Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
From today you're my toyWczoraj o 08:33 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.Wczoraj o 04:34 pmSempiterna
Eclipsed by you Wczoraj o 04:03 pmCarandian
Show me the ugly world (kontynuacja)Wczoraj o 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Twilight tension18/11/24, 10:27 pmCarandian
A New Beginning 18/11/24, 09:45 pmNoé
Zajazd pod Smoczą Łapą 18/11/24, 06:30 pmNoé
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
2 Posty - 13%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%

Go down
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty leave me alone {15/07/22, 11:49 pm}

First topic message reminder :




leave me alone
[ starring dijira and nana as two hopeless gays in the 80s ]

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {18/09/22, 05:57 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur ledwie zarejestrował kroki za sobą, ale ich echo zmroziło mu krew w żyłach. Pomyśleć, że ktoś mógłby go takim zobaczyć... Potencjalne konsekwencje. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że tym kimś był... Eliot. I że jakoś odczepił od niego Morton’a i teraz stał między nimi i...
Arthur’a zalała fala ulgi. Bo jeśli Elliot tu był, to znaczyło, że nic złego się nie stanie, prawda? A przynajmniej nie Arthur’owi... Nie był nawet pewien skąd ta pewność. Może dlatego, że mimo wszystko, nieważne jak ich relacja wyglądała, Crowley był gotowy zainterweniować? A może chodziło o coś bardziej podświadomego? Nie był pewien, ale sama obecność Elliot’a pomagała.
Na tyle, że zdał sobie sprawę, że nie mógł pozwolić Elliot’owi zostać w tym samym pomieszczeniu co Morton ani chwilę dłużej, bo to nie miało się dobrze skończyć...
-I rzeczywiście masz swojego psa obronnego pod ręką, co Artie?-profesor uśmiechnął się podle, niby przenosząc uwagę na Elliot’a, ale w gruncie rzeczy wciąż mówiąc do schowanego za szerokimi ramionami pływaka chłopaka.
-Musisz wciąż być naprawdę przekonujący w pewnych departamentach, chłopcze –podły uśmiech wykwitł na ustach Morton’a, a Arthur nie mógł się nie wzdrygnąć, dobrze wiedząc, co ten insynuuje. I w tym kontekście, w powiązaniu z tym konkretnym mężczyzną... Na samą myśl robiło mu się niedobrze.   -Wiesz skąd się bierze całe jego doświadczenie, prawda? Mam nadzieję, że dzieciak jest tego warty, panie Crowley. Założę się, że pański ojciec byłby szczęśliwy słysząc z czym puszcza się jego syn... –och... nie. NIE. Morton nie będzie groził Elliot’owi. I na pewno nic nie powie panu Crowley’owi, po trupie Arthur’a.
-Och, tak samo jak pańska żona –Arthur w końcu zdecydował się odezwać. Grożenie mu to jedno, grożenie Elliot’owi to drugie. I Morton... Morton nie miał prawa. I Arthur się upewni, że ten nie piśnie ani słowa, choćby po jego trupie.–Założę się, że będzie szczęśliwa słysząc o pańskich upodobaniach –wymamrotał, zaciskając mocniej palce na ramieniu pływaka, jakby ten był jakąś kotwicą, trzymającą go w miejscu, zatrzymującą jego dysocjację  i dodającą mu spokoju.
-Ellie –szepnął ciszej, żarliwie z przekonaniem. –Ellie... Chodźmy stąd –wymamrotał cicho, ale takim stanowczym tonem.
-Proszę.  Chodźmy –pociągnął go za rękę, właściwie siłą wyciągając go z sali wykładowej. Nie myślał o tym, że ktoś może ich zauważyć, wciąż zbyt wytrącony z równowagi, żeby myśleć o czymkolwiek poza ucieczką od Morton’a. Parł do drzwi, wkładając całą swoją siłę, w ciągnięcie Elliot’a za sobą, nie chcąc słyszeć ani słowa więcej z ust profesor, nie zatrzymując się ani na chwilę, nie pozwalajac zatrzymać się Crowley’owi, dopóki w  końcu nie znaleźli się na zewnątrz i Elliot nie poprowadził ich do swojego samochodu.
Dopiero kiedy drzwi Alfy zamknęły się za nimi z charakterystycznym trzaskiem, napięte jak postronki nerwy Sullivan’a trochę się rozluźniły. Na tyle mocno, że bez adrenaliny, został przytłoczony falą emocji, kuląc się nieszczęśliwie w fotelu pasażera... Łzy wstrzymywane już z jakiegoś czasu, wytrysnęły z jego oczu, więc obrócił się w stronę drzwi, wręcz zapadając się w sobie. Cichy szloch wyrwał mu się z piersi, wstrząsając szczupłymi ramionami.
-Przepraszam Ellie –wymamrotał cicho. Nie chciał, żeby Elliot miał przez niego problemy. Nie chciał, żeby widział go w takim stanie, kiedy Arthur całkiem się rozklejał, kiedy był słaby i bezsilny i nie potrafił sam rozwiązać problemu, ba!, był jego częścią.
Bo mimo najszczerszych chęci, Arthur zdał sobie właśnie sprawę z tego, że przez ostatnie parę tygodni tylko ignorował problem. Wciąż bał się Morton’a. Wciąż praktycznie nie potrafił mu się postawić... Kto wie, co by się stało, gdyby Elliot się tam nie pojawił? Czy Arthur dałby sam radę uciec? Czy... Po prostu stałby tam jak słupek, jak zawsze przy Mortonie i pozwalałby mu mówić i robić co chciał?
Nie był nawet pewien kiedy w jego oczach pojawiły się łzy. Nie znosił słabości. Zwłaszcza własnej słabości. I nie chciał, żeby Elliot był jej świadkiem.
Jak Elliot w ogóle mógł chcieć się z nim spotykać? Kiedy było widać jasno jak czarne na białym, że Arthur jest... zepsuty. Zużyty. Przez Elliot’a, przez ostatnie parę tygodni, o tym nie myślał, odpdychając to w najdalsze zakamarki swojego umysłuj, bo był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy, bo kiedy Elliot patrzył na niego jak na taką najwspanialszą rzecz na świecie, łatwiej było nie myśleć o tym co się stało i co było nie tak.
I mimo wszystko, mimo że wiedział, że nie powinien, tylko się odwrócił, przytulając się do wyższego chłopaka i chowając twarz w jego koszuli, bo... Bliskość chłopaka go uspokajała. I potrzebował spokoju. Tego wyciszenia, które przynosiła jego obecność.
-Przepraszam –powtórzył zaciskając palce na zmoczonym łzami materiale.  –Jak możesz... Nie chciałem... –”jak możesz chcieć wciąż ze mną być? Nie chciałem, żebyś mnie takim widział”. Słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Szczerze? Bał się odpowiedzi. Wolał nie wiedzieć, wolał mieć to, co Elliot mu dawał bez „ale”, bez wątpliwości... Crowley powiedział wcześniej, że to nie wina Arthur’a i że to nie ma znaczenia, prawda? Nie chciał dawać mu jakiś pomysłów, nie chciał się pokładać... Chciał z nim być, nieważne jak to nazywali, tak długo, jak to będzie możliwe...
-Czy ty... Kupiłeś mi kawę?-zapytał po długiej, długiej chwili, kiedy w końcu nieco się uspokoił, patrząc na papierowy kubek i torbę z logo McDonald’a na tylnym siedzeniu. Elliot nie lubił kawy, więc znaczyło to, że kupił ją dla Arthur’a...
I to wystarczyło, żeby wycisnąć z niego kolejną falę łez, bo naprawdę nie zasługiwał na taką dobroduszność ze strony Crowley’a.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {18/09/22, 10:38 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem, że mężczyzna miał w ogóle czelność tak się odzywać. Tak bezwstydnie, bezpośrednio, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że to co robi jest zwyczajnie obrzydliwe. Nazwanie go psem to jedno. Ale próba osądzenia, że relacja Elliot’a z Arthur’em opiera się tylko i wyłącznie na seksie, to coś innego. Na wewnętrznej części jego dłoni utworzyły się głębokie półksiężyce od wbijanych paznokci, czym starał się powstrzymać od zamachnięcia się nią prosto w wykrzywioną w okrutnym uśmiechu twarz Morton’a.
____Wiele słów, obelg, cisnęło mu się na usta. Lecz w jednym momencie szybko gęba mu się zamknęła, kiedy profesor przypomniał o jego ojcu. W oczach Dylan’a Crowley’a pewnie ktoś tak zepsuty i tak miał większą wartość niż jego syn, na pewno bardziej poczułby się tknięty tym, że Elliot spotyka się z Arthur’em, aniżeli tym, że po Stasand chodzi sobie zboczeniec
____O ile w ogóle posłucha kogoś takiego, jak ty — odezwał się w końcu, kiedy trybiki w jego głowie wznowiły pracę, a Arthur zdążył się wtrącić. Był mu za to wdzięczny, inaczej Morton miałby okazję wjechać na chwilowo oszołomionego Elliot’a. Nie musiał w końcu dawać mężczyźnie tej wiedzy, że jego relacja z ojcem jest wręcz nieistniejąca, mógł brnąć w wersję, że ktoś taki jak Richard obchodzi Dylan’a tyle, co nic.
____Jesteś żenujący. Karmisz swoje ego na jebanych studentach — słyszał Arthur’a, ale jak przez mgłę. Nawet jak ten go ciągnął, to pozwalał sobie na rzucanie komentarzy, przed odejściem opierając dłoń na klatce wykładowcy i lekko go odpychając - na tyle ostrożnie, żeby nic się nie stało - byleby odsunąć od siebie i Sullivan’a — A puszczać to się może dziwka, jak ty! — byli już poza salą - gdzie nieświadomie utrudniał robotę Arthur’owi, który musiał używać więcej siły, aby w ogóle ruszyć go ze swojego miejsca - a Elliot dalej nie szczędził języka. Dopiero w połowie korytarza ułatwił sprawę i z przyspieszonym oddechem, jak i czerwonością przed oczami, doszli na parking jak i do samochodu, gdzie ciężko opadł na miejsce kierowcy, wziął parę oddechów i odwrócił się do siedzącego obok florecisty.
____Wszystko w porządku? — odpowiedź dostał szybciej, niż chciał. I w gorszy sposób, niż chciał — Arthur, czemu przepraszasz? No co ty… — był wdzięczny jak przestrzenna była jego Alfa, co pozwoliło mu na prędkim oparciu dłoni na udzie chłopaka i próbie uspokojenia go, choć wiedział, że było to nieskuteczne — Nic nie zrobiłeś, nawet tak nie myśl — mówił dalej, nerwowo męcząc wargę między zębami. Kiedy Arthur wpadł prosto w jego ramiona, jedną z dłoni oparł na plecach a drugą wplątał we włosy, kojąco głaszcząc chłopaka — Nic nie mów Artie, już jest okej… — mówił wyciszonym tonem, chowając go jak najbardziej mógł w swoich rękach — Już wszystko jest dobrze, spokojnie. Jestem tu z tobą — szeptał nieskończenie wiele uspokajających słów do Sullivan’a i zostawiał łagodne buziaki na czubku głowy, nie zwracając uwagi na godzinę, ani ile czasu minęło od ich wejścia do pojazdu. Teraz kompletnie go to nie interesowało.
____No… tak. To dla Ciebie- Arthur, Artie? Czemu płaczesz? — zmartwił się podwójnie, kiedy nagle informacja o kawie wzbudziła kolejną falę emocji — Wiem, że pewnie już nie jest ciepła, ale pewnie dalej jest dobra! — starał się go na nowo uspokoić, będąc zupełnie nieświadomym faktycznego powodu łez chłopaka. Mimo to nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Nie wiedział, czemu kawa spowodowała łzy, ale zdecydowanie wolał, żeby to ona była winna, niż Morton. Chwycił twarz szatyna w obie dłonie, biorąc jedną z czystych chusteczek, jakie dostał w knajpie, i bardzo delikatnie wytarł jego zapłakaną buzię, po czym w ciszy wpatrywał się w niego przez moment, zaraz przybliżając go do siebie i łącząc ich usta w czułym pocałunku, przecierając raz łagodnie palcem pod okiem Arthur’a, gdzie były jeszcze pozostałości łez, po czym przytulił go do siebie jeszcze mocniej niż poprzednio
____Nawet zasmarkany wyglądasz ładnie, Artie — odezwał się z lekkością w tonie, jakby próbował rozluźnić sytuację i niechętnie się odsunął, od razu podając mu, niestety nie parującą już, kawę — Nie miałem za dużych planów co do tego spotkania, ale… jeśli chcesz mogę Cię zawieźć do siebie — zaproponował, dopiero po fakcie orientując się jak zbywczo to zabrzmiało — Możemy też jechać do mnie, możesz zostać na noc, to nie powinien być problem. Naprawdę, Artie — zapewnił go, że wciąż był chętnie widzianym gościem w ich progach. To jest, dopóki nie ma tam ‘głowy rodziny’.
____Nie chciał skupiać się na prowadzeniu, ale nie mogli stać cały czas na parkingu, dlatego w końcu z niego wyjechał, przy pierwszej okazji opierając dłoń na nodze Arthur’a, gdzie kojąco rysował kółka kciukiem. Na początku nie miał planu w ich podróży, chciał ich zabrać spod uczelni. Oddalić się od sytuacji, jaka miała miejsce i zdążyła nimi dość dosadnie wstrząsnąć
____Zjemy na spokojnie, i wtedy zdecydujesz, okej? — stwierdził, że było to idealne miejsce. Zatrzymał się przy niewielkim lasku, obok Flix’a, do którego rzadko kiedy ktoś zajeżdżał, a był wciąż z wierzchu oświetlony — Poczekaj, powinienem mieć tutaj coś… — wymamrotał po wyjściu z samochodu i grzebaniu w bagażniku, dając radę obetrzeć sobie palec o jakąś wystającą część. Ale z triumfem wrócił do maski pojazdu, mając w jednej z dłoni koc — Żebyś mi nie przemarzł teraz — rzucił go w stronę niższego nim dosiadł się na masce i postawił między nimi torbę z jedzeniem.
____Zrobił Ci coś? — nie był pewien ile czasu minęło, kiedy zadał cicho pytanie ze wzrokiem wbitym gdzieś przed siebie. Nie był od początku, nie był pewien, czy udało mu się zapobiec nieszczęściu w pełni — Na pewno wszystko jest okej? — jego dłoń mimowolnie powędrowała na dłoń Sullivan’a, kiedy ta była wolna od jedzenia. Nie chciał wracać do tematu, Arthur zapewne też nie, ale wiedział, że ten nie może też wisieć w powietrzu. Chciał być pewien, że do niczego nie doszło. Że chłopakowi nic się nie stało  — Morton jest pierdolnięty. I… wiesz, że nie dlatego z Tobą jestem, prawda? — tego też chciał się upewnić, choć powody do wiary w to były wręcz nieistniejące. Elliot starał się dosadnie przekazać, że nie zależy mu tylko na ciele Arthur’a, nie robił nawet aluzji w tę stronę, bo tak zwyczajnie w świecie nie było.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {19/09/22, 10:56 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Bo nie byłem w stanie uciec wcieśniej, bo pozwoliłem mu się zatrzymać, bo nie byłem w stanie jakkolwiek się oprzeć.. –tak bardzo nienawidził się, za te wszystkie rzeczy. Dlatego przepraszał. Elliot’a, siebie, ich obydwoje. –Nienawidzę tej słabośici Ellie –wymamrotał cicho, w tors chłopaka. Nienawidził nawet faktu, że nie był w stanie bez niego po prostu uciec z tej cholernej sali, jakkolwiek by nie był wnętrzny za to, że ten się pojawił, że zdecydował się go odszukać.
Fakt, że Elliot go przytulał, mówił do niego uspokajającacym tonem, gładził po włosach i, na litość boską, pocałował, tylko pogarszał sytuację w oczach Arthur’a. Bo nie zasługiwał na to, żeby Elliot traktował go jak gdyby nigdy nic – pewnie tamten mówił, że to nie ma znaczenia, że nie zmieniało to jego podejścia do Arthur’a i ten to zaakceptował, bo... chciał to wierzyć. Naprawdę chciał w to wierzyć. Nie chciał nigdy więcej myśleć o Mortonie. Ale teraz, kiedy cały taki roztrzęsiony krył się w jego ramionach, jak to mogło być okej? Jak mogło nie mieć znaczenia? Jak Elliot, Elliot, który mógłby mieć każdego, nie miał nic przeciwko i chciał właśnie Arthur’a? Jaki to miało sens? (Fatalizm nie był zazwyczaj w naturze Sullivan’a, ale aktualnie nie myślał w najmniejszej mierze logicznie – potem miał dać sobie w głowę za głupotę).
-Nie zasługuję na ciebie Ellie. Nie… Nie wiem jak w ogóle możesz chcieć się ze mną… spotykać-to było określenie, którego Elliot użył wobec ich relacji, prawda? –Nie po tym... Nie po tym co pozwoliłem mu robić –wymamrotał w ramię chłopaka, z niechęcią się od niego odsuwając i opadając na swoje siedzenie. Jednocześnie czuł się tak, jakby  na nią nie zasługiwał i jakby nie chciał niczego innego na świecie.
Nie zamierzał jednak się przy tym upierać się przy tym za bardzo, po prostu zamarł, wyglądając za okno i starając się powstrzymać kolejną falę płaczu, która groziła opuszczeniem jego oczu. Nie miał już siły. Zbyt długo płakał i nie zostały mu już żadne łzy, także kiedy Elliot prowadził po prostu wyglądał przez okno, przygryzając wargę.
Nie miał bladego pojęcia, czemu Morton tak nim wstrząsnął... Ale zgadywał, że to przez to, że aktywnie ignorował ten problem przez zbyt dużo czasu. Zachowywał siię tak jakby nie istniał. Jakby nic się nie stało. Jakby w ogóle się to na nim nie odbiło... Ale odbiło się. Ten atak histerii był tylko najlepszym tego dowodem. Nie powinien na to był sobie pozwolić, nie powinien się tak rozklejać, nie przed Elliot’em.
Zapomnieć, rzeczywiście zapomnieć byłoby najlepszą opcją, ale... Jak niby miał to zrobić?
Nic nie odpowiedział, kiedy Elliot zaoferuje, że odwiezie go do domu. Po prostu pozwolił pływakowi mówić, popijając tą cholerną kawę i wyglądając przez okno, gdy Elliot wyjeżdżał z parkingu, opierając głowę o szybę. Był zmęczony, był zmęczony tym wszystkim i nie chciał już dłużej o tym myśleć...
Chciał po prostu cieszyć się obecnością studenta dyplomacji tak długo, jak tylko to będzie możliwe.
Otrząsnął się nieco dopiero, kiedy w końcu zaparkowali w jakimś lasku na obrzeżach miasta, przy czym musiał się wręcz zmusić do wyjścia z samochodu, bo nagle opuszczenie bezpiecznego, ciepłego wnętrza Alfy wydawało mu się strasznym wysiłkiem.
Wgramolił się jednak na maskę siadając na niej po turecku. Podziękował cicho, wyciągając dłonie po wyciągnięty w niego koc, po czym rozłożywszy materiał, wyciągnął jego połowę w stronę Crowley’a.
-Ty też nie powinieneś marznąć... Nie możesz się przeziębić przed zawodami –wymamrotał cicho. Elliot był taki podekscyowany, że wrócił do treningów... Gdyby musiał z nich znowu zrezygnować, byłby niepocieszony, a na to przecież Arthur nie mógł  pozwolić.
Jadł w milczeniu, chociaż chłodne jedzenie z McDonald’a nie było najlepsze, to w ustach Arthur’a, w tej konkretnej chwili smakowało nieziemsko, nawet jeśli nie miał zbyt wielkiego apetytu.
Dopiero kiedy  Elliot znowu się odezwał, przygryzł wargę, wbijając wzrok we własne dłonie, splecione na nogach.
-Nie, nic mi nie zrobił –wymamrotał cicho. Fizycznie, z Arthurem wszystko w porządku, jeśli nie liczyć kolekcji pięciu siniaków o ramieniu, które, zdecydował, nie były warte wspomnienia. Ale mentalnie… -Nic nie mogłem zrobić, Ellie. Myślałem, że po tym wszystkim co się stało będę w stanie się jakoś postawić, ale tylko tam stałem jak idiota –wymamrotał cicho, spuszczając wzrok w zażenowaniu. Był samym sobą obrzydzony. Zwłaszcza, że był sobą. Zawsze był typem raczej asertywnym. Upartym. I nie wyobrażał sobie pozwolić komuś tak się kontrolować… Nie wiedział jak nawet to do tego doszło, jak mógł na to pozwolić…
-Tak Ellie… Wiem, że to nie dlatego ze mną jesteś –przyznał cicho. Przez ostatnie parę tygodni, od kiedy znowu zaczęli się spotykać, nie licząc tej jednej zakrapianej alkoholem make-out session, która swoją drogą była raczej czuła niż namiętna, spali co prawda w tym samym łóżku, ale nie doszło między nimi do niczego więcej, a Elliot też na nic nie naciskał. –I chyba... Chyba będzie okej, jeśli... Weźmiemy to na spokojnie, prawda? Powoli –poprzednim razem zbyt szybko wylądowali w łóżku, zanim którykolwiek z nich był tak naprawdę gotowy (tyle Arthur mógł powiedzieć niestety tylko z perspektywy czasu), ale... Ale cieszył się, że to Elliot był tym pierwszym. Nie ktoś taki jak Morton, czy przelotna przygoda (Arthur zdecydowany był tamtego lata mieć to „przeżycie” za sobą).
Nie dodawał nic więcej w tym temacie – normalnie nie byłby taki zawstydzony, ale przez Morton’a, naprawdę nie chciał myśleć teraz o sprawach łóżkowych.
Po długiej, długiej chwili ciszy, kiedy już skończyli jeść Arthur ponownie się odezwał.
-Nie chcę jechać do domu –pociągnął nosem, upiając ostatni łyk kawy. Nie chciał znowu być poddany tym zaniepokojonym spojrzeniom i twardym pytaniom, z których ciężko się było wykręcić, kiedy Arthur pojawiał się w domu całkiem  wyłączony, albo z zaczerwienionymi oczami. Doceniał ich zmartwienie i je rozumiał, ale nie mógł się wytłumaczyć. Nie mógł się przyznać się do tego co się stało. Nie przed Debbie i Rose. Przed nikim… Elliot wiedział, ale gdyby Arthur miał wybór, na pewno by tak nie było. Nawet jeśli była to jakaś ulga, bo ktoś wiedział i mógł się na tym kimś w jakiś sposób oprzeć, tak jak opierał się teraz, to… Wolałby, żeby Elliot nie wiedział.–I nie chcę, żeby twoja mama zobaczyła mnie w takim stanie-wymamrotał. Nie wiedział, gdzie chce iść... Był pewien tylko jednej rzeczy.
-Ale... Chcę zostać z tobą Ellie. Gdziekolwiek –wymamrotał cicho. Nie liczyło się dla niego to, czy pojadą do niego, czy do Elliot’a… Chciał zostać przy chłopaku, bo w tej konkretnej chwili, obecność Elliot’a, wydawała się być jedyną rzeczą, która powstrzymywała go przed całkowitym załamaniem i rozpadnięciem się ponownie na kawałeczki. A ponowne układanie ich w jakąś składną całość, po tym jak ostatnio całkiem się posypał było naprawdę trudne.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {20/09/22, 10:42 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Przytulił studenta jeszcze mocniej, kiedy ten tłumaczył swoje przeprosiny. Wciąż uważał je za niesłuszne. To że jej nienawidził, nie znaczyło, że słabość była nie na miejscu - wręcz dziwnym by było, gdyby Arthur radził sobie bez problemu. Elliot mógł się tylko domyślić, ile to wszystko trwało a i tak już podziwiał Sullivan’a za wytrzymanie tak długo, za umiejętność utrzymania się mentalnego. Wtedy, jak przyszedł na wywiad w życiu by nie powiedział, że coś się działo w jego życiu, nie zauważył żadnej różnicy. I może to jego wina, może mógł skupić się mocniej i nie być takim samolubem, zainteresowanym tylko sobą i tym, co jego ojciec ma do powiedzenia. Gdyby miał to w nosie już latem, do niczego by nie doszło
____Przestań, Arthur. Nawet tak nie mów — odpowiedział wręcz od razu, stanowczym tonem. Tak jak mógł zauważyć powód, czemu ten tak sądzi, tak bez zawahania umiał stwierdzić, że tak po prostu nie jest. To on prędzej nie zasłużył na Arthur’a, co chwilę pojawiając się pod jego domem pobity, zjarany, a parę tygodni wcześniej jeszcze pluł na niego jadem — To nie jest twoja wina — dodał ciszej, acz wciąż pewnie, kiedy wyjeżdżał z uczelnianego parkingu.
____Nieco niepokoiła go cisza ze strony Sullivan’a, ale wiedział lepiej niż na niego naciskać, nie tykając radia, w którym cicho leciała jakaś muzyka. Nie umiał nawet rozgryźć co, zlewała się w szum. Nawet, kiedy w samochodzie panowała cisza, żaden z nich się nie odzywał, ale nie było niezręcznie. Wręcz przeciwnie, było spokojnie. Jakby oboje wiedzieli, że nie ma sensu nic mówić, nie teraz.
____Parsknął cicho na wspomnienie o zawodach. W tym momencie, kompletnie o nich zapomniał, ale posłusznie wgramolił się na maskę i w stronę wysuniętego koca, po czym rozpakował jedzenie, od którego nawet nie było czuć grama ciepła, wywołując u Crowley’a grymas. Chciał w końcu zaoferować dobry obiad, gorącą kawę, ale niewiele z tego wyszło
____Nie możesz tego oczekiwać Artie… — zaczął cicho. Nie był w dokładnie takiej samej sytuacji, co on. Ale bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak można zamarznąć w miejscu pod czyimś naciskiem, szczególnie z większym autorytetem — Morton wie, że ma nad Tobą przewagę. Wiem, że jesteś silny Arthur, ale… w takiej sytuacji, kiedy on Ciebie bezczelnie zastrasza, nie ma szans, że będziesz mieć taką samą gadane, jak nie wiem, ze mną — starał się jakoś wyjaśnić, przekonać niższego, że nie może się obwiniać za swoje zachowanie, przy okazji przysuwając się nieco, stykając ich kolana ze sobą — On to wie i to wykorzystuje. Sam widzisz, że nie jest mu nawet wstyd — nie chciał być zbyt natarczywy, dlatego mimo charakteru jego wypowiedzi, ton był delikatny, chwilami wręcz kruchy. Nie chciał w końcu co chwilę pobudzać wspomnień Sullivan’a, ale ten musiał wiedzieć, przynajmniej teraz, że nie zrobił nic złego.
____Powoli — powtórzył z ciepłym uśmiechem. Elliot wiedział, że narobił bajzel po ich pierwszym spotkaniu, potem doszedł Morton, więc brak pewności i zaufania był wręcz pewny. Wiedział lepiej, niż naciskać na Arthur’a i nawet nie zamierzał. Dlatego przy każdej czułości, czekał na zgodę, nawet niewerbalną, z jego strony, chciał, żeby on narzucał tempo, w którym dobrze się czuje i był bardziej niż chętny się dopasować.
____Jedną dłonią bezmyślnie masował kolano Arthur’a, drugą trzymając przy ustach i stukając palcem o usta, kiedy zastanawiał się głęboko, co powinni dalej zrobić. Już jego kłopot miał być rozwiany, wywnioskował w końcu, że skoro nie chce do siebie, to pojadą do Elliot’a, ale ta opcja też szybko została wyrzucona za drzwi. Chciał coś zaproponować, ale został uciszony przez proste słowa Sullivan’a
____Okej — odpowiedział głupio, wdzięczny, że zimą robiło się szybko ciemniej, więc może Arthur nie widział rumieńca, który znalazł się na jego twarzy — Okej, no to… jest jeszcze wcześnie — zaczął, starając się zamaskować też głupi, zadowolony uśmiech. Takie chwile uświadamiały go, że student historii faktycznie chce spędzać z nim czas, i że się do tego nie zmusza. Że mu zależy i nie nienawidzi pływaka — Możemy się jeszcze przejechać, tak po prostu — zaproponował w końcu. Nie był to zbyt ambitny pomysł, wiedział o tym. Ale Sullivan zapewne nie chciał teraz tułać się po mieście, i tak byłoby to dość ryzykowne. Więc Elliot stwierdził, że przejażdżka, zatrzymanie się gdziekolwiek ten by chciał, była odpowiednia. Nie muszą się przejmować tym, co ktoś powie, czy ich zauważy — Możemy też się zawsze wkraść do środka! Podsadzę Cię, moja mama nawet nie zwróci uwagi — dodał niby żartobliwie, choć nieraz wracał tak do domu, kiedy był poza nim bez zgody ojca.
____Został na razie przy pierwszym pomyśle, zbierając najpierw śmieci i wyrzucając je do samotnie stojącego kosza przy drodze — Usiądź z tyłu na razie, możesz się nawet położyć. Postaram się jechać ostrożnie — uśmiechnął się zaczepnie, trzymając otwarte drzwi, gdzie jeszcze wrzucił na fotele kocyk. Chciał, żeby ten mógł mieć pełny komfort - a przynajmniej tyle, ile się da w samochodzie - jak się zatrzymają, to będą mogli usiąść tam razem i nie na chłodzie, tylko w ogrzanej Alfie. Trochę będzie go to kosztować, ale miał to w nosie — Chcesz coś? Słodkiego na przykład, to podjadę do sklepu, bo i tak jest po drodze — wpakował się na miejsce kierowcy, odwracając się w pełni na swoim miejscu, aby widzieć Arthur’a. Naprawdę był gotowy po kryjomu wkraść go do siebie, nawet gdyby byli zauważeni, to miał okazję poznać swoją mamę i domyślić się, że ta udawałaby, że nic nie widziała.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {20/09/22, 09:54 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Czy nie mógł oczekiwać tego, że się postawi? Z logicznego punktu widzenia nie, ale w całej tej sytuacji nie było grosza logiki, a Arthur się nią nie kierował. Nie mógł. Znając życie wobec każdego innego w podobnej sytuacji byłby bardziej wyrozumialy niż siebie. Po prostu... Był taki zły, że na to pozwolił. Że Morton nawet nie musiał zmuszać go siłą. Parę słów wystarczyło. Może gdyby to było siłą, czułby się mniej winny. Ale tak...
Elliot może i miał rację, ale zanim to miało dotrzeć do Arthur’a tak naprawdę miało minąć dużo, dużo czasu. Póki co... Póki co obecność i słowa chłopaka tylko nieco mu ułatwiały przetworzenie tego w jego głowie. Elliot go nie winił – i to było już coś, nawet jeśli Sullivan nie mógł przestać winić samego sieebie.
-Nie możemy się wślizgnąć, Ellie... To byłoby nie fair wobec twojej mamy, zwłaszcza, że dopiero co powiedziała, że nia ma nic przeciwko... nam –[b]wymamrotał cicho. Nie, to by mogło panią Crowley zrazić w stosunku do jego osoby, a na to sobie nie mógł pozwolić! Za bardzo mu zależało i za ciężko na to pracował... Już wolał, żeby go zobaczyła całego zasmarkanego i nie w sosie. Może by mogli trochę poczekać, aż chociaż zejdzie mu trochę zaczerwienienie z oczu? –[b]Możemy po prostu powiedzieć jej, że się nie czuję najlepiej –w gruncie rzeczy była to prawda, czyż nie? Z dwojga złego, wolalał jechać do Elliot’a; nawet jeśli mógł zaniepokoić panią Crowley swoją obecną niearturowatością (w obecnej chwili nie był pewien czy byłby w stanie udawać nawet dla niej), to nie miała ona powiązać jej z poprzednimi sytuacjami, w których Sullivan pojawiał się w domu w nędznie zaowalowanej rozsypce. Także..
-Po tym jak się przejedziemy możemy jechać do ciebie –powiedział w końcu. –I wejść odpowiednio. Drzwiami... Za bardzo zależy mi na opini twojej mamy, żeby się przy niej przekradać –już wystarczało, że musieli kryć się przed ojcem Elliot’a. Jeśli pani Crowley będzie w domu, pech Arthru’a, ale nie wydawało mu się, żeby miała szczególny problem z faktem, że Arthur schowa się w pokoju Elliot’a jeśli wyjaśnią, że nie czuje się najlepiej.
Posłusznie usiadł na tylnim siedzeniu, nawet jeśli zaraz po tym jak samochód ruszył, wolałby siedzieć przy Ellot’cie, z jego ręką na swojej nodze, jak wcześniej. Arthur nie nazwałby się normalnie człowiekiem, ale w tej konkretnej chwili bliskość Elliot’a była uspakająca, przywiązywała go do rzeczywistości, pozwalała nie odpłynąć, nie uciec w tył głowy, jak to zazwyczaj miał w zwyczaju, dawała poczucie... Pewności. Bezpieczeństwa. Obietnicę spokoju i wsparcia.
-Nie, Ellie... Mam wszystko czego potrzebuję –implikacją było, że jedyną rzeczą, którą potrzebował był Elliot i w tej konkretnej chwili było to najprawdziwszą, prawdą. Obecność Elliot’a w zupełności mu wystarczała, nie potrzebował ani przekąsek, ani niczego więcej... Poza tym Elliot właśnie kupił mu obiad.Arthur nie zamierzał wykorzystywać zbytnio jego porfela...
-Dziękuję Ellie... Za kawę, za jedzenie... Za teraz –powiedział cicho, dotykając delikatnie ramienia chłopaka, starając się nie rozpraszać go za bardzo.
Nie był pewien ile tak jeździli po Stasand i polach w jego okolicy. Alfa sunęła miękko po drogach, a Arthur wyglądał przez okno, raczej w ciszy... Znowu. Ale tym razem również nie była to nieprzyjemna cisza. Nie wydawała się taką przynajmniej, nie Arthur’owi, a w tej konkretnej chwili raczej nie miał dużo do powiedzenia. Arthur przynajmniej całkiem przyjemnie spędził czas, ale powoli zaczynało robić się ciemno...
I koniec końców zdecydowali się pojechać do Elliot’a i Arthur nalegał, żeby weszli normalnie przez drzwi, tylko... Przed wejściem, zatrzymał się łapiąc Crowley’a lekko za rękaw.
-Poczekaj sekundę, Ellie –był zestresowany. Nie wiedział dlaczego... Może dlatego, że zerknął w lusterko samochodowe i wciąż wyglądał jak blada, smętna kupka nieszczęścia. Musiał wziąć głębszy oddech. Spróbować się uspokoić. Nie był nawet pewien dlaczego niby teraz nagle się stresował.
-Dobra. Chodźmy –nie zamierzał zmieniać zdania i wracać do planu okiennego. To nie była opcja. Po prostu nie... Po wejściu do środka, grzecznie odwiesił kurtkę na wieszak i ułożył buty na wycieraczce.
Szybko jednak okazało się, że stresował się... Po nic, bo pani Crowley nie było w domu. Tyle dobrze, że nie wdrapali się przez okno, bo dopiero by się wygłupili.

[...]

Następnego tygodnia Arthur definitywnie nie mógł zaliczyć do najlepszych w swoim życiu. Nie czuł się najlepiej mentalnie - nawet jeśli obecność Elliot’a pomagała i po powrocie do domu, nie wzbudził swoim zachowaniem podejrzeń u sióstr Cole, co liczył jako sukces.. Widmo Morton’a wciąż nieprzyjemnie nad nim wisiało, ale starał się je ignorować. Nie było to łatwe. Było to cholernie trudne... Ale nie mógł pozwolić facetowi mieć takiej kontroli nad swoim życiem, czyż nie?
Właśnie.
I dlatego Arthur uparcie parł do przodu.
W końcu nadszedł dwudziesty drugi grudnia. Ostatni dzień zajęć w semestrze zimowym. Dzień zawodów Eliot’a. Dzień dwudziestych urodzin Arthur’a... O czym przypomniało mu niewielki torcik, który czekał na niego rano na stole i tomik powieści Rimbaud’a, prezent od sióstr Cole i kartka bez adresu zwrotnego od jego matki i rodzeństwa.
A wieczorem... Wieczorem czekał na niego obiad w Springfield z Mark’iem i Nigel’em. I Elliot’em. Który nie wiedział o tym, że spotykają się akurat z Mark’iem i Nigel’em, bo Arthur nie chciał go stresować prrzed zawodami, na których chłopakowi tak zależało... Powie mu, jak już będą w drodze.
I tak oto, wczesnym popołudniem, Arthur z Victor’em zasiedli na basenowej widowni.
-Naprawdę nie rozumiem, dlaczego musiałeś przyjść ze mną...-wymamortał wyraźnie zestresowany obecnością swojego edytora pierwszak.
-i]Po pierwsze – jako wsparcie mentalne. Po drugie... Chcę się upewnić, że twoje notatki są satysfakcjonujące –[/i]wspaniała wymówka dlaczego Arthur jest na zawodach, na których nie powinno go być. To wcale nie tak, że przyszedł zrobić Elliot’owi niespodziankę i mu kibicować. W ogóle. I może tak trochę, żeby popatrzyć sobie na pływaka bez koszulki. Tego jednego, konkretnego pływaka... W cale, w ogóle, ani trochę.
Bo wsparciem mentalnym dla Victor’a definitywnie nie był, chłopak wyglądał, jakby miał zaraz zejść na zawał, przez to, że Arthur zdecydował się dotrzymać mu towarzystwa i ręka trzęsła mu się na długopisie.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {21/09/22, 12:12 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Faktycznie przypadkowe podpadnięcie jego mamie nie byłoby najlepszym pomysłem, kiedy dopiero co udało mu się z nią dogadać. W dodatku zyskać akceptację. Nie powinien więc tego testować przez wkradanie się do własnego domu… chciał po prostu pomóc Arthur’owi w spełnieniu ‘nie bycia zauważonym przez Panią Crowley’ - to tyle!
____Dobrze. Jak wolisz, ale w razie co wejście oknem dalej jest dostępne — stwierdził lekko, bo dobrze rozumiał decyzję. Też raczej wolał wchodzić do niego drzwiami, tylko ten jeden raz się wkradł na teren domu sióstr Cole i nigdy nie był bardziej zestresowany, niż wtedy. Wystarczyłoby, że któraś by wyjrzała przez okno i miałby przerąbane. Niesamowicie mu się poszczęściło tego wieczoru, w wielu aspektach…
____Zerkał co chwilę w lusterko, aby móc pilnować Arthur’a i upewnić się, że u niego wszystko dobrze, za każdym razem uśmiechając się pod nosem, a na słowa Sullivan’a wręcz się pesząc. Nie czuł, że na to zasługiwał. Robił to, co było po prostu odpowiednie w tej sytuacji, zajmował się nim, bo tego potrzebował. I chciał. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił go z tym samego i chciał, żeby student był pewien, że ma w nim wsparcie i podporę, czy to emocjonalną, czy fizyczną
____Nie ma sprawy Artie — wymruczał cicho i lekko zacisnął dłoń na tej, która znalazła się na chwilę na jego ramieniu. Odpuścił sobie narzekanie, że Arthur nie ma za co dziękować, bo i tak było to zbędne i szczerze, umniejszające. Nawet nie jemu, jak uczuciom Sullivan’a, a tego na pewno nie chciał teraz robić.
____Porobili parę rundek, przede wszystkim w pełnej ciszy, w pewnym momencie wyłączył w pełni radio i jedyne co towarzyszyło, to dźwięk opon sunących po asfalcie, a finalnie zaparkowali pod domem Crowley’ów. I pierwsze, co było podejrzane dla Elliot’a, to brak jakiegokolwiek źródła światła. Jego mama mogła być u góry, ale zwykle zostawiała światło w korytarzu, bo rzadko kiedy siedziała tam dłuższy czas. Ale tylko mentalnie wzruszył na to ramionami - może wyjątek - i podszedł do drzwi, już łapiąc za klamkę, nim został zatrzymany przez Arthur’a, u którego widział nie tylko zmęczenie, ale stres
____Arthur, spokojnie — zaśmiał się bez złośliwości, opierając dłoń na jego ramieniu, kiedy ten próbował się mentalnie przygotować na najgorsze, takie Elliot miał wrażenie. Dał mu jednak chwilę na zebranie myśli i siebie, dopiero po wyrażonej zgodzie otwierając drzwi, gdzie dostał kolejny sygnał - były zakluczone.
____W Stasand rzadko kiedy ludzie je w pełni zamykali, jak byli w środku, bo zagrożeń nie było wiele. Wygrzebał klucze z kieszeni i wpuścił ich do środka. I pełna cisza, brak butów i płaszcza tylko wszystko potwierdziła nieobecność Wendy Crowley w domu. Uśmiechnął się rozbawiony do Arthur’a na samą myśl, że był cień szansy na wpychanie się oknem do jego pokoju, jak dom był zwyczajnie pusty. Przynajmniej mieli mniej stresu na jakiś czas.
____

____Nie było już tak kolorowo od minionego weekend’u. Ojciec wrócił do Stasand i mimo wiecznie spędzanego czasu w pracy, wracając do domu na wieczór, czujnie pilnował syna, dopóki trwały zajęcia. Wiedział, że na zimową przerwę niewiele poradzi i byłoby to podejrzane, że Elliot Crowley w trakcie długiego wolnego nie pałęta się po mieście. I tak miał okazję usłyszeć, że planuje wyjechać, zaskakująco wraz ze swoją żoną, na jakiś czas. Jakaś impreza służbowa w Chicago. Oczywiście zostawiając pływaka samego w domu, co zostawiało gorzkawy posmak, ale też nie zamierzał narzekać. Nie nakładało się to na jego podróż z Arthur’em, ale tę zamaskował jako drużynowy wyjazd, jeśli wygrają. I miał tylko większy powód, aby spiąć się i dać z siebie wszystko na mistrzostwach.
____Wcześniej jednak miał, w jego oczach, jeszcze ważniejszą sprawę do załatwienia. Prezent dla Arthur’a. Jego urodziny zbliżyły się o wiele szybciej, niż się spodziewał. Plusem było to, że od wieczoru, gdzie po raz kolejny odwiedził siostry Cole, miał pomysł, co kupić i stał w sklepie, przyglądając się zagubiony rozstawionym kostkom, jak i tym w wielkiej misie. Tak naprawdę to nie miał pojęcia czego szukać i najpierw było mu głupio pytać, czując ten oceniający wzrok sprzedawcy - musiał to być student Stasand, bo kojarzył tę twarz właśnie z korytarzy. Musiał też wiedzieć, że Elliot nic nie wie w temacie D&D i wszystkiego, co z tym powiązane. Jednak z łaski, czy innego, nieznanego mu powodu, podszedł i mu pomógł, prezentując zestawy kostek. Jedne wykonane z plastiku, ale były też droższe, z większymi możliwościami kolorystycznymi, acz wciąż plastikowe - po prostu trwalsze. Myślał zdecydowanie za długo i ciężko, aby to przeszło jako zakup dla kuzyna, ale nie zamierzał wybrać pierwszych lepszych kości. Dopiero jak zauważył zestaw w nieco wyblakłym odcieniu niebieskiego, był usatysfakcjonowany, kupując bez dalszego rozmyślania, bo jeszcze by zwątpił w tę decyzję. Nie był pewien, czemu akurat ten kolor, ale pasował mu do Arthur’a. Tyle.
____Pozbycie się tego problemu przywróciło zawody na pierwsze miejsce, dając o sobie znać bardzo mocno już na samym basenie. Ale nie dawał po sobie znać, utrzymując niby rozluźniony uśmiech i rozmawiając z trenerem, jak i resztą zawodników
____ — Wiem Elliot, że trenowałeś i twoje wyniki same o tym świadczą. Ale jesteś pewny, że czujesz się w stuprocentach gotowy fizycznie? Nic Cię nie boli, nie znikniesz nagle pod wodą? — trener był wyjątkowo dociekliwy w tej kwestii, bo zależało mu przede wszystkim na zdrowiu studenta, nie zawodach i wygranej.
____Przysięgam na własną matkę, trenerze. Zabierzemy puchar ze sobą i planuję dołożyć do tego własną rękę — uspokoił mężczyznę, choć ten rzucał w jego stronę niepewne spojrzenie, ale nie brnął dalej. Chciał i musiał zaufać młodemu, nie zawsze rozważnemu kapitanowi.
____Nie był pewien, w którym momencie przeszedł z rozmowy z Simon’em - bardzo ciekawskim, co Crowley robił ten cały miesiąc  - na podest, a potem w wodzie, gdzie chaos panujący na trybunach ucichł, a towarzyszył mu jedynie znajomy szum, pchający go dalej. Ostatnia kategoria, wręcz ostatnia prosta, do zwycięstwa. Miał wrażenie, że nigdy nie pracował mocniej, będąc skupionym tylko na jednym celu - odbicia się od ściany i zakończenia długości.
____ — Crowley, ty pojebie! — na początku nie rozumiał, o co chodzi. Skąd ten agresywny, ale przeszczęśliwy okrzyk Simon’a. Przetarł twarz z wody, wcześniej ściągając czepek i strzepując wodę z włosów. Dopiero wtedy to zauważył. Byli pierwsi, wygrali. Udało im się — Nie tylko wygraliśmy, ale pobiłeś samego siebie z treningów! — od razu po wyjściu krzyczał mu do ucha Simon, trzęsąc nim lekko, nim został wręcz zgnieciony przez całe grono pływaków.
____Ale Elliot był już w innym miejscu, kiedy po przeskanowaniu trybun w poszukiwaniu któregoś z rodziców, znalazł tam… Arthur’a. Jego uśmiech tylko się poszerzył, ale skierowany był tylko w kierunku Sullivan’a, nim został zaciągnięty na jasno niebieskie podium i dostał złoty medal, z zadowoleniem mając go na szyi.
____Lepszego dnia nie mógł sobie wymarzyć. Nic nie mogłoby mu go zepsuć, a przynajmniej tak sądził, nieświadomie ogarniając się w szatni i powoli szykując do wyjścia. Wyjątkowo powoli, przez nieustanne świętowanie, któremu nie mógł się oprzeć i dołączając się do dumnych okrzyków swojej drużyny.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {21/09/22, 09:56 pm}

ARTHUR SULLIVAN

Arthur niestety nie mógł otwarcie kibicować Elliot’owi. Za dużo ludzi było dookoła, za dużo nieporządanych uszu. Za duże niebezpieczeństwo, że ktoś ich powiąże… Także tylko kibicował Elliot’owi w ciszy, w głębi serca. Jeśli miał być zupełnie szczery… Pływanie było nudne. A przynajmniej tak stwierdził po pierwszej pół godzinie, przed występem Elliot’a. Viktor coś zawzięcie pisał w notatniku, co jakiś czas pstrykając zdjęcia, a Arthur… Arthur umierał z nudów, pokładając się na niewygodnym, plastikowym siedzonku.
-Cholernie to to powtarzalne –powiedział człowiek uprawiający szermierkę. Ale to było co innego! Każdy mecz był inny, nigdy nie można było przewidzieć reakcji przeciwnika… A oni tylko pływali. W te i we wte. Jako, że Arthur nie dość, że nie był zainteresowany, to jeszcze nie umiał pływać i nigdy wcześniej nie był na zawodach pływackich, więc nie mógł nawet powiedzieć, czy prezentowane czasy były dobre, to naprawdę żałował, że nie przyniósł ze sobą książki albo robótki ręcznej (Rose zaczęła go ostatnio uczyć jak robić na drutach… Był jeśli o to okropny, ale pracował wytrwale przez ostatnie dwa tygodnie i praktycznie skończył szalik w kolorach uniwersytetu Stasand, który miał być połową jego prezentu świątecznego).
-Jak się tak nudzisz, szefie to dlaczego po prostu nie pójdziesz do domu?-zapytał Victor, który z wyjątkowym zacięciem pisał notatki od kiedy rozpoczęły się zawody, jakby w strachu, że Arthur go opierdoli, jeśli będzie inaczej (i pewnie by opierdolił go za coś tak czy inaczej, gdyby nie był taki zajęty umieraniem z nudów).
-Nie… Skoro już tu przyszedłem, to wysiedzę do końca –zwłaszcza, że Elliot startował w ostatniej konkurencji, a to oznaczało, że Artur nie mógł wyjść zanim ten nie wystartuje! Już tyle wyczekał, że nie wybaczyłby sobie, gdyby wyszedł wcześniej… Poza tym co z niego by była za cheerleaderk’a? Właśnie. Nijaka. Zwłaszcza, że dobrze wiedział jak Elliot uwielbia pływanie. Jak bardzo mu zależy na tych zawodach… Nawet jeśli miał umrzeć z nudów, to chciał go wspierać.
W końcu jednak nadeszła kolej Elliot’a i Arthur musiał przyznać, że zawody… Nagle zaczęły go interesować dużo bardziej. Chociaż pewnie nie z właściwych powodów (chociaż sądząc po dysproporcjonalna damskiej widowni – nie licząc rodziców i przyjaciół sportowców – nie tylko on był tu z „niewłaściwych” powodów). Zwłaszcza, kiedy Elliot wyskoczył z dresu i ustawił się na podeście startowym… Arthur był tylko człowiek, okej!? Człowiekiem spotykającym się z wyjątkowo atrakcyjnym pływakiem.
Tyle dobrze, że Morris był na tyle zajęty swoim raportem, że nie zwrócił uwagi na delikatne rumieńce na sullivanowych policzkach.
Gdyby Arthur mógł, to zawzięcie by kibicował, krzycząc imię Elliot’a i wymachując chorągiewką z logo uczelni, którą wepchnięto mu na wejściu… Ale nie mógł, więc tylko zaciskał mocno upchnięte w kieszeniach kciuki, z trudem powstrzymując się od skoczenia na równe nogi, kiedy Elliot… WYGRAŁ! ELLIOT NAPRAWDĘ WYGRAŁ! Arthur był przeszczęśliwy i jeszcze taki dumny! Aż mu się jakoś tak ciepło na sercu zrobiło i…
Elliot się jeszcze do niego uśmiechnął, kiedy ich oczy na chwilę się spotkały, w taki najszczęśliwszy sposób… Arthur chyba nigdy go takim nie widział i cieszył się szczęściem chłopaka.
Jakoś tak… Przestał żałować, że się wybrał na te zawody. Wspomnienie takiego[/u] Elliot’a (nawet jeśli w czepku wyglądał trochę śmiesznie), było tego warte.

[…]

-[i]Gratulacje Ellie… Świetnie się spisałeś –
uśmiechnął się szeroko do chłopaka. Właśnie zatrzasnął za sobą drzwi Alfy i zapiął pas, chwilę wcześniej pożegnawszy się z Debbie i Rose. Miał na sobie swoją „wyjściową, ale niezbyt oficjalną” koszulę w czerwono-czarną kratę i parę lepszych, jasnoniebieskiej jeansów skryte pod zimowym płaszczem, z którego zaraz się wykręcił. Było późne popołudnie i zgodnie z tym na co się umówili, mieli jechać na urodzinową kolację Arthur’a.
-Nie wiem dużo o pływaniu, ale skoro wygraliście… NAPRAWDĘ świetnie ci poszło –lekko przytulił chłopaka – na „dzień dobry” i w ramach gratulacji. Żałował tylko, że nie mógł pogratulować od razu, zaraz po zawodach, ale nie można mieć wszystkiego…
Przynajmniej teraz mógł mu powiedzieć, jak bardzo się dla niego cieszył i jak bardzo był z niego dumny… Niestety musiał mu powiedzieć również coś innego, żeby ten miał chociaż te pół godziny, które miała im zająć droga do Springfield na mentalne przygotowane. Nie chciał, żeby ten przeżył jakiś szok, kiedy wejdą do restauracji, a to było całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę jak bardzo Elliot stresował się Mark’iem.
Dlatego też odsunął się od chłopaka, przygryzając wargę, kiedy Crowley w końcu ruszył z podjazdu.
-Ellie… Swoją drogą… Wiesz, że ten obiad ma być z „przyjaciółmi”, nie? To ten… Ci przyjaciele to Mark i Nigel. Normalnie Andrew by jeszcze był i może chłopaki od RPG, ale Denis i Micheal skończyli wczoraj zajęcia i pojechali do domu, a nie rozmawiam teraz z Andrew i…-Arthur skutecznie unikał przyjaciela, chcąc dać mu tyle przestrzeni, ile ten potrzebał. –Także to tylko Nigel i Mark. Powiedziałbym ci wcześniej, ale nie chciałem cię stresować przed zawodami, bo martwiłeś się tak Mark’iem… I… No –wzruszył ramieniem, nieco przepraszająco. Po prostu chciał, żeby Elliot nie martwił się absolutnie niczym poza zawodami, to wszystko. Miał nadzieję, że ten nie będzie mu miał tego za złe.


NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {22/09/22, 10:09 pm}

E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Po zawodach przyszło miejsce na nową ekscytację - urodziny Arthur’a. Nie było większego planu, został po prostu zaproszony przez niego na obiad z przyjaciółmi, a to już dobry znak. Znaczyło, że student nie wstydzi się pokazać z nim w swoim gronie. I tak jak go to stresowało, tak i cieszyło. I jeszcze prezent, który mama pomogła mu zapakować, tworząc niewielką wiązankę, którą doczepili na wieku pudełeczka, w które schował kostki. Prezentował się bardzo dobrze, miał nadzieję, że Sullivan też tak stwierdzi…
____Niby urodzinowy obiad nie brzmi jak coś specjalnego, ale nie znaczyło to, że Elliot ubrał się jak na co dzień. W szare, proste spodnie miał wepchnięty czarny golf - rzadko go nosił, bo uważał, że go uwiera i często preferował luźniejsze, ale wciąż (jego zdaniem) stylowe ciuchy. Na wierzchu nie zabrakło jednak skórzanej pilotki, która w porównaniu do skóry czy jeansowej, skutecznie go ocieplała w taką pogodę, zapewne dzięki futerku na kołnierzu. I dopiero po entym poprawieniu włosów i upewnieniu się, że dobrze wygląda, pożegnał się z mamą - ojciec w pracy do późnego wieczora - i wsiadł do Alfy, aby odebrać Arthur’a. Mieli jechać do Springfield, więc nie chciał przedłużać bardziej, niż już to zrobił. Pół godziny to niedużo, ale wolał dmuchać na zimne
____Dzięki Artie — odwzajemnił uśmiech, machając lekko ręką w kierunku sióstr, które czekały aż wyjadą z podjazdu ich domu — Mnie tam bardziej cieszy, że przyszedłeś — rzucił humorystycznie, choć naprawdę zrobiło mu się wyjątkowo miło, jak zobaczył go na trybunach. W nosie miał te dziewczyny raniące swoje struny głosowe, krzycząc jego imię, nawet ich nie słuchał. Liczył się dla niego tylko kibicujący mu Arthur, który wcale nie musiał przyjść, ale to zrobił. Dla Elliot’a — Ale mówiąc skromnie no to poszło mi dobrze. Pobiłem swój własny rekord — rozgadał się nieco przy nagłym przypływie ekscytacji, kiedy już wyjechali na drogę. Nie zamierzał ukrywać, że był z siebie dumny. Starał się, gdyby siebie nie znał to powiedziałby, że bardziej niż zwykle. I fakt, że zrobił to po “kontuzji” tylko bardziej łechtał jego ego. Miał powodu do radości, nie zamierza się z tym kryć.
____Ale nie na długo mógł się cieszyć, bo Arthur zrzucił na niego informację, niczym bombę. Gdyby nie fakt, że byli w dość gęstym ruchu, to zatrzymałby się i najchętniej zawrócił na miejscu. Jak to - Nigel i Mark?! Dałby radę z każdym, nawet z Andrew, ale oni? A przede wszystkim Mark, gdzie Sullivan mądrze wspomniał, że o niego się martwi
____Arthur — jęknął przeciągle, opierając czoło o kierownice, kiedy stali na czerwonym świetle — Przecież on mnie tam… nie wiem! Żywcem mnie zje albo coś innego — nie było się co chwalić tym, że zrobił dokładnie odwrotność tego, o co został poproszony. A raczej co mu nakazano — Chryste, nie przeżyje tego. Nie ma szans! — ruszył z miejsca z nerwowym, wręcz spanikowanym śmiechem, po wrzuceniu biegu opierając jedna z dłoni na czole, zarazem intensywnie gestykulując — Nigel pół biedy, nawet z nim nie rozmawiałem, więc może mi odpuści, ale Mark? Mnie będziecie jeść w tej restauracji, na sto procent — rozwodził się w tym temacie, bez żadnego ładu i składu. Doceniał to, że student powiedział mu dopiero teraz, naprawdę. Bo gdyby zrobił to wcześniej, to na zawodach na pewno prędzej by się utopił w tym basenie. Ale nie zmieniało faktu, że tylko pół godziny - z każdym kilometrem coraz krócej - zostało mu na przygotowanie się do tego wydarzenia. Może i swojej śmierci! Gotowy był na wszystko.
____Droga była prosta i dość… nudna. Wciąż te same widoki, kiedy byli poza miastem, nic dziwnego, skoro otaczały ich głównie lasy i pola, jak byli między miejscowościami. Nie powstrzymało to jednak jego dłoni, która naturalnie znalazła swoje miejsce na udzie Sullivan’a, przed wyszukiwaniem nieregularnego rytmu, który działał ni to kojąco, ni to stresowo. Nie mógł zawrócić, nie chciał zawieść Arthur’a, który go w końcu zaprosił. Byłoby to chujowe z jego strony, więc nawet jeśli miał zapłacić za to życiem, to musi tam pojechać i się stawić. Nie mógł się ugiąć pod słowami i spojrzeniami dwójki mężczyzn. Przecież dał radę z Debbie, nie mogło być tak źle, prawda? Raz sobie poradził, to i znowu mu się uda. Nadzieja umiera ostatnia, jego główna mantra na ten obiad i zamierzał trzymać się jej, jak koła ratunkowego.
____I tak jak cicho liczył, że poczuje się lepiej, kiedy już dojadą i zaparkują przed knajpą, to szybko się przekonał, że nie. Nie będzie prościej. Nawet jeśli założy maskę pewności siebie, to w środku będzie przysłowiowo srał w gacie
____Wchodzimy? Jesteśmy trochę przed czasem — stwierdził zdziwiony po przelotnym spojrzeniu na zegarek. Jest drobna szansa, że jechał szybciej niż zezwalały na to przepisy, taka malutka. Ale nie myślał, że będą na miejscu wcześniej. Prędzej zakładał, że idealnie albo po czasie.
____Trzymał blisko siebie prezent, uważając, żeby nie zniszczyć kwiatów i weszli do środka, gdzie nerwy ukazywały się głównie skubanie skórek przy paznokciach. Musiał być gotowy na wszystko, a wymuszona pewność siebie pomoże mu w zachowaniu twarzy, jeśli to było jedyne, co ma z niego zostać tego wieczoru. Zaczynał żałować golfu, który dawał wrażenie, jakby dokładał się do podduszania nerwów u Crowley’a. Ale przynajmniej wyglądał ładnie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {24/09/22, 09:46 pm}

ARTHUR SULLIVAN

Arthur chciał być na tych wszystkich zawodach Elliot’a. Nawet jeśli go nudziły, to były one dużą częścią życia wyższego chłopaka i… Sullivan po prostu chciał go wspierać jak mógł, nawet jeśli mógł to zrobić tylko przez pojawienie się, doprowadzenie biednego Viktor’a do zawału i trzymanie kciuków.
-Cóż… Nie wiem dużo o pływaniu, ale wyglądało to naprawdę świetnie –zgodził się. Pobicie własnego rekordu to nie mało co, zwłaszcza po kontuzji! Elliot naprawdę dobrze się spisał. –Z resztą i tak trenujesz mocniej niż reszta… Zasługujesz na więcej niż jeden medal!-według Arthur’a na całą masę medali.
-Upewniłem się, że Victor zrobił same dobre zdjęcia –dodał zadowolony z siebie. Jeśli miał niektóre kopie zatrzymać dla siebie… O tym nikt nie musiał wiedzieć!
-Nie przesadzaj, Ellie... Nie wiem co takiego Mark ci powiedział, ale na pewno nie będzie tak źle –uśmiechnął się uspakająco do chłopaka, układając dłoń na ręce, którą ten trzymał na udzie Arthur’a, delikatnie splatając ich palce. Nie wątpił, że Elliot’owi najłatwiej wygrać sympatii Nigel’a i Mark’a nie będzie – w końcu domyślili się, że to on stal za zlamanym sercem Arthur’a i z tego tytułu pewnym było, że będą raczej podejrzliwi... Ale Arthur tak bardzo jak chciał, żeby się dogadywali, tak bardzo nie mógł im mieć tego za złe. No bo to oznaczało, że chcą dla niego jak najlepiej, czyż nie?
Właśnie.
To nie było tak, że Arthur się nie stresował, przedstawieniem, tak bardziej oficjalnie, a nie w sytuacji niespodziewanej, swoim przyjaciołom. Zwłaszcza w takim, a nie innym kontekście, kiedy ci przyjaciele byli świadomi, na pewnym poziomie, jak skomplikowana relacja ich łączy… Tylko, że jego stres w porównaniu z tym Elliot’a był niczym. Jeśli był zupełnie szczery, czułby się chyba bardziej komfortowo odrobinę dłużej zwlekając z tą prezentacją. Nie był pewien jak dużo dłużej, ale pewnie do momentu, w którym przestanie się bać, że Elliot weźmie i nagle zmieni zdanie i nagle znowu zniknie z jego życia. Ale… Arthur nie wiedział również kiedy ten moment nastąpi, także takie zwlekanie mogło być trochę bez sensu. Póki co Elliot naprawdę dobrze sobie radził jeśli o udowadnianie Arthur’owi, że znikać nie zamierza idzie… Po prostu logika to jedno, a podświadomość to drugie i stąd ten niepokój Sullivan’a.
W każdym razie, Nigel nie zamierzał pozwolić mu odwlekać tego w nieskończoność, a wręcz naciskał na „postawienie Crowley’a przed trybunałem”, co by sami Nigel i Mark mogli ocenić jego postawę. Urodzinowy obiad wydawał się ku temu świetną wymówką i Artur koniec końców przystał na ten plan. To nie tak, że wstydził się pokazać z Elliotem – bardziej martwił się, że jak ktoś go przyuważy z Arthur’em i jego przyjaciółmi to zacznie o nim plotkować, albo że Arthur pozwoli mu się zbyt głęboko zakorzenić w swoim życiu i znowu zostanie ocyganiony. Ten ostatni strach ostatnimi czasy stawał się odrobinę mniejszy, ale wciąć gdzieś tam w głębi duszy Arthur’a mimo wszystko istniał, wypływając na powierzchnię ziemną zwłaszcza w takich przełomowych momentach.
W końcu dojechali na miejsce. Elliot zaparkował przed restauracją - niewielką, włoską (ojciec Arthur’a definitywnie potraktowałby przesiadywanie w takowej jako obrazę majestatu) trattorią, która według swojego właściela serwowała najlepszą pizzę w mieście. Arthur nie był tego taki pewien, ale musiał przyznać, że pizza w Mateo’s była pyszna, tak samo jak makaron z pesto… Może nie taki dobry jak oryginały we Włoszech, ale smakowo były gdzieś tam bardzo blisko. Definitywnie było to jedno z ulubionych miejsc Arthur’a w Springfield i dlatego właśnie od lat to tam chodzili na jego urodzinowe obiady.
-Tak, wchodzimy… Najwyżej na nich trochę poczekamy –wzruszył ramieniem, posyłając Elliot’owi uspakajający uśmiech. Arthur zadzwonił tydzień wcześniej i zrobił rezerwację, żeby nie musieli się martwić tym czy uda im się dostać stolik czy nie.
Nie dając Elliot’owi szansę na zmianę zdania i ucieczkę, ruszył pewnym krokiem do środka. Na wstępie podał hostessie swoje nazwisko, a ta zaraz zaprowadziła ich do niewielkiego stolika w kącie sali, zaścielonego obrusem w biało-czerwoną kratę.
-Będzie dobrze –zapewnił pływaka, zajmując miejsce przy stoliku, po uprzednim wysupłaniu się z płaszcza. Podwinął rękawy koszuli, odgarniając niesforny kosmyk włosów z czoła i wskazał na miejsce przy sobie, mając nadzieję, że mimo tego całego stresu (który niestety najpewniej nie był nieuzasadniony), uda im się spędzić przyjemny wieczór. To były jego urodziny i chciał się po prostu dobrze bawić z Elliot’em i swoimi przyjaciółmi…
Którzy swoją drogą niedługo wwalcowali do restauracji, jak zwykle, w przypadku Nigel’a w iście epicki sposób, bo Simmons… Po prostu miał we krwi zwracanie na siebie uwagi. Tym razem zdecydował się najwyraźniej zdobyć ją żarówiasto fuksjowym garniturem, który wydawał się być żywcem wyrwany z jakieś sceny rockowej poprzedniej dekady i płaszczem w kwiaty.
-Artie! –nim Arthur zdążył zebrać swoją szczękę z podłogi, już był ciągnięty na nogi i zamykany w mocnym uścisku. –Wszystkiego najlepszego! Jak się ma nasz solenizant? I co ty na miłość boską masz na sobie?!
-Em… Moją wyjściową koszulę?-zamrugał, udając że zupełnie nie rozumie o co chodzi. Nawet jeśli bardzo dobrze rozumiał. Głównie dlatego, że odbywali podobną konwersację setki razie wcześniej… Nigel nigdy nie wydawał się aprobować wyborów modowych Arthur’a.
-Twoją wyjściową koszulę? Skarbie, nie sądzę, żeby dopasowanie się ubiorem do obrusu liczyło się jako opcja „wyjściowa”…-w Arthurze o mało co się nie zagotowało. Nigel naprawdę właśnie porównał jego ulubioną koszulę do obrusu? NO CO ZA… Musiał sobie przypomnieć i wykorzystać całe zapasy swojego wewnętrznego zen, że nie ma co się kłócić z artystą na temat mody, bo i tak zawsze przegra. Skrzywił się więc tylko lekko trzymając język i pchające mu się na usta komentarze za zębami.
-Ach weź mu odpuść trochę… Wiesz, że to nie w jego stylu… -wtracił się Mark, uśmiechając się ciepło do Arthur’a i obdarzając go dużo lżejszym i krótszym uściskiem na przywitanie.
-Bo on nie ma żadnego stylu! Jest straconym przypadkiem… Naprawdę ten makeover, o którym mówię od lat, uderza mnie teraz nie jako coś obcjonalnego, ale jako coś absolutnie potrzebnego… -Arthur zdecydował się wstrzymać jakiekolwiek próby obrony, bo dobrze wiedział, że i tak nie będą one go niczego prowadzić. Odbywali tą dyskusję już wiele, wiele razy i jej rozwiązania ni jak nie było widać na horyzoncie…
Nigel najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku, bo tylko machnął ręką, dramatycznie opadając n jedno z krzeseł przy stoliku.
-Crowley –Simmons skinął w końcu głową w kierunku Elliot’a, jakby dopiero teraz przypominając sobie o jego istnieniu. –Miło, że do nas dołączyłeś –dorzucił, takim niby to neutralnym tonem.
-Zastraszająco miło… I zaskakująco. Nie sądziłem, że szanowny pan Crowley naprawdę przeżyłby bycie widzianym przez publikę w naszym towarzystwie –rzucił barman tonem ociekającym jadowitym sarkazmem, zamując miejsce naprzeciwko Elliot’a i mierząc go twardym, beznamiętnym spojrzeniem. Wydawał się dużo mniej przyjaźnie do Crowley’a nastawiony niż jego chłopak, ale Arthur miał dziwne wrażenie, że jest świadkiem swego rodzaju wariacji gry w „dobrego i złego glinę”… Ech, miał nadzieję, że nie planowali przestraszyć biednego Elliot’a na śmierć.
-Mark! Obiecałeś, że będziesz… chill –zanim Sullivan w ogóle przystał na to łączone uroczyste wyjście, to sobie ucięli pogawędkę na temat tego jak to wszystko ma wyglądać… I Mark obiecał, że obędzie się bez przesłuchania.
-Jestem bardzo chill, Artie. Jeszcze siedzimy kulturalnie przy stole, prawda? I znasz moją opinię na jego temat… Możesz robić co chcesz, ale to nie znaczy, że będziemy szczęśliwi obserwować, jak ktoś znowu łamie ci serce –Arthur przygryzł wargę, kiedy słowa Marka skutecznie podjudzały w nim te ciche obawy, które momentami nie chciały go opuścić… Ale Elliot naprawdę się zmienił, czyż nie? Nawet najlepszy aktor nie byłby w stanie tak długo i tak dobrze udawać. I Arthur to wiedział mimo pojawiających się od czasu do czasu wątpliwości…
Delikatnie i ostrożnie złapał rękę Elliot’a pod stołem, splatając ich palce i mając nadzieję, że nikt nie zauważył. Chciał, żeby ten wiedział iż Arthur wierzy w jego intencje i że jest obok, że jest gotowy dać wsparcie i że nie zamierza zostawić Crowley’a w tym szambie samego.
-Są moje urodziny, naprawdę musimy znowu to TERAZ przerabiać?-naprawdę… Czy tak ciężko było im godzinę usiedzieć w spokoju dla wyższego dobra, czyli braku kłótni przy jedzeniu?
Całe szczęście, nim Simmons albo Mark zdążyli odpowiedieć, pojawiłą się kelnerka chcąca wziąć ich zamówienie. Arthur koniec końcówzdecydował się na pizzę z kurczakiem, cebulą i kukurydzą, bo cóż, to były jego urodziny, a co to za urodziny bez pizzy?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {25/09/22, 12:01 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Było to niesamowicie słodkie, kiedy Arthur tak mu schlebiał, choć sam przyznał, że nie miał pojęcia, o co tak dokładnie chodziło. A zdjęcia, o których nawet nie pomyślał - choć powinien, bo skądś gazetka musi je brać - tylko dołożyły się do poprawy jego humoru, rzucając przy okazji podejrzliwym acz rozbawionym okiem w stronę siedzącego obok studenta
____Chciałbym dramatyzować Artie — odparł, bardzo przedramatyzowanym tonem, nie szczędząc też w sile, kiedy zacisnął palce na jego dłoni, bo to trzymało go przy ziemi i zmysłach. Chciał się z nimi dogadać, chciał to zrobić przede wszystkim dla niższego, ale wiedział, że to nie będzie proste. Dał idealne powody, aby odstraszyć ich od siebie, a tym bardziej nastawić negatywnie, wręcz wrogo. Mark również pokazał, że takie ma również podejście, kiedy zabronił mu zbliżania się do Sullivan’a, ze swoim stoicyzmem oraz twardością, co zmroziło Crowley’a od środka. Ale zależało im zwyczajnie na bezpieczeństwie Arthur’a, więc rozumiał. Rozumiał bardzo dobrze. Co nie zmieniało faktu, że bycie odbiorcą tej wrogości należało do bardzo… nieprzyjemnego przeżycia.
____Widział, jak student próbuje go uspokoić, co docenił, ale nie umiał się tym kierować. Jego odwzajemniony uśmiech był o wiele bardziej krzywy i niepewny, a krok nerwowy. Dopiero po wejściu do środka starał się przybrać pełną fasadę pewności, a brak reakcji od kelnerów dawał mu znać, że musiało mu iść nie najgorzej. Uśmiechnął się grzecznie do dziewczyny, która ich zaprowadziła do zarezerwowanego miejsca, po czym zajął wskazane miejsce obok Sullivan’a, wcześniej odwieszając swoją kurtkę i jego płaszcz
____Łatwo Ci powiedzieć — bąknął pod nosem, bo taka była prawda! Arthur tylko będzie patrzył na to z boku, może się zdenerwuje lub pośmieje. Za to u Elliot’a sprawa malowała się zupełnie inaczej - jego szansa na zostanie w tym gronie, i jakiekolwiek zyskanie w oczach znajomych, była na linii.
____Za szybko. Zdecydowanie za szybko. Nagłe poruszenie uświadomiło go o szybkim przybyciu pozostałej dwójki. Nie miał nawet czasu na gapienie się na wyjątkowo ekstrawagancki garnitur, bo starał się zachować twarz poprzez udawany spokój. Wymagało to od niego pełnego skupienia, a i tak dalej bawił się palcami, kiedy stał przy swoim miejscu w oczekiwaniu, aż para zajmie te naprzeciw ich. Tylko na moment odpuścił sobie i pozwolił na ciche parsknięcie śmiechem, kiedy koszula Arthur’a została porównana do obrusu. Ale szybko uwaga została zwrócona na niego i chłód dało się poczuć wręcz od razu, przede wszystkim przez możliwość porównania ich rozmów z Sullivan’em, a z nim
____Miło mi, że zostałem zaproszony — starał się zachować równie neutralny, ale przyjazny ton, mówiąc przy okazji całkowicie szczerze. Tak naprawdę to był zdziwiony, pozytywnie, że Arthur zdecydował się zabrać go ze sobą. Ale teraz zaczynał podejrzewać, że mogło być w tym drugie dno. Jakie? Tego już nie był pewien, ale odczuwał, że ono istniało, co tylko rozsuwało grunt, na którym starał się utrzymać.
____Nie powinien się dziwić, ani czuć zraniony słowami Mark’a, skoro nie były bezpodstawne. Ale Elliot też wiedział, że nie po to co miesiąc kończył z poobijaną twarzą, w najlepszym przypadku, aby teraz być podejrzewanym o kolejną próbę zranienia Arthur’a. Jeszcze mówienie o nim, jakby go tu nie było, nie wydawało mu się być w porządku i godziło resztki jego dumy oraz pewności siebie. Mimo to, zacisnął nieznacznie swoje palce wokół mniejszej dłoni Sullivan’a, jakby tym razem chciał go uspokoić. Nie miał okazji się wtrącić, może i lepiej, skoro rozmowa i tak nie była, teoretycznie, skierowana do niego, bo przyszła kelnerka zbierając zamówienia, gdzie Crowley wybrał makaron aglio olio - zwyczajnie nie był pewien, czy da radę strawić więcej. Plusem też była cena.
____Było mu niezręcznie. Cholernie niezręcznie. Trójka rozmawiała ze sobą, czy też między sobą, a te momenty były najgorsze, bo zostawał wtedy z niewzruszonym spojrzeniem Mark’a, który wyglądał gotowy na spalenie go żywcem. Wcześniej myślał, że dramatyzuje, ale teraz zaczynał wątpić w to, że nic mu się nie stanie tego wieczora. A w odpowiedzi mógł dać tylko grzecznościowe skinięcie głową czy uniesienie swojej szklanki z wodą i niepewny uśmiech, nieświadomie zaciskając mocniej palce w poszukiwaniu komfortu w dłoni Sullivan’a. Czemu musieli siedzieć akurat naprzeciwko siebie? Elliot bał się ruszać mocniej nogami, żeby go przypadkiem nie kopnąć i nadszarpnąć jakiegoś nerwu. Rzadko kiedy kogoś się tak bał, po prostu. Mark nie przerażał go wzrostem, siłą, czy czymś w tym stylu, ale tym, że mógł bardzo szybko, przy lekkim staraniu się, wpłynąć na jego relację z Arthur’em, prawdopodobnie zrodzić wątpliwości w niższym, tak jak wypomnieć wszystko, co pływak kiedyś zrobił, na nowo malując jego osobę w jak najgorszym świetle. I to tak bardzo stresowało Elliot’a, który czułby się wtedy w pełni bezsilny. Bo w końcu była to prawda, nie mógł niczemu zaprzeczyć, tylko ze wstydem przyznać im rację, co do swojego zachowania.
____Nie mógł cały wieczór polegać na trzymaniu rąk pod stołem, a szczególnie jak przyszło ich jedzenie i tak, jak Crowley nie potrzebował obu do jedzenia makaronu, tak Arthur do swojej pizzy jak najbardziej. I wciąż siedział w tej nienaturalnej dla siebie ciszy, reagując tylko niezobowiązująco. Wiedział, że jego zachowanie mogło mieć odwrotny efekt - w końcu sam był świadom, że ktoś, kto sprawia wrażenie niezainteresowanego, bywa odbierany gorzej od osoby ciągle gadającej - ale wolał nie ryzykować. Nie ufał sobie na tyle, żeby pozwolić na coś innego niż wyszkolony przez lata praktyki zrelaksowany uśmiech i zaangażowanie bezsłowne, co wszystko było negowane, na szczęście niewidoczną, nogą, która nieustannie nerwowo skakała.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {26/09/22, 10:19 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Arthur czuł się okropnie. To całe wyjście nie szło zgodnie z planem. W końcu Nigel i Mark obiecali, że chociaż będą robić „zwiad”, to postarają się to zrobić w cywilizowany, nieagresywny sposób. A patrząc na reakcję Elliot’a… definitywnie to nie działało i pływak wyglądał jakby chciał wziąć i uciec. I jeśli Sullivan miał być naprawdę szczery, czuł się z tym naprawdę źle. Nie zaprosił Crowley’a z czystej złośliwości, po to, żeby chłopak czuł się źle i niepewnie, żeby milczał cały wieczór i bał się otworzyć usta, byle tylko nie powiedzieć czegoś co nie spodoba się Mark’owi. Gdyby się choć chwilę zastanowił, najpewniej dość szybko zdałby sobie sprawę, że cała sytuacja tak właśnie będzie wyglądała, ale łudizł się, że może Nigel i Mark rzeczywiście dadzą Elliot’owi szansę, jako prezent na jego urodziny. Naiwne, z punktu widzenia czasu zdawał sobie z tego sprawę, ale resztki naiwności i chęć w wiary w to co najlepsze w ludziach, mimo tego wszystkiego co zdarzyło się przez ostatnie parę miesięcy najwyraźniej wciąż go nie opuszczała...
Przez niezbyt ciekawą atmosferę przy stole, pizza nie smakowała mu tak jak zwykle. Zaniepokojony cały czas zerkał w kierunku Elliot’a, który mniej więcej w połowie posiłku oznajmił, że musi ich na chwilę przeprosić i udał się w kierunku łazienki. Arthur mu się nie dziwił. Atmosfereę wręcz można było kroić nożem... Arthur przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, po czym odwrócił się w kierunku przyjaciół.
-Szczęśliwi?-fuknął, a jego oczy posyłały gromy w kierunku przyjaciół. –Obiecaliście, że dacie mu szansę –to nie było do końca to co powiedzieli – Nigel przyznał co prawda, że decyzja jeśli o widywanie się z Elliot’em idzie, była decyzją Arthur’a, nawet jeśli oznaczała, że Simmons będzie musiał zbierać go z podłogi, kiedy jego serce zostanie na niej rozmemłane i stłamszone... Ale to było wystarczająco dużo, by Simmons nie zrobił nic by jakkolwiek wpłynąć na opinię Mark’a.
-Artie… Dobrze wiesz, że igrasz z ogniem, prawda? Mam przeczucie, że nie skończy się to dobrze –Nigel położył rękę na dłoni Arthur’a próbując go uspokoić, ale Sullivan tylko się cofnął. Tym razem parę ciepłych słów nie miało wystarczyć, żeby go udobruchać!
-Wiem, Nigel. Wiem. Nie jestem idiotą –syknął Arthur. –Ale ja go naprawdę... –przygryzł wargę, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo, czegoś na co nie był gotowy.
-Już wam mówiłem. To moja decyzja. I Elliot... Elliot się zmienił. Jestem gotowy zaryzykować, nawet jeśli to ma się źle skończyć... I nie patrzcie tak na mnie! –to była jego dorosła, dojrzała decyzja. Nie było mowy, żeby mieli go przekonać go do czegoś innego.
-Dajcie mu szansę.-Mark odchrząknął takim nieprzekonanym, pogardliwym tonem.
-DAJCIE MU SZANSĘ. -powtórzył. -Jeśli coś pójdzie źle, to możecie go mordować ile wlezie, ale póki co, nie zamieniajcie moich urodzin w koszmar... Wiecie, że odrzucenie przez moich przyjaciół i strach przed waszą dezaprobatą prędzej popchnie go do odcięcia się od nas, prawda? A ostatniej rzeczy jakiej potrzebuje jest odcięcie się od ludzi, którzy mogą go zrozumieć –każdy z nich był na którymś etapie zdezorientowany, niepewny w swojej tożsamości.
Arthur nie czekał na odpowiedź. Zaciskając usta w wąską linię, podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w kierunku łazienki, za Elliot’em, dobrze wiedząc, że podle ucieka się do szantażu emocjonalnego, ale... huj z tym. Jeśli dzięki szantażowi, mógł uczynić całe to wydarzenie znośnym, niech i tak będzie.
Gwałtownie otworzył drzwi łazienki, z ulgą oddychając na widok Elliot’a. Ten nie uciekł! To już coś...
Upewniwszy się, że nikogo oprócz nich nie ma w środku, przylgnął mocno do pleców pływaka. Przez dłuższą chwilę milczał, po prostu ciesząc się bliskością chłopaka, dopóki w końcu nie wziął głębszego oddechu, decydując się odezwać.
-Przepraszam Ellie... –wymamrotał cicho. –Nigel domyślił się, że znowu się widujemy i bardzo nalegał, żebym cię do nich przywiózł... Myślałem, że moje urodziny będą dobrą okazją, że może dzięki temu będzie spokojniej i będą nieco bardziej wyrozumiali... Obiecali, że nie będą zbyt surowi, ale... –wzruszył ramieniem nieco smętnie. Chciał, żeby jego przyjaciele polubili Elliot’a. Żeby zaakceptowali go jako część ich niewielkiej społeczności, żeby mógł poznać takich ludzi jak oni, żeby... Nie był wyrzutkiem wśród obu grup, gdyby coś nie daj boże wypłynęło na powierzchnię dzienną. A Nigel... Nigel miał dużo do powiedzenia jeśli idzie o ich miejscową społeczność, to po pierwsze. Po drugie... Był najlpeszym przyjacielem Arthur’a. Normalnym było to, że chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel lubił osobę, z którą się spotykał, czyż nie?
-Ale postawiłem ich trochę do pionu –[zapewnił. –Powinienem był zrobić, jak planowałem na początku... Kolacja z chłopakami, a potem ciasto z tobą i siostrami Cole –wymamrotał nieco oklapnąwszy. Co prawda Elliot bał się panien Cole, ale te wydawały się powoli do niego przekonywać, co rzutowało dobrze na przyszłość. Chociaż, Arthur był gotowy się założyć, że gdyby tylko Nigel i Mark zdecydowali się dać Elliot’oiw szansę, nie byłoby tak źle... Tylko, że najpierw trzeba było ich do tego przekonać.
-Jakoś ci to zrekompensuję, okej?-naprawdę czuł się winny całemu temu stresowi, który przynieśli Elliot’owi.. Crowley definitywnie na to nie zasługiwał, nie kiedy to był również jego wielki dzień, dzień takiego pięknego zwycięstwa pływackiego... Które było samo w sobie pewnego rodzaju prezentem na urodziny Arthur’a, bo tak bardzo cieszył się szczęściem chłopaka i teraz miał wrażenie, że je zupełnie zniszczył, co stało się oficjalnie najgorszym uczuciem na świecie.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {27/09/22, 12:03 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Elliot częściej zerkał na swój prezent czy talerz, niż na ludzi, którzy siedzieli wraz z nim przy stole. Coraz ciężej było mu utrzymać pokojowy uśmiech, a tym bardziej cieszyć się lekkim smakiem makaronu, bo ten wręcz sprawiał wrażenie, jakby w ogóle go nie posiadał. A sam Crowley coraz ciężej trawił to następny kęs, więc nie było nic dziwnego w jego następnym ruchem
____Za chwilę wrócę, przepraszam — powiedział niby lekko, resztkami pewności siebie podtrzymując kąciki ust w górze i odszedł od stolika, przyspieszając kroku dopiero, jak zniknął im z widoku. Łazienka na szczęście była nieco oddalona, co dodawało swobody. Wparował do środka, przepraszając cicho za chaotyczne wejście jakiegoś mężczyznę, który właśnie mył ręce. Zaraz wyminęli się przy wejściu, dzięki czemu został sam, gdzie oparł dłonie na zlewie, puszczając wcześniej w nim zimną wodę i wziął parę głębszych oddechów przed schłodzeniem nadgarstków, kontemplując chwilę nad twarzą, aby końcowo i tak lekko ją ochlapać, mogąc wrócić do zmysłów.
____Starał się być wyrozumiały, był w końcu okropny w sprawianiu dobrego, pierwszego wrażenia, szczególnie, jeśli ci domyślili się o wspólnej przeszłości Elliot’a i Arthur’a. I tak jak wyjście mogło zostać odebrane za niegrzeczne, tak dłużej by nie dał rady. Miał wrażenie, że pod jego nogą zdołał stworzyć wklęśnięcie od ciągłego poruszania nią. Nic nie mówili - okej, pół biedy. Ale zbywające traktowanie i podejście, niczym był dodatkiem przy stole też nie pozwalał mu na luźne dołączenie się do rozmowy, jakby nigdy nic. Wystarczająco dosłownie mu przekazano, że nie jest chciany w tym towarzystwie, co musiał zwyczajnie zaakceptować, skoro sam sobie zapracował na niezbyt ciekawą reputację. Mimo to… było mu przykro. Chciał się dogadać, przynajmniej zachować neutralność między nimi, nawet jak nie dla siebie, to dla Arthur’a, który mimo lekkiego stresu, jak przekazywał mu tę informację, to wydawał się szczęśliwy na myśl wspólnego obiadu. A teraz? Elliot wyszedł, sam już nie wiedział na jak długo, pozostawiając trójkę samą - o ile w ogóle zwrócili uwagę na zniknięcie - tylko po to, żeby powstrzymać się przed pełnym załamaniem nad umywalką w restauracyjnej łazience.
____Chwyt na zlewie nieco mu się osunął, kiedy drzwi gwałtownie, śmiałby rzec, agresywnie się otworzyły i naprawdę był gotowy zobaczyć tam Mark’a w bojowym nastawieniu i gotowym połączyć kafle i Elliot’a w jedność. Dlatego z wielką ulgą i drżeniem odetchnął, kiedy zobaczył tam studenta historii
____Przestraszyłeś mnie, Artie — zaśmiał się słabo, spuszczając nieco głowę, aby uspokoić swój oddech i serce, choć szło mu dość nieudolnie. A przynajmniej dopóki nie został przytulony od tyłu przez niższego, co przywróciło go na ziemię. Chwilę tak stali, z Arthur’em na jego plecach, kiedy Elliot wracał do zmysłów nad suchą umywalką, w pełnej ciszy. No, nie licząc muzyki z restauracji, którą było nawet słuchać w łazience. Jednak nie przeszkadzała w powolnym pozbieraniu myśli i nerwów, dzięki czemu powinien dać radę wysiedzieć tak długo, jak będzie potrzebne, z uśmiechem i nie angażującymi słowami.
____Kiedy Sullivan zaczął mówić, pływak zwinnie obrócił siebie tak, żeby plecami oprzeć się o blat, na którym zamontowano zlew, a jedną dłoń oprzeć na plecach niższego, drugą z kolei na karku i przysunąć chłopaka do siebie. W ciszy słuchał, co ten ma do powiedzenia i tak jak nie dziwiła go decyzja podjęta przez Arthur’a, tak Elliot od początku przeczuwał, że mimo powodu tego spotkania, reakcja dwójki nie będzie łagodniejsza. Zaskoczył się tylko tym, że Nigel chciał go znowu zobaczyć, nawet jeśli miało to być tylko po to, żeby dostał reprymendę, może pogróżki. Równie dobrze mógłby naskoczyć na niego samemu Arthur’owi i nie chcieć widzieć go więcej na oczy. Co jak co, ale Nigel miał dodatkowe powody, zapewne nie najlepiej kojarząc towarzystwo, z jakim Elliot dotychczas się trzymał…
____Nie mogę ich za to winić, co nie — odezwał się w końcu z cichym parsknięciem i lekkim głaskaniem pleców Arthur’a — Zasłużyłem sobie na to, tak szczerze — starał się w nieco okrężny sposób uświadomić chłopaka, że nie był niczemu winien, ale mogło się to na nim zaraz odbić — Poza tym, nic się nie stało. Trochę przesadzam — dodał zbywająco przy lekkim wzruszeniu ramieniem, bo naprawdę, jakby spojrzeć na to z boku, to do niczego nie doszło. Dostał jeden uszczypliwy komentarz - tyle, a teraz stał w łazience cały zestresowany, bo co? Bo Mark na niego krzywo spojrzał — Ciasto z siostrami i tak chętnie zjem, jak będzie okazja — zaproponował szczerze. Nie był pewien, czy dzisiaj dałby radę, mentalnie, ale chętnie usiadłby z nimi przy cieście, kiedy powoli zaczynali się dogadywać, kiedy zyskiwał w oczach kobiet.
____Artie… — westchnął łagodnie i z małym uśmiechem wymalowanym na buzi — Wystarczy mi buziak — zaoferował, jego zdaniem, idealną i zbalansowaną rekompensatę, pukając parę razy palcem w swój policzek, aby zaraz samemu lekko się pochylić i musnąć ustami odkryte czoło Sullivan’a — Chodź, wracajmy. Musisz jeszcze otworzyć prezent — tak jak stresowała go reakcja chłopaka, tak akurat tutaj był to o wiele bardziej pozytywny stres, niż ten, co towarzyszył przy całej kolacji i nie mógł się doczekać reakcji, więc po zapewniającym zaciśnięciu dłoni, którym chciał przekazać, że wszystko jest okej, niechętnie puścił studenta przed wyjściem z łazienki. Teraz z nastawieniem, że musi po prostu wysiedzieć do końca, dla Arthur’a.
____Był zły na samego siebie, bo kiedyś nie przejmował się tak bardzo tym, co inni o nim myśleli. Ale i sytuacje prezentowały się inaczej… kiedyś udawał też kogoś zupełnie innego, co pozwalało mu na mentalne odłączenie się od swojej postaci, udając, że nie ma z nią żadnego związku i tym bardziej, że jego czyny i słowa nie mają konsekwencji. Teraz już tak nie było, był tego bardziej niż świadomy.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {28/09/22, 12:31 am}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Jak na kogoś, kto wyjątkowo często wspominał o tym, że powinni być bardziej ostrożni, Arthur wyjątkowo mało myślał o tym, że okazywanie takiej czułości w publicznej toalecie było czymś głęboko nierozważnym. Zamiast tego, kiedy Elliot się do niego odwrócił, oparł tylko czoło na jego ramieniu z jakąś taką dziwną ulgą przylegając do torsu chłopaka. Z jakiegoś dziwnego powodu czuł ulgę – bo Elliot nie wydawał się być na niego zły za wciągnięcie go w tą sytuację. Zamiast tego wydawał się nieco uspokoić, kiedy Sullivan się do niego przywlókł...
Naprawdę bardziej powinien się martwić faktem, że ktoś wejdzie na łazienki i znajdzie ich w takiej oczywistej pozycji, ale przy Elliocie tak łatwo było się zapomnieć. Oddać chwili. Kompletnie zapomnieć o reszcie świata e jego ramionach.
-Niby ich podejście jest uzasadnione –Arthur definitywnie zachowywałby się w bardzo podobny sposób, gdyby Nigel nagle oznajmił, że umawia się teraz z powiedzmy Dan’em (ale między Dan’em i Elliot’em były całe lata świetlne różnicy!... chociaż z pozycji osób postronnych mogło się tak wcale nie wydawać). Ba! Pewnie byłby gorszy i skopałby nieszczęśnikowi tyłek porządnie, za samą czelność, także Mark i Nigel nie wypadali jakoś szczególnie niedobrze na tym tle, ale... Ich prosił. Tłumaczył. I to były jego urodziny... Mogli chociaż odstawić szopkę przyjacielskości ten jeden raz w urodziny Arthur’a...
Chociaż wtedy pewnie byłby zły, za to, że byli zupełnie nieszczerzy.
-Wyraźnie podle się z tym czujesz. Przyznanie się do tego nie jest „przesadzaniem” –Arthur zmarszczył brwi. Crowley miał taką paskudną tendencję umniejszania własnym uczuciom, która wyjątkowo irytowała Sullivan’a. Może i przesadzał – ale był ku temu jakiś powód, prawda? Okropnie się czuł z takim traktowaniem przez przyjaciół Arthur’a i to było uzasadnione. Nie powinien udawać, że jest inaczej.. –Większosc emocji nie pojawia się bez powodu, Ellie –wymamrotał cicho, takim nieco zmęczonym tonem.
-To się da zorganizować... Możesz wpaść jakoś po świętach? Rose wpadła w taki szał pieczenia, że najpewniej będziemy mieć ciasta na następne parę tygodni –Arthur wciąż czuł te kilogramy targanej ze sklepu mąki w łokciach. Nawet samochód nie pomógł...
Skoro Elliot’owi buziak miał wystarczyć na przeprosiny, Arthur wspiął się na palce i delikatnie pocałował wyższego chłopaka w policzek (naprawdę powinni bardziej uważać). Przperosił, Elliot to zaakceptował. Nie było sensu przeciągać obwiniania się dłużej, bo to w zupełności nie rozwiązywało sytuacji. Co rozwiązywało sytuację... Wymuszenie pokoju pomiędzy dwoma stronami jakimkolwiek kosztem,  a tego z łazienki nie zrobią (no i... prezenty! Arthur naprawdę chciał zobaczyć, co Elliot dla niego miał!) Dlatego właśnie, kiedy tylko odsunął sie od wyższego chłopaka, zaraz pociągnął go delikatnie za rękaw, do wyjścia z łazienki, niechętnie utrzymując dystans od pływaka... Gdyby tylko mógł, najpewniej przykleiłby się do niego na resztę wieczoru. Ale nie mógł... Także zajął z powrotem swoje miejsce naprzeciwko Mark’a i Nigel’a z zaciętym wyrazem twarzy, jednak w pewnym dystans od pływaka.
-Artie najpewniej będzie najszczęśliwszy jeśli cię przeprosimy –zaczął w  końcu Nigel. –Z niewiadomych powodów, bo taka naiwność nie towarzyszy mu zwykle, chce, żebyśmy dali ci drugą szansę –artysta westchnął ciężko.
-I skoro są jego urodziny, zdecydowaliśmy się na to niechętnie przystać... Także jako gałązkę oliwną, zapraszamy cię na Sylwestra  u nas –oho... Arthur dobrze wiedział, że to nie była gałązka oliwna. Nie... Nigel coś kombinował. I Arthur dobrze zdawał sobie z tego sprawę, bo dobrze wiedział, jak wyglądają sylwestry u Nigel’a i że ten ostatni najpewniej zakładał, że być może to odstraszy Crowley’a.
-Zanim przejdziemy do rozmów pokojowych, mogę dostać moje prezenty? –zdecydował się wtrącić, zanim sprawy zabrną za daleko.
Podziałało. Najpierw Mark i Nigel wręczyli mu pudełko z kubkiem w kształcie głowy mistrza Yody (który definitywnie miał zostać jednym z ulubionych Arthur’a), szwajcarską czekoladą i edycją specjalną Lucky Strike’ów (za co obaj zostali wyściskani), po czym przyszedł czas na prezent od Elliot’a.
Arthur bardzo ostrożnie otworzył pudełeczko, żeby nie daj boże nie zniszczyć kwiatów, po czym zaczął z zainteresowaniem oglądać jego zawartość...
-Och Ellie –jego twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. W pierwszej chwili nie mógł w to uwierzyćc, ale zerknął drugi raz i... Elliot kupił mu kostki do RPG. Ten Elliot Crowley, który praktycznie nie potrafił zrobić postaci w grze. I TO JESZCZE W ULUBIONYM KOLORZE ARTHUR’A... Sullivan wyglądał w tej chwili na najszczęśliwsze dziecko pod słońcem, z trudem kryjąc satysfakcję. –Są idealne... Dziękuję –gdyby mógł, to by znowu wyściskał chłopaka (ale ze względów bezpieczeństwa pozostał przy krótkim uścisku), ba!, pocałowałby go tak, jakby jutra miało niebyć, bo... Nie spodziewał się, że Elliot wybierze coś tak pasującego. Musiał się zastanowić, pomyśleć nad tym co lubi, ułożyć bukiecik (nawet jeśli z pomocą pani Crowley...).
-Są idealne! –żaden gracz RPG nie miał nigdy narzekać na nadmiar kości. –Zaraz je wypróbuję – nie zwrócił nawet uwagi na kelnerkę, która pojawiła sie, najpewniej chcąc sprzątnąć ze stołu i podać deser (cholerne tiramisu z cholerną świeczką, która chwilę później miała wprawić Arthur’a w zakłopotanie – chociaż kelnerzy śpiewający sto lat niczym wyciągnięci z koszmaru najpewniej byli tego większą przyczyną). W tej konkretnej chwili był jednak stuprocentowo szczęśliwy, rzucając kośćmi pomiędzy talerzami na stole... Perfekcyjnie wyważone!
-Teraz naprawdę muszę nauczyć cię grać. I Marc’a też. Chociaż Mark odmawia nawet stworzenia postaci, co jest... w ogóle nie zabawne. Ani trochę –Mark póki co twardo się opierał. –Trzeba wykorzystać tego twojego maga na polu bitwy, Ellie! Skoro już wiesz jak wybrać kości, to to jest najwyższy czas!-ech gdyby tylko Andrew tutaj był, być może zorganizowaliby jakaś mini sesyjkę od razu, na miejscu, ale sam Arthur... Raczej byłoby ciężko, bo Nigel zazwyczaj żeglował przez ich sesje (o ile w ogóle się pojawiał) na podpowiedziach Arthur’a.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {28/09/22, 10:57 am}

E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Uśmiechnął się niezręcznie, kiedy niestety został przejrzany na wylot przez Arthur’a, ale nie znaczyło to, że zamierzał się przyznać. Wolał brnąć, że dramatyzował, bo to pozwalało mu odsunąć sytuację od siebie na dłużej. A akurat tego teraz potrzebował, jeśli wieczór miał im minąć pokojowo. Nie odpowiedział więc nic, jedynie delikatnie masując kark niższego, który sam wydawał się nieco zmęczony tym, co miało miejsce na wspólnym posiłku
____Jasne, chętnie — na samą myśl aż robiła mu się ochota, bo w końcu siostry były uzdolnione, jak chodziło o sfery kulinarne. Wypieki Rose musiały być przepyszne i grzechem by było, gdyby ominęła go okazja spróbowania jednego z nich, w dodatku kiedy był, może nieco okrężnie, zaproszony. Tylko jeszcze potrzebuje niezaprzeczalnej zgody od sióstr, żeby znowu nie wyszło, że ładuje się do ich domu bez zaproszenia. A w dodatku, skoro ciasta ma być aż tyle, to może zgodzą, żeby zabrał trochę ze sobą i dał mamie. Albo zabrał ją ze sobą, choć z Dylan’em w Stasand było to zdecydowanie trudniejsze do wykonania. W końcu nagłe spędzanie czasu z synem by mu podpadło jako coś podejrzanego, nie zamierzał ryzykować. Już i tak musiał być na gotowy na złość, bo ”nie ma go, kiedy cała rodzina jest wspólnie przed wyjazdem”. Co z tego, że i tak nic by nie robili razem, jedynie niezręcznie jedli posiłki, z Elliot’em trzymającym język za zębami, bo bałby się powiedzieć coś nieodpowiedniego, co mogłoby skończyć się różnie - każda z perspektyw wyglądająca gorzej, od poprzedniej.
____Przepraszam — wymruczał prawie niesłyszalnie we włosy chłopaka, nim wyszli z łazienki — Są twoje urodziny a odpierdala się taka szopka… — czuł się winny, nie zamierzał kłamać. Bo przez efekt domino - przez jego głupie zachowanie latem, podpadnięcie Mark’owi i Nigel’owi, a teraz przyjście na ich wspólną tradycję - ta się posypała, zostawiając nieprzyjemną atmosferę wokół całego wydarzenia. I tak jak był świadomy, że zaraz pewnie dostanie po głowie od Arthur’a za poczucie winy, tak nie umiał go zniwelować, no bo w końcu… zawinił. Reakcja mężczyzn była zrozumiała, jego zachowanie z kolei nie do końca. Nie miał raczej powodu, czy prawa, żeby uciekać do łazienki i złapać oddech, kiedy po prostu spotykał się z rezultatami swojego idiotyzmu.
____Krótka sesja przytulania w łazience ukoiła jego nerwy, przynajmniej odrobinę, dzięki czemu usiadł z powrotem przy stole z neutralną mową ciała, nie dając po sobie znać, że przed chwilą prawie hiperwentylował nad zlewem. Czego się nie spodziewał, to nagłego odzewu ze strony Nigel’a. Może i wymuszone przez wcześniejszą naganę ze strony Arthur’a, ale wciąż. Nieco zakłopotany patrzył między siedzącymi naprzeciwko. Nie nazwałby tego przeprosinami, ale z drugiej strony, nie mógł wymagać i oczekiwać za dużo
____Oh, um…. okej, jasne! — zaproszenie zdziwiło go jeszcze bardziej, ale nie miał planów, więc tak serio, to co mu szkodziło? Odrzucenie zaproszenia byłoby też wyjątkowo niegrzeczne i nie fair, wobec tej… próby przeprosin i dogadania się. Arthur i tak szybko zmienił temat, prawie przekrzykując słowa Elliot’a, ale dzięki temu uwaga zwróciła się na prezenty, a przede wszystkim, na solenizanta.
____Z ciekawością obrócił się wręcz cały w stronę niższego, aby widzieć, co tak dokładnie rozpakowuje, uśmiechając się tajemniczo na widok Lucky Strike’ów, z którymi wiązało się wyjątkowo sporo wspomnień, jak teraz o tym pomyślał. Za to jak przyszła kolej na jego prezent, nerwowo zaczął bawić się palcami, skubiąc przy okazji skórki przy paznokciach. Nie wiedział czego się spodziewać - tak, Arthur lubił D&D, tak, kostki wydawały mu się idealnym do tego prezentem. Ale to nie łagodziło stresu przed spotkaniem się z zawiedzionym uśmiechem i podziękowaniem od niechcenia, czysto z grzeczności.
____Nic więc dziwnego, że słyszalnie odetchnął, kiedy Arthur ucieszył się na prezent. Z uśmiechem przyglądał się ekscytacji, jaka nagle się u niego pojawiła, odwzajemniając krótki uścisk, mając wielką ochotę przytrzymać go dłużej, wycałować najlepiej całą twarz, byleby ten był jak najdłużej tak szeroko uśmiechnięty. Ale został przy tym krótkim geście, mówiąc jeszcze ciche ‘wszystkiego najlepszego’ przed odsunięciem się. Stres jakby z niego wyparował, teraz czując przede wszystkim szczęście z rozbawionym uśmiechem, kiedy Sullivan nie zwracając na nic uwagi, zaczął testować kości, które zaraz walały się po całym stole między talerzami. Zakłopotana kelnerka nawet nie wiedziała co zrobić, nie licząc nerwowego uśmiechu i próby zebrania brudnych naczyń, kiedy skończyli jeść
____Trzeba, trzeba — stwierdził z lekkim skinieniem głową, choć szczerze wątpił, że taka okazja w ogóle będzie miała miejsce. Arthur grał z Andrew, który teraz trzymał dystans od samego Sullivan’a, a co dopiero od Elliot’a. Choć prawdopodobnie miał mniejsze, przynajmniej inne, powody, żeby za nim nie przepadać, niż ta dwójka siedząca teraz z nimi.
____Reszta obiadu minęła spokojniej, niż jego początek. Niechęć wciąż była namacalna, ale Elliot nie był traktowany jak powietrze, czasami rozmawiając, kiedy Arthur sprytnie wciągał do rozmowy, to zadając pytanie czy o jego opinię, za co był mu niesamowicie wdzięczny, za każdym razem, niby przypadkiem, lądując dłonią na jego udzie, aby lekko je chwycić z podziękowaniem. Przy wyjściu było nieco niezręcznie, z Elliot’em, który nie zamierzał przekraczać niewidzialnych barier, więc został przy lekkim pomachaniu i pożegnaniu na odległość, raczej nikt z nich nie był skory na przytulanie się, z kolei podanie ręki byłoby zbyt formalne
____No… mogło być gorzej! — stwierdził po wyjechaniu z parkingu i znalezieniu się na głównej drodze, kierującej do Stasand. Został zabity tylko spojrzeniem, więc uważał to za krok do przodu, nawet jeśli był on wymuszony i nie do końca szczery — A i… cieszę się, że prezent Ci się podoba — uśmiechnął się delikatnie, patrząc na drogę. Nie zamierzał przyznać się do tego, jak niezręcznie było w sklepie, gdzie dopiero co nauczył się o ważnych cechach takich kości. Do tego momentu był przekonany, że istnieją tylko te sześciostronne.
____Jak zwykle, droga z powrotem była dziwnie krótsza, niż na miejsce i Elliot stał pod domem sióstr Cole, nie kryjąc swojego niezadowolenia, ale… i tak uważał wieczór za udany. Reakcja co do prezentu była dla niego wystarczającą rekompensatą, szczęście Arthur’a wystarczyło, żeby zapomniał o pochłaniającym go stresie i przemyśleniach, co jego znajomi w ogóle sobie o nim myślą (i tak jasno mu to przekazali)
____Wszystkiego najlepszego, Artie — uśmiechnął się do siedzącego na miejscu pasażera florecisty, wcześniej chwytając jego dłoń i splatając ich palce.
____

____Jego rodzice wyjechali niecałe dwa dni temu. Nie dziwiło go, że akurat wyjechali na Nowy Rok, co i tak było mu na rękę. Jedynym problemem był zakup alkoholu, ale wybrnął z tego inaczej - zakradając się do gabinetu ojca, gdzie na czele dumnie stał barek wypełniony najdroższymi trunkami. Nieraz coś stąd podbierał, jak nie było Dylan’a, ale zwykle dla siebie samego, żeby zachlać się w swoim pokoju z poczuciem klasy. A teraz zamierzał zabrać jeden do Nigel’a. Nie zamierzał przyjść z pustymi rękoma, a wyborowy alkohol wydawał się idealny co do okazji. Może ten nie był jak Debbie, która bardzo pozytywnie reagowała na prezenty. Ich wypiekowe spotkanie się odbyło, gdzie Elliot przyszedł z winem i odpowiednio dopasowaną smakowo czekoladą, dzięki czemu ‘podwieczorek’ minął w przyjemnej atmosferze - to jest, bez Debbie badającej go czujnym wzrokiem i wypytywania o każdy szczegół.
____Nie wiedział też w co się ubrać - Sylwester prosił się o coś stylowego, ale luźnego. Z kolei sam Nigel i Mark od razu wzbudzali w nim potrzebę ubrania się jak na własny pogrzeb. Ale ostatecznie stwierdził, że kombinowanie nie ma sensu, kończąc w luźnej koszuli i jasnych jeansach. Przynajmniej jego włosy idealnie układały się na głowie, wyglądając równie dobrze przy każdym przeczesaniu ich palcami. Gotowy, z drogą tequilą na tylnych siedzeniach, skierował się po raz enty pod dom Cole, aby odebrać Arthur’a i zawieźć ich na oczekiwanego, ale i przerażającego Sylwestra u Nigel’a.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {28/09/22, 11:46 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

-Ellie... Zawsze mogło być gorzej. To nie jest tak dokładnie wysoki standard –westchnął ciężko patrząc ze zmartwieniem na chłopaka. –Z czasem się na pewno do ciebie przekonają... A przynajmniej taką mam nadzieję –naprawdę chciał, żeby tak się stało. Chciał, żeby Elliot został zaporoszony do ich małego kręgu, żeby stał się jego częścią. Chciał chodzić z Elliot’em na podwójne randkiz Nigel’em i Mark’iem, spędzać razem wieczory i tak dalej... Nie chciał zawsze dzielić czau między Crowley’a, a przyjaciół, chciał być w stanie spędzać czas z nimi razem.
-Oczywiście, że mi się podoba –prychnął, układając dłoń na kolanie chłopaka w uspakajającym geście. –I doceniam nie tylko jego, ale też myśl za nim –uśmiechnął się lekko. Elliot go słuchał, zastanowił się nad hobby Arthur’a... Wszystko zrobił jak trzeba, ale to ta myśl za prezentem uszczęśliwiała Arthur’a najbardziej. Jakby i tak nie... lubił... Elliot’a wystarczająco. I pewnie może trochę dziwnie, że takie drobne rzeczy go tak uzczęśliwiały, ale to o te drobne rzeczy w życiu chodzi, czyż nie? Właśnie.
Takie jak przejażdżki samochodem z Elliot’em, przesiadywanie u Arthur’a w pokoju, wspólne spanie... Wszystkie te rzeczy sprawiały, że Arthur był niesamowicie szczęśliwy i nawet jeśli obiad minął im w raczej niezbyt przyjemnej atmosferzee, to zaliczał go naprawdę do udanych i najpewniej miał wspominać z przyjemnością i szczerze?
Nie chciał, żeby ten wieczór się kończył. I kiedy zatrzymali się pod domem sióstr Cole, Arthur odpiął pas i... no.. nie mógł tak po prostu wysiąść, prawda? Cały wieczór był spragniony bliskości Elliot’a i teraz miał na nią szansę, także...
-Dziękuję Ellie –wymamrotał w podziękowaniu za życzenia, za wieczór, za to że Elliot nie uciekł, a potem przysunął się bliżej do chłopaka, na tyle, na ile było to możliwe w Alfie. Złapał połę kurtki pływaka, przyciągając go bliżej do siebie, a potem zamknął ich usta w pocałunku. Tym razem nie był to jednak krótki, lekki pocałunek, ale zaraz go pogłębił, delikatnie przygryzając wargę chłopaka, chcąc... więcej, . A kiedy po dłuższej chwili oderwali się od siebie, zaraz wrócił po kolejny, nieco delikatniejszy i spokojniejszy. A potem po kolejny, aż brakowało mu oddechu... Nie był pewien ile czasu tak spędzili, ale koniec końców niechętnie się odsunął.
-Do zobaczenia po świętach Ellie... –rzucił. –I w razie czego... Zawsze jesteś tu mile widziany –Crowley senior najpewniej miał być w domu na święta i Arthur na samą myśl czuł się nieswojo... I dlatego Arthur chciał dać Elliot’owi pewnośc, że nieważne od sytuacji zawsze może się pojawić. Nawet jeśli byłby to środek świątecznego lunch’u. Siostry na pewno by zrozumiały, że to nagła sytuacja.
Jak zwykle pomachał wyższemu chłopakowi na do widzenia, kiedy ten wyjeżdżał z podjazdu, po czym, kiedy Alfa zniknęła z pola widzenia, ruszył do domu.
Nie zaszedł jednak daleko – właściwie tylko ściągnął buty i odwiesił płaszcz na wieszak, kiedy Debbie zatrzymała go przy drzwiach.
-Masz gościa Artie –oznajmiła, patrząc na niego badawczo. –Siedzi u nas w salonie od pół godziny, chociaż upierał się, że może poczekać na zewnątrz, dopóki nie wrócisz... Rose zmusiła go , żeby wszedł do środka –Arthur nie miał pojęcia kto to mógł być, bo nie mógł pomyśleć o powodzie, dla którego ktoś poza Elliot’em albo Nigel’em miał go odwiedzać.. Paranoicznie więc zaczął się spodziewać najgorszego. Jacyś współpracownicy ojca? Ktoś wysłany przez Morton’a? Ktoś w stylu Dan’a, kto chciał go upokorzyć przed siostrami?
A może...
-Andrew?-zamrugał zaskoczony, patrząc na chłopaka niepewnie sączego filiżankę herbaty pod przenikliwym okiem Rose. –Co ty tu robisz? –nie spodziewał się chłopaka. Nie teraz, kiedy stuacja między nimi nie była najlepsza i głupota Arthura była główną przyczyną tej sytuacji.
-Cóż… Są twoje urodziny. Przyniosłem ci prezent. Wszystkieog najlepszego Artie–wskazał na owiniętą kolorowym papierem paczuszkę obok siebie. –No i... Chciałem porozmawiać. Prywatnie –o czym chciał rozmawiać? Pewnie o Annie... Musiało chodzić o Annie. Nie było innej opcji.
-Okej –skinął głową, tylko po to, żeby poprowadzić chłopaka do góry do swojego pokoju, uprzednio cicho dziękując mu za prezent. Zajął miejsce na łóżku, co jakiś czas zerkając niepewnie na wyższego chłopaka, który z kolei kręcił się niespokojnie po pomieszczeniu, wyraźnie zestresowany.
-Jeśli chodzi o Annie... Ciesze się dla was Andy. Wydajecie się naprawdę do siebie pasować i...
-Nie chodzi o Annie, Artie... Nie tylko. Chodzi o ciebie. Przez ostatnie kilka tygodni w ogóle nie rozmawialiśmy i... naprawdę mi z tym dziwnie. Jesteś moim przyjacielem. I to czy umawiałeś się z dziewczyną, którą zacząłem widywać, czy to, czy lubisz kobiety czy facetów... Nie powinno mieć znaczenia, nieważne co mówią moi rodzice, czy pastor w kościele... Nawet eśli czuję się z tym nieswojo. Logicznie, wiem, że tak czy inaczej, jesteś tą samą osobą, ale... Jest mi trochę ciężko się do tego przyzwyczaić i... Przeprazam. Przepraszam za to, że myślałeś, że musisz się ode odciąć... –[//i]
-[i]Och Andrew... –
[Arthur skłamałby mówiąc, że na słowa przyjaciela nie napłynęły mu łzy. –Nie musisz przepraszać –Sullivan rozumiał. Naprawdę rozumiał to, że Coleman może czuć się nieswojo, ale... nie był pewien jak temu zaradzić, więc mógł tylko docenić to, że Andrew zdecydował się przyjść i postawić pierwszy krok w reperowaniu relacji między nimi.
Nie wiedział co powiedzieć. Więc nic nie powiedział. Przez chwilę siedzieli w ciszy, po czym Arthur otworzył prezent od Andrew (podręcznik do nowego dodatku do D&D) i resztę wieczoru spędzili go kartkując i robiąc notatki.

[...]

Święta minęły Arthur’owi w spokojnej, atmosferze. Nawet jeśli tęsknił za rodziną, Rose i Debbie skutecznie go rozpraszały, zmuszając do pomocy przy przygotowaniach. Mieli piękną choinkę, pyszne jedzenie, wycieczkę na cmentarz odwiedzić Ruperta w drugie święto i atmosfera była niesamowicie domowa i przyjemna. Zupełnie niepodobna do tej, która panowała, kiedy rodzice Arthur’a się wykłócali co wigilię o byle co...
I nawet Elliot przyszedł ich odwiedzić przed Sylwestrem! Sullivan wykorzystał tą okazję by dać chłopakowi jego prezent – własnoręcznie zrobiony na drutach nieco (okej, trochę bardziej niż nieco) krzywy, ciemnoczerwony szalik i kolarz z wszystkimi wycinkami prasowymi o drużynie pływackiej, w czasie Elliot’owej kariery w tymże (z dużym, kolorowym zdjęciem Elliot’a ze złotym medalem na podium ostatich zawodów), a w zamian otrzymał za dużą, wyraźnie należącą wcześniej do Elliot’a bluzę, która od razu stała się jego nową ulubioną i mnóstwo przekąsek (Debbie tymczasem sprezentowała Crowley’owi zapas kremu na siniaki... w wyraźnej aluzji do jego tendencji do bójek... Arthur powinien był sam o tym pomyśleć!).
Arthur zaliczał te święta definitywnie do udanych... A raczej byłby takie, gdyby tylko jego rodzeństwo i matka również w nich uczestniczyły.

[...]

W końcu nadszedł Sylwester. Elliot znowu odbierał Arthur’a, rzeczywiście wywiązując się ze swojej roli szofera. I w przeciwieństwie do Crowley’a, Arthur nie miał najmniejszego problemu z wyborem garderoby. Jego ulubiona czerwono-czarna koszula (po części w ramach zemsty na Nigel’u za ostatnie uwagi na temat obrusu i zachowanie wobec Elliot’a), jeansy i jak zwykle żyjąca własnym życiem czupryna. To była domówka, a nie pokaz mody także...
Także czekał na Elliot’a przed domem, z butelką wina i dużą paczką chipsów w ręce, według nigelowych standardów „zupełnie niewyszykowany”.
-Jak się ma mój ulubiony szofer?-zapytał ze śmiechem, wsiadajac do Alfy i całując pływaka w policzek na „dzień dobry”. –Będzie dobrze –obiecał. –A jak nie będzie, to zawsze możemy wrócić do domu –nie chciał, żeby Elliot cierpiał cały wieczór.
Niedługo później byli w trasie do Nigel’a. Zgodnie z planem mieli przyjechać odrobinę wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniu mieszkania na imprezę.
Zatrzymali się na znajomym parkingu, a potem Arthur poprowadził ich do właściwego mieszkania, gdzie drzwi otworzył im już wyszukowany już Nigel w żarówiasto różowej kamizelce bez koszuli pod spodem, bardzo obcisłych, czarnych rurkach i pełnym, ostrym makijażu..
I kiedy tylko zobaczył Arthur’a i drzwi się za nimi zamknęły, załamał ręce.
-Artie… Na litość boską, dziecko moje... Dlaczego masz na sobie tą tragiczną, obrusową koszulę?-[Simmons wyraźnienie mógł znieść outfitu swojego przyjaciela.
-Moja obrusowa koszula ma się dobrze i świetnie pasuje na okazję –oburzył się student historii.
-Artie... wyglądasz jakbyś z całej siły starał się udowodnić, jak bardzo plain i straight jesteś.
-Czyli mówisz, że dlatego, że jestem gejem, nie mogę nosić wygodnych rzeczy, które lubię, bo nie wpisują się w streotyp? Kto jak kto, ale myślałem, że ty N nie będziesz taki małostkowy...-[/color]błyskawicznie odparował Sullivan odstawiając przyniesione zapasy na stół i pokazując Elliot’owi gdzie może odwiesić kurtkę. Mark robił jakieś last minute zakupy, więc jeszcze nie było go w mieszkaniu. Może dobrze, dla nerwów Elliot’a...
Jak szybko się okazało... Może nie.
Bo brak Mark’a oznaczał, że Nigel wyjątkowo szybko zaszantażował Arthur’a w przebranie się w ubrania, które on sam wybierze. Arthur nawet nie był pewien jak został do tego przekonany (w grę wchodził potworny szantaż – niemalowanie nigdy więcej map na sesje RPG), ale chwilę później stał w sypialni Nigel’a i Mark’a, przebierając się w wyłożone przez Nigel’a ubrania (biedny Elliot został zostawiony sam w salonie).
-To prześwituje Nigel. Nie ma mowy żebym to zakładał... Po huja nosiłbym coś, co w ogóle nie spełnia funkcji ubraniowej? Wiesz, ciuchy mają chronić cię prze zimnem, a nie...-narzekał, gotowy narzekać dłużej, ale stojący przy szafie Simmons cisnął w jego kierrunku czymś innym.
I tak oto biedny Arthur skończył w białej koszuli z długim rękawem, która sięgała mu do połowy uda na którą była narzucona ciemnoniebieska, prześwitująca koszula z bufiastymi rękawami. Do tego ciemnoniebieskie, luźne spodnie harem w orientalnym stylu, odrobina eyeliner’a na powieki i w końcu ładnie ułożona fryzura i biedny Arthur został wypchnięty z powrotem do salonu, gdzie zaraz oklapł naburmuszony obok Elliot’a na kanapie.
-No już, nie fochaj się... Crowley się zgodzi, że wyglądasz uroczo –rzucił Nigel..
A potem jego atencja skupiła sie w pełni na pływaku.
-Właściwie to... Crowley, za mną. - zakomderował, najwyraźniej decydując, że Elliot również wyglądał zbyt „plain” jak na jego gusta.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {29/09/22, 02:29 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Zerkał co chwilę na tylne siedzenia, jakby leżący tam alkohol i przekąski miały uciec czy zniknąć. Zrobiłby to jeszcze raz, gdyby nie otwarcie drzwi przez Arthur’a, prawie natychmiastowo łagodząc lekką panikę u kierowcy. Uśmiechnął się na jego widok, zaraz śmiejąc się sztucznie na wzmiankę o jego szoferostwie. Nie zamierzał przyznać, że bardzo lubił to robić. Dawało mu to więcej okazji na spędzenie czasu z Sullivan’em, musiałby być głupi, żeby na to narzekać
____Ma się dobrze, a mój ulubiony klient? — zadowolony nastawił polik na buziaka, po czym westchnął ciężko, jak ruszył samochód i był zapewniany przez studenta, że wszystko będzie super. Ciężko było mu w to uwierzyć, ale musiał iść. Po prostu musiał. Skoro to miała być jego szansa na pogodzenie się ze znajomymi Arthur’a, to nie mógł jej zaprzepaścić. I cieszył się na spędzenie z nim Sylwestra, to przede wszystkim. To było tak naprawdę najważniejsze, skoro przez ostatni czas nie mieli okazji spędzić więcej, niż paru godzin wspólnie, o nocowaniu nawet nie wspominając. Jego ojciec, mimo zerowego zainteresowania swoim synem, zagroził, że jak dojdą go niechciane słuchy, to tego gorzko pożałuje. I to wystarczyło, żeby wzbudzić w Elliocie nieprzyjemny dreszcz i ostrożne spotykanie się z Arthur’em - czyli ten jeden dzień, co zjedli razem ciasto, dostał przeuroczy szal (nieustannie go nosił, nawet jak wychodził na pięć minut) i górę kremu na siniaki, co wzbudziło u niego szczery uśmiech wraz z wesołym śmiechem. Nie spodziewał się po Debbie prezentu, to po pierwsze. A po drugie, takiego pasującego, dość zabawnego i… na swój sposób troskliwego. Może przesadzał, ale pozwolił sobie na dopowiedzenie paru rzeczy.
____Starał się zignorować gotujący się w nim stres, kiedy stali już przed mieszkaniem Nigel’a. Ostatni raz był tutaj, jak próbował utrzymać Sullivan’a przy życiu, choć był wyjątkowo tam niechciany. Mówiąc krótko - za dużo dobrych wspomnień tu nie miał. Machnął, czy raczej pseudo zasalutował do Nigel’a, kiedy otworzył im drzwi. Wpakowali się do środka, gdzie Elliot ciekawsko się rozejrzał, mogąc teraz bardziej się przyjrzeć całemu mieszkaniu. Pamiętał w końcu, że wystrój jest… ekstrawagancki, ale to tyle. Teraz mógł zwrócić uwagi na więcej szczegółów. Jednym uchem słuchał o czym dwójka przyjaciół rozmawia, uśmiechając się jedynie pod nosem, jak koszula znowu wywołała spór między nimi. Jego zdaniem nie była taka zła, nawet urocza, ale mógł zrozumieć podejście Nigel’a. Oczywiście Sullivan długo nie został dłużny, przy okazji pomagając zagubionemu Elliot’owi, gdzie co powinien zostawić. Odłożył przekąski, jak i tequile, i tyle wystarczyło, żeby pozostała dwójka gdzieś zniknęła, zostawiając biednego pływaka samego sobie i ze strachem, że zaraz przyjdzie Mark, bez kogokolwiek do powstrzymania możliwej tragedii.
____Spacerowanie po mieszkaniu tylko na chwilę mogło zająć mu czas i za chwile wylądował tyłkiem na kanapie, zsuwając się na niej nieco. I tak siedział przez dobre kilka, może kilkanaście, minut, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, dopóki drzwi od pokoju się nie otworzyły. Nie wiedział czego się spodziewał po zabraniu Arthur’a, ale na pewno nie tego. Otępiały siedział na kanapie, śledząc wzrokiem studenta. Nie dość, że był ubrany zdecydowanie inaczej, niż zwykle, to jeszcze miał włosy ułożone, odsłaniając jego buzie. Bez pomyślunku zaraz złapał brodę niższego, aby przysunąć do siebie przyjrzeć się lepiej. Eyeliner. Sullivan miał eyeliner na oczach
____Mhm — miał nagle zbyt sucho w ustach, żeby skleić coś sensowniejszego. Zgadzał się, oczywiście, że wyglądał uroczo. Wyglądał bardzo dobrze i brak dobrze sklejonej wypowiedzi z jego strony na pewno mówił sam za siebie. Dopiero, jak usłyszał swoje nazwisko, to wrócił do zmysłów. Zmarszczył nieco brwi, ale i tak posłusznie wstał z kanapy — Po co? — głupio spytał, jakby sam się nie domyślał. Był pewien, że jest ubrany odpowiednio co do okazji. Ale najwidoczniej nie, najwidoczniej Nigel widział, że coś trzeba poprawić. I wolał się nie sprzeciwiać, jeśli mieli nawiązać jakąkolwiek znajomość. No i w co takiego niby może go wpakować? Nie może być tak źle, prawda
____Czego się nie spodziewał, to całego stroju rzuconego w jego stronę, gdzie najpierw w ogóle zwątpił, że jest tam coś, co miało reprezentować koszulkę. Dopiero po kolejnym pytaniu, dowiedział się, że czarna siatka nim była. Podniósł ją w poszukiwaniu odpowiedniej strony, żeby zaraz na siłę nie pchał głowy przez rękaw. Kiedy ta już wygodnie leżała i , mimo przypominania koszulki i  długich rękawów, zakrywała prawie nic, zdążył chwycić białe spodnie nim te trafiły go w twarz i skorzystał z własnego paska, aby utrzymać je na miejscu. Myślał, że do tyle, już i tak wyglądał jak wyciągnięty z punkowego zespołu, ale Nigel miał inne plany, sadzając go na łóżku a w dłoniach trzymał
niewielka kosmetyczkę z przeróżnymi kosmetykami. Chciał siedzieć grzecznie, naprawdę! Ale kiedy ten zaczął pchać czarna kredkę mu do oka, nie mógł powstrzymać lekkiego strachu i wiercenia się, na co dostał niejedną reprymendę od Simmons’a. Ale w końcu im się udało, roztarty cień na powiekach, eyeliner dookoła i czarna linia wodna, kończąc wszystko zaczesaniem włosów do tyłu przy użyciu żelu i biżuterii
____Skąd ty bierzesz te wszystkie ciuchy, Simmons — mruknął, bezwstydnie przyglądając się sobie, uśmiechając się pod nosem, w lustrze w jego pokoju, nim mężczyzna wypchnął go z pokoju. Musiało ich trochę nie być, skoro Elliot miał przyjemność zauważyć, że Mark już wrócił. I nagle jego tequila, jak i reszta rozstawionego alkoholu, bardzo głośno wołała jego imię, wręcz krzyczała.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {29/09/22, 10:08 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Widzisz jak Elliot na mnie patrzy? Muszę wyglądać idiotycznie –wymamrotał, zakładając dłonie na piersi. Crowley ni jak nie skomentował, tylko świdrując Arthur’a wzrokiem i Sullivan czuł się z tym nie swojo. Na pewno mu nie pasowało! Mówił Simmons’owi, że mu nie pasuje, ale ten się upierał, że jest inaczej.
-Elliot tak na ciebie patrzy, bo wyglądasz jak milion dolarów. Przystojnych dolarów. Powiedziałbym nawet więcej, ale będziesz cały zakłopotany i mi uciekniesz –odpowiedział Nigel, posyłając Arthur’owi niezadowolone spojrzenie. –Nieprawdaż Crowley? Nasz Artie wygląda wspaniale... I ktoś powinien mu to częściej powtarzać, bo biedak jest zupełnie nieprzyzwyczajony do komplementów.
-Nigel! –oburzył się Arthur, posyłając chłopakowi spojrzenie pełne dezaprobaty. Nie lubił kiedy mówiono o tym jak wygląda. Czuł się z tym nieswojo i nie do końca wiedział co robić. Ale hej, z jakiegoś powodu podobał się Elliot’owi, prawda? Nie był pewien dlaczego, ale ten tak mówił, a nie miał powodu kłamać w tym zakresie... Nawet jak Arhtur chodził w swoich ulubionych bluzach i obrusowych koszulach. Nie każdy musiał być modny. Arthur nie był. I nigdy nie miał być. Nie był zainteresowany ubraniami, kolorami, całą tą farsą, jedyną rzeczą, która się dla niego liczyła była wygoda i narzekanie ze strony Simmons’a nie miało na to wpłynąć. –Znowu jesteś małostkowy –Nigel naprawdę za bardzo się przejmował wyglądem w opini Sullivan’a, ale Simmons już taki był – zgadzalii się nie zgadzać we wszelkich tematach związanych z ubraniem. I prezentacją.
Kłótnia jednak nie przeciągała się zbyt bardzo – bo Nigel zdecydował się ukraść Elliot’a i jemu również zaserwować make-over... Biedny Arthur miał dziwne przeczucie, że była to swego rodzaju próba. Znał Nigel’a dobrze – i wiedział, że ten najprawdopodobnie wybierze coś rażącego, żeby Crowley’a jakoś sprowokować, żeby mu dogryźć... Ale nie za bardzo wiedział jak to powstrzymać, więc tylko zestresowany czekał za drzwiami oczekując jakiś krzyków i kłótni.
Kiedy nic takiego nie nastąpiło, zacząć się niecierpliwie kręcić po pokoju, wykładając przekąski na talerzyki i miseczki, żeby tylko zająć czymś ręce... Naprawdę nie chciał, żeby Nigel rzucił jakaś kłodę pomiędzy siebie i Crowley’a.
Akurat kończył z przekąskami i ustawianiem kubeczków na stolikach, Nigel i Crowley wychynęli z sypialni. I na widok Elliot’a biednemu Sullivan’owi szczęka opadła... Nie wierzył w to co widział. Elliot wyglądał jakby urwał się z jednego z plakatów Rupert’a... To jest gdyby Rupert żył dekadę później.
-Mam ciuchy na każdą okazję... Tak trochę kolekcjonuję - tłumaczył Nigel Elliot’owi, a Arthur tylko gwałtownie zamrugał. Crowley miał na sobie... prześwitującą siatkową koszulę, która właściwie więczej odsłaniała niż przysłaniała.
Na policzki Arthur’a wypłynął delikatny rumieniec. Podobało mu się. Skłamałby mówiąc, że mu się nie podoba! To była nowa odsłona, ale wyjątkowo atrakcyjna. Tak atrakcyjna, że o mało co oczy mu nie wyszły na zewnątrz.
-Nigel! Dlaczego... Dlaczego go tak ubrałeś?-w końcu z siebie wykrztusił nie mogąc oderwać wzroku od Elliot’a. Elliot wyglądał dobrze. Świetnie wręcz, ZA DOBRZE. No bo przez tą koszulę było wszystko widać! I skoro Arthur wszystko widział, to KAŻDY będzie wszystko widział! I to... Nie było dobrze! Elliot tak czy siak był przystojny, ale tak ludzie na pewno będą chcieli z nim rozmawiać... Arthur nie uważał się za zazdrosnego człowieka, ale na samą myśl coś gotowało się w jego środku.
-Dla twojej przyjemności Artie... Po to, żebyś robił taką właśnie minę –odpowiedział Nigel... Nie wyglądał jednak na przekonanego, najwyraźniej niezadowolony z efektów swojej ciężkiej pracy.
-Nie dlatego, że myslałeś, że ucieknie na widok cieni do powiek?-[b]zapytał Arthur w końcu odzyskując resztki panowania nad sobą -[b]Poza tym skoro ja robię taką minę, to co jeśli cała reszta będzie robić taką minę?! –dodał, zanim zdążył ugryźć się w język, ale oczyma wyobraźni już widział kolejkę zainteresowanych Elliot’em ustawiających się w salonie... Aż żal, że nie przyniósł swojego floretu! Wtedy mógłby łatwo poradzić sobie z potencjalnymi rywalami.
-Nigel... –Sullivan doznał (nieuzasadnionego) olśnienia. –Zorbiłeś to specjalnie! Żeby wszyscy na niego patrzyli! Jakby normalnie tego nie robili –mruczał do siebie niezadowolony, rozkładając czerwone kubki w równe kupki, tka trochę się na nich wyżywając.
-[color=grey]Artie… -Nigel pokręcił głową. –Co ja mam tu zrobić? Czego bym ci nie powiedział, jesteś straconym przypadkiem dzieciaku –Simmons tylko westchnął patrząc na rozgrywający się przed nim spektakl. Oczywistym było, że Sullivan wpadł jak śliwka w kompot i nieważne co Mark albo Nigel by mu nie mówili, nie miało go to przekonać do zmiany zdania o Ellocie albo do rozważności. Nawet ślepy by zauważyl, że Arthur był totalnie zauroczony...
Nigel więc w głębi duszy zdecydował się więc niechętnie to zaakceptować. Póki co. Jeśli Crowley zawiedzie to zaufanie... Cóż, Nigel zamierzał jakoś się zemścić. Boleśnie.
Mark niedługo później wrócił do domu, a z nim piersi goście – Alma i jej dziewczyna, Marie. Reszta tego dość specyficznego towarzystwa, zaczęła schodzić się powoli – większość gości przyjeżdżało ze Springfield, bo ich społeczność była raczej... nieistniejąca, nie licząc paru wyjątków. Towarzystwo było różnorodne, kolorowe głośne – Arthur znał większość z nich spotkali się w biegu, albo na jednym ze spotkań w grupie Nigel’a. Większość z nich była też częstymi gośćmi u Nigel’a o Mark’a więc znali się całkiem dobrze...
Arhtur starał się przedstawiać wszystkim Elliot’owi jak najlepiej, ale miał nieprzyjemne wrażenie, że zwłaszcza ich znajomi ze Stasand wyjątkowo uporczywie plotkują za ich plecami... I Arthur domyślał się dlaczego. Nie była to normalnie warstwa społeczna, w której można by oczekiwać TEGO Elliot’a Crowley’a... I na pewno nie w takim stroju.
-Choć Ellie, napijemy się –pociągnął chłopaka do stolika z alkoholami, jakoś tak podejrzanie przyczepiony do jego ramienia.

NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {30/09/22, 12:08 am}

E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Elliot starał się komplementować Arthur'a najczęściej, jak mógł. I mimo to musiał się w pełni zgodzić z Nigel’em, bo za każdym razem jak to robił, Sullivan cały się peszył i za nic w świecie nie chciał mu uwierzyć. A był naprawdę atrakcyjny, nawet w tych bluzach i roztrzepanych włosach dawał radę rozproszyć go od słuchania, żeby zbadać go wzrokiem, jakby widok miał się zaraz ulotnić. Nawet wtedy, co wyglądał jakby szykował się na niedzielną mszę, wyglądał tak denerwująco słodko i przystojnie zarazem
____Wyglądasz świetnie Arthur — sam zdecydował się zignorować nutę desperacji w swoim tonie, w końcu i tak już bezceremonialnie wręcz zjadał niższego wzrokiem. Na jakiekolwiek tłumaczenie czy obronę było za późno, zostało mu tylko dumnie się nosić ze swoją - słuszną - reakcją. Więcej nie zdążył powiedzieć, nieważne jak bardzo by chciał zaciągnąć go w bardziej prywatny kąt mieszkania i zapewnić co do swojego zdania, bo musiał stawić się na swoją nieplanowaną przemianę.
____I ta najpierw go jakoś nie zachęcała, nie widział w niej sensu. Ale sama reakcja Arthur’a była tego warta. Całkowicie zapomniał o stresie związanym z tym, co go jeszcze czeka, i rozłożył zadowolony ręce, prezentując strój z samozadowoleniem wymalowanym na jego twarzy. Spodziewał się może jakiegoś ostrego, złośliwego komentarza, a nie nagłej ciszy i wlepionego w siebie wzroku. Nie zamierzał jednak narzekać, dodatkowo zawód ze strony Nigel’a, akurat tym razem, sprawiał mu niemałą przyjemność. Najwidoczniej celował w zawstydzenie? Może coś innego. Nie był pewien, ale tak jak wielu rzeczy na swój temat nie był pewien, tak w swojej urodzie pokładał wiele wiary. Lata dbania o sylwetkę i dobierania idealnych produktów do włosów musiały się na coś przydać
____Twoja mina jest najcenniejsza, Artie — uśmiechnął się krzywo, kiedy już podszedł do studenta historii i nieco się pochylił, aby być na równi i tak denerwująco patrzeć się mu prosto w oczy, aby za chwilę podążyć jego śladami w rozkładaniu kubków — Nie udawaj, że nie po to przyszedłeś na zawody — dodał złośliwie, bo jeśli Sullivan w jakimkolwiek stopniu przypominał zakochaną nastolatkę, to na pewno pod tym względem. Elliot nie zamierzał mieć wobec tego pretensji. A i tak najważniejsze było, żeby to właśnie on na niego patrzył, z zafascynowaniem i czymś jeszcze skrytym za jego oczami.
____Zdążyli przygotować prawie wszystko przed przyjściem Mark’a, jak i gości. Kończyli rozkładanie przekąsek, jak zjawił się wspomniany mężczyzna wraz z dwójką dziewczyn, kompletnie obcych Elliot’owi. Z ludźmi ze Springfield nie było takiego kłopotu, mało ich interesowało, kim był. Jednak ci z Stasand, to inna historia. Od razu spotykał się ze zdziwionym spojrzeniem, ściągniętymi brwiami i tajemniczymi szeptami. Zaczynało mu się robić sucho w buzi, jakaś cząstka krzycząca, że nie powinien tu być - nie był chciany i nie pasował do tych pewnych siebie ludzi. Głos Arthur’a wyciągnął go ze spirali w idealnym momencie
____Bardzo chętnie — nie musiał być proszony dwa razy, zaraz kierując się wraz z niższym do rozłożonych alkoholi, gdzie była również przygotowana limonka z solą do kolekcji tequili. Jego, to nie zamierzał oszczędzać. Od razu nalał pełen kieliszek trunku zabranego od ojca, polizał skrawek dłoni, aby sól się na nim trzymała — Jak mówiłeś, że ludzie będą się patrzeć, to liczyłem bardziej na, nie wiem, jakieś “Wow! Crazy hot!” - nie to — jak zwykle zdolnie się wypowiadał, krzywiąc na intensywny smak i zaraz zatapiając zęby w limonce — Jeszcze jednego? — nie zamierzał oczywiście zmuszać Arthur’a, ale on sam potrzebował alkoholu w systemie, żeby w końcu się rozluźnić, więc za chwile uzupełniał dwa shoty, stukając delikatnie szkło ze sobą nim pozbył się jego zawartości, zaciskając palce na biodrze Sullivan’a, gdzie jego ręka owinęła jego tył przy przyuważeniu zainteresowanych spojrzeć w stronę florecisty. Byłby zdolny polecieć tak jeszcze z dwa razy, kiedy wyrwał go czyjś głos.
____ — Elliot?!
____Charlotte?! — równie zaskoczony spojrzał na brunetkę, ubraną w krótki, czarny top, poszarpane rajstopy i spódnice, z mocno wymalowanymi ustami i podkreślonymi oczami.
____ — Ciebie to na pewno się tutaj nie spodziewałam! — zaśmiała się, ale zaraz go przytuliła, ku zaskoczeniu samego Elliot’a — Dobrze wiedzieć, że jednak nie jesteś takim gburem- czekaj. Skąd ty znasz Nigel’a? — było to dobre pytanie, szczególnie znając Crowley’a, a sama Charlotte nie była obca wszystkim historiom. Dlatego też skinął głową na stojącego obok Arthur’a, którego machinalnie przysunął bliżej, z kciukiem delikatnie ocierającym materiał jednej z koszul — Czyli to ta “tajemnicza randka”, na której miałam Ci kryć tyłek, co? — jej słowa były złośliwe, acz bez złych intencji za sobą i zaraz zwróciła całą swoją uwagę na Sullivan’a z szerokim uśmiechem — Charlotte. Znajoma z pracy Elliot’a.
____Dziewczyna trzymała się chwilę wraz z nimi, nie szczędząc w upokarzaniu Crowley’a, opowiadając jego nieudane próby proponowania filmów, które aktualnie puszczali, choć nawet ich nie widział na oczy. Zdążyli wypić przy tym kolejne parę kolejek, przez co - i brak porządnego jedzenia w swoim systemie - pływak czuł już przyjemny szum i dreszcz w swoim ciele, nawet nie wiedząc, kiedy jego dłoń znalazła się pod obiema koszulami i wypalała swój odcisk bezpośrednio na skórze Arthur’a. Charlotte jednak w którymś momencie ich opuściła - została zaciągnięta do tańca przez nieznaną Elliot’owi blondynkę z burzą loków. Zostawiła ich z szybkim przytulasem, dokładając do tego czułego buziaka w polik Arthur’a
____Nie fair. Tylko ja mogę dawać Ci buziaki — stwierdził z przedramatyzowanym oburzeniem, zaraz uśmiechając się pod nosem i delikatnie sunął palcami po całym boku Sullivan’a, który wydawał mu się niesamowicie rozgrzany, kiedy ten dalej czujnie się rozglądał i chwilami Elliot miał wrażenie, że gdyby mógł,
to by syknął na każdego, kto chwilę dłużej zawiesił w ich kierunku wzrok — No już, spokojnie skarbie. Może i patrzą, ale dotknąć możesz tylko ty — mruknął jeszcze pewniejszy siebie pod wpływem intensywnie buzującej tequili w jego krwiobiegu, niż normalnie — Moim zdaniem to nawet lepiej — silnym zaciśnięciem palców przysunął go bliżej siebie, samemu słuchając się swoich słów i zwilżając nagle suche usta językiem. Mógł się przyzwyczaić do zaborczego Arthur’a.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {30/09/22, 08:33 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Arthur wciąż był nieprzekonany, jeśli o ich opinię na swój widok idzie, ale zdecydował się odpuścić - nie miał tu za wiele ugrać, więc tylko zaakceptował zgadzanie się na to, że będą się nie zgadzać.
-Poszedłem na te zawody, żeby pilnować Victor’a –upierał się Arthur chociaż wszyscy zgromadzeni zgromadzeni wiedzieli,  że jest to nie prawda. Ale miał pozory do utrzymania, okej? I nie było mowy, żeby bietny Victor się dowiedział, że Arthur zestresował go tylko po to, żeby podziwiać klatę swojego... Em... Chłopaka z którym się spotykał? Tak oskarżał Nigel’a o bycie małostkowym, ale sam nie był dużo lepszy. No może o tyle, że naprawdę chciał kibicować Crowley’owi, ale cóż. To tyle.
-Zdajesz sobie sprawę, że na uczelni wszyscy wiedzą, kim jesteś, prawda? Także... Nikt by nie oczekiwał cię zobaczyć w takm miejscu. Ze mną -przygryzł lekko wargę.    -Ale nie musisz się martwić... Nikt nikomu nic nie powie –nie, nawet jeśli ktoś z obecnych, znający Crowley’a z widzenia, nie darzył go większą sympatią, nie było mowy, żeby powiedział coś na ten temat. Nie tak to z nimi działało... Szanowali własną prywatność i sekrety. Dlatego właśnie to była taka bezpieczna przestrzeń – nikt nikogo wkopywać tu nie zamierzał; była to taka bezsłowna umowa.
-Och... My się chyba znamy z widzenia. Miło mi cię oficjalnie poznać –Arthur był tyle w kinie, że „z widzenia” znał wszystkich pracowników Flix’a. –Arthur –przedstawił się, lekko ściskając dłoń dziewczyny. Nie dodał nic więcej, bo nie był pewien jak ubrać w słowa swoją relację z Elliot’em. „Przyjaciel” definitywnie nie oddawało tego co ich łączyło, „znajomy” brzmiało okropnie pusto, a na ubranie czegoś więcej w słowa był zbyt tchórzliwy. Za bardzo się bał. Nie był pewien jakie są oczekiwania i chęci Elliot’a, nie wiedział jak daleko ten chce pójść... Nie, niezobowiązujące „Arthur” w zupełności wystarczało.
Z uśmiechem na twarz słuchał jak bardzo Elliot nie korzystał z zalet swojej pracy... Nawet nie oglądał wszystkich możliwych filmów. Powiedziałby, że nie dowierza, ale mowa była tu o człowieku, który nie widział Star Wars’ów.
-Naprawdę musimy naprawić twoje nawyki kinowe Ellie... Tak się nie godzi! –obruszył się Sullivan, wciąż niepogodzony z faktem, że jego, z całą jego wiedzą cinematograficzną w kinie nie zatrudnili, a Elliot’a, którego w ogóle ono nie obchodziło, już tak! No jak tak można, naprawdę...
Kolejne kolejki tequily sprawiały jedna, że jego oburzenie odpływało w zapomnienie, zastąpione przyjemnym ciepłem rozlewającym się po żołądku i kolejne historie wyrywały z niego tylko salwy dźwięcznego chichotu.
-Wydaje się naprawdę miła, Ellie –wymamrotał, machając Charlotte na „do widzenia”, kiedy dziewczyna zniknęła w kolorowym tłumie tańczących. W przeciwieństwie do większości znajomych Elliot’a, z którymi miał (nie)przyjemność, Charlotte była... inna. I Arthur naprawdę miał nadzieję, że Elliot to takich właśnie ludzi będzie miał więcej w swoim życiu.
-Od kiedy to jestem skarbem, co?-zapytał, układając dłoń na klatce piersiowej wyższego chłopaka i zadzierając głowę nieco do góry, żeby móc spojrzeć na chłopaka. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że coponiektórzy mogą nie patrzeć na Elliot’a, a raczej na niego, dlatego był wielce naburmuszony widząc dyskretne spojrzenia. -I nawet jeśli to prawda, to i tak nie muszę być z tego tytułu szczęśliwy –czasami naprawdę nie dowierzał, że Elliot naprawdę chce z nim być. Nawet jeśli w tej konkretnej chwili, obejmował Arthur'a tak szczelnie, z ręką wsuniętą pod materiał koszuli, powodując, że skóra Sullivan'a lekko, przyjemnie mrowiła pod jego dotykiem, a Arthur'owi robiło się... nieco za ciepło.
Nim jednak zdążył dodać coś więcej na ten temat... Z głośników popłynęła nowa piosenka i zapomniał, że w ogóle miał taki plan.
-Och! –wsłuchał się w głośną muzykę. „You are the One I Want”, jak nic i wiedział to nawet Arthur ze swoim niewyćwiczonym uchem. –Ellie! To Grease! –pociągnął chłopaka niecierpliwie za rękę.  W kierunku tańczącego tłumu, łapiąc pływaka za ręce i zaczynając zawzięcie wywijać. Właściwie pojawianie się Grease na playliście nie było dużym zaskoczeniem.. Mark był sporym fanem.
-Musimy zatańczyć! –alkohol coraz to żwawiej krążył w jego żyłach i stracił swoje zwyczajowe niepewności, jeśli idzie o swoje umiejętności taneczne. Co prawda był nieco nieskoordynowany i może raz czy dwa nadepnął Crowley’owi na nogę, ale naprawdę się starał!
-Boże Ellie... Tak bardzo się cieszę, że mogę z toba tak po prostu zatańczyć –nikt na nich krzywo nie patrzył, nikt nie szeptał za ich plecami, przed nikim nie musieli się chować. Arthur oddałby wszystko, żeby było tak na codzień... Ale nawet ten jeden wieczór, ta krótka chwila, wystarczała, żeby dodać mu skrzydeł i napełnić jego serce takim niepomiernym szczęściem (chociaż tequila pewnie trochę pomogła). Przylepiony do Elliot’a wydawał się być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, wirując po piruecie.
To jest do momentu, w którym piosenka się nie skończyła i z radia nie popłynęła następna. I... O nie. To był Elton John we własnej osobie. „I’m still standing” wypuszczone w zeszłym roku, hit numer jeden, catchy jak nie wiem, z mv, które Arthur zacięcie oglądał na repeat’cie w sklepie elektronicznym.
-Ellie... Nigdy ci o tym nie wspominałem, ale jest coś o czym musisz wiedzieć... Elton John jest moim ulubionym muzykiem –to było mało powiedziane... Lepiej byłoby określić Arthur’a mianem „superfana”, ale miał resztki szacunku wobec siebie.
A przynajmniej tak twierdził. Bo chwilę później, odsuwając się od Elliot’a i nim ktokolwiek zorientował się co się dzieje... Arthur zaczął idealnie odtwarzać taniec z wideo. No dobra, nie tak idealnie – nauczenie się całego układu zajęło mu dużo, dużo czasu, bo w ogóle nie był utalentowany, w zakresie tanecznym, ale... Kochał „I’m still standing”. I dlatego, wyśpiewując swoje płuca, swoim entuzjazmem, pociągnął za sobą resztę..
-No chodź Ellie! –skinął łapką w kierunku Elliot’a. –I ty też Nigel –jego przyjaciel śmiał się z grupką znajomych przy barku... Ale to był Elton John! Nie mogli uniknąć tańczenia do Elton’a John’a, nie na warcie Arthur’a.[/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {30/09/22, 11:15 pm}

E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Mruknął w odpowiedzi, i mimo świadomości, że nikomu nic by nawet nie dało rozniesienie informacji, że tutaj był, to i tak trochę się stresował. Oczywiście, że już rozumiał swoje odczucia, ale i tak się obawiał. Obawiał się, że dowie się nieodpowiednia osoba i wyjdzie z tego coś okropnego, dobijającego się na pozostałych osobach, jakkolwiek związanych z sytuacją. A tego nie chciał. Ale skoro Arthur powiedział, że nie ma się czym przejmować, to nie będzie. Bo inaczej popadnie w niekontrolowaną spiralę, przyszli się w końcu dobrze bawić. I na szczęście alkohol, wraz z obecnością Sullivan’a i Charlotte, dał radę odwrócić w pełni jego uwagę od potencjalnych obaw, a w zamian zalać ciało samą pozytywną energią
____No wiem, Artie wiem! Nie dajesz mi spokoju z tym — westchnął przy dramatycznym wywrocie oczu. Niższy naprawdę przy każdej okazji wypominał mu, jakie ma korzyści z pracy w kinie i nic z nimi nie robi. Gdyby mógł, to by mu wszystkie oddał. No, może nie licząc darmowego jedzenia, akurat z tego bardzo lubił korzystać, mimo tego, że wprowadzało spory brak balansu w jego i tak chaotycznej diecie.
____I jest, serio. Jak jesteśmy na tej samej zmianie, to przynajmniej nie jest tak nudno i sztywno — teraz, kiedy oboje poznali się z innej strony, możliwe, że nawet lepiej będzie im się wspólnie pracować. Na pewno będzie czuł się o wiele bardziej komfortowo przy niej, niż innym towarzystwie - jak grupa pływaków, i z głębszym zrozumieniem siebie nawzajem. Może powinien spędzać z nią więcej czasu, niż tylko, jak siedzieli razem na barze i potencjalnie na wspólnych przerwach. Przynajmniej nie zawracałby ciągle biednemu Arthur’owi głowy, który w przeciwieństwie do niego, miał innych, dobrych znajomych,
z którymi mógł spędzać czas.
____A nie wiem, odkąd wszyscy patrzą na Ciebie jak jeden — wzruszył nonszalancko ramieniem z nieustannym figlarnym uśmiechem błądzącym na jego ustach, aby zaraz z przerysowanym dramatem złapać się za serce, a raczej za dłoń Sullivan’a, która tam leżała — Jak śmiesz! Czujesz, jak serce mi się rozpada w piersi?! — westchnął przejęty, zachowując się jakby nogi same się pod nim ugięły. Był gotowy brnąć dalej ze swoją niesamowitą grą aktorską, ale do ich uszu dopłynął bardzo dobrze znany dźwięk Elliot’owi. Jego podekscytowanie dorównywało, jak nawet nie przewyższało tego Arthur’owego i kiedy tylko wylądowali na parkiecie, wczuł się w pełni w wyznaczoną sobie samemu rolę, wywijając chłopakiem w te i wewte, śpiewając i kwestie Sandy i Danny’ego. Ignorował niektóre potknięcia z ich strony, uśmiechając się tylko szerzej i jeszcze chętniej kręcąc Arthur’em, to przysuwając do siebie, to zatrzymując przed sobą i skacząc szczęśliwie dookoła w rytm utworu, a na końcu trzymał blisko siebie, płynnie kierując jego ruchy. .
____Ja też Artie. Naprawdę — westchnął z zadowoleniem, bo sama myśl możliwości spędzania tak czasu, bez strachu, że ktoś będzie wytykać ich palcami albo zrobi im krzywdę, wypełniał go takim spokojem i szczęściem, którego nie umiał opisać. Nawet kiedy łapali oddech po skończonym utworze, jego uniesienie wciąż było na wysokim poziomie, większość czasu zapatrzony w Arthur'a, na moment łapiąc spojrzenie z Mark’iem gdzieś w tłumie gości i przesyłając sobie aprobujące spojrzenie. Najwidoczniej znaleźli tę niesamowicie cienką nić porozumienia, w miejscu, w którym kompletnie się nie spodziewał — Artie, jak śmiałeś… powinienem o tym wiedzieć od samego początku — jego żartobliwe słowa i tak zapewne zniknęły pod warstwą głośnej muzyki i nim byłaby w ogóle okazja na odpowiedź, po raz kolejny tego wieczoru stworzył niesamowite wspomnienia. Arthur zadowolony, na środku parkietu, wczuwający się w pełni w rolę Elton John’a.
____Ten nie musiał mu dwa razy powtarzać, jedyne co opóźniło jego dołączenie, to chwycenie Nigel’a za nadgarstek, kiedy pchał się przez ciała na wyznaczonym parkiecie do tańca. Elliot upewniał się, że najgłośniej krzyczy i kibicuje poprzez refren utworu, szczęśliwy przyglądając się Sullivan’owi, który sprawiał wrażenie kogoś, kto zupełnie się nie przejmował, bawiący sie najlepiej od zawsze. Przyjemny ścisk na sercu tylko się wzmacniał, a młody Crowley nieustannie robił na niego maślane oczy, tonąc w tych wszystkich pozytywnych emocjach od nowa, wcześniej ignorując wpadające do oczu włosy, których już nie trzymał zaschnięty żel, ale teraz prędko je zgarnął, byleby widzieć chłopaka w pełni
____To ty powinieneś iść do musicalu — zaśmiał się na wspomnienie tego upokarzającego, acz wesołego maratonu filmowego. Ale jego słowa były szczere, bo Arthur płynnie go wciągnął w swój performance, niczym rasowy aktor czy muzyk. Spędzili na parkiecie na tyle dużo czasu, żeby pływak wypocił jakąś ilość alkoholu i nieco wytrzeźwiał, co mu kompletnie nie odpowiadało. Dawno nie pił i przy okazji potrzebował tego relaksu, żeby samemu nie zepsuć sobie wieczoru. Niechętnie więc zszedł z parkietu, zabierając ze sobą Arthur’a, kiedy ten nie wyraził sprzeciwu. Zlizywał już krzywą kreskę soli, kiedy ktoś ich zawołał, bardziej Arthur’a, ale w uszach Elliot’a było to równoznaczne z ich dwójką, szczególnie tego wieczorach. W pośpiechu wychylił kieliszek nim ruszyli z miejsca. Nigdy nie zamierzał zrezygnować z możliwości darmowego zioła, więc nic dziwnego, że chętnie skierował się na niewielki balkon, od którego było czuć z kilometra. Dopiero w połowie drogi się zatrzymał, obracając się do ciągnącego za sobą Sullivan’a — Nie musimy oczywiście. Ale obiecuję, że się Tobą zajmę jak będzie trzeba — zacisnął lekko splecione ze swoimi palce przy zapewnieniu go, bo nie znał historii chłopaka z ziołem, a sam był świadkiem paru osób, przeżywających to wręcz okropnie. Wina mogła leżeć ze strony wielu faktorów, ale brak wsparcia od kogoś na pewno w niczym nie pomagał.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {01/10/22, 11:23 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Arthur wywijał na parkiecie z zacięciem i entuzjazmem rzadko kiedy u niego widzianej. Należał raczej do typu imprezowiczów spod znaku „podpieraczy ściany”, niż do tych, którzy naprawdę kochali imprezy, ale bywały wyjątki. Kiedy był w wyjątkowo socjalnym nastroju, albo... Kiedy z głośników puszczano jego ulubioną muzykę, tak jak teraz. Fakt, że był w przestrzeni, którą klasyfikował jako „bezpieczną”, gdzie nic złego nie miało się stać jeśli ściągnie na siebie za dużo uwagi, definitywnie się również do tego przyczyniał.
No i był też... sposób, w który Elliot na niego patrzył – takim miękkim spojrzeniem, jakby Arthur był czymś specjalnym i wartym uwagi i robiło mu się w środku jakoś tak ciepło i przyjemnie i trochę był tym zażenowany, ale tequila pomagała mu się tym jakoś szczególnie mocno nie przejmować
-Tylko jeśli to musical złożony tylko i wyłącznie z piosenek Elton’a John’a to pewnie –Arthur może nie miał najlepszego wyczucia rytmu, czy głosu, ale nie oto w tym wszystkim chodziło, zełaszcza nie w takim środowisku jak dzisiaj... Chodziło tylko i wyłącznie o dobrą zabawę. I entuzjazm. I tego ostatniego nie można było mu odmówić, zwłaszcza jeśli szło o jego ulubionego  ulubionego muzyka zza oceanu. Ech... Co by Arthur oddał, żeby zobaczyć Elton’a na żywo... Nerkę i pół wątroby jak nic. Nigdy nie miał okazji, nawet jak był w Europie i teraz to było jedno z jego wielkich, niespełnionych marzeń. Nie wydawało się jednka, żeby miał szansę – ominęły go tegoroczne koncerty, przez uczelnie i sytuację z ojcem, więc bóg wie, kiedy Elton znowu postawi stopę w Nowym Świecie.
Po I’m still standing, zmęczony Arthur chętnie podążył za Elliot’em w stronę barku, nawet jeśli powoli zaczynał się martwić – miał dziwne wrażenie, że Crowley nie potrafi się dobrze bawić bez DUŻEJ ilości alkoholu, bo za każdym razem jak go widział na imprezie chłopak był naprawdę wstawiony. Na tyle dużej, żeby Arthur zaczął się nieco martwić... Ale to nie była rozmowa na teraz. Potrzebował większej ilości dowodów przed konfrontacją.
-Artie!- jego uszu dobiegł znajomy głos z balkonu, gdzie zebrało się towarzystwo palaczy. Pablo, Edwin, Arielle i paru innych.
Arthur podreptał za Elliot’em na zewnątrz, gdzie pochylone nad niewielkim balkonowym stolikiem głowy były zajęte  skręcaniem jointów.
-Zdajecie sobie sprawę z tego, że to nielegalne?-Arthur podniósł brew do góry, przejeżdżając spojrzeniem od Elliot’a do Pablo, który wyciągał w kierunku Sullivan’a świeżo przygotowane skręty. Arthur i Pablo Alvarez nie byli na tyle blisko, żeby można ich było określić mianem przyjaciół, ale definitywnie byli lepszymi znajomymi. Pablo był jednym z współpracowników Mark’a i stosunkowo często gościł w mieszkaniu pary, także Sullivan nie raz na niego wpadł, ale nie wiedział o Alvarez’ie za dużo – poza tym, że ten zaopatrza w zioło większość imprez Mark’a, przez co Arthur podejrzał, że ten ma gdzieś jakąś hodowlę na boku...
-No nie bądź taki sztywny Panie Prawo... Jeszcze nie jesteś częścią wymiaru sprawiedliwości, nie spinaj się tak –zaśmiał się Pablo, klepiąc Arthur’a po ramieniu, a znajomi dołączyli dosyć głośnym i nieskoordynowanym chichotem (Arthur był na dziewięćdziesiąt procent pewien, że palili od samego początku imprezy).
To nie było... aż tak zabawne.
-Proszę oszczędź nam szczegółów tego „zajęcia się” naszym Arti’em... –wtrąciła się Arielle, zwracając się prosto do Elliot’a. – Dzieci słuchają –[/i][/b]zaraz teatralnie zasłoniła Edwin’owi uszy.
-Hej!-oburzył się Arthur, mimo alkoholu jakoś łapiąc aluzję i czerwieniejąc niczym dojrzały pomidor.
-Nie hejuj mi tu... Facet był do ciebie przylepiony jak rzep cały wieczór-wtrącił Pablo, patrząc na nich znacząco.  No co za banda... Arthur nie spędzał z nimi czasu nie bez powodu. Prawdziwe wredne małpy...
Zwłaszcza, że nawet nie rozumiał, dlaczego jest aż tak zakłopotany. To nie tak, że on i Elliot nie robili wcześniej rzeczy, prawda? Właśnie. Także nie powinno to wywoływać takiej reakcji, ale... Cóż.
-Ech... Możemy zapalić, ale tylko i wyłącznie jeśli drogi Pablo i spółka skończą z innuendami –[/color]odpuścił w końcu, odwracając się w kierunku Crowley’a. Zgodził się, bo to... Elliot go prosił. A Arthur niczego tak naprawdę nie potrafił mu odmówić, nie w tej konkretnej chwili. Zreszta Arthur’owi zdarzało sie zajarać od czasu do czasu – nie był jakoś szczególmnie sztywny w tym zakresie, po prostu nie robił tego często, nawet jeśli w czasie swojej wycieczki do Europy spędził trochę czasu z irlandzkimi hipisami. Ech... Debbie miała rację, Elliot dfinitywnie miał na niego zły wpływ. -A ty dasz Nigel’owi kluczyki do przechowania. Nie ma mowy, żebyś wsiadał po tym do samochodu po takiej ilości alkoholu i marysi –zakomenderował twardym, nie przyjmując „nie” jako odpowiedzi.
-Ktoś tu jest pod pantoflem...-bąknął Edwin, jakże złośliwie..
-Ty zaraz będziesz pod pantoflem jak powiesz jeszcze słowo...-burknął Arthur, podnosząc jedną brew do góry.
-Odpuść Eddie, nie ma co denerwować naszej chichuahy –zaśmiał się Alvarez, czochrając włosy młodszego chłopaka, a odbierający od niego jointa Arthur’a posłał mu zaiste mordercze spojrzenie.
-Ty to chcesz zginąć co? Wiesz zepchnięcie z balkonu łatwo sprzedać jako wypadek, zwłaszcza przy takiej ilości promili –westchnął od niechcenia odpalając skręta swoją ulubioną zapalniczkę.
Jedno trzeba było wiedzieć o Arthurze po ziele. Znosił je całkiem dobrze, ale również... Całkowicie się rozluźniał, nieco dziecinniał i ogólnie stawał się najpozytywniejszą, najnaiwniejszą istotką na świecie. Tak jakby... Jego mózg się całkiem wyłączał.
Ale od tego momentu dzieliła ich jeszcze chwila – póki co Arthur leniwie zaciągał się dymem, opierając się bokiem o Elliot’a i wyglądając z balkonu na miasto.[/i]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {02/10/22, 04:36 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Informacja o tym zagorzałym zamiłowaniu wobec Elton’a została zapisana w mózgu Crowley’a, z przybitą pieczątką “zainteresowania Arthur’a”. Chciał wiedzieć jak najwięcej i nie zamierzał pozwolić sobie na zapomnienie tak kluczowego faktu, jak ulubiony artysta Sullivan’a. Sam znał głównie I’m still standing, kiedy stało się radiowym hitem, ale tyle starczyło, żeby zrozumieć na czym polegała fascynacja nad mężczyzną. No i Arthur wyglądał na takiego szczęśliwego, że Elliot musiałby być naprawdę głupi, aby tego nie zauważyć i wziąć pod uwagę.
____Nie znał nikogo ze zgromadzonego na balkonie grona, co oczywiście - niesamowicie szokujące. Ale dzięki promilom obecnym w jego organizmie w ogóle się tym nie przejmował. Zazwyczaj nie miał problemu z nowymi ludźmi, szczególnie na imprezach, ale to było obce grono, w którym jak już miał reputację, to na pewno nie była kolorowa. A alkohol na imprezach był mu potrzebny do kojenia swoich nerwów i rozluźnienia. Dzięki niemu z luźnym uśmiechem znalazł się wraz z Arthur’em na balkonie, rozbawiony słuchając wymiany zdań między niższym chłopakiem a resztą towarzystwa, nawet kiedy były rzucane w ich stronę dwuznaczne aluzje
____Artie ty sprośniaku! — klepnął go delikatnie w ramię z chichotem godnym głównej roli w komedii romantycznej dla nastolatek, całkowicie ignorując fakt, że wszystkie komentarze były spowodowane jego zachowaniem. Ale rumieniec sam się o to prosił! Chwilami zawstydzenie florecisty było bardzo proste i sprawiało Elliot’owi wiele przyjemności, dopóki ten pierwszy był świadom, że nie jest to mówione z nienawiścią. A jak chodziło o jego nieustanną przylepność to nie zamierzał przestać. Tego wieczoru byli wspólnym pakietem i zamierzał przy tym zostać, szczególnie jak ktoś zainteresowany wpatrywał się w Arthur’a. Oczywiście w pełni rozumiał, nie zamierzał bronić póki było to niegroźne, ale też planował dosadnie przekazać, że to on jest tutaj z Sullivan’em, chętnie machając tym im przed nosami.
____Akurat kierowcą jestem bardzo odpowiedzialnym — kłamstwo, szczególnie patrząc, jak wywoził pobitego Arthur’a z przerażającą ilością alkoholu w krwi, czy też jak przyjechał do Debbie’s nieziemsko zjarany — No ale okej, niech Ci będzie — szybko się poddał z uśmiechem na ustach, ignorując komentarz Edwin’a. Może i chłopak miał racje, może Elliot zrobiłby wszystko, o co Arthur go poprosi czy nawet nakaże. Ale nie zamierzał się do tego na głos przyznać, a na pewno nie przy tym towarzystwie, które uwielbiało dogryzać przy każdej okazji. Nie był tylko pewien, czy sam Nigel będzie taki zadowolony na myśl potencjalnego przenocowania ich dwójki, a dokładniej Elliot’a. Jak już to czeka ich nocny spacer…
____Odebrał wyciągniętego w jego stronę skręta i odczekał, aż Sullivan odpali swojego, bo po grzebaniu w kieszeniach przypomniał sobie, że nie ma na sobie swoich spodni, a w tamtych i tak nie było zapalniczki. Prawdopodobnie zostawił w samochodzie lub kurtce. Więc kiedy niższy skończył, przejął zippo i zaciągnął się przyjemnym dymem i smakiem zioła, mrużąc delikatnie oczy, kiedy rozchodził się po jego ciele. Tak jak do alkoholu, tak i do zioła miał sporą odporność, wyrobioną w latach licealnych i studenckich. Ale wiedział jak kończyło się mieszanie, jego przyzwyczajenie gdzieś uciekało i jeden joint na niego samego w zupełności wystarczał, żeby Crowley czuł się jakby nic nie ważył a wszystko płynęło wolniej i było o wiele zabawniejsze. Przynajmniej zostawał przy niektórych swoich zmysłach, a nie odlatywał w inną czasoprzestrzeń
____Mam nadzieję, że Ciebie nie denerwuje tym… przylepstwem — mruknął, przecząc słownej niepewności założeniem ręki na ramiona stojącego obok Sullivan’a. Byli na tyle oddaleni na balkonie, żeby mieć coś na wzór prywatności — Myślisz, że jak już zostaniesz prawnikiem, to w razie co będziesz mi kryć tyłek? — zagaił żartobliwie, biorąc kolejnego bucha i przetrzymując go chwilę w płucach. Trochę ambitnie o nich myślał, w końcu Arthur mógł zauważyć, że Elliot nie jest godny jego uwagi i znaleźć kogoś innego, kogoś lepszego. Ale marzyć zawsze mógł i bardzo zabawne wydawało mu się myślenie o tym, jakby coś przeskrobał i Sullivan albo by go ochronił, albo dałby najcięższy możliwy wyrok, tak o.
____Słodki jesteś Artie, wiesz? Serio jesteś jak taka mała chihuahua — stwierdził, kiedy wykończył już pozostałości zioła i odwrócił się nieco, żeby móc lepiej patrzeć na studenta — Gdybym mógł to też nosiłbym Ciebie w torebce — dodał zaczepnie, ale za chwilę zostawił czułego całusa na czole Arthur’a jako rekompensata. Jeszcze trochę tak stali na balkonie, aż nie zaczęło się robić zimno - skąpa bluzka zdecydowanie nie pomagała — Wracamy do środka? — wymamrotał, przytulając do siebie chłopaka, czując jeszcze mniej pohamowania, jak marihuana w pełni dołączyła do systemu pływaka.
____Czas do północy minął im podobnie, jak poprzednio, z Elliot’em ochoczo sięgającym do wyznaczonego barku, na parkiecie, tańcząc na ile pozwoliła im siła i wymieniając się buziakami, którym towarzyszyły uśmiechy i wesołym śmiechem. Dopiero przy prędko mijających minutach do nowego roku, wszyscy objęli ten sam cel - odliczanie do wspomnianej północy. Podekscytowany Crowley wpatrywał się najpierw zegar, ale przy ostatnich sekundach odwrócił się w pełni w stronę Sullivan’a, przenosząc dłonie z pasa na jego twarz. Równo z wybiciem zerowej, przysunął go do siebie i pocałował, wypełniony emocjami, które chciał przekazać przy każdym delikatnym ruchu ust, przesunięciu kciukiem po policzku i nieznacznym przygryzieniu wargi
____Wesołego Nowego Roku, Artie — westchnął cicho po odsunięciu się, z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, aby wrócić do zasypywania go pocałunkami przed ponownym, niechętnym zaprzestaniu czułych pieszczot — Kocham Cię — wypaplał bez pomyślunku, popchnięty emocjami, sytuacją i substancjami w swoim ciele. Nie zmieniało to faktu, że mówił szczerze. Kochał Arthur’a. Jeśli jego zauroczony wzrok wbity prosto w oczy niższego o tym nie świadczył, to szybkie bicie serca, blady rumieniec i gotowość do pocałowania go, aż zabraknie im tchu musiało wystarczyć.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {03/10/22, 09:09 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Sullivan oparł się o balustradę, leniwie unosząc skręta do ust. Spod przymrużonych, ciężkich powiek, zerkał na stojącego obok Elliot’a. Było dość zimno, ale bliskość Elliot’a sama w sobie była wystarczająco rozgrzewająca – Arthur tylko przysunął się bliżej, tak blisko jak się dało.
-Myślisz, że bym ci nie powiedział, gdybyś mnie denerwował?-spojrzał w górę, w oczy chłopaka, powoli zaciągając się dymem. Definitywnie preferował zapach tego papierosowego... Chociaż jakby się nad tym zastanowić, oba były podłe. W każdym razie, Arthur definitywnie nie należał do najsubtelniejszych tudzież tych wstrzymujących się od wyrażania swojej opinii ludzi. Gdyby cokolwiek mu się nie podobadało... Elliot by o tym usłyszał.
-Hmmmm –przez chwilę, wyraźnie myślał, unosząc rękę i łapiąc miękkie, aksamitne włosy Crowley’a między palce, zaraz rozpoczynając, w zamyśleniu, zabawę kosmykiem włosów Elliot’a. –Zależy co... Palenie zioła pewnie bym przepuścił, ale całą resztę, łącznie z prowadzeniem po pijaku musiałbym zgłosić –zdecydował się w końcu. W końcu jako prokuratorowomi płacono by mu za upewnianie się, że prawo będzie przestrzegane, ale... Chyba byłby gotowy przymknąć oko na małe wykruczenia. Nie tylko  w przypadku Crowley’a (chociaż w jeog przypadku, pewnie byłby do tego mocniej popchnięty), ale ogólnie. Posiadanie czy wypalenie paczki marychy, a prowadzenie na haju były dwiema bardzo różnymi rzeczami. To pierwsze  raczej nikomu nie zagrażało. To drugie... Sprawiało, że inni byli w niebezpieczeństwie.
-Tak szczerze, to najzwyczajniej w świecie bym wolał uniknąc takiego dylematu –nie chciał być postawiony w sytuacji, w której musiałby wybierać między Elliot’em, a tym co właściwe. Naprwdę, wszystko, tylko nie to...-Po prostu nie zostawaj kryminalistą, co Ellie? Wiesz, jak mówią, że kobiety często kończą z facetami, którzy są zupełnie tacy jak ich ojcowie? Naprawdę wolałbym czegoś takiego uniknąć–wymamrotał cicho. Wprawdzie od jazdy po pijaku do zarządzania gangiem było daleko, ale nigdy nie wiadomo... Już wystarczająco nieprzyjemnie mu było z tym, kim jest ojciec, zwłaszcza teraz, kiedy odzyskali dostęp do jego pieniędzy i Arthur czuł się tak okropnie na myśl o ich wydawaniu, nawet jeśli mógł to zrobić. No bo... To wszystko było zarobione nielegalnie.
--Ale jak coś nakręcisz, powiedz mi za wczasu! To może cię wykręcę. Jakoś. Robotami publicznymi –wymamrotał, przytulając się do chłopaka. Ech... Elliot powoli stawał się słabością Arthur’a. Wyjątkowo dużą słabością. Na tyle dużą, że Sullivan nie mógł stwierdzić czy rzeczywiście powiedział prawdę i czy postawiony przed faktem dokonanym, rzeczywiście by Crowley’owi nie odpuścił.
Chociaż... Zaraz musiał przemyśleć te słowa, bo Elliot, szuja przebrzydła, zaczął go wyzywać od małych, denerwujących piesków. I nawet przez to, że po marysze był spokojniejszy i raczej łagodny, to nie mógł powstrzymać oburzenia.
-Ja ci dam chihuahę! Nazwij mnie jeszcze raz chihuahą,  a... A... Rzucę cię Debbie na pożarcie –nadął policzki, wyraźnie naburmoszony. Żaden całus w głowę nie miał go przebłagać, co to to nie! To była również bardzo poważna groźba, okej! Nawet jeśli Crowley chyba zaczynał odrobinę mniej się jej bać to pani Cole wciąż była siłą, z która należy się liczyć.
Wrócili do środka! Arthur czuł się tak dziwnie lekko – wszystko lekko rozmazywało mu się przed oczami i wirowało i jakoś tak nieco ciężko byłomu utrzymać się na nogach, więc większość ich tanecznych wyczynów spędził wczepiony w Elliot’a, wesoło paplając o wszystkim i o niczym – głównie przekazując plotki związane z ludźmi, którzy krązyli wokół nich, jakieś dziwne historyczne ciekawostki i tym podobne. Nie za bardzo panował nad tym co opuszcza jego usta i pewnie nie do końca było go słychać, ale jakoś szczególnie się to dla niego nie liczyło, nie kiedy tak bujał się w ramionach Elliot’a nie do końca w takt muzyki.
Nie był nawet pewien, kiedy cały ten czas przeleciał, kiedy, zupełnie niespodziewanie... Rozpoczęło się odliczanie do Nowego Roku, a potem...
Wybiła północ.
Nim Arthur zorientował się co się właściwie dzieje (jego rejestracja czegokolwiek dookoła była w tej chwili raczje powolna),  poczuł na ustach te Elliot’a. Odruchowo zacisnął  na ramieniu chłopaka, lekko rozchylając wargi pod naporem tych Crowley’a.
Elliot Crowley całował go o północy w Nowy Rok. Gdybyś zapytał go w poprzedni Nowy Rok czy oczekiwałby czegoś takiego... W życiu by nie uwierzył, gdybyście mu powiedzieli, że w taki, a nie inny sposób spędzi tegorocznego Sylwestra. Był naprawdę szczęśliwy. Mimo tego wszystkiego co działo sie przez ostatnie kilka miesięcy, w tej konkretnej chwili, z Elliot’em tak blisko jak tylko sie dało, wydawało się, że wszystko jest dokładnie tak jak powinno być, nawet jeśli była to tylko iluzja, a szczęście samo w sobie potencjalnie ulotne.
W tej konkretnej chwili, w jego głowie nie było miejsca na takie myśli – w tej chwili liczył się tylko Elliot...
-Ja ciebie też. Kocham cię Ellie –wymamrotał cicho, zanim doszło do niego znaczenie słów chłopaka. W tym momencie, po tych wszystkich kolejkach, które wypili (na początku Arthur starał się dotrzymać Elliot’owi tempa, a że definitywnie nie miał jego wytrzymałości, to z czasem przystował – następnego dnia miał to wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze i uświadomić sobie ile właściwie Crowley wypił) i przy trzymającym się go marychowym haju, była to najnaturalniejsza odpowiedź na świecie. Bo w końcu to właśnie czuł, chociaż przez ostatnie parę tygodni nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać, umniejszając własnym uczuciom i szukając wymówek...
Dopiero po długiej, długiej chwili całowania Elliot’a, dotarło do niego co właśnie się stało. Co Elliot pwoiedział. I że to miało... Naprawdę duże znaczenie, biorąc pod uwagę, że cztery miesiące temu Crowley n „nie jest takim cwelem jak Arthur”.
-Ellie... –odsunął się nieco od chłopaka, patrząc na niego takimi wielkimi niczym spodki, wypłoszonymi oczami. Naprawdę żałował, że w tej chwili nie ma nad sobą większej kontroli. Że nie potrafi tego wszystkiego w pełni pojąć. Że obaj są zbyt pijani, żeby te słowa miały prawdziwe znaczenie. Żeby był w stanie wydukać z siebie więcej niż głupie...
-Naprawdę?-które opuściło jego usta, kiedy desperacko wręcz zaciskał palce na dłoni chłopaka.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {04/10/22, 09:30 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Cóż, racja. Arthur na pewno dałby znać, w jakikolwiek sposób, ale zapewne najchętniej słownie, że Elliot działa mu na nerwy. Nie do końca był w końcu znany z owijania w bawełnę i pobłażliwości. Nie miał żadnego argumentu co do swoich wątpliwości, więc jedynie leniwie wzruszył ramionami, rysując niesymetryczne szlaczki na tym Sullivan’a. Temat i tak im szybko uciekł gdzieś w dal, kiedy przyszła pora na debatę co do zachowania Elliot’a w przyszłości i jego potencjalnej styczności z prawem, ale pod wpływem zioła i tak zdążył nieco odpłynąć, kiedy niższy bawił się bezcelowo jego włosami. Odetchnął zadowolony, najpierw całkowicie puszczając koło uszu fakt, że gdyby to Arthur decydował o jego występach, to już dawno miałby kolorowy rejestr karny. Dopiero za chwilę przestał się napajać tym gestem i pomyślał o tym, co usłyszał
____Byłbym naczelnym kryminalistą Stasand w takim tempie — było to spore przedramatyzowanie, pływak - mimo sprawionych pozorów - rzadko kiedy wsiadał za kierownicę pod wpływem substancji, a przynajmniej nie w takim stanie, do jakiego się nieraz dopuścił. Prędzej za to mógłby zostać srogo ukarany - nieletnie picie, którego sobie nie szczędził. Zaraz jednak miał ochotę cofnąć swoje słowa, bo nagłe wspomnienie ojca Arthur’a dodało im pioruńsko ponury wydźwięk — Wiem, że czasami nie do końca się tak wydaje, ale nie spieszno mi za kratki — parsknął łagodnie i automatycznie owinął swoje ręce w pasie studenta, kiedy ten go przytulił, dalej rozwijając się na ten temat, co skutecznie oczarowało Crowley’a. Okej, spędzali ze sobą dużo czasu i florecista stawał po jego stronie, ale wciąż nie spodziewał się, że ten podjąłby się potencjalnego zaryzykowania swojej (jeszcze nieistniejącej przypomnijmy) kariery, byleby jakoś oczyścić jego nazwisko — Będziesz wiedział pierwszy, Artie — zapewnił go i splótł swoje palce ze sobą.
____Artie no weź, od razu Debbie? — chciał brzmieć na zupełnie nieprzejętego, ale wiedział, że ta możliwość była jak najbardziej rzeczywista i ta drabinka, po której powoli i niestabilnie się wspinał, rozpadłaby się od razu i wysłała go w najgłębsze czeluście piekła Cole. Ale jak miał się gniewać, kiedy nieco zjarany Sullivan denerwował się bez wyczuwalnej kąśliwości, mimo starań. Ciężko mu było wziąć go w pełni na poważnie, kiedy ten potykał się o niektóre słowa i myślał nad docinkom dłużej, niż przeciętnie mu to zajmowało. I sam Arthur chyba nie planował grozić mu dłużej, jak już wrócili do środka i wszystko poszło w niepamięć przy dźwiękach muzyki i tych charakterystycznych dla imprez.
____Elliot chyba nigdy nie przeżył lepszego Nowego Roku. Nie. Na pewno nigdy nie świętował lepiej. Z Arthur’em zaraz obok, w pełni odwzajemniającego pocałunek i bez oporu zezwalając mu na jego pogłębienie. Jeszcze trzymał go, tak jakby od tego zależało jego życie. Crowley był w niebie, więcej mu nie było potrzeba. Tak przynajmniej myślał, dopóki Sullivan mu nie odpowiedział, nieco wyciszonym tonem, ale to wystarczyło, żeby wzburzyć motyle w brzuchu pływaka, o których nawet wcześniej nie był świadomy. Westchnął rozanielony przed ponownym przysunięciem go do siebie i pocałowaniu ze zdwojoną pasją
____Hm? — nagłe odsunięcie się sprawiło, że Elliot przez krótki moment podążał za jego ustami, aby zatrzymać się, jak usłyszał swoje imię z lekkim niepokojem. Przyglądał się uważnie jego twarzy, starając się coś wyczytać, ale było to niemiłosiernie trudne, kiedy ciężko było mu się skupić na jednym miejscu, muzyka też mu nie pomagała, choć ta teoretycznie nie miała żadnego związku ze wzrokiem. Spanikował, że zrobił coś nie tak, może jakoś go uraził, znał siebie - możliwości było od groma. Więc kiedy ‘naprawdę’ padło z ust Arthur’a, wręcz mu ulżyło i również mocno zacisnął swoje palce, patrząc chłopakowi głęboko w oczy — Tak. Naprawdę, Artie — zapewnił go, choć wiedział, że te słowa teraz mogły znaczyć tyle, co prawie nic. Oboje byli w takim stanie zadurzenia, że mogli mówić, co ślina im przynosiła na język. I choć Elliot naprawdę tak się czuł, to wiedział, że na trzeźwo miałby zbyt wiele obaw, aby tak pewnie wyznać swoje uczucia, bez strachu, że ten go odrzuci, czy on sam wystraszy się w połowie z myślą, że za szybko. Za wcześnie na to. Ale teraz tego wszystkiego nie było. Teraz był jedynie świadom tego, że tak szczerze i całym sercem kochał, ubóstwiał Sullivan’a, nieważnie od sytuacji. Ale nie testował swojego szczęścia i mimo cisnącej się niepoliczalnej ilości ’kocham cię’ do wypowiedzenia, wstrzymał się, przekazując to jedynie rozkochanym wzrokiem i troskliwym dotykiem, jak kciukiem krążył po wierzchu dłoni niższego. Tak cholernie mu na nim zależało…
____
____Nie był pewien, która była godzina, jak pierwsi ludzie zaczęli się powoli wysypywać z mieszkania. Sami niedługo później się zbierali, oczywiście najpierw Elliot nalegał, że pomoże przynajmniej trochę ogarnąć, nawet jak miało to być samo posprzątanie rozrzuconych kubków. Chciał pokazać, że nie jest totalnym chujem, a przy okazji Nigel miał przechować jego kluczyki. Wolał, żeby nic się z nimi nie stało w tym czasie. I dopiero wtedy poprawnie się pożegnali, znalazł jeszcze Charlotte, bez której uścisku nie mogliby wyjść, Elliot zabrał zostawione w pokoju ubrania ich dwójki, po czym wyślizgnęli się ze wciąż trwającej imprezy
____Rodzice są gdzieś tam w Chicago, więc… jeśli chcesz, to możemy iść do mnie — zaproponował niewinnie, otulając się kurtką, bo jego top robił niewiele, żeby dodać jakiegoś ciepła. Nie przebrał się, Simmons powiedział, że może je zwrócić przy odbiorze samochodu, a Crowley naprawdę nie pałał chęciami do rozbierania się w cudzym pokoju, w którym najjaśniej nie było i potencjalnego upadku, bo jego krok na pewno nie należał do najrówniejszych. Twierdził, że i tak mogło być gorzej - jaskółkę by zrobił, na sto procent.
____Arthur nie stawiał oporów, dlatego kiedy tylko zarzucił swoją rękę na jego ramiona, zaciągnął powoli ulicami do siebie, tym razem tak się nie gubiąc, ale zatrzymując parę razy, kiedy prawie stracił pełen balans, by móc zaśmiać się z samego siebie. Nieraz musiał też powstrzymywać chęć złapania Sullivan’a za materiał kurtki i przyciągnięcia do siebie i nieznośnie romantycznie pocałować, bez troski o otaczający ich chłód
____Patrz, poznaliśmy się w zeszłym roku! — palnął, on sam wyraźnie rozbawiony swoim noworocznym żartem i delikatnie przycisnął do swojego boku. Przynajmniej tego dnia w roku nie wyglądali podejrzanie, gdzie mnóstwo młodzieży i tych starszych chodziło pod ramię, czy to z czułości, czy obaw, że ktoś zaraz się wywróci — Może nie najlepiej, chujowo nawet - moja wina, wiem - ale cieszę się, że Ciebie mam Artie. Bo byłem strasznym dupkiem, a i tak nieraz mi pomogłeś — paplał nieustannie, wpatrując się to w niebo, to we florecistę, to w rozległą drogę — A całujesz jeszcze lepiej, najlepiej ze wszystkich — parsknął rozbawiony własnymi słowami, w których nie było za grama kłamstwa. Z nikim tak dobrze mu się nie całowało, jak z Sullivan’em, a doświadczeniem zdecydowanie mógł się pochwalić, o ile było warto czym — Więc mam nadzieję, że dostanę w domu buziaka. Czy buziaki — z nieskoordynowanym uśmiechem mruknął półżartem, wręcz wciskając go w swój bok, żeby mu nawet nie pomyślał o ucieczce.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {05/10/22, 10:49 pm}

leave me alone - Page 7 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Arthur spędził resztę nocy nie do końca rejestrując to, co się działo dookoła, po części przez alkohol, po części dlatego, że jego biedny, pijany mózg za bardzo skupiony był na Elliot’cie i na tym, że „Elliot go kocha”. Spędzał co prawda czas z innymi gośćmi, grając jakieś w jakieś gry, czy leniwie plotkując, ale tak naprawdę skupiał się głównie na Crowley’u przy swoim boku i jego jakże wstrząsających słowach. Patetyczne, naprawdę, ale nie mógł nic poradzić na to, że jego ogłupiony móżdżek zdecydował się, że jest to w tej chwili najważniejsza rzecz na świecie.
Nic dziwnego, że nie protestował, kiedy po tym jak wymknęli się z imprezy, Elliot zaproponował, żeby poszli do niego. W swoim przylepnym, zmęczonym stanie, najpewniej byłby oburzony, gdyby Elliot kazał mu wracać do domu (bez siebie). Opatulił się tylko płaszczem, walcząc przez dłuższą chwilą z szalikiem, który nie chciał się odpowiednio ułożyć (złośliwa bestia!), przyczepił do ramienia Crowley’a, starając się schować nos pod materiałem szala (bo było zimno jak nie wiem! Nawet śnieg zaczął pruszyć, co sprawiało, że miasteczko wyglądało naprawdę magicznie).
-To tylkoooo... tylko pół rooooku –wymamrotał cicho, przeciągając głoski w charakterystyczny sposób. Nie miał takiej dużej wprawy w piciu i raczej słabą głowę i dlatego szedł teraz raczej chwiejnie, co jakiś czas mało bezpiecznie się zataczając. Tyle dobrze, że ramie pływaka na ramionach jakoś go stabilizywało, bo inaczej dawno temu by wylądował na zmrożonej ziemi. –Bardzo długie pół roku –dodał, przygryzając wargę. Tyle się wydarzyło... Głównie złych rzeczy, ale też parę dobrych.
Arthur zamieszkał z Debbie i Rose. To była jedna dobra rzecz! I miał Elliot’a przez ostatni miesiąc! To też dobra rzecz! Co prawda było to niewiele w porównaniu z tymi niedobrymi rzeczami, ale troszkę to wyrównywało ogólny rozrachunek.
-Ale jesteś moją drugą dobrą rzeczą w tym pół roku! –pewnie przez długi czas było między nimi źle, wręcz paskudnie, ale i tak... Arthur zdecydował się dać mu drugą szansę i nie powinien się skupiać na tym złym. Zwłaszcza nie teraz.
-Pomogłem ci, przynajmniej na początku, bo jestem cholernym mięczakiem, Ellie –i nawet jak był na Crowley’a wkurzony, to miał do niego słabość. Tak czy siak. I momentami, naprawdę tej słabości w sobie nie znosił, nawet teraz. Powodowała, że tak łatwo było go zranić, że gdyby coś poszło nie tak, pewnie wróciłby do swojego depresyjnego dołka, z którego ledwo co został wyciągnięty.
-Czyli lubisz mnie tylko dlatego, że dobrze całuję?-[spojrzał na Elliot’a spode łba, podnosząc jedną brew do góry. Przykomarzał się, to było oczywiste, ale jednocześnie, miał szczerą nadzieję, że było coś wiecej! I tak chciał wyciągnąć z Crowley’a komplementy! Skoro już byli przy tym temacie, równie dobrze pływak mógł wyjaśnić co takiego kocha w Arthurze, prawda? WŁAŚNIE.
Wtedy Arthur rozważy jakieś pocałunki, jak już dojdą do jego mieszkania. Okej. Tak czy siak by je rozważył, ale to SZCZEGÓŁY! I Elliot absolutnie nie musiał o tym wiedzieć.
-Jeśli spadnie wystarczająco dużo śniegu MUSIMY rano zbudować bałwana! –oznajmił, zadzierając głowę w górę. Płatki śniegu osiadały mu na twarzy, zaraz topniejąc, ale sama myśl o takiej prostej, zimowej zabawie, naprawdę go ekscytowała. –I wypić kakałko do śniadania! Nie ma budowania bałwana bez kakałka! Masz w domu kakałko? –paplał szczęśliwy, zmieniając temat co jakieś trzy sekundy – jego mózg nie nadążał za językiem, który paplał co mu ślina na język przyniosła.
Całe szczęście Elliot i Nigel nie mieszkali jakoś szczególnie daleko od siebie (bo Arthur’owi odmarzłby nosek! I uszka! Jak Pączkowi w 101 Dalmatyńczykach... Arthur miał głęboką znajomość filmów Disney’a, okej?), dlatego po około pół godzinnym, chwiejnym spacerze, dotarli do miejsca.
A kiedy zamknęły się za nimi drzwi domu Crowley’a, a kurtki wylądowały na wieszakach, Elliot długo nie musiał czekać na swoje zamówione pocałunki. Arthur od razu do niego przyległ, stając na palcach i oplatając jego szyję ramionami. Pocałował Crowley’a głęboko, namiętnie, jakby próbując udowodnić, że rzeczywiście jest w tym lepszy niż wszystkie poprzednie dziewczyny Elliot’a. Nie żeby miał cokolwiek, komukolwiek do udowodnienia, skądże z nowu. Po prostu nawet po całym tym wieczorze, którzy spędzili razem... Elliot’a nigdy nie było mu za dużo.
-Dziękuję, że poszedłeś ze mną na tą imprezę Ellie –wymamrotał, kiedy w końcu zabrakłlo im oddechu i oderwali się od siebie. Crowley pewnie był zaproszony na dziesiątkę innych, a zdecydował się spędzić swój Sylwester z Arthur’em. –Naprawdę dobrze się bawiłem –pogładził pływaka po policzku. Tak jakoś delikatnie i czule, uśmiechając się do niego swoim najszczerszym, najmiększym uśmiechiem.
To był najlepszy Nowy Rok jaki mógłby sobie wyobrazić...
-Idziemy spać?-zapytał szpetem, chociaż nie było powodu, żeby szeptać. Rodziców Elliot’a nie było w domu (na szczęście), nie musieli  się martwić, że ich obudzą, albo coś (cóż, gdyby pan Crowley był w domu, w ogóle by się nawet tu nie pojawili), ale Arthur, jeśli miał być szczery był dosyć zmęczony, ale gdyby Elliot to wolał, siedziałby z nim do białego rana.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 7 Empty Re: leave me alone {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach