Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
O co chodziło Williamowi z moimi książkami? Z niezadowoloną miną sięgnęłam po jedną z poduszek i lekko mu przyłożyłam. Może to pomoże wykopać ten pomysł z jego głowy.
- Sam sobie poczytaj - przyciągnęłam poduszkę bliżej do siebie, obejmując ją ramionami. Pamiętałam, że czytał jedną z książek, które kupiłam podczas zakupów, więc podejrzewałam, że wiedział jakiego rodzaju książki zazwyczaj czytałam. Więc co? Specjalnie chce abym czuła się niekomfortowo, czytając pewne sceny na głos? Może jest nie tylko masochistą...
Leżąc przez chwilę w ciszy zauważyłam, że byłam co raz bardziej głodna. Do tego miałam ochotę na gęstą zupę lub gulasz. Lub może zapiekankę? William wspomniał coś o obiedzie. Ominęło nas śniadanie? Tak długo spaliśmy? Nie byłam znana z tego, że wstawałam codziennie ze słońcem, ale zawsze byłam na nogach przed śniadaniem.
- Zgłodniałam - oznajmiłam po chwili i wstałam z łóżka. William może chciał jeszcze pospać i tego bym mu nie zabroniła, ale sama pewnie nie mogłabym tak leżeć za długo. Pomimo bólów głowy chciałam chociaż pochodzić po hotelu. Sięgnęłam po szklankę wody, czując jak strasznie sucho mi w gardle.
Gdy zajrzałam po swojej walizki znalazłam ostatnią czystą suknię, którą wzięłam ze sobą w razie czego gdyby zrobiło się strasznie zimno. Dobrze, że o tym pomyślałam, bo pogoda faktycznie była paskudna. Problem jednak był taki, że warstwy sukni był grubsze i było trudniej ją założyć. Zerknęłam przez ramię w stronę Williama. Skoro widział mnie w mojej koszuli nocnej to chyba nie będzie to aż tak wielkim skandalem jeżeli poproszę go o pomoc. Po za tym tylko będzie musiał dobrze zawiązać suknię od tyłu.
Poszłam szybkim krokiem do łazienki aby się przebrać i wyszłam dopiero gdy wszystko miałam na sobie. Trzymając ostatnią warstwę blisko siebie aby nie opadła wróciłam do sypialni niepewnym krokiem.
- Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam, odrobinę się odwracając aby mógł zobaczyć z czym potrzebuję pomocy. - Nie ma tak długich ramion aby sięgnąć i samą to związać - dodałam z lekkim żartem.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- A poczytam, tylko mi daj - burknąłem, nawet nie próbując bronić się przed poduszką z braku do tego sił. Każdy sposób był dobry na zabicie nudy. O ile Dove będzie jeszcze przy tym grzeczna i sobie też coś znajdzie ciekawego.
Na moje nieszczęście kobiecie szybko wszystko przeszło i zaczęła domagać się jedzenia. Czyli to koniec mojego odpoczynku i leniuchowania. Jakby nie mogła jeszcze chwili poleżeć, choćby w ciszy.
Podczas gdy Dove zabrała suknie i wyszła, powinienem zapewne w tym samym momencie się przebrać i na nią zaczekać. A jedyne co zrobiłem, to przeniosłem ręce nieco wyżej, lepiej się układając. I tak jak wcześniej, Dove zakłóciła mój spokój, zmuszając mnie do wstania.
- Dużo łatwiej to rozwiązać - westchnąłem, związując tasiemki i odpowiednio je ściągając ze sobą. Musiałem przy tym zagryźć zęby, by przy okazji nie złożyć na jej szyi jednego, dwóch, może trzech, pocałunków. Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko.
Kiedy już skończyłem, złapałem z walizki czystą koszulę i wyszedłem do salonu, gdzie była reszta moich ubrań. Te brudne od razu wcisnąłem do walizki, żeby nie robić znów bałaganu.
- Chodźmy do tej restauracji - powiedziałem pamiętając też, aby po drodze poprosić obsługę hotelową o posprzątanie i rozpalenie w kominku.
Na moje nieszczęście kobiecie szybko wszystko przeszło i zaczęła domagać się jedzenia. Czyli to koniec mojego odpoczynku i leniuchowania. Jakby nie mogła jeszcze chwili poleżeć, choćby w ciszy.
Podczas gdy Dove zabrała suknie i wyszła, powinienem zapewne w tym samym momencie się przebrać i na nią zaczekać. A jedyne co zrobiłem, to przeniosłem ręce nieco wyżej, lepiej się układając. I tak jak wcześniej, Dove zakłóciła mój spokój, zmuszając mnie do wstania.
- Dużo łatwiej to rozwiązać - westchnąłem, związując tasiemki i odpowiednio je ściągając ze sobą. Musiałem przy tym zagryźć zęby, by przy okazji nie złożyć na jej szyi jednego, dwóch, może trzech, pocałunków. Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko.
Kiedy już skończyłem, złapałem z walizki czystą koszulę i wyszedłem do salonu, gdzie była reszta moich ubrań. Te brudne od razu wcisnąłem do walizki, żeby nie robić znów bałaganu.
- Chodźmy do tej restauracji - powiedziałem pamiętając też, aby po drodze poprosić obsługę hotelową o posprzątanie i rozpalenie w kominku.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie wydusiłam z siebie ani słowa podczas gdy William stał tuż za mną. Miałam wrażenie, że mogłam czuć jego oddech na swoich karku. Prawie dostałam gęsiej skórki i błagałam aby moje własne ciało mnie nie zdradziło. Wolałam się nie tłumaczyć Williamowi, przynajmniej przez jakiś czas. Mieliśmy sobie dać w końcu czas. Na co, sama nie byłam pewna, bo miałam wrażenie, że dalsze przemyślanie naszej sytuacji tylko by to wszystko bardziej skomplikowało. Jednak postanowiłam chociaż spróbować, skoro już na to się zgodziłam.
W restauracji było znacznie więcej osób niż zazwyczaj, pewnie z powodu pogody. Nikomu się nie chciało wychodzić i do tego była pora obiadowa. Na szczęście nie musieliśmy czekać długo na miejsce. Gdy tylko usiedliśmy sprawdziłam czy mają jakiegokolwiek rodzaju gulasz i gdy tylko go znalazłam odłożyłam kartę menu.
- Jestem czegoś ciekawa - odezwałam się po dłuższej chwili ciszy. - Już kilka razy prosiłeś mnie abym przeczytała tobie jedną z książek, które czytam lub chcesz sam je przeczytać. Wątpię, że jesteś miłośnikiem romansów. Chyba, że się mylę? - William potrafił być czuły, to prawda, ale nie nazwałabym go romantykiem. Nawet gdy udawaliśmy zakochanych to robił kwaśną minę, gdy sugerowałam bardziej romantyczne gesty.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Powoli ruszyłem za Dove do restauracji, gdzie chyba znaczna większość gości postanowiła spędzić czas. Znów było gwarno i tłoczno, ale na szczęście całkiem szybko dostaliśmy stolik. I nawet nie będący na środku sali.
Lekko znużony przeglądałem kartę dań. Dove całkiem szybko coś dla siebie wybrała, ja nie mogłem na nic się zdecydować. Właściwie nawet nie odczuwałem specjalnie głodu. Uniosłem tylko spojrzenie na kobietę, kiedy ta się odezwała.
- Nie mam ulubionego typu literatury - wzruszyłem ramionami. - W sumie to bardzo rzadko mam okazję, by usiąść i coś konkretnego przeczytać, dlatego nawet nie kupuję sobie książek. To żadna przyjemność, gdy po długim czasie do niej wracasz i musisz zaczynać od nowa, bo nie pamiętasz co było wcześniej. Ale miło jest czasem mieć tą chwilę, a skoro nie posiadam swoich, to tylko twoje są pod ręką - posłałem Dove krótki uśmiech. Chyba nawet się przyzwyczaiłem do tych jej romansów. Czasem, siedząc jej na kolanach, czytałem razem z nią, ale tego nie mogłem jej powiedzieć.
- Bywa tak, że taki romans jest lepszy niż thriller. Wszystko zależy jak dobry jest autor w tym, co robi - przyznałem, powracając do karty po tym, jak podszedł do nas kelner. Kobieta od razu powiedziała co chciała, ja natomiast po krótkiej chwili wybrałem pierwsze, co było na przeglądanej akurat stronie. Krem z dyni z grzankami nie brzmiał najgorzej. I herbata oczywiście z cytryną.
- Chyba że tak bardzo nie chcesz, to gdzieś w płaszczu mam wczorajszą gazetę. To w końcu też jakiś rodzaj literatury - powiedziałem, przyglądając się uważnie stroikowi, jaki ozdabiał nasz stolik. Miał dużo różnych rzeczy, na które się składały: gałązki świerku oraz jemioły, kuleczki jarzębiny, szyszka oraz dwie świeczki w dodatku różnej wielkości. Nie mogło też zabraknąć czerwonej kokardy.
- Nie wiem jak ty, ale uważam, że to miejsce potrzebuje lepszego dekoratora - zaśmiałem się cicho widząc, że na każdym stole taki się znajdował. Widać było, że ktoś się bardzo starał, a jednocześnie coś mu nie wyszło. - Myślisz, że zrobię ładniejszy? - zapytałem, przyciągając go do siebie i zaraz zabierając się za tworzenie go na nowo. Zamiast związywać część wstążką, splotłem ze sobą gałązki w coś w rodzaju gniazda, w którym umieściłem świeczki oraz szyszkę, u dołu umieszczając kokardę oraz jarzębinę. Użyłem też nieco stopionego wosku, który miał spoić to razem, by się nie rozwaliło. Chyba nie było tragedii lecz patrząc swoim krytycznym okiem, wciąż dostrzegałem kilka niedociągnięć. Na szybko jednak nie było co liczyć na cuda.
Lekko znużony przeglądałem kartę dań. Dove całkiem szybko coś dla siebie wybrała, ja nie mogłem na nic się zdecydować. Właściwie nawet nie odczuwałem specjalnie głodu. Uniosłem tylko spojrzenie na kobietę, kiedy ta się odezwała.
- Nie mam ulubionego typu literatury - wzruszyłem ramionami. - W sumie to bardzo rzadko mam okazję, by usiąść i coś konkretnego przeczytać, dlatego nawet nie kupuję sobie książek. To żadna przyjemność, gdy po długim czasie do niej wracasz i musisz zaczynać od nowa, bo nie pamiętasz co było wcześniej. Ale miło jest czasem mieć tą chwilę, a skoro nie posiadam swoich, to tylko twoje są pod ręką - posłałem Dove krótki uśmiech. Chyba nawet się przyzwyczaiłem do tych jej romansów. Czasem, siedząc jej na kolanach, czytałem razem z nią, ale tego nie mogłem jej powiedzieć.
- Bywa tak, że taki romans jest lepszy niż thriller. Wszystko zależy jak dobry jest autor w tym, co robi - przyznałem, powracając do karty po tym, jak podszedł do nas kelner. Kobieta od razu powiedziała co chciała, ja natomiast po krótkiej chwili wybrałem pierwsze, co było na przeglądanej akurat stronie. Krem z dyni z grzankami nie brzmiał najgorzej. I herbata oczywiście z cytryną.
- Chyba że tak bardzo nie chcesz, to gdzieś w płaszczu mam wczorajszą gazetę. To w końcu też jakiś rodzaj literatury - powiedziałem, przyglądając się uważnie stroikowi, jaki ozdabiał nasz stolik. Miał dużo różnych rzeczy, na które się składały: gałązki świerku oraz jemioły, kuleczki jarzębiny, szyszka oraz dwie świeczki w dodatku różnej wielkości. Nie mogło też zabraknąć czerwonej kokardy.
- Nie wiem jak ty, ale uważam, że to miejsce potrzebuje lepszego dekoratora - zaśmiałem się cicho widząc, że na każdym stole taki się znajdował. Widać było, że ktoś się bardzo starał, a jednocześnie coś mu nie wyszło. - Myślisz, że zrobię ładniejszy? - zapytałem, przyciągając go do siebie i zaraz zabierając się za tworzenie go na nowo. Zamiast związywać część wstążką, splotłem ze sobą gałązki w coś w rodzaju gniazda, w którym umieściłem świeczki oraz szyszkę, u dołu umieszczając kokardę oraz jarzębinę. Użyłem też nieco stopionego wosku, który miał spoić to razem, by się nie rozwaliło. Chyba nie było tragedii lecz patrząc swoim krytycznym okiem, wciąż dostrzegałem kilka niedociągnięć. Na szybko jednak nie było co liczyć na cuda.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
W ciszy obserwowałam co próbował wymyślić. Osobiście takie ozdoby nie robiły dla mnie wielkiej różnicy, ale musiałam przyznać, że wersja Williama była lepsza. Jeżeli już któreś musiałabym wybrać to raczej jego. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie zauważając jego skupioną minę.
- Myślę, że masz do tego oko - odpowiedziałam gdy skończył. Wyglądało na to, że William miał bardziej artystyczną duszę niż myślałam. Jednak nie byłam tym do końca zaskoczona, ponieważ już wcześniej William mi zaimponował swoim tokiem myślenia co jest typową cechą dla kreatywnych ludzi. Byłam ciekawa co by wymyślił, gdyby tak mu dać farby czy chociaż papier i trochę węgla.
- Jeżeli tak cię ciągnie do romansów, które czytam to proszę bardzo. Tylko nie tą, którą aktualnie czytam. - wolałabym nie latać po pokoju szukając książki lub czekać aż William skończy.
Gdy z kuchni przyszedł nasz obiad postanowiłam tym razem jeść znacznie wolniej niż zazwyczaj. Nigdzie nam się nie śpieszyło. Do tego gulasz był dosyć gorący, a nie chciałam się poparzyć. Zerknęłam w stronę talerza Williama. Nic nie mówiąc skradłam mu jedną grzankę i posłałam mu mały, niewinny uśmiech.
- Masz jakieś plany po naszym powrocie? W sensie, po świętach. Zgaduję, że będziesz zajęty pracą. - w sumie, jak zazwyczaj. Nie jeden raz od niego słyszałam, że brak mu czasu na to lub tamto, bo cały czas pracuje.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Uśmiechnąłem się lekko słysząc, że mam do tego oko. Raczej trochę się nudziłem i takie rzeczy były dla mnie zbyt łatwe. Natomiast wywróciłem oczami na temat książki. Skoro nie tą, co czyta teraz, to jaką? Przecież wzięła ze sobą tylko jedną. Chyba że miała na myśli tą zakupioną wczoraj. To też mogłoby być.
- Nie wiem, co będę robić jutro, a ty mnie pytasz o tak odległe czasy - westchnąłem, spoglądając jak kobieta chrupie moją grzankę. Poczułem się okradziony. Nie jakiś sfrustrowany, zły czy też rozbawiony jej uczynkiem. Tylko okradziony.
- Jak chcesz, to weź sobie też tą drugą - powiedziałem, podsuwając kobiecie talerz, na którym leżała drugą z grzanek. - Możesz nawet spróbować sobie z kremem, jest całkiem smaczny - co było prawdą. Był dobrze doprawiony, wyraźnie też czuć było dynie oraz posmak marchewki i prażonej cebuli.
- No i wracając do tematu, masz rację, jedyne co planuje to praca. A co, masz już kolejną podróż na oku? Wiesz, ja zawsze chętnie. Na kilka dni mogę z tobą gdzieś jechać. Nawet na koniec świata, jeśli byłby gdzieś w pobliżu - posłałem Dove rozbawione spojrzenie. Wybrałbym się za nią nawet na Syberię, gdyby takie miała życzenie, tego byłem pewien, ale zdecydowanie wolałem bliższe i znajome tereny. I przede wszystkim tam, gdzie bym był w stanie dogadać się z lokalnymi mieszkańcami, bo taki rosyjski czy francuski nijak się mają do angielskiego.
- Nie wiem, co będę robić jutro, a ty mnie pytasz o tak odległe czasy - westchnąłem, spoglądając jak kobieta chrupie moją grzankę. Poczułem się okradziony. Nie jakiś sfrustrowany, zły czy też rozbawiony jej uczynkiem. Tylko okradziony.
- Jak chcesz, to weź sobie też tą drugą - powiedziałem, podsuwając kobiecie talerz, na którym leżała drugą z grzanek. - Możesz nawet spróbować sobie z kremem, jest całkiem smaczny - co było prawdą. Był dobrze doprawiony, wyraźnie też czuć było dynie oraz posmak marchewki i prażonej cebuli.
- No i wracając do tematu, masz rację, jedyne co planuje to praca. A co, masz już kolejną podróż na oku? Wiesz, ja zawsze chętnie. Na kilka dni mogę z tobą gdzieś jechać. Nawet na koniec świata, jeśli byłby gdzieś w pobliżu - posłałem Dove rozbawione spojrzenie. Wybrałbym się za nią nawet na Syberię, gdyby takie miała życzenie, tego byłem pewien, ale zdecydowanie wolałem bliższe i znajome tereny. I przede wszystkim tam, gdzie bym był w stanie dogadać się z lokalnymi mieszkańcami, bo taki rosyjski czy francuski nijak się mają do angielskiego.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Przyjęłam zaproszenie Williama i spróbowałam odrobinę kremu, który zamówił. Faktycznie, smak był całkiem dobry.
Prawie parsknęłam śmiechem, gdy wspomniał kolejną wycieczkę. Prawie. Nie chciałam go urazić, ale wciąż uważałam, że jego pytanie było urocze. Czy on myślał, że miałam czas i pieniądze na więcej wycieczek? Może i miałam oszczędności, ale nie zamierzałam wszystko wydać na wycieczki i wrócić do domu z pustymi kieszeniami.
- Nawet na koniec świata? - uniosłam lekko brew i powoli mój uśmiech się poszerzył. - Oj, na prawdę musisz uważać, aniołku. Jeszcze zacznę myśleć, że się we mnie zakochałeś. Aż tak się do mnie przywiązałeś?
Spuściłam wzrok, skupiając się ponownie na obiedzie. Ah no tak, zapomniałam odpowiedzieć na jego pytanie. Lekko pokręciłam głową za nim wracając wzrokiem do Williama.
- Jedyne wycieczki, po za do Paryża, jakie na mnie czekają to do naszego hotelu. Wątpię, że będę miałam wystarczająco czasu jeżeli mam przejąć biznes od Sebastiana. Skoro o tym mowa, chyba wiem, jak mogę tobie odwdzięczyć. - odłożyłam na chwilę sztućce i wytarłam kąciki ust serwetką. - Znajdź w swoim kalendarzu tydzień wolnego. Możesz zostać w naszym hotelu za darmo, wliczając w to jedzenie i różne zajęcia. Możesz jechać kiedykolwiek chcesz, tylko daj mi znać kilka dni wcześniej aby powiadomić kogoś aby wszystko było dla ciebie przygotowane.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mieszając łyżką krem przez chwilę przyglądałem się Dove. W pewnym stopniu uważałem to za urocze, gdy nazywała mnie aniołkiem. Wiedziałem, że mówiła to wszystko w żartach, wypominając mi moje własne słowa sprzed pewnego czasu, ale nawet nie wiedziała, jak blisko była przy tym prawdy. I z tym przywiązaniem również. Nie zakochałem się, przecież na przyjaźni również można utworzyć więź. A że czasem chciałbym czegoś więcej…
- Trochę szkoda. Nie zapomnij w tym wszystkim o odpoczynku i Vincencie, który pewnie też za tobą tęskni - powiedziałem, zaraz też wysłuchując tego, co miała mi do zaproponowania.
Odłożyłem łyżkę na brzegu talerza. Jak miałem delikatnie powiedzieć, że stać mnie na takie atrakcje, a poza tym nie zamierzałem się nigdzie ruszać? Wymówka pracą raczej by nie przeszła, skoro bez problemów "znalazłem" czas na tą wycieczkę.
- Dobrze - kiwnąłem głową w końcu. - Tylko pozwól, że najpierw znajdę sobie kogoś do towarzystwa. Nie chcę przez cały tydzień zwiedzać samemu, uczestniczyć w tych atrakcjach oferowanych przez hotel samemu, czy choćby spędzać każdy posiłek samemu - uznałem, że to zamyka temat. Nie odrzuciłem propozycji, ale zanim byłbym w stanie wybrać odpowiednią osobę do towarzystwa, minęło by mnóstwo czasu. I uznałem, że sama Dove się tego domyślała.
- A teraz jedz ten obiad, bo zimne nie będzie takie smaczne - uśmiechnąłem się lekko, biorąc w dłonie filiżankę z herbatą. Czułem się lekko zmęczony, a pogoda na zewnątrz zdawałoby się, że tylko pogarsza nastrój. Co prawda przestało już wiać tak okrutnie lecz wciąż sypał śnieg z gęstych chmur.
- A może chcesz ulepić bałwana przed hotelem? - spytałem pół żartem widząc, jak jakieś dzieci bawiły się w śniegu.
- Trochę szkoda. Nie zapomnij w tym wszystkim o odpoczynku i Vincencie, który pewnie też za tobą tęskni - powiedziałem, zaraz też wysłuchując tego, co miała mi do zaproponowania.
Odłożyłem łyżkę na brzegu talerza. Jak miałem delikatnie powiedzieć, że stać mnie na takie atrakcje, a poza tym nie zamierzałem się nigdzie ruszać? Wymówka pracą raczej by nie przeszła, skoro bez problemów "znalazłem" czas na tą wycieczkę.
- Dobrze - kiwnąłem głową w końcu. - Tylko pozwól, że najpierw znajdę sobie kogoś do towarzystwa. Nie chcę przez cały tydzień zwiedzać samemu, uczestniczyć w tych atrakcjach oferowanych przez hotel samemu, czy choćby spędzać każdy posiłek samemu - uznałem, że to zamyka temat. Nie odrzuciłem propozycji, ale zanim byłbym w stanie wybrać odpowiednią osobę do towarzystwa, minęło by mnóstwo czasu. I uznałem, że sama Dove się tego domyślała.
- A teraz jedz ten obiad, bo zimne nie będzie takie smaczne - uśmiechnąłem się lekko, biorąc w dłonie filiżankę z herbatą. Czułem się lekko zmęczony, a pogoda na zewnątrz zdawałoby się, że tylko pogarsza nastrój. Co prawda przestało już wiać tak okrutnie lecz wciąż sypał śnieg z gęstych chmur.
- A może chcesz ulepić bałwana przed hotelem? - spytałem pół żartem widząc, jak jakieś dzieci bawiły się w śniegu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Przytaknęłam na jego słowa, tym samym zgadzając się na naszą małą "umowę".
- Nie ma problemu. Jak wspomniałam, możesz skorzystać z hotelu kiedykolwiek chcesz. - nie zamierzałam mu dać terminu, nie widziałam w tym sensu. Gdy wspomniał o towarzystwie to chciałam nawet zaproponować, aby wziął ze sobą Sebastiana, ale nie byłam pewna jakiego rodzaju towarzystwa William by szukał.
Gdy William zaproponował ulepienie bałwana spojrzałam w stronę okna. Pogoda odrobinę się poprawiła i było tyle śniegu, że moglibyśmy ulepić całą armię bałwanów.
- Zgoda. Skoro sam zaproponowałeś. - wiedziałam, że żartował jednak mój ton był całkiem poważny. Normalnie taki pomysł nie wpadłby mi do głowy. Bitwa na śnieżki była dla każdego, ale osobiście nie miałam wielkiej frajdy z ulepienia bałwana. Jednak William sam wyszedł z inicjatywą. Jak mogłabym nie skorzystać?
- Jeżeli się najadłeś to chodźmy do pokoju po płaszcze i rękawiczki. Możemy zrobić z tego konkurs na najładniejszego bałwana.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Może tak być - kiwnąłem głową, rozbawiony na samą myśl o konkursie piękności dla bałwanów. Jeśli sama Dove to zaproponowała, nie miałem nic przeciwko temu. Dopiłem więc swoją herbatę, po czym poszliśmy się ubrać. Było na tyle zimno, że założyłem marynarkę, zapinając ją na wszystkie guziki, a pod płaszcz założyłem szalik. Wybrałem też najgrubsze rękawiczki, założyłem nawet kapelusz, żeby za bardzo nie zmoknąć od śniegu. Krytycznym okiem jeszcze przyjrzałem się Dove, czy i ona odpowiednio się ubrała. A kiedy uznałem, że jest wszystko w porządku, mogliśmy wyjść na zewnątrz.
- To co, ja zrobię po lewej stronie, a ty po prawej - wskazałem na miejsca po obu stronach wjazdu, gdzie było sporo miejsca na zrobienie i postawienie bałwana. - Ale poczekaj, przydadzą nam się pomocnicy, nie sądzisz? - złapałem Dove za łokieć zanim odeszła, po czym wskazałem na bawiące się nieopodal dzieciaki. Dlaczego by nie? Podszedłem do nich, unikając przy okazji lecącej śnieżki.
- Hej! Nie chcielibyście się razem pobawić? - zapytałem dość głośno, by mnie wszystkie usłyszały. - Robimy konkurs na najładniejszego bałwana, nie chcielibyście się dołączyć? - pięć par oczu zwróciło się w moim kierunku.
- A co będzie nagrodą? - spytał może sześcioletni chłopiec, a widząc moją minę dodał: - przecież to konkurs! W konkursie są jakieś nagrody! - faktycznie, nie pomyślałem o tym odpowiednio wcześniej.
- Przegrany zabiera pozostałych na ciastko z kremem? - zaproponowałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- I gorącą czekoladę! - dorzuciła jedna z dziewczynek. Dzieciaki błyskawicznie wybrały sobie strony, do których miały należeć. Jeszcze zanim padła odpowiedź z naszej strony, znalazło się przy mnie dwóch chłopców, a przy Dove trzy dziewczynki. Miały tak zacięte miny, że nawet nie miałem ochoty mówić im, że trochę taka nierówna sytuacja.
- Co ty na to, Dove? Zgadzasz się? - posłałem kobiecie rozbawiony uśmiech.
- To co, ja zrobię po lewej stronie, a ty po prawej - wskazałem na miejsca po obu stronach wjazdu, gdzie było sporo miejsca na zrobienie i postawienie bałwana. - Ale poczekaj, przydadzą nam się pomocnicy, nie sądzisz? - złapałem Dove za łokieć zanim odeszła, po czym wskazałem na bawiące się nieopodal dzieciaki. Dlaczego by nie? Podszedłem do nich, unikając przy okazji lecącej śnieżki.
- Hej! Nie chcielibyście się razem pobawić? - zapytałem dość głośno, by mnie wszystkie usłyszały. - Robimy konkurs na najładniejszego bałwana, nie chcielibyście się dołączyć? - pięć par oczu zwróciło się w moim kierunku.
- A co będzie nagrodą? - spytał może sześcioletni chłopiec, a widząc moją minę dodał: - przecież to konkurs! W konkursie są jakieś nagrody! - faktycznie, nie pomyślałem o tym odpowiednio wcześniej.
- Przegrany zabiera pozostałych na ciastko z kremem? - zaproponowałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- I gorącą czekoladę! - dorzuciła jedna z dziewczynek. Dzieciaki błyskawicznie wybrały sobie strony, do których miały należeć. Jeszcze zanim padła odpowiedź z naszej strony, znalazło się przy mnie dwóch chłopców, a przy Dove trzy dziewczynki. Miały tak zacięte miny, że nawet nie miałem ochoty mówić im, że trochę taka nierówna sytuacja.
- Co ty na to, Dove? Zgadzasz się? - posłałem kobiecie rozbawiony uśmiech.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Wychodząc na zewnątrz byłam gotowa skierować się w moją stronę, gdy nagle William mnie pociągnął w przeciwnym kierunku. Dopiero po chwili zrozumiałam co chciał zrobić i dosyć niepewnie spojrzałam w stronę dzieci. Uwielbiałam dzieci, ale one za mną do końca nie przepadały. Nie miałam tego naturalnego porozumienia z dziećmi, więc zawsze musiałam bardziej się postarać. Sebastian był w tym znacznie lepszy, dzieciaki go uwielbiają. Zwłaszcza maluchy. Uśmiechając od ucha do ucha, gdy je trzyma w ramionach.
Pytanie Williama trochę mnie zaskoczyło. Na prawdę teraz się mnie pytał o moje zdanie, gdy obiecał tym dzieciom słodkości? Przecież nie mogłam powiedzieć "nie".
- Oczywiście - uśmiechnęłam się do niego lekko, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Tylko nie bądź zbyt załamany gdy przegrasz - dodałam z szerszym uśmiechem i odeszłam na kilka kroków razem z dziewczynkami, które od razu zabrały się do roboty. Miały znacznie inne plany i pomysły, niż ja, ale nie miałam serca popsuć im zabawę.
Ostatecznie skupiłam się bardziej na tym aby dziewczynki mnie polubiły i miały frajdę z lepienia bałwana. Jedna z młodszych usiadła na moich ramionach aby mogła lepiej sięgnąć do twarzy bałwana. Sama lekko kucnęłam aby było jej lepiej.
Nasz bałwan był znacznie szerszy niż inne bałwany, które lepiłam gdy sama byłam w ich wieku. Do tego jedno jego oko było większe od drugiego. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza mały kompakt i palcem dodałam bałwanowi lekkie rumieńce. Najwyraźniej dziewczynkom strasznie się to spodobało i same chciały mieć trochę różu na policzkach chociaż ich twarze były całkiem różowiutkie od zimna i śniegu. Jednak najwyraźniej im to nie przeszkadzało, bo wszystkie zachichotały radośnie.
Uśmiechnęłam się, czując pewien rodzaj dumy i szczęścia.
- Ty też! - najmłodsza dziewczynka wyciągnęła rękę w stronę mojego kompaktu, mażąc w nim swoje małe palce i zaczęła smarować trochę różu po moich policzkach i nosie.
- Dziękuję, czuję się znacznie piękniejsza - schowałam kompakt z powrotem do kieszeni za nim kolejne palce mogłby się do niego dobrać. Spojrzałam w kierunku Williama i dwóch chłopców, ciekawa jak im idzie.
- Skończyliście, czy potrzebujecie więcej czasu?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie tracąc czasu od razu zajęliśmy się lepieniem kul. Było nas trzech i każdy miał swoją działkę więc przez pewien czas nawet nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Dopiero gdy przyszło do składania bałwana okazało się, że dwie z kul były niemal takie same i jedną trzeba było jeszcze powiększyć. Przez to sam bałwan wyszedł nieco wyższy ode mnie. Jeden z chłopców pobiegł szukać kamyków na oczy i usta, drugi zajął się poszukiwaniami nosa. Sam w międzyczasie urwałem świerkową gałązkę, która miała być rózgą w ręku bałwana. Dorobiłem mu kawałek ręki, którą to trzymał. Ostatecznie oczy były dwoma zbyt dużymi kamieniami, które nadawały oczom nienaturalną wielkość, usta i uśmiech z gałązek, a za nos posłużyła szyszka. Na koniec, "żeby nie był taki smutny" jak zauważyli chłopcy, wcisnąłem mu na głowę swój kapelusz.
- Chyba jesteśmy gotowi - powiedziałem, spoglądając w stronę Dove i dziewczynek. I ich bałwana z różowymi policzkami, którym wywołał mój uśmiech.
- Nasz jest najładniejszy! - krzyknęła jedna z dziewcząt, podbiegając do nas i spoglądając na nasze dzieło.
- Wcale nie! - oburzyli się chłopcy. - Zróbmy głosowanie!
- Nie - zaprotestowałem od razu, kręcąc głową. - Ich jest więcej niż nas, przegramy to. Lepiej znaleźć kogoś, kto mógłby zdecydować. Dove, myślisz, że Adrian nie jest zbyt zajęty by ocenić, czy chciałby takie dwa potwory przed swoim hotelem?
- Chyba jesteśmy gotowi - powiedziałem, spoglądając w stronę Dove i dziewczynek. I ich bałwana z różowymi policzkami, którym wywołał mój uśmiech.
- Nasz jest najładniejszy! - krzyknęła jedna z dziewcząt, podbiegając do nas i spoglądając na nasze dzieło.
- Wcale nie! - oburzyli się chłopcy. - Zróbmy głosowanie!
- Nie - zaprotestowałem od razu, kręcąc głową. - Ich jest więcej niż nas, przegramy to. Lepiej znaleźć kogoś, kto mógłby zdecydować. Dove, myślisz, że Adrian nie jest zbyt zajęty by ocenić, czy chciałby takie dwa potwory przed swoim hotelem?
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Jedna z dziewczynek wstrzymała głośno oddech, bliska łez.
- To nie są potwory! Nasz bałwanek to księżniczka z lodowatego królestwa! - krzyknęła w stronę Williama, a reszta jej koleżanek przytaknęła, równie niezadowolone. Zerknęłam na mojego przyjaciela kątem oka z lekko uniesioną brwią. I widzisz co narobiłeś?
- Księżniczka? - zaśmiał się starszy chłopiec. - To nie żadna księżniczka, zdecydowanie potwór. Taki krzywy, brzydki potwór, którego trzeba pokonać. Jest nawet cały czerwony, jak smok. - wskazał palcem, zapewnie mając na myśli rumieńce bałwanka. Nagle jedno z młodszych dzieci zaczęło cicho płakać pod nosem, zakrywając twarz swoimi małymi piąstkami. Kucnęłam przy niej, delikatnie obejmując jej dłonie.
- Co się stało? - mogłam się domyślić dlaczego dziewczynka posmutniała, ale wolałam się upewnić. Gdzieś w tle słyszałam, jak chłopcy zaczęli planować, jak pokonać "smoka". Wyglądało na to, że dziewczynom się to nie do końca spodobało i rzuciły śnieżkami w ich stronę. Chyba tak zaczęła się kolejna bitwa na śnieżki. Dostałam kilka razy w plecy, ale na razie skupiłam się na tej jednej dziewczynce.
- Nazwali naszego bałwanka smokiem - odpowiedziała pomiędzy wielkimi łzami.
- Tylko żartowali - uśmiechnęłam się do niej lekko, chociaż tego nie widziała. Odsunęłam dłonie z jej twarzy aby objąć jej policzki swoimi i kciukami wycierać kolejne łzy. - No już, jeszcze twarz ci zamarźnie - jednak ją to najwyraźniej nie obchodziło. Rozpłakała się jeszcze bardziej i tym razem wtuliła się w mój płaszcz, ukrywając w nim twarz. Nie wiedziałam co zrobić czy powiedzieć aby poprawić jej nastrój. Spojrzałam na Williama mając nadzieję, że przyjdzie jakoś pomóc. Nie mogliśmy ją tak zostawić.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie sądziłem, że moje słowa wywołają takie zamieszanie, że dziewczynki tak emocjonalnie i poważnie podejdą do swojego dzieła. Przecież to tylko trochę zlepionego śniegu, a dziewczynki zachowywały się tak, jakbyśmy co najmniej zabrali im ukochane zwierzątko i się nad nim znęcali.
Jak miałbym pomóc Dove? Przecież nie znałem się na dzieciach. Wzruszyłem ramionami wyłapując jej spojrzenie. Dwie starsze dziewczynki bardziej się zezłościły i rzucały się śnieżkami z chłopcami, ale to nie wyglądało tak niewinnie jak bitwa moja i Dove. Chyba niepotrzebnie angażowałem w to dzieci.
- Wystarczy już - złapałem chłopców za kołnierze i odciągnąłem kawałek dalej. - Dlaczego to robicie? Widzicie, że im tak zależy, po co się wykłócacie?
- To tylko bałwan!
- Dziewczyny są głupie - burknął jeden, na co drugi mu przytaknął.
- Dziewczynki nie są głupie - westchnąłem. Kucnąłem przy dzieciach, zastanawiając się jak to wszystko naprawić. - Tylko bardziej wrażliwe.
- Tato mówi, że baby to się do garów tylko nadają - ukryłem twarz w dłoniach. Dobrze znałem ten typ człowieka. Jak miałem maluchowi wytłumaczyć, że tak być nie powinno? Inaczej powstanie tylko błędne koło, gdzie będą dalej przekazywać swoje przemyślenia.
- O swojej mamie też tak myślisz? Że jest głupia i tylko gary są jej życiem? - wypaliłem.
- No… nie. Moja mama jest…
- Twoja mama też kiedyś była taką małą dziewczynką. I jestem pewien, że jej też jest bardzo przykro, kiedy słyszy takie słowa. Tylko nie płacze, żeby ciebie nie martwić. Widziałeś ją kiedyś zadowoloną, że usłyszała coś takiego? - chłopiec otworzył usta, ale się nie odezwał.
- Nasza mama często jest smutna - przyznał drugi. Najwyraźniej byli braćmi skoro odpowiedział zamiast młodszego.
- Jak myślicie, dlaczego? - tutaj już żaden nic nie powiedział. Młodszy widocznie zrobił się zawstydzony, starszy chyba więcej miał rozmyślań, którymi się nie podzielił. - Jesteście już na tyle duzi, żeby to rozumieć. Tak naprawdę oba bałwany są pokraczne i na swój sposób ładne, a to miała być tylko zabawa. Ja o tym wiem, wy wiecie, ale to nie znaczy, że musimy psuć humor innym. Czasem trzeba ustąpić. Nie dlatego, że uważacie się za mądrzejszych, tylko po to, by zobaczyć uśmiech na twarzy osoby, na której wam zależy. Kim są dla was te dziewczynki?
- Siostry - mruknął młodszy. Uniosłem lekko brwi, ale powstrzymałem się od komentarzy. Byli duzi, ale niewystarczająco na pewne sprawy. Ich ojciec najwyraźniej uważał, że żona jest nie tylko od garów.
- I chcecie, żeby były takie smutne?
- Pana dziewczyna też jest smutna - zauważył jeden z nich, czym wprawił mnie w lekkie osłupienie.
- To moja przyjaciółka. I też nie chcę, żeby była smutna. Więc co, idziemy? Chyba czas postawić dziewczynom to ciastko i czekoladę - o dziwo nie spotkałem się ze sprzeciwem tylko z akceptacją. Nawet nie musiałem nic więcej robić, bo chłopcy sami wzięli sprawy w swoje ręce. Najpierw zajęli się najmłodszą siostrą, zarzekając się, że ich księżniczka z lodowego królestwa jest lepsza niż nasz "dziwaczny pan", któremu nawet musieliśmy zasłonić kapeluszem te wielkie oczy, tylko wstydzili się do tego przyznać.
- Nie jestem specem od dzieci, ale chyba mi się udało - szepnąłem w stronę Dove, kiedy udało jej się uwolnić od malucha. Dziewczynka była już w objęciach starszego z braci i ocierała rękawem policzki z ostatnich łezek, by "twarz jej nie zamarzła".
Jak miałbym pomóc Dove? Przecież nie znałem się na dzieciach. Wzruszyłem ramionami wyłapując jej spojrzenie. Dwie starsze dziewczynki bardziej się zezłościły i rzucały się śnieżkami z chłopcami, ale to nie wyglądało tak niewinnie jak bitwa moja i Dove. Chyba niepotrzebnie angażowałem w to dzieci.
- Wystarczy już - złapałem chłopców za kołnierze i odciągnąłem kawałek dalej. - Dlaczego to robicie? Widzicie, że im tak zależy, po co się wykłócacie?
- To tylko bałwan!
- Dziewczyny są głupie - burknął jeden, na co drugi mu przytaknął.
- Dziewczynki nie są głupie - westchnąłem. Kucnąłem przy dzieciach, zastanawiając się jak to wszystko naprawić. - Tylko bardziej wrażliwe.
- Tato mówi, że baby to się do garów tylko nadają - ukryłem twarz w dłoniach. Dobrze znałem ten typ człowieka. Jak miałem maluchowi wytłumaczyć, że tak być nie powinno? Inaczej powstanie tylko błędne koło, gdzie będą dalej przekazywać swoje przemyślenia.
- O swojej mamie też tak myślisz? Że jest głupia i tylko gary są jej życiem? - wypaliłem.
- No… nie. Moja mama jest…
- Twoja mama też kiedyś była taką małą dziewczynką. I jestem pewien, że jej też jest bardzo przykro, kiedy słyszy takie słowa. Tylko nie płacze, żeby ciebie nie martwić. Widziałeś ją kiedyś zadowoloną, że usłyszała coś takiego? - chłopiec otworzył usta, ale się nie odezwał.
- Nasza mama często jest smutna - przyznał drugi. Najwyraźniej byli braćmi skoro odpowiedział zamiast młodszego.
- Jak myślicie, dlaczego? - tutaj już żaden nic nie powiedział. Młodszy widocznie zrobił się zawstydzony, starszy chyba więcej miał rozmyślań, którymi się nie podzielił. - Jesteście już na tyle duzi, żeby to rozumieć. Tak naprawdę oba bałwany są pokraczne i na swój sposób ładne, a to miała być tylko zabawa. Ja o tym wiem, wy wiecie, ale to nie znaczy, że musimy psuć humor innym. Czasem trzeba ustąpić. Nie dlatego, że uważacie się za mądrzejszych, tylko po to, by zobaczyć uśmiech na twarzy osoby, na której wam zależy. Kim są dla was te dziewczynki?
- Siostry - mruknął młodszy. Uniosłem lekko brwi, ale powstrzymałem się od komentarzy. Byli duzi, ale niewystarczająco na pewne sprawy. Ich ojciec najwyraźniej uważał, że żona jest nie tylko od garów.
- I chcecie, żeby były takie smutne?
- Pana dziewczyna też jest smutna - zauważył jeden z nich, czym wprawił mnie w lekkie osłupienie.
- To moja przyjaciółka. I też nie chcę, żeby była smutna. Więc co, idziemy? Chyba czas postawić dziewczynom to ciastko i czekoladę - o dziwo nie spotkałem się ze sprzeciwem tylko z akceptacją. Nawet nie musiałem nic więcej robić, bo chłopcy sami wzięli sprawy w swoje ręce. Najpierw zajęli się najmłodszą siostrą, zarzekając się, że ich księżniczka z lodowego królestwa jest lepsza niż nasz "dziwaczny pan", któremu nawet musieliśmy zasłonić kapeluszem te wielkie oczy, tylko wstydzili się do tego przyznać.
- Nie jestem specem od dzieci, ale chyba mi się udało - szepnąłem w stronę Dove, kiedy udało jej się uwolnić od malucha. Dziewczynka była już w objęciach starszego z braci i ocierała rękawem policzki z ostatnich łezek, by "twarz jej nie zamarzła".
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
W ciszy przysłuchiwałam się rozmowie pomiędzy Williamem, a dwoma chłopcami. Dopiero gdy bracia podeszli do mnie i zajęli się najmłodszą siostrą wypuściłam ją ze swoich ramion i wyprostowałam się, strzepując trochę śniegu z płaszcza. Nie był to najmądrzejszy pomysł, bo śniegu wciąż trochę padało.
- Jesteś lepszy niż ja - przyznałam mu, obserwując grupę rodzeństwa. Tyle dzieci w domu... Nic dziwnego, że bawią się nawet w taką pogodę na dworze. Chociaż na pewno jest pełno momentów śmiechu i radości przy takiej gromadce. Zapewnie równie sporo kłopotów.
Na szczęścia była otwarta piekarnia tuż za rogiem i najwyraźniej dzieci dobrze ją znały, bo bez zawahania skierowały się w jej kierunku. Gdy weszliśmy do środka było niewiele osób, każdy ogrzewał się przy ciepłym napoju. Każde dziecko wybrało sobie po ciastku i dostało gorącą czekoladę.
- Pokryj koszt ciastek, a ja zapłacę za czekoladę - nie czekając na reakcję Williama wcisnęłam mu pieniądze do kieszeni płaszcza. Nie widziałam w tym większego sensu aby William znowu za wszystko płacił. Każde dziecko wyglądało na zadowolone ze słodkości. Nawet ta najmłodsza wyglądała, jakby nic się nie stało jeszcze kilka minut temu.
- Dziękujemy, proszę pana - podszedł do nas najstarszy chłopiec lekko pochylając głowę i z uśmiechem na twarzy wrócił do rodzeństwa. Skrzyżowałam ramiona zerkając w stronę wystawionego pieczywa i wypieków.
- Nic nie bierzesz? Na pewno się zmęczyłeś lepieniem takiego bałwana. - powiedziałam żartobliwie. Wiedziałam, że jeżeli William był zmęczony to tylko dlatego ponieważ nie wyspał się do końca. Spodziewałam się, że będzie chciał wcześniej iść do łóżka zamiast siedzieć pół nocy.
- I za nim zaproponujesz abym sobie coś wzięła to dziękuję, ale muszę odpuścić. Gdy pomogłeś mi rano ze suknią to już poczułam, że ostatnio za dużo sobie pozwoliłam na słodkości.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zacisnąłem wargi, zupełnie niezadowolony z tego, że Dove dokładała się do tych zakupów. W końcu to ja zaprosiłem dzieciaki do lepienia bałwana i tak samo ja uznałem wygrana dziewczyn. Chyba jednak nie do końca wiedziałem, co nią kierowało. Tym bardziej, że sobie nic nie chciała zamówić.
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się do chłopca zanim odszedł. W pewnym stopniu cieszyłem się, że on sam mógł wynieść z tego coś pozytywnego dla siebie.
- Dove, o czym ty mówisz? - uniosłem wysoko brwi, nie dowierzając temu, co usłyszałem. Wiązałem przecież tą suknię i wcale nie uważałem, by Dove miała jakieś nadprogramowe kilogramy.
- Masz bardzo ładne ciało i nawet jeśli złapałaś ostatnio kilogram czy dwa, to wcale tego nie widać. Sukienka idealnie na tobie leży, nie wiem, czego chcesz - powiedziałem, a poganiany przez sprzedawcę sobie również wziąłem czekoladę i zapłaciłem za wszystko. Nie zamierzałem brać dla Dove czegoś na siłę, skoro nie chciała. Usiedliśmy też na chwilę przy stoliku obok dzieciaków.
- Co zatem chcesz innego w ramach nagrody? Nie wykręcaj się tylko teraz - zastrzegłem od razu poważnym tonem. - Skoro nie masz ochoty na słodkości, to co innego? To również twoja wygrana.
- Właśnie! - zakrzyknęła jedna ze starszych dziewczynek. Ta, która akurat nie jadła. Dwie pozostałe miały pełne usta jedzenia, ale bardzo ochoczo pokiwały głową, zgadzając się z siostrą. Najmłodsza nawet próbowała coś niewyraźnie powiedzieć. I albo to powiedziała, albo dała za wygraną, nie zrozumiałem jej żadnego słowa. Spojrzałem jedynie wyczekująco na Dove.
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się do chłopca zanim odszedł. W pewnym stopniu cieszyłem się, że on sam mógł wynieść z tego coś pozytywnego dla siebie.
- Dove, o czym ty mówisz? - uniosłem wysoko brwi, nie dowierzając temu, co usłyszałem. Wiązałem przecież tą suknię i wcale nie uważałem, by Dove miała jakieś nadprogramowe kilogramy.
- Masz bardzo ładne ciało i nawet jeśli złapałaś ostatnio kilogram czy dwa, to wcale tego nie widać. Sukienka idealnie na tobie leży, nie wiem, czego chcesz - powiedziałem, a poganiany przez sprzedawcę sobie również wziąłem czekoladę i zapłaciłem za wszystko. Nie zamierzałem brać dla Dove czegoś na siłę, skoro nie chciała. Usiedliśmy też na chwilę przy stoliku obok dzieciaków.
- Co zatem chcesz innego w ramach nagrody? Nie wykręcaj się tylko teraz - zastrzegłem od razu poważnym tonem. - Skoro nie masz ochoty na słodkości, to co innego? To również twoja wygrana.
- Właśnie! - zakrzyknęła jedna ze starszych dziewczynek. Ta, która akurat nie jadła. Dwie pozostałe miały pełne usta jedzenia, ale bardzo ochoczo pokiwały głową, zgadzając się z siostrą. Najmłodsza nawet próbowała coś niewyraźnie powiedzieć. I albo to powiedziała, albo dała za wygraną, nie zrozumiałem jej żadnego słowa. Spojrzałem jedynie wyczekująco na Dove.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Czułam się skrępowana słowami Williama. Gdybyśmy rozmawiali na ten temat prywatnie to może nie miałabym takiej reakcji, ale fakt, że byliśmy w piekarni i każdy mógł usłyszeć, że mam "bardzo ładne ciało" sprawiło, że najlepiej bym się gdzieś ukryła. Lub z buta dała Williamowi.
Ostatecznie jedynie ukryłam twarz w dłoniach, gdy usiedliśmy przy stole. Obawiałam się rozejrzeć aby sprawdzić kto mógł nas usłyszeć i nam się przyglądać. Nie skomentowałam swojej wagi aby William lub ktokolwiek inny mi skomplementował. Trzeba było siedzieć cicho i wziąć malutki kawałek ciastka czy coś.
Nic nie dodałam do jego komentarza na temat mojej wagi czy sukni. To była moja sprawa, nie powinnam była się tym dzielić.
Opuściłam dłonie słysząc o nagrodzie. Spojrzałam Williamowi w oczy z lekką irytacją.
- Dziękuję, ale również nie skorzystam z innych nagród - powiedziałam cicho z nadzieją, że dzieciaki będą bardziej zajęte słodkościami niż rozmową dwóch dorosłych. Nie byłam dzieckiem, nie potrzebowałam prezentów i nagród z takich prostych powodów. Wiem, że William chciał dobrze i tylko dlatego odpowiedziałam krótko na jego pytanie.
- To co powiedziałeś o ich mamie... - mruknęłam, wciąż myśląc nad rozmową pomiędzy Williamem, a chłopcami. - Wiem, że mnie to się bezpośrednio nie dotyczy, ale dziękuję. Wciąż jest wiele osób, które podobnie myślą co ich ojciec i czasami ciężko ich uniknąć.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- I to podobno ja jestem sztywniakiem z naszej dwójki - westchnąłem cicho, nie kontynuując dalej tematu. Dove czasami zdecydowanie była dziwna i nie rozumiałem jej zachowania. Raz była niczym dziecko, które się ekscytuje czymś, co widzi po raz pierwszy, raz wydawała się zagubiona i wystraszona, a jeszcze innym razem była sztywną dorosłą. Same utrapienia.
Dlatego jakoś niespecjalnie zaskoczył mnie temat, jaki podjęła następnie. Wysłuchałem jej bez słowa. Dove jako kobietę pewnie bardziej dotknął temat takiej niesprawiedliwości.
- Mam nadzieję, że nie staną się tacy jak ich ojciec - odpowiedziałem cicho, przybliżając się odrobinę do Dove. Dzieciaki zajęte były jedzeniem i rozmową między sobą, nie bardzo zwracały na nas uwagę. - Widać, że są zadbane, czyste i nie pochodzą z biednego domu. Ich ojciec zapewne też jest tym tak zwanym dżentelmenem. Czasem się zastanawiam, czy to określenie jest przykrywką dla takich ludzi? Na zewnątrz człowiek do rany przyłóż, kulturalny i uprzejmy, a w domu tyran, dzieciorób, który znęca się nad rodziną. W piekle to najpopularniejszy typ… mm… zapewne - ugryzłem się w język, bo przypadkiem jeszcze zacznę gadać o tym, jak oni sami doświadczają kary. Obrzydły mi już te pełne fałszu twarze. Miło było odpocząć od tego.
- Idziemy potem poszukać tych hotelowych atrakcji? Chyba mam już dość bawienia się w śniegu na ten rok.
Dlatego jakoś niespecjalnie zaskoczył mnie temat, jaki podjęła następnie. Wysłuchałem jej bez słowa. Dove jako kobietę pewnie bardziej dotknął temat takiej niesprawiedliwości.
- Mam nadzieję, że nie staną się tacy jak ich ojciec - odpowiedziałem cicho, przybliżając się odrobinę do Dove. Dzieciaki zajęte były jedzeniem i rozmową między sobą, nie bardzo zwracały na nas uwagę. - Widać, że są zadbane, czyste i nie pochodzą z biednego domu. Ich ojciec zapewne też jest tym tak zwanym dżentelmenem. Czasem się zastanawiam, czy to określenie jest przykrywką dla takich ludzi? Na zewnątrz człowiek do rany przyłóż, kulturalny i uprzejmy, a w domu tyran, dzieciorób, który znęca się nad rodziną. W piekle to najpopularniejszy typ… mm… zapewne - ugryzłem się w język, bo przypadkiem jeszcze zacznę gadać o tym, jak oni sami doświadczają kary. Obrzydły mi już te pełne fałszu twarze. Miło było odpocząć od tego.
- Idziemy potem poszukać tych hotelowych atrakcji? Chyba mam już dość bawienia się w śniegu na ten rok.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zapewne William miał rację. Przynajmniej miałam nadzieję, że tacy mężczyźni, ci hipokryci, idą prosto do piekła. Przytaknęłam gdy zaproponował powrót do hotelu. Dzieciaki najwyraźniej również skończyły i wróciły do miejsca, gdzie William wcześniej ich zauważył, gdy same bawiły się w śniegu. Wyglądało na to, że mieszkali niedaleko hotelu.
Gdy weszliśmy do środka podeszłam do jednego z pracowników aby zapytać czy coś ciekawego dzisiaj się dzieje w hotelu. Mężczyzna był w wieku Sebastiana i uśmiechnął się lekko.
- Oczywiście. Dzisiaj polecamy iść do baru, gdzie będzie muzyka na żywo.
Nie musiałam nawet spojrzeć w stronę Williama aby wiedzieć co sobie pomyślał na temat baru.
- Może nie tym razem. Coś po za tym?
- Zazwyczaj oferuje różne sporty i gry, ale to tylko wiosną i latem. Przykro mi. - mężczyzna odszedł, wracając do pracy. Skrzyżowałam ramiona, spoglądając na Williama.
- Chyba czeka nas spokojny i cichy dzień w pokoju. Przynajmniej będziesz mógł trochę poczytać tą książkę, o którą mnie tak ładnie wybłagałeś.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W drodze powrotnej do hotelu zgarnąłem jeszcze swój kapelusz, nie zakładałem go jednak na głowę. Pomachałem nim dzieciakom na pożegnanie, słysząc lekkie oburzenie jednego z chłopców, ale nic więcej.
Na miejscu okazało się, że rzeczywiście mieli coś zaplanowane na takie wieczory jak ten. Muzyka na żywo brzmiała całkiem nieźle lecz Dove od razu skreśliła taką rozrywkę. Spojrzałem na nią tylko, posyłając kobiecie krótki uśmiech.
- To, że wszystko odbędzie się przy barze nie znaczy, że musimy z niego korzystać - mówiłem, zdejmując po drodze płaszcz. Zdążył już przeniknąć, po raz kolejny podczas tego wyjazdu. Po wejściu do pokoju przywitało nas przyjemne ciepło. Tak jak wcześniej prosiłem, ktoś tu posprzątał i napalił w kominku. Ogień co prawda nieco przygasł, co jednak nie było wielkim problemem. Mieliśmy wystarczająco drewna, aby ponownie się rozbuchał.
- Muzyka na żywo brzmi całkiem nieźle. Lepiej niż książka, nie sądzisz? Ponudzić się jeszcze zdążymy. A może tańce będą? - rozwiesiliśmy swoje mokre ubrania na krzesłach, aby szybciej nam wyschły przy kominku.
- Tylko popraw swój makijaż - z rozbawieniem wskazałem na krzywo rozprowadzony róż przez małą dziewczynkę na twarzy Dove.
Na miejscu okazało się, że rzeczywiście mieli coś zaplanowane na takie wieczory jak ten. Muzyka na żywo brzmiała całkiem nieźle lecz Dove od razu skreśliła taką rozrywkę. Spojrzałem na nią tylko, posyłając kobiecie krótki uśmiech.
- To, że wszystko odbędzie się przy barze nie znaczy, że musimy z niego korzystać - mówiłem, zdejmując po drodze płaszcz. Zdążył już przeniknąć, po raz kolejny podczas tego wyjazdu. Po wejściu do pokoju przywitało nas przyjemne ciepło. Tak jak wcześniej prosiłem, ktoś tu posprzątał i napalił w kominku. Ogień co prawda nieco przygasł, co jednak nie było wielkim problemem. Mieliśmy wystarczająco drewna, aby ponownie się rozbuchał.
- Muzyka na żywo brzmi całkiem nieźle. Lepiej niż książka, nie sądzisz? Ponudzić się jeszcze zdążymy. A może tańce będą? - rozwiesiliśmy swoje mokre ubrania na krzesłach, aby szybciej nam wyschły przy kominku.
- Tylko popraw swój makijaż - z rozbawieniem wskazałem na krzywo rozprowadzony róż przez małą dziewczynkę na twarzy Dove.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Spojrzałam na Williama przez ramię z lekko uniesioną brwią. Chciało mu się tańczyć? Byłam pewna, że po tych kilku dniach, a już zwłaszcza po ostatniej nocy, będzie chciał odpoczywać. Odwróciłam się w stronę kominka, podchodząc trochę bliżej i ściągając szalik i płaszcz.
- Nie potrafię tańczyć. Wiem tylko, jak tańczyć na bankietach i balach, i to tylko dlatego, bo poprosiłam kobiety z Widows Circle aby mnie nauczyły. Jeden taniec zajął mi ponad miesiąc. - przyznałam. Jakoś mnie nie ciągnęło do tańca, więc może dlatego mi to nie wychodziło. Po za tym, zawsze i tak wpatrywałam się w muzyków zamiast na parkiet.
Chciałam zaproponować abyśmy poszli do baru, ale niech William potańczy sobie z kimś innym. Jednak tego nie zrobiłam, bo na sama ta myśl zabolała bardziej, niż chciałam się do tego przyznać. Miałam nadzieję, że William miał rację i to niedługo minie. Jesteśmy przyjaciółmi, ale to nie oznaczało, że powinnam chcieć mieć go tylko dla siebie.
Znalazłam tą nową książkę i dałam ją Williamowi.
- Jest za wcześnie na pójście do baru, jeszcze nawet nie było kolacji. Tak strasznie chciałeś coś poczytać, teraz masz szansę. A ja ci się znudzi to zawsze możesz iść ulepić drugiego bałwanka. Może takie zabawy bardziej tobie pasują? - uśmiechnęłam się do niego odrobinę złośliwie po czym poszłam znaleźć książkę, którą prawie skończyłam czytać. Niewiele mi jej zostało, więc byłam całkiem zdeterminowana aby ją skończyć przed powrotem do Londynu.
Gdy znalazłam książkę usiadłam sobie wygodnie na fotelu, skupiona bardziej na ostatnich rozdziałach książki, niż na Williamie.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ech, co z tego, że nie potrafiła tańczyć? Ponad połowa osób, które tańczą, nie potrafią, a niektórzy w ogóle nie powinni wychodzić na parkiet. Czym więc się przejmować? To, że była kobieta nie znaczyło wcale, że musi umieć tańczyć na przyjęciach, balach i tych mniej oficjalnych spotkaniach również. Dlaczego ludzie tak bardzo przejmowali się takimi drobnostkami?
- Dziękuję, nie mam zamiaru więcej bawić się w śniegu - zaśmiałem się na tą propozycję, przyjmując z rąk kobiety książkę zakupioną dzień wcześniej. Ona sama też zajęła się czytaniem tej, którą przywiozła tu ze sobą. Widziałem, że już niewiele jej zostało do końca. Postanowiłem jej nie przeszkadzać przez ten czas, by sobie skończyła. W końcu miała rację, muzycy mieli zjawić się później, dopiero po kolacji.
Nie było jeszcze dość późno na kolację, chyba z dwie godziny, lecz na zewnątrz już było szaro i niewyraźnie. Światło z kominka nie było odpowiednie do czytania, poza tym musiałbym usiąść tuż przy nim, jak Dove w fotelu. A nie byłem wielkim fanem foteli. Wolałem zapalić lampę i postawić ją na stoliku przy kanapie, po czym położyłem się na niej na plecach i dopiero wtedy zacząłem czytać. Początek mnie nie przekonywał, dopiero później zrobiło się trochę ciekawiej. Jednak i tak po jakimś czasie położyłem rozłożoną książkę na brzuchu, by chwilę odpocząć. Nie byłem przyzwyczajony do tak długiego czytania. Zaczęły mnie już trochę boleć oczy oraz głowa.
- Czy to już nie czas na kolację? - zapytałem, spoglądając na tarczę zegarka. Ten pokazał, że minęło dopiero pół godziny. - Albo na przerwę - westchnąłem, zasłaniając ręką oczy.
- Chyba nie nadaję się do takiego czytania. Teatr jest lepszy, bo ktoś już to za mnie przeczytał, a potem skrócił. Ale ciebie podziwiam za wytrwałość. Mi zawsze tego było brak, tak samo jak konsekwencji, co jest całkiem przydatne w czytaniu.
- Dziękuję, nie mam zamiaru więcej bawić się w śniegu - zaśmiałem się na tą propozycję, przyjmując z rąk kobiety książkę zakupioną dzień wcześniej. Ona sama też zajęła się czytaniem tej, którą przywiozła tu ze sobą. Widziałem, że już niewiele jej zostało do końca. Postanowiłem jej nie przeszkadzać przez ten czas, by sobie skończyła. W końcu miała rację, muzycy mieli zjawić się później, dopiero po kolacji.
Nie było jeszcze dość późno na kolację, chyba z dwie godziny, lecz na zewnątrz już było szaro i niewyraźnie. Światło z kominka nie było odpowiednie do czytania, poza tym musiałbym usiąść tuż przy nim, jak Dove w fotelu. A nie byłem wielkim fanem foteli. Wolałem zapalić lampę i postawić ją na stoliku przy kanapie, po czym położyłem się na niej na plecach i dopiero wtedy zacząłem czytać. Początek mnie nie przekonywał, dopiero później zrobiło się trochę ciekawiej. Jednak i tak po jakimś czasie położyłem rozłożoną książkę na brzuchu, by chwilę odpocząć. Nie byłem przyzwyczajony do tak długiego czytania. Zaczęły mnie już trochę boleć oczy oraz głowa.
- Czy to już nie czas na kolację? - zapytałem, spoglądając na tarczę zegarka. Ten pokazał, że minęło dopiero pół godziny. - Albo na przerwę - westchnąłem, zasłaniając ręką oczy.
- Chyba nie nadaję się do takiego czytania. Teatr jest lepszy, bo ktoś już to za mnie przeczytał, a potem skrócił. Ale ciebie podziwiam za wytrwałość. Mi zawsze tego było brak, tak samo jak konsekwencji, co jest całkiem przydatne w czytaniu.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Ostatnie rozdziały książki strasznie mnie wciągnęły i byłam ciekawa, jak to wszystko się skończy. Chociaż obawiałam się, że główna bohaterka nie będzie miała szczęśliwego zakończenia. No bo co może się wydarzyć? Zostało mi tylko pięć stron. Jak jej kochanek może ją przekonać, że jego uczucia były prawdziwe mimo tego, że powiedział jej, że musi wyruszyć ponownie w rejs i nie wiedział kiedy wróci? A ona chciała z nim uciec mimo tego, że nigdy nie była na statku. Wolała uciec z kochankiem, z kimś kto ją rozumiał i jej potrzeby oraz pragnienia. A on nawet nie pomyślał aby zapytać się czy chciałaby do niego dołączyć.
Gdy William odezwał się po chwili ciszy to szczerze mówiąc na początku zignorowałam jego słowa, wciąż skupiona na książce. Słyszałam jego głos, ale nie wiedziałam co powiedział. Dopiero gdy dalej gadał coś do siebie musiałam trochę wrócić do rzeczywistości.
- Najwyraźniej świat wystarczająco ciebie nie rozczarował - odpowiedziałam, gdy skomentował moją "wytrwałość". - Albo twoje życie miłosne jest bardziej ciekawe niż te w romansach - zerknęłam w jego stronę ciekawa jego reakcji i czy udałoby mi się wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Nie do końca mi się to udało. Zazwyczaj jestem dobra w takich rzeczach, ale William od początku był dla mnie zagadką.
Chociaż dowiedziałam się o nim czegoś nowego, co w sumie już wcześniej powinnam była zauważyć. William wspominał, że nie czyta za dużo, bo nie ma czasu, ale może to była taka jego wymówka? Minęło dopiero pół godziny, a on już chce zrezygnować z czytania. Nawet zaproponował abym ja mu przeczytała sceny z książek, które kupiłam, a teraz wspomina, że woli teatr od czytania samemu.
- Mam przeczytać na głos ostatnie strony? - zaproponowałam niechętnie, bo szczerze nie wiedziałam, jak do końca się czułam tym aby dzielić się takimi rzeczami z kimkolwiek, a już zwłaszcza z mężczyzną. Chyba tylko z Margaret czasami omawiałyśmy nasze ulubione książki i sceny, ale nigdy nie czytałyśmy ich na głos.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zmarszczyłem brwi, rozmyślając nad tym, co miało rozczarowanie do wytrwałości. Fakt, że szybko się nudziłem pewnymi rzeczami nie znaczyło, że się tym rozczarowywałem.
- Mówiłem ci już kiedyś, że moje życie miłosne nie istnieje - przekręciłem głowę tak, by móc spojrzeć na kobietę. Właściwie zarówno moje życie miłosne jak i jej wyglądały dokładnie tak samo: czyli w ogóle. Wcale. Przeszło mi nawet przez myśl, jak to się stało, że nie miałem choćby przygodnej znajomości na jedną noc, lecz nic nie przyszło mi do głowy. Może oprócz tych moich obowiązków, co właściwie nie do końca było prawdą. Gdybym chciał, to bym mógł, ale nie czułem takiej potrzeby. Wtedy tak było.
- Skoro sama proponujesz, zamieniam się w słuch. To tylko końcówka - a co może być na końcu? Jakieś pożegnania czy szczęśliwe zakończenia, tyle.
Odwróciłem twarz od Dove. Odłożyłem również na stolik obok książkę, jaką mi pożyczyła do czytania. Wolałem skupić się na głosie kobiety. Miała bardzo ładny, spokojny głos. Żaden skrzekliwy, monotonny czy nudny. Lubiłem jej słuchać, do czego się oczywiście nie przyznałem. Dla mnie mogłaby czytać ogłoszenia z gazety, menu w restauracji, czy rachunki bankowe, słuchałbym jej i tak z największą uwagą.
- Mówiłem ci już kiedyś, że moje życie miłosne nie istnieje - przekręciłem głowę tak, by móc spojrzeć na kobietę. Właściwie zarówno moje życie miłosne jak i jej wyglądały dokładnie tak samo: czyli w ogóle. Wcale. Przeszło mi nawet przez myśl, jak to się stało, że nie miałem choćby przygodnej znajomości na jedną noc, lecz nic nie przyszło mi do głowy. Może oprócz tych moich obowiązków, co właściwie nie do końca było prawdą. Gdybym chciał, to bym mógł, ale nie czułem takiej potrzeby. Wtedy tak było.
- Skoro sama proponujesz, zamieniam się w słuch. To tylko końcówka - a co może być na końcu? Jakieś pożegnania czy szczęśliwe zakończenia, tyle.
Odwróciłem twarz od Dove. Odłożyłem również na stolik obok książkę, jaką mi pożyczyła do czytania. Wolałem skupić się na głosie kobiety. Miała bardzo ładny, spokojny głos. Żaden skrzekliwy, monotonny czy nudny. Lubiłem jej słuchać, do czego się oczywiście nie przyznałem. Dla mnie mogłaby czytać ogłoszenia z gazety, menu w restauracji, czy rachunki bankowe, słuchałbym jej i tak z największą uwagą.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Miałam małą nadzieję, że się nie zgodzi, ale na moje nieszczęście się myliłam. Westchnęłam lekko i spojrzałam ponownie w dół na otwarte strony. Wzięłam głęboki wdech za nim zaczęłam czytać.
- "David był ślepym idiotą, jeżeli nie widział w moich oczach smutku, gdy powiedział, że nie wie kiedy wróci. Nie widział w moich oczach radości gdy po raz pierwszy usłyszałam od niego, że mnie kocha. Nie widział w moich oczach namiętności, którą czułam tylko do niego. Do jego ust, rąk, głosu, zapachu, oddechu. Myślałam o nim nawet gdy byłam sama. Dzień lub noc, nie miało znaczenia. Jak mogłabym mu odejść?
Dlatego udałam się na port w dzień, kiedy miał odpłynąć. Nie wiedziałam czy udała mi się do niego dołączyć, ale wolałam spróbować, niż się poddać i być tchórzem. Gdy tylko go ujrzałam, a on mnie pobiegłam w jego kierunku. Był zaskoczony moim widokiem lecz wciąż otworzył swoje ramiona i wziął mnie w swoje objęcia. 'Nie możesz mnie tak zostawić' powiedziałam mu. 'Nie możesz kazać mi budzić się każdego dnia oczekując twojego powrotu.' Najwyraźniej moje słowa go rozbawiły. Jego śmiech był najpiękniejszą melodią na świecie. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. 'Chciałem uciec od tego uczucia. Twoja miłość, twoje serce sprawiło, że straciłem własny rozum i obawiam się... Chyba całkowicie oszaleję, oddam się tobie całkowicie i co po mnie pozostanie, Rose? Jednak bez ciebie każdy wdech jest najtrudniejszą rzeczą w moim życiu.'"
Po kilku jeszcze wyznaniach główni bohaterowie zgodzili się wypłynąć w świat razem, w swoich ramionach, dzieląc się nie jednym pocałunkiem. Ostatnia strona opisuje, jak ukryli się pod podkładem aby "świętować" swoją miłość w najlepszy sposób, jaki potrafili. Na szczęście nie było za wiele szczegółów. Wolałabym ich nie czytać na głos.
Zamknęłam książkę trochę rozczarowana. Zakończenie było dosyć nudne.
- Zadowolony? - zapytałam, odkładając książkę na bok. - No i co teraz?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach