NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arthur’owi troszkę przykro się zrobiło, kiedy usłyszał, że takie wieczory filmowe nie są tradycją w domu Crowley’ów. Czy go to dziwiło? Nie. Czy chciał, żeby takie „randki” z panią Crowley miały miejsce częściej? Chyba tak. Naprawdę lubił spędzać czas z Elliot’em i... Jego mamą też. Nie było to wymuszone – nawet jeśli był zdenerwowany i trochę zestresowany, to nie było to całkiem nieprzyjemne uczucie. Pani Crowley miała świetny gust filmowy i... naprawdę dobrze się z nią rozmawiało.
-Och, nie wątpię, że miała pani z Elliot’em pełne ręce roboty –zaśmiał się cicho, zerkając na naburmuszonego pływaka z takim ciepłem w oczach. Tak, wciąż był na niego zły... ale mimo wszystko, to był Elliot i no... jak go sobie wyobraził jako małego brzdąca, to mu się jakoś tak cieplutko na sercu robiło. –Założę się, że był bardziej wymagający niż praca na dwa etaty! –nie przerywał sobie w dogryzaniu chłopakowi.
-Powiem pani tylko tak... –zdecydował się, że opcją dyplomatyczną będzie nie wspominanie o jego osobistych uczuciach wobec pana Crowley’a, bo jakby nie patrzeć... ten wciąż był jej mężem. – Mój ojciec sam był dosyć... em... staroświecki. I bóg jeden wie, że mylił się jeśli idzie o wiele, wiele rzeczy... Ale dopiero ostatnio się o tym przekonałem –westchnął cichutko. Dawniej ojciec był dla niego takim dużym autorytetem... Jak się zastanowić to chyba był pierwszy raz kiedy z kimś o tym rozmawiał. Nie był pewien dlaczego... Ale w pani Crowley było coś takiego, co sprawiało, że jakoś tak łatwo było mu się otworzyć. –Ale rozumiem. Naprawdę rozumiem... Po prostu wydawało się, że jest to coś co pani lubi, dlatego zacząłem temat –powiedział łagodnie, z przyjemnym uśmiechem. Odpuścił. Nie zamierzał naciskać, ani się kłócić. To nie był sprint. To był maraton. Nie zamierzał do niczego jej przekonywać... Chciał po prostu, żeby pomyślała o rzeczach, które lubi. Które mogłaby mieć, gdyby pan Crowley jej nie ograniczał...
-Nie wiem dużo o kwiatach-wyjaśnił. A tym bardziej o ich aranżacji. Nie była to nigdy umiejętność, którą kttkolwiek uważał za tą potrzebną chłopcom. I kiedy tak o tym myślał... Nagle go olśniło!
-Wie pani co... Właśnie mi się przypomniało, że Debbie i Rose mówiły coś o tym, że chciałby zrobić wiązanki na święta i na rodzinne groby z kwiatów w szklarni. Ale no... Żadne z nas nie jest ekspertem w tym zakresie... Może by wpadła pani jakoś w tym tygodniu, albo w weekend i pokazała nam to i owo? Ellie też mógłby przyjść... -to brzmiało jak całkiem niezły pomysł w jego opinii!
-Co ty na to, Ellie? Nie myślisz, że byłoby miło nauczyć się czegoś o aranżacji kwiatowej od twojej mamy? –odwrócił się do chłopaka na moment zapominając o tym, że był na niego zły. To brzmiało naprawdę dobrze... Pewnie według co poniektórych, układanie bukietów mogło nie być bardzo „męskim” zajęciem, ale Arthur’a w ogóle to nie obchodziło. Zwłaszcza, że widział jak smutna pani Crowley się wydawała, mówiąc, że ona i Elliot nie mają czasu na spędzanie czasu razem... Przypomniał mu się ten też raz, kiedy pływak wyraźnie zainsynuował, że lepsze relacje z jego matką są czymś stosunkowo świeżym. To by była kolejna szansa, żeby ta dwójka mogła razezm spędzić więcej czasu. Żeby Elliot mógł poznać swoją mamę nieco lepiej... I ona jego. W bezpiecznym otoczeniu, gdzie nie musieliby się ciągle oglądać w obawie, że ten mężczyzna wróci do domu.
-Mój najmłodszy brat, Oisin ma pięć lat... Jakoś nie widzę, żeby miała pójść do jakiejkolwiek pracy, zanim nie wyśle go na studia –westchnął cichutko, drapiąc się po brodzie. Cóż... Prędzej czy później nadejdzie również czas i na tą rozmowę. W tym wypadku... Raczej później.
-Przyszedłem w wypastowanych butach, bo to TWOJA mama Elliot. Chcę, żeby mnie lubiła. I żeby myślała, że jestem kimś... z kim warto się zadawać. Godnym... Godnym przyjacielem. Zwłaszcza, że twój ojciec mnie nienawidzi i prędzej czy później jej coś o mnie nagada –zacisnął wargi w wąską linię.
Do „jesteś bardzo przystojny Artie” przeprosiny Elliot’a szły dobrze i właściwie był gotowy łaskawie mu wybaczyć ale...
-Ale jestem sobą! –cały się nastroszył. –W bluzie, czy swetrze, z ułożonymi włosami czy nie! To co mam na sobie nie ma najmniejszego znaczenia! I nawet jeśli zazwyczaj stawiam na wygodę... Czasami też chcę wyglądać... dobrze. Inaczej. I kiedy się z tego śmiejesz...–wymamrotał.
-Wiem, że nie powinienem się tym przejmować, ale kiedy... To TY się ze mnie śmiejesz, kiedy... Kiedy się postarałem, to naprawdę... Naprawdę nie jest przyjemne, ani zabawne –
-Poza tym przez całe liceum byłem w szkolnym chórze! Mam całkiem niezły baryton, dzięki ci bardzo... –przygryzł wargę. –Okej. Wystarczająco dobry, żeby reszta mnie zagłuszała... Ale babcia była taka dumna, mówię ci –uśmiechnął się lekko. Ugh. Elliot znowu go rozproszył. I ten jego wzrok zbitego psiaka, działał cuda na zmiękczenie serca Arthur’a...
Ech. Nie był w stanie dłużej się na niego gniewać, nie kiedy ten tak na niego patrzył i starał się przeprosić (chociaż była to raczej nieumiejętna próba).
Westchnął głośno, po czym z wyraźnie przesadzonym ociąganiem się, wsunął się ostrożnie pomiędzy wyciągnięte ramiona chłopaka i ostrożnie się do niego przytulił, opierając policzek na jego ramieniu.
-Ten jeden raz ci wybaczę –wymamrotał. –Masz szczęście, że cię lubię, Crowley –dodał cichutko. Wiedział, że nie powinien przeciągać tego uścisku, wiedział, że pani Crowley zaraz wróci z łazienki i że nie powinni dawać jej więcej powodów do podejrzeń... Już i tak nie byli wystarczająco dyskretni. Ale z drugiej strony tak było naprawdę przyjemnie. Pomagało mu się to uspokoić, zrelaksować i zapomnieć o zdenerwowaniu, dlatego...
Pozwolił sobie na jeszcze chwileczkę. Tylko chwileczkę.[/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Nawet sobie nie wyobrażasz Arthur! Nie potrafił usiedzieć w miejscu, nigdy się tyle nie ruszałam — kobieta zaśmiała się dźwięcznie, wspominając okres, kiedy Elliot nie miał jeszcze dziesięciu lat i był dosłownie wszędzie. Najczęściej w ogródku, ale nie ograniczał się tylko do tego, nieraz zwiedzał zakamarki domu, za co dostawał dosadną reprymendę od ojca — Raz, jak miał sześć lat, to utknął na płocie, bo stwierdził, że zostanie wspinaczem — pokręciła głową z cichym śmiechem. Musiał to być obraz ciężki do zapomnienia, kiedy Elliot siedział na drewnianym płocie, zasmarkany i zapłakany, bo nie miał pojęcia, jak zejść.____Odwzajemniła delikatnie uśmiech, jakby z ulgą, że temat został zakończony. Doceniała to, nawet bardzo, i rozmowa wzbudziła w niej zakopane zamiłowanie do pracy, ale była zbyt niepewna, aby faktycznie postawić jakieś pewniejsze kroki w stronę powrotu do kwiaciarni. Już zatapiała się w zmartwieniach, obawiając się, że sam pomysł zasadzony w jej głowie może przysporzyć problemów, kiedy Arthur wystąpił z propozycją kolejnego, wspólnego spędzenia czasu
____ — Jeśli to nie kłopot, to bardzo chętnie przyjdziemy. Prawda, Ellie? — również spojrzała z nadzieją na swojego syna, dalej udającego brak zainteresowania rozmową.
____ — Kiedy wraca? — cała trójka bardzo dobrze wiedziała, kogo ma na myśli, chłód w wypowiedzi był tylko i wyłącznie dodatkowym potwierdzeniem. Oczywiście, że chętnie by poszedł wraz z mamą, ale jeśli stary Crowley miał być już na miejscu, to wolał nie ryzykować, że oberwie się też jego mamie za taką pierdołę. Wolał wtedy zostać, nawet sam, bo wtedy na pewno nie odbiłoby się to na jego rodzicielce. Nie miałby jak jej połączyć z Arthur’em, wystarczy, że powiedziałaby, że szła do Debbie i tyle.
____ — Chyba w następną sobotę, jeśli dobrze pamiętam — zastanowiła się chwilę, nim odpowiedziała, aby na pewno nie zrobić złudnej nadziei — Możemy przyjść nawet w środku tygodnia, kiedy będziesz mieć wolne lub wcześniejszą zmianę — zauważyła od razu, najpierw spotykając się z ciszą ze strony Elliot’a, który dalej mocno zastanawiał się nad zaryzykowaniem, mimo świadomości, że ojca nie będzie przed tydzień.
____ — W razie co po prostu pójdziesz sama — stwierdził finalnie, odpychając swoją chęć pójścia na dalszy plan. Bezpieczeństwo jednak było dla niego najważniejsze, nie zamierzał wystawiać jej na gniew Dylan’a, bo on chciał zobaczyć Arthur’a i splatać z nim kwiatki. Byłoby to nieodpowiedzialne i wyjątkowo samolubne, więc musiał podchodzić do tego na trzeźwy umysł.
____Nie zamierzał wspominać, że rozmowa o Sullivan’ie już miała miejsce w domu, było to zbędne i bez sensu rozdrapałoby rany, może wzbudziło niepewność w studencie co do intencji i szczerości jego mamy, która naprawdę cieszyła się z jego obecności. W końcu nie dawała mu spokoju od wtorku, planując, co mogą obejrzeć, co zrobić do jedzenia i przygotować jak najbardziej domowo pokój gościnny. Choć, zdaniem Elliot’a, nieważne co tam zrobi, i tak będzie bić chłodem, bo nikt po prostu tam nie przebywa
____ — Wiem Arthur, wiem! — zaśmiał się, obronnie łapiąc chłopaka za ramiona, żeby nieco załagodzić kolejną falę oburzenia, wywołaną nieudanym doborem słów z jego strony. Za chwilę jednak szybko jego mina ocieplała, zrobiło mu się nawet głupio, bo nie do końca pomyślał, jak Sullivan może czuć się z jego zaczepnymi komentarzami — Artie… — powiedział łagodnie, kiedy ten wyrzucił z siebie wszystko, co tam siedziało — Nie o to mi chodziło, naprawdę — wyjaśnił, zaraz dorzucając do tego szczere ‘przepraszam’, bo tłumaczenie się niewiele tutaj zdziała i miało po prostu słaby wydźwięk. Arthur nie potrzebował wyjaśnień, a szczerości.
____ — Umiem sobie to wyobrazić, barytonie — zaśmiał się lekko, po czym z rozbawionym spojrzeniem oczekiwał, aż Sullivan w końcu ugnie się pod słodkimi oczami, celowo przedłużając ten proces. I w końcu z rozgrzanym sercem mógł spleść palce za plecami Arthur’a, opierając się nieco o burzę włosów. Uśmiechnął się szerzej na wymamrotane w jego klatkę słowa — Mam szczęście, to prawda — mruknął prawie bezgłośnie, przytulając go lekko bardziej do siebie i przymykając oczy, bo było mu wyjątkowo przyjemnie z Sullivan’em zaraz obok siebie.
____ — Już jestem. Ah, Ellie, zająłeś mi miejsce! — przez moment miał wrażenie, że wszystkie organy zaprzestały swojej pracy. Z dłońmi dalej splecionymi otworzył oczy, patrząc tępo w okno przed sobą, dopiero po chwili odsuwając od siebie chłopaka delikatnym chwytem za ramiona.
____ — No, już już Arthur nic się nie stało! — poklepał go po kumplowsku po ramieniu — Się biedny wzruszyłem na filmie, wiesz, jak to jest mamo — przetarł nieistniejące przy oczach łzy i usiadł sztywno na kanapie, wyłapując tylko wątpliwe spojrzenie kobiety i podejrzliwe mruknięcie w odpowiedzi przed zajęciem miejsca na fotelu.
____Reszta seansu była spędzona w dość… specyficznej atmosferze. Elliot siedząc obok Arthur’a miał ochotę przynajmniej zarzucić rękę na oparcie, ale to byłoby wystarczająco podejrzane w oczach Wendy, nie zamierzał więc nawet próbować, chociaż kobieta była bardziej zaangażowana filmem, zagajaniem raz na jakiś czas Sullivan’a i wysyłania swojego syna do kuchni po kawę, kiedy nagle miała ochotę, oczywiście proponując też filiżankę Arthur’owi
____ — Mamy sporo jeszcze filmów do przebrnięcia, ale… — zatrzymała się na chwilę, patrząc na swojego syna trzymającego kawę i niepewnie stojącego przy kanapie — Stwierdziłam, że skoro tak się dla nas męczysz, to możemy zrobić przerwę na inny film — podniosła się i zaczęła grzebać w szufladzie, po chwili dzierżąc dumnie kasetę ‘Grease’ w dłoni — Pod jednym warunkiem - dobrze wiesz jakim — prawie upuścił naczynia, kiedy kobieta tak bezczelnie zamierzała go szantażować dla chwili przyjemności! Chciał się sprzeciwiać, naprawdę, ale nie był pewien, czy wytrzyma kolejny film z rzędu słuchać, jak Wendy wraz z Arthur’em rozpływają się na widok Ford’a. Dlatego też myślał dobre dwie minuty, nim w końcu się odezwał. Ośmieszy się? Możliwe, nawet bardzo. Ale był gotowy na takie poświęcenie.
____ — Okej, niech będzie — zgodził się w końcu z bojowym spojrzeniem wymierzonym w kobietę, która dumna wpakowała kasetę do odtwarzacza.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Elliot najwytaźniej nie podzielał entuzjazmu Artur’a. Z tego tytułu Sullivan trochę oklapł... Rozumiał jego wątpliwości i martwienie się o ojca, ale...
-W razie czego, to pani Crowley teraz przyjdzie sama, ale kiedy indziej ty też się pojawisz, kiedy ten... emm Pan Crowley znowu wyjedzie... Nie byłoby tak samo bez ciebie, Ellie!-tak powrót do hobby pani Crowley był ważny, ale to, żeby dać jej szansę na spędzenie czasu z synem, było w oczach Arthur’a... Ważniejsze. Jeśli musiał grać w tej grze rolę „swatki”... Cóż, jeśli to miało trochę pomóc w odbudowie tej relacji, czego wyraźnie oboje chcieli. Jeśli pojawienie się Arthur’a miało zmotywować tą dwójkę do spędzenia czasu razem... Cóż, zamierzał się pojawiać tak często, jak tylko będzie miał szansę dyskretnie się wślizgnąć do środka. -Jeśli myślisz, że się wykręcisz, bo to „za mało męskie” dla ciebie albo coś w tym stylu, to... pomyśl jeszcze raz –zażartował, żeby rozluźnić sytuację.
Temat pana Crowley’a był wyraźnie nieprzyjemny dla nich wszystkich – a dla Elliot’a i jego mamy, na pewno nawet bardziej, bo oni musieli z nim mieszkać. Arthur’owi serce się ściskało – chciał ich stamtąd zabrać. Już. Teraz. Zaraz. Wiedział, że nie było to możliwe, ale... Chyba niczego innego tak bardzo nie chciał w tej chwili.
Oczywiście „chwilka” potrwała na tyle długo, że pani Crowley wróciła z łazienki... Biedny, przerażony Arthur zamarł w bezruchu, tylko podejrzanie się czerwieniąc i niezręcznie odchrząkając, nie będąc w stanie spojrzeć gospodyni prosto w oczy. Naprawdę za bardzo lubił Elliot’a. Tracił przy nim resztki zdrowego rozsądku.
-O tak... To była bardzo wzruszająca scena –wymamrotał niemrawo, kiwając głową, chociaż jeśli miał być szczery, to nie był pewien, co się dzieje na ekranie.
Reszta seansu była nieco... niezręczna. Elliot z Arthur’em siedzieli na kanapie – co prawda obok siebie, ale jednocześnie wydawać by się mogło, że była między nimi jakaś taka niezamykalna przepaść – instynkt podpowiadał, żeby przysunąć się bliżej, oprzeć o ramię pływaka i w takiej pozycji oglądać film, ale jak wiadomo... W tej sytuacji nie można było posłuchać instynktu, a raczej logiki. A logika podpowiadała, żeby Arthur skulił się w swoim rogu kanapy popijając herbatkę i będąc boleśnie świadomym bliskości Elliot’a. Bliskości, której w tej chwili nie mógł mieć.
-Och... To świetny pomysł pani Crowley! Ellie wygląda jakby zaraz miał uciec, jeśli miałby spędzić następne pół godziny z Ford’em –zaśmiał cicho. Tak było sprawiedliwie, czyż nie? Pływak cały wieczór oglądał z nimi to co oni chcieli, więc dla odmiany mogli obejrzeć coś co on lubił...
Arthur jednak nie oczekiwał, że nie będzie oglądał tylko ‘Grease’, ale również numer taneczny w wykonaniu Elliot’a Crowley’a. Wyjątkowo dobrze oddający ten musicalowy. Sullivan nie dowierzał i przyglądał mu się z takim niekrytym zdziwieniem, ale również... Podziwem.
Dobre pięć minut po tym jak ten skończył, Arthur wciąż siedział w ciszy, nie dowierzając temu, co przed chwilą zobaczył, w całkowitym szoku.
-Jesteś pełen niespodzianek, Ellie –wymamrotał w końcu, kiedy słowa do niego wrócily
Po Grease, przyszła kolej na obejrzenie kolejnych produkcji z Harrison’em Fordem. Obejrzeli kolejne dwa filmy, a potem, Arthur bardzo grzecznie się żegnał, chcąc iść do domu...
Ale nie było mu to dane. Pani Crowley oznajmiła, że jest już za późno i że powinien zostać na noc w pokoju gościnnym. Kiedy zaczął wykręcać się, że nie ma w czym – od razu zaoferowano mu, że Elliot coś mu pożyczy... No i głupio mu się było kłócić, więc... Oczywiście się zgodził.
[...]
Nie był pewien jak długo przewracał się bezskutecznie z boku na bok. Miał na sobie koszulkę i spodnie od dresu pożyczone od Elliot’a, które zabawnie z niego zwisały (cholerny, wysoki Crowley), a jego własne ubrania leżały złożone w elegancką kostkę na fotelu. Łóżko było mięciuttkie i wyjątkowo wygodne, pokój wysprzątany na błysk i elegancko urządzony, ale...
Nie mógł spać. Próbował i próbował, ale nie mógł zasnąć i był coraz bardziej zfrustrowany... Tym bardziej, że dobrze zdawał sobie sprawę z faktu, że Crowley był tuż za ścianą. A Arthur już zdążył przyzwyczaiić się do faktu, że najlepiej mu się śpi w ramionach pływaka. Gdby mógł przytuli się do niego tylko na chwilę... Na pewno łatwiej byłoby mu zasnąć!
Z taką myśli w głowie, wykręcił się ze swojego kołdrowego kokonu i wysunął się z łóżka, wzdrygnąwszy się lekko na dotyk zimnej podłogi pod swoimi nagimi stopami. Na palcach przemknął do drzwi i ostrożnie, żeby nie daj boże nie zaskrzypiały, je otworzył, rozglądając się po korytarzu, żeby upewnić się, że pani Crowley gdzieś się po nim nie kręci. Nie był pewien, dlaczego by miała, ale właśnie czuł się tak jakby popełniał jakieś przestępstwo...
Ku jego zaskoczeniu jednak, na korytarzu nie było pani Crowley, a zamiast tego... Jej syn.
-Ellie? Co ty tu robisz? –wyszeptał z zaskoczeniem, mrugając gwałtownie, żeby upewnić się, że Elliot naprawdę tam jest. Kiedy ten nie okazał się jakąś senną marą, Arthur niepewnie podszedł do wyższego chłopaka, zastanawiając się co ten na miłość boską robi na korytarzu w środku nocy. Chyba...
Nie! Nie mógł robić tego samego co Arthur, prawda?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Wsparcie od Arthur’a teoretycznie wbiło kolejny gwóźdź do jego trumny, gdzie ten nawet nie wiedział, na co tak naprawdę się zgadza. Crowley był przekonany, że gdyby był świadom, to raczej podjąłby inną decyzję, ale na to już było za późno, kiedy Wendy Crowley wsadziła kasetę i na ekranie pojawiły się pierwsze sceny ulubionego filmu pływaka.____Dobra znajomość filmu pomogła mu w potrzebnym, mentalnym przygotowaniu. Okej, nieraz to robił, był pewien również tego, że umie idealnie oddać scenę, ale nie planował tak wcześnie - o ile w ogóle! - błaźnić się przed Sullivan’em, dla którego byłby to idealny materiał na blackmail. Nie zrobiłby mu tego raczej, ale wciąż, szczególnie tego dnia miał idealny powód, żeby odgryzać się bardzo celnie, za nieodpowiednie komentarze Crowley’a
____ — Well, this car is automatic- — cały stres, jaki wcześniej mu towarzyszył, wyparował przy pierwszych słowach utworu i nagłym zerwaniu się na nogi, lekko strasząc przy tym swoją mamę. Mimika, jak i gestykulacja od razu upodobniły się do tych Travolty, jakby to była dla niego już pamięć mięśniowa. Co chwilę znajdował się w innym miejscu salonu, to za fotelem, to za kanapą śpiewając bezpośrednio do Arthur’a ze wpasowanym do sceny uśmiechem, ku rozbawieniu własnej matki. Jakakolwiek pusta powierzchnia nie mogła się przed nim ukryć, dając możliwość oddania ruchów wykonywanych na samochodzie i pozwalając Crowley’owi na pełne odpłynięcie aktorskie i taneczne, które trenował, śmiałby rzec, całe swoje życie. I tak sam siebie zaskoczył, jak dobrze mu szło, ponieważ nie umiał sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz oglądał film.
____Po skończeniu swojego żywego przedstawienia, zaskakująco lekko zdyszany, zajął znowu miejsce obok Sullivan’a, wcześniej jeszcze dramatycznie kłaniając się, kiedy spotkały go oklaski i rozbawiony uśmiech od jego własnej mamy. Sam nie umiał powstrzymać lekkiego uśmiechu, przypominając sobie swoje niewyjaśnialne zamiłowanie do musicalu. Durnego musicalu, nie mógł wybrać nic innego? Najwidoczniej nie i mimo kiczowatości tego, nie zmieniłby nic. Bo prawie nic na świecie nie sprawia mu tyle banalnego szczęścia, jak oglądanie ‘Grease’
____ — Hm? — był wciąż wybity z rytmu, najpierw słowa Arthur’a w ogóle do niego nie dotarły, jakby z opóźnieniem. Dlatego też zabrakło mu chwilowo języka w buzi — Oh um- dzięki..? — kończąc na wymamrotanych podziękowaniach i usilnym próbowaniu powstrzymania wstydu, który już się do niego skradał.
____Z satysfakcją przyglądał się, jak jego mama skutecznie zbywała próby wyjścia Sullivan’a, znajdując na wszystko słuszny argument. Nie pozostawiało to Arthur’owi niczego innego, jak zgodzenia się na nocowanie u nich, gdzie Elliot znalazł w pokoju trochę mniejsze (choć wciąż za duże na studenta) dresy i jedną z licznych białych koszulek. Wskazał gdzie jest łazienka na korytarzu - ten w końcu miał styczność tylko z tą w jego pokoju - i w dość niezręczny sposób się pożegnali, Elliot znikając u siebie, a Sullivan gdzieś w przyciemnionym korytarzu.
____I kiedy już się umył i przebrał, to leżał w łóżku na plecach, w ciemnym pokoju. Patrzył w jeden punkt na suficie, wiedząc, że to niewiele zdziała w próbie zaśnięcia, ale już myjąc zęby, stwierdził, że będzie to wyjątkowo trudne, kiedy wiedział, że pokój obok jest Arthur i równie dobrze mogliby leżeć razem. Nie chciał, zakładał, że Sullivan też, wzbudzać podejrzeń, dlatego bez narzekań skończył w pokoju gościnnym, a Crowley w swoim. Nie spodziewał się jednak, że sama myśl będzie na tyle nękająca i powstrzyma go przed przerywanym snem
____ — Szlag mnie zaraz trafi — wymamrotał agresywnie sam do siebie i przejechał żwawo dłońmi po twarzy, po czym podniósł się z łóżka i sięgnął po koszulkę, żeby nie paradować w samych bokserkach po korytarzu. Wolałby oszczędzić nocnego wpadnięcia na swoją mamę, paradując prawie nago. To, co planował, było wyjątkowo głupie - co chciał zrobić? Wejść tam, wcisnąć się obok śpiącego Arthur’a, i co dalej? Wyszedłby na strasznego dziwaka. Jeszcze lepiej by było, gdyby Sullivan się obudził i go wyrzucił, takiego upokorzenia by nie przeżył. Mimo to otworzył już drzwi i stał w korytarzu, którego oświetlała tylko lampka z jego pokoju. Nie miał nawet okazji wejść w głąb, kiedy usłyszał dobrze znany głos, który równo zatrzymał go w stawianych krokach — Ja? Idę… nieważne, co ty tutaj robisz? — odbił pytanie jak piłeczkę, mrużąc oczy, aby lepiej przyjrzeć się dopiero układającymi się w jedność liniom, co Sullivan mu ułatwił zwyczajnym podejściem. Zajrzał jeszcze za niego, męcząc polik od środka i nim ten zdążył jakoś zaprotestować, złapał za przedramię i zaciągnął ze sobą do pokoju, gdzie zawstydzony skrzyżował ręce na piersi, siadając w pełni na jednej stronie łóżka — Nie mogłem zasnąć, okej… — wymamrotał wręcz niesłyszalnie, zaciskając palce na koszulce — Nie stój tak, tylko chodź tutaj no — wskazał głową na wolne miejsce obok siebie — Wstaniemy na tyle wcześnie, żebyś mógł wrócić do gościnnego — dodał jeszcze, jeśli ten stresował się przyłapaniem przez mamę Crowley. Nie pakowała się do pokoju bez pytania, ale jakby zobaczyła pusty gościnny, to mogłaby prędko dotrzeć to takiej, a nie innej konkluzji.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jak Arthur miał niby wytłumaczyć swoją obecność na korytarzu, żeby nie było to dziwne? Nieco się zaczerwieił, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem, spuszczając wzrok na ziemię, zanim się na tym nie złapał i nie odchrząknął.
-Idę.. Idę po wodę –wymamrotał mało przekonującym tonem. Boże to chyba było najgorsze, najmniej przekonujące kłamstwo, jakie kiedykolwiek z siebie wykrztusił... Nim jednak zdążył wymyślić coś lepszego, Elliot pociągnął go za sobą do pokoju i Arthur... Arthur skłamałby, mówiąc, że miał z tego tytułu narzekać. Zaskoczony, po prostu podążył za chłopakiem, zaskoczony stając koło łóżka.
Słysząc jego kolejne słowa, tylko uśmiechnął się lekko. Zrobiło mu się jakoś lżej na sercu – to chyba znaczyło, że Elliot był po drodze.. Do niego czyż nie? I ta myśl jakoś tak niesamowicie poprawiało mu humor. Bo Elliot... Też chciał być w jego towarzystwie i...
Arthur wesoło wgramolił się do łóżka, siadając obok chłopaka i zmuszając go, żeby ten się położyl, a potem moszcząc się wygodnie obok niego, naciągając na nich kołdrę. Było ciasno, jako że było to jednoosobowe łóżko, więc ułożył się na boku, głowę opierając o tors chłopaka i blisko do niego przylegając.
-Wiesz, że możesz po prostu powiedzieć, że chciałeś ze mną spać, Ellie –rzucił z błyskiem rozbawienia w oku, nie mogąc powstrzymać małego uśmieszku pchającego mu się na usta. –Nic w tym wstydliwego, wiesz? Ja też śpię lepiej z tobą –przyznał się cichutko, lekko zażenowany. Ale... Taka była prawda.
Nie był pewien dlaczego, ale przy Elliot’ie czuł się lepiej. Spał dużo lepiej. Nie męczyły go nieprzyjemne wspomnienia i koszmary, przestawał się zamartwiać Morton’em, ojcem, przyszłością. Wszystkie problemy i niepewności odpływały i nie tylko zasypiał z dwadzieścia razy szybciej, ale wysypiał się z czterdzieści razy lepiej.
-Mam tylko nadzieję, że twoja mama nas nie przyuważy... Daliśmy jej i tak wystarczająco dużo powodów do podejrzeń. Nie jesteśmy najlepsi jeśli o całą tą „dyskretność” idzie...Ktoś się w końcu zorientuje –ale to było takie ciężkie. Arthur mógł mieć zamiłowanie do teatru, ale ciężko było mu udawać w prawdziwym życiu. Za bardzo lubił Elliot’a. Czasami zapominał o tym, że mają publikę i że w ich oczach, to co mają... Jest złe. Nienaturalne. Nie na miejscu. I że większość społeczeństwa nie będzie nigdy w stanie tego zaakceptować i już zawsze będą musieli udawać i...
-Naprawdę mnie zaskoczyłeś z tym tańcem Ellie... Mógłbyś zrobić karierę w teatrze muzycznym, wiesz?-wymamrotał w klatkę piersiową Elliot’a, lekko się uśmiechając. Wystarczyło parę minut, żeby zrobił się bardziej senny. –To było naprawdę cool... Będziemy musieli oglądać Grease częściej –jeśli Arthur miał być zupełnie szczery... Myślał, że było to naprawdę atrakcyjne! Oczywiście nie zamierzał przyznawać tego na głos. Nigdy. Ego Elliot’a nie potrzebowało więcej paliwa, ale Arthur na pewno zapamięta ten pokaz na długo i miało to być jedno z jego ulubionych wspomnień. Wspomnień, które zatrzyma ze sobą już na zawsze i które zawsze będą przynosiły uśmiech na jego usta.
Wtulił się mocniej w Elliot’a, lekko zagryzając wargę i zaciskając dłoń na jego koszulce.
-I Ellie... Ja wiem, że ty i twoja mama... Nie macie najłatwiej i że nie zawsze było między wami dobrze, ale... Wydaje się naprawdę szczęśliwa, kiedy spędzacie razem czas. I chyba jej przykro, że nie robicie tego często i... Dlatego tak nalegałem na te kwiaty –wymamrotał cichutko. Zdawał sobie sprawę z faktu, że Elliot, delikatnie mówiąc, nie jest najlepszy jeśli o czytanie ludzi idzie i dlatego zdecydował się z nim podzielić swoimi obserwacjami. -Wiem, że wtrącam nos w nie swoje sprawy, ale widzę, że jest dla ciebie ważna i... chciałem... chciałem jakoś pomóc –wymamrotał cichutko. Bardzo chciał wytłumaczyć Elliot’owi WSZYSTKO. Cały plan. Ale wiedział, że ten się nie zgodzi, że będzie temu przeciwny. Dlatego nie mógł mu wszystkiego wytłumaczyć – ale mógł mu tłumaczyć po kawałku. Bo kawałki tego planu zgadywał, że Crowley będzie wspierał.
Nie był pewien kiedy dokładnie odpłynął, ale usypiał do rytmu bicia serca Elliot’a i nie mógł spać głębiej i spokojniej.
[...]
Kiedy rano się obudził, przez chwilkę był zdezorientowany. Pod głową, zamiast poduszki miał raczej coś twardawego, ale ciepłego pod policzkiem i czuł przy sobie drugie ciało... Mimo to, nie spiął się. Nawet zaspany, otępiały mózg wiedział, że ten ktoś obok – jest bezpieczny. Ten raz kiedy obudził się koło Morton’a, kiedy ten go zmusił, żeby Arthur został u niego w domu, w ogóle nie zmrużył oka. Teraz...
Leniwie zamrugał, otwierając oczy i wpatrując się wciąż w uśpioną twarz Elliot’a. Uśmiechnął się delikatnie, podciągając się nieco do góry i w ciszy przez dłuższą chwilę przyglądając się chłopakowi, aż w końcu odważył się delikatnie pogładzić go po policzku. Nie był pewien, która była godzina, ani jak dużo czasu tak spędził, alee kiedy Elliot w końcu otworzył oczy, przywitała go szeroko uśmiechnięta twarz Sullivan’a.
-Dzień dobry –wymamrotał cichutko. Wiedział, że powinien wrocić do pokoju gościnnego, na wszelki wypadek, żeby mama Elliot’a się nie zorientowała, że doszło do nocnej migracji, ale to tu] czuł się na swoim miejscu. Przy Crowley’u, w jego pokoju, któremu tak naprawdę przyglądał się porządnie po raz pierwszy (bo poprzednim razem był zbyt zkacowany).
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jak Arthur miał niby wytłumaczyć swoją obecność na korytarzu, żeby nie było to dziwne? Nieco się zaczerwieił, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem, spuszczając wzrok na ziemię, zanim się na tym nie złapał i nie odchrząknął.
-Idę.. Idę po wodę –wymamrotał mało przekonującym tonem. Boże to chyba było najgorsze, najmniej przekonujące kłamstwo, jakie kiedykolwiek z siebie wykrztusił... Nim jednak zdążył wymyślić coś lepszego, Elliot pociągnął go za sobą do pokoju i Arthur... Arthur skłamałby, mówiąc, że miał z tego tytułu narzekać. Zaskoczony, po prostu podążył za chłopakiem, stając koło łóżka.
Słysząc jego kolejne słowa, tylko uśmiechnął się lekko. Zrobiło mu się jakoś lżej na sercu – to chyba znaczyło, że Elliot był po drodze.. Do niego czyż nie? I ta myśl jakoś tak niesamowicie poprawiało mu humor. Bo Elliot... Też chciał być w jego towarzystwie i...
Arthur wesoło wgramolił się do łóżka, siadając obok chłopaka i zmuszając go, żeby ten się położyl, a potem moszcząc się wygodnie obok niego, naciągając na nich kołdrę. Było ciasno, jako że było to jednoosobowe łóżko, więc ułożył się na boku, głowę opierając o tors chłopaka i blisko do niego przylegając.
-Wiesz, że możesz po prostu powiedzieć, że chciałeś ze mną spać, Ellie –rzucił z błyskiem rozbawienia w oku, nie mogąc powstrzymać małego uśmieszku pchającego mu się na usta. –Nic w tym wstydliwego, wiesz? Ja też śpię lepiej z tobą –przyznał się cichutko, lekko zażenowany. Ale... Taka była prawda.
Nie był pewien dlaczego, ale przy Elliot’ie czuł się lepiej. Spał dużo lepiej. Nie męczyły go nieprzyjemne wspomnienia i koszmary, przestawał się zamartwiać Morton’em, ojcem, przyszłością. Wszystkie problemy i niepewności odpływały i nie tylko zasypiał z dwadzieścia razy szybciej, ale wysypiał się z czterdzieści razy lepiej.
-Mam tylko nadzieję, że twoja mama nas nie przyuważy... Daliśmy jej i tak wystarczająco dużo powodów do podejrzeń. Nie jesteśmy najlepsi jeśli o całą tą „dyskretność” idzie...Ktoś się w końcu zorientuje –ale to było takie ciężkie. Arthur mógł mieć zamiłowanie do teatru, ale ciężko było mu udawać w prawdziwym życiu. Za bardzo lubił Elliot’a. Czasami zapominał o tym, że mają publikę i że w ich oczach, to co mają... Jest złe. Nienaturalne. Nie na miejscu. I że większość społeczeństwa nie będzie nigdy w stanie tego zaakceptować i już zawsze będą musieli udawać i...
-Naprawdę mnie zaskoczyłeś z tym tańcem Ellie... Mógłbyś zrobić karierę w teatrze muzycznym, wiesz?-wymamrotał w klatkę piersiową Elliot’a, lekko się uśmiechając. Wystarczyło parę minut, żeby zrobił się bardziej senny. –To było naprawdę cool... Będziemy musieli oglądać Grease częściej –jeśli Arthur miał być zupełnie szczery... Myślał, że było to naprawdę atrakcyjne! Oczywiście nie zamierzał przyznawać tego na głos. Nigdy. Ego Elliot’a nie potrzebowało więcej paliwa, ale Arthur na pewno zapamięta ten pokaz na długo i miało to być jedno z jego ulubionych wspomnień. Wspomnień, które zatrzyma ze sobą już na zawsze i które zawsze będą przynosiły uśmiech na jego usta.
Wtulił się mocniej w Elliot’a, lekko zagryzając wargę i zaciskając dłoń na jego koszulce.
-I Ellie... Ja wiem, że ty i twoja mama... Nie macie najłatwiej i że nie zawsze było między wami dobrze, ale... Wydaje się naprawdę szczęśliwa, kiedy spędzacie razem czas. I chyba jej przykro, że nie robicie tego często i... Dlatego tak nalegałem na te kwiaty –wymamrotał cichutko. Zdawał sobie sprawę z faktu, że Elliot, delikatnie mówiąc, nie jest najlepszy jeśli o czytanie ludzi idzie i dlatego zdecydował się z nim podzielić swoimi obserwacjami. -Wiem, że wtrącam nos w nie swoje sprawy, ale widzę, że jest dla ciebie ważna i... chciałem... chciałem jakoś pomóc –wymamrotał cichutko. Bardzo chciał wytłumaczyć Elliot’owi WSZYSTKO. Cały plan. Ale wiedział, że ten się nie zgodzi, że będzie temu przeciwny. Dlatego nie mógł mu wszystkiego wytłumaczyć – ale mógł mu tłumaczyć po kawałku. Bo kawałki tego planu zgadywał, że Crowley będzie wspierał.
Nie był pewien kiedy dokładnie odpłynął, ale usypiał do rytmu bicia serca Elliot’a i nie mógł spać głębiej i spokojniej.
[...]
Kiedy rano się obudził, przez chwilkę był zdezorientowany. Pod głową, zamiast poduszki miał raczej coś twardawego, ale ciepłego pod policzkiem i czuł przy sobie drugie ciało... Mimo to, nie spiął się. Nawet zaspany, otępiały mózg wiedział, że ten ktoś obok – jest bezpieczny. Ten raz kiedy obudził się koło Morton’a, kiedy ten go zmusił, żeby Arthur został u niego w domu, w ogóle nie zmrużył oka. Teraz...
Leniwie zamrugał, otwierając oczy i wpatrując się wciąż w uśpioną twarz Elliot’a. Uśmiechnął się delikatnie, podciągając się nieco do góry i w ciszy przez dłuższą chwilę przyglądając się chłopakowi, aż w końcu odważył się delikatnie pogładzić go po policzku. Nie był pewien, która była godzina, ani jak dużo czasu tak spędził, alee kiedy Elliot w końcu otworzył oczy, przywitała go szeroko uśmiechnięta twarz Sullivan’a.
-Dzień dobry –wymamrotał cichutko. Wiedział, że powinien wrocić do pokoju gościnnego, na wszelki wypadek, żeby mama Elliot’a się nie zorientowała, że doszło do nocnej migracji, ale to tu] czuł się na swoim miejscu. Przy Crowley’u, w jego pokoju, któremu tak naprawdę przyglądał się porządnie po raz pierwszy (bo poprzednim razem był zbyt zkacowany).
Przez chwilę milczał, tylko obserwując jak Elliot wraca do życia, ale w końcu zdecydował się odezwać. Miał zrobić to wczoraj, ale się rozproszył - a raczej pozwolił się sobie rozproszyć, byleby tylko o tym nie myśleć i może dlatego brzmiał przy tym dużo bardziej nie pewnie niż zazwyczaj.
-W ogóle to... Miałem cię wczoraj zapytać... Ale jakoś zupełnie wyleciało mi z głowy –przygryzł wargę. No i tak jakby nie było dobrego momentu i... Chodziło mu to po głowie od dłuższego czasu, ale zawsze przekonywał się, że "to nie jest dobry moment" –Co robisz w przerwę świąteczną? Znaczy... Po Nowym Roku?-całe ferie w domu Crowley’a Seniora brzmiało w uszach Arthur’a jak przepis na katastrofę, zwłaszcza, że sam Arthur... Miał coś do zrobienia po drugiej stronie kraju i nie będzie go w Stasand. Nie będzie mógł się upewnić, że wszystko jest w porządku. Że Elliot ma gdzie spać w razie czego. Że jego siniaki są posmarowane maścią i...
-Skoro twój ojciec wie... To zgaduję, że ty też wiesz -odwrócił wzrok, podnosząc się do siadu i splatając ręce na kołdrze. Nie mógł patrzeć na Elliot'a, nie kiedy temat dotyczył Sullivan'a seniora, nie kiedy samo wspomnienie ojca w kontekście więziennym czy przestępczym, powodowało, że Arthur'a zalewała fala wstydu. -Kim jest... Mój ojciec. I co zrobił. I gdzie jest... Wiesz... Ja nigdy nie wiedziałem... Całe życie byłem przekonany, że ten jest dyrektorem firmy budowlanej i dopiero kiedy go aresztowali ktokolwiek mi powiedział, że... W każdym razie...-Arthur wiedział, że plącze się w słowach. Że to co mówi nie trzyma się kupy i nie ma większego sensu, że się zacina i nie kończy zdań. Ale to był dla niego bardzo trudny temat i nie wiedział jak o tym rozmawiać. Z nikim nigdy wcześniej nie rozmawiał.
-W każdym razie -wziął głębszy oddech. -Nie rozmawiałem z nim od wakacji i myślę, że naprawdę powinienem to zrobić. I miałem pożyczyć od Debbie samochód, albo tłuc się pociągiem i jechać tam sam, ale... Co powiesz na wycieczkę krajoznawczą do więzienia federalnego w Tuscon w stanie Arizona, Ellie?-wypalił w końcu. To było świetne rozwiązanie, prawda? Nie dość, że Arthur zyskiwał wsparcie mentalne, to jeszcze sprawiał, że ten był z dala od swojego ojca... na choć trochę. Idealne rozwiązanie, czyż nie? A raczej byłoby, gdyby tylko Sullivan nie stresował się potencjalną odpowiedzią Elliot'a. Tym, że jego założenie było złe i ten jednak nie wiedział, kim był ojciec Arthur'a i że to wszystko między nimi zmieni.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Mruknął tylko nieprzekonany na, zakładał, że wymówkę, Arthur’a, co tylko bardziej go popchnęło do zaciągnięcia chłopaka ze sobą do swojego pokoju. Dopiero po fakcie pomyślał, że ten faktycznie mógł chcieć wodę, ale zawsze mogą pójść później! Albo napić się z kranu, o - osobiście, Elliot robił to bardzo często. Długo nie był trzymany w niepewności co do decyzji, bo Sullivan wręcz od razu do niego dołączył, przyklejając się równie prędko do jego boku, co rozwiało całą, wcześniejszą niepewność Crowley’a i z uśmiechem jedna z jego dłoni wylądowała w brązowych włosach, delikatnie je przeczesując i masując skórę głowy, na moment tylko zatrzymując się, kiedy student po chwili ciszy się odezwał____ — Wiem, ale… nie wiedziałem, czy ty też chcesz — odparł wyjątkowo poplątanym językiem, marszcząc z zażenowania nos. Jakoś kiedyś szło mu to wszystko lepiej, a przy Arthurze głupiał i miał wrażenie, że tracił cały ten swój ‘lowelasowy’ urok — No ale to wszystko zmienia — uśmiechnął się do siebie zaraz po wyznaniu, które po raz kolejny rozwiało jego strach co do postawy Sullivan’a w tej sytuacji. Śmieszne, nieraz już spali razem, a Elliot wciąż potrzebował głupiego zapewnienia, że chłopak faktycznie chce z nim leżeć.
____Wibracje tworzone przez głos Arthur’a lekko rozchodziły się po jego klatce, będąc czymś wyjątkowo uspokajającym. Pływak szybko skończył z przymrużonymi oczami i palcami leniwie bawiącymi się pojedynczymi kosmykami włosów leżącego obok. Nawet nie odpowiedział mu od razu, jedynie cichym pomrukiem, ale temat przywrócił go do rzeczywistości. W końcu mówili o jego mamie i czymś, czego wolałby uniknąć. Przyłapania
____ — Nie powinna tutaj wejść, ale jak będzie trzeba, to nawet Cię zaniosę rano do gościnnego — zapewnił z figlarskim uśmiechem, przyglądając się leżącemu na nim studentowi — A jak chodzi o resztę… nie wiem, nie umiem przy Tobie udawać Arthur. Nie chcę, bo boję się, że odjebie coś jak latem — skrzywił się, wzrok przenosząc na puste miejsce w pokoju. Tak, byłoby teraz w pełni fałszywe, Arthur też by o tym wiedział, ale sam fakt, że miałby publicznie nie lubić chłopaka i się z tym obnosić go bolał. A co najgorsze, pogarszało to tylko jego konflikt między zachowaniem nieprawdziwego, acz pomocnego wizerunku, a byciem i zrozumieniem siebie.
____Miał szczerą nadzieję, że Arthur o tym zapomniał, ale jak widać - nie. Pamiętał i to na tyle dobrze, żeby teraz sobie przypomnieć i zawstydzić Elliot’a, który pierwszy raz od długiego czasu się zaczerwienił, opierając wolną dłoń na twarzy. Najpierw skrzywił całą twarz, niepewny reakcji, ale kiedy już ją dostał to… zdziwił się. I to tylko zawstydziło go bardziej
____ — Musieliby wystawiać tylko Grease, do niczego innego się nie nadaję — zaśmiał się delikatnie na samą myśl, że miałby grać kogoś innego, niż wrytego w pamięć Danny’ego — Tylko jeśli ze mną zaśpiewasz — mruknął, z góry zakładając, że propozycja Sullivan’a jest niezobowiązująca. W końcu rozstrzał między musicalem a ukochanym science fiction florecisty był ogromny — I dzisiaj to i tak tylko przedsmak tego, co zwykle się dzieje — dodał cicho, nieco rozbawiony. Świeżo po zakupie kasety, Elliot potrafił prawie cały film spędzić na nogach albo niesamowicie wczuwając się w role, nawet uwalniając swoją wewnętrzną Sandy. O tym nawet jego mama nie wiedziała.
____ — Wiem, Artie… — westchnął, sunąc delikatnie palcami po karku studenta. Naprawdę doceniał próby Sullivan’a co do wzmocnienia jego relacji ze swoją matką, sam w końcu chciał, aby była ona lepsza, mocniejsza. Ale zwyczajnie się bał, w dodatku po zobaczeniu, jak została wplątana w konflikt między nim a starym Crowley’em — Wiem, naprawdę Artie. Dziękuję — powiedział wyjątkowo cicho, jakby bojąc się, że gdyby użył głośniejszego tonu, to głos mu się załamie. Nie oczekiwał w końcu tego od niego - że będzie próbował jakoś poprawić jego rodzinne relacje, że w ogóle sam będzie próbował przekonać Wendy do siebie. Nie musiał, miał pełne prawo, szczególnie po poznaniu jego ojca, do trzymania się od nich z daleka…
____Chwilę walczył ze swoją sennością, czekając, aż oddech Arthur’a się wyrówna i po delikatnym wpleceniu palców w jego włosy, sam szybko zasnął, z komfortem ciepła obok siebie, przytulając sennie Sullivan’a mocniej do siebie, jakby bał się, że ten rano wyparuje ze swojego miejsca.
____
____Spał jak zabity. Jedyny ruch z jego strony polegał na poprawieniu dłoni we włosach, czy na plecach Arthur’a i mieniu pewności, że ten dalej jest obok, uspokajając wręcz natychmiastowo Crowley’a. Mógłby tak spać, później leżeć cały dzień, ale gdzieś w głębi duszy wiedział, że nie jest to możliwe. Że powinien niedługo się obudzić i rozdzielić z dodatkowo rozgrzewającym go Sullivan’em, nim jego mama coś zauważy.
____Jednak z jakiegokolwiek trzeźwego myślenia wybił go delikatny dotyk na policzku, w który wtulił się bardziej z zadowolonym mruknięciem. Mimo lekkiego rozbudzenia chciał trwać w tym sennym, przyjemnym stanie jeszcze chwilę dłużej, dopiero po kilku, może kilkunastu - nie był pewien - minutach otworzył z trudnością oczy, ciągle nieco sklejone snem
____ — Hej — odpowiedział w końcu zaspanym głosem i z namalowanym leniwym uśmiechem na buzi, przy czym wsunął jedną z dłoni pod Arthur’a i splatając obie za jego plecami, przysunął go bliżej do siebie, twarz chowając w jego ramieniu — Hmm? — mruknął zachęcająco, żeby chłopak kontynuował, kiedy sam był bardziej zajęty kojącym wdychaniem znajomego zapachu Sullivan’a. W odpowiedzi wzruszył ramionami, bo taka też była prawda - nie wiedział. Nie miał planów - zazwyczaj pewnie imprezowałby większość przerwy, wychodząc to z drużyną, to z Simon’em, może pojechaliby do Springfield. A w tym roku? Nie miał żadnych planów — Może pracować będę — pomyślał na głos, choć nie widziało mu się spędzać całej przerwy w kinie, gdzie byłby wyjątkowo duży ruch, skoro nagle cała młodzież ma wolne.
____Nagła zmiana w mowie ciała szybko wybudziła do końca Elliot’a, który oparł się na łokciu, żeby być nieco wyżej, niż leżenie na łóżku. Był zmartwiony, ale specjalnie nic nie mówił, aby dać Arthur’owi swobodę pełnego wypowiedzenia się, bez zbędnych nieporozumień, bo pływak nie dał mu dokończyć. Przysunął się nieco, aby dać fizycznie poczucie oparcia się, kiedy ten krążył i sam nieco plątał się w swojej wypowiedzi, a sam Crowley maltretował swoją wargę przy lekkim skinięciu głową, bo wiedział. Wiedział od jakiegoś czasu, jeszcze zdążył przeprowadzić o tym rozmowę ze swoim ojcem, ale nie chciał nic mówić…
____ — No… jestem w końcu twoim szoferem, co nie? — uśmiechnął się ciepło, zgadzając się w taki sposób i przeniósł się do siadu, żeby chwycić Sullivan’a w pasie i przysunąć do siebie, prawie sadzając go sobie na kolanach — Bardzo chętnie z tobą pojadę, Artie — dodał, aby ten miał pewność co do jego decyzji i był wyjątkowo bliski zostawienia krótkiego całusa na ustach Sullivan’a.
____ — Ellie? — trzy krótkie puknięcia oznajmiły obecność jego mamy z drugiej strony. Na szczęście nie musiała ich otwierać, żeby było ją słyszeć. Co nie zmienia faktu, że pływak zamarł zaraz przed twarzą Arthur’a, niepewnie zerkając w stronę wyjścia z pokoju — Wiem, że jest niedziela, ale śniadanie trzeba zjeść! Weź Arthur’a ze sobą i chodźcie, zrobiłam naleśniki — chwila ciszy, po czym cichy stukot oznajmił o jej zejściu na dół.
____ — Kurwa… — wymamrotał, zaciskając usta jak i palce na bokach Sullivan’a, na którego znowu skierował swoje spojrzenie i zrezygnowany oparł czoło o klatkę piersiową — Naprawdę słabo nam idzie, wiesz? — westchnął bez energii, aby za chwilę zacząć się cicho śmiać z samej sytuacji. Może i nie powinno mu być do śmiechu, ale nie mógł nic poradzić - byli beznadziejni, jak o to chodzi, że aż stawało się to zabawne.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Podniósł wzrok na Elliot’a, kiedy ten powiedział, że jest jego szoferem.
-Ellie –Arthur praktycznie się rozpłynął, bo zalało go takie poczucie wszechogarniającej ulgi. -Możesz być moim szoferem w Stasand, ale to nie znaczy, że mógłbyś chcieć być międzystanowym –wymamrotał, takim tonem, jakby to było jego największym zmartiweniem, a nie to, że bał się iż Elliot nie będzie chciał się z nim więcej zadawać przez ojca. Ale Elliot nie tylko widział, ale też... Nigdy nie zmienił z tego tytułu swojego podejścia do Arthur’a. To było takie... Niemożliwe. Zbyt cudowne, żeby było możliwe
-Dziękuję-wymamrotał cicho, nie mogąc stłumić uśmiechu pchającego mu się na usta, który kontrastował z łzami ulgi, które stanęły mu w oczach. Przez chwilę, w ciszy, pozwolił sobie na na moment słabości. Nic nie mówił, po prostu ściskał ramię Elliot’a i już miał otworzyć usta, kiedy nagle do drzwi rozległo się pukanie i biedny Arthur aż podskoczył.
-Wiem –skinął zrezygnowany głową. –Powinniśmy być bardziej ostrożni –ale to było dużo cięższe niż kiedyś. Kiedy Elliot był chłodniejszy, kiedy utrzymywał dystans, kiedy się kłócili... Łatwiej było udawać, że Arthur w ogóle go nie zna, albo nie znosi. Ale teraz? Teraz chciał spędzać z nim tyle tylko czasu ile to możliwe... Czasami wręcz zapomniał, jakie podejście do nich miało społeczeństwo, bo to wszystko było takie... Takie naturalne.
Kiedy Elliot podniósł głowę, Arthur szybko, przelotnie musnął jego usta swoimi, a potem z ociąganiem, w końcu wygramolił się z łóżka, zmierzając w kierunku łazienki, żeby chociaż odrobinę się odświeżyć... Chociaż „chwila” była tu eufemizmem, bo spędził dobre pięć minut walcząc z włosami, które nie chcialy się uładzić...
-Możemy po prostu wspomnieć, że... Że mieliśmy coś rano do omówienia! –zawołał do Elliot’a. W zasadzie była to prawda. Mieli coś rano do omówienia, prawda? No i przy okazji wyjątkowo dobrze im się razem spało, ale to były detale.
W końcu się poddał, jeśli o fryzurę idzie i wyszedł z łazienki, wzdychając cicho, po czym niechętnie (bo najchętniej spędziłby resztę dnia w łóżku, z Elliot’em, rozmawiając o jakiś głupotkach), poszedł do gościennej sypialni, żeby się ubrać.
Ubrany, w końcu dołączył do Crowley’ów na dole, uśmiechając się ciepło do gospodyni i dziękujac jej za śniadanie (a Elliot’owi za kawę, którą ten dla niego przygotował).
Śniadanie minęło im w dość... niezręcznej atmosferze. Pani Crowley nic nie powiedziała (błogosławcie ją niebiosa), ale Arthur i tak czuł się bardzo nieswojo, wiedząc, że najpewniej świetnie zdawała sobie sprawę z faktu, że Sullivan nie spędził nocy w gościnnej sypialni.
Po śniadaniu, Arthur pożegnał się z panią Crowley, wyrażając nadzieję, że niedługo się zobaczą i Elliot odwiózł go do domu. I tak jak zwykle przedłużali pożegnanie, całujac się w samochodzie, najpewniej dużo dłużej niż było to odpowiednie.
[...]
Był środowy wieczór i Arthur był cały zestresowany. Ubrany w szary, nieco za luźny golf i parę jeansów, kręcił się po salonie, wykładając świeżo upieczone przez Rose ciasteczka, na talerz w salonie, co kobieta obserwowała ze swojego fotela, gdzie zawzięcie coś dziergała na drutach.
-Och przestań się tak kręcić, słońce. Ten twój pan Crowley już był tu wiele razy...-powiedziała uspakajająco. Biedak był na nogach, od kiedy wrócił z uczelni, latając po małym domku i szykując rzeczy na przyjście Crowley’ów, od sekatorów, po filiżanki w domu, ścierając kurze, mimo, że było w nim regularnie sprzątane i zazwyczaj świecił czystością.
-Ale tym razem jego mama też przychodzi–wymamrotał to takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało. Biedny był cały zdenerwowany... Nie miał często gości, z wyłączeniem Nigel’a i Elliot’a, a pani Crowley była gościem o zupełnie innym kalibrze! Dobrze, że Rose i Debbie były w domu, bo inaczej już dawno by padł ze stresu.
-A czy mama Elliot’a wie w jakim kontekście ty i jej son się spotykacie?-zapytała wyraźnie rozbawiona.
-Nie, ale to nie zmienia faktu, że chcę, żeby mnie lubiła –wymamrotał, rozkładając talerzyki na stole.
-Och, Artie… -Rose pokręciła głową, z miękkim uśmiechem na ustach. –Nie denerwuj się tak... Ja i Debbie jesteśmy w domu, wszystko jest przygotowane. Będzie dobrze –poklepała Arthur’a po ramieniu, wyraźnie starając się dodać mu otuchy i ignorując pomruki Debbie, które dobiegały z kuchni i składały zdania w stylu „i dlatego właśnie ten cały Crowley na niego nie zasługuje.. taka dobra duszyczka” i tak dalej i tak dalej. Narzekała właściwie od rana i nie zapowiadało się na to, żeby miała szybko przestać...
Arthur już miał z nią iść dystkutować (znowu), ale wtedy rozległ sie dzwonek do drzwi... Biedak aż podskoczył, ale poleciał otworzyć, nerwowo przeczesując włosy.
Zebrał się w sobie, policzył do trzech i gwałtownie otworzył drzwi, gdzie pani Crowley i Elliot czekali na przodu.
-Ellie! –szeroko się uśmiechnął, praktycznie wbrew sobie, na widok pływaka. –Pani Crowley –[skinął kobiecie głową, zapraszając ich do środka i zaraz oferejąc, że weźmie jej płaszcz.
-Chcecie coś do picia?-zapytał w wyraźnym zdenerowaniu wyłamując palce i zerkając na nich niepewnie.
-Jak miło, że pani wpadła...-nagle odezwała się Rose, wyglądając z salonu. – Mówiłam Arthur’owi, że od dawna chciałam, żeby ktoś zajął się kwiatami... Pościnałam większość tych gotowych i są już przygotowane, ale gdyby zauważyła pani coś przydatnego, proszę powiedzieć Artie’mu... Mniej więcej wie, co teraz można ścinać, a co nie –uśmiechnęła się do chłopaka, lekko klepiąc go po ramieniu. Ech... Rose była naprawdę cudowna. Nie planowała niczego tak naprawdę dużego z kwiatami, ot pościnać je i poskładać w bukiety zanim zwiędną, ale przystała na pomysł Arthur’a, kiedy tylko ten wrócił od Crowley’ów i ją o to poprosił.
-Biedak bardzo się stresował pani wizytą... Wydaje mi się, że starł kurze dokładnie piętnaście razy od kiedy wrócił dzisiaj do domu –dodała Debbie, wychodząc z kuchni. –Pani Crowley, Elliot –skinęła im głową na dzień dobry, rzucając pływakowi, jak zwykle nieco twarde spojrzenie.
-Debbie!-oburzył się Arthur, cały czerwieniejąc na twarzy. Czy to była jakaś zemsta za spotykanie się z Elliot’em? Musiała go tak kompromitować? Biedny myślał, że zaraz zapadnie się pod ziemię...
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Szofer to szofer, Artie. Wszędzie Ciebie zawiozę, jeśli tylko spytasz — uśmiechnął się przy lekkim przechyleniu głowy, kiedy Arthur’owi widocznie ulżyło na jego słowa. Stawał się o niebo odważniejszy, kiedy student stawał się speszony czy też po prostu miękł, więc zasypywanie go komplementami i słodkimi słowami było wtedy prostsze i dodatkowo sprawiało mu wiele przyjemności. Przesunął delikatnie wierzchem palca pod oczami Sullivan’a, gdzie były bliskie polecenia łzy — Nawet jeśli ma to być więzienie w Arizonie — z boku musiało to brzmieć po prostu zabawnie, może trochę dziwnie. Ale oni wiedzieli jaką wagę miały. A Elliot naprawdę chciał, żeby Arthur był świadom o jego powadze i pewności co do decyzji. ____Parsknął śmiechem na, słuszną, uwagę Sullivan’a, po czym podniósł się w celu powiedzenia czegoś zapewne wyjątkowo inteligentnego, ale szybko został uciszony delikatnym, krótkim całusem, na co leniwie się uśmiechnął i niechętnie wypuścił Arthur’a z łóżka, samemu dając sobie jeszcze chwilę na poleżenie i nic nie robienie, zwykłe rozkoszowanie się możliwością lenistwa.
____Dopiero po minucie podniósł się, zrzucając koszulkę i mając nieszczęście wychwycenia się w lustrze, gdzie - mimo minionego czasu - na ciele wciąż był widoczny znikomy ślad po siniaku, a jeszcze dodatkowo, w oczach Elliot’a, zauważalna, zaniedbana sylwetka. Skrzywiony stał przed własnym odbiciem, czepiając się każdego fragmentu, po czym naciągnął świeżą koszulkę, chwilę ją podtrzymując, aby przesunąć palcami po śladzie, jakby wyznaczyć dokładne jego położenie. Po co? Nie wiedział sam. Zwyczajnie w świecie od mimowolnego zaprzestania pływania był wyjątkowo obsesyjny w temacie swojego ciała, to bojąc się utraty progresu sportowego, czy stracenia w oczach Arthur’a. Z czasem, kiedy w oczach wielu jedyne co się liczy, to jego wygląd, ciężko znaleźć wartość w czymś innym, a kiedy odbiera wrażenie, że namacalnie traci w tym aspekcie, popadnięcie w spiralę było prostsze niż kiedykolwiek
____ — Ta, na przykład nowe plany na trening? — wyrwał się z zamyślenia i rzucił złośliwie, wsuwając do końca szare dresy na siebie — Albo o ostatnim meczu futbolowym — dodał jeszcze, podkreślając wypowiedź śmiechem. Szybko dał znać, że idzie już na dół, aby Sullivan się nie zdziwił, że jest sam w pokoju i przeczesując nerwowo włosy palcami, zszedł na dół. Musiał coś wymyślić albo udawać, że przecież nic w ogóle się nie wydarzyło. Między innymi dlatego wszedł do kuchni z nonszalanckim przywitaniem się i zatrzymaniem przed ekspresem, gdzie zaczął szykować jedną kawę.
____ — Więc… dobrze się spało? — zacisnął nieco usta i uniósł brwi, nie spuszczając wzroku z maszyny. W pełni spodziewał się tego pytania, co nie zmieniało faktu, że nie był na nie gotowy i był zdecydowanie za długo cicho — Lepiej niż zwykle?
____ — Mamo, błagam! — jęknął zażenowany, agresywnie wciskając przyciski na ekspresie — Arthur wstał wcześniej, bo musieliśmy obgadać… coś. Zawody się zbliżają i chciał znać szczegóły — sam był z siebie dumny o wpadnięciu na jakąkolwiek wymówkę, w dodatku w miarę sensowną.
____ — Rozumiem — jak zwykle - nie brzmiała na przekonaną, ale wolał to, niż drążenie tematu, a na szczęście szybko odpuściła. Akurat przed przyjściem Arthur’a, którego przywitał kubkiem przygotowanej kawy. Całe śniadanie było spędzone albo w niezręcznej ciszy, albo przy nie angażującym small-talku, co tylko sprowokowało studentów do szybszego ulotnienia się po szybkim pożegnaniu i podziękowaniu za jedzenie. Za to podróż samochodem specjalnie była wydłużana przez Crowley’a wolną jazdą, a przez ich obu pod samym domem, gdzie żaden z nich nie chciał puścić drugiego, w końcu robiąc to z ciężkim sercem. Mieli się zobaczyć za chwilę. Nie powinno być ciężko.
____
____Dawno tak szybko nie zebrał się po treningu, połowicznie susząc włosy i w biegu nasuwając musztardowy sweter - jeden z ulubionych punktów zaczepek w drużynie. A Elliot wyjątkowo lubił swój sweter! Musiał dojechać do domu, odebrać stamtąd mamę a po drodze zajechać do pobliskiego sklepu i wraz z Wendy zakupić wino dla sióstr, żeby nie przychodzić z pustymi rękoma. A skoro jedzie z mamą, alkohol był jak najbardziej na miejscu. Nic więc dziwnego, że w ubiorze postawił bardziej na wygodę, niż przesadę, którą miał w zwyczaju. Jak na siebie, wyglądał wyjątkowo grzecznie w swetrze i ciemnych spodniach oraz nie do końca ułożonych włosach. Obraz niszczył zapewne zapach chloru, którego niestety nie da rady się pozbyć przy szybkim przepłukaniu pod basenowym prysznicem.
____Stresował się. Oczywiście, że się stresował. Z Debbie wciąż miał jakąś złą krew, na sto procent. Jednak jak na siebie, i tak był dość spokojny, co było tylko i wyłącznie spowodowane treningiem, który po tak długiej przerwie, dał radę spuścić z niego całą adrenalinę. Ale był szczęśliwy, brakowało mu tego. Gdyby tylko wykręcał zadowalające go wyniki… ale teraz stali już przed drzwiami, Elliot dzierżący butelkę w wolnej dłoni i dzwoniący do drzwi, które bardzo szybko się otworzyły, ukazując przed nim widocznie zestresowanego Arthur’a
____ — Cześć — uśmiechnął się lekko, korzystając z rozproszenia wszystkich i przyglądając się Sullivan’owi, który w swoim golfie wyglądał niesamowicie… przytulnie. I ładnie. Zaprzeczył lekkim kręceniem głową, kiedy zsunął z ramion skórzaną kurtkę, przy okazji mając wielką ochotę złapania jednej z dłoni, żeby ten przestał wykręcać palce we wszystkie możliwe strony.
____ — Ja na razie też podziękuję — uśmiechnęła się do Arthur’a, po czym weszła w głąb, do towarzystwa sióstr — Ja bardzo dziękuję za tę możliwość! Bardzo chętnie pomogę przy szykowaniu ozdób, a już widzę, że mają Panie prześliczne kwiaty z ogrodu — dodała w pełni szczerze, znajdując sobie miejsce przy ściętych roślinach, po wcześniejszym przywitaniem z Debbie i krótkiej, rozbawionej rozmowie co do stresu Sullivan’a. Właśnie. Debbie. Elliot czuł, jak nagle zmalał pod jej spojrzeniem i wyciągnął przed siebie butelkę wytrawnego, czerwonego wina, skacząc wzrokiem między dwoma siostrami.
____ — Za gościnność, ode mnie i mamy — ograniczył się do krótkiej wypowiedzi, aby przypadkowo nie wykopać sobie samemu grobu i przekazał prezent, mając nadzieję, że wpada w gusta. Specjalnie z mamą stali w dziale winnym przynajmniej dziesięć minut, gdzie młody Crowley zadawał trzy razy to samo pytanie i czytał dokładnie każdą etykietę.
____ — Arthur opowiadał, że i coś świątecznego i na groby, więc pozwoliłam przynieść sobie starą, wykopaną kolekcję ozdób — uradowana kobieta odstawiła torbę obok kwiatów, wyciągając z niej między innymi delikatne wstążki w typowo świątecznych kolorach, jak i tych bardziej stonowanych. Minęło już kilkanaście minut od ich wejścia, gdzie kobiety zdążyły otworzyć wino, jak i porozmawiać ze sobą, po czym zgromadzić się przy stole wyłożonym wszystkim, co mogło być potrzebne do bukietów i wiązanek — Moja tak naprawdę jedyna uwaga - nie można popełnić tutaj błędu — uśmiechnęła się ciepło, zatrzymując najpierw wzrok na Arthurze, a potem swoim synu, natychmiast go odczytując i zachęcająco machając do niego ręką, żeby dołączył, wpuszczając go między siebie a Sullivan’a. Nieco przejęty przejechał dłonią po już suchych włosach, nieznośnie wpadających mu teraz do oczu przez brak ułożenia ich, ale i tak dołączył do grona.
____ — Naprawdę nie masz się czym stresować, wiesz? — mówił nieco wyciszonym tonem, aby ich rozmowa nie górowała nad tymi, prowadzącymi między siostrami i jego mamą, podnosząc pojedyncze kwiaty, aby zdecydować, które przemawiają do niego najbardziej — Moja mama lubi Ciebie bardziej niż mnie, więc — zaśmiał się, zatrzymując wzrok nieco za długo na ciągle nieco nerwowym Arthurze.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arthur szybciuko, wciąż wyraźnie zdenerwowany, podreptał za kobietami do środka, od razu prowadząc panią Crowley do salonu, gdzie przygotowane były kwiaty. Debbie wyraźnie była usatysfakcjonowana prezentem Elliot’a – chłopak najwyraźniej zdecydował się podjąć ścieżkę przekupstwa, która działała na nią wyjątkowo sprawnie (fakt, że tym razem nie był pobity i wyglądał wyjątkowo... potulnie w roztrzepanych włosach i miękkim swetrze najpewniej również pomagał) i wydawała się być w całkiem niezłym nastroju.
W salonie, gdzie na stole rozłożone były różnorakie kwiaty przyniesione ze szklarni, druciki i sznurki, Arthur zajął strategiczną pozycję obok pani Crowley, żeby móc w spokoju obserwować jej poczynania i uczyć się od najlepszych, a kiedy chwilę później dołączył do niego Elliot, Arthur w końcu odrobinkę się rozluźnił, dyskretnie ocierając swoim ramieniem o to chłopaka.
-To nie prawda, Ellie... Twoja mama cię ubóstwia –czy Elliot nie widział, z jakim ciepłem w oczach na niego patrzyła? Jak za każdym razem, kiedy o nim wspominała? Dla postronnego obserwatora jasnym było, że pani Crowley naprawdę zależy na synu. Jak Elliot mógł nawet tak mówić? Po prostu lubiła się z nim przekomarzać, to wszystko.–I tak właśnie powinno być – mnie dopiero poznała, a ty byłeś i jesteś, jedną z najważniejszych części jej życia –podniósł wzrok na chłopaka, szeroko się do niego uśmiechając.
Arthur musiał na jej sympatię zapracować. Dlatego dzisiaj wszystko musiało pójść idealnie.
-A ja myślę, że muszę się trochę bardziej postarać –skrzywił się lekko, patrząc nieco nieporadnie na kolekcję kwiatów przed sobą i wybierając kilka różowych lilii jako „bazę” swojego bukieciku. Przy okazji mało dyskretnie zaczął podsłuchiwać rozmowę kobiet.
-Wie pani, nasz Artie jest naprawdę utalentowany jeśli o roboty domowe idzie -mówiła właśnie Debbie. –Odmalował cały płot i stodołę, wysprzątał w garażu, powbijał nam wszystkie gwoździe na nowe obrazki, och i zbudował Rose półkę na książki! –o nie... Arthur zamarł w bezruchu z dużym, czerwonym kwiatem, którego nazwy nie znał, zdając sobie właśnie z tego co Debbie właśnie robiła. Z jednej strony – czuł w sercu terror. Z drugiej było mu jakoś tak ciepło na sercu, bo wyraźnie starała się go „zareklamować” pani Crowley. Pokazać jej, że Arthur jest dobrym młodym człowiekiem, godnym (chociaż w rozumieniu Debbie, zapewne lepszym określeniem byłoby „lepszym od”) jej syna.
-I wozi cię zawsze na zakupy i pomaga z torbami-dorzuciła Rose, jak zwykle, bez słów rozumiejąc zabiegi swojej siostry. Sullivan miał momentami wrażenie, że starsze panie rozumieją się bez słów, ale cóż... W końcu były bliźniaczkami, czyż nie? Mówiło się, że bliźniaki mają specjalne połączenie.
-I wozi mnie zawsze na zakupy i pomaga z torbami –zgodziła się Debbie, skinąwszy lekko głową.
-I pomaga mi w ogródku, kiedy trzeba – z ziemią i ciężkimi donicami... Dosłownie, drugiego takie ze świecą szukać... –kontynuowała Rose z wyrazem twarzy godnym dumnej babci. Przez ostatnie dwa miesiące, Arthur stał się całkowicie zintegrowaną częścią życia pań Cole. Praktycznie stał się dla nich wnukiem, którego nigdy nie miały i traktowały go dosłownie jak część rodziny... I dla Arthur’a też stały się rodziną. Czuł się tutaj... Na miejscu. Chciany. Bez „ale”, które zawsze czekało na niego w domu.
Delikatnie mówiąc, rodzice nie byli szczęśliwi, kiedy Nigel z nim przyjechał do Nowego Jorku. Wciąż było mu nieprzyjemnie na myśl o tej awanturze… Ale nie lubił myśleć o tych nieprzyjemnych rzeczach. I tak wiedział, że ich opinii nie da się zmienić, nie kiedy tyle czasu spędzali w kościele... Nigdy jednak nikt nie traktował go jak ojciec Elliot’a go traktował. Zamiast tego jego rodzice woleli traktować orientację Arthur’a jak coś o czym się nie mówi. Coś, co przeminie, przejdzie z czasem, z chodzeniem po księdzach i innych takich. Jego matka na pewno nie urządziłay kwiatowego wieczorku, dla mamy Elliot’a, wiedząc kim ten był dla Arthur’a...
Naprawdę był wdzięczny za panie Cole. Drugich takich ze świecą szukać. Nie liczyło się dlaczego – liczyło się, to, że w ogóle nie znały Arthur’a, a otworzyły dla niego swój dom i swoje serduszka i.. O nie, Arthur nie mógł o tmy myśleć, bo by się zaraz rozkleił.
Musiał się więc skupić na chwili obecnej.
-To był taki zły pomysł Ellie –jęknął Arthur, pociągając lekko Elliot’a za rękaw. –Nie powinienem był ich ze sobą zapoznać... Teraz całkiem mnie skompromitują –miał wielką ochotę schować całą twarz w ramieniu wyższego chłopaka, żeby tylko kobiety, co rusz zerkające w ich kierunku, nie mogły zobaczyć jego zażenowania.
Zamiast tego, jako, że mieli stać się lepszymi, jeśli o grę w pozory idzie, skupił się na swoim bukiecie, przez kilka minut tylko dobierając kwiatki. Szybko zdał sobie sprawę z faktu, że nie jest w tym biznesie najlepszy i że jego „projekt” nie wygląda nigdzie blisko tego pani Crowley a raczej... Trochę smętnie, nierówno i nieestetycznie.
-Co myślisz? –zapytał Elliot’a, a potem przeniósł niepewny wzrok na jego mamę. –Chyba nie jestem w tym zakresie utalentowany –wymamrotał, lekko się krzywiąc.[/color]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Ulga, jaką poczuł, kiedy Debbie widocznie złagodniała po prezencie, była nie do opisania. Odkąd poznał kobietę, nie miał okazji po prostu… spędzać z nią czasu. Często był albo przesłuchiwany, albo pilnowany czujnym okiem, pod którym bał się zrobić cokolwiek, co zostałoby nieodpowiednio odebrane. Pierwszy raz mógł przestać zajmować swoje myśli tylko i wyłącznie tym, żeby chodzić jak w zegarku i nie podpaść Debbie, gdzie nieudolnie chciał zyskać w jej oczach, nawet jak miało to być prostymi gestami jak prezenty i zadbanie, że Arthur zawsze wróci bezpiecznie do domu____— Jestem jej synem, więc ciężko by było, żeby mnie nienawidziła — miał ochotę zaśmiać się na ironię swoich słów, bo wystarczyło spojrzeć na jego ojca i uświadomić sobie, jak bardzo rzeczywisty byłby to scenariusz. Pewnie między innymi dlatego słowa studenta miały gorzkawy wydźwięk w uszach Elliot’a. W końcu nie zrobił niczego, żeby zadowolić swoją mamę - nie dał jej powodów, żeby była z niego dumna, więc z jakiej racji miałaby mieć do niego inne podejście niż Dylan? Skoro w jego oczach był niewystarczający, w jej mogło być tak samo. Jak i każdego innego. Mimo to odwzajemnił uśmiech, nieco się zmuszając i spychając na razie przemyślenia na drugi tor i czułym wzrokiem wpatrywał się w niezdecydowanego Arthur’a — Dasz jej własny bukiet, to całe jej serce będzie twoje — zaproponował z krótkim śmiechem, szturchając go lekko biodrem i chwycił białe i fioletowe bratki, które już od jakiegoś czasu się do niego uśmiechały.
____Za dużo myślał, jak na fakt, że mieli spędzić po prostu miły wieczór w tym skromnym gronie, dlatego też dał się wyjątkowo pochłonąć splataniu kwiatów. Miał w planach zrobić bukiet, ale obracanie przypadkowo dobranymi kolorystycznie kwiatami, przy okazji nieco je plącząc, dało mu inny pomysł. Dosłownie na moment zaczepił swoją mamę, która nie przerywając rozmowy sprawnie pokazała mu, jak powinien zacząć plecenie roślin ze sobą. I ku swojemu zaskoczeniu, wyjątkowo szybko podłapał metodę, przejmując pałeczkę. Był na tyle skupiony, intensywnie ściągając brwi i skubiąc wargę od środka, że nie słyszał rozmowy między siostrami a jego mamą
____ — Z tego, co miałam okazję poznać Arthur’a, to wszystko idealnie pasuje. Przemiły i kochany z niego chłopak — uśmiechnęła się, w dłoniach mając dobrany już zgrany i pokaźny bukiet, który sprawnie związywała — I cieszę się, że Elliot miał okazję go poznać. Wiem, że Ellie bywa… ciężką osobą — zaczęła, dziękując przy okazji kobietom za gościnność, bo była pewna, że nieraz tutaj wylądował — Ale jest naprawdę dobrym chłopakiem. Nie znam bardziej opiekuńczej osoby od niego - za dzieciaka zawsze się upierał, że przejmie wszystkie obowiązki domowe — zaśmiała się na samo wspomnienie dziesięcioletniego Crowley’a, latającego z wypełnionym praniem koszem i krzywo zawieszającego ubrania — Jak na kimś mu zależy, to naprawdę dba o tę osobę — dodała łagodniej, niepozornie zerkając w kierunku Arthur’a a potem własnego syna, który starał się nie odchodzić od zmysłów, jak poluźniały mu się wiązania — Cóż, na pewno jest oddany swoim celom! — skomentowała z uśmiechem, kiedy obserwowała jego nieustanne próby, w końcu kończące się sukcesem.
____ — Hm? — nie oderwał wzroku od kwiatów nawet przy lekkim obróceniu się w stronę Sullivan’a, dopiero przy delikatnym pociągnięciu całkowicie skupiając na nim swoją uwagę — Patrz, ja bym na to spojrzał inaczej - robią za Ciebie ciężką pracę. Nie musisz stawać na rzęsach przed moją mamą, bo już wystarczająco mocno jej słodzą na twój temat — uśmiechnął się złośliwie, czerpiąc sporą przyjemność z tego, co odgrywało się przed nim. To jest, kiedy już oczywiście zaczął słuchać. Uważał, że to idealna, pośrednia odpłata za to, że zawsze tak zagorzale plotkował z jego mamą i sam Elliot był wtedy rozstawiany po kątach — Dźwigacz donic? Od razu bym się ugiął — parsknął, bo tak naprawdę to tyle zdołał wyłapać, ale i tak dało to idealny obraz, jak musiała prezentować się cała rozmowa.
____Dobrze, że Arthur zmienił tor ich rozmowy, bo był bliski wyskoczenia z komentarzem, który byłby nie na miejscu w tymczasowej sytuacji. Przyjrzał się bukietowi, który, jego zdaniem, na pewno miał potencjał! Ekspertem nie był, ale mieszkał w końcu ze swoją mamą i widział, jak ta dla własnej przyjemności szykuje ozdoby. Może i miał więc wygórowany pierwowzór, ale czy nie najlepiej dążyć do perfekcji? Takie myślenie wprowadzało go w różne, nieciekawe nastawienia, ale z kolei dawało satysfakcjonujące rezultaty, nie zamierzał więc go zmieniać nawet jak chodziło o coś niezobowiązującego, jak robienie bukietów i wiązań
____ — Mogę? — spytał przed delikatnym przejęciem bukietu i mimowolnie zbliżył się do Arthur’a, żeby ten mógł widzieć dokładnie, co się dzieje — Znaczy, ja sam się na tym nie znam, ale widziałem moją mamę w akcji — ostrzegł przed rozpoczęciem wyrównywania położenia kwiatów, skracając szybkim przycięciem łodygi i dokładając niewiele zielonych ozdób dla balansu, cały czas zachowując podstawę, jaką stworzył Sullivan — Wiem tyle, że albo są wszystkie równe, albo żadne — spojrzał z niezłośliwym rozbawieniem na studenta, kiedy oddał mu nieco ujednolicony bukiet i wrócił do swojego wyjątkowo ambitnego projektu, w którym zostało mu niewiele do dokończenia.
____ — Artie, odwrócisz się na moment? — zapytał niby swobodnie, dociskając ostatni supeł, żeby dzieło na pewno się nie rozwiązało i kiedy florecista stał zwrócony do niego twarzą, wyjątkowo ostrożnie nakładając na czubek jego głowy wianek z bratków. Zadowolony ze swojej pracy, chwycił go za ramię i pociągnął, żeby był przed nim, prezentując go z taką niewinną dumą i szczęściem przed swoją mamą i siostrami — Kolorami pasuje i się nie rozpada! — akurat o kolory nie było trudno, kiedy Arthur był ubrany na szaro, ale wciąż!
____ — Jak mówiłam - bardzo oddany, jak się za coś zabierze — z łagodnym uśmiechem odniosła się do ich rozmowy sprzed niedawna, kiedy syn jak na tacy, dał jej idealny dowód swoich słów.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy pani Crowley przyznała, że z Arthur’a „przemiły i kochany chłopak”, Debbie i Rose wyglądały na wielce usatysfakcjonowane i dumne z siebie. Wyraźnym było, że do pani Crowley przekonały się szybciej niż do jej syna, ale cóż... Pani Crowley nie miała problemów z robieniem dobrego, pierwszego wrażenia – sprawiała wrażenie uprzejmej, elokwentnej kobiety i obie Rose i Debbie wyraźnie szybko się do niej przekonały.
-Powiedzmy dyplomatycznie, że jeśli o pana Crowley’a idzie... To zyskuje po bliższym poznaniu –/i]powiedziała w końcu Debbie, zezując na chłopaka.
-Och, już tak nie narzekaj... Bardzo lubimy jak pan Crowley nas odwiedza, zawsze jest wtedy ciekawie-dorzuciła dobrodusznie Rose, klepiąc lekko siostrę po ramieniu. Cóż... Nie było to do końca kłamstwo. Delikatnie naciągnięta prawda – bo siostry wyraźnie powoli stawały się mniej wrogie w stosunku do Elliot’a, ale był to raczej niezbyt pośpieszny proces.
-Ale czyny znaczą więcej niż słowa... Zwłaszcza słowa od kogoś, kto wyraźnie skupia się tylko na pozytywach, żeby jak najlepiej cię sprzedać –westchnął ciężko Arthur, kręcąc z niedowierzeniem głową. Czuł się z tym nieswojo. Naprawdę nieswojo. I do tego był zażenowany – nie robił tych wszystkich rzeczy, dlatego, że chciał się komuś przypodobać. Robił je... Bo chciał. Bo były właściwą rzeczą do zrobienia. Bo chciał być przydatny, chciał im jakoś odpłacić za to wszystko co dla niego robiły, za to że pozwoliły mu ze sobą mieszkać i dały mu drugi dom.
I teraz jak wyliczały te wszystkie rzeczy, to było mu jakoś tak z tym dziwnie i jeśli miał być zupełnie szczery... Odrobinę nieprzyjemnie.
Na szczęście bukiet całkiem go rozproszył i z zainteresowaniem obserwował jak Elliot wnosi parę poprawek, które sprawiały, że ten wyglądał dużo lepiej i stał się całkiem zbalansowany.
-Och... Najwyraźniej talent jest dziedziczny –wymamrotał, z zadawoleniem wpatrując się w poprawiony przez Elliot’a bukiet. Tak jak Sullivan nie znosił przegrywać, tak nie miał problemu z przyznaniem się do tego, że nie jest w czymś dobrym, albo nie ma bladego pojęcia jak coś zrobić... No chyba, że był w naprawdę parszywym i upartym nastroju. Okej, to akurat zdarzało się stosunkowo często, ale to są nieznaczące szczegóły!
Nie tym razem – tym razem był spokojny i nerwy w końcu odrobinę z niego zeszły, bo pani Crowley wydawała się dobrze bawić w towarzystwie sióstr (z wzajemnością), a obecność Elliot’a go uspokajała... Zabawne prawda? Jakieś trzy miesiące wcześniej samo wspomnienie imienia Crowley’a powodowało, że Arthur’owe ciśnienie podnosiło się do niezdrowego poziomu, a teraz? Teraz wystarczyło jedno słowo, przelotny, delikatny dotyk, a Arthur czuł jak schodzi z niego napięcie... Straszne. Straszne naprawdę, jak Elliot szybko zdążył przekabacić studenta historii. Sprawić, że ten wszystko mu wybaczył i może nie zapomniał, ale na pewno przestał myśleć o tych złych i nieprzyjemnych rzeczach, które się między nimi wydarzyły.
-Po co? –zapytał, przekręcając się jednak posłusznie w kierunku Elliot’a. Co prawda przez cały proces zerkał w jego kierunku, ale nie mógł zgadnąć co ten robił (w oczach Arthur’a wyglądało to na coś strasznie skomplikowanego, co wymagałao za dużo plątania). -Elliot! –krzyknął cicho zaskoczony, kiedy wianek z kolorowych kwiatków (których nazwy nawet nie znał), wylądował na czubku jego głowy.
Nie opierał się jednak – dał się pociągnąć i postawić przed damskim komitetem, który wydawał się zachwycony pracą Elliot’a.
-Och… Wyglądasz uroczo Artie! –/b]Rose zaklaskała parę razy, z szerokim uśmiechem na ustach.
-Nie wyglądam uroczo... Jestem męskim mężczyzną! –oznajmił Sullivan, bardzo męsko nadymając policzki.
-Najbardziej męską –Rose zachichotała, kręcąc głową z niedowierzaniem –Dobra robota, panie Crowley –pochwaliła Elliot’a. Jej siostra tymczasem intensywnie czegoś szukała po salonowych
-Gdzie ja to mam... A! Tutaj jest! –Debbie wyciągnęła z jednego ze stolików swojego starego, zacnego Canon’a i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, szybko uwieczniła scenę na kliszy, z Arthur’em w kwiatowej koronie i szerokim uśmiechem na twarzy, przekręcającym nieco głowę, żeby spojrzeć na stojącego za nim Elliot’a, który z kolei miał taki usatysfakcjonowany, ciepły wyraz twarzy...
-Debbie! –obruszył się Arthur, któremu wbrew własnej woli na policzkach wykwitły różane rumieńce.
-To na pamiątkę, nie denerwuj się słońce... Pójdziemy je wywołać jakoś w przyszłym tygodniu –Arthur nic nie odpowiedział, bo... Nie miał żadnych zdjęć z Elliot’em, jakby się nad tym zastanowić. To rzeczywiście miała być miła pamiątka. Okej? Naprawdę chciał mieć zdjęcie z Elliot’em!
-Nie denerwuję się... I nie musimy iść ich wywoływać. Sam mogę to zrobić w ciemnicy gazetki –niekoniecznie chciał robić to u kogoś. Co jeśli ten ktoś znał pana Crowley’a i by coś mu wspomniał? Na tym etapie połowa miasta wiedziała kim jest Arthur i że panie go raczej nie interesują. Nie chciał ryzykować... Nie kiedy mógł sam wywołać zdjęcia, równie dobrze co profesjonalny fotograf. Miał całkiem dużo praktyki.. I było coś specjalnie wyciszającego w pracowaniu w ciemni.
-Swoją drogą... –odwrócił się do swojego wciąż nieco krzywego bukieciku. –Pani Crowley... Przyjmnie pani ode mnie bukiet? Ellie mi pomógł... Więc może raczej powinienem powiedzieć od nas? –podrapał się po karku, wyraźnie nieco zażenowany.
-I nic nie mów, Rose! Zaraz zrobię kolejny do nas do domu! –rzucił wesoło, widząc, że młodsza z sióstr jest o krok od oburzenia. Czym prędzej wziął się do pracy, wciąż w swojej kwiatowej koronie, składając kolejny bukiecik razem – tym razem dla Rose i Debbie... A może powinien im zrobić dwa osobne?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Jeśli Cię to jakoś uspokoi Artie, to moja mama nie mogła przestać gadać o dzisiejszym wyjściu. Nie mogła się doczekać — starał się jakkolwiek ukoić nerwy Sullivan’a, który naprawdę nie miał powodów do zamartwiania się o opinię Wendy Crowley. Już dawno wygrał jej serce, tego poranka, wtedy, mimo morderczego kaca, był wyjątkowo uprzejmy i rozmawiał z nią. A przede wszystkim dał jej szansę na wznowienie oraz wzmocnienie relacji ze swoim synem, za co była mu niesamowicie wdzięczna, nie umiejąc wyrazić tego inaczej, niż gościnnością — Mówię poważnie - nie masz się czym przejmować — dodał z twardym spojrzeniem, może ono jakoś przemówi, ale szczerze wątpił. Trochę go w końcu rozumiał, ale Crowley miał rzeczywiste powody, żeby myśleć, że siostry Cole go nie lubią - sam w końcu nieraz się zwyczajnie podłożył, aby zrobić jak najgorsze wrażenie…____ — To i owo widziałem jako bachor — mruknął skupiony na swojej pracy, kiedy Arthur wspomniał coś o talencie. Nie mógł podzielić jego zdania, bo była to po prostu obserwacja, po czym kopiował to, co zapamiętał. No i z bukietami jego mamy nic nie mogło się równać, bo w nich dało się wręcz zauważyć pasję i dedykację im oddaną. Nawet tych drobnych, które sprawnie składała i miała już przygotowane trzy. Po samym wyglądzie dało się stwierdzić, który był dla kogo albo na jaką okazję. Kwiaty pasowały kolorystycznie do ubioru sióstr, zdążyła zrobić już też dla swojego syna, kontrastujący z jego swetrem a teraz ze skupieniem składała dla Arthur’a, mając dodatkową inspirację w skręconym przez Elliot’a wianku. A syn z podziwem co chwilę na nią zerkał, widząc, że co chwilę robi co innego a z boku ma przygotowane ozdoby i kwiaty na cmentarne wiązanki, w tym samym czasie jeszcze zagorzale dyskutując z Debbie i Rose.
____Był z siebie niesamowicie dumny. Reakcja Arthur’a była zachwycająca, tak samo też wyglądał - nieco rozświetlony przy pomocy kolorowych barw roślin. I jeszcze mógł zbierać wraz z nim komplementy, przytaknięciami się z nimi zgadzając
____ — Dziękuję bardzo — odparł wyjątkowo skromnie, jak na siebie, choć był naprawdę zadowolony ze swojej pracy. Jakoś komplement ze strony kobiety go speszył. I Rose miała jak najbardziej rację - Sullivan wyglądał uroczo, wręcz delikatnie, a jego przeczenie wcale nie pomagało w zmianie ich zdania, wywołując u Elliot’a ciepły, skryty uśmiech kiedy przyglądał się swojej pracy, jak i samemu chłopakowi z ogromną dumą, że w ogóle udało mu się to wykonać. Gdyby nie nagłe oburzenie Arthur’a, nawet nie zwróciłby uwagi na kamerę, która błysnęła im delikatnie po oczach
____ — Trochę się jednak denerwujesz — dogryzł chłopakowi, cicho wtrącając się w wymianę zdań między nim a Debbie, dopiero potem wyłapując informację o ciemnii — Mamy ciemnię na uczelni? — nie powinien być z tego powodu zdziwiony, mimo wszystko mieli wiele potrzebnego sprzętu na uniwersytecie, ale wciąż! Nigdy nie miał okazji ani potrzeby, żeby z niej korzystać, więc nawet nie wiedział o jej istnieniu.
____ — Och, oczywiście! — zawołała uradowana, odbierając od Arthur’a niewielki bukiet — Jest przesłodki, dziękuję — uśmiechnęła się szeroko do dwójki studentów. Już chciała wracać do pracy i rozmów, ale jej syn delikatnie popukał ją w ramię, zwracając na siebie uwagę zaraz po stanięciu obok niej — Tak, Ellie?
____ — Chciałabyś mi pomóc z taką dużą wiązanką świąteczną dla pań Debbie i Rose? — mruknął cicho, nieco zawstydzony, żeby prosić o pomoc swoją mamę. Ale stres, jaki w nim siedział szybko został zniwelowany, jak kobieta zadowolona przytaknęła głową, zaczynając wraz z Elliot’em wybieranie pozostałych kwiatów i ozdób do wiązanki świątecznej.
____Pracowali w ciszy, Elliot czujnie wykonywał każde polecenie swojej mamy, czasami zadając pytania i proponując dodanie czegoś. I mimo braku dodatkowych rozmów, jakiejś dyskusji, było przyjemnie. Mama nie zwracała mu uwagi, kiedy coś nie wychodziło, tylko powoli i na spokojnie tłumaczyła po raz kolejny, pokazując też proces, żeby Crowley mógł dokładnie zrozumieć. Sam już chciał się na siebie denerwować, kiedy wiązanka wyglądała krzywo, czy też niechlujnie, żeby tylko zaraz zostać wyciszonym przez Wendy. Dawno, o ile w ogóle, tak się nie czuł przy swoich rodzicach. Spokojnie. Kochany.
____Na stole widniały już przede wszystkim wykonane aranżacje kwiatowe, może jakieś pojedyncze rośliny i nieużyte ozdoby. Elliot, niesamowicie zestresowany przyglądał się świątecznej wiązance. Zdaniem jego mamy była bardzo ładna, idealnie pasująca na świąteczny stół, ale on i tak nie był pewien, stojąc niepewnie przed siostrami i dzierżąc ozdobę w rękach
____ — Razem z mamą zrobiliśmy, jako prezent i podziękowania — podziękowania za ten dzień. Za nie wyrzucenie go, kiedy w opłakanym stanie zjawiał się tu z Arthur’em, będąc mniej niż zadowalającym gościem. Miały pełne prawo, a mimo to pozwalały mu zostawać, szczycąc tylko ostrymi spojrzeniami, które były oczywiście na miejscu.
____Nie umiał stwierdzić, jak długo pracowali, ale na pewno trwało to więcej niż godzina. Butelka wina została już opróżniona przez trójkę jedynych letnich osób, prawie wszystkie kwiaty zostały użyte i każdy miał przynajmniej po jednym bukiecie, co zdaniem Elliot’a było wyjątkowo słodkie. Teraz siedzieli wszyscy w dużym pokoju, częstując się upieczonymi ciastkami i gadając na nieangażujące tematy, nieco odwlekając sprzątanie, jakie ich czeka
____ — Chcesz zapalić? — zaproponował cicho do siedzącego obok Sullivan’a, nawet nie bardziej z faktu, że czuł potrzebę, a raczej, że chciał chwilę pobyć sam z Arthur’em, nieważne czy w ogrodzie, czy gdzieś w domu. Po prostu bez czujnego wzroku i słuchu ciekawskich kobiet skierowanych prosto na nich — Albo iść po picie — dodał półżartem, choć to mogła być nawet lepsza wymówka i mniej podpadająca - co jak co, ale nie znał zdania sióstr, przede wszystkim Debbie, jak chodziło o papierosy. A przy okazji chciało mu się też trochę pić, a nie widział wcześniej okazji, aby po nie pójść.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Dlaczego za każdym razem, kiedy cię chwalę jeśli o cokolwiek co nie jest twoją mordą idzie, musisz sobie umniejszać, Ellie?-zapytał z cichym westchnieniem. –Z mojego punktu widzenia, jesteś bardzo utalentowany jeśli idzie o układanie kwiatów, więc po prostu weź i zaakceptuj komplement. Twoje umiejętności dosięgnęły Sullivan’owego progu wartości nazwanego „talentem”. To jak się tam dostałeś, nie ma najmniejszego znaczenia-wzruszył ramieniem. Elliot nie był tylko przystojnym i utalentowanym pływakiem. Tak to ostatnie szczególnie było jego największą pasją, ale był też dobry jeśli o inne rzeczy idzie... Chociażby układanie kwiatów idzie. I prawda, nie była to może umiejętność, którą macho mężczyźni powinni posiadać, ale nie było w tym absolutnie nic złego.
-Wiesz, że bycie czymś poza stereotypowym jockiem to coś dobrego, a nie zmaza na honorze, prawda? –westchnął ciężko. W końcu to był jeden z powodów, dla których Arthur lubił Elliot’a. Bo pod maską jock’a było... Coś więcej. I Arthur chciał zobaczyć to „coś więcej”, zobaczyć, co się kryje pod maską i jakie niespodziewane talenty i cechy ma w sobie Elliot Crowley.
-Oczywiście, że mamy ciemnie na uczelni –wywrócił oczami, nie dowierzając Elliot’owi. –Gdzie myślisz, że gazetka wywołuje wszystkie swoje zdjęcia? Nie każdy może sobie tam wleść - tylko członkowie gazetki i klubu fotograficznego... In tych wybranych, którzy mają mniej lub bardziej oficjalne pozwolenie–wzruszył ramieniem.
-Cieszę się, że się pani podoba!-twarz Arthur’a rozświetliła się w szerokim, pełnym ulgi uśmiechu. Jego bukiet spodobał się pani Crowley! Sullivan był naprawdę z siebie dumny i czuł taką głęboką, głęboką satysfakcję.
Kiedy pracował zawzięcie nad bukietami dla pań Cole, zerkał dyskretnie na Elliot’a i jego mamę, zadowolony z tego co widzi. Wyglądali tak na miejscu, tak naturalnie, tak blisko razem pracując... Arthur naprawdę był z tego zadowolony, bo przecież o to w tym całym wydarzeniu chodziło, o to, żeby Crowley miał szansę spędzić z mamą czas w miejscu, w którym nie musieli cały czas obracać się przez ramię... I chyba mu sie udało, prawda? Zwłaszcza, jeśli patrzeć na uśmiech pani Crowley... Wyglądała na taką szczęśliwą, mogąc pracować ze swoim synem. Arthur chciał... Arthur chciał, żeby już zawsze między nimi tak było. Bo wyraźnie podświadomie oboje tego chcieli...
Nienawiść Sullivan’a do Crowley’a seniora z kolei z każdą chwilą tylko się zaostrzała, bo Arthur dobrze wiedział, kto doprowadził do postawienia tej bariery między matką i synem... Może ta dwójka nie była całkiem bez winy, ale Crowley senior był tutaj głównym sprawcą.
Bez pomocy Elliot’a, bukieciki, które stworzył dla Rose i Debbie, były dużo bardziej krzywe (nawet jeśli próbował je równo przyciąć) i mniej zbilansowane niż ten, z którym pomógł mu Elliot, ale włożył w nie dużo wysiłku i serca i siostry pochwaliły go z dobrodusznym wyrazem twary, wkładając kwiaty do wazoników. Jakościowo, nie mogły one się równać z wiązanką, którą pani Crowley i Elliot wręczyli siostrom chwilę później, ale Arthur nie był zazdrosny z tego tytułu. Wręcz przeciwnie, wpatrywał się w pracę Crowley’ów ze szczęśliwym, usatysfakcjonowanym uśmiechem i nawet krótko zaklaskał gdy projekt był zakończony, bo naprawdę... Był to najpiękniejszy bukiet, jaki kiedykolwiek widział!
-Och… Nie trzeba było –uśmiechnęła się szeroko Rose. –To piękny bukiet, postawimy go na środku naszego stołu świątecznego–pochwaliła, wkładając go do dużej wazy, przygotowanej specjalnie na tą okazję.
-Artie ma rację... Najwyraźniej pan Crowley jest utalentowany w czymś oprócz boksu –burknęła Rose, na tyle cicho, żeby pani Crowley jej nie usłyszała... Ale w jej ustach, definitywnie można uznać za pochwałę.
Po nieco ponad godzinie w końcu skończyli pracę z kwiatami i zasiedli do herbaty i ciastek. Elliot najwyraźniej jednak zdecydował się ukraść Arthur’a dla siebie, a ten ostatni... Nie zamierzał z tego tytułu narzekać. Wyjątkowo się pilnował cały wieczór, żeby nie zrobić czegos podejrzanego, nie przed panią Crowley, także... Chciał spędził chwilę z Elliot’em, bez ciekawskich oczu dookoła.
-Pewnie –poklepał się po kieszeniach, w poszukiwaniu papierosów. Ruch ten niestety nie umknął jastrzębiemu wzroku starszej siostry Cole.
-Artie –Debbie posłała mu znaczące spojrzenie.
-Tylko jednego szefowo! –starsza z sióstr Cole nie lubiła kiedy Arthur palił (chociaż sama paliła jak smok), ciągle narzekając na raka i inne takie. Zanim kobieta zdążyła jendak powiedzieć cokolwiek odpowiedzieć (najpewniej narzekając), Arthur pociągnął Elliot’a za rękaw do kuchni i nalał im po szklance soku pomarańczowego, a potem na wychodzącą na ogród werandę i stawiając szklanki na niewielkim stoliczku, na którym stała kryształowa, staroświecka popielniczka.
-Debbie nie znosi jak palę... A sama potrafi wciągnąć paczkę dziennie –mruknął. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów i wyciągnowszy jednego dla siebie, wyciągnął ją w stronę Elliot’a.
-Poczęstujesz się, czy wciąż pogardzasz Lucky Strike’ami?-zapytał z błyskiem w oku. Elliot zawsze narzekał, ale Arthur był zadedykowany. Wujek Charlie palił Lucky Strike’i i to był pierwszy papieros jakiegokolwiek wypalił i cóż... Jeśli już miał palić to Lucky Strike’i. Nie palił często, głównie towarzysko, ale zawsze miał paczkę przy sobie.
Westchnął cicho, odpalając fajkę zapalniczką – tą samą, którą dał mu Elliot, na moment zawieszając wzrok na wyświechtanym materiale. Uśmiechnął się lekko. To był pierwszy prezent jaki dostał od Elliot’a i zawsze miał mieć specjalne miejsce w jego sercu. Bardzo pilnował, żeby nigdzie jej nie zgubić i żeby nigdzie się nie zapodziała... Nawet kiedy nie chciał go już nigdy zobaczyć.
Zaciągnął się głęboko papierosowym dymem, odzywając się dopiero po chwili...
-Jeśli chcesz... Możemy jutro pojechać na uniwersytet bladym świtem, albo zostać po zajęciach i wywołać zdjęcia razem. Pokażę ci jak się to robi –zaproponował cicho. Szczerze wątpił, żeby Elliot kiedykolwiek wcześniej wywoływał zdjęcia.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Bo moja ‘morda’, jest faktycznie warta komplementów — stwierdził dramatycznie i ze skrytą nutą autoironii, prezentując swoją buzię, która była największym magnesem na komplementy. Nic więc dziwnego, że głównie nią się szczycił, prawda? Aż zabawne było jak często dawał ją sobie obić, ryzykując za każdym razem na utratę swojego uroku. Wystarczyłaby blizna i już zapewne straciłby w oczach wszystkich, głównie swoich. Dlatego też uważał swoje bójki za wygrane, bo dzięki dbaniu o nie, nawet nieco niechlujnie - a ostatnio również dzięki Arthur’owi - nie zostawały po ranach ślady i mógł dalej wypełniać brak rozmaitych i owocnych cech ładną buźką.____ — Ta… — mruknął jedynie w odpowiedzi. Nieraz przekonał się, że Sullivan miał rację, jak chodziło o takie sprawy. To nie zmieniało faktu, że dosadne nauczanie ojca odbijało się echem w jego uszach, napawając strachem na samą myśl o tym, że ten mógłby się dowiedzieć o jego nowo poznanym talencie. Kto to widział, żeby syn Dylan’a Crowley’a bawił się kwiatkami - powinien w końcu zawodowo grać w rugby czy kosza. Już basen był dla niego nieco mniej zadowalający, ale na szczęście wciąż był w granicach wyrozumiałości, a po licznych sukcesach nawet wystarczający.
____ — No… nie wiem. Gazetka aż do jednego wywiadu nie za bardzo mnie interesowała, a tym bardziej wasza ciemnia — odgryzł się, choć było to kłamstwo, bo może nie śledził jej na bieżąco, ale z dużą ciekawością zerkał na artykuły wypisane, szczególnie te sportowe, kiedy miał okazję — Fajnie, fajnie – stwierdził z udawanym brakiem zainteresowania, ale tak naprawdę bardzo chciał zobaczyć pełen proces pracy w ciemnii, bo nigdy nie miał okazji. Zawsze dawał komuś wywołać zdjęcia, akurat tu miał świadomość, że jest bardziej niż zdolny do zrobienia czegoś nie tak, jak otwarcie przypadkiem drzwi i rozproszenia wymaganej ciemności. Nie było też po prostu nigdy potrzeby, żeby robił to samodzielnie.
____Zaczynał powoli stąpać z nogi na nogę, kiedy niecierpliwie oczekiwał reakcji kogokolwiek z ich grona, relaksując się przy aprobacie ze strony Sullivan’a, a potem całkowicie zapominając o stresie, jak obydwie z sióstr doceniły prezent, przy okazji chwaląc Elliot’a. Debbie go pochwaliła. Debbie. Przez chwilę był pewien, że się tylko przesłyszał, kiedy ta rzuciła w teorii złośliwy komentarz i obie zadowolone odebrały świąteczną ozdobę. Pewnie też dlatego czuł się o wiele spokojniej przez ciąg dalszy wieczoru, chwilami aż sennie, bo doganiał go wykańczający trening, który sam na siebie narzucił.
____Zadowolony z odpowiedzi Sullivan’a mozolnie podniósł się ze swojego miejsca, ale długo nie miał możliwości się obijać, bo ten zaciągnął go najpierw do kuchni, gdzie odebrał jedną ze szklanek, od razu biorąc łyk i uświadamiając sobie, jak faktycznie miał sucho w buzi. Woda z chlorem nie była najlepszym nawodnieniem. Dopiero wtedy mogli spokojnie przysiąść na werandzie, było chłodnawo, ale zaskakująco przyjemnie jak na późną porę i otaczającą ich pogodę
____ — Tak samo gardzę, jak tą twoją colą, ale nie mogę odmówić, jak oferujesz — westchnął z krzywym uśmiechem, odbierając wysuniętego w jego stronę papierosa i odczekując chwilę, aż Arthur odpali swojego papierosa, po czym sięgnął po pamiętną zapalniczkę. Parę razy próbował ją odpalić, ale szybko doszedł do wniosku, że ta niedługo będzie potrzebowała uzupełnienia benzyny. Spojrzał to na sprzęt, to na odpaloną już fajkę Sullivan’a, po czym pochylił się nieco nad nim, przykładając swojego papierosa do żarzącej się końcówki, zaciągając parę razy, aby ten na pewno się odpalił — I tak długo pociągnęła na jednym uzupełnieniu — mruknął z papierosem luźno trzymanym między ustami, leniwie obracając się całym ciałem w stronę stojącego obok Arthur’a, barkiem opierając się o zimną ścianę. I po staniu tak chwilę, w ciszy i spokoju oraz po głębokim, satysfakcjonującym, zaciągnięciu się dymem, chwycił fajkę między dwa palce, przy okazji słuchając propozycji florecisty — A dasz się rano zawieźć? — spytał z zawadiackim uśmiechem, prostując się i stając naprzeciw niższego i oparł dłonie na jego talii — Jeśli tak, to z przyjemnością Artie — było to ryzykowne. Wiedział i to bardzo dobrze, ale mieli być tam bardzo wcześnie i niewiele studentów, szczególnie tych, co byli faktycznym zagrożeniem, pojawiało się na uczelni o takiej porze. Więc małe ryzyko nie powinno im zaszkodzić.
____ — Do twarzy Ci w fiolecie — delikatnie poruszył wianek środkowym palcem, uważając, żeby nie przypalić go trzymanym papierosem — I Rose ma rację, wyglądasz bardzo uroczo — dopowiedział z uśmieszkiem, po czym strzepnął część popiołu do popielniczki i tym razem bezwstydnie przyglądał się studentowi, który nawet nie był świadomy, jak bardzo dał radę namieszać w głowie biednego pływaka. Chciał zapamiętać każdy szczegół tego wieczoru, akurat padło na samego Arthur’a, od którego trudno mu było oderwać wzrok, nieważne jak bardzo się starał(co było wątpliwe, patrząc na jego zachowanie w trakcie całego wydarzenia) — Naprawdę — zaciągnął się po raz ostatni, wygaszając peta w popielniczce — Aż jestem skłonny wybaczyć te Lucky Strike’i — wymamrotał, chwytając zwinnie tego w ustach Sullivan’a i dociskając do nich swoje z delikatnością i spokojem, w pełni przekonany, że są sami. W końcu specjalnie wyszli aż tutaj, żeby uniknąć ciekawskich oczu. Był zbyt zmęczony, żeby nawet pomyśleć o tym, że mogło być inaczej. Pogłębienie pocałunku również było niepośpieszne, po prostu czerpiąc przyjemność z szansy na czułość, jaką sami sobie znaleźli
____ — Musimy pewnie zaraz wracać — stwierdził z westchnieniem po niechętnym odsunięciu się. Pewnie nie było ich wystarczająco długo, aby wzbudzić jakieś wątpliwości, co do tego jednego papierosa — Powiedz tylko, o której jutro mam być i możemy iść — zaoferował tonem nie chcącym odmowy, blokując całym sobą Arthur’a przed wymiganiem się od odpowiedzi. Dopóki nie dowie się, kiedy ma przyjechać dokładnie po studenta historii, nie zamierzał ruszyć się ze swojego miejsca, jak i dłoni z jego bioder, które pewnie trzymały go w jednym miejscu.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arthur miał szczerą nadzieję, że Elliot nie myślał, że Sullivan z nim jest tylko ze względu na to jak wygląda... Bo to absolutnie nie była prawda. Tak, to jak ten wyglądał był jednym z powodów, dla których Elliot wtedy do niego zagadał (drugim było to, jak nie na miejscu i na jak zagubionego wyglądał), ale to nie dlatego kontynuował się z nim widywać – nie w wakacje. I nie teraz. Lubił spędzać czas z Elliot’em. Lubił się z nim przekomarzać. Lubił to jaką osobą Elliot był pod tymi wszystkimi warstwami... Było tyle innych rzeczy, za które można go było lubić, że ten nie powinien się skupiać tylko na tych powierzchownych.
-Ellie... –westchnął ciężko. –Chyba zupełnie inaczej rozumiemy „ostrożność”-przygryzł wargę. To nie tak, że Arthur nie chciał pojechać z Elliot’em na uczelnie. Wręcz przeciwnie. Bardzo chciał. Głównie dlatego, że w taki głupi, naiwny sposób chciał spędzać z Crowley’em tyle czasu ile tylko sie da, ale... Co jeśli jakaś zabłąkana duszyczka będzie szlajać się po korytarzach i ich razem zobaczy? O siebie się nie bał, ale jeśli ktoś by zwęszył, że Elliot zadaje się z Arthur’em... Nie było mowy, żeby plotki się nie rozeszły. Żeby nie zaczęli utrudniać mu życia, prześladować... Naprawdę nie chciał tego dla niego.
Zwłaszcza, że chodziło o tego Elliot’a Crowley’a. Elliot miał reputacje. Wszyscy na Stasand University wiedzieli kim jest (prawie wszyscy, poza takimi niezainteresowanymi istotkami jak Arthur, który nie miał pojęcia z kim rozmawia wtedy w barze), także... To co mogłoby się stać było dużo, ale to dużo gorsze w konsekwancjach, niż to co się stało jeśli idzie o Arthur’a. Martwił się okej? Dyskrecja przed mamą Elliot’a to jedna, ale na uczelni... To drugie. Już i tak igrali z ogniem, idąc razem na jarmark.
-Po pierwsze... Ładnemu we wszytkim ładnie –spojrzał krzywo na Elliot’a, jak zwykle nie wiedząc jak się zachować, kiedy ten go komplementował. Zwłaszcza jego wygląd... Zawsze był przyzwyczajony do bycia „mózgowcem”. Mało kto zwracał uwagę na to jak wyglądał, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo przemykał po kątach. Nie wiedział jak zareagować, zwłaszcza, że te pochwały wychodziły od Elliot’a, który wyglądał jak... Elliot. Jakby urodził się, żeby być na ekranie, albo w jakiś magazynach czy coś... –Po drugie... Nie jestem uroczy –wymamrotał cicho, poruszając się niespokojnie, kiedy dłonie Elliot’a wylądowały na jego talii. Naprawdę... Jak ludzie odpowiadali na takie urady. Arthur był tylko zakłapany i robił się niepewny, za każdym razem, kiedy Crowley to robił, nerwowo przygryzając wargę.
Spojrzał oburzony, kiedy Elliot wyciągnął papierosa, z jego ust, ale jakiekolwiek próby wyrażenia tego na głos zostały zablokowane ustami Crowley’a i naprawdę... Arthur nie mógł narzekać w takiej sytuacji, prawda? Rozpuścił się wręcz, zaciskając jedną z wolnych dłoni na żółtym swetrze Elliot’a i lekko rozchylając wargi, tym samym pozwalając mu na pogłębienie pocałunku.
Całowanie Elliot’a musiało być najprzyjemniejszą rzeczą na świecie – jakikolwiek opór czy oburzenie, odpłynęły w zapomnienie i Arthur skupiał się tylko na pływaku przed sobą, a świat poza nim wydawał się nie istnieć. Nawet jeśli definitywnie istniał – o czym świadczyło dyskretne poruszenie firanki. Sullivan jednak był tylko człowiekiem i nawet jeśli dobrze wiedział, że powinni uważać, że nie powinni sobie na tyle pozwalać (głównie ze względu na panią Crowley, bo Debbie i Rose dobrze wiedziały, że relacje między Arthur’em i Crowley’em są bliżej niż przyjacielskie).
Nie chciał, żeby ta chwila się kończyła, ale kiedy Elliot w końcu się od niego odsunął...
-Piąta trzydzieści? –westchnął w końcu, ulegając, skutecznie rozmiękczony. Cholerny Elliot i jego cholerne metody pertraktacji. Powinni wtedy dojechać na uczelnie gdzieś za kwadrans szósta. –I nie myśl, że całowanie mnie zadziała za każdym razem, jeśli idzie o przekonywanie mnie do czegokolwiek to grubo się mylisz –okej, to był dobry sposób, ale nie mógł pozwolić Crowley’owi myśleć, że jest inaczej i że Arthur’a tak łatwo przekabacić.
-Coś podejrzanie długo was nie było... Jesteś pewien, że skończyło się na jednym papierosie, Artie? –tymi oto słowami przywitała ich Debbie, kiedy wrócili do salonu, wbijając w nich znaczące, acz nieco rozbawione spojrzenie, we wchodzących do pokoju chłopców...
-Wypaliliśmy ze dwa –wymamrotał Arthur, ale nie mógł powstrzymać lekkiego rumieńca, który pojawił się na jego twarzy. Nie lubił kłamać. Zwłaszcza, jeśli idzie o Cole idzie. Starał się być z nimi szczery, ale... Nie tym razem.
-Ach tak? Domyślam się, że to były wyjątkowo dobre papierosy, sądząc po wyrazie twojej twarzy na wejściu –dodała Rose, a biedny Arthur o mało się nie zakrztusił swoim sokiem pomarańczowym.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Pojechanie razem na uczelnie faktycznie łączyło się z niemałym ryzykiem. Mimo jego przekonania, że nikt się tam aż tak wcześnie nie zjawia, to była ta drobna szansa, że ktoś ich zauważy. I akurat byłby to ktoś wyjątkowo plotkarski, informacja rozniosłaby się po całej uczelni, a potem i Stasand. Ale i tak był gotowy się tego podjąć, byleby móc w końcu pojechać wraz z Sullivan’em na uniwersytet, spędzić początek dnia razem, niczym prawdziwa, studencka para. Potem by udawali, że się nie znają, ale i tak! Mógłby udawać ze świadomością, że widział go już przed zajęciami____ — Zaparkuję gdzieś z tyłu, nikt nas nie zauważy — ślepo starał się przekonać studenta do tej mało rozważnej decyzji. Nie miał w końcu pewności, że uda im się perfekcyjnie dostać do budynku, przy okazji z nikim się nie mijając. Ale zawsze mogli spróbować i dla Elliot’a to było wystarczające. Mogli też się jakoś… przebrać, założyć potężny szal, grubą czapkę i zimową kurtkę, ale to byłaby już przesada. Szczególnie, gdyby ktoś po prostu rozpoznał jego samochód.
____ — No to przede wszystkim – nie spuszczał zapatrzonego wzroku z Arthur’a, nawet przy krótkim śmiechu. Zgadzał się i z jego słowami, nie był pewien, co musiałby zrobić Sullivan, żeby zbrzydnąć w oczach Elliot’a, nie było na to szans — W ogóle, ani trochę — mruknął, zadowolony z zawstydzenia, jakie potrafił wzbudzić u studenta paroma szczerymi komplementami. Niespokojne ruchy tylko go zmotywowały do dalszego brnięcia w zalotne zaczepki — Ale przynajmniej zgadzamy się w jednym - że jesteś ładny, a nawet bardzo — tak jak miewał problemy z zainicjowaniem flirtu, bo bał się odstraszenia Arthur’a, tak kiedy tylko wskakiwali w ten rytm - Elliot zasypujący go słodkimi słówkami, a Sullivan próbujący wydostać się z sytuacji - to cała jego pewność siebie dawała o sobie znać, używając cały nieodparty urok osobisty.
____Mruknął nisko przy pozwoleniu ze strony studenta, językiem jedynie muskając delikatnie jego dolną wargę, a palce na biodrach nieznacznie zaciskając. Nic go teraz nie interesowało. Chciał w pełni zająć swoje myśli Arthur’em i tym, jak blisko był, cieszyć się chwilą. Nie zwracał uwagi na otoczenie, choć zapewne powinien, za bardzo był przejęty powolnym ruchem ust swoich, jak i tych niższego, zgrywając się wręcz momentalnie i rozgrzewając go całego od środka. Bo wydawało się to takie idealne. Odpowiednie. Jakby zawsze miało tak być. Nie było tego narzuconego pośpiechu, który odbierał całą przyjemność, byleby mieć tę “formalność” za sobą. I to tylko cieszyło go bardziej, bo czuł wtedy, że Sullivan’owi nie zależy tylko na jego ciele, a na każdej wspólnej chwili - nawet leniwym całowaniu się na werandzie sióstr Cole.
____ — Super — uśmiechnął się dumnie, przy okazji wkładając zabranego papierosa do buzi i ze złośliwym uśmieszkiem wykańczając go — Będę musiał się przekonać na własnej skórze, Artie — odparł i wygasił peta w popielniczce, żeby mogli wrócić do środka, gdzie czekała trójka, podejrzanie cicho i spokojnie siedzących, kobiet. Sączył podejrzliwie swój sok nim któraś się odezwała, gdzie oczywiście, była to Debbie z niewinnym komentarzem co do papierosów. Tak patrząc na to logistycznie, to Elliot wypalił dwa! Więc nawet nie kłamali. Nie spodziewał się jednak słów Rose, które zmusiły go do gwałtownego obrotu w stronę Arthur’a, który teraz może nie wyglądał na uradowanego, ale jeśli wypieki powoli obejmujące jego twarz miały o czymś świadczyć, to spisywały się wyśmienicie.
____Jedyną osobą, która nic nie powiedziała, była mama Elliot’a, w ciszy obserwująca zajście, w pewnym momencie dosłownie na chwilę wyłapując kontakt wzrokowy ze swoim synem, przed skupieniem się na ciastkach. Było tak nawet, kiedy wychodzili z domu, żegnając się ciepło ze wszystkimi, Crowley cicho upewniając się o godzinie ich spotkania. Było tak też chwilę w samochodzie, dopóki przepisowo nie wyjechał z ulicy, na której mieszkały kobiety
____ — Elliot, jak długo jeszcze zamierzasz udawać? — wybity z rytmu zerknął kątem oka na swoją mamę, która patrzyła przed siebie, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
____ — Chyba… nie do końca rozumiem — naprawdę nie wiedział, o co jej chodzi. Przynajmniej nie na początku, kiedy odniosła się do tematu tak ogólnie, krótko i chłodno. Nie mógł nawet na nią patrzeć, bo prowadził i nie zamierzał ryzykować rozbicia Alfy przed następnym dniem.
____ — Ty i Arthur — zamarł — Od kiedy? — po wymienieniu imion, nie musiała mówić nic więcej. Starał się wykręcić, wymyślić jakieś kłamstwo, które wyszło jako nieudolne jąkanie się i tylko podjudziło emocje, które gotowały się powoli w kobiecie — Możesz przestać kłamać? — nie krzyczała, nie podniosła tonu. Teoretycznie nie zrobiła nic złego. Ale przez kręgosłup Elliot’a przeszedł nieznośny dreszcz na zimny, nieprzyjemnie znajomy, ton. Nie umiał nic odpowiedzieć, zaciskając jedynie dłonie na kierownicy aż knykcie nabrały białego koloru.
____ — Domyślałam się już wtedy, jak Arthur u nas spał po raz pierwszy — powiedziała, przerywając ciężką ciszę, jaka zapanowała w samochodzie — Myślałam, że to jednorazowe. Albo faktycznie pożyczyłeś mu koszulę — mówiła dalej, bez zbędnych ogródek — Ale potem kolejne nocowanie, i dzisiaj. Elliot, naprawdę sądzisz, że jestem na tyle głupia i ślepa? — zapytała, choć raczej nie oczekiwała na odpowiedź.
____ — Nie — wychrypiał marnym głosem, jakby stracił w nim całą siłę — Ale… ale nie wiedziałem, co powiesz. Co zrobisz — do pewnego etapu nie miał pewności, czy ta powie coś ojcu, czy nie. Nie wiedział też, czy ten nie zrzuci gniewu na swoją żonę, skoro wiedziała o nagannym zachowaniu swojego syna.
____Cisza, która na nowo ich ogarnęła była jeszcze bardziej przygniatająca dla Elliot’a, nie wiedzącego, co dzieje się w głowie jego matki, która jedynie męczyła materiał spódnicy między palcami i wpatrywała się w odległy punkt na drodze. Odchodził od zmysłów, raz na jakiś czas tracąc ostrość na drodze, ale szybko się otrząsając, z obawy, że wydarzy się coś złego
____ — Jesteś moim synem. Byłabym okropną matką, gdybym nie akceptowała tego, co cię uszczęśliwia, Ellie. Arthur to również dobry chłopak — szepnęła, nie patrząc jednak na swojego syna — Ale boję się. Boję się o was. Boję się o Ciebie — dodała łamliwym głosem — Sam wiesz, jaki jest twój ojciec. Już raz się na Tobie wyżył, i to za same plotki. Nie wiem co zrobię, jeśli coś Ci się stanie, a ja nie będę mogła nic z tym zrobić — serce pływaka już wcześniej było w kawałkach, teraz rozpadając się mocniej na samo słyszenie zrezygnowanego głosu swojej mamy, zupełnie bezsilnej w tej sytuacji.
____ — Wiem — odezwał się w końcu, kiedy wjechali na swoje osiedle — Ale już raz uciekłem. Nie zrobię tego po raz drugi — nie mógł stracić Arthur’a, nieważne jaką cenę miał za to zapłacić.
____ — Dobrze, okej — odparła, bardziej zapewniając siebie, niż syna, po czym uśmiechnęła się krucho i spojrzała synowi prosto w oczy przed wyjściem z samochodu — Cieszę się, że ktoś Ciebie uszczęśliwia Elliot. Naprawdę — i jeśli potrzebował czegoś, co sprawiłoby, że jego tama emocjonalna pęknie, to było właśnie to. Nie był pewien, kiedy łzy zleciały po jego policzkach, jedyne czego był pewien, to wątłych kobiecych ramion, które trzymały go blisko swojej piersi z kojącym szeptem.
____
____Pod domem Arthur’a stał wcześniej, niż planowali. Był zmęczony i też na takiego wyglądał, przede wszystkim dzięki lekko podkrążonym oczom, ale był zbyt podekscytowany, aby spać dłużej i zregenerować się po wykańczającym emocjonalnie wieczorze najpierw z mamą, potem w swoich czterech ścianach. Chciał zobaczyć go jak najszybciej, powiedzieć, że nie muszą ukrywać się w jego domu. Że jego mama ich akceptuje, mimo niepełnego zrozumienia sytuacji.
____Dlatego też stał w chłodzie, odpalając roztrzęsionymi z zimna i zmęczenia dłońmi Camel’a i zerknął na zegarek, aby dowiedzieć się, że jeszcze było przynajmniej dziesięć minut do ich umówionego czasu. Poranny papieros powinien go rozbudzić i przygotować do dnia, który chwilowo zapowiadał się na jeden z lepszych dotychczas.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Budzik zadzwonił. Wyjątkowo oburzony tą czelnością Arthur niechętnie poderwał głowę z poduszki, mierząc bogu – ducha – winną maszynę morderczym spojrzeniem. Miał ochotę tylko i wyłącznie go wyłączyć, zakopać się z powrotem w pościeli i iść spać na kolejne dwie i pół godziny... Ale nie.
-Cholerne... cholerstwo –wymamrotał, do siebie, głęboko nieszczęśliwie. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, ale zegar bezdusznie wskazywał piątą rano.
Elliot miał być przed jego domem za dwadzieścia minut... Musiał się więc wyczołgać z łóżka – i chyba tylko fakt, że chodziło o Elliot’a wyciągnął go spod pościeli.
Wiele można było powiedzieć o Arthurze Sullivan’ie, ale definitywnie nie to, że był rannym ptaszkiem. Zmarnowany, wyciągnął się z łóżka i podreptał do łazienki, gdzie przemył napuchniętą twarz wodą w nadziei, że pomoże mu się trochę obudzić (nie pomogło), umył zęby i powolnie ubrał się w swoją uniwersytecką, sportową bluzę, biały podkoszulek i parę jeansów, po czym zwlókł się na dół, gdzie na jadalnianym stole leżały dwie elegancko zapakowane paczuszki i krótki liścik od Debbie, który tłumaczył, że są to kanapki dla Arthur’a i Elliot’a, na wypadek gdyby ten ostatni zapomniał śniadania.
Arthur uśmiechnął się pod nosem. To było... miłe z jej strony. I znaczyło, że wyraźnie zaczynała się przekonywać do Crowley’a, bo w przeciwnym wypadku w życiu nie uszykowałaby dla niego śniadania. Elliot miał rację – powoli robił postęp, a jego pojawienie się razem z panią Crowley (i winem), definitywnie pomogło. Zgarnął obie paczuszki do swojej wysłużonej aktówki, a potem, odrobinę bardziej przytomny zaparzył kawę w termosie i zgarnął dwa jabłka z kosza z owocami.
W końcu, punkt piąta trzydzieści, wyszedł z domu, gdzie zauważył znajomą sylwetkę Elliot’a, oświetloną światłem lampy ulicznej. Dookoła było mgielnie i wyjątkowo zimno – definitywnie nie był to najprzyjemniejszy poranek, ale mimo zmęczenia, mimo paskudnej pogody i wczesnej godziny, na jego twarrzy pojawił się lekki uśmiech na widok Elliot’a.
-Hej Elliot –rzucił, podchodząc do chłopaka i ledwie co, tłumiąc potężne ziewnięcie. –Wyglądasz jak przemęczone gówno –rzucił, stając przed chłopakiem i spoglądając w górę, na jego bladą twarz i podkrążone oczy. Ostrożnie, nieco niepewnie, podniósł rękę i pogładził go lekko po policzku.
-Spałeś w ogóle?-zapytał, tym razem bez charakterystycznej złośliwości. Może to ich poranne wyjście nie było dobrym pomysłem? Może powinni to przełożyć? Zostać w domu?
Nie... Bo znając Elliot’a i tak się będzie upierał, że tak czy siak, zawiezie Arthur’a na uczelnie, a to by się skończyło katastroficznie.
-Debbie zrobiła ci kanapkę, gdybyś przypadkiem popełnił największe przestępstwo na ziemi i zapomniał śniadania –wyciągnął paczuszkę z torby i podał Elliot’owi, kiedy już znaleźli się we wnętrzu Alfy. –I mamy kawę i jabłka. Możemy zjeść w ciemni, zanim zajmiemy sie zdjęciami, w pokoju gazetki –dodał z uśmiechem. Teoretycznie nie-członkowie nie mieli tam wstępu, ale po pierwsze Arthur był szefem, co znaczyło, że po pierwsze nie musiał koniecznie szykować się do swoich własnych zasad, po drugie... Było tak wcześnie, że i tak nikt nie miał ich złapać. A co z oczu, to z serca, prawda?
-Mam nadzieję, że czujesz się doceniony... Łapówki definitywnie pomogły –zaśmiał się cicho, zapinając pas, po czym umościł się na wyjątkowo wygodnym fotelu, bokiem, tak żeby móc patrzeć na Elliot’a. Najchętniej by odpłynął. Tutaj. W Alfie. Przy Elliot’cie który tak cholernie lubił ten swój samochód.
[...]
Jakieś piętnaście minut później zaparkowali na jednym z mniej popularnych parkingów na uniwersytecie. Alfa była obecnie jedynym stojącym na niej samochodem, dzięki czemu Arthur’owi natychmiastowo ulżyło. Nie na tyle, żeby złapać Elliot’a za rękę po wyjściu z samochodu – co było jedyną rzeczą na którą miał ochotę. Zamiast tego wepchnął je jednak w kieszenie i poprowadził Elliot’a pomiędzy budynkami, a potem labiryntem korytarzy, do biura gazetki, która znajdowała się w budynku wydziału literatury angielskiej.
Sprawnie otworzył drzwi kluczem i wpuściił Elliot’a do środka. Jako, że zbliżali się do wydania nowego numeru, pomieszczenie było w stanie sporego rozgardiaszu, z wszędzie porozrzucanymi papierami, z tablicą pełną zdjęć i notatek, planów na następny numer...
-Wybacz bałagan –wymamrotał, zgarniając ze swojego biurka papiery i wykładając ich śniadanie na blat, po czym przysunął Elliot’owi jedno z krzeseł, żeby obaj mogli usiąść. –Chyba zaczniemy od kawy, co Ellie? –Arthur nie był pewien, jak było z Elliot’em, ale on sam wciąż był ledwie przytomny i desperacko potrzebował kofeiny, żeby się obudzić.
-Powiedz mi... Wiesz cokolwiek o wywoływaniu zdjęć, czy mam przeprowadzić kurs dla początkujących?-zapytał, zabierając się za swoją kanapkę. Niby taka prosta rzecz, a Debbie tak czy siak przenosiła je na następny lewel... Arthur miał niesamowite szczęście mieszkając z najlepszą kucharką w Stasand, naprawdę. Teraz nieco bardziej pobudzony, uśmiechnął się szeroko do Elliot’a.
To było całkiem przyjemne uczucie. Spędzać z Crowley’em czas na uczelni. Tak... normalnie. Jakby nie musieli się martwić innymi ludźmi i tym co się stanie, jeśli ktoś ich zobaczy. Zwłaszcza, że od czasu jarmarku, Arthur skutecznie unikał Andrew co oznaczało, że większość czasu na uczelni spedzał sam, jako, że Nigel miał zajęcia po drugiej stronie kampusu i praktycznie nie opuszczał swojego studia, w pełni poświęcony swojemu projektowi semestralnemu.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Zdążył wypalić do końca papierosa i opatulić się mocniej swoją pilotką, która niewiele dawała o tak wczesnej porze. Nie był nawet rozbudzony, więc nie mógł liczyć, że to go ogrzeje - przynajmniej w efekcie placebo. Mógłby siedzieć w Alfie i się spokojnie ogrzewać, ale chciał poczekać na Arthur’a, otworzyć mu drzwi i po prostu poprawnie go przywitać. Nie jak jakiś gbur, chociaż nie pałał chwilowo pozytywną energią. Nie zjadł śniadania, nawet nic nie wypił. Miał ochotę tylko ubrać charakterystyczne polo i jasne jeansy zaraz po umyciu zębów w łazience. I chciał się cieszyć, że ma krótko zajęcia, to nie mógł, bo potem miał pracę!____Jednak drobna ilość życia do niego powróciła, kiedy tylko usłyszał nieznaczne poruszenie się przy drzwiach a przed nim pojawił się Arthur. Rozluźnił nieco ręce, którymi intensywnie próbował się ogrzać i uśmiechnął się słabo do Sullivan’a, który nie wyglądał na bardziej energicznego. Zaśmiał się sarkastycznie na pierwszy komentarz, chwilę później przymykając oczy i wtulił się w dłoń na jego policzku
____ — A no wiesz, bez Ciebie to nawet oka nie mogłem zmrużyć — odparł żartobliwie, ale szybko złagodniał w tonie i wyrazie twarzy, kiedy student faktycznie wyglądał na zmartwionego jego mniej niż atrakcyjnym wyglądem. Cóż, w podkrążonych oczach najwyraźniej nie było mu do twarzy, ale nie mógł wiele na to poradzić, szczególnie po fakcie — Jest okej, naprawdę — zapewnił go. Bo tak naprawdę, to wszystko było w porządku. Jutrzejszy dzień skończył się dobrze, nie został wyrzucony z domu i nie stracił miłości swojej matki. Sen był spędzany mu z oczu zwyczajnie przed nadmiar zmęczenia. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo to ukrywanie się go męczyło. I jaką ulgą było wyznanie mamie racji.
____ — O mój Boże — wręcz jęknął na widok zapakowanego śniadania — Musisz ucałować Debbie w moim imieniu. Kobieta ze złotym sercem — ucałował torebkę z jedzeniem przed odłożeniem jej na bok, po czym ochoczo zgodził się na propozycje — Oj czuję się czuję. Bardziej niż z Tobą na randce — zerknął przy cofaniu na Arthur’a ze złośliwym uśmiechem, zaraz szybko zostawiając buziaka przy kąciku jego ust i płynnie wrzucając bieg, aby zawieźć ich pod uczelnie, w trakcie drogi przenosząc dłoń na kolano florecisty i ściskając je czule, jedyne co mógł zrobić w trasie, żeby mieć z nim kontakt. Ale starczyło. Pozwoliło mu na bliskość i skorzystać z tego, że mogli poczuć się jak regularna para.
____
____Wlókł się posłusznie za Arthur’em, bo tak jak w teorii wiedział gdzie pokój gazetki jest, tak był tam tylko raz i miał wręcz pewność, że by się zgubił. Ostatnio trafił tylko przy cudzej pomocy i buzującej złości przez artykuł o jego drużynie. I bardzo dobrze, że dał się poprowadzić, bo ilość wziętych zakrętów na pewno by go pokonała, jakby lazł samodzielnie.
____Wgramolił się za nim do środka, ciekawsko rozglądając. W październiku niezbyt się przyglądał, miał wtedy jeden cel. Zerkał na biurka, gdzie były porozkładane artykuły, jakby dopiero plan układu następnej gazetki. Jedna tablica obklejona zdjęciami i notatkami informacyjnymi, niektóre bardziej, niektóre mniej interesujące, ale sam koncept w sobie fascynował Elliot’a. Proces, jaki następował, ile pracy musieli włożyć, żeby złożyć jeden numer. Nie był pewien, czy sam miałby na to cierpliwość…
____ — Zwykle nie piję, ale dzisiaj się pewnie przyda — westchnął i sięgnął po termos, aby wypić małą porcję kawy. Gorąca i gorzka. Tyle mógł stwierdzić. Wciąż nie przepadał, ale oddałby własną nerkę za możliwość rozbudzenia się i dalej ją sączył, chwilę później zabierając się za kanapkę, która wywołała burzę smaków na jego kubkach smakowych. Jadłby o wiele łapczywiej, gdyby nie prosta chęć rozkoszowania się jej smakiem. Nawet w takim chlebie dało się czuć, że Debbie się zna, jeśli chodzi o jedzenie.
____ — Wiem, że musi być ciemno — przełknął kęs, nonszalancko chwaląc się swoją wiedzą, która prawie równała się zeru — Ale no… nie miałem okazji wywoływać zdjęć. Zawsze ktoś robił to za mnie — dodał już o wiele mniej pewnie. Mimo wszystko wiedza warta posiadania, nawet jeśli mógłby całe życie dawać komuś do wywołania… — Musisz mi wszystko pokazać — uśmiechnął się krzywo, nieco pochylając i szturchając ramieniem Arthur’a.
____Skończył swoją kanapkę i wyrzucił papierek do pobliskiego kosza, po czym nerwowo zaczął się wiercić na swoim miejscu. Chciał powiedzieć, nie wiedział skąd brał się teraz u niego stres. Nie było jednak sensu tego odwlekać, i tak już to porządnie wydłużył, bo mógł zrobić to w samochodzie
____ — Wczoraj, jak byliśmy na werandzie, co nie? — zaczął nieco niepewnie, z nogą intensywnie skaczącą w górę i dół — Nie tylko Debbie i Rose nas widziały. Moja mama też — zerknął na chwilę w stronę Sullivan’a, jakby szukał jakiejś reakcji, po chwili ciszy odchrząknął i nerwowo wrócił do rozmowy — I… gadaliśmy w samochodzie. Wie. Wiedziała od początku — głos żenująco mu zadrżał, na samo wspomnienie wieczoru i emocji, jakie wtedy z niego wręcz kipiały — Ale… ale nie powiedziała nic złego. Powiedziała, że skoro jestem szczęśliwy, to okej — uśmiechnął się słabo do Arthur’a, przy okazji nie próbując nawet ułożyć bardziej elokwentnej wypowiedzi, bo im więcej mówił i się otwierał, tym bardziej czuł się bliski kolejnego pęknięcia emocjonalnego — Nie musimy się ukrywać przed moją mamą — szepnął, jakby sam nie wierzył w taką możliwość, dodatkowo skubiąc intensywnie skórę przy paznokcich dłoni, które opierał na latającym kolanie. Mógł przyprowadzić Arthur’a do siebie, spać z nim w jednym pokoju i przytulać, kiedy oglądali razem filmy. Kolejne miejsce, w którym - jak nie było starego Crowley’a - byli bezpieczni.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Podniósł wzrok na Elliot’a, zaskoczony. Ten nie lubił kawy? Jak to tak? Arthur nabierał przekonania, że coś było nie tak, z Elliot’owymi kubkami smakowymi. Lucky Strike’i? Nie. Cola? Nie. A teraz kawa? No jak tak można?
-Jak to?-oburzył się (ale nie jakoś bardzo poważnie). –Kawa to życie! –Arthur mógł być... odrobinę uzależniony. Tak troszeczkę. A pracowanie w Debbie’s absolutnie nie pomagało, bo oznaczało darmowy, ciągły dostęp do dolewek do kawusi. Tak samo jak fakt, że przez większość czasu spał parszywie, więc pił więcej kawy, przez co nie mógł spać... I tak oto trwał w niekończącym się cyklu. Nawet teraz nie mógł poczekać aż Elliot skończy pić z termosowego kubeczka i wyciągnął z szafki swój własny, nieco poobijany kubek z szafki i z nieog właśnie rozkoszował sie swoim ulubionym napitkiem, zapijając nim swoją kanapkę.
-No to w takim razie... Będziesz moim fotograficznym padawanem –zaśmiał się cicho. –I pierwsza lekcja jest taka... Że nie jest do końca ciemno! Istnieje coś takiego jak światło bezpieczne, które jest czerwone i może być zapalone... Głównie po to, żeby wywołujący zdjęcia się nie zabił, przez potknięcie się o własne nogi –puścił Elliot’owi oczko,
-Och, Ellie… -położył dłoń na tej chłopaka, delikatnie zaciskając na niej palce. Całkiem się na nim skupił, szczerze? Oczekując najgorszego. Pani Crowley może i była cudowną kobietą, ale akceptacja była rzeczą tak rzadką w ich społeczeństwie, zwłaszcza ze strony rodziców... Na myśl o potencjalnych konswencjach, Sullivan’owi serca podeszło do gardła, a przed oczami przeleciały mu wszystkie najgorsze scenariusze, z Elliotem oznajmiającym, że nigdy więcej nie chce historyka widzieć. Nie wiedział czego się spodziewać po reakcji pani Crowley, ale...
Na pewno nie tego, że ta „nie powiedziała nic złego”. Arthur’a zalała taka niesamowita fala ulgi... Głównie ze względu na Elliot’a. Bo nie chciał, żeby ten stracił nowo odzyskaną relację z matką, przez Arthur’a. Ale też samolubnie, bał się, że jej dezaprobata połączona z dezaprobatą jego ojca, złamią Elliot’a. Że znowu zmieni zdanie, że podda się ich zasadom, że zostawi Arthur’a w tyle, że znowu złapie mu serce i...
Przez długą, długą chwilę milczał, tylko po to, żeby chwilę później, wstać ze swojego miejsca, podejść do Elliot’a i mocno, mocno, prztytulić go do siebie.
-To świetnie Ellie... Naprawdę świetnie. Twoja mama... –przełknął ślinę, ignorując wiilgotność w oczach i uśmiechnął się szeroko. –Twoja mama... Jest jedyna w swoim rodzaju, wiesz?-i była pełna niespodzianek. Dobrych niespodzianek. Arthur i tak szanował panią Crowley, ale obecnie ten szacunek jeszcze wzrosnął i biedak miał pewnie być o krok od noszenia jej na rękach, jak się następny raz spotkają. Był taki szczęśliwy, bo Elliot miał przynajmniej jednego rodzica, który go akceptował, bez względu na okoliczności. Tak jak powinno być, a jak było zbyt rzadko.
-Naprawdę jestem szczęśliwy Ellie... Nie chciałbym być jakąś zadrą między wami –i szczerze? Po poznaniu pani Crowley i sytuacji rodzinnej Elliot’a, pewnie by zaakceptował to, że ten z nim zerwał przez rodzinę, bez złości. Z wielkim smutkiem, ale... Bez złości. –Już i tak skończyłeś przeze mnie pobity –wymamortał, wplatając palce w miękkie włosy Elliot’a i przejeżdżając palcami pomiędzy delikatnymi kosmykami, w czułym, uspakającym geście. A Arthur był zbyt samolubny, żeby z nim zerwać...
-Już się bałem, że będziesz mi miał najgorsze do powiedzenia –wymamrotał cicho, nachylając się, żeby delikatnie pocałować Elliot’a.
Mógłby się do tego przyzwyczaić. Nie przejmowania się, w murach uniwesyteckich, na ulicach, w domu... Wiedział, że nie mogą, że to nie możliwe... Ale zazdrościł męsko – damskim parom. Ich wolności. Ich nie skrępowania zasadami.
Nie był pewien, jak dużo czasu tak trwali – Arthur po prostu przytulający, Elliot’a i starający się, żeby ten się rozluźnił, ale kiedy się odsunął kawa już nie parowała...
-No cóż... Czas się zabrać do pracy –klasnął w dłonie i podszedł do jednej z szafek, w której trzymali potrzebne chemikalia, ochronne rękawiczki i dwie pary gogli, wkładając je do pudełka i zaraz dokładając do niej puszeczkę z filmem, który poprzedniego dnia wyciągnął z aparatu.
-Po pierwsze musimy wyciągnąć negatywy z aparatu –oznajmił. –Ale to już zrobiłem, bo nie chciałem tu targać całego kanona –oznajmił, prowadząc Elliot’a do niewielkiego pomieszczenia położonego parę drzwi dalej. Otworzył przed nim drzwi, zapraszając go do środka i zabierając się za rozkładanie sprzętu.
-Samo wywoływanie nie jest trudne – potrzeba tylko trochę cierpliwości... No i ostrożności, bo będziemy mieszać chemikalia –kontynuował tłumaczenie, wyciągając z szafki w póki co rozświetlonej ciemni, trzy pojemniki, dzbanek, do którego zaraz nalał wody z kranu przy drzwiach i szklany cylinder do mieszania chemikaliów.
-Zanim odziejemy się w nas sprzęt, bądź tak dobry i zamknij drzwi na klucz, żeby jakaś zagubiona duszyczka nam się tu nie zgubiła... –mruknął cicho, krzątając się po pomieszczeniu.
Kiedy drzwi były zamknięte, skinął na Elliot’a głową, sam przywdziewając rękawiczki i okulary. Przygotowywanie roztworów było pierwszym krokiem i przypominało trochę zabawę w małego chemika. Potem musieli wybrać negatywy do wywołania. Skupić je, a potem w końcu zgasić światło i nastawić przysłonę w maszynie deweloperskiej, potrzebną do wykonania powiększenia... Potem pod maszynę podłożyć papier, naświetlić go, a potem zdjęcie umieścić w każdym z chemikaliów i na koniec wysuszyć. Był to dość skomplikowany proces, ale Arthur naprawdę go lubił, zazwyczaj pomagał mu się wyciszyć. Tym razem jednak, z Elliot’em u boku, jakoś tak dużo ciężej było się skupić, bo cały czas zerkał na Elliot’a, mając nadzieję, że go nie zanudza.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — No nie wiem! Za gorzka dla mnie jest i nawet tak nie rozbudza… — starał się obronić przed nagłym wybuchem Arthur’a, który miał okazję się przekonać - był miłośnikiem kawy. Sam w końcu nieraz mu ją robił u siebie w domu — To może nie dzięki mnie śpisz lepiej, tylko jak nie pijesz kawy w ciągu dnia — rzucił złośliwie, na jakże odważne stwierdzenie studenta. Ale naprawdę, jak teraz o tym pomyślał, to Sullivan był bardzo zależny wobec kawy. Przy śniadaniu zawsze miał kubek, jak i przy innych posiłkach. Nawet nie umiał sobie wyobrazić, ile pił w pracy skoro tam porządny ekspres był zaraz pod ręką. ____Słuchał z uwagą Arthur’a, szczerze zaskoczony, że nie panuje tam pełna ciemność. W końcu ciemnia - ciemno, co nie? Ale jakieś bezpieczne źródło światła miało sens - bez niego bardzo łatwo byłoby się o coś potknąć, szczególnie komuś jak Elliot, który miejsca nie znał i zapewne zdołałby coś wywrócić lub co gorsza, zepsuć. Jeszcze czerwone? Bardzo… nastrojowy wybór, którego nie do końca rozumiał, ale pewnie miało to związek z całym procesem, który tam zachodził. W odpowiedzi więc skinął głową z lekkim mruknięciem, znowu ucząc się czegoś nowego od Sullivan’a.
____Za to ku jego niezadowoleniu, uwaga przeniosła się na niego. Sam to spowodował, ale nie spodziewał się, że Arthur w pełni się na nim skupi. Wzdrygnął się na niespodziewany dotyk, zaraz go odwzajemniając ze zdwojoną siłą. Chwilę później pełen stres wrócił, jak ten drugi zamilkł, cicho siedząc bez jakiejkolwiek reakcji. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, zmusić Sullivan’a do odezwania się, gdy ten z impetem zamknął go w swoich ramionach, skutecznie pchając mu łzy do oczu i nieprzyjemny ścisk w gardle. Zacisnął ręce na bluzie Arthur’a jakby zależało na tym jego życie, robiąc to samo z powiekami, aby nic z nich nie wyleciało. Było na to i tak za późno, czuł jak te powoli spływają po jego policzkach, jedyne co zostało to wstrzymywanie szlochu, który dawał o sobie znać w gardle,
więc zaśmiał się jedynie mokro na pierwsze słowa Arthur’a, zaraz chowając twarz w zgięciu jego szyi
____ — Nie mów tak nawet Arthur — przełknął głośno ślinę, żeby zepchnąć wszystko, co niechciane gdzieś na bok — Pobity zostałem przez tego zjeba i to tylko jego wina. Najwyżej moja, ale na pewno nie twoja — powiedział na tyle stanowczo, na ile mógł. I tak już nieco się uspokoił przy kojącym głaskaniu przez Arthur’a w jego włosach — Też się chwilę bałem. Cholernie — w końcu przez początek rozmowy, był pewien, że kobieta zareaguje tak samo jak ojciec, jak nie gorzej - chłodem i tym charakterystycznym dla nich obrzydzeniem. Ale było dobrze, nie powiedziała nic złego. I tylko tyle było mu potrzebne.
____Uśmiechnął się delikatnie przy całusie, ignorując lekkie drżenie jego warg i z wdzięcznością spędził następne parę, może paręnaście minut w ramionach Sullivan’a, uspokajając się. Przetarł mało atrakcyjnie chusteczkami twarz, aby pozbyć się resztek smutku i tych pojedynczych łez, którym udało się wylecieć, po czym obserwował, co zabiera ze sobą Arthur. Dopiero jak szedł do ciemnii, wstał i poszedł za nim, z ciekawskim wzrokiem rozglądając się po pomieszczeniu
____ — Chemikalia? — już wręcz biegł, żeby przyglądać się temu, co robi chłopak przez jego ramię, ale musiał od razu zmienić tor i zamknąć posłusznie drzwi. W dwóch krokach znalazł się obok niego i zrobił to samo co student, czyli nałożył na siebie okulary i rękawiczki.
____Nie wtrącał mu się w paradę, przede wszystkim z ciekawością przyglądając się, co Arthur robi. Nie miał pojęcia co miesza, czasami tylko zadawał pytania, chociaż i tak pewnie niewiele z tego zapamięta. Mimo to był zafascynowany procesem, skupiając swój wzrok przede wszystkim na całym procesie i zwinnie pracujących dłoniach Sullivan’a. Pomógł dopiero przy delikatnym rozwieszaniu zdjęć do wysuszenia, robiąc wszystko, tak jak Arthur, bo obawiał się, że jak postąpi, to coś się zepsuje
____ — Nie wiedziałem, że to aż takie trudne — wymamrotał, wieszając ostatnie zdjęcie — Ale przynajmniej miałem okazję zobaczyć Ciebie w roli małego chemika — parsknął zupełnie bez jakiegoś jadu. Arthur wyglądał wyjątkowo… ładnie i poważnie w tym przyodzieniu. W okularach i rękawiczkach niczym doktor czy naukowiec — Czyli co, teraz czekamy? — wiedział tyle, że wyjść nie mogą. Wpuściliby światło, a Elliot był świadom, że to zakłóciłoby cały proces.
____Znalazł się więc na jednym z krzesełek, parę razy klepiąc swoje udo, żeby chłopak do niego podszedł, zaraz płynnie łapiąc go za biodra i sadzając sobie na nogach. Był w ten sposób zmuszony patrzeć na niego z dołu, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Mógł się mu wtedy przyjrzeć jeszcze lepiej z zadowolonym i ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy
____ — Mógłbym się do tego przyzwyczaić — westchnął zrelaksowany, ściągając ze studenta okulary i za chwilę lekko się podnosząc w celu czułego pocałowania Arthur’a. Nikt im nie przeszkadzał, nie przyglądał się i nie oceniał. Nic go nie powstrzymywało więc przed całowaniem się z florecistą, dłoń wplatając w jego włosy i ostrożnie przysuwając do siebie, co pozwoliło im na komfortowe pogłębienie pocałunku. Ale nie na długo. Nie był pewien, czy minęła nawet minuta, nim drzwi do pokoju uczelnianej gazetki się otworzyły, przez co niespodziewanie zacisnął zęby na wardze Sullivan’a.
____ — Przepraszam! Wszystko okej Artie? — odsunął się szybko, łapiąc podbródek chłopaka między dwa palce i mocno skupiając wzrok na jego ustach, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobił mu krzywdy — Kto mógł tu przyjść o tej porze? — szepnął zaraz później na nagłe poruszenie w pokoju obok, widocznie przejęty. Obiema sprawami, nie chciał w końcu zranić Arthur’a, a nagłe pojawienie się kogoś było jeszcze bardziej stresujące.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
vArthur w ciszy i bez komentarza, delikatnie ocierał łzy Elliot’a, odpłacając się za te wszystkie razy, kiedy to Crowley ocierał jego łzy. Osobiście uważał, że nie było nic wstydliwego w płakaniu. Jego ojciec się nie zgadał jeśli o to idzie i za każdym razem kiedy mały Arthur przy nim płakał był wyjątkowo surowy, bo w końcu „chłopcy nie płaczą” i przebicie się przez tą lekcję zajęło mu lata... Ale Arthur i tak robił wiele rzeczy, które jego rodzice uznaliby za niegodne, także... Pozwolonenie sobie na emocje było tylko kroplą w oceanie.
-Miałem na myśli głównie twojego ojca, Ellie –wyszeptał cicho, ale jeśli o Morton’a idzie nie czuł się szczególnie winny – głównie dlatego, że to Elliot zdecydował pójść tam i wsząć bójkę. Szczerze? Nawet nie pomyślał o Morton’ie. Ten był dużym problemem dla Arthur’a, ale było mu też tak samolubnie, skrycie... miło, że pływak był gotowy o niego zawalczyć. Że w jakiś sposób jakoś go od tego uwolnił, nawet jeśli teraz, kiedy Morton wrócił na uczelnie, Arthur najpewniej nie miał zdać semestru (ale zamierzał się od tego odwołać, a jeśli będzie potrzeba, znowu wyykorzystać swoją pozycję edytora i napisać celny artykuł)Ale Crowley senior? To inna bajka. Sam fakt, że jego syn zadawał się w jakikolwiek sposób z Arthur’em...
Za to to już Arthur się obwiniał. Ale... Samolubność tutaj wygrywała. Zwłaszcza, że wydawało się, że zbliżali się do siebie coraz bardziej i coraz ciężej byłoby się poddać.
Całe szczęście, że lekcja w wywoływaniu fotografi skutecznie ich rozproszyła od ponurych i poważnych myśli i mogli skupić się na czymś lżejszym, dobrze się przy tym bawiąc.
-Nigdy nie byłem szczególnie utalentowany jeśli o przedmioty ścisłe idzie –owszem miał z nich dobre oceny, ale wymagało to od niego dużo więcej wysiłku i pracy niż przedmioty humanistyczne. Do tej pory uważał też, że trygonometria to jakaś czarna magia i był szczęśliwy, że nigdy więcej nie będzie musiał na nią spojrzeć w życiu... Ale tyle co zmieszanie właściwych ilości chemikaliów idzie.
-Owszem, teraz czekamy... –skinął głową, spoglądając na chłopaka i uśmiechając się do niego. W czerwonym świetle, wszystko wyglądało nieco tajemniczo i trochę złowieszczo, ale... Nie Elliot. Nie spodziewał się jednak, że ten będzie chciał, żeby... Arthur usiadł mu na kolanach?
Zamrugał zaskoczony, ale posłusznie do niego potrzedł, wydając z siebie nieco zaskoczony dźwięk, kiedy ten pociągnął go w dół. Czuł się nieco... Nieswojo, jeśli miał być zupełnie szczery. Nieswojo... Ale nie nieprzyjemnie. Po prostu nie był przyzwyczajony do takich publicznych afekcji (nawet jeśli nie mieli tu publiki... okej jakichkolwiek afekcji w typowym couply stylu). Spoglądał więc na wyższego chłopaka nieco niepewnie, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić... Elliot wydawał się jednak wyjątkowo zadowolony, więc po prostu został w takiej pozycji, decydując, że nie była taka zła, nawet jeśli czuł się nieco skrępowany i nie miał pojęcia co zrobić ze swoimi rękami...
Zaraz jednak został rozproszony ustami Elliot’a na swoich i tylko zacisnął dłoń na pole jego koszuli, kiedy...
-Auć –syknął cicho, czując ostry ból w wardze... –Jest okej, nie przejmuj się –wymamrotał, przekręcając głowę w kierunku drzwi...
-Nie mam bladego pojęcia, kto to może być –przyznał cicho, z niepokojem nasłuchując kroków w sąsiednim pomieszczeniu... Ktoś tu powariował! Po cholerę przychodził do gazetki wpół do siódmej? Zwłaszcza, że prawie już skończyli grudniowy numer i został tylko jeden artykuł, który Arthur kazał przepisać, bo był nieakceptowalny i...
Ach.
W tym momencie rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi.
-Nie wiem kto jest w środku i mogę tylko zgadywać dlaczego jest tu o tak nieboskiej godzinie –[//color]ciemnia miała taką... nie do końca ciekawą reputację. W sensie była znana jako miejsce schadzek wśród tych posiadających klucz. –Ale Arthur urwie mi głowę, jeśli nie skończę dzisiaj tego artykułu, więc lepiej.. em... doprowadźcie się do porządku i wypad!–Arthur z cichym jękiem frustracji oparł czoło na ramieniu Elliot’a.
Pukanie tylko przybrało na sile.
-To Viktor –szepnął cicho, przygryzając wargę.
-No weźcie! Nowy numer ma być wydrukowany jutro... Wiecie jaki jest Sullivan, kiedy coś jest nie tak! Już i tak był na mnie wkurwiony bo artykuł nie spełniał jego standardów –coraz lepiej. Świetnie. Dobra, przyznawał bez bicia, że trochę terroryzował nowy narybek, ale to była taka... Trudna miłość, no! Arthur wiedział, że Viktor potrafi pisać lepiej niż ta szmira, którą ostatnio przyniósł i nie ma to jak trochę terroru jeśli o motywację idzie?
Westchnął cicho.
-Sullivan nie urwie ci głowy jak wrócisz za kwadrans! –rzucił na tyle głośno, żeby Viktor go usłyszał.
Przez chwilę nie było odzewu (biedny Viktor najpewniej zdał sobie sprawę z faktu, że właśnie narzekał na Arthur’a... Arthur’owi), a potem cichutkie i takie przestraszone...
-Arthur?
-Owszem… Arthur –przyznał takim pokonanym tonem. Już widział te plotki... Arthur Sullivan zamknięty w kimś ciemni... Musiał to jakoś uratować. Musiał przeszmuglować Elliot’a na zewnątrz... Musiał... –Jestem w najdelikatniejszej części procesu! Daj mi piętnaście minut i ciemnia będzie twoja –dobra wymówka, prawda? I nawet prawdziwa... A ten kwadrans pozwoli im znaleźć sposób na wyprowadzanie Elliot’a na zewnątrz... Niezauważonego.
Najwyraźniej podziałało, bo Viktor wymruczał coś niezrozumiałego w odpowiedzi i chwilę później znowu usłyszeli oddalające się kroki.
-Jego artykuł był naprawdę cieńki... Dzieciak umie pisać lepiej –wymamrotał cicho, w ramach wytłumaczenia, wciąż nieszczęśliwie przytulony do Elliot’a. To... Nie było zgodne z planem! Zupełnie nie1 Nikogo nie miało to być... Zresztą to nie tak, że Arthur kazał Viktorowi zmieniać zdjęcia w artykule. Tylko jego treść. Dzieciak zdecydowanie traktował Sullivan’a i jego opinie zbyt poważnie.
-Musimy cię stąd jakoś wyszmuglować, tak żeby cię nie zauważył –westchnął. Nie mógł pozwolić na to, żeby Viktor go zobaczył. Reputacja Crowley’a była zbyt ważna.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Oboje byli zjebami. Morton i jego ojciec. Do tego drugiego mimo wszystko wciąż czuł szacunek, choć ten był wywołany strachem, ale z każdym dniem i nieprzyjemnym przypadkiem, mężczyzna tracił w jego oczach. I tutaj też był pewny w swoim przekonaniu, że jakakolwiek przemoc była jego winą, może Elliot’a, ale na pewno nie Arthur’a, który dosłownie nic nie zrobił. Nie miał wpływu na to, że jego ojciec krzywo patrzył na każdego, kto był niżej postawiony finansowo, a co dopiero ‘moralnie’ od Crowley’ów, a teraz bardziej tylko od niego, skoro Wendy wraz z pływakiem przeciwstawiali się, nawet jeśli po kryjomu.____Nie spuszczał wzroku z ust Arthur’a, upewniając się jeszcze parokrotnie, że nic mu nie zrobił, nawet przesuwając delikatnie po wardze palcem. Dopiero jak nie poczuł - bo zauważyć i tak nic by nie dojrzał ze względu na oświetlenie - nic na swoim czubku palca, to mógł spokojnie stwierdzić, że faktycznie nic mu nie zrobił
____ — Jak to “nie wiesz”? To co, każdy może sobie tu wejść? — wciąż mówił dość cicho, ale słowa Sullivan’a go zaskoczyły. Głównie dlatego, bo myślał, że niewiele osób ma dostęp do gazetki, co samo w sobie zawężało możliwe grono, które sprawiło im nieprzyjemne powitanie. Ale reakcja na pukanie, jak i donośny, dobijający się głos, sprawiły, że niższy szybko zrozumiał kto to taki, nie trzymając go długo w niewiedzy — Viktor? — zapytał, bo szczerze nie za bardzo kojarzył chłopaka. Jedyne co mu dzwoniło, to fakt, że to on miał przyjść wtedy na wywiad, nie Arthur. Więc w jakiś sposób mógł być mu wdzięczny, prawda?
____I nie tylko za to. Stresująca sytuacja przeobraziła się dla Elliot’a w niezłe show, kiedy biedny, nieświadomy Viktor narzekał na swojego “opiekuna”, który ze zrezygnowaniem opierał się o pływaka. Najwidoczniej miał coś z Debbie, mimo ich braku powiązania - oboje byli wyjątkowo surowi i wymagający. Mógł się założyć, że artykuł pewnie był zwyczajnie średni, ale wcale nie cały do wyrzucenia. Rozbawionym spojrzeniem skakał to z Arthur’a i na drzwi, zaangażowanie wsłuchując się w ich rozmowę, która z każdą chwilą przybierała ciekawszy tor. Szczególnie, jak biedny pisarz został uświadomiony, że to z Sullivan’em teraz rozmawia
____ — Sullivan postrach pierwszaków widzę — parsknął śmiechem, kiedy Viktor w końcu odszedł, dając im szansę na działanie. Choć nie wiedzieli, gdzie ten do końca polazł — No tak, tak. Na pewno umie — pogłaskał go lekko po włosach, wciąż z cichym śmiechem — Przynajmniej bardzo mu zależy na twojej opinii. Przykłada się mocniej niż jedna trzecia mojej drużyny — rzucił porównaniem, jego zdaniem wyjątkowo trafnym. Osoby, które nie były w głównym składzie, miały tendencje do obijania się, co działało mu na nerwy. Nie rozumiał, jak można tak szybko rezygnować? Niejedna z tych osób pewnie miałaby szansę wziąć udział w zawodach, gdyby się po prostu przyłożyli. Jak Elliot po jego powrocie, wciąż nieco odczuwając skutki wysiłku, przez śladowe zakwasy, a przede wszystkim przy żebrach, które odczuwał ze zdwojoną siłą.
____ — Wyjdę wystarczająco szybko, to mnie nie zauważy — chciał, żeby to było takie proste. Niestety zdawał sobie sprawę, że tak nie było - Viktor równie dobrze mógł usiąść gdzieś w kącie pokoju, acz Crowley był przekonany, był pewien, że słyszał, jak ten wychodzi na korytarz. Jednak z jego przekonań szybko nic nie pozostało, jak chłopak poruszał się w pokoju, dając bezpośrednio znać o swojej obecności. Westchnął na nowo nieco przejęty i rozejrzał się po pokoju - zdjęcia wyglądały na gotowe, musieli więc jedynie posprzątać — Dobra, zrobimy tak - ty rozproszysz jakoś Viktor’a, jakkolwiek. A ja wtedy się wykradnę - proste — dopóki się zgrają, wszystko powinno pójść po ich myśli — A to biorę ze sobą — dodał nonszalancko, zabierając parę kopii — Teraz sam możesz zobaczyć, jak ładnie wyglądasz — wcisnął mu jedną w ręce, przed delikatnym skierowaniem go w stronę drzwi — Widzimy się wieczorem? Po zajęciach, stoję tak, że nikt nie zauważy, na pewno. Proszę? — zaproponował pospiesznie i z nadzieją w oczach. Liczył, że nie naciskał za mocno, ale naprawdę chciał się spotykać z Arthur’em najwięcej, ile mógł, dopóki nie było jego ojca w Stasand. W następnym tygodniu nie będzie w końcu tak wygodnie i wesoło, wręcz bał się o tym myśleć. Jego mama wiedziała, musiał liczyć, że, nawet przypadkiem, nic nie powie, bo wtedy spodziewał się najgorszego - że i jej się dostanie za czyny własnego syna, na co nawet nie miała wpływu. Ale nie w oczach Dylan’a Crowley’a.
____ — Teraz popisz się swoją grą aktorską i uratuj nam tyłki — zostawił krótkiego buziaka na jego ustach przed subtelnym popchnięciem go do wyjścia z ciemni. Nawet nie skupił się na tym, jaką metodę zastosował Arthur, tylko ostrożnie wykradł się z pokoju, dziękując sile wyższej za to, że w ogóle im się to udało. Szczęście zaskakująco stało po ich stronie, przynajmniej tego ranka.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Nie wiem kto z tych mających klucz byłby wystarczająco szalony, żeby tu być o tej godzinie –wyjaśnił. Z perspektywy czasu... Tsa, Victor był jednym z niewielu na to gotowych.
-To nie jest śmieszne, Ellie –wymamrotał cicho. Crowley wydawał się świetnie bawić, kiedy Arthur właśnie przeżywał poważne upokorzenie.
-Traktuję tą gazetkę bardzo poważnie, Elliot... Jesteśmy w tym roku w konkursie na najlepszą gazetę akademicką w kraju, nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek nie spełniał pewnnych standardów... Nawet pierwszaki –posłał chłopakowi twarde spojrzenie. Elliot mógł się śmiać, ale dla Arthur’a to było naprawdę ważne. Cudem tylko nie wyrzucili go z tej gazetki, kiedy plotki się rozprzestrzeniły po uniwerstycie, ale teraz było tak dużo trudniej zmotywować większość z nich do pracy (z wyłączeniem takich pasjonatów jak Viktor). Nawet jeśli Arthur naprawdę się starał, czasem to nie wystarczało, ale i tak... I tak bywało naprawdę ciężko, jeśli miał być zupełnie ze sobą szczery. –I chyba jemu jednemu zależy –wymamrotał. Annie też wciąż wykonywała swoją pracę dobrze i parę innych osób też, ale to tyle. Nie chciał jednak zamęczać Elliot’a takimi rzeczami... I tak nie mogli nic na to poradzićm a Ellliot tylko by się zdenerwował i nie daj boże, zrobił coś głupiego, także.. lepiej nie.
Wziął zdjęcie od Elliot’a, tylko lekko skinąwszy głową, kiedy ten chciał się spotkać po zajęciach. Arthur nie uważał, żeby to było rozsądne, ale nie miał teraz nerwów się kłócić. Był teraz w pełni skupiony na swoim zadaniu, mianowicie odwróceniu uwagi Viktor’a. Miał wrażenie, że Elliot lubi niebezpieczeństwo – bo to w jaki sposób się spotykali, prawie że publicznie, był... niebezpieczny. Przynajmniej z perspektywy Arthur’a...
Przygryzł wargę, mentalnie przygotowując się do wyjścia na zewnątrz i odegrania roli swojego życia, ale szczerze? Nie był pewien, czy bez popchnięcia Elliot’a, zmusiłby się do wyjścia na zewnątrz – był strasznie zestresowany... Bo jeśli nie, to mogło się to nieciekawie skończyć dla Elliot’a i... To była duża odpowiedzialność, no!
Wziął głębszy oddech, po czym pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz, kierując się do pokoju gazetki, gdzie przy jednym z biurek siedział Viktor, pochylony nad notatkami.
-Chodź, Morris. Daj mi ten swój artykuł, to go przejrzę –skinął głową w kierunku swojego biurka, mając nadzieję, że chłopak będzie wystarczająco zaaferowany czekaniem na wyrok, że nie zerknie w kierunku wejścia do ciemni.
Chwilę później już siedzieli we dwójkę przy biurku, skupieni na artykule – Arthur tłumaczący Victor’owi, gdzie można nieco zedytować i wnieść poprawki... Sam nawet nie zauważył, kiedy Ellliot się wymknął.
[...]
Przez ostatnie dwa tygodnie, od kiedy ten wrócił do pracy, Arthur wyjątkowo skutecznie unikał Morton’a – opuszczając tyle zajęć, ile to było możliwe (niestety tylko dwa wykłady w semestrze), a ostatni raz udało mu się wymknąć z sali wykładowej, z największym tłumem). Nie mógł jednak mieć zawsze szczęścia.... Nie byłby sobą gdy miał.
I może dlatego, tym razem, kiedy poezja francuska była jego ostatnimi zajęciami tego dnia, nie udało mu się wyślizgnąć z tłumem. A może po prostu świat go nienawidził? Może lubił
-Sullivan –zimny, nieprzyjemny głos wykładowcy, zatrzymał Arthur’a w pół kroku. Wiedział, że powinien był iść dalej. Że nie powinien się zatrzymać, nawet jeśli coś w jego wnętrzu kazało mu posłuchać Morton’a, ale... Elliot na niego czekał. Zmusił się więc do wykonania kolejnego kroku. Byle do drzwi, byle...
-Sullivan –na jego ramieniu wylądowała ciężka, męska dłoń. Przez to, że się zawahał, został z tyłu i... –Co tak śpieszno ci do wyjścia, co? Zostań chwilę, musimy przedyskutować twoją pracę semestralną-Arthur bardzo dobrze wiedział, że nie chodziło o pracę semestralną. Pewnie chodziło o obiecanie Arthur’owi, że nie zda semestru, albo... Nie chciał myśleć o „albo”, ale zbladł jak ściana, cały sztywniejąc. W panice rozejrzał się dookoła, ale wszyscy już wyszli, a Arthur poczuł się tak, jakby ktoś go uderzył w splot słoneczny i wybił mu całe powietrze z piersi...
Kiedy ostatnio widział Morton’a, miał wystarczająco dużo samozaparcia, żeby powiedzieć co chciał powiedzieć, zarządać, czego miał zarządać i wyszedł nim poszkodowany Morton, miał szansę zniszczyć to samozaparcie. Ale teraz...
-Gdzie ci tak śpieszno, co?-byle dalej. Byle dalej od tej przeklętej sali wykładowej i Morton’a.
-Niech mi pan pozwoli wyjść –wymamrotał cicho, ledwie dosłyszalnie, wręcz jakby... Błagalnie.Nie chciał żeby mężczyzna wciąż miał na niego taki wpływ. Myślał, że to już za nim. A jednak ten wciąż go... Wciąż go przerażał. Do tego stopnia, gdzie nie był w stanie nawet na niego spojrzeć i wpatrywał się tylko w czubki własnych butów.
-Bo co? Naślesz znowu na mnie swojego chłopaka?-powinien zaprzeczyć, powinien powiedzieć, że Elliot nie jest jego chłopakiem, że ten się mylił, bo to był tylko kolejny sekret Arthur’a, którego Morton był świadomy, ale to konkretne kłamstwo nie chciało
-Co? Języka w gardle ci zabrakło? Jak ostatnio rozmawialiśmy byłeś bardziej wygadany...-wykładowca siłą obrócił Arthur’a w swoim kierunku, zaciskając palce na jego ramieniu, tak mocno, że chłopak był pewien, że zostaną po nich nieprzyjemne siniaki.
-Jeśli mnie pan nie puści... I mnie obleje... Napiszę artykuł. Z tymi.. Z tymi zdjęciami –wymamrotał, zmuszając się do podniesienia wzroku i spojrzenia na mężczyznę.
-Naprawdę myślisz, że ta sama groźba zadziała dwa razy?
-T-to nie... –wydukał. –To nie groźba. To obietnica –odzyskał odrobinę kontroli nad sobą, mając nadzieję, że mężczyzna nie zauważył, że Arthur desperacko zaciska ręce by ukryć ich trzęsenie, wbijając paznokcie w skórę dłoni. Nie kłamał. Nie chciał tego robić, nie chciał znowu wykorzystywać gazetki do własnych celów, nie chciał bazować na plotkach i niszczyć życia bogu ducha winnej pani Morton i jej dzieci... Ale jeśli będzie musiał to zrobić, żeby sie ochronić, to to zrobi. Bo nie było innego wyjścia, a przynajmniej Arthur go nie widział. Nie kiedy wykładowca miał nad nim przewagę nie tylko fizyczną, ale też mógł zniszczyć życie Sullivan'a, jeśliby się na to zdecydował... Cóż, zdjęcia, które Arthur wyciągnął od Lorrie, przynajmniej odrobinę wyrównywały tą niewdzięczną grę, czyż nie?
I kiedy już się nieco otrząsnął... Desperacko się szarpnął, chcąc się oswobodzić z uścisku mężczyzny, ale ten był silniejszy, więc student tylko desperacko się szamotał.
Nie chciał spełnić ani chwili dłużej w tym pomieszczeniu. Z Morton’em. Nie chciał go słuchać, nie chciał wiedzieć, co ten ma mu do powiedzenia. Chciał wyjść z sali wykładowej, chciał pobiec do Elliot’a, schować się w jego ramionach i zapomnieć o tym wszystkim... Tak jak to robił przez ostatnie kilka tygodni. Wiedział, że zaczyna za bardzo polegać na Crowley’u, ale przy pływaku... Tak łatwo było zapomnieć o wszystkim co złe i nieprzyjemne, co się stało w przeszłości. Wyciąć to ze swojej pamięci. Nie myśleć o tym, skupiać się na tu i teraz i na tym jaki był szczęśliwy.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Może z punktu widzenia Arthur’a faktycznie nie było powodu, żeby się śmiać, ale Elliot z każdą chwilą uważał, że jak najbardziej znalazłoby się ich parę. Dopiero jak dostał reprymendę co do jakości gazetki, uciszył się, ale figlarny uśmiech wciąż gdzieś błądził na jego ustach. Nie był on jednak złośliwy, uważał to za wręcz, inspirujące, że pałał do uczelnianej gazetki taką pasją. Mina mu nawet zrzedła, kiedy z jego wypowiedzi mógł mniej więcej wywnioskować, że nie licząc Sullivan’a i Victor’a, nie ma wiele pozostałych pasjonatów. Po co w ogóle wtedy się pchali? Chociaż musieli najwyżej pisać dobre artykuły, skoro florecista na nie nie narzekał - albo się poddał w próbach nacisku. Nie wiedział, szansa, że by się dowiedział, też była niewielka. Nie licząc Arthur’a nie był raczej w tych progach mile widziany i byłoby to zwyczajnie dziwne i podejrzane.____Miał ochotę zostać i podsłuchać rozmowy między dwójką mężczyzn przy biurku, ale było to zbyt ryzykowne. Płynnie więc wyślizgnął się z pokoju, będąc gotowym spędzić resztę dnia w oczekiwaniu na koniec zajęć, może przy okazji słuchając czegoś opowiadanego na wykładach, choć w to szczerze wątpił. Nieraz nawet myślał o pełnym rzuceniu studiów, ale wiązało się z tym za dużo nieprzyjemności, których szczerze chciał uniknąć. Zda i będzie miał kłopot z głowy, takimi myślami się kierował.
____
____Naprawdę nie mógł się doczekać spotkania. Nie był pewien, czy to przez to, że niedługo nie będzie to już takie proste, czy po prostu tak uzależnił się od obecności Arthur’a, ale nie zamierzał się pod tym względem rozdrabniać. Jedyne, czego był w pełni świadomy, to tego, że podejmował spore ryzyka, ale i tak miał to w nosie. Zostały mu niecałe dwa dni bez jego ojca w pobliżu, zamierzał je wykorzystać jak najlepiej mógł - z Arthur’em.
____Z tego co wiedział, kończył nieco wcześniej, dlatego też pozwolił sobie na pojechanie do pobliskiego MacDonald’a, kupienia czegoś do jedzenia, jak i kawy dla Sullivan’a. Liczył, że te nie ostygnie za bardzo w samochodzie, między innymi dlatego tak zwlekał przy zamawianiu i zerkał na zegarek, żeby wpasować się czasowo do zakończenia zajęć i móc przywitać go ciepłym jedzeniem i piciem. Był w stanie spędzić ten czas w samochodzie, gdzieś na obrzeżach Stasand - mogliby pojechać do niego czy do domu Debbie, ale przy drugiej opcji obawiał się, że będzie stąpał po cienkiej linii odwiedzin i zwykłej bezczelności. Był tam w końcu często, nie codziennie, nawet nie raz na tydzień, ale i tak - miał swoje wątpliwości. Za to nie był pewien, czy Arthur, tak bez planu, chciałby nagle witać w jego progach, skoro mama była w domu. Nie miałby okazji się dopieścić, aby jej zaimponować! Sama myśl lekko go rozbawiła, ale i rozlała ciepło w duszy. Naprawdę doceniał i cieszyło go, jak niższy bardzo się starał trafić do serca Wendy, chociaż już dawno to zrobił.
____Odpalał już kolejnego papierosa, kiedy stwierdził, że zerknie na zegarek. Coś czuł, że bezsłownie ustalona godzina minęła, mógł się dodatkowo kierować opuszczającymi budynek studentami, gdzie starał się niepozornie stać przy swojej Alfie, stojącej jak najbardziej z boku, wręcz nieco ukrytej budynkiem. Ku jego zaskoczeniu, nikt nie zwrócił na niego uwagi i na nowo zawitały tam pustki. Ale to, zamiast go uszczęśliwić, dodatkowo go zmartwiło. W tym tłumie nie było Arthur’a, może coś mu się pomyliło? A może ten zmienił zdanie? Miał wrażenie, a przynajmniej chciał mieć, że ten lubi spędzać z nim czas, więc nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby tego zwyczajnie nie chcieć. Tak, zgodził się wtedy w ciemni, ale co jak… jak nie? Co jak było inaczej i Elliot źle odczytał sytuację?
____Wiedział, że dużo ryzykuje. Może za dużo, ale natłaczające się myśli nie dawały mu spokoju. Zwyczajnie musiał. Nie wytrzymałby, gdyby nie wszedł do środka, znalazł plan, jak i odpowiednią salę.
____I nigdy nie był tak wdzięczny swoim nieszczęśliwym przemyśleniom, jak w tym momencie.
____Przeszła przez niego fala emocji. Lecz najbardziej górowała w nim złość i strach. Złość na widok samej osoby Morton’a. Strach na widoczny dyskomfort na twarzy, jak i całym ciele, Arthur’a. Nie byli nawet w pełni na korytarzu, nie miał okazji zobaczyć profesora w pełni, ale wiedział, że to był on. Nikt inny by tak nie zrobił, nikt inny nie napierałby na swojego studenta z takimi niepewnymi intencjami.
____Był gotów rzucić się na mężczyznę, został wystarczająco obity poprzednio, jak i przez ojca, żeby powoli, acz pewnie budować odporność i beznamiętność co do kłującego bólu przy każdym ciosie
____ — Czy coś jest nie tak? — zapytał przez zaciśnięte zęby i wymuszony uśmiech, niedelikatnie spychając zaciśniętą dłoń z ramienia Arthur’a, zaraz stając przed nim. Nie mógł sobie pozwolić na przemoc. Nie, kiedy byli na uczelni. Nie, kiedy zaraz za nim stał Arthur — Mógłby Pan trzymać swoje obrzydliwe łapska przy sobie? — nie znaczyło to jednak, że zamierza być uprzejmy, mimo formalnego zwrotu do faceta. Szczególnie wobec tego oblecha, na którego widok nie mógł powstrzymać grymasu, jak i kwasu, który przeżerał się przez każde wypowiedziane słowo.
____ — Jeśli sprawa jest na tyle ważna, to nie powinno być problemem, że tutaj jestem, prawda? — uśmiechnął się niby niewinnie, lecz bezczelnie, nie ukrywając sarkazmu w swoich słowach. Nie był mistrzem, jak chodziło o samokontrolę. Wręcz przeciwnie. Ale musiał wydusić z siebie jakiekolwiek jej pozostałości, nim sytuacja się jakkolwiek rozwinęła, choć wiedział, że komentarzami dolewał oliwy do ognia. Sama obronna postawa, skutecznie oddzielająca Sullivan’a od Morton’a mogła być wystarczającym znakiem o jego nastawieniu — Chyba, że znowu chcesz ‘czegoś’ od studenta — przybierał o wiele bardziej ciętego języka, jak chodziło o ludzi, których szczerze nienawidził. Mężczyzna miał zaszczyt trafić na tę listę — Błagam — ryzykował, nie pierwszy raz tego dnia. Ale po raz kolejny w ogóle się tym nie przejmował, wolał sprowokować Morton’a na tyle, żeby ten skupił się w pełni na nim, a nie na Arthurze. Miał w planach po prostu go stąd zabrać, kurczowo zaciśnięta w pięść dłoń, w czeluściach jego kieszeni, świadczyła o złości, jaka się w nim zebrała na widok profesora, któremu nie zamierzał szczędzić miłych słów, szybko oddając się sytuacji i zapominając o pierwotnym planie.
____Niczym swój ojciec. Tylko Elliot oblegał i atakował moralnie zepsutego człowieka, a nie swoje własne dziecko.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach