Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Animal instincts Wczoraj o 05:17 pmMireyet
Unlucky Meeting22/11/24, 08:19 pmKurokocchin
The Arena of Hell22/11/24, 07:44 amMinako88
Eclipsed by you 21/11/24, 06:03 pmKass
From today you're my toy20/11/24, 08:33 pmKurokocchin
This is my revenge20/11/24, 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.20/11/24, 04:34 pmSempiterna
Show me the ugly world (kontynuacja)20/11/24, 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 21%
3 Posty - 16%
3 Posty - 16%
2 Posty - 11%
2 Posty - 11%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty leave me alone {15/07/22, 11:49 pm}

First topic message reminder :




leave me alone
[ starring dijira and nana as two hopeless gays in the 80s ]

NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {03/08/22, 11:52 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Nie przemyślał wielu aspektów. Sąsiadów, policji, tego, co może zrobić Morton. Miał jednak na to bardzo dużo czasu, kiedy od nocy siedział na komisariacie, z lodem zawiniętym w ręcznik - dostał go od zmęczonej sekretarki, i schładzał obolałą dłoń. Przetaczało się parę osób przez biuro, ale Elliot był zbyt zmęczony, aby się na tym skupić. Przymykał oczy, a głowa bujała mu się to w stronę biurka, to za siebie, parę razy prawie spadając z niewygodnego krzesła. Przesłuchanie trwało wieki, a chwilami to nawet nie było w tym żadnego słuchania, co Crowley miał do powiedzenia
____ — Zdajesz sobie sprawę, młodzieńcze, co zrobiłeś? — zrezygnowany policjant spytał po raz kolejny, przesuwając dłonią po buzi — Richard Morton jest w szpitalu — uśmiechnął się aż głupio, ale szybko zasłonił usta mniej obitą dłonią i przeprosił pod nosem — Nie wiem, czy myślałeś, że jakakolwiek odpowiedzialność Ciebie ominie, ale się mylisz — nie zamierzał się odzywać. Tego nauczył go ojciec - bez prawnika siedź cicho, bo się wkopiesz w większe bagno. Przynajmniej tyle wyniósł z tej relacji. Dlatego chęć poddania chwilami potęgowała się u mężczyzny, siedzącego zaraz naprzeciwko i stukającego nierówny rytm długopisem o drewniany blat, kiedy student kompletnie mu nie pomagał w tej sytuacji.
____Właśnie. Ojciec. O tym kompletnie nie pomyślał, nawet przez chwilę. Starszy Crowley, jak tylko się dowie, będzie nabuzowany taką ilością złości, że Elliot sam wyląduje w szpitalu. Był tego pewien. Westchnął lekko roztrzęsiony, ale wciąż nie mógł skupić się na negatywach sytuacji. Był bezczelnie dumny z siebie, profesor dostał to, na co zasłużył, a Crowley niczego nie żałował. Później będzie się martwił, że równie dobrze mógłby stracić miejsce na uczelni, z tym całą karierę pływacką i te resztki szacunku ojca - o ile w ogóle takowe były. A nie patrząc w ogóle na przyszłość, skoro jeśli chciałby zdobyć jakąś lepszą posadę niż w kinie, to zwrócą uwagę na zarzuty pobicia.
____Nie wiedział, która była godzina, kiedy na posterunek wszedł nikt inny, niż Dylan Crowley. Parę oficerów spojrzało się na niego, odwracając wzrok, kiedy tylko zetknęli się z kamienną twarzą. Ulizane do tyłu, siwiejące włosy dodawały klasy tak jak wiecznie noszona koszula, tym razem z równie charakterystycznym garniturem. Elliot nie patrzył mu w oczy, oglądając jedną ze ścian, odzianych w tablicę korkową. Nie chciał z nim rozmawiać, nie miał co mu mówić. I na szczęście ojciec też nie był skory do rozmowy, tylko i wyłącznie dyskutując z policjantem. Nie słuchał, nie chciał. Miał krytą dupę jakimś prawniczym gadaniem, choć bardzo dobrze wiedział co i czemu zrobił. To była w pełni, tylko i wyłącznie jego decyzja.
____Powoli ściemniało się za oknem - w końcu zbliżały się zimowe dnie - kiedy starszy Crowley zabrał swoje rzeczy, rzucając tylko ostre ”Porozmawiamy w domu” przez zęby i wyszedł. Ulga, jaką wtedy poczuł, była ciut irracjonalna, skoro był świadom tego, co go czeka w rezydencji Crowley’ów, ale teraz - teraz miał spokój. Nie musiał nic mówić, bo wszystko chwilowo zrobił jego ojciec, a na komisariacie panowało lekkie zamieszanie, kiedy próbowali połączyć informacje od niego i od Morton’a, który powoli wracał do przytomności i twierdził, że jest gotowy zeznawać. Stresował się, bo nieważne co stwierdził starszy prawnik, słowo ofiary mogło mieć większą wagę. Szczególnie patrząc na obrażenia, jakie zostały zadane i całkowity brak skruchy ze strony Elliot’a - zły ruch z jego strony, ale niezbyt się tym przejmował. Wciąż uważał, że postąpił słusznie, w dobrym celu i miał nadzieje, że informacja dotarła do tego oblecha
____ — Elliot Crowley? — spytała kobieta, mająca na sobie jeszcze kurtkę i usiadła przed nim, kiedy potwierdził swoją tożsamość zwyczajnym skinięciem głowy — Jesteś wolny, ale-
____Jak to, ’jestem wolny’? — spytał oszołomiony, jak nagle został przywitany z taką informacją, a kobieta tylko zmierzyła go wzrokiem za przerwanie jej w pół zdania.
____Ale potrzebujemy informacje kontaktowe twoje, jak i twojego… prawnika. Richard Morton wycofał zarzuty, więc na dany moment nie mamy powodów, aby dłużej Ciebie trzymać. Mimo to oficjalna decyzja nie jest podjęta, więc musimy mieć możliwość skontaktowania się z wami — podsunęła do wypełnienia formularz z prośbą o adres jak i numer telefonu stacjonarnego. Jeszcze parę innych, drobnych kwestii, które przegadała z nim kobieta i po około piętnastu, choć pewnie bliżej było do dwudziestu, minutach, mógł wychodzić. Tak po prostu - bez kary pieniężnej, aresztu, czegokolwiek. Dlatego ogłupiały chwycił kurtkę, którą zrzucił na oparcie krzesła, pożegnał się i wygramolił z posterunku.
____Dopiero teraz odczuwał skutki tej bójki. Coś go nieustannie kuło w boku, ledwo co widział na jedno oko, a w buzi co chwilę miał nieprzyjemny, metaliczny smak. A głowa dudniła mu jak szalona, dlatego panujący, zbliżający się mrok był taki przyjemny. Nie wiedział, czy dałby radę na pełnym słońcu, i tak teraz bolała go mocniej od lamp i świateł samochodów.
____A ból tylko się wzmocnił, jak niespodziewanie został szarpnięty ku dołowi i zrównany wzrostem ze wkurzonym, roztrzęsionym Sullivan’em
____Arthur ja- — nie dał rady nawet przerwać, chłopakowi, kiedy ten wypruwał sobie żyły, aby wykrzyczeć wszystko prosto mu w twarz. Nie spodziewał się, że tak się spotkają. Tak wcześnie. Kiedy Elliot wyglądał jak mielone mięso, a kurtka wraz z ciuchami wciąż była brudna. Chciał się uśmiechnąć głupkowato, kiedy idiotyzm jego planu uderzył go po raz kolejny, chciał zażartować. Zminimalizować sytuację. Ale jak miał to zrobić, kiedy materiał bluzki z każdą chwilą zaciskał się mocniej, wraz z dłonią chłopaka, a jego oczy były zalane łzami. Crowley przełknął ciężko ślinę, skacząc wzrokiem po jego twarzy, po ręce na jego kurtce, kupkę wykończonym papierosów przy niedaleko stojącym samochodzie.
____Ale nie jestem teraz w sądzie, tak? Morton wycofał zarzuty, tak? Wszystko jest w porządku — powiedział spokojnie, opierając dłonie na policzkach niższego, aby zmusić go do spojrzenia na niego. Może niezbyt atrakcyjny widok, ale potrzebował tego kontaktu wzrokowego. Zrozumienia.Ojciec też nie pozwoli, żeby wepchnęli mnie do pierdla, bo sam za dużo na tym straci — parsknął i delikatnie przesunął kciukiem zaraz pod okiem Arthur’a, aby zgarnąć gromadzącą się tam łzę — Bardzo mi schlebiasz, że się mną martwisz, wiesz Artie? — dodał ciszej z krzywym uśmiechem — I sam powinieneś dobrze wiedzieć, że pod tym sufitem jest trochę krzywo — nie zamierzał się nad sobą użalać. Nie w sytuacji, gdzie Sullivan wciąż był tym pokrzywdzonym, niesłusznie wykorzystanym. Wpatrywałby się dalej w zaczerwienioną od ilości emocji twarz ciemnowłosego, gdyby coś go nie tknęło, aby zajrzał lekko za niego — Kurwa… — Co on tu robił? Dosłownie godzinę, dwie temu stąd wychodził. Czemu teraz, czemu nie wcześniej? Albo wcale?
____Nie miał okazji się wyprostować, nim potężna, zrogowaciała dłoń szarpnęła go za ramię, aby odwrócić w stronę wspomnianego wcześniej ojca, a Elliot tylko problematycznie próbował złapać spokojny oddech, nieświadomie stając lekko przed Sullivan’em
____ — Co ty odpierdalasz, Crowley?! — wycedził przez zęby po spojrzeniu na syna i towarzyszącego mu chłopaka — Ja Ci kryje twoją przykrą dupę, a ty cwelisz się zaraz przed komisariatem? I to z nim? Synem Mitch’a Sullivan’a?! — wymówił imię, jakby było zakazom i obrzucił go wzrokiem pełnym obrzydzenia, puszczając jego ramię i brutalnie odpychając, przez co Elliot stracił na moment równowagę, o mały włos się nie wywracając — Kogo ja kurwa wychowałem. A ty, co ty w ogóle tutaj robisz? Jak śmiesz spędzać czas z moim synem i… i zarażając go? — ciałem odwrócił się i podszedł do Sullivan’a. Świerzbiło go, żeby coś zrobić, ale starszy Crowley był świadomy, że pod okiem policji nie był to dobry pomysł i odbiłby się na jego cennym nazwisku — Postawisz nogę w moim domu, jak wrócę z delegacji, to dopiero wtedy zrozumiesz, o co mi chodzi, Elliot — wypluł imię niczym obelgę, zmroził wzrokiem własnego syna i odszedł. Po prostu odszedł. Pływak nie wiedział, czego oczekiwał. Przeprosin? Błagam, były one niemożliwe do zdobycia i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
____Potrzebował kilka chwil na pełne złapanie oddechu, chwytając się lekko za bok, który musiał rozciąć, jak wylądował na schodkach. Na szczęście nie na tyle głęboko, aby krew sączyła się przez bawełniany materiał bluzki. Dopiero wtedy zwrócił się do stojącego niby za, niby obok Arthur’a z niezręcznym uśmiechem na twarzy i odkaszlnięciem przeczyścił gardło
____Arthur - Dylan. Dylan - Arthur? — powiedział niepewnie w próbach żartu i podrapał się po karku, kiedy ten tylko zawisł nieprzyjemnie w powietrzu. Miał nadzieje, że nie dojdzie do tego spotkania. Albo przynajmniej na innych warunkach… — Jak ty się czujesz? Wszystko w porządku? — spytał teraz poważniej, bacznie przyglądając się chłopakowi. Nie wiedział, jaki był kaliber działań Morton’a, więc nie był świadom, w jakim stanie był Sullivan. A teraz on się najbardziej liczył w oczach Crowley’a, choć raz po raz co nieco mu przed nimi się mroczyło. Zerknął znacząco w stronę samochodu, aby mogli przynajmniej w nim usiąść. Nie musieli jechać, mogli stać na parkingu i zwyczajnie siedzieć, ale łupało mu w plecach od krzesła na komisariacie i im dłużej stał, tym bardziej rytmicznie łomotało mu w głowie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {04/08/22, 09:14 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur nie miał szansy kontynuować swojej tyrady, a definitywnie jej nie skończył. Miał jeszcze dużo do powiedzenia (a może raczej do wykrzyczenia, nawet jeśli przez długą, długą chwilę tylko płaczliwie mrugał, zadzierając lekko głowę by patrzeć na opuchniętą twarz wyższego chłopaka. Z jakiegoś powodu nie mógł oderwać od niej wzroku, nawet jeśli teraz nie przedstawiała się w swej najlepszej kondycji. Serce nieprzyjemnie mu się ściskało, bo... Musiało goo to naprawdę boleć, no. Nim jednak zdążył na powrót znaleźć w sobie złości, bo...
Ktoś im przerwał.
Arthur nigdy wcześniej nie spotkał Dylan’a Crowley’a, ale, że nienawidził go już wcześniej, bo facet dusił Elliot’a, ale teraz... Ta nienawiść tylko się pogłębiła.
‘Synem Mitch’a Sullivan’a’... Skąd on wiedział? Nikt w Stasand nie miał wiedzieć. Zdjęcia rodziny Mitch’a Sullivan’a, nie zostały nigdzie opublikowane i co prawda nie było to informacja tak ciężka do znalezienia, ale mimo wszystko... Arthur’owi na moment zmroziło krew w żyłach. Na moment, bo Dylan Crowley nie przestawał go wkurwiać. Także... Tym problemem będzie martwił się później. Jedna rzecz na raz.
Arthur tylko przesunął się nieco, żeby podtrzymać Elliot’a, kiedy ten niebezpiecznie się zachwiał. Dopiero kiedy upewnił się, że ten nie wyląduje twarzą na chodniku, wbił zimne spojrzenie w starszego mężczyznę, zadzierając hardo podbródek.
-Pięć minut temu paliłem, teraz robię to co ty. Wrzeszczę na Ellie’go, szanowny panie mecenasie –”panie mecenasie” zabrzmiało jak podła obelga. Cóż. Jedyna osoba, która wybiła Arthur’owi pyskowanie i reagowanie agresją na agresję z głowy był Morton. Ale Dylan Crowley choć był typem nieprzyjemnym i wyraźnie brutalnym, to... nie przerażał tak Arthur’a jak Morton. Wiedział jak sobie poradzić (przynajmniej mentalnie) ze złością i homofobią. Nie głupiał w strachu, nie wiedząc jak się odnaleźć.
Jasnym było, że ojciec Elliot’a nie miał nigdy go darzyć sympatią. Zresztą on i Elliot nie umawiali się ani nic, więc nie musiał się przejmować akceptacją – gdyby mężczyzna próbował uderzyć albo jego albo Crowley’a Juniora to by mu oddał bez najmniejszego zawahania, nieważne czy ten był dawcą spermy, która przyczyniła się do poczęcia pływaka czy nie.
I cóż. Jedno było pewne. Elliot definitywnie nie wracał tego wieczoru do siebie do domu. Nie na warcie Arthur’a. Nie było nawet być o tym mowy... Nie zamierzał pozwolić Crowley’owi Seniorowi to, co zaczął Morton.
Przez chwilę tylko obserwował plecy oddalającego się mężczyzny, z niekrytą nienawiścią.
-Jestem wkurwiony Crowley. Wkurwiony i zestresowany –to najlepiej opisywało jak się czuł. Nie był pewien czy o to Elliot pyta, ale jego fizyczne samopoczucie. –To nie ja wyglądam jakby przejechał po mnie walec –skrzywił się lekko. Fizycznie? Cóż, nie było gorzej niż przez ostatnie kilka miesięcy, także...
-Wsiadaj – wskazał głową na samochód. Nie było to jego Volvo, ale... Całkiem przyjemnie się nim jeździło. Oczywistym było, że on będzie prowadził - nie wiadomo było, czy ten nie miał wstrząśnienia mózgu, poza tym wyglądał tak jakby zaraz miał się przewrócić - także otworzył przed Elliot’em pasażerskie drzwi i sam wszedł od strony kierowcy. –Debbie pożyczyła mi samochód –wyjaśnił, no bo jednak... Co samochód to samochód. Debbie mogła trzymać swój w dobrej kondycji, ale nie było to VOLVO Arthur’a, okej? Tak, z czasem coraz gorzej znosił to rozstanie.
Przez chwilę siedział w ciszy, wrzucając papierosy gdzieś na tylne siedzenie i zapinając swój pas.
-Naprawdę myślisz, że wszystko jest w porządku, Elliot? –zapytał takim zmęczonym, wypranym z energii głosem, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. –Nic nie jest w porządku. Jak myślisz dlaczego Morton zniósł zarzuty bo miał dzień dobroci dla zwierząt? Albo bo twój tatuś go przekupił albo coś? Na niego rzeczy nie działają... Musiałem... Nieważne –ręce Arthur’a lekko się zatrzęsły na kierownicy, kiedy pomyślał o swojej wizycie w szpitalu u profesora francuskiego. To... nie było przyjemne doświadczenie. –God, definitywnie nie znam tego przedmiotu –mruknął bardziej do siebie. Tsa, przyszłość Elliot’a może i była uratowana, przynajmniej na razie, ale ta Arthur’a nie miała się najlepiej. Nie wiedział co zrobi jeśli przez tą cholerną poezję nie zda. A teraz... nie było wątpliwości, że Morton go obleje. I pewnie komitet profesorki musiał zaaprobować oceny końcowe, ale... to raczej dużo mu pomagało.
Jako, że nie stać go było na powtórkę roku... Może po prostu wróci do Nowego Jorku? Może wujek Frank da mu pracę sekretarki. Albo coś. To brzmiało jak plan. Lipny, bo lipny, ale jakiś...
Przygryzł wargę.
Naprawdę życie nie dawało mu przerw. Jeśli był szczery... Jakoś nieszczególnie go to dziwiło. Przez ostatnie parę miesięcy się przyzwyczaił i nauczył, że może raczej nie powinien robić jakiś długoterminowych planów.
Ale cóż... Musiał jeszcze coś dodać.
-I zostawmy sobie jedną sprawę jasno, okej? To, że nie chcę się mieć zmarnowania twojego życia na sumieniu, nie znaczy że się o ciebie martwię –burknął, puszczając Elliot’owi wciąż naburmuszonony. Tak czekał na niego przez dwie godziny dlatego, że się nie martwił. Był cały zestresowany i palił jak smok, bo się nie martwił.
-Zapnij pas –polecił, żeby udowodnić jak bardzo się nie martwi o Crowley’a.
-Jedziemy do szpitala –dodał. Też żeby pokazać jak bardzo nie martwi się jego stanem zdrowia. I w przeciwieństwo do Andrew Coleman’a, największego mięczaka w galaktyce, który nawet swojemu cieżko pobitemu przyjacieloi nie potrafił powiedzieć nie, żadne przekonywania, dyskusje czy argumenty nie miały zadziałać. Twarz Ellliot’a jasno wskazywała na to, gdzie powinien się znaleźć. Na izbie przyjęć. Bo tam lądowali chorzy i pobici i Arthur nie ufał swoim umiejętnościom pielęgniarskim na tyle, żeby zająć się Eliott’em.
Naprawdę źle się czuł z faktem, że znowu będzie sprawiać Debbie problemy, ale co miał zrobić? Nie mógł wysłać Crowleya do ojca, prawda? I Debbie... Na pewno to zrozumie. Ona sama zaproponowała Arthur’owi wspólne mieszkanie w podobnej sytuacji, prawda? I pewnie, Arthur może nie miał środków, żeby proponować komukolwiek cokolwiek, ale po prostu nie mógł postąpić inaczej.
Dlatego też, nie przyjmując żadnych protestów do wiadomości, odpalił silnik i po raz drugi tego dnia, skierował się
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {04/08/22, 11:05 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Chciał powstrzymać Arthur’a przed palnięciem jeszcze czegoś, bo pewnie odbiłoby się to na nich ze wzmocnioną siłą. Może i chłopak nie powiedział nic bezpośrednio uszczypliwego, ale Crowley zdążył się z czasem nauczyć tego charakterystycznego tonu, którego używał, jak chciał komuś dogryźć. Sytuacja na szczęście zdążyła rozejść się po kościach, nim doszło do dalszej bójki słownej
____Cóż no… słusznie — niezgrabnie przestępował z nogi na nogę, po czym skrzywił się na porównanie. Nie miał jeszcze okazji siebie dokładnie zobaczyć, tylko poczuć, więc dotychczas nie sądził, że obrażenia mogą być takie złe. Jednak słowa Arthur’a wskazywały na to, że sytuacja wygląda inaczej. Odetchnął z kolei z ulgą, kiedy mogli wejść do samochodu i ciężko opadł na miejsce pasażera — Jezu, jak wygodnie… — westchnął rozmarzony, kiedy w końcu mógł siedzieć na czymś innym, niż sztywnym, drewnianym krześle — O, jak miło z jej strony. A zna powód? — uniósł jedną brew, na tyle ile mógł. Debbie musiała mieć serce ze złota, z tego co miał okazję się o niej dowiedzieć. Miał wrażenie, że jest mamą Arthur’a, z tym jak go traktowała, co było na swój sposób bardzo słodkie. Taka trudna, ale szczera miłość.
____Zamknął za sobą w końcu drzwi, kiedy zrobiło mu się chłodno, a Sullivan zaczął się zbierać do ruszenia. Zwrócił głowę w jego stronę, ściągając brwi, aż nie poczuł, że ciągnie za jakieś rozcięcie, które dawało szczypaniem o sobie znać. Chciał już powiedzieć, że tak - pewnie jego ojciec coś nagadał czy coś w tym stylu, ale najwidoczniej Arthur znał inną przyczynę, co na nowo wzbudziło u niego zmartwienia. Co jak poszli na jakiś inny układ? Co jeśli musi dalej brnąć w tę okropną grę, rozgrywaną przez Morton’a? Aż zaświdrowało mu w żołądku na samą myśl. Jednak nie zamierzał brnąć, w końcu jak chłopak sam powiedział - wpychał trochę nos w nie swoje sprawy, a może to w ogóle nie było chciane
____... przepraszam. Nie pomyślałem w ogóle o tym — burknął pod nosem, stukając palcami zdrowej dłoni o udo. W ogóle nie wpadł na to, że Arthur może przez to nie zdać. Morton w końcu prowadził jedne z zajęć, miał więc pełne prawo, aby oblać Sullivan’a i wymyślić jakiś powód. Może i był wkurwiający i okropny, ale co tak naprawdę Elliot miał do gadania? To nie tak, że coś go łączy z Arthur’em, prawda? Jakby ktoś poprosił go o powód swojego nierozsądnego działania, to mógłby tylko wyjść z tekstem, że to niemoralne, co było śmiechu warte, patrząc na specyficzną moralność samego Crowley’a, jak chodziło o niektóre sytuacje. Ale już to zrobił, w głębi duszy sądził, że postąpił słusznie. Nie cofnie tego, więc woli nosić to jak piękną, błyszczącą broszkę na piersi.
____No tak, wiadomo Arthur. Jak ty mógłbyś się w ogóle o mnie martwić — zgryźliwie stwierdził, posyłając jakże przyjemny uśmiech. Mimo to zapiął posłusznie pasy, marudząc cicho pod nosem, ale potem podniósł się zbyt gwałtownie, uderzając czubkiem głowy o górę samochodu, co wymusiło z niego przeciągnięte syknięcie — Jak to do szpitala?! A co jak oni tam nie wiedzą jeszcze, że jestem ‘niewinny’? Albo gorzej - co jak Morton nagle wyzdrowiał, tak o, i przyjdzie i mnie zabije? — zmyślone historie wysypywały się z niego niczym lawina, dopóki nie przejechali przez spowalniacz, który wybił go lekko z siedzenia i uświadomił go, że jego stan jednak nie należy do najlepszych — Ała, kurwa. Dobra, zrozumiałem jeny… — naburmuszony zsunął się na miejscu, walcząc trochę z pasem i tępo wpatrywał się w drogę, nie będąc wielce zadowolonym na zobaczenie szpitala, do którego zmierzali.
____Na drogach było w miarę pusto, dlatego Stasandzki szpital prędko znalazł się przed maską Volvo, a Elliot musiał wygramolić się z pojazdu przy pomocy Sullivan’a. Nie powstrzymało go to przed ciągłym narzekaniem, że po co w ogóle tutaj przyjechali. Przecież nie jest tak źle, stoi na nogach i wszystko jest super. Nawet zmartwione pielęgniarki nie mogły zmienić jego zdania, choć chwilami czuł się zdecydowanie zbyt słabo, jak na kogoś w pełni sprawnego
____I jeszcze zapłacić za to muszę, ja pierdole. Dobrze, że wiem, gdzie są awaryjne pieniądze ojca — dalej marudził, patrząc na Arthur’a spod przymrużonych powiek nim ten wyszedł, jak posadzono Crowley’a w jednym z gabinetów. Na szczęście nic operować nie musieli, wyłącznie badania, parę zaszyć i opatrunków.
____Super, jak on ma niby pływać z zabandażowaną ręką? Dobrze, że przynajmniej nie włożyli jej w gips.
____Dostał jeszcze parę pytań - co do bólu, funkcjonalności zranionych miejsc, w miks dorzucili nawet jeszcze szybkie badanie wzroku. Chwilami miał wrażenie, że robili to tylko po to, aby wyciągnąć jak najwięcej kasy z pacjenta, ale miał to w nosie, skoro nie zapłaci z własnej kieszeni. Mogą go wysłać na jeszcze osiem kolejnych skanów, a i tak by nie narzekał, skoro już i tak tutaj jest. Bardziej było mu głupio z powodu, że Arthur musiał tutaj z nim siedzieć, bo nie miał jak wrócić do domu. Piechotą ze szpitala do jego dzielnicy zajęłoby mu to przynajmniej piętnaście minut, a w jego stanie? Może i dłużej
____ — Dobry wieczór, Panie Crowley — weszła, po raz kolejny, pielęgniarka z podkładką na papiery w dłoniach, które ciągle kartkowała — Wychodzi, że nie ma większych, poważniejszych obrażeń, więc po wypełnieniu paru kwestii, będzie mógł pan wyjść. Jednak zostaje temat leków — znalazła w końcu odpowiedni świstek, który mu podała, a na nim niedokładnie były wypisane dawki oraz częstotliwość brania antybiotyków - w wypadku jakiegoś zakażenia, leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych oraz maści, które miał nakładać, aby rany zagoiły się szybciej i dokładniej. Nie kontrolował grymasu, który się pojawił. Tyle roboty, na pewno o czymś zapomni, a potem go to ugryzie. Jeszcze ta maść, jedną dłoń ma nie w pełni sprawną, więc to na pewno utrudni nakładanie substancji — A i w razie bólu, nie licząc leków najlepiej robić zimne okłady — buzia otwierała mu się w zagrażającym tempie, kiedy słyszał te wszystkie wymagania, aby nie został z serią rozsypanych blizn, a podbite oko widniało tam przynajmniej trzy tygodnie.
____Możemy przejść już do tych papierów wypisowych… — westchnął, wywracając oczami za zamkniętymi powiekami, aby nie urazić kobiety zbyt mocno. Spojrzała na niego spod byka, ale podała całą podkładkę, gdzie górował potrzebny dokument. Po wypisaniu danych, dostania informacji potrzebnych do zapłaty i upewnieniu jej, że tak, ma jak wrócić, i że nie jest sam - cały obklejony wyszedł do poczekalni, aby móc w końcu stąd wyjść. Najpierw jednak musiał znaleźć Arthur’a.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {05/08/22, 09:42 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Tak, wie... Nie wiem czy jesteś świadomy, ale całe Stasand żyje twoim wybrykiem. Nie było sensu ukrywać, że jadę po ciebie na posterunek, jak i tak szybciej czy później by się dowiedziała co odwaliłeś, dodała dwa do dwóch i potem była zła, że jej nie  powiedziałem –wzruszył ramieniem. Debbie nie była szczęśliwa, słysząc, że Arthur znowu się będzie „tłukł” za Elliot’em, bo ten właśnie urósł w jej oczach od pijaka do niebezpiecznego, agresywnego rozrabiaki, ale koniec końców zmiękła, mamrocząc coś pod nosem o tym, że to „życie i błędy Arthur’a i nie dorośnie jeśli nie będzie sam podejmował decyzji”. I coś, że „ona jest już na to zastara”. I, o! Że „jak zobaczy tego małego Crowley’a, albo idiota wciągnie Artie’go w jakieś kłopoty, to tak natrze mu uszy, że rodzona matka go nie pozna”... Czy coś w tym stylu.
W każdym razie, na pewno miała być szczęśliwa, kiedy Elliot wyląduje tego wieczora na jej pprogu.... Może Arthur powinien do niej zadzwonić ze szpitala i poinformować ją o tym mały przewypadków. Nawet nie  „może”... Na pewno.
-To dlatego, że zawsze robisz rzeczy bez ich przemyślenia... A przynajmniej przemyślenia ich z więcej niż jednej persepktywy, czy czyjegoś innego punktu widzenia –z obserwacji Arthur’a wynikało, że Crowley... Używa mózgu tylko w ostateczności i wiele się w tym departamencie nie zdarzyło. Chyba najwięcej myślał po marysze. A przynajmniej najwięcej z tych myśli wypowiadał na głos...
W każdym razie... Arthur nie mógł go obwiniać, nie tak zupełnie. Nikt nie kazał mu iść i szantażować, Morton’a, czyż nie? Mógł to zostawić Dylan’owi Crowley’owi i  siedzieć cicho w domu, udając, że cała sprawa go nie dotyczyła. Tylko, że... Arthur tak nie potrafił. Nie mógł siedzieć i czekać, kiedy dobrze wiedział, że Morton najpewniej nie przestraszy się żadnych prawniczych gróźb, zwłaszcza jeśli w jakiś sposób by powiązał Arthur’a i Crowley’a także...
Sam sobie wykopał grób czyż nie? Jak to mówią, jak sie  pościelisz tak się wyśpisz.
-A ja myślałem, że z Dylan’em Crowley’em za ojca definitywnie będziesz miał jakąś fancy polisę, żeby mógł ją w razie „w” skasować –to był okropny, czarny humor, ale Arthur nie mógł się powstrzymać. Stary Crowley wydawał mu sie typem człowieka, który miał po kilkanaście polis na życie żony i syna, w razie czego.  
Kiedy dojechali do szpitala, zaparkował Forda jak najbliżej wejścia się dało, żeby Crowley nie musiał zbyt dużo chodzić (co by udowodnić jak bardzo się o niego nie martwi), a potem odprowadził go do gabinetu lekarskiego, żeby upewnić się, że ten rzeczywiście poszedł się zbadać, a nie jakoś wykręcił, kiedy tylko Arthur spuścił go z oczu (żeby podkreślić jak bardzo się nie przejmuje).
Kiedy Elliot poddawał się medycznym badaniom, Arthur poszedł do najbliższej budki telefonicznej, zadzwonić do Debbie i Rose i zapytać czy może przywieść Crowley’a do domu. Powiedzmy sobie szczerze, nie były szczęśliwe (szczególnie Debbie, która najwyraźniej zdecydowała, że po tym wyskoku Elliot był „złym wpływem”), ale cóż... Arthur potłumaczył, posprzedawał i koniec końców wygrał ten cholerny materac... Pewnie dla siebie, bo Crowley był poobijany, ale zawsze...
Chociaż pewnym był, że wykład Crowely’a nie ominie.

I dobrze. Należało mu się takie pożądne przygadanie od kogoś z autorytetem, a nie taka... ‘lekcja’, którą miał mu najpewniej sprawić ojciec.

[...]

Resztę czasu oczekiwania, spędził paląc, stresując się i pisząc najnowszy artykuł do gazetki (refleksję na temat kontrastu między kinem w latach siedemdziesiątych i dzisiaj), w aucie. Wolał nie siedzie  w szpitalu, na wypadek, gdyby żona Morton’a gdzieś się tam kręciła. Było zimno, więc zaczynał się poważnie zastanawiać nad tym, czy nie wejść jednak do środka, kiedy Elliot w końcu wyjrzałł na parking.
Sullivan tylko machnął na niego ręką, pośpieszając, żeby ten wszedł do środka. Rzucił zeszyt z notatkami do artykułów i już odpalał silnik.
-Jedziemy do mnie –poinformował, kiedy Elliot znalazł się w środku (i pod czujnym okiem Arthur’a zapiął pas). –Jeśli myślisz, że odwiozę cię do domu , po tym uroczym spotkaniu z twoim ojcem, to... Nie ma mowy –bo wcale się nie martwił tym, co na Elliot’a czeka w domu, w ogóle.
Nie zamierzał dyskutować, czy się kłócić – po prostu odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
-Debbie już czeka, żeby cię opierdolić. Najwyraźniej opierdolenie mnie za dobrowolne spędzanie czasu w twojej obecności, jej nie wystarczyło... –zaśmiał się nieoc złośliwie.
-Jak się czujesz na potencjalną opcję przespania się z Fordem po raz kolejny? Nardziej cię przekonuje? Bo wiesz... Teraz nawet siedzisz w Fordzie –to był zły żart. Naprawdę cienki. Ale mimo wszystko Arthur i tak zachichotał cichutko pod nosem. Potrzebował tego. Ten dzień był tak niesamowicie stresujący, że Sullivan czuł się tak jakby był na skraju załamania nerwowego.
I rzeczywiście – kiedy zajechali do domu, Debbie i Rose już czekały na nich w salonie, zaraz po wyjściu z korytarzyka.
-Dzień dobry, panie Crowley-zaczęła Debbie, mrożąc Elliot’a wzrokiem ze swojego miejsca w fotelu. –Słyszałam, że się z kimś pan pobił... I widzę, że to prawda –zacisnęła usta w wąską linię.
-Pozwalam panu zostać, tylko dlatego, że Artie o to prosił... Bóg wie co niby takiego, w panu widzi, bo ja widzę tylko problemy... –ocho. Arthur naprawdę  nie znosił tego tonu. Aż miał nieprzyjemne dreszcze! – Ale jeśli przez pana wpadnie w jakieś problemy... To inaczej sobie porozmawiamy, prawda Rosie?-
-Prawda –Rose skinęła głową. –Jeśli Artie znowu będzie przez ciebie płaka, to nas popamiętasz.
-Rose! –o nie. To schodziło na bardzo niebezpieczne terytorium. Czas na ewakuajcę. Błyskawiczną ewakuację. Bo zaraz wygadają, że wiedzą o ich wspólnej historii i, co gorsze, że Arthur chyba wciąż lubi Elliot’a i całkiem go
-Pani doktor powiedziała, że Elliot musi się położyć... To my ten... Idziemy na górę –pociągnął Crowley’a za ramię do góry, do swojego pokoju, tylko kiwając głową, kiedy Debbie oznajmiła, że zostawiła im kolację w kuchni.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {05/08/22, 11:59 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Oj uwierz mi - na pewno jakaś tam jest — parsknął na samą myśl, ile musiało być zebranych papierów na całą rodzinę, gdyby doszło do czegoś… nieprzyjemnego. W końcu starszy Crowley nie pozwoliłby sobie na pełną stratę. Koszty leczenia i tak by pokrył, nawet bez Elliot’a wykradającego pieniądze, bo kto by pomyślał, że Crowley’owie mogą mieć długi szpitalne?
____Powrót do domu nie był czymś, na co ochoczo czekał, ale kiedy zobaczył przed budynkiem, a bardziej w samochodzie, Arthur’a, to przyspieszył kroku i wsiadł do środka. Przynajmniej jeszcze trochę czasu z nim spędzi. Tak sądził. Dopóki nie dowiedział się, że do domu raczej tego wieczoru już nie wróci, nieważne jak bardzo by się sprzeciwiał. Sullivan najwidoczniej nie miał w planach zbaczać z drogi, od razu kierując pojazd w znanym teraz mu kierunku. Dom Debbie
____Arthur… — westchnął ze zmęczeniem. Chłopak chciał dobrze, nie winił go o to. Ale ma kolejny raz być u niego? Jeszcze bez żadnych swoich rzeczy? I jeszcze Debbie oraz Rose - te to na pewno po tym jednym wieczorze miały go po dziurki w nosie, co tylko potwierdził komentarz Sullivan’a, podkreślony złośliwym śmiechem. A w tym wszystkim najgorsze było to, że i tak zwyczajnie odwleka to, czego nie uniknie. Może przynajmniej będzie czuł się lepiej, ale i tak dojdzie to tej konfrontacji. Był tego pewien, aż nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po krzyżu na samą myśl.
____Jaja sobie chyba robisz. Mam znowu z nim spać? Z moją konkurencją? Nie-e, nie zgadzam się — pokręcił agresywnie głową w geście sprzeciwu, chociaż i tak pewnie da się wcisnąć w tę koszulkę bez większego narzekania, z nutą niesmaku w głosie, ale sam fuknął cichym śmiechem, jak Arthur wydawał się wyjątkowo dumny ze swojego kreatywnego kawału. Cieszył się też, że jego drobny komentarz został pominięty, choć odkąd dowiedział się o nieprzemijającej pasji Sullivan’a do aktora, to był trochę, tylko troszeczkę zazdrosny. Ale to i tak nie było tak, oczywiście.
____Szczerze, to stresował się wejściem do domu. Już ostatnio łaska nie została mu zaprezentowana, teraz na pewno nie będzie inaczej. A pewnie nawet gorzej, bo był bezpośrednio powiązany z Arthur’em i nazwany ‘złym wpływem’. Tyle było z jego szans na potencjalne zyskanie w ich oczach. Jeśli będzie miał wstęp do knajpy, to już będzie sukces… a tak lubił tam ostatnio przebywać - jedzenie zawsze było przepyszne i bezwstydnie ciągał tam swoje liczne partnerki na randki, kiedy miał ochotę na najlepsze naleśniki czy frytki
____Zostanę zjedzony żywcem, co nie… — bąknął naburmuszony, kiedy naciskał na klamkę od drzwi, aby wysiąść z samochodu, a potem niezgrabnie tłuc się za Sullivan’em. Może zauważenie ich kochanego… współlokatora? - załagodzi cios. Głupia nadzieja, ale w końcu ona umiera ostatnia i Elliot zamierzał trzymać się jej mocniej, niż koła ratunkowego na wodzie. Jednak i ona szybko wygasła, kiedy samo przywitanie zmroziło go w miejscu i odebrało języka w gębie. Miał nadzieję, że po pierwszym razie będzie umiejętniej komunikował się z tymi kobietami. Najwidoczniej nie — Oh, um-- tak dzień dobry-- — nie umiał wykończyć żadnego z rozpoczynanych zdań — Ja wiem– tak, przepraszam– — tylko tyle z niego wyszło, nim pospiesznie podziękował za jedzenie i bez oporu dał się zaciągnąć na górę. Niewiele brakowało, a zacząłby na kolanach błagać o wybaczenie, gdyby jeszcze minutę dłużej mierzyły go takim lodowatym spojrzeniem. Ich działanie było przerażające — Prędzej na zawał tutaj zejdę, niż ojciec sam mnie zajebie — stwierdził bez wahania, bo w tym momencie naprawdę miał wrażenie, że jest to bardziej prawdopodobne.
____W pokoju Arthur’a był już przygotowany materac, wraz z pościelą, a na samej górze czysty ręcznik. Jak w hotelu. Poza tym nie było żadnej różnicy w porównaniu do poprzedniej wizyty, ciągle tak samo ogarnięty chaos, spowodowany książkami na biurku. Pochylił się z łupnięciem w mało używanym kręgosłupie, aby wziąć ręcznik i pozwolił sobie na zgarnięcie tej przeklętej bluzki z Ford’em, jak i dresów, co miał na sobie poprzednio. Najwidoczniej nie zostały schowane jeszcze do szafy
____Idę się umyć, bo wali ode mnie szpitalem i cóż… syfem — skrzywił się, patrząc na brudne ciuchy, w których był już zdecydowanie za długo. Nie miał zbytnio siły, aby stać pod prysznicem i porządnie się szorować, ale prędzej czy później musiał. A nie zamierzał iść spać z syfem zebranym przed dwa dni. Dlatego był wielce wdzięczny za fakt, że w domu Debbie była prysznico-wanna. Wyjątkowo ostrożnie stawiał kroki do środka, aby się przypadkiem nie poślizgnąć, a mięśnie jakby automatycznie rozluźniły się w zetknięciu z gorącą wodą. Zdjął opatrunek z ręki, aby móc i ją wypłukać, bez większych kombinacji. Na dany moment zwykłe zanurzenie w wodzie i mało energetyczne przemycie się mydłem musiało starczyć - nawet włosy po prostu zanurzył, bo jedną ręką prędzej by oszalał, niż dokładnie wykonał swoją cenną rutynę.
____Musiało minąć z bite dwadzieścia minut, odkąd wszedł do wanny. Naprawdę nie chciał się z niej ruszać, ale zaczynało mu się robić słabo przez duchotę, z kolei sama woda traciła na temperaturze, a Elliot co chwilę przysypiał pod wpływem komfortu. Nieomal wywracając się po drodze, wygramolił się na zewnątrz, nieumiejętnie susząc się ręcznikiem i nałożył dresowe spodnie, podchodząc do zlewu, gdzie była i nieużywana szczoteczka, oddalona od całej reszty. Dopiero teraz miał okazję na siebie spojrzeć.
____Gdyby mógł, to by wręcz zwymiotował. Wyglądał okropnie, tak jak powiedział Arthur - jakby coś go przejechało. Kąpiel niedużo dała w załagodzeniu brutalności ran, co nie powinno go dziwić. Nie mył się w jakimś uzdrawiającym źródle. Mimo to widok był… ciężki. Dlatego szybko umył zęby i zerknął na koszulkę, po czym na maść i bandaże postawione dumnie na szczycie. No tak - opatrunki. Te, które miał albo się odklejały pod wpływem wody, albo był lekko przesiąknięte krwią. Zassał dolną wargę, myśląc głęboko, jak powinien się za to zabrać. Usiadł na klapie od toalety, z bandażem między zębami i próbował owinąć swoją rękę. Niestety bardzo nieumiejętnie
____Potrzebowałbym twojej pomocy, wiesz… — stwierdził niezręcznie, z bluzką pod pachą - brakowało mu pokory, jak chodziło o zasłanianie się, niechlujnym bandażem na ręce, a w zdrowej dzierżył maść, jasno przekazując, w czym dokładnie potrzebował pomocy Sullivan’a. Jakby miał się opatrzeć sam, to wyglądałby zapewne jak mumia.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {06/08/22, 03:52 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

-Po prostu się martwią. Dziwisz im się? W ich oczach twoja reputacja nie jest do końca świetlana...Najpierw pojawiasz się „pijany”, potem pojawiasz się pobity... To nie tak, że wpadłeś kiedyś na herbatkę w celach towarzyskich, żeby to poprawić –zaśmiał się cicho. Racja, Rose i Debbie potrafiły być przerażająca, ale... Przez te parę miesięcy, które z nimi przemieszkał, szybko zdał sobie sprawę, że... Robią to bo mają na myśli jego dobro. Może nie dobro Crowley’a, ale definitywnie Arthur’a i no... Jakoś tak ciepło mu się robiło na sercu. I tak, może nie aprobowały jego znajomości z Elliot’em, ale mimo wszystko pozwalały temu ostatniemu zostać w ich domu, bo Arthur je poprosił. To naprawdę dużo znaczyło.
-Swoją drogą bardziej boisz się pań Cole, czy Mark’a?-dopytał, zamykając za nimi drzwi. Ech... Biorąc pod uwagę reakcję wszystkich dookoła, powinien naprawdę przemyśleć to co robi z Elliot’em (cokolwiek to było), bo dobrze wiedział, że mieli rację, ale... Ale. Właśnie. Ale. Nie był pewien co to „ale” oznaczało, ale po prostu nie potrafił wyciąć Crowley’a ze swojego życia i z każdym ich spotkaniem wydawało się to tylko trudniejsze.
Skinął tylko głową, kiedy ten oznajmił, że idzie się myć, siadając na łóżku i sięgając po jedną z książek na półce – czytał aktualnie Narzeczoną dla Księcia i była przezabawna... A po całym tym dniu, potrzebował choć chwili relaksu... Zwłaszcza, że musiał poczekać aż Elliot wróci zanim zjedzą, także zwinął się w mały kłębek na łóżku, pogrążony w lekturze. Będzie musiał zmienić pościel, bo cóż, nie on był tu poszkodowanym, więc nie mógł spać na podłodze.
Elliot nie wracał z łazienki... Naprawdę długo. Sullivan już zaczynał się martwić, czy pływak przypadkiem nie zasnął w wannie i się nie utopił, czy coś. Przepraszam. Nie „martwić”, bo w końcu się  nie martwił o Crowley’a... Ale i tak już się zbierał, żeby porzucić swoją lekturę i przeprowadzić interwencję w razie potrzeby, ale na szczęście Elliot’a, zdecydował się w tym momencie wejść do pokoju
-Tak cierpiałeś przez pana Jones’a, że przygotowałem alternatywy –wskazał głową w kierunku krzesła, na którym leżały rozłożone dwa T-Shirt’y, kiedy tylko usłyszał, że Crowley otwiera drzwi. Jeden z Han’em Solo, a drugi z Riock’iem Deckard’em z Łowcy Androidów. Tak. Arthur nie mógł się powstrzymać. Elliot po prostu zbyt zabawnie reagował na obecność Harrison’a Ford’a w jakiejkolwiek postaci i choć żart miał się najpewnie niedługo zestarzeć, póki co jeszcze go śmieszył.
-Czy ja ci  wyglądam na pielęgniarkę? –podniósł brew wysoko do góry w jakże sarkastycznym geście, powoli odwracając się w kierunku stojącego w drzwiach Elliot’a, który oczywiście... Nie miał na sobie koszulki. A fakt, że wyglądał jakby przeżył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z nosorożcem, nie zmieniał faktu, że cóż, Elliot był... bardzo atrakcyjny. Całe to pływanie i siłka (najpewniej) nie poszły na marne i zbudowany był.. jak na atletę przystało. Nic dziwnego, że cieszył się taką popularnością i że Arthur zagadał do niego w barze w wakacje. Miał słabość do atletycznych brunetów w kurtkach skórzanych, okej? Harrison Ford nie był jego ulubionym aktorem, tylko z powodu scenariuszy, które mu przypadły w udziale (chociaż to była duża jego część, ale...)
Arthur był tylko człowiekiem, okej! A wyższy chłopak  Elliot, nawet pobity, przyciągał wzrok.
Dlatego zapatrzył się na niego może odrobinę zbyt długo spojrzeniem przejeżdżając po liniach nagiego torsu Crowley’a... I dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to robi, przez co... Aż się nieco zaczerwienił. Leciutko. Miał nadzieję, że niezauważalnie.
Odchrząknął zażenowany i spuścił wzrok. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Nie powinien mu dać się tak rozproszyć, zwłaszcza, że... nie wypadało.
-Okej –mruknął tylko – nagle mu przeszedł nastrój na złośliwości i przesunął się na łóżku, żeby zrobić Elliot’owi miejsce. Kiedy ten usiadł obok, wyciągnął rękę po maść i bandaż,  a także plastry, które położył wcześniej na biurku i bez słowa, zabrał się za nakładanie opatrunków. Bardzo się starał przy tym nie patrzeć na twarz Crowley’a, bo ten był... Zbyt blisko. Najzwyczajniej w świecie. I Arthur czuł się dziwnie niekomfortowo będąc zbyt blisko pozbawionego koszulki Crowley’a.
Dopiero po dłuższej chwili – wydawał się być intensywnie skupiony na tych głupich bandażach i plastrach, jakby to była jedyna rzecz, która liczyła się we wszechświecie.
Pracował szybko, z kliniczną precyzją, żeby nie dotykać Crowley’a dłużej niż to było absolutnie potrzebne. Najpierw zajął się bandażowaniem jego ramienia, a potem mniejszymi zadrapaniami i zacięciami.
-Jak masz tak kończyć po bójce, to po cholerę w ogóle zaczynasz się bić?-pokręcił głową,  kiedy doszedł do zacięć i siniaków na twarzy Elliot’a. Naprawdę... Nie rozumiał. Trzeba wiedzieć, kiedy się angażować, a kiedy nie... W tym wypadku, chociaż przeciwnik Elliot’a skończył gorzej niż on, z perspektywy Arthur’a, definitywnie nie było to tego warte. Bo tak jak patrzył na Elliot’a, to jego serce tak nieprzyjemnie się ściskało, no.
Przez chwilę tylko na niego patrzył, przygryzając wargę, a potem z cichym westchnieniem, podniósł ręce i ze skupieniem, zaczął nakładać maść i plasterki na twarz Elliot’a, w duchu mając nadzieję, że to nie boli za bardzo.
-Jeśli dali ci jakieś tabletki, to pamiętaj je łyknąć przy jedzeniu –bąknął cicho... Szczerze wątpił, żeby Crowley miał stawiać swoje zdrowiu na pierwszym miejscu. Ten nawet  nie chciał iść do szpitala!
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {07/08/22, 02:27 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Wiedział, że Arthur miał rację, ale nie zamierzał mu jej faktycznie przyznać. Okej, nie zjawił się jako najgrzeczniejszy student miasta, z kołnierzykiem podpiętym pod brodę i najlepiej z podręcznikiem usadzonym pod pachą, ale nie zrobił nic aż tak złego? No, chyba że był i przez nie znany ze swojego bujnego randkowania i z tego, co sam Arthur im powiedział. A mógł opowiedzieć wiele, co by go oczerniło w ich oczach. Na pewno, oczywiście słusznie, mu prędzej uwierzą niż Crowley’owi, próbującego się żmudnie obronić. Ale nagła poprawa swojego image byłaby równie podejrzana, tak przynajmniej sądził. I też trochę się bał tak o, zjawić się. Nawet by go nie wpuściły - teraz był tutaj z ich dobrego serca wobec Sullivan’a, więc za to już był stokrotnie wdzięczny
____Pań Cole — odparł bez zawahania się — Po pierwsze - częściej je spotkałem, Mark’a widziałem raz na oczy. A po drugie… no nie wiem no, są straszne i tyle — wymamrotał końcówkę, jakby wstydził się tego przyznać. Powiedzenie, że się ich boi to coś innego, niż przyznanie, że są trochę przerażające.
____Ich plusem, było posiadanie domu. Co znaczyło, że ciągle na nie nie wpadał i mógł bez kłopotu wyjść wtedy z tej łazienki. U Nigel’a i Mark’a w mieszkaniu mogłoby być inaczej…
____Ale się Ciebie humor trzyma, Sullivan — stwierdził z dużym przekąsem, kiedy rzucił okiem rozłożone koszulki i już widział na nich twarz tego przeklętego Ford’a — Jak się obudziłem tu ostatnio i idąc szczać złapałem kontakt wzrokowy z Harrison’em, to aż mi się odechciało — dodał fałszywie zniesmaczony, w końcu sam miał parę koszulek z wizerunkami sławnych osób. Ale uznał, że będzie to wyjątkowo zabawny komentarz, w dodatku na miejscu. Bardzo zabawny wręcz.
____W dodatku na najsłodszą w całym Stasand — uśmiechnął się figlarnie, opierając tę mniej poranioną stronę o framugę. Spodziewał się szybkiego, kąśliwego komentarza z powrotem, kiedy leniwie owijał sobie luźny bandaż wokół palca. Jednak spotkała go tylko cisza. Dziwnie podejrzana, długa cisza. Skupił się bardziej na Arthurze, nie mogąc najpierw połączyć kropek, ale nie na długo. Oh. Oh. Uśmiech starał się przyćmić zagryzieniem wargi, ale pewność tylko siebie w nim rosła. Szczególnie jak nie umknęła mu wpływająca czerwień na buzię Sullivan’a — Zrób zdjęcie, starczy na dłużej. Ale jak będę wyglądać lepiej — komentarz wyrwał mu się, nim zdążył go zatrzymać. Mimo to nie żałował, chętnie onieśmieliłby go jeszcze bardziej, ale niezbyt był teraz w stanie — Dziękuję — ulżyło mu, że się zgodził. Bo wtedy byłby kłopot, sam na pewno nie poradziłby sobie zbyt dobrze, prędzej wyrządziłby więcej krzywdy - to bandażując za mocno, to w ogóle nie trafiając maścią.
____Arthur pracował sprawnie i w ciszy. A Elliot nie miał odwagi, aby tę ciszę przerwać. Miała w sobie nutę komfortu. Nie miał również do tego serca - mimo głuchej ciszy, nie licząc ostrożnego rozrywania plastrów, czuł się zaopiekowany. Ruchy Sullivan’a były ostrożne, chwilami ledwo co dotykał jego skórę, jakby obawiał się, że sprawi to za dużo bólu. Jego ręka była bandażowana powoli, żeby nie było za ciasno. Robiło mu się ciepło na sercu i w życiu nie przyznałby się do łez, które groziły, że napłyną mu do oczu z tak błahego powodu. Kiedy Arthur przeszedł do jego twarzy, natychmiastowo zrobiło mu się jakoś chłodniej na ciele, jak zabrakło tam odczucia precyzyjnych dłoni, a na pytanie najpierw wzruszył tylko niestarannie ramionami
____Nie wiem, wkurwił mnie. I był obrzydliwy wobec Ciebie — stwierdził szczerze, acz beznamiętnie. Nie interesowało go to, że wyszedł niewiele lepiej na tej bójce. Miał coś do przekazania - tyle — Czuję się też temu winny — dodał prawie bezdźwięcznie, głos prawie stanął mu w gardle na samo zaczęcie wypowiadania tych słów, a palce smarujące rany, mimo że go rozpraszały, to nie na tyle skutecznie, aby odważnie się wypowiedział. Nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma bez eksplodowania, kiedy student mu się przyglądał, przerywając na moment pracę. ”Oszaleję przez Ciebie, Sullivan”
____Wywrócił oczami na leki, a na samą myśl o jedzeniu miał ochotę zrobić to trzy razy mocniej. Kompletnie nie czuł się, aby coś teraz jeść, a tym bardziej, jakby miał siedzieć naprzeciw sióstr Cole, które pewnie już szykowały języki, aby zalać go pytaniami o stan. Dlaczego? Z kim? Ale po co w ogóle? I co miałby powiedzieć - ’A bo tak jakoś, się wkurwiłem, jak pomyślałem, co robi Morton Arthur’owi’. Super wyjaśnienie. Idealne. Dlatego jak nie będzie potrzeby, to nie będzie rozdziawiał gęby i wysypywał zbędnych informacji na światło dzienne. Jeszcze się bezsensu upokorzy
____Dzięki, Arthur — słowa były w pełni szczerze, ale aż miał ochotę się skrzywić na niezręczny wydźwięk. Naprawdę był wdzięczny za jego pomoc, teraz przynajmniej miał pewność, że bandaż mu się nie rozwinie w środku nocy. Sięgnął po którąś z koszulek, padło akurat na Han’a Solo. Wydał z siebie niski dźwięk dezaprobaty, ale i tak, z niewielkimi kłopotami, założył ją na siebie. Na szczęście nic się nie odkleiło, bo odszedłby od zmysłów. Mimo braku apetytu, jego brzuch sądził trochę inaczej, o czym świadczyło burczenie, jakie udało mu się usłyszeć, więc zeszli do zostawionego jedzenia w kuchni. Cole chyba już jadły, albo dołączą później, nie wiedział - więc na szczęście mógł jeszcze zaznać trochę spokoju. Jednak po grzebaniu niechętnie widelcem na talerzu, sam go sobie przerwał — Leki, ja pierdolę — wymamrotał cicho przekleństwo, kiedy oklepywał kieszenie w poszukiwaniu odebranych w szpitalu pigułek, i mruknął ciche “zaraz wraca”, szybkim krokiem zmierzając znowu do pokoju, gdzie nerwowo grzebał w kurtce i spodniach, gdzie w końcu znalazł je w kieszeni tej pierwszej części odzieży. Odetchnął z ulgą i wziął je na sucho - biorąc je na dół, to pewnie i tak dałby radę zapomnieć i jeszcze zostawiłby je na stole, aby panikować z rana — Zaraz mi głowa pęknie, przysięgam — zdrową dłonią masował skroń, siadając z powrotem na krześle naprzeciw Arthur’a. Jedzenie wyglądało naprawdę smacznie - jak to zwykle tutaj bywało. Ale naprawdę, mimo głodu, nie miał kompletnie ochoty, aby coś w siebie wciskać.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {07/08/22, 03:38 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


„Zrób zdjęcie starczy na dłużej”?! No ja was proszę! Co za czelność! Co było z tym cholernym Crowley’em nie tak? Nie dość, że zauważył, to jeszcze wydawał sie być dumny z faktu, że wpędził Arthur’a w zakłopotanie. No jak to tak? Co miał Sullivan zrobić z tą informacją?
Nie zrobił nic. Tylko bardziej poczerwieniał, mamrocząc coś w stylu „zamknij się idioto” pod nosem.
Zresztą, gdyby Arthur miał chęć na zdjęcia pozbawionego koszulki Elliot’a to jakieś były w archiwum gazetki uczelnianej, zrobione w czasie tego nieszczęsnego wywiadu, który sprawił, że na powrót stali się częścią swoich żyć. A nie miał. Zupełnie nie miał. Tak tylko mówił.
Nie zdecydował się jednak skomentować słów pływaka w jakkikolwiek sposób, bo miał wrażenie, że się wygłupi.
-Czyli wczoraj... Wszystko słyszałeś?-Sullivan wyraźnie oklapł, spuszczając wzrok. Nie był nawet w stanie patrzeć w tej chwili na Elliot’a.  Logicznie rzecz biorąc, wiedział, że Elliot musiał coś usłyszeć, bo inaczej nie byłoby powodu, dla którego miałby zaatakować Morton’a, ale usłyszenie tego z jego własnych ust było jego sprawą. Czuł się nagle... Bardzo odsłonięty i... i... obrzydliwy. Bo ktoś... wiedział. I to oznaczało, że ciężej to było ignorować i...
Wyraz jego twarzy mówił wszystko. Był taki zrezygnowany, nieco wypłoszony i wygądał trochę tak, jakby był blisko zwrócenia resztek lunchu. Ale...
-Nie masz o co się obwiniać, Ellie-powiedział cicho, dziwnie... Łagodnym jak na niego tonem, delikatnie ściskając dłoń pływaka. -To nie twoja wina. To przez swoje własne wybory i błędy wylądowałem w takiej, a nie innej sytuacji... To co robię ze swoim życiem nie jest twoją odpowiedzialnością, tylko moją –Elliot i Arthur... Nie było żadnego „Elliot’a i Arthur’a”. Nie byli... Niczym. Nie byli nawet przyjaciółmi. Elliot nie miał prawda brać odpowiedzialności za nic w życiu Arthur’a (i w drugą stronę działało to to samo – chociaż bądźmy szczerzy, Arthur już to zrobił, decydując się wtrącić i zainterweniować z Morton’em).
W każdym razie... Arthur nie winił Crowley’a. Już nie. I nawet jeśli parę miesięcy temu próbował zwalić swoje złe decyzje na Crowley’a, w gruncie rzeczy to sam Arthur był ich sprawcą. Nie było się nad tym co rozwodzić. I skoro Arthur uważał, że pływak w żaden sposób nie zawinił (w tym przypadku), to cóż, Elliot tym bardziej nie powinien się obwiniać.
To Arthur zdecydował się pójść do tego klubu. To Arthur zagadał do Morton’a, bo ten, w swojej tweedowej marynarce wydawał się bardziej... przystępny niż reszta klienteli baru, która Arthur’a definitywnie onieśmielała. To Arthur nie rzucił przedmiotu, kiedy był na to czas. Wszystko to było tylko i wyłącznie jego winą.
-Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz, jak to mówią –skrzywił twarz w coś na kształt uśmiechu, a potem podniósł się ze swojego miejsca przy łóżku, czując się coraz bardziej niekomfortowo w całej sytuacji.  Czuł się dziwnie... Upokorzony. Bo Elliot wiedział. I tak jak przez większość dnia był zbyt zestresowany, żeby o tym myśleć, tak dopiero teraz dochodziło to do niego... tak naprawdę. Zastanawiał się, jak teraz niby wygląda w oczach Elliot’a, bo w swoich... Cóż, niżej chyba nie dało się upaść.
-Dobry wybór. Ta jest moja ulubiona –wymamrotał cicho na Elliot’owy wybór koszulki z Gwiezdnych Wojen i podreptał na dół, podgrzać obiad. Potrzebował... Przestrzeni. Tylko, że w ich tego wieczorowym układzie raczej nie było to możliwe – Rose and Debbie, z tego co słyszał, oglądały telewizję w salonie, więc granie „gospodarza” pozostawało Arthur’owi. W tym wypadku oznaczało to odgrzanie pieczeni i puree ziemniaczanego w mikrofalówce i intensywne unikanie patrzenia na Elliot’a, z powodów zupełnie innych niż jeszcze kilkanaście minut wcześniej.
Po prostu zaczął się czuć bardzo nieswojo we własnej skórze. Nie było to nowe uczucie – czuł się tak wyjątkowo często przez ostatnie parę miesięcy, ale i tak nie było to przyjemne.
Otrząsnął się nieco, dopiero wtedy, kiedy usiedli do jedzenia i Elliot zaczął się kręcić i wybrzydzać.
-Popij chociaż te tabletki –westchnął ostentacyjnie, gdy ten wrócił do stołu po wycieczce na górę po medykamenty, podnosząc się ze swojego miejsca, tylko po to, żeby wyjąć szklanke z szafki, nalać do niej wody i postawić ją przed Elliot’em (bo tak bardzo nie przejmował się jego stanem zdrowia). Był gotowy się założyć, że ten po prostu połknął je jak leci.
-I jedz, jak człowiek, a nie jak wybredny pięciolatek w przedszkolu. Założę się, że nie jadłeś nic od wczoraj, a jak zemdlejesz wchodząc po schodach, ja cię nosić nie będę –burknął, obserwując przez chwilę, jak ten grzebie widelcem w talerzu. Naprawdę... Był dorosły. Czasami nawet jeśli człowiek nie miał apetytu, to musiał zmusić się do jedzenia.
Naprawdę, Crowley momentami wydawał się być zupełnie nie przystosowany do dorosłego życia. Żeby Arthur musiał tam siedzieć i opierdalać go, żeby coś zjadł... Nie był jego matką na miłość boską!
A skoro o matkach mowa...
-Nie chcesz zadzwonić do swojej mamy, czy coś? Musiała się naprawdę martwić...-powiedzieć jej, że wszystko jest z nim okej? Powiedzieć, że był w szpitalu, żeby się nie martwiła, albo coś? Arthur nie był pewien jak wyglądała relacja pomiędzy Crowley’em i jego matką, ale wiedział, że gdyby był na jego miejscu, to... Definitywnie by zadzwonił. Nawet teraz gdyby mógł. Ale nie było co o tym myśleć, bo nie... mógł. Nie był nawet pewien, gdzie jego matka i rodzeństwo teraz byli i jeśli miał być szczery... Tęsknił za swoją rodziną. Momentami przerażająco bardzo. Nawet za ojcem (a z matką zawsze był bliżej – rozmawiał z nią dosłownie o wszystkim, pomagał z młodszymi dzieciakami i obowiązkami domowymi – była jedną z jego ulubionych osób na świecie), który oszukiwał go całe życie. Zawsze był blisko z całą swoją rodziną i teraz kiedy nie mógł nawet do nich zadzwonić... Czuł się... Dziwnie. Może powinien był pojechać odwiedzić ojca w więzieniu?
Ale... To by było... Takie brutalne zderzenie z rzeczywistością i nie był pewien, czy był gotowy na tą konkretną konfrontacje.
W każdym razie, Arthur zakładał, że pani Crowley na pewno martwiła się stanem zdrowia swojego syna i wolałaby usłyszeć z jego własnych ust, że wszystko z nim jest w porządku niż od swojego męża. Nie był do końca pewien jak działała Crowley’owa dynamika rodzinna, ale... To była jego matka. Na pewno się przejmowała.[/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {07/08/22, 04:57 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Arthur… — To nie była prawda. To, co Arthur mówił, było zwykłą głupotą. Nie mógł się za to obwiniać. Każdy czasami podejmuje głupie decyzje i za nie płaci, ale… nie w taki sposób. Jednak siedział cicho. Nie mógł się w sobie zebrać, aby się przeciwstawić, przynajmniej nie teraz, kiedy powietrze między nimi znowu nabrało ciężkości i niezręczności. Mimo to ściskał mocno trzymaną dłoń, nie planując puszczenia jej w najbliższym czasie. Przynajmniej aż nie będą musieli wyjść z tego pokoju. A na suchy żart zaśmiał się tylko gorzko. Może i był aż przeraźliwie pasujący do sytuacji, ale sama sytuacja po prostu… po prostu sprawiała, że na nowo ściskało mu się serce i chętnie potłukłby sobie drugą rękę na nosie Morton’a.
____Jasne, wszystkie pewnie są twoje ulubione — rzucił jeszcze za wychodzącym ciemnowłosym, aby mieć pewność, że ten go usłyszy, i tak dość szybko do niego dołączył w kuchni przy jedzeniu.
____Spojrzał to na Arthur’a, to na szklankę wody. Nie wiedział, które z nich śmieje mu się teraz w twarz, ale odbierał bardzo intensywne przeczucie, że ktoś to robił. Patrząc na jego dąsanie się niczym dziecko, nie miał się nawet co dziwić. Ale kiedy ta uwaga faktycznie została wypowiedziana, to za nic nie zamierzał jej potwierdzić, mimo że dłonie już chciał krzyżować na klatce piersiowej i się obrazić - jak pięciolatek. Sięgnął po szklankę i wziął z niej parę większych łyków, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo chciało mu się pić
____Dostałem banana na komisariacie — skomentował niechętnie i przysunął talerz bliżej siebie, mozolnie nakładając na widelec trochę ziemniaków i kawałek mięsa. Musiał jeszcze chwilę pokontemplować, nim włożył kęs do buzi, a od ciała dostał mieszane reakcje. Był cholernie głodny, brzuch nie zamierzał tego ukrywać, ale wiedział, że wystarczy, że weźmie ciut za dużego gryza i wszystko wydostanie się z jego żołądka. Dlatego - mimo narzekań Arthur’a - tempa dużego nie nabrał, ale przynajmniej jadł — Hm… pewnie by wypadało — zastanowił się chwilę. Czy jego mama się martwiła? Wiedzieć wiedziała, to raczej było pewne z tym, jak wieści się roznoszą po Stasand, ale czy traciła z tego powodu głowę? Nie umiał stwierdzić, mimo ich poprzedniego zmiękczenia emocjonalnego — Zaraz zadzwonię — zdecydował się w końcu. Mógłby przynajmniej dać znać, że żyje, i że na szczęście nie ma go w domu z innego powodu. Najpierw jednak chciał wymęczyć na tyle, ile mógł pieczeń z ziemniakami, szklankę wody już dawno wypijając duszkiem.
____Dopiero, jak na talerzu zostało trochę mniej niż połowa tego, co było wcześniej, to wstał ze swojego miejsca i grzecznie spytał sióstr, czy może skorzystać z telefonu. Ten na szczęście był powieszony w kuchni, a nie stał w salonie, bo akurat przy nich nie widziało mu się tłumaczyć swojej mamie z tego, do czego doszło ostatniego dnia. Kiedy zyskał zgodę i podziękował szybko, to wykręcił numer i czekał aż go połączy
____Zaraz Ci pomogę-
____ — Halo? — usłyszał przez chwilowe zakłócenia na linii, gdzie chwilę później głos jego mamy stał się nieco przejrzystszy.
____Tutaj Elliot — przedstawił się od razu, aby kobieta nie główkowała, kto teraz wydzwania. W takiej sytuacji mogła to być policja, gazeta, bóg wie, kto jeszcze. Miał mówić dalej, ale głębokie, roztrzęsione odetchnienie z ulgą mu przerwało. Wyłapał też dźwięk wygaszanego w wodzie papierosa.
____ — Rany, Elliot, słońce! Nawet nie wiesz, jak tu od zmysłów odchodziłam. Twój tata wszedł tutaj dosłownie na chwilę przed wyjazdem i nie chciał mi nic powiedzieć — nastąpiła długa, niekomfortowa cisza, kiedy Wendy przestała mówić, jakby zbierała się w sobie, aby w ogóle przeszły jej słowa przez usta — Martwiłam się, że nie żyjesz synku… — gdyby szum był ciut głośniejszy, to na pewno nie wyłapałby jej słów.
____Wiem, przepraszam… — mruknął zawstydzony, bawiąc się kablem od słuchawki. Często sprawiał jej kłopoty, zdawał sobie sprawę. Ale nie na taki kaliber — Ze mną wszystko w porządku, trochę, um, podrapany jestem, ale to tyle! A i…mamo, w domu będę jutro. Teraz jestem u Arthur’a —  niepewnie zwrócił się bezpośrednio do niej, słowo mające nieco nieznany wydźwięk w jego uszach.
____ — Mogę po Ciebie przyjechać rano, jeśli byś chciał… — zaproponowała, ale zapewnił ją, że nie ma takiej potrzeby. Nie był nawet pewien, czy Sullivan chciałby, aby jego mama tłukła się tutaj i odkryła, że mieszka z Coles, choć nawet nie miała pojęcia, kim w ogóle jest Arthur. Pewnie założyła, że którymś z chłopaków z drużyny pływackiej. Po jeszcze paru wylewnych słowach z jej strony rozłączył się i nawet nie zdawał sobie sprawy, że znowu czuł to obce ciepło w sercu na nagły objaw troski z jej strony.
____Nie był najwidoczniej też świadom, ile trwała ich rozmowa, ponieważ jak dobiegła końca, to po obiedzie wszystko było posprzątane i nawet nie miał okazji jakoś pomóc, na co tylko westchnął zrezygnowany i pozwolił sobie nalać wody do pozostawionej szklanki, którą zabrał do pokoju, tak gdyby zachciało mu się jeszcze pić, a wracać do kuchni nie chciał. Ryzyko wpadnięcia na kogoś było o wiele większe.
____Siedział na łóżku, teoretycznie to był gotowy już iść spać, a zmęczenie z tych dwóch dni powoli do niego trafiało. Cisza na nowo zdążyła zawładnąć przestrzenią, jak oboje byli już w pokoju, a Crowley błądził w swoich myślach, próbując je zebrać w sensowną wypowiedź. Światło, jakie im towarzyszyło to tylko niewielka lampka na stoliku, bo duże światło zbytnio raziło Elliot’a w oczy. Zamiast słów, do jego głowy na razie wpadł tylko głupi jak but pomysł, który i tak zamierzał zrealizować — O mój Boże, jak ja chyba spadam! — jego głos był strasznie przedramatyzowany, a samogłoski przeciągnięte, kiedy to jedną nogę, to zdrową dłoń oparł o podłogę między łóżkiem i materacem a za nimi ciągnęła się reszta ciała. “Upadek” bardziej przypominał niezgrabne wydostanie się z pościeli, kompletnie nie wyglądał na przypadek, ale miał to szczerze w nosie — Rany boskie Arthur, wybacz mi, nie wiem, jak do tego doszło — wstrząsająco złapał dech, kiedy już wylądował na niespodziewanie małym materacu — A wstać nie dam rady. Kurde, chyba tak utknęliśmy, wiesz? — zakończył jakże profesjonalne przedstawienie, wesołym, delikatnie złośliwym uśmiechem.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {07/08/22, 10:36 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur w milczeniu i ekspresowo posprzątał po obiecie, dając Elliot’owi przestrzeń, żeby ten mógł porozmawiać z matką. Doprawdy... Co za facet. Nie pierwszy raz dziwił się brakowi przystosowania do życia, jakie Crowley wokół siebie roztaczał, ale w jakiś sposób, wciąż nie mógł w nie uwierzyć... Elliot były chyba zdecydowany udowodnić swój brak dojrzałości w każdej możliwej dyscyplinie i to na pewno nie był ostatni raz, kiedy Arthur będzie miał ochotę wyrywać sobie przez niego włosy z głowy. Definitywnie nie.
Po posprzątaniu, poszedł wziąć szybki prysznic i umyć zęby. Było jeszcze dosyć wcześnie, ale był całkowicie wyczerpany. To było długie kilka dni... tygodni... miesięcy. Wydawało mu się, że każdego dnia po prostu pada na łóżko i następnego poranka ledwie wywlekał się z łóżka. Po drodze z łazienki do sypialni, powiedział „dobranoc” Debbie i Rose, jak to miał w zwyczaju, a potem przebrał pościel na swoim łóżku, a potem ułożył się na materacu, zwijając się w mały kłębuszek nieszczęścia. Nie była to najwygodniejsza pozycja, zważywszy, że wciąż był dość obolały w co poniektórych miejscach, ale... tak czuł się najbardziej mentalnie komfortowo. Na początku jeszcze chciał poczytać swoją książkę, ale poddał się stosunkowo szybko.
Elliot wrócił do pokoju na parę minut przed Arthur’em, ale Sullivan nie miał nic do dodania. Już się wystarczająco naprodukował tego dnia i teraz był raczej... wyprany z energii do czegokolwiek. Wymamrotał tylko ciche, dobranoc i...
-Co ty wyrabiasz Crowley?-warknął, gdy nagle Elliot „przypadkowo” wylądował na arthurowym materacu. To była najgorsza aktorska szopka jaką widział od długiego czasu. Serio. CO. TEN. ODPIERDALAŁ.
Ten materac nie był przeznaczony dla dwóch osób – a na pewno nie kiedy, jedna z nich była raczej rozrośnięta jak pływak, a druga była owinięta kołdrowym burrito. Arthur więc niechętnie wyplątał się ze swojego, ciepłego, komfortowego kokonu, żeby w spokoju móc mordować Crowley’a wzrokiem w spokoju. Chociaż... Bądźmy szczerzy – w swojej flanelowej piżamce w kratę, lekko wilgotnymi włosami i wyraźnie podkrążonymi oczami, raczej za bardzo przerażająco czy groźnie nie wyglądał, a w wątłym świetle lampki i tak nie było widać.
-To ja z dobroci serca oddaję ci łóżko, a ty tym pogardzasz? Coś z nim nie tak? Coś ci nie pasuje czy co?-to nie tak, że Arthur marzył o spaniu na podłodze. Po prostu... To była ludzka przyzwoitość no. Nie mógł pozwolić na to komuś poobijanemu... Ale ktoś poobijany wydawał się być wyjątkowo zdeterminowany, żeby łóżko opuścić.  –Jak pogardzasz moim poświęceniem, to co ja się będę powstrzymać?-poderwał się do siadu, gotowy przenieść się na łóżko, ale... Silne, umięśnione ramię, przerzucone  nagle przez jego pas zatrzymało go w miejscu.
Arthur spojrzał oburzony na pływaka, przez chwilę bezskutecznie próbując się wykręcić z jego uścisku, trochę jak taki mały węgorz.
-Czego chcesz Crowley? –wymamrotał, w końcu się poddając i opadając nieco bezwładnie na materac obok Crowley’a, ze względu na brak przestrzeni... Zbyt blisko jak na jego gust. Spanie razem? To było tak dalekie od platoniczności jak się da. A Arthur chciał utrzymać jakieś granice między nimi, bo i tak był taki... Zdezorientowany. Elliot niby go lubił, ale... Arthur nie wiedział co to oznaczało. Nie tak na prawdę. Nie wiedział czego Crowley chce od niego, nie wiedział, gdzie ta dziwna relacja między nimi zmierza i jaka jest niby jej natura...
Ale zbyt bardzo bał się odpowiedzi, żeby zapytać w prost. Co jeśli znowu miał się tak okropnie rozczarować? Nie był pewien, czy byłby w stanie znieść kolejne złamane serce. Już pierwszy raz nie był przyjemny. Drugi... Tylko bolałby bardziej.
Ale jednocześnie, leżąc tak obok Crowley’a w praktycznej ciemności, opanowywał go taki... Dziwny  spokój. Crowley był Crowley’em. I z jakiegoś powodu to wystarczało, żeby jego obecnosc sprawiała, że czuł się... bezpiecznie. Najzwyczajniej w świecie.  A w obecnym stanie mentalnym, Arthur pragnął takiego spokoju. Bezpieczeństwa. Stabilności. I miał wielką, wielką ochotę, odwrócić się w stronę Crowley’a, schować w jego ramionach i zapomnieć o całym świecie, ale...
Nie mógł. Ale nie potrafił też tak naprawdę pozwolić Crowley’owi się odpierdolić z przekonaniem. Zamiast tego, przekręcił się na bok i przesunął tak daleko do krawędzi materaca, naciągając na siebie kołdrę.
-Dobranoc Elliot –wyszeptał takim dziwnie zduszonym szeptem. Nie był pewien jak ma zasnąć w takim układzie. Nie był pewien czy powinien Ellliot’owi na to pozwalać... Sobie na to pozwalać. Nie był pewien gdzie ich to wszystko prowadziło, co Crowley niby o nim myślał i czuł się... Naprawdę zagubiony w tym wszystkim.
Od początku czerwca jego życie było wirem silnych, głównie negatywnych emocji, które wydawały się go tłamsić i dusić i na tym etapie był po prostu zmęczony. To był jeden z tych wieczorów, kiedy miał ochotę po prostu płakać w poduszkę... I nawet tego nie mógł zrobić, bo Elliot leżał tuż obok i definitywnie by usłyszał, a Arthur... Już i tak był w jego oczach nieumiejęcym się obronić słabiakiem, czyż nie? Nie mógł skompromitować się jeszcze bardziej.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {07/08/22, 11:24 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Reakcja była dokładnie taka, jakiej oczekiwał, więc nie było nic dziwnego w tym, że wybuchł śmiechem, jak Arthur kompletnie nie ukrywał swojego oburzenia na taki przebieg akcji, starając się wyglądać groźnie, kiedy mokre kosmyki w niektórych miejscach przyklejały mu się do skóry, a ciało pochłonięte było przez delikatnie za dużą piżamę oraz kołdrę. Przed oczami miał jeszcze widoczne wyłącznie oczy spod opatulającej całą postać pościeli, które tak samo jak w tym momencie, dawały z siebie wszystko, aby zamordować Crowley’a żywcem albo siłą umysłu pozbyć się go z małego materaca
____Aj, nie nie. Nie wymigasz się z tego tak łatwo — złapał Sullivan’a stanowczo w pasie, skutecznie trzymając go na materacu. I nie zamierzał puszczać. Nie po to budził w sobie głęboko skrytą duszę aktora, aby wszystko poszło na marne — Nie gardzę łóżkiem, ale wiesz no, czegoś tam brakuje… — mówił, kiedy niższy wciąż nieskutecznie walczył ze ściskiem i próbował się wydostać — Ciebie — dodał półżartem, aby przypadkiem nie przekroczyć jakiejś granicy, jeśli miałby skończyć z jeszcze bardziej pobitą buzią, bo miał okazję zobaczyć, jaką parą potrafi władać Sullivan w tych swoich niepozornych dłoniach — A wiesz, chory, taki biedny, zbity jestem, że mogę mieć parę życzeń — Elliot wydymał dolną wargę, aby przekaz był jeszcze dosłowniejszy, ale długo nie wytrzymał bez chichotu. Za to na pytanie jedynie wzruszył ramionami. Nie zamierzał bezpośrednio przyznać, że nie chciał spać sam, bo się trochę bał. Nawet nie był pewien czego - że Morton nagle wyskoczy? Albo, że syreny policyjne się po całej dzielnicy rozniosą i będzie musiał uciekać oknem? Jak tak myślał, to powodów mogło być i powstać naprawdę sporo — Dobra, empatyczna pielęgniarka zostałaby z pacjentem całą noc — zauważył żartobliwie, choć nie wiedział, czy to prawda. Te pewnie miały mnóstwo roboty na rękach, w szpitalu był za rzadko i za krótko, aby móc samemu sobie to potwierdzić. Więc dlatego zamierzał trzymać się tego, że ma rację, a sprzeczna opinia go nie interesuje. W końcu pielęgniarki miały pielęgnować, tak? A już stwierdzili wspólnymi siłami, że niższy jest jego osobistą pomocą, więc jak miał jakieś życzenie zdrowotne, to powinno zostać one wykonane. Czysto zdrowotne oczywiście.
____Oparł się na łokciu, aby wyłączyć lampkę nieco nad nimi i opadł z powrotem na materac, naciągając mniej więcej do połowy tułowia kołdrę, a raczej część, jaką zostawił Arthur - nie było jej za wiele, bo inaczej by się zgrzał. Jakoś zawsze było mu gorąco w nocy, większość roku, kiedy temperatury były większe niż piętnaście stopni, spał pod kocem. Może jak mówiono mu, że jest ‘gorący’, to tak naprawdę mieli na myśli temperaturę jego ciała? Nieświadomie dotknął swojego brzucha pod koszulką, aby sprawdzić, jaka jest w odczuciu, ale niezbyt umiał sam stwierdzić. Arthur’a za to nie zamierzał pytać. Uciekł już w kąt materaca, przypominając tylko i wyłącznie zdenerwowaną i zirytowaną kulkę materiału
____Dobranoc — odparł, wciąż nieco rozbawiony. I chwilę leżał, patrząc w sufit. Myśli, które zbierał, raz po raz mu uciekały, ale szybko wracał do przytomności, bo był dobrze świadom, że nie zrobił jeszcze tego, na czym najbardziej mu zależało. Musiał przekazać mu tę informację, nawet jeśli miało to być w stanie półsennym Sullivan’a. Bardzo ostrożnie przesunął się na materacu, aby być bliżej i przewrócił na bok - na szczęście leżeli w taki sposób, że chora ręka została na wierzchu. Niepewnie, bo ta aż zawisła na moment w powietrzu, obniżył ją, że znowu leżała w pasie, acz tym razem między nimi była jeszcze pościel, łagodząca dotyk.
____To nie jest twoja wina, wiesz? — zaczął przyciszonym tonem, po niecałej minucie ciszy — Tylko tego… tego chuja Morton’a — ściskało mu żołądek na nowo, na samą myśl brzydził się starszym facetem — To, że chciałeś rozerwać się na wakacje, nie jest wytłumaczeniem, na jego obrzydliwe zachowanie — może i to nie było jego miejsce, aby się wypowiadać. Tak, Arthur już mu powiedział, że ma się nie winić, ale gdyby przejrzał wcześniej na oczy, to nie zostawiłby go latem na pastwę losu i nie trafiłby w szpony zboczeńca jak Richard Morton — On Ciebie wykorzystał. I to nie jest niczyja wina, tylko jego, Artie… — powiedział jeszcze ciszej, zaciskając palce dłoni na tyle, ile pozwalały mu bandaże. Słowa były ostrożne, uważnie wyważone i wypowiedziane wyjątkowo spokojnym tonem. Zdawał sobie sprawę z ich ciężaru i jakie reakcje mogły wywołać, ale chciał, żeby Arthur wiedział, że nie jest niczemu winien. Musiał o tym wiedzieć, bo nie dałoby to mu spokoju. Miał nadzieję, że Morton zostawi temat, że da mu w końcu spokój, bo Crowley w którymś momencie na pewno wyląduje w więzieniu, jak pęknie mu kolejna żyłka z rzędu.
____I jak Ci mówiłem, nie pozbędziesz się mnie teraz tak łatwo, więc jak będzie coś próbował, to mu znowu wpierdolę — skwitował, bezwstydnie przysuwając chłopaka lekko do siebie, gdzie uderzył go zapach szamponu, jak i sam zapach Arthur’a, który starczył, aby ukoić nieco jego na nowo buzujące nerwy. Zamknął w końcu w pełni oczy i wymruczał ciche dobranoc. Nawet jeśli chciałby wysłuchać, co Arthur miałby do powiedzenia, to ilość pozytywnie kojarzących się bodźców była zbyt duża, aby długo powstrzymywał się przed snem, dłoń dalej trzymając w pasie. A w głowie cieszył się za ilość leków, jakie musiał wziąć, którymi rankiem mógł się wytłumaczyć, gdyby Sullivan miał pretensje i widoczny niesmak. W końcu przeciwbólowe miewały działanie otępiające, prawda? Co z tego, że gówno dawały mu teraz na sam ból - który raz na jakiś czas dawał o sobie znać to w boku, to w dłoni, kiedy za szybko nią poruszył lub pozwolił sobie na za dużo - a co dopiero na odebranie funkcjonalności mądrego myślenia.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {08/08/22, 06:49 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Dobra pielęgniarka na pewno by nie spała w jednym łóżku z pacjentem –burknął gdzieś w poduszkę. Co to to nie, to definitywnie byłaby rzecz bardzo nieprzyzwoita… W skrócie, Crowley znowu pieprzył od rzeczy, jak to miał w zwyczaju, naginając rzeczywistość do swoich wyobrażeń czy coś w tym stylu. Albo naoglądał się zbyt dużej ilości filmów dla dorosłych i całkiem usmażyło mu mózg. –Zwolniliby ją za to –Arthur definitywnie nie był materiałem pielęgniarskim. Zbyt łatwo go było zirytować, za bardzo denerwował się, kiedy coś szło nie po jego myśli… To definitywnie nie było jego powołanie.
Niańczenie dwudziestoletnich pływaków te z nim nie było – i jak widać nie odnosił w tym zakresie sukcesów, bo Crowley robił co chciał i w ogóle go nie słuchał… Chociaż kiedy Sullivan trochę ponarzekał, koniec końców zjadł ten cholerny obiad, ale bądźmy szczerzy, to był sukces minimalny.
Ech… Naprawdę powinien go był wykopać z materaca. Albo siebie. Ale… Jakoś nie potrafił się do tego zmusić, więc tylko mamrotał coś pod nosem z niezadowoleniem, jak to miał w zwyczaju, zaciskając przy tym palce na poduszce.
Nie był nawet senny, chociaż czuł się absolutnie wyczerpany psychicznie i fizycznie, bo zbyt dużo nieprzyjemnych, smętnych myśli kręciło mu się po głowie. Zdecydował się poczekać, aż Elliot zaśnie i potem pozwolić się sobie… rozkleić, bo udawanie, że wszystko jest w porządku, kiedy nic nie było w porządku, powoli stawało się zbyt trudne. Miał nadzieję, że Elliot szybko odpłynie…
Ale jak zwykle nie miał szczęścia, bo kilka minut po tym jak ten powiedział „dobranoc” i Sullivan zaczynał nabierać przekonania, że w końcu zasnął, Elliot zdecydował się przekręcić, a chwilę później jego ręka wylądowała na boku Arthur’a i… Niższy chłopak spiął się jeszcze bardziej, zastygając w bezruchu, jakby w każdej chwili gotowy skoczyć na równe nogi. Głupiał przy Crowley’u, głupiał totalnie i nigdy nie był przygotowany na to, co ten zrobi w następnej chwili…
I w tym wypadku definitywnie nie był przyzwyczajony na słowa Crowley’a.
„To nie jest twoja wina, wiesz?”
Usłyszeć to z czyiś ust, zwłaszcza z ust Elliot’a było… Dziwnym, nie do końca przyjemnym uczuciem. Ale gdyby przyznał się przed sobą samym, że to nie jego wina, oznaczałoby to przyznanie się do faktu, że był całkowicie bezsilny i nie miał najmniejszego wpływu na sytuację. Że był słaby, że nie potrafił się sam obronić, że dał się Morton’owi wykorzystać, że nie miał wystarczająco dużo kręgosłupa, żeby mu się postawić i powiedzieć „nie”, bo dał się zastraszyć… Zwłaszcza, że to nie tak, że ten trzymał go tam siłą, albo brutalnie do czegoś przymuszał, czyż nie? Nie musiał tego robić. Zazwyczaj wystarczyło parę dobrze wycelowanych gróźb, kilka zbyt dobrze pasujących obelg i uwag i wystarczająco nieprzyjemny ton głosu, żeby Arthur zrobił czegokolwiek tamten nie chciał, bo Morton potrafił nakreślić nieprzyjemne konsekwencje w taki sposób, bo tak się wkręcił do mózgu Arthur’a, że przemoc w gruncie rzeczy wcale nie była potrzebna i jeśli się do niej uciekał, to chyba tylko dla własnej, perwersyjnej przyjemności.
To przez to Arthur czuł się tak, jakby gdzieś tam w tym wszystkim zgubił cząstkę siebie. Bo gdyby ktoś parę miesięcy temu mu powiedział, że zamieni się w taką bezsilną, przepraszającą na kolanach za rzeczy, którym nawet nie czuł się winny, nie tak naprawdę. Żałosne, naprawdę… I nigdy by nie pomyślał, że on tak się da komuś wkręcić. Zawsze myślał, że jest silny. Samowystarczalny
Ale kiedy Crowley mówił, że to nie jego wina i to z takim dziwnym, spokojnym przekonaniem w głosie, Arthur naprawdę chciał mu wierzyć.
I może dlatego nie był w stanie dłużej powstrzymywać płaczu i wybuchnął takim cichym, ale wyraźnie niekontrolowanym szlochem. Może dlatego, kiedy wyższy chłopak przysunął go bliżej siebie, ostrożnie, żeby nie dotknąć żadnych z obrażeń pływaka, przekręcił się na drugi bok i bez słowa, przylgnął do jego klatki piersiowej, chowając twarz gdzieś w jego ramieniu i mocząc biednego Harrison’a Ford’a potokiem łez.
Nie wiedział co powiedzieć, słowa więzły mu w gardle, ale fakt, że Crowley, w przeciwieństwie do Arthur’a nie wydawał się nim teraz brzydzić ani go winić… Naprawdę dużo dla niego znaczył. Więcej niż ten mógł sobie wyobrażać.
Sullivan nie był pewien jak dużo czasu tak spędził – Elliot chyba odpłynął gdzieś w międzyczasie, a sam Arthur zasnął jakoś po tym – kiedy już całkiem wyczerpał się tym całym płakaniem.

[…]

W takiej samej pozycji Debbie zastała ich następnego ranka, gdy po drodze by zrobić śniadanie, zajrzała do sypialni Arthur’a. Powiedzieć, że nie była tym widokiem zachwycona byłoby niedopowiedzeniem Elliot „demoralizujący wpływ” Crowley, pozwalał sobie w jej opinii na zdecydowanie za dużo. Nie zrozumcie pani Cole źle – nie miała nic przeciwko temu, żeby Artie się z kimś umawiał, skądże znowu… Ale definitywnie przez „kogoś” miała raczej na myśli jakiegoś miłego studenta medycyny albo przyszłego biznesmena, który marzy o spokojnym życiu ze swoim partnerem w ładnym domku na przedmieściach, a nie miejscowego Don Juan’a, który najwyraźniej miał również skłonności do alkoholizmu i bójek. I który w dodatku już raz złamał Arthur’owe serduszko (Rose wszystko jej powiedziała). Nie chciała, żeby chłopak musiał jeszcze raz przechodzić przez coś takiego…
Najpewniej dlatego atmosfera w kuchni, gdy panowie w końcu stawili się na śniadanie (w menu tego dnia była jajecznica), była raczej… arktyczna.
-Dzień dobry-oznajmiła starsza pani swoim najbardziej wyniosłym tonem. Rose jeszcze spała (a była tą łagodniejszą z sióstr Cole), także nikt nie mógł jej powstrzymać przed terroryzowaniem Crowley’a w spokoju… Patrząc na zaczerwienione oczy Arthur’a, najwyraźniej do dzieciaka jeszcze nie dotarło, że była bardzo poważna w swoich groźbach, jeśli o doprowadzanie Sullivan’a do płaczu idzie (nie mogła wiedzieć, że tym razem była w swojej opinii niesprawiedliwa). –Proszę się pośpieszyć ze śniadaniem panie Crowley… Odwiozę pana do domu, po drodze do restauracji. Nie mogę przecież pozwolić, żeby dopiero co wypuszczony ze szpitala pacjent szlajał się po ulicach…
-Czy to znaczy, że załapię się na podwózkę na uczelnię? –zapytał sennym głosem Arthur, opadając pół przytomnie na swoje siedzenie. Był zbyt zaspany, żeby załapać co się dzieje (i zbyt zajęty modleniem się, żeby okazało się, że Elliot przespał cały jego wczorajszy wybuch). Włosy odstawały mu w każdym możliwym kierunku i wciąż miał na sobie piżamę, na którą tylko niechlujnie narzucił szlafrok.
-Jesteś pewien, że chcesz dzisiaj iść na zajęcia? Nie wyglądasz najlepiej –spojrzenie i ton głosu Debbie od razu zmiękły, kiedy odwróciła się w stronę niższego z chłopców. Zmiana ta była wyjątkowo rażąca, zważywszy na to, że doszło do niej w ułamku sekundy. –Mogę ci dzisiaj dać też wolny wieczór jeśli chcesz-wiedziała dobrze, że Sullivan odmówi… Dlatego, zanim zdążył otworzyć usta, od razu się poprawiła.
-Nawet nie próbuj powiedzieć „nie”. Zostajesz dzisiaj w domu, Artie…-i cóż, wnioskując z jej tonu, nie zamierzała przyjmować, żadnych protestów do wiadomości.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {09/08/22, 12:05 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Czuł lekkie poruszenie obok siebie, ale był zbyt śpiący, aby dokładnie przypisać temu powód. Delikatnie oparł jedynie brodę na głowie, która nagle znalazła się bliżej i w pełni zasnął pod wpływem intensywnie ciążącego, nazbieranego zmęczenia.
____I dawno nie spało mu się lepiej. Może i był trochę obolały, bo rany dawały o sobie znać. Materac też nie należał do najwygodniejszych legowisk, szczególnie patrząc na łóżko, które zostało dla niego przygotowane. Mimo to, ignorując ten lekki ból, leżenie obok Arthur’a, mienie świadomości, że ten jest obok i go nie odepchnął. Czuł się… spokojniejszy, wyciszony. Nie obudził się w nocy z byle powodu, nie wiercił się, bo było mu co chwilę niewygodnie i nie mógł zasnąć. Spał jak zabity - zmęczenie też pewnie miało swoją zasługę, lecz nawet po wykańczających zawodach czuł się wypluty kolejnego ranka. Teraz było inaczej. Wciąż lekko zaspany, równie dobrze mógłby leżeć tak cały dzień, ale wciąż czuł się wypoczęty. Jakby dostał te dobre kilka godzin snu.
____Schodząc na dół, parę razy wwiercał nadgarstek w oczy, aby je rozbudzić, bo te nieustannie kleiły się do siebie. Jajecznica pachniała już z końca schodów, brzuch dawał wyraźnie znać, że oczekuje porządnej porcji, w przeciwieństwie do tego, co dostał poprzedniego wieczoru. Krzywym krokiem dotarł do wolnego miejsca, które podświadomie sam sobie przypisał i z zadowoleniem je zajął
____Dzień dobry — przywitał się jeszcze ochrypłym, zaspanym z rana głosem. Jednak to zmęczenie długo tam się nie trzymało, ponieważ kiedy tylko Debbie się odezwała, Elliot wiedział, że coś jest nie tak. Że znowu coś zrobił, i zaraz albo dostanie kazanie, albo co gorsza - wyrzucą go na zbity pysk i będzie musiał się do siebie doczołgać. Energii na poranny spacer na pewno nie miał. Szukał spanikowanym wzrokiem pomocy u Arthur’a, ale ten najwidoczniej wciąż był w sennym etapie swojego dnia, za co nie mógł go winić - niespecjalnie sprawił, że ten większość czasu spędził na nogach, to z nim w szpitalu, to pomagając mu z bandażami — Dziękuję…? — był wyjątkowo niepewny w swojej odpowiedzi. Jego mózg już zaczął pracować na najwyższych obrotach, wymyślając, że kobieta pewnie tak naprawdę go nie odwiezie, tylko wywiezie poza miasto. Albo będzie kazała mu pracować za Arthur’a. Wolałby już pracować, niż skończyć z tymi przerażającymi go dzikami.
____Co do jej decyzji wobec Sullivan’a, w pełni się zgadzał. Jednak to liczyło się z tym, że będzie jechać sam z Debbie, a tego równie dobrze może nie przeżyć. Jednak oszczędził sobie odzywanie się, machając intensywnie widelcem, aby zjeść swoją porcję, wypić szklankę soku prawie na jeden łyk, po czym nieumiejętnie zmył swoje naczynia i szybkim, nerwowym krokiem wrócił jeszcze do pokoju Arthur’a, gdzie zostawił swoje ciuchy. Przebrał tylko spodnie, bo bluzka zdecydowanie nie nadawała się do dumnego paradowania, wolał czuć się czysty w nieco za małej koszulce, niż znowu wracać myślami do wydarzenia sprzed niecałych dwóch dni. Nawet nie uświadomił sobie tego, że już był piątek - myślami utknął w środzie i pewnie uświadomi to sobie dopiero wieczorem
____Nie obrazisz się, jak pożyczę jednego twojego Ford’a na weekend, co? — uśmiechnął się, kiedy wrócił do kuchni i kątem oka dojrzał Debbie w korytarzyku, zajętą ubieraniem się przed wyjściem - na tyle daleko, aby nie widziała, ani dokładnie słyszała, co dzieje się przy stole — Siedź w domu i odpoczywaj Sullivan — przedrzeźnił półżartem starszą kobietę, grożąco machając palcem i sam zebrał się w pełni, ściągając w przedsionku kurtkę z wieszaka i posłusznie idąc za kobietą do samochodu. Nie miał pojęcia, na co w ogóle powinien się szykować…
____Powiedzenie, że wyszedł z pojazdu obsrany, było wręcz idealne. Kobieta nie szczędziła w dzieleniu się swoimi uwagami, jak i opiniami na temat młodego Crowley’a. Nie ukrywała swojego niezadowolenia z tego, że spędza czas z jej kochanym Arthur’em, prezentując sobą nic, tylko kłopoty i zły przykład człowieka. Najgorsze było to, że miała racje i nawet nie mógł zaprzeczyć - był złym wpływem, patrząc na większy obraz. Ale naprawdę nie chciał demoralizować Sullivan’a! Po prostu lubił z nim spędzać czas, a akurat pech chciał, że najpierw trafił do nich na haju, potem pobity. Był też przecież przykładnym studentem na stypendium sportowym - miał dobre wyniki w tym przedziale, miał się czym pochwalić, nie licząc idiotyzmem rosnącym z dnia na dzień.
____Na nowo więc wykończony wszedł do otwartego domu, wzdychając głośno i ciężko. Odwiesił kurtkę na odpowiednie miejsce na wieszaku, zrzucił ze stóp buty, nawet nie próbując ich rozwiązać. Miał już krzyczeć, że wrócił, ale szybkie kroki z salonu go wyprzedziły
____ — Słońce, jesteś! Zakładam, że śniadanie już jadłeś, ale gdybyś miał ochotę na coś słodkiego, to w lodówce jest ciasto. Ze stresu wczoraj zaczęłam piec — kobieta zaśmiała się, stając w końcu przed swoim synem. Uśmiech szybko zmienił się w krzywą minę, jak zobaczyła stan nie tylko jego buzi, ale i całego ciała — Mówiłeś, że jesteś lekko podrapany, Elliot — teraz to była jego kolej na śmiech, lecz bardziej niezręczny.
____No bo lekko podrapany też jestem. Na przykład tutaj, o — palcem wskazał na mniejszą rankę na przedramieniu, której już prawie nie było widać. Nie chciał się dokładnie tłumaczyć, ale coś powiedzieć musiał… dlatego większość piątku spędził w salonie z własną matką, kręcąc jakąś historyjkę o Morton’ie, trochę prawdziwą, trochę nie. Parę faktów przedramatyzował, unikał nazwisk innych, przede wszystkim stawiając, że uczennica jako część historii bardziej przemówi do kobiety. I na szczęście został głównie zbesztany za wpychanie się w niebezpieczeństwo, aniżeli cokolwiek innego.
____ — Chcę, żebyś wiedział, że… mimo tego, że nie było mnie długo obecnej, to zawsze tutaj dla Ciebie jestem, dobrze Ellie? — oglądali w ciszy jakiś film w telewizji, bo kobieta bała się spuścić syna z oczu, aby ten, ze swoją gracją, nie wylądował na tyłku, idąc po schodach lub o coś uderzył. Spojrzał na nią lekko zdezorientowany, nie wiedząc, skąd nagle rozmowa zeszła na ten tor, ale wzrok szybko mu zmięknął, kiedy zauważył szczerą skruchę w jej oczach. Droga pewnie czekała ich dłuższa, aby czuł, że może powiedzieć jej o wszystkim, ale nic nie szkodziło, aby spróbować. Miał szansę zobaczyć, że Wendy zależy na naprawieniu tej relacji, która wcześniej prawie nie istniała.
____Dobrze — powiedział cicho, z cieniem uśmiechu na ustach.
____

____Przyszła i sobota. Zjadł śniadanie z mamą, ku swojemu zdziwieniu. Ta pomogła mu wieczorem, jak i po posiłku z opatrunkami, zakładając je równie delikatnie, lecz z trochę mniejszą precyzją niż Arthur. Jednak musiała wyjść, typowe spotkanie z ciotką, ale obiecała, że wróci rano. Stąd od późnego południa Elliot został sam, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Znaczy, miał pomysł, bo dostał telefon poprzedniego dnia, że będzie impreza wieczorem w sobotę i oczywiście jest zaproszony. Ale czy chciało mu się iść? Samemu - nie. Jednak miał niecny plan, dlatego już zakładał na siebie ładniejsze ciuchy. Czuł się o niebo pewniej, bo opuchlizna z oka zeszła, dzięki zimnym okładom. Bądźmy szczerzy, wciąż wyglądał… ciekawie, a siniak na pewno będzie tam jeszcze dobre parę tygodni, ale przynajmniej już normalnie widział i nie kręciło mu się co rusz w głowie. Dlatego z lekkim utrudnieniami nakładał białą koszulę z krótkim rękawkiem, wciśniętą w proste, czarne spodnie, a wszystko tradycyjnie było podkreślone skórzaną kurtką. Przed lustrem spędził więcej czasu, psikając włosy, aby na pewno dobrze się układały. Musi dobrze się prezentować po takiej nieobecności. Nie robił tego dla kogoś specjalnego, na pewno nie.
____Miał już wszystko zaplanowane - pojedzie tam, zabierze go, wrócą do niego i się przejdą do domu Kevin’a, bo ten był dosłownie kilka budynków dalej. Najtrudniejsze jednak będzie wyciągnięcie go z domu, nad czym myślał nawet stojąc kawałek dalej od przytulnego budynku pań Cole. Nie zapuka przecież - co jak Debbie otworzy? Za to jak na złość, okno pokoju Sullivan’a było skierowane na ogród… dlatego zdecydowanie za szybko podjął decyzję przejścia przez płot, wejście na niego było ciężkie, nie mógł prawie w ogóle użyć chorej ręki, więc koślawo łapał grunt stopami, ale zejście już poszło mu płynnie, jedynie lekko się zachwiał na trawniku, łapiąc równowagę, strzepując brud i uważając, aby nie podeptać roślin, które równie były zasadzone, a dookoła nich wysypane niewielkie kamyczki
____Idealnie — mruknął sam do siebie, schylając się i biorąc parę do ręki, a potem, po upewnieniu się, że przypadkiem nie trafi do nieodpowiedniego pokoju, zaczął ostrożnie rzucać nimi w okno Arthur’a, aby zwrócić jego uwagę — Błagam chłopie, bo zejdę na zawał — mówił cicho do siebie, bojąc się, że na ogród zaraz wyjdzie któraś z kobiet i go pobije torbą lub laczkiem, za włamywanie się na ich teren.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {09/08/22, 04:33 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


W sobotni wieczór po pracy, Arthur siedział w swoim pokoju przy biurku i zacięcie pisał esej. W tle grało radio, w tym konkretnym momencie – Jump Van Halen’a i jeśli Arthur miał być zupełnie szczery, bardziej skupiał się na bujaniu się niebezpiecznie na krześle w rytm muzyki niż na pracy, którą miał napisać. Tak był pochłonięty swoim małym światkiem, nawet nie usłyszał, że coś trafia w jego okno.
Stukoty przyciągnęły jego uwagę dopiero po chwili i kiedy wyjrzał przez okno... W ogródku, między wypielęgnowanymi acz smętnie wyglądającymi o tej porze roku roślinkami... Stał Elliot.
Arthur zamrugał gwałtownie, zastanawiając się, czy całkiem już mu padło na mózg i ma zwidy. Ale nie... Elliot jak tam tak stał.
Arthur otworzył okno.
-Crowley na miłosć boską... Co tu robisz?!-zapytał. –Zdajesz sobie sprawę z faktu, że istnieje coś takiego jak dzwonek do drzwi?-pokręcił głową z niedowierzaniem, ale... Musiał się bardzo skupić, żeby na twarz nie wypłynął mu taki mały uśmieszek, bo w głębi duszy, coś w nim naprawdę się cieszyło na widok Elliot’a. W taki naturalny, naiwny sposób, na który planował już sobie nigdy nie pozwolić...
I może dlatego chwilę później wychodził z domu, łapiąc po drodze kurtkę i szalik i wychodząc na zewnątrz.
Kiedy już znalazł się na zewnątrz, zdał sobie sprawę z tego, że Crowley wygląda stosunkowo... Elegancko. Zwłaszcza, w porównaniu do Arthur’a, który miał na sobie... uwaga, jakie zaskoczenie... szarą bluzę i parę jasnoniebieskich jeansów. I podszytą futerkiem kurtkę zimową. Bo był cholerny listopapad, czego Elliot najwyraźniej nie zauważył... Albo zdecydował, że styl był ważniejszy od temeperatury.
Crowley nie chciał mu powiedzieć, dlaczego przyjechał, ale... Arthur nie protestował za bardzo wsiadając do Volvo. Obiecał sobie już dawno temu nie mieć żadnych oczekiwań i starał się nie myśleć o tym, gdzie Elliot może go zabierać, ale... Cóż. Jeśli miał być szczery... Był trochę podekscytowany. Przez ostatnie parę tygodni, Crowley stopniowo zmiękczał podejście Arthur’a do swojej osoby i teraz chociaż Sullivan wciąż był niepewny, to powoli znowu pozwalał sobie trochę zaufać. No bo... Pływak udowodnił, że w jakiś sposób zależy mu na Arthurze.
Sullivan mógł tylko się modlić, żeby to zaufanie nie zostało znowu zdradzone. Każdy... Każdy zasługuje na drugą szansę, czyż nie?
Właśnie.
Niestety kiedy zaparkowali przed domem Elliot’a i przeszli się ulicą parę domów dalej, jakiekolwiek ciepłe i pozytywne uczucia, które Arthur jeszcze chwilę wcześniej pozwalał sobie czuć wobec wyższego chłopaka, zniknęły zastąpione przez... zdenerwowanie.
-Crowley... Nie mów mi, że to jest to, co myślę, że jest –gdyby Arthur miał jakiekolwiek oczekiwania (a nie miał), to w tej chwili runęłyby jak domek z kart. Stali w ogródku domu całkiem podobnego do tego Elliot’owego. Na patio, grupka studentów paliła papierosy. Ze środka dobiegały głośne śmiechy i jeszcze głośniejsza muzyka, a w środku można było zobaczyć podrygującą w rytm muzyki młodzież.
Crowley zabrał go na imprezę. CROWLEY PRZYWIÓZŁ GO NA IMPREZĘ.
Arthur nie mógł w to uwierzyć.
-Napaliłeś się znowu, czy co?  -syknął, cały nastroszony. Nie pamiętasz co się ostatnio stało jak poszedłem na imprezę? A teraz będzie gorzej, bo teraz... WSZYSCY wiedzą –z piorunami w oczach, odwrócił się w kierunku wyższego chłopaka. To był jakiś podły żart? Ale po co? Dlaczego? Nie widział co Crowley miałby w tym do uzyskania...
Ale jeśli nie to, to co? CZYSTA GŁUPOTA?
Czyżby Crowley zapomniał, że kiedy Arthur ostatnio pojawił się na studenckiej z imprezie, nie skończył jak krawawa marmolda na podłodze, tylko dlatego, że pływak praktycznie go wyniósł z tejże imrezy?
-Poza tym... Co sobie ludzie pomyślą, jeśli nagle się ze mną pojawisz? Twoi PRZYJACIELE i znajomi?-Arthur nie martwił się o swoją reputację. Ta i tak nie mogła upaść już gorzej i wszyscy na uczelni kim jest niesławny Arthur Sullivan i że należy utrzymać dystans
Z Elliot’em za to... Sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej.
Crowley zawsze był popularny. Był cenionym sportowcem. Trzymał się z właściwymi ludźmi i robił te wszystkie swoje jockowe rzeczy, które utrzymywały go wysoko w hierarchii socjalnej Uniwersytetu Stasand.
Jednego Arthur był pewny – Elliot nie był gotowy na radzenie sobie z falą plotek, którą na pewno przyniosłoby jego pojawienie się na jakiejś imprezie z Arthur’em Sullivan’em. Te, które krążyły teraz, to jedno, ale... Zadawanie się z pedałem? W oczach tej społeczności, wydawało się to być śmiertelnym przestępstwem. Wiedział to z doświadczenia... I jeśli miał być szczery? Nie chciał tego dla Crowley’a. Nie chciał, żeby plotki zmusiły go do porzucenia jego pasji (a przecież Crowley kochał pływać, a drużyna pływacka już pokazała, jak bardzo tolerancyjna jest),  straty znajomych (Arthur nie miał co tracić), czy życia na peryferiach studenckiego społeczeństwa (co Arthur robił już wcześniej, więc nieszczególnie mu to przeszkadzało).
Nie... Nie mógł się do tego przyczynić. Być może Elliot nie przemyślał całej sprawy i potencjalnych konsekwencji? Crowley często chodził na imprezy, czyż nie? Może dla niego to była przyjemność, ale dla introwertycznego Arthur’a, definitywnie nią były. Nigdy. A teraz dochodziły z jeszcze większą ilością stresu, bo dobrze wiedział, że wszyscy będą szeptać za jego plecami i wytykać go palcami. Niekoniecznie chciał przypominać braci studenckiej o swoim istnieniu, kiedy dopiero co plotki związane z jego osobą trochę przycichły...
-To nie jest dobry pomysł Elliot. To jest najgorszy pomysł jaki miałeś od pobicia Morton’a –to było ledwie trzy dni wcześniej, ale to były nieważne detale.–Idź sam –odwrócił się na pięcie, gotowy wrócić do domu... Najpewniej na pieszo, ale co tam.
Boże, co on sobie myślał, zgadzając się wyjść z domu z Crowley’em... Nie był pewien, czy czegoś oczekiwał (chociaż powtarzał sobie, że nie) i czemu czuł się taki rozczarowany, ale wiedział, że mógł być tylko jeden powód, dla którego pływak pomyślałby, że to jest dobry pomysł. Może w czasie bójki z Morton’em uderzył się mocno w głowę albo coś w tym stylu.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {09/08/22, 08:18 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Arthur! — zawołał z szerokim uśmiechem, jak ten wychylił się z okna, od razu mając do niego pretensje. Crowley’owi to nie przeszkadzało, wystarczająco zadowolony był z faktu, że chłopak go usłyszał, zwrócił uwagę i chwilę później stali znowu przed domem, gdzie Elliot ponownie elegancko skakał przez płot — Może i istnieje coś jak ‘dzwonek’, ale tak jest ciekawiej. I bezpieczniej, co jak Debbie by mi otworzyła? Trupa byś znalazł przy wejściu — stwierdził śmiertelnie poważnie w trakcie ich drogi do samochodu.
____Stwierdzenie, że Elliot nie przemyślał do końca swojej decyzji, byłoby niedomówieniem. W ogóle tego nie przemyślał, był zwyczajnie zbyt podekscytowany myślą spędzenia czasu z Arthur’em, mało go interesowało jak. Impreza, siedzenie w domu, nie było to dla niego ważne. Ale uznał, że domówka u Kevin’a jest idealną wymówką i nie wyglądałby na zbyt… zdesperowanego, co na pewno odepchnęłoby Sullivan’a, skoro już i tak porządnie skakał mu po głowie. W międzyczasie zapomniał, że to nie są zbytnio jego klimaty - chłopaka spotkał najwyżej na kilku imprezach, mając na myśli naprawdę rzadko. Dlatego pierwszym odruchem, jaki miał na reakcję Arthur’a, był szok
____Arthu- co? — czuł się naprawdę urażony za oskarżenie, że znowu był pod wpływem. Ostatnio dostał wystarczająco duży opierdol, aby nie ryzykować wożenia Sullivan’a na haju. Jednak uspokoił się trochę, kiedy przypomniano mu o niedawnych wydarzeniach. Zamknął rozdziawioną buzię, gotową na jakąś obronę werbalną, bo Arthur miał rację. Ludzie gadali wcześniej, może i zelżały już plotki, ale nie zdziwiłby się, gdyby ktoś rzucił jakiś niepotrzebny komentarz w stronę ciemnowłosego — Nie wiem, może nic. Może mają wyjebane. Nie wiem, i tak już o mnie gadają, więc dużo się nie zmieni — chciał dodać, że ma to głęboko w nosie, ale gdzieś, jakaś mała krztyna wciąż się obawiała. Bał się bycia wymieszanym z błotem, tylko dlatego, bo zadaje się z Arthur’em. Ale szczerze, bardziej obawiał się o tego drugiego. Okej, będą gadać na jego temat, tak jak teraz - choć bójka z profesorem była bardziej pozytywnym rozgłosem wśród młodzieżowej grupy studentów. Arthur i tak już był obklejony tysiącem nieprzyjemnych łatek, ale Crowley bał się, co mogłoby się stać, kiedy zostaną w to zamieszani razem. Jego ojciec, chłopacy z drużyny. Odstawiliby pewnie Elliot’a, opluwając go, ale Sullivan mógł oberwać dwa razy mocniej - pod przykrywką, że to niby on zepsuł kapitana drużyny swoim pedalstwem, skoro żyli w przekonaniu, że człowiek nie może się z tym urodzić.
____Arthur, czekaj — złapał chłopaka delikatnie za nadgarstek, delikatnie przysuwając do siebie. Byli na tyle daleko, że nikt nie zwrócił na nich uwagi — Idę albo z tobą, albo wcale, to po pierwsze. A po drugie… jeden dzień mieć to w dupie, najebać się, Morton jest w szpitalu. Nie musimy być długo, ale to jest okazja, żeby na chwilę zapomnieć — starał się brzmieć przekonująco, ale wiedział, że nie każdy ‘świętował’ tak jak on — Proszę, Arthur… ten jeden raz — dodał ciszej, zaciskając ostrożnie palce na nadgarstku, nim te powoli się z niego zsunęły. Oczywiście, że chciał iść z nim, ale nie zamierzał też non stop naciskać, bo wiedział, że tego pożałuje — Obiecuję, że Ci to jakoś wynagrodzę — nuta nadziei w jego głosie wzrastała wraz z nadzieją, że chłopak się zgodzi. A mówił poważnie, bo powoli sobie uświadamiał, że był to głupi pomysł, więc w najbliższym czasie planował zabrać Sullivan’a gdzieś, gdzie ten faktycznie spędzi dobrze czas.
____Ku własnemu, sporemu zdziwieniu, znaleźli się w środku. Wciąż nawet nie wyszedł do końca z szoku, że Arthur naprawdę zgodził się z nim wejść na tę imprezę, ale nie zamierzał narzekać, tylko wykorzystać to w pełni. Nie szczędził więc w zaciągnięciu ich do kuchni, witając się przelotnie z paroma osobami. Zwykle zacząłby od drinków, może piwa, ale stojące przed nim kieliszki były zbyt kuszące, aby zaprzepaścić taką okazję. Wypełnił oba po same brzegi stojącą w pobliżu wódki i z uniesioną brwią, jak i kącikami ust zaoferował kieliszek Arthur’owi
____Musisz wypić ze mną przynajmniej raz, Artie — nie zamierzał akceptować sprzeciwu, skoro poszli wcześniej na taki układ. Sam wychylił swojego szota, kompletnie zapominając o wzięciu czegoś na popicie, więc zostało mu tylko szybkie skrzywienie się na gorzki smak. Chciał spędzić cały wieczór razem z nim, zaciągnął go już tutaj, więc zamierzał wykorzystać ten czas. Nie spodziewał się jednak, że ktoś inny w którymś momencie może mu pokrzyżować te plany
____ — Ellie! Dobrze Ciebie widzieć żywego — głos Maddy go zaskoczył, kiedy uniósł się nad muzyką, a tak zbliżała się do nich. Musiała być tutaj dłużej, zwracając uwagę na lekkie seplenienie w jej głosie i lekko roztrzepane włosy. Z uśmiechem rzuciła się, aby objąć Crowley’a, który z zaskoczeniem zaśmiał się, nie oczekując takiej czułości. Choć patrząc na sytuacje, nie powinien być zdziwiony. Poklepał ją po plecach w odpowiedzi — Simon na pewno ucieszy się, żeby Ciebie zobaczyć! — dziewczyna musiała mieć bardzo prostolinijne spojrzenie, skoro nawet nie zwróciła uwagi na Arthur’a.
____Ciebie też super widzieć i w ogóle, ale- — nie mógł nawet dokończyć wypowiedzi, kiedy Maddy zaczęła ciągnąć go w tłum, a zdezorientowany Elliot nie umiał jej powstrzymać, spoglądając przepraszająco na Sullivan’a.
____ — Musisz wszystko opowiedzieć, bo to jest historia roku. Naprawdę — stwierdziła rozbawiona, odwracając się na moment w jego stronę i kontynuowała prowadzenie go do znanego grona studenckiego.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {09/08/22, 11:28 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Zatrzymał się w pół kroku, czując uścisk na nadgarstku i spojrzał z zacięciem w górę, na Crowley’a. Naprawdę w takich momentach nie znosił faktu, że jest od pływaka niższy, bo naprawdę miał ochotę gromić go wzrokiem z wysokości. Kilka dodatkowych centymetrów dałoby mu komforotową przewagę, a tak? Musiał zadzierać lekko głowę do górę i w tej konkretnej chwili, tylko bardziej go to denerwowało.
Arthur tracił resztki mózgu. Przez cholernego Crowley’a. Bo ten patrzył na niego tymi proszącymi, zielonymi oczami i mówił takim pełnym nadziei tonem i Sullivan... Nie potrafił mu odmówić. Bo był cholernym mięczakiem. I chociaż wiedział, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, że był to okroppny pomysł i że ktoś na dziewięćdziesiąt pięć procent skończy z rozbitym nosem, to... Zgodził się. Po długiej, długiej chwili zastanowienia, w końcu skinął głową, mamrocząc ciche „okej” pod nosem.
Bez dużego entuzjazmu, ale ruszył za Elliot’em, czując się tak, jakby każdy kolejny krok w stronę domu był trudniejszy, jakby Crowley prowadził go na egzekucję, albo coś w stylu. Jeśli miiał być szczery, czuł się niekomfortowo, bardzo niekomfortowo. Może nie obchodziło go, co sobie brać studencka o nim myśli, ale... Nie był z kamienia. Momentami komentarze i wyzwiska go bolały. Chciał po prostu... istnieć w świecie, a nie być przechodzącą atrakcją, kiedy tylko wyszedł na uniwersytecki korytarz. Chciał znowu być... Niezauważalny, tak jak przez pierwsze dwa lata uniwersytetu.
Ale wlokąc się w towarzystwie Elliot’a Crowley’a cieżko było pozostać w cieniu. Arthur’owi wydawało się, ten znał dosłownie wszystkich. Co rusz się z kimś witał
-Okej-westchnął ciężko, sięgając po nalanego mu shot’a. Stuknął swoim kieliszkiem o ten Elliot’a i opróżnił go jednym duszkiem.
Nim jednak zdążył powiedzieć cokolwiek, w pomieszczeniu zjawiła się Mandy, przyjaciółka Elliot’a i Arthur... Poczuł się bardzo nieswojo. Już i tak czuł się nie na miejscu i miał wielką ochotę uciec, cały czas oczekując, że ktoś go zauważy, rozpozna i będzie miał przejebane, ale... Nie wiedział jak się zachować przy dziewczynie, której imprezę praktycznie rozwalił, całą tą akcję z Dan’em, więc starał się z całych sił, zlać się w jedno z szafkami, unikając jej spojrzenia...
-To ja... będę tutaj –wymamrotał, kiedy dziewczyna wyciągała Elliot’a z kuchni, nie za bardzo wiedząc, co innego mógłby zrobić. Definitywnie nie zamierzał się socjalizować z resztą zgromadzonych – kuchnia wyglądała się całkiem dobrą kryjówką... To jest o ile ludziom nie zabraknie alkoholu.
Otworzył jeszcze piwo, żeby  wyglądać niepodejrzanie i popijał je od czasu do czasu, w nadziei, że pozwoli mu to na jakieś uspokojenie nerwów...
Nie był pewien, ile czekał na powrót Elliot’a, skutecznie ignorując ludzi przychodzących do kuchni po dolewki, ale jego puszka z piwem była już praktycznie pusta, więc musiało minąć dość sporo czasu... Co on tam wyrabiał? Przyszedł tu pić z Arthur’em tak?? A przynajmniej to powiedział, ale pewnie teraz znalazł sobie lepsze towarzystwo w osobie swoich przyjaciół i zapomniał o istnieniu Sullivan’a. Po cholerę się zgadzał? Powinien był przewidzieć, że koniec końców tak się to skończy... Może Elliot nawet zrobił to specjlanie? Ale nie... Wcześniej wyglądał szczerze (chociaż Sullivan jak wiadomo nie był najlepszym sędzią charakteru)... Nie był pewien, ale wiedział, że jeśli Elliot nie pojawi się z powrotem w kuchni w przeciągu kwadransu, to Arthur go zamorduje. Albo podrapie mu kluczykami jego cholerną Alfę... To by chyba była lepsza zemsta.
Ktoś wszedł do kuchni. Dwóch ktosiów nawet.
I niestety, żaden z tych ktosiów nie był Elliot’em.
-To on mówię ci!-usłyszał za swoimi plecami.
-On? Ale nie wygląda? Czy cioty przypadki nie noszą babskich, flashy ciuchów? I no wiesz... Nie wyglądają tak... Normalnie? –Arthur spiął się, dobrze wiedząc, że ktokolwiek za nim nie stał – definitywnie rozmawiali o nim. Nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś porównywał go do stereotypu i nie był usatysfakcjonowany. Arthur nie lubił mody, nie dbał przesadnie o wygląd – ale w końcu to co rano na sobie wciągał, nie czyniło tego kim jest. Ludzie byli różni i lubili różne rzeczy i każdy wyrażał się na swój sposób. Nigel lubił swoje brokatowe dodatki i piórkowe boa, a Arthur swoje znoszone, bezkształne bluzy. Arthur był w klubie teatralnym w liceum, a Mark grał w koszyków. Miał przyjaciół w Nowym Jorku, którzy pogodzinach odgrywali przesadzone postaci kobiece i vouge’owali... I mechaników samochodowych, którzy kręcili się po klubach.
Arthur stosunkowo wcześnie zrozumiał, że nie musi się w nic wpisywać, dostosowywać do steoretypowych oczekiwań, ani nic w tym stylu. Był po prostu... sobą.
Niestety reszcie świata zazwyczaj z różnorakich powodów to nie pasowało.
-Widziałem tą bójkę. Mówię ci, to on –najwyraźniej koniec końców doszli do wniosku, że mimo nie pasującego do ich wyobrażania kostiumu, jest jednak tym nieszczęśnikiem, który jakoś przetrwał spotkanie z Dan’em.
-Proszę, proszę, proszę... –Arthur przymknął oczy. Nie będzie się z  nikim kłócił. Nie rozkwasi żadnych nosów. Nie wda się w kolejną bójkę. ZEEEEEEEEEEEEEEEEEN. –Kogo my tu mamy. Czy ty nie jesteś tym pedałem, którego Dan pobił?-za Arthur’em wyrosła dwójka pierwszaków, których Arthur nigdy wcześniej na oczy nie widział. Wnioskował, że są pierwszakami, po ich ogólnej prezentacji, nawet jeśli byli... Dosyć przerośnięci.
-…-zdecydował się udawać, że ich nie zauważa i zamiast tego, jak gdyby
-Co ignorujesz, mnie? Jeszcze do ciebie nie dotarło, że tacy jak ty nie są tu mile widziani?
-Nie załapałeś, że nie zamierzam z tobą dyskutować? To wolny kraj, z tego co wiem, mogę sobie chodzić gdzie chcę.
-Boże, nie dziwię się, że Dan rozkwasił ci twarz...
-Dan miał trochę więcej wsparcia niż ty, skarbie... –Arthur teatralnie podwyższył swój głos, używając takiego teatralnego tonu i nagle zmieniając całą swoją manierę zachowania na najbardziej sterotypową jaką mógł sobie wyobrazić. W liceum był w klubie teatralnym i był całkiem niezłym aktorem, także ta parodia była całkiem udana, nawet jeśli rażąca. Robił to tylko po to, żeby ich bardziej wkurwić.
Co najpewniej nie było zbyt rozsądnym pomysłem, ale jak zwykle, kiedy ktoś go wkurwił, Arthur zapominał o rozsądku. Poza tym... Z dwójką definitywnie by sobie poradził.
-Zasadziłbym ci prosto w twarz, ale boję się, że połamałbym sobie paluszki na twoim niedorobionym wąsie, także... Wybaczcie panowie! –zdecydował się opuścić niewygodną sytuację i wymanewrować gdzieś do salonu, gdzie mógłby się wmieszać w tłum, ale...
-Nie tak szybko –dzieciak miał czelność złapać Arthur’a za ramię w miejscu. –Chyba nie myślisz, że tak po prostu pozwolimy ci wyjść... Chyba, że wychodzisz na zewnątrz. Nie chcemy tu takich jak ty!
-A ja nie chcę żeby ktoś taki jak ty trzymał mnie za ramię i patrz w jakiej sytuacji wylądowaliśmy.
-Chyba czegoś tu nie rozumiesz, ty mały... –no i się zaczęło. Zamieszanie ściągnęło kilku kolegów pierwszaków i... sytuacja zaczęła się robić... naprawdę nieciekawa. Jeszcze parę miesięcy temu, Arthur pewnie by przeciągał kłótnię, ale teraz... Był zmęczony.
Bo wiedział, że tak będzie. Że tak się to skończy. Że nie powinien był przychodzić na tą imprezę.
-Ach, odpierdolcie się –wyrwał się z uścisku wysokiego chłopaka, który ściskał go za ramię, zanim go pobiją, albo wyrzucą go na zbity pysk... Albo i to i to. Nie zamierzał im na to pozwolić. –Już sobie idę, okej?! Nie będę zatruwał wam atmosfery moją obecnością –nawet nie był na nich wkurwiony – nie tak jak na Elliot’a przed wejściem. Raczej zrezygnowany i nie był w stanie wykrzesać z siebie wystarczająco dużo energii na gniew.
Nawet nie poszedł do głównych drzwi – zamiast tego wyszedł tymi bocznymi, kuchennymi, po drodze łapiąc butelkę smakowej wódki i jakiegoś taniego wina  (bo go wkurwili, to mógł co on się będzie?). Wiedział, że powinien znaleść Elliot’a i mu powiedzieć,  że wychodzi, ale... Niekoniecznie miał ochotę na kolejną konfrontację ze swoimi nowymi „kolegami” i szczerze? Nie był pewien czy chce rozmawiać z Elliot’em... Ale nie mógł też odejść bez słowa, więc zdecydował się poczekać gdzieś blisko, aż Crowley w końcu znudzi się imprezą.
Przez kilka minut kręcił się po dzielnicy bez większego celu, aż w końcu natknął się na miejscowy plac zabaw i zaparkował na huśtawce, decydując się... sprawdzić jakość swoich wcale nie kradzionych zdobyczy.[/i][/b][/color][/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {10/08/22, 01:20 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Maddy ja naprawdę się cieszę, że mogę was zobaczyć i tak dalej- — jego słowa nieustannie były przez kogoś przerywane. Na dany moment, nie dokończył chyba ani jednej wypowiedzi tego wieczoru i miał wrażenie, że zaraz zacznie go to denerwować.
____ — Crowley! Żywy i sprawny, zajebiście — dotarł przez muzykę głos Simon’a, któremu zawtórowało parę wiwatów. Elliot nawet nie kojarzył niektórych z twarzy, które się zgromadziły przy kanapie — Powiem Ci, tak żałuję, że ominąłem to potencjalne show.
____Nie nazwałbym tego show — zaśmiał się odrobinie niezręcznie, bo naprawdę nie wiedział, co dokładnie było rozpowiadane. I naprawdę, ta bójka nie była raczej interesującym show, choć w trakcie jej trwania czuł się niezniszczalny - obrażenia świadczyły o innym przebiegu, ale nie zamierzał się do tego przyznać — Dobra, ja widzę, że się super tutaj bawicie więc-
____Znowu ktoś wciął mu się w zdanie.
____ — Nie no chłopie, za to trzeba wypić! I to teraz zaraz — nie był pewien skąd zjawiła się pełna flaszka wódki w dłoni Simon’a, ale ten już brał z niej haust, przekazując ją dalej, aż trafiła ona w ręce Crowley’a — Na raz, Schwarzennegerze, na raz — serce mu się dziwnie ścisnęło na wspomniane nazwisko. Ilość, jaka została w szkle, na pewno była większa niż na jednego shota, większa nawet niż na dwa. Jednak wszyscy patrzyli się prosto na niego, okrzykując z radością, i tak jak miał w zwyczaju, popadł presji i własnej dumie, wychylił całą zawartość. Próbował aż strząsnąć z siebie nieprzyjemny, intensywny smak, który nie zamierzał zniknąć z jego buzi w najbliższym czasie. I towarzystwo na pewno zamierzało o to zadbać, bez zgody pływaka. Musiał wracać.
____Nikogo nie powinno dziwić, że Elliot upił się szybko - w jego żołądku nie było zbyt wiele jedzenia, wypił szota, sporą resztkę wódki, a potem wciskano mu do rąk drinki czy piwa, które nawykowo popijał. Jego próby wydostania się z towarzystwa szybko zostawały przygaszone, słowami ’Z nami się nie napijesz?’ czy ’Weź opowiedz jeszcze raz’ - jego historia głównie składała się z opisu Morton’a żałośnie błagającego, żeby przestał. Dla większości było to po prostu, dla Elliot’a przykre i obrzydliwe, że mężczyzna upadł jeszcze niżej, mimo tego, co sam robił. Ale tym nie zamierzał się dzielić, bo wystarczały plotki o profesorze, jakie już krążyły. Wmieszanie w swoją wypowiedź, że to przez kogoś z uczelni tylko by pogorszyło sprawę i pewnie jeszcze wygadałby za dużo.
____W pewnym momencie poddał się na próbach wydostania, wiedząc, że jak tylko zobaczy jakieś małe przejście, to zwykle zniknie, bez słowa. Nie spodziewał się jednak, że tym otwarciem będzie nagłe poruszenie, które zwróciło uwagę paru osób. W tym samego Elliot’a, którego czujność, mimo alkoholu, była bardziej wzmocniona. Płynnie więc wyślizgnął się w narzuconej na ramiona ręki Simon’a i zaczął lekko niestabilnym krokiem przepychać się przez tłum na parkiecie. Nie zdążył usłyszeć czegokolwiek, oprócz czyiś kroków i śmiechów, dzięki czemu trafił do kuchni, gdzie stała dwójka studentów pierwszego roku
____Co was tak bawi? — spytał nieproszony, ale szybko domyślił się, że wydarzenie musiało mieć związek ze zniknięciem Sullivan’a. Przepchnął się jeszcze przez z dwie osoby. Plus był taki, że po rozproszeniu się sytuacji, ludzie wrócili albo do obściskiwania się, tańczenia lub rozmów. Dlatego Elliot nie miał większego kłopotu z przyciśnięciem pierwszoroczniaków — No? — cisnął dalej, aby ci w końcu wyrzucili z siebie przyczynę ich ogromnej, głupiej radości.
____ — Ten pedał, co ostatnio z Dan’em się bił był tutaj i se polazł, jak przerażona pizda — prychnęli śmiechem, jeden, klepiąc drugiego po ramieniu za jakże mądrą wypowiedź. Elliot szczerze w to wątpił, znając Sullivan’a.
____Ach, no tak! Zabawne w chuj — zaśmiał się najbardziej sarkastycznie, na tyle, ile umiał. Podszedł do nich bliżej, mierząc z góry spojrzeniem, choć nie brakowało wiele, aby byli zrównani wzrostem.
____ — Ja pierdolę, Crowley. Co ty, kija masz w dupie? — jeden z nich parsknął — Sam dobrze wiesz, że to śmieszne w chuj, że taka ciota, jak on się tutaj przyplątała.
____Nie no tak, przecież już Ci mówiłem. Hit roku nawet — jego mina zostawała sztywna jak kamień, nim szturchnął jednego z nich, co wyrzuciło go trochę do tyłu.
____ — Co jest- za mocno Ci przypierdolił ten profesor, czy co?! — uniósł się, wyraźnie gotowy do oddania, nim jeden z jego znajomych złapał go za ramię w próbie odciągnięcia.
____ — Daj spokój, z Crowley’em chcesz się bić? Życie Ci niemiłe? — mówił zza zaciśniętych zębów, zerkając na pływaka, potem na kumpla. I z tego czuł niewyjaśnianą satysfakcję. Nie powinien go cieszyć respekt wzbudzany strachem, ale w tej sytuacji był jak najbardziej mile widziany.
____Mam tylko jedną rękę, szanse są w miarę wyrównane — nie ukrywał złośliwości w swoim tonie, ale widział, że student faktycznie ważył swoje szanse. Za to Elliot zdążył zauważyć kluczową część, a raczej jej brak – Arthur’a nie było w kuchni. Kurwa.
____Miało go nie być krótką chwilę, ale ta na pewno trwała… długo. Za długo. Zdecydowanie za długo. Kurwa mać. Przepchnął się agresywnie przez wykłócających się o to, co mają zrobić studentów, zupełnie przypadkiem popychając ich trochę za mocno, w głowie mając tylko cel znalezienia Arthur’a w tym domu. Sprawdzał typowe miejsca, jak ogród, przed budynkiem, łazienki czy też pokoje, ale te były zajęte już przez podniecone pary, które nie mogły trzymać przy sobie rąk. Czyli co, Arthur wyszedł? Ot tak - bez słowa. Mógł to zrozumieć, ale nie bez powodu on go tutaj zabrał. Przyszli razem, więc i mieli wrócić razem. Wystarczy, że chłopak by go poprosił, to by wyszli. A ten po prostu sobie polazł. Nie interesowało go, że miał powody - tak się nie robi. Krążyłby pewnie bez celu po całej dzielnicy, gdyby jego niby bieg niby chód, nie został wstrzymany przez charakterystyczne skrzypnięcie metalu. Plac zabaw. No tak
____Arthur, kurwa! — dobiegł do placu, z włosami rozwianymi przez ciągłe przeczesywanie i powiewy wiatru. Chłód mu nawet nie przeszkadzał, bo go nie czuł — Pojebało Cię?! Wyjść bez jednego kurwa słowa, zajebiście, wiesz? — nerwowość tylko w nim rosła, przez alkohol w systemie ciężko było mu płynnie skleić wypowiedź, a jego dłoń prędzej niż zarejestrował, wylądowała na kurtce, przyciągając twarz Sullivan’a do siebie. Co gdyby się coś stało? Co gdyby nie trafił na plac zabaw, tylko ktoś inny go zaczepił i uznał, że akurat ma ochotę na bójkę? — Och super! Jeszcze prezent zabrałeś sobie, widzę — prychnął, zabandażowaną ręką machając w stronę flaszek. Elliot był szczerze wkurzony. Na idiotyzm Arthur’a, o który on sam często był oskarżany. Trochę na siebie, że nie udało mu się wyrwać wcześniej — Mieliśmy najebać się razem, a nie ty na jakimś… zapyziałym placu zabaw — oburzony puścił mało delikatnie kurtkę — Mogło Ci się coś stać, o czym też pewnie w ogóle nie pomyślałeś, cymbale — popukał się agresywnie w głowę palcem, jakby miało to lepiej przekazać jego argument.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {10/08/22, 03:16 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Nie był pewien jak długo siedział na tym placu zabaw, ale... Butelka wódki była w jednej trzeciej pusta i aktualnie popijał co rusz tanie wino, które było dużo bardziej smakowo przekonujące. Świat dookoła powoli zaczynał niebezpiecznie wirować. Bujał się nieco tępo na huśtawce w te i we wte, decydując, że zarąbanie tej wódy to był jednak świetny pomysł...
Czuł się dzięki niej... mniej pusty w środku. To było całkiem miłe uczucie...
Ale oczywiście Elliot musiał się pojawić i wszystko zrujnować. I jeszcze miał czelność się do Arthur’a pluć, po tym jak porzucił go na tej piekelnej imprezie!
-PATRZCIE KTO W KOŃCU ZDECYDOWAŁ SIĘ DO NAS DOŁĄCZYĆ –Arthur... definitywnie nie brzmiał trzeźwo – jego słowa zlewały się ze sobą i trochę za bardzo przeciągął sylaby, a kiedy Crowley pociągnął go do góry, poleciał za gwałtownym ruchem z gracją szmacianej laleczki, ale... Złoość wyraźna w jego głosie, nadawała im energii.
Tak jak na dwóch idiotów na imprezie nie był w stanie się wkurwić, tak pojawienie się Crowley’a, spodowodowało, że odrazu skoczyło mu ciśnienie, bo zaczęła się przewalać przez niego burza emocji, których nie do końca rozumiał, ale... Wiedział, że jest zły.
-Well... Nie poszedłem do domu, prawda? Myślisz, że siedzę tu bo lubię place zabaw, pacanie?-wysyczał, twardo patrząc w oczy chłopaka. Jezu, nie był tak patetyczny, żeby siedzieć i pić na placu zabaw dla rozrywki. –Założyłem, że jesteś bardzo zajęty swoim towarzystwem, więc nie zauważysz jak sobie na chwilę zniknę –wzruszył ramieniem. Miało to brzmieć lekko i niezobowiązujące... Ale gorycz w jego głosie była aż nadto słyszalna. Nie kontrolował się za bardzo, nie był w stanie przywołać na twarz obojętnej maski i paplał co mu ślina na język przyniosła.
-Ciężko się najebać z kimś nieobecnym –najwyraźniej nawet zbyt duże ilości wódki, nie odbiły się na umiejętnościach słownego parowania Sullivan’a. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o jego koordynacji ruchowej, bo kiedy Elliot puścił jego kurtkę Arthur niebzpiecznie się zachwiał i poleciał do przodu, wpadając na wyższego chłopaka – i musiał się złapać jego ramienia, żeby nie polecieć na ziemię.
Mówił mu, że to był zły pomysł. Że nie powinni iść na tą imprezę i że jest mu z tym niekomfortowo i że ludzie nie będą szczęśliwi kiedy się pojawi. A Elliot? Nie dość, że go nie słuchał, to jeszcze go zostawił na bóg wie jak długo i znalazł sobie lepsze towarzystwo... Arthur powinien wiedzieć, że tak będzie, ale jak zwykle narobił sobie jakiś fantastycznych nadziei i zdecydował się Crowley’owi zaufać i co? Jak miał to zrobić na większą skalę, nawet jeśli takie drobne gówna, kończyły się tak, a nie inaczej?
-Miałem się do ciebie przedzierać przez cały korytarz i bić się z każdym po drodze, żeby ci pomachać na do widzenia? –nie rozumiał co Elliot w ogóle teraz tu robił. Czemu w ogóle za nim się powlókł, skoro najwyraźniej tak świetnie się bawił na imprezie bez Sullivan’a...Poza tym to nie Arthur sobie poszedł jako pierwszy, prawda? Właśnie.
-Wiesz ile nosów rozbiłem od września?-wolną rękę zaciskając w pięść. Elliot nie miał pojęcia jak to jest. Nie wiedział jak to jest, kiedy wszyscy wytykają cię palcami, nie wiedział jak to jest, musieć rzucić hobby, bo nikt nie chce z tobą trenować, nie wiedział jak to jest, kiedy gdziekowiek nie pójdziesz, jakiś debil zawsze się przyplątał, który nie pozwoli ci w ciszy zająć się twoim własnym dniem. I na trzeźwo Arthur wolałby, żeby tak zostało, ale po pijaku... Po skupiał się na sobie. Na swojej złości i goryczy.
-Jestem zmęczony wiecznymi bójkami. Tym, że zawsze, ktoś się przyplącze, kto ma problem z samym moim istnieniem. Tym, że zawsze muszę udawać, że zupełnie to do mnie nie trafia –nie pisał się na to.
-To czy będę się wykłócał, czy nie i tak niczego nie zmieni. Gdybym mógł się cofnąć w czasie i wrócić do zlewania się ze ścianami, to bym to zrobił. Nie jestem cholernym Nigel’em, do którego takie rzeczy nie trafiają. Ja tylko chcę... normalności, a w tym cholernym mieście nigdy już „normalny” nie będę, bo wszyscy wiedzą, więc chodzę sobie po ulicach z wielkim celownikiem na plecach –Nigel jakoś się znosił, Nigel pracował na coś większego, na lepszą przyszłość... Arthur skupiał się na swoim „teraz” i powiedzmy sobie szczerze... To było absolutnie do dupy. Miał szczęście, że nikt nie zorientował się kim jest jego ojciec, bo byłoby jeszcze gorzej.
-Mam dosyć tego gówna –wymamrotał cicho. Nikomu nie przyznał się do tego na głos. Przed Nigel’em i Mark’iem udawał, że wszystko jest w porządku, że nie trafia go to do niego za bardzo i świetnie sobie radzi. Że go to nie obchodzi. Z Andrew i chłopakami... Nie rozmawiał o takich rzeczach. I teraz jak w końcu to z niego wyszło... Nie czuł się lżej, ale w końcu czuł się bardziej...prawdziwie. Chociaż fakt, że z mózgu miał w tej chwili mielonkę, nie pozwalał mu na pełne uświadomienie sobie tego faktu, a słowa... Po prostu z niego wychodziły.
-Ty i ja... Czy w ogóle jest jakieś „ty i ja”? –zaśmiał się, ale w taki zupełnie pozbawiony humoru sposób. Arthur wciąż nie był pewien, czego Sullivan chciał. –Ehym... W każdym razie... Nie egzystujemy w tej samej przestrzeni. Nie jestem jedną z twoich dziewczyn – nigdy nie będziesz mnie mógł ciągać po swoich imprezach, ani nic nic w tym stylu. To nie przejdzie... –to nie te same światy. Elliot był popularny i wszyscy go lubili. Arthur...najbardziej komfortowo czuł się w sytuacjach socjalnych, które zakładały rzuty kostkami na potwierdzenie sukcesu.
Co on sobie w ogóle myślał? W jakim wszechświecie... to... czymkolwiek to by nie było.
-Zresztą... Czy coś mi się stanie, czy nie, nie jest w ogóle twoim zmartwieniem. -[b][i]Nie potrzebuję wtykającego nos w nie swoje sprawy ochroniarza. Umiem. Sam. O Siebie. Zadbać -z każdym słowem przybliżał twarz coraz bliżej do tej Elliot’a, żeby na pewno ta wiadomość dotarła do jego tępej głowy. Arthur był samowystarczalny... Okej, może nie potrafił sobie poradzić z Morton’em, może spędzał wieczory modląc się o jakąś niebiańską interwencję w tym zakresie i całkiem się w tej sytuacji poddał, ale... ELLIOT ze wszystkich ludzi na świecie, nie musiał przejmować się bezpieczeństwem Arthur’a. To nie było jego sprawą. Prawda? Prawda. Nie było ku temu potrzeby. Nie potrzebował pomocy.
Zdeterminowany, nie zauważył nawet, że w tym wszystkim znalazł się nagle bardzo blisko Elliot’a, na tyle, że praktycznie mógł policzyć każdą z jego rzęs, nawet posuwając do tego, że wspiął się na palce i musiał jedną ręką opierać się na torsie wyższego chłopaka, żeby się niebezpiecznie nie gibnąć.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {10/08/22, 05:58 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Ja pierdolę, nie możesz być ciszej — syknął zirytowany, kiedy ciemnowłosy jasno dał znać o swoim stanie trzeźwości. Nie ukrywał też swojego oczywistego niezadowolenia z osobą Elliot’a, który przez moment szczerze żałował swojej decyzji, na zwrócenie uwagi Arthur’owi. Mozolne ruchy kompletnie nie pasowały do intensywności jego wypowiedzi.
Nie powinien był oczywiście oczekiwać, że Sullivan przyjmie informacje ze skruchą, ale gdzieś miał zalążek ślepej nadziei, że ten przeprosi i będą mogli wrócić - na imprezę lub gdziekolwiek indziej. Ale najwidoczniej oboje nie zamierzali oszczędzać się w ostrych słowach i opiniach na temat spędzonego wieczoru
____Myślisz, że specjalnie to Ciebie zostawiłem? — zaśmiał się z niedowierzaniem, rozdziawiając buzię w obiekcji — Sam widziałeś, że to Maddy mnie zabrała. Chciałem się przywitać i  do Ciebie wrócić — instynktownie wyciągnął ręce do przodu, aby podeprzeć Arthur’a, który był niebezpiecznie blisko upadnięcia przy swoim chwiejnym kroku. Ten jednak nie wyglądał na takiego, aby się tym przejmować — Wybacz, że naskoczono na mnie i nie miałem super możliwości ucieczki — dodał kąśliwie, zapominając o dłoniach opartych na talii chłopaka i wbijał mordercze spojrzenie w niższego. Oczywiście, łatwiej było zrzucić winę na Elliot’a i stwierdzić, że po prostu chciał spędzić czas ze swoimi znajomymi, ale tak nie było. Chciał spędzić czas z Arthur’em, był wkurzony, że nie mógł, ale też nie był typem osoby, aby bezczelnie przerwać komuś w połowie zdania i sobie pójść. Czekał na odpowiedni moment, który nadszedł zdecydowanie za późno.
____Co to ma do rzeczy, Sullivan- — nie dokończył swojej wypowiedzi. Słowa Arthur’a też chwilami zlewały mu się w niejasną całość, musiał wypić nawet więcej niż pływak, a gdyby ktoś powiedział mu to parę dni wcześniej, to w życiu nie uwierzyłby w taką możliwość. W końcu sam Crowley nieraz udowodnił, jak dobrze zna swoje limity, i jak niesamowity jest w ich przekraczaniu. Prawie dorzuciło się do jego nerwów z wcześniejszego przerywania. Ale teraz powód był inny. Teraz Arthur mówił mu, co tak naprawdę czuje. Coś, co zawsze ukrywał i Elliot był święcie przekonany większość czasu, że ten ma wyjebane w to, co ludzie mówią. Miał bardziej cięty język od wszystkich osób, co znał. Crowley faktycznie nie zdawał sobie sprawy, z tego, z czym musiał się borykać i męczyć na porządku dziennym. Jego spojrzenie, wciąż intensywne, zdecydowanie złagodniało, bo wiedział, że teoretycznie sam się do tego dołożył. Teraz nie był pewien jak, ale jakoś na pewno tak. A nawet nie wiedział, czy może to wynagrodzić. Spędzanie z nim czasu mogło zaszkodzić, ale Elliot i tak zamierzał zachowywać się samolubnie - chciał być przy Arthurze, wiedzieć, co się u niego dzieje, trzymać go.
____”Ty i ja” - serce nieprzyjemnie mu się ścisnęło na śmiech studenta. Oczywiście, że było jakieś ‘ty i ja’. Nie po to Elliot kłócił się sam ze sobą, ze swoim ojcem, bez żadnego celu. Aby w pewnym momencie zrezygnować. Aby odpuścić i stwierdzić, że nie ma sensu. Różnili się, nie mógł temu zaprzeczyć, ale chciał istnieć w tej samej przestrzeni co Arthur, spędzać z nim czas, dowiadywać się więcej. Nadrobić to wszystko, co tak porządnie zjebał przez tę parę miesięcy. Ale musiał dostać na to szansę - Sullivan mówiący mu w twarz, że nie widzi w tym celu, był ciosem prosto w serce, idealnie wycelowanym, aby zabolało jak najmocniej. Lecz Elliot miał dość poddawania się, ulegania presji. Nie zamierzał się poddać i rezygnować z czegoś - z kogoś - na kim mu zależało
____Nie wiesz tego — powiedział pewnie, acz słowa pewnie gdzieś zniknęły w powietrzu. Wierzył, że się uda. Że daliby radę, gdyby spróbowali. Elliot miał pozycję społeczną, teraz jeszcze podpartą jego agresywnymi tendencjami. Może ludzie po prostu baliby się ich zaczepić. Naprawdę miał ślepą wiarę, że to może się udać, jeśli tylko dostanie drugą szansę od Sullivan’a.
____Przy ostatnich słowach, miał wrażenie, jakby chwilowo wytrzeźwiał, świadomy ich bliskości aż za bardzo. Zapach Arthur’a wypełniał jego zmysły jak silny narkotyk, a dotyk wręcz wypalał dziury na skórze. Pod ciemnym niebem, brązowe oczy chłopaka wydawały się jeszcze głębsze, rumieniec od zimna i alkoholu dodawał nieodpartego uroku Sullivan’owi. Najgorsze jednak były usta - zaróżowione, lekko podgryzione, jakby od stresu, nieznacznie uchylone przez dopiero co skończoną wypowiedź. I były tak cholernie blisko, zajmując wszystkie myśli Crowley’a, który nie mógł już myśleć logicznie. Przesunął parę razy palcami po bokach niższego, przed zaciśnięciem ich.
____Chwila zawahania się była krótka, przesunął językiem po swojej dolnej wardze, nim przysunął się jeszcze bliżej - o ile było to jeszcze możliwe - a jego usta spotkały się z tymi należącymi do Arthur’a.
____Były ciepłe, mimo niskiej temperatury, lekko spierzchnięte. Wciąż czuł na nich smak wódki - jakiejś owocowej, a przewyższała nad nią cierpkość wina, które musiało być świeżo co wypite przez studenta historii. Palce najpierw zacisnęły się mocniej na bokach, zderzając ich biodra ze sobą, aby zaraz się rozluźnić i przenieść jedną dłoń na żuchwę, aby unieść nieznacznie brodę Arthur’a. Zahaczył nosem o ten drugiego przy pochyleniu się w celu pogłębienia pocałunku, cicho wzdychając bezpośrednio w wargi Sullivan’a i lekko, niby pytająco, zagryzając jego dolną wargę. Ścisk w żołądku tym razem był przyjemny, rozproszone w nim motyle wywołane falą pozytywnych emocji, a bicie serca przyspieszone z ekscytacją. Do tego momentu nie był świadomy, jak bardzo brakowało mu bliskości. Szczerej bliskości, nie tej pospiesznej, aby przejść do rzeczy. Bliskości Arthur’a
____Mam to głęboko w dupie, czy go potrzebujesz, czy nie — zaczął bez tchu, wciąż podirytowany i nie oddalając twarzy bardziej, niż było to potrzebne — Bo chcę być przy Tobie, więc nawet mnie nie wkurwiaj Arthur i daj mi ostatnią szansę — spojrzał mężczyźnie prosto w oczy, stanowcze spojrzenie było wręcz przeszywające — Pozwól mi się tobą zaopiekować — jego ton wciąż był pełen pewności, mimo tego, jak cicho się wypowiadał — Nie musisz, kurwa, męczyć się z tym sam — naprawdę chciał, aby ten w końcu zrozumiał, że nie musi być samowystarczalny. Że potrzeba cudzej pomocy, to nie jest nic złego. Sam Elliot nie umiał skleić pełnej, mądrej wypowiedzi, więc trzymał się krótkich i prostych zdań, które bezpośrednio przekazywały, co siedziało mu w głowie.
____Wzrokiem skakał po całej twarzy Arthur’a, zatrzymując się na oczach i jego ustach. Przede wszystkim ustach. Tak bardzo chciał ich znowu zasmakować…
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {10/08/22, 11:40 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Ze wszystkich rzeczy, które Elliot mógł zrobić, Arthur nigdy nie wyobrażał sobie, że ten go pocałuje. W pierwszej chwili nie wiedział co robić. Zamarł w bez ruchu, trochę jak jelonek złapany na środku szosy w światłach samochodu, w pierwszej chwili zbyt zdezorientowany, żeby zrobić cokolwiek innego. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, ba! Przez chwilę był przekonany, że coś mu się śni, bo to nie byłby pierwszy raz, gdyby taka sytuacja miała miejsce... Ale było za zimno, skóra kurtki Crowley’a pod jego palcami, wydawała się zbyt gładka, a nacisk  jego ust na te Sullivan’a zbyt realne. Arthur nie wiedział dlaczego, ale w tym momencie jeszcze się to nie liczyło.
Elliot Crowley go całował. I to jakoś tak jednocześnie delikatnie i pewnie, że Arthur’owi miękły kolana, jak w tych wspomnieniach, które męczyły go w snach od lata, ale jednocześnie... Inaczej.Wydał z siebie cichy, ciężki do zidentyfikowania dźwięk, który w rzeczywistości był próbą wymamrotania imienia chłopaka, w końcu zaskakując, zaciskając dłoń na kurtce Elliot’a i odpowiadając na pocałunek. Rozchylił wargi odrobinę mocniej, czując jak po klatce piersiowej rozlewa mu się takie dziwne ciepło, jak jego serce boleśnie się ściska, a kolana wręcz miękną. Trzeźwy Arthur pewnie by to zatrzymał, pewnie bałby się skoczyć na głęboką wodę i  sobie na to pozwolić. Pijany Arthur dał się ponieść. Pijany Arthur był teraz najszczęśliwszą osobą we wszechświecie, praktycznie rozpływając się w ramionach Crowley’a i nie chcąc, żeby ten moment kiedykolwiek się kończył, zupełnie tak jakby jeszcze pięć minut temu nie skakali sobie do gardeł... A może właśnie to sprawiało, że cały ten pocałunek jeszcze bardziej uderzał mu do głowy, wydawał się jeszcze bardziej intensywny i otumaniający?
Arthur w swoim życiu tak naprawdę pocałował tylko trzy osoby i jeden z tych razy się nie liczył, bo był tylko szybkim muśnięciem ust, przerwanym przez księdza, który ich nakrył w licealnej łazience.  Całowanie Elliot’a było takim wszechogarniającym uczuciem, sprawiało, że świat dookoła przestawał istnieć, jakby czas się zatrzymywał i nie liczyło się nic oprócz ich dwójki. Miał wrażenie, że było to tak naturalne, jak oddychanie, jakby  - ale latem, te pocałunki były niezręczne, niepewne, jakby nie do końca na swoim miejscu, a teraz... Arthur nie był pewien czy to przez intensywne emocje, czy przez alkohol, ale lekko kręciło mu się w głowie. W niczym nie porównowało się do całowania się z Morton’em, który zawsze tylko brał i brał... I najczęściej siłą. Nie, to uczucie było czymś zupełnie innym, jakby z dwóch różnych wszechświatów, jakby nie zakładało w teorii tej samej aktywności.
Arthur chciał, żeby ten moment trwał i trwał i kiedy wyższy chłopak się od niego odsunął... Czuł się dziwnie... rozczarowany.
-Boję się Elliot –przyznał cicho, już bez takiej instensywnej złości. – Boję się, że jeśli znowu... Znowu ci zaufam, a ty znikniesz, to tym razem się nie pozbieram–wystarczył mu raz, naprawdę. Nie chodziło tylko o Eliot’a. Arthur nie chciał być dla nikogo ciężarem, nie chciał być czyjąś kulą u nogi... Jak masz liczyć, licz na siebie, czyż nie?
-Nie chce być dla nikogo obciążeniem, a moje życie... Moje życie to totalny burdel, Ellie –to był jego problem, czyż nie? Kiedy umawiali się w wakacje, nie musiał się martwić tym całym bagażem, który miał teraz, ale od tego czasu... Dużo się zmieniło. Także działało to w dwie strony – z jednej strony, bał się znowu zaufać Elliot’owi, z drugiej, nie chciał go więcej wciągać w swoje problemy.
Tego go zawsze uczono... I kiedy okazało się, że jego ojciec kłamał całe jego życie i cały jego support system nagle zniknął, lekcja ta utknęła wyjątkowo boleśnie w jego głowie.
Ale... Nie chciał teraz o tym myśleć. Nie chciał się martwić, nie chciał przerabiać swoich ‘trust issues’. Nie teraz, nie po pijaku. Prawda była taka, że... Jakby się nad tym zastanowić; nie chciał życia bez Elliot’a Crowley’a. Tak po prostu. Nieważne jakie miał zachamowania, wszystko sprowadzało się właśnie do tego.
Nie dodawał już więcej. Wspiął się na palce, zarzucając ręcę na szyję Crowley’a i ściągnął jego głowę nieco w dół, żeby było mu łatwiej, zamykając ich usta w kolejnym pocałunku. Tym razem nie czekał – od razu pogłębił pocałunek, gdy tylko Crowley mu na to pozwolił, pewniej, bardziej namiętnie... To musiała Elliot’owi wystarczyć jako odpowiedź. Sullivan’owi po plecach przechodziły dreszcze przyjemności i całkowicie poddał się instynktowi, jakby nie dzieliła ich przeszłość i niedopowiedzenia. Kciukiem delikatnie gładził kark wyższego chłopaka, drugą dłoń wplatając w jego włosy, które były zadziwiająco miękkie i przyjemne w dotyku.
Chciał więcej. Po pijaku przyznanie się do tego przed samym sobą, było dużo łatwiejsze. Chciał wszystkiego co Crowley był w stanie mu zaoferować, nieważne co by to nie było... I naprawdę go to przerażało, ale jednocześnie... Jednocześnie w głębi serca tego właśnie chciał. Chciał mieć komogoś, na kim będzie mógł się oprzeć i kto będzie mógł się oprzeć na nim, chciał kogoś, kto z nim będzie, nieważne jakie przeszkody życie postawi mu na drodze. Wskakiwanie w coś nowego po jego przejściach najpierw z Elliot’em, a potem z Morton’em, mogło być nierozsądne, ale tego wieczora rozsądek wyleciał przez drzwi, w momencie, w którym Arthur zgodził się pójść z Elliot’em na tą cholerną imprezę.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {11/08/22, 02:30 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Arthur odwzajemnił pocałunek. Nie spodziewał się tego, miał pełne prawo go odepchnąć i z pretensjami się wkurzyć, choć Crowley miał ogromną nadzieję, że tego nie zrobi. Dlatego jego serce zabiło jeszcze szybciej, kiedy dostał pozwolenie na pogłębienie pocałunku poprzez rozchylone wargi. Mógł bezwstydnie trwać w tym momencie wieki, całując Arthur’a i trzymając go blisko siebie
____Ja wiem, rozumiem. Ale ja nie zniknę — w jego głosie nie było ani grama zawahania się, jedynie pośpiechu, natarczywości. Chciał, żeby Sullivan uwierzył, wiedział, że Elliot’owi nigdzie się teraz nie spieszy, aby go zostawiać. Miał w nosie cokolwiek innego, szczególnie teraz, w jego głowie i oczach był tylko on i nic więcej go nie obchodziło. Zagryzł dolną wargę, intensywnie kręcąc przecząco głową — Nie jesteś obciążeniem, Artie. Nawet tak nie mów — nie wiedział o nim wszystkiego. Ba, Elliot pewnie wiedział tylko wierzch całego życia Arthur’a, ale mógł być przekonany jednego - musiałby się naprawdę postarać, aby go od siebie teraz odepchnąć. Jego życie mogło być największym burdelem, ale Crowley nie odpuści. I przede wszystkim nie pozwoli mu myśleć, że jest ciężarem.
____No, chyba że dosłownie prowadzisz burdel, to wiesz- — jego głupia gadka szybko została przerwana kolejnym pocałunkiem, który bezproblemowo rozproszył jakiekolwiek myśli zaćmiewające jego głowę. Z jego gardła wydał się niekontrolowany, głęboki pomruk zadowolenia, a dłonie bezcelu wędrowały po materiale bluzki schowanej pod kurtką. Przejął nieco kontrolę, naciskając mocniej na wargi ciemnowłosego i zaczepnie przesuwając językiem po wardze. Parę razy zderzyli się zębami, co tylko wywoływało uśmiech na twarzy Arthur’a i jeszcze większą ochotę na kontynuowanie. Palce bawiące się włosami, sunąc delikatnie po skórze, wzbudzały nasilone dreszcze i rozlewające się gorąco pod wpływem dotyku. A w głowie aż mu wibrowało od przyjemności, że nie umiał skleić jednej, sensownej myśli.
____Arthur- — każda próba zabrania głosu szybko była przerywana kolejnymi pocałunkami, którym nie zamierzał odmawiać, hacząc zębami o wargi i chwytając Sullivan’a mocniej w pasie, powstrzymując się przed żenującymi jękami, które groziły wydostaniu się, gdy student żarliwiej go całował, wprowadzając samego Elliot’a w jeszcze większy stan euforii — Artie, poczekaj- — szepnął po raz kolejny bez tchu — Tak bardzo, jak nie chce tego przerywać, to jesteśmy na placu zabaw. I nie wiem, jak ty, ale nie chce tutaj zamarznąć — zaśmiał się lekko, nim schylił się delikatnie, aby zostawić delikatniejszego całusa na ustach Arthur’a — Możemy iść do mnie, nikogo nie ma… — zaproponował z krzywym uśmiechem, nie mając w planach czekać na odpowiedź. I tak już wcześniej zamierzał zaprosić go do siebie, bo przecież nie wracałby piechotą do siebie. Z kolei złapał go za dłoń, splatając palce i płynnie chowając je do kieszeni swojej kurtki, po czym żwawym krokiem zaprowadził ich parę domów dalej.
____Droga poszłaby o wiele szybciej, gdyby Elliot rozmarzony nie wpatrywał się co chwilę w Sullivan’a, przez co ominął z dwa zakręty. Nie do końca dowierzał, że to faktycznie się działo. To mógł być równie dobrze sen, z którego nie chciał się budzić. Ale każdy ścisk palców, zimniejszy powiew wiatru uświadamiały mu, że to się dzieje naprawdę. Przed chwilą gryzł się z Arthur’em o głupią domówkę, aby potem znikąd - kłamstwo, był to alkohol - wziąć odwagę na swobodne pocałowanie chłopaka. Nie był pewien, czy stracił panowanie nad wszystkimi zmysłami, czy te stały się nieznośnie wyczulone. Miał wrażenie, że słyszy gorzej, wiatr nagle mu ucichł w uszach, acz z drugiej strony bardzo dobrze mógł zauważyć nieco przyspieszony oddech Sullivan’a. Tego, czego na pewno mu brakowało, to równowagi. Parę razy potknął się o najmniejszą nierówność na drodze, chwilami też niebezpiecznie zabujał się na swoich nogach, kiedy nagle ziemia dziwnie zawirowała mu przed oczami.
____Kiedy tylko zdążył niezgrabnie otworzyć drzwi domu, wciągnął niższego do środka, strząsnął swoją kurtkę. A jak usłyszał charakterystyczne kliknięcie wejścia, wzrok przyćmiony pożądaniem wylądował na Arthurze, który nie był już w połowie zduszony zimową kurtką. Dzięki temu Elliot mógł oprzeć dłonie w pasie, bezwstydnie, acz ostrożnie wsuwając je pod materiał bluzy i koszulki. Ponownie złączył ich usta, delikatnie pchając chłopaka wraz ze sobą w stronę niskich schodów
____Uważaj — wymruczał prosto w jego wargi, kiedy znaleźli się zaraz przy nich — Możemy coś obejrzeć, albo cokolwiek chcesz — mówił w krótkich przerwach, nie mając ochoty na odsunięcie się od Arthur’a. Był sobie samemu wdzięczny, że nie domknął drzwi pokoju, dzięki czemu mógł rozszerzyć je nogą, zatrzaskując w podobny sposób — Możemy też pić dalej, zajarać, nie wiem — dalej gadał głupoty, nawet jak usiadł na łóżku, ciągnąc Sullivan’a za sobą.
____Jego dłonie wędrowały po całym torsie studenta, ale w przeciwieństwie do intensywnego, pełnego chęci całowania, dotyk był łagodny, kojący. Badał każdy skrawek skóry, chcąc zapamiętać każdą część jego ciała, nawet najmniejsze niedoskonałości. Bandaż już dawno gdzieś mu się rozwiązał, z każdą chwilą coraz luźniej siedząc na jego dłoni, ale miał to szczerze w nosie, bo teraz mógł bezpośrednio czuć ciepło bijące od Arthur’a na swojej skórze, co tylko wzbudzało kolejne, przyjemne dreszcze
____Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś w chuj przystojny, Sullivan? — westchnął z głupkowatym uśmiechem, celowo używając nazwiska. Kciukami zataczał kółka, jedną dłonią na żebrach, drugą na biodrze, a swoją spuchniętą wargę trzymał między zębami, przy okazji korzystając z okazji na złapanie oddechu, którego od dobrych kilkunastu minut mu brakowało.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {11/08/22, 08:40 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur nigdy wcześniej nie był w domu Elliot’a i zapewne w każdej innej sytuacji, rozglądałby się z zainteresowaniem po wnętrzu, ale teraz... Był zbyt zajęty ściąganiem z siebie kurtki, co wcale nie było taką łatwą rzeczą do zrobienia, kiedy twoje palce i kończyny wyjątkowo nie chciały z tobą współpracować. Jakoś jednak odniósł sukces, wysupłując się z kurtki i nim zrobił z nią coś sensownego ręce Elliot’a wylądowały na skórze Sullivan’a, a jego usta z powrotem na ustach Arthur’a i kurtka chyba nie do końca trafiła na wieszak, ale w tej chwili nie zwracał na to uwagi.
Miejsca, w których dłonie Elliot’a spotkały się z torsem Arthur’a, wydawały się mrowić, a jednocześnie palić takim wszechorgarniającym ogniem. Pozwolił Elliot’owi się poprowadzić przez mieszkanie do jego pokoju, wczepiony w jego ramię... Nie chciał się odsuwać, nawet na moment. Potrzebował bliskości Crowley’a – coś w jego pijanym móżdżku, irracjonalnie bało się, że jeśli Crowley się odsunie, okaże się, że to wszystko było jakimś snem, albo żartem i potrzebował... Potrzebował Elliot’a przy sobie. Po złości nie pozostał już ślad – odeszła daleko w zapomnienie, zastąpiona tylko potrzebą bliskości.
-Czy ja ci wyglądam, jakbym chciał...ach... coś oglądać?-ni to westchnął, ni to jęknął w usta Elliot’a.  –Albo pić?-szczerze, to chyba żaden z nich nie powinien wlewać w siebie więcej alkoholu, ani tym bardziej innych substancji wspomagających, jeśli ich niepewny spacer ulicami Stasand miał o czymś świadczyć. Nie był pewien jak się doczołgali do Elliot’a, jeśli miał być szczery, bo oboje szli raczej chwiejnie i jeszcze dwa razy źle skręcili.
-Jeśli nie zauważyłeś jestem teraz dosyć zajęty i wolałbym pozostać zajęty tym co robię –mamrotał, trochę gubiąc się w tym co na myśli i nie będąc pewnym czy właściwie to przekazuje.
Zresztą, zaraz w ogóle zapomniał, że ten coś proponował – pół świadomie poleciał na łóżko za Elliot’em, okrakiem siadając na kolanach tamtego, podpierając się nogami po obu stronach jego boków (chociaż raz mógł dzięki temu spojrzeć na jego twarz z góry, ha!) – w międzyczasie po chwili szarpania jakoś udało mu się pozbyć bluzy i koszulki (żeby Crowley'owi było wygodniej!), które w niechlujnej kupce wylądowały gdzieś na podłodze. Pewnym było, że gdyby nie alkohol nie czułby się tak komfortowo, ale wódka skutecznie odganiała jakiekolwiek zachamowania, niepewności czy kompleksy, nawet jeśli czuł się nieswojo we własnej skórze, po... Mortonie. Ale naprawdę nie chciał teraz myśleć o Mortonie. Właściwie to już nigdy nie chciał o nim myśleć.
Na moment zjechał ustami na szyję Crowley’a, zostawiawjąc parę delikatnych, jakby motylich pocałunków na długości od jego szczęki do obojczyka.
-Raczej nie –wymamrotał cicho. Z obiektywnego punktu widzenia, Arthur był raczej przeciętny, przynajmniej w swojej opinii. Zwłaszcza w porównaniu do takiego Elliott’a Crowley’a, ale nie zamierzał wdawać się w detale, bo wtedy musiałby powiedzieć, że osobą, która najczęściej zapewniała go o jego przystojności, była jego matka. I Morton powtarzał mu, że "ma ładną buźkę", ale Arthur nie odczytywał tego jako komplement, ale raczej jako obelgę. –Raczej nie jestem rozchwytywany –Nigel twierdził, że to dlatego, że Arthur mało co rozmawia z obcymi ludźmi, chowając się gdzieś po kątach w sytuacjach socjalnych, zwłaszcza takich o potencjalnie romantycznym oddźwięku (czytaj w klubach)  i ma „resting bitch face”, które nia zachęca obcych do rozpoczynania z nim konwersacji... Może coś w tym było, ale bądźmy szczerzy... Arthur nie przywiązywał szczególnie dużej uwagi do swojego wyglądu. Dlatego ciągle chodził w tych swoich bluzach, bo były najwygodniejszą rzeczą na świecie.
Nie był pewien ile czasu tak spędzili, ale pocałunki z czasem stały się spokojniejsze i delikatniejsze, jakby oboje podświadomie wiedzieli, że posuwanie się gdzieś dalej, po takiej ilości alkoholu, nie jest najlepszą opcją i jest na to za wcześnie. W którymś momecie (Arthur nie za bardzo zarejstrował kiedy), Elliot włączył jakąś muzykę, która grała gdzieś w tle, także Arthur nawet nawet jej do końca nie zarejestrował, wciąż skupiony tylko na samym Crowley’u. Czas wydawał się zatrzymać w miejscu i w całym wszechświecie istniała tylko dwójka i koniec końców oboje skończyli pod kołdrą, Arthur wtulony w bok Crowley’a, odpływając gdzieś pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.

[...]

Rano obudziły go promienie słońca wpadające do pokoju przez okno i tańczące po poduszce. Głowa pękała mu z bólu, a ustach miał istną Saharę. Czuł się jakby zaraz miał wyzionąć ducha, ale jednocześnie... Było mu wyjątkwowo wygodnie. Jakoś tak ciepło i przyjemnie i...
Powoli otworzył oczy, krzywiąc się, gdy poranne słońce praktycznie go oślepiło, powodując, że ból głowy jeszcze się zwiększył. Mrużąc oczy, rozejrzał się dookoła. Był w nieznanym sobie pokoju, ubrany w sporo na niego za dużą koszulę Elliot’a z poprzedniego wieczorum którą ten musiał mu oddać w którymś momencie (detale były lekko rozmyte w pamięci Arthura) i swoje bokserki (jeansy skończyły na podłodze zaraz przed spaniem). Obok, z ręką wciąż oplatającą go w pasie spał Crowley, który nawet z siniakami wciąż licznie zdobiącymi jego twarz, wyglądał zadziwiająco spokojnie i, boże broń, jakoś tak... uroczo, że Arthur’owi robiło się jakoś tak ciepło na sercu... Jak oni...
Ach. NO TAK.
Wydarzenia poprzedniego wieczoru, przez chwilę przykryte mgłą potężnego kaca, powoli  zaczęły do niego wracać. O mój boże święty... Spędził cały poprzedni wieczór obściskując się z Crowley’em. Kiedy obaj byli pijani w trzy dupy. Powinien czuć się niekomfortowo z tym faktem, prawda? Ale w rzeczywistości... Nie czuł się z tym niekomfortowo, a raczej bał się, że kiedy Elliot się obudzi, to on będzie tego żałował. Że powie coś w stylu „Sorry Arthur, ale byłem pijany... I nie chcę cię widzieć nigdy więcej, a to co robiliśmy było cholernym obrzydlistwem”.. Czy Crowley w ogóle miał na myśli to co mówił poprzedniego wieczoru? Czy była to tylko pijacka gadanina?
Nagle zalała go fala niepewności, a śpiący Elliot nie dawał żadnych odpowiedzi, Pewnie by tak siedział i się zamartwiał, ale kac zdecydował się go przed tym powstrzymać, wysyłając w stronę Sullivan’a potężne mdłości, także biedak, chcąc nie chcąc (a raczej nie chcąc, bo miał wielką ochotę położyć się z powrotem i cieszyć ciepłym i obecnością Crowley’a dopóki mógł), musiał wyślizgnąć się z uścisku wyższego chłopaka. Miał szczęście – okazało się, że Crowley miał swoją własną łazienkę, także nie musiał biegać po korytarzu i panicznie jakiejś szukać.
Cóż, poranek Arthur’a zaczął się świetnie, nie ma co... Na kolanach przed muszlą klozetową, dramatycznie opróżniając żołądek z resztek wczorajszego obiadu.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {11/08/22, 10:27 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Też nie miał zbytnio ochoty na robienie czegoś innego, niż to, czym oboje byli tak zajęci. Mimo to wolał spytać, bo a nuż się okaże, że Arthur wolałby obejrzeć jakiś film. Albo jakiś program akurat leci, którego za nic nie może przegapić. Szybko został uświadomiony, że tak nie jest, a na poplątaną wypowiedź uśmiechnął się nieznacznie, od razu zajmując swoje myśli tym, co interesowało go najbardziej - usta Sullivan’a.
____Westchnął roztrzęsionym oddechem, intuicyjnie odchylając głowę, aby więcej szyi było widocznej, każdy skrawek skóry chętny na poczucie delikatnych muśnięć ust Arthur’a. Jedną z dłoni zatrzymał na krótką chwilę na środku klatki piersiowej, spod przymrużonych powiek śmiało przyglądając się jego ciału i zwilżył nagle suche usta językiem, poprawiając drugą dłoń opartą za swoimi plecami, co zezwalało mu na lepsze przyglądanie się studentowi, acz przy kolejnych, delikatnych całusach na swojej skórze oczy zamykały mu się mocniej, a zęby niebezpiecznie zaciskały na wardze. Ich lekkość wzbudzała u niego falę dreszczy i ciepłego mrowienia, którego pragnął tylko więcej
____Ich strata — wymruczał i nieco się wyprostował, zbliżając usta do klatki Sullivan’a, muskając wargami poszczególne miejsca. Mimo intymności w geście nie było w nim nic seksualnego. Wypełniał je samą czułością i uwagą, z każdym całusem jakby chcąc przekazać jakąś informację. Informację o wartości chłopaka, że dla Elliot’a był niesamowicie przystojny i nie wziąłby nawet innej możliwości pod uwagę.
____W chwili, kiedy przerwali wzajemne pieszczoty, aby Elliot mógł zrzucić z siebie spodnie, skorzystał z okazji i włączył stojące w rogu radio, aby wypełnić pokój cichą muzyką radiową. Myślał nad założeniem jakichś dresów na dół, ale było mu zdecydowanie za gorąco, aby pakował się do łóżka w czymś więcej, niż samych bokserkach. Samemu Arthur’owi oferował, a raczej założył, swoją koszulę, aby ten mógł spać w jak największym dla siebie komforcie. Nie pomyślał, aby dać którąś ze zwykłych bluzek, ale osobiście sądził, że miękka koszula była jeszcze lepszą opcją. Nie chciał też grzebać w szafie, narobiłby zbędnego bałaganu, o który na sto procent potknąłby się - przykładowo idąc do toalety w środku nocy.
____Kiedy wylądowali razem pod kołdrą, Elliot trzymał Sullivan’a zaraz obok siebie, rysując niewielkie kółka na jego ramieniu i mruczał bezsensowne słowa przy każdym miękkim buziaku to w polik, to w usta czy też w nos. Zmęczenie szybko go ogarnęło, więc nie umiał nawet stwierdzić, przy którym to z kolei całusie zasnął, twarz chowając w ładnie pachnące włosy Arthur’a.
____

____Już po obudzeniu się, czuł, że coś jest nie tak. Było mu jakoś pusto na łóżku, śmiałby rzec, że zimno. Lekkie przesunięcie dłonią po materacu uświadomiło go, że przyczyną był brak kogoś w jego łóżku. Czyli co, śniło mu się to? Jednak wszystko sobie wyobraził? Nawet jeśli wszystko mu się zgadzało - cicho szumiące radio, jego spodnie zrzucone przy łóżku, jak i drugie gdzieś w kącie, zaraz obok bluzy. Zaraz. Drugie spodnie? Przetarł oczy parę razy, jęcząc niezadowolony, jak zakręciło mu się nieprzyjemnie w głowie. Nawet po tej ciężkiej próbie przebudzenia, cudze ubrania ciągle leżały na swoim miejscu. A co lepsze, w łazience świeciło się małe światło, co świadczyło, że ktoś musiał tam być
____Arthur? — wychrypiał, jego głos jeszcze pełen porannego zmęczenia. Wstał w końcu z łóżka i podszedł do uchylonych drzwi łazienki, wchodząc do środka w tym samym czasie, co lekko zapukał — Czyżby tania wódka z winem Ci nie leży na żołądku? — odepchnął się od framugi i rzucił szybkie ‘zaraz wracam’ nim opuścił pokój. Sam nieraz kończył w podobny sposób, może wypracował swój żołądek na tyle, że nie kończył skręcony na łóżku lub w toalecie, ale na pewno miał sporo podobnych, równie nieprzyjemnych przygód. Dlatego też w kuchni wypełniał wysoką szklankę prawie po same brzegi wodą, a przy okazji grzebał w szafkach. Może miał jakąś aspirynę, w razie “w”, jeśli Arthur nie tylko męczył się z mdłościami, ale i tym bólem głowy, który męczył teraz Elliot’a.
____Jak skończysz, to masz wypić całe. Bo mi się tu jeszcze odwodnisz — wrócił już we wsuniętych na nogi dresach z uniwersytetu, po czym ukucnął niedaleko toalety i uśmiechnął się głupawo — A przy okazji, kiedy nasz biedny Artie ostatnio wypił więcej alkoholu, co? — spytał z przedramatyzowaną słodyczą w głosie, co gryzło się z sunącą łagodząco po plecach dłonią.
____Mógłby tak siedzieć z nim cały czas, ale nagłe poruszenie na podjeździe uświadomiło go o mrożącej krew w żyłach informacji - jego mama wróciła. Kompletnie o tym zapomniał, kiedy przyprowadził tu Arthur’a. Z jednej strony pół biedy, Simon parę razy u niego nocował. Ale Simon nie był ubrany w jego ciuchy, spał w rzadko kiedy używanym pokoju gościnnym. Ten i tak wyglądał na mało co używany, ale teraz nie było nawet widać w nim śladu ludzkiej obecności, a kobieta na bieżąco sprzątała w domu, więc na pewno zwróci uwagę
____Zapomniałem wspomnieć o jednym, malutkim szczególe — zaczął, kiedy wyszedł z oszołomienia, a palcami nerwowo stukał w kręgosłup Sullivan’a — Moja mama dzisiaj wraca. A raczej… właśnie wróciła — zaśmiał się niezręcznie, ale nie udało mu się ukryć, jak wymuszone to było, jak nerwowo skakała mu jedna noga — Ale spokojnie! Nie jest jak mój ojciec — dodał szybko, jakby to miało być pocieszeniem. W jakimś stopniu na pewno było - świadomość, że nie zostaną sprani za samo spędzanie czasu razem.
____Na szczęście kobieta nie miała w zwyczaju wparowywać mu do pokoju, usłyszał, jak przez dom roznosi się jej głos w przywitaniu i szybkiej informacji, że przygotuje im śniadanie - jak to w weekendy zapewne będzie to jajko z naleśnikami i kiełbaską. Zazwyczaj już leciałaby mu ślinka, był nawet głodny, ale bardziej obawiał się o Arthur’a, który pewnie najchętniej nie wciśnie w siebie bogatego śniadania
____Chcesz może same tosty? Porozmawiam z nią, a jak będziesz gotowy, to zejdź na dół — zostawił szybkiego całusa na czubku głowy chłopaka, na umywalce tabletkę, a sam chwycił szarą bluzkę z szafy, gwałtownie zakładając ją przez głowę i nerwowym, szybkim krokiem schodząc do kuchni.
____ — Ellie. Musisz dać mi chwilę, dopiero co zaczęłam — uśmiechnęła się przez ramię, pracując już w kuchni. Nawet nie dała sobie chwili, aby się ogarnąć po wizycie u ciotki - torebka stała na wyspie kuchennej, a ubrana wciąż była w bardziej wyjściowe ciuchy — A widzę, że muszę przygotować większą porcję, bo masz gościa — wymownie zerknęła na rzuconą niechlujnie kurtkę, na co Crowley zacisnął intensywnie wargi, gorączkowo śmiejąc się, aby zamaskować niezręczność sytuacji. Zapomniał, jaka ta kobieta potrafiła być przenikliwa i stres, który i tak już w nim buzował, tylko się nasilił. Liczył, że będzie miał trochę więcej czasu przed jej przyjściem, ale najwidoczniej szczęście nie było po ich stronie…
____Jak było u cioci Karen? — wystrzelił nagle, gdzie spotkał się z zaskoczonym spojrzeniem swojej mamy, ale ta zaczęła mu opowiadać. Musiał jakoś ją zająć, rozproszyć. A przede wszystkim dać czas Arthur'owi na lekkie wrócenie do żywych. Słuchał jej jednym uchem, stąpając z jednej nogi na drugą, kiedy nie był nerwowo oparty o ścianę. "Błagam Arthur, ubierz przynajmniej spodnie."
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {12/08/22, 12:46 pm}

leave me alone - Page 3 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Oczywiście Crowley musiał się obudzić w sam raz na czas, żeby uświadczyć smętnego zjawiska w łazience, jakim był teraz Arthur Sullivan. Mieszanie alkoholi definitywnie mu nie służyło i chociaż nie miał nic w żołądku, odruch wymiotny i mdłości nie ustępowały, a gardło paliło go żółcią.
-Nigdy więcej nie piję –wymamrotał, podnosząc załzawione oczy na Elliot’a, czując się przy tym tak, jakby zaraz miał wyzionąć ducha i tylko z niechęcią obserwował, jak Elliot jak gdyby nigdy nic, kręci się po mieszkaniu (głównie dlatego, że był zazdrosny, że ten jest w stanie to zrobić bez zwracania zawartości żołądka na podłogę).
-Dziękuję –wymamrotał cicho, gdy ten wrócił z wodą i aspiryną. Nie wydawał się obrzydzony obecnością Arthur’a (nawet jeśli ten akurat rzygał), a to dobrze, czyż nie? To znaczyło, że może... Nie miał nagle znowu zmienić zdania? Arthur nie był pewien i nie za bardzo był w stanie mentalnym, żeby się tym martwić. Gdyby chciałby go wykopać nie przynosiłby mu wody i leków, prawda? Ani tym bardziej nie kucałby obok niego i nie gładziłby go po plecach?
Sullivan tylko zamrugał zaskoczony, decydując się to... zaakceptować, zwłaszcza, że przynosiło mu to odrobinę ulgi w tym definitywnie mało przyjemnym poranku.
-Jak Nigel przyjechał do mnie do Nowego Jorku w zeszłym roku na przerwę świąteczną i uparł się na klubowanie...  –wymamrotał, marszcząc nos na samo wspomnienie. –Barman ciągle dawał mi darmowe drinki, bo podobno nie wyglądałem jakbym „musiał się rozluźnić”. To cytat. To była najlepsza noc w moim życiu –doodał takim tonem, że oczywistym było iż myślał, coś zupełnie odwrotnego – mianowicie, że była to jedna z najgorszych nocy w jego życiu (a przynajmniej jej konsekwencje następnego poranka takimi były). W sensie... Show, które widzieli nawet mu się podobały! Ale to tyle. Imprezowanie po prostu nie było rzeczą dla niego. Czuł się niekomfortowo, nie lubił rozmawiać z tymi wszystkimi nowymi ludźmi, którzy też za bardzo się do ciebie przylepiali na parkiecie – a i tak nie znosił tańczenia.   W każdym razie wtedy też obiecywał sobie, że „już nigdy więcej nie będzie pić” i chociaż nie można było powiedzieć, że tej obietnicy dotrzymał, to od tamtej chwili pił raczej rozważnie i co najwyżej do stopnia „mocniejszego podchmielenia”, który raczej kacem się nie kończył. Najpewniej dlatego tak bardzo źle znosił swoją mieszankę z poprzedniego dnia... Po prostu nie był przyzwyczajony do picia w nadmiarze.
-Jakim cudem ty wyglądasz na takiego świeżego, co? –wymamrotał niepocieszony. To było... Bardzo nie fair! Elliot wyglądał świeżutko, jakby kropli alkoholu nie wypił poprzedniego dnia. Może dlatego, że miał więcej praktyki? Arthur nie był pewien, ale to, że tylko on cierpiał, było definitywnie nie fair. Nie zdążył jednak wiecej na ten temat ponarzekać, bo...
Elliot oznajmił, że jego matka właśnie wróciła do domu i Arthur’owi serce aż podskoczyło do gardła. Nie... Definitywnie nie chciał poznawać pani Crowley w takim, a nie innym stanie zkacowania. To definitywnie nie był sposób na zrobienie najlepszego pierwszego wrażenia, nawet jeśli kobieta nie była „taka jak ojciec Crowley’a” według słów tego ostatniego... A to nawet gorzej, bo to oznaczało, że istniała szansa, że mógłby zrobić na niej dobre wrażenie, ale teraz... Została ona zniszczona! Ojciec  Crowley’a tak czy siak go nienawidził, więc to się nie liczyło, ale... Ech... Dlaczego niby tak się tym przejmował?
...
Dobrze wiedział dlaczego. To było wręcz rażąco oczywiste. Bo była matką Elliot'a.
-Nigdy więcej nic nie zjem –wyjęczał, kiedy Crowley wychodził z łazienki. Patrzcie państwo, trzy lata w kółku teatralnym, najwyraźniej nie przechodzą bez echa... Drama queen jak się patrzy.
Skoro jednak pani Crowley wróciła do domu, oznaczało to, że Artie nie mógł się użalać nad sobą w nieskończoność, w końcu się podniósł z podłogi. Przepłukał usta, żeby pozbyć się z nich nieprzyjemnego posmaku, zaraz połykając aspirynę i popijąc ją wodą, a potem wrócił do sypialni, starając się znaleźć swoje ubrania. Wciągnął na siebie jeansy, skarpetki i nawet... tak! Swoją bluzę! Wymagało to wysiłku i energii, których nie miał (i rzucał podejrzanie tęskne spojrzenia w stronę łóżka), ale się STARAŁ okej! NAPRAWDĘ.
Tak przygotowany, Arthur w końcu zszedł n, a raczej... „Zwlekł się” z góry. Jeśli miał być szczery, jedyna rzeczą o jakiej marzył był powrót do łóżka i spędzenie w nim całego dnia.
Niestety mimo szczerych prób wciąż wyglądał raczej... Marnie. Był blady jak ściana, roztrzepane włosy odstawały mu w każdym możliwim kierunku, mimo desperackich prób doprowadzenia ich do porządku, tworząc coś na kształt ptasiego gniazda. Usta wciąż miał nieco opuchnięte po poprzedniej nocy, ubrania wygniecione, a spod bluzy... Podejrzanie wystawał niechlujnie kołnierzyk u góry i cała poła białej, miękkiej koszuli, na dole, czego nie zauważył, kiedy się ubierał (i chyba wciąż nie zaskoczyło, bo nawet nie próbował tego naprawić). Cholerny, zbyt wysoki Crowley...
Przez chwilę stał w weściu do kuchni, najwyraźniej nie będąc pewnym co ze sobą zrobić i tylko przejeżdżał spojrzeniem od matki do syna, mając wielką ochotę dyskretnie się wyślizgnąć, zanim ktokolwiek zwróci na niego uwagę. To by było jednak wyjątkwoo niegrzeczne i podejrzane...
-Pani Crowley? Arthur Sullivan. Jestem… em… przyjacielem Elliot’a –przedstawił się nieporadnie... I wyraźnie było, że musiał się porządnie zastanowić  Jego mózg nie chciał współpracować, za bardzo łupało mu w skroniach. Miał nadzieję, że ta aspiryna szybko zacznie działać bo inaczej mogło być nieciekawie. –Przepraszam za... –machnął dłonią w stronę swojej kurtki, której widok na podłodze wypełnił jego serce  czystym terrorem i szybko, acz wyraźnie niezdarnie zchylił się żeby ją podnieść. Świetnie... To zrobił dobre wrażenie zanim nawet osobiście zjawił się w pokoju... Rozwalając swoje rzeczy po cudzym domu.
-To ja ten... To ja już może pójdę... Nie chciałbym wam przeszkadzać i.. em... Zakłócać spokoju poranka i... w ogóle–zaczął nerwowo wyłamywać palce. Tak... Nie był pewien co robić, a to wydawało mu się najlepszą opcją... Była to nawet częściowa prawda! Może nawet nie będzie miała szansy zauważyć w jak bardzo opłakanym stanie teraz był i będzia miał szansę to potem naprawić, zanim szkoda będzie za duża.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {12/08/22, 06:07 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Oczywiście Artie — odparł, wstrzymując śmiech, bo wiedział, że taka gadka rzadko kiedy niosła za sobą jakieś rezultaty. Choć jak mocniej o tym pomyślał, jeszcze po usłyszeniu jednej z przygód Sullivan’a, to faktycznie nie widywał go w takim stanie. Powodem mogło być to, że nie spędzali ze sobą czasu, ale mimo to! — Brzmi na wręcz niezapomnianą. I dostałeś darmowe drinki, więc na twoim miejscu bym tak nie narzekał — rzucił z niepoważną złośliwością. W takiej sytuacji zapewne wiele osób poleciałoby za daleko. Darmowy drink w oczach Elliot’a byłby propozycją nie do odrzucenia, szczególnie od samego barmana, i tak pewnie by zapłacił, ale sam gest był cholernie kuszący. Wpływ też mogła mieć słabość do używek Crowley’a, ale to tylko podrzędny powód, na pewno.
____Lata praktyki i gra aktorska — poklepał go pokrzepiająco po plecach, kiedy ten nadal musiał siedzieć nad muszlą klozetową. Dla Elliot’a najgorszym w takim silnym kacu było to, że czuł się komfortowo tylko w łazience. Wstałby i poszedł do salonu, to od razu byłoby mu wiecznie niedobrze i czekałby tylko, aż zwymiotuje, a w toalecie? Jakiś dziwny, wewnętrzny spokój się pojawiał, a zimne kafle budziły jego zmysły od kompletnej spirali na myśl o tym, że się źle czuje. Pod tym względem więc dobrze rozumiał sytuację, dla Arthur’a pewnie śmiertelnie kryzysową.
____Jasne, jasne. Ogarnij się i zejdź na dół! — zawołał jeszcze, nim wyszedł z pokoju. Lekko wywrócił oczami na dramatyzowanie Sullivan’a, mimo że je rozumiał i było na swój sposób słodkie. Gdyby mógł, to sam wpakowałby go do łóżka, potencjalnie z miską obok, i leżałby cały dzień, odpoczywając i mając w nosie jakiekolwiek obowiązki. Była sobota, jakie mógłby w ogóle mieć obowiązki na weekend?
____Rzucał co chwilę nieangażujące komentarze na opowieści swojej mamy, ale tak naprawdę to niewiele z niej pamiętał, bo bardziej się stresował tym, do czego tutaj może zaraz dojść. Będzie burza? Może zupełnie nic nie zauważy, pomyśli, że to ktoś z drużyny pływackiej! Niestety w to akurat wątpił, bo tak jak atletyczny Arthur był, to nie powiedziałby, że ten ma wyrzeźbioną posturę pływaka. Szczególnie patrząc na ramiona, sam Elliot oczywiście nie zwracał uwagi, skądże. Jego mama po prostu była spostrzegawczą kobietą, więc mogłaby uznać to jako słuszny argument.
____Jak poparzony odsunął się od ściany, kiedy nagle były aż trzy osoby w towarzystwie, nie tylko on ze swoją mamą. Ulżyło mu na widok spodni na nogach Sullivan’a. W jakiejkolwiek innej sytuacji nie narzekałby, gdyby paradował w samych bokserkach, ale ta raczej się o to nie prosiła
____ — Arthur, bardzo miło Cię poznać — odwróciła się znad patelni, gdzie właśnie szykowała naleśniki — Mów mi Wendy, spokojnie — dodała jeszcze, uśmiechając się na oficjalne zwrócenie się w jej stronę. Z kolei Elliot ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, jedną dłonią zasłaniał swoje usta, żeby nie było widać rozbawionego uśmiechu na jego ustach. Bardzo dobrze widział, jak Sullivan uruchamia wszystkie szare komórki, aby w ogóle odpowiedzieć jego mamie, przy okazji, niestety musiał to przyznać, ale się pogrążając — Aj, nie przejmuj się. Nawet nie wiesz, jaki bajzel potrafi zostawić Ellie — akurat niezadowolenie i oburzenia tym razem nie ukrywał, jak został bezczelnie skrytykowany w tej rozmowie.
____Akurat bardzo rzadko zostawiam po sobie syf — bąknął pod nosem, gwałtownie odwracając głowę, jak Sullivan zaczął wykręcać się ze śniadania. Dobrze rozumiał, że nie czuł się pewnie najlepiej, jeśli mógł się kierować porankiem, ale nie zamierzał go też w takim stanie puścić samego do domu - szczególnie bez śniadania, nawet jakby miał je memłać pół dnia.
____ — O nie nie. Zjesz z nami śniadanie Arthur i nie ma innej opcji. Potrafię stwierdzić, że Elliot zaciągnął Cię na jedną z jego wielu… nocnych eskapad, więc dopóki nie ożyjesz, to stąd nie wyjdziesz — dodała stanowczo, acz troskliwie i zmierzyła Arthur’a badawczo wzrokiem. Pływak za to zmarszczył czoło na słowo “eskapady”. Nocna eskapada? Co ona w ogóle miała na myśli, to brzmiało, jakby Crowley przeciągnął go przez las w poszukiwaniu tajemniczego skarbu. Ale przynajmniej podzielali zdanie w zatrzymaniu chłopaka tutaj, dopóki nie zyska trochę koloru na twarzy.
____Doceniam, że się ubrałeś. Ale mógłbyś schować koszulę — skorzystał z okazji, że kobieta była zajęta gotowaniem i odwróciła się od nich, aby szepnąć cicho do chłopaka, chwytając kołnierz między palce. Mimo wagi tej sytuacji nie umiał powstrzymać figlarnego uśmiechu. Arthur chodził w jego ciuchach i niezmiernie go to cieszyło, nawet jeśli były one pod grubą bluzą.
____Zaprowadził go do stołu, sadzając na jednym z miejsc. Nie zamierzał mu pozwolić na krzątanie się po kuchni, więc rzucił ostrzegawcze spojrzenie, aby ten niczego nie próbował. Sam za to koślawo wyciągnął talerze z szafki, balansując je jakoś na chorej ręce. Będzie musiał ją zabandażować, bo ta nie była teraz nawet zakryta, świecąc swoimi siniakami i strupami w całej okazałości. Nieświadomie też pozwalał sobie na intensywniejsze ruchy, co skutkowało nagłym promieniującym bólem w nadgarstku i wiązanką przekleństw wymruczaną pod nosem.
____ — A więc, Arthur. Jakim cudem trafiłeś w orbitę mojego syna? — spytała szczerze zaciekawiona, stawiając patelnię z gorącym jedzeniem na podstawkę na środku stołu. Sam Elliot nieomal zakrztusił się sączoną wodą, bo pytanie nie dość, że było trochę niespodziewane, to prawdziwa odpowiedź była mniej niż warta powiedzenia — I tak między nami, Elliot, proszę zatkaj uszy — machnęła ręką na syna, który tylko znowu zrobił oburzoną minę, bo czuł się naprawdę okropnie traktowany — Dlaczego? Kocham go, ale… bądźmy szczerzy, najmądrzejszy nie jest — mówiła cichym głosem, co było czystym żartem. Nie mógł być obrażony, nie na długo, bo wiedział jaki zabieg stosowała. Próbowała sprawić, żeby Arthur nie czuł się jak na przesłuchaniu i robiła dosłownie to, co robi Elliot, kiedy czuje napięcie - rzucanie żartobliwymi komentarzami.
____ — Studiujesz coś? I chcesz może herbaty, czegoś lżejszego na brzuch — wstawała akurat ze swojego miejsca, ale Elliot ją wyprzedził.
____Rozmawiajcie sobie, bo ja ’za głupi’ jestem — powiedział z nieszczerą obrazą — Ale pytanie dalej stoi - masz na coś ochotę? — spytał drastycznie łagodniej, samemu nie zauważając zmiany w tonacji, kiedy spojrzał na Sullivan’a.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 3 Empty Re: leave me alone {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach