Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
_________________________
Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone.
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie.
_________________________
On - Noé
Ona - Yulli
_________________________
Opowiadanie jest kontynuacją Guardian Demon
Pierwsza część
Druga część
_________________________
Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone.
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie.
_________________________
On - Noé
Ona - Yulli
_________________________
Opowiadanie jest kontynuacją Guardian Demon
Pierwsza część
Druga część
- Postacie:
- Jess - przyjaciółka, współlokatorka Nadine, chirurg plastyczny
Matt - chłopak Jess, pediatra
Mia - przyjaciółka Nadine
Yasmine i Kyle - sąsiedzi Dominica, znajomi Matta
Elliott - znajomy Dominica z zajęć
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Naprawdę nie byłem zadowolony, gdy Nadine postanowiła zrobić zdjęcie. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie się nim chwalić dookoła. Choć w sumie kogo by to obchodziło?
Poszliśmy też od razu do kawiarni, o której wspomniała Nadine. Po drodze słuchałem jej rad odnośnie oglądania pewnych obrazów. Musiałem je obejrzeć zarówno podczas zachodu słońca, jak i po nim. Porównać, czy rzeczywiście jest taka duża różnica między podziwianiem obrazów o różnych porach dnia.
- Oglądałem tylko ten film. Chętnie poczytam jeżeli masz możliwość pożyczyć - i jeśli znajdę na to czas, ale to już inna sprawa. Wiedziałem, że jeśli na czymś mi zależy, to znajdę na to czas, choćby kosztem snu.
- Chętnie sprawdzę twoje rady i przekonam się, czy faktycznie dają taki efekt - uśmiechnąłem się. Jeśli Nadine coś polecała, to zdecydowanie warto było to sprawdzić. Miała w tych tematach więcej doświadczenia i wiedziała, co mówi w kwestii sztuki.
Wcześniej nie byłem w tej kawiarni. Nie była mi nigdy po drodze, a szkoda. Okazała się bardzo przyjemna. Dość przestronna, przyjemnie pachniało kawą, cynamonem i ciastem. W środku było ciepło, a spokojna muzyka wybrzmiewała z głośników. Mimo wieczoru nadal było sporo osób. W końcu był też piątek i pewnie wiele z nich chciało się po prostu odprężyć po ciężkim tygodniu.
Słysząc śmiech Mii zwróciłem się w jej i Elliotta stronę, tak samo jak Nadine. Uniosłem lekko brew lecz jak widać oboje zamierzaliśmy nie komentować tego.
- Tartę malinową - odpowiedziałem od razu, widząc ciasto z moimi ulubionymi owocami. Były jednak lepsze rzeczy na tym świecie niż ciasto czekoladowe.
- Coś jeszcze dla państwa podać? - spytała ekspedientka, nakładając na talerzyki po kawałku zamówionych słodkości. Już miałem zapytać Mię oraz Elliotta, czy biorą coś razem z nami, ale tamci nadal jak gdyby nigdy nic gadali ze sobą, nie zwracając zupełnie uwagi na otoczenie.
- Nie, to wszystko - odparłem, darując sobie.
- Może coś dla synka? Mamy promocję dla rodzin z dziećmi. Desery takie jak musy czy puddingi są dla maluchów tańsze dwadzieścia procent - ugryzłem się w język, po prostu rozsądnie rozważając tą opcję. Ashton może i jeszcze spał, ale to mogło się w każdej chwili zmienić. I nie sądziłem, aby był zadowolony, gdy nie będzie dla niego deseru albo gdy będzie musiał go jeść na pół z Nadine.
- Może więc niech będzie mus? Ten z czekoladą i owocami? - spytałem, spoglądając na kobietę stojącą obok mnie. Uśmiechnąłem się w jej kierunku, nie kryjąc rozbawienia tym zajściem i drobnym nieporozumieniem. Pozostawiłem więc dla Nadine wybór deseru dla chłopca.
- Weź te talerze, proszę, ja zapłacę - powiedziałem tylko, wyjmując wolną ręką telefon z kieszeni, by móc to zrobić. Głupio byłoby, gdybyśmy teraz płacili za siebie osobno; ja za swój deser, a Nadine za swój i dziecka.
- Chodźmy do większego stolika. Może te dwie gaduły uraczą nas swoją obecnością - pokręciłem głową, widząc jak powoli podchodzili do lady. Zacząłem też powoli budzić Ashtona, by zjadł swój deser.
Poszliśmy też od razu do kawiarni, o której wspomniała Nadine. Po drodze słuchałem jej rad odnośnie oglądania pewnych obrazów. Musiałem je obejrzeć zarówno podczas zachodu słońca, jak i po nim. Porównać, czy rzeczywiście jest taka duża różnica między podziwianiem obrazów o różnych porach dnia.
- Oglądałem tylko ten film. Chętnie poczytam jeżeli masz możliwość pożyczyć - i jeśli znajdę na to czas, ale to już inna sprawa. Wiedziałem, że jeśli na czymś mi zależy, to znajdę na to czas, choćby kosztem snu.
- Chętnie sprawdzę twoje rady i przekonam się, czy faktycznie dają taki efekt - uśmiechnąłem się. Jeśli Nadine coś polecała, to zdecydowanie warto było to sprawdzić. Miała w tych tematach więcej doświadczenia i wiedziała, co mówi w kwestii sztuki.
Wcześniej nie byłem w tej kawiarni. Nie była mi nigdy po drodze, a szkoda. Okazała się bardzo przyjemna. Dość przestronna, przyjemnie pachniało kawą, cynamonem i ciastem. W środku było ciepło, a spokojna muzyka wybrzmiewała z głośników. Mimo wieczoru nadal było sporo osób. W końcu był też piątek i pewnie wiele z nich chciało się po prostu odprężyć po ciężkim tygodniu.
Słysząc śmiech Mii zwróciłem się w jej i Elliotta stronę, tak samo jak Nadine. Uniosłem lekko brew lecz jak widać oboje zamierzaliśmy nie komentować tego.
- Tartę malinową - odpowiedziałem od razu, widząc ciasto z moimi ulubionymi owocami. Były jednak lepsze rzeczy na tym świecie niż ciasto czekoladowe.
- Coś jeszcze dla państwa podać? - spytała ekspedientka, nakładając na talerzyki po kawałku zamówionych słodkości. Już miałem zapytać Mię oraz Elliotta, czy biorą coś razem z nami, ale tamci nadal jak gdyby nigdy nic gadali ze sobą, nie zwracając zupełnie uwagi na otoczenie.
- Nie, to wszystko - odparłem, darując sobie.
- Może coś dla synka? Mamy promocję dla rodzin z dziećmi. Desery takie jak musy czy puddingi są dla maluchów tańsze dwadzieścia procent - ugryzłem się w język, po prostu rozsądnie rozważając tą opcję. Ashton może i jeszcze spał, ale to mogło się w każdej chwili zmienić. I nie sądziłem, aby był zadowolony, gdy nie będzie dla niego deseru albo gdy będzie musiał go jeść na pół z Nadine.
- Może więc niech będzie mus? Ten z czekoladą i owocami? - spytałem, spoglądając na kobietę stojącą obok mnie. Uśmiechnąłem się w jej kierunku, nie kryjąc rozbawienia tym zajściem i drobnym nieporozumieniem. Pozostawiłem więc dla Nadine wybór deseru dla chłopca.
- Weź te talerze, proszę, ja zapłacę - powiedziałem tylko, wyjmując wolną ręką telefon z kieszeni, by móc to zrobić. Głupio byłoby, gdybyśmy teraz płacili za siebie osobno; ja za swój deser, a Nadine za swój i dziecka.
- Chodźmy do większego stolika. Może te dwie gaduły uraczą nas swoją obecnością - pokręciłem głową, widząc jak powoli podchodzili do lady. Zacząłem też powoli budzić Ashtona, by zjadł swój deser.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Na chwilę mnie zamurowało, gdy usłyszałam, jak ekspedientka zwróciła się do Ashtona. Tylko kilka sekund. I podczas tych długich sekund przypomniały mi się słowa matki, kilka dni przed "tamtym wieczorze".
Gdy byłam w twoim już miałam pierścionek na palcu.
Wiem.
Może pora znaleźć sobie kogoś? Będzie trudno z twoją reputacją, ale od czego nie ma się mamy? Prawda, skarbie?
I w taki magiczny sposób straciłam apetyt na jakiekolwiek słodkości. Również nie miałam ochoty poprawiać ekspedientki i najwyraźniej Dominic pomyślał podobnie. W końcu, można było łatwo nas pomylić za młodych rodziców.
Zauważyłam, jak Dominic się do mnie uśmiecha, rozbawiony tą sytuacją. Jedynie pokręciłam głową i wzięłam mus z czekoladą dla Ashtona.
Zanim Dominic usiadł wzięłam od niego bratanka, który powoli zaczął się budzić przy wcześniejszej pomocy Dominica.
Usiadłam naprzeciwko od niego, trzymając w ramionach Ash'a, od którego prawie dostałam pięścią w szczękę, gdy zaczął się rozciągać. Na szczęście mój refleks mnie uratował. Ashton zaczął się rozglądać i dopiero gdy zobaczył na stole słodkości całkowicie się obudził, jego energia naładowana do maksa.
Coś czuję, że czeka na mnie długi wieczór.
- Podziękuj Nick'owi za deser - pomogłam mu lepiej usiąść na moich kolanach.
- Dzękuję, Nick - powiedział niewyraźniej, mały kawałek musu już w jego buzi. Uśmiechnęłam się lekko, zerkając na kawałek ciasta czekoladowego, które pięknie wyglądało, ale bez apetytu nawet nie sięgnęłam po mały widelec.
- Pasuje tobie rola opiekuna. Jeżeli potrzebujesz metodę na kobiety jedynie musisz ubrać koszulę z krawatem i trzymać w ramionach dziecko. Wszystkie laski będą twoję. - na sam koniec uśmiechnęłam się złośliwie. Przy moim wcześniejszym komentarzy o krawacie zdecydowanie go testowałam, flirtując z nim i nawet trochę go prowokując. Tym razem użyłam znacznie lżejszego tonu.
- I nie pozwól żadnej tobie wmówić, że nie każda kobieta potrzebuję kogoś kto się nią zajmie. Nawet najsilniejsi, najpotężniejsi ludzie na świecie potrzebują kogoś, przy kim mogą odpocząć - nie wiem, czemu dawałam mu takie rady. Może wiedziałam, że pomiędzy nami nigdy nie będzie coś poważniejszego, więc mogłam mu dać przyjazną radę.
- Oczywiście, są też kobiety jak ja, przy których niewielu potrafi nadążyć lub spełnić ich potrzeby. Czasami żal mi samej siebie - specjalnie zrobiłam zmartwioną minę, dodając do mojego sarkazmu.
Gdy byłam w twoim już miałam pierścionek na palcu.
Wiem.
Może pora znaleźć sobie kogoś? Będzie trudno z twoją reputacją, ale od czego nie ma się mamy? Prawda, skarbie?
I w taki magiczny sposób straciłam apetyt na jakiekolwiek słodkości. Również nie miałam ochoty poprawiać ekspedientki i najwyraźniej Dominic pomyślał podobnie. W końcu, można było łatwo nas pomylić za młodych rodziców.
Zauważyłam, jak Dominic się do mnie uśmiecha, rozbawiony tą sytuacją. Jedynie pokręciłam głową i wzięłam mus z czekoladą dla Ashtona.
Zanim Dominic usiadł wzięłam od niego bratanka, który powoli zaczął się budzić przy wcześniejszej pomocy Dominica.
Usiadłam naprzeciwko od niego, trzymając w ramionach Ash'a, od którego prawie dostałam pięścią w szczękę, gdy zaczął się rozciągać. Na szczęście mój refleks mnie uratował. Ashton zaczął się rozglądać i dopiero gdy zobaczył na stole słodkości całkowicie się obudził, jego energia naładowana do maksa.
Coś czuję, że czeka na mnie długi wieczór.
- Podziękuj Nick'owi za deser - pomogłam mu lepiej usiąść na moich kolanach.
- Dzękuję, Nick - powiedział niewyraźniej, mały kawałek musu już w jego buzi. Uśmiechnęłam się lekko, zerkając na kawałek ciasta czekoladowego, które pięknie wyglądało, ale bez apetytu nawet nie sięgnęłam po mały widelec.
- Pasuje tobie rola opiekuna. Jeżeli potrzebujesz metodę na kobiety jedynie musisz ubrać koszulę z krawatem i trzymać w ramionach dziecko. Wszystkie laski będą twoję. - na sam koniec uśmiechnęłam się złośliwie. Przy moim wcześniejszym komentarzy o krawacie zdecydowanie go testowałam, flirtując z nim i nawet trochę go prowokując. Tym razem użyłam znacznie lżejszego tonu.
- I nie pozwól żadnej tobie wmówić, że nie każda kobieta potrzebuję kogoś kto się nią zajmie. Nawet najsilniejsi, najpotężniejsi ludzie na świecie potrzebują kogoś, przy kim mogą odpocząć - nie wiem, czemu dawałam mu takie rady. Może wiedziałam, że pomiędzy nami nigdy nie będzie coś poważniejszego, więc mogłam mu dać przyjazną radę.
- Oczywiście, są też kobiety jak ja, przy których niewielu potrafi nadążyć lub spełnić ich potrzeby. Czasami żal mi samej siebie - specjalnie zrobiłam zmartwioną minę, dodając do mojego sarkazmu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ulżyło mi kiedy Nadine zabrała dzieciaka z moich rąk. I nie chodziło o to, że był dla mnie ciężki. Po prostu nie byłem przyzwyczajony do zajmowania się dziećmi i było to dla mnie męczące, nawet jeżeli chłopiec spał. Zaspany niechętnie chciał zmienić moje ramiona na ramiona Nadine lecz gdy zobaczył słodkości, to już nic mu nie przeszkadzało. Na słowa Nadine odpowiedział już z pełną buzią, a później nic nie mówił, zajadając się swoim deserem. Całe szczęście nie potrzebował być karmiony i całkiem sprawnie radził sobie z łyżeczką. Póki co brudna była tylko jego buzia.
Zanim zabrałem się sam do swojego ciasta, zdjąłem płaszcz i powiesiłem go na oparciu krzesła, gdyż w kawiarni było wystarczająco ciepło.
- Zatem brakuje mi tylko krawata - zaśmiałem się, poprawiając swoją niebieską koszulę. Białe nosiłem głównie w pracy, poza nią używałem innych. - Poza tym, osobiście wcale nie widzę się w roli opiekuna. Nie jestem przekonany co do dzieci, swoich też nie planuję. Może za dziesięć lat jak będę stary i sentymentalny - wyznałem, biorąc pierwszy kęs ciasta. Nie było za słodkie, miało w sobie również lekki posmak kwaśności malin, co było idealnym połączeniem.
Właściwie ciężko było mi zrozumieć, skąd Nadine wzięło na takie rozmowy. Miałem wrażenie, że bardziej niż udzielania rady chciała wyznać, że jej również brakuje ramienia, na którym mogłaby się oprzeć w ciężkich chwilach. Możliwe, że zrobiła to bardziej nieświadomie, jednak w pewnym sensie zrobiło mi się jej żal, bo w końcu miała rację. I wcale nie było to skryte pod żartami.
- Nadine, a może to ty potrzebujesz zwolnić? - spytałem, odnajdując wzrokiem jej spojrzenie. - W końcu jak sama powiedziałaś, nawet najpotężniejsi ludzie potrzebują kogoś, przy kim mogą odpocząć. Odpocząć, a nie pędzić przed siebie. Może jeśli zwolnisz, to znajdziesz kogoś, kto będzie w stanie spełnić wszystkie twoje potrzeby, by później wspólnie ruszyć do przodu - uśmiechnąłem się lekko, tym razem samemu udzielając kobiecie drobnej rady.
- Niiick! - odezwał się Ashton, wyplątując z objęć Nadine, by wdrapać się na krzesło obok mnie. No, może to za dużo powiedziane. Próbował, ale szybko zrezygnował z krzesła, wybierając moje kolana.
- O nie, najpierw masz, wytrzyj dobrze buzię i ręce - odsunąłem od siebie chłopca, biorąc z podajnika kilka serwetek. Pomogłem mu oczyścić się z czekolady zanim pozwoliłem usiąść na swoim kolanie.
- Daj kawałek! - wyciągnął rączki w stronę mojego ciasta lecz szybko odsunąłem talerzyk. Spojrzałem na szklaną miseczkę po musie, która była już pusta. No tak, podczas gdy my rozmawialiśmy, chłopiec zajadał się słodkością.
- Nie. Zjadłeś już swoje. Na to drugie też nie patrz, Nadine tak samo ci nie da. Brzuch będzie cię boleć od ciasta - dziecko nie było zadowolone moimi słowami. Spojrzał na mnie najpierw ze złością w oczach, a później się rozpłakał. To nie oznaczało jednak, że zamierzałem mu ulec. Spokojnie wziąłem do ust następny kawałek ciasta, co wyraźnie jeszcze bardziej go rozzłościło i zaczął głośniej płakać.
- Może pić chcesz? - zapytałem, gdy wciąż nie przestawał. Przestał krzyczeć na chwilę, co dało mi możliwość wytarcia mu twarzy, żeby jeszcze moja koszula nie ucierpiała na tym.
- Chcę ciasto - burknął wycierając oczy i wciąż chętny, by na nowo zacząć płakać.
- Na pewno boli cię gardło od krzyku. Mogę ci sok wziąć do picia, chcesz? - widziałem, że wciąż nie był przekonany co do tego, wyginając usteczka w podkówkę. - Ten z kręconą rurką.
- Chcę - mój ostatni argument trafił do chłopca bardziej niż wizja napicia się czegoś. Ważne, że w ogóle trafił i nie będziemy musieli słuchać jego krzyków.
- To wybierz sobie - westchnąłem, po czym opuściliśmy Nadine na chwilkę, by zakupić wybrany sok w kolorowym kubeczku z kręconą rurką do picia. Rozejrzałem się przy okazji za Elliottem oraz Mią, którzy usiedli nieco dalej od nas. Przyjaciel wyłapał moje spojrzenie na co rozłożył ramiona, wskazując na dzieciaka. Jasne, miło było dopóki dziecko nie płakało. A że był pod opieką Nadine, tylko przykleił się do mnie, to tamci mogli mieć spokój. Zdrajcy.
- Chyba musimy znaleźć sobie nowych przyjaciół - poskarżyłem się Nadine, gdy Ash siedział już sam na krześle, a ja mogłem spokojnie wrócić do przerwanego ciasta.
Zanim zabrałem się sam do swojego ciasta, zdjąłem płaszcz i powiesiłem go na oparciu krzesła, gdyż w kawiarni było wystarczająco ciepło.
- Zatem brakuje mi tylko krawata - zaśmiałem się, poprawiając swoją niebieską koszulę. Białe nosiłem głównie w pracy, poza nią używałem innych. - Poza tym, osobiście wcale nie widzę się w roli opiekuna. Nie jestem przekonany co do dzieci, swoich też nie planuję. Może za dziesięć lat jak będę stary i sentymentalny - wyznałem, biorąc pierwszy kęs ciasta. Nie było za słodkie, miało w sobie również lekki posmak kwaśności malin, co było idealnym połączeniem.
Właściwie ciężko było mi zrozumieć, skąd Nadine wzięło na takie rozmowy. Miałem wrażenie, że bardziej niż udzielania rady chciała wyznać, że jej również brakuje ramienia, na którym mogłaby się oprzeć w ciężkich chwilach. Możliwe, że zrobiła to bardziej nieświadomie, jednak w pewnym sensie zrobiło mi się jej żal, bo w końcu miała rację. I wcale nie było to skryte pod żartami.
- Nadine, a może to ty potrzebujesz zwolnić? - spytałem, odnajdując wzrokiem jej spojrzenie. - W końcu jak sama powiedziałaś, nawet najpotężniejsi ludzie potrzebują kogoś, przy kim mogą odpocząć. Odpocząć, a nie pędzić przed siebie. Może jeśli zwolnisz, to znajdziesz kogoś, kto będzie w stanie spełnić wszystkie twoje potrzeby, by później wspólnie ruszyć do przodu - uśmiechnąłem się lekko, tym razem samemu udzielając kobiecie drobnej rady.
- Niiick! - odezwał się Ashton, wyplątując z objęć Nadine, by wdrapać się na krzesło obok mnie. No, może to za dużo powiedziane. Próbował, ale szybko zrezygnował z krzesła, wybierając moje kolana.
- O nie, najpierw masz, wytrzyj dobrze buzię i ręce - odsunąłem od siebie chłopca, biorąc z podajnika kilka serwetek. Pomogłem mu oczyścić się z czekolady zanim pozwoliłem usiąść na swoim kolanie.
- Daj kawałek! - wyciągnął rączki w stronę mojego ciasta lecz szybko odsunąłem talerzyk. Spojrzałem na szklaną miseczkę po musie, która była już pusta. No tak, podczas gdy my rozmawialiśmy, chłopiec zajadał się słodkością.
- Nie. Zjadłeś już swoje. Na to drugie też nie patrz, Nadine tak samo ci nie da. Brzuch będzie cię boleć od ciasta - dziecko nie było zadowolone moimi słowami. Spojrzał na mnie najpierw ze złością w oczach, a później się rozpłakał. To nie oznaczało jednak, że zamierzałem mu ulec. Spokojnie wziąłem do ust następny kawałek ciasta, co wyraźnie jeszcze bardziej go rozzłościło i zaczął głośniej płakać.
- Może pić chcesz? - zapytałem, gdy wciąż nie przestawał. Przestał krzyczeć na chwilę, co dało mi możliwość wytarcia mu twarzy, żeby jeszcze moja koszula nie ucierpiała na tym.
- Chcę ciasto - burknął wycierając oczy i wciąż chętny, by na nowo zacząć płakać.
- Na pewno boli cię gardło od krzyku. Mogę ci sok wziąć do picia, chcesz? - widziałem, że wciąż nie był przekonany co do tego, wyginając usteczka w podkówkę. - Ten z kręconą rurką.
- Chcę - mój ostatni argument trafił do chłopca bardziej niż wizja napicia się czegoś. Ważne, że w ogóle trafił i nie będziemy musieli słuchać jego krzyków.
- To wybierz sobie - westchnąłem, po czym opuściliśmy Nadine na chwilkę, by zakupić wybrany sok w kolorowym kubeczku z kręconą rurką do picia. Rozejrzałem się przy okazji za Elliottem oraz Mią, którzy usiedli nieco dalej od nas. Przyjaciel wyłapał moje spojrzenie na co rozłożył ramiona, wskazując na dzieciaka. Jasne, miło było dopóki dziecko nie płakało. A że był pod opieką Nadine, tylko przykleił się do mnie, to tamci mogli mieć spokój. Zdrajcy.
- Chyba musimy znaleźć sobie nowych przyjaciół - poskarżyłem się Nadine, gdy Ash siedział już sam na krześle, a ja mogłem spokojnie wrócić do przerwanego ciasta.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Delikatnie zmarszczyłam brwi i przez długi czas się nie odzywałam. Wzrok miałam skupiony na Dominicu, ale myślami byłam gdzieś indziej. Czy powinnam zwolnić? Ale niby z czym? Raczej nigdzie nie pędziłam, a wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że jest za wolna, że czas mi cały czas ucieka.
Dlatego dobrze, że nikogo nie szukam. Nawet jeżeli czasami obserwowałam Jess i Matta z ukłuciem zazdrości wiedziałam, że dla mnie taka rzeczywistość nie istniała. Więc po co zwalniać?
Dominic wrócił z Ashtonem, który był zachwycony nietypową rurką. Uśmiechnęłam się odrobinę na ten uroczy widok. Był to ładniejszy obraz, niż jego łzy nieszczęścia.
Apetyt powoli wracał, więc wzięłam widelczyk do ręki. Kątem oka zerknęłam na stolik, przy którym siedzieli Mia i Elliott. Kto by się spodziewał, że ta dwójka tak się dogada? Nawet do tego stopnia aby z nami nie usiąść.
- Myślisz, że można ich oddać? Chyba mam gdzieś jeszcze rachunek za Mię - zażartowałam i odwróciłam od nich wzrok. Później zapytam Mię o co chodzi i czy jest coś pomiędzy nią i Elliottem.
- Didi.
Spojrzałam na bratanka.
- Ash.
- Czy Nick to twój chłopak?Dopiero teraz zauważyłam, jak nam się przyglądał, słomka wciąż pomiędzy jego ustami, ale wzrokiem skakał pomiędzy nami.
- Nie.
- Czemu?
Trochę zgłupiałam po takim prostym pytaniu dziecka. Nawet spojrzałam na Dominica, szukając w nim jakiejś pomocy i wsparcia.
- A czy ty masz dziewczynę?
Moje pytanie rozbawiło Ashtona. Jakbym powiedziała coś tak absurdalnego, że musiał się zaśmiać.
- Nieeee.
- Lepiej skup się na swoim soku, bo jeszcze ci ucieknie.
Nie byłam pewna czy Ashton mi uwierzył, ale przynajmniej siedział cicho, skupiony znowu na soku i dziwnej rurce, i nie zadawał więcej dziwnych pytań.
- Wracając do naszych cudownych przyjaciół - kolejny kawałek ciasta czekoladowego trafił do moich ust. - Czy również masz wrażenie, że coś pomiędzy nimi jest? Nie pomyślałabym, że są wystarczająco podobni aby coś ich łączyło, ale Mia nigdy nie zostawiłaby nas samych.
Podniosłam wzrok na Dominica i ponownie się uśmiechnęłam.
- Podejrzewam, że był to pomysł twoje przyjaciela. Macie jakieś kłopoty w raju? - zapytałam, delikatnie szturchając jego nogę pod stołem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rachunek za Mię. Uśmiechnąłem się na te słowa. Cóż, jeśli było coś takiego, to niestety swój rachunek za Elliotta musiałem zostawić w sklepie. Nie odpowiedziałem nic na to, gdyż moją uwagę przykuł Ashton.
Nie chciałem się roześmiać. Naprawdę nie chciałem nikogo przy tym opluć jedzonym ciastem, dlatego zasłoniłem usta dłonią, odwracając przy tym głowę. W ten sposób również ukryłem swój szeroki uśmiech, którego nie byłem w stanie się pozbyć. Niezmiernie bawiła mnie do tego reakcja Nadine. Chłopiec ją zaskoczył, co dało się idealnie wyczytać z jej twarzy. Nie pomogłem też kobiecie w tej sytuacji. Z bardzo prostego powodu - miałem pełne usta i niewyobrażalną ochotę roześmiania się. Jedynie moje ramiona nieco drżały, czego już nie potrafiłem powstrzymać. Nadine bardzo niezgrabnie wybrnęła z tej sytuacji, ale przynajmniej Ashton już nie zadawał więcej tego typu pytań.
- Nie wiem - odpowiedziałem kobiecie, gdy udało mi się ogarnąć i przełknąć ciasto. - Niespecjalnie bym ich podejrzewał. Chociaż masz rację, Elliott trochę ostatnio się popsuł i może próbuje popsuć i Mię. Chyba przestało mu wystarczać moje towarzystwo - wyznałem pół żartem, odwzajemniając takie samo szturchnięcie pod stołem. Nie spodziewałem się tylko tego, że po chwili dostanę solidnego kopniaka w kolano.
- A to za co? - obruszyłem się, spoglądając w stronę winowajcy. Chłopiec zrobił niewinną minkę, podczas gdy ja rozmasowałem bolące miejsce. Niby tylko dziecko, a siły miał na tyle, aby zabolało.
- Didi tak robi. I ty też, ja też chcę - odparł ze szczerością w głosie. Czy on musiał mieć oczy dookoła głowy, żeby widzieć co się działo zarówno nad stołem, jak i pod stołem?
- To rób tak, żeby nie bolało. Nie wolno tak mocno kopać innych. Chyba że Elliott ci pozwoli to możesz jemu tak zrobić - mruknąłem już nieco złośliwie, kończąc swój deser. Chłopiec naprawdę wziął moje słowa na poważnie. Zdecydowanie dzieci wszystko brały do siebie, nie rozumiejąc co to sarkazm lub żarty. Ashton zaczął kręcić się w poszukiwaniu wspomnianego Elliotta, na co pokazałem mu palcem odpowiedni stolik.
- Tylko nie biegaj - zastrzegłem od razu, obserwując jak dziecko podchodzi do tamtej dwójki. - Myślisz, że powinniśmy się tym zainteresować? - spytałem Nadine widząc, jak Ashton po prostu sprzedaje chłopakowi kopniaka w nogę bez pytania, a spojrzenie Elliotta od razu na mnie spoczęło, jakbym to ja był temu winny.
Nie chciałem się roześmiać. Naprawdę nie chciałem nikogo przy tym opluć jedzonym ciastem, dlatego zasłoniłem usta dłonią, odwracając przy tym głowę. W ten sposób również ukryłem swój szeroki uśmiech, którego nie byłem w stanie się pozbyć. Niezmiernie bawiła mnie do tego reakcja Nadine. Chłopiec ją zaskoczył, co dało się idealnie wyczytać z jej twarzy. Nie pomogłem też kobiecie w tej sytuacji. Z bardzo prostego powodu - miałem pełne usta i niewyobrażalną ochotę roześmiania się. Jedynie moje ramiona nieco drżały, czego już nie potrafiłem powstrzymać. Nadine bardzo niezgrabnie wybrnęła z tej sytuacji, ale przynajmniej Ashton już nie zadawał więcej tego typu pytań.
- Nie wiem - odpowiedziałem kobiecie, gdy udało mi się ogarnąć i przełknąć ciasto. - Niespecjalnie bym ich podejrzewał. Chociaż masz rację, Elliott trochę ostatnio się popsuł i może próbuje popsuć i Mię. Chyba przestało mu wystarczać moje towarzystwo - wyznałem pół żartem, odwzajemniając takie samo szturchnięcie pod stołem. Nie spodziewałem się tylko tego, że po chwili dostanę solidnego kopniaka w kolano.
- A to za co? - obruszyłem się, spoglądając w stronę winowajcy. Chłopiec zrobił niewinną minkę, podczas gdy ja rozmasowałem bolące miejsce. Niby tylko dziecko, a siły miał na tyle, aby zabolało.
- Didi tak robi. I ty też, ja też chcę - odparł ze szczerością w głosie. Czy on musiał mieć oczy dookoła głowy, żeby widzieć co się działo zarówno nad stołem, jak i pod stołem?
- To rób tak, żeby nie bolało. Nie wolno tak mocno kopać innych. Chyba że Elliott ci pozwoli to możesz jemu tak zrobić - mruknąłem już nieco złośliwie, kończąc swój deser. Chłopiec naprawdę wziął moje słowa na poważnie. Zdecydowanie dzieci wszystko brały do siebie, nie rozumiejąc co to sarkazm lub żarty. Ashton zaczął kręcić się w poszukiwaniu wspomnianego Elliotta, na co pokazałem mu palcem odpowiedni stolik.
- Tylko nie biegaj - zastrzegłem od razu, obserwując jak dziecko podchodzi do tamtej dwójki. - Myślisz, że powinniśmy się tym zainteresować? - spytałem Nadine widząc, jak Ashton po prostu sprzedaje chłopakowi kopniaka w nogę bez pytania, a spojrzenie Elliotta od razu na mnie spoczęło, jakbym to ja był temu winny.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tym razem to ja odwróciłam wzrok, próbując jakoś zakryć swoje rozbawienie. Zauważyłam wcześniej, jak wcześniej Dominic się śmiał i wcale nie zamierzał mi pomóc. Dlatego podobnie próbowałam siedzieć cicho i się uspokoić.
Ale wtedy Ashton podszedł do skołowanego Elliotta i go kopnął. Ten widok jeszcze bardziej mnie rozbawił i musiałam zacisnąć usta i zasłonić twarz dłońmi aby nie zwrócić na siebie za wiele uwagi. Chociaż byłam pewna, że ramiona mi drżały podobnie jak wcześniej u Dominica.
Miałam nadzieję, że Ashton nie wymyśli z tego jakiejś gry i zacznie kopać wszystko i wszystkich. Jonathan i Grace raczej nie będą zadowoleni. Dopiero ta myśl pomogła mi się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech i wydech, zanim odsunęłam dłonie.
Ashton siedział wygodnie na kolanach Mii, której za bardzo nie przeszkadzało towarzystwo mojego bratanka. Ale Elliott wciąż miał minę, jakby kopniak od dziecka mocno go zabolał i wciąż lizał swoje rany.
- Może ty powinieneś iść pocieszyć swojego kumpla? Wygląda na niezadowolonego - chociaż nie do końca rozumiałam dlaczego miałby być zły na Dominica. Przecież Ashton przyszedł ze mną.
- Pójdę do nich, gdy zjem swoje ciasto. Zobacz, ile mi jeszcze zostało - przysunęłam do siebie talerzyk z ciastem odrobinę bliżej. - Nie wiem czy uda mi się to za szybko zjeść. Najwyraźniej będą musieli lepiej się zapoznać z Ashtonem, a ty ze mną - uśmiechnęłam się wrednie. Nie wierzyłam w niebo lub Boga, ale wierzyłam w karmę. Skoro chcieli uciec od mojego uroczego, niewinnego bratanka, to teraz powinni spędzić z nim więcej czasu.
Ale wtedy Ashton podszedł do skołowanego Elliotta i go kopnął. Ten widok jeszcze bardziej mnie rozbawił i musiałam zacisnąć usta i zasłonić twarz dłońmi aby nie zwrócić na siebie za wiele uwagi. Chociaż byłam pewna, że ramiona mi drżały podobnie jak wcześniej u Dominica.
Miałam nadzieję, że Ashton nie wymyśli z tego jakiejś gry i zacznie kopać wszystko i wszystkich. Jonathan i Grace raczej nie będą zadowoleni. Dopiero ta myśl pomogła mi się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech i wydech, zanim odsunęłam dłonie.
Ashton siedział wygodnie na kolanach Mii, której za bardzo nie przeszkadzało towarzystwo mojego bratanka. Ale Elliott wciąż miał minę, jakby kopniak od dziecka mocno go zabolał i wciąż lizał swoje rany.
- Może ty powinieneś iść pocieszyć swojego kumpla? Wygląda na niezadowolonego - chociaż nie do końca rozumiałam dlaczego miałby być zły na Dominica. Przecież Ashton przyszedł ze mną.
- Pójdę do nich, gdy zjem swoje ciasto. Zobacz, ile mi jeszcze zostało - przysunęłam do siebie talerzyk z ciastem odrobinę bliżej. - Nie wiem czy uda mi się to za szybko zjeść. Najwyraźniej będą musieli lepiej się zapoznać z Ashtonem, a ty ze mną - uśmiechnęłam się wrednie. Nie wierzyłam w niebo lub Boga, ale wierzyłam w karmę. Skoro chcieli uciec od mojego uroczego, niewinnego bratanka, to teraz powinni spędzić z nim więcej czasu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nadine była doprawdy dość złośliwa i nie zamierzała tak od razu uwalniać tamtej dwójki od obecności chłopca. Było to o tyle złośliwe, że przecież odpowiedzialność za dziecko wzięła na siebie wraz ze zgodzeniem się na opiekę. Nikt nie musiał zatem niszczyć małego. Podejrzewałem, że nikt z nas nawet nie wiedział, iż Nadine wywinie taki numer i przyjdzie z dzieckiem. Może niewiele by to zmieniło, bo to w końcu żadna randka, ale byłoby nieco spokojniej.
- Myślę, że Mia robi to wystarczająco skutecznie - powiedziałem na wzmiankę o pocieszeniu Elliotta. Przez chwilę milczałem, wpatrzony w tą dwójkę. Zdaje się, iż będziemy musieli z Mią wyjaśnić sobie pewną sprawę. Jeśli to tak miało wyglądać, to tak samo bym wolał, by nie spotykała się jednocześnie ze mną i z Elliottem. Zrozumiałem, co miała na myśli tamtego wieczoru. To mogło prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji.
- Nie mam nic przeciwko - zgodziłem się z kobietą, wygodniej opierając się na oparciu krzesła, po czym poświęciłem jej więcej swojej uwagi. Mimo swego złośliwego uśmiechu, wyglądała całkiem uroczo, przyjemnie spoglądało się na jej delikatne rysy twarzy i blask świec odbijający się w jej oczach.
- Tylko następnym razem na naszą randkę nie zabieraj ze sobą małego kłopotu, ja swój większy też pozostawię w domu - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie, mając na myśli Ashtona, a także Elliotta. - Jeśli chcesz, ubiorę dla ciebie krawat - dorzuciłem, zaczepiając ponownie pod stołem mogę Nadine. Dobrze, że znajdowały się tu długie obrusy. Dzięki temu łatwiej byłoby wyjaśnić "kopniaki", gdyby Elliott bądź Mia zaczęli pytać. Zawsze mogłem powiedzieć, że robiliśmy sobie głupie żarty.
- Cenię sobie spokój w twoim towarzystwie. I twoje niewybredne żarty. Z drugiej strony też im więcej czasu spędzam w twoim towarzystwie, tym mniej mnie onieśmielasz - uśmiechnąłem się już całkiem poważnie, bardziej śmiało przesuwając mogą wzdłuż łydki Nadine.
- Myślę, że Mia robi to wystarczająco skutecznie - powiedziałem na wzmiankę o pocieszeniu Elliotta. Przez chwilę milczałem, wpatrzony w tą dwójkę. Zdaje się, iż będziemy musieli z Mią wyjaśnić sobie pewną sprawę. Jeśli to tak miało wyglądać, to tak samo bym wolał, by nie spotykała się jednocześnie ze mną i z Elliottem. Zrozumiałem, co miała na myśli tamtego wieczoru. To mogło prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji.
- Nie mam nic przeciwko - zgodziłem się z kobietą, wygodniej opierając się na oparciu krzesła, po czym poświęciłem jej więcej swojej uwagi. Mimo swego złośliwego uśmiechu, wyglądała całkiem uroczo, przyjemnie spoglądało się na jej delikatne rysy twarzy i blask świec odbijający się w jej oczach.
- Tylko następnym razem na naszą randkę nie zabieraj ze sobą małego kłopotu, ja swój większy też pozostawię w domu - uśmiechnąłem się odrobinę złośliwie, mając na myśli Ashtona, a także Elliotta. - Jeśli chcesz, ubiorę dla ciebie krawat - dorzuciłem, zaczepiając ponownie pod stołem mogę Nadine. Dobrze, że znajdowały się tu długie obrusy. Dzięki temu łatwiej byłoby wyjaśnić "kopniaki", gdyby Elliott bądź Mia zaczęli pytać. Zawsze mogłem powiedzieć, że robiliśmy sobie głupie żarty.
- Cenię sobie spokój w twoim towarzystwie. I twoje niewybredne żarty. Z drugiej strony też im więcej czasu spędzam w twoim towarzystwie, tym mniej mnie onieśmielasz - uśmiechnąłem się już całkiem poważnie, bardziej śmiało przesuwając mogą wzdłuż łydki Nadine.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie potrafiłam się powstrzymać od szerszego uśmiechu. Może było to spowodowane słowami Dominica. Może jego zaczepką pod stołem. Cała ta rozmowa i sytuacja nieźle mnie bawiła i nie chciałam aby za szybko się skończyła.
- Ah tak? - uniosłam lekko brew, słysząc (oraz czując), że jest bardziej odważny. - Szkoda. Będę za tym tęsknić. Lubię ciebie onieśmielać. - odpowiedziałam szczerze.
Czując resztkę czekolady w krawędzi ust po ostatnim kawałku ciastka zgarnęłam ją językiem, utrzymując wzrok z Dominiciem. Trochę zrobiłam to specjalnie, ciekawa czy faktycznie mój efekt drastycznie się zmniejszył.
- W twoim planie jest jeden, mały problem - od razu nie dokończyłam zdania aby wziąć kolejny kawałek ciasta. - Nie chodzę na randki.
Randki, które były jedynie formalnością aby spotkać się na seks było dla mnie bez sensu. Marnowanie czasu, pieniędzy i energii. Albo jeszcze gorzej, jakiś facet pomyśli, że chcę się z nim kilka razy umawiać i lepiej poznać. Xavier był moim ostatnim chłopakiem i nie zamierzałam tego zmienić w najbliższym czasie.
- Ale powiedzmy, że jest to hipotetyczna randka. Jeżeli ubierzesz koszulę z krawatem to powinnam również odpowiednio się ubrać, prawda? Tylko w jakim kolorze... W czarnym, białym, czerwonym? - spojrzałam na Dominica, ciekawa jego odpowiedzi. To nie tak, że osądzałam ludzi na podstawie ich preferencji kolorów, ale można było dowiedzieć się kilku rzeczy o drugiej osobie na podstawie ich odpowiedzi.
- Ah tak? - uniosłam lekko brew, słysząc (oraz czując), że jest bardziej odważny. - Szkoda. Będę za tym tęsknić. Lubię ciebie onieśmielać. - odpowiedziałam szczerze.
Czując resztkę czekolady w krawędzi ust po ostatnim kawałku ciastka zgarnęłam ją językiem, utrzymując wzrok z Dominiciem. Trochę zrobiłam to specjalnie, ciekawa czy faktycznie mój efekt drastycznie się zmniejszył.
- W twoim planie jest jeden, mały problem - od razu nie dokończyłam zdania aby wziąć kolejny kawałek ciasta. - Nie chodzę na randki.
Randki, które były jedynie formalnością aby spotkać się na seks było dla mnie bez sensu. Marnowanie czasu, pieniędzy i energii. Albo jeszcze gorzej, jakiś facet pomyśli, że chcę się z nim kilka razy umawiać i lepiej poznać. Xavier był moim ostatnim chłopakiem i nie zamierzałam tego zmienić w najbliższym czasie.
- Ale powiedzmy, że jest to hipotetyczna randka. Jeżeli ubierzesz koszulę z krawatem to powinnam również odpowiednio się ubrać, prawda? Tylko w jakim kolorze... W czarnym, białym, czerwonym? - spojrzałam na Dominica, ciekawa jego odpowiedzi. To nie tak, że osądzałam ludzi na podstawie ich preferencji kolorów, ale można było dowiedzieć się kilku rzeczy o drugiej osobie na podstawie ich odpowiedzi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dobra, może i moje onieśmielenie faktycznie nieco zelżało, ale Nadine i tak wiedziała doskonale co zrobić, bym sobie przypomniał jak to jest znów czuć się jak onieśmielone dziecko. Tym razem bynajmniej nie odwróciłem wzroku od jej oczu, starając się z całej siły nie patrzeć na jej usta. Przecież wiedziałem, że robiła to specjalnie, aby sprawdzić na ile prawdziwe były moje słowa. Zazdrościłem w tej chwili Nadine posiadania ciasta, którym mogła się zająć. Mnie nie miało co rozproszyć albo zająć więcej uwagi, dając odrobinę czasu na przemyślenia.
- Jeśli hipotetycznie mielibyśmy iść na randkę, raczej nie zwróciłbym uwagi na kolory twoich ubrań o ile nie byłyby zbyt rażące. Czy czarne, czy czerwone, zwróciłbym uwagę w co jesteś ubrana - lekko zmrużyłem oczy, po czym nieco nachyliłem się w stronę Nadine. Przyszła mi do głowy pewna myśl, mając w pamięci naszą pierwszą rozmowę przy barze w Parker Hotel.
- Pozwól, że teraz to ja zdradzę ci sekret - powiedziałem ściszonym głosem, jakbym faktycznie miał wyjawić zaraz kobiecie sekrety tego świata. Była pierwszą osobą, której zamierzałem o tym powiedzieć, ale jednocześnie nie uważałem, aby było to coś szczególnego.
- Bardziej niż na kolor sukienki zwróciłbym uwagę, czy założyłaś do niej pończochy. To chyba moja ulubiona część damskiej garderoby. Są bardzo kobiece - posłałem Nadine krótki uśmiech i długie spojrzenie. Zapewne gdybym miał taką możliwość, przeniósłbym wzrok na nogi kobiety. Mimo iż dziś miała na sobie tylko spodnie.
- Jeśli hipotetycznie mielibyśmy iść na randkę, raczej nie zwróciłbym uwagi na kolory twoich ubrań o ile nie byłyby zbyt rażące. Czy czarne, czy czerwone, zwróciłbym uwagę w co jesteś ubrana - lekko zmrużyłem oczy, po czym nieco nachyliłem się w stronę Nadine. Przyszła mi do głowy pewna myśl, mając w pamięci naszą pierwszą rozmowę przy barze w Parker Hotel.
- Pozwól, że teraz to ja zdradzę ci sekret - powiedziałem ściszonym głosem, jakbym faktycznie miał wyjawić zaraz kobiecie sekrety tego świata. Była pierwszą osobą, której zamierzałem o tym powiedzieć, ale jednocześnie nie uważałem, aby było to coś szczególnego.
- Bardziej niż na kolor sukienki zwróciłbym uwagę, czy założyłaś do niej pończochy. To chyba moja ulubiona część damskiej garderoby. Są bardzo kobiece - posłałem Nadine krótki uśmiech i długie spojrzenie. Zapewne gdybym miał taką możliwość, przeniósłbym wzrok na nogi kobiety. Mimo iż dziś miała na sobie tylko spodnie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie dało się ukryć, że byłam ciekawa jego sekretu. Lubiłam sekrety. Gdy usłyszałam jego, nie byłam od razu pewna jak zareagować. Nie spodziewałam się czegoś takiego, a jednocześnie miałam wrażenie jakby uderzyło mnie silne deja vu. Przez kilka sekund próbowałam sobie przypomnieć gdzie wcześniej usłyszałam coś podobnego, ale ostatecznie się poddałam.
Również nachyliłam się, ale tylko odrobinę.
- Nie mówiłam o kolorze sukienki - zmrużyłam oczy, próbując zauważyć chociaż najmniejszą zmianę na jego twarzy. Dominic był mądrą osobą. Wiedziałam, że potrafił się domyślić co miałam na myśli. - Najwyraźniej odpowiedź na moje pytanie pozostanie jedynie w naszej wyobraźni.
Odsunęłam się dopiero, gdy kątem oka zauważyłam wzrok Elliotta. Pewnie niecierpliwie czekał abym przyszła po Ashtona, ale niech jeszcze pocierpi trochę dłużej. Po za tym, Mia wyglądała na zadowoloną. Nie byłam okropną osobą, więc w międzyczasie dokończyłam swój deser.
- Niech zgadnę. Pończochy zostają podczas seksu?
Na usta cisnęło się mój własny sekret, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Tylko dlatego, bo Dominic podzielił się czymś ze mną nie oznaczało, że również musiałam. Jednak ta cała rozmowa i śmiałość Dominica jakoś na mnie wpływała. Zapewne gdybyśmy byli klubie lub w barze, a nie w kawiarnii razem z trzy letnim dzieckiem pod moją opieką, zaciągnęłabym go do łazienki i zakluczyła za nami drzwi.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Uniosłem wysoko brwi, nie rozumiejąc, dlaczego pytanie o kolor ubrania wcale nie było pytaniem o kolor ubrania. Czyż nie padło pytanie "Tylko w jakim kolorze... W czarnym, białym, czerwonym?" Czyżby Nadine ukryła w tym pytaniu coś innego, czego nie potrafiłem się domyślić? Sądząc po jej obecnej reakcji chyba coś w tym było.
- Jeśli pytasz o kolor sukienki, a chcesz uzyskać odpowiedź na inne pytanie, to zadaj je również - zaśmiałem się, nie mogąc uwierzyć w niedorzeczność tej sytuacji. Ciężko było mi zrozumieć, dlaczego wprost tego nie powiedziała. Teraz, gdy zwróciła mi uwagę, mogłem się domyślać o co chodzi, ale chwilę temu nie.
- Oczywiście, że zostają - odparłem w następnej chwili, nie spuszczając spojrzenia z kobiety. Wziąłem w dłoń widelczyk, którym jadłem, bawiąc się nim. Być może ten gest pokazywał, że mimo wszystko trochę się denerwowałem, lecz musiałem jakoś zająć ręce.
- Szpilki też mogą zostać. Jeśli jest ładna sukienka czy inna bielizna, to w sumie również mi nie przeszkadzałoby - zamyśliłem się na chwilę. W sumie jakby nie spojrzeć, to widziałem już Nadine w dość skromnym przebraniu na tamtej imprezie z okazji Halloween. Gdyby tak tamten strój nie był zielony, a w dodatku posiadał pończochy…
Nie. Musiałem przestać o tym myśleć, gdyż wyobraźnia podsuwała mi coraz to śmielsze obrazy.
- Najważniejsze, aby nic nie przeszkadzało zbytnio, nie sądzisz? Czy to będzie krawat, czy pończochy. Nada się również do związania w razie… potrzeby - przyznałem. Nadine bardziej wyglądała na taką, co woli wiązać niż być związaną.
- Jeśli pytasz o kolor sukienki, a chcesz uzyskać odpowiedź na inne pytanie, to zadaj je również - zaśmiałem się, nie mogąc uwierzyć w niedorzeczność tej sytuacji. Ciężko było mi zrozumieć, dlaczego wprost tego nie powiedziała. Teraz, gdy zwróciła mi uwagę, mogłem się domyślać o co chodzi, ale chwilę temu nie.
- Oczywiście, że zostają - odparłem w następnej chwili, nie spuszczając spojrzenia z kobiety. Wziąłem w dłoń widelczyk, którym jadłem, bawiąc się nim. Być może ten gest pokazywał, że mimo wszystko trochę się denerwowałem, lecz musiałem jakoś zająć ręce.
- Szpilki też mogą zostać. Jeśli jest ładna sukienka czy inna bielizna, to w sumie również mi nie przeszkadzałoby - zamyśliłem się na chwilę. W sumie jakby nie spojrzeć, to widziałem już Nadine w dość skromnym przebraniu na tamtej imprezie z okazji Halloween. Gdyby tak tamten strój nie był zielony, a w dodatku posiadał pończochy…
Nie. Musiałem przestać o tym myśleć, gdyż wyobraźnia podsuwała mi coraz to śmielsze obrazy.
- Najważniejsze, aby nic nie przeszkadzało zbytnio, nie sądzisz? Czy to będzie krawat, czy pończochy. Nada się również do związania w razie… potrzeby - przyznałem. Nadine bardziej wyglądała na taką, co woli wiązać niż być związaną.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wzruszyłam ramionami.
- Mogłabym, ale gdybym zapytała wprost byłoby to zbyt nudne - potrafiłam być szczera i powiedzieć wprost czego chcę, ale czasami ciekawiej było inaczej podejść do pewnych spraw. Na przykład, preferencje koloru bielizny u partnerki.
Gdy Dominic wspomniał o wiązaniu nie potrafiłam ukryć swojego rozbawienia. Może się nie śmiałam, jak po scenie z kopniakiem Ashtona, ale uśmiechnęłam się wystarczająco szeroko, że zaczęły boleć mnie policzki.
- Nie spodziewałam się, że możesz mieć takie potrzeby - skomentowałam, również rozbawiona tą całą rozmowę. Zazwyczaj nie trwały tak długo, przynajmniej z innymi mężczyznami. Dwa lub trzy komentarze z mojej strony i już szukali sposobu aby się dobrać do mojej bielizny. Sztuka flirtowania najwyraźniej umarła śmiercią tragiczną i bolesną.
- Muszę się z tobą zgodzić. Chociaż dla kogoś z determinacją nic mu nie przeszkodzi.
Gdy sięgnęłam widelcem po ciasto jedynie trafiłam na pusty talerz. Odłożyłam widelec i kciukiemm wytarłam kąciki ust.
- Chyba powinnam dotrzymać swojego słowa i uratować naszych przyjaciół od tyrani trzylatka - posłałam Dominicowi ostatni uśmiech zanim wstałam i podeszłam do stolika Elliotta i Mii.
- W końcu - usłyszałam westchnięcie Elliotta.
- Już idziecie? - Mia była trochę niezadowolona, gdy wzięłam od niej Ashtona.
- Zanim dotrzemy do domu będzie dla pora aby zacząć się szykować do snu - mimo jego wcześniejszej drzemki, zamierzałam się trzymać instrukcji Grace i upewnić się, że mały zaśnie o odpowiedniej porze.
Mia jeszcze raz pożegnała się z Ashtonem i na chwilę wróciłam do Dominica, trzymając w ramionach Ashtona, który mocno mnie obejmował wokół szyi.
- Dzięki za deser. Czy wciąż mogę jutro wpaść aby przejrzeć rzeczy W.L.? Obiecuję coś przynieść dla ciebie i dla twojej mamy.
- Mogłabym, ale gdybym zapytała wprost byłoby to zbyt nudne - potrafiłam być szczera i powiedzieć wprost czego chcę, ale czasami ciekawiej było inaczej podejść do pewnych spraw. Na przykład, preferencje koloru bielizny u partnerki.
Gdy Dominic wspomniał o wiązaniu nie potrafiłam ukryć swojego rozbawienia. Może się nie śmiałam, jak po scenie z kopniakiem Ashtona, ale uśmiechnęłam się wystarczająco szeroko, że zaczęły boleć mnie policzki.
- Nie spodziewałam się, że możesz mieć takie potrzeby - skomentowałam, również rozbawiona tą całą rozmowę. Zazwyczaj nie trwały tak długo, przynajmniej z innymi mężczyznami. Dwa lub trzy komentarze z mojej strony i już szukali sposobu aby się dobrać do mojej bielizny. Sztuka flirtowania najwyraźniej umarła śmiercią tragiczną i bolesną.
- Muszę się z tobą zgodzić. Chociaż dla kogoś z determinacją nic mu nie przeszkodzi.
Gdy sięgnęłam widelcem po ciasto jedynie trafiłam na pusty talerz. Odłożyłam widelec i kciukiemm wytarłam kąciki ust.
- Chyba powinnam dotrzymać swojego słowa i uratować naszych przyjaciół od tyrani trzylatka - posłałam Dominicowi ostatni uśmiech zanim wstałam i podeszłam do stolika Elliotta i Mii.
- W końcu - usłyszałam westchnięcie Elliotta.
- Już idziecie? - Mia była trochę niezadowolona, gdy wzięłam od niej Ashtona.
- Zanim dotrzemy do domu będzie dla pora aby zacząć się szykować do snu - mimo jego wcześniejszej drzemki, zamierzałam się trzymać instrukcji Grace i upewnić się, że mały zaśnie o odpowiedniej porze.
Mia jeszcze raz pożegnała się z Ashtonem i na chwilę wróciłam do Dominica, trzymając w ramionach Ashtona, który mocno mnie obejmował wokół szyi.
- Dzięki za deser. Czy wciąż mogę jutro wpaść aby przejrzeć rzeczy W.L.? Obiecuję coś przynieść dla ciebie i dla twojej mamy.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wzruszyłem ramionami, nie zagłębiając się za bardzo w to, czy rzeczywiście potrzebowałem wiązania. Nie potrzebowałem go aż tak bardzo i wcale nie planowałem nic z tym robić. Jeszcze. Przynajmniej z Nadine.
Szkoda, że trzylatek musiał już wracać do domu. Czekałem aż Nadine skończy ciasto, by dosiąść się do stolika naszych przyjaciół, ale ona już miała inne plany. Trudno, może kiedyś będziemy mieć okazję do niezobowiązującego spotkania. Nie sądziłem, by nadeszła ona szybko. Oboje mieliśmy swoje życie, swoje obowiązki i inne plany.
- Wpadnij. Tylko na prawdę, nie musisz nic ze sobą przynosić. Chyba że zostaniesz na herbatkę, to weź do niej ciastka, które lubisz, bo u mnie w domu próżno szukać słodkości - uśmiechnąłem się lekko. Słowo "ciastka" jednak bardzo ożywiło Ashtona. Trochę zaczął się wiercić w ramionach Nadine, ale widząc, że nikt nic nie je, zrezygnował. Widocznie już był zmęczony i śpiący. Przynajmniej Nadine nie będzie miała z nim kłopotów.
Pożegnaliśmy się krótko i po wyjściu kobiety z dzieckiem, usiadłem na chwilę przy stoliku Mii oraz Elliotta, aby chwilę jeszcze z nimi porozmawiać. Elliott podpytywał, czy coś nas łączy z Nadine, Mia zaś wymownie milczała.
- Ale to w końcu wy do nas nie przyszliście, a nie my do was - wywróciłem oczami. Oboje zaśmiali się, ostatecznie przyznając mi rację. Kiedy skończyli jeść swoje zamówienia, poszliśmy na stację, a stamtąd metrem każde z nas wróciło do swojego domu. Było już późno, a rankiem miała zjawić się Nadine, dlatego nie robiłem nic więcej poza kąpielą i pójściem spać. Nie wspominała o której godzinie przyjdzie. Uznałem jednak, iż warto wstać wcześniej, by nie musiała na mnie czekać.
Niestety mój plan nie za bardzo zadziałał, gdyż to właśnie dzwonek do drzwi mnie obudził zamiast dzwonka telefonu. Słyszałem dźwięk telewizora, czułem przytłumiony zapach kawy i jedzenia. Więc mama już nie spała. I otworzyła drzwi. Słysząc słowa powitania padające z ust matki oraz Nadine, niemal natychmiast wyszedłem z łóżka i od razu znalazłem się przy drzwiach.
- Cześć - przywitałem się krótko, wiodąc spojrzeniem od jednej do drugiej kobiety. - Wejdź, nie stój w drzwiach - powiedziałem, przeczesując dłonią włosy.
- Mogłeś uprzedzić, że będziemy mieć gości. To, że ty przyjmujesz ich w piżamie nie znaczy, że ja też muszę - westchnęła, okrywając się szczelniej szlafrokiem, po czym przepuściła Nadine do środka.
- Tak wyszło. Lepiej zrobię nam jakąś herbatę.
Szkoda, że trzylatek musiał już wracać do domu. Czekałem aż Nadine skończy ciasto, by dosiąść się do stolika naszych przyjaciół, ale ona już miała inne plany. Trudno, może kiedyś będziemy mieć okazję do niezobowiązującego spotkania. Nie sądziłem, by nadeszła ona szybko. Oboje mieliśmy swoje życie, swoje obowiązki i inne plany.
- Wpadnij. Tylko na prawdę, nie musisz nic ze sobą przynosić. Chyba że zostaniesz na herbatkę, to weź do niej ciastka, które lubisz, bo u mnie w domu próżno szukać słodkości - uśmiechnąłem się lekko. Słowo "ciastka" jednak bardzo ożywiło Ashtona. Trochę zaczął się wiercić w ramionach Nadine, ale widząc, że nikt nic nie je, zrezygnował. Widocznie już był zmęczony i śpiący. Przynajmniej Nadine nie będzie miała z nim kłopotów.
Pożegnaliśmy się krótko i po wyjściu kobiety z dzieckiem, usiadłem na chwilę przy stoliku Mii oraz Elliotta, aby chwilę jeszcze z nimi porozmawiać. Elliott podpytywał, czy coś nas łączy z Nadine, Mia zaś wymownie milczała.
- Ale to w końcu wy do nas nie przyszliście, a nie my do was - wywróciłem oczami. Oboje zaśmiali się, ostatecznie przyznając mi rację. Kiedy skończyli jeść swoje zamówienia, poszliśmy na stację, a stamtąd metrem każde z nas wróciło do swojego domu. Było już późno, a rankiem miała zjawić się Nadine, dlatego nie robiłem nic więcej poza kąpielą i pójściem spać. Nie wspominała o której godzinie przyjdzie. Uznałem jednak, iż warto wstać wcześniej, by nie musiała na mnie czekać.
Niestety mój plan nie za bardzo zadziałał, gdyż to właśnie dzwonek do drzwi mnie obudził zamiast dzwonka telefonu. Słyszałem dźwięk telewizora, czułem przytłumiony zapach kawy i jedzenia. Więc mama już nie spała. I otworzyła drzwi. Słysząc słowa powitania padające z ust matki oraz Nadine, niemal natychmiast wyszedłem z łóżka i od razu znalazłem się przy drzwiach.
- Cześć - przywitałem się krótko, wiodąc spojrzeniem od jednej do drugiej kobiety. - Wejdź, nie stój w drzwiach - powiedziałem, przeczesując dłonią włosy.
- Mogłeś uprzedzić, że będziemy mieć gości. To, że ty przyjmujesz ich w piżamie nie znaczy, że ja też muszę - westchnęła, okrywając się szczelniej szlafrokiem, po czym przepuściła Nadine do środka.
- Tak wyszło. Lepiej zrobię nam jakąś herbatę.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ashton zasnął w moich ramionach w drodze do domu. Nie byłam do końca pewna czy to wróżyło długą noc próby aby chłopiec ponownie zasnął. Miałam jednak wielkie szczęście i gdy otworzyłam drzwi do apartamentu, na kanapie siedział Matt. Pomiędzy nim, mną i Jess, on zdecydowanie był najlepszy z dziećmi i z ulgą oddałam w jego ręce bratanka.
- Myślałam, że jego pomoc może się przydać - oczywiście był to pomysł Jess.
- Dzięki. I jeszcze raz, wybacz. Nie sądziłam, że Grace będzie chciała-
Jess uniosła swoją dłoń, tym samym przerywając mi w zdaniu.
- Nie przepraszaj. Przyznaję, że nawet trochę się stęskniłam za Ashtonem. Nieźle urósł.
Nawet nie miała pojęcia. Moje plecy i ramiona czuły różnicę w wielkości dziecka.
Resztę wieczoru spędziłam na pieczeniu ciastek owsianych w kształcie kreskówkowych niedźwiedzi i udekorowany lukrem. Był to prosty przepis, który nauczyłam się, gdy Jess wpadła na genialny pomysł abyśmy nauczyły się piec i każdego miesiąca wybrać inną tematykę na nowy przepis. Trwało to tylko dwa miesiące i nigdy do tego nie wróciłyśmy, ale przynajmniej wiedziałam, jak upiec coś dobrego, ale nie za słodkiego. Może nie powinnam była upiec ciastka w kształcie misia, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia.
Ashton spał w moim łóżku, a ja przysnęłam na kanapie. Jedynie dlatego usłyszałam pukanie do drzwi o nietypowej porze. Przez chwilę myślałam, że jedynie mi się tylko wydawało, ale ktoś nie dawał za wygraną. Oczywiście, od razu pomyślałam, że to jakiś pijak lub morderca lub pijany morderca. W drodze do drzwi wzięłam nóż z kuchni, tak w razie czego.
Zerknęłam przez wizjer kto stał po drugiej stronie drzwi i nie byłam pewna czy powinnam się zrelaksować, czy przygotować na wojnę. Dobrze, że przynajmniej miałam broń.
Otworzyłam drzwi i niechętnie spojrzałam w ciemne oczy mojego brata. Jego wzrok wylądował na nożu w mojej dłoni.
- Zamierzasz mnie zamordować?
Prawie prychnęłam, ale wtedy przypomniałam sobie, który dzisiaj był dzień. Nie zamierzam mordować Jonathana, a już zwłaszcza w jego urodziny.
- Co ty tutaj robisz o tej porze?
- Przyszedłem odebrać Ashtona.
Zerknęłam na zegar na ścianie.
- O 4 rano? Pojebało cię? George miał rację. Nie jesteś człowiekiem tylko cyborgiem.
- Nie mogłem spać - jakby ta odpowiedź całkowicie wytłumaczała jego decyzję aby przyjechać do Londynu w środku nocy.
Wpuściłam Jonathana do środka i odłożyłam nóż na miejsce. Zauważyłam kątem oka, że mój brat rozgląda się po mieszkaniu, zapewne ciekawy w jakich warunkach mieszkam z Jess. Poszłam po śpiącego Ashtona, który całkiem mocno spał. Jedynie trochę protestował, gdy nie mógł znowu się zakryć ciepłą kołdrą.
Gdy wróciłam do salonu, Jonathan już miał na ramieniu torbę z rzeczami Ashtona.
- Mam nadzieję, że to nie przez wczorajszą imprezę nie mogłeś spać - szepnęłam aby nie obudzić Ashtona.
- Nadine - usłyszał żal w głosie brata, czego zdecydowanie nie chciałam usłyszeć. - Wiesz, że tak jest lepiej.
- Dla kogo? Tylko dla ciebie i dla mamy.
Jonathan otworzył usta coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zacisnął usta. Wziął z moich ramion swojego śpiącego syna i odprowadziłam ich do drzwi.
- Dzięki za pomoc - powiedział na pożegnanie.
- Wszystkiego najlepszego, Jonathan.
Nie mogłam zasnąć po wizycie brata. Nie widziałam go dwa lata i zamierzał tak po prostu pojawić się przed moimi drzwiami, jakby nigdy nic? Do tego miał czelność powiedzieć, że brak mojej obecności na kolejny wydarzeniu rodziny Hawford było lepszą opcją, niż gdybym tam była? Wiedziałam, że miał rację, ale to nie oznaczało, że prawda mnie nie zabolała.
Spakowałam ciastka i wyszłam z budynku zanim Matt lub Jess wyszli z jej sypialni. Miasto powoli zaczęło się budzić, więc nie czułam zbyt okropnie, gdy dotarłam do mieszkania Dominica. Przynajmniej nie byłam psychopatą, jak mój brat.
Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyła mi mama Dominica. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i widać było, że kobieta miała setki pytań. Na szczęście na korytarzu pojawił się Dominic, który wyglądał jakby dopiero ledwo co wstał z łóżka. Zapewne tak było.
- Przyniosłam ciastka - podniosłam pudełko w dłoni trochę wyżej, gdy Dominic wspomniał o herbacie. - W podziękowaniu za pozwolenie skorzystania z waszej kanapy. Oraz w ramie przeprosin za wczesną pobudkę. - podałam pudełko kobiecie, która ponownie wyglądała, jakby miała mnóstwo pytań.
- O... No cóż... Dziękuję - poszłam za nią i Dominiciem do kuchni, gdzie kobieta otworzyła pudełko. - Co to jest?
- Ciastka owsiane w kształcie misiów - mimo tego, że czułam się trochę zażenowana to wciąż uśmiechałam się aby jakoś to ukryć. - Nie są za słodkie. I lukier też ma niewiele cukru. Są całkiem smaczne do kawy lub herbaty.
- Myślałam, że jego pomoc może się przydać - oczywiście był to pomysł Jess.
- Dzięki. I jeszcze raz, wybacz. Nie sądziłam, że Grace będzie chciała-
Jess uniosła swoją dłoń, tym samym przerywając mi w zdaniu.
- Nie przepraszaj. Przyznaję, że nawet trochę się stęskniłam za Ashtonem. Nieźle urósł.
Nawet nie miała pojęcia. Moje plecy i ramiona czuły różnicę w wielkości dziecka.
Resztę wieczoru spędziłam na pieczeniu ciastek owsianych w kształcie kreskówkowych niedźwiedzi i udekorowany lukrem. Był to prosty przepis, który nauczyłam się, gdy Jess wpadła na genialny pomysł abyśmy nauczyły się piec i każdego miesiąca wybrać inną tematykę na nowy przepis. Trwało to tylko dwa miesiące i nigdy do tego nie wróciłyśmy, ale przynajmniej wiedziałam, jak upiec coś dobrego, ale nie za słodkiego. Może nie powinnam była upiec ciastka w kształcie misia, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia.
Ashton spał w moim łóżku, a ja przysnęłam na kanapie. Jedynie dlatego usłyszałam pukanie do drzwi o nietypowej porze. Przez chwilę myślałam, że jedynie mi się tylko wydawało, ale ktoś nie dawał za wygraną. Oczywiście, od razu pomyślałam, że to jakiś pijak lub morderca lub pijany morderca. W drodze do drzwi wzięłam nóż z kuchni, tak w razie czego.
Zerknęłam przez wizjer kto stał po drugiej stronie drzwi i nie byłam pewna czy powinnam się zrelaksować, czy przygotować na wojnę. Dobrze, że przynajmniej miałam broń.
Otworzyłam drzwi i niechętnie spojrzałam w ciemne oczy mojego brata. Jego wzrok wylądował na nożu w mojej dłoni.
- Zamierzasz mnie zamordować?
Prawie prychnęłam, ale wtedy przypomniałam sobie, który dzisiaj był dzień. Nie zamierzam mordować Jonathana, a już zwłaszcza w jego urodziny.
- Co ty tutaj robisz o tej porze?
- Przyszedłem odebrać Ashtona.
Zerknęłam na zegar na ścianie.
- O 4 rano? Pojebało cię? George miał rację. Nie jesteś człowiekiem tylko cyborgiem.
- Nie mogłem spać - jakby ta odpowiedź całkowicie wytłumaczała jego decyzję aby przyjechać do Londynu w środku nocy.
Wpuściłam Jonathana do środka i odłożyłam nóż na miejsce. Zauważyłam kątem oka, że mój brat rozgląda się po mieszkaniu, zapewne ciekawy w jakich warunkach mieszkam z Jess. Poszłam po śpiącego Ashtona, który całkiem mocno spał. Jedynie trochę protestował, gdy nie mógł znowu się zakryć ciepłą kołdrą.
Gdy wróciłam do salonu, Jonathan już miał na ramieniu torbę z rzeczami Ashtona.
- Mam nadzieję, że to nie przez wczorajszą imprezę nie mogłeś spać - szepnęłam aby nie obudzić Ashtona.
- Nadine - usłyszał żal w głosie brata, czego zdecydowanie nie chciałam usłyszeć. - Wiesz, że tak jest lepiej.
- Dla kogo? Tylko dla ciebie i dla mamy.
Jonathan otworzył usta coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zacisnął usta. Wziął z moich ramion swojego śpiącego syna i odprowadziłam ich do drzwi.
- Dzięki za pomoc - powiedział na pożegnanie.
- Wszystkiego najlepszego, Jonathan.
Nie mogłam zasnąć po wizycie brata. Nie widziałam go dwa lata i zamierzał tak po prostu pojawić się przed moimi drzwiami, jakby nigdy nic? Do tego miał czelność powiedzieć, że brak mojej obecności na kolejny wydarzeniu rodziny Hawford było lepszą opcją, niż gdybym tam była? Wiedziałam, że miał rację, ale to nie oznaczało, że prawda mnie nie zabolała.
Spakowałam ciastka i wyszłam z budynku zanim Matt lub Jess wyszli z jej sypialni. Miasto powoli zaczęło się budzić, więc nie czułam zbyt okropnie, gdy dotarłam do mieszkania Dominica. Przynajmniej nie byłam psychopatą, jak mój brat.
Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyła mi mama Dominica. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i widać było, że kobieta miała setki pytań. Na szczęście na korytarzu pojawił się Dominic, który wyglądał jakby dopiero ledwo co wstał z łóżka. Zapewne tak było.
- Przyniosłam ciastka - podniosłam pudełko w dłoni trochę wyżej, gdy Dominic wspomniał o herbacie. - W podziękowaniu za pozwolenie skorzystania z waszej kanapy. Oraz w ramie przeprosin za wczesną pobudkę. - podałam pudełko kobiecie, która ponownie wyglądała, jakby miała mnóstwo pytań.
- O... No cóż... Dziękuję - poszłam za nią i Dominiciem do kuchni, gdzie kobieta otworzyła pudełko. - Co to jest?
- Ciastka owsiane w kształcie misiów - mimo tego, że czułam się trochę zażenowana to wciąż uśmiechałam się aby jakoś to ukryć. - Nie są za słodkie. I lukier też ma niewiele cukru. Są całkiem smaczne do kawy lub herbaty.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie zwróciłem aż takiej uwagi na słowo "ciastka" jak moja mama. Miałem wrażenie, że oczy zabłysły jej na wspomnienie o słodyczach. Między innymi własnej dlatego nie było ich w moim domu. Wszystko zjadała, często jeszcze zanim miałem okazję czegoś spróbować. Zaciekawiony tylko zajrzałem mamie przez ramię, gdy otworzyła pudełko. Owsiane misie wyglądały całkiem zachęcająco, dlatego skradłem jednego zanim mogła to zrobić ona.
- Nawet smaczne - powiedziałem po pierwszym gryzie. Napełniłem czajnik wodą, po czym ustawiłem go na ogniu na kuchence.
- Mhm…
- Sama robiłaś? - spytałem Nadine. Ciastka wyglądały faktycznie jak ręcznie robione, a nie takie kupne. Sklepowe słodkości są bardziej… cóż… jednolite, takie same, idealne wręcz. Po uzyskaniu odpowiedzi od Nadine, nie mogłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu w jej kierunku.
- Mamo, chyba zapiszę cię na naukę pieczenia do Nadine. Jak ładnie ją poproszę, to może się zgodzi - wyznałem, nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Uważasz, że nie potrafię piec? - obruszyła się kobieta, gdy udało jej się w końcu przełknąć ciastko.
- Oczywiście. Przecież nigdy nie piekłaś i nie gotowałaś w domu więc z góry założyłem, że nie potrafisz.
- Jeszcze się przekonamy - zmrużyła lekko swoje oczy, jakbym właśnie ją obraził, a nie powiedział prawdę. - Dziękuję za ciastka jeszcze raz. Bardzo smaczne - powiedziała jeszcze zanim wzięła sobie kilka z nich i wyszła z kuchni do salonu, gdzie sądząc po zapachu, czekała na nią kawa.
- Nadine, daj ten płaszczyk. Ciepło jest w mieszkaniu. Później pomogę ci przynieść tutaj rzeczy z góry, bo tam nie mam ogrzewania - zabrałem od kobiety ubranie wierzchnie, by powiesić w przedpokoju na wieszaku. Później naszykowałem dwa kubki i cukiernicę, zapalając uprzednio światło. W końcu było dopiero po siódmej i wciąż szaro na zewnątrz.
- Zjesz coś?
- Nawet smaczne - powiedziałem po pierwszym gryzie. Napełniłem czajnik wodą, po czym ustawiłem go na ogniu na kuchence.
- Mhm…
- Sama robiłaś? - spytałem Nadine. Ciastka wyglądały faktycznie jak ręcznie robione, a nie takie kupne. Sklepowe słodkości są bardziej… cóż… jednolite, takie same, idealne wręcz. Po uzyskaniu odpowiedzi od Nadine, nie mogłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu w jej kierunku.
- Mamo, chyba zapiszę cię na naukę pieczenia do Nadine. Jak ładnie ją poproszę, to może się zgodzi - wyznałem, nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Uważasz, że nie potrafię piec? - obruszyła się kobieta, gdy udało jej się w końcu przełknąć ciastko.
- Oczywiście. Przecież nigdy nie piekłaś i nie gotowałaś w domu więc z góry założyłem, że nie potrafisz.
- Jeszcze się przekonamy - zmrużyła lekko swoje oczy, jakbym właśnie ją obraził, a nie powiedział prawdę. - Dziękuję za ciastka jeszcze raz. Bardzo smaczne - powiedziała jeszcze zanim wzięła sobie kilka z nich i wyszła z kuchni do salonu, gdzie sądząc po zapachu, czekała na nią kawa.
- Nadine, daj ten płaszczyk. Ciepło jest w mieszkaniu. Później pomogę ci przynieść tutaj rzeczy z góry, bo tam nie mam ogrzewania - zabrałem od kobiety ubranie wierzchnie, by powiesić w przedpokoju na wieszaku. Później naszykowałem dwa kubki i cukiernicę, zapalając uprzednio światło. W końcu było dopiero po siódmej i wciąż szaro na zewnątrz.
- Zjesz coś?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ucieszyło mnie to, że smakowały im ciastka. Trochę się martwiłam, że mogłyby im nie pasować, ale skoro Dominic zasugerował aby jego matka przyszła do mnie na lekcje to najwyraźniej dobrze wybrałam.
- Dzięki, ale nie jem śniadań. Herbata wystarczy - usiadłam przy stoliku w kuchni. Zerknęłam w kierunku salonu, gdzie zniknęła mama Dominica.
- Zauważyłam, że twoja mama ceni sobie spędzanie czasu samemu - powiedziałam trochę ciszej. Może kobieta była nieśmiała lub niepewna mojego towarzystwa. Potrafiłam to uszanować. - Ale gdyby chciała kiedyś razem coś upiec to nie miałabym nic przeciwko temu. Kiedyś z Jess razem próbowałyśmy nowy przepis każdego miesiąca. Chętnie bym do tego wróciła. - przy okazji bym się nauczyła czegoś nowego. Jess była zajęta pracą lub, no cóż, Mattem. Nie miała czasu tak jak kiedyś aby spędzić kilka godzin na pieczeniu czegoś co może nawet nam się nie udać.
Wzięłam od Dominica kubek z herbatą i trzymałam go mocno w obu dłoniach aby je rozgrzać.
- Tak bardzo się starasz aby było mi wygodnie, zacznę jeszcze myśleć, że próbujesz abym zmieniła swoją recenzję - zażartowałam.
- Dzięki, ale nie jem śniadań. Herbata wystarczy - usiadłam przy stoliku w kuchni. Zerknęłam w kierunku salonu, gdzie zniknęła mama Dominica.
- Zauważyłam, że twoja mama ceni sobie spędzanie czasu samemu - powiedziałam trochę ciszej. Może kobieta była nieśmiała lub niepewna mojego towarzystwa. Potrafiłam to uszanować. - Ale gdyby chciała kiedyś razem coś upiec to nie miałabym nic przeciwko temu. Kiedyś z Jess razem próbowałyśmy nowy przepis każdego miesiąca. Chętnie bym do tego wróciła. - przy okazji bym się nauczyła czegoś nowego. Jess była zajęta pracą lub, no cóż, Mattem. Nie miała czasu tak jak kiedyś aby spędzić kilka godzin na pieczeniu czegoś co może nawet nam się nie udać.
Wzięłam od Dominica kubek z herbatą i trzymałam go mocno w obu dłoniach aby je rozgrzać.
- Tak bardzo się starasz aby było mi wygodnie, zacznę jeszcze myśleć, że próbujesz abym zmieniła swoją recenzję - zażartowałam.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nieładnie kłamać Nadine - zauważyłem, smarując sobie kanapkę masłem orzechowym. - W środę jak zrobiłem ci śniadanie, to zjadłaś bez żadnych problemów. Nie usłyszałem nic o tym, że nie jesteś głodna - uśmiechnąłem się do siebie, pamiętając, że nie było o niczym takim mowy. Może kobieta nie chciała nic, bo po prostu się wstydziła powiedzieć. Wątpiłem również, aby zjadła coś w domu. Skoro "nie jada śniadań".
- Tak, moja mama jeszcze… nie przystosowała się do nowego otoczenia - powiedziałem bardzo ogólnie, nie wdając się w żadne szczegóły. Później zająłem się zalewaniem herbaty, gdy tylko zagotowała się woda. - Mówię jej, żeby znalazła sobie jakąś pracę, koleżanki i zaczęła wychodzić do ludzi… eh, przynajmniej przestała mnie ciągać wszędzie za rękę. Ale jeśli ty masz ochotę, to wpadnij kiedy chcesz, mama i tak całymi dniami siedzi w domu sama - wzruszyłem ramionami, po czym podałem kobiecie kubek z gorącą herbatą. Sam usiadłem obok, zagryzając kanapkę.
- Jasne. W końcu moja reputacja w twoich oczach jest bardzo ważna - posłałem Nadine trochę zaczepny uśmiech. - Na tyle, że mogę wziąć pod uwagę twoje preferencje kulinarne, gdy będę robić później obiad. Co o tym myślisz? - spytałem pół żartem pół serio. Obiad i tak miałem robić, tylko że zawsze robiłem według własnego gustu. Mama nigdy nie narzekała jeśli było coś do jedzenia. A jeśli miała jakieś wątpliwości, zawsze zostawiała je dla siebie. Tak więc nic nie stało na przeszkodzie, abym tym razem mógł ugotować coś innego.
- Tak, moja mama jeszcze… nie przystosowała się do nowego otoczenia - powiedziałem bardzo ogólnie, nie wdając się w żadne szczegóły. Później zająłem się zalewaniem herbaty, gdy tylko zagotowała się woda. - Mówię jej, żeby znalazła sobie jakąś pracę, koleżanki i zaczęła wychodzić do ludzi… eh, przynajmniej przestała mnie ciągać wszędzie za rękę. Ale jeśli ty masz ochotę, to wpadnij kiedy chcesz, mama i tak całymi dniami siedzi w domu sama - wzruszyłem ramionami, po czym podałem kobiecie kubek z gorącą herbatą. Sam usiadłem obok, zagryzając kanapkę.
- Jasne. W końcu moja reputacja w twoich oczach jest bardzo ważna - posłałem Nadine trochę zaczepny uśmiech. - Na tyle, że mogę wziąć pod uwagę twoje preferencje kulinarne, gdy będę robić później obiad. Co o tym myślisz? - spytałem pół żartem pół serio. Obiad i tak miałem robić, tylko że zawsze robiłem według własnego gustu. Mama nigdy nie narzekała jeśli było coś do jedzenia. A jeśli miała jakieś wątpliwości, zawsze zostawiała je dla siebie. Tak więc nic nie stało na przeszkodzie, abym tym razem mógł ugotować coś innego.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Zazwyczaj nie jem śniadań - poprawiłam się skoro Dominic chciał się pochwalić swoją pamięcią. Zjadłam lekką kolację zanim poszłam z hotelu do Dominica i nie planowałam grzebać w lodówce.
Przytaknęłam, gdy opowiedział trochę więcej o swojej mamie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak trudna musiała być taka wielka przeprowadzka. Do tego kobieta straciła córkę i... W sumie, to nie wiem gdzie jest jej mąż, czy nawet go miała. Dominic nic nie mówi o ojcu. Dobrze wiedziałam aby nie pytać o sprawy rodzinne. Sama przecież unikałam tego, jak ognia.
Dlatego tym bardziej byłam chętna aby spędzić czas z jego mamą i razem coś upiec. Nie miałabym nic przeciwko temu aby zostać jej koleżanką. Siedzieć tak samemu w domu całe dnie zdecydowanie nie jest dobre. Sama kiedyś taka byłam, przez bardzo krótki okres czasu. Gdyby nie Jess i jej pomysł abym poleciała do dziadków na jakiś czas zapewne wciąż siedziałabym we własnej depresji, bez nadziei aby z niej wyjść.
Byłam zaskoczona propozycją Dominica. Nie planowałam zostać aż do obiadu. Wątpiłam, że tyle czasu będę potrzebować aby lepiej przejrzeć rzeczy W.L.
- Robi się zimno, więc może jakąś gęstą zupę? - zaproponowałam. - Tylko bez grzybów! Chyba, że chcesz abym siedziała z głową w twojej toalecie do końca dnia - na samą myśl o ciepłej zupie z grzybami zrobiłam kwaśną minę.
- Czy miałeś szansę samu przejrzeć wszystkie rzeczy na strychu? Znalazłeś coś ciekawego, oprócz zdjęcia z Parker?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gęsta zupa bez grzybów. Kiwnąłem głową, przyjmując to wyzwanie. Rzadko robiłem jakieś zupy, ale pomysł wydał mi się dobry i szybki w wykonaniu. Dobrze też, że wspomniała o grzybach, bo pewnie zrobiłbym pieczarkową z ziemniakami i warzywami. A tak musiałem pomyśleć nad czymś innym.
- Wydaje mi się, że wszystko przejrzałem - odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Skończyłem jeść kanapkę i popiłem ją ciepłą herbatą. - Nie było tego też dużo. Oprócz gazet były ubrania i kilka osobistych rzeczy takich jak to zdjęcie, jakiś nóż, fular, książka o kotach, no i zegarek. Swoją drogą bardzo cenny zegarek. Naprawiłem go. Zegarmistrz powiedział, że trafił mi się prawdziwy skarb. Chciał go ode mnie odkupić, ale zostawiłem go sobie tak… na czarną godzinę - co też miałem nadzieję, że nigdy nie nastąpi.
- Z resztą, zaraz wszystko zobaczysz. Daj mi tylko się przebrać - oznajmiłem, po czym zostawiłem Nadine samą w kuchni. Mama trochę miała racji; nie powinienem przyjmować gości w piżamie. Ubrałem więc czarne spodnie od dresu oraz szarą koszulkę z Rickiem i Mortym. Rozczesałem włosy i zabrałem klucze z biurka.
- Chodźmy. Wybierzesz sobie najpierw co chcesz zobaczyć - zwróciłem się do kobiety, po czym poszliśmy na strych, gdzie na uboczu stała pełna szafa wraz z kufrem i kartonami gazet. - Weź to, jest lżejsze - wskazałem Nadine na jeden z kartonów. Nie zamierzałem spędzać tu więcej czasu niż musiałem. Chłód przeszedł mi po plecach. Mimo wszystko było tu za zimno, żeby spędzać więcej czasu.
- Wydaje mi się, że wszystko przejrzałem - odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Skończyłem jeść kanapkę i popiłem ją ciepłą herbatą. - Nie było tego też dużo. Oprócz gazet były ubrania i kilka osobistych rzeczy takich jak to zdjęcie, jakiś nóż, fular, książka o kotach, no i zegarek. Swoją drogą bardzo cenny zegarek. Naprawiłem go. Zegarmistrz powiedział, że trafił mi się prawdziwy skarb. Chciał go ode mnie odkupić, ale zostawiłem go sobie tak… na czarną godzinę - co też miałem nadzieję, że nigdy nie nastąpi.
- Z resztą, zaraz wszystko zobaczysz. Daj mi tylko się przebrać - oznajmiłem, po czym zostawiłem Nadine samą w kuchni. Mama trochę miała racji; nie powinienem przyjmować gości w piżamie. Ubrałem więc czarne spodnie od dresu oraz szarą koszulkę z Rickiem i Mortym. Rozczesałem włosy i zabrałem klucze z biurka.
- Chodźmy. Wybierzesz sobie najpierw co chcesz zobaczyć - zwróciłem się do kobiety, po czym poszliśmy na strych, gdzie na uboczu stała pełna szafa wraz z kufrem i kartonami gazet. - Weź to, jest lżejsze - wskazałem Nadine na jeden z kartonów. Nie zamierzałem spędzać tu więcej czasu niż musiałem. Chłód przeszedł mi po plecach. Mimo wszystko było tu za zimno, żeby spędzać więcej czasu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dominic miał rację, nie było tam za wiele rzeczy. Gdy pierwszy raz byłam na strachu nie miałam szansy za dobrze się rozejrzeć. Cała moja uwaga była skupiona na gazetach i na ubraniach, które wciąż wisiały w szafie. Wzięłam kilka kartonów i postawiłam je przy stoliku w kuchni. Sprawdziłam co było na samym dnie jednego z nich, gdzie znalazłam książkę, o której wspominał Dominic.
Usiadłam przy stoliku, przeglądając książkę z pięknie narysowanymi kotami. Wyglądało na to, że była to kolekcja informacji dla właścicieli kotów oraz różne znane historie o kotach. Zatrzymałam się odrobinę dłużej na stronie z czarnym kotem.
Niby to zwykły kot, tak jak każdy inny, ale jego pyszczek był uroczy. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy uświadomiłam sobie, że przypomina mi Vincenta.
Zmarszczyłam brwi do własnych myśli. Znowu to zrobiłam. Znowu przyszła mi do głowy myśl, której nie potrafiłam wytłumaczyć. Nie znałam przecież żadnego Vincenta. Nigdy nie mieliśmy kotów w domu. Więc dlaczego wyobrażałam sobie małego kociaka z dzwoneczkiem wokół szyi? Zacisnęłam usta aby się nie roześmiać.
Dziwne. To wszystko było strasznie dziwne.
Zapisałam w notatniku na telefonie "Vincent" i "kot" obok znaka zapytania.
Uświadomiłam sobie w tym momencie, że te wszystkie nie do wyjaśnienia wizje, niczym wspomnienia, zaczęły częściej się pojawiać, gdy przeglądałam rzeczy, które kiedyś należały do Dove Parker-Newton i W.L.
Odłożyłam książkę na bok, gdy Dominic dołączył do mnie w kuchni i przyniósł więcej rzeczy ze strychu.
- Ta książka jest przepiękna. Pewnie nie jeden kolekcjoner wiele by za nią dał - byłam pewna, że Dominic o tym wiedział. Skoro dowiedział się o wartości zegarka, łatwo zgadnąć ile były warte inne rzeczy W.L.
- Mogłabym zobaczyć ten zegarek? - poprosiłam, ciekawa jak wyglądał, że aż zegarmistrz nazwał go "skarbem".
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po tym, jak zabrałem ostatnie z kartonów, zamknąłem jeszcze strych na klucz. Poranek był naprawdę zimny i chętniej wróciłbym do łóżka, pod ciepłą kołdrę zamiast od razu zajmować się Nadine. Liczyłem, że przyjdzie później niż siódma rano… cóż, może było w tym trochę mojej winy, gdyż nie umawialiśmy się na żadną konkretną godzinę.
Te rzeczy, które przyniosłem, wstawiłem do swojego pokoju, żeby nie zagracać do końca całej kuchni. Miałem robić jeszcze obiad w dodatku, potrzebowałem więcej miejsca.
- Weź ją sobie jeśli chcesz - powiedziałem po dłuższej chwili zastanowienia. Wiedziałem, że ręcznie ilustrowane książki zawsze były sporo warte. Ta była w dobrym stanie jak na swój wiek, mimo widocznych śladów użytkowania. Właściciel zdecydowanie dbał o nią. Mogłem ją sprzedać do jakiegoś antykwariatu, ale nie miałem pojęcia, czy jej nowy właściciel będzie tak samo dobrze nią dbać. A wierzyłem, że Nadine będzie się nią opiekować. Dlaczego tak bardzo mi na tym zależało? Cóż… nie miałem pojęcia.
- Mi się raczej nie przyda. Przejrzałem ją, jest naprawdę ładna, ale nie planuję posiadania kota. Jestem na nie uczulony. Tylko dbaj o nią - zastrzegłem od razu. Uśmiechnąłem się lekko, mówiłem jednak całkiem poważnie. Później przyniosłem zegarek, o który prosiła Nadine. W przeciwieństwie do książki nie oddałbym go. Nie sprzedałem, więc tym bardziej nie planowałem w jakikolwiek inny sposób się go pozbywać. Tym przedmiotem byłem zdecydowanie bardziej zafascynowany.
Położyłem więc na stole srebrny, kieszonkowy zegarek na krótkim łańcuszku. Dało się słyszeć jak cicho tykają wskazówki. Pokazywały odpowiednią godzinę.
- Są na nim co prawda ślady używania, ale jest w bardzo dobrym stanie. Z resztą jak wszystko inne. W.L. naprawdę dbał o swoje rzeczy. Można pozazdrościć, bo ja na przykład jakoś nie posiadam tej cechy - powiedziałem, przyglądając się Nadine. A może kiedyś wytwarzane przedmioty były bardziej trwałe niż obecne.
Te rzeczy, które przyniosłem, wstawiłem do swojego pokoju, żeby nie zagracać do końca całej kuchni. Miałem robić jeszcze obiad w dodatku, potrzebowałem więcej miejsca.
- Weź ją sobie jeśli chcesz - powiedziałem po dłuższej chwili zastanowienia. Wiedziałem, że ręcznie ilustrowane książki zawsze były sporo warte. Ta była w dobrym stanie jak na swój wiek, mimo widocznych śladów użytkowania. Właściciel zdecydowanie dbał o nią. Mogłem ją sprzedać do jakiegoś antykwariatu, ale nie miałem pojęcia, czy jej nowy właściciel będzie tak samo dobrze nią dbać. A wierzyłem, że Nadine będzie się nią opiekować. Dlaczego tak bardzo mi na tym zależało? Cóż… nie miałem pojęcia.
- Mi się raczej nie przyda. Przejrzałem ją, jest naprawdę ładna, ale nie planuję posiadania kota. Jestem na nie uczulony. Tylko dbaj o nią - zastrzegłem od razu. Uśmiechnąłem się lekko, mówiłem jednak całkiem poważnie. Później przyniosłem zegarek, o który prosiła Nadine. W przeciwieństwie do książki nie oddałbym go. Nie sprzedałem, więc tym bardziej nie planowałem w jakikolwiek inny sposób się go pozbywać. Tym przedmiotem byłem zdecydowanie bardziej zafascynowany.
Położyłem więc na stole srebrny, kieszonkowy zegarek na krótkim łańcuszku. Dało się słyszeć jak cicho tykają wskazówki. Pokazywały odpowiednią godzinę.
- Są na nim co prawda ślady używania, ale jest w bardzo dobrym stanie. Z resztą jak wszystko inne. W.L. naprawdę dbał o swoje rzeczy. Można pozazdrościć, bo ja na przykład jakoś nie posiadam tej cechy - powiedziałem, przyglądając się Nadine. A może kiedyś wytwarzane przedmioty były bardziej trwałe niż obecne.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Fakt, że Dominic nie miał nic przeciwko temu abym wzięła sobie książkę o kota na tyle mnie wzruszył, że objęłam książkę ramionami, przyciskając ją do swojej piersi, jakby tym gestem chciała mu udowodnić, że nic tej książce się nie stanie tak długo, jak będzie w moich dłoniach.
- Dziękuję - tylko tyle udało mi się powiedzieć zanim Dominic zaprezentował zegarek.
Było coś relaksującego w dźwięku tykającego zegarka. Był na prawdę w zaskakująco dobrym stanie. Odłożyłam książkę na bok i ostrożnie wzięłam zegarek w dłonie, przyglądając mu się bliżej.
Mrugnęłam raz i przed oczami pojawił się ten sam zegarek, ale wyglądał na zupełnie nowy. Za zegarkiem w dłoni na jakiś stole było kilka innych. Poczułam dziwne mrowienie na karku i gdy spojrzałam przez ramię ujrzałam mężczyznę ze zdjęcia z Dove Parker.
W.L. stał niedaleko, a za nim tłum ludzi. Był to jakiś market, najwyraźniej bardzo popularny. Dachy budynków były zakryte białym śniegiem i... Zaraz. W.L. był tym samym mężczyzną z wizji w zimowym ogrodzie, gdy nazwał mnie Dove.
Znowu mrugnęłam i tym razem szłam obok mężczyzny, który na chwilę wyciągnął z kieszeni zegarek.
Sekundę później siedziałam na ławce z pudełkiem na kolanach. Gdy je otworzyłam wstrzymałam oddech rozpoznając pozytywkę, którą pożyczyłam z Parker Hotel.
Kobieca dłoń, która najwyraźniej należała do mnie, otworzyła pozytywkę. Gdy usłyszałam melodię z Otella uśmiechnęłam się, wspominając jedno z pierwszych momentów, gdy poznałam Williama.
William.
Otello. Teatr. Obcas w głowę.
Przyjęcie. Gra w szarady. Sebastian.
Zakrwawiony Sebastian. Więcej krwi. Krzyki. Robert.
Przed oczami pojawiły mi się czarne kropki, a głowa stała się dziwnie lekka. Serce biło tak mocno, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Odłożyłam zegarek na stół abym mogła złożyć razem dłonie w pięść i przyłożyć ją do serca.
Przymknęłam oczy i spróbowałam uspokoić swój oddech. Najlepiej gdzieś położyłabym się, nałożyła na siebie coś ciężko, ale nie chciałam robić scen w domu Dominica.
- Przepraszam. Jeszcze nie umówiłam się z teraupełtą i... - nie dokończyłam zdania, gdy otworzyłam oczy i zamiast Dominica, przed sobą zobaczyłam W.L. Williama.
- J-j-ja muszę... Do łazienki - nie wiem jak, ale udało mi się wstać chociaż byłam pewna, że nogi mi się trzęsły. Myślałam, że nie uda mi się oderwać wzroku od ducha mężczyzny, który dawno leżał pod ziemią, a jednak stał w kuchni Dominica jakby nigdy nic.
Jakoś dotarłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Dłonią pełną zimnej wody przyłożyłam sobie do karku i do twarzy. Zamknęłam oczy, skupiona na biciu serca. Nie otworzyłam je dopóki nie byłam pewna, że atak paniki minął.
Spojrzałam na odbicie w lustrze. Patrząc sobie w oczy byłam przerażona tym co przed chwilą się wydarzyło. Czy zaczęłam tracić rozum? Czy były to pierwsze znaki schizofrenii?
Westchnęłam ciężko. Czułam się zagubiona, zażenowana. Jak ja miałam teraz wyjść i ponownie spojrzeć w oczy Dominicowi? Albo gorzej, co jeżeli wyjdę z łazienki i zamiast blondyna zobaczę ducha?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przestraszyłem się, gdy uśmiech na twarzy Nadine zamarł, a na jej twarzy odmalowało się coś dziwnego. Nie potrafiłem tego określić. Po prostu nagle jakby odpłynęła, jej oczy zapatrzone w jeden punkt, który już nawet nie był zegarkiem, nie reagowały.
- Nadine? - spytałem cicho, wyciągając dłoń w jej kierunku. Oddech kobiety wyraźnie przyspieszył, a ten zamglony wzrok wciąż bardzo mnie niepokoił. I brak odpowiedzi, jakby w ogóle mnie nie słyszała.
- Nadine? - powtórzyłem, tym razem wstając z krzesła i podchodząc bliżej niej. A jeśli to był jakiś początek choroby? W momencie gdy wyciągnąłem dłoń, aby dotknąć jej ramienia, spojrzała na mnie i się odezwała. Miała bardzo zagubiony wzrok, jakby nie do końca potrafiła zrozumieć kim jestem i co tu robię. Albo co ona tu robi.
Chwiejnym krokiem udała się do łazienki. Odczekałem kilka minut, nasłuchując czy przypadkiem nie upada albo coś. Szum wody już dawno ucichł lecz ona nadal nie wychodziła.
- Mamo, musisz mi pomóc - zdecydowałem w końcu poprosić kobietę o pomoc, gdy Nadine zbyt długo nie opuszczała łazienki. A jeśli zasłabła? Szybko przedstawiłem matce o co chodzi. Jako kobieta, a w dodatku lekarz, zdecydowanie lepiej powinna sobie poradzić w tej sytuacji.
- Nadine, wszystko dobrze? - zapytała, pukając do drzwi. Nie słyszałem odpowiedzi. Może była zbyt cicha, jednak matka nie dawała za wygraną. - Wchodzę - powiedziała, po czym odczekała kilka chwil zanim uchyliła drzwi. Słyszałem, jak coś mówiła, ale przez ściszony ton nie wiedziałem co dokładnie. Usiadłem więc na krześle w kuchni, nie chcąc w niczym przeszkadzać.
- Nadine? - spytałem cicho, wyciągając dłoń w jej kierunku. Oddech kobiety wyraźnie przyspieszył, a ten zamglony wzrok wciąż bardzo mnie niepokoił. I brak odpowiedzi, jakby w ogóle mnie nie słyszała.
- Nadine? - powtórzyłem, tym razem wstając z krzesła i podchodząc bliżej niej. A jeśli to był jakiś początek choroby? W momencie gdy wyciągnąłem dłoń, aby dotknąć jej ramienia, spojrzała na mnie i się odezwała. Miała bardzo zagubiony wzrok, jakby nie do końca potrafiła zrozumieć kim jestem i co tu robię. Albo co ona tu robi.
Chwiejnym krokiem udała się do łazienki. Odczekałem kilka minut, nasłuchując czy przypadkiem nie upada albo coś. Szum wody już dawno ucichł lecz ona nadal nie wychodziła.
- Mamo, musisz mi pomóc - zdecydowałem w końcu poprosić kobietę o pomoc, gdy Nadine zbyt długo nie opuszczała łazienki. A jeśli zasłabła? Szybko przedstawiłem matce o co chodzi. Jako kobieta, a w dodatku lekarz, zdecydowanie lepiej powinna sobie poradzić w tej sytuacji.
- Nadine, wszystko dobrze? - zapytała, pukając do drzwi. Nie słyszałem odpowiedzi. Może była zbyt cicha, jednak matka nie dawała za wygraną. - Wchodzę - powiedziała, po czym odczekała kilka chwil zanim uchyliła drzwi. Słyszałem, jak coś mówiła, ale przez ściszony ton nie wiedziałem co dokładnie. Usiadłem więc na krześle w kuchni, nie chcąc w niczym przeszkadzać.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nadine.
Podskoczyłam w miejscu, gdy usłyszałam czyjś głos tuż obok.
- Spokojnie. To tylko ja - mama Dominica uścisnęła moje ramię. Mimo jej lekkiego uśmiechu widziałam, jak jej oczy skaczą po mojej twarzy.
Co ona tutaj robiła? Czy usłyszała co się wydarzyło w kuchni? Czy zrobiłam coś czego teraz nie pamiętałam i zwróciło to jej uwagę?
- Przepraszam - szepnęłam, czując wielki, ciężki wstyd. Świadomość, że stałam teraz w łazience w mieszkaniu Dominica i jego mama najwyraźniej próbuje pomóc pomogło mi się obudzić. Wstyd musiał być tak samo silnym uczuciem co... cokolwiek to wcześniej było.
- Nie masz powodu do przeprosin. Chodź usiąść. Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. Zjadłaś coś?
- Nie.
Kobieta, wciąż trzymając mnie za ramię, zaczęła prowadzić w stronę kuchni. W jakiejkolwiek innej sytuacji nie zostałabym dłużej i od razu wróciła do mieszkania.
- Powinnam iść. Dziękuję za... - spróbowałam.
- Nonsens - jej uścisk na moim ramieniu stał się silniejszy.
Gdy ponownie weszłam do kuchni, przy stole zauważyłam Dominica. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, jakby w każdym momencie ponownie pojawi się William, ale ostatecznie jedynie zrobiłam z siebie większą wariatkę.
Mama Dominica kazała mi usiąść i grzecznie czekać. Poprosiła Dominica aby dolał mi wody, a sama przygotowała talerzyk z kawałkami banana z odrobiną masła orzechowego. Spojrzałam na to dziwne danie, po raz pierwszy widząc taką kombinację.
- Zgaduję, że to jest jakieś Amerykańskie danie.
- O dobrze, humor ci wraca. Jedz - kobieta czekała aż zjem chociaż kilka pokrojonych kawałków, zanim ponownie się odezwała. - Często masz tak intensywne ataki paniki?
Pokręciłam lekko głową, usta pełne banana i masła orzechowego.
Szczerze mówiąc może zaczęło się, jak każda poprzednia panika jaką miałam, ale tym razem była zupełnie inna. Po tym co zobaczyłam, co poczułam, zaczęłam podejrzewać, że może miałam jakieś połączenie z Dove Parker i Williamem. Kilka razy słyszałam o reinkarnacji, ale nie wierzyłam w takie bajki. Zdecydowałam więcej o tym poczytać, znaleźć na to jakieś dowody. Jeżeli nie reinkarnacja może znajdę inną potencjalną odpowiedź.
Albo straciłam rozum, ale czy szaleni ludzie są świadomi, że nie są normalni?
- Powinnaś z kim o tym porozmawiać. Możliwe, że potrzebujesz leki aby lepiej kontrolować swoją panikę. - już to gdzieś słyszałam. Wiedziałam, że powinnam wrócić na terapię, ale pomiędzy pracą, szkołą i tezą nie miałam chęci ani energii aby tym się zająć.
- Przepraszam. Nie chciałam wam zepsuć poranek ani być jakimkolwiek obciążeniem.
Mama Dominica nie skomentowała moich słów. Jej cisza jedynie potwierdzała moje słowa i obawy.
- Zadbaj o nią. W razie czego, wołać - i tym samym wyszła z kuchni.
Wypiłam do końca szklankę z zimną wodą.
- Przepraszam. Pewnie zrobiłam z siebie wielką wariatkę - ukryłam twarz w dłoniach próbując ułożyć własne myśli. I ukryć potrzebę aby się rozpłakać. Musiałam się wziąć w garść, wyjść i dać Dominicowi i jego mamie spokój.
- Nawet gdybym chciała siebie wytłumaczyć to nie wiem jak - wyznałam.
Podskoczyłam w miejscu, gdy usłyszałam czyjś głos tuż obok.
- Spokojnie. To tylko ja - mama Dominica uścisnęła moje ramię. Mimo jej lekkiego uśmiechu widziałam, jak jej oczy skaczą po mojej twarzy.
Co ona tutaj robiła? Czy usłyszała co się wydarzyło w kuchni? Czy zrobiłam coś czego teraz nie pamiętałam i zwróciło to jej uwagę?
- Przepraszam - szepnęłam, czując wielki, ciężki wstyd. Świadomość, że stałam teraz w łazience w mieszkaniu Dominica i jego mama najwyraźniej próbuje pomóc pomogło mi się obudzić. Wstyd musiał być tak samo silnym uczuciem co... cokolwiek to wcześniej było.
- Nie masz powodu do przeprosin. Chodź usiąść. Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. Zjadłaś coś?
- Nie.
Kobieta, wciąż trzymając mnie za ramię, zaczęła prowadzić w stronę kuchni. W jakiejkolwiek innej sytuacji nie zostałabym dłużej i od razu wróciła do mieszkania.
- Powinnam iść. Dziękuję za... - spróbowałam.
- Nonsens - jej uścisk na moim ramieniu stał się silniejszy.
Gdy ponownie weszłam do kuchni, przy stole zauważyłam Dominica. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, jakby w każdym momencie ponownie pojawi się William, ale ostatecznie jedynie zrobiłam z siebie większą wariatkę.
Mama Dominica kazała mi usiąść i grzecznie czekać. Poprosiła Dominica aby dolał mi wody, a sama przygotowała talerzyk z kawałkami banana z odrobiną masła orzechowego. Spojrzałam na to dziwne danie, po raz pierwszy widząc taką kombinację.
- Zgaduję, że to jest jakieś Amerykańskie danie.
- O dobrze, humor ci wraca. Jedz - kobieta czekała aż zjem chociaż kilka pokrojonych kawałków, zanim ponownie się odezwała. - Często masz tak intensywne ataki paniki?
Pokręciłam lekko głową, usta pełne banana i masła orzechowego.
Szczerze mówiąc może zaczęło się, jak każda poprzednia panika jaką miałam, ale tym razem była zupełnie inna. Po tym co zobaczyłam, co poczułam, zaczęłam podejrzewać, że może miałam jakieś połączenie z Dove Parker i Williamem. Kilka razy słyszałam o reinkarnacji, ale nie wierzyłam w takie bajki. Zdecydowałam więcej o tym poczytać, znaleźć na to jakieś dowody. Jeżeli nie reinkarnacja może znajdę inną potencjalną odpowiedź.
Albo straciłam rozum, ale czy szaleni ludzie są świadomi, że nie są normalni?
- Powinnaś z kim o tym porozmawiać. Możliwe, że potrzebujesz leki aby lepiej kontrolować swoją panikę. - już to gdzieś słyszałam. Wiedziałam, że powinnam wrócić na terapię, ale pomiędzy pracą, szkołą i tezą nie miałam chęci ani energii aby tym się zająć.
- Przepraszam. Nie chciałam wam zepsuć poranek ani być jakimkolwiek obciążeniem.
Mama Dominica nie skomentowała moich słów. Jej cisza jedynie potwierdzała moje słowa i obawy.
- Zadbaj o nią. W razie czego, wołać - i tym samym wyszła z kuchni.
Wypiłam do końca szklankę z zimną wodą.
- Przepraszam. Pewnie zrobiłam z siebie wielką wariatkę - ukryłam twarz w dłoniach próbując ułożyć własne myśli. I ukryć potrzebę aby się rozpłakać. Musiałam się wziąć w garść, wyjść i dać Dominicowi i jego mamie spokój.
- Nawet gdybym chciała siebie wytłumaczyć to nie wiem jak - wyznałam.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Odrobinę się uspokoiłem widząc, jak mama wyprowadza Nadine z łazienki całą i zdrową. Może wciąż wyglądała dość niewyraźnie, ale przynajmniej kontaktowała i logicznie odpowiadała na pytania kobiety. Całe szczęście.
- Już daję - odpowiedziałem tylko, wyjmując z szafki czystą szklankę, do której nalałem Nadine chłodnej wody. Nie potrafiłem przy tym przestać się jej nieco przyglądać. Moje kąciki ust lekko się uniosły w drobnym uśmiechu, widząc jej reakcję na podane jedzenie. Żadne tam rarytasy, nic skomplikowanego. Praktycznie jedyne, co mama potrafiła "ugotować", oprócz posmarowania kromki chleba masłem. Nadine jednak nie marudziła, od razu zabierając się do jedzenia. Widocznie niejedzenie śniadań też dokładało coś od siebie, co niekorzystnie wpływało na jej samopoczucie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Brakowało tylko rozmazanego makijażu oraz rozczochranych włosów.
"Zadbaj o nią"? Czy ja dobrze usłyszałem? Powiodłem spojrzeniem przez chwilę za odchodzącą kobietą. Zdaje się, że chyba zaczęła trochę lubić Nadine, skoro padły takie słowa z jej ust. Jednak nie musiała mi o tym mówić. Wiedziałem, że powinienem teraz bardziej uważać na Nadine.
- Jaką wariatkę, każdemu zdarzają się gorsze chwile - westchnąłem, widząc jak zaczęła się zadręczać. Jakby naprawdę miało to komuś zepsuć dzień. Chyba najbardziej właśnie jej, tymi myślami. Chciałem w jakiś sposób pocieszyć Nadine, ale byłem w tym dość kiepski i niezbyt wiedziałem jak się do tego zabrać. Zazwyczaj nie potrzebowałem nikogo pocieszać. Dlatego po chwili namysłu podszedłem niej, by objąć za ramiona i lekko przytulić do siebie - Nie masz za co przepraszać, głuptasie - powiedziałem, jedną dłonią gładząc czarne, długie włosy kobiety. Były bardzo miękkie w dotyku i delikatnie pachniały owocowym szamponem.
- Odpocznij sobie. Jeśli chcesz, to połóż się, a po obiedzie odprowadzę cię do domu. I nie ma żadnych protestów, bo to nic ci nie da - uśmiechnąłem się lekko, po czym wypuściłem kobietę z objęć. Wciąż wyglądała jakby miała się rozpłakać lub zemdleć, lub jedno i drugie, dlatego zdecydowanie nie zamierzałem wypuścić jej stąd samej.
- Już daję - odpowiedziałem tylko, wyjmując z szafki czystą szklankę, do której nalałem Nadine chłodnej wody. Nie potrafiłem przy tym przestać się jej nieco przyglądać. Moje kąciki ust lekko się uniosły w drobnym uśmiechu, widząc jej reakcję na podane jedzenie. Żadne tam rarytasy, nic skomplikowanego. Praktycznie jedyne, co mama potrafiła "ugotować", oprócz posmarowania kromki chleba masłem. Nadine jednak nie marudziła, od razu zabierając się do jedzenia. Widocznie niejedzenie śniadań też dokładało coś od siebie, co niekorzystnie wpływało na jej samopoczucie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Brakowało tylko rozmazanego makijażu oraz rozczochranych włosów.
"Zadbaj o nią"? Czy ja dobrze usłyszałem? Powiodłem spojrzeniem przez chwilę za odchodzącą kobietą. Zdaje się, że chyba zaczęła trochę lubić Nadine, skoro padły takie słowa z jej ust. Jednak nie musiała mi o tym mówić. Wiedziałem, że powinienem teraz bardziej uważać na Nadine.
- Jaką wariatkę, każdemu zdarzają się gorsze chwile - westchnąłem, widząc jak zaczęła się zadręczać. Jakby naprawdę miało to komuś zepsuć dzień. Chyba najbardziej właśnie jej, tymi myślami. Chciałem w jakiś sposób pocieszyć Nadine, ale byłem w tym dość kiepski i niezbyt wiedziałem jak się do tego zabrać. Zazwyczaj nie potrzebowałem nikogo pocieszać. Dlatego po chwili namysłu podszedłem niej, by objąć za ramiona i lekko przytulić do siebie - Nie masz za co przepraszać, głuptasie - powiedziałem, jedną dłonią gładząc czarne, długie włosy kobiety. Były bardzo miękkie w dotyku i delikatnie pachniały owocowym szamponem.
- Odpocznij sobie. Jeśli chcesz, to połóż się, a po obiedzie odprowadzę cię do domu. I nie ma żadnych protestów, bo to nic ci nie da - uśmiechnąłem się lekko, po czym wypuściłem kobietę z objęć. Wciąż wyglądała jakby miała się rozpłakać lub zemdleć, lub jedno i drugie, dlatego zdecydowanie nie zamierzałem wypuścić jej stąd samej.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach