Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 05:49 pmKass
Zajazd pod Smoczą Łapą Wczoraj o 02:38 pmMrocznykot
LiesWczoraj o 01:32 pmRusek
New Generation25/04/24, 12:48 pmLadyFlower
From today you're my toy24/04/24, 07:40 pmKurokocchin
This is my revenge24/04/24, 07:22 pmKurokocchin
Run fast23/04/24, 11:40 pmCalinda
You're Only Music23/04/24, 08:10 pmKass
The Arena of Hell23/04/24, 05:20 pmNoé
Kwiecień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930     

Calendar

Top posting users this week
5 Posty - 24%
4 Posty - 19%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Zajazd pod Smoczą Łapą {26/03/24, 05:16 pm}

Zajazd pod Smoczą Łapą  3681ec2339741a91b61647586e374de6

Zajazd pod Smoczą Łapą  2bcfaa08-871e-4da3-b34a-ba434ae2aee3

_________________________

Zajazd pod Smoczą Łapą z pozoru nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych karczm i tawern. Oferuje smaczne jedzenie, mocne trunki, dobrą zabawę oraz… nietypowy personel.

_________________________

Ona - Noé
On - Mrocznykot

_________________________


Ostatnio zmieniony przez Noé dnia 16/04/24, 12:41 am, w całości zmieniany 1 raz
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {27/03/24, 07:10 am}

Zajazd pod Smoczą Łapą  F96a7d10

godność: nieznana
alias: Moordenaar (Denar)
profesja: karczmarz, chłopak na posyłki i ochroniarz tego całego pierdolnika
rasa: wampir, ale nielicznym jest dana ta wiedzą
wiek: 27 szarych jesieni
data urodzenia: ostatnie godziny 20 grudnia

Wysoki i szczupły. Włosy w kolorze platynowego blondu przydawają mu raczej niewinnego wyglądu, choć miejscowy znają jego siłę, którą mógł się poszczycić rozgramiając niejedną barową bijatykę. Jego oczy, choć wydają się brązowe, mają jakieś złowrogi czerwone tony. Na co dzień nosi białe, schludne koszule.

Jest "chłopakiem Smoków". Pracuje w zajeździe od sześciu lat, a Stary Smok widzi w nim kogoś na kształt syna. Hugo poznał go podczas swojej ostatniej wyprawy, sześć lat temu. Denar miał pracować Pod Smoczą Łapą "do wiosny" by wyruszyć w dalszą drogę i znaleźć swoje miejsce na świecie. Został jednak na stałe. Dorywczo jest wypożyczany przez okolicznych mieszkańców do różnych prac, w których przyda się młody i silny mężczyzna.

ludzka rodzina:
Hugo (59 lat) - Właściciel zajazdu Pod Smoczą Łapą, zwany Starym Smokiem
Klara(51 lat) - Piękna i niebezpieczna żona właściciela, istna Smoczyca
         oraz ich trzy małe smoczątka:
Yulay (13 lat)
Yula (10 lat)
Lena (3 lata)






Ostatnio zmieniony przez Mrocznykot dnia 29/03/24, 02:21 pm, w całości zmieniany 3 razy
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {27/03/24, 07:24 am}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

Zajazd pod Smoczą Łapą  Bd8811e7-6b10-4349-9711-8aaab3dba428

_________________________

Godność: Cynthia Loriel
Wiek: 24 lata
Data urodzenia: 9 wrzesień
Profesja: ochroniarz baronowej Margareth de Simone
Rodzina: matka Amanda (42l), brat Liam (11l)

Wygląd: ciemno blond włosy, szaroniebieskie oczy, 165 wzrostu, drobna lecz wysportowana sylwetka, wiele drobnych blizn na rękach od walk, trzy długie na plecach po biczowaniu, jedna ciągnąca się przez lewy kącik ust aż przez brodę. Ubrana zawsze w gruby, lekki pancerz, który maskuje jej kobiece kształty i chroni przed poważniejszymi obrażeniami. Jej stroje nigdy nie są kobiece. Woli skrywać swoją prawdziwą płeć i tożsamość, dlatego dodatkowo zakrywa dolną część twarzy pod maską. Udawanie mężczyzny pozwala jej uniknąć wielu problemów oraz nieprzyjemności, szczególnie tych związanych ze swoją "słabszą" płcią. 

_________________________


Ostatnio zmieniony przez Noé dnia 16/04/24, 12:43 am, w całości zmieniany 1 raz
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {29/03/24, 03:41 pm}

Moordeenar


Jestem całkiem grzecznym wampirem. Nawet Klara, w swej matczynej miłości, bez obaw, niejednokrotnie pozostawia mi swoje dzieci pod opieką, gdy musi zająć się innymi sprawami. (Choć czasami przyprawi swoje zaufanie groźbą typu "Jak im spadnie włos z głowy, to będziesz nie tylko martwy, ale i szczerbaty". Ja sam też nigdy nie czułem, by moje pragnienie krwi było skierowane na którekolwiek z nich, czy kogoś z mojej rodziny. Mogę z czystym sercem powiedzieć, że zostałem przez tę rodzinę odpowiednio udomowiony i oswojony.
Nada jednak jestem wampirem, takim który żywi się krwią i (jak sądzą plotki rozsiewane przez niektórych guślarzy) biednymi ludzkimi duszami.

Postanowiłem, że tej nocy zapoluję. Oczywiście poza domem, aby nie gorszyć dzieci, ani nikogo z naszych gości. Głód brał nade mną górę i nie zastanawiałem się długo nad wyborem ofiary.
Baronowej Margareth de Simone - Piękna kobieta, a przy tym baronowa. Noszę w sobie pewną odrazę do wszelkiego możnego państwa. Poza tym, myślę że baronowa otoczona opieką całego swojego dworu lepiej poradzi sobie z utratą odrobiny krwi, niż ktokolwiek z wiejskiego pospólstwa, kto zapewne mimo osłabienia musiałby wrócić do pracy i pewnie paść w niej z wycieńczenia.  

Poszczęściło mi się, bo wiem, że akurat jest w swojej posiadłości po drugiej stronie zagajnika. Zwykle spędza tu zimę, pewnei przez spokój, bliskość dobrego jedzenia z naszej karczmy i drewna. Tej wiosny jednak powróciła do nas szybciej. Podejrzewam, że wykurzyło ją widmo wojny, która wisi w powietrzu między dwoma braćmi, którzy wspólnie przejęli koronę po swoim ojcu i podzielili krainę na pół. Problem w tym, że żaden z nich nie lubi się dzielić. Pewnie Pani baronowa, chcąc zaszyć się w spokoju, schowała się w swojej wiejskiej posiadłości.

Naciągnąłem szal na nos i założyłem kaptur na głowę.
- Wujku Denarze, gdzie idziesz? - Nie chcąc narażać się na nieprzychylne komentarze Klary, która tej nocy robiła gruntowne porządki kuchni, postanowiłem niepostrzeżenie wymknąć się oknem na korytarzu. Yula jednak wyuczyła się chyba ode mnie jakiś wampirzych zwyczajów, bo pojawiła się znikąd.
- Ech no... zapolować na dzika, wiesz? - Wymyśliłem na prędce. Wszak to ja w tym domu pozyskiwałem większość składników.
- Na dzika...? Bez sprzętu idziesz, wujku? Oknem? - Yula odziedziczyła inteligencję po swoim ojcu oraz autorytarność po matce. Założyła ręce przed sobą i spojrzała na mnie z kwaśną miną, jakby wiedziała, że nie mam dobrych zamiarów i zamierzam dziś szerzyć zło. Przez jej spojrzenie czułem się tak jakbym szedł zamordować kobietę i spalić jej dom, a nie po to aby tylko zabrać jej odrobinę krwi. Wtem jednak w zielonych oczach tego rudego chochlika błysło coś przebiegłego.
- Być może wcale cię nie zauważyłam. W końcu jest środek nocy i spałam... ale chętnie zjadłabym na śniadanie racuchy z jabłkiem - Zrozumiałem jej ofertę. Uścisnąłem więc jej malutką dłoń z poważną miną, jakbyśmy właśnie dobili  ważnego targu, a następnie wyskoczyłem przez okno. Odwróciłem się i spojrzałem w górę, aby w ciemnościach dostrzec jak Yula zamyka za mną okno.

Księżyc padał na gęste świerki nadając im srebrnego odcienia, a ja czułem narastającą we mnie adrenalinę. W tym, że muszę się trochę natrudzić, aby dostać się do tej kobiety też było coś zajmującego. Przed sobą miałem jej posiadłość, która była jak twierdza strzeżona przez jej ochroniarzy. Zajęcie się nimi było dla mnie zabawą. Pierwszy był łatwy - zasnął na warcie więc, go po prostu minąłem. Poznałem jego twarz, był dzisiaj w naszej karczmie i zachwycał się bimbrem Hugo. Nic dziwnego, ze teraz śpi jak zabity. Specyfik mojego szefa powaliłby łosia.
Później było już trudniej. Wślizgnąłem się przez ustęp pod podmurówką budynku prosto do piwnicy. Kojarzyłem rozkład pomieszczeń w budynku, bo kilka lat temu zostałem zatrudniony do przeprowadzenia tu remontu. Własnoręcznie malowałem lub obklejałem drogą tapetą, sprowadzoną zza morza, pokoje de Simone. Sprytnie więc wziąłem jedną z butelek wina i rzuciłem w stojący regał, z którego spadło i potłukło się kilka butelek. Podłogę wnet zalała ciemnoczerwona ciecz, a ja przyczajony w cieniu zobaczyłem jak do pomieszczenia wbiega grupka służby, którzy zaalarmowani hałasem chcieli sprawdzić co się stało. Wymknąłem się wtedy niepostrzeżenie i zamknąłem za nimi drzwi na rygiel.
Przejściem dla służby ruszyłem na górę, do pokoi sypialnych. Niestety nie wiem,  w którym pokoju baronowa raczyła złożyć głowę do snu, ale zacząłem skradać się blisko ściany wiedziony zapachem jej fiołkowych perfum i ciepłem ciał, które rejestrował mój instynkt.
Wkrótce przed sobą miałem drzwi, do pokoju, który z pewnością stanowił sypialnie  poszukiwanej przeze mnie kobiety.



Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {29/03/24, 06:32 pm}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

Margareth lubiła otaczać się kobietami. Nie dlatego, że miała wobec nich romantyczne zamiary, ale dlatego, że nie ufała mężczyznom. Słyszałam krążące plotki, jakby w przeszłości została brutalnie zgwałcona przez swojego ówczesnego męża, ale nigdy nie usłyszałam potwierdzenia z jej ust. Natomiast de Simone padł na zawał jakieś dziewięć lat temu i od tamtej pory baronowa nie spotykała się z nikim. Była tylko pięć lat starsza ode mnie, a całkiem sprawnie poradziła sobie z przejęciem interesów męża po jego śmierci. Rozwinęła przemysł ubraniowy i mogła wieść dostatnie życie bez pomocy żadnego mężczyzny u jej boku.
     To jednak miało swoje dobre i złe strony. Dla mnie oczywiście. Dobrą było to, iż nie musiałam martwić się o nowe ubrania jeżeli coś stało się ze starymi. Margareth zapewniała mi dobrej jakości materiały, miałam wszystko szyte na miarę, dzięki czemu było to do mnie dopasowane i nie ograniczało żadnych ruchów. Również mogłam za niewielkie kwoty kupić coś ciepłego i trwałego dla brata i matki, by nie musieli marznąć zimą.
     Złą stroną było to, iż baronowa ciągała mnie ze sobą po całym kraju. Wszędzie gdzie była ona - byłam i ja. Niezwykle ubolewała, że miała tylko jedną kobietę wśród swojej ochrony. Zapewne jeszcze chętniej trzymałaby mnie przy sobie bez przerwy lecz zdawała sobie sprawę z mojej niechęci do tego oraz potrzeby odpoczynku od pracy. Nie byłam przychylnie nastawiona na jej kilkumiesięczne letnie wyjazdy. Byłam daleko od domu, martwiłam się i tęskniłam za moimi bliskimi. W czasie jesieni oraz zimy przebywaliśmy w rezydencji blisko mojego rodzinnego domu. Dzięki temu mogłam zawsze w czymś pomóc, zrobić zakupy, porozmawiać i cieszyć się z rodziną.
     Tak też było tym razem. Choć bardzo mnie martwił stan zdrowia Liama. Pracowałam całkiem sporo, żeby móc opłacić jego leki i wszystkich doktorów, jacy się nim opiekowali, a mimo to nie widziałam poprawy jego samopoczucia. Mogłam śmiało stwierdzić, że mój młodszy brat gasł w oczach, a ja nie potrafiłam mu pomóc. Przy nim i przy matce nie okazywałam słabości i smutku. Uważałam, że musiałam być silniejsza od nich, mimo iż czasem było to ponad moje siły.
     Margareth nigdy nie pytała lecz była bystrą kobietą i z pewnością domyślała się, dlaczego czasem potrzebowałam się napić lub wyładować swoją agresję. Co prawda tej pierwszej metody nie używałam w pracy, ale drugą stosowałam bardzo chętnie, kiedy nadarzyła się ku temu okazja.
     A trafiła się tej nocy.
     Myślałam, że noc będzie jak wszystkie inne. Wygodnie usadowiłam się w swoim ulubionym kącie w sypialni baronowej. W niewielkiej przestrzeni między dębową szafą, a kamiennym kominkiem, w którym pozostał już tylko gorący popiół. Nie spodziewałam się gości. Wszystkie moje zmysły postawiłam w gotowości, gdy tylko usłyszałam cichutkie drgnięcie klamki. Z doświadczenia wiedziałam, że lepiej było pozostać w bezruchu, obserwować i dopiero potem działać. Potrafiłam również zrobić to ze spokojnym sercem.
     Całe szczęście, że namówiłam Margareth, by nie oliwiła żadnych zawiasów w swoich drzwiach. Bardzo powoli ruszyłam dłońmi, by ująć rękojeści swoich sztyletów, podczas gdy tamta osoba za drzwiami powolutku je uchylała. Zapewne po to, by wywołać jak najmniejszy hałas. Widziałam wyraźnie jak do wnętrza wsuwa się zakapturzona postać z zasłoniętą twarzą. Przez szczeliny między zasłonami wpadało dosyć światła księżyca, bym mogła dostrzec wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. To nie mogła być służba. Służbę obserwowałam bardzo często. Byli bardziej pewni swoich działań, mieli jasne mundury i nie skradali w środku nocy jak zbiry. W jego rękach nie było żadnej broni, ale to nie oznaczało, że w ogóle jej nie miał.
     Zaczęłam działać w momencie, kiedy zbliżył się do łóżka i nachylił nad Margareth. Szybkim ruchem wyrwałam sztylety zza paska. Tym trzymanym w prawej ręce natychmiast rzuciłam w mężczyznę, by w tym samym momencie zerwać się i doskoczyć do niego, nie pozwalając na… cokolwiek tam chciał zrobić. Doskonale walczyłam używając lewej ręki. To bardzo dobrze dezorientowało przeciwników, którzy w znacznej mierze byli praworęczni. To w połączeniu z moją szybkością i zręcznością rekompensowało mi mniejszą siłę.
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {02/04/24, 06:23 pm}

Moordeenar


Zaciągnąłem się suchym, słodkim od fiołkowych olejków powietrzem.
Za strażnikami poradziłem sobie szybko, ale mój umysł był zbyt przyćmiony, żebym zauważył, że zdecydowanie ZA szybko.
Złapałem za klamkę i bardzo powoli zacząłem otwierać drzwi. Jeżeli chodzi o samo zdobycie krwi u źródła, to byłem nastawiony na spokojną akcję. Myślałem, że unieruchomie śpiąca kobietę i dobiorę się do jej krwi. Ta, gdy już by się obudziła spotkałaby się z moim żelaznym uściskiem i zakrytymi ustami uniemożliwiającymi krzyk. Zaspokoił bym pragnienie, a następnie uciekł.

Nie przypuszczałem, że Pani baronowa będzie miała strażnika w swojej sypialni. Zdążyłem zakraść się do łóżka i oprzeć jednym kolanem na materacu. Spojrzałem na gładką skórę szyi jaśniejącą w świetle księżyca. Gdybym był ostrożniejszy, to na pewno wyczułbym jego obecność w pokoju, ale myślałem, że już jestem na wygranej pozycji. Boleśnie uświadomił mi mój błąd lecący w moją stronę sztylet.
Trwało to niecałą sekundę, gdy usłyszałem świst powietrze. Uniosłem się znad ciała kobiety, by spojrzeć w kierunku świstu powietrza i wtedy sztylet wbił się w mój bark. Wydałem z siebie zwierzęcy ryk bólu i zobaczyłem niskiego strażnika. Ruszył do ataku na mnie, a ja szybko poznałem oczy wojownika. To była Cynthia Lorier. Mogłem skojarzyć, że akurat ona, mogłaby być aż tak blisko baronowej.

Nie zwracałem już uwagi na przebudzoną właścicielkę posiadłości, bo byłem zajęty odpieraniem ataków Cynthii. Nie używałem zbyt wiele siły, raczej ją wypróbowywałem i jednocześnie ściągałem nas w stronę przeciwległe ściany. Chcesz powalczyć Kwiatuszku? Powalczymy. - Pomyślałem i gdy byliśmy wystarczająco blisko okna złapałem jej ręce i wyskoczyłem ciągnąc ją za sobą. Może to ból, który sprawiało mi ostrze wbite w ciało, może to sama Cynthia i jej zawziętość, ale obudziła się we mnie chęć walki. Już nie miałem ochoty na krew baronowej. Teraz chciałem zdobyć krew walecznej Cynthii.

Oczywiście, wyskakując z okna zadbałem o nasze lądowanie. Zawinąłem ramiona wokół dziewczyny i wylądowałem nie pozwalając jej dotknąć ziemi póki moje kolano nie zaryło w kamienistej ścieżce. Spojrzałem dziko w oczy strażniczki i postanowiłem, że ukradnę ją, by w spokoju się na niej pożywić. Znałem takie miejsce w lesie. Zawinąłem ramiona ciaśniej wokół niej i zniknąłem w lesie prawie tak szybko jak cień rozpraszający się w świetle świecy.

- Uważaj na głowę. - Ostrzegłem i rzuciłem się z nią w cierniste krzewy dzikiej róży, które zasłaniały przejście pod ogromnym ułamem skalnym. Jednocześnie sam przycisnąłem jej twarz do mojej piersi, aby nie narazić jej na spotkanie z kolcami. Wpadliśmy do doliny ogrodzonej zewsząd przez skały, drzewa i ciernie, a jednocześnie przysłoniętej przez gałęzie największych świerków. W myślach nazywałem to miejsce matecznikiem, gdyż często można było tu spotkać sarny, które wiosną ukrywały tu swoje młode. Tym razem, nie licząc spłoszonego zająca, byliśmy tu całkowicie sami.

- Cześć Kwiatuszku, poznajesz mnie?- Zdążyła już zauważyć moją twarz, podczas drogi tutaj, więc odpiąłem pelerynę pozwalając, aby zsunęła się w trawę. Uśmiechnąłem się nie kryjąc swoich kłów.
- Chciałem ukraść odrobinę krwi twojej pani, ale widzę, że ty masz mi więcej do zaoferowania - Wydobyłem sztylet ze swojego ramienia. Już podczas naszej ucieczki przez las zorientowałem się, że nie jest to zwykła broń.
- Spodziewałaś się, że przyjdzie ci walczyć z wampirem? Czy może byłaś naszykowana na innego potwora?- Przyjrzałem się ostrzu brudnym od mojej krwi. Gdyby było to czyste srebro, pewnie byłoby tragiczniej. Zapewne ostrze jest tylko posrebrzane, ale i tak robi swoje.

Wtem uświadomiłem sobie, że wśród zapachu kwitnącej róży czuję też zapach świeżej krwi i zobaczyłem rozcięcie na dłoni dziewczyny. Musiało powstać, gdy tu wpadaliśmy.
- Spokojnie.- Zacząłem się do niej zbliżać ze sztyletem skierowanym w dół. - Zajmę się twoją raną. Jeśli będziesz grzeczna to zastanowię się nad wypuszczeniem cię stąd, gdy skończę.- Złowrogie słowa padły z moich ust, ale w rzeczywistości wcale nie planowałem jej zabijać. Jednak istotnie, skoro już mnie rozpoznała, to nie mogę tego tak zostawić.

Nagle rzuciłem się na nią popychając na zwalony pień i umiejętnie wbiłem jej własny sztylet w materiał jej rękawicy, nie raniąc jej przy tym, ale za to przybijając do drewna. Kolanami przytrzymałem jej nogi, a aby nie mogła się wyrwać. Jedną ręką oparłem się o pień, tuż obok jej twarzy, a drugą nakryłem jej dłoń i przystawiłem sobie do ust.
Patrzyłem jej w oczy, gdy zlizałem pierwsze krople krwi, ale szybko przymknąłem powieki rozkoszując się jej smakiem. Była słodka, trochę jak wino z syropem z malin i dzikiej róży, która otaczała nas swoimi pierwszymi kwiatami.
Znałem Cynthię z widzenia od kilku lat. Czasami przychodziła po zamówienia dla de Simone. Zwykle miała na sobie męską zbroję, ale już znałem jej warz i czy w kolorze zachmurzonego nieba. Gdy myślałem o tym, że jesteśmy tu sami, ukryci przed światem, a ja mogę właściwie w spokoju delektować się słodką krwią wojowniczki całkowicie się rozpłynąłem. Na szczęście, jednocześnie szybko wróciłem na ziemię. Przestałem przyciskać ją swoim ciałem dając nam trochę więcej wygody, a ręka, na której się wspierałem sama delikatnie wsunęła się pod jej głowę.
- Przepraszam...- Wydusiłem szeptem. Moje palce nadal oplatały jej zranioną dłoń. Delikatnie przycisnąłem kciuk i zobaczyłem jak w jej linii serca zbiera się więcej czerwieni. - Proszę, daj mi jeszcze trochę. - W moich oczach znajdowało się błaganie, ale nie czekałem na odpowiedź, tylko wróciłem do picia. Nie wiem, co zrobię gdy skończę. Cynthia poznała mój sekret. Teraz jednak nie mogłem i nie chciałem powstrzymać się przed uciekaniem w świat, gdzie istniała tylko jej krew i zapach róż.



Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {02/04/24, 10:20 pm}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

Długo moja mała przewaga nie potrwała. Jeśli w ogóle taka była. Mężczyzna w pierwszej chwili ryknął niczym zwierzę złapane we wnyki, budząc przy tym Margareth. Kątem oka zauważyłam jak kobieta zerwała się z łóżka przerażona. Moje ataki za każdym razem spotykały się z kontrą, nie pozwalając ostrzu na zranienie przeciwnika mimo jego rany. Był szybki i wprawny. Miałam wrażenie, jakby z łatwością odbijał każdy z wymierzonych ciosów, bawiąc się ze mną. I nie pomyliłam się. Powinnam była wcześniej zrozumieć, że w jego głowie szykował się jakiś plan lecz nie wpadłam na to, że będzie wyskakiwał z okna, ciągnąc mnie ze sobą.
     Miał silny uścisk, przez który wytrącił mi sztylet z dłoni, gdy je złapał w swoje łapska. Bo cóż tu dużo mówić, moje może były w połowie tak duże jak jego…
     Sapnęłam tylko wściekle, czując, jak mimo wszystko siła skoku uderzyła w moje ciało, mimo iż nie dotknęłam nawet ziemi. Trwało to tylko sekundę, ale widząc szaleńcze, czerwone ślepia mężczyzny, zrozumiałam z kim miałam do czynienia. To był wampir, któremu przeszkodziłam w polowaniu. I nie tylko to. Dotarło również do mnie, że teraz ja byłam jego ofiarą i byłam mu potrzebna tylko w jednym celu.
     Z tą ponurą myślą słuchałam krzyków baronowej, które cichły z każdym kolejnym krokiem. Ściśnięta przez ramiona wampira mogłam tylko obserwować wszystko wokół siebie. A w szczególności jego, gdy na twarz padł blask księżyca, złość ogarnęła mnie jeszcze bardziej. Gdyby nie fakt, że moim ubraniem zaczęły szarpać kolce roślin, a jego wielka dłoń przycisnęła moją głowę, mogłabym zobaczyć więcej. Ta metoda jednak nie uchroniła mnie przed drobnymi zadrapaniami. Szczególnie w słabiej osłoniętych miejscach jak dłonie czy łydki.
     Odskaczyłam od niego kilka kroków, gdy tylko postawił mnie na ziemi. Poznawałam to miejsce, ale nie oznaczało to, że zamierzałam uciekać. To kompletnie nie miało sensu w obecnej sytuacji. Tak samo jak krzyki czy otwarty atak. Milczałam również, nie wdając się w żadne dyskusje. Nie miałam żadnych szans w starciu z wampirem. Wspominał za to, że mógłby mnie wypuścić… to nie tak, że bałam się śmierci. Miałam z nią wiele razy do czynienia, ocierając się o nią kilkakrotnie. Jedynie żałowałam, że nie pożegnam się z bliskimi.
     Dlatego potrafiłam spoglądać z jawną odrazą na poczynania chłopaka od Smoków, zamiast ze strachem czy błaganiem o litość. Próbowałam się na początku wyrwać tylko że było to po prostu daremne. Był za szybki, a w dodatku upadek wydusił z moich ust krótki, bolesny okrzyk. Jego ciało przyciśnięte do mojego powodowało tylko ból, a widok jak jego język przesuwał się po mojej dłoni przyprawiał mnie o mdłości. W przeciwieństwie do niego. Z jeszcze większym obrzydzeniem dostrzegłam, że sprawiało mu to autentyczną przyjemność. Ciepło, jakie zaczęło rozchodzić się po moim ciele nie należało do tych najprzyjemniejszych. Słyszałam, że wampiry w trakcie pożywiania się potrafią sprawić, aby to doznanie było bardzo przyjemne dla ofiary, wręcz erotyczne, ale w tym przypadku chyba zadbał tylko o siebie. Do tego stopnia, że wyjątkowo się zdekoncentrował i rozluźnił.
     Westchnęłam głęboko, chwilowo poddając się i przestając szarpać, by uśpić jego czujność. Może niepotrzebnie, gdyż wyraz twarzy mężczyzny wskazywał na zbytnią pewność siebie i zdecydowaną wygraną. Cóż, nie dało się tego odmówić. Jednakże nie byłabym sobą, gdybym poddała się tak po prostu, nie próbując zadać mu jeszcze choćby malutkiego cierpienia.
     Moje ciało było odrętwiałe z bólu od niewygodnej pozycji oraz ciężaru przyszpilającego mnie do twardego podłoża. Przez to bardzo powoli uniosłam jedną nogę, które w końcu uwolnił, by delikatnie objąć nią jego biodro niczym kochanka. Wiedziałam, że miałam tylko jedną szansę i lepiej było tego nie spieprzyć. Naiwnie sądził, że przebita rękawica uniemożliwi mi poruszanie ręką. Co prawda nie byłabym w stanie wyjąć ostrza, z tej pozycji było to niewykonalne, miałam za to inny ukryty cel. Gdy w końcu udało mi się wysunąć dłoń, mogłam uwolnić sprytnie ukryty kolec w pierścionku. Nie uważałam, aby ta minimalna ilość trucizny coś zadziałała na wampira, ale srebrny kolec mógł wyrządzić więcej szkód.
     W jednym momencie odepchnęłam się drugą nogą, przez co straciliśmy równowagę. Wykorzystałam to, żeby głęboko wbić kolec w jego bok tuż pod pierwszą zadaną raną, przesuwając dłoń niżej. Przez to, że jedną ręką trzymał moją pijąc z niej krew, a drugą miał pod moją głową, nie było punktu podparcia i spadliśmy z powalonego drzewa. Dzięki temu, że wcześniej przygotowałam się do tej pozycji, teraz siedziałam na leżącym na ziemi wampirze.
     - Nigdy nie spotkałam bardziej obrzydliwych stworów niż wampiry - warknęłam, spoglądając w jego oczy. Po wcześniejszym ataku niestety nie dał mi możliwości na drugi, zatrzymując moją dłoń tuż przed swoją twarzą.
     - ”Przepraszam” i “proszę”? Jesteś zakłamanym krwiopijcą, niczym więcej - gdybym nie miała maski, może mogłabym napluć mu w twarz, a tak musiałam zadowolić się odrazą zarówno w głosie jak i spojrzeniu.
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {06/04/24, 09:44 pm}

Moordeenar


Nie spodziewałem się poczuć jak jedna noga dziewczyny mnie obejmuje. Właściwie, jej spokój był szczytem moich marzeń. Na tego rodzaju współpracę nawet nie śmiałem liczyć. Na chwilę podniosłem powieki patrząc w jasne oczy dziewczyny. Czułem nawet lekko piekące uczucie na policzkach, co nieczęsto przydarzało się wampirom.
Rozmarzony zamknąłem oczy już zupełnie zatracając się w tych okolicznościach.
Delektowałem się kropelkami krwi z jej rany, ale już wiedziałem, że nie mogę i nie chcę się powstrzymywać. - Wiedziałem, że ją ugryzę i, że ugaszę pragnienie jej krwią. Już mnie nie obchodziła de Simone, ani żadna inna można Pani. Teraz już chciałem tylko Cynthię. Oczywiście nie chciałem dokonać tego od razu. Do wschodu słońca zostały jeszcze całe długie godziny, a pośpiech w przyjemności nie jest wskazany.
Nagle z krainy marzeń wyrwał mnie ostry ból. Krzyknąłem rozdzierająco, a z koron drzew poderwało się kilka obudzonych ptaków. Nim zdążyłem się zorientować, co się dzieje padłem boleśnie plecami w kolczaste rozłągi. W ostatniej chwili oprzytomniałem na tyle, aby złapać jej nadgarstki i zatrzymać je w drodze do mojej twarzy.
powinienem był przewidzieć, że ma na swoim wyposażeniu taki sprzęt, ale chyba liczyłem, że po prostu go nie użyje.
- Tak? No to chyba niewiele stworzeń widziałaś...- Wysyczałem przewracając oczami z bólu, choć na szczęście kolec już nie tkwił w rozoranej ranie. Moje słowa były jednak tylko czczym gadaniem. Fakt, zakradanie się do, jak myślałem, bezbronnej kobiety, by ukraść jej krew gdy śpi jest na pewno obrzydliwsze niż zachowanie wilka, który zaatakuje cię, bo ty wkroczyłeś do jego domu.
W sposobie polowania istot takich jak ja często można było też wykryć jakiś rodzaj lubieżności, który, nie da się ukryć, ogarniał mnie tu, w tym różanych chruśniaku. Nawet to, że dziewczyna, w walce wylądowała na mnie bardziej mnie ciekawiło, może nawet trochę ekscytowało, a niżeli gotowało do waliki lub ucieczki.
Zawsze podejrzewałem się o jakieś dziwne zapędy masochistyczne... To znaczy nie. Nie sprawiało mi przyjemności bycie ofiarą, ale chyba byłem na tyle przyzwyczajony do ciągłych trudności i stresu, że sam lazłem tam, gdzie będzie mi ciężko, bo inaczej nie umiałem żyć. Skazałem się na życie wśród ludzi. To najlepszy dowód na to.
- Hej... Dobra... Tak naprawdę nie planuję cię zabić. - Odkaszlnąłem i nie puszczając jej rąk w końcu odetchnąłem patrząc w księżyc błyszczący nad naszymi głowami. Wyszedłem z wprawy, jeśli chodzi o walkę (jeżeli w ogóle kiedykolwiek ją miałem). Zamrugałem kilkakrotnie oczami odzyskując ostrość widzenia. Po powrocie będę musiał się zając tymi ranami. Dobrze, że styczność ze srebrem nie była zbyt długa, ale mimo to czuję jak w miejscu gdzie był wbity sztylet oraz pierścień ciało paliło mnie jak żywy ogień.
Z tego bólu oczy szkliły mi się zupełnie jakbym pokroił trzy kilo cebuli, a jeszcze drugie tyle miał przed sobą. I tym wzrokiem w końcu wróciłem do księżycowych oczu Cynthii.
- Błąd w sztuce. Miałem wejść, napić się i wyjść... - Zacząłem. -- Nie spodziewałem się ciebie, tego, że mnie zobaczysz... i że się trochę w tym wszystkim zapomnę. - To mówiąc przyciągnąłem ją odrobinę przysuwając sobie jej ręce bliżej. Jej ręka już było na wysokości mojej twarzy. Przechyliłem głowę w bok i przytuliłem policzek do jej przedramienia. Było ciepłe, a przez cienką skórę czułem krążącą w jej żyłach krew. Mruknąłem cicho szczerze urzeczony tym zjawiskiem, choć w zasadzie nie było w nim nic niespotykanego.
Nie mogłem już dłużej czekać. Moje usta dotknęły jej skóry, a po chwili zatopiłem w niej kły. Przez chwilę nie wyjmowałem ich z rany u obawie, że wyrwie mi się, a teraz już nie zniósłbym, gdybym nie mógł porządnie napić się jej krwi. Naprawdę była słodka, a okraszona różanym zapachem i naszą samotnością smakowała jeszcze lepiej.
W końcu wyjąłem kły z rany, by ograniczyć jednak choć trochę je ból.
- Naprawdę nie wiem, co z tobą zrobię później... ale coś będę musiał.- Nie było mowy o tym, że mogłabym chociażby oczekiwać tego, że nie zdradzi mojego sekretu. Napiąłem mięśnie brzucha i podniosłem się do siadu powodując, że dziewczyna musiała usiąść na moich kolanach. Nasze twarze znajdowały się teraz bardzo blisko. Bezwiednie, żeby nie powiedzieć bezmyślnie, zbliżyłem się bardziej i złożyłem delikatny, krwawy pocałunek na jej skroni.
W tej, bądź co bądź, wygodniejszej pozycji wróciłem do pożywienia się krwią z jej świeżej rany po moich kłach. Skrycie, w marzeniach, licząc, że nie wykorzysta sytuacji, by zadać mi kolejny cios nakierowałem jej drugą rękę na moje nieuszkodzone ramię i ułożyłem jej dłoń na swoim barku. Powoli, z pewną dozą niepewności, położyłem jej dłoń na plecach, wyczuwając mocny, skórzany pancerz. Szkoda, chętnie poczułbym pod palcami jej własną skórę.

Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {07/04/24, 03:27 am}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

- Cóż to za łaska - parsknęłam sarkastycznie na wzmiankę, jakoby nie miał w planach mnie zabijać. Bardzo kłóciły się te słowa z jego czynami. Poczułam ból w nadgarstku, co było dobitnym dowodem na to, że wampir pozostawał nadal tylko wampirem. Nie potrafił odpowiednio zapanować nad swoim głodem, nie miał wyczucia ani żadnych planów. Albo tylko mówił, że ich nie ma. Co prawda faktycznie nie ja miałam być jego ofiarą, co zaskoczyło nas oboje chyba w równym stopniu, ale to nie znaczyło, że zamierzał zrobić coś zgoła odmiennego. Może de Simone miała skończyć martwa albo zamknięta w jakiejś klatce w piwnicy, będąc niczym innym niż pożywieniem. A teraz ja miałam przejąć tę rolę. 
     O ile pierwsza część byłaby… znośna, tak zupełnie przeraziła mnie druga opcja. Nie chciałam skończyć niczym dzikie zwierzę na uwięzi lub owca oczekująca na rzeź. Siłą woli opanowałam się, by nie poddać się panice ani żadnej innej rozpaczy i zaczęłam gorączkowo rozmyślać nad różnymi opcjami wyjścia z tego cało. Lub prawie cało.
     Denar wydawał się być bardzo roztrzepany w swoich poczynaniach. Śmiałabym rzec, iż nie uznawał mnie za żadne zagrożenie, bo był pewny swojej siły albo zwyczajnie nie grzeszył inteligencją. Istniała też opcja, że tracił rozum podczas “jedzenia”, a to działało na moją korzyść. Z łatwością mogłabym zadać mu kolejną ranę. W końcu zostawił mi wolną dłoń, nie kwapiąc się choćby na zdjęcie pierścionka, którym nadal mogłam zrobić mu jakąś krzywdę. W dodatku po tym, jak się uniósł do siadu, w zasięgu ręki miałam też nadal wbity w drzewo sztylet. Doskonale widziałam blask księżyca odbijający się w jego ostrzu.
     - Daruj sobie - gwałtownie odsunęłam głowę, czując wilgotny pocałunek tuż nad skrajem maski. Otarłam to miejsce rękawem, ostrożnie uważając, by ponownie się tak nie szarpnąć i nie zadawać sobie więcej zbędnego bólu. W dodatku czułam jak z każdą kolejną chwilą słabłam od utraty krwi. 
     - Możesz mi wyjaśnić, jakim cudem nie zamierzasz mnie zabić, jednocześnie wysysając ze mnie resztki życia? - burknęłam, decydując się na wbicie kolca w miejsce, gdzie ułożył moją dłoń chwilę wcześniej. Tyle że tym razem na tym zakończyłam, dociskając miejsce palcami i czując pod nimi rozlewającą się krew. Aż szkoda, że nie miałam drugiego takiego pierścienia, by poczuł to samo, co ja. 
     - Możemy znaleźć jakieś satysfakcjonujące rozwiązanie dla nas obojga. A jeśli się zaraz nie opanujesz, utoczę ci tyle krwi, ile zdołam. Ciekawe, czy wampir może umrzeć z jej niedoboru - zastanowiłam się na głos, gotowa na rozsądną rozmowę lub na dalszą walkę.
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {07/04/24, 01:57 pm}

Moordeenar


Mój ponowny krzyk tym razem nie poderwał żadnych ptaków do odlotu. Zapewne wszystkie już zdążyły uciec.
Oczywiście, powinienem się liczyć z tym, że jeżeli daję jej swobodę, to potraktuje to jako zachęta do dalszego ataku.
  - Przecież, nie wypiję całej.- Syknąłem tłumiąc ból. - Z resztą, całkiem jeszcze nieźle żyjesz jeśli masz siłę mnie dźgać. - Dodałem z wyrzutem.
Dziewczyna uciskała moją ranę na kształt tego jak ja wysysałem chwilę temu krew z jej przedramienia. Przez to, że kolec był srebrny nowa rana, niemal symetryczna z pierwszą, również mnie paliła. Koniec! Dlaczego myślałem, że drobne gesty pozwalające jej na swobodę zamiast ją uspokoić zagrzeją je do walki? Wiem. Po prostu sam byłem rozmarzony i otumaniony od jej krwi.
  - Raczej nie.- Powiedziałem niepewnie na jej uwagę o moim wykrwawieniu i ponownie unieruchomiłem jej drugą rękę.
Wykonałem ruch do przodu, aby przewrócić ją na plecy, abym tym razem to ja nad nią górował, ale w ostatniej chwili powstrzymałem jej upadek w kolczaste krzewy. Co prawda miała na sobie pancerz, ale już wystarczy.
Mimo bólu, bez trudu wziąłem ją na ręce i posadziłem z powrotem na przewróconym pniu. Sam jednak nie usiadłem tylko dalej stałem przed nią, trzymając ją za nadgarstki oraz blokując jej nogi w razie, gdyby planowała obdarzyć mnie niezbyt wyszukanym kopniakiem.
Wśród śmiertelników, nieczęsto spotyka się kobiety, które przywdziewają uzbrojenie i bez strachu w oczach stawiają się wampirowi. Nie dziwie się, że de Simone wybrała ją na swoją ostatnią linię obrony. Przyzwoitość nakazywałaby, aby strażnikiem u samotnej pani była właśnie kobieta.
Wyrzut zniknął z mojego spojrzenia, gdy spojrzałem na zamaskowaną twarz dziewczyny.
  - Nie możesz mnie winić za picie krwi, tak samo jak ja nie mogę winić cię za obronę i rany jakie sama mi zrobiłaś. - Zdawało się oczywiste, ale czułem, że muszę wypowiedzieć to na głos.
Wyjąłem sztylet z przybitej do pnia rękawicy przekładając uprzednio oba jej nadgarstki do jednej ręki.
  - Dobrze, więc porozmawiajmy. - Zgodziłem się na jej wcześniejsze słowa.
Jeszcze tylko przesunąłem językiem po miejscu mojego ugryzienia oraz po rozcięciu na jej dłoni, aby obie rany się zasklepiły.
  - Ja mam swoje kły i siłę, ty masz swój pierścień, sztylet... i pewnei jeszcze więcej ostrych narzędzi schowanych przy sobie.- Ostrożnie schowałem sztylet na jego miejsce przy jej pasku. - Jeżeli mnie zaatakujesz, na pewno zdążę na to odpowiedzieć. - Mój ton był spokojny i znajdowała się w tym ukryta prośba, by trzymała wszelką broń przy sobie.
Uwolniłem jej ręce układając je na jej podołku i usiadłem obok niej. Choć nie ukrywam, najchętniej z powrotem przyciągnąłbym ją do siebie. Jej krew owładnęła mnie na tyle, że chciałem mieć ją blisko. Może nawet nie koniecznie w grzesznym tego znaczeniu. Coś mnie pchało do tego, by przyciągnąć ja do siebie i zamknąć w ramionach. To jednak nie jest dobry moment na to. Trzymałem ręce i zęby przy sobie i tak trwaliśmy w tym zawieszeniu broni.
  - To nie jest żadna łaska, po prostu nie chcę cię mordować. Tak samo jak pewnie ty wcale nie chcesz umierać.- Kciukiem ocierałem sobie jej krew z kącików ust. - A jednak znasz już moją tajemnicę. Jaką mogę mieć pewność, że tej nocy odprowadzę cię do domu, a kolejnej nie zginę spalony na stosie?- Spytałem poważnie.


Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {07/04/24, 08:17 pm}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

Przy tych jego wrzaskach zaczęłam się zastanawiać, kto tu naprawdę jest ofiarą. Mimo iż tak naprawdę to on sprawiał mi ból, a w dodatku przytargał mnie tu wbrew mej woli, to zgrywał niewiniątko. Jakby oczekiwał, że tak po prostu grzecznie na wszystko mu pozwolę. Może na jego inne ofiary to działało. Może to im sprawiał przyjemność zamiast cierpienia. Może zrobił to celowo, za karę, że śmiałam mu przeszkodzić. Nie ważne, co nim kierowało, nudziło tylko moje obrzydzenie i niechęć. Niestety jakby tego było mało, to był znacznie silniejszy niż człowiek i musiałam coś z tym zrobić.
     W milczeniu obserwowałam jego dalsze działania. Obecnie nie wyglądał na takiego, który miałby zaraz zaatakować. To mogło zmienić się w każdej chwili, mimo zapewnień o pokojowych zamiarach. Miałam ochotę parsknąć złośliwie na te słowa i zwyczajnie go wyśmiać. Dlaczego tego nie zrobiłam? Chyba dlatego, że miałam zamiar przeżyć tę noc. Po tym, jak sam włożył mój sztylet na jego wcześniejsze miejsce i uwolnił moje dłonie, od razu złapałam się za zesztywniały nadgarstek, by go rozmasować i rozruszać palce. Również otarłam skrajem płaszcza resztki krwi i śliny.
     - Nie masz żadnej pewności - odpowiedziałam racjonalnie, unosząc spojrzenie na mężczyznę. - Tak samo jak ja nie mam pewności, że dotrę do domu żywa lub tego, że nie zaatakujesz mnie lub Margareth znów jutro, pojutrze, za tydzień czy miesiąc - zdrową dłoń uniosłam do twarzy, zdejmując z niej maskę. Noce nadal bywały chłodne lecz było mi obecnie wystarczająco duszno i gorąco. Mogłam głęboko zaczerpnąć świeżego powietrza.
     - Każdy rozsądny człowiek od razu sprzedałby twoją tajemnicę - wzruszyłam ramionami nie kryjąc się ze swoimi poglądami. Świat byłby lepszy bez takich kreatur. Między palcami gniotłam swoją maskę, opuszczając wzrok na dłonie. - Ale masz rację, nie chciałabym tu teraz umrzeć. Myślę też, że Margareth już postawiła na nogi cały garnizon. Nie jest głupia, musiała wpaść na to, kto ją zaatakował, szczególnie gdy widziała twój brawurowy wyskok z okna - uśmiechnęłam się krzywo, choć wcale nie było mi do śmiechu.
     - Na twoją korzyść działa fakt, że nigdy nie słyszałam o ataku wampira w tej okolicy. Hugo i jego żona traktują cię jak syna, a ich dzieci jak brata. Nie wiem jak się wkupiłeś w ich łaski, ale z pewnością znają twoją naturę, nie mylę się, prawda? - ponownie omiotłam mężczyznę spojrzeniem. Czułam, że to była prawda. Poza tym gdybym oskarżyła go o bycie krwiopijcą to sądziłam, że i tak bardzo wiele osób by mi nie uwierzyło. Jeszcze obróciłoby się to przeciwko mnie. Cwaniak pomagał zbyt wielu osobom, bym mogła tak łatwo przekonać ludzi do jego winy. I podejrzewałam, że karczmarz mógłby go po prostu kryć i kłamać w żywe oczy.
     - Sugeruję więc rozejść się i zapomnieć o sprawie. I żeby nie wpadło ci do głowy znów zakradać się do de Simone, bo następnym razem będę lepiej przygotowana - westchnęłam, odczuwając coraz większe zmęczenie. Chyba zdecydowanie zabrał sobie zbyt wiele tej krwi. Jedyne o czym teraz marzyłam, to wrócić żywa i pójść spać. W sercu żywiłam nadzieję, może trochę naiwną, iż faktycznie nie planował morderstwa ani zniewolenia mnie.
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {07/04/24, 11:38 pm}

Moordeenar


W głowie ważyłem jej słowa i ryzyko jakie wiąże się z decyzją jaką chciałbym podjąć.
  - Tak samo jak żaden rozsądny wampir nie zostawiłby świadka przy życiu.- Westchnąłem ciężko. Nie jestem jednak na tyle rozsądny.
Gdy spuściła wzrok ja obserwowałem jej twarz. Chyba nie miałem okazji się jej wcześniej kiedykolwiek przyjrzeć. Było w niej coś delikatnego i dziewczęcego, a jednocześnie zawadiackiego i tragicznego. Od lewego kącika ust, poprzez brodę ciągnęła się prosta blizna. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że na jej rękach, poza dzisiejszymi obrażeniami jest sporo starych blizn. Mimo tych blizn była po prostu bardzo ładna, piękna. Oczy, choć zmęczone, wydawały się mieć barwę księżyca.
Dlaczego wybrała taką rolę? Ścieżka wojownika jest bez wątpienia cięższa niż chociażby służki. Miałem okazję doświadczyć podobnego życia i zdecydowanie bardziej wolę strugać ziemniaki, bawić dzieci i zmywać stoły po pijakach.
 - Nie śmiałbym wątpić w inteligencję de Simone, ale wątpię, aby mnie wtedy rozpoznała. Zaryzykuję. - Zdecydowałem. Przecież, w szoku mogła sobie wmówić podobieństwo przerażającej, obrzydliwej kreatury do mnie. Taką już mam urodę.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie Smoków i ich dzieci. Sam utkwiłem spojrzenie we własnych dłoniach. Obracałem w palcach kwiat dzikiej róży.
 - To długa historia. I nie tyle wkupiłem się w ich łaski co... hmm... Nie wiem, przygarnęli mnie jak psa i tak już zostało. - Dziś, nie mogę uwierzyć, że kiedyś moje życie wyglądało inaczej. Pomyślałem o tym, jak w krytycznym momencie, gdy Klara urodziła Lenę musiała kilka miesięcy przeleżeć w łóżku, a Hugo miał na głowie całą karczmę. Spędziłem wtedy ponad miesiąc nosząc ludzkiego noworodka w nosidełku. - To tak w kontraście do tego wieczoru. Mogę nawet przyznać, że jestem w zasadzie szczęśliwy dzieląc życie z tą rodziną. Nie raz jest ciężko. Klara czasem mi przyłoży miotłą (tak profilaktycznie, żebym wiedział kto tu rządzi), dzieciaki czasami są głośnie, Hugo nie raz obarcza mnie dużą ilością pracy, ale nadal jest to lepsze niż cokolwiek, czego doświadczyłem wcześniej. Nie ma nic lepszego od opowiadania dzieciom bajek na dobranoc i obserwowania jak zasypiają, od wspólnych rozmów z Klarą przy kominku i ciepłej herbacie oraz ze śmiechem jakim mogę dzielić z Hugo z sytuacji, które tylko my rozumiemy. Dzisiaj, nie wyobrażam sobie, abym mógł być kimś innym niż jednym z nich.
  - Nie wiem, czy mógłbym napoić się krwią de Simone, po tym jak już poznałem twoją. - Powiedziałem cicho uciekając wzrokiem. Odchrząknąłem i wstałem.
  - O nie, chyba nie sądzisz, że mógłbym tak odejść? Obyczaj, jak i moje sumienie, nakazuje odprowadzić damę do domu. - Wyciągnąłem dłoń, aby pomóc jej wstać. - Chyba, że wolisz, abym odniósł cię tak samo, jak cię tu przyniosłem. Nie martw się. Nikt nas razem nie zobaczy. Mam bardzo dobry słuch i z łatwością uniknę niepożądanych jednostek po drodze.- Była zmęczona, a poza tym jednak trochę krwi jej odebrałem. Nie chcę, żeby opadła z sił w lesie. Poza tym chętne spędzę z nią jeszcze trochę czasu.

Moja wyciągnięta dłoń została odtrącona, więc nici z trzymania się za ręce w świetle księżyca. Porwałem ją na ręce tylko na chwilę, aby przenieść ją nad ostrymi krzewami, ale musiałem zrezygnować z tej dalszej uczynności, gdyż kategorycznie zabroniła mi niesienia jej. 
Po tej wymianie "uprzejmości" w końcu ruszyliśmy w stronę domu de Simone skrzętnie kryjąc się w mroku.
   - Rano robię racuchy, może chcesz przyjść? - Zapytałem, gdy posiadłość baronowej była już niecałe sto metrów od nas. - Dalej nie pójdę, ale zaczekam, aż zamkniesz za sobą drzwi. Mam nadzieję, że jednak nie zemdlejesz poza domem
Zanim się oddaliła złapałem delikatnie jej dłonie. - Oboje mamy wobec siebie kredyt zaufania. Przekonamy się wzajemnie, czy ty dochowasz tajemnicy i, czy ja nie zaatakuję znowu. - Uniosłem jej dłonie do ust i złożyłem na nich pożegnalny pocałunek, po czym wycofałem się w cień.
- Jeżeli kiedyś będziesz potrzebowała mojej pomocy, wiele zrobię za kilka łyków twojej krwi. - W mroku widać było tylko dwoje świecących na czerwono oczu. - Dobranoc, Cynthio. 
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {08/04/24, 09:16 pm}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

“Przygarnęli jak psa i tak już zostało”.
     Uniosłam brwi, słysząc tę wypowiedź. Trochę przypominało to moją historię z Margareth. Ona również przygarnęła mnie, wcieliła do swojej służby i nauczyła wielu rzeczy. Może nie do końca osobiście, ale miała od tego swoich ludzi. Byłam jej wdzięczna za to wszystko, za to, że nie zadawała zbędnych pytań, za to, że nigdy nie naciskała i nie żądała odpowiedzi, za to, że potrafiła dotrzymać danego słowa i dochować tajemnicy. Tylko ona jedna znała prawdę i wiedziała, dlaczego wybrałam taką drogę i konkurowałam z mężczyznami. Nie czułam się dobrze z wykonywaną pracą, bo to wcale nie było to, co chciałabym robić w swoim życiu. Większość moich koleżanek z dawnych lat już pozakładało rodziny, miały mężów i dzieci. Czasami trochę im zazdrościłam, a czasami się cieszyłam, że nie muszę znosić męża pijaka i mam całkowitą swobodę w decydowaniu o sobie.
     - Dżentelmen się znalazł - prychnęłam rozeźlona, odtrącając wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Złościło mnie jego podejście, jakby nic się nie stało, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi i wracali ze wspólnego wypadu na grzyby. A najchętniej wbiłbym mu ten sztylet prosto w oko za to, jak mnie potraktował. Jak bezwolną kukiełkę lub jak worek pełen krwi. Złość sprawiała, że szłam całą drogę w milczeniu z zaciśniętymi dłońmi w pięści, a przez zmęczenie i ciemność wbijałam wzrok w ziemię przed moimi stopami, by nie upaść lub wplątać się w pnącza jeżyn lub dzikich róż.
     - Mam nadzieję, że nigdy więcej do tego nie dojdzie - odparłam na kolejne wspomnienie o mojej krwi. I w żadnych, absolutnie nawet najśmielszych snach, nie wpadłabym na tak niedorzeczny pomysł jak handlowanie swoją krwią w zamian za jakąś inną przysługę. - Żegnam - nie poświęcając więcej uwagi wampirowi, skierowałam się do murów otaczających rezydencję baronowej. Z bolesną świadomością, że mnie nadal obserwował, szłam przed siebie. I gdyby wzrok mógł zabijać, zapewne dwóch wartowników przy drzwiach wejściowych już leżałoby trupem.
     - Cynthia! - rozległ się okrzyk Margareth, kiedy tylko weszłam do obszernego salonu, w którym znajdowała się baronowa i kilka innych osób. Niektórych twarzy nie znałam. Zapewne byli to strażnicy z miasta mający większe doświadczenie z tego typu sprawami. - Wszystko w porządku? - spytała, łapiąc mnie za ramiona i uważnie oglądając z każdej strony.
     - Nie tak łatwo można się mnie pozbyć - mruknęłam tylko, trochę niepewnie, ale również mieląc między zębami wyzwiska, kiedy zaraz obok zjawił się mężczyzna, przedstawiający jako detektyw. Tak jak sądziłam, Margareth już zdążyła wszystkich obudzić, narobić krzyku, ściągnąć odpowiednich ludzi i wmieszać mnie w to wszystko. Musiałam przez to odpowiedzieć na setki pytań.
- Tak, to był wampir, ludzie nie mają tyle sił. 
- Nie wiem, gdzieś w las.
- Nie widziałam jego twarzy, miał dobry kamuflaż.
- Jest zbyt wielu mężczyzn na świecie, bym go rozpoznała po sylwetce.
- Słowem się nie odezwał.
- Raczej nie sądzę, żebym mu zrobiła krzywdę.
- Krew? To moja.
- Tak, trochę sobie jej zabrał bez mojej zgody.
- Nie wiem, dlaczego mnie wypuścił. Najwyraźniej był idiotą albo mam obrzydliwą krew. Chce pan spróbować?
- już nie wytrzymałam tego natłoku pytań i przy ostatnim zwyczajnie puściły mi nerwy, które od początku były w strzępach. Miałam ochotę po prostu wskazać palcem sprawcę. Źle się czułam również z myślą, że tak perfidnie okłamałam Margareth. Ona nie zasługiwała na to, ale wiedziałam też, że jest upartą kobietą i zrobiłaby wszystko, żeby pozbyć się wampira, kiedy tylko pozna jego tożsamość. A ja… cóż, nie miałam interesu w tym, aby kryć chłopaka od Smoków. Oprócz oczywiście burzy, jaką wywołałyby moje zeznania, niedowierzania i kolejnych przesłuchań. Poza tym, potrzebowałam uzyskać od niego nieco informacji. Przede wszystkim dlaczego mnie wypuścił i czemu tak głupio zaoferował swoją pomoc w zamian za krew. Może faktycznie był idiotą. A ja razem z nim, chcąc odgrzebać te informacje.

Tej nocy już nikt nie zmrużył oka. Dopiero jak zaczęło świtać, służba zaczęła przygotowywać posiłek, Margareth ubrała się jak gdyby nigdy nic, upięła swoje złote pasma w wysoki kok. Pod oczami miała cienie lecz wiedziałam, że szybko znikną przy odpowiednim odpoczynku.
     - Wracaj do domu. Odpocznij - zwróciła się do mnie, wbijając we mnie swoje jasnozielone spojrzenie. Była naprawdę piękna i zazdrościłam jej tego. Wypielęgnowanych dłoni i paznokci, równiutkich zębów, gracji, kobiecości, gładkiej cery i wielu, wielu innych rzeczy. Była za to zupełnie sama, skłócona nie tylko z rodziną nieżyjącego męża, ale i ze swoją, która chciała poprzez wybór nowego małżonka zarządzać całym jej majątkiem. Cieszyłam się więc, że miałam Liama i matkę, nawet kosztem spracowanych dłoni i kilku blizn.
     - Jesteś pewna, pani? Miałam zostać do…
     - Do jutrzejszego poranka, wiem - przerwała mi. - Ale wyglądasz fatalnie. Jesteś blada i ledwie trzymasz się na nogach. Idź, wróć jutro.
     - Ale…
     - Poradzę sobie, nie martw się. Powiem Robertowi, żeby cię odwiózł do domu.
     - Nie trzeba, naprawdę. Nie jestem aż tak słaba, żeby nie dotrzeć do domu. Nie ma potrzeby kłopotać kamerdynera. Dziękuję - pożegnałam się krótko i wyszłam z komnaty kobiety. Przed jej drzwiami stało dodatkowych dwóch strażników. Byłam pewna, że po drugiej stronie w pobliżu okna również. To dobrze. Już słyszałam od służek plotki, że Margareth wpadła we wściekłość po moim zniknięciu. Była osobą, która nie dawała się prowokować, dlatego każdy w rezydencji wiedział, że lepiej nie wchodzić jej w drogę przez najbliższy czas.
     Dodatkowe wolne mnie cieszyło. Wiedziałam, że głównie spędzę ten czas na spaniu. Zmęczenie brało górę, ale i tak przegrało z ciekawością. No i głodem. Nie jadłam kolacji, wyszłam przed śniadaniem, a po nocnych przygodach mój żołądek skręcał się z głodu. Tawerna stała po drodze do domu, postanowiłam skorzystać z oferty śniadaniowej. Szczególnie jeśli miało to być darmowe. W rezydencji baronowej rzadko można było dostać coś słodkiego. Kobieta nie lubiła żadnych słodkości, a ja miałam ochotę żuć miód prosto z plastrów.

    Pod Smoczą Łapą znajdowało się w bardzo dobrej lokalizacji. Krzyżowało się tu większość dróg, drwale, kamieniarze, łowcy czy inni pracujący w polu, głównie tędy przechodzili. Sporo osób wpadało na śniadanie. Nie straszny im był też poranny chłód, gdyż przy stolikach na zewnątrz kilku mężczyzn już sączyło piwo z kufli nad talerzami jedzenia. W środku również było gwarno i przede wszystkim ciepło. Tego ostatniego bardzo mi brakowało. Nie mogłam ogrzać dłoni czy stóp, nie ważne ile ubrania miałam na sobie.
     - Grzańca? - zapytał Hugo, kiedy usiadłam zmarznięta na wysokim stołku przy szynkwasie, nie bardzo wiedząc jak zagaić rozmowę o jego pracownika.
     - Poproszę - kiwnęłam głową, mając nadzieję, iż przez te parę minut coś wymyślę. - Na słodko, niezbyt mocny - mężczyzna zmarszczył swoje krzaczaste brwi, rozmyślając nad moją prośbą. Grzaniec był winem podawanym na ciepło, głównie z korzennymi, mocnymi przyprawami, za którymi niezbyt przepadałam. Miały dla mnie zbyt mocny posmak, no i mocno uderzało do głowy. A czułam, że po takim grzańcu sama skończyłabym jak jakiś zapluty pijaczyna pod stołem.
     - Na słodko, niezbyt mocny, wedle życzenia - tym razem to ja uniosłam brwi, spoglądając na ciepły napój. To nie było wino tylko piwo. I to jakieś takie… inne. - Z miodem i żółtkiem. Śmiało. Wynalazek mojej żony - powiedział z nieukrywanym rozbawieniem i pewną dumą w głosie. I musiałam przyznać, że naprawdę bardzo smaczne.
     - Ile? - sięgnęłam do kieszeni w poszukiwaniu miedziaków.
     - Pięć - zamarłam z ręką w połowie drogi, całkowicie zaskoczona podaną, zdecydowanie zaniżoną ceną.
     - To nie za… ?
     - W karczmie gadają, że nasza baronowa została zaatakowana - ah tak, więc resztą zapłaty miały być informacje. Świetnie. Trochę mogłam zaoszczędzić. Jako że wiele osób wiedziało kim jestem, nie dziwnym było, iż Hugo do mnie zwrócił się z tym pytaniem. Nie rozumiałem tylko dlaczego do mnie. Przecież mógł wypytać źródło. Dostałby chyba konkretniejsze informacje. A może Denar nie podzielił się wszystkim? Cóż, jeżeli tak, ja nie miałam z tym problemu. Kiwnęłam zatem głową, chwytając za kufel i pociągając z niego spory łyk.
     - Coś się jej stało? - pokręciłam przecząco.
     - Dzięki Bogu - mężczyzna wyglądał na bardzo spiętego tą rozmową. - Powiadają ludziska, że wampir był sprawcą. Prawda to? - poczekałam z odpowiedzią aż obsłuży kolejnego klienta. Przez chwilę patrzyłam jak nerwowym ruchem zgarniał pieniądze i wrzucał je do ukrytej w barze szuflady.
     - Prawda. Próbował dobrać się do pani Margareth podczas snu.
     - Próbował?
     - Owszem. Udało mi się mu w tym przeszkodzić, choć nie uszłam bez szwanku - mówiłam, dyskretnie podsuwając rękaw kaftanu, by pokazać zabliźniające się rany na nadgarstku.
     - Widziałaś jego twarz?
     - Nie - odparłam bez namysłu, obserwując jak z mężczyzny uchodzi powietrze, jakby jakiś duży ciężar spadł z jego ramion. A więc jednak obawiał się, że ktoś mógłby zdradzić tożsamość wampira i tym samym narobić im sporo kłopotów. Uśmiechnęłam się lekko. Dłonią również przywołałam mężczyznę, by podszedł bliżej. Nachyliłam się przez kontuar na ile mogłam i zniżyłam głos, żeby tylko on mógł usłyszeć moje słowa.
     - Ale proszę mu przekazać, żeby nie mazgaił się jak dziecko z powodu kilku zadrapań, tylko przygotował obiecane racuchy z podwójną porcją słodkiej konfitury. Jestem zmęczona przez jego wybryki i jest mi winien posiłek za posiłek - mruknęłam kwaśno, bo brzmiało to dość słabo. Nie mniej jednak skoro już sam wyszedł z taką propozycją, zamierzałam skorzystać z darmowego jędzenia. T
akie było zawsze najlepsze.
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {15/04/24, 01:28 pm}

Moordeenar


Wolałbym zostać z nią dłużej. W zasadzie w drodze do domostwa de Simone już powoli odpadałem. 
Mogę być nadludzko silny. Mogę być bardzo zwinny gdy się dobrze skupię. Mogę wytężyć zmysły tak, że będę słyszał, widział i czuł to, co nie jest dostępne dla zwykłego śmiertelnika. Nawet na tle innych wampirów wypadam całkiem nie najgorzej w tolerancji na światło słoneczne, choć nie mogę powiedzieć, że nie jest dla mnie krzywdzące. Pomijając je, mam tylko jedną zasadniczą słabość. Srebro. 
W naszym kraju srebro jest droższe niż złoto. Mają więc do niego dostęp tylko zamożni lub wojownicy, którzy dostają taką specjalną broń od państwa lub swoich pracodawców.  Powinienem się spodziewać, że Cynthia taką posiada. W zasadzie to się spodziewałem. Dlaczego jakaś część mnie myślała, że byłaby tak owładnięta chwilą jak ja i poddała mi się? Nie wiem. Głód krwi robi w głowie różne rzeczy, lepiej nie dopuszczać do tego by się pojawiał.


W drodze do swojego domu czułem jak powoli się ochładza. Wiosna dopiero się rozpoczęła i zima jeszcze daje się we znaki. Wkrótce zaczął prószyć drobny śnieżek, który spadając mi na ramiona miło chłodził bolące miejsca. Przypomniało mi się, że zamknąłem część służby do Simone w piwnicy. Powinienem w sumie o tym wspomnieć Cynthi. Mam nadzieję, że ktoś ich znalazł. Przypomniały mi się też jej rękawice. Jedną z nich znalazłem po drodze, musiała ją zgubić gdy ją porywałem. Druga oczywiście w naszych różanych krzakach. - Tę będę musiał zszyć. 

Otworzyłem tylne drzwi nie mając za bardzo siły na skakanie do okna swojej sypialni. Myślałem, że zakradnę się po cichu do swojego pokoju, ale natknąłem się na Hugo, który siedział z kocem na ramionach i studiował jedną z ksiąg swojej żony.
- Synu - Zawsze używał swojego ojcowskiego tonu i nazywał mnie synem, jak chciał mnie pouczyć. To, że czasami wymykałem się na polowania było tajemnicą poliszynela. Jednak mam wrażenie, że jeżeli Hugo wie, że jestem na polowaniu, to zawsze stresuje się o to, czy w ogóle z niego wrócę. - Czy mam się spodziewać, że wkrótce ktoś poprosi o rezerwację lokalu na stypę? - Zmierzył wzrokiem moją zakrwawioną koszulę. 
- Przecież nikogo jeszcze nie zabiłem na polowaniu odkąd nie pracuję dla... - Nie dokończyłem, bo do pokoju weszła Klara. Chwilę później zrobiło się straszne zamieszanie. Hugo zauważył moje rany, Klara rozpoznała je jako wykonane srebrnym narzędziem. Wokół wkłuć rozchodziły się czarne żyłki, które obrazowały rozchodzącą się infekcję. Na nic zdały się moje nieśmiałe protesty o tym, że nie miałem kontaktu z czystym srebrem aż tak długo, że się wyśpię i będę jak nowy...  Zostałem przez nich usadzony na krześle i zajęli się moimi ranami. 

Do łóżka poszedłem spać opatrzony. W takich chwilach jak ta, gdy czuję się jakbym był o dwie dekady młodszy, wspominam swoje dawne życie. Gdy byłem małym chłopcem moi rodzice nigdy nie byli tak opiekuńczy jak ci dwoje, którzy poznali mi już jako w zasadzie dorosłego. Oboje jednak znają siłę z jaką srebro działa na takich jak ja. 
Długo jednak nie chcieli wyjść z mojej sypialni. Przysiedli po obu stronach łóżka i istotnie wpatrywali się we mnie jak w chore dziecko, które ma lat siedem, a nie dwadzieścia siedem. 
Mieszkam to od sześciu lat, sam Hugo zna mnie trochę dłużej, miałem ledwie dziewiętnaście lat, gdy nasze drogi się skrzyżowały. Byliśmy dla siebie przeciwnikami, ale los wplątał nas w bitwę. Hugo został ranny, prawie zmarł, ale wtedy to ja go odratowałem. Czy dzisiaj czuje wobec mnie dług? Nie uważam, żeby był mi coś winien, zwłaszcza, że dzięki niemu mam dom i rodzinę. Klara? Uratowałem jej męża, ale poza tym jestem tylko kimś kto przyniósł go na plecach do domu i tak jak przyszedł, to został. Może to specyficzność tych dwojga? Są razem prawie od dwudziestu lat, ale dopiero z czasem ich życie zaczęło się układać tak, aby mogli pozwolić sobie na wymarzony dom, dzieci i pasje. Wiele ludzi zdążyli w życiu stracić. Może dlatego z taką zawziętością dbają o każdego w tym domu? 


Wszystko pewnie przeszłoby bez echa, ale przed zaśnięciem napomknąłem, że mogę mieć gościa z domu de Simone. I to zapaliło ich oboje ponownie. Od rana zasypywali mnie pytaniami. Na szczęście chłód sprowadził do nas sporo ludzi, więc nie mieli czasu zbyt długo mnie obskakiwać. 
Wykąpany, ubrany w świeżą białą koszulę i mój lniany fartuch czułem się o wiele lepiej. Czułem miejsca po wkłuciach kolca i sztyletu, ale nie doskwierały, aż tak bardzo. 

Tajemnica się wydała, ale i ta zgodnie zająłem się przyrządzaniem obiecanych racuchów. W prawdzie wątpiłem, że Cynthia skorzysta z zaproszenia, ale i tak przygotowałem więcej ciasta. 

Otworzyłem słoik lipowego miodu, ale gdy zauważyłem różaną konfiturę wiedziałem, że też muszę jej użyć. Najpierw podałem śniadanie Hugo i Klarze, a sam zająłem się klientami i podawaniem im ciepłych napojów. Gdy wróciłem na kuchnię dzieci powoli zaczęły schodzić na dół i zasiadać przy stole w prywatnej części kuchni. Od razu podałem im śniadanie pamiętając, że Yulay chce dużo bo rośnie, Yula musi mieć jeden dodatkowy, bo na pewno brat jej na złośc ukradnie, a Lena ostudzone i pokrojone w małe kawałki. - Najmłodsza dama nie zwykła się bowiem przejmować konwenansami i mimo ustawicznego proponowania sztućców wolała używać samych dłoni do jedzenia. Oczywiście wszystkie porcje, dla tej trójki wymagających konsumentów, musiały być szczególnie zaprezentowane. Dlatego konfiturą i miodem namalowałem kwiaty na wierzchu ich porcji. 

Kończyłem właśnie zmywanie, gdy obok mnie przeszła Klara.
- Chyba masz tego swojego gościa. - Zanuciła i wróciła do pracy.
Czy Cynthia naprawdę zdecydowała się pojawić? Przeszedłem do części gościnnej.
- Przyszłaś! - Uśmiechnąłem się zdziwiony stając w przejściu. Widziałem już, że Hugo próbuje ją wplątać w rozmowę. Wykonałem bliżej nie sprecyzowany gest ręką, mający znaczyć, że zaraz wrócę. 

Po kilku minutach położyłem przed Cynthią talerz ciepłych, słodkich placuszków posypanych cukrem pudrem i ozdobionych w kwiaty wymalowane miodem i różaną marmoladą. 
- Mam twoje rękawiczki. - Położyłem pudełko obok niej. W środku, istotnie były rękawiczki. Obie wyczyszczone i wypolerowane czyściwem do skóry na błysk. Jedną z nich zszyłem tak jak umiałem. - Niestety szycie nie należy do moich talentów. Poza tym w pudełku znajdowały się jeszcze nieotwarte słoiki miodu i konfitury z róży oraz dokładnie zapakowana, duża porcja racuchów na wynos, które wystarczy odgrzać nad ogniem. Naszykowałem ten pakunek wcześniej z myślą, że nie przyjdzie i będę musiał jej go zanieść osobiście.

Hugo poprawnie oddalił się kontynuując prace, ale czułem, że małżeństwo zachowuje się wyjątkowo cicho, jakby nas nasłuchiwało. 
- Szczerze, nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Myślałem, że raczej będziesz mnie omijać. - Zacząłem, gdy podbiegła do mnie Lena z plamą miodu na czole, wytarła głowę o mój fartuch i uciekła. Wytrąciło mnie to z pantałyku i przez chwilę stałem jak słup. W końcu zamrugałem i spojrzałem znowu na Cynthię.
- Widziałaś? Jak mam się nie mazgaić? Tutaj nie da się być takim wojownikiem jak ty. - Podstawiłem sobie taboret i usiadłem przy barze przed nią. W kubku miałem ciepłą herbatę. 

Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Noé
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {16/04/24, 12:38 am}

Zajazd pod Smoczą Łapą  D56d1d7942931eaa58c708cab577f05b

Hugo kiwnął głową ze zmarszczonymi brwiami. Zmierzył mnie nieocenionym spojrzeniem zanim po chwili udał się w stronę drzwi za kontuarem. Zapewne prowadziły do kuchni i wrócił do mnie po chwili. Nie wiedziałam co zrobił, czy przekazał moją wiadomość. Powoli kończyłam swoje grzane piwo pod czujnym okiem mężczyzny.
     - Coś cię trapi, karczmarzu? - spytałam, kiedy sapnął pod nosem po raz kolejny. W odpowiedzi przeczesał dłonią swoją rudą brodę przetykaną siwymi włosami. Już otwierał usta do odpowiedzi, kiedy ktoś nam przerwał. Ten ktoś to był sam Denar. Zwrócił na siebie tylko naszą uwagę, by zniknąć tak szybko, jak szybko się pojawił. Jedynie skrzywiłam się, jakbym zjadła coś wyjątkowo niesmacznego.
     - Nie przepadasz za nim - bardziej stwierdził niż zapytał.
     - Raczej nie jest moim ulubionym znajomym - mruknęłam, odsuwając od siebie niemal pusty już kufel. Może picie tego na pusty żołądek nie było najlepszym pomysłem.
     - Zamierzasz donieść strażnikom?
     - Nie. Chyba że jeszcze raz będzie czegoś próbował, to nie cofnę się przed niczym - wyznałam bez skrupułów. Taka była prawda. Gdybym mogła, nawet podziurawiłabym go jak sito. Wątpiłam jednak, aby drugi raz był na tyle nieuważny, by pozwolić mi się zaatakować. To chyba wystarczyło mężczyźnie, gdyż nie zadawał więcej pytań. Wyglądał jakby było inaczej. Jakby w jego głowie roiło się od pytań tylko z jakiegoś powodu ich nie zadał. I w sumie tak lepiej.
     Hugo zostawił mnie, kiedy zjawili się następni klienci. Długo też nie musiałam czekać aż jego miejsce zajmie ktoś inny, absorbując moją uwagę. Bardziej niż jedzeniem przejęłam się drewnianym pudełeczkiem i jego zawartością. Tego się nie spodziewałam.
     - Brakowało mi ich. Rozwaliłeś moje najlepsze rękawice - poskarżyłam się, chwytając za ich skórzany materiał i dokładnie je oglądając z każdej strony. Były lekkie, ale za to ciepłe i wygodne. Nie marzłam w zimowe dni bądź inne jesienne czy wiosenne wieczory.
      - A to? Jakiś rodzaj zapłaty? Bo raczej wątpię, żeby sumienie cię ruszyło - wskazałam na pozostałe produkty. Nie żebym tym pogardziła, miód na przykład był towarem luksusowym w moim domu. Liam w dodatku bardzo go lubił i nawet odrobinę się ucieszyłam, że będę mieć dla niego mały podarunek. To… możliwe, że odrobinkę, tak minimalnie, złagodziło mój gniew.
     Sprawdzając drugą z rękawic dostrzegłam ten niezdarny szew. Wolałam zatrzymać pytania i kąśliwości dla siebie, uznając, że będę musiała to wieczorem poprawić zanim je założę. Inaczej mogłyby rozpruć się na nowo. Wsadziłam obie do kieszeni swojego płaszcza. 
     - Taki miałam plan, ale… - urwałam, kiedy do wampira podbiegła dziewczynka, wytarła się i uciekła. W milczeniu obserwowałam to zajście, posyłając Denarowi lekko znudzone spojrzenie.
     - Margareth kazała mi iść do domu nad ranem, bo podobno źle wyglądam. A że mam po drodze i jestem bez śniadania, to pomyślałam, że parę minut nie zaszkodzi - wzruszyłam ramionami, łapiąc za widelec i mieszając w pierwszej kolejności konfiturę z miodem. Kątem oka dostrzegłam, jak wampir siada naprzeciwko mnie lecz byłam już zbyt zajęta jedzeniem. Chciałabym powiedzieć, że nie było warto tu zachodzić, ale to wcale nie była prawda. Od dawna nie jadłam nic tak dobrego i słodkiego. Może później będą mnie trochę boleć zęby lub brzuch, ale nie znaczyło to, że zamierzałam żałować któregoś kęsa. Przez myśl przeszło mi, że może właśnie przez to się tu zjawiłam… Eh, pewnie gdyby zaproponował mi bułkę z serem to bym nie przyszła.
     - Jeśli tak im dogadasz na co dzień, to nie dziwię się, że cię kryją. I że dzieci cię lubią - mruknęłam, kiedy zniknęła już połowa zawartości talerza. - Widać, że Hugo bardzo na tobie zależy. Jak to zrobiłeś? - spytałam, tym razem oczekując bardziej rozbudowanej odpowiedzi. 
Mrocznykot
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mrocznykot
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {Wczoraj o 02:38 pm}

Moordeenar


Pokręciłem głową zbity z pantałyku. - Nie, po prostu naprawdę zakładałem, że tu nie przyjdziesz, więc z góry postanowiłem, że przyniosę ci je w przerwie. - Miałem już z góry przygotowane wytłumaczenie dla służby. Słyszałem o walce panny Loriel z wampirem i przyniosłem wyrazy (i placuszki) podziękowania. Na szczęście obyło się bez tego. - Jesteś, więc w takim razie będziesz je mogła zabrać do domu. - Uśmiechnąłem się, ale gdzieś z tyłu głowy zaczęły kwitnąc mi pytania. Oczywiście, nie zakładałem, że wiecznie jest przy swojej pani, ale skoro ma dom, do którego może wrócić, to dlaczego wybrała taki zawód? Zamyśliłem się całkowicie. Nie patrzyłem jednak na dziewczynę, a na miodową plamę na moim fartuchu. Próbowałem zetrzeć ją ściereczką, którą wyjąłem z kieszeni fartucha uprzednio natrafiając na łyżeczkę, laleczkę uplecioną ze słomy przez Hugo (zabawka Leny) i różne papierki. 
Głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia, aż podskoczyłem przestraszony, gdyż na chwilę zapomniałem, że istnieje reszta świata poza ścierką i fartuchem.
- Heh... To oni nauczyli mnie wszystkiego. Zanim tu trafiłem, nawet nie wiedziałem co to jest patelnia. - W moim głosie zabrzmiała wyraźna nuta wdzięczności. - Mówiłem, ze to długa historia... - Mruknąłem, ale po tonie jej głosu i oczach miałem wrażenie, że chciałaby usłyszeć więcej. Zatrzymałem oczy na jej twarzy może na zbyt długo, ale chyba nie jestem przyzwyczajony do jej twarzy bez maski i ust błyszczących od słodkiego miodu. Miałem wrażenie, że widzę coś co powinno być dla mnie tajemnicą i chyba przez to poczułem się zobowiązany, by uchylić trochę swojej. 
- Jak mi się to udało? Nie wiem, nie starałem się o to... Przynajmniej na początku. To Hugo pierwszy wyciągnął do mnie rękę. - W zasadzie nie wiem czemu. Myślę, ze p prostu z litości. Poza tym był już wtedy ojcem dwójki małych dzieci i może zobaczył we mnie moje wewnętrzne dziecko? Postanowiłem tej myśli jednak nie wypowiadać na głos. Byłem już wtedy dorosły, ale zagubiony i bardzo nieszczęśliwy. - Właściwie, to miał mnie zabić. - Powiedziałem szeptem. - Pochodzę z... hmm.. - Nie wiedziałem jak zacząć. - Moordenaar, to nie jest imię, a funkcja. Taki miałem zawód w królestwie, z którego pochodzę. W 
Laventel. - Jest ono dość odległe, ale w jednym miejscu graniczy z naszym. To w Laventel zdarza się najwięcej ataków wampirów i to ten kraj jest najbardziej konfliktowy. Są też pogłoski, że tak naprawdę król Laventel Bloedsuiker sam jest wampirem. - Jeżeli słyszałaś choć trochę o Laventel, to chyba się nie dziwisz, że wolę być tutaj. - Wtrąciłem sam sobie. - W każdym razie przeniknąłem na te tereny, a Smokowi zlecono mnie unieszkodliwić. W sumie... wykonał zadanie, tylko w inny sposób niż przewidywano... W zasadzie, nie byłem zadowolony ze swojej funkcji, ale nie mogłem jej zmienić, bo została mi narzucona przez króla. Pozostało mi tylko uciec, ale oczywiście nie odważyłem się. Wtedy to Hugo wszedł mi w drogę, wtedy jeszcze nie byłem taki oswojony, więc go skutecznie stłukłem, ale chyba potrzebowałem się wygadać, bo zanim go ostatecznie zabiłem, to... wypłakałem mu się na ramieniu. Nie dosłownie, oczywiście. - Dodałem pośpiesznie, gdyż chyba przesadziłem ze szczerością. Prawda jest taka, ze płakałem jak dziecko, potem zasnąłem ze stresu i zmęczenia, gdyż nie spałem od prawie miesiąca. -Hugo mógł mnie wtedy zabić, bo moje wyczerpanie dało się we znaki i zasnąłem. Natomiast rano obudził mnie zapach pieczonych na ogniu z warzyw, grzybów i mięsa. Facet zrobił normalnie szaszłyki, w terenie, po środku niczego, tylko krzaków i litych skał. Zrobił też dla nas jakiś napar z mięty i pokrzywy. Powiedział, że jego żona zna się na ziołolecznictwie i poleca to na kaca, a że czuliśmy się jak na kacu, to nie szkodziło wypić. - Mówiłem. Przygarnęli mnie jak psa. Byłem zły, dostałem jeść i zrobiłem się grzeczny. - To było coś. Nigdy nie widziałem kucharza przy pracy, nigdy sam nie gotowałem. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Poza tym najbardziej byłem zdziwiony, że w ogóle dzieli się ze mną swoimi zapasami i że nie spalił mnie na popiół, gdy miał okazję. Zapytałem o to, a on odpowiedział, że miał zamiar, jeżeli nie znalazłby chrustu do ogniska. - Suchych gałęzi było pełno w okolicy. - Noo... w każdym razie, od słowa do słowa zawarliśmy umowę. Ja się wynoszę i uciekam, a on donosi, że mnie spalił. Po drodze wplątaliśmy się w małą bitwę wewnętrzną, między nami... to znaczy wami, a innym królestwem. Walczyliśmy wspólnie, ale wymęczony Hugo mocno oberwał. Zdążył mi opowiedzieć o swoim domu, więc go tu przytransportowałem. Było lato, duży ruch w karczmie, Klara uwijała się sama i jeszcze opiekowała się dwójką dzieci. No więc wkręciłem się do pracy, bo co miałem robić. - Wkrótce Smok zaczął zdrowieć, ale udawanie się w nieznane latem, dla wampira, to trochę niewygoda. - Wstępnie miałem wiosną udać się w dalszą drogę, by szukać sobie miejsca, ale tak z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, jakoś nie było na to dogodnej chwili. Porzuciłem swoją przeszłość, moordeenar stało się moim imieniem, a wkrótce zaczęli mnie wołać Denar. Pasuje do chłopaka na posyłki i pomocnika karczmarza. No, ale... byłem już zdeterminowany cztery lata temu, ale urodziła się Lena i z kolei Klara była niedysponowana przez kilka miesięcy. - To cud, że udało jej się przeżyć. To był bardzo ciężki poród i bardzo ciężkie chwile dla Hugo i dzieciaków. Dodatkowo koszty pielęgniarki, która opiekowała się kobietą. -  To był trudny czas, nie umiałem wtedy odejść. No i koniec w końcu przestałem planować dalszą drogę. Tutaj jest moje miejsce. Może kiedyś... gdy dzieciaki dorosną i wujek Denar będzie przeszkadzał, to wtedy pójdę postraszyć gdzieś indziej. 

Patrzyłem w pustkę kubka po herbacie, na dnie którego zostało tylko trochę fusów. Westchnąłem. Czasami się zastanawiam, co dalej. Yulay to już młody, prawie mężczyzna. Ma już swoje marzenia. Chciałby zostać rycerzem. Jeszcze kilka dni temu biliśmy się na drewniane miecze za domem, ale, co będzie za kilka lat? W przeciwieństwie do ludzi ja jestem nieśmiertelny, ale i tak nie wiem, czy zamierzam z tego korzystać. Chciałbym jednak najpierw poczuć, że w ogóle żyję. Tylko tutaj mogę.
- A ty? Dlaczego zamiast spokoju wybrałaś właśnie walkę? - Jest naprawdę ładną dziewczyną. Większość takich jak ona zakłada rodziny. Nie wierzę jednak w te stereotypy, w końcu Klara i Hugo, mimo że byli razem tak długo, zaplanowali rodzinę na później. Może i ona ma kogoś z kim łączy takie plany? 
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Zajazd pod Smoczą Łapą  Empty Re: Zajazd pod Smoczą Łapą {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach