Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Unlucky MeetingWczoraj o 08:19 pmKurokocchin
The Arena of HellWczoraj o 07:44 amMinako88
Eclipsed by you 21/11/24, 06:03 pmKass
From today you're my toy20/11/24, 08:33 pmKurokocchin
This is my revenge20/11/24, 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.20/11/24, 04:34 pmSempiterna
Show me the ugly world (kontynuacja)20/11/24, 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Twilight tension18/11/24, 10:27 pmCarandian
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 21%
3 Posty - 16%
3 Posty - 16%
2 Posty - 11%
2 Posty - 11%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty leave me alone {15/07/22, 11:49 pm}

First topic message reminder :




leave me alone
[ starring dijira and nana as two hopeless gays in the 80s ]

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {24/07/22, 10:20 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Jak Arthur obiecał trenerowi, tak zrobił. Dał z siebie absolutnie wszystko – zarówno rano, w konkursie indywidualnym, jak i popołudniu w drużynowym. Następnego dnia miał jeszcze zrobić drużynówkę szablą, ale to co zaplanował to zrobił. Floret… Wygrał. Drugi raz w swojej uczelnianej karierze, jeśli idzie o indywidualny finał stanowy. Ale tym razem nie było w tym zwycięstwie ani grama radości. Nie cieszył się on, nie cieszyła się drużyna, nawet jeśli oznaczało to, że jeśli jutro wygrają przynajmniej jeden z konkursów, to wchodzą do rozgrywek narodowych. Tak jak w zeszłym roku, kiedy wygrywał mecze, albo klasował się wysoko, wszyscy świętowali, tak cisza w czasie pojedynku  była na tyle dziwna, że ich przeciwnicy – University of Chicago dziwnie się na nich patrzyli. Tylko trener mu pogratulował – a Arthur mógł tylko wzruszyć ramieniem. Przynajmniej miał medal do pokazania młodszemu rodzeństwu. O ile w ogóle dotrze do domu na przerwę świąteczną bo obecnie nie wyglądało to zbyt pewnie. Nie był pewny bo dostał kilka...dziwnych wiadomości od wujka Charlie’go, a matka przestała odpowiadać na telefony i listy, po tym jak mu powiedziała, że muszą zniknąć na parę miesięcy bez większego wyjaśnienia, ale... Może.
Kiedy w końcu pod wieczór dobili do hotelu, żałował, że polecił trenerowi Miles’a jako swoje zastępstwo. Dzieciak miał być z nim pokoju i kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, zrobił taką awanturę, że Arthur po prostu odpuścił. Miesiąc wcześniej by się kłócił, pewnie skończyłoby się bójką, ale teraz? Powiedział tylko młodemu, żeby się nie spinał, cieszył wieczorem na mieście z drużyną i nie przejmował Arthur’em, bo Sullivan nie będzie zanieczyszczał jego przestrzeni życiowej swojej obecnością, po czym złapał swój plecak i sprzęt i ruszył znaleść miejsce, gdzie mógłby przeleżakować w spokoju.
I tak oto skończył w hotelowej recepcji,  w swoim uczelnianym dresie i bluzie z logiem Stasand zapiętej pod szyję. W ręku trzymał Heretyków Diuny, których wciąż nie udało mu się skończyć, bo miał za dużo czytania na uniwerek i... Naprawdę próbówał się skupić na czytaniu, ale jeśli miał być szczery, zupełnie mu to nie szło. Rozpraszał się co pięć sekund i parę razy musiał przeczytać stronę jeszcze raz, bo zupełnie nie rejestrował tego, co właśnie przeczytał.
I wtedy nagle... Usłyszał dziwnie znajomy głos.
-Jak myślisz Crowley?-powoli podniósł wzrok znad książki, przenosząc go na pływaka, który... usiadł obok? Arthur nie rozumiał co się dzieje. Ten najpierw go wyzywał. Potem go ratował. Potem zupełnie znikał z jego życia. A teraz...? – Powiedz mi, co mogę tutaj robić? –chciał brzmieć na wkurwionego, ale prawda była taka, że brzmiał tylko sarkastycznie.
-Nikt nie chce dzielić pokoju z pierdolonym pedałem, a ja… Ja mam dość użerania się z tym wszystkim. Jak mam się martwić tym, czy znajdę jutro moje rzeczy, czy nie, albo czy Miles’owi żyłka nie pójdzie bo musi ze mną dzielić pokój, to wolę przesieć noc wcześniej –to była zaskakująco prawdziwa odpowiedź. Arthur chyba chciał się wyżyć na Crowley’u, chciał go jakoś sprowokować, ale... Brakowało w nim ognia, który zazwyczaj go do tego motywował. Także zamiast prowokującej odpowiedzi, która miała rozpocząć kolejną kłótnię, ale przez jego brak energii do życia, zupełnie mu to nie wyszło i w jego głosie głównie było rozpoznawalne gorzkie rozczarowanie i rezygnacja.
-Ta… ostatnie –zgadywał, że Crowley słyszał jego rozmowę z trenerem. Siedział tuż za nimi, więc w gruncie rzeczy to nie było dziwne. Przyszedł się ponapawać albo coś? Nacieszyć się faktem, że Arthur’a praktycznie wypchnięto z drużyny? –Chcesz sobie obejrzeć? –nachylił się do torby I rzucił medalami – indywidualnym złotem i grupowym srebrem w kierunku pływaka. Nawet nie wiedział dlaczego rozmawia o tym wszystkim z Crowley’em. Może dlatego, że nie miał nikogo innego z kim by mógł. Mark i Nigel powiedzieliby mu, żeby nie dał się zaszantażować, że powinien tam zostać, że powinien coś udowodnić. Ale jaki był sens udowadniania komukolwiek czegokolwiek, jeśli koniec końców nie miało to zmienić absolutnie niczego?
-Jak wychodzić to z klasą –zaśmiał się gorzko, chociaż w tym śmiechu nie było absolutnie grama rozbawienia.   -Trener nie wie, ale… Nie zostawili mi dużo wyboru. Albo ja odchodzę, albo oni… I upieranie się przy zostaniu w tej sytuacji nie ma większego sensu. Co z tego, że będę się upierać, walczyć i tak dalej? Koniec końców, jedyną osobą, , która na tym straci w dłuższym rozrachunku jestem ja –przejechał dłonią po bladej twarzy. Albo nie mógł spać, albo spał za dużo... A ostatnimi czasy męczyły go koszmary, więc nawet jak już zasnął to się nie wysypiał, dzięki czemu miał naprawdę
-Jestem cholernie zmęczony tym całym gównem, Elliot –to był chyba pierwszy raz, kiedy użył imienia chłopaka w sposób, który nie był obelgą. Jego głos był cichy – wręcz dało się w nim słyszeć wyczerpanie. Czuł się trochę jak balonik, z którego spuszczono powietrze, jakby przez te trzy i pół miesiąca od kiedy ojciec wylądował w więzieniu, zamienił się w smętny cień dawnego siebiei I tak jak chciał być zły na Crowley’a za istnienie, za to że ten próbował z nim rozmawiać… W gruncie rzeczy nie był na niego zły. W końcu, gniew zamienił się w akceptację i zaakceptował ten koniec, jakkolwiek nieprzyjemny by nie był. Nie rozumiał tylko dlaczego Crowley próbował z nim teraz rozmawiać.
Na wspomnienie Dan’a nieco się skrzywił.
-Humpf –prychnął cicho. –Pewnie powinien ci podziękować, za to że nie pozwoliłeś Dan’owi pobić mnie na śmierć. Nie wiem dlaczego niby to zrobiłeś, skoro to twój kumpel, ale… Cóż. Gdyby nie ty pewnie skończyłbym jak martwa plama na podłodze –chociaż… może tak by było lepiej. Nie musiałby się teraz z tym wszystkim użerać.
-Co niby Mark ci powiedział? –zmarszczył brwi. –Nie wspominał, że z tobą rozmawiał… To dobry przyjaciel, ale martwi się zupełnie niepotrzebnie. Nie wiem nawet dlaczego ze mną teraz rozmawiasz. Po co to? Cieszy cię, że moje życie zamieniło się w piekło i przychodzisz się ponapawać, czy coś? Albo twoi koledzy cię na coś nastawili? Nowy zakładzik? –naprawdę nie rozumiał. Nie rozmawiał z Crowley’em od miesiąca. Nawet go nie widział. A teraz ten się nagle pojawiał i próbował rozpoczynać rozmowę jak gdyby nigdy nic, jakby byli znajomymi czy czymś w tym stylu, a nie tak naprawdę dwójką obcych sobą ludzi, którzy dzielili historię, w której nie było ni ziarnka prawdy.
-Myślałem, że się poddałeś jeśli idzie o tą wojnę między nami… Naprawdę załapałem .Crowley. I tak naskakiwałem na ciebie, bo łatwiej mi było winić cię za parę złych decyzji, które podjąłem, kiedy byłem na ciebie wkurwiony, ale prawda jest taka, że nie mogę nawet winić ciebie za to, że narobiłem sobie niewiadomo jakich nadziei, chciałem czegoś czego nigdy nie mogłem mieć… Ani tym bardziej za moje głupie decyzje –jedyna osoba, którą mógł winić był on sam. I chociaż wiedział, że ten najpewniej w ogóle tego nie doceni.  -Przepraszam –Elton John (jedno z bożyszczy muzycznych Arthur’a) , śpiewał, że „przepraszam” jest najtrudniejszym słowem, jakie człowiek musi wypowiedzieć. Było w tym dużo prawdy i to „przepraszam”, które opuściło usta Arthur’a było bardzo ciche. Arthur sprzed miesiąca, w życiu by nie przeprosił, przekonany o nieskończonej dupkowatości Elliot’a. Ale... Ten mu pomógł, prawda? Może był dupkiem, ale czy sam Arthur też nim nie był? Także nawet jeśli czuł się wykorzystany i zraniony, to... Była w tym wszystkim więcej niż jedna perspektywa, czyż nie? Nawet jeśli Crowley’a prawdopodobnie gówno obchodziły odczucia Sullivan’a wobec niego i jak cała reszta wszechświata wolałby, żeby ten zniknął z powiechrzni ziemi, a dzielone między nimi lato nigdy się nie wydarzyło.
-Także… Nie wiem o co teraz chodzi, ale nie pogrywaj ze mną już więcej, okej? Po prostu zostaw mnie w spokoju… W ogóle nie rozumiem, co ci chodzi po głowie –mruknął ciszej do siebie bardziej do siebie niż do chłopaka, spuszczając wzrok i wpatrując się w swoje ręce splecione na kolanach.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {25/07/22, 12:03 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Zaśmiał się tylko gorzko, na wyprutą z energii odpowiedź Arthur’a. No tak, jaki mógłby być powód, że siedzi na korytarzu, a nie z resztą - tak samo jak pływacką - świętującej drużyny. Śmieszne, oboje powinni celebrować jakiś sukces, ale zamiast tego zostali z całej uczelni sami. Jedyne co ich różniło, to bezpośrednia przyczyna zmęczenia, którym oboje wręcz ociekali.
____Wydał z siebie tylko ciche ”Mhm, no tak…”, kiedy i tak dostał wytłumaczenie. Powinien się domyślić, że o to chodzi. Sam w końcu należał do tego grona, przynajmniej kiedyś, całym sobą. Teraz? Sam już nie wiedział, coraz bardziej gubił i obawiał się swoich myśli, które konfliktowały z brutalnie wyżłobionymi zasadami jego ‘moralności’, uczonej od momentu, jak w podstawówce przyjaźnił się z niejakim Jacob’em, który za budynkiem, w trakcie przerwy, zostawił buziaka na jego policzku, wzbudzając burzę w brzuchu małego Elliot’a. Szybko jednak została przygaszona, kiedy opowiadał historię w domu, spotykając się z siarczystym ciosem w polik od własnego taty, który ostro przez zęby mówił: ”Nie będzie mi się w domu kręcił pedał . Podobna sytuacja miała miejsce i w szkole średniej, jednak wtedy sam pływak zdusił odczucia, z obrzydzeniem patrząc na Jacob’a, który sytuację obrócił w żart. Spotkał go tylko cierpki śmiech Crowley’a, któremu chciało się płakać ze względu na inność, która próbowała się w nim zrodzić. Dlatego też tak szybko został zmieciony z nóg przez Sullivan’a, którego spotkał tego cholernego wieczoru w barze, rozmawiając całą noc.
____To nie było tak, że nie pociągały go kobiety, bo mówiąc płytko - lubił cycki. Nie umiał uwierzyć, że byli ludzie, którzy nie lubili. Ale już mając te dziewięć lat, wiedział, że coś nie gra. I szybko został uświadomiony, że to, co czuje, jest złe. Ojciec nie szczędził w słowach, wbijając swoje mądrości do głowy pływaka, pielęgnując je do teraz, aby nigdy nie wpadł na taki sam pomysł, jak w podstawówce. Nie wiedział o letniej przygodzie, nie musiał. Elliot skutecznie w końcu zniesmaczył sobie ideę Arthur’a, co wieczór jak mantrę powtarzając słowa swojego taty, obrażając szermierza - nawet nie bezpośrednio, zwyczajnie przez nie powstrzymywanie swoich znajomych, a samego Sullivan’a odsunął, zrywając z nim brutalnie, kwitując relacje słowami: ”Sory, ale nie jestem cwelem jak ty”, które teraz uważał za zbyt mocne, przede wszystkim po rozmowie z Mark’iem. Jednak wtedy? To był idealny ruch, idealnie dobrana wypowiedź, aby chłopak zrozumiał, że Crowley nie jest jednym z nich i podziela myślenie reszty miasta. Ojciec byłby z niego dumny, a w końcu tylko na tym mu zależało - aprobaty Dylan’a Crowley’a, której nie zyskiwał w żadnym zakresie, nieważne jak bardzo wypruwał sobie żyły, aby utrzymać stypendium sportowe i dobrą reputację ich nazwiska w mieście, a co w końcu by sobie pomyśleli, gdyby zobaczyli go spoufalającego się, albo przynajmniej trzymającego się z Sullivan’em, który przyjaźnił się z Nigel’em. Co powiedzieliby chłopacy z drużyny, gdyby Elliot zaczął wywiązywać się z wieczornych wyjść na żarcie, aby z kimś się spotkać? Sama myśl nieraz zaprowadziła go do łazienki, pochylonego nad muszlą klozetową i łzami nagromadzonymi w oczach, myśl, że mógłby stracić w oczach dosłownie wszystkich
____Nieźle, gratuluję — zagwizdał cicho przez zęby, widząc dwa medale na swoich kolanach, którym z uwagą się przyjrzał, później odkładając je ostrożnie na stolik. Cóż, nie mógł zaprzeczyć - faktycznie szermierz wychodził z klasą. Jednak nawet u Crowley’a zostawiało to gorzki posmak w buzi, na myśl, że ten serio rezygnuje.
___”Wkurz się, nakrzycz na mnie. Cokolwiek. Czuł, jak gardło mu się zaciska, kiedy Sullivan użył jego imienia - bez nienawiści, bez celu, aby zabrzmiało jak najgorsza obelga na świecie. Zwyczajne w świecie Elliot. Dopiero to uświadomiło mu, jak mocno odbiły się na nim rozsyłane plotki. Znał go na tyle, żeby wiedzieć, że przegrana w głosie szermierza była czymś wręcz niespotykanym
____Dan nie jest moim kumplem. Typ nawet pływać nie umie poprawnie — szybko się wtrącił, nieznacznie uśmiechając się na skrzywioną minę Arthur’a. Temat Mark’a jednak szybko zmył mu pozytywniejszy wyraz twarzy, chcąc schować się w sobie lub w poduszce kanapy — To… to nie jest ważne. Po prostu zostańmy przy tym, że jest opiekuńczy — zacisnął wargi, nie chcąc brnąć w ten temat — I to nie jest żaden zakład. Nic, co zrobiłem, nie było zakładem… — wręcz wyszeptał, jakby nie chciał się przyznać i miał cichą nadzieję, że Sullivan go nie usłyszał.
____Chciał zacząć agresywnie się bronić, zwyczaj przygarnięty po ojcu. Chciał też może zanegować słowa siedzącego niedaleko dalej, nie rozumiał, czemu ten nagle się tłumaczył, ale wtedy usłyszał to jedno słowo. Przeprosiny. Arthur go przeprosił. Przypominały one bardziej cień dźwięku, o mały włos nie umknęły pochłoniętemu w myślach Elliot’owi. Mimo to - były prawdziwe. I to zabolało Crowley’a najbardziej. Sullivan nie miał powodu do przeprosin. Może i był wrogo nastawiony, ale to pływak go wykorzystał, dla własnego, chwilowego poczucia wolności, aby potem wyrzucić gdzieś na bok i zapomnieć. Musiał z trudem przełknąć ślinę, nie ufając własnemu głosowi, który zbliżał się do załamywania się przy co drugiej sylabie. Nie o niego chodziło, siedzieli tutaj teraz razem, bo to Arthur w przeciągu miesiąca został doszczętnie zmieszany z błotem.
____Znowu zapadła cisza. Elliot nie wiedział, co mógłby teraz powiedzieć, aby było na miejscu. Jego następne ruchy były wyliczone, jakby nie chciał wystraszyć chłopaka, najpierw opierając dłoń na jego ramieniu, a potem przysuwając do siebie, splatając dłonie na plecach Arthur’a. Jego objęcie było ostrożne, chcąc naruszyć jak najmniej stref komfortu, acz na tyle pewne, aby niższy nie dał rady wyślizgnąć się lub odsunąć pływaka od siebie
____To ja tutaj jestem chujem, nie masz z czego się tłumaczyć — powiedział po minucie ciszy, nie zmieniając pozycji. Nie byłby w stanie spojrzeć mu teraz w oczy — To ja… ja Ciebie przepraszam, Arthur — powiedział wyjątkowo cicho i krucho, jakby miał się rozpaść przez te słowa, lecz nie dopuszczał drżenia do przebicia się w jego głosie — Zachowałem- nie, zachowuję się jak najgorszy skurwiel wobec Ciebie, a… nie zasługujesz na to — jego palce niekontrolowanie zacisnęły się na materiale bluzy — Nawet nie próbuj się teraz odzywać, okej? I po prostu, siedź cicho”Nie odzywaj się, bo pęknę”. Wiedział, że jest na granicy swojej twardości, dlatego chciał skorzystać z tej możliwości na wrażliwość, bez obawy oceny kogoś z zewnątrz. Mimo to nie chciał płakać. Nie mógł. Nie, kiedy wciąż ktoś tutaj był.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {25/07/22, 08:18 am}

ARTHUR SULLIVAN

W pierwszej chwili Sullivan nawet nie zorientował się co się dzieje, zbyt zaskoczony by zareagować jakkolwiek, kiedy pływak go do siebie przyciągnąć.
Arthur, samolubnie, pozwolił sobie na chwilę wręcz rozpuścić się w ramionach Crowley’a. Nie był pewien, co właściwie się dzieje, czemu ten go przytula, ale przez krótką chwilę absolutnie go to nie obchodziło. Logicznie wiedział, że powinien się odsunąć, że nie powinien sobie na to pozwalać, ale jakaś jego cząstka była spragniona takiego zwykłego, uspakającego kontaktu fizycznego, także to się nie liczyło.
Liczył się fakt, że w ramionach wyższego chłopaka czuł taki dziwny spokój. Że zmartwienia i wątpliwości wydawały się ustępować, a stres i złość odpływać w zapomnienie. Z twarzą schowaną w barku wyższego chłopaka, był w stanie wyczuć zapach żelu pod prysznic i jakiś taki lekko ostry, ale zaskakująco uspakający zapach, który kojarzył mu się tylko i wyłącznie z samym Elliot’em. Niby położył dłoń na piersi chłopaka, żeby go od siebie odepchnąć, ale koniec końców, tylko zacisnęła się na koszulce pływaka.
Na moment nawet przymknął oczy, ale zaraz je otworzył, mrugając gwałtownie, bo… Crowley go przeprosił? Sullivan z każdą chwilą pojmował coraz mniej. Najpierw ten mówił, że to nie był zakład, potem przepraszał… Ale żadna z tych rzeczy nie miała najmniejszego sensu. Crowley był jak słup transmisyjny wysyłający tylko i wyłącznie mieszane sygnały i biedny Sullivan absolutnie nie miał bladego pojęcia jak sobie to wszystko tłumaczyć.
-Nie rozumiem –powiedział cicho, po długiej, długiej chwili, w końcu odsuwając się nieco od wyższego chłopaka, na tyle, na ile ściskające go ramiona mu pozwoliły. –Absolutnie nic nie rozumiem-z odrobinę większym spokojem ducha, wróciła jego umiejątność krytycznego myślenia i odrobina jego zwyczajowej arthurowatości. Nie na tyle, żeby zacząć się na Crowley’a wydzierać, ale wystarczająco, by zacząć analizować ten co tamten właśnie robił. I skoro nie chodziło o jakieś zakłady…
-Czego ode mnie chcesz, Elliot?-zapytał w końcu. – Jakieś absolucji? Uspokojenia sumienia? Zapewnienia, że nie jesteś taki jak ja?-to miało… jakiś sens? O ile cokolwiek związanego z Crowley’em, w ogóle go miało, bo od kiedy zerwał z Arthur’em wyraźnie podejmował jakiekolwiek decyzje dotyczące Sullivan’a impulsywnie, pod wpływem chwili. A przynajmniej tak się szermierzami wydawało, bo to było jedyne wyjaśnienie, które tłumaczyło ich erratyczność.
-Cóż, jeśli tak, to nie ja jestem osobą, której wybaczenia czy zrozumienia musisz szukać… Tą osobą jesteś ty sam –tak Crowley, zranił Arthur’a. Nowojorczyk powoli zaczynał rozumieć, że to… Nie było osobiste. Gdyby nie on zagadał do Crowley’a , ktoś inny by to zrobił i pewnie byłby w tej sytuacji. Crowley nie miał wobec niego żadnych osobistych uczuć, nawet jeśli ta realizacja niesamowicie bolała. Tak naprawdę, to zawsze była jednostronna relacja. Od samego początku. Ten chciał spróbować czegoś… innego. Arthur się nawinął i był wystarczająco głupi, żeby uwierzyć, że kilka randek i zakłamana szczerość są czymś realnym. Że coś ich łączy.
Dwa miesiące później patrzył na to z innej perspektywy i był w stanie to zaakceptować, nawet jeśli to bolało.
I dlatego właśnie nie powinien się rozklejać przed Crowley’em. Dlatego jeszcze jeden raz musiał wziąć te wszystkie kawałeczki, w które się sypał i po raz kolejny zmusić je, by złożyły się w tą swoją krzywą, połamaną całość. Koniec końców, każdy zostawał sam ze swoimi problemami. Koniec końców, mógł się albo poddać całkowicie, albo przeć do przodu… Powoli. Krok po kroku. I choć teraz miał wielką ochotę zrobić to pierwsze, to cóż. Mimo wszystko nie leżało to w jego naturze.
-Zdajesz sobie sprawę, że nie musisz lubić jednego albo drugiego? Możesz lubić oba. Albo żadne. To nie jest wybór. Nikt tak naprawdę nic tu nie wybiera. Jedyny wybór jaki tak naprawdę masz, to zaakceptować część siebie, która nie do końca ci się nie podoba, albo dalej się oszukiwać. W obu przypadkach coś stracisz. I w obu przypadkach kogoś pewnie będziesz musiał okłamywać, chyba że jesteś naprawdę, naprawdę odważny –jak Nigel. Jak Nigel, który nie chciał żyć w kłamstwie. Nigel, który nie wstydził się tego, kim jest, który wręcz ogłaszał to wszystkim dookoła i nie dawał nikomu się wstrzymywać . Ale Arthur nie łudził się, że jest to osiągalne dla innych. Dla niego. Wiedział, że najpewniej nigdy nie powie rodzicom. Że jeśli kiedykolwiek będzie chciał budować karierę, pewnie w pracy nigdy nie będzie wspominać o tym, kto czeka na niego w domu, jeśli chciał gdzieś w niej zajść. Że najpewniej do końca życia będzie mierzyć się z plotkami, gotowymi zrujnować jego życie w jednej, krótkiej chwili. Może jednego dnia, gdy świat się w końcu zmieni, dzięki ludziom takim jak Nigel, ludzi tacy jak on, w końcu będą mogli być sobą w każdej dziedzinie swojego życia, ale póki co?
Póki co, najczęściej poziom twojej szczerości zależał od twoich celów w życiu. Od tego co byłeś gotowy dla niej poświęcić. I każdy musiał wypracować swój własny kompromis.
Tak naprawdę w tej sytuacji nie można wygrać. Można tylko zdecydować, co w perspektywie długoterminowej, jesteś najszczęśliwszy jak możesz być, żyjąc wobec standardów innych, czy dyssatysfakcja powoli zżera cię od środka –dla Arthur’a akurat to był prosty wybór. Tak. Zajęło mu to trochę czasu. Tak, momentami wątpił, o czym świadczyła chociażby cała akcja z Annie. Ale jeśli tak naprawdę nad tym się zastanawiał, w głębi duszy zawsze wiedział, że dla niego, życie w całkowitym kłamstwie nie jest opcją.
-Pewnie nie chcesz tego ode mnie słyszeć, ale… Po prostu jak następnym razem będziesz chciał z kimś poeksperymentować, to postaw to jasno na starcie. Nie ma nic złego w eksperymentacji, czy przelotnych związkach jeśli jest to jasne dla obu stron na starcie i oczekiwania są takie same –nie mógł uwierzyć w fakt, że daje cholernemu Crowley’owi radę jeśli o związki idzie, ale facet… Chyba potrzebował to od kogoś usłyszeć, bo najwyraźniej nikt mu nigdy tego nie powiedział, a był zbyt…. repressed, żeby wyciągnąć te wnioski sam z siebie. To było naprawdę męczące do oglądania. – I nie mówię tylko o ludziach takich jak ja, Elliot. Myślę, że każda z twoich dziewczyn, w którymś momencie, czuła się dokładnie tak jak ja, wyobrażając sobie nie wiadomo co i naiwnie myśląc, że to ona będzie tą jedną, która uwiąże cię na dłużej niż miesiąc –co prawda Arthur poznając Crowley’a nie miał bladego pojęcia o tendencjach tamtego do krótkich, przelotnych związków, ale to nie miało większego znaczenia.
-Jeśli masz zamiar zerwać z nimi po dwóch tygodniach, po cholerę w ogóle nazywasz to związkiem?-istniały inne układy. Inne opcje. Sullivan naprawdę nie rozumiał dlaczego Crowley zwodził masowo swoje panienki, zanim na starcie jasno im wyłożyć, że jedyną rzeczą, którą od nich chce był seks… Czy co tam innego mu siedziało pod tym czerepem.
-Także zrób sobie i całemu wszechświatowi przysługę i zastanów się nad tym, czego ty dokładnie chcesz, zanim zaczniesz wciągać w to innych ludzi, okej?-westchnął głośno, przygryzając wargę. Zaczynał czuć się…. Naprawdę nieswojo
-Idę zapalić –podniósł się z kanapy, szukając dłonią paczki fajek i zapalniczki w kieszeni. Potrzebował… dystansu. Takiego fizycznego, bo kiedy był tak blisko Crowley’a, ciężko mu było logicznie myśleć. Wciąż. Mimo wszystko. Czuł się dziwnie odsłonięty i niepewny. Nie lubił tego uczucia. W wakacje… Było inaczej. W wakacje pozwolił sobie przy Crowley’u na opuszczenie ścian i zasieków i patrzcie gdzie go to zaprowadziło. Nie zamierzał powtarzać tego błędu, a już i tak… Pokazał za dużo.


NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {25/07/22, 12:14 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Był w rozsypce. Przede wszystkim mentalnej, bo wciąż utrzymywał pewny i silny front. Zwyczajnie nie rozumiał, co się dzieje w jego głowie, miks emocji i myśli był wręcz przytłaczający, więc wolał odsunąć je na bok i pozwolić sobie teraz żyć chwilą. Tą krótką chwilą, gdzie siedzieli na kanapie, przytuleni i Arthur go nie odepchnął, otoczeni wyłącznie ciszą i spokojem, który nie panował wokół tej dwójki od… od pamiętnego lata. Na tyle pamiętnego, że nieważne, jak bardzo Crowley chciał o nim zapomnieć i wyrzucić przez okno, to nie mógł. Samo bycie w pobliżu chłopaka było przypomnieniem.
____Nie umiał mu odpowiedzieć, bo zwyczajnie w świecie nie wiedział. Może i szermierz miał trochę racji. Zachowywał się też samolubnie, pozwalając sobie na bycie blisko Sullivan’a i rozluźnienie. Chciał się wytłumaczyć, że to przy nim zachowuje się normalnie, że Elliot na uczelni to była jakaś szuja, pod którą nie chciał się podpisywać. Ale musiał - to były jego czyny, jego słowa i jego decyzje. W końcu miał cel i nic nie było go w stanie powstrzymać. Aż do teraz, kiedy zaczął myśleć samodzielnie, a nie kierując się ślepo słowami starszego Crowley’a. Problemem było to, że ciągle wychodziło w tej sytuacji, że ich związek nic dla niego nie znaczył - a tak nie było. Zachowywał się, jakby było inaczej, ale szczerze uważał tamten czas, za jeden z najlepszych w swoim życiu, mogąc mieć wtedy w nosie to, co sądzą inni, o szarej rzeczywistości przypominając sobie dopiero dniami, kiedy ojciec wracał z wyjazdów służbowych i narzekał na większe miasta i to, co się tam kręci…
____Sam sobie ma wybaczyć? Zrozumieć? Jego nawalony informacjami mózg nie umiał pojąć, jakby miał to zrobić, skoro sam nie umiał połapać się w tym, co siedziało mu w tej popapranej głowie. Nie umknęło mu też, że Arthur powoli staje się zdystansowany. Nie powinno go to dziwić, ale mimo to w jego sercu zapanowała panika. Chciał móc dalej trzymać go przy sobie, pozwolić mu na rozluźnienie się i wyrzucenie tego z siebie. Ale jak sam dobrze wiedział - Sullivan nie miał tego w zwyczaju, w czym byli podobni.
____Szermierz wysyłał przysłowiowy cios za ciosem, trafiając w każdy, czuły punkt ego i problemów jego tożsamości. To krótkie przygody romansowe, w których szukał jakiegoś głębszego uczucia, to, że układał swoje życie i styl bycia pod oczekiwania otaczających go ludzi. Był aż tak łatwy do przejrzenia? Cóż, może nie do końca, w końcu przyczyny jego zachowania były inne, niż te wymienione przez Arthur’a, ale mimo to odczytał go, jakby był otwartą księgą. Chciał mu wytknąć, że przecież zrobił to samo z Annie, ale on jednak zakończył sprawę sensownie. Oczywiście, że dziewczyna była zraniona, ale ten jej bezczelnie nie opluł i odszedł bez wyjaśnień, tak jak zrobił to Crowley, chcący mieć po prostu sprawę jak najszybciej za sobą.
____Jego nieprzerwana cisza musiała tylko zwiększać dyskomfort, ale zwyczajnie zabrakło mu języka w gębie. Chłopak nie pozostawiał czasu, aby Elliot wymyślił przynajmniej jakąś słabą wymówkę na swoje czyny. Westchnął jedynie ciężko, krzyżując ręce na piersi i zagłębił się w swoich myślach, próbując jakkolwiek sobie to poukładać w głowie. Czego on tak naprawdę chciał? Szczęścia? Spokoju? To drugie może i miał, patrząc z zewnątrz - grono znajomych, dobre wyniki sportowe i nikt nie zaczepiał go z byle powodu, ojciec też zwyczajnie go ignorował, aniżeli wyzywał. Ale czy był szczęśliwy z tym wszystkim? Przecież to było przekłamane, robione na pokaz, aby to pokazać, jacy Crowley’owie nie są świetni i mają ogarnięte życie
____Arthur, ja… — zawiesił się, odchrząknięciem pozbywając się zawahania w głosie i myśląc chwilę, czy w ogóle powinien się teraz odzywać — Ciągle palisz te chujowe Lucky Strike’i — mógłby najpierw nauczyć się mówić, a nie stosować zaczepliwe komentarze jako sposób do nawiązania rozmowy i rozproszenia napięcia. Po raz kolejny niezręcznie kaszlnął, wstając z kanapy i poprawiając gumkę od dresów — To… miłego palenia Sullivan, nie zaktrzuś się.
____Machnął na pożegnanie dłonią, nim zniknął gdzieś na korytarzu, a dokładniej, jak najszybciej chciał znaleźć się w swoim pokoju, zamknąć i najlepiej to zasnąć. Ale wiedział, że nie przyjdzie mu to tak łatwo, skoro wręcz w nim buzowało. Stąd też skończył posadzony na łóżku, oparty o zagłówek i z dłońmi splecionymi przed sobą. Musiał zrozumieć siebie samego, ale jak? Co on miał niby zrobić, jak nawet nie wiedział od czego zacząć
____Kurwa mać… — westchnął, skubiąc luźną skórkę przy kciuku. Nie wiedział, na czym powinien się najpierw skupić, było tego dla niego za dużo w tak małej przestrzeni czasowej. Jedno, czego był pewien, to, że miał już w nosie reprymendę Mark’a i musi dać z siebie wszystko, żeby naprawić całe to gówno, które stworzył. Od wspomnianego mężczyzny wiedział, że ma wiele problemów na głowie, a teraz widząc ich efekt, nie za bardzo chciał być jednym z nich… na przeszkodzie jednak stoi brak wzajemnego zaufania, szczególnie Arthur’a wobec Elliot’a, który bardzo się postarał, aby je stracić. Mógł uznać ten wieczór za postęp, ale to równie dobrze mógł być wyjątek od zasady a jutro albo będą się ignorować, albo znowu skakać sobie do gardeł. Mógłby to naprawić, gdyby w końcu wysławiał się jak człowiek i mówił, co ma na myśli. A nie pierdolił farmazony, byleby zdystansować się od sytuacji.
____Mimo zmęczenia nie udało mu się zasnąć, choć nie próbował jakoś długo, więc z papierosami w kieszeni, wyszedł wręcz truchtem z pokoju i skierował się do tej przeklętej recepcji i na zewnątrz, gdzie wciąż był Sullivan, od którego zatrzymał się kilka metrów, nie chcąc testować wód jeszcze bardziej, niż i tak już zamierzał. Nie miał żadnych niecnych zamiarów, ale po tym krótkim, wspólnym posiedzeniu umiał stwierdzić, że recepcja nie jest najwygodniejszym miejscem, kanapa była wyjątkowo twarda, już wykładzina w pokojach była lepsza. Więc po cięższym odetchnięciu, przejechaniu dłonią po twarzy, spojrzał stanowczo na niższego
____Chyba nie zamierzasz spać na tej kanapie. Kręgosłup Ci jebnie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {25/07/22, 10:11 pm}

ARTHUR SULLIVAN

Ten facet… Arthur czuł jakby mówił do siebie. Ten nie dość, że nie uczestniczył w konwersacji, to potem jak Sullivan się naprodukował, nawet nie skomentował. Jakby nic nie zostało powiedziane, jakby Arthur nie próbował zakopać na chwilę topora wojennego i porozmawiać z nim jak dorosły z dorosłym. Nie był pewien czego oczekiwał, ale czuł narastający znajomy smak rozczarowania i frustracji.
I było mu wtykać nos w nieswoje sprawy? Było próbować jakoś do niego dotrzeć? Ten po prostu zignorował metaforycznie wyciągniętą dłoń. Arthur czuł się jak idiota. Znowu się wygłupił. Ale dostawał tylko stertę mieszanych sygnałów i nawet kiedy zadawał proste pytania nie otrzymywał odpowiedzi. Z czym on tu miał pracować?
Crowley, może przeprosił, ale to nie tak, że nagle chciał być przyjacielem czy znajomym Arthur’a. Sullivan nawet nie próbował zgadywać, co temu chodzi po głowie. Naprawdę nie potrafił pojąć toku myślenia Crowley’a i nie wiedział czego ten od niego chce. Najwyraźniej nie chciał rzucać się sobie do gardeł, nie chciał, żeby Arthur umarł, nie chciał się ignorować, nie chciał rozmawiać… CO BYŁO Z TYM FACETEM NIE TAK?!
I jeszcze miał czelność przypierdalać się do papierosów Arthur’a. No bez przesady. Arthur mógł znieść tylko niską dawkę zdezorientowanie i niepewności w jeden dzień. I definitywnie nie zamierzał znosić do tego jeszcze komentarzy na temat swojego wyboru tytoniu. Nie miał na to cierpliwości, nie był cholernym świętym. Ba! Był od tego lata świetlne.
-Och, pierdol się Crowley –syknął tylko, ruszając na hotelowe patio. Pierdolony Crowley. Za łatwo wchodził pod skórę Arthur’a, za łatwo go prowokował, czy to celowo czy nie. Za łatwo wywlekał z niego to co najgorsze, zbyt łatwo wzbudzał w nim negatywne emocje… Arthur za bardzo się tym przejmował. Nie powinno go obchodzić czy Crowley w jakiś sposób komentuje to, co Arthur ma do powiedzenia, czy do niego dotarło, czy w ogóle słuchał, czy słowa Arthur’a miały jakikolwiek efekt.
Nie powinno.
A jednak…
„A jednak”. Jeśli o pływaka i Sullivan’a idzie, zawsze było jakieś „a jednak”. Arthur po prostu nie potrafił podejść do tego wszystkiego na zimno, logicznie, nieważne ile próbował. Nieważne, ile czasu minęło.
Kiedy w końcu zamknęły się za nim drzwi, wziął głęboki, głęboki oddech. Tak. Przestrzeń. Przesteń mu pomoże, oczyścić myśli. Podejść do całej sprawy racjonalnie, może chociaż spróbować, co Elliot’owi chodziło po głowie…
Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby go zrozumieć?
Arthur znał odpowiedź. Ale bardzo nie chciał się do niego przed sobą przyznać, nawet nie w myślach. Bo wtedy to by nabrało realności. A on miał ruszyć do przodu. Zapomnieć. Pozwolić ranom się zabliźnić, a nie rozdrapywać je na nowo…
Wyciągnął paczkę papierosów i wysupłał z niej jednego, opierając się o balustradę. Nieco wyszczerbione sc
Sięgnął po zapalniczkę, szybko odpalając fajkę, a potem zaczął obracać ją między palcami, badając opuszkami znajome, wysłużone brzegi. Nawet cholerna zapalniczka musiała przypominać mu o Crowley’u. Wciąż miał tą, którą chłopak dał mu krótko po tym jak zaczęli się spotykać. Raz po pijaku nawet rzucił nią o ścianę w złości, a jakimś cudem przetrwała. I wciąż ją miał. Wciąż używał jej praktycznie cały czas i nie potrafił się jej pozbyć.
Cholera.
Zaciągnął się głęboko, czując jak.znajome uczucie wciąganego w płuca dymu powoli pozwala mu się zrelaksować.
Nie był pewien ile dokładnie czasu tak spędził, ale w końcu przysiadł na wyszerbionych schodkach, wpatrując się w ciemną taflę zaścielonej liśćmi wody, ale odpalił i drugiego papierosa. I pomyśleć, że kiedyś palił tylko w towarzystwie… Teraz to była jedna z niewielu rzeczy, które pomagały mu się w jakiś sposób zrelaksować.
Nie myślał o niczym konkretnym. A przynajmniej starał się nie myśleć. Uspokoić, skupić na znajomym smaku papierosowego dymu przepływającemu przez płuca…
I może dlatego, aż podskoczył, słysząc za plecami głos. Zerwał się na nogi, przekręcając się przez ramię, żeby…
Spojrzeć na Crowley’a. Znowu. Crowley’a który zdecydował się skrytykować to w jaki sposób Arthur zamierzał tej nocy spać. Jeśli miał być szczery, odetchnął z ulgą. Nie wiedział czemu, ale podświadomie wiedział, że Crowley go nie skrzywdzi i że prawdopodobieństwo, że zrobi mu jakiś podły żart jest mniejsze niż w przypadku jakiegokolwiek innego studenta w tym budynku.
Co znowu? Patrzył na wyższego chłopaka (który teraz górował nad nim nawet bardziej, bo Sullivan wylądował na kafelkach trzy stopnie niżej, zanim w końcu złapał równowagę
-I co się tak skradasz? –mruknął cicho, strzepując papierosa.
-A co? Zapraszasz mnie do siebie i swojego łóżka? –założył dłonie na piersi, patrząc na Crowley’a spod przymrużonych powiek, używając swojego najbardziej prowokatywnego i sugestywnego tonu. Tylko i wyłącznie ze złośliwości. Żeby zobaczyć jego reakcję, żeby się powyzłośliwać. –Nie pomyślałbym, że będziesz taki prostolinijny-dodał. Tak dla efektu.
-Nie zamierzam tu spać Crowley –dopowiedział, już dużo mniej agresywnie, normalnym głosem, zaciągając się dymem  i odpędzające od siebie zdenerwowanie. Swoją drogą to w ogóle nie była sprawa pływaka i nie miał bladego pojęcia, dlaczego go to w ogóle obchodzi.
 – To jest cholerna hotelowa recepcja… Wyrzuciliby mnie stąd, gdybym spał na ich kanapie. Zamierzam czytać moją książkę i udawać, że jest na tyle fascynująca, że straciłem poczucie czasu, a potem pójść na śniadanie do jakiejś knajpy, która otwiera się bladym świtem, zanim reszta tych debili się obudzi –Arthur mógł ostatnio skończyć o krok od bezdomności, ale jeszcze nie stoczył się tak nisko. Poza tym nawet jeśli dziewczyna na recepcji była miła, na pewno nie mogła pozwolić mu walać się po kanapie.
-Także nie musisz się martwić zdrowiem mojego kręgosłupa, nawet jeśli ten jest wystarczająco przyzwyczajony do spania na kanapie, żeby nieszczególnie mnie to ruszało –wzruszył ramieniem. Crowley poznał Arthur’a kiedy ten jeszcze nie musiał martwić się o pieniądze. Kiedy mieszkał w nowym mieszkaniu przy kampusie, jeździł swoim volvo i w spokoju wydawał pieniądze, które ojciec wysyłał mu co miesiąc, nie wiedząc ani, że te są brudne, ani że kilka krótkich tygodni później ich nie będzie. I tak jak Arthur niekoniecznie się wstydził, że teraz nie był bezdomny tylko i wyłącznie dzięki dobroci Debbie i jej siostry i obecnie wiódł żywot (dobrowolnie na własne życzenie, żeby jakoś odpłacić kobietom za to co dla niego zrobiły) live in sprzątaczki, tragarza zakupów, szofera, ogrodnika  i złotej rączki – czyli pomocy w tych wszystkich rzeczach, które Debbie ciężko było samej robić, niekoniecznie zamierzał się tym faktem chwalić. Ani. Tym, że przez dwa miesiące spał na kanapie u Andrew… Aluzja do tego wymsknęła mu się zupełnie przypadkowo[/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {26/07/22, 10:28 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Prychnął na pierwszy komentarz - wcale się nie skradał… mógł jakoś przynajmniej zapukać w szybę, ale nie pomyślał o tym. Poza tym widok prawie spadającego Arthur’a był wyjątkowo zabawny i gdyby nie sytuacja, to Crowley by wybuchł śmiechem. Oczywiście tylko gdyby nic mu się nie stało, inaczej nie wypada.
____Wyciągnął swoje papierosy i zwinnie sięgnął po leżącą zapalniczkę na schodku, należącą do Arthur’a. Skoro już był na patio, to mógł zapalić, sprzęt akurat napatoczył się na schodach, który na buzi Elliot’a nieświadomie wywołał cień uśmiechu - zasłoniony sprytnie jedną z dłoni niby żeby się podrapać - widząc, że była to ta, którą kiedyś mu dał. Trochę podrapana i poobijana w paru miejscach, ale bez problemu umiał stwierdzić, że to ta, w końcu on sam na górze wyskrobał drobne swoje inicjały, które powoli się ścierały, przez ciągłe używanie
____Co- — papieros prawie wypadł mu z buzi w trakcie próby podpalenia, a palec nieomal trafił do małego płomyka. Miał szczęście, że było ciemno i oświetlały ich tylko słabe lampy hotelu z wewnątrz, bo inaczej zarumienione poliki od razu rzuciłyby się w twarz. Sullivan czasami używał za dużych słów na wiedzę Crowley’a, który musiał chwilę pogłówkować nad nagle wystrzelonym ‘prostolinijnym’ — Ja? Nie no, Arthur, weź to nie tak, tu po prostu jest tak trochę niewygodnie i-
____Oh — sam sobie przerwał, kiedy okazało się, że chłopak jednak nie będzie spać w recepcji. No tak, miało to sens, że mogliby na to nie pozwolić, ale tak jakoś już tu się zadomowił, że Elliot naprawdę był gotowy uwierzyć, że spędzi w tym miejscu noc — Nie no tak no, masz rację — powiedział, jakby to było oczywiste, z dramatycznym parsknięciem. Jednak im dalej go słuchał, tym bardziej rysował się grymas na jego twarzy. Czyli co, zamiast spać, będzie całą noc czytać? Bezsens. Gdyby służba hotelowa była upierdliwa, mogliby się przyczepić i uznać, że nawet cicho siedząc, zakłóca panującą ciszę nocną. Jeszcze wzmianka rzucona na koniec sprawiła, że Elliot wysilał się, aby ją w ogóle zrozumieć. Przecież Arthur miał dom… z tego co pamiętał przynajmniej. Teraz, jak o tym myślał, to może i dawno nie widział chłopaka samochodem, ale stwierdził, że może się zepsuło, albo coś innego. Nie połączył kropek, skoro ich nawet nie widział.
____Serio planujesz to siedzieć całą noc? — podniósł brwi z niedowierzaniem i zaciągnął się już resztką fajki, patrząc to na recepcję, to na Sullivan’a.
____W końcu nie był pewien, jak namówił go do tego, żeby zgodził się zająć miejsce w jego pokoju. Chyba najbardziej pewnym argumentem było to, że pływacy nie wrócą przynajmniej do szóstej, skoro mieli co świętować, więc Simon nagle by nie wszedł i dał znać na cały hotel, że coś tu jest nie tak. Z kolei sam Crowley musiał zapłacić za ten układ i… wylądował w wannie. Na szczęście ta wyschła po wcześniejszym prysznicu, ale kłamać nie mógł - była cholernie niewygodna. Ściśnięty był niemiłosiernie, kolana prawie pod brodą i zimna porcelana dawała o sobie znać przy każdym podwinięciu się bluzki. Ale zasnął, to było dla niego najważniejsze.
____A rano wszystko wróciło do normy. Mniej więcej. Elliot nie zaczepiał Arthur’a, nie zagadywał go, ale też nie zamierzał już celowo unikać. Po prostu - żyć bez przeszkadzania sobie wzajemnie, wliczając w to Crowley’a wkurzającego się na zbędne komentarze drużyny, z reprymendą, że zaraz dorobią sobie sławy godnej Dan’a. I wyglądało, że była to wystarczająca groźba, przynajmniej na jakiś czas. Liczył, że na jak najdłuższy.
____

____Coraz rzadsza ilość seansów, świadczyła, że film niedługo wychodzi z obiegu - tak było z ”Terminatorem”, dlatego też Elliot nawet nie był zdziwiony, kiedy widział zmierzającego w stronę kasy Arthur’a, a Charlotte miała już gotowy dla niego bilet. W końcu innego celu tutaj raczej nie miał. Z kolei rozbawiony Crowley stał oparty o filar, nie umiejąc nawet naliczyć, który to już raz widział tutaj niższego studenta o tej porze, z tą samą miną i tym samym biletem w dłoni. I to po raz kolejny, jak był na zmianie sprzątającej - brunetka coraz częściej go wyganiała, obiecując, że kupi mu potem coś słodkiego, co tylko sobie zażyczy, z baru. Takiej ofercie nie mógł odmówić - jedynym warunkiem było to, że może to być tylko jedna rzecz, ale to mu w ogóle nie przeszkadzało, darmowe jedzenie to darmowe jedzenie i musiałby być głupi, aby odmówić za niewielką cenę sprzątania po mieszkańcach Stasand.
____Film dopiero się zaczął, co stwierdził po braku słyszalnych reklam, więc miał teraz dokładnie godzinę i czterdzieści siedem minut czasu wolnego. W sumie to… zgłodniał. Zdał sobie sprawę, że od śniadania, które składało się z garści suchego musli, więc bez większego myślenia znalazł się za barem i nałożył duży kubeł popcornu, ukradkiem biorąc też z dwa nachosy.
____Nie widział jeszcze ”Terminatora”, ludzi było mało, miał jedzenie, więc nic go nie powstrzymało przed wejściem cicho na salę. Chciał się wręcz zaśmiać, jak zauważył, że oprócz Sullivan’a na sali było może jeszcze siedem osób. Przykucnął nawet trochę, aby nikt nie zwrócił na niego uwagi i potajemnie trafił do rzędu, a raczej za niego, Arthur’a, wyklinając wcześniej pod nosem, jak sam wysypał niewielką ilość jedzenia na schody.
____”Nie rób tego, dostaniesz w nos.”
____Niestety, zrobił to i to bez większego wahania.
____Przepraszam, można się dosiąść, z darmowym popcornem? — szepnął ze złośliwym uśmiechem na twarzy przy pochyleniu się w jego stronę, tak aby nie zakłócać spokoju. I tak musiał posprzątać, więc uznał, że co mu szkodzi zwyczajnie w świecie się dołączyć — Chcę zobaczyć, co Ciebie tak bez przerwy ciągnie do tego Schwarzeneggera, więc i tak nie masz wyboru — dodał równie cicho, przerzucając po kolei nogi przez siedzenie i z cichym ‘umph’ wylądował na miejscu obok, popcorn stawiając sobie na kolanach.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {27/07/22, 01:25 pm}

[leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


To był praktycznie koniec wyświetlania Terminator’a w kinie i Arthur nie wiedział co ze sobą zrobi, kiedy film przestaną grać. Przez ostatnie kilka tygodni, ten stał się jego ucieczką od rzeczywistości. Kiedy wszystkiego było za dużo, kiedy życie zdawało się go przytłaczać i próbować pogrzebać pod problemami, kiedy nie mógł dodzwonić się do matki, kiedy nie mógł na siebie patrzeć w lustrze, bo sprawiało to, że myślał o cholernym Mortonie i o tym jak... NIEWAŻNE..., kiedy pozwalał sobie powoli się rozsypywać, lądował na sali kinowej, żeby przez dwie godziny po prostu nie myśleć o niczym. Przyczynił się tym samodzielnie do wypłaty dniówki Crowley, ale huj z tym. Detale.
Nie był pewien ile razy, już widział ten film – raz z chłopaki, a potem jakoś stracił rachubę, ale był prawie pewien, że mógłby recytować scenariusz z pamięci, gdyby dobrze się nad tym zastanowił.
Tego dnia... Również był w kinie, bo był na skraju załamania nerwowego i siedzenie w domu, tylko pogarszało ogarniające go poczucie beznadziejności.
Nie dość, że po uczelni zaczęły krążyć plotki, że Morton zaczął u nich uczyć w tym roku, po tym jak musiał zrezygnować z pracy w Yale, żeby uniknąć skandalu, bo miał romans z uczennicą (albo uczniem? Arthur nie mógł mieć pewności, ale plotki mówiły o uczennicy) i chodził cały zestresowany, żeby nikt się nie zorientował co się dzieje (nikt nie mógł się dowiedzieć... NIKT) to jeszcze, kiedy rozmawiał z wujkiem Charlie’m wyszło na to... Że nie jest dobrze. W zarządzie gangu nie działo się dobrze, teraz kiedy ojciec był w więzieniu zaczęły się przepychanki pomiędzy poszczególnymi jego członkami starającymi się zająć jego miejsce. Matka i jego rodzeństwo nie potrzebowali od Arthur’a pieniędzy, bo sprawy przybrały na tyle nieciekawy obrót, że FBI objęło ich programem ochrony świadków i wysłało ich bóg wie gdzie... I miało wysłać kogoś, żeby trzymał oko na samego Sullivan’a, bo ojciec i wujek Charlie poszli z nimi na jakiś układ. Najwyraźniej ktoś, zdecydował, że Arthur’a lepiej trzymać w niewiedzy, bo i tak mało kto wiedział gdzie studiuje . Och, i konta zostały odmrożone, ale to nie zmieniało absolutnie nic, bo Sullivan nie mógł ich używać, żeby ktoś go przypadkiem nie znalazł.
Życie Arthur’a było cholernym żartem. Nieważne co robił... Właśnie. ‘Nieważne co robił’ – ktoś inny podejmował decyzje, a potem rzucał je odgórnie na Sullivan’a, który mógł je tylko zaakceptować, bo... Nie było alternatywy. Czuł się trochę jak takka mysz, zapędzona w kozi róg przez kota w dosłownie każdym aspekcie swojego życia.
Także siedział w kinie i bardzo starał się nie myśleć o tym, że następnego dnia ma zajęcia z Morton’em, że najpewniej przed kinem stoi teraz srebrny Mercedes, prowadzony przez kogoś, kto ma śledzić każdy jego ruch i że nie zapowiada się na to, że z czasem sytuacja się polepszy. Z każdym cholernym dniem się pogarszała.
-Oh my FUCKING god –[Arthur złapał się za serce, na sekundę zapominając, że jest w kinie, kiedy nagle tuż przy swoim uchu usłyszał czyjść głos.
Na siedzenie obok niego władował się... Crowley. Crowley, który jak zwykle pojawiał się bez zapowiedzi, kiedy chciał, brutalnie wciskając się w życie Arthur’a czy ten tego chciał czy nie, kiedy mu się to podobało. Najpierw nie rozmawiał z nim przez miesiąc, potem zaszantażował Sullivan’a do spania w jego pokoju w hotelu a sam spał w cholernej wannie, potem zachowywał się tak, jakby nic się nie stało i zniknął na następne parenaście dni... Sullivan wciąż nic nie rozumiał. Absolutnie nic.
Czego ten facet od niego chciał?
-Co ty robisz? Czy ty w ogóle możesz to robić? Nie jesteś w pracy? –palcem wskazał plakietkę z imieniem Elliot’a przypiętą do piersi tamtego. Jeśli ktoś potrzebował obrazka zatytułowanego ‘opierdalanie się w pracy’, to to było właśnie to. Popcorn, rozwalony na siedzieniu kinowym, jakby był u siebie... Facet naprawdę nie doceniał jak wielkie miał szczęście, że tu pracował i dostawał zniżkę na bilety i tak dalej. Gdyby Arthur pracował w kinie, to oglądałby filmy codziennie, a ten wydawał się w ogóle nie przejmować faktem, że potencjalnie może stracić pracę!
-I tu nie chodzi o Schwarzenegger’a... –westchnął ciężko, zanim zdążył się powstrzymać. Tak, byli w kinie. Tak nie powinien się odzywać. Ale Crowley właśnie sprowadzał wartość Terminator’a do obecności Austryjackiego aktora, a na to nie mógł pozwolić. –Well, Schwarzeneger jest tylko częścią całości, a tu chodzi o całość, Elliot! –tak, jeśli chodzi o Arthur’a najłatwiejszym sposobem na rozproszenie chłopaka, było... mówienie o czymś co naprawdę go interesuje. Całkiem się wtedy w tym pogrążał. Teraz na przykład zapomniał, że miał się nie odzywać do Crowley’a przez to, że ten nic tylko wysłał sprzeczne sygnały, zwłaszcza w kontekście całej ich relacji. Arthur wciąż nie mógł pojąć, dlaczego ten, jak było widać na załączonym obrazku, próbował spędzić czas w jego obecności, tak sam z siebie.
-Nie często oglądasz film science-fiction, który... Który stanie się kultowy. Gdzie wszystko ma być tak jak być powinno. Pewnie fabuła nie jest specjalnie ambitna, ale nie musi być ambitna jeśli działa –Schwarzenegger... Schwarzenegger nie był nawet taki przystojny w porównaniu do Harrison’a Ford’a. Pewnie jego muskulatura była... godna podziwu, ale twarzą za bardzo sobie nie pomagał i raczej nie był ‘w typie’ Arthur’a. Jeśli Nowojorczyk miał typ. Typ jak wiadomo był rzeczą raczej względną.
-Zobaczysz, za dwadzieścia lat to będzie klasyk –stwierdził z pewnością, wbijając na powrót wzrok w ekran. Tak jak Gwiezdne Wojny. Łowca Androidów. E.T. Czy Obcy. Albo Startrek. Po prostu w tych filmach było coś takiego, co przyciągało widzów... I będzie przyciągać widzów, jak Arthur zapewniał w swojej regularnej kolumnie ‘Film Review’ na łamach Stasand Bulletin. Sullivan nie ograniczał się do filmów science-fiction – co to to nie. Oglądał wszystko i jak leci – gdyby szedł na studia jakieś dwadzieścia lat później, pewnie by poszedł na filmoznastwo, a nie na historię. Co prawda niektóre gatunki lubił bardziej, a inne mniej i definitywnie nie oglądałby po raz enty Grease albo czegoś w tym stylu, ale... Po prostu był die-hard fanem kina, okej?
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {27/07/22, 10:36 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Elliot wręcz wybuchł śmiechem, szybko zasłaniając usta dłonią, jak parę zdenerwowanych spojrzeń zostało skierowane w ich stronę. Przeprosił szeptem, a klienci wrócili do oglądania filmu rzucanego na duży ekran, za to sam pływak miał zaciśnięte mocno usta, aby znowu się głośno nie roześmiać. Nie spodziewał się aż tak animowanej reakcji - no, może troszkę. Może miał nadzieję, że Sullivan wyskoczy wręcz ze swojego miejsca. I był bardzo z siebie zadowolony, patrząc na otrzymane rezultaty
____Meh, i tak muszę tutaj sprzątać potem, to co szkodzi, że obejrzę sobie z tobą film — odparł z zaczepnym uśmiechem, wpakowując sobie popcorn do buzi. Arthur również nie czekał na zareagowanie na jego komentarz — Ach tak? Proszę, powiedz mi, co jest tak ważnego w tej całości, skoro nie jest to Schwarzenegger — dodał, szczerze zainteresowany, tym co miał do powiedzenia w temacie filmu, o którym Elliot nie wiedział nic. Logiczne byłoby, że wyłapałby cokolwiek to od klientów, to samemu przechodząc się i słysząc dźwięki filmu zza drzwi. Ale tak nie było. Ciągłe siedzenie w kinie porządnie zabiło tę radość, którą kiedyś wzbudzał ten budynek. Zniżki były fajne, nie mógł narzekać, ale nie miał ich na co wykorzystać, skoro nie chciał chodzić z chłopakami z drużyny do kina. Jedynie kiedyś na randki, gdzie na jednej nie był od… prawie miesiąca. Oczywisty zbieg okoliczności  — A to na pewno nie jest on, w końcu w twoim typie prędzej jest ten, jak no to mu… Ford! — przypomniał sobie o tym, co zupełnie bez powodu rzucił Mark w ich rozmowie, klepiąc się lekko w kolano, kiedy przypomniał sobie nazwisko.
____Zaangażowanie Sullivan’a było wręcz urzekające. Crowley nie mógł przestać na niego patrzeć, z zafascynowanym uśmiechem zakrytym za dłonią, na której był oparty. Odzywał się tylko po to, aby ciągnąć wywód dalej, cichymi ”Ach, serio?” czy też ”Naprawdę?”, które równie dobrze mogłyby być odebrane negatywne, ale naprawdę nie miał za nimi złych intencji. Mimo to, gdyby zostały tak odebrane, to nie poprawiałby chłopaka, przynajmniej nie bezpośrednio. Raczej obróciłby to w dalsze droczenie się
____Zobaczymy, czy będziesz miał rację. To jest, jeśli dożyję tych kolejnych dwudziestu lat — rzucił dramatycznie autoironiczny komentarz i strzelił jednym popcornem w Arthur’a, za chwilę przysuwając kubeł w jego stronę, aby też jadł, bo Crowley się prędzej porzyga, jak wszystko to skończy w jego brzuchu. Przecież miał już go dość, czemu nie wziął tych przeklętych nachosów — No ale poczekaj, wytłumacz mi coś jeszcze — i tymi pamiętnymi słowami zasypywał co chwilę Sullivan’a pytaniami, kiedy nie miał kompletnego pojęcia, co się odbywa na ekranie, czyli prawie co chwilę. Albo kiedy nie rozumiał, jak jakiś efekt został uzyskany, to też była dla niego czarna magia, ale z kolei nie był na tyle tym przejęty, aby zacząć grzebać w różnych źródłach, do odkrycia tej jakże wielkiej tajemnicy.
____Seans w końcu dobiegł końca i niezadowolony Crowley musiał się podnieść z miejsca, na którym elegancko się rozsiadł. Teraz czeka go szorowanie miotłą i szufelką po dywanie, aby wyjąć każdy okruszek jedzenia, aż nie będzie wyglądać jak nowy
____Dziękuję Ci za to jakże przyjemne i uczące spotkanie, ale muszę teraz posprzątać — w towarzystwie innych ludzi, w Elliocie budziła się głupia odwaga, przez co nie powstrzymywał się przed dalszym zaczepianiem — Więc byłbym wdzięczny, gdybyś nie siedział tutaj do końca napisów — wskazał głową w stronę drzwi, a sam poszedł po potrzebny mu sprzęt, który zostawił wciśnięty w jeden kąt, aby nikt przypadkiem się o niego nie wywrócił w trakcie wychodzenia. I kiedy tylko w sali było pusto, zabrał się za żmudne zamiatanie, licząc, że nie znajdzie żadnych nieprzyjemnych niespodzianek na swojej drodze.
____

____Elliot miał jedzenie w domu, matka przygotowała nawet pieczeń, ale nie miał na nią ochoty. Trochę może i było mu głupio, ale robiło mu się aż przykro na widok kobiety, która męczyła się dla mężczyzny, którego w ogóle go nie obchodziła. A w ostatnim czasie młody Crowley próbował z nią o tym porozmawiać, widząc, że nadzieja już dawno jest stracona - może nawet była świadoma zdrad, ale wolała udawać, że wszystko było w porządku. Że żyją w zdrowym małżeństwie.
____Dlatego też wylądował sam na parkingu Debbie’s Diner, paląc jednego papierosa przed wejściem ze spokojem rozlewającym się przy każdym wciągnięciu dymu i zapominając o tym, kto tam pracuje. A domyślił się, dopiero kiedy zobaczył go obsługującego jeden z zajętych stolików. Normalnie jadłby z chłopakami, ale jego kontakt z nimi osłabł, kiedy brał jeszcze bierniejszy udział w ich dziennym, potajemnym dręczeniu. Uczelnia w końcu przestała tak głośno buczeć o Dan’ie, a w jego towarzystwie nie chciał być tym bardziej. Stąd rezygnacja z wielu planów, ponieważ nie wszyscy byli chętni, aby wykluczać z nich Nelson’a, a Crowley nie zamierzał spędzać z nim więcej czasu, niż to potrzebne, nie ukrywając również swojego wciąż świeżego niezadowolenia. Aby nie zostać zauważonym przez Sullivan’a, niby niezauważalnie wślizgnął się do jednej z wydzielonej kanapami budki, sięgając po leżące na środku stolika menu. Był głodny, budżet nieograniczony, więc nie zamierzał szczędzić sobie na wyborze i czujnie badał możliwe wybory.
____Nie spodziewał się jednak spotkać kolejnej, znajomej twarzy, do której nie umiał przypisać najpierw imienia. Lecz po silnym główkowaniu, domyślił się kim był starszy mężczyzna - nikt inny, niż Richard Morton, o którym powoli robiło się głośno na uczelni.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {28/07/22, 02:21 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Morton, kiedy zdecydował się pojawić, zawsze czekał na Arthur’a przed pracą, uważając, żeby nikt ich nigdy razem nie zobaczył poza uczelnią.
Dlatego Arthur był w szoku, kiedy mężczyzna wszedł do Debbie’s Diner, pewnego popołudnia, kiedy był na zmianie i jak gdyby nigdy nic nie zajął miejsca przy stoliku. Jakby samym swoim pojawieniem nie sprawiał, że Arthur’owi grunt usuwał się spod nóg, że jakby brakowało mu powietrza w płucach, że nagle czuł się bardzo nieswojo we własnej skórze. Jakby za każdym razem, kiedy Morton domagał się jego obecności, jakaś cząstka Arthur’a powoli umierała.
Zwłaszcza, że Morton tego nie ułatwiał. Najwyraźniej zdecydował się odgrywać rolę ‘niezadowolonego klienta’, tylko po to, żeby utrudnić Arthur’owi życie.
-Kelner!
-Tak?-[skrzywiony Arthur po raz kolejny wyglądał przy stoliku mężczyzny. W swoim pracowym mundurku – koszuli z krótkim rękawem w różowe cieniutkie prążki i pasującej do niej czapeczce, wyglądał idiotycznie. A teraz jeszcze Morton...
-Coś nie tak?-męźczyzna zapytał powoli, unosząc jedną brew do góry.
-Nie, skądże profesorze... Po prostu nie oczekiwałem, że w końcu się przekonasz do naszego lokalu. Nie po tym jak zachwalał pan tą nową francuską restauracją.
-Dla wszystkich klientów jesteś taki bezpośredni?-ton wykładowcy zmienił się na taki lodowaty. Ten, którego Arthur zaczął  się obawiać, dobrze wiedząc, że nie prowdzi on do niczego innego. O nie... powiedział złą rzecz.Czasami... Czasami Morton wydawał się lubić suchy humor i sarkazm Arthur’a. Ale czasem... Czasem wydawało się, że ich nie znosi. . Sullivan nigdy nie wiedział, na ile może sobie pozwolić. Kiedy może sobie pozwolić na żart, a kiedy nie.
-Nie... Przeprasz...-[/color]
-Nie przepraszaj. Nie ma za co –sądząc po jego minie definitywnie było za co i Arthur poczuje to na własnej skórze, kiedy tylko skończy z mianę i wyjdzie z  pracy. Morton nigdy go nie uderzył. Nie... tak naprawdę. Nie... mocno. Po prostu potrafił być bardzo nieprzyjemny, kiedy...
-To jest przesolone-głos mężczyzny wyrwał go z zamyślenia.
Arthur tylko… Przeprosił. Jak idiota. I zabrał talerz do kuchni, gdzie pni Debbie, jak zwykle, stała nad garami i zacięcie smażyła frytki.
-Artie, słońce… Wszystko w porządku?-nic nie było w porządku.
-Tak, tak… Nie przejmuj się – wymamrotał cicho, nawet jeśli Debbie  nie wyglądała na przekonaną. Cóż, Arthur nawet nie był w stanie udać, że jest inaczej, nawet jeśli próbował, ale... Był wyjątkowo blady, także to, że coś było nie tak było wręcz zbyt wyraźnne. -Mówi, że jest za słone –rzucił tylko. stawiając talerz z burgerem i frytkami na stole.
-Za słone? Ja mu dam za słone... –jeśli Debbie czegoś nie znosiła, to kiedy ktoś obrażał jej jedzenie. –Przed sekundą mówił, że było za mało wysmażone! Daj mi chwilę, już ja sobie z nim porozmawiam... Moje jedzenie za słone... Pewnie sam sobie dosolił i teraz nie może zjeść... Już ja takich znam –wyraźnie była gotowa iść na wojnę, a Arthur... Arthur musiał ją powstrzymać, nawet jeśli wyobrażeniei Debbie robiącej Morton’owi przysłowiową jesień średniowiecza z dupy i wyrzucającą go z knajpy, przynosiło uśmiech na jego twarz.
To jednak... Nie skończyłoby się dobrze.
-Nie... Ja z nim porozmawiam szefowo. Po prostu zrób to zamówienie jeszcze raz –wymamrotał cicho, ignorując badawcze spojrzenie, które kobieta mu rzuciała. Zazwyczaj Sullivan narzekał na problematycznych klientów razem z nią... Chociaż zdała sobie sprawę, od kiedy z nimi zamieszkał, że jest raczej cichy i wydaje się najbardziej szczęśliwy robiąc swoje, kiedy inni zostawiają go w spokoju, chłopak miał... dość wybuchowy charakterek, który ujawniał się zwykle w obliczu ‘niesprawiedliwości’ nieważne jakiego gatunku.
Najwyraźniej ciężcy klienci byli ‘niesprawiedliwą’ częścią życia kelnera, ale Debbie nienarzekała, nawet jeśli wybuchy Arthur’a oznaczały czasem stratę co bardziej problematycznych klientów
Arthur właśnie wychodził z powrotem na salę, Carmen poprosiła go, żeby zajął się też jej częścią Sali, bo ‘Artie, carino, jest cichutko i idę na przerwę’. Skinął tylko głową... Miała rację. Nie licząc Morton’a, ledwie parę stolików było zjaętych, więc powinien w spokoju poradzić sobie sam, ale... Brka Carmen sprawiał, że czuł się tylko bardziej nieswojo. Nie zameirzał się do tego przyznać oczywiście, więc tylko pomachał kobiecie i wrócił do pracy.
-Dzień dobry, witamy w Debbie’s Diner... –podszedł do świeżo zajętej budki, z idealnie wypracowanym uśmiechem na twarzy. Sztucznym, bo absolutnie nie miał teraz powodów do uśmiechu.  –Nazywam się Arthur i będę dzisiaj twoim... Oh. Crowley –sztuczny uśmiech zniknął z jego twarzy, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Gorzej być nie mogło. Po prostu nie mogło.  Ostatnią rzeczą, któreą w tej chwili potrzebował, była obecność Crowley’a. Wszechświat naprawdę nienawidził Arthur’a. Nie chciał Crowley’a w tej samej przestrzeni co Morton’a. Nie było ku temu logczinego wyjaśnienia. W końcu to nie tak, że którykolwiek z nich wiedział, że ten drug ma coś wspólnego z Arthur’em, ale Morton... Gdyby się dowiedział, definitywnie by to wykorzystał jego historię z pływakiem przeciwko Arthur’owi. Zawsze tak robił, zawsze. Wiedział jakich słów użyć, w co wycelować. A Crowley... Nie chciał wychodzić na Elliot’cie na kogoś słabego. Na kogoś kto daje się wykorzystywać (bo z czasem Arthur musiał nawet przed sobą przyznać, że do tego się to sprowadzało, nawet jeśli to było wyjątkowa ciężka rzecz do zaakceptowania). Na kogoś, kto nie potrafił się postawić... Kto...
Wbił palce jednej ręki w tą trzymającą notesik, na którym chciał zapisać zamówienie Crowley’a.
Gardło Sullivan’a nieprzyjemnie się ścisnęło. Nawet cięższy niż kiedy podchodził do profesora. A Crowley... Przecież Crowley nie mógł wiedzieć... o niczym. Nie był jasnowidzem. Nie było powodu, dla którego miałby się czegokolwiek domyślić.
A jednak... Sullivan tak bardzo odgraniczał Morton’a od reszty swojego życia, tak bardzo się od niego oddzielał, że to jak dwie części jego życia zderzyły się ze sobą.
-Mogę przyjąć pańskie zamówienie, czy potrzebuje pan jeszcze minutki? Zapytałbym czy przynieść ci coś do picia, ale zgaduję, że tak czy siak zamówi pan tą swoją lurę... Chyba, że zmienił pan upodobania–głos nieprzyjemnie mu drżał. Nawet we własnych uszach brzmiał dziwnie. Obco. Słabo. Niepewnie. Jakby miał się w każdej chwili złamać.
Próba wyładowywania nerwów na Crowley’u nie przynosiła większego sukcesu. Wręcz przeciwnie... Nie mógł się powstrzymać, przed nerwowym zerknięciem w kierunku Morton’a. O boże... Powinien był potraktować Elliot’a, jak każdego innego klienta, a nie się wyzłośliwiać, żeby Morton nie pomyślał sobie nie wiadomo czego.[/b][/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {28/07/22, 09:13 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Zdziwiło go, jak upierdliwym klientem jest Morton. Widział Arthur’a co chwilę latającego do jego stolika, gdzie ani razu profesor nie miał nic dobrego do powiedzenia. Mógł to wywnioskować nawet z tej odległości, skrzywiona mina i nerwowy krok mówiły same za siebie. A Ellie wcale zaciekawiony nie wyglądał zza menu, aby obserwować dalszy przebieg wydarzenia. Wcale. Nie podobało mu się zachowanie mężczyzny, ale odbywająca się przed nim sytuacja była zbyt fascynująca, aby odwrócić wzrok.
____Widział jeszcze jedną kelnerkę, kręcącą się w okolicy jego stolika, acz raz już ją łagodnie zbył, wciąż musząc podjąć decyzję na to, co chciał zjeść. A menu było idealnym miejscem do schowania jego wścibskiego nosa. Żałował tylko, że nie miał okazji usłyszeć, co między sobą mówią - z tej odległości wyglądało jak wymiana zdań między ciężkim gościem a kelnerem
____ — Jest już pan gotowy zamówić? — dziewczyna zjawiła się jeszcze raz, a Crowley zdziwiony spojrzał na nią, nie spodziewając się, że tak szybko tutaj wróci.
____Um… potrzebowałbym jeszcze chwilkę — uśmiechnął się powściągliwie, czując się lekko zażenowany, że biedna kelnerka nie może zanieść zwyczajnie już jego zamówienia do kuchni, bo Elliot zapominał badać menu na koszt obserwowania Sullivan’a. Wcale niepodejrzane. Ani trochę.
____Dziewczyna z westchnięciem, ale i wyuczonym uśmiechem opuściła stolik, z szybkim ”Dobrze” wydobywającym się z jej ust, a Ellie znowu został sam przy swoim stoliku. Musiał w końcu coś wybrać, a nie siedzieć tutaj bez jedzenia, bo go jeszcze wyrzucą. W dodatku był głodny i jak o tym pomyślał, to aż zaburczało mu w brzuchu…
____W końcu przebadał menu, decydując, co by zjadł i oczywiście, jak chodziło o napoje, został przy swojej ulubionej ’Pepsi’, którą mógłby być wręcz bez przerwy, gdyby nie fakt, że po czasie nawet i go zasładzało po tych napojach. Była też idealna do robienia drinków, kiedy miał ochotę czuć głównie słodkość, a nie gorzkość wódki. Była do tego po prostu perfekcyjna. Nie to, co ta cała cola. Może i słaby z niego Amerykanin, skoro nie przepadał za charakterystyczną ’Coke’, ale nie rozumiał jej fenomenu kompletnie. Musiał być pijany w cztery dupy, aby wziąć chociaż łyka, z cieniem przyjemności. Inaczej nie szczędził w swojej, skromnie mówiąc, jedynej poprawnej opinii.
____Z zamówieniem dokładnie zapamiętanym, czekał aż dziewczyna, która przedstawiła się jako Carmen, wróci i przyjmie je od niego. Stąd aż zgłupiał, jak pojawił się tu Arthur, z tym samym, wyuczonym uśmiechem co u poprzedniej kelnerki
____Sullivan! Ciebie też miło widzieć — odparł z przekąsem, wydymając dramatycznie dolną wargę, jak chłopak nie utrzymywał frontu kochanego kelnera, kiedy już wiedział z kim ma do czynienia.
____Chciał się droczyć dalej, wiedząc, jak łatwo przychodzi mu zdenerwowanie studenta. Jednak drobne szczegóły mu nie umknęły - większe zawahanie w jego głosie, notes zaraz byłby podziurawiony przez wbijające się w nie palce, a pseudo obelgi rzucane w jego stronę nie miały tak groźnego wydźwięku, do którego Elliot wiedział, że Arthur jest zdolny. Więc odchrząknął niezręcznie, sięgając po laminowane menu, aby przy wymienianiu wskazać, co chce, aby przypadkiem nie doszło do nieporozumienia
____To nie jest żadna lura, tylko najlepszy napój tego wieku, dziękuję bardzo — nie pozwolił na obrażanie swojego ulubionego picia — A tak to poproszę frytki i… niech będzie jeszcze burger do tego — splótł ze sobą dłonie i z wąskim uśmiechem zwrócił się do mężczyzny, patrząc, jak ten notuje jego zamówienie. Najwidoczniej Morton narobił mu wystarczająco stresu swoim ciągłym wybrzydzaniem, więc nie zamierzał się dokładać. Jeszcze sam by się zdenerwował, a w domu czeka na niego ojciec, który pewnie poinformuje go o kolejnym wyjeździe, i że ma się pilnować, bo ta zła krew panująca między nim, a Dan’em, źle wpływała na imię rodziny. Argumenty syna go nie interesowały, z tego co wiedział, to Dylan był tylko świadomy o agresywnym zachowaniu pod basenem, o imprezie wiedział niewiele. Mimo to, gdyby znał lepiej sytuacje, to pewnie jeszcze stanąłby po stronie Nelson’a.
____Dopóki nie dostał jedzenia, to musiał powstrzymywać się przed zerkaniem, bo na pewno w końcu komuś by podpadł. Tak to mógł udawać, że myśli nad tym, co chce zjeść, skoro wybór był taki ogromny. A ślinka aż mu pociekła, kiedy Sullivan postawił przed nim zamówione danie, gdzie dawno nie widział tak ładnie tostowanej bułki od burgera, wraz z wysmażonymi frytkami. Wymownie zerknął na Arthur’a, biorąc łyk picia, po czym podziękował pospiesznie, aby zabrać się za jedzenie jak najszybciej, a kiedy tylko wszystkie składniki burgera uderzyły jego kubki smakowe, to chciał rozpłynąć się na kanapie. Dawno nie tam nie jadł, zdążył już zapomnieć jaką rękę Debbie miała do jedzenia.
____Pochłonął całe danie wręcz za jednym razem, jednak musiał się zatrzymać, bo zaraz wypełniłby cały brzuch żarciem i powietrzem, a z knajpy wyszedłby dopiero za godzinę, jak mógłby się poruszyć. Więc zostały mu same frytki, a Elliot uznał to za idealny moment na wyjście do łazienki. Co złożyło się idealnie z wyjściem Morton’a z budynku. Szedł więc nonszalancko zaraz przy szybie, niby to przypadkowo za nią wyglądając. Szedł do samochodu - normalne. Nic podejrzanego, prawda? Ellie mógł spokojnie iść do łazienki, umyć nawet porządnie dłonie. I logiczne byłoby, że w tym czasie profesor opuściłby parking. Jednak kiedy Crowley wracał do swojego stolika i obserwował parking, widział wciąż stojący samochód. A co lepsze, widział wsiadającego do niego Sullivan’a. Gdyby nie obecność innych ludzi, jego szczęka byłaby nisko na podłodze. Może… może ten go odwozi do domu! Może jest po drodze - to miałoby sens, prawda? Jak był młodszy, to jego tata miał układ z nauczycielem wf’u, że po zajęciach zabierał Crowley’a do domu, więc to wyjaśniałoby sytuację. Tylko teraz mieli lat dwadzieścia, a nie dziesięć.
____Szybko wrócił na miejsce, nim ktoś zwrócił mu uwagę, że zachowuje się dziwnie, i że ma wyjść. Ze ściągniętymi brwiami zajadał się frytkami, głęboko myśląc nad tym, co zauważył i szukając logicznego wyjaśnienia.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {28/07/22, 11:58 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Crowley był zadziwiająco... mało agresywny jak na ich zwyczajowe wymiany słowne. Właściwie to... Kiedy spotkali się w kinie, też był... inny. Wydawał się być naprawdę słuchać i zachowywał się tak, jakby Terminator (i to, co Arthur ma do powiedzenia na jego temat), wydawały się naprawdę go interesować.
Sullivan naprawdę nie potrafił go rozgryźć. Już się poddał w tym zakresie, jeśli miał być szczery, bo te parę nocy, kiedy leżał w łóżku po ich rozmowie w Chicago i wspólnym seansie Terminator’a  i nie mógł spać, tylko przewracając się z boku na bok, bo nie potrafił pojąć Elliot’a Crowley’a, a ten jak na złość utkwił w jego myślach.
Wiedział, że nie powinien sobie na to pozwolać. Wiedział, że to nie skończy się dobrze... Dla niego. Że pewnie znowu się to jakoś na niego odwróci, jakoś go to zrani, ale... Uczuć nie można kontrolować. Nawet jeśli skoncentrowane są na kimś, kto nigdy ich nie odwzajemni i jedyną osobą, z którą możesz na ten temat porozmawiać jest siedemdziesięcioletnia, przykuta do łóżka emerytka-współlokatorka (i najpewniej jej siostra, twoja szefowa, która definitywnie podsłuchiwała), bo twoi przyjaciele, którzy może by zrozumieli, na pewno by nie aprobowali, a reszta na pewno nie chce o tym słuchać.
Wiedział, że z czasem miały zniknąć. Może nie odpłynąć w zapomnienie, ale przestać być jak cierń w jego boku.
Tylko, że cholerny Elliot Crowley im na to nie pozwolał, nie dając o sobie zapomnieć, jakby był zdeterminowany być częścią życia Arthur’a. A Sullivan był zbyt dużym masochistą, żeby powiedzieć pływakowi aby ten się odpierdolił.

[...]

Było dosyć późno. Dochodziła jedenasta, co oznaczało, że do zamknięcia Debbie’s pozostała ledwie godzina. Był piątek, więc nawet o tej porze było dosyć ruchliwie. Ludzie wpadali najeść się fastfood’ów po drodze na domówki, w przejściu między zmianą lokali z jednej studenckiej imprezy na drugą. W tak małym miasteczku, był ledwie jeden klub i kilka przestarzałych barów, więc brać studencka bawiła się głównie we własnym gronie, w czterech ścianach. Stasand definitywnie nie było uniwersytetem wybieranym przez tych spragnionych imprezowych wrażeń. Uniwerek był głównie znany z poziomu akademickiego, ale cóż, co Ivy League, to  Ivy League, czyż nie?
Arthur był zmęczony i tylko dziękował grafikowi, że nie zamyka (co oznaczało, że ominie go randka ze sprzątaniem i myciem podłogi), a wychodzi z ostatnimi klientami. Marzył tylko i wyłącznie o długim, długim prysznicu i zakopaniem się w łóżeczku.
To nie był łatwy tydzień.
Morton nie dość, że odebrał go w poniedziałek z pracy i jasno zakomunikował swoje niezadowolenie, to jeszcze w środę domagał się ‘dyskusji nad ostatnim esejem’ Arthur’a, bo coś tam... Tak, stawał się coraz mniej kreatywny jeśli o wymówki idzie. A plotki o Mortonie nie ustawały i Arthur żył w ciągłym strachu, że ktoś w końcu doda dwa do dwóch i zda sobie sprawę z faktu, że Sullivan ląduje podejrzanie często w gabinecie profesora poezji francuskiej. W każdym razie był zmęczony i... Obolały.  
Choć myślami jednak już był w domu Debbie, w swoim pokoju. Bo powoli się do niego przyzwyczaił. Nawet powoli zaczął się rozpakowywać. Zajęło mu to dużo czasu, bo dziwnie mu było mieszkać w pokoju kogoś martwego od dziesięciu lat, no i... Nie oczekiwał, że naprawdę pozwolą mu zostać. Ale obie starsze panie wydawały się go lubić i nie wspominały nic o tym, że nie długo musi się wyprowadzić i sam Arthur miał... nadzieję, że ten stan rzeczy się utrrzyma. Nawet jeśli teraz pewnie byłby w stanie wynająć jakiś zaśmierdły pokoik, to... Naprawdę lubił mieszkać z paniami Cole. Coo prawda siostra pani Debbie, Rose zajęło trochę czasu zanim się do niego przekonana, fakt, że zawsze przynosił jej ulubione słodycze ze sklepu i oglądał z nią głupie talkshow’y wydawał się ją przekupić.
Kiedy Arthur odwócił się do nowych klientów, nie mógł się powstrzymać przed wywróceniem oczami.
W drzwiach Debbie’s Diner stał nikt inny jak Elliot Crowley.
-Znowu tutaj, panie Crowley? –Arthur leniwie opierał sie o ladę, na której Tom, który pełnił tego wieczoru rolę kasjera i barmana (napitków bezalkoholowych, oczywiście), miał ułożyć napoje na tacy.  –Tak się za mną stęskniłeś, że nie możesz paru dni wytrzymać bez mojej obecności?-zapytał ni to flirciarskim, ni to sarkastycznym tonem. Dlaczego niby miał się wstrzymywać? Wszyscy wiedzieli, kim on jest, a Crowley’owi nie był nic dłużny. W wakacje był wyjątkowo ostrożny. Żaden z nich nie był ‘out’, a Arthur nigdy nieumyślnie nie sprowadziłby na nikogo żadnych podejrzeń, ale hej... Z boku to i tak brzmiało to tylka na żarty, a Crowley sobie zasłużył tym swoim dezorientującym zachowaniem.
Patrzenie jak jego mózg się powoli wyłącza, kiedy próbuje owinąć swój mały móżdżek wokół uwag Arthur’a było wyjątkowo interesujące. I zabawne. Poza tym to Arthur musiał go witać w swoim durnym, różowym mundurku (tego wieczoru miał nawet swoją żarówiastą, fuksjową muchę), więc jakoś sobie musiał odegrać. No i... Arthur naprawdę nie wiedział, jak powinien zachowywać się w jego obecności. Złość? Nie czuł już złości, nie tak naprawdę. Sarkastyczna złośliwość? To było jego  go-to... Bo tak traktował większość ludzi, ale...
Tym razem robił to, żeby pokryć brak pewności siebie.
-Czy po prostu jest pan fanem naszych znamienitych burgerów?-zapytał, ignorując zaciekawione spojrzenia, jakie rzucały mu Laura i Katie, dwie pozostałe kelnerki na zmianie. Arthur nie miał w zwyczaju niepotrzebnie zagadywać do klientów – wręcz przeciwnie, zazwyczaj jego interakcje z klientami ograniczały się do... minimum. A tutaj?
Ledwie wysoki pływak przekroczył drzwi restauracji, a Arthur nagle przestał wyglądać tak, jakby miał zaraz zasnąć na jakiejś opuszczonej kanapie, kiedy tylko ktoś spuści z niego wzrok. Wydawał się dostać takiego jakiegoś zastrzyku energii, nawet jeśli obdarzał właśnie Crowley’a bardzo sceptycznym spojrzeniem.
.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {29/07/22, 01:32 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Zmysły Elliot’a jakby stały się wyczulone po tamtym wieczorze w Debbie’s. Z jakiegoś powodu, Morton kręcący się wokół Arthur’a wzbudzał nieprzyjemny skręt w żołądku pływaka. Najpierw naprawdę chciał to wszystko zminimalizować do tego, że mają wspólny układ jazdy do domu. Czy coś w tym stylu. Bo to miałoby jakiś sens, nawet jeśli było go niewiele. Jednak tych zbiegów okoliczności robiło się coraz więcej, i to w miejscach, gdzie taka umowa nie miała zbytnio sensu.
____Stał na korytarzu wraz z Simon’em, podśmiechowując się na jakieś rzucane, głupie żarty. Była z nimi też Mandy.
____Nawiązali… szczerze dobrą znajomość, mimo tego, jaki syf narobił w jej domu, a między nimi nie było żadnych romantycznych uczuć, wiedząc, że ten związek i tak się nie kleił, bo przede wszystkim oboje nie wiedzieli, czego chcą. Z sytuacji za to pozwolili sobie żartować, z tego jak idiotycznie wyglądał Elliot z potężnym siniakiem na skroni oraz pokaźnym strupem, przy którym musiała go bić po rękach, aby nie drapał. ”Zostaw to, bo będzie obleśna blizna!”, krzyczała za każdym razem, już sięgając po jakiś krem, aby załagodzić wykonane pazurami szkody. Była chyba jedną z nielicznych osób, które mógł teraz nazwać, że są prawdziwym znajomym Crowley’a. Nie spędzali za dużo czasu poza uczelnią, ale oboje studiowali tę przeklętą dyplomację, więc idealnie się składało. Przede wszystkim, jak chłopak potrzebował notatek.
____Były to jedne z ostatnich zajęć tego dnia, dlatego nie spieszyło mu się do sali, miał ochotę zapalić, ale za blisko było do rozpoczęcia polityki gospodarczej. I w ten sposób, niechętnie zbierając się z krzesła, minął gabinet profesorski. Z którego przed chwilą Arthur, a przez niewielką szparę miał szansę zauważyć, że w środku siedział Morton, odwracający zdjęcie swojej żony z powrotem w swoją stronę. Trybiki w głowie Elliot’a pracowały, ale kierowały go w bardzo nieprzyjemnym kierunku. Jednak moc plotek była wielka, przypadków było za wiele, a wszystko zbyt dobrze pasowało do siebie nawzajem. Zwolnił trochę kroku, aby przypadkiem nie dogonić Sullivan’a, choć miał wielką chęć zaczepienia go i spytania, co tu się kurwa odbywa. Ale to nie był jego interes. W teorii. W teorii powinien mieć to głęboko w nosie. Ale nie mógł. Dlatego w praktyce jego mózg zaaferowany sytuacją i wysilał się nad jakimkolwiek pomysłem, który miałby sens. Który nie pogorszyłby tej sytuacji tak jak pójście do kogoś wyżej i zwyczajne naskarżenie. To tak nie działa.
____Główkował nawet w domu, i to parę dni, aż przyszedł piątek i siedział u siebie w pokoju, ze szparą między podłogą a drzwiami zatamowaną ręcznikiem. Okno z kolei mocno uchylone. Ojciec wyjechał wczoraj, gdzie zdążyli się porządnie pokłócić o ostatnie zachowanie Elliot’a. A chodziło głównie o zmniejszanie swojego kręgu do Mandy i Simon’a, którzy nie byli jakoś mocno huczącymi nazwiskami, chociaż też pochodzili z bogatszej dzielnicy. Nie to w końcu starszy Crowley miał na myśli, kiedy chodziło mu o utrzymywanie wizerunku. ”Myślisz, że dlaczego odkąd się urodziłeś jeździliśmy na wakacje z Nelson’ami?!”. Jebani Nelson’owie, którzy przeważyli szalę cierpliwości a Elliot wybuchł, mówiąc, co Dan zrobił na imprezie, wliczając to rzucane przez niego wyzwiska - tylko nie wobec kogo, i że nie zamierza się z kimś takim spoufalać. Wzmianka ta była zbędna, doprowadzając ojca do szału, który pluł mu wręcz w twarz, trzymając dłoń na jego szyi i wyzywając, że sam się scwelił, skoro bronił kogoś takiego. Kompletnie zignorował fakt, że w bójce głównie chodziło o dobro Annie. Choć samemu Elliot’owi równie mocno zależało na tym, aby Sullivan nie skończył wbity w podłogę pokoju gościnnego.
____Matka jeszcze była, ale pakowała się, aby odwiedzić ciotkę. Do pokoju by nie weszła, ale na pewno planowała zapukać z informacją, że wychodzi. Więc wolał dmuchać na zimne, aby specyficzny zapach nie wydostał się do reszty domu
____ — Elliot, słońce? Ja wychodzę — powiedziała delikatnie — …w lodówce jest makaron, musisz go tylko odgrzać — dodała jeszcze, a Crowley umiał usłyszeć cień skruchy w jej głosie. Może i nie była świadkiem kłótni, ale blade ślady na szyi musiały jej szybko rozjaśnić sytuację. Rzadko kiedy szykowała dla niego jedzenie, jak wyjeżdżała. Wiedziała w końcu, że ma dostęp do pieniędzy, i że jak chce jeść, to pójdzie do restauracji.
____Och, um… dziękuję, mamo — brzmiało mu to strasznie nienaturalnie, w ogóle rzadko rozmawiali, bo nie mieli o czym. Ciche postukiwanie niskich obcasów świadczyło o jej odejściu, a zamykane drzwi o całkowitym opuszczeniu domu. Siostra kobiety musiała być już pod budynkiem, gotowa zabrać ją ze sobą. Wychylił się ostrożnie, aby zbadać teren. Pusto.
____Był zjarany. Porządnie zjarany. Zaczerwienione oczy były wystarczająco wymowne, ssanie w żołądku tylko się wzmacniało, a Elliot miał ochotę tylko się śmiać, kiedy przy każdym ruchu głowy świat wydawał się robić trzy obroty wokół własnej osi naraz. Zdążył zjeść trochę makaronu, na zimno oczywiście, bo korzystanie z piekarnika wydawało się ciężkim wyczynem. Zimny mu nawet smakował bardziej, więc bezwstydnie stał z łyżką nad miską, luźno opierając się łokciami o blat, aby nie wylądować twarzą w jedzeniu przy utracie równowagi.
____Ale miał ochotę na coś innego. Może na shake’a. Na frytki. Frytki Debbie. Tak, to zdecydowanie było to.
____Narzucił na siebie skórzaną kurtkę, zaskakująco pasującą do założonych czarnych dresów i białej, dopasowanej bluzki z logiem ’MTV’. Znalazł kluczyki w jednej z waz, do której zawsze wrzucał - cud, że pamiętał - i sprężystym krokiem znalazł się przy samochodzie. Piątek wieczór, więc większość ludzi już była raczej na wymarzonym celu, dlatego też nie martwił się kompletnie drogą. Skromnie sądził również, że jest wyborowym kierowcą. Wsiadł za kierownicę, włączając losową stację, gdzie akurat leciało ’Too Tough to Die’ - Ramones. Idealny utwór na wieczorną przejażdżkę do knajpy.
____Miejsca było wystarczająco na parkingu, aby chłopak płynnym ruchem wjechał na jedno z nich, na szczęście nie hacząc o cudze lusterko, czy rysując farby. Grzebał w kieszeniach, w poszukiwaniu kluczyków, które wciąż siedziały w stacyjce. Zajęło mu chwilę zauważenie ich, już miał panikować, że je zgubił, ale wtedy kolanem zahaczył o drobny, doczepiony breloki z zadowolonym uśmiechem zabrał je, zamykając za sobą pojazd. W końcu mógł wejść do środka, gdzie poczuł zapach smażonego jedzenia i mógłby rozpłynąć się na miejscu
____Sullivan! — zawołał uradowany, wyrzucając ręce do góry i truchtem znalazł się naprzeciwko chłopaka — Tak, znowu tutaj — dodał, kiedy znalazł się już przed nim, po czym bezwstydnie przytaknął jego słowom — I to i to — uśmiechnął się łobuzersko i niebezpiecznie, acz nieświadomie zbliżył się do Arthur’a, aby sięgnąć po leżące za nim menu na ladzie, po czym schylił się nad kartą, mrużąc mocno oczy, aby w ogóle doczytać literki na papierze — Wiem, że burgery Debbie są najlepsze, ale… zjadłbym frytki, wiesz? Takie wysmażone, rozumiesz? — nałożył nacisk, jakby była to sprawa życia i śmierci — Macie też w ogóle może shake’i? Bo też bym wypił, truskawkowego. Albo nie, wanilię. Nie wiem, co polecasz, kelnerze? — dodał, podśmiechując się na widok rażącej go w oczy, fuksjowej muchy — Ładnie Ci w różowym, wiesz? — dodał jeszcze, powstrzymując śmiech poprzez zagryzienie dolnej wargi.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {29/07/22, 02:57 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2

Nie takiej reakcji oczekiwał. Crowley w ogóle się nie spłoszył, wręcz przeciwnie, wydawał się wyjątkowo z siebie zadowolony i... Odpowiedział bez zająknięcia. Nie taki był plan. W ogóle nie taki. W pierwszej chwili, Arthur nie wiedział, czy pływakowi znowu coś odpierdoliło czy może coś sobie ubzdurał, ale na wyjaśnienie długo nie musiał czekać.
-Crowley, czy ty... –kiedy chłopak nachylił się do Arthur’a, żeby sięgnąć po menu, nagle jego twarz znalazła się mniej więcej na wysokości jego szyi. Był na tyle blisko, że Arthur był w stanie wyczuć jego zapach. I nie, nie chodziło o to, że Sullivan miał specjalnie wyczulony zapach węchu, czy jakieś dziwne upodobania, po prostu Crowley roztaczał wokół siebie bardzo charakterystyczną woń i to na tyle intensywnie, że Arthur musiał się skrzywić. Facet CAPIŁ ZIOŁEM na pół kilometra. –Boże, Crowley... Jesteś całkiem zjarany–pokręcił głową z niedowierzaniem. Cóż... Jakby nie patrzeć, był piątek. Nic dziwnego, że Elliot poszedł się rozerwać... Tylko tak jakoś dziwnie, że w dinerze pojawił się sam, bez kumpli. Oczekiwałby raczej, że ten tańcowałby gdzieś ze swoją drużyną pływacką, a nie włóczył się sam po mieście.
-I owszem mamy shake’i... Jesteśmy cholerną knajpą z fast-food’ami –wywrócił oczami. – Mogę ci zrobić truskawkowo – waniliowego jeśli chcesz –technicznie, nie powinien mieszkać smaków, bo ciężej było wtedy zapisać ile czego sprzedano, ale... ‘technicznie’ było pojęciem względnym. Pracownicy często mieszali kilka smaków dla siebie samych
‘Ładnie ci w różowym’
Arthur zgromił chłopaka spojrzeniem, po otrzymaniu ‘komplementu’. Już on mu da... On się z Crowley’owego mundurka w kinie nie wyśmiewał, a ten pacan co? Sullivan jak nic napluje mu w te ‘dobrze wysmażone’ frytki.
Dobra. Koniec końców w nie napluł, ale kiedy tylko je wyniósł z kuchni razem z dwukolorowym shake’iem, żałował, że tak dbał o reputację knajpy, bo przez okno wyjrzał na parking, a na nim...
Zobaczył zaparkowany pewien dobrze znany samochód.
Samochód, który biorąc pod uwagę stan jego właściciela i brak jakiegolwiek trzeźwiejszego towarzystwa, w ogóle nie powinien się tam znajdować.
-Crowley... –postawił (a raczej praktyktycznie rzucił nimi o blat) frytki i shake’ową mieszankę przed chłopakiem, wbijając w niego przenikliwe i wyraźnie ciskające gromy spojrzenie. –Nie mów mi, że w tym stanie przyjechałeś tu samochodem –Arthur dobrze wiedział, że ten owszem, przyjechał. Znał tylko jednego człowieka, który posiadał w Stasand Alfę Romeo w tym kolorze i modelu i jej właściciel siedział tuż przed nim. Poza tym na stoliku leżały jego kluczyki. Idiota definitywnie przyjechał samochodem, bez brania pod uwagę bezpieczeństwa swojego i innych ludzi... Aż dziw, że nie wylądował w jakimś rowie, tudzież kogoś nie potrącił.
-I co? Zamierzasz nim wracać? –kiedy otrzymał potwierdzenie... Święci pańscy, głupota coponiektórych naprawdę nie zna dna, prawda? Crowley ledwie poruszał się w skoordynowany sposób... Co go tknęło, żeby gdziekolwiek jechać? Czy on miał w ogóle krztynę instynktu samozachowawczego i logicznego myślenia, czy marycha już całkiem spaliła mu mózg? -Całkiem cię pojebało, czy co? Zabijesz się w tym tempie... Albo kogoś –westchnął ciężko.
Co ty robić? Nie mógł pozwolić mu wsiąć z powrotem do auta, ale knajpę też za chwilę zamykali, więc nie mógł go tu zatrzymać, aż ten wytrzeźwieje.
Pozostawała jedna opcja. Opcja, która wyjątkowo Arthur’owi nie pasowała, bo w końcu miał plan trzymać się od Crowley’a z daleka, żeby oszczędzić sobie więcej bólu i rozczarowań, kiedy chłopakowi znowu odwidzi się towarzystwo Arthur’a.
-To – zabieram –zgarnął kluczyki od auta Crowley’a, wrzucając je do kieszeni brązowych spodni z podwyższonym stanem, które miał na sobie. . -Nie wypuszczam cię z powrotem na drogę, żebyś kogoś potrącił –prowadząc w tym stanie, Elliot był zagrożeniem dla siebie i innych. Co mu w ogóle strzeliło do głowy? Jezu, Arthur miał ochotę wepchnąć go do głową w dół do maszyny do robienia lodu, bo może choć na chwilę by to pomogło.
-Nie patrz tak mnie, tylko jedz te swoje frytki w spokoju –mruknął cicho. –Kończę za dwadzieścia minut. Odwiozę cię do domu –odwrócił się na pamięcie, zanim zdążył przekonać sam siebie, że to był bardzo zły pomysł i że nie powinien tego robić (bo to szeptał w jego głowie cichy głosik brzmiący podejrzanie podobnie do Nigel’a) i wrócił do pracy.
Tak. To był głupi pomysł... Ale co miał zrobić? Nie mógł pozwolić Elliot’owi wracać autem do domu, a ten mieszkał za daleko, żeby Sullivan mógł go odprowadzić, a potem jeszcze wrócić do siebie, bo doczłapałby wtedy do domu pewnie koło drugiej albo nawet później także... To wydawało się najlogiczniejszą opcją, nawet jeśli oznaczało to gniecenie się w samochodzie ze zjaranym Elliot’em.
Dwadzieścia minut później Arthur, przebrany w granatowy, luźny sweter spod którego wystawał kołnierzyk białej koszuli i luźną, czarną marynarkę (miał tego dnia ważną prezentację na uniwerku, a do pracy przyszedł prosto po zajęciach), wychynął z zaplecza, z każdą chwilą mniej przekonany do swojego pomysłu. Było jednak za późno, żeby się wycofać (a przynajmniej tak sobie powtarzał), więc zacisnął tylko zęby i wepchnąwszy dłonie w kieszenie, starał się wyglądać tak, jakby był najbardziej zrelaksowaną osobą na tej planecie.
-Gotowy? –zatrzymał się przy jedynym wciąż zajętym stoliku (najwyraźniej Laura zdążyła już wyprosić resztę gości, zostawiając Crowley’a tylko ze względu na prośbę Arthur’a), opierając się o blat. Upewnił się, że miał wszystko w swojej skórzanej, leniwie przerzuconej przez ramię aktówce, pożegnał się z dziewczynami i Tom’em, życząc im dobrego wieczoru i był gotowy do drogi.
-Kurwa Crowley...-Wciąż nie mogę pojać, co ci w ogóle odjebało, że zdecydowałeś się prowadzić w tym stanie –mamrotał do siebie, cały nabzdyczony, kiedy przecinali parking, by dojść do Alfy Romeo chłopaka.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {29/07/22, 08:32 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Naprawdę? — oczy aż mu się zaświeciły na możliwość dwóch, wymieszanych smaków i ochoczo pokiwał głową. Skoro była taka opcja, to musiałby być głupi, aby z niej nie skorzystać — Nie bez powodu jesteście najlepszą knajpą — stwierdził z aprobatą bardziej do samego siebie, niż zgromadzonych kelnerów.
____Czuł intensywne spojrzenie prosto na sobie, ale nie mógł powstrzymać głupiego uśmiechu malującego mu się na buzi, kiedy zirytował Sullivan’a niewinnym komentarzem, dotyczącym jego pięknej stylizacji. Grzecznie jednak usunął się z jego przestrzeni i usiadł przy pierwszym wolnym miejscu, ignorując porozumiewawcze spojrzenia między pracownikami knajpy. Nogi wysunął daleko pod stołem, uważając, że te kanapy w knajpie to były nawet wygodniejsze, niż ta hotelowa.
____Przyglądał się kafelkom, gdzie niektóre z nich różniły się kolorem - pasowały do tego różu na mundurku Arthur’a - chwilami zlewały mu się razem, jak tracił ostrość w oczach. Dłonie luźno miał splecione na swoich kolanach, kiedy zjawił się przed nim Sullivan z jego jedzeniem, a to wręcz w filmowy, dramatyczny sposób wsunęło się przed niego, kiedy kelner mało delikatnie odstawił je na stolik. Dla Crowley’a dodało im to super efektu, a zapach uderzył go ze zdwojoną siłą. Shake stylowo prezentował się obok nich, z tym miksem kolorów, który dziwnie przypominał mu knajpę
____Hm? — zajęty był zajadaniem się, kiedy z opóźnieniem dotarło do niego pytanie chłopaka — No… no tak — odpowiedział po wzięciu łyka shake’a, jakby to było coś oczywistego. Przecież nie zostawi swojej kochanej Alfy na parkingu - co jak ktoś mu ją zarysuje? Pokręcił przecząco głową na samą myśl, nie mógł do tego dopuścić — Daj spokój Sullivan, jestem najlepszym kierowcą Stasand — powaga w jego głosie musiała być aż zabawna — Nie ma szans, że pod moimi sprawnymi dłońmi ktoś ucierpiałby na tej drodze — dodał, wracając do zapychania sobie buzi frytkami, które idealnie trafiały w potrzeby jego rosnącego głodu, a słodkość mlecznego napoju tylko je dopełniała.
____Co- jak to?! — sięgał już dłonią po kluczyki, ale w porównaniu do Arthur’a, jego ruchy były zaskakująco powolne, nawet nie dał rady ich musnąć opuszkami palców, a nie zamierzał grzebać w kieszeniach kelnera. Jęknął niezadowolony, kiedy dostał zakaz na prowadzenie. Od Sullivan’a. Nie od rodziców, policji, czy kogokolwiek. Nie. Od pieprzonego Sullivan’a. Z krzywą miną i ściągniętymi brwiami patrzył na chłopaka, który nie miał w planach zwrócenia mu kluczyków. Niechętnie wrócił do jedzenia, które skutecznie na nowo go rozpromieniło, ale wciąż z przekąsem zerkał na Arthur’a — Okej — mruknął niezadowolony, po czym wziął potężnego łyka przez rurkę.
____Dwadzieścia minut brzmiało jak mnóstwo czasu i Crowley już zaczynał się zastanawiać nad tym, jak go spędzi. Może policzy kafelki, albo zapyta którąś z kelnerek o sekret tych boskich frytek? Jednak obie były zbyt zajęte kończeniem zamówień, aby Elliot wyłapał odpowiedni moment na poproszenie o zdradzenie tajemnicy. Mogłaby nim być chwila, kiedy jedna z nich podeszła z lekkim, pozytywnym wyrazem twarzy, wręcz dziwnie naturalnym jak na porę i jej pracę. Podała mu rachunek, a kiedy wygrzebał z kieszeni odpowiednią kwotę, chwilę jeszcze stała, jakby na coś czekała, ale Crowley tylko niezręcznie podziękował, z luźnym uśmiechem na twarzy. Burknęła coś pod nosem i odeszła, ale nie został na długo sam, bo przyszedł po niego przebrany Arthur
____O mój boże, chyba nie jestem ubrany odpowiednio do okazji — dramatycznie zacisnął dłonie na swojej kurtce z postawionym tylko połowicznie kołnierzem — Gdybym wiedział, że idziemy potem na randkę, to bym przynajmniej spodnie zmienił — dodał figlarnie, po czym grzecznie podniósł się ze swojego miejsca, łapiąc się blatu, kiedy nagle zakręciło mu się w głowie. Fakt, trochę długo siedział, więc nie powinien się dziwić. Parsknął krótkim śmiechem, kiedy już ustał na nogach i kilkoma dużymi krokami wyrównał się z Sullivan’em.
____Chciałem Cię zobaczyć, Sullivan — odparł beznamiętnie, w pełni poważnie. Był też głodny, wiadomo, ale głównym motywem zjaranego Elliot’a było zobaczenie Arthur’a. Zasiadł na miejscu pasażera, trochę naburmuszony, bo chciał prowadzić, ale to prawo zostało mu odebrane i czekał, aż chłopak odpali pojazd, a początek drogi mijał im… w ciszy. Czasami tylko Crowley nagle się unosił z ekscytacją, jak widział cudzego psa w ogrodzie albo kota, siedzącego na płocie, co prędko go rozkręciło — Rozmawiałem wczoraj ze swoim tatą — zaczął, wyglądając szalonym wzrokiem za okno w poszukiwaniu czegoś ciekawego — Opierdolił mnie, że nie zadaję się już z Dan’em, bo oni tacy ważni są w Stasand i tak dalej. I wtedy normalnie myślałem, że któraś z żył mi pierdolnie, wiesz? — odwrócił się na moment w jego stronę, delikatnie klepiąc chłopaka po ramieniu, aby ten na pewno go słuchał — I wiesz, co było dalej? Nie no normalnie, nie uwierzysz. Mówię Ci Sullivan. Powiedziałem mu, co ten chuj zrobił na imprezie. Ominąłem oczywiście dane osobowe — uniósł dłonie w geście obronnym, ze śmiechem szybko postępującym po geście — I wiesz miałem takie ”Wow Elliot, ale mu teraz powiedziałeś” — komicznie zniżył głos, żeby brzmieć poważniej i skrzyżował też ręce na klatce piersiowej. Brakowało mu okularów przeciwsłonecznych na nosie — Ale potem już się trochę stary zdenerwował, bo czaisz, że chciał mnie udusić? Normalnie tyle brakowało, żebym tam odleciał. Pojebane. Aż mamie się chyba przykro zrobiło, bo mi obiad przygotowała dzisiaj — pokiwał z niedowierzaniem głową, a kurtka przy gwałtownych ruchach sama zsunęła mu się z ramion. Jak o tym myślał, to nawet go szyja chwilami pobolewała, dlatego wolał tego nie robić. Mimo to chciał się pochwalić chłopakowi, dać jakiś dowód, że przejrzał trochę na oczy. Może niewiele to dawało na tle jego poprzedniego zachowania, ale on sam czuł się z tym lepiej. Mimo strachu, który przez niego przepływał w trakcie tamtej dyskusji i goryczy w trakcie wieczoru i następnego ranka.
____Lubię Cię, Arthur, wiesz? — zaczął, kiedy bardzo powoli wjeżdżali w dzielnicę, gdzie mieszkał. Zamknął oczy, zsuwając się lekko na fotelu i dając efekcie zielska się objąć. Przyjemnie kręciło mu się w głowie, czuł się wyjątkowo lekki — Lubię, jak mnie opierdalasz, za głupoty co robię. Albo jak dogryzasz mi za moją wiedzę - a raczej jej brak - filmową — leniwy uśmiech znowu znalazł sobie miejsce na jego ustach, obrócił lekko głowę, aby móc spojrzeć na profil prowadzącego samochód Sullivan’a — I jestem chujem. Wiem to. Większość czasu to równie dobrze mógłbym Cię opluć i wyszłoby na to samo — na samą myśl chwilowo się skrzywił — Ale to dlatego, że… że nigdy nie byłem bardziej zdezorientowany — zaśmiał się niby gorzko, niby żartobliwie. Filtr u niego nie istniał, kiedy przemawiała przez niego odwaga, wywołana ziołem — To nie znaczy, że na to zasłużyłeś! Oczywiście, że nie — szybko dodał, aby chłopak go źle nie zrozumiał. Nie było dobrego wytłumaczenia jego zachowania — Myślałem dużo ostatnio - wiem, zaskakujące. I doszedłem do wniosku, że mój ojciec, uwaga, nie ma we wszystkim racji! — zaśmiał się, przesuwając dłonią po twarzy. Ciężko było mu tak uważać większość młodości, kiedy siłą był uczony “zasad” i krzywej moralności.
____No, to tyle. Chyba. Nie wiem, nie pamiętam, co jeszcze chciałem powiedzieć. Po prostu - lubię Cię Arthur, przepraszam i przy okazji bardzo uroczo wyglądasz w tym swetrze — wymruczał, czując, że jest w stanie przysnąć na fotelu. Nie wiedział nawet, ile drogi im zostało, ale wolałby, żeby ta ciągnęła się bez końca. Aby mógł jeszcze po prostu pojeździć sobie z Sullivan’em i wyrzucić to, co mu siedziało na języku, kiedy coś tam się znajdzie. Nie chciał wracać do pustego, zimnego domu, kiedy teraz było mu tak dziwnie ciepło na sercu.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {29/07/22, 11:29 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Miałem dzisiaj prezentację. Profesor Hopkins obniża oceny za „ubiór nieprofesjonalny”, także... Nie zawsze wyglądam jak bezdomny –burknął. Nie wiedział jak się zachować, kiedy to Elliot, sam z własnej, nieprzymuszonej woli z nim flirtował, Arthur nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czuł się trochę tak, jakby tracił grunt pod nogami, a każdy krok prowadził go w zupełnie niezbadane okolice. Nie był pewien jak zareagować, zwłaszcza, że nigdy nie był przy spalonym Elliocie, także nie wiedział czy to było normalne, czy nie.
Prowadził... Ostrożnie. Nigdy wcześniej nie jechał Alfą Crowley’a, a do każdego nowego samochodu trzeba się przyzwyczaić, a nie chciał być tym szoferem, który doprowadził do jakiegoś wypadku, po tym jak tyle opierdalał Crowley’a o tworzenia niebezpieczeństwa na drodze.
Arthur wbijał wzrok w drogę przed sobą, skupiony tylko i wyłącznie na oświetlonym lampami ulicznymi i światłami samochodu. Czuł się... Niezręcznie. Nie wiedział co powiedzieć, ani jak się powinien zachowywać, nie wiedział po cholerę w ogóle zasugerował, że odwiezie Crowley’a, skoro znaczyło to, że będzie musiał przejść połowę Stasand na pieszo. Ech... To dostawał w zamian za dobre serce...
Crowley w końcu najwyraźniej zdecydował, że cisza przeciągała się wystarczająco długo, bo... Zaczął mówić. A Arthur tylko słuchał, bo po pierwsze, nie wiedział jak zareagować, ani co powiedzieć, jako że to był chyba pierwszy raz, kiedy Crowley rozmawiał z nim o czymś tak osobistym, jak rodzina, a po drugie, nie był pewien co powiedzieć.
Dopiero po dłuższej chwili się wtrącił.
-Em... Twój ojciec chce, żebyś się przyjaźnił z kimś, kto prawie kogoś zgwałcił ze względu na jego pozycję socjalną? –zamrugał. To... Nie brzmiało dobrze. W sensie... Nie znał ojca Crowley’a, ale... Już go nie lubił. Wystarczyło to co usłyszał... Żeby żołądek nieprzyjemnie mu się ścisnął. Elliot mówił o tym, że jego ojciec próbował go udusić, jakby to było nic takiego.
Ale bądźmy szczerzy... Ojciec Arthur’a zlecał morderstwa ludzi, a nigdy nie podniósł ręki na żadne ze swoich dzieci (poza tym razem, kiedy złamał Arthurowi nos). Także, dla Sullivan’a to była... bardzo niepokojąca informacja. Czy całe życie Elliot’a tak wyglądało?
-Brzmi jakby jego priorytety były... nie na miejscu-naprawdę, brzmiało to jak jakaś obesja na punkcie pozycji socjalnej. Arthur nigdy nie rozumiał takich ludzi.
-Wszystko z tobą w porządku? Jesteś pewien, że zostanie w domu... będzie dla ciebie bezpieczne? Wolałbyś, żebym zawiódzł cię do jakiś znajomych?-zerknął niepewnie na Crowley’a. Nie wiedział co powiedzieć. Gdyby ten był trzeźwy, na pewno nie mówiłby akurat i]Arthur’owi[/i] takich rzeczy. To marycha go do tego motywowała, ale Sullivan... Nie mógł pozwolić, żeby ten wracał do domu, w którym jest bity za to, że wyraża odmienną opinii od tej, którą przyjmuje jego rodziciel. Po prostu nie. To by nie było... w porządku.
-I... to dlatego jesteś spalony? –zapytał cicho. Odreagowywanie... To by tłumaczyło palenie marychy w samotności.
‘Lubię cię Arthur...’
Miał na myśli... W sensie... Lubię. Nie lubię, lubię, prawda? Czysto platonicznie. Jako... Potencjalnego przyjaciela? Bo... Tenn dał mu już do zrozumienia, że nie jest zainteresowany niczym natury potencjalnie romantycznego, czyż nie?
-Dlaczego jesteś zdezorientowany? –zmarszczył brwi. –Bo jestem gejem? Wiem, że społeczeństwo uczy nas inaczej, ale naprawdę, to nie jest jedyna cecha, która mnie definiuje i wbrew pozorom nie jesteśmy całkiem... niegodni sympatii –westchnął cicho. Czyli Crowley miał epifatum. Arthur nie był materiałem do nienawiści, tylko dlatego, że urodził się taki jak się urodził. Dobrze dla niego.
-Możesz mnie lubić w czysto przyjacielskim tego słowa sensie. Rozumiem –ach. Czyli po tym jak jego serce zostało złamane, po tym jak on i Crowley o mało nie stali się wrogami, po tych dziwnych, sporadycznych spotkaniach z Crowley’em... lądował w friendzonie. Naprawdę, kolejna forma tortury, ale... Jak już stwierdził wcześniej był masochistą.
Dlatego nie był w stanie powiedzieć Elliot’owi, żeby ten się odpieprzył z tym swoim ‘lubię – cię – Sullivan – bo – jednak – nie – jesteś -taki – obrzydliwy-jak – myślą- moi – przyjaciele’, czy coś w tym stylu.
Powinien na tym skończyć ich rozmowę i nie dodawać nic więcej
-Już ci powiedziałem, że mogę tylko zaakceptować fakt, że złamałeś mi serce i ruszyć dalej. Nie musisz obwiniać się za to, że potraktowałeś mnie okropnie. Rozumiem, że chciałeś spróbować czegoś innego, poukładać sobie w głowie...A ja po prostu byłem pod ręką. Nie musisz się ciągle o to obwiniać i wyzywać się od hujów. Jakby nie patrzeć zrobiłem podobną rzecz Annie, prawda? Przeprosiłeś. Ja przyjąłem to do wiadomości. Nie jesteś totalnym dupkiem i masz sumienie. Każdy z nas robi czasem rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili i potem ich żałuje. Zrozumiano. Nie ma nic więcej do powiedzenia w tym temacie... –westchnął cicho. Naprawdę nie chciał do tego wracać. Wszyscy czasem robią okropne rzeczy, z którymi czują się źle. On sam był tego najlepszym przykładem. W ciągu ostatnich paru miesięcy zrobił rzeczy, ktorych naprawdę, naprawdę żałował. I nic nie mógł z tym faktem zrobić. Przeprosił. Ale przeprosiny czasem nie wystarczały, żeby naprawić to co było nie tak... Annie chyba nigdy nie miała mu wybaczyć.
On potrafił zrozumieć. Potrafił postawić się w roli Eliott’a (a przynajmniej tak mu się wydawało, bo nawet kiedy pływak w końcu mówił, to wciąż było nieco dezorientujące.
-Ale nie wiem czy mogę być twoim przyjacielem, jeśli to jest to czego chcesz Elliot... To wciąż... Boli... A twoje nagłe pojawianie i znikanie się, powoduje, że nie przestaje boleć, a zamiast tego tylko utrudnia ruszenie do przodu. A ja najwyraźniej jestem wystarczającym masochistą, żeby trwać w tym stanie... –uśmiechnął się smutno, przygryzając wargę.
Skręcił w kolejną uliczkę, która o ile się nie mylił była ulicą, na której mieszkał Crowley. Był tu ledwie parę razy wcześniej, ale był na dziewięćdziesiąt procent pewien, że znalazł właściwe miejsce, więc zaparkował, czekając na instrukcje od Elliot’a. Jeśli ten wolał, żeby Arthur zawiózł go gdziekolwiek indziej, ten był gotowy to zrobić. Ba... Pewnie by nalegał, gdyby ten odmówił. Po prostu... Nie mógł go tam zostawić.


Ostatnio zmieniony przez Dijira dnia 18/08/22, 01:31 am, w całości zmieniany 1 raz
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {30/07/22, 12:54 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Wzruszył jedynie ramionami na zmartwione spostrzeżenie Arthur’a. Sam zdążył się przyzwyczaić do krzywego spojrzenia ojca na relacje, dlatego też nie pomyślał o tym, szczególnie w swoim stanie, że to nie jest coś codziennego
____Wielki i Potężny Dylan Crowley może trzymać się tylko w wyborowym towarzystwie. Tak samo jego syn — zgiął rękę przed swoim torsem w nieudolnej próbie ukłonu, choć miejsce mu niezbyt na to pozwalało — Przynajmniej makaron był dobry. Z kurczakiem w dodatku, normalnie aż się zdziwiłem — wrócił do tematu jedzenia, jakby trochę zboczyć z nieprzyjemnych terenów jego rodziny. Pokręcił przecząco głową, kiedy temat był dalej ciągnięty, schodząc teraz na jego dom - ojciec teoretycznie nie powinien wrócić do niedzieli rano, a ani Simon’owi, ani Mandy nie chciał zawracać głowy. Zresztą, byłoby to aż dziwne, bo zazwyczaj tego nie robił — Spalony? Ja jestem tylko i wyłącznie lekko doprawiony, Sullivan — zażartował, choć sytuacja może się o to nie prosiła. Odchrząknął więc z odrobiną niezręczności wirującej w jego brzuchu i wyjrzał za okno, opierając łokieć o drzwi pojazdu — Między innymi, jest też piątek — odpowiedział w końcu, zostawiając temat w powietrzu. Arthur nie naciskał dalej, więc sam Crowley nie brnął głębiej, nie czując zwyczajnie do tego potrzeby. I tak powiedział już dużo, ale waga słów kompletnie mu umknęła, był przekonany, że nie powiedział nic dziwnego. Ale najwidoczniej musiało być inaczej, patrząc na zmartwionego Sullivan’a, który wydawał się faktycznie przejąć sytuacją rodzinną.
____Skłamałby, gdyby przyznał, że nie oczekiwał reakcji Sullivan’a, choć już powoli przysypiał na swoim miejscu. Nie spodziewał się jednak, że ten odbierze to w kompletnie pokraczny sposób, na co Elliot chciał uderzyć się z całej siły w czoło. A myślał, że to on pokracznie rozumie ludzi. Zostawcie to Arthur’owi, żeby był w tym od niego o krok dalej. Może to ludzie czuli, jak musieli komunikować się z trzeźwym Crowley’em, który nie umiał trzymać języka za zębami tylko wtedy, kiedy miał coś wrednego do powiedzenia.
____Mimo to spokojnie wysłuchał chłopaka, zagryzając od środka dolną wargę, aby powstrzymać buzujący w nim od środka chichot. Chichot. Elliot Crowley był blisko chichotania przez jebanego Arthur’a Sullivan’a. I z dziwnego powodu miało to dla niego jak największy sens
____Arthur, mój drogi, nie. Nie o to chodzi — zaśmiał się, opierając na chwilę dłoń na ramieniu kierowcy. Musiał jedną dłonią zasłonić usta, a drugą machał intensywnie, byleby chłopak go źle nie odebrał. Nie śmiał się z jego wyznań, bo gdzieś zostawiły gorzki posmak, jednak rozbawienie poprzez błąd w komunikacji, jaki zaszedł, było silniejsze — Nie śmieję się z twoich uczuć, przysięgam Ci — dodał jeszcze, rysując krzywo krzyż na sercu — Nie jestem zdezorientowany tobą. Tylko sobą — uspokoił się w końcu, oczy lekko załzawione przez wstrzymywany chichot, a palce delikatnie osunęły się z zakrytej swetrem ręki chłopaka — Zostańmy przy tym, że Cię lubię Sullivan, okej? A znikać już nie zamierzam, będę Ci dalej zatruwać życie — nie zamierzał mieszać chłopakowi dalej, zostawiając go z tymi słowami i szczerym uśmiechem, który sprawiał, że musiał mieć przymknięte lekko oczy.
____Nie było mu już tak do śmiechu, kiedy zatrzymali się przed ciemnym domem. Zero świateł, nie stał też drugi samochód, należący do starszego Crowley’a. Dosłownie nic. Jedyne źródło jasności, ledwo co widoczne, wynosiło się z basenu w ogrodzie, ale Elliot i tak go nie widział, bo musiałby do tego wyostrzyć wzrok. Gryzł polik od środka, patrząc na drzwi, potem na drogę, a potem znowu na drzwi domu
____Oferta pojechania gdzie indziej dalej stoi? — spytał po chwili ciszy i sztywnego trzymania klamki samochodu. Nie chciał być w domu sam. Za dużo emocji zdążyło się w nim nabuzować, mimo że większość z nich była pozytywna. Ulżyło mu, kiedy Arthur bez żadnych przeciwstawień zawrócił na wjeździe — Tylko nie do Simon’a lub Mandy. Nie wiem, możesz mnie nawet pod most wywieźć, ale nie do nich — powiedział z przekąsem, na nowo rozkładając się w samochodzie. W pewnym momencie drogi nawet wgramolił się na tylne siedzenia, kopiąc ramię Arthur’a, za co przeprosił, kiedy przestało go to nieziemsko bawić. Przejechał też parę razy ostrożnie dłonią, aby usunąć niewielką ilość piasku, która tam została
____Może ty masz coś ciekawego do powiedzenia Sullivan. Ciągle ja mówię. Aż mi sucho w gardle i to nie od dymu — złapał za jego zagłówek, jak i ten po drugiej stronie, aby się podeprzeć i być bliżej chłopaka. Zmienił miejsce, żeby odpocząć, ale bardzo szybko mu się to znudziło. Z kolei nie zamierzał znowu pchać się do przodu, ograniczać widoczność a przy okazji, była bardzo duża szansa, że tym razem butem trafiłby w głowę Sullivan'a, a nie jego ramię czy tors. Wtedy miałby całkowite prawo zrezygnować z wożenia jego dupska — Co tam u Nigel’a i Mark’a, na przykład? Powiem Ci, że ten drugi to chyba szczerze mnie nienawidzi — dodał, myśląc głęboko, co ten mu wtedy jeszcze powiedział. Nie wliczając w to oczywistej groźby, którą rzetelnie teraz łamał, bez większego wstydu i problemu — Byłeś więcej razy zobaczyć ’Terminatora’ czy Harrison’a Ford’a? — dodał zaczepnie, nawet nie zamierzając użyć nazwy filmu do porównania — Tak mówiąc tylko między nami, to co Ci się w nim podoba? Bo jakoś tego no… nie widzę. Rozumiem takiego Danny’ego Zuko, ale Jones? Arthur, you can do better — dodał z dezaprobatą, wsysając powietrze przez zęby. Zerknął w stronę szyby, zaciekawiony, gdzie w ogóle są. Minęli znowu knajpę, gdzie poczuł ukłucie żalu, że Sullivan teoretycznie musiał jechać w tę i z powrotem — Gdzie w ogóle mnie zabierasz? Tak naprawdę to żartowałem z tym mostem. Zimno jest, zamarznę. Albo co jak mnie jakiś… dzik znajdzie? Może jeszcze wścieklizny dostanę? Miej serce Arthur, bo będę Cię nawiedzał z pianą w pysku — naprawdę się zmartwił, że ten go wysadzi w lesie lub przy jakimś jeziorze, aby spał sobie w łódce i pozostawi go losowi, a Elliot w swoim stanie na pewno nie byłby zgodny się z nim borykać i jeszcze wyjść z tego cało. Pewnie przy pierwszym kroku skończyłby twarzą w trawie lub co gorsza, w wodzie. I by go rano wyłowili, a on niczym smutny duch płakałby nocami nad jeziorem, jaki to jego los nie jest och-strasznie-okropny.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {30/07/22, 03:27 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur wciąż do końca nie potrafił pojąć, co Crowley ma na myśli, głównie dlatego, że był bardzo zajęty przekonywaniem samego siebie, że Elliot nie ma na myśli tego co Arthur myśli, że ma na myśli. Nie chciał narażać się na kolejne rozczarowanie, nie chciał pozwolić sobie na niepotrzebne robienie sobie nadziei, tylko, żeby Crowley miał po raz kolejny zmienić zdanie, kiedy zrobi się nieprzyjemnie lub ciężko. Albo... Żeby okazało się, że mówi to wszystko, nie dlatego, że naprawdę tak myśli, a przez marychę, którą wypalił.
Lepiej było... udawać nawet przed sobą, że nie rozumie. Bezpieczniej dla jego zmarnowanego serduszka – jednak musiał przyznać, że z ulgą przyjął fakt, że Elliot zdecydował się pojechać gdzieś indziej, bo czułby się wyjątkowo nieswojo zosotawiać go samego w domu, do którego nie wiadomo kiedy mógł wrócić jego ojciec... Który definitywnie nie byłby szczęśliwy, biorąc pod uwagę stan w jakim znajdował się pływak.
Dlatego bez komentarza  zawrócił na podjeździe i zaczął jechać z powrotem w stronę centrum, ignorując wybryki Crowley’a, który wydawał się nie być w stanie usiedzieć w jednym miejscu (odwrócił się tylko, żeby burknąć – ‘usiądź jak człowiek i zapnij pas’) i milczeć przez dłużej niż pięć sekund. To było... Definitywnie coś nowego.
-Mark ma się dobrze. Trochę ostatnio choruje… I naprawdę nie wiem, dlaczego miałby cię nie lubić, w końcu nie raz udowodniłeś, że jesteś najprzyjemniejszą kreaturą pod słońcem –rzucił sarkastycznie, wciąż nieświadomy faktu, że istotą konwersacji pomiędzy Mark’iem, a Crowley’em był on sam. –Nie wszyscy są takimi mięczakami jak ja –on, zamiast wkurwiać się dalej na Crowley’a, wiózł go do siebie do domu, bo nie był pewien co innego z nim zrobić.
-Nigel jest zajęty, bo ma jakiś duży projekt semestralny i praktycznie mieszka w studio. -dlatego Arthur nie widywał go tak często, jakby chciał.
-Hmmm... Jako pojedynczy film? Terminatora, ale to nie dlatego, że był lepszy od Indiany Jones’a... Jones był obiektywnie lepszym filmem. Poza tym każdy ze Star Wars’ów widziałem kilka razy, więc koniec końców chyba Ford wychodzi na topie... –po prostu w czasie Indiany Jones’a nie potrzebował ucieczki od swojego życia, a  tym właśnie stał się dla niego Terminator.
-Danny Zuko? Jak mam być szczery, to Travolta nigdy szczególnnie mi się nie podobał... Nike wiem, coś w jego  twarzy jest po prostu... nie tak. Han Solo jest najlepszą postacią w Star Wars’ach nie licząc Mistrza Yody, a Indiana Jones jest cholernym archeologiem, który walczy z nazistami... Czego tu nie lubić? George Lucas to  geniusz, jeśli idzie o budowanie światów... A Ford gra dwoje z jego najbardziej udanych postaci –tsa, dyskutowania z Crowley’em na haju o filmografii... Tak właśnie Arthur zakładał, że się potoczy jego dzień, kiedy zaczynał swoją zmianę w pracy. -I proszę, powiedz mi, jak niby mogę ‘do better’. Umawiałem się z tobą, czyż nie? To raczej nie wskazuje na zbyt wysokie standardy-uśmiechnął się złośliwie. Crowley nie będzie mu tutaj obrażał bezkarnie Harrison’a Ford’a. Co to to nie. Ford był jego ulubionym aktorem,  a to znaczyło, że Elliot nie miał prawa krytykować... Nie bez odegrania się.
-Nie zamierzam porzucać cię w lesie, Crowley –westchnął cicho. Tego co planował zrobić… Pewnie pożałuje. Ale… Nie znał przyjaciół Crowley’a, a nie wyglądało na to, żeby ten był chętny podzielić się z Sullivan’a informacją na ich temat, poza powiedzeniem mu do kogo go nie zawozić. To pozostawiało jedną opcję. –Jestem mściwy, ale nie na tyle mściwy… Jest cholerny listopad –nie zostawiłby go na zewnątrz samego w stanie, w którym się teraz znajdował. Nie był pewien co Crowley sobie o nim myślał, ale wbrew pozorom, nie chciał, żeby ten gdzieś przymarzł do jakiejś ławki, czy coś w tym stylu.
-Nie mieszkam już przy uniwersytecie –westchął cicho, skręcając w znajomą dróżkę, do dzielnicy starych willi z lat trzydziestych, które zamieszkane były głównie przez starsze pokolenie mieszkańców Stasand, bo wyjątkowo dobrze sprzedawały się w latach powojennych. –Zapytam Debbie czy możesz się przespać na kanapie. Jak nie, to nie wiem co z tobą zrobić –ech... Naprawdę nie był pewien tej decyzji. Nie był do końca przekonany, jeśli idzie o wpuszczenie Crowley’a w swoją...przestrzeń życiową. Kiedy mieszkał z Adam’em przy uniwerku, nie miał z tym jakiś większych problemów, ale wtedy... Wszystko było inaczej.
W końcu zaparkował przed niewielkim, dwupiętrowym domem z czerwonej cegły z dużymi, białymi okiennicami. Dom otoczony był eleganckim trawwnikiem z przodu, a z tyłu miał niewielki ogród w stylu angielskim, gdzie pani Rose chodowała swoje kwiaty.
-Poczekaj tutaj-rzucił, odpijając pas (i zachowawczo zabierając również kluczyki, żeby w razie czego Crowley nie wymyślił czegoś głupiego), po czym wyskoczył z samochodu, szybko wchodząc do środka...
Jak się spodziewał Debbie czekała na niego w salonie. W szlafroku, z papilotami na włosach... Zawsze to robiła, kiedy wracał z pracy wieczorami, jakby chciała się upewnić, że na pewno dotarł do domu. W zasadzie... Jakoś tak ciepło mu się robiło na sercu.
-No, no… Widzę, że zajechałeś dzisiaj samochodem. Dorobiłeś się nowego pojazdu? –odezwała się starsza pani znad swojej książki, która czytała na kanapie.
-Nie… To mojego…emm… przyjaciela. Nie jest do końca trzeźwy. Planowałem odwieść go do domu, ale jego sytuacja rodzinna nie jest najlepsza–wyjaśnił. Czuł się źle, prosząc Debbie o przysługę i zdenerwowanie wręcz się z niegog wylewało, ale...  – Może spać na kanapie, albo… Albo u mnie w pokoju, żeby wam nie przeszkadzać? Obiecuję dopilnować, żeby nie zrobił niczego głupiego –przygryzł wargę, wyłamując kciuki, ale ku jego uldze, Debbie, bo chwili zastanowienia się zgodziła.
Stanęło na tym, że wyciągnął zapasowy materac i Crowley prześpi się na podłodze w pokoju Arthur’a, także chłopak wyszedł z powrotem na zewnątrz i poszedł po pływaka.
-Okey. Chodź –otworzył przed Crowley’em drzwi jego samochodu, po czym zamknął je i upewnił się, że wszystkie zamki są zamknięte,  a potem poprowadził Elliot’a wyłożoną kamieniami ścieżką do domu, starając się jak najdyskretniej przemknąć przez ciemny parter, żeby nie obudzić pani Rose, która najpewniej już stała (a Debbie szukała pościeli dla Crowley’a) i zaprowadził pływaka na piętro, gdzie mieścił się ‘jego’ pokój. O którym wciąż tak naprawdę nie myślał jako o ‘jego’ pokoju, nawet jeśli Debbie pozwalała mu zmieniać co chce... W jakiś sposób wydawało mu się to nie w porządku, nawet jeśli decor nie był za bardzo Arthurowy... Głównie dlatego, że on zamiast plakatów zespołów rock’owych popularnych dwadzieścia lat wcześniej powiesiłby na ścianach plakaty filmowe, tak jak w jego starym pokoju. Tak poza tym jednak, to wystrój był całkiem przyjazny. Pokój nie był duży, ale pomalowany na szaroniebiesko. Dach był spadzisty, a okno wychodziło na ogród, także widok z niego był całkiem przyjemny. Na półkach przy ścianie i nad łóżkiem stało mnóstwo książek (okazało się, że Arthur i Rupert, zmarły syn Debbie mieli podobny gust jeśli o literaturę idzie). Teraz półki dodatkowo ozdobione były kolekcją figurek akcji Arthur’a. Stojące pod oknem biurko było za to zawalone całkiem Arthur’owym bałaganem – książkami historycznymi z biblioteki, podręcznikami do francuskiego, papierami z rzeczami, które zapisywał dla gazetki i tak dalej i tak dalej.
-Tu macie pościel chłopcy –Debbie pojawiła się na chwilę z poduszką i kocem, mierząc Crowley’a bardzo badawczym spojrzeniem. Najwyraźniej zdecydowała jednak, że jest za późno na rozmowy... Arthur miał przeczucie, że pływak miał trafić na przysłowego grilla/ –[color=grey]Dobranoc-[/icolor]rzuciła cicho.
-Chcesz coś do przebrania? Mało prawdopodobne, że znajdę coś co będzie dobrze pasować, ale mam parę luźniejszych koszulek, w które powinieneś się zmieścić –jakby nie patrzeć Crowley był jakieś dziesięć centrymetrów wyższy od Arthur’a, także ciężko by było znaleźć coś co nie było zbyt krótkie, zwłaszcza jeśli o spodnie idzie.
-Zaraz przyniosę ci materac –wyraźnie czuł się nieswojo, kręcąc się po pokoju trochę tak, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić i unikał patrzenia w kierunku Crowley’a. Był zdenerowany. Nie był pewien dlaczego. W końcu to był jego pomysł i nikt go nie przymuszał, ale... To nie tak, że byli przyjaciółmi, nie tak naprawdę, czyż nie? I no... Jakoś tak dziwnie mu było z tym wszystkim.[/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {30/07/22, 09:57 pm}

E L L I O T ' E L L I E ' C R O W L E Y
____Zmarszczył nos, drwiąco naśladując Sullivan’a, który nie szczędził w milusińskich komentarzach. Ale o wiele wolał, jak tak ze sobą rozmawiali, niż gdy było niezręcznie i panowała tylko niezręczna, wręcz męcząca cisza. W ogóle lubił rozmawiać z chłopakiem. Tak o - po prostu, skrycie chciał wiedzieć, co u niego, jak się ma. Ale przyznanie się do tego wydawało mu się, przynajmniej każdego innego dnia, głupie i niesłuszne. Bo z jakiej niby zasady mógłby on ciekawić się życiem Arthur’a?
____Oparł brodę o obie ręce, które wygodnie znalazły się na jego kolanach i słuchał argumentów co do filmów i jego… upodobań. Mruczał czasami w odpowiedzi, zaangażowany i ciut rozbawiony jak poważny był to temat. Nie powinno go dziwić to, że chłopak skupiał się na postaciach i ich przygodach, nastawieniu i tym, co dokonali, a nie jak prosty Crowley, który uważał, że Danny miał super styl, i że chciałby mieć tyle charyzmy, co on. A nie wspominając już o jego nieziemskich ruchach, którym dorównywać nie mógł, acz nie powstrzymało go to przed nauczeniem się układu ’Greased Lightning’ w przerażająco szybkim czasie, a do teraz byłby w stanie wykonać go z zamkniętymi oczami. Już mając te czternaście lat, skakał po kanapie, czy w gorszym przypadku wyspie kuchennej, jak był sam w domu i zdobył film z wypożyczalni, kiedy była taka możliwość, a ten leciał non stop, aż nie wróciła mama, która wyłączała go przed przyjazdem głowy domu, bo wtedy dostałby porządny ochrzan za “potencjalne” niszczenie mebli
____Przepraszam? Nie no teraz to mnie uraziłeś. Nie pozbieram się po tym — powiedział z wymuszoną i przedramatyzowaną obrazą, łapiąc się za serce i upadając na tylne siedzenia. Nie zapiął się, tak jak nakazał mu Sullivan - zapomniał i uznał, że chłopak i tak nie zwróci uwagi. Co mu w końcu wadził ciągle wiercący się Crowley, prawda? Kopnąć go znowu nie planował, a Arthur jechał ostrożnie, więc nie obija się nieustannie o tyły siedzeń. Jego ciągłe chodzenie od jednego okna do drugiego mogło być drobnym, niewielkim rozproszeniem.
____Odetchnął z ogromną ulgą, kiedy został zapewniony, że nie spędzi tej nocy gdzieś w dziczy razem z dzikami lub rybami. Nie wiedział, co by wtedy zrobił - o ile w ogóle miałby jakąś możliwość, bo by go coś rozszarpało i znaleźliby jego ulubioną kurtkę w jednym miejscu, gdzieś palec a gdzieś spodnie, gdzie w kieszeni wciśnięty był portfel, w którym nie licząc pieniędzy, była karta zniżkowa na lody. Dokumenty trzymał osobno, tego akurat nauczyła go matka, niechcąca mieć wypchanego po brzegi portfela każdym, możliwym papierem. I dzięki temu nie byłoby mu aż tak smutno, gdyby go zgubił, skoro i tak nie trzymał w nim wszystkich pieniędzy - musiałby być w końcu głupi, więc większa ich ilość skryta była w jednej z szuflad, jako awaryjne środki. Gdyby miała go spotkać jakaś wyjątkowo chujowa sytuacja.
____Wskazywał palcem na przeciwną drogę, kiedy jechali w innym kierunku niż ten, co był mu znany latem, ale Arthur szybko rozwiał niepewności, tłumacząc, czemu wjeżdżają na, jak to mawiał sam Elliot, dzielnicę staruszków. Większość tych domów była wykupiona przez starszyznę, przynajmniej ogródki zawsze wyglądały ładnie, zasypane kwiatami. Niektóre nawet krasnalami ogrodowymi czy innymi ozdobami. Jednak znowu był trochę zdezorientowany, kiedy Sullivan wspomniał Debbie. Ta od knajpy? Nie no może jest więcej Debbie’s w Stasand… choć Crowley żadnej nie kojarzył. Zresztą, zaraz się dowie, więc nawet nie zadał wścibskiego pytania, jeśli ma szansę przekonać się samemu, czy istnieje jeszcze inna Debbie. Ciekawe czy robi równie dobre jedzenie
____Mogę spać w samochodzie — zaproponował bystrze, nie myśląc o tym, że zapewne by zmarznął, o ile nie zostawiłby go włączonego. Co byłoby głupie. Całą noc pod nosem warczałby silnik, nie zdziwiłby się, gdyby mieszkańcy dostaliby szału i mało delikatnie poinformowali o swoim niezadowoleniu — Tak jest, szefie — zasalutował jeszcze wychodzącemu Sullivan’owi i opadł na siedzenia, grzebiąc w każdym zakamarku pojazdu. A nuż coś znajdzie, jeszcze coś ciekawego, co nieświadomie ktoś, albo on sam, tu zostawił. Wątpił, bo często sprzątał pojazd, ale nigdy nie wiadomo. Może ktoś zostawił mu jakiś prezent za siedzeniem kierowcy, chciany czy też nie.
____Koniec końców - znalazł tylko papierek po ’Skittles’ach’. Pewnie Simon’a, bo ten, odkąd słodycze na bieżąco pojawiały się w mieście, kupował je bez przerwy. I na szczęście zjawił się już Sullivan, który dał pozytywny sygnał, że Crowley będzie miał gdzie spać. Uśmiechnął się szeroko i wyskoczył z tylnych siedzeń, po czym skierował się do wejścia za chłopakiem, przyglądając się skoszonej trawie, ale czasu długo nie miał, bo Arthur widocznie chciał szybko być w środku, jak i w swoim pokoju
____Woah, nie tak prędko Sullivan. Noc jest długa — powiedział zaczepnie, kiedy znaleźli się już w pokoju. Ciekawskim wzrokiem skakał po meblach, ozdobach i ogólnym wystroju. Rozpoznawał parę rzeczy, jak figurki akcji, ale plakaty na pewno nie były Arthur’a — Fan muzyki rockowej się z Ciebie zrobił nagle? — przyglądał się to plakatom ’The Who’ i ’The Rolling Stones’. Trochę były starte na rogach, acz nie wyglądały na ruszane. Jakby zostały powieszone i nigdy więcej dotknięte. Odwrócił się przerażony, jak nagle zjawił się ktoś jeszcze w pokoju. Czyli to jednak ta Debbie. Kojarzył ją parę razy z knajpki. Wydawała się miłą kobietą — Dobry wieczór — powiedział, krzywo się pochylając w nieudanym ukłonie, po czym odebrał przygotowaną dla niego pościel — Dobranoc — dodał jeszcze z wesołym uśmiechem, nie zagadując jej dalej. Jeszcze tak zmysłów mu nie odebrało, aby męczył głowę biednej staruszce. I zostało znowu dwóch, Crowley krążący po pokoju, przyglądający się ciekawsko figurkom i książkom na biurku, największą uwagę przykuwając tej z francuskiego, którą wziął do dłoni i z krzywą miną, pełną dezorientacji, badał zapisane w niej wyrazy — A chętnie ubiorę jakieś ciuszki Arthur’a Sullivan’a, może podzielą się trochę twoją wiedzą — mogłoby być ciężko w coś mu wejść, ale nie chciał spać w tym, co miał na sobie cały wieczór. Cudem nie pobrudził ich w trakcie jedzenia, co nie zmieniało faktu, że pewnie trzymał się na nich zapach knajpy, wymieszany z ziołem.
____Przytaknął tylko w odpowiedzi, będąc zbyt pochłoniętym tym tajemniczym językiem, z którego nic nie rozumiał. Wszystkie litery, których nie kojarzył z angielskiego alfabetu, wyglądały dla niego jak czary, a wymowy nawet nie zamierzał zgadywać. Zasiadł więc, po odłożeniu podręcznika, na krześle przy biurku i czekał cierpliwie, aż Arthur wróci z materacem. Na pewno wygodniejsze to niż wanna, więc nawet nie zamierzał marudzić, że nie może spać na łóżku. A kiedy Sullivan zjawił się z materacem, to również uraczył Crowley’a ciuchami na przebranie, za które podziękował i cichym truchtem poszukał łazienki, aby się przebrać. Trochę rozsądku miał, nie zamierzał rozbierać się tak po prostu przed Arthur’em
____Ty żartujesz chyba sobie ze mnie, Sullivan — zatrzymał się zaraz po zamknięciu drzwi, w nieco za małej bluzce, tym razem nieswojej i pożyczonych dresach, wskazując na nadruk na białym materiale.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {31/07/22, 10:15 pm}

ARTHUR CROWLEY

-Nie… To był kiedyś pokój syna Debbie. Zaproponowała, żebym tymczasowo tu zostać, więc staram się za mocno nie zadomawiać.-kiedy ludzie mówią „zostań tak długo jak chcesz”, najczęściej jest jakaś granica. Nie zamierzał się jednak dopytywać – dopóki Debbie nie zasugerowała mu, że miała dość ich układu, zamierzał cieszyć się tym co ma. Póki co ani ona, ani pani Rose nie narzekały, a przecież… Nie było sensu samemu się podkładać, czyż nie? –[Chociaż nie powiem, całkiem lubię The Who –wzruszył ramieniem.
-Francuski coś ci zrobił?-zapytał, widząc Elliot’a zażarcie kartkującego jego podręcznik od Francuskiego, z wyjątkowo niezadowolonym wyrazem twarzy. –Piszę moją pracę licencjacką o amerykańskich emigrantach w Paryżu, głównie w latach dwudziestych, ale cofając się też do poprzedniego wieku… Matka tyle truła mi o ten francuski od kiedy tylko pamiętam, a jak byłem w Europie na rok przed studiami… Prowansja to dopiero coś –uśmiechnął się lekko. Naprawdę dobrze wspominał ten rok – parę miesięcy w Irlandii, parę dni w Wielkiej Brytani, kilkanaście tygodni we Francji, trochę czasu w Szwajcarii, zima w niemieckich Alpach, rajd turystyczny przez Autstrię do Włoch… Dużo podróżował autostopem, jeszcze więcej na pieszo (i jak go było stać to pociągiem), pracując to tu i tam, jak skończyły mu się fundusze przysyłane przez rodziców. To był chyba… Najlepszy rok w jego życiu, jak miał być zupełnie szczery i naprawdę dużo się wtedy nauczył.
Właśnie przez tą cholerną pracę licencjacką Arthur wylądował na zajęciach Morton’a (i przez jego miłość do czytania Baudeleire’a w oryginale), kiedy nie studiował filologii francuskiej. Ba! Ile on przeszedł, żeby się na te zajęcia dostać, bo studenci historii normalnie na nie nie uczęszczali, ile chodził, załatwiał, dogadywał się z dziekanatem i swoim promotorem… Normalnie głowę można sobie urwać. I gdyby chodziło o zajęcia same w sobie, to by sobie z tego powodu nie plół w brodę – jedno Morton’owi trzeba było przyznać, był bardzo dobrym wykładowcą, ale patrząc na to z perspektywy czasu… Lepiej by było gdyby dziekanat mu na całą tą szopkę nie pozwolił. Nigdy wtedy nie poznał by Morton’a w środowisku akademickim i jednonocna, desperacka przygoda napędzana taką ilością alkoholu, że Arthur mało co z niej pamiętał, zostałaby właśnie tym. Tylko i wyłącznie tym.
Sullivan naprawdę nie chciał o tym myśleć. Nie teraz. Nie… nigdy. Roztrząsanie „tego co by było gdyby” nie miało najmniejszego sensu. Powinien raczej się skupić na swoim „tu i teraz”.
Kiedy Elliot się przebierał, student historii rozłożył materac na podłodze i sprawnie rozłożył na nim pościel.
-Pomyślałem sobie, że nic cię tak nie przekonana do Indiany Jones’a jak przespanie się z nim –próbował brzmieć niewinnie, ale… Nie był w stanie długo zdusić złośliwego chichotu, który aż pchał mu się na usta na widok miny pływaka. Ten wyglądał jakby Arthur przynajmniej śmiertelnie go czymś obraził i to… To po prostu był zbyt piękne.
-Idę wziąć prysznic… Nie zamorduj w moim czasie mojego podręcznika od francuskiego, okej? –rzucił żartobliwym tonem i wyciągnął przygotowaną wcześniej piżamę – jego ulubioną, flanelową, w niebiesko - kremową kratę i pomaszerował w dół korytarza. Nie było mowy, żeby szedł spać po pracy bez kąpieli. Wciąż capił frytkami, burgerami i olejem i nie byłby w stanie zasnąć z tą świadomością.
Zazwyczaj lubił spędzić w prysznicu dobre pół godziny, bo pozwolało mu się to zrelaksować i zapomnieć o świecie dookoła, ale dzisiaj, ze względu na bezpieczeństwo swoich podręczników językowych, zdecydował się pośpieszyć i po około kwadransie wychynął z łazienki, umyty, pachnący, z wyszorowanymi zębami, po drodze kończąc wycieranie włosów, kiedy wchodził do pokoju.
Kiedy znalazł się z powrotem w pokoju, rozwiesił tylko ręcznik na krześle i z cichym westchnieniem władował się do łóżka.
-Jezu… Wszystko mnie boli –wymamrotał bardziej do siebie niż do Elliot’a, przez długą chwilę wpatrując się w sufit, a potem… Owinął się kołdrą, praktycznie zwijając się w ciasny człowieko-kołdrowy kłębuszek.
-Bądź tak dobry i zgaś światło, co Elliot? –zapytał (chociaż było to ledwie zrozumiałe bo jego twarz zasłaniała kołdra), tłumiąc ziewnięcie. Zazwyczaj próbował czytać przed snem, ale tego wieczory nie było mowy, żeby to się stało… Miał nadzieję, że Elliot nie będzie się z nim wykłócał o spanie – ten był pełen energii, ale Arthur musiał wstać bladym świtem, jeśli miał zrobić to wszystko co musiał zrobić przed pracą, także…

[…]

-Wiesz Elliot… To pierwszy raz, kiedy Artie zaprosił jednego ze swoich znajomych do domu –śniadaniowy komitet egzekucyjny w osobie pań Debbie i Rose Cole, zajął miejsce przy stole zapełnionym naleśnikami, kiełbaskami i jajkami. Nie było mowy, żeby Elliot wymknął się bez śniadania. Śniadanie było świętością. Nieodpuszczalną świętością. I tak oto i Artie, i Elliot skończyli w niewielkiej kuchni – Arthur parząc kawę i udawając, że dyskusja wcale go nie dotyczy, bez większych skrupułów pozostawiając Elliot’a na łasce losu, a Elliot… Pod czujnym okiem dwuosobowej rady przysięgłych.
Nie było ucieczki, złapały ich jak tylko zeszli rano na dół i Debbie w podejrzanie przyjaznym tonie zaprosiła Crowley’a na śniadanie.
-Tym bardziej pijanego znajomego…
-Gdzie on cię w ogóle znalazł… Dobrze wiemy, że był wczoraj w pracy… Artie, słońce, podaj mi proszę sok –Arthur podał Debbie dzbanek z sokiem pomarańczowym, decydując, że definitywnie, lepiej się tutaj nie udzielać. Już wystarczająco pomógł mu poprzedniej nocy, a ten odpłacił mu się niekończącą się paplaniną, kiedy Arthur próbował zasnąć, także teraz… Musiał radzić sobie sam.
-Powiedz nam coś więcej o sobie, co? Studiujesz? Co? Pracujesz? Gdzie? Często tak przesadzasz z alkoholem i innymi substancjami?-siostry (identyczne bliźniaczki zresztą), bombardowały Crowley’a swoimi pytaniami, a Arthur popijał kawę, zagryzał naleśnikami i w ciszy czerpał z tego złośliwą satysfakcję. Dobrze mu tak. Nauczy się więcej nie gadać jak najęty po nocy. A owszem. Zresztą, nawet jakby Arthur zainterweniował, najpewniej niewiele by to dało, jako że starsze panie wyraźnie były zdeterminowane zweryfikować, czy Elliot był godny w ich oczach bycia przyjacielem Arthur’a, czy nie.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {01/08/22, 10:19 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Ach, to miałoby sens. Nie dopytywał dalej o wspomnianego syna, zakładając, że ten się po prostu wyprowadził. Choć ilość rzeczy zostawiona świadczyła o czymś innym. Ale to uświadomił sobie dopiero następnego dnia, kiedy pomyślał o tym mocniej. Z kolei na wzmiankę o francuskim pokręcił tylko nieprzytomnie głową, choć równie dobrze mógłby stwierdzić, że został obrażony przez rozsypany w podręczniku alfabet. Czuł się głupszy niż zwykle
____Byłeś w Europie? — jego zdezorientowanie całkowicie zniknęło, kiedy Arthur wspomniał swój wyjazd. Pytania aż cisnęły mu się na język, ale chłopak jakby odpłynął gdzieś myślami, sam Elliot kątem oka zauważył jakiś fajny, kolorowy obrazek, który zwrócił jego uwagę, więc pytanie zawisło w powietrzu bez odpowiedzi ani większego parcia na zyskanie jej. Może jak mu się przypomni, to go podpyta. Chciał kiedyś wyjechać, ale jak był młodszy, to najdalsza podróż z rodzicami była do Miami, potem ojciec zaprzestał zabierania ich ze sobą, sam Elliot nawet nie chciał. Jak już, to na zawody jeździł dalej niż granice stanu i tych mu pobliskich. A żałował. Zobaczyłby więcej, inny kraj nawet. Ale na najbliższy czas były to tylko oddalone marzenia, które może kiedyś spełni, może też nie.
____Przezabawne Sullivan, po prostu boki zrywać — powiedział z niechęcią wymalowaną na twarzy. Tekst naprawdę był śmieszny, ale czy Crowley zamierzał to przyznać? Oczywiście, że nie. Szczególnie po zostaniu tak okropnie potraktowanym. To Ford chciałby się z nim przespać, a nie na odwrót. Tak to powinno być. Musiał zacisnąć strasznie mocno wargi, aby nie ujawnić swojego uśmiechu, który niemiłosiernie wciskał się mu na twarz, kiedy usłyszał śmiech Arthur’a. Nie umiał sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz go słyszał. A przede wszystkim, żeby był taki szczery, niewymuszony albo oblany jadem, bo ktoś nieustannie mu dogryzał i rzucał obelgi — A ty nie utop się pod tym prysznicem — zawołał jeszcze, nim chłopak zniknął na korytarzu. I mimo niechęci, którą czuł do podręcznika na biurku, sięgnął po niego i usiadł na rozłożonym materacu, kartkując dalej francuski.
____Nieudolnie układał usta tak, jakby wymawiał słowa, ale nieważne jak bardzo wysilał mózg, nie miał pojęcia, co musiałby zrobić, aby powiedzieć niektóre z nich. Szukał jakiegoś rozpisu fonetycznego, ale ten był jeszcze gorszy, a małe poradniki, które były w wielu językowych książkach też niewiele dały
____Arthur, hej. Jak się mówi… dor…me- ur — powiedział, wręcz literując wyraz, bo złożenie go w całość nie miało sensu w jego oczach. Słowo dormeur wyglądało jak coś wyssane z palca. Albo ktoś rzucił kostkami z literami i ułożył je w losowy sposób, bo tak. Bo mógł. Zadawałby więcej pytań, nie zwracając uwagi na marudzenie chłopaka, tylko klepiąc go lekko po nodze zakrytej kołdrą, jak wspomniał, że jest cały obolały. Marny gest współczucia, ale po prostu nie to go teraz interesowało — O albo albo- aha. No okej, już gaszę — mruknął naburmuszony i odłożył podręcznik na bok, aby wstać i zgasić światło. Teraz z kolei musiał trafić na materac, nie pamiętając kompletnie drogi. Stąd też po pokoju rozniósł się cichy huk, jak piszczelem trafił w kant łóżka, a zaraz po tym poleciała wiązanka podkreślona syknięciem — Kurwa — wycedził cicho, masując obolałe miejsce, ale w końcu wylądował na materacu, połowę ciała zakrywając pościelą. Było mu gorąco, więc nawet nie planował podsuwać jej pod brodę.
____Czemu francuski? — zapytał przyciszonym tonem, który z góry narzucała późna pora oraz otaczająca ich ciemność — Albo o, jakbyś miał być zwierzęciem, to jakim? — zmieniał temat w błyskawicznym tempie, ignorując niezadowolone pomruki ze strony próbującego zasnąć Sullivan’a. Rzucał nimi bez przerwy, dopóki ciągłe leżenie, nacisk kołdry i brak zaangażowania towarzysza, prędko nie otoczył go sennością. I jak za pstryknięciem palców leżał z dłonią pod poduszką i krzywo przerzuconą pościelą, śpiąc w najlepsze.
____

____Nigdy nie spało mu się lepiej. A po obudzeniu się był zadziwiająco spokojny, nie licząc wstępnego zaskoczenia, że nie jest u siebie w domu. Chwilę później zalały go wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia, jak zamęczył biednego Arthur’a swoim gadaniem, w ogóle - obecnością. Ile też głupot, choć prawdziwych, powiedział. Z jęknięciem parę razy przetarł twarz dłonią, co doprowadziło to przeciągnięcia się i niezręcznego podwinięcia bluzki, która i tak ledwo co zasłaniała cały jego tors. Potem w końcu się podniósł, rozglądając się po pokoju, który oświetlony wlewającym się słońcem wyglądał równie urokliwie, co w nocy, a wzrok zawiesił na dalej śpiącym - i szczelnie owiniętym kołdrą - Arthur’em. Skorzystał z okazji, że nikt na niego nie patrzył, nikt nie mógł go oceniać, i uśmiechnął się delikatnie sam do siebie. A jedyne, na co miał ochotę, to delikatnie przeczesać wystające, nieporządne kosmyki. Ale nie mógł, nie wypadało. Sullivan równie dobrze mógł udawać wczoraj miłego, bo było mu zwyczajnie w świecie żal zostawić Crowley’a gdzieś samego. Dlatego ten ostrożnie położył dłoń tam, gdzie myślał, że jest ramię i delikatnie potrząsnął śpiącą postacią
____Sullivan, wstawaj. Głodny jestem.
____Czego się nie spodziewał, to spotkania dwóch, starszych kobiet. Było też jedzenie, wyglądające przepysznie. Ale wzrok, jaki był wbity w schodzących studentów, a przede wszystkim niego, nie zapowiadał nic dobrego. Podziękował gorąco za przygotowane śniadanie i zajął wolne miejsce naprzeciw dwóch kobiet, po czym w ciszy zaczął nakładać stertę jedzenia, które pachniało niesamowicie, budząc wszystkie jego zmysły. Dopiero wtedy wiedział jak naprawdę jest głodny, mimo wyżerki, jaką miał poprzedniego wieczoru
____Naprawdę? — był szczerze zdziwiony. Pomyślałby, że Andrew będzie tutaj wcześniej albo może Nigel. Dlatego czuł niewyjaśnialną dumę, którą zapchał porcją jajek, którymi chwilę później się zakrztusił, jak został wytknięty stan w jakim się tutaj wczoraj znalazł. Odkaszlnął nim jedzenie wleciało nie tam, gdzie powinno, przełykając je poprawnie i poprawił się nieco na krześle, wysilając głowę nad możliwymi wyjaśnieniami — W pracy właśnie. Miałem ochotę na jedzenie z knajpy i tak no… tak wyszło — to nie było kłamstwem. Nie zamierzał wspominać, że przyjechał samochodem. Nie było o to pytań, nie będzie sam się podrzucać. A jeśli by wyszło na wierzch, to… wyjaśniłby to. Na przykład Arthur odprowadził go do domu, ale potem uznali, że lepiej samochodem pojechać do niego! Proste. Rozbieganym spojrzeniem skakał po dwóch kobietach, jak zasypywały go pytaniami, a mózg pracował mu na najwyższych obrotach, aby mieć sensowną odpowiedź na ostatnie pytanie — A tak. Studiuję dyplomację, a pracuję w kinie — zaczął z wymuszonym spokojem w głosie, aby nie podpaść starszym paniom — To było… bardzo sporadyczne. Wiedzą Panie - piątek, rodziców nie ma w domu. Mało dojrzałe i odpowiedzialne zachowanie, ale jak licealista można się poczuć w takim momencie — podrapał się po przedramieniu, utrzymując grzeczność w swoim tonie i sposobie wypowiadania się. Mimo to jego wzrok skakał po twarzach kobiet, chwilę później odwracając się w stronę Arthur’a w na tyle naturalny sposób, aby nie podpaść. Zwyczajnie chciał sprawdzić, czy kawa jest gotowa. Tak, na pewno. Chciał go jakoś poprosić, samym spojrzeniem, żeby go stąd zabrał, bo wymówki prędzej czy później mu się skończą. Jednak nawet jeśli Sullivan go zrozumiał, to kobiety wróciły do zadawania pytań
____ — Masz dziewczynę? I właśnie, rodzice - co robią twoi rodzice? Gdzie teraz są? — odwrócił się może zbyt gwałtownie i zaśmiał się niezręcznie, po czym zaprzeczył kręceniem głową na pierwsze pytanie. Dziewczyny nie miał od paru tygodni, co jest wręcz nie do pomyślenia, jak mówi się o Elliocie Crowley’u. Miejscowy playboy. Teraz tylko grymas chciał zamieszkać na jego twarzy, kiedy o tym myślał.
____Ojciec jest prezesem firmy prawniczej, a mama pełnoetatową… mamą — nie wiedział, jak inaczej to nazwać — Kiedyś pracowała w kwiaciarni, bo uwielbia rośliny, ale po mnie musiała zostać w domu — skrócił bardzo historię, ale wolał się wyjaśnić i pokazać, że kobieta nie osiadła na bogactwie swojego męża bez żadnego powodu. A przede wszystkim, że nie zrobiła tego chętnie - uwielbiała swoją kwiaciarnię i bolało ją, kiedy musiała porzucić pracę, aby zająć się Elliot’em. Choć nie było to coś niespotykanego w rodzinach, to i tak czuł się winny za zepsucie jej planów — Pojechali do Kansas City, praca — kłamstwo, rodzice nie jeździli razem od nie wiadomo kiedy, ale siostry nie muszą wiedzieć, że ci się nie kochają.
____Na jego talerzu świeciło już pustkami, podobnie u innych, a została do wypicia mu kawa, którą - mimo temperatury - wychylił prawie na raz. Pozbierał brudne i puste już naczynia, ignorując sprzeciw Debbie, i skierował się do zlewu. Za ich gościnność mógł przynajmniej posprzątać po śniadaniu. Miał przy okazji chwilę na odetchnięcie, nie będąc ciągle wypytywanym o jego życie. Mogłyby teraz pomęczyć Arthur’a…
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {01/08/22, 11:08 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


-Naprawdę –Debbie skinęła głową, mierząc Crowley’a oceniającym spojrzeniem. Nie wydawało się, żeby było to pozytywne spojrzenie... Do tego jakos tak podejrzliwie zerkała od czasu do czasu na Arthur’a, w sposób, który sprawiał, że Sullivan odnosił wrażenie iż w chwili, w której za Elliot’em zamknął się drzwi, to Arthur będzie się grillował w ogniach piekielnych. Miał wrażenie, że trybiki w jej mózgu pracują i już sobie ustawia cały scenariusz w głowie.
Przez cały ten czas udawał, że nie widzi, tudzież nie rozumie błagalnych spojrzeń, które Elliot wysyłał w jego kierunku. Robienie kawy więc naprawdę go pochłaniało, a kiedy skończył, cóż, był bardzo zajęty śniadaniem. Naleśniki Debbie były najlepsze w miasteczku, co tu dużo mówić. Jezu, nawet gdyby tak dobrze mu się nie mieszkało z paniami Cole, same sobotnie naleśniki wystarczyłaby, żeby został, na zawsze i na wieki.
Miał swoją własną technikę ich jedzenia – na którą to Debbie zazwyczaj kręciła głową. Zaczynał od rzeczy, które lubił najmniej – czyli kiełbaskę. Potem zjadał swoja drugą ulubioną rzecz – jajko. A na koniec zostawiał pancake’i, które najczęściej obficie polewał syropem klonowym, żeby jego ulubiony smak ‘został z nim najdłużej’ (huj z tym, że potem popijał wszystko kawą, NIC NIEZNACZĄCE DETALE) . PERFEKCJA po prostu.
Dlatego pałaszował ze smakiem, w pełni ciesząc się spektaklem, który się przed nim rozgrywał. Bo naprawdę... Nigdy nie widział Elliot’a tak wypłoszonego. I było to w jakiś sposób... Satysfakcjonujące, bo ostatnimi czasy sam się tak przy nim czuł, nie bardzo wiedząc, na co powinien się przygotować..
-”Mało dojrzale” pasowałoby świetnie jako opis twojego charakteru –wtrącił w końcu cicho, odzywając się po raz pierwszy od kiedy przesłuchanie się zaczęło. Ale no... Nie mógł się powstrzymać. Próbował. Naprawdę. Ale nie mógł, to było silniejszego od nieg. Co mógł powiedzieć o kimś kto prowadzi, kiedy jest tak spalony, że nie potrafi się skupić na jednej rzeczy przez pięć sekund? To brzmiało jak definicja niedojrzałości...
Szybko jednak pożałował faktu, że zdecydował się w ogóle odezwać, bo dwie różniące się jedynie fryzurami, a poza tym praktycznie identyczne głowy, odwróciły się w jego kierunku.
-Artie, mówiłeś coś słońce?-Rosie zapytała podejrzanie słodkim głosikiem. Arthur poczuł jak na po plecach przechodzi mu nieprzyjemny dreszcz. Niedobrze. Trzeba było to ratować.
-Mówiłem że.... Myślałem, żeby dzisiaj zabrac się za porządkowanie trochę w szopie... Pogoda wydaje się dobra, jak na listopad, także nic nie powinno zamoknąć, jak powyciągam rzeczy na zewnątrz –teraz obie wbijały w niego bardzo sceptyczne spojrzenie. Ale to była prawda! Naprawdę zaplanował porządki po nauce – nawet jeśli mu mówiły, że nie musi robić tak dużo dookoła domu i kiedy Debbie mu proponowała, żeby z nimi zamieszkał, miała raczej na myśli pomoc z jakimiś codziennymi sprawami, a nie całkowitą metamorfozę w złotą rączkę... Ale pozwalały mu tam mieszkać za darmo! I go karmiły! Za darmo! A to był jedyny sposób, w jaki mógł im się jakkolwiek odpłacić, zwłaszcza, że lata pomocy wujkom i ojcu w pracach przydomowych, nauczyły go tego i owego i... był całkiem niezły.
-To ja może pomogę Crowley’owi z tymi naczyniami –bąknął cicho i zanim starsze panie zdążyły zareagować, popędził za Elliot’em do kuchni.
Wślizgnął się do pomieszczenia, łapiąc za jeden z ręczników kuchennych, żeby zabrać się za wycieranie umytych przez Crowley’a naczyń.
-Nie przejmuj się Debbie i Rose... Wydaje mi się, że czekały na ten moment od kiedy się wprowadziłem, a bądźmy szczery wczoraj... Robiłeś całkiem pocieszne, ale raczej nienajbardziej odpowiedzialne wrażenie –jeśli miałby być ze sobą całkowicie, stuprocentowo szczery... Lubił spalonego Elliot’a. Nawet jeśli to co tamten mówił było głównie napędzane marychą, to w końcu Arthur rozumiał co ten ma na myśli. Po raz pierwszy od wakacji mogli... Naprawdę porozmawiać. To było jednocześnie miłe i... przykre. Miłe, bo naprawdę mu tego brakowało. Przykre, bo najpewniej nie miało się powtórzyć i było tylko narktotykową ułudą.
Przez chwilę milczał, przygryzając wargę. To nie była jego sprawa, ale...
-Kiedy twój ojciec wraca?-zapytał cicho. Pytał... Bo nie powinien, ale się martwił. Co jeśli Crowley’owi seniorowi złość nie przejdzie? A nawet jeśli mu przejdzie, to chyba dużo to i tak nie zmieniało. W końcu coś i tak go zdenerwuje... Serce jakoś nieprzyjemnie mu się ściskało na myśl, że Elliot musiał się z tym mierzyć całe życie. Nie rozumiał dlaczego Elliot się nie wyprowadził. Był dorosły... Mógł wcisnąć rodzicom, że chce mieszkać z kumplami z uczelni dla doświadczenia. W końcu... Prawdziwe życie studenckie zaczyna się w akademiku. Nawet Arthur mieszkał w jednym na pierwszym roku – dzięki temu poznał Andrew i resztę swoich przyjaciół od D&D. Nie wspominał tego za dobrze, ale... było to doświadczenie. Jedyne w swoim rodzaju. –Wiesz, że jeśli nie jest dobrze, to... –to co? Arthur nie miał nawet kanapy do zaoferowania. Jego ubrania, książki i figurki, składały się praktycznie na cały jego majątek.
Z drugiej strony... Couch surfing nie był taki zły. Człowiek... Dużo uczył się o sobie. Proszenie o pomoc było jedną z najcięższych rzeczy, jakie trzeba zrobić w życiu. Arthur dobrze to wiedział z doświadczenia. Czasem jednak nawet przed sobą trzeba się przyznać, że się jej potrzebuje. Nawet jeśli jest to wyjątkowo niekomfortowe.
Arthur miał zazwyczaj problem z przyznaniem się do tego nawet przed sobą, ale Crowley... Arthur nie był pewien jak się obecnie czuje jeśli o Crowley’a idzie, ale na pewno nie chciał, żeby Crowley Senior udusił go na śmierć. Nie wiedział jednak jak o tym rozmawiać i wyglądał tak niezręcznie jak się czuł. Nawet nie mógł na Crowley’a spojrzeć, po prostu patrzył na szmatkę w swoich rękach, którą zaciekle miętosił.
Gdyby byli przyjaciółmi albo coś, pewnie by było łatwiej, ale... I tak stali na bardzo grząskim gruncie, a teraz Arthur stąpał po bardzo niepewnym gruncie i jeśli miał być szczery, oczekiwał, że Elliot nie zareaguje najlepiej.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {02/08/22, 12:29 am}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Oburzony spojrzał w stronę siedzącego obok Arthur’a, kiedy ten miał czelność wspomnieć coś o jego charakterze, nawet lekko szturchając go pod stołem, aby umknęło to kobietom. Na szczęście jego uszczypliwy komentarz nie uszedł niezauważony i uwaga zwróciła się na chwilę na niego, a Crowley mógł odetchnąć. W końcu. Jeszcze parę pytań i pewnie by tam wykitował. Uśmiechnął się pod nosem, jak ten wymyślał wymówkę, a on wtedy miał okazję uciec z tymi naczyniami i złapać jeszcze większy oddech ulgi.
____Szczerze, to nie spodziewał się, że Sullivan do niego dołączy. Mógł wykorzystać ten czas, aby na przykład obgadywać Elliot’a, powiedzieć, że tak naprawdę to jest on chaosem, a nie człowiekiem, a jego życie to wieczny bajzel. Ale najwidoczniej tego nie planował, przynajmniej nie teraz. Dlatego wspólne zmywanie jak najbardziej mu pasowało
____ Ha ha. Gdybym wiedział, że masz takie… przemiłe towarzystwo, to bym przemyślał decyzję wejścia do środka — bąknął, myjąc to samo miejsce na talerzu po raz kolejny — To co, jestem pierwszą osobą, co tutaj przyprowadziłeś? — zapytał z uśmieszkiem, schylając się lekko w jego stronę, mając teraz swoją szansę na pomaltretowanie chłopaka pytaniami.
____Długo to jednak nie potrwało, kiedy Arthur zadał pytanie, zmuszające Elliot’a do pomyślenia o tym, co tak zawzięcie odsuwał w swojej głowie. Wyprostował się, podając chłopakowi talerz i lekko wzruszył ramionami. Zabrał się za następne naczynia, udając, że myśli, choć odpowiedź dobrze znał, ta też nie powinna się zmienić, choć chwilami miał nadzieje, że nagle na telefon stacjonarny ktoś zadzwoni, właśnie starszy Crowley i powie “Wybaczcie, ale przedłużył mi się wyjazd do roku”. Marzenia, mężczyzna chciał mieć ich pod kontrolą, najdłuższe wyjazdy trwały parę tygodni, szczególnie w wakacje, gdzie często zabierał ze sobą tylko Wendy Crowley, a sam, młody Elliot zostawał w domu, w Stasand i musiał jakoś zająć sobie ten czas, który czasami obejmował tylko dwa tygodnie, czasami przynajmniej miesiąc. A wymówka dla innych? ”Elliot chciał nauczyć się samodzielności, niech sobie radzi chłopak”. Czyste kłamstwo. Pływak chciał jechać na wakacje, poczuć się jak nastolatek i zjeść hotelowe żarcie, a potem wskoczyć do basenu lub morza
____Dzisiaj w nocy albo jutro rano — powiedział w końcu, kiedy cisza i niezręczność zaczęła go aż przytłaczać. Zerknął w stronę Arthur’a, który najwidoczniej też nie czuł się zbyt komfortowo w tej rozmowie, co szybko zmusiło Crowley’a do odepchnięcia swojego dyskomfortu — Aw, martwisz się o mnie Sullivan? — jego głos był przesadnie słodki, ale za tym kryła się szczera wdzięczność — Serio, nie przejmuj się. Jeszcze mnie na uczelni nieraz zobaczysz, aż będzie Ci się rzygać chciało — dodał jeszcze, lekko szturchając go swoim ramieniem, aby rozluźnić gęstą atmosferę. Dlatego nie lubił gadać o swojej rodzinie, choć sam wykopał sobie ten dół i w niego wlazł.
____Nie chciał dalej rozmawiać na ten temat, więc wolał już dokończyć zmywanie naczyń. Musiał w końcu wrócić do domu, aby nie zamartwiać mamy. Dawniej by nawet o tym nie myślał, ale było mu aż głupio, jak myślał, że ta wróci od ciotki i zobaczy pusty dom. Skończyli wspólnie sprzątać po śniadaniu, Elliot podziękował jeszcze raz za jedzenie i wrócili do pokoju, gdzie leżały porzucone przy materacu jego ciuchy. Zapach z nich w większości zszedł - na szczęście, więc mógł je z powrotem na siebie ubrać. Ale najpierw złożył ostrożnie pościel, składając ją wraz z materacem w rogu pokoju, aby nie wadziła
____Przebiorę się i już mnie nie ma — oznajmił, myśląc, że jest to pozytywna informacja dla Sullivan’a i przed całkowitym zniknięciem za progiem, rzucił przeklętą bluzkę z Indiana Jones’em w stronę chłopaka. Sam za to zamknął się w łazience, gdzie zauważył zostawiony, pewnie przed Debbie, czysty ręcznik dla niego, na co zrobiło mu się ciepło na sercu. Prosty gest, nawet podstawowy, ale i tak był wystarczająco czuły, aby ruszyć Crowley’a. Tego pchnięcia potrzebował, aby nie czuć większego problemu z wejściem pod prysznic i zmycia z siebie “brudów” poprzedniego dnia. Choć zaskakująco nie czuł się ze sobą okropnie, mimo zawracania głowy Sullivan’owi. W duchu wiedział, że czas spędził dobrze i chętnie zostałby w pokoju, męcząc się dalej nad francuską książką i zatruwając chłopakowi życie ciągłymi pytaniami o wymowę. Ciepła woda przyjemnie uderzała jego barki, kiedy porządnie szorował się mydłem, czując się o niebo świeższy niż po wstaniu. To odczucie lekko zepsuło założenie wczorajszych ubrań, ale mimo to wciąż czuł się bardziej rozbudzony, spojrzał na siebie w lustrze, lekko się grymasząc ze względu na roztrzepane włosy i podkrążone oczy. Najwidoczniej nie wyspał się tak dobrze, jak myślał.
____No, więc… ja będę się zbierać. Już Ci dzisiaj głowy zawracać nie będę — oparł się o framugę drzwi po szybkim zapukaniu. Miał nadzieję, że jego spojrzenie było na tyle znaczące, aby Sullivan załapał, aby go odprowadził przynajmniej do drzwi. Za to kiedy stali już przy wyjściu, poza polem widzenia sióstr, z którymi już się pożegnał - tak przynajmniej się zdawało Elliot’owi, kiedy górował nad Arthur’em i zerkał do środka domu — Dzięki, że nie zostawiłeś mnie na pastwę dzików — wyciągał już kluczyk - wcześniej odbierając je z powrotem od niższego - i chwycił za kółko od breloka — Ach i jakbyś się zastanawiał, to dobrze pamiętam wszystko, co pierdoliłem — mógł zostawić to na tym, dać im obu spokój, pożegnać się i iść dalej. Byłoby to zapewne najprostsze, ale najwidoczniej Crowley lubił sobie komplikować — Mówiłem poważnie, wszystko — delikatnie stuknął nos chłopaka brelokiem, zagryzając wargę i szybko odwracając się na pięcie, aby jak najszybciej dotrzeć do samochodu. Czuł, jak jego uszy lekko się czerwienią i miał nadzieje, że Sullivan jest na tyle daleko, aby tego nie dojrzał. Zamknął za sobą drzwi pojazdu, machnął prędko na pożegnanie i wyjechał z podjazdu, chcąc jak najszybciej być u siebie, aby w spokoju odetchnąć i przemyśleć, co tak naprawdę odjebał.
____Najpierw się przeraził, że główne drzwi domu są otwarte. Wrócił? Już?. Jednak nie widział samochodu. Bez niego na pewno by nie dojechał, więc niepewnie wszedł do środka, gdzie pachniało niedawno robionymi tostami a z salonu przyjemny trajkot telewizora, co świadczyło, że Wendy była w domu. Odetchnął z ogromną ulgą, wrzucając klucze do wazy i wszedł do salonu.
____Dawno nie było go cały weekend w domu. Dlatego ten widok, był czymś nowym. Kobieta miała blond włosy związane w luźną kitkę, ubrana w domowe, luźne ciuchy i śmiała się, oglądając program. Taki prosty, ale szczery obraz. Obraz, którego nigdy nie było w domu Crowley’ów. To było za dużo dla już i tak nabuzowanego innymi emocjami, Elliot’a. Najpierw olśnienie dotyczące Arthur’a i ilość odwagi, jakiej potrzebował, aby się nie wymigać i negować swoich emocji. Teraz to…
____Mamo… — jego głos wyszedł o wiele słabiej, niż chciał, kiedy dużymi oczami patrzył na kobietę. Ta zerwała się na nogi, uradowana i zdziwiona jego obecnością, ale za chwilę zastąpiło je zmartwienie, na widok bliskiego płaczu syna.
____Elliot, co się stało? — spytała od razu, instynktownie łapiąc go w ramiona i siadając wraz z nim na kanapie. Ale pływak nic nie mówił. Nawet jego płacz był bezdźwięczny, wywołany miksem szczęścia, strachu i smutku. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Nie umiał. Dlatego tak doceniał, że matka nie zadawała pytań i zagubiona głaskała go po plecach w geście uspokojenia.
____Za dużo rzeczy zrozumiał, w tak krótkim czasie. Za dużo go przygwoździło, krusząc wcześniejszą, zakłamaną rzeczywistość, w którą tak bardzo jeszce niedawno chciał wierzyć.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {02/08/22, 09:29 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Arthur wciąż nie mógł pogodzić się z faktem, że Elliot wprowadził go w zakłoptanie kolejne dwa razy tego poranka. Sullivan prawie się zaczerwienił, tłumacząc, że po prostu nie miał okazji zapraszać gości (poza tym czułby się źle przeszkadzając siostrom – Elliot’a zaprosił bo nie widział innej alternatywy – z Nigel’em czy Andrew wolał spotykać się gdzieś w mieście, albo w ich mieszkaniach), a potem to ‘miałem na myśli wszystko co mówiłem’, które zostawiło burzę w zkonfliktowanym serduszku Arthur’a. Nie wiedział jak ma się z tym wszystkim czuć... Dlatego przyjął z ulgą fakt, że Crowley pojechał do domu. Łatwiej było myśleć logicznie, kiedy rozpraszająca istota Crowley’a nie znajdowała się w  tym samym pomieszczeniu.
Jakby tego było mało, kiedy tylko za Crowley’em zamknęły się drzwi, zgodnie z oczekiwaniami wylądował na grillu.
-To… Elliot Crowley, co Artie?-rada przysięgłych zgromadziła się w salonie, na kanapie, dopijając poranną  kawkę. Arthur naprawdę żałował, że nie poleciał do szopy zaraz po tym jak Elliot odjechał z podjazdu. I tak prędzej czy później by go dopadły, ale... Może byłoby to później niż wcześniej.
Naprawdę nie chciał brać udziału w tej konwersacji, zwłaszcza, że Debbie wyraźnie coś sugerowała. Arthur zdecydował się udawać, że nie wie co, ale wszyscy wiedzeli, że dobrze wiedział o co jej chodzi. Jakby nie patrzeć... Dali jej materiał do podejrzeń.
-Słyszałam to i owo o Crowley’u... –Debbie była dobrze zapoznana z młodzieżowymi plotkami w mieście. Takie uroki bycia właścicielką knajpy niezwykle popularnej wśród braci studenckiej. Wszyscy kochali Debbie. Wszyscy zwierzali się Debbie nad porcją naleźników, czy frytek. Nic dziwneog, że Debbie wiedziała wszystko o wszystkich.  –Mam nadzieję, że wiesz w co się pakujesz...
-A ja mam nadzieję, że to nie jest ten sam chłopiec, który złamał ci serce w wakacje –co Arthur miał jej powiedzieć? To był dokładnie ten sam „chłopiec”. We własnej osobie. Spuścił więc tylko wzrok, przygryzając wargę.
-Och, Artie… -Rose załamała ręce, patrząc na niego takim zmartwionym... i  jednocześnie zawiedzionym spojrzeniem. Właśnie dlatego nie powiedział Nigel’owi, że Crowley znowu wślizgiwał się do jego życia, a Sullivan mu na to pozwalał, bo Nigel patrzyłby na niego dokładnie takim spojrzeniem.
-To nie... To nie tak –wymamrotał cicho. Ale czy rzeczywiście to „nie było tak”? Nie był nawet co „tak” oznaczało. Ani co leżało w przyszłości.

[...]


Słowa Crowley’a prześladowały go przez następne dni. Crowley go lubił. W jakimkolwiek tego słowa znaczeniu, sprawiało to, że Arthur nie wiedział jak powinien się czuć. To było takie dziwne, słodko – gorzkie uczucie. Nie był pewien co z nim zrobić. Nie był pewien czy Crowley był szczery, czy znowu w coś sobie pogrywał... Jedna część Arthur’a była przerażona i niepewna, ale druga jego część, desperako chciała mu uwierzyć. Chciała, żeby to była prawda, chciała mu się rzucić w ramiona, zapomnieć o wszystkim co złe i nieprzyjemne między nimi.
Tylko, że... Crowley definitywnie nie lubiłby go w żaden sposób, gdyby wiedział, co Arthur robi w środowe popołudnia w gabinecie Morton’a. Sam Arthur nie mógł patrzeć na siebie w lustrze... Jak ktokolwiek inny by mógł?
Ale fakt, że Crowley w ogóle powiedział coś takiego sprawiało, że znoszenie Morton’a było jeszcze trudniejsze co zwykle, bo kiedy po raz kolejny wylądował w jego gabinecie... Zamiast odpłynąć myślami gdzieś daleko, na tyle na ile się dało, bo Morton nie lubił jak Arthur nie kontaktował, myślał o tych cholernych wakacjach, które spędził z Crowley’em i jakoś tak... Całkiem się rozkleił.
Czuł się okropnie. Jakby ktoś wypuścił z pomieszczenia cały tlen, jakby nie mógł zaczerpnąć oddechu, jakby ktoś wyrywał mu serce z piersi – powoli. Po kawałeczku. A Morton nie był szczęśliwy. Nie znosił kiedy Arthur się mazgaił.
Student nie mógł więc się doczekać aż w końcu wydostanie się z tego cholernego gabinetu i kiedy nadarzyła się okazja – czym prędzej ruszył w kierunku drzwi, ledwie dopinając bluzę.
-Arthur… Zanim pójdziesz…-głos Morton’a zatrzymał Sullivan’a w miejscu, a już miał rękę na klamce, naciskając ją by wydostać się na zewnątrz, na korytarz ku wolności, ku... Nie byciu tą swoją słabą, przestraszoną, zakuchaną wersją siebie, którą nagle stawał się w towarzystwie profesora poezji francuskiej. Morton jakby wysysał z Arthur’a siłę walki, uświadamiając mu, że... w tej sytuacji jest kompletnie bezsilny i nie ma ani grama kontroli. Uwielbiał to robić. –Semestr niedługo się kończy, prawda... Chciałem tylko sprawdzić... Nie myślałeś chyba, że ten układ się skończy z końcem semestru?-Arthur zatrzymał się w pół ruchu, nawet nie zauważając, że nacisnął klamkę (było naprawdę późno, więc o tej porze nikt nie . Wystarczyło jedno zdanie. Jedno zdanie, żeby Arthur poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go prosto w twarz.
-Co proszę?-odwrócił się, powoli wchodząc z powrotem w głąb gabinetu. Zatrzymał się przed biurkiem. Od jakiegoś czasu  miał problem z patrzeniem mężczyźnie prosto w oczy i nawet teraz, ciężko było mu się do tego zmusić, ale... To zrobił. Nie posypał się całkiem tylko i wyłącznie dlatego, że cały czas powtarzał sobie, że musi wytrzmać tylko do końca semestru, że wtedy drogi jego i Morton’a, na dobre się rozejdą.
-Och, Artie… -Morton miał taki podły, usatysfakcjonowany wyraz twarzy. –Rzeczywiście jesteś tylko akademicko inteligentny, co? Nie wyglądaj na takie zszokowanego... Czego niby oczekiwałeś?-
-Nie chcę... – „nie chcę tkwić w tym gównie ani chwili dłużej” powiedziałby normalny Arthur Sullivan i jak gdyby nigdy nic, wyszedłby nie oglądając się za siebie. Ale ta pusta, zahukana skorupa Arthur’a Sullivan’a tylko wbijała intensywnie oczy w profesora, modląc się, żeby ten żartował, nawet jeśli wiedział, że nie było na to szansy.
-Nie chcę tego, nie chcę tamtego... Przestań się w końcu oszukiwać, chłopcze. Lubisz to. Jesteś małą, pierdoloną dziwką, która lubi rozkładać nogi i tylko udajesz przed sobą samym, że jest inaczej. Zachowujesz się tak, jakbyś kwadras temu nie jęczał, błagając , żebym dał ci skończyć -profesor wiedział, jak uderzyć, żeby zabolało najbardziej... Miał rację, prawda? Arthur mimo wszystko czerpał z tego jakąś przyjemność. Mimo wszystko, próbował się momentami przekonać, że to tylko seks. Że tego chce. W końcu to nie tak, że Morton zmuszał go siłą, czyż nie? Arthur po prostu pozwalał tamtemu robić, co Morton chciał i robił cokolwiek starszy mężczyna sobie zażyczył, bo bał się konsekwencji odmowy i... I to było jeszcze gorsze, bo kiedy myślał o tym obiektywnie to... To było jak przechadlowanie siebie za oceny i ciszę profesora francuskiefo. Dlatego czasami wręcz nie mógł patrzeć na siebie w lustrze i naturalne reakcje jego ciała sprawiały, że czuł się niesamowicie niekomfortowo we własnej skórze. Momentami wręcz obrzydliwie.
-Przestań –wydusił z siebie Arthur. Nie chciał tego dłużej słuchać.
-Co mam niby przestać? Mówię tylko prawdę. Ktoś najwyraźniej musi ci przyypomnieć o tym gdzie twoje miejsce, bo wydaje mi się, że znowu zapomiesz –coś niebezpiecznego błysnęło w oczach Morton’a i Arthur jakby... skulił się w sobie –Poza tym... To TY pierwszy do mnie przyszedłeś, pamiętasz? –zawsze koniec końców do tego zawracał. Zawsze musiał przypominać Sullivan’owi, że on sam wkopał się w tą sytuację.
-Nie pisałem się wtedy na... Na to! Nie miałem pojęcia, że będziesz moim wykładowcą! To miał być tylko raz.
-Och, bo pisałeś się na „chwilę zapomnienia” co? –teraz Morton’owi najwyraźniej zaczynało skakać ciśnienie. Jego głos stał się chłodniejszy, bardziej bezlitosny.  –Jakiś dzieciak złamał ci serce i patrz... Dostałeś trzy miesięce zapomnienia. Pomogło?
-…-Sullivan’owi najzwyczajniej w świecie język uwiązł w gardle.
-Naprawdę muszę ci przypominać, gdzie w tym wszystkim stoisz? Co się stanie jeśli tylko komuś szepnę to i owo na ucho? Możesz się pożegnać nie tylko ze zdaniem mojego przedmiotu, ale z jakimkolwiek listem polecającym na przyszłość... O twoim małym sekrecie nie wspominając. Jak twój tatuś trzyma się w więzieniu? Media wciąż o nim huczą –chuczały, głównie przez wojnę nowojorskich gangów, która się wciąż zażarcie toczyła.
-Nie twój... Nie twój interes-wymamrotał Arthur.
Przez chwilę myślał, że mężczyzna go uderzy. Podniósł się ze swojego fotela – mimo, że nie był najbardziej postawny w oczach Arthur’a wydawał się wypełniać swoją postacią cały pokój, wydawał się  Uderzenie jednak nie padło – zamiast tego, Morton zaczął do niego podchodzić. Powoli. Krok po kroku. W końcu znalazł się tak blisko, że Arthur musiał się cofnąć. Krok. Dwa. Trzy. Aż w końcu jego plecy zderzyły się z pokrytą drewnianymi panelami ścianą, a Morton stał tuż przed nim, odcinając mu drogę ucieczki ramionami.
-Artie, Artie... – mężczyzna zaśmiał się cicho, w sposób, który absolutnie zmroził Arthur’owi krew w żyłach. – Naprawdę musisz sobie wszystko utrudniać. Powinieś wiedzieć lepiej niż mnie prowokować. Odpuszczę ci tym razem... Jeśli ładnie mnie przeprosisz. Ale jeśli to się powtórzy, to porozmawiamy sobie inaczej, okej?-tak samo jak ostatnim razem, kiedy próbował w jakikolwiek sposób się postawić, mógł tylko skinąć głową. Tępo. Jak jakieś cholerne zombie, które nie potrafi myśleć same za siebie, jak marionetka, której po chwili luzu na powrót ciasno naciągnięto sznurki. Przekręcił tylko głowę do boku, bo nie był pewien co by zrobił gdyby musiał spojrzeć na Morton’a...
-Drzwi... Drzwi chyba są otwarte.[/color][/i][/b]
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
NANA
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {02/08/22, 11:34 pm}

E L L I O T  ' E L L I E '  C R O W L E Y
____Było mu… lżej. Może nie drastycznie, że nagle miał ochotę latać, rozpowiadać wszystkim, co czuje. Ale na pewno miał większą przejrzystość umysłu. Możliwość dania luzu emocjom przy matce również dała mu nowy, wewnętrzny spokój, chociaż nic jej nie powiedział, tłumacząc się tylko, że na imprezie jakiejś był i zatęsknił. Kłamstwo jak nic, ale nie mógł jej powiedzieć, że to przez jego przemyślenia. Że może jednak lubić chłopaków. Ale lubił też dziewczyny… mówił mu kiedyś Arthur, że to też było możliwością, prawda? Nie umiał jednak tego w pełni pojąć, przez naprawdę długi czas a brak osoby o porozmawianiu w tym temacie niezbyt pomagał. Oczywiście, mógłby iść do Sullivan’a, ale nie chciał mu zawracać głowy kolejną warstwą swoich problemów. Wystarczyła gadka o swoim ojcu, która i tak mocno na niego wpłynęła, choć nie był to cel młodego Crowley’a.
____A co najgorsze - wciąż był znany jako playboy. Jego przeszłość ot tak go nie opuści. Co równało się z tym, że mógł zostać odrzucony i byłoby to w pełni wytłumaczalne. Powodów dał mu mnóstwo, choć Arthur upierał się, że było to za nimi. Mimo to dał jakiekolwiek zapewnienie, że to się nie powtórzy? Nie. To, że on sam wiedział, że ma dość podporządkowywania się, nie znaczyło, że Sullivan w to wierzył i tak o - pójdzie na to, żeby pomóc Elliot’owi w rozgryzieniu samego siebie, tylko tym razem nie, żeby skończyć jak jakieś resztki na boku drogi. Wyrzucone, kiedy już nie były kompletnie potrzebne.
____

____Była środa. Trening skończył się dobre pół godziny temu, ale Elliot utknął na uczelni na prośbę trenera. Chciał obgadać plan na najbliższe treningi, skupić się na pierwszoroczniaku, aby wrzucić go w bezpieczne i korzystne dla niego tereny. Wypytał go nawet troszkę, aby wiedzieć coś więcej, niż to, czego dowiedział się na zawodach jakiś czas temu. Nie spodziewał się jednak, że będzie musiał tak długo czekać na mężczyznę, a i tak już było późno, przez to ile trwały zajęcia na basenie. Jego włosy płakały - wręcz krzyczały, aby nałożyć na nie odżywkę, której zapomniał. Co chwilę przeczesywał je palcami, próbując je ułożyć i krzywiąc się na uczucie pod opuszkami. Dla kogoś z zewnątrz pewnie nie było różnicy, ale biedny Elliot dostawał szajby, zmierzając w stronę pokojów wykładowców, wszystkie postawione w jednym holu.
____Nie spodziewał usłyszeć się głosów, jednego znajomego. Wcześniej nawet z podejrzanymi jękami, gdzie przeważał na swój sposób obrzydliwy niski, męski głos. Nagle stały się wręcz przejrzystsze, jak drzwi lekko się uchyliły, a Crowley zrobił coś, czego nie powinien i pewnie plułby sobie w brodę za naruszanie prywatności, gdyby nie treść rozmowy. I towarzyszący im jeszcze jeden, znajomy głos. Zaświdrowało mu w żołądku, a nogi zamarzły w miejscu, zaraz przy drzwiach gabinetu. Jaki układ? Arthur miał układ z Morton’em? W jego gabinecie? Elliot nawet nie chciał myśleć o tym, co mógł on oznaczać- ”Pierdoloną dziwką”, szatyn miał czerwono przed oczami, kiedy obelgi wysypywały się w zastraszającym tempie, w międzyczasie potwierdzając jego zmartwienie. Nie mogło chodzić o nic innego, to było oczywiste nawet w jego oczach. Chciał być zły na Sullivan’a, który nic nie powiedział, wcześniej, ani teraz, w tym temacie. Nie zaprzeczał - nic. Ale wiedział, że to nie jego wina, co sam przyznał, kiedy mówił, że miała to być jednorazowa sytuacja.
____Za to wtedy winny poczuł się sam Crowley. Odczuwał, że to on pośrednio pchnął chłopaka w ramiona wykładowcy. Słowa Morton’a dobiły kolejny gwóźdź w jego trumnie, jak mówił o zapomnieniu i złamanym sercu. ”Oh, zjebałem”. Myślał chwilę, jednak odgonił to potrząśnięciem głowy, w czym pomagały kolejne słowa oblecha, wręcz zastraszającego studenta. Elliot nawet nie zdawał sobie sprawy, jaką kontrolę miał profesor.
____Jak poparzony odskoczył do tyłu, cofając się wystarczająco, aby zniknąć z pola widzenia, kiedy otwarte drzwi zostały zauważone. Był wdzięczny, że buty go nie zdradziły i nie pisnęły głośno na podłodze, a sam myślał szybko, co powinien zrobić. Pomysł może i był głupi, ale musiał zadziałać, a zauważenie trenera na horyzoncie tylko mu w tym pomogło
____Trenerze! Dobry wieczór, przepraszam, że musiał Pan tyle czekać — szybkim krokiem zmierzył w stronę mężczyzny, który próbował trafić kluczykiem do zamka, i zagubiony patrzył na swojego podopiecznego, jakby wyrosła mu druga głowa — Rozmawiałem z Thomas’em, więc mam już trochę pomysł co możemy zrobić — jego wywód ciągnął się dalej, aż do zniknięcia w gabinecie. Jednak jego głowa została w jednym miejscu, które działało jak płachta na byka.
____Tyle faktów mu się łączyło. To, jak profesor zazwyczaj traktował Arthur’a jak gówno, to, co wydarzyło się w knajpie. Te ciągłe spotkania w trakcie i po zajęciach, aby coś omówić. Wszystko było jasne, ale i tak wcześniej nie umiał połączyć faktów. Jego pomoc dla trenera była prawie równa zeru, bo to odbiegał gdzieś myślami, to gubił wątek. Mimo to, coś skleili, a Crowley wyszedł. Jednak później, niż chciał. Chciał złapać Morton’a, ’porozmawiać’, jednak w jego gabinecie już nie było światła. Parking. Pamiętał jego pojazd - wtedy, jak spotkał się z Sullivan’em po jego pracy. Musi tam stać, na pewno. To da mu szansę, aby pojechać za nim. Nawet lepiej, nie wydarzy się to na uczelni, Elliot będzie miał dużo czasu, aby… uciec. Jakby nic się nie stało. O ile oczywiście pójdzie to dalej niż rozmowa, którą miał tylko w planach. Jest bogaty, może go przekupi? Cokolwiek. Łapał się każdej nadziei, nawet jak wsiadał za kółko swojego samochodu, krążąc jak głupi i z rozbieganym wzrokiem po mieście, w poszukiwaniu tego charakterystycznego pojazdu. Miał szczęście, że Morton nie woził się jakimś typowym, srebrnym BMW, popularnym w tych częściach stanu.
____Stał. Stał już zaraz pod domem Morton’a. Nerwowo stukał palcami o kierownicę. Co w ogóle chciał zrobić? Zapukać, poprosić, aby zostawił Arthur’a w spokoju? Jasne, może jeszcze go poprosi o pokaz cyrkowy przy okazji. To na pewno by nie przeszło. Zero szans.
____Nie wiedział, nawet kiedy wylazł z samochodu, używał dzwonka i czekał, aż figura profesora się przed nim pojawi. ’Spokojnie Elliot. Kulturalnie porozmawiacie. To wszystko da się rozwiązać na spokojnie, na przykład przekupstwem
____ — Czego tutaj szukasz, chłopcze? — cała kultura z niego wyparowała, kiedy zobaczył twarz mężczyzny. Był niższy. Dziwne poczucie dumy i siły obudziło się momentalnie w pływaku. Stał cicho, co irytowało mężczyznę. Widział, że coś ciśnie mu się na język.
____Jedyne, co mogło mu się teraz cisnąć na język, to nagle lecąca krew. Elliot bez wahania zasadził lewego sierpowego mężczyźnie w twarz. Nie spodziewał się tego. Nie mógł. W końcu czemu jakiś nieznany mu chłopak chciałby go pobić. A może nie aż tak nieznany
____ — To ty tak wisisz dziwnie wokół Arthur’a? — wycedził, nim Crowley - znowu bez słowa - trafił kolanem prosto w pas, co sprowadziło faceta chwilowo na ziemię, przez następną falę bólu. Czuł się niepowstrzymany, nie widział normalnie na oczy. Za te kurwa obleśne słowa. Za ciągłe męczenie Sullivan’a. Jak mantrę powtarzał, przy każdym, kładzionym ciosie, aż sam nie dostał po łydkach, co zbiło go z nóg i doprowadziło do uderzenia tyłem czaszki o kamienne schody. Nie miał czasu na zamartwianie się, bo przynajmniej dwukrotnie silniejszy mężczyzna mierzył cios w jego nos, potem oko, w którym momentalnie stracił widoczność. Będzie podbite jak chuj. Wierzgał jak dzikie, opętane zwierze nogami, próbując zahaczyć któreś o nogę przykucniętego faceta — Dla takiej dziwki jak on tak się upokorzysz? — źrenice mu się zwęziły, na nieprzyjemną w brzmieniu obrazę a ręka samowolnie uleciała ku górze, trafiając w nos, z którego trysnęła krew, brudząc ciuchy Morton’a, który teraz leżał pod rozjuszonym Elliot’em, niemogącego powstrzymać samego siebie, a z ust wykładowcy próbowały wydostać się jakieś słowa. Prośba o przestanie? Coś równie obrzydliwego, jak wszystko z jego ust? Nie wiedział, nie słuchał. Miał to głęboko w nosie, chcąc, aby mężczyzna poczuł się jak największe gówno. Tak, jak czuł się Crowley z samą wiedzą o tym, co zrobił. A nawet bał się myśleć, jak czuł się Arthur. Dlatego ślepe uderzenia, już i tak zmasakrowanej twarzy sprawiało mu niebezpieczną ilość satysfakcji.
____Nie wziął pod uwagę sąsiadów. I tego, że bez wahania zadzwonią po policję, która ochoczo zabierze go na komendę, mimo niespecjalnie wycelowanego łokcia prosto w szczękę jednego z oficerów
____Kurwa — wydyszał w ekstazie i gniewie, jak mało łagodnie był wciskany do radiowozu.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {03/08/22, 09:30 pm}

leave me alone - Page 2 360fb92c47385e1535ebad95dc5ea8a456d4e7c2


Kiedy Arthur przyszedł w czwartek na zajęcia, cały uniwersytet szumiał. W tak małej społeczności, kiedy coś się działo, prędzej czy później wszyscy wiedzieli. Zwłaszcza, jeśli stało się coś dużego... Nic więc dziwnego, że przed południem, nie było osoby na Stasand University, która nie słyszała, że niejaki Elliot Crowley pobił profesora Mortona na kwaśne jabłko i siedział w areszcie. Nikt nie wiedział dlaczego i krążyły różne wersje potencjalnych wydarzeń, jedna bardziej fantastyczna od drugiej. Romans z żoną, niespodziewany atak agresji, chęć odbicia się, bo Morton prowadzał się z tą samą dziewczyną... Problem jest taki, że nie było dowodów na nic co łączyło Crowley’a z profesorem Francuskiego, więc plotki i domysły mnożyły się w zastraszująco szybko.
Arthur początkowo nie wiedział co o tym myśleć. Dlaczego niby Crowley miał się bić z profesorem? Morton definitywnie go nie uczył, sądząc po okropnej wymowie, którą Elliot prezentował przeglądając jego podrącznik. Wątpił więc, żeby Crowley miał kiedykolwiek okazję spotkać Morton’a. I sądząc po tym z jakimi dziewczynami się prowadzał, definitywnie starsze kobiety go nie interesowały...
Po krótkim śledztwie (i wyjątkowo niezręcznej konwersacji z Maddie bo... definitywnie nie zamierzał rozmawiać z innymi ‘znajomymi’ Elliot’a), Arthur zdał sobie z czegoś, z czym się czuł wyjątkowo nie komfortowo. Jedyną rzeczą, która jakkolwiek łączyła Crowley’a i Morton’a... Był on sam. Ale dlaczego z tego tytułu Crowley miałby pobić profesora na tyle mocno, że ten skończył w szpitalu? To by musiało oznaczać, że... wiedział. Jakim cudem? Ach... Była środa. Elliot miał trening pływacki, więc na pewno był na uczelni do późna... Drzwi były otwarte. Może... Może coś usłyszał...Arthur’owi aż niedobrze się robiło na samą myśl. Nie... Elliot nie mógł... Ale z drugiej strony jakie było inne wytłumaczenie? Najwyraźniej to co usłyszał, obchodziło go to na tyle, żeby z jakiegoś powodu wkurzyć się wystarczająco mocno, by zaatakować członka grona pedagogicznego. Z jednej strony, możę nie powinno to Sullivan’a dziwić, bo w końcu pomógł mu z Dan’em, czyż nie?
Ale wtedy była tam też Annie, Dan robił coś nieodpowiedniego nieważne, z którego kąta się na to spojrzało i Elliot musiał szybko podjąć decyzję. Tu było zupełnie inaczej.
Tu chodziło tylko o Arthur’a. I o coś... Co jakby nie patrzeć, było w jakiś stopniu jego winą. Nie mówił, że to co Morton robił było okej. Nie był na tyle zaślepiony i głupi, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, na ilu lewelach to było nie w porządku. Ale jednocześnie bardzo ciężko było mu przyznać się przed sobą, że nie miał ani grama kontroli nad sytuacją i że była ona bardzo... toksyczna i wmawiał sobie, że to po części jego wina, bo tylko tak potrafił sobie z tym poradzić.
Ale jeśli Elliot coś poprzedniego dnia słyszał, to... Arthur nie był pewien jak kiedykolwiek będzie mógł spojrzeć mu prosto w oczy. To oznaczało, że wiedział, że Arthur jest... Jak żałosny jest.
I pewnie, może nie powiedział pływakowi ‘idź, zbij Morton’a’, ale w jakiś sposób jego osoba się do tego przyczyniła. Nie mógł pozwolić, żeby ten poszedł przez niego do więzienia. Nigdy by sobie tego nie wybaczył...

[...]

-Czyli twój kolega kogo pobił i nie chcesz, żeby szedł do więzienia? Nie chodzi o ciebie, prawda? Nie wykorzystujesz teraz swojego prawa do wykonania telefonu? –wujek Frankie, prawnik ojca Arthur’a brzmiał podejrzanie sceptycznie. –Bo jeśli chodzi o ciebie, to lepiej mi od razu powiedz... Nie odpowiadaj na żadne pytania i poczekaj aż tam przyjadę, okej?
-Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto by kogoś pobił na tyle mocno, żeby mnie aresztowano?-burknął obruszony Arthur.
-Artie... Od lat obstawiamy, kiedy w końcu wylądujesz na posterunku, bo żyłka ci poszła –Arthur nie był agresywny. Naprawdę! Tylko wtedy kiedy sytuacja tego naprawdę potrzebowała!
Ale... Z wujkiem Frankiem nie było co się kłócić.
-Nie... Nie chodzi o mnie. Naprawdę... Powiedziałbym ci, gdyby chodziło... Nie stać mnie na prawnika, który nie jest obrońcą publicznym –a na pewno nie na takiego klasy Frank’a, który choć znany z faktu, że był prawnikiem mafii, dzięki procesowi Sullivan’a seniora, był jednym z najlepszych w Nowym Jorku. Czy Elliot potrzebował prawnika? Jego ojciec był prawnikiem, więc pewnie nie...
-Cóż… Gdyby poszkodowany nie wniósł zarzutów albo je wycofał byłoby to pomocne. Prokurator wciąż by musiał zdecydować, czy skarżyć czy nie, ale jeśli ofiara nie szuka sprawiedliwości z jakiegolwiek powodu, zarzuty nie trzymają się równie dobrze...

[...]

Drzwi czarnego mercedesa gwałtownie się otworzyły i siedząca za kierownicą młoda, rudowłosa kobieta o mało nie wylała na siebie kawy, którą piła z papierowego kubeczka. Nie znosiła tej misji – nie na to Lorrie Park pisała się wstępując do FBI. Obserwowanie studenciaka, który nie dość, że nie robił nic interesującego w życiu, to jeszcze miał wyjątkowego pecha i wiecznie ładował się w jakieś młodzieżowe problemy (co prawda sama Lorie skończyła ledwie dwadzieścia siedem lat parę miesięcy wcześniej, więc nie była aż tak dużo starsza, ale... to były detale). Jeśli miała być zupełnie szczera, trochę jej było dzieciaka szkoda, bo wyglądało na to, że ma sporego pecha w życiu...
I teraz ten dzieciak siedział w jej służbowym samochodzie, na fotelu pasażera, patrząc na nią z taką dziwną determinacją w oczach.
-Potrzebuję odbitek zdjęć, które mi zrobiliście.
-Co proszę? –jeszcze nigdy nie zdarzyło się, że ktoś nakrył ją w czasie roboty. Była dumna z faktu, że jest naprawdę dobra w tym co robi – a lipne zadania dostaje tylko dlatego, że mężczyźni w biurze nie mogą znieść faktu, że ‘rude babsko’ jest w czymś lepsze od nich, ale... Ktoś mu musiał powiedzieć, że FBI go obserwuje. Definitywnie. Nic dziwnego, grupa Sullivan’a seniora na pewno miała dojścia.
-Powiem wam wszystko co wiem o moim ojcu... Chociaż ostrzegam, parę miesięcy temu okazało się, że nie jest tego za dużo... –dzieciak był wyraźnie zestresowany i maltretował swoją wargę zębami. Aż dziw, że krew jeszcze nie poszła. –W każdym razie, tak długo jak dasz mi kopie zdjęć, które zrobiłaś mi i... Morton’owi, to powiem wam wszystko co wiem.
-A po co ci one?-oho... to zaczynało być interesujące.
-Mój przyjaciel zbił Morton’a na kwaśne jabłko i nie chcę żeby poszedł przez to do więzienia-jakieś pół godziny później, dzieciak miał w rękach odbitki. Lorrie obserwowała dzieciaka wystarczająco długo, żeby zorientować się, że Morton jest pierdolonym dupkiem. I zboczeńcem. I oszustem. I jakby ktoś miał zapytać ją o zdanie... Tacy zasługiwali przynajmniej na porządne bicie, chociaż sama wysłałaby ich raczej... za kratki, gdyby mogła.

[...]

Kilka godzin później, bo wyjątkowo stresującej wizycie w szpitalu u świeżo pobitego profesora, Arthur opierał się o maskę pożyczonego od Debbie Forda Torino rocznik 1968, nerwowo paląc papierosa przed wejściem na posterunek policji. Było zimno – miał więc na sobie czarny sweter z golfem i swoją ukochaną kurtkę dżinsową z wywiniętym kołnierzykiem ze sztucznego, beżowo-białego futerka. Elliot miał niedługo wyjść na zewnątrz. Arthur nie był pewien, czy to dlatego, że Morton niechętnie zgodził się na zniesienie zarzutów pod groźbą pokazania zdjęć jego żonie i dziekanowi, czy może Crowley senior zdecydował, że jakiekolwiek postępowania prawne nie będą dobre dla wizerunku rodzinnego i zdecydował się zainterweniować, ale miła recepcjonistka przy wejściu powiedziała, że rzeczywiście mają wypuścić Crowley’a z aresztu (to nie tak, że Arthur kręcił się całe popołudnie pod posterunkiem czekając... wcale... w ogóle... ani trochę... nie tak).
To był chyba jego... Trzeci papieros pod rząd. I w ogóle nie pomagały mu w uspokojeniu nerwów, bo wciąż czuł się tak samo zestresowany jak przed pierwszym.
Ale recepcjonistka najwyraźniej miała rację, bo kilkanaście minut później, Elliot Crowley we własnej osobie wychynął z posterunku, z poetycko posiniaczoną twarzą. W Arthurze... Coś się zagotowało na jego widok. Nie tylko w agresywny, wkurwiony sposób, ale też... Nim Elliot go zauważył, już był przy wyższym chłopaku, zaciskając rękę na jego kurtce, żeby zmusić pływaka do pochylenia się.
-KTO CI KURWA POWIEDZIAŁ, ŻEBYŚ SZEDŁ I BIŁ PIERDOLONEGO PROFESORA W JEGO WŁASNYM DOMU!? MÓZG CI CAŁKIEM ODEBRAŁO?! ŚPIESZNO CI DO WIĘZIENIA?! CO JEST Z TOBĄ DO KURWY NĘDZY NIE TAK?! PIĘCIU MINUT NIE MOŻESZ WYTRZYMAĆ NIE WTYKAJĄC NOSA W MOJE SPRAWY?! –Arthur był zły. Wściekły wręcz. Ale do oczu również zaczęły napływać mu łzy, bo to wszystko była... Jego wina. Elliot pobił Morton’a przez Arthur’a. Jego twarz wyglądała jakby przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z asfaltem... Przez Arthur’a. Prawie wylądował w sądzie i potencjalnie w więzieniu... Przez Arthur’a.
I dlatego, nawet kiedy się wydzierał (najwyraźniej nie przejmując się faktem, że byli w miejscu publicznym), do jego oczu zaczęły napływać łzy, a dłoń na kurtce Elliot’a zaciskał tak jakoś... desperacko wręcz.
-Co ci, kurwa, strzeliło do głowy, Elliot... –wymamrotał... dużo spokojniej, bo skupiał się na nie wybuchnięciu płaczem tu i teraz. –Rejest karny utrudniłby ci wszystko w życiu. Po co... Po co ciągać się po policjach i sądach przez takiego, huja?-tak, miał większy problem z faktem, że Elliot właśnie naraził całą swoją przyszłość, niż z tym, że Morton skończył z rozkwaszoną twarzą.
Pozwijcie go.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

leave me alone - Page 2 Empty Re: leave me alone {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach