Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
AlterosDzisiaj o 01:02 pmAmazi
The MazeDzisiaj o 11:32 amHeartstorm
Triton and the WizardDzisiaj o 09:59 amYoshina
Unlucky MeetingDzisiaj o 09:13 amYoshina
Devil's Trill SonataWczoraj o 04:17 pmCalinda
incorrect loveWczoraj o 09:04 amYoshina
From today you're my toy18/05/24, 09:22 pmYoshina
This is my revenge18/05/24, 09:04 pmYoshina
The Arena of Hell18/05/24, 02:28 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 50%
1 Pisanie - 25%
1 Pisanie - 25%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Just the two of us {31/07/22, 06:08 pm}

First topic message reminder :

Just the two of us - Page 3 Unknown

Para nastolatków, mieszkająca gdzieś na prowincji w nietolerancyjnych rodzinach.


X - Troianx
Y - Natas

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {25/12/22, 12:00 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

   Poczuł na pewno ulgę, gdy ukochany spełnił jego prośbę. Chciał, żeby ten dzień był wyjątkowy dla nich obojgu, żeby za parę dni pamiętali, to jak prawie się odwodnili od własnych łez, a nie to jak wyrzucili ich ze siłowni za bójkę. No i cały czas martwił się o stan jego ręki, pomimo że już go tak nie bolała.
    - Trochę - odpowiedział zgodnie z prawdą, przymykając na chwilę oczy, kiedy został obdarowany buziakiem w czoło. A następnie przytaknął i jeszcze na chwilę wtulił policzek w ciepłą dłoń Zbyszka, zanim nie skierował się do pobliskiego sklepu. Tam wybór padł na niegazowana wodę i sok pomarańczowy dla siebie. Żałował tylko, że nie udało mu się kupić winogron.
      Zazwyczaj wszelkie komentarze o ich związku na ich wsi tak bardzo nie trafiały do niego. Tam oficjalnie byli tylko najlepszymi przyjaciółmi, a tutaj okazywali sobie uczucia, prawie bez przerwy. Może dlatego teraz tak bolały go homofobiczne słowa. Nie mógł zrozumieć, czym sobie na nie zasłużył - w końcu nikomu nie przeszkadzali, a pary hetero mogły bez problemu ćwiczyć razem. Dlaczego ktoś chciał ich krzywdzić słowami tylko za to, że akurat zakochali się w tej samej płci.
       Trafił na siłownie kilka chwil przed zakończeniem ćwiczeń Zbyszka, mając jeszcze kilka minut na podziwianie jego ciała. I tak opierając się o pobliską ścianę, z zaangażowaniem obserwował, jak jego mięśnie nóg pracują, to jak więzadła i stawy ze sobą współpracują. A fakt, że ukochany był w krótkich spodenkach, tylko jeszcze bardziej aangażował wzrok Marcela. Tym samym ostatnie minuty na sali minęły mu jak z bicza strzelił. Definitywnie uwielbiał jego ciało.
       Zbyszek poszedł znowu pod prysznic, tym razem bez blondyny, który zamiast tego poszedł do toalety. Załatwił się, upewnił się, czy jego włosy nadal były ułożone perfekcyjnie i następnie stwierdził, że nie będzie się przebierać ponownie w swoje poprzednie ubrania.
       Nawet pomimo kiepskiego humoru, kąciki ust Marcela wykrzywiły się do góry, widząc wracającego do niego szatyna. Nie rozumiał tylko jego pośpiechu.
        Czyli gdzie? - dopytał, aczkolwiek nie uzyskał odpowiedzi. Jeszcze parę razy próbował dopytać się o to "jedno miejsce", ale najwidoczniej była to niespodzianka.
**
       Psy tak jak zawsze w rękach Marcela szły niezwykle spokojnie, nawet ani razu go nie ciągnąc. Całe szczęście zostały one nauczone, że akurat nie mogły sprawdzać możliwości siłowych Marcela, a przecież to nie były dwa, malutkie yorki, a dwukolorowe bestyjki, sięgające ponad kolano. Nawet głośne szczękniecia psów zza rogu, nie sprawiły, że te zmieniły swoje nastawienie. Podniosły tylko swoje uszy, a niższy podniósł swoje ciekawskie spojrzenie na Zbyszka. Już się domyślał, gdzie ich zaprowadził.
      Na zielonym terenie znajdowały się przeróżne rasy psów - od małych, brązów jamników czy białych maltańczyków aż na złotych goldenach. Na taki widok serce Marcysia od razu podskoczyło, tak samo jak kąciki jego ust, prawie zapominając o nieprzyjemnej sytuacji na siłowni. Miał ochotę teraz, natychmiast, wygłaskać te wszystkie psiaki. Ich własne dzieci również wydawały się być zniecierpliwione, ale powrót drugiego taty i to z jedzeniem od razu zmieniły ich pierwotne plany. Tak, jak można było się tego spodziewać, usiadły od razu obok tatusiów, żebrając jedzenie.
       Marcel ochoczo zabrał dwa kubeczki przeznaczone dla pieseczków, zostawiając swojego loda jeszcze w rękach Zbyszka. Nie musiał długo czekać,  zanim psie mordki ochoczo nie znalazły się w papierowych kubeczkach, uprzednio oblizując się po pyszczku.
      Z uśmiechem obserwował, jak w szybkim tempie wylizują pojemniczki, przy tym machając wesoło ogonami na wszelkie strony. Za to ich pyszczek cały był umazany w białym jedzeniu.
I roześmiał się głośno na słowa Zbyszka, stukając go przyjacielsko kolanem.
     - No w sumie to masz rację - powiedział roześmiany.  - Nasze włochate dzieci - podsumował, po czym wytarł z ich sierści z pyszczka resztki.
     Reksio po skończonym posiłku, oczywiście nie odpuścił sobie żebrania o więcej. Wciąż siedział przy nogach Marcysia, łypiąc na niego swoimi oczyskami i co chwilę się oblizując.
    - Nie ma już więcej - powiedział,  rozkładając ręce, tak jak prawie zawsze będąc nieugiętym. - Idźcie się pobawić. - . Odpiął od ich szelek, jeszcze na pożegnanie drapiąc oba pieski za uszami. W końcu te spuszczone ze smyczy poleciały w stronę swoich nowych znajomych, a Marcel odebrał od Zbyszka swoje lody.
     Wiedział, że powinini oszczędzać i wydawać pieniądze na najważniejsze rzeczy, ale teraz nie chciał o tym nawet myśleć. Zamiast tego odebrał lody od ukochanego, ale pierw zatrzymał jego rękę przed samymi ustami szatyna i ukradł mu kawałek, a następnie zachichotał.
      - Zajebisteee - skomentował, zakrywając buzię ręką, gdy jeszcze przeżuwał. W końcu wziął się za swój smak, trzymając wolną dłoń za udo chłopaka. - Zawsze wiesz, jak mnie pocieszyć.
     Kiedy skończył swoją porcję, zerwał się z miejsca i dołączył do swoich dzieci, obserwując jak czarny, odwazniejszy pies wchodzi na czerwoną zjeżdżalnie specjalnie dla czworonogów. Łapkami powoli się z niej ześlizgnął, będąc oczywiście hamowanym przez płozy na nie. A na dole zjeżdżalni czekał jeden z ich rodziców, obserwując ich. Po Reksiu, była kolej na Rambo.
     - Mogę pogłaskać? - zapytał opiekunki bordier collie, a gdy ta się zgodziła, uklęknął przy szarym czworonogu i zaczął go tarmosić, mówiąc do niego pieszczotliwym głosem.
         Następnym do pogłaskania był czekoladowy kundelek, którego drapał za uszami, a później głaskał po różowym brzuchu. Kręconowłosy był wniebowzięty, będąc wśród czworonogów, po dobrym lodzie i będąc w pobliżu swojego najlepszego przyjaciela.
       Trwało to dopóki obok blondyna nie zjawił się szczekający Rambo, szturchając jego ręce mokrym nosem.
        - Chyba jest o pana zazdrosny - odezwała się opiekunka kundla, śmiejąc się po cichu.
       - Ma to po swoim pierwszym tacie - pomyślał. - Najwidoczniej - odezwał się z szerokim uśmiechem i zajął się swoim dzieckiem. Po chwili dołączył do niego jeszcze Reksio, prosząc się o kolejne głaskanie.
      W końcu z szerokim uśmiechem wrócił do narzeczonego i podał mu rękę, drugą zaś wskazał na plac zabaw, znajdujący się niedaleko nich.
       - Idziemy na chwilę? Pochuśtam cię! - odezwał się, jakkolwiek pomagając mu wstać z ławki, a zaraz wyskoczył z psiego placu i pobiegł w stronę tego ludzkiego. - Szybciej! - ponaglił go, śmiejąc się. Na plac dobiegł pierwszy - może dlatego, że zerwał się pierwszy albo dlatego, że chłopak dał mu fory lub był wymęczony siłownią.
      Przez chwilę leczył swoje płuca błagające o więcej tlenu, lekko pochylony do przodu.
     Rozbujanie dwuosobowej huśtawki nie było takie proste - musiał popchnąć go plecami, żeby poradzić sobie z ciężarem Zbyszka. Dopiero, gdy ta została wprawiona w ruch, mógł to robić jedną ręką. A po kilku popchnięciach, wskoczył do niego, kładąc się obok.
      - Jak wrócimy, to może pomalujemy coś razem? O! Możemy namalować dwa obrazy i wymieniać się nimi nawzajem, co parę minut - zaproponował. - Dawno nie miałem ołówka czy pędzla w ręce. - Pogłaskał palcem wskazującym wierzch dłoni swojego słoneczka. - Idealna randka.
    Wpatrywał się zielonymi tęczówkami bezchmurne niebo, jak kiedyś na polanie w ich wspólnym lesie.
- Kocham cię, Zbysiu - odezwał się znowu, tym razem zbierając się na odwagę, by zdrobnić jego imię.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {28/12/22, 11:36 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Humor Marcela w mgnieniu oka się polepszył, kiedy tylko do jego uszu doszło wesołe szczekanie. Szatyn od razu odetchnął z ulgą. Czworonogi ich, czy cudze zawsze potrafiły polepszyć blondynowi nastrój.
- Ej! Złodzieju mały. - Prychnął kiedy chłopak dobrał się do jego lodów, ale oczywiście mu na to pozwolił. - Staram się. - Dodał rozczulony łapiąc dłoń blondyna na swoim udzie. Dotyk był całkowicie niewinny, ale przy nim myśli Wiśni zawsze kierowały się w jedną stronę. Ale nawet nie miał okazji na skradnięcie chociażby i buziaka, bo jego narzeczony szybko pognał do innych czworonogów, jak tylko skończył swojego loda.
  Sam pozostał na ławce, starając się zregenerować swoje siły po treningu, z którym mógł odrobinę przesadzić. Ale nie było się co dziwić. Nerwy wzięły nad nim górę i musiał się na czymś wyładować, kiedy Marcel nie pozwolił mu rzucić się na tamtą dwójkę oblechów. Na samo wspomnienie zranionej miny blondyna, czuł jak się w nim buzuje. Udało im się uciec z ich wiochy, a tymczasem w mieście było dokładnie to samo. Dobrze wiedzieli, że w tym kraju poziom homofobii jest okropnie wysoki, ale głupio łudzili się, że w większych miastach będzie odrobinę spokojniej. No i oczywiście dochodziła jeszcze kwestia ich małżeństwa, które nie zostałoby uznane. A szkoda, bo Marcel kochał polskie morze. Westchnął ciężko, jednak zaraz z uśmiechem przywitał ukochanego.
- Ty mnie? Nie poznaję cię. - Parsknął rozbawiony nagłym przypływem energii Marcela, który nienawidził jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Oczywiście nie musiał go zachęcać dwa razy. Zerwał się i popędził za ukochanym, który odrobinę oszukał z wystartowaniem. Ale ten jeden raz mógł mu darować.
- Żyjesz? - Śmiejąc się pogłaskał chłopca po plecach, kiedy ten walczył o oddech ze swoimi niewytrenowanymi płucami. - Następnym razem biegamy, ale z tobą na barana. Jeszcze mi padniesz. - Zarządził siadając na huśtawce, którą mimo wszystko Marcel uparcie sam chciał rozbujać. Oczywiście ukradkiem mu w tym pomógł, odpychając się nogą od ziemi, kiedy nie patrzył.
- Cokolwiek tylko sobie zażyczysz Żabo. - Odparł łapiąc go w swoje ramiona. - A zabrałeś jakieś puste płótna? Takie dzieła będą musiały zostać zachowane na lata. Kto wie, może do galerii trafią. - Ze śmiechem przymknął powieki, ciesząc się pogodnym dniem, który mógł dzielić z ukochanym blondynem. Taki powinien być Ten, drugi ważny dzień w ich życiu.
- A ja kocham ciebie, Marcelku. - Odparł z automatu, ale zaraz jego mózg się wybudził. - Marcel! - Mruknął z wyrzutem. - Cios poniżej pasa. Ja ci się za to kiedyś w końcu porządnie odwdzięczę. - Zagroził, po czym bez ostrzeżenia wkradł się dłońmi pod jego bluzkę, aby zaraz zacząć drażnić palcami jego delikatną skórę. - Tak jak teraz! - Wyszczerzył się łobuzersko obejmując go nogami i nie zaprzestając ataku łaskotek.

...

  Po wypoczynku w parku, skoczyli na szybki obiad, a następnie wrócili ogórkiem pod plażę. Marcel zajął się szukaniem pustych płócien oraz farb i innych przyborów plastycznych, a Zbyszek wziął się za rozkładanie koca. Serce stworzone przez blondyna w piasku wciąż było nietknięte. Wcześniej przez ogrom emocji kompletnie o tym zapomniał, ale teraz uwiecznił na zdjęciu jego dzieło. Tak jak to miał w zwyczaju. Dodał je od razu do albumu "Mój mały Artysta", jak również ustawił zdjęcie na swój wygaszacz ekranu. Aż żałował, że sam nie wybrał lepszego miejsca na oświadczyny. Zaraz pokręcił głową. Nie było lepszego miejsca niż ich pierwszy, własnoręcznie zbudowany dom. Ale mógł chociaż trochę go ozdobić na tą okazję. Tak żeby zapadło to milej w pamięci Marcela. Westchnął cicho i usadowił się na kocu rozłożonym ponownie w sercu. Oby tylko ich domek wciąż stał, kiedy odważą się tam wrócić.
  Z zamyślenia wyrwał go obraz obładowanego Marcela, który tylko jakimś cudem nad cudami nie pogubił wszystkiego po drodze.
- Było mnie wołać Samosiu. - Roześmiany od razu ruszył ukochanemu na ratunek, zaraz zbierając tubki farby, które wyleciały z jego drobnych ramion. Schował je do kieszeni, po czym wziął od blondyna resztę rzeczy i łapiąc go za rękę małym palcem, zaprowadził go na koc.
- To jaki temat Panie Artysto? Czy nie mamy tematu i tworzymy totalny chaos? Jestem za drugim. - Spytał obserwując, jak rozkłada różne rodzaje pędzli i pojemnik z wodą.
  To nie był pierwszy raz kiedy Wiśnia miał w ręku pędzel. Marcel wiele razy od małego zachęcał go do wspólnego malowania. Szczególnie na plastyce, był jego obowiązkowym partnerem, szczególnie do portretów, które żeby potem zobaczyć musiał walczyć z szatynem. Koniec końców, obaj pękali ze śmiechu na widok tego co miało być Marcelem. Ale mimo upływu lat, talent wcale nie obudził się w Wiśni. Jego dzieła jak zwykle pozostały na poziomie żłobkowym. Dlatego kiedy nagle Marcel zarządził zamianę od razu się speszył.
  Dzieło Marcela choć po zaledwie paru minutach, już było niesamowite. Fale niemal jak żywe, jakby zaraz miały się zacząć poruszać. Oraz to odbijające się w nich niebo. Zawiesił pędzel nad płótnem i ściągnął brwi. Zwyczajnie nie potrafił zmusić się do zepsucia czegoś co wyszło spod ręki blondyna.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {30/12/22, 05:18 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

     - No jasne, że tak. Mam płótna, podobrazia, szkicownik, różne bloki, nawet czarny. Głupie pytanie zadajesz – odpowiedział, śmiejąc się krótko. Oczywiście, że spakował, jak najwięcej artystycznych rzeczy: jego ulubione przybory malarskie jak i szkicowniki, takie jakie tylko się zmieściły do torby. - Też tak uważam, ale w naszym domu, na ścianie też mogą wisieć – dodał, układając się wygodniej w ramionach chłopaka.
    Ale zaraz sielanka niższego się skończyła, kiedy szatyn nagle przypuścił na niego atak gilgotek. Od razu po placu rozbiegł się melodyjny śmiech piegusa, próbującego się bronić przed Zbyszkiem. Sytuację nie poprawiało to, że trzymał go dodatkowo nogami, odcinając jego własne od obrony. Tym samym, mógł tylko próbować złapać jego ręce.
     - A ja ci miłość wyznałem, no! P-puść! Wiśnia! - wykrzyczał.
     Mówienie na głos jego prawdziwego imienia nie miało na celu zranienia chłopca czy nabijania się z niego. Może na początku ich znajomości, jako dziecko, uważał je za imię dziadka, ale teraz je uwielbiał. Było wyjątkowe i tak uroczo się zdrabniało, i chciał go w tym uświadomić.
**
    Przed ogórkiem nasypał do dwóch osobnych misek porcję karmy dla ich włochatych dzieci, a także do dwóch kolejnych nalał wodę, a następnie wziął się za nurkowanie w torbie z przyborami. Wyciągnął z rumieńcami na policzkach kilka pędzli o różnych rozmiarach i długości rączek, także te prostokątne i okrągłe, na wypadek, jeśli Zbyszek chciał wypróbować nowych przyborów. Wyjął kilka farbek akrylowych, choć sam zazwyczaj używał tylko trzech podstawowych kolorów i białego oraz czarnego, to stwierdził, że dla wyższego tak łatwiej będzie zmieszać pożądany odcień. Złapał jeszcze podobrazia, kilka pisaków, palety oraz kubeczek z wodą. I z takim całym arsenałem próbował doczłapać się do „ich” kawałka plaży. W rzeczywistości poruszał się wolno, mocno ściskając wszystkie przybory do piersi, choć niektóre z nich ledwo trzymały się w jego ramionach, a psiaki wcale mu nie pomagały.
    Za to szedł do Zbyszka z szerokim uśmiechem na ustach, ciesząc się niczym dziecko ze wspólnej randki, gdzie tematem przewodnim miała być jego pasja, z która mógł się zaraz podzielić.
   - Dałem radę! - obronił się, ale właśnie wtedy z ramion pospadała kilka tubek farb. - Prawie - poprawił się, chichocząc.
Dołączył do chłopaka, siadając naprzeciwko niemu na kocu i rozłożył wszystkie szpargały, jakie ze sobą przywlókł, zaś Rambo i Reksio usiedli ciekawsko obok, przypatrując się chłopcom. - To niech tak będzie – odpowiedział, podając Zbyszkowi podobrazie.
     Nastawił budzik, co dziesięć minut, tłumacząc, że będą za każdym razem zmieniać się obrazami i je malując, a następnie wziął się do roboty. W ciągu tych kilku minut udało mu się namalować trochę morza, obijającego się o pobliskie skały, a nawet lekko zaznaczyć niebo, na którym miało górować powoli zachodzące słońce, kąpiące się w falach.
Ruchy pędzlem Marcela jak zawsze były zdecydowane i wiedziały, co dalej namalować.
     W końcu przyszła kolej na wymianę i chłopak nie mógł się już doczekać, co takiego wymyślił jego narzeczony, więc kiedy dostał jego dzieło w swoje ręce, uśmiechnął się szeroko. Od razu domyślił się, że dwa okręgi z trójkątnymi uszami miały być ich psami, choć bardziej przypominały mu koty. Postanowił nie ruszać ich oryginalnego kształtu, a zamiast tego zmieszał kilka kolorów, tworząc brązowy kolor i zajął się malowaniem oczów psiaków.
    W pewnej chwili zerknął kątem oka na szatyna i zatrzymał się gwałtownie, odkładając trzymany pędzel.
    - Coś się stało? - zapytał już lekko zmartwiony, już przybliżając się do Zbyszka i zajrzał mu w obraz, który pozostał nienaruszony. Od razu zrozumiał, o co chodzi. - W malowaniu nie chodzi o to, żeby coś było idealne. Tylko o to, by sprawiało ci to przyjemność. - Wziął do ręki tubkę farby, rozrabiając nowy kolor, a następnie wziął w swoją dłoń palce Zbyszka i poprowadził je w kierunku farby. - Może namalujemy jakieś delfiny, wieloryby czy coś w tym stylu? Hm? - zaproponował, kierując dłoń ukochanego i powoli narysował charakterystyczny ogon w wodzie. Oczywiście specjalnie zrobił je go nieidealnego, aby ukochany nie bał się „zniszczyć” im obrazu. Po tym ruchu puścił jego rękę, ale w zamian objął go w pasie od tyłu, zaglądając mu przez ramię, a po chwili ucałował go w policzek. - Teraz twoja kolej.
Zaraz jednak puścił go, chcąc sięgnąć po kolejną farbkę. W tym celu wyciągnął tułów w jej kierunki niczym kotka i w tym momencie zrozumiał, jak to musi wyglądać z perspektywy Zbyszka. Dlatego też jeszcze bardziej się wygiął, dając niżej klatkę piersiową, a tyłek wyginając do góry. Odwrócił głowę w stronę Zbyszka i uśmiechnął się zadziornie, zaraz nie umiejąc zachować powagi i się zaśmiał.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {03/01/23, 10:09 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

 Brwi szatyna obniżały się coraz bardziej, aż zmuszając go do przymrużenia powiek. Mógłby dodać do obrazu coś niewielkiego. Coś co by zlewało się z tłem. Ptaka? Mewę? Już miał dotknąć płótna, ale zaraz ponownie cofnął pędzel. Nie. Zepsułby te przepięknie pomieszane kolory chmur, na których odbijało się barwy zachodzącego słońca. Może w takim razie coś w wodzie? Nie. Podobny przypadek jak z niebem. Już nawet zaczął myśleć o poprawianiu białych fal, białą farbą, dokładnie tak, jak prowadziły linie Piegusa, kiedy nagle dobrze znajomy mu głos wytrącił go z głębokiego skupienia.
- Hę?! - Podskoczył lekko. Chciał szybko ukryć swój brak postępu, ale Marcel był szybszy. - Wiem, wiem Marcyś. Zawsze mi to powtarzasz. - Westchnął ciężko zwieszając głowę. - Ale to co innego, kiedy mam zniszczyć twoją piękną pracę. Zobacz no. Zaledwie parę minut, a to już arcydzieło! - Bronił się i protestował jak mógł, ale jak tylko dłoń blondyna objęła jego palce, automatycznie się odprężył i uspokoił. Takie drobne i ciepłe palce, których kształt znał na pamięć.
- Aa! - Krzyknął nagle kiedy wykorzystując jego rozproszenie, piegowaty zmusił jego rękę do naznaczenia płótna. Ale wynik tego zabiegu, wcale nie rujnował dzieła. - To tylko dlatego, że ty mnie prowadziłeś... Ale mógłbym porobić za taki twój trzymak pędzla następnym razem. - Parsknął pod koniec, głaskając wolną ręką obejmujące go ramię.
- Spróbuję, Kochanie. - Odpowiedział na pocałunek i już ze świeżo nabraną pewnością siebie, miał wziąć się za malowanie, ale jego spojrzenie naturalnie zostało przyciągnięte przez sylwetkę blondyna. Z tego kąta, miał widok na większość jego atutów. To jak jego plecy wygięły się w niesamowity łuk wraz z wysoko uniesionymi biodrami. Coś takiego osiągało się przez lata ćwiczeń i praktyki. A cienki materiał jego spodni, dobrze zarysowywał jego perfekcyjne kształty.
 Hormony Zbyszka były trudne do okiełznania przy jego partnerze dwadzieścia cztery na dobę. Ale kiedy tylko próbował go sprowokować - nawet jeśli tylko w żartach - to nie umknęło ich uwadze. Wystarczyła tylko taka niewinna poza, skojarzenie i zaczepny błysk w zielonym oku, a już poczuł mrowienie w podbrzuszu.
- Ty mały... - Zaczął przymrużając powieki. - Diabełku. - Prychnął zamierzając sprzedać mu delikatnego klapsa, ale wiedział, że będzie to dla niego miecz obosieczny. Więc postanowił chociaż z tego dobrze skorzystać. Zabrudził lewą dłoń w farbą, po czym klepnął jeden z pośladków chłopaka, zaraz też ściskając go bez ostrzeżenia, tak aby nacieszyć się jego miękkością, ale również i ubrudzić jego dolne odzienie.
- Doigrasz się dzisiaj. - Ostrzegł z łobuzerskim uśmiechem

 Marcel doskonale wiedział, jak obudzić w Zbyszku pewność siebie i rozluźnić go w zaledwie kilka chwil. Drobne gesty, mała zachęta i szatyn już był na nogach. Tym razem nie bał się malować na przekór linii ukochanego. Chciał zwierzęta? To je dostał. Ciemnowłosy ze skupieniem wypełnił jego morze przeróżnym życiem. Kolorowymi trójkątnymi rybami, zielonymi zakratkowanymi kółkami z rogami - żółwiami, większymi trójkątami w przeróżnych odcieniach błękitu- wielorybami i delfinami. Niebo również wypełnił stadami bliżej nie zidentyfikowanych ptaków, które zostały uwiecznione jako  dwa czarne brzuszki. Zaraz zwrócił też swoją uwagę na kawałek plaży, na której umieścił kilka gwiazdek i spirali. A kiedy ponownie wybudził się budzik Marcela z radością zamienił się z nim płótnami.
 Dalsze malowanie obyło się bez przeszkód i wkrótce ich dwa pierwsze obrazy były skończone.
- Jeszcze raz! - Zarządził Wiśnia, sięgając po czyste płótna z szerokim uśmiechem, a w między czasie, kiedy blondyn je ustawiał, pozbył się swojego górnego odzienia z powodu gorąca. Jak zawsze, kiedy już w coś się wkręcił, zamierzał robić to do znudzenia, którego przyjście nie zapowiadało się zbyt szybko. - Zapełnimy nimi całą ścianę w naszym nowym domu. Dlatego musimy się streścić, jeśli chcemy się wyrobić. - Dodał. Nie mieli pośpieszającego ich terminu, nawet nie rozglądali się jeszcze za domem. Ba nawet o nim nie myśleli, ale na pewno kiedyś na jakiś pora przyjdzie. Obaj wątpili, że uda im się na dłuższą metę przeżyć w Ogórku. Niestety nie w Polsce i z polską zimą, która była już na horyzoncie kalendarza.
 Ale żeby oderwać myśli od ciężkiej rzeczywistości, Wiśnia zrobił to co umiał robić najlepiej. Rozpraszać ich obojgu psotami. Tym razem psotą był rysunek Marcela na plaży w jego niedawnej pozie. Co prawda kompletnie nie przypominał siebie. Złamane plecy, nogi pozbawione stóp i powykrzywiane, nierówne ramiona. Jedyną cechą, po której można było go rozpoznać były złote loki, które przez nieumiejętne mieszanie farby szatyna i jego niecierpliwość do jej zaschnięcia, nabrały barwy brudnego brązu. Ale mimo to zamienił się swoim dziełem życia z Marcelem i z satysfakcją obserwował, jak rozjaśnia się jego twarz, a melodyjny śmiech wypełnia jego uszy.
- Jak to się yyyytego? Akty? Prawdziwy ze mnie Picasso, co? - Wyprężył się dumnie, przymykając powieki, za co zaraz został usmarowany po nosie zieloną farbą. Zamrugał zaskoczony, zezując na koniuszek nosa, po czym wyszczerzył się łobuzersko.
- O nie, tym razem się nie wywiniesz tak łatwo! - Zagroził rozbawiony i przyciągnął chłopaka do siebie, posyłając ich trzecie pracę w piasek. Ale teraz kompletnie nie przejmował się ich losem. Musiał ukarać swojego małego diabełka. Dlatego też zamoczył rękę w swojej palecie z rozmieszanymi farbami i usmarował nimi policzek Blondyna. Oczywiście tyle wystarczyło, aby przerodziło się to w małą bitwę na farby, w której oboje się nie oszczędzali. Szczególnie Zbyszek, który szybko zakradł się dłońmi pod ubrania Piegusa, aby zaznaczyć jego tors smugami. Ale dół również nie był bezpieczny. Tak jak wcześniej przypieczętował dłonią tylną kieszeń jego spodni, tak teraz zrobił dokładnie to samo błękitną farbą, ale na gołych pośladkach chłopaka. Przy tym przycisnął go do siebie, dzięki czemu Blondyn bez wątpienia wyczuł wybrzuszenie w spodniach szatyna.
 Pomimo małego incydentu na siłowni, ten dzień był idealny. Spędzili ze sobą i z psiakami masę cennego czasu, wypełnionego radością i szalejącymi uczuciami jakie do siebie żywili.
- Marcyś... - Wypowiedział jego imię tuż przy wargach. -Cieszę się, że Cię mam. - Wymruczał między delikatnymi pocałunkami, trącając jego wargi oraz drażniąc czubek języka, który ochoczo na niego wyglądał. Ale dopiero po chwili takiej zabawy, w końcu wpił się w jego wargi. Całował go tak, jakby chciał go wypieścić za wszystkie czasy, przez co, coś co miało być romantycznym momentem, szybko nabrało erotycznej nuty.
- Chyba... będę potrzebować drobnej pomocy. - Westchnął w jego usta, delikatnie się o niego ocierając. - Ktoś chętny? - Zaśmiał się lekko zawstydzony, ale doskonale wiedział, że jego partner czuje to samo. Marcel już przez lata zdążył przywyknąć do tego jak szybko Zbyszek był w stanie... powstać do działania. Chcąc jeszcze bardziej rozgrzać blondyna, przeniósł się wargami na jego szyję, a dłonie ponownie zacisnął na jego pośladkach, delikatnie je masując. - No chyba, że wolisz, abym cię błagał? Jestem w tym dobry, prawda? - Zachichotał.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {10/01/23, 02:06 am}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

        - Nie zniszczysz, nie gadaj głupot! Będzie jeszcze ładniejszy – stwierdził. Swoje idealne obrazy mógł mięć na pęczki, to nie stanowiło dla niego problemu, a malowideł czy rysunków swojego chłopca nie miał wcale. Dlatego tak bardzo zależało mu na przekonaniu szatyna do wzięciu udziału w ich randce – jedną z lepszych, gdy w grę wchodziło podzielenie się pasją z ukochanym. Może nie sądził, że Zbyszek będzie chciał malować częściej czy nagle stanie się to dla niego pasją, ale chciał uchylić mu rąbka tajemnicy, dlaczego tak kochał sztukę.
       - Mhmm, ale za to twój! - odparł z jeszcze szerszym uśmiechem, ale natychmiast się wyprostował, dostając klapsa, a na dodatek jego ancymon nie zostawił pośladków blondyna w spokoju. Mimo pobrudzenia mu spodenek, musiał przyznać, że była to przyjemna pieszczota. Ale może nie przy ludziach! Dlatego nerwowo rozejrzał się po plaży i całe szczęście przez brak sezonu, nie było tyle ludzi. Być może nikt tego nie zauważył
      - Wiśnia! -upomniał go, marszcząc brwi, ale zaraz się rozpogodził. - Ah tak? Nie mogę się doczekać.
**
      Z szerokim uśmiechem patrzył się na Zbyszka, będącego teraz w transie. Nawet na chwilę przerwał malować swój obraz, byleby tylko popatrzeć na szatyna, który wreszcie nie bał się wziąć udziału w ich zabawie. Z tego powodu blondyn był bardzo szczęśliwy, uśmiechając się od ucha do ucha. Był rozczulony zapałem swojego chłopca i już nie mógł się doczekać aż nie ujrzy jego rozbudzonej kreatywności na obrazie. Definitywnie była to jedna z ich lepszych randek, jak nie i najlepszych, bo co mogło się  równać ze wspólnym dzieleniu pasji?
     Obraz, który z powrotem powrócił do rąk Marcela był dla niego idealny. Widział na nich mnóstwo pomysłów Wiśni i bogatą paletę barw. Namalowane zwierzęta nie były oczywiście czymś, co można było porównać z umiejętnościami blondyna, ale to jeszcze bardziej go rozczulało. Na obrazie było można dostrzec kreatywność, zaangażowania i przede wszystkim dobrą zabawę, jaką chciał w nim zaszczepić
     Na podoobraziu zajął się kończeniem nieba, następnie dorysowując na piasku uroczego, pomarańczowego kraba z rodziną, tuż obok spirali i gwiazdek Zbyszka. I za niedługo po raz kolejny wybudził się alarm, ale tym razem dwa obrazy były w pełni skończone wspólnymi siłami.
Nie miał nic przeciwko kolejnej rundzie, a wręcz przeciwnie. Nie mógł przestać się uśmiechać, jak i spoglądać w stronę Zbyszka pozbawionego bluzki. Nie wiedział, czy robił to specjalnie, ale definitywnie mięśnie chłopaka go do siebie przyciągały, że aż ochotę miał je dotknąć.
     Zachichotał na jego słowa, biorąc kolejne, czyste podoobrazie do ręki. Na nich zabrał się za malowanie ogrodu ukochanego, a przynajmniej tak, jak go zapamiętał. Nakreślił brązową ścieżkę, a wokół niej kwiaty rożnego rodzaju i kolory – róże, cynie, dalie, czerwone, białe oraz różowe. Dopóki nie doszło do zamiany i wtedy właśnie piegowaty wybuchł śmiechem, rozbawiony swoją posturą i pomysłem chłopaka.
     - Ten obraz chce na pewno w naszej sypialni! - powiedział, pomiędzy salwami śmiechu. - Nooo, nie do końca akty, bo nie jestem nagi, ale może być – wytłumaczył. - Chciałeś powiedzieć Zbysiasso? Pracę tego artysty wole bardziej – dokończył i następnie niewiele myśląc zamoczył wskazujący palec w zielonej farbie i umazał nos swojego szatyna, drocząc się z nim. Ale to miało swoje skutki w postaci zaczęcia bitwy, w której to oboje nie dawali sobie przerwy, śmiejąc się naprzemienie. Marcyś umazał niebieską farbą bicepsy swojego chłopaka, nie wahając się również przed ubrudzeniem jego policzka, zaś okolice uroczego pępka stały się ofiarą różowego koloru. Tak samo z odcieniami żółtego i zielonego stało się z jego udami, dopóki ten nie ubrudził jego pośladka. Od razu na to zareagował, wypuszczając z ust ciche westchnięcie. I wtedy, stykając się ciałami, wyczuł wybrzuszenie u chłopaka, na co się uśmiechnął zadziornie. Ale nie mógł się spodziewać po nim niczego innego. Doskonale wiedział, jak działa na ukochanego, jak szybko jego ciało reaguję na zaczepki i zawsze był dumny z siebie z tego powodu.
     Zielone oczy chłopaka rozświetliły się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, słysząc takie wyznanie na dodatek ze zdrobnieniem swojego imienia. Jak mógł nie być w nim zakochanym po uszy? A one naturalnie zerknęły na malinowe usta ukochanego, gdzie ochoczo dołączył swoje.
     - Słońce... - powiedział pomiędzy słodkimi pocałunkami, a jedną dłoń usadowił na policzku szatyna, zaś drugą wplątał w miękkie włosy. Nie było słów, jakimi mógł określić swoje szczęście, dlatego postarał się, żeby pokazać mu to w czułych pocałunkach, skubiąc wargi swojego słoneczka.- Ups – zachichotał, kiedy przypadkiem nie ubrudził jego lica brudną dłonią od farby. - Chyba wygrałem?
     Trwało to dopóki ich drobne buziaki nie przemieniły się w coś namiętniejszego, pełnego pasji. Ich języki szybko zmieniły rytm, pieszcząc się nawzajem. Blondyna, co rusz przechodziły przyjemne prądy po całym ciele, szybko nie mogąc się oderwać od swojego kochanka. Tak bardzo go kochał i chciał chociaż ułamek tego uczucia mu przekazać.
      Zagryzł dolną wargę, próbując nie wydać z siebie żadnego odgłosu, kiedy niespodziewanie się o siebie otarli.
     - Ten problem nie jest taki drobny – skomentował żartobliwie, po czym odchylił głowę, dając mu jeszcze lepszy dostęp do szyi. Wtedy nastąpiła kolejna fala dreszczy, a kiedy rozpoczął pieszczotę pośladków, musiał ponownie powstrzymać się przed jęknięciem. - Wiesz, że nie musisz –stwierdził. - Wracamy? Nie pomogę ci przy gapiach – dodał, ale zanim sam wstał, zdążył jeszcze otrzeć się o nabrzmiałe przyrodzenie szatyna. Męskość blondyna również dawała o sobie znać. Definitywnie był to czas, aby wracać do ogórka.
      Szybko zabrał się za zbieranie ich szpargałów, dzieląc się częścią ze Zbyszkiem i po zawołaniu czworonogów, skierowali się w stronę auta. Blondyn tylko żałował, że przez jego zajęte ręce, nie mógł prosić go o wzięcie na barana. Za to mógł chociaż skorzystać ze swoich atutów, dlatego szedł cały czas kilka kroków przed chłopakiem, wprawiając swoje biodra w ruch.
     Na miejscu od razu pozbył się przyborów, wrzucając je do torby, a podobrazia zostawił oparte o ścianę, ale gdy przyszła kolej na szatyna, zakradł się za nim, obejmując go ciasno rękoma. Jednak te nie zamierzały być oczywiście grzeczne. Od razu odnalazły drogę na tors wyższego, opuszkami palców zataczając coraz to mniejsze kółka wokół sutków ukochanego, aż wreszcie zaczepił je, a nawet lekko uszczypnął.
     - Pokażesz mi, jaki ten problem jest twardy? Hmm? - powiedział, całując go w odsłonięte ramię. Złożył kilka drobnych pocałunków aż do żuchwy, dopóki język nie zachciał oznaczyć swojego terytorium. W tym celu przejechał nim wzdłuż szyi szatyna, zatrzymując się na chwilę, aby zrobić mu kolejną malinkę. - Uwielbiam, jak robisz się taki gotowy dla mnie.
      Dłonie Marcela nie pozostawały wcale w tyle, zgodnie z pytaniem, perfidnie przesuwając się wzdłuż mostka, żeber, a kończąc na podbrzuszu. Tam wkradł się pod spodnie chłopaka, zaciskając dłoń na swojej zdobyczy. I tak jak ten przed chwilą robił z jego pośladkami, tak zaczął masować jego twarde i zarazem gorące przyrodzenie.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {13/01/23, 10:08 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


  Czułość i pożądanie. Rzadko kiedy połączenie między tymi dwoma uczuciami było tak idealne, jak w przypadku szatyna i blondyna. Ich miłość wciąż była niewinna, delikatna, ale zarazem silna i niesamowicie gorąca. Takie właśnie to uczucie było, między dwoma sobie przeznaczonymi duszami - w co z całego serca wierzył Zbyszek. Dla nikogo innego jego ciało nie byłoby tak chętne, na nikogo innego jego oczy nie patrzyłyby tak czule, jak na jego ukochanego Marcela.
- Niestety nie jest taki wielki, jak twój. - Zachichotał trącając nosem płatek jego ucha. Kompleksów nigdy nie miał, ale zawsze był zafascynowany różnicą w ich rozmiarach. Szczególnie na tle szczupłego ciała blondyna. Miał nawet wrażenie, że tak jak u narzekających objadaczy, którzy przybierali na brzuchu, tak w przypadku blondyna, jemu wszystko szło w dolne partie.
- Wiem, wiem. Ale wiem też jak to na ciebie działa. - Uśmiechnął się przebiegle, ale zaraz z jego ust uleciało ciche stęknięcie, kiedy to tym razem blondyn naparł na jego krocze. Oczywiście musiał mieć ostatnie słowo. Nie to, żeby Wiśnia miał coś przeciwko takiemu, ostatniemu słowu. Dlatego też bez większych ceregieli, pomógł chłopakowi w zebraniu rzeczy oraz psiaków, po czym ruszyli w kierunku ogórka.
  Nawet podczas drogi Marcel nie odpuścił sobie, zagrzewania kochanka. Wcale nie musiał tego robić, ale szatyn był wdzięczny za takie widoki. Bezwstydnie podziwiał jego drobne biodra, na które za chwilę ponownie otuli swoimi rękoma.
  Zaraz po wejściu odłożył ostrożnie obrazy, tak aby na spokojnie mogły wyschnąć i nie zostać zniszczonymi. Z podobną ostrożnością postąpiłby z przyborami, ale został znów rozproszony przez dotyk doskonale znajomych dłoni, które od razu zaczęły badać jego ciało. Objął drobniejsze palce swoimi, śledząc ich ruchy na swoich mięśniach, aż nie sapnął gwałtownie rozchylając usta, kiedy zaczepiły o wrażliwe elementy.
- Czemu sam po niego nie sięgniesz? - Wymruczał jak zaklęty pod wpływem delikatnych pieszczot. Każdy najmniejszy ruch ukochanego rozpalał jego ciało coraz bardziej i bardziej -  za każdym razem zadziwiając go, do jakiego stanu był w stanie go doprowadzić. Jeszcze nawet nie sięgnął niżej, a szatyn już czuł, jak jego bokserki stają się odrobinę wilgotne i zdecydowanie zbyt ciasne.
- Wszystko to twoje dzieło. - Wyszeptał kątem wzroku, wychwycając jego przepięknie błyszczące zielone tęczówki. Kiedy zaczął schodzić dłońmi niżej, nawet nie myślał przerywać kontaktu wzrokowego, w którym miał wrażenie że za chwile utonie, kiedy w końcu najbardziej domagająca się uwagi część jego ciała, została objęta przez jego drobne palce. Zajęczał cicho czując, jak jego przyrodzenie wręcz pulsuje w dłoni ukochanego, po czym sięgnął do jego blond loków i delikatnie przyciągnął go do pocałunku.
 Cieszył się z każdej pieszczoty, jaką sprawiał mu jasnowłosy, jednak ich pozycja szybko zaczęła mu przeszkadzać. Marcel miał do niego dobry dostęp, ale on do niego już nie. Mógł jedynie, próbować sięgać ramionami i ocierać się pośladkami o jego teraz również wybudzoną męskość. Naparł więc na niego, przyciągając drugą ręką jego biodra do swojego tyłu.
- Marcyś, czekaj... - Sapnął ostatecznie niezadowolony, po czym oderwał się od gorących ust, tylko na moment, aby obrócić się w jego ramionach. Korzystając z okazji, pozbył się koszulki blondyna, a następnie przylgnął do niego swoim nagim torsem. Obaj byli pobrudzeni wszystkimi możliwymi kolorami tęczy. Szczególnie Marcel, którego Zbyszek nie oszczędzał z odcieniami zieleni. Równie dużo było różu i błękitu, które znaczyły jego klatkę piersiową i oczywiście czekoladowy brąz, który wręcz kusił, aby zostać zlizanym z jednego z sutków chłopaka.
  To też uczynił, ale od razu również pożałował.
- Gorzkie. Dlaczego ja myślałem, że będzie słodkie jak czekolada? - Westchnął rozczarowany, ale szybko wytarł język w materiał zabranej koszulki, po czym ponownie nachylił się nad jego klatką piersiową. A przynajmniej taki był jego zamiar, gdyby nie wesołe i ciekawskie szczeknięcia. No tak, zupełnie zapomniał o ich uroczych czworonogach. Normalnie wygoniłby je na zewnątrz, ale wiedział, że miały dzisiaj zbyt dużo wrażeń. No i robiło się ciemno.
- E! Koniec pokazu, spadać do przodu. - Zagwizdał, wskazując na przednie siedzenia, na które psiaki bezsprzecznie wskoczyły. - Leżeć. - Dodał, a kiedy tyko wykonały polecenie, zrobił parę kroków, nie puszczając nawet na moment Marcela i sięgnął po zasłonkę, aby oddzielić ich od gapi.
- To gdzie stanęliśmy? - Odwrócił się z uśmiechem do swojego piegusa, po czym w końcu mógł przyssać się do jego klatki piersiowej. A konkretnie, jednego z jego sutków. Tym razem smak był o wiele lepszy, należał w końcu on do jego uwielbianego ciała. Czując twardą, sterczącą brodawkę pod swoim językiem, uśmiechnął się łobuzersko i delikatnie podrażnił ją zębami. Oczywiście zaraz po tym ucałował ją i wrócił do trącania czubkiem języka.
  Po dłuższej chwili, rękoma zaczął dobierać się do jego spodni, ale nim dotknął przodu, jeszcze pougniatał odrobinę jego pośladki przez materiał.
- Były jednym z twoich lepszych dzieł, ale musisz przyznać, że brakowało im tego Wiśniowego dotyku. - Zaśmiał się opadając na kolana, tym samym docierając w końcu do podbrzusza chłopaka, które ucałował czule. Choć na chwilę wrócił się wyżej do jego pępka, w który wsunął swój język. A w między czasie dłonie wreszcie przesunął do przodu, gdzie to przesunął dłonią po wybrzuszeniu w ciasnych jeansach blondyna. Jego przyrodzenie zawsze się w nich mocno odznaczało, ale teraz miał wrażenie, że zaraz oberwie guzikiem, który jakimś cudem wciąż trzymał się materiału.
  Postanowił więc zlutować się nad chłopakiem rozpinając go, a następnie od razu zsuwając też jego bieliznę. Nie przewidział tylko, że tak ochoczo zostanie powitany przez męskość ukochanego, którą lekko dostał po policzku.
- Zdecydowanie większy problem od mojego. - Wyszczerzył się oblizując wargi, kiedy objął jego nabrzmiałe przyrodzenie dłonią. Ale nim objął je swoimi wargami, pierw do swoich ust włożył własne palce, aby dokładnie je nawilżyć. - Złap się mocno, żeby się nie przewrócił. - Zalecił niewinne, po czym musnął wargami jego żołądź, aby po chwili opleść ją swoim ciepłym językiem. Co prawda to Marcel miał pomóc jemu, ale Zbyszek zwyczajnie nie potrafił grzecznie przy nim usiedzieć. Zdecydowanie więcej przyjemności czerpał z rozpieszczania swojego ukochanego i wysłuchiwania jego słodkich jęków. Chcąc usłyszeć ich jak najwięcej, wsunął go sobie trochę głębiej w usta, zaczynając lekko poruszać głową. Palcami natomiast zakradł się do jego wejścia, na które delikatnie naparł i powoli zaczął wkładać do środka jednego palca. Początkowo płytko, ale kiedy tylko opór się zmniejszał, miarowo zakradał się coraz głębiej, aby dobrze go rozciągnąć.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {01/02/23, 06:13 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Chłopak o czekoladowych tęczówkach był jedyną osobą w życiu blondyna, gdzie to patrzenie się w bez przerwy w jego oczy, nie robiło się dziwne. Tak zrobił, od razu podłapując jego ulubione spojrzenie, odgadując chęć ukochanego na kontakt wzrokowy. A zaraz po tym ochoczo dołączył do namiętnego pocałunku, w którym pomimo prawdziwego żaru, wywołanego podnieceniem obojgu chłopców, nie zabrakło również czułości i oddania. Przy tym ten niższy nie zwalniał tempa pieszczot, ugniatając wrażliwe miejsce.
    Jednakże od razu zatrzymał się, przerywając wszystkie pieszczoty i lekko niezaniepokojony otworzył powieki. Już zaczynał się martwić, że może zrobił coś źle, że coś go może zabolało czy po prostu zmienił zdanie. Już zaczynał szukać tych oznak w mowie ciała bruneta, ale na całe szczęście jego obawy okazały się być całkiem nieuzasadnione, bo zaraz znowu zrobiło się gorąco, gdy ich nagie klatki piersiowe się ze sobą zetknęły. Jego szczupła, bez żadnych zarysowanych dobrze mięśni i ta druga, będąca kompletnym przeciwieństwem. Już chciał dotknąć jego pleców, ale zamiast tego głośno się roześmiał z nagłej głupoty ukochanego. I chyba po raz pierwszy nie miał ochoty na ukradzenie mu buziaka.
   - Głupol – podsumował, jeszcze chichocząc. - Przy najbliższej okazji mogę nasmarować się czekoladą, ale chyba normalnie tak źle nie smakuję, co? - zagaił, uśmiechając się. Choć musiał przyznać, że farba była bardzo zbliżona do ocienia mlecznej czekolady.
    Tak jak Zbyszek, Marcel też kompletnie zapomniał o ich biało-czarnych kulkach szczęścia, które właśnie dały o sobie znać. Nie ukrywał, że nie był szczególnie zadowolony z dodatkowych gapiów i na całe szczęście te szybko zostały zabrane na przednie siedzenia. Jeszcze nigdy nie bawili się swoimi ciałami w ich bezpośrednim towarzystwie, zawsze zamykając się przed nimi, ale dzisiaj najwidoczniej będzie musiało być inaczej.
    Wypuścił z siebie ciche westchnięcie, kiedy chłopak zaczął tak sprawnie zajmować się jego sutkami. Te szybko zareagowały na pieszczoty, od razu twardniejąc. Ale najbardziej to w dolnych partiach jego ciało domagało się dotyku. Już ręce na pośladkach wywołały dreszcze przyjemności, a przyrodzenie jeszcze bardziej zaczynało wbijać się w rozporek, boleśnie chcąc się wydostać na zewnątrz. I zaraz jęknął ze słyszalną ulgą, gdy nareszcie jego męskość znalazła się w dłoniach ukochanego.
    - Nic ci nie jest? - zapytał jednak z troską, głaszcząc go czule po uderzonym policzku. Może i była to kolejna zabawna sytuacja, ale i tak czy siak się zmartwił. Miał nadzieję, że nie dostał mocno. - Twój ma za to idealny rozmiar – skomentował z uśmiechem. Problem blondyna może był o wiele większy, ale przez ten niepożądany rozmiar, Zbyszek zawsze kończył z bolącym tyłkiem.
   Złapał jedną ręką się naprzeciwległej ściany, a drugą wplątał w miękkie włosy szatyna, głaszcząc go po włosach. I od razu odchylił na chwilę głowę, czując nareszcie ukochane ciepło wokół główki, jak i pożądaną wilgotność.
   Podwójna stymulacja na chłopaka działała na niego najlepiej, o czym doskonale wiedział szatyn, wykorzystując to. To spowodowało natychmiast przyśpieszenie oddechu, jak i coraz głośniejsze pomruki i jęki. Nie mógł również oderwać wzroku od czekoladowych tęczówkach, w których to tak bardzo był zakochany. Do tego on cały wyglądał tak seksownie pomiędzy jego nogami. Uwielbiał to. Chociaż
   Palec Wiśni co rusz idealnie natrafiał na ten wrażliwy punkt, powodując, że blondyn nieświadomie wchodził w usta szatyna coraz głębiej, pożądając go jeszcze bardziej. Chciał coraz więcej i więcej, czując jak cały topnieje. I to dosłownie, bo nagle zaczęło mu się robić gorąco, a niedługo później musiał mocniej przytrzymać się ściany, by naprawdę nie stracić równowagi. Znał jego wrażliwe punkty aż za dobrze.
   - Chce buzi – wymamrotał już w amoku, odciągając chłopaka od siebie. Poza tym chciał również zająć się jego wybrzuszeniem w spodniach.
Pomógł ukochanego wstać, a następnie wpił się w jego słone wargi, pełne swojego prejakulatu. Językiem bez ostrzeżenie dorwał się do środka, łapczywie chcąc złapać ten jego, a w międzyczasie gorączkowo rozpiął rozporek jego spodni, wreszcie pozbywając się przeszkadzających mu spodni i bokserek. Tak jak się spodziewał, jego przyrodzenie również było już twarde, a przy tym tak cudownie ładne. Nie mógł się już doczekać aż będzie mógł go ugościć w swoich ustach czy w swoim tyłku.
    Dlatego też złapał go w tali, jeszcze bardziej przyciągając ukochanego do siebie i pokierował go na materac. Tam położył się na nim, kierując go tak, aby położył się na nim w pozycji sześćdziedziąst dziewięć. Dzięki temu oboje mieli dostęp do tego, co najważniejsze.
   Tak jak w tej chwili pragnął od razu dorwał się do twardego członka szatyna, witając się z nim najpierw pocałunkiem, a następnie biorąc jego główkę do ust. Zassał się na niej, już językiem ją obejmując i kreśląc rozmaite wzorki. Po chwili jednak zdecydował wziąć go do połowy, liżąc dobrze mu znane wrażliwe punkty. Dzięki temu oczywiście usłyszał głośne jęki ukochanego, które były najlepszą muzyką dla uszów.
  Odsunął się od pulsującego przyrodzenia i w zamian za to, obiema rękami z zadowolonym pomrukiem ścisnął oba miękkie pośladki, następnie rozszerzając je, aby przed oczami okazała mu się jego urocza dziurka, w którą to najpierw polizał po całej długości, a zaraz bez ostrzeżenia wbił w nią wyprostowany język, drażniąc zakończenia nerwowe. Prawa dłoń zaś szybko odnalazła ponowną drogą do prężącego się członka ukochanego. Wprawił ją w posuwiste ruchy, kciukiem skupiając się na główce, co rusz rozsmarowując wypływające soki.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {05/02/23, 07:35 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


  Rozmiar blondyna według szatyna był wprost idealny. Może i drugiego dnia odczuwał skutki uboczne, ale nie mógł poradzić nic na to, że uwielbiał czuć go w sobie tak głęboko. Wręcz miał wrażenie, że za każdym razem sięga coraz dalej. Tak jak teraz. Czuł jak jego gardło uwidacznia za każdym razem jego kształt. Za pierwszym razem może trochę bolało, ale przez te wszystkie lata dobrze je sobie wytrenował. Teraz za każdym razem, jak gorąca żołądź chłopaka uderzała w tył jego gardła, miał wrażenie, że dojdzie. Jedyną przeszkodą był oddech, przez który musiał zmuszać się do robienia przerw, ale nawet podczas nich, nie zaprzestał ruchów palców. Początkowo drażnił się z ukochanym, rozciągając też i jego pośladki, ale za każdym razem wsuwał się w niego dalej. Przy tym oczywiście zerkał na niego z dołu, aby wychwycić jak najwięcej jego uroczych reakcji, których nigdy nie miał dość.
  To jak drżały jego usta pod wpływem jęków, to jak jego policzki zalewały głębokie rumieńce. I to jak rozjaśniały się jego zielone tęczówki, za każdym razem, kiedy drżały jego biodra. Uwielbiał doprowadzać go do takiego stanu. Już czuł, że jego bokserki będą nadawać się do porządnego przebrania.
  Nagle odsunięty westchnął ciężko, ale zaraz uśmiechnął się rozczulony.
- Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem. - Wymruczał podnosząc się, aby zaraz zajęczeć przeciągle w rozpalone wargi Marcela, kiedy ten dobrał się do jego krocza, wreszcie uwalniając je spod ciasnego materiału. - Marcyś, kochanie, nigdzie ci nie ucieknę. - Zaśmiał się między namiętnymi pocałunkami, absolutnie rozbrojony tym jak uroczy jego partner był w chwili podniecenia.
  Oczywiście ich głównym celem był materac, co chyba było najlepszym rozwiązaniem, ze względu na słabą kondycję blondyna. Zbyszek lubił doprowadzać go do granic możliwości, ale było stanowczo za wcześnie, aby jego nogi całkowicie się poddały. Choć  zamrugał zaskoczony, kiedy to on znalazł się na górze, ale zamiast uroczo zarumienionej twarzyczki, miał przed sobą pokaźne krocze chłopaka. Rzadko kiedy zmieniali pozycje, ale ta też nie była im obca. Choć zwykle to Zbyszek znajdował się na dole, ale tak obaj mogli wzajemnie doprowadzać się do szaleństwa.
  Tak jak w tamtej chwili, kiedy jego przyrodzenie zostało pochłonięte przez ciepłe wargi blondyna.
- M-marRcyś! - Po tak długim oczekiwaniu, wręcz zadrżał pod wpływem przyjemności, która rozchodziła się coraz częstszymi falami od jego podbrzusza. Z jękiem wygiął się w lekki łuk, starając się powstrzymać gwałtowniejsze ruchy swoich bioder. Sam nie miał problemu, kiedy to blondyn się w nim poruszał, ale nie chciał przypadkiem zrobić mu krzywdy. Było to cholernie trudne, ale na moment dane było mu odetchnąć, kiedy to uwaga jego partnera została przekierowana na jego pośladki.
- Jeszcze nhh... chwila i bym doszedł... - Wydyszał liżąc wzdłuż przyrodzenie chłopaka, zahaczając dłużej o jego czubek. Miał wrażenie, że wystarczy mu już choćby najmniejszy, najdelikatniejszy dotyk, aby osiągnąć orgazm. Dosłownie czuł, jak jego członek pulsuje i drży przy choćby delikatnym oddechu blondyna. Nie spodziewał się jednak, że jego partner znalazł już sobie nowy cel.
  Wręcz zadrżał czując ciepły język na swoim odbycie, a następnie jęknął kiedy ten wcisnął się do jego środka. Wiele mu brakowało do długości przyrodzenia, które miał tuż przy swoich ustach, ale musiał przyznać, że chłopak miał wyjątkowo utalentowany język. To właśnie dlatego uwielbiał się z nim całować, za każdym razem czując jak drżą mu kolana. Nie chcąc pozostać dłużnym skupił się głównie na najwrażliwszym elemencie męskości Marcela, a palcami coraz głębiej wsuwał się w jego wnętrze, które już dawno zostało odpowiednio przygotowane.
- Marcyś... do-brze... zaranh! - Oczywiście stymulacja z tyłu, jak i z przodu nie dała mu żadnej szansy na dłuższe powstrzymywanie się. Już po paru ruchach gorącego języczka Marcela, zajęczał głośniej i zaciskając dłoń na pościeli, wytrysnął obficie rozgrzanym nasieniem na jego klatkę piersiową.
  Jak zwykle nie wytrzymał dłużej niż jego ukochany, ale to wcale nie oznaczało końca ich zabawy. Marcel dobrze wiedział, że wystarczy jedynie pare ruchów, aby Szatyn ponownie był gotowy do działania, a stało się to zaskakująco szybko, dzięki stymulacji jego wejścia. Ale to nie ono drżało, zaciskając się wokół jego palców, ochoczo wciągając je do środka. Wręcz jakby chciało czegoś większego.
  Zbyszek z uśmiechem jeszcze ostatni raz musnął wargami naprężone przyrodzenie narzeczonego i podniósł się tak, aby móc połączyć ich spragnione siebie usta.
- Jesteś niesamowity... - Wymruczał łapiąc go za biodra i przyciągając do siebie, aby się o niego otrzeć. Jednak blondyn miał inne plany. Ku zaskoczeniu ciemnowłosego, odsunął się od niego i podniósł na czworaka, wypinając się do niego ponętnie.
  Oczywiście dwa razy Zbyszka nie musiał zapraszać. Od razu rozmasował jego zaczerwienioną dziurkę, która zadrżała, jak tylko przyłożył do niej czubek swojego przyrodzenia. Poruszył biodrami, aby otrzeć się o nią trochę złośliwie, na co w odpowiedzi Marcel od razu pokręcił zniecierpliwiony biodrami, zerkając zza ramienia z uroczo naburmuszoną minką.
- Przepraszam, przepraszam. Ale wyglądałeś tak uroczo, że musiałem się z tobą trochę podroczyć. - Zaśmiał się sunąc lewą dłonią po jego boku przepraszająco, po czym chwycił za jego biodro i ponownie nakierował męskość na jego wejście. Tym razem wsunął w nie żołądź i nie chcąc ponownie niecierpliwić chłopaka, zaraz wszedł w niego głębiej. Za każdym razem jak w niego wchodził zaskakiwała go fala nagłej przyjemności i ciepła, które wręcz rozsadzało jego klatkę piersiową. Aż z jękiem nachylił się nad chłopakiem i obsypał jego plecy pocałunkami.
- W porządku Marcyś? - Upewnił się nim dostał pozwolenie na poruszanie się. Za każdym razem nie potrafił powstrzymać jęku. To jak jego wnętrzności go ściskały i rozgrzewały, aż miał wrażenie, że się topi. I jak uroczo jęcząc Marcel wychodził mu na przeciw biodrami... Ale czegoś brakowało. Czegoś bardzo ważnego.
- Marcyś... jesteś za daleko. - Niezadowolony klasnął językiem, po czym nachylił się nad nim bardziej, tak aby przylgnąć torsem do jego rozgrzanych pleców. Ręką natomiast chwycił za jego podbródek, aby delikatnie naprowadzić go na swoje usta. Wpił się w jego wargi zachłannie, od razu pomrukując z przyjemności, kiedy jego oczy natrafiły na mieniące się zielone tęczówki. Teraz już było w porządku.
- Kocham cię, tak mocno cię kocham... - Wyszczerzył się zadowolony, drażniąc spód języka ukochanego, na którym po chwili lekko się zassał.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {06/02/23, 11:47 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

  Jęki jego szatyna zawsze motywowały go do dalszych działań, tym samym zwiększając u blondyna podniecenie. Były one piękną muzyką, najlepszą dla jego uszów i nigdy nie miał ich dość, a słyszał je dosyć często. Marcel miał wrażenie, że zaraz on sam się cały roztopi, zwłaszcza, kiedy czuł jak jego chłopiec się wygina i drży na jego klatkę piersiowej. I to tego, jak słodko zdrabniał jego imię, co od zawsze uwielbiał słyszeć w jego ustach.”Marcel” czasami brzmiało zbyt poważnie, a zdrobnienia używał praktycznie tylko właśnie Zbyszek, sprawiając, że to słowo oblewało się miłością. Żałował tylko, że sam nigdy nie mógł użyć tego samego.
  Dlatego też bardziej zachęcony, przyśpieszył ruchy ręki jak i języka. Ten na przemian wchodził w bardziej rozluźnioną różową dziurkę chłopaka. Oczywiście język był o wiele krótszy niż palce blondyna, ale za to mógł dawać inne odczucia – był mokry i ciepły, i też bardziej wrażliwy. Szybko dało to efekty w postaci pulsującego penisa w jego ręce. Był twardy niczym skała i już blondyn wiedział, że niedługo jego ukochany przeżyje pierwszy orgazm. I za wiele się nie pomylił, gdyż już po chwili dostał nagrodę w postaci słodkiego, głośnego jęku, jak i gorącego nasienia, brudzącego jego palce i klatkę piersiową, co wywołało na jego twarzy uśmiech. Teraz już na pewno był ubrudzony we wszystkich kolorach tęczy.
  Za to dziurka niższego ochoczo zaciskała się miejscami na palcach szatyna, a on sam już dosłownie marzył o czym większym i twardszym w środku. Niemalże był już gotowy, aby zacząć go błagać, by wreszcie w niego wszedł, ale na całe szczęście ten odczytał jego mowę ciało. To, że pragnął już go całym sobą, chcąc nareszcie złączyć się z nim w jedno ciało. Uwielbiał to uczucie jak i tę świadomość.
   Ku zaskoczeniu ukochanego, przewrócił się na brzuch i oparł się o ręce, wypinając tyłek w jego stronę, jeszcze bardziej chcąc go skusić. Na jego nieszczęście Zbyszek postanowił jeszcze chwilę się z nim podroczyć, co Marcel skomentował z naburmuszonymi policzkami i ściągniętymi brwiami.
    - No wejdź we mnie wreszcie – ponaglił, nie chcąc dłużej czekać.  - Wybaczę ci tylko za orgazm – prychnął, ale zaraz przeciągle jęknął, gdy nareszcie dostał to czego chciał. Penis chłopaka wszedł w niego gładko, od razu uderzając w czuły punkt, powodując przymknięcie powiek i rozchylenie ust.  - Taaak, nawet bardziej niż w porządku.
    Nawet biodra zdradzały, że ciało Marcela jest w czystej rozkoszy, w ogóle nie odczuwając jakiegokolwiek bólu. To one wychodziły ciągle naprzeciw chłopakowi, współpracując z nim i jeszcze głębiej wciągając go do siebie, aż w końcu nadziały się na jego całą długość. Obwieścił to głośniejszym jękiem i chwilową stratą równowagi. W szybkim czasie doprowadził go do prawdziwej ekstazy, a do pocałunku dołączył ochoczo. Całowali się tak samo, jak zawsze podczas stosunków – niezgrabnie, zachłannie i szybko, co rusz dusząc w swoich ustach jęki.
    - Ja ciebie mocniej – wymruczał.  - Szyyybciej – poprosił, zaciskając palce na materiale prześcieradła, które miało być ich niedługo ofiarą.
    Gdy chłopak spełnił życzenie blondyna, stosunek stał się dla niego jeszcze przyjemniejszy, zwłaszcza, kiedy wchodził w niego swoją całą długością, drażniąc wszystkie wrażliwe punkty. Przez chwilę poruszał prawą dłonią na swoim penisie, zsuwając z niego w szaleńczym tempie napletek, ale w końcu przez nadmiar wrażeń, nie był w stanie się utrzymać tylko na jednej ręce, dlatego zamienił ją na rękę Zbyszka. A to było jeszcze bardziej stymulujące.
     - Zbysiu... zaraz dojdę – jęknął, wypowiadając jego imię.
     Po dodatkowej stymulacji, wiedział, że już tak długo nie wytrzyma, zwłaszcza, kiedy czuł znajome kumulujące się uczucie w okolicach podbrzusza. I jak rzadko mu się to zdarzało, to tym razem doszedł szybciej od Zbysia, wystrzeliwując salwę spermy na jego dłoń jak i na prześcieradło. Zrobił to z głośnym krzykiem, trzesąc się i zaciskając mięśnie zwieracza wokół przyrodzenia chłopaka. Szczególnie na tym ucierpiały ręce Marcela, ledwo utrzymując go jeszcze w pionie.
    I nawet nie mieli okazji na zmianę pozycji.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {09/02/23, 01:56 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Za każdym razem czuł się, jakby był to ich pierwszy raz. Mimo, że tak doskonale znał każdy, nawet najmniejszy zakamarek ciała piegusa i doskonale wiedział, w którym miejscu jego dotyk wywoła najlepszą reakcję - to nigdy nie miał ich dość. Każdy jęk, jego ukochanego, wysyłał z jego podbrzusza kolejny dreszcz przyjemności. Gdyby tylko mógł i Marcel miał lepszą sprawność fizyczną, to pewnie spędziliby na zbliżeniu cały dzień, jak nie dwa lub nawet tydzień. Chciał być tylko z nim i z nikim innym, jako całość na wieki. Najlepiej bez przerwy.
  Oczywiście blondyn nie musiał czekać długo na spełnienie jego życzenia. Zbyszek z ochotą, przyśpieszył ruchy swoich bioder, choć też postanowił je pogłębić. Za każdym razem szybko wysuwał się z jego ciepłego wnętrza, aby zaraz szybko i mocno, zagłębić się na tyle tylko na ile mógł.
  Raz po raz coraz bardziej wpadał w trans przyjemności. Ten cudowny stan, w którym nie liczyło się nic prócz jego słodkiego blondynka, wijącego się pod nim z przyjemności.
- Marcyś...Marcyś, dojdź dla mnie. - Wyjęczał, obejmując rękę jasnowłosego, zaciskając ją ponownie na jego przyrodzeniu. Wspólnie znacznie wzmocnił stymulację, skupiając się na jego wrażliwej nasadzie, palcem wskazującym napierając na cewkę.
  Oczywiście pod wpływem nadmiernej stymulacji, jego partner nie miał szans na zbyt długie wytrzymanie. Dobrze wiedział, że był blisko, kiedy tak mocno pulsował pod jego palcami. Sam też czuł, jak niewiele już mu brakuje, dlatego jeszcze bardziej przyśpieszył swoje ruchy, tym razem nie wysuwając się z niego za wiele.
- Ma-rcyś...!! - Rozchylił usta w niemym jęku, czując jak mięśnie chłopaka miarowo zaciskają się na jego przyrodzeniu. Nie było mowy aby wytrzymał też to urocze drżenie jego bioder. Doszedł chwilę po blondynie, zalewając obficie jego wnętrze, gorącą spermą.
  Zamroczony silnym orgazmem, cudem powstrzymał się przed przygnieceniem chłopaka. Na drżących ramionach, nachylił się nad nim i wpił w jego słodkie usta. Odsunął się od nich dopiero po kilku namiętnych pocałunkach, zlizując stróżkę śliny z ich kącika.
  Po osiągnięciu szczytu, oczywiście szybko wróciła świadomość.
- Musiałeś znowu? - Westchnął ciężko, smyrając nosem jego kark. Przed momentem nawet nie zwrócił na to uwagi, ale teraz lekko naburmuszony nie potrafił tego przetrawić. Ściągając brwi, poruszył się ostatni raz w jego wnętrzu, po czym podniósł do pionu, delikatnie rozchylając pośladki chłopaka. Z uwagą obserwował, jak jego przyrodzenie, powoli wysuwa się z zaczerwionego odbytu blondyna, który mocno się odznaczał na jego bladej skórze. Z każdym centymetrem na zewnątrz wydostawało się coraz więcej soków szatyna, ściekając po udach piegusa.
- Cholera... zapomniałem o gumce... - Mruknął niezadowolony. A raczej tak starał się zabrzmieć, jednak widok był zbyt nieziemski. Wystrzelił w niego tak wiele... - Przepraszam. Pomogę ci. - Dodał zaraz przypominając sobie o negatywnych skutkach zostawienia chłopaka w takim stanie. Choć wiedział, jak bardzo Marcel uwielbiał, kiedy w nim kończył, jego ciało nie było przystosowane do pochłaniania takich płynów tą stroną. Mogło się to skończyć dla niego nie tylko źle, ale też i boleśnie. A tego by sobie nie wybaczył.  
  Kiedy żołądź jego penisa, wyskoczyła wreszcie z wejścia blondyna, większość nasienia wylała się na pościel, dla której ostatnim ratunkiem było oddanie do pralni. Całe szczęście mieli jeszcze letnią i parę koców.
- Wiem, że jesteś już wyczerpany, ale wypnij się jeszcze na chwilę. Obiecuję się pośpieszyć... postarać się pośpieszyć. - W ostatniej chwili zmienił zdanie, czując jak jego palce zagłębiają się we wciąż drżącym po przebytym orgazmie wnętrzu chłopaka. Starał się ostrożnie i dokładnie wszystko wyciągną.

- Koniec. - Oznajmił po dłuższej chwili, całując jeden z jego pośladków. - No chyba, że masz ochotę na jeszcze jedną rundkę. - Dodał lekko rozbawiony, ale oczywiście w pełni poważnie. Gdyby tylko Marcel się zgodził, Zbyszek był gotów do działania. Jednak widząc jego stan, nie liczył na to.
- W porządku? Nie wymęczyłem cię za bardzo? - Spytał kładąc się obok blondyna, po czym przyciągnął go do siebie, zamykając w czułym uścisku. - Powiesz mi co cię wzięło ostatnio na używanie tego? - Spytał leniwie sunąc ręką wzdłuż jego kręgosłupa, opuszkami palców zahaczając o wypuklenie kręgów.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {14/02/23, 10:35 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Niewiele później po blondynie, doszedł również jego ukochany brunet o czekoladowych oczach przy akompaniamencie imienia zielonookiego. To jak zawsze było dla niego przesłodkie i jednocześnie seksowne, że w chwili najwyższego szczytu przyjemności, miał w głowie tylko i wyłącznie jego. A lubił być w jego centrum uwagi.
    Ochoczo odwzajemnił pocałunek, jeszcze ten ostatni raz mogąc przypomnieć sobie namiętność pocałunku. Jego usta jak zawsze smakowały wyśmienicie, będąc idealnie wykrojone. Czasami lubił fantazjować, że zostały stworzone specjalnie dla niego, aby perfekcyjnie łączyć się z nim.
    Uśmiechnął się niewinnie na jego następne słowa. Tak, musiał. To słowo było w końcu częścią jego planu. I całe szczęście nie widział po chłopaku, że jakkolwiek się na niego gniewa.
    Po jego powolnym wyjściu z dziurki, od razu poczuł, jak ciepły, nagromadzony płyn, z niej wycieka, ściekając po jego udach. Wręcz uwielbiał to uczucie spełnienia i traktował to jako należytą nagrodę dla swojego tyłka. Miał także wrażenie, że to jeszcze bardziej ich do siebie za każdym razem zbliżało, jeśli akurat kończył w jego środku niż w gumce.
    Już chciał się położyć wygodnie na jedną z poduszek i wtulić się w Zbyszka, tak jak zawsze to robił po stosunku, ale niestety on miał inne plany.
    Blondyn westchnął z wyraźną niechęcią w głosie i położył tylko policzek na poduszce, opierając resztę ciężaru ciała tylko o niego, bo trzęsące się ręce niewątpliwie mogłyby lada moment nie dać rady. Dlatego położył je bezwiednie wokół tułowia i czekał niecierpliwie aż Wiśnia wykona swoje zadanie. Marcel zdawał sobie sprawę, że było to o wiele bezpieczniejsze dla jego organizmu niż zostawienie obcych płynów w miejscu, gdzie ich nie powinno być, ale jedyne o czym teraz marzył, to znalezienie się w ulubionych ramionach. Zwłaszcza, że z każdą sekundą tracili czas na wspólne uspokajanie oddechów, co dla blondyna również było ważne.
      - Bez zmęczenia to nie byłby tak dobry seks – odpowiedział, gdy na reszcie robota została wykonana i wtedy tak ochoczo przylgnął do ciała ukochanego, znajdując w mgnieniu oka swoją ulubioną pozycję. Splątał nawet ich nogi w uścisku, nos wtulając w szyję, tak mogąc wdychać jego boski zapach, a wolną ręką, korzystając z okazji, zajął się macaniem zarysowanych mięśni na brzuchu.  - Pomyślałem, że jeśli zacznę używać je w takich chwilach, to zacznie ci się choć trochę podobać. I chyba trochę mój plan zadziałał, skoro jeszcze nie jesteś na mnie obrażony, co? - Musnął koniuszkiem nosa jego żuchwę.  - Lubię twoje imię. Nie znam ani jednej osoby prócz ciebie, kto tak się nazywa. Jest wyjątkowe, tak jak ty i tak ładnie się zdrobnia. - Uśmiechnął się lekko, tutaj postanawiając wydostać się spod szyi i spojrzeć mu w oczy.  - Zbysio, Zbysiu, Zbyszek. Hm? Chyba nie brzmi to aż tak źle w moich ustach? - Poszerzył uśmiech i nachylił się nad nim, kradnąc czuły pocałunek.  - Wiesz, to była jedna z naszych najlepszych randek. I nie chodzi mi tylko o seks, żeby nie było! - Zaśmiał się.  - Tylko o też, że mogliśmy wspólnie coś namalować – dodał, a jego oczy od razu jakby się bardziej zabłyszczały, emanując prawdziwą radością. Co mogło być lepszego niż randka, gdzie mógł dzielić się ze swoim hobby, później zakończona idealnym seksem, w którym nic by nie zmienił. Może jeszcze na początku ich seksualnej podróży, zaliczali wpadki czy komunikowali sobie, że coś im się nie podobało, ale teraz znali się i uzupełniali idealnie.  - Wiesz, jak bardzo cię kocham, co nie?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {19/02/23, 12:13 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Bliskość nagiego ciała ukochanego po tak wyczerpującym stosunku była czymś niesamowitym i wielce ważnym dla nich obu. Przez ostatnie cztery lata ich związku, spali ze sobą niezliczoną ilość razy. Na początku nawet i kilka razy dziennie po dłuższych rozłąkach, które miały uśpić czujność ich wścibskie, homofobiczne otoczenie. A mimo to żaden nie miał dość ciała drugiego. Mimo iż znali je na wylot. Każde najmniejsze znamię, każdy najmniejszy pieprzyk.
  Leżąc tak przed sobą nie mieli żadnych tajemnic i ufali sobie bezgranicznie. Czego więcej można było chcieć od życia? Według Zbyszka już i tak wygrali na loterii.
- Hmmm mówisz? - Zaśmiał się pod wpływem lekkich łaskotek jakie wywołały złote loki Marcela, kiedy ten się w niego wtulił. - Więc dzisiaj nie był taki dobry? Dawniej odlatywałeś sekundę po dojściu. Pogorszyłem się? Czy może cudem twoja kondycja levelowała? - Rozbawiony na moment przyciągnął do siebie mocniej chłopaka, tak aby nie było między nawet skrawka przestrzeni i zaciągnął się jego słodkim zapachem. Tylko po to aby zaraz wraz z wypuszczonym oddechem poluzował uścisk.
- Marcyś, wiem że jesteś mądry. I to sto razy bardziej, jak nie dwieście bardziej niż ja. To brzmi logicznie, ale dobrze wiemy, że moje nastawienie rzadko kiedy jest logiczne. - Ściągnął brwi coraz bardziej, za każdym zdrobnieniem, próbując zgrywać naburmuszonego, ale w chwili po wspólnych uniesieniach zwyczajnie nie potrafił grać. Nie przy nim. - Diabełku ty mój kochany ty~ - Westchnął ciężko mięknąc pod wpływem spojrzenia tych jego cudownych zielonych oczu.
- Nic co wychodzi z twoich słodkich ust nie brzmi źle. W drugą stronę jak idzie tym bardziej. - Uśmiechnął się niewinnie. - Przyznaję, że twój głos dużo daje, ale dalej czuje jakby to nie było... moje imię. - Jak zawsze próbował wytłumaczyć działanie swojego mózgu, ale nie potrafił. Jak raz coś sobie ubzdurał, tym bardziej od najmłodszych lat, to ciężko było mu się tego wyzbyć. Ale może z pomocą ukochanego? Zmieszany odsunął się od piegusa, aby zaraz ukryć twarz w jego klatce piersiowej, kręcąc głową na boki. Trwało to chwilę, póki nie uspokoił się pod wpływem wciąż mocno bijącego serca narzeczonego.
- Powinniśmy to robić częściej.. Nawet mam już kilkanaście pomysłów na obrazy! Aaaaaaaale podejrzewam, że za każdym razem kończyłoby się na bitwie i na łóżku. - Parsknął prostując się do całusa, których wciąż było mu mało. - No nie mogę się tobą nacieszyć. - Przyznał z rozczulonym uśmiechem i ponownie przyciągnął chłopaka do dłuższego pocałunku, który też po części był jego odpowiedzią.
- Wiem. - Wydyszał w jego zaczerwienione wargi pewny, jak niczego innego na świecie. - A ja kocham ciebie - na zabój moja ty Żabko. - Wolną ręką, na której nie leżał Marcel, pogładził jego policzek, aby zaraz trącić palcem jego piegowaty nosek.
- Śpij. Wiem że jesteś zmęczony. Ja też padam. Jutro będzie kolejny cudowny dzień, który spędzimy razem. - Uśmiechnął się po czym sam niechętnie przymknął powieki. Choć podejrzał jeszcze z raz, czy dwa jego uroczego blondaska i skradł mu jeszcze ostatni pocałunek.
- Dobra, ale teraz to już na pewno - kolorowych snów ze mną Marcyś. - Zamykając oczy, naciągnął na nich bardziej pościel wraz z kocami i dał się chłopakowi zamknąć w uścisku. W taki sposób zasnął bardzo szybko, szczególnie usypiany przez bicie serca blondyna oraz szum jego spokojnego oddechu.

....

  Tak jak każdego poranka, szatyn obudził się jako pierwszy. Mimo zagrzebania w ciele Marcela, promienie słoneczne, wdzierające się przez małą szparę zasłonek, trafiły akurat na jego powieki. Niezadowolony próbował ponownie zasnąć, bardziej chowając twarz w swoim ukochanym blondasku. Ale wszelkie wysiłki spełzły na marne. Raz wybudzony, wiedział, że już nie zaśnie. Może kiedyś dane mu będzie odzwyczaić się od tego wiejskiego trybu życia?
  Choć czasami nie chciał tego zmieniać. Szczególnie w chwilach w których mógł ujrzeć beztroską twarz śpiącego Marcela. Tak jaki był bezbronny i uroczy - był to obraz przeznaczony tylko dla jego oczu.
- Dzień dobry, księżniczko. - Z uśmiechem musnął wargami jego policzek.- Za chwilę wrócę. - Dodał choć wiedział, że do chłopaka nie za wiele w tym stanie docierało. Rozbudził jego ciało swoim ruchem, ale jego umysł wciąż był głęboko zanurzony w krainie snów.
  Opatulił go szczelnie, po czym ubrał się i wyszedł na dwór z psami, gdzie powitany został przez chłodny, morski poranek. Idealna pogoda na bieganie. Nie chciał jednak przeznaczać na nie zbyt dużo czasu, więc obrał prosta trasę przez miasto. Po raz kolejny zakupił gotowe śniadanie. Oszczędności z perkusji powoli malały, ale jeszcze trochę mogli się pobawić. Najwyżej szybciej rozejrzy się za jakąś pracą na budowie, czy innej fizycznej strefie, gdzie nie będą zadawać zbędnych pytań.
  Szatyn już miał powoli kierować się w drogę powrotną, kiedy to zza rogu o mało nie został przyprawiony doniczką w głowę. Cudem wyminął niosącą ją dziewczynę, którą zaraz też przytrzymał za ramię, chroniąc przed upadkiem.
- Boże, bardzo cię przepraszam! - Rozgorączkowana rudowłosa ponownie omal się nie wywróciła pod wpływem ciężkiej doniczki, dlatego też szybko ją od niej odebrał.,
- Spoko. Gdzie postawić? - Wyszczerzył się przyjaźnie i na polecenie dziewczyny odstawił bezpiecznie roślinę na ziemię. Wstając jednak jego uwagę przykuł liście będące w nietypowym dla niej stanie. - Spiekła wam się przy oknie? - Uniósł lewą brew, zerkając na dziewczynę z dołu.
- Nie. Nie wydaje mi się. Chyba brakuje jej wody i trochę słońca. - Odparła przekonana, ale szatyn od razu pokręcił głową.
- Nie potrzebują go tyle. I wody ma aż nadmiar, to też część problemu. - Poradził.
  Nie czekając na reakcję dziewczyny nakazał psiakom poczekać przed kwiaciarnią, a sam wniósł kwiatka do pomieszczenia, gdzie to ustawił go w delikatnym cieniu. - Daj mu się trochę odsączyć i będzie jak nowy. - Dodał z uśmiechem i rozejrzał się po sklepie. Kwiaty. Już na sam ich widok tęsknił za swoim ogrodem, nad którym ciężko pracował każdego dnia, a jego owocami obdarowywał Marcela. Starał się przynajmniej dać mu jednego kwiatka dziennie, a rzadsze i trudniejsze odmiany zostawiał na wyjątkowe okazje, aby go bardziej zadziwić.
- Dużo macie róż? - Spytał prostując się. - Potrzebuję sporego bukietu.

...

- Marcyś budzimy się~ - Mruknął tuż nad uchem blondyna, którego jedynie czubek głowy wystawał z pościeli. - Bo cały dzień prześpisz. - Dodał, ale to również nie pomagało. Wydął dolną wargę rozbrojony i przeczesał jego piękne loki, z które teraz zaplątane były dwa czerwone płatki.- Oki to jem sam, a twoje tosty dam Reksiowi i Rambowi. Już im cieknie ślinka, nie chłopaki? - Jak na sygnał zaraz rozległy się wesołe szczeknięcia, ale szatyn do nich się nie zbliżył. Przysiadł na brzegu łóżka, obok rozłożonej tacki ze śniadaniem, obok której spoczywał pokaźny bukiet róż, który zajął praktycznie całe miejsce, na którym kilka godzin temu spoczywał Zbyszek.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {03/03/23, 12:15 am}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

   Wywrócił oczami, słysząc słowa szatyna, Dobrze wiedział, że się z nim droczył, jak to bardzo lubił. Wiedział też, że akurat on po tylu latach spędzonych ze sobą, był pewny swoich umiejętnościach w zaspokajania partnera. Dlatego w „nagrodę” podarował mu delikatnego kuksańca w brzuch.
    - Jestem przecież zmęczony – obronił się.  - Ale nie chce również tracić tych kilku cennych przytulasów – dodał.  - Poza tym, nawet jakbyś był taki okropny, to i tak przy twoim genialnym ciele, dojście byłoby łatwe.
    Przytulanie się, całowanie i rozmowa, wspólne łapanie oddechu i po prostu bycie blisko siebie, było dla Marcela przecież szczególne ważne, tuż po stosunku. Zawsze potrzebował jeszcze tej chwili tylko dla nich dwoje, by dojść do siebie i dać sobie, jak i jemu poczucie bezpieczeństwa. Całe szczęście dla Zbyszka też to było priorytetem.
     - Nie mów tak, też jesteś mądry. - Odsunął się na kilka centymetrów, by tylko móc spojrzeć w czekoladowe tęczówki. Nawet jeśli blondyn czasami nazywał go pieszczotliwie „głupolem”, to przecież traktował Zbyszka na tym samym poziomie. Wcale nie uważał się za mądrzejszego lub inteligentniejszego od niego. Marcel po prostu lepiej się uczył, ale Zbyszek był od niego lepszy w innych dziedzinach. Dlatego od razu próbował mu wybić z głowy takie porównanie.
      - Zbok! Kto tu jest diabełkiem! - Zaśmiał się, od razu rozumiejąc jego podtekst.  - Aż taki w tym dobry jestem, co? - podłapał temat, uśmiechając się szeroko. Szatyn nie musiał w ogóle odpowiadać. Jego wyraz twarz, ciężkie jęki i głośne jęki, słyszalne dalekie kilometry stąd, mówiły same za siebie.  - Bo za mało je używam. Daj mi szansę – poprosił. Tak jak z innymi kompleksami, z którymi razem sobie poradzili, tak wreszcie chciał uporać się i z tym, a przecież to była kolejna rzecz, która wyższy za bardzo wyolbrzymiał.
      - Jeszcze uczeń przerośnie mistrza. - Zachichotał.  - Wcale nie będę narzekać – dodał, dołączając ochoczo do buziaków, kciukiem głaszcząc go po rozgrzanym policzku, a gdy zobaczył ponownie jego przepiękny uśmiech, serce blondyna tylko przyśpieszyło. Zwłaszcza, kiedy został nazwany „żabką”. Tylko on mówił do niego tak pieszczotliwym słówkiem, jakie było nazywanie go „żabką”. Kochał każde przezwisko nadane mu przez ukochanego – diabełek, żabka czy po prostu Marcyś. Może dlatego kiedyś wpadł na pomysł zrobienia spodni w te zwierzęta.
     A na wyraz „śpij”, Marcel automatycznie szeroko ziewnął, uśmiechając się do niego. Ale zamiast od razu zasnąć po życzeniu mu dobranoc, zamknął go w ciasnym uścisku, a wolną dłonią przeszedł na jego plecy. Tam po nagiej skórze, okrytej kocem, kreślił delikatne wzory i czekał aż Zbyszek zaśnie pierwszy. W międzyczasie po prostu korzystał z chwili, wsłuchując się w oddech, który szybko zwolnił i stał się miarodajny.
**
    Przebudził się tylko na chwilę, jeśli w ogóle można było tak to nazwać, ponieważ zdążył tylko zarejestrować jakby przez mgłę delikatny dotyk na policzku, żeby już po kilku sekundach znowu zakopać się w warstwie koców i pościeli, i ponownie zasnąć. Jego organizm tak jak zawsze był bardziej zmęczony po stosunku niż zazwyczaj, a już na pewno był niezdolny do takich wczesnych pobudek. Za pewne to będzie zawsze jedyna rzecz, której Marcel nigdy nie zrozumie w Zbyszku. Ale była to kolejna piękna różnica między nami, mimo której ten drugi z nim wytrzymywał, musząc te kilka godzin spędzić sam.
    Wymruczał coś niezrozumiale, słysząc znajomy głos nad swoim uchem. Od razu naciagnął materiał, zakrywając je. Nie miał pojęcia, ile minęło godzin od pierwszego przebudzenia, ale czuł, jakby upłynęło tylko kilka minut. Miał ochotę najlepiej odwrócić się na drugi bok i ponownie zasnąć.
    Postanowił dopiero wstać, słysząc szczeknięcia ich włochatych dzieci. To sprawiło, że podniósł się do siadu, oczywiście tuląc się do ludzkiego źródła ciepła. Jego ręce niemalże natychmiast odnalazły prawidłową drogę, zakradając się pod materiał bluzki ukochanego i zaczęły dotykać poszczególnych mięśni, aż nie uchwyciły fałdki skóry, co wywołało delikatny uśmiech na zaspanej twarzy blondyna.
    - Już nie śpię – mruknął, nosem szturchając go w szyję.  - Moglibyśmy się jeszcze trochę poprzytulać, a nie od razu wstawać tak wcześnie – wyburczał. Wtedy też podniósł głowę, ustami próbując dostać buziaka na oślep. Wargi przyłożył do ukochanej części ciała, ale gdy już wyciągnął koniuszek języka, szybko zrozumiał, że to co właśnie polizał, nie było ustami, a kącikiem oka. Na ten cel nie mógł narzekać, aczkolwiek bardziej cieszyłby się z tego pierwotnego.
   - Daj mi buuuzi – wymruczał, nastawiając wargi w kształcie dziubka, a gdy wreszcie otrzymał to co chciał, przeciągnął się leniwie. I dopiero wtedy zauważył, że tuż obok niego leżał bukiet złożony z czerwonych róż, których nawet Marcelowi było trudno zliczyć. Nie chciał także widzieć, ile Zbyszek przeznaczył na nie pieniądze. A nawet jeśli bardziej rozsądnym byłoby przeznaczyć je na bieżące wydatki, jak na jedzenie, to blondyn nie zamierzał mu o tym przypominać. Tak jak zawsze cieszył się z każdego gestu. Szczególnie z kwiatów, które zawsze gościły w jego pokoju w wazonie i sprawiały, że ten przepięknie pachniał. Tylko tym razem nie będzie musiał nikomu ściemniać, że kupił je sam, jak to miało miejsce w obecności rodziców. Nie mogli się dowiedzieć, że zawsze dostawał je z ogrodu ukochanego.
     -Wiśnia... - powiedział z szerokim uśmiechem, biorąc bukiet do ręki i od razu zaciągnął się świeżym zapachem, zamykając na chwilę oczy. Dzięki takim  gestom, chłopak zdecydowanie czuł się kochany i najważniejszy na świecie w jego oczach, Zwłaszcza, że jako jeden z nielicznych, nie musiał prosić się o dostanie kwiatka tak bez okazji.  - Są cudowne – dodał, tym razem trafiając w usta ukochanego i porywając go w krótki, lecz namiętny pocałunek. Ich tosty mogły jeszcze trochę poczekać.  - Powtórzę się po raz kolejny – jesteś najlepszym chłopakiem... narzeczonym – poprawił się.  - Jakiego mogłem sobie wymarzyć – dodał, rozczulony.
   Po tym wyznaniu szybko ubrał się w białą bluzkę z obrazkiem żółtego słońca, a na to zakładając krótkie ogrodniczki w kolorze limonkowym, który na ostrym słońcu sprawiał wrażenie świecącego się. Następnie od razu skierował się do misek psiaków, nakładając mu odpowiednią ilość mokrej karmy i nalewając świeżej wody.
   Nie było trzeba długo czekać aż dwa łobuzy zlecą się do rąk Marcysia. Tylko Rambo, jako ten większy łobuziak, nie umiał brać przykład z grzecznego braciszka, tylko wpychał swój czarny nos między ręce blondyna, nie mogąc się doczekać śniadania. Mimo że obydwa psiaki znały odpowiednią komendą, to zawsze ona na Rambo po prostu nie działała.
**
   Po prysznicu na siłowni zarządzonego przez niższego, skierowali się do nowo odkrytej kawiarni bezglutenowej, do tej samo, skąd ostatnio blondyn pozyskał ich śniadanie. Tym razem chciał przedstawić mu te urocze miejsce, ale najważniejszym powodem było ukradnięcie trochę prądu. Telefon Marcela był całkowicie rozładowany, tak samo jak powerbank.
   Kawiarnia nie była mała ani duża – było to pomieszczenie w kształcie prostokąta, podzielonego na dwie części, połączonego schodkami, prowadzącymi do kolejnych stolików, jak i wydzielonej części z fotelami przy kilku regałach wypchanych po brzegach kolorowymi okładkami książek.
   Pomieszczenia były utrzymywane w jasnych kolorach, kontrastowane tylko z ciemnym drewnem i specjalnie zabrudzonymi ścianami z cegły, co miało nadać bardziej industrialny wygląd, ale to co najbardziej urzekło Marcela, to znajdujące się wszędzie zielone rośliny – te zwisające z sufitu, jak znajdujące się wysoko na parapetach.
   Chłopak na początku miał małe wątpliwości, czy na pewno powinni wchodzić do środka z dwoma psami. Na drzwiach znajdowała się naklejka, informując o przyjazności lokalu zwierzętom, ale mimo tego nie był pewien, czy dwa psy i do tego duże były akceptowalne. Ale jego obawy ulotniły się z chwilą zajęcia miejsca na białej kanapie przy dużych oknach, wychodzących na gdańskie ulice, bowiem od razu zostali przywitani przez kobietę w czarnych, falowanych włosach. A ta zamiast ich powitać czy zaprosić do kasy, od razu zrobiła rozczulony uśmiech, klekając przy psiakach.
   - Ojeju, jakie przesłodkie!! Jak się nazywają? Mogę pogłaskać? – zapytała kobieta.
   - Ten biały to Rambo, a czarny to Reksio – odpowiedział.  - Jasne, uwielbiają to – dodał, widząc, jak już kobieta nie może się doczekać. I wcale się nie pomylił, bo czworonogi chłopców lubiły być głaskane przez wszystkich, teraz wesoło machając ogonem na wszystkie strony i liżąc czarnowłosą po rękach. Marcel nie mógł oderwać od nich spojrzenia, samemu mając ochotę dołączyć się do głaskania.
    Wkrótce dla najważniejszych gości lokalu została przyniesiona świeża woda w miskach, a nawet na koszt firmy dostali dwa kubeczki z bitą śmietaną przeznaczaną dla psów. Te, jak i ich opiekunowi nigdy o czymś takim nie słyszeli, niemniej jednak bez zawahania psie pyszczki zostały zamoczone w kubeczku, pochłaniając swój darmowy prezent w zawrotnym tempie.
    - Ooo, wyglądają teraz jak ich tatuś po jedzeniu – skomentował, śmiejąc się, gdy zobaczył resztki śmietany na ich mokrych nosach i wielkie, czarne oczy, marzące o jeszcze jednej porcji.  - Już starczy wam. Dopiero, co śniadanie zjedliście – zarządził, nieugięty i skierował się do kasy, zamawiając sobie lemoniadę arbuzową i kawałek tofurnika z borówkami na wierzchu, a dla Zbyszka wybrał puszysty placek z winogronami, posypanymi kakao i wodę gazowaną z tymi samymi owocami, wiedząc, jaką obsesję miał na punkcie tych owoców.
    Oparł się o ladę, rozglądając się po pomieszczeniu i wtedy jego oczy zostały przykute przez ogłoszenie, wiszące na szybie. Z braku innego zajęcia szybko je przeczytał, czekając na ich zamówienie. Żółtka kartka była niczym innym jak informacją o zatrudnieniu nowego pracownika, o czym od razu z wypiekami na policzkach z podekscytowania, powiadomił Zbyszka. Mógłby pracować blisko plaży, w miejscu tak przyjaznym ich zwierzętom i jeszcze w pełni bezglutenowym, na czym sam dobrze się znał. Czego mógł chcieć więcej?
    - Szukają pracowników! – powiadomił, wykładając talerzyki na stół.  - Może powinienem się zgłosić? Chyba piekarnika im nie spale. - Prychnął, uśmiechając się szeroko.  - I jak, smakuję ci? - zapytał, uruchamiając telefon. No i ten wreszcie zareagował, włączając się, od razu wibrując, jakby zamienił się w zabawkę dla dorosłych.  - Tak to nikt nie pisał, a jak padł, to od razu wszyscy – skomentował rozbawiony.  - O! Majka wpada na weekend do Gdańska i chce się z nami spotkać – powiedział wielce udając zdziwionego. Miał tylko nadzieję, że Zbyszek tym razem nie przejrzy ich intrygi i niespodzianki, jaką był projekt pierścionka. Dlatego odsunął się trochę od niego, kiedy dziewczyna wysłała projekty prezentu dla szatyna.
    - Omg!!! Ten drugi jest megaaa  Just the two of us - Page 3 1f49b  Just the two of us - Page 3 1f49b wystukał szybko i następnie przeszedł do SMS-ów, gdzie ku jego zdziwieniu zobaczył spam.  Jego rodzicielka, a nawet jego ojciec próbowali do niego dzwonić w ostatnim czasie, ale przez zablokowanie ich numerów, mogli liczyć tylko na powiadomienie w SMS.
    Jego ciało automatycznie podkuliło się lekko, ponownie przysuwając się do ukochanego. Zagryzł dolną wargę, aby za krótko chwilę ciężko westchnąć. Sam nie wiedział, co powinien w takiej sytuacji zrobić. Z jednej strony zdecydował się od nich uciec, niejako się odciąć, bo nie dawali mu innego wyboru, ale z drugiej strony to wciąż byli jego rodzice, którzy przez tyle lat go utrzymywali.
    - Myślisz, że powinienem oddzwonić? - zapytał już trochę ciszej, pokazując mu ekran telefon.  - To  w końcu moi rodzice, może powinienem... dać znać, że chociaż żyję.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {05/03/23, 11:13 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Jak zawsze przebudzenie Marcela było niesamowicie długim procesem. Od chowania się w pościel, do wiercenia i marudzenia pod nosem. Aż w końcu podniesienie się do siadu, jednak to nie zawsze oznaczało, że się wybudził. W tym przypadku było do tego jeszcze daleko. Zbyszek nigdy na to nie narzekał. Wręcz dzięki temu uwielbiał się budzić wcześniej, aby zobaczyć ukochanego w tak uroczym stanie. I co ważniejsze, być pierwszym co zobaczy nowego dnia.
- Coś mi ciężko w to uwierzyć. - Parsknął rozbawiony zarówno zachowaniem blondyna, jak i dotykiem, który wywołał u niego lekkie łaskotki. - Oj no wiem, no wiem, jestem taki okropny. Ale teraz to nadrabiamy. - Dodał. Ale to nie był koniec wyczynów jego śpiocha, bo już po chwili poczuł coś mokrego na powiece. Aż zamrugał kilkakrotnie, po czym roześmiał się głośno. - Chyba za długo siedzisz z Sierściuchami. No już już Żabolu ty mój słodki. - Wydusił między napadami i szczerząc się głupio, przyciągnął go delikatnie za brodę do pocałunku, tak aby tym razem na pewno jego usta odnalazły swój upragniony cel.
  Pieniądze może i powoli im się kończyły, ale nie chciał aby przez to dusili każdy grosz. Z resztą minimalne na przeżycie było odłożone, reszta to dodatek na przyjemności, lub oszczędności na wspólną przyszłość. Z radością odwzajemnił każdy jeden pocałunek i to z nawiązką, głaszcząc chłopaka po jego piegowatym policzku.
- A ty moim Marcyś. - Odparł czując przyjemny ucisk w klatce piersiowej, jak za każdym razem, kiedy udawało mu się uszczęśliwić ukochanego.
  Zadowolony z udanej niespodzianki, rozsiadł się wygodniej, obserwując poczynania chłopaka, który zaczął od ubierania się w jeden ze swoich najbardziej uroczych ciuchów. Dobrze wiedział, jak bardzo Wiśnia lubił te jego limonkowe ogrodniczki.
- Jak ty możesz być taki śliczny? - Ponownie złapał się za pierś na moment. Czym sobie zasłużył na tak przepięknego narzeczonego? Z nim każdy dzień wydawał się słodkim snem, niemalże nie realnym. Czasami obawiał się, że któregoś dnia w końcu bańka mydlana pryśnie, a on obudzi się, kiedy to wciąż byli jedynie przyjaciółmi. Bolałoby, ale zrobiłby wtedy wszystko, aby spełnić tak przepiękny sen.

...

  Po szybkim prysznicu na siłowni, który pozbawił ich ciała kolorów tęczy, ich kolejnym celem była kawiarnia. Ku zaskoczeniu Szatyna nie kazali poczekać czworonogom na zewnątrz, a nawet weszli z nimi do środka. Było to coś z czym Zbyszek miał do czynienia pierwszy raz w życiu. Tylko słyszał o takich serwisach zagranicą, ale nie w Polsce.
  Przywitany, był gotów na zabranie psiaków i wycofanie się, ale czarnowłosa kobieta podzielała równie ogromny entuzjazm do psów, jak jego ukochany. Który aż widział, że musiał powstrzymać się od dołączenia do sesji głaskania. Natomiast Zbyszek musiał, wstrzymać się od śmiechu, co trochę słabo mu wyszło.
- Teraz to narzekasz? - Szepnął mu na ucho, po czym pomógł kudłaczom zlizać resztki bitej śmietany z pyszczków, zbierając ją na palec.
  Jako, że Marcel zajął się zamawianiem, Szatyn zabrał się za znalezienie dogodnego stolika, przy którym znajdowały się gniazdka. Ledwo zdążył podłączyć do jednego swój padnięty sprzęt, który i tak długo posłużył mu przy nawigowaniu, a już wrócił do niego blondyn. Informacja o pracy bardzo go uradowała, ale również trochę zakłopotała. To Marcel jako pierwszy znalazł potencjalną robotę, a tymczasem on co robił? Nie mógł przecież pozwolić utrzymywać piegusowi ich czwórki. Chciał go wspierać, a nawet więcej. Ale nie mógł nie podzielać jego zaraźliwej radości. Wysłuchując go do końca, nie mógł się nie oprzeć, aby nie spróbować placka z winogronami.
- Czemu nie? Jak będą marudzić na wiek, to zawsze możesz pokazać na co cię stać. A wtedy to już złowieni na amen. - Wychylił się, aby rozczochrać zachęcająco te jego złote loczki. Była to dla niego idealna oferta. - I to jak. Dobrze wiesz co lubię. - Odparł nie mogąc długo powstrzymać się od kolejnego kęsa. - Chcesz spróbować? - Spytał po chwili nabierając kolejny kęs na widelczyk, który podsunął chłopakowi.
- A już myślałem, że ściągnąłeś jakąś podejrzaną apkę. - Ośmiał się wytykając język. Zaraz jednak trochę się wyprostował na wzmiankę o ich wspólnej przyjaciółce. - O! To mi przypomina. Nosiło ją, żeby zobaczyć jak pierścionek wygląda na twojej ręce na żywo. Skubana ma talent, mimo że ją wtedy trochę, a nawet bardzo pośpieszyłem. - Wspomniał krótki deadline, jaki wtedy dał dziewczynie, ale ta i tak poświęciła się projektowi i nawet z dziwacznymi szkicami Zbyszka przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Sam nie mógł się napatrzeć na dłoń Blondyna, którą naznaczył - za każdym razem jak ją widział, uśmiechał się głupawo.
  Wychwytując nagłą zmianę w postawie ukochanego, uniósł lewą brew, pociągając łyka wody winogronowej.
- Coś się stało, Marcyś? - Spytał choć się domyślał. A jego podejrzenia potwierdził ukazany mu ekran komórki. Od razu ściągnął brwi niezadowolony. Najpierw próbowali nieustannie kompletnie zniszczyć im życie, a teraz kiedy zyskali wolność i ją chcieli odebrać. Czego oni jeszcze od nich chcieli? Co mogłoby przemówić do tych ich tępych móżdżków? Tylko była też bardzo mała możliwość, że dzięki ich ucieczce zrozumieli swoje błędy... Ale nie chciał, aby Marcel musiał znowu znosić ich wyzwiska.
  Zirytowany poczochrał gwałtownie swoje włosy, po czym zabrał telefon chłopaka.
- Ja się tym zajmę. Daj mi chwilę. Ale nie zapomnij zostawić czegoś dla mnie. - Cmoknął szybko chłopaka w policzek, po czym wyszedł z kawiarni. Nie chciał aby Marcel przypadkiem coś usłyszał, ale też nie zamierzał robić przedstawienia w kawiarni i zniszczyć jego szansy na znalezienia zatrudnienia.
  Wziął głęboki wdech i odblokował numer ojca Marcela. Początkowo sam zamierzał do niego zadzwonić, ale nie musiał Telefon od razu zawibrował w jego dłoni, a na wyświetlaczu pojawił się znienawidzony numer. Odebrał i nawet nie miał szansy na wypowiedzenie czegokolwiek więcej niż niepewne "halo". Dosłownie sekundę później musiał odsunąć telefon od ucha, aby uniknąć ogłuchnięcia przez ryk Zielińskiego.
- Gdzie jest mój syn!? Ty pieprzony pedale!!![...] - Szatyn nie odzywał się, póki mężczyzna odrobinę się nie uspokoił. Jakimś cudem udało mu się cierpliwie wyczekać momentu, w którym zabrakło mu tchu i zaczął mocno kaszleć.
- Marcel żyje i ma się dobrze. Jak nigdy. - Warknął w końcu ściskając urządzenie w dłoni, aż pobielały mu knykcie. - Jak chcesz jeszcze mieć syna, to się ogarnij skurwysynie. Może kiedyś ci wybaczy... Ode mnie na to nie licz. - Po tych słowach nawet nie czekał na odpowiedź, tylko się rozłączył i szybko zablokował ponownie numer, po czym opadł na wolne krzesło przy zewnętrznym stoliku.
  Miał głupią nadzieję, że ich rodzice opamiętają się po tak drastycznym środku, ale było jeszcze gorzej. Nie było dla nich ratunku. A oni nie mieli czego szukać w Sycowej hucie. Nie mogli liczyć na nikogo, prócz samych siebie. Przełknął ciężko ślinę, czując jak przyciskana do czoła komórka wibruje od powiadomień. Musiał wracać do chłopaka i niestety rozwiać jego wszelkie nadzieje.
  Z takim też zamiarem wstał i zwrócił się do wejścia, jednak kątem oka wychwycił coś nietypowego. Dwóch mężczyzn w mundurze, zaczepiało ludzi po przeciwnej stronie ulicy. Każdego o coś wypytywali, coś pokazywali. Ale ludzie jedynie kręcili głową i szli dalej. Aż nie natrafili na dziewczynę, w której Zbyszek nie rozpoznał pracowniczki kwiaciarni. Bez wątpienia zdradzała właśnie jaki to ogromny bukiet kupił tego ranka, gestykulując dłońmi. Zaraz pokręcił głową. Powoli zżerała go paranoja. A może jednak nie? Może to działał jego instynkt przetrwania? Kiedy ponownie zerknął na zaczepioną przez policję dziewczynę, ta bez ceregieli wskazała prosto na jego osobę.
- Niech to szlak. - Warknął pod nosem od razu zwiewając do środka i dopadając do ich stolika.
- Zmywamy się. Psiarnia idzie. - Poinformował krótko od razu wygrzebując z kieszeni pieniądze. Nie wiedział ile ich zamówienie wyniosło, dlatego zostawił wręcz w nadmiarze na stoliku. - Nie mamy po co wracać. - Dodał jeszcze zerkając na niego z bólem w oczach. Zaraz po tym złapał blondyna za rękę, a drugą łapiąc za smycze, zaciągnął ich do łazienki dla pracowników, do której właśnie wchodził młody kelner. Szybko zasłonił mu usta ręką.
- Spoko, spoko, bez paniki, my tu tylko na chwilkę. Nic złego nie panujemy. Tylko musimy coś... przeczekać. - Wyszczerzył się głupawo, po czym ostrożnie puścił bruneta.
- Stary, przez was mnie wyjebią. - Westchnął naturalnie spanikowany.
- Nie bój żaby, nie nakablujemy. - Szatyn puścił do niego oczko, po czym zerknął przez szparę na kawiarnię do której właśnie wchodzili gliniarze. A jednak jego złe przeczucia nie zawiodły. Przełknął ciężko ślinę obserwując jak ci rozglądają się po pomieszczeniu, a następnie zaczepiają kobietę o czarnych lokach. Po krótkiej wymianie zdań ta wskazała na ich pusty stolik, a następnie pokręciła głową. Po tym mężczyźni skierowali się bliżej toalet, nawet niebezpiecznie zbliżając się do tej pracowniczej, ale ostatecznie weszli do tej dla klientów.
- Wiejemy Marcyś. - Dając sygnał mocniej ścisnął jego dłoń, po czym pędem wybiegli z kawiarni, robiąc nie małe zamieszanie z psami, ale gliniarze cofnęli się dopiero, jak już wybiegali przez drzwi. A to dało im sporo czasu, na zwiększenie dystansu i w końcu zgubienie ich w tłumie na ruchliwym rynku, na którym roiło się od turystów.
  Ich cel był prosty - dotrzeć do ogórka i wiać gdzie pieprz rośnie. Był ponownie ich ostatnią nadzieją. Trochę zwolnił, dając czas blondynowi na złapanie oddechu, ale nie zatrzymywali się. Nie chciał ryzykować, że policjanci z kawiarni jednak ich odnajdą.
- Możesz dalej biec? - Spytał choć widział, że temu zostało już niewiele sił. - Nie zatrzymuj się. Biegnij ile masz sił. Ja odpalę ogórka. - Polecił, po czym puścił się przodem, kiedy ich pojazd znalazł się w zasięgu wzroku. Aż się uśmiechnął na jego widok. Już myślał o tym jak za chwilę w drodze, będą pękać ze śmiechu z całej tej gonitwy i nadmiaru adrenaliny. W tamtej chwili spanikowana minka Marcela wyglądała wręcz komicznie, kiedy zerknął na niego przez ramię. Ale było też w niej coś dziwnego.
Jakby próbował coś mu przekazać, machając do przodu ręką.
  Niestety sam nie miał okazji sprawdzić o co mu chodziło, bo zaraz wpadł na kogoś i został nie za delikatnie szarpnięty za koszulkę.
- Koniec zabawy smarki! - Oznajmił jego napastnik, co od razu zmroziło szatanowi krew w żyłach. Jak debil patrzył w tył i nie zauważył gliniarza wychodzącego zza ogórka. Przeklinając swoją durnotę, zwinnie wyrwał się mężczyźnie i był gotowy do dalszej ucieczki, gdyby nie widok złapanego blondyna, którego właśnie do niego zawleczono.
- Cholerne psy! - Mężczyzna trzymający jego ukochanego, szturchnął Rambo nogą, próbując ochronić się przed jego ugryzieniem. Naturalnie ich psy próbowały bronić swoich właścicieli, ale wiele razy słyszało się że właśnie w taki sposób ginęły od kulki w łeb.
- Reks, Rambo- Zostaw! Siad! - Krzyknął spanikowany od razu przywołując czworonogi do porządku. To jednak dało dostatecznie dużo czasu trzeciemu policjantowi na wykrzywienie mu rąk do tyłu i zakłucia je w kajdanki. - Cholera. Puszczaj kurwa! - Warknął wyrywając się, ale tym razem mu się to nie udało przez brak swobody.
- Puszczaj! Nigdzie nie wracamy! Sami nas wyjebali! - Dodał bliski płaczu z bezsilności.
- Spokojnie, bo sobie narobisz problemów gnojku... Jakbyście już ich nie mieli wystarczająco. - Dodał pierwszy, któremu się wywinął, po czym nacisnął krótkofalówkę. - Mamy ich. Zbieramy się.
- Jeden spakowany. - Słysząc to od razu zamarł w miejscu i powoli uniósł głowę, aż jego wzrok nie trafił na blondyna siedzącego w policyjnym aucie. Był kompletnie spanikowany i przerażony. Zupełne przeciwieństwo jego spokojnego uśmiechu, jakim obdarzył go zaledwie dwie godziny temu. Było im tak dobrze. Byli szczęśliwi. Byli wolni. Dlaczego więc nie mogli im na to po prostu pozwolić? Mieli by od nich święty spokój i nie musieliby marnować na nich swoich nerwów, ani pieniędzy. Dlaczego tak bardzo chcieli aby cierpieli?
- Dobra, to ty idziesz ze mną. - Oznajmił trzymający go mężczyzna i zaczął wlec do go drugiego pojazdu, ale szatyn od razu zaczął się opierać. - Słowo daję, skuję ci i nogi, jak będzie trzeba. - Syknął.
- Nie! Błagam, dajcie mi jechać z nim!.. Proszę, ja muszę być z nim! - Tak żałosny widok spanikowanego, zrozpaczonego nastolatka zadziałałby na każdego, kto miał coś odrobinę serca. Dobrze też wiedzieli, że nie mieli nic na sumieniu. Byli jedynie dzieciakami uciekającymi z domu, którym udało się wyjątkowo daleko zabrnąć.
- Dobra, ale tylko spróbujesz jakiegoś numeru, to czeka cię bagno. - Znowu szarpnął szatyna, ale tym razem nieco lżej, aby wprowadzić go do auta. Choć wcale nie musiał tego zrobić chłopak sam wpełzł do środka - jedynie ochronił jego głowę - i od razu przywarł do blondyna.
- Marcel! Nic ci nie zrobili? Cały jesteś? - Zapytał spanikowany sprawdzając stan niższego, ale na szczęście z nim obchodzono się łagodniej, w końcu nie rzucał się tak jak Wiśnia. - Kurwamać... - Wyszeptał przygryzając dolną wargę, walcząc z łzami. - Marcyś, przepraszam, zjebałem. Ale wszystko będzie dobrze. Słyszysz, wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie, kochanie. - W końcu płacząc, ucałował drżącymi wargami jego policzek i schował go sobie w ramieniu - a raczej próbował, bo przed objęciem jego najdroższego skarba, powstrzymywały go wżynające się w skórę jego nadgarstków metalowe kajdanki.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {16/03/23, 08:17 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Praca w kawiarni dla blondyna mogła być bardzo dobrą okazję i jedną, jak nie najlepszą opcją zarobku. Sam chłopak lubił przesiadywać w kuchni na wyszukiwaniu nowych przepisów na słodkości, a potem czekał niecierpliwie na ocenę swoich wypieków. Może nie był wybitnym cukiernikiem, bo wciąż potrafił spowodować zakalec, ale tak jak we wszystkim, dla chłopca liczyła się sama przyjemność. Zwłaszcza, kiedy widział uśmiechy na twarzy poczęstowanych. A możliwość pracy w takim komfortowym środowisku, gdzie wszystko było bezglutenowe, było nawet więcej niż to, co mógł oczekiwać od swojej pierwszej, poważnej pracy. Dlatego wsparcie ze strony ukochanego w tej kwestii, oczywiście go ucieszyło. Nawet jeśli miał swoje zdanie, to zawsze i zdanie Zbyszka było dla niego ważne, i zawsze brane pod uwagę.
    Przytaknął od razu, ochoczo biorąc kęs ciasta z winogronami do buzi. Musiał zgodzić się z szatynem, że i ten wybór mu się udał. Tak samo jak wybraniem dla niego wody o podobnym smaku, skąd ukradł kilka łyków przez słomkę, a swoje ciasto przyciągnął bliżej ukochanego, by i ten mógł się nim częstować, gdy tylko będzie chciał.
    Dzięki – powiedział, posyłając mu delikatny uśmiech. W tej chwili był mu ogromnie wdzięczny, że to on postanowił porozmawiać z jego rodzicami, bo on sam nie za bardzo miał na to ochotę, a z drugiej strony czuł spoczywający na nim obowiązek, że musiał. Bo swojego ojca teraz kojarzył tylko z ostatnim pobiciem i wyrzuceniem szatyna z pokoju. W oczach zielonookiego całkowicie stracił, już nie tworząc opiekuńczego obrazka, mimo że przed tą całą ucieczką, nie był taki zły. No i traktował wtedy Zbyszka niczym najlepszego kumpla. Nierzadko Marcel miał wrażenie, że to jego wolałby za swojego syna... Gdyby tylko ten również nie był gejem.
    W czasie, gdy szatyn był na zewnątrz, blondyn pomiędzy jedzeniem ciasta i piciem, zajmował się głaskaniem futrzastych łobuzów, które właśnie były wyjątkowe grzeczne, leżąc cały czas obok nóg blondyna i szatyna. W każdym razie Marcel nie mógł się powstrzymać przed nie zatopieniem ręki w te miękkie, gładkie futerka, które tak bardzo pokochał, odkąd tylko Zbyszek oświadczył mu tamtego dnia o swoich nowych współlokatorach. Pamiętał, jak wtedy jeden z nielicznych razów pobiegli do jego domu, bo niższy nie mógł się doczekać.
    Ale z tak miłych wspomnień został brutalnie wyciągnięty przez jeszcze ostrzejsze słowa szatyna. Od razu poczuł, jak magiczna pętla zawija się wokół jego żołądka, powodując wyrzut adrenaliny. Miał wrażenie, że znajdują się w typowym filmie dla nastolatków, gdzie właśnie następuje zwrot akcji. Tylko że jego uczucia były zbyt realne, by były nieprawdziwie.
    Po krótkiej chwili ruszyli biegiem do wyjścia, a widok dwójki policjantów, automatycznie wywołał mocniejsze złapanie się reki Zbyszka. Ich bańka, to co zaczęli budować kilka dni temu, nagle zaczynała pękać. I mimo tego, jak bardzo starał się dotrzymać kroku chłopakowi, to już niedługo później, znacząco zwolnił. W takich momentach żałował, że trochę bardziej nie przykładał się do wf.
    To wielkie zmęczenie i niemożliwość złapania normalnego oddechu, sprawiła, że nie był w stanie zakomunikować Zbyszkowi, że chyba mignął mu przed oczami mundurowy.
    A kilka sekund później już było za późno. Wtedy właśnie cała nadzieja rozpełza się niczym mgła i już wtedy Marcel poczuł, jak do jego oczów zaczynają napływać łzy. Ich wszystkie marzenia na nowe, lepsze życie zostały doszczętnie zniszczone. A to tylko przez to, że cztery lata temu zdecydowali się na wejście w związek. Tego oczywiście blondyn nigdy nie żałował, ale ciągle uświadamiał sobie, ile siły psychicznej to od nich wymagało.
Ich ukochane kudłacze nie zawiodły, próbując bronić swoich opiekunów. Reksio nastroszył się, warcząc na gliniarzy, ukazując swoje długie, białe zęby, zaś Rambo, jako ten odważniejszy próbował się dostać do nogi jednego z nich. Dopiero przywołane do porządku komendą, opanowały się, ale wtedy smętnie zapiszczały. Jednak nieangażowanie ich było o wiele bezpieczniejsze.
    - Wiśnia! - krzyknął rozpaczliwie, kiedy tylko jego ukochany został zakuty w kajdanki. Ten widok był okropny dla zielonookiego, który tylko martwił się o stan Zbyszka, samemu nie zwracając na siebie uwagi. Z tego powodu spanikowany obejrzał się do tyłu, gdy został zaciągnięty do radiowozu. Nie wyobrażał sobie zostawiać chłopaka samego w drugim, tak samo jak nie wyobrażał sobie spędzić całej drogi bez niego. Był już wystarczająco wystraszony, co objawiało się trzesącymi się dłońmi i uczuciem nóg jak z waty.
    Całe szczęście finalnie udało im się zasiąść razem na tyłach samochodu. Tam od razu, kiedy usłyszał ten ukochany głos, zatrząsł się cały i pozwolił na lecące łzy na policzku.
    Tak bardzo nie chciał wracać do domu na znakowanego przemocą psychiczną, zwłaszcza jak już zdążył poznać smak wolności. Nie chciał wracać do otoczenia, gdzie byli niechętnie widziani, tylko z garstką wspierających ich osób. Wrócenie do czegoś, co dawniej nazywał swoim domem, również wiązało się ze sporym ograniczeniem w kontaktach ze Zbyszkiem. Wiedział, że za taki wybryk zostaną im odebrane telefony, laptopy, jak i możliwość spotykania się, co już go bolało. Ale najbardziej bolała go myśl o ponownym zerwaniu. To stało się główną myślą Marcela w podróży, co wywołało jeszcze większy płacz z jego strony. Drugi raz by tego już nie przeżył. I był to jedyny temat, który bał się poruszyć
   Dlatego wtulił się mocno w szyję ukochanego, ciągle pociągając nosem i nie mogąc się uspokoić. Wolną ręką zaś wplątał palce w dłoń Zbyszka, próbując go chociaż tym gestem uspokoić, żeby przestał ruszać rękoma, bo martwił się, że kajdanki mogą wywoływać ból.
     Przytaknął tylko na jego pytanie, a na następne zdania, zaprzeczył.
    - T-o nie twoja wina... - powiedział, pociągając nosem. Oboje byli nieostrożni, w ogóle nie przewidując opcji złapania ich czy poszukiwań, bo tak bardzo zasmakowali się w wolności. Ale czy można było ich o to winić?  - Bardzo cię boli? - zapytał o kajdanki.
    Podróż powrotna do ich wsi minęła Marcelowi bardzo powoli. Może było to spowodowane narastającym stresem i tym, że kompletnie się nie cieszył. Zdążył tylko zasnąć na kilka minut przed przekroczeniem zielonej tabliczki z nazwą ich wsi. Wtedy zobaczył znajome drzewa, kamienie i domki. Ale nie czuł nostalgii.
    Na koniec, kiedy mieli wyciągać ukochanego szatyna z wozu, Marcyś wpił się w jego słodkie wargi, tak jakby mieli się nie zobaczyć przez kilka lat, ale ze strony chłopaka była to obietnica, że jakoś sobie z tym poradzą, a przede wszystkim próba wybicia myśli o zerwaniu ze swojej głowy.
    - No już, koniec tego dobrego. Rodzice na ciebie czekają – rzekł policjant, który musiał ich niemalże rozdzielać siłą. Ale prawie tak to wyglądało.
     - Kocham cię – powiedział, bo było to najlepsze, co w tej chwili mógł mu powiedzieć, a także mógł się lekko uśmiechnąć, pomimo zaczerwienionej twarzy od łez.
   Blondyn stęsknionym spojrzeniem odprowadził swojego promyczka szczęścia pod same drzwi, gdzie to już widział zebranych jego rodziców, Mateusza.. i na całe szczęście dziadka. Sam blondyn oparł smętnie głowę o szybę, czekając na swoją kolej.
    - Nie zrywaj ze mną – wystukał wiadomość na niebieskim komunikatorze. Tylko tak mógł go o to w tej chwili prosić. Choć nie był pewny, czy zdąży odczytać wiadomość, zanim nie zostanie mu odebrany telefon.
   Od domu Zbyszka, nie było daleko, zwłaszcza autem. Po już chwili, to on został eskortowany z pomocą policji pod drzwi, które zostały otworzone przez jego rodzice. Coś jeszcze dwójka policjantów do nich mówiła, ale wtedy blondyn był już nieobecny. Zamknął tylko oczy, chcąc jak najszybciej uciec z matczynych objęć, które go objęły. Po raz pierwszy nie czuł się w nich dobrze.
   Dlatego z ulgą przyjął odejście funkcjonariuszy, a sam jak najszybciej zniknął w swoim pokoju. A to pomieszczenie było jedynym, gdzie czuł siebie. Większość swoich przyborów została w ogórku, a także inne ważne rzeczy, jak obrazy, kartki, laptop czy prezent dla szatyna.
   -Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy! I-
     Po co mnie tutaj ściągnęłaś? By nie robić sobie dłużej wstydu przy sąsiadach? - przerwał od razu rodzicielce, wbijając w nią ostre spojrzenie. Nie miał ochoty na te frazesy.
   - Co ty wygadujesz, Marcel. Stęskniliśmy się za tobą.
    Ta, szczególnie tata – powiedział, nie spuszczając z niej spojrzenia. Następnie odtrącił od swojego policzka jej rękę, skulając się pod ścianę. To wywołało niewątpliwie ból na jej twarzy. - Nie widzisz, że takimi słowami nie naprawisz między nami relacji? Nie to po tym wszystkim! - wyrzucił z siebie, czując, jak znowu ma się ochotę rozpłakać.
    - Marcyś... - Kobieta zrobiła kilka kroków do przodu, ale w końcu ciężko westchnęła, widząc zamknięcie swojego syna. Zwłaszcza, kiedy ten poprosił o jej wyście z pokoju.
    Niewiele później został zawołany na obiad, gdzie rodzina Zielińskich chcąc czy nie chcąc zasiadła przy wspólnym stole, oczywiście odmawiając modlitwę przy jedzeniu. Wtedy chłopak nie chcąc robić dodatkowych problemów, bo i tak był zestresowany, splątał razem dłonie, pod nosem mówiąc dobrze znaną regułkę.
   - Masz oczywiście szlaban na laptopa i telefon, to chyba jasne? - odezwał się mężczyzna, gdy tylko Marcel zdążył nabić na widelec ziemniaka. - I co ty masz na tych paznokciach? W łazience masz matki zmywacz do łazienki – Skrzywil się, wypalając niemalże dziurę w czarnym lakierze. Na co blondyn tylko smętnie przytaknął. Nie miał po prostu siły na kłócenie się z nim, ale wiedział, że z tą pamiątką będzie mu się trudno rozstać. Były przecież pomalowane przez Zbyszka i wiązały się ze szczęśliwymi wspomnieniami. Ze wspólnym graniem na gitarze, śpiewaniem i mini ogniskiem.
    Ale najgorsze przyszło chwilę później, gdy oczy ojca spoczęły na małej konwalii w pierścionku.
    - A to co to za gówno?! Teraz i pierścionki nosisz jako pedał?! Czy może to ten pierścionek zaręczynowy, o którym wspominałeś?! Natychmiast to zdejmuj!
    Nagła zmiana tonu mężczyzny, wywołała zagęszczenie atmosfery jak i ciarki przechodzące przez plecy blondyna. Nie wiadomo skąd, ale znalazł pokłady odwagi. Spojrzał dumnie w oczy swojego ojca, mówiąc „nie” i wracając do jedzenia posiłku, chociaż było widać po nim zestresowanie.
    Takie zachowanie okazało się być oczywiście błędem pozbawionego skrupułów ojca, bo ten od razu czerwony z gniewu złapał serdeczny palec swojego syna, niemalże wyrywając pierścionek, co spowodowało głośny pisk z ust blondyna.
    - Co ty wyprawiasz?! Zrobisz mu krzywdę! - Kobieta stanęła między obojgu, odpychając swojego małżonka. - Boli cię? Wszystko w porządku?
     - N-nie, p-puść mnie. - Odtrącił znowu jej rękę i w biegu wrócił do swojego pokoju, gdzie zatrzasnął drzwi. Na całe szczęście oprócz lekkiego zaczerwienienia nic więcej mu nie dolegało. Z dołu słyszał tylko odgłosy krzyków, gdy sam czuł, jak po raz kolejny łzy zbierają mu się pod rzęsami. Nie mógł stracić jeszcze tej pamiątki i tego pięknego gestu od ukochanego.
    Dlatego późną noc, kiedy nie mógł zasnąć, przekręcając się tylko z boku na bok, zakradł się do sypialni rodziców. Tam z duszą na ramieniu, nie chcąc nikogo obudzić, wyjął jedną z najcenniejszych rzeczy w swoim życiu, a później schował je pod poduszkę.
**
   Do szkoły został zawieziony przez matkę, która obiecała mu niestety, że również po niego przyjedzie. Nie wątpił, że był to część planu, by jak najbardziej ograniczyć kontakty ze Zbyszkiem.
    Ale to wciąż na niego niecierpliwie czekał na korytarzu, gryząc ze zmartwień dolną wargą. Tak bardzo się o niego martwił, nie mając z nim jakiegokolwiek kontaktu. Całą noc spędził tylko na myśleniu o nim i o ich związku.
    - Marcel? - usłyszał za plecami dobrze znajomy żeński głos. I gdy tylko się odwrócił, dziewczyna o podobnym wzroście, mocno go przytuliła, zamykając ciasno w swoich ramionach. On zareagował tak samo, wzdychając w jej włosy. Wtedy poczuł się trochę lepiej. - Cała szkoła już o was plotkuje – powiedziała cicho. - Nic wam nie jest? Jak się czujesz? - zapytała, ale nie pozwoliła dojść chłopakowi do słowa. - Jakbyście czegoś potrzebowali, czegokolwiek, to jestem tutaj. I moja mama też powiedziała, że wam w razie potrzeby pomoże.
    - Mogło być lepiej –odpowiedział, smutno się uśmiechając.  - Dziękuje – dodał i właśnie wtedy zza rogu wyjawiła się dobrze rozpoznawalna mu szatyna. Aż zielone tęczówki chłopca się zaświeciły, kiedy zobaczył swojego ukochanego. Natychmiast wypuścił dziewczynę z objęć i rzucił się biegiem do szatyna. Tylko do niego nie marudził, żeby biec.
    Wiśnia! - krzyknął, następnie dosłownie rzucając mu się w ramiona i oplątując go nogami w pasie. Aktualnie kompletnie nie obchodziło go otoczenie i narastające szepty uczniów czy ich dziwne spojrzenia na ten widok. Aktualnie liczył się tylko szatyn, tak pięknie pachnący. A uścisk blondyna tylko się zacieśnił wokół jego szyi, w którą to się wtulił. Tak jak zawsze, tak ładnie pachniał.
   Dopiero w tych ramionach czuł się całkowicie bezpiecznie i czuł, że może naprawdę będzie dobrze. Kiedyś.[/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {27/03/23, 03:51 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

 Szczerze mówiąc to w tym monecie nie czuł nic. Starał tego po sobie nie pokazywać, aby nie niepokoić ukochanego, ale czuł jak powoli wygasa w nim ostatnia iskra nadziei. Nie powinien tak myśleć. Powinien trzymać się nadziei, że jakoś to będzie. Poradzą sobie ze wszystkim co stanie na ich drodze. Ale jaką mógł mieć pewność? Sama ucieczka nie była na początku łatwa, a co dopiero powrót. Na pewno nie zostaną przywitani z radośnie otwartymi ramionami. On to zniesie... jego rodzina może i nie wspierała go, ale zdecydowanie nie była tak agresywna jak ojciec Marcela. Już na samą myśl o tym co czeka na blondyna, do jego umysłu wkradła się czarna myśl, że może istnieje dla nich tylko jedno rozwiązanie, aby w końcu mieli święty spokój.
 Momentalnie szarpnął rękoma i syknął kiedy metal w końcu przeciął uszkodzoną skórę. Jak on mógł pozwolić sobie na takie myśli? To nie był czas na tracenie głowy. Nie kiedy Marcel go potrzebował.
- To tylko małe otarcie, bo za bardzo się rwałem. - Ośmiał się gorzko, próbując choć odrobinę brzmieć weselej. Zawsze był dobry w taką grę, ale nie tego dnia.

 W przeciwieństwie do piegusa Zbyszek nie był w stanie zmrużyć oka. Tępym wzrokiem obserwował coraz to bardziej znajome tereny, które to mijali podczas wyjazdu. Im więcej punktów rozpoznawał, tym bardziej rosła ciężka do przełknięcia gula w jego gardle. Czy sobie poradzą? Poradzą sobie... Muszą sobie poradzić. To nie będzie łatwe, ale teraz na pewno nie pozwoli sobie za zostawienie piegusa samego. To nie będzie łatwe, ale mają jeszcze jedno wyjście z tego bagna. Przymknął w końcu powieki na widok znienawidzonej nazwy ich rodzinnej wsi i sam wtulił się w chłopaka, szukając ukojenia w jego miękkich złotych lokach.
 Pierwszym do odstawienia był Zbyszek, który przeklinał w tamtym momencie, że jego dom musiał znajdować się na obrzeżach wsi. Chciał wspierać Marcela do ostatniej chwili, a tymczasem chłopak został skazany na jeszcze przynajmniej kilkuminutową samotną jazdę do piekła.
 W jednej chwili poczuł, jak wszystkie tłumione emocje wylewają się z niego, kiedy poczuł te słodkie wargi na swoich ustach. Odwzajemnił pocałunek równie zachłannie, spanikowanie. Bał się go opuszczać.
- Też cię kocham. Zawsze. - Wyszczerzył się szeroko tłumiąc łzy, po czym w końcu poddał się i dał wyciągnąć z auta. Policjanci nie ufali mu do ostatniej sekundy, w której znaleźli się przed rodzicami oraz bratem szatyna. Nikt nie potrafił spojrzeć mu prosto w twarz. Nikt, poza starszym mężczyzną, który jak tylko policjanci rozkuli chłopaka, zamknął go w słabym uścisku. Zbyszek momentalnie poczuł się jak małe bezbronne dziecko. Wszystkie emocje które w sobie dusił, cały strach, wszystko wybuchło w jednej chwili, kiedy usłyszał łamiący się głos staruszka.
- Wszystko będzie dobrze, Wariacie - Tyle wystarczyło, żeby kompletnie się rozkleił. Staruszek rzadko kiedy potrafił zachować się odpowiednio do sytuacji, ale kiedy tylko widział, że jego wnuczek potrzebuje wsparcia, od razu poważniał. To właśnie jego widział Zbyszek, kiedy myślał o rodzicach. Tylko jego.

 W domu Wiśniewskich panowała gromka cisza. Tak jak zawsze kiedy pojawiały się poważne problemy, wszyscy milczeli licząc, że jeśli tylko poczekają dostatecznie długo, to wszyscy zapomną. Nikt nigdy nie przepraszał, nikt nigdy nie przyznawał się do błędu. Wszyscy tylko chcieli przeczekać najgorsze, aż wyparują z nich wszelkie emocje, a następnie udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Tak było łatwiej. Po co się wysilać?
 Szatyn odprowadził zmęczonego staruszka do pokoju, włączając jego ulubiony program, po czym zamierzał skierować się do swojego pokoju, ale zatrzymał się na widok "rodziców" siedzących jak każdego innego wieczora w salonie. Zupełnie jakby wcale przed momentem policja nie przyprowadziła ich syna w kajdankach. Matka zmęczonym wzrokiem wpatrywała się w wyświetlany na ekranie serial, a ojciec leniwie popijał piwo prosto z puszki. Nigdy ze sobą nie rozmawiali.
- Zbyszek, chyba nie muszę ci mówić, że masz karę na wszystko? - Odezwał się mężczyzna nawet nie podnosząc na syna wzroku.
- Po jasną cholerę mnie tu ściągnęliście? - Wypalił zaskakując małżeństwo jak i nawet samego siebie, ale nie przestawał. - Dlaczego tak bardzo chcecie zrujnować mi życie?! Po raz pierwszy byłem... byliśmy szczęśliwi. - Zacisnął drżące dłonie w pięści. Mężczyzna gwałtownie wstał z fotela, a szatyn mentalnie przygotował się na jego wybuch. Jednak nic nie nadeszło. Zwyczajnie wyminął chłopaka i przeszedł do kuchni.
- Nie pozwolę wam tego zapomnieć. I nigdy wam tego nie wybaczę. - Rzucił zostawiając kobietę samą sobie. Nie miał siły z nimi się użerać, ale tak jak przyrzekną, nie odpuści im tego. Nie pozwoli udawać, że znów nic się nie stało. Nie ugnie go nawet ciche szlochanie matki, które usłyszał moment po zamknięciu za sobą drzwi. Nie minęło kilka minut, a na dole rozpętała się sprzeczka. Jak zwykle nic nie zrozumieli, każde tylko obwiniało drugiego za złe wychowanie syna.

 Tej nocy nie był w stanie dobrowolnie zmrużyć oka. Cały czas jedynie myślał o swoim ukochanym, który za pewne nie miał tak spokojnego powitania. Zieliński był cholernym psychopatą i nie wahał się podnieść ręki na swojego syna. Zbyszek przysięgał, że jeśli zobaczy na Marcelu choćby najmniejsze zaczerwienienie, to zamorduje chuja. Na inną nazwę nie zasługiwał.
 Całą noc spędził na rozładowywaniu energii w postaci wyżywania się na hantlach. Bardziej przydałby mu się worek treningowy, ale lepsze było, to niż powolne zadręczanie się do rana. A tak kiedy w końcu się rozładował, padł na zimnej podłodze. I na niej też się obudził, niemalże tracąc chęć do życia, kiedy pierwszym obrazem po przebudzeniu nie była słodko śpiąca twarz jego ukochanego blondyna.

 Powrót do szkoły byłby dla szatyna kolejną mordęgą, gdyby nie to, że było to obecnie jedyne miejsce w którym będzie mógł swobodnie widywać swojego ukochanego. Odprowadzeniem go miał zająć się Mateusz, ale jak tylko znaleźli się w sąsiedniej uliczce, starszy bez słowa udał się w inną stronę. Zdecydowanie odziedziczył to po ich rodzicach, ale szatyn nie mógł narzekać. Chociaż on nie będzie mu utrudniać życia, nawet jeśli zaliczy to sobie do tej jego cholernej pokuty za grzechy.
 Szczerze umierał ze strachu. Bał się w jakim stanie zobaczy swojego ukochanego Marcela. I czy w ogóle go zobaczy. Równie dobrze mogli go zamknąć w domu, albo co gorsza wywieźć bez jego wiedzy poza wieś. Przygryzając nerwowo wargę wszedł do budynku, od razu czując na sobie wzrok innych. Oczywiście nich zniknięcie nie mogło umknąć niczyjej uwadze. Ale zupełnie się tym nie przejmował. Teraz liczyło się tylko zobaczenie jego blondynka.
 Już po kilku krokach miał zacząć panicznie biegać do szkole, aby go znaleźć, kiedy ten pojawił się przed nim już za pierwszym zakrętem. Oczywiście pierwszym instynktem było rzucenie się na niego, ale po raz pierwszy to Marcel okazał się szybszy. Nie narzekał. Od razu złapał piegusa w swoje ramiona i przycisnął go do siebie jeszcze ciaśniej o ile to w ogóle było możliwe. I jak tylko do jego nozdrzy wdarł się jego słodki zapach, poczuł jak cały ciężar zmartwień spada w jego ramion, jak i nóg co poskutkowało utrata równowagi. Ale mimo obitego tyłka nie wypuścił blondyna z uścisku.
- Marcyś, kochanie... - Wyszeptał słabo, a jego oczy momentalnie się zeszkliły. W końcu znów miał go przy sobie. Całego i zdrowego. - Nic ci nie jest? Nic ci nie zrobił? Przysięgam zapierdolę sukinsyna, jeśli nawet tknął cię palcem. - Obiecał zapłakany wtulając się kurczowo w jego ramię, zaciskając dłoń na materiale jego bluzki. Marzył jeszcze o ciepłym pocałunku na dzień dobry, którego chciał jak najszybciej nadrobić. Nie przeszkadzało mu nawet to, że zobaczyła by ich połowa szkoły. Nic innego się nie liczyło, tylko jego mały skarb.
 Niestety przerwał im znudzony życiem, kobiecy głos.
- Zieliński, Wiśniewski. Koniec tych cyrków. Zapraszam do mojego gabinetu. - Niewzruszona poprawiła okulary, po czym omiotła wzrokiem gapiów. - A wy nie słyszeliście dzwonka na lekcje? - Rzuciła ostro w sekundę rozpraszając zgromadzonych, po czym ponownie spojrzała na podłogę. - Ruszcie się, nie mam całego dnia. - Dodała kierując się w stronę gabinetu dyrektora na końcu korytarza.
 Zbyszek najchętniej kazałby się jej odwalić, żeby móc zająć się Marcelem, ale wiedział, że przez to narobią sobie jeszcze więcej problemów. Z lekkim trudem wstał z chłopakiem i dopiero po tym odstawił go na własne nogi, pociągając nosem.
- Marcyś, pierwszy raz u dyrki na dywaniku. - Parsknął wycierając rękawem łzy. - Chodź, oprowadzę cię. Dobrze znam te tereny. - Złapał chłopaka za rękę i pociągnął w ślady kobiety.
 Kiedy weszli do gabinetu, kobieta już od dłuższego czasu siedziała za biurkiem z założonymi rękoma.
- Nie spieszyło wam się. - Skomentowała lekko zirytowana i potarła skronie. - Macie szczęście, że nie mam dziś siły na kazania. Zajmie się tym szkolny psycholog. Na pierwsze zajęcia pójdziecie razem, ale potem zostaniecie rozdzieleni. Podobnie sprawa ma się w kwestii zajęć. Zbyszek, na polecenie państwa Zielińskich, masz się trzymać od Marcela z daleka. Zostaniesz przeniesiony też do klasy b od następnego tygodnia. - Powiedziała monotonnym głosem, zupełnie jakby czytała z kartki. Za pewne było to słodowane użeraniem się z ojcem blondyna. - Oczywiście nie muszę wam przypominać, że czekają was obowiązkowe zajęcia dodatkowe z nadrabianiem pominiętego programu i sprawdzianami? Chociaż tyle. Dobra, możecie iść na zajęcia. - Ruchem ręki, jakby co najmniej odganiała owada, wyprosiła ich z pomieszczenia. Oczywiście żaden nie zwlekał z wyjściem.
- Szczerze jestem zaskoczony, że cię jeszcze nie wywiózł za drugi koniec kraju. - Westchnął szatyn, od razu zagarniając blondyna w swoje ramiona. - Tak strasznie się co ciebie bałem. - Ponownie pociągnął nosem. - Ale wszystko będzie dobrze Marcyś. Razem razem sobie poradzimy. - Powiedział, tylko nie wiedział do kogo bardziej kierował swoje ostatnie słowa. Próbował uspokoić chłopaka, czy też i siebie, którego wciąż męczyły wszelkie najgorsze możliwości.

 Zajęcia zdecydowanie było najgorsze. Może i mieli przenieść go do innej klasy dopiero za tydzień, ale już powoli plan wszedł w życie. Jednego posadzili na przodzie, a drugiego na tyle sali. O ile blondyn zawsze sprawiał, że jakimś cudem Zbyszek słuchał na zajęciach, tak po rozsadzeniu jedyne o czym szatyn był w stanie myśleć, to to jak daleko był od niego piegus. Nie mógł przypadkiem otrzeć się o niego ramieniem, złapać za rękę pod ławką, czy nawet przytulić się do niego pod pretekstem zmęczenia i tego, że Marcel był dobrą poduszką. Z nowego miejsca mógł jedynie tęsknie wpatrywać się w jego plecy i złote loki.
 Na pierwszej przerwie od razu zgarnął chłopaka oraz Majkę i udał się z nimi za szkołę.
- Oni chcą mnie wykończyć. - Pożalił się siedząc z blondynem między nogami, do którego pleców się przytulał. - Damian dupek nawet mi nie dał pospać, tylko ciągle o czymś paplał i paplał. Jeszcze waliło od niego czymś co zdechło dwa tygodnie temu. - Dodał zaraz nurkując twarzą w tych jego pięknych jasnych lokach.
- Wiedziałam, że jesteś uzależniony od Marcela. Ale nie wiedziałam, że aż tak. - Zaśmiała się dziewczyna, która przyglądała się im z ulgą. Choć dalej pamiętał jej przerażony wyraz twarzy, kiedy poinformował ją o planach ucieczki, kiedy to pracowała nad pierścionkiem dla blondyna. Odruchowo odszukał dłonie piegusa i splótł razem ich palce, zaraz jednak unoszą jedną z brwi ku górze.
- Marcel... twój pierścionek... - Zaczął na widok jego gołej dłoni. - On chyba go nie...? - Nie dokończył z obawy.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {03/04/23, 11:04 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Przez pierwsze sekundy, w głowie chłopaka kłębił się ten sam czarny scenariusz, który męczył go od wczorajszego popołudnia. Bał się, że lada moment, zostanie odsunięty od swojego szczęścia, a zaraz później znowu usłyszy od niego, że powinni się jednak rozstać. Mimo zapewnień szatyna, ta myśl wciąż była żywa i przypominała o sobie w najgorszych momentach. Zwłaszcza, że jedyne, co powstrzymywało go długich rozmyślaniach o tej sprawie, był pierścionek zaręczynowy, który został w domu. Najwidoczniej to wydarzenie wgryzło się w jego pamięć i miało tam na długo zamieszkać.
   Dlatego jego ciało pozostawało spięte, ale już po kilkunastu sekundach, gdy ukochany go tak mocno ściskał, sam się rozluźnił. Potrzebował tego mocnego przytulenia, jak i czułego słówka, które usłyszał tylko on.
   Nie przeszkadzało mu też to, że niespodziewanie wylądowali na zimnej podłodze, obijając sobie tyłki. To pewnie było wywołane szokiem i tęsknotą niż ciężarem jego ciała, bo wiedział, że szatynowi nie sprawiało trudności dźwiganie jego ciała.
   - Nic mi nie jest – powiedział ledwo słyszalnie, samemu będąc mocno wtulony w jego szyję. - Naprawdę – dodał. - Heej, nie płacz. Już jestem przy tobie – dopowiedział, słysząc, że jego szczęście się nagle rozpłakało. Wiedział, jak bardzo Zbyszek potrafił być wrażliwy, dlatego próbował uspokoić go głaskaniem po plecach czy po głowie. Aż go serce ściskało, gdy widział go w takim stanie.
   Wyglądało to tak, jakby nie widzieli się przez kilka tygodni, miesięcy, a nawet lat. Jakby ich związek był na odległość, jakby witali się na lotnisku, a tymczasem między ich poprzednim spotkaniem, dzieliło tylko połowa dnia i nocy. Ale dla tej dwójki chłopców niewątpliwie minęło jeszcze więcej. Zdążyli przywiązać się do swojej codziennej obecności, do spania w swoich ramionach, co oznaczało, że ich obecna codzienność będzie trudna do zaakceptowania i przyzwyczajenia się, ale tak jak oboje wiedzieli – z tym sobie poradzą, będą musieli.
    I całe szczęście Zbyś wydawał się być fizycznie również w stanie nie naruszonym, o co martwił się jego chłopak. Również zastanawiał się nad tym, czy dzisiejszej nocy nie zmrużył oka, tak jak on.
    A jego ręka zawisła w powietrzu, mając ochotę przejechać palcami po policzku. Miał ochotę go także pocałować, ale tu na korytarzu jedyną bliskość, którą mógł mu dać to przypadkowe ocieranie się o siebie rąk czy ramion, a także przytulanie, chociaż i to budziło już plotki w szkole. Po krótkiej chwili musiał się wycofać i niechętnie odsunąć się od niego, mając ochotę spędzić tak cały dzień, ale za ich plecami nagle wyrosła dyrektorka.
    Blondyn wyprostował się niczym struna. Mówienie do niego po nazwisku wydało się być tak bardzo poważne. W ogóle to, że został wezwany do dyrektorki było poważne.
     Przecież zawsze zachowywał się wzorowo, a także wzorowo się uczył, szczególnie z matematyki. Nic dziwnego, że blondyn był lekko spanikowany.
    - Co nie? A myślałem, że nigdy tam z tobą nie pójdę – skomentował. - Cieszę się, że znalazłem aż tak dobrego przewodnika – dodał, uśmiechając się i udając, jakby chłopak był przewodnikiem wycieczki.
     Oczywiście ich spacer po szkole nie był taki niewinny. Szli już po dzwonku, co chwilę niby przypadkiem na siebie wpadając i tym samym trącając się ramionami, ale takie „pieszczoty” uspokajały Marcela. I wcale się nie spieszyli, co zresztą skomentowała dyrektorka. To nie była jedyna niemiła rzecz, którą od niej usłyszeli. Wiadomość, że zostaną rozdzieleni do dwóch innych klas, wzbudziła u blondyna tylko jeszcze większą złość na swojego ojca. Nie robił on nic, żeby jakkolwiek polepszyć ich stosunki.
    Ale oprócz złości rosła mu też motywację, by postawić dalej na swoim i pokazać wokoło, że to nic nie zmieni w ich relacji, że nie będą się od siebie izolować na przerwach.
    Tylko martwił się o oceny Zbyszka, które normalnie nie były za najlepsze. Miał wrażenie, że tylko z jego pomocą jakoś wyciągał go na dwójki i trójki, każąc mu się skupić na danej lekcji czy tłumacząc po zajęciach, czy też czasami zamieniając się z nim kartkówkami i sprawdzianami. On zawsze mógł je z łatwością poprawić.
    Dlatego obiecał sobie, że jeśli będzie trzeba, to poświęci Zbyszkowi i jego nauce jeszcze więcej czasu.
    - Wtedy bym sam od niego uciekł i zamieszkał w naszym domku – odparł od razu, podając mu przyjacielskiego kuksańca, żeby poprawić mu humor.- Nie wierzę, że wpadł na taki idiotyczny pomysł, by przenieść ciebie do innej klasy. Co on myśli, że już nie ma przerw w szkole? Kompletnie mu nie przeszkadza, że mam z nim takie a nie inne relacje. - Westchnął, ponownie wtulając się w kojące ramiona.
   Lekcja była jedynym miejscem, w którym nie widział na siebie znaczących spojrzeń czy nie słyszał szeptów i plotek na ich temat. Na pewno ich powrót do szkoły był niemałym wydarzeniem, na co nie zdawała się reagować ich nauczycielka, przedstawiając im jak gdyby nic temat. Tylko na początku zajęć kazała się przesiąść Zbyszkowi albo
   Marcelowi do trzeciego rzędu, co ten drugi skomentował westchnięciem. Naprawdę nie chciał siedzieć z nikim innym czy sam. Uwielbiał, gdy ten łapał go za rękę czy się na nim opierał. Nawet uwielbiał mu po cichu tłumaczyć, co się dzieję na tablicy.
  - Całe szczęścia, Ania, pachniała normalnie – Zaśmiał się, rozsiadając się wygodnie na ziemi i opierając plecami o klatkę piersiową chłopaka. - Wiesz, że tak czy siak nie powinieneś spać na lekcji. Nie nadrobimy później bieżącego materiału, jak i zaległego – powiedział, już prawiąc mu kazanie odnośnie nauki. - Myślałem, że to wiadome.  Ale taki uzależniony, a jeszcze pierwszego buziaka nie dostałem, hm? – odpowiedział ich przyjaciółce, uśmiechając się pod nosem. Ale sam nie był wcale lepszy, bo od początku głaskał szatyna po przedramieniu, robiąc to nieświadomie.
   Przeniósł uwagę swoich palców na odpowiednik ukochanego, gdy ten wziął je w objęcia. Niedługo później blondyn uśmiechnął się smutno, kiedy uwaga została zwrócona na brak pierścionka. Nosił w sobie zalążki nadziei, że jednak ten fakt zostanie niezauważony, ale jak mógł w to wierzyć, jeśli to był ważny dla nich symbol, dla ich obojgu?
   - Od razu to zauważył – Westchnął ciężko, zerkając w bok. - Kazał mi go zdjąć, ale nie martw się. Schowałem pierścionek w swoim pokoju – wytłumaczył, oczywiście omijając temat szarpaniny. Dobrze wiedział, jak na to zareaguję. Nie chciał dokładać zmartwień Zbyszkowi, a także, żeby wpadł na jakiś idiotyczny pomysł. W końcu do niczego nie doszło, nie miał nawet nigdzie zadrapania czy zaczerwienienia. - Mogę jutro go założyć do szkoły – dodał, nachylając się do niego i obdarowując go buziakiem w policzek.
    Nie chciał ryzykować zniszczeniem tak drogocennego przedmiotu w podróży plecaku czy w kieszeni spodni, ale jutro już go założy. Chociaż do szkoły.
    Przynajmniej wiedział, że Zbyszek nie został tak potraktowany, bo czarny lakier dalej widniał na jego paznokciach.
    Po chwili rozległ się dźwięk telefonu dziewczyny. Majka szybko odebrała, odsuwając się na kilka kroków od nich i wtedy Marcel musiał zadać pytanie, które ktoś musiał zadać. Nie, żeby wstydził się rozmawiać przy ich przyjaciółce, ale nie wiedział, czy ta była chętna wysłuchiwać ich związkowych rozterek.
    - Myślisz, że powinniśmy przestać ukrywać nasz związek w szkolę? - zapytał, głaskając ukochanego po wierzchu dłoni. Było to tylko pytanie, bo sam nie do końca wiedział, jak powinni zająć się ich relacją. Szkoła i tak od dawno podejrzewała, że jest coś między nimi więcej, ale z drugiej strony nie było to nic oficjalnego i w razie czego mieli podkładkę, że tylko bardzo mocno się przyjaźnią.
   -- Moje gołąbeczki, nie powiedziałam wam jeszcze, że w piątek mamy dyskotekę szkolną. Wybieracie się? - wtrąciła się Majka, kończąc swoją rozmowę i przysiadając naprzeciwko nich.
   - No w sumie – zastanowił się. - Ale tylko jeśli Wiśnia idzie ze mną – powiedział, robiąc do niego maślane oczy, na co ich przyjaciółka tylko przewróciła oczami. - To wybierzesz się ze mną, słońce?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {12/04/23, 10:07 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


  Odpowiedź chłopaka uspokoiła go, ale tylko odrobinę. Dręczyło go to, że nie mógł być przy nim jak wracał do domu. Sam musiał zmierzyć się ze swoimi rodzicami, a zwłaszcza ojcem, który na każdym kroku nie pozwalał zapomnieć, jakim to wielkim był dupkiem. Zbyszek nie cierpiał, takiej bezsilności. Mógł jedynie wspierać swojego ukochanego przed i po fakcie.
- Najważniejsze, że tobie nic nie zrobił. Jasne ten pierścionek jest ważny, ale... proszę nie ryzykuj. Przynajmniej nie kiedy nie ma mnie z tobą. - Mówiąc to pogładził wierzchem dłoni jego policzek, a następnie delikatnie nakierował go do odchylenia się, aby móc musnąć wargami jego usta. - Nadrobione? Czy może chcesz zaliczyć od razu cały weekend? - Spytał z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Liczył, że chociaż w ten sposób odwiedzie myśli ukochanego od nieprzyjemnych wydarzeń z ostatnich dni. Ale blondyn już przejmował się kolejną kwestią.
  Ciemnowłosy uniósł lewą brew, lekko zaskoczony, a następnie ściągnął je nisko w zamyśleniu.
- A jednak cię to trochę dręczy... - Westchnął przeczesując palcami złote loki. - Dobrze znasz moje nastawienie do zdania innych. I jak przed naszym wyjazdem miałem lekkie opory, to już kompletnie mam zdanie innych w dupie. Nie potrzebuję nikogo innego w życiu oprócz ciebie Marcel. - Odparł szczerze uważnie obserwując te jego zatroskane zielone tęczówki. - Jasne, Majka też jest dla mnie ważna, ale to bez ciebie bym nie przeżył. Tylko twoje zdanie się dla mnie liczy. - Dodał przyciągając go bliżej siebie, aby zamknąć w niedźwiedzim uścisku. - Niczyjego uznania też nie potrzebujemy, ale... - Zamilkł nagle, chowając głowę w ramieniu chłopaka. - Może poczekajmy aż się wszystko trochę uspokoi? Nie jestem w stanie być przy tobie, a jeśli słowo wymknęły się do twojego ojca, to wątpię, że zareagowałby z radością. Nie będę miał jak cię obronić i... - Mówiąc coraz ciaśniej zamykał w swoich ramionach chude ciało blondyna, aż w końcu westchnął puszczając go luźno. - Już i tak ledwo co spałem od naszego powrotu, martwiąc się, że coś ci zrobił... To głupie, ale tak będzie lepiej, będziesz bezpieczniejszy. - A on sam przy okazji nie osiwieje, lub też nie wyłysieje przedwcześnie z nerwów. Było to najlepsze rozwiązanie na dany moment.
  Po powrocie dziewczyny, Zbyszek wyprostował się zaciekawiony.
- O to świętowanie naszego powrotu? Aż tak się stęsknili? - Parsknął rozbawiony, zaraz wracając wzrokiem na blondyna.
- A niby z kim innym miałbym iść? Ciebie też samego, ani z nikim innym nie puszczę Żabo. - Złożył szybki pocałunek na czubku jego nosa, ale zaraz jego mina lekko zmarkotniała. - Ale raczej wątpię, że od tak pozwolą nam pójść... zwłaszcza tobie. Jasne możesz się wymknąć oknem, ale to tylko kwestia czasu jak nas przyłapią i przyjdą zepsuć zabawę. - Westchnął zawiedziony.
- A gdyby miał bardzo dobre, niepodważalne alibi? - Wtrąciła się Majka.
- Co masz na myśli?
- No nie wiem. Dajmy na przykład nocowanie u starej dobrej koleżanki? - Zaproponowała kucając przed nimi. - Wiecie, że moja Mama też chętnie dołączy się do planu. - Dodała kładąc dłonie na głowach chłopaków, aby zaraz złośliwie i z miłością je roztargać.
- Ej! - Warknął próbując się odsunąć, ale ostatecznie to dziewczyna pierwsza przestała. - A co jak będą chcieli z nim pogadać, że na pewno u ciebie jest?
- A od tego mamy mojego kochanego siostrzeńca i magię tego przeklętego tragicznego zasięgu na tym zadupiu. - Uśmiechnęła się przebiegle machając nim przed nosem telefonem, na którym widniało zdjęcie młodego chłopaka, zaskakującego do niej podobnego. - Nie ma bata, żeby to rozkminili... No chyba, że twój ojciec pofatyguje się osobiście. Wtedy będzie trzeba przebierać młodego.
  Szatyn zaśmiał się przy ostatniej wzmiance.
- Chętnie zobaczyłby Bartka ze złotymi loczkami Marcysia. - Przyznał dobrze wiedząc, jak bardzo styl dzieciaka zatopionego w rockowej muzyce, różnił się od jego aniołka. Zawsze ubrany na czarno, z ufarbowanymi smołą włosami, których boki sam wygolił skradzioną golarką ojca. A do tego dochodziły kolczyki i własnoręcznie wykonane tatuaże. - Ale to może się udać... Maja, jak my się tobie znowu odwdzięczymy? W końcu skończą mi się pomysły. - Wzruszony zamrugał kilkakrotnie, aby odgonić cisnące mu się do oczu łzy.
- Zacznijmy od dobrej zabawy na imprezie besko. - Wyszczerzyła się szeroko, akurat jak rozbrzmiał dzwonek zwołujący na kolejne zajęcia.

...

  Od samego rana atmosferę w domu Wiśniewskich można było ciąć nożem. Ale to wieczorem rozpętała się ponad godzinna sprzeczka. Pomimo tego, że minął już tydzień od powrotu Zbyszka, jego rodzice wcale nie wrócili do olewania problemów. Jak na złość, nie mogło to dotyczyć czegoś naprawdę ważnego, tylko szlabanu nałożonego na najmłodszego syna.
- Dajcie się chłopakowi pobawić- - Wtrącił się w końcu staruszek na co od razu zaklął ojciec szatyna.
- Tato proszę cię, nie wtrącaj się. - Poleciła matka chłopaka wstając i układając dłoń na jego ramieniu, zachęciła do wyjścia. - To nie był mały wybryk. Szlaban to i tak najłagodniejsza z kar, jaką mógł dostać. - Dodała prowadząc mężczyznę do kuchni.
- Nie zamierzam więcej się powtarzać. Nigdzie nie idziesz rozumiesz? Ani na dyskotekę, ani do Majki. Gówno mnie obchodzi gdzie. Masz zakaz opuszczania tego domu. - Oznajmił w końcu wykończony ojciec Zbyszka, ale nim sam opuścił pomieszczenie, zerknął na swojego starszego syna. - Mateusz proszę cię, żebyś go przypilnował. - Dodał.

...

- Jak się nie uda, jak się uda? - Westchnął markotnie szatyn wypychając jedną ze swoich bluz poduszkami. - Ty masz tylko zadbać, żeby się nie zbliżyli. To nie zobaczą. Powiedz, że się obraziłem na cały świat i tyle. Proste, nie? - Młody ksiądz jedynie westchnął wspierając się o drzwi pokoju młodszego brata.
- Świetny plan. - Skomentował jedynie i rozmasował skronie. - Postaram się, ale do rana masz wrócić. Rodzice nie odpuszczą ci mszy.
- Spokojna twoja rozczochrana. - Odparł szatyn układając swoją kukłę przy ścianie, tak jak to zwykł sypiać i nakrył ją kołdrą. - Pamiętaj tylko o kolacji. Na Pewno będzie chciała mi ją przynieść. - Mówiąc to zbliżył się do okna. Otworzył ja na oścież i siadł na parapecie spuszczając nogi na zewnątrz.
- Nie spartol roboty. - Mruknął, ale nim otrzymał odpowiedź, już dawno zsunął się trzymając parapetu. Dzięki jak największemu rozciągnięciu, znacznie zmniejszył swoją odległość do ziemi, dzięki czemu ostateczny skok był dziecinnie prosty.
  Oczywiście nie umknął czułym ślepią swoich pupili, które na jego widok od razu chciały radośnie szczekać, ale w porę złapał ich pyszczki.
- Cicho łobuzy wy jedne. - Wyszeptał rozbawiony zaciągając je za róg. Oczywiście nie puściły go łatwo. Wolny był dopiero po serii głaskania, smyrania i drapania. Na koniec rzucił im po przysmaku i w końcu wymknął się z działki.

...

  Pierwszym punktem był dom Majki, gdzie to na polecenie dziewczyny przebrał się w coś bardziej odpowiedniego. Już dawno poddała się ona w poradach na tematy stylu i zamiast tego osobiście wybierała mu stylówkę na różne okazje. O ile tym razem jego poszarpane szare jeansy i bluza rockowego zespołu, przetrwały jej krytyczne spojrzenie, tak prosty podkoszulek z głupim nadrukiem już nie. Zamiast niego podała mu czarną koszulkę kończącą się zaraz pod linią piersiową.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Zapytał przeglądając się w lustrze, kiedy to wplatał pasek między szelki spodni.
- Na dwieście procent. Marcel oszaleje. - Odparła stając za nim i lekko poprawiła jego rozczochrane włosy. Z nimi już natomiast dawno się poddała. Nie było dla nich ratunku. Cokolwiek by nie robiła, te i tak stały jak chciały. - Dobra, koniec tego pindrzenia się. Musimy odebrać twojego narzeczonego. - Pośpieszyła go do wyjścia.

  Jako, że dziewczyna mieszkała na skraju wsi, podjechanie autem po Marcela nie było wcale podejrzane. W pojeździe znajdowały się tylko dwie osoby - matka Majki za kierownicą oraz sama przyjaciółka chłopaków na miejscu obok. Tył był całkowicie wolny. Po dojechaniu pod dom Zielińskich, matka dziewczyny wysiadła aby przywitać się z rodzicami chłopaka i zapewnić ich, że ten na pewno spędzi nockę u nich. Cały czas była szansa, że ojciec piegusa rozmyśli się w ostatniej chwili i nie puści syna, ale kobieta była wyjątkowo przekonująca. Była też drugą z dorosłych osób, które stały po stronie chłopaków. Być może była to zasługa jej zaskakująco młodego wieku, a może tego, że często sama wyjeżdżała ze wsi, aby odetchnąć w mieście. Kochała to miejsce, ale dobrze wiedziała, że jego zasady i opinie jego mieszkańców potrafiły być przytłaczające.
  Zbyszek też był w aucie. Ale miał absolutny zakaz choćby wychylania się z bagażnika, żeby tylko przypadkiem ojciec Marcela nie nabrał podejrzeń. Gdyby tylko przyszło mu otworzyć bagażnik, to mogłoby się skończyć tragicznie.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {16/04/23, 10:07 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Przymknął lekko powieki, nastawiając się na soczystego buziaka, jakiego obdarowywał go jeszcze w Gdańsku codziennie rano, ale tak naprawdę musiał nacieszyć się tylko muśnięciem warg. To jeszcze bardziej uświadamiało go, że ich pobyt tam się skończył.
   - W ogóle ci nie zaliczam – wymarudził, wyginając usta w podkówkę i marszcząc brwi.
    Decyzja o całkowitym obnażeniu ich związku nie była łatwa, o czym doskonale zdawali sobie sprawę. Na pewno znalazłyby się kolejne wspierające ich osoby, takie jak Majka, ale z drugiej strony na swoich barkach mieliby ludzi takich jak Przemek. Może szepty i plotki o ich domniemanym związku by ucichły, a być może przybrałyby tylko na siłę.
   Odciążyłoby to ich od ukrywania się po kątach i powstrzymywaniu się od czułych gestów, które przez te kilka dni na plaży wydawały się być taki proste i niewinne. Ale do udawania tylko przyjaciół byli przyzwyczajeni od czterech lat.
   Blondyn wiedział równocześnie, że decyzja Zbyszka pozbawi ich jedynego miejsca, w którym mogli się „legalnie” spotykać i obdarowywać czułościami, bo od wczorajszego popołudnia nic nie miało być takie same jak wcześniej. Nie mieli już pozwolenia na wizyty w swoich domach, nawet jeśli wcześniej Zbyszek był uwielbiany przez ojca Marcela, a
   Marcel zawsze był mile widziany na obiedzie u rodziców bruneta, mając przygotowany bezglutenową porcję.
   Okej. - Westchnął ciężko, zatapiając się w mocnym uścisku, który o dziwo wcale mu nie przeszkadzał.  - Może masz rację – dokończył, ale zaraz jego markotność zamieniła się w szeroki uśmiech. - To było pytanie retoryczne. Ja też bym cię samego nie puścił.
   Jak zawsze Majka służyła im pomocą. Nawet teraz, od razu wymyślając swój genialny plan, który mógł się udać. A kręconowłosemu już zaczęło bardzo zależeć, aby udać się z przyjaciółmi na szkolną zabawę i za pewne nawet bez zgody rodziców, by tam dotarł, bo już w myślach miał przygotowany dla siebie strój.
   Odsunął się gwałtownie, prawie uderzając się głową o ścianę, chcąc uciec przed dotykiem przyjaciółki. Sam nie lubił takiego nagłego tarmoszenia jego włosów, zwłaszcza, kiedy były świeżo umyte i wystylizowane różnymi kosmetykami, byle tylko wydobyć ten idealny skręt.
    - Hej! - burknął.  - Nie mów tak na niego – skomentował i na pocieszenie słów dziewczyny, ucałował ukochanego w skroń. Jak zawsze szybko się wzruszał, ale tę jego wrażliwość uwielbiał.
**
    Kolejne dni opłynęły rodzinie Zielińskim niezwykle spokojnie, a wszystko za sprawą chłopaka o piegowatym nosie, który jak nadto zachowywał się posłusznie, jak i grzecznie. Wszystko toczyło się normalnym tempem, jakby nigdy do ucieczki nie doszło, jakby Marcel dalej był heteroromantyczny. W spotkaniach ze Zbyszkiem był wyjątkowo ostrożny.
    Oczywiście to miało swój ukryty cel, a mianowicie zgoda na „nocleg” u Majki, a przecież wciąż miał szlaban.
   Już w środę decyzja jego rodziców nie spotkała się z całkowitą odmową, a została zawieszona gdzieś w przestrzeni, żeby finalnie w czwartek wieczorem usłyszeć, że się zgadzają. Sam Marcel nie spodziewał się, że pójdzie to tak gładko. Myślał, że przyjdzie mu ich błagać, ale domyślał się, że pozytywna decyzja miała związek z tym, że Majka była dziewczyną, więc potencjalną kandydatką na „jego” dziewczynę. Do tego bycie matki po stronie blondyna również pomogło. Być może chciała jakkolwiek ratować relację ze swoim synem.
   Rozdział chłopaków do dwóch różnych klas okazał się być jeszcze trudniejszy niż blondyn to sobie wyobrażał. Już pozbawiony możliwości tłumaczenia zagadnień ukochanemu, czuł się niemrawo. Dlatego martwił się o to, jak sobie radzi w nowym towarzystwie. Do tego nie możliwe było zamienienie słowa ze sobą na pięciominutowych przerwach, gdy musieli iść do innych sal. Wtedy mogli rzucić sobie tylko to stęsknione spojrzenie.
   Ale już w piątek rano Marcel wydawał się być szczęśliwy i podekscytowany wieczorną imprezą, o czym tylko nawijał przyjaciołom. A już kilka godzin przed planowanym wyjściem, zaczął się szykować. Nałożył na swoje loki olej, umył je i wystylizował je na ulubiony skręt, a następnie popsikał je lakierem ze złotym brokatem. Przecież uwielbiał się stroić, a ta okazja wydawała się idealna, aby wypróbować nowy produkt.
   Na nogi przyodział czarne, obcisłe jeansy, a na górę wybrał luźniejszą koszulę w kolorze fiołkowym, która miała za zadanie podkreślać zieleń jego oczu. Koszula była również satynowa, lekko prześwitująca i świeciła się wraz ze srebrnymi gwiazdki, w które była przyozdobiona. Do tego wybrał bransoletkę w tym samym kolorze, a swój pierścionek zaręczynowy schował to torby. A pierścionek Zbyszka schował do kieszeni swoich spodni. Dostał go dobre kilka dni temu od Majki, ale wciąż czekał na ten idealny moment.
    Pomimo że zaręczyny mieli za sobą, to podarowanie jego, też było ważne. Był to ważny symbol dla ich dwojgu, zwłaszcza, kiedy na pierścionku od zewnętrznej strony wygrawerowane były nuty refrenu ich ulubionej piosenki.
    Wpadł również na pomysł upieczenia kilku bezglutenowych babeczek, co by podziękować Majce i jej mamie za wyciągnięcie go z domu. Do środka jako nadzienie przygotował marmoladę cytrynową, a na wierzch wycisnął truskawkowy, różowy krem, jeszcze na wierzch kładąc świeże truskawki. Spakował kilka do szklanego pudełeczka, zostawiając dwie na talerzyku, specjalnie dla swoich rodziców. Doprawdy był dla nich za dobry w tym tygodniu.
    Słysząc dzwonek do drzwi, chłopak zarzucił na siebie czarną bluzę Zbyszka i był gotowy do wyjścia. Przy tym uśmiechnął się do matki dziewczyny i już po kilku minutach jej zapewnienia, że będzie doglądać dzieciaki, był wolny. Nawet odmachał swojej matce, wchodząc do auta cały w skowronkach.
    - Udało się! Jezuuu. - Odetchnął z ulgą, zapinając pasy.  - Bardzo pani dziękuje. - Zwrócił się do kierowczyni.
    - Mówiłam, że mój genialny plan się powiedzie. - Wyszczerzyła się ich przyjaciółka, która również ubrana była w bluzę, zasłaniającą jej kreację. Tylko bardziej mocniejszy makijaż mógł wzbudzać podejrzenia, ale tego od strony domu Zielińskich, nie było widać.
   - Nie masz za co dziękować. Ja odpocznę od Majki, a wy się wybawicie. Myślę, że dobry deal? - Zaśmiała się, odpalając auto. Jej córka na ten przytyk tylko żartobliwie zmarszczyła na nią brwi.
  Oczywiście blondyn najbardziej nie mógł doczekać się spotkania ze Zbyszkiem, jak min wszystkich, gdy dostaną swoją babeczkę. To uczynić mógł już po kilkunastu minutach, gdy dojechali pod szkołę, a bagażnik został otworzony. Wtedy Marcel natychmiast wyciągnął do niego wolną dłoń i pomógł ukochanemu wydobyć się z bagażnika. Niedowiary, że zgodził się na tak szalony pomysł.
  Zdjął z siebie bluzę, wpychając ją do auta, a następnie zszokowany zlustrował strój ukochanego. Ten wyglądał niesamowicie, bardziej niż zwykle. I po raz pierwszy miał na sobie bluzkę, odkrywającą ulubione mięśnie. Świadomie zawiesił na nich spojrzenie dłużej niż powinien, ale nie mógł się na niego napatrzeć.
   - Łaaał, kochanie. Wyglądasz zajebiście. Po prostu łał... - Zawiesił się na chwilę zbyt zszokowany.  - Nawet lepiej ode mnie. -
   Uśmiechnął się szeroko i niby przypadkiem otarł dłonią o jego umięśniony brzuch, gdy sięgał po pudełko z babeczkami. - Mam coś dla was. - Wyciągnął babeczki i wręczył po jednej każdemu tutaj zebranemu.
   - Oooo, nie musiałeś – powiedziała rozczulona dziewczyna.
   - Mmm! - Zaś jej matka od razu wgryzła się w nadzienie, krusząc sobie na spodnie. - Musisz mi wreszcie dać na nie przepis – skomentowała na co blondyn się uśmiechnął. Kto nie lubi komplementów?
   Po czułym pożegnaniu z matką Majki i życzeniu przez nią dobrej zabawy, skierowali się w stronę sali gimnastycznej, która na tę okazję została nawet specjalnie przyzdobiona.
    Jej sufit pokryty był białym materiałem, oplątanym w białe, drobne lampki, a w rogach sali znajdowały się cztery lampiony, emanujące fioletowym światłem. Blondyn po raz pierwszy widział takie starania ze strony ich szkoły, takie, które naprawdę by mu się podobały. Zwłaszcza, że głośna muzyka nawet wpadała mu w ucho.
    Złapał swoich przyjaciół za rękę i wyciągnął ich bliżej środka pakietu, gdzie to od razu z szerokim uśmiechem wyciągnął ich do tańca. Co rusz obijał się biodrami o ich biodra Zbyszka czy to łapał obojgu za dłonie i obracał ich wokół własnej osi, a potem znowu kręcił ich w drugą stronę, by zaraz rozbawiony się zaśmiać.
    Ten wieczór zdecydowanie należał do najszczęśliwszych chwil, jakie dano było mu spędzić po ściągnięciu przez policje. Świetnie się bawił, wywijając na wszystkie strony rękoma i nogami, robiąc to w rytm muzyki. Dodatkowo większą radość sprawiało mu to, że mógł bez przerwy gapić się na brzuch ukochanego.
      Niewątpliwie wraz z Majką ubraną w święcącą się na holo sukienkę, byli najlepiej ubrani na sali, ponieważ większość chłopaków była ubrana w szare dresy lub zwykłe, niebieskie jeansy, a na to mieli założoną koszulę. To potwierdziło się zwłaszcza, gdy dwie dziewczyny i jeden chłopak zwrócili się w ich kierunku, gdy sala została pochłonięta w rytm „Perfect” Sheerana. Wtedy blondyn złapał swojego bruneta jeszcze raz za rękę i szybkim krokiem wyprowadził z sali gimnastycznej.
      - Sorry, masz dzisiaj pozwolenie na taniec tylko ze mną i z Majką. - Stanął na palcach i nachylił się nad jego uchem, żeby go usłyszał, a za rogiem, kiedy już byli sami, przysunął bruneta do ściany i nareszcie mógł skraść mu namiętny pocałunek, kończąc finalnie go oblizaniem malinowych warg Wiśni. Pocałował go z pasją i to na korytarzu, gdzie mieli to zakazane.
      - No chodź – ponaglił go, ciągnąc ukochanego na kolejne piętro i wreszcie pchając metalowe drzwi. Te wpuściły ich prosto na dach budynku, witając delikatnym chłodem jak i jasno święcącymi się gwiazdami. Ale to pierwsze zaraz miało zostać zażegnane, bo po puszczeniu z głośniku telefonu „Iris” w wykonaniu Go Go Dolls, objął Zbyszka w pasie, przytulając się do niego i chłonąc jego ciało. Westchnął cicho, jeszcze bardziej się do niego tuląc. A wtedy zaczeli poruszać się w rytm muzyki. Tutaj byli tylko sami, a towarzyszyły im tylko gwiazdozbiory.
      - Mam coś jeszcze dla ciebie – odezwał się nagle i odsunął się na kilka kroków, wolną dłonią siegając do kieszeni po pudełeczko, które następnie otworzył, ukazując pierścionek.  - Chyba nie zdążyłeś jeszcze zmienić zdania? - zażartował, uśmiechając się do niego czule.  - Mogę jeszcze raz przed tobą uklęknąć i prosić cię o rękę – dodał i pogłaskał go po wierzchu dłoni.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {19/04/23, 02:01 am}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski


  Czekanie było najgorsze. Co prawda wszystko doskonale słyszał, ale tak bardzo chciał już go zobaczyć. Przecież widzieli się zaledwie tego ranka w szkole, ale to i tak było za mało. Oddałby wszystko, aby tylko móc cofnąć czas do dnia ich ucieczki, kiedy to byli praktycznie nierozłączni i nikogo nie musieli się prosić o pozwolenie na spotkanie ze sobą. Bycie zamkniętym w bagażniku idealnie odwzorowywało jego nastawienie do powrotu. Czuł się jak zamknięte zwierzę w klatce. Jakby robił coś złego.
  Dlatego sam dźwięk radosnego pisku Majki, sprawił, że wstrzymał oddech, do chwili, w której usłyszał jak otwierają się drzwi auta. Odetchnął dopiero na dźwięk ukochanego głosu, od razu automatycznie rozluźniając wszystkie napięte mięśnie.
- Wymęczymy ją tak, że będzie do wieczora jak aniołek. Gwarantuję! - Wtrącił się. Kusiło go wysunięcie ręki, aby choć tak ograniczonym dotykiem przywitać ukochanego, ale nie wiedział czy już byli wystarczająco daleko. Wolał nie ryzykować i do końca siedział grzecznie.
   Po otwarciu klapy, od razu został oślepiony przez chylące się ku zachodowi, ale wciąż jasne słońce. Może i droga nie była długa, ale jego oczy zdecydowanie przywykły do ciemności. Dlatego też dał się wyciągnąć na ślepo, ufając swojemu piegusowi.
- Nie przesadzasz trochę? To tylko krótka bluzka, widziałeś o wiele więcej. - Wyszczerzył się wreszcie mogąc spojrzeć na blondyna, przy czym ponownie zamrugał kilkakrotnie. - Dalej mi oczy świrują, czy umarłem, trafiłem do nieba i widzę anioła? - Palnął głupio, ale całkowicie szczerze. Marcel naprawdę promieniał w wieczornym świetle, a szczególnie jego piękne złote loki. Ale nie tylko to przykuwało uwagę szatyna, bowiem ze stylem blondyna nikt nie mógł się równać. Uwielbiał to jak podkreślał swoją urodę, a szczególnie w tak kuszący sposób.
- To nie jest możliwe, kłamczuszku. - Z szerokim uśmiechem, przygryzł dolną wargę, czując na sobie dotyk blondyna. Musiał naprawdę mocno się powstrzymać, żeby w tamtym momencie się na niego nie rzucić. Niestety musiał zadowolić się babeczką, która oczywiście była przepyszna i trochę zaspokoiła jego apetyt. Na jakiś czas. Oblizał się ze smakiem, cały czas śledząc chłopaka wzrokiem.

...

  Już dawno zdążył zapomnieć jak bardzo uwielbiał szkolne dyskoteki. We wcześniejszych klasach, były one koszmarem, ale po poznaniu Marcela i Majki, zaczął nawet ich wyczekiwać. Aż sam się sobie dziwił, ale jednak odpowiednie towarzystwo wiele potrafiło zmienić. Skakanie, obroty i darcie się do piosenki, której tekst ledwo ktokolwiek pamiętał poza refrenem. Owszem wiele przecierpieli przez powrót na wieś, ale ten jeden moment odrobinę wynagrodził ciężkie chwile. W końcu mogli się rozluźnić i wyszaleć - to było zdecydowanie coś czego potrzebowali.
  Nagła zmiana rytmu na wolny, spotkała się od razu z falą niezadowolenia osób bez par, lub zbyt nieśmiałych na uczestniczenie w wolnym tańcu. Pomimo posiadania partnera, a nawet narzeczonego, Zbyszek również chciał się kierować na zejście na bok. Jeśli ich związek miał być wciąż tajemnicą, to nie mogli tak ze sobą zatańczyć, jak ich przyjaciółka, którą zaprosił jeden z chłopaków. Jak zawsze widział kilka dziewczyn, które bez wątpienia kierowały się ku niemu, ale oczywiście szykował się do odmowy. Tylko, że jego blondynek chciał wziąć sprawy we własne ręce.
  Czując jego oddech na swojej szyi, automatycznie uśmiechnął się szeroko, czując jak jego ciało przechodzi dreszcz przyjemności.
- Z nikim innym nie chciałbym tańczyć. - Odparł bez oporu dając się wyciągnąć z sali, gdzie to ochoczo powitał wargami usta blondyna. Czy oni nie mieli się czasami ukrywać? Nie? A cholera by to wszystko. W jednej chwili szatyn stracił cały zdrowy rozsądek - o ile kiedykolwiek go posiadał. Na pewno nie w chwili, kiedy zasysał jego język, a dłonie już wdzierały się pod prześwitujący materiał. Ale na szczęście z ich dwójki to Marcel miał jeszcze trochę rozumu i ponownie zarządził zmianę miejsca.
  Chłodne, wieczorne powietrze znacznie go rozbudziło, ale nie zniechęciło do zabawy. Nie kiedy już naprawdę byli sami, z dala od wścibskich oczu. I mogli swobodnie do siebie przylgnąć. Wreszcie cały dzień wstrzymywania się został nadrobiony. Z cichym westchnieniem oplótł chłopaka ramionami i zanurzył twarz w tych jego cudownych złotych lokach. Był to bez wątpienia najlepszy punkt wieczoru, a przynajmniej tak myślał, dopóki Marcel nie postanowił po raz kolejny go zaskoczyć.
 Cóż jeszcze mógłby od niego dostać? Niechętnie poluźnił uścisk, wyswobadzając jego ramiona, po czym automatycznie zamarł w miejscu.
- Marcel... - Zaczął, ale tak jak przy pierwszych oświadczynach, ponownie zabrakło mu słów. - Po moim trupie, kochanie! - Nie walcząc z łzami wpił się w jego wargi zachłannie. - Tak...tysiąc razy tak...Teraz i na zawsze...Nigdy nie zmienię mojego...zdania. - Powiedział pomiędzy każdym kolejnym pocałunkiem, tak próbując mu przekazać swoje uczucia, które słowami nawet nie był w stanie opisać. Nie potrzebował pierścionka, ale jeśli ten już się tak dla niego postarał to jakże nie mógłby być szczęśliwy?
- Nie musisz, ale załóż mi go. - Wyszczerzył się na moment ponownie się od niego odsuwając, po czym wystawił do niego swoją lewą rękę. Był to prosty wzór, ale jak tylko dojrzał na nim wygrawerowany wzór, musiał zacząć walczyć z kolejną falą łez. - Masz swój nie? Daj go. - Dodał od razu i jak tylko dostał od chłopaka jego pierścionek, sam nasunął mu go na palec.
- Tak to powinno wyglądać. - Złączył razem ich lewe dłonie, po czym przyciągnął do pocałunku, który złożył konkretnie na palcu ukochanego. - Kocham cię, tak bardzo cię kocham. - Dodał, choć chłopaka już dawno o tym wiedział. Mimo to wciąż upierał się by powtarzać mu to na każdym kroku. Były to jedyne słowa, którymi mógł się choć trochę wyrazić. Cała reszta była w języku jego ciała. Dlatego też objął go ponownie w pasie, po czym podniósł do góry, zmuszając go aby ten oplótł go nogami w pasie.
- Dlaczego ty jesteś taki idealny, Marcel? - Wyszczerzył się szeroko na sam widok blondyna na tle nocnego nieba. Przez brokat sam wyglądał jak jedna z najjaśniejszych gwiazd, przyćmiewając nawet księżyc. Bycie tak pięknym nie mogło być legalne. Ta noc zdecydowanie wynagradzała wszelkie przeżyte ostatnio cierpienie. Z łagodnym uśmiechem przyciągnął do siebie bardziej chłopaka, aby zaraz zatopić się w jego słodkich ustach. Może i całowali się dosłownie przed momentem, a mimo to chłonął go, jakby nie widzieli się co najmniej lata. Nie odrywając się od niego, odstawił go na ziemię, tylko po to aby uwolnić swoje ręce i móc nimi objąć jego policzki, które jednocześnie ciekawsko badał językiem. Znał każdy zakamarek jego ciała, a mimo to nie potrafił się nim nudzić.
- Nie chcę się z tobą dzisiaj rozstawać... - Pożalił się walcząc z rozszalałym od nadmiaru emocji oddechu. - Ucieknijmy znowu. Tym razem będziemy ostrożniejsi, będziemy się ukrywać i nie damy się złapać. - Mówiąc to zgarbił się znacznie, aby schować twarz w zagłębieniu jego ramienia. Coś zostało im tak niewiele do osiągnięcia pełnoletności, to dla szatyna było zdecydowanie zbyt długo bez możliwości budzenia się przy ukochanym.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {23/04/23, 07:16 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

   Tym razem blondyn w ogóle nie był zestresowany, jak przy pierwszych zaręczynach. Nie poczuł ulgi, a ponownie rozlewające się szczęście, bo pomimo kłębiącej się z tyłu wizji rozstania, to był pewien tej decyzji, jak i jego ukochany. Zwłaszcza, kiedy na twarzy piegusa wykwitł rozczulony uśmiech, widząc spodziewaną reakcję szatyna. W swojej wrażliwości i szczerości w tym, był zawsze taki uroczy. Jednak uśmiech nie zawitał na długo, bo zaraz te usta połączyły się w pocałunku. Objął go wtedy w tali, oddając się pieszczotom języka swojego słoneczka.
   - Słońce, nie ta ręka – poprawił go, cicho chichocząc. Następnie zagarnął jego prawą dłoń w delikatny uścisk i wsunął na serdeczny palec pierścionek i ponownie się uśmiechnął. Na dłoni prawowitego właściciela wyglądał jeszcze piękniej. Jednocześnie był na tyle subtelny, aby inni nie podejrzewali faktu ich zaręczyn. A na jego prośbę wyciągnął swój pierścionek. - Okej. To uklęknę dla ciebie w innej sytuacji – dodał, ponownie się śmiejąc, ale nie mógł powstrzymać się od sprośnego akcentu.
    W bladym świetle księżyca nie błyszczały się one tak jak za dnia, ale mimo tego były piękne. Zwłaszcza, jeśli już oficjalnie przypieczętowały ich związek.
   - Ja ciebie bardziej. I nie ma nikogo na świecie z kim byłbym szczęśliwszy – wyznał. - Kocham cię, jak się do mnie tak uroczo uśmiechasz, kiedy patrzysz na mnie tym spojrzeniem, kiedy jesteś tak bardzo wrażliwy jak teraz. Kocham cię za to jak znasz się na kwiatach, jak grasz na gitarze i mógłbym tak wymieniać jeszcze dłużej, ale wtedy przegapimy całą dyskotekę.
    I uwielbiał, jak Zbyś brał go na ręce czy sadzał na swoje kolana, nawet jeśli tego pierwszego on sam nie był w stanie dokonać. Już przecież od dziecka kazał się nosić mu na rękach, jeśli coś wygrał czy był już zbyt zmęczony, by dojść do domu. Jak widać tak mu do tej pory zostało. Dlatego od razu objął go rękoma i nogami, a następnie jęknął zadowolony niczym kotka, z tak namiętnego pocałunku. Sam szybko się w nim zatracił, po raz kolejny zwiedzając jego wnętrze i porywając jego język do tańca, co niewątpliwie wywołały u niego dreszcze. Nawet nie zauważył, kiedy ponownie stał o własnych siłach, ale kiedy się od siebie rozłączyli, przez kilka sekund zakręciło mu się w głowie.
    - Skoro oficjalnie dzisiaj śpię u Majki, to możesz pójść tam ze mną po dyskotece. Zajmiemy pokój gościnny, a nad ranem wrócisz do domu, co ty na to? - zaproponował, opuszką palca głaszcząc go po lekko zaróżowionym policzku. On również nie chciał się z nim rozstawać na resztę nocy. Chciał nią spędzić wylegując się w ramionach najważniejszego mu chłopca w życiu. Zaś na jego następne słowa, westchnął cicho, przyciskając go mocniej do piersi. Nie cierpiał sprawiać mu przykrości, będąc zawsze tą odpowiedzialną stronę ich związku. - Słoneczko... - zaczął, głaszcząc go po nagich lędźwiach. - Nie damy rady się ukrywać, jeśli znowu wszędzie będą nasze wizerunki. Musielibyśmy pójść w końcu iść do pracy, gdzie widzielibyśmy jeszcze więcej ludzi. Mnie też jest ciężko wrócić do tej rzeczywistości, ale mamy wśród siebie kilka wspierających nas osób. Matkę Majki, Majkę i twojego dziadka. Obiecuję ci, że dzień po napisaniu matur, będziemy daleko stąd i wrócimy tu tylko, by odwiedzić nasz domek – dodał. - Dobrze? -Ucałował go w czubek głowy. - Wracajmy już na dół, bo mi
jeszcze zmarzniesz. Robi się chłodniej.

    Wplątał swoje drobne palce w jego i poprowadził ukochanego ku schodom, kierując się w stronę sali gimnastycznej. Wtedy też dosłownie wpadli zza rogu na ich przyjaciółkę.
   - O! Tutaj jesteście! Szukałam was – odezwała się, uśmiechając się.
   - Jak tam z tym chłopakiem?
   - A, może być. Wziął ode mnie numer. Ale. - Wtedy przerwała, dostrzegając pierścionki na ich dłoniach i radośnie zapiszczała. - Aaaa! Ślicznie na was wyglądają, postarałam się – obwieściła, na co blondyn cicho się zaśmiał. Oczywiście była skromna. - Z tej okazji musimy to oblać. - Pomachała im przed nosami buteleczkami tak zwanej małpki od Soplicy. Dla ciebie mam nawet specjalnie wiśniową – Zachichotała, ukazując butelkę w torebce.
   Marcel wtedy kompletnie się nie spodziewał, że dziewczyna będzie chciała zdobyć alkohol na szkolną dyskotekę. Nawet o tym nie wspominała. Zagadką też pozostawało to, skąd ją miała. Niemniej jednak poszli za nią do łazienek, gdzie najwidoczniej nie tylko oni mieli taki sam pomysł.
- Wariatka - skomentował, śmiejąc się.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {07/05/23, 07:40 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski



  Jeszcze nim usłyszał odpowiedź blondyna, doskonale wiedział co powie. W końcu z ich dwójki, to właśnie Marcel miał głowę na karku. Może miał do niego słabość i o ile raz udało mu się naciągnąć go na zrealizowanie głupiego pomysłu, to już za kolejnym razem dokładniej analizował sytuację. Zbyszek doskonale zdawał sobie sprawę, że miał rację, ale nic nie mógł poradzić na swoją porywczą naturę.
- Obiecujesz? - Westchnął na chwilę mocniej ściskając go w swoich ramionach, chłonąc ten jego cudowny słodki, owocowy zapach. - Może jakoś wytrzymam do tego czasu, ale tylko jak ze mną będziesz. Cieszę się z Majki i jej Matki, ale bez ciebie już nie przeżyję. - Powiedział cicho i skinął tylko głową, kiedy dostał sygnał do zbierania się. Nie chciał, ale nie chciał też, żeby jego partner się przeziębił w tych delikatnych ubraniach.
- Zawsze mógłbym cię rozgrzać, ale z drugiej strony... uroczo ci stoją. - Szepnął jeszcze z diabelskim uśmieszkiem w ucho blondyna, po czym ściskając jego dłoń, dał się zaciągnąć do środka.
  Uczniowie coraz bardziej rozsiewali się po otwartej części szkoły, co było naturalnym zjawiskiem podczas imprez. Każdy chciał wyrwać się spod czujnego oka opiekunów. A najlepszymi miejscami na to były szatnie, lub łazienki.
- Który to był? Jakby coś tylko nie ten, to mów mi od razu. - Rzucił od razu, kiedy tylko odezwała się jego opiekuńcza strona. Nie dotyczyła ona jedynie Marcela, ale ogółem jego bliskich. Szczególnie Majki, którą traktował jak siostrę. Tyle im pomagała, że nie zamierzał pozostawać dłużny. Ale po chwili zaraz złagodniał, kiedy ta zauważyła swoje dzieła na ich palcach.
- Oho robisz mi konkurencję? - Parsknął rozglądając się po korytarzu tuż przed wejściem do jednej z łazienek. Najwidoczniej nauczyciele jeszcze niepokoili się rozejściem uczestników zabawy, na tyle, aby sprawdzać teren.
- Wiem, wiem, za to mnie kochacie. - Rzuciła pewna siebie dziewczyna wpychając ich do jednej z kabin. Może nie byli tutaj sami, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - Mam tylko dwie, ale pewnie nie macie nic przeciwko podzieleniu się moje wy papużki. - Stwierdziła podając im jedną z buteleczek, a sama się zabrała za odkręcanie drugiej. Ostatecznie nie dała rady i poprosiła o pomoc Zbyszka z miną zbitego szczeniaka.
- A proszę, to gdzie? - Zaczął się drażnić, ale szybko otworzył jej buteleczkę, po czym rozbroił też i swoją. Nie czekając wychylił pierwszego łyka, ale nim przełknął piekący płyn, wpadł na diabelski pomysł. Złapał w pasie blondyna, przyciągając go do siebie i palcami nakierował jego brodę, tak aby trafić wargami w jego usta. Nie czekając na odpowiedź chłopaka, rozchylił jego wargi językiem i wpił się jego usta, dzieląc się rozgrzewającym płynem. Większość spłynęła po ich brodach i szyjach, brudząc ich koszulki, ale żaden z nich nie zdawał się tym przejmować.
  Mimo przełknięcia trunku, przedłużył pocałunek znacznie dłużej niż powinien. Złączając ich usta, uśmiechnął się łobuzersko i przesunął językiem jeszcze ostatni raz po jego zarumienionych wargach, aby zerwać łączącą ich strużkę śliny.
- Jeszcze jedną kolejkę? - Wyszczerzył się cholernie dumny z siebie, ale zaraz odwrócił się w bok i zakaszlał, kiedy w końcu uderzyła go siła alkoholu. - O choleraa... - Sapnął ścierając płaczki z kącików oczu. Picie było dla niego wyjątkową rzadkością, bo wcale nie potrzebował procentów do zabawy, ale też raz na jakiś czas nie odmawiał. Tylko, że za każdym razem zapominał, że nie wejdzie to w niego tak łatwo jak woda gazowana.
- Zluzuj z tym kanibalizmem Wisienko. - Parsknęła w końcu obserwująca ich przyjaciółka. Po kilku kolejnych łykach pozbyli się dowodów zbrodni i wrócili na rozluźnioną salę. O tej porze zostali już ci, którzy naprawdę chcieli się wyszaleć, a dzięki temu mieli na to znacznie więcej miejsca. Co nie omieszkał wykorzystać lekko wstawiony już Zbyszek na swoje popisy i wygłupy. Nie przeszkodziła mu w tym nawet wywrotka na tyłek.
  Ostatecznie zabawa trwała o godzinę dłużej niż zakładała kadra nauczycielska, ale opiekunowie nie narzekali, kiedy sami zostali wciągnięci do zabawy. No może poza wuefistą, ale ten szybko został uciszony przez plastyczkę, która zawsze uwielbiała rozpieszczać swoich podopiecznych.

  Zbierając się, nie postawili nawet trzech kroków na korytarzu, a Majka usiadła na podłodze.
- Nie dam rady. Zaraz mi nogi odpadną! - Pożaliła się zsuwając jedną nogą, szpilkę z drugiej.
- I tak się dziwię, że wytrzymałaś tak długo. - Ośmiał się rozczulony Szatyn, który kucnął przy przyjaciółce i zgarnął jeden z jej butów, przyglądając mu się z zaciekawieniem. - Jaki masz rozmiar? 39?
- Dla piękności trzeba cierpieć. Dobiłam czterdziestki. - Westchnęła widocznie lekko podłamana tym faktem. Ale szatyn nie wzruszony zaraz usiadł obok niej i ściągnął swoje obuwie.
- To powinny być dobre. Zakładaj, tylko nie chcę nic słyszeć, że śmierdzą!
- A nie śmierdzą? - Wytknęła, ale była mu wdzięczna. Na płaskich podeszwach od razu poczuła wielką ulgę. Może i miała lekkie otarcia, ale przynajmniej nie wysilała już tak mięśni. - Co ty..?! - Nie skończyła widząc, jak chłopak wstał chwilę po niej i o dziwo był znacznie wyższy niż zwykle. A to wszystko dzięki jej szpilką, które założył.
- No co? Nie zamierzam łazić boso po tych korytarzach mytych raz na ruski rok. - Stwierdził z obrzydzeniem zerkając na posadzkę. - Do auta jakoś się doczołgam. A jak nie to Marcyś mnie doniesie, jak księżniczkę. Prawda? - Zerknął na swojego narzeczonego z zaczepnym uśmieszkiem, który zaraz przerodził się w odrobinę lisi. - Pasują mi? - Parsknął głupawo i pseudo-uwodząco smyrnął go nogą po udzie.

  Dojście do auta zadziwiająco nie sprawiło mu nawet najmniejszych problemów. Jego równowaga zawsze była godna podziwu, ale tym raz przechodził sam siebie. Nawet Matka Majki choć rozbawiona, to nie mogła wyjść z podziwu.
  Ostatecznie zdjął je dopiero po dotarciu do domu przyjaciółki, gdzie to powitała ich głośne metalowe brzmienia. Kuzyn dziewczyny najwidoczniej dobrze się bawił w gościach zostawiony na pół godziny sam.
- Dobra poddaję się. Nogi napierdzielają mnie jak cholera, Maryś pomocy. - Poprosił padając na ławkę. Niby zwykła przysługa, podanie pomocnej dłoni, tym bardziej, że byli w otoczeniu rodzicielki Majki, a i tak jakimś cudem atmosfera między nimi była znacznie bardziej gorąca niż normalnie. Ale czy aby na pewno można było winić za nią jedynie procenty? Ale kto by się nad tym rozwodził, kiedy został im przydzielony pokój gościnny z osobną łazienką.
- Świeże ręczniki macie nad umywalką. - Poinformowała ich dziewczyna po chwili uśmiechając się niewinnie. - Tylko proszę nie zakłócać ciszy nocnej. Mamy dziecko pod dachem. - Pokazała im język i nim mogli coś dodać uciekła na schody życząc im miłej nocy.
- Aj tam aj tam, w jego wieku nie takie rzeczy się robiło. - Parsknął obejmując blondyna w pasie. - Prysznic i lulu? - Spytał, choć palce jego ręki bezwstydnie badały brzuch chłopaka, przez cienki materiał.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {15/05/23, 08:59 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68
 
  Nie powstrzymywał swojego rozczulonego uśmiechu na słowa ukochanego. Doskonale wiedział, że ten obudzi swoją opiekuńczą stronę właśnie teraz, kiedy ich przyjaciółka kogoś poznała. Zawsze był taki w stosunku dziewczyny, gdy ta z kimś filtrowała. Zawsze gotowy, by ruszyć jej na „ratunek” i zająć się delikwentem, gdyby coś było nie w porządku. Blondyn za to był kompletnym przeciwieństwem w tej sprawie – spokojny, starający się unikać przemocy. Jednak wiedział, że ta czasami była potrzebna i między innymi dlatego tak dobrze uzupełniał się z szatynem.  A oboje równie mocno dbali o swoich najbliższych – o siebie, o Majke czy o ich ukochane psy.
    Zaskoczony z nagłego pocałunku, złapał chłopaka zza talie, jeszcze bardziej nie spodziewając się, że zostanie w taki sposób poczęstowany trunkiem. Większość płynu spłynęła po jego szyi, brudząc koszulę, ale chłopak bardziej był zajęty swoim ukochanym. Ich pocałunek szybko zaczął przybierać niebezpieczny ton, co wyczuwał blondyn, jeszcze łapczywie smakując jego język. Nagle uderzyło w niego gorąco i był gotów przyszpilić Zbyszka do ściany, tym razem się nie zatrzymując, ale oprzytomniał, gdy poczuł brak ulubionych ust. Intuicyjnie się do niego przybliżył, pragnąc więcej, ale niestety nie byli sami. W kabinie ani w łazience. Dlatego jego policzki pokryły się delikatnym różem, który próbował ukryć pod krótkim kaszlem spowodowanym dojściem procentów do mózgu.  Również jak jego chłopak, nie był koneserem alkoholu: ze względu na swój młody wiek i ze względu na to, że wolał posiedzieć kameralnie przy piwie czy winie.
     I pragnął jeszcze jedną kolejkę, ponownie zanurzyć się w ustach Wiśni, ale to musiało poczekać, bo nie był pewny, czy uda mu się po raz kolejny zachować się przyzwoicie.
    Po opróżnieniu kolorowych butelek wrócili na salę gimnastyczną, będąc jeszcze bardziej rozluźnionymi. Dlatego ruchy Marcela były bardziej zabawne, bo szybko dołączył do wygłupów Zbyszka, śmiejąc się przy tym głośno albo odważniejsze, gdy oparł się o jego plecy, zjeżdżając z nim do podłogi przy tym łapiąc go za pośladki. Świetnie się przy tym bawił, wariując wokół wirujących świateł w kolorze niebieskim czy fioletowym. A Majka, co chwilę brała ich za rękę i kręciła ich wokół własnej osi.
    Przy tak świetnej zabawie, nawet nie zauważył, gdy ich czas, który i tak został przedłużony, zakończył się, ale nie ociągał się, pomimo lekko już doskwierających nóg i warstwy potu. W przeciwieństwie do ich przyjaciółki.
    - Już jesteś piękna, bez tych butów – skomentował szczerze od razu. Sam był pełen podziwu, że dziewczynie udało się wytrzymać na takim obcasie całą zabawą. Buty wyglądały na niewygodne, zwłaszcza na ciągłe tańce. Chociaż rozumiał, że chciała mieć odpowiednie buty do sukienki i poderwać na nie chłopaków. Całe szczęście blondyn nie musiał.
     - Ooo, urocze – odparła, wyraźnie poruszona. Zwłaszcza, jak drugi z chłopaków postanowił zamienić się z nią obuwiem. Marcel nigdy nie spodziewał się, że zobaczy go w takich butach. Już trudno było go namówić do wizytowych butów, a co dopiero do obcasów. I ku jego zdziwieniu radził sobie na nich świetnie, mimo tego blondyn był ciągle przy nim blisko, aby w razie czego ratować jego równowagę. A na jego pytanie, po prostu się roześmiał rozbawiony.
    - Że niby ja? - zachichotał. - Oczywiście, jak wszystko – dodał, nie mogąc przestać się śmiać, ale akurat to mówił całkowicie szczerze.
    Na wejściu przywitał się z młodszym chłopakiem krótkim uściskiem dłoni w akompaniamencie głośnej, metalowej muzyki. Widocznie dobrze się bawił pod nieobecność cioci. To wywołało delikatny uśmiech blondyna. Może jeśli chodzi o twarz i głos mogliby być myleni, ale kompletnie różnili się charakterami, gustem muzycznym, a szczególnie włosami.
   Uklęknął przy Zbyszku, odwiązując paski od szpilek i uwalniając jego zmęczone stopy. Następnie wziął je do rąk, fundując krótki masaż jego palcom.
   - Lepiej? - zapytał, posyłając mu uśmiech.
   - Fuuuj! Obrzydliwe! - skomentowała Majka, krzywiąc się na ten widok.
   - No co? Dobrze, że nie widziałaś, jak kiedyś Wiśnia leciał mi do domu po nowe majtki, jak miałem biegunkę – odparł, wystawiając jej język, na co ta udała, że wymiotuje. Marcel nie wstydził się takich rzeczy przy najbliższych. A ciągłe problemy jelitowo-żołądkowe były u niego normą, zanim nie wykryto celiakii.
  - Mhmmm, a może ciepła kąpiel w zamian? - zagaił. Nie pamiętał już, gdy siedział w wannie pełnej wody. Podczas ich ucieczki nie mieli takiej okazji, a potem przebywając w rodzinnym domu, nie miał ochoty. Teraz mogli poleżeć razem. - Nie do końca chciałem w taki sposób przy tobie klęczeć – dodał, przysuwając się do niego, nie zostawiając między nimi wolnej przestrzeni. Stanął na palcach, zaczynając swoją niewinną podróż ustami po szyi ukochanego. Koniuszkiem języka naznaczył mokrą ścieżkę zaczynając od żuchwy i kończąc na kołnierzu bluzki, a następnie złożył kilka pocałunków, raz zaczepiając o skórę zębami. Jego dłonie też nie próżnowały, bo zakradły się na pośladki, zaciskając się na nich.
   -Słyszę wszystko! Idźcie do pokoju! - zawołała dziewczyna z góry.
   - Najwyraźniej ściany mają uszy! - Zaśmiał się. - No chodź. - Złapał Zbyszka za szlufkę spodni i pociągnął w stronę ich pokoju.
  Pokój wyróżniał się instalacją paneli w kolorze szałwii, a naprzeciwko nich znajdowało się duże łózko i biały koc. Przy oknie, obok czarno-białego dywanu, stała palma w plecionej doniczce, a przy ścianie już leżała torba Marcela. To co go teraz bardziej obchodziło to białe drzwi naprzeciwko. Zaprowadził tam Zbyszka i od razu zajął się przygotowaniem wanny. Odkręcił kurki, nastawiając ciepłą wodę, a do środka wlał płyn do kąpieli o zapachu bzu. Podczas tych czynności specjalnie wypiął się pośladkami do chłopaka, stojącego za nim. A następnie z niewinnym uśmiechem, gdy się prostował, otarł się o jego krocze.
  - Pomogę ci – powiedział, biorąc się za rozbieranie chłopaka. Zdjął z niego bluzkę i rozpiął powoli jego spodnie, opuszczając je wraz z bokserkami.
  Oczywiście jak się spodziewał już przyrodzenie Wiśni reagowało na jego zaczepki, ale zdawał się nie przejmować tym wybrzuszeniem. W zamian tego sam się rozebrał i wskoczył do wanny pełnej piany. Usiadł naprzeciwko odpływu, robiąc miejsce ukochanemu po drugiej stronie wanny. Ale i tutaj nie był taki niewinny, bo nałożył na dłoń porcję żelu i zaczął powoli namydlać jego pierś jak i brzuch.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {28/05/23, 06:35 pm}

Zbyszek "Wiśnia" Wiśniewski

  Faktycznie kąpiel brzmiała lepiej, a zwłaszcza w ustach blondyna, z którym miałby dzielić wannę. Sam nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz było mu dane odprężyć się w ciepłej wodzie w dobrym towarzystwie. Więc jakby mógłby mu odmówić?
- Jeszcze masz szansę się poprawić. - Odparł odwracając się ku blondynkowi i ochoco odchylił szyję, dając mu do siebie lepszy dostęp, a zarazem domagając się więcej. Sam przebiegł palcami po jego wąskiej talii, zaraz zsuwając się na jego drobne, ale zarazem jędrne pośladki i wydał z siebie pomruk zadowolenia. Każdy, nawet najmniejszy dotyk chłopaka sprawił, że przez jego ciało przechodziły kolejne, coraz mocniejsze fale przyjemnych dreszczy. Temperatura wzrastała coraz bardziej, ale ani myślał go od siebie odsuwać. Przycisnął go do siebie, najciaśniej jak tylko mógł, bezwstydnie zmuszając chłopaka do otarcia się o niego, zaciskając palce na jego pośladkach.
- Pff, tak jakby nie chciała podglądać. - Parsknął rozbawiony słowami przyjaciółki. Pewnie podroczyłby się z nią jeszcze chwilkę, gdyby nie mały gest jasnowłosego, który zaskakująco rozgrzał go jeszcze bardziej.
  Nie protestując dał się zaciągnąć do pokoju, a następnie do łazienki, gdzie to chłopak zabrał się za przygotowywanie dla nich kąpieli. Oczywiście wybór zapachów pozostawił całkowicie w jego rękach i zamierzał pierwszy się rozebrać, ale przeszkodziły mu w tym niezwykle interesujące widoki. Szczególnie kiedy te widoki, tak ochoczo się o niego otarły. Już wcześniej spodnie szatyna wydawały się za ciasne, ale w tamtej chwili, było to już odrobinkę bolesne. Na całe szczęście miał przy sobie swojego niezawodnego pomocnika. Tylko temu widocznie tego wieczora wyrosły diabelskie różki.
  Szaryn przymrużył powieki, pozwalając na tą jego małą grę, ale była to jedynie kwestia paru minut, bo zdecydowanie dłuższej zabawy by nie zniósł. Zasiadł naprzeciwko niego w wodzie, od razu wzdychając z zadowoleniem, kiedy ciepła woda otuliła jego ciało. Na chwilę przymknął powieki, rozkoszując się tym uczuciem, choć po chwili dołączyła inna nuta przyjemności płynącej z delikatnych dłoni błądzących po jego torsie. Jego mięśnie napinały się i odprężały, wyrywając z jego gardła kolejne westchnięcie, po którym to wreszcie spojrzał na blondyna spod rzęs. Tego wieczora było zdecydowanie inaczej, niż dotychczas, tylko trudno było mu odszukać winowajcę. Procenty, czy może jednak rozluźnienie po tym jak odebrano im ich wspólny raj?
- Doceniam pomoc, mój ty aniołku kochany, ale~ - Zaczął powoli odlepiając plecy od ściany wanny, a po chwili szybko pochwycił chłopaka w swoje ramiona, przyciągając go do siebie bez ostrzeżenia i lokując między swoimi udami, aby od razu wpić się w te jego słodkie usta. - Lepiej się tak ze mną nie drocz, bo ja trzech rundach się nie skończy. - Wymruczał skubiąc zaczepnie wargi chłopaka, zamglonym wzrokiem obserwując jak zielone tęczówki drżą delikatnie z podniecenia. Uśmiechnął się szeroko czując dokładnie to samo, a chwilę później wdarł się językiem do jego ust, przylegając do niego całym swoim ciałem. Ta bliskość, beż choćby najmniejszej bariery, jaką były ubrania, była zdecydowanie najlepsza, jak i najważniejsza dla ciemnowłosego. Delikatne ciało, gładziutka, niezwykle przyjemna w dotyku skóra i miękkie loki smyrające jego twarz podczas namiętnych pocałunków. Czego mógł chcieć więcej? No może brakowało mu tylko jeszcze, tych jego słodkich jęków, które wydawał z siebie, kiedy sprawiał mu przyjemność. Satysfakcja jaką wtedy odczuwał, była niesamowita.
  Przybliżając się do chłopaka jeszcze bardziej, przesunął swoje ramiona ja jego plecy pod pretekstem wzajemnego mycia, ale nie dał razy ukryć swoich prawdziwych intencji. Nie podczas tak czułego pocałunku. Przesuwał palcami po każdym wzniesieniu i zagłębieniu, ostatecznie skupiając się na linii kręgosłupa, którą zarysował palcami, aż do kości ogonowej, delikatnie wzmacniając na niej swój dotyk. Palcem środkowym sięgając odrobinę poza nią, tuż przy jego wejściu, ale zgrabnie wyminął ten punkt, przesuwając dłonie w talii na jego boki. Z niewinnym uśmiechem, otarł się o niego swoim namydlonym wcześniej przez chłopaka torsem.
- Wiesz, co? Mała zmiana planów, pokażę ci jak się klęczy. - Oznajmił z lisim uśmieszkiem, chwytając na biodra chłopaka, aby zaraz podnieść go za nie i posadzić na brzegu wanny. - Tylko mi nie spadnij. - Uśmiechnął się łobuzersko klękając w wodzie między jego nogami, skąd zaraz nie omieszkał ucałować wewnętrzną stronę jego ud. A nawet zassał się, aby zostawić na skórze ukochanego swój znak. Choć odrobinkę zabolało go serduszko, kiedy widział, jak ten zadrżał pod wpływem zmiany temperatury, po opuszczeniu ciepłej wody.
- Ktoś się cieszy na mój widok, hm? - Skomentował na pół twarde przyrodzenie chłopaka, które jak na złość omijał dłonią, masując jego uda. Ale za to przyjemnie omiatał je swoim ciepłym oddechem. Ale nie bawił się z nim długo, bo sam już dawno stracił cierpliwość. Zwilżył wargi językiem, oplatając palcami męskość blondyna, która nawet w stanie spoczynku osiągała niesamowite rozmiary. A następnie nie mogą się dłużej powstrzymać, przejechał językiem po całej długości, rozkoszując się jego słodkim smakiem, zmieszanym z nutką gorzkości płynu do kąpieli. - Pamiętaj, że ściany mają tu cholernie cienkie. - Posłał mu oczko, nim zassał się na jego główce, jednocześnie dłonią pieszcząc go po całej długości, chcąc jak najszybciej zachęcić go do powstania do zabawy.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {09/06/23, 04:59 pm}

Just the two of us - Page 3 74e03f74e75a42ebc5c992e5f9fc2c68

    Drobne palce blondyna bezwstydnie ślizgały się po swoich ulubionych miejscach, wytwarzając jeszcze większą porcję piany, roznosząc po niewielkiej łazience zapach świeżych, soczystych brzoskwiń, przeplatających się z bzem, który pochodził z płynu do kąpieli. Jego zamiarem tak naprawdę nie było umycie ciała ukochanego, a samolubna pobudka związana z dotykiem mięśni i tych silnych ramion. Zawsze się nimi zachwycał i korzystał z okazji, by móc je podootykać.
     Wtedy znalazł się między udami swojego ideału, samemu robiąc to samo, aby było mu wygodnie. Wręcz oplótł nimi wokół bioder szatyna, tym samym przyczyniając się do tego, że ich przyrodzenia się ze sobą stykały. To wraz z westchnieniami Zbysia, podniecało go.
       - Przecież jestem grzeczny - Uśmiechnął się figlarnie, udając niewiniątko. Nawet wtedy, gdy opuszki jego palców niby przypadkiem ześlizgnęły się na już sterczące sutki szatyna. I tam już zostały, pieszcząc je. - Po pierwszej już będę zmęczony - skomentował, co oboje dobrze wiedzieli. Zawsze blondyn się zastanawiał, skąd Zbyś bierze tyle siły - na seks czy na długie bieganie z psami.
       Kiedy usta Marcela wreszcie dołączyły do tych idealnie pasujących do nich, oddał mu się bez zająknięcia, sprzedał swoje ciało jak i duszę, mrucząc zadowolony. Ich języki, już bardzo dobrze się znające, znowu się ze sobą spotkały, pieszcząc się nawzajem. W takich momentach Marcyś czuł, jakby na świecie byli tylko oni, czuł, jak jego serce łączy się z jego ukochanym, bijąc w tym samym rytmie. Zwłaszcza, kiedy to palce opalonego zaczęły badać jego wystający spod bladej skóry kręgosłup. A wtedy cicho jęknął, by zaraz odsunięty od chłopaka, już na ślepo lgnąc do ukochanego.
       - Jezu, jak ty cudownie całujesz - skomentował, ale w zamian za kolejny namiętny pocałunek, wylądował na zimnej krawędzi wanny. Tam oczywiście zatrząsł się cały z powody różnicy temperatur, ale w zamian otrzymał widok chłopaka, klęczącego u jego stóp. Jeden z ulubionych widoków Marcela. Jak mógł nie być fanem tego, gdy widział zarysowane mięśnie na kręgosłupa, wypięty tyłek, jak i oczywiście miał doskonały widok na ukochane, czekoladowe tęczówki.
        Uśmiechnął się delikatnie, by zaraz przegryźć dolną wargę. Na wewnętrznej stronie ud powstał czerwono-różowy ślad. Aż żałował, że nie mógł zrobić tego samego, ale na szyi chłopaka.
Tylko on potrafił tak zamieszać mu w głowie , żeby nie myślał o niczym innymi nie myślał, jak o przyjemności
        - I nie może się doczekać. Jest taki twardy tylko dla ciebie - odparł, tym samym próbując go zachęcić do szybszego wzięcia do ust jego przyrodzenia. Jak zawsze ten wolał go jeszcze chwilę pomęczyć, kiedy czuł w tym miejscu budujące się napięcie.
      Całe szczęście te słodkie tortury nie trwały za długo i zaraz Marcel odchylił głowę do tyłu.
      Tak o to ten grzeczny i spokojny Marcel zamieniał się w rozpustnego diabła, co nie wstydził się zarzucać takimi tekstami.
       - C-co? - jęknął, po czym zasłonił dłonią kolejny, głośniejszy jęk. Wcale mu się nie podobało ostrzeżenie Zbyszka.
       Mimo tego próbował jakkolwiek panować nad sobą. Kompletnie nie uśmiechało mu się jedzenie jutro śniadania przy wspólnym stole z matką Majki, gdy ta mogła być przypadkowym gościem na ich dzisiejszym "koncercie". Już widział tę niezręczność i udawanie, że do niczego między nimi nie doszło.
       Jak zaczarowany patrzył się w czekoladowe tęczówki, za każdym razem próbując zdusić swoje jęki w zarodku, co oczywiście było trudnym zadaniem. Ukochany przecież wiedział, gdzie dokładnie ma lizać, kiedy zwolnić tempo, kiedy przyspieszyć. Dlatego kilka głośnych jęków przedarło się z jego ust na wolność, obijając o te nieszczęsne ściany.
        - Nie umiem być cicho... - burknął z zaczerwionymi policzkami.
        I teraz jego jedynym pragnieniem było zobaczenie ściekającej strużki spermy z ust kochanka. Czuł się niemalże jak narkoman, zwłaszcza, gdy zwrócił uwagę na tę rękę z pierścionkiem. To ona właśnie zajmowała się jego już twardym penisem. Dlatego w afekcie nie prosił go o zmiane miejsca czy nie przerywał. Był oczarowany ruchami języka, był oczarowanym tym mokrym i ciepłym miejscu.
       Jedną ręką przetrzymywał się na krawędzi wanny, aby naprawdę się stąd nie ześlizgnąć, a drugą miał wtopioną w miękkie włosy szatyna, które co rusz mierzwił czy lekko ciągnął, gdy przyjemność była zbyt silna. A w międzyczasie nawet jego stopa wylądowała na penisie szatyna, z delikatnym naciskiem zaczynając masaż. Chociaż tak mógł go zacząć pieścić w tej pozycji.
        - Nie przestawaaaj, proszę... - wymruczał, przyciągając chłopaka bliżej siebie. Tym samym miał nadzieję, że dał mu tym znać, że chciał dojść w jego słodkich ustach.
        W takiej pozycji spędzili kilkanaście minut i jak bardzo chciał spędzić jeszcze dwa razy dłużej, to czuł, że koniec jest bliski. Uczucie podniecenia komulowalo się w podbrzuszu, tylko czekając na moment kulminacyjny, a zielone tęczówki pokryte mgłą, patrzyły się dosłownie jak u norkomana, tylko w oczy kochanka. Usta piegusa pozostawały otwarte, na przemian będąc zamykane, gdy walczył z każdym jękiem, żeby były one jak najbardziej ciche. Musiało to wyglądać komicznie.
      Aż w końcu nie wytrzymał.
      - Zbyyyś! - jęknął przeciągle i głośno, specjalnie używając jego imienia i wygiął swoje ciało w łuk, strzelając całym ładunkiem w upragnione usta. Tak omało nie przewrócił się do tyłu, całe szczęście w tym momencie, gdy tracił równowagę, został przetrzymany przez sprawcę.
     Przyjemne uczucie spełnienia rozlało się po całym organizmie blondyna, karmiąc każdą komórkę jego ciała. Ale jeszcze przyjemniejszy widok miał pod sobą.
    - Nie musisz połykać. - Uśmiechnął się czule i starł kciukiem wypływająca strużkę białego płynu z kącika ust ukochanego, a następnie pomału wstał, czując jak kręci mu się w głowie. - Poczekaj chwilę, pójdę po lubrykant.
    Pierwsze kroki dla zmęczonego organizmu były trudne, ale jakoś udało mu się dojść do pokoju i wygrzebać buteleczkę z truskawkowym lublrykantem. Jak dobrze, że i ją postanowił spakować.
    - Musimy kupić powoli nowy - odnotował w głowie, bo w buteleczce pozostały tylko resztki.
    Następnie wrócił do łazienki i od razu zajął miejsce w letniej wodzie, tym razem siadając okrokiem na kolanach Zbyszka. Tam pod swoimi pośladkami czuł twarde przyrodzenie i niemal czuł, jak ono pulsuje, ale w tej chwili to on wpił się w jego usta, jeszcze czując smak swojego płynu.
     Dopiero, gdy nacieszył się pocałunkiem, odsunął się.
      - Usiądziesz teraz ty tam? Teraz tobą trzeba się zająć. - Wskazał z zadziornym uśmiechem na swoje wcześniejsze miejsce.
    Ale wpierw zanim przeszedł do swojego dzieła, wziął prysznic i opłukał jego penisa z piany.
    Następnie w końcu przywitał się z nim buziakiem w sam czubek, by po tym przejechać koniuszkiem języka po całej długości. Tam znajdując się ponownie w pobliżu główki, wziął ją do buzi, zassysając się na niej.
    Aż nie postanowił wziąć do ust całej długości męskości i gdy wypuścił ją z ust z charakterystycznym dźwiękiem, ta cudownie się lśniła.
    Ręką zaczął masować jądra chłopaka, już językiem kreśląc różnorakie wzory na całej długości. Najbardziej skupił się na główce, tam zlizując nagromadzony płyn i dając z siebie wszystko.
     - Dobrze klęczę? - zapytał, mając pełne usta, a następnie wolną ręką zgiął nogę Zbyszka w kolanie. W taki sposób ukazała mu się jego urocza dziurka. Nałożył na palec trochę lubrykantu i nie przerywając pieszczot ustami, naparł na odbyt swojego chłopaka. A kiedy pokonał opór zwieraczy, szybko odnalazł najczulszy punkt i to zaczął powoli pieścić.
     - W porządku? Nie boli? - upewnił się, na chwilę odrywając się od swojego ulubionego lizaka. Uzyskując odpowiedź, już uspokojony, wrócił do zabawy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Just the two of us - Page 3 Empty Re: Just the two of us {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach