Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
AlterosDzisiaj o 01:02 pmAmazi
The MazeDzisiaj o 11:32 amHeartstorm
Triton and the WizardDzisiaj o 09:59 amYoshina
Unlucky MeetingDzisiaj o 09:13 amYoshina
Devil's Trill SonataWczoraj o 04:17 pmCalinda
incorrect loveWczoraj o 09:04 amYoshina
From today you're my toy18/05/24, 09:22 pmYoshina
This is my revenge18/05/24, 09:04 pmYoshina
The Arena of Hell18/05/24, 02:28 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 50%
1 Pisanie - 25%
1 Pisanie - 25%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Just the two of us {31/07/22, 06:08 pm}

First topic message reminder :

Just the two of us - Page 2 Unknown

Para nastolatków, mieszkająca gdzieś na prowincji w nietolerancyjnych rodzinach.


X - Troianx
Y - Natas

Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {30/08/22, 11:42 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Odpowiedź blondyna nie była niczym zaskakującym. Zawsze martwił się na zapas za nich dwóch i szybko ściągał Wiśnię na ziemię, kiedy tego ponosiła wyobraźnia i wpadał na głupawe pomysły. Tym razem jednak było inaczej. Było to coś czego obaj bardzo pragnęli od dłuższego czasu. A raczej coś o czym do tej pory mogli jedynie pomarzyć. Ale niestety zostały im odcięte wszystkie inne wyjścia z problemu. Rozstanie mocno odbiło się na ich zdrowiu psychicznym oraz fizycznym, a Zbyszek nawet nie wyobrażał sobie ograniczenia widywania Marcela.
  Uśmiechnął się z rozczuleniem na widok łez spływających po policzkach chłopaka. Jeszcze dwa dni temu byłby to dla niego okropny widok, jednak teraz wiedział, że były one spowodowane ogromną radością. Jego wzrok również został lekko zamglony łzami, ale te spoczęły na jego rzęsach, aby następnie zostać wchłoniętymi przez złote loki. Objął swojego ukochanego mocno w pasie prawą ręką, a zdrową ulokował w jego włosach, które z czułością przeczesał palcami.
- A za niedługo męża. - Odparł ze słyszalną dumą w głosie. - Obiecuję. Już nigdy cię nie zostawię, kochanie. - Od razu odwzajemnił pocałunek, pieszczotliwie smyrając blondyna po ubrudzonym farbą policzku. Z początku chciał ją zetrzeć, ale wstrzymał się. Pasowała mu. Mimowolnie zamruczał, kiedy poczuł ciepłe wargi na swoim czole. Uwielbiał kiedy niższy to robił.
- Nie było mowy, żeby była inna, prawda? Choć, chyba wychodzi mi to po fakcie, bo nogi mam jak z waty. - Zaśmiał się obserwując radosne iskierki tańczące w tęczówkach koloru świeżej trawy. - Sam... tak chciałbym powiedzieć, ale z lewą ręką było ciężko. Potrzebowałem lekcji i drobnej pomocy Majki. - Odparł szczerze. Nie był tak artystycznie uzdolniony jak Marcel. Znał się jedynie na kwiatach, choć pomysł był całkowicie jego i to najbardziej się liczyło. Każdy element pierścionka był zaprojektowany specjalnie pod gusta Marcela.
  Choć myślał, że tego wieczoru nawet na chwilę nie oderwie się od chłopaka to okazało się, że ten ma inne plany. Mruknął niezadowolony, kiedy uciekł z jego ramion, ale bez pretensji wskazał mu torbę, w której znajdowały się poszukiwane miski. Na dole dołączył do niego odrobinę później, jak zwykle obserwując jak zostaje pokonany przez swoje czworonogi w walce o uwagę kochanka. Na całe szczęście nie trwało to długo, bo zaraz Marcel do niego wrócił i pociągnął na trawę. I w końcu zadał pytanie, którego spodziewał się Wiśnia, choć liczył, że zdoła go uniknąć.
- Wiesz tak przypadkiem wyładowałem emocje na złym celu. Zacięcia były nie do uniknięcia, ale źle wcelowałem no i się doigrałem. - Mówiąc to odwinął Marcela z kocu, a następnie usadowił go sobie między udami, obejmując lekko nogami i nakrył ich oboje kocem. W ten sposób było znacznie ciepłej i milej. A już szczególnie, kiedy po ich bokach ułożyły się czworonogi. Reksio spokojnie ułożył pysk na trawie, ale Rambo jak zawsze wpychał nochala w ręce Marcela domagając się czułości. - Jest świeże, więc trochę ciągnie, ale po buziaku pewnie mi się polepszy. - Mruknął mu przy uchu, wspierając brodę na jego ramieniu. - Mówili, ze i tak miałem farta, bo widzieli gorsze przypadki tego całego złamania bokserskiego. Miesiąc max i się wyliżę. - Dodał skałdając pocałunek na odsłoniętej szyi blondyna.
- Najchętniej to bym tu z tobą zamieszkał... - Przymknął powieki. - Gdybyśmy tylko mogli przenieść tą naszą chałupkę, to byłoby cudownie, ale chyba będziemy musieli zadowolić się ogórkiem dziadka. Przynajmniej na początku. Ale nie brzmi to tak źle, co? Tylko my sami- - Przerwał mu nagły pisk Reksia. - Okay, okay, my, psiaki i noce pod gołym niebem. - Uspokoił czarną bestię i zaśmiał się mocniej ściskając chłopaka w pasie, wkradając się też lewą ręką pod jego koszulkę. Nie miał żadych ukrytych zamiarów, zwyczajnie pragnął kontaktu z jego ciepłą skórą. Szczególnie z jego klatką piersiową, na której pod palcami był w stanie czuć szybkie i mocne bicie jego serca. Co również mógł czuć blondyn na swoich plecach.
- To gdzie jedziemy? Może morze? Popływamy, odpoczniemy, mógłbyś malować nowe widoki na żywo. A potem ruszymy dalej i jak najdalej od tej zapchaj dziury Chociaż tego widoku będzie mi cholernie brakowało... - Westchnął cicho śledząc wzrokiem spadającą gwiazdę. Jego jedynym błagalnym życzeniem było to, żeby im się udało.
  Czas zawsze szybko mu uciekał, kiedy spędzał go w towarzystwie ukochanego. Tak było i tym razem, kiedy nie zorientowali się nawet, że dosiedzieli do wschodu słońca.
- Marcyś, kotek śpisz? Widoczki piękne, ale jak mamy się bawić w złodziei to musimy się trochę zdrzemnąć. No i nie chciałbym, żeby mi się przysnęło za kółkiem. -  Niechętnie wstał, pociągając za sobą chłopaka, który już jedną nogą był w krainie snów. Z rozbawieniem wciągnął go do domku na drzewie i ułożył się razem z nim na materacu.
- Dobranoc kochanie. - Złożył na jego czole delikatny pocałunek, po czym nakrył ich szczelnie jeszcze jednym kocem, aby na pewno się nie przeziębili. Choroba podczas ucieczki nie wchodziła w grę. Z uśmiechem wtulił się w ciało niższego i od razu zasnął.

  Rano obudził blondyna śniadaniem do łóżka, które mimo jego najszczerszych starań nie wyglądało zbyt romantycznie. Bo tak inaczej można było spojrzeć na serwetkowy talerz, na którym znajdowały się ciastka bezglutenowe?
- To i tak cud, że mieli coś na tej naszej wsi. - Uśmiechnął się przepraszająco do zaspanego chłopaka, po czym przeprosił go aby udać się na dół z zamiarem nakarmienia psów.
  Kiedy już Marcel był najedzony i wybudzony, przyszła pora na kontynuowanie ich planów.
- A co jak nie polazł do roboty? - Westchnął nerwowo mierzwiąc brązowe włosy.- I co z twoją matką? Raczej siłą nas nie zatrzyma, ale... - Zmartwiony zawiesił wzrok na złotych lokach.


Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {04/09/22, 01:14 am}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

             Dla kręconowłosego nie miało większego znaczenia, czy pierścionek był zrobiony w całości przez ukochanego czy też pomagała mu w tym ich dobra kumpela. Liczyło się tylko to, że dzięki temu ich związek mógł jeszcze bardziej się umocnić, wskoczyć na nowy poziom i pokazać, że oboje siebie traktowali na poważnie, chcąc w niedalekiej przyszłości zawrzeć małżeństwo, aby spędzić ze sobą całe życie. Poza tym pierścionek był wyjątkowo przepiękny i blondyn nie mógł wymarzyć sobie lepszego, co było po nim widać, jak ciągle spoglądać na swoją dłoń i uśmiechał się wtedy do siebie głupkowato.
            - Muszę teraz o ciebie bardziej zadbać – powiedział, zaraz będąc jeszcze bardziej szczęśliwy, usadawiając się wygodnie na ciele Zbyszka. Uwielbiał przebywać blisko niego, tak że jego ciało mogło zetknąć się z tym jego, zwłaszcza teraz, po tych wszystkich dniach rozłąki, pragnął być najbliżej jak się tylko dało, będąc stęsknionym za jakimkolwiek dotykiem z jego strony.
            Mógł się domyślać, że na szatyna rozstanie wpłynęło tak samo źle, jak na niego samego, być może nawet gorzej, co było doskonale po nim widać, jak łatwo nie umiał powstrzymać się od agresji, wpadając w bójkę z Przemkiem i raniąc się w rękę. Ale już Marcel w myślach obiecał sobie, że nie dopuści do takiej drugiej sytuacji, choćby miał go osobiście związać i tym samym powstrzymać przed wyładowaniem emocji. Nie chciał drugi raz tak bardzo się o niego martwić, jak wtedy w szpitalu. Dlatego nie zwlekał i ucałował powoli, i delikatnie każdą kostkę jego pokrzywdzonej dłoni.
           - Mam nadzieję, że pomogło, choć trochę. Obiecuję, że usługi pielęgniarza Marcela będą jeszcze lepsze w przyszłości. - Puścił mu oczko, zaraz czując przyjemne dreszcze idące po całym ciele, gdy to dostał nagrodzony pocałunkiem w szyję. Je też uwielbiał, zwłaszcza, że rozpieszczały jego wrażliwą część ciała. - Bezczelny, co nie? -Zwrócił się do psów i zaśmiał się zaraz, spoglądając na Reksia, który to od razu zareagował na taką zniewagę od swojego opiekuna.
            Oczywiście, że taki pomysł nie brzmiał źle, gdy dnie i noce będzie się spędzać przy ukochanym i przy ukochanych psach.
- Możemy nawet na koniec świata, ale morze też wydaje się być git. Zwłaszcza, jeśli masz na myśli Gdańsk – odpowiedział, głaskając opuszkami palców odsłonięte przedramię chłopca. I on wiedział o zamiłowaniu Marcela do dużych miast, a do tego będzie Zbyszek i psy, czego mógł chcieć więcej? A wizja rysowania morza i tworzących się na nich falach, rysowania wysokich klifów, przyozdobionych trawą, była jeszcze bardziej kusząca. Do tej pory mógł inspirować się tylko zdjęciami z internetu, a już jutro mógł mieć je na wyciągnięcie ręki. To napełniło jego serce ekscytacją.
           Gdy na niebie przemknęła spadająca gwiazda, złotowłosy od razu zamknął oczy, życząc sobie, żeby już nigdy więcej ze sobą się nie rozstali. To było w tej chwili jego najszczersze marzenie, podyktowane obecną sytuacją. I być może średnio wierzył w takie rzeczy jak wrzucanie drobnych do fontanny, łapanie się za guzik przy kominiarzu czy właśnie spadająca gwiazda, to nic mu nie zaszkodzi, gdy choć ten raz sobie coś zażyczy od mistycznych sił.
           Wkrótce Marcel uciszył się, nie podejmując kolejnych tematów do rozmowy, zwłaszcza, jak znalazł sobie wygodne miejsce w zagłębieniu szyi Wiśni. Spoglądał tylko tępym spojrzeniem we wschodzące słońce, co chwilę zamykając oczy na kilka sekund. Zbudził się dopiero z transu, słysząc swoje imię, zdecydowanie nie będąc w pełni sił.
           Zwłaszcza, że tej nocy dostarczono mu dużą dawkę emocji – złość, zmęczenie biegiem, a potem płacz ze szczęścia.
           - Mmmm – mruknął niezrozumiale, dając chłopakowi się podnieść, po czym leniwie wspiął się do domku, tam lądując finalnie na miękkim materacu, mrucząc ciche „dobranoc” prosto we włosy ukochanego, po chwili kompletnie odpływając, będąc otulony przyjemnym zapachem fiołków.
**
          Został całe szczęście szybko zbudzony z koszmaru, a raczej ze wspomnienia, w którym to od nowa musiał przeżyć odrzucenie przez chłopaka: to jak po raz pierwszy nie chciał go przytulić, to jak odrzucił jego rękę i w końcu to jak wypędził go z domu. I mimo że teraz znał powód takiego zachowania przez Zbyszka, to jednak nie panował nad tym, co przedstawi mu mózg. A sen wydał mu się taki realny i namacalny, że gdyby nie widok znajomych czekoladowych tęczówkach, to niewątpliwie byłby jeszcze bardziej wystraszony niż teraz i dodatkowo jeszcze smutny, aczkolwiek przyniesione śniadanie do „łózka” przez Wiśnie, wywołało na twarzy niższego uśmiech.
          - Łał, nie wiedziałem, że coś dla mnie sprowadzili – skomentował, odbierając pakunek od chłopca.
          Kiedy szatyn ponownie do niego wrócił, blondyn zdążył pościelić po nich ich prowizoryczne łóżko, jak i próbując doprowadzić swoje włosy do porządku, a przynajmniej najbardziej jak to się dało, mając do dyspozycji tylko własne palce i lusterko.
         - To wtedy wrócimy biegiem tutaj i wrócimy jutro – odpowiedział, szturchając lekko Zbyszka w bok, by przestał się martwić. Wyjątkowo dla Marcela było to ich najmniejsze dzisiaj zmartwienie. Poza tym wątpił, że naprawdę mógłby nie iść do pracy. - Albo... każemy Rambo i Reksiowi go zagryźć. - zażartował, śmiejąc się. - No dobra. Chociaż do zalizania go na śmierć byłyby zdolne – dodał. - A ona też pracuję. Tylko zostawię jej karteczkę. I myślę, że ty też powinieneś ją zostawić, chociaż dla dziadka.
         Uznał, że powinni poinformować swoje rodziny o ich ucieczce, by chociaż wiedzieli, że nic się im nie stało. Chociaż na tyle obie rodziny zasługiwały, jeśli nie zamierzali się pożegnać z nikim. Powinni chociaż wiedzieć, że chłopcy nie zostali porwani i nie grozi im bezpieczeństwo. Zawsze to była szansa, że nie będą mieli na ogonie policji.
         Zwłaszcza dziadkowi powinni zostawić krótką wiadomość, uspokoić jego starcze nerwy. Chyba jako jedyny z całej rodziny wspierał tę dwójkę, nieważne, co by się stało, więc zwłaszcza on zasługiwał na poinformowanie, o tym, co się będzie działo z jego wnuczkiem... No i może to będzie dobra okazja, by przeprosić go o kradzież ogórka, która niedługo miała nadejść.
        - A buziak na dzień dobry? - zapytał z udawanym wyrzutem, gdy już zamierzali schodzić na dół. Finalnie sam stanął na palcach, ucałowując chłopca prosto w usta i żałując, że nie mieli czasu na drobne pieszczoty językiem. Za tym też się stęsknił.
        Tak jak planował, w domu Marcela nie było ani jednej żywej duszy, dlatego od razu po przekręceniu klucza w drzwiach, wpuścił do środka swoją gromadkę, kierując się od razu do kuchni. Tam po umyciu rąk, wziął się za szykowanie porządnego śniadania dla swojego chłopca – do małego rondelka wsypał bezglutenowe płatki owsiane, dodając do nich mleko i trzy kostki gorzkiej czekolady. Po kilku minutach te trafiły do niebieskiej miseczki, gdzie na wierzch położył umyte borówki oraz maliny, a na wierzch wsypał resztki orzechów włoskich. Tak gotowe danie położył przed samym nosem chłopakowi, wciskając mu w rękę łyżkę.
         - Jedz. - Ucałował go w czoło i następnie skierował się na drugie piętro, do łazienki.
         Nie mógł pozwolić, by jego ukochany na śniadanie miał tylko marnego batonika, zwłaszcza po ostatnim incydencie w szkole. Dlatego jeszcze bardziej martwił się o jego samopoczucie, zwłaszcza, że dzisiejszy dzień mógł być dla nich długi.
         W łazience wziął krótki, ciepły prysznic, myjąc także swoje już przetłuszczone i w nieładzie loki, które wołały już o szampon. Tam pod ciepłą wodą zaatakowały go po raz kolejny złe myśli, zaszczepiając w nim ponownie wątpliwości. Nie umiał pozbyć się z głowy myśli, co jeśli im się nie uda? Czy wtedy wrócą potulnie do domu, przepraszając rodziców i co wtedy będzie z ich związkiem? Już teraz pomimo obietnicy szatyna i pierścionka, o to się szczególnie martwił. I nie umiał być beztroski w całej tej ucieczce. Zwłaszcza, że nie mieli osiemnaście lat.
          Westchnął ciężko, w końcu docierając do swojego pokoju i od razu wziął się za pakowanie. Na sam dół torby podróżnej położył kurtkę jeansową, którą przygotowywał dla Zbyszka, a na nią powciskał swoje najpotrzebniejsze ubrania. Spakował ulubione swetry, a zwłaszcza ten z żabą, tak samo jak kilka par t-shirtów, krótkich spodenek i długich jeansów. Dołożył jeszcze czarną bluzę, zimowe buty i kurtkę, i tak o to część ubraniowa była spakowana, zaś do kolejnej torby trafiły najpotrzebniejsze kosmetyki chłopaka, jak i wszystkie przybory do malowania, i do rysowania, jakie mógł tylko do niej zmieścić. Do plecaka zaś trafił laptop, kable i najważniejsze leki, takie jak tabletki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, opakowanie plastrów, bandaży, spray na komary, płyn do odkażania ran i znalazły się nawet leki przeciwbiegunkowe czy syrop na kaszel, jak i oczywiście lubrykant wyjęty spod czeluści łóżka. Spodziewał się, że Zbyszek mógł zapomnieć o spakowaniu ewentualnych leków, a one potrafiły być drogie.
        Pożegnał się ze smutnym uśmiechem ze swoim pokojem, zamykając za sobą drzwi. Nie wiedział, czy kiedykolwiek tutaj wróci, a co by tu się nie działo... to był jego pokój, w którym mieszkał przez tyle lat, zbierając różnorakie wspomnienia, wpadając na nowe pomysły swoich obrazów i malując je do późnych godzin. Zdecydowanie będzie za nim tęsknił i miał wrażenie, że każdy pozostawiony tutaj mebel tak samo, bo pomieszczenie nagle stało się takie nijakie, pozbawione duszy i stojąc puste.
        Po spakowaniu wszystkiego czego potrzebował, poprosił o pomoc ze znoszeniem wszystkich toreb swojego chłopaka, wiedząc od razu, że podniesienie niektórych bagaży mogło wydłużyć czas spędzony w domu przynajmniej o dwa razy. Następnie usiadł przy blacie w kuchni i tak jak wspominał zabrał się za pisanie listu do swojej rodzicielki.

- Mamo, wyjeżdżam dzisiaj stąd z Wiśnią. Uznaliśmy, że to jedyny sposób, żebyśmy mogli być razem, jeśli tutaj nikt nie chce nas zaakceptować.
Proszę, nie szukaj mnie. Może kiedyś Was odwiedzę.
PS.: Wczoraj mi się oświadczył <3
- Marcel


        Nie był przekonany, czy ostatni wers listu powinien zostać napisany, ale może gdzieś w głębi serca liczył, że ta wiadomość uświadomi rodzicom, że Zbyszek nie był dla niego kimś, z kogo mógł się wyleczyć. Może zrozumieją, że swoim zachowaniem stracili syna.
        - Okej, możemy iść.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {04/09/22, 04:20 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Tak, zdecydowanie psy Wiśni nadawały się jedynie do zalizania kogoś na śmierć. Zakupione były z myślą ochrony, ale szatyn szybko je rozpieścił i jedynie mogły kogoś postraszyć głośnym szczekaniem.
- Ta masz rację... - Odparł cicho. Nie zasługiwali na jakąkolwiek wiadomość od nich, ale też była szansa że zdejmie im to policję z ogona. Przynajmniej na jakiś czas. W końcu byli już prawie dorośli, więc służby będą zwlekać na starcie poszukiwań, licząc, że szybko się znudzą i wrócą jak skończą im się pieniądze. Sprawa była poważna, ale na szczęście miał przy sobie swoje słońce, które jednym gestem od razu rozjaśniało mu widok na wszystko.
  Początkowo chciał zaoferować pomoc chłopakowi w pakowaniu, ale jak tylko została przed nim postawiona czekoladowa owsianka, jego żołądek nie pozwolił mu przejść obok niej obojętnie.
- Kocham cię kochanie! - Krzyknął wychylając się na korytarz, aby odprowadzić blondyna wzrokiem, po czym wrócił do stołu, aby zabrać się do jedzenia. Może i zachowywał się beztrosko, ale ciągle gdzieś na dnie tkwiła obawa, że zaraz do mieszkania wpakują rodzice Marcela. Ojciec na pewno nie zareagowałby spokojnie, gdyby tylko zobaczył Wiśnię jedzącego śniadanie w jego kuchni, ale chyba wolał już takie wybuchowe reakcje. Przynajmniej wiedział czego się spodziewać, co innego zimny, lub obrzydzony wzrok kobiety, która urodziła jego ukochanego. Wciąż czuł się winny, że przez ich miłość, relacje z ich rodzinami legły w gruzach, ale nie dawali im innego wyboru. "Albo oni, albo my." - przebiegło mu przez myśl, kiedy zmywał, po czym wziął się za zwracanie śniadaniowej przysługi. W końcu może i blondyn nie jadł dużo, ale nie chciał aby złapał go głód po drodze. Dlatego też zrobił znacznie więcej kanapek niż była taka potrzeba. Kilka ułożył na talerzu i odłożył na stół, a resztę spakował wraz z kilkoma owocami oraz warzywami. Choć tyle byli im winni za ten cały stres, a szczególnie siniaki.
  Po pomocy w znoszeniu toreb, przyszła pora na pisanie listów, co nie było łatwe dla Zbyszka. Tak jak zawsze był wygadany, tak teraz kompletnie nie wiedział co ma przelać na kartkę papieru. Ostatecznie skończyło się na krótkiej wiadomości do rodziców - "Wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie. Przepraszam."  Natomiast dla dziadka już słowa przyszły do niego naturalnie -  "Dziadku kocham cię i dziękuję ci za wszystko. Najbardziej za to, że wspierałeś mnie we wszystkim co robiłem. Może nie zawsze robiłeś to świadomie, ale byłeś moim największym wsparciem. Zdecydowałem się wyjechać z moim chłopakiem narzeczonym Marcelem. Rodzice nas nie akceptują i dobrze wiemy, że choćbyśmy nie wiadomo jak się starali i ile lat czekali, to nigdy by do tego nie doszło. Proszę nie martw się o nas i uspokój babcię. Pożyczam też ogórka. Zwrócę ci go kiedy przyjedziesz na nasz ślub. Trzymaj się staruszku." Ze smutnym uśmiechem podpisał się po czym schował listy do kieszeni i spojrzał na swojego ukochanego. Pozostał im już tylko ostatni przystanek - dom Zbyszka.
  Zbyszek odłożył torby na betonową podłogę garażu i omiótł wzrokiem spore pomieszczenie wypełnione sporą kolekcja narzędzi, gratów, jak i pojazdów. Znajdowały się przed nimi cztery. Auto matki, ojca, stary motor dziadka, nad którym od roku pracował z tatą oraz w końcu ogórek. Już na pierwszy rzut oka widać było, że kamper miał za sobą swoje najlepsze lata, ale był ich najlepszym wyborem. Nie musieliby się skazywać na bóle karków po spaniu na fotelach, tylko wyśpią się na materacu, który przeniosą do środka z ich domku na drzewie. Zbyszek szybko wskoczył na fotel kierowcy i z lekkimi problemami, ale ostatecznie odpalił pojazd.
- Tak! Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz ogórasie! - Pogłaskał z czułością deskę rozdzielczą, po czym wyskoczył, aby wrzucić do środka torby Marcela.
- Wskakuj i wywal co niepotrzebne, ja tylko skoczę do salonu i pokoju dziadka. - Poinformował go znikając za drzwiami prowadzącymi do części mieszkalnej. Jego dom również w tych godzinach powinien być pusty. Rodzice w pracy, a dziadkowie i brat na porannej mszy. Miał do wykonania szybką akcję - podrzucić listy i się zmyć. Zajęło mu to niecałe dwie minuty, po czym skierował się zadowolony do garażu.
- Uważasz, że ucieczka od problemów to najlepsze rozwiązanie? - W jednej chwili zmroziło go, kiedy już w dłoni trzymał klamkę drzwi.
- Mateusz... miałeś prowadzić mszę... - Przełknął nerwowo ślinę i spanikowany spojrzał na swojego brata.
- Zapomniałem czegoś, a ty zapomniałeś chyba, że do pełnoletności jeszcze wam daleko.
- Trzy miesiące, to wcale nie tak dużo. - Wybronił się, na co starszy jedynie ze zirytowanym westchnieniem złapał się za skronie.
- A ten cały narzeczony, to Marcel? I jeszcze ten ślub? Jesteś jeszcze dzieckiem, przestań myśleć o głupotach i wydoroślej wreszcie. Bóg jednen- - Urwał nagle, kiedy jego młodsza kopia popchnęła go na ścianę, szarpiąc za kołnierz.
- Nie próbuj mi teraz prawić morałów. Powiedziałem, że nie masz do tego prawa. Wydoroślałem i nie mam zamiaru dłużej udawać, że wszystko jest w porządku na tej pojebanej wsi! - Wycedził przez zaciśnięte zęby. - Co nie wytrzymasz beze mnie? Koleżka ministrant ci nie poda pomocnej rączki? Dalej potrzebujesz młodszego braciszka żeby ci obciągnął? - Wyrzucił z siebie wreszcie to co tak długo w sobie dusił, wbijając spojrzenie w spanikowane oczy brata. - Myślałeś, że byłem za mały, żeby to pamiętać? O jak mi przykro. - Parsknął z gorzkim rozbawieniem, nie wierząc w głupotę swojego brata.
- Przestań. To był tylko głupi błąd za który już wystarczająco odpokutowałem. - Młody ksiądz uciekł spojrzeniem, ale szatyn szybko złapał go zdrową ręką za policzki i zmusił do utrzymania kontaktu wzrokowego.
- Chuj a nie wystarczająco! To że pomodliłeś się dwa razy, nie znaczy, że ja ci wybaczyłem. I nie wybaczę ci do końca życia gnoju. - Puścił go i odsunął się. - Dlatego jedyne co teraz możesz zrobić to zamknąć się i otworzyć nam bramę. - Nie czekając na odpowiedź szatyn wszedł do garażu, gdzie to od razu zobaczył swojego ukochanego. Nie był pewien, czy słyszał jego rozmowę z bratem, ale nie chciał tu dłużej zostawać. Nie chciał tracić cennego czasu, którego już i tak sporo zmarnowali.
- Ładuj psy, zmywamy się. - Polecił wsiadając za kierownicę, po czym odczekał, aż chłopak znajdzie się w pojeździe z jego czworonogami. Kiedy miał pewność, że jego pasażerowie siedzą bezpiecznie, wyjechał z garażu, a następnie z podwórka nawet nie patrząc na brata, który stał przy bramie.
  Na całe szczęście wjazd na polanę, na której znajdował się ich domek na drzewie, nie był zbyt trudny dla starego kampera. Może i nie mieli za wiele rzeczy, ale jednak materac swoje warzył i zapewne żadnemu z nich nie widziało się targać go przez pół lasu.
- Trzymaj psiaki, będę wyrzucać nasze łoże. - Wyszczerzył się do chłopaka, po czym wskoczył szybko do ich domu. Z bólem serca ściągnął wszystkie koce z ich gniazdka, które trzymało tak wiele cennych wspomnień, ale przecież jeszcze będzie im towarzyszyć. Podciągnął materac do okna, przez które następnie przesunął go i po upewnieniu się, że blondyn trzyma psiaki, zrzucił go na dół. Za nim poleciały też koce i poduszki, które celnie na nim wylądowały. Wygody i dodatkowych ocieplaczy nigdy za wiele, a musieli przecież być gotowi na zimne noce.
- Coś jeszcze zabieramy? Twoje rysunki mogą ucierpieć jak je tak zostawimy, weź je. - Powiedział po tym jak zniósł na dół jeszcze swoje torby. - Ale pierw przydałaby mi się mała pomoc. - Wciśnięcie materaca do kampera z jedną ręką graniczyło z cudem, nawet kiedy tak bardzo się starał. - Naprowadź mi go tylko dobrze. - Polecił podnosząc materac na plecach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {09/09/22, 10:56 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

        Z uśmiechem złapał jedną z kanapek przygotowaną przez ukochanego, a w drugą rękę chwycił jeszcze opakowanie humusu, w którym to zamierzał później maczać warzywa pokrojone przez swojego chłopaka. I z takim pakunkiem, zabierając jeszcze pozostałą część swojego bagażu, mogli opuścić dom blondyna i skierować się do ich kolejnego celu.
       Marcel po zjedzeniu ciasteczek na śniadanie, nie odczuwał wcale głodu, ale zdawał sobie sprawę, że nie był to najbardziej zdrowy i pożywny na świecie, dlatego w czasie drogi do domu Zbyszka, zjadł swoje drugie śniadanie. Nie jadł też jakoś dużo, więc nawet ta jedna kromka chleba mu wystarczyła, a najwyżej więcej zje w podróży. Najważniejsze dla niego było to, że jego narzeczony zjadł odpowiednie śniadanie i nie będzie głodny siedział za kierownicą.
        Całe szczęście wszystko zdawało się iść zgodnie z ich planami, zwłaszcza, jak ich nowy dom na kółkach w końcu odpalił, będąc gotowy na podróż.
        - Kto był taki inteligentny, by nazwać to auto ogórkiem. - Zaśmiał się, do tej pory nie mogąc uwierzyć, że tak nazywa się auto.
        Przytaknął, odprowadzając chłopaka do drzwi i zaraz został w garażu sam wraz z psami, ochoczo obwąchującymi ich nowy nabytek, zaś sam chłopak zgodnie z poleceniem wyższego, opróżnił auto z ubrań prawdopodobnie dziadka, odkładając je na jedną z półek. To samo zrobił z jego narzędziami i paragonami, w duchu przepraszając starszego człowieka, że grzebie w jego rzeczach. Ale tym samym we wnętrzu auta od razu zrobiło się więcej miejsca, może nie na tyle, by od razu poczuć się w nim super komfortowo, ale liczył, że po wniesieniu tutaj ich materaca, kolorowych poduszek i koców, to miejsce odżyje. Poza tym mieszkanie z szatynem było wspaniale gdziekolwiek, zwłaszcza, jak codziennie będzie mógł obok niego zasypiać bez wysyłania do niego wiadomości tekstowych.
       W głaskaniu ich ukochanych psów, a szczególnie białej sierści Rambo, przerwał mu znajomy głos, który nie mógł zwiastować nic dobrego, zważając na sytuacje, w której to dwójka chłopców była położona. Marcel nie musiał nawet intensywnie wsłuchiwać się w rozmowę dwójki braci, by móc ją słyszeć. Widocznie drzwi i ściany nie były tak grube, by wyciszyć cały hałas w tej części domu.
      Już miał iść rozdzielić rodzeństwo, słysząc niepokojący dźwięk uderzenia ciała o ścianę, ale zatrzymał się w połowie drogi, słysząc jeszcze bardziej niepokojące słowa swojego ukochanego. I nagle wszystko zaczynało mu się układać w całość. Do tej pory uważał, że nie był tak blisko ze swoim bratem ze względu różnić poglądowych i dlatego, że Zbyszek nie wierzył w coś, z czym Mateusz powiązał całe swoje życie, ale najwidoczniej sprawa była całkowicie inna.
      W jednej chwili poczuł, jak przez niego przepływa złość, kując go po całym ciele. Miał ochotę co najmniej uderzyć młodego księdza, ale koniec końców krótko po tej myśli zjawił się jego chłopiec. Może sam blondyn nie był taki skłonny do rękoczynów, jak ten drugi, ale niewątpliwie zawsze stawał w jego obronie.
       Zawołał ich psy, wpuszczając je do środka pojazdu, a gdy te usiadły na podłodze, ten usiadł na miejscu pasażera, zapinając pasy. Na odchodne wysłał ostrzegawcze spojrzenie w stronę brata Zbyszka, teraz naprawdę ciesząc się, że już nigdy więcej nie będzie musiał go widzieć.
       Na miejscu, uklęknął na trawie, przytrzymując obydwa psiaki za szyję i obserwując, jak część życia chłopców wyrzucana jest na trawę.
       - Daj, aż takie ciężkie to dla mnie nie jest – odpowiedział z udawanym uśmiechem, bo wciąż nie umiał przestać myśleć o zdaniach, które niedawno usłyszał.
      Odebrał od szatyna materac i powoli, i z pomocą jednej ręki chłopaka, jakoś zapakował go do ogórka. Materac okazał się być cięższy niż myślał, ale zadanie nie było aż takie niewykonalne dla wątłych mięśni blondyna.
       - Uno i chińczyka, żebym mógł cię wieczorami ogrywać – odpowiedział, podarowując mu przyjacielskiego kuksańca w bok, po czym udał się do domku, skąd tak jak powiedział, zgarnął dwie ulubione gry i kilka swoich rysunków, jak i taśmę klejącą.
        Wrócimy tu jeszcze – pomyślał, jakby składając obietnicę temu miejscu, a następnie z bólem zszedł na dół, jeszcze na chwilę zatrzymując się przy wydrążonych w drzewie ich inicjałach. Za tym miejscem, za ich pierwszym domem, ale z drugiej strony, to obecność jego narzeczonego tworzyła z tego miejsca ich pierwszy, wspólny. Z tą myślą był gotów pożegnać się z tym miejscem.
         Zabrane rysunki porozwieszał za pomocą taśmy klejącej po ścianach auta, choć tym ozdabiając wnętrze. Do tego kolorowe poduszki i koce, gdzie niektóre z nich niewątpliwe zostaną zarekwirowane przez Rambo i Reksia, i robiło się tu od razu przytulniej.
        - Słyszałem całą rozmowę z Mateuszem – powiedział wreszcie, uśmiechając się smutno. Musiał z nim o tym porozmawiać albo chociaż spróbować. - Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz.. ale nie mogę uwierzyć, że był do czegoś takiego zdolny. Byłeś tylko dzieckiem i nieważne, czy wtedy się na to zgodziłeś czy nie, to ten skurwysyn nie powinien cię tknąć – dodał, używając przekleństwa, co niewątpliwie było dla blondyna rzadkim zjawiskiem.
        Wtedy też ujął w dłonie zdrową rękę ukochanego i opuszką kciuka zaczął głaskać jej wierzch,
        Dla niego było niepojęte, jak własny brat mógł dopuścić się takiej rzeczy na dziecku, a jeszcze bardziej nie mógł zrozumieć, że taki sekret wychodził na światło dzienne dopiero teraz, ale oczywiście nie był zły na Zbyszka. Byli wtedy tylko dziećmi i zrzucenie takiej bomby w czasie, gdy ich rozmowy opierały się na kłóceniu się, kto kogo pierwszy dotknął patykiem lub rozmawianie o nowych zabawkach, mogło być po prostu trudne... A potem już mogło nie być odpowiedniej chwili, by to powiedzieć. Mimo wszystko Marcel zawsze był z nim szczery i mówił mu o wszystkim, ale w przeciwieństwie do Wiśnia, nigdy nie był postawiony w takiej sytuacji.
       - Przepraszam, że nigdy niczego nie zauważyłem. - Westchnął ciężko, czując się niejako też winny. Nigdy nie zauważył, żeby Zbyszek zachowywał się dziwnie, jeśli chodziło o tę sytuację, a był pewien, że dobrze go znał i kto jak kto, ale on akurat umiał zobaczyć, kiedy ten drugi aktorzył.- I obiecuję, że już nikt cię nie skrzywdzi, okej? - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - Czy... to była jednorazowa sytuacja? I czy to w porządku, jak uprawiamy seks oralny? Nie musisz tego robić – dodał, będąc całkowicie szczerząc. Uwielbiał te chwilę zbliżenia pomiędzy nimi i wszystkie ruchy ze strony Zbyszka, ale jeśli jakiekolwiek go krzywdziły czy się do nich zmuszał, to nie miało to sensu.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {10/09/22, 09:10 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Z lekkim uśmiechem obserwował zza fotela jak Marcel przyozdabiał ich tymczasowy dom. Liczył, że uda im się znaleźć szybko jakieś lokum, ale pomimo robienia dobrej miny do złej gry, dobrze wiedział, ze mogą mieć z tym drobne problemy. Nie byli przecież pełnoletni, choć nie brakowało im za wiele. Te parę miesięcy będą musieli jakoś przetrwać. A razem na pewno dadzą sobie radę.
  Nagle słowa blondyna uderzyły w niego jak kubeł zimnej wody.  Jednak ich słyszał i jego reakcja była dokładnie taka jakiej się spodziewał. Uderzyło to w Marcela bardziej niż w niego samego.
- Teraz kiedy już wiesz, nie ma sensu tego ukrywać. - Westchnął ciężko i wsparł policzek na oparciu fotela, po czym chwycił dłoń chłopaka i przyciągnął ją do ust, aby zaraz ją ucałować. - Jak widzisz nie odbiło się to na mnie aż tak źle... Dobra, szczerze to na początku trochę dziwnie się czułem, szczególnie podczas naszego pierwszego razu. Ale to było tylko przez sekundę! - Od razu uspokoił chłopaka i wciągnął go na swoje kolana, aby móc się do niego przytulić. - Z tobą od razu wszystkie złe uczucia minęły, bo to ty Marcel. Twój zapach, twój smak, twoje ciało. Wszystko co kocham. Sprawianie ci przyjemności, sprawia i mnie ogromną przyjemność. Proszę nie myśl, że się do tego zmuszam. A z resztą czy ja wyglądam jakbym się zmuszał, kiedy biorę cię ze smakiem w usta? Nie sądzę. - Prychnął rozbawiony i wyszczerzył się, aby zaraz musnąć wargami jego usta.
- Jak mówiłem nie odbiło się to na mnie za mocno. Był to jednorazowy wyskok, był pijany i na drugi dzień spierdolił do kościoła, żeby "odkupić swoje grzechy". My za to byliśmy tylko głupimi dzieciakami. Sam nie byłem świadom, że było to coś złego... A kiedy już się dowiedziałem, to sprawy między nami były dziwne, a potem już weszliśmy w związek i zupełnie o tym zapomniałem. Nie było sensu wyciągać tego syfu i psuć sobie humory. Tak jak teraz. Bałem się że właśnie tak zareagujesz, a z tobą to zupełnie inna sprawa. Kocham cię i każdy skrawek twojego ciała. - Jeszcze raz ucałował go mocno i namiętnie, tym razem odrobinę dłużej, wpraszając się także językiem do wnętrza jego ust. Wplótł zdrową dłoń w te jego przepiękne złote loki, aby przysunąć go tylko jeszcze bliżej siebie. - Jeśli chcesz, to możemy to przetestować tu i teraz... - Wymruczał z uwodzicielskim uśmiechem. Niestety nie mieli teraz na to czasu, bo do końca nie ufał swojemu bratu, że tak po prostu zostawi ich w spokoju. Kto wie, może już powiedział ich rodzicom. Musieli się spieszyć, bo obawiał się, że jeśli przegapią szansę, to utkną w tej dziurze już na wieki.
- Ale to na kolejnym postoju. - Niechętnie puścił ukochanego, aby ten mógł w spokoju usadowić się na sąsiednim siedzeniu. - Tylko będę potrzebować małej pomocy z biegami. Spokojnie, będę ci mówić kiedy jak wrzucić. - Uspokoił go od razu i ostatni raz spojrzeli na swój pierwszy dom, który wspólnie wybudowali. Akurat to miejsce było im cholernie ciężko zostawić. Tyle wspaniałych wspomnień, tyle niezapomnianych przygód. Może i nie widziało mu się kiedykolwiek odwiedzać rodziny, ale tutaj z pewnością wrócą.  
-Wynosimy się stąd. - Oznajmił odpalając ogórka, po czym sprawnie wyjechał z lasu, a następnie po paru zakrętach opuścili swoją małą wieś. Wyjeżdżając na asfaltową drogę od razu poczuł ogromną ulgę i radość. Tak jakby duszący ich przez lata ciężar, został nagle zdjęty z ich młodych ramion.
- Żegnaj zapchajdziuro, cała na przód na Gdańsk!!! - Pod wpływem pozytywnych emocji zawył radośnie, czemu towarzyszyły wesołe szczeknięcia i wychylił się, aby skraść Marcelowi jeszcze jednego buziaka. Trochę nie wcelował, ale musiał szybko wrócić oczami na drogę, choć śmiać się nie przestawał. Był tak szczęśliwy, że musiał zamrugać szybko, aby odgonić rozmazujące mu widoczność łzy.

  Oczywiście nie minęła godzina a już zaczęto dobijać się do ich telefonów. Oddał swój, aby Marcel mógł zablokować numer ojca, matki i brata. Nie zamierzał odebrać i wysłuchiwać ich pretensji oraz rozkazów do powrotu.
- Teraz to se moją pocałować nas w dupę. - Parsknął czując się pewnie jak nigdy. Już dawno byli poza ich zasięgiem i zbliżali się do autostrady. - Robimy mały postój na siusiu i żarełko?- Zaproponował, wiedząc, że przez najbliższe parę kilometrów nie będą mogli opuścić ogórka. - Reks, Rambo, kibelek? - W odpowiedzi od razu otrzymał błagalne piski. - Okay okay, no to kibelek. - Od razu wyszukał w aplikacji najbliższy park i tam też skierował ich wan.
  Od razu po zatrzymaniu, odsunął drzwi, a psy wystrzeliły na zewnątrz, aby załatwić swoje potrzeby. Na całe szczęście znajdowały się tu też toalety także dla ludzi.
- Marcyś rzuć woreczki. - Poprosił, jako że chłopak wciąż znajdował się wewnątrz pojazdu, gdzie były ich torby.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {13/09/22, 09:56 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

              Usadowił się wygodnie na kolanach ukochanego, od razu przytulając go do siebie, a następnie złożył delikatnego całusa na czubku głowy. Poczuł wtedy ulgę, jakby spadł mu kamień z serca, gdy ten zaczął tłumaczyć, że wspomniane wydarzenie nie wpłynęło mocno na ich związek, jak i na ich intymne chwile i blondyn nie miał już wątpliwości, że tak było, bo faktycznie nigdy nie zauważył, że jakoś wzbraniał się przed tym faktem czy unikał sprawiania mu oralnej przyjemności, ale mimo to, musiał o to zapytać i się upewnić. Zbyt bardzo go kochał, żeby nieświadomie go skrzywdzić.
             - Po prostu się o ciebie martwię – powiedział, wzdychając cicho.  - To nie jest kwestia psucia humoru. Nie jesteśmy ze sobą tylko w dobrych chwilach, kiedy nic się nie dzieje – przypomniał mu.  - Od dzisiaj żadnych sekretów, okej?
             Od razu odwzajemnił pocałunek, zawieszając dłonie wokół szyi ukochanego i oddał się tej chwili, która niestety trwała dla obydwojgu za krótko, na co niższy teatralnie wygiął usta w podkówkę, po czym chcąc czy nie chcąc usadowił się na swoim siedzeniu. Wiedział, że pewnie nie pozostało im za dużo czasu, odkąd Mateusz dowiedział się o całej sytuacji i niestety musieli stąd ruszać jak najszybciej. W innym przypadku mogli zostać zatrzymani przez rodziców, a drugi raz podjęcie takich kroków mogło być trudniejsze.
             - No okej – odpowiedział niechętnie.  - Mam nadzieję, że ogórek wytrzyma ewentualne zajeżdżenie silnika.
              Marcel zdecydowanie nie był tak wszechstronnie uzdolniony, co jego chłopak. Znał się tylko na sztucę i umiał zagrać kilka urywek z melodii, jakie nauczył go Zbyszek, zaś szatyn oprócz właśnie umiejętności prowadzenia auta, znał się na muzyce, znał milion rodzai roślin i kwiatów, które blondyn słyszał po raz pierwszy i do tego był w stanie zrobić drobne naprawy w domu, a także potrafił prowadzić samochód, gdzie wiedza blondyna kończyła się na tym, gdzie znajdują się poszczególne biegi.
             Obrócił się jeszcze ostatni raz czytając tabliczkę z przekreśloną nazwą wsi, gdy już z niej wyjeżdżali i uśmiechnął się smutno. Pomimo nazbieranych tutaj złych wspomnień, oczywiście miał te piękne i niewinne, praktycznie wszystkie związane z chłopakiem siedzącym za kierownicą. I mieszkał tutaj przez tyle lat swojego życia, dlatego mimo wszystko to miejsce dużo dla niego znaczyło. A gdyby nie ono, to nigdy nie poznałby swojej bratniej duszy.
            Na jego twarzy w mig pojawił się szeroki uśmiech w akompaniamencie swojego chichotu i szczekania psów, gdy tylko na twarzy Wiśni pojawiła się czysta radość. Wtedy też w stu procentach upewnił się, że ta decyzja podjęta przez nich była dobra, niezależnie od konsekwencji, jeśli Zbyszek był taki szczęśliwy. Marcel mógł nieprzerwanie patrzeć na roześmianego chłopaka, samemu będąc wtedy szczęśliwym.
**
             - Obudzili się dopiero teraz, że mają siedemnastoletnich synów – skomentował, biorąc telefon ukochanego do ręki i zgodnie z jego prośbą po odblokowaniu odciskiem palca telefonu, zablokował numer jego brata, mamy i taty, a następnie wszelkie SMS-y informujące, że próbowali oni się do niego dodzwonić, wrzucił do spamu. To samo zrobił ze swoim telefonem, nie mając również najmniejszej ochoty rozmawiać ze swoimi rodzicami. Domyślał się, że nie chcieli pogratulować im ucieczki, a słownym szantażem sprowadzić do domu, mimo że przeczuwał, że zrobiliby to tylko, aby sąsiedzi tylko o nich nie plotkowali, dlaczego uciekł z domu ze swoim „przyjacielem”.
            Oprócz tej kwestii wątpił, żeby było to podyktowane zwykłą troskę, zwłaszcza teraz, gdy wyjawił, że nie udało się im rozdzielić go ze Zbyszkiem. A być może zbyt brutalnie oceniał swoich rodziców, ale teraz już o tym nie myślał.
            - Rozprostuje nogi – poinformował, bo wcale nie musiał zrobić postoju na toaletę czy jedzenie, w przeciwieństwie do ich ukochanych psów od razu reagując na słowa jednego ze swoich opiekunów, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy tego drugiego.  - No skoro taki chętny jesteś... - Podał mu znalezione w torbie woreczki i uśmiechnął się niewinnie. Zdecydowanie zbieranie psich odchodów nie było jego ulubionym zajęciem w wychowaniu psich dzieci, a Wiśnia przecież sam siebie zaproponował.
           W zamian tego przyszykował do psich misek wody, by mogły ugasić pragnienie, gdy już skończą ganiać za sobą i postawił je przy aucie, a sam szybko przerzucił naklejone rysunki ze ścian na okna, rysunkami do środka. Tak mógł nadać temu miejscu więcej prywatności, zwłaszcza do tego, co planował, jak tylko wróci z małego spacerku. Zdecydowanie przydałyby się im zasłonki.
         Wyskoczył z auta i ruszył w stronę pagórka, powoli podziwiając przyrodę czy wypatrując kolejnych inspiracji. Spacerując wokół kolejnych traw usianych kwiatami, nawet miał okazję pogłaskać jamnika szorstkowłosego, a następnie po kilkunastu minutach ponownie był przy aucie, czekając na szatyna. A gdy ten podszedł, od razu stanął na palcach, obejmując go w pasie i przyciągając go do siebie.
         - Chyba coś proponowałeś na tym postoju... - Uśmiechnął się zadziornie, po czym złączył ich usta w namiętny pocałunek, dokładając do niego język. Ich języki niemal natychmiast splotły się ze sobą w miłosnym tańcu, już doskonale znając te okolice, ale mimo wszystko i tak wywoływało to przyśpieszone bicie serca.
        Niewiele później jego dłonie wkradły się pod materiał koszulki ukochanego i po kręgosłupie od razu przeszły go dreszcze, gdy tylko mógł dotknąć nagą skórę swojego narzeczonego. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo stęsknił się za tą fakturą i przyjemnym ciepłem, za praktycznie każdym kawałkiem skóry Zbyszka. Teraz nareszcie miał to na wyciągnięcie ręki. A gdy dłoń Marcela wylądowała na jędrnych pośladkach chłopaka, ściskając jedną stronę, wciągnął go do środka auta, zasuwając za sobą drzwi. Tam pozbawił ich obydwu górnego odzienia, rzucając je gdzieś na fotele.
        Położyli się obydwoje na materacu, gdzie blondyn zawiesił nogę na biodrze swojego szatyna, przysuwając swojego kochanka jeszcze bliżej. Jego jedna z dłoni czule gładziła policzek, druga zaś nie była taka niewinna, bo co rusz przejeżdżała po nagiej klatce piersiowej, zaczepiając, co chwilę sutki. Chciał mieć go już tylko dla siebie.
        Aż w końcu jego dłoń nie zsunęła się pod spodnie chłopaka, od razu natrafiając na już twarde przyrodzenie szatyna, które to powoli zaczął masować. Oczywiście tak, jak zawsze schlebiało mu to, jak szybko umiał go przygotować do dalszych czynności, ale Marcel tak czy siak lubił tę całą grę wstępną, dlatego też zaraz znudził się tą pozycją i usadowił się tuż nad Zbyszkiem, uśmiechając się do niego i wpatrując intensywnie w jego czekoladowe tęczówki.
         - Uwielbiam twoje oczy – skomplementował go, składając na jego malinowe wargi jeszcze jednego buziaka.
Koniuszkiem języka zsunął się po żuchwie szatyna, zaznaczając mokrą ścieżkę od szyi aż do szlufek jego spodni, robiąc tylko mały przystanek, gdy na chwilę possał prawego sutka. Tym razem na spokojnie odpiął pasek i spuścił spodnie wraz z bokserkami do kolan ukochanego, a jego oczom ukazał się penis swojego chłopca, który zaraz miał się ślicznie błyszczeć od śliny narzeczonego.
          - Zbysio? - zaczął, uśmiechając się lisio.  - Kocham cię – dodał szybko i zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć mu na pierwsze zdanie czy też ochrzanić go za zakazane słowa, wziął jego męskość do ust, przymykając przy tym powieki i rozkoszując się chwilą. Tak jak to pamiętał, był cudownie ciepły, a skóra wokół niego delikatna, zaś zapach równie odurzający,
          Język od razu przeszedł do czynów, zaznaczając swoje terytorium, gdy wargi mocno i pewnie objęły penisa szatyna, posuwając się w górę i w dół. Kreślił na nim rozmaite wzorki, szczególnie skupiając uwagę na główce, aż wreszcie nie wziął całego rozmiaru do buzi, zasysając się na nim. Tej sztuki również nauczył się przy nim.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {15/09/22, 10:16 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Szatyn również nie musiał udać się za potrzebą. Za to zdecydowanie potrzebował napełnić trochę swój brzuch. Odczekał pierw, aż psy zrobią swoje, posprzątał po nich, po czym poszedł umyć łapy i wrócił na kanapeczki. Trochę zaskoczyła go zmiana wystroju, jaką zarządził Marcel, ale wzruszył jedynie ramionami. Tak było nawet lepiej. Szczególnie takie zasłonki sprawdzą się w nocy, bo myśl o tym, że ktoś mógłby ich oglądać śpiących była przerażająca. Niby dzieliły ich ściany pojazdu, ale jednak nie były to mocne mury. Wzdrygnął się na samą myśl.
  Po powrocie blondyna przeciągnął się Leniewie.
- Obiecałem? hmmm~ - Spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. - A cóż takiego obiecałem? Przypomnisz mi kochanie? - Oczywiście długo nie musiał się prosić. Ich usta od razu zostały złączone w namiętnym pocałunku, którego tak wyczekiwał od momentu wyjechania z tej ich przeklętej wioski. Oczywiście chciał kilka razy skraść buziaka blondynowi, ale bał się rozpraszać na drodze, zwłaszcza, że nie prowadził małego pojazdu, a grubego ogórka. Na jakiś czas był on ich domem i wolał nie ryzykować wypadkiem, nawet jeśli usta Marcela tak go kusiły.
  Teraz mógł się nimi, jak i nim nacieszyć dowoli. Już od tej pierwszej niewinnej pieszczoty, w spodniach Wiśni zaczęło brakować miejsca. Zawsze tak na niego działał, ale tym razem było wręcz boleśnie ciasno, bo przecież nie dotykali się przez prawie tydzień. Jeszcze dzień dłużej i miał wrażenie, że umrze. Choć czekał na wyraźny sygnał od swojego partnera. I taki też oczywiście otrzymał, kiedy delikatne dłonie sunęły po jego ciele, a sam reagował na nie pomrukami zadowolenia. Każde najmniejsze muśnięcie przesyłało po jego ciele coraz mocniejszy dreszcz podniecenia.
  Wciągnięty do auta zaśmiał się w usta ukochanego i sam objął go w pasie, zaraz szybko wkradając się dłońmi pod jego spodnie oraz bokserki, aby ostatecznie dotknąć jego nagich pośladków, które idealnie dopasowały się do jego ręki. Lekko je ugniatając, palcami zbliżał się niebezpiecznie do rowka.
- Nie ucieknę ci. - Podgryzł lekko dolną wargę chłopaka, po czym westchnął niezadowolony, kiedy te od niego uciekły. Pocałunki były jego ulubioną pieszczotą. To znajome ciepło, miękkość warg, smak i kształt jego ust. Można powiedzieć, że nie tylko go podniecało, ale też uspakajało. Tak nie potrzebowali słów, aby przekazać drugiemu swoje uczucia.
- Czytasz mi w myślach? - Zaśmiał się po czym zaraz jego ust wydobył się jęk spowodowany uciskiem na kroczu, jak i zgrabnym manewrowaniem języka blondyna na jego ciele. Przez tą przerwę już prawie zapomniał jak bogato uzdolniony był jego ukochany i jak dobrze znał jego ciało. Nie pomijał nawet jednego wrażliwego punktu szatyna. Jękną z wyraźną ulgą, kiedy w końcu jego przyrodzenie zostało oswobodzone. Widoki również były nieziemskie, kiedy wydział Marcela tak blisko siebie. Wpatrywał się w niego jak w obrazek, przez co na początku wcale nie zareagował na to co wypłynęło z jego ukochanych warg. Zaskoczył dopiero po czasie.
- Marc-kh!!! - Mimo rozproszenia, miał wrażenie, że natychmiast dojdzie w jego ustach. Ciepło i wilgotność wnętrza jego ust sprawiało, że niemalże się topił, ale najlepsze nadeszło dopiero po kilku ruchach. Aż na moment go zamroczyło. Zatopił dłoń w złotych lokach, które odgarnął z twarzy Marcela i spojrzał na niego z lekkim wyrzutem. Co oczywiście nie bardzo mu wyszło, kiedy widział jak bierze jego przyrodzenie po samą nasadę. Jak on to robił, że był tak nieziemsko seksowny? I jak miał się teraz na niego gniewać za złamanie uzgodnienia, na które przystali na samym początku ich znajomości? Z czułością pogłaskał go po poliku.
- Choć tutaj ty mój ukochany mały demonie. - Mruknął lekko odsuwając go od siebie, po czym zwinnie pozbawił niższego chłopaka spodni wraz z bielizną. Osunął się niżej na materacu, po czym pokierował go tak, aby zawisnął swoim zgrabnym tyłkiem tuz nad twarzą szatyna. W taki sposób i on miał dostęp do jego krocza, po którym bez ostrzeżenia przesunął językiem po całej długości. Wyszczerzył się szeroko, kiedy poczuł jak drży i pulsuje pod tak lekkim dotykiem. Postanowił trochę się z nim podrażnić. Złożył pocałunek na jego udzie, a następnie zassał się na jego mosznie, językiem zaczepiając każde jądro. Dłońmi błądził po jego skórze, ale jedynie zbliżał się do jego przyrodzenia, czasami drażniąc jego nasadę, lub ugniatając lekko podbrzusze chłopaka. Na chwilę odsunął głowę i zaśmiał się, widząc przyrodzenie blondyna drży niecierpliwie, wręcz błagając o jego dotyk. Może trochę przesadzał, w końcu było to tylko jego imię, ale z całego serca go nienawidził. Zupełnie do niego nie pasowało, a używając go czuł się jakby był zupełnie kimś innym. Jakby Wiśnia nagle gdzieś ginął. Zbyszkiem stawał się jedynie w domu, gdzie to musiał udawać, że wszystko jest w porządku...  Jedynie w ustach Marcela nie brzmiało to tak źle.
  Jednak w tamtym momencie nie był zdolny do poważnego myślenia. Mało tego, jak tylko próbował, jego głowa zaraz zapełniała się po brzegi blondynem. Choc wiadome było, że zapomni o tym, to i tak próbował się przekonać, że porozmawia z nim o tym po wysiłku fizycznym jaki ich czekał. W końcu bez ostrzeżenia wdarł się językiem do jego ciasnego wejścia. Odrobinę go to zaskoczyło, ale jednak do tej pory uprawiali seks praktycznie każdego dnia, jak nie kilka razy dziennie. Dlatego też Marcel zwykle był już trochę rozciągnięty. Choć mięśnie chłopaka szybko go poznały, ochoczo drżąc pod dotykiem jego języka.
- Hmmm? - Zamruczał niewinnie, kiedy jego dłonie ponownie ominęły najwrażliwszą część ciała chłopaka. Chciał się trochę na nim odegrać, ale też i sprawić inny rodzaj przyjemności. Z zadziornym uśmiechem odsunął się na chwilę, po czym lekko podgryzł jeden z jego pośladków, aby następnie go ucałować. - Spokojnie mamy dla siebie masę czasu... Podałbyś mi lubrykant? - Poprosił. Samby się po niego udał, ale wtedy musiałby puścić ukochanego i zmienić ich pozycję, a póki co bardzo mu ona odpowiadała.
  Kiedy w końcu w jego dłoni wylądowało znajome opakowanie od razu wycisnął chłodnawy żel na rękę, aby lekko rozgrzać go w dłoniach. Dopiero po tym nabrał lubrykant na palce zdrowej ręki i rozsmarował go na otworze blondyna, przyglądając się lego uroczeniu odcieniowi różu. Przygryzł dolną wargę i na moment zatrzymał się kiedy ruchy chłopaka stały się intensywniejsze.
- Maaah-rcyć, zwolnij bo zaraz dojdę, a wolałbym skończyć w tobie. - Zajęczał mimowolnie samemu poruszając biodrami, wbrew swoim słowom domagając się więcej pieszczot od ukochanego. Już samym niewinnym muśnięciem potrafił przecież doprowadzić go do silnego wzwodu. Wsunął powoli pierwszego palca w chłopaka i odczekał, aż ten do niego przywyknie.
- Wszystko okay kochanie? Jesteś taki ciasny un!... w ogóle się nie zabawiałeś myśląc o mnie? - Poruszył delikatnie palcem i z uśmiechem obserwował, jak mięśnie blondyna pochłaniają go głębiej. - Jesteś cudowny. - Wymruczał zaraz zsuwając się odrobinę niżej i obejmując wargami jego zniecierpliwionego penisa. Już dłużej nie mógł się powstrzymywać, a wiedział też że dzięki temu uda mu się skutecznie rozluźnić ukochanego. Warunki nie były najlepsze, ale jego dobro i zdrowie było na pierwszym miejscu. Dlatego już wiedział, że będą musieli użyć kondoma, aby nie obciążyć zbytnio ciała blondyna. Pewnie nie będzie z tego zadowolony. Kiedy już czuł wystarczająco miejsca, dołożył kolejny palec, ponownie spowalniając ruchy. Opór tym razem ustał znacznie szybciej, więc i jego ruchy przyśpieszyły, delikatnie wciąż rozciągając go w środku, aby przygotować dobrze Marcela na przyrodzenie szatyna. Usta Wiśni oczywiście też nie próżnowały i robiły to co umiały najlepiej - branie ukochanego po samą nasadę, nawet pomimo jego wielkich rozmiarów. Uwielbiał czuć go aż po same gardło, a w pozycji leżącej było to znacznie wygodniejsze.
  Choć był to miecz obosieczny. Bo nawet jeśli był wstanie wstrzymywać się tak długo pomimo pieszczot ze strony ukochanego, tak jego ciepłe przyrodzenie drażniące jego gardło było już nie do wytrzymania. W końcu zajęczał nie wyciągając go se swoich ust, wyginając plecy w lekki łuk i unosząc przy tym biodra. Dopiero po tym musiał się na chwilę odsunąć, aby nabrać do płuc głęboki wdech.
- Kocham cię Marcel.... - Wymruczał powoli dochodząc do siebie. - To chyba mój rekordowy czas, nie? - Parsknął zaraz parząc na niego z dołu, po czym złożył delikatny pocałunek na żołędzi jego przyrodzenia, przy okazji zlizując z niej kroplę preejakulatu.
- Ale to jeszcze nie koniec. Usiądź na mnie. - Polecił zachęcająco. Chciał już w nim być i drugiego ładunku nie zamierzał zmarnować. Po takim serwisie, musiał mu się porządnie odwdzięczyć. - Spokojnie, jedna ręka mi wystarczy na utrzymanie cię. - Uśmiechnął się niewinnie. - Tylko pierw zgarnij moje portki. W tylnej kieszeni mam gumkę. - Polecił podnosząc się do siadu i objął go na chwilę w pasie, aby przylgnąć do jego rozgrzanego ciała. - Wiem, że nie lubisz, ja też nie lubię... Ale na takie warunki będzie dla ciebie łatwiej. - Ucałował jego klatkę piersiową, aby następnie lekko się unieść i skubnąć jego brodę, a zaraz wpić się w jego usta. Mógł poczuć swój własny smak, ale nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu. I przez cztery lata zdążył do tego przywyknąć, choć zdecydowanie wolał płyny swojego kochanka. - Jeszcze sobie to odbijemy, jak dojedziemy. - Obiecał po rozłączeniu ich ust.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {17/09/22, 05:13 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

                Nawet pomiędzy jego kroczem, spod przymrużonych powiek oglądał mimikę twarzy ukochanego, gdzie jego czekoladowe spojrzenie było skupione tylko na nim, a usta delikatnie rozchylone i gdy tylko próbował nimi wypowiedzieć jego imię, blondyn był całkowicie oddany chłopakowi. Uwielbiał się nim zajmować i sprawiać mu przyjemność, obserwować, jak jego ciało nie może powstrzymać się przed jękami czy jak jego oddech nagle przyśpiesza. To sprawiało niesamowitą satysfakcję Marcelowi i łechtało jego ego, a do tego lubił, jak jego ręka lądowała pomiędzy złotymi lokami.
              Z uśmiechem posłusznie zawisł swoim kroczem tuż nad twarzą szatyna, co już samo w sobie było podniecające i jednocześnie jeszcze bardziej intymne, gdy Zbyszek z dołu widział wszystkie szczegóły jego dolnej partii. Całe szczęście już dawno, też dzięki niemu, wyzbył się wszelakich kompleksów dotyczących swojego ciała.
            Zatrząsł się cały, teraz samemu rozchylając malinowe wargi, czując język na swoim przyrodzenie. Za tą pieszczotą był również stęskniony, jak za całym seksem i tylko czekał niecierpliwie aż ukochany weźmie go całego do ust. Niestety ten przeciągał ten moment, co wydawało się dla blondyna wiecznością, zwłaszcza, jak dłonie szatyna tylko dotykały nasady penisa, zamiast zająć się całością, a w szczególności główką. Zaczynał teraz poważnie żałować, że wymówił na głos jego imię, zdając sobie boleśnie sprawę z tego, że gdyby tego nie zrobił, to najprawdopodobniej już dawno mógłby się zatopić w ciepłej buzi Wiśni, o czym już tylko marzył.
           - Kochanie! - jęknął przeciągle, mimowolnie odsuwając się tyłkiem od chłopaka, będąc w szoku, czując tak nagle jego język na swojej dziurce, ale już po chwili znowu zbliżył się do niego, z utęsknieniem czekając na kolejny ruch. - Nie męcz mnie... - wyburczał, marszcząc brwi, choć w tej pozycji na pewno tego nie widział.
          Wychylił się na chwilę do swojej torby i za chwilę podał chłopcu lubrykant, a sam położył się na ciele ukochanego, ponownie biorąc jego przyjaciela do ust, tym razem od razu zwiększając szybkość swoich ruchów. Głowa rytmicznie robiła ruchy w górę i w dół, za każdym razem pochłaniając całość, czasem przetrzymując go tam na dłużej i wtedy intensywnie zajmując się jego główką, zlizując, co chwile sączący się prejakulat. I oczywiście nie przestał, gdy ten kazał mu zwolnić, zwłaszcza, jak jego mowa ciała mówiła sama za siebie, samemu pakując przyrodzenie w usta kręconowłosego. A ten po chwili jęknął wciąż trzymając penisa ukochanego w ustach, wyginając się biodrami jeszcze bardziej w stronę szatyna.
          T-tak – mruknął, na chwilę oswobadzając usta. Przez te kilka dni zdążył się odzwyczaić od uczucia wypełnienia i już na starcie nieświadomie się spiął, zaraz jednak się rozluźniając. Dopiero aktywowanie jego prostaty dało zamierzony efekt i zwiększenie podniecenia. - Zerwałeś ze mną – skomentował i wrócił do swojego zajęcia. Po zerwaniu, jego libido przecież drastycznie spadło i była to zdecydowanie ostatnia rzecz, jaką wtedy miał ochotę ze sobą zrobić. Poza tym masturbacja od dawna zdecydowanie różniła się do dotyku czyiś rąk.
         Blondyn w końcu zaczął cicho jęczeć, dusząc wszystko na penisie Zbyszka, ale przy tym sam mimowolnie poruszał się w ciepłej buzi ukochanego. Tak jak pamiętał było tam cudownie ciepło i wilgotno, do tego zęby, które czasami przypadkowo drażniły delikatną skórę. Jeszcze na domiar złego cały czas te dwa palce zaczepiały czuły punkt w jego tyłku, ten punkt, o którym już sam zdążył zapomnieć. Całe szczęście wkrótce poczuł, że kochanek był już blisko, bo tym razem, to kręconowłosy mógłby po raz pierwszy skończyć przed nim, czego kompletnie nie chciał. Dlatego już na końcu to jego palec posmarowany w lubrykancie wsunął się do dziurki Wiśni, ale skupił się na masażu prostaty, a nie na rozciąganiu go.
        Zacisnął mocniej wargi i przyśpieszył ruchy palca w środku, i uśmiechnął się sam do siebie, czując ciepłe nasienie rozpływające się po podniebieniu, jak i to spływające prosto do gardła. Nie mając za dużego wyboru, dzielnie przełknął słonawy płyn, a kiedy się odsunął, zlizał z przyrodzenia resztki, które nie zdążył przełknąć, napawając się widokiem świecącego się penisa kochanka. Czy właśnie zyskał inspirację na kolejny obraz?
        - Ja ciebie też – odpowiedział. - Tak wyszedłem z wprawy czy ty stałeś się bardziej wytrzymały? - zapytał, rozbawiony.
Jakby na zawołanie słysząc, że wreszcie może poczuć go w sobie, i on podniósł się do siadu, ale za chwilę wygiął usta teatralnie w podkówkę na jego kolejną prośbę.
        - Bo wolę cię czuć bez niczego. Zwłaszcza, jak we mnie dojdziesz... - wytłumaczył, próbując go jeszcze przekonać do rezygnacji z zabezpieczenia.
        Miało one oczywiście swoje plusy, jak to, że nie będą musieli sprzątać podwójnego bałaganu czy też po całym stosunku będzie mógł jeszcze raz wziąć go do buzi, ale największym minusem było to, że nie będzie mógł poczuć, jak ciepły płyn rozpływa się w jego wnętrzu, co lubił i uważał za swoją nagrodę. Był w stanie nawet zaryzykować ewentualny ból brzucha, w przeciwieństwie do Zbyszka.
       Po pocałunku niechętnie wyjął z kieszeni chłopaka niebieskie opakowanie gumki i wraz z nią pomiędzy swoimi palcami, przyciągnął za podbródek Wiśnie do kolejnego pocałunku, a wolną dłonią złapał za jego penisa, którego było trzeba jeszcze raz obudzić na kolejne pieszczoty, ale tak jak zawsze wystarczyło parę ruchów ręką i już piegowaty mógł nakładać na sterczący sprzęt prezerwatywę. Sprawnie obsłużył się sam smarując przyrodzenie chłopaka lubrykantem, zaś resztka z palców trafiła na swój otwór. Nie mógł czekać już ani chwili dłużej, dlatego od razu nakierował go na swoją dziurkę, powoli opuszczając się na ukochaną twardość, co skwitował cichym westchnieniem prosto w usta szatyna.
       Całe szczęście dzięki odpowiedniemu przygotowaniu przez swojego chłopca, obyło się bez bólu i już pomału mógł chłonąć całą przyjemność z seksu.
       - Za tym też tęskniłem. - Oplótł rękoma szyję Zbyszka, opierając czoło o jego czoło i coraz szybciej zaczął z jego pomocą poruszać biodrami, chłonąc go sobą, a za każdym razem, jak ocierał się o czuły punkt, jęczał spod drżących powiek. Najbardziej jednak lubił, jak oboje mogli na siebie patrzeć, jak zahipnotyzowani, dlatego popchnął chłopaka, zmuszając go do ponownego położenia się pod nim.
       - O taaak – jęknął przeciągle, już bez problemu chłonąc całego penisa. Ręce oparł o klatkę piersiową swojego ukochanego, znowu przyśpieszając, tylko w pewnym momencie przesunął dłoń Zbysia ze swoich pośladków na swojego penisa, żeby im mógł się zająć. A jeśli bez wsparcia, szybciej się zmęczy, to po prostu zmienią pozycję.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {17/09/22, 11:00 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Niegdyś bardzo wstydliwy dla szatyna temat, obecnie był dla nich kwestią żartu. Obaj w pełni akceptowali swoje zalety i wady. I jak miał nie szaleć z miłości do blondyna? Z każdym dniem czuł jeszcze bardziej się w nim zakochuje, co nie przestawało go też zaskakiwać. Działo się to w niewinnych momentach, takich jak zabrudzenie nadzieniem słodkiej bułki, albo zwyczajnie dopiero wybudzał się z długiego snu. Jak również w momentach, w których słodki urok chłopaka nabierał nuty erotyzmu podczas ich zbliżeń. Jego gesty, dotyk, drżenie pod dotykiem opalonych dłoni, a szczególnie to jak wiele uwagi poświęcał ciału szatyna, starając się sprawić mu jak największą przyjemność.
  Zaśmiał się z rozczuleniem widząc niechęć Marcela do kondoma. Mimo wszystko i tak chciał, żeby tej nocy czuł się komfortowo. Dlatego też zdecydował się mu to odrobinę wynagrodzić. Oczywiście wiele nie było potrzeba do ponownego rozkręcenia Wiśni. Już sam widok nagiego ciała chłopaka silnie na niego oddziaływał, ale pieszczotami nie pogardził. Ale widok Marcela, który sam nakłada sobie lubrykant, sprawił, że z jego pulsującego od podniecenia przyrodzenia, wypłynęło parę kropel. Obawiał się nawet, że dojdzie tuż po wejściu w niego, ale jakimś cudem udało mu się wstrzymać. Od razu sapnął ciężko i odchylił głowę w tył.
- Nie tylko ty Marcyś. Nie tylko ty mhhhn!... Nie boli cię nic? - Pogładził dłonią jego policzek i przyjrzał mu się z troską szukając od razu najmniejszych oznak dyskomfortu, tak jak to miał w zwyczaju robić. Oczywiście jasną odpowiedzią było ochocze poruszanie się blondyna i jęki wypływające z jego rozchylonych, podrażnionych od namiętnych pocałunków warg. Zaklął w duchu - już czuł, że jest blisko.
  Opadł plecami na materac i bez ociągania się objął palcami dorodnego penisa swojego ukochanego, tak jak o to prosił. Zamierzał mu co prawda pomagać w poruszaniu, jednak na początku blondyn miał jeszcze drobne rezerwy siły, więc skupił się na sprawianiu mu przyjemności. Dwoma ostatnimi palcami skupił się na trzonku, zaś resztą skupił się na jego główce, którą pocierał, naciskając co jakiś czas na niewielki otworek na czubku żołędzi z której sączyły się jego gorące soki.
- Cholera jak ciasno umm... - Wysapał, a zaraz też i zajęczał mając wrażenie, że zaraz roztopi się pod wpływem ciepłego wnętrza narzeczonego. Jedyne co mu w tamtym momencie przeszkadzało, to zbyt wielka odległość między ich ciałami. Przyciągnął go więc ramieniem chorej ręki i wpił się w jego rozchylone wargi. Wiedział, że utrudnianie oddychania blondynowi, może doprowadzić do jego szybszego zmęczenia, jednak zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Zresztą Marcel był taki sam jak on. Wyszczerzył się głupio czując jak ochoczo język chłopaka wychodzi mu na spotkanie. Pocałunek był chaotyczny przez ciągłe poruszanie się chłopaka, raz nawet stuknęli się zębami, ale to wcale nie popsuły ich nastroju nawet odrobinkę. Z wesołym chichotem, obcałował okolicę ust chłopaka, kończąc na czubku jego nosa, aby ostatecznie parsknąć w jego wargi.
- Kocham cię... - Westchnął przybliżając się do jego ucha. - Kocham cię na zabój Marcyś. - Wyszeptał przykładając jedną z jego dłoni do swojej klatki piersiowej, spod której blondyn mógł wyczuć silne bicie serca Wiśni. Chciał go zapewnić, że juz nigdy nie odważy się go zostawić samego. Wiedział, że ich rozstanie wciąż go dręczyło i nie mógł pozwolić, aby cierpiał przez jego głupotę.
  Tak jak przewidywał, ruchy blondyna szybko zwolniły, a jego kolana nawet lekko drżały od wysiłku, do którego nie były przyzwyczajone. Dlatego też niechętnie puścił jego przyrodzenie i umieścił lewą rękę na jego pośladku, ale szybko też zastąpił ją prawą.
- Ściśnij moje palce. - Polecił bojąc się przeciążyć świeżo operowaną dłoń, ale nie mógł tak zostawić chłopaka na lodzie. W końcu czuł, że już dłużej nie wytrzyma o czym podpowiadało mu mrowienie w podbrzuszu. Wystarczyło aby wykonał kilka mocniejszych ruchów, a poczuł od razu jak dreszcz przyjemności rozlewa się po całym jego ciele. Znowu doszedł pierwszy. Nie pomogła nawet nałożona gumka, która lekko ograniczała jego odczuwanie przyjemności. Chyba, już nie było dla niego żadnego rozwiązania.
- To tyle z moich rekordów przy tobie. - Zamrugał gwałtownie wracając do zmysłów i ucałował czule ukochanego. Nie odrywając się od jego ust, delikatnie objął go w pasie i przeturlał się z nim na bok, tak aby to tym razem blondyn znalazł się pod nim. Nie przewidział jednak, że przy takim manewrze, zarobi w głowę. Z sykiem złapał się za obolałe miejsce, pocierając je od razu, po czym jego wzrok padł na rozłożonego na materacu chłopaka. Jego złote loki walały się na materiale poduszek, a ręce po bokach jego głowy. Schodząc odrobinę niżej nie dało się nie zauważyć stojącego na baczność penisa, który wciąż podrygiwał zniecierpliwiony. Jakby lada moment miał wybuchnąć. Szatyn przejechał językiem po wargach na sam jego widok, ale zaraz oprzytomniał i sięgnął po kolejną prezerwatywę z kieszeni. Jego sprzęt tym razem nie potrzebował nawet zachęty. Sam widok wystarczył. Rozdarł plastik zębami, i szybko nałożył gumkę po czym rozchylił nogi blondyna.
- Przepraszam że musiałeś czekać. - Wyszeptał z uśmiechem i zatopił się w nim, przygryzając dolną wargę. - Tym razem dojdźmy jednocześnie. - Zaproponował od razu zaczynając się w nim poruszać. Na początku powoli, wychodząc z niego niemalże w całości, po to tylko aby zaraz wejść w niego jeszcze głębiej niż przed momentem. Z czasem jednak jego pragnienie wygrało nad przemyślaną techniką. Nieświadomie zaczął poruszać się szybciej, wspierając się na łokciu chorej ręki by lewą móc pieścić żołądź przyrodzenia kochanka. Tym razem nawet na chwilę nie przerywał z nim kontaktu wzrokowego. Chciał widzieć jak zielone tęczówki zachodzą lekka mgłą podniecenia, jak lśnią się od łez przyjemności - te jego ukochane dwa klejnociki o radosnym blasku. Już nigdy nie chciał widzieć ich zaćmionych przez smutek.
- Marcel, kocham cię... Kocham cię, tak bardzo cię kocham... - Wyszeptywał bez przerwy między pocałunkami, a nawet podczas nich prosto w jego wargi. Długa przerwa sprawiła, że stracił odrobinę nad sobą kontrolę i poddał się całkowicie emocją. - Khn... MaArcel!!!! - Wykrzyknął drżącym głosem dochodząc w ciepłym wnętrzu Marcela. Od razu pocałował go czule, a dłonią przesunął po jego podbrzuszu, rozsmarowując jego gorącą spermę.
- Nahh... To chyba wciąż za mało, żeby nadrobić zeszły tydzień... -  Oblizał swoje palce i zaśmiał się spoglądając na swój sprzęt, który ponownie był gotowy do pracy. Odgarnął przylepione do czoła loki z twarzy chłopaka i ucałował jego czoło, po czym spojrzał na niego błagalnie. - Kochanie, masz jeszcze siłę? Jeszcze chociaż jeden raz? - Nachylił się nad jego szyją, którą lekko skubnął, ale zaraz przeskoczył do jego sterczących sutków. Zassał się na jednym z nich delikatnie, po czym złapał w zęby na moment z cichym pomrukiem. - Tylko jeden? Hm? Hmmm~? - Musnął wargami jego skórę, którą zaraz obsiał pocałunkami po drodze do ukochanych ust.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {19/09/22, 10:59 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

         Bez słowa sprzeciwu przystał na jego prośbę, opierając się ciałem o klatkę piersiową ukochanego i od razu zaczął namiętnie się z nim całować, wychodząc naprzeciw językowi i tak jak zawsze przeplatał się z nim na zmianę, oddając mu całkowicie siebie. Wymiana śliny była chaotyczna, gdzie Marcel ani na sekundę nie przestawał się poruszać, dobijając aż do samych jąder, które obijały się o jego pośladki. Ten dźwięk podsycany własnymi jękami i głośnymi oddechami obojgu chłopców, doprowadzał blondyna powoli na granice swojej przyjemności. Oprócz samej obecności szatyna, nie mógł zaprzeczyć, że nie tęsknił za jego dolną partią ciała, które teraz tak gładko wchodziło w jego wnętrze.
         Zachichotał krótko odpowiadając Zbysiowi, gdy przez przypadek z cichym stukotem zetknęli się zębami. Za to właśnie uwielbiał ich wspólne zbliżenia – nie było tutaj żadnego wstydu czy zażenowania, a ciągła adoracja swoich ciał i sprawianie sobie nawzajem przyjemności. Do tego świetnie umieli ze sobą się skomunikować podczas samego aktu, mówiąc na głos, co im się podoba, a co nie.
          - Ja ciebie bardziej – odpowiedział od razu, posyłając mu czuły uśmiech. I jak mógł nie kochać chłopca, jeśli tak bardzo chciał go zapewnić o swojej miłości po tych minionych wydarzeniach?
          Wkrótce jego nogi, pomimo starania się i największych chęci, odmówiły mu posłuszeństwa. Zaczęły się ze zmęczenia trząść i boleć, co spowodowało, że blondyn musiał zwolnić, chociaż tylko na chwilę. Już miał zakomunikować, żeby zmienili pozycję, ale z pomocą przyszedł mu Wiśnia, dźwigając jego tyłek i tym samym pomagając mu się unosić.
         W międzyczasie nadszedł czas na kolejny orgazm szatyna i wtedy właśnie Marcel po raz kolejny pożałował, że jego ukochany chciał kochać się z nim w gumce, bo w tamtym momencie tylko marzył, żeby został zalany ciepłym nasieniem, traktując to jako nagrodę i fakt, że tak bardzo działał na zmysły chłopca. Wiedział przecież, że zapewni mu jeszcze przynajmniej jeden orgazm, zanim sam nie dojdzie.
        Jednakże zaraz krótko się zaśmiał, by po chwili spojrzeć z czułością na pokrzywdzonego chłopaka, mając ochotę wycałować nowego guza ukochanego, ale niestety był za daleko, a w tej chwili blondyn czuł, że nie ma już siły, by się podnieść.
         - Nic ci nie jest? - zapytał, żeby się upewnić. A odpowiedzią na jego pytanie było ponowne wejście w blondyna, na co ten jęknął przeciągle, zaraz zagryzając dolną wargę. Objął swojego narzeczonego udami w pasie, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie i w razie czego zapobiec jego ucieczce. Z każdą sekundą pragnął go coraz bardziej, wręcz chorobliwe pożądając jego ciała, stąd jego dłoń nerwowo jeździła po klatce piersiowej kochanka. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, żeby mógł w nieskończoność patrzyć w te czekoladowe tęczówki, choć w tej chwili zielone tęczówki patrzyły się w nie pustym spojrzeniem, lekko zamglonym, ale jeszcze na tyle przytomnym, żeby podziwiać rysującą się przyjemność na twarzy Zbyszka – to jak miał rozchylone wargi, ciągle wyznając miłość chłopcu, lekko przymknięte powieki i spięte brwi. Był to jeden z ulubionych widoków Marcela.
        Ten widok z ciągle pieszczoną prostatą i czułym punktem na penisie blondyna, sprawiło, że i on tak dłużej nie wytrzymał. Dosłownie sekundę po usłyszeniu swojego imienia, które niewątpliwie było wyzwalaczem, wygiął się w duży łuk i z głośnym krzykiem wystrzelił ładunkiem trzymanym od tygodnia. Kilka kropel nasienia trafiło nawet na szyję i brodę chłopca, rozbryzgując się po całym ciele. Zacisnął też dłoń na kocu, leżącym obok i odchylając głowę, a przed jego oczami na parę sekund pojawiły się mroczki przed oczami. Tak silnego orgazmu chyba nie miał nigdy, dlatego też wrócił do rzeczywistości dopiero, kiedy ukochany wziął w obroty jego sutka.
          - Jak ty to robisz... - wymruczał, delikatnie smyrając palcami jego plecy. - Gdzie chowasz takie pokłady siły? Zdradź mi swój sekret. - Uśmiechnął się. - Wiśnia... Jestem zmęczony – wyburczał, po czym ucałował go w czubek nosa.
          Niemalże czuł, że gdy tylko się podniesie, to jego nogi nie będą w stanie się utrzymać, bez trzęsienia się. Dla niego jeden orgazm był zdecydowanie wystarczający i jedyne, o czym marzył, to wtulenie się w ciało swojego skarba i krótka drzemka. Niestety pozostawał jeszcze problem stojącego na baczność penisa Zbyszka, który wciąż po trzech orgazmach nie miał dość, co zadziwiało blondyna, no i nie chciał zostawiać chłopaka z „problemem” samego, a porządnie go zaspokoić. Należało im się to po ostatnim dramacie przeżytym na wsi. Dlatego westchnął cicho i podniósł się do siadu, zaraz próbując dosięgnąć do wody. Tak jak przypuszczał, jego nogi od razu na kolejny „wysiłek” zareagowały trzęsieniem się.
           - No okej, ale ostatni raz. - Upił kilka łyków wody, finalnie kończąc na opróżnieniu połowy butelki. - Ale tym razem to ja dominuje, oki? - Podał narzeczonemu wodę, by sam mógł nawilżyć swoje gardło i uzupełnić utracone płyny w pocie.  - Tylko musisz mi pomóc – dodał, śmiejąc się i od razu pozbył się zużytej gumki z przyrodzenia szatyna.
          Jak się domyślał po tym seksie nie zostanie im nic innego, jak odłożenie Gdańska do wieczora, jak i nie do jutrzejszego poranka. On będzie zbyt zmęczony, by móc przytomnie zmienić biegi, a ten drugi nie będzie mógł usiąść. Dlatego właśnie blondyn nie za często miał okazję zamienić się rolami z ukochanym, ale to mu kompletnie nie przeszkadzało. Czerpał przyjemność tak czy siak.
         Ucałował go jeszcze raz w czubek nosa, a następnie jego usta powoli zaczęły obcałowywać prawy policzek chłopca, schodząc na szyję. Tam złożył kilka pocałunków i następnie na wybranym kawałku skóry intensywnie się zassał, co rusz skubiąc to miejsce zębami. Po dłuższej chwili odsunął się na chwilę, z szerokim uśmiechem obserwując swoje dzieło w postaci czerwonego śladu. Do tej pory nigdy nie miał okazję zaznaczyć swojego chłopca w tak widocznym miejscu. Zawsze musiał się powstrzymywać i robić malinki w miejscach, które mógł bez problemu zakryć ubraniami. Ale teraz byli wolni.
        Jego usta zakończyły wycieczkę na rozbudowanym ramieniu kochanka, zlizując słonawe krople potu.
         - Wypniesz się do mnie? - poprosił, niewinnie się uśmiechając. I zaraz ponownie się uśmiechnął, widząc znamię w kształcie serduszka na jednym z pośladków. Schylił się do niego, siadając po turecku i to miejsce również pocałował.  - Urocze – skomentował.  -Twoja nieruszana od wieków dziurka też – dodał, śmiejąc się. Już nie pamiętał, kiedy miał okazję w niego wejść.
        W takiej pozycji, gdy był do niego tak ładnie wypięty, z tyłkiem do góry, miał idealną pozycję i do jego przyrodzenia, tak samo jak właśnie do odbytu chłopaka. I wtedy przez głowę przeszło mu, żeby i jego też pomęczyć, tak jak on to zrobił, ale szybko pozbył się tego pomysłu. Nie licząc zmęczenia, przecież nie był taki okrutny, jak szatyn.
        Zacisnął dłoń na sterczącym penisie ukochanego, ściągając z główki napletek, rozprowadzając pozostałości spermy wokół cewki moczowej. Następnie powoli zaczął masować go w tym miejscu, samemu ekscytując się z tego, jak równocześnie jego sprzęt był twardy i miękki, zaś językiem zaczął drażnić wejście chłopca, w końcu decydując się na wetknięcie go do środka i zabawy z podrażnianiem tej wrażliwej części ciała. A po kilku minutach sięgnął po lubrykant. Nałożył na jeden z palców zimny żel i powoli, najdelikatniej jak mógł włożył go całego, pokonując opór zwieraczy. Szybko zlokalizował punkt o wielkości orzecha włoskiego i pomału zaczął go masować, składając drobne pocałunki na prawym pośladku ukochanego.
        - W porządku? - zapytał, gdy do zabawy dołączył drugi palec, badający jego wnętrze. Docelowo chciał w niego wsadzić swoje trzy palce, aby dobrze go rozciągnąć i przygotować na swoje duże rozmiary, ale nie chciał się z tym spieszyć.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {21/09/22, 06:56 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

- Nie są wcale takie wielkie, ale po dawce "Marcysia", automatycznie się uzupełniają na maxa. - Parsknął czując przyjemny dreszcz, jakie przebiegł go pod wpływem delikatnego dotyku ciepłych dłoni chłopaka. - Marcyś proooszee~ - Mruknął przeciągle, smyrając go nosem po policzku. Oczywiście był zmęczony, co zdradzał jego przyśpieszony oddech i krople potu, jednak kiedy był przy swoim ukochanym, wszelkie limity i zdrowy rozsądek wylatywały przez okno. Dla swojego skarba był w stanie zrobić wszystko.
  Oczywiście wiedział, że ulegnięcie blondyna było tylko kwestią czasu, ale i tak słysząc zgodę z jego ust, podniósł się gwałtownie i wyszczerzył, aby zaraz ucałować jego usta. Sprawił tym, że na ich ciała poleciało kilka chłodnych kropli.
- Tak chcesz mnie uspokoić? - Ośmiał się znad butelki, ale zaraz poczuł jak powoli wzbiera się w nim podniecenie. Blondyn dominował rzadko przez swój wielki rozmiar, ale Wiśnia absolutnie uwielbiał go na tej pozycji. To jak słabsze ciało chłopaka potrafiło doprowadzić go do stanu, w którym nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Na dodatek to uczucie przepełnienia i jedności z nim - na samą myśl robiło mu się gorąco.
- Oczywiście. - Oblizał się wplatając palce w złote loki, które przeczesywał leniwie, jak chłopak schodził pocałunkami coraz niżej. A kiedy został oznaczony przez swojego ukochanego, z jego ust wyrwał się jęk aprobacji. I pomyśleć że jeszcze parę dni temu obaj zaczęli by panikować i wymyślać sposoby na zakrycie malinki. Teraz nie było takiej potrzeby. Szatyn wciąż nie mógł w to uwierzyć, ale w końcu byli wolni od nieprzychylnych spojrzeń i wszelkich obraz. Już nikt nie skrzywdzi go, ani co ważniejsze Marcela.
  Przytaknął pomrukiem wykonując zaraz polecenie chłopaka. Ufał mu bezgranicznie, więc nawet nie było miejsca na zawahanie.
- Zaniedbałeś ją. - Zarzucił figlarnie kręcąc wystawionym tyłkiem, ale zaraz wszelki śmiech został zastąpiony przez jęki przyjemności. Stymulacja z dwóch stron zawsze szybko wypychała go na granicę orgazmu, to był kolejny powód dla którego rzadko znajdował się na dole. Nie chciał przecież jeszcze bardziej skracać ich zbliżeń.
- Marcel stop, bo zaraz dojdę. - Poprosił ściskając lekko dłoń blondyna, która znajdowała się na jego nabrzmiałym penisie. Nic nie mógł na to poradzić, że chłopak aż tak na niego działał. Kiedy sam się masturbował, to dojście zajmowało mu wieki, ale sam widok Marcela, a nawet nie winny flirt potrafił w sekundę postawić w jego spodniach namiot. Zamiast poruszania, pokierował chłopaka do lekkiego ściśnięcia nasady swojego penisa.
  Każdy ruch chłopaka w jego wnętrzu sprawiał mu masę przyjemności, co zdradzały głośne jęki, jednak pozycja w jakiej się znajdował sprawiała, że dotknięcie go było praktycznie niemożliwe.
- Jest wspAah-niale... kochanie. - Sapnął zaraz unosząc się na lekko drżących ramionach. - Ale zmieńmy pozycję, chcę cię pocałować. - Poprosił, choć od razu pożałował, kiedy gorące palce opuściły jego nienasycone wnętrze. Aż przeszedł go chłodny dreszcz. - I trzeba się zagrzać do roboty. - Odwrócił się przodem do chłopaka z łobuzerskim uśmiechem na ustach, które zaraz przycisnął do tych uwielbianych przez siebie warg piegusa. Siadł na nim okrakiem, choć oczywiście nie zrobił tego całym swoim ciężarem, po czym nakierował dłoń chłopaka na swoje wejście. Sam za to zajął się ich przyrodzeniami, które zetknął razem i objął jedną ręką. Różnica rozmiarów jak zawsze była pokaźna.
- Od razu widać gdzie te twoje centymetry ze wzrostu spierdzieliły. - Wyszeptał w przerwie na oddech, po której lekko zassał się na języku blondyna. Nie zabrakło też lekkiego skubania zębami jego zaczerwienionych warg. Blondyn był tak uroczy, że chwilami ciężko było mu się wstrzymywać. Samo rozciąganie było z lekka irytujące, kiedy to już chciał go w sobie poczuć. Nie przeszkadzała mu nawet odrobinka bólu.
- MaAarcel... proszę, ungh~ Nie każ mi dłużej czekać. - Spojrzał na niego błagalnie, zaraz nakładając na twarde przyrodzenie chłopaka prezerwatywę, aby następnie nakierować je na swoje wejście, w którym wciąż znajdowały się jego palce. Dopiero po ich odsunięciu, przytknął główkę do poluzowanego odbytu, który zaraz ochoczo pochłonął czubek przyrodzenia Blondyna. Starał się obniżyć na nim powoli i delikatnie, jednak już w jednej trzeciej drogi, żołądź uderzyła w jego czuły punkt. Z jękiem na chwilę się zatrzymał, ale tylko po to aby ponownie pocałować swojego ukochanego.
- Kur-nhnnngh nah! - Zajęczał ponownie obniżając się na nim, aż w końcu poczuł to uwielbiane przez niego uczucie pełności. A co było najbardziej podniecające, chłopak jeszcze nie znajdował się w nim w całości. - Nh-zdaje mi się, czy trochę urosłeś?- Zażartował gładząc się po swoim podbrzuszu, przez które miał wrażenie, że zaraz poczuje znajdującego się w nim penisa. Ponownie wziął go odrobinę głębiej w siebie, a jego ciało zadrżało z przyjemności.
- Nie pozwól mi dojść przed tobą. - Wyszczerzył się łapiąc za rękę blondyna, którą zacisnął na nasadzie swojej męskości. Zdawał sobie sprawę, że tego wieczoru była to już ich ostatnia runda, po której obaj będą padnięci na amen. Chciał więc, aby było to wyjątkowe zakończenie. Chciał dojść razem ze swoim narzeczonym.
- Nahnnn~!! Uwielbiam cię kochanie... - Przylgnął do nagiej klatki piersiowej chłopaka, po czym zaczął powili poruszać biodrami, jakby za każdym razem chciał zatopić go w sobie jeszcze głębiej. I po trochu to mu się udawało, aż poczuł go w sobie po samą nasadę, co skomentował lekko stłumionym okrzykiem przyjemności. Szatyn zawsze był głośny, kiedy znajdował się na uległej pozycji, ale tym razem wolał nie ryzykować ściągnięcia uwagi ludzi z zewnątrz. Ostatnim czego im brakowało była policja, badające bujający się kamper. Szczególnie kiedy udało mu się już go wziąć całego. Choć pewnie nawet walenie drzwi nie wyrwałoby go w obecnej chwili z transu. Wpatrywał się w niego jak zaczarowany, kiedy blondyn wił się pod nim z przyjemności. Oblizał ochoczo wargi i nachylił się ponownie nad sutkami piegusa, które od razu zaczął drażnić językiem, po czym zacisnął się na nim lekko z niewinnym uśmiechem na wargach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {24/09/22, 12:31 am}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

     Blondyn nawet, jeśli by odmówił, to nie mógł mu nie ulec, gdy ukochany tak zdrabniał jego imię, sprawiając, że ten się rozczulał i do tego ta radość w oczach chłopaka, jak i kolejna okazja na dłuższe posmakowanie ust, od których wręcz był uzależniony. No i nagie ciało, które mógł dotykać bezwstydnie, zachwycając się każdą jego częścią. Był jego chodzącym ideałem, obiektem westchnień.
      - Więcej tego nie zrobię – zapewnił, z uśmiechem składając obietnicę, zaraz spełniając z pierwszą próśb chłopaka i przestał ruszać przyrodzeniem chłopaka. Co prawda jego kolejny orgazm przed tym właściwym nie przeszkadzałby mu, ale skoro tego nie chciał, to nie zamierzał go do tego zmuszać.
       W krótkim czasie po wnętrzu samochodu rozniosły się głośne jęki ukochanego, potwierdzając blondynowi, że z tym pierwszym wszystko w porządku. To był sygnał, by przyśpieszyć ruchy palców i częstotliwość ocierania się o wrażliwy punkt. I myślał, że z postawieniem swojego „przyjaciela” ponownie na nogi zejdzie im trochę dłużej, ale już po kilku jękach z ukochanych malinowych warg, ten postanowił się obudzić, a zielone tęczówki były wlepione w wyginający się kręgosłup szatyna i do tego ten okrągłe pośladki z uroczym znamieniem, wypięte prosto do niego. To jeszcze dodatkowo na niego działało, a kiedy ich przyrodzenia zostały złączone, tak jak wtedy w męskiej toalecie, w szkole, dodatkowo podnieciło blondyna, sprawiając, że i jego oddech znacząco przyśpieszył, a serce zaczęło szybciej bić.
      Prychnął rozbawiony prosto w usta chłopaka, zaraz to jęcząc pod nim. Coś co kiedyś było dla niego kompleksem, teraz stało się tylko żartem między ich dwójką. Marcel mierzył marne sto osiemdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu i w szkole, z większością dziewczyn był równy. To kłóciło się z powszechnymi standardami bycia mężczyznom, gdzie to prawdziwy facet powinien być wysoki i dobrze zbudowany. Ale on miał swojego Zbyszka, który wydawał się nie zwracać na ten fakt uwagi, nigdy nie narzekając, jak musiał trochę się pochylić do blondyna, aby go pocałować.
     Cóż, za to mógł pochwalić się przyrodzeniem ponad średnią krajową.
      A jego palce oczywiście nie próżnowały, bo zaraz do dziurki Wiśni zawędrował kolejny palec i oto trzy palce mogły go powoli rozciągać i pieścić. Nie chciał, by przy seksie analnym ten poczuł jakikolwiek ból, a przy takim dużym rozmiarze Marcela, był na to szczególnie narażony. Chciał tylko sprawić mu jeszcze więcej przyjemności.
     Nie protestował jednak, gdy ten postanowił to przerwać i zabrać się do właściwej roboty. Jego ręce spoczęły wtedy na pośladkach ukochanego, rozchylając je lekko i tym samym pomagając mu jakkolwiek w przyjmowaniu swojego przyrodzenia.
    Jęknął razem z nim, odchylając głowę, czując, jak ten powoli się na nim obniża. Oczywiście w żadnym stopniu go nie pośpieszał czy nakazywał, aby wziął go całego, choć wiedział, że i tak to zrobi. Wystarczyło mu, że mógł złączyć się z ukochanym w jedność. A w jego wnętrzu było tak cholernie ciepło i ciasno – za ciasno, by logicznie myśleć. Dosłownie czuł, jak jego zwieracze obejmują go coraz ciaśniej i co rusz ściągają napletek z wrażliwej główki.
      - A ja uwielbiam, jak tak jęczysz – skomentował, zagryzając dolną wargę i jak w obrazek wpatrywał się w swojego penisa, jak to znikał prosto w seksowym tyłku swojego ukochanego, to jak z łatwością go w sobie połykał i sprawiał im obojgu dobrze. To był dopiero magiczny widok, ale nie trwał długo, gdyż blondyn nie umiał walczyć z ponowną przyjemnością, zaraz zamykając oczy i wyginając twarz w grymasie przyjemności. Do tego znowu nie umiał powstrzymać się przed jękami, zdradzającymi to jak było mu dobrze, no i zaraz musiał głośniej zajęczeć, kiedy chłopak to zaczął torturować jeden z jego sutków. Wtedy też przeszedł go dreszcz.
      W pewnym momencie złapał Zbyszka w pasie, lekko ciągnąc na bok i prosząc go, aby ułożył się na boku. Złapał go za jedną z dłoni, nakazując trzymanie swojej nogi, by miał lepszy dostęp do jego ciała.
     Marcel chciał jeszcze raz przejąć nad nim kontrolę, a przede wszystkim przyśpieszyć tempo, więc ponownie wszedł w swojego chłopaka, tym razem od razu dobijając się do końca i od razu przyśpieszył swoje ruchy, wsuwając się w niego i wysuwając. Zwolnił tylko na chwilę, kiedy chciał złożyć kilka pocałunek na szyi szatyna, zaś ręka ściskała jego biodro.
      - Wytrzymaj jeszcze trochę, proszę... - wymruczał tuż przy uchu swojego chłopca, czując, że oboje są już blisko finału, bo penis Wiśni wydawał się być naprężony do granic możliwości, tylko czekając na stymulację z tej strony.  - Kochanie! - jęknął głośno, wtedy decydując się na chwycenie w dłoni przyrodzenie kochanka, jak i nadanie swoim ruchom morderczego tempa. - Zbysio... - wystękał, wąchając jego fiołkowe włosy. - Słońce... Zbyś! - Wystarczyło jeszcze kilka głębszych pchnięć, aby doszedł wraz ze swoim ukochanym, na ustach mając jego imię. Ciało Marcela całe się spięło, trzesąc się tuż obok i wyrzucając kolejne salwy nasienia w prezerwatywę. Uśmiechnął się delikatnie, ale zaraz ten lekki uśmiech zszedł mu z twarzy, uzmysławiając sobie, co takiego przed chwilą wyszło z jego ust.
       - Przepraszam... nie wiem, co mi odbiło. Nie gniewaj się na mnie – Ucałował chłopca w płatek ucha, rozsmarowując kilka kropelek spermy, którą wytrysnął na rękę blondyna. Ładunku nie było już tak dużo, jak za pierwszym razem, a wręcz był zdziwiony, że cokolwiek jeszcze miał w sobie. - Ale od zawsze lubiłem twoje imię. Może i jest starodawne, ale jest przecież wyjątkowe i nie znam nikogo innego Zbyszka – dodał, próbując wytłumaczyć swój pogląd. Może teraz uda mu się go do tego przekonać?
      Zdjął już z miękkiego przyrodzenia prezerwatywy, odrzucając ją do kupki, gdzie leżała reszta.
       - Wiesz, ile z tego byłoby dzieci? Tyle zmarnowanych dobrych genów – Zaśmiał się krótko. - A ciekawe, co z naszymi prawdziwymi dziećmi. - Podniósł się do siadu, okrywając ich nagie biodra kawałkiem koca i otworzył na chwilę drzwi auta, sprawdzając, jak miewają się ich dwa łobuzy. Te na dźwięk skończonej zabawy rodziców przerwały dotychczasowe zapasy między sobą i od razu wskoczyły do auta, wesoło machając ogonami i zipiąc z otwartym pyszczkiem wprost obok twarzy Zbyszka. Rambo oczywiście zaczął dobierać się jęzorem do twarzy blondyna, gdy ten jakkolwiek próbował się od niego odsunąć, śmiejąc się za nim.  Dopiero, gdy czarne futerko zostało należycie dopieszczone głaskaniem, ułożyło się wraz z białym futerkiem w nogach chłopców i dzięki temu Marcel w spokoju mógł ułożył się obok ukochanego, obejmując go w pasie i wtulając się zmęczony w jego pierś, nasłuchując bicia jego serca.
        - Jak się czujesz? Nie boli tak mocno? - odezwał się, podnosząc głowę, by mógł na niego spojrzeć. - I jesteś już zaspokojony?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {25/09/22, 02:45 pm}

PISANE WNPOCIAGU NA TELEFONIE, ZA WSZELKIE BLEDY NIE ODPOWIADAM!!!!!!!
Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

   Nawet kiedy znajdował się na uległej pozycji, szatyn lubił chwycić za stery, aby sprawić swojemu ukochanemu jak najwięcej przyjemności. Uwielbiał się nim zajmować i doprowadzać na skraj szaleństwa, gdzie to już blondyn tracił resztki zdrowego rozsądku. To udało mu się i tym razem. Niższy chłopak, choć wcześniej wyraźnie był wykończony jedną mocniejszą rundą i nie był zdolny do poruszenia, się, zmienił szybko ich pozycję i tym raz sam wprawił swoje biodra w ruch. Ponowne wejście wielkiego sprzętu chłopaka ochoczo przywitał głośnym jękiem. Uwielbiał kiedy przez pożądanie stawał się mniej delikatny. Co prawda szatyn został porządnie przez niego przygotowany, ale wejście po samą nasadę na raz sprawiło, że na moment zabłysły mu przed oczami gwiazdy. Przyjemność jaka z tego czerpał była nieopisana. Wręcz wychodził mu na przeciw swoimi biodrami, chcąc poczuć go jeszcze głębiej.
   Był już na skraju orgazmu, od którego wstrzymywał go jedynie brak dotyku na na bardziej wrażliwej części jego ciała - jego przyrodzeniu, które sprawiało wrażenie, jakby miało eksplodować gdyby blondyn choćby na nie dmuchnął swoim ciepłym oddechem.
- N-nnnie! Nhmmm...Nie mogę juuuż!! - Wyjęczał z trudem formując zrozumiałe zdanie.  - Nhie wytrzymam... Marcys, Marcyś--!!! - Nie był już w stanie nawet myśleć o czymkolwiek innym jak o swoim ukochanym blondynku, który był całym jego światem. Nawet nie zarejestrował w pełni, tego że użył jego prawdziwego imienia. A nawet jeśli po chwili trochę to do niego dotarło, to jak mógł być na niego zły? Jak mógł, kiedy ten tak słodko jęczał w orgazmie.
- Mar- marcyś... ngh, ah... Haa! Ungh!!! - Westchnął z rozchylonymi ustami, których po sekundzie wypłynęła fala jęków przyjnosci wywołanych przez orgazm. Tym razem nawet on sam potrzebował chwili na pozbieranie się, co trwało szybciej dzięki drobnym pieszczotom że strong blondyna. Choć wraz ze świadomością wróciło wspomnienie użycia jego imienia. Niezadowolony wydał dolną wargę.
- Doszedłeś krzycząc imię starego dziadygi. - Prychnął, ale oczywiście nie potrafił nawet udawać że się na niego gniewa. Zdradził go od razu radosny uśmiech, który cisnął się na jego usta zmywając grymas. - Ten jeden raz ci daruje, ale mała kara się należy. - Dodał odsłaniając swoje kły, po czym kiedy chłopak się trochę podniósł, sprzedał mu lekkiego klapsa w pośladek.
- Mieszanka zbyt dobra, terroryzowały by ludzi swoim ogromnymi przyrodzeniami. - Zaśmiał się spoglądając na wpuszczone czworonogi. - Wybiegane? Wysiusiane? To dobrze-Ej!! Ale bez lizania mnie tu! - Przekręcał głowę z boku na boku, uciekając przed mokrym jęzorem, aż w końcu musiał odsunąć się pod ścianę i dopiero psiaki zostały ułożone spokojnie na swoich miejscach. Wtedy też wrócił do niego Marcel, którego powitał z otwartymi ramionami. Od razu objął go ciasno, jeszcze bardziej w siebie wtulając, aby móc napawać się tym jego pięknym, owocowym zapachem.
- Narazie nie... mm~ ale wciąż cię czuję w środku. - Wymruczał, zaraz śmiejąc się cicho. - Tak, może mi starczy do jutra. - Wyszczerzył się biorąc jego twarz w dłonie, delikatnie unosząc ją ku sobie, aby móc wpić się w jego gorące wargi.
- Ale dalsza drogę zostawimy sobie na rano, bo czuję, że może być źle jak nie dam tyłowi odpocząć. -  Wyszczerzył się, zaraz głaskając blondyna po policzkach kciukami. - A z tobą w porządku? Mówiłeś że nie masz siły, a pod koniec to ja prawie padłem. - Jedna z jego dłoni zawędrowała z policzki na złote loki, w których od razu zanurzył palce, ciesząc się ich miękkością. Tak ostre zabawy urządzali sobie zwykle raz na tydzień, jak nie rzadziej w ich domku na drzewie. Choć tam nie mogli być aż tak głośno, jak w blaszanych ścianach ogórka. Czuł się trochę winny za takie zabawy w aucie dziadka, ale wiedział że starszy nie miałbym tego za złe. Jak tylko się ustatkują i odłożą trochę pieniędzy to obiecał sobie, ze wyremontuje porządnie tego kochanego gracika i na weselu odda prawowitemu właścicielowi.
   Na samo wspomnienie oświadczyn i tego że w końcu byli wolni, poczuł jak zaczynają szklić mu się oczy.
- Kocham cię nad życie, Marcel. Już nic nas nie rozdzieli, nigdy. Przysięgam Ci, kochanie. - Przynależy do ust dłoń blondyna, która zdobił przedsionek zaręczynowy i ucałował ją czule. - Az nie chce zamykać oczu, żeby to się tylko nie okazało snem... hah. - Otarł łzy w złote loki i pocałował chłopaka w czoło. - Ale musimy się wyspać, przed nami jeszcze długa droga. - Westchnął, po czym sięgnął po dwa kolejne koce. Jeden dla psów, drugi dodatkowo dla nich, bo coś czuł, że noce w aucie mogą nie być dla nich zbyt łaskawe.
- Kolorowych snów, kochanie. Najlepiej że mną w roli głównej. - Zażartował i nie mógł jeszcze ostatni raz nie ucałować jego malinowych ust. - Dobranoc kudłacze, bez pierdzenia mi to tylko! - Od razu odpowiedziało mu ciche wycie o marudniczym tonie. Z uśmiechem umowy się ostatecznie przy swoim ukochanym chłopaku i zatopił twarz w jego włosach, jeszcze muskając wargami jego szyję. Tak oto zasnął niemalże od razu z błogim wyrazem na twarzy.

   Obudził go świergot parkowych ptaków, które dawały swój poranny koncert koncert cały regulator. Niechętnie uchylił powieki, a pierwszym obrazem jaki ujrzał, była śpiącą twarz narzeczonego. To tak uroczy i niewinny był było wręcz nieziemskie, nawet jeśli poprzedniej nocy porządnie wymęczył jego tyłek.
- Marcyś, królu mój złoty, wstajemy słoneczko. - Od razu zaatakował go pocałunkami, do których też przyłączyły się wybudzone psy.


Ostatnio zmieniony przez Natas dnia 11/10/22, 11:04 pm, w całości zmieniany 1 raz
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {08/10/22, 08:17 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

      Całe szczęście ukochany szatyn zdawał się nie gniewać na blondyna, wymierzając mu tylko karę w postaci lekkiego klapsa, który raczej był przyjemnością niż właśnie karą. Wtedy też niższemu w głowie narodził się pomysł, żeby pomału przyzwyczajać ukochanego do jego prawdziwego imienia, którego tak bardzo nienawidził. Dla blondyna ono nigdy nie stanowiło problemu, ale bez narzekania zawarł kilka lat temu umowę, że nie będzie go używał. Imię „Zbyszek” oczywiście znacząco różniło się od imienia „Marcel”, było o wiele bardziej starsze i właśnie dlatego tak znienawidzone przez wyższego, ale jak twierdził ten drugi chłopak, było one właśnie przez to wyjątkowe.
       - Doszedłem krzycząc imię mojego wyjątkowego chłopca, a nie – poprawił szatyna, a za chwilę na buzi kręconowłosego wpełzł szeroki uśmiech, ciesząc się z kolejnego buziaka, których jak zawsze nie miał dość, mimo że akurat dzisiaj dostał ich sporo. Do tego upewnił się, że przynajmniej na tę chwilę nic Wiśnię nie bolało. To był główny powód, dlaczego tak rzadko to on dominował nad nim. Nie chciał mu przecież robić krzywdy czy sprawiać ból, chociaż to może dałoby się uniknąć, gdyby ten nie chciał go zawsze brać całego. - Trochę mi słabo, ale nie przejmuj się – odpowiedział zgodnie z prawdą. Na pewno nie był w stanie podnieść się ponownie z materaca, bo niemalże czuł, jak jego ciało wtapia się w niego i jak z lekka kręci mu się w głowie, leżąc tylko na poduszce. Całe szczęście ciało leżące obok niego dawało mu poczucie, że jednak wszystko jest w porządku.
        - Powtarzasz się – zaśmiał się krótko, nawet nie siląc się na kolejne odpowiedzenie mu, że czuję to samo. Dzisiaj wyjątkowo często słyszał z jego ust wyznanie miłości – oczywiście nie miał na co narzekać, ale jak się domyślał było to piętno kilku minionych dni. I pomyśleć, że gdyby nie dziadek Zbyszka i upierdliwość Marcela, ich historia zakończyłaby się w tamtym momencie. I na blondyna to również oddziaływało, gdzieś głęboko w głowie miał tę sytuację przed oczyma, ale obaj musieli przestać się tym zamartwiać.  - Jak rano się obudzisz, to będę pierwszą osobą, którą zobaczysz, tak samo przed zasypianiem. I tak w kółko i w kółko, aż będziesz miał mnie dosyć – dodał, oczywiście żartując. Marcel akurat cieszył się z takiego obrotu spraw, bo wielokrotnie żałował, że na powitanie dostawał tylko wiadomość na popularnym komunikatorze, a od dzisiaj codziennie będzie mógł poprzytulać się do gołej klatki piersiowej lub do jego umięśnionych, rozrośniętych pleców, jak to lubili obaj spać.
        Również życzył mu dobrej nocy, ale zamiast od razu zamknąć oczy, postanowił chwilę poczuwać przy swoim chłopcem, dopóki ten nie zaśnie. Wsłuchał się w spokojne bicie serca i zwalniający oddech, informujący, że szatyn prawie od razu pogrążył się we śnie, zaś blondyn jeszcze raz delikatnie pogłaskał go po łopatkach, po prostu ciesząc się, że był przy nim w otoczeniu kudłatych przyjaciół i gwiazd rozświetlających niebo, aż sam wkrótce nie zasnął.
**
       Wymruczał coś niezrozumiałego, niemalże od razu odsuwając się od źródła swojej pobudki, mrużąc oczy, ale na jego nieszczęście atak na jego spokojny sen był zmasowany i z drugiej strony był trącany mokrymi nosami i jęzorami, no i przy okazji gilgotany miękką sierścią dwóch psów.
        - Chce spać... - wyburczał markotnie i wielce niezadowolony, naciągając koc na twarz, próbując się jakkolwiek chronić. Niemalże miał wrażenie, że poszedł spać tylko na jakąś marną godzinę, zaś jego powieki były wyjątkowo ciężkie i na pewno jeszcze niezdolne do otwarcia.  - Która godzina? - powiedział cicho, jeszcze bardziej wkręcając swoje ciało w koc i odwracając się plecami od szatyna.  - Zasłużyłem na dłuższe spanie za wczoraj – wymamrotał, mając na myśli tak doskonałe zaspokojenie Wiśni.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {09/10/22, 12:56 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

- Eeeee….] - Szuka komórki w zgarniętych z podłogi spodniach i uruchamia wyświetlacz.- Jedenasta? - Odpowiedział, po czym zaśmiał się cicho gdy jego ukochany wypiął się do niego tyłkiem. - No dobrze, napracowałeś się wczoraj porządnie, zasłużyłeś jeszcze na dwie godzinki. - Smyrnął go nosem po szyi, po czym odsunął się, aby nakryć porządnie chłopaka wszystkimi kocami jakie były w ich posiadaniu. Nie mógł przecież pozwolić, aby pod jego nieobecność, jego ukochany zamarzał w ogórku.
  Po ocenie swojego burita miłości kiwa głową w zadowoleniu, po czym odwraca się aby otworzyć drzwi. Ale zatrzymał się zaledwie na szparze szerokości jego uda, bo zaraz poczuł pod jądrami chłodny wietrzyk wolności. Rześkie powietrze w sekundę rozbudziło mózg szatyna, który w panice zatrzasnął drzwi kampera. Nabiegu rzucił się do swojej torby i wciągnął na siebie pierwsze lepsze bokserki oraz spodnie i podkoszulek - trafił na ten z psami w latających talerzach.Złapał jeszcze czapkę z daszkiem, na której wyszyte było logo ich szkolnej drużyny piłkarskiej i zbliżył się do jednego z bocznych okien. Delikatnie odkleił róg rysunku swojego uwielbianego artysty i rozejrzał się po pustej okolicy.
Upewnił się co najmniej dziesięć razy, po czym dopiero udało mu się odetchnąć z ulgą. W pobliżu  nie znajdowała się choćby jedna żywa dusza, która zostałaby niespodziewanie skazana na widok jego klejnotów. A przecież takie widoki były zarezerwowane jedynie dla jego kochanego, smacznie śpiącego aniołka. Parsknął i podniósł się z klęczek, po czym poklepał się w udo, aby przywołać do nogi psy. Czworonogi choć już zdążyły ułożyć się przy ich ulubionym człowieku, to i tak posłusznie stawiły się na wezwanie.
- Siad. - Polecił, a sekundę później merdające ogony dotknęły podłogi. Choć machały jak opętane, to nawet kiedy odsunął drzwi nie drgnęły z miejsca.- Wsio~ - Po tym sygnale psy od razu zerwały się do skoku na zieloną trawę i rozbiegły się dookoła kampera. Ich dumny właściciel wrócił się jeszcze aby ucałować czubek głowy śpiącego blondyna, po czym sam wyszedł na zewnątrz i przeciągnął się. Czego oczywiście od razu pożałował. Zmuszony do ciągłego garbienia w pojeździe jakoś uniknął fali bólu, która w tym momencie przeszyła wszystkie dolne partie jego ciała, a w szczególności skupiła się na biodrach i odbycie. Wiedział, że tak przyjemny poranek po wzięciu w siebie całego Marcela, nie mógł być taki piękny. Niestety pomimo licznych treningów, cz regularnemu rozciąganiu się, nie był w stanie pozbyć się bólów zesłanych na niego następnego dnia. Chociaż musiał przyznać, że i tak było lepiej niż po jego pierwszym razie. Wtedy od razu po tym jak Blondyn opuścił jego ciało, nie był w stanie nawet się podnieść z łóżka.
  Zamrugał gwałtownie i zmusił się do delikatnego pokręcenia biodrami. Było źle, ale dzięki takiemu prostemu ćwiczeniu, ból został zmniejszony do poziomu silnych zakwasów. No ale musiał przyznać, że było warto pójść na całość po ostatnim tygodniu wypełnionym skutkiem i rozpaczą. Obaj  na pewno potrzebowali takiego wyżycia się i pokazania sobie wzajemnie swoich silnych uczuć. A ból? Był małą ceną. I był nawet do zniesienia… oczywiście póki nie spróbuje usiąść.
  Przeszedł się powoli parkiem obserwując biegające po nowym miejscu, szczęśliwie psy oraz sprzątając po nich większe odpadki. Kiedy poranną toaletę zaliczył już każdy z nich, postanowił przejść się trochę po mieście. Uznał, że po takim wysiłku fizycznym należało im się porządne i pełnowartościowe śniadanie, które pomoże zregenerować im siły na dalszą trasę. Przecież nie mogli się tutaj zatrzymywać na długo. Mieli ważniejszy cel. Ich wymarzone morze!
  Dla swojego ukochanego oczywiście nie oszczędzał. Zamówił w jednej restauracji chlebek bananowy bezglutenowy z masłem orzechowym i owocami, mały budyń z kaszy jaglanej z owocami, sałatkę oraz na deser smoothie bowl. A do tego pyszne soczki wiśniowy oraz pomarańczowy. Zamówienie razy dwa z drobnymi zmianami w smakach, aby Marcel mógł przygarnąć na co miał większą ochotę. Wiśnia nie przywiązywał większej wagi do tego co zostanie dla niego póki będzie najedzony.

- [...]policja wciąż poszukuje pary zaginionych nastolatków[…] - Szatyn zamarł w pół kroku omal nie wypuszczając reklamówki z zamówionym przed momentem jedzeniem. W jednej chwili poczuł jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiega zimny dreszcz strachu, który swoimi obślizgłymi mackami zaczął oplatać jego umysł. Z rosnącą gulą w gardle nasunął daszek czapki na czoło. Na całe szczęście było mu dane wysłuchać dalszego ciągu transmisji radiowej ze stojącego w korku auta. - [...]Dwie dziewczynki w wieku piętnastu lat uciekły z domów, z powodu braku akceptacji ich związku[...] - Strach automatycznie ulotnił się z jego ciała, a na jego usta wpłynął łagodny uśmiech. Nie byli pierwsi i ostatni. Oczywiście w tak młodym wieku gwarantowane było, że będą miały o wiele więcej przeszkód na swojej drodze, ale były wolne. Były wolne, a co najważniejsze razem. Dokładnie tak jak on i Marcel. "Powodzenia szczawiki~" pomyślał i pomimo bólu tyłka, przyśpieszył kroku, aby tylko jak najprędzej znaleźć się przy swoim najdroższym narzeczonym.
 
  Kiedy się tak spiął, droga powrotna zajęła mu może z pięć minut. Szybko zebrał miski z żarciem na psów, napełnił je według miarki i pozwolił zostać im na dworze, gdzie czuły się najlepiej. Sam za to wskoczył do kampera, gdzie rzucił na podłogę bluzę i od razu wsunął się pod kopiec koców, pod którymi odnalazł drobne rozgrzane ciało blondyna. Może i właśnie budził biednego Marcela ze snu, ale musiał zamknąć go w swoich objęciach. Stanowczo przysunął go bliżej siebie i przyległ torsem do jego pleców, a nogami oplótł te jego.
- Wróciłem z pysznym śniadankiem. - Wymruczał wprost do jego ucha, którego płatek musnął wargami, a następnie zszedł na jego szyję. - Ale jeszcze może trochę poczekać… - Wkradł się dłońmi na chudy brzuch, palcami rysując drobne kółeczka wokół jego pępka. - Stęskniłem się cholerkaaaa. - Zaśmiał się nieśmiałe, zatapiając twarz w złotych lokach.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {14/10/22, 09:40 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

         Godzina jedenasta była dosyć późną porą, jak dla wyższego chłopaka, który to potrafił dosłownie budzić się z kurami i z kogutami, już od samego świtu krzątając się po domostwie. Marcel tę przypadłość nie do końca rozumiał, zazwyczaj nie był śpiochem, ale wstawanie tak wcześnie było dla niego oksymoronem, aczkolwiek podnosił się z łóżka z uśmiechem, widząc codziennie rano wiadomości od swojego chłopaka na popularnym komunikatorze.
        Dlatego tak późna godzina wydała się być dziwną porą na pobudkę szatyna, ale najwidoczniej i on był padnięty po ich igraszkach. I dlatego ten niższy chłopiec tylko
odnotował fakt w głowie, że pozwolił mu dłużej pospać, a jego kolejne słowa były słyszalne przez niego już jak przez ścianę, bo szybko zapadł w kolejny sen.
       Wymruczał coś niezrozumiale, ale będąc zadowolonym niczym kotka, gdy przebudził się ponownie, tym razem w towarzystwie ciepłych warg na wrażliwej skórze na szyi i jeszcze bardziej ciepłych dłoni na swoim brzuchu, gdzie to jego palce kręciły kółeczka wokół przekłutego niegdyś pępka.
       Uśmiechnął się błogo, czując przyjemne motylki w brzuchu od porannych pieszczot i od razu jego palce splątały się z tymi jego, siląc się na dwa, krótkie muśnięcia wierzchu dłoni. Niestety tak czy siak, blondyn czuł się nadal zmęczony i miał wrażenie, że jego drzemka trwała nie dłużej niż dziesięć minut. Niemniej jednak kolejna pobudka u boku ukochanego była niezwykle przyjemna. Czuł bijące od niego ciepło na swoich plecach i silne ramię otulające jego bok.
        - Już się stęskniłeś? Nie było cię pewnie z godzinę – wymruczał, uśmiechając się jeszcze szerzej, ale wciąż nie siląc się na otwarcie oczu. -  - Zdrzemniesz się ze mną jeszcze trochę? Wykończyłeś mnie wczoraj – dodał, układając się przy nim jeszcze wygodniej i jeszcze bardziej dopasowując się do jego ciała, i tak samo szybko, jak wcześniej, zasnął.
**
     Zielone tęczówki kręconowłosego powitały dzień dopiero po drugiej drzemce. Zamrugał kilkakrotnie, wolną dłonią zaraz przecierając powieki, a następnie postanowił się odwrócić na drugą stronę, od razu nie mogąc powstrzymać się od ciepłego uśmiechu, widząc te czułe spojrzenie swojego ukochanego, zarezerwowane tylko dla niego.
     - Dzień dobry – przywitał się, tym samym dając znać, że był wreszcie gotowy na przywitanie kolejnego dnia.  - Lubię ten podkoszulek – skomentował, ale celem jego szczupłych palców nie był materiał, a to co znajdowało się pod nim; świetnie zbudowane mięśnie i gładka skóra chłopaka. Drugą zaś dłonią wplątał w brązowe kosmyki włosów, zaczynając się nimi leniwie bawić, a w końcu i jego czoło oparło się o to jego, i tak jeszcze chwilę spędzili w ciszę, wpatrując się w swoje oczy. Dla Marcela takie wpatrywanie się w tęczówki, przypominające mu gorzką czekoladę, nie było niczym niezręcznym, a kolejnym aktem miłości i oznakiem leniwego poranku czy już popołudnia. Nie musieli ze sobą przecież rozmawiać, by atmosfera nie była gęsta. A w pewnej chwili skradł szatynowi buziaka i kolejnego, i kolejnego, nie mogąc się powstrzymać. Do ostatniego buziaka dołączył finalnie język, zaczynając z nim senne pieszczoty. Odczepił się od niego dopiero, gdy jego telefon zawibrował, wyświetlając powiadomienie z instagrama.
      - O kurwa, już czternasta?! - Podniósł się od razu do siadu, spoglądając na godzinę. - Wstajemy. - zarządził i odkrył się z koców, już dobierając się do swojego plecaka, skąd wygrzebał czarne majtki tylko z dwoma pasami obejmującymi pośladki, jeansowe ogrodniczki i bluzkę na krótki rękawek z żółto-białymi paskami. Założył jeszcze białe skarpetki i ulubione trampki, i następnie otworzył drzwi auta, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza.
     Od razu na powitanie złotych loków chłopca wyszły ich dwa psy, spragnione miłości jednego ze swoich opiekunów. Na dźwięk otwieranych drzwi podniosły się z trawy, wesoło machając ogonami. Reksio jak zawsze był trochę spokojniejszy od swojego czarnego braciszka, bo ten wskakiwał na kolana chłopca, wbijając swoje pazury w jego kolana i prosząc się o dawkę pieszczot.
      - Aż tak za mną się stęskniłeś? - zapytał, śmiejąc się, pomimo że został przypadkowo podrapany przez niego. Oczywiście głaskał obydwa swoje psie dzieci, miziając je za uszami, po samej głowie i po tułowiu. Skończył dopiero, gdy zaczęły boleć go obydwie ręce, ale i wtedy Rambo próbował szturchać mokrym nochalem Marcela, zwłaszcza, gdy ten wstał, aby się przeciągnąć, rozprostowując swoje nieruszane kości i mięśnie. Wtedy też niewiele później wylądował na trawie, gdzie siła młodego psa go powaliła, a na domiar złego w lizaniu twarzy chłopaka dołączył się drugi partner w zbrodni.
       - Heeej, wystarczy! - powiedział, odganiając się od psich pyszczków, postanawiając, że muszą koniecznie ich tego oduczyć, a szczególnie takiego wskakiwania na ciało złotowłosego.
      Podniósł się wreszcie, otrzepując się z trawy, mając nadzieję, że nie narobił sobie siniaków, po czym ze środka auta wyjął jeden z koców i reklamówkę z jedzeniem.
       - Dla całej armii to kupiłeś? - zażartował, widząc ilość jedzenia. Był pewien, że nie będą zdolni to przejeść na śniadanie, a właściwie to na obiad. Marcel nie jadł za dużo, a Zbyszek też pewnie nie będzie w stanie skończyć wszystkiego.
      Niedaleko ogórka rozłożył koc, a na niej poduszkę specjalnie dla Wiśni, wiedząc, że raczej na pewno nie będzie mógł usiąść. Następnie na kocu rozłożył jedzenie, serwetki i sztućce.
      Wpierw otworzył plastikowe pudełko z trzema kawałkami chlebka bananowego, od razu czując jak na ten widok i zapach burczy mu intensywnie w brzuchu. Na wierzchu znajdowało się grubo posmarowane masło orzechowe, a na nim pokrojone czerwone, błyszczące się od słońca truskawki, borówki i maliny. Nie zwlekając ani chwili dłużej wgryzł się w chlebek, czując pod palcami kawałki czekolady.
       - Boże, jakie dobre – skomentował, rozkoszując się eksplozją smaków – słodkiego ciasta z przyjemnie, roztapiającą się czekoladą na języku i z soczystymi, lekko kwaśnymi owocami. Do tego tłuste masło orzechowe, które świetnie się w to komponowało. Ale następny gryz powędrował do ukochanego, podsuwając mu do ust tę część, gdzie było najwięcej owoców pod usta.  - Jak się w ogóle czujesz? Jak bardzo cię boli? I jak ręka? - zadał mu potok pytań, ale wszystko to było pokierowane troską.  - Nie lubię jak tak cierpisz przeze mnie – dodał, zagryzając dolną wargę. Odłożył na chwilę pudełko na bok i dłonią delikatnie pogładził go po biodrach, chociaż wiedział, że to i tak nic nie da.
      Już wtedy poczuł, jak nagle ludzie w parku zwracają uwagę na nich, rzucając w nich przelotne spojrzenia. Mimo tego że nie słyszał w ich stronę wyzwisk, to poczuł się trochę... dziwnie. Ale to przypominało im, że dalej są w Polsce i gdziekolwiek by się nie znaleźli, nie wszyscy będą akceptować ich „nienaturalny” związek.
      Zaś oprócz spojrzeń ludzi, gapiły się na nich również ich psy, oczywiście żebrząc o jedzenie, które kompletnie nie było przeznaczone dla nich. Lekko obrażony na nie Marcel, starał nie zwracać na nie uwagi, otwierając kolejne pudełko, tym razem z sałatką, ale zaraz to westchnął ciężko, ulegając im, gdy to Rambo podniósł się lekko, otaczając swoimi łapami swojego psiego towarzysza, jakby go przytulając. Ta ich „sztuczka” była zbyt urocza, dlatego zaraz do ich pyska wylądowały dwie truskawki otoczone w maśle orzechowym i kilka borówek.
     Na widelec nałożył kilka listków sałaty, otoczonych oliwą z oliwek i kawałek feta, i to podsunął swojemu chłopakowi, karmiąc go sałatką, uśmiechając się przy tym z czułością.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {15/10/22, 01:00 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Szatyn bardzo chętnie przystał na propozycję drzemki. Może i był znany ze swoich tajemniczych pokładów energii, ale te chyba udało mu się w końcu wyczerpać poprzedniej nocy. Z pomrukiem zadowolenia jego ramiona oplotły ciaśniej drobne ciało ukochanego, po czym odpłynął do krainy snów wypełnionych ich wspaniałymi wspomnieniami.
  Nawet za drugim razem obudził się jako pierwszy. Dawniej nie cierpiał tej różnicy między nimi. Kiedy on już był gotowy do zabawy, lub wyjścia do szkoły, Marcel dopiero cudem otwierał swoje zielone oczy. Ale z czasem uległo to zmianie. Zaczął widzieć plusy jakim był na przykład widok na spokojnie śpiącą w jego ramionach twarz blondyna, którą zdobił błogi uśmiech. Czasem śniło mu się coś, co okazywał drobnymi skrzywieniami, drganiem kącików ust, albo nawet grymasami. A każda nowa mina była zarezerwowana tylko dla niego. Jednak oczywiście najlepszym momentem było, gdy powieki blondyna zaczynały drżeć, zaraz po tym zaciskały się mocno, gdy się przeciągał, a następnie w końcu otwierały pozwalając mu podziwiać ich wspaniałą zieleń.
- Dzień dobry Żabo. - Odparł szatyn z szerokim uśmiechem na ustach i automatycznie zamruczał pod jego dotykiem. Jak to możliwe, że nawet po tak upojnej nocy, wciąż było mu go mało? Nawet kiedy wydawało mu się, że jego ciało było już zaspokojone, to wystarczyło jedno jego spojrzenie i już nabierał ochoty na więcej. Nie chodziło tylko o zbliżenia na tle seksualnym, ale też o pocałunki, czy nawet niewinne przytulenia. Miał ochotę ściąć go tak mocno i już nigdy nie wypuścić, jednak był świadom, że nawet to by mu nie wystarczyło. Nigdy nie będzie miał go dość. Tym bardziej kiedy dotykał go w tak czuły sposób, że miał wrażenie, że się rozpuszcza. Jego dłonie nie próżnowały, leniwie badając doskonale znane mu plecy blondyna. Jego szczupłą talię i drobny, aż jędrny tyłek, na którym zacisnął lekko palce.
  Niestety taka sielanka została brutalnie przerwana. Od razu jęknął niezadowolony, kiedy ciepło ciała blondyna tak nagle zniknęło, przez co aż przebiegł go chłodny dreszcz.
- A no chciałeś jeszcze spać, to cię nie budziłem. - Wymamrotał przewracając się na bok i  przeciągnął się leniwie. - Spokojnieeeee mamy teraz masę czasu tylko dla siebie. Nikt nas nigdzie nie goni. - Wsparł głowę na dłoni i na spokojnie wiódł wzrokiem za jego nagim ciałem, które niestety szybko zostało zakryte ubraniami. Choć widok jednych z jego ulubionych typów bielizny na tyłku blondyna był tego warty. Przygryzł dolną wargę, wiedząc, że niestety będzie musiał się powstrzymywać przez najbliższy czas.
  Idąc w ślady ukochanego w końcu postanowił podnieść się z materacu i podszedł do drzwi, o które oparł się z rozczulonym uśmiechem na ustach. Widok tej trójki razem zawsze roztapiał mu serce.
- Mamunia gniła do południa, to się dzieci stęskniły. Prawie nie chciały iść na spacer tylko ze mną. Teraz musisz im to wynagrodzić. - Zaśmiał się zeskakując na zewnątrz, czego od razu odrobinę pożałował. Czuł się jak stary, spróchniały dziadyga. A jednak używanie jego imienia miało efekt klątwy, tak jak podejrzewał! Przeklął cicho, choć zaraz się wyprostował z uśmiechem. To niestety było nieuniknione, ale nie chciał martwić Marcela. Co oczywiście mu nie wyszło.
  Uśmiechnął się na widok zadowolenia na twarzy Marcela, kiedy to trafił w sedno z wyborem śniadania. Następnym krokiem będzie przyrządzenie czegoś podobnego samemu, choć pewnie będzie najpierw musiał trochę potestować. Wgryzł się w podstawioną pod nos kanapką i od razu oblizał ze smakiem, po czym z zadziornym uśmiechem, chapnął jeszcze jednego, większego gryza.
- Marcyś, czy ja ci wyglądałem jakby cierpiał? - Przesunął językiem po jego wargach, zgarniając nich resztki masła orzechowego i złożył na nich szybki pocałunek. - Był mi tak wspaniale, że błagałem o więcej. Nie żałuję tego, a to to już moja starość się odzywa. - Ośmiał się klepiąc swoje plecy, ale zaraz zerknął na swoją rękę. - Ale z łapą o dziwo wszystko ok. Myślałem, że będzie bardziej mi dokuczać, ale tylko czasami zaswędzi. Dobrze się goi. - Dla dowodu podsunął swoją dłoń bliżej blondyna, na zmianę otwierając i zamykając ją w pięść. Jeszcze nie mógł włożyć w żadną z tych akcji zbyt wiele siły, ale przynajmniej był w stanie jej trochę używać.
  Być może powinni starać się nie zwracać na siebie uwagi, co by przypadkiem nie zostali rozpoznali, gdyby jednak ich rodziny rozpoczęły poszukiwania. Ale Wiśnia zwyczajnie nie potrafił nie dotykać Marcela, kiedy ten znajdował się zaraz obok. Zawsze któraś z jego kończyn nieświadomie sięgała po niego. A teraz kiedy byli już daleko od domu, w mieście w którym nikt ich nie znał? Nie było sensu się wstrzymywać. I tak za mniej niż godzinę odjadą w kierunku morza, a tutejsi ludzie o nich zapomną.
  Z rozbawionym uśmiechem oglądał jak psy pogrywają sobie z Marcelem. Sam ich nauczył tej sztuczki, co było częścią jednego z urodzinowych prezentów blondyna. Coś co sprawiało, że niemal krzyczał z radości, teraz było wykorzystywane przez czworonogi przeciwko niemu.
- Ale mnie to ich dokarmiać nie wolno. - Udał urażonego, ale zaraz parsknął cicho. - Owinęły sobie ciebie wokół łap. - Dodał poprawiając się na poduszce, aby wygodniej usiąść przy blondyna, stykając się z nim bokiem. Zaraz potem kęs jedzenia został podstawiony do jego warg, w których po sekundzie zniknął.
- Twoja kuchnia jest zdecydowanie najlepsza, ale ci dostają dobre trzecie miejsce. Trzeba będzie zanotować sobie tą knajpkę. - Powiedział jeszcze z pełną buzią, ale szybko przełknął i sięgnął po pudełeczko z budyniem z kaszy jaglanej obsypanym owocami. - Twoja kolej. - Nabrał budyń na łyżkę, oczywiście próbując nabrać jak najwięcej owoców. Szczególnie malin, które równały się kolorem do wargi, do których zostały podstawione. Eh, i znów miał ochotę go pocałować. A może umarł było to już niebo?

  Niestety dobre chwile musiały się szybko kończyć. Choć, dobrze wiedzieli, że czeka ich jeszcze wiele jeszcze lepszych. Dlatego też nie smucili się, tylko z uśmiechem zaczęli pakować się do dalszej drogi. Śniadanie nie zostało zjedzone w pełni, bo Wiśnia przecenił ich żołądki, ale spakował starannie na później, aby się nie zmarnowało.
- Jak dobrze pójdzie, toooo zdążymy na zachód słońca. - Wyszczerzył się, pomimo lekkiego bólu w dolnych partiach ciała, kiedy to już zapinali pasy. Mimo dobrze gojącej się ręki, Marcel jednak wciąż musiał pomagać przy zmianie biegów, bo skrzynia ogórka, po tylu latach zaczynała stawiać drobny opór.

  Dalsza droga upłynęła im bardzo szybko. Raz zatrzymali się na toaletę i rozprostowanie nóg, a potem już nie tracili na to czasu, kiedy tylko uświadomili sobie jak blisko swojego celu się znajdują.
  Minęli jeszcze kilka drobniejszych miast, aż w końcu ujrzeli tabliczkę z napisem "Gdańsk". Malownicze nadmorskie miasto, powitało ich pięknymi widokami, jak i korkami. Ale na całe szczęście te drugie szybko się rozjechały, kiedy szatyn wybrał jazdę bocznymi uliczkami. Już nie taką wygodną i gładką drogą, ale ostatecznie dojechali najbliżej morza, jak tylko byli w stanie.
- Jesteśmy na miejscu! - Oznajmił nie kryjąc swojego podekscytowania, kiedy gasił ogórka i rozpiął pasy. Byli na styk z czasem, bo słońce miało jeszcze kawałek do horyzontu. Wystarczyło by przeszli kawałek laskiem, potem krótkimi schodami zeszli w dół i już pod butami mogli poczuć miękki piasek. Czworonogi od razu zaczęły wesoło skakać, kopać i wąchać wszystko co nowe dookoła nich, zaś Zbyszek ściągnął szybko buty, rzucając je gdzieś w bok i podbiegł do brzegu, gdzie jego stopy od razu zostały zalane letnią morską wodą.
- Dotarliśmy... - Odetchnął z ogromną ulgą omiatając wzrokiem czerwone niebo, aż skończył na właścicielu zielonych tęczówek. - Dotarliśmy. Udało nam się Marcyś. - Wyszczerzył się szeroko z drobnymi łezkami szczęścia w kącikach oczu i otworzył do niego swoje ramiona. Oczywiście długo nie musiał czekać na reakcję blondyna, który wskoczył na niego bez wahania i oplótł nogami w pasie. Ze śmiechem na ustach, szatyn wpił się czule w jego wargi. Teraz już na pewno byli wolni.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {21/10/22, 10:44 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

       - Nie, ale teraz tak – odpowiedział, wzdychając ciężko, bo nawet jeśli szatyn nie robił z tego wielkiego halo, to Marcel był bardziej zdolny do rozmyślania o wszystkim i rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze. Zresztą to on uchodził za bardziej odpowiedzialną osobę z ich dwójki. I teraz bacznie obserwował chłopca, próbując jakkolwiek ulżyć mu w bólu. On w przeciwieństwie do niego, był stroną uległą bardzo często i naprawdę rzadko spotykały go skutki uboczne zabaw albo tak dobrze wyższy dbał o jego cztery litery.
        - Bo w przeciwieństwie do ciebie nie dokarmiam ich kiełbasami. - Tutaj spojrzał na niego gromkim spojrzeniem, oczywiście udawanym, ale zaraz jednak potrząsnął niedowierzająco głową. Nigdy przecież nie zapomni tej spektakularnej ucieczki, gdzie prawie na mecie wypluł swoje płuca, a psy wesoło biegły z dwoma kiełbasami w pyskach, czymś, co definitywnie nie powinny nawet liznąć. Ta sytuacja nie była poza tym pierwsza, ponieważ zdążył przyłapać rodziców Zbyszka na dawaniu brudnych talerzy do oblizania lub do ulegania dwójce łobuzów i częstowaniem ich ludzkimi daniami na grillu. Szatyn nie był też do końca niewinny, ale za każdą taką akcję dostawał od swojego przyjaciela słony opieprz i wykład.
       Ale co do tego drugiego, to definitywnie miał rację. Uwielbiał te dwójkę łobuzów, siedzącą i żebrającą obok nich. Nie był w stanie się oprzeć tej gładkiej i puszystej sierści, w którą lubił zatapiać swoje palce i zasypiać przy niej. Nie przeszkadzało mu nawet to, że zostawiały na jego ubraniach masę sierści. I odkąd tylko przekroczyły próg domu państwa Wiśniewskich, pokochał je jak swoje i w głębi duszy miał nadzieję, że to właśnie on był ich ulubionym człowiekiem, a nie Wiśnia. Jak można było się nie zakochać w tych uroczych, psich łapkach i w mokrym nosie?
       - Twoje spalone tosty mogą być na czwartym miejscu. - Zaśmiał się, zaraz kosztując kolejnego dania na późne śniadanie. Jednak szybko odebrał od niego łyżeczkę, wracając do karmienia swojego ukochanego. To on potrzebował dużo składników odżywczych na wyleczenie dłoni, z którą całe szczęście wydawało się być coraz lepiej.
       Siedzieli na błękitnym kocu, na zielonej trawce wśród czerwcowego, popołudniowego słońca. Wokół nich poustawiane były opakowania z jedzeniem, no i oczywiście gwiazdy tego pikniku – dwa futrzaki. Za takie chwile słodkiej beztroski, Marcel szczególnie był zadowolony. Tylko wrzeszczące dzieci trochę psuły ich romantyczny klimat.
**
    W ciągu dalszej drogi za wiele nie rozmawiali. Blondyn opierał się leniwie o szybę, podziwiając widoki zza oknem, które większości stanowiły wioski, trochę przypominające ich miejscowość. Raz wykrzyczał głośno, że widzi bociana w gnieździe czy konia na polu, strasząc tym kierowce, gdy tak nagle podnosił głos, a w międzyczasie wsłuchiwał się w radio, grające głównie piosenkę popularną. W międzyczasie też znowu rozmyślał o wszystkim i o niczym. Myślał o tym, jak dzisiaj powinni siedzieć w szkole, myślał o tym, że przez tę decyzję, nie będzie mógł spełnić swojego marzenia i iść na studia, i być jeszcze lepszym w malunku czy rysunku. Ta decyzja na pewno zaważy na jego przyszłości, ale tylko tak, mógł być blisko najważniejszej mu osoby, ale i z nią nie miał ochoty poruszać tematu swoich obaw. Widział, jaki był szczęśliwy i nie chciał go tym obarczać.
   W międzyczasie podczas postoju przebrał się w długie, luźniejsze spodnie i podwinął nogawki, a na górę założył czarną bluzę z kapturem, należącą do Wiśni. To był jedyny element garderoby, jaką mu podkradał. Były one wyjątkowo ciepłe i do tego często pachnące kapsułkami do prania, jakich używała jego matka. Jaka szkoda, że była to ostatnia szansa, gdy mógł poczuć ten zapach.
    W przeciwieństwie do swojego ukochanego, na plaże wszedł normalnym krokiem, nie mając zamiaru ani ochoty biegać. Zdjął buty i z uśmiechem pomaszerował kila metrów za nim, pod stopami czując jeszcze ciepły piasek. Jego blond kosmyki od razu zostały rozwiane przez morską bryzę, fruwając mu przed oczami. Ale za to widok był przepiękny, taki sam jak go zapamiętał, gdy jeździli z rodzinami nad morze, gdy tylko robiło się cieplej. Teraz zbliżał się zachód słońca, o czym przypominało żółte niebo i fakt robienia się ciemno, a pośrodku tego był jego Wiśnia i eksplorujące wszystko psy – nawet na widok fal początkowo zaczęły szczekać.
    Nie wahając się, wskoczył na przyjaciela, od razu z zaufaniem obejmując nogami go w pasie i z rozczuleniem patrzył na jego szczęśliwą twarzyczkę.
     - Mój wrażliwy chłopczyk. - Uśmiechnął się czule, opuszką palca głaszcząc go po policzku.  - Narzeczony – poprawił się i już nie zdążył ponownie się uśmiechnąć, bo przywitały go usta szatyna. Od razu odwzajemnił pocałunek, ale w trakcie wymiany śliny, wygramolił się z objęć i stanął o własnych siłach na piasku, oczywiście stojąc na palcach. Wiedział, że Zbyszek był w stanie utrzymać go jeszcze dłuższy czas (w końcu miał ze sobą lata praktyki, gdzie jako dziecko blondyn kazał się nosić na barana, ilekroć wygrał jakiś zakład), to nie chciał przypadkiem przeciążać jego ręki.  - Uznam to za naszą pierwszą randkę na „wolności”... Ale musisz mi coś zagrać na gitarze. - Ucałował chłopaka w policzek, zaraz spoglądając na białego i czarnego sierściucha.  - Ale to za chwilkę – dodał, bo po tych słowach pobiegł w stronę futrzaków, by pobawić się z nimi. Dla nich mógł poświęcić trochę zgubionych kalorii.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {22/10/22, 01:46 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

- Twój przyszły mąż. - Poprawił go odrobinę z szerokim uśmiechem na ustach. Cieszył się jak głupi, a jego serce waliło jak opętane z ekscytacji, jak i z uczucia, jakim darzył blondyna znajdującego się w jego ramionach. W takich chwilach zapominał o całym świecie i całkowicie skupił na nim swoją uwagę. Z pomrukiem nachylił się ku chłopakowi, aby wygodniej było im kontynuować pieszczotę. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, a nawet dłoni.
- Co tylko sobie życzysz kochanie. - Odparł kiedy ich usta zostały niestety rozłączone, ale jeszcze musnął parę razy jego wargi, a na koniec nos, nim ten mu uciekł.
  Westchnął trochę zawiedziony, ale zaraz z rozczuleniem obserwował zabawę ukochanego z czworonogami. Czego więcej mógł potrzebować? Miał przed sobą całe swoje najdroższe życie. Nie ważne jak trudne będą kolejne dni i jak wiele wyzwań ze sobą przyniosą... dla takich widoków był w stanie zapłacić każdą cenę. Starł łzę, która wymsknęła się z jego lewego oka, po czym poklepał się po policzkach i biegiem ruszył na całą trójkę.
- Ejże! Ładnie to tak beze mnie się bawić? - Od razu zaczepił Reksa, z którym podrażnił się chwilkę, a następnie pogonił psa, aby ten biegiem zaczął kreślić na piasku ósemki wokół ich całej zgrai. Tak właśnie czarnuch okazywał swoją nieposkromioną radość. Chwilę próbował go gonić, ale ostatecznie nawet on wysiadł. Marcel też już wyraźnie był na wykończeniu. Przeczesał piasek wzrokiem, aż nie trafił na kawałek drewna i zagwizdał głośno. Dwie pary długich uszu stanęły na baczność i od razu zwróciły się ku swojemu właścicielowi.
- Fajne drewienko, co? - Parsknął machając badylem. - To se je bierzcie! - Zamachnął się mocno i posłał daleko drewno, niczym zawodowy miotacz. Aż sam zagwizdał z podziwem. Może powinien był zmienić profesję z nożnej na Baseball? Parsknął widząc, jak biały kudłacz łapie zdobycz i zaczyna uciekać przed czarnym. Teraz jednak jego wzrok padł na blondyna.
- Jako że jesteśmy nad morzem, tradycja nakazuje zmoczenie się pierwszego dnia. -  Na jego ustach zakwitł przebiegły uśmiech. nawet nie dał chłopakowi czasu na reakcję. Złapał go w pasie i przerzucił sobie przez ramię zdrowej ręki.
- Tradycja oczywiście wymyślona przez wspaniałego Wiśnię. - Dodał poklepując niższego po pośladku i ruszył powoli w stronę wody. Psy wesoło podskakiwały do blondyna, ale niestety byłyby w stanie go uwolnić z sideł szatana. Ten zatrzymał się, kiedy woda zmoczyła jego spodnie do kolan, po czym posłał chłopakowi niewinny uśmiech przez ramię i wskoczył z nim do wody.
  Zanurzenie oczywiście nie trwało długo. Szatyn chciał jedynie aby zostali przemoczeni przez ciepłą słoną wodę do suchej nitki, po czym wynurzył ich razem, wciąż trzymając blondyna. W wodzie wystarczyła mu tylko jedna ręka.
- To za zostawienie mnie dla kudłaczy... Uważaj bo zacznę robić się o nie zazdrosny. - Udał poważnego, ale oczywiście zaraz wybuchnął śmiechem i złożył czuły pocałunek na czole oblepionym mokrymi, złotymi lokami. Akurat w tamtym momencie słońce utopiło się w morzu, na chwilę wypuszczając ostatnią mocniejszą poświatę, na której tle blondyn wyglądał przepięknie. Aż szatyn żałował, że jego telefon nie był wodoodporny, aby uwiecznić tą chwilę na zawsze. Mógł jedynie wyryć ją sobie w pamięci, dzięki czemu była jeszcze cenniejsza.

  Nie obyło się bez chwilowej zabawy w wodzie, na którą składało się opluskiwanie, ale chłodny wieczorny wietrzyk, skutecznie wygonił ich na ląd.
- Łaaaaaale pizga. - Pisnął zaraz przytulając do siebie blondyna, aby potrzeć jego ramiona. - Chyba pora się przebrać. - Uśmiechnął się niewinnie. To wcale nie była jego wina, że ich ciuchy nadawały się do prania. Był gotowy przyjąć każdą karę, ale to potem. Ważniejsze było, żeby mu się skarb nie przeziębił.
  Dlatego też szybko zaciągnął go do ogórka, gdzie mogli się spokojnie przebrać.
- Kochanie nakarmisz dzieciaki? - Poprosił ładnie, kiedy to zarzucał na czarny podkoszulek koszulę w kratkę, a zaraz na niej wylądowała bluza. Sam też nie mógł pozwolić sobie na chorowanie w ich obecnej sytuacji, więc postawił na warstwy. Choć miał coś jeszcze w zanadrzu.
- Będę czekać na plaży. - Dodał przewieszając przez ramię gitarę i opuścił kampera. Nim jednak udał się nad wodę, zajrzał jeszcze do bagażnika, z którego wyciągnął pieniek naznaczony śladami ognia. Nucąc tylko sobie znaną melodię, zatoczył go na plażę, gdzie postawił pieniek w znacznej odległości od linii wydm. Ale też nie zbyt blisko wody, aby ich nie podmyło. Nie po to przecież się przebierali. Jego włosy wciąż były wilgotne, ale liczył, że kaptur i ciepły płomień rozwiążą jego problem.
 
  Początkowo rozpalanie ognia szło mu opornie, ale po paru minutach w końcu poczuł ciepło. Dodał jeszcze więcej rozpałki do środka pieńka i można było cieszyć się małym ogniskiem, które w razie problemów szybko można było zagasić piaskiem. Dumny z siebie rozsiadł się po turecku i wypakował gitarę z futerału. Jeśli miał grać dla swojego ukochanego, to musiał ją porządnie nastroić. Co nie zajęło za wiele czasu, bo grał na niej bardzo często. Praktycznie nie było dnia, aby nie pociągnął za struny, od kiedy dziadek nauczył go paru prostych akordów. To właśnie ich używał za każdym razem do sprawdzania dźwięku. Nagle uderzyło Wiśnię poczucie winy. Co jeśli właśnie staruszek umierał ze zmartwienia? Być może powinien dać mu jakiś sygnał, że żyje. Niestety jedynym sposobem kontaktu był telefon domowy, który mogliby odebrać jego rodzice.
  Na szczęście długo nie pozostał sam z czarnymi myślami, bo zaraz wróciło jego kochane światełko ze szczekającymi psami, które kręciły się przy jego nogach.
- Zapraszam, zapraszam. - Automatycznie uśmiechnął się szeroko, zapominając o wszystkich swoich zmartwieniach. - Ale nie tam. Dla pana jest miejsce w pierwszym rzędzie. - Widząc jak blondyn chce siadać obok na piasku, od razu odsunął gitarę na bok i wskazał na miejsce między swoimi nogami, które były ułożone w luźnym siadzie skrzyżnym.
- No szybko, zimno mi. - Dodał z minką zbitego szczeniaka. I długo prosić się nie musiał. Od razu objął Marcela w pasie, kiedy ten znalazł się we wskazanym miejscu i ułożył przed nim gitarę.
- A może mała zamiana ról? Dzisiaj ja zaśpiewam, a ty zagrasz? - Zaproponował biorąc jego drobne palce w swoje dłonie. Lewą pokierował na gryfa, a prawą na struny nad otworem. - Chociaż prawą musisz mnie trochę wspomóc. Pamiętasz jak cię uczyłem? - Pytając zaczął lekko trącać struny w odpowiedniej kolejności. - Teraz ty. - Polecił, jednak nie puszczał całkowicie żadnej z jego ciepłych dłoni.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {30/10/22, 11:50 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

      Przyszły mąż Marcela niedługo później dołączył do zabawy, biegając razem z nim za dwójką psów. Prawdopodobnie blondyn jeszcze nigdy nie widział całej trójki taj szczęśliwej, jak teraz. A szczególnie brązowych włosów ukochanego, które co rusz były układane w nieładzie przez morską bryzę. Ale najpierw od zabawy odpadł blondyn, zwalniając nagle bieg i zginając swoje ciało w połowie, łapczywie łapiąc oddech. To były te chwile, kiedy rzeczywiście żałował, że bardziej nie przykładaj się do ćwiczeń na wf, ale w jego ślady zaraz dołączył również Zbyszek.
     Popatrzył się na niego, podnosząc zdziwione brwi. Jeszcze nie zdążył zrozumieć myśli przyjaciela, a już z łatwością znalazł się na jego ramieniu niczym jakiś kawałek mięsa.  
      - Wiśnia, no! - jęknął, próbując jakkolwiek się od niego uwolnić. Nawet jego ulubione psy nie dały rady go uwolnić od przeznaczenia. Szczególnie szatyn nie zamierzał zmienić zdania. Finalnie, Marcel nie mając za dużego wyboru, kurczowo złapał się podkoszulka swojego ukochanego, byle tylko przypadkiem go nie utopił.
 - Jezuuu, ale z ciebie głupol.
     Pierwsza lepsza fala zalała ich dwójkę, przemaczając ich do suchej nitki. Woda całe szczęście zdążyła się przez cały dzień nagrzać i nie była tak zimna, jak się tego spodziewał Marcel. Dodatkowo jego piękne, złote loki w mig się rozprostowały, tworząc nieciekawą, spuszoną fryzurę. To sprawiło, że nie mógł się na niego gniewać, nawet jeśli na samym początku był na niego zdenerwowany. Poza tym nie mógł tego robić, słysząc przepiękny, melodyjny śmiech. To sprawiło, że i on się uśmiechnął, a następnie za karę, z impetem ochlapał Zbyszka. Tak chlapali się nawzajem, śmiejąc się do rozpuku dopóki oboje nie zaczęli trząść się z zimna i mieć sine usta. Dlatego pierwsze co zrobił po wyjściu z wody, to była kradzież kolejnego buziaka z ust swojego chłopca, by tak go ogrzać. Taka przynajmniej była wymówka dla bycia przylepą.  
      Przy ogórku, od razu rozebrał się do samych majtek, jak najszybciej narzucając na siebie swój losowy, zielony t-shirt, jeansy i kolejną bluzę Zbyszka. Uwielbiał je nosić - za ich ciepło, wygodę i że przy okazji nie należały do niego. Wtedy też z uśmiechem stwierdził, że w byciu gejem najlepsze było to, że mogli sobie pożyczać ubrania (nawet jeśli gust Wiśni nie do końca mu odpowiadał).
        -No - odparł, odpowiadając na pytanie. Wziął ich przemoczone ubrania, wieszając je na dach ogórka. Miał nadzieję, że do zmiany lokalizacji zdążą jakkolwiek im wyschnąć.  
       Zgodnie z obietnicą nasypał włochatym dzieciom do dwóch misek porcję karmy, oczywiście tak jak zawsze stosując się do podanych na opakowaniu zaleceń. W przeciwieństwie do ich drugiego taty, nigdy ich nie przekarmiał.  
        W międzyczasie, gdy te jadły swoje psie smakołyki, odnalazł w swojej torbie czarny lakier, który od dawna miał zakamuflowany w swoich zbiorach w pokoju. Najpewniej, gdyby kiedykolwiek został odnaleziony przez rodziców, to nie było nic dziwnego, zważając na to, że blondyn w szufladach biurka zbierał różne szpargały, mówiąc, że być może kiedyś je zużyje do swoich prac. Dlatego nie umiał utrzymać wokół siebie porządku.  
      Jednak pomalowanie paznokci na jakikolwiek kolor, mogło wiązać ze zruganiem młodego artysty przez swojego ojca. Wystarczyło, że ten pierwszy nie chodził w byle jakich ubraniach ze sklepu, a ubierał się w kolor różowy, w krótkie spodenki czy w cokolwiek coś, co nie uchodziło w standardach “męskości”, to kończyło się nieprzychylnym komentarzem ze strony rodziciela. Tylko Zbyszek nigdy nie powiedział na jego wygląd ani jednego, złego słowa. No i jeszcze kilka ich znajomych.  
      Pomalowanie paznokci nie okazało się być takie proste, jak myślał. Zwłaszcza, gdy robiło się to po raz pierwszy. Mimo sprawności rąk Marcela, tak czy siak gdzieniegdzie wyszedł poza paznokieć, ale finalnie udało mu się pomalować lewą rękę. Ale dał sobie definitywnie spokój z prawą, wiedząc, że to skończy się katastrofą i całą czarną dłonią. Dlatego pochował buteleczkę z lakierem, zmywacz i kilka patyczków higienicznych po kieszeniach. Następnie był gotowy do spotkania się z ukochanym.  
     Psy od razu w połowie drogi do Zbyszka, zaczęły podszczekiwać i cały misterny plan z wystraszeniem chłopaka, by się oddźwięczeć mu za wrzucenie go do wody, ale jak widać to mu się nie udało.  
     - Spaliliście mój plan - Westchnął teatralnie.  - Trafiło mi się miejsce VIP? - Nie ociągając się usiadł między nogami chłopca, grzejąc się nim. Wygodnie się usadowił, opierając plecy o klatkę piersiową i uśmiechnął się delikatnie, gdy zgodnie z jego życzeniem, gitara poszła w ruch, tylko wylądowała ona na jego kolanach. I od razu zrobiło mu się cieplej, gdy tak dłonie ramiona oplątły blondyna. Do tego jeszcze iskrzące się przed nimi ognisko, które zaraz wesoło mieniło się w oczach dwójki chłopców. -- Mniej więcej... Ale mnie nie puszczaj - zaprotestował.  
      Nie potrzebowali słów, aby wiedzieć, którą piosenkę mają zagrać. Marcel już po pierwszych nutach rozpoznał, że była to ich ulubiona piosenka Metalici - Nothing else matters, co wywołało u niego ogromny uśmiech.  
      Lubił, jak Zbyszek śpiewał sam lub razem z nim, pomimo tego że czasami fałszował, to było swego rodzaju urocze. Zresztą on sam nie był lepszy, bo jak się okazało czasami wprawiał w ruch nie te same struny co trzeba czy nie do końca umiał złapać prawidłowy chwyt. To wywoływało cichy śmiech z ust kręconowłosego, a potem wypieki na twarzy, gdy zdolne palce wyższego z łatwością go poprawiały. Na refren dołączał się do chłopaka, harmonizując się z nim w jeden głos.  
      - Pocałowałeś mnie przy tej piosence po raz pierwszy. To znaczy, jak już ci pozwoliłem - Zachichotał i otarł czubek nosa o wczoraj zrobioną malinkę na szyi Zbyszka.  
     Następnie rozbrzmiała piosenka Myslovitz - Długość dźwięku samotności, którą już Marcel znał nie tak dobrze, co w tym wypadku go cieszyła, bo dzięki temu, jego ukochane palce były ciągle blisko jego. Tę piosenkę akurat w całości zaśpiewali razem, bujając się w jej rytm i wpatrując się w migający żółto-czerwony płomień przed nimi. Po niej było jeszcze kilka innych, przy których Marcel poczuł się naprawdę szczęśliwy. W centrum uwagi byli tylko oni i ich psy, które leżały niedaleko nich.  
     Po skończonym koncercie, odłożył gitarę na bok, odwrócił się przodem do niego, wyciągając lakier i położył swoją prawą dłoń na kolanie swojego słoneczka, w drugą ręką świecąc mu latarką z telefonu.  
      - Pomalujesz mi drugą rękę? - poprosił. -  A w zamian mogę pomalować ci obie, co ty na to? Ale mam tylko czarny. - Uśmiechnął się.  - Musimy jutro ruszyć do miasta i naładować chociaż telefony. No i się porządnie umyć z naszych nienarodzonych dzieci - dodał, prychając rozbawiony.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {01/11/22, 12:33 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Nawet przez jego myśli nie przeszło puszczanie chłopaka. Tym bardziej podczas ich ulubionej piosenki, która tak świetnie wpasowała się w ich dwójkę. Zawsze potrafiła uspokoić ich zranione serca po ciężkich chwilach w nietolerującym ich uczuć otoczeniu.
- Torturowałeś mnie tygodniami. - Wymruczał z lekkim wyrzutem w głosie. - Ale warto było być cierpliwym. - Dodał po chwili, muskając wargami jego czoło.
  Choć pierwszy numer był dla nich specjalny, to druga piosenka znacznie bardziej przypadła do gustu Zbyszka tego wieczoru. A głównym powodem było to, że Marcel bardziej się rozluźnił pod wpływem dobrze znajomego tekstu i śpiewał znacznie głośniej oraz pewniej. Uwielbiał jego melodyjny głos. Jeszcze za czasów uczęszczania blondyna do chóru, pamiętał jak zahipnotyzowany wsłuchiwał się w jego głos. To dlatego tak chętnie chodził co niedziela do kościoła, który kompletnie miał w poważaniu. Uważał tylko, że głos piegusa marnował się na pieśniach pochwalnych. Ten żywszy styl zdecydowanie bardziej do niego pasował.
  Kiedy nadeszła pora przerwy od muzyki, Zbyszek sięgnął po łyk wody, którą ukoił lekko nadużyte struny głosowe, nieprzyzwyczajone do śpiewania. Spojrzał znad butelki, jak chłopak zmienia pozycję między jego nogami i wyciąga lakier do paznokci. W pierwszej chwili uniósł jedną brew, trochę zaskoczony, ale zaraz na jego usta wpłynął szeroki, czuły uśmiech. Wiele razy widział jak blondyn zerka z zazdrością na zmyślnie pomalowane paznokcie dziewczyn. Raz mu nawet w żartach zaproponował to, ale wtedy  został zbyty machnięciem ręki. Zapewne nie zostałoby to zbyt dobrze przyjęte przez otoczenie.
- Jeszcze się pytasz? Dawaj łapkę. Światło niżej, palce prosto. - Wypowiadając polecenia specjalnie połaskotał skórę chłopaka wiedząc, że to wprawi je w niekontrolowany ruch. - Będę musiał naliczyć dodatkową opłatę za trudnego klienta. Za jedną łapkę to będzieee... milion buziaków. - Parsknął otwierając buteleczkę i z uwagą wytarł połowę lakieru z pędzelka o wieczko. - Możesz zaczynać płacić. - Puścił oczko do ukochanego, po czym w końcu skupił się na robocie. Malowanie paznokci na sobie nigdy nie było łatwe, ale na drugiej osobie, to zwykła kolorowanka.
- Pewnie że chcę. Tylko zmienisz mi na białe, jak kupimy. Ups. - Nagle zdał sobie sprawę, że wyjechał poza granicę paznokcia piegusa. - Eee to się zmyje. Masz zmywacz, prawda? - Spojrzał na niego z miną zbitego szczeniaka, ale zaraz odżył na widok wspomnianego płynu oraz kilku patyczków higienicznych.
- Jestem za. Można byłoby się udać nad jakiś basen, albo do hotelu na jedną nockę, ale nie ma co wtedy zrobić z naszymi czworonożnymi bachorkami. - Jak na zawołanie usłyszał smętne wycie Rambo i marudne warknięcie Reksia. - Dobra, poprawka. Przepraszam bardzo was, wy nasze kochane dzieciątka. - Tym razem w odpowiedzi otrzymał dwa radosne szczeknięcia. - Bobasy. - Skomentował pokazując im język. Oczywiście kudłacze wychowane przez Zbyszka musiały zawsze mieć ostatnie słowo. Dlatego zerwały się z piasku i naskoczyły razem na szatyna.
- Ej, ej! No już! Przepraszam! - Parsknął odganiając psy, unosząc lakier i zmywacz poza ich zasięg. - Jak się uspokoicie, to wam później dam smakołyki, jak Marcyś zaśnie. - To wystarczyło. Od razu siadły prosto i oblizały się ze smakiem dobrze rozumiejąc słowo "smakołyki".
  Tylko tym razem, musiał udobruchać swojego narzeczonego, który spoglądał na niego naburmuszony.
- No kochanie noo... jakoś musiałem je uspokoić, bo nigdy nie dałby nam skończyć. Poza tym spójrz na te urocze pyszczki. Odmówisz im? - Podstawił biały pyszczek pod twarz blondyna, a pies polizał go od razu z uroczą minką.
- Ej! Ale usta Marcysia, są tylko moje. Nie pozwalaj se. - Szturchnął psa, tym samym odsuwając go lekko, aby mieć miejsce na malowanie ręki blondyna.
  Kiedy ostatni paznokieć został zamalowany na czarno, przyszła pora na poprawki błędów. Starannie ścierał patyczkiem nasączonym w zmywaczu tam gdzie wyjechał, po czym zabrał się za czyszczenie lewej ręki chłopaka. Nie mógł pozwolić, żeby jego delikatne dłonie źle wyglądały. Był to pierwszy raz, kiedy blondyn chciał pomalować paznokcie i wyjść z nimi do ludzi. Musiały wyglądać dobrze, aby go zachęcić do częstszego kolorowania ich.
- Gotowe. - Oznajmił w końcu przejmując telefon od chłopaka i teraz to on poświęcił na jego dłonie, aby ten mógł je swobodnie obejrzeć. - Ale pamiętaj termin zapłaty upływa o północy. Będziesz musiał się postarać, żeby zdążyć przed czasem. - Przypomniał, po czym podwinął rękawy bluzy i ułożył teraz swoje dłonie na udach piegusa, nie mogąc się oczywiście powstrzymać od lekkiego ściśnięcia ich.
- Moja kolej. - Wyszczerzył się szeroko.
  Marcelowi znacznie szybciej i zręczniej wyszło malowanie krótkich paznokci Zbyszka. Do tej pory ścinał je tak bardzo, jak tylko się dało, ale zanotował sobie w myślach żeby zacząć je bardziej zapuszczać. Być może nie będzie to pasować do jego dłoni, które nosiły na sobie ślady ciężkiej pracy oraz gry na gitarze, ale wiedział, że zrobi wszystko by ponownie zobaczyć tak uroczo skupionego chłopaka z bliska. Oczywiście ponownie nie mógł się powstrzymać z ucałowania go. Tym razem w czubek jego pochylonej głowy.

...

  Po skończonych zabiegach kosmetycznych, jeszcze trochę poleżeli na plaży, wsłuchując się w szum czarnych fal. Najlepsze było świeże morskie powietrze, którego zapach zawsze kojarzył się szatynowi z wolnością. Niestety im bliżej północy, tym stawało się ocho coraz chłodniejsze. W pewnym momencie już nawet nie pomagało ognisko, dlatego zdecydowali się zagasić je piaskiem i przenieść się do ogórka.
  W kamperze nie było znacznie cieplej, ale mieli tam materac i swoje koce. Kiedy Marcel padł na łóżko, Zbyszek wygrzebał laptopa i przysiadł na brzegu.
- Na co masz ochotę? - Spytał przeglądając kolekcję filmów na pirackiej stronce. Sam mógł oglądać byle co, dlatego też po chwili przewijania, oddał sprzęt w ręce Marcela, który miał zdecydowanie lepszy gust. Sam w tym czasie udał się aby rzucić psiakom obiecane przysmaki.
- Wybrałem najmniejsze ciastka! - Obronił się od razu i wrócił do ukochanego, który już odpalił film. Nie chcąc zbyt wiele stracić od razu wskoczył za blondyna od ściany i ułożył się na boku.
  Oczywiście na początku niczego nieświadomy szatyn chłonął cały film z zainteresowaniem. Próbował też odgadnąć gatunek, który początkowo obstawiał jako dramat, potem lekki dreszczowiec, ale ostatecznie film sam mu go zdradził. I to w niezbyt delikatny sposób. Kiedy na ekranie wyskoczyła twarz niepokojąco uśmiechającej się dziewczyny, której zaraz w sekundę głowa wygięła się na szyi do góry nogami, czemu towarzyszyła seria nieprzyjemnych trzasków łamanych kręgów. Nawet nie było głośnego dźwięku na wzmocnienie efektu, a mimo to Zbyszek wydarł się jak głupi podskakując na równe nogi.
- Kurwa mać! Marcel! - Miał wrażenie, że włosy zjeżyły mu się na karku, jak u wystraszonego kota. - Myślałem, że mi odpuściłeś. - Westchnął łapiąc się za pierś, z której miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu serce.
- Przeprosiłem i przeproszę jeszcze raz, iel tylko będziesz chciał. Zmieńmy na coś normalnego, hm? - Poprosił, ale Blondyn był nieugięty. Chciał obejrzeć, akurat ten film. Szatyn zmrużył gniewnie powieki, ale oczywiście zaraz się poddał. Pozwolił mu wznowić seans, ale znacznie zmienił pozycję. Tym razem ułożył się między nogami Marcela i objał go w pasie ramionami, głowę opierając na jego brzuchu. W którym co rusz chował twarz na straszniejszych momentach, mocniej ściskając blondyna, który też nie pozostawał obojętny na mocniejszych momentach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {13/11/22, 01:46 am}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

         - Tylko milion? Za mało się cenisz. Jestem przekonany, że tyle daje ci codziennie. - Zachichotał cicho i nachylił się nad nim obdarowując szatyna buziakiem w policzek.  - Więcej nie dam, bo nie chce skończyć z czarną dłonią! - Obronił się prychając, a następnie z uśmiechem obserwował, jak powoli jego paznokcie zmieniają kolor. W międzyczasie podał Zbyszkowi patyczki wraz lakierem.
        W ciągu paru sekund Marcel uznał nieskromnie, że do jasnych, wręcz bladych palców, pasuję mu czarny lakier. I postanowił, że przy najbliższej okazji, kiedy zacznie sam zarabiać, kupi sobie mnóstwo innych lakierów i być może nauczy się robić wzorki. Szczególnie myślał o namalowaniu zielonych żab oraz białych owieczek. Teraz, gdy przy boku nie miał już oceniającego ojca, mógł robić ze swoim wyglądem wszystko.
          - Albo na siłownię. Mógłbyś od razu poćwiczyć, jakbyś chciał – zaproponował, bo wiedział, że raczej z nim jedyny sport, jakie dostanie to ściganie się z psami, które właśnie stanowczo zakomunikowały, że nie są wcale bachorami. - Dobrze ci tak – skomentował, śmiejąc się i sam podniósł ręce do góry, by jeszcze niewyschnięty lakier nie został pomarszczony i oblepiony w czarnej i w białej sierści.
         Zaraz to zmrużył oczy, nastawiając psiakowi policzek, będąc zaskoczony nagłym liźnięciem po ustach.
          - No nie mów, że jesteś zazdrosny o nasze dziecko! - powiedział, żałując, że nie może w tej chwili potarmosić białego futerka psa.  - Dziękuje – podziękował i sam zabrał się do roboty. Jedną ręką nabrał na pędzelek nową porcję lakieru, ocierając go o szklane ścianki, a drugą trzymał palce Zbyszka. Musiał przyznać, że malowanie czyiś paznokci, było sto razy prostsze niż malowanie tych swoich. A z jego zacięciem artystycznym, wykonanie zadania poszło mu dwa razy szybciej, a nawet prawie nie musiał poprawiać skórek.
**
         - Daj – odpowiedział, wyciągając ręce po laptopa. Od razu, gdy go otrzymał, przescrollował pierwszą stronę i drugą w celu znalezienia ciekawej okładki, która akurat by zwróciła jego uwagę. Początkowo planował puścić im lekką, za pewnie głupawą komedię, ale jego usta wygięły się w złośliwy uśmiech, kiedy zielone tęczówki natrafiły na okładkę z małą dziewczynką siedzącą w rogu sufitu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego chłopak nie był fanem tego gatunku, ale blondyn nie lubił oglądać takich filmów w samotności. Tutaj zawsze mógł ścisnąć go za rękę jako wsparcie.
        Spojrzał na niego spod byka o wzmiankę o ciastkach. Nie był fanem dawania psom przysmaków na noc, ale nie skomentował tego, tylko wpuścił ukochanego na swoje ramię, by było mu wygodniej, a laptop wylądował na udach blondyna.
       Horror zaczynał się niewinnie, przedstawiając losy rodziców i opętanej córeczki, powoli zbliżając się do punktu kulminacyjnego. Marcel, co chwilę zerkał pół kątem na szatyna, sprawdzając, czy ten odgadł już gatunek filmu.
      Jednak ten pierwszy też gwałtownie podskoczył, gdy ten drugi nagle krzyknął i kręconowłosy już nie wiedział, czy bardziej wystraszył się tego pisku, czy momentu w horrorze. W każdym razie, zaraz po mini zawale, roześmiał się głośno, całując ukochanego w czoło na pożegnanie, kiedy ten postanowił położyć się na jego brzuchu.
       - Nie przypominam sobie, żebyś mnie przeprosił – obronił się, przykrywając swoje słońce kolejnym kocem, a w dłoń łapiąc jego odpowiednik.
Film rozkręcał się jeszcze bardziej, powodując coraz częstsze reakcje Zbyszka, co Marcel oczywiście uznawał za urocze, dodatkowo, kiedy mógł je obserwować z góry. Miał znaczną odporność na tego typu rzeczy, ale bywały też takie momenty, kiedy to on podskoczył wystraszony. Za to ich kudłate dzieci, jak gdyby nic ułożyły się obok siebie u boku blondyna, zasypiając.
        - I jak? Podobał ci się? - zapytał po napisach końcowych, uśmiechając się lekko. Ale raczej nie liczył na pozytywny odbiór wybranego filmu.
        Ułożył się tuż za Zbysiem, obejmując go ramieniem, mocno go do siebie przyciskając, tak jak to lubił. Nawet jego noga zawędrowała pomiędzy nogami szatyna, zaś ręką poprawiał na nim warstwę koców. Tak próbował wynagrodzić mu prawie dwie godziny strachu. No i uważał, że przeszedł samego siebie, kiedy zaczął cicho śpiewać ukochanemu znaną mu kołysankę. Liczył, że tak szybciej zaśnie i wcale się nie pomylił. Piegowaty odpłynął chwilę po nim, upewniając się, czy jego Wisienka śpi. Uprzednio ustawił budzik na swoim telefonie na piątą rano, już żałując decyzji.

**
       Tak jak planował obudził się punkt piąta, ledwo rozumiejąc, że jego mózg już wstał.
      „Jakim cudem on codziennie tak wcześnie wstaje?” - pomyślał, odsuwając się ostrożnie od śpiącego szatyna. Chyba po raz pierwszy miał okazję widzieć jego twarz pogrążoną w śnie i ten widok był w stanie wynagrodzić mu tak nieludzką godzinę. Wyglądał tak uroczo i ufnie, jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca. Dlatego bał się go nawet całować, żeby nie wybudzać swojego księcia. Miał przecież jeszcze plany, co do tego.
       Szybko przebrał się w czystą bieliznę, wkładając na siebie tę samą górę, zaś na nogi wcisnął obcisłe jeansy, na których znajdowały się narysowane własnoręcznie przez blondyna, twarze zielonych żabek. Zamierzał się jeszcze przebrać w lżejsze ubrania, ale o tej porze było jeszcze chłodno.
       Przez chwilę się leniwie przeciągnął i za moment przeszedł do swojej pierwszej fazy planu. W uszy włożył białe słuchawki bezprzewodowe wyszukując na youtubie tutorialu na zrobieniu róży. Przed sobą rozłożył kilka kartek z bloku w kolorze różowym, czerwonym i zielonym, klej i nożyczki. Obejrzał filmik kilka razy, skupiając się dokładnie na każdym szczególe, aż w końcu sam spróbował zrobić swoją pierwszą róże z papieru. Pierwsze podejście nie było aż takie złe, jak to sobie wyobrażał – pewnie ze względu na jego utalentowane palce – ale to nie było to, czego od siebie oczekiwał, więc kwiat trafił na straty.
       Trzecie podejście do kwiatka satysfakcjonowało go w pełni i do różowej róży, zaraz dołączyła czerwona. Dorobił im jeszcze łodyżki, rolując zielony papier i następnie złączył pąk z łodygą. Uśmiechnął się sam do siebie, bezpiecznie chowając swoje dzieła do swojej torby.
       Po wschodzie słońca, wziął ze sobą bawełnianą torbę, smycze psiaków, ich woreczki i oczywiście portfel. Te radośnie wyskoczyły z ogórka, biegnąc już przed siebie. Zatrzymały się jednak kilka metrów od Marcela, patrząc się, czy ten na pewno za nimi idzie.
        - Fuj. - Skrzywił się, łapiąc odchody czarnego psa. Jeszcze bardziej go obrzydzało, że była wielka i ciepła.  - To na pewno przez te ciastka... - mruknął do siebie, jak najszybciej pozbywając się problemu.
        Ich cel znajdował się około dwadzieścia minut z plaży, a była nim bezglutenowa kawiarnia, w której chciał zrobić zakupy na śniadanie. Sam był zaskoczony, że istniała taka opcja bezpieczna dla jego brzuszka i to blisko morza.
       Sprzedawczyni okazała się być bardzo miła i gotowa doradzić chłopakowi w najlepszym wyborze, którym były dwie sztuki ciepłego panini wypchanego po brzegu świeżymi warzywami z ciągnącym się serem, do tego dwa kawałki ciasta marchewkowego i szklane butelki pomarańczowego soku. Oczywiście nie odbyło się od wytarmoszenie sierści obydwu łobuzów, bo widząc dwa psy w kawiarni, zbiegła się do nich cała obsługa, która akurat nic w tej chwili nic nie robiła. Rambo i Reksio wydawali się być w siódmym niebie, będąc w centrum uwagi i dostając tyle głasków, a nawet za zgodą blondyna, dostały dwa smaczki od szefowej lokalu.
       W drodze powrotnej całą drogą wisiał na messengerze rozmawiając z ich wspólną przyjaciółką Majką. Po uspokojeniu jej, że nic się nie dzieje i są bezpieczni, przeszedł do sedna sprawy.
        - Zdążysz zrobić go na przyszły weekend? :CCC Proszę?<3Just the two of us - Page 2 1f49a
        - Dla miłości mogę zrobić wszystko <3 Akurat przypadkiem mam ściągniętą miarę palca Wiśni  Just the two of us - Page 2 1f440  Just the two of us - Page 2 1f440  Just the two of us - Page 2 1f440 . To z czym dokładnie ma być?
        - Jezuuu, kocham cię! Just the two of us - Page 2 1f49a- odpisał przeszczęśliwy i zaraz wysłał kolejną wiadomość. - Mogą być wygrawerowane nuty z refrenu Nothing else matter?
       Kolejne szczegóły zostały dokładnie omówione i ustalone, że Majka w następny weekend zjawi się u swojej siostry, a wtedy Marcel będzie mógł odebrać pierścionek. Także zobowiązał się do oddania jej pieniędzy, gdy tylko stanie na nogi. Ta oczywiście odmówiła, nie chcąc o tym słyszeć.
       Jeszcze zanim zdecydował się na rozbudzenie swojej Wiśni wraz psami, poszli wpierw na plaże. Tutaj był tylko sam - on i jego psy. Najwidoczniej nikt o tak wczesnej porze nie zdecydował się na wypad nad morze. Marcel wcale się nie dziwił. Słońce nawet jeszcze nie zaczęło myśleć o dobrym grzaniu planety. Ale taka chwila samotności sprawiła, że nikt nie przeszkadzał chłopakowi w kolejnym zadaniu, jakim było narysowanie, a raczej wydeptanie na ubitym piasku, ogromnego serca, gdzie w odciskach swoich stóp nasypał nazbierane, białe muszelki. A przynajmniej tyle, ile zdążył nazbierać, bo to zajęło chłopcu najdłużej.
        - Dzieeeń dobry, kochanie – powiedział, odgarniając zagubione kosmyki na twarzy chłopaka. - Dziwnie to słyszeć, jako pierwszy, co nie? - Zaśmiał się krótko, całując go w policzek. Wtedy też dał znać psom, że mogą przywitać się ze swoim tatusiem, co ochoczo wykonały, wesoło merdając ogonami i szturchając Zbyszka mokrymi nosami, zaraz jednak zmieniając taktykę i liżąc chłopaka po twarzy. Na ten widok Marcel roześmiał się cicho i również dołączając do zabawy, a nawet polizał szyję ukochanego, będąc ciekawym, czy ten odróżni go od dzieci.  - Chodź, bo ostygnie nam jedzenie. - Podał pomocną dłoń Wiśni, ale ten tak czy siak swój ciężar musiał spakować
        Już gotowi z pełną torbą, wyruszyli prosto w stronę plażę, tak jak wczoraj idąc przez lasek. Ich rozmowa jak zawsze się kleiła, tylko w pewnym momencie to Marcyś stał się bardziej markotny, a raczej zestresowany. Nerwowo poprawiał swoją torbę, jakby ta miała spaść mu z ramienia. Do tego nie umiał zapanować nad lekko trzęsącymi się dłońmi.
        Co więcej jego serce biło jak oszalałe, gotowe w każdej chwili wypaść mu z gardła. Chyba ostatni raz tak stresował się przy Zbyszku przy wyznawaniu swoich uczuć i właściwie teraz czekało go to samo, tylko w innej kwestii. I mimo bycia pewnym jego odpowiedzi, to i tak nie umiał uspokoić swojego organizmu, które najchętniej odpuściłoby sobie ten cały pomysł, ale uważał, że szatyn też zasługiwał na klęknięcie przed nim w ten wyjątkowy sposób. Martwił się tylko, że zapomni czegoś, co chciał mu powiedzieć, czy nie będzie aż tak zadowolony z braku pierścionka.
       Rozłożył zielony koc w środku wydeptanego przez niego serce i pomógł szatynowi zrobić krok, by nie zdeptać serca. Postawił na materiale pozostałe rzeczy. I po kilku sekundach trzymając dwie papierowe róże, uklęknął przed jego najwspanialszym narzeczonym.
      - Pamiętasz, jak się po raz pierwszy zobaczyliśmy? Byliśmy w lesie na grzybach z rodzicami i zaciekawiła mnie wiewiórka, ciebie chyba także, bo pobiegłeś od razu za mną. Nie wiem, ile wtedy byliśmy sami i jakim cudem nie zjedliśmy żadnego muchomora, ale wtedy pomyślałem sobie „wow”, chce mieć takiego przyjaciela. A przynajmniej tak to sobie wyobrażam, bo byłem wtedy tylko bachorem. - Zaśmiał się, lekko się rozluźniając. - Myślę, że każdy chciałby mieć za przyjaciela kogoś takiego jak ty. Nieważne, co się działo, to zawsze byłeś przy mnie, gotów mnie przytulić. I nigdy mnie nie oceniałeś, tylko służyłeś dobrą radą i motywowałeś. H-hej. - Przerwał na chwilę, gdy głos mu się załamał.  - To dzięki tobie nadal rysuje i maluję. I jako mój chłopak też jesteś najlepszy. Jesteś spełnieniem wszystkich moich marzeń i nie dziwię się, czemu twoja była walczyła do końca. Masz najlepszy uśmiech, cudownie czekoladowe tęczówki, w które uwielbiam się wpatrywać. Podziwiam cię jaki jesteś dobry w sporcie i w muzyce, bo w tym pierwszym umiem tylko strzelić samobója, a w tym drugim ledwo ogarniam podstawowe chwyty na gitarze – Uśmiechnął się lekko, zagryzając dolną wargę, bo czuł, że niedługo sam się tutaj rozklei, a jeszcze nie skończył.  - Kocham cię, w chuj cię kocham i też chciałbym, żebyś oficjalnie czuł się moim narzeczonym.  Tylkooo... na oficjalny pierścionek będziesz musiał jeszcze troszkę poczekać.  - Wysunął w jego stronę swój własnoręcznie zrobiony prezent.  - Czy ty też uczynisz mnie jeszcze bardziej szczęśliwy i wyjdziesz za mnie?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {13/11/22, 07:16 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


- Tak bardzo podobał mi się twój brzusio i odgłosy twoich uroczych flaczków. - Oznajmił padnięty po seansie. Choć nie odważył się spojrzeć ponownie na ekran laptopa, to i tak dochodziły go krzyki ofiar, które chyba ktoś żywcem obierał ze skóry. A przynajmniej tak podpowiada mu jego dzika wyobraźnia, która jak zawsze po horrorach szalała w najlepsze.
  Ale obecność, jak i bliskość Marcela jak zawsze działała na niego kojąco. Już samo ciasne przytulenie wystarczyło, aby znacznie się rozluźnił w jego drobnych, ciepłych ramionach. A kiedy do tego wszystkiego doszedł słodki melodyjny szept blondyna, miał wrażenie, że się rozpływa. Uporczywie walczył ze snem, aby tylko jak najdłużej mógł go wysłuchiwać, jednak ostatecznie padł.

...

  Wyczerpany nadmiernym zużyciem energii na wieczorny horror, obudził się o wyjątkowo późnej jak na niego porze. Co prawda wstawali o niej normalni ludzie, ale Zbyszek do nich oczywiście nie należał. Dla niego świt był początkiem dnia, a pierwszym co dzięki temu mógł ujrzeć była śpiąca twarz blondyna.
  Ale nie tym razem. Zaskoczony zamrugał kilkakrotnie, ale zaraz przylgnął do jego dłoni.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Marcelkiem? - Parsknął z poranną chrypką w głosie, zaraz jednak musząc się bronić przed zalizaniem na śmierć. - No już już! Wstaje, spokój! pffff hahaa~ - Próbował zepchnąć z siebie czworonożne bestyjki, ale na próżno. W pewnym momencie jednak wyczuł trzeci język, który rozpoznałby wszędzie i na każdej części swojego ciała. Za każdym razem wywoływał u niego zaskakująco przyjemny dreszcz. - Marcel siad! - Rzucił w żartach, po czym w końcu został przez blondyna uratowany.
- O sam robiłeś? Czy trafiłeś na jakąś dobrą knajpkę? - Zapytał zaciekawiony sięgając w między czasie po swoje ubrania. Wciągnął pierwsze lepsze bokserki na swój tyłek, na nogi jedne z bardziej przyległych, czarnych jeansów, a do tego dobrał luźny biały podkoszulek. Oczywiście było jeszcze zbyt zimno na tak leni strój, więc na dodatek poszła ciepła czarna bluza, która nawet na niego była za duża. Raz nawet próbował w nią wejść razem z Marcelem i o dziwo się w nią zmieścili. Gorzej jednak było z wyjściem, ale to nawet lepiej.
  Idąc lasem pełną piersią wdychał morskie świeże powietrze, za którym tak zawsze tęsknił. Lubił oczywiście wyjeżdżać w różne miejsca, jak góry, czy stolica, ale nic nigdy nie dało rady przebić polskiego morza. Chętnie odpowiadał Blondynowi i zagadywał go, jednak zmiana jego humoru nie umknęła czujnemu oku Zbyszka. Zbyt długo go znał, żeby czegoś takiego nie zauważyć. Jeszcze zanim się ze sobą związali, jako jego przyjaciel dobrze wyczuwał kiedy był smutny, lub coś go dręczyło. Kiedy zaczęli ze sobą chodzić, stał się w tym jeszcze lepszy, w końcu rzadko kiedy odrywał od niego swój wzrok, kiedy byli sami. Tym razem ewidentnie coś go dręczyło. Czyżby żałował ich wyjazdu? Szanse na to były niewielkie, niemalże równe zeru... ale jednak niepewność siadła na karku Wiśni, uśmiechając się szyderczo. Z czasem nawet trochę ucichł, przygotowując się na najgorsze.
  Widok serca na piasku, sprawił, że z trudem przełknął ślinę, ale zaraz nerwowo się zaśmiał.
- Oho, romantyczny pikniczek z rana? Czymże sobie zasłużyłem na takie cudeńka? - Zagadał obserwując jak Marcel rozkłada po środku muszelek koc, a następnie przy jego pomocy ostrożnie, wskoczył do środka. Nic jednak nie mogło go przygotować na to co zaraz miało się stać.
  Przechylił głowę na bok, kiedy blondyn nagle uklęknął przed nim, a zaraz w jego dłoniach znalazły się przepiękne papierowe róże.
- Mar-?!?! - Zaczął cicho ale zaraz urwał, kiedy tylko blondyn zaczął mówić. Początkowo ściągnął brwi, mocno skołowany, ale wraz z kolejnymi słowami zaczynał rozumieć do czego to prowadziło. I jak tylko usłyszał jego ciepły śmiech, od razu poczuł jak ulatniają się z niego wszelkie zmartwienia. Było mu głupio, że nawet tak odważył się pomyśleć. Ale nie było czasu na besztanie się. Nie kiedy głos blondyna lekko się załamał, co automatycznie przywołało łzy do oczu szatyna. Próbował się powstrzymywać, żeby znów nie wyjść na beksę, ale ostatecznie rozbeczał się jak głupi, przygryzając dolną wargę. Cudem tylko wytrzymał do końca przemowy blondyna, po czym od razu padł na kolana i zamknął chłopaka w ciasnym uścisku.
  Nawet nie potrafił się wysłowić, tylko co chwilę przytakiwał kiwają głową, brudząc przy okazji bluzę chłopaka łzami i smarkami.
- Kurwa... to ty jesteś spełnieniem wszystkich moich marzeń M-marcyś. KOchanie mojeNajDdroższe! - Odsunął się tylko po to, aby złapać jego twarzy w dłonie, a następnie wpić się na chwilę namiętnie w jego wargi. - Oczywiście, że za ciebie wyjdę! - Odpowiedział zaraz zasypując go kolejnymi pocałunkami po policzkach, ustach, nosie i czole, z którego odgarnął złote loczki drżącą dłonią. Spojrzał też wtedy w jego cudownie zielone oczka, które tak jak jego zatopione zostały przez łzy szczęścia. No i ponownie się rozryczał, tylko tym razem padł na plecy, pociągając na siebie blondyna, którego nawet nie myślał wypuszczać ze swoich ramion, zaraz chowając twarz w jego torsie. W tym czasie nawet psy wyczuły radosną atmosferę, biegając dookoła z wesołymi szczeknięciami, jednak sercowego kręgu nie naruszyły.
  Nawet nie wiedział ile czasu tak spędzili, ale w końcu Wiśni zabrakło nawet łez. Uniósł się lekko na ramionach i spojrzał z szerokim uśmiechem na swojego aniołka.
- Naprawdę... czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? Zobacz co ty ze mną robisz. - Roześmiał się tym razem, gładząc go po policzku. - Jeszcze trochę i byśmy się odwodnili. - Dodał jeszcze bardziej rozbawiony ich reakcjami. Ale nic na nie nie mógł poradzić, ani nie chciał ich tłumić, bo były spowodowane czystą radością i miłością jaką żywił do Marcela. - Przysięgam, że o ciebie zadbam i nie opuszczę do końca świata, nie... wszechświata. - Ucałował czule jego ciepłe wargi, zaraz podnosząc ich do siadu. W końcu też odebrał od blondyna papierowe kwiaty, które do tej pory bezpiecznie trzymał poza zasięgiem i pilnował, aby nie zostały zgniecione.
- To dlatego wstałeś dzisiaj tak wcześnie. Jakim cudem? - Zaśmiał się oglądając dzieło jego drobnych palców. Od razu wiedział, że chłopak sam je wykonał. Uwielbiał przecież takie robótki, jak i Zbyszek był w stanie wychwycić kilka jego zwyczajów, jakie miał w składaniu papieru. - Są przepiękne. - Uśmiechnął się rozczulony i splatając razem palce ich dłoni, ucałował wierzch jego ręki.
  Wtedy też przyszła pora na śniadanie, o które jak zawsze upomniał się donośnie brzuch szatyna. Panini zniknęło w sekundę, ale ciastem postanowił się delektować, jak i oczywiście nakarmić swojego ukochanego.
- Przebiłeś moje wybory, jak zawsze - Westchnął poddając się. - Ale dałbym sobie rękę odciąć za twoją kuchnię. - Pociągnął nosem na samo wspomnienie wyrobów blondyna. Wiele razy próbował go naśladować, ale nigdy nie smakowało to tak, jak zrobione przez jego ręce.

...

  Na plaży spędzili czas aż do południa, wraz z którego przybyciem, Zbyszek zrzucił z siebie ciepłe odzienie. Miał ochotę spędzić z Marcelem cały dzień, tylko się przytulając i nie wypuszczając z ramion, ale wczoraj zdążyli już zrobić małe plany. I niestety zaczęło otaczać ich coraz więcej ludzi, przez co ich spokój wyparował.  
  Zabrali swoje graty do ogórka, gdzie Zbyszek schował do jednego z pudełek papierowe kwiaty, tak aby przypadkiem nigdzie się nie zawieruszyły, lub nie zostały zgniecione, a nawet zjedzone przez psiaki. Będzie musiał zorganizować na nie jakąś szklaną gablotkę - pomyślał.
  Po ogarnięciu rzeczy przyszła pora na długo wyczekiwany normalny prysznic. Podrzucili jeszcze tylko psiaki do siostry Majki, którą wcześniej pytali o zgodę. Kobieta była w ciąży i nudziła się w domu z jednym dalmatyńczykiem, więc z radością przyjęła na swoje ogromne podwórko dwa czworonogi. A dzięki temu chłopaki mogli w spokoju podjechać na siłownię.
  Zbyszek wykupił dwa karnety, które były bardziej opłacalne, niż pojedyncze wejścia i mogli robić co chcieli. Oczywiście pierwszym celem były prysznice. Wiśnia wychwycił chwilę, w której nikt nie przechodził, po czym wślizgnął się do jednej kabiny z Marcelem, z rozbawieniem przykładając do ust palec. Nie mógł sobie odpuścić wspólnego prysznica z ukochanym. Szczególnie, kiedy mógł pomóc mu umyć te jego piękne złote loczki.
- Wchodzisz ze mną? Mógłbyś pomóc mi w rozgrzewce. Na przykład trzymając nogi przy brzuszkach. Ale samym zagrzewaniem też nie pogardzę. - Powiedział, składając na jego chudym ramieniu pocałunek.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {29/11/22, 09:34 pm}

Just the two of us - Page 2 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

     Wystarczyły zaledwie kilka sekund, by Marcel upewnił się, że Zbyszek był odpowiednią osobą, dla której był w stanie klęcząc na kolanach wyznawać mu miłość i przywiązanie. Nie miał ani jednej niepewności, w której wątpiłby w sens wskoczenia ich związku na najwyższy poziom. I gdyby tylko mógł, już jutro szedłby do urzędu stanu cywilnego, wyznaczać im termin ślubu.
     Ale jego urocza reakcja była warta tego całego stresu i wstawania o wiele za wcześnie.
     Zaszklone oczy ukochanego, wywołały to samo u niższego chłopca. Był przecież tak samo bardzo szczęśliwy, jak wtedy gdy to szatyn mu się oświadczył. A teraz i on się oficjalnie zgodził.
     Objął go obiema rękoma, mocno go do siebie przyciskając i nie pozwalając na ani jeden centymetr pomiędzy nimi. Ucałował go w prawą skroń, uśmiechając się przez łzy.
      - Widzisz, ty moimi też - odpowiedział, ciągając nosem. Ich pocałunek był wyjątkowo słony przez cieknące po obu twarzach łzy i gile cieknące z nosa Zbyszka. To kompletnie nie obrzydziło blondyna, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej rozczuliło i wcale nie dziwiło. Wiedział, że chłopiec był wyjątkowo wrażliwy. A w takiej chwili sam blondyn nie umiał pohamować napływających łez.
     Po uroczych buziakach ze strony szatyna, wyciągnął z kieszeni spodni czystą chusteczkę i przyłożył ją do jego noska, aby mógł się w nią wysmarkać.
      Nie protestował, kładąc się z nim na piasek. Od razu założył nogę na jego biodro, drugą wkładając pomiędzy nogi, a twarz tak jak zawsze została schowana w miękkie włosy chłopaka. I uśmiechnął się delikatnie, wyczuwając w nich fiołkową nutę.
    Ciało blondyna lekko się trzęsło, kiedy teraz wylewał z siebie emocje. Dopiero teraz odczuwał, jak schodzi z niego cały stres związany z zaręczynami i jak bardzo był szczęśliwy, jak wylewała się z niego prawdziwa radość, bo łzy wciąż nie chciały przestać lecieć. Zbyszek od czterech lat był jego całym światem, kimś, kogo uważał za ideała i nie wyobrażał sobie innej osoby na jego miejscu.
    Dłonie finalnie zakradły się pod materiał bluzki chłopaka, będąc w raju, czując pod opuszkami gołą skórę. Powoli głaskał witające się z nim mięśnie, sunąc palcami w okolicach lędźwi i łopatek. Takim sposobem mógł jeszcze raz nacieszyć się bliskością i intymnością między nimi, a przy tym zaspokoić swój ulubiony język miłości.
     - Za to że jesteś tak szczery w swoich uczuciach. Nie znam drugiej tak wrażliwej osoby jak ty. I mógłbym wymieniać tak cały dzień – odpowiedział, gdy już podnieśli się do siadu i przytulił policzek do jego dłoni. - Nie musisz mi nic przysięgać. Dbasz o mnie odkąd tylko pamiętam i pewnie dzięki tobie wtedy tych grzybów nie zjadłem. O, a pamiętasz, jak zawsze mnie asekurowałeś, gdy się wspinałem po dachu do ciebie?– Zaśmiał się krótko, odnosząc się do poprzedniego wyznania. Takich sytuacji było wiele więcej, jak opieka, gdy się źle czuł czy było mu zimno, czy wtedy gdy padał ofiarą odzywek Przemka. Wtedy zawsze był obok niego i blondyn starał się mu w tym dorównywać. Opuszkami przetarł jeszcze mokre policzki ukochanego, a później połasił się tak jak zawsze na czułe buzi od szatyna. - Też się zastanawiam.
     - Dzisiaj chyba pójdę spać już o dziewiętnastej – stwierdził rozbawiony. - Pomyślałem, że skoro lubisz tak kwiaty, to polubisz te zrobione przeze mnie. No i nigdy nie dałem ci kwiatów.
    Przy wspólnym posiłku, jako jego osobista przylepa, nie odsunął się od chłopaka ani na krok, a wręcz cały czas starał się z nim stykać ramieniem czy kolanami. Tylko pozwolił na puszczenie ich splątanych dłoni, aby wygodnie się im jadło. Najwidoczniej tak Marcel chciał okazać mu swoją miłość, nie mogąc się od niego odsunąć po tak wspaniałym spędzonym poranku.
    Oba psy tym razem odpuściły im żebrania jedzenia od swoich opiekunów (które i tak by nic nie dostały), będąc zbyt zaoferowane zaczepianiem siebie nawzajem. Szczególnie
    Rambo zdawał się być bardziej natarczywy, zaczepiając swojego brata łapiąc delikatnie w zęby jego pyszczek. Ten drugi nie pozostawał mu dłużny, co chwilę łapiąc go w swoją paszczę i wskakując na siebie nawzajem. Finalnie zabawa dwóch psów skończyła się czymś w rodzaju berka, gdzie oba psiaki ganiały się po piasku wkoło, sypiąc w przypadkowych przechodniów piaskiem. I Marcel nie mógł powstrzymać cichego śmiechu, kiedy to czarny czworonóg przypadkowo potknął się o swoje nogi i wylądował jak długi.
   - Potrzebuję twoich dwóch rąk... do niektórych rzeczy - Uśmiechnął się znacząco. - Oczywiście do pomocy w pieczeniu!
    Sam nie uważał się za nie wiadomo jakiego kucharza czy piekarza. Dobieranie składników i przypraw szło mu naturalnie, i często było to dania jadalne. Poza tym lubił eksperymentować w kuchni i wyszukiwać nowe przepisy na bezglutenowe słodycze. Zwłaszcza, kiedy w jury zasiadał Zbyszek, będąc ostrzeżony przed ewentualnym otruciem.
  Kuchnia ukochanego również mu smakowała i już nie mógł się doczekać, kiedy zasiądą wspólnie do przygotowywania wspólnej kolacji.
**
    Niższy z pary narzeczonych czuł się wyjątkowo nieswojo w budynku siłowni. Oprócz tego, że było to nowe miejsce dla niego, to wiązało się z czymś czego naprawdę nie lubił – z zajęciami wychowania fizycznego, z którym to wiązał większość negatywnych wspomnień i uczuć. Sam nie do końca wierzył, że to on był pomysłodawcą wzięcia prysznica właśnie tutaj, ale równocześnie chciał sprawić radość szatynowi, bo wiedział, jak lubi sport. Dodatkowo od razu stwierdził, że jak najszybciej będą musieli rozglądać się za mieszkaniem i pracą, bo wizja płacenia około sto dwudziestu złotych, mu się nie podobała.
     Odetchnął dopiero z wyraźną ulgą, zostając sam na sam ze swoim ideałem za cienką zasłonką prysznica, gdzie od razu puścił na ich nagie ciała odpowiednio ciepłą wodę. To w połączeniu z buziakiem od wyższego chłopca, od razu go rozluźniło. Oboje ewidentnie po podróży, stresie, seksie i spędzeniu dni na plaży, potrzebowali porządnego prysznica. Zwłaszcza, kiedy z blondyna sypał się zewsząd piasek, a włosy już dawno utraciły swój wyjątkowy skręt.
     - I miałbym przegapić okazję do wgapiania się w twoje mięśnie? - Uśmiechnął się, przygryzając seksownie dolną wargę, a za chwilę się ciepło uśmiechnął. - Ale sam nie ćwiczę – postanowił, co dla ich obojgu było raczej jasne. - Tylko uważaj na swoją rękę.
     Może początkowo kręconowłosy miał inne plany – nie chciał przeszkadzać Zbyszkowi w treningu i chciał dać mu trochę zasłużonej przestrzeni osobistej, ale skoro jeszcze nie miał dość jego dwudziestoczterogodzinnej  obecności, to mógł odłożyć zwiedzanie centrum Gdańska na później.
     Na dłoń wylał sobie trochę żelu o zapachu świeżych wiśni, połączonych z gorzką czekoladą i następnie z lekkim grymasem uśmiechu na twarzy, zajął się namydlaniem poszczególnych partii ciała ukochanego. Z wyczuciem zajął się umięśnionymi ramionami, ostro zarysowanymi łopatkami i idealnie wyrysowanej tali chłopca, pokrywając je pianą, której przyjemny, słodki zapach zdawał się unosić po całej łazience. W dotyku Marcela jednak nie było nic seksualnego. Była to prosta afirmacja i okazja do dotykania ciała Zbyszka, a do tego tak mógł go objąć opieką.
     Dał okazje szatynowi do odwdzięczenia się, podając mu smukłą buteleczkę szamponu. Tak jak się spodziewał, okazja do umycia loków została wykorzystana i zaraz stał z uśmiechem tyłem do szatyna z winogronową pianą na włosach. Jeszcze do tej pory pamiętał, jak był szczęśliwy, gdy udało mu się odkryć szampon, który pachniał tak samo jak ulubione owoce ukochanego.
     Po wspólnym prysznicu, blondyn pomógł wytrzeć się szatynowi, a następnie zajął się stylizacją swoich już rozczesanych włosów. Na wilgotne pasma nałożył niewielką ilość swojej ulubionej odżywki, wgniatając ją w kosmyki, które już powoli nabierały swojego pierwotnego kształtu, tworząc piękne loki. Kolejnym krokiem było nałożenie stylizatora i pójście w ruch suszarki z dyfuzorem. To zajęło Marcelowi zdecydowanie najwięcej czasu, ale swoje włosy uważał za ulubioną część partia ciała i chciał cieszyć się nienaganną fryzurą, dopóki nie zostanie ona naruszona przez klejące ręce Zbyszka.
     Finalnie przebrani w sportowe ubrania (a przynajmniej w szczyt możliwości Marcela), udali się do właściwego pomieszczenia.
     Pomieszczenie wydawało się być ogromne i posiadać najróżniejsze sprzęty do ćwiczeń, gdzie niektóre z nich blondyn widział tylko na filmach. Wokół wydawało się być sporo ludzi, co odbijało się intensywnym odbijania się metalu od metalu. Chłopcy jednak udali się na ubocze, gdzie mogli choć na chwilę mieć prywatność i miejsce na obiecane brzuszki.
     Zgodnie z umową, usadowił się pomiędzy nogami ukochanego, łapiąc jego stopy, by dotykały podłogi przy każdym zrobieniu brzuszka. Dodatkowo, aby zachęcić go bardziej, w pewnym momencie przybliżył się do niego bliżej i wygiął usta w dzióbek, prosząc się o buzi, kiedy tylko znalazł się przy kolanach.
     - Patrz, jak dobrze ci idzie – skomentował z szerokim uśmiechem. - I jeszcze raz. Nie chcesz kolejnego buziak? - zapytał, próbując tym jeszcze bardziej zmotywować szatyna do pracy.
    Jego cała uwaga była poświęcona tylko swojemu szatynowi, którego bezwstydnie obserwował, kiedy to mięśni swojego chłopaka, napinały się za każdym razem, gdy musiały się podnieść, dopóki nie usłyszał za swoimi plecami gwizdów i zdanie „patrzcie, dwa pedały będą roznosić HIV”. Od razy odwrócił się za głosem, który należał do wyższego chłopaka, krótko ściętego blondyna, być może trochę starszego od nich. Uśmiechał się do nich z wyższością i wyraźnym politowaniem.
     To właśnie sprawiło, że Marcel szybko uciekł od niego wzrokiem, a także zauważalnie skulił ramiona do siebie, puszczając Zbyszka. Spuścił także głowę, wgapiając się w swoje trampki, nie do końca wiedząc, co ma zrobić ze sobą. Jeszcze nie umiał reagować na homofobiczne słowa obojętnością, tylko mimowolnie brał je do siebie. I pewnie minie jeszcze trochę czasu, gdy się do tego przyzwyczai. W końcu ich prawdziwy, wymuszony coming out, trwał od niedawna.
     Znowu poczuł się niekomfortowo, a nawet poczuł, jak cały dobry humor z niego wyparowuje.
     Jednak, jak mógł się tego spodziewać, Zbyszek nie pozostał swoimi czynami obojętny.
      - Przestań. Nie chce tak zapamiętać naszych oświadczyn – zareagował od razu, łapiąc chłopaka w silny uścisk dłoni, gdy już przymierzał się do wstania w kierunku homofoba.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {06/12/22, 03:24 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Ciepła woda rozgrzewała ich skórę i rozluźniała spięte mięśnie, zmęczone długą podróżą oraz spartańskimi warunkami. A na dodatek dochodziła bliskość ciała ukochanego, które mógł czuć bez przeszkody w postaci materiału jego ubrań. Dotykał go kiedy tylko miał szansę, wiodąc czule opuszkami palców po jego smukłych ramionach.
- Pfffhaha, to możesz robić w każdej chwili, kiedy sobie tylko tego zażyczysz, kochanie. - Odparł rozbawiony, ale też kompletnie rozczulony złożył delikatny pocałunek na jego czole. - Będę. I ty pewnie też będziesz. - Wyszczerzył się szeroko. - Ale coraz z nią lepiej. - Dodał unosząc prawą rękę, po czym kilkukrotnie zacisnął ją w pięść i rozłożył. Wciąż czuł delikatny opór i mrowienie, ale zdecydowanie mógł jej używać. W tym stanie już będzie mógł zdjąć Marcela z operowania sprzęgłem, dzięki czemu ten wróci do wylegiwania się na fotelu pasażera.
  Jednak po chwili wszystkie myśli uciekły z głowy szatyna. Pod wpływem dotyku uwielbianych przez niego dłoni, miał wrażenie, że się rozpływa. Jak wcześniej był rozluźniony już dzięki ciepłej wodzie, tak teraz miał wrażenie, że niedługo wyjdzie ze swojego ciała. Nawet nieświadomie zaczął pomrukiwać pod nosem z zadowolenia, szczególnie kiedy blondyn zabrał się za jego ciemne włosy. A do tego dochodziły oczywiście smakowite zapachy wiśni z czekoladą, do których niedługo później, dołączyły uwielbiane przez Zbyszka winogrona. Wraz z tym przyszła pora na rewanż i zajęcie się Marcelem, co zrobił z ogromną ochotą, zatapiając palce w złotych lokach, pokrywając je pianą.
- Przez ciebie mam ochotę na winogrona. Musimy zajść do biedry, albo na rynek i kupić minimum pięć kilo. - Westchnął głęboko, wdychając zapach ulubionych owoców.
  Po spłukaniu obaj udali się na suszenie. I jak Marcel z delikatnością zajmował się swoimi złotymi lokami, tak Wiśnia wymordował je ręcznikiem, póki ten już więcej wody nie chciał wchłonąć. Jakim cudem jeszcze nie był łysy? Cudowne geny dziadka! Staruszek do tej pory miał gęste i mocne siwki, bez choćby zarysów zakoli. Oczywiście przez swój zabieg, Zbyszek był gotowy o wiele szybciej od blondyna, ale nie popędzał go. Nawet z radością pomagał przy suszeniu jego cudownych loczków.
  W końcu jednak przyszła pora na rozruszanie mięśni. Przynajmniej tych szatyna. Wbrew pozorom nie trenował tak często. Swoją dawkę aktywności fizycznej otrzymywał w postaci, pracy na roli, przy pomocy w gospodarstwie, podczas pielenia swojego ogródka, a dopiero później pojawiała się aktywność sportowa w postaci gry w piłkę nożną. Dzięki temu już od młodzieńczych lat mógł pochwalić się swoją wysportowaną sylwetką i dobrze zarysowanymi, choć nie przerośniętymi mięśniami.
  Zachęta ukochanego oczywiście zadziałała w mgnieniu oka.
- Dopiero teraz się wypłacasz z buziaków? - Zaśmiał się zaraz po muśnięciu jego miękkich warg. - Chcę. Zawsze. I chyba dzisiaj pobiję swoje rekordy przez ciebie. - Przygryzł na chwilę dolną wargę, po czym skupił się na treningu. Motywacja nie miała postać jedynie pocałunków, którymi za każdym razem był nagradzany, ale również w postaci bycia obserwowanym przez blondyna. Dlatego też przykładał się do wysiłku bardziej niż zwykle, nie dając pokazać po sobie zmęczenia, aby jeszcze bardziej zaimponować ukochanemu.  Nawet jeśli nie musiał tego robić, to i tak sprawiało mu to ogromną satysfakcję, kiedy czuł  wzrok zielonych tęczówek na swoich mięśniach.
  Ale oczywiście jeśli coś za długo szło po ich myśli, to w końcu musieli wyczerpać zapasy szczęścia na dany dzień. Podobne zdanie często słyszał w szkole, kiedy ktoś przypadkiem zauważył jak Wiśnia i Marcel przebywają ze sobą blisko. Wtedy zawsze udawało mu się zmienić ich zdanie, kiedy wyjawiali, że znają się od najmłodszy lat. Jednak teraz nie zamierzał tego już ukrywać. Nie po to tyle cierpieli i uciekali.
  Oczywiście, jak tylko blondyn puścił jego nogi, zerwał się na klęczki, jednak przed wstaniem powstrzymała go drobna dłoń. A błagalne spojrzenie i zakaz działania z ust blondyna, sprawiły, że poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce. Chciał go bronić, nie mógł przecież pozwolić, aby ktoś obrażał jego partnera, ale też nie chciał się mu sprzeciwiać, bo wiedział, że tym zraniłby go jeszcze bardziej. Był kompletnie rozdarty, ale zdecydował się nie psuć tego wyjątkowego dnia. Zmierzył wściekłym wzrokiem dwójkę oblechów, po czym spojrzał łagodnie na skulonego blondyna. No i jak on miał ich tutaj nie zamordować?
- Przepraszam kochanie. - Podłożył pod jego podbródek dwa place, unosząc lekko jego głowę i uśmiechnął się do niego ciepło. - Ej, chyba nie przejmujesz się zdaniem dwóch debili? No już... - Mówiąc to drugą ręką pogłaskał jego złote loki, odgarniając je tym samym z jego czoła, które zaraz ucałował.
- Zrobię tylko jeszcze kilka szybkich serii i się zmywamy. Kupisz mi w tym czasie coś do picia? - Wstał wraz z nim i jeszcze pogłaskał czule jego policzek.
  Kilka ćwiczeń skupiało się głównie na nogach, ale rękę też starał się dobrze rozgrzać i rozciągnąć, aby jak najszybciej wróciła do pełni sprawności. Oczywiście był delikatny i staranny, aby przypadkiem jej nie przeciążyć. Nie chciał przecież być zmuszony udać się do lekarza, gdzie to na pewno nie przyjęliby go bez opiekuna. Nie mógł też pozwolić sobie na zbyt wiele odpoczynku. Pozostałe pieniądze starczą im na dwa, trzy tygodnie, musiał szybko znaleźć jakąś pracę, gdzie nikt nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań.
  Po skończonych ćwiczeniach, wychylił na raz picie, które przyniósł mu Marcel i udał się ponownie pod prysznic. Tym razem był sam, więc uwinął się z tym w kilka minut. Na całe szczęście nigdzie po drodze nie trafił na dwójkę homofobów, co pewnie bez blondyna nie skończyłoby się najlepiej. Ale też oznaczało, że mogli wpaść przypadkiem na niego. Co było powodem pośpiechu szatyna.
  Z szatni wybiegł, jeszcze kończąc naciągać na swój tors podkoszulek i od razu rozpromieniał na widok ukochanego, od którego był rozdzielony nawet nie całe pół godziny.
- Odpieramy kudłaczek i wpadniemy jeszcze w jedno miejsce. - Poinformował go nagle.

  Siostra Majki zachęcała ich do pozostania na obiad, albo chociaż na herbatę, ale Zbyszek obiecał jej to innym razem. Po zdarzeniu na siłowni, chciał spędzić czas tylko z Marcelem i spróbować naprawić jego humor. Z tego też powodu, zamiast na parking, zaparkował ogórkiem pod psim parkiem. Nie było to zbyt oczywiste, bo było to boczne wejście, ale z pewnością po kilku krokach blondyn zorientuje się, że nie był to zwykły park. I o taką małą niespodziankę mu chodziło.
- No chodź, przejdziemy się trochę. Jak się zasiedzę, to dostaję skurczy. - Skrzywił się na samą myśl o buncie mięśni po wysiłku. Co prawda nie wymęczył się aż tak, ale wolał nawet nie ryzykować.
  Już po paru krokach dało się słyszeć wesołe szczekanie, co postawiło na baczność białe i czarne pary uszu ich psiaków. Gdyby były prowadzone przez Wiśnię, to już dawno posłałyby swojego właściciela na ziemię, ale w rękach Marcela zawsze były wyjątkowo spokojne. Oczywiście dopóki nie spuścił ich ze smyczy.
- O lody mają! - Oznajmił na widok małej budki szatyn i oczywiście szybko poszedł zakupić dwa oraz jak na psi park przystało, dwie porcje psich lodów składających się z bananów i masła orzechowego. Z czterema pojemnikami wrócił do Marcela, który akurat podszedł do otwartej polany, na której to szalały przeróżne rasy psów. Po rasowe do kundli i od szczeniaków do kundli.
- Czuję się jakbyśmy przyprowadzili nasze dzieciaki na plac zabaw. - Parsknął rozbawiony własnym porównaniem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 2 Empty Re: Just the two of us {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach