Xichena – prychnął, łapiąc go niewinnie za dłonie i ciągnąc tanecznym krokiem na parkiet, gdzie natychmiast położył sobie dłonie Wanyina na własnych pośladkach, samemu zarzucając mu ramiona na szyję.
Chwilę trwało zanim młodszy przekonał się do tego planu, do pozwolenia sobie na położenia dłoni na ciele niższego mężczyzny, ale zachęcany, nieco złośliwymi uwagami Yao, w końcu się rozkręcili, stanowiąc ciekawy widok, który przyciągał spojrzenia. Ocierali się o siebie sugestywnie, rzucali spojrzenia pełne żaru, Yao odrzucał głowę do tyłu, śmiejąc się radośnie, choć Wanyin nie mówił nic zabawnego. Ale przedstawienie trwało, a on był wybornym aktorem.
Xichen rozumiał, że między Mingjue i Yao nie było prostej relacji, choć zawsze starał się ją łagodzić i namawiać starszego z braci Nie, by był dla niższego milszy. Sam lekarz nigdy nie dał się nabrać na tą pełną uporu i hartu ducha maskę, którą zawsze zakładał mężczyzna. Oczywiście, był silny, był uparty i pełen wigoru, ale wiedział też, że każdy, nawet Jin Guangyao potrzebował delikatności i zrozumienia. I teraz też, potrzebował właśnie tego.
- Yao jest przede wszystkim człowiekiem czynu – zauważył łagodnie lekarz na rozgoryczony ton głosu przyjaciela. – Nie wystarczy, że powiesz mu, że żałujesz, musisz mu to pokazać, w innym wypadku nigdy ci nie uwierzy. Zaproś go na randkę – poradził mu, uśmiechając się ciepło. Yao może i wyglądał na osobę, która nie chciała w swoim życiu romantycznych uniesień, ani żadnych uczuć, ale Xichen nie wierzył, by tak było naprawdę, w końcu choć nie mógł nic na to poradzić, widział jak był zazdrosny o jego relację z Wanyinem, która w końcu opierała się na delikatnych uczuciach, które alfa i omega do siebie żywili.
- Potraktuj go jak każdą inną osobę, którą dopiero starasz się poznać. Jestem pewien, że pokaże ci znacznie więcej zaskakujących stron siebie niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić. Sam też daj mu się poznać, nie zbywaj go, pozwól sobie pytać i jemu zadawać pytania, nawet jeśli nie będą to pytania zadane na głos – powiedział a jego głos pełen był tej cierpliwej miękkości, z której był znany.
Wierzył, że mogło im się udać. Widział jak na siebie patrzyli, jak za każdym razem kiedy jeden ranił drugiego w ich oczach kryła się tęsknota za tym co mogli sobie podarować, a o czym nie wiedzieli, że byli w stanie sobie zapewnić. Dlatego Xichen miał zamiar wspierać ich z całego serca i kibicować im dopóki nie zdaliby sobie sprawy z tego, że się lubią.
- Zbierajmy się – zaproponował chwilę później, bo obaj musieli się przebrać i uszykować, by być wsparciem dla osób, na których tak mocno im zależało.
Wieczorem weszli do klubu podając ochroniarzowi przepustki dla VIP-ów. W drogich garniturach przyciągali uwagę, ale kiedy schowali się na wyższych balkonach, natychmiast zostali zapomniani. Za to w dole rozgrywało się całkiem ciekawe przedstawienie, Yao i Wanyin w swoich objęciach wyczyniali cuda na parkiecie, wpatrzeni w siebie jak gdyby nie widzieli poza sobą nikogo innego. Xichen czuł się odrobinę zazdrosny, niemniej wiedział, że gdyby mieli wybór, zarówno jeden jak i drugi wolałby znaleźć się w ramionach kogoś innego. Spojrzał przy tym ciekawie na Mingjue.
- Jak się z tym czujesz? – zapytał, opierając się przedramionami o barierkę i obserwując uważnie otoczenie w dole, dostrzegając mężczyznę, który przyglądał się z uwagą tańczącym omegom. Wiedział, że Yao patrzył na nich od czasu do czasu posyłając im dyskretne znaki, że jest w porządku i otrzymując takie same w odpowiedzi, czekał więc na jeszcze jedno spojrzenie niższego, by wskazać mu kierunek, z którego najpewniej obserwował ich diler.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____Wanyin musiał przyznać, że tym razem starszy miał całkowitą rację. Im bardziej rozglądał się w poszukiwaniu Xichena i Mingjue tym mocniej odstawał w tłumie zwracając na siebie uwagę. Musiał się wyluzować i przestać analizować każde swoje zachowanie, nie chcąc nawalić już przy pierwszym przydzielonym mu zadaniu. Zależało mu w końcu na tym, żeby odnaleźli osobę rozprowadzającą szkodliwe narkotyki i nie mogli wzbudzić niczyich podejrzeń. Drugim powodem była także chęć udowodnienia swojemu partnerowi z pracy, że nadaje się do tego zadania i nie ma zamiaru zawalić już żadnej misji.
____Spojrzał zaskoczony na Mengyao, kiedy ten pociągnął go w stronę baru. Kazał zamówić im jakieś shoty, jako że to on z ich dwójki wyglądał na tego starszego, dysponującego większymi środkami w portfelu. Yao w czarnych spodniach, które odkrywały jego zgrabne uda prezentował się naprawdę dobrze, wręcz zachęcająco. Czarna siateczka, pod którą widniała tylko dopasowana bokserka kusiła, aby schować pod nią palce. Wyglądał tak, jak niejedna dziwka chciałaby wyglądać i Yao musiał doskonale o tym wiedzieć.
____ — Wiem o tym przecież — fuknął na słowa starszego. Nie powiedział tego na głos, a jednak uwagi, które otrzymał uświadomiły go jak spięty stał przy barze, wyglądając niczym nastroszony małolat, którego jakimś cudem wpuszczono pierwszy raz do klubu dla dorosłych.
Wciskając banknoty do kieszeni spodni, wyprostował się i wepchnął w kolejkę przy barze, zamawiając im dwa kolorowe shoty na bazie słodkiego syropu i wódki. Kiedy wrócił, wymienił z ciemnowłosym kilka zalotnych uśmiechów, stuknęli się kieliszkami i na jednym łyku opróżnili całą zawartość. Wanyin poczuł słodki posmak na języku i gorący alkohol rozlewający się w jego ustach, który dodał mu nieco więcej pewności siebie. Na sekundę oparł się leniwie o blat, kiedy Mengyao tłumaczył mu jak będzie wyglądał ich plan skuszenia dilera łowców, który zwykle namierzał najbardziej niczego nieświadome, młode alfy i omegi. Wanyin i Guangyao mieli dokładnie za takie uchodzić, chcące dobrze się zabawić i szukające chwili uciechy.
____Kiedy niższy złapał go subtelnie za dłonie i wyciągnął na parkiet, Wanyin nie był jeszcze przekonany co do planu, który mieli wcielić życie. Nie był pewien czy będzie w stanie tak dobrze udawać, że nic tak naprawdę ich nie łączy, a jedyna osoba, z którą mógłby odlecieć na parkiecie patrzyła teraz na nich z góry, obserwując każdy ich ruch. Z drugiej strony nie był teraz sobą, jedynie odkrywał jakąś przydzieloną mu w tym planie rolę i na tym polegała jego praca. I wraz z tą myślą, kąśliwymi uwagami Yao, który próbował nakłonić go do działania i zmysłową muzyką, jaka nagle zaczęła przegrywać im w tle, młodszy postanowił udowodnić, że potrafi wcielić się w prawdziwą alfę.
Ścisnąwszy mocniej pośladki niższego, przysunął go do siebie przejmując prowadzenie ich ciał w rytm sensualnej muzyki, która jeszcze bardziej wprowadziła go w klimat.
____ — Jeżeli Xichen się za to na mnie obrazi, będziesz robił za mojego adwokata — stwierdził, kiedy ocierali się o siebie, a Wanyin sunął zmysłowo palcami po udach, biodrach i talii starszego doceniając jego kształty, każdą chwilą nabierając coraz większej pewności siebie. Pochylał się do szyi Mengyao, kiedy ten wystawiał mu ją na widoku udając, że go całuje choć ledwie dotykał ją nosem. Starszy udowadniał mu, że był świetnym aktorem i nie miał zamiaru od niego odstawać.
____ — Widzisz go gdzieś? — zapytał udając, że szepcze mu coś erotycznego do ucha przez co Yao mimowolnie zaśmiał się słodko. Kiedy otrzymał potwierdzenie, że jeden mężczyzna im się przygląda uznał, że powinni go sprawdzić.
____Po kilku wspólnie przetańczonych piosenkach, gdzie obaj wyglądali na rozgrzanych i jeszcze bardziej napalonych na siebie, tym razem to młodszy pociągnął Yao w stronę baru. Nie zdążyli zamówić nawet kolejnych drinków, kiedy mężczyzna, który przyglądał im się wcześniej na parkiecie, zagadnął ich przy ladzie.
____— Cześć. Zastanawiacie się co wybrać? Mogę polecić wam drinka, którego nie mają na liście.
Wanyin omiótł mężczyznę wzrokiem zauważając, że nie wyglądał na nastolatka. Bardziej na osobę w ich wieku, nie wzbudzając jednak żadnych większych podejrzeń. Wyglądał przeciętnie i może dlatego tak bardzo pasował im na osobę, której szukali.
____ — Co to za drink? — dopytał młodszy i ku jego zaskoczeniu, mężczyzna od razu podał im nazwę, której rzeczywiście nie było w karcie, a jednak barman doskonale wiedział o co mu chodzi.
____ — Jestem Ziyi, a wy nie macie przypadkiem w tygodniu szkoły? — zagadnął, na co wdali się z nim w krótką rozmowę tłumacząc, że zrobili sobie wolne od obowiązków na jeden dzień żeby zabić nudę. Mężczyzna nieco dłużej zwiesił wzrok na siateczce Mengyao, na co Wanyin udając zazdrosną alfę, objął go za biodra, przysuwając do siebie. Ziyi uśmiechnął się rozbawiony tym widokiem.
____ — Więc... wpadliście zrelaksować się, zabawić. Może macie ochotę na coś, co mogłoby wam tę zabawę jeszcze bardziej umilić? — zaproponował, na co Wanyinowi mimowolnie zapaliła się czerwona lampka. Możliwe, że trafili właśnie na dilera, którego szukali. Aby nie wzbudzać jednak podejrzeń, udał z początku niezdecydowanego, dając namówić się Yao na to, aby poszli z mężczyzną w stronę łazienek, gdzie kręciło się mniej osób.
____ — Próbowaliście kiedyś ekstazy? Po tej będziecie ruchać się jak pojebani, gwarantuję — nieznajomy wyjął z kieszeni mały woreczek strunowy, a z niej niebieską tabletkę po jednej dla każdego. Młodszy zerknął mimowolnie na Mengyao, który bez zastanowienia zgarnął swoją część. Nie ustalili co z robią w sytuacji, kiedy będą musieli wziąć towar. Jeżeli trafili na właściwą osobę, te niepozorne pastylki mogłyby doprowadzić do zatrzymania serca w ciągu następnych kilku godzin. Słyszał przecież, że alfy i omegi naprawdę od tego umierały.
____ — Na co czekasz? No bierz! — mężczyzna podsunął mu pod nos tabletkę, coraz bardziej zdenerwowany niepewnością omegi. — Ciota niewydymka zaczyna tchórzyć?
Młodszy poczuł, że coś się w nim zagotowało. Spojrzał ostentacyjnie na nieznajomego nie mając zamiaru teraz zrezygnować, wsunął sobie tabletkę do ust.
____Zaprosić na randkę... Miał zaprosić Mengyao na randkę. Mingjue naprawdę nie mógł uwierzyć w to, że niby z grubsza tak prosta rzecz miałaby poprawić ich relacje i naprawić wszystko, co do tej pory im nie wyszło. Z drugiej strony Xichenowi jak do tej pory dobrze układało się w związku z Wanyinem i nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek miał jakieś spięcie z Yao. Możliwe, że wiedział więcej lepiej i miał w tej chwili rację, chociaż on wciąż wydawał się nieprzekonany do tego, co mu polecił. Głupio było przyznać, że randka była czymś... wydawało mu się, że mocno prywatnym. Musieliby spotkać się poza pracą, szczerze rozmawiać i być dla siebie na wyłączność. I możliwe, że to uczucie przerażało mężczyznę jeszcze bardziej, kiedy myślał, że miałby wyjść poza strefę swojego komfortu i udowodnić, że się zmienił.
____ — Ja nie jestem tobą, Lan Huan. Twoje rady mogą nie sprawdzić się, kiedy ja będę próbował się do nich stosować. Yao mnie wyśmieje — stwierdził obronnie, chociaż w myślach rozważał jeszcze możliwość zaryzykowania. Gorzej być już ponoć nie mogło.
____Dalszą rozmowę musieli niestety przerwać, kiedy czas uciekał im coraz szybciej i musieli jeszcze przygotować się na wyjście do klubu. W idealnie skrojonych marynarkach prezentowali się bardziej jak prywatni ochroniarze niżeli osoby, które rzeczywiście przyszły szukać w klubie rozrywki. Na szczęście sekcja dla VIP’ów była przeznaczona właśnie dla osób, które zamiast bawić się na parkiecie wolały cieszyć się ustronnymi miejscem na balkonach.
Mingjue zamówił im dwa kieliszki szampana, aby również wczuć się w zamężnych już pewnie mężczyzn, który spędzali wieczór poza domem w swoim towarzystwie. Tacy także się zdarzali chociaż tego dnia strefę balkonową mieli praktycznie na wyłączność.
____Odstawiwszy dwa kieliszki na stolik, podszedł do barierek, aby zorientować się w sytuacji. Wanyinowi i Mengyao szło naprawdę świetnie, a przy tym obaj wyglądali zjawiskowo. Starszy mimowolnie nieco częściej obserwował Yao, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Dopiero gdy dwójka aktorów znalazła się na parkiecie i zaczęli swój flirt, mężczyzna zacisnął dłoń na barierce, czując niespodziewane ukłucie zazdrości. Nie był przygotowany na to, że będzie bardzo tak bardzo wściekły na Yao... coś mężczyzna tak naprawdę nie zrobił nic złego, jedynie wczuwał się w swoją rolę. Dodatkowo nawet jeśli nie udawał, miał prawo tańczyć i podrywać kogo chciał.
____ — Nijak. To nie pierwszy raz, kiedy Mengyao podrywa kogoś dla zabawy. Kiedy chce, żeby ktoś go przeleciał to oczywiście to osiągnie — mruknął obojętnie, choć widać było, że mężczyzna niechętnie obserwuje to, jak tamci świetnie się bawią. Nie mógł jednak przyznać, że czuł się tak samo zraniony, kiedy młodszy był po prostu z kimś innym.
____ — Poszli w stronę łazienek. Powinniśmy do nich zejść — zauważył, kiedy podejrzany mężczyzna, którego od jakiegoś czasu obserwowali skierował się w stronę toalet, na które nie mieli już dostatecznie dobrego widoku.
____ — Lan Huan, mężulku. Pora żebyś i ty na chwilę zabawił się w aktora — rzucił żartobliwie i dopiwszy swojego szampana, zgarnął przyjaciela za rękę niczym prawdziwe, dziesięcioletnie małżeństwo, kierując się w stronę łazienek.
____Spojrzał zaskoczony na Mengyao, kiedy ten pociągnął go w stronę baru. Kazał zamówić im jakieś shoty, jako że to on z ich dwójki wyglądał na tego starszego, dysponującego większymi środkami w portfelu. Yao w czarnych spodniach, które odkrywały jego zgrabne uda prezentował się naprawdę dobrze, wręcz zachęcająco. Czarna siateczka, pod którą widniała tylko dopasowana bokserka kusiła, aby schować pod nią palce. Wyglądał tak, jak niejedna dziwka chciałaby wyglądać i Yao musiał doskonale o tym wiedzieć.
____ — Wiem o tym przecież — fuknął na słowa starszego. Nie powiedział tego na głos, a jednak uwagi, które otrzymał uświadomiły go jak spięty stał przy barze, wyglądając niczym nastroszony małolat, którego jakimś cudem wpuszczono pierwszy raz do klubu dla dorosłych.
Wciskając banknoty do kieszeni spodni, wyprostował się i wepchnął w kolejkę przy barze, zamawiając im dwa kolorowe shoty na bazie słodkiego syropu i wódki. Kiedy wrócił, wymienił z ciemnowłosym kilka zalotnych uśmiechów, stuknęli się kieliszkami i na jednym łyku opróżnili całą zawartość. Wanyin poczuł słodki posmak na języku i gorący alkohol rozlewający się w jego ustach, który dodał mu nieco więcej pewności siebie. Na sekundę oparł się leniwie o blat, kiedy Mengyao tłumaczył mu jak będzie wyglądał ich plan skuszenia dilera łowców, który zwykle namierzał najbardziej niczego nieświadome, młode alfy i omegi. Wanyin i Guangyao mieli dokładnie za takie uchodzić, chcące dobrze się zabawić i szukające chwili uciechy.
____Kiedy niższy złapał go subtelnie za dłonie i wyciągnął na parkiet, Wanyin nie był jeszcze przekonany co do planu, który mieli wcielić życie. Nie był pewien czy będzie w stanie tak dobrze udawać, że nic tak naprawdę ich nie łączy, a jedyna osoba, z którą mógłby odlecieć na parkiecie patrzyła teraz na nich z góry, obserwując każdy ich ruch. Z drugiej strony nie był teraz sobą, jedynie odkrywał jakąś przydzieloną mu w tym planie rolę i na tym polegała jego praca. I wraz z tą myślą, kąśliwymi uwagami Yao, który próbował nakłonić go do działania i zmysłową muzyką, jaka nagle zaczęła przegrywać im w tle, młodszy postanowił udowodnić, że potrafi wcielić się w prawdziwą alfę.
Ścisnąwszy mocniej pośladki niższego, przysunął go do siebie przejmując prowadzenie ich ciał w rytm sensualnej muzyki, która jeszcze bardziej wprowadziła go w klimat.
____ — Jeżeli Xichen się za to na mnie obrazi, będziesz robił za mojego adwokata — stwierdził, kiedy ocierali się o siebie, a Wanyin sunął zmysłowo palcami po udach, biodrach i talii starszego doceniając jego kształty, każdą chwilą nabierając coraz większej pewności siebie. Pochylał się do szyi Mengyao, kiedy ten wystawiał mu ją na widoku udając, że go całuje choć ledwie dotykał ją nosem. Starszy udowadniał mu, że był świetnym aktorem i nie miał zamiaru od niego odstawać.
____ — Widzisz go gdzieś? — zapytał udając, że szepcze mu coś erotycznego do ucha przez co Yao mimowolnie zaśmiał się słodko. Kiedy otrzymał potwierdzenie, że jeden mężczyzna im się przygląda uznał, że powinni go sprawdzić.
____Po kilku wspólnie przetańczonych piosenkach, gdzie obaj wyglądali na rozgrzanych i jeszcze bardziej napalonych na siebie, tym razem to młodszy pociągnął Yao w stronę baru. Nie zdążyli zamówić nawet kolejnych drinków, kiedy mężczyzna, który przyglądał im się wcześniej na parkiecie, zagadnął ich przy ladzie.
____— Cześć. Zastanawiacie się co wybrać? Mogę polecić wam drinka, którego nie mają na liście.
Wanyin omiótł mężczyznę wzrokiem zauważając, że nie wyglądał na nastolatka. Bardziej na osobę w ich wieku, nie wzbudzając jednak żadnych większych podejrzeń. Wyglądał przeciętnie i może dlatego tak bardzo pasował im na osobę, której szukali.
____ — Co to za drink? — dopytał młodszy i ku jego zaskoczeniu, mężczyzna od razu podał im nazwę, której rzeczywiście nie było w karcie, a jednak barman doskonale wiedział o co mu chodzi.
____ — Jestem Ziyi, a wy nie macie przypadkiem w tygodniu szkoły? — zagadnął, na co wdali się z nim w krótką rozmowę tłumacząc, że zrobili sobie wolne od obowiązków na jeden dzień żeby zabić nudę. Mężczyzna nieco dłużej zwiesił wzrok na siateczce Mengyao, na co Wanyin udając zazdrosną alfę, objął go za biodra, przysuwając do siebie. Ziyi uśmiechnął się rozbawiony tym widokiem.
____ — Więc... wpadliście zrelaksować się, zabawić. Może macie ochotę na coś, co mogłoby wam tę zabawę jeszcze bardziej umilić? — zaproponował, na co Wanyinowi mimowolnie zapaliła się czerwona lampka. Możliwe, że trafili właśnie na dilera, którego szukali. Aby nie wzbudzać jednak podejrzeń, udał z początku niezdecydowanego, dając namówić się Yao na to, aby poszli z mężczyzną w stronę łazienek, gdzie kręciło się mniej osób.
____ — Próbowaliście kiedyś ekstazy? Po tej będziecie ruchać się jak pojebani, gwarantuję — nieznajomy wyjął z kieszeni mały woreczek strunowy, a z niej niebieską tabletkę po jednej dla każdego. Młodszy zerknął mimowolnie na Mengyao, który bez zastanowienia zgarnął swoją część. Nie ustalili co z robią w sytuacji, kiedy będą musieli wziąć towar. Jeżeli trafili na właściwą osobę, te niepozorne pastylki mogłyby doprowadzić do zatrzymania serca w ciągu następnych kilku godzin. Słyszał przecież, że alfy i omegi naprawdę od tego umierały.
____ — Na co czekasz? No bierz! — mężczyzna podsunął mu pod nos tabletkę, coraz bardziej zdenerwowany niepewnością omegi. — Ciota niewydymka zaczyna tchórzyć?
Młodszy poczuł, że coś się w nim zagotowało. Spojrzał ostentacyjnie na nieznajomego nie mając zamiaru teraz zrezygnować, wsunął sobie tabletkę do ust.
____Zaprosić na randkę... Miał zaprosić Mengyao na randkę. Mingjue naprawdę nie mógł uwierzyć w to, że niby z grubsza tak prosta rzecz miałaby poprawić ich relacje i naprawić wszystko, co do tej pory im nie wyszło. Z drugiej strony Xichenowi jak do tej pory dobrze układało się w związku z Wanyinem i nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek miał jakieś spięcie z Yao. Możliwe, że wiedział więcej lepiej i miał w tej chwili rację, chociaż on wciąż wydawał się nieprzekonany do tego, co mu polecił. Głupio było przyznać, że randka była czymś... wydawało mu się, że mocno prywatnym. Musieliby spotkać się poza pracą, szczerze rozmawiać i być dla siebie na wyłączność. I możliwe, że to uczucie przerażało mężczyznę jeszcze bardziej, kiedy myślał, że miałby wyjść poza strefę swojego komfortu i udowodnić, że się zmienił.
____ — Ja nie jestem tobą, Lan Huan. Twoje rady mogą nie sprawdzić się, kiedy ja będę próbował się do nich stosować. Yao mnie wyśmieje — stwierdził obronnie, chociaż w myślach rozważał jeszcze możliwość zaryzykowania. Gorzej być już ponoć nie mogło.
____Dalszą rozmowę musieli niestety przerwać, kiedy czas uciekał im coraz szybciej i musieli jeszcze przygotować się na wyjście do klubu. W idealnie skrojonych marynarkach prezentowali się bardziej jak prywatni ochroniarze niżeli osoby, które rzeczywiście przyszły szukać w klubie rozrywki. Na szczęście sekcja dla VIP’ów była przeznaczona właśnie dla osób, które zamiast bawić się na parkiecie wolały cieszyć się ustronnymi miejscem na balkonach.
Mingjue zamówił im dwa kieliszki szampana, aby również wczuć się w zamężnych już pewnie mężczyzn, który spędzali wieczór poza domem w swoim towarzystwie. Tacy także się zdarzali chociaż tego dnia strefę balkonową mieli praktycznie na wyłączność.
____Odstawiwszy dwa kieliszki na stolik, podszedł do barierek, aby zorientować się w sytuacji. Wanyinowi i Mengyao szło naprawdę świetnie, a przy tym obaj wyglądali zjawiskowo. Starszy mimowolnie nieco częściej obserwował Yao, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Dopiero gdy dwójka aktorów znalazła się na parkiecie i zaczęli swój flirt, mężczyzna zacisnął dłoń na barierce, czując niespodziewane ukłucie zazdrości. Nie był przygotowany na to, że będzie bardzo tak bardzo wściekły na Yao... coś mężczyzna tak naprawdę nie zrobił nic złego, jedynie wczuwał się w swoją rolę. Dodatkowo nawet jeśli nie udawał, miał prawo tańczyć i podrywać kogo chciał.
____ — Nijak. To nie pierwszy raz, kiedy Mengyao podrywa kogoś dla zabawy. Kiedy chce, żeby ktoś go przeleciał to oczywiście to osiągnie — mruknął obojętnie, choć widać było, że mężczyzna niechętnie obserwuje to, jak tamci świetnie się bawią. Nie mógł jednak przyznać, że czuł się tak samo zraniony, kiedy młodszy był po prostu z kimś innym.
____ — Poszli w stronę łazienek. Powinniśmy do nich zejść — zauważył, kiedy podejrzany mężczyzna, którego od jakiegoś czasu obserwowali skierował się w stronę toalet, na które nie mieli już dostatecznie dobrego widoku.
____ — Lan Huan, mężulku. Pora żebyś i ty na chwilę zabawił się w aktora — rzucił żartobliwie i dopiwszy swojego szampana, zgarnął przyjaciela za rękę niczym prawdziwe, dziesięcioletnie małżeństwo, kierując się w stronę łazienek.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen dał znak. Mengyao odszukał wzrokiem mężczyznę, który od jakiegoś czasu przyglądał im się spoza parkietu, opierając się nonszalancko o bar i pozornie niezainteresowany rozglądał się po wnętrzu klubu. Dobry był, wiedział jak się ukryć na widoku. Wyglądał tak pospolicie, że gdyby Yao nie wiedział, kogo szukał, nigdy by nie zgadł, że to o niego chodziło, bo po prostu by go nie zauważył.
- Widzę, spróbujemy go sprowokować, żeby do nas podszedł – powiedział, udając że to, co właśnie szepnął mu do ucha Wanyin było gorącą obietnicą, której niższy mężczyzna nie mógł się doczekać by się spełniła. Zadreptał w jednym miejscu, unosząc znacząco brwi, a potem pociągnął Wanyina w stronę baru, pozornie nie zwracając na obcego uwagi. Dopiero kiedy się do nich odezwał, spojrzał na niego z głupiutkim uśmiechem niewinnej owieczki. Rozmowę z nim zostawił młodszemu, udając potulną, słodką omegę, która tylko czekała, by rozłożyć nogi przed swoją alfą, a kiedy Wanyin mu to ułatwił, obejmując go zaborczo w biodrach, przylgnął do niego, opierając jedną z dłoni na jego piersi i spoglądając na niego maślanymi oczami. Wewnętrznie pochylał się właśnie nad muszlą sedesową, by zwymiotować, niestety nie mógł swojego obrzydzenia pokazać na twarzy… Przynajmniej Wanyin nie był jedną z tych osób, które pocą się po odrobinie wysiłku…
- Masz coś lepszego od wódki? – zapytał Yao rozbawiony, a słysząc, że coś o wiele, wiele lepszego, spojrzał znacząco na Wanyina, zagryzając zaczepnie wargę.
- Słyszałeś? Brzmi nieźle – wymruczał, wsuwając palce pod jeansową kurtkę Wanyina. Chłopak jeszcze chwilę się opierał, zanim w końcu dał się namówić słodkim słówkom Yao i zapewnieniom dilera, że lepszego towaru na mieście nie znajdą.
Poszli za mężczyzną w stronę łazienek, gdzie nie było praktycznie nikogo i muzyka grała znacznie ciszej, tak że można było ze sobą porozmawiać bez konieczności podnoszenia głosu. Diler wyjął dwie tabletki z woreczka, po każdej dla każdego i gapił się na nich znacząco, czekając aż zażyją narkotyki w jego towarzystwie. Mengyao wiedział, że nie mogą się wahać zbyt długo, dlatego on sam, po prostu wrzucił tabletkę do ust, chowając ją pod językiem. Wiedział, że nie było to rozwiązanie idealne, ale na pewno lepsze od połykania tego świństwa. Za to nie był pewien, czy młodszy wiedział, że takie coś też mogło zadziałać. A kiedy spojrzał na niego i dostrzegł panikę w oczach, wiedział że ten debil jeśli zaraz tego nie połknie to wypluje, a to na pewno nie zostałoby pozytywnie odebrane. Nawet jeśli ten mężczyzna nie był dilerem którego szukali mógł im mocno utrudnić sprawę przy następnej próbie.
Dlatego Yao nie miał wyboru. Zanim ten głupek zrobił coś, czego oboje mogliby żałować, zbliżył się, by złapać go za kołnierz kurtki i zmuszając go, by się pochylił, wymusił na nim obrzydliwy, pełen śliny i języka pocałunek. Nie umiał się całować. Jedyny raz w jego życiu przeżył z Mingjue i jedyne co pamiętał, to ogarniające go ciepło rozlewające się w żołądku i wrażenie fajerwerków wybuchających mu w brzuchu. Tym razem było inaczej, gorzej, ale w końcu nie chodziło o to, żeby faktycznie trafili razem do łóżka. Nie chciał jedynie by Wanyin się zabił. Nie przewidział jedynie, że kiedy w końcu obie tabletki znajdą się w jego ustach, diler będzie w trakcie wydawania z siebie przeciągłego, znaczącego gwizdu, w przejściu pojawi się nie kto inny, a Mingjue z Xichenem…
Xichen starał się nie spuszczać oczu z Wanyina i Yao, nawet jeśli taniec tej dwójki stawał się coraz bardziej erotyczny i sprawiający, że od środka paliła go zazdrość. Wiedział, że oboje robili to dla sprawy i że gdyby mieli inny wybór, nie zdecydowali by się na ten radykalny krok. Ale nie było innego wyjścia, wierzył że nie. Yao najwięcej wiedział o Łowcach, o ich motywach i postępowaniu, dlatego ufał mu i starał się opanować emocje, które szalały w jego wnętrzu. Chciał jedynie by to wszystko się skończyło i by mógł zabrać Wanyina do domu, gdzie nic by mu nie groziło.
Nie spodziewał się, że jego pytanie, zadane w dobrej wierze, przyniesie mu taką odpowiedź. Otworzył szerzej oczy, zaskoczony, spoglądając na przyjaciela.
- Mingjue, czy ty… - zaczął z niedowierzaniem, ale nie skończył, zanim mężczyzna zwrócił uwagę na to, że diler zabrał ich chłopców w stronę łazienek, by dać im narkotyki. Z trudem, Xichen zacisnął usta w wąską kreskę i pozwolił by temat ucichł, choć nadal nie mógł uwierzyć w to, że przyjaciel niczego nie wiedział. Dlaczego Yao nigdy mu nie powiedział? Co prawda jemu wyznał prawdę po alkoholu z nieco złamanym sercem i odrazą do samego siebie, ale to zrobił, a sprawa nie dotyczyła jego. Ale Mingjue był w niej od samego początku, a nie miał o niczym bladego pojęcia. W tamtym momencie pomyślał, że nie dziwił się, dlaczego starszy miał o Yao opinię taką jaką miał. Niemniej powinien z nim porozmawiać! Oboje powinni sobie wszystko wyjaśnić i lekarz obiecał sobie, że kiedy to się skończy, choćby miał ich do tego zmusić, sprawi że wyznają sobie prawdę. Miał dość patrzenia jak jeden ranił drugiego, choć obaj tego nie chcieli.
Scena, jaka pojawiła się przed ich oczami, nie sprawiła jednak, że to wszystko stało się prostsze. Xichen miał wrażenie, że wręcz przeciwnie, bo sam poczuł się odrobinę ciężko z tym co zobaczył. Yao wspinający się na palce, przyciągający do siebie Wanyina, by wpić się zachłannie w jego wargi. Pocałunek z boku nie wyglądał estetycznie i tylko dlatego, że tak zachowałby się każdy inny, Xichen skrzywił się z niesmakiem, mijając ich i wchodząc do łazienki, zamiast dopaść do tej dwójki i rozdzielić ich. Miał nadzieję, że naprawdę mieli dobry powód. Wierzył, że takowy był, ale zanim miał się o nim przekonać, czuł głaz w żołądku. A kiedy spojrzał na Mingjue, widział w jego twarzy ten sam wyraz.
- Wow, szybko działa, chyba musimy zaszyć się w łazience – wysapał Yao, po tym jak oderwał się w końcu od ust Wanyina, udając że był na nim tak skupiony, że nie zauważył dwójki, która właśnie zniknęła za drzwiami toalety.
Diler zarechotał obrzydliwie, taksując Yao wzrokiem i dłużej zatrzymując wzrok na rozcięciach odsłaniających jego uda.
- Zdecydowanie, dobrej zabawy chłopaki – powiedział, zostawiając ich samych, na pożegnanie jeszcze klepiąc znacząco Wanyina po ramieniu.
Odczekali aż ten zniknął na sali klubowej i nie musząc już dłużej udawać, weszli do łazienki, gdzie czekali na nich Mingjue z Xichenem. Oboje nie mieli tęgich min, ale przez chwilę niższy mężczyzna postanowił się nie przejmować nikim poza sobą. Szybko wypluł tabletki na dłoń, obrzydzony już nieco rozpuszczoną teksturą, na szczęście szybko znalazł się woreczek, w który mógł je schować. Zaraz potem, pochylił się nad umywalką i przepłukał usta, wmawiając sobie, że nie czuł na sobie świdrującego spojrzenia pewnych oczu.
W tym czasie Xichen podszedł do Wanyina, a widząc w jak wielkim ten był szoku, złapał go delikatnie za rękę, drugą lokując na jego policzku, by móc go po nim delikatnie pogłaskać.
- Hej, już dobrze, już w porządku, dobrze się spisałeś – powiedział miękko, na chwilę opierając swoje czoło o to jego, zapewniając go wzrokiem, że nie był zły. Stan mężczyzny posłużył mu za dowód, że nie było to coś, co zaplanowali wcześniej. Raczej spontaniczne działanie, które miało uwolnić ich od niepotrzebnych kłopotów.
- Ty też wypłucz usta – powiedział Jin Guangyao, prostując się i ocierając usta rąbkiem bluzki. – Ten śmieć kazał nam wziąć to gówno od razu i patrzył, czy na pewno tak jest. Bałem się, że spanikujesz i połkniesz, dlatego to zrobiłem – wyjaśnił niski mężczyzna spokojnie, choć zaczynało do niego docierać, co się w zasadzie stało i że czuł się z tym i ze sobą sto razy gorzej niż wcześniej.
- Widzę, spróbujemy go sprowokować, żeby do nas podszedł – powiedział, udając że to, co właśnie szepnął mu do ucha Wanyin było gorącą obietnicą, której niższy mężczyzna nie mógł się doczekać by się spełniła. Zadreptał w jednym miejscu, unosząc znacząco brwi, a potem pociągnął Wanyina w stronę baru, pozornie nie zwracając na obcego uwagi. Dopiero kiedy się do nich odezwał, spojrzał na niego z głupiutkim uśmiechem niewinnej owieczki. Rozmowę z nim zostawił młodszemu, udając potulną, słodką omegę, która tylko czekała, by rozłożyć nogi przed swoją alfą, a kiedy Wanyin mu to ułatwił, obejmując go zaborczo w biodrach, przylgnął do niego, opierając jedną z dłoni na jego piersi i spoglądając na niego maślanymi oczami. Wewnętrznie pochylał się właśnie nad muszlą sedesową, by zwymiotować, niestety nie mógł swojego obrzydzenia pokazać na twarzy… Przynajmniej Wanyin nie był jedną z tych osób, które pocą się po odrobinie wysiłku…
- Masz coś lepszego od wódki? – zapytał Yao rozbawiony, a słysząc, że coś o wiele, wiele lepszego, spojrzał znacząco na Wanyina, zagryzając zaczepnie wargę.
- Słyszałeś? Brzmi nieźle – wymruczał, wsuwając palce pod jeansową kurtkę Wanyina. Chłopak jeszcze chwilę się opierał, zanim w końcu dał się namówić słodkim słówkom Yao i zapewnieniom dilera, że lepszego towaru na mieście nie znajdą.
Poszli za mężczyzną w stronę łazienek, gdzie nie było praktycznie nikogo i muzyka grała znacznie ciszej, tak że można było ze sobą porozmawiać bez konieczności podnoszenia głosu. Diler wyjął dwie tabletki z woreczka, po każdej dla każdego i gapił się na nich znacząco, czekając aż zażyją narkotyki w jego towarzystwie. Mengyao wiedział, że nie mogą się wahać zbyt długo, dlatego on sam, po prostu wrzucił tabletkę do ust, chowając ją pod językiem. Wiedział, że nie było to rozwiązanie idealne, ale na pewno lepsze od połykania tego świństwa. Za to nie był pewien, czy młodszy wiedział, że takie coś też mogło zadziałać. A kiedy spojrzał na niego i dostrzegł panikę w oczach, wiedział że ten debil jeśli zaraz tego nie połknie to wypluje, a to na pewno nie zostałoby pozytywnie odebrane. Nawet jeśli ten mężczyzna nie był dilerem którego szukali mógł im mocno utrudnić sprawę przy następnej próbie.
Dlatego Yao nie miał wyboru. Zanim ten głupek zrobił coś, czego oboje mogliby żałować, zbliżył się, by złapać go za kołnierz kurtki i zmuszając go, by się pochylił, wymusił na nim obrzydliwy, pełen śliny i języka pocałunek. Nie umiał się całować. Jedyny raz w jego życiu przeżył z Mingjue i jedyne co pamiętał, to ogarniające go ciepło rozlewające się w żołądku i wrażenie fajerwerków wybuchających mu w brzuchu. Tym razem było inaczej, gorzej, ale w końcu nie chodziło o to, żeby faktycznie trafili razem do łóżka. Nie chciał jedynie by Wanyin się zabił. Nie przewidział jedynie, że kiedy w końcu obie tabletki znajdą się w jego ustach, diler będzie w trakcie wydawania z siebie przeciągłego, znaczącego gwizdu, w przejściu pojawi się nie kto inny, a Mingjue z Xichenem…
Xichen starał się nie spuszczać oczu z Wanyina i Yao, nawet jeśli taniec tej dwójki stawał się coraz bardziej erotyczny i sprawiający, że od środka paliła go zazdrość. Wiedział, że oboje robili to dla sprawy i że gdyby mieli inny wybór, nie zdecydowali by się na ten radykalny krok. Ale nie było innego wyjścia, wierzył że nie. Yao najwięcej wiedział o Łowcach, o ich motywach i postępowaniu, dlatego ufał mu i starał się opanować emocje, które szalały w jego wnętrzu. Chciał jedynie by to wszystko się skończyło i by mógł zabrać Wanyina do domu, gdzie nic by mu nie groziło.
Nie spodziewał się, że jego pytanie, zadane w dobrej wierze, przyniesie mu taką odpowiedź. Otworzył szerzej oczy, zaskoczony, spoglądając na przyjaciela.
- Mingjue, czy ty… - zaczął z niedowierzaniem, ale nie skończył, zanim mężczyzna zwrócił uwagę na to, że diler zabrał ich chłopców w stronę łazienek, by dać im narkotyki. Z trudem, Xichen zacisnął usta w wąską kreskę i pozwolił by temat ucichł, choć nadal nie mógł uwierzyć w to, że przyjaciel niczego nie wiedział. Dlaczego Yao nigdy mu nie powiedział? Co prawda jemu wyznał prawdę po alkoholu z nieco złamanym sercem i odrazą do samego siebie, ale to zrobił, a sprawa nie dotyczyła jego. Ale Mingjue był w niej od samego początku, a nie miał o niczym bladego pojęcia. W tamtym momencie pomyślał, że nie dziwił się, dlaczego starszy miał o Yao opinię taką jaką miał. Niemniej powinien z nim porozmawiać! Oboje powinni sobie wszystko wyjaśnić i lekarz obiecał sobie, że kiedy to się skończy, choćby miał ich do tego zmusić, sprawi że wyznają sobie prawdę. Miał dość patrzenia jak jeden ranił drugiego, choć obaj tego nie chcieli.
Scena, jaka pojawiła się przed ich oczami, nie sprawiła jednak, że to wszystko stało się prostsze. Xichen miał wrażenie, że wręcz przeciwnie, bo sam poczuł się odrobinę ciężko z tym co zobaczył. Yao wspinający się na palce, przyciągający do siebie Wanyina, by wpić się zachłannie w jego wargi. Pocałunek z boku nie wyglądał estetycznie i tylko dlatego, że tak zachowałby się każdy inny, Xichen skrzywił się z niesmakiem, mijając ich i wchodząc do łazienki, zamiast dopaść do tej dwójki i rozdzielić ich. Miał nadzieję, że naprawdę mieli dobry powód. Wierzył, że takowy był, ale zanim miał się o nim przekonać, czuł głaz w żołądku. A kiedy spojrzał na Mingjue, widział w jego twarzy ten sam wyraz.
- Wow, szybko działa, chyba musimy zaszyć się w łazience – wysapał Yao, po tym jak oderwał się w końcu od ust Wanyina, udając że był na nim tak skupiony, że nie zauważył dwójki, która właśnie zniknęła za drzwiami toalety.
Diler zarechotał obrzydliwie, taksując Yao wzrokiem i dłużej zatrzymując wzrok na rozcięciach odsłaniających jego uda.
- Zdecydowanie, dobrej zabawy chłopaki – powiedział, zostawiając ich samych, na pożegnanie jeszcze klepiąc znacząco Wanyina po ramieniu.
Odczekali aż ten zniknął na sali klubowej i nie musząc już dłużej udawać, weszli do łazienki, gdzie czekali na nich Mingjue z Xichenem. Oboje nie mieli tęgich min, ale przez chwilę niższy mężczyzna postanowił się nie przejmować nikim poza sobą. Szybko wypluł tabletki na dłoń, obrzydzony już nieco rozpuszczoną teksturą, na szczęście szybko znalazł się woreczek, w który mógł je schować. Zaraz potem, pochylił się nad umywalką i przepłukał usta, wmawiając sobie, że nie czuł na sobie świdrującego spojrzenia pewnych oczu.
W tym czasie Xichen podszedł do Wanyina, a widząc w jak wielkim ten był szoku, złapał go delikatnie za rękę, drugą lokując na jego policzku, by móc go po nim delikatnie pogłaskać.
- Hej, już dobrze, już w porządku, dobrze się spisałeś – powiedział miękko, na chwilę opierając swoje czoło o to jego, zapewniając go wzrokiem, że nie był zły. Stan mężczyzny posłużył mu za dowód, że nie było to coś, co zaplanowali wcześniej. Raczej spontaniczne działanie, które miało uwolnić ich od niepotrzebnych kłopotów.
- Ty też wypłucz usta – powiedział Jin Guangyao, prostując się i ocierając usta rąbkiem bluzki. – Ten śmieć kazał nam wziąć to gówno od razu i patrzył, czy na pewno tak jest. Bałem się, że spanikujesz i połkniesz, dlatego to zrobiłem – wyjaśnił niski mężczyzna spokojnie, choć zaczynało do niego docierać, co się w zasadzie stało i że czuł się z tym i ze sobą sto razy gorzej niż wcześniej.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie przewidział tylko, że zaraz po tym zostanie przyciągnięty za kołnierz w stronę Mengyao. Usta starszego gwałtownie naparły na te jego, zmuszając go do rozchylenia także swoich. Skrzywił się, pamiętając jedynie by zamknąć przy pocałunku oczy i starać się nie odepchnąć od siebie ciemnowłosego. Objął go niemrawo w talii, próbując wczuć się choć trochę w całą sytuację, która zdecydowanie go przerosła. Jakikolwiek Yao miał w tej chwili plan, Wanyin był zbyt zaaferowany i zaskoczony, aby zareagować, gubiąc się w całym tym pocałunku, który zdecydowanie nie należał do najprzyzwoitszych, ale przynajmniej spełnił swoją rolę. Diler przestał się nimi interesować, uznając najwyraźniej, że głupie małolaty już dały ponieść się pożądaniu.
____ Kiedy oderwali się od siebie, Wanyin miał minę jakby nie do końca wiedział co dokładnie się stało, ale mężczyzna uznał to najwyraźniej za skutek działania narkotyku. Bezczelnie świdrując wzrokiem uda Mengyao, wreszcie zostawił ich samych, pozwalając zaszyć im się w toalecie w celu kontynuacji tego, co zaczęli.
Tymczasem do młodszego zaczynało powoli docierać, że w ciągu trwania tego wszystkiego, mignęło mu gdzieś zniechęcone spojrzenie Xichena. Czuł, że serce podchodzi mu pod gardło ze strachu, dopiero po chwili orientując się, że tabletka jakimś cudem zniknęła z jego ust, a był niemalże przekonany, że jej nie połknął.
____ Wchodząc do łazienki, niemal natychmiast napotkali wzrok nie do końca zadowolonego Xichena i Mingjue, którzy prawdopodobnie dokładnie widzieli to, co się stało. Wanyin spuścił głowę, stojąc cały czas przy drzwiach, próbując sklecić jakieś sensowne słowa, które mógłby powiedzieć, aby starszy nie był na niego zły. Za nim jednak jakiekolwiek słowa wydobył się z jego ust, Xichen chwycił go za rękę i przyłożył dłoń do jego policzka zapewniając, że wszystko było w porządku. To sprawiło, że mimowolnie odetchnął z ulgą, pozwalając przymknąć sobie na chwilę oczy. Wcale nie czuł, że wszystko poszło po jego myśli i nie zgadzał się z tym, że dobrze się spisał, ale nie to było w tej chwili najważniejsze.
____ Odsuwając się na moment od starszego, posłusznie podszedł do zlewu, żeby samemu opłukać dokładnie usta. W między czasie Mengyao wyjaśnił, dlaczego posunął się do pocałunku, a na twarzy Wanyina pojawiło się jeszcze większe zaskoczenie, kiedy zdał sobie sprawę, że zrobił to ze zwyczajnego zmartwienia i niepewności, że coś mogłoby mu się stać. Mimo tego młodszy poczuł się lekko niedoceniony.
____ — Nie połknąłbym tego. Miałem zamiar to wypluć! — odparł niezadowolony, że naprawdę w niego zwątpił. Nie miał jednak zamiaru wykłócać się na ten temat, czując się jedynie nieswojo, kiedy ostatni raz zerknął na Mengyao. — Nie rób tak więcej. Nie jestem głupi, po prostu mi zaufaj, że sobie poradzę — westchnął, odsuwając się do zlewu, żeby z powrotem znaleźć się obok Xichena i chwycić go lekko za rękę.
____ — Misja skończona. Możemy już wrócić do domu? — ponaglił, chcąc jak najszybciej zmyć się z tego klubu, mając zdecydowanie dosyć wrażeń na dziś.
____ Mingjue czuł... niedowierzanie, złość, rozgoryczenie, a zaraz potem palącą zazdrość, kiedy przyłapali Mengyao na całowaniu się z Wanyinem. Niestety nawet tłumaczenia, że zostali do tego zmuszeni nie przekonywały starszego, który uważał, że Yao był po prostu dwulicową osobą, z początku gotową zrobić wszystko byle Wanyin nie dołączył do organizacji. Teraz nie miał oporów, aby go całować i wykorzystywać fakt, że on oraz Xichen wszystko widzieli. Mingjue był zniesmaczony, a gdzieś tam pod grubą warstwą złości kryła się prawdopodobnie także ogromna przykrość, kiedy jeszcze kilka godzin temu był gotowy pójść za radą przyjaciela, dać im obu szansę i zaprosić na randkę. Teraz uważał znów, że Mengyao świetnie bawił się uczuciami wszystkich, a przede wszystkim jego... doskonale wiedząc, że ledwie powstrzymywał się, aby za wczas nie przerwać im tego pocałunku.
____ Nie odzywał się do momentu, w którym Wanyin i Xichen nie zebrali się do domu, zostawiając ich samych w łazience. Z początku nie miał nawet zamiaru komentować tego, co się stało, podchodząc jedynie do młodszego, aby zabrać od niego woreczek z tabletkami, który mieli zamiar zbadać, aby upewnić się, że trafili na właściwego dilera od łowców.
Patrząc jednak jeszcze raz na Yao, obserwując go z bliska, przyglądając się jego lekko zarumienionym policzkom, ramionom zakrytym jedynie przez cienką siateczkę i wyzywającemu strojowi, znów poczuł ucisk w żołądku.
____ — Świetnie się bawiłeś? — zapytał, przerywając dotychczasową ciszę. Oparł się biodrem o umywalkę obok niższego, przyglądając mu się z wyraźną kpiną na twarzy. Uważał, że Mengyao tak samo go skrzywdził wykorzystując fakt, że miał ogromną słabość do omegi, potrafił grać na jego uczuciach. — Zastanawiam się tylko co to miało znaczyć. Próbujesz teraz rozwalić związek swojego najlepszego przyjaciela czy zrobić mi na złość? — prychnął, nie spodziewając się, że ten jeden pocałunek może tak bardzo w niego uderzyć, czego starał się nie dać po sobie poznać. — Ile osób jeszcze wykorzystasz i zrobisz z siebie ofiarę?
____ Wanyin zatrzymał się przy drzwiach, czekając aż Xichen znajdzie klucze do domu i wpuści ich do środka. Sam przeskakiwał lekko z nogi na nogę, kiedy zdecydowali się wrócić pieszo z klubu i młodszy zdążył nieco zmarznąć przez lekki mróz jaki zbliżał się na noc. W drodze mieli czas, aby jeszcze raz na spokojnie ochłonąć, chociaż Wanyin starał się nie wracać z powrotem do sytuacji, która miała miejsce. Xichen co prawda, nie wydawał się na niego zły i rozumiał, że wynikało to z konieczności sytuacji. Mimo to młodszy wciąż nie potrafił poukładać swoich myśli, z każdą chwilą czując coraz większą frustrację. Potrzebował odreagować.
____ Zacisnął lekko usta w napięciu, wchodząc do środka. Poczekał aż starszy zamknie za nimi drzwi i nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej, chwycił zaskoczonego Xichena za materiał koszuli, przyciągając w swoją stronę. Przycisnął się do jego ust tak niespodziewanie, że obaj na moment stracili równowagę i uderzyli o stojącą za nimi szafę na ubrania. Wanyin nie pozwolił jednak Xichenowi sprawdzić, czy nic nie ucierpiało, obejmując go za szyję, aby mocniej przyciągnąć do siebie, domagając się natychmiast pogłębienia pocałunku, który zaczął. Dokładnie w tej chwili potrzebował ust starszego za swoich maskujących to, o czym Wanyin chciałby jak najszybciej zapomnieć.
____ — Przepraszam... — westchnął między ustami Lana, czując znajomą teksturę i smak, który nie zamieniłby na żaden inny. — Nie wyobrażam sobie całować kogoś, kto nie byłby tobą — ucałował dolną wargę starszego, zakładając mu niewinnie nogę na biodrze, tak jakby martwił się, że mężczyzna za chwilę się od niego odsunie, czego Wanyin zdecydowanie nie chciał aby nastąpiło zbyt szybko.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Całą drogę do domu Xichen spędził zamartwiając się. Wiedział, że powinien skupić swoją uwagę na Wanyinie, ale nie potrafił wyrzucić z głowy słów Mingjue zanim poszli za chłopakami i dilerem, ani jego miny, kiedy zobaczył całującego się z Wanyinem Yao. Miał złe przeczucia, nie chciał ich zostawiać, ale nie chciał też zmuszać młodszego do pozostania w tej ciężkiej atmosferze, podczas gdy między nim a Mengyao wisiało skrępowanie wywołane niespodziewanym zdarzeniem. No i nie mógł mu odmówić, kiedy poprosił, by wrócili już do domu. Zmartwiony, poprosił Yao, by ten dał mu znać kiedy dotrze już do domu, ale nie był pewien, co jeszcze mogło się wydarzyć tego wieczoru.
Na pewno nie spodziewał się, że kiedy tylko przekroczą próg domu, a on zakluczy drzwi, nagle zostanie przyciągnięty do gwałtownego, pełnego próśb pocałunku. Straciwszy równowagę, wpadł plecami na szafę w przedpokoju, ale to wcale nie pozbawiło Wanyina rezonu, wręcz przeciwnie. Przyciągnął go do siebie jeszcze mocniej, sprawiając że zaskoczony lekarz otworzył szeroko oczy ze zdumienia, pozwalał mu jednak całować się tak jak chciał, po chwili odzyskując spokój i odwzajemniając pieszczotę, przejął dowodzenie, odrobinę zwalniając tempo. Objął mężczyznę pewnie w talii, głaszcząc go uspokajająco jedną ręką po plecach.
Słysząc słowa młodszego, wypowiedziane wprost w jego wargi, ciepło rozlało się w klatce piersiowej Xichena, a jego usta wygięły się w uśmiechu. Odsunął się odrobinę na chwilkę, by spojrzeć w przepiękne fiołkowe oczy Wanyina.
- Wiem, Wanyin – westchnął, odgarniając delikatnie kosmyki włosów z jego czoła, by ująć jego twarz w swoje dłonie. – Ja też nie wyobrażam sobie całować kogoś kto nie jest tobą – odpowiedział, przyciągając go zaraz do kolejnego pełnego pasji pocałunku.
Nie miał pojęcia ile całowali się w przedpokoju. Jego myśli Wanyin skutecznie wypełnił sobą, wyrzucając z nich Mengyao i Mingjue. Jedyne na czym potrafił się skupić w tamtym momencie, to pragnienie przytulania młodszego i powstrzymanie się przed popchnięciem go na przeciwległą ścianę i nadanie pocałunkom całkiem innego, odważniejszego znaczenia. Wanyin jednak nie znając myśli Xichena, zrobił coś takiego, co sprawiło, że wewnętrza alfa lekarza na chwilę zamarła, by zaraz zawyć przeciągle. Nie wiedział co robił i był przy tym taki niewinny i pełen pasji. Xichen, który wiedział, że potrafił się powstrzymać, nagle stwierdził, że nie miał na to ochoty. Nie chciał się powstrzymywać. Wanyin zdawał się podzielać jego pragnienie…
- Wanyin… - westchnął Xichen, a czując że ciało młodszego naparło na niego jeszcze mocniej, wydał z siebie zadowolony pomruk, a potem przeniósł dłonie pod pośladki młodszego. – Opleć mnie nogami w pasie – powiedział miękko, a kiedy Wanyin wykonał polecenie, z pociemniałymi z pożądania oczami, Xichen zaniósł go na górę, przez chwilę zastanawiając się czy chciał go u siebie, ale kiedy tylko przypomniał sobie, jak młodszy bezceremonialnie zamknął mu kiedyś drzwi przed nosem, nie dając się pocałować, zaniósł go do pokoju gościnnego.
Wanyin mieszkał z nimi na tyle długo, że pomieszczenie zdążyło przesiąknąć jego zapachem, sprawiając że w głowie Xichena zakręciło się odrobinę, a spodnie które już jakiś czas temu stały się zbyt ciasne, zaczęły mu jeszcze bardziej przeszkadzać. Nie pozwolił jednak by żądza zapanowała nad nim. Przede wszystkim w jego myślach królował Wanyin, którego przecież nie chciał zranić, czy przestraszyć. Dlatego choć w jego głowie pełno było gorących wizji, zatrzymał je pod czaszką, układając Wanyina delikatnie na łóżku, jak gdyby był najcenniejszą porcelaną. Jego pocałunki również stały się znacznie bardziej delikatne, pełne czułości i cierpliwości, podczas gdy jego palce krążyły niespiesznie po jego ramionach i brzuchu.
- Pamiętasz na czym skończyliśmy w domku w górach? – zapytał miękko, a jego oczy i uśmiech miały w sobie coś odrobinę zaczepnego. Kiedy Wanyin potwierdził, lekarz dotarł palcami do paska jego spodni. – Chciałbyś kontynuować? – jego głos był cichy, nienachlany, pełen ciepła i zapewnień, że jeśli tylko Wanyin powie „nie” natychmiast się wycofa. Nie zamierzał go do niczego zmuszać, ani na siłę sprawdzać jak daleko mógł się posunąć, zanim młodszy zaprotestuje.
Bolała go głowa. Nie był pewien, czy było to spowodowane narkotykiem czy presją, która spoczywała przez cały ten czas na jego ramionach, a która to przypomniała o sobie razem z końcem zadania i wyrzutami ze strony Wanyina. Owszem, mógł mu zaufać, ale jak miał to zrobić, kiedy absolutnie go nie znał? Kiedy nie miał podstaw do tego, by uwierzyć, że naprawdę ani nie zrobi sobie, ani im obu krzywdy, kiedy patrzył na niego z paniką w oczach, jak gdyby nie wiedział co robić. Może źle zinterpretował przekaz, ale skąd miał wiedzieć?! Czuł się zmęczony. Brudny. A kiedy widział jak miękko Xichen traktował Wanyina, wspierając go całym sobą i czuł na sobie pełne pogardy spojrzenie Mingjue, czuł się jeszcze gorzej. Ze sobą i ze wszystkim co do tej pory wydarzyło się w jego życiu. Miał ochotę objąć się ramionami, ale jedyne co zrobił to splótł je na piersi, czekając aż wszyscy sobie pójdą tylko po to, by mógł w spokoju poużalać się nad sobą, a potem wrócić do pustego domu i upić się, by choć na chwilę zapomnieć.
Pochylił głowę, nie chcąc widzieć tej pełnej miłości scenki, a potem czekał aż zostanie sam. Nie spodziewał się jedynie, że Mingjue zostanie. Ani tym bardziej, że się odezwie, choć kiedy zaraz o tym pomyślał, dlaczego miałby siedzieć cicho? Przecież zawsze chodziło mu tylko o to, by go poniżyć, by go zrównać z ziemią i sprawić, by nienawidził siebie jeszcze bardziej. Ale nie mógł mu pokazać jak bardzo go to bolało. Jak bardzo miał dość tego wszystkiego…
Kiedy jednak ostatnie słowa raniące go do głębi duszy rozległy się w toalecie, coś w nim w końcu pękło. Miał dość. Dość. Tak cholernie dość. Odbił się od umywalki i stanął przed Mingjue, bordowy ze złości, z dłońmi bezwiednie zaciskającymi się w pięści i oczami lśniącymi od zbierających się w nich, powstrzymywanych za wszelką cenę łez. Był taki wściekły, czemu więc jeszcze bardziej niż złość odczuwał smutek?
- Ty… Ty… Bezlitosny… Egoistyczny… Wredny… Dupku! – wysyczał, z każdym słowem wciskając palec w pierś mężczyzny, jakby chciał żeby te słowa zabolały go tak samo jak to co on usłyszał.
- Jak śmiesz… Jak w ogóle możesz tak mówić, ty ośle! To twoja wina, ty mi zabrałeś wszystko! Ukradłeś mi wszystkie pierwsze razy, a potem kolejne i kolejne, a ten jeden padł na Wanyina! Myślisz, że tego chciałem?! Nie rozśmieszaj mnie! – parsknął, ale więcej w nim było histerii niż faktycznego rozbawienia.
- Myślisz, że dlaczego jeszcze nie odszedłem z Organizacji? Dlaczego za każdym razem kiedy miałem ruję, szukałem ciebie, choć to bolało. Za każdym razem tylko bardziej. Nie wiesz? Więc ci powiem! Bo nie chciałem, choć w swoich oczach stać się tym, kim byłem w twoich i całej reszty świata dzięki tobie! Śmieciem, dziwką, puszczalskim frajerem lecącym na najlepszego przyjaciela. Ale gratuluję, w końcu ci się udało – skończył, ostatnie słowa wypowiadając cicho, tak cicho że nie był pewien, czy Mingjue go usłyszał i w tamtym momencie mało go to obchodziło. Nie chciał więcej widzieć, jego, Xichena, Wanyina… i siebie.
Nie czekał na odpowiedź Mingjue. Nie chciał go dłużej znać. Obrócił się na pięcie i wyszedł z łazienki, kierując się szybkim krokiem poza klub. Kilka osób zaczepiło go, kiedy przedzierał się przez zaludniony parkiet, ale nie zaszczycił nikogo choćby spojrzeniem. Spieszył się, by znaleźć się jak najdalej tego miejsca, tego człowieka i uczuć, które w nim wywołał.
Na pewno nie spodziewał się, że kiedy tylko przekroczą próg domu, a on zakluczy drzwi, nagle zostanie przyciągnięty do gwałtownego, pełnego próśb pocałunku. Straciwszy równowagę, wpadł plecami na szafę w przedpokoju, ale to wcale nie pozbawiło Wanyina rezonu, wręcz przeciwnie. Przyciągnął go do siebie jeszcze mocniej, sprawiając że zaskoczony lekarz otworzył szeroko oczy ze zdumienia, pozwalał mu jednak całować się tak jak chciał, po chwili odzyskując spokój i odwzajemniając pieszczotę, przejął dowodzenie, odrobinę zwalniając tempo. Objął mężczyznę pewnie w talii, głaszcząc go uspokajająco jedną ręką po plecach.
Słysząc słowa młodszego, wypowiedziane wprost w jego wargi, ciepło rozlało się w klatce piersiowej Xichena, a jego usta wygięły się w uśmiechu. Odsunął się odrobinę na chwilkę, by spojrzeć w przepiękne fiołkowe oczy Wanyina.
- Wiem, Wanyin – westchnął, odgarniając delikatnie kosmyki włosów z jego czoła, by ująć jego twarz w swoje dłonie. – Ja też nie wyobrażam sobie całować kogoś kto nie jest tobą – odpowiedział, przyciągając go zaraz do kolejnego pełnego pasji pocałunku.
Nie miał pojęcia ile całowali się w przedpokoju. Jego myśli Wanyin skutecznie wypełnił sobą, wyrzucając z nich Mengyao i Mingjue. Jedyne na czym potrafił się skupić w tamtym momencie, to pragnienie przytulania młodszego i powstrzymanie się przed popchnięciem go na przeciwległą ścianę i nadanie pocałunkom całkiem innego, odważniejszego znaczenia. Wanyin jednak nie znając myśli Xichena, zrobił coś takiego, co sprawiło, że wewnętrza alfa lekarza na chwilę zamarła, by zaraz zawyć przeciągle. Nie wiedział co robił i był przy tym taki niewinny i pełen pasji. Xichen, który wiedział, że potrafił się powstrzymać, nagle stwierdził, że nie miał na to ochoty. Nie chciał się powstrzymywać. Wanyin zdawał się podzielać jego pragnienie…
- Wanyin… - westchnął Xichen, a czując że ciało młodszego naparło na niego jeszcze mocniej, wydał z siebie zadowolony pomruk, a potem przeniósł dłonie pod pośladki młodszego. – Opleć mnie nogami w pasie – powiedział miękko, a kiedy Wanyin wykonał polecenie, z pociemniałymi z pożądania oczami, Xichen zaniósł go na górę, przez chwilę zastanawiając się czy chciał go u siebie, ale kiedy tylko przypomniał sobie, jak młodszy bezceremonialnie zamknął mu kiedyś drzwi przed nosem, nie dając się pocałować, zaniósł go do pokoju gościnnego.
Wanyin mieszkał z nimi na tyle długo, że pomieszczenie zdążyło przesiąknąć jego zapachem, sprawiając że w głowie Xichena zakręciło się odrobinę, a spodnie które już jakiś czas temu stały się zbyt ciasne, zaczęły mu jeszcze bardziej przeszkadzać. Nie pozwolił jednak by żądza zapanowała nad nim. Przede wszystkim w jego myślach królował Wanyin, którego przecież nie chciał zranić, czy przestraszyć. Dlatego choć w jego głowie pełno było gorących wizji, zatrzymał je pod czaszką, układając Wanyina delikatnie na łóżku, jak gdyby był najcenniejszą porcelaną. Jego pocałunki również stały się znacznie bardziej delikatne, pełne czułości i cierpliwości, podczas gdy jego palce krążyły niespiesznie po jego ramionach i brzuchu.
- Pamiętasz na czym skończyliśmy w domku w górach? – zapytał miękko, a jego oczy i uśmiech miały w sobie coś odrobinę zaczepnego. Kiedy Wanyin potwierdził, lekarz dotarł palcami do paska jego spodni. – Chciałbyś kontynuować? – jego głos był cichy, nienachlany, pełen ciepła i zapewnień, że jeśli tylko Wanyin powie „nie” natychmiast się wycofa. Nie zamierzał go do niczego zmuszać, ani na siłę sprawdzać jak daleko mógł się posunąć, zanim młodszy zaprotestuje.
Bolała go głowa. Nie był pewien, czy było to spowodowane narkotykiem czy presją, która spoczywała przez cały ten czas na jego ramionach, a która to przypomniała o sobie razem z końcem zadania i wyrzutami ze strony Wanyina. Owszem, mógł mu zaufać, ale jak miał to zrobić, kiedy absolutnie go nie znał? Kiedy nie miał podstaw do tego, by uwierzyć, że naprawdę ani nie zrobi sobie, ani im obu krzywdy, kiedy patrzył na niego z paniką w oczach, jak gdyby nie wiedział co robić. Może źle zinterpretował przekaz, ale skąd miał wiedzieć?! Czuł się zmęczony. Brudny. A kiedy widział jak miękko Xichen traktował Wanyina, wspierając go całym sobą i czuł na sobie pełne pogardy spojrzenie Mingjue, czuł się jeszcze gorzej. Ze sobą i ze wszystkim co do tej pory wydarzyło się w jego życiu. Miał ochotę objąć się ramionami, ale jedyne co zrobił to splótł je na piersi, czekając aż wszyscy sobie pójdą tylko po to, by mógł w spokoju poużalać się nad sobą, a potem wrócić do pustego domu i upić się, by choć na chwilę zapomnieć.
Pochylił głowę, nie chcąc widzieć tej pełnej miłości scenki, a potem czekał aż zostanie sam. Nie spodziewał się jedynie, że Mingjue zostanie. Ani tym bardziej, że się odezwie, choć kiedy zaraz o tym pomyślał, dlaczego miałby siedzieć cicho? Przecież zawsze chodziło mu tylko o to, by go poniżyć, by go zrównać z ziemią i sprawić, by nienawidził siebie jeszcze bardziej. Ale nie mógł mu pokazać jak bardzo go to bolało. Jak bardzo miał dość tego wszystkiego…
Kiedy jednak ostatnie słowa raniące go do głębi duszy rozległy się w toalecie, coś w nim w końcu pękło. Miał dość. Dość. Tak cholernie dość. Odbił się od umywalki i stanął przed Mingjue, bordowy ze złości, z dłońmi bezwiednie zaciskającymi się w pięści i oczami lśniącymi od zbierających się w nich, powstrzymywanych za wszelką cenę łez. Był taki wściekły, czemu więc jeszcze bardziej niż złość odczuwał smutek?
- Ty… Ty… Bezlitosny… Egoistyczny… Wredny… Dupku! – wysyczał, z każdym słowem wciskając palec w pierś mężczyzny, jakby chciał żeby te słowa zabolały go tak samo jak to co on usłyszał.
- Jak śmiesz… Jak w ogóle możesz tak mówić, ty ośle! To twoja wina, ty mi zabrałeś wszystko! Ukradłeś mi wszystkie pierwsze razy, a potem kolejne i kolejne, a ten jeden padł na Wanyina! Myślisz, że tego chciałem?! Nie rozśmieszaj mnie! – parsknął, ale więcej w nim było histerii niż faktycznego rozbawienia.
- Myślisz, że dlaczego jeszcze nie odszedłem z Organizacji? Dlaczego za każdym razem kiedy miałem ruję, szukałem ciebie, choć to bolało. Za każdym razem tylko bardziej. Nie wiesz? Więc ci powiem! Bo nie chciałem, choć w swoich oczach stać się tym, kim byłem w twoich i całej reszty świata dzięki tobie! Śmieciem, dziwką, puszczalskim frajerem lecącym na najlepszego przyjaciela. Ale gratuluję, w końcu ci się udało – skończył, ostatnie słowa wypowiadając cicho, tak cicho że nie był pewien, czy Mingjue go usłyszał i w tamtym momencie mało go to obchodziło. Nie chciał więcej widzieć, jego, Xichena, Wanyina… i siebie.
Nie czekał na odpowiedź Mingjue. Nie chciał go dłużej znać. Obrócił się na pięcie i wyszedł z łazienki, kierując się szybkim krokiem poza klub. Kilka osób zaczepiło go, kiedy przedzierał się przez zaludniony parkiet, ale nie zaszczycił nikogo choćby spojrzeniem. Spieszył się, by znaleźć się jak najdalej tego miejsca, tego człowieka i uczuć, które w nim wywołał.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Czuł słodkie mrowienie na ustach i iskierki podniecenia, kiedy Xichen odwzajemnił pocałunek, powoli przejmując nad nim dowodzenie. Wolniejsze tempo zawsze sprawiało, że ledwie dawał radę nad sobą panować, mając ochotę mruczeć z przyjemności i prosić, aby dał mu choć trochę więcej.
Długo na szczęście nie musiał się powstrzymać, ponieważ Xichen jakby czytając w jego myślach, chwycił go pod pośladkami dając znać, żeby oplótł go nogami w pasie. Bez słowa sprzeciwu wykonał polecenie owijając się wokół bioder starszego. Ramionami objął go za szyję, przyklejając się do klatki piersiowej mężczyzny, kiedy ten niósł go po schodach. Miał wrażenie, że spodnie skurczyły mu się od samej myśli, że mieliby dzisiaj spełnić jedną z rzeczy, o której ostatnimi czasy coraz intensywniej myślał. Mieli już jedną niewykorzystaną okazję, a po niej myśli Wanyin jeszcze wiele razy zmierzały w tamtym kierunku wyobrażając sobie, co mogłoby się stać dalej, gdyby im wtedy nie przerwano.
____ Zdziwił się, kiedy został powoli ułożony na łóżku, na którym spał przez ostatnie miesiące. Sam nie był pewien czy pokój, który po jakimś czasie zaczął nazywać swoim, bardziej satysfakcjonował go niż ten należący do Xichena.
____ — Myślałem, że śpię dzisiaj u ciebie... — powiedział z lekkim niedosytem w głosie. Wolał zdecydowanie bardziej leżeć na pościeli, która pachniała znajomą alfą i czułby się jakby miał Xichena z każdej strony tylko dla siebie. A z drugiej strony pewnie rozpłynąłby się przez to dużo szybciej niż powinien.
Było mu gorąco od samych pocałunków, które zapewniały go, że wszystko jest w porządku. Wanyin od dawna był już pewien, że starszy nie mógłby go skrzywdzić, nawet jeżeli zdarzało się nawet dorosłej alfie w takich chwilach tracić kontrolę nad sobą. Czasami ich instynkty były silniejsze od nich samych, z czego doskonale zdawał sobie teraz sprawę, kiedy patrzył maślanymi, dużymi oczami w odpowiedniki należące do Xichena i miał świadomość, jak na niego działa.
Przełknął spokojnie ślinę, która zaległa mu w gardle, nie musząc nawet długo się zastanawiać. Ułożył dłoń na policzku starszego i mimo, że ta lekko trzęsła mu się z podekscytowania i emocji, chciał go zapewnić, że mógł dalej kontynuować.
____ — Nawet nie wiesz jak bardzo... — szepnął, zerkając sugestywnie w dół na swoje wypuklenie w spodniach, które aż prosiły się, żeby je zdjąć. Uniósł biodra, chcąc ułatwić Xichenowi zdjęcie ich i... jak na złość czuł, że materiał nie chce się zsunąć. Spodnie Menyao mimo, że prezentowały się na nim świetnie, to jednak nie należały do najwygodniejszych, a w dodatku samo wciśnięcie się w nie było wyczynem.
Zacisnął w napięciu usta, czując jak między nimi ulatuje ostatnia nadzieja na waniliowy seks.
____ — Um... poradzisz sobie czy mam wstać? — westchnął bez przekonania i dokładnie w tej samej, kiedy Xichen włożył więcej siły, poczuł niespodziewane szarpnięcie w dół i spodnie wraz z bielizną zsunęły mu się gwałtownie z nóg.
Wanyin leżał na łóżku pozbawiony resztek dolnej odzieży, w pierwszej chwili nie mając pojęcia co się właściwie stało. Dopiero po paru sekundach intensywnego patrzenia się na Xichena, który chyba także został wytrącony z równowagi i stracił romantyczny nastrój poczuł, że zaczyna mu się robić ciepło na policzkach. Rumieńce zawstydzenia oblały jego twarz, po czym mimowolnie zaczął obciągać koszulkę w dół, chcąc choć trochę zakryć swoją erekcję.
____ — Xichen — zwrócił się do starszego zauważając, że ten chyba również nie spodziewał się takiego rozwoju akcji. Może nie wszystko poszło tak, jakby chcieli chociaż wpadki zawsze się zdarzały, a ich dwójka miała wyraźny do tego talent. Wanyin jednak nie miał zamiaru rezygnować tylko dlatego, że coś im na początku nie wyszło. Wciąż był tak samo podniecony, o ile nie bardziej, kiedy zdał sobie sprawę, że teraz nie miał już nawet czego ukrywać przed starszym. Nie miał też, kiedy mocniej zawstydzić się, bo wszystko poszło tak szybko i... czuł jedynie, że czerwonością jego policzki dorównują jego erekcji.
____ Usiadł na łóżku, przybliżając się do mężczyzny. Wplótł jedną dłoń w jego włosy, przeczesując je spokojnie. Uśmiechnął się nieśmiało starając się nie myśleć o tym, że siedział praktycznie nago przed Xichenem, a koszulka niczego nie zakrywała.
____ — Domyślam, że ci się spieszyło, ale nie sądziłem, że aż tak — zażartował, patrząc miękko w oczy Lana. Miał tylko nadzieje, że nie zraził się przez tą jedną, poza tym całkiem zabawną sytuację. Ewentualną winę składał na Mengyao i jego garderobę. — Ta bielizna i tak nie była zbyt ładna, nie byłoby czego oglądać — stwierdził po chwili, zostawiając miękki pocałunek na ustach starszego. Nie odsunął się jednak od razu, czekając aż Xichen sam pogłębi pocałunek narzucając im tempo. Sam za to zawiesił dłonie na kołnierzyku od jego koszulki. Za nim zapytał, nie mógł powstrzymać się, żeby nie odpiąć przynajmniej dwóch pierwszy guzików przez które starszy będzie mógł swobodniej oddychać.
____ — Czy... mogę teraz ja ciebie rozebrać? — zapytał nieco nie w czas, kiedy palce zniecierpliwione same wkradały się już pod materiał koszuli starszego, dotykając leniwie jego obojczyków, piersi i sunąć dłońmi coraz niżej.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen miał wrażenie, że temperatura pomiędzy nim a Wanyinem rosła z każdym pokonywanym schodkiem, swoją kulminację mając już w łóżku młodszego, które od teraz już zawsze miało się lekarzowi kojarzyć ze słodko pachnącą omegą. Cały ten pokój był jego, co udowadniała porzucona na fotelu koszulka kuriera, brudny kubek po kawie i paczka ciasteczek przy łóżku. Poza tymi materialnymi dowodami istniały jeszcze te, których nie dało się dostrzec gołym okiem. Takie jak zapach młodszego, atmosfera w pomieszczeniu, czy głos który odbijał się od ścian. Xichen wszystko to uwielbiał i miał wrażenie, że z każdym kolejnym jego serce rosło mu w piersi, a rozczulenie tylko rosło. A kiedy jego wzrok w końcu zatrzymał się na sylwetce mężczyzny tak kusząco rozłożonej na łóżku, nie zdającej sobie sprawy z tego jak daleko pomknęła wyobraźnia pediatry, wiedział że była to jedna ze szczęśliwszych chwil w jego życiu.
- Może innym razem – obiecał, pochylając się, by skraść tym słodkim ustom więcej pocałunków i upewnić się, że w głowie Wanyina istniał tylko on sam. Wiedział, że nie powinien być zazdrosny o to co się stało, ale faktem było, że Yao ukradł jego słodkiemu Wanyinowi buziaka!
Nie był pewien jakiej reakcji na swoją propozycję się spodziewał, niemniej ta, którą otrzymał w pełni go satysfakcjonowała. Urocze wybrzuszenie w spodniach mężczyzny, jego zarumienione z podekscytowania policzki i niecierpliwe dłonie pragnące więcej… Westchnął z zadowoleniem, łapiąc jedną z tych dłoni, by unieść ją do swoich ust i obsypać drobnymi pocałunkami. Na niecierpliwość Wanyina zachichotał miękko, a potem zgodnie z życzeniem złapał za krawędź nogawki czarnych jeansów, próbując je zsunąć z kształtnego ciała Wanyina…
Trudniej było to zrobić niż mu się to wydawało. Potrzebował chwili by się zorientować, że to nie były w ogóle spodnie mężczyzny, a wnioskując po tym jak były ciasne, Mengyao.
- Nie, nie, jakoś… - zaczął, pociągając mocniej, nie spodziewając się, że zaraz opór ustąpi, a on zostanie z nogawkami w dłoniach i całkiem nagim Wanyinem przed sobą - … zejdą.
…
- Pffft… - ciche parsknięcie wyrwało się z ust lekarza, a głupi uśmieszek ozdobił jego twarz, kiedy przyglądał się jak do Wanyina dociera, co się właściwie stało i że jakby na to nie patrzeć, właśnie pojawił się przed Xichenem w pełni okazałości. Nie żeby lekarz narzekał, chłonął widok, rozkoszując się urokiem mocnych ud Wanyina, delikatnej skóry jego łona i tym, co tak nieudolnie mężczyzna próbował zasłonić, sprawiając że jego wzrok raz po raz wracał do napiętej skóry, kształtu i rozmiaru, mimowolnie porównując go do siebie, by ostatecznie stwierdzić, że cały Wanyin niesamowicie mu się podobał.
- Mmmm… - wymruczał pediatra, łapiąc speszony wzrok fiołkowych oczu, palcami jednej ręki odnajdując jego nadgarstek, by przestał się zasłaniać. Niewiele to dawało, a Xichen chciał dłużej na niego popatrzeć. No i pragnął, by Wanyin czuł się przy nim swobodnie, pozbawiony wstydu, czy wątpliwości.
Pozwolił mu na chwilę oddechu, po której mężczyzna usiadł, zbliżając się do niego i wplątując palce w ciemne włosy lekarza. Xichen pozwolił, by te palce przyciągnęły go bliżej twarzy młodszego, okropnym wysiłkiem woli powstrzymując się przed całowaniem go.
- Przykro mi, nie jestem zbytnio wprawiony w zdejmowaniu ubrań z seksownych mężczyzn – odpowiedział na zaczepkę, patrząc miękko w oczy Wanyina. Z jego ust nie schodził radosny uśmieszek, którego nie potrafiłby się pozbyć nawet gdyby chciał zachować powagę. Cała ta sytuacja była tak zabawna, że Xichen miał wrażenie, że jeszcze długo będzie ją rozpamiętywał i parskał śmiechem na jej wspomnienie.
- Za to teraz mam co podziwiać – zauważył, oplatając Wanyina rękoma w pasie, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
Pierwszy, delikatny pocałunek wkrótce zmienił się w namiętną pieszczotę, potęgowaną dłońmi Wanyina, które wkradły się pod jego koszulę i słodko obiecywały mu więcej. Sam lekarz zachęcony zachowaniem młodszego, jedną ręką głaskał go po plecach, drugą sunąc po jego ciele, dopóki nie zatrzymał się na wnętrzu jego ud. Nie dotknął go… jeszcze. Ale krążył palcami wystarczająco blisko podbrzusza Wanyina by czuć jak ten drżał mu w ramionach.
- Nie musisz nawet pytać, Wanyin – odpowiedział miękko, odsuwając się delikatnie, by pozwolić mu niespiesznie rozpiąć guziki koszuli, która zaraz opadła na podłogę, tuż obok nieszczęsnych spodni Wanyina.
Dłonie mężczyzny schodziły coraz niżej i niżej, w końcu zatrzymując się na pasku od spodni Xichena… Zanim jednak Wanyin zdołał mu go rozpiąć, lekarz powstrzymał go delikatnie łapiąc go za nadgarstek i znów, unosząc jego dłoń do ust, by obsypać je pocałunkami.
- Wanyin, pamiętaj że jeśli będziesz miał wrażenie, że cokolwiek między nami dzieje się zbyt szybko, albo w którymś momencie stwierdzisz, że jednak nie jesteś na coś gotów, wystarczy mi o tym powiedzieć, dobrze? – powiedział łagodnie, zaraz potem łapiąc jego palec wskazujący pomiędzy wargi, by zassać się na nim delikatnie. Powtórzył proceder z każdym palcem mężczyzny, na koniec przyciągając go do jeszcze jednego, długiego, pełnego spokoju i uczuć pocałunku. Owszem, był napalony jak cholera, ale przede wszystkim chciał by oboje czuli się w sytuacji dobrze.
- Może innym razem – obiecał, pochylając się, by skraść tym słodkim ustom więcej pocałunków i upewnić się, że w głowie Wanyina istniał tylko on sam. Wiedział, że nie powinien być zazdrosny o to co się stało, ale faktem było, że Yao ukradł jego słodkiemu Wanyinowi buziaka!
Nie był pewien jakiej reakcji na swoją propozycję się spodziewał, niemniej ta, którą otrzymał w pełni go satysfakcjonowała. Urocze wybrzuszenie w spodniach mężczyzny, jego zarumienione z podekscytowania policzki i niecierpliwe dłonie pragnące więcej… Westchnął z zadowoleniem, łapiąc jedną z tych dłoni, by unieść ją do swoich ust i obsypać drobnymi pocałunkami. Na niecierpliwość Wanyina zachichotał miękko, a potem zgodnie z życzeniem złapał za krawędź nogawki czarnych jeansów, próbując je zsunąć z kształtnego ciała Wanyina…
Trudniej było to zrobić niż mu się to wydawało. Potrzebował chwili by się zorientować, że to nie były w ogóle spodnie mężczyzny, a wnioskując po tym jak były ciasne, Mengyao.
- Nie, nie, jakoś… - zaczął, pociągając mocniej, nie spodziewając się, że zaraz opór ustąpi, a on zostanie z nogawkami w dłoniach i całkiem nagim Wanyinem przed sobą - … zejdą.
…
- Pffft… - ciche parsknięcie wyrwało się z ust lekarza, a głupi uśmieszek ozdobił jego twarz, kiedy przyglądał się jak do Wanyina dociera, co się właściwie stało i że jakby na to nie patrzeć, właśnie pojawił się przed Xichenem w pełni okazałości. Nie żeby lekarz narzekał, chłonął widok, rozkoszując się urokiem mocnych ud Wanyina, delikatnej skóry jego łona i tym, co tak nieudolnie mężczyzna próbował zasłonić, sprawiając że jego wzrok raz po raz wracał do napiętej skóry, kształtu i rozmiaru, mimowolnie porównując go do siebie, by ostatecznie stwierdzić, że cały Wanyin niesamowicie mu się podobał.
- Mmmm… - wymruczał pediatra, łapiąc speszony wzrok fiołkowych oczu, palcami jednej ręki odnajdując jego nadgarstek, by przestał się zasłaniać. Niewiele to dawało, a Xichen chciał dłużej na niego popatrzeć. No i pragnął, by Wanyin czuł się przy nim swobodnie, pozbawiony wstydu, czy wątpliwości.
Pozwolił mu na chwilę oddechu, po której mężczyzna usiadł, zbliżając się do niego i wplątując palce w ciemne włosy lekarza. Xichen pozwolił, by te palce przyciągnęły go bliżej twarzy młodszego, okropnym wysiłkiem woli powstrzymując się przed całowaniem go.
- Przykro mi, nie jestem zbytnio wprawiony w zdejmowaniu ubrań z seksownych mężczyzn – odpowiedział na zaczepkę, patrząc miękko w oczy Wanyina. Z jego ust nie schodził radosny uśmieszek, którego nie potrafiłby się pozbyć nawet gdyby chciał zachować powagę. Cała ta sytuacja była tak zabawna, że Xichen miał wrażenie, że jeszcze długo będzie ją rozpamiętywał i parskał śmiechem na jej wspomnienie.
- Za to teraz mam co podziwiać – zauważył, oplatając Wanyina rękoma w pasie, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
Pierwszy, delikatny pocałunek wkrótce zmienił się w namiętną pieszczotę, potęgowaną dłońmi Wanyina, które wkradły się pod jego koszulę i słodko obiecywały mu więcej. Sam lekarz zachęcony zachowaniem młodszego, jedną ręką głaskał go po plecach, drugą sunąc po jego ciele, dopóki nie zatrzymał się na wnętrzu jego ud. Nie dotknął go… jeszcze. Ale krążył palcami wystarczająco blisko podbrzusza Wanyina by czuć jak ten drżał mu w ramionach.
- Nie musisz nawet pytać, Wanyin – odpowiedział miękko, odsuwając się delikatnie, by pozwolić mu niespiesznie rozpiąć guziki koszuli, która zaraz opadła na podłogę, tuż obok nieszczęsnych spodni Wanyina.
Dłonie mężczyzny schodziły coraz niżej i niżej, w końcu zatrzymując się na pasku od spodni Xichena… Zanim jednak Wanyin zdołał mu go rozpiąć, lekarz powstrzymał go delikatnie łapiąc go za nadgarstek i znów, unosząc jego dłoń do ust, by obsypać je pocałunkami.
- Wanyin, pamiętaj że jeśli będziesz miał wrażenie, że cokolwiek między nami dzieje się zbyt szybko, albo w którymś momencie stwierdzisz, że jednak nie jesteś na coś gotów, wystarczy mi o tym powiedzieć, dobrze? – powiedział łagodnie, zaraz potem łapiąc jego palec wskazujący pomiędzy wargi, by zassać się na nim delikatnie. Powtórzył proceder z każdym palcem mężczyzny, na koniec przyciągając go do jeszcze jednego, długiego, pełnego spokoju i uczuć pocałunku. Owszem, był napalony jak cholera, ale przede wszystkim chciał by oboje czuli się w sytuacji dobrze.
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
____ Gorące usta starszego napierające na te jego bardzo szybko pozwoliły mu zapomnieć o wcześniej sytuacji ze spodniami, tak że po chwili w jego umyśle istniał już tylko Xichen. Z każdym kolejnym pocałunkiem przeplatanym z gorącymi oddechami na skórze, Wanyin płoną od środka, pragnąc jeszcze więcej. Jego ciało drżało pod dotykiem palców, które przesuwały się po jego kręgosłupie, brzuchu, udach. Wstrzymywał oddech za każdym razem, gdy tylko dłonie lekarza zbliżały się do jego podbrzusza cicho licząc, że mężczyzna zajmie się właśnie teraz jego podnieconym i rozpalonym do granic możliwości penisem. Potrzebował się dotknąć, choć tak ogromnie wstyd mu było zrobić to samemu. Nie mógł jednak liczyć od razu na tyle uwagi.
Xichen wyraźnie upodobał sobie droczenie się z nim i miał w planach zupełnie co innego, kiedy po zdjęciu koszuli, nie pozwolił młodszemu przejść od razu do jego rozporka. Wanyin spojrzał na niego zaskoczony, pozwalając jednak złapać się za rękę i unieść ją do ust lekarza. Nie przewidział tylko, że po słowach, które miały zapewnić go, że jego komfort jest najważniejszy, Xichen na przekór atmosferze, która towarzyszyła wcześniejszym słowom, od tak wsunie sobie po kolei każdy z jego palców do ust, ssąc je i lubieżnie oblizując. Wanyin właściwie całkowicie zapomniał, o czym wcześniej mężczyzna do niego mówił.
____ Zamrugał z niedowierzaniem, przyglądając się starszemu, który poświęcił sporo uwagi, aby dokładnie nawilżyć każdy z jego palców, wyglądając przy tym tak, jakby próbował przygotować młodszego na to, co zamierzał za chwilę z nim zrobić. Jego myśli od razu poszły w jedną stronę – co jakby te usta, ten język, skupiłyby się na czymś innym? Czymś, co wybitnie domagało się uwagi, drgając z każdym muśnięciem języka Xichena.
____ — Jesteś niemożliwy — westchnął, kiedy mężczyzna na sam koniec pocałował go w usta. Wanyin wykorzystał moment, aby przesiąść się na kolana starszego, chcąc być jeszcze bliżej niego. Zagryzł dolną wargę czując, że policzki płonął mu na samą myśl tego, co chodziło mu w tej chwili po głowie.
Ostatni raz pocałował mężczyznę żarliwie w usta, po czym popchnął niespodziewanie jego klatkę piersiową na materac za nimi, tak aby Xichen rozłożył się na łóżku. Zostając na kolanach starszego, przesunął się bliżej jego bioder, po sekundzie wyczuwając pod swoimi pośladkami twarde przyrodzenie mężczyzny, które wzmogło jedynie jego rumieniec na twarzy. Ale nie miał zamiaru się wycofywać. Musiał go zapewnić, choćby miał spłonąć przy tym ze wstydu.
____ — Możesz zaufać mi w tym, że wiem, czego chcę? — odparł, łapiąc złote spojrzenie lekarza, kiedy próbował usadowić się na jego biodrach i świadomie, bądź też nie, ocierał się o wybrzuszenie w spodniach Lana. Starał się być pewny siebie szczególnie, że doskonale wiedział na co miał teraz ochotę. Jedynie gdzieś z tyłu głowy gryzła go irytująca myśl, że okaże się kiepskim partnerem i go zawiedzie.
Wreszcie złapał za krawędź swojej koszulki, którą wcześniej próbował jeszcze się zakryć, a która teraz wydawała mu się zupełnie zbędna. Sam nie miał pojęcia skąd nagle przybyło mu tyle odwagi. Czy była to sprawka tego jednego drinka, którego wypił w klubie czy samego faktu, że naprawdę nie mógł już dłużej wytrzymać, a czując zapach alfy tuż obok siebie, jego omega zaczynała prosić o więcej i jednocześnie sama próbowała po to sięgnąć.
____ Przełykając ciężko ślinę, ściągnął jednym ruchem koszulkę przez głowę, zostając przed starszym całkowicie nago. Jego włosy potargały się, tworząc istny nieład na głowie. Wanyin miał naprawdę ładne nogi, silne uda i kilka blizn na klatce piersiowej, które zawsze odbierały mu trochę pewności siebie. Szczególnie kiedy miał przed sobą idealnego Lan Xichena, który wyglądał jak grecki bóg, Adonis albo rzeźba Dawida. Nie, to był po prostu jego Lan Huan, nieporównywany do nikogo innego.
____ — A w tej chwili chciałbym się z tobą kochać i przysięgam, wyrzucę wszystkie telefony przez okno i uduszę każdego, kto nam teraz przeszkodzi... — przyznał, a na jego buzi wkradła się odrobina frustracji, kiedy przebiegł wzrokiem po idealnym torsie mężczyzny, wilgotnymi palcami zaczął krążyć wokół paska od spodni Xichena, po czym znów zaczerwienił się po sam czubek uszu.
— P-podnieciłeś mnie więc weź odpowiedzialność za swoją omegę — fuknął na sam koniec, udając delikatnie obrażonego. Robiło mu się ciepło w środku, kiedy przyznał przed samym sobą, że ogromnie chciał należeć do Xichena i być jego omegą, choć jeszcze nie tak dawno tak mocno się przed tym wzbraniał.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Xichen od początku ich znajomości wiedział, że w tym niesamowicie silnym, pociągającym ciele jakie posiadał Wanyin kryło się całe mnóstwo niespodzianek. Od uroczych ekspresji, po niesamowitą zawziętość i upartość, której świadkiem był nie raz. W tamtym momencie mężczyzna udowadniał mu jednak, że nie widział jeszcze wszystkiego, w zasadzie Xichen miał wrażenie, że nie miał pojęcia o choćby połowie myśli, które kryły za fiołkowymi oczami. Popchnięty na plecy, otworzył szeroko oczy ze zdumienia, ale nie protestował, ciekaw co jego słodki Wanyin chciał mu zaprezentować. Przełknął głośniej ślinę, kiedy przesunął się odrobinę wyżej z jego kolan na biodra, ocierając się perfidnie pośladkami o jego nabrzmiałą erekcję. On… naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie mu robił! Albo wiedział doskonale i tylko mocniej go nakręcał…
Tak szybko jak myśli tego typu pojawiły się w głowie lekarza, tak szybko z nich uleciały, kiedy pomimo pewnych ruchów Wanyina i słów zapewnienia, że właśnie teraz robił to, na co od dawna miał ochotę, jego policzki pokryły się najczerwieńszym z rumieńców, a wzrok unikał spojrzenia w złote tęczówki lekarza. Jak mógł być jednocześnie tak uwodzicielski i nieśmiały? Xichen nie potrafił się zdecydować, czy bardziej go rozpala widok takiego Wanyina, czy rozczula. Kiedy mężczyzna zdjął koszulkę całkowicie, pediatra nie miał już wątpliwości… ten seksowny słodziak na nim był najbardziej podniecającym widokiem jaki miał okazję oglądać w swoim życiu. Gdyby teraz zostawił go w takim stanie… cóż, Xichen był niemal pewien, że jego problem nie zniknąłby tak łatwo jak się pojawił…
Deklaracji, tak pewnej i nieśmiałej jednocześnie się nie spodziewał. Wanyin był tak uroczy, tak nieziemsko uroczy! Do tego nie pozostawiał mu wyboru! Jak miał mu teraz w jakikolwiek sposób odmówić? Jego alfa, zadowolona do granic możliwości podpowiadała Xichenowi różne scenariusze, a każdy z nich kończył się Wanyinem słodko wijącym się pod nim w ekstazie, którą tylko on potrafiłby mu zapewnić. Lekarz nawet nie próbował się oszukiwać, że nie chciał, by choć jeden z nich stał się rzeczywistością, ale im bardziej jego wewnętrzny wilk domagał się spełnienia pragnień już, w tym momencie i jak najszybciej, tym delikatniej Xichen dotykał siedzącego na nim Wanyina. A kiedy usłyszał ostatnie zdanie, jego serce i mina zmiękły jak wosk, zalewając go czułością i miłością, którą odczuwał w kierunku tego niemożliwie uroczego mężczyzny. Jego omega. To brzmiało tak cudownie…
- Nie śmiałbym postąpić inaczej, Wanyin – powiedział, a jego głos był miękki i niski. Przytrzymał Wanyina w miejscu, układając dłonie na jego biodrach, by podnieść się do siadu i znaleźć się na poziomie jego twarzy. Cmoknął go delikatnie w czoło, a potem w usta, nie mogąc się wyzbyć pragnienia, by wszystko od samego początku do końca zrobić jak najlepiej. Oczywiście odrobinę się stresował, w końcu nigdy wcześniej nie był z nikim na tyle blisko, ale kiedy widział tak szczere pragnienia w fiołkowych oczach nie potrafił mu odmówić.
- Moja omego – wyszeptał zmysłowo, głaszcząc czule policzek mężczyzny – masz u siebie wszystko co mogłoby nam pomóc? – zapytał, bo nie miał zamiaru, zwłaszcza za pierwszym razem, stawiać wszystkiego na swoje dość wątpliwe umiejętności, których zwyczajnie, w praktyce nie posiadał. Jedyne co miał to wiedzę pozyskaną za zamkniętymi drzwiami od Mingjue i swoją własną, opartą na jego praktyce lekarskiej. Nie zamierzał ryzykować dyskomfortem młodszego, nawet jeśli niesamowicie mocno pragnął tak po prostu się zapomnieć i wziąć to, co Wanyin tak słodko chciał mu podarować. Nie śmiałby potraktować go w ten sposób!
- Nie przejmuj się, skarbie, wszystko mam u siebie – zapewnił, śmiejąc się delikatnie na zaskoczone i nieco zdezorientowane stwierdzenie, że Wanyin nic nie miał.
- Zaraz wracam – obiecał, ściągając z siebie mężczyznę, długim pocałunkiem chcąc mu zrekompensować tą chwilę rozłąki, zanim wyszedł pospiesznie z pokoju.
Nie spodziewał się zastać na korytarzu Wangji, który z kubkiem parującej herbaty zmierzał do swojego pokoju. Przez chwilę bracia Lan wymieniali spojrzenia, by ostatecznie Lan Huan posłał bratu łobuzerski uśmieszek i przyłożył palec do ust, dając znać Lan Zhanowi by zachował ciszę. Nie chciał, by jego słodka, nieśmiała omega (oh jak uwielbiał te dwa słowa obok siebie), zawstydziła się obecnością młodszego z braci. No i nie bardzo chciał, by Lan Zhan został uduszony za przeszkadzanie im… Na szczęście mężczyźni rozumieli się bez słów i jak szybko Lan Wangji wszedł na górę, tak szybko skinął pediatrze głową i zniknął, schodząc bezszelestnie na dół, by zamknąć się w gabinecie ze słuchawkami na uszach…
Dotarcie do sypialni, odnalezienie żelu i prezerwatyw zajęło Xichenowi niecałe dwie minuty, po których zamykał drzwi do pokoju Wanyina, uśmiechając się odrobinę niezręcznie.
- Nie wiedziałem, czy będziesz chciał z czy bez… - wyjaśnił, pokazując mu niepozorne opakowanie. Odłożył wszystko na szafkę nocną i zaraz przysiadł obok nagiego Wanyina, odkrywając że pożądał go jeszcze bardziej niż przed chwilą. Tym bardziej nie chciał niczego zrobić zbyt szybko i zbyt gwałtownie, powstrzymując się z całych sił, by jego wewnętrzna alfa nie przejęła nad nim kontroli. Nie był pewien jaka pozycja byłaby najbardziej komfortowa dla nich obu, a na pewno nie chciał Wanyina sobą przytłaczać, dlatego ostatecznie zdecydował się usiąść na skraju łóżka i wciągnąć młodszego na swoje kolana, gdzie oboje mogli się bez przeszkód całować i dotykać.
Naprawdę nie chciał niczego robić zbyt szybko, dlatego w pierwszej kolejności przyciągnął Wanyina do łagodnego, przepełnionego czułością pocałunku, który stopniowo pogłębiał, dopóki nie poczuł, że w rękach miał topiącą się galaretkę. Uwielbiał go w takim stanie, wpatrzonego w niego maślanymi oczami i niemo błagającego o więcej. W końcu miał zamiar dać mu więcej… dużo, dużo więcej, nigdzie im się jednak nie spieszyło. I w zgodzie z tym przekonaniem, Xichen zaczął powolną wędrówkę palcami po torsie mężczyzny, po jego plecach, ustami kreśląc ścieżkę wzdłuż jego żuchwy, a potem w dół i w górę szyi, szczypiąc ją delikatnie zębami…
Tak szybko jak myśli tego typu pojawiły się w głowie lekarza, tak szybko z nich uleciały, kiedy pomimo pewnych ruchów Wanyina i słów zapewnienia, że właśnie teraz robił to, na co od dawna miał ochotę, jego policzki pokryły się najczerwieńszym z rumieńców, a wzrok unikał spojrzenia w złote tęczówki lekarza. Jak mógł być jednocześnie tak uwodzicielski i nieśmiały? Xichen nie potrafił się zdecydować, czy bardziej go rozpala widok takiego Wanyina, czy rozczula. Kiedy mężczyzna zdjął koszulkę całkowicie, pediatra nie miał już wątpliwości… ten seksowny słodziak na nim był najbardziej podniecającym widokiem jaki miał okazję oglądać w swoim życiu. Gdyby teraz zostawił go w takim stanie… cóż, Xichen był niemal pewien, że jego problem nie zniknąłby tak łatwo jak się pojawił…
Deklaracji, tak pewnej i nieśmiałej jednocześnie się nie spodziewał. Wanyin był tak uroczy, tak nieziemsko uroczy! Do tego nie pozostawiał mu wyboru! Jak miał mu teraz w jakikolwiek sposób odmówić? Jego alfa, zadowolona do granic możliwości podpowiadała Xichenowi różne scenariusze, a każdy z nich kończył się Wanyinem słodko wijącym się pod nim w ekstazie, którą tylko on potrafiłby mu zapewnić. Lekarz nawet nie próbował się oszukiwać, że nie chciał, by choć jeden z nich stał się rzeczywistością, ale im bardziej jego wewnętrzny wilk domagał się spełnienia pragnień już, w tym momencie i jak najszybciej, tym delikatniej Xichen dotykał siedzącego na nim Wanyina. A kiedy usłyszał ostatnie zdanie, jego serce i mina zmiękły jak wosk, zalewając go czułością i miłością, którą odczuwał w kierunku tego niemożliwie uroczego mężczyzny. Jego omega. To brzmiało tak cudownie…
- Nie śmiałbym postąpić inaczej, Wanyin – powiedział, a jego głos był miękki i niski. Przytrzymał Wanyina w miejscu, układając dłonie na jego biodrach, by podnieść się do siadu i znaleźć się na poziomie jego twarzy. Cmoknął go delikatnie w czoło, a potem w usta, nie mogąc się wyzbyć pragnienia, by wszystko od samego początku do końca zrobić jak najlepiej. Oczywiście odrobinę się stresował, w końcu nigdy wcześniej nie był z nikim na tyle blisko, ale kiedy widział tak szczere pragnienia w fiołkowych oczach nie potrafił mu odmówić.
- Moja omego – wyszeptał zmysłowo, głaszcząc czule policzek mężczyzny – masz u siebie wszystko co mogłoby nam pomóc? – zapytał, bo nie miał zamiaru, zwłaszcza za pierwszym razem, stawiać wszystkiego na swoje dość wątpliwe umiejętności, których zwyczajnie, w praktyce nie posiadał. Jedyne co miał to wiedzę pozyskaną za zamkniętymi drzwiami od Mingjue i swoją własną, opartą na jego praktyce lekarskiej. Nie zamierzał ryzykować dyskomfortem młodszego, nawet jeśli niesamowicie mocno pragnął tak po prostu się zapomnieć i wziąć to, co Wanyin tak słodko chciał mu podarować. Nie śmiałby potraktować go w ten sposób!
- Nie przejmuj się, skarbie, wszystko mam u siebie – zapewnił, śmiejąc się delikatnie na zaskoczone i nieco zdezorientowane stwierdzenie, że Wanyin nic nie miał.
- Zaraz wracam – obiecał, ściągając z siebie mężczyznę, długim pocałunkiem chcąc mu zrekompensować tą chwilę rozłąki, zanim wyszedł pospiesznie z pokoju.
Nie spodziewał się zastać na korytarzu Wangji, który z kubkiem parującej herbaty zmierzał do swojego pokoju. Przez chwilę bracia Lan wymieniali spojrzenia, by ostatecznie Lan Huan posłał bratu łobuzerski uśmieszek i przyłożył palec do ust, dając znać Lan Zhanowi by zachował ciszę. Nie chciał, by jego słodka, nieśmiała omega (oh jak uwielbiał te dwa słowa obok siebie), zawstydziła się obecnością młodszego z braci. No i nie bardzo chciał, by Lan Zhan został uduszony za przeszkadzanie im… Na szczęście mężczyźni rozumieli się bez słów i jak szybko Lan Wangji wszedł na górę, tak szybko skinął pediatrze głową i zniknął, schodząc bezszelestnie na dół, by zamknąć się w gabinecie ze słuchawkami na uszach…
Dotarcie do sypialni, odnalezienie żelu i prezerwatyw zajęło Xichenowi niecałe dwie minuty, po których zamykał drzwi do pokoju Wanyina, uśmiechając się odrobinę niezręcznie.
- Nie wiedziałem, czy będziesz chciał z czy bez… - wyjaśnił, pokazując mu niepozorne opakowanie. Odłożył wszystko na szafkę nocną i zaraz przysiadł obok nagiego Wanyina, odkrywając że pożądał go jeszcze bardziej niż przed chwilą. Tym bardziej nie chciał niczego zrobić zbyt szybko i zbyt gwałtownie, powstrzymując się z całych sił, by jego wewnętrzna alfa nie przejęła nad nim kontroli. Nie był pewien jaka pozycja byłaby najbardziej komfortowa dla nich obu, a na pewno nie chciał Wanyina sobą przytłaczać, dlatego ostatecznie zdecydował się usiąść na skraju łóżka i wciągnąć młodszego na swoje kolana, gdzie oboje mogli się bez przeszkód całować i dotykać.
Naprawdę nie chciał niczego robić zbyt szybko, dlatego w pierwszej kolejności przyciągnął Wanyina do łagodnego, przepełnionego czułością pocałunku, który stopniowo pogłębiał, dopóki nie poczuł, że w rękach miał topiącą się galaretkę. Uwielbiał go w takim stanie, wpatrzonego w niego maślanymi oczami i niemo błagającego o więcej. W końcu miał zamiar dać mu więcej… dużo, dużo więcej, nigdzie im się jednak nie spieszyło. I w zgodzie z tym przekonaniem, Xichen zaczął powolną wędrówkę palcami po torsie mężczyzny, po jego plecach, ustami kreśląc ścieżkę wzdłuż jego żuchwy, a potem w dół i w górę szyi, szczypiąc ją delikatnie zębami…
Koide
Grafik na Księżycu
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wanyin mięknął przy jego delikatności szczególnie, kiedy do tej pory był przekonany, że alfy nie potrafią kontrolować swoich rządzy. W takich chwilach pożądanie potrafiło odbierać im rozum, ale Xichen był tym niesamowitym wyjątkiem, a on miał tak ogromne szczęście, że na niego trafił i... zakochał się. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę jak bardzo w nim przepadł.
Przymykając na chwilę oczy, dał się wycałować po twarzy, a jego niepokorność ustąpiła w momencie, kiedy mężczyzna wyszeptał te dwa słowa, od których Wanyin aż zadrżał. Już czuł, że “moja omego” wypowiedziane z ust kogoś takiego jak pediatra będą jego największą słabością.
____ — Hm? — duże tęczówki młodszego spojrzały na mężczyznę z zaskoczeniem, kiedy wspomniał, czy mają ze sobą wszystko. Wanyin w pierwszej chwili nawet nie zorientował się, że mogłoby im czegoś brakować zbyt przejęty tym, że byli ze sobą bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Dopiero po dłużej chwili patrzenia ze zdezorientowaniem w złote tęczówki starszego, pokręcił przecząco głową orientując się, że właściwie nie pomyślał wcześniej o tym, żeby zaopatrzyć się w pewne rzeczy...
____ — Huh? Masz? — jeszcze większe zdziwienie pojawiło się na jego zarumienionej twarzy, kiedy pediatra ostrożnie zsunął go ze swoich kolan i usadził na łóżku, samemu znikając na moment z pokoju. Wanyin spojrzał na niego z utęsknieniem czując, że natychmiast zrobiło mu się zimno, kiedy opuściło go rozgrzane ciało mężczyzny. Nie zamierzał jednak go zatrzymywać, pozwalając mu przynieść z drugiego pokoju wszystko, co miałoby im ułatwić rozluźnienie się.
____ Kiedy przeszedł go kolejny zimny dreszcz, pozwolił sobie zgarnąć z ziemi koszulę, którą wcześniej pediatra miał na sobie, a która nadal pachniała alfą. Za bardzo kusiło go, ażeby na chwilę nie otulić się miękkim materiałem, czując się odrobinę lepiej po tej chwilowej rozłące z lekarzem. Nie zapiał jej. Jedynie narzucił sobie luźno na ramiona, niewinnie zakrywając przynajmniej część swojego ciała.
Kiedy Xichen wrócił z powrotem do pokoju, posłał mu nieśmiały uśmiech, po chwili wbijając wzrok w buteleczkę lubrykanta o słodkim zapachu wiśni... Nie spodziewał się, że starszy zadba nawet o takie szczegóły jak zapach, który Wanyin zwyczajnie bardziej lubił. Tak urocza rzecz sprawiła, że mimowolnie zagryzł z podekscytowania dolną wargę, nie mogąc już dłużej wytrzymać.
____ — Czy to znaczy, że... myślałeś już o tym wcześniej? — zagadnął zaciekawiony, zastanawiając się, kiedy lekarz dokładnie wpadł na to, żeby zaopatrzyć się w prezerwatywy i żel. Czy było to zaraz po ich odważniejszym dotyku w domku w górach czy jeszcze wcześniej?
Usadawiając się z powrotem na kolanach starszego, miauknął cicho na czuły, leniwy pocałunek. Powolne ruchy językiem i słodkie mlaśnięcia sprawiły, że mięknął coraz bardziej, ledwie wytrzymując tak zmysłowe tempo. Młodszy czuł się przy nim jakby wylegiwał się na chmurce. Tak niespiesznie, a zarazem gorąco dotykali się nawzajem poznając swoje ciała.
Nieco zniecierpliwiony, dosyć szybko zawędrował dłońmi do spodni mężczyzny, z początku męcząc się z klamrą, a zaraz potem wyjmując pasek z jego spodni i luźno upuszczając go na podłogę. Rozpiął rozporek uwalniając go od uciążliwego dyskomfortu w spodniach i... nie zdołał zrobić nic więcej, kiedy przeszedł go elektryzujący dreszcz w momencie, gdy tylko usta Xichena znalazły się na szyi omegi, skubiąc go zaczepnie ząbkami.
____ — Xichen... — westchnął, praktycznie drżąc na jego kolanach. Koszula zsunęła mu się z jednego ramienia. Szyja omegi była niesamowicie wrażliwa i czuła na dotyk, przyprawiając go o słodkie mrowienie w podbrzuszu.
____ Nie miał pojęcia jak długo dał się całować w tym miejscu. Podczas gdy lekarz zostawiał niewinne ślady po mocniejszych pocałunkach na jego skórze, Wanyin przymykał oczy, drżał i ocierał się o erekcję mężczyzny, nie mogąc usiedzieć spokojnie na jego kolanach. Nic nie mógł poradzić, że zrobił się tak mocno wrażliwy na każdą czułą pieszczotę.
Przytrzymując się za jego ramiona, uniósł się na kolanach klękając naprzeciwko pediatry, tak że jego klatka piersiowa znalazła się na wysokości twarzy starszego. Oddech mężczyzny połaskotał jeden z jego sutków, przez co mimowolnie zrobił się twardy. Wanyin po chwili namysłu chwycił wreszcie dłoń Xichena, która znajdowała się na jego talii i nieco śmielej poprowadził ją przez gładką skórę na biodrze aż do swoich pośladków, wyraźnie pragnąc przejść już dalej.
____ — Dotknij mnie już tam... proszę — wymruczał nieco niewyraźnie, czerwieniąc się na własną prośbę, która przestała już uchodzić za tak niewinną. Za bardzo pragnął ażeby Xichen dał mu jeszcze więcej aby dalej czekać.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach