NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Reakcja Arthur’a może i była słuszna, ale i tak zaskoczyła Crowley’a, kiedy ten nagle wybuchł mu prosto w twarz. Jego kłamstwo nie miało na celu obrażenia czy oszukania Sullivan’a, tylko odsunięcia go od samej sytuacji - im mniej wiedział, tym mniejsza była szansa, że jak już kiedyś dojdzie do następnego spotkania między nim a Dylan’em, to mu się oberwie, przynajmniej nie mocno… konfrontacja między tą dwójką była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, potrzebowali. Już i tak nie mieli ze sobą kolorowych relacji, a to byłby ostatni gwóźdź do trumny. A jeśli wyszłoby, że Elliot wygadał wszystko studentowi, to nie dość, że prawnik znalazłby kolejny powód, aby zmieszać go z błotem, to wplątałby w to wszystko niczemu winnego Sullivan’a, tak jak próbował z matką____ — Arthur… — westchnął, przecierając palcami oko w celu uspokojenia bólu głowy, który mu narastał przy tym zamieszaniu i głośności. Jarmark… faktycznie zbliżał się jarmark, o którym Crowley zupełnie zapomniał przez ostatnie wydarzenia. Jedno z przyjemniejszych i spokojniejszych wydarzeń w Stasand, gdzie od razu było czuć świąteczną atmosferę. Może wymówka o byciu zalatanym była teraz nie na miejscu. I student nie zamierzał tego przepuścić, w końcu chłopak miał niesamowity talent wypominania Elliot’owi wszystkiego, co zrobił źle na przestrzeni czasu i tak jak na to zasłużył, to nie miał teraz siły ani zbytnio ochoty, żeby tego wysłuchiwać — Arthur wiesz, że nie o to mi chodzi — jego słowa i tak gdzieś utonęły w monologu Sullivan’a. Jego kłamstwo faktycznie miało na celu uspokojenie go, co najwidoczniej przyniosło zupełnie inny efekt, ale nie robił tego wszystkiego ze względu na swoją dumę. Może ta i tak ucierpiała, porządnie, ale jego głównym powodem było chronienie Arthur’a, na którego nie chciał zrzucać więcej problemów, niż ten już miał. A jego ojciec byłby naprawdę ciężkim i przytłaczającym, co mógł stwierdzić z doświadczenia i tego, co mówiono o nim na mieście, jeśli ktoś zalazł mu za skórę. Skądś respekt do Crowley’ów się brał.
____ — To nie jest sprawa szczerości, tylko bezpieczeństwa — odparł w końcu, spokojnym tonem, aby nie zajść chłopakowi bardziej za skórę, niż już to zrobił, co mógł wyczytać z jego wyrazu twarzy, na którą raz po raz zerkał — I żadne, inne kłamstwo i tak by pewnie u Ciebie nie przeszło — dodał jeszcze z nonszalanckim wzruszeniem ramion, bo wiedział, że ten i tak przejrzałby na wylot, skoro i teraz poszło mu to bez większego problemu. Elliot głupi liczył, że skoro wszyscy uwierzyli, to i Sullivan da się nabrać. Zapomniał jednak, że ten zna go nieco lepiej, niż taki profesor z uniwersytetu, czy osoba siedząca obok na wykładzie. Cały ten czas patrzył bardziej na kasę przed sobą, niż na Arthur’a, ale jego spojrzenie od razu skierowało się ku jego twarzy na ostatnie słowa — Arthur, czekaj- — niedane mu było jakoś wyjaśnić dalej sytuację, czy przynajmniej ją załagodzić, bo tak szybko jak ten się zjawił przed kinem, równie prędko od niego odszedł, a Elliot zakłopotany musiał zająć się następnymi klientami, wpatrując się tylko w drukowane bilety. Nie mógł nawet za nim pójść, bo straciłby robotę, która jako jedyna pozwalała mu na jakąś samodzielność w domu, ale w głębi duszy wiedział, że nie może tego tak zostawić, bo równałoby się to z zakończeniem tego - czymkolwiek to było - nad czym teraz pracowali.
____Wraz z ostatnim sprzedanym biletem, Elliot mógł zarzucić na siebie swoją kurtkę, już od dobrej godziny mając plan, co musi teraz zrobić. Dlatego zaraz po oddaniu kluczy Charlotte siedział w swoim samochodzie, kierując się do kwiaciarni w centrum Stasand, gdzie, jego zdaniem, wydał zdecydowanie za dużo na bukiet kwiatów, nie zamierzał zjawić się w domu Debbie z pustymi rękoma. Potem zaszedł jeszcze do sklepu, w którym utkwił nieco dłużej, niż planował
____ — Od kiedy mamy aż tyle słodyczy… — burczał pod nosem, kucając przed dorodnym wyborem smakołyków pokroju M&M’sów, przeróżnych żelków i innych. Chciał kupić coś małego, żeby po prostu mieć czym poczęstować i pośrednio przeprosić Arthur’a, ale skończył z siatką, w której siedział sześciopak Coli, jakieś ciastka ze Star Wars’ów - nawet nie wiedział, że takie istnieją - Boppersy i Twinkies. Wolał mieć tego więcej, niż mniej!
____Elliot prawie padł na zawał przed drzwiami, w jednej ręce mając siatkę, a w drugiej kwiaty. Czekał, aż ktoś mu otworzy - w najgorszym przypadku Debbie. Ale chyba wszechświat był tego jednego razu po jego stronie, bo w korytarzu przywitała go Rose, nieco zagubiona i zdziwiona
____ — Dobry wieczór! Przepraszam za nagłe najście, ale jest pilna sprawa — uśmiechnął się przepraszająco, wyciągając kwiaty przed siebie — Nie są tak ładne jak te w Pani ogródku, ale mam nadzieję, że nie są najgorsze — dodał i ciągle liczył, że nie widać po nim tego uporczywego stresu. Ulżyło mu dopiero, jak kobieta wpuściła go do środka bez większych ogródek i po podziękowaniu oraz zdjęciu odzieży wierzchniej, nerwowym krokiem skierował się do dobrze znanego mu pokoju.
____Nie za bardzo był pewien, co chciał powiedzieć, ale nie mógł tak zostawić sytuacji. Arthur po prostu się martwił - sam to powiedział, a Elliot go zbył i zostawił bez wyjaśnień, na które zasłużył, jeśli coś miało między nimi być. Może po prostu podejdzie do tego okrężnie, bez wdawania się w szczegóły… lepsze to, od nieustannego palenia głupa i udawania, że faktycznie nic takiego się nie wydarzyło.
____Nerwowo podgryzał polik od środka, nim w końcu delikatnie zapukał i otworzył drzwi, zaglądając do środka, gdzie spotkał go smutny widok Arthur’a kiszącego się w łóżku
____ — Hej… przyniosłem jedzenie. I Colę — wydał z siebie przerysowany dźwięk obrzydzenia i skrzywił się nieco na wspomnienie napoju, chcąc też w ten sposób nieco rozluźnić atmosferę, ale nie był pewien, czy mu to wyjdzie — Arthur, ja… naprawdę nie robiłem tego, bo tak mi się chciało — zamknął za sobą drzwi, aby móc podejść do łóżka, odstawić siatkę i usiąść na skraju, nerwowo bawiąc się splecionymi ze sobą palcami — Ale nie chciałem Cię martwić, przez taką… pierdołę — wysunął pokojowo dłoń z Twinkie i puszką picia w ręce i wymruczał niemrawo, ważąc swoje słowa i umniejszając sytuacji, jak to miał w zwyczaju. Po fakcie zawsze był pewien, że to wcale nie była taka wielka sprawa i wcześniej przesadzał, dlatego nie prezentował jej teraz inaczej. Mogło być w końcu gorzej, prawda? Zawsze mogło być gorzej.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po powrocie do domu, Arthur zignorował zmartwione spojrzenia, które posłały mu Debbie i Rose i przemknął do góry, do swojego pokoju (który nawet w jego głowie na dobre stał się jego, bo powoli przestawał oczekiwać, że zostanie wyrzucony na zbity pysk), gdzie w trybie błyskawicznym przebrał się w dres i swój ulubiony, rozciągany, cieplutki sweter, który babcia mu kiedyś zrobiła na święta. Był szaro – niebieski z grubej, cieplutkiej wełny z golfem, który ciepło opatulał szyję. Plecami odwrócił się do drzwi, wbijając wzrok w ścianę.
Starał się nie myśleć o tym wszystkim, co wydawało się go przygniatać swoim ciężarem, o problemach i o cholernym Elliocie. Ogarnęło go takie nieprzyjemne poczucie bezradności – nie było absolutnie nic co mógłby zrobić, jakby mógł pomóc... Jak zwykle. Arthur nie był w stanie się niż przeciwstawić adwersarzom w swoim życiu – ci robili co chcieli, a on mógł się tylko denerwować, a i tak nie był w stanie porządnie się odegrać. Przynajmniej nie w taki sposób, który by zostawił na kimś oprócz niego jakiekolwiek długotrwałe wrażenie? Może nie powinien był tak opierdolić Elliot’a? Ale...
Ale naprawdę czuł się zraniony. Nie oczekiwał, że ten będzie mu opowiadał ze szczegółami o tym co się działo w jego domu – Arthur też nie lubił się zwierzać nikomu ze swoich problemów. Ale takie zniknięcie i kłamstwa z perspektywy Arthur’a martwiły go i uderzały w niego dużo gorzej niż odmowa rozmowy na dany temat, nawet jeśli było to pewnie hipokryzją z jego strony...
Ugh, co on by zrobił, żeby dać Crowley’owi seniorowi nauczkę... Tylko jak? Rozwiązanie siłowe skończyłoby się z kimś w więzieniu, lub w najlepszym wypadku, w szpitalu i najpewniej tylko pogorszyłoby sytuację Elliot’a. Musiało to być więc coś innego... Służb nie licząc policji, nie można było wezwać, Elliot był za stary, a policja i tak siedziała w kieszeni Crowley’a Senior’a. Co tu...
-Wszystko w porządku Artie? Nie jesz obiadu? –Debbie zapukała o framugę drzwi, stając w nich z rękami na piersi w drzwiach.
-Nie... Zjem później. Nie jestem głodny... Dziękuję szefowo –wymamrotał cicho, ledwo co odwracając się w jej kierunku. Owinięty kołdrą, zwinięty w niewielki kłębuszek nieszczęścia, absolutnie nie miał ochoty wychodzić z łóżka, ani tym bardziej nic jeść. Żołądek skręcił mu się w nieprzyjemny węzeł i na myśl nawet o pysznym gotowaniu Debbie, zbierało mu się na mdłości.
-Nie je! –usłyszał jak Debbie krzyczy do siedzącej na dole Rose.–Znowu złapała go handra... –tak jak fakt, że czujesz się jak śmierć łatwo było ukrywać poza domem, tak w domu... Nie było to takie łatwe i Debbie z Rose dośc szybko się zorientowały, że Artie spędza podejrzanie dużą część swojego wolnego czasu w łóżku, nie robiąc... W zasadzie nic, poza patrzeniem się na ścianę i z każdym tygodniem czas ten wydaje się wydłużać. Ostatnimi czasy wydawał sie odrobinę poprawić, ale jak widać było na załączonym obrazku, nie jakoś szczególnie dużo. Martwiły się, ale nie wiedziały jak z nim o tym porozmawiać, także... Zostawiły go samego sobie i za to ostatnie Arthur akurat był naprawdę wdzięczny.
I pewnie z tego powodu liczył na trochę spokoju i nie oczekiwał, że jakieś półtora godziny później, ktoś znowu będzie pukał do jego drzwi.
-Naprawdę nie chcę obiadu, Debbie! –wymamrotał, nawet się nie odwracając... Ale zamiast głosy zdenerwowanej jego dziecinnością staruszki, usłyszał... Znajomy baryton Elliot’a.
Nie spodziewał się go tutaj. Może powinien, ale naprawdę nie sądził, że ten rzeczywiście za nim pojedzie... Sullivan niechętnie przekręcił się w stronę drzwi, obdarzając wysokiego chłopaka mało szczęśliwym spojrzeniem. Wciąż był na niego zły, ale...
-Jeśli myślisz, że przekupisz mnie cukrem to się grubo mylisz –wymamrotał, podnosząc się do pozycji semi-siedzącej i oparł się plecami o ścianę, przyciągając opatulone kołdrą kolana do brody. W końcu zaakceptował również wyciągniętą w jego stronę puszkę coli i ciastko. Ale niech ten nie myśli, że to wystarcza na jego przebłaganie... Co to, to nie!
Skoro Elliot już się pofatygował w celu wytłumaczenia samego siebie (nawet jeśli jego tłumaczenia wydawały się być nielogiczne, wyjątkowo pokrętne i najzwyczajniej w świecie... niewystrczająco dobre), to Arthur zamierzał dać mu szansę...
Ale to „dawanie szansy” i słuchanie w ciszy długo nie potrwały, bo...
-To nie jest pierdoła Elliot!-normalnie pewnie by się wydarł, ale był w tej chwili zbyt na to zmęczony, więc brzmiał raczej na takiego... zrezygnowane, ale w tym samym czasie wnerwionego. -Nawet tak nie mów... To definitywynie nie jest pierdoła! Mój ojciec jest dosłownie najgorszym człowiekiem w tym kraju i nigdy by... Nigdy by mi nie zrobił czegoś takiego –Arthur cytował tu „The Times”, które opisywało Mitch’a Sullivan’a, jako najgorszego kryminalistę w kraju. Ale nawet kryminaliści mają resztki kręgosłupa moralnego jeśli idzie o „ich” ludzi, wliczając w to rodzinę... Ten jeden złamany nos tego nie zmieniał.
Elliot wciąż nie rozumiał. Zupełnie nie rozumiał.
-Nie możesz sobie, kurwa, znikać na tydzień bez słowa... Nie kiedy, mieszkasz z potencjalnym mordercą!-Arthur miał bujną wyobraźnię, okej? I ostatnie parę dni, wyobrażał sobie, że Elliot’owi stało się coś potwornego, a ten... Chociaż wciąż żywy definitywnie nie przetrwał weekendu, bez szwanku... Co by było gdyby tak się nie stało? –I nie mów mi, że on nie próbuje cię zabić, bo duszenie kogoś bardzo łatwo może doprowadzić do nieumyślnego spowodowania śmierci –co wieczór przesiadywał z Rose przed telewizorem, oglądając nowy seriel Napisała: Morderstwo, okej? I chodził na elektywy wstępne z prawa, żeby mieć większą szansę w dostaniu się na studia... Także no! Ekspert po prostu!
-Dlaczego się nie wyprowadzisz, Ellie?-zapytał po dłuższej chwili, takim bardzo cichym, ledwo słyszalnym i jakby... Błagalnym tonem. To była... najlepsza opcja. Była to co prawda ucieczka od problemu, a nie jego rozwiązanie, ale czasami to była jedyna rzecz, jaką można było zrobić. Ze swoim stypendium, pływak pewnie mógł mieszkać stosunkowo tanio w akademiku, czyż nie?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Wiem, Artie, wiem — uśmiechnął się słabo, niepewnie na jego słowa, a kiedy zaakceptował jego pokojowe dary, mina Elliot’a ocieplała, uważając to za krok do przodu w ich tymczasowym sporze. Nie było jednak długo takiej sielankowej i wyciszonej atmosfery, kiedy, jak to miał w zwyczaju, użył nieodpowiedniego słowa i trafił w nerw Sullivan’a — Arthur, błagam Cię, pół tonu ciszej — chłopak nawet nie krzyczał, ale poddenerwowany ton wystarczył, żeby nasilić nieprzyjemne dudnienie w głowie pływaka.____Oprócz tego skupił się na wzmiance ojca Arthur’a, o którym może nie wiedział zbyt wiele, ale wystarczyła mu reakcja jego ojca, jak dowiedział się, że zadaje się z synem Mitch’a Sullivan’a. Po powrocie ze spotkania ze starszym Nelson’em również nie szczędził sobie komentarzy w stronę swojego syna - ”Kto to widział, żeby ktoś spod mojego nazwiska zadawał się z największym przestępcą kraju”. A co najlepsze! Gazety też były bogate w informacje i dzięki temu, że jego ojciec palnął imię mężczyzny, Elliot z łatwością mógł połączyć kropki z tym, co słyszał w domu i tym, co miał okazję przeczytać w tygodniku. Robił to najczęściej w pracy, jak się nudził i był słaby ruch.
____Mógł to wspomnieć przy Arthurze, ale… po co? Mógł się domyślić, że ten nie jest chętny do rozmowy w tym temacie, Elliot i tak już wiedział to, co najważniejsze. A przede wszystkim nie czuł, żeby ukazała się przed nim okazja do poruszenia tego wątku. Nagłe wypalenie z ”Co tam u twojego taty, gdzie ma odsiadkę?” - niezbyt taktowane, nawet Crowley zdawał sobie z tego sprawę
____ — On mnie nie zabije- — Arthur szybko go wyprzedził, na co Elliot mógł tylko zacisnąć wargi i sięgnąć po jedno ciastko, bo kończyły mu się argumenty. Sytuacji z duszeniem nawet nie umiał osadzić w zagmatwanej ramie czasowej, jedyne co mu to ułatwiało, to spotkanie z Sullivan’em, które nastąpiło niewiele później. Tak to pewnie wyleciałoby mu z głowy i zmieszało się z resztą, drobnych wpadek — Nie pozwoliłby sobie na taką akcją, bo jego imię by na tym ucierpiało — było to dość smutne, że głównie reputacja jego ojca powstrzymywała go przed posunięciem się o krok za daleko, ale taka była prawda. Elliot, jak i wiele osób dookoła, byli tego świadom.
____Uśmiechnął się smutno, wręcz zgorzkniale, na wzmiankę o wyprowadzce. Nieraz o tym myślał, byłoby mu wygodniej, bezpieczniej i dodatkowo by się usamodzielnił. Ale nie mógł. Powstrzymywała go przed tym tylko jedna rzecz
____ — Nie zostawię z nim mojej matki, samej. Bardzo dobrze wiem, że znajdzie powód, aby przerzucić to na nią — mruknął, zaczynając skubać skórki przy kciuku wraz z zagryzaniem polika - miał to w nawyku przy nerwowych sytuacjach — I tak jak ja wyjdę z tego poobijany, to nie wiem, do czego się posunie, jakby mnie tam nie było — dodał chłodno, kiedy na samą myśl przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Gdyby nie to, to już dawno pewnie byłby w akademiku i miał w nosie to, co sądzi jego ojciec, ale teraz? Teraz był w pełni zdany na niego, co nie znaczyło wiele.
____ — Możemy o tym nie rozmawiać? — spytał w końcu, wyjątkowo niepewnie i nerwowo rzucał wzrokiem w kierunku skulonego Arthur’a — Przynajmniej nie teraz… — zrobił się na nowo cały obolały, rozmowa o powodzie tego stanu tylko by go pogorszyła, szczególnie mentalnie.
____Jedyne czego chciał, to chwili spokoju i ciszy, nic więcej. Czuł się, jakby chodził jak na szpilkach przez ostatni tydzień, więc potrzebował tylko móc się położyć i odetchnąć na chwilę, zapomnieć. Tyle, dosłownie, tylko tyle. Miał świadomość, że nie może tu zostać, pewnie z paru powodów, ale mimo to, zignorował to wszystko i ostrożnie wpakował się na łóżko obok Arthur’a, ciężko opierając plecy o ścianę, a głowa sama opadła mu na zakryte swetrem ramię chłopaka
____ — Przepraszam, że wystawiłem Cię przez cały tydzień — westchnął ciężko, nieświadomie wtulając się w materiał i nieco tłumiąc w ten sposób swój głos — Tylko przez chwilę — miał na myśli swoją pozycję, biorąc uspokajające, głębokie wdechy. I tak już czuł, że pokazał więcej, niż potrzebne, a ostatnie czego potrzebował, to płaczu, na który nie miał teraz w ogóle siły, ale ten i tak nieprzyjemnie gnieździł się gdzieś z tyłu i czekał, aż Elliot pęknie. Na szczęście miało to zamierzony efekt, Crowley’owi również zaprzestało nieustannie łomotać w głowie, a nasilony ból na boku również zelżał.
____I tak jak nie potrzebował wiele czasu, żeby zepchnąć smutki i żale na drugi plan, to teraz, mimo cienia spokoju, nie miał siły na nagłą grę aktorską pełną energii, rozluźniania atmosfery, jak to miał w zwyczaju. Jedyne, na co miał ochotę, to siedzenie obok Arthur’a, najlepiej schowanie się w nim i zaśnięcie, ale był świadom, że dosłownie maksymalnie za godzinę - chyba że Debbie wcześniej go wykurzy - będzie musiał wrócić do siebie. Mógł to zrobić też w nocy i wkraść się do pokoju oknem, ale jego stan nie za bardzo się o to prosił… jednak jeśli rano nie będzie go w domu, to odbiłoby się to na nim. Tak jakby był dzieckiem, ojciec wprowadził coś na kształt godziny policyjnej w ich własnym domu. Zapewne miało to zapobiec spotkań Elliot’a z Arthur’em, ale ten pierwszy miał to szczerze w nosie, szczególnie teraz, jak sprawa i tak wyszła na jaw
____ — Chcę iść z tobą na jarmark — wymamrotał w pewnym momencie, podnosząc się do prostego siadu, aby nie naruszać strefy Sullivan’a - co i tak już zrobił. Mówił w pełni szczerze, a niewzruszona mina tylko to potwierdzała. Może i miał zamknięte oczy, ale brak śladu wrednego uśmiechu był wyznaczającym znakiem — Chyba, że już nieaktualne to no… trudno — mruknął niemrawo, starając się ukryć fakt, że byłoby mu nie dość, że wstyd, to jeszcze przykro, że plany nie zostałyby wcielone w życie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ale czy mógł winić Elliot’a za chęć ochrony jego mamy? Oczywiście, że nie. Rozumiał. Ale to powodowało, że serce jeszcze bardziej nieprzyjemnie mu się ściskało. Co miał mu powiedzieć w tej sytuacji? Nie mógł nalegać. To by by było okropnie samolubne z jego strony...
A skoro Elliot nie zamierzał się wyprowadzać bez swojej mamy... To znaczyło, że pani Crowley też musiała się wyprowadzić, zwłaszcza, że jej życie z Crowley’em Seniorem, nie mogło być szczęśliwe. Prosta logika, prawda? W teorii? Nawet jeśli ten znęcał się nad ich dzieckiem i robił bóg wie co robi za jej plecami (Arthur to i owo słyszał na mieście), to jednak była do niego fianansowo i prawnie przywiązana, a zostawienie kogoś, kto nie dość, że łatwo tego nie przepuści to jeszcze jest brutalny musiało być bardzo trudne. Ale... czy i jej życie i Elliot’a nie zmieniłoby się na lepsze, gdyby to zrobiła? Czy nie byłaby wolna?
Arthur powoli zrozumiał, że jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, jest... Porozmawianie z panią Crowley i spróbowanie przekonania jej, że to im wyjdzie na lepsze. Że nie potrzebują Crowley’a Senior’a. Wiedział, że nie powinien ignorować, że w gruncie rzeczy to nie była jego sprawa, ale jeśli nikt inny jej nigdy nie przedstawił innych opcji, mogła nie wiedzieć, że je ma... Dla jej dobra. I dla dobra Elliot’a.
Będzie musiał to dobrze przymyśleć, zanim się zaangażuje na dobre. Chociaż... Nawet gdyby nie chodziło o kogoś z kim osobiście powiązany w jakiś sposób, to by spróbował. Głównie dlatego, że uważał iż nikt nie powinien trwać w takim toksycznym związku. To nikomu nie pomagało, a oni nie żyli w latach pięćdziesiątych. Rozwód nie był najgorszą rzecz na świecie. Defintiywnie nie. Zwłaszcza w porównaniu.
-Och Ellie...-wymamrotał cicho, zupełnie zmiękczony. Jak miał się na niego dłużej złościć, kiedy ten wyglądał jak kupka nieszczęścia? Kiedy wyglądał tak jakby miał się zaraz złamać? Nawet Arthur nie był wystarczająco twardy, żeby nie zareagować i nie odpuścić. Zresztą to nie tak, że był całkiem niewyrozumiały i brakowało mu empatii... Po prostu czasami zapędzał się w gniewie.
-Tak, możemy o tym nie rozmawiać –nie było to co prawda, to, czego Arthur chciał. Nie, Arthur chciał usłyszeć o wszystkim, nieważne jak bolesnym, żeby w pełni zrozumieć, żeby mieć pełen obraz w głowie i ze spokojem planować krwawą zemstę. Ale... Wiedział kiedy odpuścić, a przeciąganie tematu miałoby tylko przynieść Elliot’owi więcej dyskomfortu.–Mogę zrozumieć, że nie chcesz o czymś rozmawiać... Sam mam mnóstwo rzeczy, których wolę nie wspominać, po prostu... Po prostu nie potrafię znieść wierutnych kłamstw –wytłumaczył. Skoro tak nalegał na komunikację, sam był Crowley’owi Juniorowi winny wytłumaczenie.
-Cóż, skoro przeprasz i przyniosłeś ciastka, to chyba będę ci musiał w końcu wybaczyć... Chociaż nie może być zbyt łatwo, prawda? Nie znasz się przypadkiem na klejeniu dentek? Mam nieprzyjemne wrażenie, że złapałem gumę po drodze do domu... –tsa. Nie ma tak łatwo! Elliot musiał zapracować na wybaczenie! To znaczy... Arthur tak naprawdę już mu wybaczył i przepuścił, ale nie mógł pozwolić, żeby pływak myślał, że będzie tak łatwo, czyż nie? WŁAŚNIE. A to oznaczało, że pewnie będzie wyskakiwał z jakimiś głupotkami, w celu „odegrania” się na chłopaku.
-Weź, nie udawaj idioty, Elliot... –pokręcił głową z niedowierzaniem. – Dobrze wiesz, że powiedziałem to w złości... –westchnął cicho i po chwili kręcenia się po łóżku delikatnie objął go ramionami, ostrożnie go do siebie przyciągając. Chociaż wciąż nie czuł się jakoś szczególnie komfortowo z inicjowaniem kontaktu fizycznego... Ten wyglądał jakby tego potrzebował, a Arthur podświadomie czuł, że w tej syttuacji to był właściwy ruch. –Możemy pójść na jarmark... W sobotę? Mam poranną zmianę... Albo we wtorek jeśli w weekend pracujesz? –wymamrotał cicho, delikatnie gładząc wyższego chłopaka po plecach.
Pójście na jarmark samemu nie byłoby tym zamym. Mogłoby być przyjemne, ale... Nie o to chodziło, kiedy zapraszał Elliot’a. W sensie... Nie zapraszał, bo koniec końców nigdzie go nie zaprosił.
Teraz kiedy Arthur już się uspokoił i zeszły z niego emocje – nie było żadnego powodu, dla którego mieliby nie iść na jarmark. Elliot w gruncie rzeczy, nie był osobą, na którą Arthur był naprawdę zły – naprawdę był zły na ojca tamtego. Na Elliot’a tylko odrobinę , bo ten skłamał i zniknął. Ale przeprosił, prawda? I Arthur już wybaczył Crowley’owi tyle, że w porównaniu... To było nic. Zwłaszcza, że potrafił zrozumieć dlaczego pływak to zrobił. Dlaczego skłamał. Wciąż nie był z tego powodu szczęśliwy – ale potrafił zrozumieć i z tego tytuły potrafił odpuścić. Sam nie lubił mówić o swoich problemach, zwłaszcza tych, przez które czuł się upokorzony – chociażby kiedy chodziło o Morton’a. Gdyby Elliott sam się nie dowiedział co się działo, nikt nigdy by się nie dowiedział.
Przez długą, długą chwilę – pewnie dobre kilka minut, po prostu siedział w ciszy po prostu przytulając Elliot’a, jakby nic innego na świecie się nie liczyło.
-Wiesz, że jeśli chcesz, to możesz tu zostać na noc, prawda?-wymamrotał cicho– ale tak, żeby Elliot na pewno go usłyszał. Tak, Debbie nie będzie zbyt szczęśliwa, ale zrozumie. Zawsze rozumiała. A Arthur’owi żołądek się nieprzyjemnie ściskał, na myśl, że ten musiał wracać do domu, gdzie czekał na niego ojciec. Nie mógł tak po prostu na to pozwolić, nie bez zaoferowania alternatywy. –Nie tylko dzisiaj, ale jeśli... Jeśli kiedyś będziesz potrzebował. Schowam cię przed Debbie pod łóżkiem i w ogóle –zaoferował cicho. Każdy potrzebował bezpiecznego miejsca, prawda? Zwłaszcza w takiej nieprzyjemnej sytuacji. Zwłaszcza, kiedy twój własny dom nie był bezpieczny. I chociaż Arthur mieszkał w domu Rose i Debbie, nie wierzył, żeby te miały coś przeciwko, jeśli choć oględnie wyjaśni im się sytuację.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Mruknął cicho w odpowiedzi, dobrze rozumiejąc, że kłamstwo, nieważne jakie, jest raniące. A w takiej sprawie, dla kogoś bliskiego szczególnie, to już w ogóle. I, mimo że miał tę świadomość, to i tak był pewien, że gdyby Arthur znowu go o to spytał bez zapowiedzi, to by skłamał. Może wymyśliłby coś lepszego, bardziej wiarygodnego - wszystko, byleby chłopak się nie dowiedział. Ale teraz było za późno na takie spekulacje, Sullivan wiedział, może i nie ze szczegółami, których Elliot wciąż nie był skory do wydania____ — Znawcą nie jestem, ale pojeździć jeszcze pojeździ — zaśmiał się na niesamowity i niespodziewany wymóg Arthur’a. Nie umiał stwierdzić, czy ten mówi na poważnie, czy nie, ale szczerze? Skleiłby mu tę dętkę bez żadnego ultimatum postawionego. Wystarczy, że drugi by o to poprosił. A w dodatku, nieraz popsuł mu się rower za dzieciaka, a jego ojciec chciał nauczyć go wartości pieniądza, więc musiał sam go sobie naprawiać, tak samo było teraz z samochodem - o niego dbał o wiele lepiej i czulej. W pewnym momencie był już dość… poobijany, ale ciągle jeździł, zdążył się nawet przywiązać emocjonalnie. Więc pęknięta dętka nie była dla niego zbyt wielkim kłopotem, po prostu nie wyglądałaby jak nowa - akurat estetyki w swoich naprawach nie doszlifował.
____Nie mógł powstrzymać instynktownego wzdrygnięcia się, po którym od razu się rozluźnił w ramionach Sullivan’a, luźno go obejmując. Z kolei na jego twarzy pojawił się durnowaty uśmiech, kiedy Arthur potwierdził, że wyjście na jarmark wciąż jest jak najbardziej aktualne
____ — Popatrz na siebie, proponującego wspólne wyjście — wymruczał mu w ramię, na którym się oparł, po chwili odsuwając się z ciągle szerokim uśmiechem na twarzy. Z jakiegoś powodu niesamowicie cieszyło go to, że Arthur sam wychodził z inicjatywą spotkań, z własnej woli, a nie, że czuł się do tego przymuszony. Elliot miał momenty, gdzie miał wrażenie, że Sullivan tak naprawdę wcale nie chce spróbować znowu i tylko testuje Crowley’a. Miał pełne prawo się na nim odgryźć, co nie zmieniało faktu, że samo myślenie o tym go bolało, bo raczej nie poradziłby sobie z tym. Szczególnie po straceniu w oczach swojej rodziny - opinii mamy tak naprawdę nie znał, po wspólnym poranku niewiele mógł wywnioskować, nie licząc podejrzliwości — Może być wtorek, jeśli Tobie też pasuje — dodał po chwili namysłu, bo weekend kompletnie mu nie pasował. Z kolei wtorek miał wolny, więc dopóki data odpowiadała też Sullivan’owi, to uważał, że byłby to idealny moment. Nie byłoby też aż takiego ścisku, który powodowałby więcej nerwów niż dobrej zabawy.
____Pokręcił przecząco głową, niechętnie, acz stanowczo. Bardzo chciał zostać, senność dodatkowo o tym świadczyła, ale bał się konsekwencji. Jednak oferta Arthur’a brzmiała przekonująco, omijając bycie wepchniętym pod łóżko. Wiedział, że przynajmniej się wyśpi, zapomni na chwilę, a więcej niż tego nie chciał. Naprawdę
____ — Jak nie wrócę, to może się wkurzyć… — wymamrotał, zaczynając wysilać swoje szare komórki nad sposobem, żeby nie musiał jednak stąd wychodzić, przynajmniej nie teraz. Nie musiał zostawać do rana, mógł w środku nocy wrócić do siebie, byleby miał szansę na spędzenie więcej czasu z chłopakiem i spokojny odpoczynek — Chyba, że… chyba że powiem, że jestem, nie wiem, u Simon’a. Albo u Maddy. Na pewno się wstawią bez znania powodu — dużym plusem było to, że zwykle telefon odbierała jego mama - czuł się gorzej, że bezpośrednio ją okłamie, ale była bardziej łatwowierna. Ojciec mógłby go przejrzeć, gdyby zawahał się nawet na moment.
____ — Tylko muszę zadzwonić, a mówiąc o Debbie — zaśmiał się nerwowo, niechętnie odsuwając się od Arthur’a — Ogólnie to Rose mi otworzyła, więc nie wiem, jak bardzo twoja szefowa wie, że to ja tutaj jestem — siostra na pewno coś jej powiedziała, też go znała w końcu przez to śniadanie, które zjedli wspólnie — Ale przyniosłem kwiaty! — dodał od razu, żeby pokazać, że nie unikał tego spotkania jak ognia. Wcale. Nawet bardzo chętnie by z nią porozmawiał przecież! Idealny sposób na spędzenie swojego weekendu…
____ — Myślisz, że nie będą mieć nic do tego, że znowu wam się wpycham do domu? — po chwili pomyślunku uderzyło go, że bywał tu dość często i trochę pasożytował… więc nawet nie biorąc pod uwagę jego kontrowersyjnego stylu bycia, to nawet z tego powodu mogły chcieć, żeby Elliot opuścił ich cztery ściany. Nie mógł jednak czekać w pokoju, aż któraś tu wejdzie, robiąc z tego jeszcze większy kłopot. Miał też do wykonania ważny telefon, żeby to wszystko w ogóle mogło mieć miejsce — Pójdę zadzwonić, a ty… porozmawiasz z Debbie? Możesz jej powiedzieć tylko… nie wszystko — poprosił wręcz błagalnym tonem, bo nie chciał, żeby kobieta wzięła go tylko i wyłącznie na litość. Z drugiej strony, na pewno ułatwiłoby to jego spotkania z Arthur’em, ale chciał zyskać trochę w jej oczach - musiał zacząć jednak od małych kroków, bo skakanie na głęboką wodę na pewno nie skończyłoby się najlepiej — I coś przeciwbólowego może się nadać — dopowiedział przed opuszczeniem pokoju i z dłońmi skubiącymi się nawzajem zszedł na dół, kierując niepewne kroki do salonu, z którego dało się usłyszeć grający telewizor. Debbie razem z Rose musiały coś oglądać, super. Nie wypadało jednak mu się skradać po domu, bo dostałby jeszcze bardziej po uszach od Cole, jak i pewnie od Arthur’a — Em… dobry wieczór. Ja chciałem spytać, czy mogę skorzystać z telefonu na moment? — uśmiechnął się nerwowo, kciukiem wskazując w kierunku kuchni. Nie zamierzał wymięknąć, ale czujne spojrzenia wbite prosto w niego wcale nie ułatwiały zadania, które sam sobie załatwił.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Naprawdę cieszył się, że Crowley koniec końców zdecydował się koniec końców zostać u niego. Ulżyło mu. Logicznie wiedział, że koniec końców, następnego poranka, Elliot będzie musiał wrócić do domu, do ojca. Ale nawet jeśli przez jeden wieczór, mógł zatrzymać go u siebie, mógł upewnić się, że będzie... bezpieczny, że wyśpi się w spokoju, a nie z cholernym socjopatą w tych samych czterech ścianach. Gdyby mógł, to zatrzymałby go tu na stałe, ale... Nie mógł. Więc należało się cieszyć małymi sukcesami.
-Nie ma mowy, żeby Rose nie wspomniała Debbie o twoim pojawieniu się-zapewnił z nieco krzywym uśmiechem na twarzy. Co bliźniaczki, to bliźniaczki, a życie uczuciowe Arthur’a było jednym z ich ulubionych plotek. Było to trochę żenujące i zawstydzające, ale z drugiej strony, było w tym coś pociesznego... Zwłaszcza, że wydawały się całkowicie go akceptować, co nie było często spotykane wśród ludzi w ich wieku. Najpewniej przez śmierć Rupert’a dużo sobie przemyślały, a przynajmniej takie Arthur miał wrażenie, ale... Nieważny był powód. Ważny był wynik.
Naprawdę zaczynał uważać siostry Cole za coś pokroju rodziny i nie zamieniłby mieszkania z nimi na mieszkanie w swoim starym mieszkaniu.
-Kwiaty? –przypomniał sobie, że kazał ostatnio Elliot’owi pojawić się u sióstr z kwiatami. –Teraz tylko pojaw się nie poobijany i jako gość zapowiedziany, a nie gość – niespodzianka –powoli, a do przodu, jak to mówią... Najwyraźniej Elliot zamierzał dosłownie wprowadzać ten plan w życie krok po kroku.
-Ocho... Jaki wymagający pan się zrobił –wywrócił oczami, kiedy ten sobie zażyczył sobie leków przeciwbólowych. Ale jak niby Arthur miałby mu ich odmówić? Niechętnie więc wygrzebał sie z łóżka i ruszył za mężczyzną na dół, dołączając do zgromadzenia w salonie, w sam raz na czas, żeby uzobaczyć jak Debbie mierzy Elliota znaczącym spojrzeniem ze swojego fotela przed telawizorem, wyraźnie coś kontemplując.
-Humpf… Czyli rozumiem, że znowu u nas nocujesz, tak? – Debbie oznajmiła, kiedy tylko Elliot stanął w salonie, pytając o telefon. –Wyciągnąłeś Artie’go z łóżka, także… Możesz zostać o ile przekonasz go do zjedzenia obiadu, bo znowu dopadła go chandra –[/color]zdecydowała w końcu, rzucając znaczące spojrzenie w kierunku nowoprzybłego.
-Hej! –obruszył się Arthur. Teraz próbowały wykorzystać Elliot’a! Nie ma tak! On się tak nie bawił... Nie da się zaszantażować...
-Co hej? Jak już tu zostaje, to może być przydatny-Debbie wzruszyła ramieniem.
-Ja osobiście uważam, że przy bliższym poznaniu pan Crowley nie jest taki zły…-wtrąciła się Rose.
-Nie poznałaś go lepiej… -jej siostra najwyraźniej tego nie kupowała. – Szczyl przekupił cię kwiatami, a ty zupełnie, bezwstydnie na to poszłaś.
-W moim wieku, kiedy młody gentelmen przynosi ci kwiatki, to nie wybrzydzasz… Idź, używaj telefonu w spokoju, skarbeńku… Poza tym Artie go lubi i dał mu drugą szansę, mi to wystarcza. Odpuść mu już trochę Debbie… Pan Crowley nie rozczaruje nas po raz kolejny, prawda?-powiedziała słodkim głosikiem, ale jej spojrzenie było stalowe. Rose może była słodka i definitywnie bardziej wyrozumiała niż jej siostra, oczywistym było, że były spokrewnione... Rose po prostu była bardziej dyskretna w swoim terroryźmie.
-Dzisiaj na obiad była zapiekanka... Trzeba ją tylko odgrzać. Powinna wystarczyć dla waszej dwójki-dodała – nie było mowy, żeby zostawiły gościa bez jedzenia. Nie takimi gospodarzami były... A w końcu sławne były ze swojej gościnności.
Szczerze? Arthur odetchnął z ulgą, kiedy on i Elliot ewakuowali się do bezpieczeństwa kuchni, a Elliot skończył swoją rozmowę telefoniczną.
-Czasami nie jestem pewien która z nich jest straszniejsza…-wymamrotał, zamykając za nimi drzwi. Już wcześniej powiedział siostrom, że sytuacja w domu Elliot’a nie jest dobra, więc wyglądało na to, że domyśliły się, że tym razem i poszło o coś w tym kierunku.
-Trzymaj –z szafki wyciągnął pudełko leków przeciwbólowych i rzucił nim w Elliot’a, a potem zaczął szperać po półkach w poszukiwaniu jakieś maści na siniaki. –Może naprawdę powinienem zacząć rozważać zmianę zawodu… Przez ciebie naprawdę skończę jako pielęgniarka. To jest jawne wyzyskiwanie… Co by tu… Ach! –znalazł maść i położył ją na stole, ostentacyjnie ignorując obiad. Jeśli miał być szczery, niekoniecznie chciał ignorować przykazania Debbie... Chodziło raczej o to, że zmuszała go na siłę, a Arthur nie lubił, kiedy się go do niczego zmusza.
-Ech... Co ty na to, żeby w zamian zostać moim szoferem albo coś? Przyjmę też zapłatę w twinkies i coli... Dzisiejsze potraktuje jako zaliczkę za poprzednie usługi. Potem posmaruje ci te siniaki–zaśmiał się cicho z własnego żartu, ruszając do zlewu, żeby nalać Elliot’owi szklankę wody... Ten nie będzie połykał znowu tabletek na sucho, nie na warcie Arthur’a.
-
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Udawał marudzenie na komentarz Arthur’a, bo i tak jedyne co się dla niego liczyło, to dostanie tych leków. Nie miał ze sobą żadnych, a w domu przed snem, od sprzeczki, brał przed snem, aby nie obudzić się z nieprzyjemnym bólem rozchodzącym się po całym ciele. Po swoich poprzednich przypadkach miał wystarczającą nauczkę, żeby ich sobie nie odpuszczać.____Z kolei stres szybko zajął miejsce żartobliwości, jak stał w salonie i oczekiwał na wyrok. Tak się przynajmniej czuł, kiedy Debbie i Rose przerwały swój seans, aby zwrócić całą swoją uwagę na Elliot’a. Przełknął cicho ślinę, bo aż zrobiło mu się sucho w ustach i zaśmiał się niezręcznie, kiedy kobieta bardzo szybko rozczytała powód jego pobytu, choć nie był on do końca planowany. Już mu ulżyło, kobieta już się zgodziła - mógł się radować. Dopóki nie wyszła nagle z misją dla Crowley’a, której nie za bardzo się spodziewał, ale zarazem… nie był wyjątkowo zaskoczony tym, że Arthur nic nie zjadł - w końcu przywitał go jakże miłymi słowami, że nie chce obiadu
____ — Dam z siebie wszystko — oznajmił z uśmiechem, zerkając na niezadowolonego z tej interwencji Sullivan’a, co tylko bardziej pchało go, żeby siedzieć nad nim i pilnować jak dziecko — Trochę hipokryzja z twojej strony, wiesz? — dobrze pamiętał, jak ten go skarcił za narzekanie i grzebanie w jedzeniu, kiedy nie miał kompletnie apetytu ani ochoty na wciśnięcie czegoś w siebie.
____Zrobiło mu się dziwnie… miło na ostatnie słowa kobiet. To był progres, prawda? Musiał być, nawet jak komplement wychodził tylko od jednej z sióstr. Pan Crowley brzmiało wyjątkowo niewinnie w takiej sytuacji, gdzie zwykle kojarzyło mu się ze studiami czy swoim ojcem, więc dodatkowo zmiękł, bo teraz wiązało się z czymś pozytywnym
____ — Tak- Oczywiście — naprawdę nie zamierzał popełnić tego samego błędu i miał nadzieje, że Arthur odczuwał różnice w porównaniu do jego chłodnego i wiecznie zestresowanego podejścia latem. Nie miał w planach rozczarować ani Sullivan'a, ani sióstr, które miały na nim swoje pilne oko.
____Lekko szturchnął Arthur’a ramieniem, aby ten poszedł za nim do kuchni i pierwsze, czym się zajął to odgrzanie przygotowanej wcześniej przez Debbie zapiekanki, od której od razu rozniósł się przepyszny zapach po wsadzeniu do piekarnika - ten na szczęście był wciąż trochę nagrzany po wcześniejszym użyciu. I tak kilka minut siedzieli w spokojnej ciszy, dopóki Elliot nie mógł otworzyć piekarnika. Został uderzony gorącym powietrzem, na które aż zamknął oczy i po założeniu ochronnych rękawiczek, wyciągnął naczynie
____ — Już przeszliśmy na “nie taki zły” — wymamrotał, nakładając kawałek na przygotowany wcześniej talerz, zaraz stawiając go przed Arthur’em, wraz z potrzebnymi sztućcami i szklanką wody — Uważam to za niesamowity progres — przytaknął sam sobie głową, po czym zajął miejsce obok Sullivan’a, opierając brodę na zdrowej ręce - ta druga była już w nie najgorszym stanie, śmiał rzec, że nawet sprawna, ale wolał nie ryzykować, skoro miał szansę na powrót do treningów w najbliższą środę — No, smacznego Artie. Zajadaj się — zagryzł dolną wargę, co nie pomogło w ukryciu uśmiechu na jego twarzy. Siedziałby z nim cały czas, gdyby nie fakt, że musiał wykonać ten telefon - i to lepiej szybciej niż później. Dlatego zostawił go na chwilę samego, choć daleko nie odszedł, sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer telefonu w ich domu, chwilę czekając aż po paru sygnałach, odebrała jego mama - na szczęście.
____ — Z tej strony Wendy Crowley, słucham? — kobieta zwykle tak zaczynała rozmowę, kiedy ojciec był w domu. Zwykle w końcu dzwoniono do niego, więc wolała od razu uprzedzić, z kim mają przyjemność rozmawiać.
____ — Mamo, hej! — brzmiał na zbytnio uradowanego, więc szybko spuścił z tonu, bo cały plan poszedłby się kochać — Zostanę dzisiaj u Maddy, mamy pracę na zajęcia do zrobienia i nam się przedłuży, sama rozumiesz — starał się brzmieć na zrezygnowanego i pełnego skruchy, że łamie nowo narzucone zasady domowe.
____ — No dobrze… jak chodzi o studia, to twój tata pewnie zrozumie — umiał usłyszeć uśmiech w jej tonie, choć ten wciąż był trochę smutny — Uważaj na siebie i pozdrów Maddy ode mnie! — rzucił tylko “Zrobi się” w odpowiedzi i po szybkim pożegnaniu, z ulgą odłożył słuchawkę na odpowiednie miejsce.
____ — Dzięki — złapał w locie tabletki, od razu wyciągając je z pudełka i włożył jedną do buzi — Moim zdaniem byłbyś wyśmienitą pielęgniarką — stwierdził, nieco złośliwie i zerknął szybko na maść. Wiedział, że jest równoznaczna z kolejną serią Arthur'a, dbającego o rany Elliot'a. I tak jak same siniaki kojarzyły się źle, tak Crowley - nie przyznałby tego na głos, ale uwielbiał, kiedy Sullivan się nim opiekował. Był w tym niespotykanie delikatny i sprawny...
____ — Szoferować w mojej Alfie? To zaszczyt i przyjemność, więc muszę to przemyśleć — kliknął językiem i stanął przy zlewie, gdzie odebrał szklankę i popił tabletkę, którą trzymał pod językiem — Ale twinkies i colę - fuj - mogę Ci kupować, jeśli w zamian się mną zajmiesz — uśmiechnął się i odłożył szklankę. Zaciągnął ze sobą Arthur'a do stołu i posadził go, zawiedziony patrząc na nietkniętą zapiekankę.
____ — Zmuszasz mnie do drastycznych czynów, Arthur — przejął widelec i nałożył na niego satysfakcjonującą porcję, po czym sam wziął kęsa — Widzisz? Dobre, bardzo dobre. Teraz twoja kolej — powtórzył czynność, tym razem trzymając jedzenie przed twarzą Sullivan’a, wyczekująco — No, powiedz “aah” — sam prawie zaczął się śmiać, o czym świadczył głupi i szeroki uśmiech, jak przedłużał pierwszą głoskę, w celu zachęcenia Arthur’a do współpracy — Dopóki nie zaczniesz jeść, to nie przestanę — ostrzegł, delikatnie stukając widelcem o wargi chłopaka, żeby ten je otworzył i w końcu wziął tego gryza.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zabawnie było obserwować, jak zachowanie tak często pewnego siebie Elliot’a, zmieniało się w towarzystwie sióstr Cole. Chociaż... Czy pewność siebie Elliot’a, nie była tak bardziej na pokaz? Albo brakowało mu jej w zakresie rzeczy „domowych”? Albo był to taki dziwny kogel-mogel pewności i całkowitej niepewności siebie? Arthur nie był stuprocentowo pewien, ale był absolutnie pewien, że Crowley jest dużo bardziej skomplikowany niż wydawałoby się na pierwszy rzut i za jakiego brała go większość ludzi. Ten „drugi” Elliot, którego Arthur teraz powoli poznawał wydawał mu się znacznie bardziej... ludzki. Interesujący. Skomplikowany, w dobrym tego słowa znaczeniu. Powoli zaczynał rozumieć, że do tej pory Crowley żył całe swoje życie w celu dorośnięcia do oczekiwań postawionych przed nim przez ojca... I to dużo wyjaśniało.
-Prawdziwy sukces, Ellie... Powinieneś wpisać to na swoją ścianę chwały –uśmiechnął się pod nosem. W ustach Elliot’a „nie taki zły” brzmiało tak, jakby to był najlepszy komplement na świecie.
Nawet nie udawał, że nie podsłuchuje rozmowy Elliot’a z matką. Przysłuchiwał się – niestety nie mógł usłyszeć co mówiła kobieta, więc mógł tylko zgadywać po odpowiedziach chłopakach jak poszło... Naprawdę chciał, żeby u nich został, okej?
-Myślisz, że to kupiła? –zapytał, zerkając nieco niepewnie na pływaka. -Nie chciałbym, żebyś miał przeze mnie problemy.... A przynajmniej więcej problemów niż i tak masz- bo oczywistym było, że dla Crowley’a seniora ich relacja była ogromnym problemem. Takim... Praktycznie nie do przeskoczenia, ale Arthur był zbyt samolubny, żeby odpuścić.
-Oczywiście, że w Alfie. Gdybyś szoferował w pierwszym lepszym samochodzie, to co to by była za odpłata za moje cierpienie? –wzruszył ramieniem, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. –Skoro sam samochód najwyraźniej ciężko będzie ukraść, mogę ukraść go razem z kierowcą –rzucił niewinnym tonem, chociaż bądźmy szczerzy – bezwstydnie flirtował. Chyba w końcu poczuł się znowu na tyle komfortowo, żeby to znowu robić, bo nie licząc tych paru razy, kiedy robił to tylko po to, żeby wkurwić Elliot’a, nie flirtował z nim od czasu ich zerwania. Nie tak na serio.
Niestety zaraz został wybity brutalnie z tego nastroju, bo Elliot, że nie odpuścił
-Boże, Crowley... Przestań. Błagam-Arthur zaczerwił się jak czerwony pomidor. -To żenujące-cholerny, kurwa, samolocik. Czy Arthur miał pięć lat, albo coś w stylu? Ten cholerny, kurwa Crowley. Boże... „No powiedz, ahhh”.
Arthur był gotowy zamordować go tu i teraz. Po prostu wziąć i utopić, albo o! Otruć, bo nie zamierzał uciekać się do przemocy fizycznej.
-Już jem, już jem –wręcz wyrwał widelec z ręki pływaka i zabrał się w końcu za jedzenie.
Jedno było pewne - Elliot doskonale wiedział, jaką taktykę obrać by wprowadzić rozkaz Debbie w życie. Arthur zjadł cały obiad. Nawet nie narzekał za bardzo, w obawie, że Elliot znowu zacznie to przeraźliwe, mrożące krew w żyłach zachowanie.
Kiedy cała zapiekanka została zjedzona, wrócili na górę do zacisza pokoju Arthur’a i w (niestety), znany już sobie dobrze sposób, Arthur zabrał się w smarowanie siniaków Elliot’a maścią. Jak zwykle w ciszy, dokładnie, acz wyjątkowo sprawny sposób, zabrał się
-Gdzie jeszcze? –zapytał, bo z pewnością na twarzy się nie skończyło, nie było mowy..... Crowley Senior wydawał się raczej ekscesywny... Mało kto wydziera się na swojego syna przed sądem. Faceci, którzy wydzierają się agresywnie w miejscach publicznych, zazwyczaj są z „eskalującego typu”. Elliot zaprzeczył, ale... W taki podejrzany sposób. Coś było na rzeczy. Arthur’owy wykrywacz kłamstw się uaktywnił.
-Ręce-zakomendorował – na rękach było co prawda parę otarć, ale nie wyglądały najgorzej, także... –Podwiń koszulkę –ocho! Ten wyraz twarzy i ociąganie...
-Jak mam niby wypełniać swoją rolę pielęgniarki, kiedy mi tu kręcisz? –zapytał i bez ociągania sam podciągnął Crowley’owy T- Shirt
I rzeczywiście. Arthur musial przygryźć wargę, gwałtownie wciągając powietrze nosem.. Potężny siniak rozciągał po brzuchu i żebrach chłopaka. Wyglądał... Boleśnie. Naprawdę boleśnie.
-Och Ellie –westchnął cichutko. A zaraz potem, tak trzysta razy bardziej agresywnie. –Ten pierdolony skurwiel –cóż. Może i to był ojciec Elliot’a, ale z każdą chwilą tracił jakikolwiek szacunek jaki Arthur mógłby mieć do niego z tego powodu.
Wziął głębszy oddech, żeby się opanować i potem, wyjątkowo ostrożnie i delikatnie, zabrał się za smarowanie sińca, chociaż w jego umyśle krążyły setki wyzwisk skierowanych w stronę Crowley’a Seniora.
Kiedy skończył, podał tubkę z maścią Elliot’owi, mrucząc „tobie bardziej się przyda” i „smaruj je chociaż dwa razy dziennie”, jak na dobrą pielęgniarkę przystało . Znając życie ten miał mało co w domu... Arthur dokupi jutro więcej w aptece.
Kiedy w końcu skończyli, Arthur rozejrzał się po pokoju. Było jeszcze za wcześnie, żeby iść spać. A to oznaczało... Jego wzrok padł na opasłe tomiszcze na jednej z półek. Oho! Arthur wiedział co zrobią tego wieczora...
-Rozkładaj przekąski. Pora na dalszą edukację w zakresie najlepszej gry na świecie –TAK. Zamierzał zmusić Elliot’a do zrobienia postaci w D&D. Jeśli ich „relacja” miała jakkolwiek funkcjonować, Crowley będzie musiał to znieść. Będzie musiał zrozumieć. Bo to była naprawdę spora część życia Arthur’a i nie mógł umawiać się z kimś kto myśli, że to „Damy i Smoki” na miłosć boską.
Podekscytowany, wstał z miejsca i sięgnął po opasłe tomiszcze które było uprzyczone dziesiątkami notatek na karteczkach samoprzylepnych. Chwilę później kładł go ostrożnie przed chłopakiem, a obok... Kartę postaci, z pięknie wymalowanym przez Nigel’a półelfem w lekkiej zbroi z niebiesko – srebrną szatą pod spodem, długim mieczem w jednej ręce i magicznym kosturem w drugiej. Dobrze jest mieć przyjaciela artystę... Dzięki temu cała grupa miała takie piękne wizualizację ich postaci na kartach.
-Przeczytaj sobie najpierw o świecie podstawowym i podstawowych zasad, a potem... Zrobimy ci postać. W sensie... Pomyśl o tym jak o roli do odegrania. Wybierasz rasę, klasę i umiejętności, wymyślasz backstory... Właściwie wszystko zależy od ciebie, tak długo jak mniej więcej wpisuje się w zasady. –usiadł przed Elliot’em na podłodze, po turecku, sięgając po paczkę boppersów. Skoro już zjadł obiad... To czas na deser, czyż nie?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Elliot naprawdę sądził, że to sukces! Chyba pierwszy raz usłyszał coś, co można uznać za miłe, w jego stronę od sióstr. Może i była to Rose, która była dla niego nieco milsza, niż Debbie, ale wciąż widział tutaj obiecujący progres____ — Chyba tak — wzruszył lekko ramionami — A nawet jeśli nie, to raczej nie powie nic ojcu, więc nie przejmuj się, Artie — nie chciał, żeby brał to wszystko na siebie, bo to nie była jego wina. Elliot mógł po prostu nie zostać, kropka. To były jego decyzje, i tak jak czasami były głupie, to wciąż jego i on będzie brał za nie odpowiedzialność — Nie powinien się dowiedzieć, naprawdę — dodał jeszcze raz, w celu ukojenia potencjalnej niepewności co do tymczasowej sytuacji.
____ —Cóż, Alfa faktycznie ma swoją wartość — przyznał mu rację wręcz od razu, nie wyobrażał sobie, żeby przejażdżka czymś innym była równie niesamowita, co jego pięknym samochodem. Dosłownie chwilę później zabrakło mu języka w gębie i otępiały stał przy zlewie, analizując powoli co w ogóle Sullivan powiedział — No… no tak, ma to sens — Elliot całkowicie, w tym jednym momencie zgłupiał. Arthur flirtował. Nie złośliwie. Nie, żeby jakoś dogryźć Crowley’owi, tylko całą swą piersią z nim po prostu flirtował, jeszcze z tą niewinną miną, jakby nie był świadomy tego, co robi.
____Upokarzanie Arthur’a poprzez dziecinne metody szybko usunęło speszenie, jakie go ogarnęło po tej szybkiej wymianie zdań i teraz nie mógł powstrzymać uśmiechu i chichotu. Był bliski powtórzenia czynności, jeszcze z efektami dźwiękowymi, ale Sullivan zabrał mu widelec, aby samemu zająć się jedzeniem
____ — Bardzo ładnie — uśmiech nie schodził mu z buzi, kiedy go pochwalił półżartem i delikatnie głaskał po plecach, towarzysząc mu przy jedzeniu i samemu biorąc parę kęsów zapiekanki, a kiedy już skończyli, to, wraz z maścią, wrócili do pokoju Arthur’a, gdzie ten prawie od razu zabrał się za nakładanie jej na siniaki, zdobiące twarz Elliot’a.
____Kontemplował pokazanie tego na brzuchu - miał też z dwa na kolanach, ale to ze swojej winy i te już zanikały, więc o nich nawet nie myślał. Jednak ten na brzuchu? Mówił sam za siebie i nie zostawiał dużo dla wyobraźni. Między innymi dlatego nie chciał, żeby Sullivan go widział, bo tylko bez sensu rozdrapie to, co zdążyło się nieco zagoić po dzisiejszej sprzeczce. Był tak tym przejęty, że nawet nie zauważył, kiedy palce chłopaka zaprzestały pracowania na jego twarzy i zadał to okropne pytanie, którego nie chciał usłyszeć
____ — Co? Nie, nie. To wszystko, naprawdę — mechanicznie odwrócił się nieco, jakby to miało zasłonić go bardziej i zatrzymać rozmowę. Jednak zdążył się nauczyć, że Sullivan tak łatwo się nie poddaje i od razu kazał mu pokazać wszystko, zaczynając od rąk. Dało to głupią nadzieje Elliot’owi, że jak tam nic nie znajdzie, to uzna, że faktycznie nic więcej nie ma, ale zaraz potem nakazał mu podwinąć koszulkę i niekontrolowany grymas od razu zjawił się na jego twarzy, bardziej bawił się materiałem, niż go podnosił — Arthur, czekaj. Tam naprawdę- — zawstydzony odwrócił wzrok wraz z głową gdzieś na bok, aby nie patrzeć ani na studenta, ani na siebie. Naprawdę nie chciał, żeby zobaczył siniaka, rozlewającego się po połowie jego torsu. Reakcja Sullivan’a tylko go upewniła w tym, że był to widok, którego wolałby mu oszczędzić — Po prostu… posmaruj, żeby było już z głowy — mruknął niechętnie, stukając nerwowo palcami o materac. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł opuścić koszulkę. Mimo że dotyk Arthur’a był jeszcze delikatniejszy i ostrożniejszy niż poprzednio, to mięśnie Elliot’a i tak nieprzyjemnie się napięły, na nagły chłód maści i pobudzenie czucia w tym miejscu, miał już parę dni, ale był na tyle spory, że wciąż czuł na nim ten denerwujący nacisk, jaki towarzyszył świeżym siniakom — Dziękuję, pielęgniarko Sullivan — schował tubkę na razie do kieszeni - tak przynajmniej jej nie zapomni.
____Nieco zdezorientowany zabrał się za rozkładanie słodyczy na podłodze, zaraz obok stawiając pozostałe puszki Coli, którą prędzej czy później i tak wypije, mimo ciągłego narzekania na wybitnie okropny smak. Z rytmu układania wybiła go wielka książka, położona zaraz przed nim, na co aż rozszerzył oczy
____ — Arthur, ja to będę całe swoje życie czytać — spojrzał to na tom przed nim, to na siedzącego naprzeciw Sullivan’a, po czym wziął ją sobie ostrożnie na kolana, kartkując w celu znalezienia czegoś, co by to ułatwiło. Jakiś obrazek? Cokolwiek, niż ściana tekstu — To twój śpiewo-wojownik elf um...Ilemar? — całą uwagę zwrócił do kolorowej karty, gdzie był nawet rysunek reprezentujący postać Arthur’a. Reszta informacji kompletnie nic mu nie mówiła, widział głównie masę statystyk, jakieś umiejętności? Nic nie miało dla niego sensu, dlatego nieco speszony wrócił do księgi, w której chciał znaleźć odpowiedź. Mruknął z roztargnieniem, badając wzrokiem tekst. Były zasady, ładnie wypisane - okej. Ale co z tego, jak nagle Elliot został zasypany słowami jak liczne bonusy (nie miał pojęcia, za co), umiejętności - niby tylko sześć, ale znowu coś je modyfikowało.
____ — Nie da się jakoś… prościej — wymamrotał, przechodząc do działu z rasami i klasami. Uznał, że skoro zasady podstawowe na papierze ciężko mu wchodziły, to może przy tworzeniu postaci będzie nieco łatwiej — Po prostu będziesz mi mówić na bieżąco, okej? No to super — nie czekał nawet na odpowiedź Arthur’a i otwartą książkę położył przed siebie, po czym sięgnął po pustą kartę, podobną do tej, gdzie była postać Sullivan’a.
____ — Skoro nie mogę być smokiem - co, tak przy okazji, bez sensu moim zdaniem - niech będzie Drakon — położył palec na wypisanej nazwie, po czym zjechał nieco niżej, gdzie został przywitany wypisanymi, możliwymi pochodzeniami dla swojej postaci - każda ze swoją cechą — Jezu ile tego… — przejechał przytłoczony dłonią po twarzy, ale nie zamierzał się poddać — Dobra, no to niech będzie czarny? Trucizna może być fajna, prawda? — zadowolony z siebie przeszedł do klas, gdzie po raz kolejny ucichł na dobre parę minut, badając informacje i możliwe umiejętności dla każdej z nich — Niech będzie czarodziej — uśmiechnął się sam do siebie, potem dopisując w umiejętnościach deception i persuasion. Teoretycznie podstawy miał skończone, jednak dopiero po fakcie przypomniał sobie, że ma do wymyślenia backstory i o wiele więcej, drobnych rzeczy do wyboru — ...historia jest wymagana, tak? — zapytał, choć spodziewał się odpowiedzi. Czemu jego postać nie mogła po prostu o, być? Powstał sobie taki i podróżuje — Może ty wymyślisz? — po raz kolejny zadał pytanie, na które znał odpowiedź, ale spróbować zawsze mógł. Mogła to być ich wspólna postać przecież, to nie tak, że Elliot kiedykolwiek zagra w D&D, nie musieli więc pewnie przejmować się idealnym wpasowaniem w zasady.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zażenowanie Elliot’a wywowało naprawdę spore uczucie satysfakcji w Arthurze. Jeśli za każdym razem ma dostawać taką reakcję, będzie musiał flirtować z Crowley’em częściej. Kto by pomyślał? Facet, który prowadzał się z tyloma laskami, wciąż gubił się kiedy się z nim flirtowało? No, no... Tego Arthur by absolutnie nie oczekiwał, ale hej! Narzekać przecież nie będzie, czyż nie?
-A śpieszy ci się gdzieś? –zapytał ze złośliwym blyskiem w oku, kiedy zmarnowany Elliot zasiadł przed przewodnikiem. –Jeśli wolisz, to możemy iść oglądać telewizję z Rose i Debbie –wzruszył ramieniem. Tak... Nawet jeśli był spokojny i zrelaksowany, opierając się w rozluźnionej pozie o łóżko i małymi gryzami, powolutko zjadał przekąskę, nie rzucając się Elliot’owi do gardła... Arthur był małą zołzą. Najzwyczajniej w świecie był sarkastyczny i złośliwy i tyle. Nie było to nic nowego... Po prostu teraz w jego tonie raczej nie było jadu, a takie cięte rozbawienie i wyraźnie sobie z biednym Crowley’em powodem.
-Po pierwsze, Ilemar jest półelfem. Po drugie nie jest śpiewowojownikiem... Specjalizuje się w ostrzośpiewie. Ostrzośpiew to tradycyja czarodziejstwo... i podklasa, która łączy elementy szermierki i tańca. Jest bardziej ofensywna niż inne szkoły magii i skupia się głównie na magii bitewnej, oczywiście. To po prostu taki mag, który może nosić zbroję i walczyć mieczem –wytłumaczył... cierpliwie. Jak na niego. Jeszcze. Ale Elliot najwyraźniej był zdeterminowany cierpliwość tą wystawiać na próbę.
-Bycie smokiem dałoby ci niesprawiedliwą przewagę nad całą resztą graczy. Pomyśl o samej sile rażenia –wzruszył ramieniem. –Chociaż zgaduję, że jakbyś chciał mógłbyś mieć smoka jako towarzysza... To by pewnie przeszło. Wiesz, możesz też dorobić NPC... czyli tak jakby postacie poboczne, którymi się nie gra, albo gra tylko troszkę –podrapał się po brodzie. To by mogło zadziałać! Zwłaszcza jeśli to byłby jakiś mały smok... Postać Elliot’a mogłaby go wychowywać! To by mógłby być nawet całkiem interesujący punkt w fabule, ale Arthur nie zamierzał niczego narzucać. Jeśli Elliot sam nie wpadnie na coś podobnego... Dopiero wtedy mógłby zaproponować.
-Nie mogę! –oburzył się, aż gwałtownie się prostując. No co za... Przecież to bluźnierstwo! –To twoja postać Elliot! Jeśli ja wymyślę historię to to będzie zupełnie bez sensu! –pokręcił głową z niedowierzaniem... No co za! Arthur aż chciał go puknąć w ten jego pusty mózg, ale... To by raczej nie poprawiło sytuacji, czyż nie? Także sięgnął do prawie wyschniętej studni swojego wewnętrznego zen i zaczerpnąwszy z niej odrobinkę, wziął głębszy oddech.
Jakby tu mu pomóc...
-Pomyśl o tym tak... Skoro jest czarodziejem, to gdzieś musiał nauczyć się magii, prawda? Może przydarzył mu się z nią jakiś wypadek, może siedzi gdzieś w magicznej akadamii i uczy dzieci, może jest wędrownym poszukiwaczem przygód... Pomyśl jaki chcesz żeby postać miała charakter i dlaczego, pomyśl o jego relacji z rodziną, wioską, czymkolwiek. Możliwości są nieskończone, a to naprawdę nie jest takie skomplikowane. Utrzymuj tylko średniowieczno – fantastyczne klimaty i będzie dobrze–zdecydował sie jednak trochę Elliot’owi pomóc. W końcu nie wszyscy wymyślali historie właściwie od kołyski. Arthur miał zawsze bójną wyobraźnię i odgrywał jako dzieciak najróżniejsze scenariusze ze swoim najmłodszym rodzeństwem, a kiedy tylko nauczył się pisać, powoli zaczął je spisywać.
Nie bez powodu zawsze miał łatkę dziwaka... Ale bycie dziwnym w porównaniu do reszty świata, nie było koniecznie złe. Znajdował ucieczkę w książkach i filmach i dzięki temu tylko kultywował swoją wyobraźnię. Nic nie wydawało się tak naprawdę niemożliw, jeśli wyobraźnia na to pozwolała. Pozwalało to myśleć w nietuzinkowy sposób i było naprawde... FUN!
Szkoda tylko, że Elliot nie wydawał się uważać wymyślania historii za coś zabewnego. Trochę... Przykro. Arthur miał nadzieję, że ten się z czasem przekona... A jak nie, to będzie musiał to zaakceptować, ale po prostu... Chciał pokazać co lubi i co robi w wolnym czasie i dlaczego to lubi.
-Poza tym nie musisz wyjaśniać wszystkiego... Możesz wrzucić jakąś amnezję,albo coś... Nie musisz się przepracowywać. Parę zdań wystarczy... Tak jak w książkach – czytałeś „Władcę Pierścieni”, prawda? Powoli budujesz swoją postać, w czasie akcji ujawniając informację o postaciach-zapytał z desperacją w głosie. Arthur uwielbiał fantastykę. Aktualnie czytał Letnie Drzewo Guy’a Gabriel’a Kay’a i była to powieść iście niesamowita. Miał jednak przeczucie, że edukacja literacka Elliot’a raczej nie była na poziomie, którego Arthur by oczekiwał. To również trzeba było naprawić...
Zerknął w kierunku swojej pokaźnej biblioteczki, na którą składały się głównie powieśći fantastyczne, książki o przestępstwach i klasyki literatury (również francuskiej) z dziewiętnastego i pierwszej połowy dwudziestego wieku. Do jego ulubionych pozycji należał Baudelaire i Rimbaud, Tolkien, Lyonesse[/u] Jack’a Vance’a, Kolor Magii Pratchett’a, Mgły Avalonu, cokolwiek spod pióra Ursuli K. Le Guin i Kurt’a Vonnegut’a, horory King’a, Nędznicy i tak dalej i tak dalej... Mógłby wymieniać i wymieniać.
- Chodzi tylko o to, żeby wszystko miało ręce i nogi. Popatrz na opis rasy, może trochę ci to pomoże... Możesz bazować na czymkolwiek i być kimkolwiek... O to właśnie chodzi! Dlatego właśnie tak lubię D&D... Bo pozwala na dużo kreatywności –wyjaśnił, siadając bliżej Elliot’a, zaglądając mu przez ramię i patrząc na jego kartkę.
-Nie wstrzymuj się... Tu nie ma złych odpowiedzi, czy pomysłów –dodał zachęcająco, w nadziei, że to jakoś pomoże Elliot’owi otworzyć pokłady kreatywności, których zazwyczaj do siebie nie dopuszczał.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Ha ha, Arthur. Ale się Ciebie humor trzyma — powiedział zgryźliwie, przy tym ściągając brwi i marszcząc nos, ale jego udawana obraza długo nie trwała. Nie mogła, skoro takie niewinne droczenie się pozwalało im obu na pełne rozluźnienie się i zapomnienie zupełnie o wszystkim poza pokojem Arthur’a - tak przynajmniej sam Elliot to odbierał — Nie udław się tym boppersem — dodał jeszcze złośliwie, nim wrócił do swojej tymczasowej lektury.____Podniósł jedną rękę do góry i uniósł nieco brwi jako gest poddania się, kiedy Arthur stanowczo przeszkolił go, po raz kolejny, na temat swojego półelfa. Magia bitewna, no tak, jasne! To takie proste i oczywiste w końcu, szczególnie dla kogoś jak Elliot, co większość swojego życia nie miał styczności z fantasy
____ — No a co gdyby… nie wiem, miał gdzie indziej wady? Duże pole zasięgu - okej, ale! Ale jest niezdarny — poczuł się, jakby rozwiązał zagadkę roku i jego dumna mina bardzo wyraźnie przekazywała taką samą wiadomość. I tak jak chciał zrobić faktycznego smoka, tak drakon mu pasował, a kiedy Arthur jeszcze wspomniał o towarzyszu, to aż niewinnie zaświeciły mu się oczy. Może i o fantasy wiele nie wiedział, ale smoki? Smoki to było coś innego - do smoków miał zamiłowanie takie samo, jak do dinozaurów — Naprawdę? Mogę mieć małego smoka jako towarzysza? — pokazał dłońmi wielkość potencjalnego, fikcyjnego zwierzaka. Mógłby mieć taką małą istotę chodzącą za nim, a raczej za jego postacią - przecież to było niesamowite. Co z tego, że nie istniała, sam pomysł wydawał mu się super.
____ — Jeez, okay, przepraszam! — aż podskoczył na swoim miejscu, kiedy Sullivan nagle się uniósł i zwyczajnie w świecie go zaskoczył — To może być nasza postać — starał się uspokoić sytuację, ale wciąż miał wrażenie, że popełnił najcięższy grzech, jaki jest tylko możliwy. Na szczęście po niecałych dwóch minutach, nieco się rozluźniło, a Arthur zaczął znowu mówić - spokojniej i stawiając wszystko przed Elliot’em, najprościej, jak się dało.
____Wydymał nieco wargi, zastanawiając się nad wszystkim, czego się właśnie dowiedział. Tak jak chłopak sam powiedział - możliwości było nieskończenie wiele i chyba właśnie to tak go przytłaczało. Dostał parę możliwych punktów wyjścia, co zawsze trochę pomagało, ale wciąż stresował się nad podjęciem decyzji. Co jak jej pożałuje? Co jak Arthur uzna ją za głupią i go wyśmieje? Co jeśli to w ogóle nie jest możliwe i wyjdzie na idiotę. Było za dużo możliwości, żeby się ośmieszył i to przede wszystkim go stresowało
____ — Czytałem, czytałem — nie skłamał! Naprawdę. Jak był młodszy, to jedna z książek wpadła mu w ręce i przeczytał… coś. Wiedział, że jest fantasy i gdyby mocniej się wysilił, to ze świata może też dałby radę coś przytoczyć — Czyli… to nie musi być dużo? Mogę nawet zrobić taki ‘zarys’, tak? — tak przynajmniej zrozumiał i miał szczerą nadzieję, że tak było. Wtedy nie stresowałby się tak bardzo, że wpadłby na coś, co zdruzgotałoby całą postać i byłaby ona nie do odegrania. Śledził wzrok Arthur’a, który wylądował na jego książkach i od razu spanikował, że ten zaraz rozkaże mu czytać wszystko, co się tam znajduje. Spanikowany znowu spojrzał na chłopaka, ale ten chyba nie miał tego w planach, więc mógł się uspokoić. Przynajmniej na jakiś czas.
____ — Hm… — mruknął, opierając się na jednej ręce, w ten sposób nieco pochylając się w kierunku siedzącego teraz obok Sullivan’a. Zerknął na niego niepewnie, mając nieco kłopot z uwierzeniem, że faktycznie nie ma możliwości, aby zrobił tutaj coś źle. Ale też go to… uspokoiło. Skoro Arthur tak powiedział, to musiało tak być, prawda? Nie zostanie oceniony za jakoś mało-kreatywne rozwiązania, czy też coś przesadnego. Nie mógł popełnić błędu, podobno… wrócił więc do przeglądania przewodnika, aby znowu trafić na opis rasy, przy okazji skacząc na stronę z klasą. Plus był taki, że dwie były już mniej więcej ze sobą połączone - czarodzieje mogli w końcu mieć drakońskie pochodzenie! Za to drakony były oddane swoim klanom…
____ — No to… nie wiem, niech będzie, że pochodzi z klanu… — główkował chwilę, wspomagając się też wypisanymi nazwami — Norixius — wcale go nie wybrał, bo wydawał się najłatwiejszy do powtórzenia — I, powiedzmy, że głównym założeniem tego klanu jest siła — banalne, był tego świadom, ale nie mógł z tym nie trafić, prawda? — Więc, skoro jest czarodziejem, to jego celem życiowym było zostanie tym najsilniejszym, proste — parsknął, jakby to była wiedza podstawowa — Ale! Ale, zawsze był ktoś lepszy od niego, powiedzmy, że jakiś inny typ z klanu, nemezis normalnie, więc stwierdził, że żeby się wykazać w klanie, musi zacząć podróżować i się rozwinąć — popłynął? Niezbyt, mógł pewnie rozwinąć to bardziej, zaszaleć, ale nie chciał, bo i tak już nie był pewien, czy nie przesadził z kolei w drugą stronę - za bardzo w prostotę. Nie umiał znaleźć tego złotego środka — A no i na początku podróży znalazł sobie smoka. Nad tym muszę jeszcze pomyśleć — zacisnął wargi, bo akurat nad tym się zbytnio nie zastanowił. Ale nie zamierzał odpuścić, skoro była taka możliwość, co to, to nie. Zapisał mniej więcej wszystko na karcie, badając parę razy bez większej pewności, po czym przysunął się jeszcze bliżej Sullivan’a, nakładając trochę swojego ciężaru na jego ramię i wyciągnął trzymaną kartę bardziej w jego stronę
____ — I co, może być? — mruknął, męcząc wargę między zębami, kiedy ciągle przeglądał wypisane informacje, gdzie w paru miejscach było zakreślone, bo zapomniał o dodaniu przelicznika.[/color]
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sullivan nie oczekiwał, że Elliot wyskoczy mu tu z najoryginalniejkszym pomysłem na świecie, albo wymyśli coś naprawdę skomplikowanego – nie o to w tym wszystkim chodziło, nie pisali teraz powieści, ani nic w tym stylu. Chciał tylko, żeby Crowley spróbował. Żeby się nie wstrzymywał, żeby uaktywnił swoje szare komórki w nowy, kreatywny sposób...
-Nie zamierzam zdradzać Ilemar’a... Musisz mieć SWOJĄ postać. Jeśli ci za bardzo pomogę, to to nie będzie to samo –pokręcił głową. Nie ma mowy. To tak nie działało! Poza tym nie taki był cel tego „zadania”. Arthur chciał, żeby Elliot sam wypracował kartę postaci, bo to mu miało pomóc zrozumieć grę i na czym ona polega. Gdyby Sullivan za bardzo się do tego przyczynił, nic by z tego nie wyszło.
-Naprawdę –Arthur skinął głową. –Myślę, że to naprawdę uroczy pomysł –no co? Małe smoki definitywnie były urocze i Arthur naprawdę widział w tym potencjał i to spory... Kto mógłby powiedzieć „nie” małemu smokowi? Zwłaszcza, kiedy Elliot wydawał się naprawdę tym pomysłem podekscytowany, a to dawało Nowojorczykowi nadzieję, że być może jest jeszcze nadzieja dla pływaka w zakresie D&D. Nie żeby brak zainteresowania ze strony tamtego miał przekreślić to coś, co ich łączyło, ale definitywnie byłoby mu trochę... przykro.
-Traktujesz to zbyt poważnie Ellie, to gra, a nie jakiś test... Nie odgryzę ci głowy jak coś mi się nie spodoba. Poza tym... Nic nie ma prawa mi się nie spodobać. Każdy pomysł jest warty tyle samo –wywrócił oczami. Na swój sposób ta niepewność była całkiem urocza, nawet jeśli Arthur był przekonany, że Elliot najzwyczajniej w świecie powinien mieć więcej pewności siebie i wiary w swoje własne umiejętności. Arthur był tym typem, który nawet jeśli popełniał błędy, robił to... dość pewnie. A raczej był na tyle uparty, żeby brnąć do przodu, upierając się przy swoim, nawet jeśli był w błędzie.
Z zaciekawieniem przypatrywał się jak Elliot w końcu zabiera się do pracy, kiwając głową, kiedy ten powolutku składał swoją kartę. Awwwww... Arthur z dziwnego powodu czuł się niezwykle dumny. Normalnie jakby obserwował źrebaka stawiającego niezręczne, trzęsące się kroczki. Liczyło się to, że próbował... Sullivan’owi jakoś tak ciepło robiło się na sercu, wiedząc, że tak właściwie, ten robi to tylko po to, żeby Arthur się na niego nie fochnął. W końcu mógłby odmówić, ale chociaż kręcił, to tego nie zrobił, także...
-I co? Było to takie trudne?-zapytał zgryźliwie, kiedy Elliot w końcu skończył i przysunął się do Arthur’a. Sięgnął po wyciąggnięty w jego stronę papier i uważnie go przestudiował, z wyjątkowo zamyśloną miną na twarzy, prawie tak, jakby właściwie ważył ocenę, a nie był od razu stuprocentowo pewien jaka będzie jego opinia. –Dokładnie o to mi chodziło Elliot! –powiedział, pozwalając w końcu szerokiemu uśmiechowi, który wstrzymywał, wypłynąć usta.
-Widzisz? Mówiłem, że dasz radę... to naprawdę dobry początek! Potem możesz spokojnie na tym budować i w spokoju rozwijać swoją postać w grze –powiedział zadowolony. –Dobry Elliot –powiedział, delikatnie klepiąc chłopaka po głowie (o tak, trochę jak uroczego szczeniaczka, żeby go zdenerwować).
Przez to wszystko zdążył się już całkiem uspokoić i zszedł z niego stres. Chyba po prostu tak działało na niego obecnie spędzanie czasu z Crowley’em. To było całkiem przyjemne uczucie...
Arthur potłumaczył jeszcze trochę Elliot’owi rozgrywkę i inne takie, a potem powoli zebrali się do spania. Crowley oczywiście dostał kolejną koszulkę z Harrison’em Ford’em (bo jakżeby inaczej), a po pryszniacach, ugniotli się jakoś we dwójkę w jednosobowym łóżku...
Arthur musiał przyznać, że od ponad tygodnia tak dobrze nie spał.
[...]
We wtorek koło szóstej, Arthur czekał na Elliot’a przed wejściem na Jarmark świąteczny. Zakupił trochę biletów na atrakcje (żeby ten się znowu nie upierał, że za wszystko zapłaci!) i oparty o ścianę przy budce biletowej, leniwie palił papierosa...
Wciąż był cały nabuzowany, po tym co stało się tego po południa na treningu szermierki, do którego w końcu się zmusił. A raczej... Po treningu. Banda idiotów... W sensie, nie to, że coś mu zrobili. Nie. Trener Carmichael skutecznie wszystkich zastraszył, do tego stopnia, że trologdyci nie byli nawet w stanie patrzeć Sullivan’owi w oczy i tylko koło niego przemykali, zestresowani, że trener wyrzuci ich z drużyny (albo gorzej), jeśli chociaż spojrzą na niego „nie tak” (Arthur skłamałby mówiąc, że nie przynosiło mu to takiej złośliwej satysfakcji), ale...
Ale znaleźli sobie nową ofiarę, jedynego dzieciaka, który wydawał się zadowolony, że Arthur wrócił i cóż... Sullivan miał teraz sporego siniaka na policzku, ale jego przeciwnik został usunięty z klubu, więc.. Och, wciąż nim nosiło i palił trzeciego papierosa pod rząd. Ale... czuł się nieco bardziej, jak Arthur parę miesięcy temu. Nie było mowy, żeby teraz odchodził z drużyny... Co to, to nie. To by tylko udowodniło, że debile mieli racje...
Miał nadzieję, że Elliot pojawi się niedługo, bo jak tak będzie palił, to jeszcze raka się nabawi, albo coś.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Zacisnął nieco mocniej usta, kiedy Arthur brnął dalej, że Elliot zdecydowanie za dużo nad tym myśli i za bardzo się przejmuje, ale pływakowi naprawdę zależało, żeby nie zrobić jakiejś totalnej wpadki____ — Ale to jest coś, co lubisz, okej? Chcę, żeby było przynajmniej dobrze — mruknął niezadowolony ze swojego ciągłego wahania i niezrozumienia wielu z wypisanych słów i kategorii, ale nie zamierzał się poddać. Musiał to zrobić, nawet jeśli miało to być ostatnie, co z siebie wyciśnie.
____I jak widać - było warto. Najpierw zmarszczył tylko nos na pierwszy komentarz Arthur’a, niby umniejszający, ale nie był on powiedziany w złej wierze, a potem nerwowo, aż mu kolano lekko skakało, czekał na werdykt studenta. Za to kiedy usłyszał pozytywne słowa, nieomal padł na plecy, wypuszczając nieświadomie trzymane powietrze w płucach. Nie był świadomy, jak bardzo zależało mu na opinii Sullivan’a, dopóki jej nie dostał
____ — Artie, przestań — pomachał rękoma, jakby odganiał muchy, kiedy chłopak ugniótł mu pięknie ułożone włosy, ale tak naprawdę to nie umiał być za długo zły, bo pochwała wywołała nagłe przyspieszenie pulsu u pływaka, którego kompletnie się nie spodziewał — Nie jestem psem — dodał jeszcze, maskując zawstydzenie wywołane swoimi własnymi odczuciami. Na szczęście nie miał też czasu się na ich temat rozmyślać, bo Arthur wrócił do tłumaczenia mu innych, ważnych szczegółów rozgrywki, trochę jeszcze o samym świecie, gdzie wszystko się rozgrywało.
____W taki miły, cichy spokój minęła im reszta wieczoru i nim Elliot się obejrzał, oczy lekko mu się przymykały w trakcie słuchania Arthur’a. Tak też wylądował najpierw pod prysznicem, gdzie dumał o nowo odkrytej informacji o samym sobie - choć wciąż sądził, że był to po prostu jednorazowy przypadek, a potem w swojej znienawidzonej (tak naprawdę miał do niej słabość) bluzce z Ford’em i na końcu w niewielkim łóżku, zaraz obok Sullivan’a, którego luźno trzymał przy sobie, żeby nie zabierać żadnego komfortu. I może było im dość ciasno, nawet jakby nie chcieli być bok przy boku, to nie mieli wyjścia, bo mogliby ryzykować spadnięcie prosto na podłogę.
____
____Elliot nawet nie umiał ukryć swojej ekscytacji przez cały wtorek. Nie dość, że w piątek udało mu się uniknąć gniewu swojego ojca, bo ten faktycznie łyknął, że był u Maddie - co akurat było jej zasługą, bo oczywiście starszy zadzwonił do jej domu, a tak go kryła, zadając pytania dopiero w poniedziałek. Nieumiejętnie jej kręcił, wymyślając po prostu kogoś spoza miasta, i że jego ojciec nie lubił, jak wyjeżdżał dalej niż granice Stasand w tygodniu. Nie wyglądała na przekonaną, ale znała Crowley’a na tyle dobrze, żeby nie pchać dalej. Tak jak faktycznie uważał ją za dobrą znajomą, szczególnie przez ostatnie parę tygodni, to nie sądził, że wygadanie jej jego sytuacji z Arthur’em to dobry pomysł. Byli z tego samego grona, opcje były tylko dwie i nie chciał testować swojego szczęścia.
____Teraz za to, nawet w trakcie zajęć noga niemiłosiernie mu skakała, bo myślał nieustannie, co powinien ubrać, kiedy dojechać na miejsce, ignorując przy tym rozbawione spojrzenie Maddie, którą rozpraszał w robieniu notatek, jak i lekkie puknięcia w łydkę, żeby się uspokoił. Chciał pojechać najpierw po Arthur’a - spod uczelni w końcu by go nie zabrał, sam Sullivan by mu na to nie pozwolił, ale ten i tak miał trening szermierki - fakt, że do niej wrócił, uradował Elliot’a - więc nie miał innego wyboru, jak przyjechać samemu.
____Zleciało mu w domu zdecydowanie więcej czasu na wyborze ciuchów, niż chciał. Główkował ciągle, co powinien ubrać, żeby wyglądać ładnie, ale nie zbyt wyjściowo. Ładnie, ale bez przesady. Zarzucił przez głowę tysiące swetrów, aby potem z nich zrezygnować i przejść do koszulek - nic mu nie pasowało, ale nago nie mógł pójść, więc został przy koszulce polo w delikatne, pojedyncze poziome paski, jeansach i swojej zaufanej pilotce, dzięki której nie było mu zimno. Był już na tyle zakręcony, że nie miał ochoty myśleć, czy przesadził, czy nie i w biegu żegnając się w siedzącą salonie mamą, zabrał klucze, wsunął buty i wsiadł do samochodu, jadąc zdecydowanie za szybko, ale obawiał się, że będzie spóźniony. A nie mógł być spóźniony!
____ — Przepraszam! Przepraszam, mam nadzieję, że nie stoisz tu długo — westchnął z ulgą, kiedy zobaczył Arthur’a przed wejściem na jarmark. Musiał kawałek przejść, a bardziej przebiec, bo z miejscami parkingowymi i tak było ciężko. Złapał głębszy oddech, kiedy znalazł się już obok chłopaka. I już chciał go pociągnąć lekko, pójść na ten jarmark, ale wtedy Sullivan stał prosto przed nim. Prosto, z siniakiem zdobiącym jego polik — Arthur… co to jest? — jego delikatny i ostrożny chwyt na brodzie chłopaka nie negował stanowczego i chłodnego tonu w jego głosie.
____Ostatni miesiąc, jak nie miesiące, Sullivan spędził czas na karceniu Elliot’a za wdawanie się w bójki i kończenie z poobijaną buzią. A teraz? Teraz sam prezentował się przed nim z dumnym sińcem na policzku, którego źródła nawet nie znał.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Elliot w końcu raczył się pojawić – jak zwykle, elegancki i wystylizowany, na tyle, żeby Arthur ze swoimi roztrzepanymi włosami i niebieskim swetrze, poczuł się taki trochę... Niedorobiony. A przecież tym razem wyjątkowo próbował – przyczesał trochę włosy (ale upierały się jak diabli), założył płaszcz zamiast swojej wyświechtanej kurtki i stosunkowo nowe jeansy... Ech, ale co tu zrobić, kiedy Crowley był w zupełnie innej kategorii? Arthur najpewniej zawsze miał wyglądać przy nim na takiego trochę rozmemłanego. Nie każdy może w końcu wyglądać jak model, który zszedł prosto ze stron jakiegoś magazynu.
Ale mimo wszystko... Jakby od razu się nieco rozluźnił, kiedy wyższy chłopak przed nim stanął. Tak jakby sam jego widok wystarczył, żeby zeszło z niego napięcie. Żeby poziom adrenaliny powoli się ustabilizował, żeby ta została zastąpiona ekscytacją związaną z atrakcjami związanymi z jarmarkiem.
-Siniak –odpowiedział z zaparciem takim tonem, jakby Elliot wcale nie oczekiwał głębszego wyjaśnienia. –Akurat ty nie masz prawa mnie oceniać –dodał. Crowley ciągle wdawał się w jakieś bójki. Co rusz. Arthur przez mało o niego nie osiwiał, także... Nie miał prawa zachowywać się tak jak się teraz zachowywał, czytaj: jakby Arthur zrobił coś złego.
Okej. Okej. Sullivan przyznawał, że może nie było to najrozsądzniejsze działanie z jego strony
Z tego tytułu zdecydował się też odpuścić i westchnął głośno, spuszczając wzrok. Tak wiedział, że sam był hipokrytą i że truł Elliot’owi głowę, robiąc dokładanie to samo, co robił pływak, ale... To były szczegóły. Mało znaczące szczegóły. Ech... Arthur naprawdę nie był najlepszym człowiekiem, prawda? Wychodził na kompletnego hipokrytę, ale to głównie dlatego, że... O Elliot’a się martwił. O siebie... Nie. Nie obchodziło go to, czy ktoś go uderzy, uszkodzi, czy będzie bolało. W momencie zapominał o dalekobieżnych konsekwencjach i liczyła się tylko natychmiastowa reakcja.
-To... Nikt nie kazał mi się wtrącać –westchnął cicho, powtarzając sobie, że w końcu sam promował komunikację. Położył więc tylko dłoń na nadgarstku Elliot’a, delikatnie gładząc go kciukiem. –Trener tak ich przestraszył, że teraz się boją nawet na mnie spojrzeć, ale... Lucas, taki drugoroczny dzieciak, który też specjalizuje się we florecie, spartnerował się ze mną z własnej woli, a nie z przykazania Carmichael’a i powiedział, że naprawdę się cieszy, że wróciłem do drużyny, bo lubi ze mną trenować. No i... Rozumiesz, że nie skończyło się to dla niego najlepiej –Arthur westchnął cicho. Lucasa niestety groźby trenera nie obejmowały, a to znaczyło, że był podatny na złość i zemstę tłumu.
-Nie mogłem tylko stać i patrzeć jak próbowali mu złoić skórę! –rzucił obronnym tonem. Zagotowało się w nim po prostu jak zobaczył co się dzieje i nie mógł NIC nie zrobić. I owszem. Zawołanie trenera nawet nie przyszło mu do głowy, bo był tak przyzwyczajony do załatwiania wszystkiego samodzielnie. Poza tym... Nie był kapusiem. Nie zamierzał dawać im więcej materiału. –No i co miałem zrobić? Stałbyś tylko i patrzył? Musiałem się wtrącić, zwłaszcza, że to było przeze mnie... po części. Banda ograniczonych, porąbanych debili, no! –cały nabuzowany agresywnie gestykulował, żeby Elliot na pewno zrozumiał. Zresztą... Powinien czyż nie? Też wdawał się w bójki! A Arthur nie zrobił tego bez powodu, tylko zarobił pięścią wycelowaną w kogoś innego...
-Możemy wejść do środka? Jak tak będziemy stać to tyłek mi zaraz odmarznie –mruknął, łypiąc prosząco na chłopaka i pociągając go parę razy za rękaw, w sposób absolutnie nie godny kogoś w jego wieku. Ale musiał odwrócić jego uwagę od siniaka i sprowadzić ją na coś dużo ważniejszego. Mianowicie ich rand... Wyjście do wesołego miasteczka, to jest! –Patrz, kupiłem już bilety –wyciągnął z kieszeni długą taśmę malutkich bilecików, po czym odsunął się od pływaka i pociągnął go za sobą w stronę wejścia.
Miał tylko nadzieję, że nie spotkają nikogo znajomego... Potrzeba ukrywania się zepsułaby zabawę, a Arthur chciał po prostu miło spędzić czas z Elliot’em. Strasznie dawno nie był na żadnym jarmarku, a ten wyglądał wyjątkowo uroklliwie, z niewielkimi budkami pokrytymi sztucznym śniegiem i udekrowanymi światełkami. W centrum stało młyńskie koło, a kawałek dalej, stroświecka, oświetlona na złoto karuzela... Cały widok był wręcz magiczny i jako, że był środek tygodnia, nawet nie było tak tłoczno...
Arthur na początku podreptał w stronę stoisk z jedzeniem, cały czas dyskretnie trzymając rękaw Elliot’a (tak żeby nikt dookoła nie zauważył), bo nie miał czasu nic zjeść po treningu i...
-O patrz! Grzane wino z przyprawami –oczy Arthur’a aż się zaświeciły. To był taki charakterystyczny świąteczny smak i tak bardzo kojarzył się z Bożym Narodzeniem (które swoją drogą było ulubionym świętem Arthur’a... głównie ze względu na jedzenie). A jarmarki... Jarmarki uwielbiał w swoim własnym zakresie. Jak był w Europie, święta spędził w Austrii i było to niezapomniene przeżycia.
I wesołe miasteczka! Był wielkim fanem wesołych miasteczek i kolejek i całej reszty... Jak był dzieckiem, ojciec przynajmniej raz do roku zabierał ich do parku rozrywki na Coney Island i to było jedno z jego ulubionych wspomnień z dzieciństwa, więc miał do nich prawdziwy sentyment. Chwilę później już wciskał Elliot’owi papierowy kubeczek z napitkiem do ręki.
-No już... Nie gniewaj się, okej?-wymamrotał, puszczając w jego stronę, wielkie, przepraszające oczy, w nadziei, że ten w końcu przestanie się fochać.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Uniósł jedną brew na odpowiedź Arthur’a. Palnął to, jakby Elliot nie umiał sam tego stwierdzić, po czym nieco drwiąco parsknął na jego argument. Może i sam wpychał się w bójki, okej. To była prawda. I nieraz skończył gorzej, niż jeden siniak na policzku____ — Trujesz mi od paru tygodni dupę, żebym się bił, Arthur. Mógłbyś to czymś podeprzeć przynajmniej — westchnął zrezygnowany, ale wysłuchał wyjaśnienia, które na szczęście nadeszło. No i dobra, nie przyzna tego na głos, ale postąpiłby dokładnie tak samo - sytuacja się o to prosiła. Zrzucanie winy na kogoś, kto w ogóle nie był wplątany sytuacje, samo w sobie było bez sensu, a tym bardziej tutaj, gdzie problemu nawet nie powinno być! Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciał, aby student ryzykował własne zdrowie. Poddenerwowany przygryzał polik od środka, słuchając dalszych tłumaczeń i powodów, czemu sytuacja skończyła się tak, a nie inaczej, kwitując to ciężkim westchnięciem — Rozumiem, naprawdę… ale to mogło się skończyć gorzej, okej? Musisz bardziej uważać — dopowiedział jeszcze pouczająco, z przegranym spojrzeniem skierowanym na niższego. Nie był pewien, czy cokolwiek w ogóle dotarło, w końcu jego słowa wręcz były utopione w hipokryzji i Sullivan miał pełne prawo mu to wytknąć i zignorować. Ale naprawdę zależało mu na tym, żeby chłopak był ostrożny, bo wiedział, jak pokruszyłoby mu się serce na brutalnie obitego Arthur’a. Sam wolał oberwać, jeśli ochroniłoby to ciemnowłosego.
____ — Okej, okej. Chodźmy — mruknął, wyszczerzając nieco oczy na ilość biletów. Ile to musiało kosztować! Dał się bez większego oporu zaciągnąć do środka, a zaraz po przekroczeniu bramek nie dość, że został uderzony światełkami, to licznymi zapachami - to ze stoiska ze słodyczami, to z jedzeniem. Wszystkie atrakcje były urokliwie ozdobione, utrudniające Crowley’owi zachowania grymasu na twarzy. Nie zamierzał tak łatwo odpuścić i zapomnieć, nie ma szans. Ale tak jak atrakcje były jedną przeszkodą, tak niewinny chwyt na jego rękawie był jeszcze trudniejszy do ignorowania. Dlatego też skupił się na rozsypanych budach z jedzeniem - niektóre bardziej świąteczne, inne mniej, ale wszystkie pachniały pysznie. Szczególnie na pustawy żołądek.
____ — Ty weź wino, a ja coś do jedzenia skołuje — sam miał ogromną ochotę na świąteczny napój. Nie dość, że przyjemnie rozgrzewał w zimową pogodę, to tak ładnie pachniał. Był to po prostu idealny miks nut, które uderzały prosto w gust Elliot’a.
____Na tych jarmarkach, szczególnie świątecznych, było mnóstwo różnych dań i Elliot nigdy nie wiedział, co wybrać. Górowały kiełbasy, każda przygotowana w inny sposób, ale Crowley’a ciągnęło do poutine. Nic więc dziwnego, że skończył z porządną porcją do podzielenia na ich dwóch w ręce przed powrotem do Arthur’a, który najpierw powitał go przepysznym winem, a potem maślanymi oczami
____ — Tylko jeśli pójdziemy na koło — postawił go przed wyborem, a raczej jego iluzją, bo i tak już postanowił, że po pograniu w parę gier, może skorzystaniu z innych atrakcji, tam polezą. Nie widział innej możliwości, kropka — A teraz chodź, mamy nagrody do wygrania — mimo że stoiska bywały ustawione, to Elliot miał złudną nadzieję, że przecież bez problemu da radę coś wygrać. Te nie różniły się niczym od tych letnich, oprócz wystroju. Zamiast plastikowych klaunów, na które trzeba było zarzucić pierścienie, były renifery lub bałwany. I tak było z każdą po kolei.
____Cóż. Zapomniał, że te faktycznie nie są takie proste - szczególnie że za dzieciaka rzadko kiedy miał okazję wziąć w nich udział, raczej zawsze patrzył z boku. Ale albo szczęśliwym trafem, albo samym talentem, udało mu się w końcu narzucić trzy pod rząd, dzierżąc pod pachą niepotrzebnie ogromnego pluszaka w kształcie renifera. Co z nim zrobi? Nie wie, pewnie da Arthur’owi. Tylko dlatego, bo temu się nie udało! Nie z innych powodów. Taki miły gest z jego strony
____ — No już, już. Nie przejmuj się, po prostu mam niezłego cela — powiedział, złośliwie wcierając swoją wygraną w twarz Sullivan’owi. Wino zdążyło go - temperaturą i nielicznymi procentami - rozgrzać, tak samo jak ciągły ruch i niewielka ilość ludzi, więc szybko zrezygnował z mienia zapiętej kurtki pod samą brodę — Uważam, że teraz jest idealny moment, aby iść na koło — wskazał głową na oddaloną atrakcję i bez czekania na odpowiedź skierował się spokojnym krokiem w jej stronę.
____Byli w miejscu publicznym, jakikolwiek bardziej otwarty okaz czułości mógłby być ryzykownym, ale nie powstrzymało to Elliot’a przed delikatnym, krótkim zahaczeniem małym palcem o ten Sullivan’a, uśmiechając się pod nosem do siebie samego. Preferował chwyt za rękaw, bo trwał dłużej, ale bezpośredni kontakt wydawał mu się czulszy, przez co na dany moment był dla niego wystarczający.
____Dotarli w końcu do kolejki do młyńskiego koła, która może i nie była za długa, ale i tak musieli chwilę w niej postać. I była to wystarczająca chwila, żeby nie umknęło mu, kto jeszcze w niej stoi
____ — Czy to jest Andrew i Anne? — zmarszczył nieźle zdezorientowany i zaskoczony brwi i spytał przyciszonym tonem, nieco się zniżając. Nie chciał w końcu, żeby go usłyszeli, choć stali kawałek dalej. Mieli pełne prawo tutaj być - to akurat było oczywiste. To, co zdziwiło Crowley’a, to to, że byli tu razem i przede wszystkim bliskość, może czułość, jaka od nich emanowała. Bliskość, której na pewno nie było między nimi poprzednio, jak ich widział. Zdziwienie było nawet nieco przyćmione zazdrością, której najpierw nie rozumiał, ale potem szybko sobie uświadomił jej powód - on nie mógł tak otwarcie zbliżyć się do Sullivan’a, bo w najlepszym wypadku zostaliby zwyzywani, a najgorszym? Szczerze, to wolał nawet o tym nie myśleć.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arthur w nic nie mógł w nic trafić. Absolutnie nic, a na pewno nie na tyle dobrze, żeby cokolwiek wygrać, kiedy Elliot’owi szło... Świetnie. Może nie przy każdym stoisku, ale tak czy siak , gdzie by nie poszli szło mu lepiej niż Arthur’owi, a Arthur... Był stworzonkiem, które lubiło rywalizację, a jeszcze bardziej lubiło wygrywać. Zfrustrowany, pogryzał zdenerwowo frytki sosie, coraz bardziej i bardziej się nakręcając. Gdyby Elliot go nie powstrzymał, pewnie przepuściłby wszystkie ich bilety na tą formę hazardu... Oj lepiej by nie wpuszczać go do kasyna, bo jakby już zaczął, to straciłby resztki swoich oszczędności, przynajmniej dopóki by nie wygrał choć raz.
-To dlatego, że wszystkie były ustawione! Gdyby były ustawione i wyważone jak trzeba, też bym trafił ! –upierał się, cały nastroszony, kiedy Elliot zdecydował, że nadszedł czas udać się do młyńskiego koła, ze swoją cenną zdobyczą w ręku. –I trafiłbm więcej razy niż ty! –dodał, tak żeby Crowley przypadkiem nie pomyślałby inaczej. Arthur by mu dorównał, albo go przeskoczył! Definitywnie. Przynajmniej... Przyznanie sie do porażki nie było w jego stylu, nawet jeśli właśnie w swojej opinii wyjątkowo nieprzyjemnie przegrał, a choć nie wypił wystarczająco dużo wina, żeby upierać się przy tym dłużej, nie wypił też go wystarczająco dużo
Nie boczył się jednak zbyt długo – głównie dlatego, że zbliżali się do diabelskiego młyna i zdążył się z tego tytułu rozproszyć i skupić na czymś innym. No i dyskretny dotyk na ręce rozproszył go na tyyle, żeby był gotowy „wybaczyć” Elliot’owi tą czelność, którą się wykazał... Jakby tylko nie „pokonał” Arthur’a i obaj skończyliby beez nagrody, to ten nawet nie mrugnąłby okiem, ale w takim układzie? Cóż. Taka zniewaga definitywnie wymagała takiego rozproszenia... Bo Arthur zaczął się zamniast tego skupiać na obserwowaniu, czy ktoś nie zauważył
Nawet jeśli park był o tej porze pełny, przed diabelskim młynem, stała niewielka kolejka – jakby nie patrzeć, była to najpopularniejsza atrakcja w parku, zwłaszcza wśród parek na randkach, więc i teraz większość ludzi stało głównie dwójkami, z głowami pochylonymi w cichych konwersacjach.
-Gdzie?-rozejrzał się dookoła. Ostatnimi czasy starał się jak ognia unikać Annie, żeby nie wchodzić jej w drogę. Nie chciał jej denerwować swoją obecnością, ale..
Definitywnie nie spodziewał się zobaczyć z nią... Andrew.
-Schowaj mnie –syknął, chowając się za wyższym i postawniejszym Elliot’em, jakby to go miało uchronić przed wykryciem.
Po pierwsze nie wiedział, co Annie i Andrew robili razem. Po drugie nie wiedziałby jak wytłumaczyć fakt, że on i Elliot byli razem w parku rozrywki. W końcu to nie tak, że on i Crowley byli przyjaciółmi, czyż nie? Jeszcze parę miesięcy temu zapierał się, że nie chce nawet przebywać w tym samym pojeździe motorowym co pływak, a teraz? Jak gdyby nigdy nic byli razem w wesołym miasteczku i szli na cholerne młyńskie koło.
Co jakiś czas wyglądał zza ramienia chłopaka, zerkając na parę... Wyglądali... jakby byli blisko. Bliżej niż Arthur i Annie kiedykolwiek byli... Oh.
To miało być... Niezręczne. Co niby robisz, kiedy jeden z twoich najlepszych przyjaciół umawia się z twoją byłą dziewczyną? W sensie, z jednej strony się cieszył dla nich, Annie zasługiwała na normalny związek, z drugiej... Było mu dziwnie z tym, że Andrew nic mu nie powiedział. Nie miał mu tego za złe, rozumiał dlaczego, po prostu... Nie był pewien jak to ubrać w słowa. „Niezręczność” pasowała chyba najlepiej.
Ale na jego nieszczęście, czwórka nastolatków w kolejce przed nimi się rozmyśliła i poleciała gdzie indziej... Co znaczyło, że Sullivan i Crowley znaleźli się zaraz za parą.
Nideobrze.
-Arthur?! –Andrew odwrócił się w najgorszym możliwym momencie – akurat kiedy głowa Sullivan’a wystawała nad ramieniem Elliot’a. –Co ty tu robisz… Z Crowley’em? –Andrew zmarszczył brwi, przejeżdżając wzrokiem od jednego do drugiego.
Arthur przygryzł wargę wyglądając wyjątkowo jak na siebie niepewnie. Co by tu...
-Em. Emmm... Wpadliśmy na siebie i tak jakoś wyszło?-nie brzmiał pewnie w tej odpowiedzi. Tak jak zazwyczaj był w stanie kłamać całkiem nieźle, tak teraz... Nie mógł nawet powiedzieć, że nie jest z Crowley’em, bo wyraźnie się za nim chował. –Mógłbym was zapytać o to samo –zdecydował, że najlepszą obroną jest atak.
Ha! Zadziałało! Andrew wyraźnie oklapł nagle zainteresowany czubkami własnych butów.
-Jesteśmy za randce –odpowiedziała za niego Annie, patrząc Arthur’owi twardo w oczy. –Jakiś problem?brzmiała w tej chwili na... niesamowicie wrogą.
-Nie, absolutnie nie... –szybko pokręcił głową. –Po prostu myślałem, że jak Andrew w końcu zacznie się z kimś spotykać, to mi powie... To wszystko –wymamrotał cicho, maltretując wargę zębami. Niedobrze. Nie tak miała pójść jego rozmowa z Annie... O ile kiedykolwiek jeszcze mieli rozmawiać.
Może nie lubił przegrywać i przyznawać się do przegranej, ale czasami nawet on wiedział kiedy odpuścić... Nawet jeśli tego dnia czuł się bardziej jak Arthur Sullivan niż... przez ostatnie kilka miesięcy. Przynajmniej do tej chwili, bo teraz grunt znowu mu się usunął grunt pod nogami.
-Och! Popcorn! Patrz Crowley! Nie mówiłeś przed chwilą, że chcesz popcorn!? –wskazał podbródkiem w stronę stoiska, mając nadzieję, że Elliot odczyta sygnał do ewakuacji... Zwłaszcza, że nieodwołałnie zbliżała się ich kolei co oznaczało, że najpewniej musieliby spotkać Annie i Andrew po przejażdżce.[/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — No tak, tak, masz rację! — przytaknął energicznie głową na bardzo trafne argumenty Arthur’a — A to, to tym bardziej — zaśmiał się na twardo postawiony przed nim fakt. Powaga Sullivan’a była wręcz niesamowita w tej sytuacji, Elliot nie umiał powstrzymać rozbawionego uśmiechu przez szczere oburzenie studenta na fakt, że pływak coś wygrał - on nie. Było to nawet urocze w oczach Crowley’a, na swój własny sposób. ____Był z siebie wyjątkowo dumny, że mały gest zdołał uciszyć Arthur’a i przynieść koniec jego narzekaniu o przegranej. Elliot pewnie robiłby to samo, może bardziej się dąsał, niż marudził, ale wciąż! Dobrze rozumiał Sullivan’a. Jeśli zawsze miałoby to takie działanie, to robiłby to o wiele częściej. Jednak dodatkowym problemem było to, że tak jak pływak zwykle w relacjach nie miał problemu z kontaktem i dotykiem, tak nie chciał naskakiwać na florecistę, pozwolić mu narzucić tempo w ich… skomplikowanej relacji. Sam chciał też zrozumieć samego siebie, a skakanie na głęboką wodę tylko by utrudniło i potencjalnie pogorszyło sytuację
____ — No tam — pokazał dyskretnie palcem na dwójkę znajomych? Czy raczej byłych? Nie był pewien, ze wstydem musiał przyznać, że nie wiedział, czy Arthur utrzymuje kontakt z Andrew albo Anne, nigdy nie wkroczyli na taki temat w rozmowie — Co? Jak? — śledził wzrokiem Sullivan’a, który jak poparzony znalazł się zaraz za nim. Może i miał szerokie bary, ale jeśli ten ciągle będzie się tak wychylać, to nawet ta marna zasłona nic nie da. Tym bardziej, jak tłum się rozrzedził i stali wręcz za nimi, a Arthur kontynuował swoje szpiegowanie. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie Andrew się odwrócił i zauważył studenta stojącego za niezręcznie trzymającym renifera Elliot’em. Ta dwójka równie dobrze mogła go wciąż nienawidzić, za sam fakt, że należy do grupy, która ma w zwyczaju nabijanie się z takich, jak oni. Uśmiechnął się krzywo i pomachał, kiedy jego nazwisko zostało wspomniane, ton nie należał do najprzyjaźniejszych.
____ — Głupi przypadek — potwierdził, wzruszając ramionami. Był w swojej wypowiedzi pewniejszy niż Arthur, ale i tak było już za późno, aby zachować jakieś pozory. Nie przejmował się tym jednak zbytnio, bo i tak bardziej interesowała go druga strona - co oni tutaj robią razem, choć po zachowaniu i po prostu… scenerii, było to proste to stwierdzenia. Byli na randce- spotkaniu. Jak kto chce to nazwać, ale znaczyło jedno i to samo.
____Może i wiedział, że Anne nic nie zrobi, miała też może pełne prawo na lekki naskok na Arthur’a, ale nie powstrzymało to Crowley’a przed nieznacznym, defensywnym przysłonieniem chłopaka. Tak - była wodzona za nos przez większość ich związku, ale Sullivan zakończył sprawę wyjątkowo delikatnie i rozsądnie. Po przynajmniej miesiącu rozłąki agresja nie wydawała mu się w pełni na miejscu. Zrozumiałby chłód, nie wrogość.
____Zastanawiał się, czy powinien coś powiedzieć. Cokolwiek, ale nie miał nawet na to czasu, bo zaraz Arthur wyskoczył z dziwną propozycją, która zmusiła go do ściągnięcia brwi i przymrużeniu oczu, aby zauważyć wspomniany popcorn, o którym chyba ani razu nie wspomniał w trakcie ich wspólnego wyjścia
____ — Ja nie chciałem…- — ach. Już rozumiał, co się dzieje. Już i tak podejrzanie długo myślał, więc przykrywka zmarniała — No tak, popcorn! Mój ulubiony. Chodźmy! — ich gra aktorska w tym momencie prosiła się głównie o płacz, ale przynajmniej wyciągnęła studenta z kolejki, z dala od swoich znajomych i skierowali się do stoiska, gdzie nie planował tak naprawdę nic kupić, bo wciąż był pełny po frytkach — Już prawie wsiadaliśmy, wiesz? — inteligentnie zauważył, niezadowolony zasysając język na zębach. Naprawdę chciał tam iść, a teraz będą musieli znowu stać w kolejce… — Masz szczęście, że Cię lubię, Sullivan — westchnął i pokręcił nieznacznie głową, czekając aż koło zacznie się ruszać, bo wtedy mogli znowu rozpocząć swoje czekanie — A tak wracając… Andrew naprawdę nic Ci nie powiedział? — dodał spokojniej, patrząc głównie na oświetlone koło, ale kątem oka zerkał na Sullivan’a, aby się upewnić, że wszystko jest okej. Skromnym zdaniem Elliot’a? Chujowe posunięcie, skoro mieli się za przyjaciół.
____Mógł w końcu odkleić swoje plecy od mało stabilnej ściany budki i lekko szturchnąć Arthur’a ramieniem, aby wrócić do kolejki do koła. Przynajmniej wciąż nie była na tyle długa, aby dostać szału w trakcie oczekiwania
____ — I tak się z nimi miniemy, jak będą wysiadać — przypomniał, choć tutaj wciąż była mniejsza szansa na pełną konfrontację. Może wymiana spojrzeniami, ale mają pretekst pośpiechu, miejsce w końcu nie będzie grzecznie na nich czekać, obsługujący sprzęt też mieli tendencje do nerwowego pośpieszania. I w końcu, w końcu, Elliot się doczekał - koło powoli się zatrzymywało, aby wypuścić wszystkich pasażerów, Crowley nie mógł ustać w miejscu - byli pierwsi, więc jak tylko wszyscy opuszczą miejsca, to wejdą. Na złość Andrew i Anne byli tą ostatnią parą, i choć brama już się otworzyła, Elliot chwilę czekał, patrząc to na nich, to na Sullivan’a — Idziemy? — zapytał, trzymając kciuki, że ten nagle nie zmieni zdania ze względu na parę, która podejrzliwie mierzyła Crowley’a wzrokiem, powoli wychodząc z terenu atrakcji. I najwidoczniej oni sami nie byli skorzy chwilowo do dyskusji, odchodząc, więc pływak złapał niższego za materiał kurtki i pociągnął do wagonika, gdzie wyczekująco stał zirytowany facet, z dłonią wyciągniętą po bilety — Pogadacie sobie później. Dzisiaj ma być miły wieczór — stwierdził z cieniem uśmiechu, sadzając pluszaka wraz ze sobą po jednej stronie, energicznie machając ręką, żeby Arthur usiadł naprzeciw. Balans w końcu musi być zachowany.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ku uldze Arthur’a, Crowley po chwili załapał o co chodziło i w końcu uciekli z koleiki w stronę stoiska z popcornem, gdzie Arthur bardzo instensywnie przyglądał się tabliczce z cenami, tak, jakby była najbardziej fascynującą rzeczą na świecie.
-Odrobina ćwiczenia w cierpliwości cię nie zabije Elliot –burknął. Kolejka nie była długa – tak będą musieli poczekać odrobinkę dłużej, ale to nie tak, że miało się to na nich jakoś szczególnie odbić w dłuższej perspektywie, a ten zachowywał się jakby to była jakaś straszna łaska. Jezu ten facet był równie cierpliwy co pięciolatki, które skakały dookoła rodziców, ciągnąc ich w stronę karuzeli. –Poczekamy jeszcze chwilę, nie zabije nas to –dodał, zafrapowany przygryzając wargę. Naprawdę nie chciał trwać dłużej w tej nieprzyjemnej sytuacji i nie był pewien co o tym wszystkim myśleć.
-Nie… Nic nie wspomniał –wymamrotał cicho. –Dlatego tak... Gdyby mi powiedział, to bym się dla nich cieszył –Annie zasługiwała na kogoś takiego jak Andrew. A Andrew na kogoś takiego jak Annie. Pasowali do siebie i kiedy Arthur się nad tym zastanawiał wyglądało na to, że mogli się nawzajem uszczęśliwić. Ale fakt, że Andrew nic o tym nie wspomiał... Bolał. Zwłaszcza, że podobno był najlepszym przyjacielem Arthur’a. Chociaż czy rzeczywiście tak było? Przez ostatnie parę miesięcy Arthur był bliżej z Nigel’em niż z Andrew i z Coleman wydawali się coraz to bardziej od siebie oddalać. Było to smutne, ale prawda była taka, że nie był to nagły proces i Arthur wiedział, że oddalali się od siebie przez ostatni rok, od kiedy Sullivan nauczył się akceptować to kim jest. Nawet jeśli nie powiedział Andrew przez długi, długi czas to dystans między nimi powoli zaczynał się powiększać. I teraz... Teraz Arthur zaczął się zastanawiać, czy da się to kiedykolwiek naprawić.
-Co byś zrobił na moim miejscu Elliot? Miałeś tyle dziewczyn, że założę sie, że któraś z nich zaczęła się prowadzać z jednym z twoich przyjaciół... –Arthur nie powiedział tego ze złośliwości. Najzwyczajniej w świecie szukał porady, a Elliot miał dużo więcej doświadczenia w tych sprawach niż Arthur. Z dużo większą liczbą ludzi.
Nieco zrezygnowany i w dużo gorszym nastroju niż kilkanaście minut temu, podepreptał w końcu za Elliot’em z powrotem do kolejki i kilka minut później nadeszła ich kolej żeby w końcu wejść do środka wagonika.
-Bnie wiem czy cchcę o tym z nim gadać? Co mam niby powiedzieć? Cokolwiek nie powien, pewnie wyjdę na tego „złego” w ich historii –wymamrotał cicho, zajmując miejsce naprzeciwko Elliot’a. Co z tego, że Andrew i Annie poznali się dzięki Arthur’owi? Według wszystkich komedii romantycznych jakie Arthur kiedykolwiek oglądał w tej historii to on był dupkiem...
Ale Elliot miał rację. To miał być miły wieczór. Ich wieczór. Arthur nie zaprosił go na jarmark, żeby spędzić cały czas się smucąc i bocząc, ale żeby zrobić coś przyjemnego razem.
-Wiesz... Mój ojciec zabierał nas zawsze na Coney Island na Dzień Dziecka –uśmiechnął się lekko, ale jakoś tak melancholijnie, decydując się zmienić temat, żeby rozproszyć samego siebie. –Jak się nad tym zastanowić to pewnie było to większe święto dla naszej matki, bo miała chwilę ciszy i spokoju –dodał. Cóż.. Liam i Fion’a nie należeli do najcichszych, najspokojniejszych dzieci i zawsze byli w stanie otwartej wojny, także każda chwila ciszy musiała być mile widziana.
Wagonik powoli wspinał się do góry, a pod nimi rozpościerał się widok na całe miasteczko. Jako, że na dworze było już ciemno... Widok był magiczny. Małe światełka rozbłyskiwiały tu i ówdzie, tworząc ujmującą, zimową panoramę.
-Patrz! Widać stąd nawet uniwersytet! –Arthur nieco wychylił się ze swojego siedzenia, żeby lepiej zobaczyć przez niewielkie okienko w wagoniku i zerknął na Elliot’a, który w nocnej poświacie wyglądał... nie przystojniej niż zwykle, ale w półmroku jego przystojna twarz dostawała dodatkowego, magicznego odcienia, czegoś dziwnie... magnetycznego.
Wiedziony takim ciężkim do wytłumaczenie impulsem, Arthur pochylił się jeszcze bardziej, tak że ich twarze były naprawdę blisko. Wiedział co chce zrobić. Wiedział, bardzo co chce zrobić, bo to nie był pierwszy raz, ale... Zawsze się powstrzymywał. Dlaczego? Było wiele powodów – stres, strach z jednej strony przed odrzuceniem, z drugiej przed pozwoloniem sobie na całkowite zaufanie Elliot’owi, niepewność... Przez długą, długą chwilę po prostu wbijał przeszywający wzrok w oczy Elliot’a.
Tym razem jednak zdecydował się o tym zapomnieć. Jeśli mieli gdziekolwiek razem ruszyć, Arthur nie mógł żyć przeszłością...
I dlatego odpychając całą swoją niepewność i strach gdzieś daleko, daleko w kąt swojej świadomości, zamknął ostatnie parę centymetrów, które ich dzieliły i krótko, wyjątkowo delikatnie złączył ich usta, akurat jak wagonik wspiął się na szczyt koła, także na pewno nikt nie mógł ich zobaczyć. Po krótkiej chwili, wyraźnie nieśmiało i nieco niepewnie, lekko pogłębił pocałunek, zaciskając palce na pilotce chłopaka.
Nie chciał żeby ta chwila się kończyła. Strach odleciał w zapomnienie i jedyną rzeczą, która się liczyła, był Elliot, bo całowanie Crowley’a było... Jedną z najlepszych rzeczy na świecie. Jego bliskość odurzała i Arthur chciał sobie pozwolić na więcej. Chciał tak trwać w nieskończoność i nie myśleć o niczym innym, ale... Nie mógł. I dlatego właśnie niechętnie w końcu się odsunął, biorąc głębszy oddech.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Arthur miał racje, no i co z tego? Elliot był niecierpliwą osobą, szczególnie jak chodziło o coś, na czym mu zależy. Gdyby to był ktokolwiek inny niż Sullivan, to zaciągnąłby ich po prostu siłą na koło, nie pozwalając drugiej osobie na narzekanie. I może jeszcze kilka minut oczekiwania nie zrobiłoby różnicy, tak Crowley’owi aż robiło się smutno na myśl, że to oni teraz mogli obserwować jarmark, nawet całe miasto, z góry. Jeszcze było ciemno, więc wszystko było nastrojowo oświetlone, w pełni oddając świąteczny koloryt____ — Nie wiem, Artie… — westchnął najpierw, nieco rozmyślając nad sytuacją. Większość jego znajomości nie mogła się nawet równać poziomem tej, co łączyła Sullivan’a i Andrew. Najlepszym przykładem mógł być Simon, który zszedł się z Cyndi niedługo po ich zerwaniu, ale Elliot i tak nie miał większych uczuć do dziewczyny, a sam kolega z drużyny go spytał, czy ta teraz “wraca do gry” — To jest taka… dziwna i niezręczna sytuacja. Ale nie miałbym mu za złe, tak szczerze mówiąc. Dla niego to może być jeszcze gorsze, no bo nie za ciekawie się rozeszliście. Może mu być głupio — Crowley teraz głównie spekulował, ale starał się postawić w tej sytuacji, i ze strony Arthur’a, i Andrew.
____ — Poczekałbym, aż Andrew sam się do Ciebie odezwie — stwierdził - już w wagoniku, kiedy Sullivan czysto przyznał, że rozmowa niezbyt kolorowo mu się widzi — Nie ma co naciskać, bo znowu bez sensu na Ciebie naskoczy — skwitował, bo mieli wystarczająco dobry przykład sprzed chwili.
____Oparł brodę na dłoni, słuchając chłopaka i lekko pomrukując w odpowiedzi. Lubił słuchać, jak Arthur opowiada o swoim dzieciństwie - swojej rodzinie. Może z zazdrości, może z powodu, że Sullivan wyglądał wtedy na takiego szczęśliwego - mimo grama smutku skrywającego się za wspomnieniami. Mógł wtedy wyobrazić sobie, jak to było, dołączyć siebie do tego rodzinnego obrazka…
____ — Ile masz rodzeństwa? — zagaił, aby wyciągnąć coś jeszcze z niego w tym temacie. Nie pytał o jego rodzinę, nawet wcześniej nie próbował, bo nie umiał połączyć tematu z czymś pozytywnym, przynajmniej u siebie samego. Jednak teraz, kiedy już dał radę wyłapać fragmenty z jego życia, nie mógł uśmierzyć ciekawości i podpytywał, jak miał okazję.
____Powędrował wzrokiem w miejsce, które wskazał mu student, lekko uśmiechając się na widok ich uczelni, jak i całego miasta otoczonego drobnymi światełkami, z góry widok był o wiele lepszy, niż przechadzając się po uliczkach Stasand
____ — Patrz, tam jest Debbie’s! — uradowany patrzył na knajpę, której logo dało się zauważyć z tej wysokości. Odwrócił się w stronę Sullivan’a, prawie podskakując na miejscu, kiedy uderzyła go ich bliskość. Skakał wzrokiem powoli rysach twarzy Arthur’a, uwydatnionych, jakby z nową delikatnością, przez delikatne oświetlenie im towarzyszące. Mógłby siedzieć w tej ciszy dłużej, ale stresował się brakiem odzewu od chłopaka. Co, jak ten nagle się rozmyślił? Co, jak Elliot za chwilę sprawi, że sytuacja stanie się niezręczna, co łączyło się z nieprzyjemną jazdą wagonikiem, aż się zatrzymają.
____Chciał już coś powiedzieć, może nawet zwyczajnie odchrząknąć, ale został wyprzedzony przez usta Arthur’a, miękko łączącymi się z jego własnymi. Zdziwiony otworzył najpierw szerzej oczy, aby po chwili w pełni się zrelaksować, przymknąć powieki i oddać przyjemności. Delikatne pociągnięcie na jego pilotce zachęciło go do wsunięcia swojej dłoni między materiał, a palce Sullivan’a, po czym splótł je ze swoimi i przeniósł dłonie na swoje udo, a wolną oparł na policzku studenta, kojąco rysując tam kciukiem kółka.
____Nagłe, acz powolne odsunięcie zaskoczyło go, przez co dosłownie chwilę gonił za ustami Sullivan’a. Tak samo jak on odsunął się, opuszczając dłoń z jego twarzy, za to w drugiej powoli wysunął swoje palce, raz jeszcze czule je zaciskając. W ciszy odwrócił się w stronę okienka, łokieć opierając na niewielkiej barierce, a podróbek na dłoni. Nawet zagryzienie wargi nie dało rady zasłonić głupiego, szczęśliwego uśmiechu na jego twarzy, ale przez długi czas był cicho, nie chcąc przerywać spokoju, jaki nagle między nimi zapanował
____ — Pocałowałeś mnie — mruknął, zerkając w końcu na siedzącego naprzeciw studenta — Ty mnie, nie ja Ciebie — dodał, a uśmiech tylko się mu poszerzył. Z zewnątrz to mogłoby się wydawać pierdołą, mało wartym szczegółem, ale w oczach Elliot’a znaczył on wiele. Arthur sam wyszedł z inicjatywą, czuł się na tyle komfortowo, żeby to zrobić, co dodatkowo rozgrzewało serce Crowley’a, który gdyby tylko mógł, to machałby jak zadurzona nastolatka stopami na łóżku.
____Ich przejażdżka zaraz miała dobiec końca, co było równoznaczne z powolnie zbliżającym się końcem ich spotkania, więc pływak główkował już nad następnym spotkaniem. Stał się bardziej przylepny, do czego wstydził się przyznać, ale ciężko, żeby tak nie było. Tylko w jego towarzystwie czuł pełną swobodę i trzymał się tego odczucia, jak koła ratunkowego
____— Ojciec jutro znowu wyjeżdża, więc jeśli masz dalej ochotę na swoją randkę z moją mamą, to chyba możesz przyjść jakoś w weekend… — zaproponował, ze złośliwą i oszukaną niechęcią. To wcale nie Elliot chciał spędzić z nim weekend. Miał akurat wolne, ale to czysty przypadek — A i… za dwa tygodnie są zawody. Jako gazetka możecie chcieć wiedzieć! — nie zamierzał przyznać na głos, że chciałby, aby Arthur tam był. Nie miał też w planach na siłę go tam ciągnąć. A gazetka była idealnym powodem, aby w ogóle poruszyć temat zbliżających się zawodów pływackich, w których oczywiście miał wziąć udział. Może i miał mało czasu na powrót do formy, ale nie znaczyło to, że planuje sobie odpuścić.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Elliot jak zwykle, jeśli idzie o relacje międzyludzkie, miał rację. Arthur powinien poczekkać. Poczekać, aż Arthur i Annie będą gotowi z nim porozmawiać. Może powinien zrobić sobie przerwę od ich cotygodniowych sesji D&D ? Przynajmniej na jakiś czas, do momentu, w którym jakoś się to nie uspokoi.
-Ale właśnie o to chodzi Ellie – Annie nie widziałem od bóg wie jak dawna, ale z Andrew gram co tyddzień w D&D i nic mi nie wspomniał. Dlatego jestem taki zdziwiony... Myślałem, że się zachowuje inaczej, bo jestem... kim jestem, ale teraz nie jestem już tego taki pewny! –wymamrotał nieszczęsliwy. Naprawdę nie chciał rezygnować z ich sesji, ale...
Dobrze, że zmienili temat, zanim całkiem oklapł i zepsuł nastrój na dobre.
-Trójkę młodszego. Liam ma siedemnaście lat i może skończy liceum, jeśli choć na chwilę otworzy podręczniki... Chociaż mam złe przeczucia. Fiona właśnie dobiła trzynastki i chce zostać sławną aktorką... Niestety czytanie jej Szekspira po nocach na niewiele się zdało i nie śpieszno jej do teatru, a na wielki ekran... Ale nie powinienem narzekać, jeśli jej się uda, będzie moim dojściem w Hollywood... Oisin ma pięć lat. Jego ulubionym zwierzęciem są sówki...-nie mógł powiedzieć dużo więcej o Oisin’ie. Przez większość jego zycia, Arthur albo był w Europie, albo na studiach, także najmłodszego widywał tylko na wakacjach i miał nieprzyjemne wrażenie, że nie ma z nim takiej samej relacji jak z Liam’em i Fioną.
-Powiem ci, że tak jakoś mi dziwnie u Debbie i Rose... Jest tak cicho –zaśmiał się cichutko. Kiedy dorastali, Arthur i Liam zawsze dzielili pokój, a przez ich dom przewijał się tłum wujków i ciotek, jeszcze większe stado kuzynów i kuzynek, z którymi Arthur był stosunkowo blisko (pezynajmniej z częścią) i dalszych „współpracowników” ojca. Zawsze było głośno. Tłoczno. Gwarno. Zawsze się coś działo. Ktoś przychodził w gości, sąsiadki w pośpiechu wpadały na herbatę... Arthur nie zdawał sobie sprawy z faktu, że w domu może być tak cicho i spokojnie. Pewnie, koleżanki czasami wpadały na herbatkę, ale nigdy nie było to tak często i tłumnie, jak do matki Arthur’a. –Z jednej strony to przyjemne... Z drugiej tęsknię za nimi –Arthur nawet nie wiedział gdzie teraz są. Nikt nie dzwonił, nikt go o niczym nie informował, nie licząc wujka Charlie’go, według, którego sytuacja w Nowym Jorku była nieciekawa, a FBI cały czas próbowało znaleść dowody, żeby usadzić ojca Arthur’a na dłużej.
Sullivan nie był pewien co o tym myśleć. Z jednej strony, z tego co wiedział, wynikało, że ojciec na to zasługiwał. Z drugiej... Mimo wszystko, to był jego ojciec. I Arthurowi mimo wszystko wciąż na nim zależało. Tyle było między nierozwiązanych spraw. Tyle kłamstw. Lata kłamstw, praktycznie dekady...Arthur czuł się tak, jakby w ogóle go nie znał, jakby osoba, którą nazywał „ojcem” i którą opisywały gazety i sąd, nie była jedną i tą samą osobą...
Ale o tym nie chciał myśleć. Nie teraz. Nie kiedy był z Eć lliot’em. Kiedy było idealnie. Kiedy wszystko wydawało się właściwe. Kiedy czuł się spokojnie. Bezpiecznie. Kiedy świat poza ich dwójką wydawał się nie liczyć.
-Twoja spostrzegawczość jak zwykle mnie zadziwia, Ellie –wybuchnął śmiechem. –Nie jest to pierwszy raz, kiedy się pocałowaliśmy –zauważył, siadając z powrotem porządnie na swoim krzesełku. Arthur wiedział, że Elliot’owi nie o to chodzi, że chodzi o to, że Arthur go pocałował, po raz pierwszy sam z siebie, bez wpływu alkoholu. Po raz pierwszy, od kiedy znowu się zeszli.
-Ach tak? Żebyś wiedział. Randki z twoją mamą są zawsze przyjemnością –rzucił takim tonem, jakby randki z Elliot’em ją nie były. –I zapewniam, że gazetka jest świetnie poinformowana o wszelkich wydarzeniach wartych naszej uwagi –tsa... Wyzłośliwiał się nieco, ale... Tak to już z nim i Elliot’em było, czyż nie? Nie byliby sobą bez dogryzania sobie i przekomarzania się.
Niestety wszystko dobre, kończy się szybko i ich prrzejażdżka musiała dobiec końcowi. Poszli jeszcze na karuzelę, wydali ostatnie bilety na jakieś słodyczem, po czym Elliot odwiózł Arthur’a do domu, gdzie ten ostatni wyjątkowo zwlekał przy pożegnaniu. Naprawdę lubił spędzać czas z Crowley’em. Nie chciał, żeby ich randki dobiegały końca... Chciał, żeby ich randki chciały w nieskończoność.
[...]
W sobotę po pracy, świeżo wyprysznicowany, Arthur stanął przed domem Crowley’ów, ubrany w swoją najelegantszą, białą koszulę, na którą narzucił ciemnozielony kardigan. Do tego wyprasowane, czarne spodnie i świeżo wypastowane, czarne buty. Włosy zaczesał i z odrobinką, niezauważalną wręcz ilością pomady ułożył tak, że kładły się na czole miękką falą. W jednej ręce trzymał spory bukiet kwiatów – w drugiej poleconą przez Debbie czekoladę. Był... Zdenerowany.
Bardziej niż kiedy chodził na randki z Crowley’em. Musiał nadrobić niezbyt ciekawe pierwsze wrażenie jakie wywarł, kiedy był ostatnio u Crowley’ów. W końcu choddziło o matkę Elliot’a... Na którą również musiał znaleść sposób. Sposób, żeby ją przekonać, że nie ma co zostawać z jego ojcem. Niee zamierzał oczywiście z tym nagle wyskakiwać, co to to nie... Dobrze wiedział, że miał to być długi, długi proces. Ale zaufanie budowało się latami. A takie rady mógł dawać tylko ktoś, komu się ufało, także...
Także... Musiał wyglądać na kogoś godnego zaufania i już teraz zacząć budować podstawy do swojego planu.
W końcu, wyraźnie zdenerwowany, przemógł się i zadzwonił do drzwi, biorąc głębszy oddech i przywołując na twarz, najszerszy, najprzyjaźniejszy ze swoich uśmiechów, na wypadek, gdyby to pani Crowley otworzyła drzwi.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Trójkę? — Elliot był jedynakiem - sama myśl dodatkowej trójki bachorów krążących po domu wydawała mu się wręcz nie do pomyślenia. Nawet nie zwracając uwagi na harmider, który musiał tam panować, każdy z nich brzmiał jak kawał roboty. Nie licząc Oisina, ten brzmiał jak przeurocze dziecko, skoro jedyny jego opis, to to, że lubi sówki. Nie da się słodziej — Może lepiej, że Debbie i Rose nie skaczą po ścianach — zauważył błyskotliwie z rozbawionym uśmiechem. Kobiety na pewno były o wiele spokojniejsze od trójki dzieci, nie można wiele wymagać od dwójki staruszek, gdzie jedna z nich ma zarządzanie knajpą na głowie — Też pewnie za tobą tęsknią — stwierdził cicho, całkowicie szczerze. Zdziwiłoby go wręcz, gdyby rodzina miała go w nosie. Kogoś takiego jak Arthur’a? Wydawało mu się to niemożliwe. Szczególnie będąc z nim mocniej powiązanym. Z kolei to były same spekulacje, Elliot wiedział niewiele o jego rodzinie, nie poruszając aż tak tego tematu. Bał się, przede wszystkim ze względu na ojca studenta, bo nie wiedział, jak bardzo jest to wrażliwy temat. Sullivan nic sam z siebie nie mówił, więc wolał palić głupa, jeśli miał okazję. Tak jak poprzednio, wtedy nie było z tego żadnych kłopotów____ — Hardy-har-har, Sullivan — skrzywił się przy przedrzeźniającym śmiechu, bo wiedział, że ten jest w pełni świadom, o co mu chodziło. Nie powinno go jednak dziwić, że zyskał taką reakcję, była ona jak najbardziej na miejscu, patrząc, że rozmawiał właśnie z Arthur’em. Wolał to, niż obrazę albo zamknięcie się w sobie - jego zachowanie było kolejnym dowodem dla Elliot’a, że ten czuje się swobodnie. I więcej mu nie było potrzeba, do ponownego uśmiechu.
____ — Woow, czyli tak to ma wyglądać? Okej, okej, niech Ci będzie — oburzył się, rozdziawiając buzię i krzyżując ręce na klatce piersiowej — W takim razie od dzisiaj może Ciebie szoferować moja mama — stwierdził poważnie, ale nieważne, jak bardzo chciałby odebrać chłopakowi jego Alfa privileges, to zmiękłby przy jednej prośbie, więc argument był mało przekonujący, gdyby nie jego ton. Udawać i zagrozić zawsze mógł, nie byłby w końcu sobą, gdyby nie rzucił komentarza w zamian — Zawody są warte uwagi, czy raczej kto w nich bierze udział? — odgryzł się wręcz natychmiast, nie zamierzając oszczędzać się w tanich tekstach na podryw.
____Tak jak zwykle Elliot nie lubił kończyć ich spotkań, tak dzisiaj było mu jeszcze ciężej. Stali przy samym samochodzie z dobre kolejne kilkanaście minut, jak wymyślał mało sensowne tematy do rozmowy, zadając też głupie pytanie tonem, który nie zgadzał się na zignorowanie. Potem jeszcze raz zatrzymał Arthur’a, który prawie był już pod własnym domem, aby dumnie wcisnąć mu do rąk pluszaka, z tym samym argumentem, co miał w głowie. ”Nie wygrałeś, to uznałem, że Ciebie trochę pocieszy Ralphie” - tak, nadał już imię pluszakowi, i co z tego? Uważał, że pasowało idealnie, samo nagle przyszło mu do głowy, więc nie zamierzał go olać, tak?
____I dopiero po męczeniu florecisty te zbędne, kolejne minuty - choć tamten nie zostawał mu dłużny, pożegnał go krótkim przytuleniem i wręcz niewyczuwalnym całusem w czubek głowy, po czym zadowolony wrócił do siebie, w dodatku przed ustaloną, idiotyczną ciszą nocną. Uniknął zbędnego argumentu z ojcem, a dzień był wręcz idealny, w jego oczach nie mogło być lepiej.
____
____Sobota bez starego Crowley’a w domu. Nic nie było więc dziwnego, że Elliot do południa siedział w swojej piżamie - czyli w samych bokserkach, ale dorzucił do tego luźną koszulkę (dla własnej skromności, jak i swojej mamy) - nie spieszyło mu się wychodzić z domu. I tak Arthur przychodził do nich. Dopiero później przebrał się - zakładając spodnie dresowe i nieco bardziej dopasowaną, acz wciąż wygodna i domową koszulkę. W końcu oglądali filmy, tak? Co, mówiąc przy okazji, jego mama prawie wyskoczyła przez sufit, jak dowiedziała się, że Arthur bardzo chętnie przyjdzie w weekend. Skutkowało to wyłożonymi przekąskami - przy których na tyle, ile mógł, pomógł - na stole, jakby miało ich być tutaj co najmniej dziesiątka, jak i różnorakie napoje, po które wysłała syna do sklepu
____ — Mamo uwierz mi, nie zjemy tego wszystkiego — załamany wpatrywał się przyszykowanemu salonowi. Doceniał to, oczywiście, ale nie chciał, żeby ta czuła się urażona, jeśli wszystko z niego nie zniknie. Bo nie było po prostu na to szans.
____ — Trudno! Muszę twojego przyjaciela porządnie przywitać — była w tym wyjątkowo stanowcza, przesuwając zawalony talerz równo na środek stolika, a obok trzy szklanki. Wyprostowała się jak struna na nagły dźwięk dzwonka do drzwi, prędko zerkając na zegarek — Pójdziesz po talerze? Ja otworzę — spojrzała błaganie w stronę syna, choć i tak już zmierzała w stronę drzwi, więc Elliot nie miał wyjścia, jak sięgnąć po stertę naczyń i zanieść do salonu
____ — Arthur! Jak miło Cię widzieć! — kobieta zawołała uradowana, ściskając dźwięcznie swoje dłonie na widok prezentów — To dla Elliot’a czy dla mnie? — rzuciła półżartem, na co pływak wywrócił oczami, jak usłyszał jej słowa z kuchni. Szedł już do dużego pokoju, jednak jego krok wręcz został wtopiony w podłogę korytarza, kiedy jego oczom ukazał się obraz przy drzwiach.
____ — Nie wierzę — mruknął, podchodząc do drzwi i naprawdę nie umiał uwierzyć w to co widzi — Jaja sobie ze mnie robicie — niezbyt długo umiał utrzymać powagę, prawie upuszczając talerze na podłogę, kiedy śmiech sam z niego się wydostał. Widok takiego… dopieszczonego i wystrojonego Arthur’a na pewno był niecodzienny, jeszcze te wypastowane buty… to było za dużo dla Elliot’a, który musiał oprzeć się bokiem o framugę, aby pochłonąć widok raz jeszcze, w pełnej swojej okazałości — Pan na wywiad do pracy przyszedł, Panie Sullivan? — rzucił złośliwie, kiedy jego mama odebrała prezenty i wróciła do salonu, aby schować kwiaty do wazonu, za to sam Elliot nieustannie mierzył stojącego przed nim studenta spojrzeniem. Nie mógł kłamać - tak bardzo, jak styl nie pasował do Arthur’a, to i tak wyglądał przystojnie, a ułożone włosy dodawały innego, acz równie mocnego uroku. Nie mógł jednak tego wspomnieć, przynajmniej nie teraz, kiedy zdawał sobie sprawę, że ten wyglancował się tak dla jego mamy, co tylko wzmacniało śmieszność sytuacji.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy tylko drzwi się otworzyły i stanęła w nich pani Crowley w całej okazałości, Arthur szeroko i zupełnie szczerze się uśmiechnął, lekko skinąwszy jej głową. Nieco niezdarnie wysunął bukiet i czekoladę w jej kierunku wyraźnie lekko zażenowany. Nie był pewien czy to nie było za dużo! Ale jak się przychodziło w gości, to kwiaty były na miejscu, przynajmniej według Rose i Debbie i stąd opasły bukiecik... Nie była to kolacja, a oni z Elliot’em w teorii byli nieletni, więc wino odpadało – i dlatego zamiast tego zdecydował się na czekoladę. Tak, żeby wszystko było na picuś glancuś grzecznie, elegancko i legalnie, o!
-Oczywiście, że dla pani! –odpowiedział oburzony.Elliot’owi nie kupiłby kwiatów. No chyba, że ten by chciał kwiaty i wyraził tą chęć na głos, ale jakoś Crowley nie przemawiał do niego jako typ faceta, który by chciał dostawać kwiaty... Chociaż może? Co jeśli Arthur źle go ocenił? Może Elliot chciał dostać bukiecik? Będzie go musiał zapytać...
Te jednak były tak czy siak dla jego mamy i ta wydawała się wyraźnie zadowolona, na co Arthur wyraźnie się rozluźnił.
-Jeśli Elliot chce swoje, to będzie musiał złożyć zamówienie –wzruszył ramieniem, niby też żartując... A przynajmniej wiedział, że pani Crowley weźmie to za żart.
A skoro o Crowley’a mowa, ten jak na zawołanie wychynął z wnętrza mieszkania... I zaczął się śmiać.
-I z czego tak się cieszysz?-zgromił śmiejącego się pływaka spojrzeniem. Zupełnie nie rozumiał co było takiego zabawnego. Coś mu sie wplątało we włosy albo może miał coś na nosie? Ale nie, patrzył w lustro przed wyjściem... Wyglądał dobrze, w swojej własnej opinii. Elegancko nawet... Wiedział, że nie była to najbardziej modna, czy czasowa stylizacja, ale nie ma to jak stare, dobre klasyki, w końcu!
Przez chwilę był naprawdę zdezorientowany i dopiero po chwili ciszy i złośliwym komentarzu Elliot’a otrząsnął się, wbijając twarde spojrzenie w oczy Elliot’a.
-Zostałem zaproszony na randkę z panią Crowley, to przyszedłem na randkę z panią Crowley –wzruszył ramieniem. –Nie mogłem pokazać się jak jakiś... Jakiś bezdomny! Już ostatnio wyglądałem, jakbyś wyciągnął mnie z jakiegoś kanału. –Arthur cały się nastroszył. Rose zaaoprobowała jego wybór garderoby przed wyjściem! Nawet sweter pomogła mu wybrać! Naprawdę się postarał i starał się nadrobić nieciekawe pierwsze wrażenie, które na pewno wywarł, a ten... Ten się z niego śmiał.
-Powiem Rose, że jej wybór swetra ci się nie spodobał i już w życiu nie wejdziesz do nas do domu. Debbie będzie szczęśliwa –rzucił, naprawdę gotowy spełnić tą groźbę, bo był wredną bestią, a Elliot ugodził prosto w jego męską dumę. Ta zniewaga krwi wymaga, co tu dużo mówić.
Jak miał być zupełnie szczery... Trochę mu się przykro z tego powodu zrobiło. Wiedział, że jest raczej przeciętniakiem, ale Elliot nie musiał mu tego tak wytykać. Aż miał ochotę wykopać biednego, bogu ducha winnego Ralph’iego z łóżka, bo ten przez ostatnie kilka nocy służył Arthur’owi jaka przytulanko - poduszka... Pluszak był miękki i wygodny i naprawdę się dobrze z nim spało. W zamierzeniu miał być poduszką, ale czasam Arthur ku własnemnu zażenowaniu budził się z reniferem w ramionach i... Absolutnie nikt nie musiał o tym wiedzieć, co tu dużo mówić. Nikt a nikt. A definitywnie nie dawca prezentu, który był... Który był po prostu DUPKIEM.
-Nie wszyscy wyglądają jakby urwali się z jakiegoś cholernego magazynu nawet w dresie –dodał, z tak dużą godnością (i dużą, dużą porcją jadu), na jaką było gostać i przepchnął się do środka. Niestety grzeczność dyktowała, żeby ściągnął buty w korytarzyku, więc definitywnie nie wywarło to tak ostentacyjnego efektu jakby mogło, gdyby mógł po prostu wmaszerować do środka, ale trzeba sobie radzić z tym, co ci daje los... Także Arthur ściągnął buty i ruszył w głąb mieszkania.
-W czymś może pani pomóc pani Crowley?-zapytał uprzejmie (Elliot’a ostentacyjnie ignorując). Nawet jeśli w tej konkretnej chwili był wkurwiony na jej syna, wciąż miał tutaj cel do spełnienia i pani Crowley nie musiała cierpieć przez bezmózgowość połowy swoich genów... Chociaż Arthur zgadywał, że te bezmózgie to Crowley Junior otrzymał akurat po tatusiu.
-O jejku! Ale pani się naprzygotowywała... Naprawdę nie trzeba było! –zawołał, kiedy zauważył armijne zapasy przygotowane w salonie na stoliku telewizyjnym. Na oko? Wystarczyłoby tam przekąsek dla jakiś dzisięciu osób... A nie trzech.
Cóż, to wszystko mogło oznaczać dwie rzeczy – albo mama Elliot’a nie wie, że Arthur nie jest, leko mówiąc, mile widziany w tym domu przez jego gospodarza, albo wiedziała – i mimo wszystko cieszyła sie na jego widok i wyraźnie sporo przygotowała... Jeśli chodziło o to drugie, to może jego plan miał szansę? To w końcu oznaczałoby, że nie była tak do końca pod pięścią męża.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Matka pływaka nie umiała powstrzymać lekkiego śmiechu na komentarz co do kwiatów, w wytykający sposób zerkając na swojego syna, kiedy dzierżyła bukiet w swoich rękach. Wykrzywił się nieco, przedrzeźniając ją, ale szybko wrócił do pierwotnego zajęcia - przyglądania się Arthur’owi wyszykowanemu, jak szczur na otwarcie kanału____ — Czy ja coś powiedziałem? — obronił się, wciąż rozbawiony — Sweter jest przeuroczy. A ostatnio, to sam wylazłeś z koszulą wystającą z każdej strony — dodał dwa, swoim zdaniem, trafione argumenty. Sweter naprawdę był słodki! Po prostu… nie spodziewał go się w takiej sytuacji, gdzie mieli oglądać cały wieczór filmy. Nie do końca jednak się spodziewał, że Arthur aż tak się nastroszy na jego uwagę co do stroju, co, chcąc nie chcąc, rozbawiło go jeszcze bardziej i z uśmiechem obserwował poczynania chłopaka — Arthur, weź no… — starał się przestać brzmieć tak radośnie, bo mimo dosłownego komplementu, ton mu nie umknął - ale nie mógł, kiedy widział starania zaimponowania Sullivan’a tuż przed sobą — Schlebiasz mi, ale jak stoisz przede mną taki wypieszczony, to… no nie mogę, okej? — nawet nie dał rady skleić sensownej odpowiedzi, bo całe to wydarzenie wydawało mu się wręcz… fascynujące. Wrogość nawet nie miała dobrego wybrzmienia, przez przeszkody, jakie życie same rzucało Arthur’owi pod nogi.
____Polazł zaraz za Arthur’em, niczym ciekawskie zwierzę. Jego mama nic nie powie - wiedział o tym, jak już to go skomplementuje. Oczywiście słusznie, bo wyglądał ładnie, ale naprawdę, naprawdę, w oczach Elliot’a sytuacja się o to nie prosiła. Dlatego też sam w końcu był w dresach!
____ — Nie nie, spokojnie, to już chyba będzie wszystko — uśmiechnęła się ciepło i wskazała na kanapę z symetrycznie ułożonymi poduszkami — Rozsiądź się wygodnie. W razie co Elliot się tym zajmie, prawda? — skierowała tym razem spojrzenie na pływaka, odkładającego naczynia na wolne miejsce stołu — I częstuj się! Oczywiście, że trzeba było - jesteś jednym z nielicznych znajomych Ellie’go, których lubię — była wyjątkowo stanowcza i poważna w tych słowach.
____ — Elliot, włączyłbyś film? — już lądował tyłkiem na kanapie, obok Arthur’a, kiedy został poproszony o - wyjątkowo zbędną - pomoc i z cichym narzekaniem podszedł do telewizora i sterty wyszykowanych kaset. Był pewien, że będą oglądać tylko Indiana Jones’a, ale najwyraźniej plan był inny - kobieta przygotowała wszystko, w czym gra ukochany przez nią Harrison. Z niedowierzaniem podniósł je i zerknął w jej stronę. A przynajmniej planował, jak patrzył na fotel, ale nie! Kobieta zajęła już miejsce na drugim końcu kanapy - nie obok Arthur’a, ale Elliot stwierdził, że wciśnięcie się tam byłoby… niezręczne i podejrzane. A kobieta już wystarczająco spekulowała — Stwierdziłam, że skoro Artie podziela moje zamiłowanie do Ford’a, to obejrzymy wszystko. Wypożyczyłam tyle, ile mogłam — większość i tak już mieli zakupioną.
____ — Super… — fuknął pod nosem, chwytając ’Poszukiwaczy zaginionej arki’. Maraton musi być od początku do końca, a sam Sullivan ostatnio narzekał, że przez niego przespał cały film.
____Kiedy na telewizorze pojawił się obraz, Elliot zabrał ze sobą pilota i usiadł na wolnym fotelu i przyglądał się najpierw stolikowi z jedzeniem, ale jego wzrok szybko zleciał na siedzącego obok Arthur’a, gdzie na sam widok usta rozciągały mu się w uśmiechu
____ — No, Panie Profesorze. Mam nadzieję na następną lekcję filmową — powiedział z udawaną powagą, nakładając sobie pizza rolls na talerz - tu znowu musiał pochwalić własną mamę, bo robiła je samodzielnie, a nie te mrożone. Pewnie dlatego też smakowały mu o wiele bardziej.
____ — Nie przejmuj się nim - Elliot się nie zna. Wyglądasz bardzo ładnie, Arthur — skomplementowała szczerze florecistę, po czym zerknęła na stolik i rozstawione napoje — Chcesz coś do picia może? Elliot, nalej mi i Arthur’owi, co kochanie? — poprosiła, czy raczej nakazała, oburzonemu synowi. Był wielkim przeciwnikiem tego spoufalania i wspólnego ataku, który powstawał, jak Sullivan do nich przychodził — A ty za to opowiadaj co u Ciebie. Długo u nas nie byłeś — mimo uśmiechu, jaki malował się na jej buzi, Elliot bardzo dobrze wiedział, że kobieta nie pytała czysto z ciekawości, a raczej zmartwienia. W końcu znała swojego męża, obawiała się, że ten zacznie linczować niczemu winnego Arthur’a, a fakt, że Elliot nic nie mówił, pewnie nie pomagał w umorzeniu jej niepokoju.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Nie pochlebiaj sobie... Dla ciebie bym się tak nie „wypieścił” –syknął, coraz bardziej zdenerwowany, zachowaniem Elliot’a. Nie był „wypieszczony”. W sensie był... Ale co w tym złego? -Zresztą patrzcie, kto to mówi. Ty i twoje wiecznie wyczesane włosy i eleganckie koszule –serio, jeśli ktoś tu był „wymuskany” na codzień, to Elliot, nie Arthur.
-Ale mi pani dzisiaj słodzi, pani Crowley –uśmiechnął się, wyjątkowo zadowolony z faktu, że jest „jednym z niewielu znajomych”, których ta darzy sympatią. To naprawdę dużo znaczyło... Na tyle dużo, że nawet złość mu przeszła. Naprawdę zależało mu na opinii pani Crowley, która wydawała się naprawdę miłą kobietą.
-Często urządzacie sobie takie maratony filmowe?-zapytał, z jawną ciekawością. To wydawała się byc całkiem przyjemną tradycją... U nich w domu było zawsze zbyt dużo konfliktu o to, co oglądać tego konkretnego wieczoru, żeby urządzać całe maratony... Mamie czasem udawało się wygospodarować tyle czasu, żeby zabrać Arthur’a do kina, ale jego rodzeństwo raczej nie podzielało tej pasji.
W nieco lepszym nastroju, usiadł na kanapie, posłusznie sięgając po przekąski. Wyglądały naprawdę pysznie! Nałożył sobie pizza roll, jakąś mini kanapeczkę i trochę chipsów, wyraźnie szczęśliwy... Był całkiem głodny, bo po pracy nie miał czasu nic zjeść. Do tego pani Crowley rozstawiała Elliot’a po kątach, co było wyjątkowo satysfakcjonujące w tej chwili.
-Nie zasłużyłeś sobie na żadne lekcje –burknął. Kontrast w tonie i wzroku, jakim obdarzał panią domu i jej syna... Były wręcz makabryczne i, najpewniej patrząc z boku, całkiem zabawne. Panią Crowley obdarzał takim ciepłym, miękkim uśmiechem, a Elliot’a... takim twardym i zimnym. Do pani Crowley zwracał się wesołym, ciekawskim tonem. Do Elliot’a, jakby ten go czymś okropnie obraził.
-Widzisz? Wyglądam ładnie –powiedział, rzucając Elliot’owi znaczące spojrzenie. Pani Crowley wyraźnie starała się ugłaskać i uspokoić złość Sullivan’a i... To prawie działo. Prawie. Arthur był jednak Arthur’em i „prawie” czyniło tu sporą różnicę. –I nie zasługujesz na wykład o filmie... Musi mi pani wybaczyć, pani Crowley –Arthur mimo wszystko był Arthur’em i nie mógł utrzymać języka za zębami, kiedy ten tak jawnie go prześladował. Nawet jeśli chciał zrobić dobre wrażenie na pani Crowley. Nawet jeśli na początku planował zakończyć ten temat...
-Nabijanie się z czyjegoś wyboru ubrań i śmianie mu się prosto w twarz jest wyjątkowo w złym guście, Crowley. Zwłaszcza, jeśli ten ktoś wyranie się postarał... Nieważne czy ten ktoś jest kobietą czy mężczyzną...Gdybym ubierał się tak na codzień nawet nie mrugnąłbyś okiem! To może być dla kogoś bardzo nieprzyjemne. I sprawić, że zacznie czuć się nie swojo i nie na miejscu... I przez „kogoś”, mam na myśli mnie –jego oczy strzelały piorunami. Serio, Elliot sprawiał, że czuł się jakby zrobił coś złego, wkładając odrobinę wysiłku. Arthur widział, że nie jest elegancki na co dzień... Ale chciał być dla pani Crowley. Zazwyczaj nie obchodziło go to jak wygląda i jaką ludzie mają na ten temat opinię. Ale chodziło o Elliot’a i było mu... Naprawdę nieprzyjemnie.
Sullivan nie był szczególnie przewrażliwiony. A przynajmniej myślał, że nie jest. Wychodziło na to, że jednak był, kiedy te komentarze wychodziły od Elliot’a. Cóż... Nalegał na szczerość i przejrzystość w ich relacji, czyż nie? No to Elliot dostawał szczerość i przejrzystość i to przed audiencją złożoną z jego mamy.
Co z kolei oznaczało, że musiał zmienić temat, zanim ta zda sobie sprawę z faktu, że Arthur był właśnie bardzo niegrzeczny.
-Ach, wie pani jak to jest... Uczelnia, praca... wszystko po staremu -wzruszył ramieniem. -A skoro o pracy mowa... -tak! To była jego szansa!
-]Z tego co słyszałem pracowała pani kiedyśw kwiaciarni, tak? Mam nadzieję, że wedłujg pani profesjonalnej opinii mój bukiet był satysfakcjonujący...-zapytał po chwili, kiedy pierwsze sceny filmu pojawiły się na ekranie. Arthur zrobił małe rozpoznanie. I przez „rozpoznanie” rozumiał tutaj, wypytanie dyskretnie o to co Rose i Debbie wiedziały o pani Crowley... Musiał się w końcu przygotować do swojej misji. –Rozumiem, że ten tutaj jest powodem, dla którego pani już nie pracuje?-zerknął na nią niepewnie, lekko skrzywiając głowę w kierunku Elliot’a...
I na szczęście wydawało się to działać, bo pani Crowley od razu wskoczyła na temat, opowiadając o swoich czasach w kwiaciarni...
-To wyraźnie coś co pani sprawiało dużą przyjemność...-podrapał się po brodzie. Ha! Szło to dokładnie tak, jak chciał, żeby było! Być może gdyby pani Crowley zdała sobie sprawę, że brakuje jej pracy, że jest to coś co chciałaby robić... Może byłby to pierwszy krok w zdaniu sobie sprawy z tego, że chce więcej od życia niż utknięcia z agresywnym mężem. Poza tym jeśli kiedyś chciałaby się uniezależnić, pieniądze definitywnie by pomogły.
-Wie pani, nic nie mówię, ale Elliot podobno dorosły. Może nie mentalnie, ale fizycznie przejawia objawy wieku dojrzałego i najwyraźniej rząd uznał go zbyt wystarczająco dorosłego, żeby wydać mu prawo jazdy... –tak. Insynuował, że oznaczało to, że gdyby chciała, to mogłaby wrócić do pracy, bo Elliot był teraz dużym chłopcem i nic nie stało temu na przeszkodzie.
Arthur tylko połowicznie oglądał film, skupiony na swoim zadaniu... Poza tym rozmowa z panią Crowley była przyjemna, a film znał na tyle dobrze, że mógł w spokoju robić obie rzeczy.
-Moja mama nigdy nie pracowała, wie pani? Wzięła ślub z moim ojcem zaraz po szkole i zawsze zazdrościła sąsiadkom, które miały trochę „wolności” przed ślubem... Nigdy tego nie mówiła na głos, ale chyba żałowała, że nie miała okazji pracować jako nie wiem... Sekretarka. Wspominała kiedyś, że chciała zrobić kurs –podrapał się po brodzie. Gdyby się nad tym zastanowić... Kiedy Oisin będzie starszy, bo teraz na pewno by się na to nie zgodziła, nie chcąc zostawiać go samego, ani tym bardziej wysyłać go do przedszkola, powinien pewnie odbyć z nią tą samą konwersację, którą próbował teraz odbyć z panią Crowley. –Jakby się nad tym zastanowić, to nigdy nie pomyślałem, że może... Może chciałaby czegoś innego –podrapał się po brodzie, wyraźnie zafrapowany. Nigdy tak o tym nie myślał. Zawsze skupiony był na swojej przyszłości... Swojej karierze. Dopiero teraz, kiedy zaczął rozmawiać o tym z panią Crowley, zdał sobie z tego sprawę.
A w końcu... Z ojcem w więzieniu, nawet jeśli ich konta były już otwarte, bo FBI nie mogło zamrażać ich w nieskończoność, nie było wiadomo jak cała sprawa się potoczy (tak Arthur mógłby wrócić do swojego starego mieszkania i tak, zaoferował Debbie i Rose, że mógłby im płacić czynsz albo się wyprowadzić.. ale go wyśmiały, zwłaszcza za to ostatnie – ku jego uldze, bo naprawdę lubił z nimi mieszkać i NAPRAWDĘ nie chciał się wyprowadzać, ale i tak to zaproponował, bo... taki był ich pierwotny układ, czyż nie?). Wszyscy potrzebowali więcej „niezależności”. Nie wiadomo było w końcu co przyniesie przyszłość
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____ — Wolę, jak nie jesteś wypieszczony, więc mi pasuje — stwierdził nonszalancko, ale komentarz i tak mógł umknąć Arthur’owi, bo Elliot szybko mógł stwierdzić, że dotknął, nie celowo, dość wrażliwy nerw. Ale może szybko przejdzie - w końcu zawsze się przekomarzali, prawda? Ale jeśli miał się kierować nagłym ignorowaniem, to nie za bardzo się na to zapowiadało…____ — Nie za bardzo — odparła z nieco smutnym uśmiechem i niezbyt chętna do rozwijania swojej wypowiedzi — Nie ma na to czasu, ani okazji — wybrnęła więc lekkodusznie wzruszając ramieniem. Za to kiedy była świadkiem jakże nieprzyjemnej wymiany zdań między gościem, a jej synem, to próbowała zakryć swój rozbawiony uśmiech wierzchem dłoni.
____Z kolei Elliot, biedny Elliot masował palcami jedną ze skroni, krzywiąc się nieco na może i słuszne, ale na pewno niezręczne w tej sytuacji, narzekanie Arthur’a co do jego komentarzy. Jak zwykle miał trochę racji, ale Crowley nie robił tego po to, żeby mu dokuczać, a co gorsza, żeby go zranić! Wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi, wtapiając się bardziej w swój fotel i z krzywą miną oglądał film, choć teraz jeszcze mniej go interesował. Nie mógł się nawet w pełni skupić, bo Sullivan z jego mamą stwierdzili, że to idealny czas na pogaduchy!
____ — Bukiet jest prześliczny. Jedyne co, to jak kiedyś będziesz znowu kupować, pamiętaj o zachowaniu jak najlepszej równowagi — nie rozwijała się bardziej, w końcu nie zamierzała oddawać wszystkich sekretów swojej pracy. Elliot nie miał okazji zobaczyć swojej mamy w akcji, nie licząc strojenia domu, jak przychodzili goście i mogła sobie pozwolić na szykowanie ozdobnych aranżacji, które zawsze idealnie wpasowywały się w okazję, jak i otoczenie — Kiedy Elliot się urodził, to cała moja uwaga była na nim — przytaknęła potwierdzająco, uśmiechając się delikatnie, patrząc na swojego - chwilowo obrażonego i niezainteresowanego - syna, wyjątkowo miękkim i delikatnym spojrzeniem — Bardzo lubię pracować z kwiatami, prawda. Ale wychowanie dziecka było dla mnie najważniejsze — nie chodziło jej nawet o samo wychowanie, a bardziej o bycie przy nim. O bycie świadkiem wszystkich, nawet tych najmniejszych, kluczowych etapów w jego życiu. Zdawała sobie sprawę, że Elliot jest teraz mężczyzną, a nie jej małym synem i nie potrzebował jej opieki. Z kolei chwilami zaczynała myśleć, czy to ona go teraz nie potrzebuje, byleby zachować resztki zdrowego rozsądku. Nawet w te weekendy, gdzie oboje byli na różnych końcach Stasand, fakt, że wraca do syna był kojący, w przeciwieństwie do pomyślunku, że w domu jest jedynie Dylan Crowley, który traktował ją chłodem, czy zwyczajnie ignorował.
____ — Nie zawsze błyska inteligencją, sama dobrze o tym wiem — zaśmiała się dźwięcznie, wychodząc z niedawnej nostalgii i rozmarzenia i patrząc znowu na studenta.
____ — Ja was słyszę, wiecie? — burknął, nie odwracając się nawet w ich stronę. Znowu go obgadywali! Mógłby stąd wyjść, to przynajmniej nie musiałby słuchać, jak jego mama oddaje się marudzeniom Arthur’a i sama zaczynała robić to samo. Mogli przynajmniej wziąć pod uwagę jego obecność i udawać, że oglądają ten film, który - tak przy okazji - był włączony głównie dla nich!
____ — Ale nie wiem… tak jak tęsknię za pracą, tak przyzwyczaiłam się do tego trybu życia — zastanowiła się chwilę, rozważając w ogóle możliwość powrotu do pracy — I nie wiem, co mąż by stwierdził, jak nagle obraz naszej rodziny się zmieni. Jest wielkim fanem idei “rodziny nuklearnej” — dodała ze sztucznym śmiechem. Tak jak mogło to brzmieć niewinnie, tak tutaj Wendy obawiała się reakcji, jak nagle zacznie być niezależna finansowo. Dziecko w końcu było idealną wymówką dla Dylan’a, żeby poprosić ją o rezygnację z pracy i uzależnić kobietę od siebie, nie była pewna jego reakcji, gdyby nagle znowu otworzyła kwiaciarnię… z kolei, nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Mogła też pracować u kogoś, żeby wzbudzać jeszcze mniej podejrzeń - godziny pracy były na tyle wyrozumiałe i nie wracałaby wieczorem do domu.
____ — Nigdy nie jest za późno — stwierdziła, nieco hipokrytycznie, patrząc na jej podejście do samej siebie — Ale z tego co wiem, masz aż trójkę rodzeństwa - Elliot mi mówił - więc pewnie najpierw ktoś musiałby się nimi zająć — była to jedna z większych przeszkód, ale na pewno możliwa do pokonania — Mimo to sądzę, że jeśli z nią porozmawiasz, to o tym pomyśli, tak jak ja teraz — zapewniła Sullivan’a ciepłym uśmiechem i matczynym chwytem za dłoń — Oglądajcie, ja za chwilkę wrócę — oznajmiła, prostując swoją długą spódnicę i wyszła z salonu. Elliot wiódł chwilę za nią wzrokiem, po czym, żeby nie marnować czasu, prędko zajął miejsce na kanapie, zaraz obok florecisty.
____ — Arthur, ja żartowałem… — jęknął, obracając się całym ciałem w jego stronę. Jak zwykle na głos nie przyzna, że ‘silent treatment’ doprowadzało go do szału, szczególnie kiedy uważał, że nie jest słuszne — Wyglądasz dobrze! Ale przyszedłeś do nas na maraton filmowy w świeżo wypastowanych butach. Rozumiesz, że mogło mnie to trochę… zdziwić — starał się nieco wyjaśnić i miał szczerą nadzieję, że Arthur zauważy niewielki absurd tej sytuacji, dlatego też zamilkł na chwilę, bezwstydnie przyglądając się studentowi.
____ — Jesteś bardzo przystojny, Arthur. Ale najbardziej jak jesteś sobą — stwierdził na jednym tchu, nim zdążyłby się wycofać z wyjątkowo bezpośredniego i cliché komplementu — A nie, kiedy wyglądasz jak członek chóru kościelnego — z uśmiechem zgarnął niewielką ilość włosów chłopaka, uważając, żeby nie zniszczyć ułożonej fryzury. Wyjątkowo go kusiło, ale wiedział, że sam wrzuciłby siebie wtedy do grobu — Przepraszam, okej? Naprawdę nie mówiłem na poważnie — wyciągnął zachęcająco ręce przed siebie i specjalnie zmiękczonym wzrokiem wpatrywał się w Sullivan’a, aby ten przynajmniej trochę uległ i w jednej trzeciej mu wybaczył.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach