Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 10:56 pmAku
Where is my mind?Wczoraj o 08:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 08:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 07:43 pmKurokocchin
Lies07/05/24, 09:07 pmSyriusz
Careful, I bite06/05/24, 06:54 pmKass
Alteros06/05/24, 08:04 amYoshina
A New Beginning 06/05/24, 03:49 amYulli
The Arena of Hell05/05/24, 09:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
7 Posty - 33%
6 Posty - 29%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Your personal death wish {21/09/22, 02:03 pm}

Your personal
death wishes

# Tematyka w późniejszych postach może przybrać bardzo groteskowej tematyki wchodząc na ciężkie mentalnie oraz fizycznie tematy.  Pojawi się gwałt, porwania, krew, okaleczenia oraz inne... czynności, które mogę nie przypaść każdemu.#
__________________________
Kto by pomyślał, że mówienie czegoś na głos, w przypływie gniewu sprawi, że twój realny i zupełnie normalny świat stanie w płomieniach? XX powiedział o kilka słów za dużo, podczas chwilowego napadu gniewu, jak każdy inny człowiek, powiedział o kilka słów za dużo. Życzy śmierci komuś nie jest piękne, a każdy normalna osoba od razu, gdy przestanie się gniewać, postanowi przeprosić. I na tym powinno się skończyć, wraz z kłótnią i przeprosinami, sprawa jest zakończona. Słowa XX nie chciały w końcu fizycznie zrobić coś złego. Niestety, chłopak posiada stalkera. Osobę, która obserwując jego życia, postanowiła, że te wypowiedziane podczas chwili gniewu słowa, trzeba spełnić.
YY, wspomniany zabójca i stalker, zobaczył XX w telewizji kilka miesięcy temu i zafascynowany tym co zobaczył - skupił całe swoje życie prywatne na tym człowieku.  Włamywanie się do lokalu i instalowanie kamer, przeglądanie maili i telefonów, śledzenie każdego ruchu chłopaka. A to wszystko, niezauważony. Gdy więc w końcu, po raz pierwszy od dawna, XX pokazał mu nową stronę siebie, postanowił spełnić jego życzenie i z uśmiechem na ustach zabił człowieka. Czego następnego zażyczy sobie XX?

XX - M - nieszczęśliwie prześladowany chłopak
YY - M - "spełniający życzenia" stalker

Emme's Codes
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {24/09/22, 08:38 am}

Andrae Leo Nägeli

Przestępstwo to tylko droga do celu, niestety, niezbyt szanowana przez społeczeństwo, które nie może zrobić tego samego. Inaczej nie nazywane byłoby przestępstwem.



Nie rozmawiajmy o jego dzieciństwie, bo nie jest jego fanem. Nie rozmawiajmy także o jego rodzinie. Nie dlatego że są to nudne tematy, a raczej dlatego, że nie przyczyniło się to w żadnej sposób do tego jaką jest osobą. Przynajmniej według Leo. Oboje jego rodziców, pragmatyczni ludzie żyjące w świecie logiki wychowali go w taki sposób jaki uważali za odpowiedni. Matka z pochodzenia Francuzka, a z rodowodu – bogata jędza, pozostawiała swojemu jedynemu dziecko całkiem spory majątek gdy umarła. Ojciec urodzony i wychowany w Szwajcarii tak także mieszkał i pracował. Jak się później okazało, nie był do końca szczery z tą pracą.


Działalność kryminalna nie została wyssana z krwią matki, a z ciekawością i inteligencją, która przez rosnący popyt do wiedzy poganiała go najpierw do deep webu, a później w hackerstwo. Niestety, czasem nie miał jak się gdzieś dostać. Nawet w dzisiejszych czasach, ludzie nie zawsze biorą ze sobą telefon, a kamerka w nim nie wyłapie wszystkiego. Rozpoczął więc swoje przygody z włamywaniem się do mieszkań, fizycznie, nie w Internecie gdzie chroniły go zapory. Wtedy też, dowiedział się co takiego w życiu robi jego ojciec. O dziwo, postanowił mu pomóc aniżeli udawać, że posiada moralność.


Podróżując między krajami, zwiedzając świat ze swoim komputerem i ludźmi z organizacji, do której należy, bawi się w sianie chaosu. Przez kilka lat swojej działalność na tym rynku, stał się osobą numer jeden, która zdobędzie dla ciebie potrzebne informacje. Nie tylko przez swoje zdolności, ale także dlatego, że jej szaleństwo w czynach nie miało sobie równych. Czasem porywa, czasem gwałci, czasem zabija. Wszystko, aby skrócić drogę do celu. I nie zawsze są to pieniądze za wykonane zlecenia. W końcu najlepszą zapłatą od jego ludzi, członków tej samej grupy, wystarczy mu zwykłe dziękuję.


Nigdy nie nazwano go miłym czy dobrym, nawet jego własna siostra trzyma się za język, bo jego nieobliczalna natura nie jest czymś co chcesz poczuć na skórze. Nie jest szefem grupki, nie jest także mianowanym zastępcą, ale każda sprawa, misja, akcja i cel mają swój początek u niego i kończą z raportem u niego. Zajmuje się wszystkimi przygotowaniami, zbieractwem i sortowaniem wymyślnych informacji, które później zostaną przeistoczone w chaos na ulicach miast, zabitych polityków czy obrabowane banki. Na świecie są znani, jako Duchy, lecz daleko im do niewidzialności czy przechodzenia przez ściany. Po prostu są aż tak nie uchwytni jak one.
Emme




Postaci Poboczne


Nie każdy jest od dziecka szkolony na broń. Właściwie nie robi się tak z dziećmi. Jakiekolwiek przypadki są bardzo wyjątkowe i niepowtarzalne. Anna jest takim przypadkiem. Głównie przez głęboko zakorzenione poglądy nazistowskie, które są pod przykrywką dobrej rodziny przekazywane z pokolenia na pokolenie. O dziwo, jedyna córka rodziny nie przykładała do ich aż takiej uwagi. Raczej skupiała się na broni, amunicji i możliwość wyrządzenia przemocy.
Dostała się do grupy duchów właściwie przez przypadek wpadając na Leo oraz Gregorego, którzy właśnie przygotowywali teren pod operację. Ludzie podobnych hobby zawsze się poznają. Tak jest w przypadku Leo i Anny. Poznali po sobie, że ten drugi też, kocha chaos. W tym momencie, jest jednym z ważnych członków, który z bronią jest wstanie czynić cuda. Są jej obsesją, tak samo jak krew ofiary, w której ciele zatopi się kula. Nie obchodzi ją kim jest cel, ważne aby krwawił. Aby jego śmierć przyniosła zamieszanie.  
NiemcyAnna


Fio był żołnierzem. Został zmuszony do przejścia na emeryturę przez problemy psychiczne, głównie wiążące się z nieposłuszeństwem. Jako były członek Norweskich łowców morskich, nie straszne mu jest zanurzenie rąk w brudnej robocie. Nie zawsze był to tylko antyterroryzm. Jako jeden z najlepszych strzelców w kraju, prawdziwy skarb obronny narodowej, odchodząc, a wręcz znikając – bardzo napsuł krwi. Fakt, był jednak jeden. Fio wiedział, że zostanie zdradzony i zostawiony sam, po raz kolejny i nie mógł się z tym pogodzić.
Czy więc właśnie to skłoniło go do dołączenia do duchów? Nawet jeśli będzie musiał strzelać do swoich byłych towarzyszy broni. Tak. Fio uważa, że został zdradzony przez kraj, rodzinę oraz wszystkich przyjaciół. Ta grupa, w której teraz się znajduje, jest jego rodziną, jego krajem i domem. Zasada działania z nim w terenie jest prosta, jest snajperem, który nigdy nie powinien zostać sam. Co właściwie nie powinno się nigdy dziać.
NorwegiaFio


Urodził się, wychował i prawie połowę życia spędził w Szwajcarii. Na początku bawiąc się w bankowość, później przeniósł swoje zainteresowanie na broń, stając się handlarzem broni. W ciągu lat zyskał na renomie i założył dużą firmę skupiającą się na tworzeniu, rozprowadzaniu oraz sprzedawaniu broni. Szybko jednak dowiedział się, że samymi pieniędzmi nie zajdzie daleko. Wtedy też zaczął stwarzać grupę dzisiaj nazywają Duchami.  
Jest ich szefem, chociaż nawet jeśli ostateczne „tak” należy do niego, to członkowie grupy mają bardzo dużą swobodę działania, dopóki nie będzie potrzebował pozbycia się niewygodnego człowieka. Dla siebie lub dla innych. Czasem za pomocą biznesu, czasem za pomocą ataku terrorystycznego. W końcu na wojnie wszystkie drogi są dozwolone.
SzwajcariaGregory


Nie można mieć w życiu wszystkiego. Harry dowiedział się o tym bardzo szybko. Wychowany na ulicach ameryki doświadczał przemocy, z która się nie zgadzał, lecz dla bezpieczeństwa własnej rodziny dołączył do gangu. Odszedł z niego dość szybko… dokładniej, gdy musiał ukryć się, bo jego imię pojawiło się na liście niebezpiecznych ludzi, których trzeba pilnować. Co go umieściło w takim miejscu? Bycie specjalistą od wybuchów.
Z tego nie ciekawiej sytuacji wyciągnęły go właśnie duchy, które przygarnęły do siebie i ukryły przed światem z pomocą Leo i Lou. Teraz, w spokoju i z czystym sumieniem, bo dla jego rodziny nie żyje, mógł skupić się na swoim hobby i jednym z najważniejszych napędów do życia – odpowiedzi na pytanie „z czego jeszcze można zrobić materiał wybuchowy”.
USAHarry


Zimny klimat powinien posiadać mnóstwo śniegów, który pobrudzony krwią był najpiękniejszym z widoków dla Ivana. Pracował dla kraju, dla wywiadu, wyciągając informacje przez tortury, przemoc i brutalne zachowanie. Polityka nie jest jednak trwała i jego własny kraj zabronił mu działać w sposób w jaki by chciał. Musiał szukać swojego ukojenia dalej, gdzieś indziej. Najpierw zakopując się w Syberii z dala od świata, a później, dołączył do grupy, jako jeden z pierwszych.
Można go nazwać drugim dowódcą, lecz tylko na papierze. Faktyczne decyzje podejmowane są przez Gregory i Leo. Tego drugiego, gdy był jeszcze nastolatkiem uczył jak wprawnie torturować innych, zadając im cierpienie mentalne i fizyczne aż w końcu się złamią.  Uważa go za swojego ulubionego i najlepszego ucznia, a miał ich kilku.
RosjaIvan


Sierota z dalekiego kraju. Porzucony przez innych członków rodziny kiedy jego rodzice umarli w wypadku. Nie chcieli zajmować się dziwnym dzieckiem, więc co lepszego niż pozbyć się go. Co takiego odrzucało innych od Lou? Jego inteligencja i nie właściwe jej wychowanie. Nie posiadał w końcu empatii względem innych, co znaczyło, że nie potrafił przewidzieć co zrobią, jakie emocje w nich siedzą.
Został znaleziony przez Leo, na polecenie starszy, aby szukać utalentowanych ludzi. Co prawda wyprawa była długa, ale warta tego. Teraz Lou pomaga Leo w sprawach typowo technicznych i informatycznych, a sam jest specjalistą od poruszania się po obszarach miejskich. Jeśli Lou chce ci uciec… nigdy go nie znajdziesz. Jest idealnym człowiekiem, kiedy trzeba coś podrzucić i zwiać z miejsca zbrodni.  
ChinyLou


Chciała iść w ślady ojca, żołnierza poświęcającego się dla ojczyzny jako członek Sajjeret Matkal. Cały życie, idąc tym śladem, dotarła tam w końcu. Stała się członkiem jednostki, robiła to samo co jej ojciec. Wręcz krzyczeli na nią, że była najlepsza w posługiwaniu się nożem i w walce w zwarciu. Przeciwnik, który widział jej mniejsze ciało na polu walki nie wiedział, jak wiele zręczności posiada ponad nim. Kiedyś to jednak musiało się skończyć i tak było. Jej ojciec, dowódca, został zabity przez operację zaplanowaną przez kraj. Odeszła wtedy ze służby, zakupując się w domu, próbując pogodzić z faktem, że odeszła jedyna ważna osoba.
Duchy przyjęły ją. Duchy pokazały jej kto faktycznie zabił jej ojca. Duchy stały się jej kolejną najważniejszą osobą, dla której na nowo może się starać. Teraz, już bez ograniczeń, jako terrorysta, których zabiła do tej pory.
IzraelMaria


Gdy twój ojciec jest ważną personą, ludzie chcą cię zabić jeśli tylko mogą. W tej branży, bardzo często mają do tego okazję. Zwłaszcza gdy każdy tutaj sprzedaje broń i może z niej strzelić. Sarah nie miała więc za dużego wyboru. Nauczyła się walczyć, nauczyła się manipulować i nauczyła się grać, aby tylko przeżyć kolejny dzień. Specjalizując się w byciu famme fatal i wbijaniu noża w plecy, łatwo wyciąga informację, których w Internecie nie znajdziesz.
Duchy… była ich częścią od początku ich istnienia, wręcz drugim członkiem, zaraz po Leo i Gregory. Może to dlatego, że biznes powinien zostać w rodzinie? W końcu nawet jeśli nie płynie w ich identyczna krew, są rodziną.
SzwajcariaSarah


Chciał ratować ludzi. Chciał chronić słabych i biednych, tych których skrzywdził los. Był lekarzem i z powodu własnej moralności rzucił się na bycie żołnierzem. Aby nie być kimś nieprzydatnym na polu walki, wrzucony w szeregi SAS, zabijał przeciwników i opatrywał kolegów. W końcu umiejętności szycia chirurga zawsze się przydadzą. W końcu jednak, kulka trafiła zbyt blisko. Nie w niego, nie w kolegów… prosto w serce jego rodziny. Zostali zabici przez atak terrorystyczny, a on postanowił zatopić te smutki w litrach alkoholu.
Sarah wyciągnęła go z dołku. Głównie przy pomocy swojej muzyki, uroku i… porywając faceta. Właśnie w taki sposób stanął twarzą w twarz z ludźmi, którzy mogli dowiedzieć się wszystkiego i poinformowali go jaka była prawda. Czy chciał zemsty? Nie, ale też został, bo nie zamierzał wracać skąd go zabrali.
UK Nath


Włochy, Sycylia. Miejsce pełne mafiozów I to tych z gorącym temperamentem i pełnych pasji. Gdzie honor jest tak samo ważne jak rodzina. Cóż. Eve miał inne zdanie. Jako jedyne dziecko potężnego gangstera, samego dona i jego następca. Postanowił uwolnić się z klatki jaką mu przygotowali. Zrobił to w krwawy sposób, lecz skuteczny.
Duchy wzięły go do siebie, gdy po zrobieniu rzezi uciekał przed resztkami rodziny mafijnej, która zamierzała wymierzyć honor rodziny zabijając zdrajcę. Eve odnalazł się dość szybko w grupie indywidualistów z problemami, którzy chcieli wspólnoty i wolności jednocześnie. Jest ich najmłodszym członkiem, lecz już wykazał się skutecznością w swoich działaniach.
Włochy Eve


Nie jest fanem pomidorów, bo kojarzą mu się z przelaną krwią na polu walki. Z zakrwawionym obrazem, który ujrzały jego oczy kiedy cały jego oddział został rozgromiony przez przeciwnika, któremu chcieli okazać dobroć i nie zabijać. Po tym incydencie został zwolniony z armii, a pozostawiony sam sobie – postanowił skupić się na czymś innym niż zabijanie ludzi. Maszyny.
Duchy przygarnęły go, gdy zrobił coś czego nie powinien. Wolf, aby uzyskać trochę adrenaliny w życiu został zamieszany w zmodyfikowanie pojazdu, który został wykorzystany do napadu na bank… którego skarbiec został otwarty z jego ręczną pomocą. Został przez nich otumaniony i zgarnięty. Można powiedzieć, że porwany. Patrząc jednak na to, że nie mógł wracać do domu i do rodziny, która już była gównie przez niego. Postanowił zostać z nimi. Głównie zajmując się prowadzeniem samochodów lub pomocą techniczną.
Hiszpania Wolf


Emme


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 28/09/22, 08:14 pm, w całości zmieniany 2 razy
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {24/09/22, 10:18 pm}

Nicolás Pérez
Choć ma tylko osiemnaście lata, żyie zdążyło dać mu nieco w kość, w chwili, kiedy poznał tajemnice swojej orientacji. Początkowo nie rozumiał dlaczego jest inny, ale z czasem przyzwyczajał się do tego, aż w końcu zaakceptował swój homoseksualizm. Od tego czasu aktywnie udziela się w organizacji wspierającej osoby LGBT+, a wstąpił do niej, kiedy ledwie miał dwanaście lat. Nie odbyło się jednak bez fali hejtów oraz nienawiści, która była kierowana przez rówieśników, ale i obce mu osoby. Jako nastolatek bardzo to przeżywał, przez co ma za sobą jedna próbę samobójczą, nie było to podcinanie sobie żył czy wieszanie się na linie, a połknięcie garściami tabletek, które miały pozbawić go życia. Tamtego dnia został szybko uratowany przez starszą siostrę i od tamtej chwili ceni sobie każdy dzień swojego życia oraz stara się ignorować nienawiść rzucana w jego stronę.

Nico nie planował być sławny, ale przez udzielanie się w organizacji zdobył sporą popularność na Instagramie oraz Twitterze, gdzie aktywnie się udziela i na bieżąco coś wstawia. Ma małe grono swoich fanów i fanek z całego świata, którzy go wspierają, kiedy miewa gorsze dni. Na co dzień pracuje w knajpie Bajo el muérdago jako barman, gdzie z większością ma dobre stosunki. Od czasu do czasu udziela wywiadów oraz ma nieliczne współprace z różnymi firmami, dzięki czemu jest w stanie samemu się utrzymać. Zawsze chciał być samodzielny, a pomógł mu w tym jego wujek, który był dla niego, jak drugi ojciec.

Mierzący ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów chłopak potrafi niejednego osiłka pogonić. Z regułu wygadany oraz pogodny, ale kiedy trzeba potrafi powiedzieć wiele słów w złości, których często żałuje. Jego rodzina oraz przyjaciele zawsze mogą na niego liczyć, choć zwykle to on potrzebuje od nich mentalnego wsparcia. I choć uśmiech na jego twarzy jest każdego dnia, często za nim kryje się coś zupełnie innego.
Emme






Postacie Poboczne


Dziewiętnastoletni student weterynarii, pierwszoroczniak. Od dziesięciu lat przyjaźni się z Nicolásem, z którym dzieli każdy sekret. Felix zwykle jest towarzyski, rzadko kiedy wybucha. Ciekawski świata oraz różnych nowinek. Nicolás wprowadził go do świata Instagrama, choć nie udziela się tam jakoś aktywnie. Posiada wyłącznie zdjęcia z przyjaciółmi oraz zwierząt, którymi opiekuje się w klinice swoich rodziców

• Ciemnobrązowa karnacja | czarne włosy | ciemnozielone oczy
• 183 cm - 72 kg
• 17% tłuszczu
• Alergie - orzechy, owoce cytrusowe
• Długi - brak
• Singiel - heteroseksualista
• Klinika weterynaryjna - asystent
FelixGonzález


Dwudziestolatka. Poznała Nicolása, kiedy dołączyła do grupy zwalczającej homofobię w wieku 16 lat. Od razu złapali ze sobą kontakt, choć chłopak był od niej młodszy  i od początku nie kryli się co do swoich orientacji. Dziewczyna wielokrotnie mogła polegać na swoim przyjacielu, który zawsze ratował ją z trudnych sytuacji i ona również się tym odwdzięczała. Zwykle jest pogodna, zaraża swoją energią. Jest w szczęśliwym związku od 3 lat z Raquel. Nie utrzymuje kontaktu z rodzicami, którzy nie chcieli mieć córki lesbijki.

• Jasna karnacja | czarne włosy | szare oczy
• 162 cm - 56 kg
• 25% tłuszczu
• Brak alergii
• Długi - osobiście nie posiada długu, ale jej rodzice mają dług w wysokości 50 000 euro
• W związku - lesbijka
• Zawodniczka miejskiej drużyny siatkarskiej - libero | dorabia jako makijażystka
AracelyNavarro


Osiemnastolatek, który poznał Nicolása w pierwszej klasie liceum. Alex przeprowadził się z Nowego Jorku mając trzynaście lat, gdyż jego ojciec chciał wrócić do rodzinnego miasta. Dzięki temu, że poznał swojego obecnego przyjaciela, odnalazał się w obcym miejscu. Wspiera przyjaciela w jego Instagramowej ścieżce, często robiąc za jego fotografa. Lubi wdać się w bójki, głównie w obronie przyjaciół.

•  Jasna karnacja | białe, farbowane włosy - naturalnie jasnobrązowe | niebieskie oczy
• 196 cm - 87 kg
• 10% tłuszczu
• Alergia na sierść, głównie kotów
• Długi - brak
• Singiel - demiseksualista
• Nie pracuje | przyszły student architektury wnętrz
AlexMartínez


Dwudziestotrzylatka, siostra Nicolása. Żyje w swoim własnym świecie. Marzycielka, która wspina się ku celowi, czasami nawet idzie po trupach, by tylko osiągnąć swego. Mimo tego, że nie dogaduje się z młodszym bratem, bardzo go wspiera oraz stara się co jakiś czas sprawdzać, czy wszystko u niego dobrze, aby nie dopuścić do kolejnej próby samobójczej. Choć ma chłopaka, na razie nie planuje ślubu oraz rodzicielstwa, stara się skupić na karierze.

• Lekko śniada karnacja | ciemnobrązowe włosy | szaro-niebieskie oczy
• 170 cm - 58 kg
• 15% tłuszczu
• Brak alergii
• Długi - brak
• W związku - heteroseksualna
• Menadżerka na siłowni
LupitaPérez


Trzydziestosiedmiolatek, samotny ojciec z dwójką dzieci. Jego żona odeszła kilka dni po urodzeniu drugiego syna, mając powikłania poporodowe. Mężczyzna wtedy się załamał, ale dzięki rodzinie Pérez wstał na nogi, spłacając częściowo swój dług. Dużo zawdzięcza Nicolásowi oraz Lupitcie, którzy opiekowali się jego synami, kiedy ten musiał być w pracy albo miał inne pilne spotkania. Była niezdarny, ale za to jest uczuciowy oraz potrafi postawić na swoim. Z Candi, swoją siostrą, stara się trzymać jak najlepszy kontakt, ale kobieta niechętnie z nim rozmawia, mimo tego Ramone się nie poddaje.

• Jasnakarnacja | czarne włosy | zielone oczy
• 183 cm - 76 kg
• 11% tłuszczu
• Alergia na jabłka oraz kurz
• Dług - 15 000 euro
• Singiel - heteroseksualista
• Wykładowca historii.
RamoneSánchez


Czterdziestosześciolatek, mąż Candi oraz ojciec dwójki dzieci - Lupity i Nicolása. Do czasu, kiedy jego żona nie wyszła z używek, przebywał w domu przez długi okres czasu, aby nie zostawiać opieki nad matką swoim dzieciom. Oświadczenie jego syna na temat jego orientacji, była na początku dla niego szokiem, ale szybko przyzwyczaił się do sytuacji i zaakceptował syna. Teraz rzadko nie ma go w domu, głównie z powodu pracy, ale mimo tego stara się utrzymywać kontakt z dziećmi oraz żoną, aby nie uznali go za totalnego dupka. Choć wygląda na poważnie, to dość luźno podchodzi do swojego życia oraz życia dzieci, jednakże pilnuje, by nie brali się za żadne używki ze względu na matkę, ale na szczęście, sami wiedzą, że branie narkotyków nie jest niczym dobrym.

•  Jasna karnacja | czarne włosy | niebieskie oczy
• 191 cm - 82 kg
• 12% tłuszczu
• Nietolerancja laktozy
• Brak długów
• W związku - heteroseksualista
• Pilot
GabrioPérez


Czterdziestopięcioletnia kobieta, kochająca żona oraz matka dwójki swoich dzieci. Niestety upadek jej firmy i śmierć rodziców, poprowadziła ją w nałóg, na początku był to alkohol, z którego szybko się otrząsnęła, ale chwilę po tym zaczęła sięgać po narkotyki, po jakimś czasie przestając  kontrolować nałóg. Wyszła z tego ze względu na swoje dzieci oraz własne zdrowie z pomocą męża, który pozwolił jej jedynie na palenie papierosów. Stara się być pogodna oraz codziennie rozmawiać ze swoimi dziećmi, ale sama dobrze wie, że nie jest między nimi tak, jak kiedyś. Ma do siebie żal, że wcześniej nie zareagowała.

• Śniada karnacja | ciemnobrązowe włosy | jasnobrązowe oczy
• 168 cm - 52 kg
• 25% tłuszczu
• Alergia na pyłki
• Brak długów
• W związku - heteroseksualna
• Bez robotna
CandiPérez


Dwudzisestotrzylatek. Oli od małego interesował się muzyką i w tym kierunku chciał iść w przyszłości, dlatego teraz jest wokalistą oraz założycielem zespołu Delicia wraz ze swoimi przyjaciółmi. Jest zamieszany w wiele skandali, ale kogo może kochać bardziej, ja nie swoich fanów? Jest im oddany oraz zawsze chętnie porozmawia czy podpisze autografy. Można powiedzieć, że rzadko się go zobaczy bez uśmiechu na twarzy. Nicolás pokochał go nie tylko przez wygląd, ale również przez to, że wspiera środowisko LGBT+ oraz część zarobków z koncertów przeznacza charytatywnie na różne zbiórki.

• Śniada karnacja | brązowe włosy | jasnoniebieskie oczy
• 185 cm - 76 kg
• 12% tłuszczu
• Alergia na gluten
• Brak długów
• Singiel - biseksualista
• Wokalista zespołu rockowego Delicia
OliverioLópez


Dwudziestoośmiolatka, mężatka z jednym dzieckiem. Negatywnie nastawiona na środowisko LGBT+ przez co nie raz wyżywała się na swoim podwładnym - Nicoláse, ale i również innych, którzy tolerowali to środowisko lub sami do niego należeli. Mimo swojej homofobicznej postawy i wielu skarg, szefostwo nie chciało jej zwolnić, bo robiła dobrą robotę będąc menadżerką. Do kogo można ją porównać? Do zimnej suki, która dba wyłącznie o siebie.

• Śniada  | czarne włosy  | zielone oczy
• 163 cm - 71 kg
• 35% tłuszczu
• Brak alergii
• Dług w wysokości 34 000 euro
• W związku - heteroseksualna
• Menadżerka w knajpie Bajo el muérdago
DuenaLópez




Emme
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {25/09/22, 11:23 am}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1


_____W tanim motelu, położył na środku niczego, w pokoju za którymi nie zapłaciłbyś 10 Euro za dobę, w rozpadającej się łazience z akompaniamentem muzyki latynoskiej w tle, stał mężczyzna z uśmiechem na ustach, nucąc sobie pod nosem, gdy zmywał krew ze swoich rąk. Na brzegu umywalki leżały ubrudzone czarne rękawiczki, w którym jak widać była dziura. Zielone kafelki z czarną fugą, powieszone krzywo lustro i zadowolony z siebie człowiek odbijający się w krzywym zwierciadle. W radiu, które grało tak głośno, że nie zagłuszy go lejąca się woda, właśnie zrobili przerwę na wiadomości. Blond włosy kołyszące się przed chwilą z boku na bok, stanęły wraz ze swoim właścicielem. Jego uśmiech także zmalał, wręcz znikając zupełnie. Wsłuchiwał się on w szybkie przedstawienie tego co się dzisiaj działo. Korki, imprezy, wydarzenia polityczne nie mające z nim nic wspólnego. Nie ulżyło mu jednak, a raczej zwyczajnie wrócił do obmywania swoich dłoni wodą i dziwnym środkiem, który w zetknięciu się z ubrudzonymi rękami pozwalał czerwonej mazi szybciej spłynąć do kanalizy. W tym momencie zadzwonił telefon. Nie miał go przy sobie, leżał w pokoju, na łóżku, obok małej walizki i wyłączonej laptopa. Każda z tych trzech rzeczy posiadała jego odciski palców i była bardzo ważnym dowodem tego co robił, gdyby ktoś oczywiście miał okazję się do nich dostać. Nucąc pod nosem kolejny utwór jaki zaczął grać w radiu, wytarł czyste już dłonie w Jeanowe spodnie i podszedł do telefonu. Widząc połączenie zapisane jako „słodziak”, jego uśmiech lekko zmalał, lecz nadal sięgnął po telefon.
– Dlaczego tak długo? – spytał delikatny, lecz męski głos po drugiej stronie. – Wiesz, co, nieważne, kiedy będziesz?
– A kiedy mam być? – odpowiedział pytaniem zastanawiając się, kiedy faktycznie zamierza wrócić. – Na razie mam wolne, co nie.
– Fio zaczyna szaleć i znowu panikuje, że nas wszystkich zdradzisz. – po tym zdaniu nastąpiło ciężkie westchnięcie w słuchawce. – Nie możesz się pośpieszyć? Przecież pojechałeś tylko pozbyć się robactwa.
– Właściwie to skończyłem ze spełnianiem życzeń na ten moment, ale wydaje mi się, że zostanę jeszcze chwilę. Możesz mi podać Fio do telefonu?
_____Położył telefon na ramieniu i przytrzymał go głową, aby mieć wolne dłonie. Usłyszał potwierdzenie w głosie Eve, więc wiedział, że za chwilę poda rudą czuprynę do słuchawki. Jako że nie mógł dać rozmowy na głośnomówiący, to było jedyne rozwiązanie. Sięgnął do torby od laptopa i wyciągnął nowe rękawiczki, co jak co, ale odciski palców, włosy i tym podobne, są przekleństwem każdej udanej akcji. Wiedział o tym dobrze, gdy ukrywał ślady po innych. Teraz, sam, musiał wykazać się brakiem hipokryzji i zabezpieczyć swoje DNA. W końcu dobiegł go gruby, ledwo obudzony głos, który kojarzył. Z niezbyt szczerym i zadowolonym „halo” w słuchawce.
– Eve cię obudził? – zaśmiał się spoglądaj na zegarek, który wybił kilka minut po dwunastej. – Powinieneś już dawno być w drodze do Paryża.
– Eh? – do nowego rozmówcy dotarło z kim takim rozmawiał. – Leo! Kiedy wracasz? Dlaczego wyjechałeś nagle na jakieś zadupie do Hiszpanii? Zdradzasz nas!
– Fio przestań się drzeć!
_____Dobiegł krzyk damskiego głosu, na którego dźwięk blondyn miał tylko ochotę zacząć się śmiać. Musiał jednak utrzymać chociaż trochę powagi. Jeśli tylko wypadnie z jego ust teraz drobne roześmianie, rudowłosy brodacz postanowi skoczyć komuś do gardła, że na pewno zostali zdradzeni i on, ich główny zbieracz informacji na pewno ich teraz wszystkich zdradzi, bo się nie przejmuje losem towarzyszy broni.
– Słyszę, że Anna ma ciebie dość. Powinieneś uważać. – w odpowiedzi dostał małe niezadowolone mruknięcie do słuchawki, więc kontynuował. – Chcę się pobawić w Dżina. Spełniam życzenia widzisz. Jak skończę, może… trzy? Wtedy zbiorę swoją nagrodę i wrócę do was.
– Chcesz porwać cute boya? – przy słuchawce pojawił się głos Anny, tym razem bliżej. – W końcu masz dość obserwowania go z daleka?
– Można tak powiedzieć. – zaśmiał się, cały czas miał dobry humor. – Poczekajcie trochę, za chwilę będę. Daję temu jakieś trzy miesiące maksymalnie.
_____Wszyscy przyjęli te wiadomości dość spokojnie, w końcu to nie tak, że nie będzie utrzymywał z nimi kontaktu. Zaskoczył ich nagłym wyjazdem, ale z jego ukochanego zameczku na granicy Francji z Hiszpanią, nie miał daleko. Patrząc na to, że mają teraz po dwunastej, wręcz od razu zajął się tym po co przyjechał. Fio oczywiście chciał dalej panikować, lecz z Glockiem Anny wycelowanym prosto w twarz, nie zamierzał się stawiać. Eve pewnie gdzieś obok sączył kawę ze Starbucksa. Słowami pozdrowienia zakończył rozmowę i włożył telefon do torby zbierając swoje rzeczy cały czas pośpiewując lekko kolejne piosenki, których tekst poznał dopiero ostatnio. Głównie podświadomie, bo to nie były jego klimaty muzyczne, ale jeśli czegoś długo słuchasz… nauczysz się w końcu, nawet jak nie chcesz. Upewnił się, że wszystko miał, włącznie z rękawiczkami, które zamierza spalić, aby nie zostawić nic podejrzanego po sobie. Pozostawił pokój posty, oddał klucz w recepcji i skierował się do swojego samochodu stojącego na parkingu. Fakt, że zebrała się na około niego grupka dzieci nie przeszkodził mu, w otworzeniu bagażnika i wpakowaniu swoich rzeczy do środka jakby nigdy nic. Gdy wzrok jednego z dzieci nie spuszczał go na moment, odwrócił się do niego.
– Hm? Mam coś na twarzy? – spytał po hiszpańsku, na co dziecko tylko kiwnęło głową przecząco. – Zainteresowany samochodem?
_____Teraz, gdy pokręciło głową przytakując, Leo uśmiechnął się lekko i otworzył szerzej drzwi kierowcy, aby mogły zajrzeć do środka i przyjrzeć się skórzanej tapicerce w czerwonych kolorach. Z mnóstwem elektroniki i gadżetów na konsoli sterowania. Nieczęsto dzieci zobaczą Mustanga GT z najnowszego rocznika, w pełnym wyposażeniu i to jeszcze z kierowcą na tyle miłym, żeby pokazał im środek, pozwolił zajrzeć. Dał całej grupce dzieci chwilę, a potem odjechał w stronę większego miasta, gdzie miał mieszkanie wynajęte przez Airbnb. Na razie było na trzy miesiące, które miał zaplanowane, później… to się zobaczy. Chociaż spodziewał się, że zajmie mu to krócej niż ten czas. W końcu, Hiszpanie mają temperament. Odebrał klucze, wszedł do mieszkania, które było małe, w centrum miasta, lecz o dziwo, nie znajdowało się tutaj za dużo kamer. Co było jednak najlepsze w tym miejscu to fakt, że naprzeciwko, na ulicy Praiso, mógł zobaczyć jego nową obsesję, która właśnie wracała do swojego mieszkania numer 12. Jego apartament znajdował się trzy piętra wyżej z odpowiednim widokiem na narożne mieszkanie niejakiego Nicolasa Pereza. Czy zamierzał mu zrobić krzywdę? Tak i nie. To co zamierzał zrobić, jeśli faktycznie dostanie go w swoje ręce według niego nie będzie czymś złym, lecz dla niskiego chłopaka, spokojnie będzie podchodziło pod traumę.
_____Mając pewność, że wrócił po porannym biegu do mieszkania, Leo spokojnie zaczął się rozpakowywać. Włącznie z ciuchami, sprzętem, który podłączył i telefonem na ładowarce. Nie był głodny albo właściwie, cały czas czuł jak na dłoniach ma wnętrzności chłopaka, którego zajebał kilka godzin temu. Będzie musiał wziąć porządny prysznic albo najlepiej całą kąpiel i wtedy dopiero da radę coś zjeść. Spoglądając na swoją skrzynkę mailową, westchnął ciężko. Już od niego coś chcieli, a przecież powiedział, że bierze sobie małe wolne. Co by się nie stresować niepotrzebnie, wyłączył to, wziął telefon i poszedł napuszczać wody do wanny po tym jak podłączył słuchawki i włączył podgląd z kamer w mieszkaniu chłopca z heterochromią. Dwukolorowymi oczkami, które dały mu niezdrową obsesję na jego punkcie. Oparł się o wannę, która powoli wypełniała się wodą, gdy on spoglądał przez kilkanaście kamer jak niczego nie świadomy żyje swoim życiem.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {26/09/22, 08:14 pm}

Nicolás Pérez

         Poranek zaczął się od irytującego dźwięki, który ustawiłem sobie na budzik, aby mieć pewność, że wstanę jak najszybciej, by się go pozbyć. Otworzyłem oczy, ręką szukając winowajcę mojej pobudki i wyłączyłem go. Nie ustawiałem sobie żadnej drzemki, bo wiedziałem, że już nie zasnę. Zanim jednak wstałem z łóżka, przejrzałem wszystkie powiadomienia oraz odpisałem na dwie wiadomości. Pierwsza była do mojej siostry – Lupi, zaś druga do Alex'a, który wypytywał mnie o pracę. Wczorajsza noc była dość intensywna. Sam fakt, że pojawił się w knajpie mój ulubiony zespół oraz ich wokalista, bardzo mnie cieszył i żałowałem, że akurat tego dnia byłem w pracy i nie mogłem się bawić z resztą osób. Co jednak nie zmienia faktu, że część mnie wcale nie żałowała, po tym, kiedy Oliverio Lopez zaczął się do mnie przystawiać. Owszem, podobał mi się i byłem jego fanem, ale jego nachalność była na tyle męczona, że powiedziałem mu kilka nieprzyjemnych słów, a granicę przekroczył, kiedy próbował dobrać się do mnie na zapleczu, gdzie akurat zrobiłem sobie przerwę. Teraz, kiedy wracam do tego myślami, to zdaję sobie sprawę, jakim byłem idiotą. Nie sypiałem z kim popadnie, ale samo to, że ktoś taki się mną zainteresował... Czy życzenie mu śmierci było przegięciem? Zapewne tak, ale gdybym teraz do niego napisał, to prawdopodobnie nawet by mnie nie skojarzył, dlatego wolałem machnąć na to ręką, bo przecież nie zabiłby się z powodu słów kogoś takiego, jak ja.
         Przeciągnąłem się, jak tylko wstałem z łóżka i zaczesałem włosy, które w tym momencie sterczały w każdą inną stronę. Odsłoniłem okna, po czym ruszyłem do łazienki. Orzeźwiłem twarz oraz doprowadziłem swoje włosy do ładu, aby chociaż trochę wyglądać, jak człowiek przy bieganiu. Wróciłem do sypialni, gdzie ubrałem się w strój do biegania oraz założyłem buty. Przed samym wyjściem z robiłem małe rozciąganie, bo nie raz kończyło się u mnie skurczem czy innymi bólami przez które musiałem przerwać swój trening. Trasę, którą biegłem była taka sama, jak zawsze. Park, który znajdował się blisko mojego bloku, idealnie nadawał się na moje treningi. Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Zacząłem od truchtu, chcąc przyzwyczaić nogi do wysiłku. Uwielbiałem czuć wiatr w trakcie biegania, nocami było jeszcze lepiej, bo powietrze było wtedy ciut chłodniejsze. Teraz słoneczna pogoda bardziej mnie męczyła, ale nie sprawiała, że chciałem wcześniej wrócić do domu, więc przebiegłem tyle, ile zawsze i znalazłem się przed swoim blokiem, akurat mijając się z sąsiadką. Przywitałem się i chwilę porozmawiałem, pytając ją, czy nie pomóc jej w zakupach, ale odparła, że córka jej pomoże, więc pożegnałem się i wszedłem do klatki by zaraz trafić do mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Odłożyłem telefon oraz słuchawki na wyspie i ruszyłem prosto do łazienki, nucąc po nosem piosenkę. Zdjąłem z siebie wszystkie ubrania, po czym odkręciłem wodę, ustawiając na dobrą temperaturę i  czekałem aż wanna się napełni, siadając na jej brzegu. Nie musiałem długo czekać, aż będę mógł wejść do niej, dlatego rozsiadłem się wygodnie i przymknąłem oczy, odchylając głowę nieco do tyłu. Nie zamierzałem długo tak siedzieć, ale chciałem by moje mięśnie dobrze odpoczęły po wysiłku. Czekał mnie długi dzień oraz praca, gdzie znowu na zmianie będę z Jędzą – tak nazywałem swoją menadżerkę, Duene Lopez.
         Jak tylko zmyłem z siebie wszystko, wytarłem się i założyłem na siebie cienki szlafrok. Kiedy wychodziłem z łazienki mój telefon zaczął dzwonić, więc podszedłem szybko do blatu i odebrałem, włączając  na głośno mówiący.
- Alex, czy ty nie możesz żyć beze mnie? - zapytałem z rozbawieniem, zauważając, że przyjaciel dość często do mnie dzwonił i pisał. Nie przeszkadzało mi to, po prostu ostatnio bardzo się to nasiliło.
- Możliwe, ale mniejsza z tym. Jesteśmy umówieni na 15 z Felix'em i Aracely, podeślę ci zaraz adres. Z góry założyliśmy, że przed pracą nie masz nic zaplanowane.
- Och, doprawdy? Dobrze, że zapytaliście o to wcześniej. Tym razem masz szczęście, bo nie mam nic w planach. Wyślij mi adres i daj mi zjeść teraz śniadanie, ściska mnie w żołądku - powiedziałem i nie czekałem na odpowiedź od białowłosego, ponieważ od razu się rozłączyłem. Nie minęła minuta, a na moim telefonie pojawiła się wiadomość ze smutną buźką, a chwilę po tym lokalizacja, którą sobie wybrali bez żadnego ustalania ze mną. Wstawiłem tosty oraz wodę na kawę, w międzyczasie zająłem się robieniem pasty z awokado oraz usmażyłem sadzone jajka, które zamierzałem dać na dwa zarumienione tosty. Oczywiście pod jajkiem znalazła się pasta z awokado, a obok niej pomidory z jogurtem naturalnym. Nie mogło zabraknąć kawy  z mlekiem owsianym. Usiadłem ze wszystkim do stołu i zanim zacząłem jeść, zrobiłem zdjęcie, które poprawiłem odpowiednimi filtrami i wstałem na swój Instagram oraz Twitter. Powiadomienia przyszły po niecałych pięciu minutach, ale zamierzałem zjeść bez zerkania co chwilę w telefon.
         Przed wyjściem miałem czas, aby odpisać na komentarze czy je polubić. Oczywiście, nieprzyjemne komentarze musiały się pojawić pod tak zwykłym zdjęciem. Ignorowałem je, bo szczerze mówiąc nie chciałem, by coś takiego popsuło mi dzień. Dlatego zacząłem się szykować, aby skupić się na czymś innym, niż komentarzami oraz nieznajomych ludzi. Odkąd zacząłem udzielać się publicznie, czasami zalewała mnie fala hejtu. Często reprezentowałem osoby ze środowiska LGBT+ i przez to stałem się dla innych łatwym celem. Nie byłem celebrytą, przynajmniej ja za takiego się nie uważałem, ale przyjaciele często mi mówili, że spora część osób mnie rozpoznaje. Czy marzyłem o takim życiu? Szczerze mówiąc, nigdy nie wiedziałem co chcę robić, więc może życie samo wybrało sobie ścieżkę. Ubrałem poszarpane jeansy w jasnym odcieniu oraz oversizową białą koszulkę z kreskówkowym nadrukiem pandy. Nie mogło zabraknąć czarnych trampek za kostkę. Rozczesałem włosy, a na sam koniec użyłem swoich cytrusowych perfum z nutą goździków i cynamonu. Zabrałem wszystkie niezbędne rzeczy i wrzuciłem je do szmacianej torby, na której była wyszyta nazwa mojego ulubionego zespołu Delicia. Wyszedłem z mieszkania, które zamknąłem na wszystkie zamki i zszedłem na dół, gdzie niemal wpadłem na Are.
- Jezu, kobieto... Nie stój tak na środku. Chciałaś się upewnić, że dołączę do was? - zapytałem.
- Tak, tak. Cześć, chyba od tego powinniśmy zacząć. Przechodziłam obok, a dobrze wiem, że lubisz być na ostatnią chwilę. Na dodatek chcę cię pomęczyć o pracę, bo mieliście specjalnego gościa – uśmiechnęła się szeroko. Ruszyliśmy do wskazanego miejsca, rozmawiając o wokaliście oraz o tym, jakim okazał się dupkiem. Pominąłem część w której powiedziałem mu, aby zachlał się na śmierć, bo dziewczyna mogłaby krzywo na mnie spojrzeć. Temat mojej pracy ucięliśmy, kiedy dołączyliśmy do pozostałych. Na szczęście zajęli stolik, więc nie musieliśmy bawić się w szukanie miejsca. Zamówiliśmy sobie coś do picia oraz ja skusiłem się na sałatkę. Rozmawialiśmy o nowinkach oraz ważnych wiadomościach na temat polityki. Jako, że sporo się tym interesowaliśmy, to bardzo chętnie przewijały się nazwiska polityków oraz ocenialiśmy wszystko, co się wydarzyło. Skusiłem się, by zajrzeć na Instagram Oliverio, ale byłem zaskoczony, że jeszcze nic nie dodał. Codziennie wstawiał coś nowego, niepościelone łóżko, widok z balkonu czy posiłki. Czasami pojawiały się pół nagie fotki, które chętnie zapisywałem w swoim telefonie, ale dzisiaj świeciła pustka oprócz story, które miał wstawione z knajpy.
         Czas szybko nam zleciał i choć miałem ochotę zostać z przyjaciółmi, to jednak musiałem wrócić do siebie, aby naszykować się do pracy. Przygotowałem ubrania na zmianę oraz spakowałem jedzenie, które ugotowałem sobie po śniadaniu. Nie lubiłem zamawiać nic do pracy, a w niej też nic nie mieliśmy zbytnio do wyboru. Głównie były tam przekąski, kilka ciepłych potraw i alkohol, ale nie było tam nic, co mógłbym wybrać dla siebie.
Przed 18 znalazłem się z pracy. Ruch nie był wielki, ale za jakąś godzinę lub dwie powinno się zebrać więcej ludzi.
- Cześć. Jak dzisiaj ruch? - zapytałem, mijając się z pracownicą.
- Od rana jest taki sobie, to chyba przez wczorajsze wydarzenie, jakie mieliście. Jezu, jak ci zazdroszczę, że mogliście ich obsługiwać. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz wpadną – uśmiechnęła się szeroko, po czym puściła mnie do szatni. Lekko się skrzywiłem, kiedy Jędza wychodziła z kuchni. Od razu mnie dojrzała i posłała mnie złośliwy uśmiech. Chciała już do mnie podejść, ale zatrzymał ją kucharz, który potrzebował jej rady. Odetchnąłem z ulgą i poszedłem od razu się przebrać, witając się z pracownikami, którzy zaczynali lub kończyli zmianę. Nie było nasz dużo, bo zazwyczaj za barem stały dwie osoby plus trójka kelnerów lub kelnerek, zależy kto miał jaką zmianę. Kuchni nie liczyłem,  bo tam zwykle nie zaglądałem. Wymieniłem dziewczynę z wcześniej i stanąłem za barem. Zacząłem od sprawdzenia alkoholi oraz dodatków. Część była już porozpisywana, aby Duena zajęła się zamówieniem.
- Znalazła się nasza gwiazda. Następnym razem, jak chcesz kogoś przelecieć, to nie rób tego w pracy. Jeszcze zostawisz gdzieś zarazki swojej homseksualności. Obrzydlistwo – powiedziała, na co przewróciłem oczami. Sam fakt, że uznała mnie za obrzydliwego mnie nie zraził.
- Nikogo nie przeleciałem i uprzedzając cię, mnie też nikt nie przeleciał. Widziałaś tylko urywek nachalnego faceta i już wnioskujesz nie wiadomo co. Daj mi pracować, chyba że chcesz później robić mi problemy o brak zamówienia - powiedziałem. Naprawdę chciałem popracować w świętym spokoju, mając dobry humor. Swoje uwagi mogłaby zachować dla siebie, a na pewno nie poruszać tego w pracy, kiedy klienci nas mijali. Na szczęście odpuściła sobie wszystko, a ja mogłem zająć się swoimi obowiązkami.
         Do godziny dwudziestej nic specjalnego się nie wydarzyło. Podałem parę drinków oraz shotów, nalałem piwa, ale odczuwałem, że czas mija mi bardzo wolno. Dopiero widok policji sprawił, że się wyprostowałem. Czyżby niespodziewana interwencja? Duena od razu wyszła na przód, chcąc uniknąć zamieszania.
- W czym mogę pomóc? - zapytała z udawanym uśmiechem.
- Dobry wieczór, przyszliśmy zapytać o Oliverio Lopeza. Wczorajszej nocy bawił się w tej knajpie, a dzisiaj popołudni zgłoszono zaginiecie. Czy są wszyscy pracowniczy z drugiej zmiany? I potrzebujemy dostać się do kamer – powiedział policjant. Coś zakuło mnie w sercu po jego słowach. Lopez zaginął? Przełknąłem gulę w gardle, starając się zachować spokój. Nie rozumiałem dlaczego tak panikuję, ale przez to, co mu wczoraj powiedziałem... Bałem się, że ktoś może o tym wiedzieć.
- Niestety jedyna kamera, którą posiadamy nie działa, ale pracownicy są – powiedziała. Policja skinęła głową. Jedna policjantka poszła porozmawiać z Dueną, dwóch policjantów minęło mnie, aby zaczepić kelnerów, zaś do mnie podszedł główny policjant, który nie wyglądał przyjaźnie. Skończyłem obsługiwać klientkę, po czym podszedłem do policjanta. Starałem zachować się naturalnie, ale chyba wyczuł, że ta rozmowa jest dla mnie stresująca.
- Czyli później go nie widziałeś? - zapytał, na co skinąłem głową.
- Po tym, jak grzecznie mu odmówiłem, zająłem się pracą i unikałem z nim kontaktu. Chyba około pierwszej już go nie widziałem, nie pamiętam dokładnie, ale nie rzucił mi się później w oczy. Nie pomogę panu za bardzo - powiedziałem, jednakże policjant nie wyglądał na przekonanego. Naprawdę go później nie widziałem. Odkąd go spławiłem, to starałem się go unikać i zająłem się pracą. Pewnie to przez moje nerwy, nie jest w stanie mi uwierzyć.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {01/10/22, 11:42 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Kąpiel zajęła mu chwilę, ale gdy wynurzył się z wody i czuł się o wiele bardziej czysty. Już nie tylko mówiąc o śladach krwi czy innych rzeczy, które nie zostaną teraz wykryte pod światłem UV. Znał to mieszkanie na wylot, nie raz wynajmował je w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy na kilka dni, do tygodnia. Wtedy skupiał się na pozyskaniu nagrań z kamerek poustawianych w mieszkaniu chłopaka. Miał tutaj całkiem nowoczesną kuchnię, oddzielną sypialnię, ładną łazienkę i salon, gdzie na kilku powierzchniach mógł rozłożyć swoje monitory i sprzęty. Właściciel był starym gościem co nie znał się za mocno na technologii, ale jego żona urządziła to miejsce z pomocą córki. Całkiem ładnej, bo się poznali raz przez przypadek. Miała od niego odebrać mieszkanie, jak się tłumaczyła. Chociaż dostał wtedy polecenie, żeby zostawić klucze w skrzynce na listy. W każdym razie miła rodzina i miał pewność, że nie zamontowali tutaj kamer. Skąd wiedział? Bo już sprawdził. Za podsłuchami też się rozejrzał. Dopiero po takim sprawdzeniu mógł odetchnąć z ulgą, rozciągnąć kark i zabrać się do swoich rzeczy. Zwiększone napięcie na kablach elektrycznych mogłoby być wykryte więc przywożąc własne zasilanie i urządzenie, które skonstruował z Wolfem, mógł spokojnie bawić się w monitorowanie wielu rzeczy bez nakładania na siebie podejrzeń. Policja od tak nie sprawdzała przeciążenia sieci czy prądu, ale gdyby jakimś cudem coś się kiedyś wydarzyło… Po śladach mogliby dojść do niego. Nie mógł sobie na to pozwolić. Miał jeszcze dużo banków do obrabowania, wiele morderstw i porwań do zaplanowania. Na sam początek jednak, włączył słuchawkę i włożył ją do ucha. Miał w niej przekaz na żywo z tego co się działo w otoczeniu Nicolasa. Całkiem łatwo jest wbić się na czyiś telefon, zainstalować mały program w samym systemie i swobodnie podsłuchiwać otoczenia, a wiedział, że gwiazda od tak nie rozstanie się z telefonem. Całość działała na zasadzie Alexy lub Pomocnika Google. Leo nawet się nad tym zbytnio nie napracował. Oprogramowanie wystawiał za centy na deep webie wraz z instrukcją obsługi.
_____Rozpoczął swoje rozgaszczanie się w salonie słuchając jak jego obsesja rozmawia ze znajomymi na lunchu, sam w tym czasie zamówił coś z pobliskiej restauracji z Uber eats. Po kilku godzinach łączenia kabli, mógł w końcu powiedzieć, że zrobił sobie tutaj małe centrum dowodzenia. W końcu działalność grupy nie mogła upaść i być zerowa, bo postanowił o nagłe wakacje. Dzisiaj miała się odbyć pewna akcja w Paryżu. Fio, który wstał później niż powinien, miał zastrzelić córkę biznesmana. Czy zrobiła coś nie tak? Nie. Zwykły rozpieszczony bachor. Bardziej chodziło o jej matkę, która zniszczyła pewnego chłopaka. Na jej nieszczęście, był synem dalszej rodziny klienta Gregoriego. Powiązania w świecie były usiane niczym pajęcza sieć, trzeba uważać na wszystko. Ona nie uważała. Wybrała złą osobę do zabawy. To było proste zadanie dla Fio i jego towarzysza tym razem – Anny. Spokojnie mogła mu pomóc ze strzałem. Włożył drugą słuchawkę podłączając się do połączenia, które odbywało się zupełnie prywatnie, przez szyfrowanie na wielu poziomach. Jakby ktoś ich podsłuchiwał, rozszyfrowanie sygnału dałoby takie opóźnienie, że oboje ulotnią się z miejsca zdarzenia po incydencie zanim ci się dowiedzą, że strzelili.
– Co tam, jak tam. – rzucił luźno informując, że jest z nimi. – Widzę, że znajdujecie się w odpowiednim miejscu. Nikt was nie widział podczas wchodzenia do hotelu?
– Recepcja, obsługa windy i jeden z młodych pracowników, chcący pomóc nam z walizkami. – odpowiedziała Anna nie wzruszony faktem, że nagle był z nimi Leo. – Kiedy obiekt pojawi się na aukcji?
– Z waszego położenia? Za 15 minut zjawi się ogłoszenie. – rozmawiali ze sobą hasłami, które byłyby o wiele bardziej zrozumiałe, gdyby nie rozmowa wykonywana w trzech językach jednocześnie. Francuzki, Niemieckim oraz Angielskim. – Powinno przyjść z prawej strony ekranu. Wypatruj od północy.
– Wiatr południowo-zachodni, siła 3.
_____Odezwała się kobieta dając informacje do leżącego koło niego Fio. Znajdowali się teraz na dachu budynku, a powoli zachodzące słońce świeciło na nich od wschodu, z pozycji, gdzie siedzieli. Hotel nie miał otwartego wyjścia w to miejsce. Właściwie, to było bardzo zabezpieczone, aby nikt się tutaj nie pojawił. Otworzenie kilku zamków nie było jednak dla nich problemem. W ciągu pozostałego do strzału czasu, Leo dyskutował z nimi, informując ich o rozmieszczeniu pobliskiej policji, przypominając drogę ucieczki, jeśli sytuacja obróci się dla nich niekorzystnie. Gdy kończył już „obchód”, w drugiej słuchawce doszły do niego ciekawe słowa. Wprawiły jego zimną twarz w mały uśmiech. Nawet zaśmiał się lekko, co od razu zostało wyłapane.
– Coś się stało? – o dziwo zapytał Fio, leżący z palcem na spuście. – Tylko nie mów mi, że akcja odwołana.
– To brzmi jak niezabawny dowcip. – rzuciła do niego Anna.
– Chłopak właśnie powiedział szefowej, że nikt nikogo nie przeleciał, a ona widziała tylko nachalnego mężczyznę i wysuwa wnioski. – opowiedział sytuacje jak była naprawdę. – Czy to nie zabawne? Zaraz będzie u nich policja, wypytać o tego nachalnego faceta.
– Masz na myśli, nowy materiał? – Anna spytała, po chwili rzucając jeszcze. – Wiatr południowy, siła 3.
– Brzmi jak zabawna sytuacja. Kiedy go znajdą? – dopytał nieznany im głos. Ktoś jeszcze podłączył się do kanału. Po intonacji na literę R, wiedział od razu, że to Lou. – Jak skończycie uczestniczyć w aukcji, wracajcie do domu. Tata się za wami stęsknił.
– Powinny znaleźć go za około dwa dni. – odpowiedział na pytanie Leo, rozluźniający ramiona wiedząc, że to tylko Lou. – Zacznie śmierdzieć i ktoś sprawdzi.
– Zobaczę zdjęcia w TV? – prychnął Fio, po czym szybko spoważniał. – Obiekt w zasięgu.
– Wiatr bez zmian. Zero zakłóceń. – odpowiedziała poważnie Anna. – Zgoda na oddanie strzału.
– Zgoda udzielona.
_____Zaraz, gdy padły te słowa, każdy z czwórki mógł zaobserwować, jak kobieta osuwa się na ziemię. Prosty strzał, idealnie w skronie. Kula prawdopodobnie przebiła się przez cały mózg i wyszła z drugiej strony. Fio, nie używał mniejszego kalibru. Leo obserwował to przez zhakowaną kamerę pobliskiego budynku. Anna oraz Fio z dachu hotelu, a Lou z obrazu przesłanego przez Leo. To Leo udzielił zgody, teraz pora na trochę więcej akcji. Przetransportowanie Anny i Fio, z udziałem kamer hotelowych, z bronią snajperską, niepostrzeżenie do pokoju hotelowego. Fio poszedł przodem, a Anna zajmowała się zamkami. Musiały wrócić do idealnego stanu. Była dobra w takie rzeczy więc czas liczyli w sekundach. W ciągu minuty oboje znajdowali się bezpiecznie w pokoju i chowali broń rozkładając ją na poszczególne kawałki. Najpiękniejsze w tym zdarzeniu było wykorzystanie nowego arsenału. Nikt nigdy nie zginął z takiej kuli, z tej broni. Poza tym… byli bezpieczni.
– Policja jest na miejscu. Podejrzewają strzał snajperski, lecz sprawdzają pobliskie budynki. – odezwał się Lou, który śledził kanał policyjny przesłany mu wcześniej przez Leo. – Pewnie przez to, że ciało się obróciło, a nie mają nagrania jak faktycznie stało.
– Kobieta była sama, czego się dziwisz. – zaśmiała się Anna, która właśnie skończyła zapinać walizkę. Zamierzali spędzić noc w hotelu, jak przystało na podróżujących. W końcu uciekanie było najgorszym sposobem opuszczenia miejsca zbrodni. – O której jutro jest wymeldowanie?
– O 12, ale wyjedziecie po 8, bez śniadania. Jeśli się spytają, chcecie coś miejscowego więc zjecie po drodze.
_____Odpowiedział im Leo już wyraźnie nie zainteresowany zadaniem. Może dlatego, że na jednym z ekranów, z tej teoretycznie nie działającej kamery, obserwował, jak przepytują jego przyszłego ulubionego współlokatora. Widząc jak się zachowuje w zatknięciu z policją, zaczął się śmiać. Nigdy nie widział czegoś bardziej podejrzanego. Właśnie w tym momencie, postanowił, że za dwa morderstwa, które odbędą się wśród znajomych Nicolasa, to on będzie odpowiedzialny. Nie wiedział, za które, ale czuł, że za dwa spokojnie będzie wstanie podłożyć dowody. Leo szykował mu w głowie bilet, w jedną stronę, z dala od moralnego świata. To co zostawił po pierwszym chłopaku, Olivierze Lopez, niektórzy nazwaliby masakrą. W kilku pojemnikach, podrzuconych do pobliskiej restauracji, bardzo bliskiej serca przyjaciół Nicolasa, mogli znaleźć wszystkie narządy wewnętrzne mężczyzny. Wypatroszenie takiego kawałka mięsa nie było ciężkim zadaniem, ale spuszczanie krwi trwało niesamowicie długo. Nic dziwnego, że dopiero tak późno dał radę ogarnąć się ze wszystkim. Kości, tłuszcz i resztę ciała wrzucił do pieca pobliskiej elektrowni, która kilka lat temu wyszła z użytku. Podłożenie ognia, który spali dowody nie zajęło długo. Nie z paliwem i środkami chemicznymi przeżerającymi się przez gorsze rzeczy. Jedyne co znajdą z tego wokalisty to jego wnętrzności w miejscu ze źle przetrzymywanym mięsem.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {04/10/22, 09:16 pm}

Nicolás Pérez

         Tej nocy, kiedy Nicolas pracował, jego przyjaciele wybrali się do restauracji, gdzie serwowali meksykańskie jedzenie. Brakowało im towarzystwa Nico, ale to nie zmieniło ich planów na dzisiejszą noc. Felix czekał już w środku na pozostałą dwójkę, kiedy to  Alex usłyszał parę przekleństw, które dochodziły ze ślepej uliczki. Zmarszczył brwi, gdyż słowa, które padły z ust jednego z mężczyzn stały się wyraźniejsze, a smród zaczął dochodzić do nosów pozostałych osób. Machnął ręką na Felix'a, by do nich dołączył, co czarnowłosy uczynił od razu.
- Jezu, co to za smród? Zepsute mięso? - Zapytał Gonzalez zerkając na dwójkę przyjaciół, po czym pognał za wzrokiem Alexa i zajrzał do zaułku, chowając nos w zgięciu łokcia.
- Hej, Marti! Pilnuj by nikt tutaj nie podchodził! Spadaj, dzieciaku – warknął do chłopaka jeden z pracowników restauracji, po czym drugi podszedł do Felix'a, aby przypadkiem nikt się nie przedostał dalej. Chłopak i tak wyminął szybko starszego i podszedł bliżej, chcąc zerknąć na to zepsute mięso. O mało co nie zwymiotował, kiedy zrozumiał, że to nie było coś, czego się spodziewał. Pośpiesznie się wycofał, tym bardziej, że sygnały policyjnej stawały się coraz głośniejsze.
- Co tam było? Felix? Hej, spójrz na mnie! - krzyknęła przyjaciółka, łapiąc przyjaciela za ramiona i lekko nim potrząsając.
- Najlepiej znam się na anatomii zwierząt, ale to... To nie było zwierzęce mięso. Ludzkie narządy, cholera... -  wydukał, zanim odsunął się na bok i zwymiotował. Aracely spojrzała z przerażeniem na Alex'a, który od razu podszedł do przyjaciela, aby go wesprzeć i jednocześnie osłonić przed wzrokiem innych. Aracely nie mogła uwierzyć, że w pojemnikach znajdowały się ludzkie narządy, ale po reakcji Felix'a, mogła spodziewać się wszystkiego. To samo Alex, który wlepiał wzrok w wymiotującego chłopaka. Odsunęli się dopiero wtedy, kiedy policja chciała zabezpieczyć teren, prosząc pozostałych o odsunięcie się na bok.
- Cholera, musimy zabrać stąd tych dziennikarzy – powiedział jeden z policjantów, starając się nie krzywić na zapach. Dziennikarze, dość szybko znaleźli się na miejscu, jakby oczekiwali dużej sensacji.
         Policjanci próbowali nad nimi zapanować, kiedy kolejni wypytywali każdego przechodnia oraz gościa restauracji. Słowa Felix'a się potwierdziła, kiedy policjanci między sobą mówili o ludzkich wnętrznościach, na co cała trójka jeszcze bardziej się skrzywiła. Czarnowłosy powstrzymywał wymioty, a że byli i tak wolni, zdecydowali się zmienić od razu otoczenie. Z poinformowaniem Nico, Alex zaczekał z tym do rana, aby nie przerywać pracy przyjacielowi, który sam wspomniał w czacie grupowym, że policja zawitała do knajpy.




         Policję mieli na głowie dobrą godzinę, kiedy w końcu zniknęli mniej lub bardziej usatysfakcjonowani przesłuchaniem pracowników. Nie umknęło mi, jak policjant patrzył się na mnie, kiedy ze mną rozmawiał oraz kątem oka widziałem, jak Jędza zerka w moim kierunku, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Chyba liczyła na to, że to ja jestem jakoś wplątany w to wszystko. Musze ją zawieść, bo nie miałem nic wspólnego ze zniknięciem wokalisty, a przynajmniej nic na to nie wskazywało.
- Zakochałaś się we mnie, że tak mi się przyglądasz? Wybacz, ale muszę cię wykluczyć, bo nie masz penisa między nogami - posłałem jej uśmiech, kiedy ta podeszła na tyle blisko, by zrównać się ze mną, kiedy stałem za barem. Cholerne trzy centymetry, ale szpilki dodawały jej kolejne dziesięć, więc musiała się pochylić nieco do przodu.
- Lepiej uważaj na słowa, może i nie mam takiej władzy, ale mogę sprawić, że właściciel inaczej spojrzy na ciebie i twoje uwodzenie klientów – powiedziała, niemal plując swoim jadem.
- Oh, kochana. Myślę, że byłby zadowolony, że z mojego powody przychodzi tu więcej osób. Może przestań być taką jędzą, to i inni dla ciebie będą się pojawiać? Mąż chyba na tak krótkiej smyczy cię nie trzyma, co nie? - powiedziałem, a widzą, jak tylko marszczy bardziej brwi, zrezygnowałem z dyskusji i wróciłem do pracy, rozmawiając z drugim barmanem o dzisiejszym nalocie policji oraz zaginięciu wokalisty.
         Do końca mojej pracy, za wiele się nie wydarzyło poza uspokajaniem pijanych klientów czy wzywaniem policji na awantury przed knajpą. Tym razem żadna szklanka nie poleciała, ani żaden z kelnerów nie ucierpiał. Z Dueną staraliśmy się unikać, ale i tak to ja musiałem wręczyć jej kartkę z zamówieniem przed zamknięciem, więc nie odbyło się bez jej dogryzania. W swoim mieszkaniu znalazłem się przed trzecią, będąc wyczerpany dzisiejszym dniem, więc zamknąłem za sobą jedynie drzwi na klucz i ruszyłem do sypialni, pozbywając się ubrań przez cała drogę, tłumacząc sobie, że pozbieram je, jak tylko wstanie.
         Tego  dnia spałem do godziny dziesiątej, ponieważ co chwilę dostawałem wiadomości oraz przynajmniej sześć razy ktoś do mnie zadzwonił. Odszukałem ręką telefonu, po czym jęknąłem, kiedy Alex zasypał mnie wiadomościami, a Aracely próbowała się do mnie dodzwonić. Nieco byłem tym wszystkim zaskoczony, ale i tak musiałem wstać, bo tym razem ktoś dobijał się do drzwi. Nie przejąłem się tym, że jestem w samej bieliźnie i ruszyłem do przedpokoju, aby otworzyć nieproszonym gościom.
-  Jestem po nocce, czego chcecie? - zapytałem, patrząc na przyjaciół. Był Alex oraz Aracely, ale nie było z nimi Felix'a. - Wyglądacie blado - zauważyłem, kiedy lepiej im się przyjrzałem. Alex odwrócił ode mnie wzrok, kiedy jego poliki zrobiły się bardziej rumiane, a przyjaciółka wepchnęła się do mieszkania, jakby wchodziła do siebie.
- Mógłbyś przestać zostawiać burdel na podłodze. Zrób nam kawy i dobrą jajecznicę, wczoraj nic nie mogliśmy przełknąć – powiedziała, usadawiając się na kanapie. Wpuściłem Alex'a i zamknąłem za nim drzwi. Pośpiesznie zebrałem swoje ubrania i rzuciłem je na bok, zostawiając sobie jedynie koszulkę z wczoraj i założyłem ją na siebie.
- A więc... Skąd te blade twarze? - zapytałem z kuchni, kiedy wstawiałem wodę na kawę dla całej naszej trójki.
- Lepiej, żebyśmy nie mówili o tym przy jedzeniu – odezwał się Alex, zaś ja na te słowa się spiąłem. Coś obrzydliwego? Nie wiedziałem, co moi przyjaciele widzieli skoro tak ich to wstrząsnęło. Felix prawdopodobnie już był w klinice, zaś ta dwójka miała zbyt leniwe tyłki by codziennie pracować.
W spokoju zjedliśmy śniadanie oraz wypiliśmy kawę, a kiedy mieliśmy to już za sobą, Aracely zaczęła mówi. Początkowo na mojej twarzy widniało tylko zaskoczenie, ale szybko pobladłem, zaś w brzuchu zaczęło mnie skręcać.
- Ale że takie prawdziwe? Boże... - przełknąłem gulę w gardle, kiedy Alex skiną głową, a Aracely wbiła wzrok w swoje paznokcie.
- My jakoś sobie z tym poradziliśmy, ale Felix nie mógł się uspokoić przez całą noc. Ile razy zaprowadziłeś go do łazienki? - spojrzała na białowłosego, po czym ten na chwilę się zamyślił.
- Z jakieś dziesięć razy, później wolałem trzymać mu miskę. Kiedy wychodził do pracy, wyglądał całkiem nieźle, ale pewnie przy żadnej operacji dzisiaj go nie będzie – stwierdził, zerkając na mnie, jakby oczekiwał, że go popiorę.
- A wiadomo coś więcej? Ot tak stał sobie pojemnik z ludzkimi wnętrznościami i nikt wcześniej się nie zorientował? Przecież to musiało cuchnąć - powiedziałem, powstrzymując się przed zrobieniem odruchu wymiotnego. Cieszyłem się w duchu, że ominęło mnie takie widowisko. Bardziej jednak myślałem nad tym, że to wszystko miało miejsce kiedy zaginał Oli... Nie zamierzałem dopuszczać do siebie dziwnych myśli, bo przecież to tylko zbieg okoliczności. Wokalista na pewno się odnajdzie i chciałem tak myśleć dopóki Ara się nie odezwała.
- Myślicie, że to ma coś wspólnego z Oliverio? Wszędzie już trąbią, że zniknął bez śladu – powiedziała, po czym spojrzała na mnie i westchnęła. - Wybacz, nie chciałam... Ugh, nie ważne, za kilka dni wszystko będzie jasne – dodała. Jednakże, jej słowa wcale mnie nie uspokoiły.
         Resztę dnia spędziłem na rozmyślaniu o słowach przyjaciół oraz tego, co powiedziała przyjaciółka. Nie chciałem połączyć ze sobą tych dwóch wydarzeń, bo nie miałoby to dla mnie sensu. Wokalista nie posiadał wrogów, a przynajmniej nigdy tego nie okazywał, że ktoś czyha na jego życie, co prawda mógł kogoś skrzywdzić, w końcu po pijaku robił się nie do zniesienia, ale czy ten ktoś ukarałby go w taki sposób? To nienormalne.
         Następnego dnia wcale nie było lepiej, akurat tego dnia miałem wolne od pracy, więc mogłem sobie pospać dłużej, ale i tak wstałem chwilę przed jedenastą. Przekręciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit. Do tej poty dręczyły mnie myśli, a chciałem jak najszybciej o tym zapomnieć. Dzisiaj chciałem wykorzystać dobrze ten dzień i nie chciałem, by jakieś myśli mi wszystko zepsuło. Z Aracely mieliśmy pojawić się dzisiaj w organizacji, która szykowała kolejną kampanię na temat środowiska LGBT+ i mieliśmy aktywnie w tym uczestniczyć. Nim jednak zacząłem cokolwiek robić, rozbrzmiał mój telefon. Spodziewałem się kogoś z przyjaciół lub wujka, który przynajmniej dwa razy w tygodniu sprawdzał, czy żyję, ale o dziwo, był to mój ojciec. Kochałem go bardzo mocno, ale to, że większość życia był w locie, nadal nieco nas od siebie dzieliło. Leniwie odebrałem połączenie i włączyłem na głośnomówiący.
- Tak wcześnie na nogach? Tym razem gdzie jesteś? - zapytałem, podnosząc się z łóżka, palcami przeczesałem włosy i poszedłem do kuchni, aby nalać sobie szklankę wody.
- Tym razem Włochy, ale mniejsza z tym. Zamierzam niedługo wrócić do miasta, co powiesz na to, abym wpadł na obiad? Może razem z mamą? - zapytał. Wstrzymałem oddech, kiedy wspomniał o mamie. Kochałem ją, ale nigdy nie byłem w stanie przełamać dzielący nas dystans. Kobieta bardzo się starała, ale ja zwyczajnie nie potrafiłem.
- Wolę bez mamy, jeśli to nie problem. Myślę, że również ona czułaby się niekomfortowo. Nadal ma wyrzuty sumienia, a ja też nie potrafię się do niej zbliżyć - powiedziałem, kiedy odzyskałem mowę. - Jednakże, ty śmiało możesz wpadać. Chcę jakieś pamiątki, tylko nie magnesy, bo są nudne - uprzedziłem go, aby sobie darował kolejne magnesy, które i tak w sporej ilości zdobiły lodówkę. Usiadłem przed telewizorem, po czym od razu go włączyłem natrafiając na wiadomości.
- Okej, w takim razie napiszę ci jeszcze dzisiaj, kiedy możesz się mnie spodziewać – powiedział dość wesoło, ale ja tak samo nie mogłem zareagować, widząc nagłówek w wiadomościach. Dłonie zaczęły mi drżeć przez co o mało co nie upuściłem telefonu. - Nico, syno... Jesteś tam? - zapytał ojciec, kiedy cisza była zbyt długa.
- Musze kończyć, napisz do mnie kiedy mam się ciebie spodziewać - powiedziałem, ale mój głos również drżał. Rozłączyłem się zanim ojciec zdążył coś dodać i jeszcze raz spojrzałem na napisy, który wyraźnie rzucały się w oczy. „Oliverio Lopez nie żyje” - a ja poczułem, jak jeszcze bardziej zaczyna skręcać mnie w żołądku. Dziennikarz ze spokojem na twarzy opowiedział o wnętrznościach, które znalazły się w pojemniku oraz wynikach badań, które dość szybko zdołałby zdobyć tożsamość. Nie zdziwiłem mnie to, bo zaginięcie wokalisty i ta niespodzianka przy restauracji... To było pewne, że pierwsze co zrobią, to będą chcieli sprawdzić, czy narządy nie należą do niego.
         Z każdą informacją coraz bardziej mnie mdliło i nim się obejrzałem byłem pochylony nad toaletą. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu i po chwili pojedyncze łzy zaczęły spływać po polikach. Niepokoił mnie fakt, że zginął jakiś czas po tym, kiedy życzyłem mu śmierci. Teraz zaczynałem cholernie żałować tych słów, ale nie mogłem nic zrobić.

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {06/10/22, 11:48 am}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Odkrycie jego prezentu nie zajęło długo. Wręcz spodziewał się, że nie zajmie to długo. W końcu smród jaki się za tym niósł nie był do zniesienia. Zwłaszcza patrząc na to, że mówimy tutaj o restauracji. Gd kucharze lub jakakolwiek obsługa poczuje lekką woń, zacznie szukać źródła. Ciekawość ludzka doprowadzi ich do pojemnika trzymanego na zapleczu. A gdy w końcu otworzą wieczko – nie powstrzymają się od zwrócenia śniadania. Leo spodziewał się, bowiem, że jednak zdarzy się coś takiego z rana lub wczesnym popołudniem, przy otwarciu knajpy, po całej nocy leżakowania. Widać ci tutaj byli jeszcze bardziej… leniwi? Żeby poszukać przyczyny rozciągającego się zapachu. Znaleźli ją dopiero wieczorem. Jak dotarła do niego wiadomość, że podczas przyjazdu policji w okolicy byli także kumple Nicolasa, zaśmiał się lekko oglądając to niczym najlepszą dramę na jednym monitorze, zaraz obok przekazu na żywo z kamer ustawionych w mieszkaniu głównego sprawcy zamieszania. Jego trochę sztuczne zachowanie i panikowanie nie sprawią, że trafi na listę podejrzanych o to morderstwo. Chyba, że znajdą jakieś DNA lub inne wskazówki jego obecności i przyczynienia się do takiego obrotu sytuacji. A nie znajdą. Leo w obawie o samego siebie, usunął każdą możliwość. Niezadowolenie przeleciało przez jego twarz. Mógł zostawić jakieś niedokładne odciski palców chłopaka na plastikowym opakowaniu z wnętrznościami. Byłaby to wskazówka dla nich, którą odkryliby dopiero po zakończeniu całej sprawy. Wzruszył ramionami i wstał, aby sięgnął po telefon i zamówić sobie kawy, gdy akurat przyszło do niego połączenie. Widząc rozmówcę, mógł tylko kliknąć językiem z niezadowolenia, po czym przyodziać miły uśmiech i odebrać.
– Dawno nie interesowałeś się co u mnie. – odpowiedział bez żadnego przywitania. – Czego tym razem potrzebujesz?
– Twoich zdolności. – basowy ciężki głos w słuchawce brzmiał na wyjątkowo złego. Leo uniósł lekko brwi czekając na kontynuację, której się doczekał. – Uciekł mi mój skarb. Będziesz wstanie ją znaleźć?
– Masz na myśli przesyłkę, którą dla ciebie porwaliśmy? – zaśmiał się, przykładając telefon do ucha i chwytając na klawiaturę. Dostał szybkie tak, poprzedzające kilka niezadowolonych dźwięków. Widać klient nie lubił jak nazywał rzeczy po imieniu. – Gdzie była widziana po raz ostatni?
– U mnie na posesji. Na zachód od Deadwood. Park Narodowy.
– Uciekła do lasu? Wiesz, że nie jestem aż tak dobry, żeby znaleźć człowieka w lesie. – w głosie Leo można było wyrzuć powątpiewanie.
– Nie, uciekła w stronę miasta. Zabrał ją jakiś przejezdny na stopa.
_____Słysząc to, Leo nie powstrzymał się i wybuchł śmiechem. Nie dość, że porwali to dziecko z domu kilka lat temu, bo zakochał się w nim, to teraz uciekła mu i jeszcze miała na tyle szczęścia, aby trafić na przejezdnego, który zabierze ją raczej na komisariat policji. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki wyraźnie spiął się śmiechem, lecz nie miał, jak odpowiedzieć. Gdyby znał inny sposób na tą sytuację, pewnie by nie dzwonił do niego. Tego upierdliwego, drogiego, informatora. Leo jednak mimo wyśmiania sytuacji klienta, zgrabnie poruszał palcami po klawiaturze przeskakując między kamerami szukając pojazdu jadącego w dość niebezpieczny sposób. W końcu, jeśli, teraz już kobieta, postanowiła przedstawić całą historię, jadą na policję.
– US-85 Truck. W stronę Deadwood. Czerwony samochód, przed chwilą był na skrzyżowaniu w Gayville. – odpowiedział spoglądając na obraz z satelity cały czas rozbawiony. – Jak ją złapiesz odetnij jej nogi. Wtedy nie ucieknie.
– Eh… Lubię właśnie jej nogi. – głos odpowiedział dopiero po chwili najpierw krzycząc i przekazując informację do kogoś stojącego obok. – Ile?
– 15. Jak zwykle. – odpowiedział luźno Leo podając swoją cenę. Nie był tani, ale był najlepszy. Był też jedyną drogą, aby ktoś dostał możliwość kontaktu z członkiem grupy duchów. – Jeśli to wszystko to rozłączam się.
– Przekazałem przelew.
_____Po tych słowach urwali rozmowę, a Leo wpatrując się w ekran pustego mieszkania nie zastanawiał się długo, gdzie jest jego luby. Od razu zaczął przeszukiwanie kamer miejskich i gry natrafił na jego wracający do domu profil, z uśmiechem włączył aplikację i zaczął wybierać co takiego zamierza konsumować.
_____Leo nie miał w zwyczaju sypiać długo. Nie robił czegoś co ludzie nazywali porządnym snem, a właściwie drzemał w każdej chwili jaka miał. Zwykle opierało się to na zasadzie kilkurazowych dwugodzinnych drzemkach w przeciągu doby. Ładnie robił te 6 czy 8 godzin snu, lecz porozrzucane przez cały dzień w taki sposób, że zawsze był dostępny i możliwy do załatwienia pojawiąjącego się problemu. Nauczył się tego przed laty i cały czas wykonywał. Przez ostatnie lata Lou go trochę odciążał w kwestii zarządzania informacjami, a Wolf pomagał przy robieniu specjalnych gadżetów na konkretne misje lub przy zabezpieczeniu maszyn czy broni. Chyba najbardziej jednak cieszył się, że każdy z grupy jest częścią kilku różnych zadań, przez co może zastąpić kogoś innego w sytuacji zagrożenia, nawet jeśli wyspecjalizowali się w pewnej grupie czynności. Tak jak Harry był specem od tworzenia ładunków wybuchowych, ale spokojnie można było go poprosić o aktywny udział w misji. W końcu radził sobie z bronią. Był właśnie po jeden z takich pobudek, popijając zimną kawę i przysłuchując się jednym uchem tego co robi Nicolas na spotkaniu LGBT+, a drugim robił za słuchacza dla Marii, która potrzebowała wykonać kolejny atak terrorystyczny na swój kraj. Na szczęście do rozmowy był podłączony także Gregory, ich lider, który przesiadywał teraz właśnie w Afryce przypinając wielki zakup broni przez grupę partyzancką. Ziewał znudzony tym wszystkim, gdy w końcu do jego uszu doszła informacja, której się nie spodziewał. Spotkanie z ojcem. Od razu wyprostował się z leżącej wręcz postawy jego ciała.
– Coś się stało? – spytał Gregory wyczulony na jakiekolwiek reakcje od blondyna. – Coś ważnego?
– Jego nowa zabawka pewnie zamierza coś zrobić niezgodnego z normalnym planem. – prychnęła Maria.
– Tak, ale też mam genialny pomysł. – na jego twarzy pojawił się nikczemny uśmiech i widząc go, oboje rozmówców próbowało odsunąć się od ekranu. – Że tak powiem, załatwimy dwie rzeczy za jednym zamachem. – powiedział spoglądając na ich twarze. – Dosłownie.
_____Gregory zainteresowany tym planem, tak samo jak Maria, zignorowali fakt, że Leo posiadał na swoje twarzy ten sam wyraz, który nosi kiedy planuje coś bardzo złego. Nie kwestionowali tego, w końcu na pewno dopracuje ten cały plan zanim wprowadzą go w życie. Poza tym, nie byli na tyle głupi, aby dopytywać o uzasadnienie moralne kiedy potrzeby każdego są zaspokojone. Gregory ma spokój, Maria dostanie swój atak terrorystyczny, a Leo… nikt nie wiem co.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {09/10/22, 08:07 pm}

Nicolás Pérez

         Nigdy nie sądziłem, że będę rozpaczać nad śmiercią kogoś innego, niż moja rodzina czy przyjaciele. Nie da się jednak ukryć, że śmierć wokalisty wprawiła mnie w kiepski humor. Może nie byliśmy tak blisko siebie, ale prawda jest taka, że byłem od początku jego kariery oraz śledziłem każde najnowsze informacje dotyczące jego osoby oraz zespołu. Oliverio był przystojny oraz miał swój unikatowy charakter. Miałem okazję pojawić się na wielu jego koncertach oraz zdobyłem jego autografy czy nawet wspólne zdjęcia. To było pewne, że mnie nie zapamięta, ale jednak nigdy nie mogłem ukryć fascynacji jego osobą. To, co wydarzyło się po jednym z jego koncertów... Nie żałowałem, że go odrzuciłem, naprawdę nie interesowały mnie przelotne romanse, a mężczyzny nie kręciły dłuższe związki. Mimo tego, jego śmierć to coś, czego nikt się nie spodziewał. Przerażało mnie to, jak został potraktowany. Może w telewizji nie mówili o szczegółach, ale portale internetowe wszędzie o tym trąbiły oraz wyciekły zdjęcia z pudełkiem. Na samo wspomnienie o fotografii robiło mi się niedobrze. Chciałbym móc wyrzucić to ze swojej głowy, ale widok cały czas powracał.
         Przyjaciele próbowali mnie jakoś podnieść na duchu, choć sama Ara nie była w nastroju, ponieważ i ona lubiła cały zespół, który i tak na chwilę obecną przestał się udzielać. Nic dziwnego, to spora stara dla nich, jak i dla fanów.
- Nico, to już trzecie pudełko lodów. Nie chcę być nieczuły, ale ile można? Nie był ci bliski... - Alex chyba sam nie wiedział co mówi, ale najwidoczniej miał dość mojego zdołowanego nastroju. Ile to już dni minęło? Trzy dni od wiadomości, ale to dla mnie za krótki czas, by się pozbierać. Praca pomagała mi zapomnieć, ponieważ byłem cały czas zajęty, ale kiedy wracałem do domu, to czułem się beznadziejnie.
- Hah, nie zrozumiesz tego... Jestem od początku z nim oraz jego zespołem, śledziłem każdy jego filmik kiedy śpiewał, nawet te amatorskie, które były sprzed jego kariery. Podobał mi się jego głos oraz wygląd. Charakter był znośny, ale jak ktoś wprawia twoje serce w szybszy ruch, to nie zapomnisz o nim z dnia na dzień - powiedziałem. Zerknąłem na pudełko z lodami w swoich dłoniach. Zajadałem smutek, ale momentami nie miałem w ogóle apetytu, więc później to nadrabiałem i o to efekty.
- Przypominam ci, że facet próbował cię przelecieć i obmacywał, czyż nie? - spojrzał na mnie, kiedy siadał w fotelu. Akurat on jedyny miał teraz czas by przyjść po mojej pracy. - Nie, nie wmówisz mi, że nic złego nie zrobił. Skoro trzymał dłonie tam gdzie nie powinien, to znaczy, że cię obmacywał – dodał, zanim cokolwiek udało mi się powiedzieć. Westchnąłem nieco zmęczony tym wszystkim. Ani jednej nocy nie przespałem dobrze, tym bardziej, że codziennie mówiono o śmierci wokalisty.
         Odstawiłem pudełko z lodami na stolik przede mną i podciągnąłem kolana pod samą brodę. Objąłem rękoma nogi, po czym oparłem czoło o kolana. Znów poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Nie powinienem czuć się z tym wszystkim tak źle, a jednak część mnie miała wyrzuty sumienia, że wtedy go odrzuciłem. Prawdopodobnie, gdyby zaszył się gdzieś ze mną, to nie zostałby tak brutalnie zabity.
- Hej, Nico... - usłyszałem przy swoim uchu, kiedy przyjaciel był wystarczająco blisko mnie. Uniósł moją głowę i wtulił w zagłębienie swojej szyi, obejmując mnie ramionami. - Spokojnie, weź głęboki wdech – mówił ze spokojem w głosie, gładząc jedną dłonią moje plecy. Mimo jego słów, nie potrafiłem się uspokoić, dlatego pozwoliłem sobie na wypłakanie się. Podobno to najlepszy sposób by przestać cierpieć.
         Środę zarezerwowałem sobie wolną, ponieważ ojciec miał dzisiaj przyjść do mnie z wizytą. Zaprosiłem również siostrę, ale nie mogła przyjść ze względu na swój wyjazd szkoleniowy. Co innego wujek, który chętnie przyjął moją propozycję. Oczywiście, ojciec nie miał nic przeciwko, aby jego szwagier pojawił się na obiedzie, tym bardziej, że sam chciał się z nim spotkać. Ze względu na tą wizytę od rana stałem w kuchni, żeby coś przygotować. Nie byłem mistrzem gotowania, ale mieszkając samemu musiałem jakoś sobie radzić. Stwierdziłem, że paella będzie najlepszym wyborem oraz zrobienie ciasta migdałowego. Zadbałem również o napoje bezprocentowe, jak i te z procentami, a wysprzątanie mieszkania zajęło mi najwięcej czasu. Przez moje małe załamanie zrobił się drobny bałagan, ale na szczęście udało mi się wszystko sprzątnąć, aby ojciec i wujek   nie musieli patrzeć na syf panujący w mieszkaniu.
         O godzinie szesnastej pojawiło się dwóch mężczyzn, choć nie byli spokrewnieni, to ja często widziałem u nich podobieństwo. Nawet ojciec mi opowiadał, że jak byłem małym dzieckiem, to potrafiłem wziąć wujka za swojego ojca, co było dość zabawne, ale jednocześnie żenujące.
- Jakie zapachy. Sam gotowałeś czy zamówiłeś? - uśmiechnął się ojciec, kiedy wszedł do środka. - Cześć, synu – dodał i przytulił mnie do siebie. Nie mieliśmy problemów z okazywaniem sobie uczuć, więc i ja objąłem tatę.
- Oczywiście, że sam gotowałem. Ktoś mnie nauczył najlepszej paelli - uśmiechnąłem się do wujka, który udawał, że wcale do niego nie mówię. Przywitałem się z nim, po czym zaprosiłem ich do środka, aby mogli się rozgościć.
- Więc... mamy męski wieczór? Lupita nie mogła przyjść? O swoją siostrę nie pytam, bo pamiętam, jak jest – Ramone nie czuł skrępowania, by tak mówić o swojej siostrze, a mojej matce. Wszyscy w - rodzinie znali sytuację oraz moje relacje z matką, jako ten młodszy z rodzeństwa zdecydowanie bardziej przeżyłem nałóg własnej rodzicielki.
- Podobno ma jakieś szkolenie z pracą, dlatego nie mogła przyjść i powiedziała, że następnym razem mam ją wcześniej uprzedzić, niż dzień przed spotkaniem - wzruszyłem ramionami, na co starsi się zaśmiali i usiedli przy stole. Od razu przeszliśmy do piwa, uważając, że nie ma sensu bawić się w kawę czy herbatę, kiedy była tutaj tylko nasza trójka. Podałem paellę, którą sobie każdy rozdzielił na swój talerz i początkowo wsłuchiwałem się w ich rozmowę. Ze mną ojciec czasami wymieniał wiadomości albo dzwonił, jednakże z wujem rzadziej rozmawiał, gdyż oboje mieli swoje sprawy na głowie.
         Miło się słuchało, kiedy tata opowiadał o swoich lotach oraz dziwnych, jednocześnie śmiesznych, sytuacjach, które spotkały go na pokładzie samolotu. Oczywiście wspomniał, że ma dla nas upominki, więc od raz po nie poszedł do przedpokoju, aby nam wręczyć torebki.
- Nie wiedziałem na co się zdecydować, więc wziąłem parę rzeczy – uśmiechnął się. Od razu zajrzałem do tory, w której znajdowały się trufle, likier migdałowy, maska wenecka, która najbardziej mi się spodobała. Czarna z delikatnymi, złotymi zdobieniami, niebieskie piórko, które zdobiło jedno z pasków nieco odstawało od reszty, więc zapewne ojciec sam je dodał. Czyżby chciał dać coś, aby dopasować do moich oczu?  Było to na swój sposób kochane. Mój wzrok jednak przykuło coś jeszcze. Wyciągnąłem ze swojej torby skórzane, czarne kajdanki i posłałem ojcu pytające spojrzenie. Widziałem, jak się rumieni, zaś wujek nie wiedział co powiedzieć, więc zakrył usta dłonią, aby ukryć śmiech.
- Raczej to mogę kupić w pierwszym lepszym sex shopie... - powiedziałem, kątem oka zerkając na wuja, która robił się czerwony od powstrzymywania śmiechu.
- Och, ja... Pomyślałem, że może ci się przyda... No wiesz, dla ciebie albo jakiegoś chłopaka? Może polubisz tego typu rzeczy, często ludzie tego używają, więc może i ty zaczniesz kiedy będzie uprawiać se... - Rzuciłem w niego kajdankami, czując jak moje poliki zaczynają robić się ciepłe. Widziałem, że był nieco zmieszany, ale zaraz parsknąłem śmiechem.
- Udław się, kto swoim dzieciom kupuje coś takiego? I jezu, nie mówmy o moim życiu seksualnym! To nie temat dla ojca i syna oraz wujka, nawet nie próbuj - wskazałem palcem na wujka, który szeroko się uśmiechał. Rany, mam swoje upodobania i swoje zabawki, ale nie spodziewałem się takiego prezentu od ojca, przecież to nie coś, co rodzice dają swoim dzieciom.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {11/10/22, 11:51 am}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Okazuje się, że zaplanowanie zamachu terrorystycznego nie jest łatwe, jeśli masz już mniej więcej pomysł w głowie i trzeba go w miarę sprawnie wprowadzić w życie. Leo, więc siedział wraz z Lou, Sarah, Marią, Wolfem oraz Gregorym na połączeniu umawiając szczegóły wszystkiego co się będzie działo. Co w tym czasie robiła reszta grupy? Anna oraz Fio mają wolne po zadaniu, Harry przygotowywał bomby, którym zostanie wyłożony samolot, Ivan zajmował się innym zdaniem wraz z Eve, a Nath ukrywał się gdzieś. Nie był potrzebny ani do tego zadania ani do innej misji w tym czasie. Prawdopodobnie będzie pomagał Sarah w jej części, ale teraz musiał przygotować miejsce na stój operacyjny oraz przypomnieć sobie przebieg operacji jaka będzie miała miejsce. W końcu pacjent na zejść żywy ze stołu. Nikt nie chce zabijać polityków na wakacjach od tak. Kto zlecił im zadanie, którego normalnie by się nie podjęli? Niezależny klient, dla którego już nie raz Ivan brudził sobie dłonie w ciałach przeciwników politycznych. Nigdy nie zabijali, lecz robili coś innego, bardzo irytującego, wyciągali kawałek ciała i oddawali klientowi. Raz to była nerka, innym razem kawałek żołądka lub płat wątroby. Jeśli porwany odzywał się w sposób jaki im się nie podobał – pozbawiali go jąder. Tak, to zawsze byli mężczyźni. Ivan czerpał przyjemność za każdym razem, gdy znajdował się taki przesadnie pewny siebie polityk. Mógł wtedy patrzeć, jak orientuje się co takiego stracił i jego zaściankowa duma pęka.
– Według tego co mówisz, będę potrzebowała Nath’a. – odezwała się Sarah, gdy Leo zakończył swoje wytłumaczenia. – Nie dam rady sama zająć się jego ciałem bez pozostawiania śladów, że to ja. Masz już zarys jak to ma wyglądać?
– Brakuje mi tylko dość personalnego nawiązania. – zaśmiał się lekko Leo, bo faktem było, że spotkanie między Nicolasem a Gabrio jeszcze nie nastąpiło. Nie miał do czego nawiązać. – Za 24 godziny podam ci szczegóły.
– W takim razie czekam. – kiwnęła potakująco głową.
– Cały plan wydaje się w miarę gotowy, ale cały czas jestem ciekawy, co takiego ty otrzymasz z tej akcji?
_____Gregory poprawił się na swoim krześle. Widniejące w kamerce rozsypujące się ściany nie wyglądały na coś solidnego, lecz słuchawka, która podłączona była do małego komputera wyglądała niczym nowa, bardzo futurystycznie. Jasno było widać, że nie opuścił jeszcze Afryki. Nie tylko on miał ciekawe tło na kamerce. Sarah przesiadująca w pokoju hotelowym, bo dla tej misji musiała stać się stewardessą albo Wolf w otoczeniu samolotów. Każdy z nich przygotowywał się teraz do ważnego zadania, nikt nie chciał głupio zginąć, bo samolot nie zrobi swojej trasy albo ktoś z załogi pokładowej wyczuje przekręt. Każdy z nich jednak był ciekawy, co takiego on będzie z tego miał. Maria nienawidziła swojej narodowości i kraju do szpiku kości więc co jakiś czas chciała uczestniczyć w ataku na Izrael. Gregory dostanie pieniądze zasilające środki, a Leo?
– Spełnię drugie życzenie z trzech. – powiedział prawdę. – Pewna miła pani przekonała przyszłego nieboszczyka do zakupu nieodpowiedniego prezentu dla własnego dziecka. Ludzie w takim sytuacjach mówią głupie rzeczy, a tym samym wypowie życzenie.
_____Słysząc taką odpowiedź nie mieli więcej pytań. Wiedzieli, że Leo siedzi w Hiszpani, aby zrobić trzy rzeczy, prawdopodobnie morderstwa. Jedno wykonał własnoręcznie, co już uznali za dziwne, ale niech będzie. W końcu on nie był fanem wykonywania rzeczy osobiście. Dostali jednak, z pomocą Lou, raport policyjny z miejsca zbrodni i dostając opis sytuacji od ich informatora, wiedzieli, że nie wyszedł z wprawy. Zwłaszcza Ivan był z niego dumna. Gdy ich spotkanie omawiające szczegóły się skończyło i wszyscy pomyśle się rozłączyli z szyfrowanego kanału. Leo mógł się skupić na tym co faktycznie ważne. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i oglądał jak piękne dwukolorowe oczy zalewają się łzami smutku w niesamowicie, jak na jego standardy, brudnym mieszkaniu. Przez cały czas, kiedy go oglądał, chyba nie miał na żadnym nagraniu aż takie syfu. Z ciekawości przeleciał na jednym z monitorów przez wszystkie dni wyszukując czy kiedyś było gorzej i co było powodem. Niestety, bez skutku. Czy zależało mu na tym śmieciu, teraz zmienionym w kupkę mięsa, bardziej niż na byłym? A może to zwykłe poczucie winy? W każdym razie, Leo nie przejmował się powodem, a faktem, że ma teraz śliczne ujęcia zapłakanej twarzy. Ona chyba podobała mu się najbardziej. Głównie dlatego, że łzy wypełniające oczy nadawały gałkom blasku.
_____Wstał po swojej kolejnej drzemce, którą odbył zaraz po tym jak udało mu się zmienić dyspozycyjność i rozkład lotów dla Gabrio Pereza oraz kilku innych osób. W ten sposób lot do Dubaju, który odbędzie się za kilka dni będzie posiadał załogę zupełnie nie rozumiejącą powagi sytuacji, nie obeznaną z zasadami bezpieczeństwa w przypadku ataku terrorystycznego i bardzo nieprzykładającą się od pracy jaką wykonują. Idealnie, aby wśród nich zaplątała się Sarah. Nikt nie zna tam też wyglądu Gabrio Pereza, więc nie zauważą zmiany pilota podające się jako on. Pomieszanie plików pilotów sprawi, że całe lotnisko w Madrycie będzie bardzo zagubione. To ułatwi im sprawę z wylotem i samą podróżą, która ma trwać 7 godzin. Szybki prysznic, wyrzucenie śmieci, pokazanie swojej ślicznej buźki kilku osobom jako oznaka, że jest zwykłym człowiekiem. Biorąc ze sobą tablet i telefon wybrał się nawet na przejażdżkę cały czas podpatrując jak jego złoto-niebieska słodycz sprząta mieszkanie po swojej depresji kilkudniowej. Nie mógł zrozumieć czemu tak się aferował śmiercią byle kogo, ale jak zareaguje na zgon własnego ojca? Na jego twarzy pojawił się uśmiech, szeroki i pełen ekscytacji. Jaką wtedy twarz wykona?
_____Dzięki autostradzie, był wstanie dość szybko znaleźć się w Madrycie, zaparkował samochód na miejscu, z którego miał dostęp do sieci Wi-Fi lotniska, ale nie wyglądał podejrzanie. Złapał za przygotowany wcześniej tablet z pewnymi programikami. Włączył je wszystko przechodząc i logując się do kamer oraz systemu. Normalnie byłoby mu wygodniej z laptopem, ale nie chciał zostawić takiego czegoś w śmieciach. Gdy włączył wszystkie potrzebne aplikacje, przejął chwilowo wgląd w kamery obserwując na drugim oknie jak Wolf wychodzi z samolotu, którym wraz z Sarah przylecieli. To nie była długa podróż, lecz potrzebna. Nie przejmował się kobieta z zadaniem po prostu dostania się do niego. Wolf był ważniejszy. Hiszpan miał cięższe zadanie. Prawie, że szpiegowskie. Przynajmniej sam tak twierdził, gdy dostał dokładne polecenia. Ze swoją walizką pełną małych ładunków wybuchowych miał przedostać się do luku bagażowego samolotu, który później wyleci w trasę. Dokładniej to za dwa dni od dzisiaj. Jego pierwszym oficerem będzie Gabrio Perez, którego zastąpi Wolf. Obserwując jak zgrabnie radzi sobie ze wszystkim, Leo prychnął lekko w duchu. Czyżby brał lekcje od Eve i Sarah? Prawda była taka, że jeśli masz wystarczająco dużo pewności siebie, nikt cię nie zatrzyma. Zabrał tablet z siedzenia pasażera widząc jak podchodzi do niego wysoka blondynka w zwiewnej sukience z walizką na kółkach. Czarne okulary przeciwsłoneczne zasłaniały jej oczy. Szła niczym modelka po wybiegu sprawiając, że głowy innych mężczyzn się odwracały. Wyskoczył z samochodu w jasnym garniturze zabierając od niej walizkę, a ona chwytając za tablet, zgięła go w pół krzycząc na niego, że miał na nią czekać przy wyjściu. Ich odegrana scenka sprawiła, że ludzie stracili czujność i wyrzucony do śmieci tablet nie wydawał się podejrzany. W końcu wkurzona piękna kobieta postanowiła, że taka jest kara za nie przyjście po nią. Każdy oglądający albo zgadzał się z nią, albo płakał po zepsutym sprzęcie odwracając wzrok. Nikt nie zauważył, że matryca sprzętu cały czas działa, że ten mały komputer kontrolował kamery i nie pokazywał lokalizacji Wolfa, który skończył rozkładać bomby.
– Pięknie ci to wyszło. – powiedziała Sarah zdejmując okulary, gdy odjechali spod lotniska. – Wolf sobie poradzi sam?
– Dostał wszystkie wytyczne, poza tym jest wynajęty i opłacony samochód, którym ma się udać do hotelu pilotów.
– I to wystarczy? – zmarszczyła lekko brwi. – Nie wiem, czy sobie poradzi.
– Wtedy wykona telefon do mnie. – odpowiedział wjeżdżając na dwupasmową drogę, kątem oka widział jednak, że nie przekonuje to blondynki. – Za bardzo się martwisz, ten człowiek radził sobie w o wiele gorszych warunkach i przeżywał bez jednej rany po kuli. – następnie zerknął na zbliżającą się godzinę 16 i podał jej swój telefon. – Kontroluj spotkanie. Może dasz radę znaleźć w tym swój plan na morderstwo.
– Oh.
_____Jakby obudziła się ze snu, wzięła telefon i przyglądając się nagraniu z kamer obserwowała spotkanie z uśmiechem na twarzy. Wydawało się takie miłe i rodzinne. Nie to co jej rodzina. U nich nie można było zjeść posiłku w ciszy lub rozmawiając o pierdołach. Najciekawszym tematem zawsze było zabijanie, biznes i ukrywanie dowodów. Poza tym bardzo lubiła Leo, nawet jeśli nie byli do końca rodziną w normalnym tego słowa znaczeniu to razem stworzyli sobie nową rodzinę, taką która razem zabija, ale też troszczy się o drugiego. Nie widziała jednak przyszłości, gdzie opłakują czyjąś śmierć dłużej niż dwa dni. Słuchając rozmowy i oglądając ciepłą rodzinną atmosferę na nagraniu poczuła nagłą chęć zniszczenia tego wszystkiego.
– Co się stało z jego matką? – zadała pytanie nie odrywając wzroku. – Nie podoba jej się syn gej?
– Pfff! – Leo prychnął śmiechem, ale widząc, że Sarah właśnie przełączyła się na „tryb agresora” postanowił się powstrzymać. – Narkotyki. Zapaść finansowa popchnęła ją do alkoholu, potem narkotyków. Nic niezwykłego. Bardziej zabawny jest fakt, że nasz cel zdradza ją jak tylko się da.
– Dlatego mnie tutaj zawołałeś! – rozszerzyła oczy wpatrując się podekscytowana w Leo. – Pamiętałeś, jak kocham torturować niewiernych chujów
– To też, po części.
_____Pokręcił głową na boki wzdychając lekko. W tym momencie do uszu ich obu dobiegła kwestia o kajdankach skupiającą ich uwagę. W końcu tą małą pułapkę zastawili. I słysząc słowa, które chcieli usłyszeć, po chwili, Sarah oraz Leo przyodziali na twarzy wyraz twarzy, który jasno ich informował o tym, że oboje już wiedzą co takiego zrobią. Obejrzeli spotkanie do końca, lecz nie wydarzyło się według nich nic istotnego. Przecież nic nie było ważniejszego dla Leo jak udławienie ojca, a Sarah bardzo chętnie wykona to zadanie. Zwłaszcza, że mężczyzna ma w zwyczaju wkładać swojego penisa w inne kobiety chociaż przysiągł lojalność. Następnego dnia, wieczorem, w czerwonej obcisłej sukience i czarnych szpilach, usiadła przy barze uczęszczam co jakiś czas przez Gabrio. Nie musiała długo czekać aż zaczęli rozmawiać. Jeszcze tego samego wieczoru Sarah zamknęła za sobą drzwi pokoju hotelowego po tym jak przeszedł przez nie ojciec Nicolasa.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {15/10/22, 09:42 am}

Nicolás Pérez

         Na szczęście rozmowa się skończyła na temat mojego życia seksualnego, za co byłem wdzięczny ojcu oraz wujkowi, że go nie podpuszczał. Nie wiedziałem, skąd pomysł, aby kupić mi coś takiego. Raczej to nie jest rodzaj prezentów, które rodzice wybierają dla swoich dzieci, choć pamiętam naszą pierwszą rozmowę na temat seksu, kiedy dowiedział się, że już jestem po swoim pierwszym razie. Nie wiem, czy moja siostra była tak sama zażenowana swoją rozmową na ten temat, jak ja, tym bardziej, że ojciec niewiele wiedział na temat seksu u osób  homoseksualnych, choć większej filozofii to nie wymagało, ale jak mi tylko powiedział, że czyta o tym... Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nie masz nikogo na oku? Staram się podpytywać Lupity, bo wiem, że jej szybciej się zwierzysz, niż swojemu ojcu – uśmiechnął się. Choć wypiliśmy już trochę, to staruszek trzymał się jeszcze na nogach, gorzej było z wujem, który przysypał w fotelu.
- Po ostatnim rozstaniu chcę odpocząć od związków. Za szybko przywiązuję się do ludzi... Chociaż nie uważam, że dwa lata związku to strata czasu, ale nie, na razie nikogo nie mam - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. Lubiłem z nim tak swobodnie rozmawiać, w takich temat zawsze potrafił mi doradzić co i jak, bo jednak randkowanie wygląda bardzo podobnie, tak samo całowanie czy przytulanie się albo wyznawanie miłości. U mnie co prawda szło w to zupełnie innej kolejności, ale straciłem rozum dla jednego faceta, który nie widział na siebie razem na przyszłość. Mimo tego, łatwo jest żyć dalej, kiedy się wie, że nie ma po co się starać. Nie jestem osobą, która błaga, by ktoś przy mnie został. Jeśli miłość wyparowała, to chcę się do tego dostosować. Trzymanie kogoś na litość nie byłoby w moim stylu. Choć nie ukrywam, że kilka razy przeszło mi to przez myśl, ale ani trochę nie byłoby to w porządku. Odpuszczenie to najlepsza z możliwych opcji.
- Gdybyś jednak kogoś znalazł, to mi powiedz, chcę poznać tego wyjątkowego faceta, który uszczęśliwi mojego syna – powiedział, kładąc dłoń na moich włosach i delikatnie je przeczesał.
- Będziesz piątą osobą z mojej listy, która się o tym dowie, przykro mu, ale baczne oko Lupity i moich przyjaciół na pewno będzie szybsze - zaśmiałem się.
         Nie siedzieliśmy długo, ojciec zabrał wuja i pojechali taksówką. Tata wspomniał, że zostanie do czasu wylotu, ale chciałby jeszcze poodwiedzać trochę miejsc, więc nie zamierzałem naciskać na nasze spotkania. Dzisiejsze spotkanie spełniło moje oczekiwania, choć z tym kajdankami, to była przesada, ale jestem w stanie mu to wybaczyć, w końcu to nie tak, że ich nigdy nie użyję. Muszę porozmawiać z Lupi, aby wiedziała na jakie prezenty od taty może liczyć.
         Następnego dnia szedłem na pierwszą zmianę i choć poszedłem późno spać, to nie miałem problemu z obudzeniem się. Poranne wiadomości od Alex'a nieco mnie zirytowały, bo zaczynałem nieco wątpić w jego wyczucie czasu, ale jednak był osoba, na którą mogłem liczyć w każdej chwili. Zdecydowanie to on jest tym, kto jest w stanie mnie spoliczkować, abym się ocknął, nie  licząc oczywiście przyjaciółki, która słowami potrafi ogarnąć człowieka, nawet jeśli sama jest w dołku. Wymieniłem również parę wiadomości z ojcem, który był już na nogach, spacerując tu i tam oraz wspomniał, że odwiedzi mnie w pracy, ale od razu mu zabroniłem. Jeszcze tego mi brakuje, aby mi narobił tam wstydu, chociaż bardziej bałem się, że Jędza może się znowu uczepić, a ojciec nie jest osobą, która stanie z boku i będzie się tylko przyglądać Kiedy już ustaliliśmy, że ma zakaz przychodzenia do mojej pracy, mogłem w spokoju zjeść śniadanie oraz doprowadzić się do ładu. Ubrałem podkoszulek na cienkich ramiączkach, aby na to zarzucić siateczkową koszulkę z długim rękawem oraz  z miejscem na wciśnięcie kciuka. Zdecydowanie rzadko można zauważyć tak ubranego chłopaka, ale czy się tym przejmowałem? Niezupełnie. Poza bielizną, założyłem czarne spodnie z przetarciami, które sięgały nieco ponad kolana. Wszystko uzupełniłem białymi skarpetkami w awokado oraz białymi tenisówkami ponad kostkę. Musiałem dwa razy sprawdzić czy mogę tak wyjść, po czym wysłałem zdjęcie do przyjaciółki, a po jej akceptacji, nie miałem już więcej przeciwwskazań.
         Na samo dzień dobry, wpadłem na swoją menadżerkę, która spojrzała na mnie podirytowana, po czym zaraz parsknęła śmiechem.
- Przyszedłeś do pracy czy klubu? To chyba nie miejsce na takie stylizacje, wyglądasz jak dziwka – powiedziała, mając na swojej obleśnej twarzy uśmieszek. Przewróciłem oczami i stanąłem nieco dalej, aby nie zarazić się wredotą.
- Z tego co pamiętam, szefostwo nie ma problemu z naszym ubiorem, nie mamy też przydzielonych ubrań pracowniczych poza kelnerami oraz kuchnią. Za barem mogę stać w samych kąpielówkach, a tobie nic do tego. Poza tym, to nie ja złapałem faceta na dziecko, także... Nazywaj mnie dziwką ile chcesz, ale na pewno nie przeruchałem tyle facetów, co ty - uśmiechnąłem się, po czym wyminąłem ją w drzwiach. Widziałem jej wzrok oraz minę, jaką zrobiła. Pięknie, na pewno nie da mi dzisiaj spokoju, ale nie zamierzałem tolerować jej nastawienia. Może być sobie homofobką, ale nie musi się na mnie wyżywać. Jak jej się nie podoba, to niech pracę zmieni. Na szczęście na pierwszej zmianie nie było większego ruchu, trochę osób się kręciło, ale więcej zbierało się już pod wieczór. Oczywiście, Duena musiała mi dogryzać za każdym razem, kiedy się mijaliśmy, nawet podczas przerwy nie byłem w stanie zjeść, bo co chwilę do mnie mówiła. Prawda była taka, że miałem wiele okazji, aby powiedzieć szefostwu, jaka jest nasza menadżerka, tym bardziej, że spora część pracowników by mnie poparła, ale nie robię tego ze względu na to, że ma dziecko. Nie chciałbym, żeby z mojego powodu musiała zrezygnować z pracy, ale moglibyśmy się unikać i jedynie rozmawiać, kiedy była taka potrzeba. Proponowałem jej to wiele razy, ale nie słuchała.
Kiedy skończyłem swoją zmianę, zauważyłem, że Alex już na mnie czeka. Felix miał jechać dzisiaj do ciotki, zaś Aracely miała spotkanie z pozostałymi zawodniczkami z drużyny. Zamierzaliśmy pójść do mnie, ale nie wiedziałem czy znów nie wpadnę w rozpacz. Mimo tego, Alex chciał mi towarzyszyć, a ja nie zamierzałem go odtrącać, to byłoby niesprawiedliwe, kiedy on się stara.
- Obejrzymy jakiś film? Nie mam ochoty iść biegać, choć powinienem, ale zamówimy pizzę i obejrzymy coś? Zrobię nam też dobre drinki, ale musimy wejść wcześniej do sklepu - powiedziałem, zerkając na niego, kiedy był zapatrzony na drogę.
- Jasne, chciałem też z tobą porozmawiać, ale to może zaczekać, mamy całą noc dla siebie – uśmiechnął się delikatnie, na co ja skinąłem głową. Starałem się nie myśleć o śmierci wokalisty, tym bardziej, że żałoba po nim powinna mi już przejść, nie byliśmy ze sobą bliscy, a jednak nie mogłem się powstrzymać od wyrzutów sumienia czy łez, które napływały do moich oczu. Mimo tego, chciałem miło spędzić wieczór w towarzystwie przyjaciela, który jako pierwszy zaproponował film, na szczęście nie był to horror czy inne wypruwanie flaków. Skończyło się na mini maratonie z Thor'em, co nie było tragedią. Jednakże, druga część została przerwana przez nagły dotyk przyjaciela. Spojrzałem na niego pytająco, po czym mój wzrok zatrzymał się na naszych dłoniach. Przekrzywiłem głowę, zastanawiając się o co mu chodzi, ale ten nic się nie odezwał, więc nie zabrałem ręki. Nie przeszkadzało mi to. W tym samym momencie rozświetlił się ekran telefonu, spojrzałem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się na wiadomość, że ojciec wybrał się do baru, aby miło spędzić czas w towarzystwie innych ludzi oraz muzyki przed wylotem. Nie odpisałem mu nic na to. Mój wzrok jednak ponownie padł na Alex'a, który wykorzystał chwilę zaskoczenie i pocałował mnie w usta. Zacisnąłem dłoń na jego ramieniu, dając mu sygnał, by się odsunął, ale ten bardziej na mnie naparł, zmuszając do zmienienia pozycji na kanapie. Leżałem na niej, kiedy on znajdował się nade mną.
- Nie bądź zaskoczony, na pewno wiedziałeś, że coś do  ciebie czuję – powiedział, muskając palcami mój policzek.
- Alex... Nie, nie możemy, przyjaźnimy się - powiedziałem, starając się trzymać rękę między nami, aby odległość się nie zmniejszyła. Prychnął rozbawiony, po czym złapał mój nadgarstek, zabierając rękę. Ponownie złączył nasze usta, ale tym razem w namiętnym pocałunku, od razu wsuwając język do środka. Szarpnąłem się, aby go od siebie odepchnąć, ale zbyt mocno przyciskał mnie swoim ciałem.
- W takim razie, chcę być tylko pocieszeniem, może to pozwoli ci się rozchmurzyć – szepnął. Spojrzałem na niego, ale tym razem widziałem smutek w jego oczach. Jesteśmy przyjaciółmi, z przyjaciółmi się nie śpi, bo później nasze relacje będą skończone, więc czemu nie mogę nic z siebie wydusić? Zamknąłem oczy, co chyba Alex uznał za pozwolenie. Całowaliśmy się dość długo i nie przerywałem mu, ale kiedy jego dłoń znalazła się pod moją bielizną, wzdrygnąłem się i złapałem za jego nadgarstek. Posłał mi jedynie delikatny uśmiech, zaczynając sprawnie poruszać dłonią po całej długości mojego penisa. Spiąłem się, wydobywając z siebie jęki, które były tłumione przez pocałunku przyjaciela. Nie wiem, w której chwili to zrobiłem, ale i moja dłoń znalazła się na przyrodzeniu Alex'a. Wbiłem w niego skupiony wzrok, po czym przyciągnąłem do pocałunku. Nie chciałem go wykorzystywać, ale będziemy musieli o tym następnego dnia zapomnieć, co prawdopodobnie nie będzie możliwe.
         Jego dłoń pozostawiała po sobie przyjemne ciepło, wprawiając moje ciało w przyjemne dreszcze oraz o szybsze bicie serca. Na penisy były sztywnie, a języki splątane w szalonym tańcu.  Jęki były tłumione, a policzki rozgrzane do czerwoności. Czułem, jak próbuje czegoś więcej, ale powstrzymałem go, mówiąc, że będziemy tego jeszcze bardziej żałować, dlatego zostaliśmy przy wspólnej masturbacji. Doszliśmy niemal w tym samym momencie, nie miałem pojęcia kto pierwszy, a kto drugi, ale byłem pewny tego, że mój brzuch był brudny, o dłoniach nie wspomnę. Nie mogłem jednak zrozumieć co dzieje się później. Alex doprowadził się do ładu, po czym wybiegł z mieszkania, pozostawiając po sobie brudną szklankę i moją zaskoczoną osobę. Zakryłem dłońmi twarz, czując narastające wyrzuty sumienia, ale i rozpalone całe ciało. Choć nie miałem siły, zamknąłem drzwi na zamek, wiedząc, że przyjaciel i tak nie wróci. Wziąłem długa kąpiel i położyłem się spać, ale tej nocy tak szybko nie usnąłem.
         Kolejny dzień wolnego, sprawił, że mogłem dłużej pospać oraz nieco rozmyślać nad wydarzeniami z zeszłej nocy. Alex się jeszcze do mnie nie odezwał, a nie wiedziałem, czy powinienem do niego pisać, dlatego siedziałem w salonie na kanapie, zjadając płatki śniadaniowe. Oglądałem wiadomości, nie mając ochoty na nic innego, a na pewno na nic rozrywkowego.  Nie pamiętam, o której mój ojciec miał wylatywać, ale widząc informację o porwanym samolocie, poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku, od razu odłożyłem miskę z niedojedzonymi płatkami i wybrałem numer do Lupity, ale że ta nie odbierała, to zadzwoniłem do wuja.
- O której ojciec miał lecieć? Jest jakaś informacja o porwanym samolocie, powiedz mi, że go w nim nie ma - powiedziałem do telefonu, zerkając na ekran telewizora.  Wujek jednak nie potrafił mi odpowiedzieć, więc rozłączyłem się i usiadłem na kanapie, próbując dodzwonić się do ojca. Teraz jednak nie odbierał, choć dzwoniłem po raz ósmy. Przyłożyłem telefon do czoła, chciałem się modlić tylko o to, by to nie on pilotował.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {19/10/22, 02:00 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Plan był bardzo prosty. Zanim jeszcze Sarah wyszła na swoje polowanie opracowała szczegóły w mieszkaniu Leo, gdzie spędzili chwilę. Pomysł był bardzo prosty. Nawet kobieta przećwiczyła na kurczaku zabawę z nożem, aby dość łatwo załatwić to w hotelu. Teraz, umyta i szczęśliwa wyszła z łazienki hotelowej owinięta w biały puchowy ręcznik natrafiając na Natha kończącego „operację”. Blondynka podeszła i objęła skupionego na szyciu mężczyznę podnosząc jego głowę, aby patrzył na nią, która uśmiechała się zadowolona i szczęśliwa. Niestety, widziała po twarzy Anglika, że on nie dzielił jej dobrego humoru do końca.
– Wiem, że nie jesteś szczęśliwy, ale robimy to dla Marii, Gregorego no i Leo. – podniosła swoje spojrzenie i wkleiła je w łóżko oraz w to co na nim leżało. – Zwłaszcza dla Leo.
– Nie musisz mi tego mówić. Kiedy opuszczamy to miejsce? – westchnął lekko uwalniając się z niewygodnej dla siebie pozycji i wrócił do zaszywania krtani trupa. – Z tego co pamiętam, ja powinienem po tym wracać do Francji.
– Tak. Twoje zadanie kończy się jak skończysz szyć.
_____Zrzuciła z siebie ręcznik pozostawiając go na podłodze i na pełnym widoku lekarza przeszła się nago sięgając po swój mundurek stewardessy. Sarah starała się zachowywać z gracją, kobieco i na pewno w pełni seksapilu, ale jak zwykle – Nath zajęty medycyną nie posiadał jej w swoich oczach. Pewnie mogłaby mu spokojnie obciągnąć, a ten by się nie zorientował, ale gdyby tylko Leo powiedział jedno słowo… Westchnęła ciężko i poszła zrobić sobie makijaż, w końcu – nie może być sobą na nagraniach kamer, w pamięci przechodniów. Gdy nakładała utrwalacz usłyszała dźwięk oznaczający, że ciemnowłosy skończył już swoją robotę. Wyszła i ujrzała go. Przypiętego kajdankami do łóżka hotelowego. Jedne zostały zabrane z mieszkania Nicolasa, gdy był w pracy, drugie zakupione na podobiznę posiadały odciski tylko kilku osób. Kobiety, która je kupiła i ofiary przypiętej teraz za nie do pięknej, wysokiej, białej ramy. Samo ciało w pozycji siedzącej, nagie, z wyrytym na klatce piersiowej „zdrajca”. Sarah starannie odcinała mu małe płatki skóry, a potem dodatkowo poprawiała, żeby zachować eleganckie oznaczenie, jakby ktoś napisał to śliczną czcionką. Między nogami mężczyzny nie można było doświadczyć jego przyrodzenia ani jąder. Obu brakowało. Na ciele widać było wiele zszytych ran. Pewnie będą musieli otworzyć te wszystkie szwy, aby odkryć, gdzie zostały schowane te narządy. Ta trójka jednak wiedziała, że penis został włożony do gardła, a przyczyną śmierci nie było wykrwawienie się, a udławienie się. Gdzie jednak były jądra? Wiedział tylko te co zszywał, Nath, a on pewnie napisze to potem wszystko w raporcie. Do tego czasu, cała grupa obstawiała zakłady. Czy to w płucach, żołądku, a może za nerką.
– Zamierzasz dzwonić do Leo? – spytał strzelając z karku, gdy postanowił rozluźnić swoją szyję. – Nie wiem jak mocno tutaj sprzątać.
– Już dzwonię. – sięgnęła po telefon i wprowadziła numer. Nie czekała długo, żeby usłyszeć średnio radosny głos pod drugiej stronie. – Spałeś?
– Tak. – odpowiedział szczerze. – Skończyliście?
– Nom. Potrzebujemy się stąd wydostać.
– I posprzątać – dodał Nath. – Musimy posprzątać. Za dużo rzeczy zostawiłaś po sobie.
– Oh? – ta informacja szybko obudziła Leo, który wręcz zerwał się na równe nogi. – Spałaś z nim?
– No co ty! – Sarah uniosła lekko głos. – Nie jestem wariatką, chociaż jestem podniecona i chętna, a Nath wolał igły. – słysząc jak Leo się śmieje rozpoznając jej żartobliwy ton spojrzała na skonfundowanego mężczyznę, który nigdy nie rozumiał ich poczucia humoru. – Nie bierz tego do siebie kochanie. – rzuciła, ale bezskutecznie, bo Nath zabrał się za porządki w lateksowych rękawiczkach. – Musimy tutaj ogarnąć i się będziemy zbierać, możesz być czujny z kamerami?
– Jak już mnie obudziłaś to jasne.
_____W tym momencie Leo rozłączył się od tej rozmowy i spojrzał na nagranie powtarzające się przed nim. Wpatrywał się beznamiętnie, lecące w kółko, kilka minut na jednym z ekranów. Na innym miał obraz na żywo śpiącego sobie Nicolasa. Chłopak jeszcze nie wiedział w jakim stanie zastaną jego ojca za trzy dni, gdy znajdą go w hotelu. Zatrzymał nagranie przyglądając się twarzy mężczyzny, całującego lekko zszokowaną twarz ozdobioną heterochromicznymi oczami. Czy zamierzał od tak wyjść i zrobić krzywdę tego człowiekowi? Nie. Alex Martinez nie miał długów, ale zawsze mógł wdać się w bójkę, która będzie go trochę kosztować. Na tą chwilę na razie, że zwykłej złośliwości, postanowił wyczyścić konta bankowe jego rodziców. Nazwijmy to bardzo specyficznym atakiem hakerskim czy coś. Leo nie przejmował się konsekwencjami, bo ich zawsze było dużo. No i Alex nie wydawał się facetem, którego krzywda zaboli go mocniej od krzywdy jego rodziny. W ciągu kilku klików znalazł się w informacji bankowej. Widząc mizerny według niego stan majątkowy, kredyty i długi… westchnął i opuścił to miejsce. Nie mógł skupiać się na głupotach, bo chciał dać karę osobie nie wiedzącej o jego istnieniu. Tak, Leo zdawał sobie z tego sprawę. Był nieznajomym i creepem w tym momencie, ale każdy ma swoje hobby i według światopoglądu, który teraz dominuje – mogą mu naskoczyć, bo „wolność”.
_____Atak terrorystyczny nie jest czymś co dzieje się z dnia na dzień. Właściwie, powinno być skrupulatnie przygotowane, zwłaszcza gdy twoja obecność ma być znikoma. Nie istnieć, gdy znajdą dowody i plany poprzedzające całą misję. Leo i Lou zajmowali się właśnie takim ukrywaniem dowodów. To samo robili teraz, usuwając idee istnienia Sarah oraz Natha w hotelu, gdy ci już opuścili miejsce zbrodni pozostawiając opłacony pokój hotelowy na dwa dni do przodu. Kiedy więc sprzątaczka zainteresuje się posprzątaniem pokoju, już dawno w telewizji będzie po zamachu odbywającym się dzisiaj. Będąc już na lotnisku, Sarah z Wolfem są częścią obsługi, Maria znajdowała się już z Gregory na miejscu wymiany. Lou siedział i był w gotowości na sabotażowanie wieży kontroli lotów. Nath miał za zadanie wydostać się z kraju i bezpiecznie wrócić do bazy. Reszta miała teraz odpoczynek i swoje zabawy, więc pozostało zadanie Leo – postarać się, aby nikt nie wiedział co się wydarzyło do ostatniego momentu.
_____Powietrzna paczka mająca trafić do grupy bardzo radykalnych ludzi, wystartowała około godziny szóstej. Sam lot do Dubaju zajmie im 7 godzin, lecz w połowie tego rejsu, znikną z radarów, a ostatnim kontaktem z wieżą kontroli będzie krzyk o pomoc. Nie doszło do rozbicia statku, a do unieruchomienia części załogi. Wśród pasażerów znajdowało się kilkoro z bronią, członkowie grupy radykalistów, którzy po sygnale otrzymanym od Sarah rozpoczęli swoje przejmowanie samolotu i „porywanie go”. Wolf, podający się jako „Gabrio Perez”, odgrywał dobrego pilota, który nie zamierza narażać życia załogi. Przystał na polecenie terrorystów i zmienił miejsce lądowania. Z Dubaju na Izrael zmniejszając tym samym czas lotu o dobry fragment, dokładnie 3 godziny. Gdy o godzinie dziewiątej rano całość operacji zakończyła się pomyślnie, Leo odetchnął z ulgą tracąc kontakt chwilowi ze swoją grupą. Wiedział, że poradzą sobie bez niego. Gregory musiał dokonać wymiany. Pieniądze i jego ludzie za samolot z pasażerami, ale bez śladów obecności w jakichkolwiek systemach. Blondyn mógł to obserwować z boku wpatrując się w to z satelity, której dane właśnie usuwałam zdalnie. Nie był zainteresowany, ile pieniędzy dostaną z tej transakcji, bo dla niego – sprawa była zakończona w momencie zabójstwa Gabrio. Dla Gregorego sprawa kończyła się teraz, podczas tej wymiany, a dla Marii – jeszcze będzie trwała, dopóki nie rozbiją tego naszprycowanego materiałami wybuchowymi samolotu o jakąś siedzibę partii politycznej w Izraelu.
– Myślisz, że kiedy w końcu doprowadzą do rozbicia? – Maria rzuciła pytaniem, kiedy wsiedli wszyscy do opancerzonego vana. – Z tego co mówił Leo, muszą to zrobić szybko.
– Najlepiej dzisiaj. – rzucił Wolf. – Inaczej zawsze sami możemy im pomóc.
– Masz na myśli materiały wybuchowe? – Gregory siedzący obok Wolfa, robiący za kierowcę. – Wydaje mi się, że Leo będzie wstanie dla ciebie je odpalić zdalnie w razie czego.
– Harry zrobił te bomby tak, abyśmy mogli sami w razie czego pozbyć się tego wszystkiego. – Sarah westchnęła i oparła głowę o szybę przyglądając się coraz mniejszemu samolotowi, od którego się oddalali. – Nie wydaje ci się, że jesteśmy wygrani w tej pozycji w każdy możliwy sposób.
– To dobrze. – Gregory przycisnął jeszcze mocniej pedał gazu. – Zawsze chcemy być na szczycie.
– Chyba startują od razu.
_____Wolf wpatrujący się w lusterko samochodu zobaczył jak nad płaskim otoczeniem lądowiska zbiera się chmura piasku. Oznaczała to mniej więcej tyle, że postanowili odpalić silniki. Zainteresowana Sarah oraz Maria od razu obróciły się za siebie wpatrując w podnoszący się samolot. Widać zamierzali posłuchać ich przestrogi i zrobić swój atak od razu. Nikt nie mógł im dać potwierdzenia, że jeśli poczekają dzień lub dwa – ich cały zakup nie skończy się na zwykłym niewypale. Łatwo jest obronić, kiedy wiesz, że zaatakują. Gdy grupa duchów dojechała już do miasta, wchodząc w tłumy na ulicach i przebijając do lotniska w innym kraju. Mieli bowiem 5 godzin drogi do lotniska w Libanie, gdzie czekał na nich prywatny samolot, który zabierze ich do Francji. Gdy znajdowali się w połowie drogi, około godziny jedenastej – zadzwonił do nich Leo. Gdy odebrali telefon nie musieli długo czekać na informację.
– Właśnie rozbili się w Jerozolimie, celowali w Sąd Najwyższy, ale chyba się im nie udało. – zaśmiał się lekko co było w jego stylu. – Ciekawie, że dopiero po uderzeniu, odpalili bomby, a nie jeszcze w locie.
– Wszyscy o tym trąbią?
Na to pytanie Gregorego, Leo obrócił się w stronę innego monitora, który robił za przekaz na żywo z kilku kanałów na świecie. Dość jasno mówiono o całym zajściu. Wszędzie i cały czas. Atak terrorystyczny zakończony wybuchem zniszczył pobliskie budynki oraz uszkodził Sąd Najwyższy przez wybuchy wtórne.
– Tak. Wszędzie o tym mówią. – rzucił wzdychając lekko. – Ale powiem ci, że nie jestem wstanie od tak, bez uprzedzenia usunąć wszystkie informacje o wybuchy w centrum Jerozolimy.
– Nie mam ci za złe, że nie trzymałeś tej informacji ukrytej. – mężczyzna w końcu stracił kamienną twarz śmiejąc się lekko. – Nawet taki geniusz jak ty nie jest wstanie przewidzieć, gdzie grupa idiotów postanowi zaatakować.
_____Kilka godzin po ataku, Leo dostał informację od Lou, że nie mają żadnych śladów ich obecności, ale brakuje zwłok, które nawet spalone i zniszczone, nie pozwoliły doliczyć się odpowiedniej liczby ludzi. Brakowało im drugiego pilota oraz kilkoro innych. Świat pewnie będzie sądził… przynajmniej przez dwa dni, że zniknięcie ciała Gabrio oznacza jego udział w grupie terrorystycznej. Aż znajdą jego ciało, zmasakrowane w pokoju hotelowym utrzymywanym w niskiej temperaturze.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {22/10/22, 10:35 pm}

Nicolás Pérez

         Ze skupieniem słuchałem każdej nowej informacji na temat porwanego samolotu. Ojciec nie odbierał, ale za to udało mi się dodzwonić do lotniska, aby zapytać o pilotów, którzy lecieli tym samolotem. Oczywiście, kobieta niechętnie podała tą informację, ale chyba przejęła się moim panicznym głosem oraz ciągłym błaganiem.
- Gabrio Perez i... - Nie dałem jej dokończyć, ponieważ od razu się rozłączyłem. Wystarczyło mi tylko to imię i nazwisko. Może i było milion innych osób o tej samej godności, ale byłem pewien, że to mój ojciec leciał tym samolotem. Drżącymi palcami wystukałem wiadomość do siostry oraz wuja, zastanawiając się, czy powinienem informować o tym mamę. Nie oglądała wiadomości, zawsze powtarzała, że to strata czasu, ale dla niej wtedy liczył się alkohol i narkotyki, więc teraz mogło się wszystko zmienić. Ostatecznie napisałem wiadomość również do rodzicielki i zdziwiłem się, kiedy zaczęła dzwonić. Zagryzłem dolną wargę patrząc się na wyświetlacz, po czym poczekałem, aż sygnał ucichnie, dlatego wysłałem kolejną wiadomość do wuja, aby pogadał z moją mamą. Ja nie byłem na to gotowy, nawet jeśli teraz potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
         Spojrzałem na ekran telewizora, starając się wyczytać cokolwiek nowego. Ponownie mój telefon zaczął wydawać z siebie dźwięk, ale tym razem była to Lupita. Odebrałem od razu i przyłożyłem telefon do ucha, drugim słuchając dziennikarki.
-  Jeśli coś mu się stanie... -
- Nico, będzie dobrze, przecież porwanie samolotu nic nie oznacza. Wróci żywy, na pewno wie co robić, to nasz tata – powiedziała. Jej spokojny głos zawsze był dla mnie kojący oraz czułem się wtedy bezpieczniej, kiedy ją słyszałem.
- Tata, który momentami lubi zgrywać bohatera. Lupi... Co zrobimy jeśli... NIE! Wysłuchaj mnie chociaż raz - poprosiłem ją, kiedy próbowała mi przerwać. - Co zrobimy, jeśli tego nie przeżyje? Ja... Nie chcę tego - powiedziałem. Siostra przez chwilę myślała, prawdopodobnie zastanawiając się nad dobrym dobraniem słów, aby nie pogorszyć sytuacji. Moja próba samobójcza wystarczająco ją obudziła i zrobiła się ostrożniejsza w stosunku do mnie.
- Nie możesz o tym myśleć na zapas. Jesteśmy dorośli, jeśli zabraknie taty, mamy jeszcze mamę i wuja. Ojciec na pewno nie będzie chciał, żebyśmy przez niego popadli w dołek. Oboje wiemy, jak to może się skończyć. Na razie ni...
- Rozbił się... - powiedziałem, patrząc na ekran telewizora oraz słuchając uważnie, co kobieta miała do powiedzenia. Osunąłem się na podłogę, upadając od razu na kolana i upuściłem telefon. Zacząłem ciężej oddychać, ale jednocześnie szukałem sposobu, aby się uspokoić. Nawet nie wiem ile tak siedziałem. Piętnaście minut? Pół godziny? Do pomieszczenia wszedł zmartwiony wujek, który od razu do mnie podbiegł i przykucnął przede mną, łapiąc mnie za ramiona.
- Oni... Tata... - wydusiłem z siebie, po czym zalałem się łzami. Poczułem, jak silne ramiona, otaczają moje ciało i przyciągają do siebie, abym mógł swobodnie wtulić się w mężczyznę.
- Spokojnie, Nicolas – wyszeptał do mojego ucha, jedną ręką przeczesując delikatnie moje włosy. Zacisnąłem palce na jego koszuli, pozwalając sobie na chwilę słabości. Wiedziałem, że jeszcze nic nie było pewne, ale gdyby mój ojciec przeżył rozbicie samolotu oraz wybuch, musiałby to być jakiś cud.
         Wujek został ze mną do następnego dnia, aby mieć pewność, że nie zrobię czegoś głupiego. Trzymał mnie z dala od wiadomości oraz telefonu, abym przypadkiem nie przeczytał czegoś na temat rozbitego samolotu. Siedzieliśmy przy stole, w dość krępującego ciszy. Miałem opuchnięte oczy, a ciało nadal lekko drżało. Spojrzałem na wuja, który nerwowo stukał palcami o kubek z ciepłą kawą.
- Rozmawiałem z twoją mamą – powiedział, a na te słowa rozbudziłem się nieco bardziej. - Jutro ma przyjechać i zostać u mnie, ale nie każę ci się z nią zobaczyć, zrobisz co zechcesz. Jest jednak coś jeszcze – oznajmił, patrząc na mnie uważnie.
- Chyba nic mnie na tę chwilę nie zdziwi. Jeśli to coś, co dotyczy taty, to mów - powiedziałem. Choć brzmiałem spokojnie, to miałem ochotę po raz kolejny się rozpłakać. Nie chciałem słyszeć o tym, że nie żyje, że po jego ciele nie zostało ani śladu.
- Nie znaleziona ciała Gabrio, nie ma też żadnych śladów, które wskazywałby na to, że był razem z pokładem w czasie rozbicia i wybuchu – powiedział, ale nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, podniósł rękę, dając znać, że jeszcze nie skończył. Myślałem, że uśmiech nie zniknie mi z twarzy, kiedy powiedział, że mojego ojca nie było na pokładzie samolotu, kiedy to się wydarzyło, ale kolejne słowa zdecydowanie nie były powodem do radości. - Ludzie uważają, że Gabrio jest wspólnikiem, wiesz... Że pomógł w porwaniu i nawet w tym wybuchu – spuścił wzrok, na co nerwowo się  zaśmiałem.
- Żartujesz sobie? Mój ojciec miałby współpracować? Miał mieć swój udział w tym pieprzonym ataku terrorystycznym? Prędzej świnie zaczną latać, niż w to uwierzę, a ty... Chyba w to nie wierzysz? - podniosłem się z krzesła, uderzając dłońmi o stół. - Myślisz, że mój ojciec jest do tego zdolny?! Jaja sobie ze mnie robisz?! - Spojrzałem na wujka, ani trochę nie spuszczając z tonu.
- Nico, to nie tak. Nie wiem co o tym myśleć, musimy czekać na jakiekolwiek informacje, pewnie niedługo będą chcieli nas przesłuchać, w końcu jesteśmy jego rodziną i na pewno będą próbowali coś z nas wydobyć – powiedział. Jego spokój zaczynał mnie irytować.
- Wyjdź. Chcę zostać sam - powiedziałem, sięgając po telefon. Miałem kilka nieodebranych połączeń od znajomych oraz siostry, nawet mama trzy razy próbowała się ze mną skontaktować, ale najwidoczniej szybko sobie odpuściła. - Poradzę sobie, nie potrzebuję niańki - stwierdziłem i spojrzałem na wuja, który chciał zaprotestować, ale pokręciłem głową.
- W takim razie... Będe do ciebie dzwonił co pół godziny, jeśli nie odbierzesz za pierwszym razem, zabieram cię do siebie, aby mieć cię cały czas na oku – podszedł do mnie i wsunął palce w potargane włosy. - Twój ojciec jest rozsądnym człowiekiem, jeśli miał brać w tym udział, to na pewno miał ku temu jakiś powód – powiedział, po czym zabrał dłoń i wyszedł z mieszkania, jak tylko się ubrał.
         Oparłem się o wyspę i odchyliłem głowę do tyłu, aby powstrzymać swoje łzy. Nie miałem siły już płakać. Ciało ojca może gdzieś tam było albo raczej to, co z niego pozostało, ale z drugiej strony, cieszyła mnie myśl, że żyje. Nawet, jeśli miał coś wspólnego z tym wszystkim, to przynajmniej żyje. Odłożyłem telefon na blat i poszedłem do łazienki. Choć nie miałem siły na nic, to jednak dzisiaj musiałem pojawić się w pracy, ot tak nie znajdzie się nikt na moje zastępstwo, tym bardziej w weekend.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {24/10/22, 09:10 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Prywatny samolot bardzo się przydał. Zwłaszcza po zamachu, kiedy ludzie byli sprawdzani, kontrolowani i nie chcieli mieć swoich wakacji na bliskim wschodzie.  Leo jakoś się nie dziwił tej sytuacji. Miejsce pełne wojny i grup przestępczych, a właśnie miał miejsce atak terrorystyczny. Kto by się zastanawiał dłużej niż 5 minut, aby zwiewać. W końcu nie zamierzają być ofiarą kolejnego. Przyglądając się wiadomością powtarzającym coraz to kolejne to samo… westchnął znudzony odchylając się mocniej w fotelu. Miał wrażenie, że od tego ciągłego siedzenia straci do końca mięśnie, których miał mało. Nie mógł jednak wybrać się na siłownię. Takie spocone miejsca nie były w jego typie. W bazie.. w domu… miał chociaż siłownię pod nosem, którą musiał dzielić tylko ze swoimi ludźmi, a każdego znał nago i od najgorszej strony. Czy to Fio rzucający przekleństwami pod nosem, gdy tylko ktoś przekręci mu wodę na zimną, czy może Nath krzywo patrzący na każde okazywanie sobie miłości przez Eve i Ivana. Cóż… teraz się razem ponudzą. Po takiej akcji i bezpiecznym powrocie do kraju zostaną poddani zwyczajowym wakacjom. Przynajmniej do momentu aż sprawa ucichnie, a to potrwa dla świata może jakieś dwa tygodnie. Aż Leo miał ochotę być tam z nimi. Taki czas zawsze był najzabawniejszy dla tej grupy przestępców.
_____Wstał z fotela i podszedł do lodówki wyciągając zimny sok pomarańczowy i z telefonem w ręku zastanawiając się co teraz ze sobą zrobić. Czuł, że posiadał na ręku tylko robotę, której nie chciało mu się robić. W wiadomościach SMS znalazł kilka ciekawych ogłoszeń. Jedno prosili go o znalezienie dziecka, drudzy, aby zdobyć dowody na kłamstwa żony. Prychnął lekko. Jak bardzo trzeba nie panować nad swoją własnością, żeby pozwolić na kłamstwo, którego jesteś pewien, ale nie masz dowodów. Żadna poprzednia obsesja Leo nie zmusiła go do takiego gdybania. Jakiekolwiek zająknięcie oznaczało zwykle bolesną przeprawę przez ogródek z akompaniamentem dźwięków bicza. Aż przypomniał sobie ostatnią taką zdobycz. Była urocza, zwłaszcza czy dumnie nosiła fioletowy ślad na podbrzuszu, niestety, pozostawiła po sobie tylko bałagan. Do tej pory nie mógł wybacz Marii, że od tak sięgnęła po spust. Wyrzucił pusty karton do śmieci i zerknął na ostatnią z wiadomości robiąc większe oczy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech sięgający od ucha do ucha, lecz nie docierał on do jego oczu pozostawiając je szeroko otwarte i pełne ekscytacji. W końcu był romantykiem. Należało pomóc komuś w potrzebie.
_____W ciemnym pomieszczeniu o wysokim suficie i wystroju niczym ze pałacyku za swojej świetlności. Zasłonięte okna, przez ciemne grube materiały robiły klimat nie przepuszczając żądnego promienia słońca. Na środku tego średniej wielkości pomieszczenia, przed dużo za dużym łóżkiem stał fotel wykonany ze skóry, w której prawy podłokietnik były wbite noże. Jedne myśliwskie, inne kuchenne, o różnej wielkości i kształcie. Z ręką na jednym z noży motylkowych siedział białowłosy mężczyzna, z kilkoma zmarszczkami na twarzy i wpatrywał się w ścianę przed sobą. Co tam było? Przyczepiony człowiek, którego nadgarstki pod ciężarem ciała nie wytrzymały obciążenia i już dawno wypadły ze stawów. Wisząc nad ziemią bez żadnego innego oparcie, wisiał i nie oddychał. A przynajmniej tak się prezentował. Gdy jednak zamachnął się i rzucił nożem trafiając w udo z ust człowieka wydał się lekki odgłos, jakby łkania. Jak tylko dobiegł do uszu Ivana, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Spojrzeniem zjechał na inne noże, zastanawiając się który teraz wybrać.
– On jeszcze żyje? – odezwał się bardzo lekki głos, od razu wprawiając białowłosego w zaskoczenie. Znał jego ten głos, uniósł więc głowę do drzwi, w których stał młodszy chłopak z kubkiem kawy. Zanim zdążył mu odpowiedzieć, widząc jak klatka piersiowa wykonuje minimalne ruchy, zrobił obrzydzona minę. – Dlaczego on jeszcze żyje?
– Bo nie ma tutaj jeszcze grupy. – starszy wrócił spojrzeniem do noży. – Eve, czego chcesz?
– Leo dokonał drugiego życzenia z trzech. Zaraz będzie wracał z nową zabawką.
_____W jego tonie słychać był lekko niezadowolenie. Ivan uniósł lekko brew kątem oka rzucając spojrzenie na twarz młodszego kolegi, który tak jak myślał. Nie był zadowolony. Zaciekawiło go to lekko. Między Eve, a Leo nic nie było. Właściwie tyle co między Eve, a nim czy jeszcze innym facetem z grupy. Jasnowłosy widząc zainteresowanie jego „historią”, zamknął za sobą drzwi i położył się na zbyt wysokim materacu łóżka. Wzdychając głośno.
– Sprawdziłem go.
– Hm?
– Tego chłopaka!
– A… – Ivan wybrał w końcu kolejny nóż z kolekcji i zamachnął się, aby rzucić. – Jest uroczy?
– Na pewno będzie irytujący. – ton Eve zdradzał, że kat miał rację, ale z własnej dumy nie będzie wstanie się do tego przyznać. – Wiesz, że udziela się w jakichś tam akcjach LGBT?
– Czy nas to obchodzi? – Rzucił trafiając tuż obok poprzedniego noża, lecz tym razem ostrze wbiło się głębiej, wydobywając z ust złapanego więcej dźwięków. – To nie tak, że którykolwiek z nas ma coś do seksu z osobą tej samej płci.
– Ej! – Eve nagle wstał na równe nogi zmuszając Ivana, aby spojrzał na niego. – Nie jesteś im zainteresowany, co?
_____Rosjanin słysząc to pytanie prychnął lekko, a chwilę później wpadł w bardzo głośny śmiech. Specjalista od trucizn nie wiedział co takiego chodzi po głowie blondyna, ale Leo nigdy nie pozwolił mu bawić się z zabawką, na której mu zależało. Nie bez powodu zresztą. Obaj wiedzieli, że skończyła mu pewnie jak ten tutaj nieszczęśnik. Na ścianie, bez możliwości ruszania rękoma kiedykolwiek w życiu i za pewne niezdolna do mówienia, życia i chcąca tylko śmierci. A ich informator i główny organizator zabaw, Leo, lubił swoje zabawki, troszcząc się o nie na swój sposób. Nie było sytuacji, żeby otrzymał kiedykolwiek po nim jakieś rzeczy. Cóż. Zwykle kończyły popełniając samobójstwo lub zabijane przez kogoś z ekipy, bo zrobiły coś co weszło im na odcisk. Czując na sobie morderczy wzrok Eve, Ivan uspokoił swój śmiech i westchnął.
– Jeśli chcesz współpracować z Leo nie możesz dotykać jego zabawek bez pozwolenia i to tyczy się każdego z nas. – spojrzał poważnie na blondyna, któremu cały czas wychodziła para z uszu. – Dlatego się tak kotlisz?
– Jestem wstanie przetrwać śliczną dziewczynę, bo jednak musi być urocza, ale uroczy facet… – zazgrzytał zębami. – To jakby ktoś szczał na moje łóżko.
_____W tym momencie do uszu dobiegło ich otwieranie wielkich drzwi wejściowych do posiadłości, które informowało każdego o jednym – mieli gości. Chociaż w tym wypadku, była to powracając ekipa. W końcu, pod dniu drogi, byli w domu. Eve wstał i wyskoczył wręcz z łóżka uciekając do wejścia pozostawiając po sobie kawę w plastikowym kubku. Ivan zaśmiał się do siebie wstając powoli z fotelu i wyciągając największy z noży, po czym podszedł do przypiętego mężczyzny i podniósł jego twarz do góry wpatrując się w martwe wręcz oczy z zachwytem. Szybkim ruchem wbił wielki nóż w ciało, sprawiając, żeby rozlało się jak najmniej krwi. Następnie złapał za kubek pozostawiony po koledze i z rozbawieniem na ustach wyszedł na korytarz. One też musiał przywitać się z powracającą ekipą.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {29/10/22, 04:42 pm}

Nicolás Pérez

         Minął kolejny dzień, kiedy odchodziłem powoli od zmysłów, kiedy nie mogłem skontaktować się z ojcem, a kiedy zadzwoniłem po raz kolejny, automatycznie włączyła się poczta głosowa. Siedziałem sam w mieszkaniu, czekając na jakikolwiek znak od ojca, ale powoli robiło się to nudne, do czasu aż nie usłyszałem dzwonka do drzwi. Zamrugałem parę razy, po to, aby na nowo przyzwyczaić się do dziennego światła i wstałem z kanapy, kierując się do przedpokoju. Otworzyłem drzwi bez chwili wahania, po czym skrzywiłem się na widok policji. Wujek uprzedzał mnie, że będą chcieli wypytać o ojca, ale liczyłem na to, że dadzą mi kilka dni. Najwidoczniej potrzebowali pilnie informacji.  Skoro nie znaleźli jego ciała w samolocie, to znaczy, że w jakiś sposób uciekł, skoro zameldował się na lotnisku przed wylotem.
- Dzień doby. Nicolas Perez? Zapewne wiesz w jakim celu tutaj przyszliśmy, czy możemy zająć ci chwilę? - zapytała kobieta o dość drobnej posturze, ale za to wzrostem nadrabiała, gdyż była sporo wyższa ode mnie. Za nią stał starszy mężczyzna, który przyglądał mi się uważnie, jakby chciał wyłapać czy coś ukrywam.
- O ile nie zajmie to dużo czasu, nie mam ochoty na rozmowy - powiedziałem, wpuszczając ich do środka. Nie raz miałem z policją na pięku w trakcie protestów i innych takich, ale teraz nie mieli podstaw, aby mnie aresztować, więc się ich nie obawiałem.

W międzyczasie, do pokoju hotelowego skierowała się sprzątaczka, która za zadanie miała wysprzątać to, co zostawili po sobie goście. Otworzyła drzwi, będąc pewną, że nie zastanie tam nic innego, jak niezłożona pościel, śmieci czy brudne naczynia. Nucąc po nosem weszła w głąb pokoju, szybko sztywniejąc i wydając z siebie przerażony krzyk. Nic dziwnego, że w szybkim tempie zebrało się parę gapiów, aby sprawdzić źródło hałasu. Na łóżku leżał przykuty oraz martwy Gabrio Perez, swoim widok wprawiając innych w przerażenie, jak i wymioty. Pierwszą osobą, która zadzwoniła po policję nie była sprzątaczka, a gość hotelowy, który w porę się opamiętał.
Policja szybko zareagowała na zgłoszenie, więc pojawiła się w hotelu, wypraszając wszystkich poza ich ludźmi. Świadkowie rozeszli się z policjantami, którzy mieli za zadanie zebrać ich zeznania, zaś wyznaczeni policjanci weszli do pokoju. Takiego widoku się nie spodziewali, jednakże dla większości nie było to nic nowego. Zaczęli od zbierania dowodów oraz próbek do badań, jak i od zdjęć martwemu mężczyźnie, mówiąc coś między sobą.
- Musimy zawiadamiać rodzinę. Gabrio Perez...  Czy ktoś dzisiaj przesłuchuje członków rodziny? Jeśli tak, poinformujcie ich o sytuacji, będziemy potrzebować później kogoś do potwierdzenia tożsamości – powiedziała kobieta, trzymają w dłoni dowód tożsamości. Zmarszczyła brwi, po czym jeszcze raz przyjrzała się mężczyźnie, który zaraz miał zostać zabrany w czarnym worku. Napis „zdrajca” każdemu rzucił się w oczy, jak i brak przyrodzenia, ale nie komentowali, to teraz nie było najważniejsze.


         Przesłuchiwanie przerwało dzwonek powiadamiający policjantów o ważnym telefonie. Kobieta wstała, po czym odeszła, zostawiając mnie sam na sam z drugim policjantem. Spuściłem wzrok, patrząc na wszystkie notatki, które leżały przed policjantem. Nie wiedziałem co mogłem im jeszcze powiedzieć. Ojciec nie zachowywał się dziwnie, nie mógł o żadnych planach terrorystycznych, ani o tym, że zamierza zniknąć na dobre. On nie był taką osobą, nie należał do tego typu ludzi. Gabrio Perez nigdy by nikogo nie skrzywdził.
- Musisz pojechać z nami, jesteś potrzeby do zidentyfikowania  zwłok – powiedziała kobieta, wracając do salonu. Spojrzałem na nią pytająco, po czym stanąłem na równe nogi, kiedy dotarło do mnie co powiedziała.
- Zwłok? Przecież sami trąbicie, że nie znaleźli ciała na pokładzie samolotu! Co to ma znaczyć?! - zapytałem, nie powstrzymując się przed głośniejszym tonem. Czy oni oszaleli? Robią z niego kryminalistę, po czym twierdzą, że mogą być jego zwłoki?
- Nie, nie został znaleziony w samolocie. Wszystkiego dowiesz się, jak dojedziemy na miejsce – powiedziała, nie przejmując się moją miną. Miałem wrażenie, że kobieta była zrobiona z lodu, który nigdy nie stopnieje.
- Dobrze, pójdę się tylko przebrać - powiedziałem. Nie chciałem wychodzić w brudnej koszulce, jak i dresowych szortach, nie zamierzałem się stroić, ale w życiu nie wyszedłbym w tym stanie na zewnątrz. Bardziej jednak niepokoiłem się o zwłoki. Czy one rzeczywiście należały do ojca? A co, jeśli będzie to ktoś podobny albo ktoś, kogo mój ojciec za... Nie, nie zabiłby nikogo, nie mogę zacząć tak myśleć, tylko dlatego, że wszyscy mieszają mi w głowie. Wszedłem do swojego pokoju, aby ubrać coś porządniejszego, jak szara bluza z kapturem, na której było kilka tęczowych naszywek oraz czarne jeansy. Przeczesałem palcami włosy, patrząc chwilę na swoją twarz w odbiciu. Była lekko opuchnięta, jak i zmęczona od tego wszystkiego. Czy powinienem zadzwonić do matki? Lupita powinna również wiedzieć, co i jak. Może spotkamy się na miejscu? Na pewno nie tylko mnie tam zabiorą.
- Czy to nie będzie za wiele, jak na takiego dzieciaka? Ledwo pełnoletność uzyskał – usłyszałem, kiedy wychodziłem ze swojego pokoju. Spojrzałem na policjantów, ale nie pytałem. Poszedłem dalej, aby założyć buty.
- Jestem gotowy - powiedziałem, po czym skierowałem się za policjantami do ich samochodu. Starałem się nieco więcej dowiedzieć o co chodzi, ale milczeli, jaki nie chcieli tego mówić na głos. Najgorsze jest to, że nie widziałem, ile będę musiał czekać, aż dowiem się prawdy.
         Na miejsce dojechaliśmy w ciągu dwudziestu minut, które spędziłem w absolutnej ciszy. Zająłem miejsce w poczekali. Minęło z kolejne dwadzieścia minut, kiedy podeszła do mnie kobieta ubrana w elegancki garnitur.
- Nicolas Perez? Nazywam się Lydia Malave, czy może pan pójść ze mną? - zapytała, ale na jej twarzy nie malował cię ciepły uśmiech. Widziałem w jej oczach obawę, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Czyli... Przełknąłem gulę w gardle i wstałem z miejsca, wyrzucając kubek po kawie do kosza.
-  Tak, chcę wiedzieć, czy to mój ojciec - powiedziałem, po czym ruszyłem za kobietą. Zostałem wprowadzony do pomieszczenia, gdzie było zdecydowanie chłodniej, niż zwykle. Spojrzałem na stół, na którym znajdowało się na pewno ciało, ale było przykryte, po czym na mężczyznę, który stał obok niego. Lydia skinęła głową, co mężczyzna uznał za zgodę i zaczął zdejmować narzutę. Na początku nie poznałem mężczyzny, który leżał na stole. Blady z zamkniętymi oczami. Podszedłem bliżej, po czym powstrzymałem się przed dotknięciem martwego ciała. Poczułem, jak łzy napływając do moich oczu, kiedy zobaczyłem napis na klatce piersiowej. Odwróciłem wzrok, chcąc znaleźć bliznę, którą dobrze pamiętam. Kiedy ją znalazłem, zamarłem.
- Czy potwierdzasz, że ten mężczyzna, to twój ojciec Gabrio Perez? - usłyszałem, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć, po czułem jak tracę grunt pod nogami, a świat rozsypuje się na milion kawałeczków. Poczułem, jak czyjeś dłonie, łapią mnie za ramiona i powstrzymują przed rzuceniem się na martwego ojca. Sam nie wiem na co byłem wściekły. Na to, że nie żył czy może na napis, który ktoś mu wykroił na ciele?
          Chwilę później siedziałem w oddzielnym pomieszczeniu, a obok mnie znajdowała się psycholożka oraz wujek, do którego zadzwonili. Poprosiłem ich o to, ale nie spodziewałem się, że zabierze ze sobą matkę.
- To ojciec, już im powiedziałem... - powiedziałem, zerkając na wujka. -  N-nie chcecie go oglądać, tym bardziej, ty nie możesz go zobaczyć - zwróciłem się do matki, która spojrzała na mnie niepewnie.
- Co masz na myśli? - zapytała, podchodząc do mnie bliżej, ale ja się odsunąłem na tyle, na ile mogłem. To ją zatrzymało. - Chcę zobaczyć swojego męża – zwróciła się do Lydii, która patrzyła na to wszystko czujnie. Po krótkiej dyskusji, obie kobiety wyszły z pokoju, zaś ja zostałem z wujem i psycholożką.
- Czy możemy zostać na chwilę sami? - zapytał, po czym nie musiał długo czekać, aż kobieta nas zostawi. Wujek podszedł do mnie i przykucnął, kładąc dłoń na kolanie. - Powiedzieli ci coś? - Spojrzał na mnie uważnie. Pokręciłem głową, pozwalając sobie na wtulenie się w wujka. Czułem, że sam drży oraz tym razem nie powstrzymywał łez.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {02/11/22, 01:00 am}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Ludzie zakochują się od pierwszego wejrzenia albo z powodu spędzonego razem czasu. Może chodzić o przypadek albo o sytuację, którą razem przeszli. Wierze jednak, że takie uczucie uniesienia pozostanie z tobą na zawsze jest błędne. Mając tego świadomość, trzeba zachowywać piękne wspomnienia na zawsze ze sobą. Niektórzy robią to przez morderstwo, porwanie albo mniej… traumatycznie po prostu malując czy rzeźbiąc swoje wspomnienie. No… są jeszcze zdjęcia. Jego najnowszy ulubiony klient sprzedał mu właśnie historię swojej miłości oraz jak zamierza ją zachować na dłuższy czas. Plan nie był idealny, posiadał dużo dziur, lecz Leo mógł mu doradzić co i jak uzupełnić, żeby ludzie nie zrozumieli co się dzieje zbyt szybko. Właśnie skończył połączenie z tym człowiekiem, młodym mężczyzną, który spokojnie zdobywał laski na jedną noc czy dziewczyny na dłuższy związek. Upodobał sobie jednak jedną osobę i pragnął jej na tyle, żeby zagłębić się w czeluści Internetu, może narazić swoje życie i zdrowie, a na pewno reputacje, aby dostać ją w całości. Oparł się w fotelu spoglądając jednym okiem na materiały, które przedstawił mu mężczyzna nazwany Kevinem. Blondyn czuł się trochę jakby umięśniony i w miarę zabawny Kevin chciał mu sprzedać biznes, a nie kupić informacje. Westchnął lekko i sięgnął po kawę stojącą obok. Napis na plastikowym kubku informował, że jest ze znanej zielonej sieciówki. Ulubionej Eve. Spojrzał na SMS, który rozjaśnił pomieszczenie włączając ekran telefonu. Uśmiechnął się lekko widząc krótką informację, że dojechali cali i zmęczeni. Więcej nie potrzebował, bo od teraz resztą zajmie się Lou, Ivan i reszta na miejscu. Przez najbliższy czas nie mogą podjąć się dużych zleceń. Z naciskiem na Sarah oraz Wolfa. Dwójka pewnie ucieszy się z takiej obrotu sytuacji. Wolf usiądzie do swoich gadżetów, a Sarah wyśpi i spędzi czas w basenie lub leżąc i opalając się. W końcu mamy lato w pełnej okazałości. Upały sięgają wysokiej temperatury, a on czuł, jak pot pojawia się na jego ciele, gdy tylko wyjdzie na zewnątrz opuszczając klimatyzowane pomieszczenie.
_____Było popołudnie, Nicolas został już poinformowany o śmierci ojca, wrócił do domu po wizycie na komendzie, gdzie zidentyfikował zwłoki. Leo widział, jak zachowuje się człowiek w żałobie, chociaż sam nie odczuwał przytłaczającego smutku to wypadało uszanować śmierć ojca. Sam pewnie poszedłby na pogrzeb swojego. Wypadało jako jego syn, klient oraz pracownik. Ich życie i dobrobyt były ze sobą złączone. Nie rozpaczałby jednak w taki sposób jak robił to młody Hiszpan. Aż zaczął się zastanawiać jak długo to potrwa, bo jednak zamknięcie się w domu i płakanie nie może potrwać długo prawda? I tutaj się pomylił. Bardzo ciężka żałoba za ojcem trwała tydzień, a sytuacja psychiczna nie uległa jakiejś mocnej zmianie. Oglądając z kamer to samo, wręcz dzień w dzień, powoli zaczynał się irytować i męczyć tym. Na szczęście, w dobrym humorze utrzymywały go podboje miłosne Kevina oraz sprawy jego grupy oraz innych klientów, którzy mając czasem już jego numer prywatny – dzwonili nawet o nieludzkich porach. Leo bardzo często nie rozumiał ich pośpiechu. Nikt nie potrzebował na wczoraj kodu do sejfu banku, chyba że właśnie stoi przed sejfem i chcesz go otworzyć, a wiadomo – takie akcje się planuje wcześniej. W wolnym czasie, sprawdzał akta policji rozmawiając z Lou o nowych doniesieniach. Widać znaleźli kajdanki z odciskami palców Nicolasa na miejscu zbrodni, miały jednak jeszcze na sobie odciski Gabrio. Nikogo więcej. Nie było to jednak brane jako dowód z prostego powodu. Drugie użyte kajdanki, na których ciało zostało przypięte do łóżka nie posiadały na sobie żadnych odcisków jasno pokazując, że sprawa była dość mocno zaplanowana. Nie mając nagrań z kamer, a wspomnienia pracowników z nocy, kiedy były pilot się zameldował w hotelu były nic nie warte. Raz mówili o kobiecie, raz o mężczyźnie. Raz blondynka, potem brunetka. Nie mieli jednej wersji wydarzeń, a na nagraniach nikt taki nie wchodził i nie wychodził z hotelu. BA! Nie posiadali nagrania, żeby Gabrio Perez się rejestrował w hotelu. Nie trzeba było długo szukać, żeby czuć, że coś śmierdzi. Niestety, siedzący nad sprawą informatycy przeglądając pliki nie znaleźli co wyglądałoby na majsterkowanie z danymi.
_____Czytając takie raporty nie można nie było uśmiechnąć się pod nosem. Gregory nawet zadzwonił w tej sprawie do Leo, chwaląc go za wykonanie tak strasznego, wręcz paranormalnego, morderstwa. Patrząc na fakt, że ciało było trzymane w chłodnym pokoju, a wszystkie rany zadane nieboszczykowi były wykonane przez profesjonalnego chirurga – policja nie miała pojęcia kogo szukać. Lekarza, płatne zabójcy, kochanki czy może obserwować syna, które odciski palców znaleźli. Nie mówiąc o sytuacji na świecie, gdzie minął tydzień o ataku terrorystycznego, w którego wyniku zginęło naprawdę sporo ludzi. Straty majątkowe liczone były w milionach, a zgony w tysiącach. Nie mówiąc już o żałobach narodowych za zmarłych pasażerów. Chyba tymi, którzy mogli się spokojnie cieszyć byli ci, którzy zarobią na tej sytuacji. Gregory, sprzedający samolot z pasażerami. Maria doprowadzająca do zniszczeń w ojczyźnie. Leo pozbywający się ojca Nicolasa. Grupa terrorystyczna, która przyznała się do zamachu, rozsławiając swoje imię. Prawdopodobnie wiele innych osób będzie miało pomniejszy zysk, ze śmierci osób znajdujący się w samolocie, na miejscu zdarzenia. Z uśmiechem więc na ustach, Leo, ubrany w lekki, jasny garnitur, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i białą koszulą z drogiego materiału, postanowił zrobić sobie zasłużoną przerwę. Jego celem była pobliska kawiarnia, która podobno serwowała kawę. Wcześniej jednak postanowił zrobić zakupy, odzieżowe i pamiątkowe czując zbliżający się powrót do domu. Nie wiedział kto taki stanie się trzecim celem, lecz jego przeczucia zwykle się nie myliły. Nie znajdował się więc od trzech godzin przed komputerem, kontrolując co takiego robiła jego mała obsesja. Spodziewał się, że dalej siedzi w domu, płacząc w poduszkę na kanapie. Nie mógł się spodziewać nagłego przypływu ochoty do życia więc lekko znudzony takim zachowaniem nawet nie zaglądał, gdy dostał powiadomienie, że zniknął z kamery w salonie. Mając w głowie, że mógł pójść do łazienki, albo na balkon – zaparkował samochód chowając go w cieniu, na ile się dało. Spokojnym krokiem wszedł do kawiarni i widząc kto stał przed nim w kolejce – zastygł na sekundę w miejscu. Przez jego twarz przemknął uśmiech, którego nie wolno pokazywać w towarzystwie. Szybko poprawił się i stanął zwyczajnie za nim, a gdy przyszła kolej na płacenie, czując, że postanowił lekko nagrodzić Nicolasa za zaskoczenie go – wyciągnął swoją kartę i podał bariście.
– Ja zapłacę. – odezwał się z uśmiechem anioła spoglądając na wyraźnie zdołowane dwukolorowe źrenice patrzące na niego. – Wyglądasz na smutnego. Ja stawiam. Na poprawę humoru.
_____Mówił dość płynnie po hiszpańsku, chociaż po jego akcencie można było wyczuć, że nie jest to jego pierwszy język. Cóż. Ciężko, żeby był, gdy nigdy nie interesował się tylko krajem. Jako że Nicolas nie zareagował wystarczająco szybko, pracownik wziął z uśmiechem kartę mając wrażenie, że w ten sposób robi coś dobrego, pomaga smutnemu człowiekowi kasując zamówienie i wydając mu paragon.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {06/11/22, 11:40 am}

Nicolás Pérez

         Dni mijały, a mój humor wcale nie wracał do normalności. Wszyscy się martwili, a rodzina przeżywała. Lupita została w moim mieszkaniu pod pretekstem pilnowania mnie, kiedy wujek zajmował się swoją siostrą, a naszą mamą. Nie ukrywam, że śmierć ojca pchnęła nas wszystkich do rozmowy, choć mama czuła się jeszcze bardziej zaskoczona, że ojciec mógł ją zdradzać. Lupita się nie dziwiła, możliwe, że nawet coś mogła podejrzewać, ale nie mówiła tego matce, ani mnie. Ja... Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Nawet, jeśli zdradzał, to kto mógł zrobić coś takiego? Bawiło mnie to, że przez moment nawet mnie podejrzewali, bo na jednych kajdankach były moje odciski palców. Poznałem je, bo to były te, które chciał mi podarować w prezencie. Nie wiedziałem, że zabrał je ze sobą, ale i tak się tym nie martwiłem, bo nie zrobiłem tego. Nie potrafiłbym zabić własnego ojca, a o jego zdradach na pewno nie wiedziałem.
- Masz gości - usłyszałem, kiedy siedziałem przed telewizorem, gapiąc się bezczynnie w czarny ekran. Odwróciłem wzrok, aby zobaczyć kto zechciał po raz kolejny nas odwiedzić.
- Oh, cześć. Alexa z wami nie ma? - zapytałem widząc dwójkę przyjaciół. Alex pojawił się raz, aby złożyć mi kondolencje. Zachowywał się wtedy tak, jakby zapomniał o tym, co się wydarzyło. Felix oraz Aracely prawie codziennie przychodzili, aby odciągnąć mnie od śmierci ojca, ale nie potrafiłem skupić się na niczym innym. Rozmowy nie pomagały, nawet nie potrafili wyciągnąć mnie z domu. Od pracy miałem wolne, bo nie potrafiłbym tam wysiedzieć, ani minuty, ale na szczęście szefostwo zrozumiało i nikt nie miał nic do gadania.
- Wczoraj poleciał do Nowego Jorku, nie mówił ci? Dziwne, zawsze byłeś pierwszą osobą, której mówił takie rzeczy - przyjaciółka usiadła obok mnie, zaś Lupita zostawiła nas samych, kierując się do mojego pokoju lub na balkon.
- Ostatnio między nami nie jest najlepiej, ale to i tak teraz nie ma znaczenia - powiedziałem, po czym spojrzałem na Felixa, który przyglądał się mi uważnie. - Nadal wyglądam tak beznadziejnie?  Nie płakałem od dwóch dni, to cud - dodałem. Przyjaciel westchnął, po czym stanął naprzeciwko mnie.
- Nico... Musisz teraz posłuchać mnie bardzo uważnie - przykucnął, aby położyć dłonie na moich kolanach i patrzeć prosto w moje oczy. - Wiemy, że utrata ojca jest okropna, tym bardziej w taki sposób, ale nie możesz cały czas w domu siedzieć. Wszyscy się martwimy i to przeżywamy, może nie znaliśmy pana Perez tak dobrze, ale mieliśmy szansę z nim nie raz i nie dwa porozmawiać. Tym bardziej ja, który zna się od dzieciaka... Wiesz, że był dla mnie jak wujek, co nie? Zdaję sobie sprawę z tego, że o tym nie zapomnisz, nikt nie zapomni, ale czy możemy chociaż trochę wrócić do życia? Siedzenie w czterech ścianach ci nie pomoże - powiedział, delikatnie palcami gładząc moje kolana. Wiedziałem, że jestem jedynie problemem dla wszystkich. Traktują mnie, jak małe dziecko, które z byle powodów może zrobić sobie krzywdę. To nie tak, że zamierzałem pójść i się ciąć czy połykać garść tabletek albo szykować sobie wisielca. Mimo tego nie czułem, że powinienem ot tak wrócić do życia, do swoich codziennych obowiązków, ale... Powinienem chyba spróbować, aby nie martwić pozostałych.
- Czyli mam po prostu wyjść do ludzi, tak? Jest to możliwe, ale nikomu się tak nie pokażę, wyglądam, jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł - powiedziałem. Widziałem, jak przyjaciele się delikatnie uśmiechają, a mnie od razu zrobiło się nieco lepiej.
- O to już zadbam ja - uśmiechnęła się Aracely, która złapała moją dłoń i pociągnęła do łazienki. - Weź szybką kąpiel, zrób pielęgnację twarzy, a ja ci naszykuję ubrania - powiedziała, zostawiając mnie samego w łazience. Akurat kąpiel brałem codziennie, nie lubiłem brudu na swoim ciele, choć po mieszkaniu na to nie wskazywało. Na szczęście Lupita nieco dbała o porządek, bo inaczej chodziłaby cały czas wkurzona przez swój pedantyzm.
         Byliśmy gotowi do wyjścia, więc jedynie dałem znać siostrze, że wychodzę na trochę, ale ta nawet się ucieszyła, że w końcu opuszczę mieszkanie i dam się porwać, nawet jeśli była to tylko kawa na wynos i spacer po mieście albo parku. Przyjaciele również byli szczęśliwi, więc i mi kąciki ust drgnęły do góry. Ojciec na pewno by nie chciał, abym zapuścił korzenie na tej kanapie.
- Najpierw wejdę po kawę, a później zaciągnięcie mnie gdzie tylko chcecie, tak? - zapytałem, a widząc jednoznaczna odpowiedź w ich oczach, jedynie westchnąłem. Może rzeczywiście to wyjście z domu dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że Felix oraz Ara cały czas o czymś mówili, a ja ostatecznie się poddał i włączyłem się do rozmowy, rozmawiając o nowinkach ze świata gwiazd czy o tym, co działo się w organizacji pod moją nieobecność. Nie zadziało się wiele, bo nie oszukujmy się, nie minęło aż tak dużo dni.
         Weszliśmy do kawiarni, więc Aracely pierwsza ustawiła się w kolejce, a za nią zaraz Felix. Ja stanąłem nieco dalej, rozglądając się po wnętrzu. Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że jest po prostu za głośno oraz duszno, ale to nie sprawiło, że zawróciłem. Musiałem na nowo przyzwyczaić się do braku ciszy oraz obecności innych ludzi. Stanąłem w kolejce, ale moi przyjaciele dość szybko odebrali swoje zamówienie.
-  Zaczekamy na zewnątrz - usłyszałem od  Felixa, więc skinąłem głową i spojrzałem na menu, aby zdecydować się co wybrać. Nerwowo stukałem palcami o telefon, czekając, aż będę mógł zamówić.
- Karmelowe latte na mleku migdałowym, na wynos będzie - powiedziałem do baristy. Starałem się uśmiechnąć, ale ani trochę mi to nie wychodziło, więc sobie odpuściłem. Wyciągnąłem kartę, aby móc zapłacić. Kątem oka zauważyłem, czyjąś rękę, która znalazła się dość blisko mnie. Spojrzałem na baristę, po czym odwróciłem się do mężczyzny, który stał za mną.
- Oh... - wydusiłem tyle z siebie, będąc zaskoczony tym czynem. Przyjrzałem się jemu uważnie. Przystojny, obcokrajowiec, jego akcent na pewno nie był hiszpański, więc łatwo było zauważyć, że nie jest stąd. - Dziękuję, to bardzo miłe z pana strony - posłałem mu delikatny uśmiech. Trochę mnie tym zaskoczył i nie wiedziałem co powinienem jeszcze powiedzieć. Raczej na co dzień nie spotykam się z tak miłymi czy drobnymi gestami. Schowałem kartę, gdyż nie była mi teraz potrzebna. Czułem, że moje poliki nieco się rumienią i nie potrafiłem tego ukryć.
- Proszę, zamówienie – uśmiechnął się barista, po czym spojrzał również na nieznajomego. Odebrałem swoją kawę i odsunąłem się z miejsca, aby kolejka mogła dalej ruszyć.
- Jeszcze raz dziękuję za kawę, miłego dnia - Tym razem mój uśmiech był nieco szerszy. To było naprawdę miłe z jego strony. Niby nic wielkiego, a jednak czułem, że ten gest nieco poprawił mój humor. Przy wyjściu obejrzałem się przez ramię i poświęciłem około minuty na przyglądanie się blondynowi. Czy powinienem ot tak to zostawić? Wyszedłem na zewnątrz, aby tam na niego zaczekać.
- Widzicie tego blondyna przy kasie? Właśnie zafundował mi kawę, jest przystojny, prawda? - uśmiechnąłem się, wskazując głową na mężczyznę. Na razie był do nas odwrócony plecami, więc nie widział, jak moi przyjaciele się jemu przyglądają, może to i lepiej.
- Jakie to urocze z jego strony. Zapytałeś o numer? Na pewno mu się spodobałeś, wątpię by tylko twój smutny humor przykuł jego uwagę - zostałem szturchnięty w ramię, na co przewróciłem oczami.
- Zamierzałem to zrobić, jak tylko wyjdzie. Czy to... - urwałem, biorąc głęboki wdech i wydech. - Czy to będzie w porządku? Nadal jestem w żałobie - powiedziałem, zerkając na znajomych.
- Nico, wszyscy wiemy, że to nie powód, aby się ograniczać - uśmiech Aracely był lekarstwem na wszystko.
         Przyjaciele odsunęli się nieco na bok, aby dać mi przestrzeń, kiedy nieznajomy wychodził z kawiarni. Zatrzymałem go, stając przed nim. Dopiero teraz dostrzegłem, że był dużo wyższy ode mnie, więc musiałem nieco odchylić głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Poliki na nowo zaczęły mnie piec, a palce mocniej zacisnęły się na papierowym kubku.
- To miłe, że kupujesz kawę obcym na poprawę humoru - powiedziałem, kątem oka dostrzegając przyjaciół, którzy gestem dłoni mnie poganiali. - Czy mógłbym dostać twój numer telefonu? Chciałbym się jakoś odwdzięczyć i tym razem to ja bym coś postawił - dodałem, ale szybko zrozumiałem, jak dwuznacznie mogło to brzmieć. - W-w sensie kawę albo obiad - dopowiedziałem, czując, że jeszcze bardziej się czerwienię na twarzy. Nie było mi jednak dane dostać jego odpowiedzi, bo zaraz poczułem, jak ktoś szturcha mnie ramieniem przez co wytrąciłem kubek z dłoni. Zawartość znalazła się na chodniku oraz moich ubraniach. Zmarszczyłem brwi, zauważając winowajcę tego zdarzenia.
- Oh, nie zauważyłam cię. I to jest ta twoja żałoba? Ewidentnie flirtujesz z tym kolesiem. Widać, jak bardzo opłakujesz ojca, Perez - powiedziała z uśmieszkiem na twarzy. Zacisnąłem usta, spuszczając wzrok, aby tylko nie patrzeć na Duene. Nie miałem teraz humoru na to spotkanie, ani jej głupie komentarze. - Nie masz nic do powiedzenia? Zabrakło ci języka w gębie?
- Dość, możesz go zostawić w spokoju? Wystarczy, że trujesz mu w pracy, tutaj tego nie musisz robić. Idziemy - Aracely stanęła między mną a kobietą, która jedynie prychnęła. Przyjaciele nie czekali dłużej, po prostu zabrali mnie spod kawiarni, prowadząc do domu. Musiałem się przebrać, ale straciłem ochotę na wychodzenie. Na dodatek straciłem szanse na randkę z nieznajomym blondynem.
-  Chyba trzyma się mnie pech - powiedziałem, kiedy byliśmy bliżej bloku. Jutro wracam do pracy, więc na pewno będę miał na głowie swoją wspaniałą menadżerkę. Ugh, jak ja mam jej dość.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {11/11/22, 04:58 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Stonowanym krokiem, powstrzymując się od śmiechu, włożył rękę do kieszeni i wyciągnął kluczy od samochodu. Leo postawił kubek z kawą przygotowaną na wynos na samochodzie i otworzył pojazd, żeby przełożyć zakupy i ułożyć je na późniejszy przejazd. Nie mógł wrzucić ich do bagażnika. Ten, nie dość, że mały to jednak będzie musiał pomieścić nieprzytomnego człowieka. Wszystkie torby z prezentami, głównie odzieżowymi, trafiły na tylnie siedzenie. Układane idealnie koło siebie. Gdy skończył, zamknął samochód, wziął kawę i skierował się z tabletem do wynajętego mieszkania. Dopiero gdy drzwi zostały zakluczone, twarz Leo przestała mieć ten dziwny wyraz jaki nosiła przed chwilą, a on wybuchł śmiechem prawie wylewając na siebie kawę. Westchnął lekko kończąc przypominanie sobie tego co się wydarzyło. Zdjął buty, przeszedł głębiej i usiadł z kawą sięgając po klawiaturę. W tym momencie, przypomniał sobie na nowo, całą sytuację jaka miała przed chwilą miejsce i znów zaczął śmiać się.
_____Całą tą komedię rozpoczął Nicolas przyjmujący prezent. Cóż, gdyby się nie zgodził, byłoby to bardzo nudne spotkanie, zwłaszcza, że postanowił mu nagrodzić fakt, że w końcu wyszedł z domu. Nawet podziękował! Na co Leo mógł tylko uśmiechnąć się i przełknąć swój narastający w gardle śmiech. Gdyby wiedział wszystko pewnie zachowałby się zupełnie inaczej, ale cóż – nawet w żałobie zachowywał się jak dobry człowiek – dziękował za drobne uprzejmości, jak kobieta przepuszczona w drzwiach. Leo był trochę wyższy i nawet pogrążony w swoich rozmyślaniach oraz skupiając się na nie prychnięciu śmiechem, zdołał zauważyć czerwoną skórę na polikach. Zawstydzenie? Może to było coś innego. Blondyn nie przejmował się dłużej, zwłaszcza, że przyszła kolej na jego zamówienie. Złożył je zgodnie z poleceniem i dostając kubek, wyszedł zderzając się prawie z Nicolasem. Z dużymi oczami wpatrywał się w niskiego chłopaka przed nim, który mówił o uprzejmości, po chwili pytając o numer telefonu. Prychnął wtedy lekko, ale zamierzał go podać, bo czemu nie. To byłoby komiczne, gdyby jeszcze poszli na randkę, a potem go porwał. Co prawda byłby to niesamowicie niebezpieczny trop, a takich się nie zostawia, ale co tam. Wystarczyło nadpisać kilka danych na smartphonie. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć i podać cyferki – ktoś postanowił wtrącić się do tej przezabawnej scenki. Leo przyglądał się temu ze zmarszczonymi brwiami. Głównie zastanawiając się co zrobić teraz z kawą, która nieszczęśliwie wylądowała na ziemi. W końcu los tej kobiety był przesądzony jak tylko przerwała im i sprawiając, że stracił z oczu Nicolasa. Spojrzał na zadowoloną z siebie kobietę i po prostu odszedł próbując powstrzymać śmiech, który w nim już kipiał.
_____Teraz, siedząc w domu, spojrzał na kubek kawy kończąc kolejną salwę śmiechu. Została wykonana idealnie według polecenia Eve, smakosza czarnego płynu. W połowie nawet nie wiedział co znaczą słowa, które przedstawił bariście, ale otrzymany płyn miał być bardzo dobry, zwłaszcza jak przeleje go na zimny kruszony lód. Westchnął ciężko i wstał z fotela idąc do kuchni po ten lód i kubek. W tym momencie poczuł wibrację w kieszeni. Telefon informował go o przychodzącym połączeniu. Widząc osobę, którą miał podpisane jako „słodziak”. Eve.
– Nom? – odebrał połączenie nie spodziewając się nikogo innego niż niskiego Włocha po drugiej stronie. – Co się stało?
– Byłeś na zakupach? – pytający ton brzmiał na lekko niezadowolony. Jakby się dąsał o coś. Leo dość szybko zrozumiał o co chodzi wzdychając lekko, na co dostał bardzo szybko odpowiedź. – Mam nadzieję, że nie kupiłeś Marii czegoś lepszego niż mi.
– Marii i Annie nigdy nie kupuję czegoś co jest w tej samej kategorii co produkty, które spodobają się tobie i Sarze.
– I prawidłowo!
_____Eve odpowiedział bardzo głośno, a w tle słychać było szamotaninę z czymś. Ten odgłos bardzo zainteresował Leo. Na tyle, aby zadać pytanie, bo wiedział… to może być odgłos psów, ludzi albo coś popsuli. I bądź co bądź – ostatnia opcja była tą najgorszą. Nie wykonalne było zapytanie wprost, bo Włoch będzie kręcił kółeczka zamiast odpowiadać na pytania, jeśli coś się wydarzyło. W końcu już tydzień byli prawie wszyscy w bazie. To był ten czas, aby ktoś coś popsuł.
– Gdzie teraz jesteś? – spytał luźno sięgając po wysoki kubek. – Jesteś teraz zajęty?
– N-Nie? Siedzimy z Marią i Fio w salonie – jego głos zadrżał.
– Świetnie. Kupiłem tą kawę, barista zrobił ją jak należy. Jak dużo mam nałożyć lodu? – spytał od razu, jakby nie zwracając uwagi na niepewność w odpowiedzi chłopaka. Słysząc ciszę po drugiej stronie oraz dramaty dziejące się w tle. Postanowił mówić dalej. – Pamiętasz to zamówienie, które miałeś złożyć? Podałeś mi je kilka dni temu, o tym mówię.
– A! O tym mówisz. To tak, kubek do połowy napełniony pokruszonym lodem i to zalewasz kawą.
– Jak mocno pokruszony?
– Hm… Dobre pytanie, takie kosteczki małe?
– A co to znaczy małe kostki? Przybliż mi to.
– Coś na wzór kilka milimetrów szerokości, wysokości?
_____Przez kolejną chwilę, przygotowując sobie kawę zgodnie z poleceniem Eve, rozmawiając z nim o wszystkim innym niż o tym co się działo, czuł, że rozluźnił chłopaka. No, bądźmy też szczerzy, że nie trzymali siebie nawzajem pod kontrolą, a traktowali jak rodzinę. Włoch nie był więc przygotowany, kiedy dostał następne pytanie i odpowiedział płynnie bez zająknięcia.
– Co to popsuliście?
– Fio zwariował i postanowił wyciągnąć drzwi od twojego pokoju. Wiesz, te na zamek na odcisk palca?
_____Zaśmiał się Eve, w którego w tym momencie wbił spojrzenie Fio, a zaraz za nim Maria. Co prawda sami zadzwonili do Leo, bo wiedzieli, że się dowie, chcieli wiedzieć, ile mają czasu na naprawę. Gdy w jego głosie nie było nic związanego z wkurzeniem, a raczej Eve wyczuł rozbawienie – postanowili trzymać go jak najdłużej w niewiedzy, aż naprawiają co Fio popsuł. Teraz jednak, Eve wygadał się. Maria rzuciła sprzętem o podłogę i westchnęła ciężko. Norweg jednak przyglądał się uważnie Włochowi siedzącemu na kanapie, rozłożonemu jakby był na plotkach, a nie na poważnej misji, aby złagodzić ich wyrok. Cóż, blondyn szybko złapał co zrobił i w pośpiechu rozłączył połączenie spoglądając na nich z przerażeniem w oczach, które starał się ukryć za uśmiechem jakie posyła psocące dziecko. Nie udało im się jednak zacząć drzeć na siebie, gdy zaczął dzwonić telefon Fio. Wyciągnął go z tylnej kieszeni i odebrał przełykając głośno ślinę widząc, że to było połączenie od Leo.
– Naprawcie to do końca tygodnia. Ma być takie jak było przed dniem dzisiejszym. Jeśli cokolwiek się nie będzie zgadzało możecie się pożegnać z misjami, wyjazdami, nowym sprzętem i zabawkami.
_____Leo wyrzucił z siebie całą wiadomość jaką miął im do przekazania, po czym rozłączył się nie dostając odpowiedzi od nich. Wiedział, że się posłuchają. Zagroził każdemu z nich w tym momencie. Zarówno Maria, Fio jak i Eve byli fanami wyjazdów, nowych zabawek czy próbowania nowego sprzętu. Blondyn więc westchnął tylko do swojego ekranu i schował telefon, z kubkiem kawy idąc przed monitor, aby obserwować co takiego jeszcze zaserwuje mu Nicolas dnia dzisiejszego. Chociaż czuł, że raz skupi się na swojej pracy, zarabianiu poważnego hajsu szukając ludzi i sprzedając informację. I miał racje, coś ciekawego trafiło w jego ręce dopiero następnego dnia. Kiedy chłopak stanął twarzą w twarz z wkurwioną czarną krową. Przez popołudnie Leo zdołał zrobić jej taki bajzel w bankowości. Głównie tworząc gigantyczne odsetki na koncie męża, przez pomyłkę systemu. Jak wiemy, bank nie jest najlepszy w czyszczeniu takich rzeczy więc trochę straci pieniędzy. Po za tym zajął się jej dzieckiem. Znalazł je bawiące się w grupie rówieśników po godzinach szkoły i zapłacił kilku dryblasom, żeby pobili i ślicznie nakreślili na skórze litery LGBT. Żeby mama miała na co patrzeć gdy blizna się zagoi i pozostanie ślad, które nie można zmazać. Nic więc dziwnego, że następnego dnia w pracy – kobieta nie była szczęśliwa. O banku wiedzieć jeszcze nie mogła, ale przy dziecku musiała spędzić kilka godzin.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {14/11/22, 06:45 am}

Nicolás Pérez

         Powrót do pracy nie był dla mnie czymś ciężkim, cieszyłem się, że pozostali nie obchodzili się ze mną, jak z jajkiem, a ich kondolencje skończyły się na jednym razie, kiedy zdecydowałem pojawić się w pracy i poinformować menadżerkę, że szef pozwolił mi wziąć wolne, aby mogła zmienić grafik tak, jak będzie im wygodnie. Sama Duena nie była dziś w humorze, a na dodatek wyglądała, jakby nie spała całą noc. Pozostali nie wiedzieli co się stało, więc i ja nie pytałem, tym bardziej, że nie byliśmy przyjaciółmi. Nie obchodziły mnie jej problemy. Sam miałem swoje na głowie, tym bardziej, że cała rodzina zajmowała się sprawami pogrzebowymi. Pochowanie ojca było teraz dla mnie priorytetem, ale musiałem też wziąć się w garść, więc siedziałem dzisiaj w pracy, uśmiechając się i obsługując klientów.
- Mógłbyś tutaj sprzątać na bieżąco? Klienci widzą ten cały syf – usłyszałem chwilę po tym, kiedy obsłużyłem jedną z dziewczyn. Spojrzałem na kobietę, która patrzyła na mnie zmęczonymi, ale wściekłymi oczami.
- Nie rozdwoję się. Jakbyś nie zauważyła jestem w tej chwili sam na barze, bo kazałaś barmance zająć się zmywakiem w kuchni. Kiedy będę miał chwilę to sprzątnę wszystko - powiedziałem, powstrzymując się przed przewróceniem oczami.
- Nie obchodzi mnie to, w tej chwili masz tutaj posprzątać, za pięć minut sprawdzę czy to ogarnąłeś – powiedziała, po czym zniknęła mi z oczu. Westchnąłem zrezygnowany, po czym wziąłem się za sprzątanie, w międzyczasie obsługując kolejne osoby.
         Spokój nie trwał długo, a moja irytacją kobietą rosła z każdą chwilą. Nie dość, że wczoraj przeszkodziła mi w umówieniu się z przystojnym kolesiem, to teraz co chwilę truła mi o czymś. A to źle wypolerowane szklanki, niedołożone dodatki albo braki w syropach czy alkoholach. Granicę przekroczyła, kiedy zacząłem mnie obrażać, jak i pozostałych pracowników.
- Słuchaj, masz zły dzień, wszyscy to rozumiemy, ale nie masz prawa na nas przenosić swojego humoru. Co ci zrobiliśmy? Zaczynasz przekraczać granicę wszystkich dopuszczalnych rzeczy i zachowujesz się, jak żmija - powiedziałem, kiedy byliśmy sami przy barze. Zobaczyłem jej spojrzenie pełne gniewu i odrazy.
- Zastąp go na chwilę – zwróciła się do jednej z dziewczyn, która od razu stanęła za mnie na barze, zaś Duena zaciągnęła mnie na zewnątrz wyjście z zaplecza. Wyrwałem się jej, patrząc na nią uważnie.
- Z czym masz problem? Czy kiedykolwiek coś ci zrobiłem? Dopierdalasz mi na każdym kroku tylko dlatego, że wolę facetów. Aż  tak to cię boli? Wczoraj zachowałaś się po mistrzowsku, po prostu tylko pozazdrościć takiego charakteru... To, że miałem wolne od pracy nie oznacza, że chodziłem po mieście i imprezowałem czy podrywałem obcych kolesi, ale najwidoczniej, ty wolisz na to patrzeć inaczej - wziąłem głęboki wdech i kontynuowałem dalej. - Zauważ, że mój ojciec został zamordowany, cała moja rodzina to przeżywa, siostra mnie pilnuje, abym drugi raz nie próbował siebie zabić, naprawdę wczoraj próbowałem... Próbowałem wrócić do normalnego życia, a ty jak zwykle musisz się w nie wpieprzać i wszystko psuć. Zadowolona jesteś z siebie? - zapytałem, jednakże kobieta milczała, patrzyła na mnie uważnie, najwidoczniej zastanawiając się nad swoimi słowami.
- Nie tylko ty posiadasz problemy. To, że sypiasz z facetami jest obrzydliwe, ale to, co zrobiłeś mojemu dziecku...
- Że co? Ja nawet twojego dziecka na oczy nie widziałem. O czym ty mówisz? - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o czym kobieta mówi.
- Jakimś dziwnym przypadkiem, mój syn został wczoraj napadnięty... Pobili go i nakreślili znajome ci litery. Nie udawaj, że o niczym nie wiesz! Chciałeś się w ten sposób na mnie zemścić, płacąc jakimś chuliganom, aby skrzywdzili moje dziecko! - krzyknęła, drżącymi rękoma wyciągając telefon, po czym pokazała mnie zdjęcie, które przedstawiało jej syna z nakreślonymi literami. „LGBT”... Spojrzałem na nią, po czym wzrok ponownie utkwił w zdjęciu. Było to coś okropnego, ale nie mogłem powstrzymać się od prychnięcia.
- Ty naprawdę myślisz, że zrobiłbym coś takiego? Oszalałaś! Nie wmówisz mi, że to ja komukolwiek zapłaciłem za skrzywdzenie ci dziecka. Jak możesz tak w ogóle myśleć?! Przykro mi, że stało się coś takiego, ale nie mam z tym nic wspólnego - powiedziałem. Jakim cudem mogło jej coś takiego przyjść do głowy?
- Myślisz, że ci uwierzę? Ten napis... To oczywiste, że masz z tym coś wspólnego! Zepsułam ci randkę, po czym parę godzin później coś takiego spotyka moje dziecko! Jesteś pedałem, który udaje tylko takiego miłego. Pewnie swojego ojca również kazałeś komuś sprzątnąć – powiedziała. Te słowa sprawiły, że straciłem panowanie nad sobą. Zacisnąłem dłonie, tworząc dwie drobne pięści i zagryzłem dolną wargę.
- Czasami mam ochotę cię zabić, nawet teraz najchętniej bym to zrobił, ale nie jestem mordercą, nie jestem żadnym kryminalistą. Choć nie ukrywam, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby ktoś taki, jak ty umarł - powiedziałem, czując, jak przepełnia mnie złość.
- Duena? - spojrzałem przez ramię kobiety. Dostrzegłem mężczyznę, który jest jej mężem. Nie raz go widziałem, kiedy po nią przyjeżdżał.
         Odwróciłem się na pięcie, aby wrócić do środka, choć miałem ochotę uciec stąd i zaszyć się w mieszkaniu. Stanąłem w drzwiach, słysząc co jeszcze do niej mówi.
- On ci groził? Duena, musisz to zgłosić na policję. - Zamknąłem za sobą drzwi. Menadżerka nie wróciła, jeden z kelnerów poinformował nas, że musiała jechać do szpitala, nie podając głębszego powodu. Czułem ulgę, ale jednocześnie miałem wyrzuty sumienia przez własne słowa. Wyciągnąłem telefon dopiero teraz dostrzegając wiadomość od Lupity.

[Pogrzeb będzie za dwa dni, mama nie chcę zapraszać dalszej rodziny. Dlatego będzie skromne grono bliskich, weź wolne.]

         Przeczytałem wiadomość jeszcze raz, po czym zacisnąłem palce na telefonie. Pogrzeb ojca... Chyba nikt nie jest na to gotowy. Lupita i wujek jako jedyni starają się rozsądnie myśleć o wszystkim. Najgorsze jest to, że nadal nie wiadomo kto był sprawcą morderstwa, kto tak zmasakrował ciało ojca, naznaczając je jednym słowem i pozbywając genitaliów. Syn Dueny również został naznaczony przez skrót, czy to rzeczywiście miałoby ze mną cokolwiek wspólnego? Nikogo nie opłaciłem, w moim gronie znajomych oraz rodziny nie znajdował się nikt, kto byłby zdolny to tego. To zwykły przypadek... Nic więcej.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {18/11/22, 07:21 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Siedząc w innym kraju Leo miał kilka zadań na głowie. Wchodziły w tą listę, poza zwyczajową pracą, także zadbanie, aby dzieci pozostawione same sobie w domu miały co jeść, czym się bawić i nie robiły sobie nawzajem krzywdy z nudów. Na tą chwilę w domu przebywali wszyscy poza Gregorim, który wyjechał ze swoimi ochroniarzami na targi w Afryce. Przede wszystkim był handlarzem bronią, potem ich teoretycznym przywódcą i głową swojej firmy. Informator nie był tym do końca zainteresowany, reszta grupy też nie lubiła takich okazji. Wpatrywał się w ekran przed nim słuchając tego co miała do powiedzenia Anna w sprawie raportu. Widocznie siedziała przy Wolfie, który coś robił w tle. Nie miał pojęcia kto tam jeszcze siedzi, ale to nie miało znaczenia. To co mu mówi – nie jest ważne, kiedy wraz z Fio wypełniła swoją misję. W pewnym momencie mężczyzna podniósł dłoń gestem pokazując, żeby kobieta przestała mówić. Wzrok skierował na monitor ustawiony z boku przyglądając się uważnie co tam się dzieje. Jego słuchawka w uchu poinformowała go, że sytuacja jest ciekawa i powinien zajrzeć. Nie przeliczył się.  Kamera ustawiona zaraz koło wejścia jest idealnym zabiegiem, jeśli chodzi o bezpieczeństwo lokalu. Czasami jednak źle ustawiony sprzęt łapie nie to co powinien. Tak było w tym wypadku. Obraz mający za zadanie sprawdzać tylnie wyjście z zupełnie innego przybytku widział co działo się przed miejscem, gdzie pracował Nico. Kłótnia, chociaż dla Leo wyglądało to bardziej jak dobra dyskusja, skończyła się, gdy kobieta odeszła do samochodu. Blondyn nie musiał długo przyglądać się ekranowi. Właściwie to wiedział już wszystko co musiał. Obrócił się do innego monitora z lekkim uśmiechem na ustach.
– Ugh. – odezwała się Anna siedząca na połączeniu z nim. – Wydarzyło się coś dobrego czy nadal jesteś zły?
– Oh. Nie możesz stwierdzić? – zaśmiał się i kobieta od razu rozluźniła ramiona. – Oczywiście, że się cieszę. Nie będę musiał siedzieć tutaj dłużej.
– Serio?!
_____Zanim Anna zdążyła zareagować i pogratulować w ekranie pojawił się Fio, wyraźnie uradowany faktem, że Leo wraca do domu. Rozmowa, którą musiał przeprowadzić z rudzielcem nie była tym razem nacechowana agresywnie. Właściwie blondyn sam nie wiedział, dlaczego, ale widać mieli dość tego jak zarządzał wszystkim Ivan na miejscu i potrzebowali, aby wrócił. Leo mógł tylko zaśmiać się, bo prawdą było, że nie mógł zadbać o detale z pozycji fotela w Hiszpanii.
– To, kiedy będziesz? – spytał w końcu Fio przybliżając się niebezpiecznie do kamerki, jakby to miało coś zdziałać. – Chyba nie zamierzasz kazać nam na siebie kolejne tygodnie?
– Um. Właśnie dowiedziałem się kim jest trzeba osoba. – spojrzał na ekran, gdzie dostawał informację z telefonu Nicolasa. Z tajemniczym uśmiechem zaczął mówić. – Będę za dwa dni.
_____Nie siedział długo z nimi na rozmowie, nawet ktoś tak odciągnięty od rzeczywistości wiedział, że zabójstwo i porwanie to dużo planowania i szybkiego działania, żeby bezpiecznie wykonać w dwa dni. I jeszcze miał dojechać do domu! Otworzył więc folder z informacjami, które zebrał do tej pory przyglądać się uważnie co takiego mógł zrobić na szybko. Przeleciał wzrokiem zatrzymując się na pewnej wzmiankę, którą mógł użyć. Następnie spojrzał na nagranie z mieszkania Nicolasa, w którym siedziała jego siostra. Niestety, musiał poczekać na odpowiedni moment i wkraść się do środka, zebrać odciski palców. Taki moment nastąpił jak tylko kobieta poszła spać. Za pomocą dorobionego klucza wszedł jak do siebie i zebrał odciski palców w zupełnej ciszy. Całość akcji zajęła mu 15 minut. Nawet jakby ktoś się zorientował – nie zareagowałby na czas. Specjalnie, gdy mówimy o samotnej kobiecie. Jakby nigdy nic wyszedł i zamknął drzwi. Zebrał sobie więc cały plan działania. Włącznie z wyjazdem i zaczął pod osłoną nocy znosić swoje rzeczy i je pakować. Nie miał aż tak dużo czasu jakby chciał mieć. Przywracając mieszkanie do stanu, jakby nigdy go tutaj nie było, położyć się i zdrzemnął.
_____Nad ranem, przed mieszkaniem Dueny Lopez, stał wypożyczonym samochodzie dostawczy, który czekał aż tylko dwójka przyjdzie do domu ze szpitala. Leo nie zamierzał bawić się zabijanie dwójki w ich własnym domu. Kobieta zamierzała zniknąć, zwyczajnie, jak to mają w planach ludzie z liczną liczbą problemów. Zanim przyjechali wślizgnął się nasypując środków nasennych do jedzenia oraz napojów. Znając ich zwyczaje – nie było mowy o pomyłce, że nie wezmą tego co powinni. Siła informacji w takich momentach mogła przerażać, Leo jednak przyzwyczajony, że wszystko idzie jak on chce, siedział i czekał przeglądając co dzieje się na świecie. Odczekał 30 minut z zegarkiem w ręku i wysiadł z samochodu z czarnym plecakiem. Otworzenia starego zamka nie było problemem, już pomijając fakt, iż chwilę temu także go otwierał i pamiętał kombinacje. Mieszkanie nie było piękne, wystrojone i czyste, ale widać było, że mieli do czynienia ze spokojną rodziną. Ludźmi nie robiącymi innym problemów, bo sami mieli swoje. Wszedł spokojnie uważając, aby nie zakłócić panującej ciszy. Stawiając ostrożnie kroki zjawił się w sypialni, gdzie znalazł dwójkę śpiącą w bardzo nie uroczy sposób. Otwarte usta, dziwne pozycje, rozmyty i źle zmyty makijaż. Westchnął lekko i wziął się do roboty. Musiał przenieść tą krowę gdzieś indziej. W zamyśle miał upozorować rabunek. Wynoszenie tej kobiety nie miało sensu. A jej zniknięcie byłoby niewykonalne bez pozostawiania śladów. Leo był natomiast duchem, oni nie zostawiali śladów.
_____Przytargał ciało do łazienki i włożył do wanny, gdzie zakneblował usta kobiety, która na pewno obudzi się z powodu bólu w ciągu kilku minut. Złapał za jej przedramię i wyciągnął strzykawkę wraz z małym flakonikiem czegoś. Był to lek zwiotczający, który podał w każdą z czterech kończyn. Wiedział, że ślady po tym zostaną na jakieś kilka godzin. Idealnie tyle powinien spać mąż, niczego nie świadomy, w pomieszczeniu obok. A żeby on spał – Duena nie mogła się odzywać i krzyczeć. Faceci są na dobrą sprawę mniej wrażliwi na dźwięk, ale nigdy nie wiesz. Blondyn, przynajmniej, nie zamierzał ryzykować. Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy robi taki numer. Schował pustą strzykawkę do plecaka i po pięciu minutach złapał za nóż kuchenny nanosząc na niego odciski palców Nicolasa. Przy okazji sięgnął do kieszeni i dla własnej przyjemności postanowił zostawić coś jeszcze. Do wanny wrzucić biały, krótki włos, który znalazł w mieszkaniu Nicolasa i zabrał w przypływie jakiejś dziwnej irytacji. Powiedzmy, że nie każdy sprząta idealnie i dokładnie cierpiąc z powodu straty ojca.
_____Ostrze noża kuchennego wbił w nadgarstek kobiety i prostym ruchem zrobił nacięcie po łokieć. Nie do końca trafiając w żyły i tętnice. Zrobił więc obok kolejne, znów nie trafiając. Czy robił to specjalnie? Tak. Musiało wyglądać na szybką i nie precyzyjną robotę. W końcu w hotelu wykazał się finezją, a w przypadku tego pierwszego gościa – okrucieństwem. Tutaj zamierzał zostawić inne, zupełnie idiotyczne poszlaki. Policja będzie miała tylko jeden czynnik łączący wszystkie te elementy – Nicolasa Pereza. Jak można się spodziewać, Duena obudziła się, nawet będąc pod silnym środkiem usypiającym ciężko zostać uśpionym, gdy masz ochotę wyć z bólu. Gdy otworzyła swoje oczy zobaczyła mężczyznę ubranego na czarno z nożem w ręki, robiącego nacięcia na jej ręce. Chociaż chciała, nie mogła nimi ruszyć, jakby tylko jej głowa się obudziła. Wszystko inne pozostawało nieruchome. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Widziała ze łzami w oczach jak jej jedna ręka została krwawi bardzo obficie, a w drugą właśnie wbija się ostrze. Leo nie zwracał na kobietę uwagi. To, że się obudziła było do przewidzenia, on miał coś do dokończenia.
_____Ostatecznie zrobił pięć nacięć na ciele kobiety. Przez pierwszą godzinę obserwował, jak wykrwawia się powoli z długi nacięć na rękach. Gdyby trafił w żyły, proces byłby o wiele szybszy. Francuz jednak lubował się torturach mentalnych i patrzeniu na przerażony wzrok kobiety widzącej krew, lecz nie mogącej ruszyć niczym poza głową. Dostarczało mu to frajdy. Głównie chodziło tutaj o pozostawienie jej w tym stanie umysłu jak najdłużej – takiej nadziei, że ktoś ją uratuje. W końcu mąż śpi za ścianą. Gdy w końcu ilość bólu zmalała, bo ona sama traciła kontakt z rzeczywistością – wykonał ostatnie cięcie. Rozcinając szyję i bardzo szybko zabijając kobietę. Nie mógł pozwolić sobie, żeby jakimś cudem to przeżyła, gdy widziała jego twarz. Czy pamiętała go? To nie było istotne. Zostawiając tak wszystko, upewnił się czy nie zostawił żadnych niechcianych śladów i wyszedł z mieszkania pozostawiając drzwi otwarte i dwa brudne ślady pod drzwiami wyciągając buty ze swojego plecaka. Z uśmiechem wsiadł do samochodu i odjechał wjeżdżając w powoli powstający ruch. W końcu każdy śpieszył się do pracy.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {26/11/22, 05:41 pm}

Nicolás Pérez

         Przekręciłem się na prawy bok, kiedy po raz czwarty zadzwonił mój budzik. Niechętnie podniosłem się do siadu, przeciągając się i cicho przy tym mrucząc. Spojrzałem w stronę balkonu, na którym stała moja siostra, popalając papierosa. Wrócił jej nałóg, ale wcale nie byłem tym zaskoczony. Śmierć ojca odbiła się na całej rodzinie. Założyłem koszulkę, żeby nie wychodzić na zewnątrz w samych bokserkach. Przesunąłem drzwi, po czym poszedłem do barierki, opierając się o nią wygodnie rękoma.
- Dzisiaj wrócę do siebie. Muszę przygotować sobie wszystko na pogrzeb. Poradzisz sobie beze mnie? - zapytała, gasząc papierosa, po czym spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem. Co prawda, nie było z czego się cieszyć, jutro mamy pochować ojca, to nie jest powód do radość. Może i zdradzał matkę, ale na pewno nie powinien za to ginąć. Na dodatek, nie mamy pewności, że rzeczywiście ją zdradzał.
- Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie. Wystarczająco dużo czasu mi poświęciłaś, dziękuję - powiedziałem, obejmując ją jedną ręką w tali, zaś głowę oparłem o jej ramię. Teraz pewnie bym jej wytknął, że jest wielkoludem i śmialibyśmy się z tego, ale teraz nie to miałem w głowie. Miałem nadzieję, że uda nam się wrócić do zwykłego trybu życiu, gdzie cieszyliśmy się każdym dniem.
- Dobrze wiesz, że mimo wszystko, zawszę znajdę dla ciebie czas. Obowiązkiem starszej siostry jest opiekowanie się młodszym rodzeństwem - oznajmiła z krótkim śmiechem. W odpowiedzi ode mnie dostała krótkiego buziaka w polik, choć było z tym ciężko, bo musiałem stanąć na palcach, aby móc swobodnie dosięgnąć miejsca.
         Wspólnie zjedliśmy obiad, po czym wziąłem się za szykowanie do pracy. Liczyłem dzisiaj na spokojniejszy dzień, choć wiedziałem, że Duena nie da mi spokoju. Nie mówiłem nikomu o jej oskarżeniach, ani o synku, który został przez kogoś naznaczony. Czułem obrzydzenie do tych osób, ale również do kobiety, która oskarżała mnie bez żadnych dowodów. Czy naprawdę ktokolwiek myśli, że byłbym w stanie coś takiego zrobić? Okej, nie lubię homofobów, ale nie dałbym rady skrzywdzić kogoś. Z tymi myślami wyszedłem z wanny. Sięgnąłem po ręcznik, którym się od razu wytarłem i owinąłem wokół bioder, aby nie narażać swojej siostry na utratę wzroku. Oparłem się dłońmi o umywalkę, zerkając na swoje odbicie. Wyglądałem już nieco lepiej, prawdopodobnie dlatego, że się wyspałem i tej nocy nie męczyły mnie koszmary.
- Odprowadzę cię do pracy - powiedziała, kiedy tylko wyłoniłem się z łazienki. Lupita właśnie pakowała swoje rzeczy. Szczerze mówiąc, jej obecność ani trochę mi nie przeszkadzała, dlatego wiem, że znów będę czuł pustkę, kiedy wrócę do mieszkania.
- Boisz się, że trafię? - parsknąłem śmiechem, palcami przeczesując włosy. - Okej, okej. Dam ci się odprowadzić - uśmiechnąłem się delikatnie, kierując się do swojego pokoju, aby ubrać się i ogarnąć włosy, które teraz były w nieładzie.
- A może wpadniemy do tej kawiarni o której mówiłeś? Jest jakaś szansa, że trafisz na tego przystojniaka - stanęła w progu, zerkając na mnie uważnie, po czym podeszła i zabrała mi szczotkę, by zacząć delikatnie przeczesywać nią moje włosy.
- Nawet jeśli, to wątpię, by chciał rozmawiać z kimś, kto robi takie sceny. Wolałbym się przez jakiś czas tam nie pokazywać... - westchnąłem. Szczerze mówiąc, wolałem zaczekać, aż będzie dobry moment. Myślę, że mężczyzna może o mnie dość szybko zapomnieć, choć ja wyraźnie sobie zapisałem jego rysy twarzy, kolor włosów czy oczu. Stroju nie pamiętam, tak samo tego jak bardzo był umięśniony i czy w ogóle był.
- Nie będę naciskać, ale facet zapłacił za twoją kawę i twój smutny wyraz twarz był tego powodem, ale na bank to przez oczy. Te dwukolorowe paczałki działają na innych cuda - uśmiechnęła się szeroko, ale szybko krzyknęła, kiedy uszczypnąłem ją w udo. Żałuję, że nie udało mi się wziąć jego numeru, ale czy będę za tym rozpaczał? Na pewno nie, bo jak nie ten, to inny się znajdzie, chociaż teraz nie miałem siły na randkowanie.
         Na szczęście skończyliśmy temat mojej niedoszłej randki i przebrałem się w coś wygodnego, ale również nadającego się do pracy. W międzyczasie złapałem za telefon, kiedy dostałem wiadomość o Alex'a. Zdziwiłem się, że do mnie napisał, ale jednocześnie ucieszyłem, bo nie odzywał się do mnie długo, a bardzo mi tego brakowało. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy przeczytałem treść wiadomości. W końcu będzie chciał się spotkać i na spokojnie porozmawiać o tym co się wydarzyło. Chyba zrozumiał, że między nami nic więcej nie będzie, a ten pocałunek był wielką pomyłką.
- Idziemy - powiedziałem, chowając telefon, po czym wyszliśmy z mieszkania. Pomogłem siostrze z torbą, która ważyła więcej, niż się spodziewałem, ale jakoś to dzielnie zniosłem.
         Po wejściu do pracy zdziwiło mnie, że nie było nigdzie menadżerki, która zwykle witała mnie chłodnym spojrzeniem. Rozejrzałem się po sali, po czym poszedłem na zaplecze, gdzie nigdzie jej nie było. Zmarszczyłem brwi, ale szybko podpowiedziałem sobie, że zajmuje się dzieckiem i pewnie wzięła trochę wolnego. Nie ukrywałem uśmiechu, który zawitał na mojej twarzy. Atmosfera z pracy zrobiła się nieco luźniejsza oraz przyjemniejsza, dlatego chętnie stanąłem za barem, gdzie obsługiwałem kolejnych klientów, rozmawiając od czasu do czasu z drugim barmanem i kelnerkami. Praca tym razem przebiegała w miłej atmosferze bez żadnych kłótni czy rozkazów. Radziliśmy sobie bardzo dobrze bez  Dueny i  chciałbym, żeby zawsze tak było.
- Jutro ktoś za mnie przyjdzie? - zapytałem, kiedy szykowaliśmy się już wszyscy do wyjścia.
- Powiedziałem, że sam sobie poradzę za barem, ewentualnie kelnerka mnie wspomoże. Nie martw się, pogrzeb jest ważniejszy – powiedział chłopak, który był ode mnie o dwa lata starszy i wyższy niemal o dwie głowy.
- Dzięki, po tym dniu nie wezmę wolnego przez rok - powiedziałem z delikatnym uśmiechem, po czym pożegnałem się i włożyłem słuchawki do uszu. Puściłem muzykę, aby w jej towarzystwie wrócić do mieszkania.
         Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, zdjąłem buty i odłożyłem torbę. Zapaliłem światło w salonie, rozglądając się. Lupity nie było, a cisza coraz bardziej mi się podobała. Chyba po tych kilku godzinach w knajpie, gdzie głowa boli od śmiechów i muzyki. Rozebrałem się do bokserek, zostawiając ubrania na podłokietniku kanapy i wyciągnąłem z lodówki sok pomarańczowy. Nie bawiłem się w przelewanie do szklanki, tylko wziąłem kilka łyków prosto z butelki. Odłożyłem napój na swoje miejsce. Zaliczyłem jeszcze łazienkę, aby umyć zęby i ziewając udałem się do sypialni, wcześniej gasząc wszędzie światła. Położyłem się na łóżku, o dziwo, bardzo szybko  zasypiając.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {01/12/22, 10:04 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Pozbycie się samochodu nie jest takie ciężkie, właściwie – było jedną z prostszych czynności jakie zostały Leo do zrobienia zanim zniknie na dłuższy czas z Hiszpanii. Biały samochód musiał zniknąć prawie bez śladu, skoro został zauważony w miejscu morderstwa, a nagranie z kamer na pewno zostanie sprawdzone. Aby zrobić z tego trochę normalniejsze przestępstwo niż to, które wystąpiło ostatnio – głównie z powodu nie tworzenia seryjnego mordercy – francuz postanowił zostać fakt, że istniała furgonetka i zmusić policjantów, aby poszukiwali jej. Czy ją znajdą? Oczywiście nie. Samochód został zabrany od razu na wysypisko i skup złomu, gdzie za dodatkową opłatą i pokazaniem dokumentów, maszyna została zniszczona na jego oczach stając się kawałkami blachy.
_____Co było następne na jego liście? Usunięcie śladów swojego istnienia z życia i mieszkania Nicolasa. Obecnie była godzina 14. Mieszkanie było okupowane przez dwie osoby i nie zrobi nic teraz, ale dostał dość dobrą informację, gdy ze słuchawką w uchu wrócił do swojego samochodu i zaczął układać rzeczy na tylnie siedzenie i przygotowywać specyfik w butelce soku. Siostra jego obecnego targetu w końcu zniknie z mieszkania pozostawiając pomieszczenia wolne od obecności człowieka na tyle długo, żeby wszedł tam i zabrał swoje kamerki. Pozostawił po sobie tyle śladów wskazujących na Pereza, że musiał w ciągu 24 godzin być za granicami kraju wraz z nieprzytomnym ciałem w bagażniku. Zajął się swoimi sprawa siedząc z komputerem w pobliskiej kawiarni, patrząc na przechodzących ludzi spod okularów przeciwsłonecznych. Szczęśliwie nikt go nie zaczepiał.
_____Gdy nadeszła odpowiednia godzina, wstał, zapłacił za swoja kawę i poszedł do samochodu chowając komputer, a zabierając komplet kluczy. Przy swojej pierwszej wizycie w mieszkaniu chłopaka, gdy pół roku temu zakładał kamery, wziął sobie odcisk kluczy i dorobił, gdy tylko miał wolną chwilę. Nie minął nikogo na klatce schodowej i wszedł do mieszkania z małym plecakiem na ramieniu. Przez godzinę chodził i ściągał wszystkie kamery i podsłuchy pozostawione w każdym możliwym miejscu, aby nic nie uciekło jego spojrzeniu. Gdy skończył z tym zadaniem wziął się za kolejną ważną czynności. Patrząc na grafik oraz zwyczaje żywieniowe Nicolasa, można było przewidzieć, że po pracy wypije sok pomarańczowy. Marka była znana, więc wystarczyło tylko zmienić butelki wyglądające identycznie z taką samą ilością napoju. Przed wyjściem z mieszkania upewnił się, że nikogo nie było na klatce schodowej i zamknął za sobą drzwi pozostawiając wszystko tak jakby nic się nie stało. Z pełnym plecakiem małych kamerek poszedł do samochodu, swojego Mustanga, który nie był idealnym pojazdem do wożenia gratów. Miał już na tylnym siedzeniu swoje sprzęty, prezenty dla ludzi i teraz wrzucił tam jeszcze plecak z kamerkami. Nie zapominając o walizce – nie było miejsca na nic innego. Normalnie, przynajmniej niektóre rzeczy wrzuciłby co tego małego, ale istniejącego bagażnika. Teraz jednak nie mógł, przez co czuł bardzo się bardzo ciasno w tym samochodzie. Mógł jednak tylko westchnąć do samego siebie i czekać aż Nicolas skończy swój ostatni dzień pracy i wróci do domu. W którym znajdzie się po raz ostatni. On już o to zadba.
_____Z uśmiechem na ustach pojawił się w drzwiach sypialni, którą kilka godzin wcześniej zwiedzał, aby zebrać kamerki. Oczywiście z zhakowanego telefonu wiedział, że chłopak wrócił do domu. O tym, że napił się oraz że poszedł spać. Teraz, pół godziny po teoretycznym zaśnięciu opierał się z uśmiechem o futrynę patrząc na śpiącego chłopaka. Podszedł do niego bliżej wiedząc, że na pewno śpi. Wprowadził do soku bardzo dużą dawkę środków na zasypianie, zrelaksowanie i inne. Upewnił się wcześniej u Natha, że taka mieszanka może być i nie wyrządzi szkód na dłuższą drogę. Odsłonił pościel i spotykając się z samymi bokserkami zastanowił się przez chwilę. Koniec końców jednak postanowił, że nie będzie go ubierał i zabierze tam jak jest. Związał dłonie oraz nogi za pomocą sznurka oraz opaski zaciskowej. Do ust nie włożył nic, lecz zakleił je szarą taśmą. Będzie bolało przy zdejmowaniu, ale średnio się tym przejmował. Bardziej nie chciał słyszeć krzyków z bagażnika jakby się okazało, że środek został zneutralizowany szybciej niż przypuszczali. Czekały ich cztery godziny drogi. Czy zamierzał zwyczajnie przerzucić ciało przez ramię i wynieść z domu? Oczywiście, że nie. Sięgnął za framugę do salonu, gdzie przy nim stało wielkie opakowanie na instrument. Nie była to gitara, a coś trochę większego. Wiolonczela. Idealnie mieściła się do bagażnika. Torba. Jeśli ktoś sprawdziłby wymiary okazałoby się, że nie jest to opakowanie na faktyczny instrument muzyczny, ale strażnik graniczny, który chciałby to sprawdzać – nie będzie miał pojęcia o idealnym wymiarach. Poza tym, po co go zatrzymywać na granicy w strefie Schengen? Nikt nawet nie zauważy, gdy ją przejedzie. Wystarczy tylko nie łamać zakazów i nie robić nic niebezpiecznego. Podszedł z torbą do łóżka i otworzył ją rozkładając zaraz koło krawędzi drewna. Następnie złapał chłopaka włożył jego ciało układając w pozycję boczną, lekko skuloną, aby zmieścił się idealnie. Zamek został zapięty prawie do końca zostawiając małą szparę na wymianę powietrza. Nie zamierzał udusić swojej nowej zabawki zanim zaczął się z nią bawić. Poprawił łóżko, torbę założył na ramię i wyszedł z mieszkania nie biorąc ze sobą nic należącego do Nicolasa. W końcu każdy przedmiot mógł pomóc mu w ucieczce, jeśli doszłoby do czegoś takiego.
_____Według planu włożył „wiolonczelę” do bagażnika i wyruszył w trasę. Hiszpania była piękna pod swoim względem szybkiego przemieszczenia się. Bardzo łatwo można było przejechać z jednego miasta do drugiego przez przecinające góry drogi szybkiego ruchu. Po prawie dwóch godzinach drogi znajdowali się już we Francji, idealnie, aby podziwiać wschodzące słońce, które kryło się teraz między drzewami, gdy zjechali z głównej drogi na boczną. Ruchem ręki Leo włączył telefon i wykręcił numer do osoby, która mu teraz bardzo pomoże. Na desce rozdzielczej pojawił się numer podpisany jako „Sknera”, a z głośnika odezwał się ciężki głos, wyraźnej zaspanego kolegi.
– Za dwie godziny jakoś będę w domu. Przekaż reszcie. – odezwał się zanim usłyszał coś z drugiej strony. – Wiem, że jest trochę po szóstej, ale ty zasypiasz jak kury Harry.
– Bo mam wolne. – wydał z siebie niezadowolone stęknięcie, ale słychać było, że podnosi się z materaca. – Fio i Nath wystarczą, czy mam budzić wszystkich?
– Wystarczą. – Leo zaśmiał się po czym usłyszał z drugiej strony jeszcze jedno stęknięcie. Wiedział w głowie, że Harry podniósł swoje cielsko z łóżka, a był sporych rozmiarów. – Chociaż mam prezenty też dla reszty.
– Tak tak…
_____Brak entuzjazmu w głosie ciemnoskórego przyjaciela zakończył ich rozmowę i przyprawił Leo o mały uśmiech na twarzy. Taki prawdziwy. Blondyn miał teraz bardzo dobry humor. Wracał wcześniej niż zamierzał do domu, z prezentami, które zdążył kupić i z nową zabawką, na którą czekał pół roku. Jak tutaj nie być szczęśliwym? Po dwóch godzinach podjechali pod wielką starą rezydencję. Utrzymana w bardzo dobrym klimacie była prezentem od zmarłej matki i domem szlacheckim znajdującym się w środku lasu także należącego do niego. Otworzył pilotem bramę i wjechał stawiając samochód koło kilkunastu innych. Na schodach do domu stał już ubrany Harry oraz Nath i Fio z karabinem w rękach, którego trzymał jak przedszkolak przytulankę. Bał się, że Leo ich zdradził? Nie, raczej zabezpieczał swoje sumienie, bo jednak nie wiedział jak bardzo Leo jest zły z powodu drzwi.
– Witam wszystkich! – powiedział wesoło rozstawiając ramiona szeroko jakby miał wszystkich uścisnąć, ale widząc ich miny tylko zaśmiał się i otworzył bagażnik. – Tutaj jest moje cudo.
_____Wszyscy podeszli bliżej. Co prawda gdzieś im tam mignęły zdjęcia jak wygląda nowa zabawka Leo, ale nie przyglądali się zbytnio, bo będą mieli czas jak zjawi się tuż przed ich oczami. No i teraz był ten moment. Francus otworzył torbę, a Fio zagwizdał od razu z aprobata.
– Musisz mi dać go kiedyś na chwilę. – odezwał się Fio od razu zaglądając przed ramię Leo głębiej. – Wydaje się, że będzie dobry do zabawy po treningu.
– Co do treningu. – odezwał się Nath. – Jak długo zamierzasz go trzymać w piwnicy?
– Zależy. – westchnął Leo. – Nie mam pojęcia, ile wytrzyma. – odpowiedział niepocieszony po chwili z uśmiechem, jakby rzucał jakaś ciekawostkę odwrócił się do kumpli. – Wiecie, że dzisiaj jest pogrzeb jego ojca?
_____Mężczyźni zareagowali w różny sposób, ale ogólnie rozumieli o co chodzi Leo. Pożartowali jeszcze przez chwilę, a następnie zaczęli rozpakowywać samochód. Prezenty powędrowały do salonu, sprzęty na jego biurko, a ciało Nicolasa zostało wyciągnięte z torby i zabrane do podziemi, gdzie położone w ciasnej i ciemnej celi pozostawiono je nieprzytomne na materacu. W samym pomieszczeniu bez okien, z jedną parą drzwi, nie znajdowało się dużo. Kubeł w rogu, aby się załatwić. Wykonane z drewna biurko ze starym krzesłem i bardzo proste łóżko, aby stary i twardy materac nie leżał prosto na betonie. Na środku sufitu widniał mały punkt świetlny, który teraz zapalony będzie się już cały czas palił, a w najdalszym od drzwi kącie, przy suficie, wisiała kamera. Czy rozwiązali chłopaka zanim zostawili go za zamkniętymi drzwiami? Nie, bo po co. Niech się pomęczy, przestraszy. Tak Leo będzie miał więcej zabawy.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 07:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {06/12/22, 07:26 pm}

Nicolás Pérez

         Powoli otworzyłem oczy, czując, jak ciężkie powieki wcale nie chcą ze mną współpracować. Mruknąłem po nosem, wciskając mocniej policzek w materac. Coś mi jednak nie pasowało. Nie czułem zapachu swojego ulubionego płynu oraz miałem ograniczone ruchy w rękach, jak i nogach, a moje usta się nie otwierają. Zmarszczyłem brwi, od razu otwierając oczy. Ruszyłem się niespokojnie, po czym poczułem, jak coś wrzyna mi się w skórę. Syknąłem z powodu nieprzyjemnego bólu. Mój oddech przyśpieszył, a w głowie pojawiły się niekorzystne dla mnie myśli. Rozejrzałem się panicznie po pomieszczeniu, które nie było moją sypialnią, ani innym pokojem w mieszkaniu i na dodatek jestem przekonany, że nie znam tego miejsca. Zasnąłem w swojej sypialni, więc jakim cudem znalazłem się w innym miejscu? Zacząłem się wiercić, próbując pozbyć się wiązań, jak i taśmy, która widniała na moich ustach, ale to nic nie dało. Czy to był jakiś głupi żart? Jeśli tak, to na pewno nie było mi do śmiechu. Przekręciłem się na plecy, czując kolejną dawkę bólu, kiedy ręce wbijały mi się w plecy, ale musiałem podjąć próbę podniesienia siebie do siadu.
         Kilka minut kombinowałem, jak się podnieść, aż w końcu z odpowiednią siłą odepchnąłem się dłońmi od materaca i udało mi się usiąść. Pokój był mały, nijaki. Poza łóżkiem znajdował się stolik z jednym krzesłem, wiadro, lampka i kamera. Wpatrywałem się w nią uważnie, zastanawiając się czy na pewno działa. Poruszyłem usta, próbując pozbyć się taśmy ze swoich ust. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej, że wymagało to czasu i sporego wyczynu, a miałem wrażenie, że moje ciało nadal jest słabe, choć nie kojarzę, by był jakiś powód tego zmęczenia. Z ulgą odetchnąłem, kiedy taśma się częściowo odkleiła, więc ramieniem pomogłem ją sobie ściągnąć. Syknąłem, gdyż było to wyjątkowo bolesne.
- Gdzie ja jestem? Cholera... - powiedziałem do siebie, jakby to miało mi jakoś pomóc, po czym spojrzałem w kamerę. Musiała działać, a to musiał być głupi żart. - Wiem, że ktoś mnie obserwuje! Co to za głupi żart?! Nie jest to ani trochę zabawne! - krzyknąłem, ale szybko się uspokoiłem, kiedy poczułem, jak bardzo mam sucho w ustach.
- Kurwa... Takie pranki nie są śmieszne. Może ktoś tu przyjść i mnie rozwiązać? - Mówiłem, choć nie rozumiałem co to za sposób żartowania. Czy naprawdę ktoś był zdolny do robienia takich kawałów? Pierwszy przyszedł mi do głowy Alex, ale on miał dopiero dzisiaj wrócić, choć.... Czy to był cały czas ten sam dzień? Nie było okna, nie mogłam nawet stwierdzić czy jest dzień, czy noc. Czy to na pewno był żart?
         Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem, jak ktoś kręci się przy drzwiach, wstałem gwałtownie na równe nogi, co spowodowało, że boleśnie wylądowałem na podłogę. Nie przejmowałem się tym, że nabiję sobie parę siniaków, miałem to gdzieś, ale nie podobało mi się to miejsce oraz fakt, że jestem związany, na dodatek miałem na sobie wyłącznie bokserki. Pełzając po podłodze, próbowałem dostać się do drzwi. Po chwili pod drzwiami została przesunięta taca, na której było jakieś jedzenie.
- Hej! Co to ma być? - zapytałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Przeklnąłem pod nosem, z powrotem obracając się na plecy, aby usiąść i oprzeć się o ścianę. - T-to naprawdę nie jest śmieszne... - powiedziałem cicho, starając się zrozumieć, co dzieje się w tej chwili. Zostałem porwany? Jak? Przecież zasnąłem w swoim pokoju, nikt nie zdołałby mnie wynieść z mieszkania, nie budząc mnie przy tym. Jednakże, moi znajomi by tego nie zrobili. Co jak co, ale nie igraliby tak ze mną, tym bardziej, że miał być pogrzeb mojego ojca. Właśnie... Pogrzeb.


•••


         Aracely wraz z Alex'em i Felix'em stali przed drzwiami do mieszkania Nico, próbując po raz kolejny się do niego dostać. Ubrani na czarno, nie wiedzieli, dlaczego ich przyjaciel długo nie otwiera. Umówili się, że pojadą razem na pogrzeb, który miał się rozpocząć za godzinę.
- Nicolas! Jak zaraz nie otworzyć, to siłą tam wtargniemy - krzyknęła przyjaciółka, która już miała czerwone policzki ze złości.
- Może pojechał wcześniej? - zapytał Alex, który nerwowo stukał kolejną wiadomość do przyjaciela, ale nie uzyskał do tej pory żadnej odpowiedzi.
- Nie odpowiada, nie odbiera telefonu, nawet na wiadomości nie odpisuje... Co jeśli coś się stało? - spojrzała na Felix'a, który już wykonywał telefon do Lupity, siostry Nico. Dziewczyna szybko odebrała.
- Jest może już z wami Nico? Jesteśmy przed jego mieszkaniem od jakiś dziesięciu minut i nie otwiera, telefon też milczy - powiedział do słuchawki. Uzyskał szybką odpowiedź oraz informację, że wujek zaraz do nas dojedzie, aby otworzyć drzwi. Lupita była zaniepokojona faktem, że jej brat nie dawał żadnych oznak życia. - Musimy czekać - westchnął, nieco zmęczony
         Minęło około piętnastu minut, kiedy z ciężkim oddechem pojawił się Ramone z zapasowymi kluczami do mieszkania Nicolasa.
- Nico,  to my! - zawołał od progu, po czym wszedł w głąb mieszkania, ale było cicho, za cicho.
- Gdzie go wywiało? Nie odpuściłby sobie pogrzebu ojca - skomentowała Aracely, która poszła zerknąć do sypialni, jak i na balkon. Nie znalazła jednak Nico, tak samo pozostali nie widzieli, by chłopak gdzieś się zasiedział.
- Już wiem dlaczego nie odbiera - powiedział Felix, który rzucił do Alex'a telefon Nicolasa - On się nigdzie nie rusza bez telefonu - dodał. Wszyscy stali w salonie, zaniepokojeni całą sytuacją. Starali się wymyślić coś na usprawiedliwienie nieobecności przyjaciela, ale nikomu nic nie przychodziło do głowy. W końcu Nicolas nigdy nie zapomniałby o pogrzebie, tym bardziej swojego ojca, który miał zacząć się za mniej, niż godzinę.
         Wujek zaginionego chłopaka, kręcił się po pokoju, zastanawiając się co zrobić. Wysłał w międzyczasie wiadomość do swojej siostrzenicy, aby powiadomić ją o nieobecności Nico, co nieco ją zmartwiło, ale ktoś musiał siedzieć na pogrzebie, który tak czy inaczej miał się odbyć.
- Powinniśmy zawiadomić policję. Zzy Nico z kimś rozmawiał po pracy? - Alex spojrzał na pozostałych, ale nikt nie odpowiedział.
- Chyba nie myślisz, że ktoś mu coś zrobił? Cholera, musimy, jak najszybciej iść na policję i najlepiej do jego pracy - powiedziała Aracely, która od razu skierowała się do drzwi. Kiedy je otworzyła, za drzwiami stało trzech policjantów, którzy zamierzali zapukać do drzwi od mieszkania Nicolasa.
- Co jest... - wyszeptała, po czym cofnęła się do tyłu, wpadając na Felixa.
- Dzień dobry. Czy zastaliśmy Nicolasa Pereza? - padło pytanie, którego nikt z pozostałych się nie spodziewał.


•••


         Pragnienie było coraz silniejsze, ale nawet przez myśl mi nie przyszło, aby brać do ust coś podejrzanego. Nie wiedziałem kto mnie tutaj przytachał, ani w jakim celu, więc jak miałem zaufać tacy z jedzeniem? Przełknąłem gulę w gardle i odchyliłem głowę do tyłu. W brzuchu mi burczało, a to dlatego, że po pracy nie zjadłem nic, jedynie napiłem się soku.
- Wypuśćcie mnie! - krzyknąłem po raz kolejny. Byłem mi nieco zimno, ale i tak nie widziałem, bym miał czym się okryć,  więc na to nie mogłem nic poradzić. Miałem wrażenie, że temperatura jest sporo niższa, niż ta panująca w Hiszpanii.
         Ponownie podniosłem się z podłogi, ale tym razem robiłem to powoli, pomagając sobie ścianą za mną, po czym w krótkich podskokach dotarłem do łóżka, na którym od razu się położyłem i odwróciłem tyłem do kamery. Skuliłem się na tyle, na ile mogłem sobie pozwolić. Poczułem, jak pojedyncze łzy spływając po moich polikach, nieco mocząc materac. Nieświadomość tego, co się dzieje, jest przerażająca. Nie wiedziałem, co mogę dalej zrobić, niż czekać. Uwolnienie się z węzłów jest dla mnie niemożliwe, a też nie wiedziałem, ile tak będę skrępowany. Zagryzłem dolną wargę. Jeśli to nie był durny żart, ani sen, to co? Ktoś naprawdę miałby powód, aby mnie porwać? A może... Nie, nie, nikt przecież nie wynająłby kogoś, aby pozbyć się jednego homosia, który nie jest aż ta ważną osobą.
Ile minęło czasu od mojej pobudki? Czas pewnie płynął swoim tempem, a ja nie miałem, jak sprawdzić godziny, która mogłaby mi wiele powiedzieć. Przełknąłem gulę w gardle czując większą suchość w ustach, po czym zamknąłem oczy. Liczyłem na to, że gdy ponownie je otworzę, to wszystko okaże się tylko dziwnym snem. Zasnąłem dość szybko, mimo delikatnego chłodu.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {10/12/22, 06:58 pm}

Your personal death wish  Andrea-Leo-N-geli-1

_____Powrót do domu zawsze jest miły. Zwłaszcza po długiej nieobecności, gdzie ludzie oczekiwali aż w końcu zobaczą cię na żywo. Zaraz jak tylko Nicolas został wrzucony do swojego pokoju, Leo poszedł do siebie mijając korytarze i patrząc jak nic się nie zmieniło. Te same drewniane podłogi, złote dodatki, drewniane stoliki, zadbane i czyste zasłony powieszone w oknach. Aż chciało się spytać kto tutaj tak zawsze sprzątał, ale znał odpowiedź na to pytanie. Przeszedł przez szereg kolumn i przejść, aż w końcu doszedł do wielkiej Sali balowej, która przestała do tego służyć. Z prawej strony stało przestawione pianino, a z lewej dobrze zaopatrzony barek z czterema hokerami. Dwa były zajęte. Siedział tam Eve oraz Maria, którzy widząc go w drzwiach od razu zamarli w swoich ruchach i rozmowie. Głębiej w pomieszczeniu nie można było zastać stolików i krzeseł. Wszystko to było wstawione pod zamurowane przejście. Koło góry poskładanych krzeseł stały pudła z bronią i serwery, które swoimi niebieskim światłem oznajmiały, że pracują. Zaraz koło nich, zagradzając wręcz przejście do pewnych drzwi, stało wielkie biurko z mnóstwem ekranów i bardzo wygodnym obracanym fotelem. Między jego stanowiskiem pracy, a pudłami broni i krzesłami stała ścianka, na której powieszone zostało kilka TV. Co zabawne, w tym całym zamieszaniu ukrył się kominek, który widać, że nie był używany przez lata. Wszystkie duże szklane okna zasłonięte czarnymi, ciężkimi firankami robiły tutaj półmroczny klimat. Jednak to nie było całe pomieszczenie. Wielka hala zajmowała całe skrzydło wielkiej, starej, willi. Na środku, dzieląc barek od pracy Leo, stały trzy kanapy i drewniany kwadratowy stolik. Cztery elementy zupełnie z różnych stylów nie pasowały do niczego.
– Leo! – Eve krzyknął odstawiając kubek z ciemnym napojem, który na pewno nie był kawą. – Jesteś! – wyskoczył z hokera robiąc krok w stronę mężczyzny, gdy został zatrzymany przez Marię, która pierwsza rzuciła się na blondyna przytulając się do niego jakby widziała matmę po latach. – Hej!
_____Niezadowolona twarz i wydętymi policzkami machała rękami, aby pokazać swoje niezadowolenie. Spotkało się to tylko ze śmiechem. Zarówno Leo, jak i trzeciej osoby. Ivana. Powracający podróżnik wyjrzał lekko widząc jak starszy Rosjanin podnosi się z kremowej kanapy z bardzo rozczochranymi włosami.
– Spałeś tutaj? – zaśmiał się lekko, przy okazji wyciągając wolną dłoń i kładąc na głowie niższego od niego chłopaka głaszcząc go lekko. – W twoim pokoju jest trup czy co?
– Nie żartuj z tego. – Siwiejący człowiek wiedział, że jego uczeń żartował, lecz trafił w prawdę, więc postanowił przedstawić całość historii. – Zabiłem go jak wrócili z zamachu. Od tamtej pory się rozkłada, bo zapomniałem o nim i teraz… – zmarszczył nos myśląc o cały czas przypiętym do ściany trupie. – Teraz tam strasznie capi.
_____Ciężko było się z tego śmiać. Jeszcze ciężej zażartować albo uznać za dowcip. Leo, bowiem wiedział, że to prawda, że faktycznie, znajduje się tam trup, które trzeba się pozbyć. Uspokojony Eve cały czas wydawał się niezadowolony, a wpół przytomna Maria potraktowała go jak jakieś drzewo i postanowiła niczym koala, objąć go jeszcze nogami. Już powoli miał dość tego bałaganu zastanawiając się czemu znalazł pijanego Eve i Marię, o godzinie porannej, u siebie w salonie. Westchnął tylko zrezygnowany. Zdjął dłoń z głowy Włocha i nie próbując walczyć z uściskiem kobiety, wszedł głębiej siadając na innej kanapie. Dopiero teraz, czując wielki dyskomfort spowodowany wbijającym się w żebra meblem, blondynka odczepiła się i zwyczajnie położyła się u jego butów.
– Ile ona wypiła? – spytał z rezygnacją wpatrując się w zachowanie półnagiej współpracowniczki. Ubrana tylko w jakiś podkoszulek i krótkie spodenki na pewno nie czuła się idealnie ciepło. Zwłaszcza w niedogrzanej hali. Nie otrzymując odpowiedzi, postanowił wyznaczyć kogoś do odpowiedzi. – Eve?
– Jakieś… pięć? – podrapał się lekko po policzku, po czym złapał za swoje włosy i zaczął je układać. – Butelki…Rumu.
– Cóż, jakoś się tego spodziewałem. – powiedział i oparł się totalnie ignorując kobietę, która niczym pies leżała u jego stóp. – Gdzie reszta?
_____Fio i Harry na pewno sprawdzali rzeczy w warsztacie, bo tam zanieśli prezenty i wszystko co Leo przywiózł ze sobą. Warsztat był pomieszczeniem, które kiedyś robiło za małą, letnią salę zabawową, z parkietem, barkiem, blisko ogrodu i basenu. Teraz, było to miejsce pracy Wolfa, koło którego zrobili małe miejsce do przesiadywania, nazwane świetlicą. Głównie dlatego, że Hiszpan zachowywał się jak niańka w przedszkolu, gdy ktoś przychodził tam z nudów i siedział mu nad głową. Nath po tym jak zostawił Nicola, za pewne pilnuje swojego stanowiska robiąc swoje badania. Maria, Eve i Ivan byli tutaj. Blondyn mógł łatwo wydedukować, że Anna, Sarah i Lou jeszcze spali. Właściwie, Lou można było czasem nie zobaczyć przez cały dzień, bo nie miał po co wychodzić z pokoju, gdzie zamontował sobie nawet małą lodówkę, aby pochować przekąski.
– Pytasz o Wolfa i Gregory? – Ivan od razu wiedział o kogo dokładnie chodziło Leo. Z uśmiechem na twarzy zadał pytanie, na które nawet nie trzeba było odpowiadać. – Zabrali się wczoraj do wioski. Greg do pracy, a Wolf jako jego szofer i potem ma pokazać, jak działa sprzęt.
_____Francus zrobił duże oczy, lecz reszta jego twarzy nie zmieniła mimiki. Nic nie wiedział o takich operacjach. Od kiedy Wolf ruszał się bez informacji ze swojego miejsca? On nawet do łazienki nie lubił wychodzić, jak miał nad czym pracować, a teraz wykonywał duży projekt dla nich. Co więc skłoniło opalonego mężczyznę z loczkami do wyjścia z brudnego warsztatu?
– Nowy samochód. – Rosjanin odpowiedział na nie zadane pytanie Leo. I widząc jego minę zaśmiał się. – Widzę, że przyjmujesz taką opcję?
– Jak najbardziej. Samochód jako prezent za nasze usługi jest zawsze dobrym samochodem, a nie jakimś gratem.
– Gregory potrafi czasem zaskoczyć. – odezwał się Eve siadając na trzeciej, wolnej kanapie. – Mają wracać za tydzień.
– No to mam czas, żeby nakrzyczeć na niego.
_____Leo wstał zabierając swoją stopę spod głowy Marii, która z cichym niezadowoleniem pozwoliła mu odejść. On skierował się do swojego stanowiska włączając komputer przypominający jakąś obcą cywilizację. Kolorowe rurki, kilkanaście wiatraczków, mnóstwo światełek migających. A przed jego oczami zaczęły rozświetlać się ekrany. Po wpisaniu hasła na jednym, umiejscowionym centralnie, wszystkie zaczęły wczytywać informacje, otwierać programy. Ze spokojnym uśmiechem na twarzy wpatrywał się w to wszystko i zrobił wdech pełnią płuc zamykając oczy. W końcu w domu.
_____Porwany chłopak nie obudził się do późnego popołudnia, co było zaskoczeniem, zwłaszcza ze strony Nath’a, który sądził, że wszystko szybciej ucieknie z organizmu. Widać, Nicolas pijąc sok z kartonu, a nie ze szklanki jak zwykle, sprawił, że napił się więcej niż było w planie. Leo jednak nie panikował, Nath także. Przygotowali jakieś jedzenie i postawili je przed drzwiami, w małym korytarzyku. Jak się obudzi, zacznie krzyczeć, ktoś da mu żarcie i tyle. Na początku i tak nie będzie miał z nimi kontaktu. Gdy więc w końcu został wykonany jakiś ruch w małej celi, Leo, mając dostęp do wszystkich kamer od razu skupił się na nagraniu. Co to zobaczył lekko go rozbawiło. Widać było, że miał jeszcze dużo energii. Zwłaszcza, że krzyczał po hiszpańsku. Jakby wiele osób rozumiało ten język. Teraz, w tym domu, tylko jedna. Zaskoczyło go jednak, jak szybko ktoś zareagował wsuwając jedzenie do celi. Od razu przeleciał na inną kamerę dostrzegając, że był to wyrwany z lektury Nath. Wyraźnie poirytowany całym tym krzykiem. Zamknął za sobą dźwiękoszczelne drzwi i skupił się ponownie na książce. Po kilku godzinach, o dziwo, Nicolas na nowo zasnął. Nie dotknął jedzenie, nie dotknął wody. Nie zrobił nic. W tym, nie uwolnił się z więzów. Leo wykonał więc telefon do Harrego, który na pewno gdzieś siedział i zajmował się swoimi zabawkami. Odebrał od razu telefon.
– Maluch się obudził i jak się spodziewaliśmy, nie potrafi nic. – zaśmiał się do telefonu włączonego na głośnomówiący. – Możesz do niego podejść z kimś i uwolnić?
– Z kim?
_____Harry nie zrobił jakiś żalów Leo, że sam nie poszedł po to, bo wiedział, że blondyn na pewno na mnóstwo roboty po przyjeździe i nie mylił się za bardzo. Zwłaszcza gdyby zobaczył na te wszystkie programy liczące kody, excele z wynikami i wyszukiwania wyników z darkweebu. Leo powiedział mu, że najbliżej się Lou, bo u siebie w pokoju, a potem Fio w swojej sypialni ze śpiącym obok Nathem. Przyjął i od razu rozłączył się po chwili pojawiając się i wyciągając na siłę Lou od komputera, przy którym siedział jak jakiś detektyw z komiksów. Weszli do pomieszczenia zastając nieprzytomnego albo śpiącego chłopaka. Chińczyk chciał się odezwać, ale ciemnoskóry od razu go uciszył. Wykonując dwa szybkie ciachnięcia umożliwili ledwo pełnoletniemu Hiszpanowi zupełne oswobodzenie się, gdy odzyska świadomość. Następnie zabrali tacę z jedzeniem i zamknęli za sobą drzwi. Leo oglądający to wszystko z kamer kiwnął tylko głową jakby potwierdzał sam przed sobą, że wszystko zrobione i wrócił do pracy.
_____W ciągu następnych dni, taca z jedzeniem pojawiała się dwa razy dziennie. Za każdym razem zawierała kawałek pieczywa, wodę w papierowym kubeczku i kilka plasterków wędliny czy sera. To było jedyne rozróżnienie, który posiłek Nicolas miał przed sobą. Pierwszy był zawsze z wędliną, drugi z serem. Pojawiały się jednak o różnych porach. Nie zawsze co 12 godzin. Leo miał frajdę widząc zmiany w chłopaku, w jego odejściu do tego wszystkiego. Gdyby przyjmował posiłki dostałby coś innego, ciepłą zupę, makaron, ryż, cokolwiek. Gdy nic nie znikało, plan posiłków cofał się do początku. Jakby sprawdzając jak daleko można się posunąć. W końcu po tygodniu, do domu wrócił Wolf, sam, ale z nowym nabytkiem. Huk silnika był dość głośny, gdy wjeżdżał na parking. Każdy zainteresował się wychodząc i witając zadowolonego z siebie mężczyznę. Jak tylko na patio znalazł się Leo, wszyscy zamarli wiedząc, że Wolf ma przesrane. Widząc uśmiechnięty wyraz twarzy, Hiszpan wiedział, że faktycznie – zjebał nie informując go, że wyjeżdża. Teraz przyszedł czas na płaszczenie się.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 16/01/23, 08:00 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {15/12/22, 07:09 pm}

Nicolás Pérez

         Kiedy po raz kolejny otworzyłem oczy, nie byłem już związany. Mogłem wykonywać swobodnie ruchy, choć delikatne ślady zostały. Rozmasowałem nadgarstki, zastanawiając się kto tu był, kiedy ja spałem. Powinienem czuwać cały czas? Rozejrzałem się jeszcze raz, ale dokładnie, po pomieszczeniu, w którym byłem zamknięty. Kamera jasno świadczyła o tym, że byłem obserwowany, na dodatek ktoś musiał tu być skoro uwolniono mnie z węzłów, a raczej je nacięto, aby tez bez potrzeby leżały na podłodze. Zagryzłem dolną wargę, czując się okropnie oraz bardzo niepewnie. Nie miałem pojęcia czego ten ktoś chce i czym sobie zawiniłem, że znajdowałem się w tak beznadziejnej sytuacji. Tacy z jedzeniem również nie było, ale nie przejmowałem się tym, bo i tak nie zamierzał jeść czegoś od obcych ludzi. Ile ich tutaj było? Odchyliłem głowę do tyłu, podciągając kolana pod brodę i jęknąłem niezadowolony.
         Podniosłem się z łóżka, po czym ruszyłem do drzwi, aby przyłożyć ucho. Nie wiedziałem, czy uda mi się coś usłyszeć, ale po drugiej stronie chyba nikogo nie było. Mogłem się też mylić, ale mimo tego nie było sensu, abym teraz podsłuchiwał skoro nie było czego. Uderzyłem dłońmi raz, po czym drugi o drzwi, dając znać, że jestem już na nogach.
- Otwórzcie te cholerne drzwi! - krzyczałem w swoim ojczystym języku, choć nie miałem pewności, czy porywacz mnie rozumie. Uderzyłem w drzwi jeszcze kilka razy, po czym odsunąłem się od nich i zacząłem się kręcić po pokoju, szukając czegoś, czego mógłbym użyć. W samoobronie lub żeby się stąd wydostać. Nie wiedziałem co robić, nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji. I choć mogłem teraz wyglądać spokojnie, to we mnie czaił się niepokój oraz spory strach. Przełknąłem gulę w gardle, po czym skrzywiłem się na wiaderko, które było do konkretnych celów. Musiałem jednak się przemóc, kiedy potrzebowałem skorzystać, ale czułem się z tym jeszcze gorzej przez kamerę, która musiała śledzić każdy mój krok. Spojrzałem w nią, po czym uniosłem dłoń, ukazując środkowego palca. Nie zamierzałem się poddać, choćbym miał tu z głodu paść.
         Brak świadomości, ile czasu minęło lub dni, nieco mnie dobijał. Przez ten czas, zauważyłem, że dzień w dzień jest ta sama rutyna. Jedzenie również się nie zmieniała, a choć doskwierał mi głód, to jednak nie tknąłem nic, co znajdowało się na tacy. Za każdym razem, kiedy się budziłem starałem się jakoś doprosić o wypuszczenie mnie, waliłem w drzwiami, wykrzykiwałem wszystkie słowa, które przychodziły mi do głowy, aby mnie uwolnić. Chciałem, aby ktoś wyjaśnił mi, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego to ja znalazłem się w takim miejscu. Nie brakowało łez oraz był moment, kiedy siedziałem cały dzień na łóżku, czekając aż ktoś wejdzie, ale nic to nie dało. Musieli przychodzić, kiedy zasypiałem. Co przede mną ukrywali? Jak długo chcieli mnie trzymać w tej niewiedzy? Przesunąłem palcami po swoich tłustych włosach, czując obrzydzenie do samego siebie. Te warunku to dla mnie katorga, z które chciałbym jak najszybciej wyjść. Tym razem taca znów znalazła się w pokoju, a ja poddałem się, czując, że już nie wygram z głodem, który nasilał się z każdą godziną którą tutaj spędziłem. Spojrzałem na zawartość, która za każdym razem była ta sama. Siedziałem przed tacą i wpatrywałem się w nią uważnie,  jedną dłonią łapiąc się za brzuch, który domagał się węglowodanów i nie tylko. Zacisnąłem usta, po czym drżącą dłonią sięgnąłem po kubeczek z wodą. Od razu wypiłem całą zawartość, ale na tym się skończyło. Odrzuciłem tacę rozwalając pozostałą zawartość i podniosłem się z miejsca. Woda nie dodała mi wcale energii, dlatego nieco chwiejnie szedłem w stronę drzwi.
- Wypuśćcie mnie! Ile mam tutaj siedzieć i zastanawiać się co się dzieje? Dlaczego mnie tutaj trzymasz lub trzymacie?! - oparłem się o drzwi, ale najwidoczniej moje próby miały skończyć się tak samo, jak za każdym razem, kiedy próbowałem czegoś się dowiedzieć. - Kurwa! - krzyknąłem, po czym uderzyłem pięścią drzwi, ale jedynie sprawiło mi to ból. Spojrzałem na swoje knykcie, które zrobiły się czerwone.
- Nic mi to nie da... - powiedziałem do siebie, patrzą uważnie na dłoń. Łzy ponownie napłynęły do moich oczu, ale szybko je wytarłem. Ponownie spojrzałem na rozwalone jedzenie, po czym sięgnąłem po pieczywo. Nie miałem pojęcia, jak teraz mogę wyglądać, czy trochę schudłem, czy moja twarz wyglądała jeszcze bladziej, niż zwykle. Zmusiłem się, aby zjeść kawałek pieczywa, czują wstręt do samego siebie oraz tego, że przegrałem walkę, którą chciałem dzielnie znieść, ale skoro do tej pory nic nie zyskałem swoim zachowaniem, to może powinienem trochę odpuścić? Głodny i umierający za wiele nie zdziałam.
         Zasnąłem chwilę po tym, jak zjadłem. Nie dotarłem jednak do łóżka, więc spałem na podłodze, śniąc o swoim dawnym życiu, gdzie codziennie spotykałem się z ludźmi, pracowałem, gotowałem... To wszystko zniknęło, kiedy się obudziłem. Nie widziałem nigdzie resztek, ani tacy, podniosłem się na równe nogi. Zacisnąłem palce na włosach i podszedłem do krzesła, za które złapałem i przez chwilę nie wykonywałem żadnego ruchu. Skoro nikt nie przychodzi, kiedy jestem przytomny, to odbiorę im jedyną możliwość obserwowania. Spojrzałem śmiało w kamerę, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Czy to wypali? Zamierzałem się zaraz o tym przekonać. Odsunąłem się nieco, aby mieć bezpieczną drogę ucieczki, gdybym jednak źle wycelował. Nadal byłem pozbawiony siły, ale zmusiłem się do tego, aby podnieść krzesło i rzucić nim z całej możliwej siły. Oczywiście, kiedy puściłem przedmiot, straciłem równowagę i upadłem do przodu, wysuwając ręce na przód, aby móc się podeprzeć, ale to był błąd, bo poczułem przeszywający ból i od razu przekręciłem się na plecy, starając się przez chwilę nie ruszać obolałymi rękoma.
         Spojrzałem w górę, aby sprawdzić kamerę, ale jęknąłem niezadowolony, widząc, że tej nic się nie stało, a krzesło jakimś cudem się nie połamało. Nie miałem siły podnieść się z miejsca, na dodatek nie wiedziałem, czy moje nadgarstki są całe, bo głównie tam promieniował ból. Z jękiem podniosłem się do siadu i podsunąłem pod ścianę, aby móc się o nią oprzeć. Zamknąłem oczy, czekając aż ból przeminie i będę mógł podjąć kolejną próbę.
Kiedy pojawiały się posiłki, zjadałem je do końca oraz wypijałem całą zawartość kubka. Nie dlatego, że się poddałem, ale chciałem mieć odpowiednią ilość siły, kiedy w końcu ktoś do mnie przyjdzie. Nie traciłem nadziei, zamierzałem się uwolnić.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Your personal death wish  Empty Re: Your personal death wish {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach