Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Dominate {23/03/21, 05:22 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF

Dominate    - Page 2 Dominate

A L F A   I   O M E G A ,
P I E R W S Z Y   I   O S T A T N I ,
P O C Z Ą T E K   I   K O N I E C .

┌───────────────────────┐

Ischigo jako LAN XICHEN
Koide  jako  JIANG WANYIN

└───────────────────────┘


Ostatnio zmieniony przez Koide dnia 28/07/21, 08:44 pm, w całości zmieniany 4 razy

Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:39 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Xichen niemal poczuł na plecach spojrzenie jakie posłał mu Wanyin razem z upominającym go tonem, jakby zrobił coś nieodpowiedniego. Lekarz nie potrafił się nie uśmiechnąć, zerkając na mężczyznę przez ramię by unieść brwi, jakby mówił „a co innego miałem zrobić?”. W końcu Wanyin odmawiał noszenia piżamy w godzinach nie przeznaczonych na sen, nawet jeśli czasem zdarzało mu się jeszcze zasnąć w południe pod wpływem silnych leków, którymi pielęgniarki i Wangji go faszerowali, by wyzdrowiał szybciej. I tak, jak na alfie standardy zdrowiał znacznie wolniej niż było to przewidziane, ale wszystko zrzucono na karb specyfików Łowców, które ku zgrozie Xichena i Organizacji stawały się coraz silniejsze. Pediatra nie miał pojęcia, jak te mogły wpłynąć choćby na niego, ale nie chciał się o tym przekonywać.
Lekarz wrócił na ziemię, słysząc że stojący przed nim mężczyzna przyszedł w konkretnej sprawie. Co prawda, Mengyao pojawiał się czasem tak po prostu, by wypić z przyjacielem herbatę, ale po ostatnich wydarzeniach, Xichen spodziewał się, że wkrótce otrzyma nową misję. W mieście pojawiało się coraz więcej Łowców, jakby przyciągało ich zbliżające się zaćmienie księżyca, które podobno miało na alfy i omegi szczególny wpływ. Pediatra nie miał pojęcia, czy faktycznie tak było, niemniej, robiło się tylko niebezpieczniej. Dlatego słysząc tajemniczy ton przyjaciela, pokiwał głową, gotów wyjść na zewnątrz, by nie rozmawiać przy dzieciach, kiedy nieoczekiwanie odezwał się Wanyin, rozwiewając całą otoczkę tajemnicy.
- Wanyin – upomniał go cicho pediatra, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, ale czując na sobie badawcze spojrzenie Mengyao, wiedział że ta sprawa jak nic jeszcze tego samego dnia trafi do szefa Organizacji. Nie chciał martwić, ani tym bardziej kłopotać sobą Nie Mingjue, wiedząc jak wiele ten miał na głowie. Oczywiście atak na kolejnego alfę mu zgłosił, razem z aktualnym miejscem pobytu  Wanyina i obietnicą, że wszystkim się zajmie, niemniej przyjaciel nie musiał wiedzieć, że przy okazji naraził samego siebie. Nie uważał, by było to coś, czym powinien się przejmować, ani tym bardziej chwalić przed kimkolwiek. W końcu wierzył, że i sam Chifeng-zun gdyby zaszła taka potrzeba przełożyłby bezpieczeństwo swoje nad kogoś innego.
Zanim wyszedł z sali za brązowowłosym posłał Wanyinowi jeszcze jedno spojrzenie w parze z kręceniem głową, jakby prosił go by się nie wtrącał. To była niebezpieczna sprawa, a on nadal był jego pacjentem, za którego czuł się odpowiedzialny.
- Nic się nie stało, A-Yao – westchnął Xichen uspokajająco, przeczesując włosy palcami. – Wiem co mogłoby się stać, ale nadal, kim bym był, gdybym pozwolił tak po prostu im go zabić? – zapytał, a słysząc ciężkie westchnienie z ust przyjaciela, posłał mu nieco przekorny uśmiech, na który ten pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Zbyt mocno się przejmujesz, powinieneś choć czasem pomyśleć o sobie – zrugał go Jin Guangyao, opierając ręce na biodrach.
- Tak wiem… Obiecuję, że to był przedostatni raz – roześmiał się Xichen, a słysząc z ust niższego niedowierzające sapnięcie, posłał mu uspokajający uśmiech. Wiedział co robił i nie pozwoliłby, by coś mu się stało. Ale to nie znaczyło, że zamierzał pozwolić by komuś innemu stała się krzywda. W końcu był lekarzem i obiecał ratować wszystkich, niezależnie od tego, kim była osoba, którą postawił przed nim los.
- No, ale przechodząc do rzeczy… O czym chciałeś porozmawiać? – zapytał, nie spodziewając się, że zanim mężczyzna zdąży mu odpowiedzieć, tuż obok pojawi się, najpierw jego młody, ale za to jak odważny pacjent, a zaraz potem Wanyin, udając że nic takiego się nie stało.
Xichen nie był pewien, kim był wspomniany Iron Man, poza postacią z filmów i komiksów, ale z jakiegoś powodu podejrzewał, że chłopiec miał na myśli Wanyina. Lekarz nie potrafił się oprzeć wielkim oczom patrzącym na niego z wyczekiwaniem, dlatego po chwili pochylił się, by podnieść chłopca i pozwolić, by przytulił się do niego szczelnie, jakby nie miał zamiaru pozwolić, by Mengyao zabrał go gdzieś poza oddział. Słysząc deklarację chłopca, lekarz uśmiechnął się lekko, aczkolwiek nie mógł tak po prostu zostawić tej sprawy. Musiał się dowiedzieć, o co chodziło. Dlatego poprawił chłopca w swoich ramionach, a potem spojrzał niższemu w oczy.
- A-Yao, może zechciałbyś poczekać na mnie w moim gabinecie? – zapytał spoglądając jeszcze na swój zegarek by upewnić się, że nie kazałby mu czekać zbyt długo. – O siedemnastej kończy się  moja zmiana, wtedy będziemy mogli porozmawiać spokojnie – zaproponował, a widząc wahanie w oczach przyjaciela, odchrząknął znacząco, uśmiechając się zachęcająco. – Mam nową herbatę… - dodał w ramach zachęty, a widząc błysk w oku Mengyao, wiedział że zdołał go przekonać.
- No dobrze… Zaczekam na ciebie – odpowiedział, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł, rozkładając wachlarz wdzięcznym gestem.
Xichen spoglądał za nim chwilę, zanim mężczyzna nie zniknął za zakrętem, a potem odstawił Rusonga na ziemię i z poważną miną poprosił go, by wrócił do reszty dzieci. Z tym wyrazem twarzy się nie dyskutowało, więc chłopiec choć niechętnie, wrócił do sali. A wtedy Xichen spojrzał spokojnym, choć nieco zmęczonym wzrokiem w fiołkowe oczy pacjenta.
- Wanyin… - zaczął łagodnie, bez choćby krztyny zdenerwowania w głosie, ale z lekkim upomnieniem. – Wiem, że niewiele pamiętasz i mogły ci umknąć takie rzeczy, ale proszę, nie wspominaj głośno o hierarchii. Owszem, wydaje się, że w pobliżu są same dzieci, ale pamiętaj, ściany mają uszy – ostrzegł go cicho, a z jego twarzy nie znikał wyraz pełen powagi. Szpital tak długo stanowił azyl tylko dlatego, że Xichen i reszta dbali o to, by tak było, by nikt nie wiedział i nawet nie domyślał się, że jego mieszkańcy, pacjenci, czy osoby, które czasem się po nim kręciły w roli innej niż lekarze, czy chorzy, mogli mieć coś wspólnego z tym nieco mniej ludzkim półświatkiem.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:39 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Wanyin nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił się w czyjąś rozmowę. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że pewne rzeczy nie dotyczył bezpośrednio akurat jego i nie powinien się mieszać. Z drugiej strony, coraz mocniej angażował się w sprawę Łowców, w ochronę osób, które stały się ich ofiarą, bo sam zaliczał się do jednej z nich. Gdzieś w środku tkwiła w nim chęć zemsty na swoich oprawcach, którzy odebrali mu resztki jego wspomnień, kawałek po kawałku, co do jednego. Tłumaczył sobie, że nie pozostało mu nic innego, jak dorwanie tych, którzy próbowali go skrzywdzić. Musiał złapać jakiś nowy cel w swoim życiu, bo skoro nie mógł wrócić do tego starego, pozostało mu zacząć wszystko od nowa.
Xichen długo musiał go przekonywać, że sam szpital powiązany jest z Organizacją, która ma chronić resztki alf i omeg, a Wanyin czuł się przynajmniej choć trochę bardziej wtajemniczony. Chociaż to nie tak, że specjalnie miał zamiar rozgadywać o tym na lewo i prawo. Raczej doskonale ważył słowa, domyślając się, że przyjaciel Xichena musi być częścią Organizacji. Gdyby nie był pewien, na pewno nie rzucałby takich ryzykownych słów. Domyślał się jednak, że nie są na etapie takiej znajomości, gdzie lekarz ufałby mu bezwarunkowo. Nie pasowało mu to, że obaj nie chcieli nic przy nim mówić, a z drugiej strony... nie wydawał się tym jakoś mocno przejęty. Oczywiście, że nie miał zamiaru tak szybko odpuszczać... chociaż chciał by pediatra właśnie tak myślał.
Sam powiódł tylko na chwilę wzrokiem za Mengyao, kiedy mężczyzna odszedł w stronę gabinetu. Założył ręce na klatce piersiowej, przenosząc zaraz spojrzenie na pediatrę. Zdążył już doskonale zaznajomić się z tym tonem głosu. Ilekroć lekarz zwracał się do niego po imieniu, nie wróżyło to nic dobrego i Wanyin był już przygotowany na kolejne upomnienie za swoje zachowanie.
— Oczywiście. Bo osoby niewtajemniczone na pewno interesuje, co ktoś mówi za ścianą — starał się wybronić, mając wrażenie, że mężczyzna trochę przesadza. Nikt ich nie słyszał, a on sam nie powiedział aż tyle, żeby miało wzbudzić to jakieś podejrzenia.
— Chciałem pomóc. A jeżeli nie chcesz żebym się wtrącał i nie masz zamiaru niczym się ze mną dzielić, to i tak dojdę do tego sam. Bo teraz to także i moja sprawa, Xichen. Chcę wiedzieć kto mnie napadł, co mi podali i czy ma to jakiś związek z tym... że nic nie pamiętam — mruknął uparcie, patrząc na niego z zawziętością w oczach. Ciężko było o drugą taką osobę, która przerosłaby go w swojej upartości. Potrafił być niesamowicie dociekliwy szczególnie, kiedy na czymś cholernie mu zależało. Westchnął ze zmieszaniem, unosząc ręce do góry w geście odpuszczenia. Wcale nie miał zamiaru się kłócić. Po prostu nie potrafił pozostać w tym wszystkim tak bierny, jak niektórzy od niego wymagali.
— Miłej herbatki. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Sprawdzę co u dzieciaków — uśmiechnął się, może odrobinę złośliwie chociaż naprawdę postanowił nie wtrącać się więcej. Po jego zachowaniu łatwo było wywnioskować, że nie miał dobrego humoru. Ale nie miał też zamiaru na siłę przetrzymywać Xichena. Odwrócił się równie szybko zmierzając z powrotem w stronę swojej sali.

Miał zamiar odpuścić. Sam próbował wmówić sobie, że zupełnie nie zainteresowało go pojawienie się Mengyao i to, na jaki temat mieli rozmawiać. Niestety już po kilkunastu minutach spędzonych w swojej sali, Wanyin doszedł do wniosku, że nie jest w stanie spokojnie wyleżeć w łóżku. Zwyczajnie go nosiło, a poza tym naprawdę potrzebował dowiedzieć się, w jakiej sprawie przyszedł do Xichena. Być może było to coś ogromnie istotnego i nie mógł przegapić jedynej okazji na dowiedzenie się, co to było.
Znał drogę do gabinetu. Doskonale pamiętał, w którym miejscu się znajduje i jak najszybciej do niego trafić. Już po kilku kolejnych minutach znajdował się pod odpowiednimi drzwiami, niekoniecznie kryjąc się z tym, że znowu wyszedł z sali i spaceruje sobie po oddziale. Większość pielęgniarek przestała zwracać już na to najmniejszą uwagę. Nie musiał zbyt wysilać się, by usłyszeć za drzwiami znajome głos, które upewniły go w tym, że dwójka mężczyzn musi być w środku. Zapewne ominęło go tylko parzenie herbaty i nie zdążyli poruszyć jeszcze najważniejszego tematu. Wanyin zgarnął jedno z krzeseł stojących na korytarzu po czym postawił je obok drzwi i nieskrępowanie zajął na nim miejsce. Może i rzeczywiście był widoczny z każdej odległości... ale wyglądał raczej jak pacjent, czekając na przyjęcie przez lekarza niż osoba, która dość chamsko podsłuchuje czyjąś rozmowę.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:40 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Może i przesadzał. Może był przewrażliwiony i miał paranoję, nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby tylko w jego progu, pod jego dachem wydałoby się, że hierarchia nadal istniała, a alfy i omegi miały się względnie dobrze, nie wybaczyłby sobie tego. Wanyin dostał próbkę tego co działo się z kimś z ich kasty, kiedy ich istnienie wyszło na jaw, a nadal nie rozumiał jak ważne było utrzymanie tego wszystkiego w tajemnicy. Xichen nie miał w tamtym momencie ani siły, ani chęci mu tego wszystkiego tłumaczyć, dodatkowo widząc minę mężczyzny domyślał się, że mógł sobie mówić, a jego słowa rozbiłyby się o przekonania pacjenta jak groch o ścianę. Nie, to nie był najlepszy moment na takie rozmowy…
Za to druga część wypowiedzi Wanyina sprawiła, że Xichen drgnął, czując że może faktycznie zachowywał się zbyt nadopiekuńczo. W końcu skoro już o wszystkim wiedział, skoro to jego zaatakowali Łowcy miał prawo wiedzieć, miał prawo… walczyć z tym wszystkim. Po raz pierwszy od dwóch tygodni, lekarz tak naprawdę zobaczył w stojącym przed nim mężczyźnie… mężczyznę, a nie słabego, biednego i poturbowanego pacjenta, którym trzeba się było opiekować, zmuszać do przyjmowania leków jak dziecko i pilnować, by nie zrobił sobie nic złego. Wanyin wyzdrowiał, czy Xichen chciał czy nie i jak mówił całą swoją postawą i determinacją w spojrzeniu, nie zamierzał dłużej ukrywać się w szpitalnym łóżku. Gdyby pediatra zmuszał go do tego, nie byłby wobec niego sprawiedliwy.
Dlatego już prawie otwierał usta, by przyznać mu rację, może nawet przeprosić, ale nie zdążył. Widząc minę mężczyzny, pełną złości i rozczarowania, jego żołądek zacisnął się w supeł. Nie mógł go dłużej tak traktować… Wanyin nie był dzieckiem. Mógł decydować o sobie i swoim losie, ba, Xichen powinien się cieszyć, że pomimo amnezji nie stracił ducha walki. Ale Mengyao czekał, a Wanyin zostawił go samego na korytarzu, sprawiając że ciężkie westchnienie uciekło z ust lekarza, gdy przeczesywał sobie włosy pełnym frustracji gestem. Nie cieszył się, że zepsuł swojemu ulubionemu pacjentowi humor…
W końcu ruszył się, wybierając się na jeszcze jeden obchód wokół oddziału, sprawdzając stan swoich małych podopiecznych, poświęcając nieco więcej uwagi tym, które nie mogły tak swobodnie brykać jak Rusong. Podawał leki, robił zastrzyki, poprawiał poduszki i rozmawiał dopóki na jego zegarku nie wybiła siedemnasta. Zazwyczaj o tej godzinie choć kończyła się jego zmiana i tak zostawał na dłużej, nie mając tak naprawdę nic lepszego do roboty, tak długo jak nie miał żadnych zadań związanych z Organizacją. Tym razem jednak w jego gabinecie czekał ważny gość, nie pozwolił mu więc czekać dłużej niż było to konieczne. Mengyao zastał na swoim obrotowym, ale bardzo wygodnym fotelu, podziwiającego delikatne malowidło na papierowym parawanie, które Xichen niedawno namalował, udowadniając że delikatne palce lekarza nadawały się nie tylko do trzymania strzykawek i stetoskopu.
- Już jestem – powiedział lekarz, rozpinając swój kitel zmęczonym gestem, odsłaniając elegancką koszulę pod spodem i nieco luźniejsze, choć nadal idealnie skrojone spodnie, podkreślające szczupłe, długie nogi lekarza.
- Dobra robota, doktorze – powiedział miękko Mengyao, natychmiast łagodząc wyraz twarzy, na której pojawił się delikatny uśmieszek ukazujący urocze dołeczki w policzkach mężczyzny.
- Mam nadzieję, że nie zdążyłeś się za bardzo znudzić? – zapytał Xichen, wstawiając wodę na malutkiej kuchence, by ta zagotowała się, podczas gdy on zaprosiwszy przyjaciela na kanapę, zacząć cały ceremoniał parzenia herbaty.
- Skądże – szatyn machnął dłonią wdzięcznym gestem, jakby mówił, że to nie było nic takiego. – Miałem chwilę by podziwiać… naprawdę nieźle ci to wyszło – pochwalił wskazując złożonym wachlarzem parawan. Widniał na nim delikatny górski pejzaż, z pojedynczą chińską pagodą wznoszącą się pośród szczytów.
- Dziękuję – Xichen uśmiechnął się łagodnie, rozlewając delikatny napar do dwóch malutkich filiżanek. – Zgadniesz? – zapytał, posyłając przyjacielowi wyzywające spojrzenie, które ten bez wahania przyjął.
Upił łyk, a potem smakował chwilę napar, zanim z uznaniem odstawił naczynie na stół.
- Biała, z nutką pomarańczy – oświadczył bez wahania, patrząc na Xichena wyczekująco. Lekarz uśmiechnął się, kiwnąwszy głową.
- Zgadza się – oświadczył, samemu próbując delikatnego naparu. Nie był pewien, czy herbata będzie najlepsza, ale okazało się, że spełniła, albo nawet nieco przerosła jego oczekiwania.
- No ale nie po to tu przyszedłem, prawda? – westchnął Mengyao, odkładając przyjemności na potem, najpierw trzeba się było zająć interesami. – Kilka dni temu policjanci, którzy współpracują z Organizacją donieśli nam o pewnym młodym człowieku, który już kilkukrotnie został przez nich złapany, za każdym razem w coraz gorszym towarzystwie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, smutne, owszem, ale nie dziwne, gdyby nie to, że podobno chłopak bez problemu raz podniósł radiowóz, drugim razem kontener na śmieci, a ostatnio wspiął się na szczyt jakiegoś posągu i próbował urwać mu głowę – opowiadał Mengyao, ale z taką miną, jakby samo mówienie takich rzeczy na głos sprawiało, że czuł się niesamowicie niezręcznie.
- Zwraca na siebie uwagę – westchnął Xichen, domyślając się już o co chodziło. Taka siła nie pojawiała się przypadkowo, a u alf wkraczających w wiek dojrzewania. – Co na to Chifeng-zun? – zapytał spokojnie lekarz, ciekaw opinii przywódcy Organizacji.
- Na razie kazał ci to sprawdzić i ewentualnie współpracować z policją. Chłopak miał styczność z niebezpiecznymi ludźmi i lepiej by było żeby nikt się nie zorientował, że się nim zainteresowaliśmy. W razie czego, masz pozwolenie, by wkroczyć – powiedział Mengyao śmiertelnie poważnie i tak samo poważnie Xichen pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Jak nazywa się ten chłopak? – zapytał jeszcze, nie dziwiąc się, że mężczyzna zaraz sięgnął do kieszeni swoich spodni, by wyjąć z nich zdjęcie czarnowłosego, bardzo aroganckiego z twarzy chłopaka, który w ustach trzymał lizaka.
- Chłopak nazywa się Xue Yang, najczęściej pojawia się w zachodniej części Lanling Jin razem z bandą niejakiego Wena Chao. Poznasz ich po symbolu słońca na skórzanych kurtkach. Uwierz, nie trudno ich przeoczyć – westchnął mężczyzna, krzywiąc się odrobinę z niesmakiem. Xichen rozumiał, ze swoim wysublimowanym gustem coś tak prostackiego kłuło w estetykę Mengyao i stawało się solą w jego oku.
Porozmawiali jeszcze chwilę o szczegółach, dopóki oboje nie stwierdzili, że nie mają już czego sobie w tej sprawie wyjaśniać. Mengyao miał swoje zajęcia, a i Xichen, który zamierzał wyjść i zobaczyć, czy uda mu się odnaleźć tego niesfornego Xue Yanga, musiał się do wyjścia przygotować. Nie spodziewał się jedynie, że zanim wyjdzie, Jin Guangyao spojrzy na niego przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ten twój pacjent… Wanyin, wydawał się odrobinę za stary jak na oddział dziecięcy – zauważył, składając i rozkładając swój wachlarz.
- Oh, to długa historia, na pewno zdążę ci ją jeszcze opowiedzieć, ale następnym razem – odpowiedział Xichen z uśmiechem, dziwiąc się lekko, kiedy przyjaciel nie odwzajemnił się tym samym. Wyglądał raczej na zamyślonego.
- Mówiłeś, że jest alfą… ale jak dla mnie ściemnia. Żaden alfa nie pachnie tak słodko jak on, a wiesz że na tym znam się jak nikt inny – powiedział, studiując uważnie minę lekarza.
Jednak Xichen wzruszył jedynie ramionami. Czy Wanyin był alfą, czy nie… miał swoje podejrzenia, ale nie zamierzał się nimi dzielić tak długo jak sam mężczyzna twierdził, że tak było. Wiedział, że Mengyao znał się na rzeczy. W końcu Mistrz Ukrytych Aromatów, prowadzący własny sklep z perfumami i tworzący swoje własne, niepowtarzalne receptury nie mylił się w swojej ocenie. Sam lekarz nie mógł się pozbyć myśli, że zapach mężczyzny był taki… słodki i subtelny, zupełnie inny od tego co zazwyczaj czuł od innych alf. Jego zapach bardziej przypominał woń roztaczaną przez Mengyao, a ten na sto procent był omegą i ani trochę się tego nie wstydził.
- Nawet jeśli jest inaczej, nie zamierzam tego sprawdzać, A-Yao. Jest jednym z nas, tyle mi wystarczy by chcieć go chronić – odpowiedział ostatecznie, obdarzając przyjaciela jeszcze jednym, łagodnym, choć jednocześnie pewnym siebie uśmiechem.
Mężczyzna westchnął, ale nic więcej nie powiedział, zamiast tego żegnając się i wychodząc z pokoju, tylko po to, by prychnąć głośno, kiedy zobaczył, kto siedział na korytarzu.
- No proszę, nawet odesłanie go do sali nie sprawiło, że przestał być upierdliwy – prychnął szatyn, zaplatając ręce na piersi.
- Yao… - upomniał go łagodnie Xichen, nie czując złości na ewidentny fakt podsłuchiwania przez Wanyina. Był raczej… zadowolony i całkiem ciekawy ile mężczyzna miał w sobie ducha walki, skoro nadal nie potrafił się poddać.
- Pamiętaj o czym rozmawialiśmy i nie daj się zbałamucić! – ostrzegł go jeszcze mężczyzna, zanim rozłożywszy zamaszystym ruchem wachlarz, odszedł w swoją stronę, zostawiając tę dwójkę samą.
Xichen przez chwilę przyglądał się oddalającym się plecom mężczyzny, by po chwili przenieść spojrzenie na Wanyina. Jego mina nie zdradzała żadnych złych emocji. Był raczej całkiem zadowolony z życia, kiedy otworzył szerzej drzwi swojego gabinetu i zaprosił pacjenta do środka z zachęcającym uśmiechem.
- Herbaty? – zapytał łagodnie, nie popędzając go, ani nie namawiając w żaden sposób. Jeśli Wanyin miał ochotę się czegoś dowiedzieć, wziąć w czymś udział, albo to olać i odejść, to właśnie był odpowiedni moment by to zrobić.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:41 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Wanyin był naprawdę... specyficzną osobą. Tak, specyficzną to było zdecydowanie dobre określenie na jego charakter. Czasem zachowywał się tak absurdalnie, że ciężko było uwierzyć by osoba o zdrowych zmysłach postępowała w ten sposób. Ale z drugiej strony to sprawiało, że był zdolny do ogromnych poświęceń, zawziętości i... praktycznie zawsze osiągał zamierzony efekt. To, jak wypadał przy tym w oczach innych osób było zdecydowanie tutaj najmniej istotną rzeczą. Nie obchodziło go dobre wrażenie i może dlatego, tak łatwo zbywał słowa innych osób.
Przysiadł pod drzwiami w celu dowiedzenia się przede wszystkim o tym, jaką sprawę Mengyao miał do Xichena. Rzeczywiście, dowiedział się o istotnej informacji na temat jednej alfy, która najwyraźniej mocno zalazła za skórę Organizacji. Robiła wokół siebie zbyt wiele szumu i należało się jej przyjrzeć. Wanyin domyślił się, że Organizacja chciała być pierwsza w “ocaleniu go” zanim wpadnie w ręce Łowców, którzy na pewno zaczęli już interesować się tą sprawą, szukając odpowiedniego momentu. Powoli zaczynał łapać całą tą “cichą wojnę” między osobami wspierającymi alfy i omegi, dającymi im szanse na przetrwanie a grupą, która z jakiegoś powodu koniecznie chciała ich wyeliminować. Pomyślałby, że wcześnie zupełnie nie miałby o tym pojęcia, gdyby sam nie został wtedy zaatakowanym i nie trafił do Zacisza.
Niemal natychmiast narosło w nim ciśnienie, że nie może tak po prostu zignorować tej informacji. Chciał jakoś pomóc. Przydać się na coś zamiast bezczynnie siedzieć w miejscu i pozwalać dalej zawijać się w ciepłe kocyki. Robić z siebie maskotkę szpitala i ulubionego podopiecznego pediatry. Chciał udowodnić, że też potrafi coś więcej poza ciągłym gadaniem.
Podniósł się z miejsca, z zamiarem odstawienia krzesła, jednak w ostatniej chwili powstrzymały go dalsze słowa Mengyao. Wanyin aż skrzywił się słysząc, że z tematu innej alfy, przeskoczyli nagle na jego osobę. Mógł spodziewać się, że w oczach takiej osoby, jaką reprezentował buc nad bucami – Guangyao, wypadnie gorzej niż przeciętnie.
Co on wygadywał za głupoty. Przecież naprawdę był alfą. Chciał wyrzucić go na margines hierarchii czyniąc z niego omegę? Wanyin zdecydowanie nie miał zamiaru dać się tak szufladkować. Fuknął coś cicho, a potem złapał za kosmyk swoich włosów, przykładając je do nosa jakby chciał upewnić się, że wcale nie pachnie tak słodko, jak mężczyzna uważał. Dla niego był to bardzo naturalny zapach. Po prostu przyjemny. Nie tak intensywny jak ten Xichena, tylko przyjemny. Nie widział w tym żadnej nuty słodkości.
Odpowiedź Lana wprowadziła go w jeszcze większe zamyślenie. Chciał się nim opiekować, bo cały czas miał go za pokrzywdzonego przez los pacjenta, który wymagał stałej opieki? Mimo, że praktycznie już wyzdrowiał i czuł się zdecydowanie lepiej.
Z malutką zmarszczką na czole i ogromnym zamyśleniem, nie zwrócił uwagi, kiedy rozmowa dobiegła końca i Mengyao bez ociągania otworzył drzwi na zewnątrz, prawie uderzając tym samym w stojącego obok Wanyina. Chłopak aż podskoczył wyrwany ze swojego własnego świata, a potem wbił lekceważące spojrzenie w niższego. Na pewno nie miał w planach zostania przyłapanym na perfidnym siedzeniu pod gabinetem, ale skoro już go zauważyli...
Już miał odpyskować coś Guangyao otwierając usta, kiedy powstrzymał go głos lekarza. Wanyin mimowolnie obrócił się na pięcie w jego stronę, patrząc na mężczyznę z niedowierzaniem. Nie wydawał się zawiedziony czy zmieszany, jak podczas ich ostatniej rozmowy. Na jego ustach młodszy dostrzegł jakiś figlarny uśmiech i chyba całkiem rozbawiła go cała ta sytuacja. A potem, aby pogorszyć jeszcze bardziej szybko bijące serduszko Wanyina, zaprosił go na herbatę i ciemnowłosy miał wrażenie, że na moment przestał myśleć.
Naprawdę nie potrafił zrozumieć tego faceta. Zaskakiwał go za każdym razem, na przekór traktując go jakby nie był niczemu winien. A Wanyin sam doskonale wiedział, że źle robił i był gotów to przyznać. Nawet przeprosić, gdyby tylko Xichen wymagał od niego takowych przeprosin.
Chwilę bił się z myślami. Patrzył to na pediatrę, to na szeroko otwarte drzwi. Wreszcie prychnął coś niezrozumiałego, wchodząc do środka.
— Spodziewałeś się tego. Wcale nie czujesz się zaskoczony, że tu jestem — stwierdził na starcie, rzucając szybkie spojrzenie na całe pomieszczenie. Chwilę stał na środku, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Dopiero po czasie przyszła mu na myśl kanapa, na której rogu wreszcie postanowił usiąść. Nie umiał określi jak się teraz czuł. Nie spodziewał się takiej konfrontacji nie popartej żadnym negatywnymi słowami. Chyba zrobiło mu się troszkę głupio i uparcie unikał spojrzenia Xichena.
— Zanim cokolwiek powiesz — zaczął, sumiennie unosząc do góry palec, żeby w razie czego, przerwać Xichenowi chęć zgonienia go. Musiał podejść do tego dyplomatycznie. — Przekaż swojemu przyjacielowi, że obgadywanie innych za czyimiś plecami, jest tak samo nagminne jak podsłuchiwanie. I wcale nie jestem upierdliwy tylko dociekliwy — fuknął, czując okropne zawstydzenie wkradające się w jego słowa. Miał nadzieję, że naprawdę nie wszedł na aż tak upierdliwego.
— Poza tym uważam, że Mengyao jest bardzo nieodpowiedzialny posyłając cię tam samego. Nie powinieneś być w tym wszystkim sam, a takie “zadania” zwykle wykonuje się ze swoim partnerem. Z pracy — sprostował zaraz, a potem cicho odchrząknął. — A jeśli nie masz partnera z pracy, to tymczasowo może nim być pewien upierdliwy pacjent, który nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, a z którym jest już wszystko w porządku — chyba trochę zagalopował się w swoich słowach i czuł, że zaczyna coraz mocniej bredzić. Skąd ten stres? Może rzeczywiście przydałaby mu się ta jaśminowa herbata na rozluźnienie? Mimo, że nawet nie pijał herbat. Młodszy wziął porządny wdech, wreszcie unosząc spojrzenie na pediatrę.
— Idę z tobą.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:42 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Czy Xichen spodziewał się zastać pod swoimi drzwiami podsłuchującego Wanyina? Nie bardzo. Czy go to dziwiło? Ani trochę. Już wcześniej zdołał się zorientować, że nawet jeśli nie przez ciekawość, to duma mężczyzny nakaże mu nie odpuścić. Skoro chciał się czegoś dowiedzieć, zrobi to choćby i w ten, mało subtelny sposób. Dlatego nie, lekarz nie był zaskoczony, jedynie potwierdził swoją śmiałą tezę, jakoby Wanyin miał dosyć bycia tylko pacjentem. Czuł… ekscytację pomieszaną z zaciekawieniem. Mężczyzna w jego oczach stawał się tylko mocniej interesujący. A kiedy jeszcze patrzył na niego jakby czekał na burę, która miała nie nadejść, a on właśnie to sobie uświadomił i tym mocniej nie rozumiał, miał ochotę się roześmiać. Zamiast tego jednak, zaprosił go na herbatę.
Nie popędzał go, kiedy widział że wszedłszy do gabinetu, nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, by na koniec ostrożnie usiąść na kanapie, jakby spodziewał się, że w każdej chwili mógł zostać zrugany od góry do dołu i wyrzucony za drzwi. Xichen dał mu w spokoju kontemplować sytuację i przemyśleć to co się właśnie działo, zajmując się parzeniem kolejnej porcji herbaty. Tym razem jednak wybrał zieloną z dodatkiem brzoskwiń. Nie był pewien, czemu akurat tą wybrał, ale kiedy patrzył w spokoju na policzki Wanyina i czuł jego słodki zapach, kojarzył mu się z tymi słodkimi owocami.
Nie zdążył wrócić do stolika z zastawą, kiedy po pomieszczeniu rozszedł się głos mężczyzny, wygadujące tak urocze głupoty, że Xichen musiał się bardzo powstrzymać by się nie roześmiać. Posłał mu za to jeden ze swoich uśmieszków, które i tak do niego nie dotarły, jako że uparcie spoglądał na wszystko co tylko nie było pediatrą. To, plus rozkoszne zachowanie mężczyzny sprawiły, że lekarz musiał cicho odchrząknąć, zanim z całą powagą na jaką było go stać odstawił tacę na stół, a potem, rozlewając herbatę do kubków, odpowiedzieć.
- Zrozumiałem, przekażę – powiedział krótko, podsuwając mężczyźnie przyjemnie pachnącą herbatę. Oh, tak… Teraz Xichen dokładnie mógł poczuć, że brzoskwinia idealnie wpasowała się w delikatną woń lotosu, którą charakteryzował się Wanyin. Nie powiedział jednak tego na głos, domyślając się, że pacjent nie byłby zbytnio zadowolony.
Za to kolejna kwestia poruszona przez mężczyznę sprawiła, że na twarzy Xichena pojawiło się najpierw lekkie zaskoczenie, a zaraz potem rozczulenie…
- Więc… chcesz być moim partnerem? – upewnił się, po chwili zdając sobie sprawę z tego, że zabrzmiało to co najmniej dwuznacznie i że… w zasadzie nie miałby nic przeciwko by tak właśnie brzmiało. Xichen nie chodził na randki, ale przez jedną chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, że jeśli miałby to być Wanyin, mogłoby być całkiem zabawnie.
- No dobrze… - westchnął mężczyzna, wlepiając spojrzenie złotych oczu w fiołkowe tęczówki. – Masz rację, nie tylko co do tej jednej rzeczy – zaczął, nie wspominając że w zasadzie to nie miał partnera… bo go nie potrzebował, zupełnie dobrze radząc sobie samemu. Był to jednak pierwszy raz, kiedy ktoś stwierdził, że było to nieodpowiedzialne i niebezpieczne dla samego lekarza. Taka troska… była całkiem miła. – Nie mam partnera i jeśli tylko zechcesz zostać moim wsparciem, będzie mi niezmiernie miło. Przy okazji, chciałbym cię przeprosić. Nie byłem… zbyt w porządku wobec ciebie. Jednak jeśli mi pozwolisz, postaram się to naprawić. Masz prawo wiedzieć co się dzieje i jeśli zechcesz, wziąć w tym wszystkim udział. Mogę opowiedzieć ci o Organizacji, w zasadzie to nawet muszę, jeśli chcesz ze mną iść i nie chcesz wpakować nas obu w kłopoty. A potem… jeśli stwierdzisz, że chcesz do nas dołączyć, mogę umówić dla ciebie egzamin wstępny. Nie obiecuję, że cię przyjmą, w końcu decyzja nie zależy tylko ode mnie, ale… mogę dać ci szansę. Co ty na to? – zaproponował, w spokoju unosząc filiżankę do ust. Nie chciał go w żaden sposób popędzać, ani zmuszać go, by podejmował decyzję bez przemyślenia sprawy. Czuł jedynie, że mężczyzna miał potencjał. Potrzeba im było kogoś tak upartego i odważnego, bo co do tych dwóch cech Wanyina, Xichen nie miał żadnych wątpliwości, że stanowiły sporą część jego arcyciekawego charakteru.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:43 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Wanyin wyglądał jakby przez chwilę nie rozumiał, co Xichen do niego mówi. Jego fioletowe tęczówki powiększył się, wyglądając zapewne jeszcze bardziej niezwykle podczas gdy on nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Zostanie partnerem. Z pracy, warto dodać. To właśnie o to chodziło, jednak lekarz ujął to tak, że młodszy miał nie lada zagwozdkę, czy aby na pewno mówią o tym samym. Mimowolnie wyobraził sobie, jak musiałby wyglądać związek z Lanem. Był niesamowicie przystojny, nawet w białym, obszernym kiltu, w którym zwykle go widywał. Dodatkowo miał charakter anioła, dobrej duszy, która litowała się nad każdym i chciała pomóc. Ten spokój, który zawsze mu towarzyszył, na początku niesamowicie irytował Wanyina, ale teraz... teraz wydawało mu się, że mu także powoli się udziela będąc w jego towarzystwie.
— Na pół etatu. I chcę mieć wolne poniedziałki i piątki — zażartował, wreszcie się rozluźniając. Mógł wygodniej rozsiąść się na kanapie, bez żadnych obaw, że Xichen go wyśmieje i każe wracać z powrotem do swojego szpitalnego łóżka. Chyba nie podejrzewał, że pójdzie aż tak gładko. Raczej nie miał schowanych w zanadrzu dodatkowych argumentów i w ostateczności, musiałby zastosować taktykę “i tak z tobą pójdę, czy tego chcesz czy nie”. Oczywiście, że chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie kłamał mówiąc, że lekarz nie powinien uczestniczyć w tym wszystkim sam. Sam na własnej skórze przekonał się, do czego zdolni są Łowcy i zdecydowanie nie chciał, by coś podobnego spotkało pediatrę. Czy się martwił? Pewnie trochę. Bo oczywiście nie zdawał sobie sprawy, że każda osoba będąc w Organizacji została dokładnie przeszkolona i przygotowana na wypadek najbardziej niespodziewanych sytuacji. To, że Xichen nie powiedział mu o tym wprost, przyjmując pomoc... tak naprawdę całkowitego świeżaka było na pewno w jakiś sposób rozczulające.
Dalsze słowa mężczyzny, a raczej przeprosiny całkowicie zbiły go z tropu. Wanyin chyba nie przywykł, że ktoś go za cokolwiek przepraszał, bo zwykle to on popełniał błędy. Zresztą naprawdę nie uważał, by Xichen zrobił coś źle. Może i racja, jeszcze jakiś czas temu był lekko na niego obrażony, ale zdołał już o tym zapomnieć. Zresztą zupełnie nie dziwił mu się, że nie chciał wszystkiego mówić. Wanyin wciąż był tutaj... obcy. Nawet jeśli próbował zaaklimatyzować się tak, jak tylko dało, to nikt nic nie wiedział o jego pochodzeniu, o tym czy w ogóle warto wprowadzić go głębiej w to, co działo się w na pozór spokojnym mieście, a o czym pojęcia zupełnie nie mieli zwykli obywatele.
— Daj spokój, nie masz za co przepraszać. Nie po tym, jak ja sam się zachowywałem. Zresztą wolałbym sam zasłużyć na czyjeś zaufanie niż dostać je od tak, w prezencie po czym kogoś zawieść — machnął szybko ręką, mówiąc trochę pospiesznie, jakby chciał jak najszybciej zejść z tematu przeprosin. Jego wzrok padł na imbryczek do herbaty i dwie czarki ustawione na małym stoliku do kawy. Obłoczki pary unosiłby się nad gorącym naparem i Wanyin musiał co najmniej trzy razy zastanowić się, za nim wreszcie sięgnął po napój. Nie pijał herbat, nie przepadał za ich ziołowym posmakiem będąc zwolennikiem wszelkiego rodzaju kaw. Od tych mocnych po słodkie karmelowe macchiato z grubą warstwą pianki, które bardziej przypominało deser niż kawę. Tym razem wyraźnie skusił go zapach brzoskwini, ale nie upił jej jeszcze, dmuchając tylko w herbatę, żeby lekko ją ostudzić.
— Bez obaw. Wiesz przecież, jak doskonale potrafię unikać kłopotów — uśmiechnął się rozbrajająco. To oczywiście nie była prawda i obaj dobrze wiedzieli, że Wanyin był raczej zwolennikiem pchania się dokładnie tam, gdzie nie trzeba. Ale do tej pory jak kot, udało mu się zawsze spadać na cztery łapy. — Ale masz rację. Ciekawi mnie ta cała wasza Organizacja. Ilu was jest? Kto jest liderem? I...oh — zmarszczył brwi, odstawiając z powrotem herbatę na stolik. — Egzamin... serio? Skończyłem już szkołę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Naprawdę mogliście wymyślić coś bardziej kreatywnego — to byłoby zbyt proste, gdyby tak na starcie przyjęli go z otwartymi ramionami. Wanyin mógł mówić co chciał, chociaż im bardziej zapierał się i narzekał... tym prawdopodobnie czuł się bardziej zaintrygowany. Obrócił lekko głowę, opierając policzek o swoją dłoń, łokieć o kolano i przez chwilę przyglądał się uważnie Xichenowi, jakby próbował w swojej głowie ocenić, jak duże ma szanse, że go przepuści. Nie miał nawet pewności na czym miałby polegać ten egzamin. Wreszcie westchnął uznając, że nie ma innego wyboru.
— W porządku. Co będzie oceniane? Powinienem się jakoś przygotować? — zgodził się wreszcie, znów sięgając po czarkę. Chyba nie do końca wiedział co znaczy delektowanie się podczas picia herbaty, bo ta jego, dość szybo zniknęła z naczynia, nawet jeśli mógłby przysiąc, że nie lubi herbat. Lekarzy w sumie też nie lubił. Zawsze jednak istniały jakieś wyjątki.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:44 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Xichen nie zawiódł się, widząc zainteresowanie w fioletowych oczach i jakąś chęć rywalizacji. Wiedział, że mężczyzna miał ambicję i ciekawość, które teraz najwyraźniej skierowały się w stronę Organizacji, o co w głównej mierze chodziło lekarzowi. Samym stwierdzeniem, że wolał zdobyć zaufanie, zasłużyć na nie, zamiast dostać je na srebrnej tacy utwierdzało go tylko w przekonaniu. Wanyin był im potrzebny. A przynajmniej, nadawał się, by być potrzebnym. Organizacja szukała takich ludzi jak on, czy był alfą, czy był omegą, nie miało tutaj żadnego znaczenia. Jeśli tylko przejdzie pomyślnie trzy próby, będzie jasne, że naprawdę był niezwykłą osobą. Co prawda w głowie miał nieprzyjemny ton Mengyao kiedy się do niego zwracał, domyślał się więc, że raczej nie zapałają do siebie miłością, niemniej przyjaciel nie miałby wyjścia i musiałby dać mu szansę. Dlatego, kiedy Wanyin zainteresował się tematem, Xichen nie miał zamiaru zawracać go z obranej ścieżki.
Zapytany o egzamin, uśmiechnął się jedynie tajemniczo, nie wspominając, że jeden, jego, w zasadzie już zdał. Uniósł czarkę do ust i upiwszy łyk, posłał mu spojrzenie znad naczynia, uśmiechająć się lekko.
- Cóż, powinienem zachować to w tajemnicy, więc jeśli pozwolisz, nie będę zdradzał za dużo. No i sami egzaminatorzy nie zdradzają, na czym będzie polegał test do samego końca. Nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy – westchnął Xichen, bardziej z rozbawieniem niż naganą w głosie, przypominając sobie jak pewnego razu Mingjue nie spodobał się przyprowadzony przez Mengyao kandydat, któremu kazał cały dzień trzymać wiadro pełne wody na głowie, by sprawdzić jego równowagę. – Niemniej, nie będzie to raczej nic strasznego. Głównie chodzi o to, by sprawdzić twój potencjał, umiejętności da się wypracować w trakcie szkolenia – zauważył spokojnie, samemu uważając że taka taktyka pozwalała na zwerbowanie ludzi, którzy nie tylko potrafili bić się po mordach, ale i myśleć, czy chcieć coś osiągnąć, stać się silniejszymi, by chronić innych.
- No, ale wystarczy tych pogaduszek – westchnął lekarz, zerkając na pustą filiżankę mężczyzny, po czym podniósł się z fotela, przeciągając się, wyciągając splecione ręce do góry. Koszula podjechała mu odrobinę do góry ukazując umięśniony brzuch. – Skoro chcesz iść ze mną, powinniśmy się zebrać. Opowiem ci o Organizacji po drodze – zaproponował, a nie widząc sprzeciwu, zaprosił mężczyznę, by poszedł za nim.
Ocenił jego ubrania, a stwierdzając, że w zasadzie koszulki i tak nie będzie widać, a dresy i tak nie rzucały się w oczy, wszystko było w porządku. Martwił się jedynie, by mężczyzna nie zmarznął. Jego ubrania, w których Xichen go znalazł, nie nadawały się już praktycznie do niczego. Dlatego zaprowadził go do domu znajdującego się na tyłach, zaraz za ogrodem łączącym szpital z kolejnym, tym razem mniejszym budynkiem, stanowiącym dom rodziny Lan. Xichen cieszył się, że nie padało i ogólnie było całkiem znośnie. Poprowadziwszy mężczyznę szybko przez mijane pomieszczenia, robił w głowie szybki przegląd swoich ubrań. A stanąwszy przed odpowiednimi drzwiami, posłał mężczyźnie zachęcające spojrzenie. Jego sypialnia była dokładnie taka jak on, elegancka, spokojna, utrzymana w biało niebieskiej tonacji, stanowiąc zakątek, w którym chciało się odpoczywać. Wielkie łóżko zajmowało w tym miejscu mniej powierzchni niż kolejne regały z książkami, stanowisko, na którym Xichen z przyjemnością malował, czy dwa tradycyjne chińskie instrumenty, z których Xichen był znany, że potrafił na nich cudownie grać.
Nie poświęcił tym rzeczom jednak uwagi, skupiając się na wnękowej szafie, która ukrywała się za wielkim, pokrywającym prawie całą jedną ścianę lustrem. Poszperał w niej chwilę, wyciągając komplet ubrań dla siebie, oraz ciemnogranatową ciepłą bluzę dla Wanyina.
- Proszę – powiedział podając mu ubranie z całkowicie szczerym uśmiechem na ustach. – Nie pozwolę byś się przeziębił, więc ubierz się ciepło – powiedział, zostawiając go na chwilę by przebrać się w łazience przylegającej do pokoju. Raczej nie miałby problemu z rozebraniem się przy kimś, domyślał się jedynie, że Wanyin mógłby się speszyć, oszczędził mu więc tych uczuć przed jakby nie patrzeć, misją, która wymagała skupienia.
Kiedy wrócił, w ogóle nie wyglądał jakby był cenionym lekarzem z podejściem do dzieci i niegrzecznych, starszych pacjentów z oddziału ratunkowego. Miał na sobie całkiem zwykłe, jasnoniebieskie jeansy, do tego z modnymi przetarciami na kolanach, a do tego białą bluzę z kapturem, kontrastującą z jego ciemnymi włosami, które roztrzepał sobie, wciągając bluzę przez głowę. Do tego na nogach miał trampki zamiast drogich włoskich butów i tylko przystojna twarz mogła wyróżniać go z tłumu zwyczajnych osób.
- To jak? Gotowy? – zapytał uśmiechając się życzliwie, choć jego oczy błyszczały ekscytacją. Jego instynkt łowcy cieszył się na kolejny wypad w miasto, które stanowiło bardziej niebezpieczną dżunglę niż się komukolwiek wydawało. Oczywiście nie cieszył się, kiedy komuś działa się krzywda, jedynie kiedy tropił, czuł że naprawdę żyje.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:44 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Niczemu niewinne serce Wanyina zostało wystawione na ciężką próbę, kiedy lekarz bez skrępowania przeciągnął się, zbierając do wyjścia. Wzrok młodszego perfidnie zjechał na jego odsłonięte mięśnie brzucha, gdy tylko koszula podjechała mu do góry. Oczywiście mógł domyśleć się, że cholerna alfa, pod tym kitlem musiała skrywać idealne ciało. Nawet na moment nie zwątpił w jego siłę i mięśnie. W końcu bez problemu dawał radę go unieść i przetransportować w inne miejsce, a mimo wszystko on sam, do kruchych osób nie należał.
Te nieskromne podziwianie trwało ledwie kilka sekund, a mimo to, zdążył zaczerwienić się niczym piwonia, obruszyć, odwrócić głowę i udać, że ściana przed nim jest dużo bardziej interesująca niż jakiś tam lekarz, który wcale, ale to wcale nie jest jego zdaniem przystojny.
Wreszcie obaj zebrali się do wyjścia. Wanyin był pewien, że od razu mają zamiar udać się w miejsce, gdzie prawdopodobnie mają szansę spotkać tego dzieciaka, który przysparzał policji tyle problemów. Tylko na chwilę wpadł po drodze do swojej sali, żeby papcie szpitalne zamienić na jakieś wygodniejsze buty. I o losie, podziękował sobie w duchu, że skórzane buty wojskowe potrafiły przetrwać wszystko, czego nie mógł powiedzieć o swoich pozostałych ubraniach. Wcisnął nogawki dresów w wysokie obuwie, szybko dołączając do czekającego mężczyzny.
Słońce zdążyło już zajść i był dosyć ciepły, jesienny wieczór choć i tak poczuł, że wychodzenie na zewnątrz w krótkim rękawku nie było najlepszym pomysłem. Bez narzekania, podążył jednak za pediatrą, który z jakiegoś powodu, z początku nie chciał mu zdradzać, dokąd zmierzają. Dopiero gdy dotarli przed jeden z domów jednorodzinnych, a z starszy tak bezproblemowo otworzył drzwi, zapraszając go do środka, Wanyin zdał sobie sprawę, że bez uprzedzenia znalazł się w mieszkaniu Xichena. Jego spojrzenie jasno oznajmiało, że zupełnie nie tego się spodziewał, że mógł właściwie poczekać na zewnątrz, jeśli ten chciał się przebrać. Wchodząc do środka, wydawał się leciutko skrępowany, bo jeżeli wcześniej starali się pozostać tylko na relacji pacjent – lekarz, teraz właśnie zniknęła ostatnia ku temu szansa. Nie żeby miał coś przeciwko.
Starał się nie rozglądać zbyt natrętnie po mieszkaniu, jednak w chwili, gdy znaleźli się prawdopodobnie w sypialni Lana, cała jego asertywność gdzieś prysła. Podczas gdy lekarz szukał czegoś w swojej szafie, Wanyin dość ciekawsko przyglądał się każdej, najdrobniejszej rzeczy w pomieszczeniu. Sypialnia bardzo dużo potrafiła powiedzieć o jej właścicielu. Była to jednak dość prywatna strefa, nawet jeśli Xichenowi tak łatwo przyszło wpuszczenie do niej obcej osoby. Jego wzrok skupił się na sztaludze do malowania i za nim zdążył otrzeźwieć, wręczona została mu mięciutka bluza należąca oczywiście do garderoby lekarza. Ten chwilę później zniknął w łazience, a Wanyin stał jeszcze przez chwilę jak słup soli, nie wiedząc na czym najpierw zawiesić wzrok. Było tu tak przyjemnie, tak komfortowo, że długo nie mógł wyjść z podziwu jak idealne to miejsce pasowało do jego właściciela. Nie chciał nakręcać się, że starszy naprawdę martwił się, by nie złapał jakiegoś przeziębienia.
Dopiero po dłuższej chwili, wciągnął nareszcie bluzę przez głowę, przy okazji chowając się pod kapturem. Miał ochotę zniknąć, tonąc w znajomym zapach, który roznosiła tylko jedna alfa. Cała bluza, mimo że zapewne była świeżo uprana, wciąż pachniała w ten jeden, charakterystyczny sposób, który tak łatwo zaczął rozpoznawać.
Gdy Xichen wrócił z powrotem do pokoju, przyłapał Wanyina na uważnym przyglądaniu się eksponowanym instrumentom. Starał się niczego nie dotykać, chociaż za to z zainteresowaniem przyglądał się guqin, którego już dość dawno nie widział. Nie miał nawet pojęcia, że ktoś jeszcze potrafił na tym grać. Dalej zwrócił uwagę na prosty, długi flet i mimowolnie wyobraził sobie, że mężczyzna zamienia czasem stetoskop na właśnie ów instrument.
— Mh, gotowy. Chodźmy — przytaknął, przenosząc wzrok na mężczyznę. Szybko zdał sobie sprawę, że chyba pierwszy raz widział go w tak codziennym, prostym wydaniu. Młodszy znów musiał przełknąć ślinę, żeby nie palnąć nagle czegoś głupiego. Miał milion komplementów, które przyszły mu do głowy na widok mężczyzny... jednak usilnie powstrzymał się przed powiedzeniem jakiegokolwiek, żeby nie spłonąć ze wstydu.
Wyszli na zewnątrz, kierując się w stronę dzielnicy Lanling. Wanyin korzystał z tego, że po kilku ciężkich tygodniach, mógł wreszcie wyjść na zewnątrz korzystając ze spokojnego wieczoru. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, jaką ogromną przyjemność sprawiło mu te spacerowanie w miłym towarzystwie. Wsunął dłonie do kieszeni bluzy, przysłuchując się opowiadaniom na temat Organizacji. Dość szybko chłonął informacje, wydając się coraz bardziej zaintrygowanym. Podświadomie coraz bardziej nie mógł doczekać się testu, który dałby mu jakąś szansę na dołączenie do grona tych osób. Mógłby wreszcie się na coś przydać.
— Możemy później zajść w to miejsce, gdzie mnie znalazłeś? — zapytał z ostrożnością. Raczej wątpił, że zostały tam jakiekolwiek ślady po tym, co zaszło chociaż cicho liczył, że bolesne wspomnienia mogą łatwiej do niego wrócić, jeżeli tylko zobaczy to miejsce.
Skręcili w poprzeczną uliczkę i doszedł ich zapach palonej gumy. Dym unosił się gęsto nad jednym z podpalonych śmietników. Ogień co prawda, nie rozprzestrzeniał się, ale smród był naprawdę okropny. Ściany pobliskiego budynku były wymalowane żółtym sprejem, a poza wulgarnymi napisami, szczególną uwagę zwracał tekst “hejoo, Xiao Xingchen~”, który ktoś perfidnie wymalował na samym środku budynku. Wreszcie kawałek dalej, na zadaszonym przystanku autobusowym, siedział chłopak z wciśniętym lizakiem w ustach. Jego nogi zwisały luźno na dachu przystanku, a głośny śmiech rozchodził się przez całą uliczkę. Pozostałe dwie osoby stały obok przystanku. Dostrzegłszy dwójkę zbliżających się osób uznały to najwyraźniej za ogromne zabawne, rzucenie w nich zapaloną racą, z której unosił się żółty dym.
— Cholera Xichen, uważaj. Cofnij się — ostrzegł go natychmiast młodszy, łapiąc mimowolnie za przedramię, żeby obaj mogli błyskawicznie cofnąć się w tył. Tuż przed nimi upadała zapalona raca, dymiąc się jeszcze mocniej niż chwilę temu. Przez chwilę nie było nic widać poza żółtym pyłem zasłaniającym im widoczność. Wanyin przysunął się trochę bliżej do mężczyzny, nie puszczając jeszcze jego ramienia. Nie bał się, za to wyglądał na ogromnie zirytowanego. Gotowego zamknąć komuś usta tą racą żeby przestał się śmiać.
— To oni? O nich chodziło? — dopytał dla pewności, chociaż skórzane kurtki z wyrysowanym słońcem jasno wskazywały, że nie mogli się pomylić.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:45 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Spacer do Lanling nie był długi, choć całkiem przyjemny. Nie padało, a i ziemia była sucha, więc pod stopami mężczyzn liście przyjemnie szeleściły, zamiast oblepiać się wokół butów. Nie szli szybko, pochłonięci rozmową na temat Organizacji. Xichen lubił o niej opowiadać, o miejscu gdzie każda alfa i omega mogły czuć się bezpiecznie, a gdzie ludzie podobni jemu utrzymywali porządek w hierarchii, tropiąc i eliminując Łowców. Poza tym zajmowali się jeszcze odnajdywaniem alf i omeg, które nie miały pojęcia, że należą do tego zapomnianego świata i wprowadzali ich w niego zanim stali się celem Łowców. Osób rodzących się w czystych klanach alf, lub omeg było niewiele, większość została wybita podczas wielkiej czystki w walce z hierarchią i tylko tak potężne rody jak ten Lanów zdołały oprzeć się fali prześladowań ze stron bet i przetrwać. Większość tych zagubionych młodych ludzi rodziła się w zwykłych rodzinach, nie mając pojęcia, że w jakiś sposób różnią się od innych i dopiero w trakcie okresu dojrzewania wychodziła na wierzch ich niezwykła natura. Alfy od dziecka były silniejsze od swoich rówieśników, ale dopiero w okresie dojrzewania kumulowała się, często przerastając właścicieli i sprawiając że nieostrożni stawali się łatwym celem. Niezwykła siła była ich głównym, choć nie jedynym znakiem rozpoznawczym. Co się zaś tyczyło omeg, trzeba było zapomnieć o stereotypie słabych, pragnących jedynie związku z alfą ludzi. Ruja już dawno przeszła do lamusa, zostawiając po sobie jedynie czas raz w miesiącu, podczas którego omegi były bardzo wrażliwe, ale potrafiły nad tym zapanować. To samo tyczyło się feromonów, które nieskuteczne przestały mieć swoją moc, sprawiając jedynie, że były znakiem rozpoznawczym danego osobnika, jak najzwyklejsze perfumy. To po zapachu Xichen potrafił wytropić ludzi związanych z hierarchią i im pomóc. I tym głównie się zajmował w Organizacji, będąc po prostu Tropicielem.
Co się tyczyło Wanyina? Nie potrafił mu powiedzieć, do jakiej pracy mogliby go przydzielić. Jak na razie musiał udowodnić swoją wartość, a w tamtym momencie po prostu iść z Xichenem i wybadać sytuację. Aczkolwiek kiedy mężczyzna wspomniał o zaułku, w którym lekarz go znalazł, spojrzał na niego niezbyt przekonany, czy to był dobry pomysł. To nie tylko był ich jedyny trop jeśli chcieli dowiedzieć się czegoś o mężczyźnie, ale również Łowców, a skoro nie udało im się dorwać Wanyina, chociaż prawie go mieli, Xichen był niemal stuprocentowo pewien, że nie zrezygnowali z niego tak łatwo. Dlatego spojrzał na niego ze współczuciem, ale musiał pokręcić przecząco głową.
- Wybacz, ale to w tym momencie zbyt niebezpieczne – powiedział przepraszająco, ale zaraz spojrzał na niego jeszcze raz, zagryzając wargę. – Ale… w sobotę mam wolne, więc jeśli zaczekasz do tego czasu, to cię tam zabiorę. Ale w dzień, nie chcemy ryzykować i zapuszczać się tam po zachodzie słońca – zaproponował, domyślając się, że nawet jeśli Wanyin nic nie pamiętał i wiedząc że były marne szanse, by czegoś się dowiedział przychodząc tam i tak czułby się lepiej, gdyby sprawdził to na własnej skórze.
Nie trzeba było długo szukać ich celu. Czarna chmura dymu, głośne śmiechy, oraz czarnowłosy wyrostek siedzący z lizakiem w ustach na dachu przystanku autobusowego już z daleka wyglądał jak kłopoty i ktoś, kim Organizacja powinna się zająć. Xichen niemal od razu, spomiędzy kłębów śmierdzącego dymu wyczuł coś znacznie bardziej subtelnego. Woń karmelowego popcornu i piżma, intensywną, wyraźną i dobitnie świadczącą o świeżo upieczonej alfie, która weszła w wiek dojrzewania. Zaaferowany nim Xichen, pozornie nie zwracał uwagi na dwóch wyrostków z symbolem czerwonego słońca wyszytego na czarnych, skórzanych kurtkach. To co zauważył niemal od razu, to brak takiego samego symbolu na ubraniach Xue Yanga. Xichen powstrzymał cisnący mu się na usta uśmiech, ten dzieciak, wcale nie zamierzał się do nich przyłączać, choć wyglądało to jakby było zupełnie inaczej. A widząc wypisane sprejem na ścianie słowa, domyślił się, że chodziło o zwrócenie na siebie uwagi. Eh… młode alfy tak miały, kiedy ktoś wpadł im w oko, były w stanie zrobić wszystko, byle tylko dostać odrobinę atencji od tej osoby.
Kiedy w ich kierunku poleciała odpalona flara, w pierwszej chwili Xichen miał zamiar tak po prostu ją złapać. Miał cudowny refleks, nie bał się więc że coś mu się stanie, martwił się raczej o swojego towarzysza. Nie spodziewał się jednak, że to Wanyin głośniej i dobitniej okaże swoje zmartwienie w jego kierunku, łapiąc go za łokieć i ciągnąc do tyłu, tak że żółty, gryzący dym rozlał im się pod stopami, nie czyniąc żadnemu krzywdy. Xichen stał się bardziej czujny, spodziewając się ataku spomiędzy kłębów, ale słysząc śmiech z tego samego miejsca, domyślił się, że to było wszystko co dla nich mieli, spodziewając się, że po tym małym pokazie sił, mężczyźni skapitulują i pójdą inną drogą. Niedoczekanie ich.
- Tak, to oni – westchnął Xichen, odruchowo zasłaniając połową ciała Wanyina, sięgając przy okazji do kieszeni po swój telefon. – Ale nie zamierzam bawić się w ich gierki, na takich chojraków jest tylko jeden sposób – powiedział całkiem poważnie, wybierając numer do znajomego policjanta.
- Młodszy aspirant Xiao Xingchen, czym mogę służyć? – zapytał spokojny, łagodny głos po drugiej stronie, odbierając niemal zaraz po pierwszym sygnale.
- Witam, z tej strony Xichen – powiedział uprzejmie lekarz, przyglądając się jak na twarzy nastolatka pojawia się wyraz ekscytacji. Xichen nie miał wątpliwości, że pomimo odległości i tak usłyszał głos po drugiej stronie słuchawki.
- Doktorze Lan? – zdziwił się mężczyzna brzmiąc na szczerze zaskoczonego. – Czy coś się stało? – zapytał, przechodząc szybko ze zdziwienia na profesjonalny ton.
- I tak i nie. Ktoś zostawił dla ciebie wiadomość na murze w zachodnim Lanling, łącznie z podpalonym kontenerem na śmieci i teraz czeka, aż po niego przyjedziesz – powiedział, niemal słysząc prychniecie rozbawienia jakie uciekło spomiędzy warg chłopaka.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, a zaraz potem rozległo się głębokie, nieco zawiedzione westchnienie.
- Rozumiem, że tam jesteś, doktorze? Dobrze, nie pozwól mu odejść, zaraz tam będziemy – obiecał, po czym rozłączył się, a Xichen schował telefon do kieszeni i spojrzał na przebiegły wyraz twarzy Xue Yanga.
- Zadowolony? – zapytał, a widząc uśmiech jaki pojawił się na krnąbrnej twarzy, domyślił się, że tak.
- Dlaczego z nimi rozmawiasz? – prychnął jeden ze stojących poniżej chłopców, ale czarnowłosy nie poświęcił mu nawet chwili uwagi.
- Spadajcie, Su She, Wen Ling, zaraz pojawią się tu psy – zauważył obojętnie, a wtedy wzrok chłopców spoczął z przestrachem na Xichenie i Wanyinie, choć nadal starali się udawać odważnych. Ale kiedy w pobliżu rozległ się odgłos syren policyjnych, natychmiast uciekli.
- Znam cię, doktorku, już raz cię widziałem, tylko w kitlu i ze stetoskopem, opatrywałeś aspiranta Xingchena – zauważył chłopak, podnosząc się na nogach i balansując na skraju przystanku autobusowego.
Xichen nie spodziewał się, że tamtego dnia Xue Yang go zobaczył, a jednak nie widział powodów by zaprzeczyć.
- Owszem i chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział pediatra, ale chłopak pokręcił głową, skupiając swój wzrok na Wanyinie obok.
- Jesteś nudny, za to twój towarzysz jest niczego sobie. Hej, znasz jakieś gry, przystojniaku? Chcesz zagrać ze mną w butelkę? Na kogo padnie ten ściąga jednego ciucha i całuje drugiego, co ty na to? – zagadnął Wanyina, puszczając do niego perskie oczko i w wyjątkowo lubieżny sposób oblizując trzymanego w ustach lizaka.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:46 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Trochę spochmurniał, że dzisiaj Xichen nie będzie w stanie pokazać mu tego miejsca, w którym go znalazł. Domyślał się, że nie miał wcale na celu zrobienia komuś na złość. Starszy dbał tylko o bezpieczeństwo ich obu, a Wanyin poczuł się chyba trochę zbyt pewnie w jego towarzystwie, skoro zapomniał o tym, że prawdopodobnie wciąż był na celowników Łowców. Istniały jakieś podejrzenia, że wzięli go za martwego, w końcu tylko cudem udało mu się przejść tą wielogodzinną operację. Niemniej, mógł domyślać się, że wkrótce będą próbowali upewnić się, czy ich ofiara wyszła z tego wszystkiego żywa.
Zapuszczanie się późnym wieczorem było więc co najmniej głupie i nieodpowiedzialne. Nie próbował więc dłużej protestować, cicho zgadzając się na spotkanie w sobotę. W ustach lekarza ta propozycja brzmiała dość lekko i młodszy nie widział w tym nic dziwnego. Mieli spotkać się po pracy. Ot, nic nadzwyczajnego. Nie miał żadnych planów na ten dzień... tak samo zresztą, jak na kilka następnych. Korzystał więc z każdej możliwości wyjścia na zewnątrz, a że będzie mógł przy tym spędzić trochę czasu z pediatrą, było to dla niego miłym dodatkiem, o ile nie główną atrakcją.
Przez te wszystkie dni pobytu w szpitalu zdążył nazbierać spory zapas energii, której do tej pory nie miał jak wykorzystać. Nosiło go, tak po prostu. Starał się jednak nie działać bezmyślnie, pamiętając o tym, że przede wszystkim chodziło o zachowanie bezpieczeństwa. W tym przypadku nie tylko jego, ale także osoby mu towarzyszącej. Wanyin pewnie trochę nie doceniał zdolności lekarza, bo skąd niby miał wiedzieć o jego znakomitym refleksie. Nie znali się aż tak dobrze, a młodszy chciał udowodnić, że też potrafi się o kogoś troszczyć.
Pył powoli opadł na ziemię, ukazując przed nimi grupkę rozbawionych nastolatków. Nie poruszyli się nawet, tracąc ostatnią okazję do ucieczki. Wanyin zmarszczył z niezadowoleniem brwi, obrzucając chłopaka siedzącego na przystanku autobusowym, piorunującym wzrokiem. Jak on nie lubił takich osób. Być może dlatego, że podobnych cech w zachowaniu, potrafił doszukać się w samym sobie. Tylko on nie podpalał od razu śmietników i nie malował po ścianach, żeby poprosić o chwilę uwagi. Młody był za to bezczelny, najwyraźniej świetnie bawiąc się będąc w centrum zainteresowania policji. Prawdopodobnie nie był wcale aż tak szkodliwy dla innych, jakie wrażenie starał się sprawiać.
Młodszy nie odzywał się, nie przerywając Xichenowi w rozmowie z policją, po którą na starcie postanowił zadzwonić. Mieli obowiązek zawiadomić od tego odpowiednie służby, a że ponoć Lan miał jakieś dobre układy nawet ze służbami prawa, dość szybko przyjęli ich zawiadomienie. Xue Yang wydawał się jeszcze bardziej zadowolony z tego faktu, że spotka Xingchena szybciej, niż mógłby przypuszczać. Bawili się trochę w kotka i myszkę, tym razem werbując także do swojej zabawy innych. Wanyin rzeczywiście miał dzisiaj wyjątkową chęć na chwilę zabawy, ale niekoniecznie taką, na jaką liczył Xue Yang.
Spojrzał na niego z powątpieniem, z jakimś wyraźnym niedowierzaniem i zaskoczeniem. Zaraz potem na jego ustach wypłynął jednak równie zaczepny uśmiech i Wanyin prychnął coś cicho, na tak bezczelne słowa młodego skierowane do jego osoby. Xue Yang wyraźnie się nie znał. Nie miał pojęcia jak ciekawy potrafił był lekarz, który próbował z nim porozmawiać. On przez cały ten czas naprawdę świetnie się z nim bawił, choć może to i lepiej, że tym razem on sam wzbudził większe zainteresowanie. Doskonale wiedział, co robić.
Znacząco dotknął ramienia lekarza, dając znać, żeby zostawił to jemu i pozwolił mu działać. Zaraz potem wysunął się naprzód, spokojnie zmierzając w stronę przystaniu, na którym siedział ten niesforny dzieciak. To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś próbował go poderwać, chociaż on zastanowiłby się jeszcze dwa razy, czy można byłoby to w ogóle pociągnąć pod jakikolwiek flirt. Wanyin na pewno nie był osobą, którą dałoby się łatwo okręcić wokół palca. Zwykle mało kto miał odwagę by chociażby spróbować zaprosić go na randkę, a przecież wcale nie był taki okropny. Jeżeli już komuś udało się przedrzeć przez zasłonę obskurnego, wrednego typa spod ciemnej gwiazdy, okazywał się być zwykle kochaną, ciepłą osobą okropnie martwiącą się o innych. Zaborczą i zazdrosną, a jednocześnie pragnącą czułości.
— Znam dużo lepszą grę. Nie potrzebujemy do niej butelki — zagadnął, zadzierając trochę wyżej głowę, gdy znalazł się tuż obok przystanku. Fiołkowe tęczówki błysnęły zagadkowością, wyraźnie wzbudzając jeszcze większe zainteresowanie Xue Yanga. — Zejdź na dół, to ci pokażę.
Mógł domyślić się, że dzieciak nie był zbyt ostrożny. Chwila danej mu uwagi sprawiała, że od razu sam wyciągał rękę po więcej. Dał sobie może sekundę do namysłu, posyłając przy tym bezczelny uśmiech dla lekarza, który ich obserwował. Wyjął lizaka z ust, po czym swobodnie zeskoczył na ziemię, uginając na chwilę kolana. Wanyin poczuł się mile zaskoczony, kiedy okazało się, że chłopak jest ciut niższy od niego. Czuł na sobie skanujące go, kocie oczy, które trochę zbyt długo zawiesiły się na jego odsłoniętej szyi. Nie lubił tego spojrzenia. Bycia ocenianym, czy jest wystarczająco dobry. Xue Yang bez skrępowania nachylił się w jego stronę, wciskając nos w obojczyk Wanyina. Dmuchnęło w jego skórę chłodnym oddechem.
— Pachniesz tak słodko — mruknął, odurzony zapachem omegi. Zaciągnął się, zdając sobie sprawę, że nawet Xingchen nie pachniał tak słodko. Wanyin spojrzał na niego niezrozumiale, znów nie mając pojęcia, o czym on mówi. Sam nie zdawał sobie sprawy, że dla wielu alf, jego zapach był dużo bardziej intensywny niż by chciał. Omegi miały w naturze przyciąganie do siebie alf wzbudzając w nich najgorsze instynkty. — Co to za gra? Czy jest równie słodka, co ty?
Dłonie Wanyina wylądowały na talii Xue Yanga, sprytnie odciągając jego koszulkę do góry, żeby dostać się do paska od spodni. Miał ogromne szczęście, że w takich sytuacjach potrafił zachowywać zimną krew, nie dając się ponieść emocjom. Nos chłopaka drażnił jego szyję, gdzie najmocniej było czuć słodycz starszego. Na ustach dzieciaka wstąpił jeszcze szerszy uśmiech, czując dłonie dobierające się do jego spodni. Klamra od paska została odciągnięta na bok i Wanyin spokojnie wyjął jego pasek ze szlufek.
— Nazywa się... — zagryzł słodko wargę, chcąc zasiać w młodszym jeszcze większy niedosyt. Korzystając z rozkojarzenia dzieciaka, odurzonego słodką wonią omegi, chwycił za jeden z jego nadgarstków, a potem drugi. Złożył pasek na pół i wepchnął go od góry w otwór w klamrze, po czym powstałą pętlę, założył na jego nadgarstki, wzmacniając uścisk. Dopiero wtedy Xue Yang rozpoznał, że jest coś zdecydowanie nie tak. Za nim jednak wpadł na pomysł wyrwania się, Wanyin zdążył przywiązać go do słupa od przystanka autobusowego, uziemiając go na dobre.
— Nie pyskuj starszym, bo dostaniesz lanie. Przegrałeś — prychnął, nie ukrywając swojej satysfakcji w widoku szamotającego się dzieciaka, który w nerwach próbował odwiązać swoje nadgarstki od słupa. Im mocniej jednak szarpał, tym węzę mocniej wbijał się w jego skórę, o czym Wanyin oczywiście nie miał zamiaru go ostrzegać.
Wreszcie odwrócił się w stronę Xichena. Jego spojrzenie złagodniało i wydawał się całkowicie niewinny. Jakby wcale niczego nie zrobił. Tylko trochę zbyt dosłownie potraktował słowa “nie pozwólcie mu odejść”. Poza tym Xue Yang sam go sprowokował tą chamską próbą poderwania go.
— Sobota nadal aktualna, prawda? — zapytał zmieniając temat, niedorzecznie brzmiąc jakby co najmniej umawiali się na randkę.
— Xiao Xingchen! Komisarzu Xiao! Zostałem ubezwłasnowolniony. On... on mnie molestował! To jest karalne! — zaczął nawoływać dzieciak, gdy tylko z radiowozu wysiadł znany już im policjant. Wanyin z kolei obronnie uniósł ręce, chowając się przy tym za plecami Xichena, jakby w ogóle go tutaj nie było.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:46 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Xichen niecodziennie dostawał propozycję rozwiązania swoich problemów i jeszcze rzadziej pozwalał, by ktoś faktycznie się nimi zajął. Jednak w tamtym momencie miał okropną ochotę zobaczyć na własne oczy, jak z niedorosłym alfą poradzi sobie Wanyin. Dlatego kiedy tak znacząco dał mu do zrozumienia, że on się tym zajmie, zostawił Xue Yanga w jego rękach, uśmiechając się tylko zachęcająco. Był niezmiernie ciekaw tego, jak mężczyzna chciał to zrobić. No i… co przyszło mu do głowy chwilę później chciał się przekonać, jak reagował na flirt drugiego mężczyzny…
Jego reakcja… całkowicie go zaskoczyła. Nie wyglądał, ani na zmieszanego, jak czasem w jego towarzystwie, ani tym bardziej na zażenowanego obskurną propozycją młodego człowieka. Raczej… jakby podzielał jego opinię, że zabawienie się, mogło być całkiem miłe i szkoda by było nie skorzystać z młodego, chętnego ciała. Lekarz zmarszczył brwi, zaplatając ręce na piersi, czując się nagle z niewiadomych powodów rozgniewanym. Zaraz jednak wytłumaczył to sobie nieostrożnością Wanyina. Pachniał tak… kusząco. Zbyt kusząco dla młodej, niepanującej nad sobą alfy. Reakcja młodzika tym bardziej utwierdzała go w przekonaniu. Czy Wanyin tego chciał, czy nie, nie mógł być alfą. Gdyby tak było, Xue Yang nie zainteresowałby się nim, ani nie zachowywał w taki sposób. Jak napalony rują pies. Brwi pediatry zmarszczyły się jeszcze mocniej. Jak do tego doszło? Nawet jako omega, Wanyin nie powinien wydzielać tak mocnego zapachu, jakby dopiero wchodził w okres dojrzewania, choć był już dawno dorosłym mężczyzną. Xichen nie do końca to wszystko rozumiał, ale obawiał się, że jeśli zaproponowałby mu dodatkowe badania w tym kierunku, spotkałby się tylko ze ścianą. A przecież nie chodziło mu o upokorzenie mężczyzny. Zwyczajnie się martwił…
Niemniej kiedy tylko dojrzał jak Wanyin odsunął się od Xue Yanga, jakaś jego część odetchnęła z ulgą. Zaraz potem dostrzegł, co takiego zrobił mężczyzna i aż opuścił ręce z wrażenia, otwierając szeroko oczy. Oh… więc o to mu chodziło… Musiał przyznać, był pod głębokim wrażeniem!
A kiedy Wanyin odwrócił się do niego z tak uroczą miną, pytając o ich wyjście w sobotę jakby upewniał się kiedy i gdzie będą mieć randkę… Xichen nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu, który nagle wypłynął mu na usta. Zaraz jednak, odchrząknął, czując że ze szczęścia jego policzki stały się odrobinę cieplejsze, spoglądając na mężczyznę spod rzęs podekscytowanym spojrzeniem złotych oczu.
- Sobota, przyjdę po ciebie o szesnastej – odpowiedział potwierdzająco, sprawiając że to naprawdę brzmiało jak randka… I cóż mógł powiedzieć, na samą myśl zaczynał się ekscytować. Randka z Wanyinem… I to zaakcentowana przez niego… Jak Xichen się cieszył!
Starał się uspokoić, tym bardziej kiedy obok niego pojawił się Xiao Xingchen, ignorując w pierwszej chwili zawodzenie Xue Yanga i salutując mu, posłał zaskoczone spojrzenie Wanyinowi.
- Szybko pan wyzdrowiał – zauważył życzliwie policjant, posyłając Xichenowi pytające spojrzenie. Lekarz kiwnął głową w odpowiedzi, potwierdzając przypuszczenia mężczyzny, a wtedy jego wzrok jeszcze bardziej złagodniał.
- Przepraszam za ten bałagan, niemniej cieszę się, że Organizacja znalazła chwilę dla tego młodego człowieka. Rozumiem, że będzie pan chciał z nim porozmawiać na komisariacie, doktorze? – zapytał Xiao Xingchen, nadal nie zwracając uwagi na młokosa, który już otwarcie darł się, by policjant choć na chwilę na niego spojrzał, podczas gdy Song Lan z irytacją wypisaną na twarzy próbował zakuć go w kajdanki i zaciągnąć do radiowozu.
- Jeśli to nie problem, aczkolwiek wolałbym, byście przyprowadzili go do szpitala – powiedział pediatra, przepraszając od razu za kłopot. – Ostatnio… stało się sporo niespodziewanych rzeczy i wolałbym rozmawiać o tych sprawach w miejscu, w którym Organizacja jeszcze nie podejrzewa nikogo o zdradę – powiedział, a spokojna dotąd twarz Xichenga zmieniła wyraz na zaskoczony. Zaraz jednak opanował się znowu i pokiwał w zrozumieniu głową.
- Oczywiście, ciężko mi to przyznać, ale ostatnio sam miałem wrażenie, że każde zgłoszenie jakie otrzymywaliśmy, oraz śledztwa, które prowadziliśmy były dokładnie przez kogoś prześwietlane. Nie jestem w stanie powiedzieć, kim była ta osoba, niemniej jeśli i Organizacja uważa to za coś nieodpowiedniego dla sprawy, postaram się mocniej odkryć tożsamość szpiega – przyrzekł niski mężczyzna, a widząc, że ich mały przestępca siedzi już bezpiecznie w radiowozie i wciska nos w szybę, zasalutował im i odszedł.
Xichen pozwolił by ciężkie westchnienie opuściło jego usta, a potem spojrzał na Wanyina z pogodniejszym wyrazem twarzy i uznaniem w spojrzeniu.
- Gratuluję, sam nie pomyślałbym, by w ten sposób unieszkodliwić tego chłopaka. Jestem pod wrażeniem – przyznał, chwaląc mężczyznę. Zaraz jednak jego wyraz twarzy stał się nieco bardziej poważny i zmartwiony. – Chciałbym cię jednak prosić, byś nie odsłaniał się tak następnym razem, dobrze? – poprosił, a z jego twarzy biła jedynie troska, choć z tyłu głowy mężczyzny gryzła go odrobina zazdrości. Xue Yang mógł tak spokojnie wdychać zapach Wanyina… Tak łatwo pozwolił mu się do niego zbliżyć… - To miejsce… jest dla nas specjalne, gdyby cię ugryzł, nie ważne czy jesteś alfą, czy omegą, naznaczyłby cię jako swojego partnera – powiedział cicho, musnąwszy palcem odkrytą skórę w miejscu, gdzie szyja łączyła się z ramieniem.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:47 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Więc byli umówieni na randkę. Wanyin nie potrafił nawet wyjaśnić, jak dokładnie do tego doszło, ale chyba żaden z nich nie miał już wątpliwości, co do ich zaplanowanego spotkania. Jeżeli coś mogłoby nie wyjść, zawsze mogli zakończyć to w miłym akcencie jako wyjście ze znajomym. Póki co jednak nie chciał nastawiać się na najgorsze.
Zżerał go leciutki stres na myśl o sobocie. W co on się w ogóle ubierze... A jak będzie musiał za coś zapłacić? Wciąż jest spłukany co do grosza. W dodatku nie pamiętał, kiedy ostatnio był na jakiejś randce... nie pamiętał czy w ogóle był, chociaż wydawało mu się, że nie często się z kimś umawiał. Jednak do pediatry praktycznie od pierwszego spotkania, czuł jaką miętę. Jakąś chęć częstego przebywania w jego towarzystwie i spędzania z nim czasu. W końcu po to był te wszystkie ucieczki i ostatecznie wylądowanie na oddziale, w którym pracował lekarz!
Podczas gdy on popłynął myślami trochę dalej, będąc ogromne zachwyconym na myśl o zbliżającym się weekendzie, Xichen zdążył porozumieć się z policjantami i ustalić szczegóły w związku z przesłuchaniem małolata. Sam nie musiał jakoś specjalnie angażować się w rozmowę, bo na całe szczęście, policja przestała się nim interesować po pierwszej i zresztą ostatniej wizycie w sali, na której wtedy leżał. Wanyin nie musiał składać nawet żadnych wyjaśnień. Wszystko zostało dość skrzętnie zamiecione pod dywan, żeby nie wzbudzać sensacji i nie robić problemu. Może rzeczywiście nie pomagało to w szybszym zidentyfikowaniu rodziny Wanyina, ale za to dawało jakieś zabezpieczenie przed Łowcami, którzy przynajmniej do czasu przestali na niego polować, nie wiedząc, że ten wciąż żyje. Wciąż chodziło o jego bezpieczeństwo, na które tak bardzo naciskał sam Xichen. Sam Wanyin nie był zbyt odpowiedzialny. Praktykował szybkie działanie, a dopiero później zastanawianie się nad konsekwencjami.
Uśmiechnął się, gdy mężczyzna mu pogratulował, choć chwilę później jego uśmiech zastąpiony został wyraźnym niedowierzaniem, kiedy lekarz uświadomił mu, jak wiele ryzykował zbliżając się do niekontrolowanej alfy. To nie tak, że nie zdawał sobie strawy z konsekwencji. On tylko potrafił wiele zaryzykować, przekładając wszystko ponad własne zdrowie. Zawsze coś było ważniejszego od niego samego.
— Martwisz się o mnie? — zapytał wprost, zauważając nagłą zmianę w zachowaniu starszego. Kiedyś myślał, że Xichen uwielbia mu wszystkiego zabraniać i pouczać. Dopiero po jakimś czasie zaczął zauważać, że było w tym więcej troski i zmartwienia niż próby zrobienia mu na złość. Nie rozumiał tylko, dlaczego akurat dla niego był taki... zaryzykowałby użycie słowa “opiekuńczy”.
— Nie ugryzłby mnie. Raczej cały czas liczy, że jego pierwszym partnerem będzie ten policjant — wytłumaczył po chwili, starając się zapewnić starszego, że wcale nie jest aż tak nieodpowiedzialny, za jakiego go miał. Czasem potrafił zastanowić się nad tym, co robi. Oczywiście wciąż istniało jakieś ryzyko, ale on nawet nie starał się brać go pod uwagę. — Musisz mocniej mi ufać, naprawdę wiem, co robię. Umiem nie wpakowywać się w kłopoty, zwarzywszy na to, że do tej pory nikt mnie jeszcze nie ugryzł. Potrafię zadbać o to miejsce — potarł dłonią swoją szyję, a zaraz potem mocniej naciągnął kaptur na swoją głowę, czując się dziwnie nieswój. Oczywiście, że to miejsce było dla niego równie wyjątkowe. Nie dałby się ugryźć pierwszej, przypadkowej alfie.
— Możemy przejść się dłuższą drogą? Nie mam ochoty jeszcze wracać — zapytał po chwili namysłu. Skoro załatwili już sprawę z łobuzującą alfą, mogli zrobić sobie mały spacer. Musiał to przyznać, że po tygodniach siedzenia w szpitalu, czuł się jak dzikie zwierzątko wypuszczone na wolność, które wreszcie mogło zażyć chwili swobody. Chciał skorzystać z tej chwili, że nikt im nie przeszkadza, że żadne dzieciaki nie kręcą się wokół, wtrącając się w każde ich słowo. Że lekarz w trakcie ich rozmowy nie zostaje nagle wezwanym do nowo przybyłego pacjenta. Wanyin nie miał mu tego za złe, ale z drugiej strony, coraz częściej bardzo samolubnie odczuwał dziwną potrzebę posiadania go na wyłączność.
Zaczęli iść wzdłuż ulicy, korzystając z ostatniego tak ciepłego wieczoru. Na zewnątrz nie było zbyt wielu ludzi, ale paliły się latarnie i pobliskie sklepy powoli zbierały się do zamknięcia lokali. Wanyin na sekundę zapatrzył się dłużej na cukiernię ze słodkościami wystawionymi za witryną sklepową. Zdecydowanie największą rzeczą, której mu teraz brakowało były słodycze. Tego nawet nie musiał pamiętać, by wiedzieć, że na pewno pożerał je w okropnych ilościach, przez co pachniał jeszcze bardziej słodko. Zerknął na Xichena, a na jego ustach znów pojawił się delikatny, nieśmiały uśmiech.
— Xichen, opowiesz mi coś o sobie? — rzucił po chwili namysłu uznając, że jeżeli sam nie zapyta, na pewno niczego więcej nie dowie się o Xichenie, a jednak chciał wiedzieć o nim trochę więcej. Nie tylko na podstawie domysłów i tego, co zdążył zaobserwować. — Widziałem w twoim pokoju guqin i przypomniałem sobie, że kiedyś próbowałem nauczyć się grać na gitarze, ale chyba jestem okropnym beztalenciem, jeżeli chodzi o muzykę. Bo nie przypominam sobie żebym komuś coś kiedyś zagrał — westchnął na samą myśl o swoim braku zdolności do... czegokolwiek. Za to Xichen wydawał się świetnym lekarzem z cudownym podejściem do dzieci, oczytanym i dodatkowo jeszcze muzykiem. Czy on trafił na jakiś chodzący po świecie ideał?
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:50 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Czy Xichen się martwił? Oczywiście, że tak! Wanyin był jego pacjentem, choć od jakiegoś czasu przestało chodzić tylko o to, co dobitnie sobie uświadomił, widząc jak flirtował z Xue Yangiem. To on chciał z nim flirtować, ale za bardzo liczył się z tym, że mógłby go urazić, speszyć, czy zwyczajnie do siebie zniechęcić. Oczywiście słabo go znał, a sam Wanyin niewiele o sobie wiedział przez amnezję, ale spędził z nim już tyle czasu, że doskonale wiedział o nim, że był niezłomny, uparty, z wyczuciem młota pneumatycznego, będąc równocześnie delikatnym w stosunku do dzieci, do roślin i zwierząt, niechęć tak na dobrą sprawę okazując tylko dorosłym. Xichen nie miał pojęcia, co się wydarzyło w jego życiu, ale domyślał się, że niezbyt wiele dobrego. Nie był pewien, kiedy w jego głowie pojawiła się myśl, że może tak było lepiej? Że skoro zapomniał, to mógł stworzyć całkiem nowe wspomnienia, tym razem szczęśliwe, a jeśli Xichenowi udałoby się być ich częścią… cóż, od kiedy Wanyin pojawił się w jego życiu, stało się ono znacznie bardziej kolorowe, chciał więc w jakiś sposób napełnić wypełnione pustką amnezji życie mężczyzny wieloma barwami.
- Ufam ci, nie ufam jemu – powiedział miękko lekarz na tłumaczenia Wanyina. – Młode alfy często nie słuchają rozsądku, kierując się głównie instynktem. Nawet jeśli wolałby na twoim miejscu Xingchena, twój zapach jest… odurzający – westchnął mężczyzna ostrożnie dobierając słowa. – Mógłby nie zorientować się na czas, że nie ma przed sobą swojego wybranka, a ciebie. Ale mogłoby być już za późno. Wierzę, że dałbyś sobie radę, naprawdę, po prostu byłbym spokojniejszy gdybyś spróbował znaleźć inne rozwiązanie przed stawianiem wszystkiego na tę niezbyt bezpieczną kartę – wyjaśnił swój punkt widzenia, patrząc w fiołkowe oczy z niczym więcej jak troską i prośbą o chwilę zastanowienia, rozsądku, bez pośpiechu i pochopnych wniosków, które mogły być tragiczne w skutkach. Więzi nie łatwo było zerwać w przeciwieństwie do stworzenia jej. Zwłaszcza kiedy alfa była młoda i nie panowała nad tym co robi. A Xue Yang nawet nie podejrzewał, że mógłby być kimś innym niż zwykłym człowiekiem.
Zapytany o jeszcze chwilę spaceru, Xichen nie miał powodu by się nie zgodzić. Wiedział, że policjanci najpierw będą chcieli sami porozmawiać z Xue Yangiem, postawić mu jakieś zarzuty, czy zadzwonić do jego rodziców. Podejrzewał więc, że nawet jeśli to młody chłopak miał się pojawić w szpitalu dnia następnego. W końcu było już dosyć późno, biorąc pod uwagę jesienną porę. Tym bardziej lekarz nie miał przeciwwskazań, kiwając potwierdzająco głową. Lubił spacerować. Nie miał na to zbyt wiele czasu, w ogóle na większość rzeczy miał mało czasu, poświęcając się głównie pracy i Organizacji. Nie pamiętał nawet kiedy ostatnio spędzał z kimś czas poza kliniką. Tym bardziej czuł się niesamowicie zrelaksowany idąc z Wanyinem wzdłuż ulicy, przypatrując się z zaciekawieniem wystawom sklepów. Zbliżał się grudzień, więc powoli wystrój kawiarń zmieniał się na świąteczny…
Zatrzymali się dopiero pod jedną z cukierni, choć młodszy mężczyzna chyba nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że się zatrzymał, wpatrując z metaforycznie cieknącą ślinką na słodycze widoczne na wystawie. Xichen nie potrafił powstrzymać delikatnego uśmieszku, a potem, rzucając Wanyinowi by poczekał chwilę, wszedł do środka, kupując dwie największe i ostatnie czekoladowe muffinki. Kiedy wyszedł posłał mężczyźnie uśmiech, a potem zaglądając do torby udał zaskoczenie.
- Oh, ekspedientka chyba się pomyliła i dała mi za dużo. Nie dam rady zjeść tego sam – powiedział naturalnie wręczając papierową torbę z babeczką w ręce Wanyina, sam trzymał swoją słodkość w dłoniach, odwijając powoli papierek. – Musisz mi pomóc – powiedział, uśmiechając się do niego filuternie. Domyślał się, że mężczyzna czułby się głupio, gdyby tak po prostu zaczął mu kupować słodycze. Albo cokolwiek. Dlatego pokusił się o to delikatne kłamstwo, choć domyślał się, że mężczyzna wiedział, że to wcale nie była prawda, niemniej, nie zamierzał przyjmować z powrotem babeczki, lubił słodycze, ale naprawdę nie był w stanie zjeść dwóch muffinek i to na raz.
Słysząc pytanie Wanyina, Xichen zamyślił się, nie spodziewając się tak, w gruncie rzeczy trudnego pytania. Za każdym razem kiedy je słyszał, nie bardzo wiedział, co powinien odpowiedzieć. Jego życie nie było ciekawe, a przynajmniej nie tak jak większość spodziewała się, że było. Miał wygląd, ale nie miał drugiej połówki, miał pieniądze, ale zero pomysłu na co mógłby je wydać, miał znajomych, ale nie miał czasu, który mógłby im poświęcić. Do tej pory jego życie kręciło się wokół nauki i nauki, dobrego wychowania i zachowania, za które wujaszek QiRen nie musiał się wstydzić. Napomknięcie w zasadzie o guqinie trochę go rozluźniło, zostawiając mu temat, o który mógł się oprzeć. Nie wiedział jak zaczynać, jak odpowiadać na takie pytania, dlatego mając punkt zaczepienia, było mu znacznie łatwiej.
- W mojej rodzinie gra na takich instrumentach jest tradycją kultywowaną od pokoleń, ale jeśli chodzi o guqin to raczej Wangji jest ekspertem, mimo wszystko wolę flet – powiedział skubiąc mało elegancko babeczkę palcami. – Co do reszty… nie bardzo wiem, co mógłbym powiedzieć – przyznał szczerze, spoglądając na mężczyznę z niemym wzruszeniem ramion. – Nie jestem zbytnio… zaznajomiony z rozrywkami obecnych czasów. Lubię książki, malować pejzaże na ryżowym papierze, kaligrafię… Sam widzisz, nuda – zauważył całkiem spokojnie. Przyzwyczaił się, że ludzie mówili mu jaki to był staroświecki i absolutnie nie nowoczesny. Poza tym… nudny. Nie zamierzał mimo to rezygnować ze swojego hobby, choć kiedy był dzieckiem malowanie i jego nudziło, a gra na flecie była męcząca, zdążył się przekonać, że znajdował wiele spokoju w pociągnięciach pędzla i delikatnym brzmieniu wypływających mu spod palców nut. Po pracy w szpitalu wszystko co robił stanowiło idealną odskocznię, relaksując go i pozwalając codziennie być uśmiechniętym, świeżym i opanowanym jak tylko Xichen potrafił.
- A co z tobą? – zapytał przenosząc zainteresowanie z siebie na Wanyina, uśmiechając się z zaciekawieniem. – Preferencji chyba nie tak łatwo zapomnieć mimo wszystko? – dopytał jeszcze, nie bardzo pewnym, czy miał rację. Psychologia nie była jego działką, choć odrobinę się nią interesował. Zawiłości umysłu były tak niezmierzone, że mimo wszystko niczego nie mógł brać za pewnik.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:50 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Wanyin z lekkim zaskoczeniem spojrzał na Xichena, który zniknął za drzwiami cukierni, pozostawiając go samego. Nie spodziewał się, że nagle najdzie go ochota na coś słodkiego. Sam oczywiście nie chciał nic proponować mimo ogromnej chęci. Bez środków w portfelu, nie miał niestety jak zaproponować mu zahaczenie o jakąś kawiarnię, łapiąc się na ostatni kawałek ciasta z kolejną już w tym dniu, filiżanką herbaty. Przyłapał się na tym, że przy mężczyźnie starał się pozbyć swoich niekoniecznie zdrowych nawyków. Jak chociażby te picie herbaty, która była jednak dużo zdrowsza od kawy.
Zaczynając od takich drobnostek, próbował pracować nad swoim charakterem, ograniczając te zachowania, z których niekoniecznie mógł być dumny. Oczywiście to nie tak, że nagle zapragnął stać się inną osobą. Wciąż był tym samym nieznośnym Wanyinem, którego wszystkich dobitnie pamiętali w szpitalu. Może był tylko trochę mniej uszczypliwy co zawsze. I naprawdę postanowił bardziej uważać na siebie, nie chcąc kolejny raz napędzać zmartwień lekarzowi. Nie lubił czuć się winny temu, że ktoś po prostu próbuje się o niego troszczyć, chociaż nie spotykał się z tym jakoś często. Na pewno było to miłą odmianą wiedząc, że ktoś przejmuje się tym, co się z tobą dzieje.
Skrzyżował ręce na piersi, co jakiś czas unosząc wyżej głowę, by sprawdzić czy Xichen nie odszedł już może od kasy. Gdy tylko drzwi uchyliły się i mężczyzna wrócił z papierową torbą, Wanyin spojrzał na niego ciekawsko. Za nim zdążył spytać, co takiego postanowił kupić, torebka wraz z połową jej zawartości, została wręczona mu do rąk. Nie mógł tak po prostu je nie przyjąć szczególnie, że naprawdę miał ochotę na słodkie.
— Nie dziwię się jej. Pewnie zapatrzyła się na twoje ładne oczy i szelmowski uśmiech — stwierdził, samem doskonale wiedząc, ile razy sam prawie nie utonął w tych tęczówkach w kolorze przetopionego złota.
— Dziękuję — uśmiechnął się z wdzięcznością. Nie mogąc dłużej wytrzymać, wyciągną swoją czekoladową babeczkę, na której widok prawie pociekła mu ślinka i miał ochotę natychmiast spałaszować całość. Rozglądnął się po czym wyłapał wzrokiem pustą ławkę przed wejściem do parku. Nic się nie stanie, jeżeli zrobią sobie krótki postój, spokojnie zjedzą i przy okazji trochę dłużej porozmawiają.
Podwinął jedną nogę pod kolano siadając na ławce, po czym odwrócił się przodem do Xichena. Uważnie przysłuchiwał się temu, co mówił starszy, w między czasie zdążając zjeść część swojej babeczki za nim przyszła jego kolej na podzielenie się ciekawostkami o sobie. Trochę bał się, że naprawdę nie będzie miał o czym opowiedzieć, bo jego pamięć wciąż mocno szwankowała. Preferencji i zainteresowań ciężko jednak było zapomnieć, bo stanowiły one nieodłączną część ciebie. Wanyin potrafił doskonale stwierdzić co lubi, co sprawia mu przyjemność i co jest dla niego ważne. Brakowało mu tylko wspomnień, które mógłby do nich dopisać.
Nie odpowiedział od razu, potrzebując chwili na złapanie pierwszej myśli. Nie powiedziałby, że książki, malowanie czy kaligrafia był nudne. Bardziej, że wymagały dużo cierpliwości, sumienności i dokładności by przyniosły efekt. Bardzo podziwiał Xichena, ile musiał włożyć w to wszystko pracy i wolnego czasu. On sam był chyba jednak zbyt nieuważny i nerwowy do tego typu rzeczy.
— Bardzo dużo pływam... pływałem. Dobrze czuję się w wodzie. To mi przynosi chwilę relaksu i spokoju, kiedy nie muszę o niczym myśleć, niczym się przejmować. Chociaż rywalizacje też lubię, szczególnie kiedy potrzebuje rozładować emocje i mogę się wyżyć pływając tak długo, aż zabraknie mi siły — zamilkł na moment, patrząc wyczekująco na Xichena, jakby nie był pewien czy go zrozumie, czy nie brzmi może trochę zbyt dziecinnie i głupio. Mówił o swojej pasji, o czymś co kochał. Nie potrafił inaczej oddać tego w słowach.
— Jest jeszcze jedna rzecz, chociaż ciężko nazwać to zainteresowaniem — dodał, robiąc na chwilę pauzę by dokończyć swoją część ciasta. Wpakował ostatni, większy kawałek do buzi czując, że czekolada zostaje mu w kącikach ust. Mimowolnie oblizał wargi od nadmiaru słodyczy, czując się w tej chwili najszczęśliwszą osobą na świecie. Wciąż potrafił czerpać radość z tak małych rzeczy, jak czekoladowe babeczki i odrobina dobrego towarzystwa.
— Jestem strasznie przywiązany do zwierząt, szczególnie do psów. Uwielbiam spędzać i poświęcać im czas, czasami czując się w ich towarzystwie lepiej niż w towarzystwie ludzi. Nie są tak fałszywe i zawistne jak człowiek. Dlatego gdy sobie pomyślę, że zostawiłem jakiegoś psiaka czy kota samego... — wziął większy wdech, nie spodziewając się zupełnie, że otworzy się przed drugą osobą. Może rzeczywiście ostatnimi czas trochę bardziej doskwierała mu samotność i potrzebował z kimś porozmawiać? — Mam nadzieję, że jest ktoś, kto się nim zajmuje pod moją nieobecność — westchnął nieco nostalgicznie. Nie chciał wprowadzać niepotrzebnie ponurej atmosfery. Chociaż dla nikogo Wanyin nie był tak ludzki, jak dla zwierząt. Było coś uroczego w tym, jak bardzo przejmuje się ich krzywdą.
Wyprostował się, przetarł oczy doprowadzając się szybko do porządku, po czym znów zerknął na Xichena, próbując szybko zmienić temat. Dość o nim, pora ponownie odbić piłeczkę.
— Chciałbym zobaczyć kiedyś, jak malujesz — odparł z całkowitą szczerością. Dopiero po chwili dotarło do niego, co takiego powiedział i aż zrobiło mu się ciepło na policzkach. Nie chciał niczego sugerować. Na pewno w żaden sposób narzucać się lekarzowi, nawet jeśli nigdy nie miał okazji obserwować profesjonalnego malowania na papierze ryżowym. — To znaczy dzieciaki by chciały! Z oddziału. Na pewno byłyby zachwycone czymś nowym — wytłumaczył się szybko, próbując wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Coraz śmielej starał się podchodzić do faktu, że naprawdę lubił towarzystwo lekarza i chciałby spędzać z nim jak najwięcej czasu. Jednocześnie starał się uniknąć konfrontacji, w razie gdyby tylko on sam sobie ubzdurał to, że Xichen go choć trochę polubił.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:53 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Siedząc na ławce i skubiąc babeczkę, Xichen nie spuszczał wzroku z twarzy Wanyina, przysłuchując się w skupieniu temu co do niego mówił. Wszystko co mężczyzna przedstawiał jako jakieś swoje pasje, czy małe zajawki, mężczyzna doskonale rozumiał i potrafił sobie wyobrazić. Pływanie wyjaśniało muskulaturę Wanyina, psy jego delikatność w obchodzeniu się z istotami delikatniejszymi od niego. Lekarz musiał przyznać, że wszystko to sprawiało, że mężczyzna stawał się w jego oczach jeszcze bardziej atrakcyjny, nie tylko fizycznie. Lubił ludzi z pasją. Uwielbiał słuchać, kiedy ktoś mówił o tym, co sprawiało mu radość, a przyglądanie się jak w fiołkowych tęczówkach pojawiały się iskierki życia, sprawiało że kąciku ust lekarza unosiły się do góry, a jego krew szybciej krążyła mu w żyłach, podsycana ekscytacją bruneta.
- W takim razie, może urządzimy sobie kiedyś małe zawody? – zaproponował z błyskiem w oku, posyłając mężczyźnie figlarny uśmiech. Potrafił pływać, choć na pewno nie nadawał się do żadnej kadry, czy jakiekolwiek zawody, miał jednak przeczucie, że przyglądanie się jak Wanyin z nim wygrywa, mogło być całkiem interesujące. Poza tym, wiedział że da z siebie wszystko, alfa w jego wnętrzu nie pozwoliłaby mu dać mężczyźnie forów, a to mogło być tylko bardziej ciekawe i widowiskowe.
Słysząc odrobinę żalu i niepewności w jego głosie, uśmiechnął się współczująco, domyślając się, że to było dla niego trudne, nie wiedzieć, czy stworzenie, którym mógłby się ewentualnie opiekować, nie zostało same. Zdołał jednak przy tym zauważyć cechę Wanyina, która tylko podkreśliła jego wartość. Czuł się odpowiedzialny za życie, którym zobowiązał się opiekować. Xichen był z niego ogromnie dumny i zadowolony. Nie mógł się doczekać, by odkryć więcej oblicz tego mężczyzny i dowiedzieć się, czy będzie je lubił tak samo mocno. Nie chciał roztrząsać dalej tematu potencjalnych pupili Wanyina, a i on sam wydawał się zbyt przerażony tym, że podczas jego amnezji coś się mogło z takowymi stać i dlatego zmienił temat, wracając do zainteresowań lekarza.
- W takim razie myślę, że znajdę dla nich chwilę czasu – roześmiał się Xichen spoglądając z pobłażliwym uśmiechem na twarz mężczyzny, a widząc w kąciku jego ust okruch babeczki, wyciągnął rękę, by zetrzeć delikatnie kawałek czekolady z jego twarzy, patrząc mu w oczy, kiedy musnął kciukiem jego usta. Były takie miękkie… Xichen mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy smakowały równie słodko, co Wanyin pachniał.
Chwilę jeszcze rozmawiali, o wszystkim i o niczym, dopóki starszy nie stwierdził, że powinni wracać. Mógł sobie wyobrażać jak bardzo zdenerwowałby się QiRen, gdyby Xichen z ich pacjentem nie wrócili o przyzwoitej porze do domu. Przy okazji lekarz zaczął się zastanawiać, gdzie zabrać Wanyina w sobotę. Nadal nie wierzył w to, że oboje nazwali to randką, ale na samą myśl, serce pediatry biło szybciej ze szczęścia i ekscytacji. Nie mógł go zabrać w drogie miejsce, ani w ogóle, jak się domyślał, tam gdzie musieliby zapłacić. Duma Wanyina mogłaby tego nie udźwignąć, a on sam nie chciał sprawiać, by mężczyzna czuł się jakkolwiek niekomfortowo. Tym usilniej starał się wymyślić coś, co nie byłoby spacerem po parku, a kiedy w końcu wpadł na pomysł, sam nie mógł uwierzyć w to, jak proste okazało się rozwiązanie. Miał tylko nadzieję, że mężczyźnie pomysł się spodoba…
***
Sobota przyszła zaskakująco szybko. Xichen miał sporo pracy przez resztę tygodnia, nie mogąc poświęcać zbyt wiele czasu Wanyinowi, choć jak zauważył, ten odrobinę go unikał. Oczywiście, mówił mu dzień dobry i uśmiechał się do niego, ale nie zatrzymał się, by porozmawiać z lekarzem ani razu. Na dodatek pediatra miał tyle roboty, że nawet jeśli chciał go gdzieś potem złapać, nie miał ku temu okazji. I tak, coraz mocniej nie mógł się doczekać soboty, choć kiedy ten dzień nadszedł, serce Xichena biło szybko i niespokojnie, jakby był nastolatką, a nie dorosłym mężczyzną. Tego dnia nie pokazał się w klinice ani razu, choć kusiło go, by poszukać Wanyina i zobaczyć wyraz jego oczu. Czy się denerwował? Czy był podekscytowany? A może żałował, że ich spotkanie nabrało zbyt intymnego charakteru i wydźwięku, którego nie chciał? Xichen denerwował się jak nastolatka umówiona z chłopakiem, który od dawna jej się podobał. Co prawda, miała to być jego pierwsza w życiu randka, na którą umówił się sam, z osobą, o której względy chciał powalczyć, zamiast zaaranżowanych przez wuja spotkań z „dobrą partią” dla kogoś pokroju Xichena i spadkobiercy rodziny Lan.
Zanim zaczął się przyszykowywać, spakował do plecaka dwa komplety ubrań dla siebie i Wanyina, pewien że ten nie domyślił się, co mężczyzna dla nich zaplanował, a potem zaczął się ubierać. Najpierw jednak wziął szybki prysznic, ogolił się dokładnie i spryskał delikatnymi perfumami, które w połączeniu z jego naturalnym zapachem ciała, stanowiły idealną harmonię, podkreślając tylko powiew świeżości. Xichen dwa razy mył zęby, układał włosy i z dobrą godzinę stał przed szafą, nie mogąc się zdecydować, co na siebie założyć. Kiedy w końcu miał do wyboru dwa zestawy, zupełnie różne, poddał się, sięgając po telefon by prośbą sprowadzić do pokoju Lan Zhana.
Kiedy młodszy pojawił się w pomieszczeniu, zaskoczył go widok niezwykle podekscytowanego brata, który choć nigdy nie ukrywał swoich uczuć, stracił swój zwyczajny spokój, przejmując się czymś takim jak pasujące do koszuli skarpetki. Lan Wangji jeszcze nigdy nie widział brata w takim stanie.
- Które wybrać? To? – zapytał wskazując nieco mniej formalny zestaw składający się na jasnoniebieskie jeansy, białą koszulę i granatową marynarkę. – Czy to? – wskazał bardziej elegancki zestaw zawierający nieskazitelną koszulę, garnitur i muszkę, choć sam uważał, że to byłaby lekka przesada, skoro nie zamierzał zabierać Wanyina do restauracji.
Wangji zapytał go, o cel ich podróży, a słysząc odpowiedź, natychmiast wskazał pierwszy zestaw, nie zmieniając wyrazu twarzy, choć Xichen widział, że brat najzwyczajniej w świecie był rozbawiony jego zachowaniem. Szybko przebrał się i zapytawszy jeszcze czy dobrze wygląda, a otrzymując odpowiedź twierdzącą, spojrzał na zegarek.
- Zaraz się spóźnię! – zauważył zaskoczony, nawet nie wiedząc, kiedy ten czas tak szybko minął.
Odprowadzany rozbawionym spojrzeniem Lan Zhana, Xichen złapał swój plecak i szybkim krokiem wypadł z domu, w biegu nie zabierając parasola, choć poprzedniego dnia skrupulatnie sprawdził pogodę, w razie gdyby miała się popsuć. Nie bardzo wiedział, gdzie szukać Wanyina, dlatego skierował się do jego sali szpitalnej, mając nadzieję, że właśnie tam mężczyzna będzie na niego czekał.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:53 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Tydzień dłużył mu się w nieskończoność, a wyczekiwana sobota wcale nie chciała przyjść tak szybko, jak on by tego chciał. Po ostatniej misji poskromienia alfy, która ostatecznie zamieniła się w spacer, Wanyin otrzymał malutki przedsmak tego, jak zapowiadało się ich kolejne, tym razem umówione już spotkanie. Zachowywał się trochę jak dziecko, które myślało tylko o jednym, nie mogąc doczekać się aż wreszcie ten dzień nadejdzie. Za cel, jaki sobie postawił, było niezawracanie głowy pediatry aż do samego weekendu, co niestety nie było tak proste i łatwe, jak z początku mogłoby się wydawać. Nie unikał go, jednak starał się nie zatrzymywać na korytarzu ani nie dokładać pracy na oddziale. Czy chciał tym samym podsycić niecierpliwość lekarza? Może trochę, chociaż był prawie przekonany, że tylko on tak bardzo się zaangażował, a jego myśli krążyły non stop w kierunku złotych oczu i cudownego uśmiechu.
Wybawieniem okazał się dla niego przypadkowy kurier, który dostarczał jakieś zapasy lekarstw do szpitala. Wanyin trafił na niego całkiem przypadkiem podczas wracania z kawiarni ze swoją okropnie gorzką kawą. Zauważając, że niski, dość drobny chłopak, który jego zdaniem mógł ledwie skończyć osiemnaście lat, męczy się z ciężkimi, termoizolacyjnymi pojemnikami. Był w na tyle dobrym humorze, co na pewno musiało być spowodowane trzygodzinnym rozmyślaniu o tym, gdzie Xichen mógłby go zabrać w sobotę. Nie mógł na nic w paść, za to ostatecznie zaoferował, że pomoże mu z wniesieniem ich do środka. I tak poznał Huaisanga, który okazał się chyba drugą osobą, z którym Wanyin złapał jakiś wspólny język. Niższy chłopak praktycznie od razu zdołał go przejrzeć zgadując, że musi być tym nowym odkryciem, który ma dołączyć do Organizacji. A zaraz potem został obrzucony masą informacji, jakby Wanyin należał już do ich małej rodzinki, tymczasem wciąż nie przeszedł jeszcze nawet wstępnych egzaminów. Nie chciał jednak odbierać mu tej przyjemności, bo chłopak wyraźnie rozkręcił się w rozmowie.
— O mój boże, lecisz na niego. Perfidnie na niego lecisz, Wanyin! — podekscytował się Huaisang, kiedy któregoś razu przyłapał nowo poznanego znajomego na trochę zbyt długim wpatrywaniu się w lekarza, stojąc gdzieś z boku, kiedy ten akurat zajmował się gorączkującym, małym pacjentem. Huaisang szturchnął go z łokcia, żeby się wreszcie ocknął i wrócił na ziemię, za nim ktoś jeszcze zauważy. Za nim co gorsza Xichen zauważy, że odpływa na jego widok.
— Całowaliście się już? Jaki jest? Jak smakuje? Daje ci czasem przejąć inicjatywę? — młodszy zasypał go bezwstydnie pytaniami, na co aż go zatkało. Policzki zalały słodkim rumieńcem, kiedy zdał sobie sprawę, rzeczywiście mógł być trochę głupio... a nawet bardzo głupio zauroczony, co zauważały nawet przypadkowe osoby. A naprawdę starał się być dyskretny!
— Coo? O czym ty mówisz? — odchrząknął udając, że wcale nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak musiałyby smakować usta Xichena. Zdominowałby pocałunek od razu? Czy powoli odbierałby mu resztki kontroli? — Nie, nic z tych rzeczy. Lubię go i... i tyle.
— Oj weź przestań. Takie kity to możesz wciskać Qirenowi, a nawet powinieneś, bo lepiej, żeby nie wiedział póki co, że ktoś wyrwał jego drogiego chrześniaka — oznajmił natychmiast młodszy, ciągnąc Wanyina za łokieć z powrotem w stronę jego sali. Huaisang jak się okazało, był tylko rok od niego młodszy, chociaż zachowaniem i wyglądem wciąż przypominał bardziej nastolatka. Może dlatego tak dobrze się dogadywali, bo Wanyin wreszcie trafił na kogoś w zbliżonym wieku do siebie. Zresztą Nie nie dało się go nie lubić, nawet jeśli chłopak był jeszcze bardziej bezpośredni i lubił wtykać nosek w nie swoje sprawy. Za to w temacie związków i spraw łóżkowych, nie było bardziej obeznanej osoby od niego. I całe szczęście, że Mingjue nie wiedział o wszystkim, co wyprawia jego młodszy brat.
— Powiedz mi, ile randek macie za sobą, a wywróżę ci jaka czeka was przyszłość — zaczął poważnie młodszy, chociaż ciężko było nie uśmiechać się na widok tak skupionego nastolatka, który do związków podchodził poważniej niż do matematyki.
— Pół? I jedna w planach... — Wanyina ledwie dało się słyszeć, bo zupełnie nie przywykł by dzielić się z kimś tak prywatnymi rzeczami. Huaisang jednak zdołał bardzo dobrze wszystko wyłapać i jego oczka natychmiast zaświeciły się z jeszcze większego podekscytowania.
Był w sowim żywiole, kiedy przyjaciel pozwolił mu zająć się jego strojem na randkę. Wanyin w sumie mógł liczyć tylko na niego i miał naprawdę ogromne szczęście, że udało mu się poznać Huaisanga, który rozwiał jego problemy dotyczące odstawienia się tak żeby “Xichen musiał zbierać szczękę z podłogi”, jak to oznajmił młodszy. On sam miał niewiele do gadania i ubrał to, co rzeczywiście przyniósł mu przyjaciel, nawet jeśli sam był zdania, że obaj trochę przesadzali. Chciał wyglądać lepiej niż dobrze i wreszcie pokazać się w czymś innym niż za dużych na niego dresach.
— Cholera, jestem geniuszem. Stworzyłem dzieło sztuki. — zachwycał się młodszy, kiedy Wanyin wyszedł wreszcie ze szpitalnej łazienki prezentując się w całej okazałości. Miał na sobie dopasowane, czarne spodnie, które podkreślały jego nogi. Do tego ciemnofioletowa, jedwabna koszula, przez którą prezentował się naprawdę elegancko. Inaczej niż zwykle szczególnie, że Huaisang podszedł zaraz do niego i rozpiął dwa pierwsze guziki przy kołnierzu, podkreślając jego kuszącą szyję i obojczyki.
— Zrobię z siebie idiotę, jeśli znowu pójdziemy tylko na jakiś spacer — zwątpił, czy aby na pewno strojenie się w taki sposób było dobrym pomysłem. Dziwnie się czuł. Jakby dostawał motylków brzuchu na myśl, że to już dzisiaj. A co, jeśli to zawali?
— Wtedy będziesz przynajmniej przystojnym idiotą. Zrób dziubek — Huaisang nakierował w jego stronę jakąś bezbarwną pomadkę nawilżającą, która pachniała słodkimi truskawkami. — Xichen wygląda mi na osobę, która całuje się dopiero na trzeciej randce, ale wiesz... lepiej być przezornym — młodszy uśmiechnął się figlarnie, rozsmarowując pomadkę na ustach przyjaciela. Naprawdę strasznie chciał, żeby coś z tego wyszło szczególnie, że Lan przyjaźnił się z jego bratem, a Wanyin z kolei w przeciągu tygodnia stał się dla niego praktycznie tak bliski, jakby znali się co najmniej kilka lat. Klepnął go na zachętę w ramię i pożegnali się z obietnicą, że opowiedzą sobie o wszystkim następnego dnia.
Nie ustalili dokładnie, gdzie będą na siebie czekać i wyszedł z założenia, że nie powinien włóczyć się po szpitalu więc postoi przed wejściem. Brak telefonu był o tyle uciążliwy, że nie mógł nawet skontaktować się z pediatrą, żeby upewnić się co do miejsca spotkania. Z każdą uciekającą minutą, odczuwał coraz większy stres, bo co jeśli lekarz zapomniał? Co, jeśli wygłupi się tylko czekając na niego następne kilka godzin przed szpitalem? Dopiero po upływie kolejnych kilku minut, zdał sobie sprawę, że mogli całkiem zabawnie się minąć. Naszła go myśl, że powinien był grzecznie zaczekać w swojej sali zamiast zniecierpliwiony, od razu wychodzić z budynku. Czym prędzej skierował się więc do windy i nawet nie zauważył, kiedy wpadł na osobę, która właśnie z niej wysiadała. Już miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę do osoby, która wlazła mu w drogę jednak w tej samej chwili, dotarł do niego znajomy, orzeźwiający zapach. Tak pachniał tylko jeden mężczyzna, którego znał.
— Xichen — uniósł spojrzenie na złote tęczówki, robiąc szybko krok w tył, żeby bezpiecznie zwiększyć odległość między nimi. Naprawdę starał się nie sprawiać wrażenie zbyt podekscytowanego i nierozgarniętego, ale samo to, z jakim impetem wpadł na lekarza, bo bał się, że bo nie złapie...
— Szukałem cię, bo... pamiętasz? — zagadnął, wpierw chcąc upewnić się, że nic mu się nie przywidziało. Po tym, jak dobrze ubrany był lekarz, mógł wywnioskować, że również postanowił trochę polecieć z wyglądem, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Tylko, że Wanyin już dawno stwierdził, że nie ma przystojniejszej osoby od niego. Nie musiał już nic robić. — Nie zastanawiałem się, gdzie moglibyśmy pójść, przepraszam. Chyba że ty już coś zaplanowałeś?
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:54 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Xichen nie pamiętał kiedy ostatnio tak mocno biło mu serce. Kiedy dotarł do sali Wanyina i zdał sobie sprawę, że mężczyzny w niej nie było, zaczął się denerwować, że pomylił się w godzinie i miejscu spotkania i niezadowolony mężczyzna właśnie marzł gdzieś, czekając na niego jak idiota. Mógł sobie pomyśleć, że lekarz go wystawił, a przecież wcale tego nie chciał. Czym prędzej, nie zwracając uwagi na zachwycone jego widokiem pielęgniarki, wsiadł do pierwszej lepszej windy, stwierdzając że może Wanyin czekał na niego na dworze.
Nie spodziewał się, że kiedy tylko wysiądzie z windy, wpadnie na kogoś. Odruchowo złapał tą osobę na przedramiona, nie pozwalając jej upaść. Chciał przeprosić i odejść szybko, znaleźć fioletowookiego pacjenta, ale w tym samym momencie usłyszał swoje imię wypowiedziane zaskoczonym tonem, w którym sporo też było niewysłowionej ulgi. Natychmiastowo się opamiętał i stanął prosto, nadal trzymając ręce na przedramionach Wanyina, podczas gdy zaskoczonym wzrokiem skanował jego jakże niecodzienny, ale za to bardzo, bardzo atrakcyjny strój. Niemal westchnął, przesuwając wzrokiem po jego idealnej sylwetce, wąskich biodrach i długich nogach. Fiolet tak do niego pasował podkreślając barwę niezwykłych tęczówek i komponując się z hebanowymi włosami.
- Oh… wow, wyglądasz… wspaniale – powiedział, nie mogąc się powstrzymać przed absolutnie szczerym komplementem. Oczywiście od samego początku uważał, że Wanyin był niesamowicie przystojny, a jego ciało było bardziej niż apetyczne, ale w ich relacji lekarz – pacjent, nie wypadało mu tego roztrząsać. Teraz kiedy umawiali się na czysto prywatnej stopie do tego okraszonej nutką rodzącej się między nimi chemii… mógł go bezkarnie taksować wzrokiem i zatrzymywać spojrzenie na zdecydowanie atrakcyjnych pośladkach opiętych materiałem spodni. Nie wiedział, skąd Wanyin wziął te ubrania, ale były warte zachodu.
Na jego pytanie, Xichen uśmiechnął się tajemniczo, odzyskując cały rezon i puściwszy ręce mężczyzny, spokojnie poprawił na sobie marynarkę, potem jego kołnierzyk i jeszcze raz obrzucając go iskrzącym radością i ekscytacją spojrzeniem, pociągnął do wyjścia.
- Cóż… zajęło mi to chwilę, ale chyba mam dla nas całkiem niezły pomysł – powiedział wymijająco, nie chcąc od razu zdradzać celu ich wizyty, zwłaszcza że Wanyin wyglądał tak dobrze, a miejsce, do którego zmierzali wymagało od nich by się przebrali.
Wyszli na ulicę, tonącą w promieniach zachodzącego, jesiennego słońca. Przynajmniej nie padało i z tego tytułu, Xichen zaproponował Wanyinowi spacer, ignorując jego ciekawskie spojrzenia i ewentualne pytania. To miała być niespodzianka, dlatego lekarz postanowił niczego nie zdradzać dopóki nie dotrą na miejsce. Droga nie zajęła im dużo czasu, choć po skonsternowanym wyrazie twarzy mężczyzny, pediatra wiedział, że Wanyin jeszcze nie domyślał się, gdzie w zasadzie się znaleźli. Smutny, szary budynek, do tego znaleźli się na jego tyłach nie zdradzał, co w zasadzie mieliby w nim robić.
- Chodź – szepnął Xichen, pochylając się do ucha mężczyzny, iskrzącymi z rozbawienia i przejęcia oczami śledząc wyraz jego twarzy.
Poprowadził go niskimi schodkami do drzwi, otwierając drzwi kartą magnetyczną. Znaleźli się w wąskim korytarzu z czterema drzwiami. Było w nim strasznie cicho, a Xichen nadal niczego nie wyjaśniał, prowadząc mężczyznę do pierwszych drzwi, za którymi ukryta była szatnia. Podał Wanyinowi jeden z kluczyków do szafek, a zaraz potem zrzucił z ramion plecak i wyjmując dwa komplety ubrań na zmianę, zdecydowanie starszych i nie nadających się na randkę, jeden komplet podał zaskoczonemu mężczyźnie.
- Uwierz mi, wolisz się przebrać – powiedział tajemniczo, samemu z uśmiechem na ustach zsuwając z ramion marynarkę. Kusiło go, by zerknąć sobie przez ramię i podejrzeć Wanyina, kiedy słyszał jak ten rozpina pasek od spodni, ale powstrzymał się, nie chcąc wprawiać go w zakłopotanie. Sam przebrał się dosyć szybko, nie mogąc się doczekać miny mężczyzny. Zanim wyszli z szatni, drzwi do pomieszczenia uchyliły się i zajrzała za nie niska dziewczyna, uśmiechając się promiennie na widok Xichena i jego gościa.
- Oh, jesteście już! Ktoś nie może się doczekać, żeby was poznać – powiedziała posyłając radosny uśmiech Wanyinowi.
Xichen upewnił się, że Wanyin jest gotowy, a potem wziął go delikatnie za nadgarstek i poprowadził korytarzem za dziewczyną, która otworzyła przed nimi drzwi na końcu korytarza. Znaleźli się w większym pomieszczeniu, przypominającym łazienkę, wyłożonym płytkami i z umieszczonymi w ścianie kilkoma kranami ze słuchawkami prysznicowymi. Co się jeszcze zmieniło, to dźwięki jakie docierały do uszu mężczyzn. Wyraźnie dało się rozpoznać wśród różnego rodzaju odgłosów szczekanie psów. Niska dziewczyna poprowadziła ich do jeszcze kolejnych drzwi i tym razem, kiedy je otwarła, a do środka wdarła się końcówka promieni słonecznych, razem z nimi do środka wpadła piątka rozszczekanych, bardzo zadowolonych i upapranych błotem psów. Wśród nich prym wiódł wesoły z pyszczka Samoyed, który dostrzegłszy Xichena, rzucił się w jego kierunku, niemal przewracając go na ziemię, domagając się głaskania. Reszta psów, z początku odrobinę nieufna w stosunku do obcych, obwąchawszy Wanyina, natychmiast obskoczyła go, domagając się jego uwagi.
- Doktorze Lan, ten łobuziak naprawdę pana polubił. Za to cała reszta woli pańskiego kolegę – zachichotała kobieta, dostrzegając zainteresowanie jakim mógł się pochwalić Wanyin. – Możecie je wykąpać – powiedziała wskazując podbródkiem rząd psich pryszniców. – Już dosyć błota na dziś.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:55 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Serce Wanyina zabiło niczym dzwon w jego piersi, słysząc komplement prosto z ust osoby, dla której specjalnie postanowił ubrań się w ten sposób. Było mu na pewno bardzo miło, że został zauważony i doceniony, jednocześnie samemu czując się coraz pewniej w tym, jak się prezentował. Jego policzki znów zrobiły się trochę cieplejsze, kiedy wymruczał pod nosem „ty też”, próbując w jakiś sposób odwzajemnić miłe słowa. W końcu również zwrócił uwagę na dzisiejszy wygląd Xichena. Niestety nigdy nie był zbyt dobry w słowach, a jeżeli w grę wchodziły jeszcze uczucia, naprawdę potrafił czasem zapomnieć języka w buzi.
Słysząc wzmiankę na temat tego, że starszy wybrał już miejsce, fioletowe tęczówki niemal natychmiast błysnęły niepochamowaną ciekawością. Strasznie chciał wiedzieć już, najlepiej od razu, dokąd dokładnie zamierzają pójść. Podczas spaceru, kilka razy nawet próbował wyciągnąć tę informację od pediatry, chociaż ten twardo trzymał przed nim wszystko w tajemnicy, wywołując tylko jeszcze większe zainteresowanie i zniecierpliwienie ze strony młodszego. Gdy stanęli przed ponurym budynkiem, który na pierwszy rzut oka, zupełnie nie zwracał na siebie uwagi, Wanyin wydawał się nawet leciutko obrażony, że nie został doinformowany. Był okropnie niecierpliwy, jeżeli chodziło o tego typu niespodzianki. Poza tym w głowie kłębiły mu się różne, dziwne myśli, bo raczej nikt nie miałby dobrego skojarzenia z tak obskurnym miejscem, do którego zabrał go lekarz. On jednak miał do niego ogromne zaufanie, które zakiełkowało gdzieś podczas całego pobytu w szpitalu.
— Najpierw mi powiedz, co tu robimy — fuknął cicho, gdy głos mężczyzny zabrzmiał zdecydowanie zbyt blisko jego ucha, wywołując tym samym ciarki na jego plecach. Jeszcze raz odchrząknął, omiótł wzrokiem budynek robiąc przy tym taką minę, jakby co najmniej ktoś zrobił mu jakiegoś głupiego psikusa. Odpowiedzi oczywiście nie uzyskał, za to Xichen otworzył przed nim drzwi do budynku i nie miał już właściwie żadnego wyjścia, jak ostatecznie wejść do środka.
Kolejne ciężkie westchnięcie opuściło jego usta, gdy został zaprowadzony do jakiejś niewielkiej szatni, która nadal zbyt wiele mu nie mówiła. Za to cała ta sytuacja wydawała się dla niego coraz bardziej absurdalna. Gdyby tylko nie był na randce... Jego randce, na którą tyle czekał z osobą, która naprawdę mu się podobała.
— Zastanawiam się, czemu ja właściwie jeszcze się ciebie słucham — marudził, z przekąsem zabierając przygotowane mu ubrania na zmianę. Więc piętnaście minut pobył sobie panem przystojnym i ładnym, tylko po to by koniec końców, znowu wrócić do dresów i znoszonej koszulki. Świetnie.
Odwrócił się przodem do ściany, chwilę siłując się z rozpięciem paska od spodni, a potem samych spodni, które trochę zbyt ciasno opinały jego nogi. Wolał sobie nawet nie wyobrażać, jak nieatrakcyjnie musiał wyglądać siłując się z nogawkami i próbując z nich wyleźć. Cóż, na pewno nie zaliczał się do tych osób, które jednym ruchem, seksownie potrafiły ściągnąć z siebie każde ubranie. On zdecydowanie potrzebował do tego dodatkowej pary rąk.
Zerknął na moment za siebie, żeby tylko upewnić się, że nie natrafi na rozbawione spojrzenie starszego. Jednak zamiast tego spotkał się z widokiem nagich pleców lekarza, wyrzeźbionych ramion i szerokich barków, na których na moment zatrzymał swoje ciekawskie spojrzenie. Musiał pięć razy powtórzyć sobie w myślach, żeby nie patrzeć w dół i dopiero wtedy wrócił do zmieniania swojej koszuli, walcząc ze stadem motyli szalejącymi w jego brzuchu.
Zdążył się przebrać akurat, gdy przyszła po nich młoda dziewczyna. On jednak nie ruszył się z miejsca, patrząc tylko coraz podejrzliwiej na Xichena jakby czekał, kiedy wreszcie mu wszystko wyjaśni. Z niechęcią dał się poprowadzić do kolejnego pomieszczenia, skąd dało się usłyszeć szczekanie gromadki psów. Wanyin chyba w pierwszej chwili, nawet nie zwrócił na to uwagi, zbyt zaaferowany tym, że znalazł się w miejscu, które zupełne nic mu nie mówiło, co mają zamiar tu robić. Dopiero gdy tupot psich łapek rozległ się po całym pomieszczeniu, a biała kulka rzuciła się prosto na pediatrę, młodszy zamrugał z niedowierzania. Za nim zdążył przyswoić całą sytuację, został otoczony przez pozostałą grupkę psiaków, które z początku ostrożnie wysuwały do przodu nosy, żeby obwąchać nową osobę. Nie ruszał się z miejsca, spokojnie czekając aż czworonogi zaznajomią się z jego zapachem. Za to jego wyraz twarzy, z każdą chwilą diametralnie się zmieniał. Z obrażonej i zniecierpliwionej miny, na jego usta wypływał coraz szerzy uśmiech. Fioletowe tęczówki zaświeciły nieopisanym szczęściem, kiedy zgarnął najmniejszego pieska na ręce, zupełnie nie przejmując się, że go wybrudzi.
— Hej mały, stratują cię — westchnął, wyraźnie zauroczony oklapniętymi uszkami i słodkim pyszczkiem małego kundelka, który przypominał trochę mieszankę beagle. W zamian został obdarowany mokrym liźnięciem w policzek, a piesek zaczął kręcić się wesoło na jego rękach. Wanyin zmarszczył zabawnie brwi, obrzucając szczeniaka poważnym spojrzeniem. — Ja też cię lubię, ale dopiero się poznaliśmy. Nie możesz mnie od razu całować, maluchu — pouczył szczeniaka, brzmiąc przy tym tak rozkosznie, jakby co najmniej rozmawiał z malutkim dzieckiem. Ruszył z nim w stronę prysznica, od razu mając zamiar zabrać się za jego mycie.
Chyba nikt nie podejrzewałby, że wizyta w schronisku może sprawić komuś aż tyle radości. A jednak Wanyinowi praktycznie wcale nie schodził uśmiech z twarzy, kiedy szorował dokładnie grzbiet, brzuszek i łapki pieska. Wydawał się zupełnie inną osobą, jakby widok szczekających i merdających ogonami czworonogów, tchnął w niego trochę więcej radości.
Kiedy skończył, zerknął przez ramię na Xichena, będącego na półmetku walki z białym wilczurem, którego doprowadzenie do czystości, zajmowało zdecydowanie więcej czasu. Sam puścił swojego szczeniaka wolno, by mógł już biec i dołączyć do swoich towarzyszy.
— Mogę? — zagadnął, kucając obok Samoyeda. Wziął od lekarza słuchawkę od prysznica, żeby zwolnić mu drugą rękę i sam zabrał się za spłukiwanie piany z grubej sierści. Sama czynność mycia zwierząt była na tyle przyjemna, że zamyślił się na moment. Teraz było mu z kolei okropnie głupio, że był taki niecierpliwy i prawie obraził się na mężczyznę... podczas gdy ten zrobił mu naprawdę miłą niespodziankę. Zagapił się na moment i dysza przekręciła mu się trochę w bok, ochlapując wodą koszulkę lekarza.
— Niechcący — szybko cofnął rękę w odpowiednim kierunku, zerkając mimowolnie na klatkę piersiową starszego. Koszulka trochę mocniej musiała przykleić się mężczyźnie do ciała. Wanyin uśmiechnął się łobuzersko mogąc nasycić się naprawdę ładnym widokiem. Minęła ledwie chwila nim znów, tym razem celowo nakierował strumień wody na brzuch pediatry. — Naprawdę niechcący! — zachichotał, chociaż coraz trudniej było uwierzyć w jego kolejne „niechcący” tym bardziej, że na ustach grał mu rozbrajający uśmiech.
— Naprawdę mogłeś mi powiedzieć! Wiesz, jak mnie wystraszyłeś? Byłem pewien przez całą drogę, że sobie ze mnie żartujesz — wytknął mu, bo przez chwilę naprawdę obawiał się, że Xichen nie traktuje go poważnie. Postanowił więc przynajmniej skorzystać z możliwości oblania go wodą w ramach jego malutkiej kary.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:56 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
W pierwszej chwili, Xichen przestraszył się, że wcale nie trafił z wyborem miejsca na ich pierwszą randkę i tylko zrobił idiotę, nie dość że z siebie to jeszcze z Wanyina, który tak się postarał, by wyglądać jak najlepiej. Niestety jego wyraz twarzy wcale nie zwiastował sukcesu, raczej coraz sromotniejszą porażkę pediatry. Mężczyzna przełknął ślinę, czując jak coś ciężkiego nagle znalazło się w jego żołądku. Myślał, że to dobry pomysł, w końcu Wanyin upierał się, że tak bardzo lubił zwierzęta, zwłaszcza psy… Dlatego kiedy brudne psiaki otoczyły ich zwartą gromadką, a twarz młodszego w końcu zaczęła się rozjaśniać, aż w końcu uśmiechał się tak szeroko, że Xichen wciągnął głośno powietrze nosem w płuca, czując jak jego serce wykonało dzikie salto w jego piersi. Nie miał pojęcia, nie zdawał sobie sprawy, nie wierzył prawie, że ten wiecznie wyglądający jakby coś mu nie pasowało mężczyzna był w stanie się tak uśmiechać. A był to zdecydowanie najsłodszy i najpiękniejszy uśmiech jaki Xichen widział w swoim życiu. I był niesamowicie dumny, że to właśnie jemu udało się go wywołać. Natychmiast odzyskał zwykłą dla siebie pogodę ducha, samemu interesując się bardziej krążącym wokół niego Samoyedem, który najwidoczniej chciał zwrócić na siebie uwagę lekarza.
Wystarczyła chwila, by Wanyin zapomniał o całym świecie, skupiając się na psach i najmniejszym szczeniaku, który wylądował w jego ramionach. Gdyby miał inny charakter, najpewniej obraziłby się, że mężczyzna z którym jakby nie patrzeć przyszedł na randkę bardziej zwracał uwagę na pieski niż na niego, ale widząc ile radości przyniósł mu ten kontakt, Xichen nie potrafił być w jakikolwiek sposób zły czy zazdrosny. W gruncie rzeczy, o to mu chodziło, by po tych tygodniach nudy w szpitalu Wanyin w końcu mógł skupić się na czymś przyjemnym, tym co sprawiało mu radość i oderwało myśli choć na chwilę od tego co miało dziać się w najbliższej przyszłości. Lekarz jeszcze mu o tym nie mówił, ale QiRen upierał się, że mężczyzna nie potrzebował już opieki medycznej i najlepiej by było, gdyby jak najszybciej zwolnił tak potrzebne łóżko. Poza tym, zamierzał go zabrać do Organizacji i przedstawić Nie Mingjue. Dlatego teraz, Wanyin miał się bawić, odstresować i… poznać z nim, choć to Xichen stawiał na drugim miejscu. Najważniejsza była jego zabawa.
Dlatego kiedy MianMian zajęła się jednym z piesków, Wanyin drugim, Xichen spojrzał na Samoyeda, nie mogąc się pozbyć wrażenia, że zwierzak patrzył na niego niezwykle inteligentnym spojrzeniem dużych, brązowych oczu i tylko czekał, by mężczyzna wskazał mu jeden z brodzików.
- No chodź, zaraz znowu będziesz czysty – powiedział do niego, a pies odpowiedział mu wesołym szczeknięciem i sam wskoczył w wybrane przez pediatrę miejsce, nadstawiając grzbiet na więcej pieszczot i ciepłej wody.
Xichen nie miał pojęcia, że mycie takiego wielkiego psa było tak ciężką sprawą. Najpierw musiał spłukać większość błota, zostawiając nadal brudną, szarawą sierść, pozlepianą w kilku miejscach w nieestetyczne strąki. Potem używając psiego szamponu, zrobić z tego wielkiego psa jeszcze większą kulkę piany i futra. I choć było to ciężkie i wymagało sporo sił, Xichen stwierdził z zaskoczeniem, że mu się podoba. Co prawda wystarczyła chwila i był cały mokry, ale to było jego najmniejsze zmartwienie. Zwłaszcza, że zaraz obok niego pojawił się zadowolony Wanyin i dołączył do mycia Smoyeda, wplatając palce w jego grubą sierść. Lekarz nie potrafił się nie uśmiechać, kiedy widział jak ślicznie błyszczały fioletowe oczy mężczyzny. A kiedy jeszcze pojawił się w nich filuterny błysk, a zaraz po nim koszulka pediatry zmoczona wodą przykleiła się do jego klatki piersiowej i brzucha, uniósł brwi, choć jego usta nadal szeroko się uśmiechały.
- Grabisz sobie, Wanyin – wymruczał groźnie Xichen, choć w jego głosie więcej było rozbawienia niż faktycznej złości, kiedy sięgnął po słuchawkę i zacisnął palce wokół niej i palców Wanyina, posyłając mu jedno ze swoich znaczących, ciężkich od emocji spojrzeń, od którego policzki mężczyzny poczerwieniały satysfakcjonująco.
- Przepraszam, nie chciałem sobie z ciebie w żaden sposób zażartować – powiedział ze skruchą nadal nie puszczając dłoni mężczyzny, kiedy razem powolnie spłukiwali pianę z grzbietu wielkiego psa. – Pomyślałem jedynie… że się ucieszysz i że chciałbym ci zrobić niespodziankę. Nie miałem pojęcia, że ich nie lubisz – dodał, całkowicie szczerze spoglądając na Wanyina z nieco przepraszającym uśmieszkiem. Gdyby wiedział, powiedziałby mu od razu, choć sam bardzo lubił wszelkiego rodzaju niespodzianki, otrzymywać je, jak i je tworzyć, tak jak właśnie tą randkę, która cóż… podobała mu się nie mniej od samego Wanyina.
Czekał tylko na sposobność. Kiedy już był pewien, że odwrócił uwagę fioletowych oczu od tego co robiły jego ręce, szybko przekręcił słuchawkę w taki sposób, że tym razem to Wanyin oberwał i jego koszulka przykleiła mu się do piersi, sprawiając że Xichen mógł swobodnie przesunąć wzrokiem po jego ciele, wcale się z tym nie kryjąc, pozwalając przy tym, by szelmowski uśmiech wypłynął na jego usta.
- Wybacz… ręka mi się omsknęła – wymamrotał, powolnie i dokładnie studiując każdą krzywiznę ciała widoczną pod przemoczonym materiałem, na koniec wracając ciężkim wzrokiem złotych oczu do twarzy mężczyzny i jego fiołkowych tęczówek. Łobuzerski uśmiech nie schodził z jego twarzy, na koniec jeszcze puścił do mężczyzny bezwstydne perskie oczko, zanim roześmiał się swobodnie i znów stał się całkiem spokojnym, niegroźnym za to bardzo uprzejmym sobą.
Tę chwilę przerwał im zniecierpliwiony psiak, otrząsając się z wody i zalewając przy okazji tę dwójkę kropelkami wody, które teraz mieli dosłownie wszędzie. Szczeknął przy tym na nich wymownie, jakby kazał im się uspokoić, co sprawiło, że Xichen roześmiał się głośno, a kiedy Wanyin do niego dołączył, nie mogli się przez dłuższą chwilę uspokoić, co sprawiło, że niezadowolony psiak wyskoczył z brodzika, obdarzając każdego pacnięciem ciężkiego ogona.
- Ktoś jest chyba zazdrosny – parsknęła MianMian, spoglądając z boku na lekarza i prawie nie pacjenta, uśmiechając się do siebie. W czasie kiedy ta dwójka walczyła z Samoyedem i szczeniakiem, ona sama zdążyła wykąpać resztę psów, które teraz grzecznie czekały, by przejść dalej.
- Teraz pora karmienia – powiedziała, zapraszając ich dalej, do kolejnego pomieszczenia, gdzie każdy z psiaków miał własną miskę. Zanim ktokolwiek zdążył wejść do pokoju, Samoyed wyrwał się do przodu, dorwał swoją miskę i merdając wesoło ogonem, zatrzymał się przed Xichenem, patrząc na niego wyczekująco.
- Doktorze Lan, obawiam się, że nie wyjdzie pan dzisiaj stąd bez tego psa – zażartowała kobieta, a zaskoczony lekarz spojrzał w wielkie, ufne psie oczy. Patrzyły na niego… z taką ufnością, jakby już znalazł swojego pana i tylko czekał, aż Xichen go zaakceptuje.
- Co o tym myślisz? – zapytał Wanyina, nie bardzo pewien, co powinien myśleć. Owszem, on również uważał, że pies wyjątkowo przypadł mu do gustu, no i był taki… rozkoszny, ale nie był pewien, czy dałby sobie radę z opieką nad zwierzęciem do tego tak sporym. Ale kiedy patrzył w te oczy, nie potrafił im powiedzieć nie…
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:57 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Wanyin nawet gdyby chciał, nie potrafił gniewać się na Xichena dłużej niż tylko chwilę. Taki był już urok pediatry, który jednym uśmiechem potrafił stopić najbardziej zamarznięte serce mężczyzny. Miał do niego okropną słabość, która z każdym kolejnym dniem tylko coraz bardziej się wzmagała. Obiecał sobie, że to ostatni raz, kiedy czerwieni się jak głupi przez jedno, głębokie spojrzenie. Niemożliwe, aby był na kogoś aż tak okropnie podatny.
Xichen złapał za słuchawkę od prysznica i nie sposób było uniknąć jego dotyku. Wprawdzie mógł chwycić trochę niżej, żeby nie nachodzić na rękę Wanyina, a z drugiej strony, chyba musiał mieć ogromną satysfakcję, że swojemu biednemu pacjentowi robi sieczkę w głowie. Oczywiście nie potrafił skupić się już na niczym innym poza ręką mężczyzny obejmującą tą jego. Za tony zdążył dojść do wniosku, że ich dłonie naprawdę do siebie pasowały. Były niemal dla siebie stworzona i nic nie było w stanie podważyć jego zdania.
—Właściwie to lubię — stwierdził wreszcie, nie chcąc by lekarz poczuł się win urządzenia mu tej małej niespodzianki. —Tylko... nie jestem do nich przyzwyczajony — wytłumaczył zaraz. Z drugiej strony, za nic w świecie nie chciałby zamienić tej niespodzianki, która naprawdę go ucieszyła. Prawdopodobnie nie było tego jeszcze aż tak po nim widać, ale te odwiedziny w schronisku wiele dla niego znaczyły. Poczuł się trochę bliżej tego, o czym mógł nie pamiętać i uznał ten dzień za jeden z naprawdę udanych, chociaż był przed nimi jeszcze cały wieczór.
— Powinienem ci podziękować. Trafiłeś z tym miejscem idealnie — starał się na siłę skupić na spłukiwaniu piany, ale zupełnie mu nie szło. Myślami był znowu gdzieś indziej i dopiero chłodny strumień wody, który go oblał sprawił, że Wanyin wreszcie się ocknął. Zerknął mimowolnie w dół na swoją przesiąknięta koszulkę, która z kolei tak samo odznaczyła się na jego piersi. Wyglądem nie odstawał teraz od Xichena i obaj byli praktycznie do połowy przesiąknięci wodą. Młodszy nie mógł tylko uwierzyć, że pediatra naprawdę posunął się do tego by go oblać. W dodatku nie omieszkał sobie go obejrzeć i Wanyin musiał ciężko przełknąć ślinę w ustach, kiedy natrafił na tak gorące spojrzenie. Raczej nie wpadł na to, że sam może oberwać za swoje pomysły, co wprawiło go w jeszcze większe niedowierzanie. Niemniej wcale nie popsuło jego humoru.
— Mhm. Oby tylko nie omsknęła ci się drugi raz — stwierdził z rozbawieniem, dla bezpieczeństwa odsuwając mocniej od siebie słuchawkę. Wywiązała się z tego nawet jakaś mała walka o to, który z nich będzie miał władzę nad prysznicem i obleje drugiego. Śmiali się wesoło, pochłonięci sobą. Nic więc dziwnego, że domagający się uwagi Samoyed, poczuł się na chwilę zapomniany i postanowił przerwać im wreszcie całą zabawę. Wanyin starał się zasłonić za Xichenem przed kropelkami wody, kiedy pies zaczął otrzepywać się tuż przed nimi. W efekcie i tak obaj byli jeszcze bardziej przemoczeni, ale to chyba wprawiło ich tylko w jeszcze lepszy nastrój.
—Masz nowego wielbiciela — zauważył, rozbawiony faktem, że psiak musiał zobaczyć w nim jakąś konkurencję. Widocznie od początku upodobał sobie Lana, co było zresztą naprawdę urocze. Pies nie należał do niego, a mimo to lekarz musiał tak często tutaj przychodzić, że Samoyed zaczynał traktować go jako swojego właściciela, zupełnie ignorując resztę osób. Kiedy Wanyin chciał do niego podejść i nasypać mu do miski trochę psich chrupków, ten jedynie szczeknął na niego nerwowo, nie dając mu nawet się zbliżyć. Młodszy westchnął tylko głęboko, ostatecznie oddając worek z jedzeniem Xichenowi aby go osobiście nakarmił. W między czasie zajął się pozostałymi psami, starając się zapewnić im taką samą uwagę.
— Hm? Co myślę o adopcji? —dopytał, kończąc zapełnianie ostatniej miski. Nie spodziewał się, że lekarz zacznie poważnie rozważać zapewnienie domu pupilowi. On sam, gdyby mógł, zapewne przygarnąłby wszystkie co do jednego lub ewentualnie spróbował im znaleźć nowy dom. Ale nie mógł kierować się własnym zdaniem, bo Xichen powinien sam najlepiej wyczuć, czy jest gotowy na adoptowanie psa. Mógł jedynie doradzić mu co do obowiązków, jakie na niego spadną oraz opieki nad nowym mieszkańcem. Chociaż i tak pediatra miałby ułatwione zadanie, bo pies już teraz bezgranicznie się jego słuchał.
— Na pewno zapewniłbyś mu ogromne szczęście. A on odwdzięczy ci się bezgraniczną wiernością — uśmiechnął się w duchu, zaciskając lekko usta. Nie chciał zabrzmieć jakoś zbyt ckliwie, ale tak strasznie zależało mu by jak najwięcej bezpańskich zwierząt znalazło nowe domy. — Nie pomogę ci w podjęciu decyzji, ale mogę zagwarantować pomoc przy opiece... wyprowadzaniu, myciu. Mam teraz mnóstwo wolnego czasu, gdyby tobie go brakowało — tyle mógł dodać od siebie. Ostateczną decyzję zostawił Xichenowi, bo w końcu to on najlepiej wiedział, czy podoła odpowiedzialności posiadania psa. Samoyed cieszył się za każdym razem, gdy lekarz obdarzył go choć odrobiną uwagi, a Wanyin nie mógł napatrzeć się na tę dwójkę. Nie chciał nic więcej dodawać, ale czasem to nie właściciel wybierał psa. To pies wybierał jego.
— Masz jakiś pomysł na imię? — zagadnął, zaraz kucając na ziemi, kiedy jeden z piesków przyniósł mu piłkę do zabawy, chcąc by Wanyin się z nim pobawił. Oczywiście nie potrafił odmówić żadnemu psiemu spojrzeniu, łapiąc zaraz za zabawkę. Zwierzę zamerdało wesoło ogonem, obiegając Wanyina wkoło, kiedy ten usiadł wygodnie na ziemi, wreszcie rzucając piłkę w drugi koniec pomieszczenia.
Gdyby mógł, najchętniej już nigdy nie opuściły tego miejsca, jednak powoli zbliżał się wieczór i nawet pieski ze schroniska wydawały się coraz bardziej zmęczone. Musieli wreszcie pożegnać się z czworonogami, chociaż młodszy zarzekał się, że na pewno wróci tu przy kolejnej nadarzającej się okazji. Zerknął wymownie na Xichena licząc, że jeszcze kiedyś odwiedzą razem to miejsce. Lekarz wciąż wahał się co do rozstania się z Samoyedem i Wanyin postanowił dać mu trochę więcej czasu na podjęcie decyzji, nie chcąc w żaden sposób go pośpieszać.
— To ja poczekam na ciebie w szatni — poinformował, ostatni raz czochrając małego szczeniaka, po czym zniknął w sąsiednim pomieszczeniu. Już na wejściu zdjął z siebie przemoczoną koszulkę czując, że przez ten czas zdążył porządnie zmarznąć. Nie chciał narzekać ani marnować czasu na wytarcie się, ale od urodzenia miał kiepskie krążenie i nie trzeba było wiele, żeby zamienił się w kostkę lodu.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 02:59 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Xichen się wahał. Pies nie był zabawką, nie mógł tak po prostu wziąć go i po tygodniu stwierdzić, że już nie ma ochoty się nim zajmować, albo co gorsza, przez pracę mógłby nie znaleźć dla niego czasu. Co prawda… słyszał już nie raz od pielęgniarek, od brata i w końcu od samego QiRena, dla którego przecież ten szpital był niemal tak samo, jeśli nie ważniejszy niż dla Xichena, że spędzał tam za dużo czasu, a za mało żył. Zwierzak stanowiłby idealną wymówkę, by wyjść wcześniej z pracy, by czasem do niej, po prostu nie iść, gdyby nie miał co robić… No i… był jeszcze Wanyin. Lekarz jeszcze mu nie powiedział, ale obietnica pomocy w razie gdyby zdecydował się przygarnąć psa, tylko utwierdziła go w przekonaniu, że powinien z nim jak najszybciej porozmawiać. Najlepiej to zaraz jak tylko wyjdą ze schroniska. Niezdecydowany mężczyzna kucnął, odbierając od Wanyina worek z
karmą. Już od jakiegoś czasu słyszał od MianMian, że Samoyed nie dawał się ani głaskać, ani karmić, ani nawet adoptować, będąc spokojnym tylko przy nim. Domyślał się, że jeśli on go nie weźmie, nie zrobi tego nikt inny, a przynajmniej tak długo, jak on będzie się pojawiał. Nie chciał jednak zrezygnować z pomocy tym ludziom, córeczka MianMian była chorowita i za każdym razem trafiała pod skrzydła Xichena, tak się poznali. I to przez nią zaczął dzielić odrobinę swojego czasu pomiędzy domem, a tym małym, ale bardzo kochanym przybytkiem. Nie mógł ich zawieść.
- Jeszcze nie… - powiedział na pytanie Wanyina, a kiedy patrzył na psa, ten podszedł bliżej, usiadł przed nim i patrzył na niego wyczekująco, jakby mówił mu, by więcej się nie zastanawiał. Xichen wyciągnął rękę i zaczął go głaskać po puszystym łbie. Jego sierść była taka mięciutka…
- Jasne, zaraz przyjdę – powiedział spokojnie, choć nie czuł się wcale spokojny. Miał tyle samo wątpliwości co chęci, by przygarnąć Samoyeda. Nie wyobrażał sobie, ani swojej opieki nad nim, ani momentu, w którym musiałby go zostawić w tym miejscu. Czuł się odpowiedzialny, choć to nie była jego wina, że pies zwyczajnie go polubił.
- No i co ja mam z tobą zrobić? – zapytał, a pies zaskomlał w odpowiedzi, kładąc uszy po sobie, patrząc przy tym w złote oczy lekarza. – Chcesz iść ze mną? – zapytał jeszcze, a ciężki ogon pacnął kilka razy o podłogę, jakby pies nieśmiało mówił mu, że tak, że bardzo chciał z nim iść.
Xichen westchnął ciężko, a potem podniósł się na równe nogi, wywołując tym samym niepewną reakcję okraszoną jeszcze żałosnym skomleniem. Jak mógłby go tu zostawić? Nie miałby serca!
- Chodź… Wangzi, wezmę cię do domu – powiedział pozbywając się wahania z głosu, podchodząc do drzwi i klepiąc się w udo, by przywołać psa. Nie spodziewał się, że w odpowiedzi Samoyed zaszczeka rozradowany i rzuci się na niego, przewracając lekarza, który tylko dzięki zwinności i własnej sile nie uderzył się w głowę.
- No już! Już! Wystarczy – roześmiał się, a kiedy dojrzał w korytarzu już przebranego Wanyina posłał mu uśmiech, mówiący że no nie miał innego wyboru.
- Rozumiem, że go zabierasz – roześmiała się MianMian pojawiając się obok.
- Mam wrażenie, że to on zabiera mnie – westchnął rozbawiony, przyjmując rękę, którą podał mu Wanyin.
- Idź się przebrać, a ja zacznę wypełniać papiery adopcyjne, dobrze? – zapytała kobieta, a Xichen zgodził się, czując się coraz mniej komfortowo z przemoczonymi ubraniami.
- Zostawiam go z wami – powiedział, klepiąc delikatnie ramię Wanyina podczas gdy sam poszedł się przebrać.
Kiedy pojawił się w biurze, już suchy i z plecakiem pełnym mokrych ubrań na plecach, dokumenty czekały na niego razem z zadowolonym psem, który z prostą, chociaż tymczasową obrożą czekał na swojego nowego właściciela.
- Jak dałeś mu na imię? – zapytała MianMian z uśmiechem, kiedy Xichen siadał na wolnym krześle, niemal natychmiast kładąc dłoń na głowie uradowanego psiaka.
- Wangzi, Książę – powiedział pewnie, spoglądając na Wanyina jakby powiedział właśnie dobry żart. – Spójrz na niego, jest gotów wydawać mi rozkazy – zauważył, wskazując podbródkiem psa, który bardzo zadowolony z siebie merdał zawzięcie ogonem i patrzył na lekarza z miłością.
- Pasuje – parsknęła kobieta, dopisując coś jeszcze na dwóch kopiach dokumentów, które zaraz podsunęła Xichenowi do podpisania. Pediatra przejrzał wszystko pobieżnie, zaraz zostawiając swój wyraźny, elegancki podpis.
- Od razu możecie wstąpić do sklepu z psimi artykułami, który znajduje się tuż obok, mogę przez chwilę popilnować dla ciebie Księcia – zaproponowała MianMian, a Xichen natychmiast się zgodził.
Pies nie wydawał się zbytnio zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale zdawało się, że obroża na jego szyi wystarczyła mu za dowód, że Xichen po niego wróci. Problem pojawił się jednak już w samym sklepie. Lan Huan nie miał bladego pojęcia, co powinien takiemu psu kupić.
- Hmm… cóż, szeroki asortyment – zauważył rozglądając się po półkach. – Szkoda tylko, że nie mam pojęcia, czego mój Książę może potrzebować – westchnął, spoglądając na Wanyina z uśmiechem. – Pomożesz mi? – zapytał, posyłając mu spojrzenie bardzo podobne do tego, którym uraczył go Samoyed w chwili, w której chciał by Xichen zabrał go do domu.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 03:00 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Przebrał się najszybciej jak tylko się dało, słysząc zaraz dobiegające z korytarza wesołe szczekanie, które zwiastowało, że ktoś tu musiał naprawdę z czegoś mocno się cieszyć. Wanyin był prawie pewien, że lekarz uległ wreszcie psiemu spojrzeniu, które patrzyło na niego z tak ogromnym zrozumieniem. Dawno nie trafił na tak wierne stworzenie, które było gotowe pójść w ogień za swoim właścicielem. Tak, właścicielem.
Po wyjściu z szatni Wanyin nie miał już co do tego żadnych wątpliwości, widząc białe futerko, które nieco przygniotło samego lekarza, okazując mu swoją wdzięczność. Uśmiechnął się na ten widok, wyciągając zaraz pomocną rękę w stronę pediatry. Pomógł mu wstać, wreszcie odciągając uradowanego Samoyeda, który teraz przylgnął już do Xichena na dobre. Jakby nie patrzeć, pasowali do siebie idealnie i ciężko było o bardziej trafną parę. Gdy został na chwilę sam na sam w towarzystwie psa, kucnął tuż przy nim, podejmując kolejną próbę przekonania go do siebie. W końcu od dzisiaj będą widywać się trochę częściej i miał jednak nadzieję, że zwierzę nie skreśliło go całkowicie... nawet jeśli nie był jego Xichenem.
— Ale masz szczęście, spryciarzu — parsknął, wyciągając rękę w stronę psiej mordki i o dziwo, nie spotkał się z kolejnym warknięciem. Pies nie tak chętnie dał mu się pogłaskać, przy nim z kolei zachowując pewien umiar, co było nawet Wanyinowi na rękę. — Chociaż wiesz, że Xichen nie jest tylko twój? Będziesz musiał się nim ze mną podzielić — odparł dyskretnie, nie wątpiąc w to, że Samoyed nikomu dalej nie przekaże jego słów. To nie tak, że miał zamiar być zazdrosnym o psa tym bardziej, że sam uważał go za naprawdę cudowne zwierzątko. Mógł za to sobie żartować, że teraz spadnie na drugi plan przez nowego lokatora w mieszkaniu lekarza, którym trzeba będzie się zająć.
Mężczyzna wrócił przebrany i razem poszli podpisać papiery adopcyjne. Wanyin uniósł nieznacznie brwi ku górze, słysząc nowe imię Samoyeda, które nadał mu jego właściciel. W pierwszej chwili wyglądał troszkę tak jakby sam niedowierzał w absurdalność tego imienia... a potem zdał sobie sprawę, że nawet mu zdarzyło się w ten sposób nazwać lekarza, kiedy bawił się z dziećmi. Odwrócił więc szybko głowę w bok udając, że wcale nie ma nic z tym wspólnego. Wangzi brzmiało ładnie... i miało jeszcze ładniejsze znaczenie, a młodszy nie potrafił powstrzymać się od myśli, że sam mógł trochę przyłożyć się do powstania tego imienia.
Ten ostatni raz postanowili zostawić Wangzi w schronisku, żeby szybko zajrzeć do sklepu zoologicznego, który znajdował się ledwie ulicę dalej. Widząc zagubioną minę lekarza, który zupełnie nie wiedział, od czego powinien zacząć, Wanyin natychmiast podszedł bliżej, łapiąc jego rękę.
— Chodź, w tę stronę — uśmiechnął się rozczulająco, jednocześnie nie potrafiąc odmówić sobie pomocy w doborze karmy dla ich nowego pupila. Strasznie ucieszył go fakt, że Xichen poprosił akurat jego o pomoc, ufając mu na tyle by powierzyć w jego ręce zakup wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy. Młodszy poprowadził go więc w jedną z wąskich alejek, splatając trochę mocniej ich palce, żeby przypadkiem się nie rozdzielili. W sklepie było dosyć tłoczno, a przez szeroki asortyment, nie było zbyt wiele wolnego miejsca i musieli trzymać się... blisko. Chociaż dopóki Wanyin nie skupiał się na tym, że znów trzymają się za ręce niczym osoby będące razem, zachowywał się wyjątkowo naturalnie. Naturalnie przyszło mu trzymanie akurat dłoni Xichena.
— Ta karma ma naprawdę dobry skład, ale jest dosyć droga. Nie wiem, czy chcesz wydawać tyle, na... — zerknął porozumiewawczo na starszego, a widząc, że ten nie ma nic przeciwko cenom, które widniały na pułkach, Wanyin po krótkim namyśle chwycił za jeden z większych worków suchej karmy, która przynajmniej będzie starczyć na dłużej. Potem przyszedł czas na dodatkowe chrupki, bo młodszy zaproponował, że mogą spróbować nauczyć Wangzi podstawowych komend, a do tego będą potrzebowali drobnych smakołyków w ramach nagrody. Wreszcie doszli do wyboru zabawek i obroży. Zeszło im przy tym trochę dłużej niż planowali, bo Wanyin musiał pozachwycać się słodkimi pluszakami dla zwierząt... i prawdopodobnie zdradził swój kolejny sekret, dotyczący tego, że lubił słodkie maskotki. I wcale nie uważał, że pluszaki mogły dostawać tylko dzieci!
— Weźmy tą, ta będzie idealna — wskazał na błękitną obrożę ze srebrną zawieszką, do której będzie można dorobić grawer z numerek kontaktowym gdybym Wangzi, kiedyś jakimś cudem im się zgubił. Dobrali także smycz w podobnym kolorze i wreszcie wyszli ze sklepu dostatecznie okupieni we wszystko, co niezbędne.
— Strasznie dużo cię to kosztowało, ale obiecuję, że było warto. Za jakością często niestety idzie cena i... — zerknął niepewnie na starszego, jakby chciał upewnić się, że nie gniewa się na niego za to, że popadli w mały wir zakupów. Xichen ani razu nie dał po sobie znać, że miałby zamiar na czymś oszczędzać, chociaż Wanyin przez to, że sam był spłukany czuł się dziwnie z wydawaniem takiej ilości pieniędzy.
Wrócili po Samoyeda, który znów prawie przewrócił Xichena, nie mogąc poskromić swojej dzikiej radości, że wreszcie zabiera go ze sobą. Wanyin wziął siatkę z zakupami uznając, że da radę ponieść wszystko, a tymczasem lekarz mógł zająć się zapinaniem psa na smycz. Pożegnali się z MianMian i tym razem już we trójkę wyszli ze schroniska. Niebo akurat zaczynało się chmurzyć jakby lada chwila miał lunąć siarczysty deszcz.
— Chyba lepiej nie ryzykować kolejnym spacerem. Te miejsce, w którym mnie znalazłeś możesz pokazać mi, kiedy indziej — stwierdził uznając, że chyba sam nie chce psuć sobie nastroju na samo wspomnienie tego nieszczęśliwego dnia. Byli w końcu na randce i wolał nie wracać teraz to sytuacji z przeszłości. Nie zależało mu już aż tak bardzo szczególnie, że teraz jego myśli krążyły wokół pewnej osoby... z którą spędził naprawdę miło dzień i która zafundowała mu tyle szczęścia w ciągu kilku godzin.
Czując pierwsze krople spadające z nieba, zmarszczył z niezadowoleniem nos. Zdążyli przejść ledwie kilka minut nim złapał ich deszcz, który bardzo szybko wzmagał się na sile. Zapewne każda inna osoba od razu byłaby zła, że pogoda musiała popsuć im wieczór. Najlogiczniej było zamówić w tej chwili taksówkę albo przeczekać gdzieś w ukryciu, jednak młodszemu coś innego przyszło do głowy. Zerknął ciekawsko na pediatrę.
— Biegałeś po deszczu jako dziecko? — zapytał niejasno, zastanawiając się, czy Xichen będzie zadowolony z jego pomysłu. — Jeśli nie to myślę, że teraz jest okazja, żeby to nadrobić — zaśmiał się, niezrażony tym, że włosy zaczęły powoli przyklejać mu się do czoła i policzków, a nienaganny wygląd, jaki towarzyszył mu w południe, teraz nie miał już żadnego znaczenia.
— Wangzi, biegniemy! — rzucił wesoło do psa i puścił się biegiem przed siebie mając nadzieję, że Samoyed go nie zawiedzie. Już po chwili usłyszał za sobą szczekanie i rozradowaną, białą kulkę, która ciągnęła swojego właściciela na smyczy w pogoni za uciekającym im Wanyinem. Jak dziecinnie by to nie wyglądało, naprawdę miał nadzieję, że lekarz go złapie.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 03:00 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Zazwyczaj ludziom trudno się było przyznać do błędów, czy nieznajomości jakiegoś tematu, jednak Xichen nie należał do tej grupy, od zawsze jasno wyrażając swoje myśli i wątpliwości, dopytując, oświadczając, oraz dociekając prawdy. Tym razem nie było inaczej i z radością oddał się pod opiekę Wanyina, pozwalając mu wybierać wśród przedmiotów i karm swobodnie, przy okazji ucząc się, co dla jego pupila było najlepsze. Nie zamierzał do sprawy podchodzić z przymrużeniem oka, skoro już zdecydował się na adopcję, miał zamiar traktować psa jak członka rodziny, a kiedy przypominał sobie jego słodką mordkę i reakcje na niego samego, stwierdził, że nie trudno mu będzie uzyskać taki efekt. W końcu lekarz uwielbiał zwierzęta, a i sam Wangzi zdawał się wyczuwać w nim samca dominującego i całkowicie to akceptował. Ba, wręcz sam wepchnął się pod kuratelę pediatry, kradnąc przy tym wielkie serce lekarza.
- Ceny nie grają roli – powiedział łagodnie, bez przechwałki w głosie. Taka była prawda, skoro w końcu miał na co wydać pieniądze, był z tego powodu jedynie bardziej szczęśliwy. A widząc z jakim entuzjazmem, okraszonym jednak odrobiną zażenowania, jakby Wanyin łapał się na myśli, że na za dużo sobie pozwalał, mężczyzna krążył wokół półek, wybierając wszystko co było niezbędne, ciepły uśmiech nie schodził z ust Xichena, przyciągając wzrok znajdujących się w sklepie kobiet i młodych dziewczyn, które na widok zachwyconego pluszakami Wanyina i patrzącego na niego z uśmiechem lekarza chichotały, rozmawiając ze sobą przyciszonymi włosami i nieudolnie próbując ukryć, że im się przyglądały.
Kiedy Xichen je zauważył, posłał im jeden ze swoich uśmiechów, a to natychmiast wywołało głośniejszą falę chichotów. Lekarz uniósł znacząco palec do ust i przykrył je, prosząc dziewczęta by się opanowały i nie przeszkadzały reszcie klientów. A kiedy nastolatki pokiwały entuzjastycznie głowami i odeszły, nadal się na niego gapiąc, potrząsnął głową z niedowierzaniem. Doprawdy…
Wybrawszy wszystko, Xichen zapłacił za zakupy bez słowa, posyłając zmartwionemu Wanyinowi miękkie spojrzenie. Nie miał mu za złe, wręcz przeciwnie, był zadowolony z tego jak poważnie mężczyzna podszedł do swojej obietnicy pomocy lekarzowi, przy opiece. Bez niego kolejne pół dnia zajęłoby mu zastanawianie się, czy na pewno wszystko co wybrał było dobre i nie zrobi przypadkiem zwierzakowi krzywdy. Teraz miał pewność, że tak się nie stanie, mógł więc bez przeszkód wrócić po Samoyeda i zabrać go do domu. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, kiedy pies zobaczywszy go, znów prawie przygniótł go swoim ciałem do ziemi, a potem najspokojniej na świecie, jakby wybuch radości sprzed chwili nie był jego sprawką, dał sobie zapiąć nową obrożę, a potem smycz. Pożegnali się z MianMian, obiecując że jeszcze wpadną, a potem wyszli na ciemną już ulicę, było dosyć późno, ale nie na tyle, by musieli kończyć swoje spotkanie. Tak przynajmniej Xichen myślał, dopóki o jego nos nie rozbiła się pierwsza kropla deszczu.
- Zapomniałem parasola – powiedział przepraszającym tonem, ale widząc szczęśliwą twarz Wanyina, uroczo otoczoną czarnymi włosami, które przykleiły mu się do policzków i czoła, nie mógł się powstrzymać, by nie zatknąć mu mokrych kosmyków za ucho. Wyglądał… oszałamiająco pięknie.
Ruszyli w stronę szpitala i domu pediatry, a z każdą chwilą deszcz wzmagał się, sprawiając że cała trójka przemokła do suchej nitki, z Samoyeda robiąc bardzo ciekawe, nagle płaskie stworzenie. Xichen zaczął się zastanawiać, czy nie zadzwonić po taksówkę, skoro Wanyin zrezygnował z obejrzenia miejsca, w którym lekarz go znalazł, nie spodziewał się jednak, że ten będzie miał inne plany. Zapytany o nieco niecodzienną rzecz, zaprzeczył, nie przypominając sobie, by on albo Lan Zhan kiedykolwiek w dzieciństwie mieli okazję bawić się w kałużach. Mogli się przeziębić, więc czas niepogody spędzali w domu, każdy ze swoją książką w dłoni, lub nad partią szachów. Już jako dzieci, byli bardzo nudni, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Słucham? – zdziwił się Xichen, ale było już za późno. Zobaczył jedynie jak roześmiane, fiołkowe oczy posłały mu wyzywające spojrzenie, by za moment umknąć mu i znaleźć się daleko, niemal po drugiej stronie ulicy.
Xichen przełknął ślinę. Złote oczy lśniły ekscytacją i wzbierającą w nim chęcią… polowania. Wanyin był taką uroczą ofiarą, drażnił go, zachęcał, by rzucił się za nim w pościg, do tego przekabacił jego Samoyeda, który czując zabawę, wyrwał się do przodu, ciągnąc niecierpliwie XIchena za sobą. Poganiany śmiechem mężczyzny i głośnym ujadaniem psa, Xichen ostatecznie poddał się instynktom i przyspieszył biegu, czując dreszcze ekscytacji, gdy strużka wody spływała mu pod kołnierz, a kałuże odbijały obraz pędzącego ubranego na błękitno-biało mężczyzny. Jego serce biło szybko, a zbliżające się plecy Wanyina tylko zachęcały go do przyspieszenia. Wangzi już nie szczekał. Biegł obok Xichena cicho z postawionymi na baczność uszami, sprawiając że mężczyzna jeszcze bardziej przypominał polującego wilka.
Wanyin wbiegł do parku, a to tylko sprawiło, że Xichen uśmiechnął się do siebie drapieżnie. Oh, wspaniałe posunięcie, dostarczył pediatrze jeszcze więcej możliwości w usidleniu się, o czym chyba nie miał pojęcia. Biegł ścieżką, ale Xichen nie zdecydował się na to, skręcając gwałtownie w bok, by okrążyć mężczyznę i zajść go od tyłu. Zaczekał, aż ten zorientuje się, że nikt za nim nie biegnie i dopiero wtedy… wyskoczył z krzaków, oplatając go w pasie i unosząc lekko, jakby nic nie ważył, okręcając go kilka razy, przesuwając nosem po jego szyi, wciągając głęboko jego słodki, oh jak słodki zapach.
- Mam cię – wymruczał niskim tonem prosto do jego ucha, stawiając go delikatnie na ziemi, by obrócić go twarzą do siebie. Przez chwilę w złotych oczach błyszczała satysfakcja wymieszana z czymś przypominającym drapieżne chęci zatopienia zębów w odkrytych obojczykach mężczyzny. Wystarczyła jednak chwila by wrażenie to zniknęło, zastąpione jak zwykle ciepłym i niezwykle łagodnym mężczyzną, choć ten nadal nie puścił Wanyina, oplatając go w talii tak naturalnie, jakby miejsce jego dłoni od zawsze było w tym miejscu.
- Wygrałem – powiedział miękko, posyłając młodszemu szelmowski uśmiech. – Mam nadzieję, że przewidziałeś jakąś nagrodę… dla Księcia – zakończył, wskazując wzrokiem zadowolonego Samoyeda, który nawet jeśli nie rozumiał zabawy, patrzył na Wanyina z wyczekiwaniem, jakby podzielał zdanie lekarza i czekał na swoją obiecaną nagrodę. Nie przeszkadzało mu nawet, że pediatra nie zamierzał się odsuwać od drugiego mężczyzny, ani że deszcz tak lodowaty zalewał ich bezlitosnymi strugami, sprawiając że krople deszczu wisiały na długich rzęsach Xichena.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 03:01 pm}

Dominate    - Page 2 Z
Kałuże wody rozchlapywały się na boki, kiedy biegł przez niemalże pustą ulicę, nie oglądając się nawet za siebie. Wyraźne szczekanie Wangzi i odgłos uderzanych butów o chodnik, upewniło go tylko w tym, że Xichen musiał przyjąć jego wyzwanie. Wanyin nie pozostawił mu chwili do namysłu wiedząc, że gdyby starszy miał więcej czasu na rozważenie jego pomysłu, zapewne nie dałby się tak łatwo przekonać do biegania w deszczu. I tak byli już mokrzy i nie zrobiłoby im większej różnicy, czy staliby gdzieś pod zadaszeniem na zimnie, marznąc jeszcze bardziej. W ten sposób mogli przynajmniej się rozgrzać. Dodatkowo Wanyin uważał, że było to bardzo oczyszczające. Nigdzie indziej nie czuł się tak wolny, jak podczas srogiego deszczu, który zlewał się z zachodzącym słońcem.
Przyspieszył nawet bardziej, skręcając szybko do parku. Czuł pierwsze oznaki zmęczenia i problem ze złapaniem oddechu, bo mimo świetnej kondycji, ostatnio troszkę się zaniedbał, potrafiąc przeleżeć całe dnie w szpitalnym łóżku. Brakowało mu tego. Lekkiego szczypania w gardle, szybko bijącego serca i mrowienia w nogach, bo nie chciał tak łatwo dawać za wygraną, mimo że tracił powoli siły. Myśl, że ktoś go ściga napędzała go jednak jeszcze większą adrenaliną. Jako omega wydawał się na tyle sprytny, że trzeba było nieźle namęczyć się przed uchwyceniem takiego skubańca.
Prawdopodobnie mógłby przebiec tak cały park, gdyby nie to, że dopadło go nagle zwątpienie, kiedy przez chwilę nie słyszał ani odgłosów wydawanych przez Samoyeda, ani żadnych innych. Czyżby Xichen odpuścił, nie informując go nawet o tym? Więc biegł zupełnie na darmo?
Zatrzymał się nagle w półkroku, oglądając się wreszcie za siebie z jakąś nadzieją, że dostrzeże jednak lekarza. Nic takiego nie nastąpiło i jeszcze mocniej zwątpił w swój pomysł, tracąc na chwilę czujność.
Prawie pisnął z zaskoczenia, kiedy silnie dłonie oplotły go nagle w pasie, unosząc bez problemu do góry. Upuścił siatkę z zakupami na ziemię. Cały park, drzewa i ścieżka zakręciły mu się przed oczami, a serce zadrżało, kiedy wyczuł znajomy, intensywny zapach, którego nie mógł pomylić z niczym innym. Coś załaskotało go pod szyją i poczuł falę gorąca zalewającą jego serce. Uchylił usta, łapiąc ciężko oddech, kiedy mężczyzna odstawił go wreszcie na ziemię. Musiał przytrzymać się jego ramienia, bo wciąż wirowało mu wszystko przed oczami, prawdopodobnie bardziej od nagłej bliskości niż samego kręcenia.
— Lan Xichen — odparł dokładnie w ten sam sposób, powtarzając jego imię za każdym razem, gdy pediatra czymś go zaskakiwał. Wanyin standardowo udawałby burzonego i obrażonego, że ktoś go podszedł w ten sposób, jednak tym razem na jego twarzy widniało tylko ogromne niedowierzanie, przeplatane szybkimi uderzeniami serca. W jego głowie echem odbił się drapieżny głos mężczyzny, który wciąż jednak brzmiał dla niego wystarczająco znajomo. Uniósł niepewnie głowę, szybko tego żałując. Już po chwili, nie mógł oderwać wzroku od złotych tęczówek lekarza, w których na sekundę dojrzał odbicie wygłodniałej bestii. Po karku przeszedł do zimny dreszcz, mając świadomość, że Xichen patrzy na niego w tej sposób.
— Wyglądasz... — zamrugał kilka razy z niedowierzaniem i wszystko nagle ustało. Znów został obdarzony ciepłym uśmiechem i spojrzeniem w kolorze przetopionego złota. Odebrało mu na chwilę mowę i zapomniał już, co chciał dokładnie powiedzieć. — Niezwykle.
Pogładził go leciutko po włosach udając, że miał na myśli to, że obaj straszliwie przemokli. Nie potrafił odpuścić sobie zatopienia palców w mokrych końcówkach włosów mężczyzny, także że prawie połaskotał go po karku. Niezwykle to było bardzo okrojone słowo. Młodszy miał w głowie dużo więcej, mniej przyzwoitych sformułowań, jak jego zdaniem wyglądał teraz pediatra.
Odchrząknął wreszcie nerwowo, zabierając po chwili ręce. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że lekarz wciąż trzymał go w talii, a Wanyinowi wcale nie spieszyło się by je stamtąd zabrać i ruszyć dalej.
— Oszukiwaliście więc trochę marna ta wasza wygrana — stwierdził, uśmiechając się zaraz pobłażliwie. Kto by się spodziewał, że w lekarzu drzemie aż tak ogromny duch rywalizacji...
Zerknął wreszcie na Wangzi, który patrzył na niego psimi ślepkami jakby rzeczywiście upominał się o nagrodę. Spryciarz jeden. Prawie tak samo udany, jak jego właściciel.
Przewrócił teatralnie oczami, kiedy zauważył, że zwierzak mu nie odpuści. Schylił się więc na ziemię, szybko zgarniając z niej reklamówkę i ewentualne rzeczy, które z niej wyleciały. Na szczęście nic się nie uszkodziło i kiedy Wanyin upewnił się, że niczego nie brakuje, otworzył jedną z paczek psich przysmaków i podał jeden Samoyedowi. Pies czym prędzej pogryzł smakołyk, na koniec wydając z siebie radosne szczeknięcie, jakby oznajmiał, że ogromnie spodobała mu się cała ta zabawa. Młodszy z kolei nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. To nic, że byli mokrzy, że ubrania przykleiły im się do ciała i stawały się coraz cięższe. Zupełnie nie czuł zimna. Nie, kiedy sam pozwolił sobie znów chwycić Xichena za rękę, choć teraz zdecydowanie bardziej delikatnie niż wtedy w sklepie.
— Trzymaj mnie, bo znowu ci ucieknę — zagroził, choć zdecydowanie nie brzmiała to jak groźba. Bardziej propozycja, że skoro to ich randka... nic się nie stanie, jeśli trochę dłużej potrzymają się za ręce. Wcisnął ich dłonie do kieszeni płaszcza starszego, żeby było im cieplej.
Dotarli pod mieszkanie Xichena już bez żadnej gonitwy i pościgów, a w miarę spokojnym tempie. Obaj przemoczeni do suchej nitki, tak że Wanyin nie łudził się już nawet, że cokolwiek pozostało na nim suche. Wyglądali jakby obaj wpadli razem do jeziora po czym stwierdzili, że dla zdrowia, miło będzie przejść się spacerem do domu.
— Ostatnio powiedziałem ci, że dobrze czuję się w wodze, ale po dzisiejszym dniu zaczynam mieć pewne wątpliwości —zagadnął wesoło, gdy obaj stanęli do drzwiami. Wanyin niekoniecznie wiedział, jak powinien się pożegnać, bo wcale nie chciał rozstawać się z Xichenem. Na myśl, że miałby znowu wracać do tego szpitala, gdzie chyba tylko za namową pediatry, miał tam jeszcze swoje łóżko... Zrobiło mu się straszliwie niedobrze.
— Myślisz, że mogę wejść drzwiami dla pracowników? Żeby znowu nie chodzić po całym szpitalu — dopytał już mniej entuzjastycznie, wyciągając do mężczyzny rękę, żeby oddać mu siatkę z zakupami.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {30/03/21, 03:03 pm}

Dominate    - Page 2 Xichen
Wanyin był uroczy. Zachwycający. Przystojny. Zniewalający. Po porostu piękny! A przynajmniej tak myślał o nim Xichen, kiedy jego twarz znów nabrała ciepłej, miękkiej ekspresji, a palce bruneta wsunęły się pomiędzy kosmyki jego włosów, sprawiając że pediatra zadrżał lekko od tego dotyku, mocno powstrzymując się przed wydaniem z siebie bardzo zadowolonego westchnienia. Mina mężczyzny przed nim, ni to pewna, ni zagubiona była tak pełna słodyczy, że kiedy ostatecznie oznajmił, że Xichen oszukiwał, lekarz nie potrafił się nie roześmiać. Puścił go, kiedy tylko Wanyin wykazał taką chęć, ale nie odsunął się zbyt daleko, czując dotkliwie jak nagle zrobiło mu się zimno. Zarówno on jak i fioletowooki byli przemoczeni do ostatniej nitki i zostanie w ten sposób dłużej mogło poskutkować katarem, albo jeszcze czymś gorszym. Dlatego kiedy tylko Wangzi został obdarowany jednym, psim chrupkiem, Xichen zarządził powrót do domu. A przynajmniej… do jego domu.
Kiedy poczuł ciepło palców na swojej dłoni, spojrzał lekko zaskoczony na Wanyina, nie spodziewając się, że będzie chciał… ale widząc jego minę i słysząc słowa wypowiedziane tak miękkim tonem, ciepły uśmiech pojawił się na jego twarzy, a palce zacisnęły odrobinę mocniej na palcach drugiego mężczyzny. Nie potrafił przy tym nie poczuć ciepła, które nagle objęło jego twarz, kiedy uniósł drugą rękę do ust, by odchrząknąć zmieszany, ale bardzo szczęśliwy, zanim spojrzał na Wanyina z iskierkami radości w złotych oczach.
- W takim razie, nie mam zamiaru cię puścić, Wanyin – powiedział łagodnie, pozwalając by mężczyzna zbliżył się do niego i schował ich złączone dłonie do kieszeni białego płaszcza pediatry.
Xichen nigdy nie przypuszczał, że któregoś dnia będzie spacerował w deszczu jakby to była najcieplejsza i najpiękniejsza pogoda, wcale nie przejmując się stróżkami lodowatej wody spływającymi mu po karku za kołnierz płaszcza, ani tym bardziej, że osobą, która rozgrzewała go od środka będzie jego niedawny pacjent, do tego taki, który całą resztę szpitala doprowadzał do szewskiej pasji, lub załamania nerwowego. W przeciwieństwie do reszty, Xichen go lubił, nawet bardzo…
Kiedy zatrzymali się pod drzwiami domu Xichena, nadal nie puszczali swoich dłoni, jakby tylko rozplecenie palców stanowiło o końcu randki i ich rozstaniu, na które ani jeden, ani drugi nie mieli ochoty. Na żartobliwą uwagę Wanyina lekarz tylko się uśmiechnął, za to słysząc jego drugą wypowiedź… odchrząknął, spoglądając w fiołkowe oczy z miękkim uśmiechem na ustach.
- Wiesz… jeśli byś chciał… to jak na razie możesz wejść do mnie, mam wannę… - dodał gwoli zachęty, przypominając tym samym, że oboje byli przemoczeni i jeśli nie chcieli złapać jakiegoś przeziębienia, powinni szybko się rozgrzać, najlepiej w kąpieli.
Nie słysząc protestów, otworzył drzwi swoim kluczem, wpuszczając mężczyznę i psa do środka, marszcząc nos z rozbawieniem, kiedy znalazłszy się w suchym pomieszczeniu, Samoyed otrząsnął się, zostawiając na podłodze mokrą plamę. Xichen spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, ale pies jedynie dotknął jego dłoni mokrym nosem, jakby chciał mu powiedzieć, że nie miał innego wyjścia. Xichen westchnął jedynie i pogłaskał go po głowie, wchodząc głębiej w przedsionek i zdejmując buty razem z przemoczonymi skarpetkami.
- Lan Zhan, jesteś?! – zapytał Xichen, wchodząc głębiej w korytarz, spoglądając za uchylone drzwi do nowoczesnego salonu.
- Mn… - usłyszał jedynie w odpowiedzi. Młodszy Lan uniósł wzrok znad czytanej książki, by unieść ledwo zauważalnie brew na przemoczonego Xichena i wpychającego za mężczyzną mokry nos do pokoju Samoyeda.
- Mamy nowego lokatora, będzie ci przeszkadzał? – zapytał, pozwalając by pies przekroczył próg pokoju i podszedł do mężczyzny, obwąchując jego rękę. Pomachał ogonem i ułożył łeb na okrytych kocem kolanach Lana Wangji, pozwalając mu się pogłaskać.
- Nie. Jest… miękki – westchnął spokojnie Lan Zhan, głaszcząc psa po głowie. – A wy mokrzy – dodał zaraz, widząc za bratem Wanyina.
- Pada – Xichen wzruszył ramionami, jakby to wyjaśniało całą sprawę. – Zostawię Wangzi z tobą, a my pójdziemy się przebrać, zgoda? – zapytał, nie dziwiąc się, że jego małomówny brat jedynie kiwnął głową i wrócił do czytania, nie przestając przesuwać palcami po miękkiej sierści Samoyeda, który wydawał się całkowicie go akceptować. Xichen się wcale nie dziwił, zwierzęta od zawsze go lubiły.
- Chodź – zwrócił się do Wanyina, prowadząc go na górę, do swojej sypialni, gdzie zaczął z szafy wyciągać dwa komplety czystych ubrań i ręczników. Jeden podał mężczyźnie, odrobinę dłużej niż wypadało zostawiając swoje opuszki na jego palcach, uśmiechając się przy tym zachęcająco.
- Nie musisz się spieszyć, podejrzewam, że od dawna nie miałeś okazji wziąć kąpieli z prawdziwego zdarzenia, biorąc pod uwagę, że w szpitalu mamy tylko prysznice – zauważył, uśmiechając się lekko. – Gdybyś czegoś potrzebował, nie krępuj się i albo weź to sobie, albo zawołaj mnie albo Wangji, będę w pokoju obok – wyjaśnił, puszczając go, by zabrać swoją kupkę ubrań i jeszcze raz, zapewniając że wszystko czego potrzebował było w zasięgu ręki, przeszedł do pokoju brata, by w zaciszu jego łazienki wziąć szybki, gorący prysznic.
Nie ubierał się później w wymyślne ubrania. Zwykłe granatowe dresy i biała koszulka były wszystkim co na sobie miał, kiedy boso zszedł na dół, by posprzątać plamy wody, które pozostawił po sobie Wangzi i on z Wanyinem. Przy okazji rozłożył dla Wangzi legowisko wybierając miejsce niedaleko kominka, przy którym zastał psa zwiniętego w kłębek, a który, widząc Xichena natychmiast wstał, by wybłagać spojrzeniem porcję czułości, których pediatra mu nie szczędził. Po chwili jednak przeniósł się do kuchni, szukając czegoś do jedzenia, jednak niczego takiego nie znalazł… Przez ten bieg w deszczu zgłodniał i podejrzewał, że jego gość również. A kiedy usłyszał za sobą odgłos kroków i odwróciwszy się zobaczył Wanyina z nadal wilgotnymi włosami, ubranego w jego rzeczy i pachnący jego żelem pod prysznic, poczuł jak mocno alfa w nim była usatysfakcjonowana takim obrotem sprawy…
- Hej… jesteś może głodny? – zapytał zaglądając do lodówki. – Mamy jakieś… warzywa i mięso i chyba jakiś makaron, ale zabij mnie, a i tak nie powiem ci co możemy z tego ugotować – roześmiał się nieco niezręcznie, zdradzając że nie miał bladego pojęcia o gotowaniu. W całym swoim życiu polegał w tej materii na innych, nie będąc w żaden sposób utalentowanym. Herbata stanowiła jego kulinarne wyżyny, bo to była jedyna rzecz, którą oczywiście poza podstawowymi daniami jak jajecznica, czy kanapki przygotować…
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Dominate    - Page 2 Empty Re: Dominate {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach