Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Każdy ma swojego anioła stróża, jednak nie każdy z nich wytrzymuje presję związaną z pracą. Podczas gdy kolejni aniołowie stróże zaczęli rezygnować ze swoich stanowisk, postanowiono wdrożyć "Projekt Demon". Niestety dla niej - postanowiono spróbować i wylosowali zarówno człowieka jak i demona, który od tamtej chwili miał nad nią czuwać.
On (demon) - Noé
Ona (człowiek) - Yulli
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Przyjęła moją "propozycję" ze sobie tylko wiadomych powodów. Potem jak poszła po buty, zaniosłem brudne naczynia do kuchni, by po powrocie się nimi zająć. Dołożyłem też drew, może ogień nie zgaśnie do naszego powrotu.
. Pytać nie zamierzałem gdzie idziemy. Pewnie nie uzyskałbym sensownej odpowiedzi, dlatego bez słowa też przyjąłem z jej rąk obuwie, wskazując przy tym miejsce żeby usiadła.
. Zakładając i sznurując buty Dove, pilnowałem się jednocześnie, bo nie byłem pewny jej intencji. Myślałem, że nie byłaby zdolna do takich niecnych "przypadkowych" czynów lecz kobieta już nie raz mnie przekonywała o moim błędnym założeniu.
. - Płaszcz jest już gotowy - mówiąc to zdjąłem z wieszaka wspomniane ubranie. Złapałem płaszcz w dwie ręce, pomagając założyć go Dove na ramiona. - Przy tym oczywiście też mogę wyręczyć - mruknąłem zaraz później i nie czekając na odpowiedź, zacząłem zapinać drewniane guziki jej płaszcza.
. - Na zewnątrz jest całkiem zimno, a po ostatnio przebytym przeziębieniu musisz dobrze o siebie zadbać - spojrzałem jej w oczy dopiero kiedy wziąłem szalik z półki, aby owinąć nim jej szyję. Uniosłem kołnierz płaszcza, układając ładnie szalik, jakby mi na tym zależało i wygładzając jego zawinięte końce.
. Potem sam się ubrałem, pamiętając jednocześnie o zabraniu parasola ze stojaka. Od rana ciężkie chmury wisiały nad miastem. Lada moment mogło zacząć padać. Do tego było naprawdę zimno i niewiadomo, czy to przypadkiem nie byłaby pora na pierwszy śnieg. W najgorszym przypadku na marznący, lodowaty deszcz. A tej się spacerów po mieście zachciało.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie potrzebowałam pomocy z zapięciem płaszcza, ale nie protestowałam, gdy William sam się tym zajął. Do trochę mnie zamurowało, gdy dodał jeszcze szalik, więc nic nie mówiłam przez jakiś czas. Zrobiło mi się... jakoś ciepło, jakby ktoś oblał moją klatkę piersiową ciepłym miodem. Miałam nadzieję, że nic nie było widać po mojej twarzy.
Gdy tylko William się odsunął aby sam się przygotować westchnęłam ciężko z ulgą.
- W takim razie chodźmy - powiedziałam, gdy William również był gotowy do wyjścia. Najpierw skierowałam się w stronę księgarni, która nie była za daleko od domu. O dziwo w księgarni było kilka osób, ale wciąż udało mi się znaleźć właściciela i poprosić o rekomendacje.
- Kolejny romans? - rozbawiony facet uśmiechnął się pod nosem, a ja błagałam w myślach, że William niczego nie usłyszał. Lekko przytaknęłam i mężczyzna przyniósł cztery książki. Podobno kilka dni temu je dostał i nie był pewien, czy uda mu się je sprzedać ze względu na to, że nie było nigdzie wypisanego autora. Dla mnie znaczyło to jedno - książki były na tyle ciekawe i kontrowersyjne, że lepiej było nie wiedzieć kto je napisał. Bez wahania kupiłam i właściciel związał książki razem, aby było je łatwiej razem nosić. Gdy tylko zapłaciłam od razu podałam książki Williamowi, aby mógł je nieść.
Po księgarni poszliśmy do krawcowej. Chciałam zacząć się rozglądać za nową suknią aby mieć na podróż do Paryża.
- Jaka jest moda we Francji? - zapytałam kobietę, która znała się znacznie lepiej w tych tematach niż ja.
- Ah planujesz jakąś wycieczkę, panno Parker? -
- Prawdopodobnie - kobieta spojrzała mi przez ramię w stronę Williama.
- Z towarzystwem? -
Odwróciłam się, niepewna o czym mówiła. No tak, mogłam się spodziewać potencjalnych plotek na nasz temat. - Z nim? - prychnęłam pod nosem, po czym uśmiechnęłam się lekko. - William to tylko przyjaciel Sebastiana. Niech sami gdzieś razem pojadą. - dodałam, grzeczniej niż co na prawdę chciałam powiedzieć na głos.
- No cóż - krawcowa westchnęła. - Jeżeli panna Parker nie jest zainteresowana to moja córka chętnie skorzysta -
Zmrużyłam oczy, wpatrując się w kobietę. Ta zaśmiała się lekko z mojej reakcji.
- Tylko przyjaciel Sebastiana, tak? - szepnęła do mnie rozbawiona, że wpadłam w jej pułapkę.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Pierwszym przystankiem była księgarnia. Prawdziwa skarbnica wiedzy. Gdybym tak tylko miał czas na czytanie tego wszystkiego, pewnie wykupiłbym od razu połowę towaru. Może chociaż poproszę Dove, żeby mi czytała. Znaczy… jako Vincent będę musiał coś wymyślić, żeby się domyśliła czego chcę. Nawet jeśli to nie będzie nic naukowego, nawet proste historie mogą być. Byłbym na bieżąco z literaturą chociaż.
. Zakupione książki zaraz wylądowały w moich rękach. Rzuciłem okiem na ciemno czerwoną oprawę. Był tam napisany tylko tytuł, nic poza tym. Pewnie kolejny romans, ciekawe tylko czy sprawi, że Dove szybciej serce zabije. Rozbawiła mnie wizja czytającej Parker z wypiekami na twarzy.
. Następnie zatrzymaliśmy się u krawcowej. Rozmowa jaka toczyła się obok mnie za bardzo jednak odnosiła się do mojej osoby. I to nie w sposób, jaki powinna.
. - To ja poczekam na zewnątrz - Dove sama się prosiła o takie plotki, dlatego nie zamierzałem tam siedzieć i się tłumaczyć z relacji jakie nas łączyły. Wyszedłem nie czekając na jej odpowiedź, za to odprowadzony chichotem krawcowej.
. Na szczęście przed jej zakładem znajdowała się ławka, na której postanowiłem poczekać. Wyciągnąłem nawet jedną z zakupionych przez Dove książek i zacząłem czytać w oczekiwaniu. Starałem się przy tym mieć podzielną uwagę na wypadek czegoś nieoczekiwanego. Albo gdyby sama zainteresowana wyszła, nie chciałbym, żeby musiała mnie wyrywać z zamyślenia.
. Tym sposobem wyłapałem, że przyglądają mi się jakieś dwie damy. O czymś rozmawiały przyciszonymi głosami, chichocząc co jakiś czas. Nie przypominałem sobie bym je znał. Może gdzieś kiedyś na siebie wpadliśmy lecz nie były widocznie kimś istotnym. W dodatku czułem się przez ich wzrok dziwnie… skrępowany. Tak, to dobre określenie. Skrępowany, bo nie miałem pojęcia o czym rozmawiały i dlaczego posyłały mi takie dziwne spojrzenia. To przez książkę? Czy może jakieś wydarzenie, którego nie kojarzyłem?
. Ulgę odczułem dopiero gdy Dove wyszła od krawcowej. Szybko zapakowałem książkę i wstałem z ławki.
. - I jak, dogadałaś się z krawcową czy będziemy innej szukać? - spytałem, jednocześnie kątem oka spoglądając na dziwne miny młodych kobiet.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Na szczęście krawcowa nie dodała więcej dziwnych komentarzy po tym, gdy William wyszedł na zewnątrz. Udało nam się ustalić styl sukni i jaki materiał powinna użyć w dosyć krótkim czasie. Gdy wyszłam z budynku od razu zauważyłam, jak dwie panny spoglądają w kierunku budynku krawcowej, szepcząc coś do siebie. Spojrzałam przez ramię na budynek, ale nie zauważyłam nic nadzwyczajnego. Dopiero, gdy William wstał i podszedł do mnie zauważyłam, że siedział niedaleko.
- Dogadałam się - mruknęłam wracając wzrokiem z powrotem na młode dziewczyny. Skrzyżowałam ramiona, nie odwracając wzroku póki same nie pójdą w swoją stronę. Na szczęście nie długo im to trwało. Lekko przytaknęły w moim kierunku i szybkim krokiem ruszyły dalej.
Wzięłam ramię Williama i lekko pociągnęłam go w stronę kolejnego sklepu.
- Coś im powiedziałeś? - zapytałam, skupiając się na Williamie. Nie widziałam innego powodu na takie dziwne zachowanie od tych dziewcząt.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Milczałem przez dłuższą chwilę, obserwując zachowanej zarówno Dove jak i tamtych kobiet. Zajęło mi dłuższą chwilę zanim zrozumiałem o co w tym wszystkim mogło chodzić. Nie powiem, żeby mnie to nie obeszło czy nie dotknęło, bo z takich nieporozumień biorą się zawsze kłopoty.
. - Naprawdę tego nie zauważyłaś jeszcze? - westchnąłem, idąc grzecznie obok Dove. Może i nieco mojej winy w tym było, bo po co się zgadzałem na jakieś jej wycieczki po mieście. Jakby nie mogła tych spraw załatwić z jedną ze swoich przyjaciółek tylko mnie musiała wyciągać.
. - Najpierw krawcowa coś ci sugeruje, a potem odstraszasz ode mnie inne kobiety. Nic im nie powiedziałem, właściwie chyba pierwszy raz je widziałem. Ale to twoja postawa kazała im się wycofać - przystanąłem w miejscu i złapałem dziewczynę za łokieć, tym samym zmuszając ją również do zatrzymania się.
. - Jeśli będziemy dalej tak chodzić pod ramię, to nie tylko dla obcych ludzi będziemy się zachowywać podejrzanie - posłałem Dove rozbawione spojrzenie. Było to co prawda całkiem poważne, ale właściwie śmieszyła mnie cała ta sytuacja. Jeśli bym się dobrze zastanowił, to tamte dwie mogły w sumie obgadywać mnie ze względu na Parker, mimo iż naszej znajomości nie można było nawet nazwać przyjaźnią, a co dopiero jakimś romansem.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Może faktycznie nie zauważyłam. Wiedziałam, że mogą wyjść jakieś tam plotki, ale nie specjalnie się nimi przejmowałam. Po ostatnich słowach Williama cofnęłam się od niego o krok, jakby jego dotyk mnie nagle poparzył. Najwyraźniej moje stare nawyki były silniejsze, niż przepuszczałam. W końcu, zazwyczaj spędzałam czas jedynie ze Sebastianem, Anną lub jedną z kobiet z Widows Circle. Wtedy zwracali na nas uwagę ze względu na stare plotki, zamiast tworzyć jakieś nowe.
Byłam nieostrożna. Musiałam to zmienić.
- Możliwe, że masz rację - powiedziałam jedynie. Nie wiedziałam czemu ta sytuacja go bawiła, ale nie zamierzałam pytać. Tym razem nie czekając na Williama udałam się do kolejnego sklepu, tym razem do szewca. Musiałam odebrać nowe zamówienie dla Sebastiana i przy okazji rozejrzeć się za czymś aby pasowało do nowej sukni. Wyszłam ze sklepu z niemałą skrzynką z dwoma parami butów, którą od razu podałam Williamowi.
Spojrzałam na niego przez chwilę, zastanawiając się czy skrzynka i książki razem nie były dla za ciężkie.
- Nie wiem, czy powinnam się nawet pytać czy nie brakuje tobie sił. Jeszcze ktoś usłyszy i uzna, że się o ciebie martwię. -
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Dove szybko pojęła sytuację w jakiej się znaleźliśmy, gdyż od razu się ode mnie odsunęła. Starałem się powstrzymywać od śmiechu, idąc za nią w następne miejsce. Próbowałem zajmować myśli czymś innym lecz ostatecznie i tak miałem przed oczami poważną, może nawet lekko naburmuszoną twarz kobiety.
. Uspokoiłem się dopiero gdy ta weszła do szewca i miałem chwilę czasu dla siebie. Tu też postanowiłem nie wchodzić do środka i czekać na zewnątrz, by uniknąć kolejnych nieporozumień. Następnym razem chyba bym po prostu wybuchnął śmiechem zamiast odczuwać skrępowania. Teraz, gdy już rozumiałem te dziwaczne spojrzenia, jakoś uszła ze mnie ta nieporadność oraz niezręczność.
. - Sądzisz, że nie jest już na to za późno? - zapytałem, posyłając kobiecie spojrzenie. Ułożyłem książki na skrzynce z butami. - Wiesz, najpierw udaję głupi podryw na przyjęciu - zacząłem wyliczać - potem ratuję cię przed utonięciem, idziemy razem na obiad, a teraz chodzimy sobie beztrosko po mieście. Udajmy się jeszcze do tej cukierni, o której mówiłaś, to z pewnością przestaniemy być podejrzani - przygryzłem wargę od wewnątrz, starając się utrzymać poważny (lub chociaż neutralny) wyraz twarzy. Wiedziałem, że to wcale nie było dla Dove zabawne. Dla mnie samego z resztą nie powinno, ale pozwoliłem sobie na trochę beztroski.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
On może mógł sobie pozwolić na takie plotki i nawet mieć z tego powód do śmiechu, ale ja nie. Do tego musiałam ponownie przyznać z niesmakiem, że miał rację. Gdyby ktoś by się przyjrzał naszej raczej krótkiej historii to by uznał, że coś pomiędzy nami jest i niedługo usłyszą ogłoszenie o zaręczynach.
Akurat tego mi brakowało. Bo gdy dowiedzą się, że nic pomiędzy nami romantycznego nie ma to znowu usłyszę "To przypadkiem nie jest pora, aby w końcu się zainteresować małżeństwem?" lub "Może nie jest dla ciebie za późno". Takich i więcej "rad" słyszałam od lat i jedynie podnosiły mi ciśnienie.
Skrzyżowałam ramiona, wcale nie w humorze do takich żartów, jak William. - W takim razie wracaj do domu - powiedziałam poważnym tonem. - Idź przygotuj obiad. Wrócę za godzinę... może. - dodałam, sama niepewna jak długo zajmie mi reszta planów na dzień. Do tego ta cukiernia... Teraz miałam ochotę na coś słodkiego.
Dlatego nie czekając na odpowiedź od Williama uznałam rozmowę za zakończoną i udałam się do najbliższej cukierni.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Tym razem pozwoliłem sobie na cichy śmiech, kiedy Dove odwróciła się i niezadowolona ruszyła w swoim kierunku. Nie żebym miał zamiar się jej posłuchać i grzecznie wracać do domu. Może wystarczy, że przestaniemy się ze sobą tak spoufalać, to przestaną ludzie patrzeć na nas jak na potencjalną parę.
. - Wiesz, że cię samej nie zostawię - zawołałem za nią. - W końcu służba jest od dźwigania twoich rzeczy, co panienka zrobi, jak przyjdzie jej nieść wszystko samej? - dodałem, raczej nie pozostawiając złudzeń co do mojej roli, gdyby ktoś usłyszał naszą rozmowę.
. Nie miałem problemów z dogonieniem kobiety. Tylko tym razem trzymałem się dwa kroki za nią, a nie idąc ramię w ramię. Nie próbowałem też nawiązywać rozmowy, a cukiernia na szczęście nie była daleko.
. - Poczekam na zewnątrz. Możesz kupić mi za to jakieś ciastko - mrugnąłem okiem w stronę Dove, po czym usiadłem sobie na ławeczce. Wcale nie oczekiwałem, że coś dostanę. Raczej powiedziałem tak, aby się nieco z nią podroczyć.
. Niech sobie załatwi sprawy w cukierni. Nawet niech tam siedzi i je swoje ciastka, ja ponownie zainteresowałem się książką. Skrzynia z butami i pozostałymi książkami spoczywała obok mnie, a ja znów zaczytałem się w przygodach panny Bennet. Do pewnego momentu, gdy nie zobaczyłem nad sobą czyjegoś cienia i nie usłyszałem ociekającego kpiną głosu.
. - Czyż to nie nasz szanowny ratownik? - odezwała się krzywa gęba Roberta, a mnie dobry humor prysł jak bańka mydlana.
. - Jak widać - odburknąłem, próbując go ewidentnie zignorować.
. - Radzę przestać zabawiać się w bohatera, bo to może się źle dla ciebie skończyć - powiedział rozkazującym tonem, pełnym wyrzutu i niechęci.
. - Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na "ty", paniczu Wolfgrond - zacisnąłem usta, by nie powiedzieć czegoś więcej oraz palce na książce, by nie zrobić czegoś głupiego.
. - A ja nie przypominam sobie, żeby służba miała coś do powiedzenia. Takim śmieciom jak ty powinno się wyrywać języki, żeby za dużo nie gadali - zamknąłem książkę. Położyłem ją na kolanach i posłałem Robertowi najbardziej spokojne spojrzenie na jakie było mnie stać.
. - Zaś takim odpadom społecznym jak pan, powinno się wyrywać fiuty, żeby nie mogli się dalej rozmnażać - twarz mężczyzny w jednej chwili zrobiła się niemal purpurowa ze złości. Byłem przygotowany na zablokowanie uderzenia, bo ten ewidentnie szykował się do zamachu. I pewnie by do tego zaraz doszło, gdyby nie kobiecy głos, który usłyszałem niedaleko nas.
. - Twój nowy znajomy, Robercie? - to była jego matka. Przez myśl przeszło mi, czy odważy się coś zrobić lub powiedzieć w jej obecności.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
W cukierni nie było za dużo osób. W sumie, nie była to pora na słodkości, ale to tylko znaczyło, że nie było za długiej kolejki. Poprosiłam o ciastko z kremem w środku oraz o połowę ciasta miodowego. Gdy mężczyzna za ladą się odwrócił aby zapakować ciastko zerknęłam w stronę koszyka ciastek. Były mniejsze od mojej dłoni i bez problemu wzięłam trzy, dyskretnie je ukrywając. Wątpiłam, aby właściciel zauważył brak kilku słodkości. Zapłaciłam za ciastko miodowe i ciastko w kremie i z kolejną pudełkiem wyszłam z cukierni. Byłam przygotowana podać wszystko Williamowi, ale to nie jego od razu ujrzałam na zewnątrz.
Zatrzymałam się, zaskoczona widokiem Roberta i jego matki.
- Oh, pani Wolfgrond - postanowiłam zignorować Roberta, który i tak wyglądał, jakby głowa miała mu zaraz pęknąć. Skupiłam się na jego matce, której nie widziałam od wieczoru w jej domu. Wiedziałam, że Helen miała spotkanie z jej mężem, lecz nie byłam pewna czy kobieta była świadoma o kochance.
- Dawno się nie widziałyśmy -
Kobieta miała na sobie dosyć wymuszony uśmiech.
- No cóż, panno Parker, gdybyśmy wszyscy chodzili do kościoła w każdą niedziele to nie mielibyśmy takich problemów -
Odwzajemniłam jej uśmiech. Jakoś brak pani Wolfgrond w moim życiu nie widziałam za problemem.
- Zapewnie ma pani rację -
- Słyszałam, że nie czułaś się za dobrze - nagle zmieniła temat. - Dobrze widzieć, że wszystko jest w porządku -
Nie powiedziałabym, że wszystko jest w porządku. Nawet w wannie nie mogę się zrelaksować tak, jak kiedyś ze względu na mały "żarcik" Roberta.
- Sama na pewno wiesz, panno Parker, że czasami trzeba przymknąć oko. Mężczyźni potrafią być dziecinni. Do pewnego stopnia nigdy nie dorastają. - czyli co? Chciała abym o wszystkim zapomniała? Kobieta nagle zamilkła, pewnie oczekując, że się z nią zgodzę. Zerknęłam w stronę Roberta, który chyba trochę się uspokoił.
- Pani syn kilkakrotnie obraził mnie i moje towarzystwo w najróżniejsze sposoby. W pewnym momencie przymykanie oka staje się całkowitą ślepotą, a ja wolę nie odwracać wzroku, gdy ktoś kłamie na mój temat. -
Najwyraźniej rozbawiałam kobietę.
- Kłamie? Że podnosisz spódnicę dla każdego? Że jesteś dziewką przebraną za damę? - czyli kobieta była całkowicie świadoma tego, co mówi Robert. No tak, w końcu on sam musiał gdzieś takie rzeczy usłyszeć.
Kobieta podeszła o krok bliżej patrząc mi w oczy.
- Nawet jeżeli aktualnie prawda jest inna niedługo to się zmieni, bądźmy szczerzy. Prędzej czy później i Sebastian się podda i wyrzuci się na ulicę, abyś skończyła w burdelu. -
Zacisnęłam mocniej dłonie, przy czym ukryte kruche ciastka w dłoni przypominały bardziej teraz kawałki piasku.
- W takim razie nie będę musiała iść do kościoła, aby regularnie widzieć się z panem Wolfgrond. -
Uśmiech znikł z jej twarzy, a mój jedynie się poszerzył nawet gdy nie udało mi się uniknąć czerwonego policzka od kobiety. Najwyraźniej jej duma została wystarczająco urażona, bo kobieta odeszła z Robertem, ciągając syna za sobą. Pozwoliłam sobie usiąść na ławce, próbując się uspokoić i wyczyścić dłoń z pudru od ciastek. Przez chwilę nawet zapomniałam, że William wszystko widział.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Robert nie zdążył (lub też nawet nie zamierzał) odpowiedzieć matce, gdy w drzwiach cukierni stanęła Dove. Musiała sobie wybrać najgorszy moment na pojawienie się.
. Kiedy kobiety wymieniały między sobą zdania, Robert szeptem solennie zapewnił mnie w kilku niewybrednych słowach, iż dla niego jestem już trupem. Uśmiechnąłem się szeroko, pozwalając, by złość na chwilę po prostu mnie ogarnęła.
. - Powodzenia - warknąłem, kątem oka dostrzegając jak coś zaczyna wariować w okolicy głowy mężczyzny. Zdecydowanie musiał to być jego anioł stróż. Zapewne teraz rozpaczliwie używał tego tak zwanego "głosu rozsądku", jak nazywali to ludzie, czy inaczej "intuicją".
. Wolfgrond odsunął się nieco ode mnie z dziwnym błyskiem w oku, jakby uznając to za wyzwanie. On i jego matka zdecydowanie należeli do tego rodzaju osób, których pozbył bym się bez względu na groźbę Asmodeusza. Takim nic nie pomoże. Bo o ile Dove była do uratowania, tak tej dwójce z przyjemnością pokazałbym już w tym momencie co ich czeka. Ale nie mogłem użyć swojej prawdziwej formy. W każdym razie nie przy tylu świadkach.
. Nie sądziłem też, że wymiana zdań między Parker i Wolfgrond przybierze taki obrót. Spojrzałem zaskoczony w ich kierunku, a chwilę później Robert siłą został zaciągnięty przez matkę w innym kierunku.
. - Dlaczego jej nie oddałaś? - spytałem Dove, kiedy usiadła obok mnie. - Z resztą, nieważne - z westchnięciem wyciągnąłem z jej rąk zakupy, odkładając je na skrzynkę obok książek. Tą, którą miałem na kolanach, przyłożyłem do policzka Dove. Jej okładka była wystarczająco zimna.
. - W domu znajdę coś lepszego i w ogóle to przepraszam - mruknąłem. - Za to, że wcześniej ci nie wierzyłem, tak jak Sebastian czy tamten inspektorek. Swoją drogą, dlaczego mówią o tobie takie rzeczy? - spytałem, ciekaw skąd się to wzięło. Nie miałem żadnej informacji jakby to Dove miała sypiać z wieloma mężczyznami.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Chciałam odpowiedzieć Williamowi, czemu nie oddałam starej Wolfgrond, ale sam zrezygnował z tematu, więc nie odpowiedziałam. Odsunęłam od policzka książkę. Pomimo pulsującego bólu okładka książki wcale nie pomagała.
Nie chciałam odpowiedzieć na drugie pytanie Williama. Nie dlatego, ponieważ temat był nieprzyjemny, ale ponieważ nie wiedziałam czy miałam wystarczająco sił na całą historię.
- Z kilku powodów - mruknęłam, spuszczając wzrok i mając nadzieję, że nikt znajomy nas nie zauważy. - Głównie z gniewu, jaki trzymają przeciwko mojej rodzinie. Nie znam całej historii, ale podobno matka Roberta była odrobinkę zakochana w moim ojcu. Jak dzisiaj wiemy, nic z tego nie wyszło. Według Anny, stara Wolfgrond już wtedy rzucała podobne komentarze w stronę mojej matki. Po tym, gdy rodzice zginęli, rodzina Wolfgrond zaproponowała aby pan Wolfgrond pomógł Sebastianowi z biznesem ojca, a ja żebym zaakceptowała zaręczyny od Roberta. Gdy usłyszałam ich plan to ich wyśmiałam. - westchnęłam, zamykając na chwilę oczy. Wcale nie było takie proste wracać do licznych momentów, które wcale przyjemnie nie wspominam.
- Czasami mam wrażenie, że chcą się mnie pozbyć aby w jakiś sposób dotrzeć do Sebastiana i do naszego rodzinnego biznesu. Wiem, że brzmię, jak wariatka i nie mam ani jednego dowodu, ale... Czasami sama nie potrafię wytłumaczyć dlaczego wciąż tak nas nienawidzą. Chociaż, pani Wolfgrond potrafi jeszcze się zachować przy Sebastianie. - co tylko jeszcze bardziej mnie kołowało.
Robert to jedno, obraziłam jego dumę, gdy publicznie odrzuciłam jego zaręczyny i pełno młodych dam żartowało sobie z niego przez kilka tygodni. Jednak to był jego błąd, że pozwolił swojej matce się przekonać, że byłabym nawet trochę nim zainteresowana.
- Dlatego Sebastian mi nie wierzy. Czasami potrafi być naiwny i wierzy w każde kłamstwo. Dlatego od czasu do czasu muszę lekko nim pokierować, aby nie popełnił wielkiej wtopy z biznesem. -
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. - Rozumiem - powiedziałem po zakończonej wypowiedzi, zamyślając się na chwilę. To zdecydowanie wiele komplikowało. Jeśli oczywiście jest tak, jak przedstawiała Dove… eh, będę musiał nauczyć się bardziej jej ufać, bo nawet teraz, po tym wszystkim poddawałem w powątpiewanie jej słowa. A dużo wyjaśniały.
. - Robert powiedział… - urwałem na moment, nie do końca przekonany, czy powiedzieć jej o tym. Ale w końcu miała prawo wiedzieć, nawet jeżeli dla niej nie było to nic nowego. - Właściwie ostrzegł mnie na swój sposób, dając mi jasno do zrozumienia, że po pierwsze nie powinienem cię wtedy ratować, a po drugie, że następnym razem sam mogę na tym ucierpieć.
. Dlatego nie uznałem słów Dove za kompletne wariactwo. Niestety nie miałem też gdzie znaleźć jakichś sensownych dowodów, tak samo jak i ona. Mogłem tylko pogadać sobie ze stróżem Sebastiana, ale nawet jeśli powie mi prawdę, to nic mi to nie da. Tacy jak on nie mieszają się w życie ludzi w żaden sposób, raczej nie mogłem liczyć na pomoc.
. - Nie wiem, co planujesz zrobić z tym skradzionym pierścionkiem - zacząłem szeptem - ale pomogę ci się odegrać na tych szumowinach. Skoro będąc twoim… przyjacielem, mam być ich wrogiem, proszę bardzo. Ten przygłup sam właśnie zaczął kopać sobie grób - zacisnąłem palce w pięści lecz chwilę później je rozluźniłem. To wszystko wyglądało fatalnie. Nie powinienem się w to mieszać, ale z drugiej strony dlaczego miałem tego nie robić, skoro ktoś groził mojej podopiecznej? I mi przy okazji.
. - Wracajmy do domu - wstałem z ławki i zacząłem składać na nowo książki oraz układać je z resztą zakupów.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Powiedzieć "dziękuję" jakoś dziwnie by zabrzmiało. Zwłaszcza, że cała sprawa była bardziej pomiędzy mną, Sebastianem i rodziną Wolfgrond. Nawet jeżeli William jakoś się znajdzie w tej mieszance ostatecznie to powinnam się tym zająć z moim bratem. Niestety, ciężko jest cokolwiek przedyskutować, gdy druga osoba traktuje cię, jak dziecko.
Spojrzałam na Williama, gdy ten ogłosił powrót do domu. Nie miałam energii aby mu wspomnieć, że na dzień dzisiejszy to on powinien się mnie słuchać. Odpuściłam sobie, gdy policzek mocniej zabolał -- jak na złość, jak krzyczało, że chce powrotu do domu. Dlatego też przełknęłam swoją dumę i wstałam z ławki, kierując się w stronę domu.
Z ulgą weszłam do środka, gdzie było znacznie cieplej niż na zewnątrz. Wskazałam Williamowi, gdzie może zostawić obuwie dla Sebastiana, a książki sama wzięłam ze sobą do salonu. Zostawiłam je na stoli do kawy i usiadłam przy fortepianie. Potrzebowałam chwili spokoju i łagodnej melodii, aby całkowicie się uspokoić. Kto by się spodziewał, że Wolfgrond mogą jeszcze tak wpłynąć na moje nerwy, pomimo tylu lat.
Zacisnęłam usta i wstrzymałam oddech, czując nadchodzące łzy. Gardło zapiekło i czułam, że nos robi się czerwony i tym razem nie po ugryzieniu kota. Co za beznadziejna sytuacja.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Dove była milcząca w drodze powrotnej. Dopiero po wejściu do domu się odezwała, wskazując miejsce na buty. Nie musiała mi o tym mówić, doskonale wiedziałem co z nimi zrobić. Książki zabrała sama, a zakupione ciasto zaniosłem do kuchni. Tam na szczęście wciąż tlił się ogień i dzięki temu w ciągu kilku minut mogłem przyrządzić dla Dove herbatę, którą postawiłem na stoliku w salonie razem z kawałkiem zakupionego ciasta i ciastkiem z kremem.
. Nie byłem zbyt długo przy Dove jako jej opiekun, więc dopiero teraz po raz pierwszy zobaczyłem jej łzy. No, może nie do końca, bo siedziała do mnie tyłem lecz sądząc po cichym pociąganiu nosem oraz drżących ramionach, właśnie to robiła. I nie wiedziałem jak zareagować. W pewien sposób zabolał mnie nawet ten widok. Który ze stróżów chciałby zobaczyć swojego człowieka w takim stanie? Ja z pewnością nie.
. Podszedłem do niej, trochę niepewnie kładąc dłoń na jej ramieniu. Nie komentowałem też jej stanu, jej łez, nie pytałem o nic związanego z tym wszystkim.
. - Często grasz na fortepianie? - zapytałem zamiast tego, siadając na stołku obok niej. Był na dwie osoby, jakby ktoś wcześniej w ten sposób go używał. Nieco różnił się od instrumentu, na którym grałem… dawno temu, ale w sumie nie mógł być aż tak inny.
. Podałem Dove chusteczkę, którą z jakiegoś powodu zawsze nosiłem w klapie kamizelki. To chyba również był jakiś nawyk z dawnych dni. Zaraz potem przesunąłem palcami po klawiszach, słuchając ich brzmienia i przypominając sobie swój stary klawesyn.
. - Kiedy byłem dzieckiem i się smuciłem, moja mama zawsze wymyślała jakieś historie, do których przygrywała sobie na klawesynie. Nie mam po niej takiego talentu i fortepian jest trochę inny niż klawesyn - ale szybko załapałem te różnice. Zacząłem przygrywać melodię, jaka zabłąkała się w moich myślach.
. - Czy może wolisz coś bardziej znanego? - ostatnio na jednym ze spotkań Dżentelmenów któryś z mężczyzn grał melodię, jaką kilka razy wcześniej też słyszałem.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Nie czułam się komfortowo, gdy William usiadł obok. Próbowałam dalej nie płakać. Nawet odsunęłam się odrobinę od niego, nieprzyzwyczajona do obecności drugiej osoby podczas trudniejszych chwil. Anna zawsze wychodziła z pokoju, dając mi czas i przestrzeń na łzy. Przy Sebastianie nie płakałam, a przynajmniej próbowałam unikać takich momentów. Już i tak nie patrzy na mnie, jak na odpowiedzialną osobę, a jakby jeszcze zobaczył łzy na mojej twarzy to zupełnie by stracił do mnie zaufanie, że jestem w stanie się zająć trudniejszymi sprawami.
Przyjęłam chusteczkę od Williama, ale z niej nie skorzystałam. Jedynie trzymałam ją w dłoni, gładząc jej przyjemny materiał pomiędzy palcami.
- Zazwyczaj gram, gdy mam więcej czasu - lub kiedy coś siedzi mi w myślach, czy też potrzebowałam chwili na uspokojenie. Podniosłam wzrok, wpatrując się w Williama, gdy wspomniał o swojej matce. Uświadomiłam sobie, że William bardzo niewiele mówi o swojej rodzinie. Domyśliłam się, że mieszka sam, ale musiał zostawić jakąś rodzinę, gdy podjął decyzję tutaj się przeprowadzić.
Po chwili zastanowienia na propozycję Williama podniosłam dłoń i delikatnie ujęłam jego nadgarstek. Ułożyłam jego palce na odpowiednich klawiszach, po czym wzięłam swoją dłoń, aby ułożyć ją w podobny sposób. Powoli przesunęłam palce, aby William nie miał trudności aby powtórzyć to co grałam na fortepianie.
- Brzmi znajomo? - zapytałam po chwili grania bez rozmów. - Orkiestra grała tą melodię na początku Otella - uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie ten moment, gdy serce zaczęło bić mocniej, jakby samo chciało wyskoczyć i być na scenie.
- Nie mam nut, ale zapamiętałam ten fragment. - coś w nim musiało być, skoro tak utkwił mi w głowie.
Uśmiech powoli znikł z twarzy, przypominając sobie wydarzenia z tego dnia.
- Chyba nigdy ciebie nie przeprosiłam - mruknęłam, skupiając swój wzrok na swoich palcach. - Za rzucenie w ciebie butem - mimo tego, że uznałam w tamtym momencie, że sobie na to zasłużył.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Patrzyłem jak Dove układa na klawiszach moje dłonie, a chwilę później swoje. A potem zaczęła grać coś, co już słyszałem lecz nie byłem pewien gdzie. Przygrywałen tak, jak mi to pokazała, ale dopiero kiedy powiedziała co to jest, zrozumiałem skąd muzyka była mi znajoma.
. - Masz rację. I masz bardzo dobry słuch skoro to zapamiętałaś nie posiadając nut - kiwnąłem głową z uznaniem. Ciekawie by było, gdyby Dove obrała drogę muzyczną. Jeżeli miała taki talent, mogła zajść całkiem daleko, tego bym jej życzył. A i miałaby jakiś cel w życiu, może przestałaby kraść i być taką złośliwą.
. - Chyba nie - przyznałem z rozbawieniem. - Ale wcale nie musisz. Już zdążyłem ci wybaczyć ten wybryk. Wtedy tylko byłem zły, teraz możemy sobie to wspominać, jak tamtego dnia przy kalamburach - przyznałem, patrząc jak zgrabne palce kobiety przebiegają po kolejnych klawiszach. Musiałem przyznać, że całkiem miło słuchało się jej grania. Była w tym dobra, nawet jeżeli robiła to tylko dla siebie, dla własnej przyjemności.
. - Dlaczego wciąż jesteś sama? - spytałem w pewnym momencie. - Nie mówię tu o kimś, kogo znajdzie ci Sebastian, ciotka, sąsiadka czy ktokolwiek inny. Jak to jest, nie spotkałaś nikogo odpowiedniego, czy może spotkałaś a on odszedł? Jesteś w końcu normalną kobietą, masz urodę i talent. A w takich chwilach jak te, dobrze jest mieć kogoś bliskiego przy sobie, a nie płakać samej. Wiem, że to dość osobiste pytanie, dlatego nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz - ciekawiło mnie to również dlatego, że Dove przestała ronić łzy, gdy znalazłem się obok. Nie wiedziałem, czy mogłem ją na tyle speszyć swoją obecnością, czy właśnie moja obecność jej pomogła.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Palce zamarły nad klawiszami, gdy usłyszałam pytanie dotyczące mojej samotności, a raczej braku partnera. W końcu, miałam swoje towarzystwo, więc tylko czasami czułam brak kogoś tam specjalnego w moim życiu. Pozwoliłam sobie się zaśmiać, aby złagodzić jakoś mój dyskomfort pytaniami Williama.
- Zadajesz mi takie pytania, a ja się dziwię, że ludzie plotkują na nasz temat - powiedziałam rozbawiona, wracając do grania na fortepianie, tym razem zmieniając melodię. Siedziałam przez chwilę nie odpowiadając, aby zebrać własne myśli i dobrać odpowiednie słowa.
- Ponieważ jestem uparta - dałam mu taką samą odpowiedź jaką by zaoferował Sebastian lub Anna. - Nie chcę być w podobnej sytuacji co inne kobiety. Wszystkie moje koleżanki są lub były w małżeństwie i rzadko kiedy którakolwiek wspomina dobre rzeczy na temat ich związków. Moi rodzice byli razem z miłości i szacunku, a nie z powodów politycznych czy finansowych. W takim małżeństwie łatwo się znaleźć. - trzeba jedynie spojrzeć w kierunku Roberta i jego rodziny. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nawet dzielić się z nim jednym pokojem, a co dopiero łóżkiem i dziećmi.
- Nie jestem naiwna do tego stopnia, że myślę, że znajdę moją wielką miłość, jak moi rodzice. Dawno się poddałam pod tym względem. Jednak wiem, że będę szczęśliwsza będąc sama, niż zmusić siebie do małżeństwa, które odbierze wszystko co kiedyś należało do mnie. -
Byłam świadoma swojej sytuacji. Wiedziałam, że nie każda kobieta miała brata, jak Sebastian, czy nawet potencjalną opcję, aby w przyszłości przejąc biznes rodzinny, nawet jeżeli miałaby to być malutka część. To i tak znaczyło, że mogłabym zarabiać własne pieniądze. Miałam nadzieję i plany, aby w końcu przekonać Sebastiana na rozmowę na temat przyszłości biznesu ojca.
Przestałam grać i usiadłam bardziej twarzą w stronę Williama. - Chyba wiesz znacznie więcej o mnie, niż ja o tobie. Teraz twoja kolej. Nie musisz dzielić się ze mną historiami miłosnymi, ale jestem ciekawa twojej rodziny. Wspomniałeś swoją matkę. Jaka ona jest? -
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Wcale się nie dziwiłem tym wszystkim plotkom, o których wspomniała Dove. Tylko że one nie zrodziły się z prywatnych rozmów, a wszystkich tych dziwnych zbiegów zdarzeń. No, może niekoniecznie tak, ale nie miałem w planie ściągać na nas tego typu podejrzeń. Po prostu musiałem się dowiedzieć jak najwięcej skoro nie byłem przy niej od początku. A kto był najlepszym źródłem informacji, jak nie sama Dove? Tak więc póki mogłem, czerpałem ile mogłem, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
. Kiwnąłem głową, rozumiejąc jej podejście do życia i związków. Racja, lepiej nie mieć nikogo niż się męczyć do końca życia. Skoro nikogo do tej pory nie znalazła, kogo mogłaby pokochać, nie ma co pakować się w nieudane związki. Pomyślałem przy tym o inspektorze, bo choć wydawał się idealnym kandydatem na męża (a także na ułatwienie mojego zadania), tak lepiej nie ryzykować nieszczęściem. Nieszczęśliwa kobieta mogłaby się stać jeszcze gorsza niż była obecnie, do czego nie mogłem dopuścić.
. Przeniosłem spojrzenie na Dove, kiedy ta przestała grać. Zdałem sobie sprawę, że słuchałem jej gry w skupieniu i dopiero po jej przerwaniu zwróciłem uwagę na samą kobietę. Rodziny? Nie miałem rodziny. Nie tylko dlatego, że byłem demonem, bo nawet będąc człowiekiem nie zawsze ją miałem.
. - Była. Moja mama zachorowała i zmarła jak miałem dziesięć lat. Nie mam z nią zbyt wielu wspomnień, ale to akurat dobrze pamiętam. Lubiła grać i miała piękny głos. Była miła i zaradna Z resztą, chyba dla każdego dziecka mama jest najlepsza i najwspanialsza - uśmiechnąłem się lekko. Nie kłamałem co do tego. Takie odnosiłem wrażenie na wspomnienie o własnej rodzicielce, choć nie pamiętałem nawet jej twarzy.
. - Potem wychowywał mnie dziadek - zmarszczyłem brwi, próbując przypomnieć sobie coś więcej niż to, że był wstrętnym starym capem. Jakoś słabo mi to wychodziło. - Był strasznie surowy, wymagający i nie lubiłem go. Ale był tak stary, że sam też umarł po kilku latach. Nie mam innej rodziny. Dlatego podróżuję bez sentymentów, bez troski czy innych tych… rzeczy związanych z rodziną. Poza tym, o twoich bliskich też nie wiem za wiele. Pomijając Sebastiana. I setek krążących plotek na wasz temat. Raz nawet słyszałem, że w piwnicy masz ołtarzyk do składania ofiar ze szczurów, kotów i tych innych małych zwierząt - parsknąłem, poniekąd rozbawiony i poniekąd zirytowany takim podejściem ludzi.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zrobiło mi się żal, gdy usłyszałam trochę historii Williama. Do pewnego stopnia rozumiałam tą pustkę i tęsknotę za rodzicami. Byłam wdzięczna, że wciąż miałam Sebastiana. Nie byłam pewna, co by się ze mną stało, gdyby i jego zabrakło.
Gdy William wspomniał jedną z plotek na mój temat przybrałam poważny wyraz twarzy. Nawet próbowałam udać na trochę urażoną.
- Dlaczego cię to bawi? Myślisz, że to żart? - uniosłam lekko brew i przybliżyłam się odrobinę. - Chcesz zobaczyć mój słynny ołtarzyk? - dopiero wtedy parsknęłam śmiechem. Nie byłam pewna, czy mi uwierzył, ale i tak mnie rozbawił sam fakt, że ludzie o takich rzeczach rozmawiają.
Byłam świadoma, że plotki krąż na nasz temat. Czy to o mnie, o Sebastianie, czy kobietach z Widows Circle. Śmieszne plotki mnie nie przejmują. Bardziej obawiałam rzeczy, o których wspomniała żona lorda Wolfgrond. Głęboko w sercu wiem, że w każdym momencie Sebastian może mnie wykopać z domu. Wątpiłam, że kiedykolwiek to zrobi, ale szanse zawsze były.
Spojrzałam przez ramię, zauważając na stoliku do kawy filiżankę z herbatą oraz książki, które dzisiaj kupiłam.
- Możesz przynieść ciasto? - poprosiłam Williama, wstając tylko po to aby usiąść na kanapie i schylić się aby rozwiązać buty. Zauważyłam, że wcześniej William czytał jedną z książek, gdy na mnie czekał.
- Którą zacząłeś czytać? - zapytałam, spoglądając na książki i męcząc się ze rozluźnieniem obuwia. Czy musiał tak mocno je związywać?
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Humor Dove najwyraźniej wrócił, skoro była już skora do śmiechów na temat plotek. To dobrze, powinienem zdecydowanie częściej poprawiać jej nastrój, a nie na siłę szukać jakiejś dobrej duszy, którą mógłbym się wyręczać. Choć jeśli by się taka trafiła, nie pogardziłbym, a nawet przyjął z otwartymi ramionami, o ile będzie pasować samej Dove.
. Podążyłem spojrzeniem za wzrokiem kobiety na stolik. Później na nią i z powrotem na stolik. Na początku myślałem, że wydawało mi się tylko, że przyniosłem ciasto lecz nie, ono wciąż stało tam na stole, tuż przy filiżance.
. - Chyba jesteś dzisiaj wyjątkowo zmęczona skoro nie widzisz już ciasta. W ogóle cieszę się, że je kupiłaś i mnie wyręczyłaś w pieczeniu - uśmiechnąłem się do niej, a po chwili mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, kiedy zobaczyłem jak nieporadnie radziła sobie ze zdejmowaniem obuwia. Wyglądała przy tym jak dziecko, które nie wszystko jeszcze potrafi zrobić.
. - Zniszczysz te buty, jak będziesz nimi wciąż szarpać - westchnąłem w końcu, wstając i podchodząc do kobiety. Oparłem się jednym kolanem o podłogę, odsuwając przy tym dłonie kobiety i samemu zajmując się rozplątywaniem sznurówek.
. - Tak, tą z czerwoną oprawą - przyznałem. - Początek jest całkiem nijaki, ale są przecież gorsze - przyznałem, zabierając się za drugiego z butów, gdy uwolniłem już jedną stopę kobiety.
. - Idę po twoje kapcie, a ty w międzyczasie pomyśl, co byś chciała na obiad - zabrałem zimowe obuwie, zostawiając samą Parker. Odłożyłem jej kozaki na miejsce (doskonale wiedziałem gdzie stały, nawet nie musiałem jej o to pytać), zabierając przy okazji domowe kapcie.
. - Proszę, księżniczko - rzuciłem z rozbawieniem, gdy wróciłem i założyłem jej na stopy kapcie.
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Zamrugałam kilka razy. Faktycznie, ciasto było na stole. Może faktycznie jestem zmęczona. W końcu, wstałam wcześniej, niż zazwyczaj. Musiałam przyznać, że zrobiło mi się trochę głupio, zwłaszcza gdy William musiał pomóc mi z obuwiem. Tym razem nie musiałam udawać.
Usiadłam wygodniej na kanapie, spoglądając na książkę z czerwoną okładką. Wzięłam ją w dłonie, czytając jej pierwszą stronę, aby sama się przekonać czy lepiej zacząć od tej czy może czegoś innego. Trochę pierwsza scena mnie zanudzała, a że nie miałam za dużo cierpliwości do takich rzeczy od razu odłożyłam książkę na bok.
Gdy William wrócił z kapciami ja już cieszyłam się deserem. Nawet nie pomyślałam o obiedzie. Anna nigdy nie pytała.
- Najpierw przynieś coś zimnego - powiedziałam, sprawdzając delikatnie policzek. Wolfgrond może jeszcze kilka razy unieść na mnie dłoń, ale nie zmieni to faktu, że to ona jest nieszczęśliwa. Z takim mężem i synem sama bym była we wiecznej żałobie. To bolało bardziej, niż czerwony policzek.
- Trochę zimno dzisiaj jest - mruknęłam. - Może gulasz? Lub gęsta zupa ziemniaczana? - zaproponowałam, chociaż dalej uważałam, że była to odpowiedzialność służby wiedzieć, co powinni przygotować. Jednak postanowiłam zrezygnować z mojego planu, aby przetestować cierpliwość Williama.
- Najpierw sam zjedz - dodałam, przysuwając kawałek ciasta w jego stronę. Nie byłam pewna kiedy ostatnio miał jakiś posiłek.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Dove jakoś dziwnie się zachowywała. Była nadzwyczaj miła jak na nią. Uniosłem nawet lekko brew, gdy zaproponowała mi kawałek ciasta w pierwszej kolejności.
. - Najpierw znajdę coś - uznałem, po czym przeszedłem do kuchni. Trudno było mi znaleźć coś odpowiedniego. Raczej mocno wątpiłem, by chciała przyłożyć do twarzy kawał mięsa. Wielka blacha do pieczenia też nie była najlepszym rozwiązaniem. Postawiłem więc na metalową łopatkę do nakładania ciast. Była niewielka lecz wystarczająca na jeden policzek.
. W razie potrzeby wziąłem również mały czysty ręcznik oraz małą miskę z zimną wodą. To też mogło pomóc, a z pewnością nie zaszkodziło.
. - Co się z tobą dzieje? - spytałem, gdy już poczęstowałem się ciastem i przysiadłem na chwilę na fotelu znajdującym się obok kanapy. - Gdzie się podział twój wewnętrzny jad? - posłałem kobiecie lekki uśmiech, jakbym pytał co najmniej o pogodę. Wyglądała na zmęczoną, nieco nawet przygnębioną i niezdolną za bardzo do złośliwości. Dzięki temu stwarzała pozory zupełnie inne niż zazwyczaj.
. - Albo nie odpowiadaj. Polubiłem cię w tej milszej wersji. Odpocznij sobie, a ja zrobię ten obiad - nie czekając dłużej na żadną odpowiedź bądź reakcję, uciekłem do kuchni z niedojedzonym kawałkiem ciasta, gdyby jednak przyszło jej do głowy, aby obrzucić mnie tymi złośliwościami.
. A więc gulasz i zupa ziemniaczana. Nie było zbyt wiele zachodu z tym wszystkim. W końcu to tylko obiad na dwie osoby, a nie na całe przyjęcie. Trochę duszonych warzyw z mięsem w sosie i do tego kilka tłuczonych ziemniaków. Największy problem i tak miałem z zupą, bo niespecjalnie miałem wiedzę na temat jak ją przyrządzić. Co prawda Dove chciała jedno danie… ale zacząłem zupę, która bardziej przypominała wodę z ziemniakami, dlatego potem zabrałem się za gulasz. Po małych poprawkach wyszedł mi dwudaniowy obiad z gulaszu i zupa krem z fasoli i tych rozgotowanych ziemniaków. Przed zgnieceniem wyglądało fatalnie, ale potem nabrało wyglądu i smaku, szczególnie po ozdobieniu małymi grzankami i odrobiną suszonego... lubczyku. Chyba tak się to zwało. Zdecydowanie nie nadawałem się na kucharza. [/justify]
Yulli
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dove Rachel Parker
Wolałam nie odpowiadać chociaż korciło mnie, aby rzucić w jego kierunku książką, gdy się odwrócił do mnie plecami. Ostatecznie i z tego zrezygnowałam. Nie miałam za dużo sił na kolejne kłótnie. Można uznać Williama za farciarza.
Spojrzałam niechętnie w stronę metalowej łopaty. Na prawdę? Łopatę mi przyniósł? Już chciałam coś powiedzieć, ale nawet nie miałam szansy. Z westchnięciem położyłam się na kanapie, przykładając tą nieszczęsną łopatę do policzka. Nie wiedziałam do końca co ze sobą zrobić, gdy William zajął się obiadem. Rozejrzałam się po pokoju.
- Vincent! - zawołałam kota. Nie widziałam go od ranka. Domyśliłam się, że może się bać obcych, ale podobno wziął jajko od Williama. Po za tym, William siedzi teraz w kuchni. Wstałam z kanapy, wołając kota i rozglądając się za nim. Spojrzałam w stronę schodów. Może poszedł do pokoju Sebastiana? Lub jego biblioteki?
Postanowiłam sprawdzić. Najpierw weszłam do biblioteki, gdzie również stało biuro Sebastiana, a raczej naszego ojca. Gdy byłam małą dziewczynką często chowałam się pod biurkiem, a ojciec nic nie mówił. Chyba w pewnym sensie go bawiło, gdy Anna latała po domu próbując mnie znaleźć.
- Vincent? - zerknęłam pod biurko, ale kota niestety nie było. Natomiast coś innego rzuciło mi się w oczy. Mała skrzynka, której nigdy wcześniej nie widziałam. Wzięłam skrzynkę w dłonie i postawiłam ją na biurku. Usiadłam na wielkim fotelu i otworzyłam skrzynkę, ciekawa co w niej było.
Trochę byłam rozczarowana, gdy zobaczyłam pełno papierów... Zaraz, nie jakieś tam papiery. To była mieszanka listów i rachunków. Zmarszczyłam brwi czytając jeden z listów. Nie byłam pewna, czy wszystko dobrze przeczytałam. Może ze zmęczenia myli mi się w głowie. Jednak jeżeli się nie myliłam to wyglądało na to, że Sebastian ma kochankę. Albo raczej kochanka. I to od długiego czasu.
Było to szokujące, ponieważ Sebastian nigdy nie wspominał o swoim życiu miłosnym, a ja sama nie pytałam, bo nie lubiłam, gdy ktoś zadawał podobne pytania. Mimo wszystko, zabolało mnie to, że Sebastian nie ufał mi na tyle, aby wspomnieć o swoim kochanku.
Odłożyłam list na bok, sprawdzając jeden z rachunków. Niby wszystko w porządku, ale jednocześnie coś się nie zgadzało. Złożyłam dokument i schowałam go pod spódnicę, aby przejrzeć go później.
Zamknęłam skrzynkę z westchnięciem. Czułam wielki ból głowy, który pojawił się nagle. Może powinnam wypić do końca herbatę, którą przygotował William. A sprawą Sebastiana i rachunku zajmę się, gdy mój brat wróci do domu.
Noé
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
. Kiedy przyszedłem z obiadem do salonu, Dove oczywiście nie było. Słyszałem co prawda jak gdzieś tam wołała Vincenta, ale to było kilka minut temu. Nie sądziłem, żeby wciąż szukała kota, postanowiłem więc poczekać jeszcze chwilę na nią. W międzyczasie zrobiłem jej świeżej, gorącej herbaty. Nie dopiła tamtej, a do obiadu przyda się.
. Nie minęło dużo czasu, gdy na stole znalazła się filiżanka parującego napoju. Tylko Dove wciąż było brak. Postanowiłem jej szukać. Pierwsze kroki oczywiście skierowałem do jej pokoju. Mogła chcieć się przebrać, położyć, cokolwiek. Lecz tam jej nie było. W drugim, tym razem pustym pokoju, też jej nie znalazłem. Pozostało mi biuro i pokój Sebastiana.
. - A pani co tutaj szuka? - odezwałem się tuż po otwarciu drzwi, gdy przyłapałem ją siedząca przy biurku. Uniosłem brew, widząc skrzyneczkę jaką chyba chciała ukryć przed moim wzrokiem.
. - Obiad czeka od kilku minut, a ty każesz mi szukać się po całym domu. Naprawdę, nie potrzebujesz zaginionych pierścionków, to nie odpowiedni czas na to - westchnąłem, nawiązując do sytuacji z domu Wolfgrondów. Nie byłem pewien czego potrzebowała w tym miejscu. Ale Dove, jak to Dove, wyglądała podejrzanie, nie musiałem być z nią tu od początku, żeby wiedzieć, że zrobiła coś głupiego. Nawet we własnym domu.
. - Chodź, póki ciepłe, nie będę odgrzewać - przekrzywiłem lekko głowę, przyglądając się jej. Miała tą swoją minę winowajczyni, choć może nie zdawała sobie z tego sprawy. Znałem ją już na tyle, by rozpoznać wyraz ten konkretny wyraz twarzy.
. - Może chciałaś się przebrać i pomyliłaś drogi? Nie powiem nic nikomu, uznam, że jesteś dziś mocno zmęczona - nie wiedziałem co robiła w tym pokoju. Właściwie chciałbym nie wiedzieć, ale ta niewiedza z czasem mogłaby się na mnie odbić. Potem, jako Vincent już, mogłem się więcej dowiedzieć.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach