Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Unlucky MeetingDzisiaj o 05:43 pmKurokocchin
You're Only MusicDzisiaj o 02:37 pmNykx
Zajazd pod Smoczą Łapą Dzisiaj o 12:52 pmNoé
Just the two of usDzisiaj o 11:34 amTroianx
New GenerationDzisiaj o 11:10 amEeve
Where is my mind?Dzisiaj o 11:09 amEeve
Charm Nook Wczoraj o 05:49 pmKass
LiesWczoraj o 01:32 pmRusek
From today you're my toy24/04/24, 07:40 pmKurokocchin
Kwiecień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930     

Calendar

Top posting users this week
5 Posty - 19%
4 Posty - 15%
3 Posty - 12%
3 Posty - 12%
3 Posty - 12%
2 Posty - 8%
2 Posty - 8%
2 Posty - 8%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%

Go down
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty New Generation {01/09/22, 06:24 pm}

First topic message reminder :

New Generation - Page 12 Cacf42ad9ea9a16b1ae286f0b44d1c02

New Generation - Page 12 Original

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest szkołą znajdującą się na terenie Szkocji. Założona ponad tysiąc lat temu przez czwórkę największych czarodziejów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw cieszy się ogromną popularnością nie tylko wśród czarodziejów Wielkiej Brytanii ale i całej Europy. Co roku jej mury przepełniają setki młodocianych osób chcących poszerzać swoją wiedzę magiczną. A przynajmniej było tak zanim Lord Voldemort oraz jego Śmierciożercy zniszczyli zamek podczas Bitwy o Hogwart. Szkoła została odbudowana przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego i nauczanie wróciło na właściwe tory.
Od wielkiej bitwy minęło ponad 20 lat. Lord Voldemort przestał istnieć, a Śmierciożercy zostali zamknięci w Azkabanie na wieki, jednak czy to oznacza koniec kłopotów dla naszych młodych czarodziejów?
Coraz częściej odnotowywano zbrodnie popełnione przez czystokrwistych czarodziejów na mugolach. Plotki mówią o formujących się ugrupowań fanatyków i czcicieli Gellerta Grindelwalda jednego z najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Obecny dyrektor Hogwartu profesor Minerva McGonagall robiła co mogła, aby w murach szkoły panował spokój, a niepokoje społeczeństwa dotyczące tajemniczych zbrodni nie zaprzątały głów uczniów.
Wszystko zmienia się, gdy pewnego grudniowego poranka po balu bożonarodzeniowym w szkolnych podziemiach woźny odkrywa zwłoki ucznia pochodzenia mugolskiego oraz napis na ścianie wykonany krwią „Brudna krew musi odejść”.

New Generation - Page 12 370410090eea5483400550bc1a65d0aa

G R Y F F I N D O R

♂ Syn George'a i Daphne Weasleyów -@Kalsi jako Nicholas Weasley
♀ Córka Nevilla i Catherine Longbottom -@Fojbe jako Lana Longbottom
♂ Syn Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lysander Skamander

♂ -@Heartstorm jako Benjamin Simmons
...

S L Y T H E R I N

♂ Syn Gebrielle Delacour-Lefrançoi i Jean-Yves Lefrançoi - @Fojbe jako Napoléon Lefrançois
♀ Córka Dracona i Astorii Malfoy - @Kalsi jako Florence Malfoy
♂ Syn Blaise'a Zbiniego -@Fojbe jako Zacharius Zabini

♂ Syn Mallory i Warrena Rhodes - @Calinda jako Lawrence Rhodes
...

H U F F L E P U F F

♂ Syn Alexandra i Mariki Dumbledore - @Eeve jako Phoenix Dumbledore
♀ Córka Alexandra i Mariki Dumbledore - @Kalsi jako Gwendolyn Dumbledore

♀ Córka Hermiony i Rona Weasleyów -@LadyFlower jako Isabelle Weasley

♀ Córka Aster i Harry'ego Spring - @Calinda jako Rosemary Spring
...

R A V E N C L A W

♂ Syn Percy'ego i Audrey Weasleyów - @Eeve jako Steven Weasley
♀ Córka Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lucy Skamander
♂ Syn Theodora i Camilli Nott@Heartstorm jako Elijah Nott
♂ Syn Jaspera i Diany Prince -@Cool_Free_Nickname jako Damien Prince

...

New Generation - Page 12 Eb86f62611f1f48617fcef15c858f92f

1. Wygląd postaci realny
2. Orientacja dowolna byleby była w miarę równowaga
3. To samo tyczy się płci
4. Można wziąć kilka postaci
4. Informujemy o dłuższych nieobecnościach
5. Discord mile widziany [/u][/u]


Ostatnio zmieniony przez Kalsi dnia 09/05/23, 07:53 am, w całości zmieniany 10 razy

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {03/03/24, 09:03 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


             
             Zamrugał szczerze zdziwiony, nie wyczuwszy żartu w głosie Florence.
             – Nie mam powodów, żeby się ciebie bać. – odpowiedział zgodnie z tym, co myślał. Dobrze wiedział, że Malfoy może i sprawia wrażenie groźnej, ale Steven nawet nigdy nie był bliski bycia jej potencjalną ofiarą. Nie rozmawiała z nim, ale to nie znaczyło, że należał do grona osób, które czymś jej zawiniły. A z obserwacji wiedział, że Florence nie dokonywała “egzekucji” bez powodu. Trzeba było sobie zasłużyć, żeby zginąć rozgniecionym przez jej obcas.
             – …na niezręczność tego wieczoru składa się więcej czynników… – przyznał z lekkim zażenowaniem, zniżając głos, żeby Lucy nie słyszała. Nie chciał sprawiać jej przykrości – … i Elijah pytał, czy nie będę miał z tym problemu. Nie mam, poważnie. Po prostu… – uśmiechnął się głupio – … wyjazd Prince’a, sam koncept zrobienia mi tej “posiadówki”... tamta rozmowa wyleciała mi z głowy. – przyznał.
             Fragment o tym, czym było motywowane jej przybycie, był nieco… niezręczny? Poważnie zastanawiał się, czy nie powiedzieć jej, że “no, spoko, ale nasza przyjaźń nie różni się znacząco od innych przyjaźni”, ale sobie odpuścił.
             – … też jesteś przyjaciółką Elijah. Nie widzę powodów, czemu nie mogłabyś uczestniczyć w naszych spotkaniach. – no i zwolnił się wakat po Damienie, bo chyba miał już nie wrócić do szkoły – Dziękuję. – przyjął prezent od niej, uśmiechając się lekko – To miłe, naprawdę.
             Dołączyli do pozostałej dwójki przy stole z poczęstunkiem, ale Elijah i ślizgonka odeszli gdzieś na bok, więc Steven został sam z Lucy. Steven nalał sobie gazowanego napoju, akurat jak  wrócili Gryfoni z baniakiem Prince’a. James jak zwykle robił dużo zamieszania.
             – … nie wierzę, że to mówię, ale chyba brakuje mi Prince’a, wiecie? – zwrócił się do rodzeństwa Skamanderów – Prawdę powiedziawszy był głośny, nachalny i nawet nie jestem pewien czy spędzałem z nim czas, bo go lubiłem, czy z przyzwyczajenia, ale… Jak patrzę na Jamesa, to stwierdzam, że wolałbym, żeby zamiast niego był tu Damien. – potrząsnął ze zdumieniem głową – Był upierdliwy, ale był jakiś taki… wiecie, swój. Chyba jednak go lubiłem.
             Po kilku minutach rozmowy, nadeszła pora na kolejną rundkę twistera, tym razem sami panowie. Steven kontra dwójka Gryfonów. Nie potrwało długo, aż Weasley stwierdził, że Potter musi oszukiwać, bo gnida dostawał proste polecenia, a on i Lysander… cóż.
             Krukon znajdował się w stosunkowo  wygodnej pozycji, bo nie musiał trzymać swoich kończyn skrzyżowanych, jednak jego plecy były skierowane bardziej do podłogi, a tors w kierunku sufitu, który przysłaniał mu… Skamander. Blondyn niemalże nad nim wisiał. Jeśli straciłby równowagę i upadł, jak nic upadłby na samego Stevena, czyniąc z nich obu wielkich przegranych.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {04/03/24, 04:39 pm}

LUCY SKAMANDER


LYSANDER SKAMANDER


           Cóż gra w twistera zakończyła się dość niespodziewanie. Nie umknęły jej uwadze te długie spojrzenia, które Florence oraz Elijah sobie posyłali. To napięcie pomiędzy nimi można było dostrzec gołym okiem i według niej to było nawet zabawne jak bardzo próbowali udawać, że nic takiego się nie stało.
               Pokiwała delikatnie głową na prośbę ślizgonki i wraz z chłopakiem skierowali się w stronę stołu z przekąskami.
                -To nic osobistego, Elijah. Po prostu pomyślałam, że miło jej będzie mieć jakieś wsparcie. Szczególnie, że pewnie czuje się tu dość nieswojo – powiedziała starając się wytłumaczyć swój doping ukierunkowany względem Florence. Na jego kolejne słowa pokręciła przecząco głową.
                   -Nie martw się. W ogóle mi ona nie przeszkadza – zerknęła w kierunku Flo oraz Stevena. Naprawdę wyglądało na to, że się dogadywali pomimo różnic charakterów.
                -Chyba ją bardzo lubisz, co? – zapytała uśmiechając się nieco szerzej, ale nie uzyskała odpowiedzi, bo zaraz potem wrócili do swojego towarzystwa. Podała jeden kielich wypełniony napojem Stevenowi i chwilę później do pokoju Życzeń wszedł jej brat w towarzystwie Pottera.
            Chwilę porozmawiali, przekąsili coś i nadszedł czas na kolejną rundę w twistera. Tym razem jednak to Lysander, James oraz Steven byli uczestnikami, a Lucy usiadła niedaleko nich z wskaźnikiem w dłoniach.
            Lys na początku nie był przekonany. Rozmowa z James’em, pomimo tego, że była dość spokojna, zasadziła w jego głowie jakieś ziarno wątpliwości czy w ogóle powinien być obecny na tym przyjęciu. Później jednak stwierdził, że nie powinien się tym zbytnio przejmować. Chciał po prostu zacząć się dobrze bawić. Już od startu jego ręce i nogi coraz bardziej zaczynały być poplątane i nim się zorientował znalazł się parę centymetrów nad Stevenem. Usłyszał jakiś chichot Pottera, który kucał jak żaba po drugiej stronie maty, podczas gdy oni byli tak blisko siebie, że blondyn miał wrażenie jakby oddech Stevena delikatnie muskał go w podbródek.
              -Długo jeszcze? – mruknął w kierunku siostry, która najwyraźniej również była rozbawiona całym obrazkiem ich poplątanych ciał.
                -Lewa noga na żółty – usłyszał i zerknął w dół. Jedyne wolne żółte pole było pomiędzy udami Stevena. Zerknął na niego niepewnie, po czym powoli jego stopa stanęła na żółtym kółku ocierając się delikatnie o jego materiał spodni. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie był w tak krępującej sytuacji.
             Minęło jeszcze kilka ciężkich i wymagających rund. Znów była jego kolej. Tym razem musiał przesunąć swoją prawą rękę na zielony. Wiedział, że jest już na skraju stracenia równowagi, ale jego duma nie pozwalała mu na poddanie się. Oderwał dłoń od maty próbując ją położyć o kilkanaście centymetrów dalej i właśnie wtedy to się stało. Zachybotał się, zupełnie stracił grunt i poleciał prosto na Stevena. Nie miał pojęcia jak to się stało, ale ich twarze były tak blisko, że podczas upadku ich wargi nieumyślnie się połączyły. Znów poczuł na sobie to przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele. Ten delikatny prąd ekscytacji. Może gdyby byli sami to by tego nie przerwał. Może jakaś myśl w jego mózgu kazałaby mu to kontynuować. Ale wokół niego byli inni ludzie. Do tego niezbyt przyjaźnie nastawieni co do jego osoby. Dlatego też odskoczył jak najszybciej z delikatnym rumieńcem na policzkach i odchrząknął.
              -P-Przepraszam – rzucił podnosząc się na równe nogi -Wszystko gra? Żyjesz?
              Pomógł mu się podnieść starając się nie zwracać uwagi na rzucane przez pozostałych spojrzenia.
                    -Dooobra. W takim razie mamy zwycięzcę. Gratulacje James – Lucy przypomniała sobie co wydarzyło się na ich urodzinach ostatnio, więc weszła pomiędzy nich, a Potterem.
                   -To co? Może teraz zmienimy grę? Co powiecie na monopoly ale z trochę podkręconymi zasadami? Za każdym razem jak ktoś będzie szedł do więzienia albo wyrzuci double’a trzeba będzie wypić kolejkę – rzuciła starając się jakoś rozluźnić atmosferę.
                 -James! Pomożesz mi wszystko przygotować! No chodź! A wy usiądźcie sobie na kanapie – chwyciła go pod rękę i poprowadziła w kierunku stolika, gdzie stał baniak z alkoholem.
            Lysander podrapał się po karku nieco speszony i poszedł za pozostałymi w kierunku kanapy. Nadal nie miał pojęcia co to było za uczucie, które uderzało w niego za każdym razem, kiedy całował się ze Stevenem. Nie chciał jednak teraz nad tym myśleć.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {04/03/24, 05:45 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


             Upiła kolejny łyk czując jak znów zasycha jej w gardle. Przyglądała się przez chwilę dwójce krukonów i gryfonów, którzy rozmawiali kilka metrów od nich i powoli pokręciła głową.
              -Nie, zostanę jeszcze chwilę – powiedziała sama zaskakując siebie tą odpowiedzią. Faktycznie to nie były zwykle jej klimaty. Kiedy słyszała słowo impreza to była przygotowana na coś zupełnie innego. Głośną muzykę, tańce, alkohol, może jakieś ploteczki, a tutaj… tutaj tego nie było. No może z wyjątkiem alkoholu, o który zadbali Potter ze Skamanderem. Jednak pomimo tego, że zupełnie inaczej to wszystko sobie wyobrażała to według niej było naprawdę… miło. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że zostanie tutaj tak ciepło przyjęta. Zupełnie jakby jej obecność tutaj nie była niczym zaskakującym. No może z wyjątkiem nieufnych spojrzeń Lysandra, ale właśnie tego się spodziewała.
            -Chodź. Ponabijamy się z nich trochę – wraz z Nottem podeszła bliżej rozgrywającej się tam rundy. Musiała przyznać, że z boku wyglądało to naprawdę przekomicznie. Zastanawiała się czy Steven też miał taki ubaw, kiedy patrzył jak cała trójka walczy z całych sił, aby nie upaść.
            Chyba nikt nie spodziewał się tego, co się właśnie wydarzyło. Lysander wraz ze Stevenem grzmotnęli na podłogę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że usta Gryfona znalazły się bezpośrednio na ustach Weasleya. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale przypominając sobie to co się wydarzyło na urodzinach Skamanderów wcale nie była zaskoczona. Otworzyła usta, aby to jakoś skomentować, ale zaraz je zamknęła nie chcąc dolewać oliwy do ognia.
           Za radą Lucy poszła na kanapę. Na stole była już rozłożona kolejna mugolska gra, o której nie miała zielonego pojęcia. Popatrzyła na Stevena pytająco, a kiedy pokrótce wyjaśnił jej zasady wręcz nie mogła się doczekać na rozpoczęcie rozgrywki. Tym razem brzmiała na nieco bardziej skomplikowaną i w grę wchodziły pieniądze, więc musiała być dość ciekawa.
           Po pierwszych rzutach kostką Florence powoli zaczęła ogarniać o co w niej dokładnie chodzi. Już po kilku kolejkach ktoś stanął na polu oznaczającym pójście do więzienia i ominięcie kolejki, a co za tym idzie wszyscy musieli wypić po kieliszku ohydnego i palącego w gardło bimbru.
           Gra toczyła się dalej – a butelka z alkoholem coraz szybciej zaczynała robić się pusta. Florence udało się uzbierać jakiś kolor i nawet miała tam kilka postawionych domków dlatego za każdym razem, kiedy ktoś stawał na jej polu cieszyła się jak mała dziewczynka. Kiedy jednak sama trafiała no więzienia twierdziła, że ta mugolska gra jest niesprawiedliwa i głupia.
           Po kolejnym kieliszku czuła jak alkohol zaczyna na nią działać. Czuła się rozweselona i odprężona. Zupełnie zapomniała o tym zdarzeniu z Lysandrem i Stevenem i była skupiona tylko i wyłącznie na grze.
             Nie wiedziała czy to przez to, że pierwszy raz grała w monopoly czy przez to, że była w tej grze po prostu kiepska ale przegrała. Wszystkie pieniądze, które wcześniej miała po prostu się rozpłynęły, kiedy stawała na innych miastach należących do pozostałych. Koniec końców posprzedawała to co miała i ogłosiła się bankrutem.
               -No cóż… To chyba było do przewidzenia – zaśmiała się i ziewnęła. Nagle poczuła się okropnie zmęczona. Chyba alkohol sprawił, że te kilka nieprzespanych nocy w końcu dało o sobie znać.
             -Chyba na mnie już czas. Bawcie się dobrze. Steven… – zwróciła się jeszcze do Weasleya po podniesieniu się z kanapy  -Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
            Dopiero teraz poczuła te mniej przyjemne skutki wypitego bimbru. O mało co nie potknęła się o nogę stołu, ale szybko odzyskała równowagę.
             -Nic mi nie jest – rzuciła i ruszyła do wyjścia w myślach zastanawiając się jak ona u licha pokona setki schodów na dół prowadzących do lochów. Chyba tym razem będzie musiała pójść na piąte piętro, na którym znajdował się pokój przeznaczony dla prefektów. Wiedziała, że idąc korytarzem wcale nie poruszała się po prostej linii. Dotarłszy u podnóże schodów zatrzymała się przy nich i przytrzymała się barierki.
           -Dobra Flo… Dasz radę. To tylko głupie schody – mruknęła pod nosem i zrobiła krok do przodu wchodząc na pierwszy stopień.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {06/03/24, 11:05 am}

S t e v e n        W e a s l e y


             Tak, jak przewidywał, Lysander stracił równowagę i runął w dół, a Steven razem z nim. Ich usta ponownie złączyły się w czymś w rodzaju pocałunku. Było to bardzo krótkie muśnięcie, pewnie Weasley nawet nie zwróciłby na to większej uwagi, gdyby chodziło o kogoś innego. Ale z jakiegoś powodu, przez ten ułamek sekundy, poczuł przyjemny spokój rozpływający się po jego ciele.
             Przyjął pomoc Skamandera w podniesieniu się z podłogi. Jakby nie było, wciąż był dość “połamany” po ostatnich wydarzeniach.
             – Nie szkodzi, jest w porządku. – odparł, przybierając swój najbardziej neutralny wyraz twarzy, żeby ukryć to, jakie emocje szalały wewnątrz niego.
             Zerknął na Jamesa, ale ten chyba nie zauważył momentu pocałunku. Albo zdecydował się dochować danego Lucy słowa i powstrzymał się od reakcji. Może to i lepiej. Wszyscy usiedli przy stoliku, na którym rozłożyli planszę do monopoly i Weasley wyjaśnił zasady gry dla tych, którzy spotykali się z nią pierwszy raz. Głównie Flo, ale po minie Jamesa widział, że on też pierwszy raz ma okazję w to zagrać.
             Krukon upewnił się w tej myśli, z trudem powstrzymując śmiech, kiedy Eli bez większej krępacji kantował jego kuzyna, sprzedając mu coś za dwu-, a nawet trzykrotność oryginalnej ceny, a James nawet nie zorientował się, że coś jest nie tak.
             W końcu impreza zaczęła się rozchodzić. Najpierw wyszła Flo, a potem Steven stwierdził, że właściwie, on też nie ma specjalnie siły, żeby tu siedzieć.
             – Ja też będę się zbierał. – stwierdził, składając finansową broń – Dziękuję, że tak się dla mnie postaraliście…
             Chciał pomóc ze sprzątaniem chociaż gry, ale Potter złapał go za rękę.
            – Zostaw, zostaw. Ja posprzątam. Lucy przygotowała, to ja chociaż ogarnę sprzątanie. – to mówiąc, James zaczął zbierać pionki i papierowe pieniądze.
             Steven powoli skinął głową i rozejrzał się za swoimi prezentami. Wtedy zauważył jeden pakunek, którego darczyńca jeszcze mu się nie ujawnił… Pakowanie było zbyt niestaranne, jak na Lucy, a James dał mu coś już wcześniej. Prezent od Prince’a też już został mu przekazany…
             – … to od was? – spytał Skamanderów, wskazując nieśmiało pakunek.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {06/03/24, 05:14 pm}

Elijah Nott



Początkowo potyczka chłopaków go nawet bawiła, ale z jako obserwator ta gra szybko zaczynała się nudzić i dłużyć. Zabawne pozycje przechodziły w kolejne i kolejna, aż w końcu Elijah stracił całkowicie zainteresowanie tym co się dzieję na macie, tym jak absurdalnie Potter musiał się na niej wyginąć oraz jak bardzo Lysander i Steven byli ze sobą splątani. Wzrok Elijah rozbieg się po pokoju, zatrzymując się na krótko na kolejnych tytułach gier, które Lucy przygotowała na dzisiejszy wieczór. Niektóre były dla niego znane, inne widział pierwszy raz, niemal wszystkie mugolskie. Przez jego głowę przebiegła myśl czy Lucy sama je wszystkie zna, czy po prostu zgromadziła jak najwięcej planszówek mugoli, aby sprawić Stevenowi przyjemność.

Odruchowo spojrzał na blondynkę, gdy pojawiła się w jego myślach. Wydawała właśnie kolejne polecenia bratu. To na Lucy patrzył, gdy do jego uszu doszedł głuchy odgłos upadku na ziemię, a na twarzy dziewczyny wymalowało nieukrywane zdziwienie. Odwrócił głowę ku macie do twistera. Lysander leżał na Stevenie, usta przyciśnięte do ust, gorączkowe odsunięcie się i rumieńce na policzkach blondyna. Elijah skomentował to jedynie uniesieniem brwi, a jego wzrok przebiegł od Lysandra, przez Stevena, ku Potterowi.

Gęste atmosfera jaka panowała, gdy pojawił się wraz z Florence w Pokoju Życzeń wyparowała prawie całkowicie podczas gry w monopoly. Twister przełamał pierwsze lody, ale to monopoly i bimber Prince - może przede wszystkim bimber - sprawiło, że towarzystwo, które stanowiło naprawdę dziwną zbieraninę niepasujących do siebie osób, w końcu się rozluźniło.

W grze, która polegała przede wszystkim na zarabianiu pieniędzy Elijah odnajdywał się i radził zdecydowanie lepiej niż w poprzedniej. Miał naprawdę dobrą passę. Stawał pionkami niemal zawsze tam gdzie chciał, bardzo często omijał nieprzyjazne mu pola, do więzienia trafił raz na całą rozgrywkę, szybko zaczął stawiać domki, a karty niespodzianki ciągle były na jego korzyść, a najgorsze co przydarzyło mu się podczas gdy to trzykrotnie zdublowany rzut kostkami i trzy shoty bimbru, który musiał przez to wypić pod rząd. Jeżeli nie więzienie to double, każdy z nich po jakimś czasie był mniej lub więcej pijany.

Na sukces finansowy Elijah wpłynął też James Potter, a raczej to jak łatwo dawał się przekonywać do niezbyt pomyślnych dla siebie wymian. Eli już niemal przekonał go do oddania jednego lotniska jaki ten posiadał za bezcen i kartę wyjścia z więzienia, gdy Florence ogłosiła bankructwo. Spojrzał wtedy na plansze, na której jego kolor się rozrósł, ale brakowało tego należącego do dziewczyny. Czas podczas gry szybko mijał, jeszcze chwilę temu delikatnie uśmiechał się, widząc jej radość, że w końcu stanął na jej polu i musi za to zapłacić.

Nie dobił targu z Potterem, chociaż słyszał jak ten ciągle do niego mówił. W milczeniu uważnie obserwował jak Florence wstaje od stołu i chwiejnym krokiem wychodzi z Pokoju Życzeń. Chwycił swój kielich i wypił z niego resztki princowego bimbru.

Odprowadzę ją 一 Obwieścił sucho, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami. 一 Do jutra. 一 Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł szybkim krokiem,

Widział jej sylwetkę cały czas, gdy zataczając się powoli szła przed siebie. Nie musiał nawet się spieszyć, aby dogonić ją na schodach, trzymała się kurczowo barierek i ostrożnie stawiała kolejne kroki. NIe był nawet pewny czy zauważyła jego obecność.

Jesteś okropnie pijana. 一 Słowa padły z jego ust przerywając otaczającą ich ciszę. NIe przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej widział ją w takim stanie. Sam o sobie też nie mógł powiedzieć, że był trzeźwy, alkohol go rozluźnił, rozgrzał krew płynącą w żyłach i może nieco ogłupił, ale stał twardo na nogach. 一 I wciąż chodzisz sama po zamku.

Nim zdążył coś więcej schody ruszyły zmieniając swoją pozycję. Jedną ręką chwycił za barierkę tuż obok Florence, a drugą objął dziewczynę w talii pomagać jej utrzymać równowagę. Zapach jej perfum wymieszany z wonią alkoholu uderzył go w nozdrza. Trwali tak dopóki schody na nowo nie dobił do jakiegoś piętra.

Chodźmy, zanim znów ruszą. 一 Jego głos stał się nagle niższy, nieco zachrypnięty. Obejmował ją dopóki nie zeszli ze schodów.

Na zewnątrz panowała już noc. Byli sami na korytarzu oświetlonym jedynie światłem świec. W oddali rozległy się czyjeś kroki. Głuchy stuk zbliżał się ku im. Pociągnął Florence w kierunku jednej z wielu wnęk ukrytej za ciężkimi kotarami.

Cii. 一 Gdyby ktokolwiek ich teraz przyłapał z pewnością zarobiliby szlaban. Z jednej strony wydawało się to czymś wręcz absurdalnie błahym w porównaniu z tym co wydarzyło się w szkole w ciągu ostatnich tygodni, ale z drugiej nie miał ochoty na tłumaczenia się czy kolejne spotkania z Maine’m.

Kroki oddaliły się i ucichły, aż w końcu całkowicie zniknęli, a oni wciąż pozostawali skryci w ciasnej wnęce. Zdecydowanie zbyt długo niż to było konieczne, zdecydowanie zbyt blisko siebie. Przez kotarę przedostawało się nikłe światło. Półmrok jaki panował zdawała się jeszcze bardziej przytępić zdrowy rozsądek Elijah. Półmrok oraz ciepło i zapach bijący od Florence.

Dlaczego dzisiaj przyszłaś ? 一 Schylił się ku niej, a z każdym słowem jego wargi muskał jej usta. Jej obecność na urodzinach Stevena wydawała się przecież tak absurdalna, a jednak była faktem. Florence spędziła z nimi cały wieczór.

Pocałował ją. Po raz drugi tego dnia. Pocałował i przyciągnął do siebie. Ciało przy ciele. Usta przy ustach. Czuł gorąc rozlewający się po jego ciele, przyjemne mrowienie warg, które wyciskały na ustach Florence kolejne coraz zachłanniejsze pocałunki. Chciał więcej, chciał bardziej.

Dlaczego dzisiaj przyszła? Dlaczego ją zaprosił? Dlaczego znaleźli się razem we ciasnej wnęce splątani ze sobą? Czy lata separacji od niej skutkowały tym, że tak trudno było mu teraz oderwać się od jej ust? W którym momencie pojawiła się ta paląca potrzeba jej podczas balu? Próbnych tańców? Urodzin bliźniąt?

Odprowadzę cię do dormitorium. 一 Niemal wyszeptał w jej usta, gdy przyszło opamiętanie. Cokolwiek się między nim działo Elijah musiał na tym zapanować, ale jego umysł był zmącony alkoholem na tyle, że skradł jeszcze jeden czy dwa pocałunki nim zmusił się do tego, aby się od niej odsunąć.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {06/03/24, 10:04 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


               Pokonanie schodów wcale nie było takie proste jak jej się z początku wydawało. Z każdym mrugnięciem obraz stawał się delikatnie rozmazany co zaburzało jej równowagę. Stawiając krok musiała mocniej przytrzymać się barierki, aby nie polecieć w dół. W pewnym momencie zatrzymała się na moment i przymknęła oczy czekając, aż wirowanie w jej głowie ustanie albo chociaż zmniejszy się do tego stopnia, że będzie mogła swobodnie zejść niżej. Drgnęła zaskoczona słysząc za swoimi plecami znajomy męski głos. Miała ochotę teatralnie przewrócić oczami, ale wiedziała, że taki ruch mógłby sprawić jeszcze większe zawroty głowy. Stanął obok niej, a ona zadarła głowę do góry, aby na niego spojrzeć.
           -Nie potrzebuję niańki, Nott – powiedziała wiedząc, że właśnie w tym momencie odezwała się u niej ta część siebie, która nie potrzebowała niczyjej pomocy  -Potrafię sama o siebie zadbać.
         Wiedziała, że w jednej kwestii na pewno miał rację. Na pewno przesadziła z alkoholem. Okazuje się, że bimber zadziałał na nią szybciej niż się spodziewała. Mimo wszystko nie zamierzała się do tego przyznawać.
          Schody ruszyły niespodziewanie i czuła, że gdyby nie dłoń chłopaka wokół jej talii to upadłaby. I pewnie nie podniosłaby się, aż do rana. Dotarł do niej jego zapach. Musiała przyznać, że w tamtym momencie był wręcz zniewalający.
           Pozwoliła mu sobie pomóc. Przynajmniej do czasu, aż postawili stopę na stabilnym gruncie, czyli korytarzu. Nie odzywała się starając się skupić na każdym stawianym przed sobą kroku. Nie zwróciła uwagi na jakąś postać zbliżającą się w ich kierunku. Zupełnie niespodziewanie Elijah złapał ją za rękę i zaciągnął w jakiś zaułek pomiędzy kotarami, a oknem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie byli na tym korytarzu sami. Usłyszała, że stukot butów o posadzkę robił się coraz cichszy, ale nie to teraz zajmowało jej myśli. Delikatne światło z płomieni świec wpadało między szparę zasłon i oświetlało po części twarz Krukona. Nigdy wcześniej o tym nie myślała, ale teraz przyszło jej do głowy, że Elijah Nott był nieziemsko przystojny. Jego szare oczy wpatrzone w nią przyciągały spojrzenie i skrywały w sobie coś tajemniczego. Czarne, kręcone włosy oplatały jego głowę i wydawały się mieć własny charakter. Wyraziste rysy wyraźnie podkreślały jego naturalną pewność siebie i niesamowity urok. Przełknęła z trudem ślinę, kiedy znalazł się znów tak blisko niej. Jej wzrok przeniósł się z jego tęczówek na wargi, które niebezpiecznie zbliżyły się do niej.
             -Co? – spytała cicho zastanawiając się o co właściwie o nią pytał. Chwilę jej zajęło zrozumienie, że chodziło o przyjęcie Stevena, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pocałował ją.
            Nie mogła powstrzymać cichego jęknięcia, kiedy wpił się w jej wargi. Czuła się jakby świat wokół nich przestał istnieć. Jakby w tym momencie była tylko ona i on. I nic więcej. Rozchyliła wargi i przyjęła jego pocałunki odwzajemniając je z taką samą pasją. Zupełnie jakby czekała na ten moment z taką samą niecierpliwością i napięciem jak on. Zarzuciła mu ręce na szyję muskając opuszkami palców jego skórę na karku. Jej serce waliło tak mocno jak nigdy dotąd. Ciepło rozchodziło się po jej ciele. Czuła nieustające pragnienie jego słodkich warg, które po chwili oderwały się od niej, a ona podążyła za nimi tęsknym spojrzeniem.
Potrzebowała chwili, aby dojść do siebie. Na szczęście chłód z uchylonego okna nieco ją otrzeźwił. Dotknęła palcami swojego rozgrzanego policzka i spuściła wzrok na swoje buty. Starała się nieco opanować bicie swojego serca i oddech, który stał się nienaturalnie przyśpieszony.
              -Nie idę do dormitorium tylko na piąte piętro. Do pokoju prefektów – wykrztusiła i wyszła z wnęki. Powinni o tym porozmawiać, wyjaśnić sobie to co się przed chwilą wydarzyło, ale żadne z nich nie było teraz skłonne do rozmowy.
            W końcu dotarli na piąte piętro do obrazu przedstawiającego gołe drzewo. Florence dotknęła różdżką płótna i wymówiła odpowiednią inkantację, a drzewo z obrazu zakwitło ukazując na ścianie dość wąskie tajemne drzwi.
            -Wejdziesz? – spytała wskazując wejście po czym obydwoje przekroczyli próg. Pokój prefektów przypominał raczej nieduże mieszkanie składające się z niewielkiego salonu z podwójną kanapą naprzeciwko której stał mały ale uroczy kominek. Po lewej stronie było wejście do sypialni z dużym łóżkiem, a po prawej drzwi prowadzące prosto do łazienki.
             Florence zamknęła za nimi drzwi i przez dłuższą chwilę uważnie przyglądała się chłopakowi. Nie miała pojęcia o tych wszystkich uczuciach, które na ten moment wypełniały ją całą, ale nie chciała ich w żaden sposób tłumić.
             -Zrobiłam to dla ciebie – wypaliła nagle czując jak alkohol dodaje jej nieco odwagi. Zrobiła kilka kroków stając blisko niego.
             -Przyszłam na urodziny Stevena dla ciebie – delikatnie ujęła jego dłoń i splotła ich palce ze sobą. Uniosła się na palcach i tym razem to ona go pocałowała. Nie był to jednak zachłanny pocałunek, a czuły i głęboki. Palcami drugiej dłoni przejechała po jego policzku.
             -Zostań ze mną… Proszę… - wyszeptała. Mimo wszystko naprawdę czuła się wykończona.
Zaprowadziła go do sypialni i ułożyła się wygodnie na poduszkach zostając jedynie w koszulce i bieliźnie. Pokusiła się o to, aby przytulić się do jego ciepłego ciała. Jej dłoń spoczęła na jego klatce piersiowej i jeszcze przez chwilę głaskała jego gorącą skórę. Zmęczenie szybko dało o sobie znać, bo niedługo potem odpłynęła w krainę snów.
           Sny nie były zbyt przyjemne. Znalazła się w Malfoy Manor. Było zimno, ciemno, a na zewnątrz dało się słyszeć odgłos ciężkiego deszczu rozbijającego się o okna. Florence szła korytarzem zmierzając ku uchylonym drzwiom od jej pokoju. Zarówno na ścianach jak i drzwiach widniała rozmazana karmazynowa ciecz. Z lekkim zawahaniem je popchnęła, a dźwięk skrzypiących zawiasów rozniósł się po całym piętrze. Zatrzymała się w progu widząc nieruchome ciało leżące na podłodze tuż obok jej łóżka. Powolnym krokiem zbliżyła się do niego. Zbladła, a w jej oczach pojawiły się łzy widząc przed sobą dobrze znaną jej postać. Elijah. Jego ciało było rozszarpane. Wszędzie była krew.
           Właśnie wtedy gwałtownie się przebudziła. Cała zalana potem, z łzami przyklejonymi do jej policzków. Nie była już jednak w Malfoy Manor, a w jasnej sypialni malowanej przez wpadające promienie wschodzącego słońca. Elijah leżał obok niej. Cały i zdrowy. Wzięła kilka głębokich oddechów i rękawem bluzki przetarła swoją mokrą od łez skórę. Wysunęła stopy spod kołdry i najciszej jak potrafiła udała się do łazienki. Opłukała twarz zimną wodą i oparła się o umywalkę. Było jej niedobrze. Zastanawiała się czy to przez spożyty zeszłego wieczoru alkohol czy też przez obrazy, które jeszcze przed chwilą pojawiły się w jej głowie. Koszmary nie były dla niej nowością. Jednak pierwszy raz pojawiła się w nich osoba, na której jej zależało. Odetchnęła głęboko i wytarła twarz, a następnie wróciła z powrotem do pokoju. Elijah już nie spał. Wpatrywał się w nią pytająco swoimi szarymi tęczówkami, a ona wiedziała, że przejrzy każde jej kłamstwo.
           -Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić – powiedziała siadając na krawędzi materaca.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {07/03/24, 07:11 am}

LUCY SKAMANDER


LYSANDER SKAMANDER

             Gra w monopoly była naprawdę intensywna. Co chwila padały jakieś przekleństwa albo okrzyki radości, kiedy pionek przeciwnika stanął na polu, na którym było już postawione tyle domków, że było się wręcz niewypłacalnym. Lucy cieszyła się, że dzięki tej grze każdy miał interakcję z każdym. Sporo czasu minęło, kiedy pierwsza osoba ogłosiła bankructwo. Uważnie przyglądała się zarówno ślizgonce jak i krukonowi, który bacznie ją obserwował, a następnie sam zakończył grę. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Odprowadziła Florence oraz Elijah wzrokiem, aż zniknęli za progiem drzwi. W myślach stwierdziła, że naprawdę do siebie pasowali i osobiście naprawdę zaczęła im kibicować.
            Gra dobiegała końca, więc ona wraz z Jamesem zaczęli sprzątać po imprezie zostawiając na kanapie Stevena i Lysandra. Blondyn był nieco wstawiony, ale nie czuł się jakoś tragicznie. Mógł nawet zaryzykować stwierdzenie, że przyjemnie szumiało mu w głowie. Czuł się naprawdę rozluźniony. Zerknął na Weasleya, kiedy usłyszał od niego pytanie, a następnie jego wzrok powędrował na pakunek, który wcześniej przyniósł.
             -Ta… To nic specjalnego – powiedział, po czym dźwignął się z kanapy i podał chłopakowi prezent. W środku znajdował się niewielki jasnofioletowy kryształ.
              -Ma niwelować stres i zapewniać równowagę emocjonalną. Działa. Sam przetestowałem – odparł przypominając sobie jak sam dostał taki od swojej matki. Faktycznie w tamtym czasie jego napady złości były mniejsze, jego myśli nie kręciły się wyłącznie na poczuciu winy, a i sen był przyjemniejszy.
              -Tak jak mówiłem… Nic specjalnego – dodał uśmiechając się nikle po czym kątem oka zerknął na krzątających się po pokoju Lucy oraz Jamesa.
              -Odprowadzić cię? – spytał. Miał jakąś dziwną potrzebę zostania ze Stevenem sam na sam. Nie chciał, aby kolejny raz ktoś wszedł im w drogę. Musiał z nim porozmawiać.
            Opuścili Pokój Życzeń niepostrzeżenie i przez dłuższą chwile obydwaj szli w milczeniu.
             -Miałem dziś rozmowę z Potterem… On i Elijah martwią się, że znów w jakiś sposób cię skrzywdzę. Nie winię ich tylko zastanawiam się czy ty… czy ty też tak uważasz? Wiem, że rozmawialiśmy, ale nadal mam takie poczucie dystansu między nami. Prosiłem cię abyśmy zaczęli od nowa, z czystą kartą ale jeśli dla ciebie to za dużo to po prostu powiedz. Nie chcę zbytnio naciskać – odparł spokojnym i przyciszonym głosem.
           Dotarli do pokoju, który przydzieliła mu McGonagall, a on zaprosił Skamandera do środka. Nie zwrócił zbytniej uwagi na wnętrze tylko bacznie mu się przyglądał. Jakaś część niego skakała wewnętrznie z radości, że w końcu znalazł się z nim sam na sam, a druga część wzbraniała się przed tym uczuciem. Nie wiedział czy to wina alkoholu czy jednak to jego własne żądze i pragnienia dały o sobie znać, ale poczuł palącą potrzebę bliskości. Chciał znów poczuć to co czuł wtedy na swoich urodzinach, kiedy go pocałował. Zrobił krok w jego kierunku. Potem kolejny i następny, aż znalazł się wystarczająco blisko niego, aby uważnie przyjrzeć się jego ciemno niebieskim tęczówkom.
          Poczuł jakieś zawahanie, kiedy tak mu się przyglądał, ale nie zamierzał się wycofywać. W końcu był Gryfonem do ciężkiego Godryka. Delikatnym gestem ujął jego podbródek kierując go w swoją stronę. Dał mu jeszcze chwilę na przerwanie tego co zaraz miało się między nimi wydarzyć, ale niczego nie dostrzegł.
            -Nie zamierzam za to przepraszać – wyszeptał tylko przerywając tą panującą ciszę, a następnie złączył ich usta. Pocałunek nie był ani trochę delikatny. Bardziej zaborczy i namiętny. Wpływ alkoholu sprawił, że Lysander stawał się coraz bardziej śmielszy, więc jego ręka powędrowała na jego pierś, a potem brzuch i palcami chwycił za krawędź jego koszulki. Euforia jaka przeszła przez jego ciało była wręcz nie do opisania. Nie miał pojęcia dlaczego górowały nad nim takie uczucia względem akurat Stevena Weasleya, ale nie chciał tego przerywać. Chciał więcej. Mocne pragnienie wręcz paliło go od środka.
             Pociągnął go na łóżko nie odrywając się od jego warg. Nie miał pojęcia co w nich w tamtym momencie wstąpiło, ale dość szybko pozbyli się swoich ubrań. Dreszcze ekscytacji przechodziły przez jego ciało za każdym razem jak czuł jego dotyk na swoim ciele. Syknął cicho i powoli wypuścił powietrze z ust, kiedy poczuł jego dłoń na swoich plecach, na których jeszcze widniały świeże siniaki. Zauważył jego zawahanie. Uśmiechnął się i pokręcił głową.
             -To nic. Nie przestawaj – wyszeptał stwierdzając w myślach, że później wymyśli jakąś historyjkę co mu się stało.
           Pocałunkami powoli kreślił ścieżki na jego szyi, obojczykach, brzuchu, aż w końcu powoli zjechał pomiędzy jego nogi. Obcałował każdy fragment jego intymnego ciała. Starał się mu zrobić dobrze pomimo tego, że nigdy w całym swoim życiu nie robił tego z innym facetem. Stwierdził, że chyba całkiem dobrze mu to wyszło bo jego męskość stała właśnie na baczność.
           -Dobrze? – zapytał jeszcze dla pewności delikatnie przejeżdżając palcami po jego długości. Czuł gęste powietrze. W pewnym momencie musiał zapanować nad oddechem, bo w chwili kiedy ich ciała przeplatały się w rytmicznym tańcu, on zupełnie zapominał jak się oddycha. Chciał poczuć go w sobie, chciał poczuć spełnienie i tak się właśnie stało.
           W końcu opadli na poduszki, a cisza była przerywana przez ich ciężkie oddechy. Nie miał pojęcia co będzie jutro, kiedy zejdzie z nich upojenie alkoholowe. Nie miał pojęcia czy będą pamiętać jak dobrze im było. Ale wiedział jedno. Na pewno w tym momencie czuł się naprawdę szczęśliwy. Miał jednak nadzieję, że to co się tu stało nie oddali ich od siebie. Nie sprawi, że nagle zaczną się unikać. Bo pomimo tego, że nie rozumiał swoich uczuć względem Stevena to rozłąka z nim byłaby dla niego naprawdę ogromnym ciosem.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {10/03/24, 12:38 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


             Chyba nie powinno go dziwić, że James i Elijah wciąż się o niego martwią. Oraz o to, że Lysander może sprawić mu jakąś przykrość. W końcu już raz Steven został doprowadzony do stanu, gdzie chciał sobie coś zrobić. Poważne coś. Sam nie był pewien, co myśli o jego relacjach z Lysandrem. W końcu, nie bardzo miał czas ostatnio się tym zająć.
             Dotarli do komnaty, który tymczasowo został przydzielony Weasleyowi. Z jednej strony, nie miało to, aż takiego sensu, w końcu ich dormitorium było teraz praktycznie puste… Jeden chłop martwy, dwóch zabrali do domów… Ale mimo wszystko, Steven musiałby przejść przez chociażby pokój wspólny, aby dotrzeć do sypialni. A to już stwarzało może nie ryzyko, ale ogromny stres dla niego. Rudzielec zaprosił chłopaka do środka, żeby mogli na spokojnie porozmawiać, a wtedy… zrobiło się intensywniej.
             – I nie musisz. – wyszeptał między pocałunkami.
             Wylądowali na łóżku, a ich ubrania na podłodze. Ich dłonie przesuwały się po nagiej skórze, badając każdy skrawek, jakby jedno ciało mogło różnić się drastycznie od drugiego. Jeśli Steven miał być szczery, miał gdzieś tam za sobą pewne próby zbliżeń, pewnie nikomu by się do tego nie przyznał, bo nie były specjalnie godne chwalenia się i chyba wiedział już czemu. Do tej pory zrzucał to na karb tego, że zwyczajnie nie jest dość atrakcyjny, nie wpasowuje się w kanony piękna, ani nie trafia w gusta ekscentryków. Przy Lysandrze poczuł się dość. Nie był wystarczający. Był dobry. Może nawet więcej.
             Zastanowi się nad tym później.
             Przyjemność i intensywność wymieszały się ze sobą, wywołując w umyśle Stevena przyjemną mgłę po orgazmie. Rudzielec opadł na poduszki obok Skamandera, przymykając oczy i próbując wyrównać oddech.
             – … mam chujową kondycję… – zaśmiał się zażenowany sam sobą. Uniósł się nieznacznie, aby podnieść koc, który spadł na podłogę w trakcie ich… szamotaniny i okrył ich, żeby nie zmarzli. Byli nadzy i spoceni, a w komnacie panował lekki chłód. Łatwo o przeziębienie i inne takie.
             Położył się na wznak, zastanawiając się, czy powinien coś teraz powiedzieć. Starał się wymyślić coś mądrego, co pasowałoby do sytuacji, a potem przyszła mu do głowy śmieszna rzecz, którą uznał za idealną. Obrócił się na bok tak, aby leżeć twarzą do Lysandra. Uśmiechnął się lekko i odchrząknął.
             – Wracając do naszej rozmowy… Czy to, co tu zaszło, wystarczy ci jako odpowiedź? – zaśmiał się lekko. Choćby to miał być głupi żart ze strony Lysandra… Nie, nie sądził, żeby to był żart. Ostrożnie wysunął dłoń spod koca i odgarnął blond kosmyki z twarzy drugiego chłopaka.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {10/03/24, 08:08 pm}

Elijah Nott


Cisza zapanowała między nimi, gdy wyszli z ciasnej wnęki. Żadne z nich nie nawiązało do tego co wydarzyło się chwilę wcześniej. Droga chociaż krótka zdawała się dłużyć w nieskończoność. Korytarz, jeden zakręt, drugi, schody, znów korytarz i zakręt. Minęli spiralne schody prowadzące do pokoju wspólnego krukonów. Elijah nawet na nie nie spojrzał podążając dwa kroki za Florence. Światło świec odbijało się od jej  blond włosów spiętych w kucyk, przyciągając wzrok Elijah.

W końcu dotarli do obrazu za którym kryły się drzwi do pokoju prefektów. Zatrzymał się kilka kroków za dziewczyna. Schował ręce do kieszeni spodni. Drzewo na obrazie zakwitło by po chwili odsłonić ukryte wejście. Już otwierał usta, by się pożegnać, gdy Florence zaprosiła go do środka. Posłał jej przeciągłe spojrzenie. Coś w nim mówiło mu, że powinien odmówić, odwrócić się i odejść w kierunku wieży Ravenclaw. Czuł jakby przekroczenie tego progu było pewnego rodzaju deklaracją po którym ich relacja miałą nie wrócić już do stanu sprzed ostatnich tygodni. Skinął głową i podążył za Florence.

Bez większego zainteresowania rozejrzał się po pokoju prefektów. Kominek, kanapa i dwie pary drzwi, nic co przykułoby jego uwagę. Odwrócił się do Florence, która pozostała przy drzwiach wejściowych. Mierzyli się nawzajem wzrokiem. Wróciła ta cisza i ciężka atmosfera panująca w wnęce za grubą płócienną kotarą.

Czuł się zagubiony, gdy pojawiły się słowa. Zrozumienie, że dziewczyna odpowiada na pytanie, który zadał jej na korytarzu przyszło dopiero później. Nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się szczerości. Sądził, że pojawi się uszczypliwy żart, odbicie pytania lub przemilczenie go, ale nie…Prawda? Domyślał się prawdy, była przecież taka oczywista, ale nie spodziewał się jej usłyszeć. Nie wiedział co odpowiedzieć. Milczał. Ścisnął ich dłonie po tym jak Florence splotla ich palce, ostrożnie odwzajemnił jej pocałunek.

Zostanę. 一 Odgarnął z jej twarzy kosmyki włosów. Zdawało mu się jakby usłyszał swój głos pierwszy raz od tygodni. Tak długo milczał, brzmiał tak inaczej, obco.

Nie zamierzał spędzać nocy w pokoju prefektów. Chciał poczekać, aż  dziewczyna zaśnie i wymknąć się z sypialni. Położył się obok niej na łóżku, objął ramieniem, czuł jej ciepło, ciężar dłoni na swojej klatce piersiowej. Czekał, aż zaśnie leniwie głaszcząc jej ramię, a gdy to się stało nie mógł się przemóc, żeby odejść. Powtarzał sobie w kółko i w kółko, że jeszcze chwila, jeszcze dwie minuty, minuta. Odwlekał to w nieskończoność, aż w końcu sam zasnął. Przebudził się w środku nocy, przez głowę przebiegła mu myśl, że miał przecież wyjść, przysunął się do Florence, wtulił twarz w jej włosy i ponownie zamknął oczy.

Parę godzin później obudził go dźwięk zamykanych drzwi od sypialni. Na wpół przytomny nasłuchiwał odgłosów dobiegających z pokoju prefektów, a wydarzenie z poprzedniego dnia powoli powracały do jego świadomości. Dotarł do niego stłumiony szum wody. Podniósł się i rozejrzał. Ubrania Florence leżały w tym samym miejscu, w którym zostawiła je wieczorem.

Wróciła. Niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Wzrok Elijah’y na krótka chwilę padł na nagie nogi dziewczyny nim wrócił spojrzeniem ku jej oczom.

一 A co? Zamierzałaś uciec nad ranem jak tajemnicza nieznajoma?
一 Rzucił półżartem.  Był blada, zdawała się roztrzęsiona. Wahał się chwilę, długą chwile, nim sięgnął po Florence i przyciągnął ją do siebie przyciskając jej plecy do swojej klatki piersiowej. Objął ją w talii. 一 Nie męczy cię tylko alkohol, prawda? 一 Oparł podbródek o jej głowę. Wziął głęboki wdech i wydech przez nos. Trudny czas. Za nimi jak i przed nimi. Tyle rzeczy się wydarzyło. Morderstwa w Hogwarcie, zbliżające się przyjęcie Malfoyów i to co za sobą może przynieść oraz Rein… Cholerny Rein i jego popieprzona obsesja na punkcie Florence. Jakby tego wszystkiego było mało  musiał się jeszcze na nich napatoczyć  pełen uprzedzeń szef biura aurorów. Nie wiedział co doprowadziło dziewczynę do tego stanu, może to wszystko naraz.   一 To nic. 一 Mruknął cicho w jej włosy. 一 To nic, poradzimy sobie z tym. 一 Kłamał, zdawał sobie sprawę z tego, że kłamie, ale czuł że to są te słowa, które muszą teraz paść. Przytulił ją mocniej do siebie.

Trwali wtuleni w siebie. Czas płynął zbyt szybko. Wzrok Elijah padł na zegar na szafce nocnej. Śniadanie już się zaczęło. Ktoś mógł zauważyć ich nieobecność w dormitoriach, chociaż Elijah ostatnie dni sypiał w nim sam. Steven od Balu Bożonarodzeniowego sypiał poza wieżą Ravenclawu, Prince został odesłany do domu, a trzeci ze współlokatorów, mugolak Zacky wyjechał z Hogwartu nazajutrz po śmierci Charliego.

Musimy wracać do siebie. 一 Powiedział cicho. 一 Jak Maine odkryję, że nie spaliśmy w dormitoriach znów zacznie się czepiać.

Ociążeli zwlekli się z łóżka. Gdzieś w głębi Elijah żałował, że nie wyszedł w środku nocy. Byłoby to łatwiejsze niż wrócenie do rzeczywistości za ścianą  teraz, gdy ujrzał Florence tak rozbitą i bezbronną. Zatrzymał ją tu przed wyjściem z pokoju prefektów. Ich spojrzenia się spotkały, jego dłonie opadły na jej biodra, popchnął ją delikatnie na ścianę i wycisnął na jej ustach powolny głęboki pocałunek. Skradł ostatnie chwilę sam na sam z nią.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {11/03/24, 11:20 am}

LYSANDER SKAMANDER

           Nie mógł uwierzyć w to co się pomiędzy nimi wydarzyło.  Nie wiedział, który moment w jego życiu przeważył o jego uczuciach względem Weasleya. Był zaskoczony, że chłopak w żaden sposób go nie odepchnął, ani nie przerwał ich zbliżenia. Zastanawiał się  czy to był wynik wypitej sporej dawki bimbru czy faktycznie Steven żywił do niego coś głębszego.
           Obrócił się w jego kierunku okrywając ich nieco szczelniej kocem. Jego serce wciąż waliło młotem w jego piersi po ich intensywnym zbliżeniu. Uśmiechnął się słysząc jego słowa. Czyli może jednak nie byli tak pijani jak wcześniej podejrzewał.
        -Tak mi się wydaje – roześmiał się i pozwolił na to, aby odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy.
         Poczuł się zmęczony, ale w jego głowie cały czas tkwiła niezbyt przyjemna myśl, którą musiał z siebie wyrzucić. Pamiętał ich rozmowę po jego urodzinach. Pamiętał co chłopak mówił, kiedy zaproponował pogodzenie się.
         Ujął jego dłoń i uścisnął ją wciąż przyglądając się jego niebieskim tęczówkom. Oblizał wargi zastanawiając się jak powinien poruszyć ten temat.
              -Wiem, że chyba nie mam prawa cię o to prosić ale… - zaczął niepewnie i przysunął się nieco bliżej chłopaka tak, że czuł bijące od niego ciepło.
            -Nie odchodź ze szkoły. Spróbuj przekonać ojca – wykrztusił w końcu przejeżdżając delikatnie kciukiem po jego nadgarstku na którym cały czas widniały blizny. Zdawał sobie sprawę, że zabranie Stevena z Hogwartu było kierowane jego dobrem. Dużo się wydarzyło w ciągu tych kilku tygodni. Informacja o zamordowanych uczniach pewnie jeszcze bardziej popychała Percy’ego Weasleya do podjęcia tak radykalnych kroków. Mimo to uważał, że nie było sensu go przenosić na ostatnie miesiące szkoły. Nie teraz, kiedy oni zaczęli się w końcu dogadywać. Kiedy być może czuli do siebie coś więcej. Ujął delikatnie jego policzek.
            -Zostań. Obronię cię jeśli będzie trzeba. Tylko… Zostań – szepnął.
           Ułożył głowę na jego ramieniu. Alkohol sprawił, że naprawdę go zmorzyło. Jeszcze chwilę starał się walczyć z ogarniającym go zmęczeniem, ale koniec końców zwyciężyło.
***
            Nie miał pojęcia czy udało mu się go przekonać, ale przez kolejne dni starali się spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Z dala od wścibskich oczu. To nie było tak, że Lysander się go wstydził. Po prostu to wszystko co się między nimi działo było dla niego nowe i nieznane. Po tamtej nocy obydwaj byli świadomi tego co się wydarzyło. Jednak ani on, ani Steven nie wiedzieli za bardzo co z tym wszystkim zrobić. Blondyn nie potrafił jeszcze nazwać swoich uczuć. Dlatego nie postanowili na razie o tym nie rozmawiać, a jedynie cieszyć się chwilami, które im pozostały.
            Lysander miał inne plany na weekend, który mieli wykorzystać na spotkanie ze swoimi rodzinami. Chciał wesprzeć Stevena w rozmowie ze swoim ojcem i przede wszystkim sam chciał spróbować go przekonać do tego, aby jednak chłopak mógł dokończyć naukę w Hogwarcie. Ubrał się nieco bardziej elegancko niż zwykle i przeteleportował się pod dom Weasleyów. W dłoni trzymał przewiązaną wstążką butelkę z rumem porzeczkowym. Denerwował się. Poprawił delikatnie krawat, który wcisnęła mu jego matka przed samym wyjściem. Kiedy tak stał przed drzwiami nagle ogarnęła go fala gorąca. Odetchnął głęboko i zapukał kilkukrotnie. W myślach odliczał sekundy do momentu, aż w drzwiach stanął ojciec Stevena.
            -Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie  -Um… Chciałem… Czy mógłbym…
           Zająkał się nie chcąc wyjść na jakiegoś kretyna.
             -Chciałem z panem porozmawiać, panie Weasley. O Stevenie – dodał w końcu. Mężczyzna popatrzył na niego z lekkim zaciekawieniem i wpuścił go do środka. Poczuł przyjemny zapach dobiegający z kuchni. Najwyraźniej Weasleyowie właśnie zasiadali do kolacji.
             -Nie zabiorę panu dużo czasu ja… - przerwał na moment, bo w korytarzu zauważył sylwetkę Stevena. Patrzył na niego pewnie zaskoczony jego obecnością tutaj.
             -Chciałem pana prosić, aby Steven mógł dalej uczyć się w Hogwarcie. Wiem, że teraz jest dość ciężki czas dla szkoły i że… Steven wiele przeszedł – zerknął w jego kierunku, a potem jego wzrok z powrotem powędrował na jego ojca.
            -Ale to przecież też jego dom. Są tu jego przyjaciele, rodzina… Nie może pan od tak go zabrać – mruknął cicho przełykając ślinę, która ledwo przeszła mu przez zaschnięte gardło.
           -Wielu osobom na nim zależy. W tym mnie. I jestem pewien, że jakoś przez to wszystko przejdziemy tylko… Musi nam pan dać szansę – dodał.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {11/03/24, 06:54 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

           Uniosła delikatnie kąciki ust w rozbawieniu na jego żart. Może nawet i by odpowiedziała jakimś kąśliwym komentarzem, ale w tych okolicznościach nic jej nie przychodziło do głowy. Jej myśli cały czas zajmował wcześniej przyśniony koszmar. Wiedziała, że Elijah zauważy, że w jej postawie było coś nie tak. Kiedy przyciągnął ją do siebie poczuła przyjemne mrowienie w żołądku i ciepło, które biło od niego samego. Milczała. Nie miała ochoty się tłumaczyć. Chciała po prostu zostać w jego ramionach i zapomnieć o świecie, który znajdował się poza granicami tego pokoju.
            Niestety nie było im dane zatracić się w swoim cieple. Niechętnie wyswobodziła się z jego ramion i założyła na siebie resztki ubrań. Zanim jednak opuścili pokój prefektów , chłopak po raz kolejny ją pocałował. Przymknęła powieki i rozkoszowała się tym ostatnim pocałunkiem, ponieważ po przekroczeniu magicznych drzwi obydwoje mieli rozejść się w swoje strony.  

 *****

          Podczas kolejnych dni Florence unikała kontaktu z Krukonem. Nie rozmawiali od tamtego wieczora. Jedynie co to wymieniali ze sobą spojrzenia podczas zajęć i kiedy mijali się na korytarzu. Nie wiedziałaby co mu powiedzieć. Jak zareagować na jej zachowanie.
          Wizyta w Malfoy Manor była dla niej lekką odskocznią od tego co działo się w szkole. Wiedziała jednak, że była tam z konkretnego powodu. Przywitała się z dziadkami, a Narcyza Malfoy od razu zaczęła podpytywać o szczegóły dotyczące jej związku z Nottem. Właściwie nie mogła powiedzieć, że to był związek. Tak naprawdę oficjalnie żadne z nich się nie zadeklarowało w swoich uczuciach względem siebie, ale wiedziała, że pośród wszystkich rodów musieli chociaż udawać jakby rzeczywiście tak było. Kątem oka widziała niezadowolone miny Lucjusza, który siedział w fotelu przy kominku i przeglądał Proroka Codziennego. Najwyraźniej on nie był zbytnio zadowolony z tego, że jego wnuczka spotykała się z Elijah. W przeciwieństwie do jej babki, której aż oczy się świeciły z zadowolenia.
          Bal zbliżał się wielkimi krokami. Florence idąc do swojego pokoju była świadkiem jakiegoś poruszenia, które rozgrywało się na zewnątrz. Zerknęła przez okno i od razu dostrzegła sześć albo siedem ogromnych skrzyń, które jacyś panowie próbowali przenieść do środka. Kiedy zapytała co się w nich znajdowało usłyszała tylko od swojego dziadka, aby się tym nie interesowała i zamiast tego doprowadziła się do porządku zanim przyjdą goście. Przewróciła oczami i zerknęła jeszcze raz na tajemnicze drewniane skrzynie wyróżniające się na śnieżnobiałym śniegu. Sama odpowiedź Lucjusza jeszcze bardziej pobudziła jej ciekawość, ale i lekkie zaniepokojenie.
          Ubrana w tiulową białą suknię z naszytymi czarnym haftem wzorami siedziała przed toaletką wpatrując się w swoje odbicie. Delikatny makijaż pokrywał jej twarz, a włosy miała upięte w warkocz opadający jej na lewe ramię, który ozdobiony był delikatnymi czarnymi spinkami w kształcie czarnych dalii.
           Zerknęła na koronkową maskę, która leżała pośród użytych wcześniej kosmetyków. Miała dużo czasu na swoje przemyślenia, które w dużej mierze obejmowały Elijah. Cały czas zastanawiała się co zrobi, kiedy faktycznie okaże się, że jej dziadkowie mają coś wspólnego ze śmiercią niewinnych uczniów. Czy będzie potrafiła ich zdradzić i donieść o ich występkach Aurorom? Szczerze wątpiła, że obydwoje byli pod klątwą Imperiusa. Wiedziała, że jej dziadek był bardzo uprzedzony co do czarodziei pochodzących z niemagicznych rodzin. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie był on dobrym człowiekiem. Zresztą podobnie jak jej babka, ale ona była głównie podporządkowana swojemu mężowi.  Nie zmieniało to jednak faktu, że to była jej rodzina. Jedyna, która się od niej nie odwróciła.
          Jeszcze była kwestia jej snu, który nie dawał jej spokoju. Mogła wcześniej powiedzieć chłopakowi, aby odpuścił pojawienie się na przyjęciu. Nie była dla niego dobra. Chciał odciąć się od wszystkiego co miało związek ze Śmierciożercami, a ona z powrotem go tam ciągnęła. Nie chciała w żadnym wypadku narażać go na niebezpieczeństwo, które będzie mu zagrażać, kiedy pozostali dowiedzą się o ich przeszpiegach. Już teraz wiedziała, że niektórzy Śligoni mieli pewne podejrzenia co do jego osoby. Poczuła nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł po jej plecach na samą myśl o martwym, zakrwawionym ciele.
             Drgnęła, kiedy usłyszała pukanie do drzwi jej pokoju.
              -Proszę! – jej głos był nienaturalnie cichy i przytłumiony. W odbiciu ujrzała wchodzącą do pokoju Narcyzę, która uśmiechnęła się szerzej na widok swojej wnuczki. Najwyraźniej spodobała jej się kreacja, którą sama dla niej wybrała.
          -Wyglądasz przepięknie Florence  – powiedziała podchodząc bliżej i ułożyła lodowate dłonie na jej ramionach -Wszyscy już są. Jesteś gotowa? Stresujesz się?
            Oczywiście, że się stresowała. Miała wrażenie jakby jej żołądek wywrócił się na drugą stronę. Jednak nie dała tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się w kierunku swojej babki i pokręciła głową.
             -Ani trochę. To przecież zwykłe przyjęcie – powiedziała zakładając maskę, która dopełniła cały jej wygląd i wraz z Narcyzą opuściły pokój dziewczyny kierując się do głównej sali balowej, która była przepełniona gośćmi. Najwyraźniej musiała być nieco spóźniona, bo gdy schodziła po schodach wszystkich wzrok był skierowany ku niej. Niemalże od razu dostrzegła Nottów stojących nieopodal wejścia i rozmawiających z podpierającym laskę Lucjuszem. Podeszła więc do nich w pierwszej kolejności.
            -Florence, moja droga! Już myślałam, że się nie pojawisz! – Camila Nott uśmiechnęła się na widok blondynki i przywitała się delikatnym całusem w policzek.
             -Nie mogłabym przegapić przecież kolejnego przyjęcia. Pięknie pani wygląda, pani Nott – skomplementowała kobietę na co ta aż zachichotała.
           -Ah dziękuję. A ty wyglądasz wręcz olśniewająco. Prawda, synu? – poczuła jak serce zabiło jej mocniej, kiedy spojrzenia Florence i Elijah spotkały się ze sobą. Jego maska pasowała wręcz idealnie do jego szarych dobrze jej znanych tęczówek.
          Otwierała już usta, żeby coś powiedzieć ale przerwały jej słowa Lucjusza.
          -Jako gospodarz, serdecznie witam wszystkich na dzisiejszym przyjęciu, które rozpoczniemy jak zawsze walcem – Lucjusz machnął różdżką i po chwili popłynęła delikatna muzyka.
            -Zamierzasz poprosić mnie do tańca czy po dłuższej nieobecności już zapomniałeś jakie panują tu zwyczaje? – zapytała unosząc brwi ku górze i przyglądając się uważnie chłopakowi podczas gdy pozostali goście przyjęcia dobierali sobie partnerów i wychodzili na parkiet.
           Przeszył ją delikatny prąd, kiedy ich dłonie się dotknęły. Weszli pomiędzy tańczące pary i zajęli odpowiednią pozę, a następnie rozpoczęli taniec. Teraz, stojąc tak blisko niego, zdała sobie sprawę, że nie tak łatwo jej będzie go porzucić. Jego męski zapach uderzył w jej nozdrza niczym gwałtowne uderzenie burzy budząc w niej uczucia namiętności i pożądania. W tej chwili jedyne o czym mogła myśleć to smak jego słodkich warg na jej ustach. Uderzyły ją wspomnienia ze schodów wieży Astronomicznej, z ciemnej wnęki korytarza i pokoju prefektów, kiedy to całował ją z taką pasją, a jego dłonie przyciągały ich ciała do siebie. Wiedziała, że prędzej czy później będą musieli porozmawiać. Wiedziała, że będzie musiała powiedzieć mu to na co pewnie nie był przygotowany. Wiedziała, że być może tymi słowami złamie mu serce.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {13/03/24, 11:45 am}

S t e v e n        W e a s l e y


               Podobało mu się spędzanie czasu z Lysandrem. Podobało mu się przemykanie ukradkiem przez korytarze i spotykanie się w pustych salach. Ale cały czas zastanawiał się, jak porozmawiać z ojcem o tym, żeby jednak go nie zabierał ze szkoły. Wiedział, że logika i zdrowy rozsądek obstawała przy zmianie placówki edukacyjnej, i zgadzanie się z zachcianką nastolatka, a tym zdecydowanie mogła być w oczach jego ojca nagła zmiana decyzji. Może gdyby powiedział ojcu o Lysandrze…
               Ale tu właśnie zaczynał się problem. Nie wiedział, jak zareaguje ojciec na wieść o tym, że jest gejem. I to nie tak, że z góry zakładał, że będzie zły. On dosłownie nie wiedział, czego się spodziewać. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek jego ojciec wyrażał się pozytywnie lub negatywnie na temat osób o innej orientacji. Będzie zły? Rozczarowany? A może nie będzie miał z tym najmniejszego problemu?
               Wrócił na weekend do domu z zamiarem porozmawiania o tym z ojcem, ale najpierw Molly i Seth siedzieli u nich do siedemnastej, a potem Steven nie wiedział jak poruszyć ten temat, gdy byli już sami we dwóch. Siedział w salonie ze starym egzemplarzem ”Zaginiony świat” Doyle’a, próbując skupić się na czytaniu, licząc, że jeśli uspokoi umysł, podjęcie się rozmowy z ojcem będzie łatwiejsze. Najlepiej przy posiłku, może któryś z nich zadławi się kolacją i nie będą musieli prowadzić tej rozmowy.
               Nie usłyszał pukania do drzwi. O tym, że ktoś ich odwiedził, zorientował się dopiero słysząc głosy z przedpokoju. Zamknął zamaszyście książkę, poderwał się i stanął w progu, nie mogąc uwierzyć, że słyszy głos Lysandra. Kiedy już go zobaczył, jego szok wcale nie był mniejszy.  Skamander specjalnie ubrał się elegancko, czyżby zakładał, że w domu Stevena panuje poważniejszy dress code? Wyglądał nieco zabawnie przy jego ojcu i jego znoszonych jeansach oraz powyciąganym swetrze, który prawdopodobnie pamiętał jeszcze wczesne dzieciństwo Stevena.
               – … może zjesz z nami kolację? – zaproponował ojciec, nie zdradzając żadnych większych emocji – Jesteś… bratem Lucy, prawda? Przypomnisz mi swoje imię?
               Dodał jeszcze, że kolacja zaraz będzie gotowa i że zawoła ich, jak wszystko będzie gotowe. Steven poczekał, aż ojciec zniknie w kuchni i dopadł do Lysandra.
               – Mogłeś mnie uprzedzić! – wyszeptał, nie chcąc, żeby mężczyzna w pomieszczeniu obok go usłyszał – Nie zdążyłem z nim porozmawiać, chciałem to zrobić w trakcie kolacji… – wyjaśnił, gorączkowo mierzwiąc swoje rude kłaki.
               Po kilku minutach siedzieli już w kuchni przy stole, jedząc kurczaka z warzywami. Percy wyciągnął kieliszki, żeby rozlać do nich przyniesionego przez Lysandra szampana.
               – Są do koniaku, ale niestety nie mamy zwykłych. – wyjaśnił, cierpiąc na tą samą przypadłość, co jego syn, czyli tłumaczeniu wszystkiego, co odbiegało od normy lub ogólno przyjętych standardów – Tamte się… stłukły i zostały mi tylko te, a nie miewamy zbyt często gości pijących alkohol…
               – Tato, samo “nie mamy innych” wystarczy. – wszedł mu w słowo Steven z nerwowym śmiechem.
               Percy skinął wolno głową i usiadł na swoim miejscu. Nie licząc historii kieliszków, wyglądał na całkowicie rozluźnionego. W przeciwieństwie do Stevena, który wyglądał, jakby miał się zaraz przekręcić ze stresu.
               – Więc…
               – JESTEMGEJEM.
               Steven patrzył na swoje kolana cały czerwony nim z jego ust wylał się potok niezrozumiałego bełkotu, którego prawdopodobnie nikt nie zrozumiał. Coś o odkrywaniu siebie, problemach z samoakceptacją, napięciu, poznaniu tego, co lubi i tak dalej i tak dalej. Ojciec słuchał w go w spokoju, aż biedny nie zaczął tracić oddechu, bo zapomniał oddychać.
               – Steven… Steven! – wyciągnął rękę przez stół i pstryknął syna palcami w czoło. Zadziało to jak jakiś wyłącznik i rudzielec się zamknął. Zamrugał nieco oszołomiony i spojrzał na rodzica – … w porządku. Wiem.A raczej, podejrzewałem to…
               – Skąd?
               Percy zerknął na Lysandra, a potem znowu na syna.
               – Jesteś pewien, że chcesz, żebym wyciągał takie rzeczy przy twoim koledze? – zapytał powoli – Może wystarczy, że wspomnę o twojej… “fascynacji” tamtym mugolskim piosenkarzem? – Steven szybko pojął do czego nawiązuje ojciec i spuścił wzrok, zażenowany. Faktycznie. Możliwe, że na pewnym etapie… przechodził fascynację, jak to określił Percy, mugolskimi muzykami i aktorami, i możliwe, że przez jakiś czas ściany w jego pokoju były obwieszone plakatami wyżej wspomnianych… niekoniecznie mieli na sobie koszulki. Fakt.
               – … ok. – mruknął.
               – To w porządku, Steven, naprawdę. Tylko… nie przyprowadzaj mi do domu kolejnego średnio rozgarniętego obrońcy, jak siostra, co? – chwila ciszy. Bardziej niezręczna, niż po samym wyznaniu Stevena.
               Krukon spojrzał na Lysandra, nieco rozbawiony. No tak… Obrońca…
               – … jesteś względnie rozgarnięty, prawda? – zapytał ze śmiechem.
               Pan domu westchnął teatralnie, starając się ukryć rozbawienie.
               –... Merlinie miej litość…
               Rozmawiali przez całą kolację i jeszcze chwilę po tym, jak talerze były puste, a ojciec powiedział, że “jeszcze się zastanowi” w kwestii przeniesienia Stevena.
               Rudzielec zaprosił Lysandra do swojego pokoju, szczęśliwy, że aktualnie nie przechodzi żadnej “fascynacji” i na jego ścianie wisi jedynie zdjęcie przedstawiające jego, Lucy, Eliego i Prince’a, gdzieś, cholera wie i cholera wie kiedy właściwie zostało zrobione. Prawdopodobnie Prince jak to Prince w coś ich wciągnął. Ale dzięki temu mieli pamiątkę.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {14/03/24, 08:38 pm}

Elijah Nott



Niemal sześćsetletni dwupiętrowy budynek z szarego kamienna ukryty wśród niziny hrabstwa Wiltshire, zaledwie kilka kilometrów od Stonehenge. Ogród wypełniony licznymi krzewami, szczególnie wieloma gatunkami róż uwielbianymi przez babkę czy prababkę Elijah. Na samym środku ogrodu znajdowała się częściowo zarośnięta sadzawka.Po jednej ze ścian dworku wspinały się ogołocone zimą z liści liczne pnącza. Całą posiadłość otaczał kamienny mur w wielu miejscach pokryty mchem. Na wiosnę, gdy rośliny zbudzą się do życia, pnącza się zazielenią, w sadzawce zakwitną lilie wodne, a ogród wypełni się zapachem róż dworek Nottów będzie przypominał miejsce niemal wyrwane ze starych baśni opowiadanym dzieciom, jednak teraz, zimą surowy kamień pozbawiony wszechobecnej zieleni wywołuje nieprzyjemny niepokój.

Nie był w domu od miesięcy, ale nic nie zmieniło się od tego dusznego wieczoru trzydziestego września, gdy pakował kufer na ostatni rok nauki w Hogwarcie. Koszula o której zapomniał wciąż leżała na komodzie, pozostawione na biurku pióro nie ruszyło się się nawet o milimetr, wszystko przykryła warstwa kurzu. Od dnia jego wyjazdu nikt nie otworzył drzwi do jego pokoju.

Cisza, która panowała w jadalni podczas kolacji, przerywana była jedynie odgłosami sztućców uderzających o talerze. Duży, kilkunastoosobowy stół był niemal pusty, nie licząc Elijah i jego matki siedzących na jednym z jego końców. Tylko we dwoje, ojciec z rzadka jadał z nimi posiłki, wizyta syna po kilkunastu tygodniach nieobecności nie była wystarcza okazją.

Brak zbędnych pytań, sztucznych rozmów. Camilla nie kryła zadowolenia z pojawienia się Elijah w domu, nie potrzebowała wyciągać z niego z niego informacji, to co chciała wiedzieć usłyszała już wcześniej podczas popołudniowych spotkań u Narcyzy Malfoy. Wystarczył jej wspólny posiłek oraz ucałowanie w policzek wraz z życzeniami dobrej nocy.

Elijah mógł przyjechać do rodzinnej posiadłości dzień później, ale obawiał się, że matka w ferworze przygotowań nie da mu się nawet zbliżyć do biblioteki. Późnym wieczorem, gdy kobieta położyła się już do łóżka w spokoju mógł przeglądać starę dziennik dziadka i pradziadka. Wyszukiwał jakikolwiek wzmianek o Grindelwaldzie, o rodzinach go popierających, ale jego zainteresowanie przykuwały również wpisy Voldemorcie, szczególnie te z lat młodości oraz Rycerzach Walpurgi. Dzienniki nie były jednak wystarczające, pełne przemyśleń, pogarda do mugoli i mugolaków wylewała się ze stron, ale wiele wydarzeń było opisane zdawkowo, brakowało szczegółów, postacie rzadko były przedstawiane z imienia i nazwiska, zamiast uzyskać odpowiedzi na pytania, znalazł kolejne niewiadome.

Ciężkie drzwi do biblioteki głośno zaskrzypiały, hałas rozniósł się po pogrążonym w ciszy dworku. Elijah uniósł wzrok znad ciasno zapisanych linijek. Theodore Nott uważnie wodził wzrokiem od syna do zgromadzonych przy nim dzienników. Ojciec Elijah był szczupłym, wysokim mężczyzną - wyższym od syna o kilka centymetrów - o bladej cerze z kilkoma dużymi,ciemnymi piegami rozrzuconymi nieregularnie po twarzy. Ciemno brązowe, falowane włosy poprzetykane były liczną siwizną, a na czole i wokół oczu na stałe zagościły głębokie zmarszczki. Lekko podkrążone oczy i wieczny wyraz zmęczenie były wręcz nieodzowna częścią aparycji mężczyzny.

—— Dobry wieczór. —— Elijah odezwał się pierwszy.

—— Nawet noc… Dochodzi północ. —— Skorygował go ojciec.

Eli nie odpowiedział, powoli zaczął zbierać porozrzucane po stole księgi w dwie duże stosy. Sądził, że Theodore wyjdzie, ale cisza się przedłużała, drzwi do biblioteki nie skrzypiały, a ojciec po chwili stania w miejscu i przyglądania się synowi rozejrzał się beznamiętnie po bibliotece i podszedł do jednego z regałów.

—— A więc…Dziewczyna Malfoy'a?

Ręce Elijah'y zatrzymały się w pół ruchu. Podniósł wzrok na ojca. Milczał. Nie wiedział co ma mu odpowiedzieć ani jakiej odpowiedzi mężczyzną oczekuje.

—— Czemu nie ta druga..? — Kontynuował. — Matka narzekała , że spędzasz z jakąś dziewczyną zbyt wiele czasu… Nie bądź taki zdziwiony, nastolatki plotkują o szkolnych kolegach z matkami, a te z innymi matkami. Camilla wie naprawdę wiele o rzeczach, których jej nie mówisz.

Zapadło milczenie. Elijah wrócił do uprzątania dzienników. Nie wiedział o kim wspomina ojciec. Spędzał dużo wolnego czasu z Lucy, ale także z Sevilla. W obu przypadkach w towarzystwie wspólnych znajomych, rzadko sam na sam. Nie zamierzał stawiać się w sytuacji w której po słowach “Ta druga” zada pytanie “Która?”. Nie spodziewał się, że rodzice mogliby o nim rozmawiać, chociaż najpewniej wyglądało to tak jak zawsze. Matka mówiła, a ojciec milczał. Zaskakujące było to, że mężczyzna zapamiętał jej słowa.

—— Dziewczyna Malfoya. — Odpowiedział w końcu, chociaż tak naprawdę nie wiedział co ta odpowiedź miałaby znaczyć.

Theodore pokiwał lekko głową. Nie spojrzał na syna, bez większego zaangażowania przeglądał jakieś stare tomiszcze. Rozmowa między nimi się skończyła. Theodore wpatrzony w pożółkłe strony, Elijah segregujący dzienniki przodków chronologicznie.

—— Czy przechowujemy gdzieś starę listy? — Zatrzymał ojca tuż przed wyjściem z biblioteki.

—— Listy?..

—— Starą korespondencje dziadka, pradziadka.

—— Po co ci one?

—— Po prostu interesują mnie moi przodkowie, niewiele o nich wiem.

Theodore rzucił synowi długie, badawcze spojrzenie.

—— I niewiele można o nich powiedzieć. Najlepsze co zrobili to umarli. — Odparł oschle i wyszedł.

Elijah został sam. Przez dłuższą chwile wpatrywał się się w drzwi za którymi zniknął ojciec. Nic. Rozmowa z nim nie przyniosła nic… Jak zwykle. Chwycił za różdżkę i sprawnymi ruchami nadgarstka wysłał właściwe stosy dzienników w puste miejsca na regałach. Kilka machnięć i wszystko było uprzątnięte. Już miał wyjść, gdy jego wzrok padł na księgę, którą przeglądał ojciec. Niewiele myśląc zabrał ją ze sobą.

Matka przygotowała wszystko. Czarna szata wyjściowa, czarna maska. Czerń zawsze mu pasowała. Elijah nawet nie wiedział, że bal będzie maskaradą. Było w tym coś uroczego, gdy tuż przed wejściem do kaminka matka strzepywała niewidzialne paprochy z jego ramienia czy poprawiła włosy. Proste matyczne gest, które tak rzadko się pojawiały. Zadowolenie wręcz biło od Camilli, zrozumiał jej ogromną radość, gdy ojciec zszedł do holu. Wyszykowany tak samo jak oni. Elijah przyglądał się mu się uważnie. Ostatni razem brał udział w wydarzeniu towarzyskim kilka lat temu, o ile wydarzeniem towarzyskim można nazwać pogrzeb jego szkolnego kolegi, Adriana Pucey’a

—— Gotowi?

Bez zbędnych słów weszli za mężczyzną do kominka. Sieć Fiuu przeniosła ich do Malfoy’ów Posiadłość była dokładnie taka jaką ją zapamiętał. Wielkość i przepych, niezwykle pasująca do gospodarzy. Od zawsze czuł bijącą od Lucjusza i Narcyzy pychę i poczucie wyższości. Od obojga, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę z sympatii babki Florence do niego.

—— Pójdę poszukać Draco.

Po wymianie paru suchy uprzejmości z Lucjuszem, Theodore prędko wtopił się w tłum pozostawiając syna i żonę w towarzystwie gospodarza. Camilla przejęła na siebie ciężar podtrzymywania rozmowy, a Elijah odzywał się wtedy, gdy było to konieczne. Rozglądał się po zgromadzonych, część kojarzy, część widział po raz pierwszy. Wiele osób spojrzało na schody, wzrok Elijah’y podążył za tłumem. Florence… Nie miał najmniejszej wątpliwości, że to była ona, pomimo koronkowej maski na twarzy. Zdradzał ją nie tylko kolor jej włosów, ale cała jej postawa. Dumnie uniesiony podbródek, wyprostowane plecy, to jak schodziła ze schodów czy sposób w jaki rozejrzała się po sali. Wszystko w niej krzyczało “ Jestem Florence Malfoy”.

Obserwował ją jak do nich podchodziła. Obserwował, gdy witała się z jego matka. Jego wzrok oderwał się od dziewczyny tylko na krótką chwilę, aby skrzyżować spojrzenie z Lucjuszem. Lodowate zimno bijące z oczu starszego mężczyzny było wręcz niepokojące.

——... Prawda synu?

Spojrzał rozkojarzony na matkę, a potem na Florence. Krótka cisza jaka zapadła, wywołała lekki, zwycięski uśmieszek na ustach Camilli.

—— Tak…Bez wątpienie. — Odpowiedział nie odrywając oczu od dziewczyny.

Lucius rozpoczął bal, muzyka rozbrzmiała w sali.

—— Zamierzasz poprosić mnie do tańca czy po dłuższej nieobecności już zapomniałeś jakie panują tu zwyczaje?

Przekrzywił lekko głowę, a kącik ust uniósł się w górę słysząc te drobne uszczypliwości padające z ust dziewczyny. Wyciągnął ku niej dłoń i skłonił się jak nakazuje etykieta. Przyjęła zaproszenia.

—— Wszystko chcesz natychmiast, a wystarczyłaby chwila cierpliwości. — Odparł, gdy prowadził ją na parkiet. Ścisnął delikatnie jej dłoń i niemal niezauważalnie pogłaskał kciukiem jej knykcie.

—— Narcyza nam się przygląda… Matka pewnie też, ale jej nie widzę.

Zajęli miejsce wśród pozostałych par. Taniec się rozpoczął, synchroniczne kroki, obroty w tym samym momencie. Na parkiecie nie różnili się od pozostałych tancerzy. Może… Może sprytne oko by dostrzegło, że Elijah trzyma dziewczynę nieco zbyt blisko, że jest coś intymnego w sposobie w jaki ją obejmuje i w tym jak jego oczy co jakiś czas błądzą po jej twarzy.

—— Mój ojciec z nami przybył. Samo to jest dziwne… Zniknął gdzieś w tłumie, szukał twojego. — Ilość osób na parkiecie, rozmowy, muzyka. Nie obawiał się, że ktoś mógłby podsłuchiwać tańczącą parę. — Dzieję się coś podejrzanego? Czy wszystko jest tak jak zazwyczaj?

Obrót. Biała suknia dziewczyny zawirowała. Patrzył przez moment na nią, ale jego wzrok przyciągnęła postać w oddali, w tłumie osób przyglądającym się tancerzom. Szybko zniknęła.

Przez chwilę sądził, że tylko mu się wydawało. Przemknął ktoś o podobnym wzroście i postawie, a mózg wśród morza obcych twarzy podsunął mu znajomy obraz. To jednak nie były zwidy. Postać pojawiła się ponownie, w towarzystwie swojego ojca. Tym razem Elijah nie miał wątpliwości,

—— Jest tu Prince. — Zakomunikował Florence. W jego głosie pobrzmiewała nutka niedowierzenia. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie miał z mi kontaktu odkąd odesłano go do domu. Tyle się działo przez te parę dni, że nawet nie zauważył, że list który do niego wysłał pozostał bez odpowiedzi.

Taniec dobiegał końca. Elijah starał się nie tracić z pola widzenia przyjaciela i jego ojca. Dostrzegł okazję, gdy ci się rozdzielili.

— Florence. — Zwrócił uwagę dziewczyny na mężczyzn. — Zagadaj na chwile ojca Prince, żebym mógł z nim porozmawiać.

Muzyka ucichła. Elijah i Florence ukłonili się, wymienili spojrzenia i rozeszli każde w swoją stronę. Jedno ku stole szwedzkim stole przy, którym stał Prince, drugie w tłum za jego ojcem.

—— Prince.

Chłopak odwrócił się na dźwięk swojego nazwiska. Wydawał się ospały, pozbawiony energii, której wydawałoby się, że ma nieograniczone. Patrzył wprost na Elijah’e, ale jego zdawał się go tak naprawdę nie widzieć.

—— Elijah… Nott. — Cień niepokoju przebiegł po twarzy Elijah, gdy usłyszał słowa przyjaciela. —— Ty raczej nie chodzisz na takie przyjęcia.

Cisza… Cisza podczas, której Elijah wpatrywał się w Prince.

—— Zawsze przyda się jakaś odmiana. — Odparł.

Prince rozłożył ręce i uśmiechnął się sztucznie, wręcz nienaturalnie jak na niego.

—— A więc miłej zabawy.

Elijah odwzajemnił uśmiech.

—— Nawzajem, Damien.

Starał zachowywać się jak najswobodniej. Skinięcie głową, schowanie dłoni do kieszeni i odejście. Niepokój jaki odczuwał po dziwnej rozmowie z Princem, był wręcz przygniatający. Coś tu było nie tak, cholernie nie tak, a Prince, jak to Prince wpakował się w jakieś bagno. Najpodlejsze bajoro na całych wyspach. Kurwa.

Dostrzegł Florence. Ich spojrzenia się spotkały. Zrozumiała go bez słów, chwile póżniej wpasowując się w grę pozorów jaka miała miejsce na sali podał jej kieliszek z winem. Uśmiechnął się i pochylił ku dziewczynie szeptając coś cicho. Wyglądali jak zwykła flirtująca ze sobą parą.

—— Mamy problem. Coś się dzieję z Princem. Wątpię, żeby był to zbieg okoliczności.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {15/03/24, 02:18 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


         Była świadoma tego, że część gości uważnie im się przygląda. W tłumie, kątem oka dostrzegła swoją babkę, która z wypisaną dumą na twarzy wodziła po nich swoim wzrokiem. Ich ruchy były płynne i profesjonalne tak jakby obydwoje urodzili się w tańcu. Nic dziwnego. Już od najmłodszych lat ich rodziny dbały o to, aby potrafili zatańczyć niejeden taniec towarzyski. Pamiętała jakie to było kiedyś dla niej krępujące. Teraz jednak nie mogła zaprzeczyć, że taniec z tą konkretną osobą sprawiał jej niemałą przyjemność. Nie chciała myśleć o tym, co się wokół nich dzieje. Wolała skupić się na ciepłu jego skóry przylegającej do niej. Na dłoni, która ciasno obejmowała ją w talii podczas każdego obrotu i lądowała z powrotem na jej plecach. Jednak jego pytanie sprowadziło ją z powrotem na ziemię. Uniosła delikatnie brew słysząc o jego ojcu, który nie pojawiał się w ich posiadłości od lat.
            -Po południu dotarły do nas jakieś skrzynie. Kiedy spytałam dziadka co w nich jest niemalże od razu mnie spławił. Najwyraźniej musi być to coś ważnego  – powiedziała przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę przy oknie. Zastanawiała się, gdzie w jej domu mogło zmieścić się siedem kilkumetrowych, drewnianych pudeł i jedyne miejsce, które przychodziło jej do głowy była szeroko rozciągnięta piwnica.
Myślała na początku, że Elijah mówił o Prince’u Seniorze. Nie wydawałoby jej się to tak dziwne. W końcu był raczej stałym gościem przyjęć Malfoy’ów. Później jednak, podczas jednego z obrotów, mignęła jej przed oczami znajoma z Hogwarckich korytarzy sylwetka i zrozumiała, że chłopak nie miał na myśli ojca Damiena, ale jego samego.
Nie rozumiała co on tu robił. Przecież zabrali go ze szkoły po jego ostatniej wizycie u pani Hill i wydawało jej się, że musiało to być coś poważnego. Popatrzyła na swojego partnera z lekkim niepokojem wypisanym na twarzy. To nie wróżyło nic dobrego.
          Ukłoniła się po skończonym tańcu i ruszyła w tłum za Jasperem Prince’m. Na szczęście nie musiała go zagadywać, ponieważ on sam rozmawiał właśnie z jej dziadkiem. Próbowała podsłuchać o czym toczyła się rozmowa, ale było zbyt gwarno, aby cokolwiek usłyszeć. Zerknęła w stronę stołów. Spojrzenia jej i Notta się spotkały akurat w momencie, kiedy Lucjusz zakończył rozmowę. Florence wróciła z powrotem do Elijah, po drodze witając się jeszcze z kilkoma gośćmi. Podziękowała przyjmując od niego kieliszek wypełniony czerwonym winem i upiła łyka.
          -Co masz na myśli? – spytała zerkając na niego. Dziwne było to, że nawet nie przyszedł się przywitać, co było dla niego wręcz nieprawdopodobne. Kolejne zmartwienie do kolekcji.
         Nie zdążyli dłużej porozmawiać, ponieważ Florence dostrzegła w tłumie kogoś równie dla niej tajemniczego. Delikatnie chwyciła chłopaka za rękę i wskazała na stojącą niedaleko nich parę. Wysoki mężczyzna z eleganckim ubiorem wodził wzrokiem po całej sali. Jego ciemnobrązowe włosy były mocno przylizane, a delikatny zarost wręcz idealnie przycięty. Maska, którą nosił również pasowała do jego aparycji. Była wyróżniająca się pośród innych – biała, z delikatnymi kamykami, zasłaniająca jedynie pół jego twarzy.
         Jego córka stojąca obok zupełnie różniła się od Florence. Podobnie jak ojciec miała ciemnobrązowe włosy, które końcówki ledwo stykały się z jej ramionami. Estetycznie przycięte i wyrównane. Jej suknia była długa i krwistoczerwona z czarnymi aplikacjami na gorsecie. Maska, która była identyczna do tej, którą miała Florence idealnie podkreślała przenikliwość jej ciemnych, wręcz czarnych oczu.
            -To oni. Percival i Erin Smith – rzuciła i właśnie wtedy ich spojrzenia się spotkały i jakby na przywołanie ruszyli w ich kierunku.
         -Panno Malfoy. Panie…. – mężczyzna popatrzył na Elijah’ę i lekko zmarszczył czoło jakby chcąc przypomnieć sobie jego imię -Chyba nie mieliśmy jeszcze przyjemności. Percival Smith, a to moja córka, Erin.
          Blondynka zerknęła na dziewczynę, której aż oczy zabłyszczały na widok nowo poznanego chłopaka. Uśmiechnęła się słodko. Florence mimowolnie ścisnęła dłoń Elijah’y. Już od pierwszego spotkania coś jej nie pasowało w tej dziewczynie, a na samą myśl o tym, że mogła zacząć się do niego przystawiać i kłaść na nim swoje obślizgłe dłonie poczuła jak się wewnętrznie gotuje.
        -Szukam twoich dziadków. Wiesz, gdzie mógłbym ich znaleźć? – zapytał mężczyzna, a ona momentalnie przeniosła na niego swoje spojrzenie.
          -Ostatnio widziałam dziadka przy schodach. Chyba jeszcze tam stoi – rzuciła na co Percival skinął głową i posłał im uśmiech.
        -W takim razie was zostawię. Erin – zwrócił się bezpośrednio do córki -Proszę, zachowuj się.
        -Tak, tatusiu – rzuciła tak przesadnym słodkim tonem, że Florence myślała, że zaraz zwróci wcześniejszy obiad.
        -Więc… Elijah Nott, tak? Nie słyszałam nigdy o tobie. Wszyscy chłopcy, są tacy przystojni w tym Howarcie, czy tylko Flo sobie wybiera takich znajomych? – spytała wyciągając rękę, aby chwycić go pod ramię, ale blondynka była szybsza i wsunęła się między nich obejmując Krukona.
           -Ten jest akurat zajęty – rzuciła przyglądając się jej reakcji, która na początku wydawała się dość zmieszana, ale zaraz potem brunetka znów przykleiła na twarz szeroki uśmiech.
         -Daj spokój, Flo. Z zazdrością ci nie do twarzy – blondynka zmarszczyła lekko czoło i oblizała nerwowo wargi. Czy ona właśnie pokazywała, że była zazdrosna? Nie myślała wcześniej nad tym. Powinna była to zrobić na pokaz, ale zareagowała wręcz instynktownie. Przez myśl jej przeszło czy Elijah zareagowałby tak samo? Czy również ukłułoby go uczucie zazdrości, gdyby sytuacja była odwrotna.
         -Mogę porwać twojego chłopaka na jeden taniec? Okropnie się nudzę. Obiecuję, że będę trzymać ręce przy sobie.
Florence ani trochę jej nie ufała. Była sztuczna, wiecznie się szczerzyła i przechwalała. Jednak może była to dobra okazja na to, aby cokolwiek od niej wyciągnąć. Zerknęła na Elijah’ę mając nadzieję, że wywnioskuje to samo co ona, a następnie nieco się odsunęła.
           -Proszę bardzo. O ile Elijah też tego chce – przez krótką chwilę przyglądali się sobie jakby chłopak faktycznie szukał w jej oczach cienia pozwolenia na odejście z inną. Poszedł. A ona miała tylko nadzieję, że faktycznie pomyślał o tym samym co ona. Obserwowała ich chwilę w tłumie tańczących sącząc powoli wino.
          -Erin już porwała twojego chłoptasia? – usłyszała obok siebie znajomy głos Nathaniela Westa. Przewróciła oczami na jego widok.
           -A pytasz o to, ponieważ…? – zapytała poirytowana jego obecnością. Jeszcze nie zapomniała jego ostatniego wybryku, po którym od niej oberwał w nos. Od tamtej pory chyba starał się jej unikać.
         -Już się przestań dąsać. Zatańczymy? – zaproponował wyciągając dłoń w jej kierunku. Przez dłuższą chwilę w nią się wpatrywała zastanawiając się czy powinna przyjmować jego propozycję. Stwierdziła jednak, że sama powinna trochę poudawać, aby wyciągnąć nieco więcej informacji o dzisiejszym wieczorze, więc koniec końców podała mu swoją dłoń i razem powędrowali na parkiet.
          Na początku tańczyli w milczeniu, a wzrok Florence skupiał się na wszystkim innym tylko nie na swoim partnerze w tańcu. Nathaniel musiał to zauważyć bo roześmiał się cicho i przyciągnął ją bliżej siebie.
           -Wiedziałaś, że nasi dziadkowie aranżowali nam małżeństwo? – zdecydowanie udało mu się zwrócić na siebie jej uwagę. Popatrzyła na niego podejrzliwym wzrokiem, podczas kiedy on kontynuował -Moja matka mi o tym powiedziała wczoraj jak się dowiedziała, że zamieniłaś mnie w prosiaka.
          -Poważnie poskarżyłeś się mamusi? Ile ty masz lat? – prychnęła.
           -Musiałem się wytłumaczyć jak dostała list ze szkoły. Poza tym nie martw się, nie zszargałem twojej opinii. Matka myśli, że widocznie sobie na to zasłużyłem i że powinienem przeprosić – obrócił ją delikatnie -W każdym razie powiedziała mi jeszcze, że planowali to od dawna. Malfoy’owie mają podupadłą reputację po sprawie z Czarnym Panem, kiedy uciekli podczas Bitwy o Hogwart i uniknęli celi w Azkabanie. Dlatego, aby zbudować zaufanie chcieli nas ze sobą zeswatać i nieco uratować swoje dobre imię.
             -Chyba wolałabym poślubić górskiego trolla… - rzuciła na samą myśl o tym, że miałaby wyjść za takiego człowieka. Mina mu zrzedła, nagle zrobił się spięty. Najwyraźniej jej odpowiedź wcale mu się nie spodobała. Po raz kolejny ją obrócił, ale tym razem szarpnął ją mocniej do siebie. Jego dłoń spoczęła na jej talii i wbił mocno w nią swoje palce tak, że Florence, aż się ugięła z bólu, a na jej twarzy pojawił się grymas.
            -To boli. Puść mnie – jęknęła próbując go odepchnąć ale z każdą kolejną próbą on jeszcze bardziej zaciskał palce. Pochylił się nad jej uchem tak, że czuła jak jego wargi delikatnie muskają jej skórę.
           - Upokorzyliście mnie. Przed całą szkołą i moją własną rodziną. Nie myśl, że jestem głupi. Doskonale wiem, że ty i Elijah coś knujecie, a kiedy dowiem się co to jest… Zniszczę was obydwoje. –wyszeptał tak lodowatym tonem, że dziewczyna, aż zadygotała. W końcu poluźnił uścisk tak, że Florence mogła go odepchnąć. Posłał jej jeszcze ostatnie spojrzenie, a następnie zniknął gdzieś w tłumie między tańczącymi parami.
           Florence dopiero teraz uświadomiła sobie, że wstrzymywała oddech. Zrobiło jej się gorąco i duszno. Nie potrafiła uspokoić oddechu. Kręciło jej się w głowie. Rozejrzała się w lekkiej panice szukając znajomej sylwetki, ale wszystkie kolory dookoła zdawały się zlewać ze sobą. W końcu jej wzrok utkwił w wyjściu na taras przysłoniętym ciemnymi zasłonami. Musiała wyjść. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza bo miała wrażenie, że zaraz się udusi.
           Szybkim ruchem otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz przymykając je za sobą, aby zimne powietrze nie dostało się do środka. Doskoczyła do barierki i oparła się o nią pochylając głowę i biorąc kilka głębokich oddechów. Dotknęła drżącą dłonią bolącego boku. Pewnie niedługo na jej skórze pojawią się fioletowe sińce. Cała drżała. Nie miała pojęcia czy z zimna czy ze stresu. Ściągnęła maskę, schowała twarz w dłoniach opierając łokcie na zaśnieżonej balustradzie. Miała tego dość. Niepotrzebnie zgodziła się, aby tu przyjść.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {15/03/24, 06:36 pm}

LYSANDER SKAMANDER

            Nie powiedział „nie” i to dla Lysandra była dobra wiadomość. Powoli skinął głową potwierdzając, że Lucy jest jego siostrą, a potem się przedstawił i z wielką chęcią oznajmił, że zostanie na kolacji. Zamrugał kilkukrotnie na reakcję Stevena, a potem podrapał się po karku nieco speszony.
               -No… Przepraszam. Pomyślałem po prostu, że przyda ci się wsparcie – odparł. Może w jakiś sposób chciał się wykazać jako… No właśnie. Właściwie to kim dla siebie byli? Nie miał jednak czasu się nad tym zastanowić, kiedy głos ojca Stevena zapraszający ich do stołu.
           Usiedli przy stole. Atmosfera była na początku nieco dziwna. Zauważył to zdenerwowanie Stevena. Chciał coś zrobić. Spróbować jakoś oczyścić atmosferę, ale właśnie wtedy młody Weasley wypalił ze swoim wyznaniem. Widelec zatrzymał się w połowie drogi do ust Lysandra. Nie sądził, że będzie on tak bardzo bezpośredni. Reakcja jego ojca również go zaskoczyła. Może nie spodziewał się, że nagle wygoni go z domu, ale nie sądził, że przyjmie tą informację z takim spokojem.
            Parsknął śmiechem, kiedy wspomniał o „nierozgarniętym obrońcy”.
            -Staram się – odparł rozbawiony jego pytaniem.
          Reszta kolacji minęła im naprawdę miło. Rozmawiali, śmiali się, żartowali… Lysander dawno nie poczuł tak rodzinnej atmosfery.
Pomógł posprzątać i wraz ze Stevenem skierowali się do pokoju rudzielca. Skamander powoli rozejrzał się po pomieszczeniu. Właśnie tak go sobie wyobrażał. Skromny, z dużą ilością książek na półce. Zatrzymał się przy jednej z nich i wpatrywał się w niewielkie zdjęcie przedstawiające Stevena, Molly oraz ich ojca. Zastanawiał się jak jego rodziciel przyjmie tak ważną w jego życiu informację. Matką się nie przejmował. Ona zawsze akceptowała go takim jakim był i myślał, że byłaby jego wsparciem. Ale ojciec… Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jego plecach, kiedy wyobraził sobie tę rozmowę. W jego myślach kończyła się ona tak jak ostatnie ich rozmowy. Źle. No i jeszcze nic nie wspominał Lucy. Czy będzie na niego zła, że odebrał jej ważnego dla niej przyjaciela? Czy jednak będzie cieszyła się tym, że od niedawna czuł się szczęśliwy? Poczuł w sobie jakieś dziwne napięcie. Poluźnił krawat czując, że zaczyna go uwierać, a potem potrząsnął lekko głową, aby odgonić te myśli. W tej chwili to nie to było najważniejsze. Ciężka cisza zawisła między nimi, a on wręcz nie znosił takiej ciszy. Obrócił się w kierunku Stevena i uśmiechnął się blado.
             -Widzisz? Poszło naprawdę dobrze. Jestem z ciebie dumny – powiedział podchodząc bliżej niego. Położył dłoń na jego policzku, a potem pocałował.
             -Jak się czujesz? – zapytał, kiedy się oderwał od jego warg. Usiedli na łóżku, a blondyn ułożył swoją głowę na kolanach Stevena.
             -Tak sobie ostatnio pomyślałem, że może… Chciałbyś kiedyś gdzieś wyskoczyć? Skoro interesujesz się mugolskimi grami to może poszlibyśmy razem na kręgle? Albo może wolisz jakiś ciekawy film i pójdziemy do kina? Albo to co na tylko masz ochotę – zaproponował    -Ewentualnie możemy też wybrać się do Hogsmeade. Tam też na pewno znajdziemy coś ciekawego do roboty.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {17/03/24, 10:07 am}

Elijah Nott


— To jakby nie on.

Prince z którym rozmawiał, nie był tym, którego znał. Nie było w nim nic z głupkowatego, energicznego chłopca, z którym dzielił dormitorium od jedenastego roku życia. Te same rysy twarzy, wzrost, ale nawet w jego wyglądzie było coś obcego. Na początku sądził, że to ta sztywna postawa, nie pasująca do niego gestykulacja czy sposób mówienie, ale było coś jeszcze, coś czego  nie potrafił na razie określić.  

Myśli Elijah gorączkowo błądziły wokół Prince’a, gdy Florence wskazała na pewną parę przed nimi. Mężczyzna w towarzystwie córki. O nich wspominała mu dziewczyna parę dni wcześniej. Tajemniczy, wakacyjni goście zawitali do posiadłości po raz kolejny. W jego głowie narodził się pomysł, aby ukradkiem ich obserwować, sprawdzić z kim rozmawiają, z kim z towarzystwa się znają, ale za nim ten plan mógłby się ziścić Smithowie ich zauważyli  od razu do nich podeszli. Może, gdyby Elijah był sam, nikt nie zwróciłby na niego szczególnej uwagi, kolejna obca twarz w tłumie czarodziei, ale był w towarzystwie wnuczki gospodarzy, nie było  już możliwości ukardkowego obserwowania z bezpiecznej oddali.

— Elijah Nott. Jesteśmy z Florence na jednym roku w Hogwarcie.

Mężczyzna odszedł równie szybko jak się pojawił. Elijah odprowadził go wzrokiem. Kolejna zagadka tego wieczoru. Na córkę Percivala nie zwracał praktycznie uwagi, dopóki nie wypowiedziała jego imienia. Spojrzał na nią nieco nieprzytomnym wzrokiem, myślami był daleko, a przesłodzony ton nieznanej dziewczyny jedynie wzbudził w nim konsternację.

Milczał podczas dziwnej wymiany zdań pomiędzy dziewczynami. Chociaż rozmawiano o nim miał wrażenie, że jego słowa nie są do niczego potrzebne.  Padła propozycja tańca. Jego oczy napotkały wzrok. Przeciągła wymiana spojrzeń, po której Elijah zwrócił się ku Erin. Sztuczny, przesłodzony uśmiech dziewczyny poszerzył się, a w jej oczach zamigotały iskierki zadowolenia.

Jeden taniec nikomu nie zaszkodzi.

Kokieteryjny chichot, trzepot rzęs, nader teatralny ukłon przed tańcem podczas, którego niemal wyzywająco patrzyła mu w oczy. Erin Smith usilnie starała się przykuć uwagę Elijah swoją osobą. Było to nawet zabawne, gdyby uczęszczała do Hogwartu pewnie nigdy nie byłaby nim zainteresowana. Cichy chłopak, który całe życie stronił od tego, aby być w centrum uwagi, mijałaby go na korytarzu nawet nieświadoma jego istnienia. Dziś był jednak dla niej tajemniczym nieznajomym, który towarzyszył podczas balu Florence Malfoy. Erin wiedziała, że nie może mieć jej nazwiska ani bogactwa, więc miała nadzieję chociaż na tą namiastkę jaką był Elijah.

A więc Amerykanka? —  Zagadnął, gdy zajęli pozycję, a następny taniec się zaczął.

—  Tak… Ską…

—  Akcent od razu cię zdradza…—  Erin zachichotała. Po raz kolejny. — Mieszkasz w Wielkiej Brytanii od dawna? Nie kojarze cię.

— Mogę powiedzieć to samo o tobie, spędziłam w Londynie sporo czasu w lecie i ani razu nie spotkałam. Florence skrzętnie się ukrywała. —  Zażartowała puszczając oko.

— Nie miała co ukrywać. Wakacje spędzam na kontynencie… W posiadłości dziadków we Francji…—  Ciągnął rozmowę, gorączkowo zastanawiając się jak płynnie zejść z swojego tematu i wypytać ją o nią, a najlepiej jej ojca.

— Francji..? Francuz?

—  W połowie, matka Francuzka, ojciec Brytyjczyjczyk.

—  Cudownie. Czasami odwiedzamy z ojcem też Francję… —Spojrzał na nią zainteresowany. — … może uda nam się spotkać. —  Posłała mu zachęcający uśmiech

No proszę, jakaś rodzinna podróż po Europie?  —  Starał się wyciągnąć od niej jak najwięcej.

— Chciałbyś może dołączyć ? —  Odparła przesłodzonym głosem. —  Tata ma przyjaciół rozsianych po całym kontynencie. Najwięcej czasu spędzamy w Zjednoczonym Królestwie, ale odwiedzamy też Francję, Niemcy, Włochy czasami Szwecję czy Rumunię, tyle krajów że trudno spamiętać.

— Brzmi świetnie…

—  Z tobą pewnie byłoby znacznie lepiej, tatuś spędza większość na spotkania, obiadkach czy sztywnych przyjęciach jak to ciągle “rozmawiając”. Z tobą mogłabym się trochę pobawić…Chociaż Florence mogłaby być zazdrosna. — Obniżyła ton patrząc prosto w jego oczy, odwzajemnił spojrzenie.

A dlaczego mielibyśmy się przejmować Florence? — Na twarzy Erin pojawiło się nie ukrywane zadowolenie.  Tego właśnie potrzebował Elijah. Zupełnego rozluźnienia dziewczyny, myśli, że łatwo można go przekabacić na swoją stronę.— Kogo odwiedzacie we Francji? Może ich znam.

— Głównie państwo Lesasssier i pan Benoit D'airelle…

Taniec się skończył. Zdawało mu się, że kątem oka dostrzegł kogoś o długich blond włosach znikając za drzwiami prowadzącymi  na taras. Nim zdążył się cokolwiek zrobić Erin zaciągnęła go do grupki ludzi, która im się przyglądała. Państwo Malfoy, Percival Smith i jego matka. Cóż za towarzystwo.

— Nowa partnerka, a gdzie zapodziałeś moją wnuczkę. — Odezwała się Narcyza z chłodnym, wyuczonym uśmiechem.

— Florence była na tyle uprzejma, aby użyczyć mi go na jeden taniec.

— A czy znalazałbyś czas także na taniec z matką? — Wtrąciła się Camilla. — Muszę się tobą nacieszyć nim wyjedziesz na studia.

— Ach jak ten czas szybko, już kończą szkoły. — Narcyza podłapała temat .—Twoja matka nam ostatnio opowiadała. Astronomia w Etiopii, tak?

Elijah przytaknął.  Rozmowę podtrzymywał przede wszystkim kobiety, on i pan Smith wtrącali jakieś półsłówka, aby pokazać sztuczne zainteresowanie, Lucius w głównej mierze milczał. Elijah wyczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Odwrócił głowę, a jego wzrok natknął się na wpatrującego się w niego złowrogo Nathaniela Westa. Zmierzył go wzrokiem. Miał złe przeczucia.

—  Przepraszam, pójdę poszukać Florence.


Erin wyglądała jakby chciała do niego dołączyć, ale Camilla Nott również to zauważył i szybko zajęła dziewczynę rozmową. Elijah nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak wdzięczny matce.

Tutaj jesteś. — Znalazł ją na tarasie. Stała odwrócona do niego tyłem opierając się o barierkę, ale pomimo półmroku jaki panował na zewnątrz od razu ją rozpoznał. Podszedł bliżej. Zauważył drżenie jej ramion. — Nie masz na sobie zaklęcia rozgrzewającego? — Stanął obok niej, dostrzegł jej bladość, strach w jej oczach, emocje które się w niej kotłowały. Nie dokuczał jej jedynie styczniowy mróz. — Co się stało? — Zdjął wierzchnią część szat wyjściowych i zarzucił jej na ramiona. — Jesteś cała zimna, chodźmy stąd.

Trzymał ją za rękę, gdy przemykali przez salę balową. Wyszli na korytarz, schody prowadzące na górę. Chciał porozmawiać z Florence bez obawy, że napatoczy się na nich jakiś przypadkowy gość. Dźwięki muzyki z dołu już ledwie do nich docierały, ale dłoń dziewczyny wciąż była zimna. Zatrzymał się i rzucił na nią zaklęcie rozgrzewające.

Za chwilę powinno być lepiej. — Powiedział cicho. Ich oczy się spotkały. Właśnie wtedy do ich uszu dobiegła stłumiona rozmowa. Jeden głos był wzburzony, drugi nad wyraz spokojny. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Florence i wspólnie podeszli do drzwi, które były źródłem hałasu. Dawno nie był w posiadłości Malfoyów, ale jeśli dobrze pamiętał stali przed gabinetem ojca dziewczyny.

— Niepotrzebnie się tak unosisz, stwierdzam tylko fakt. — Elijah rozpoznał  swojego ojca.

— Stwierdzasz fakt? Fakt? Oskarżasz moją córkę. — Drugi z głosów należał do Draco Malfoy’a.

— O nic jej nie oskarżam, ale mój chłopak zaczął śmierdzieć czarną magią… — Elijah spojrzał zdziwiony na Florence. I dziwnym trafem akurat teraz kiedy zaczął spędzać czas z twoją…

— Theo, popadasz w jakiś obłęd.

— Znam ten smród.
— Syknął Theodore, Elijah po raz pierwszy słyszał w jego głosie cień emocji. — Zawszę potrafiłem go wyczuć, śmierdziałeś tak na szóstym roku, ja podczas wojny, a teraz wyczuwam to od dzieciaka…

Dosłyszeli jakiś ruch za drzwiami. Kroki. Szybko odsunęli się i odeszli. Ostatnie czego teraz  potrzebowali to bycia przyłapanym na podsłuchiwaniu. Szczególnie podsłuchiwaniu tej rozmowy.

Ja… — Zaczął powoli Elijah nie wiedząc jak dobrać. — Nie mam pojęcia o czym ojciec mówi. Chyba jest z nim gorzej niż przypuszczałem, popada w urojenia. — Dotknął jej dłoni. Była już ciepła. — Co się wydarzyło  na tarasie? To był West? Widziałem jak obserwuje mnie na sali.


Ostatnio zmieniony przez Heartstorm dnia 17/03/24, 03:42 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {17/03/24, 01:35 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


            Pomimo tego, że jeszcze chwilę wcześniej gorąc spowodowany stresem rozsadzał ją od środka tak teraz zaczęła odczuwać zimny powiew styczniowego powietrza. Jej dłonie zaczynały powoli drętwieć, jej alabastrowa skóra zaczynała robić się coraz bardziej lodowata. Mimo to nie chciała jeszcze wracać do środka. Para wydobywała się z jej ust za każdym razem, kiedy próbowała głęboko oddychać. Wiedziała, że powinna się uspokoić i wziąć się w garść. Pokazać Nathanielowi, że wcale się nie przejęła jego słowami.
           Potrzebowała jeszcze chwili, aby dojść do siebie. Drgnęła delikatnie, kiedy usłyszała znajomy głos za swoimi plecami. Milczała. Nie potrafiła zdobyć się na odwagę, aby coś powiedzieć. Coś ciężkiego i ciepłego opadło na jej ramiona i dopiero teraz zwróciła swoją uwagę na Notta. Patrzył na nią z wyraźną troską w jego oczach. Poczuła jakiś dziwny ucisk w piersi. Chwycił jej lodowatą dłoń i zaprowadził z powrotem do środka.
           Pozwoliła mu się poprowadzić najpierw przez salę balową, a potem na piętro. Starała się jakoś zapanować nad drżeniem ciała, ale nie potrafiła. Elijah najwyraźniej zwrócił na to uwagę, bo po chwili objął ją zaklęciem rozgrzewającym, które z każdą kolejną sekundą sprawiało, że przeszywały ją przyjemne fale ciepła. Chciała podziękować, ale zanim udało jej się otworzyć usta obydwoje usłyszeli jakieś hałasy dobiegające z gabinetu jej ojca. Spojrzeli po sobie i przysunęli się bliżej, aby podsłuchać fragment ich rozmowy. Zamarła, kiedy usłyszała słowa ojca chłopaka, a jej wzrok mimowolnie przesunął się na oczy Elijah’y. Nie udało im się usłyszeć nic więcej, ponieważ zbliżające się kroki permanentnie ich spłoszyły.
          Florence ruszyła wzdłuż korytarza. Pokonali jeszcze dwa kolejne zakręty i znaleźli się w jej sypialni z daleka od innych gości. Powoli wypuściła powietrze z ust i przysiadła na krawędzi łóżka. Wiele myśli kotłowało się jej teraz w głowie. Uniosła na niego wzrok i dłuższy czas po prostu mu się przyglądała. Stwierdziła, że chyba nie było sensu go okłamywać i udawać, że nic się nie wydarzyło.
           -Tańczyliśmy. Wspomniał coś o tym, że nasi dziadkowie chcieli zaaranżować nasze małżeństwo. Powiedziałam, że chyba wolałabym poślubić trolla, a wtedy on… - urwała na chwilę i westchnęła ciężko    -Wie, że coś kombinujemy. Powiedział, że będzie miał nas na oku. Chyba był po prostu zazdrosny, albo nadal ma mi za złe to, że tak go potraktowałam wtedy na korytarzu.
Pominęła kwestię jego palców wbijających się w jej skórę. Nie chciała wszczynać niepotrzebnych nieporozumień. Szczególnie między tą dwójką.
              -Chyba nieco mnie to przygniotło i potrzebowałam świeżego powietrza. To wszystko. Już mi lepiej – rzuciła, aby już nie wracał do tego tematu. W końcu mieli o wiele ważniejsze sprawy do omówienia.
              -Elijah… - zaczęła po chwili poważniejszym tonem i oblizała nerwowo wargi, zastanawiając się jak ubrać w słowa to co chciała mu powiedzieć. Słowa Theodore’a Notta jeszcze bardziej utwierdziły ją w przekonaniu, że to nie było dobre miejsce ani towarzystwo dla jego syna.
             -Chyba obydwoje się zgodzimy, że z każdą kolejną chwilą robi się tu niebezpiecznie. Nie powinnam była się zgadzać na to, abyś tu przyszedł. Powinieneś odejść, dopóki jeszcze możesz – powiedziała i podeszła do okna. Przez chwilę wpatrywała się w powoli opadające płatki śniegu, które zaczęły swoją wędrówkę po niebie.
             -No i jeszcze… To co jest między nami musi się skończyć. Twój ojciec ma po części rację. Udało ci się wyrwać z tego towarzystwa. Przemknąłeś niezauważony i wyślizgnąłeś się z ich palców, nie upominali się o ciebie przez tyle lat. Tymczasem ja znów cię tu zaciągnęłam narażając cię przy tym na niebezpieczeństwo – oparła czoło o zimną szybę i przymknęła powieki. Znów do jej świadomości trafiły obrazy sprzed kilku dni, kiedy to całował jej usta z taką pasją, a jego dłoń błądziła po jej talii i biodrach. Wyrzuciła te obrazy ze swojej głowy, a  jej twarz zasłoniła maska obojętności.
             -To były tylko głupie, nic nie znaczące pocałunki. Poniosło nas. Obydwoje. To już się nie powtórzy – bolały ją jej słowa, ale wiedziała, że robi to dla jego dobra. Odwróciła się w jego kierunku, ale jej wzrok nie zatrzymał się na jego oczach.
             -Powinieneś wrócić do swojego dawnego życia beze mnie. Odsunąć się tak jak kiedyś i przestać się mną przejmować. Tak jak wcześniej mówiłam potrafię o siebie zadbać. Poradzę sobie ze swoją rodziną, poradzę sobie z Westem… Ale ciebie nie może być w pobliżu – co by nie mówić to jej dziadek miał po części rację. Uczucia były słabością.  On był jej słabością. Zaczęło jej naprawdę na nim zależeć, a teraz była przerażona na samą myśl o jego utracie.
              -Dotrwamy do końca balu. Będziemy udawać sympatię do siebie jak gdyby nigdy nic, a potem… Potem się rozstaniemy. Wymyślisz jakąś wymówkę dla swojej matki, dlaczego nam się nie udało – tak, to był dobry plan. Wtedy nikt nic nie będzie podejrzewał. On wróci do swojego życia, a ona postara się wybadać to co się działo pomiędzy dawnymi zwolennikami Voldemorta. Może jeszcze porozmawia o tym z ojcem.
           W końcu natrafiła na jego tęczówki i poczuła jak miękną jej kolana. Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona sama nie wierzyła w swoje słowa. Wiedział, że łączyło ich coś więcej pomimo to, żadnej deklaracji z ich strony. Podeszła więc nieco bliżej i położyła swoją dłoń na jego policzku.
               -Proszę, Elijah… Jeśli kiedykolwiek ci na mnie zależało… Jeśli ci zależy… Zrób co mówię. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jeśli dalej będziesz to ciągnąć to zginiesz. Uwierz mi. Widziałam to – szepnęła.
           Kolejna sprawa, którą kiedyś chciała z nim poruszyć. Była niemalże pewna, że jej ostatnim koszmar nie był jedynie snem.
               -Widziałam też śmierć Charlesa. Dzień przed urodzinami Skamanderów. Nie mówiłam nic, bo myślałam, że to tylko sen, ale kiedy to się stało… - spuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską linię -Doszłam do wniosku, że to raczej była wizja. Później spędziliśmy noc w pokoju prefektów i tym razem to ty byłeś w moim śnie. Cały we krwi. Martwy.
           Miała przed oczami wspomnienie tamtego koszmaru. Teraz, kiedy znajdowali się w jej pokoju, zdawał się być jeszcze realniejszy niż wcześniej.
              -Nie chcę cię stracić. I jeśli ceną twojego życia będzie zburzenie naszej relacji to w porządku. Jakoś to zniosę. Obiecaj mi… Obiecaj, że zrobisz to o co cię proszę – dodała patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {17/03/24, 03:58 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                          Steven nie miał problemów z ciszą. Lubił ciszę, ale zdążyl się już nauczyć, że Lysander lubi, kiedy coś się dzieje. To może być trudne, ale Weasley chciał się spróbować do tego dostosować. Póki nie będzie musiał chodzić na głośne imprezy, nie widział w tym problemu.
                     – Jest dobrze, naprawdę. – zaśmiał się – Trochę bałem się reakcji taty, ale przyjął to naprawdę dobrze! – wciąż go trochę skręcało z zażenowania z powodu tych plakatów, o których wspomniał ojciec, ale to już mniejsza.
                     Rozsiedli się na jego łóżku, Lysander z głową na kolanach Stevena. Rudzielec przeczesywał palcami włosy blondyna. Lubił to, sprawiało mu to taką śmieszną przyjemność…
                     Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią na jego pytanie. Wolałby kino, ale kręgle też brzmią dobrze. No i mogliby się czymś zająć zamiast siedzieć pół dnia w ciemnej sali.
                     – Możemy pójść na kręgle. – zgodził się. Do Hogsmead… Podejrzewał, że Lysander wolalby nie pokazywać się z nim publicznie. Wiedział dobrze, że ciężko sobie zapracował na swoją opinię wśród innych uczniów i zobaczenie ich razem przez kogokolwiek może nie być pożadane ze względu na plotki jakie to wywoła. A jeśli już o tym mowa…
                     – Słuchaj, jest coś… – odchrząknął – Nie rozmawiałeś jeszcze z Lucy, prawda? Kilka razy musiałem… jej naściemniać, kiedy szedłem się z tobą spotkać. Wiem, że to trudne, nie chcę cię pośpieszać, ale… pogadasz z nią o tym, prawda? Źle się czuję, kiedy kłamię i wymyślam jakieś bzdurne wymówki, żeby spotkać się z tobą i nie mówić nic jej i Eliemu… – podrapał się po głowie. Naprawdę nie chciał pośpieszać Lysandra, ale to było dla niego dość trudne, okłamywanie jedynej dwójki przyjaciół jacy mu pozostali.
                          Poczuł wyrzuty sumienia, nazywając ich dwójką przyjaciół i zapominając o trzecim przyjacielu. Posłał krótkie spojrzenie prezentowi od Prince’a, którego wciąż nie otworzył. Zajmie się tym później. Nie był pewny, jak bardzo… pokręcony pomysł miał Damien i wolał się o tym nie przekonywać w obecności Lysandra.
                          Rozległo się pukanie do drzwi.
                          – Steve? – zawołał przez drzwi ojciec, nie wchodząc do środka – Wychodzę, dostałem pilne wezwanie z ministerstwa.
                          Krukon zamrugał zdziwiony. Wezwanie? Z ministerstwa? W sobotni wieczór?
                          – … Pewnie! Jasne! – odkrzyknął zaskoczony. Chwilę odczekał, aż kroki ojca się oddalą – … toooo… idziemy na kręgle? – zaproponował.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {17/03/24, 05:07 pm}

LYSANDER SKAMANDER

          Z jego ust wyrwał się przeciągły pomruk, kiedy poczuł jego dłoń w swoich włosach. Uwielbiał to. Najchętniej zamknąłby oczy i po prostu zasnął, ale jego słowa o Lucy totalnie go rozbudziły. Wiedział, że miał rację. W końcu będzie musiał stawić temu czoła i porozmawiać z siostrą. Liczył, że blondynka będzie wyrozumiała i ich zaakceptuje. Ich relacje naprawdę się poprawiły. Starał się być dla niej wsparciem w każdej sytuacji i miał nadzieję, że dziewczyna doskonale wie, że może na niego liczyć. Dlatego też liczył, że jeśli podzieli się z nią tą informacją to ona również okaże mu wsparcie jakiego będzie potrzebował.
            -Masz rację. Nie powinienem stawiać cię w takiej sytuacji. Porozmawiam z nią przy najbliżej okazji – powiedział z lekkim uśmiechem. Ujął jego dłoń i obcałował jego blade knykcie.
            Spojrzał w kierunku drzwi chcąc się w pierwszej chwili poderwać z łóżka. Wciąż nie był oswojony z tą ich relacją. Odetchnął w duchu, kiedy nikt nie wszedł, a potem  wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
           -Idziemy! – rzucił wesoło. Nie miał ostatnio okazji, aby się porządnie rozerwać, a może kręgle przełamałyby ostatnie cegiełki muru pomiędzy nimi. Mieli sobie jeszcze kilka kwestii do omówienia i miał nadzieję, że po tym wieczorze wszystko stanie się jasne.
         Podniósł się z łóżka i poprawił nieco poczochrane włosy, które sterczały na wszystkie strony. Chwycił go za rękę i ruszyli w kierunku centrum miasta. Chłopak nie bywał wcześniej w tej okolicy i pomimo, że z pewnej strony znał mugolskie wynalazki i zwyczaje to i tak był nieco zafascynowany tym wszystkim.
          W kręgielni nie było zbyt dużych tłumów. Na szczęście udało im się dostać wolny tor. Lysander zamówił im zimne napoje do picia, założyli odpowiednie buty i byli gotowi do gry. Chłopak ściągnął krawat, który mu ciążył i rozpiął pierwsze trzy guziki koszuli odsłaniając kawałek swojego ciała. Trochę żałował, że nie transmutował swoich ubrań w coś wygodniejszego, ale nie był w tym najlepszy i bałby się, że skończyłby z zabarwioną skórą.
            -Może jakiś mały zakład? – zapytał wybierając odpowiednią kulę.
            -Jeśli wygram dasz mi przez kilka dni pomieszkać w twoim prywatnym apartamentowcu – odparł rozbawiony i pochylił się nad nim   -Z tobą.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {17/03/24, 10:01 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                          Parsknął śmiechem, siedząc na niewielkiej, pstrokatej kanapie przy torze i obserwując Lysandra z szerokim uśmiechem.
                          – A jeśli ja wygram, to co dostanę? – zapytał, mimowolnie przesuwając po odsłoniętym kawałku skóry Lysandra. Uch, mięśnie. Jeśli było coś, czego Steven zazdrościł swojemu chłopakowi; jakże zabawnie brzmi to słowo. Chłopak. Weasley jeszcze nie odważył się tak go nazwać głośno, ale lubił nazywać go tak w myślach; to były to ładnie zarysowane mięśnie. Steven oczywiście nigdy nie robił zbyt wiele, żeby mieć podobne, ale kto mu zabroni zazdrościć?
                          Oblizał wargi. Właśnie przyszło mu do głowy, co mógłby chcieć jako nagrodę.
                          – Hmm… Jeśli ja wygram… Oddasz mi na kilka dni twój sweter drużyny… – ściszył głos, rumieniąc się lekko. Kilka razy widział, jak dziewczyny noszą sportowe swetry swoich chłopaków, jeśli grali w Quidditcha. Podobała mu się wizja, w której on sam nosi czerwono-złoty sweter z napisem Skamander na plecach. Okej, może to głupie. Ale kto powiedział, że marzenia muszą być mądre?
                          Przyszła jego kolej. Wstał, wziął zieloną kulę i głęboki wdech, szykując się do wykonania rzutu. Nie wyszło mu wcale tak źle, sześć z dziesięciu kręgli ładnie udało mu się strącić przy pierwszej próbie, a przy drugiej dobił jeszcze jednego. Nie było idealnie, ale początek ładny.
                          Na początku się skończyło, bo im dalej w las, tym Weasleyowi szło gorzej, a Skamanderowi lepiej. A przynajmniej lepiej niż Stevenowi. Rudzielec opadł na kanapę obok swojego chłopaka z teatralnie naburmuszoną miną, gdy na tablicy nad torem wyświetliła się informacją, ze zwycięzcą zostaje blondyn.
                          – Wyszło, kto ma lepszą kondycję, co? – zaśmiał się, sięgając po butelkę z colą i upił spory łyk, po czym oparł głowę na ramieniu Lysandra – Chcesz zagrać jeszcze raz?


:
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {18/03/24, 06:36 pm}

LYSANDER SKAMANDER

Jego zęby błysnęły w uśmiechu, kiedy usłyszał jakiej nagrody oczekiwał Steven. Już w myślach wyobrażał go sobie w jego czarwono złotym swetrze z jego nazwiskiem na plecach.
  -Zgoda – mruknął, a potem odsunął się i poszedł na tor. Rzucił kulą idealnie strącając przy tym wszystkie kręgle. Co mógł powiedzieć? Uwielbiał w to grać. Czasami za dzieciaka przychodził do pobliskiej kręgielni z rodzicami i siostrą. Tam również zazwyczaj wygrywał.
Po ostatnich rundach, kiedy miał dwa strike’i pod rząd, już wiedział, że wygraną ma w kieszeni. Opadł na kanapę i obserwował jeszcze ostatnie ruchy Steven’a, a kiedy monitor ukazał imię zwycięzcy, jego imię, nie mógł powstrzymać śmiechu.
  -No już nie rób takiej miny. Dobrze ci szło – odparł rozbawiony obejmując chłopaka i wycisnął na jego czole czuły pocałunek.
Zagrali jeszcze raz i ponownie Lysander zatriumfował swoim zwycięstwem. Nie chciał, aby Steven poczuł się w jakikolwiek sposób źle, więc odpuścili sobie kolejną rundę.
  -Dzielnie walczyłeś, dlatego postanowiłem dać ci ten sweter – roześmiał się chcąc mu poprawić nieco humor. Dopili napoje, a przy wyjściu z budynku, Lysander chwycił jego dłoń.
Był naprawdę ciekawy jak Weasley będzie się prezentował w jego odzieniu. Pomyślał też, że byłby to chyba odpowiedni czas żeby ujawnić ich związek. Zwilżył językiem lekko zaschnięte usta i zerknął kątem oka na Stevena. Była to kwestia, którą też chciał z nim poruszyć.
  -Słuchaj… W sumie to chciałem z tobą porozmawiać o tym czy… czy my właściwie jesteśmy oficjalnie razem? Może to głupie pytanie zważywszy na to ile się między nami wydarzyło – kącik jego ust drgnął ku górze, a na policzkach pojawiły się delikatne wypieki -Chciałbym po prostu wiedzieć na czym stoimy.
Przystanął zatrzymując przy tym również i Stevena, a potem popatrzył prosto w jego oczy. Przejechał delikatnie kciukiem po wierzchu jego dłoni. Było już dość późni, więc na ulicy, na której się zatrzymali nie było ani jednej żywej duszy oprócz nich. Przybliżył się o krok tak, że poczuł jak jego zapach wdziera się do jego nozdrzy.
  -Od twoich urodzin nie rozmawialiśmy o naszych uczuciach – westchnął cicho i spuścił wzrok na ich złączone dłonie   -Nie wiem czy to jest odpowiedni moment, ale chcę ci powiedzieć, że… że zależy mi na tobie. Na nas. I nie ważne co ludzie sobie pomyślą, chciałbym to wszystko kontynuować.
Znów popatrzył mu w oczy, aby pokazać mu, że to co właśnie powiedział było jak najbardziej szczere i że podchodzi do tego wszystkiego poważnie.
  -To wszystko jest dla mnie nowe i jeszcze nie do końca się z tym oswoiłem, ale chcę spróbować się na to otworzyć – dodał uśmiechając się niepewnie. Nie miał pojęcia czy Steven czuje to samo co on. Było im razem dobrze, ale ukrywali się. Nie wiedział jak to będzie, kiedy się ujawnią. Czy Weasley będzie mu w stanie zaufać na tyle, aby wiedzieć, że go nie porzuci w ciężkich chwilach.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {18/03/24, 09:27 pm}

Elijah Nott



Gęsta cisza się przedłużała. Atmosfera ciążyła na barkach. Zdawało się jakby w pokoju zapanowało lodowate zimno. Twarz Elijah nie zdradzała za wiele. Zaciśnięte zęby, puste spojrzenie.

— Dobra. — Odezwał się w końcu. Jego głosu był surowy i oschły, pobrzmiewała w nim pewna kąśliwość. — Nie musimy wcale udawać przez resztę wieczoru. Mogliśmy się przecież pokłócić o mój taniec z Erin. Myślisz, że moja matka w to uwierzy? Wystarczająco to uwiarygodnie jak spędzę resztę wieczoru z tamtą dziewczyną?— Odsunął się od Florence. Jedną rękę schował do kieszeni spodni, drugą potarł linie szczęki, tuż pod miejscem w którym wciąż czuł ciepło jej dłoni. — A potem udam, że sie nią znudziłem… Albo nie.

— Skoro tego chcesz możemy tak zrobić… Tylko wyjaśnij mi jedno…. Jak odcięcie się od ciebie miałoby zmienić fakt, że jeden z moich kumpli z drużyny został zamordowany na szkolnym korytarzu, a mój pożal się Merlinie przyjaciel zachowuję się jakby dostał amnezji i ledwie pamięta moje imię. — Uniósł głos. Szybko się zreflektował, wziął głęboki wdech i wydech nosem. Obraz sprzed paru minut powrócił do niego. Stali pod drzwiami do gabinetu Draco Malfoy'a. Tak łatwo było podsłuchać rozmowę ich ojców. Wyciągnął i machnął różdżka. — Muffliato… Możemy ze sobą nie rozmawiać, unikać i po skończeniu Hogwartu zniknąć ze swoich oczu, ale wciąż będę Nottem. Uwierz mi nieważne co zrobię i jak będę się zachowywać świat mi tego nie zapomni.

— To i tak nic nie zmieni. — Mówił cicho, zrezygnowany. — Mogę się odsunąć….Pewnie… Ale to, że nie uczestniczyłem w tych wszystkich wydarzeniach nie znaczy, że się im wyślizgnąłem. Zawsze jest ktoś kto obserwuje, zawsze jest czyjś oddech na karku. Nie zauważyłaś ile wiedzą o mnie twoi dziadkowie? Jestem w końcu członkiem Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. — Rozłożył ramiona, jakby ostatnie zdanie było najlepszym podsumowaniem. Wpisanie rodziny do Skorowidzu Czystości Krwi wyciskało na jej członkach pewne piętno, które tylko nieliczni chcieli i mieli siłę się pozbyć. — Nigdy się tak naprawdę nie wyrwę… Ojciec próbował uciec i co? Nie uchronisz mnie… Może mogłaby uchronić mnie matka, jakby została ze mną we Francji, ale wątpię… — Wbił wzrok w ciemność za oknem. Zastanawiał się. Przez jego głowę przebiegło parę wizji jak wyglądałoby jego życie, gdyby został z dziadkami na Lazurowym Wybrzeżu. Nikt nie kojarzyłby go ze Śmierciożercami. Kończyłby teraz Beauxbatons, usłyszałby jakieś plotki o morderstwach w szkole w Wielkiej Brytanii. Parę rozemocjonowany rozmów na ten temat, które szybko popadłyby by w zapomnienie. Może pomyślałby o ojcu gnijącym samotnie w posiadłości Nottów.

— Nie przestanę drążyć. — Jego głos był nieobecny, część jego wciąż była myślami w innym życiu. — Czuje… To wszystko ma jakiś związek ze mną. Czuję to. Jeszcze słowa mojego ojca i Prince… — Elijah…Nott. Pokręcił głową i spojrzał na Florence. — Muszę wiedzieć co się dzieje, wybacz.

Podszedł do dziewczyny.

— Nie pamiętasz z Historii Magii jak podstępne są wizje? Voldemort sam sprawił, że Potter stał się dla niego zagrożeniem. Co jeśli to co teraz robisz sprawi, że twój sen okaże się prawdą? — Objął dłońmi jej twarz i zmusił, aby spojrzała mu w oczy. — Spytam jeden raz. Jesteś pewną, że mam odejść? Pójdę jeśli tego chcesz, niczego nie będę utrudniać.

Widział na jej twarzy emocje, wewnętrzną walkę, gdzieś w głębi siebie żałował, że podstawił Florence przed tym wyborem. Było to dla niej trudne, domyślał się jak bardzo… Widział w jej oczach. Walczyła z myślami, walczyła ze wspomnieniami wizji, zmusił ją do tego, bo sam nie chciał podejmować decyzji.

— Florence…

— Nie idź. — Cichy głos, ledwie słyszalny szept zbliżony do powiewu wiatru. Ich spojrzenia się spotkały, intensywne pełne emocji. — Nie idź. — Powtórzyła nieco głośniej.

Odwrócił na chwile wzrok. Nie potrafił określić co czuł słysząc tą odpowiedź. Czy może nie miała jednak racji, czy osobno nie byliby bezpieczniejsi? Czy razem nie zwracają na siebie zbyt wiele uwagi..? Ale co z Westem? Co z Reinem? Miałby pozwolić, żeby została z tym sama?

Spojrzał na nią ponownie. Delikatnie pogłaskał jej policzek.

— Więc nigdzie nie pójdę. — Odpowiedział równie cicho jak ona, jakby bał się, że jakikolwiek głośniejszy dźwięk mógłby zburzyć tą kruchą chwilę między nimi. Oparł swoje czoło o jej i przymknął oczy. Jedna chwila, druga. Jego dłonie wciąż obejmował jej twarz, usta opadł na jej, wycisnął na nich nieśmiały, pocieszający pocałunek. — To mógł być tylko sen. — Przytulił ją do siebie.

Trzaski, które w ciszy panującej w pokoju wydawały się niemal ogłuszające. W pierwszym odruchu jedną ręką mocniej przycisnął Florence do siebie, drugą zacisnął na trzonie różdżki. Rozejrzał się nerwowo dookoła, a zrozumienie czym jest ten dźwięk powoli w niego uderzyło. Zniekształcone, stłumione słowa, które mógł zrozumieć jedynie ten, kto podłożył podsłuch. Hałas dobiegał z jednej z szafek, odsunął od siebie dziewczynę, bez żadnego pozwolenia wyciągnął gadżet ze sklepu Weasleyów.

— Podsłuchujesz kogoś? Wiesz, jak łatwo to wykryć, to…. Flo, o czym mówią?
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {19/03/24, 06:26 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


          Nie wiedziała, że aż tak bardzo zabolą ją jego słowa. Może w innych okolicznościach nie zwróciłaby na to uwagi i puściła to mimo uszu, ale słysząc, że z taką łatwością przyszłoby mu wymienić go na Erin, poczuła bolesne ukłucie w piersi. W jej głowie zawitało kilka nieprzyjemnych myśli. Czy aby jego troska o nią była prawdziwa. Czy udawał tylko swoje zainteresowanie. Doskonale wiedziała, że ona też nie była mu dłużna. Możliwe, że jej słowa również w pewien sposób go zraniły. Jednak wypowiedziała je tylko i wyłącznie po to, aby go chronić.
          Spuściła wzrok. Może i miał rację. Pomimo tego, że nie upominali się o niego to wcale nie oznaczało, że wymazali go zupełnie z pamięci. Jednak mimo wszystko uważała, że bezpieczniej dla niego byłoby, gdyby się w żaden sposób nie wychylił. A dzięki niej, jest teraz w centrum uwagi. W końcu ich świeży związek był teraz na językach.
           Zacisnęła usta w wąską linię. Uniósł jej głowę tak, że teraz patrzyła prosto w jego oczy. W te piękne szare oczy, które sprawiały, że jej kolana miękły. Tak było i tym razem. Ból w klatce piersiowej na samą myśl o jego stracie coraz bardziej się pogłębiał. Nie chciała sama podejmować tej decyzji. Oczy jej się zaszkliły na samo wspomnienie o jej wizji i o jego martwym ciele leżącym na zakrwawionej podłodze. Zupełnie nie wiedziała co powinna powiedzieć. Pomyślała jednak, że będąc w pobliżu Elijah’y w pewnym sensie będzie miała kontrolę. Wiedziała, gdzie to się stanie, dlatego aby chłopak był bezpieczny musiała go trzymać jak najdalej od Malfoy Manor i jej sypialni.
          -Florence… - usłyszała jego głos i niemalże od razu wypaliła.
          -Nie idź. – szepnęła tak cicho, że nie była pewna czy w ogóle usłyszał. Ich spojrzenia się spotkały.
          -Nie idź – dodała nieco głośniej, a jej oczy zaszły łzami. Nie wiedziała czy decyzja, którą podjęła była właściwa. Czy właśnie nie sprawiła, że jej sen stanie się okrutną prawdą, która złamie jej serce. Pomimo tego co mówiła wcześniej to tak naprawdę potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.
           Kiedy poczuła jego usta na swoich wargach, po jej policzkach spłynęło kilka kropel słonych łez. Jakiś niewidzialny ciężar spadł z jej serca. Była szczęśliwa, ale wciąż w sobie miała jakąś krztę niepokoju.
          Nie dane im było zbyt długo nacieszyć się swoim ciepłem, bo do ich uszu dobiegł szum, który był spowodowany urządzeniem kupionym wcześniej przez Florence w sklepie Weasleyów. Usłyszała trzy męskie głosy. Rozpoznała w nich swojego dziadka, Percivala Smitha oraz… tutaj nie była pewna.

          -Uspokój się, wszystko mam pod kontrolą

            Głos jej dziadka rozbrzmiał jako pierwszy.

          -Jesteś pewien, Lucjuszu? Powiedziałeś, że to małżeństwo będzie zawarte. A tymczasem okazuje się, że twoja wnuczka ośmiesza Nathaniela w szkole i wybiera towarzystwo bachora Notta. Nic tu nie jest pod kontrolą!

          -Dariusie… Mówiłem ci… To tylko mała komplikacja. Nasza umowa jest nadal aktualna, a Florence z przyjemnością wejdzie do rodziny West’ów.

         A więc Lucjusz Malfoy rozmawiał z dziadkiem Nathaniela. Od razu zrobiło jej się niedobrze na samą myśl o tym, że miałaby wyjść za tego aroganckiego dupka.


          -Mówią o moim małżeństwie z Westem. Nie ma opcji, że zmuszą mnie do zrobienia czegoś takiego – powiedziała powoli kręcąc głową. Usłyszała trzask drzwi. Przez moment była chwila ciszy, aż w końcu usłyszała chichot Percivala.

         -Dobrze, że ja nie mam takich problemów z Erin. Chyba urwałaby mi głowę, gdyby dowiedziała się, że próbuję ją z kimś zeswatać.

       Znowu milczenie przerywane przez stukające szklanki i dźwięk nalewanego napoju.

        -Paczki dotarły?

        -Tak. Mam nadzieję, że są szczelnie zamknięte. W końcu trzymam je we własnym domu.

        -Nie martw się. Są świetnie wytresowane. Dopóki nie poczują zapachu krwi, są potulne jak baranki.

        -I jesteś pewien, że zaatakują jedynie brudną krew? Nikt czystokrwisty nie ucierpi?

        -Oczywiście. O ile krew tamtych dzieciaków była po części mugolska. Jeśli nie… Niczego nie obiecuję.

          Ktoś gwałtownie wstał sprawiając, że w urządzeniu rozbrzmiał dźwięk szuranego krzesła.

        -Inaczej się umawialiśmy, Grindelwald… Miałeś mnie zapewnić, że moim wnukom nie spadnie włos z głowy!

        -Nie tym tonem, Malfoy. I mówiłem ci, abyś zwracał się do mnie Smith. Jeśli ktokolwiek dowie się, że jestem potomkiem Grin…

        Urwał, a następnie ściszył głos.

         -....cały nasz plan się posypie. Poza tym skoro tak się obawiasz zawsze możesz zabrać dzieciaki ze szkoły na ten czas.

         Te informacje, które usłyszała aż wbiły ją w podłogę. Nie miała wątpliwości, że chcieli zrobić coś strasznego. Nie wiedziała co znajdowało się w tych tajemniczych skrzyniach, ale była przekonana, że było to coś niebezpiecznego. No i sam fakt, że Percival był potomkiem Grindelwalda był dla niej szokiem. Teraz już rozumiała jego słowa. Wszystko zaczęło się składać w jedną całość.

         -Wracajmy na przyjęcie. Goście niedługo zaczną się niepokoić.

          Drzwi znów trzasnęły, a po nich nastąpiła głucha cisza. Nott wpatrywał się w nią z zauważalnym napięciem na twarzy, a ona nie wiedziała od czego powinna zacząć. Powoli opowiedziała mu całą rozmowę starając się nie pominąć żadnego szczegółu. Jej dłonie wręcz drżały z przerażenia na samą myśl o tych wszystkich zabitych dzieciakach.
          -Musimy dowiedzieć się co jest w tych skrzyniach, a potem… Potem zawiadomić Mnisterstwo. I McGonagall.
           Chociaż z trudem te słowa przechodziły jej przez gardło to wiedziała, że była to najrozsądniejsza decyzja. Podskoczyła lekko, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Uchyliła je, a widząc w progu Erin, przybrała maskę obojętności i teatralnie przewróciła oczami.
            -Zastanawiałam się właśnie gdzie zniknęliście. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam? – wścibsko wściubiła nos pomiędzy framugę i uważnie zilustrowała ich wzrokiem jakby sprawdzała czy nadal mają na sobie ubrania. Florence zacisnęła szczękę, kiedy ujrzała ten jadowity uśmiech na jej twarzy. Nie wiedziała dlaczego, ale w głowie wciąż miała słowa Elijah’y o niej. O tym jak spędzi z nią resztę wieczoru. Samo wyobrażenie o dłoniach tej podłej kelpi na jego ciele, wywoływało u niej okropną złość.
            -Zaraz zejdziemy – rzuciła i bezceremonialnie zatrzasnęła jej drzwi przed twarzą. Na szczęście zaklęcie, które rzucił Nott nadal działało, bo nie mogła powstrzymać się od komentarza.
           -Słowo daję, jeszcze jedno słowo od tej dziewczyny i potraktuję ją Upiorogackiem – mruknęła biorąc w dłoń swoją maskę, którą wcześniej rzuciła na materac.
           Zerknęła na Krukona i znów pojawiła się między nimi ta dziwna gęsta atmosfera.
          -Mówiłeś na poważnie? Wymieniłbyś mnie na nią? – musiała o to zapytać. Jakoś wcześniej nie dawało jej to spokoju. Spuściła wzrok, jakby teraz doszła do niej bezsensowność tego pytania. Czekała w napięciu na jego odpowiedź, a zamiast tego usłyszała tylko jego parsknięcie śmiechem. Jej policzki zapłonęły czerwienią i spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.
            -Malfoy, przysięgam na wszystkich założycieli Hogwartu, że gdybym mógł, to bym rzucił na nią permanentne Sillencio, aby tylko przestała mówić.
             Na jej twarzy pojawił się cień rozbawienia. Ulżyło jej. Naprawdę jej ulżyło. Zanim jednak opuścili jej sypialnię to pozostała jej do zrobienia jedna rzecz, która na zawsze zakończyłaby ich dzisiejszy spór i przypieczętowała ich uczucia względem siebie. Podeszła do niego jak najbliżej i pochyliła się tak, że czuła jego oddech na swoich wargach.
            -Nigdy więcej nie testuj mojej zazdrości, jasne? – powiedziała cicho, a potem go pocałowała. Długo i namiętnie, jakby od tego miało zależeć jej życie. Objęła go za szyję i przyciągnęła jeszcze bliżej. Poczuła jego dłonie badające jej całe ciało, a z jej ust wyrwał się cichy jęk. Wsunęła się na swoją toaletkę zrzucając przy tym kilka przedmiotów na podłogę, ale nie oderwała się od jego ust. Pragnęła go całym swoim ciałem. Pocałunki były tak zachłanne, że w pewnym momencie sama nie wiedziała co w nich wstąpiło. Oderwali się od siebie dopiero wtedy, kiedy zabrakło im powietrza. Ich oddechy były ciężkie jakby właśnie przebiegli kilka ładnych kilometrów. Wiedziała, że jeszcze chwila, a faktycznie za chwilę pozbyliby się swoich ubrań.
           -Musimy iść, bo Erin zaraz przyprowadzi posiłki w postaci mojej babki… - wyszeptała przejeżdżając kciukiem po jego wargach -Ale jeszcze do tego wrócimy. Obiecuję.
           Uśmiechnęła się pod nosem, poprawiła jego włosy, które sterczały na wszystkie strony i obydwoje wrócili z powrotem do paszczy lwa mając tylko nadzieję, że nie zostaną pożarci.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {21/03/24, 06:23 pm}

Elijah Nott


Nie rozumiał nic. Do jego uszy docierał jedynie zniekształcony, niezrozumiały bełkot. Wszystko brzmiało identycznie, nie potrafił nawet stwierdzić ile osób podsłuchują. Było to niezwykle irytujące, musiał czekać w niewiedzy i jedynie co mógł to obserwować zmieniające się pod wpływem emocji oblicze Florence. Nie potrzebował rozumieć podsłuchiwanych słów, aby wiedzieć że temat zszedł znacznie dalej od aranżowanego małżeństwa. Z każdą kolejną chwilą czuł coraz większy niepokój, zacisnął mocno szczękę i nie odrywał oczu od dziewczyny.

Bełkot z urządzenia ustał, zapanowała cisza, najwyraźniej rozmowa się skończyła, a Florence zdawała się być przerażona. Cierpliwie czekał, aż zbierze się w sobie, a gdy słowa zaczęły płynąc z jej ust trudno było mu w nie uwierzyć. Prawdziwa tożsamość Percivala Smitha, potwory wytresowane, aby zabijać mugolaków i co najgorsze zamieszanie dziadka Florence. Wziął wdech i pokręcił głową z niedowierzaniem, tak trudno było mu teraz zebrać to wszystko w jedną sensowną całość.

Pukanie do drzwi sprawiło, że od razu cały się spiął. Nim Florence zdążyła otworzyć drzwi rzucił zaklęcie wyłączające urządzenie podsłuchujące i posłał je z powrotem do szafki. Schował różdżkę za siebie i zacisnął palce na jej trzonie. W ciągu krótkiej chwili setki myśli i wizji przebiegły mu przez głowę, w tym ta, że podsłuch podłożony przez Florence wykryty i właśnie przyjdzie im się skonfrontować z jej dziadkiem i Smithem, a raczej Grindelwaldem. Szybko ocenił odległość dzielącą go od dziewczyny, zbyt daleko by mógłby ją od razu chwycić w razie zagrożenia i deportować się z posiadłości Malfoy’ów

Erin… Pojawienie się jej było ostatnim czego by się spodziewał. Zmarszczył delikatnie brwi na jej widok i to jakim wymownym spojrzeniem oraz uśmieszkiem ich uraczyła. Obawiał się, że jakoś wprosi się do środka bądź wymusi wspólny powrót do sali, ale na szczęście Florence nie bawiła się w zbędne konwenanse i prędko zatrzasnęła przed nią drzwi.

— Mówiłeś na poważnie? Wymieniłbyś mnie na nią?


Patrzył na nią intensywnie. Z początku nie zrozumiał o co pytała, był zbyt zaaferowany informacjami z podsłuchanej rozmowy. Powoli skojarzył niechciane zjawienie się Erin Smith z słowami Florence, a sens pytania nagle w niego uderzył, a bardziej jego bezsens. Ciche, urwane parsknięcie śmiechu wyrwało się z jego ust. Widocznie się rozluźnił. Widząc jej urażone spojrzenie szybko się opanował.

Malfoy, przysięgam na wszystkich założycieli Hogwartu, że gdybym mógł, to bym rzucił na nią permanentne Sillencio, aby tylko przestała mówić.

Nigdy więcej nie testuj mojej zazdrości, jasne?

“ Zazdrości? To ty jesteś zaręczona z innym. ” Dzięki Merlinowi to głupia myśl nie zdążyły paść z jego ust. Florence zainicjowała pocałunek, który Elijah odwzajemnił z równym zaangażowaniem. Jej dłonie zarzucone na jego szyje, jego dłonie zaciskające się na jej biodrach. Popchnął ją w kierunku drewnianej toaletki i przyległ do jej ciała. Dłonie badały jej ciało, usta nie odrywały się od ust, krew wrzała, skóra paliła w miejscach, w których czuł jej dotyk. Oddychał ciężko, gdy się od siebie odsunęli. W pierwszym odruchu chciał znów sięgnąć do jej ust, ale dziewczyna miała rację, powinni wracać na przyjęcie. Jego źrenice się rozszerzyły, gdy przeciągnęła kciukiem po jego wargach.

Zawsze możemy liczyć na to, że moja matka je powstrzyma.

Niechętnie się od niej odsunął. Nim wyszli z pokoju Florence, zdjął z jej ramion swoją marynarkę i ubrał ją na siebie. Wygładził zagniecenia materiału. Ich zniknięcie już zainteresowało Erin, może też kogoś innego, nie potrzebował zwracać na siebie większej uwagi wracając w pogniecionych ubraniach i rozwichrzonych włosach Przepuścił dziewczynę w drzwiach, rzucił ostatnie spojrzenie na pokój i zdjął zaklęcia wygłuszające.

Przez ten czas spędzony w ciszy i półmroku w pokoju Florence zdążył zapomnieć o gwarze panującym na sali balowej. Hałas, jasność, dziesiątki osób, większość nie zainteresowana nim, ale niektórzy rzucali w ich stronę ukradkowe spojrzenia.

Elijah niemal zaraz po wejściu na salę dostrzegł w tłumie Nathaniela Westa. Chłopak świdrował ich wzrokiem z widocznym niezadowoleniem na twarzy. Elijah obrzucił go jedynie zimny spojrzeniem, zajmowały go dużo poważniejsze rzeczy niż przejmowanie się urażona dumą Westa. Był świadomy, że ślizgon wciąż ich obserwuję i może nie tylko on, gdy położył swoją dłoń na dole pleców Florence i pochylił się ku niej. W ich gestach i reakcjach na siebie było widać pewną intymność.

— Zostańmy tu chwilę, na widoku. Niech nas kojarzą, żeby potem nie było zbyt wielu pytań.


Jego rodzice stali wraz z ojcem i babcią Florence. Kobiety rozmawiali ze sobą żywo, Draco chociaż udawał, że jest zainteresowany rozmową. Theodore stał krok obok grupy, z nieobecnym wyrazem twarzy obserwował salę balową. Nie pasował do sytuacji,przynajmniej w oczach syna, jego obecność na przyjęciu Malfoyów wydawała się nienaturalna. Spojrzenie Elijah natknęło się na wzrok Camilli, która właśnie ich dostrzegła. Kobieta uśmiechnęłą się lekko i gestem dłoni przywołała ich do siebie.

— Więc w końcu udało ci się ją znaleźć.

Tak… Chwilę mi to zajęło. — Niekomfortowa cisza podczas, której Camila wodziła wzrokiem od Elijah do Florence i z powrotem.

— Rozmawialiśmy właśnie o was... — Zaczęła Camilla. Elijah uniósł brew. — I o tym co dzieje się teraz w Hogwarcie. Okropieństwo…

— Dyrektorzy Hogwartu nigdy nie panowali nad tym co się dzieję. — Wtrącił się Theodore suchym, ostrym tonem. — Dobrzę, że zachwilę już go kończysz.

Camilla spojrzałą zdziwiona na męża, potem na syna i po krótkiej chwili zastanowienia uśmiechnęła się zachęcająco.

— Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o tym co obiecałeś.

Zmiana tematu. Było to coś typowego dla jego matki. Ugryzł się w język, aby nie zapytać czy ojciec chociaż raz z nią zatańczył. Nie potrzebowali wprowadzać kolejnych napięć. Skinął jedynie głową i zaprosił ją do tańca. Przez cały taniec wodził wzrokiem za Florence, nie chciał tracić ją z pola widzenia.

— Dobrze się bawisz? — Zagadnęła Camilla. W jej głosie pobrzmiewało zadowolenie.

Nie najgorzej. — Odparł znudzony.

— A co do Etiopii…

Zaczynam semestr w czerwcu. — Uciął szybko rozmowę. Kobieta nie drążyła, resztę tańca minęła w ciszy.

Przyjęcia zawsze go męczyły. Masy obcych ludzi, ciągła muzyka i gwar pustych rozmowów. Kręcił się po sali orbitując wokół swojej rodziny bądź Florence. Natknął się też kolejny raz na Prince, wciąż obcego w znajomym ciele, minęli się bez słów, a dreszcz niepokoju przebiegł przez ciało Elijah.

Chyba już się im znudziliśmy… — Zaczepił Florence, gdy byli w pobliżu drzwi wyjściowych. Rozglądnął się ukradkiem po sali czy nikt ich nie obserwuje. — Chodźmy.

Wymknęli się z sali. Wyciągnął różdżkę, gdy tylko wyszli na korytarz. Wolałby nie musieć jej używać, ale był spokojniejszy czując zimne drewno pod palcami. Florence prowadziła ich ku piwnicy. Po drodze mijali liczne obrazy przedstawiających przodków dziewczyny, większość portretów spała, ale niektóre obserwowały ich zaciekawione i szeptały coś cicho. Elijah splótł swoje palce z palcami Florence.

W piwnicy panowała ciemność, w której byli wstanie dostrzec jedynie zarysy metalowych klatek i jakieś cienie poruszające się wewnątrz sapiąc ciężko.

Lumos. — Uniósł różdżkę. Zaklęcie rozświetliło pomieszczenie. Kilka par białych, pozbawionych źrenic oczu zwróciło się ku nim. Paskudnę stworzenia o lwiej głowie, kopytach i długim smoczym ogonie kłębiły się zamknięte w klatkach

Chimery — Elijah podszedł powoli do jednej klatek . Bestia bacznie go obserwowała, ale nie wykazywała typowej dla gatunku agresji. — Czemu są takie spokojne?

Nie mogli zbyt długo czasu spędzić w piwnicy. Nie chciałby wiedzieć co by się stało jakby ktoś ich tam przyłapał. Krwiożercze stworzenia może wydawały się jakieś ospałe, ale dobrze wiedział jak mordercze potrafiły być. Sytuacja była okropna, a miało być jeszcze gorzej. Na korytarzu usłyszał systematycznie stukanie, rozejrzał się, nie mieli gdzie się schować, ktoś się zbliżał.

Zatrzymał się i przyparł Florence do ściany. Zaczął bawić się ich splecionymi dłońmi.

Myślisz, że tutaj Erin też będzie nam przeszkadzać? Chyba jej uciekliśmy. — Patrzył jej intensywnie w oczy. Miał nadzieję, że zrozumie jego grę.

Lucjusz wyszedł zza korytarza.

— Florence… Elijah. — Groźny ton, zimne, piorunujące spojrzenie.

Elijah udał speszenie i odsunął się prędko od dziewczyny.

Panie Malfoy… My właśnie… Żegnaliśmy się..

Zastanawiał się czy mężczyzna uwierzył w to, że właśnie przyłapał dwójkę nastolatków na obściskiwanie się. Cisza i atmosfera, która panowała na korytarzu była niemal bolesna. Elijah zerkał co chwilę na Florence. Niespodziewanie nagle pojawił się jego ojciec. Wszyscy spojrzeli na na Theodore.

— Tak myślałem. — Odezwał się wymieniając przeciągłe spojrzenia z synem. — Możemy już iść? Matka czeka…Panie Malfoy, wszystko w porządku?
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {23/03/24, 11:53 am}

FLORENCE BEATRICE MALFOY


               Kiedy wrócili na salę balową, kilka par oczu zwróciło się w ich stronę. Uśmiechnęła się słodko dla pozoru, kiedy Elijah nachylił się nad nią, a następnie obydwoje ruszyli w kierunku ich rodzin. Starała się nie myśleć o tym, co jeszcze chwilę temu usłyszała i jak bardzo wstrząsnęła ją informacja o tym, że jej dziadek miał coś wspólnego ze śmiercią dwójki uczniów. Jeszcze chyba to do niej nie docierało.
               Przyglądała się swoim rozmówcom, ale w tym momencie każde wypowiedziane przez nich słowo było dla niej stłumione przez denerwujące dźwięczenie w jej uszach. Nawet nie zarejestrowała momentu, kiedy Elijah zaprosił swoją matkę na parkiet.
             -…Florence? Florence? Dziecko, dobrze się czujesz? – z nieprzyjemnego transu wyrwał ją dopiero dotyk Narcyzy na jej ramieniu. Przeniosła na nią swój lekko zamglony wzrok i w jednej sekundzie dotarło do niej, gdzie się znajduje. Dźwięki rozmów i muzyki uderzyły ją ze zdwojoną siłą. Jej babka wpatrywała się w nią intensywnie i nawet jej ojciec, który jeszcze chwilę wcześniej znudzony obserwował parkiet, obdarzył ją zaniepokojonym spojrzeniem.
              -Tak. Jak najbardziej. Jestem tylko trochę zmęczona – rzuciła udając ziewnięcie. Najwyraźniej ta odpowiedź wystarczyła, bo już ani Narcyza ani Draco nie zadali jej więcej pytań.
            Wiedziała, że jest obserwowana, a każdy jej niewłaściwy ruch mógłby wzbudzić podejrzenia i niewygodne pytania. Dlatego też chodziła pomiędzy gośćmi, rozmawiała i śmiała się z ich niezbyt trafionych żartów. Starała się unikać wszelakiego rodzaju napojów bojąc się, że w którymś z nich mogło znajdować się Verita Serum. Może była zbyt przewrażliwiona, ale wcale nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś pokroju Nathaniela Westa nosił ze sobą buteleczkę eliksiru.
            Zerknęła na wielki, zabytkowy zegar. Dochodziła druga w nocy. Goście najwyraźniej stracili zainteresowanie ich towarzystwem. Część już wyszła, a kolejna część plotkowała przy zastawionych stołach. To była idealna okazja, aby się wymknąć i przeczesać posiadłość w poszukiwaniu tajemniczych skrzyń.
             Pierwszym miejscem, jakie wpadło jej do głowy była piwnica. Pokonali kilkanaście kamiennych schodów prowadzących w dół i od razu dało się wyczuć różnice temperatur. Zapach kurzu i wilgoci od razu wdarł się do ich nozdrzy. Nieprzyjemny chłód uderzył w ich ramiona. Im głębiej korytarza się zapuszczali, tym głośniej słychać było popiskiwanie myszy. Jak była mała, babka często opowiadała jej o duchu nawiedzającym piwnicę, dlatego też niechętnie zapuszczała się do podziemi. Miała wrażenie, że korytarz ciągnął się w nieskończoność, ale w końcu, po pokonaniu jeszcze kilku stopni, znaleźli się w głównej części podziemi. Elijah wypowiedział zaklęcie, które rozświetliło pomieszczenie. Chyba obydwoje nie spodziewali się tego, co czaiło się za słupami krat. Ogromne, obrzydliwe bestie wpatrywały się w nich zaciekawione. Florence przeszedł niekontrolowany dreszcz na sam dźwięk słowa „Chimera”. Były krwiożercze i bardzo niebezpieczne. Potrafiły zabić doświadczonego czarodzieja w ułamku sekundy. Stanęła niedaleko chłopaka, chwyciła go za rękę, aby nie podchodził bliżej. Pomimo tak nieznacznej odległości od ich klatek, potwory ani razu nie rzuciły się do ataku. Jedynie wodziły wzrokiem, jakby obserwując każdy kolejny ruch.
               -Bo jesteśmy czystej krwi – odpowiedziała słysząc jego pytanie   -Percival powiedział, że o ile krew Charlesa i Mayi była w jakimś stopniu mugolska to nie zaatakują czystokrwistych.
             To było naprawdę przerażające. Siedem bestii. Nawet nie chciała wyobrażać sobie jaką rzeź wyrządziłyby w Hogwarcie, gdyby zostały wypuszczone.
             -Chodźmy stąd – powiedziała cicho ciągnąc chłopaka do wyjścia. Nie chciała przebywać z tymi potworami w jednym pomieszczeniu ani chwili dłużej. Byli już prawie przy schodach prowadzących na górę, kiedy obydwoje usłyszeli charakterystyczny dźwięk uderzanej laski. Elijah przycisnął ją do ściany. Po jego słowach od razu domyśliła się, co powinna zrobić, więc dłonią zaczęła bawić się guzikiem od jego koszuli. Wzrokiem pożądania ilustrowała jego wargi. Wiedziała, że to tylko gra pozorów, aby nikt nie domyślił się ich prawdziwego celu wizyty w tym miejscu, ale za każdym razem, kiedy był tak blisko niej, za każdym razem, kiedy czuła jego gorący oddech na swojej skórze, czuła palące pragnienie jego ciała.
              Drgnęła, kiedy usłyszała głos swojego dziadka i zerknęła w jego kierunku. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, a ona kiedy widziała jego twarz, nie mogła ze swoich myśli wyrzucić obrazu Chimer znajdujących się na drugim końcu korytarza. Na całe szczęście, tą grobową ciszę między nimi, przerwał Theodore Nott, który niespodziewanie znalazł się niedaleko Lucjusza. Starszy Malfoy zatrzymał jeszcze swój lodowaty wzrok na parze, a potem odwrócił się przez ramię w kierunku Theodore’a.
               -Oczywiście. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście – rzucił zerkając jeszcze raz na Florence i Elijah’ę -Musicie zaszczycać nas swoją obecnością częściej. Florence na pewno się ucieszy z tak… dobrego towarzystwa.
               Miała ochotę parsknąć, ale z całych sił się powstrzymała. Zacisnęła delikatnie palce na jego dłoni i ruszyła korytarzem.
               -Pożegnam się z panią Nott i odprowadzę was do kominka – powiedziała.
               -Florence… - zatrzymała się w pół kroku i obróciła w jego stronę -Musimy porozmawiać. Widzimy się w moim gabinecie za dziesięć minut.
               Czuła jak żołądek zaciska się ze stresu. O czym chciał z nią rozmawiać? O Elijah? O Nathanielu? Czy może jednak jej plan nie był tak dobry, jak się spodziewała i udało mu się wykryć podłożony przez nią podsłuch?
              -Dobrze, dziadku – przykleiła na swoją twarz swój lekki uśmiech mając nadzieję, że ukryła nim wszystkie inne emocje, które się w niej kotłowały i wraz z Elijah’ą i jego ojcem wrócili z powrotem na górę.
               Pożegnała się z Camilą Nott całusem w policzek, Theodorowi uścisnęła dłoń, a następnie jej wzrok spotkał się z wzrokiem ich syna. Najwyraźniej jego rodzice zrozumieli, żeby ich zostawić samych i po chwili teleportowali się za pomocą kominka do swojej posiadłości. Wiedziała, że nie mieli zbyt dużo czasu i wiedziała też, że powinna ostrożnie dobierać słowa, ponieważ nie byli w pokoju sami.
                -Poradzę sobie – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem. Nie chciała, aby się o nią martwił. Cokolwiek Lucjusz miał jej do powiedzenia to wiedziała, że jej nie skrzywdzi. Przejechała palcami po jego policzku. Ich spojrzenia, pełne emocji, musiały wyrażać o wiele więcej niż słowa.
                -Widzimy się w szkole – dodała jeszcze, a ich usta się połączyły w ostatnim pocałunku. Delikatnym i czułym. Po tym geście, Elijah zniknął pośród jadeitowych płomieni.
               Weszła do gabinetu Lucjusza z obojętnym wyrazem twarzy. Już na nią czekał, rozłożony w wygodnym, skórzanym fotelu, ze szklanką ognistej whisky w dłoni. Patrzył na nią uważnie, a ona miała wrażenie, jakby właśnie w ty momencie czytał jej każdą myśl.
              -Elijah Nott… Dlaczego akurat on? Nie miałem pojęcia, że jesteście ze sobą aż tak blisko – odparł upijając łyk alkoholu.
              -Pewne rzeczy się zmieniają. Zależy mi na nim. A mu zależy na mnie. To chyba wystarczy, prawda?
               Lucjusz znów posłał jej to spojrzenie. Pełne zimna ale i lekkiego poirytowania. Odłożył szklankę na nieduży stolik, chwycił laskę i pokuśtykał do rozpalonego kominka.
               -Musisz z tym skończyć. Spotykanie się z tym chłopakiem nie przyniesie tobie, ani naszej rodzinie nic dobrego. Za to związek z Nathanielem Westem… cóż… Przyniósłby nam wiele korzyści. Szanowane nazwisko, majątek, wpływy na całym świecie… Odbudowalibyśmy swoje dobre imię.
              Tym razem parsknięcie wyrwało się z jej ust niepohamowanie.
                -Nathaniel West to największy snob na tym kontynencie, jeśli nie na świecie. Wiem, że razem z jego dziadkiem chcecie zaaranżować nasze małżeństwo. Powiedział mi o tym. Ale nie zgadzam się na to. Nie poświęcę swojego życia tylko dla głupiego statusu społecznego – rzuciła i podniosła wzrok. Oczy Lucjusza, pełne wściekłości wpatrywały się w nią, jakby właśnie powiedziała coś obraźliwego. Podszedł do niej, ale ona się nie cofnęła.
             -Gdyby nie ten głupi status to już dawno, cała nasza rodzina wylądowałaby na ulicy. Już i tak słyszę, że mój syn nie jest wierny naszym ideałom. Nie chciałbym tego samego usłyszeć o swojej wnuczce – jego nozdrza się rozszerzyły, a on powoli wypuścił z nich powietrze -Widzę, że zbytnio cię rozpuściliśmy i daliśmy ci zbyt dużo swobody. Za nic masz wartości, które wraz z babką próbowaliśmy ci wpoić.
              Miał na myśli te wartości, w których życie innych było mniej warte? Te, w których bezkarnie można było zabijać mugolaków? Nie wypowiedziała tego na głos. Jedynie milczała nie spuszczając z niego wzroku.
            -Nie będę ci się podporządkowywać tak jak babcia czy ojciec. Jestem dorosła. I podjęłam decyzję, że nie poślubię Nathaniela, ani nikogo innego, którego mi wybierzesz. Przykro mi dziadku, ale to moje ostateczne słowo. Dobranoc – powiedziała odwracając się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła do swojej sypialni.
         Była już naprawdę zmęczona. Te wszystkie wydarzenia, które miały dzisiaj miejsce zupełnie ją wykończyły. Mimo to, kiedy już leżała w swoim łóżku, sen nie nadchodził. Nie wiedziała czy to przez właśnie przeprowadzoną rozmowę, czy przez czające się w piwnicy Chimary, czy też przez te wszystkie przyswojone informacje. A może bała się, że kiedy tylko zamknie oczy, znów przyśni jej się martwe ciało Notta.
          Nie miała ochoty na spędzenie ani chwili dłużej w tym przeklętym domu. Kiedy tylko brzask zawitał za oknem jej sypialni, ona już pakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Pod jej oczami wyraźnie rysowały się ślady nieprzespanej nocy. Po cichu wymknęła się z posiadłości i deportowała prosto pod bramy Hogwartu. Czym prędzej ruszyła do środka nie chcąc, aby styczniowy mróz szybko dał o sobie znać. W zamku panowała cisza. Podejrzewała, że większość uczniów i nauczycieli jeszcze smacznie spała w swoich łóżkach.
            Kierując się do lochów minęła jedynie pana Hayesa oraz grupkę patrolujących aurorów, którzy na szczęście nie zwrócili na nią zbyt większej uwagi. Rozpakowała walizki i poczekała grzecznie do zakończenia ciszy nocnej, aby nikt nie przyczepił się do jej obecności na korytarzach. Po tym czasie skierowała się do Wielkiej Sali mając nadzieję, że na śniadaniu będzie jako jedna z pierwszych. Nie chciała teraz konfrontować się z nikim ze Ślizgonów. Zajęła miejsce przy wejściu. Jeszcze chyba skrzaty nie uwinęły się z przygotowaniami, bo stoły świeciły pustkami. Jej kącik ust drgnął, kiedy przed nią pojawił się kubek gorącego kakao. Najwyraźniej skrzaty musiały dowiedzieć się o jej obecności. Rozgrzała dłonie o gorący kubek i upiła łyka. Do Sali zaczęli już się zbierać uczniowie.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 12 Empty Re: New Generation {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach