Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Awakened DarknessDzisiaj o 12:54 amShadia
You're getting on my nerves...Wczoraj o 10:34 pmyeonjun
Unlucky MeetingWczoraj o 05:43 pmKurokocchin
You're Only MusicWczoraj o 02:37 pmNykx
Zajazd pod Smoczą Łapą Wczoraj o 12:52 pmNoé
Just the two of usWczoraj o 11:34 amTroianx
New GenerationWczoraj o 11:10 amEeve
Where is my mind?Wczoraj o 11:09 amEeve
Charm Nook 26/04/24, 05:49 pmKass
Kwiecień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930     

Calendar

Top posting users this week
5 Posty - 19%
4 Posty - 15%
3 Posty - 12%
3 Posty - 12%
3 Posty - 12%
2 Posty - 8%
2 Posty - 8%
2 Posty - 8%
1 Pisanie - 4%
1 Pisanie - 4%

Go down
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty New Generation {01/09/22, 06:24 pm}

First topic message reminder :

New Generation - Page 13 Cacf42ad9ea9a16b1ae286f0b44d1c02

New Generation - Page 13 Original

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest szkołą znajdującą się na terenie Szkocji. Założona ponad tysiąc lat temu przez czwórkę największych czarodziejów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw cieszy się ogromną popularnością nie tylko wśród czarodziejów Wielkiej Brytanii ale i całej Europy. Co roku jej mury przepełniają setki młodocianych osób chcących poszerzać swoją wiedzę magiczną. A przynajmniej było tak zanim Lord Voldemort oraz jego Śmierciożercy zniszczyli zamek podczas Bitwy o Hogwart. Szkoła została odbudowana przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego i nauczanie wróciło na właściwe tory.
Od wielkiej bitwy minęło ponad 20 lat. Lord Voldemort przestał istnieć, a Śmierciożercy zostali zamknięci w Azkabanie na wieki, jednak czy to oznacza koniec kłopotów dla naszych młodych czarodziejów?
Coraz częściej odnotowywano zbrodnie popełnione przez czystokrwistych czarodziejów na mugolach. Plotki mówią o formujących się ugrupowań fanatyków i czcicieli Gellerta Grindelwalda jednego z najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Obecny dyrektor Hogwartu profesor Minerva McGonagall robiła co mogła, aby w murach szkoły panował spokój, a niepokoje społeczeństwa dotyczące tajemniczych zbrodni nie zaprzątały głów uczniów.
Wszystko zmienia się, gdy pewnego grudniowego poranka po balu bożonarodzeniowym w szkolnych podziemiach woźny odkrywa zwłoki ucznia pochodzenia mugolskiego oraz napis na ścianie wykonany krwią „Brudna krew musi odejść”.

New Generation - Page 13 370410090eea5483400550bc1a65d0aa

G R Y F F I N D O R

♂ Syn George'a i Daphne Weasleyów -@Kalsi jako Nicholas Weasley
♀ Córka Nevilla i Catherine Longbottom -@Fojbe jako Lana Longbottom
♂ Syn Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lysander Skamander

♂ -@Heartstorm jako Benjamin Simmons
...

S L Y T H E R I N

♂ Syn Gebrielle Delacour-Lefrançoi i Jean-Yves Lefrançoi - @Fojbe jako Napoléon Lefrançois
♀ Córka Dracona i Astorii Malfoy - @Kalsi jako Florence Malfoy
♂ Syn Blaise'a Zbiniego -@Fojbe jako Zacharius Zabini

♂ Syn Mallory i Warrena Rhodes - @Calinda jako Lawrence Rhodes
...

H U F F L E P U F F

♂ Syn Alexandra i Mariki Dumbledore - @Eeve jako Phoenix Dumbledore
♀ Córka Alexandra i Mariki Dumbledore - @Kalsi jako Gwendolyn Dumbledore

♀ Córka Hermiony i Rona Weasleyów -@LadyFlower jako Isabelle Weasley

♀ Córka Aster i Harry'ego Spring - @Calinda jako Rosemary Spring
...

R A V E N C L A W

♂ Syn Percy'ego i Audrey Weasleyów - @Eeve jako Steven Weasley
♀ Córka Luny i Rolfa Skamander -@LadyFlower jako Lucy Skamander
♂ Syn Theodora i Camilli Nott@Heartstorm jako Elijah Nott
♂ Syn Jaspera i Diany Prince -@Cool_Free_Nickname jako Damien Prince

...

New Generation - Page 13 Eb86f62611f1f48617fcef15c858f92f

1. Wygląd postaci realny
2. Orientacja dowolna byleby była w miarę równowaga
3. To samo tyczy się płci
4. Można wziąć kilka postaci
4. Informujemy o dłuższych nieobecnościach
5. Discord mile widziany [/u][/u]


Ostatnio zmieniony przez Kalsi dnia 09/05/23, 07:53 am, w całości zmieniany 10 razy

Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {23/03/24, 04:06 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                Zaśmiał się. Nie był to śmiech szyderczy, po prostu… rozczuliło go zachowanie Lysandra. Był pewien, że Gryfon będzie bardziej… śmiały w kwestii ich relacji. Nie, żeby sam był dużo bardziej otwarty. Po prostu spodziewał się czegoś innego po Skamanderze.
                Uśmiechnął się do niego czule.
                – Daj spokój, Lysandrze… – przekrzywił głowę – Wiesz, że nie musisz mnie cały czas zapewniać o… swoich uczuciach i tak dalej? W sensie… Tak, wiem, że czujesz się w obowiązku mi o tym przypominać, bo James nagadał ci bzdur… – wziął głęboki oddech, czując, że znów zaczyna się nakręcać z gadaniem – Mi też zależy. Może nie okazuję tego za mocno, ale… nie jestem zbyt wylewny, okej? – dotknął opuszkami palców jego policzka – I czekałem trochę, aż ty spytasz, czy będę z tobą chodzić. – dodał z widocznym rozbawieniem – Jakby to wyglądało, gdyby to Dziwaczny Steve spytał o chodzenie pierwszy, a nie gwiazda gryfońskiej drużyny…? – cofnął się o krok, teatralnie łapiąc się za pierś – Jestem zbyt nieśmiały i dziwaczny, żeby zrobić ten krok jako pierwszy! – roześmiał.
                Przygryzł wargę, patrząc na Lysandra. Starał się wyglądać na wyluzowanego, ale czuł szalejącą karuzelę emocji w żołądku.
                – Ale jakbyś spytał, to wiesz, odpowiedź brzmiałaby… “tak”.

***

                Niedzielę spędził jeszcze u Woodów na obiedzie, gdzie głównym tematem było zbliżający się ślub Molly i Setha oraz to, czy nie lepiej przesunąć go o miesiąc w tę lub we w tę, żeby dziecko nie postanowiło zrobić psikusa i Molly nie zaczęła rodzić w najmniej odpowiednim momencie. Ale przecież jak wezmą go miesiąc szybciej, to najgorzej, bo ciocia Mary przypomniała wszystkim “a pamiętacie jak Audrey zza pierwszym i za drugim razem najgorzej czuła się właśnie w ósmym miesiącu ciąży?”. Po prawdzie, to poza dorosłymi nikt nie pamiętał, bo Seth i Molly byli za młodzi, żeby pamiętać jak Audrey znosiła ciążę ze Stevenem, a Steven to właściwie ledwie pamiętał matkę. Miesiąc później to też gównianie, bo wtedy i Molly, i Seth, będą wykończeni opieką nad dzieckiem, a poza tym wesele to goście, a goście to zarazki, bardzo niezdrowo dla noworodka…
                I wtedy wujek Oliver zaproponował, że w sumie to mogliby przełożyć na przyszły rok, ale za rok są jakieś ważne mistrzostwa w Quidditchu, a on ma już wykupione bilety. Nastała chwila ciszy, po czym ciocia zaczęła na niego krzyczeć, że tu o ślub jego syna chodzi, a on jak zwykle tylko o Quidditchu. Państwo Wood zaczęli na siebie wrzeszczeć, nikt się jakoś szczególnie nie przejął, bo w tym domu często się ludzie kłócą o Quidditcha, nawet, jeśli nie są fanami.
                – A wiecie, że ostatnio wpłynął projekt obywatelski od Kółka Magicznych Żon o zdelegalizowanie Quidditcha? – Steven widział, jak ojciec walczy sam ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć, bo w końcu udało mu się znaleźć sytuację do opowiedzenia tego żartu, który pewnie wymyślił dwa lata temu i czekał na okazję.
                – NIE MOGĄ ZDELEGALIZOWAĆ QUIDDITCHA! – oczywiście, że wujek Oliver nie ogarnął, że to żart.

                Do Hogwartu dotarł koło siedemnastej. Zostawił swoje rzeczy w swojej komnacie i udał się do biblioteki. Jeszcze przed wizytą u Woodów, wysłał sowę do Elijah z prośbą, aby spotkali się o siedemnastej w szkolnej bibliotece. Poprzedniego wieczora otworzył w końcu “prezent” od Prince’a, który okazał się myślodsiewnią. To czego się dowiedział, poważnie nim wstrząsnęło, ale wciąż nie potrafił ułożyć tego w całość. Chciał porozmawiać o tym najpierw na osobności z przyjacielem. W końcu obaj znali Damiena od początku szkoły i zawsze gdzieś tam trzymali się we trzech. Oczywiście, Lucy poniekąd też należała do ich paczki, ale to… to jej nie dotyczyło. Nie na tyle, żeby ją straszyć, nim Weasley ogarnie to wszystko rozumem.
                Na spotkanie wybrał bibliotekę, bo przecież kto odwiedza szkolną bibliotekę w późne, niedzielne popołudnie? No, poza duetem dwóch odludków?
                Rudzielec usiadł w “ich stałym zakątku”, żeby poczekać na przyjaciela. Przez cały dzień starał się o tym nie myśleć, choć było to naprawdę trudne. Teraz stres zaatakował go z podwójną mocą. Kiedy Nott wreszcie się zjawił, Steve chciał już nawet porzucić ten temat i udać, że właściwie to nie chciał rozmawiać o niczym ważnym, ale wtedy przypomniał sobie jeszcze raz wydarzenia, które Prince pozostawił dla niego w myślodsiewni i jednak podjął się tego trudnego tematu. Wyjaśnił przyjacielowi, co zawierał prezent od ich wspólnego kolegi.
                – … rzucił na mnie imperiusa. Dlatego doskonale wiedział, kiedy pojawić się na wieży astronomicznej, żeby mnie bohatersko “uratować”... – czuł jak schodzi z niego pewien ciężar, że w końcu to z siebie wydusił. Przez pół dnia wmawiał sobie, że wizja z myślodsiewni była tylko koszmarem sennym, ale teraz, kiedy powiedział to głośno, miał wrażenie, jakby potwierdził prawdziwość tego wszystkiego – …ja… to pojebane, Eli. Strasznie pojebane… Dlaczego… Po co mu to było? Chciał odwrócić uwagę wszystkich od… – słowa ugrzęzły mu w gardle. Czy Prince miał związek z morderstwem w lochach? – … ale najbardziej zastanawia mnie… czemu zostawił mi swoje wspomnienie? Mam wrażenie, jakby było zmanipulowane lub niepełne, ale… czego on chciał…?
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {24/03/24, 02:57 pm}

LYSANDER SKAMANDER

LUCY SKAMANDER


            Lysander przez moment patrzył na niego, a potem roześmiał się, wypuszczając długi oddech, który zbierał w sobie od chwili wypowiedzenia ostatnich słów. Czuł jakby jakiś niewidzialny ciężar spadł z jego serca. Zbyt długo się nad tym wszystkim zastanawiał. Zazwyczaj starał się być pewny siebie, ale w tym konkretnym przypadku czuł się nieco zagubiony. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Nigdy nie był z innym mężczyzną. To było dla niego nowe i nieco straszne. Zdał sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu tłumił w sobie uczucia względem Stevena i starał się je przekształcić je w coś paskudnego. Teraz jednak, kiedy się na nie otworzył, był naprawdę szczęśliwy.
               -Cieszę się, że udało nam się o tym porozmawiać – odparł uśmiechając się szeroko o czym zacisnął swoje palce na jego dłoni i odprowadził go do jego domu.  

***

           Wiedział, że powinien porozmawiać z Lucy, jednak kiedy tylko próbował jakieś dziwne, czarne myśli pojawiały się z tyłu jego głowy. Przybyli do Hogwartu po południu. Nie miał jakiś konkretniejszych planów na ten dzień. Ubolewał nad tym, że pod tak długiej przerwie nic nie robienia, od jutra będą musieli wrócić na lekcje. Ciekawiło go też, czy uda im się rozwiązać zagadkę tych dwóch morderstw na terenie szkoły. Aurorzy panoszyli się po szkole od kilku ładnych dni i z tego co wiedział nie mieli jeszcze żadnych tropów. Nie wyglądało to zbyt dobrze.
            Przywitał się z kumplami z drużyny Quidditcha. Ostatnio atmosfera pomiędzy nim, a Adamem nie była najlepsza, ale chyba już obydwoje zapomnieli o ich wcześniejszej bójce. Miał straszną ochotę na trening. Przez te wszystkie wydarzenia i srogą zimę jakoś
zawiesili rozgrywki, a on okropnie tęsknił za lataniem na miotle. Ruszył z nimi na boisko, wzbił się i ustawił przy trzech bramkach.
             Adrenalina już z niego nieco zeszła, a zmęczenie dawało o sobie znać. Mimo wszystko czuł się naprawdę dobrze. Spostrzegł swoją siostrę przechadzającą się korytarzem.
             -Dogonię was później chłopaki. Muszę coś załatwić – rzucił idąc szybkim krokiem w jej kierunku. Dotknął jej ramienia, a ona odwróciła się gwałtownie.
            -Święta Roweno, Lysander! Przestraszyłeś mnie – powiedziała na co blondyn zaśmiał się cicho.
            -Przepraszam, nie chciałem. Masz chwilę? Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać – rzucił czując, że to jest ten moment.
           Dziewczyna popatrzyła na niego zaciekawiona i pokiwała głową, a następnie udali się w jakieś ustronniejsze miejsce. Widziała, że był lekko poddenerwowany, dlatego nie dopytywała, tylko czekała, aż sam z siebie wyrzuci swoje myśli.
              -To tego… Jest coś… Chodzi o to, że… - nie mógł zebrać się w sobie. Odwrócił wzrok i miał ochotę uciec. Weź się w garść, Lys – powtarzał sobie w myślach. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze. Teraz albo nigdy   -Ja i Steven… Spotykamy się.
            Lucy przekrzywiła głowę i lekko zmarszczyła czoło jakby starając się przetworzyć te informacje, które właśnie usłyszała. Jakoś nie potrafiła sobie tego zwizualizować. On i Steven? Wiedziała, że ich relacja była dość burzliwa. Nawet nie potrafiła zliczyć ile razy
Lysander namawiał ją, aby zakończyła przyjaźń z Weasley’em. Ile razy mówił, że nie był dla niej odpowiedni. A teraz… Co się odgryfoniło?
             -Jako para – dodał jeszcze.
             -Tak, słyszałam. Po prostu… Staram się to przetworzyć – powiedziała i z kolejną sekundą jej uśmiech coraz bardziej się poszerzał. Jeśli to była prawda i jej brat jej nie wkręcał to dla niej była to naprawdę wspaniała wiadomość.
            -Poważnie? Ty i Steven?
              -Taaak…? – nie miał pojęcia jak powinien zareagować. Czy ona się cieszyła? Czy wręcz przeciwnie?
             -Cudownie! Tak się cieszę! – rzuciła mu się na szyję, a on poczuł nieopisaną ulgę. Jedna osoba z głowy.
             -Ugh… Trochę cuchniesz braciszku. Chyba przydałby ci się prysznic – mruknęła, na co on parsknął śmiechem. Właśnie spędził trzy godziny na boisku. Wcale się nie dziwił, że śmierdział potem.
            -Dobra, dobra. Zrozumiałem – wyszczerzył się do niej i poczochrał jej blond włosy   -Do zobaczenia później.
           Lucy odwzajemniła uśmiech i pomachała jeszcze swojemu bliźniakowi. Naprawdę ucieszyła ją ta wiadomość i zdecydowanie poprawiła jej humor. Będzie musiała potem dopytać Stevena o tą ich relacje. Odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem w kierunku biblioteki, aby oddać jedną z wypożyczonych pozycji do nauki na zbliżający się egzamin do profesor Sinistry. Minęła ją znajoma twarz. Miała kilka sekund zawahania czy w ogóle się odzywać, ale widząc dziwną nieobecność w jej oczach oraz bladość, postanowiła nie przechodzić obojętnie.
          -Florence? – rzuciła odwracając się w jej stronę. Dopiero teraz zobaczyła jej cienie pod oczami. Wyglądała jakby miała za sobą kilka zarwanych nocy. Zupełnie nie przypominała siebie. Zazwyczaj, kiedy widywała ją na lekcjach czy korytarzach miała w sobie ten jaśniejący blask, a teraz zdawał się być nieco przygaszony.
            -Wszystko w porządku? Wyglądasz… - zawahała się przez chwilę nie chcąc w żaden sposób jej urazić  -… smutno. Mogę ci jakoś pomóc?
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {04/04/24, 12:10 pm}

Elijah Nott


Płomień zmniejszył się, aby zaraz całkowicie ustać. Przed jego oczami nie było już Florence, ani posiadłości Malfoyów, tylko kamienna ściana ozdobiona podobizną jakiegoś dalekiego krewnego.Odgłosy obcasów matki głucho  uderzających o każdy stopień schodów prowadzących na piętro odbijały się po opustoszałym holu. Myślał, że jest sam. Przetarł dłonią twarz i westchnął ciężko. Dzisiejsza noc przyniosła rzeczy, których nie chciał i nie wiedział jak się uporać.

Zauważył ojca. Stał nieopodal  kominka, rozpinał guziki od mankietów. Uniósł wzrok na syna. Długa, przeciągła wymiana spojrzeń między mężczyznami z której  Elijah zrozumiał, że ojciec coś wie. Tylko co? “Chłopak śmierdzi czarną magia.” Podsłuchane słowa odbijały się echem w jego głowie.

— Chcesz mi coś powiedzieć?

Cisza. Cisza mrożąca krew w żyłach i kradnąca oddech. Cisza podczas której bał się odwrócić wzrok od ciemnobrązowych - niemal czarnych - oczu ojca. Cisza, która sprawiałą, że czuł się niczym przestępca przyłapanym  na zbrodni, a przeciez to nie on był złoczyńca w tej historii… I w tracie tej ciszy po raz pierwszy pomyślał, że jego ojciec mógłby być w to wszystko zamieszany.

Czy mogłoby to być prawdą? Sposób w jaki Theodore patrzył na syna, zdradzał, że musiał coś wiedzieć, ale czy wiedział wszystko czy tylko się domyślał? Czy brał w tym udział czy był tylko obserwatorem? Znał prawdę czy ją szukał? Po której stronie stał Theodore Nott?

... Nie. — Odpowiedź wybrzmiała i zawisła między nimi, a cisza po niej była jeszcze gorsza od poprzedniczki. Coś w oczach Theodore zamigotało, a chwilę później pokiwał jedynie głową i odszedł. Bez słowa, bez pożegnania. Elijah został naprawdę sam na korytarzu i nie wiedział czy podjął najgorszą czy najlepszą decyzja w życiu niemówiąc ojcu  prawdy.

Noc była trudna. Rozmowa z ojcem pozbawiła go resztek opanowania. Długo chodził rozgorączkowany po swoim pokoju.Wydarzenia z tego wieczoru rozgrywały się w kółko i w kółko w jego głowie. Taniec, twarz Florence, twarz Erin, pogrążony w mroku korytarz i głos ojca dochodzący zza zamkniętych drzwi, pokój, zniekształcone dźwięki z podsłuchu, chimery…Chimery, paskudnę i ospałe… I to właśnie ta ich obojętność na pojawienie się Florence i Elijah była najstraszniejsza oraz te przerażające całkowicie białe oczy, które wydawały mu się znajome.  

Był taki moment w trakcie nocy, gdy chciał wrócić do dworu Malfoyów. Teleportować się na skraj ich posiadłości i wysłać patronusa do Florence, aby wymknęła się do niego. Przy niej bez problemu mógłby przemknąć niezauważony pod zaklęciami ochronnymi i wślizgnąć się do środka. Do miejsca, w którego podziemiach kryły się krwiożercze bestie stworzone do mordowania tych nieczystej krwi  i w którym była Florence, prawdopodobnie dzieląca z nim ten sam przytłaczający, pełen obaw stan.

Wyczarował patronusa. Nie po to aby był posłańcem, ale by się uspokoić. Pustym wzrokiem obserwował jak mały urocjon biega od ściany do ściany. Palce Elijah drżały bezwarunkowo.  Zaklęcie wymagało przywołania obrazu sprzed wielu  lat, szum morza, piaszczysta plaża, dziadek w białej koszuli trzymając go za rękę. To wspomnienie wywołało następne znacznie odsunięte w czasie, czternastę urodzini Elijah i prezent, który dostał wtedy od mężczyzny.

Drewniana, kwadratowa szkatułka z pozłacanymi zdobieniami leżała na szczycie szafy. Przedmiot starszy od wielu dzisiejszych krajów, tkwił zapomniany i nieotwierany od miesięcy. Wieko pokryte było warstwą kurzu. Trzymał ją długo w dłoniach nim zdecydował się otworzyć. Na pierwszy rzut nie obeznanego oka nie było w niej nic nadzwyczajnego, kilka kolorowych kamieni i biżuteria, ale wystarczyło skupić wzrok, aby dostrzec magiczne runy i inkantację wyryte na metalach oraz delikatne pulsowanie magii z rdzenia minerałów.

Czarny pierścień, którego środek przecinała cienka obręcz z pokruszonego kamienia księżycowego wydawał się najmniej interesujący, ale to właśnie jego szukał Elijah. Poczuł przyjemne ciepło i mrowienie, gdy tylko jego palce zetknęły się z ciemnym metale, a magiczne runy wyryte po wewnętrznej stronie  delikatnie rozbłysły na krótką, ledwie zauważalną chwilę. Magia przebiegał przez jego ciało, gdy założył pierścień na wskazujący palec lewej ręki. Ogarnęło go ciepło i spokój, znikł przytłaczający ciężar na ramionach, gorączkowe, rozbiegane myśli zwolniły i przyjęły spójny tor. Ulga, którą napawał się nieokreślona ilość czasu.

Osamotniony na jego pierścień mógł zbytnio przyciągać niechciany wzrok. Ze szkatuły wybrał więc więcej biżuterii.  Rodowy sygnet wytworzony przez gobliny zgodnie - z rodzinną tradycja- z okazji jego siedemnastych urodzin, bogato zdobiony czarno- srebrny pierścień będący w rodzinie jego matki od pokoleń i prosta srebrna obrączka, przyozdobił kolejno palec serdeczny i wskazujący prawej ręki oraz mały palec u lewej.  Przyjrzał się swoim dłoniom dawniej pozbawionych biżuterii, wydawały się obce.

Zasnął z łatwością, a magia czarnego pierścienie uchroniła go przed niechcianymi snami… Chociaż tuż po zamknięciu powiek jego umysł przywołał obraz wpatrzonych w niego białych, pozbawionych źrenic oczu chimer.

Poranek spędził w rodzinnej bibliotece, chociaż tym razem sam nie wiedział czego szuka. Dzienniki jego przodków odeszły w zapomnienie, a w zamian wertował stare, obskurne księgi. W niektórych czarna magia tak przesiąkła strony, że niemal parzyła palce Elijah. Podejrzewał, że nałożono na nie uroki, które mogłoby być nawet śmiertelne dla niepożądanych czytelników. Dużo czytał o chimerach, o ich sposobie polowań, powszechnej wśród gatunku agresji i krwiożerczość  oraz o ich właściwościach magicznych, ale nie tylko o tym. Potrzebował rozwiązania, wyjścia z tej chorej sytuacji… Na zdrowy rozsądek najlepszym byłoby zawiadomienie Ministerstwa Magii, ale coś w głębi Elijah’y, aż skręcało się w ciasny supeł na samą myśl o tym.

Zastanawiał się czy nie porozmawiać z ojcem. Ta myśl nawiedziła go przed snem i zaraz po przebudzeniu. Pojawiła się podczas pisania listu do dziadka oraz wertowania starych ksiąg w rodzinnej biblioteczce. Jeżeli nie po to, aby przyznać się co zobaczył w piwnicy Malfoyów to chociaż po to, aby spróbować wybadać co wie a czego nie wie Theodore. Ojciec był przecież tuż obok. Na piętrze w swoim gabinecie. Wystarczyłoby tylko pokonać schody i zapukać. Elijah odkładał i odkładał potencjalną rozmowę, aż w końcu nadszedł czas rodzinnego obiadu, a po nim zgodnie ze swoimi wcześniejszymi zapowiedziami miał wrócić do Hogwartu.  

Tym razem byli we troje. Obecność ojca jednak nie cieszyła Camilli, jej twarz była napięta, chociaż jak najbardziej starała się utrzymać pozory spokoju. Coś się między nimi wydarzyło. Kłótnia, której aż do tej chwili nie był świadomy. Tak łatwo potrafił czytać ze swojej matki, wystarczyło tylko na nią spojrzeć, aby mógł dostrzec te pęknięcia na masce arystokratycznej powagi. Rozszyfrowanie Theodore’a było czymś diametralnie innym, niemal przez całe swoje życie Elijah dostrzegał na twarzy mężczyzny jedynie znudzenie lub zmęczenie. We wspomnieniach z dzieciństwa te dwa stany przeplatały się ze sobą bądź zlewały w jedno sprawiając że Theodore wydawał się jeszcze bardziej niedostępny dla syna.

Pytanie ojca zawisło w powietrzu. Ucichł szczęk sztućców. Uniósł głowę znad talerza napotykając wyczekujące wzroki rodziców. Kojące ciepło emanujące z pierścienia podarowanego przed laty przez dziadka nabrało na sile.

Beauxbatons..? Teraz..? To absurd.

— Mając pod uwagę to co dzieję się teraz w Hogwarcie, szkoła może zostać wkrótce zamknięta. — Ciągnął Theodore znudzonym głosem.

Więc wtedy wrócimy do tematu. — Odparł stanowczo spokojnym głosem. Wymienił z ojcem długie spojrzenie. Dopiero teraz to dostrzegł. Tą delikatną mgiełke przesłaniającą jego oczy. Theodore oklumentował.

—  Niech będzie jak chcesz.

Resztę posiłku minęło w ciszy. Żadne z nich się nie odezwało. Theodore ani razu nie spojrzał ponownie na syna.

Elijah wrócił do Hogwartu późnym popołudniem. Poranna wiadomość od Stevena zastała go chwili, gdy sam pisał list do przyjaciela szukając porady w sprawie dziwnego zachowania Prince. Enigmatyczna prośba o spotkanie nasunęła mu na myśl, że bezpieczniej będzie poradzić się Stevena podczas rozmowy w cztery oczy niż zapisywać swoje wątpliwości na kartce, która potencjalnie mogłaby wpaść w niepowołane ręce

Bibilioteka o tej porze była opustoszała… A właściwie pusta. Tylko on, Steven i wiekowa bibliotekarka przysypiająca przy swoim kontuarze. Steven siedział w ich stałym miejscu, z dala od reszty stolików,  niewidocznym od wejścia. Tacy dawniej byli trzymający się na uboczu, stroniący od innych, niedostrzegalni. Tacy przynajmniej próbowali być, jednak los ich obu zweryfikował.
 
Słowa płynęły z ust Stevena. Opowiadał o prezencie i wspomnieniu, które w nim otrzymał. Prince… Prince był kluczem do tego, aby dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach z nocy Balu Bożonarodzeniowego. Może dla Steve to wszystko wydawało się zawiłe i niezrozumiałe, ale Elijah miał szerszy ogląd na sytuację. Wiedział wiecej i z łatwością dopasowywał nowe elementy w brakujące miejsce.

Był spokojny. Dzięki magii pierścienia. Stres czy stres nie zaćmiewały jego myśli. Prince ryzykował życie  jednego z przyjaciół, aby odwrócić uwagę uczniów i nauczycieli od lochów, czy byłby zdolny ryzykować życie drugiego? Znów w wyobraźni pojawił mu się obraz pozbawionych źrenic oczu… Znajomych oczu. Niech to wszystko szlag.

Może żebyś wiedział, co ci zrobił… Albo nam.

Spojrzał na Stevena.  Nie wypowiedział niczego na głos. Nie był pewny czy mógł mu wszystko powiedzieć. Tajemnica, którą nosił nie należała tylko do niego, dotyczyła również Florence. Czy chłopak ze złotej rodzinny Weasleyów, spokrewniony z bohaterami wojennymi byłby w stanie zrozumieć czemu oni - dzieci śmierciożerców - nie zawiadomili jeszcze Ministerstwa Magii?

On…— Zawahał się. Nie wiedział jak ubrać w słowa to, co chciał przekazać Stevenowi. — Widziałem go… Prince’a… Na balu Malfoyów razem z ojcem… Próbowałem z nim porozmawiać sam na sam, ale on… — Przypomniał sobie wyraz twarzy Prince, gdy go zobaczył. Ta obojętność i pustka.— On mnie ledwo poznał. Jakby był pod wpływem jakiegoś uroku czy eliksiru. To było widać w jego ocza…— Oczy. Nagle go olśniło to w jego oczach czaiło się coś obcego. — Jaki kolor oczu ma Prince? — Elijah nie pamiętał. Znał Prince’a od lat, ale nie potrafił sobie tego przypomnieć, nie ważne jak bardzo próbował wyszukać tej informacji we wspomnieniach.

Ludzie przy których się kręcił tamtego wieczoru… Oni…

Skrzypienie potężnych, starych drzwi biblioteki. Grupka puchonów pojawiła się w środku i rozejrzeli się niepewnie. Jedni z nich trzymali w rękach pergaminy i pióro, drudzy nerwowo poprawiali skórzane paski  na ramionach. Elijah obserwował ich chwile wychylając się na krześle. Puchoni zdawali się nie zwracać na nich uwagi.

Chodźmy już lepiej.— Puchoni usiedli zdecydowanie zbyt blisko ich. Może i byli się niezainteresowani Stevenem i Elijah’em siedzącymi w kącie, ale wolał nie poruszać niektórych tematów w pobliżu innych.

Było już ciemno na dworze, gdy wspólnie z Stevenem przemierzali Hogwarcie korytarze. Zamek był opustoszały, niemal nikt nie chodził sam, nieliczni uczniowie, których mijali zbici byli w małe grupki. Znudzeni aurorzy patrolowali każde z pięter.

— Malfoy nie jest zazdrosna, że spędzasz czas ze swoją pierwsza dziewczyna?

Elijah obrócił się powoli w stronę Nathaniela Westa. Ślizgon wpatrywał się w nich z parszywym uśmieszkiem na twarzy i dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni. Na korytarzu zapanowała cisza. Elijah nic nie odpowiedział, z maską obojętności mierzył zimnym spojrzeniem Nathaniela. Cisza trwała, a parszywy uśmieszek powoli zniknął z twarzy ślizgona. Elijah i Steven odeszli bez słowa.

Przez cały czas zastanawiał się ile może powiedzieć Stevenowi. W jakie słowa ubrać to wszystko co wydarzyło się w posiadłości Malfoyów? Czy ograniczyć się tylko do postaci Prince’a i domysłach jaką rolę odegrał  w śmierci Mai Cooper i Charlesa. Zatrzymał się nagle w połowie schodów.

Złożysz przysięgę wieczystą, że nikomu nie powtórzysz tego co ci powiem? —  Sam nie wierzył, że to pytanie padło z jego ust. Musiał być jednak pewny… Chociaż tej jednej rzeczy. Twarz Elijah wyrażała spokój, myślał trzeźwo, pierścień delikatnie pulsował magią, a przyjemne ciepło rozchodziło się po jego ciele. — Tak czy nie?

Elijah po drodze zapukał do drzwi Dylan Divine, a gdy ten je otworzył poprosił go, żeby do nich dołączył. Dylan nieco zmieszany zgodził się, gdy wyszedł z nimi na korytarz przed dormitoriami, Elijah zauważył, że ten był najprawdopodobniej sam w pokoju.
Elijah zaprowadził obu krukonów do siebie, zaledwie parę drzwi od  pokoju Dylana. Dawniej ich dormitorium dzieliło czterech chłopców, w tym Steven, ale teraz należało wyłącznie do Elijah. Pozbawiony porozrzucanych wszędzie ubrań  Prince’a i Zacky’ego wydawał się wręcz sterylnie czysty. Posłanie Eliego było idealnie zaścielone, a skrzaty domowe uprzątnęły pościeli z pozostałych łóżek.

Zacky wyjechał zaraz po śmierci Charliego. — Rzucił do Stevena. — Będziesz naszym gwarantem, dobra? —  Zwrócił się do Dylana. Chłopak zmarszczył brwi i już miał odmówić, ale Elijah go ubiegł. —  Później ci wyjaśnię… To ważne.

Elijah i Steven stanęli  naprzeciwko siebie. Chwycili za swoje przedramiona. Dylan z ogromna dozą niepewności  wypisaną na twarzy stanął obok nich i kładzie różdżkę na ich połączonych dłoniach.

—  Czy przysięgasz, że wszystko co ci powiem odnośnie wydarzeń z poprzedniego wieczoru i Prince’a oraz moich domysłów z tym związanych zostanie wyłącznie pomiędzy nami? — Steven się zgadza. Elijah czuje magie wibrującą pomiędzy nimi. Białe, jaśniejące wstęgi opuszczają różdżkę Dylana i oplatają ich przedramiona. Palą w miejsca, w których stykają się z ciałem.  —  Przysięgasz, że w żaden sposób nie będziesz próbował obejść przysięgi? —  Kolejna zgoda i kolejne wstęgi ich oplatają. Magia wije się chwile wokół ich dłoni i nadgarstków, aby powoli zniknąć jakby wtopiła się w ich skórę. Przysięga się dokonała. Elijah puścił przedramię Stevena.

—  O co chodzi? —  Zapytał poddenerwowany Dylan. Elijah wykorzystał moment, w którym kolega spojrzał na Stevena i szybko przyłożył swoją różdżkę do skroni Dylan. Chłopak to zauważył, chciał odepchnąć Elijah’e, ale ten był szybszy.

—  Obliviate. —  Niebieskie zaklęcie uderzyło w Dylana. Całe jego ciało zwiotczało, oczy zaszły mgła zapomniania. — Nie ma co o tym gadać w kółko. Sammy musi się w końcu otrząsnąć. Wracaj już do siebie  —  Głos Elijah był łagodny, ale stanowczy. Dylan się wyprostował i zdezorientowany pokiwał głową.

Zostali sami. Elijah bez słowa rzucił kilka zaklęć na pokój. Zabarykadował drzwi i wygłuszył pomieszczenie. Na koniec wyczarował cielesnego patronusa. Urocjon przebiegł dwa razy w kółko po pokoju, a następnie zniknął w ścianie niosąc w sobie wiadomośc dla Florence.

—  Chimery. —   Przerwał w końcu ciszę. Jego głos był zachrypnięty. Niezauważalnie kciukiem delikatnie obracał pierścień ozdobiony w runy i kamienie księżycowe.—  To chimery zabiły Charlesa i tamtą dziewczynę w lochach… I chyba ja je wpuściłem do Hogwartu w noc balu… A Prince w noc urodzin bliźniaków.

Powoli opowiedział mu wszystko. Opisał spotkanie z Princem, treść przekazanej podsłuchanej rozmowy, którą przekazała mu Florence i ich spotkanie z chimerami. To w jaki sposób bestie na nich zareagowały. Podzielił się swoim podejrzeniami odnośnie swojej roli w morderstwach, brakującymi momentami we wspomnieniach, dziwnym odczuciem, że już wcześniej miał styczność z chimerami. Sam był zaskoczony jak spokojnie i monotonnie brzmiał jego głos, jakby recytował rozdział z Historii Magii.

Nawet mój ojciec coś wie. Chciałby żeby dokończył rok szkolny w Beauxbatons… Nie wiem tylko czy bierze w tym udział czy po prostu się czegoś domyśla… Podsłuchałem jak kłócił się ojcem Flor, ponoć śmierdzę czarną magią. W pierwszej chwili sądziłem, że zupełnie oszalał, ale jeśli na mnie też Prince rzucałby imperiusa to by miało sens… Prince jest jedyną osobą, która może nam to wyjaśnić. Tylko musimy wiedzieć co oni mu zrobili.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {05/04/24, 10:16 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

                  Przez większość popołudnia szwendała się po korytarzach szkoły, cały czas mając w głowie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Na samą myśl o mlecznych oczach bestii skrywających się w piwnicach jej rodzinnego domu, ciarki przechodziły po jej plecach. Wiedziała, że powinni powiadomić Ministerstwo. Powinni zgłosić to wszystko czego byli świadkiem w Malfoy Manor szefowi biura aurorów, który przecież był tuż pod ich nosem. Mimo wszystko, Florence nie mogła się na to zdobyć. Nie potrafiła przyznać się do tego, że jej rodzina bezpośrednio miała coś wspólnego ze śmiercią uczniów i, że planowali kolejny zamach. Wiedziała, że tym razem nie udałoby im się uniknąć Azkabanu.
               -Panno Malfoy – usłyszała za sobą znajomy głos, który należał do Cassiusa Maine’a. Czyżby słyszał jej myśli, że pojawił się tak nagle? Wiedział już kto stał za tymi atakami? Może zaraz zaprowadzi ją na przesłuchanie do Ministerstwa? A może nawet się tam nie pofatygują i poda jej eliksir prawdy w swoim gabinecie?
               -Musimy porozmawiać. Zapraszam go gabinetu – wskazał ręką na schody prowadzące na pierwsze piętro. Słysząc to jakaś wielka gula stanęła w jej gardle. Ruszyła za nim w myślach odliczając do dziesięciu. Nie mógł wiedzieć. Nie w tak szybkim tempie. Chyba, że… Jakimś cudem znalazł jakieś dowody wskazujące na winę, któregoś z Malfoyów. Jej wewnętrzna panika z każdym krokiem przybierała na sile.
                  Przepuścił ją w drzwiach. Zajęła miejsce naprzeciwko jego biurka starając się nie pokazywać żadnych emocji. Usiadł w swoim fotelu i przez dłuższą chwilę po prostu się jej przyglądał.
                 -To już twoje kolejne przewinienie. Mówiłem, że drugiego ostrzeżenia nie będzie, a mimo to postanowiłaś znów złamać zasady – mężczyzna westchnął ciężko, a blondynka lekko zmarszczyła brwi. Złamać zasady? Ale o czym on…?
                 -Doskonale wiem, że to ty byłaś odpowiedzialna za transmutację pana Westa. I to chwilę po naszej wcześniejszej rozmowie – Ah, a więc o to chodziło. Poczuła jakby spadł z niej jakiś niewidzialny ciężar. Mężczyzna pochylił się nad nią -Nie podoba mi się, że tak mocno zlekceważyłaś moje słowa. Dlatego też postanowiłem, że oprócz szlabanu, który odrobisz jutro to oddasz mi swoją różdżkę.
                    Maine wyciągnął dłoń w jej kierunku, na co Florence uniosła brwi.
                   -Że co proszę? – rzuciła, jakby właśnie się przesłyszała.
                   -Twoja różdżka. Oddaj mi ją. Będziesz się nią posługiwać tylko i wyłącznie na zajęciach. Może wtedy dwa razy zastanowisz się zanim kolejny raz złamiesz zasady. No chyba, że wolisz, abym cię zawiesił, ale mówiąc szczerze wolałbym tego nie robić – dodał.
                  Florence zacisnęła zęby. Czy on w ogóle mógł ingerować w karanie uczniów?
                       -Gdzie profesor McGonagall? Czy to nie ona powinna zajmować się takimi sprawami? – zapytała nerwowo poruszając się na krześle.
               -W Ministerstwie. Myślę, że prędko nie wróci. Minister Magii zlecił, abym to ja zastąpił ją w codziennych obowiązkach – odpowiedział już wyraźnie zniecierpliwiony -A więc ta różdżka…
                 Ślizgonka przez moment się zawahała. Oddawanie swojej różdżki nie wydawało jej się dobrym pomysłem. To było wręcz fatalnym pomysłem, zważając na to, co ostatnio się działo w Hogwarcie. Jednak z drugiej strony nie miała ochoty bujać się w zawieszenie i za żadne skarby nie chciała wracać do Malfoy Manor. Zza paska luźnych spodni wyciągnęła różdżkę. Obróciła ją kilkukrotnie w dłoni, po czym podała ją Maine’owi.
                  -Dziękuję – odparł wsadzając magiczny przedmiot do szuflady. Następnie chwycił pióro i napisał notatkę na niedużym fragmencie pergaminu, po czym podał ją dziewczynie.
                -To wszystko. Miłego dnia – dodał sucho.
                Blondynka wzięła od niego skrawek papieru i czym prędzej opuściła jego gabinet. Idąc korytarzem dopiero rzuciła okiem na to co jest tam napisane. Informacja o jutrzejszym szlabanie. Lochy? To było coś nowego. Zazwyczaj, kiedy dostawała szlaban u profesora Gustova, spotykali się w sali transmutacji na parterze. Chciała się odwrócić i wyjaśnić tę sprawę, ale Lucy ją zatrzymała.
                 Przyglądała jej się przez chwilę, jakby analizując jej słowa skierowane do niej.
                      -Pomóc? Nie… To znaczy… - odetchnęła ciężko i przeczesała włosy       -Chyba jestem po prostu zmęczona. Mam… problemy rodzinne.
                 Musiała wymyślić cokolwiek. Jednak martwiło ją to, że skoro Lucy Skamander zauważyła, że było z nią coś nie tak to musiała naprawdę wyglądać okropnie. Uśmiechnęła się lekko do blondynki.
                   -Nie przejmuj się. Poradzę sobie z tym – nie mogła jej w to mieszać i wtajemniczać ją w sprawy, które jeszcze nie do końca były jasne.
                    -A co u ciebie? Jak minął wam zjazd rodzinny? – chciała być w pewien sposób miła, ale też chciała nieco odwrócić od siebie uwagę.
             Po chwili obok nich mignął dobrze jej znany patronus. Urucjon chwilę zakręcił się wokół nich, a potem zatrzymał wprost przy Florence i ukazał wiadomość od Notta. „Musimy porozmawiać. Spotkajmy się przy pokoju prefektów”. Po przeczytaniu tego zdania patronus zupełnie się rozpłynął. Zerknęła na Lucy, która patrzyła na nią pytająco.
                  -Muszę iść. Dziękuję, że się martwisz, ale naprawdę nie masz o co – uśmiechnęła się lekko i poklepała ją po ramieniu. Następnie od razu skierowała się na piąte piętro pod obraz z nagim drzewem.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {07/04/24, 09:45 pm}

LUCY SKAMANDER

              Przyglądała jej się uważnie, ale nie potrafiła stwierdzić czy Florence ją zbywa czy też nie. Nie znała jej praktycznie wcale. Jednak była skłonna uwierzyć w jej problemy rodzinne. Rodzina Malfoyów od zawsze wydawała jej się chłodna. Może chodziło o jej relacje z Elijah? Widziała, że od jakiegoś czasu coś się między nimi działo. Dostrzegła to dziwne napięcie między nimi już na urodzinach Stevena.
               Zwróciła uwagę na jej delikatne napięcie na twarzy i nieco wymuszoną uprzejmość. Przez moment zastanawiała się czy to przez to, że Lucy była dla niej zupełnie obca czy też próbowała ją po prostu spławić.
              -W porządku. Nie działo się nic ciekawego – powiedziała lekko wzruszając ramionami.
              Po chwili na korytarzu pojawił się patronus Notta. Nie miała pojęcia jaką wiadomość przyniósł Florence, ale najwidoczniej musiało to być coś ważnego, bo blondynka zniknęła w mgnieniu oka. Widziała jak jej plecy znikają zza zakrętem korytarza. Westchnęła cicho i skierowała się z powrotem w kierunku biblioteki. W środku było niemalże pusto. Wiedziała, że pora była dość późna, ale i tak widok siedzących kilku uczniów kręcących się przy regałach było naprawdę przygnębiające. Miała nadzieję, że szkoła nie zostanie całkowicie zamknięta przez te ataki i Aurorzy prędzej czy później wytropią sprawcę.
              Wzięła jeszcze jedną pozycję i ruszyła w stronę wieży Ravenclaw. Ostatnio miała naprawdę dużo czasu na czytanie. Idąc korytarzem zatraciła się w lekturze. Dopiero kiedy znajoma ruda czupryna mignęła jej przed oczami, kiedy wspinała się po spiralnych schodach, oderwała się od książki i momentalnie wyprostowała.
               -Stevenie Josephie Weasleyu! – krzyknęła pokonując kolejne stopnie w dół  -Zatrzymaj się w tej chwili. Jesteś mi winny wyjaśnienia!
             Wiedziała, że jej ton mógł brzmieć nieco groźnie, ale tak naprawdę nie była na niego zła. Może lekko zawiedziona tym, że razem z jej bratem ukrywali przed nią ich związek. Stanęła naprzeciw niego i zaplotła ręce na piersi.
              -Jak długo to trwa? Ty i… - urwała na moment i rozejrzała się uważnie, aby nikt niepożądany ich nie podsłuchał, ale korytarz świecił pustkami  -Ty i Lys? Mogliście mi przecież powiedzieć, przecież ja bym…
             Znów przerwała. Wydawał się jakiś przygaszony.
             -Coś się stało? – zapytała przyglądając mu się uważnie zmartwiona.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {08/04/24, 03:55 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                Prince był na balu Malfoyów? A nie mieli go wywieźć do Australii? A może dopiero zrobią to po balu?Odchylił głowę do tyłu, próbując przypomnieć sobie kolor oczu Damiena. To nie było coś, na czym się skupiał. Nie był pewien czy był w stanie powiedzieć jaki kolor oczu ma jego siostra, a zna ją przecież od zawsze.
                – Piwne? Brązowe? – mruknął nieprzekonany. Jakieś ciemne. Chociaż może szare? Cholera.
                Podniósł się ze swojego miejsca i podążył za Elijah, mijając puchonów, którzy na ostatni moment przypomnieli sobie o pracy domowej zadanej na ferie. Szkolne korytarze opustoszały, a szwendający się aurorzy nie zachęcali do szlajania się po zmierzchu. Jeszcze miesiąc temu to miejsce tętniłoby życiem. Teraz to tylko wspomnienie. Przystanęli tylko na chwilę, zaczepieni przez jakiegoś Ślizgona, którego imienia Steven oczywiście nie kojarzył. Morda jakby znajoma, ale nic poza tym.  Rudzielec poczekał, aż Eli skończy patrzeć na gościa martwym wzrokiem i odeszli.
                Znieruchomiał w pół kroku i spojrzał zaskoczony na przyjaciela. W pierwszej chwili jakby nie zrozumiał o co go pyta. Wziął głęboki wdech i powoli skinął głową.
                – Jakbym miał komu powiedzieć… – właściwie, to miał. Teraz już miał. Ale nie sądził, żeby Lysandra interesowały sprawy związane z Damienem i Elijahem. Oczywiście, traktował ich związek poważnie, ale wiedział, że musi odgraniczyć jego relację romantyczną od… cokolwiek właśnie się działo – Tak, Elijah, złożę.
                Skinął krótko głową na informację o tym, że Zacky wyjechał. Na zdrowie, miał to gdzieś. Zamknęli się razem z Dylanem w ich dawnym dormitorium, które niczym nie przypominało sypialni, którą tak dobrze znał przez ostatnich sześć lat. Chwycił się z przyjacielem za przedramiona i bez większego zawahania odpowiadał twierdząco na słowa przysięgi. Zmarszczył jedynie lekko brwi, czując, jak magiczne wstęgi nieprzyjemnie zaciskają się na jego skórze.
                Odprowadził spojrzeniem Dylana, tylko trochę przejęty faktem, że Nott bez większych skrupułów wymazał mu wspomnienia z ostatnich kilkunastu minut. To, co mu przekazał było więcej niż szokujące i nawet bardzo niepokojące. Wspomnienia, które przekazał mu Damien nabrały większego sensu, ponieważ wcześniej, niektórych z nich nie potrafił sklasyfikować.
                – Pomyślę, czy da się z nim jakoś skontaktować… Sowa odpada, najlepiej byłoby się spotkać z nim twarzą w twarz, ale nawet, jeśli uda nam się dostać przepustkę na wyjście ze szkoły, nie wiemy czy będzie w posiadłości Prince’ów, a jeśli tak, to czy zostaniemy wpuszczeni.
                Pożegnali się. Steven obiecał odezwać się, jak dojdzie do czegoś istotnego.
                – Co jest z tobą, kurwa, nie tak, człowieku?– obrócił się od znikającej w ciemnym korytarzu sylwetki Notta i znieruchomiał. Mimika twarzy Damiena momentalnie zmieniła się z rozgniewanej w zadowoloną. A potem z zadowolonej w oszołomioną i przerażoną – Kurwa… – rozchylił wargi, łapiąc z trudem powietrze – Kurwa, Steven!
                Ten urywek wspomnienia Damiena wydał mu się teraz jaśniejszy. Na Eliego krzyknął Nie-Prince, a następnie Prince, jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało, odzyskał kontrolę i pobiegł na Wieżę Astronomiczną, żeby go złapać. Ale jeśli teoria Eliego jest prawdą, to Damien wiedział, że opętany imperiusem Nott zmierzał do lochów, aby…
                Zrobiło mu się nieco słabo na myśl, że z dwojga potencjalnych ofiar, postanowił ratować właśnie jego. Pewnie powinien się cieszyć, ale jego Gryfońskie geny nie pozwalały mu na taki luksus.
                Właśnie w takim stanie wpadł na Lucy. W pierwszej chwili nie wiedział, czemu na niego krzyczy, ale zaraz to do niego dotarło.
                – Ach…! Przepraszam! – zaśmiał się nerwowo. Oparł się o barierkę, posyłając jej słaby uśmiech – To nic ważnego, po prostu ja i Eli… – przysięga debilu – Dostaliśmy niepokojące wieści o Princie i trochę się o niego zmartwiłem. Poza tym wszystko gra. – skinął jej głową – Przepraszam, że ci nie powiedziałem… Chciałem, ale miałem wrażenie, że to Lysander powinien ci powiedzieć. – zapomniał, że o tym też chciał powiedzieć Nottowi. No nic, następnym razem. Zresztą, z tego co słyszał, między Florence Malfoy a Elijah też coś się działo, a przyjaciel nic mu nie powiedział, więc może się nie obrazi.
                Oblizał wargi. Coś mu się przypomniało. W domu miał to zdjęcie z przyjaciółmi, na którym był Damien. Może przypadkiem Lucy ma swoją kopię w Hogwarcie.
                – Słuchaj, mam sprawę, nie masz może w szkole tego zdjęcia, które kiedyś zrobiliśmy sobie całą czwórką? Z Elim i Prince’m? Moje ucierpiało podczas kłótni Molly i Setha, chciałbym sobie zrobić nową kopię.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {10/04/24, 06:01 pm}

ELIJAH NOTT


Byli w martwym punkcie. Razem wiedzieli więcej niż każde z nich osobno, ale z nową informacja pojawiały się kolejne pytania. Zostali wykorzystani, wplątani w coś mrocznego i niebezpiecznego, igrano w ich życiami, a oni przez cały ten czas byli nieświadomi. Steven mógł zginąć skacząc z Wieży Astronomicznej, Elijah mógł zostać rozszarpany przez krwiożercze chimery, a Prince… Kim był w tej historii? Czy mieli na niego patrzeć jak na oprawce, czy ja na ofiarę? Czy podarowanie Stevenowi wspomnień było spowodowane wyrzutami sumienia, czy pokręconą grą i kolejną manipulacją z jego strony? I jeszcze to jego dziwne zachowania w trakcie przyjęcia bożonarodzeniowego w posiadłości Malfoyów.

Maine wydawał się niezadowolony nawet tym, że wyjeżdżam na weekend. Jakbyśmy dostali przepustkę mogłyby kazać komuś nas śledzić… W sumie miał rację będąc w stosunku mnie podejrzliwy… Ach ta śmieriożerska krew. — Zakpił.

Zamyślił się na chwilę wpatrując się w nocne niebo za oknem dormitorium. Jakaś część jego chciała pójść do dyrektorki czy aurorów, powiedzieć im wszystko co wie i podejrzewa. Zdjąć ten ciężar z barków i zostawić to za sobą. Tylko jaką miał pewność, że nikt nie zrobi z niego i Florence kozłów ofiarnych. Byliby takim łatwym rozwiązaniem. Maine od początków okazywał im niechęć, z przyjemnością pociągnąłby ich razem z resztą aresztując Lucjusza, Prince’a seniora, Smitha i ich sprzymierzeńców. Czy ktoś w Wizengamot uwierzyłby Florence, że nie miała pojęcia co planował jej dziadek w jej domu rodzinnym? Czy ktoś wysłuchałby tłumaczeń Elijah, że był pod wpływem zaklęcia imperius, gdy wpuszczał chimery do zamku? Tak wielu czarnoksiężników popierający Voldermorta w Pierwszej i Drugiej Wojnie na swoich procesach przysięgało, żę było pod wpływem tego niewybaczalnego zaklęcia.

Wszystkie słowa zostały już wypowiedziane. Wymienili się swoją wiedzą, ale żadne z nich tak naprawdę nie miało pomysłu co z tym dalej zrobić. Gdzieś w umyśle Elijaha zawirowało pytanie czy Steven powiadomić o wszystkim biura aurorów, ale nie wypowiedział je na głos. Zanim oboje opuścili ich dawniej wspólne dormitorium rzucił przyjacielowi krótkie spojrzenie, gdy uderzyła go refleksja czy dobrze zrobił obarczając go to wiedzą i krępując jego samodzielne decyzje poprzez wieczystą przysięgę. Cóż, nie cofnie już tego co się wydarzyło. Zmieniacze czasu zostały zniszczone lata temu.

Florence była na piątym piętrze tuż przed nim. Gdy tylko zszedł z wieży Ravenclawu, dostrzegł na korytarzu dziewczynę zmierzającą pod obrazem z nagim drzewem. Odwrócona do niego plecami, ale nie miał najmniejszych wątpliwości, że to była ona.

— To ja. — Odezwał się, gdy zwolniła słysząc dźwięk jego kroków. — To tylko ja. — Uspokoił ją.

Zatrzymali się przy tajemnym przejściu do pokoju prefektów. Przez pierwsze parę chwil czekał, aż dziewczyną wypowie słowa inkantacji i wpuści ich do środka. To się jednak nie wydarzyło.

— Jak to nie masz różdżki? — Pytanie natychmiast wypadło z jego ust. To nie było jednak miejsce na rozmowy. Byli zbyt blisko wieży krukonów. Ktoś mógłby ich zobaczyć. Ktoś mógłby podsłuchiwać. Rozejrzał się szybko po korytarzu i przytknął swoją różdżkę do płótna. Zawahał się. Czy to on mógł rzucać zaklęcie jeśli nie jest prefektem? Czy pokój nie jest podwójnie chroniony? Jego różdżka była kapryśna i zazdrosna. Nie lubiła, gdy się nią dzielił. Elijah pamiętał jak na trzecim roku Prince próbował za pomocą niej czarować. Proste zaklęcie dotkliwie poparzyło jego palce.

Spojrzał na Florence i skinął głową, aby chwyciła za drewno, sam jednak je nie puścił. Stali blisko siebie trzymając wspólnie jedną różdżkę. Patrzył jej w oczy, gdy wypowiadała słowa magicznej inkantacji. Na namalowanym drzewie powoli pojawił się kolejne liście, po czym magiczne drzwi się otworzyły. Dłoń Elijah dotknęła delikatnie pleców Florence popychając ku pokoju prefektów, rzucił ostatnie badawcze spojrzenie w głąb korytarza i wszedł tuż za nią. Drzwi zamknęły się tuż za nim. Z drzewa opadł wszystkie liście.

W pokoju prefektów panował półmrok oświetlony jedynie słabym światłem księżyca wpadającym przez okno. Elijah rzucił zaklęcie rozpalając ogień w kominku.

Twoja różdżka? Co się z nią stało? — Stali blisko siebie. Tuż na wyciągnięcie ręki. Głos Elijah był spokojny, wodził wzrokiem po jej twarzy. — Lucjusz? Jak rozmowa z nim?

Wielokrotnie zastanawiał się jak potoczyły się wydarzenia poprzedniej noc po tym jak wraz z rodzicami opuścił posiadłość Malfoyów. Nie czuł strachu, nie przez działanie pierścienia, wątpił, że Lucjusz Malfoy mógłby ją skrzywdził. Był spaczonym, opętanym ideą czystości krwi mężczyzną, ale troszczył się o swoją rodzinę, tak przynajmniej zawsze wydawało się Elijah’y, miał nadzieję, że w tej kwestii się nie mylił.

Dlaczego nie powiadomiłaś jeszcze Ministerstwa? — Znał odpowiedzieć na to pytanie. Bo się bała jak on. Bo walczyła z myślami. Bo zdradziłaby wtedy własną rodzinę. Zbliżył się do Florence, odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. — Dowiedziałem się czegoś. — Zaczął powoli. Ciepło i magia emanująca z pierścieniem wezbrała na sile. — To ja wpuściłem do Hogwartu chimery… — W pokoju prefektów było strasznie cicho. — Pod wpływem imperiusa.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {10/04/24, 10:17 pm}

LUCY SKAMANDER

             Lucy uniosła lekko brew. Oczekiwała, że Steven zdradzi jej coś więcej, ale postanowił to wszystko przemilczeć. Szczerze mówiąc nieco ją to zabolało. Rozumiała Florence, że nie chce zwierzać się jej ze swoich problemów. Przecież nie były przyjaciółkami. Ba! Praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiały. Ale Steven? Nie potrafiła uwierzyć w to, że znów coś przed nią ukrywał. Szczególnie, że miało to związek z Damienem Prince’m. On też w końcu należał do jej przyjaciół i skoro działo się coś niedobrego, to chyba miała prawo o tym wiedzieć. Ale przecież była tylko cichą Lucy Skamander. Wiecznie pomijaną i niezauważalną.
             Pokiwała lekko głową, kiedy wspomniał o zdjęciu. Stało oprawione w ramkę zaraz obok jej łóżka.
             -Zaczekaj… Zaraz je przyniosę – powiedziała po czym odwróciła się i weszła w górę po schodach. Szybko rozwiązała zagadkę przy wejściu i od razu udała się do dormitorium dziewcząt. Większość dziewczyn z jej pokoju już spała, więc najciszej jak potrafiła przemknęła do swojego łóżka, skąd zabrała zdjęcie, a następnie wróciła z powrotem do Stevena.
             -Trzymaj – podała mu ramkę.
             -Więc co się dzieje z Damienem? – spytała zaplatając dłonie na piersi i uważnie przyjrzała się Weasleyowi. Martwiła się, kiedy Steven wspomniał o tych niepokojących wieściach. Wiedziała, że przed tym, zanim jego rodzice zabrali go do domu to trafił do skrzydła szpitalnego. Dlatego też dość mocno się zaniepokoiła. Jednak Steven milczał. Pierwsza sekunda, druga sekunda, trzecia sekunda i nic…
              -Poważnie, Steven? Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Też się o niego martwię – rzuciła. Zaczynała się robić coraz bardziej sfrustrowana i zła. Ostatnio czuła, że w pewnym stopniu ich paczka zupełnie się od siebie oddalała. Nie miała pojęcia co było tego powodem, ale zaczynała coraz bardziej czuć się samotna. Steven zaczął spędzać ostatnio dużo czasu z Lysandrem, Elijah z Flo, a ona… nie miała nikogo.
           Powoli wciągnęła powietrze i tak samo powoli je wypuściła.
            -Dobra. W porządku. Nie chcesz to nie mów. Miejcie sobie te swoje tajemnice. Mam to gdzieś. Idę do łóżka – warknęła. Wiedziała, że już nieco emocje wzięły nad nią górę, ale nie mogła tego powstrzymać. Jej słowa same wyleciały niekontrolowanie z jej ust.
          Zanim Steven zdążył cokolwiek zrobić, odwróciła się do niego plecami i czym prędzej pognała w górę schodów. Czuła jak jej oczy powoli zachodzą łzami. Nie sądziła, że ta rozmowa tak się skończy, ale jej złość i frustracja musiały znaleźć jakieś ujście. Czy ona nie była warta zaufania? Najpierw sprawa z Lysandrem, a teraz to… Uważała, że nie zasłużyła na to.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {11/04/24, 06:17 pm}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

               Idąc korytarzem cały czas miała w głowie to, jakie nowe informacje zdobył Elijah. Podświadomie była nimi przerażona. Zadawała sobie pytanie czy może być jeszcze gorzej, niż jest teraz, ale szybko odpowiedziała sobie na to pytanie. Oczywiście, że może.
Zwolniła, kiedy usłyszała za sobą czyjeś kroki i mimowolnie odwróciła się przez ramię, aby ujrzeć osobę, która za nią podążała. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała głos Notta. Nawet nie wiedziała, jak bardzo ucieszyła się, widząc jego twarz. Nie sądziła, że aż tak mocno będzie jej go brakować.
               Zerknęła na obraz, który otwierał przejście do pokoju prefektów i zaklęła w myślach. Jak ona teraz miałaby je otworzyć.
                  -Nie mam różdżki – wyznała przeczesując swoje kosmyki włosów. Raczej nie sądziła, aby przejście otworzyło się pod zaklęciem wypowiedzianym przez krukona. Przysunęła się bliżej niego i dotknęła dłonią trzonu jego różdżki. Wypowiedziała odpowiednie zaklęcie i po chwili, ku jej uldze, drzewo pięknie rozkwitło ukazując im drzwi. Weszli do środka. Elijah za pomocą zaklęcia rozpalił ogień w kominku, który przyjemne rozświetlił pomieszczenie ciepłym światłem. Florence przysunęła się bliżej ognia, bo dopiero teraz poczuła jak bardzo jej dłonie są zimne. Nie wychodziła na zewnątrz, a mimo to w murach zamku panował przenikliwy chłód, a ona jakoś nie miała czasu, ani chęci, aby wybrać się do lochów po jakiś cieplejszy sweter czy bluzę.
               Uniosła na niego wzrok, a potem ciężko westchnęła przypominając sobie sytuację sprzed kilkudziesięciu minut.
               -Maine mi ją skonfiskował. Dowiedział się, że zamieniłam Westa w świnię i postawił mi ultimatum. Albo odbiera mi różdżkę albo mnie zawiesza i wracam do domu. A jak dobrze wiesz wolałabym trzymać się od tego miejsca z daleka – powiedziała, a na samą myśl o czających się w piwnicach Chimerach, nieprzyjemny dreszcz przebiegł po jej plecach –No i jutro mam do odbębnienia szlaban po zajęciach.
             Wzruszyła ramionami. Akurat tego mogła się spodziewać, chociaż cały czas zastanawiała się czy przypadkiem Maine nie pomylił się co do miejsca. Może jutro postara się odnaleźć profesora Gustova i sama go o to zapyta.
              Na pytanie o jej dziadka i ich wczorajszą rozmowę tylko lekko pokręciła głową.
                -Nic ważnego. Na siłę próbował przekonać mnie do małżeństwa z Westem. Chyba nie był zbytnio zachwycony, kiedy powiedziałam mu, że nie łatwo mną tak łatwo manipulować jak moją babcią czy ojcem i że sama mogę wybierać z kim chcę się spotykać, a z kim nie – powiedziała i popatrzyła w jego oczy. Przez moment zastanawiała się jak to możliwe, że po tak krótkim czasie udało mu się sprawić, że Florence tak szybko się w nim zadurzyła. A może to uczucie kiełkowało już w niej dawno, tylko potrzebowało jakiegoś bodźca, aby móc wydostać się na zewnątrz.
               -Chyba nie za bardzo podoba mu się nasz związek – dodała z lekkim uśmieszkiem na ustach.
             Wiedziała, że w dużej mierze robili to pod publikę, a w rzeczywistości właściwie kim dla siebie byli? Przez to wszystko co się działo nie zdążyli jeszcze o tym na poważnie porozmawiać. Całowali się. I to nie raz. Jednak żadne z nich nie zadeklarowało swoich uczuć względem siebie.
             Kiedy Elijah wspomniał o Ministerstwie poczuła jakby dostała czymś ciężkim w głowę. Momentalnie opuściła wzrok na swoje buty i oparła się plecami o tył kanapy, jakby chcąc w ten sposób mieć pewność, że jej nogi ze stresu nie odmówią jej posłuszeństwa.
              -Ja… - zaczęła cicho nie wiedząc co odpowiedzieć. Powiadomienie Ministerstwa o tym czego się dowiedziała powinno być priorytetem. W końcu im szybciej to zrobi, tym mniejsza szansa na powodzenie ich planu i ocalenie jak największej liczby ofiar. Mimo wszystko nie potrafiła się na to zdobyć. Podjęcie takiej decyzji liczyło się z wieloma konsekwencjami. Doprowadziłaby do tego, że już nigdy nie zobaczyłaby swoich dziadków. Nie wiedziała, czy ją również nie posądziliby o współudział. Było tyle niewiadomych, że tak naprawdę sama nie wiedziała co powinna z tym wszystkich zrobić.
             -Nie wiem. Powinnam to zrobić, wiem tyle, że…chyba po prostu za bardzo się bałam – powiedziała ściskając ze sobą swoje palce.
             Kiedy odgarnął jej włosy za ucho z powrotem na niego spojrzała, a po jego słowach po prostu zdębiała. To on wpuścił Chimery? Ale… Jak to możliwe?
                -Co? Jak? – zapytała nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Ktoś rzucił na niego klątwę? Zupełnie nie rozumiała kto mógłby zrobić coś takiego. Kiedy zaczął mówić o swoich podejrzeniach wobec Damiena Prince’a, jej oczy coraz bardziej się rozszerzały.
               -To… totalnie popieprzone, Elijah – odparła kręcąc głową. Nie potrafiła tego pojąć. Kolejna informacja, która wręcz zwaliła ją z nóg.
              Zapadła chwila ciszy między nimi. Tym razem już na nią nie patrzył, a zawiesił wzrok w jakimś mniej określonym punkcie. Wiedziała, że to wszystko musiało być dla niego trudne. Delikatnie ujęła jego policzek w dłoń i zwróciła jego twarz ku sobie.
               -Tak jak wcześniej mówiłeś, poradzimy sobie z tym – powiedziała przejeżdżając delikatnie kciukiem po jego skórze.
               -Musimy na spokojnie usiąść i zastanowić się co dalej, ale już nie dzisiaj, dobrze? I tak już dziś nic nie wymyślimy – jej kącik ust uniósł się delikatnie.
             Sytuacja, w której się znaleźli była naprawdę dramatyczna. Wiedziała jednak, że nie udźwigną tego sami. Będą potrzebowali pomocy. Jednak nie była pewna czy to właśnie Ministerstwo było tą instytucją, gdzie mieliby zwrócić się o tą pomoc. Nie chciała jednak tego roztrząsać. Nie teraz, kiedy obydwoje byli w rozsypce.
             Przybliżyła się do niego i musnęła czule jego wargi.
               -Zapomnijmy o tym co się dzieje tylko przez chwilę… - szepnęła muskając swoim oddechem jego usta. Chyba potrzebowali jakieś odskoczni. Czegoś co sprawi, że zupełnie zapomną o tym co się działo za drzwiami pokoju prefektów.
            Delikatnie pogłaskała dłońmi jego klatkę piersiową ukrytą pod koszulą. Gęsta atmosfera między nimi wypełniła pomieszczenie. Teraz liczyła się tylko ona i on. Nie jej rodzina i spiski, nie Grindelwald ani Prince… Tylko oni. Ich spojrzenia były tak intensywne, że gdyby mogły palić to obydwoje staliby teraz w płomieniach.
            Jej palce musnęły skórę na jego szyi i przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie tak, że teraz czuła bijące od niego ciepło i zniewalający zapach. Pożądanie wisiało w powietrzu, a ona jedyne o czym teraz marzyła do maksymalnie ukrócić ten dzielący ich dystans. Pocałowała go. Na początku nieco niepewnie jakby bała się, że ją odrzuci. Że skarci ją za to, że w takiej sytuacji potrzebowała jego uwagi i bliskości. Tak się jednak nie stało. Rozchylił jej wargi i odwzajemnił pocałunek, który z każdą chwilą robił się coraz intensywniejszy. Czuła jak ją obejmuje. Jak jego dłoń powoli i dokładnie bada jej ciało skrywane pod ubraniem. Palące pragnienie go rozlało się po jej ciele. Szybkimi ruchami rozpinała kolejne guziki jego koszuli, która szybko opadła na podłogę. Dotknęła chłodnymi dłońmi jego rozgrzanego ciała, podczas kiedy on równie szybko pozbywał się jej ubrań. Bluzka znalazła swoje miejsce za nim, a spodnie opadły zaraz obok kanapy. Zaraz potem obydwoje stali naprzeciw siebie w samej bieliźnie. Ich oddechy były przyśpieszone, kiedy oderwali się od swoich warg, a ich skóra płonęła od nadmiaru gorąca.
             Florence przysiadła na oparciu kanapy i powoli zaczęła obcałowywać jego policzek i szczękę. Czuła jak jego dłoń powoli zbliża się do zapięcia jej biustonosza, ale po chwili zatrzymała się. Nieco zaskoczona oderwała się od jego skóry i popatrzyła na jego twarz pytająco, w głębi siebie bojąc się, że trochę się pośpieszyli. Że może jednak Elijah nie czuje do niej tego co myślała.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {14/04/24, 11:00 am}

S t e v e n        W e a s l e y
Jak się skomczyccie cimcirimcim, to zróbmy następny dzień i wjazd Prince’a, maybe?

                Cóż, tak… Nie miał pojęcia co powiedzieć. W jego głowie pojawiła się absolutna pustka, nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Był chory? Ale na co? Nim zdążył coś z siebie wykrztusić, minęło zbyt wiele czasu. Lucy straciła cierpliwość. Zbyt wiele kłamstw i tajemnic… Stał jeszcze chwilę w bezruchu na korytarzu, patrząc na przejście, w którym zniknęła Skamander.
                Powoli opuścił wzrok i skupił go na trzymanej fotografii. Podobizna Prince’a uśmiechała się do niego i machała z tym samym ADHD, z jakim go zapamiętał. Ale czy to ADHD i ten uśmiech były w ogóle prawdziwe? Przesunął wzrok na Elijaha, a potem na Lucy, unikając patrzenia na swoją bladą twarz i szpiczasty nos. Czy cokolwiek na tym obrazku było w ogóle prawdziwe?
                Przybliżył fotografię do twarzy, mrużąc powieki w słabym świetle.
                – Brązowe. – mruknął, odsuwając zdjęcie. Prince ma brązowe oczy. Albo czarne. Jutro powie Elijah. Nie miał już nastroju na szlajanie się po zamku, a poza tym, było dość późno.
                Udał się do swojej prywatnej komnaty, gdzie spodziewał się, że Lysander będzie już na niego czekał. Po drodze czuł na sobie spojrzenia aurorów. Zastanawiał się czy to wina plotek, które chodzą wśród uczniów czy to tylko  jego paranoja. Miał nadzieję, że to tylko jego paranoja.
                – Cześć. – przywitał się z Lysandrem i odłożył zdjęcie na swoje zabałaganione biurko. Nie mieszkał w tym pokoju zbyt długo, ale zdążył już usypać dwa stosiki pergaminów, pełnych jego drobnego, pochyłego pisma. Lubił robić notatki do rzeczy, nad którymi pracował. Prawdopodobnie, jakby ktoś poświęcił wystarczająco dużo czasu na przeglądanie tych stert, znalazłby z niejedną listę z rankingiem różnych rzeczy, przez ulubione książki przeczytane w zeszłym roku po… bardziej osobiste rzeczy. Możliwe, że którejś bezsennej nocy zrobił listę ulubionych rzeczy w Lysandrze. Ale potem ją schował, żeby przypadkiem nic nie znalazł.
                – Chyba pokłóciłem się z twoją siostrą… – westchnął ciężko, opadając na poduszki – Jutro spróbuję z nią porozmawiać. – dodał pośpiesznie, licząc, że Skamander póki co, odpuści.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Heartstorm
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {16/04/24, 10:28 pm}

Elijah Nott


Nie odrywał od niej wzroku. Widział szok wypisany na jej twarzy, gdy przyznał się do wpuszczenia bestii do Hogwartu. Myślał. Czy powinien mówić wszystko ? Wyznać, że Prince rzucił na niego imperiusa? Było więcej niż pewne, że to… To wszystko co działo się z Princem - czymkolwiek to było - dotyczyło chimer i spisku w który uwikłany był jej dziadek. Byli w tym razem. Razem zeszli do piwnicy w posiadłości jej dziadków. Razem widzieli zamknięte w klatkach chimery i żadne z nich do tej pory nie zawiadomiło odpowiednie służby.

Polana płonące w kominku wydały przyjemny dla uszu trzask, gdy pękały pod wpływem ciepła. Ogień rozświetla pokój prefektów czerwono-pomarańczowym blaskiem. Niebo za oknem było bezchmurne, obsypane gwiazdami. Ta noc mogłby być taka przyjemna, gdyby nie słowa padające z ust Elijah. Dzielił się swoja wiedzą i podejrzeniami. Fragmenty układanki, które złożył w całość. Bal bożonarodzeniowy, imperius, chimery. Krew na jego rękach, chociaż przez tygodnia nie miał o tym pojęcia. Jego głos był monotonny, zmęczony.

— Tak. — Przyznał jej rację. To wszystko było popieprzone. Irracjonalnie popieprzone. Historia niemal wyrwana ze stron nieprzemyślanej książki dla młodzież. Odchylił głowę. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit, jakby gdzieś na nim ukryta była odpowiedź.

Delikatna dłoń na jego policzku. Spojrzał na Florence, ale jego wzrok był pusty i nieobecny. Stała blisko niego. Docierał do niego sens jej słów. Skinął lekko głową. Poradzą lub nie. Obserwował ją uważnie, gdy unosiła się na palcach. Delikatny pocałunek, ledwie muśniecia. Obietnica… Groźba. Zawsze wiedział, że Florence Malfoy może być jego zgubą.

Miała chłodne dłonie. Ta jedna myśl rezonowałą w jego głowie. Miała zimne dłonie, gdy krew płynąca w nim niemal zaczynała wrzeć i palić go od środka. Zakrył swoją dłonią jej i ścisnął delikatnie. Nie odrywał od niej oczu. Nie mógł, nie potrafił, nie chciał. Kolejny pocałunek. Miękkie usta dziewczyny na jego. Chyba tonął. Całkowita utrata kontroli. Odwzajemnił pocałunek. Powoli, ostrożnie. Jego ręce znalazły się na jej ciele. Wędrują, badają.

Coś między westchnieniem, a cichym jękiem wyrwało się z ust Elijah’y, gdy jego koszula upadła na ziemię,a zimne dłonie Florence sunęły jego rozgrzanej skórze. Czuł jak jego magia wibrowała, pożądanie rozlewało się gorącymi falami po jego ciele, uspokajający czar pulsował z jednego z pierścieni.

Pocałunki Elijah stawały się coraz bardziej zaborcze, wygłodniałe. Znajduję miejsce pomiędzy jej nogami. Jego ręce wędrują w górę i dół, jakby chciały poznać każda wypukłość i wklęsłość jej działa. Ściskają miękkie uda, wędrują wzdłuż kręgosłupa. Palce natrafiają na materiał biustonosza i zamierają. Bierze szybki wdech przez zęby.

Czuł jak mięśnie Florence spinają się pod jego palcami. Odsunęła się od niego, ich spojrzenia się spotkały. Widział zdziwienie i zwątpienie w jej oczach. Zwątpienie w oczach Florence Malfoy. Nie powinno tak być. Nie ona. Nie patrząc na niego. Pokręcił powoli głową nie odrywając od niej wzroku. Przyciągnął ją do siebie, przycisnął swoje biodra do jej ciała. Pragnął jej. Całkowicie, obezwładniająco, boleśnie.

— Niewiarygodne. — Schował twarz w jej włosy. Wymruczał kilka słów po francusku. Cicho, bardziej do siebie niż do niej. — To powinno być oczywiste. Czuję się pijany od samego patrzenia na ciebie. — Zacisnął palce na jej biodrach, a jego głowa opadła na zagłębienie między jej ramieniem a szyję. — Merlinie… Powinienem być dla ciebie taki oczywisty. — Mamrotał cicho, Jego wargi muskały jej skórę z każdym słowem. — Ja nigdy… — Pokręcił głową — Ja nie wiem co robię. Ja nigdy nie…Dalej, drwij… — Zmusił się, aby unieść głowę, a gdy ich spojrzenia się ponownie spotkały oddech zamarł mu w płucach.

Wszystko ucichło. Nie słyszał już pękających w ogniu polan. Jedynie dudnienie własnego serca. Czas zwolnił. Objął twarz Florence w dłoniach. Skubnął ustami jej wargę. Nie łagodzi to jego głodu, a wręcz nasila. Patrzy jej w oczy, dreszcz przebiega po jego ciele, gdy dostrzega w nich to samo pragnienie. Jego usta znów opadły na jej. Całował ją. Wygłodniałe. Desperacko. Jego ręce wędrują w dół ku jej szyi, piersiach i w tył ku zapięciu. Nie przerwa pocałunków, gdy jego palce zsuwały ramiączka biustonosz z jej ramion.

Wsunął ręce pod jej uda i uniósł ją. Instynktownie objęła, go nogami w pasie. Westchnął w jej usta, czując jak jej piersi przyciskają się do jego klatki piersiowej. Zrobił zaledwie parę kroków nim oboje opadli na kanapę.

— Tak? — Ciche pytanie, prawie szept, jakby się bał, że każdy głośniejszy dźwięk mógłby wszystko zrujnować. Górował nad dziewczyną opierając się na przedramionach. Kolejny pocałunek. I następny. I jeszcze jeden.

Resztki rozsądku przebijają się do jego świadomość. Podniósł się. Chwycił różdżkę, która wystawała z kieszeni spodni leżących tuż przy kanapie. Rzucił zaklęcie antykoncepcyjne. Świetlista kula pojawiła się pomiędzy nimi i w ułamku sekundy rozdzieliła na dwie mniejsze, które od razu uderzyły w podbrzusza Elijah’y i Florence. Czuł łagodne ciepło rozchodzące się po jego brzuch. Jego wzrok zamarł na ciele dziewczyny. Miejscu w którym zniknęła jego magia, tuż nad materiałem jej majtek. Jego oczy zaszły mgłą. Wpatrywał się w nią spod wpół przymkniętych powiek. Oddychał ciężko. Leżała przed nim. Naga. Jasne włosy rozrzucone na poduszce. Sutki stwardniałe od chłodu i podniecenia. Chwycił jej pierś, przesunął po niej kciukiem. Nigdy nie wyrzuci tego obrazu z głowy.

Patrzył jej w oczy, gdy zsuwał jej majtki. Są całkowicie nadzy, gdy znów się nad nią pochyla. Jej uda obejmują jego biodra. Mamrocze ciche przekleństwa w jej włosy, gdy powoli wyślizgiwał się pomiędzy jej nogi. Dyszy ciężko napierając na nią. Czuł opór, który powoli pokonał. Ciało Florence się napina, a on zatrzymuję się. Całuję ją dopóki się nie rozluźni. Jego ramię wsunęła się pod jej plecy przyciskając do siebie, wycofuje się i znów napiera. Z każdym kolejnym pchnięciem jego ciało przechodzą dreszcze.

Krew pulsuje mu w żyłach. Jest oszołomiony smakiem i ciepłem Florence. Jego ciało dopasowują się do jej. Dyszy i jęczy w jej usta. Czuje kropelki potu na swoich plecach i czole. Jego pocałunki stają się niechlujne. Biodra poruszają się coraz szybciej.

Odsuwa się. Jego oczy błądzą po jej twarzy i ciele. Obejmuje dłonią jej szyję, a kciuk wpycha do jej ust. Zaciska szczękę. To zbyt dużo. Za wiele. Jego biodra szarpią się jeszcze parę razy. Z jego gardła wyrywa się niski jęk, a przyjemność narastająca przyjemność krystylizuję się i rozlewa po jego ciele. Opada na nią. Ich ciała są spocone od potu. Leży na niej dysząc ciężko i próbując złapać oddech. Czuję jak szybko bije jej serce.

Wysuwa się z niej i podnosi na przedramionach.

— Okey? — Twarz była zarumieniona. Wilgotne włosy przykleiły się do czoła. Jego oczy były jasne i przejrzyste, na te parę chwili pozbawione trosk.

Rozgrzane, spocone ciała były podatne na chłód panujący w pokoju prefektów. Podniósł z podłogi swoją koszulę i transmutował ją w koc. Kładzie się obok Florence i przykrywa ich. Powinni się umyć, ale jeszcze nie chce wypuszczać ją z ramion. Jeszcze nie teraz. Splata ich palce.

— Jest już po ciszy nocnej. Dostaniemy szlaban jeśli przyłapią nas na korytarzu.

— W takim razie chyba jesteśmy skazani na spędzenie całej nocy razem.

Tych słów oczekiwał, je chciał usłyszeć. Potwierdzenie, że zostanie tu z nim.

— Szlaban nie brzmi wcale tak źle. — Zażartował. Przyciągnął ją jeszcze bliżej. Florence się w niego wtuliła, schowałą twarz w między jego szyję i ramię. Jej ciepły oddech przebiegał po jego skórze. Elijah oparł podbródek na jej głowie.

Czas mijał. Polana w kominku powoli się wypalały, a w pomieszczeniu robiło się coraz ciemniej. Leniwie owijał kosmyki włosów Florence w okół palca. Czuł przyjemne ciepło wtulonego w niego ciała. Jego powieki robiły się coraz cięższe. Coraz bardziej senne, nie chciał już z tym walczyć.

— Chyba się w tobie zakochuje.

Zamarł słysząc te słowa. Patrzył na nią intensywnie.

— To naprawdę głupi pomysł. — Odpowiada niskim, zachrypniętym głosem. Jego słowa rozbrzmiał nieprzyjemnie po pokoju prefektów.

Zapadła nieprzyjemna cisza. Elijah odwrócił wzrok ku ogniu z kominka. Dziewczyna zaczęła się wiercić. Przyciągnął ją znów do siebie, wtulił twarz w jej włosy.

— Zostań.

Zostaje z nim. Kreślił leniwe kółka na skórze dziewczyny. Jej oddech staje się powolny i miarowy. Zasnęła w jego ramiona, a on chwile po niej.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {17/04/24, 10:08 am}

FLORENCE BEATRICE MALFOY

              Oczy jej się rozszerzyły, kiedy chłopak wypowiedział te słowa. On… Nigdy tego nie robił? Ta informacja sprawiła, że na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Wcale nie uważała, że było to coś czego powinien się wstydzić, a już na pewno nie miała zamiaru z niego drwić. Szczególnie, że ona też nie miała w tym temacie doświadczenia. Właściwie to było to całkiem urocze. To, że była jego pierwszą.
              Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo znów ją pocałował. Tym razem intensywniej i bardziej zaborczo. Niemalże od razu odwzajemniła każdy jego pocałunek. Każde jego muśnięcie palców paliły w miejscach, w których dotykał jej ciała. Uniósł ją, a ona oplotła go nogami w pasie nie odrywając się od jego warg. Już nie było jej zimno, a wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że cała płonie.
               -Elijah… - wyszeptała cicho jego imię, które teraz brzmiało w jej ustach tak słodko i niewinnie.
               -Nie przestawaj - dodała czując jak jego dłonie badały każdy skrawek jej ciała, a usta wyciskały na jej wargach coraz to bardziej zachłanne pocałunki. Miała wrażenie, że zaraz zwariuje.
              W pewnej chwili oderwał się od niej. Uważnie obserwowała jak chwyta w dłonie różdżkę i wypowiada zaklęcie, które miało ich chronić przed niepożądanymi skutkami ich zabawy. Czuła, że się mocno rumieni, kiedy leżała przed nim nago. Widziała jak uważnie ilustruje ją wzrokiem. Oblizała wargi, kiedy uważnie obserwowała każdy jego mięsień. Wzrok zsuwał się coraz niżej na jego klatkę piersiową, brzuch, a potem zatrzymał się na materiale jego bokserek. Niewiele myśląc chwyciła palcami za gumkę przytrzymującą bieliznę na jego biodrach i powoli zsunęła ją w dół.
            Teraz już nie było odwrotu, kiedy umiejscowił się pomiędzy jej nogami. Ścisnęła uda na jego biodrach, cały czas nie spuszczając z niego wzroku, który był pełen emocji i pożądania. Jej serce coraz mocniej wybijało rytm na jej klatce piersiowej.
             Zacisnęła palce na jego ramionach, kiedy się w nią wsunął i mocno się spięła czując ból. Nieprzyjemny i nieznośny. Skupiła się na jego pocałunkach, chociaż w pierwszym momencie  miała ochotę się wycofać, ale chwilę później ból ustał i przerodził się w czystą, niespodziewaną przyjemność.
             Z każdym jego pchnięciem wydobywała ze swoich ust cichy jęk, który był tłumiony przez pocałunki. Jej dłonie błądzą po jego ciele, zaciskają się na jego skórze i włosach. Zaplotła nogi na jego biodrach tym samym przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Jakby chciała poczuć go jeszcze głębiej i mocniej. Miała ochotę krzyczeć. W pewnym momencie poczuła jak całe napięcie znajduje ujście. Jej ciało momentalnie zesztywniało. Poczuła przyjemne dreszcze. Głośniejszy jęk wyrywał się z jej ust prosto w jego wargi. Przyglądała mu się zamglonym wzrokiem, kiedy się odsunął i spojrzał na jej twarz. Dreszcz ekscytacji przeszedł przez jej ciało, kiedy powoli wsunął kciuk do jej ust. Po raz kolejny poruszył biodrami, a ona wydała znajduje kolejne westchnięcie. Czuła jak przyspiesza. Jak jego ruchy stają się niekontrolowane. Przymknęła oczy rozkoszując się każdym pchnięciem, aż w końcu jej ciało wygięło się czując jak szczytuje po raz kolejny.
             Opadł na nią, a ona starała się wyrównać oddech i uspokoić kołotanie serca. Okey? Czy on naprawdę pytał o to czy było okey?
             Zaśmiała się cicho pod nosem po czym ujęła jego policzki w dłonie i złożyła na jego ustach kolejny pocałunek. Słodki i czuły.
              -Było cudownie - szepnęła bo na głośniejszy ton nie miała siły.
            Ułożyli się wygodnie na kanapie, a on przykrył ich kocem stworzonym z jego koszulki. Przyglądała mu się uważnie teraz doskonale widząc jego twarz.
                -W takim razie chyba jesteśmy skazani na spędzenie całej nocy razem - powiedziała, a kącik jej ust powędrował ku górze. Przejechała kciukiem po wierzchu jego dłoni, a następnie wtuliła się w jego klatkę piersiową. Przyjemny zapach Notta wymieszany z delikatną nutą potu uderzył w jej nozdrza. Mogłaby tu z nim zostać. Zupełnie zapomnieć o tym co działo się za drzwiami tego pokoju.
            Delikatnie głaskała palcami jego klatkę piersiową, zastanawiając się co się właściwie działo między nimi. Nie mieli jeszcze okazji aby o tym porozmawiać. Dlatego też uznała, że to był właśnie ten moment, aby wyznać chłopakowi swoje uczucia względem niego. Powoli podniosła na niego wzrok.
              -Chyba się w tobie zakochuje - wypaliła uważnie obserwując jego reakcję. Patrzył na nią intensywnie jakby zupełnie nie spodziewał się takich słów z jej ust. Jednak to ona nie spodziewała się tego co właśnie powiedział. „To naprawdę głupi pomysł”. Głupi.
              Niemalże od razu pożałowała swoich słów. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w piersi. Nie wiedziała czego właściwie od niego oczekiwała. Że powie, że on też czuje do niej coś więcej? Że odwzajemni jej uczucie?
            Spuściła wzrok nie mogąc dłużej wytrzymać jego spojrzenia. Chciała wstać i udać się do łazienki, ale przytrzymał ją przy sobie.
             -Zostań - wyszeptał, a ona nie potrafiła mu odmówić. Poza tym była już naprawdę zmęczona. Odwróciła się jednak do niego plecami. Zamknęła oczy i chwilę później usnęła.

 ***

              Obudziła się następnego poranka. Jego ramiona cały czas były zaplecione wokół niej. Zerknęła na niego przez ramię i odetchnęła głęboko, kiedy do jej głowy docierały wydarzenia z poprzedniej nocy. Zupełnie tego nie rozumiała. Całowali się. Byli wobec siebie czuli. Na Salazara przecież kochali się ze sobą! A on znów sprawił, że poczuła się odrzucona i zraniona. Po raz kolejny wyszła na idiotkę. Czuła, że to był moment, który dużo zmieni w ich relacji.
              Powoli wyswobodziła się z jego uścisku starając się go nie obudzić. Zebrała z podłogi swoje ubrania i udała się do łazienki. Czuła, że jej ciało nieprzyjemnie pachniało po wczorajszej nocy więc czym prędzej weszła pod prysznic. Gorące krople wody objęły całe jej napięte ciało. Nie wiedziała co powinna teraz zrobić. Żałowała swojego wyznania. Do jej głowy przyszły słowa, które wypowiedział Elijah, kiedy byli na schodach prowadzących do Wieży Astronomicznej. „Nie ma w tym żadnej gry”. Czy były one prawdą? Czy faktycznie bawił się nią jak niczego nieświadomą zabawką? Potarła dłonią twarz. Czy jej zmartwienia się kiedyś skończą?
              Wyszła z łazienki już ubrana. Elijah nadal był pogrążony w głębokim śnie. W myślach stwierdziła, że musiał być wczoraj naprawdę zmęczony. Może to i lepiej. Chyba nie chciała z nim teraz kontynuować wczorajszej rozmowy.
               Opuściła pokój prefektów. Na szczęście jej osoba wychodząca z tajemnego przejścia nie była dla nikogo dziwna. W końcu ona sama należała do grupy prefektów.
              Skierowała się na śniadanie. Niezbyt uśmiechało jej się wracanie na zajęcia. Tyle rzeczy zajmowało teraz jej myśli, że nie będzie potrafiła skupić się na żadnej lekcji. Przysiadła przy stole domu węża i od razu zwróciła uwagę na dziewczynę siedzącą pośród uczniów Ravenclawu. Szukająca Krukonów zawzięcie dyskutowała o czymś z pozostałymi koleżankami, a kiedy jej wzrok spotkał się z wzrokiem Florence nagle umilkła i posłała jej niezbyt przyjemne spojrzenie. Blondynka zastanawiała się czy Rebekah Sevilla byłaby odpowiedniejszą partią dla Notta. Byla zgrabna, ładna, inteligentna, wygadana… i co najważniejsze jej rodzina nie była zamieszana w morderstwa.
              -Hej Flo! - Emma nagle pojawiła się obok niej zupełnie odciągając jej myśli od Sevilli.
              -Gdzie byłaś w nocy? Ostatnio coraz częściej cię nie ma w pokoju. Czyżbyś poznawała się lepiej z Elijah’ą Nottem? - spytała rozbawiona i lekko szturchnęła ją w ramię. Florence zerknęła na dziewczynę i lekko uniosła brew. Doskonale wiedziała, że Emma lubiła plotki. I nie chcąc pokazywać jej, że właśnie trafiła w swoich przypuszczeniach, przybrała chłodny wyraz na swojej twarzy i pokręciła głową.
                 -Potrzebowałam chwili dla siebie. Pokłóciłam się z ojcem. Znów. Wiesz jaki on jest. Już od kilku dni czekam aż odpisze na mój list, dlatego potrzebowałam spokoju, aby napisać i wysłać mu kolejny. Już mniej przyjemny - uśmiechnęła się. Emma zdawała się kupić jej wersję wydarzeń, bo już nie podpytywała. Zamiast tego zaczęła bombardować Florence nowinkami, które były na językach Ślizgonów. Nie było w nich nic co przykułoby większą uwagę dziewczyny.
              -Słyszałaś o tym, że profesor Gustov i profesor McGonagall są w Ministerstwie? Nie wiadomo kiedy wrócą - ta informacja była dla Flo dość zaskakująca. Maine wspominał o nieobecności dyrektorki ale nic nie wspominał o opiekunie ich roku. To do kogo w takim razie miała udać się po lekcjach? Będzie musiała później się tego dowiedzieć.


Ostatnio zmieniony przez Kalsi dnia 18/04/24, 09:07 am, w całości zmieniany 2 razy
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {18/04/24, 09:00 am}

LYSANDER SKAMANDER

          Chwilę spędził czasu ze swoimi kolegami z domu. Nie mógł zaprzeczyć, że trochę się za tym stęsknił. Ostatnio zaniedbał te znajomości, ale przez to, że Adam Matthews nabijał się ze Stevena i nakręcał pozostałych to nieco się od nich odciął. Na szczęście Gryfon poszedł po rozum do głowy i przeprosił Lysandra. Co prawda blondyn wolałby, aby chłopak przeprosił Stevena, ale stwierdził, że wszystko małymi kroczkami. Może w końcu ludzie przejrzą na oczy, tak samo jak on.
           W końcu stwierdził, że to czas na spotkanie z Weasleyem w jego prywatnej kwaterze. Miał nadzieję, że chłopak nie zapomniał o jego wygranym zakładzie. Spakował kilka rzeczy do torby, po czym wyszedł z dormitorium i skierował się na odpowiednie piętro w zamku.
            Zapukał, ale nikt nie otwierał. Chwilę poczekał pod drzwiami, aż w końcu nieco się znudził i bezpardonowo wsunął się do środka. Wcześniej jakoś nie miał okazji przyjrzeć się wystrojowi pokoju. Był… dość prosty. Nic nadzwyczajnego, oprócz stosu pergaminów leżących na biurku. Uśmiechnął się i lekko pokręcił głową. Ah ci Krukoni. Lucy też miała kiedyś taki okres, kiedy uczyła się do egzaminów. Wszystko rozpierdzielone na biurku i podłodze. Aż w końcu coś się jej przestawiło i zaczęła być bardzo porządnicka.
             Rzucił torbę obok łóżka i ledwo przysiadł na materacu, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Uśmiechnął się na widok Stevena.
             -Cześć – rzucił wesoło. Chciał mu się pochwalić, że udało mu się porozmawiać z Lucy i o tym, że dziewczyna wie o ich związku i wcale jej to nie przeszkadza, ale rudzielec go wyprzedził. Pokłócili się? Ale przecież po ich rozmowie, Lucy wydawała się szczęśliwa, że się spotykają. Chyba, że coś innego się pomiędzy nimi wydarzyło.
              -Coś poważnego? – zapytał obracając się w jego kierunku i podparł głowę na dłoni.
              -Nie martw się, na pewno jej przejdzie – rzucił starając się go pocieszyć. Przejechał delikatnie palcami po jego rudych kosmykach.
              -Mam coś co ci poprawi humor – mruknął po czym ucałował go krótkim pocałunkiem w czoło i sięgnął do swojej torby. Przez chwilę w niej grzebał, aż w końcu wyciągnął z niej czerwono złoty sweter z  napisem „Skamander” na plecach oraz cyfrą 07.                  
               -Zgodnie z obietnicą – zaśmiał się podając chłopakowi jego nagrodę.
               Resztę wieczoru spędzili na rozmowach i przytulaniu, aż w końcu zrobili się zmęczeni. Lysander kreślił jeszcze na jego ramieniu skomplikowane wzory, które skutecznie sprawiły, że zasnął.

              Przebudziły go promienie słońca wpadające przez przysłonięte okno. Jęknął cicho starając się obrócić głowę tak, aby światło nie padało prosto na jego twarz. Kiedy mu się to udało, zerknął na leżącego obok Stevena, który już nie spał.
              -Dzień dobry – mruknął mu do ucha i złożył czuły pocałunek na jego policzku.
              -Od dawna nie śpisz? – spytał, a jego palce musnęły skórę na ramieniu Weasleya.
              -Co powiesz na lekki relaks, zanim wrócimy do rzeczywistości i trzeba będzie łazić na zajęcia? Wspólny prysznic? – zaproponował, po czym zsunął się wargami z jego policzka na jego szczękę, a potem szyję, którą zaczął powoli obcałowywać.


LUCY SKAMANDER



              Lucy wcale nie obudziła się z dobrym nastrojem. Miała wrażenie, że dziś czuła się jeszcze gorzej, niż wczoraj. Nie czuła wyrzutów sumienia za swoje zachowanie względem Stevena. Uważała, że miała prawo się zdenerwować, po tym jak po raz kolejny poczuła się niewarta informacji, które posiadał. Stojąc przed lustrem i próbując w jakiś sposób spiąć swoje włosy zrobiła głęboki oddech. Powinna skupić się na nadchodzących egzaminach. To powinno być dla niej ważne.
             Chwilę jeszcze przyglądała się swojemu odbiciu, aż w końcu postanowiła zostawić włosy rozpuszczone. Nie miała ochoty teraz zastanawiać się w której fryzurze będzie jej teraz lepiej. Poprawiła jeszcze granatowo srebrny krawat i kamizelkę, aż w końcu opuściła pokój wspólny Krukonów kierując się do Wielkiej Sali.
             Wcześniej jeszcze rozglądała się za Elijah’ą, stwierdzając, że powinna go również skonfrontować z tym co Steven mówił wczoraj o Damienie, ale nie odnalazła go nigdzie wzrokiem.
             Udała się do Wielkiej Sali. Chyba dzisiejszy dzień rozpoczynali Zielarstwem, na co blondynka naprawdę się cieszyła. To chyba był jej ulubiony przedmiot. Pewnie mało kto uważał tak jak ona, ale trochę stęskniła się za tą szkolną rutyną. Może w końcu przestaną myśleć o tych morderstwach, które miały miejsce wewnątrz murów zamku. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach. Kiedy w końcu dostaną informację, że winowajca został złapany?
             Zajęła miejsce przy stole pod banderą orła. Kątem oka dostrzegła Rebekę, więc popatrzyła w tamtym kierunku mając nadzieję na to, że spotka w jej towarzystwie Notta, jednak i tym razem go nie dostrzegła. No trudno. Najwyżej złapie go później. Nałożyła sobie porcję jajecznicy oraz zabrała ze stołu croissanta. Podejrzewała, że to będzie naprawdę długi dzień.[/b][/color][/b][/color][/b][/color][/b][/color][/b][/color]
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {18/04/24, 10:25 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                “Mam zbyt wiele tajemnic” – chciał odpowiedzieć, ale wtedy musiałby przyznać, że jemu też nie mówi wszystkiego, ale cała ta sytuacja tak mocno skomplikowała się w ciągu kilku godzin, że Steven nawet jakby mógł, to nie wiedziałby od czego zacząć. Przerażało go to, co odkrył. Przerażało go to, co odkrył Elijah razem z Florence Malfoy. Przerażało go to, że został w to wciągnięty.
                Przerażało go, że Prince zmusił go do skoku z Wieży Astronomicznej, a potem i tak potrafił udawać jego przyjaciela.
                – Pamiętałeś! – widok swetra Lysandra, pozwolił mu na chwilę się rozchmurzyć. Ze śmiechem wciągnął sweter przez głowę i poprawił włosy – Jak wyglądam?

                Obudził się na długo przed Lysandrem. Niepokój dręczył go odkąd tylko zgasili światła i skończyli rozmowę. Długo leżał w ciemnościach, słuchając spokojnego oddechu Skamandera, a kiedy już udało mu się zasnąć, nie był to głęboki sen i budziła go każda zmiana pozycji przez blondyna. W końcu dał sobie spokój z próbami zaśnięcia. Nie sądził, aby jakoś szczególnie było po nim widać, że ma za sobą źle przespaną noc. Z jego naturalnym wyglądem, zawsze wyglądał jakby był trochę niewyspany. Leżał w milczeniu, nie chcąc przypadkiem obudzić swojego chłopaka.
                Uśmiechnął się do niego leniwie, gdy się zbudził.
                – Dzionek. – odmruknął z cichym śmiechem, odgarniając mu włosy z policzka – Mmmm… mhm. – nie spał z dobrą godzinę, jak nie dłużej, ale nie będzie mu tego mówił.
                Nie mógł ukrywać, że uwielbiał jego pocałunki, ale nagromadzone napięcie i stres osiadły mu w żołądku, sprawiając, że najchętniej zwinąłby się pod kocem i przeczekałby tam do końca roku szkolnego. Starając się zachowywać nonszalancko, położył mu dłoń na ramieniu i odepchnął lekko.
                – Uspokój się… bo będziemy musieli brać prysznic z innego powodu. – rzekł figlarnie.
                Niechętnie zrzucił z siebie kołdrę i podniósł się do siadu, przeciągając w celu rozbudzenia ciała. Zaczął zbierać czyste ubrania, żeby faktycznie udać się pod prysznic.
                – Co masz pierwsze? – no i wyszedł z niego typowy Krukon, który gada tylko o książkach – Jesteś w grupie na zielarstwo czy starożytne runy? – Steven nie lubił zielarstwa. Wypisał się z niego, jak tylko nadarzyła się okazja. A i wcześniej korzystał z notatek odziedziczonych w spadku po Molly. Niespecjalnie orientował się kto na jakie zajęcia chodzi. Wiedział, że na starożytne runy chodzi z Elijah, natomiast Lucy i Prince zostali na zielarstwie. No, teraz tylko Lucy, wychodzi na to. Reszta świata, jak zwykle nie obchodziła Dziwacznego Steve’a, ale teraz, to się zmieniło, prawda? Jego świat… poszerzył się.


P r i n c e


                Jeśli miał być szczery, miał już dość i najchętniej poddałby się bez dalszej walki z klątwą. Czy nie była to z góry przegrana sprawa? Czy nie mogli po prostu pozwolić mu zostać w Prince Manor i odpłynąć w ciemność? Byłoby łatwiej, jemu byłoby łatwiej, ale nie rodzicom. Sami go na to skazali, a teraz odmawiali przebywania w jego towarzystwie, gdy efekty i gównianego rodzicielstwa zbierają swoje żniwa.
                Żałował, że nie skręcił sobie karku, kiedy w listopadzie spadł z miotły.
                Jego kufer miał trafić do dormitorium przy pomocy skrzatów. Cokolwiek. Nawet nie wie, kto, o ile w ogóle, spakował go na powrót do szkoły. A może po urodzinach Skamanderów wrzucili jego rzeczy do kufra, zabrali ze szkoły, a potem nawet nikt nie otwierał bagażu, żeby wyprać jego ubrania? Możliwe. Niewiele pamiętał z minionego czasu między feralnymi urodzinami a dniem dzisiejszym.
                Torba z książkami ciążyła mu na ramieniu jak nigdy dotąd. Sweter, który jeszcze przed feriami leżał na nim idealnie, teraz wydawał się za duży o rozmiar lub dwa. Schudł. Nienaturalnie szybko schudł, a i tak nigdy nie był szczególnie postawny. Włosy związał w niedbałą kitkę z tyłu głowy. One też straciły na objętości i zrobiły się bardziej matowe.
                Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, skrzywił się, dotknięty głośnością rozmów. Spojrzał najpierw na stół kadry nauczycielskiej. Nie ma McGonagall. Po karku przebiegł mu elektryzujący dreszcz. Po korytarzach krążą aurorzy, a dyrektor jest nieobecna? Może tylko dzisiaj, może nie jest tak źle, może jeszcze nie zaczęli…
                Usiadł na pierwszym wolnym miejscu przy stole Ravenclawu i spojrzał na blondynkę na siedzeniu obok.
                – O! – wydał z siebie zaskoczony odgłos – Cześć, Lucy! – posłał jej uśmiech, który miał uchodzić za ten dawny, pełny blasku i czystej głupoty uśmiech Damiena Prince’a, ale osoba, która była zmuszona znosić jego towarzystwo przez ostatnich sześć lat, na pewno zauważyła, że coś jest nie tak.
                Odchrząknął, sięgając po słodką bułkę i zaczął odrywać od niej mniejsze kawałki, żeby oszukać żołądek, co do ilości jego śniadania. Rozejrzał się szybko na boki, ale nigdzie nie widział pozostałych dwóch osobników z ich paczki. W porządku, stary Weasley pewnie zabrał już Steve’a do domu. I Damien nie sądził, aby zdążył podzielić się z Elijah tym, co przekazał mu Prince w ramach prezentu urodzinowego… Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, stary Weasley już zabrał mu sowę, a okno w pokoju zamurował i– Zgodnie z planem obiecali mu, że już nie wróci do Hogwartu, ale spędzili z nim kilka dni i zmienili zdanie. Psia krew.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {20/04/24, 08:39 pm}

LYSANDER SKAMANDER



LUCY SKAMANDER


              Zaśmiał się pod nosem i z powrotem opadł na poduszki. Może i Steven miał rację. Pewnie gdyby zdecydowali się na ten wspólny prysznic to nie dość, że spóźniliby się na śniadanie to jeszcze prawdopodobnie nie dotarliby na pierwszą lekcję. Oparł głowę na dłoni i uważnie mu się przyglądał jak zbierał swoje ubrania.
                -Runy. Ledwo udało mi się zdać z zielarstwa. Nie przeżyłbym tych katuszy ponownie – powiedział rozbawiony. Nienawidził babrać się z roślinami. Szczególnie z tymi, które przy nieodpowiednim traktowaniu mogły ci urwać głowę albo cię udusić. Co innego Lucy. Z tego co wiedział to był jej ulubiony przedmiot. Od zawsze interesowała się ich właściwościami i zastosowaniem.
             Kiedy Steven poszedł pod prysznic zostawiając go samego, on przez dłuższą chwilę leżał wpatrując się w nieidealną biel sufitu. Wiedział, że te kilka ostatnich dni były naprawdę przyjemne ale troszeczkę obawiał się wrócenia do rzeczywistości i samej rutyny. Oprócz Lucy nikt nie miał pojęcia o ich związku. Nie chciał się ukrywać i udawać, że nie połączyło ich coś wyjątkowego. Nie chciał pokazywać mu w żaden sposób, że się go wstydzi. Jednak mimo wszystko z tyłu głowy rosła obawa przed brakiem akceptacji innych. On jeszcze mógł sobie z tym poradzić, ale co ze Stevenem? Co jeśli po raz kolejny postanowi zrobić sobie krzywdę? Niewidzialna ręka zacisnęła się na jego żołądku na samą myśl.
             Usłyszał jak dźwięk lejącej się wody ucichł, więc leniwie podniósł się z łóżka. Wygrzebał ze swojej torby swój mundurek oraz czysty ręcznik, a potem wymienił się z Weasleyem sam znikając w łazience. Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu. Wyszedł już ubrany z niechlujnie zawiązanym krawatem.  
                   -Możemy iść – rzucił i razem opuścili pokój kierując się do Wielkiej Sali. Szli dość blisko siebie, ale Lysander nie odważył się złapać chłopaka za rękę. Cały czas w głowie miał obraz Stevena leżącego nieprzytomnego na łóżku szpitalnym po swojej próbie samobójczej. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po plecach.
             Weszli na śniadanie, a wzrok blondyna od razu przesunął się przez stół Krukonów.
                 -Spójrz… Tam jest Lucy – wskazał na swoją siostrę      -Siedzi razem z…
              Urwał na chwilę i uniósł brwi. Czy go oczy nie mylą? Musiał zamrugać kilkukrotnie zastanawiając się czy na pewno jeszcze nie śni.
                  -Czy to Prince? – zapytał z niedowierzaniem      -Wiedziałeś, że wraca? Myślałem, że raczej zatrzymają go w domu do końca roku szkolnego.
                 Lucy popijała właśnie sok pomarańczowy, kiedy ktoś usiadł obok niej. W pierwszej chwili pomyślała, że to Steven może chciał poruszyć temat ich wczorajszej rozmowy, ale kiedy tylko się odwróciła, aż odebrało jej mowę.
                -Damien? Co… Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona odkładając szklankę na bok i niewiele myśląc po prostu go przytuliła. Musiała przyznać, że za nim tęskniła. Trochę brakowało jej jego obecności, jego żartów, które zapewne rozluźniłyby nieco tą przygnębiającą atmosferę panującą w Hogwarcie.  
                Odsunęła się od niego po dłuższej chwili, a potem uważnie mu się przyjrzała. Szczerze mówiąc nie wyglądał zbyt dobrze. Jego skóra była blada, mocno schudł, a jego wzrok był jakby nieobecny.
                -Jak się czujesz? Steven wspominał, że działo się z tobą coś złego, ale zupełnie nie chciał mi powiedzieć co… Martwiłam się – powiedziała cicho.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {22/04/24, 08:12 pm}

S t e v e n        W e a s l e y


                Weszli do wielkiej sali na śniadanie. Steven odruchowo chciał już się dosiąść do Gryffindoru. Czy to Lily, czy to James, trzymali dla niego miejsce. Może to było dziwne siedzieć z jedenastolatką w trakcie posiłków, ale przynajmniej czuł się tam lepiej, niż przy stole Krukonów… No i czasem siadał przypadkiem tak, aby siedzieć też w pobliżu Lysandra.
                Spojrzał we wskazanym przez blondyna kierunku. Nie był jeszcze gotowy na rozmowę z Lucy, o czym chciał go poinformować, ale Skamander zwrócił mu uwagę na fakt KTO siedzi obok dziewczyny. Prince. On wrócił. Dlaczego? Steven już całkiem nie rozumiał, co się tutaj dzieje. O co w tym wszystkim chodziło. Czy to jakieś chore gierki? Pozostawione mu przez Prince’a wspomnienia, to, co powiedział mu wczoraj Elijah…
                Złapał Lysandra za dłoń, zatrzymując go, a potem szybko puścił i złapał za rękaw, żeby wyglądało to ciut mniej dziwnie dla osób postronnych. Nie odrywał wzroku od przyjaciółki i… kimkolwiek właściwie był Prince.
                – Ja… Ja wiem, że to zabrzmi irracjonalnie i pewnie chciałbyś, żebym ci to wyjaśnił… Ale nie mogę. Sam wszystkiego nie rozumiem po prostu… – zawahał się. Czuł w piersi zbierającą, duszącą panikę. Wiedział, że musi coś zrobić, ale nie wiedział co ani jak – Prince… Nie ufam mu… nie ufam mu już, w porządku? Ja… nie mam dowodów… – wziął głęboki wdech – Musimy jakoś delikatnie oddzielić go od Lucy, w porządku? Ale tak, żeby… żeby się nie zdenerwowała… Ani nie zadawała pytań… – wiedział, że brzmi w tym momencie jak wariat i że powinien powiedzieć o co właściwie chodzi. Ale nie mógł mu powiedzieć… Jeszcze nie. Nie chciał go w to wciągać.
                Prawda była taka, że dobrze pamiętał, czemu Lysander nie chciał, żeby Lucy się z nimi przyjaźniła. Pieprzyć jego nerdostwo. Nazwiska dwójki pozostałych chłopaków z tej paczki były problemem. Nottowie i Prince’owie. Ojciec Elijah odsiedział swoje. Rodzina Damiena próbowała zatuszować swój udział w działaniach Voldemorta. Ale zła sława szła za ich potomkami dalej. Gdyby Lysander dowiedział się, że Prince rzucił na niego imperiusa i zmusił do skoku… Jego zdanie by się potwierdziło. Miałby rację, mówiąc przez te wszystkie lata siostrze, że powinna trzymać się od nich z daleka.
                A Stevena przerażała myśl, że wówczas sam musiałby przyznać, że był idiotą, który cały ten czas spędzał czas z potomkiem czarnoksięzników i właściwie sam się o to prosił.  Sam był sobie winny, bo przecież zawsze ktoś go ostrzegał.

P r i n c e


                Z jego gardła wyrwał się krótki, ale szczery śmiech. Objął Lucy ramieniem, przyciskając ją do swojej piersi i odwzajemniając tym samym przytulenie. Czego jak czego, ale tak radosnego powitania się nie spodziewał. To tylko sprawiło, że poczuł się pewniej. Skoro zareagowała na jego powrót w ten sposób, Steven nie zdążył powiedzieć reszcie o prezencie od niego.
                – Kurczę, Lucy, chyba jesteś jedyną osobą, która wciąż mówi mi po imieniu!
                Odsunął się i wrócił do skubania bułeczki (kolega Eddie z przeszłości pozdrawia). Powitanie, jakim uraczyła go blondynka, poprawiło mu nastrój.
                – A, wiesz jaki jestem wkurwiający, rodzice chcieli się mnie pozbyć z domu.  – zażartował, żeby trochę ją uspokoić i zaraz dodał – Coś złego, mówisz? No, można tak powiedzieć… – coś go tknęło – Steven? W sensie… Starszy go nie zabrał ze szkoły? Myślałem, że… – trochę się zawiesił. Niedobrze, niedobrze…To wszystko komplikuje. Panie Weasley, musi pan być taką pizdą i dać się przekabacić McGonagall? Po chwili potrząsnął głową i uśmiechnął się, jakby ta informacja go nie zmartwiła – A, wiesz, bo… po prostu sam nie powiedział Stevenowi co dokładnie się dzieje… Właściwie, jeszcze nikomu nie mówiłem… – jak przez mgłę pamiętał, że podczas balu u Malfoyów rozmawiał z Elijah – Właściwie to… Mam zamiar wam wszystko wyjaśnić… Jakoś. – absolutnie nie wiedział jak. Ale skoro Steven wciąż jest w Hogwarcie, to przy założeniu, że obejrzał jego wspomnienia… Musi się wytłumaczyć. Może tak będzie lepiej. To posrane, nawet nie wiedział, czy mu uwierzą. Może uznają to za jego kolejny durny żart? Doniosą na niego aurorom? Powinni. Nawet byłby im wdzięczny, zakończyliby jego udrękę. Spędziłby resztę życia w Azkabanie albo od razu rzuciliby Dementorom na pożarcie.
                Odwrócił głowę, czując ostrzegawcze mrowienie na karku.
                Steven. A obok niego brat Lucy? Coś go ominęło?
                – Ej, Lucy, wiem, że miałem na to całe ferie… Ale dałabyś spisać pracę domową na zielarstwo? – nawet nie wiedział, czy było coś zadane, pewnie tak. Najważniejsze, że to był dobry pretekst, żeby się ulotnić. Miał zamiar wszystko wyjaśnić przyjaciołom… Ale nie był gotowy na konfrontację ze Stevenem. Jeszcze nie.
LadyFlower
Tajemniczy Gwiazdozbiór
LadyFlower
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {25/04/24, 12:48 pm}

LYSANDER SKAMANDER



LUCY SKAMANDER


                  Chciał udać się do stołu Gryffindoru. Uznał, że skoro przyjaciel Stevena wrócił, to chłopak na pewno będzie chciał usiąść z nim. Dowiedzieć się co u niego słychać i jak się czuje. No, a podejrzewał, że Damien Prince nie byłby zadowolony z jego towarzystwa.
               Już stawiał krok w kierunku Gryfonów, ale ręka Weasleya skutecznie go zatrzymała. Wbił w niego lekko zdziwione i pytające spojrzenie. Jego słowa mocno go zaskoczyły. Steven nie ufał Prince’owi. Co to właściwie znaczyło? Zawsze myślał, że on, Prince i Nott byli niczym trzej muszkieterowie. Skoczyliby za sobą w ogień. Dlatego zupełnie nie spodziewał się usłyszeć tego od swojego chłopaka.
                  Jego wzrok powędrował w stronę Lucy. Czy to oznaczało, że jego siostra może być w niebezpieczeństwie? Od zawsze starał się jej powtarzać, że zadawanie się z dziećmi Śmierciożerców nie było roztropnym pomysłem. Wiedział, że prędzej czy później coś się spierdoli i bał się, że to blondynka mogłaby przy tym ucierpieć.
                 -Usiądź obok Pottera. Załatwię to i zaraz do ciebie dołączę – powiedział, po czym położył dłoń na jego plecach, a następnie ruszył w kierunku Prince’a i swojej bliźniaczki.
                  Kącik ust blondynki delikatnie uniósł się ku górze. Pomimo tego, że chłopak nie wyglądał najlepiej to najwidoczniej jego dobry humor cały czas się utrzymywał.
                   -Tak no… Jeszcze w sumie nic nie wiadomo co z jego przeniesieniem… - powiedziała lekko wzruszając ramionami. Z tego co wiedziała, to pan Weasley nadal rozważał opcję przeniesienia go do Ilvermorny.
                  -Pewnie jak nadal nie złapią sprawcy tych wszystkich ataków, to koniec końców tata Stevena podejmie decyzję, aby wypisać go ze szkoły – mruknęła z lekkim smutkiem. Była na niego zła za wczoraj, jednak to nie zmieniało faktu, że brakowałoby jej jego towarzystwa. No i nie wiedziała jak na to wszystko zareagowałby Lysander. Przecież dopiero co dowiedziała się, że on i Steven się spotykają, co nadal wydawało jej się nieprawdopodobne.
                Przełknęła ostatni kęs swojego śniadania, kiedy krukon zadał jej pytanie o pracę domową z zielarstwa. Uśmiechnęła się do niego w ten swój ciepły sposób i pokiwała głową.
                -Nie ma sprawy. Tylko musimy się trochę pospieszyć – powiedziała wskazując na zegar. Do zajęć zostało już naprawdę niewiele czasu, a jeśli mieli jeszcze znaleźć miejsce, gdzie chłopak mógłby w spokoju przepisać zadanie domowe, przejść kilka pięter z powrotem na parter i dostać się do szklarni to musieli skończyć śniadanie.
                 -Weź na wynos – rzuciła mając na myśli jego bułkę, którą trzymał w dłoniach. Sama dopiła resztkę soku i obydwoje skierowali się do wyjścia z Wielkiej Sali.
                  -Lucy – usłyszała głos brata, który lekko chwycił ją za ramię i zatrzymał -Możemy porozmawiać?
                 -Teraz? Trochę się spieszę.
                 -To ważne – widziała jakie spojrzenie rzucił Prince’owi i miała jakieś złe przeczucia co do tego, co jej właściwie chciał powiedzieć. Westchnęła cicho i obróciła się w kierunku kolegi.
                -Daj nam chwilę, dobrze? Zaraz do ciebie dołączę – powiedziała i razem z bratem odsunęli się na bok.
                -Więc? O czym chciałeś rozmawiać? – spytała, aby zachęcić go do mówienia, bo przez dłuższą chwilę milczał.
                -Chodzi o Prince’a… Powinnaś trzymać się od niego z daleka – wykrztusił w końcu, a jej brwi mimowolnie uniosły się ku górze.
               -Co? Czy ty teraz mówisz poważnie? Przerzuciłeś teraz swoje niechęci ze Stevena na Damiena? Co jest z tobą?
                -Tu nie chodzi o mnie. On jest niebezpieczny. Nawet Steven powiedział, że mu nie ufa…
              -Steven? – jej spojrzenie przebiegło po Wielkiej Sali w poszukiwaniu krukona, aż w końcu znalazła go przy stole Gryfonów. Widziała, że na nich zerka  -Jeszcze wczoraj się o niego martwił, a dziś już mu nie ufa? Może powinniście ustalić wspólną wersje, bo chyba się miotacie.
              Teraz już naprawdę czuła się mocno zagubiona i zmieszana. Zupełnie nie wiedziała o co mogło chodzić jej bratu. Jednak też nie podobało jej się to, że Steven Weasley zupełnie zmienił nastawienie do swojego przyjaciela.
              -Lucy… - zaczął chłopak, ale blondynka momentalnie mu przerwała.
              -Daj spokój, Lysander. Mam już naprawdę dość tych wszystkich tajemnic i sekretów. Jeśli Steven ma mi coś do powiedzenia to może mi to powiedzieć w twarz – odetchnęła i zaplotła dłonie na piersi  -A teraz przepraszam, ale muszę się przygotować na zajęcia. Cześć.
               Odwróciła się na pięcie i opuściła Wielką Salę. Naprawdę próbowała w tym wszystkim doszukać się jakiejkolwiek logiki, ale miała zupełną pustkę w głowie.
              -Chodźmy – uśmiechnęła się słabo w kierunku Damiena, który czekał na nią przy wyjściu, po czym skierowali się w stronę schodów prowadzących na wieżę Astronomiczną. Dokładnie wiedziała, że o tej porze dnia nikt tam nie chodził, więc było to idealne miejsce do spisywania zadania. Nie wchodzili zbyt wysoko. Jedynie kilka stopni w górę, aby nie było widać ich z korytarza. To miejsce przywracało jej okropne wspomnienia, jednak nie wiedziała gdzie indziej mogliby się udać. Wyciągnęła z torby zwój pergaminu i podała go chłopakowi. Właściwości i zastosowanie Jadowitej Tentakuli.
             -Czy między tobą, a Stevenem coś się wydarzyło? – rzuciła po chwili cicho.
Lysander chciał ją jeszcze zatrzymać, ale nie zdążył, bo jej siostra niczym strzała wystrzeliła prosto do wyjścia. Nie miał pojęcia co ją ugryzło. Jeszcze wczoraj wszystko było między nimi w porządku.
           Przeczesał włosy i udał się w kierunku Stevena. Lekko pokręcił głową na znak, że nie udało mu się jej przekonać. Zajął miejsce naprzeciwko niego.
            -Nie wiem o czym wczoraj rozmawialiście, ale wygląda na to, że jest naprawdę na ciebie zła – mruknął przypominając sobie jej emocje na twarzy, kiedy o nim wspominała. Nie chciał poruszać tematu Prince’a przy siedzących obok Potterach.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {Wczoraj o 11:10 am}

#feel like shit
P r i n c e


                Steven… przysłał Lysandra? To było dość… dziwne, jeśli Prince miał być szczery. Będzie później musiał zapytać Lucy co się właściwie wydarzyło przez te kilka tygodni, jak go nie było. O ile będzie chciała później z nim rozmawiać.
                Uśmiechnął się słabo do dziewczyny, udając, że jej uśmiech też wcale nie był słaby. Nie był przekonany do pomysłu udania się na Wieżę Astronomiczną, zważywszy na to, co się na niej ostatnio wydarzyło, ale nie wiedział, jakby jej to delikatnie powiedzieć, więc nie oponował. Przyjął od niej zwój z pracą domową, ale gdy zadała mu pytanie o to, co wydarzyło się między nim a Stevenem, stracił ochotę na spisywanie zielarstwa. Nie, żeby wcześniej chciał. Z ciężkim westchnieniem położył pergamin z powrotem na jej kolanach, następnie sam rozłożył się na schodach, wyciągając nogi do przodu i splatając dłonie na piersi.
                – … znienawidzisz mnie… I nawet nie będę miał pretensji, sam siebie nienawidzę… – zaśmiał się ponuro, wpatrując w odległe sklepienie – Moi rodzice byli śmierciożercami. W sensie, tymi tak jakby nowej fali, nie? Jak ojciec Malfoy. Moi dziadkowie byli Śmierciożercami. A mój pradziadek… Był bliskim kumplem Grindelwalda. – rodzinna legenda głosiła, że dziadek mówił do niego “stryjku Gellert”, ale Damien nie wiedział na ile jest to prawda. Nic, co powiedział do tej pory nie powinno dziwić Lucy. Na pewno słyszała nie raz plotki o tym, że jego rodzina ma związek z czarną magią – Ja… nie znam szczegółów… nie wiem… – czuł, jak klątwa próbuje powstrzymać go przed mówieniem – … to coś w rodzaju… klątwy, Lucy… to… przejmuje nade mną kontrolę… od lat, ale teraz się nasila… – zacisnął palce na materiale swojego swetra. Poczuł palący ból w klatce piersiowej – … któregoś dnia już się nie obudzę… zostanie tylko on, nie ja… – zaskoczony zorientował się, że po policzkach ciekną mu łzy. Zacisnął zęby, próbując wziąć się w garść. Wziął głęboki wdech. Skoro już zaczął mówić, to dokończy – … myślałem, że już nie wrócę do szkoły… że tato Stevena go stąd zabierze… chciałem, żeby wiedział… że to moja wina… dałem mu strzępy wspomnień…
                Przez chwilę walczył z klątwą. Nie teraz. Nie tutaj. Nie przy kimś, kogo nie chce krzywdzić. Nie znowu!
                Zaczerpnął gwałtownie powietrza, podrywając się do siadu, a następnie się rozkaszlał. Między płytkimi wdechami zdołał wysapać;
                – … imperius… zmusiłem Stevena do skoku… – spojrzał na Lucy mokrymi oczami – Może gdybym odzyskał kontrolę nad ciałem szybciej… zdążyłbym go powstrzymać… mogłem go zabić, Lucy… Mogłem go zabić… – spojrzał na swoje buty, obejmując się ramionami. Wyglądał trochę jak paranoik. Zaczął się kołysać w przód i w tył, patrząc szeroko otwartymi, niewidzącymi oczami na kamienne schodki – … dlatego przysłał Lysandra… Nie chce, żebym zrobił ci krzywdę… Boi się o ciebie… – “boi się mnie”.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

New Generation - Page 13 Empty Re: New Generation {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach