Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Argonaut [eng]Dzisiaj o 12:36 amSeisevan
The Arena of HellDzisiaj o 12:33 amMinako88
LiesDzisiaj o 12:25 amRusek
A New Beginning Wczoraj o 11:58 pmYulli
Charm Nook Wczoraj o 09:51 pmKass
This is my revengeWczoraj o 09:36 pmYoshina
incorrect loveWczoraj o 08:18 pmYoshina
W Krwawym Blasku GwiazdWczoraj o 08:01 amnowena
Triton and the Wizard01/05/24, 03:32 pmKurokocchin
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
2 Posty - 7%
1 Pisanie - 3%

Go down
Shadia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Shadia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Awakened Darkness {21/05/22, 11:41 am}

Awakened
Darkness
don't let it
swallow
you whole
Pomimo tego, że ludzkości udało się nie wywołać żadnej wojny przez długi czas, świat i tak spowił się mrokiem. Panowanie człowieka nad planetą dobiegło końca, ustępując miejsca jego zagładzie.

O władzę upomnieli się ci zapomnieni. Ci przedstawiani w legendach. Ci, w których istnienie nikt nie wierzył. Ci, którzy mieli dosyć życia w cieniu.

Drapieżnik stał się ofiarą. Koszmar rzeczywistością. Myśliwi łowną zwierzyną. Tylko niektórzy podjęli walkę, zamiast poddać się ciemności i czekać na swoją kolej.


v
Daniel Rowleyverycherry
Vampire


_
Maisie OwenShadia
Hunter


by emme




Ostatnio zmieniony przez Shadia dnia 27/05/22, 01:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
verycherry
Tajemniczy Gwiazdozbiór
verycherry
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {23/05/22, 04:09 pm}


Side characters


Alias: Marcus Griffin
Rasa: wampir
Wiek: 31 lat
Data urodzenia: 10.06
Pochodzenie: Chelmsford
Płeć: mężczyzna
Orientacja:biseksualny
Wzrost: 178 cm
Sylwetka: umięśniona
Włosy: ciemnobrązowe
Oczy: zielone
Charakter: ...
best friendWilliam Tucker


...
......


...
......


Emme


Ostatnio zmieniony przez verycherry dnia 05/11/23, 10:18 pm, w całości zmieniany 8 razy
Shadia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Shadia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Maisie "Mai" Owen - Karta postaci {27/05/22, 01:36 pm}


Side characters


Alias: Robin Hood
Rasa: Człowiek
Wiek: 52 lata
Data urodzenia: 28 lutego
Pochodzenie: Cambridge
Płeć: Mężczyzna
Orientacja:Aseksualny
Wzrost: 189 cm
Sylwetka: Umięśniona
Włosy: Brązowe
Oczy: Piwne
Charakter: Surowy, skryty,
opiekuńczy
SuperiorEsmond Robinett


...
......


...
......


Emme


Ostatnio zmieniony przez Shadia dnia 28/09/22, 11:42 pm, w całości zmieniany 6 razy
verycherry
Tajemniczy Gwiazdozbiór
verycherry
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {09/06/22, 02:12 am}

Daniel Rowley
alias: Philip Watson

i think this time I'm dying

Po jakichś dziesięciu minutach bezczynnego wpatrywania się w drzwi klubu i kolejnych piętnastu dodatkowego bębnienia palcami w kierownicę, jego cierpliwość zaczęła się powoli kończyć. Próbował zachować spokój, ale czas złośliwie mu się dłużył. Miał wrażenie, że zegar na desce rozdzielczej zwalniał przy każdym jego spojrzeniu. Po raz kolejny sięgnął po telefon. Znowu żadnej wiadomości zwrotnej. Skoro trzy ostatnie wysłane smsy nie zadziałały, Daniel postanowił wreszcie zadzwonić.

Po co się z kimś umawiać, skoro później nie zamierza się od niego odbierać? Jeśli ktokolwiek inny zadzwoniłby do niego o tego typu porze i dodatkowo w tego typu sprawie, w najlepszym wypadku zostałby zignorowany. Jednak William Tucker był inny. On zawsze mógł liczyć na specjalne traktowanie ze strony Dana. To jeden z wielu przywilejów, jakie niosło za sobą bycie jego najbliższym przyjacielem. A właściwie nawet kimś jeszcze ważniejszym - bratem. To właśnie tak nazywali siebie już od paru lat. Jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. Daniel nie zawahałby się oddać własną rękę, nogę, nerkę, nawet płuco czy serce, gdyby Will go o to poprosił. Wiedział też, że w każdej chwili mógł liczyć na to samo.

Jednak kazać mu czekać? To już lekka przesada.

Wiadomość poczty głosowej była kroplą, która przelała czarę. Kluczyki opuściły stacyjkę, a Daniel samochód. Naprawdę nie miał ochoty wchodzić do zatłoczonego klubu, ale nawet pięć dodatkowych minut spędzonych na parkingu wydawało mu się gorszą opcją. Zamknął auto, wziął głęboki wdech i ruszył w stronę budynku. Ominął kolejkę i od razu podszedł do ochroniarza. Dowód osobisty z fałszywym imieniem, jego pseudonimem, zmusił postawnego goryla do pokornego zejścia mu z drogi.

– Udanego wieczoru, proszę pana – powiedział krótko. Towarzyszyły temu niezadowolone odgłosy z kolejki, jednak Danny puścił to mimo uszu. Wiedział, że jedno machnięcie imieniem “Philip Watson” skutecznie uciszyłoby tłum, jednak nie był na tyle głupi, by się ujawniać z tak błahego powodu. Jeszcze nie oszalał. A przynajmniej nie całkowicie.

Wnętrze klubu okazało się dokładnie takie, jak się spodziewał. Głośne, zatłoczone i przepełnione zapachem potu, alkoholu i krwi. Może gdyby nie był tak boleśnie trzeźwy, ta mieszanka nie przeszkadzałaby mu aż tak bardzo. Niestety dziś, gdy jego cierpliwość została już porządnie nadszarpnięta, musiał bardzo się starać, by utrzymać swoje nerwy na wodzy. Już i tak przepychał się przez tańczący tłum ze zdecydowanie niepotrzebną brutalnością. Nie miał jednak ani czasu, ani nastroju na kulturalne “Przepraszam, czy mogę przejść?”. Dzięki temu dość szybko przekroczył parkiet i znalazł się przy schodach prowadzących na balkon. Tam również nie marnował czasu; po raz drugi pokazał swój dowód i kolejny ochroniarz usunął mu się z drogi. W pośpiechu pokonał ostatnie kilkanaście stopni, które dzieliły go od strefy VIP, i wszedł pomiędzy eleganckie loże, by znaleźć tego starego idiotę. Na szczęście nie musiał długo szukać. Najpierw w oczy rzucił mu się znajomy Williama, John lub… Sean? Nieważne. W każdym razie zaraz obok niego i jeszcze dwóch obcych wampirów, z twarzą schowaną w szyi jakiejś półprzytomnej brunetki, siedział ten gnój, który od pół godziny ignorował jego wiadomości i połączenia.

– Marcus?

Zero reakcji.

– Marcus.

Znów nic. Zirytowanie podpowiadało mu, by mocnym szarpnięciem za te głupie kłaki oderwać brata od żywiciela. Na szczęście dla Willa, z pomocą wkroczył John/Sean. Kopnął go w łydkę i skinął głową w stronę Daniela. Dopiero to odwróciło uwagę bruneta od dziewczyny.

– Da- Philip! – poprawił się szybko pod wpływem morderczego spojrzenia młodszego mężczyzny.

– Wstawaj, wychodzimy.

– Phil… Phil, usiądź z nami. Napij się. Potrzebujesz relaksu – wybełkotał i faktycznie podniósł się z sofy. Zrobił to jednak tylko po to, by zamknąć Danny’ego w przytłaczającym uścisku. Następnie zaczął się robić coraz bardziej bezwładny, ciągnąc go za sobą z powrotem na kanapę.

– Przestań się wygłupiać, stary capie. Wracamy do domu – Dan próbował być stanowczy, ale propozycja Willa była dość kusząca. Wiedział, że to jedyne, co mogłoby mu zrekompensować zszarganą cierpliwość. Zresztą, nie potrafił zbyt długo złościć się na swojego przyjaciela. Zwłaszcza, gdy ten wieszał się na nim i próbował go udobruchać alkoholem oraz słodkim “Nie pierdol, tylko pij”.

– Dobra, dobra, niech ci będzie – uległ w końcu, sięgając po do połowy wypitą whisky. – Ale po tej butelce wracamy.

Shadia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Shadia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {10/09/23, 07:08 pm}

Awakened Darkness VKUqtOj



           Akcja miała być szybka, sprawna i bezbłędna. Wszystko zapowiadało, że plan na jej przebieg zostanie wykonany bez zarzutów. Wkroczenie do lokalu tylnym wejściem. Niepostrzeżone wtopienie się w tłum upitych, niczego niespodziewających się wampirów. Byli już tak odurzeni i rozproszeni, że ludzki zapach, rozchodzący się po pomieszczeniu coraz bardziej, niż tylko dochodzący z uwięzionych przy kanapach niewolników, nie robił im żadnej różnicy. Żerowanie na ich pewności siebie i opuszczonej gardzie było jak zabieranie dziecku cukierka. Z tą różnicą, że to dziecko w każdej chwili mogło ugryźć. Śmiertelnie mocno.
           Zanim scenariusz wyzwolenia wampirzych jeńców miał się rozpocząć, oferując wszystkim obecnym prawdziwe przedstawienie, grupy łowców zinfiltrowały każde piętro przybytku. Największy (choć wciąż nieszczególnie istotny) problem stanowiło dotarcie do tak zwanych stref VIP, gdzie co bogatsi krwiopijcy mogli wykorzystywać ciała ofiar w bardziej kameralnej atmosferze. Do tych ekskluzywnych przestrzeni wejścia bronili ochroniarze, którzy pełnili swoją funkcję jedynie z nazwy. Co to za strażnik, którego zaskoczyć może byle człowiek szybkim cięciem ostrego narzędzia? Tak bardzo przyzwyczaili się do panoszenia w ludzkim świecie, że nawet nie przypuszczali ataku, choć nie była to pierwsza taka ofensywa. Jak długo łowcy mieli być im solą w oku, żeby ci w końcu postanowili chociaż je przemyć? Nie miało to jednak znaczenia. Kiedykolwiek zaczną odpowiadać na zaczepki, ludzie już są gotowi.
           – Zaczynamy. – rozbrzmiało w słuchawkach każdego tropiciela. Jedni naciągnęli na twarz bandany, inni założyli maski i wyszli z cienia, tym razem z bronią w ręku, nie próbując ukryć swoich zamiarów i tożsamości wśród bawiących się potworów. Teraz mieli posmakować własnej zabawy. Rozpoczęło się polowanie.
           Początkowo mieli nadzieję, że nie będą musieli posuwać się do ostateczności. Jednak kiedy pierwszy wampir rzucił się do morderczego ataku, a łowca oddał pierwszy strzał, w przybytku szybko zapanował chaos. Krzyki, strzały, szczęk metalu, dźwięki tłuczonego szkła i łamanych krzeseł dochodziły ze wszystkich stron, łącząc się z klubową muzyką w przerażającą kakofonię cierpienia. Część zajmowała się uwalnianiem i ewakuacją ludzi, a pozostali neutralizowali odważnych, którzy chcieli w tym przeszkodzić. Oszczędzali tylko tych, którzy błagali o życie i sami rwali się do ucieczki. Krwiopijcy nie byli jednak dłużni. W bezpośredniej walce nie mieli w ludziach większego wyzwania. Dlatego starali się szybko zbliżać do celu i eliminować. Parkiet zamienił się w szkarłatne jezioro, bar w wodospad krwi i rozlanego alkoholu, a loże w krwawe łaźnie. Piekielny obrazek dopełniła kolorowa mgła z bomb dymnych, dodatkowo dezorientująca i tak będące w popłochu wampiry.
           Najrozsądniejszym wyborem broni wydawałaby się palna. Szybka, pozwalająca zyskać przewagę dystansu i prędkości wystrzału, wymagająca jedynie celności strzelca i odpowiedniego materiału naboju. Atak ostrzami w sytuacji, gdy przeciwnikiem jest ktoś, kto jednym ruchem dłoni jest w stanie złamać kręgosłup jak zapałkę, wydaje się aktem samobójstwa i głupoty, prawda? Mogła być głupia. Mogła też mieć skłonności samobójcze, nic do stracenia, a przy tym niesamowitą satysfakcję, kiedy ostrze maczety przedzierało się przez milimetry skóry, ścięgien i mięśni, rozbryzgując szkarłatną ciecz na ściany, sufit, podłogę, ale i jej ogniste włosy, lisią maskę, czarne ubranie. Jak w transie, trup za trupem, metodycznie poruszała się naprzód, otwierając sobie drogę przez gardła i brzuchy kolejnych krwiopijców. Wydawało się, że powstrzymać ją może jedynie ktoś równie szalony i bezwzględny. Do czasu.
           Maisie Owen stanęła w miejscu jak sparaliżowana. Jednak to nie ostre kły, czy nieludzko silne ręce powstrzymały kobietę od dalszej walki. Było to coś bardziej prozaicznego, wręcz żałośnie zwyczajnego, ale wystarczyło, żeby rzeczywistość dookoła niej została zagłuszona przez echo przeszłości. Kiedy piwne tęczówki spod lisiej maski spostrzegły burzę brązowych kudłów ułożonych w nieładzie i parę tak znajomych, czekoladowych oczu... Żaden dym, żadne klubowe, kolorowe światło, żaden upływ czasu nie przeszkodziłyby dziewczynie w rozpoznaniu jedynego wspomnienia z przeszłości, które mogło być żywe nie tylko w jej głowie. Opuściła rękę z maczetą, pozwalając, żeby oblepione krwią narzędzie dotknęło równie ubrudzonej posadzki. Niewidoczne dla niego oczy błądziły po każdej rysie twarzy, upewniając się, że stojący przed nią mężczyzna to ten sam chłopiec, z którym lata wcześniej wspinała się na drzewa i zamykała w słoiku koniki polne. Ten sam, o którego losie rozmyślała z nadzieją, że gdzieś tam jest, żyje, walczy, albo jest chroniony. Tak wiele razy zastanawiała się, co zrobi, kiedy go spotka. Rzuci się z euforią na szyję? Złapie jego twarz w ręce i upewni się, że to naprawdę on? Powie, jak bardzo tęskniła i chciała go zobaczyć, od kiedy zaczęło się to piekło? Najchętniej zrobiłaby wszystko na raz, ale nie teraz. Nie teraz, kiedy on okazał się jednym z demonów, a ona powinna dokonać na nim egzorcyzmu. Jej ostatnia nadzieja na znalezienie swojego szczęścia w tym chorym świecie zgasła wraz z odszukaniem go. Mimo to nie była w stanie podnieść ręki i wymierzyć w jego stronę ciosu. Stała tam, cała drżąc, z wrażeniem, że trwa to całą wieczność, kiedy tak naprawdę mijały zaledwie sekundy.
           – Danny? – wydusiła w końcu przez ściśnięte gardło, nie wiedząc nawet, czy jej głos przebije się przez jazgot rozgrywającej masakry i trafi do jego uszu. – Dannyboo? – dodała, doskonale pamiętając, jak nie cierpiał tego przezwiska i zawsze burzył się, kiedy go używała. Daniel Rowley. Kiedyś przyjaciel z dzieciństwa. Potem zaginione wspomnienie, do którego wracała, żeby poczuć, że żyje. Teraz wampir. Wampir, przez którego straciła kontakt z rzeczywistością i podpisała na siebie wyrok śmierci. Wampir, który okaże się jej końcem, kiedy rozproszona nawet nie pomyśli o tym, że z opuszczoną bronią i załzawionymi oczami jest niczym innym, jak tylko ciałem, które zaraz będzie leżeć bezwładnie pośród innych ciał.
           Świadomość sytuacji odzyskała dopiero wtedy, kiedy o podłogę uderzyły najpierw jej plecy, a potem głowa. Maska z żywicy nie dała rady utrzymać się na jej głowie i spadła, odsłaniając zdezorientowaną twarz dziewczyny. W jednej chwili wszystkie hałasy otoczenia uderzyły w nią jak obuch, a każdy milimetr ciała stał się niesamowicie realny. Kiedy zdała sobie sprawę, że nie może oddychać nie przez uderzenie o ziemię, a przez palce zaciskające się coraz mocniej wokół jej szyi, w końcu gotowa była podjąć akcję. Jaką akcję? Za późno. Jej dłoń była już pusta. W desperackim, jednak równie bezsensownym akcie chwycenia się życia, złapała napastnika za nadgarstki, nieudolnie próbując odciągnąć go od siebie. Przecież to normalne. To oczywiste. Jeden błąd w tym świecie zawsze oznaczał śmierć. Wiedziała to i podejmowała takie ryzyko codziennie. Więc dlaczego, kiedy od braku tlenu świadomość zaczynała umykać jej kawałek po kawałku, pomyślała, że boi się umrzeć?


Ostatnio zmieniony przez Shadia dnia 28/04/24, 01:03 am, w całości zmieniany 2 razy
verycherry
Tajemniczy Gwiazdozbiór
verycherry
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {05/11/23, 11:55 pm}

Daniel Rowley
alias: Philip Watson

i'm not melodramatic

W połowie pełna butelka szybko zamieniła się w pustą i jeszcze szybciej zastąpiła ją nowa, pełna. Jednocześnie zbyt głośna muzyka zrobiła się nieco bardziej znośna, pijany Will nieco mniej upierdliwy, a sam Daniel odrobinę bardziej zrelaksowany. Nawet zaśmiał się, gdy Sean (nie John) rzucił uszczypliwy komentarz w kierunku Willa. Chociaż “zaśmiał” to może zbyt dużo powiedziane - po prostu szybciej wypuścił powietrze nosem, a jego usta wygięły się w niemalże niezauważalnym półuśmiechu. Wszystko to jednak zostało zakryte hałaśliwą, monotonną piosenką oraz szklanką z whisky, którą opróżnił jednym, krótkim ruchem.

Coś jednak było nie tak. Nie potrafił tego jeszcze wytłumaczyć, ale tak jakby poczuł dziwną zmianę w powietrzu. Z każdą chwilą napięcie w jego ciele rosło. Niepokój wkradł się do jego głowy, a zmysły zaczęły pracować na wyższych obrotach.

Coś zdecydowanie było nie tak.

To wystarczyło, by Dan całkowicie wytrzeźwiał. Dyskretnie zaczął przyglądać się otoczeniu, chcąc uspokoić w ten sposób swoją paranoję. Skutki okazały się jednak odwrotne do zamierzonych, gdy zorientował się, w jak kiepskim położeniu się znajduje. W jednej chwili uderzył go gniew na samego siebie. Siedział plecami do najbliższego wyjścia z sekcji vip. Widok na resztę klubu pod balkonem w większości zasłaniał mu Sean. Wyjście z ich loży blokował mu William, który w swoim obecnym stanie - pijany i z drobną brunetką na kolanach - będzie miał spowolnioną reakcję w razie potrzeby.

– Przesuń się – zarządził chłodno, wstając ze swojego miejsca pod pretekstem pójścia do toalety. Przesiąknięte upojeniem ruchy i brak jakiegokolwiek pośpiechu ze strony Willa działały mu na nerwy, ale mimo to starał się cierpliwie czekać. Wszystko to jednak odeszło w zapomnienie, gdy w budynku padł pierwszy strzał. W jednej chwili Dan opadł z powrotem na sofę, a rękami nakrył głowę.

Coś w jego głowie szeptało - a był to szept głośniejszy, niż cały otaczający go hałas - że cała ta sytuacja była zaplanowana. Skrzętnie zastawione sidła, by go dopaść. A on dał się podejść. Czuł się jak głupie, bezmyślne zwierzę. Wbiegł prosto w zasadzkę myśliwego. Bez chwili zastanowienia czy zawahania. To jednak nie było możliwe - jego obecność tutaj była zbyt bliska przypadkowej. Nikt nie wiedział, że Daniel tu będzie, nawet on sam. Nie planował dziś szalonego wypadu do klubu. On tylko przyjechał po… Willa. Przyjechał po Willa. To William go tu ściągnął. Tylko Will mógł przewidzieć, że się tu pojawi. Czy Will go…

Nie. Nie może tak myśleć. Will by tego nie zrobił. To jego brat.

– Will – syknął, a jego wzrok od razu napotkały spojrzenie drugiego wampira.

– Wiem – rzucił pospiesznie. Dan jedynie skinął głową. Widział w jego oczach, że sytuacja zmusiła go do natychmiastowego oprzytomnienia. Niestety takiej ilości alkoholu nie wymaże nawet tak drastyczne wstrząśnięcie. Dlatego już po chwili Daniel z przerażeniem i rosnącą wściekłością patrzył, jak jego przyjaciel potyka się o nogi chowającej się pod stolikiem brunetki. W ostatniej chwili złapał go za ramię i pociągnął z powrotem do pionu. Tym razem walka nie wchodziła w grę. Gdyby był sam, nawet by się nie zawahał. Jednak miał ze sobą uchlanego idiotę. Jest zbyt łatwym celem. Muszą opuścić klub. Muszą się stamtąd wydostać. Muszą uciekać. Niezbyt delikatnym ruchem wypchnął Willa z loży, wciąż trzymając go dla stabilności. Cholerni łowcy przedzierali się już przez broniące się wampiry. Pierwsze ciała padały bezwładnie u szczytu schodów. Rozkazał Seanowi atakować. Potrzebował mięsa armatniego, które choć trochę spowolni wroga. Następnie jego wzrok zaczął błądzić po otoczeniu w poszukiwaniu drugiego wyjścia. Jest! Tuż pod ledwo przebijającym się znakiem ewakuacyjnym dostrzegł zarys drzwi.

– Dannyboo?

W jednej chwili poczuł, jakby całe powietrze uciekło z jego płuc. Tylko jedna osoba na całym świecie mogła to powiedzieć.

Niemalże w tym samym momencie jego przyjaciel wyrywał mu się z rąk i ruszył w przeciwnym kierunku. Szok opóźnił jego reakcję - jeden z wielu błędów popełnionych tego wieczora. Odruchowo próbował go złapać, nawet udało mu się dotknąć jego ciemnej koszuli, jednak ostatecznie materiał wyślizgnął mu się z palców. Daniel ze ściśniętym żołądkiem patrzył, jak Will rzuca się na łowcę. Dwa ciała padające na ziemię. Błysk maczety w dłoni wroga. Maska uderzająca o podłogę. Napięte mięśnie ramion Williama. Zdezorientowane, ale boleśnie znajome spojrzenie.

Daniel nie wierzył w to, co widział. Był przekonany, że zestresowany umysł po raz kolejny płatał mu figle. Utrata zmysłów bardziej do niego pasowała. Prawdę mówiąc, on sam nawet by ją wolał. Ale nawet jeśli to była halucynacja, jego organizm i tak zareagował. Jakby coś w jego głowie włączyło opcję autopilota. Tak było lepiej. Czuł teraz zbyt dużo emocji, by myśleć o swoich czynach. W jednej chwili złapał kołnierz Willa i silnym pociągnięciem oderwał go od jego ofiary.

– Wynosimy się stąd – rozkazał przyjacielowi. Sam jednak zatrzymał się jeszcze na chwilę. Jeszcze przez ułamek sekundy, który w jego głowie zdawał się trwać przynajmniej rok, wpatrywał się w twarz Maisie Owen, zanim William pociągnął go w stronę wyjścia ewakuacyjnego.

Shadia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Shadia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {28/04/24, 12:54 am}

Awakened Darkness VKUqtOj



           Wszystko działo się zbyt szybko, a jednocześnie w zwolnionym tempie. Ciało samo zareagowało na ponowny dopływ powietrza, desperacko łapiąc każdy oddech. Umysł błądził w zupełnie innej materii.
           Poznał ją. Uratował. Kurwa. On żyje.
           Żyje i jest pierdolonym wampirem.
           Trzymała się, kiedy znikał za ostatnim wyjściem z lokalu, którego nie zdążyli obstawić. Trzymała się, kiedy po siarczystym "Co ty kurwa odpierdalasz Owen?!" Mike pomagał jej wyjść z pustego już, o ile zignorować truchła leżące w każdym rogu, lokalu. Trzymała się podczas opierdolu od Esmonda. W końcu kto miał się zmartwić, jak nie on. Trzymała się też, kiedy po badaniach Hannibal, jeden z lekarzy jednostki, prewencyjnie zalecił noszenie kołnierza ortopedycznego. Obydwoje wiedzieli, że i tak sama się go pozbędzie, jak tylko zamknie za sobą drzwi pokoju.
           Trzymała się więc naprawdę długo. Nawet wtedy, kiedy rozmasowywała obolałą, siną szyję, siedząc na podłodze, oparta o łóżko. Trzymała się tak długo, jak ją trzymał szok. I naprawdę bardzo nie chciała, żeby to się zmieniło.
           – Kurwa. – warknęła. Sama nie wiedziała, czy z bólu, czy z uczucia nadchodzącego kryzysu. Chyba z tego i tego.
           – Ja pierdolę. Kurwa. – Traciła panowanie. Każda myśl zaczynała krążyć wokół niego. Daniel Rowley jest wampirem. Skuliła się i objęła ramionami, kiedy wnętrzności ścisnął spazm niechcianych emocji. Mój Danny jest wampirem. Ze ściśniętego gardła wydobył się jęk, przypominający skomlenie zranionego zwierzęcia. Dannyboo... Jest wampirem.
           To nie tak miało być.
           W narastającej panice sięgnęła po poduszkę, którą zagłuszyła rozdzierający struny głosowe wrzask. Wrzeszczała tak długo, aż już nie miała siły dalej. Tak długo, aż krzyk przeobraził się w rozpacz. Wycie. Zanoszenie od płaczu.
           Wolałabyś, żeby okazał się martwy?
           – Nie, nie nie. Nie wiem. Co? Kurwa, nie... – próbowała dyskutować z samą sobą, jakby miało to zmienić cokolwiek. Ile razy wyobrażała sobie, co zrobi, kiedy się spotkają. Co powie. O co zapyta. O co on mógłby zapytać. Co zrobi, jak natknie się kiedyś na jego grób. I choć ostatnia wizja zawsze kończyła się histerią, tak z każdym z tych scenariuszy była już oswojona.
           Dlaczego nigdy nie pomyślała, że mógłby okazać się jednym z nich? Nie zniknął po nadejściu ciemności. Zapadł się pod ziemię zanim spowiła świat. To miało przecież sens, prawda? Dlaczego to miało tyle jebanego sensu? Jeszcze nigdy nie była tak zagubiona we własnej głowie.
           Został przemieniony? Czy od zawsze był jednym z nich? Powinna w ogóle się nad tym teraz zastanawiać? Jakie to miało znaczenie, kiedy byli po dwóch stronach barykady. Jakie to miało znaczenie, jeżeli teraz będzie musiała robić wszystko, żeby...
           ... Go zabić?
           Nie. To nie ma sensu. To nie tak. Musiała się pomylić. Pomyliła się, bo jest jebnięta. Własny umysł po raz kolejny stał się najgorszym wrogiem i zakpił sobie z niej. Śniła na jawie. Halucynowała.
           Więc dlaczego żyjesz?
           – Przestań...
           Skoro to nie był on, to dlaczego nie pozwolił dokończyć roboty?
           – Przestań, proszę...
           Wystarczyło tylko kilka sekund, każdy wampir by skorzystał...
           – Przestań już! Wystarczy! Koniec! – Drobne ręce wplątały się we włosy i zacisnęły w pięści, ciągnąc, jakby fizyczny ból miał zastąpić mentalną agonię.
           Wykończona położyła się na podłodze, wciąż czując, jak każda kolejna myśl to spisek przeciwko niej samej.
           Miała tego nie robić. Miała pamiętać o konsekwencjach. Potem będzie tylko gorzej. Jebać to. Już było najgorzej. Jedna butelka w przód czy w to nic w porównaniu do bagna, które i tak miała w głowie. Wiedziała, że powinna zostawić sobie chociaż jedną na czarną godzinę, kiedy pozostałe lądowały w rękach innych łowców. Przynajmniej przez jakiś czas zawsze miała dla kogoś prezent na urodziny. Teraz czas zrobić prezent dla siebie. W końcu to był ciężki dzień, prawda?

***

           Piąta nad ranem to mogła nie być najlepsza pora na dobijanie się do drzwi drugiego łowcy w samej bieliźnie i koszuli nocnej, przy okazji pod wpływem sporej ilości alkoholu, z niedopitą do końca butelką whisky w ręce.
           Pieprzyć to.
           "Pieprzyć to" było w końcu myślą przewodnią wszystkiego, co działo się po kilku łykach trunku. Pieprzyć Daniela. Pieprzyć, że jest wampirem. Pieprzyć ich wspólne zdjęcie z dzieciństwa, które od godziny leżało rozdarte w pół pod biurkiem. Pieprzyć, że uratował jej życie, zamiast pozwolić umrzeć. Byłoby łatwiej pogrążyć się w otchłani śmierci, niż trawić to, co się stało. Zmieszane z procentami okazało się jeszcze bardziej ciężkostrawne.
           Aż w końcu pieprzyć zaspane, zdezorientowane, ale i zmartwione spojrzenie Mike'a, kiedy w końcu otworzył drzwi i zobaczył ją w takim stanie.
           – Maisie, co z Tobą... – nie zdążył dokończyć, bo po wparowaniu do środka i upewnieniu się, że pomieszczenie jest zamknięte, ruda po prostu rzuciła butelkę na podłogę i rzuciła się na swoją ofiarę, przylegając do jego ust jak wygłodniała pijawka. Początkowo nie zamierzał protestować. Początkowo pozwolił, żeby w natarciu zdjęła z niego koszulkę i błądziła rękami po torsie i plecach, coraz bardziej napalona, samemu czując z każdą sekundą większe podniecenie. Jednak w każdym jej ruchu było coś...
           Niepokojącego.
           – Mai... Hej... Co jest? – Zdążył wysapać pomiędzy pocałunkami, ale odpowiedziała jedynie dłuższym, bardziej namiętnym złączeniem warg, w którym już nie potrafił dostrzec niczego innego, niż wołania o pomoc.
           Z niemałym trudem, za który miał siebie za niedługo winić, odsunął nakręconą kobietę od siebie, szukając w jej twarzy chociaż cienia sygnału, że to wszystko, co się właśnie dzieje, jest zdrowsze, niż się obawiał.
           Niestety.
           – Maisie, proszę... Powiedz mi, co się właściwie odwala. To nie jesteś ty. – mówił spokojnie, w kontraście do tego szaleństwa i desperacji, które dostrzegł w jej oczach w półmroku pokoju rozświetlonego tylko przez tlącą się przy łóżku lampkę nocną. Odpowiedź miała zwalić go z nóg, chociaż w innym sensie, niż oczekiwała tego Owen.
           – Nie, proszę, nie przestawajmy. Zrób ze mną co chcesz. Ja nie chcę myśleć i nie chcę czuć nic innego, poza tobą. Całuj mnie. Dotykaj. Przeleć mnie. Teraz. Błagam.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awakened Darkness Empty Re: Awakened Darkness {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach