Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Argonaut [eng]Dzisiaj o 12:36 amSeisevan
The Arena of HellDzisiaj o 12:33 amMinako88
LiesDzisiaj o 12:25 amRusek
A New Beginning Wczoraj o 11:58 pmYulli
Charm Nook Wczoraj o 09:51 pmKass
This is my revengeWczoraj o 09:36 pmYoshina
incorrect loveWczoraj o 08:18 pmYoshina
W Krwawym Blasku GwiazdWczoraj o 08:01 amnowena
Triton and the Wizard01/05/24, 03:32 pmKurokocchin
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
2 Posty - 7%
1 Pisanie - 3%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty My little merman {06/11/22, 07:10 pm}

First topic message reminder :

My little merman - Page 2 Sedt



Kochana urocza syrenka - Troianx
Feniks - Natas

Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {22/09/23, 01:54 am}

Azra Adler

  Przepiękny odcień błękitu jakiego nigdy jeszcze nie widział tlił się delikatnie w otchłani ciemnej wody. A może jednak widział? Wspomnienie było krótkie, jednak obraz niebieskich łusek wyrył się w jego pamięci. Wtedy przypisał je jednemu znanemu mu wodnemu stworzeniu, jednak po ponownym ujrzeniu ich przestały pasować do wzoru. Były znacznie bardziej delikatniejsze i piękniejsze niż szare rekinie łuski. Były tak piękne i egzotyczne, a jednocześnie było w nich coś... coś znajomego?
- Majtek rusz dupe! Wpadła nam duża sztuka! Zabezpieczaj linę! - Wrzasnął kapitan łajby zagarniając swoich pracowników do wspólnego siłowania się z korbką do wciągania sieci. Wyrwany z zauroczenia rudzielec potrzebował chwili aby dojść do siebie mentalnie po tym co zobaczył, jednak jego ciało automatycznie posłuchało rozkazu. Od razu doskoczył do wciągnika, oceniając stan liny, która wymęczona była przez lata pracy, ale wciąż dobrze służyła. Wychylił się przy tym mocno za burtę, gdzie to ciekawość ponownie ściągnęła jego wzrok na taflę wody, którą przerywała powolnie wyciągana sieć. Ryby podskakiwały panicznie, kiedy ich skrzela zlepiały się ze sobą uniemożliwiając wchłanianie tlenu, którego jak na ironię na powierzchni było pod dostatkiem. Ich ślepia wytrzeszczone w niemym, agonalnym krzyku pod radosnym okrzykiem rybaków ucieszonych z obfitego połowu.
- Nie odpuszczajta! To największy połów tego miesiąca! - Zakrzyknął siwobrody poczerwieniały od nadmiernego wysiłku. Już dawno powinien był zainwestować w automatyczny dźwig, aby ulżyć sobie jaki swoim pracownikom, ale był człowiekiem starej daty. Uparcie twierdził, że stare metody i żywa ręka była najlepsza do tej roboty. Te nowe roboty, tylko wiecznie zrywały każdą sieć.
  Młody feniks jednak już dawno stracił zainteresowanie liną, czy też samym połowem. Nie przyciągał go też horror ryb walczących o ostatnie tchy. Nie. Jego oczy widziały jedynie ten przepiękny błękit, który powoli przysłaniała rozlewająca się w wodzie czerwień. Po dwóch mocniejszych szarpnięciach rybaków pojawił się także trzeci kolor. Ten znacznie bardziej znajomy jego oczom. A należał on do złotych kosmyków, które w jego pamięci lśniły tak pięknie, niczym żyto pod letnim słońcem. Znał ten odcień bardzo dobrze. Za dobrze. A był to jedynie zwiastun przed sekundą w której jego serce zapadło się na dno oceanu.
  Cody. Miał przed sobą Codyego. Przerażonego, zdezorientowanego i rannego blondyna, którego sam widok rozpalał do granic jego serce. Tym razem jednak było inaczej. Był podzielał jego strach nade wszystko.
  Nie miał pojęcia w jakim sposób lina pękła. Być może nie wytrzymała ciężaru połowu. Może sam Azra ją ściął, a jeszcze może przyłożyła do tego ręki osoba trzecia. W tamtym momencie nie myślał. Liczył się tylko ranny blondyn, który znikał w głębinach. Wskoczył za nim bez chwili zawahania od razu przepalając sieć, która mimo uszkodzenia, szczelnie oplatała swoją większą zdobycz. Mimo świetnej kontroli nad płomieniami na powierzchni, otoczony przez przeciwny żywioł i owładnięty paniką, był zbyt wolny. Na całe szczęście z pomocą przybył znajomy rekin, z którego zębami i szponami lina nie mogła się równać. Feniks próbował pomagać, ale jak na złość losu, przeszkodziła mu w tym natura jego istnienia. Nie potrafił oddychać pod wodą, przez co już samym brakiem trenu był mocno osłabiony, ale jako ognisty ptak musiał martwić się także o płomień otaczający jego serce, który powoli gasł, a obraz zaczęły przysłaniać mu ciemne plamy. A mimo to ostatnie co czuł przed utratą świadomości, to ulga, że blondynowi udało się uwolnić. Na szczęście nie trwała ona długo, bo wróciła do czerwonowłosego kiedy tylko jego usta automatycznie zaczerpnęły świeżego powietrza. Od razu też zakrztusił się, kiedy jego płuca boleśnie zapłakały przez zalewającą je wodę, ale mimo to nie przestawały pracować na najwyższych obrotach.
  Feniks powoli wracał do siebie, wychwytując ułamki głosów Codyego, czy też Szarpiego. Oni byli w zdecydowanie lepszym stanie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Moment później jego głowa gwałtownie została odrzucona w bok i dopiero piekący ból sprowadził go na ziemię. Ale znacznie bardziej ważniejsze były słowa wściekłego rekina. Zranił go? On zranił Codyego?... Nie możliwe. Nigdy, przenigdy nie podniósł by na niego ręki. Nawet nie byłby w stanie o tym pomyśleć, a mimo to piasek wokół blondyna był zabrudzony krwią. Tak samo jak jego przepiękny ogon na którym było pełno otarć i nacięć różnej głębokości. Miejscami brakowało też kilku błękitnych łusek, które musiały zostać wyrwane podczas szamotania się w sieci.
- Ja, nie!... chciałem... - Wydusił z siebie wciąż mocno skołowany przez mętlik myśli w głowie, ale od razu uciszył go pełen cierpienia ton głosu blondyna. Na pierwszym miejscu było oczywiście zmartwienie o stan chłopaka, jednak usilnie próbowało się wedrzeć na nie zaskoczenie nową formą wróżka. Albo raczej Syrena. Cel o którym śnili rybacy i łowcy potworów znajdował się tuż przed nim i był jedną z najważniejszych osób w jego życiu. W jednej chwili uświadomił sobie, że wszystko czego ich uczono o syrenach, było jednym wielkim kłamstwem. Miały przecież być żądnymi krwi i zniszczenia wszystkiego co odważyło się zbezcześcić ich wody. Tymczasem jeden z nich żył przez ostatnie lata tuż pod jego nosem i najmniejszym uśmiechem wzniecał iskry w jego piórach.
  Świadomość przyłożenia ręki do zranienia jego delikatnego ciała była wystarczająco niszcząca dla czerwonowłosego, ale to nie był koniec jego karmy. Uderzyła ona bowiem ze zdwojoną siłą w słowach blondyna. We wstydzie skulił się i spuścił głowę, nie będąc w stanie nawet spojrzeć mu prosto w zaczerwienione oczy. Każde jedno słowo wbijało się boleśnie w jego osłabione serce, ale wiedział, że mu się należały. Doskonale pamiętał uwagi Codyego i upomnienia, kiedy spożywał mięso. Niestety od setek lat stanowiło ono podstawę diety ognistych ptaków drapieżnych i nikt nie przykładał ręki do zmiany tego. Wychowany w ten świadomości, nie przywiązywał do tego szczególnej uwagi. Nawet wciąż pamiętał, jak jego ślinianki jeszcze kilka dni temu produkowały nadmierną ilość śliny na myśl o legendarnym przysmaku jakim były Syreny. Teraz czuł jedynie obrzydzenie i gulę zawartości żołądka, która podchodziła mu do gardła.
- Cody, ja... nie wiedziałem. - Wyszeptał niemalże niesłyszalnie, po czym od razu oberwał potężną falą, która boleśnie wgniotła go piasek i ponownie zalała drogi oddechowe. Tu razem szybciej doszedł do siebie, choć nie obyło się bez napadu kaszlu, czy kłucia w gardle. Jednak wciąż jego cierpienie nie mogło się równać z tym Codyego.
- Nie powiem. - Przysiągł, choć nie wiedział ile jego słowo było jeszcze warte dla blondyna. Wręcz rozszarpał w drobny mak zaufanie jakim go darzył, a mimo to Cody go nie porzucił.
  Choć był potwornie wyczerpany, a jego ciało przeszywały dreszcze przy najmniejszym podmuchu wiatru, nie protestując udał się po rzeczy Codyego i Szarpiego. Od razu nakrył ogon syrena ręcznikiem, starając się nie sprawić mu bólu, co niestety było nie do uniknięcia przy jego pomocy.
- Możesz już spadać, dalej poradzimy sobie sami. - Wtrącił rekin wysuwając się powoli na piasek, bliżej jasnowłosego. Nie dziwił się, że nie chcieli już na niego nawet patrzeć, ale nie mógł zostawić Codyego w takim stanie. Mimo że już tyle się przez niego wycierpiał, chciał choć trochę mu ulżyć i przyspieszyć jego powrót do domu, w którym jego bliscy na pewno dobrze się nim zaopiekują. Nie bacząc więc na słowa szarowłosego, skupił się na poranionym ogonie Syrena. Otrzepał swoje skrzydła, po czym jednym z nich przykrył niemalże całą długość dolnej części ciała blondyna i rozgrzał je na tyle na ile był w stanie, ale też nie za bardzo, żeby nie skrzywdzić chłopaka. Chciał go przeprosić, ale czuł, że nawet nie ma do tego prawa dlatego mocno ugryzł się w język. Potem przyszła kolej na Szarpiego, na którego już nie miał prawie sił, ale udało mu się przywołać i jego nogi. Chciał ich odprowadzić, upewnić się, że Cody bezpiecznie dotrze do domu, ale wystarczyło jedno zimne spojrzenie rekinich oczu, aby się zamknął i dał im w końcu spokój. Pozostało mu jedynie patrzeć jak powoli oddalają się w stronę miasta, podczas gdy pod palce jego lewej dłoni zaplątała się przecięta w połowie niebieska łuska. Wciąż miała na sobie odrobinę krwi.

   Droga do domu nie była specjalnie trudna, ale bywały momenty, w których Feniks potrzebował odpoczynku. Jego ciało było wymęczone, wyziębione serce ciężko biło, a płomień które je otulał ledwo się tlił. Nie było nawet mowy o próbie lotu, kiedy ledwo wlókł za sobą swoje własne skrzydła. Został więc zmuszony do użycia wejścia dla gości, które znajdowało się na parterze. Trochę zajęło, nim ktoś do niego zszedł, ale wreszcie przywitała go zmartwiona twarz Atiyah.
- Azra! To stu diabłów, gdzieś ty się podziewał? I od kiedy ty używasz drzwi? - Westchnęła otwierając szerzej drzwi, aby wpuścić chłopaka do domu. Jej uwagę przykuło zmęczenie wymalowane na twarzy brata. - Dobrze się czujesz? Blady jesteś jakbyś ducha zobaczył. - Skomentowała przytulając jedną dłoń do swojego czoła, a druga ułożyła na odpowiedniku chłopaka, niemal od razu wzdrygając się na zarejestrowaną różnicę temperatur.
- Mój Zefirze! Dlaczego jesteś taki zimny!? - Spanikowana od razu pociągnęła brata do kominka, który zdecydowanie różnił się od tych w domach innych ras. Był znacznie większy i głębszy, a w środku znajdowało się krzesło z piekielnego żelaza, na którym usadziła czerwonowłosego. Szybko również dorzuciła opału, aby wybudzić płomienie.
- Muszę... muszę przeprosić... Codyego... - Wymamrotał ledwo utrzymując się w krześle, po nieudanej próbie wstania.
- To Cody doprowadził cię do takiego stanu!? - Spytała kobieta z niedowierzaniem. - Siadaj, bo zaraz całkiem się zgasisz! - Rozkazała.
- Nie! Cody jest s-.... spieprzyłem Atiyah... to moja wina, ja wszystko spieprzyłem... I to bardzo. - Odparł powoli uspakajając się w miarę jak zielone płomienie siostry otulały jego ciało. Były tak przyjemnie ciepłe, a jednocześnie rześkie jak letni wiaterek przynoszący ukojenie w letnie dni.
- Azra, proszę powiedz mi co się stało. Czy Cody jest w podobnym stanie?
- Gorszym... ja, to przeze mnie - nie. To ja go zraniłem, bardzo, a potem jeszcze musiał ratować mi dupę, kiedy sam tak bardzo krwawił... Jasna cholera, w wodzie było tyle krwi... - Samo wspomnienie kiedy radośnie patrzył na wyciąganą sieć, splamioną krwią blondyna sprawiała, że brzydził się samym sobą do szpiku kości. Nie wiedział, że należała ona do Codyego, ale czy to go usprawiedliwiało? Był większym potworem, niż uważano Syreny.
- Matko Azra, gdzie on teraz jest!? Musimy sprowadzić lekarza, albo uzdrawiacza-
- Nie! NIkogo nie wzywaj! - Wybuchł nagle na samą myśl o tym, że ktoś mógłby przez przypadek odkryć prawdziwą tożsamość chłopaka, podczas opatrywania go. - Nie trzeba, wrócił do domu z Szarpim, ale... On mi nigdy tego nie wybaczy....  
  Jego słowa z pewnością uspokoiły kobietę o krótkich włosach, choć wcale nie uciszyły jej zmartwień jego stanem.
- Azra... - Szepnęła. Nigdy w życiu nie widziała swojego brata w tak kiepskim stanie fizycznym, jak i psychicznym. - Nie wiem co się wydarzyło i nie będę naciskać, jeśli Cody jest już pod opieką rodziców, ale co by się nie stało, wasza więź nie jest taka słaba - Odparła pokrzepiająco poklepując go po ramieniu.
- Zrobiłem coś naprawdę bardzo... bardzo złego Atiyah. Ale nie wiedziałem, że to był on...
- Posłuchaj mnie. Nie jesteś kimś kto świadomie skrzywdziłby drugą osobę. Nie byłbyś w stanie. Znam cię i twoje miękkie serce. I Cody też je zna. - Uśmiechnęła się smutno i wzmocniła swoje płomienie, układając dłoń na piersi chłopaka. - A teraz przymknij oczy i spróbuj się odprężyć. Im szybciej dojdziesz do siebie, tym szybciej będziesz mógł go przeprosić. - Poleciła czyniąc to samo i skupiając się na sercowym płomieniu brata. Z odprężeniem się, czerwonowłosy miał ogromny problem, ale odzyskiwane siły coraz bardziej sprawiały, że wierzył w jej kojące słowa.
 
...

  Kuracja niestety nie była zbyt szybka. Atiyach trwała przy bracie do bladego świtu, gdzie wciąż był mocno osłabiony, ale przynajmniej nic już nie zagrażało jego promieniu. teraz już jego ciało musiało samodzielnie zregenerować swoje siły. Znaczyło to, że był pozbawiony ognia, czy latania, ale poza tym mógł normalnie funkcjonować. W takim stanie szczególnie cenił sobie towarzystwo Keri, ognistej salamandry, która robiła za jego mały ocieplacz. Wesoło mruczała otulona wokół jego szyi, niczym karmazynowy szalik, kiedy zatrzymał się pod domem Edevane. Miał poczekać do wieczora, chcąc dać blondynowi czas na zregenerowanie sił, ale nie trafił się powstrzymać. Musiał zobaczyć Codyego, nawet jeśli śmiertelnie bał się jego kolejnych słów i tego cierpiącego spojrzenia, kiedy go zobaczy. Musiał go przeprosić i musiał go zobaczyć. Największą przeszkodą była jednak rodzina blondyna, która bez wątpienia wiedziała już o całym zajściu. Ale czy wiedziała, że chłopak był Syrenem? Bardzo możliwe, jednak nie mógł być tego do końca pewny. Ale jedno wiedział. Jego matka będzie wściekła.
  Przełknął nerwowo ślinę, po czym zacisnął usta w cienką linię i nacisnął na dzwonek. Dłuższą chwilę czekał. Zauważył, że poruszyła się firanka pierw na poziomie parapetu, a następnie trochę wyżej, nim ktoś w końcu zabrał się za odblokowanie drzwi. Obawiali się, że mógłby go wydać? Nie byłby w stanie. Może i był Syreną, ale to wciąż Cody. Wciąż był dla niego cholernie ważny, nawet jeśli nie chciał go już nigdy więcej widzieć na oczy. Szczęk ostatniego zamka obudził w nim lekki strach, ale to widok rozwścieczonej kotołaczki był przerażający. Zawsze patrzyła na niego jak na trzeciego syna, z ciepłym uśmiechem zapraszając do swojego domu. W tamtym momencie jednak była całkowicie inną osobą. Jej postawa była obronna, ramiona skrzyżowane gniewnie na piersi, zimne źrenice zwężone do ledwo zauważalnych kreseczek i nisko ściągnięte brwi. Już nie był tu mile widziany, po tym jak skrzywdził jej kochanego synka. Azra miał ochotę się rozpłakać jak małe dziecko, wiedząc że nie miał żadnych szans przy kocicy, ale mimo to nie zamierzał się poddawać.
- Jak się czuje Cody? - Spytał przygryzając wewnętrzną stronę policzka, starając się stłumić instynkt, który kazał mu uciekać przed drapieżnikiem. W tamtej chwili był jedynie bezbronnym ptaszkiem, który nie mógł odlecieć poza zasięg jej ostrych pazurów, które wyciągnęła.
- Uważasz, że masz prawo pytać się o jego stan po tym co zrobiłeś? - Spytała zimnym tonem mierząc go nieugiętym wzrokiem.
  Oczywiście to nie mogło być takie łatwe. Może i kotołaczka nie była rodzoną matką wróżka - poprawka Syrena, ale z pewnością był on dla niej równie bardzo ważny co jej rodzony syn i zamierzała go bronić nawet jeśli ceną byłoby jej własne życie.
- Nie. - Odparł nerwowo zaciskając dłonie w pięści, po czym zmusił się do spojrzenia kobiecie w twarz. - Nie mam... Nie mam najmniejszego prawa po tym jak go zraniłem, ale... muszę wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku. Muszę go zobaczyć.  Nigdy świadomie bym go nie skrzywdził... wiem, że moje przeprosiny niewiele pomogą, ale nie mogę go stracić... Nie mogę go stracić. Kocham go. Tak bardzo go kocham, a o niczym nie wiedziałem. Gdybym tylko go posłuchał... - Urwał biorąc przerwę na oddech o którym z nerwów zapomniał. - Proszę... błagam pozwólcie mi się z nim zobaczyć. Przysięgam, że nie mam zamiaru go skrzywdzić... I jak nie będzie chciał mnie widzieć, to... odpuszczę... Chcę go zobaczyć, tylko ten ostatni raz. - Zmrużył powieki z całych sił powstrzymując się przed rozpłakaniem. Był zrozpaczony i nawet nie wiedział co by ze sobą zrobił, gdyby kotołaczka mu odmówiła. Na pewno byłoby to coś cholernie głupiego, lub cholernie durnego.
- Cody jest u siebie. Sam zdecyduje, czy chce cię widzieć. - Z tymi słowami kobieta odstąpiła od przejścia, a kiedy tylko Azra ją szybko wyminął, jej nastawienie automatycznie zelżało. Sama bardzo cierpiała, kiedy musiała zwracać się do niego w taki sposób, ale dobro jej syna było ważniejsze.
  Czerwonowłosy o mało co nie spadł ze schodów, kiedy wbiegał po nich na piętro, na którym znajdował się pokój blondyna. Podbiegł do niego jak głupi, ale kiedy już znalazł się przed drzwiami ponownie nawiedziły go wątpliwości. Czy powinien tak męczyć Codyego, kiedy ten nawet nie miał szansy wypocząć? Tylko jeszcze bardziej go rozzłości i zrani psychicznie swoim najściem. Opuścił dłoń, którą zamierzał zapukać w drzwi i cofnął się o krok.
- Tchórzysz? - Feniks wzdrygnął się na dźwięk głosu Feliksa. Młody kotołak wpatrywał się w niego rozczarowany. - Od wczoraj nie wstał. A jak dalej będzie tak płakał, to w końcu się odwodni. - Dodał cicho ze słyszalnym zmartwieniem w głosie i pociągnął nosem, po czym szybko uciekł do siebie.
  Co on najlepszego wyczyniał? Nachodził ich w tak ciężkim czasie, kiedy każdy martwił się o Codyego i jeszcze wahał się przed przeproszeniem go? To było najważniejsze. Należały się blondynowi przeprosiny i to on wyda ostateczną decyzję. Wziął głęboki wdech przygotowując się na najgorsze, po czym wreszcie zapukał do drzwi Codyego.
- Cody? To ja Azra wpuścisz... mnie? - Spytał starając się z całych sił ukryć to jak łamał mu się głos od nadmiaru emocji.
  Odpowiedziała mu cisza, jednak nie zamierzał się poddawać.
- Przepraszam... Wiem, że nie chcesz mnie teraz widzieć, ale tak bardzo cię przepraszam. Powinienem był cię posłuchać już dawno, ale łatwiej było zostać przy starych nawykach. Nigdy nie widziałem ryb jak istot, które mogłyby cokolwiek czuć, a tym bardziej ból. Nawet znajomość Szarpiego mi tego nie uświadomiła. Miałem to pod nosem, ale byłem za głupi. Dalej jestem... Nawet nie kwestionowałem tego co mówią na temat Syren. Zawsze słyszałem tylko jak potwornymi stworzeniami są i jak ostatni debil wierzyłem im... Bogowie, gdybym tylko wiedział kim tak naprawdę jesteś... - Na samą myśl o twoim apetycie na syrenie mięso, zakrył usta dłonią, obejmując się drugim ramieniem w pasie. - Przepraszam cię... Cody. Wiem, że nie możesz, ale proszę cię wybacz mi. Myliłem się, tak bardzo się myliłem i nawet nie próbowałem tego- - Urwał zaciskając powieki z całych sił starając się zdusić swoje łzy, które mimo jego starań zaczęły spływać mu po policzkach. Nie chciał aby wyglądało to, że bierze go na litość. Chciał go szczerze przeprosić za to co mu zrobił, ale emocje były silniejsze skutecznie odbierając mu oddech przy każdym łkaniu wstrząsającym jego skulonym przy ścianie ciałem. - Wybacz mi Cody... nie chcę cię stracić... jesteś... - Wydusił z siebie ledwo.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {26/09/23, 11:59 am}

My little merman - Page 2 C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

   Nawet przykrycie ręcznikiem czy dotyk na nich miękkich piór, sprawiały ból chłopakowi. Nie było to nic dziwnego, patrząc na okropny stan nóg chłopaka. Musiał zagryźć dolną wargę i zacisnąć mocno powieki, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Obie morskie istoty nie chciały pomocy skrzydlatego, tylko że Szarpi głośno o tym mówił. Próbował go odgonić słowami i straszeniem ostrymi kłami. Dopiero błękitne spojrzenie na nim go uciszyło. Tryton po prostu nie miał już siły na kolejne dyskusje czy krzyki. Chciał się znaleźć jak najszybciej w domu, w ramionach swojej mamy. Dlatego nie zwlekali ze wstaniem z piasku, co od razu na chwilę zamroczyło niższego. Chwycił się pobliskiej skały nim prawie nie stracił równowagi w nogach. I te, tak samo, jak ogon, prezentowały się nie najlepiej, a i one były jeszcze bardziej wrażliwsze niż ogon.
   W połowie drogi na wyjście z plaży, zdecydowali, że spacer o własnych siłach Cody'ego jest niemożliwy, bo ten przyprawiał uszy Szarpiego o ciągłe piski i jęki pełne bólu. Finalnie wziął go w ramiona niczym ranną księżniczkę z ręcznikiem na nogach, by ukryć rany.
  W domu Edavanne, pierwszą osobą, która ich przywitała była kocia mama, której promiennym uśmiech szybko zamienił się w przerażenie i troskę o swojego starszego syna. Nie dała nikomu dojść do słowa, zanim wystarczająco długo i mocno wyściskała blondyna, który szybko rozpłakał się w jej ramionach. Chciał w jej ramionach odnaleźć spokój i wsparcie, bo czuł się kompletnie wymęczony tym dniem. Czuł się przede wszystkim rozbity psychicznie i fizycznie, bo nagle jego perspektywa się zmieniła. Ocean stał się jeszcze bardziej niebezpieczny niż był, gdy ledwo uszedł z życiem, a jego przyjaciel był jednym ze sprawców, a także został zmuszony do wyjawienia mu swojego największego sekretu, kiedy jeszcze nie był na to gotowy.
    Całe wydarzenie musiało zostać opowiedziane ze szczegółami na rodzinnej kanapie, gdzie Szarpi siedział tuż obok, próbujący dać blondynowi, jak najwięcej wsparcia poprzez trzymanie go za rękę. Zaś kotołaczka chyba aż do końca opowieści nie mogła uwierzyć, że przy schwytaniu Cody'ego brał udział jej ukochany Azra. Co chwilę marszczyła brwi czy zakrywała usta w szoku. Ale taka była okrutna prawda, którą wszyscy musieli przełknąć.
Szarpi został do późnych godzin wieczornych, zajmując się Codym. Dbał przede wszystkim, żeby było mu wygodnie i żeby maść z jego nóg nie rozmazała się na pościeli.
     Dodatkowo pocieszał i próbował wepchnąć w niego kolację. A po pójściu rekina, jego wartę zmienił martwiący się Felix, który przytachał do pokoju sprzęt do gier, a później zmusił blondyna do oglądania przez niego ulubionych bajek i filmów. Cody wtedy nie mógł uwierzyć, że to jego brat.
     Każdy domownik starał się, jak najlepiej zająć się poszkodowanym, ale ten najbardziej docenił noc, którą spędził sam skulony w wannie pełnej wody. To tutaj mógł nareszcie się wypłakać, sam ułożyć sobie to wszystko, a syrenia forma trochę tłumiła ból. Może sam do końca nie mógł uwierzyć, że cudem udało mu się przeżyć, a jednym ze sprawców był jego przyjaciel. Tyle razy go upominał, tłumaczył. Zdawał sobie sprawę, że ten był nieświadomy niczego, ale Cody próbował uczyć go miłości do wszystkich istot, a także zawsze pokazywał, jak czuł się nieswojo, gdzie ktoś obrażał jego rasę. Właśnie dlatego, przez nienawiść, teraz cały się trząsł, pozwalając na kolejne salwy płaczu. Tak nie zmrużył w nocy oka, rozmyślając jeszcze o czerwonowłosym, bo pomimo że czuł do niego wyrzuty, to w końcu nadal się przyjaźnili. Natura Cody'ego sprawiała, że ten się o niego martwił. Prawie by się utopił bez pomocy płetwiastych stworzeń. Tak samo martwił się o to, że mógł spędzić za dużo czasu w wodzie. W końcu nie należał do tego świata.
    Tak samo jak blondyn nie mógł zbliżać się do płomieni, które Azra tak kochał.
**
     Na stoliku przy łóżku znajdowała się już zimna herbata w ulubionym kubku, gdzie jego ucho było zielonym ogonem dinozaura, a obok naczynia czekał również talerz z prawie nie ruszonym śniadaniem. Chłopak w ogóle nie miał apetytu na cokolwiek i z tego powodu czuł się jeszcze gorzej, wiedząc że martwi tym całą rodzinę. Kotołaczka wzięła urlop na kilka dni, by doglądać syna, tata miał zwolnić się wcześniej z pracy, by ją wesprzeć, a najmłodszy kotołak nie poszedł tego dnia do szkoły.
    Z leżenia na poduszkach wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. Od razu pomyślał o czerwonowłosym przyjacielu, bo pomimo że czuł do niego żal, to nadal był dla niego ważną osobą. I liczył, że przyjdzie go przeprosić, jak najwcześniej. Błękitnooki po prostu nie lubił się z kimkolwiek kłócić, wolał spokojne dyskusje, gdzie obie strony mogły wyrazić swoje zdanie.
    Odsłonięcie zasłon okna wypadającego na ganek domu potwierdziła jego przepuszczenie, a do wpuszczenie przyjaciela, stała jeszcze kotołaczka, która niespokojnie machała ogonem.
   Od razu serce syrenki zaczęło szybciej bić, kiedy usłyszała głos przyjaciela pod drzwiami. Blondyn w ciszy go wysłuchał, walcząc z dwoma stronami swoich myśli. Z jednej strony już chciał go mocno wyściskać, a z drugiej strony przemawiały przez niego wszystkie emocje, jakie czuł w tamtej chwili, złapany w sieć. Jednakże głos feniksa był cały czas niestabilny, tak samo jak niespokojny oddech i Cody nie miał serca za długo przetrzymywać go przed swoimi drzwiami.  Wiedział rownież, że ten nigdy świadomie by go nie skrzywdził, ale fakt, że kolaborował z tymi ludźmi jednak bolał.
   - Azra? - zawołał. - Poczekaj – dodał, wiedząc, że chwile mu zejdzie wstania z łóżka. Musiał odkryć się od warstwy koców, a potem podejść do drzwi, co w takim stanie nie było szybkie. - Hej słodzinko – powiedział rozczulony, kompletnie nie spodziewając się czerwono-pomarańczowego stworzonka zawiniętego wokół szyi feniksa. Palcem delikatnie przejechał po jej grzbiecie, wywołując jej lekkie poruszenie, a kiedy palec był bliżej jej pyszczka, ta się o niego otarła, wspinając się na dłoń blondyna. Ten, jak zawsze był szczerze zauroczony stworzonkiem, zwłaszcza, jak ta po zbliżeniu się do niego, robiła się znacząco mniej ciepła, by tylko nie oparzyć nieodpornej na to skóry blondyna. Jednak to szybko wywołało gęsią skórkę na ciele jej prawowitego opiekuna, dlatego Cody był zmuszony ją oddać. No i to go zaniepokoiło. Pamiętał, jak Azra opowiadał mu, że nie może zbyt długo siedzieć w wodzie. Ich żywioły były przeciwnościami, wręcz zabójcami dla siebie, ale jednocześnie oni sami się świetnie dogadywali.
   - A tobie nic nie jest? Jak się czujesz? - zaczął wypytywać z wyraźnym zmartwieniem na twarzy, zwłaszcza jak zaczął dotykać jego opadniętych skrzydeł. Następnie po prostu się do niego przytulił, mocno obejmując go w pasie. - Przytul się – zachęcił i wtedy też delikatnie się uśmiechnął, zauważając lekko machający ogon. Zdecydowanie był uroczy, a po kilku sekundach jego końcówka znajdowała się w dłoni chłopaka, gdzie ją głaskał. Tęskniłby za tym przyjemnym, zawsze gładkim uczuciem. - Ja też nie chce cię stracić. Wejdźmy do środka, nie mogę długo stać – dodał i nadal go przytulając, poprowadził go w głąb pokoju, zamykając za nim drzwi. Tak w uścisku jeszcze zawędrowali do łóżka, gdzie czerwonowłosy został opatulony kocem, kołdrą, a także ramieniem trytona, który wciąż go obejmował. Tak spędzili ze sobą kilka dobrych minut pogrążeni w ciszy, a raczej w rytmie swoich serc. Oboje potrzebowali dłuższego uścisku, a szczególnie Azra, który przed chwilą płakał przed drzwiami. I Cody od rana nie był w najlepszym nastroju.
     Blondyn w końcu odsunał się na niewielką odległość, aby móc swobodnie porozmawiać z chłopakiem, Jeszcze wolną ręką pogłaskał go po policzku, a następnie splątał ich obie dłonie w uścisk i ułożył je przed sobą.
    - Tooo... kim jestem? Dokończ – Uśmiechnął się, będąc ciekawy. - Chciałem ci kiedyś powiedzieć prawdę o sobie, ale na spokojnie, nie w takich okolicznościach – zaczął swoją historię, wzdychając. - Ale wiedziałem, jakie poglądy macie wy wszyscy na syreny. Zwłaszcza wtedy, jak śmialiście się przed pomnikiem. Dagna prawie dostał zawału, gdy Circus go straszył naszymi ostrymi zębami. A Szarpi przecież ma ostrzejsze ode mnie! - zaprotestował. -  Moja mama, , mówiła mi, że wszystko zaczęło się od tego, że dwie, zbuntowane syreny zahipnotyzowały załogę statku i kazały się im rozbić o skały, a potem... rozniosły się plotki o naszych krwiożerczych zębach, długich paznokciach, szpetnych ogonach. Nikt nie chciał poznać prawdy. Zwłaszcza, jak dowiedzieli się o naszych umiejętnościach i poczuli się zagrożeni. To nie moja wina, że urodziłem się ze zdolnością wywoływania sztormów, tsunami czy hipnotyzowania innych. Ale jestem przecież też zdolny do mniej destrukcyjnych rzeczy, jak porozumiewanie się ze wszystkim, co żyje w wodzie, a resztę moich mocy już  znasz. Nigdy tych pierwszych na tobie nie użyłem, naprawdę. Nawet jeśli prosiłeś mnie o śpiewanie. Umiem pięknie śpiewać, jako syrena, ale z takiej barwy już blisko do zawładnięcia na kimś. - Pogłaskał go po wierzchu dłoni. - Moi biologiczni rodzice tak zginęli. Poszliśmy popływać o wschodzie słońca, bo tak wtedy było najbezpieczniej, mama pokazywała mi nowe rybki, ale wtedy pojawili się rybacy. Nie mieli żadnych szans – powiedział już trochę ciszej, przywołując bolesne wspomnienie. -  Kazali mi jak najszybciej stamtąd uciekać i... co miałem wtedy zrobić jako trzylatek? I tak za wiele już nie pamiętam. - Wbił spojrzenie w ich splątane dłonie. -  Kicia opowiadała mi, że znalazła mnie trzęsącego się na schodach domu, jak do nas przyszła, żeby sprawdzić, czy wszystko z nami w porządku, jak w wiadomościach znowu trąbili o schwytaniu kolejnych syren. - Westchnął ciężko, powstrzymując kolejną łzę dzisiejszego dnia. - A ta bransoletka. - Podbródkiem wskazał na ozdobę na nadgarstku. - To nie tylko ozdoba. Ma się świecić w pobliżu mojego gatunku. Tylko, że jeszcze nigdy tego nie zrobiła. Może faktycznie jestem ostatnim w swoim gatunku. A w wodzie z czarnych kulek robią się muszelki. Należała do mojego biologicznego taty.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {02/10/23, 02:08 am}

Azra Adler

  Jeszcze nigdy w życiu nie czuł tak silnych emocji. Gniewu na siebie, strachu o stan przyjaciela, jak i o utratę go. Najbardziej jednak przeważało obrzydzenie samym sobą. Miał czelność myśleć o wyznawaniu miłości Codyemu, a tymczasem jego naturalne instynkty myślały o pożeraniu syreniego mięsa. Cały ten czas. I jeszcze miał czelność nazywać się jego przyjacielem. Nie wiedział, ale to rzeczywiście ani trochę nie usprawiedliwiało jego akcji.
  W końcu jednak usłyszał słowa chłopaka, którego głosu myślał, że nie usłyszy już nigdy w życiu. Nie zdziwiłby się nawet odrobinę, gdyby kazał mu odejść i więcej się do niego nie zbliżać, tak jak żądał tego na plaży Szarpi. Ale ku jego zaskoczeniu blondyn zamierzał od tak otworzyć na niego drzwi. Zszokowany, ale też i odczuwając lekką ulgę, poczuł jak łzy wzbierają na sile, kiedy tylko zobaczył Codyego. Żył, choć nie miał się najlepiej, ale chodzić był w stanie. Tylko, że sprawiało mu to pewnie dużo bólu. Jak gdyby nigdy nic przywitał się z Keri, która oczywiście była wniebowzięta na jego obecność. Tak dawno go nie widziała, że pewnie nie chciałaby opuszczać jego dłoni, ale wiedziała też o stanie swojego pana, któremu miała za zadanie pomóc uregulować temperaturę. Sam był w stanie to zrobić, jednak pewnie zacząłby przypadkiem podpalać wszystko dookoła. Bezpieczniej więc było skorzystać z pomocy salamandry.
  Kolejnym szokiem było dla czerwonowłosego to, że Cody nie bał się go dotykać. A wręcz był zmartwiony jego stanem. Oczywiście musiał wyglądać żałośnie w porównaniu do swojej normalnej postawy. Wyczerpanie widoczne na twarzy, oklapnięte skrzydła, widocznie mu ciążące i opadnięty ogon, który mimo wszystko odżył jak tylko Cody go dotknął.
- Ze mną wszystko w p... nie w porządku. - Dokończył szczerze, czując kolejne łzy cisnące mu się do oczu, kiedy został objęty przez Wróżka. Nie - Syrenę. Wciąż nie potrafił pojąć, jak udawało się to chłopakowi ukrywać i jeszcze udawać Wróżka. Kompletnie odmienną rasę. Może przez to, że była ona tak nieliczna, a jej przedstawiciele wybierali życie na łonie natury, a nie w mieście?
  Zaproszony oraz z obawy o nogi Codyego, nie protestował przed wprowadzeniem do pokoju. Blondyn jak zawsze martwił się znacznie bardziej o innych, niż powinien o siebie samego. Nakryty kocami feniks, jak i znajdujący się w jego drobnych objęciach czuł rosnące wyrzuty sumienia, która już i tak były ogromne. A mimo to dzięki jego dotykowi był w stanie się uspokoić do stopnia, w którym mogli przeprowadzić rozmowę.
- Jesteś dla mnie bardzo ważny. Przepraszam... - Zaczął znowu, jednak w błaganiu o przebaczenie, przeszkodziły mu słowa przyjaciela. Między które nie odważył się wcinać.
  Uważnie go wysłuchiwał, nieświadomie coraz bardziej zaciskając palce jednej dłoni na jego podkoszulku. Informacji było mnóstwo. Prawdopodobny powód rozpoczęcia konfliktu z syrenami, to jak zginęli rodzice Codyego, to jak był tego świadkiem mając zaledwie trzy lata, i to jak znalazła go kocica. Te informacje bez wątpienia były najcięższymi, jakie wyjawił. Przeżył tak wiele cierpienia w swoim krótkim życiu, a Azra jeszcze dołożył ręki do przypomnienia tego wszystkiego, jak i zdradzenia go. Nie. Prawie przyłożył ręki do zabicia go. Co jeśli Cody nie wyglądałby tak jak pamięta, w syrenie formie? Czy gdyby go nie rozpoznał, skończyłby na jego talerzu? Na samą myśl ponownie poczuł jak go mdli, przez co przymknął powieki próbując odgonić od siebie okrutne myśli. Wszystko zostało wyjaśnione, musiał jedynie poczekać na decyzję Codyego, ale zanim mogła ona nastąpić, chciał go trochę uspokoić.
- Próbowałeś ich szukać? Znaczy się innych syren?... Oczywiście nie widziano żadnej od kilku lat, ale to może oznaczać też, że lepiej się ukrywają i przebywają gdzieś głębiej, chcąc uniknąć ponownego konfliktu. - Odparł ciekawsko przyglądając się cennej pamiątce po rodzicach Codyego. - Ale bogowie, przedstawiają was wszędzie jako potwory, a ty byłeś.... piękny. - Wypalił bez zastanowienia, automatycznie czując pieczenie na policzkach. - W sensie twój ogon. - Wybronił się od razu i potarł policzkiem o poduszkę. - To jego widziałem w hotelu? A ja myślałem, że nasz Szarpi coś złapał... Nie przyjrzałem się wtedy specjalnie, bardziej byłem zmartwiony wasza paniką. Ale kiedy byłeś w wodzie, wyglądał niesamowicie. I tak delikatnie, a mimo to byłeś stanie mnie wyciągnąć na brzeg... Nawet będąc rannym... Bardzo cię boli? - Spytał podnosząc się do siadu. - Jeśli jest tylko coś co mogę zrobić. Znaleźć coś na ból, albo zaleczyć. Mogę spytać o kontakty do uzdrowicieli, na pewno mają jakąś dziką magiczną roślinę, czy mieszankę. - Zaproponował chcąc w jakikolwiek sposób naprawić swoje błędy i ulżyć przyjacielowi. Już myślał nad kolejnymi rozwiązaniami, kiedy nie rozległo się pukanie do drzwi.
- Cody, wróciłem! Jak się czujesz synku? - Spytał męski głos, którego właściciel zaraz wszedł do środka i momentalnie zamarł na widok feniksa w pobliżu jego syna. Azra był w kompletnym szoku. W życiu nie widział ojca Codyego złego, czy choćby odrobinę zirytowanego. Był łagodnym gigantem, ale w tamtym momencie jego źrenice zwężyły się dziko, kiedy złapał go za koszulkę i odciągając od Codyego, nie dając czasu na reakcję. - Co ty tu robisz?! Znowu przyszedłeś go skrzywdzić!? - Zasyczał, a jego ciało w mgnieniu oka przeobraziło się w potężnego tygrysa śnieżnego, którego paszcza, na raz była w stanie pochłonąć głowę młodego feniksa. Strach jaki w tamtej chwili poczuł, był porównywali do tego, jaki wywołało spojrzenie kotołaczki, ale mimo to ta się nie nie przemieniła. Czuł jak zjeżyły mu się wszystkie pióra, czy też włos na ciele. Nie był wstanie wydusić z siebie nawet jednego dźwięku. Mało tego, kompletnie go sparaliżowało.
  Na całe szczęście Cody szybko wyjaśnił Ojcu powód jego wizyty, co w mgnieniu oka przerodziło drapieżnego kota, w potulnego mężczyznę, którego Azra dobrze znał.
- A trzeba było tak odrazu. Prawie żem ci łepek odgryzł. - Roześmiał się ciepło i przytulił do siebie zszokowanego i ledwo żywego feniksa.
- Jeszcze trochę i myślałem, że umrę. - Westchnął czując jak jego dusza wraca do ciała.
- No rozchmurzcie się! Tylko sobie żartowałem! Oczywiście nie zrobiłbym ci krzywdy, chciałem jedynie cię trochę nastraszyć. Jeśli chodzi o moje dzieciaki jestem trochę nadopiekuńczy. - Dodał jeszcze poklepując czerwonowłosego po ramieniu, po czym spojrzał na nich ze smutnym uśmiechem. - Oczywiście to co się wydarzyło nie pójdzie w niepamięć, ale mam nadzieję, że nie powtórzyć drugi raz tego samego błędu Azra.
- Oczywiście że nie. - Odparł bez zastanowienia, ale z pełną szczerością. - I tak do końca życia najprawdopodobniej nie przełknę już żadnego rodzaju mięsa. Nie po tym jak wczoraj puściłem pawia na widok kolacji. - Westchnął zmarnowany, ale i z ogromną ulgą. - Ale bez takiej miny, już dobrze się czuję. Keri pomaga mi się tylko podregulować. I jasne może trochę niepokojące, ale jakbyście widzieli ich miny. - Parsknął pod koniec na samo wspomnienie spanikowanego rodzeństwa, które normalnie jedynie potrafiło się ze sobą sprzeczać i drzeć koty.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {14/01/24, 06:42 pm}

My little merman - Page 2 C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

I dla trytona, feniks był bardzo ważny. W ich paczce znajomych był jego bliskim przyjacielem, gdzie czasami odczuwał wyrzuty sumienia, nie mówiąc mu całej prawdy. Ale od dzisiaj miało się to zmienić, obdarzając go jeszcze większym zaufaniem.
- Kiedyś próbowałem, ale za daleko przecież nie odpłynę. Ocean jest wielki i głęboki, kto wie, gdzie są i czy w ogóle są. Ale zdążyłem się już z tym pogodzić. Dobrze jest mi wśród kotołaków i feniksów. - Uśmiechnął się ciepło, przyjacielsko go stukając. - Tylko czasami tęsknię za moimi biologicznymi rodzicami  - dodał smutno. - Czyli uważasz, że jestem piękny? - Zagaił, czepiając się słówka, krótko chichocząc. - Wszyscy lubią plotki, co nie? Nikt już dawno nie widział syreny, więc łatwo było rozpowszechnić taki wizerunek. - Westchnął. - Co ty na to, żeby po wszystkim, jak się zagoi, wziąłbym cię na pływanie? Obiecuję, że będziesz tym razem bezpieczny! Chyba mam na to sposób - dodał, uśmiechając się.
Teraz, gdy już nie miał przed nim sekretów, chciał pokazać mu chociaż kawałek swojego świata - oceanu, który był tak blisko nich, a jednocześnie dla większości osób stanowił zagadkę i był niemożliwy do poznania. Nie każdy przecież umiał nurkować.
Już Cody nie mógł się doczekać aż pokaże mu swoje ulubione rafy koralowe, kolorowe kamyki, może spotkają nawet jego morskich przyjaciół, których będzie mógł mu przedstawić.
- Nie, nigdzie nie wychodź. Też musisz odpocząć. - Zatrzymał jego galapujące myśli, palcami odgarniając kosmyki z jego czoła.
Może chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle do pokoju wszedł jego tata, oczy cały zmartwiony. Naturalnie traktował Cody'ego, jako swojego pierwszego syna, dlatego tak bardzo martwił się o blondyna. Ledwo zdążył powiedzieć, że czuję się dobrze, zanim ten nie rzucił się na jego przyjaciela. W przerażeniu chłopak otworzył szerzej oczy, a w odwecie i jego ojciec otworzył coś szerzej, a mianowicie buzię, a właściwie paszczę. Ojciec syrenki w stanie jego zagrożenia był w stanie szybko przemienić się w swoją drugą formę. Już jego futerko na uszach i ogonie nie wyglądało tak mięciutko, a było nastrszone, tak samo jak zwężone do granic możliwości źrenice. Mimo tego że blondyn zdawał sobie sprawę z możliwości taty, to nie spodziewał się, że ten tak szybko się przemieni.
- Ta-to! - zająknął się nadal w szoku. - No puść go! - podniósł głos, podnosząc się i próbując odciągnąć Azre, przy okazji przysporzając sobie trochę bólu. - Już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Wszystko jest w porządku.
Całe szczęście przyjaciel szybko został wypuszczony, a tata skarcony nieprzyjemnym wzrokiem. Wtedy Cody ponownie przytulił przyjaciela, pragnąc jego bliskości, a także próbując go jeszczs bardziej ogrzać. A poza tym wiedział, że oboje lubili to robić, nawet bez większego powodu.
I spojrzał oczywiście na niego zaniepokojony. Tym razem i jemu i tacie nie było do śmiechu. Oboje nie jedli mięsa, choć temu zdażały się wpadki, ale Cody już wolał, by je Azra jadł niż nie jadł w ogóle.
- Mam nadzieję, że moi chłopcy są już głodni? - odezwała się kotołaczka, wchodząc po schodach z tacką pełną parującego jedzenia. I w tej chwili, na jej głos, do pokoju syrenki wszedł jeszcze jego brat. Ten oczywiście cholernie martwił się o blondyna, nawet jeśli zazwyczaj udawał, że go aż tak nie lubi. Ale zawsze było widać, że jest bardzo przywiązany do brata.
Wszyscy pozajmowali miejsce w pokoju - kotołaczka obok Azry, a kotołak i najmłodszy kotołak na podłodze. Chcieli zjeść wspólnie posiłek, nawet jeśli Cody nie był w stanie zejść na dół o własnych siłach.
**
Młody tryton od kilku dni nie mógł się doczekać obiecanego spotkania nad wodą, obok znajomych im kamieni. Od początku podjęcia decyzji, że spotykają się w ten dzień, Cody nie mógł wyjść z ekscytacji. Naturalnie uwielbiał pływać i eksplorować ocean- groty, rafy koralowe, przeszkadzać rybakom i często robił to z Szarpim, ale dzisiaj miał okazję podzielić się kawałkiem życia z kimś nowym. I szczerze miał nadzieję, że przyjaciel polubi taką formę spędzania czasu i nie spanikuje. W końcu był to dla niego całkiem przeciwny żywioł. Pozostawała też kwestia jego bezpieczeństwo, o co martwił się Cody, ale wciąż miał nadzieję, że będą mogli chwilę popływać.
Umówili się po południu, godzinę po skończeniu zajęć przez ich klasę, gdzie blondyna jeszcze nie było. Rodzice zamierzali puścić go dopiero jutro, aby na pewno wyzdrowiał i zdążył odpocząć.  Wciąż miewał nocne bóle nóg.
- Hej! - przywitał się z uśmiechem, widząc z daleka chłopaka, a gdy ten się zbliżył, od razu go przytulił, już ciesząc się z jego obecności. - I jak było w szkole? - zapytał, chwilę później się śmiejąc. - - Teraz zabrzmiałem jak własna matka. - dodał robawiony. - Wziąłem stare płetwy taty, jak jeszcze kiedyś nurkował. - Wskazał palcem na swój błękitny, szkolny plecak z różnymi przypinkami - między innymi z tęczową flagą, żółtymi rybkami, z zielonym dinozaurem i z morską falą.
Zajęło mu chwilę, gdy zrozumiał, że patrzy się na swojego przyjaciela trochę zbyt długo, zwłaszcza, kiedy ten zaczynał się rozbierać do stroju kąpielowego. Wtedy policzki blondyna mocno zapiekły, mrucząc po cichu "przepraszam". Ale faktem było to, że widział go często bez koszulki, gdy razem chodzili spać. Może powinno być to dla nich naturalne, ale nie sprzyjało im to, że oboje lubili tę samą płeć.
Sam w tym czasie po prostu wszedł do wody, od razu zanurzając się trochę głębiej, a wtedy jego nogi pokryły się tak, jak zawsze białymi, drobnymi gwiazdkami. Zamiast nóg pojawił się długi ogon, a gdzieniegdzie na ciele kilka łusek. Najsłodsze, według jego mamy, pojawiały się na bladej twarze, a także na smukłych plecach. Tak w kilka sekund przeobrażał się w najbardziej znienawidzoną istotę na tej planecie.
Całe szczęście po bolesnym wypadku ie było już śladu.
- Możesz dotknąć - zachęcił, siedząc niedaleko brzegu. Pamiętał przecież jak ciekawsko pogładził ogon Szarpiego.  Zresztą on sam był ciekawski, gdy po raz pierwszy dotykał skrzydeł. Uśmiechnął się lekko, a następnie wystawił rękę w stronę wody, podgrzewając ją lekko, żeby przyjacielowi nie było tak zimno. - Są trochę inne w dotyku niż u rekina, ale to nadal łuski. No i są od razu widoczne - wytłumaczył.
Ten kawałek plaży mimo że na uboczu, z pewnej części mola był widoczny. Cody nigdy nie pozostawał na brzegu dłużej niż powinien, tak samo jak Szarpi, który przecież nie musiał. Dlatego po pierwszym zapoznaniu się z ogonem syrenki, zbliżył się do chłopaka, zostawiając między nimi tylko kilka centymetrów przestrzeni. Od razu zaczeły intensywniej piec go policzki, ale innego sposobu nie znał, o czym musiał mu powiedzieć.
- Sorry... Nie wiem, jak inaczej można to załatwić... - powiedział cicho, po czym złapał jego podbródek, delikatnie go odchylając, a samego biorąc większy wdech. Następnie wpuścił powietrze do ust chłopaka, jeszcze bardziej się do niego zbliżając.
- Dzięki temu będziesz mógł oddychać pod wodą i ze mną rozmawiać - wytłumaczył zakłopotany, wreszcie się od niego odsuwając i koncząc ten niezręczny moment. - Będę cały czas cię trzymać za rękę. Ściśnij mnie za nią, jeśli cokolwiek się stanie i będziesz się źle czuć.  Dobrze? Od razu cię wtedy wynurze - zapewnił.
Tak jak powiedział, tak zrobił - złapał przyjaciela za dłoń, osuwając się na głębszą wodę. Na głębszej wodzie, gdzie feniks musiał już pływać, tryton złapał go mocniej za talię, zapewniając mu większą stabilizację. Zdziwiony podniósł brew, czując jak chłopak prawie zaczyna go parzyć.
- Gotowy? - zapytał, a kiedy usłyszał zdanie twierdzące, pociągnął go w głąb wody, zanurzając ich. Ku ich oczom ukazała się gromadka żółwi morskich, którzy w szeregu pływały do przodu w akompaniamencie pośpieszającej ich matki, która narzekała, że spóźni się na algowe ciastko u swojej koleżanki. Następnie Cody palcem wskazał kolorową rafę koralową, która znajdowała się kilka metrów dalej. Pociągnął przyjaciela i w zaledwie kilka sekund znaleźli się blisko niej. A tuż obok nich zebrane były rybki o żółtym umaszczeniu. Jedna w szczególności zainteresowała się feniksem.
- Patrz, Gośka, takiego dużego konika morskiego jeszcze nie widziałam... Ale patrz jaki przystojniak! - zagadała, na co chłopak o mało co nie wybuchł śmiechem.
- Ta rybka ewidentie leci na ciebie.  - Zachichotał. - I myśli, że jesteś konikiem morskim.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {21/01/24, 01:29 am}

Azra Adler

  Tym razem kiedy zobaczył kotołaczkę ta przywitała się z promiennym uśmiechem, oznajmiając, że przygotowała dla ich trójki kolację. Jej nastawienie w stosunku do Azry wróciło do poprzedniego stanu. Niby nic co innych specjalnie by przejęło, ale w szeroko otwartych oczach czerwonowłosego zakręciły się łzy. Przez swoją głupotę i upartość omal nie stracił drugiej rodziny. Szybko otarł mokre policzki i z uśmiechem podał Codyemu jego porcję. W końcu niższy musiał dużo jeść, jeśli chciał szybko wrócić do zdrowia.

...

  Może i Feniks nigdy nie należał do najspokojniejszych uczniów, ale nigdy też nie miał problemu z wysiedzeniem w szkolnej ławie. Nigdy za wyjątkiem tego dnia, którego umówił się, że spotka się z Codym po zajęciach. Blondyn miał jeszcze jeden wolny dzień od szkoły, ale jego ciało zregenerowało się już na tyle aby mógł normalnie funkcjonować. A co ważniejsze pływać w oceanie, co też pewnie miało na niego bardzo dobry wpływ. I tym razem Azra zamierzał osobiście zapewnić mu wymaganą ochronię. Dla tego celu przygotował się zabierając ze sobą kilka owoców ognistych kwiatów. Były one jedną z ulubionych przekąsek feniksów, ale również skutecznie wzniecały ich ogień. A w ostatnim czasie były głównym składnikiem diety Azry, który odkrył, że zastąpienie mięsa nie było tak łatwe jak myślał. Czasami wciąż czuł się osłabiony, jakby czegoś mu brakowało, ale powoli uczył się o rzeczach, które były świetnymi, jak i nie lepszymi zamiennikami roślinnego pochodzenia. Niestety smak jego potraw wciąż pozostawiał wiele do życzenia, ale nie zamierzał się tak łatwo poddawać.
  Jak tylko rozległo się pierwsze uderzenie szkolnego dzwonka, czerwonowłosy zerwał się ze swojego siedzenia nie zważając na opozycję nauczyciela upierającego się, że dzwonek jest dla nauczyciela, a nie dla ucznia. Groźba minusa, czy negatywnej oceny była jednak w tamtej chwili najmniej ważna. Do skrzydlatego nawet nie dotarły jego słowa. Nie tracąc czasu nawet na odstawienie bagażu jakim był ciężki plecach zapełniony książkami, pobiegł prosto na plażę, na którą prowadziła go mapa dana mu przez Codyego.
  Nie było to jakoś specjalnie ukryte miejsce, ale inni nie mieli powodu żeby się nim interesować. Plaża była mała, piasku było niewiele, a miejscami nawet las stykał się z wodą, rzucając rozległy cień na cały piasek. Azra wątpił, że nawet wczesnym rankiem znalazłby tu choć skrawek miejsca do opalania.
  Widząc już z daleka znajomą sylwetkę pomachał do blondyna, a kiedy miał go już w zasięgu ręki z ochotą przyjął go w swoje ramiona. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele czasu z nim spędzał. Zawsze spotykali się z samego rana przed zajęciami, potem razem w nich uczestniczyli wygłupiając się, a następnie po nich byli wolni by zabawić się z przyjaciółmi. Do domu wracali już wykończeni, gdzie padali w oczekiwaniu na kolejny wspólny dzień. W weekendy było podobnie, z tym że spędzali ze sobą jeszcze więcej czasu. Nagle kilka godzin rozłąki, widziane było jako najgorsze tortury dla ognistowłosego.
- Bardzo dobrze mamo, dostałem piątkę i tylko jednego minusa za zwianie na koniec. - Parsknął czochrając lekko złotą czuprynę chłopaka. - Ale na moją obronę, było już po dzwonku i nie mogłem już wysiedzieć. - Uśmiechnął się niewinnie i z zainteresowaniem zerknął na znajomy plecak, którego przypinki wreszcie zaczynały mieć dla niego sens. Jeszcze do niedawna myślał, że Cody po prostu lubi tęczę, ale ku swojemu zaskoczeniu, jak i zadowoleniu szybko został wyprowadzony z błędu. Oczywiście tylko bardziej napędzało to jego nadzieję, że kiedyś w końcu uda mu się wyznać co czuje i może nawet chłopak będzie w stanie to odwzajemnić. Za to rybki i morska fala głośno krzyczały do niego syreniej naturze. Za to dinozaur był jego własnym dumnym dodatkiem, na którego widok zawsze się uśmiechał.
  Nie tracąc więcej czasu zrzucił z siebie ubrania, szybko zostając tylko w kąpielówkach.
- Hm? Mówiłeś coś? - Spytał kiedy wydawało mu się, że niższy coś do niego powiedział, ale kiedy tylko uniósł głowę, blondyn był już w wodzie do pasa. Pośpiesznie wcisnął ubrania do plecaka, nawet go nie zapominając i łapiąc za nerkę, w której znajdowały się ogniste owoce, podbiegł do brzegu. Zdziwiła go, jak i odrobinę zaniepokoiła poświata pod taflą wody, która okalała dolne partie ciała Codyego, ale po jego minie nie było widać, żeby działo się coś złego. Wręcz przeciwnie sam z radością obserwował swoją przemianę.
  I choć raz już widział błękitny ogon blondyna, to obraz z tamtego dnia był przysłonięty przez krwią, która mąciła wodę. Choć wciąż ją doskonale pamiętał, to teraz już bez jej obecności mógł podziwiać jego piękność w całej okazałości. Nie było choćby rysy, co sprawiło, że Azra odetchnął z ulgą. Tego by sobie nie wybaczył do końca życia.
  Nieśmiało, ale też dając się ponieść swojej ciekawości, ostrożnie ułożył ciepłą dłoń na chłodnym ogonie syrena. Bez wątpienia miał rację. Doznanie było całkowicie inne niż w przypadku rekinich łusek. W końcu niektórzy nawet nie wiedzieli, że posiadali łuski. Tu za to doskonale każdą było widać i czuć, choć były ona znacznie przyjemniejsze w dotyku. A na dodatek tak pięknie mieniły się pod promieniami słońca, które odbijały się od ich wilgotnej powierzchni.
- I pomyśleć, że pomyliłem je z szarym tyłkiem Szarpiego. - Zaśmiał się ostrożnie badając nowy element ciała blondyna, na koniec ciekawsko podnosząc delikatnie jedną z wielu delikatnie wyglądających płetw bocznych. Były niemalże przezroczyste. Jak coś tak pięknego było częścią ciała było fascynujące.
  Zauroczony nawet nie zorientował się, że spędził na podziwianiu jego ogona  stanowczo za dużo czasu. W końcu lepiej, żeby od razu skryli się pod wodą, unikając przypadkowych niechcianych gości. Niby miał go ochraniać, a całkowicie dał się pochłonąć jego syreniemu urokowi. Dopiero kiedy odległość między ich ustami znacznie się zmniejszyła, gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, wstrzymując oddech. Nieświadomie poczynając to czego oczekiwał Cody. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że ich wargi się zetkną. Nawet był sobie w stanie wyobrazić jak jego ciepły język otula ten mniejszy odpowiednik blondyna, smakując go.
  Już chyba nawet nie były mu potrzebne ogniste owoce. Zaledwie w sekundę Cody rozgrzał go do stopnia, w którym końcówki jego skrzydeł oraz niesforny kosmyk włosów zajęły się ogniem.
- A-a ta... oddychać i rozmawiać. Spoko... - Wymamrotał starając się otrząsnąć ze świeżo doznanego szoku, ale to tylko pogłębiło czerwień na jego policzkach. Przygryzł dolną wargę i skinął posłusznie głową, przyjmując powoli wszystkie instrukcje. - Tak...Zaraz, ale że jak rozm?!! - Niestety kiedy w końcu dotarł do niego sens słów blondyna było już znacznie za późno na pytania. Chwilę przed zderzeniem się z wodą, nabrał w płuca tyle powietrza ile tylko zdołał i zacisnął ciasno powieki, ściskając przy tym rękę, która go trzymała.
  Walka z naturalnym odruchem wypłynięcia i wstrzymywania oddechu nie była łatwa. Jego ciało wręcz krzyczało na niego, kiedy powoli pozwoliłby ostatnie bąbelki powietrza opuściły jego wargi. Płuca od razu boleśnie się zacisnęły i kiedy już nie mógł wytrzymać wziął głęboki oddech, który ku jego zaskoczeniu wziął bez najmniejszego problemu. Powtórzył podstawową funkcję ciała upewniając się, że naprawdę działa po czym zerknął na Codyego w zachwycie, zaraz pozwalając aby jego ciekawość przykuła podwodna fauna. Ale zdecydowanie najpiękniejszy widok rozlegał się już za nimi, gdzie to ogon blondyna falował we wodzie tak jakby pływanie nie wymagało od niego nawet najdrobniejszego wysiłku. Zupełnie jakby unosił się na letnim wietrze. Ale wygląd był zdecydowanie tylko zmyłką, bo siła z jaką ciągnął go w dół była niesamowita - i to przy oporze jego nieprzystosowanego do pływania ciała. Feniksy już wystarczająco kusiły los, kiedy nurkowały po pożywienie.
  Zauroczony kolorowymi rafami nachylił się bliżej nich ku zaskoczeniu słysząc nieznajome głosy. Zmieszany rozejrzał się dookoła, jednak nie ujrzał nikogo innego prócz siebie, Codyego i stada rybek. Stada rybek, które wzięły go za konika morskiego.
- Co wy tu za dziwne koniki morskie macie? - Odpowiedział poruszając ustami, ale to nie z nich wydobył się jego głos. Słyszał go w głowie, tak jak ten należący do Codyego. Temu szczególnie nie miał nic przeciwko. - Naprawdę je rozumiesz? - Spytał po chwili wskazując na rybie koleżanki, które zdążyły w tym czasie otoczyć czerwonowłosego. - Kto by pomyślał, nawet pół dnia nie minęło, a ja już podbijam morskie serca. - Wyszczerzył się łobuzersko machając go rybek, które były nawet wielkości jego pięści. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu nie zawahałbym się przed.... - Słysząc jedną ze swoich czarnych myśli od razu pokręcił głową aby nie dopuścić jej do swojej świadomości. Lub co gorsza, żeby nie usłyszał jej Cody. Od razu zamrugał kilkakrotnie z lekkim rumieńcem na policzkach.
- Ale moich myśli nie słyszysz nie? - Zażartował trochę zaniepokojony, zaraz powtarzając jak mantrę, żeby nie myślał o niczym głupim. A już na pewno nie o tym jak absolutnie przepiękny był jego ogon. Już nawet do końca nie był pewien, że to mówi, czy też myśli, przez co fragment o ogonie przypadkiem wymsknął mu się jako mowa.
  Szybko szukając czegoś do zajęcia swoich upierdliwych myśli, tym razem sam pociągnął Codyego dalej, zatrzymując się przy kupce przepięknych muszelek. Od razu zaciekawiony wziął jedną w rękę i od razu też tego pożałował, bo malutkie szczypczyki złapały jego kciuk. Krabik zdecydowanie nie był zadowolony z naruszenia jego spokoju, co Azra zrozumiał nawet i bez możliwości zamienienia z nim słowa.
- I tu by się moja popularność kończyła. - Westchnął kiedy w końcu udało mu się na migi uspokoić kraba i odciągnął Codyego na bok. - Pomijając ten mały wypadek.... to naprawdę niesamowite. Nigdy nie przebywałem pod wodą tak długo i na wiele rzeczy nie zwracałem uwagi. I ty. - Z uśmiechem odsunął się odrobinę, aby zlustrować ciało chłopaka w całej okazałości. - Przerosłeś mnie dwa, jak nie trzy razy. - Zaśmiał się i znów przyłapał się na zapatrzeniu się w tą jego przepiękną płetwę. - Syreny są naprawdę niesamowite. Ukrywasz jeszcze jakieś ciekawe sztuczki? - Zapytał próbując ponownie do niego podpłynąć, ale okazało się to nie takie łatwe jak myślał. Odruchowo jego skrzydła próbowały go ratować, ale w wodzie jedynie popychały go bardziej do przodu, a w efekcie czego wylądował do góry nogami ze skrzyżowanymi ramionami. - Ale najpierw chyba przydadzą mi się porządne lekcje. - Odepchnął się ramionami od dna i tym razem już złapał Codyego. - Jednak lepiej będzie jak cię nie będę puszczać. A w ogóle masz tu jakiś dom? Swoją grotę? Muszę wiedzieć gdzie cię szukać. - Zaproponował chętny do dalszego zwiedzania i mocniej chwycił dłoń chłopaka, splatając śmiało ich palce. Wtedy też coś przykuło jego uwagę. Delikatnie przyciągnął rękę blondyna do siebie i lekko ją odchylił.
- Naprawdę zmieniły się w muszelki. Wygląda na to, że działa niezawodnie. - Stwierdził mając nadzieję, że kiedyś Cody spotka przedstawiciela swojego gatunku. Na pewno sprawiłoby to, że nie czułby się taki samotny w wodzie pełnej gatunków żyjących w grupach.

  Z pomocą blondyna dopłynięcie do grot zajęło im dwa mocne machnięcia ogonem, przy czym Azra nie mógł wyjść z podziwu. W końcu Cody miał wyjątkowo ciężki przypadek choroby lokomocyjnej na lądzie, przez co musiał z nim latać ostrożnie, a tymczasem pod wodą znacznie go prześcignął.
  Wyhamowali tuż przed jedną z grot, które feniks naturalnie ciekawsko zaczął obserwować. Nie spodziewał się tylko, że z jednej z nich wyleci nagle mała rybka, która z premedytacją przywali pyszczkiem w jego czoło. Ale nie dawał a mu nawet chwili na reakcję, bo już po chwili złapała w paszczę jedno z jego skrzydeł. Ale to w porównaniu do zderzenia jedynie łaskotało.
- Znajomy? - Spytał wskazując palcem rzepa.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman - Page 2 Empty Re: My little merman {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach