Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Triton and the WizardDzisiaj o 09:59 amYoshina
Unlucky MeetingDzisiaj o 09:13 amYoshina
The MazeWczoraj o 10:16 pmNykx
Devil's Trill SonataWczoraj o 04:17 pmCalinda
incorrect loveWczoraj o 09:04 amYoshina
From today you're my toy18/05/24, 09:22 pmYoshina
This is my revenge18/05/24, 09:04 pmYoshina
The Arena of Hell18/05/24, 02:28 pmNoé
Where is my mind?17/05/24, 09:40 pmEeve
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 100%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Just the two of us {31/07/22, 06:08 pm}

First topic message reminder :

Just the two of us - Page 4 Unknown

Para nastolatków, mieszkająca gdzieś na prowincji w nietolerancyjnych rodzinach.


X - Troianx
Y - Natas

Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {10/06/23, 06:15 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Sprośne odzywki ze strony Marcela, nawet po wspólnym spędzeniu tylu lat, dalej potrafiły go zaskakiwać. Głównie winny była temu jego niewinna buźka. Jednak nie oznaczało to, że było to coś niemile widzianego. Nie. Wręcz przeciwnie. Sama pożądliwa barwa jego głosu, wysłała wzdłuż kręgosłupa blondyna dreszcze podniecenia, które zakręciły w pewnym momencie i skumulowały się w jego podbrzuszu, napinając otaczające je mięśnie. Jak mógł mu się dłużej opierać?
  Za swoje starania szybko został nagrodzony słodkimi jękami. Co prawda stłumionymi przez jego własny komentarz, ale pomimo prób zaciśnięcia warg, z  ust blondyna wydobywały się pojedyncze dźwięki. I o ile zwykle wolał słyszeć zadowolenie ukochanego, tak to jak nie potrafił ich zdusić, tylko bardziej go nakręcało. Był to najlepszy komplement dla jego zdolności manualnych. Oczywiście specjalnie skupiał się na najbardziej wrażliwych punktach. Palcami na nasadzie, a rozgrzanym językiem napierał na główkę, którą po chwili takiej zabawy wreszcie wpuścił w swoje ciasne gardło. Wziął go do samego końca, co było prawdziwym wyczynem, ale opłacało się. Szczególnie dla tego pięknego widoku, kiedy blondyn tracił nad sobą panowanie. Jak przeklinał w takich chwilach tego, że jego płuca wymagały tlenu do funkcjonowania.
  Musiał przyspieszyć ruchy swojej głowy, ale nie oznaczało to, że wpuszczał go płycej. Zdecydował się na wypuszczanie go niemal całego, zaczepiając delikatnie siekaczami główkę, z zadziornym uśmiechem na ustach, po czym ponownie połykał go w całości, gdzie to do jego gardła ściekał preejakulat.
  Samo takie doprowadzanie Marcela do szaleństwa wystarczyło, aby i z jego przyrodzenia sączyły się płyny. Kto wie, może nawet doszedłby bez żadnego dotyku, jednak jego ukochany nie mógł na to pozwolić. Drgnął zaskoczony i  mimo ograniczonych możliwości zaśmiał się, co też zaraz przerodziło się w jęki i pomruki zadowolenia. Nie miało znaczenia, która część ciała chłopaka go dotykała. Kochał i wielbił każdy jego kawałek.
  Ale zdecydowanie najbardziej kochał jego głos. Skoczyłby w ogień, gdyby mu  kazał. Ekstremalnie, ale właśnie tak ciasno oplótł go sobie blondyn wokół palca. Oczywiście zgodnie z prośbą - nie przestawał, ale też nie zmieniał tempa. Tylko kiedy widział, jak chłopak jest na skraju wytrzymania, zatopił go w sobie po samą nasadę, już po chwili czując jak do jego gardła wlewa się gorąca sperma. O mało sam nie doszedł, jednak w porę oprzytomniał i złapał blondyna i przyciągnął go do siebie, aby przypadkiem nie zleciał na zimne kafelki. Chyba jednak odrobinę przesadził, ale wcale tego nie żałował. Uwielbiał doprowadzać go do takiego stanu.
  Mimo że sporo płynów jasnowłosego spłynęło do gardła szatyna, ten nie zamierzał pozbywać się resztek zalegających w jego jamie ustnej. Uśmiechnął się i przylgnął policzkiem do dłoni jasnowłosego, po czym przełknął wszystko, mimo słodkawo-gorzkiego smaku.
- Twoje? W życiu - Wytknął do chłopaka język.
   Spodziewał się krótkiej przerwy na złapanie oddechu przez zielonookiego, który zawsze miał słabą kondycję, jednak ku jego zaskoczeniu od razu stanął na chwiejne nogi. - Tylko ostrożnie. - Dodał podtrzymując go do kiedy tylko mógł, po czym upewniając się, że chłopak utrzyma się na nogach, zawisnął na chłodnej ściance wanny. A jego ciało do razu przebiegł samotny dreszcz. Stracił swoje ulubione źródło ciepła, a i woda zaczynała stygnąć.
  Na całe szczęście nie opuścił go na długo. Powitał go z uśmiechem i szeroko otwartymi ramionami, którymi zaraz to przyciągnął go do siebie i przyłączył się do pocałunku. Jego przyrodzenie wręcz bolało już pod pozostawienia w podnieceniu, przez tak długi czas, ale dobrze wiedział, że chłopak zaraz się nim zajmie, dlatego był cierpliwy. Szczególnie, kiedy mógł nacieszyć się ponownie jego językiem.
- Jak tak ładnie zapraszasz. - Zgodnie z poleceniem podniósł się, ale nim siadł, skradł chłopakowi jeszcze jednego szybkiego całusa w czoło.
  Tak jak blondyn, wzdrygnął się przez różnicę temperatur. Tym bardziej kiedy, strumienie ciepłej wody uderzyły jego nabrzmiałą do granic męskość. Już miał to skomentować, ale w tej samej chwili, poczuł na swoim członku usta blondyna, co od razu sprawiło, że z jego gardła wydobył się pomruk zadowolenia zmieszany z jękiem. Wystarczył tak delikatny dotyk, a Zbyszek już miał wrażenie, że zaraz dojdzie. Już i tak był wszelkie swoje rekordy. Szczególnie kiedy miał przed sobą obraz uśmiechniętego przebiegle blondyna, z jego pulsującym członkiem w ustach.
  Ciężej sapnął, kiedy ten postanowił mówić z pełnymi ustami, wysyłając po jego przyrodzeniu drgania wywołane jego słodkim głosem.
- I to jak... przebiłeś mh-mnie, Mój ty mały diabełku. - Wymruczał czule, po czym jęknął z przyjemności, jak i też zaskoczenia, które wywołała drobna zmiana pozycji. Ale nie miał nawet chwili za zastanowienie się, bo zaraz poczuł w swoim wnętrzu palec chłopaka. Oczywiście dobrze wiedział, już czego i gdzie szukać, co od razu doprowadziło Zbyszka do lekkiego zamroczenia.
- Przód i tył?... To cios... poniżej pasa. - Odszukał wolną ręką jego złote loki, które odgarnął mu z twarzy, aby mieć na niego lepszy widok. - N-nie~ Jest dobrze... b-bardzo dooobrze kochanie... - Odpowiedział wpatrując się w te jego cudowne zielone tęczówki, wciąż zamglone podnieceniem. Mimo popełniania - według ogólnej opinii - tak wulgarnego aktu, wyglądał przeuroczo. Te iskierki pożądania tańczące w jego oczach, rumiane policzki i stróżka śliny ściekająca z kącika ust, kiedy to wsuwał sobie jego przyrodzenie coraz głębiej między wargi. A na domiar wszystkiego jego do jego palca, dołączył drugi i wspólnie coraz częściej napierały na najwrażliwszy punkt w ciele szatyna.  
- Mar-Mhhh!~ Już dłużej nie... wytrzymam. - Nie potrafił dłużej wytrzymać. Nie po tym co z nim robił. Zacisnął palce na brzegu wanny, z każdym ruchem języka blondyna, napinając coraz bardziej wszystkie swoje mięśnie. - Mar-cyś~!! - Jęknął raz jeszcze nim z rozchylonymi wargami i przy jednym z niekontrolowanym drgnięć, lekko odsunął od siebie chłopaka w obawie przed zrobieniem mu krzywdy niespodziewanym, głębszym pchnięciem bioder. W efekcie czego doszedł, wytryskując obfity ładunek wprost na jego niewinną twarz.
  Czując jak opuszczają go siły, zsunął się ze ścianki wanny i przytulił do chłopaka, którego od razu też pocałował czule, nie przejmując się tym, że ubrudzi się własnymi płynami.
- Prze-praszam... - Wydyszał wspierając czoło na jego ramieniu. - Nie mogłem się powstrzymać. - Dodał powoli wracając do zmysłów. - Nie dostało ci się nic do oka? - Od razu sam też sprawdził scenę swojej zbrodni i po upewnieniu się, że wszystko z blondynem w porządku, pomógł mu opłukać twarz.
  Tylko wciąż mu było mało.
- Marcyś... tak cię kocham... takie przerwy od ciebie, naprawdę źle mi robią. - Pożalił się i ponownie przyciągnął go do pocałunku. Obaj doszli, a atmosfera wcale nie traciła na temperaturze. W przeciwieństwie do ich wody, do której Zbyszek postanowił dodać trochę cieplejszej, odkręcając kran, a wyjmując zatyczkę z odpływu. Marnowanie wody, ale nie mógł pozwolić, aby mu się Marcel przeziębił. W takich chwilach żałował, że nie mieli nigdzie pod ręką jacuzzi. Ale od razu dodał je na listę rzeczy, które obowiązkowo musiały znajdować się w ich przyszłym, wspólnym domu.
  Nie przerywając pieszczot, zsunął obejmujące chłopaka ramiona, na jego talię i pokierował go do podniesienia się na klęczki. Widać było, że chciał mu coś przekazać, jednak za każdym razem, nie potrafił przestać smakować jego ust.
- Mam nadzieję, że masz siły na jeszcze jedną rundkę. - Wyszczerzył się między pocałunkami, które w końcu niechętnie zakończył i tym razem obrócił chłopaka do siebie tyłem, przy czym naparł dłonią na jego plecy, prowadząc go do wypięcia się i oparcia na wannie. Całe szczęście w rodzina Majki pomyślała o wygodzie gości i zamontowała na jednej ze ścianek wanny poduszkę. Dzięki temu blondyn nie był zmuszony przytulać się do zimnej ściany, które pewnie nie była zbyt wygodna na dłuższą metę.
  A Zbyszek za to otrzymał niesamowicie seksowny widok wypiętego narzeczonego.
- Bo mam na ciebie dzisiaj straszną ochotę. - Nachylając się nad nim ucałował go jeszcze jeden raz, ściskając dłońmi jego pośladki, po czym zsunął się ustami na jego ramiona. Znacząc je czułymi pocałunkami, jak i malinkami, powoli schodził do coraz niżej po delikatnie wypukłych kręgach, aż nie dotarł do linii kości ogonowej. Tam z cichym chichotem zaczepił figlarnie zębami pośladek blondyna, oczywiście zaraz, liżąc delikatnie zaczerwienione miejsce.  
- Zjem cię kiedyś całego. - Skomentował rozbawiony, rozchylając palcami jego pośladki, co ukazało mu jego drżącą niecierpliwie różową dziurkę. Nie zwlekając przejechał po niej swoim gorącym językiem, którym to też zaraz zaczął na nią napierać. Mięśnie chłopaka na przemian napinały się i rozluźniły, dając mu jasny sygnał pośpieszający. - Cierpliwości Żabo~ Trochę minęło od ostatniego razu. Muszę cię baaaardzo porządnie rozciągnąć. - Wymruczał nie przerywając działania językiem, a rękoma pochwycił wcześniej przyniesiony przez chłopaka lubrykant. Jednak zamiast nałożyć go sobie na dłonie, wylał chłodny płyn między jego pośladki, uśmiechając się ze satysfakcją na obraz drżących bioder blondyna.
- Rączka mi się omsknęła. Wybacz Marcyciu. - Mimo swoich słów szczerzył się od ucha do ucha, ale nie przerywał zabawy. Od razu chciał wynagrodzić chłopakowi to drobne droczenie się z nim, na które nic nie mógł poradzić. Za bardzo stęsknił się przez ostatni tydzień za tymi jego uroczymi reakcjami. Dlatego też wsunął delikatnie w niego palec i skupił się na odpowiednim rozciągnięciu jego wejścia. W między czasie aby pomóc chłopakowi w rozluźnieniu się, wolną ręką objął jego przyrodzenie, delikatnie je masując, jak i składał delikatne pocałunki na jego jędrnych pośladkach.
  Cały zabieg trwał znacznie dłużej niż zwykle, ale w końcu udało mu się bez przeszkód dołożyć trzeciego palca.
- Nic cię nie boli? - Spytał smyrając go policzkiem po chudym udzie. odpowiedź po tak długim czasie była oczywista, ale wolał się upewnić.
  Zadowolony podniósł się, aby ponownie sięgnąć ust ukochanego.
- Myślisz, że jesteś już gotowy? - Spytał ponownie lekko się z nim drocząc słownie, kiedy jego twardy członek wylądował między pośladkami blondyna. Z pomrukiem zadowolenia, przylgnął torsem do jego pleców i skubnął wargami jego nagą szyję. - Mogę w ciebie wejść? - Wyszeptał tuż przy jego uchu, które zaraz delikatnie pochwycił w zęby i trącił językiem.
  Słysząc zgodę wymieszaną z jękiem Marcela, zadrżał równie podniecony, co szczęśliwy.
- Na pewno? Hmm~ - Odsuwając się trochę, naprowadził swoje przyrodzenie na wejście blondyna. - A może sam go włożysz? - Spytał napierając delikatnie na jego mięśnie, tak że zdawało się, że jeszcze chwila, a żołądź znajdzie się w ich ciasnych i wilgotnych objęciach, ale ta zaraz ześlizgnęła się między nogi chłopaka. Trąciła jego jądra, znacząc je obficie sączącym się preejakulatem, a z ust Zbyszka uleciał cichy jęk rozczarowania.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {12/06/23, 10:02 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

  Oglądanie ukochanego z dołu było tak samo satysfakcjonujące, jak patrzenie się na niego z góry. Tutaj obserwował jego lekko rozchylone malinowe wargi, próbujące gorączkowo nabrać powietrze, a także to z nich uchodziły te słodkie, podniecające go teraz jęki. Do tego czekoladowe oczy wpatrujące się tylko w niego. Dlatego sam nie śmiał odrywać od niego zielonego spojrzenia, chcąc pokazać mu jaką satysfakcję czerpie z zajmowania się nim.
  Palce blondyna przecież doskonale wiedziały na czym miały się skupić i jak wydobyć z ukochanego to co najlepsze. Kiedy uznały, że naszła na to pora, do środkowego palca dołączył serdecznie, wspólnie na przemian wchodząc i wychodząc z ciała blondyna, za każdym razem uderzając w najczulszy punkt. Marcysiowe usta również nie próżnowały, mocniej obejmując nabrzmiałego członka Zbyszka. Zacisnęły się na nim, co chwilę pochłaniając całą jego długość, by następnie wypuszczać go z charakterystycznym odgłosem, a następnie smokcząc wybrane kawałki miękkiej skóry. Czasami bawił się też jądrami, delikatnie je smakując.
  Nie zapominał oczywiście o wrażliwej główce, którą ciągle oplątywał językiem i napierał na cewkę miejscową. Przy okazji mógł wdychać ten uwielbiany przez nastolatka zapach.
  Ale jego zabawa oczywiście nie mogła trwać długo. Zwłaszcza, kiedy usłyszał zdrobnienie swojego imienia, które Zbyś dosłownie wyjęczał. Był to akt niezwykle wulgarny, ale dla blondyna było to seksowne i urocze. Tylko ten nie spodziewał się, że szatyn wytryśnie całym swoim ładunkiem na jego twarz, przez co zaskoczony i lekko wystraszony odsunął się, jakby właśnie czymś się oparzył.
  Niemniej jednak odwzajemnił pocałunek, zawieszając mu ręce na szyi.
  - Nie masz za co przepraszać, nic mi nie jest – odparł, już zabierając się za zmywanie ciepłego ładunku wraz z jego pomocą. Największa część ładunku ulokowała się na piegowatym nosie niższego, a także na lewym policzku jak i na ustach, a nawet kilka rozbryzgało się na czole. - Ooo – powiedział rozczulony, uśmiechając się słodko. - Ja ciebie bardziej – dodał. - I wiem, słońce, ale to było konieczne, żebyśmy teraz mogli siedzieć na spokojnie razem w wannie.
    To prawda, że przez ten tydzień poświęcali sobie mało czasu, widząc się tylko na przerwach w szkole. Co też nie było takie łatwe, mając na uwadze pięciominutowe przerwy i dostanie się do innych klas. Tęsknił za jego sekretnym dotykiem pod ławką, tęsknił za stykaniem się z nim kolanem i udając przed wszystkimi, że to przez przypadek. Tak samo tęsknił za tłumaczeniem mu zajęć na bieżąco, ale teraz nic nie mógł na to poradzić. Miał nadzieję, że następny tydzień będzie dla nich bardziej łaskawy.
   - Mhmm, mam ochotę poczuć poczuć cię w środku – odpowiedział od razu, zaraz ulegając jego wskazówką – pochylił się, opierając o brzeg wanny, wygodnie na ile byłoby to możliwe. Znów musiał zaprzyjaźnić się zimnem wanny, na pocieszenie mając podpórkę na głowę w postaci zamontowanej poduszki.
    Jego ciało w mig pokryło się dreszczem, bynajmniej z zimna, a rozgrzewającymi pocałunkami po całym ciele. Przymknął nawet oczy na chwilę, rozkoszując się tymi słodkimi pieszczotami, których pragnął więcej. Uwielbiał jego usta na każdym kawałku skóry. Dodatkowo był to element ukazujący, że seks dla tej dwójki nie był tylko aktem zaspokojenia pierwotnych potrzeb, a także z ich strony aktem miłości i oddania. Kolejna fala dreszczy przeszła, gdy szatyn niespodziewanie ugryzł go w pośladek, na co cicho zachichotał.
    - Na pewno jestem smaczny. - Uśmiechnął się szeroko, następnie niecierpliwie zakręcił pośladkami, chcąc już bardziej śmiałych pieszczot. Całe szczęście zaraz to miejsce spotkało się z ciepłym językiem ukochanego, drażniącego te wrażliwe nerwy, co spotkały się z głośnym, lecz zduszonym jękiem w poduszkę. Wciąż musiał pamiętać, żeby być możliwie najciszej. Po kilku chwilach jego dziurka znacząco się rozluźniła, będąc gotową na dalsze przyjemności, dlatego niesamowicie ucieszył się, rejestrując kątem oka buteleczkę lubrykantu w akcji. Niestety się przeliczył, za to wbijając w szatyna pioruny. Już się niecierpliwił.
    - Ehe, jasne – burknął.
    Gdy nareszcie dostał to, czego chciał, pomógł szatynowi w przebijanie się przez ciasne zwieracze poprzez rozluźnienie. A już po chwili zwiększył częstotliwość jęków, pomiędzy nimi głośno oddychając, z sercem, które próbowało nadążyć. Szatyn był w tym definitywnie najlepszy, a blondyn z każdym ruchem pragnął coraz więcej, wyginając się pod jego palcami.
    - Nieee – odparł, odchylając głowę z charakterystycznym zamglonym spojrzeniem, wręcz maślanym. - Taaak – wyjęczał tak samo, tylko udzielając odpowiedzi tym razem pozytywnej. - Chce czegoś większego w sobie i twardszego – wymruczał, próbując jakkolwiek przekonać ukochanego do zagłębienia się w nim, bo teraz myślał tylko i wyłącznie o jego przyrodzeniu, rozpychającym jego pośladki. Miał na niego już niesamowite chęć, zwłaszcza podjudzanym przez niego poprzez ruchy jak zaczepienia jego uszu. I już myślał, że nareszcie poczuje go w sobie głęboko, już cieszył się na kolejną rozkosz, ale szatyn nagle zamienił się w diabła, co skomentował ciężkim westchnięciem i ponownym wbiciem w niego sztyletów. Jak mógł się z nim tak droczyć, kiedy widział, jak bardzo go pożąda?
   - Okropny jesteś... - skomentował, co już wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzieli, po czym złapał jego penisa w dłoń. Tak jak się spodziewał już był idealny twardy, tylko czekając na otulenie pośladkami blondyna. Do cholery, jak mógł go tak kusić?
   Następnie nie czekając już ani chwilę dłużej, nareszcie nabił się na członka, natychmiast czując, jak ten rozgoszczą się w jego wnętrzu, z łatwością przedzierając się przez wszystkie bariery. Niestety na specyfikę tego miejsca, musiał zwolnić tempo i już zatrzymał się w połowie, czując niewielkie uczucie bólu. Wtedy powoli zaczął poruszać biodrami, za każdym razem próbując pochłonąć więcej. Jęki blondyna przybrały na siłę, obijając się o ściany, a po krótkiej chwili wreszcie dobił się do samego końca, przyjemnie obijając jądra o pośladki. Skomentował to kolejnym jęknięciem i w taki sposób mógł kontrolować głębokość i tempo, które ciągle robiło się coraz szybsze. Taka dominacja i branie, to co chciał, też mu się podobała.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {20/06/23, 08:12 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

Rzadko kiedy droczył się z Marcelem. Zwykle nie miał do tego serca, jednak tego dnia sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Być może była to wina pierwszej, tak długiej w ich związku przerwy, bo mimo, że o tej pory też się ukrywali, to spędzenie wspólnych chwil nie było aż tak trudne, jak do tej pory. Na dodatek zabroniony został im ciągły kontakt fizyczny, który tak bardzo był ważny dla Zbyszka. Szatyn właśnie tak przekazywał ukochanemu swoje emocje i uczucia. Może właśnie dlatego tak chciał usłyszeć, jak bardzo go pragnął blondyn. Miał tylko nadzieję, że po fakcie nie będzie miał mu tego za złe. Choć nie było widać po nim niechęci, a jedynie niezadowolenie ze zwlekania.
Był cudowny. Złote loki lepiące się do jego mokrych ramion, plecy wygięte w idealny łuk, kiedy to tak ochoczo wypinał w jego stronę pośladki. Zdecydowanie wolał pozycję od przodu, w której obaj mogli się ciasno objąć, jednak raz na jakiś czas, zmiana pozycji nie była zła. A dzięki tej Marcel mógł samodzielnie narzucić początkowe tempo i przywyknąć do przyrodzenia Zbyszka, po tak długim czasie. Było znacznie ciaśniej i oporniej, ale starał się z całych sił być cierpliwy, aby nie zrobić piegusowi krzywdy. Dlatego też zajął się rozluźnieniem go poprzez masaż dłoni, które wędrowały po jego ramionach, plecach i smukłych bokach, zaczepiając wystające delikatnie żebra. Znowu trochę schudł, pewnie mało jadł z nerwów. Nie była to pierwsza taka sytuacja. Odnotowując w myślach zamiar upomnienia go, jak i ponownie przyłożenie się do jego dodatkowych posiłków, nachylił się nad nim z głośniejszym jękiem.
- Przepraszam Żabo. Nie potrafię się tobą nacieszyć. Jesteś taki cudowny. - Wymruczał tuż przy jego uchu, błądząc dłońmi po jego nagim torsie, gdzie lewą ręką zajął się trącaniem jednego z uroczo sterczących sutków, a prawą, zjechał do przebitego pępka, którego kolczyk trącił kciukiem, a resztą palców naparł lekko na podbrzusze. W tej też chwili sam wykonał pierwszy głębszy ruch, po którym już zaczął wychodzić naprzeciw biodrom blondyna. Uczucie ciepłych mięśni zaciskających się na jego przyrodzeniu jak zawsze było nieziemskie. Miał wrażenie, że się w nim za chwilę stopi, a idealnie dopasowane do niego wnętrze wchłonie go w całości.
- Marcyś...!! - Zajęczał przy kolejnym skurczu mięśni chłopaka. - Tak, gorąco... - Dodał powoli tracąc nad sobą kontrolę. Chciał znaleźć się w nim jeszcze głębiej, ale ich pozycja w wannie nie byłaby zbyt wygodna dla blondyna. Zaczynał być też zazdrosny o jego aktualną podpórkę. Dlatego też zdecydował się na odciągnięcie chłopaka do tyłu, tak aby przyległ do niego całym ciałem, kiedy podtrzymywał go za piersi.
- Choć do mnie. - Mruknął dłonią nakierowując jego brodę tak, aby przyciągnąć go do bocznego pocałunku. W takiej pozycji nie przestał się poruszać, jednak wychodził z niego tylko na niewielkie długości, z każdym naparciem męcząc najwrażliwszy punkt, raz za razem wprawiając jego drobne ciało w drżenie. Ale oczywiście nie zapominał o jego słodkich ustach, z których wydobywały się to coraz cudowniejsze jęki. Jeszcze trochę próbował się uciszać, ale teraz kiedy Zbyszek znajdował się w nim tak głęboko, nie było szans na pozostanie cicho. Był z tego cholernie dumny, w czym zdradzał go łobuzerski uśmieszek wykwitający na jego wargach, kiedy to zasysał się na języku Marcela.
Teraz stygnąca woda była zdecydowanym plusem. Mimo, że wylewali ją litrami na kafelki przy każdym, przyspieszeniu tempa, rozpryskiwane krople, chłodziły niego ich rozpalone ciała, przyprawiając o przyjemne dreszcze. Niestety woda w tak, gładkim zbiorniku bywa dość zdradliwa. Szczególnie kiedy zapomni się gdzie się znajduje i wykonuje tak gwałtowne ruchy. Tracąc w za kolejnym pchnięciem przyczepność, szatyn osunął się do tyłu, gdzie gdyby nie zmniejszony przez nich poziom wody, nałykał by się pewnie wody. Całe szczęście blondyna poleciał na niego, tak jak był przytrzymywany, a jedyną obawą było to jak głęboko wcisnął się mimowolnie członek szatyna w jego wnętrze.
- Przepraszam cię, nic ci nie jest Marcyś? - Spytał od razu trochę spanikowany, ale na całe szczęście wypadek nie był dla niego niebezpieczny. A raczej bardzo przyjemny w zaskakujący sposób. Teraz kiedy siedział na nim okrakiem, przylegał do niego idealnie. - Chyba nie chcesz jeszcze kończyć, hm? - Przygryzając dolną wargę, zsunął dłonie na jego pośladki, które ścisnął delikatnie. - Dasz radę się poruszać? Pomogę ci trochę. - Zaproponował i odczekał, jak chłopak wznowi ruchy, aby zaraz wspomóc go ramionami, odciążając tym samym jego nieprzyzwyczajone do wysiłku fizycznego nogi.


Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {01/07/23, 10:06 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Szybko wybaczył mu to pogrywanie z jego podnieceniem. Jakże mógł inaczej, skoro słyszał od niego ulubione przezwisko, a ciepły oddech drażnił jego ucho? Do tego ten, żeby jeszcze bardziej go od siebie uzależnić, zajął się pieszczeniem sterczących, twardych sutków.
    Przejęcie roboty przez Zbysia również szybko przełknął. Zwłaszcza, kiedy tak chętnie wygiął się do tyłu, natrafiając na jego soczyste usta. Tam w szalonym tempie ich języki się o siebie ocierały, ciągle pieszcząc się nawzajem. To było jeszcze bardziej podniecające, jeśli w ogóle było to jeszcze możliwe. Zwłaszcza, gdy ukochany wchodził w niego tak głęboko i za każdym razem ocierał się o ten szczególny punkt. To budowało za dużą mieszankę uczuć, żeby chłopak mógł dalej walczyć z jękami. Jeszcze próbował nad sobą panować, ale już po krótkiej chwili w takiej pozycji, gdy zaciskał dłonie w piąstki i marszczył powieki, nie mógł wytrzymać. Wtedy głośne jęki bez zahamowania zaczęły obijać się o ściany, gdy ten nie mógł wytrzymać kolejnych pchnięć.
    - Zbyś... kochanie – wyjęczał tuż przy jego ustach, nie mogąc się do nich odczepić. Stało się to dopiero, gdy razem polecieli prosto do letniej wody.
    Tak samo, jak Zbyszek, był spanikowany niespodziewanym wypadkiem, a zwłaszcza, czy coś jemu nie dolegało, bo blondyn miał dość miękkie lądowanie. - Nie, a tobie? - odpowiedział. Jedyną szkodą, jaką została mu wyrządzona, to lekko obite kolana, które zahaczyły o brzegi wanny.
     Szybko wstał z jego przyrodzenia, aby tylko obrócić się przodem do chłopaka i ponownie nabić się na twardego członka aż do końca, co obwieścił głośnym jęknięciem. Chciał mieć ciągle jego usta obok siebie, jak i widzieć twarz wyginającą się od przyjemności.
     - Znowu mam robić całą robotę za ciebie? - zachichotał. Niemniej jednak bardzo chętnie przystał na propozycję. Objął chłopca wokół szyi i zaczął pracować nogami, podnosząc się do góry i w dół. Tempo nadane przez blondyna było jeszcze szybsze niż te w poprzedniej pozycji, co sprawiło, że blondyn ponownie szybko odleciał. Nawet co chwile zapominał poruszać językiem czy ustami przy pocałunku, tylko głośno sapał i na zmianę jęczał tuż przy malinowych wargach szatyna. Był w transie, gdzie wszystko znosiło się do przyjemności. Palce co rusz gładziły chłopaka po plecach, kiedy starał się nie męczyć go swoimi paznokciami. Błoga rozkosz rozlewała się po całym ciele, przez co ruchy na penisie ukochanego były coraz szybsze. Usta jednocześnie łaknęły kolejnych pocałunków, a jednocześnie nie nadążały za jękami i oddechami.
    Tak, jak zawsze chciał, żeby ta chwila trwała wieczność, żeby mógł być pieszczony przez szatyna przez wieczność, ale niestety odczuwał, że był już bardzo blisko.
    - Dojdź ze mną, proszę – wymruczał tuż przy jego ustach, czując szybko wzbierające się uczucie w podbrzuszu i między nogami. W końcu ta niesamowita przyjemność musiała się kiedyś zakończyć, kiedy organizm już nie wytrzymywał tych wszystkich bodźców – bliskości ukochanej osoby, jego ciepłych palców dotykających go, notorycznie ocierającego się twardego członka o prostatę i jeszcze jęków samego szatyna. Dlatego zacisnął prawą dłoń na penisie, by tylko jeszcze bardziej zwiększyć przyjemność i wykonał zaledwie kilka ruchów w góry i w dół, zanim ciepła sperma nie wystrzeliła, brudząc jego palce i tors kochanka. - Zbyyyś! - jęknął przeciągle, wyginając plecy w łuk, jak i podkurczając palce u stóp. W tej chwili poczuł, jak i Wiśnia dochodzi razem z nim, jak porcja jego nasienia wlewa się do środka, co tak bardzo uwielbiał. Uznawał to za swego rodzaju nagrodę. Poruszył się jeszcze kilka razy, by jeszcze raz poczuć twardość chłopaka, a następnie wyciągnął je z siebie, by móc spokojnie siedzieć mu na kolanach.
     A gdy się uspokoił, na jego buzi pojawił się błogi uśmiech, jak i ogromne zmęczenie.
    - Tak baaaardzo cię kocham – wymruczał, przytulając się do niego. Ucałował go jeszcze w umięśnione ramię, zanim nie oparł o nie głowy. - Bardzo – dodał, ziewając. I nie wiedział nawet kiedy pogrążył się w płytki sen. Tak płytki, że natychmiast się obudził, czując delikatny ruch na swoich plecach. - C-co? Mówiłeś coś?
     Po kilku sekundowej drzemce albo i kilkunastu sekundowej, opłukał twarz zimną wodą, licząc na zmniejszoną senność, bo chciał jeszcze porozmawiać z ukochanym w łóżku. Wiedział, że rano ten będzie musiał szybko od niego uciekać.
    Z jego pomocą wydostał się z wanny i powoli, aby nie poślizgnąć się na mokrej podłodze, usiadł na sedesie. Tam od razu się rozluźnił, a co za tym szło wszystkie gazy napompowane podczas stosunku, zaczęły się ulatniać w charakterystycznym odgłosem, co wywołało rozbawienie u blondyna. I wystarczyło delikatnie parcie, aby z jego pośladków nie zaczął wypływać nadmiar spermy kochanka, a jej resztkę wydobył korzystając z bidetu.
     Po takiej toalecie, podczas gdy Zbyszek ogarniał przemoczone podłogi, opatulił siebie w ręcznik, równocześnie pomagając i jemu się osuszyć. Delikatnymi ruchami przykładał materiał do poszczególnych partii szatyna, a potem sam skorzystał z jego pomocy. Następnie mogli położyć się do łóżka, jak zawsze będąc w siebie ciasno wtulonymi.
     - Co ty na to, żebyśmy spotkali się około szesnastej pod domkiem? Przyniósłbym koc, jakieś owocki, czekoladę i mogę nam coś upiec – zaproponował z uśmiechem. - No i z książką od matmy, bo zdaję mi się, że masz kartkówkę w poniedziałek – dodał, cicho się śmiejąc. Z tego na pewno będzie mniej zadowolony, ale oboje wiedzieli, że Marcel nie będzie w stanie napisać jej za niego. - I możesz mnie rano obudzić, jak będziesz wychodzić? Muszę cię wycałować na pożegnanie. Tak jak teraz! - Z tymi słowami i z szerokim uśmiechem, zbliżył się do niego jeszcze trochę i skradł ze słodkich ust kilka pojedynczych buziaków z charakterystycznym cmoknięciem. Wziął jeszcze jeden, tym razem dłuższy i nawet pokusił się o zaczepienie językiem jego warg. - Myślisz, że nas słyszeli? - zapytał, już mniej zadowolony z tego faktu. No w końcu nie udało mu się być cicho.
     Jednak usłyszenie od Zbyszka, że ściany wcale nie były takie cienkie, o jakich mówił, wywołało na twarzy Marcela konsternację, by finalnie przerodzić się w złość.
     - Aha, czyli mnie okłamałeś. No dzięki – burknął obrażony. Przecież to przez jego słowa tak próbował być cicho. Jakkolwiek. I męczył się nadaremno.
     Ostentacyjnie obrócił się na drugi bok, plecami do niego, przesuwając się bliżej brzegu. Był tylko na tyle łaskawy, aby nie zabierać mu całej kołdry.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {11/07/23, 02:04 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Choć było wiele sposobów na wspólne odczuwanie przyjemności, to ta pozycja była dla nich idealna. Od zawsze uwielbiali na siebie patrzeć, kiedy jeden powoli tracił rozum dzięki działaniom drugiego. Dla obu, najważniejsze było samopoczucie drugiego. Ale co ważniejsze mogli się swobodnie i ciasno objąć, aby dzięki temu być jeszcze bliżej siebie. O ile to w ogóle było możliwe. Zbyszek szczególnie uwielbiał nie zostawiać żadnej przestrzeni między ich klatkami piersiowymi, bo dzięki temu był w stanie wyczuć jak mocno bije serce jego ukochanego blondyna.
  Każdemu ruchowi jego drobnych bioder, sam wychodził naprzeciw, jeszcze bardziej wzmagają doznania. Absolutnie nie potrafił przy nim wysiedzieć spokojnie. Nie kiedy obaj wiedzieli, że punkt kulminacyjny był coraz bliżej. I o ile Zbyszek żądał trzech rund za prowokacje, postanowił się zadowolić tym cudownym widokiem ujeżdżającego go chłopaka. Rzadko kiedy mógł go tak podziwiać, bo jasnowłosy narzekał szybko na zmęczenie, ale tak właśnie wyglądał w oczach szatyna najlepiej. Kiedy sam narzucał tempo i mimo bycia branym, kontrolował sytuację. Krótko mówiąc Marcel owinął go sobie wokół palca, ale Zbyszek nie zamierzał ani trochę narzekać. Jego ukochany mógł zrobić z nim wszystko co tylko zechciał, poza opuszczaniem go. Tego jednego by nie zniósł.
- Tak ładnie prosiszngh...! - Wyszczerzył się, choć od razu jego wargi rozchyliły się w głośnym jęku. - Ale nie wiem czy wytrzymam. - Dodał między kolejnymi dźwiękami przyjemności wyrywającymi się z jego gardła. Kiedy mrowienie w podbrzuszu przybrało na sile, nawet szatynowi zaczynało brakować energii. Za każdym razem jak pośladki blondyna zderzały się z jego udami, czuł jak po jego ciele rozlewa się coraz to nowsza i mocniejsza fala przyjemności. Nakładały się na siebie, a następnie kumulowały w piersi zapierając w niej dech. - Ma-marcel! - Sapnął głośniej, kiedy mięśnie kochanka gwałtowniej zacisnęły się na jego przyrodzeniu, po czym zadrżały w spazmie, kiedy ciepła sperma chłopaka wylała się na tors szatyna. Tyle wystarczyło. - Marc-!! - Nie dokończył. Oplótł ramiona wokół jego szczupłego pasa i mocniej do siebie przyciągnął, tym samym wchodząc w niego najgłębiej jak tylko mógł, gdzie z finalnym pchnięciem i stymulacją ze strony wnętrza blondyna, zalał je swoim nasieniem. Już to było dla Zbyszka otumaniające, a na dodatek jego mały diabełek jeszcze kilka razy się poruszył, co za każdym razem spotkało się z kolejnym głośnym jękiem szatyna i drżeniem jego ciała. W końcu jednak wypuścił go ze swojego wnętrza, przez co ciało szatyna natychmiast przeszły zimne dreszcze.
- A ja ciebie Skarbie. - Westchnął przykładając dłoń do jego zaczerwienionego piegowatego policzka, do którego przylepiło się kilka złotych loków. - Najbardziej na świecie. - Dodał z cichym chichotem kiedy poczuł niego delikatne wargi na swoich rozpalonych ramionach. Chciał więcej. Jak zawsze, jego popęd był nie do zaspokojenia, ale były na to też inne sposoby. Jak zwykła czułość, czy kontakt cielesny z blondynem.
  Zamrugał kilkakrotnie trochę zdziwiony przyciśnięciem chłopaka, ale zaraz zaśmiał się lekko.
- Nie. Nic. Tylko wyznawałem ci swoje uczucia, ale je dobrze znasz. - Z uśmiechem ucałował jego czoło. - Nie wymęczyłem cię za bardzo?
  Niestety wszystko co dobre, kiedyś w końcu musi się skończyć. Zbyszek najchętniej przeleżałby z blondynem w wodzie do rana, ale to nie wpłynęłoby dobrze na ich zdrowie, a także pomarszczyły ich jak starych dziadków. Nie to, że takiego Marcela by nie kochał, po prostu do tego okresu było im jeszcze daleko.
  Wychodząc z wanny, asekurował blondyna w drodze do ubikacji, wiedząc, że jego drobne nogi ponownie zostały poddane morderczej próbie. Na pewno będzie na nie jutro narzekał, ale może w chociaż w ten sposób odrobinę odbudują się jego mięśnie? O ile już całkiem nie zniknęły. Naprawdę będzie musiał porządnie wziąć się za jego dietetykę.
  Przez tyle lat co byli razem, widzieli się już chyba we wszystkich możliwych sytuacjach. Tych kompromitujących i nie. Korzystanie z łazienki nie było niczym nowym, szczególnie przy problemach zdrowotny Marcela. Taka była ludzka natura i wręcz cieszył się, że chłopak czuł się przy nim tak swobodnie.
- Dobrze się bawisz? - Spytał przerywając mopowanie, aby roztargać czule jego wilgotne kosmyki. I chyba już sobie przypomniał dlaczego tak rzadko robili to w wannie. Miał wrażenie, że zaraz będzie potrzebować drugiego wiadra.
  Po skończonej robocie, wysuszyli się wzajemnie i w końcu mogli paść na miękki materac, którego nikt nie zabronił im dzielić. Ile to już minęło? Tydzień? Dwa? Nie miał pojęcia. Według szatyna równie dobrze mógł być to już nawet i rok, bo tak tęsknił za widokiem blondyna rozłożonego w jego ramionach pod jedną pościelą. Tak bardzo za tym tęsknił. Wspólne zasypianie i budzenie się było dla niego bardzo ważne.
  Rozmarzony propozycją wspólnego wypadu do ich domku na drzewie, przytakiwał ochoczo już wyobrażając sobie ich wspaniałą randkę, jednak Marcel nie mógł nie wspomnieć o matematyce. Jego brwi od razu opadły nisko, marszcząc gniewnie czoło.
- No i gdzie tu romantyzm? - Niezadowolony wydął dolną wargę. - Chciałem myśleć tylko o nas, a ty mi mu z kartkówką wyjeżdżasz zaraz po. - Nie potrafił jednak długo zgrywać obrażonego, bo jego kąciki ust od razu wyginały się ku górze.
- Taki miałem zamiar. Ten jeden raz nie pozwolę ci spać. Będę musiał się tobą nacieszyć na zapas skoro dzisiaj już mi padłeś. - Odparł pomiędzy kolejnymi pocałunkami, uśmiechając się coraz szerzej, aż się nie roześmiał. No i jak tu się na niego złościć? Jego aniołek z rogami w sekundę miał wybaczone wszystkie złe uczynki.
- Moooożeeee~ - Wymruczał przygryzając dolną wargę. - Ale raczej nie ma na to szans. Jak byli w naszym pokoju, to tak. Ale poza nawet pod drzwiami być niczego nie usłyszał. - Oznajmił uważnie obserwując zmianę mimiki twarzy chłopaka, przez którą musiał zacisnąć mocno usta, aby się nie roześmiać. Nawet kiedy się złościł, był przeuroczy.
- Oj no weeeź~ Marcyś. - Jęknął jak tylko się od niego odsunął. - No przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. To było takie urocze jak się tak powstrzymywałeś... i podniecające. - Końcówkę przyznał odrobinę ciszej z obawy przed oberwaniem poduszką. Jednak ponowne przytulenie blondyna nie podziałało. Szturchnął go lekko nosem w szyję, a następnie w policzek, ale dalej nic. Dlatego też od razu przeszedł do planu D.
  Zanurkował pod kołdrę i zwinie wsunął się między jego nogi. Podnosząc się odrobinę, przesunął dłońmi po jego udach, delikatnie je rozmasowując. Głowę natomiast ulokował na jego brzuchu, gdzie to złożył kilka czułych pocałunków od podbrzusza do przekutego pępka, którego kolczyk skubnął zębami.
- Marcyś proszę cię Skarbie mój ty najdroższy. Wybaczysz mi? - Wymruczał, ale chłopak dalej, choć z trudem zgrywał upartego. A więc plan F. Przesunął dłonie na biodra chłopaka i z uśmiechem przycisnął wargi do jego brzucha, wypuszczając powietrze z ust w jego skórę z charakterystycznym odgłosem. Na efekt nie musiał długo czekać. Wypychane powietrze, łaskotało bezlitośnie jego wrażliwy na łaskotki brzuch i tylko wybaczenie szatanowi położyło im kres.
  Zadowolony szatyn, wciągnął blondyna pod kołdrę i ucałował soczyście.
- Poddajesz się? - Wyszczerzył się ze satysfakcją. - Też cię kocham Żabko. - Dodał przytulając go do siebie na nowo, gładząc odruchowo po plecach. Nie ukrywał się mu ulżyło. Nie chciał aby noc przed ich rozdzieleniem, jasnowłosy stracił humor. To była noc, której wspomnienia będą musiały wystarczyć im na jakiś czas, przez co nie mógł pozwolić sobie na złe zakończenie.
- Teraz możemy spać. - Powiedział muskając wargami policzek chłopaka. - Musisz się wyspać, jeśli mam cię dobudzić z samego rana i musisz mieć siły na danie mi buziaka. - Przerwał na ciche ziewnięcie. - I to nie jednego. - Dodał na chwilę mocniej go ściskając w swoich ramionach, po czym ułożył je luźno, ale wciąż bardzo przylegająco do ciała blondyna.
- Kolorowych koszmarów Marcyś. - Wymruczał jeszcze nim sam nie został porwany przez sen.

   Poranek był ciężki nawet dla Zbyszka, który przyzwyczajony był do budzenia się bladym świtem. Tym razem jednak na dworze wciąż panowały egipskie ciemności. I temperatury pewnie też. Wzdrygnął się na samą myśl i mocniej skulił głowę w drobny tors blondyna. Nie chciał opuszczać ciepłego łóżka, a tym bardziej chłopaka. Najchętniej przeleżałby z nim nawet do późnego południa, a nawet i wieczora. Ale nie mógł ryzykować utratą swobody, którą odrobinę udało im się odbudować.
  Niechętnie uchylił powieki i od razu uśmiechnął się na widok bezbronnej twarzyczki śpiącego blondyna. Leżał tak ufnie i bez żadnej troski w jego ramionach, tak jakby wszystkie ich problemy nagle magicznie gdzieś wyparowały. Serce mu się krajało na myśl o budzeniu go, ale nie potrafił odpuścić pocałunku na pożegnanie.
- Marcyś, kochanie... budzimy się. - Wymruczał zachrypnięty, gładząc dłonią policzek chłopaka. Spróbował zawołać go jeszcze kilka razy, po czym westchnął zmieniając taktykę. Podniósł się i zawisł nad chłopakiem, zadzierając dwoma palcami jego podbródek do góry. Kciukiem starł strużkę śliny z kącika jego ust, po czym wpił się w jego usta namiętnie, od razu trącając językiem jego odpowiednik. Chwilę się z nim pobawił, napierając przy okazji na jego podniebienie, po czym wrócił do jego języka i zassał się na jego czubku.
- Dzieńdoberek kochanie. - Wyszczerzył się zlizując strużkę ich zmieszanej śliny z jego warg. - Obudzony? To świetnie, bo jeden mi nie wystarczy. - Wyszczerzył się łobuzersko i wznowił pieszczotę przyciągając go do siebie najbliżej jak tylko mógł. Całował go zarówno czule, jak i zachłannie. Musiał naładować się porządnie i musiało mu to wystarczyć do ich umówionego spotkania po południu.
  W końcu jednak niebo zaczęło się rozjaśniać, przez co spłoszony chłopak musiał opuścić swojego ukochanego i zacząć szukać swoich ubrań.
- Kocem zajmę się ja. Ty skup się na pieczeniu. - Wyszczerzył się wciągając portki na tyłek i chwilę mocował się z paskiem, ale ostatecznie poddał się i poprosił Marcela, a w tym czasie narzucił na siebie koszulkę  i bluzę. - I wezmę książkę. Nie, nie zapomnę jej przypadkiem. A przynajmniej nie specjalnie. - Wyszczerzył się niewinnie, ale widząc jak blondyn od razu marszczy brwi, nachylił się do kolejnego pocałunku.
- No żartowałem Kotek. Przyniosę na pewno, a w zamian ty przygotuj dla swojego najlepszego ucznia jakieś godne nagrody. Będziesz musiał mnie dobrze zagrzać do nauki. - Z uśmiechem ponownie zaatakował chłopaka pocałunkami, tym razem celując w całe jego ciało. Od szyi, po tors, podbrzusze, wnętrze ud, kolano, a nawet i łydkę, po której szybko wrócił do jego ust. Zetknął ich czoła.
- Kocham cię. - Powiedział głęboko wpatrując się w te jego przepiękne zielone tęczówki. Cmoknął go jeszcze raz, a może i dwa, trzy, cztery, sześć, dziesięć! - Dobra koniec! - Skarcił samego siebie w końcu odrywając się od chłopaka, na którego popatrzył tęsknie.  - Widzimy się w domku. - Dodał cmokając go jeszcze przelotnie w brzuch, po czym opuścił łóżko i skierował się do drzwi.
  Przed wyjściem pomachał mu na odchodne i zniknął za drzwiami, zza których po sekundzie znowu się wyłonił i wrócił po jeszcze jeden, tym razem naprawdę ostatni pocałunek.
- Kocham cię! Pa! - Dodał ze śmiechem uciekając z pokoju.


  Powrót do domu okazał się łatwiejszy niż myślał. Choć musiał przyznać, że trochę mu się zapomniało wspinaczki do swojego okna. Ale najważniejsze było to, że udało mu  się dostać do środka bez robienia hałasu, który mógłby wybudzić resztę domowników. Zawsze mógł się wybronić, ale nie chciało mu się z nimi użerać. Z tego też powodu położył się do łóżka i przeleżał w nim aż do południa. Po tym czasie wreszcie odwiedziła go matka, zwołująca na obiad.
  Kolejnych kilka godzin spędził w swoim zrujnowanym ogrodzie, próbując doprowadzić go do dawnego porządku. Z jednej strony cieszył się, że Marcel nie będzie przez jakiś czas próbować  wkradać się do jego domu. Jego bystre oczy nie przeoczyłyby zrujnowanej pracy Zbyszka, a ten nie chciał aby smucił się z tak błahego powodu. Rośliny zawsze można było odratować, albo zasadzić nowe. Tak jak te, które właśnie zasiał z myślą o nowym bukiecie dla chłopaka.,


  Na miejscu spotkania był dwie godziny przed ustalonym czasem. Rozłożył koc, książkę od matmy schował pod niego, tak aby służyła za przytrzymywanie koca na wietrze. Być może jakimś cudem Marcysiowi wyleci nauka z głowy, jak zobaczy swoje dwa kochane urwisy? Tak, dokładnie z tego powodu zabrał Reksa i Ramba, które też były przykrywką jego wyjścia przed rodzicami. Udało mu się też odzyskać kilka rzeczy z ogórka i przeniósł tyle ile tylko zdołał sam, z powrotem do ich domku. Po ciężkiej robocie upewnił się że psy mają pełne wody miski, a sam rozłożył się na kocu wpatrując spod rzęs w niebo prześwitujące zza gęstych koron drzew. Choć tak bardzo pragnął wyrwać się z tego zadupia... musiał przyznać, że miało ono swoje uroki. Ale tylko ten ich mały raj.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {22/07/23, 03:37 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

  - Dla mnie nie było – burknął znowu. Nadąsany z całych sił próbował  nie odpuścić chłopakowi małego kłamstewka, odsuwając się bliżej brzegu, gdy ten postanowił go ponownie przytulić. Chciał nauczyć szatyna, żeby następnym razem nie wpadał na taki idiotyczny sposób męczenia go. A nawet pociągnął lekko kołdrę z jego ciała, jeszcze bardziej ukazując swoje naburmuszenie. Mimo tego liczył, że Zbyś nie pozwoli im pójść spać, gdy blondyn był w takim humorze i go przeprosi. Wcale się nie pomylił, ale nie przewidział, że ten zaraz znajdzie się między jego nogami, zwłaszcza, gdy oboje byli nadzy i przyrodzenie blondyna stykało się z klatką piersiową szatyna. I ciało tego pierwszego grało przeciwko niemu, dostając dreszcze spowodowanym dotykiem na udzie. Do tego to pociągnięcie złotego kolczyka. Jednakże dalej starał się być nieugięty, zawieszając ręce na piersi, nabrzmiewając policzki.
    Dopiero ewidentnie podziałały na niego łaskotki i zabawny dźwięk wydawany przez usta chłopaka, co w mig wypełniło pokój chichotem Marcysia. To sprawiło, że musiał odpuścić Zbyszkowi, wtapiając się z głośnym mlaśnięciem w jego usta. To też wywołało krótki śmiech z jego strony, by nareszcie w pełni szczęśliwy złączyć ich nogi w uściska, a czoło oprzeć o czubek głowy szatyna.
     - Mhmmm, niech ci będzie, głupku. Tylko więcej tak nie rób – uprzedził, kiedy już jego palce tak jak zawsze korzystając z okazji, bawiło się klatką piersiową ukochanego. - Na to liczę – dodał, zamykając oczy i rozluźniając ciało.  - Kolorowych, Zbyszku – odparł i uśmiechnął się zadziornie, świadom, że najprawdopodobniej Wiśnia nie będzie w stanie na to zareagować. Zwłaszcza, że oboje szybko zasnęli, będąc wtuleni w siebie. Zasypiali również w pełni szczęśliwi, jak wtedy na plaży w Gdańsku, nie myśląc o swoich problemach. O, ile by oddał Marcel za codzienne zasypianie i budzenie się w ramionach swojej Wiśni.
**
    Ciało Marcela niezbyt było przyzwyczajone do wczesnych pobudek. Zawsze ciężko było mu się ruszyć z łóżka, gdy na zegarze nie wybiła przynajmniej dziesiąta, ale mimo tego nie mógł pozwolić, by ukochany zniknął mu nad ranem w ogóle się z nim nie żegnając. Mimo że spotkanie mieli zaplanowane jeszcze tego samego dnia, to byłoby mu przykro, gdyby obudził się w pustym łóżku ze śladem pomiętej pościeli po jego prawym boku.
   Całe szczęście był mu wdzięczny, że nie prosił go o odprowadzenie do domu. Pomimo pocałunków był wciąż zmęczony, a łóżko było tak przyjemnie ciepłe i miękkie pod jego plecami. Planował jeszcze się zdrzemnąć po jego wyjściu. To była dla niego zbyt wczesna pora, żeby zacząć dzień.
   Będąc przeszczęśliwy z takiej miłej pobudki, uśmiechnął się szeroko, przyłączając się do pocałunku. Przez dopiero co obudzenie się jego ruchy było niemrawe i wolne, ale mimo tego czerpał z tego satysfakcję, obejmując rękoma szyję Zbyszka. Dodatkowo co chwilę do nozdrzy wpadał mu zapach szamponu narzeczonego jak i naturalny zapach jego skóry, który uwielbiał.
   - Dzień dobry, słońce - przywitał się, odgarniając zagubione kosmyki z czoła szatyna, a następnie dołączył się do kolejnego pocałunku z cichym chichotem.
    Tylko tym razem jego ruchy były bardziej pewniejsze i już na pewno czułe, również chciał się nim nacieszyć.
     - Czyli już po moich widokach? Buu - udał smutnego, widząc, jak Wiśnia zaczyna się ubierać, zakrywając mu wymarzone widoki. Na pewno, jak już razem zamieszkają będzie go prosić czasami o chodzenie bez koszulki.
    Pokręcił niedowierzająco głową, z rozbawieniem zapinając mu pasek. Nadal nie rozumiał, co było w tym trudnego. Powinien przy najbliższej okazji pójść z nim kupić odpowiednie spodnie.
   Popatrzył się na niego marszcząc brew dopóki ten nie ukradł mu buziaka. Może uczenie się matmy nie było ich ulubionym zajęciem na randkach, ale wielkimi krokami zbliżał się koniec roku szkolnego i musieli popracować nad jego ocenami, zwłaszcza, gdy oboje wiedzieli, że blondyn nie będzie w stanie mu pomóc w czasie kartkówki – dać mu ściągnąć czy zrobić za niego zadania. Swoją drogą zastanawiał się, czy rodzice Zbyszka załatwią mu korepetycje na następny rok. Do tej pory korki ze wszystkich przedmiotów, a zwłaszcza z matmy, mieli za darmo i finalnie chłopakowi nigdy nie groziło zagrożenie.
    - To upiekę nam jagodzianki albo jakieś ciasto. I może zrobię sushi, co ty na to?
I ponownie się roześmiał, zostając obcałowany po niemalże całym ciele, a przy zetknięciu z nim czołem, pogłaskał go czule po policzku z uśmiechem obdarowując go buziakami.
     - Ja ciebie bardziej – odparł.  - Będę tęsknił – dodał, machając mu na do widzenia. I już miał zamykać oczy, ale wtedy jego narzeczony wrócił po jeszcze jednego buziaka, a blondyn oczywiście z uśmiechem mu go podarował.  - Ja ciebie bardziej, słońce – powiedział znowu.
     Z rozczuleniem patrzył jeszcze chwilę na już zamknięte drzwi, które nie otworzyły się ponownie, by jego zielone tęczówki mogły zatopić się w czekoladowym spojrzeniu. Bardzo żałował, że nie mógł z nim jeszcze pospać czy chociaż poleżeć przy nim. Tęsknił za wspólnymi porankami na plaży, gdzie budził się z postawionym przez nos śniadaniem, a także tęsknił za ich sierściuchami. Tęsknił za ich wesołym machaniem ogonem, za lizanie im gdzie popadnie, za ich energią, miękką sierścią, którymi oblepione były ich ubrania czy też za tym, jak siedziały obok nich, domagając się głaskania.
       Z takimi myślami zasnął i obudził się ponownie dopiero chwilę przed dwunastą. Chwile jeszcze poleżał i poszedł nareszcie się ubrać, słysząc hałasy dobiegające z kuchni. Tylko on przecież był takim śpiochem.
     Ubrał się w koszulkę zapinaną na guziki w kolorze błękitnym w białe chmurki, dobierając do tego beżowe krótkie spodenki sięgające mu do połowy ud i jasnoniebieskie skarpetki przed kostkę. Następnie skierował się do miejsca, skąd zastał hałasy. Tam przy blacie kuchennym zastał mamę przyjaciółki, nakładającą na talerz pogniecione listki bazylii, zaś sama Majka właśnie kończyła wykładać tosty z tostera nim spostrzegła chłopaka.
     - Akurat wstałeś na śniadanie, śpiochu. - Zaśmiała się, nalewając do szklanek sok pomarańczowy. - Mam nadzieję, że już jesteś głodny. Zrobiłyśmy szakszuke z tostami, spoko, są bezglutenowe.
      - Dzięki. - Uśmiechnął się szeroko, wpatrując się z błyszczącymi oczami w parujący talerz. Jedzenie pięknie pachniało, kusząc kubki smakowe blondyna, aż ten niekontrolowanie się oblizał. Upił jeszcze łyk soku, zanim nie zaczął pałaszować śniadania.
       - Wyspałeś się, Marcel? Wiśnia już poszedł do domu, tak? - odezwała się matka Majki.
       Na to przytaknął, gotowy wbić sobie paznokcie w uda, żeby tylko się nie zarumienić, gdyby usłyszał komentarz na temat nocy, ale całe szczęście wydawało się, że kobiety faktycznie ich nie słyszały. Na to odetchnął w duchu z ulgą.
       - Może chcesz z nami pojechać do Kościerzyny? Musimy jechać do Kauflandu, ale później mogę was zabrać na lody czy do kina – dodała starsza kobieta, uśmiechając się do chłopca.
       - Umówiłem się już ze Zbyszkiem w lesie na szesnastą – odparł, zasłaniając na wpół pełno buzię.
       - O, to możemy cię odebrać i być twoją przykrywką – powiedziała Majka.
        - Naprawdę?
      - Żaden problem. - Uśmiechnęła się szeroko starsza kobieta.
      Znowu służyły im pomocą. Marcel nie musiał martwić się o wymyślenie wymówki, za co był im dozgonnie wdzięczny. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek uda mu się im to wynagrodzić. I żałował, że nie dorastał w takiej rodzinie, jaką miała Majka.
      Finalnie śniadanie się przedłużyło, gdzie wchodziły co chwilę nowe tematy i żarty, a następnie blondyn pomógł w posprzątaniu stołu i wsadzeniu naczyń do zmywarki. A do domu wracał dopiero chwilę przed czternastą. Musiał się naprawdę pośpieszyć, by ze wszystkim się wyrobić, w co i tak wątpił. Martwił się tylko o to, że się spóźni na ich randkę, a Zbyszek będzie się o niego niepotrzebnie niepokoił.
     Całe szczęście w domu był sam, dzięki czemu mógł w spokoju krzątać się po kuchni. Niestety czas był nieubłagany i wkrótce okazało się, że było go za mało i krzątanie po domu zamieniło się w krótkie biegi. Tutaj wyrabiał ciasto, tam pilnował ryżu, a jeszcze indziej kroił owoce i pakował je w pojemniczki. Jeszcze w międzyczasie musiał umyć swoje loki, które wyglądały już okropnie i za nic nie chciały się tak ładnie kręcić, a dla Zbysia musiał być idealny.
      Do pojemniczków trafiły pokrojone w kostki kawałki arbuza wolne od pestek, kawałki gruszek, truskawki, maliny i zielone winogrona, o których przecie nie mógł zapomnieć. Całe
szczęście jego matka zawsze dbała o zaopatrzenie domu w świeże owoce, niektóre wzięte od sąsiadek.
      Zrobienie jagodzianek nie było tak bardzo zajmujące, jak zwijanie rolek sushi. Zauważył, że nie był to najlepszy pomysł, mając tak mało czasu, zwłaszcza, jak zza oknem zobaczył parkujący wóz Majki i jej mamy, a na zegarku miał dwadzieścia minut do pojawienia się przed ich domkiem.
     - Heeej, gotowy? - zapytała, opierając się o blat.
     - W ogóle nie – mruknął, krojąc rolkę z ogórkiem i serkiem.  - Nie zdążę – pożalił się, rzucając spojrzenie w stronę nori, które trzeba jeszcze było zwinąć.
     - Daj, pomogę ci. Ty zwijaj, ja będę kroić.
     Wtedy praca o wiele przyśpieszyła, a chłopak o wiele bardziej się uspokoił. Może finalnie nie wyrobił się na czas, ale nie skończyli o siedemnastej. Do torby spakował jeszcze czekoladę, pałeczki, widelczyki, mokre i suche chusteczki, krem z filtrem, brudnopisy, kalkulator, linijkę i długopis. Przed wyjściem napisał rodzicom karteczkę, że jedzie z Majką i jej mamą do miasta, zostawiając rodzicom dwie jagodzianki, jako formę przekupstwa.
      Tak obładowany po wysiadce, zaczął się kierować na znaną polanę. O, jak przeklinał się pod nosem, że nie poprosił Wiśnie o wzięcie więcej rzeczy niż sam koc i książkę.
      Ciągle zmieniał dłonie, przekładając bawełnianą torbę z ręki na rękę, bo czuł, jak materiał wrzynał mu się w skórę. Dodatkowo z każdym krokiem czuł zakwasy na łydkach, udach, a nawet na pośladkach. Jutro jeszcze przyjdzie mu ból rąk. Fantastycznie. Zamierzał na wszystko pożalić się swojemu narzeczonemu. Jak on się dla niego poświęcał!
       - Zbyszek, kochanie. Pomożesz mi? - zawołał go od razu, jak tylko wyłonił się na teren ich małego raju. Użył jego pełnego imienia, wdrażając swój plan, jako część drugą.
      Torbę odłożył z wielką ulgą obok swojej nogi. - Sorry za spóźnienie. Za długo spałem i się nie wyrobiłem. - Uśmiechnął się przepraszająco i ucałował go na przywitanie.
      Wtedy jego zielone tęczówki dostrzegły białe i czarne futro. Tak samo, jak one, podnosząc swoje łebki z koca. Wystarczyła tylko chwila, żeby te nie zerwały się z miejsca i nie zaczęły szczekać.
     - Rambo! Reksio! - zawołał tak bardzo szczęśliwy, jak te biegały wokół niego, by potem zrobić większe kółko wokół drzew aż się za nimi kurzyło.
     Bardzo za nimi tęsknił. W końcu widział ich tylko na plaży, a potem mógł tylko o nie wypytywać w szkolę. Bał się nawet zbliżać w pobliżu ich domu. Ze względu na swoich rodziców, jak i ze względu na to, że mógłby się niekontrolowanie popłakać.
     Psy znowu wróciły do blondyna, szczekając i machając ogonami, żeby tym razem zrobić napaść, naskakując na niego obiema łapami. To oczywiście spowodowało upadek Marcela, ale także pomimo bólu, wesoły śmiech. Reksio poszedł o krok dalej i stanął na żebrach chłopaka, oblizując go po twarzy. Jego brat zrobił to samo, ale oszczędzając biedne ciało blondyna.
     - No już, już, z-zejdź – powiedział między napadami śmiechu a zasłanianiem twarzy. A gdy w końcu udało mu się usiąść zajął się głaskaniem obojgu futrzaków. Ich sierść jak zawsze było tak miękka, a ich pyszczki wyglądały tak cudownie teraz z wywalonymi językami. Aż w pewnym momencie musiał otrzeć łzę płynącą po policzku. Wreszcie mógł je zobaczyć.
     - Dziękuję-  zwrócił się do ukochanego, stając z trawy. Pogłaskał zwierzaki jeszcze raz po łebku i pomógł chłopakowi w rozpakowaniu jedzenia, a następnie zamiast na kocu usiadł okrakiem na kolonach Zbysia, uśmiechając się od ucha do ucha.  - Kochany jesteś, wiesz? - Ucałował go, po czym sięgnął po pudełko z sushi i ręką poczęstował chłopaka kawałkiem w tempurze z tofu i z warzywami, a później wyczekująco się na niego patrzył.  - I jak? Smakuje ci? Mam nadzieję, że jesteś głodny. Mamy jeszcze cztery jagodzianki, truskawki, winogrona, gruszki i maliny. - dodał, zanim nie spostrzegł żebrzące psy obok nich. Reksio od razu podniósł się i przytulił obiema łapami Rambo, domagając się też jedzenia. Ta sztuczka zawsze rozczulała blondyna. Na co ten sięgnął po kawałki arbuza i upewniając się, że na pewno nie ma tam pestek, nakarmił oba psiaki. Sok z różowego owocu od razu rozbryzgał się po ich sierści z pyszczka.[/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {23/07/23, 03:26 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Ogrzewany przez ciepłe promienie słońca, przebijające się przez korony drzew, a zarówno chłodzony letnim wiaterkiem, który targał jego brązową czuprynę. Jak mógł opierać się senności w takich warunkach? Mimo, że odespał wczesną nawet jak na siebie pobudkę, to i tak czuł się dziwnie ociężały i znużony. Pozwolił sobie przespać godzinę, którą miał wolną do przybycia Marcela.
  Obudził się odrobinę później niż zamierzał, za co mógł winić nie nastawienie alarmu. I nie obudził się sam. Ze snu wyrwał go mokry nos na jego policzku. Początkowo pomylił go z ustami swojego ukochanego, ale nie odpowiadał mu ich kształt i temperatura. I na pewno jego ukochany nie miał tak zabójczego oddechu, którego woń poderwałaby nawet martwego. Odpychając od siebie czworonoga, podniósł się do siadu i trzymając dłoń na jego łbie, sprawdził godzinę na zegarku. Marcel powinien zjawić się dwadzieścia minut temu. Jasne spóźnianie i zasypianie leżało w jego uroczej naturze, ale  zwykle dawał o tym znać na komunikatorze. Niestety za ich mała ucieczkę zostały odebrane im komputery, jak i telefony. Musieli polegać na uzgodnionym czasie i swojej cierpliwości.
  Cierpliwości szatyn miał wiele, ale kiedy spóźnienie sięgnęło godziny, zaczynał poważnie się martwić. Co jeśli nie udało mu się wyjść, lub co gorsza złapał go ojciec? Stary Zieliński był nieprzewidywalny. Dla obcych, czy znajomych był potulny jak baranek. Mariuszku to, Piotrusiu sramto. Ale Zbyszek wiele razy słyszał i widział jak traktuje swojego syna w domu, jeśli ten nie spotkał jego prostackich oczekiwań. Aż go skręcało na samą myśl, że kiedyś próbował mu się przypodobać, żeby tylko bez przeszkód mógł spotykać się z blondynem. Obecnie na samą myśl o mężczyźnie, czuł rodzącą się żądzę mordu.
  Podirytowany złapał białego czworonoga i przyciągnął go między nogi, aby wtulić twarz w jego miękką sierść. Efekt uspokojenia był natychmiastowy, choć nie trwał za długo. Rambo nagle przestał wesoło dyszeć i nastroszył uważnie uszy, po czym bez ostrzeżenia wyrwał się z uścisku pędząc na zwęszony cel, którym okazał się obładowany w toboły Marcel. W sekundę z pleców szatyna zleciał rosnący ciężar, a jego serce zabiło szybciej. Jego słońce było całe i zdrowe, choć trochę wykończone przez niesione ciężary. Co on takiego naprał? Specjalnie wziął na siebie książkę i koc, myśląc, że dla piegusa zostaną jedynie wypieki, a ten jak zwykle postanowił zabrać pół domu.
  Nie musiał nawet prosić. W połowie pytania, Zbyszek już znalazł się przy nim, rozbrajając go z tobołów.
- Marcyś, to coś pół chałupy zabrał? - Westchnął rozbawiony, ale zaraz potrząsnął gwałtownie głową, po czym wbił niedowierzający wzrok w chłopaka. - Ty mnie wcale tak właśnie nie nazwałeś... Ale udam że tego nie słyszałem, bo wyglądasz uroczo. - Poddał zmiękczony ubiorem ukochanego. Zawsze miał smykałkę do strojenia się, ale niebieska koszula w chmurki i krótkie beżowe spodenki? No cud miód - idealne lekarstwo na wszelkie smutki Wiśni. Nie mógł gniewać się na niego, kiedy wyglądał tak cudnie.  - Wybaczam. - Wymruczał odwzajemniając ochoczo przywitalny pocałunek.
  Ja jednym pewnie by się nie skończyło, ale oczywiście nie mogli zapomnieć o tym, że nie byli sami. Zbyszek był stęskniony za blondynem, choć dopiero co widział go tego samego ranka, a co dopiero ich czworonogi. Tak długą rozłąkę przeżyły wyjątkowo ciężko, tym bardziej kiedy, szatyn wracał po szkole pachnąc piegusem. A teraz kiedy w końcu miały go przed sobą, nie było sposobu żeby je powstrzymać. Zbyszek jedynie mógł zmówić modlitwę za swojego narzeczonego i usunąć się z tobołkami na bok, zostawiając go na pastwę ich cudownych bestii.
  Już dawno nie widział, żeby tak biegały. Nawet momentami za nimi nie nadążał i widział jedynie kurz i opadającą trawę, którą wyrwały ich łapy przy gwałtownych skrętach. Na koniec w końcu dopadły blondyna posyłając go na ziemię.
- Żyjesz? - Spytał rozbawiony, zaraz z rozczuleniem obserwując, jak kudłacze w końcu dostają swoją długo wyczekiwaną porcję pieszczot od ulubionego rodzica. Zbyszek zdecydowanie był na drugim miejscu, ale nie przeszkadzało mu to o ile Marcel stawiał go na pierwszym.
- Wiem. Bez ciebie nie miały zbytnio humoru. Reks nawet pomijał kilka kolacji. Matka chciała już go zabierać do weta, ale wystarczyło tylko załatwić mu dawkę Marcelka. - Uśmiechnął się wracając na koc, gdzie to od razu dołączył do niego piegus, usadawiając się na jego kolanach. Zadowolony od razu złapał go w pasie, mrucząc w usta. Właśnie tego potrzebował do szczęścia. Tych złotych loków przysłaniających mu rozruszane korony drzew i popołudniowe słońce. W takim świetle wyglądały jak najprawdziwsze złoto. A jeszcze ten chciał go karmić własnoręcznie przygotowanymi smakołykami? No niebo!
  Nie zwlekając szybko pochłonął podsunięte sushi, oblizując się ze smakiem.
- Pyszne! Jak zawsze, niebo w gębie. - Wymruczał jeszcze przeżuwając, kiedy zaśmiał się na widok psiej sztuczki. - Daj mi pięć minut kochanie. Zjem wszystko, nawet z pestkami. - Wyszczerzył się podbierając samemu kawałek arbuza. - Ale o ciebie też musimy zadbać. - Dodał wkładając kawałek owocu między swoje wargi, po czym zbliżył się wyczekująco do jasnowłosego. Skromnie uważał, że jego metoda karmienia była ciekawsza i jeszcze wspólnie mogli dzielić słodki, orzeźwiający smak. Co mogłoby być lepsze? Może tylko pocałunek zaraz po przełknięciu soków, które jeszcze zlizał z brody chłopaka, kiedy próbowały uciec z jego ust.
- Pychota. - Stwierdził wpatrując się łobuzersko w jego zielone tęczówki.
  Tak mógłby spędzać całe dnie do końca swojego życia. Marcel, psy i ich mała polana z domkiem na drzewie. Gdyby tylko mieli pewność, że nikt nie stanie im na drodze, to nawet nie przyszedł by im do głów pomysł na ucieczkę. Ale oczywiście inni nie mogli znieść, że byli ze sobą szczęśliwi i nikomu nie wadzili.
  Na szczęście Zbyszka, blondyn zdawał się kompletnie zapomnieć o ich podstawowym celu jakim była nauka. Albo raczej próba nauczenia szatyna czegokolwiek na zbliżający się sprawdzian. Oczywiście nawet nie myślał, żeby mu o tym przypominać. Nie kiedy mógł go całować ile tylko chciał i karmić smakowitymi specjałami, które blondyn przygotował. Wciąż nie zamierzał się poddawać z planem cichego podrzucania piegusowi kalorii. Szczególnie teraz, kiedy widział go znacznie rzadziej.
  W pewnym momencie postanowił zmienić ich pozycję, by tym razem samemu zawisnąć nad niższym chłopakiem, wspierając dłonie po obu bokach jego głowy. Obniżył się, zamierzając ponownie wpić się w te jego cudowne malinowe wargi, kiedy ten nie zrujnował atmosfery wspomnieniem o twardym i prostokątnym obiekcie znajdującym się pod kocem.
- Nie to nic ważnego. To tylko takie pudełko, żeby nam kocyk nie odleciał, nie przejmuj się tym. Wróćmy do dobrej zabawy. - Starał się powstrzymać chłopaka przed wydobyciem podręcznika, jednak kiedy chciał, to jego drobne rączki były zaskakująco zwinne.
- Nieeeeeeeeeeeeee~ - Zajęczał na sam widok okładki, chowając twarz w brzuch blondyna. - Marcyś kochanie moje najdroższe, najsłodsze, najcudowniejsze~ Czy nie możemy tego odłożyć na inny dzień? Chcesz psuć naszą tak cudowną randkę zakuwaniem? - Spytał na granicy łez, spoglądając na niego szczenięcymi ślepiami. Dołączyły się do niego nawet Reks z Rambem, mylnie interpretując, że ich opiekun żebra o kolejne smakołyki.
  Niestety nawet to nie podziałało na upartego Marcela, który zarządził wzięcie się do roboty.
- Łatwe, tak. Ale z twoim mózgiem, mój się do tego nie nadaje. Już dawno spaliły się ostatnie szare komórki. - Burknął wypuszczając chłopaka ze swoich objęć, aby ten mógł pogrzebać w torbie w poszukiwaniu zeszytów i przyborów. Nie było już dla niego ratunku.
  Marcel jak zawsze starannie się przygotował do tematu podejmowanego na prywatnych korepetycjach. Kilka przykładów zrobili razem, po czym z drobną pomocą blondyna, a następnie Zbyszek miał sam rozwiązać problem. A nagrodą był soczysty, namiętny buziak od jego uroczego nauczyciela, więc czując się wyjątkowo pewny siebie szybko zabrał się za podany przykład. Tu coś nakreślił, tu dodał, tu odjął i w końcu otrzymał przyzwoity wynik.
  Zadowolony od razu podał chłopakowi swój zeszyt.
- Skończyłem! Gdzie mój buziaczek? - Nastawił się od razu wydymając usta w małego dziubka. Jednak słodkie wargi blondyna nie nadeszły, a zamiast tego oznajmiły mu, że kompletnie się pomylił. - Jakie dwadzieścia trzy?! Skąd niby żeś to wyciągnął? - Jeszcze raz spojrzał na swój zeszyt, po czym na ten Marcela z prawidłowym wynikiem, który znacznie różnił się od tego wyliczonego przez Zbyszka.
- Poddaje się! Przerwa! - Zrezygnowany opadł plecami na koc, gdzie to przywitał go merdający ogon Reksa. Uroczy widok, gdyby tylko nie nawalał go nim prosto w twarz. W takich chwilach cieszył się jedynie, że jego czworonogi nie były mniej opierzone, w przeciwnym razie uczucie można byłoby porównać do biczowania. Na co jego biedna twarz była zbyt delikatna. - Te, Reks suń ten spasiony zadek. - Warknął, na co zwierzę wykonało zupełnie przeciwne polecenie, niemal siadając mu na twarzy. - Ej! Nie pozwalaj se! Takie vipowskie siedzenie jest zarezerwowane tylko dla mojego uroczego nauczyciela, który jest dzisiaj dla mnie wyjątkowo surowy. - Westchnął wydymając wargi i przyciągnął pysk psa, aby się do niego przytulić na pocieszenie.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {13/08/23, 08:06 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

   - A wiesz, jakie mam potworne zakwasy po wczorajszym? - poskarżył się.
    Użycie imienia ukochanego, zamiast jego ksywki, poszło gładko, tak, jak tego się spodziewał blondyn. Pomału mógł odhaczać kolejne check pointy na swojej wymyślonej liście, żeby szatyn wreszcie mógł w pełni zaakceptować swoje imię. Marcel nie mógł pozwolić, żeby do jego osiemnastki, Wiśnia miał jakiekolwiek jeszcze kompleksy. Kochał go całym sobą, tak jak jego oryginalne imię.
    - Reksiu, musisz więcej jeść, bo nie będziesz miał siły, aby mnie przewracać! - odezwał się i od razu nachylił się do czarnego psiaka, tarmosząc jego futerko, a następnie poczęstował go jeszcze raz kawałkiem arbuza. Oczywiście do jego brata również trafił kolejny kawałek. Blondyn nie mógł się oprzeć jego cieknącej ślinie z pyszczka czy ciągłym oblizywaniem nosa. Poza tym zasługiwały na trochę smakołyków, nawet w postaci ludzkiego jedzenie, a te im tym razem nie szkodziły.
    Ta wiadomość zasiała u chłopaka ziarenko zmartwienie. Nie sądził, że i ich psy aż tak bardzo zareagują na ich rozłąkę, ale przecież mógł to przewidzieć. Od wzięcia zwierząt Wiśniewskich, Marcel był częstym gościem w ich domu. Bawił się z nimi, głaskał, dawał smaczki, uczył pierwszych sztuczek czy dawał się podgryzać. A teraz sytuacja była kompletnie inna i jakkolwiek musieli coś na to zaradzić, żeby nie cierpiały na tym ich zwierzaki.
   Uwielbiał przesiadywać na kolanach swojego słoneczka, a jeszcze bardziej lubił patrzeć, jak ten je zrobione przez niego jedzenie. Dlatego tak bardzo się ucieszył, gdy mu smakowało, zwłaszcza, gdy ten się oblizał. A zawsze dla niego starał się jeszcze bardziej.
    - Cieszę się – powiedział z szerokim uśmiechem. Jeszcze bardziej się uśmiechnął, a nawet zachichotał, widząc zamiary szatyna.  - Uroczy jesteś – skomentował i niezwlekając już dużej przyłączył się tego zaskakującego pocałunku. Objął dłońmi jego gładkie policzki, a następnie podczas czułości, zagarnął kawałek owocu, przy okazji przez kilka sekund pieszcząc jego język. Efektem tego była słodka, jasno-różowa strużka cieknąca po brodzie. Tym szybko zajął się Zbysiu.
   Kolejne kawałki owoców również przyjmował z radością, rozkoszując się eksplozją smaków i przeplataniem tego z ciągłymi buziakami od chłopaka. Bez zająknięcia mógł stwierdzić, że była to jedna z ich lepszych randek. W ich ukochanym miejscu – w pięknym krajobrazie i zapachu, a także wśród ich ukochanych futrzanych dzieci. Tu przez dbałość o prywatność tego miejsca, nikt nie mógł im przeszkodzić. I nieskromnie musiał przyznać, że zawinięte sushi z pomocą Majki było przepyszne i jedne z lepszych, jakie jakiekolwiek jadł. Po tym karmieniu był definitywnie pełny, dlatego wziął tylko jeden kęs jagodzianki, od razu brudząc się jagodami w kącikach.
    - A co to? - zapytał od razu zaskoczony, gdy po chwilach czułości wylądował na czymś twardym. Od razu wyczuł po tonie głosu Zbyszka i zawzięciu jego dłoni, że coś przed nim ukrył, ale kiedy chciał, to ręce blondyna były zwinne. I od razu spojrzał na niego spod byka, trzymając w dłoni książkę od matematyki.
 Mogłeś mi przypomnieć. Mielibyśmy już to z głowy – skomentował, nie ulegając tym razem jego urokowi. A dla piesków rzucił po malince.  - Daj spokój, to łatwy dział. A pojutrze już masz ten sprawdzian, więc nie mamy tyle czasu na przekładanie – dodał, podnosząc się do siadu.
  Z torby wyciągnął dwa zeszyty, kartę wzorów, kalkulator, długopisy i ekierkę. Następnie przewertował podręcznik w poszukiwaniu trudniejszego przykładu i zanim zabrali się do roboty jeszcze ucałował go w policzek. Tak, jak zawsze dla chłopaka był niezwykle cierpliwy i mógł powtarzać dane zagadnienie w kółko i w kółko czy znajdować sposoby, aby ten zrozumiał. Świadomość, że czegoś go nauczył, zawsze sprawiało mu dużo satysfakcji. Także mógł sam zrozumieć mu zagadnienie czy coś sobie utrwalił.
   Powoli starał się wytłumaczyć mu prawidłowy tok rozumowania, a następnie pod jego czujnym okiem rozwiązali dwa czy trzy zadania, gdzie na bieżąco mógł korygować jego błędy czy podpowiadać, jak czegoś nie wiedział.
   - Punkty A (-1,2) i B (5,2) są dwoma sąsiednimi wierzchołkami rombu ABCD. Wyznacz obwód tego rombu – przeczytał na głos.  - To teraz zrób sam na spokojnie i powiedz, jak skończysz. Wierzę w ciebie. - Pokazał mu dwa kciuki do góry.  - A jak dobrze rozwiążesz, to dam ci długieeego buziaka – zachęcił.
   Sam odsunął się od niego, skubiąc kolejny kawałek sushi z serkiem i z ogórkiem, następnie sam zabrał się za ten sam przykład. Naturalnie rozwiązanie zadania przyszło mu szybciej i sprawniej, więc pozostały czas spędził na pieszczotach piesków.
   - A a a, nie tak szybko! - Zaśmiał się, chcąc pierw ocenić bazgroły chłopaka. I od razu zaprzeczył głową, wskazując mu błędy.  - Tutaj powinno być dwadzieścia trzy... i tu powinien być plus, a tu źle podstawiłeś do wzoru. - Wyliczył mu błędy, wskazując palcem na jego liczby.  - Hej! Chcę, żebyś dostał z tego przynajmniej trzy minus. To już koniec roku i musisz się przyłożyć. Zwłaszcza, ze takie zadanie na maturze jest prawie zawsze w otwartych i to za cztery, pięć punktów albo w zamkniętych –[ powiedział udzielając mu wykładu. Co do nauki, jednak potrafił być stanowczy. Jednak wybuchnął śmiechem, widząc, jak ukochany psiak próbuje usiąść na twarzy Zbyszka.
   - Wcale nie jest spasiony! - zainterweniował, wciąż się śmiejąc. Czy to nie był uroczy widok?  - I nie jestem surowy! Reks, możesz mu jeszcze raz usiąść – obronił się. Zwierzak oczywiście za zgodą swojego ulubionego człowieka zrobił dokładnie to samo, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu dopóki blondyna nie zaczęły boleć wszystkie mięśnie.
   To stanowiło idealną wymówkę, żeby udać, że o coś się potyka, nieważne o co i tak o to przypadkowo ukradł buziaka z ust Zbysia. Sam nie mógł się oprzeć przed kolejnymi czułościami czy dotykiem, ale jakże by mógł, jeśli obok siebie miał takiego przystojniaka.
   - Ups? - Uśmiechnął się niewinnie, po czym ponownie usiadł.  - A jeśli dostaniesz z tego jedynkę, to też możesz liczyć się z celibatem. Obiecuję! - dodał posuwając się do środków ostatecznych. To musiało na niego zadziałać.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {13/08/23, 11:43 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Marcel był jedyną osobą, którą faktycznie słuchał podczas udzielanych korepetycji. Lubił kiedy ten go uczył, ale zarazem i nie lubił. Było to naprawdę trudne do wytłumaczenia, ale zwyczajnie uwielbiał słuchać blondyna bez względu na to o czym opowiadał. Jego barwa głosu była jak muzyka dla uszu szatyna, dlatego łatwiej było mu wiele rzeczy zapamiętać. Pomijając fakt, że naprawdę chciał zaimponować ukochanemu i zostać przez niego pochwalonym, a nawet i nagrodzonym. System działał świetnie, gdyby nie trudna do ujarzmienia niechęć chłopaka do nauki, szczególnie kiedy chodziło o dziedzinę jaką była matematyka. Widząc równania z liczbami większymi od trzech cyfrowych, miał mroczni przed oczami, a o wzorach nawet lepiej nie wspominać. Zapamiętywał je owszem i to bezbłędnie, ale żeby z nich poprawnie skorzystać, to już inna bajka.
  Tak było i tym razem. Kompletnie źle podstawił dane i nawet przekształcił jeden znak na swoją korzyść, licząc że może jakimś cudem dojdzie do prawidłowej odpowiedzi. Niestety matematyka nie była tak łaskawa, jak jego nauczyciel, który tego dnia był wyjątkowo nieugięty. Zawsze udawało mu się oczarować go swoim urokiem osobistym, co ostatecznie kończyło się na tym, że blondyn podpisywał się na teście za Zbyszka, nieraz mu nawet o tym nie wspominając. Jednak był to prawdziwy cud, że do tej pory im się to udawało. Tym razem byli już w oddzielnych klasach i nie było nawet co marzyć o próbie zamiany testów po zajęciach. Mało tego miał rację - na maturze już na pewno by mu nie pomógł.
- Wiem, wiem, aleeee~ - Westchnął marudnie jak duże dziecko. - Nie moja wina, że mi się troi przed oczami, jak tylko widzę więcej niż trzy numery obok siebie.
  Jego nastawienie było kiepskie, a na domiar złego jego czworonogi były całkowicie po stronie piegowatego.
- Ej! Własne dzieci przeciwko ojcu nastawiasz!? - Warknął odpychając od siebie lekko psi zadek. W ostatecznej obronie złapał ostałe kawałki owoców, rzucając je w bok. To od razu zajęło uwagę czworonogów. Za to szatyn ponownie wrócił wzrokiem na zeszyt z błędnym wynikiem, choć przed ujrzeniem powstrzymała go nagle zbliżona do niego niebezpieczne twarz Marcela. Pocałunek był nieunikniony, ale za to bardzo mile widziany.
- No to już jest jawne szczucie. - Stwierdził wyginając wargi w podkówkę. Takie przelotne buziaki były dla niego zdecydowanie niewystarczające i jedynie robiły złudną nadzieję na lepszą zabawę, która wcale nie zapowiadała się nadejść. A na domiar złego usłyszał słowo, które niemal nie przyprawiło go o zawał. - Marcyś, kochanie, żabulku ty moja śliczna, wypluj to słowo i nawet mi tu sobie tak nie żartuj. Prędzej umrę i nawet nie próbuj mi wmawiać, że ty byś wytrzymał. Nie uwierzę ci. - Pociągnął teatralnie nosem z płaczkami w oczach.
  Zbliżenie fizyczne było dla nich niezmiernie ważne, jak i pozwalało przekazać drugiemu dogłębnie siłę dzielonego uczucia. Bycie jednością było dla nich bardziej naturalne, niż przebywanie jako jednostka. Brak zbliżenia - Wiśnia nawet nie  był sobie w stanie tego wyobrazić.
- Dobra, jeszcze raz! Ale najpierw~ - Z uśmiechem przybliżył się do chłopaka ze złotymi lokami i ułożył dłonie na jego udach, niebezpiecznie zbliżając się z uchylonymi ustami do jego słodkich warg. - Mała zmiana pozycji. - Wypowiedział omiatając twarz chłopaka swoim ciepłym oddechem i z uśmiechem godnym diabła, odsunął się od niego. Chciał z nim pogrywać, to i musiał liczyć się na odegranie ze strony szatyna, który wracając do swojej niewinnej natury, poklepał uda chłopaka, łącząc je w drobną poduszkę, na której szybko ułożył się, nim jej właściciel mógł zaprotestować.
- Tak mi się lepiej myśli. - Wytłumaczył się od razu z szerokim uśmiechem, po czym podał chłopakowi podręcznik i polecił mu wybrać przykład do ponownego wspólnego przećwiczenia.
  I kontakt fizyczny pomiędzy nimi naprawę potrafił czynić cuda. Oczywiście kilka pierwszych przykładów sprawiło szatynowi nie małe problemy, ale kiedy był otoczony ciepłem ukochanego naprawdę lepiej mu się myślało. Nie denerwował się przy drobnych potknięciach, a za wszelkie postępy od razu był nagradzany uściskiem, choć piegowaty zapewne robił to zupełnie nieświadomy, zwyczajnie ciesząc się z postępów narzeczonego. Od razu nastawienie Wiśni było sto razy lepsze, szczególnie kiedy faktycznie udało mu się rozwiązać przykład własnymi siłami.
- Czekaj, czekaj, weź przerzuć do odpowiedzi. Na pewno mi się udało? - Mówiąc to już sam przekartkowywał podręcznik, aby zerknąć na kartę odpowiedzi. Dany przykład bowiem był znacznie trudniejszy od pozostałych, a mimo to uporał się z nim w całkiem niezłym czasie. - Tak! No za to to się należy jakaś nagroda specjalna, prawda? - Wyszczerzył się dumnie, jeszcze bardziej uradowany na widok zadowolenia wymalowanego na buźce otoczonej złotymi lokami. Właśnie takie spojrzenie uwielbiał u niego widzieć. Kiedy był dumny z niego i szczęśliwy, że udało mu się pomóc szatynowi. No czyż nie był on po prostu przeuroczy?
  Nie mogąc dłużej czekać, kiedy chłopak zaczął się nad nim pochylać, sam podniósł lekko głowę, aby spotkać go w pół drogi, gdzie to wpił się tęsknie w te jego malinowe wargi. Pocałunki zdecydowanie były ich ulubioną pieszczotą. Zbyszek już na pamięć znał punkty, do zaczepienia językiem, aby wywołać u blondyna pomruk zadowolenia. Szczególnie wrażliwe było jego podniebienie, które nie omieszkał połaskotać, samemu wzdychając z zadowolenia.
- No... - Zamruczał kradnąc chłopakowi jeszcze kilka buziaków. - Teraz możemy przejść do tych trudniejszych przykładów, tylko i nagrody musisz zaoferować jeszcze lepsze. - Z niewinnym uśmiechem przejechał językiem po swoich wargach, oblizując się ze smakiem.
  Niestety nie mogli pozwolić sobie na przekroczenie granicy, która uniemożliwiłaby im kontynuowanie nauki. Szatyn musiał zadowolić się zmianą pozycji, jaką było usadzenie Marcela pomiędzy swoimi nogami i buziakami z jego strony przy każdym dobrym zapisie. Blondyn wydawał się nad wyraz zadowolony z takiego obrotu spraw, z zapałem zagrzewając ukochanego do jeszcze trudniejszych przykładów.
  Ostatecznie, Zbyszek nie był w stanie rozwiązać tych oznaczonych gwiazdkami, ale dzisiejszy postęp i tak był już godny podziwu.
- Dobra, to teraz idziemy się ochłodzić, bo czuję, że coś mi się tam już przegrzało. - Westchnął wymordowany rozmasowując czoło, które miał wrażenie, że było cieplejsze niż zwykle. - Co powiesz na kąpiel w jeziorku? Udało mi się znieść dmuchańce. - Dodał na zachętę i już ściągnął z siebie koszulkę. Może i mieli kawałek do celu, ale i tak musiał się ochłodzić.

  Zabrali ze sobą tylko ręczniki i jedzenie zarówno to ludzkie, jak i psie. Minusem było to, że musieli wyjść do ludzi, jednak lenia woda, nagrzana przez południowe słońce, właśnie o tej wieczornej porze była idealna na orzeźwiającą kąpiel. I oczywiście zabawę. Zbyszek już po drodze nadmuchał jedno koło oraz piłkę plażową.
  Zaszli od nieco mniej obleganej plaży, na której nie było za wiele piasku i była to bardzo dobra decyzja, bo o tej porze była kompletnie pusta w porównaniu do głównej plaży przy wejściu, gdzie ludzie jeszcze oblegali leżaki.
  Na sam widok wody, Zbyszek rzucił torbę i ręcznik na ziemię, po czym puścił się biegiem po pomoście skacząc do jeziora. A zaraz za nim rzuciły się do wody czworonogi. Tak jak się spodziewał - woda była idealna. Nie za gorąca, nie za zimna, a idealnie pobudzająca. Od razu przeszedł mu jakikolwiek ból wywołany nadwyrężeniem ostatnich szarych komórek.
  Ze śmiechem wynurzył się z wody i pokręcił energicznie głową, otrzepując się z nadmiaru wody wchłoniętej przez jego krótkie włosy.
- Marcyś na co czekasz? Woda jest idealna! - Pomachał do ukochanego piegusa, który dopiero teraz wchodziło na niewielki pomost. Zbyszek ani myślał o wychodzeniu z wody. Czuł jednak, że odrobinę ciążą mu spodnie, dlatego odpiął się przytrzymując się belek i zaraz wyrzucił je na pomost. - Myślisz, że kupią wymówkę jak powiem, że Reks mnie wciągnął do jeziora? - Parsknął na samym pomysł.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {19/08/23, 11:51 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68
Tak, jak się domyślał malutki szantaż okazał się niezwykle skuteczny. Dlatego nie mógł powstrzymać rozczulonego uśmiechu, zwłaszcza, kiedy słyszał te wszystkie czułe słówka, a dłoń automatycznie złapała go za policzek i czule go po nim pogłaskał.
 - A skąd wiesz? Może jestem mniej uzależniony od twojego ciała niż myślisz! - Zachichotał zauroczony jego reakcją.  - Powiedziałem tak, bo wiem, że to cię na pewno zmotywuje do nauki. Jedynka by tego nie zrobiła.
Całe szczęście wiedział, że chłopiec nie był zdolny do zostawienia ich na długo bez kontaktu cielesnego. W sumie to nigdy nie mieli długiej przerwy bez żadnych zbliżeń, gdy spotykali się codziennie i tak naprawdę sam nie wierzył, że dałby radę.
Ciało pokryło się lekką gęsią skórką, a oczy od razu spojrzały na swoje ulubione, ukochane usta, które znały tak delikatnie. I już kiedy przymykał oczy, spodziewając się buziaka, te przed nim uciekły. Niezadowolony westchnął. Może faktycznie należało mu się po odmówieniu tamtego buziaka, ale nie sądził, że chłopak zastosuję na niego też karę! Mógł teraz tylko się nim nacieszyć, obejmując go ramionami na kolana.
Wrócili ponownie do kolejnych przykładów, na początku tych łatwiejszych, gdzie najpierw starali się rozwiązać dany problem. Podsuwał mu odpowiednie wzory, korygując ukochanemu ewentualnie błędy czy tłumacząc, jak powinen coś wykonać. Miał wrażenie, że szatyn radził sobie coraz lepiej w co to kolejnych przykładach, przy czym nieświadomie blondyn delikatnie go do siebie jeszcze bardziej przytulał. Na buzi miał szeroki uśmiech, ciesząc się, widząc, że siedzenie ze Zbyszkiem nad podręcznikiem przynosiło oczekiwane efekty. A jak dopiero się ucieszył, gdy chłopiec zrobił poprawnie przykład i to bez jego pomocy!
 - Tak! Brawo! Wiedziałem, że ci się uda - pochwalił swoje słoneczko, po czym roześmiał się cicho, gdy ten pomimo jego zapewnień przekartkował podręcznik. Marcel wskazał mu palcem ich numer zadania, aby przyspieszyć i dostać szybciej buziaka.
 -Mhm - odpowiedział z szerokim uśmiechem i nareszcie złączył ich idealnie pasujące do siebie wargi. W mig złapał za jego język, choć przez chwilę mogąc się nim zadowolić. Przy tym towarzyszyły mu pomruki zadowolenia, a pałce z czułością głaskały go po policzkach.
 - Jasne, już się robi. - Zachichotał, siadając wygodnie między jego nogami i opierając się o jego klatkę piersiową. Taka pozycja była o wiele lepsza niż siedzenie obok szatyna, choć ta, kiedy leżał na kolanach była też przyjemna. Każda była dla niego przyjemna, jeśli tylko jego słoneczko znajdowało się blisko niego i mogli dzielić się dotykiem. Tak, jak teraz, dotykając się rękoma przy pisaniu długopisem.
Tutaj już mniej się odzywał, z wielką dumą obserwując, jak Zbyszek rozwiązuje każdy podpunkt z łatwością, co nagradzał mu częstymi buziakami w szyję, przedramiona czy usta. Nawet kilka brał bez żadnego powodu, samemu chcąc więcej całusów.
 - Bardzo cię kocham - wyznał pomiędzy nimi.  - Nigdy nie przestanę o nas walczyć, wiesz?
Nawet cieszył się, że chłopak miał chęć wzięcia się za przykłady oznaczone gwiazdką, ale nie zmuszał go do ciągnięcia ich dalej. Sam musiałby poświęcić im więcej czasu, pewnie kilka razy czytając treść zadania i myśląc, jak to zrobić. Blondynowi wystarczyłoby, żeby ukochany dostał trzy.
 - Ooo, bardzo chętnie. - Uśmiechnął się szeroko.  - Ale idźmy powoli - poprosił.
Podczas powolnego spaceru, Marcel nie omieszkał się trzymać Zbysia przez cały czas za rękę, na początku drogi narzekając mu na zakwasy na nogach.
Widok był wprost uroczy, gdy widział swojego ukochanego narzeczonego biegnącego po pomoście, a tuż za nim dwa futerka - białe i czarne, które również wskoczyły zaraz po nich, od razu przyjmując pozycję do pływania. Uśmiechnął się szeroko, zdejmując spodnie w drodze na środek pomostu. On w przeciwieństwie do swoich dzieciaków i narzeczonego, nie biegał. Nie lubił tego, a poza tym nie chciał nadwyrężać swoich mięśni czy się przewrócić.
No i tak mógł obserwować mokre ciało swojego przystojniaka. Patrzył się, jak zaczarowany na spływające kropelki okrążające każdy z mięśni po lekko opalonej skórze chłopaka. To jak te odbijają się w letnim słońcu.
 - Zapatrzyłem się na mojego przystojniaka - odpowiedział z uśmiechem i stanął bliżej jeziora, wyciągając ręce.  - Pomożesz? - zapytal, nie zamierzając nawet próbować skakać. Nie musiał go nawet prosić, bo od razu znalazł się bliżej pomostu i gdy tylko Marcel usiadł, mocząc nogi i próbował się z niego ześlizgnąć, szatyn go złapał.
Od razu połasił się na buziaka, zawieszając mu dłonie wokół szyi.
 - Hmm, jeśli powiesz, że rzuciłeś mu przysmak przypadkowo do wody i w zemście cię wciągnął, to moooże - roześmiał się, a na ich słowa ukochany futrzak zaczął szczekać.  - Jeśli sam cię najpierw nie wkopie - dodał, chichocząc.
Następnie przyczepił się do jego szyi, składając na niej najpierw delikatne buziaki, prawie niewyczuwalne, a zaraz pogłębił je, delikatnie zasysając się na skórze. Opamiętał się również w tej chwili. Nie chciał robić mu problemów z czerwonym śladem w widocznym miejscu. Choć definitywnie tęsknił za tym z ich ucieczki.
 - Sorry - powiedział, zmniejszając jeszcze bardziej między nimi odległość. Wtedy też złączył ich usta i wdarł się językiem do środka, nie czekając na jego zgodę. Ich pocałunek szybko zamienił się w bardziej namiętny, gdzie naturalnie Marcyś ulegał Zbysiowi, ale mimo tego sam zasysał się na jego języku czy drażnił go językiem. Aż w końcu jęknął z tym charakterystycznym uśmiechem, ocierając się o jego bokserki.
 - Zbyś... - wymruczał, odsuwając się na chwilę od jego słodkich ust.  - Masz może ochotę? Tutaj? Nikt nas tutaj nie zobaczy... Tylko nie wiem, co z lubrykantem - dodał, zsuwając ręce z pleców i wędrując nimi na pośladki. Ścisnął je troszkę mocniej i następnie przerzucił je na przód, zaczepiając gumkę od bokserek szatyna.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {21/08/23, 10:27 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Mimo spędzenia w związku już czterech lat, świadomość, że wciąż jego ciało działało tak samo na chłopaka bardzo podbudowywała pewność siebie szatyna. Dobrze wiedział, że Marcel kochałby nie ważne jak zmieniłby się jego wygląd, bo nie komentował żadnych spadków jego formy. Jednak mimo wszystko wolał działać na niego pobudzająco. Doskonale zdawał sobie sprawę z bycia podziwianym przez zielone tęczówki, co tylko poszerzało jego wielki uśmiech.
  Naturalnie czekał aby pomóc swojemu narzeczonemu z wejściem do wody. Innego dnia może i by go wciągnął, trochę ochlapał. Tego jednak wiedział, że był zmęczony po ich wspólnej nocy pełnej wrażeń. Na samą myśl przechodziły go drobne dreszcze, ale starał się nie skupiać za bardzo na tych pięknych wspomnieniach, inaczej z zabawy znowu skończyłoby się na problemie w portkach.
  Przywitał ukochanego pocałunkiem, obejmując pewnie, tak aby jego nogi mogły trochę odpocząć w wodzie.
- Oj w to nie wątpię. Z radością by to zrobił. - Parsknął ochlapując czworonoga wolną ręką w odwecie sam został trochę opryskany, kiedy zwierzak akurat obok przepływał - niby przypadkiem hm. Ale rozwodzić się nad tym nie miał okazji. Nie kiedy para gorących aksamitnych warg zaczęła zajmować się jego szyją. Z głośnym pomrukiem zadowolenia odchylił głowę, prosząc się tym samym o więcej pieszczot. Nawet uleciało mu z gardła ciche westchnięcie, kiedy blondyn lekko zassał się na jego skórze. Niestety nie zostawił po sobie śladu, zmniejszając odrobinę uśmiech szatyna.
  Doskonale wiedział dlaczego przepraszał i dlaczego nie dokończył swojego dzieła, ale mimo wszystko nie potrafił ukryć swojego smutku. Uwielbiał być przez niego naznaczany, szczególnie w tych widocznych miejscach. Ale wciąż musieli się ukrywać. Co prawda Zbyszek by sobie poradził z rodzicami, ale myśl o tym, że z prądem plotek wieść o autorze znamienia mogłaby dotrzeć do ojca blondyna, niepokoiła go. Dlatego nie próbował się nawet kłócić, czy poprosić chłopaka o dokończenie. W zamian skupił się na wspólnej pieszczocie, jaką był pocałunek. W ten sposób obaj mogli sobie to wynagrodzić.
  Oczywiście głównym punktem zainteresowania języka szatyna, był odpowiednik należący do piegowatego. Oplatał go, napierał na niego, drażnił czubkiem jego spód, raz za razem wywołując dreszcze przyjemności spływające po ich nagich torsach. A kiedy usłyszał ten cholernie przeuroczy dźwięk z ust chłopaka, wyszczerzył się szeroko, choć na jego pytanie zachichotał cicho.
- Marcyś, pytasz, jakbyś mnie nie znał. - Pokręcił głową udając rozczarowanego, ale złapał blondyna pod udami, podrzucając go lekko do góry i zmuszając go do oplecenia się nogami. Oczywiście nie omieszkał się przy tym otrzeć ponownie o jego krocze, swoim już nie małym wybrzuszeniem w bokserkach. - Na Ciebie? Zawsze mam ochotę. Ale to chyba sam już wyczułeś, nie? - Z pomrukiem przesunął bezwstydnie dłonie na jego pośladki, które się w nich idealnie mieściły. Nie za miękkie, nie za twarde, były po prostu idealne - drobne i urocze, tak jak cały blondyn. Delikatnie zaczął je masować, palcami raz na jakiś czas, zbliżając się do zagłębienia między nimi.
- No i dalej myślę o wczorajszej nocce. I o poranku~ - Z tymi słowami oplótł ciepłym oddechem szyję piegowatego, którą to zaraz nie omieszkał skubnąć wargami. Powstrzymywanie się przed naznaczeniem go było trudniejsze niż myślał. Uwielbiał pokrywać skórę blondyna delikatną czerwienią, która utrzymywała się przez kilka następnych dni, przypominając szatynowi, jak i samemu blondynowi o mile spędzonym czasie. Była to taka niewinna pamiątka, tylko dla ich dwójki.  - Gdybym nie musiał wracać, to nie wiem, czy dałbym ci się tak spokojnie wyspać. - Dodał delikatnie podgryzając wystające obojczyki obsypane piegami, po których zaraz przejechał ciepłym językiem. Od zawsze nie mógł się nadziwić ile miał ich chłopak na swoim ciele i w jak zaskakujących miejscach pojawiały się te pojedyncze. Choć zdecydowanie ulubionymi były zbiory na jego rumianych policzkach. Przez chwilę rozważał powrót do nich, ale był znacznie bliżej innego celu, który pozwoliłby mu na wywołanie u Marcela uroczej, a zarazem podniecającej reakcji.
- Jakoś sobie poradzimy. - Odparł podsuwając go sobie wyżej w ramionach, aż nie znalazł się na linii już sterczących sutków blondyna. Tu nawet nie czekał na jego odpowiedź. Tuż po zobaczeniu ich, zassał się na jednym z nich, sprawiając że stał się jeszcze bardziej wypukły, a jego uszy od razu zostały nagrodzone słodkim jękiem, który tak uwielbiał. I chcąc usłyszeć więcej ten cudownej melodii, nie przestał go męczyć, powoli przesuwając się ku pomostowi.
  Kiedy znaleźli się bliżej drewnianych desek, posadził na nich chłopaka, wynurzając go tym samym z wody i uśmiechnął się na widok sporego wybrzuszenia w jego bokserkach.
- Może i nikt nas tutaj nie zobaczy, ale pamiętaj, że echo się tutaj niesie. - Powiedział delikatnie przesuwając po jego kroczu dłonią, oplatając palcami rozgrzane przyrodzenie. Nie mógł się powstrzymać przed oblizaniem warg ze smakiem, już na samą myśl o pochłonięciu go i doprowadzeniu chłopaka do szaleństwa. Niestety, tym razem musiał być bardziej delikatny, aby ten nie stracił całkowicie nad sobą kontroli. Byli po drugiej stronie jeziora, ale to nie oznaczało, że ktoś nie mógł ich usłyszeć z daleka, kiedy będą krzyczeć w ekstazie. Drugim ważnym problemem było zmęczenie Marcela. Dobrze wiedział, że jego ciało i tak jakimś cudem ledwo znosiło ich wspólne zabawy. I nawet jeśli starał się aby chłopak zbudował trochę mięśni, to nie chciał aby podczas stosunku czuł się niekomfortowo przez zakwasy. Dlatego wyjątkowo postanowił dać tym razem mu fory i zająć się wszystkim. Choć oczywiście największym problemem była skłonność Zbyszka do przedwczesnego dojścia, dlatego najpierw zajął się blondynem.
  Nie zwlekając dłużej odchylił bokserki chłopaka, uwalniając jego twarde przyrodzenie pod ciasnej gumki. Jak zawsze, jego rozmiar był imponujący.
- Tym razem naprawdę musimy być trochę ciszej. - Uśmiechnął się niewinne, muskając wargami jego żołądź, z której już obficie sączyły się płyny chłopaka. Nie mogąc się powstrzymać zlizał je, napierając przy tym na otwór cewki moczowej. Chłopak drżał pod każdym jego najdrobniejszym ruchem na tej wrażliwej części, a każda taka reakcja tylko coraz bardziej go nakręcała. Całe szczęście zanurzony do pasa w wodzie, unikał dodatkowej stymulacji, co pozwalało mu wytrzymać znacznie dłużej. Choć pewnie gdyby pochłonął go głęboko, a rozpalony żołądź raz po raz uderzały w jego ściankę jego gardła, bez wątpienia po takiej stymulacji doszedłby bez żadnego dotyku. Ale nie chciał męczyć Marcela ze wstrzymywaniem jęków. Te później miał w planach stłumić swoimi wargami, ale wcześniej musiał go doprowadzić do swojego poziomu.
  Z tą myślą przejechał językiem po całej jego długości, drażniąc czubkiem każdą bardziej zarysowaną żyłkę, aż znowu nie wrócił do jego czubka, gdzie to tym razem zaczął napastować jego napletek. Dłonie w tym czasie oczywiście nie próżnowały. Jedna zajmowała się nasadą, napierając kciukiem na łączenie przyrodzenia z jądrami chłopaka, a druga zajmowała się właśnie nimi, delikatnie je masując.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {25/08/23, 12:17 am}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

 - Nawet tak nie myśl. Doskonale cię znam - odparł, zaczepiając czubek jego noska, a zaraz objął go nogami w pasie, tak jak rękoma na szyi. Nie mógł się też powstrzymać przed nie zajęczeniem, kiedy się o siebie otarli. Oczywiście wcale się nie zdziwił, że przyrodzenie szatyna już było gotowe. Tak jak ono, jak i mokra klatka będąca bliska blondyna, podniecało niższego jeszcze bardziej. Do tego patrzyli się na siebie tym kochającym spojrzeniem, a jednocześnie z pragnieniem siebie nawzajem. Do tego silne dłonie zaczęły bawić się pośladkami blondyna, co wywołały kolejne dreszcze. Dodatkowo czuł się bezpieczny z tymi rękoma na sobie. Chociaż miał świadomość, że szatyn byłby w stanie go w innej sytuacji puścić, a następnie złapać już w wodzie, żeby się z nim trochę podroczyć.
 - Czeka już na mnie gotowy - skomentował, uśmiechając się zadziornie i oblizał się po ustach.  - Teraz możemy to na spokojnie nadrobić, słońce. No i zasługujesz na lepszą nagrodę za matmę, oczywiście oprócz bycia moim narzeczonym - dodał, chichocząc, ale trwało to krótko, gdyż usta ukochanego zajęły się wystającymi. obojczykami. Od razu odchylił głowę, pragnąc od niego więcej pieszczot, przy tym cicho jęcząc. A zielonookie spojrzenie nabrały tę charakterystyczną mgłe.
 - Nieee! Wiesz, że lubię sobie pospać . Muszę mieć siłę, żeby cię tak całować i w ogóle ruszać nogą - zaprotestował od razu. Doceniał jego uwielbienie ciałem blondyna, ale obaj dobrze wiedzieli, jak Marcel uwielbiał spać do późnych godzin. Zwłaszcza wtulony w Zbyszka i tylko jemu dawał się budzić bez namolnego narzekania. To za pewno by się zmieniło, gdyby został obudzony jeszcze przed świtem na coś innego niż na pożegnalnego buziaka.
Ukochane wargi narzeczonego z ust przeszły na piegowate obojczyki blondyna, szybko powodując ciarki przechodzące po bladym ciele, ale najlepszym był język na sutku. Te już wrażliwe, stały się jeszcze bardziej twarde, tak jak penis w bokserkach.  Wtedy też jęki z ust Marcysia przybrały na sile, ale najbardziej już chciał żeby ten cudowny, mokry język natrafił na niecierpliwe przyrodzenie. Całe szczęście jego cudowny kochanek, nie miał ochoty go dzisiaj męczyć i zaraz posadził na pomost.
 - Ty umiesz być cicho? Niemożliwe. Później to sprawdzę. - Uśmiechnął się zadziornie, nie za bardzo mu wierząc. Sam potrafił być głośny, nie umiejąc się powstrzymać przed dźwiękami, ale Zbyszek zawsze przechodził samego siebie i blondyna, co oczywiście ten drugi uwielbiał. Dlatego wątpił, że w silnej ekstazie będzie umiał być choć trochę ciszej.
Przymknął powieki, odchylając głowę do tyłu, rozkoszując się mokrym językiem i ciepłem jego wnętrza. Miał wrażenie, że ten znajdował się już wszędzie, znajdując wszystkie czułe punkty. Takie pieszczoty, jeszcze stymulowane rękoma na jądrach, były wręcz zabójcze i Marcyś czepiał z nich masę przyjemności, szybciej przeradzając jęki w te głośniejsze, chociaż starał się nad tym panować. W pewnym momencie musiał przyłożyć sobie dłoń do ust, starając się jeszcze bardziej się zagłuszyć, zaś drugą ręką wplątał we włosy swojego narzeczonego. Te, jak zawsze miękkie i gładkie, służyły mu za zabawkę. Bawił się nimi, tutaj ciągnął, ale w końcu w silnej ekstazie pociągnął go mocniej do siebie, wchodząc w niego przez przypadek głębiej. Poczuł, że jest w jego gardle, tak jak też lubił, będąc zawsze w podziwie, że szatyn miał taki talent.
 - Jesteś w tym najlepszy, kooochanie - jęknął.  - Mhmmm, o taaak - dodał, poruszając lekko biodrami i wtedy poczuł na całej długości wibracje, jak i usłyszał jęki. To samo powiedziała ekspresja Zbysia i Marcyś bez problemu domyślił się, co się właśnie stało, co przyjął z rozczulonym uśmiechem.
- Chodź tu do mnie słodziaku. - Odsunął chłopaka od sterczącego na baczność penisa i ucałował szatyna w czubek głowy. Następnie z podziwem obserwował, jak ten bez problemu wspina się na pomost. Jego kochany sportowiec. Oczywiście zielone tęczówki od razu przeleciały na mięśnie po których spływała woda - najpierw po ramionach, potem na piersiach, mostku, aż w końcu po brzuchu, bokserkach i umięśnionych udach.
Zbliżył się do niego i rysując wzorki palcami po wewnętrznej stronie, zaczął swoją podróż językiem niczym ta kropla - najpierw  po szyi, tam kąsając go też zębami, potem natrafił na różowe sutki, ssąc je delikatne, po czym zaznaczył mokrą ścieżkę aż do jego bokserek, powoli bawiąc się językiem na mięśniach brzuchach. To wywołało pomruk zadowolenia u samego blondyna. Nie mógł się powstrzymać przed nie dotknięciem się w takim stanie w penisa, którego sam zaczął powoli męczyć, zaś drugą ręką zajrzał w bokserki ukochanego.
- Wiedziałem - powiedział, uśmiechając się zadziornie, czując oblepiające jego palce i włosy łonowe Zbysia lepkim płynem. - Słodziak - powtórzył jeszcze raz, zanim nie pozbył się jego dolnej części ubrań. No i oczywiście po zwiedzaniu jego ciała, jego przyrodzenie już też było gotowe. - Połóż się.
Sam ułożył się w jego nogach, ignorując zakwasy w swoim ciele. Rozszerzył jego uda, na powitanie ucałowując go właśnie w nie, po czym językiem tym razem zakręcił kółko na różowym odbycie.
- Pamiętaj, żeby nie być głośno - zachichotał, w ogóle w to nie wierząc i po tym zabrał się do roboty. Najpierw lizał samo wejście chłopaka, czując co rusz słony smak wody, a gdy to mu się znudziło, wkładał sztywny czubek języka do środka. Niestety bez lubrykantu, to było jedyne na co mógł sobie pozwolić, dlatego ustami przeszedł na drugie miejsce domagające się uwagi.
Zassał się na czubku męskości, językiem już zakreślając wzory na tym wrażliwym miejscu. Pochłonął go jeszcze głębiej, z charakterystycznym odgłosem ssąc kolejny kawałek aksamitnej skóry i połykając naprodukowane płyny narzeczonego. Aż finalnie się odprężył i zagłębił całą jego długość w swoim gardle.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {17/09/23, 12:57 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

   Był cudowny. Zbyszek wiedział to od dawna, a mimo to i tak za każdym zaskakiwało go to jak uroczy potrafił być jego kochanek. Chciał dzisiaj być z nim delikatny, ale kiedy doskonale wiedział, że zamierza ominąć szczególnie wrażliwy dla chłopaka punkt i tym samym uniemożliwić sobie usłyszenie więcej jego słodkich jęków - wręcz bolało go serce. Dlatego też kilka razy pozwolił sobie na zboczenie z kursu, na bonusowe punkty zadowalając siebie, jak i piegowatego, który z chwili na chwilę coraz bardziej tracił nad sobą panowanie. Takie balansowanie na granicy było piekielnie trudne, ale też zaskakująco zabawne. Dreszcze podniecenia rósł z każdą nową reakcją zniecierpliwionego blondyna, jego niekontrolowanego drgnięcia, czy poruszania biodrami, kiedy wręcz błagał o więcej. Planem było sprowadzić go do swojego poziomu, ale łaskotanie w podbrzuszu szatyna zaczynało przybierać na sile bez żadnej większej stymulacji. Jak to było możliwe, nawet sam nie wiedział. Jednak kiedy blondyn w końcu stracił cierpliwość i przyciągnął go znacznie bliżej siebie, wsuwając się bez ostrzeżenia w jego gardło aż po samą nasadę, nie było szans aby dłużej wytrzymał.
  Niemal od razu, gdy rozgrzana żołądź uderzyła tył jego gardła, poczuł elektryzujący dreszcz rozchodzący się po całym jego ciele. Nie było to całkowicie nowe doznanie dla szatyna, bo podobne przeżył na początku ich przygód zbliżeniowych, kiedy doszedł tuż po tym jak Marcel go pocałował bardziej namiętniej niż był przyzwyczajony. Ale było zdecydowanie silniejsze. A kiedy blondyn powtórzył swoje ruchy, z ust szatyna wydobyły się jęki ekstazy zniekształcone przez tego wielkie przyrodzenie, tym samym drażniąc je też.
  Mimo lekkiego zamroczenia po orgazmie, nie miał najmniejszego problemu ze wskoczeniem na pomost, aby tylko znaleźć się przy swoim skarbie, po tak intensywnym przeżyciu. Jego celem były gorące wargi, jednak nim się do nich zniżył, te należące do blondyna odnalazły inny cel zainteresowania, jakim były jego sutki. W normalnych warunkach nie był w nim specjalnie wrażliwy, czuł przyjemność, jednak dopiero po dojściu, kiedy jego ciało wciąż próbowało wrócić do normy, nawet najmniejsze tracenie brodawek, wywoływało jęki z jego gardła. Ale to nie był koniec jego podróży, po torsie szatyna, która przy każdym mocniejszym nacisku na jego ciała, wprawiała je w drżenie. A dotyk na przyrodzeniu, wręcz sprawił, że się skulił, naprężając mięśnie brzucha.
- Chciałem, żebyś to ty był pierwszy. - Pożalił się lekko zawiedziony, ale wszystkie jego zawody zostały natychmiast wynagrodzone przez ten zabójczy zadziorny uśmiech blondyna oraz uroczą pochwałę z jego ust. Jego serce w sekundzie się rozpłynęło. No i jak mógł mu w takiej chwili czegokolwiek odmawiać? Dobrze wiedział, że jego ciało jeszcze jeszcze trochę obolałe, a mimo to nie potrącił zaprotestować widząc żądze w tych jego cudownie zielonych oczach.
- Tak jak ty byłeś? - Parsknął w końcu trochę normując oddech, Ale całkowite rozluźnienie się, nie było dobrym pomysłem. Ciesząc się z ponownego dotyku ukochanego, odrobinę zapomniał o tym gdzie się znajdowali. A blondyn też nie ostrzegł go, kiedy nagle z delikatnych pieszczot na jego ciasnych mięśniach, przeszedł do jego męskości. O ile pieszczoty na wciąż trochę nad wrażliwym elemencie były do zniesienia, tak nagłe znalezienie się w ciasnym objęciu gardła blondyna było zaskoczeniem. Jęknął znacznie głośniej, tak jak to miał w zwyczaju robić, kiedy nie musieli obawiać się o bycie usłyszanym. Słysząc jak jego własny głos echem roznosił się między drzewami, zalał się mocną czerwienią, co już nie zdarzało się aż tak często. Mało co było go już w stanie zawstydzać, ale myśl o byciu usłyszanym w takim momencie przywiodła za sobą niespodziewany dreszczyk podniecenia.
- Marnn!!- cel.. - Wydusił z siebie ledwo tuż przed zatkaniem sobie ust ręką, ledwo tłumiąc kolejne głośne jęki. Powstrzymywanie się od gwałtownych ruchów w tamtym momencie było cholernie trudne, kiedy jego biodra i uda, drżały niekontrolowanie, zwiastując tym samym kolejne spełnienie. A przecież jeszcze nie udało mu się doprowadzić do niego blondyna.
- Mar!! Marcyś... - Wygiął się lekko w tył przy kolejnym głębszym ruchu chłopaka, po czym zaczesał w tył jego złote loki aby móc spojrzeć mu głęboko w oczy. - ChcęNHnn.... raAazem~ - Poprosił wręcz błagalnym tonem, przygryzając lekko dolną wargę na widok jego policzka, wybrzuszonego jego przyrodzeniem. Skończenie na jego słodką buźkę też było bardzo kuszące, ale zdecydowanie wolał osiągnąć szczyt razem z ukochanym.
  Gdy tylko chłopak wypuścił go bezpiecznie ze swoich gorących ust, wtopił w nie swoje wargi, układając dłonie na jego rumianych policzkach. Od razu uderzył go jego własny smak, ale nie odrzucało go to w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, bardziej nakręcała myśl o tym, że jego płyny znajdują się w ciele blondyna.
- Teraz ty się połóż. Nie chcemy pogorszyć twoich zakwasów. - Polecił i nie czekając na odpowiedź, przeturlał delikatnie chłopaka pod siebie, asekurując ramieniem jego plecy.
  Mimo że tak bardzo pragnął się zatopić w jego ciepłym i ciasnym wnętrzu, nie chciał nadwyrężać ciała chłopaka jeszcze bardziej. Długo jednak myśleć nie musiał, kiedy w oczy wpadły mu jego blade uda. Wyglądały tak smakowicie, że kiedy uniósł jedną z nóg chłopaka, zniżył się aby na wewnętrznej stronie, tuż przy kroczu, zassać się delikatnie i stworzyć malutką malinkę, którą z pewnością zakryją bokserki.
- Nie mogłem się powstrzymać... Ale w gacie chyba ci nie będzie zaglądać. -  Roześmiał się jeszcze przejeżdżając językiem po swoim dziele, po czym bez ostrzeżenia podniósł drugą nogę chłopaka dołączając ją do poprzedniej. - Trzymaj je razem. - Mruknął z zawadiackim uśmiechem, po czym przysunął się do niego bardziej, aby wsunąć swoją męskość między ciepłe uda blondyna. Od razu sapnął ledwo zduszając swój jęk, kiedy otarł się o jądra, jak i przyrodzenie chłopaka. A na dodatek jego szczupłe biodra, tak mocno zaciskały się wokół jego trzonu. - Prawie jakbym był w tobie... czego bardzo bym chciał. - Westchnął przerzucając złączone nogi chłopaka na bok, tak aby móc nachylić się nad jego uchem. - Pewnie wciąż jesteś dobrze rozluźniony w środku, gotowy na mnie...Nhhh!! - Wyszeptał niskim tonem skubiąc przy każdym słowie płatek jego ucha, ale cała jego gra została zaburzona przez mocniejszy ucisk ud blondyna. Z jękiem odruchowo mocniej naparł na przyrodzenie chłopak, zaczynając tym samym poruszać biodrami. - Pewnie doszedłbym jakbym tylko w ciebie wszedł. - Uśmiechnął się niewinnie, po czym musnął delikatnie jego rozchylone w jęku wargi. Raz, drugi zaczepiając jedną z nich, po czym w końcu wpił się w jego usta, językiem oplatając natychmiast jego słodki odpowiednik. Był taki mały i drobny, ale za to jak zdolny. Wzajemne pieszczoty zdecydowanie były ich ulubionymi, czyniąca samą świadomość sprawiania drugiej osobie przyjemności w niezwykle stymulujący dreszcz. A ten właśnie teraz rozchodził się równomiernie po ich ciałach z każdym ruchem bioder szatyna.
- Marcyś! Dłużej.... nie- wytrzyMammh- - Zajęczał między nabieraniem rozszalałego oddechu, delikatnie gładząc do kciukiem po piegowatym policzku. Każdy kolejny ruch jego bioder stawał się coraz bardziej nie miarowy i szybszy, ale za każdym razem skutecznie ocierał się o krocze blondyna. Ale chcąc mieć pewność, że znów nie wyprzedzi chłopaka, naparł spodem drugiej ręki na żołądź jego przyrodzenia, pocierając ją do wyznaczonego rytmu. W ten sposób wystarczyły jeszcze dwa pchnięcia i poczuł jak jego penis drży pod jego palcami, a chwilę później brudzi ją rozgrzaną spermą zmieszaną z jego własnymi płynami. Choć te w większości wylądowały na udach chłopaka.
  Zmęczony oparł czoło na tym oblepionym złotymi lokami i uśmiechnął się rozczulony obserwując jak jego ukochany wychodzi z ekstazy.
- Jesteś taki uroczy, że kiedyś cię w końcu pożrę. - Wymruczał całując jego słodki policzek. - Wszystko dobrze? Plecy cię nie bolą? - Spytał trochę bardziej zatroskany o ich stan, bo pod koniec jego pchnięcia mogły być trochę za mocne, tym samym mogąc doprowadzić jego delikatną skórę do zadrapań o deski.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {27/09/23, 08:22 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

  - Awww - powiedział rozczulony.   -Ale wiesz, że to nie ma znaczenia. Podnieca mnie, gdy testuje twoje małe granicę, a twoje dojście bez rąk to taki mały talent.
Dla Marcela kolejność czy ilość razy, jaką dochodzili oboje była bez większego znaczenia. Liczyło się przede wszystkim to, że przeżywali te silne uczucia razem i to że zawsze każdy z nich dążył do zaspokojenia tego drugiego. Blondynowi nie zależało na jakiś rekordach w doprowadzaniu ich obojgu, jak najszybciej na szczyt, lubił po prostu ich tępo, gdy Zbyś dochodził przed nim, nawet kilka razy, a na końcu dochodzili razem. Zwłaszcza, kiedy mógł wielokrotnie obserwować, jak to jego organizm wygina się i nie daje sobie rady. Blondyn zawsze był dumny, że był w stanie wywołać takie reakcje u niego.
Oczywiście, jak za pewne oboje zdawali sobie sprawę, i Zbyś nie potrafił zachowywać się cicho, zwłaszcza, kiedy zdradził ich pozycje. Marcel nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta, zwłaszcza, kiedy zauważył czystą czerwień na policzku narzeczonego. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio widział takiego świeżego buraczka w jego wykonaniu.
  - I kto tu nie umie być cicho, co? - powiedział rozbawiony pomiędzy zajmowaniem się twardym przyrodzeniem.   - Teraz już wszyscy wiedzą, co robimy na drugim końcu jeziora.
A potem mógł z dołu obserwować, jak ukochany ledwo radził sobie z zatykaniem sobie ust, zwłaszcza kiedy Marcyś językiem natrafiał na wrażliwe punkty.
Niestety i to nie trwało pożądanie długo, ale blondyn od razu zgodził się na prośbę ukochanego. Jak mógł się opierać takiemu błagalnemu tonu, kiedy wiedział, jak ten bardzo tego pragnie?
Zamruczał zadowolony, dołączając się do namiętnego pocałunku, od razu chcąc się dobrać do języka kochanka, gdzie to mógł porwać go w krótki taniec.
  - Z-Zbyś - jęknął zamroczony, kompletnie nie spodziewając się czerwonego śladu w takim miejscu, bo stąd poczuł dreszcze przebiegające po całym organiźmie, jeszcze bardziej pragnąc ukochanego. Był ciekawy, a przyrodzenie blondyna zniecierpliwione, tym, co planował dla niego szatyn. Dlatego szybko wykonał polecenie, patrząc się tym charakterystycznym, zamglonym spojrzeniem w jego tęczówki. I był szczerze, ponownie zdziwiony, czując jego penisa między swoimi udami i to w dosłowny sposób.
  - Tak jeszcze nie robiliśmy - skomentował. W tak długoletnim związku może było to dziwne, że nie próbowali różnych możliwości, ale rzadko mieli sytuację, gdzie zostawali bez pomocy lubrykanta.
Od razu objął swojego szatyna w pasie, chcąc go jak najbliżej siebie. Jedną ręką wtopił w miękkie kosmyki włosów, a drugą zawiesił na pośladkach, w które zamierzał wbijać palce.
Perwersyjne teksty szatyna, pokazujące jak bardzo miał ochotę w niego wejść, były również nowe, ale to nie oznaczało, że blondynowi i to się nie podobało. To w połączeniu z jego ciepłym oddechem na uchu, jeszcze bardziej go podniecając. Przestało go już tak bardzo obchodzić, czy ktokolwiek ich usłyszy, dlatego nie za bardzo zwracał uwagę na hamowanie swoich jęków i głośnych wdechów. Liczył się dla niego teraz wyłącznie podniecony równie mocno szatyn i ukochane przyrodzenie ocierające się o jego. Przypominało mu zaspokajanie się w toalecie w szkole sprzed kilku tygodni.
Zacisnął mocniej nogi, słysząc, jak dużą przyjemność sprawia to Zbyszkowi. Ten oprócz standardowych jęków, dalej brnął w perwersyjne teksty, nakręcając ich obojgu. Blondyn pokazał to nadając szaleńcze tępo pocalunkowi, ciągle zaczepiając o jego język i podniebienie. Bywały jednak chwilę, gdy to całkowicie odpływał w przyjemności, zapominając o ruchach języka, tylko oddychając blisko jego ust.
Ścisnął mocniej jego pośladek i zmusił do zniżenia się jeszcze bliżej do niego, kiedy jego penis był stymulowany jeszcze przez dłoń Zbyszka, jakby poprzednia pieszczota byłaby dla niego za mała. Taka podwójna stymulacja szybko ukróciła szansę blondyna na dłuższe wytrzymanie.
  - Z-zbyyyś - wyjęczał.  - Dojdźmy... razem - dodał.
W tej samej chwili, niemalże oboje wybuchnęli, jęcząc w ekstazie. Marcyś wygiął się w łuk, odchylając przy tym głowę i wbijając palce w pośladek kochanka, a zaraz gdy ochłonął, popatrzył rozmarzonym spojrzenie w ukochane tęczówki. Wolną dłonią sięgnął do ciepłej spermy, tkwiącej na swoich udach. Powoli roztarł ją na swojej malince, a następnie resztką na palcu narysował serduszko wokół pępka Zbysia. Dopiero wtedy był całkowicie zadowolony ze stosunku i mógł pociągnąć chłopca do przytulasa, żeby się na nim położył.
  - Nie wystarczy ci że mnie lizesz? Tu i ówdzie? - skomentował, śmiejąc się, co nie było takie łatwe spod ciężaru swojego narzeczonego. Ale domyślał się, że część jego wagi i tak sam utrzymywał.   - Trochę obolałe, bo deski są tak twarde, jak był twój przyjaciel...ale tak to wszystko git - powiedział dalej roześmiany
  - A twoje kolana? Nic cię nie boli? - zapytał, również troszcząc się o szatyna.
Finalnie chwycił go mocniej w pasie, próbując go przekręcić na drugą stronę desek. Gdy w końcu mu się to udało, ucałował go w czubek nosa i ponownie się przytulił. Teraz była chwila na unormowanie swoich oddechów, rozmowę o swoich odczuciach, no i oczywiście na przytulanie się. Nad jeziorem nie mogło zabraknąć także późnego słońca, które powoli miało chować się zza horyzontem, ale w międzyczasie grzało ich nagie ciała.
  - Było wspaniale - odezwał się, smyrając chłopca po kręgosłupie.  - Ale nie przyzwyczaj się do tego za bardzo! Wolę bardziej jak we mnie wchodzisz albo ja w ciebie. Ale to też była przyjemna odmiana - dodał, tłumacząc swoje myśli z delikatnym uśmiechem.
Oczywiście nic nie było w stanie przebić złączenia się dwóch ciał w jedność.
I pewnie wylegiwywali się by dłużej na pomoście, sprzedając sobie czułości, gdyby nie usłyszeli ciągnących się z daleka głośnych śmiechów i krzyków. To wywołało natychmiast panikę w oczach Marcela, sprawiając, że niewiele myśląc wrzucił ich obojgu do jeziora. Od razu też poczuł dłonie narzeczonego na swojej tali, asekurując go. Przynajmniej dla niższego chłopaka na tej głębokości już nie było gruntu pod nogami, ale na jego szczęście umiał pływać nawet dobrze i bez pomocy szatyna by sobie poradził. Była to druga poważna umiejętność, tuż po jeżdżeniu na rowerze, jaką Zbyszek go nauczył, gdy byli jeszcze dziećmi. Po cichu liczył, że niedługo nauczy go również prowadzić.
  - Aaa!! Jezu, jaka zimna!!! - krzyknął zaskoczony temperaturą wody. Drugie zamoczenie się nie byłoby takie łatwe, a tu od razu musieli zamoczyć się od razu, co wywołało dreszcze na ciele blondyna. Już nie te przyjemne.
Ku krzyku blondyna, od razu na pomoście zjawiły się zaniepokojone sierściuchy, również wyskakujące do wody, skąd zaczęły lizać obojgu opiekunów.
  - Kocham nasze randki - powiedział, gdy się śmiał, próbując odgonić mordkę białego psa od siebie.
Finalnie chłopak sięgnął z pomostu po ich wilgotne bokserki i nieswoją parę podał Zbyszkowi. Nie zamierzał świecić gołym tyłkiem przed kimkolwiek, kto się tutaj zbliżał. Następnie już odsunął się od narzeczonego, płynąc w stronę ich koła.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {09/10/23, 11:30 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


- Nie. - Odparł od razu z szerokim uśmiechem. - Nigdy nie mam ciebie dość. - Roześmiał się razem z nim, choć nie umknął mu kolejny zaczepny komentarz blondyna. - Nie kuś Marcyś, nie kuś. Bo się z tych desek nie podniesiemy dzisiaj. - Wymruczał zaciągając się jego słodkim zapachem, kiedy trącił nosem jego smukłą szyję, a dłonią ścisnął lekko jego udo.
- Mnie nic. Ponoć za twardy jestem. - Parsknął, ale zaraz czule przytulił do siebie chłopaka po zarządzonej przez niego zmianie pozycji i delikatnie wolną dłonią, zaczął masować jego ucierpiałe podczas zabawy plecy. Jak zawsze obaj najpierw martwili się o drugiego. Było to zabawne, ale też i niezwykle rozczulające. Zawsze kiedy Marcel okazywał mu troskę, czuł przyjemne łaskotanie w piersi, potwierdzające jak bardzo był dla niego ważny.
- Zgadzam się. - Westchnął z przymkniętymi powiekami, napawając się dotykiem ukochanego. - Nic nie przebije tego jak mnie wypełniasz, albo jak mnie obejmujesz... myślisz, że istnieje pozycja, w której można doświadczyć tego jednocześnie? - Skończył pół żartem, ale też była w tym poważna nutka ciekawości. Coś takiego byłoby dla nich idealne, ale z ludzkimi ciałami naprawdę trudno było sobie wyobrazić taką pozycję. Póki co jednak eksperymenty musiały poczekać, choć czasu jeszcze mieli na nie masę, jeśli zamierzali być ze sobą do końca swoich dni. A kto wie, może i nawet dłużej.
  Nagłe zerwanie z desek o mało nie przyprawiło szatyna o zawał bardziej, niż zagrożenie bycia przyłapanym przez wścibskich przechodniów. Całe szczęście wybudzony przez chłodną wodę refleks chłopaka szybko zapewnił przetrwanie nie tylko jemu, ale też i jego ukochanemu. Może nie wymęczył go tak jak zawsze, ale jednak wolał się upewnić, że blondynowi wciąż zostało trochę siły. Na całe szczęście ten wydawał się nad wyraz żwawy, choć może była to głównie zasłucha pobudzającej temperatury wody. Rozbawiony piskiem Marcela nie zauważył nadchodzącego Rambo, który jednym susem zanurzył swojego pana pod wodę, odbijając się od niego, tylko po to żeby dotrzeć do blondyna. Wynurzył się od razu, po czym został zaatakowany przez drugiego psa, ale ten poświęcił mu chociaż odrobinę więcej uwagi i polizał go przepraszająco po twarzy.
- Mówisz to po tym jak nas własne dzieciaki chciały potopić? - Poskarżył się teatralnie, ale zaraz uśmiechnął się rozczulony radością piegowatego. Kiedy był w dobrym humorze jak pięknie się uśmiechał, a jego śmiech było muzyką dla uszu szatyna. Mógłby go słuchać i oglądać w takim stanie przez wieki. I bez zawahania oddałby wszystko, byle tylko już nie zobaczyć jego twarzy wykrzywionej w bólu. Nie mógł już więcej do tego dopuścić...
  Niedługo po tym jak wciągnął na tyłek swoje bokserki - co w wodzie nie było takie łatwe, pojawili się nieproszeni goście. Grupka trzech chłopaków podszeptujących i żartujących między sobą. Niby się skradali, ale też nie specjalnie im to wychodziło.
- Wiśnia? - Wypalił nagle jeden z nich głośniej niż zamierzał, całkowicie zdradzając ich obecność. Patryk i dwóch innych chłopaków z jego klasy podeszło bliżej, rozglądając się ciekawsko. - Sam jesteś?
- Ślepy jesteś? ta wyjąca blondyna jest dna kółku. - Wtrącił drugi, którego z imienia szatyn jakoś nie kojarzył.
- Blondyna? - Uniósł jedną brew, zerkając za siebie na Marcela, który w końcu wdrapał się na nadmuchiwane kółko i zarzucił swoimi, mokrymi złotymi lokami. Woda ściekała po jego wciąż lekko rumianych policzkach, a następnie staczała się w dół jego płaskiej klatki piersiowej, nieraz zatrzymując się na zaczerwienionych sutkach, lub uroczym pępku. Widok jednocześnie uroczy, jak i niezwykle seksowny dla Zbyszka, który nie zawahałby się go zaatakować, gdyby nie ich... koledzy.
- No nie wiedziałem, że macie oko na Marcela. - Odparł kpiąco, niezadowolony z tego, że również mogli podziwiać ciało blondyna. Odruchowo przesłonił im widok, wchodząc w kadr. - Ale nie radziłbym, o ile chcesz mieć co sobie zwalać. - Dodał.
- Że co!? Głupiś!? Nie zrobiłbym tego Marcelowi i nie jestem pedałem! - Chłopak wybronił się od razu, ku rozbawieniu pozostałej dwójki. - Ta, ta szczerzcie te swoje durne mordy. Nie no, przyszliśmy bo słyszeliśmy jak ktoś się pchał. Nie słyszeliście nic? Laska jęczała głośno i nooo gościu też.
- Nope. Nikogo tu nie było prócz nas i psiaków a te lubią sobie powyć. Co nie chłopaki? - Zasugerował i zaraz samemu zawył, na co od razu odpowiedziały mu psy. - Mówisz, że pomyliłeś wycie mojego psa z jękami laski? Wyobraźnia prawiczka jest niesamowita. - Parsknął wspierając się plecami o pomost, na który zeszli chłopaki. Patryk od razu kucnął przy nim i szturchnął go w ramię.
- Ej nie gadaj, jakbyś sam już trzecie bazy zaliczał... Zaraz, nie gadaj? Majka? - Spytał ostatnie słowa trochę ciszej tonem rodowitej plotkary, który wiele razy słyszał u swojej matki, kiedy ta ze sąsiadką obrabiała komuś tyłek.
  Patryk nie był złym chłopakiem. Lubił go i to nawet bardzo jako kolegę, bo znali się w końcu od piaskownicy, ale czasami jak coś palnął, to ręce opadały nawet Zbyszkowi. Przez ten swój niewyparzony jęzor wiele razy, wracał do domu z obitą mordą, czy wybitym zębem. Szatyn oczywiście też nie wahał się go karać, ale robił to w zdecydowanie łagodniejszy sposób. Taki jak wrzucenie do jeziora.
- Kurwa! - Wrzasnął sekundę przed tym jak jego dalsze przekleństwa stłumiła woda i śmiechy zgromadzonych. Szybko się wyłowił, ale wcale jego emocje wcale się nie ostudziły. - Zbychu pojebało cię?!
  Choć ostatnio Marcel coraz częściej używał jego imienia. Pełnego, czy to zdrobnionego i przeszkadzało mu to coraz rzadziej. Tak kiedy używali go inni wciąż doprowadzało go do szewskiej pasji. Zirytowany zagwizdał przywołując Reksa, który od razu z radością wsparł się na ramionach chłopaka, próbując go ponownie wepchnąć pod wodę.
- Cholera jakie to ciężkie! Zabieraj tą kluchę!!
  Resztę wieczoru spędzili w większym gronie niż zamierzali, ale towarzystwo nie było takie złe. Pochlapali się, po przepychali w wodzie, pograli w siatkówkę wodną i pożartowali. Ostatnimi czasy Zbyszek i Marcel nie mieli zbyt wielu okazji do spotkania się z kimś kto nie był Majką, a zabawa w większym gronie naprawdę potrafiła rozluźnić atmosferę. Tym bardziej, że jeden z chłopaków - Dominik chodził do nowej klasy Zbyszka, dzięki czemu może łatwiej przyjdzie mu spędzić czas w oczekiwaniu na spotkanie z Marcelem na przerwach.
  Wszyscy rozstali się niewielkim skrzyżowaniu. Oczywiście Zbyszek został z Marcelem trochę dłużej, aby jak tylko się upewnili o odejściu chłopaków, mogli pożegnać się namiętnym pocałunkiem. A może nawet i dwoma... trzeba, lub też dziesięcioma. Sami szybko stracili rachubę czasu, kiedy byli świadomi, że tego dnia już się nie zobaczą. Rozstali się naprawdę niechętnie, obaj co pół kroku zerkając przez ramię na odchodzącą sylwetkę drugiego, ale ostatecznie zniknęli sobie z oczu. Szatyn od razu poczuł otaczający go smutek, na co od razu jego rękę trącił mokry nos białego psiaka. On przynajmniej miał towarzystwo, ale Marcel musiał wracać całkiem sam - na samą tą myśl serce mu się krajało.
  Jedynym pocieszeniem był spokojny dom jaki zastał po powrocie. Jego rodzice wyszli do sąsiadów, jak zdradzała kartka zawieszona na lodówce. A brat? Kogo on tam obchodził. Ważne, że twarz jaka go przywitała była wykrzywiona w ciepłym, starczym uśmiechu. Od razu objął dziadka na przywitanie i zgodził się na zaproponowaną przez niego rundkę karcianej wojny.

  Dopiero po powrocie rodziców i o dziwo brata, który wszedł razem z nimi, pożegnał się ze staruszkiem i postanowił ogarnąć się do spania. Szybki prysznic, zęby, buzia według rutyny, którą ledwo pamiętał, ale wykonywał ją jak pamiętał, bo była autorstwa Marcela. Bardziej się do niej przykładał, kiedy wracały jakiekolwiek niedoskonałości, z którymi kiedyś miał problemy. A właśnie dzięki blondynowi się ich pozbył.  
  Zadowolony, wrócił do swojego pokoju gdzie to rzucił się na łóżko gotowy do snu. Który już otaczał go swoimi lepkimi mackami, gdyby nie ciche stukanie o szybę okna. Najpierw raz, który zbył jako przypadek, ale kiedy dźwięk ponownie się powtórzył, ściągnął brwi w zaciekawieniu. Czy ktoś właśnie rzucał mu kamieniami w okno? Odwrócił się na drugi bok, a jego oczom ukazała się niewielka sylwetka siedząca na parapecie. Był to jego ukochany blondyn szczerzący się od ucha do ucha łobuzersko. A może tylko mu się to śniło? Uszczypnął się w bok, ale obraz Marcela nie znikał, a wręcz chłopak ponownie zapukał w szybę zniecierpliwiony. Chwilę rozważał się z nim trochę podroczyć, ale pragnienie objęcia go swoimi ramionami wygrało bez dwóch zdań. Zwłaszcza kiedy przez chwilę zwłoki jego radosny uśmiech odrobinę zbladł. Czyżby myślał, że go nie wpuści?
  Czym prędzej zerwał się na równe nogi aby otworzyć okno i złapał mocno blondyna, zatapiając twarz w jego złotych lokach.
- Mój ty mały cudowny wariacie. - Szepnął nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. - Co ty znowu knujesz? Naprawdę masz niedosyt po naszej zabawie nad jeziorem? - Roześmiał się biorąc go na ręce i zmuszając, aby ten objął go nogami w pasie. W taki sposób razem z nim podszedł zamknąć drzwi, aby mieli pewność, że nikt nie będzie im przeszkadzać i wrócił z nim do łóżka. Powoli nachylił się, delikatnie kładąc blondyna na materacu, a sam zawisł nad nim i wpił się tęsknie w jego ciepłe wargi. Pieszczota trwała krótko, ale teraz kiedy miał go przy sobie wiedział, że jeszcze będzie wiele okazji do jej wznowienia. Padł obok chłopaka, obejmując go w pasie.
- Coraz lepiej radzisz sobie ze wspinaczką do mojego okna. - Skomentował rozbawiony. - Co ty tu robisz Żabo?
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {26/10/23, 08:33 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

- Nie, kochanie, niestety. Pozostają nam zabawki - odpowiedział, śmiejąc się. Taka pozycja byłaby marzeniem jego i Zbysia, ale kręgosłup i inne kości u człowieka, sprawiały, że było to niemożliwe.- Ciebie. Nie mnie. Co ja poradzę, urok osobisty!
Zdążył akurat wdrapać się na dmuchane kółko, co na takiej głębokości nie było takie proste, zanim na plaży nie pojawiły się im znajome twarze.
- Wyjąca? - powiedział od razu po Zbyszku.
Może jeszcze kiedyś zrobiłoby mu się przykro, ale teraz, po tylu komplementach Zbyszka I zapewnień, że ma idealne ciało, tak naprawdę miał to gdzieś. Najbardziej mu zależało, żeby podobać się swojemu narzeczonemu
I uśmiechnął się lekko, doskonale widząc i wiedząc, co oznaczało zasłonięcie go przez Zbyszka przed kolegami. Czasami chłopak był niepotrzebnie zaborczy. Tak, jak często w szatni przed wf wciskał blondyna w kąt, zasłaniając go przed wszystkimi podczas przebierania albo oboje czekali na wyjście wszystkich, przez co ci byli już spóźnieni.
To co go zasmuciło było użycie przez Patryka słowa na p. Tego zawsze używało się w sposób prejoratywny w jego domu, jakby jego rodzice, a szczególnie ojciec, nie znali innego słowa. Tak samo można było je usłyszeć w wiadomościach, co zawsze wywoływało negatywnego emocje u chłopaka. Siedziałby tak pewnie dłużej walcząc z ustami wyginającymi się w podkówkę, ale nie mógł być obojętny na nagłe wycie Zbyszka z psami czy pytaniach Patryka, kto był tą wyjącą laską. Szybko zatkał sobie dłonią buzię, próbując nie wypuścić z siebie żadnego chichotu, ale sytuacja była tak komiczna, zwłaszcza gdy ich kochana klucha naskoczyła na chłopaka. Nie miał nawet okazji między napadami śmiechu, aby upomnieć go o takie nazywanie psiaka. Miał wagę w normie, o którą sam Marcel dbał!
Uspokoił się dopiero, kiedy wszyscy zaczęli się chlapać i po prostu bawić w wodzie, korzystając z ostatnich promieni słońca. Marcel często chował się za plecami Zbyszka, próbując w taki sposób bronić się przed ochlapywaniem. Wielokrotnie psy szczekając napadały na napastników blondyna, co dodawało jeszcze więcej śmiechu grupie nastolatków. Nawet bawił się w świetnie w znienawidzonym sporcie zespołowym. Na wf zawsze kryli go w miarę możliwości czy wzdychali, gdy temu nie udało się odbić piłki. Nie lubił tej presji ciążącej na nim, ale tutaj jej nie było. Nikt nie traktował tego poważnie, nawet jeśli Marcel nieumiejętnie odbijał piłkę. Patryk nigdy zresztą nie czepiał się wszystkiego jak Przemek.
Pożegnania z ukochanym, tak jak zawsze, przychodziły mu trudno. Nieważne, czy rozstania były tylko kilkugodzinne czy dwudniowe. Naturalnie już tęsknił za czekoladowymi tęczówkami i za kolorem futerek psiaków, gdy oni wszyscy znikneli za swoim zakrętem. Do tego ta ciężka torba z pudełkami i książką od matmy.
W domu na całe szczęście zastał tylko matkę, krzątającą się po salonie. Ta zernęła na niego, a zwłaszcza na mokre plamy, jakie pozostawiły włosy i bielizna. Przez chwilę zabiło mu mocniej serce, już szykując się na wymyślenie wymówki. I miał wrażenie, że dobrze wiedziała z kim przebywał, co było widać po jej spojrzeniu. Mimo tego przywitała się tylko ze swoim synem i wróciła do sprzątania, jakby gdyby nic. A Marcel tylko przełknął gulę w gardle i pośpiesznie udał się do pokoju.
**
Był ubrany w komplet jednej ze swoich ulubionych piżam, jaką były krótkie, turkusowe spodenki w brązowe misie i kremową, luźną bluzkę na krótki rękaw, gdy usiadł na dywanie, przed pustym płótnem. Zazwyczaj miał kilkanaście wizji na nowe obrazy, ale teraz jego głowa była pochłonięta popołudniem i wieczorem spędzonym ze Zbyszkiem. Znajdował się tylko kilka domów dalej, a jednocześnie był dla niego tak daleko. Zajmował mu wszystkie myśli, przes co kompletnie nie mógł skupić się na swojej sztuce, której zazwyczaj oddawał się w całości. Próbował ołówkiem szkicować w szkicowniku, by tak przestać o nim myśleć, ale skutek był jeszcze bardziej odwrotny, bo finalnie złapał się na tym, że nie myślał, co do ogóle rysuje, a kontury były losowe.
Zachowywał się kompletnie jakby dopiero co się zachował, a przecież tę fazę już miał dawno za sobą.
Minęło jeszcze kilkanaście minut, zanim Marcyś nie postanowił założyć luźnych spodni jeansową i nie wymknąć się przez okno. Na ustach miał szeroki uśmiech, gdy coraz sprawniej zszedł z dachu, a potem biegiem rzucił się w skrzyzowanie, na którym się rozstali. Był za nim naprawdę stęskniony i miał nadzieję, że szatyn jeszcze nie spał.
Zwolnił dopiero kilka kroków przed jego domem, aby unormować oddech. W salonie jeszcze paliło się światło, dlatego był wyjątkowo ostrożny, gdy okrążył dom, aby znaleźć się pod tym konkretnym oknem.
Nawet dosyć sprawnie udało mu się pokonać najtrudniejszy dla niego odcinek, z czego był niesamowicie dumny. Finalnie zapukał cicho w okno, już nie mogąc się doczekać, gdy zobaczy ukochaną twarz. Po krótkiej chwili zapukał jeszcze raz, trochę głośniej, ale i to nie ponagliło jego narzeczonego. Już miał trafić nadzieję, że go zechce wpuścić i wyginać usta w podkówkę, ale całe szczęście zaraz Zbyś wziął go w ramiona.
- Stęskniłem się - wyznał z szerokim uśmiechem, zawieszając rękę wokół jego szyi. - Bardzooo.
Ochoczo odwzajemnił pocałunek, który był jego pragnieniem od  kilkudziesięciu minut, gdzie nie mógł wybić sobie z głowy Zbyszka.
- Może kiedyś ci jeszcze dorównam. - Zachichotał. - Przyszedłem do mojego przystojnego narzeczonego. To dobry adres. - Kciukiem pogłaskał go po policzku, skradając mu jeszcze kilka buziaków. Następnie wolną rękę ściągnął z siebie spodnie, zostając w uroczej piżamce.- No i wiesz, jak lubię przy tobie zasypiać. Zwłaszcza, jak używasz tego żelu - dodał, chwilę udając psa, który szukał przysmaku w zagłębieniu jego szyi. Następnie cicho się zaśmiał, wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki. - Nie obudziłem cię, prawda?
Przykrył ich obojgu szczelnie kołdrą, samemu wtulając się w pierś ukochanego, nasłuchując spokojnie bicie serca, które dążył taką miłością. Właśnie takie momenty, spędzone tylko razem, napełniały go prawdziwym szczęściem. Tak czuł się i teraz, o czym zamierzał mu powiedzieć.
- Jestem teraz szczęśliwy, wiesz? - powiedział, kręcąc bliżej nieokreślone wzory na gołym brzuchu szatyna. - Nie potrzebujemy do tego żadnych wyjazdów. - Uśmiechnął się lekko.
Rozmowa między nimi jeszcze trochę trwała, ale w końcu Zbyszek przestał odpowiadać już Marcelowi. No tak, był bardziej od niego zmęczony, jeśli codziennie wstawał tak wczesnej. Jeszcze raz upewnił się, że chłopak jest dobrze przykryty, a potem sam szybko odpłynął, tuląc się do jego piersi.
**
- Mhmhmp... - wymruczał niezrozumiale, czując pocałunki Zbyszka, który choć w taki sposób próbował umilić mu wczesną pobudkę. Niestety dla takiego śpiocha jak Marcel, taka pora była nieludzka i już myślami był w swoim łóżku. Marzył wręcz o ciepłej kołderce i mięciutkiej podusi, ale jedyne, co teraz dostawał, to chłodny wiatr, kiedy tylko wyszli przez okno.
I mimo że cieszył się, że Wiśnia postanowił go odprowadzić do pokoju, to zaspany, oczywiście był mało rozmowny. Niemniej jednak starał się mu to wynagrodzić, ciągłym głaskaniem dłoni, którą kurczowo trzymał.
Kompletnie też nie spodziewał się, że rano będzie takie chłodne w porównaniu do ciepłego wieczora. Przez co szybko zaczął drżeć z zimna, co pewnie było potęgowane przez to, że był niewyspany.
Na to szybko zareagował Zbyś, podając mu swoją czarną bluzę z kapturem.
- Dzięki - powiedział, zakładając ją na siebie i od razu też założył kaptur na siebie. - A ty? Nie będzie ci zimno? - zapytał z troską, od razu przyspieszając krok. Całe szczęście nie mieszkali od siebie daleko i głównie dlatego tak szybko pożegnali się pod oknem Marcela. Ten nie chciał, żeby jego ukochany zmarzł. - Kocham cię, widzimy się później w kościele - dodał, całując go na pożegnanie. Odmachał mu jeszcze i z lekkim uśmiechem wdrapał się na górę, od razu po zamknięciu okna, wtulając się w kaptur bluzy i w kołdrę.
**
Przetarł leniwie powieki, z przerażeniem stwierdzając, że na zegarku jest już dwunasta. Nie miał pojęcia, co się takiego stało, że jeszcze nie został wybudzony w niedzielny poranek. Zawsze był budzony, bo rodzice koniecznie nalegali, aby iść na pierwszą mszę. Wtedy widzieli swojego ulubionego księdza, który zachęcał do śpiewania. Blondyn też jakoś nigdy na to nie narzekał, bo chociaż był przymuszany do niedzielnej mszy, to była to okazja by zobaczyć się ze Zbyszkiem. Podejrzewał, że był to powód, dlaczego tym razem zdecydowali się iść na późniejszą godzinę. I już w myślach miał nadzieję, że nie trafią na mszę prowadzoną przez Mateusza.
- Nie mieliśmy iść rano na mszę? - zapytał, schodząc na dół.
- Nie, pójdziemy na następną - odezwała się matka. - Ale chociaż zdążyłeś na śniadanie, śpiochu - dodała, zsuwając z patelni jajka.
- No nareszcie masz na sobie coś męskiego - odezwał się starszy mężczyzna, lustrując syna od góry do dołu.
- Tak? Mnie też się podoba - odpowiedział jak gdyby nic uśmiechając się niewinnie i obracając się wokół własnej osi, prezentując bluzę.
Tak, jak się spodziewał, na popołudniowej mszy nie widział Zbyszka, choć tak czy siak, prawie cały czas spoglądał w tłum, licząc na jakiś cud. Cudem na pewno nie było to, że mszę prowadził nie kto inny niż Mateusz, na którego Marcel spoglądał nieprzyjemnym wzrokiem. Zdecydowanie najgorzej było, gdy musiał iść do niego przyjąć opłatek. Miał wrażenie, że i młody ksiądz chciał mieć tę niezręczną chwilę za sobą. Zwłaszcza, gdy ten wiedział o grzechach blondyna.
Następna połowa dnia nie była lepsza wcale lepsza. Rodzice wymyślali mu przeróżne zdania, żeby tylko go zająć, a wieczorem, gdy już planował kolejną ucieczkę do narzeczonego, został przymuszony do oglądania meczu piłki nożnej z ojcem. Jedynym plusem tej całej sytuacji była miska solonego popcornu.
Szybko ojciec Marcela musiał zrozumieć, że Marcel nie był Zbyszkiem, bo ten pierwszy w porównaniu do tego drugiego, wyjątkowo się nudził. Średnio rozumiał zasady i ciągle ziewał, pomimo radosnych okrzyków taty, gdy akurat polska reprezentacja wbiła gola. Nie widział w tym nic ciekawego.
A przed samym pójściem spać został powiadomiony przez matkę, że rano jadą do lekarza. To przyjął lepiej niż te wszystkie zadania, niemniej jednak był zdenerwowany, że dowiaduje się na ostatnią chwilę o wizycie. Niemniej jednak wiedział o powadze swojej choroby i że musi ją stale monitorować.
**
Do szkoły wciąż z przyklejonym plasterkiem z gazikiem w dole łokciowym, finalnie trafił w czasie przerwy po trzeciej lekcji. Szybko przedostał się pod klasę Zbyszka, ówcześnie sprawdzając jego plan lekcji.
Na przywitanie, natrafił na znaczący wzrok swojej przyjaciółki, która zobaczyła blond loki jako pierwsza. Przewróciła teatralnie oczami.
- Ja już nie mam siły... Marcel, pomóż - powiedziała, a obok stojący chłopcy, jakby na komendę wtedy podnieśli głowy, rzucając się na zaskoczonego blondyna.
- M-m-ar-cel??!! M-myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę!! - wyjąkał Patryk, wtedy też wraz ze Zbyszkiem się rozpłakując.
Blondyn kompletnie nie rozumiał sytuacji, a najbardziej dziwiła go reakcja Patryka, bo po Zbyszku szczerze powiedziawszy, mógł czegoś się takiego spodziewać. Dlatego też objął obu chłopaków, przytulając ich obydwu. Dłonią bliżej pleców ukochanego, wkradł się na jego nagie plecy, wierząc, że bliski kontakt szybciej go uspokoi.
- Przecież nie umarłem, głupole - powiedział zszokowany. - Co najwyżej straciłem trochę krwi. Byłem u lekarza. Popytał mnie o dietę, co jem, czy unikam śladowych ilości i takich tam rzeczy. A wyniki z krwi mają być jutro rano - dodał, głaszcząc jednego chłopaka oo nagich plecach, a drugiego po koszulce. Czuł się, jakby pocieszał właśnie dwóch Zbyszków. Ale tylko jednego z nich miał ochotę teraz wycałować i pocieszyć. Niestety mógł teraz liczyć tylko na przytulanie.
- Majka? Podasz mi chusteczki z plecaka? - poprosił. - Dzięki.
Jedną chusteczki podał Patrykowi, zaś drugą z czułością przyłożył do noska Zbysia, posyłając mu delikatny uśmiech. - No dmuchnij - zachęcił go, ścierając palcami spływające łzy i raniące jego policzki. - Nie miałem jak was powiadomić. Muszę jeszcze raz porozmawiać z matką, żeby oddała mi wreszcie telefon. - Westchnął ciężko.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {28/10/23, 05:01 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

Doskonale znał odpowiedź na własne pytanie jeszcze nim je zadał. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Marcel za nim tęsknił, bo sam również nie potrafił wygonić go ze swojej głowy. A nawet jakby mógł, to by tego nie zrobił. To było niesamowite uczucie. Może i odrobinę smutne, ale również i tak radośnie ciepłe. Ta świadomość, że komuś na tobie zależy. Że ktoś za tobą tęskni, że ktoś chce się z tobą spotkać. Przytulić. Pocałować. Kochać... Żyć. Kiedy szatyn usłyszał odpowiedź Marcela, jego uśmiech automatycznie poszerzył się do swoich granic, a serce podskoczyło wesoło zgrywając się z odpowiednikiem jego partnera. Uwielbiał dzielić z nim to uczucie.
- Tak, tak i tak. Nawet bardzo dobry. Wystawiłbym ci pięć gwiazdek za taką nocną dostawę. - Zaśmiał się przymykając powieki, aby wtulić się w jego drobną dłoń i z pomrukiem odwzajemnił każdy jego najdrobniejszy pocałunek, po czym dodawał jeszcze dwa od siebie. - Wiem. Pfft~ Chyba nigdy go nie zmienię, jak aż tak na ciebie działa. - Prychnął rozbawiony, ale zarazem i rozczulony zachowaniem blondyna. Chwilami bywał tak uroczy, że aż sam się sobie dziwił, że jeszcze go nie pożarł. Zadowolony odmuknął przecząco odnośnie wybudzenia, a dłońmi zawędrował na jego drobne, acz jędrne pośladki, teraz przyozdobione słodkimi spodenkami w misie. Niebezpieczne rejony, ale tym razem był to jedynie czuły dotyk, mający na celu przybliżyć chłopaka do siebie jeszcze bardziej.
- Jak ty jesteś szczęśliwy, to ja też. Szczęście ty moje. - Odparł szczerze, acz wolałby żeby jednak nie musieli się ukrywać. Czy zakradać po nocach, żeby tylko się ze sobą przespać. Jak to co robili w tej chwili mogłoby być złe? Jak ktoś tak mógł patrzeć na tą ich przepiękną niewinną miłość w taki sposób. Nigdy nie będzie tego w stanie zrozumieć. I nie będzie nawet próbować. Dla niego mogli sobie nawet ich nie akceptować, ale nie zamierzał pozwolić aby Marcel był przez nich choć odrobinę smutny.
Oczywiście starał się z całych sił walczyć ze swoją sennością, żeby jak najdłużej porozmawiać ze swoim ukochanym urwisem, ale kiedy ten wtulał go w siebie tak ciasno, dzielił się swoim ciepłem i kołysał do snu melodyjnym głosem... nie miał najmniejszych szans. Szczególnie kiedy słyszał bicie jego serca i wdychał jego słodki zapach. Zasnął jak małe dziecko, zaciskając dłonie na materiale koszulki piegowatego.

...

Pierwszym co zobaczył po przebudzeniu była ciemność. A pierwszym co poczuł był zapach Marcela. Od razu uśmiechnął się leniwie i przytulił go mocno, wciskając twarz w jego pierś, gdzie to zaciągnął się porządnie. To nie był tylko piękny sen, a ryzykowna rzeczywistość, ale za to jaka szczęśliwa.
Wygrzebał się nieco wyżej, aby znaleźć się na poziomie twarzy niższego i wpił się delikatnie w jego słodkie usta.
- Pora wstawać Żabko. - Wymruczał przeczesując w tył jego złote loki, które natychmiast oplotły jego palce. Zupełnie jakby same nakazywały mu się gładzić i zabawiać nimi. Czemu oczywiście nie zamierzał się opierać, od razu zakecając je delikatnie na koniuszkach swoich palcy.
Ale oczywiście nie mogli leżeć jak w nieskończoność. Wczesny poranek nie mógł trwać w nieskończoność, choćby bardzo tego chciał. Musieli odstawić Marcela zanim wybudzą się ich rodziny. Tak więc nawet nie próbował go specjalnie wybudzać i sam zajął się wciąganiem jeansów na jego tyłek oraz butów na nogi. Kiedy już upewnił się, że niczego nie zapomniał, pozostało zejść z blondynem uczepionym jego pleców i dotrzeć do jego domu. Dla Zbyszka zadanie było dziecinnie proste, chociaż na samą myśl jego serce płakało. Najchętniej pozwoliłby ukochanemu drzemać ile tylko by zapragnął, a sam albo leżałby przy nim, albo przygotowywał śniadanie, aby zbudzić go przepysznymi zapachami. Zamiast tego musiał odprowadzać go w tak chłodny poranek.
Może i był początek lata, ale wczesne słońce nie docierało szybko na zalesione dróżki. W efekcie czego cień, otaczął ich swoim chłodem. Szatynowi to nie przeszkadzało, a nawet było mu trochę za ciepło, ale od razu wyczuł jak jego skarbek drży pod jego dotykiem. Bez pytania, oddał mu swoją bluzę, a kiedy ten naciągnął kaptur na swoje loki, jeszcze zawiązał mu go szczelnie pod brodą, dając szybkiego buziaka w czubek chłodnego nosa.
- Naaah, gorący jestem. - Wyszczerzył się łobuzersko. Najchętniej wziąłby go na ręce, ale martwił się, że potem nie rozbudzi się wystarczająco na wspinaczkę do własnego pokoju. Musiał zadowolić się więc trzymaniem za ręce, lub też objęciem w pasie, w które się później przerodziło.
- Mhmmm Też cię Kocham. Wyśpij się porządnie. - Odparł naturalnie odwzajemniając pieszczotę, przy której to mocno objął chłopaka, pocierając jego drobne plecy. Ostatecznie jednak musiał go wypuścić ze swoich ramion, przy czym nie ukrywał niezadowolenia, ale potem już z uśmiechem pomachał mu i obserwował, jak ten zręcznie wspina się do swojego okna. Naprawdę polepszyły się jego umiejętności wspinaczkowe, jak i kondycja. Zauważył to też już podczas gry w wodną siatkówkę, podczas której naprawdę dobrze się bawił. Zanotował sobie tą ważną uwagę w pamięci, po czym jak tylko okno zamknęło się za blondynem, ruszył w drogę powrotną.

Tego dnia już nie musiał wracać do łóżka, czy nawet do domu. Udał, że obudził się wcześniej, aby nakarmić psiaki, kiedy jego rodzina wstała niepełną godzinę później. Jak zawsze Wiśniewscy nie potrafili spać, kiedy wyłoniły się pierwsze promienie słońca. To była już chyba jakaś choroba rodzinna. Ale szatyn nie narzekał. MIał w końcu więcej czasu na zajęcie się swoim ogródkiem, który mimo wyrządzonych mu szkód podczas jego nieobecności, radził sobie świetnie wracając do zdrowia. Jasne były powazne ubytki, ale rośliny dzielnie się trzymały. A nowe powoli pokazywały swoje piękno, zgrywając się z nimi. Szatyn uśmiechnął się na samą myśl o minie jaką zrobi blondyn, kiedy mu je tylko wręczy.

Niedzielne wyjście na mszę odbyło się o tej samej porze, co zawsze nawet jeśli oznaczało to ominięcie tej prowadzonej przez Mateusza. To był ich rodzinny rytuał, którego oczywiście Zbyszek nigdy nie rozumiał i nawet nie chciał. Jego rodzice zawsze uważali, że tak właśnie postępuje normalna przykładna rodzina. Ale mógł się przemęczyć, jeśli tylko dane będzie mu użyć swojego ukochanego, za którym już bardzo się stęsknił. A przecież spędzili co dopiero ze sobą całą noc.
Od razu po wejściu do domu bożego, zaczął się dyskretnie rozglądać za złotymi lokami z uśmiechem na ustach. Który niestety bladł z każdą upływającą minutą, kiedy jego czekoladowe oczy nie wyłapały tego przepięknego blondu, czy zieleni. Nie było go nigdzie. Ani jego, ani jego rodziny. Oczywiście zmartwił się, ale domyślał się, że był to pomysł starego Zielińskiego. Ich rodziny przez lata widywali się właśnie na pierwszej porannej mszy, a następnie wracały razem, przez wzgląd na przyjaźń ich synów.
- Zbyszek, nie idziesz do komunii? - Wytrąciło go z zamyślenia pytanie matki, która czekała, aż wyjdzie z nią wspólnie z ławki.
- Nie. - Odparł lakonicznie i uśmiechnął się lekko. - Żeby przyjąć ciało boże najpierw powinienem udać się do konfesjonału i wyznać wszystkie moje grzechy. Prawda mamo? - Spytał niewinnie, jednak kobieta nawet mu nie odpowiedziała. Jej oczy automatycznie powędrowały na boki, na twarze otaczających ich ludzi. Chciały zobaczyć, czy ktoś usłyszał wypowiedź jej syna. Czy ktoś ich oceniał. Zbyszek od razu skrzywił się, dobrze wiedząc co robi. Właśnie tego w niej najbardziej nie lubił.

Po mszy i powrocie do domu od razu oznajmił, że zabiera psiaki na spacer. Matka próbowała odwieść go od tego pomysłu, ale nawet nie zwrócił na nią uwagi. Zamykając za sobą drzwi słyszała jedynie siarczyste przeklęcie wydobywające się z ust ojca. Ale bardziej go to rozbawiło niż zdenerwowało, bo widział jak czworonogi przebierają niecierpliwie łapami wiedząc, że idą na spotkanie ze swoim ulubionym człowiekiem. Kiedyś Zbyszek nawet był o to trochę zazdrosny, bo w końcu on był ich "panem", ale wystarczyło jedno spojrzenie na blondyna, żeby je zrozumiał. Marcela nikt nie mógł przebić. Też czuł lekkie podekscytowanie, które rosło z każdym krokiem, aż w końcu nie puścił się biegiem w stronę ich tajnej bazy.
Oczywiście nie zdziwił się, jak wpadł do pustego domku. Był zdecydowanie zbyt wcześnie i blondyn miał jeszcze dobrą godzinę do umówionego czasu. Ale zwyczajnie nie mógł się doczekać ich spotkania. Dlatego też aby umilić sobie czekanie i zająć czymś myśli, wygrzebał z kufra starą piłkę po przejściach, aby rozegrać mały mecz z Reksiem i Rambem.
Nie podejrzewał tylko, że zajmie to aż dwie godziny. Po tej pierwszej już rozglądał się od czasu do czasu, licząc, że uda mu się wychwycić złotą czuprynę między zielenią. Ale po upływie drugiej godziny zaczął się niepokoić. Nie widział go na porannej mszy, a teraz mocno się spóźniał. Zdecydowanie stał za tym jego ojciec, ale szatyn nie miał pojęcia do czego tym razem się posunął.
Czekał aż do czasu, kiedy zaczynało się ściemniać, a godzina wybijała na kolację dla psów. Rozdarty i zmartwiony szatyn nie miał wyboru, jak wrócić samotnie do domu bez żadnych oznak życia ze strony swojego ukochanego. Zostawił jednak na wszelki wypadek liścik w domku, żeby wpadł do niego nawet w środku nocy jeśli tylko go przeczyta. Ale tej nocy oczywiście nie zmrużył nawet oka. Zaczęło się od przewracania z boku na bok, a skończyło na siedzeniu w oknie z lornetką, licząc, że może jakimś cudem uda mu się wyłapać dom Marcela pośród zarośniętych koron drzew. Jeszcze parę lat temu było to możliwe, ale teraz nie widział nawet czy w jego oknie paliło się światło. Jedynym wyjątkiem były oczywiście zimy, dzięki którym opadały obfite liście i znów mógł dawać blondynowi sygnały świetlne latarką, czy to światłem w swoim pokoju.

....

- Mogłem nie dawać mu swojej bluzy... - Wymamrotał szatyn z głową schowaną w ramionach. - Napewno znalazł ją jego stary i- O matko, a jeśli on coś mu zrobił to ja, to..---
- Ej wyluzuj, to tylko bluza? - Wtrącił się Patryk w jego marudzenie, próbując go pocieszyć zimną puszką coli, którą ustawił na jego głowie.
- Ty nic nie rozumiesz...
- Oj no weź! Jasne Marcel ma swój.... Marcelowy styl, ale pewno ma podobne ciuchy. - Wzruszył ramionami przysiadając się do Majki, której brew drgała nerwowo od wysłuchiwania zawodzenia przyjaciela. Próbowała go uspokoić od samego rana.
- Ty nic nie rozumiesz! - Warknął nagle zrywając się z ziemi, aby chwycić kolegę za kołnierz koszulki. - On wie. O wie o... nas. To dlatego zabronili nam się spotykać i przenieśli mnie do innej klasy. To dlatego uciekliśmy... żebyśmy mogli być razem w spokoju... - Z każdym słowem szarpał swoją ofiarę coraz słabiej, aż nie chwycił go za ramiona ze łzami w swoich niewyspanych oczach. - O boże, a jak on co mu jednak zrobił!?
Wyznanie było nakł nagłe, że nawet Majka miała problemy z przetworzeniem tego co się właśnie stało. Zbyszek nagle wydał siebie, a tym samym i Marcela, ale co bardziej zaskakujące Patryk zdawał się tym nie przejmować. O wiele bardziej był skupiony na tym, że blondynowi mogło się coś stać.
- Ale... ale to jego syn... jasne, dostawało się pasem po dumnie nie raz, ale... przecież go nie zabije? - Sam już nie był taki pewien swoich słów widząc jak jego przyjaciel panikuje.
- Zapomnaięłś jak Marcle chodził z rozcięta wargą? Kto wie do czego ten skurwysyn jest jeszcze zdolny!
- Kurwa...
- Oh do jasnej cholery! Przestańcie się nakręcać! - Zirytowana dziewczyna złapała chłopaków ze głowy, odsówając ich od siebie. Dalej była mocno zaskoczona, ale czy miała siłę się nad tym rozwodzić kiedy tych dwóch idiotów zaczęło na nowo panikować? Nie. To już będzie praca dla Marcela, on wystarczająco się narobiła. Pilnowała jednak żeby grzecznie zostali na zajęciach z przedmiotów, z których obaj nie mieli najlepszych ocen i frekwencji.

Na całe szczęście blondyn długo na siebie nie kazał czekać. Pojawił się po trzeciej lekcji, na co dziewczyna odetchnęła z ulgą. Może i uspokajała chłopaków, że napewno nic mu nie jest, to mimo to sama również trochę się martwiła o jego zdrowie.
O ile pozostała dwójka coś z siebie wydusiła, tak szatyn nie był w stanie. Ze łzami w oczach rzucił się na swojego ukochanego i zamknął go w szczelnym uścisku, nawet nie przejmując się dodatkową osobą obok. Liczyło się, że wreszcie miał go przy sobie, że był cały i zdrowy. Od razu chciał go ucałować, ale nim mu się to udało, jego nos wylądował w chusteczce. Posłusznie jak dziecko opóźnił jego zawartość, po czym bez zawachania wpił się w usta blondyna. Majka od razu asekurując, przysłoniła ich swoim wielkim plecakiem przed niechcianym, ciekawskim wzrokiem, który mógłby im zaszkodzić. A Patryk? Biedny Patryk na cały ten czas został unieruchomiony między swoimi całującymi się przyjaciółmi, a z takiej odległości widział wszystko bardzo dokładnie.
- Sugeruję zmianę miejsca? Żebyśmy wszyscy ochłonęli w spokoju? - Zaproponowała Majka, mimo wszystko przyglądając się im z rozczuleniem. Lubiła ich takich widzieć. Kiedy byli razem i byli szczęśliwi. Nie ważne jak absurdalna sytuacja do tego doprowadziła.
Przenieśli się oczywiście na tyły szkoły, pod drzewo które chroniło ich od upalnego południosłego słońca. Szatyn naturalnie nie odstępował Marcela na krok. A kiedy usiedli od razu ułożył głowę na jego kolanach i wtulił twarz w jego brzuch, obejmując w pasie ramionami. Letni wiaterek znacznie rozluźnił atmosferę i pozwolił się każdemu wyciszyć oraz odpocząć. A także mogli w końcu sobie wszystko wyjaśnić, kończąc na wyznaniu blondyna, który zdradził, że słowa Patryka go zraniły.
- Taaa... to brzmi jak ja... - Przyznał niezręcznie pocierając krak. - To było odruchowo. Wiesz jak się żartuje, no homo... ale masz rację. Przepraszam cię. Nigdy mi do głowy nie przyszło, że ze sobą chodzicie. - Wyznał ze skruchą.
- Jesteśmy zaręczeni. - Poprawił go Zbyszek, splatając ich naznaczone pierścionkami dłonie, które podsunął do góry, aby chłopak mógł je sobie podziwiać. A po chwili nawet uniósł głowę, żeby wyszczerzyć się do niego łobuzersko.
- Już!? Kiedy!? Jak!? Skąd mieliście na to hajsy!?!? - Zaskoczony Patryk o mało się nie przewrócił, ale złapała go Majka, wypinając dumnie pierś.
- Moje dzieła, choć pomysły ich własne. Wyszły cudownie prawda? I tak świetnie do siebie pasują, jak te nasze dwa misiaki. I nawiasem mówiąc dla znajomych mam dobre zniżki. Jak w końcu znajdziesz sobie dziewczynę, to zachęcam do skorzystania z moich usług. - Puściła mu oczko, po czym rozczochrała jego nieokiełznaną czuprynę.

...

Niestety co dobre nie mogło trwać wiecznie. Musieli w końcu udać się na zajęcia, jakimi był na nieszczęście Marcela - Wf. Ale tym razem nie tylko on narzekał, bo kto wymyślił wychowanie fizyczne w środku dnia? I na dodatek mieli akurat zaliczać biegi wytrzymałościowe. Wszyscy jak jeden mąż przeklinali nauczyciela pod nosem, już po drugim kółku.
Dla szatyna było to jak spacer po lesie. Swobodnie biegł, bez żadnej zadyszki, nawet pomimo niewyspania, dbając o równy oddech i słuchając swojego ciała. Ale oczywiście nie odstępował drobnego blondyna na krok, dumny z każdego kroku jaki stawiał przed siebie.
W tym czasie oczywiście mijała ich każda osoba z klasy. Ale oczywiście jeden dupek musiał za każdym razem się do nich przyczepić. Tym razem zamierzał przypadkowo wpaść dla Marcela, ale Zbyszek w porę wcisnął się między nich, finalnie zderzając się z brunerem ramionami.
- Uważaj gdzie leziesz! - Warknął zirytowany, że jego zagrywka została zrujnowana i szturchnął szatyna łokciem w bok. Tym się zadowolił i od razu przyspieszył rzucając wyzwanie Zbyszkowi. Naturalnie chłopak chciał pokazać mu, że nie ma z nim szans, ale oznaczałoby to zostawienie Marcela samego. Nie mógł na to pozwolić. Nie kiedy chłopak tak dzielnie parł na przód, czym zaskakiwał nawet swojego narzeczonego. Zwykle poddawał się po jednym, maksymalnie dwóch kółkach, lub omijał zajęcia, żeby uniknąć wysiłku, a teraz tak ładnie się starał.
- Świetnie ci idzie Marcyś. No dalej. Już niewiele nam zostało. Wiem, że dasz radę kochanie. - Wyszczerzył się do niego promiennie, układając delikatnie dłoń na jego plecach, uważając aby mu nie przeszkodzić.
To zdawało się zdziałać cuda. Oczywiście nie przestawał go zagrzewać do samego końca, do którego wytrwał razem z nim, szokując nie tylko resztę uczniów, ale i nauczyciela.
- Marcel, Wiśniewski... po piątce. - Oznajmił mężczyzna kiwając głową z uznaniem, wyraźnie zadowolony z wyczynu blondyna. - Jak chcesz to potrafisz. - Dodał z uśmiechem.
- Wiedziałem, że ci się uda! - Krzyknął szatyn od razu łapiąc piegowatego w pasie, aby unieść go do góry. Nie przewidział jednak, że i jego nogi trochę się osłabły pod koniec biegu tak wolnym tempem. W wyniku tego potknął się sam o siebie i wylądował razem z blondynem na trawie. Zamrugał zaskoczony, ale zaraz od razu się roześmiał i roztargał delikatnie złote loki.

...

Mimo słabego początku, ten poniedziałek był całkiem niezły. Zbyszek z zadowoleniem udał się na matematykę, po tym jak za rogiem skradł buziaka z ust Marcela na powodzenie i zajął swoje miejsce. Był pewny siebie, jak jeszcze nigdy.
- Zbyszek... postaraj się proszę. - Powiedziała nauczycielka podając mu jego test.
- Oczywiście! - Odparł z iskierkami w oczach, wręcz płosząc kobietę swoim zapałem. Może faktycznie tym razem naprawdę się przygotował? - pomyślała odchodząc do kolejnych uczniów.
Szatyn cierpliwie odczekał na sygnał do rozpoczęcia pracy i obrócił kartę sprawdzianu. Pierwsze zadanie... eeh coś dziwny dali ten przykład. Ale nie ma co się zniechęcać i marnować czas na jedno polecenie. Może inne będzie łatwiejsze do rozpoczęcia. Drugie też nie. Trzecie... skąd oni w ogóle wzięli takie liczby!? Zmieszany przerzucił stronę, przypominając sobie o tym jak kiedyś ktoś powiedział, że na drugiej stronie są zawsze łatwiejsze przykłady. A na dodatek na końcu były trzy otwarte, dzięki czemu będzie mógł sobie wszystko ładnie wypisać i rozpisać, jak tylko będzie chciał. Dokładnie tak jak Marcel go tego nauczył. Jeśli czegoś nie rozumiesz - rozpisz to sobie i podstaw do wzoru, którego nie pamiętasz. Uśmiech szatyna zbladł kiedy chciał przewrócić na kolejną strone, która okazała się brudnopisem. W głowie miał absolutną pustkę. Z całych sił starał sobie przypomnieć ich randkę korepecyjną, ale jedyne co z niej pamiętał to to jak uroczo Marcel wyglądał, kiedy zjadał truskawkę z jego ręki i oblizywał jego palce z owocowych soków i!!! Stop! Skup się! Gwałtownie pokręcił głową chwytając za długopis, po czym chaotycznie zaczął rozwiązywać przykłady po swojemu.

...

Na następny dzień matematyczka już sprawdziła ich pracę i była nawet zadowolona z wyników klasy, kiedy je ogłaszała po kolei. W końcu doszło do szatyna, który zaciskał kciuki, tak mocno aż zbielały mu knykcie.
- Wiśniewski Pała! - Jej słowa jak pocisk przeszyły powietrze i uderzyły w pierś Zbyszka, posyłając go z jękiem bólu na ławkę, w którą przywalił czołem.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {26/11/23, 09:25 pm}

Od razu namiętny pocałunek został odwzajemniony przez blondyna. Ten również był tak samo stęskniony jak brunet, mimo że widzieli się zaledwie dwa dni temu. Dla tej dwójki było to wystarczające. Po prostu obaj byli od siebie uzależnieni, a ich językiem miłości przede wszystkim był dotyk. No i przez chwilę w sensie dosłownym, ich języki się stykały, tak bardzo sobie znajome.
Kątem oka blondyn zarejestrował, że Majka próbowała ich zasłonić swoim plecakiem, a Przemek za to na pewno musiał czuć się niezręcznie, dlatego szybko odwrócił głowę od przyjaciół.
Dla Marcela już przestało się liczyć, czy ktokolwiek ich zobaczy i odkryję. W tej chwili był gotowy na nagły coming out. Wszystko po to, aby pocieszyć swojego ukochanego szatyna. Naturalnie nie lubił, gdy ten się smucił i martwił, zwłaszcza niepotrzebnnie.
- Nic mi nie jest - zapewnił go jeszcze raz, całując go w czubek nosa, ręką wciąż głaszcząc chłopaka po nagiej skórze. Delikatnie opuszkami palców zakreślał wzory po kręgosłupie, a potem na łopatkach. Zakończył podróż dopiero, kiedy widział, że Zbyś był spokojniejszy.
- Ojciec się uparł, żeby oglądać ze mną wczorajszy mecz Polski z Francją. Jezuuu, jakie to było nudne - pożalił się. - Dlatego nie mogłem wczoraj przyjść - wytłumaczył.
Bowiem jedyne mecze, jakie mógł oglądać bez przerwy, to były te, w które grał Zbyszek. To potrafiło skutecznie zaciekawić blondyna, nawet jeśli nie do końca rozumiał wszystkie decyzje podjęte przez niego czy zasady gry. Ale uwielbiał mu kibicować, a Zbyś zawsze odwdzięczał mu się na wf, gdy tego potrzebował. I może obserwowanie poruszających się mięśni chłopaka miała też swoją zasługę.
Oczywiście od razu objął ukochanego w pasie, drugą ręką bawiąc się jego miękkimi włosami. Na ustach miał delikatny uśmiech, kiedy jego zielone tęczówki wpatrywały się z czułością na już spokojną twarz szatyna.
A gdy oboje chłopcy poczuli się bardziej pewnie, zaczęli wyjawiać swoją największą tajemnicę kolejnej osobie. Z perspektywy Marcela nie było to takie proste, zwłaszcza, gdy przypomniał sobie, jak wtedy nazwał ich Przemek. Nawet jeśli wtedy nie wiedział, to i tak te słowa potrafiły zranić chłopaka. O czym finalnie, przy końcu tematu mu powiedział. Chciał, żeby zaczęli z czystą kartą.
- Wiem, że na pewno nie miałeś nic złego na myśli... Ale tak często mówi mój ojciec - powiedział ze smutkiem. Zawsze mężczyzna wiedział, jak szybko ostudzić radość Marcela. Nawet jeśli komentował coś w telewizji.
Niemniej jednak blondyn szybko odzyskał humor, słysząc małą poprawkę ze strony swojego narzeczonego. Na dodatek dumnie wystawił w stronę Patryka ich złączone dłonie, prezentując świecące się pierścionki.
- Ten. - Wskazał na swoje świecidełko. - Ms w środku jeden z moich ulubionych kwiatów, konwalie. - Uśmiechnął się rozczulony, wpatrując się w drobne płatki. - A Zbyś ma wygrawerowane Nothing Else Matters.
- Z-Zby...co?! - wypaliła dziewczyna w pełnym szoku, a dopiero co chwaliła się swoimi dziełami. Teraz siedziała z rozszerzonymi na rosciesz ustami.
- Shh, tylko ja tak mogę mówić. Na razie. - Zachichotał, schylając się po soczystego buziaka. - Jak byliśmy w przedszkolu, mówili na nas papużki nierozłączki - zagaił, śmiejąc się. - Zresztą tak jest do tej pory. - Uśmiechnął się szeroko. - Mamy czwartą rocznicę we wrześniu.
Jeszcze w strojach galowych poszli do domku na drzewie, chcąc spędzić ostatni dzień wolny razem i wtedy Zbyś po raz kolejny próbował pocałować szatyna, gdy między nimi po raz kolejny zrobił się romantyczny nastrój. A Marcel po raz pierwszy mu na to pozwolił.
**
Tak, jak zawsze, jeśli chodziło o pójście na salę gimnastyczną, chłopak się ociągał. Wolno się przebierał, zaczepiał swoich przyjaciół, a tu musiał poprawić sznurówki butów, tu napić się jeszcze więcej wody.
Ale w końcu musieli stawić się na sali, a wieść, że tym razem będą biegać, na początku sprawiła Marcelowi ogromną ulgę. Najbardziej na świecie nienawidził gier zespołowych, nawet jeśli zawsze Zbyszek dbał o jego samopoczucie, to jednak oprócz niego i Patrykiem, inni nie byli tak mile nastawieni. Zawsze czuł na sobie oceniające spojrzenia, a na plecach oddech rywalizacji. No i dochodziła sprawa Przemka, który wyjątkowo się na niego uwziął, nawet niewiadomo czemu. Jednak z lekcji wf wychodził jeden plus - fakt, że były to jedyne zajęcia, na których był razem ze Zbyszkiem. A ten, jak zawsze, próbował wspierać i dopingować Marcela, co działało na niego fantastycznie, bo inaczej poddałby się już po połowie kółka.
Bieganie dla chłopaka było tylko akceptowane, kiedy wygłupiali się z przyjaciółmi albo z psami, ale oprócz tego, nie był fanem. Nie biegał nawet za autobusem, bo potem ledwo oddychał. Ale teraz niestety był do tego zmuszony. I tylko dzięki obecności szatyna, był taki chętny na dotrzymanie mu kroków, za co był mu wdzięczny. Ale zazdrościł mu braku zadyszki po pierwszym kółku. W ogóle chłopak wyglądał, jakby nic go nie ruszało, a jeszcze miał siłę, by dopingować blondyna.
Odruchowo, nagle wystraszony, złapał swojego narzeczonego za dłoń, próbując przyciągnąć go bliżej w chwili, gdy doszło do zderzenia jego z Przemkiem. Od razu zmartwił się o stan ramienia, ale niemniej jednak był wdzięczny Zbyszkowi za uratowanie go po raz kolejny. Blondyn niewątpliwie bardziej by ucierpiał, nie wykluczając zdarzenia się również z parkietem sali gimnastycznej.
- Nic...ci...nie...jest? - wydyszał zatroskany, po chwili przytakując na odpowiedź twierdzącą.
Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat on stał się jego celem. Starał się być dla każdego miły i ratował szkolnych kolegów przed nieodrobionymi zadaniami domowymi. Nigdy nie obraził Przemka ani nie zrobił mu nic złego. Mimo tego ten znalazł nieznajomy im powód i za każdym razem próbował dopaść Marcela. Utrudnieniem na pewno był ciągle towarzyszący mu szatyn.
A dopingi z jego strony okazały się być bardzo dobrym motywatorem, do którego lgnął blondyn. Chciał, żeby ten na koniec był dumny z jego, a także chciał pokonać samego siebie i udowodnić sobie, że jednak potrafi zdobyć tę piątkę z wf. Chociaż raz w całej swojej karierze w liceum.
Gdy w końcu usłyszał gwizdek, zmordowany, zatrzymał się, pochylając swoje drobne ciało w dół, łapczywie łapiąc oddech. Czuł się, jakby przebiegł maraton, a nie tylko zaliczył test Coopera. Nie był oczywiście w tym jedyny, bo część uczniów leżało na podłodze, tylko niewielka garstka dobrze się trzymała - w tym Zbyszek.
A kiedy blondyn usłyszał, że naprawdę udało mu się, wprawiając każdego kolegę z klasy w stylu osupienie, uśmiechnął się szeroko. W tej chwili był taki szczęśliwy, zwłaszcza złapany niespodziewanie przes brązowookiego. Choć ten o zielonych oczach, nie miał już nawet siły się roześmiać.
Po prostu się przytulił, opierając policzek o ramię, tak próbując uspokoić oddech. Nawet nie reagował na znaczące spojrzenia na nich. Po prostu tulił się do ukochanego, dysząc mu nad uchem. A po wszystkim, gdy oddech choć trochę się unormował, skorzystał z pomocy szatyna, aby wstać. Dopiero wtedy poczuł ogarniające go zmęczenie, gdy nogi miał dosłownie jak z waty. I w takim stanie miał jeszcze myśleć na lekcjach?!
- To moja pierwsza piątka z wf - oznajmił, szeroko się uśmiechając do wyższego, powstrzymując się od nie dania mu buziaka w tej euforii. - Bez ciebie by mi się nie udało. Dziękuję.
**
Tak jak mu obiecał, trzymał za niego mocno kciuki, a w przerwach od słuchania nauczycielki myślał o nim. Wierzył, że po zrobieniu z nim tylu zadań, sprawdzian napiszę śpiewająco, nawet na piątkę. Chociaż byłby z niego dumny, nawet jeśli dostałby trójkę.
Dlatego niecierpliwie czekał na kolejną przerwę, a gdy ta nadeszła od razu udał się wraz z Majką do ukochanego, którego od razu mocno przytulił, widząc jego tęgą minę. Wypytał go o to, jakie były zadania, a potem pocieszał, że może jednak mu się uda i żeby spokojnie poczekali na wyniki. Próbował zająć jego myśli innymi tematami, w między czasie ocierając palce o jego dłoń, aby go rozluźnić. A w razie czego miał jeszcze szansę na poprawę oceny.
Niestety i dzisiaj chłopcy nie mogli się zobaczyć, bo na jutro została nagle zapowiedziana kartkówka z polskiego, ale obiecał szatynowi, że jutrzejszy dzień będzie tylko dla nich.
**
- I jak ci poszło? - zapytał Patryk, chociaż już po minie szatyna można było wszystkiego się dowiedzieć. A to zostało szybko potwierdzone właśnie przez niego.
- A pokażesz mi? - zapytał ostrożnie Marcel, czule się patrząc na ukochanego.
Na kartce, jaką dostał, widział niektóre przykłady, które razem ćwiczyli, tylko ze zmienionymi liczbami. Niektóre były bardzo podobne, że chłopak powinien sobie z nimi poradzić. Ale oczywiście Marcel nie zamierzał tego skomentować, by jeszcze bardziej zdołować ukochanego. Przynajmniej będą mieli kolejny materiał, aby poćwiczyć.
- Skoro ja wczoraj dostałem piątkę z wf, to ty możesz mieć piątkę z matmy - powiedział z delikatnym uśmiechem, obejmując swojego szatyna w pasie. - Przyjdź do domku po szesnastej, okej? Przyniosę nam coś do jedzenia.
- Heeej, a nas to tam nigdy nie zaprosiliście! - odezwał się Patryk.
- Może tak jest lepiej. Pewnie strasznie się klei podłoga od czegoś białego... - zagaiła Majka, uśmiechając się lubieżnie.
Taki komentarz z jej ust, zaskoczył blondyna, co sprawiło, że ten szybko pokrył się rumieńcem i odruchowo szukał zasłony, jaką był Zbyś.
- A myślałem, żeby zrobić wam trochę więcej i przynieść na jutro - burknął. - Teraz to się zastanowię...
Ich domek na drzewie oczywiście był tajemnicą, pilnie strzeżoną w środku lasu. Była to ich spokojna kryjówka, gdzie oboje mogli zaznać spokoju, gdzie nikt ich nie znajdzie. Dlatego nigdy nikomu nie wyjawili ani nigdy nikogo nie zaprosili. Ufali Majce I innym znajomym, jednak to miała być ich oaza.
**
W domku zjawił się punktualnie o szesnastej, jeszcze będąc przed pojawieniem się Zbysia. Ze sobą miał jeszcze ciepłe, małe pączki z nadzieniem dżemu z róży. Zdążył jeszcze poogarniać ich miejsce, a następnie poukładać poduszki, by było im najwygodniej.
Wtedy też pojawiła się ukochana czupryna, co wywołało od razu szeroki uśmiech. Od razu przyszedł się przytulić, mocno go ściskając, po chwili kradnąc kilka buziaków. Nie widzieli się przecież kilka godzin!
- Hej, słońce - przywitał się z uśmiechem. - Zanim, do czegokolwiek usiądziemy, spróbuj moich pączków - zagaił, już wciskając mu w rękę jednego z okrągłych pączusiów, posypanych cukrem pudrem. - I jak? Dobre są? - zapytał, wyraźnie czekając na aprobatę niczym małe dziecko. A gdy to oczywiście usłyszał, ukradł jeszcze gryza. Ostatnim jego niecnym występkiem było nachylenie się do ust Zbysia i oblizaniem jego ust z cukru.
- Za każde rozwiązane dobrze zadanie, dostaniesz buziaka, oki? Chyba dobry układ?
Po tych słowach usiedli razem na poduszkach, a dokładniej to Marcel zajął miejsce za Zbyszkiem, obejmując go w pasie. Chciał mu już zacząć tłumaczyć pierwsze zadanie, gdy został poproszony o nie pomaganie mu. To zdziwiło blondyna, być może trochę zasmuciło, niemniej jednak przystał na prośbę. Zamiast tego jego dłonie skierowały się na ramiona szatyna, delikatnie je rozsmarowując. Chciał chociaż tak mu pomóc w znienawidzonym przedmiocie.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {24/12/23, 02:19 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Ze szatynem nie było możliwości nawiązania jakiegokolwiek kontaktu do końca zajęć matematyki. Dopiero po dzwonku przerwy, zaczął odpowiadać niezrozumiałymi pomrukami, nie odrywając czoła od blatu ławki. A już na pewno nie mógł spojrzeć w oczy swojemu ukochanemu, który poświęcił mu tyle czasu na wspólną naukę. A on jak zwykle olał sprawę i skupił się tylko na przyjemnościach.
  Dlatego dalej chowając twarzy, wyciągnął tylko rękę z pogniecioną kartką i zmachał nią przed nosem blondyna. Chwilę się zawahał, ale w końcu puścił ją w jego dłonie. Oczywiście wiedział, że Marcel go nie wyśmieje, ani nie opierdzieli, ale świadomość o tym, że go zawiódł na całej linii bardzo bolała.
- Ale ja nie jestem takim ukrytym geniuszem jak ty Marcyś. - Pociągnął nosem w końcu podnosząc głowę, kiedy poczuł na sobie jego znajomy, ciepły dotyk. Od razu poczuł się trochę lepiej i pokiwał przystając na kolejną wspólną naukę, jednak tym razem miał do niej odrobinę inne plany.
  Na szczęście po kilku kolejnych wymianach zaczepnych zdań czuł się na tyle dobrze, że nie potrafił zdusić rozbawionego uśmiechu na widok zawstydzonego blondyna.
- Nie, nawet nie masz co się zastanawiać Marcyś. Zero smakołyków dla Panny wredoty i Patyka. Wszystko dla mnie i dla ciebie, tylko nam się należy. - Od razu objął chłopaka ramieniem pokazując dziewczynie język i wstał razem z nim. Niestety musieli zmienić salę, ale wykorzystał to na chwilę opóźnienia na zahaczenie ucha Majki.
- Na twoim miejscu martwiłbym się o podłogę w swojej łazience kochana koleżanko. - Wyszeptał z lisim uśmiechem na ustach, choć mimo wszystko i na jego policzkach pojawiły się drobne rumieńce. Ale i tak nic nie było w stanie przebić miny biednej dziewczyny, która powoli trawiła jego słowa.

...

  Kolejnym plusem tego dnia był pusty dom jaki zastał po powrocie. Nie wiedział, gdzie wszystkich wywiało, tym bardziej dziadka, którego jako jedynego chętnie by przywitał. Ale liczyło, że nie musiał oglądać ani rodziców, ani pożal-się-boże brata. Mógł w ten sposób przygotować się mentalnie na naukę. Do plecaka zapakował podręcznik i zeszyt od matematyki, jak i brudnopis tak na zapas, ale do umówionej godziny zostało jeszcze sporo czasu, który wykorzystał aby zmęczyć się fizycznie. Nie od wczoraj było wiadome, że ma ogromne pokłady energii, które chwilami rozsadzały go od środka. Musiał więc pozbyć się ich sporej części intensywnym treningiem. Oczywiście po nim zaliczył prysznic i smutną zabawę z własną ręką i wyobraźnią, aby pozbyć się także trochę drugiej pokusy. Niestety albo i stety, ale los pokarał go wysokim libido, a na dodatek trafił mu się tak uroczy, ale zarazem i kuszący chłopak, na którego punkcie szalał wciąż tak samo jak za pierwszego roku ich związku. A przecież upłynął już prawie czwarty rok ich związku, więc powinien się uspokoić... Nie mniej jednak po takim zabiegu w końcu był w końcu gotowy.

...

  Przez zmęczenie, drogę do domku pokonał znacznie wolniej niż zwykle, bo zamiast wyścigu z czworonogami, wybrał spokojny i wyciszający spacer. Reks i Rambo były wyraźnie zaskoczony nagłą zmianą nastawienia swojego pana, ale od razu do czasu wracały się i po prostu biegały za nim w kółko.
  Rzucając im piłkę, wspiął się po drabince do domku, gdzie to od razu został przywitany cudownym uściskiem piegowatych ramionek. I nie mogło zabraknąć też buziaków, które stęskniony odwzajemnił z uśmiechem, a na koniec dorzucił też parę swoich nawet jak chłopak zaczął mówić.
- Hej Żabciu~ Stęskniłem się cholernie. - Wyznał muskając jeszcze raz jego policzek, aby zaraz bez chwili wahania zasmakować wypieku, który mu podał. Od razu poczuł jak delikatne ciasto rozpływa się na jego języku, który chwilę później został zaatakowany cudownie bogatym nadzieniem. Ledwo przełknął kęs, a już niemalże nie pociekła mu po brodzie ślina. Ale kolejna dawka apetytu szybko została zaspokojona przez autora smakołyka. Rany... ulżył sobie porządnie przed przyjściem tu, ale i tak nic nie mogło równać się z jego cudownym małym skarbem. I jak on tu miał się skupić na czymkolwiek co nie było Marcelem?! Westchnął prawie wywalając swój plan do kosza.
- Niebo w gębie. Przepyszne jak zawsze! Jak ty to robisz? To różane? Nawet pachnie jak prawdziwe kwiaty. - Pochwalił szczerze zainteresowany znajomą nutą, którą do tej pory czuł jedynie w swoim ogrodzie.
- Mhmmm kusisz. I to bardzo... W takim tempie to pierwszych przykładach będzie tak jak mówiła Majka. - Parsknął siadając obok blondyna, którego zaraz objął w talii, wspierając głowę na ramieniu.
- Marcel zaczekaj. - Przerwał, kiedy chłopak właśnie zabierał się za tłumaczenie materiału od nowa. - Mam do ciebie prośbę... Mógłbyś mi nie pomagać? - Spytał, ale niemal o razu pożałował swoich słów widząc lekko zawiedzioną minę piegowatego.
- No nie smuć się. - Odłożył długopis i przyciągnął chłopaka do siebie bliżej, aby oprzeć czoło o jego odpowiednik. - Naprawdę jestem ci wdzięczny. I to bardzo. Ale to moja wina, że zawaliłem ten test. Dałeś mi świetną lekcję, a ja... nie chcę powiedzieć, że ją olałem, ale skupiłem się na czymś innym. - Wyznał wpatrując się w te jego cudownie zielone oczy, z których powoli zniknął błysk smutku. - Chcę abyś był ze mnie dumny. I tak wiem, zawsze jesteś ze mnie dumny, bo mnie bardzo mocno kochasz. - Zaśmiał się, muskając wargami czubek jego nosa. - Ale muszę to zrobić sam.. W końcu mam materiały od najlepszego nauczyciela na świecie. A ty po prostu bądź przy mnie. Jesteś moim najlepszym motywatorem. A jak masz pompony to możesz nawet i za czirliderkę robić..- zaraz nie!! Lepiej nie! Już nawet jak sobie to wyobraziłem, to nie jestem w stanie o niczym innym myśleć! Aaaa goły pryszczaty zad Patyka! Szybko mózgu myśl o zadzie Patykafufufujfujfuj~ - Wzdrygnął się cały, czując jak dreszcz obrzydzenia przebiega po całym jego ciele.
 Spanikował mocno, ale trzeba było przyznać, że blondyn wyglądałby naprawdę uroczo w takim stroju. Niestety ten pomysł będzie musiał poczekać na następny raz. A tymczasem szatyn musiał skupić się w końcu na nauce. Która nie szła mu na początku za dobrze, ale w miarę jak wracał się do notatek Marcela powoli zaczynał przypominać sobie sposoby na znalezienie rozwiązania. A kiedy udało mu się w końcu bezbłędnie osiągnąć prawidłowy wynik, Marcel oczywiście nagradzał go soczystym buziakiem, który smakował różanym pączkiem.

...

- Stary jest źle. Bardzo źle... Już nawet nie kumam coś ty do mnie wczoraj napisał. - Żalił się panikujący blondyn z ogromnymi worami pod oczami. Wyraźnie też postanowił przyłożyć się do nauki, a w wyniku czego zarwał nockę. Zbyszek jak na dobrego kolegę przystało starał mu się tłumaczyć co sam zrozumiał, ale niestety Patryk nie miał przy sobie wsparcia w stylu Marcela. A szatyn nie zamierzał go mu nawet pożyczać.
- Wdech i wydech bo ci pikawa siądzie. Mówiłem nie skupiaj się tak na liczbach, a na sposobie. Jak będziesz wiedział, co masz najpierw zrobić, to już potem samo idzie. - Poklepał przyjaciela po plecach z litością, po czym odchylił się w stronę siedzącego obok Marcela, aby uzyskać od niego trochę dobrej energii przed wejściem w paszczę lwa, jaką była sala zarezerwowana na poprawkę.
- Kumam, że Marcyś tu jest, ale Majka nie miałaś teraz jakiegoś kółka? - Zerknął w bok na dziewczynę, która z rozbawieniem obserwowała panikującego Patryka.
- Raz mogę olać. A poza tym Marcel sam dwóch trupów nie wyniesie. - Wytknęła język, ale dalsze zaczepki przerwała obecność matematyczki.
- Wiśniewski, Kaczorowski, zapraszam do sali. - Poleciła zostawiając otwarte drzwi wracając do klasy
- Zaraz wracam. - Uśmiechnął się do blondyna, na odchodne jeszcze mierzwiąc ta jego cudowną czuprynę, po czym zamknął drzwi sali i zajął swoje miejsce.
- Proszę was postarajcie się tym razem, a może nawet przyznam wam punkt za dobre chęci. - Powiedziała wyraźnie zmęczona kobieta, kiedy rozdała chłopakom świeżo wydrukowane kartki z zadaniami.
- Podziękuję, jestem przygotowany. - Odparł szatyn od razu składając swój podpis i zabierając się do roboty.
  Na początku się speszył i ominął trzy zadania, ale kiedy w końcu za czwartym załapał dryg, wrócił i do tych pierwszych. I o dziwo rozwiał je bez problemu. Nawet sam był zaskoczony, że tak łatwo mu poszło, ale zaraz znowu nabrał pewności siebie. I finalnie zakończył test przed czasem. Został jedynie dla wsparcia mentalnego dla Patryka, aby wspólnie mogli oddać testy. Pozostało jeszcze sprawdzenie, które nauczycielka zgodziła się zrobić od razu, aby zaoszczędzić chłopakom zszarganych nerwów. A także ich małej widowni, która na nich czekała.
- Kaczorowski... - Drgnęli nagle obaj, kiedy kobieta przerwała ciszę i zmierzyła blondyna surowym wzrokiem do tego stopnia, że biedak przełknął głośno ślinę. - Trójka. - Rzuciła od niechcenia ignorując jak chłopak z ulgą pada na ławkę. - A Wiśniewski... podejdź mi tu.
  Szatyn czuł jak traci grunt pod nogami. Czy naprawdę po raz drugi zawali ten sam test? Przecież tak dobrze mu szło podczas korków ze wsparciem ukochanego. I te przykłady też zdawało mu się że zrozumiał. Zmartwiony podszedł do biurka nauczycielki, która parsknęła rozbawiona.
- Wyglądasz jakbym cię miała zaraz zdzielić dziennikiem po łbie. Wyprostuj się, poprawiłeś. - Uspokoiła go, ale podsunęła mu kartkę i postukała palcem w podpis. - Bardzo ładnie sobie poradziłeś. Piątka, bez żadnych ulgowych punktów. Ale czy nazywasz się Marcel Wiśniewski? - Uniosła lewą brew.
  Zbyszek zamrugał kilkakrotnie, po czym wybuchnął śmiechem.
- Nie pszepani, ale nie ukrywam, że to brzmi nieźle. - Odparł z szerokim uśmiechem odbierając od kobiety kartkę. - Dziękuję pani bardzo. - Dodał, po czym pierwszy wypadł z sali, od razu rzucając się na swojego kochanego blondyna.
- Marcel kochanie ty moje! - Zamknął chłopaka w ciasnym uścisku, po czym złapał go za te piękne piegowate policzki. - Piątka!
nje ma czytańja:
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {27/12/23, 08:22 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

Zielone smutne tęczówki Marcelka szybko się rozświetliły, gdy tylko Zbyś zaczął mu tłumaczyć sytuację. Wiedział, że ten nie miał nic złego na myśli i doceniał pomoc blondyna, niemniej jednak ten najzwyczajniej lubił czuć się potrzebny i lubił tłumaczyć ukochanemu przedmioty szkolne. Do tego miał okazje spojrzeć głęboko w ukochane, czekoladowe, przepełnione miłością do niego tęczówki. Dlatego szybko atmosfera między nimi wróciła na właściwe tory
- Dokładnie tak, bardzo cię kocham – odparł z szerokim uśmiechem, ciesząc się, że jego narzeczony był świadomy wielkiej miłości, jaką żywił do niego. No i że był z niego zawsze dumny, nawet, jeśli ten dostawał z czegoś dwójkę. W końcu była to lepsza ocena niż jedynka, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie każdy musi być dobry w przedmiotach szkolnych. Zbyś był człowiekiem wielu talentów – od ogrodnictwa, po majsterkowanie do uzdolnienia muzycznego i do zacięcia sportowego, już nie mówiąc o zdolnościach w łóżku. - Za cheerleaderkę, mówisz, tak? - Zamyślił się na chwilę. - Następnym razem zrobię takie pompony. O, chyba mam jakieś takie serpentyny holo – dodał. A czego w swojej kolekcji Marcel nie miał? Od dobrych kilkunastu lat pałał się wszelaką sztuką, także znalezienie u blondyna materiałów do pomponów nie powinno być trudne.
A następnie się zaśmiał, słysząc komentarz o ich kumplu. Skąd on wiedział, jaki tyłek miał Patryk?! Niemniej jednak przytulił się do pleców Zbysia jeszcze mocniej, obserwując jego poczynienia w zeszycie i mocno mu kibicując.
**
Oczywiście od razu postanowił, że zostanie z ukochanym i z Patrykiem pod klasą, czekając na nich obojgu. Nie chciał zostawiać ich samych sobie z myślami, a przy okazji mógł wszelkie niepewności do matematyki, rozwiązać. Tak samo zrobiła ich kumpela, a z jej obecności cieszył się też Marcel, bo miał do kogo się odezwać czekając na swojego narzeczonego.
Siedział blisko szatyna, stykając się ciałami – udami, kolanami, a nawet ramionami. Tylko niestety ich dłonie nie mogły zostać splątane, ale chociaż tak chciał ich wspierać, jak i uspokoić swoje nerwy. On też się stresował, ale wierzył, że chłopcy dadzą z siebie wszystko.
- Powodzenia! Czytajcie dokładnie polecenia! - zawołał za nimi, tuż przed zamknięciem się drzwi. Następnie wziął głęboki oddech, żałując, że to on nie mógł znaleźć się na miejscu Zbyszka. Całe szczęście szybko jego myśli zostały zajęte przez przyjaciółkę, obgadującą jednego chłopaka z innej klasy. Jako stuprocentowy gej mógł najlepiej jej poradzić. I nim się oboje obejrzeli, drzwi od sali zostały otworzone, a z nich rzucił się Zbyś na szyję Marcela. Ten od razu mocno go przytulił, z szybko bijącym sercem.
- Mówiłem, że dacie radę! - odparł przeszczęśliwy, na co wskazywał jego szeroki uśmiech, którego nawet nie umiał powstrzymać. - Nieprawda. Ja ci tylko trochę pomogłem, a to ty się wszystkiego nauczyłeś. Mój zdolniacha – dodał, patrząc się na niego maślanym wzrokiem. Naturalnie był bardzo dumny z ich dwójki, co potwierdzało, że oboje mogli być dobrymi uczniami. Potrzebowali tylko chęci i ponownego wytłumaczenia niejasności. - Trójka to też super ocena. - Uśmiechnął się, klepiąc przyjaciela po plecach. Ten wydawał się być również przeszczęśliwy, mimo że nie była to piątka. Tak samo Majka musiała go mocno wyściskać.
I kiedy podziwiał ten uroczy obrazek, niespodziewanie został przyciągnięty do pocałunku. Nigdy nie spodziewał się, że Zbyś zdecyduje się na tak śmiały gest na środku korytarza… Niemniej jednak było już dawno po lekcjach, korytarz wydawał się być pusty, a usta szatyna jak zawsze były takie kuszące i pociągające. I tym razem nie umiał się powstrzymać przed buziakiem. Prawą dłoń wplątał w burzę włosów ukochanego, drugą obejmując jego wilgotne policzki, zaś ciało naturalnie lgnęło do tego drugiego.
Jednakże nikt z całej paczki nie spodziewał się, że jednak szkoła nie była opustoszała. Nagle usłyszeli nieprzyjemnie znajomy głos i czyiś drugi, którego Marcel nie rozpoznawał. Ten miał ochotę, jak najszybciej odsunąć się od Zbyszka, ale ten postanowił obrać inną taktykę. Wtedy blondyn zacisnął palce na materiale bluzki, aż te nie zrobiły się całkiem białe. Niespodziewanie zauważył, że traci całą kontrolę nad swoim organizmem, dając się ponieść silnym emocjom, jakie nigdy nie czuł. Czuł, jak zaciśnięte palce zaczynają się trząść, tak samo jak jego nogi, na których ledwo stał. Tak samo nie miał kontroli nad szumami w głowię i bólem brzucha. Wtedy też poczuł, jak trudno łapie mu się oddech i to zmusiło go od odsunięcia się od Zbyszka, co natychmiast skutkowało chwilową utratą równowagi.
- Marcel?! - krzyknęła zaniepokojona dziewczyna, biorąc chłopca pod ramię.
- Jeszcze raz tak na nich powiesz, a zmyję ci siłą tę minę! - warknął Patryk, biorąc ich w obronę, stojąc między nimi.
- A ty od kiedy tak ich bronisz, co?! Też jesteś pedałem? - odezwał się Przemek dalej trzymając kpinę we głosie.
--  Jebani zboczeńcy mnożą się w tej szkole jak zaraza… - dodał ten drugi.
Majka po tych rażących słowach, postanowiła wyciągnąć kręconowłosego z tłumu, który czuł się jeszcze gorzej, a do tego był przerażony reakcją swojego organizmu. Na odchodne została lekko potrącona przez Przemka, ale nie zwróciła na to uwagi. Posadziła Marcela na ławce, zmuszając go do spuszczenia głowy pomiędzy nogi.
- Wiśnia! Do cholery! Jesteś nam potrzebny! - krzyknęła za nim, licząc, że to powstrzyma go od eskalacji konfliktu i przejścia do rękoczynów.
Jeszcze kilka dni temu Marcel był gotowy na wyjawienie prawdy całej szkoły, ale teraz? Kompletnie nie był na to przygotowany. I że pierwszą osobą, która się o tym dowie, będzie jego wróg.
Całe szczęście czując dotyk Zbyszka na swojej dłoni, blondyn zaczynał się powoli uspokajać. Zwłaszcza, kiedy dostał buziaka w policzek.
**
Kolejny dzień w szkole nie zapowiadał się być lepszy niż poprzedni. Od razu wszystkie spojrzenia zwróciły się na osobę Marcela. Ludzie po cichu chichotali, plotkowali, stukali się lub klepali po ramieniu, chcąc przekazać gorącą plotkę. A to wszystko wywoływało głęboki niepokój. Ale najgorsze miało jeszcze nadejść, gdy zza rogu wyłonił się ojciec Marcela we własnej osobie. Ten miał nietęgą minę – zaciśnięte usta w wąską kreskę, zaciśnięte zęby, jakby zaraz miały się pokruszyć. Cały emanował złością, mając białe dłonie.
- Policzymy się w domu – warknął, zbliżając się niebezpiecznie do twarzy blondyna. Od razu cała radość z niego wyleciała, a obleciał go strach. Ojciec na pewno już o nich wiedział.
Za to dyrektora, jako jedyna z nich, stała w drzwiach z dumnym uśmiechem, odprowadzając wzrokiem mężczyznę.[/color][/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {31/12/23, 05:16 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Właśnie dlatego chciał dalej ukrywać ich związek. Na niego żadne obelgi nie miały wpływu, ale wiedział, jak bardzo cierpiał Marcel, kiedy je słyszał. To nie był w stanie zignorować nawet pomimo próśb samego blondyna. Jak mógł pozwolić żeby ktoś dla własnego kaprysy krzywdził najważniejsza osobę w jego życiu? Miał tak po prostu stać i nic nie robić? To nie było możliwe, szczególnie dla Zbyszka. Jego wybuchowa natura kazała mu natychmiast zamknąć tą parszywą mordę Przemka. Obić ją do tego stopnia, w którym poczuje choć minimalną namiastkę bólu jaki sprawiał Marcelowi. Nie ważne że przy tym straci kilka zębów i trochę krwi. Należało mu się.
 Jedynym oporem był piegowaty trzymany w jego ramionach, ale ten problem szybko rozwiązała Majka, zabierając go na stronę. Teraz kiedy miał wolne ręce z mordem w oczach szarpnął się na bruneta, ale przed uderzeniem go powstrzymał go krótkościęty blondyn.
- Myślałem że to Majka się puszcza z całym wianuszkiem. Wychodzi na to, że Marcel dawał każdemu dupy! - Parsknął Przemek z szyderczym uśmiechem obserwując wykrzywioną ze złości twarz szatyna.
- Zapierdolę cię.... - Szarpnął odpychając od siebie Patryka. - Puszczaj mnie do cholery! Zajebię go kurwa! - Warknął i niemal udało mu się sięgnąć pięścią ten szyderczy uśmiech, kiedy Patryk ponownie złapał go za ramiona i odciągnął. Dlaczego nie pozwalał mu go uderzyć? Należało mu się. Obrażał już nie tylko Marcela, ale wszystkie bliskie mu osoby. Bo co? Bo zostanie zawieszony? Może dostanie kuratora na łeb? Będzie miał to w papierach? Jebać to. Liczyło się jedynie pokazanie mu jego miejsca. Zirytowany do granic odepchnął Patryka, wbijając mu łokieć w żebra, co wreszcie pozwoliło mu się rozbroić z jego uścisku.
  Nie skończyłoby się to dobrze dla żadnych ze stron. Obaj skończyli by mocno obici, choć bez wątpienia Zbyszek by wygrał ze względu na adrenalinę buzującą w jego ciele.  Kto wie, może nawet posłałby go do szpitala, może nawet praktycznie skatował. Gdyby tylko w tamtym momencie nie potrzebował go Marcel. Krzyk Majki w sekundę wybudził go z morderczego szału, ale widok tragicznego stanu w którym znajdował się jego ukochany, podziałała jak kubeł zimnej wody. Odepchnął do siebie wszystkich i rzucił się do blondyna w środku ataku paniki.
- Marcel? - Sam spanikowany jego stanem nie wiedział co robić, ale szybko złapał go za rękę, drugą dłoń układając na jego drżących plecach. - Marcel, spokojnie. Już jestem przy tobie. Kochanie, cichutko... - Wyszeptał muskając wargami jego mokry policzek, a następnie zanurzył rękę w burzy jego złotych loków, uspokajająco gładząc je. - Oddychaj, spokojnie...
  Ale nieproszona widownia nie zamierzała odejść bez ostatniego komentarza.
- Obrzydliwe. - Zarechotał chłopak którego Zbyszek nie znał z imienia, ale wiedział, że często plątał się przy Przemku, przytakując na wszystkie jego żałosne wtrącenia. Znów poczuł wzrastający gniew, jednak w tym momencie powietrze przeszyło echo pięści zderzającej się z czyjąś twarzą, a nienawistny śmiech natychmiast ustał.
- Pojebało cię pedale?! - Warknął poszkodowany przydupas, łapiąc Patryka za koszulkę, szykując się do oddania przysługi.
- Co wy na boga wyprawiacie!? - Krzyknęła zszokowana matematyczka, którą wyciągnęły z sali odgłosy zamieszania. Jej pojawienie oznaczało zatrzymanie dalszego fizycznego konfliktu, ale oznaczało początek czegoś znacznie gorszego.

...

  Naturalnie następnego dnia wiedzieli już wszyscy uczniowie... nie. Wiedziała cała wieś. Plotka rozeszła się jak świeże poranne bułeczki z piekarni. Każdy łaknął ich i jakimś cudem nie zadławił się ani jednym kęsem przy wypluwaniu swoich szyderczych dwóch słów, które nie były nic warte. Jeden mądrzejszy od drugiego. Jeden się modlił o ich rozumy, a drugi przeklinał na wieczne potępienie, a przecież było to coś co powinno interesować tylko ich dwoje. Nikt nie był krzywdzony, a jedynie kochany. Ale ich zepsute mózgi nawet nie potrafiły tego przetrawić.
  Po zamieszaniu, które skończyło się na tym, że Patryk przywalił przydupasowi Przemka, naturalnie wezwano rodzica każdego z nich. Aby poinformować ich o zajściu, a następnie zostawić wymierzenie kary w ich rękach. Oczywiście poza Patrykiem i Łukaszem, których sprawa zajęła znacznie dłużej przez dojście do rękoczynów. Zbyszek był wdzięczny przyjacielowi za bronienie ich, ale przede wszystkim trochę mu zazdrościł, że udało mu się dać choć namiastkę nauczki na jaką zasługiwali ich oprawcy. Ale najgorszym było pojawienie się Ojca Marcela. Na sam jego widok Majka i Patryk musieli trzymać razem Zbyszka, żeby ten nie urwał mu łba. To z jaką pogardą spoglądał na swojego syna, to jak pogrążał go w strachu swoimi groźbami. Szatyn mordował go w swojej wyobraźni na wszystkie możliwe sposoby. Gdyby tylko ten przeklęty drań zniknął, życie Marcela stałoby się prostsze.
  Kiedy mężczyzna wreszcie zniknął za szkolnym ogrodzeniem, przyjaciele wypuścili Zbyszka i pozwolili mu podejść do blondyna, którego od razu złapał za dłoń, ściskając ją delikatnie. Musieli to jakoś przetrwać i nie zamierzał zostawiać go z tym samego. Teraz już nie musieli się ukrywać, ale czy cena jaką za to zapłacili była tego naprawdę warta?

...

  Wtedy jeszcze żaden z nich nie wiedział jak wysoka ona będzie.
Zbyszek miał to szczęście, że jego rodzice byli już wcześniej świadomi poczynań swojego syna, który nie zamierzał się przed nimi ukrywać. Problem stało się jednak to, że wiedziała teraz cała wieś. Wszyscy wiedzieli jakie dziecko wyszło spod ich wychowania, mimo, że jego starszy brat wybrał tak szlachetną rolę w życiu. To tylko bardziej pogrążało ich opinię w społeczeństwie. Mateusz za to nie odważył się odezwać nawet jednym słowem i po raz pierwszy w życiu szatyn był mu za to wdzięczny.
  Wiśniewscy kłócili się do wieczora o to, kto tak naprawdę był winny zaniedbania ich najmłodszego syna, który zboczył na złą ścieżkę. Przecież postępowali dokładnie tak samo jak ze starszym potomkiem... a może to właśnie był ich problem? Ich kochany księżulek był znacznie bardziej powalony, ale jego brudy zostały bardzo starannie zakopane. Ale dla Zbyszka to wszystko zupełnie się nie liczyło. jego rodzina równie dobrze mogła się rozpaść, co szczerze wyszłoby każdemu na zdrowie. Jedynym co go obchodziło był Marcel, który samodzielnie musiał stawić czoło swojemu ojcu i matce... chociaż ona pewnie i tak jak zawsze nie odezwie się słowem. Z pewnością nienawidził jej jeszcze bardziej niż starego Zielińskiego. Miała możliwość pomocy Marcelowi, albo mogła też stanąć po stronie męża. Tymczasem stała jak ta durna krowa na środku drogi czekając, aż coś ją w końcu rozjedzie.
 Zbyszek westchnął zmęczony i przetarł oczy, zasłaniając je tym samym przed nagłym rozbłyskiem niebieskiego i czerwonego światła. Mrugało na zmianę za każdym razem raniąc jego przekrwione oczy. Policja nie była niczym nowym w ich okolicy. W pijalni często się awanturowali, albo któryś z sąsiadów znowu za głośno puścił muzykę. Norma na wsi, gdzie nikt nie potrafił pilnować swojego interesu. Choć nawet Zbyszek miał to we krwi, kiedy z ciekawości próbował określić, skąd mogą dochodzić światła. Pijalnia? Nie, była bardziej na prawo. Kościół? Też nie, był znacznie dalej na polance... Dom Zielińskich... Nie, dom Marcela znajdował się dokładnie za tą trzecią złamaną sosną... dokładnie za tą, która jak na złość zaczynała odrobinę przysłaniać okno pokoju Marcela. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy zdał sobie sprawę że na jasnych dachówkach odbijają się czerwone i niebieskie światła.
  Działając na autopilocie wybiegł z domu, nie przejmując się nawet zabraniem bluzy. Tego wieczora było znacznie chłodniej przez deszcz lejący z nieba, który znacznie utrudnił mu drogę w klapkach, ale zwyczajnie musiał się upewnić, że to nie chodziło o Zielińskich. Nawet jeśli wszystkie jego wnętrzności wariowały od przeciwnych przeczuwań. To na pewno tylko sprzeczka z sąsiadami. Ojciec Marcela był już twego dnia wyjątkowo zirytowany, więc najmniejsza pierdoła pewnie wytrąciła go z równowagi. Tak, dokładnie tak. Marcel był całkowicie bezpieczny i zdrowy. Siedział zamknięty w swoim pokoju, skulony pod kołdrą, wypłakując wszystkie płyny ze swojego ciała. Ale był bezpieczny!
  Nie przejmując się brakującym oddechem w końcu dotarł do swojego celu, opierając się o drzewa. Droga na skróty nie była łatwa, ale zaoszczędziła mu cenne minuty paniki. Która niestety nie została ani trochę zmniejszona. Wręcz przeciwnie potroiła się na widok trzech wozów policyjnych rozstawionych pod bramą Zielińskich. Czwarty był na podwórku, a tuż obok stała jeszcze karetka. Nie brakowało też gapiów w postaci sąsiadów. Próbując złapać oddech, powiódł za ich przerażonym wzrokiem, trafiając w końcu na wysoką postać trzymaną przez trzech policjantów. Ojciec Marcela stawiał opór przy każdym kroku, wykłócając się o to, żeby nie wtrącali się w sprawy jego rodziny.
- [...]musiałem dać gnojowi nauczkę! - Ten strzępek jednak kompletnie zmroził krew w jego żyłach. "Dał mu nauczkę" - komu? Marcelowi? Od razu panicznie zaczął się rozglądać, podchodząc bliżej tym samym dając się zauważyć rozjudzonemu mężczyźnie.
- Ty!! Nie waż się do niego zbliżać padalcu! To twoja wina! To ty mu namieszałeś we łbie!! - Warknął próbując usilnie wyrwać się funkcjonariuszom, których groźby przestały mieć na nim jakikolwiek efekt. Ale dla Zbyszka zupełnie się nie liczył, zwłaszcza kiedy w końcu udało mu się wyłapać w całym tym zamieszaniu złotą czuprynę. Ignorując wszelkie wezwania do zatrzymania się, a nawet próby złapania, biegiem rzucił się do karetki do której zbliżały się nosze na których leżał Marcel otulony srebrną folią.
- Marcel!? - Z rozpaczliwym krzykiem złapał jego zimną rękę, która zwisała niemal bezwładnie. Już dopadały go najczarniejsze myśli, kiedy drobna dłoń słabo odwzajemniła jego uścisk.
- Stój! Odsuń się! Tylko członkowie rodziny mają wstęp. - Mężczyzna o surowym głosie, złapał go za ramię, próbując odsunąć go od poszkodowanego. Co nie było łatwe, gdy Zbyszek był gotów nawet do posunięcie się do czynów fizycznych, gdyby chcieli zabrać go od Marcela. Ale na szczęście szamotanie w porę przerwał kobiecy głos.
- Nie! Przestańcie! To mój... to mój drogi s-syn! - Oficer od razu poluźnił uścisk, co pozwoliło Zbyszkowi wyrwać się i obciąć złotowłosego w ramiona.
- Marcel! Słyszysz mnie? Marcyś... co ten sukinsyn ci zrobił? Zapierdolę tego śmiecia... - Wyłkał zalewając się łzami na widok bladej skóry chłopaka, pokrytej licznymi siniakami, które zaczynały nabierać koloru. Była też krew, ale tym co było najgorsze, był brak ubrań na jego ciele.
- Rozumiem, ale musimy jak najszybciej zabrać go na sprawdzenie jego stanu.
  Kobieta o łagodnych rysach które odziedziczył blondyn, położyła rękę na jego ramieniu.
- Zbyszek... utrudniasz im... - Dodała słabo, tak jakby każde słowo kosztowało ją wiele wysiłku. Ale w końcu przez ułamek sekundy wyglądała i zachowała się jak Matka. Odsunęła szatyna na bok, aby w końcu nosze zostały wsunięte do karetki. - Mogę z wami jechać? - Spytała panicznie.
- Tak. Ale możemy zabrać do karetki tylko jedną osobę towarzyszącą. - Te słowa niemal od razu odebrały wszelką nadzieję Zbyszkowi na towarzyszenie ukochanemu, którego rękę już musiał puścić. Będzie musiał znaleźć inny sposób na dostanie się do szpitala. Czy uda mu się znowu wykraść klucze do ogórka? A może będzie musiał prosić się Mateusza? Już miał się poddać, gdyby nie został popchnięty w stronę karetki.
- Jedź z nim. Pojadę za wami autem. - Poleciła kobieta, od razu odwracając się na pięcie i biegnąć do domu po kluczyki.
  Pośpieszny szatyn nawet nie miał chwili na reakcję, ale posłusznie szybko wsiadł do pojazdu, ponownie chwytając za rękę Marcela, przykładając ją do swojego czoła.
- Już dobrze Marcel, jestem przy tobie. Trzymaj się, proszę cię. - Wyszeptał, gładząc ostrożnie jego wilgotne, złote loki.

...

  Bez wątpienia najgorszym momentem była chwila rozłąki w szpitalu, gdzie to musieli zabrać Marcela na serię badań, aby upewnić się co do stanu jego ciała. W tym czasie Zbyszek został sam ze skrawkami informacji, które nie pomagały mu się uspokoić. Niedługo później przybyła matka Marcela, ale ta w ciszy jedynie zajęła siedzenie obok szatyna, spoglądając tępo w ścianę.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {03/01/24, 07:38 pm}

Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

Przez całą drogę do domu siedział zestresowany na tylnym siedzeniu auta, ledwo powstrzymując palce od skubania skórek wokół paznokci. Jego ojciec po spotkaniu z dyrektorką, uparł się, że koniecznie musiał go odebrać ze szkoły, aby zapobiec spotkania ze Zbyszkiem. A Marcel? Był przerażony. Ile by teraz oddał, by zaszyć się w ich domku i tam spędzić noc., zamiast teraz wysłuchiwać narzekania Zielińskiego, że jego kumpel, Czesiek, pytał, czy jego syn naprawdę jest pedałem. Był to mężczyzna niewiele różniący się od kierowcy tego auta. Ten również udawał pobożnego katolika, homofoba i lubiącego sport, tylko był bardziej zabawny. A teraz dopytywał Zielińskiego o jego "błąd wychowawczy ". Kierowca ciągle przeklinał, nierzadko wyzywając swojego syna. Już po kilku takich obelgach, Marcyś miał już dość, będąc zmęczony tym pechowym dniem. Całe szczęście niedługo później zaparkowali pod domem, gdzie i tym razem blondyn nie czuł się bezpieczny.
I uczucie, że ubrał się zbyt "pedalsko " zaczęło otaczać go sidłami, tak zestresowując chłopaka, że nie ruszył ani kęsa posiłku. Przynajmniej nie z własnej woli.
- Matka specjalnie ci gotuje, żebyś nie srał, a ty jeszcze wybrzydzasz, pasożycie jeden?! - warknął, uderzając pieścią w stół.
To skutecznie sprawiło, że drobny chłopak zmusił się do jedzenia, łącząc kęsy z własnymi łzami.
Tak upłynęło popołudnie w domu Zielińskich, a wieczór wcale nie zapowiadał się lepiej. Co rusz było słychać kłótnie rodziców, wykłócających się o to, kto był winny. Przez to Marcel, nawet we własnym pokoju, nie czuł się bezpieczny ani spokojny, co przejawiało się nerwowymi ruchami pędzla na płótnie. Tak próbował, choć trochę się uspokoić, ale prawdziwy spokój znalazłaby tylko w ramionach Zbyszka. Może powinien się wymknąć? Zapukałby do okna, a potem spędziliby noc w swoich ramionach, może pod gołym niebem, w ich lesie.
Jednak los miał dla nich o wiele bardziej złowieszcze plany.
- Zaraz ci się odechce być pedałem! - Otworzył z impetem drzwi do pokoju syna, sprawiając, że temu natychmiast wypadł z dłoni pędzlem, brudząc zieloną farbą podłogę. - Cała wieś tylko o tym gada. Wiesz, ile mi wstydu narobiłeś?! - dalej krzyczał, nawet nie chcąc się uspokoić. Dopiero szybująca ręka w stronę policzka Marcela ukoiła jego nerwy, ale i to mu nie wystarczyło. Widok lepkiej, czerwonej krwi, spływającej do ust syna, wcale go nie obudziła, ani jego łzy, płynące po policzku.
To nie był pierwszy raz, gdy został uderzony. Może dlatego blondyn siedział potulny jak baranek, bo przecież na tym zawsze się kończyło. Za chwilę jego ojciec wyjdzie, zostawi go samego z myślami. Kręconowłosy o nikłej budowie ciała, nie miał szans, aby go powstrzymać.
Jednak starszy Zieliński na tym nie poprzestał. Zacisnął dłoń na nadgarstku blondyna, siła zmuszając go do wstania.
- T-tato, t-to boli - zająknął się, patrząc się przerażony na rodziciela.
- A ten pierścionek?! Miałeś go nie nosić! - krzyknął, ignorując prośby ojca. A następne po pokoju rozniósł się pisk chłopaka, poprzedzony gruchotem kości.
Złapał się drugą dłonią za tą obolałą, przykładając tę obolałą do ust. Jego zielone oczy jeszcze bardziej zaszły łzami, wprawiając drobne ciało w drgania.
I popchnięcie sprawiło znalezienie się blondyna na łóżku. Ręce ojca, kogoś, kto powinien dbać o bezpieczeństwo, teraz po raz kolejny je odbierając. Próbował siłą zdjąć ubrania chłopaka, rozrywając je na strzępy. Zielonooki próbował się bronić, odpychając go od siebie czy kopiąc nogami w losowe miejsca, ale wystarczyło, że Zieliński obrócił go na plecy i tam uderzył go klamrą od pasa. Kolejny pisk rozległ się po pokoju, a mimo tego ojciec tylko się nakręcał, siłą rozrywając jego złączone nogi, w ręce trzymając kij od miotły.
- N-nie. Puść mnie, p-puść- prosił błagalnie, wyrywając się spod jego uścisku, czując jak wtedy kij boleśnie ociera się o uda. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo się bał, próbując resztkami sił walczyć z czarnymi myślami... bo chciał jeszcze raz zobaczyć Zbysia, przytulić go, porozmawiać.
- Co ty kurwa wyprawiasz?! - rozległ się kobiecy głos, który pozwolił blondynowi na oswobodzenie się, gdy mężczyzna był lekko zdziwiony reakcją swojej żony, bowiem ta rzuciła się na niego z pieściami.
Słyszał, jak serce obijało mu się o żebra, wygrywając najgorszą melodię, jak adrenalina buzuje jego w żyłach, dając mu siłę na zgarnięcie telefonu matki ze stolika kawowego. Trzęsącymi się rekoma, wyklepał numer alarmowy, patrząc czujnymi oczami w stronę schodów, skąd było słychać krzyki, trzaskanie i łamanie mebli.
Po trzech sygnałach odebrała dyspozytorka, od razu próbując uspokoić chłoddpaka. Kazała mu się schować w łazience aż do przyjazdu policji.
Na całe szczęście, w krótkim czasie w oknie łazienkowym zaczeły odbijać się światła policyjne. A dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Policjantka znalazła go schowanego w kącie łazienki, całego nagiego i w trakcie kolejnego ataku paniki. Marcel był szczerze przerażony reakcjami swojego organizmu. Aż do wczoraj, nigdy nie doświadczył ataku paniki, a ten był już jego drugi w przeciągu dwóch dni.
Po względnym uspokojeniu się, został okryty czerwonym kocem i wstępnie opatrzony, zanim nie dojechała karetka. Ojciec rzucając przekleństwami został wyprowadzony przez trójkę policjantów, oczywiście będąc skutym kajdankami.
Gdy pierwsze emocje opadły, ból spowodowany rannym palcem i licznymi siniakami zaczął się nasilać, do tego stopnia, że miejscami robiło mu się słabo. Dodatkowo czuł, jak bardzo ciało odmawia mu posłuszeństwa, będąc zmęczony, co jeszcze bardzo pobijało ból.
Następnie niewiadomo nawet kiedy znalazł się na noszach, przykryty folią w akompaniamencie odgrażania się rodziciela i plotkom sąsiadów, którzy oczywiście musieli spotkać się pod domem Zielińskich, obserwując sensację. To wydarzenie na długo zapiszę się na wsi i długo ludzie będą mówili, co się stało, do czego sami doprowadzili swoją homofobią.
Zaraz miał być zabierany do szpitala, gdyby nie nagłe wtargnięcie szatyna, na którego widok, serce blondyna się ścisneło. A zaraz delikatnie odwzajemnił jego uścisk, smutno się uśmiechając. I następnie patrzył się na niego błagalnie, na jego i na matkę, bo to z nim chciał być w karetce, nikt inny już się nie liczył. Wreszcie poczuł, że od teraz jakkolwiek się to wszystko ułoży.
Potrzebował go teraz tak bardzo, nawet bardziej od matki, bo to Zbyszek przez tyle lat był jego pierwszym wsparciem. Spojrzał dlatego na niego tęsknym spojrzeniem, pragnąc trzymać jego dłoń przez całą trasę do szpitala. I całe szczęście po raz pierwszy od dłuższego czasu, matka Marcela zrobiła coś ku jemu dobru.
Nigdy nie brała pod uwagę, że Marcel był najszczęśliwszy właśnie ze Zbyszkiem, że to on był najlepszą partią dla niego.
Jej relacja z synem będzie wymagać dużo pracy i czasu, aby chłopak mógł wreszcie jej zaufać, ale kobieta wreszcie wydawała się być na to gotowa. Gotowa, by stać się dla niego zq matką, a przy tym wsparciem, bo do tej pory jedynym wsparciem przede wszystkim dla niego Zbyś, który zawsze był przy nim. Nawet teraz. Ten był dla nigdy oparciem, gdy ojciec notorycznie komentował ubiór swojego syna i wytykał jego niemęski wygląd - szczupłe, drobne ciało, dłuższe włosy i prawie brak zarostu przy tak delikatnej urodzie. Wtedy matka siedziała cicho, nigdy nie biorąc strony syna. A w innych sprawach, przytakiwała mu. Niemniej jednak teraz chciała to zmienić.
Drzwi od karetki zamknęły się, a wtedy ratownicy medyczni zabrali się za zakładanie wenfonu, aby podać chłopakowi leki przeciwbólowe. Wtedy również odwrócił wzrok na Zbysia, byleby nie patrzeć się na igłe.
**
Od razu został zabrany do osobnego gabinetu, z racji tego, że był nieletnią ofiarą przemocy i do tego nagą. Pietrzyli się przy nim lekarze i pielęgniarki, opatrujące krwawiące rany i pobierające mu krew na podstawowe badania. To tutaj zaczęli przygotowywać raport, obdukcje, na temat jego stanu zdrowia i odniesionych obrażeń. Przy tym wszyscy starali się być delikatni i zagadywać chłopaka, ale ten nie za bardzo był skłonny do rozmow, oszołomiony od leków i wydarzeń. Następnie miał być zabrany na prześwietlenie i tomografię głowy.
**
- I co z moim synem?! - odezwała się kobieta, od razu wstając z krzeseł w poczekalni, gdy zza rogu wyłonił się lekarz prowadzący Marcela.
- Ma złamany serdeczny palec u prawej dłoni, liczne siniaki, obtarcia i zadrapania, nawet w okolicy krocza...
- Jezusie Chrystusie. - Westchneła, łapiąc się za głowę. - Czy on...?
- Na całe szczęście nie. Jest tylko lekko oszołomiony. - Uspokoił kobietę. - Jeśli wszystko wyjdzie w porządku w tomografii i w badaniach krwi, powinniśmy go jeszcze dzisiaj wypuścić - dodał. - A panią zapraszam do zabiegowego. Musimy obejrzeć te rozcięcie - Wskazał palcem na jej usta.
**
- Wiśnia! - krzyknął od razu wpadając w jego ramiona i wtedy roniąc kilka łez, gdy wreszcie został wypuszczony po dostaniu wypisu i po pierwszym przesłuchaniu przez policję. Wiedziałem, że będzie musiał jeszcze raz to powtórzyć Zbyszkowi, ale teraz pragnął tylko spędzić wieczność w jego kojących ramionach. Niestety był w stanie zrobić to tylko jedną ręką. Tak trwał w jego ramionach dłuższą chwilę, dopóki nie zrozumiał, że przygląda się im jego matka. Odchrząknął niezręcznie, odsuwając się od Zbysia. I wtedy zauważył, że i chłopak nie był w najlepszym stanie - z wilgotnymi włosami, mokrymi ubraniami i brudnymi od błota stopami. Całe szczęście został okryty szpitalny kocem w czarno-białą kratkę. - Nie jest ci zimno? - zapytał zmartwiony. Całe szczęście, rodzicielka zdążyła przywieźć z domu ubrania Marcelowi, dzięki czemu teraz był ubrany w pudrowo niebieski dres z rekinem na środku bluzy.
- Mamo... Czy mogę dzisiaj spać u Zbyszka? - zapytał cicho, wiedząc, że prosi ją o zbyt dużo. Ale po tym wszystkim... Nie chciał być sam w pokoju, nie, gdy panował tam bałagan. Był środek nocy, a i tak łóżko Marcela nie przekonywało, żeby się w nim znaleźć.
Ku jego zdziwieniu matka wyraziła zgodę przytakując, a nawet decydując, że ich pozwiezie. Pozostawała tylko zgoda rodziców Zbyszka, której się obawiał. Ale blondyn był nawet w stanie spać na kanapie w salonie. Gdziekolwiek. Tylko nie we własnym domu.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {07/01/24, 09:29 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Wraz z upływem czasu nachodziły szatyna coraz to bardziej groteskowe myśli. Co jeśli obrażenia chłopaka będą naprawdę poważne?  Szczerze mówiąc nawet bał się zapytać matki chłopaka o co zaszło w ich domu. Wiedział jedynie, że ojcu w końcu kompletnie odwaliło. Już wcześniej pozwalał sobie za wiele jeśli chodziło o stosowanie kar fizycznych za rzeczy, które ich wcale nie wymagały. Ale mimo to wciąż był jego ojca... nigdy nie podejrzewałby, że posunie się do tego stopnia.
  Ale kiedy pojawił się w końcu lekarz z wiadomościami, Zbyszek podniósł się równie gwałtownie co rodzicielka blondyna. Z szokiem wysłuchując obrażeń ukochanego.
- W okolicy krocza?... - Powtórzył niemrawo, szczerze przerażony tym co tak naprawdę mógł przeżyć Marcel. - Co ten Skurwiel mu zrobił? - Spytał niemalże szeptem ledwo nabierając kolejny wdech do zaciśniętych płuc. Marcel nigdy nie zrobił niczego złego. Nie był właściwie do tego zdolny. Od zawsze starał się w nauce, aby rodzice nie robili mu problemów. Rozwijał swoją piękną i artystyczną pasję, która uwieczniała najpiękniejsze ujęcia. I nigdy nie skrzywdziłby choćby murzy, a tym bardziej nie pozwalał na to innym. Szczególnie Zbyszkowi, którego porywcza natura często pakowała w bójki. Zawsze go za to beształ, powoli ucząc coraz lepszej samokontroli, aby nie skrzywdził innych oraz aby w przyszłości nie miał na sumieniu czyjegoś zdrowia. A mimo to jego ojciec go nienawidził za to jak delikatnie wyglądał. Tylko za to... za coś takiego, co w oczach szatyna było jedną z wielu cennych wartości Marcela - jego własny ojciec wciąż uważał, że nie był wystarczająco dobry. I to niby ich miłość była zła? Gość był naprawdę chory psychicznie.

...

  Kiedy wreszcie zobaczył swojego ukochanego nie był w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa. Od razu zamknął go w swoich ramionach, choć szybko też poluźnił uścisk przypominając sobie o opłakanym stanie w jakim znajdowało się jego drobne ciało. Nie chciał sprawić mu bólu.
- O mnie się teraz martwisz? - Parsknął ścierając szybko łzy, po czym rozczochrał delikatnie jego złote loki. Cały Marcel. Trafił do szpitala, a i tak martwił się o Zbyszka. - Nie jest. Dali mi coś na rozgrzanie. Ale ważniejsze jak ty się czujesz? Bardzo cię boli? - Spytał zmartwiony. Był pewien, że bez leków przeciw bólowych się nie obędzie, chociaż ich zbyt duża ilość też nie była najlepsza dla osłabionego organizmu. Chciał mu pomóc, ale też za bardzo nie wiedział jak, żeby przypadkiem nie sprawić mu bólu.
  Słysząc pytanie, które blondyn zadał matce, szatyn od razu zmierzył kobietę piorunującym spojrzeniem, chwytając chłopaka za zdrową rękę, aby dodać mu otuchy. A niech mu tylko spróbuje odmówić, to zaraz jej- Zamrugał kilkakrotnie słysząc jak z ust kobiety wypływa zgodna, a nawet propozycja podwiezienia. Zbyszek choć był straszliwie nieufnie do niej nastawiony, cieszył się, że choć trochę polepszyło to humor piegowatego. Tak, pozostawała również kwestia jego rodziców, ale już weźmie na siebie.

...

  Całą drogę nawet na sekundę nie puszczał dłoni blondyna, uspokajająco gładząc jej wierzch drugą ręką, pozwalając chłopakowi oprzeć się o jego ramię. Chwilami też wyłapywał spojrzenia kobiety w lusterku, która spoglądała na nich z nieznanymi Zbyszkowi emocjami w oczach. Zazwyczaj nawet na nich nie patrzyła, a kiedy ojciec obrażał Marcela, patrzyła się gdzieś w dal tępym wzrokiem, udając że niczego nie widzi. A teraz patrzyła na nich z czymś co niemalże można było odebrać jako współczucie? Naprawdę była do tego zdolna po tylu latach ignorowania cierpienia własnego syna? Postanowił tego nie komentować, Samopoczucie poszkodowanego chłopaka było ważniejsze od jej kaprysów.
  Zbyszek wszedł jako pierwszy, zaskakując zgromadzoną w salonie rodzinę. Ojciec, matka i Mateusz z telefonem w ręku.
- Jakbym chciał spierdzielić, to nie zrobiłbym tego w klapkach. - Westchnął przeczesując nerwowo jeszcze trochę wilgotne kosmyki.
- Jest sprawa musimy przenocować dwie osoby i- - Zaczął powoli przygotowując się na nieprzyjemną dyskusję, ale wtedy właśnie wtrącił się blondyn prosząc jego rodziców o pozwolenia na nocowanie.
- Ich się pytasz? Oni nie mają nic do gadania. Śpisz ze mną, nie ważne czy w moim pokoju, czy w salonie. Jak chcą się napatrzeć, to niech się gapią, ale nie zostawię cię samego. - Odparł uparcie mierząc rodziców wzrokiem. Nie po ty co przeżył. Wiedział doskonale, że Marcel teraz bardzo potrzebował jego wsparcia i mało obchodziły go wymyślone zakazy rodziców.
- Idźcie do pokoju Zbyszka... to nie moja sprawa, nie chcę tego widzieć. - Pierwsza odezwała się matka szatyna, która wcale nie zaskoczyła go swoją reakcją. Nawet spodziewał się takich słów od niej. Dobrze przecież pamiętał, kiedy spytał ją, co zrobi kiedy jej syn pójdzie do piekła. Jej odpowiedzią było - "Jeśli sobie na to zasłużysz to nie moja sprawa. Mi się to nie podoba." Kochająca mamusia, ale dobrze wiedział, że nic nie było w stanie zmienić jej zdania. Nie była złą matką, ale też nie była dobrą. Jedynie spełniała swój obowiązek w sposób jaki została wychowana.
- Mateusz, śpisz na kanapie, albo wypad na plebanię, tam ci pewnie znajdą jakieś wyrko. - Wypalił nagle z uśmiechem.
- Jak ty się odzywasz do brata?! - Oburzył się ojciec szatyna.
- Normalnie. Chyba nie każesz Matce Marcela spać na kanapie? Ją też opatrywali.
- W porządku tato. Nie mam z tym problemu, a Pani Zielińskiej przyda się przestrzeń do odetchnięcia. Zaprowadzę panią. - Oczywiście święty braciszek Zbyszka od razu zaoferował zaprowadzić kobietę do swojego pokoju co trochę rozluźniło atmosferę.
- Kolorowych koszmarów. - Machnął ręką do rodziców, obejmując Marcela ramieniem w pasie i poprowadził go na górę. - Chcesz się trochę ogarnąć? Bo mi to się przyda kąpiel... i to porządna. - Westchnął zerkając na swój stan. Ubrania pewnie nawet się nie dopiorą, a lewego klapka pewnie już w życiu nie zobaczy. - Wyglądam jak Reks i Rambo po kąpieli błotnej. - Dodał wchodząc z chłopakiem do łazienki na piętrze, gdzie to od razu zrzucił z siebie brudne rzeczy i cisnął do kosza.
  Cały czas starał się zagadywać chłopaka, aby choć trochę odciągnąć jego myśli od przykrych wydarzeń, ale czuł, że powoli przegrywa walkę z własnymi emocjami. Znowu grał, ale tym razem ściągnął maskę przed rodzicami, a założył ją przed Marcelem co przysiągł, że nigdy nie zrobi. Nie było sensu, bo blondyn znał go lepiej od niego samego. Zacisnął ręce na kranie, napuszczając wodę do wanny.
- Przepraszam... - Wyszeptał nagle spuszczając nisko głowę. - Gdyby mnie wtedy nie poniosło, to nikt by się o nas nie dowiedział. Nie zrobiłoby się z tego takie bagno, nie cierpiałbyś tyle... A teraz twoja rodzina się rozsypała... - Gdyby był choć trochę silniejszy psychicznie, jak i fizycznie, to pewnie nigdy by do tego nie dopuścił. Ze słabym uśmiechem przysiadł na brzegu wanny i przyciągnął do siebie chłopaka, aby zamknąć go uścisku, chowając głowę w jego torsie. Dlaczego to musiał być zawsze Marcel? Zbyszek z pewnością przetrwałby o wiele gorsze rzeczy i nawet nie odcisnęło to na nim śladu. Ale los z jakiegoś powodu uparł się na krzywdzenie jego ukochanego o delikatnym sercu. A on nawet nie miał szansy na uratowanie go.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {21/01/24, 05:01 pm}


Just the two of us - Page 4 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

W takim miejscu ponurym miejscu, jakim był szpital, tylko Zbyszek potrafił sprawić, że na twarzy Marcela pojawił się delikatny uśmiech. Jego obecność od zawsze działała na niego niczym magia. Raz uspokajała, raz rozśmieszała, a nawet ratowała przed atakami paniki. Teraz Marcel wydawał się być lekko rozbawiony, bo nawet nie zdawał sobie sprawę z sytuacji, w której zadał mu to pytanie, ale taki już był blondyn. Najpierw martwił się o swoich bliskich, a co dopiero o siebie. A Zbyś cały brudny od błota i przesiąknięty zapachem deszczu i mokrej trawy, nie wyglądał za dobrze.
- Będę się o ciebie martwić nawet, jakby mi coś mieli amputować -odpowiedział.- Nie, dali mi środki przeciwbólowe. Dużo.
Dlatego bardziej martwił się, co będzie, jak nagromadzone substancję zostaną zmetabolizmowane i wydalone. Najpierw był w ogromnym stresie i pod wpływem adrenaliny, a teraz jechał na końskich dawkach leków przeciwbólowych.
Przez całą drogę do ich wsi, pozostawał wtulony w zagłębieniu szyi szatyna. Przez głowę niższego przeplatały się równocześnie myśli o proszeniu jego rodziców o przenocowanie go, a myśli o tym, jak bardzo był wdzięczny Zbyszkowi, że był teraz przy nim. Nie miał pojęcia, jakby sobie poradził bez ściśniętej ręki i możliwości spędzenia nocy u jego boku. Za pewne siedziałby przerażony w swoim pokoju, nie wiedząc, gdzie ma się podziać. A ukochany nawet jeśli nie został bezpośrednio wezwany, to i tak jakimś cudem był obok niego.
Z drugiej strony jednak czuł powiększającą się gulę w gardle. Znał rodziców Zbyszka, wiedział, czego mógł się po nich spodziewać, ale pomimo tego rozmowa ogromnie go stresowała. Jakby nie miał na dzisiaj już za dużo stresu.
Ale czasami marzył, żeby jego rodzicami byli rodzice Zbyszka, choć nigdy mu się do tego nie przyznał. Blondyn wolał ignorancję i ich pasywny agresywny ton głosu niż wieczne kłótnie w domu, połączone z ciągłym czepianiem się do niego.
To tu przed wejściem do domu, puścił rękę szatyna, nie chcąc jeszcze bardziej się narażać
To blondyn czuł się w obowiązku, aby prosić rodziców Zbyszka, dlatego odezwał się pierwszy na ten temat, wchodząc w słowo szatyna. Wiedział, że było to niegrzeczne, niemniej jednak ten na pewno od razu mu wybaczył.
- Państwo Zielińscy, czy byłaby możliwa, żebym tutaj nocował? Mogę spać nawet na kanapie, nie ma p-p - przerwał gwałtownie, gdy tym razem ich syn wszedł mu w słowo.
Wszystko tak szybko potrafiło się zmienić. Niegdyś dom Zielińskich był jego drugim domem. Rodzice szatyna bardzo chętnie gościli go w swoim domu, gdzie to blondyn znał każdy kąt i zakamarek. Nie było problemu, żeby mógł zostać na noc. Ojciec Zbyszka zawsze dmuchał mu materac w pokoju szatyna, ale gdy już wszyscy szli spać, oczywiście Marcyś lądował w łóżku wyższego, tuląc się do niego.
W lodówce i w półkach zawsze było coś bezglutenowego, z czego mógł zrobić sobie śniadanie i obiad, a teraz wątpił, że coś jutro znajdzie.
A teraz jakby to wszystko było zapomniane, jakby nigdy nie istniało. Marcel nie był mile widziany w tym domu, a zgoda została tylko udzielona, bo tak wypadało.
Mateusz oczywiście, jak zawsze zgrywał idealnego syna, uwielbianego przez całą wieś. Do tamtej chwili, w której dowiedział się o skrywanej tajemnicy przez rodzeństwo, kompletnie nic do niego nie miał. Tylko czasami jego profesja go onieśmielała i zwyczajnie się wstydził w jego towarzystwie, że palnie jakąś głupotę. Matka Marcela wydawała się być zadowolona, że to właśnie ukochany ksiądz mieściny się nią zajmował.
Poczuł się nieswojo, będąc obejmowany przez wyższego. Zwykły, czuły dotyk, ale na widoku jego rodziców, zdecydowanie go nie uspokajał.
- Może lepiej nie - odparł, zajmując miejsce na krawędzi wanny. [color=#FFC300]- Boję się, że zacznie mnie wszystko szczypać. -[/olor] dodał, wzdychając ciężko. - Wyglądasz jeszcze gorzej niż Reks i Rambo - skomentował, próbując rozluźnić atmosferę.
Na to samo najwidoczniej wpadł jego narzeczony, próbując go zagadać. Blondyn specjalnie szybko ucinał tematy, chcąc mu dać do zrozumienia, że nie chce, żeby używał przeciwko niemu swojego talentu.
- Przestań - powiedział stanowczym tonem.
Znał jego talent aktorski, ale nigdy nie chciał, żeby wykorzystywał go przeciwko niemu. I przecież oboje wiedzieli, że Marcel znał ukochanego za dobrze, by nie wyczuł, kiedy udaję. A blondyn potrzebował swojego prawdziwego szatyna.
- Hej... Słońce... Przecież to nie twoja wina - powiedział od razu. - Nie mogliśmy wiedzieć, że nagle zjawi się Przemek, a za naszą miłość nikt nie powinien nas karać. Proszę, nie obwiniaj się po raz kolejny... Od początku wiedziałem, ile ryzykuje wchodząc z tobą w związek, ale niczego nie żałuję. Pomimo wszystkiego, to jestem z tobą najszczęśliwszy. A moja rodzina? Już dawno się rozsypała. Dlatego każdego dnia jestem wdzięczny, że trafiłem na tak cudownego narzeczonego. Z nami się to nigdy nie stanie. - Od razu, gdy tylko narzeczony się przytulił, blondyn objął jego nagie plecki zdrową dłonią, składając pocałunek na czubku głowy. Chciał swoją postawą ciała i słowami, przekonać go, że nie miał prawa się obarczać winą. - Poza tym twoje buziaki są warte każdego siniaka. Nie żałuję niczego - - dodał. - -No już wskakuj. Woda ci stygnie.
Ostrożnie obmył twarz Zbysia, a następnie nałożył pompkę żelu do mycia. Delikatnie zaczął myć jego buzię, uśmiechając się przy tym ciepło. Pomimo okropnego wieczoru, wciąż przy nim potrafił się uśmiechać. Zwłaszcza, jak patrzył się tym spojrzeniem zarezerwowanym tylko na niego.
- Kocham cię - w yznał.
Po spłukaniu żelu do twarzy, zabrał się za umycie ulubionych, rozrośniętych barków, schodząc na klatkę piersiową, zataczając kółka wokół pępka, a następnie zajął się plecami, fundując mu delikatny masaż na tyle, ile pozwalało mu samopoczucie. Zapach ulubionego żelu do mycia i dotyk ukochanej skóry, wyciszał Marcela. Ale była to tylko cisza przed burzą, bo czuł jak ta chmura burzowa kumuluje się nad ich głowami.
-- Zbyś... Musimy o tym porozmawiać - zaczął niemrawo, kiedy chłopak zabierał się za mycie swoich miejsc intymtych. Ale tym razem blondyn nie miał ochoty na robienie czegoś więcej. - -Obiecałem, że przed nami nie będzie żadnych sekretów. Chce, żebyś o wszystkim wiedział. - pojrzał w spienioną wodę. -- Strasznie się wkurzył po tej rozmowie z dyrektorką. W aucie już mi gadał, że jego kumpel, Czesiek, ciągle go wypytywał o mnie. Cała wieś już pewnie o tym wie. O akcji z policją na pewno też. Pewnie w niedzielę będą plotkować o tym z księdzem przed kościołem. Taka sensacja. - Zaśmiał się gorzko. - Po obiedzie przyszedł do mojego pokoju i nadal mu nie przeszło. Uderzył mnie wtedy w twarz, a później... zdjął mi siłą pierścionek. - Pociągnął smutny nosem. -- Potem próbował włożyć mi kija i w-wtedy przyszła matka. - dodał ze spuszczoną głową. Ale wtedy też poczuł ulgę, że powiedział o tym ukochanemu. I nawet nie było to takie trudne jak policji, ale tutaj miał doczynienia ze swoim najlepszym przyjacielem, który nigdy go nie oceniał.- Boję się, że go jutro wypuszczą i będę znów tak bardzo wystraszony. Jeszcze te ataki paniki. - Popatrzył się na niego. Przecież sam nie wiedział skąd one się biorą. - Czuję, jakbym się wtedy dusił. Nie mogę oddychać, a na dodatek cały się trzęsę i jest mi niedobrze - dodał, tym razem się żaląc - A co jeśli się zniszczył? Nawet nie wiem, gdzie jest - dodał, mając na myśli tym razem pierścionek. Jego głowa dzieliła tyle myśli na raz - strach przed ojcem, smutek, gdy myślał o zgubionym pierścionku czy wreszcie miłość do narzeczonego. Ale przed Zbysiem niczego nie musiał się wstydzić. Wiedział, że ten go zawsze wesprze.
W międzyczasie Marcel sam umył swoją buźkę, następnie przechodząc do ząbków. I tu zdecydowanie miał problem. Nie był w stanie utrzymać szczoteczki (tej zapasowej w kubeczku, która zawsze na niego czekała) w niesprawnej ręce, a lewą szło mu opornie.
- Pomożesz mi?
Wyglądało to komicznie, gdy stał przed nim z otwartą paszczą, a ukochany zaglądał mu do niej, myjąc mu ząbki. To zdecydowanie poprawiło mu humor, czasami chichocząc, widząc zaangażowanie chłopaka. - Może dentystą powinieneś zostać - skomentował, czekając na niego pod drzwiami, które następnie zostały otwarte. Wtedy ku jemu jeszcze większemu szczęściu pod drzwiami do pokoju Zbyszka zobaczył ukochane czworonogi.
Te, widząc Marcela na horyzoncie, zaczeły radośnie szczekać, biegnąc do chłopaka. Zatrzymały się dopiero na wyraźną komendę Zbyszka, a Reksio już nosem był ciekawy, co skrywał bandaż blondyna.
Zdrową dłonią czochrał swoje ukochane psiaki, a po pierwszym przywitaniu wszyscy weszli do środka.
Miał wrażenie, że w środku nie był kilka lat, ale niemniej jednak wszystko było na swoim miejscu, a przynajmniej na tyle, ile było stać ukochanego. Sam nie był mistrzem porządku.
Długo nie umiał znaleźć sobie miejsca na łóżku, ciągle się kręcąc w ramionach Zbyszka, przy okazji nie dając zasnąć psom. Każda pozycja wydawała się być dla niego niewygodna lub powodująca ból dłoni, ale wreszcie, po kilkunastu minutach ułożył się na boku, wysuwając pokrzywdzoną rękę przed siebie. Nie musiał nawet prosić o to, aby szatyn go objął, co skwitował łącząc ich dłonie.
**
Obudził się w środku nocy, od razu marszcząc brwi w przypływie ogromnego bólu, który nagle czuł. Podniósł się delikatnie do siadu, byleby nie obudzić szatyna.
A ból wcale nie zamierzał zelżeć, a robił się coraz gorszy, szybko doprowadzając go do płaczu. Złamany palec okropnie bolał, ciągle pulsując i na pewno nie pozwalając zasnąć.
Niestety kątem oka zarejestrował, że szatyn już nie śpi.
- P-przyniesiesz mi coś przeciwbólowego? - zapytał, zaraz piszcząc, kiedy próbował zmienić pozycję.
Wtedy też poczuł nagle mdłości, co zmusiło go do pójścia do łazienki.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {30/01/24, 11:30 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski
   Oczywiście według Marcela, szatyn był niewinny. W końcu nie mógł przewidzieć, że starszy Zieliński straci nad sobą kontrolę aż do tego stopnia i rzuci się na własnego syna. Zawsze mieli nadzieję, że nigdy nie przekroczy granicy pojedynczego uderzenia, ale niestety się mylili. I to srogo. To właśnie za to obwiniał się Zbyszek. Za to, że pozwolił sobie na stracenie czujności.
- Nigdy na to nie pozwolę. - Przytaknął dobrze wiedząc, że nawet nie miał o co się z nim kłócić. Blondyn zawsze miał rację. - Tylko naprawdę wolałbym opcję bez tych siniaków. - Dodał posłusznie zanurzając się w ciepłej wodzie, która od razu znalazła wszystkie najdrobniejsze zacięcia jakie zaoferowały mu gałęzie.
Mimo, że to on miał się zająć piegowatym, to wiedział, że jego rany były o wiele gorsze i nie zareagowałyby na mydło delikatnym szczypaniem, a bólem. Dlatego pozwolił chłopakowi uspokoić się poprzez zajęcie się jego ciałem.
- I ja kocham ciebie. - Odpowiedział bez chwili zawahania czule wpatrując się w mimikę partnera, która powoli coraz bardziej łagodniała. To działało na niego znacznie lepiej niż zagrywki Zbyszka. Sam oczywiście dzięki temu poczuł ulgę, ale tylko na chwilę tuż przed kolejnymi słowami chłopaka.
  Dobrze wiedział, że rozmowa o tym ich nie ominie. Mimo, że otrzymał szybkie streszczenie w szpitalu, to jednak tylko Marcel wiedział co naprawdę zaszło. Oczywiście nie musiał mu tego mówić, mogli z tym poczekać, a mogli też nigdy już tego nie wspominać, tylko, że blondyn potrzebował wsparcia w domknięciu tej sprawy. Szczerze, Zbyszek już nawet sam nie wiedział co czuje. Złość, smutek, rozpacz, chęć… zamordowania każdego kto choćby odważył się teraz pisnąć choćby jedno złe słowo. Wszystko kumulowało się w jeden wielki bałagan, a jego szczęki zaciskały się coraz mocniej, wraz z kolejnymi zdaniami opuszczającymi usta piegowatego.
  A kiedy tylko wyznał swój strach, gwałtownie wysunął się z wanny i złapał go w swoje ramiona, przyciskając szczelnie do swojej piersi.
- Marcel posłuchaj mnie uważnie. To koniec, udało ci się to przetrwać i wróciłeś do mnie. Tylko to się teraz liczy. ten śmieć zgnije we więzieniu, skąd nie będzie nawet mógł na ciebie spojrzeć, osobiście tego dopilnuję. -Wyszeptał przez zaciśnięte zęby, delikatnie gładząc ręką jego złote kosmyki. - I wiesz co? On był najgorszy z nich wszystkich… jeśli jego udało nam się przetrwać, inni nawet nie sięgają nam pięt. Już nic innego nam nie grozi. Ataki paniki też ustaną, już nie będziesz miał się o co martwić. - Odsunął się aby z uśmiechem, tym razem szczerym spojrzeć prosto w te jego przepiękne, acz wymęczone zielone oczy. - A pierścionka poszukamy razem, albo ja sam. Jak będziesz wolał. Nawet jeśli odrobinę będzie uszkodzony, jestem pewien, że Majka naprawi go w kilka minut. Dlatego musisz skupić się na wykurowaniu, żeby móc go bez problemu nosić. - Nigdy nie był najlepszy w uspakajaniu innych, kiedy musiał być szczery, ale liczył, że właśnie to podziałało na jego ukochanego. Że choć trochę udało mu się uspokoić jego obawy i dzięki temu będzie mógł odpocząć - teraz kiedy ramiona obojgu były odrobinę lżejsze.
  Naturalnie poproszony przez swojego narzeczonego nawet o najmniejszą drobnostkę, wkładał w to cały swój zapał. Tym bardziej, kiedy chodziło o jego delikatne ciało. A w końcu niezadbane zęby mogły sprawić blondynowi wiele nieprzyjemności.
- Wiesz, że jakbym miał tam z tobą iść, to i mnie musieliby zsedować. Jak to było ostatnio? Prawie wbiłem mu strzykawkę, bo myślałem, że dowierca ci się do mózgu? - Westchnął odrobinę zawstydzony swoim dziecinnym zachowaniem po czasie. Ale co miał na to poradzić? Był młody i głupi i spanikował, kiedy gość w białym kitlu, obchodził się z jego najlepszym przyjacielem w tak niedelikatny sposób. Oczywistą odpowiedzią było danie mu nauczki, ale wtedy niestety złapała go matka blondyna i kazała się zachowywać. Oczywiście kiedy przyszła pora na Zbyszka, to Marcel odpalał się jak syrena… można powiedzieć, że oboje byli siebie warci. I oczywiście są i będą.
  Po powrocie do pokoju na szczęście zostali przywitani przez najlepszą możliwą opcję rozproszenia - ich psy. W ich towarzystwie blondyn zawsze promieniał radością. I jak zawsze pozwalał im atakować z miłością swojego ulubionego rodzica, tak w tym przypadku najpierw je stanowczo uspokoił, żeby nie sprawiły mu krzywdy. Wiedział, że to odrobinę zasmuci Marcela, ale ten jeden raz musiał mu wybaczyć. Jego zdrowie było w końcu teraz najważniejsze.  A teraz przede wszystkim potrzebował odpoczynku, którego najlepszym wariantem był oczywiście porządny sen. Sen, którego przyjście nie było łatwe, ale Zbyszek cierpliwie czekał, aż jego ukochany się ułoży i w końcu uda mu się odpłynąć. Dopiero wtedy pozwolił sobie dać upust emocjom, które uszły z niego w postaci ciepłych łez wsiąkających w poduszkę oraz jasne kręcone kosmyki. Może i przy nim już nie udawał, ale nie chciał też go martwić widokiem swojej zapłakanej i zasmarkanej twarzy. Marcel już miał wystarczająco duży bajzel w głowie, który musiał sobie ułożyć po tym co przeszedł, chciał go wspierać, a nie dokładać kolejnych przykrych widoków. Ucałował go czule i ostrożnie w czubek głowy, starając się samemu też zregenerować trochę sił.



  Ale oczywiście cały czas przy nim czuwał, przez co nawet najmniejszy ruch, skutkował lekkim uchyleniem powiek, aby sprawdzić jego stan.
- Marcel? Wszystko w porządku? Boli cię g- - W mgnieniu oka zerwał się nogi w myślach przeklinając się za swoją głupotę. Przecież wiedział, że do tego może dojść, więc dlaczego nie przygotował się na to i nie położył apteczki gdzieś pod ręką!? Teraz przez niego Marcel będzie musiał dłużej czekać na uśnieżenie bólu. - Marcel? - Zapytał zaniepokojony nagłą zmianą kolorów na twarzy blondyna. Musiał biec po leki, ale nie mógł przecież pozwolić, aby chłopak stracił przytomność podczas jego nieobecności. Odprowadził go do łazienki, gdzie to klęknął z nim przy ubikacji od razu odgarniając przeszkadzające kosmyki za jego uszy.
Widoki, odgłosy, jak i zapachy nie były najlepsze, ale to w żadnym stopniu nie robiło wrażenia na Zbyszku. Widział gorsze rzeczy przez dolegliwości Marcela, przez co bez choćby jednego skrzywienia się, podtrzymywał go, kiedy jego wątłe ciało przy każdej konwulsji traciło sporo sił. Ale szczęście w nieszczęściu całe to zamieszanie obudziło matkę blondyna.
- Marcela rozbolała ręką. Gdzie są leki, które mu przepisali?! - Mimo, że było to pytanie, w głosie szatyna było jasne żądanie i nacisk na szybkie działanie. Choć raz kobieta postanowiła się na coś przydać i nie tracąc czasu na odpowiedź, zniknęła za drzwiami łazienki. Zbyszek mógł słyszeć każdy jej gwałtowny krok, kiedy skakała do drugi stopień schodów. Na ostatnim cicho przeklęła, ale na szczęście wcale jej to nie spowolniło.
  Wracając do nich w końcu wygrzebała leki z kieszeni, odrzucając płaszcz na podłogę i zbliżyła się do wyczerpanego jasnowłosego, który wyrzucał już siebie jedynie gorzko-kwaśną ślinę. Ale oczywiście nim miała szansę cokolwiek zrobić, szatyn zabrał od niej leki i szybko prześledził przypięte do pudełka zalecenia.
- Podaj wodę. - Polecił samemu zabierając się za odpakowywanie dwóch tabletek, które wsunął do ust osłabionego chłopaka, teraz opartego o Zbyszka. - Marcel, kochanie nie zasypiaj, musisz je dobrze przełknąć. Potem pozwolę ci spać tak długo jak tylko będziesz chciał. - Pobudzając chłopaka, pocierał jego ramię, jak i głaskał czule policzek aż do momentu podania mu wody. Leki nie tylko miały działanie przeciwbólowe, ale też i usypiające. Było to najlepsze połączenie dla jego przypadku, które pozwoli mu przeczekać najgorsze momenty. - Już dobrze skarbie, już jest wszystko w porządku. Zaraz zaczną działać. Dobrze się już czujesz? Nie zbiera ci się jeszcze? - Spytał uważnie przyglądając się jego tęczówką, jak i polikom na które powoli wracały normalne kolory.
  Na ten widok i negatywną odpowiedź westchnął z ogromną ulgą i przytulił do siebie blondyna, dając im chwilę spokoju. Dopiero po tym czasie wziął go w ramiona i wrócił z nim do pokoju, układając poszkodowanego znów na łóżku. Wrócił, aby posprzątać, w czym pomogła mu matka Marcela. Nie odezwał się do niej nawet słowem przez cały ten czas, ale kiedy ich drogi rozchodziły się do sypialni, rzucił ciche “dzięki”. Od razu wrócił do ukochanego, którym podczas jego nieobecności opiekowały się ich psiaki. Jeden służył nawet za podpórkę z łbem wepchniętym na jego kolana, a drugi lizał delikatnie jego zdrową rękę.
- Pielęgniareczki pierwsza klasa. - Rzucił półżartem zamieniając się miejscem z Reksem i pozwolił Marcelowi się o siebie oprzeć. - Już w porządku? Zaczęły trochę działaś? - Spytał muskając wargami jego skronie. Leki owszem działały, ale powolnie, przez co dłuższy czas spędzili w siedzącej pozie, przez obawy blondyna o ból wywołany przypadkowym złym ułożeniem. Zbyszek nie miał nic przeciwko, podsunął sobie poduszki pod plecy, dzięki czemu nawet jeśli i jemu się przyśnie, nie powinni zmienić pozycji. Dzięki temu po kilku kolejnych minutach czuł jak oddech chłopaka uspakaja się, a następnie staje się umiarkowany, zdradzając, że zasnął.



  Ale tym razem Zbyszek już nie pozwolił sobie nawet zmrużyć oka. Czuwał przy blondynie całą noc i dopiero przed południem pozwolił sobie go delikatnie ułożyć na plecach, a poszkodowaną rękę podparł na grzbiecie czarnego czworonoga. Jasny rozkaz kazał mu się nie ruszać, ale był bardzo zadowolony z możliwości bycia przydatnym, jak i pomocnym dla swojego ulubionego człowieka.
  Dzięki takiemu zabiegowi Zbyszek był wolny i mógł zabrać się do roboty, jaką było przygotowywanie śniadania. Pewien, że mają coś co Marcel może zjeść, otworzył chlebak i mocno się zdziwił. Podobnie zareagował na zawartość szafki w której trzymali różne makarony i ryże. Wszystkie dodatkowe opcje, które kiedyś czekały na wszelki wypadek, gdy Marcel zechce ich odwiedzić, zostały wyrzucone. Zaklną siarczyście i trzasnął drzwiczkami. W ich małym wiejskim sklepiku dostałby bardzo kiepskie rodzaje pieczywa, pozostało mu więc odwiedzić dom Zielińskich. Miał w końcu klucze, które na wszelki wypadek dał mu kiedyś Marcel, a jak pożyczy trochę jedzenia, to przecież go nie zabiją. Nie miał czasu jechać do miasta.
  Samodzielnie pokonał podobną drogę jak zeszłej nocy, ale tym razem nie skracał jej aż tak bardzo. Choć widział fragmenty wydeptane przez siebie, a także o dziwo swój brakujący klapek. Zabrał go, aby później wyrzucić go do kosza Zielińskich. Jednak tak jak myślał widok ich domu nie należał do najprzyjemniejszych. Mimo, że wiedział, że z Marcelem już wszystko w porządku, to i tak nie mógł pozbyć się obrazów z chwili, w której był pewien, że wywożą jego martwe ciało….
  Gwałtownie pokręcił głową, roztrzepując swoje włosy. Nie miał na to czasu. Miał tylko dorwać coś dla Marcela, który może obudzić się lada moment. Nie zwracając uwagi na bałagan, przegrzebał kuchnię w poszukiwaniu jedzenia, które było odpowiednie dla diety jego ukochanego i wypchał nim plecak. W końcu chłopak nie wróci tu przynajmniej przez kolejny tydzień. Jasne, mógł w tym czasie już jechać na zakupy, ale uznał, że należało mu się coś za to co przecierpiał. Na zakupy pójdą dla przyjemności.
Po powrocie zdecydował się na prostą zapiekankę z warzywami, ziemniakami i wegańskim serem. Wszystko doprawił według przepisu, który kiedyś go nauczył, po czym wrzucił do piekarnika, a czekając zabrał się za sprzątanie. Oczywiście zrobił tylko tyle, by wystarczyło dla nich dwóch, swojej rodzinie nie miał zamiaru usługiwać. No, może poza dziadkiem, na którego zostawił też kawałek z dokładnie podpisaną karteczką, że innym łapy utnie.
  Gotowe danie zapakował na tacę z dwiema herbatami i wrócił do swojego pokoju, gdzie to powitał uśmiechem powoli budzącego się chłopaka.
- Dzień dobry śpiochu, już dawno po czternastej. - Zaśmiał się cicho, przysiadając na łóżku, aby ucałować jego drobne usta. - Jak się czujesz? Masz siłę coś przegryźć? Zrobiłem twoją ulubioną zapiekankę. - Kusząco podsunął talerz pod piegowaty nos, aby zachęcić go chociaż do spróbowania.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 4 Empty Re: Just the two of us {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach