Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
AlterosDzisiaj o 06:34 pmYoshina
Charm Nook Dzisiaj o 03:36 pmAku
Where is my mind?Wczoraj o 08:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 08:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 07:43 pmKurokocchin
Lies07/05/24, 09:07 pmSyriusz
Careful, I bite06/05/24, 06:54 pmKass
A New Beginning 06/05/24, 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
8 Posty - 32%
7 Posty - 28%
3 Posty - 12%
2 Posty - 8%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%

Go down
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty This is my revenge {23/09/22, 10:07 pm}




X od samego początku walczył ze swoją orientacją i dopiero pogodził się z nią na studiach, kiedy poznał tam swojego obecnego partnera. Spędzali ze sobą najlepszego chwile i mimo nielicznych kłótni, zawsze szybko się godzili. X przeżywał swoje pierwsze razy właśnie z nim.
Teraz między nim a X zmieniło się wiele, przestali rozmawiać, spędzać ze sobą tyle czasu, jak kiedyś. Na początku X myślał, że to ze względu na pracę partnera, ale prawda była brutalniejsza, gdyż pewnego dnia mężczyzna oświadczył, że ma romans z kobietą i to z nią zamierza spędzić resztę życia. X załamuje się tą informacją i choć ciężko mu się pozbierać, to stara się jakoś żyć.
Jednakże, X ma też inne plany. Postanawia zemścić się na mężu, uwodząc jego ojca – Y, który nigdy nie przepadał za związkiem swojego syna z X, ponieważ był dość negatywnie nastawiony do tego typu związków. Mimo tego X postanawia uwieść Y, który stara się go odtrącać. Co jeśli Y przegra walkę i sam zauroczy się młodym X? Czy syn Y rzeczywiście stanie między nimi będąc niezadowolonym z obrotu spraw? Dodajmy jeszcze to, że jego plan zaczyna się w chwili zamieszkania z Y pod jednym dachem.

X -  imię i nazwisko @Kurokocchin
Y - imię i nazwisko @Yoshina




THIS IS MY REVENGE.



NC



Ostatnio zmieniony przez Kurokocchin dnia 24/09/22, 07:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {24/09/22, 07:54 pm}

D E N V E R    M I L L E R c z ł o w i e k   o   d w ó c h    t w a r z a c h

D e n v e r - M i l l e r

Lat 47 - Wzrost 187 - Waga 90 kg
Platynowe włosy - Lekko śniada skóra

        Pan Miller jest przykładnym obywatelem. Od dziesięciu lat jest w związku małżeńskim i ani myśli coś zmieniać. Ma kochającą żonę Susan, która od dwudziestego roku życia została matką i rodzinę stawia ponad wszystko. Jest chodzącym aniołem, co czasem potrafi zdenerwować Denvera.
        Z zawodu jest nauczycielem biologii oraz wychowania fizycznego. Bardzo dba o zdrowe odżywianie, choć potrafi złamać swoje reguły dla dwóch ptysi. Gdy ich jedyny syn, Michael pierwszy raz przyprowadził swą lubę, mężczyznę, Miller zniósł to bardzo źle. Nie potrafi zrozumieć jak można podniecać się na widok czyjegoś kutasa. Dlatego też dał ultimatum swemu synowi, aby się wyprowadził, z nadzieją w duchu, że to tylko przejściowe. W czterech ścianach zrobiło się spokojnie, a sam Denver miał w końcu czas, aby oddać się swoim nudnawym hobby. Czytanie książek, jazda na motorach, a nawet branie udziału w prywatnych wyścigach z znajomymi. Ten pomału siwiejący mężczyzna zrobił się ciepłą kluchą, choć za młodu był nie małym, problematycznym dzieckiem. Czy jednak wiek zmienia człowieka? Sytuacja rodzinna? Praca? Czy może jednak po czasie ubierania pewnej maski, Miller postanowi ją ściągnąć i na nowo zasmakować życia?
       W końcu ludzie to jedna wielka zagadka.
Emme



Ostatnio zmieniony przez Yoshina dnia 25/09/22, 11:35 am, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {24/09/22, 08:42 pm}

Liam  Moore Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.

Dwudziestopięcioletni marzyciel, mierzący marne sto siedemdziesiąt siedem centymetrów. Ostrożnie wybiera znajomych, z którymi może dzielić swoje życie. Przez wiele lat był dręczony przez rówieśników, kiedy dowiedzieli się o jego orientacji, przez co sam siebie nie akceptował. Dopiero idąc na studia, zaczął inaczej na to wszystko patrzeć, gdyż tam ludzie nie mieli z tym żadnego problemu, pierwszą osobą, która go zaakceptowała był Michael Miller, z którym od początku złapał dobry kontakt. Dogadywali się ze sobą od samego początku i nie raz mieli te same pomysły. Po pewnym czasie ich przyjaźń przerodziła się w miłość i związali się ze sobą z nadzieją na długotrwały związek. Jego rodzice od razu zaakceptowali Michaela, jednakże z rodzicami partnera, a w sumie z jego ojcem, było już nieco trudniej. Liam jednak się tym nie przejmował i starał się pocieszać chłopaka za każdym razem, kiedy miał nieprzyjemną rozmowę z ojcem. Czar jednak prysł i Liam został zdradzony. Udawał, że się tym nie przejął, ale prawda była zupełnie inna.

Co można więcej powiedzieć o nim samym? Nie jest duszą towarzystwa, zwykle trzyma innych na dystans, ale po lepszym zapoznaniu się, granica znika i jest otwarty dla swoich przyjaciół. Często spędza czas na czytaniu książek lub oglądaniu filmów z różnych czasów. Jest miłośnikiem kotów, choć obecnie żadnego nie posiada. Na jego biodrze, po lewej stronie, znajduje się nieco szersza blizna. Jest studentem historii sztuki na ostatnim roku, co wcale nie ułatwia mu życia.
Emme




postacie poboczne


Jeśli potrzebujesz się komuś zwierzy, Luck jest najlepszą opcją. Dobry słuchacz z jeszcze lepszymi radami. Jego trudne dzieciństwo sprawiło, że musiał zawsze liczyć tylko na siebie oraz życie dało mu sporą naukę. Przed studiami był osobą dobrze uczącą się, ale przez jego nieciekawe towarzystwo, wpadał w kłopoty. Teraz ma to za sobą i cieszy się świętym spokojem oraz przyjaciółmi, którzy są mu bliscy. Czy ocenia? Ocenia tylko tych, którzy od początku mu nie pasują, tym bardziej, że ma dobrą intuicję, którą nabył przez te wszystkie lata swojego życia. Lubi imprezować oraz szukać przygód, ale potrafi być też niańką pijackiej grupy. Złota rączka, miłośnik motoryzacji.
najlepszy przyjacielluck


Większość zna ją jako cichą myszkę, nieśmiałą rudowłosą. Zbytnio się nie mylą, gdyż taka naprawdę jest Mia, jednakże, wśród swoich znajomych włącza się do rozmowy, dyskutuje na najróżniejsze tematy oraz dzieli się swoimi pomysłami. Inteligenta, a jej zielone oczy hipnotyzują niejednego śmiałka, którzy próbują jakoś zagadać do studentki. Żaden mężczyzna nie ma jednak szans zdobyć serca nieśmiałej dziewczyny, gdyż ta lubuje się w kobietach, czego nie każdy jest świadomy. Mia uważa, że nie każdy musi być zaproszony do jej prywatnego życia, dlatego trzyma się małego grona przyjaciół. Właścicielka kotki - Diny, którą znalazła niedaleko uczelni.
koleżanka ze studiówMia


Komplementy to jego specjalność. Sam Liam nieraz poddał się jego słodkim słówkom, które podbijają serce wielu kobiet, jak i mężczyzn. Damen nie zwraca uwagi na płeć, uważa, że dla każdego znajdzie się miejsce w jego ramionach, jak i łóżku. Był w paru stałych związkach, ale nie znalazł jeszcze tej jedynej osoby, która zawładnęła by sercem Damena. Łączy studia z pracą w jednej z galerii sztuk, gdzie oprowadza i opowiada o obrazach. W wolnym czasie udziela się w wolontariacie w schronisku dla zwierząt.
kolega ze studiówDamen


Właścicielka klubu, z bardzo dobry rozgłosem. Noemi ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, a już podbiła centrum miasta swoim klubem, do którego ludzie chętnie przychodzą. Dobra muzyka, perfekcyjne drinki oraz spora powierzchnia zrobiła swoje. Aktualnie w szczęśliwym związku z dziewczyną. Noemi nie wygląda na osobę, która zabić może wzrokiem czy słowami. Nigdy nie pozwala wejść sobie na głowę, a kiedy widzi problemy, od razu je rozwiązuje, nie patrząc kto na tym ucierpi. Narobiła sobie trochę wrogów, ale co to za życie, gdzie wszyscy by ją wielbili? Nie lubi się nudzić, zawsze musi mieć jakieś zajęcie, aby czuć się dobrze. Nie ma kontaktu ze swoją rodziną poza Liamem, który jako jedyny cieszy się z jej życia.
kuzynkaNoemi


KSIĘŻNICZKA.
Za wiele nie można o niej powiedzieć.
dziewczyna MichaelaHailley


Emme


Ostatnio zmieniony przez Kurokocchin dnia 20/11/22, 09:45 am, w całości zmieniany 5 razy
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {28/09/22, 09:14 pm}

This is my revenge Denver10
       Para ulatywała z ceramicznego kubka z napisem "Dla najlepszego taty", któremu przez moment przyglądał się jasnowłosy. Zdawał się zastanawiać ile już lat posiada ten drobny prezent od swego problematycznego niekiedy syna. Minęło sporo czasu odkąd wpadł na niedzielny obiadek i z jakiegoś powodu brakowało mu widoku tej znajomej twarzy. Twarzy, która robiła się n lat temu cała czerwona, gdy pampers robił się pełen od czarnej paćki. Na szczęście te czasy przeminęły z wiatrem, a Denver odchowując swą pociechę mógł nareszcie zasnać świętego spokoju w swoich czterech ścianach z jakże cudowną żonką u swego boku. Na wspomnienie o swej wybrance serca, jego uważny wzrok prześlizgnął się na tyłek panienki po czterdziestce. Jak na swój wiek trzymała się znakomicie, co napawało dumą mężczyznę. Wrócił swym skupieniem do gazety, którą czytał, kiedy to jego spokój przerwał donośny odgłos z góry, przypominający mu, dlaczego jego chwile radości nie trwały zbyt długo.
        - Przypomnisz mi, czemu mamy tego pasożyta pod swoim dachem? - spytał retorycznie z żyłką na czole. Wypisz i wymaluj, nie ukrywał swej irytacji przed ukochaną, gdy ta nakładała na trzy talerze jajecznicę z bekonem. Wysmazonym tak, jak Miller lubił.
       - Kochanie, musimy czasem wziąć odpowiedzialność za swojego syna. Nie pozwole dzieciakowi spać pod gołym niebem - z niewzruszoną miną ignorowała niezadowolenie swego męża, całując go w czoło najczulej jak potrafiła. Ściągnęła z siebie fartuszek i położyła wszystkie talerze na stole.
       - Liam! Śniadanie! - krzyknęła miłym dla ucha świergotem, zasiadając u boku ukochanego, który wręcz zabijał swym wzrokiem. W sytuacji w jakiej się znaleźli mógł obwiniać jedynie swego syna. Moze właśnie dlatego ten nie chciał przyjechać w odwiedziny do swych staruszków. Zwłaszcza po ostatnim zderzeniu z Liamem. Mimo to nauczyciel nie rozumiał czemu Susan postanowiła się w to mieszać. Znał jej dobroduszność. Nie potrafiła przejść obok osób w potrzebie, ale były tego pewne granice, a jedną z nich zdaniem Milllera przekroczyła. Nawet nie chciała go słuchać, gdy się wykłócali o swoją rację.
      - Jest dorosły, poradziłby sobie
      - Znów chcesz ze mną dyskutować? Swoje zdanie będziesz miał okazję przedstawić swojemu synowi na niedzielnym obiadku. Zapowiedział, ze będzie - przewróciła oczami, czując jak zaczyna pomału irytować się zrzędzeniem męża. Potrafiła go zrozumieć, ale zdania nie miała zamiaru zmieniać. Nie tak wychowała swego syna. Zaakceptowała go takim jaki był. W porównaniu z Denverem nie naskoczyła na niego, kiedy przedstawił swą drugą połówkę za pierwszym razem. Zaakceptowała wszystko, lecz honor by ją nie puścił, gdyby pozostawiła Liama na pastwę losu. Nie miała zamiaru również odpuścić synowi. Czekała jednak cierpliwie, az ten łaskawie pojawi się u nich z wizytą. W odróżnieniu od blondyna, ona miała zamiar swoje zdanie przekazać winowajcy, a nie osobie, która wypijała za niego rozlane mleko.
       - Susan, kto to widział żeby... - nie skończył, gdy zaczynał unosić głos pod wpływem emocji, a na dół do kuchni zszedł winowajca porannego tematu przy kawie.
      - Siadaj kochanie, coś ciepłego do picia? - Susan od razu promiennie przywitała chłopaka zaś Denver spiorunował go wzrokiem wystającym spod rozłozonej gazety.
      - Dzień dobry - Miller w zaskakującym stoickim spokojem odezwał się wedle zasad domowych, z czego kobieta była niezwykle dumna i w odpowiedzi postanowiła pogratulować ukochanemu, czochrając go po czubku głowy.
      - Czyzby pierwsze lody przełamane? - zazartowała, wstając od stołu i wstawiła wodę do czajnika. - A więc? Czego się napijesz? - dopytała, chcąc samej sobie zrobić coś ciepłego do picia.


Ostatnio zmieniony przez Yoshina dnia 04/10/22, 09:11 pm, w całości zmieniany 3 razy
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {01/10/22, 09:48 pm}

LIAM  MOORE

         Na początku mój plan wydawał się durny, ale z czasem nabierał on coraz to większego sensu. Chciałem zemścić się na swoim byłem, a jedynym dobrym sposobem było rozbicie jego rodziny. Wiedziałem, że pan Miller nie do końca toleruje takie osoby, jak ja, ale to nie zmieniało faktu, że zamierzałem go uwieść i sprawić, że weźmie rozwód ze swoją obecną żoną. Najbardziej mi było szkoda kobiety, ponieważ nie była niczemu winna, ale niestety musiało się to nad kimś odbić, a wiedziałem, jak dla Michaela ważna była rodzina. Wielokrotnie rozmawialiśmy o zachowaniu jego ojca i wspierałem go dość często, bo widziałem w jakim był stanie. Teraz żałowałem, że poświęciłem każdą cenną chwilę na wysłuchiwaniu tego, jak mu źle, że ojciec go nie akceptuje. Nadal coś do niego czuję, ale wiedziałem, że z kobietą nie mogę się równać. Na dodatek w jego oczach widziałem coś, co widziałem na początku naszego randkowania. Z czasem to zgasło, a ja zostałem zastąpiony przez kobietę. Żałosne, ale teraz kierowała mną złość i chęć zemszczenia się na byłym chłopaku. Aby mój plan się powiódł, musiałem być, jak najbliżej pana Millera. Na moje nieszczęście zostałem wyrzucony ze wspólnego mieszkania, które i tak było przypisane na Michaela. Rodzinę miałem poza granicą, a przyjaciele nagle nie mieli dla mnie miejsca. Nie miałem tutaj żadnej bliskiej rodziny, więc Millerowi byli pierwszymi, którzy przyszli mi do głowy. Dzięki temu, że mogłem z nimi na jakiś czas zamieszkać, mogłem bardziej zbliżyć się do Denvera. Co prawda, mężczyzna najchętniej zamknąłby mi drzwi przed nosem, ale na szczęście jego żona nie miała do mnie żadnych uprzedzeń, więc zgodziła się przyjąć mnie pod swój dach.
         Obudziłem się wraz z dźwiękiem budzika i przeciągnąłem się, kiedy tylko podniosłem się do siadu. Spojrzałem na godzinę, po czym rozejrzałem się po pokoju. W sumie dziwnie czułem się w pokoju, które kiedyś należało do Michaela, ale i tak nie posiadał tutaj żadnych ważnych rzeczy. Jakieś ubrania, książki... Najchętniej wziąłbym to wszystko i spalił, ale nie chciałem tego robić, bo nie mogłem stracić w oczach pani Miller. Lubiłem kobietę, bo wielokrotnie wspierała nasz związek i ratowała przed złośliwymi uwagami męża, ale teraz... Miałem nadzieję, że tak szybko się nie zorientuje, co planuję.  Wyszedłem spod kołdry i spojrzałem na swoją piżamę, a raczej bieliznę i za dużą koszulkę, która w sumie nie należała do mnie. Miałem pełno rzeczy Michaela, które chyba na szybko zostały spakowane i nawet nie zorientował się, że pakuje również swoje rzeczy. Mimo tego, nie przeszkadzało mi to. Przetarłem oczy, po czym jęknąłem, kiedy usłyszałem kobiecy głos. Nie powinienem narzekać, czułem się tutaj nawet dobrze i chodzenie w takim wydaniu ani trochę mnie nie krępowało. Założyłem okulary na nos i wyszedłem z pokoju. Już przy schodach można było usłyszeć, że rozmawiają o mnie. Głowa rodziny nie przepadała za mną, choć pewnie w duchu tańczył na wieść, że jego syn znalazł sobie dziewczynę. Brawo dla niego, polejmy szampana! Szkoda, że jako jedyny miałem zranione serce, bo naprawdę go kocham. Boże, jak najszybciej muszę się z tego wyleczyć.
- Dzień dobry, również miło pana widzieć o poranku - uśmiechnąłem się, będąc niezrażonym tym nieprzyjemnym spojrzeniem. Naprawdę fascynował mnie ten facet, patrzył na mnie z taką nienawiścią, jakbym co najmniej rodzinę mu zabił, a to ja zostałem skrzywdzony przez jego syna.
- Poproszę kawy. Taka, jak zawsze, Susan - powiedziałem. Już kiedyś z kobietą uzgodniliśmy, że będę się do niej zwracał po imieniu, co innego z ojcem Michaela - nie zamierzałem siebie bardziej narażać. Usiadłem do stołu, zajmując miejsce na przeciwko pana Millera i posłałem mu zadziorny uśmiech.
-  Co pan ciekawego czyta? Jakieś nowinki? Skandale? Może kolejne złamane serca? - zapytałem, udając ubolewając minę na wieść o złamanych sercach.
         Pozwoliłem sobie skosztować jajecznicy, zanim wróciła kobieta do stołu. Podziękowałem jej za kawę i spojrzałem, jak siada obok męża.
- Smaczna jajecznica, nie mogłem się powstrzymać, tak kusząco wyglądała - uśmiechnąłem się, po czym spojrzałem na pana Millera. Ciekawe, jak szybko będę w stanie go złamać. - Słyszałem, że Michael ma się pojawić w niedzielę. O której? Wtedy sobie gdzieś wyjdę... Nie mam jak na razie ochoty go widywać - powiedziałem, a mój uśmiech nieco złagodniał. Nie chciałem od rana rozmawiać na ten temat, ale jeśli Michael miał się pojawić w tym domu, to ja musiałem znaleźć się gdzieś indziej. Może rodzice wspominali już mu, że zatrzymałem się u nich, ale gdyby tak było, to na pewno odezwałby się do mnie, aby pozbyć się z domu.
-  Przepraszam, nie chce psuć nikomu humoru moimi problemami. Smacznego - powiedziałem. Nie chciałem zadręczać ich swoim zerwaniem, więc wolałem zająć się jedzeniem, by nie zacząć narzekać na swojego byłego, a ich syna. Pan Denver na pewno by tego nie zniósł, a Susan by mi tylko współczuła i zapewne zmieniła miejsce siedzące.  
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {07/10/22, 05:31 pm}

This is my revenge Denver10
       Nikt nie życzyłby nawet swojemu największemu wrogowi sytuacji w jakiej postawiła się ta trójka. Żona nie widząca nic złego, ciesząca iż pomogła ex swojego syna. W końcu nie powinno zostawiać się dziecka na pastwę losu. Zwłaszcza, że chłopina nie miał gdzie zostać, a hotele były naprawdę drogie dla studentów. Przepełnione akademiki nie napawały entuzjazmem, poza tym kobieta sama w takim pomieszkiwała i wiedziała co się wyprawia za tymi czterema ścianami. Jako pierwsza była przeciwna wylądowaniu tam swego najukochańszego syna, dlatego niezmiernie się cieszyła, słysząc, że miał zamiar zamieszkać razem ze swoim partnerem. Teraz jednak, pozostawiony z bagażem chłopak nie miał gdzie się podziać. W jej obowiązku było mu pomóc. Nigdy nie zostawiało się kogoś w potrzebie. Za tą heroiczną cechę Denver kochał swoją żonę, ale i czasem nienawidził, gdyż dochodziło ostatecznie do takich sytuacji, gdzie musieli gościć byłego swego syna we własnych progach. Dlatego jako druga część układanki, niezmiernie irytował go ten fakt. Tak długie wyczekiwanie na wolność w swoim domku zakończyła się piaskiem. Nie było już możliwości chodzenia sobie jak bóg sam ich stworzył. Nie mółg głośno stękać i pozwalać stękać ukochanej, bo za ścianą mógł podsłuchiwać ten zbok. Do tego jego wypłata na rodzinę szła częściowo na tego pasożyta. Jasnowłosy wielce się uradował na wieść że chłopak rzucił swój głupi wymysł zostania pedałem i wziął sobie pod skrzydła kobietę, niczego sobie, młodą i mądrą dziewczynę. Ale nikt mu nie mówił, ze w tym wypadku ex syna wyląduje pod ich dachem! Miller zastanawiał się, co właściwie było gorsze w tym momencie. Kobieta w skowronkach, podająca wszystko na stół i w spokoju zaczynająca zajadać swoje śniadanie, czy walczący o dobre samopoczucie w ich towarzystwie Liam, którego mierzył chłodnym, aczkolwiek srogim spojrzeniem pan tego domu.
       Na desperacką uwagę chłopaka, Denver jedynie bez słowa wrócił spojrzeniem w nadruki w gazecie, pozostawiając swej żonie tworzenie przyjemnej otoczki dobrego, przyjacielskiego poranka. Wszystko jednak legło w gruzach, kiedy usta blondyna rozchyliły się, odpowiadając na słowa gówniaka.
      - Jest taki jeden skanlad - spojrzał wymownie na chłopaka, znów wracająć wzrokiem w nadruki - Zdradzony chłopak powiesił się na drzewie. Jego ciało odnaleźli dziś uczniowie idący do szkoły - przeczytał na głos zmyślony przez siebie artykuł, śląc Liamowi Moore pomysł na pozbycie się tego problemu, gdy zawitał do ich drzwi.
      - Dev! - kobieta uniosła się, cała czerwona na twarzy, mają cochotę zdzielić swego głupiego męża po tej czuprynie po czym kaszlnęła, widząc minę niczemu winnemu chłopcu - Nie przejmuj się niczym kochany - lekko wstała, nachyliłą się w stronę Liama i pogłądziła go pocieszająco po ramieniu. - Mówiłam swojemu synowi o tobie, więc wie, ze tu będziesz - nie dodałą jednak na głos, iz zmusiła swego syna, aby ten przyjechał na obiad, bo tak wypada i swój zasrany honor ma schować nawidok Liama. Nie obchodziło ją to, ze rozlałpiwo. Miał je wypić i zachować się jak przykłądny po osiemnastce dorosły, stając przed chłopakiem i zachowując normalnie. Owszem, szansa na normalny obiad niedzielny było jak nie do spełnienia marzenie, ale nie mogli cały czas uciekać od siebie. Nie mógł nie przychodzić do rodzicó, bo byłtu jego ex.
      - Nie mam nic przeciwko jego zniknięcia - dodał Denver, lekko się przytykając, gdy spojrzenie zony sięgło go namacalnie.
      - Zostanie z nami i zje jak człowiek ciepły, rodzinny posiłek. Na co masz ochotę? - spytała, chcąc zrobić coś, co lubił chłopak, aby poczuł się bardziej jak u siebie w domu. - I nikomu nie psujesz humoru - dodała, znów zerkając, czy jej głupi mąż ma zamiar jakoś to skomentować. Na szczęście siedziałcicho, skupiając uwagę na gazecie.
     - Prawie zapomniałam, przyszedłlist do ciebie, kochanie - dodała, wstając od stołu. Nie wiadomo, czy po prostu nie potrafiłą usiedzieć na jednym miejscu dłuzej niz pięć minut, czy po prostu miała tyle na głowie, ze co chwile musiała za czymś wstawać. Przyniosła list w ręce męża, byc moze w końcu siadająć ze spokojem do stołu. Jasnowłosy przyjrzał się kopercie, a jego brew lekk odrgnęła do góry. Otworzył go, przeczytał, a z ust wydobyło się ciche, przeciągłe westchnięcie.
      - Skaranie boskie - skomentował, nie mówiąc nic więcej.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {11/10/22, 08:16 pm}

LIAM  MOORE

         Liczyłem na to, że mężczyzna, choć trochę będzie ukrywał swoje chłodne spojrzenie przede mną. Niestety pan Miller od początku nastawił się do mnie niechętnie i miałem wrażenie, że zdobycie go będzie sporym wyzwaniem. Miał obok siebie kochającą kobietę. Poleci na podryw takiego smarkacza, jak ja? Na dodatek patrzył na mnie nienawistnie, nie wspominając o tym, że jego homofobiczny. I choć chciałem parsknąć śmiechem na słowa, które wypłynęły z jego usta, to się powstrzymałem. Wiem, że nie mówił poważnie, ale musiałem udać urażonego, by jego żona się nade mną zlitowała, dlatego... Spuściłem wzrok i cicho westchnąłem, bawiąc się widelcem w jajecznicy. W sumie na początku miałem ochotę zrobić sobie krzywdę, ale dość szybko wyrzuciłem te pomysły z głowy, bo wiedziałem, że nie warto było poświęcać swojego życia przez jednego dupka, który tylko się mną zabawił.
-  Och, na pewno nie zareagował na tą informacje dobrze. Dziwię się, że jeszcze nie kazał mi wypadać z państwa domu, ale naprawdę nie miałem gdzie się podziać - powiedziałem ze skruchą w głosie, zerkając na Susan, w której gotowała się złość, kiedy przypominała sobie, jak jej syn mnie potraktował. W sumie podobało mi się to, że miałem w niej pewnie wsparcie. Na swoich rodziców nie miałem co liczyć, bo nie przyjechaliby do mnie z drugiego końca świata, a znajomi mieli na mnie wywalone, kiedy prosiłem ich o przenocowanie mnie. Rodzice Michaela, to była ostateczność i cieszę się, że jego mama przyjęła mnie pod swój dach. Gorzej było z Denverem, ale nie mógł sprzeciwić się żonie. Może i był głową rodziny, ale to kobieta miała władze nad jego decyzjami, a przynajmniej tak było w moim przypadku.
         Machnąłem ręką, po czym posłałem kobiecie delikatny uśmiech.
-  Naprawdę nie chcę przeszkadzać nikomu w rodzinnym obiedzie, sam czułbym się niekomfortowo, bo nie wiem w jaki sposób zareaguje Michael, ale zapewne nie przekonam ciebie, abym sobie poszedł na ten czas - skierowałem te słowa to Susan, po czym chwilę się zamyśliłem. Sam nie wiedziałem co chciałbym zjeść. -  Może żeberka w miodzie albo indyk faszerowany? Zjem wszystko, co przygotujesz, Susan, lubię bardzo twoja kuchnię - powiedziałem i żeby potwierdzić własne słowa, dalej chętnie jadłem śniadanie. Kątem oka zerknąłem na mężczyznę, który dostał list. Po jego minie nie było widać zadowolenia, ale czy kiedykolwiek ja je widziałem na oczy? Raczej nie. Ciekawe, jak Susan wytrzymała z takim ponurakiem, który nawet dla pozorów nie potrafi się uśmiechnąć.
-  Nie brzmi pan, jakby było to coś pozytywnego - powiedziałem, ale nie dodałem nic więcej. Zapewne i tak nie powie, co się kryło w liście, więc nie zamierzałem się dopytywać. Na dodatek ze mną i tak nie rozmawia, więc co to za różnica? Dla niego byłoby najlepiej, jakbym spakował się i wyszedł. Dojadłem do końca, po czym wypiłem kawę i położyłem kubek na pustym talerzu.
-  Dziękuję za śniadanie, było naprawdę pyszne - powiedziałem z delikatnym uśmiechem, po czym uniosłem nogę pod stołem, aby sięgnąć łydkę mężczyzny. Oparłem brodę o dłoń, przypatrując mu się bardzo dokładnie, po czym sunąłem nogą wyżej, poszerzając swój zadziorny uśmiech. Chciałem zobaczyć jego reakcję, więc kiedy ją ujrzałem, zaprzestałem swoim czynom i wstałem od stołu. Poczułem na sobie wzrok kobiety, która prawdopodobnie teraz zauważyła, że nie mam na sobie spodni, ale nie przejąłem się tym. To, co trzeba miałem zakryte, więc nie paradowałem nago przed wszystkimi. Schowałem naczynia do zmywarki, po czym odwróciłem się do pozostałych.
-  Pójdę już do siebie, mam projekt do napisania, ale gdybym był potrzebny, to proszę wołać, przyjdę i pomogę - oznajmiłem. Nie czekałem na ich odpowiedź, po prostu poszedłem na górę, ponieważ wiedziałem, że atmosfera mogłaby się zrobić nieprzyjemna. Ojciec byłego już przy stole miał mnie dość, więc wolałem się bardziej nie narażać, choć muszę przyznać, że już to zrobiłem, kiedy sunąłem stopą po jego nodze. Zauważył, że to ja? A może pomyślał, że to żona próbuje go czymś zająć? Mimo to, miał bardzo ciekawą minę, która bardzo mi się spodobała.
         Zniknąłem za drzwiami sypialni, po czym położyłem się na łóżku i sięgnąłem telefon, aby przejrzeć najnowsze wiadomości. Projekt nie był na tyle pilny, by go teraz robić, ale i tak później zamierzałem do niego usiąść. Bardziej jednak zainteresowałem się wiadomościami od znajomego, który jako jedyny wiedział o moim planie. Na szczęście nie lubił Michaela, więc miałem pewność, że akurat jemu się nie wygada. Popisaliśmy trochę, nieco mu się żaląc o dzisiejszej propozycji, jaką dostałem od pana Millera. Może z jego ust nie padło, abym się powiesił, ale każdy zrozumiał przekaz z tego "nagłówka". Wiedziałem, że to nie będzie takie proste, ale kurczę... Mam nadzieję, że szybko mi z nim pójdzie, bo nie będę wieczność u nich mieszkać. Prędzej czy później mnie wygonią, a może to nadejść wraz z zakończeniem kierunku.
         Jako, że mieliśmy sobotę, to mogłem gdzieś wyjść, ale szczerze mówiąc nie miałem na razie ochoty niczego planować. Może pani Susan będzie potrzebowała mojej pomocy? Wspólne zakupy lub gotowanie zbliża do siebie ludzi. Chociaż wolałbym zbliżyć się do jej męża.  
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {14/10/22, 11:33 pm}

This is my revenge Denver10
       To było te pięć minut, których nikt w domu, nikt z obecnych przy stole nie mógł się spodziewać. Denver słynął ze swoich zdolności zaskakiwania w najmniej oczekiwanych momentach, ale ta wywołała zaskoczenie na samej kobiecie.
       - Jeszcze mi brakuje, żeby własne dziecko rządziło się nie w swoim domu - Miller nie był fanem zaistniałej sytuacji, ale posiadał pewne zasady, reguły jakich chciał się trzymać, a jedną z nich była władza. Jego syn szybko zostałby obudzony ze snu, gdyby w jakikolwiek sposób kazał rodzicom, a zwłaszcza jemu, kazać pozbyć się z mieszkania Liama. Nigdy nie dołozył cegiełki do tego domu. Nie jego pieniądze zostały tu zamrożone, nie on opłacał czynsz, więc również nie on miał tu jakiekolwiek słowo do dodania. W końcu dzieci ryby głosu nie mają. Jedynie kobieta, z którą spełnił swoje plany, z którą przezył kilkanaście lat razem miała prawo zakwestionować jego wybory. Tak jak zrobiła z tematem byłego syna. Nikt jednak nie skomentował jego wypowiedzi, strzelonej z bicza, jakby nigdy nie zaistniała. W sumie, nie było co tu komentować.
        Gdy oboje debatowali nad jadłospisem, blondyn przecierał swoją lekko zarośniętą brodę, czując jak siły witalne uciekają w popłochu. Dla pewności przeczytał list raz jeszcze, marszcząc przy tym brwi. Zdecydowanie oczy nie platały mu figla, natomiast co innego juz tak. Z pewnością swoje narzekanie usłyszy parę osób w odpowiednim momencie, ale jednak rzecz podnosiła mężczyznę na duchu. Zerknął więc na Moore, śmiejąc w duchu, że nawet nie ma pojęcia co go niebawem czekało.
      - Proszę tylko nie zeberka, nienawidzę brudzić sobie rąk - Denver w końcu zmienił swój wyraz twarzy na zdecydowanie łagodniejszy, składając list do gazety, którą skręcił w rulon. - Bo nie jest - schował gazetę za siebie, skupiając uwagę na podanym śiadaniu, któe było juz wystarczająco chłodne. Miller nienawidził gorących potraw. Posiadał tak zwany koci język, więc wszystko musiało być albo zimne, albo letnie, ale nigdy za gorące.
       - Cieszę się, zaraz posprzątam - Pani Miller jak zwykle promieniała szczęściem i dobrodusznością, zapijając zbyt duzo kęs jedzenia. W tym czasie mężczyzna mruknął pod nosem, czując na sobie czyiś dotyk. Spojrzał podejrzliwie na swoją ukochaną, która nie zdawała się być sprawcą tego uczynku. Kątem oka więc, z uniesioną brwią zerknął na młodzieńca, jasno zadowolonego z siebie. Był niczym odbicie lustrzane Denvera, a raczej jak jego przeciwieństwo. Nie chciał jednak robić burty przy żonie, więc przemilczał to, zignorował z stoickim spokojem, choć w środku miał ochotę odsunąć nogę. Co gorsza, prawie się uśmiechnął na tą zaczepkę z myślą, ze to kobieta! Jaka byłaby to wtopa!


      Przed obiadem Pani Miller postanowiła zajść za dom do ganka, gdzie trzymała wiele rozmaitych rzeczy. Była to istna graciarnia, którą jej mąż miał dawno temu ogarnąć, a nadal tylko straszyła swym chaosem. Niezrazona tym faktem, zaczęła wyciągać swoje kuchenne przybory, nie często uzywany w kuchni. Kobeita nie lubiła trzymać pod ręką tego, co nie było potrzebne do uzytku codziennego. Niestety coś nagle przerwało jej w tym, a okładniej mówiąc ciemne, futerkowe zwierzę, które szybko przemknęło między regałami. Z piskiem, krzykeim godnym kobiety o sporych płucach, wróciła do domu spanikowana, krzycząc za dwojgiem mężczyzn w domu.
        - Liam! Denver! - jasnowłosy wiedział juz, co go czeka. Ukochana nigdy nie mówiła do niego po imieniu, gdy nic nie potrzebowała. To miano dostawał jedynie, gdy naskrobał, albo coś od niego chciała. Wyszedł jej na czołowe z salonu na korytarz, gdzie cała zlana potem, purpurowa niczym dojrzały burak usiłowała przywrócić trzeźwość umysłu. Dała radę to zrobić dopiero, gdy ich lokator zawitał obok męża.
      - W ganku... coś jest. Weźcie to wypłoszcie! To chyba szczur! Moze neidźwiedź! - pisnęła roztrzęsiona.
      - Sprawdzę to - Denver po prostu zarzucił na siebie bluzę wiszącą na wieszaku, wmieszaną w kurtki letnie i miał juz mijać obietę, gdy ta złapała go kurczowo za ramię.
      - Weź Liama. Niech pomoze - martwiła się o swojego męża, choć jemu nie było to w smak.
      - Niech będzie, rzuce go na pozarcie, jak będzie trzeba - westchnął, czując jak Susan wbija mu swoje świezo zrobione paznokcie w skórę.
     - A ty masz zamiar paradować tak cały dzień? - spytał, nie mogąc juz dłuzej ignorować ubrania chłopaka.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {15/10/22, 09:57 pm}

LIAM  MOORE

         Nie miałem pojęcia, jak długo leżałem w łóżku, nie robiąc nic specjalnego. Przeglądałem social media, które nie pokazywały nic ciekawego, w końcu jednak usiadłem do projektu, na który mieliśmy około dwóch miesięcy, ale nie lubiłem niczego zostawiać na ostatnią chwilę. Wsunąłem słuchawki do uszu, włączając muzykę. Nie chciałem przeszkadzać Millerom swoim gustem muzycznym, a na dodatek mógłbym się tylko im narazić. Zamiast jednak skupić się na projekcie, to moje myśli błądziły wokół głowy domu. Śmiało mogę powiedzieć, że Denver jest przystojny, bo w końcu Michael odziedziczył więcej genów po nim. Jednakże, starsza wersja Michaela była bardziej pociągająca. Może to przez dojrzalsze rysy twarzy? A może jego miny, które dodawały mu uroku. Zapewne, gdyby nie miał żony, to śmielej oferowałbym mu siebie, ale tak to musze ukrywać się przed Susan, by przypadkiem nie wyrzuciła mnie z domu za podrywanie jej męża. Zostanie sam na sam graniczy z cudem, ale na pewno będzie niejedna okazja do wykorzystania. W końcu to nie tak, że Susan jest przy mężu przez każdą minutę swojego życia. Przypomniałem sobie jego minę, którą zrobił przy stole. Wiem, że chciał się uśmiechnął, ale zrezygnował z tego, kiedy zrozumiał, że to nie jego żona go zaczepia. Cudownie. Nawet nie zareagował jakoś dziwacznie, ani nie powiedział, abym pilnował swoich nóg. Miałem pozwolenie na dalsze igraszki? Zapewne mógłbym przesunąć stopę na miejsce między jego nogami. Jakby zareagował? Zdecydowanie muszę to sprawdzić.
    Przerwałem projekt, aby skorzystać z toalety, ale wtedy rozniósł się kobiecy krzyk. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy powinienem schodzić, tym bardziej, że widziałem, jak mąż Susan poszedł do źródła krzyków. Mimo tego, byłem ciekawy dlaczego kobieta krzyczała, na dodatek powiedziała moje imię, więc pewni liczyła na to, że również się ruszę. Zszedłem na dół i skierowałem się tam gdzie byli pozostali, po czym zatrzymałem się, wsłuchując się w słowa kobiety.
-  Wątpię by tutaj niedźwiedzie grasowały - powiedziałem, mając ochotę przewrócić oczami. Choć szczury mnie przerażały, to jednak kobieta przesadziła z tym niedźwiedziem. Na pewno nie wyszłaby żywy z tego spotkania, bo szybciej jej krzyk pobudziłby zwierzaka, niż spłoszył. Cieszę się, że nie muszę tego znosić, że interesuję się facetami.
-  To w sumie można uznać za groźbę, a chyba pan wie, że to karalne - nadąłem policzki, po czym spojrzałem na kobietę, która nas wyminęła i jak najszybciej oddaliła się od grasującego "niedźwiedzia".  Miałem nadzieję, że nie usłyszała pytania męża, a raczej mojego prychnięcia. Może i było tutaj chłodniej, ale nie sądziłem, że będzie przejmować się moim ubraniem.
-  Nago nie chodzę, więc w czym problem? Czyżbym pana rozpraszał? - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym zbliżyłem się do niego i położyłem dłoń na ramieniu, lekko zaciskając smukłe palce. Byłem od niego niższy jakieś dziesięć centymetrów, ale to mi w niczym nie przeszkadzało. -  Mam na sobie bokserki o koszulkę, która nawet tyłek mi zakrywa. Niepotrzebnie pan się martwi, pańska żona jakoś nie zwraca na to uwagi - dodałem i stanąłem przed nim, aby dokładnie widział moją twarz. Poprawiłem okulary, po czym zerknąłem za niego, aby sprawdzić, czy Susan gdzieś się kręci. Po kobiecie ani śladu, więc skrzyżowałem ręce na wysokości klatki piersiowej.
-  Mógłby pan być czasami milszy... Nie liczę na to, że nagle zacznie pan tolerować moja homoseksualność, ale jak widać pan syn wyszedł na prostą, więc skąd ta wrogość do mnie? Już nie mieszam w głowie Michaelowi - powiedziałem. Zapewne i tak nic sobie z tego nie zrobi, ale spróbować chyba można, prawda? Skoro nie jestem z Michaelem, to nie musi być do mnie tak wrogo nastawiony, moja orientacja, to jeszcze nie koniec świata, przynajmniej na ten moment, kiedy jeszcze nie zacząłem poważnie zabierać się do pracy, a raczej za niego.  
         Odwróciłem się na pięcie, aby sprawdzić źródło zamieszania. Dopiero teraz mogłem zauważyć, jak bałagan tutaj panował. Nieco się skrzywiłem, bo mógłby tutaj posprzątać. Nic dziwnego, że coś się zalęgło w tych wszystkich gratach. Nie przejąłem się tym, że było widać mi tyłek, kiedy schylałem się, aby przejrzeć każde miejsce. Poczułem, jak coś przesuwa mi się po stopie. Spojrzałem w dół i na początku znieruchomiałem. Kiedy zobaczyłem źródło krzyku kobiety, nie minęła chwila, a sam krzyknąłem, jak najszybciej się wycofując, przez co wpadłem na Denvera i razem runęliśmy na podłogę. Spojrzałem na niego, kiedy nasze twarz dzieliło parę centymetrów, po czym jak oparzony odsunąłem się od niego.
-  Cholera - powiedziałem, wzrokiem szukając zwierzaka. -  P-przepraszam za to, nie chciałem pana wywrócić - dodałem, po czym znów wycofałem się do drzwi, wskazując palcem gdzie jest źródło zamieszania.
-  Ja się za to nie wezmę, to jest ohydny wąż - oznajmiłem. Miałem nadzieję, że mężczyzna naprawdę nie planuje rzucić mnie na pożarcie.  
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {18/10/22, 04:13 pm}

This is my revenge Denver10
       Jasnowłosy cały czas zastanawiał się nad swym losem, dlaczego musiał tak skończyć, w poszukiwaniu mikroskopijnego niedźwiedzia, którego z pewnością nie było. Po jego głowie chodziła myśl, że kobieta celowo skłamała ich obojgu, aby spędzili razem nieco więcej czasu i w jakiś magiczny sposób dogadali. Niestety Miller nie miał zielonego pojęcia co tak naprawdę drażni go w chłopaku. Czy to te przydługawe włosy, miętka w stronę facetów, a może sam fakt, iż przylazł pod ich drzwi, jako ex jego syna z prośbą o nocleg. Być może to wszystko komponowało się w idealną całość, potęgując irytację blondyna, który nawet niezauwazył od kiedy wpatrywał się w dupsko Liama. Jego okrągłe, dwa pośladki były apetycznie opinane przez dość ciasnawy materiał bielizny. Zapewne, gdyby nie świadomość do kogo one należały, Denver śmiało mógłby uznać, że są one apetyczne. Niestety samo imię przypisane do ich właściciela skreślały je natychmiastowo.
       - Pozwalam mieszkać tobie pod moim dachem i toleruje twoją obecność. To za mało na bycie miłym? - uniósł pojedynczą brew, uciekając wzrokiem w bok. Odchrząknął, przyglądając uważniej małym drobiazgom niedbale rzuconym na regale, a wspominki z czasów bycia jeszcze młodym, tak przed trzydziestką miło połaskotały ego Denvera. Niestety nie trwało to zbyt długo, bowiem chwilę po ucieczce od pośladków, Liam z krzykiem wpadł prosto na mężczyznę. Padli z hukiem na podłogę i coś niebezpiecznie chrupnęło w krzyzu blondyna. Syknął, obijając dodatkowo swoją szczękę o głowę Moore, gdy ten panicznie zaczął wstawać na równe nogi. Miał po prostu ochotę stąd wyjść, a najlepiej zamknąć chłopaka razem z tym obślizgłym wężem. Na nieszczęście chłopaka, wpadł na lepszy pomysł.
       - Piszczysz jak baba i się jeszcze zachowujesz jak one - stwierdził na głos, dając tym samym aluzję Liamowi, że z pewnością to on wystawiał tyłek jego synowi, co z jakiegoś powodu nieco uradowało Millera. Być moze nie był do końca zepsuty, a samo nawrócenie się w stronę płci pięknej jasno na to wskazywało.
      Chwycił za framuge drzwi do kantorku, pomagajac sobie w ten sposób wstać, jednocześnie obdarowując Moore iście drapieznym wściekłym spojrzeniem. W padającym na niego cieniu, przypominał wilka, skradajacego się po swoją zdobycz z jasno wytyczonym zadaniem, wyrytym w głowie.
       - Nie mam zielonego pojecia co w tobie lubił mój syn - zdruzgotany westchnął, zamykając za sobą drzwi. Zakluczył je, aby nikt nie uciekł, ani zwierzę, ani sam Liam  i schował kluczyk do kieszeni spodni. - Nikt stąd nie wyjdzie, póki go nie złapiemy - spiorunował chłopaka, obchodząc stojący na środku stół, na którym Denver lubował coś majsterkować. To był jedyny skrawek jego prywatnego szczęścia. Nachylił się pod blatem, dostrzegając koncówkę ogona. Mężczyzna znał się nieco o tych stworzonkach przez kolege z pracy, który fascynował sie nimi i posiadał jednego boa dusiciela w mieszkaniu. Choć wielokrotnie zlewał go ciepłym moczem, chcąc nie chcąc coś zostało zapamietane przez Millera i wiedział od razu, że ten okaz nie był groźny dla człowieka, a ukąszenie mogło jedynie zaboleć. Sama trucizna była łątwa do rozchodzenia i nie było potrzeby wzywania słuzb specjalnych do pozbycia się węża.
      - Podaj mi chociaz worek zebym mógł go do czegoś spakować - oznajmił, kątem oka zerkając na chłopaka, a po chwili całkowicie skoncentrował się na swojej ofierze. Czy potrzebował pomocy? Oczywiście, ze nie. Równie dobrze mógł sięgnąć po łopatę i zwyczajnie zabić zwierzę, ale jemu chodziło o coś innego. Liam był zamknięty z niedźwiedziem w ludzkiej skórze, który nie odpuszcza tak łatwo, zwłaszcza, gdy chodziło o rodzinę.
       Gdy Liam był już na wyciągnięcie ręki, a w dłoni Denvera znalazł się wąż, wstał czym prędzej, prostując i łapiąc za nadgarstek chłopaka. Zgrabnym, zwinnym ruchem okręcił nim, przyszpilając plecami do blatu stołu, unieruchamiając obie ręce w jednym, silnym uścisku dłoni nad głową Moore. Samemu stojąc między jego nogami, przyłożył trzymaną głowę zwierzęcia blisko klatki piersiowej, sunąc pyszczkiem w dół, po samą linię gumki od majtek, nie spuszczając wzroku z młodzieńca.
      - A teraz grzecznie wytłumaczysz mi, co to miało znaczyć przy śniadaniu. Z pewnością nie była to noga mojej zony - odezwał się głębokim, uwodzicielskim głosem, choć ani myślał o podrywaniu Liama. Domagał się wyjaśnień.
       Nachylił się bardziej nad chłopakiem, czując jego ciepły oddech na sobie. Przesunął znów węża blisko jego sutków, które stanęły pod wpływem adrenaliny, po czym znów przeciągnął przestraszonego gada do szyji  i ucha Moore. Wąż wysunął swój język, łaskocząc płątek ucha, wkłądając ciepłą koncówkę lekko do środka.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {21/10/22, 06:50 pm}

LIAM  MOORE

         Zaczynałem się obawiał o własne szanse na zdobycie tego sukinsyna. Naprawdę powoli zaczynał mnie irytować. Wcale nie pozwalał mi tutaj mieszkać, gdyby nie Susan to w ogóle by mnie olał i zostawił pod mostem. Trzyma mnie pod swoim dachem tylko dlatego, że jego żona nie pozwoli mnie wykopać. Mimo tego, postanowiłem to olać, dać sobie z tym spokój, bo wcale nie miałem ochoty na ten temat dyskutować.
-  Słucham? - zmarszczyłem brwi. Jak na faceta w tym wieku, nie miał ani trochę klasy. Nie wydawało mi się, by mój pisk był kobiecy, a zachowanie ani trochę ich nie przypominało. To, że tak zareagował na to obślizgłe stworzenie, to raczej coś normalnego. Nie jestem fanem tych zwierząt i nie musiałem potulnie rzucać się do złapania tego węża.
-  Niech mi pan uwierzy, że nie chcę pan znać szczegółów, co pański syn we mnie widział. A może jest pan tego ciekawy? - powiedziałem, czując jak na mojej twarzy pojawia się kpiący uśmiech. Gdyby chociaż raz wysłuchał syna, to wiedziałby, dlaczego się we mnie zakochał. Chociaż teraz sam w to wszystko zaczynałem wątpić. -  To niesprawiedliwe, wcale nie pisałem się na łapianie węży! No... może nie takich - powiedziałem nieco ciszej ostatnie słowa i spojrzałem na drzwi, po czym na kieszeń mężczyzny. W łatwy sposób mogłem mu go zabrać, ale nie zamierzałem ryzykować życia dla otwartych drzwi.  Chociaż nie wiem, co teraz było groźniejsze...  Wąż czy sam Denver? Strzelam, że to tatusiek jest większym zagrożeniem dla mnie.
          Przewróciłem oczami, kiedy kazał podać jakiś worek. Rozejrzałem się po graciarni, aby znaleźć jakąś folię, choć prościej byłoby przyłożyć łopatą albo czymś ciężkim. Na co był mu worek? Chyba nie zamierza zabrać to do środka? Ohyda, mam nadzieję, że tego nie zrobi. Kiedy chciałem sięgnąć po worek, szybko znalazłem się w zupełnie innym miejscu i pozycji. Syknąłem, po czym spojrzałem na mężczyznę, który jedną dłonią trzymał moje ręce w żelaznym uścisku, a w drugiej miał złapanego węża. Od razu się spiąłem, czując jak mój puls przyśpiesza. Zacisnąłem usta w wąską linię, czując, jak kieruje zwierzęciem po moim ciele. Poczułem okropne przerażenie, które pozbawiło mnie głosu. Nie mogłem nic z siebie wydusić, więc jedynie szarpnąłem się, próbując się uwolnić, ale jednak głowa węża blisko mojego ciała, upomniała mnie, abym nie robił żadnych gwałtownych ruchów.
-  N-nie... P-proszę - wydusiłem z siebie, zamykając oczy. Gdybyśmy byli w innej sytuacji, to nie narzekałby na zaistniałą sytuację, ale ten wąż oraz mocny uścisk na nadgarstkach sprawił, że wróciło do mnie wszystkie lata, kiedy się nade mną znęcano. Poruszyłem się, powstrzymując swój głos, kiedy znów wąż poszedł w ruch. Odwróciłem głowę i zamknąłem oczy, czując, że moje serce jeszcze bardziej przyśpiesza. -  NIE! - krzyknąłem, jak tylko poczułem język węża w swoim uchu.  Moje ciało zaczęło drżeć, co nie było z przyjemności, a ze zwykłego strachu. Zacząłem się kręcić, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałem tu być, nie chciałem, aby demony dzieciństwa do mnie wróciły.
-  Puścić mnie... - wyszeptałem, czując, jak mój głos się łamie. Zacisnąłem usta, pozwalając, aby łzy spłynęły po moim policzku. Mógłbym zacząć krzyczeć, ale Susan i tak by nie dostała się do pomieszczenia, a wątpiłem, że zaryzykuje, aby tylko odciągnąć ode mnie swojego męża.
         Załkałem jeszcze głośniej, kiedy ponownie poczułem język węża w swoim uchu. Zagryzłem dolną wargę do krwi, czując metaliczny posmak w ustach.  Starałem się odsunąć głowę, ale nie potrafiłem, czułem się tak, jakby całe moje ciało zostało sparaliżowane.
-  C-chciałem się tylko podroczyć, przepraszam... Przepraszam, przepraszam, przepraszam - powtarzałem to w kółko, a kiedy poczułem, jak uścisk staje się lżejszy, odtrąciłem mężczyznę i uciekłem w kąt, zsuwając się na podłogę. Schowałem twarz w kolanach, które przyciągnąłem do klatki piersiowej. Miałem już swoje lata, ale dręczenie przez rówieśników okropnie się na mnie odbiło. Sam Denver mógł o tym nie wiedzieć, ale kto normalny znęca się w taki sposób nad innymi?!
-  P-przepraszam... - wydusiłem z siebie po raz ostatni, obejmując rękoma swoje nogi. Nie liczyłem na to, że podejdzie do mnie i mnie pocieszy albo sam przeprosi. Potrzebowałem chwili, aby się uspokoić, ale... Kurwa.
         Usłyszałem, jak ktoś łapie za klamkę i próbuje  otworzyć drzwi, ale te stały nieruchomo.
- Co się tam dzieje?! Czemu tak długo tam siedzicie? Na dodatek drzwi są zamknięte. Denver, mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic głupiego! - Spojrzałem w stronę drzwi, ale nie ruszyłem się z miejsca. Susan prawdopodobnie zmartwiła się tym, że nie wróciliśmy jeszcze do środka, na dodatek mogła coś przeczuwać, że jej mąż zabawi się moim kosztem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {25/10/22, 01:45 pm}

This is my revenge Denver10
       Denver w żaden sposób nie chciał wiedzieć co widział jego syn w Liamie, choć patrząc na aktualną sytuacje, chłopak prawdopodobnie był zwyczajnie ciekaw innego związku. Związku z facetem. Co prawda Miller nie widział w tym aż takiego problemu, gdyby wiedział o tym wcześniej, bo rodzony syn jasno wykłócał się o poważności tego związku. Gdyby znał od razu zaistniałą sytuację, siedziałby cicho, a tak niezliczonymi wieczorami marudził w łóżku przed spaniem swej żonie, doprowadzając ich obojgu do kolejnych siwych włosów. Teraz za to miał okazję wyrzucić z siebie tą całą gniezdzącą niczym wielki zarazek flustrację i nie hamował się ani na sekundę. Z radością patrzył jak pewna siebie minka Liama rzednie, gdy głowa węża snuła po okolicach jego ciała. Blondyn w jakiś sposób czuł satysfakcję widząc ten malowniczy strach snujący w tęczówkach chłopaka. Widok ten przywracał dawne demony Denvera, które powoli przyćmiewały mu zdrowy rozsądek, bowiem Pan Miller nigdy nie był świętoszkiem. Grzeczny zrobił się jedynie przez żonę, wynajdującą za dawnych lat dobre cechy mężczyzny. Choć ówcześnie góowały one nad tą stertą zgniłego charakteru blondyna, teraz skrywały się w jego cieniu, przyglądając jak świaodmie zadręczał pasożyta zamieszkującego w ich rodzinie.
       Jednak to, co zrobił Liam całkowicie sparalizowało Millera. Oszołomiony stał, jakby czas na moment się zatrzymał, luzując uścisk, co Moore od razu postanowił wykorzystać. Uciekł  kąt, jak bezbronne dziecko, prosząc aby to wszystko się skończyło, w duchu. Natomiast na głos przepraszając blondyna. Nie do końca wiedział co się stało, dlaczego tak nagle chłopak spanikował, ale wiedział jedno. Przesadził. Spojrzał na swoją dłoń, która chwilę temu unieruchamiała nadgarstki młodziaka, a do jego uszu doszedłgłos spanikowanej kobiety. Z niezadowoleniem zmarszczył brwi, zerkając przez ramię na Liama.
      Czuł w trzewiach, że powinien przeprosić, ale duma bijącą głośno i wyraźnie w jego wnętrzu karygorycznie zabraniała. Słyszał ją, czuł w uszach, jak i w klatce piersiowej. Nie mógł się przełamać, słysząc dodatkowo ponaglającą żonę. Z zimną krwią i wymalowanym surowym wyrazem twarzy, przepełnionym obojętnością podszedłdo drzwi. Odszukał w zamętach kieszeni klucz, nadal trzymając w drugiej ręce głowę gada. Otworzył drzwi, a twarz jasnowłosej od razu rzuciła piorunujące spojrzenie, jasno obarczające niewyjaśnioną winą Denvera.
       - Spokojnie, bo wyglądasz jak zmija zygzakowata - prychnął z szelmowskim uśmiechem, widząc jak wzrok kobiety ucieka w stronę Liama. - Musiałem zakmnąć, zeby nikt nie otworzył drzwi. Jeszcze wąż uciekłby i wlazł do mieszkania - podniósł rękę, a kobieta pisnęła, odskakując krok w tył, ale tylko na moment. Zatroskana podbiegła do Liama, delikatnie obejmując go i odgarniając włosy z twarzy. Czuć było od niej madczyną miłość. Jak zwykle pokłady te miała niewyczerpalne.
      - Jest cały roztrzęsiony, Denver - spojrzała na męza z wyrzutem, jakby liczyła wcześniej, że to wszystko potoczy się inaczej, a niesmak między ich dwojgiem nieco zmaleje. Nic bardziej mylnego.
      - Idę zająć się wężem - podniósł gadzinę, aby pokazać na prawdziwego winowajcę teog wszystkiego i wyszedł, pozostawiając ich dwójkę samych.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {28/10/22, 09:18 pm}

LIAM  MOORE

         Następnego dnia, kiedy byliśmy z dala od przygód z wężem oraz nieprzyjemnościami ze strony Denvera, czekało mnie coś zupełnie gorszego. Od rana starałem się przekonać Susan, że powinienem wyjść, kiedy przyjdzie jej syn. Owszem, nikt mnie tutaj nie trzymał na smyczy i mogłem spokojnie wychodzić na zewnątrz, ale byłoby to z mojej strony niegrzeczne.
-  To jest najgorszy pomysł, jaki można było wymyślić - powiedziałem, zabierając talerze od kobiety. Widać, że miała dość moich słów, ale uważnie mnie słuchała, co nawet mi się podobało.
- Liam, ten obiad wszystkim wyjdzie na dobre. Na pewno należą ci się jakieś wyjaśnienia, no i w końcu na początku się przyjaźniliście, prawda? Nie sugeruję, że po tym wszystkim będziecie najlepszymi przyjaciółmi, ale i ja chcę wiedzieć, co się stało - powiedziała. Wbiłem wzrok w podłogę, po czym ruszyłem do stołu, aby poukładać talerze na wyprasowanym obrusie. Dziwiłem się, że było pięć nakryć, ale może miał być ktoś jeszcze. Nie spodziewałem się dziewczyny Michaela, bo chyba jego rodzice nie chcieli mi tego zrobić. Już wystarczająco irytuje mnie to, że przegrałem z dziewczyną. Czy zamierzałem się o niego starać? Ani trochę, teraz miałem inny cel i do niego dążyłem.
-  Nie ma co tutaj wyjaśniać. Zdradził mnie, przestał mnie kochać... Wątpię by powiedział co innego - westchnąłem nieco zmęczony tym wszystkim. Chciałem po prostu mieć to już za sobą, żeby wyjść z domu Millerów i wrócić najchętniej na następny dzień, aby nie widzieli mnie kompletnie pijanego. Mogliby się mnie wtedy pozbyć szybciej z domu.
         Zanim wybiła godzina przyjścia ich syna, poszedłem wziąć szybko prysznic. Nie planowałem się stroić, ponieważ nie miałem takiej potrzeby, ale część mnie chciała, abym pokazał Michaelowi co stracił. Co mi jednak po tym? Zaczynałem coraz częściej myśleć, że nigdy mnie nie kochał, choć jednocześnie pamiętam, jak każdego dnia starał się dogadać z ojcem co do naszego związku oraz żalił mi się z każdego problemu, całując namiętnie. Poczułem, jak łzy napływają do moich oczu i powoli zaczęły spływać po polikach, mieszając się z wodą, która nadal leciała z deszczownicy. Kiedy ostatni raz go widziałem? Przestałem liczyć dni od naszego zerwania oraz tego, jak brutalnie pozbył się mnie z mieszkania, choć wiedział, że nie miałem gdzie iść. Teraz to jego rodzice musieli się ze mną użerać. Wyszedłem z łazienki całkowicie odświeżony oraz zrelaksowany, choć nadal nie byłem gotowy na spotkanie z byłym. Wszedłem do swojego pokoju, aby przebrać się w coś przyzwoitego. Biała koszula, na którą zarzuciłem beżowy sweter oraz czarne jeansy. Doprowadziłem swoje włosy do ładu i założyłem okulary na nos, aby lepiej widzieć.
- Liam! Mamy gości! - usłyszałem z dołu. Przeraziła mnie ta liczba mnoga, bo nie wiedziałem kogo mam się spodziewać na dole. Wypsikałem się swoimi perfumami, które tak bardzo podobały się Michaelowi, po czym z uśmiechem zszedłem na dół. Mój uśmiech szybko znikł, kiedy zobaczyłem swojego byłego, ale to nie on sprawił, że znieruchomiałem. Hailley, obecna dziewczyna Michaela, spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. Przełknąłem gulę w gardle, czując, że nie jestem  w stanie się ruszyć. Nie powinno mnie tu być.
- Proszę, proszę... Przypałętał wam się pewien bezpański pies. - Zabolały mnie te słowa. Spojrzałem na Michaela, powstrzymując się przed łzami. Nie podobało mi się to. Rozumiałem jeszcze jego obecność, ale ta dziewczyna była tutaj tylko niepotrzebna.
-  Też miło cię widzieć - powiedziałem, posyłając mu delikatny uśmiech. -  Masz tupet przyprowadzając ją tutaj - dodałem.
- Za to ty, prosząc moich rodziców o nocleg. Naprawdę musisz być tak żałosny? Aż dziwne, że dopiero teraz to widzę.
- Michael! - usłyszałem kobiecy głos, który nie należał do młodej kobiety, a do Susan, która wróciła z kuchni. Pewnie wiedziała, że jej mąż w żaden sposób nie zareaguje, jeśli rzucimy się do gardeł. - Wyrzuciłeś go z mieszkania. Naprawdę myślisz, że pozwoliłabym mu się włóczyć po ulicy albo spać pod mostem? Naprawiamy twoje głupie decyzje - powiedziała, po czym odwróciła się w moją stronę. -
Chodź, pomożesz mi z obiadem, a wy siadajcie do stołu - zarządziła, po czym poprowadziła mnie do kuchni, klepiąc delikatnie po ramieniu.
         Zacisnąłem usta w wąską linię, czując, że zaraz nie wytrzymam. Musiałem stąd wyjść, aby nie zacząć kłótni z Michaelem, jak i jego dziewczyną. Ciekawe, jak się czuje z tym, że odebrała mi miłość życia? Za nikim tak nie szalałem, jak za nim.
-  Nie dam rady - powiedziałem cicho, kiedy byliśmy sami w kuchni. Zacisnąłem palce w pięść, pozwalając by paznokcie wbiły się w skórę.
- Będzie dobrze, Liam. Przecież nie zaczniecie rzucać w siebie nożami - uśmiechnęła się delikatnie, po czym popędziła mnie do piekarnika, abym wyjął mięso, kiedy to ona zajęła się sałatkami oraz ziemniakami czy puree, zależy kto na co miałby ochotę.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {07/11/22, 04:57 am}

This is my revenge Denver10
       Jasnowłosy zszedł z sypialni na dół po schodach prosto do kuchni, gdzie nucąca pod nosem żona sprzątała zbędne resztki z blatu. Z zarzuconym na szyji krawatem podszedł do niej od tyłu, obejmując czule. Jego delikatnie suche wargi musnęły ramię kobiety, odrywając ją od aktualnej czynności. Z nieśmiałym uśmieszkiem odwróciła się do Denvera, patrząc na krawat luzem zwisający na błękitno gołębiej koszuli. Zawsze uwielbiała mężczyznę w tym odcieniu. Idealnie wpasowywał się w kolor tęczówek, które tak kochała.
     - Nauczyłbyś się w końcu wiązać krawat - roześmiała się, bawiąc obiema końcówkami materiału.
     - Po co, skoro mam ciebie - prychnął rozbawiony, chłonąc nostalgiczną atmosferę rozciągającą się między nimi. Miller nie chciał, aby ta pieszczotliwa chwila prysnęła niczym bańka, lecz wraz z ostatnim pociągnięciem za koniec uformowanego krawatu, ktoś zadzwonił do drzwi. Małżeństwo doskonale zdawało sobie sprawę kto to był. Planowanych gości mieli tylko jednych i ich przybycie niezmiernie zestresowało mieszkańców domu. Prawdopodobnie obie strony stojące za barykadą drzwi zmagało się z gulą nerwów. Pytanie tylko brzmiało, czy Denver jako głowa domu poradzi sobie ze wszystkim. W końcu istniała tu niepowtarzalna zasada, jakiej każdy musiał uledz. Nawet syn nauczyciela doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie bez powodu wyprowadził się z mieszkania.
     - Otworzę, a ty spokojnie się ogarnij - Denver ucałował w czoło Susan, wychodząc w kuchni. Leniwie przeszedł podłużny korytarz, otwierając drzwi przed dwójką młodziaków. Syn od razu uśmiechnął się do swego ojca, przedstawiając swoją nową wybrankę serce. Miller miał nadzieję, że tym razem nieznajoma nie skończy jak sam Liam, a ich związek potrwa kilka lat, aby on mógł ostatecznie zaznać spokojnego życia. Czy naprawdę Denver prosił o tak wiele?
     - Miło panienkę poznać. Jestem ojcem Michaela, Pan Denver - od razu zasugerował swoje stanowisko w tym miejscu i to w jaki sposó dziewczyna miała się do niego zwracać. Na szczęście byłą bystra i prędko załapała, witając odpowiednio z mężczyzną, aż nagle ich rozmowę przerwał ktoś schodzący z góry, a mianowicie Liam, piąte koło u wozu. Nikt nie miał zamiaru udawać, że długowłosy był mile widziany na niedzielnym obiedzie, a jego były wraz z Hailley tym bardziej. Jasnowłosy jedynie przysłuchiwał się temu w milczeniu, marszcząc lekko brwi w niezadowoleniu. Poluźniłdwoma palcami krawat, słysząc jak Susan postanawia przerwać tę całą farsę. To nie tak, że Miller miał zamiar milczeć. Owszem, nie znosił Moore, bo był byłym jego syna, ale to nie tak, że był okropnym dzieciakiem nie do zniesienia. Ogólnie njako lokator był cichy, wręcz do znudzenia.
     Po zarządzeniu ludźmi, Susan wróciła z Liamem do kuchni, a Denver spojrzał wymownie spod byka na swego syna.
     - Panie pierwsze - z wymuszonym, sztucznym uśmiechem, namacalnym nawet dla ślepego, Hailley ruszyła przodem do salonu, gdzie stał przygotowany już stół. Usiadła grzecznie na jednym z krzeseł, gdy sam blondyn ściskał w tym czasie ramię swoje syna, nachylając nad jego uchem.
     - Pamiętaj, że jesteś w moim domu i nie życze sobie takiego zachowania. Masz być miły i się uśmiechać, inaczej porozmawiamy sobie po obiedzie na osobności - po tych słowach był w stanie usłyszeć bijące serce syna, jakby chciało wyrwać się z objęć żeber i prysnąć jak najdalej stąd, co niezmiernie rozbawiło Denvera. - Dobrze - dodał, prostując się, gdy dostrzegł przytaknięcie Michaela. Całą trójka usiadła do stołu, a Miller rozpoczął niewinne rozpoznanie się w temacie jak to właściwie się poznali i dlaczego postanowili być razem. Czym zajmuje się dziewczyna, co lubi i inne lekkie tematy, czekając, aż Susan wróci z Liamem i jedzeniem. Nie zamierzał im pomagać. Ukochana miała od tego pomocnika, on zaś miałza zadanie zająć się gośćmi. Być może zrobił się nieco delikatniejszy w stosunku do Moore, a może po prostu niechęć do niego lekko odsunął, chcąc go jednak osądzać na równi z całą resztą. Sam nie był jeszcze tego pewien, zwłaszcza po liście jaki dostał. Jutro bowiem... wraca do pracy.
     - Ach, wybaczcie, że musieliście na nas czekać - Pani Miller jak torpeda wpadła z miskami w rękach i rozłozyła je na stole, a zaraz za nią zrobiłpodobnie sam Liam. Gdy wszyscy usiedli do stołu, Susan podziękowała za spólne spotkanie i mozliwość zjedzenia takiego sowitego posiłku po czym każdy zaczął nakłądać sobie co tam chciał.
     - Liam, nałozysz mi kawałek mięsa? - Denver zaskoczyłnie tylko samego Moore, a zarówno żonę, prosząc chłopaka o coś. Coś, cokolwiek, co by zwykle nie robił. Prawdą jednak było, że Miller miał to zaplanowane. Chciał w ten sposó uspokoić ukochaną, udawadniając, że nie jest skończonych chujem i dla niej postara się być milszy dla Liama, a po drugie, nie mógł potraktować go jak psa przed synem, któy mógłby uznać, iż sam może robić to samo. Dlatego też wysunął lekko swój talerz w kierunku długowłosego, czekając az wyląduje na nim kawałek mięsiwa, któego tak uwielbiał. Nie miał zamiaru mieszać się w ich kłótnie, to była misja dla Susan. Jak dla niego, mogli się gryźć jak kot z psem, byle nie na jego oczach, nie w jego domu. W końcu byli dość świezo po zerwaniu.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {11/11/22, 09:34 am}

LIAM  MOORE

         Nie wiem co bardziej było stresujące, to, że kiedyś razem z Michaelem siedzieliśmy z jego rodzicami przy stole, wysłuchując uwag jego ojca czy to, że teraz siedzieliśmy naprzeciwko siebie w towarzystwie jego dziewczyny i rodziców. Miałem ochotę stąd wyjść, ale nie robiłem tego ze względu na Susan, która zapewniała mnie, że nic się nie wydarzy. Nie mogłem jej ufać, nikomu tutaj nie mogłem ufać, dlatego siedziałem spięty i czekałem, aż wszyscy sobie nałożą jedzenie. Nie śpieszyłem się, nie czułem takiej potrzeby, bo wiedziałem, że z trudem cokolwiek przełknę. Unikałem kontaktu wzrokowego z pozostałymi, zaciskając dłonie na swoich spodniach, starając się opanować emocje.
         Dopiero na słowa mężczyzny podniosłem głowę, aby upewnić się, że dobrze usłyszałem. Zaskoczenie sprawiło, że nieco dłużej zwlekałem ze spełnieniem prośby, która naszła niespodziewanie od Denvera, najwidoczniej nie tylko ja byłem tym zmieszany.
-  T-tak, oczywiście - powiedziałem, po czym odebrałem talerz od mężczyzny i nałożyłem kawałek mięsa, powstrzymując przy tym drżenie dłoń. Wiedziałem, że jego nastawienie się do mnie nie zmieniło, ale miło było zobaczyć taką jego wersję, gdzie nie traktuje mnie jak śmiecia. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, dopóki nie natrafiłem na spojrzenie Michaela, które nie tylko kpiło ze mnie, ale również było wkurzone. Oddałem talerz w ręce Denvera i usiadłem na swoim miejscu, wbijając wzrok w swoje dłonie. Nie powinno mnie tutaj być, to dla mnie za wiele.
- Nic nie będziesz jadł, Liam? Lepiej nakładaj zanim wystygnie – uśmiech Susan zwykle był dla mnie pocieszający, ale nie tym razem.
-  Dobrze - powiedziałem, po czym nałożyłem sobie po trochu wszystkiego. Nie przysłuchiwałem się ich rozmową, tym bardziej, że Michael opowiadał o jego związku z dziewczyną, również i ona opowiadała o ich poznaniu się, kiedy był jeszcze ze mną w związku. Oczywiście, jego rodzice byli tego świadomi, ale nie powiedziała tego głośno.
- Hailley niesamowicie gotuje, musicie kiedyś wpaść na obiad do nas. W deserach jest mistrzynią, bez urazy mamo – spojrzałem na niego w chwili, kiedy szczerze się uśmiechał. Kiedyś to mnie obdarowywał tym uśmiechem, ale teraz nie należał on do mnie.
- Nie przesadzaj, wcale nie jestem taka dobra – zaśmiała się promiennie, po czym położyła dłoń na jego. Przyglądałem się temu wszystkiemu, serce mnie bolało od widoków, ale nie mogłem przestać.
- Jest też skromna, jak widzicie. Naprawdę powinnaś lepiej wierzyć w siebie – ucałował ją w dłoń, wtedy upuściłem sztućce na talerz i wszyscy spojrzeli na mnie.
-  Przepraszam, pójdę się przewietrzyć - powiedziałem, po czym wstałem od stołu.
         Wyszedłem na zewnątrz do ogrodu, aby tam usiąść na schodach i schować twarz w dłoniach. Nie mogłem na to patrzeć, to nie było dla mnie, takie spotkania powinny odbywać się beze mnie. Zwyczajnie nie mogłem na nich patrzeć, ale najwidoczniej nikt nie przejmował się tym, że jestem świeżo po rozstaniu i takie spotkania są chore. Mogłem sobie pójść na miasto i wrócić nocą, kiedy będę miał pewność, że na nikogo nie trafię, a teraz musiałem siedzieć z nimi przy jednym stole. Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem, jak drzwi się otwierają. Myślałem, że to Susan przyszła, aby sprawdzić co się ze mną dzieje, ale to nie była ona. Byłem jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy to Hailley stanęła za mną. Od razu podniosłem się z miejsca i zmarszczyłem brwi.
-  Szukasz czegoś? - zapytałem, a ta jedynie podeszła do mnie, aby być wystarczająco blisko mnie.
- Naprawdę dziwisz się, że wybrał mnie? Wprosiłeś się do jego rodziców, zająłeś jego pokój... To jest chore, że po zerwaniu idziesz do jego staruszków – powiedziała, patrząc uważnie w moje oczy.
-  Chore, to jest to, że raz rozłożyłaś przed nim nogi i nagle się w tobie zakochał. Warto było? Zrujnowałaś mój związek, sprawiłaś, że wyrzucił mnie z domu, choć dobrze wiedział, że nie mam gdzie pójść - powiedziałem. Miałem się nie kłócić, chciałem zachować spokój, ale ta laska zwyczajnie mnie irytowała. -  Zapewne będzie z tobą miesiąc może dwa i zostawi, ale ja mam to gdzieś. W końcu taka dziwka, jak ty szybko znajdzie pocieszenie w ramionach inn- - przestałem mówić w chwili, kiedy zostałem spoliczkowany przez dziewczynę. Widziałem satysfakcję w jej oczach. -  Suka - wydusiłem z siebie, łapiąc się za policzek.
- Zaraz ci pokażę co ta „suka” potrafi – uśmiechnęła się, po czym szybko zmieniła wyraz twarzy i zwyczajnie się rozpłakała.
         Nawet nie biegłem za nią, nie poszedłem się tłumaczyć, bo nie miałem z czego. Wziąłem telefon do ręki i wysłałem wiadomość do Lucka z zamiarem pójścia do jakiegoś pubu. I tak nikt się nie będzie o mnie martwił, więc co to za różnica. Skoro nie wróciłem do środka, to jedynie oznacza, że gdzieś poszedłem. Na pewno nie będę siedział przy jednym stole z tą beznadziejną parą, wystarczy mnie Denver, który codziennie mi dogryza.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {20/11/22, 04:05 pm}

This is my revenge Denver10
      Denver przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem na twarzy, pozwalając swej ukochanej żonie prowadzić konwersację z synem. Jego osobiście nie interesował powód rozstania tej dwójki. Wystarczył mu jedynie fakt dokonany. Nie chciał zwyczajnie wstydzić się przed sąsiadami, że jego rodzina odbiega od standardów typowej szczęśliwej rodziny. Zwłaszcza, iż na ich osiedlu byli dość znaną parą, którą często zapraszano na wieczorne spotkania. Samo wspomnienie na temat jego syna i tego jak musiał okrężźną drogą tłumaczyć co u niego było słychać sprawiło, że blondyn zmarszczył nieznacznie brwi, wracając do teraźniejszości i tego, co działo przę przy stole.
     - Michael - zapłakana Hailley wpadła do pokoju, podchodząc do syna Millera, a ten z troską otarł jej kąciki oczu. Oczywiście musiał spytał, co się wydarzyło, na co ta zaczęła skarżyć się na zachowanie Liama. Żona w zaskoczeniu zakryła swoje lekko rozdziawione usta, zapominając całkowicie o trzymanym przed chwilą widelcu, który poleciał na w połowie pusty talerz.
      - Kochanie, idź sprawdź co z Liamem - bez namysłu poprosiła mężczyznę o zainteresowanie się sytuacją, na co on zwyczajnie westchnął, całkowicie zmęczony tą farsą. Denver nie był głupi. Miał juz trochę lat na karku, a za jego plecami wielokrotnie szlajały się szkolne dupeczki przez co doskonale poznał się na nowej dziewczynie syna. Potrafił świetnie wypatrzyć teatrzyk rozgrywany przed nimi. Oczywiście kobieta od razu połknęła haczyk, ale Denver. On nie był tak naiwny.
      - Mamo, jak możesz? Ten chhu... znaczy się gnojek zrobił krzywdę Hailley - widać było wściekłość u ich syna jak i pretensję, że nie stoją murem za ich dwójką. W końcu Liam nie był chciany w tych czterech ścianach. Blondyn westchnął głęboko, wstając od stoł€, gdy ukochana kobiecinka spojrzała prosto w jego oczy, z namacalną prośbą. Nie mógł przecież odmówić Susan.
      - Trochę szacunku do matki, szczylu - Denver warknął do syna, zerkając na niego przez ramię, gdy wychodził z pokoju. Nauczyciel na "emeryturze" zastanawiał się co się tak właściwie stało. Jaką mieli oboje wymianę słów, że skończyło się na płaczu dziewczyny i tym całym teatrzyku. Nie znał Liama, ale był on ciotą. Był beznadziejny jeśli chodziło o bycie agresywnym. Miał tego doskonały przedsmak w kanciapie, kiedy łapali węża. Moore nie mógł podnieść ręki na dziewczynę Michaela, a moze? Cóż, z miłości robi się duzo głupich rzeczy.
      - Dzieciaki - westchnął setny raz, wyciągając z kieszeni paczkę mallboro, odpalając peta. Oparł się o ścianę, wydychając smugę dymu z pomiędzy lekko wyschniętych warg. Liama nie było. Uśmiechnął się pod nosem. Cała ta sytuacja nawet go bawiła. Z jednej strony nie lubił chałasu, problemów, ale ten mętlik jakoś mu podnosił testosteron we krwi. Coś w tym wszystkim go podniecało. To całe spięcie, ta cała sytuacja mogła potoczyć się całkiem zabawnie. W sumie chętnie zobaczyłby jak ta dwójka szarpałaby się za swe długie kłaki.
      Skończył palić papierosa i wrócił z powrotem do środka, gdzie drobna dziewczyna siedziała na kolanach Michalea, cicho szlochając. Susan rozmawiała coś o pogodzeniu się, szczerej rozmowie, ale Denver miał juz wyrobione własne zdanie. Takie coś było bez sensu.
      - Poszedł sobie - odpowiedział, widząc wścibskie spojrzenia innych.
      - Kochanie, powinniśmy go poszukać. Jeszcze zrobi coś głupiego.
      - Jest dorosły, poradzi sobie. Jak zmarznie mu dupa, wróci - wzruszył ramionami, wracając na swoje miejsce, a kątem oka dostrzegłzadowolony uśmieszek długowłosej.
      - Cóż, jedzmy zanim wystygnie - nie do końca zadowolona kobieta wróciła do jedzenia. Po całym obiedzie blondyn pomógł sprzątać swej zonie. Susan oczywiście zostawiła napakowany jedzeniem talerz dla Liama. Resztę dnia skończyli wtuleni na kanapie, oglądając jakąś dramę po czym Susan poszła się wykąpać i połozyć do łóżka. Denver jednak siedział dalej, siedział wygodnie w fotelu obróconym w stronę korytarza, aby widzieć czy ich pasozyt postanowi wrócić na noc. W ręku trzymałkij bejzbolowy, opierając go o swe ramię. Czekał, czekał i czekał. Dość wytrwale. W końcu Denver posiadał niezliczone pokłady cierpliwości.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {23/11/22, 07:08 pm}

LIAM  MOORE

         Luck czekał na mnie przed barem, machając energicznie, kiedy tylko mnie zauważył. Posłałem mu niemrawy uśmiech, po czym wtuliłem się w niego.
- Hej, hej, co to za czułości? - uśmiechnął się delikatnie, po czym poczułem jego dłonie, które lekko poklepywały moje plecy. - Czyżby obiad nie wyszedł? - zapytał, odsuwając mnie nieco od siebie. Pociągnąłem nosem, nie ukrywając pojedynczych łez, które zaczęły uciekać z moich oczu.
- Przyszedł z nią... Rozumiesz? Przyprowadził ze sobą tą sukę, które zniszczyła to wszystko. Najgorsze jest to, że jego rodzice byli nią zachwyceni. Choć Susan nas akceptowała, to Denver nigdy nie był na zadowolonego. Czułem się tam, jak jakiś śmieć... - powiedziałem, pociągając po raz kolejny nosem. Przyjaciel objął mnie ramieniem, po czym wprowadził do baru, gdzie zajęliśmy miejsce nieco w kącie, aby móc swobodnie porozmawiać, z dala od zgiełku, który panował.
         Opowiedziałem mu o tym, co wydarzyło się w trakcie tego spotkania. I choć przyjaciel miał z tego niezły ubaw, ja nie cieszyłem się z tego. Wiedziałem, że kiedy wrócę do tego domu, to będę musiał spakować swoje rzeczy i się wynieść. „Tknąłem” jego dziewczynę, jeśli jej uwierzą, to jestem przekreślony już w tej rodzinie. A szkoda, bo naprawdę dobrze mi u nich było, nawet jeśli, Denver nie patrzył na mnie przyjaźnie. Nadal byłem na niego obrażony przez sytuację z wężem, ale dzisiaj... Poprosił mnie, abym podał mu mięso. Nawet, jeśli była to tylko durna gra aktorska, to czułem się bardzo szczęśliwy.
- Hah, jak ja spojrzę tym ludziom w oczy? Wyrzucą mnie z domu - powiedziałem, biorąc kolejny łyk swojego drinka. Nie wiem, czemu Luck wybrał akurat bar dla gejów, kiedy byłem w rozsypce.
- Przecież nie mogą ot tak uwierzyć tej lasce, ledwie ją poznali, a ciebie mimo wszystko znają nieco dłużej – powiedział, rozglądając się po otoczeniu, po czym spojrzał na mój telefon, który zaświecił się i zawibrował przez wiadomość, która do mnie dotarła. Aż byłem w szoku, że Michael nie usunął mojego numeru, w końcu i tak nie był mu już do niczego potrzebny.
- Nawet nie zamierzam tego czyta... Ej! - krzyknąłem, kiedy przyjaciel wziął mój telefon. - Zostaw to - powiedziałem już nieco ciszej, aby nie zwracać na siebie uwagi.
- Ekhem... „Zachowałeś się obrzydliwie. Powinieneś wrócić i przeprosić Hailley za to, jak ją potraktowałeś”. Serio? - przewrócił oczami, po czym zmarszczył brwi. - Dupek, jak on może w ogóle czegoś od ciebie wymagać. Zablokuj jego numer – powiedział, oddając mi telefon. Spojrzałem na wiadomość, po czym zacisnąłem usta w wąską linię. „Zachowujesz się, jak dziecko”, „zazdrość tylko ci zaszkodzi”, „to wszystko i tak nie miało przyszłości”. Treść była dużo dłuższa, ale te słowa najbardziej mnie zabolały. Nasz związek nie miał przyszłości? Między nami było wspaniale, to on przestał się angażować, to on poszedł do łóżka z tą lafiryndą, kiedy ja chciałem zadbać o nasz związek, sprawić, że będzie, jak na początku.
- Muszę się odegrać, jak najszybciej... - powiedziałem, zaś Luck na te słowa gwizdnął zadowolony. Wiem, że ucierpi na tym nie tylko Michael, ale skoro on rozbił moje serce na kawałki, to i ja mogę rozbić jego.
         Przestałem patrzeć na to co piję i w jakiej ilości. Bar opuściłem samotnie, dając znać przyjacielowi, że jakoś sobie poradzę. Oczywiście, zamówiłem taksówkę, choć patrzenie w telefon sprawiało mi trudność nawet wtedy, kiedy miałem na nosie okulary. Jakimś cudem znalazłem się pod domem Millerów, po czym zapłaciłem za przejazd i wysiadłem z samochodu. Światło się paliło, więc albo ktoś na mnie czekał albo po prostu siedzieli sobie rodzinnie przed telewizorem. Nie miałem ochoty na kłótnie, ale w takim stanie było wszystko możliwe. Czy odpuściłbym sobie teraz? Na pewno nie.
         Stałem jeszcze chwilę w miejscu, aby nieco ochłonąć, po czym ruszyłem się z miejsca, starając się nie bujać na boki. Na dodatek teraz czułem, jak bardzo jest zimno, więc modliłem się, że nikt nie zamknął drzwi na klucz. Złapałem niepewnie za klamkę i wszedłem do środka, kiedy tylko nacisnąłem ją, a drzwi się przede mną otworzyły. Poczułem ulgę, bo nadal byłem mile widziany w domu. Ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, po czym zdjąłem buty. Dopiero po chwili zauważyłem mężczyznę siedzącego w fotelu z jakimś przedmiotem na ramieniu. Zmrużyłem nieco oczy, aby lepiej się przyjrzeć, co Denver trzyma. Kij... Wyglądało to na kij bejsbolowy.
- Spokojnie, to tylko ja, ten kij niepotrzebny - parsknąłem śmiechem, po czym oparłem się o ścianę, czując, jak tracę siłę. Osunąłem się na podłogę, patrząc uważnie na niedoszłego teścia. - Obiad się udał? Zachwycony pan z przyszłej synowej? Kobieta idealna dla pańskiego syna. On nią jest zachwycony, zapatrzony, jak w obrazek. Zabawne jest to, że na mnie też tak patrzył. Kiedyś, bardzo dawno temu. Ja pierdole... - jęknąłem.
Z trudem zacząłem się podnosić, ale kiedy mi to nie wychodziło, postanowiłem zostać na podłodze. Wolałem nie robić hałasu, tym bardziej, że Susan musiała już spać. Nie wiem po co mężczyzna czekał. Równie dobrze mógł mi zamknąć drzwi od domu i pójść spać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {25/11/22, 11:49 pm}

This is my revenge Denver10
      Jego błękitne tęczówki leniwie prześlizgnęły się po podłodze salonu, prosto w kierunku korytarza skąd dochodziły nieznane dźwięki. Denverowi nie było potrzeba wiele czasu, aby je dokładnie zlokalizować, a ich przyczyne podpiąć do plakietki zwanej "Liam", który z kolei od kilku dni był głównym problemem grasującym w domostwie Millerów. Przynajmniej według mężczyzny. Nasłuchiwał jak chłopak walczył w korytarzu z samym sobą. Od razu było słychać, że dobrze bawił się po zniknięciu z niedzielnego obiadu, gdy Susan zwyczajnie zamartwiała się o niego, a ten sobie w najlepsze gdzieś pił. Na tę myśl blondyn prychnął pod nosem, piorunującym spojrzeniem mierząc Moore, gdy pojawił się w przejściu. Pan domu wymownie poruszał kijem, stukając nim lekko o swe ramię, patrząc jak lekceważąco zachowuje się długowłosy. Gdyby miał takiego syna, to by juz dawno powiesiły go na lampie za jaja, dając repremende.
       Tęczówki Denvera niebezpiecznie zabłysnęły, gdy ex jego syna skomentował drewnianą zabawkę w jego ręce. Och, nawet nie miał pojęcia jak bardzo się do tego mylił, bo przedmiot ten był przygotowany specjalnie na powitanie Liama. Zepsuł im obiad, zaniepokoił Susan, a teraz on musiał na niego czekać, gdy rano musiał wcześnie wstać do roboty. Liam nie wiedział jak bardzo miał przejebane po powrocie. Ba, Miller nie spodziewał sie, ze chłopak wróci! Skoro jednak do tego doszło, to moze faktycznie nic nie zrobił dziewczynie?
       Wysłuchał do końca lamentu Moore, wstając ociężale z fotela, bo zdecydowanie zbyt długo w nim siedział, a był on cholernie wygodny. Z kijem bejzbolowym nadal na swym ramieniu podszedł do chłopca, patrząc na niego z góry jak na robaka, jak na papierek po batonie, który jest wart tyle, co zeszłoroczny śnieg.
       - Naprawdę sądzisz, ze mnie to obchodzi? - spytał ozięble, marszcząc brwi i zamachnął się kijem, jakby chciałgo nim uderzyć. I zrobiłto. Tam, gdzie spoczął jego wzrok, tam wylądowałkoniec kija, a dokładniej na czubku głowy Liama. Jednak nie z impetem, jedynie delikatnie, jakby chciał w ten sposób otrząsnąć go z amoku zalenia sie nad swym zalosnym zyciem.
       - Zastanawiam sie, czy ty naprawde masz tma kutasa - spojrzał na jego krocze, ale ewidentnie wskazywało, ze nadal cos tam było.
      - Wstawaj pokrako - nachylił się ku niemu, aby złapać za fraki wierzchniego odzienia i siłą podciągnął Moore na w miarę równe nogi.
       - Wychodzimy - dodał krótko i pociągnął go ze sobą do wyjścia. Nie pozwolił nawet ubrać butów. Oboje na bosaka wyszli z mieszkania i szli tak z dobre dziesięć minut, az nie znaleźli się na boisku szkolnym, gdzie niegdyś jego syn chodził do podstawowej szkoły. Boisko zawsze było otwarte, bez ogrodzenia. Postawił Liama na środku, dając mu kij do ręki, a sam z kieszeniu spodni dresowych wyciągnął piłkę.
       - Dopóki nie trafisz, nie pójdziesz mi stąd i odpowiesz na moje pytania - oznajmił stanowczo, ciskając piorunami w chłopaka. Odszedł nieco dalej, świadom tego w jakim stanie jest Liam. Nie spodziewał się cudów, ale liczył, ze go chłopak zaskoczy.
       - A więc, co się stało kiedy byliscie sami? - spytał, rzucając piłką.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {29/11/22, 07:00 pm}

LIAM  MOORE

         Parsknąłem śmiechem, kątem oka widząc zbliżającą się sylwetkę mężczyzny.
- Oczywiście, że nie - powiedziałem, choć bardziej do siebie, niż niego. Wzdrygnąłem się, kiedy zauważyłem kij oraz zamachującego się nim Denvera. Zamknąłem oczy, czując, że nawet nie mam siły się bronić, dlatego czekałem, aż nastąpi uderzenie. Nie spodziewałem się, że będzie to tak delikatne, niczym muśnięcie palcem policzka. Kolejne parsknięcie wydobyło się z moich ust, słysząc jego uwagę. Miałem ochotę odpowiedzieć jemu, że jeśli chcę mogę mu to udowodnić, ale raczej woleliśmy nie doprowadzać do tej sytuacji.
- Hah? Ja wcale nie chce wy... - urwałem, kiedy zaczął mnie ciągnąć za sobą. Miałem ochotę pójść do łóżka, prawdopodobnie przepłakać parę godzin i ostatecznie usnąć, by następnego dnia obudzić się z kacem, ale jak nowo narodzony. Denver najwidoczniej miał inne plany wobec mnie skoro wyciągał mnie z domu w nocy, kiedy ja byłem w takim stanie.
         Grzecznie szedłem za mężczyzną, nie pytając nawet o to gdzie postanowił mnie prowadzić. Może go nie obchodziłem, ale jednak z jakiegoś powodu czekał na mój powrót do domu. Chodziło o dziewczynę jego syna? Zapewne tak, nawet nie wiem, co im dokładnie powiedziała, ale czy powinienem się tego wypierać? Zależy od tego, jak dobra aktorką jest dziewczyna, chociaż... Michaela łatwo nabrać, udowodniono mi to wiele razy.
- Oh... Czeka nas dłuuuga noc, proszę pana - uśmiechnąłem się delikatnie, ważąc kij w dłoni. Spojrzałem na mężczyznę, rozglądając się po pustym boisku i westchnąłem nieco zmęczony. Zapewne bujałem się nieco na boki, ale to akurat było najmniejszym problemem. Spojrzałem na swoje bose stopy, odgarniając włosy do tyłu. Poprawiłem okulary na nosie i zamknąłem na chwilę oczy, chcąc dobrze powiedzieć, co wydarzyło się przed domem Millerów. Najgorsze było to, że mężczyzna naprawdę liczył na to, że odbiję piłkę. Nie zamierzałem nawet próbować, dlatego spojrzałem, jak piłka przeleciała tuż obok mnie. Odwróciłem się plecami do mężczyzny i podszedłem do piłki, aby ją podnieść i odrzucić do Denvera.
- Słabo pan rzuca, nie wygląda to tak, jakby chciał mnie pan zabić tą piłką - powiedziałem, mierząc go spojrzeniem. Nie był na mnie zły? Gdyby było inaczej, to piłka na pewno leciała by prosto w moją twarz albo inną część ciała.
- Ucięliśmy sobie krótką rozmowę. W międzyczasie nazwałem ją dziwką i oskarżyłem ją o rozwalanie cudzych związków. Cóż, nie twierdzę, że Michael jest bez winy, bo jednak włożył w nią swojego penisa - powiedziałem, patrząc, jak piłka po raz kolejny leci w moją stronę, tym razem zamachnąłem się, ale nie trafiłem w piłkę, więc jęknąłem niezadowolony. Po raz kolejny poszedłem po piłkę, którą odrzuciłem do mężczyzny. - Po tym, jak ją nazwałem dziwką, spoliczkowała mnie. Nie ukrywam, ma sporo siły, ale to sprawiło, że nazwałem ją również „suką” - uśmiechnąłem się, będąc z siebie nieco dumny. Chciałem być tym razem szczery z mężczyzną, która zapewne i tak wyciągnąłby ze mnie wszystkie informacje. Ciekawiło mnie tylko, jak dobrze dziewczyna odegrała swoją rolę.
         Kolejny rzut piłką, kolejne pudło. Czułem, że przez te zamachy robiło mi się nieco lepiej, ale najchętniej tym kijem uderzyłbym Michaela, a może najpierw jego laskę, a później jego? To całkiem niegłupi plan.
- Dobrze odegrała ofiarę? Żałuję, że to przegapiłem. Michael pewnie od razu się nabrał, ale cóż... Nie zamierzam się bronić. Nie zależy mi na tym i tak nic tym nie zyskam - powiedziałem, spuszczając wzrok. Chciałbym móc powiedzieć, że chcę, aby to wszystko potoczyło się inaczej, ale teraz to nie miało znaczenia.
- Od razu mówię... Nie zamierzam przepraszać tej dziewczyny, zdania o niej nie zmienię - uśmiechnąłem się niewinnie i podszedłem do Denvera.  Dziesięć centymetrów robiło różnicę, ale i tak sięgnąłem ustami jego ucha. - Nawet pan mnie do tego nie zmusi - wyszeptałem i odsunąłem się na bezpieczną odległość, aby przygotować się do kolejnego rzutu. Byłem w tym kiepski i nie spodziewałem się, że rzeczywiście mogę trafić.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {04/12/22, 01:51 pm}

This is my revenge Denver10
      Uniósł swą blond brew ku górze, gdy Liam poinformował mężczyznę o długiej nocy. Denver nie liczył, że faktycznie chłopakowi uda się trafić choć raz w piłkę, ale z pewnością wyczyn ten mocno wypaliłby się w pamięci nauczyciela. W końcu to nie takie proste i albo chłopak miałby zdolności manualne, albo zwykłego farta. Nie mniej jednak udany strzał byłby miłym zaskoczeniem na twarzy Millera. Moore wyglądał dość kabaretowo, chwiejąc się i trzymając w lekkim uścisku kij, który również bujał się niczym hipnotyzujący zegarek z boku na bok. Blondyn uśmiechnął się pod nosem, rzucając pierwszy raz piłką w stronę chłopaka. Delikatnie, aby ocenić zdolności długowłosego.
      Żyłka uwydatniła się na czole mężczyzny, gdy Liam zwrócił mu uwagę odnośnie rzutu, do którego nawet się nie zamachnął. Ten fakt, jak i słowa okularnika jasno dały impuls tatusiowi, że nalezy obrać nieco inną taktykę. Skoro nie chciał machać, powinien rzucać w niego, aby ten nieco się poruszał i wypocił procenty z organizmu. Przyjemne z pozytecznym. Jednak nie zrobił tego, choć kolejny zamach był nieco silniejszy, aby samemu się rozgrzać. Jakby nie było oboje byli na bosaka, a Denver nienawidział zimna. Zwłaszcza ciągnącego od stóp.
      Wysłuchiwał skróconej wersji Liama, jak było, komfrontując w głowie z wersją dziewczyny, która bardzo zgrabnie ominęła niektóre części, przeinaczyła i delikatnie podkoloryzowała, aby potem samej się nie pogubić w kłamstwie. Oczywiście, mogło być inaczej, ale z ich obojgu, Denver szukał złotego środka. A Moore mówił również negatywnie o sobie, informując jak ją ponazywał. Tego normalnie nikt by nie zrobił, stąd blondyn poczuł nutkę szczerości z jego pijańskich słów. W końcu po pijaku język się rozwiązywał.
      Napiął wszystkie swoje mięśnie, gdy chłopak podszedł niebezpiecznie blisko i na palcach przysunął do jego ucha, szeptając deklarację, jaką najchętniej by sprawdził, ale nie był od tego. Jako ojciec swego syna mógł mu jedynie wskazać właściwą drogę, ale czy faktycznie z niej skorzysta to druga sprawa. Nie mniej jednak był zmęczony tą intrygą, trzymając pod jednym dachem ex Michaela. Nie z własnej woli. Dla niego chłopak mógł i pod mostem się znaleźć. To nie jego wina, ze dał się tak wyruchać, ale Susan...
      - Nie mnie to oceniać, ale wyglądała wiarygodnie - odpowiedział, marszcząc brwi, a kolejny rzut piłką byłwycelowany w Moore. Mocniej, szybciej. - Nie obchodzi mnie wasza sprzeczka. Oboje zachowujecie się jak gówniarze. Jak dla mnie mozecie się nawet pozabijać, byle nie w moim domu - odparł, wzdychając ciężko na to wszystko.
      - Wracajmy, bo jeszcze Susan zacznie mi rano suszyć głowę, że ciągniesz na nosie - spojrzał na Liama spod zmruzonych powiek. Jakby nie było, nie chciał aby chłopak się przeziębił i jutro spóźnił się na pierwsze zajęcia. Jakby... nie chciał maczać swoich palców w jego problemy i samemu nim być. Chciał jedynie spokojnego zycia.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {09/12/22, 07:24 pm}

LIAM  MOORE

         Wyglądała wiarygodnie? Też powinienem się rozpłakać i powiedzieć, że ktoś mnie skrzywdził? Tak byłoby łatwiej, ale musiałabym być dziewczyną, żeby ktoś uwierzył w moje kłamstwa. Westchnąłem, czując, że i tak nic moje zeznania nie zmienią. Obraziłem ją, ale przy mnie nie wyglądała na specjalnie przejętą. Pewnie była nawet dumna z tego, że odbiła mi chłopaka, choć pewnie nasz związek i tak by się skończył. Co nie oznacza, że zamierzam zmienić swoje plany. Widziałem, że Denver nieco reaguje na moje zaczepki i nie uważałem by było to z obrzydzenia, ale czy mogłem go podejrzewać o inną orientację, niż hetero? Wielokrotnie udowodnił jakim jest homofobem, a może... Specjalnie takiego z siebie robi? To miałoby sens.
- No tak, dom to świętość. Spokojnie, przy ich kolejnej wizycie sam wyjdę i znajdę sobie zajęcie - powiedziałem, wzdychając ciężko. Nie zamierzałem uczestniczyć w takich rodzinnych obiadkach. Od początku wiedziałem, jak głupi był ten pomysł, ale kto chciałby odmówić Susan? Raczej mało kto, tym bardziej, że to złota kobieta.
          Skinąłem głową na znak zgody, aby wrócić do domu. Czułem, że policzki mam czerwone od zimna, o stopach nawet nie wspomnę. 
- Jak będę chory, to pan będzie musiał się mną zaopiekować. Trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny - uśmiechnąłem się delikatnie, uważając, aby odruchowo nie objąć starszego mężczyzny. Oddałem mu więc kij, a sam poczłapałem się za nim do domu. Nie ukrywam, chłodne powietrze dobrze na mnie wpłynęło, ale może i nawet towarzystwo? Szczerze mówiąc, gdyby mnie tak bardzo nie lubił, to nie przejmowałby się moją wymianą zdań z dziewczyną jego syna, a moim ex. 
- Dziękuję - powiedziałem zanim przekroczyliśmy próg drzwi. Zostawiłem mężczyznę samego sobie, a sam udałem się do swojej tymczasowej sypialni, gdzie zdjąłem z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach. Mogłem rzucić się na łóżko w ubraniach, ale one same były zimne, więc darowałem sobie i wskoczyłem pod ciepłą kołdrę. Skuliłem się i zamknąłem oczy, oddając się szybko w głęboki sen. 
          Obudziłem się wraz ze swoim budzikiem oraz drobnym kacem po wczorajszym piciu. Jęknąłem niezadowolony, zastanawiając się kto ma ochotę robić wykłady o tak nieludzkiej godzinie. Wyłączyłem nieznośny budzik i powołanie podniosłem się z łóżka. Musiałem wziąć szybki prysznic oraz ubrać się w coś odpowiedniego na zajęcia, po czym udać się na dół i zjeść śniadanie w towarzystwie Susan oraz Denvera, z którym miałem przed snem krótką wymianę zdań. Nie czułem się z tym źle, ani nic, mogę nawet śmiało stwierdzić, że to mi pomogło, choć nie spędziliśmy tak nie wiadomo ile czasu. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy na samo wspomnienie o naszym wieczorze na boisku. Susan prawdopodobnie nie była świadoma tego gdzie byliśmy, ale nie przeszkadzało mi to.
         Umyty oraz ubrany zszedłem na dół, gdzie czułem zapach świeżo zaparzonej kawy oraz jajecznicy i bekonu.
- Jak ładnie pachnie - powiedziałem z uśmiechem, zerkając na kuchnię, gdzie Susan właśnie odkładała ostatni plasterek bekonu. - Złota kobieta z ciebie, Susan, czy to dla mnie? - zapytałem, po czym zerknąłem na Denvera, który popijał ostatnie łyki swojej kawy. Oboje patrzyliśmy na siebie, więc skinąłem głową na powitanie, po czym odwróciłem się do kobiety.
- Tak, ale co się wczoraj stało? Nagle zniknąłeś, martwiłam się - powiedziała, a jej oczy były przepełnione troską.
- Mówiłem, że to będzie zły pomysł, ale... Przepraszam - powiedziałem, po czym poczułem jej smukłe palce na ramieniu, po czym ominęła mnie i podeszła do swojego męża zanim ten wyszedł z domu. Zająłem miejsce przy stole z talerzem jedzenia oraz ciepłą kawą z mlekiem. Wraz z kobietą uciąłem sobie krótką pogawędkę, omijając temat Michaela i jego dziewczyny, choć widziałem, że Susan chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej uszanowała to, że nie chciałem o tym rozmawiać.
         Na uczelni pojawiłem się przed czasem, gdzie czekał już na mnie Damen ze swoim termosem litrowej kawy oraz żelkami, które towarzyszyły mu w codziennej, porannej rutynie.
- Zjadłbyś normalne śniadanie, a nie żelkami się pożywiasz od rana - westchnąłem, przyglądając się uważnie wyższemu mężczyźnie, który posłał mi szeroki uśmiech i objął ramieniem.
- Jeśli tylko ty mi będziesz towarzyszyć przy śniadaniu, to chętnie - powiedział do mojego ucha, po czym odskoczył, aby uniknąć mojej dłoni, która wycelowana była w jego czoło. - Pełen energii już od rana - uśmiechnął się i podsunął mi żelki, abym mógł się poczęstować. Oczywiście skorzystałem z oferty, po czym udaliśmy się na salę, zgarniając po drodze Mię, która nie wyglądała by była w dobrym humorze, ale teraz nie było czasu na rozmowę, ponieważ zaraz miał się rozpocząć wykład.
         Zająłem swoje miejsce, po czym naszykowałem sobie zeszyt, jak i piórnik z dużą ilością długopisów, ołówków czy gumek do ścierania, nigdy nie było wiadomo, kiedy co się przyda, dlatego wolałem być zabezpieczony. Kiedy wszyscy byli już w sali, skupiłem się na swoim telefonie, przeglądając jakieś nowinki na świecie, dopóki sala nie została wypełniona przez szepty, które w tej ilości były aż za głośne. Podniosłem głowę, aby zobaczyć co jest źródłem tego zamieszania, po czym otworzyłem usta. Może nie siedziałem jakoś blisko wykładowcy, ale nawet ze środka sali mogłem rozpoznać mężczyznę, którego bardzo dobrze znałem.
- O cholera... - wyszeptałem, patrząc uważnie na Denvera, który niespodziewanie pojawił się w sali. Przełknąłem gulę w gardle i zacisnąłem usta w wąską linię. Nie wiedziałem czy się cieszyć, czy płakać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {16/12/22, 12:58 pm}

This is my revenge Denver10
      Jego złociste tęczówki przemknęły w stronę wchodzącego do kuchni Liama, gdy kończył moczyć usta w kubku kawy. Ich spojrzenia spotkały się, co wyraźnie nie przypadło do gustu Denvera, ale z ukrytym niezadowoleniem za naczyniem, skinął w odpowiedzi do chłopaka, ostatecznie odkładając pusty kubek po kawie. Zwinął poranną gazetę, którą zdążył już przeczytać. Taki poranny rytuał jaki miał w zwyczaju robić mężczyzna i podniósł się od stołu. Ucałował jeszcze ukochaną żonkę na pożegnanie i wyszedł z teczką do pracy. Szczerze, nie spodziewał się, że szkoła porpsi go o powrót w ich szeregi. Dawno z tym skończył, ale nie widział nic w tym złego. W końcu obiecał dyrektorowi, iż w razie takiej potrzeby, wróci. Taką sposobnością była kobieta od biologii, która zaciążyła i z powodu zblizającego się coraz mocniej terminu porodu, musiała zostać juz w domu, a na jej miejsce nie miał kto wskoczyć, więc Miller zwyczajnie poszedł na zaproponowane warunki uczesniczenia na zajęciach z jego fachu. Bez najmniejszych problemów wsiadł do auta i odjechał, zapominając całkowicie pretensje Susan, gdy rano prosiła, aby zabrał równiez Liama. Bądź co bądź, tłumaczył ukochanej, że nie chce szeptów między uczniami, gdy zobaczą ich razem wysiadających z auta. Poza tym dzisiaj musiał być wcześniej, by dowiedzieć się wszystkiego.
      Gdy godzina wykładu zaczęła się zblizać, blondyn zebrał z pokoju nauczycielskiego swoje rzeczy, laptopa oraz notatki, z których dowiedział się na jakim etapie stoją uczniowie, po czym udał się do wyznaczonej sali. Gdy tylko przekroczył próg drzwi, usłyszał szepty zaskoczonych uczniów. Odłozył rzeczy na biurko, wzrokiem przelatując po wszystkich twarzach, az zatrzymał się na tej jednej, doskonale znanej, a kąciki ust wygięły się neiznacznie ku górze.
       - Zapewne część z was dziwi się, dlaczego nie ma tu Pani Blacksweet. Otóż, etap ciąży nie pozwala jej dalej nauczyciać takich głośnych młodocianych jak wy. W kazdym bądź razie, będziemy na siebie skazani do końca waszej adukacji w tym miejscu - przebrnął przez parę kartek. - Proszę się teraz uspokoić, i notować. Zaczynamy zajęcia. Część z tych rzeczy będzie na egzaminie. Za miesiąc zrobie wam kartkówkę. Mini egzamin. Jeśli ktoś go nie zaliczy, nie uwzględnie pisania głównego egzaminu. - słysząc niezadowolenie u niektórych, poczuł to cudowne uczucia głęboko w sobie. Robienie takich sprawdzianó było idealnym przymuszeniem ludzi do nauki, zwłąszcza, ze Denver doskonale wiedział jak ludzie potrafią ściągać. N ajego zajęciach, nie dało się tego robić.
       - Macie dwadzieścia minut przerwy - oznajmił, przerywając przerzucanie slajdów na duzym ekranie. Z kubkiem ciepłęgo napoju zasiadł przy biurku, czując potrzebe nawilzenia swego gardła, gdy inni zaczęli znikać z pomieszczenia.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {20/12/22, 07:29 pm}

LIAM  MOORE

         Moje zaskoczenie nie minęło szybko. Widok Denvera na wykładzie sprawiło, że zaschło mi w gardle, a dłonie zacisnęły się mocno na długopisie. Najwidoczniej Damen, to zauważył, bo poczułem, jak szturcha mnie łokciem, abym się skupił.
- Stało się coś? - zapytał, po czym sam wbił spojrzenie w blondyna. Można było zauważyć, że niektóre studentki robiły do niego maślane oczy i zaczęły wzdychać, co nawet bawiło, ale dalej nie rozumiałem, dlaczego akurat to on musiał się tutaj znaleźć.
- Nie, wszystko w porządku - powiedziałem, posyłając mężczyźnie uśmiech i skupiłem się na powitalnych słowach Denvera. Dwójka przyjaciół, nie wiedziała, że ten wykładowca jest ojcem mojego byłego chłopaka i liczyłem na to, że się nie dowiedzą. Michael na szczęście nie miał tych zajęć, więc nie musiałem się martwić niezręczną sytuacją.
- Hah, jaki wymagający... Mam nadzieję, że przez jego obecność nie zawalę tego przedmiotu - usłyszałem tuż przy swoim uchu. Posłałem przyjacielowi pytające spojrzenie, ale zaraz zrozumiałem, że chodzi o planowane kartkówki. W sumie wątpiłem, że mężczyzna będzie chciał nad udupić, choć wszystko jest możliwe.
         Ostatecznie skupiłem się na słuchaniu oraz notowaniu. Co prawda, obecność mężczyzny nieco mnie rozpraszała, ale starałem się być na bieżąco ze slajdami, które przerzucał. Prościej byłoby zrobić zdjęcia lub poprosić o wysłanie prezentacji na maila, ewentualnie doprosić się materiału w domu Denvera, ale on i tak nie byłby dla mnie łaskawy. Musiałem więc notować słowo w słowo, choć aktualnie moje notatki mogły wydawać się dla innych nieczytelne, ale nigdy nie byłem szybki w notowaniu, tym bardziej, kiedy kazano nam sporządzać notatki własnymi słowami. Na szczęście Denver zarządził przerwę i większość studentów wyszła z sali, aby pójść coś zjeść albo zwyczajnie napić się kawy lub na papierosa.
- Idziesz? - Mia położyła dłoń na moim ramieniu, ale kiedy na nią spojrzałem, od razu ją zabrała. Dopiero teraz zauważyłem, że ona, jak i Damen  mieli schowane rzeczy.
- Nie, idźcie beze mnie - powiedziałem, zerkając na Denvera, która również czerpał korzyść z danej nam przerwy.
- Okej, jak coś to dzwoń - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym minęła mnie i poszła z Damenem. Przed wyjściem z sali kiwnęła mężczyźnie głową. Rozejrzałem się po sali. Poza mną i Denverem było może z pięć osób, które bardziej zajęte były omawianiem projektu, niż tym, co się wokół nich działo. Spakowałem swoje rzeczy, po czym zszedłem nieco w dół, uważając by przypadkiem nie potknąć się przez schody oraz drobny stres. Poszedłem do biurka mężczyzny.
- Nie spodziewałem się tego, że zastąpi pan, profesor Blacksweet - powiedziałem, chcąc jakoś zacząć rozmowę. Szczerze mówiąc miałem dość zwracać się do niego na „pan”, ale z grzeczności wolałem na siłę niczego nie zmieniać. -  W sumie to całkiem miłe zaskoczenie. I jak się pan czuje po tym krótkim czasie siedzenia z nami? - zapytałem z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zapewne nie miał ochoty ze mną rozmawiać, ale nie mogłem stracić szansy, która była mi dana. W domu była również Susan, która była sporą przeszkodą w zaczepieniu mężczyzny, ale i on nie wykazywał zainteresowania moją osobą. Tutaj zawsze mogłem poudawać, że czegoś nie rozumiem, ale kto wie czy w ogóle zgodziłby się cokolwiek mi wytłumaczyć.
         Czekałem na odpowiedź Denvera, kiedy zaraz poczułem, jak ktoś delikatnie mnie przesuwa. Była to jedna ze studentek, która najwidoczniej była zainteresowana nowym wykładowcą. Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na jej dwie koleżanki, które jej towarzyszyły.
- Psorze, ma pan żonę? - zapytała bezpośrednio, na co przewróciłem oczami. Spojrzałem na mężczyznę i skinąłem głową, woląc się ulotnić, zanim powiem czegoś, czego nie chciałem.
- Lepiej nie próbuj, nie zaliczysz go - wyszeptałem do dziewczyny, kiedy ją minąłem. Kątem oka widziałem, jaki przybrała wyraz twarzy, co nawet mnie bawiło, dopóki nie zderzyłem się z czymś, a raczej kimś twardszym.
- Uważaj, jak cho... - urwałem, po  czym skrzywiłem się, kiedy zobaczyłem Michaela. Czyżby się dowiedział, że jego ojciec będzie dawał wykłady? - Może jakieś „przepraszam”? - spojrzałem na niego wymownie, ale ten po prostu mnie odsunął na bok i poszedł w stronę ojca. Zajebiście, teraz każdy będzie wiedział, że Denver to ojciec Michaela, a mnie będą wypytywać o inne rzeczy, w końcu większość wiedziała, że byłem z chłopakiem. Dlatego ruszyłem za nim i złapałem go za nadgarstek.
- Czego? - fuknął, ale ja nie zabrałem ręki.
- Chcę wiedzieć, co ci nagadała. Zawsze ślepo wierzyłeś, kiedy ktoś płakał ci w ramię, chcę wiedzieć, jak bardzo podkoloryzowała sytuację - powiedziałem, po czym puściłem jego nadgarstek, kiedy próbował go wyrwać.
- Naprawdę myślisz, że mam na to ochotę? Wyzwałeś ją od dziwek... To wystarczyło byś przegiął. Zrozum, że to nie ona zniszczyła nasz związek, a ty. Jesteś nudny, jak flaki z olejem. Dusiłem się przy tobie, zmuszałem się do tego, aby cię dotknąć czy pocałować, kiedy tego chciałeś. Nie zwalaj winy na niewinną dziewczynę, jest dużo lepsza od ciebie - powiedział, zaś w moich oczach pojawiły się łzy. Nie wiem kiedy i jakim cudem moja dłoń wylądowała na jego policzku, ale uderzyłem go. Nie czułem się z tego dumny, ale po jego słowach zaczynam rozumieć, że z jego strony było to wszystko udawane.
         Pozostali spojrzeli na nas, a ja zwróciłem uwagę na Denvera, które raczej to nie obchodziło. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem, chcąc korzystać z ostatnich minut przerwy. Po drodze wpadłem na Damena, który bez pytania zabrał mnie na świeże powietrze.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {04/01/23, 10:23 am}

This is my revenge Denver10
      Kątem oka patrzył jak uczniowie znikali jeden po drugim za drzwiami pomieszczenia, gdy on sam moczył usta w gorącym kubku kawy. Cóż, ten napój Bogów był szczególnie uwielbiany przez mężczyznę, więc pijał go jak tylko miał okazję. Nie liczył ile konkretnie dzienni kończył kaw, wiedział jednak, że dwie dziennie były potrzebnym minimum do funkcjonowania. Swym nauczycielskim wzrokiem zapamiętywał twarze uczniów. Nie to, aby miał ku temu konkretny cel. Po prostu spaczenie zawodowe dawało mu siwe znaki. Po obserwacji wiedział, kto był na tyle odważny, aby sięgnąć po rozmaite ściągi podczas testów, ale w pewnym momencie ludzie przestali chodzić. Blondyn myśląc, że wszyscy wybyli, wrócił wzrokiem niebieskich tęczówek na siedzenia przeciwko siebie, ale i tak jeszcze znajdywali się niedobitki. W tym sam Liam, który postanowił podejść. Denver z trudem powstrzymał lekcewazacy uśmiech cisnący się mu na twarz, gdy chłopak ostatecznie podszedł do biurka. Z cichym westchnięciem wstał od mebla, aby zachować choć minimum swej kultury osobistej. Poza tym, gdy wyprostował swe nogi, chłoapk szybko przestałnad nim gurować, co miło zapieściło ego Millera. Wysłuchał uważnie, co długowłosy miał do powiedzenia. Co prawda, Denver sam nie spodziewał się, że kiedyś z powrotem wyląduje w czterech ścianach na uczelni, ale nie miał zamiaru teraz narzekać. Tak czy siak, zaczynał instynktownie szukać drugiego dna w podejściu Liama. Oboje się nie lubili, ale chłopak ewidentnie zbyt często szukał pretekstu do zagadania. Do tego te prowokacje... Miller coraz częśniej wyczuwał w tym coś podejrzanego, ale wiedział, że Moore nie osiągnie ulgi za mieszkanie u nich w domu. Szkoła, to miejsce gdzie kazdy powinien być równy, więc i na jego ręce Denver będzie patrzył. Miał już odpowiedzieć, nawet uchylił delikatnie w tym celu wargi, ale ktoś im przeszkodził. Blondyn przesunął leniwie wzrok na dziewczynę, która az za bardzo promieniowała energią. Sam jej widok był dla mężczyzny męczący, ale mimo to dalej sprawiał pozory zainteresowanego, w miarę sympatycznego nauczyciela.
      - To dość prywatne pytanie - odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, jakby byłzakłopotany, choć tak naprawdę miał ochotę zmieszać z błotem gówniarę. Przecież nosił pierścionek, więc po co to całe udawanie w ślepca? Całkowicie zapomniał o Liamie, gdy dziewczyna zaczęła bombardować go tematami. Miller chętniej odpowiadał na te, gdzie rozmowa dotyczyła zajęć, a mniej, gdy schodzili w pokroje prywatnych spraw. Wszystko byłoby nic, gdyby nie pewne zamieszanie, które zwróciło na siebie uwagę wszystkich obecnych w sali. Sam Denver spojrzał gniewnie na Liama, potem zaś zaskoczonego z czerwonym licem syna. Michael podszedł do ojca z wzruszeniem ramion, jakby tym samym udowodnił swe nienaganne zachowanie i prostacki akt Liama.
       - Witaj ojcze, mama mówiła, że wziąłeś moje rzeczy, których zapomniałem - oznajmił, a blondyn przytaknął wyjmując z szafki biurkowej małe zawiniątko. - Będę musiał potem podziękować mojej dziewczynie za podrzucenie tego z rana do was - dodał, zabierając pakunek z delikatnym uśmiechem. Miller cieszył się szczęściem syna, choć nadal niepokoiły go relacje z Liamem.
       - Kiedy zamierzasz zakończyć z nim ten temat i porozmawiać? - spytał, całkowicie ignorując stojącą niedaleko dziewczynę, przysłuchującą się i rozumiejącą jak szybko została odepchnięta w bok, niczym robak, zbędna ozdoba stojąca i nie zwracająca na siebie niczyjej uwagi.  
       - To on zachowuje się jak dzieciak. Nie idzie z nim pogadać. Z resztą... sam widziałeś - Michael nagle poczuł się obserwowany. Spuścił lekko głowę, ciekawiąc tym swego ojca, który powędrował śladem za jego spojrzeniem. - Nie w szkole... tato - dodał pół szeptem.
       - Yhym - wymruczał gardłowo, jakby w jakiś sposób gardził postępowaniem syna, ale nie miał zamiaru naciskać. W takich sprawach lepiej radziła sobie Susan. To ona była tą uczuciową z najlepszymi radami. On zaś miał jedynie odstraszać i pilnować męskich spraw. Ta... była tak męska, ze az babska. Michale wyszedł, chwilę później zajęcia zostały wznowione, a po całym dniu, Denver marzył tylko o gorącym prysznicu i sowitym posiłku. Gdy wrzucił wszystkie rzeczy na tylnie siedzenia samochodu, dostrzegł w oddali Liama. Westchnął poirytowany na własne myśli i wsiadł do auta, podjezdzając blizej niego.
       - Wskakuj - oznajmił, obdarowując chłopaka spojrzeniem, jakby nie miał prawa się sprzeciwić. Po dzisiejszym pokazie wolał zabrać chłopaka prosto do domu, osobiście nizeli potem wysłuchiwać zony, która panikowałaby gdzie jest ten upierdliwy Moore. Miller by wiedział, bo świadkiem był nieprzyjemnego wydarzenia na uczelni, ale po co takimi rzeczami zamartwiać innych członków rodziny? Jeszcze kimś takim. Obcym.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {08/01/23, 12:08 am}

LIAM  MOORE

         Najchętniej olałbym resztę zajęć, aby uniknąć Denvera, jak i możliwość spotkania na drodze Michaela, jednakże wiedziałem, co dla mnie mogłaby oznaczać nieobecność na jakiś zajęciach. Straciłem cały apetyt, więc nawet nie ruszyłem jedzenia, które kupiłem sobie w automacie.
- Czyli to ojciec Michaela? Rany, najgorzej... - usłyszałem od przyjaciela, który wraz z Mią jedli swoje drugie śniadanie. Spojrzałem na Damena, który pod wpływem mojego spojrzenia się wzdrygnął. Nie miałem pojęcia, jak aktualnie wyglądam, ale na pewno moja twarz nie wyglądała spokojnie.
- Spoliczkowałem go przy ojcu, ale najgorsze jest to, że wcale tego nie żałuję. Ten dupek naprawdę nie wie, kiedy powinien się zamknąć. Pieprzył na boku jakąś laskę i całą winę rzuca na mnie. Nie poznaję go, jest zupełnie inny - powiedziałem, chowając twarz w dłoniach, chcąc ukryć swoje zniesmaczenie oraz smutek. Wcześniej dla Michaela zrobiłbym wszystko, oddałem mu się całkowicie, licząc na to, że rzeczywiście nic nas nie rozdzieli. Bardzo się myliłem i teraz żałowałem, że straciłem na niego te wszystkie lata, kiedy się starałem oraz byłem przy nim, kiedy wracał od kłótni z ojcem. Denver na pewno będzie chciał ze mną porozmawiać o zaistniałej sytuacji, tym bardziej, że ostatnio nie pokazuję się z najlepszej strony. Musiałem się do niego zbliżyć, dać sobie szansę na flirt i uwieść go na tyle, bym mógł go zaliczyć i zniszczyć całą rodzinę Michaela. Czy byłem okropny? Owszem, ale nie obchodziło mnie to, bo chciałem się zemścić, a wiedziałem w  co uderzać, aby rzeczywiście Michaela dotknęło to wszystko.
         Reszta wykładów odbyła się bez żadnych dram oraz spotkań z byłym. I choć liczyłem na spokój, to jednak wiedziałem, że ludzie szepczą na mój temat. Z Michaelem nigdy się nie ukrywaliśmy, jasno mówiliśmy o swoim związku, tym bardziej, że sam cieszyłem się z tego, jak tutaj ludzie akceptują odmienność. Po tym, co przeszedłem w szkole średniej, bałem się, że będzie tak samo, dlatego na początku się ukrywałem. To Michael pokazał mi, że nie muszę się bać, ale jak widać jedynie zabawił się moim kosztem, a ja jak ten głupi uwierzyłem w jego uczucia. Zajęcia się skończyły, więc skierowałem się do wyjścia wraz z Mią, kiedy Damen musiał pójść załatwić jeszcze jakieś swoje sprawy na uczelni. Po drodze wpadliśmy na Lucka, który nie wyglądał najlepiej, ale nie dziwiłem się.
- Myślałem, że już nie żyjesz - zaśmiałem się, po czym poczułem palce między żebrami, na co zgiąłem się nieco, łapiąc za bok. - Za co to? - nadąłem policzki.
- Słyszałem o twojej akcji z Michaelem. Serio jego stary teraz tutaj pracuje? Zastępstwo, co nie? - dopytał się na co skinąłem głową. Mia pożegnała się z nami, udając się do samochodu, ja zaś zatrzymałem się i rozejrzałem, by mieć pewność, że nikt nas nie słyszy.
- Wolałbym nie poruszać tutaj tego tematu, tym bardziej, że jedynie ty wiesz o moich planach, ale zobacz... Nie tylko w domu mam szansę, ale i tutaj, nawet dobrze się złożyło - uśmiechnąłem się delikatnie, tworząc w swojej głowie pewne plany. Musiałem dojść do tego, jak zwrócić na siebie jego uwagę, jak pokazać, że naprawdę moje bycie gejem nie powinno mu przeszkadzać. Muszę się zbliżyć do mężczyzny, który szczerze mówiąc mnie nie cierpi. Jest to trudne, tym bardziej, że nie miałem często okazji być w ich rodzinnym domu, kiedy byłem jeszcze w związku z jego synem. Szczerze mówiąc, unikaliśmy rodzinnych spotkań, chya że jego mama bardzo nalegała. To nawet urocze, że kobieta tak się starała.
- Chyba nie zamierzasz wejść mu pod biurko, co? Chociaż to byłoby ciekawe podejście, bo w trakcie wykładów nie mógłby cię wydać – powiedział, uśmiechając się przy tym zadziornie, jakby rzeczywiście wpadł na dobry pomysł.
- Za wcześnie na to, muszę mieć pewność, że coś poczuje do mnie - powiedziałem, po czym spojrzałem na samochód, który przy nas się zatrzymał.
         Zmarszczyłem brwi, jednocześnie dziwiąc się, że Denver podjechał tutaj osobiście i nie mam oporów, by zapraszać mnie do auta. Posłałem mu pytające spojrzenie, po czym zwróciłem się do przyjaciela i uśmiechnąłem się do niego. On jeden wiedział, co mój uśmiech oznaczał.
- Widzimy się jutro - powiedziałem, po czym wsiadłem do samochodu, zajmując miejsce pasażera z przodu, kiedy torbę z rzeczami wrzuciłem na tylne siedzenie. Pomachałem jeszcze przyjacielowi, po czym zapiąłem pasy. Nie przejmowałem się tym, że ktoś mógłby nas przyuważyć, tym bardziej, że w końcu mieszkałem u Denvera, dlatego mieliśmy w razie czego wytłumaczenie, dlaczego podwozi studentów.
- Dzisiaj znów mnie czeka pogadanka? - zapytałem, zerkając w jego stronę. Miał jakiś cel w tym, bo bez powodu nie zabrałby mnie ze sobą. - Jeśli chodzi o spoliczkowanie Michaela, to nie jest mi przykro z tego powodu, należało się mu - powiedziałem. Zapewne wolał nie wysłuchiwać o tym, ale na pewno zacząłby ten temat. Jak nie tutaj to w domu albo co gorsze, poszedłby do Susan, aby opowiedzieć jej o sytuacji. Kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym, przyjrzałem się mu uważnie, po czym zauważyłem okruszek na jego udzie. Niby nie był wielki i na pewno w niczym nie przeszkadzał, ale nie powstrzymałem się i położyłem dłoń na udzie mężczyzny, aby pozbyć się brudu. Pochyliłem się przy tym nieco, zbliżając się bardziej do Denvera. Uniosłem spojrzenie do góry, posyłając mu niewinny uśmiech.
- Irytujący paproch - powiedziałem, wracając do wcześniejszej pozycji. Dłoń również zniknęła z nogi mężczyzny, ale uśmiech cały czas widniał na mojej twarzy.
          Czasami mam wrażenie, że Denver odpowiednio reaguje na moje zaczepki, ale na pewno nie był gejem.  Biseksualny? Już szybciej, ale musiał dobrze to ukrywać i dlatego stąd ta homofobia? Denver jest dość tajemniczy, ale to sprawia, że chcę zdjąć mu maskę z twarzy, sprawić, by przede mną był prawdziwym sobą. Jeśli mi się to uda, to będzie połowa sukcesu.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

This is my revenge Empty Re: This is my revenge {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach