Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 10:33 pmAku
LiesWczoraj o 9:07 pmSyriusz
Where is my mind?Wczoraj o 8:03 amLadyFlower
Careful, I bitePon Maj 06, 2024 6:54 pmKass
This is my revengePon Maj 06, 2024 8:29 amYoshina
AlterosPon Maj 06, 2024 8:04 amYoshina
A New Beginning Pon Maj 06, 2024 3:49 amYulli
The Arena of HellNie Maj 05, 2024 9:00 pmNoé
Wrong bride at the altarNie Maj 05, 2024 7:14 pmMireyet
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
5 Posty - 36%
4 Posty - 29%
2 Posty - 14%
1 Pisanie - 7%
1 Pisanie - 7%
1 Pisanie - 7%

Go down
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Para, magia i stal {Nie Paź 24, 2021 5:38 pm}

First topic message reminder :

___


Para Magia i Stal
Stukot kół, para bucha z wielkiego komina. W kuchni jak zwykle wielki tłum, ktoś krzyczy, ktoś warczy, stęknięć szum. Pasażerowie przepychają się w drzwiach, a obsługa ze sztucznymi uśmiechami kłania się w pas. Rusza Międzywymiarowy Ekspres! Nikt tu nie ma czasu pamiętać o przeszłości. Nikt nie może rozważać swoich wyborów, nie pamiętając ich. Zamknięte w szczelnych buteleczkach przeszłości skrywa wielki mag, a oni? Za tą umowę są w stanie wiele zrobić. Dlatego służą, chociaż na czole perli się pot. Dlatego pracują, żeby kiedyś zasłużyć na wolność.
FEAT. Hummany, Nowena



Karty postaci:


Ostatnio zmieniony przez nowena dnia Pon Paź 30, 2023 9:14 am, w całości zmieniany 24 razy

Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Czw Lis 04, 2021 9:48 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Mizianie słodkiego kotka to było jedno. To była przyjemna czynność uspokajająca tak mizianego jak i miziającego. Dodatkowo słodycz towarzysząca pociągłemu pyszczkowi i bystrość w oczach topiły jego i tak bardzo delikatne na ten czar serce. Ale! Dotykanie człowieka, w dodatku takiego który od pierwszej przemiany zwrócił na siebie zdecydowanie zbyt dużą jego uwagę sprawiało, że to miękkie i pomocne serduszko waliło jak oszalałe.
       Początkowo nie podejrzewał tego do czego Baba dążył. Początkowo rzucił mu nieco zdziwione spojrzenie gdy ten przysiadł się do niego na ziemi, a gdy chciał zaprotestować, został bardzo skutecznie uciszony piorunującym spojrzeniem okraszone rozbrajającym uśmiechem. Aż ciężej przez gardło przeszedł mu ten gryz. Kolejny kawałek kanapki wziął więc nieco wolniej żeby się nie zakrztusić i przeżuwając bardzo wolno, badał jego spojrzenie. Porzucił to jednak gdy cała rozmowa przeszła na… rękę na jego kolanie. Jego wzrok tak szybko padło w to miejsce, że początkowo nie zrozumiał co ten do niego mówi. A mówił przecież tak ważne rzeczy. Szybko więc podniósł głowę – chociaż jeszcze kontrolnie spojrzał w dół – i czując jak jego policzki czerwienieją do granic możliwości, odstawił dla bezpieczeństwa kubek z kawą. Wahał się chwilę. Miotał się w sobie ale ostatecznie ciężko wzdychając delikatnie położył palce na dłoni ściskającej materiał spodni.
       - Baba. – Zaczął chociaż poważnie zastanowił się czy chce… nie, nie chciał rozdrapywać ran. - Zawsze możesz liczyć na moje wsparcie, że w potrzebie Cię nie zostawię. Przepraszam bo sytuacja była moją winą ale nigdy nie przeszło mi przez głowę żeby Cię tam porzucić. I nie myśl, że w innych wypadkach tak będzie. – Uśmiechnął się ciepło chociaż przez ten niekontrolowany i niezidentyfikowany rumieniec mogło to nieszczerze wyglądać. Puścił więc jego dłoń, poczekał aż Baba weźmie od niego rękę i chciał znowu upić łyk kawy, uspokoić się chociaż ciepło odpływało samoistnie. Chwała magii, że się powstrzymał. Gdy tylko wziął pędzelek w palce, pogoniony przez samego zainteresowanego ponownie został chwycony. Dlaczego, dlaczego wtedy jego serce tak intensywnie reagowało?! Aż wstrzymał oddech, a gdy otrzymał w swoje dłonie jego piękną twarz, palce ułożone na brodzie kota, bok prawej dłoni złożony na miękkim policzku, nie wiedział czy chce zemdleć z wrażenia czy niedotlenienia. Za to jego głupota, bo inaczej nie dało się tego nazwać, kazała mu przyjrzeć się temu arcydziełu które trzymał.
       Długie rzęsy, idealnie równe brwi. Pełne usta rozciągnięte w słodkim uśmiechu który wywoływał lekkie rumieńce na alabastrowej cerze, oby to nie od niego buchało to ciepłe. Chciałby… te usta… OCH O CZYM ON MYŚLAŁ?! Aż go dreszcz przeleciał gdy zdał sobie sprawę z tego co wyprawia.
       - J-już, już. – Zapewnił pogoniony zaczynając malować. Ręce się mu trzęsły jakby był na głodzie alkoholowym, na czole kropliły się drobinki potu, serce na przemian biło i zamierało, a gdy on chichotał przez wrażenia jakich mu dostarczał ponownie pojawiał się na jego policzkach rumieniec. Na litość, czy on mógł się ogarnąć?
       Męczarnia, bo inaczej nie umiał tego określić, dobiegła końca z ostatnim pociągnięciem pędzla. Był… mocno zaskoczony widząc efekt. Siniaki, przecięcia, zalepione rany. Wyglądał.
       - Tragedia. – Oznajmił, a nadziewając się na jego wzrok wyprostował się gwałtownie. – O to nam chodziło, prawda? Wyglądasz koszmarnie, jakby Cię ktoś pobił. – Uśmiechnął się delikatnie, próbując wyratować się z opresji niewyparzonego języka. Baba się na szczęście ucieszył, a on znowu odetchnął z ulgą wstając. Dopił kawę na jeden raz, ubrał marynarkę i już miał wychodzić gdy nieco pretensjonalny ton go zatrzymał.
       - Tak jak już wspomniałeś: wyszorować łaźnie, przygotować kąpiel, złapać robale. – Na ostatnie skrzywił się nieznacznie bo to będzie czysty koszmar. Nie będzie dzisiaj w nocy spał. Przy tym rzeczywiście się zastanowił i biorąc całkiem inne rzeczy rzucił je na ramię nie chcąc zabić kolejnego munduru. Zdziwiony i z nosem w szafie obejrzał się za wychodzącym kotem.
       - Zapewniam Baba, możesz zostać. Odpoczywać. – Przyznał po raz kolejny już, nic z tego. Kot uparcie czekał, on zamknął drzwi do swojego pokoju i ruszył do pierwszych przedziałowych wyjmując klucz. – Jesteś pewien? – Dopytał jeszcze, bo gdy klucz zachrzęścił w zamku przed ich oczami ukazał się istny koszmar.
       Błoto na błocie, błotem poganiane. Gruba zaschnięta warstwa przez którą powietrze pachniało lasem. Zacisnął usta w wąską linię po czym westchnął i zaczął się przebierać. Lniane ubrania które łatwiej było wyprać! Podwinął nogawki do kolan, zostawił buty, wszystko to znalazło się za sprawą klucza ponownie w jego pokoju. Zawiązał jeszcze chustę na głowie żeby nie mieć nieproszonych fragmentów we włosach, idealnie obserwując jak Baba…
       Parsknął śmiechem chociaż nie chciał. Ale to było tak gwałtowne, że reakcji nie kontrolował. Zgiął się za to w pół i obserwując jak delikatny Baba próbuje zrzucić z siebie błoto, z miną godną osoby która pożarła całą cytrynę, nie oszczędzał sobie śmiechu.
       - Przepraszam, przepraszam! Och Baba! – W spazmach śmiechu podszedł do niego nie spodziewając się, że jego bose stopy rozjadą się na świeżym błocie, a on obejmując go w pasie znalazł się policzkiem na wysokości jego pośladków. Do tego w pół szpagacie. – Ratunku. – Jęknął, niesłusznie. Baba w odwecie za śmiech ujął jego dłonie i odrzucając je do tyłu niczym końcówki fraka z wypisaną na twarzy satysfakcją słuchał jak on swoim dupskiem plasnął w błoto.
       - Potwór. – Oświadczył fuknięciem i kierowany przebiegłą, idiotyczną myślą, ulepił kulkę z błota i rzucił w tył jego pleców. – Ha! – Mruknął dumnie po czym na minę kota, na jego ostre spojrzenie, zebrał się jak spanikowana łania i śmiejąc się zaczął uciekać przed napastnikiem. – Ani mi się waż Baba! To był przypadek! Nieumyślnie! – Krzyczał biorąc zakręt, włączając wtedy tą głupią rurę z wodą która zaczęła powoli okadzać całą łaźnię przyjemnie ciepłą wodą. Idealna sposobność żeby ulepić jeszcze jeden pocisk. Ot, na wszelki wypadek.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 05, 2021 1:20 am}

_
_
B  A  B  A

____Znikąd na spotkanie z pośladkami kota w ludzkiej postaci przybywa policzek szatyna. W Babie rośnie irytacja. Najpierw glinkowo-mułowa maź, teraz to. Nie twierdzi, że postępuje słusznie, posyłając pchnięciem biednego Dantego w błotną kałużę, niemniej jednak jego reakcja podyktowana była impulsem złości.
____Odwet za złe traktowanie nadchodzi szybciej, niż mógłby się spodziewać. Brązowa kula trafia go w plecy. Baba odwraca głowę do napastnika, obrzuca go takim spojrzeniem, od którego myszom włos by się zjeżył. Dante myszą nie jest, a i tak przeczuwa co się święci.
____Potwór? — odsłania zęby w złowieszczym uśmiechu. W oczach czają się iskierki podekscytowania wobec tego, co ma nadejść. — Ja? Potwór? Ja ci zaraz pokażę potwora. Pokażę. Chodź tu!
____Puszcza się biegiem w kierunku ślizgającego się po namokłej posadzce elfa. O wiele sprawniej od niego wychodzi Babie utrzymywanie równowagi i niwelowanie niekontrolowanych poślizgów, lecz wciąż pod stopami ma zdradliwe błoto rozcieńczone wodą, siłą rzeczy skazany jest na wyłożenie orła, choć nie dzieje się to od razu.
____Dante stosuje ciekawą taktykę, broni się poprzez atak, ciskając na niego pokaźnych rozmiarów błotne pulpety, rozbryzgujące się niczym pomidory albo jaja, zwyczajowo rzucane na aktorów nieudanego występu. Kilka z nich dosięga celu, pierwszy trafia w szyję tuż pod uchem, drugi w środek klatki piersiowej. Nie ma czasu rozlewać nad nimi łez.
____Przypominam, że mam na sobie twoje ubranie!
____Wreszcie udaje się zapędzić kandydata na ofiarę w kozi róg. Sytuacja Dantego nie rysuje się w jasnych barwach. Za nim brudna ściana, pod nim pokryta błotkiem podłoga, przed nim rozbawiony pościgiem przez łaźnię, acz spragniony zemsty chłopak w rozkroku, gotowy rzucić się na niego w mgnieniu oka. Nad nim, no cóż, nad nim znajduje się sufit, ale nie wykorzysta go, by uciec z potrzasku. Chyba że...
____Baba, zainteresowany tym, w co łowna zwierzyna tak uporczywie się wpatruje, wędruje spojrzeniem w górę. Ten moment wykorzystuje Dante i czmycha czym prędzej poza zasięg sprawnych rąk.  Z ust kocura wydobywa się jęk zawodzenia, tak łatwo daje się podejść. Jeden dzień w ludzkiej skórze i już traci odporność na tego typu zagrywki.
____Chłopcy gonią się po pomieszczeniu przez dłuższy czas, śmiejąc się równie głośno co dzieci podczas zabawy, dopóki jednemu z nich nie podwija się noga.
____Baba dopada Dantego przy baliach. Tam siada na nim okrakiem, aby uniemożliwić ucieczkę. Ich twarze dzieli tak mała odległość, że obaj czują swoje oddechy na skórze. Z jakiegoś powodu wzrok białowłosego skupia się na oczach, zielonych jak młoda, soczysta trawa. Obserwuje w milczącej satysfakcji, jak nagle zmienia się oblicze schwytanej ofiary, z zadziornej determinacji w bezbronną uległość. Wciąż nie rozumie, nie podejrzewa nawet, jakie dokładnie emocje mogą towarzyszyć tym zmianom. Lecz nie szkodzi, kiedyś zrozumie. Może prędzej niż kiedyś. Może wkrótce. Na razie trwa w słodkiej nieświadomości, napawa się sukcesem.
____Wiesz, bo mi się wydaje, że potwory robią tak — mówi zmysłowym głosem.
____Baba nachyla się powolutku do odsłoniętej szyi chłopaka. Delikatnie zagryza na niej zęby.
____I tak... — ciągnie.
____Przesuwa głowę wyżej, teraz między siekacze lekko chwyta zaróżowiony płatek ucha. Ciągnie ostrożnie, żeby przypadkiem nie zrobić chłopakowi krzywdy. Po krótkiej chwili prostuje się, ściska kształtny nosek zgiętymi palcami. Następnie szczypie nieznacznie prawe ramię, potem lewą kość biodrową.
____Tylko milion, milion razy mocniej — kończy ukontentowany. — Jak można wywnioskować, nie jestem potworem. Oszczędziłem ci życie. I musisz przyznać, wcale nie bolało. Starałem się!
____Odsuwa się, wreszcie kończy torturowanie niewinnego, podnosi się na klęczki, lecz nie wstaje. Jeszcze nie. Pewien tajemniczy przedmiot przykuwa całą jego uwagę, hipnotyzuje, szepcze, by podszedł go pochwycić, zabrać z miejsca, w którym go ukryto. Tak też robi. Na czworakach przesuwa się w stronę dziwnego znaleziska, wydobywa je spod sterty naprędce zrzuconej garderoby oraz kompletu ręczników. Przedmiot jest prostokątny, oprawiony w skórzaną okładkę z wprasowanymi weń wgłębieniami, tworzącymi szereg znaków, których znaczenia Baba nie jest pewien. Książka. W środku są obrazki, bardzo szczegółowe, przedstawiają nagich kobietę i mężczyznę w różnych pozycjach seksualnych. Na twarzy kota maluje się zdziwienie, a mimo to nie przerywa przeglądania kolejnych stron erotycznego instruktażu.
____Jaki to ma związek z kąpielą? — główkuje na głos. Przez ramię rzuca do Dantego, nie odrywając wzroku od ilustracji: — Zobacz, co znalazłem! To jest jakieś... śmieszne. Ha! Założę się, że nikt nie jest dość gibki, by tak zrobić.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Sob Lis 06, 2021 1:41 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Co też mu przyszło do łba, debilowi jednemu, żeby w tak trudnych warunkach zaczepiać stworzenie które nie rozstało się jeszcze ze swoim zwierzęcym ja? Oczywiście, że czuł się zagrożony! On pozbawiony tak wyśmienitej gracji jaką posiadał Baba mógł jedynie trikami wyprowadzić go raz czy dwa w pole ale nie oszukujmy się. Był jak ranna mysz którą bawił się wyborowy łowca. Zapędzany raz po raz w kąt dwa razy czmychnął. Ba! Dawał radę lepić błotne pociski którymi namiętnie się obrzucali, a duszący go śmiech raz po raz opuszczał jego gardło. Co się z nim działo?! On taki nie był! Lubił patrzeć na radość z zabawy ale rzadko sam brał w takich udział, a teraz? Gdyby tylko ktoś śmiał kazać się mu ogarnąć przysięgał, że wrzuciłby go do balii zwolna napełniającej się zaschniętym błotem. Wrzucił i wpychał tam raz po raz, gdy delikwent próbowałby się wydostać.
       Poślizg na brzuchu między nogami wpatrzonego w sufit Baby był rozwiązaniem iście mistrzowskim. Śmiejąc się jak opętany szaleniec zaczął czołgać się niczym żołnierz pod kolczastym drutem w stronę balii. Te wydały się mu idealnym schronieniem. Oddzielająca go od Baby przestrzeń niemożliwa do przedarcia się lub przeskoczenia wydawała się idealna do zyskania przewagi. Skąd mógł wiedzieć, że jego starania spełzną na niczym, a kot z dumą wymalowaną w oczach po chwili się na nim rozsiądzie. Nie oznaczało to, że on się opanował. Nadal się śmiał, wielki i szczery uśmiech gościł na jego ustach chociaż jego mina nieco się zmieniła, złagodniał i zamrugał kusząco przenosząc obłocone dłonie na jego ramiona.
       - Baba, słoneczko moje. Nie chowajmy do siebie urazy. – Zaproponował ściskając go. Skąd miał podejrzewać, że z kota była mściwa bestia, a on skrępowany za nadgarstki znajdzie się w potrzasku, zależny tylko od jego woli.
       To natomiast co ten uznał za wymierzenie kary idealnej gwałtownie go zmieszało. Zalał go lodowaty pot, elektryzujący dreszcz postawił wszystkie włoski na jego ciele i to wszystko tylko i wyłącznie przez jedno uszczypnięcie w szyję. Nie było jednak normalne – ani miejsce ani to co ten zrobił. Było tak seksowne, tak gorące, że gdyby na jego miejscu był ktoś inny, gdyby nie znał tego mężczyzny zaledwie dzień, wpiłby się w jego usta nie zważając na to, że błoto mogło być kiepskim powiernikiem ich namiętności. Kolejne zaczepki na uszach i biodrze sprawiły, że nieco podkurczył palce u stóp. Jakie to przyjemne, jakie zakazane i nieodpowiednie! Przez te idiotyczne myśli zadrżał. Odwrócił od niego twarz targany intensywnym rumieńcem.
       - Ej… – Upomniał go tonem przypominającym westchnięcie. Zamknął oczy, a gdy kocur targany ciekawością i bez świadomości tego do czego doprowadził zszedł z niego, on nadal leżał starając się głęboko oddychać. To jak on się teraz fatalnie poczuł było nie do opisania. I najpewniej odesłałby go do pokoju, odesłałby go żeby się czymś innym zajął gdyby nie coś co ten znalazł, co sprawiło, że odwrócił do niego twarz i przekręcił nieco głowę widząc z daleka dziwne obrazki. Podniósł się, błoto na plecach przyjemnie chłodziło jego zażenowanie, podszedł do niego na czworaka i zajrzał mu przez ramię.
       - Nic nie rozumiesz. – Stwierdził jakby sam przed sobą go usprawiedliwiał po czym sięgnął po książkę chcąc mu zabrać. Pozycje seksualne to na pewno nie powinno być coś na co nieświadomy i pozbawiony jeszcze popędu Baba powinien patrzeć.
       Jak mocno się zmarszczył gdy kocur nie chciał puścić i się od niego odsunął żeby mu nie zabierał.
       - Baba? Oddawaj! To do seksu! – Nakazał mu, a gdy ten kategorycznie mu odmówił jego oczy zmrużyły się, a on podnosząc się na równe nogi rozpoczął drugą rundę ścigania się. Trochę mniej śmiechu ale w którymś momencie – gdy przed samym sobą go usprawiedliwił – równie wielka fadocha. Szczególnie gdy w momencie jak Baba się przewrócił, dopadł jego stopę, za nią wlókł go kawałek, a znajdując się pod balią wypełnioną błotną mieszanką, wziął go na ręce niczym kochaną księżniczkę i wrzucił do środka.
       Cóż, należało się mu za naruszenie cennej przestrzeni osobistej swojego przełożonego.
       - Jak już tam jesteś możesz odkorkować balie, błoto zacznie uciekać rurami. – Prychnął rozbawiony otrzepując dumnie ręce. Może nie byli kwita i pewnie z nim jeszcze porozmawia ale było mu nieco lepiej. – Tak się kończy podgryzanie kruczych piórek! - Oświadczył pewnym tonem, otrzepał ręce jakby właśnie odwalił dobrą robotę po czym szerokim zamachem wskoczył w błoto na bombę ochlapujac go mocniej ale i znajdując się w dokładnie tym samym położeniu. Przy tym uśmiechnął się do niego niewinnie i jak gdyby nigdy nic, zaczął szukać korka.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Nie Lis 07, 2021 12:09 pm}

_
_
B  A  B  A

____Nie! Nie zabieraj mi! — jęczy jak chłopiec, przyciska otwartą książkę do ciała, a sam odwraca się na bezpieczną odległość od ręki, która sięga po znaleziony przedmiot.
____Berka runda druga. Tym razem uciekającym jest Baba, a i nie wtórują biegowi wcześniejsze śmiechy. Zamiast nich jęk i krzyki, naprzemiennie. Ludzkie nogi nie są już tak zwinne, a i podłoga miejscami niebezpiecznie śliska. To tylko kwestia czasu zanim smukły białowłosy wpadnie na zdradliwą deskę, ubabraną w błocie, poślizgnie się i padnie jak długi, zaciskając zęby z bólu.
____Ja znalazłem, jest moja!
____I właśnie tak potoczyła się zabawa. Baba wyrżnął, leci na spotkanie z deskami na krzywy ryj, uderza brodą, nie wyciągnąwszy rąk przed siebie dla amortyzacji. Książka wypada mu z rąk, sunie po błotnej ślizgawce, wpada gdzieś pod drewnianą komodę na ręczniki przy ścianie wagonu. Ktoś łapie go zaraz za nogę, ciągnie na środek pomieszczenia, do balii. Tam Dante wsuwa mu ręce pod plecy i w zgięcie kolan, dźwiga, a potem brutalnie rzuca do brązowej kąpieli.
____Aaaah! — zawodzi kot, ni to przez pulsującą szczękę, ni przez rewanż za litościwe pogryzienie.
____Przystojny szatyn nie może nacieszyć się widokiem Baby, który wyglądał niczym dziecko wojny, do pasa zanurzony w bagienku, z malowanymi magią sińcami, rozcięciami, opuchlizną. Ten z kolei nie może uwierzyć w to, jak został potraktowany ani dlaczego szalony chłopak postanawia podzielić jego tragiczny los.
____Potwór — cytuje syknięciem.
____Baba nie ostrzega go, w ręce nabiera pokaźną ilość błocka i przykleja mu do twarzy z pięknym plaśnięciem. Patrzy mu w oczy, kiedy figlarnie wysuwa do niego koniuszek języka.
____Dante, czekoladko ty moja, nie żywmy do siebie urazy.
____Kurek znajduje się dokładnie pod kocią pupcią, więc to na kocurze spoczywa odpowiedzialność odkręcenia go. Błota zaczyna z balii ubywać, ciśnienie zasysa je do rury z wesołymi salwami bulgotania.
____Nie ma co mitrężyć czasu, trzeba się wziąć do roboty, myśli. Bez słowa, ale za to z pojednawczym uśmiechem, opuszcza drewnianą kadź, zdolną pomieścić i cztery osoby, gdyby te były podobnej do Dantego i Baby postury. Jeszcze raz podchodzi do srebrnych łańcuszków, odpina trzeci, a tym razem z sufitu do jednej z balii leje się czysta woda. Wraca po wiadro z brudną szmatą, opłukuje i ją, i wiadro, a potem zapełnia je do połowy cieczą.
____Może najpierw zajmiemy się ścianami i podłogą? — rzuca propozycję. — Balie na końcu, sami będziemy musieli się w nich wyszorować, bo raczej nie chcemy roznosić błotka po pociągu, Nika by nas zabiła.
____Baba obrzuca swoje ubranie kontrolnym wzrokiem, a uśmiech spełza mu z twarzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść, Dante, notabene, także. Ale pomysł doprowadzenia się w tym momencie do porządku jest głupi, przecież zdążą się jeszcze raz tak samo zbrudzić przy sprzątaniu, a zanim zdejmą z siebie choćby i wierzchnią warstwę kleistej mazi, minie przynajmniej pół godziny. Na to nie mogli sobie pozwolić, przy tak napiętym grafiku. Na zabawie stracili wystarczająco dużo czasu, sprzątania nawet nie zaczęli. Łaźnie wyglądały tak samo beznadziejnie, a może nawet i gorzej.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Nie Lis 07, 2021 6:03 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       W pewien sposób poniżony Baba był bardzo niedojrzałym zadośćuczynieniem uspokajającym jego poczucie krzywdy, za to co zrobił mu wcześniej. Był też finałem całej ich zabawy która mając słodko-gorzki smak pozostawiła go zmieszanego. Mimo to, na jego ustach nadal gościł spokojny uśmiech chociaż prędzej można było to nazwać grymasem jego twarzy. Ten zmienił się dopiero gdy oberwał błotem prosto w gębę na co zaczął nieco pluć, a wycierając maseczkę, zaśmiał się.
       - Zasłużyłem sobie, masz rację. – Uniósł ręce w obronnym geście, a gdy błoto zaczęło z cichym chlupotem uciekać rurami on zgarniał je nieco stopami żeby jak najwięcej płynnej breji pozostało im do czyszczenia później. W ten sam sposób znalazł się koło Baby i rzucając mu jeszcze kontrolne spojrzenie zmarszczył brwi na widok delikatnych iskierek bólu w jego oczach. Czyżby, źle upadł?
       - Baba? Boli Cię coś? – Zapytał z troską, a gdy ten machnął ręką ruszając po wiaderko i brudną szmatę, pokręcił głową z niedowierzaniem, pozwalając by na ustach pojawił się bardziej szczery uśmiech. Rzeczywiście, potrzebowali chwilowej przerwy od siebie. Dlatego też on jedynie opłukał twarz pod strumieniem letniej wody i biorąc drugi zestaw do czyszczenia, ruszył do przeciwległej ściany przez chwilę krzywo się jej przyglądając. Roboty na kilka godzin jak nic. Chociaż wszystko przez ich zabawę zaczynało namakać co dawało nadzieję. Przetarł raz. Zeszło. Uśmiechnął się zdziwiony i stawiając na pracę warstwową zaczął z pieczołowitą dokładnością, kawałek po kawałku, pozbawiać błota. Przy tym, w którymś momencie zaczął pod nosem nucić balladę którą usłyszał na jednym z przystanków. Opowiadała o wielkiej bestii mieszkającej w lesie, która wykarmiła pierwszego przedstawiciela wielkiej rasy. Ten zakładał miasta, tworzył i niszczył, a demon drzemiący w jego żyłach i sercu napędzał do działania. Ktoś mu kiedyś szepnął, że morałem miał być brak oceny po pozorach, jemy natomiast niezmiernie wpadła w ucho melodia.
       Podczas ich nierównej walki z błotem, gdy bardzo sukcesywnie i sprawnie odsłaniali jasne drewno, wpadła do nich Nika z drugim śniadaniem i sporym dzbankiem słodkiego kompotu. Spojrzała przy tym na nich podejrzanie i chociaż wiedział, że chce to wszystko skomentować, widział jak się powstrzymała. Zrobili sobie więc w którymś momencie przerwę, zjedli, a on pytając wcześniej o pozwolenie dotknął lekko stłuczonej brody kocura. Nie wyglądało to groźnie chociaż pewnie do kolekcji tych sztucznych dołączy i prawdziwy siniak. Co powinno dodać tylko ich misternym planom wiarygodności! Dodatkowo podczas posiłku udało się im wrócić na tory spokojnej konwersacji i rozmawiając ponownie o wszystkim i o niczym, żartowali, a gdy wzięli się razem do pracy – dzięki wszystkim tym zabiegom czas płynął szybciej, a praca mniej męczyła.
       Nie do końca wiedział ile przy tym siedzieli. Zamiast tego był doskonale świadom jakie litry potu z niego wypłynęły, ile siły i cierpliwości musiał włożyć w to żeby błoto zniknęło spomiędzy desek, z każdej szpary, każdego kąta. Umyli balie, te powoli napełniały się świeżymi i aromatycznymi cieczami – błotem o właściwościach leczniczych i soloną wodą z dodatkiem olejków – odgracili miejsce do oporządzania się po i przed kąpielą. Był z nich dumny, to miejsce wróciło do dawnej świetności, aż chciało się tu przebywać. Wtedy też sięgnął wreszcie do odłożonych rzeczy (klucza i zegarka) a widząc zaskakująco dobry czas spojrzał na Babę z lekko tajemniczym uśmiechem.
       - Chyba należy nam się kąpiel, prawda? – Pomasował przepracowane ramię po czym podszedł do małego, półotwartego prysznica z deszczownicą i nie rozbierając się puścił na siebie strumień ciepłej wody. I tak rzeczy należało wyprać i tak. Nie chciał też brodzić po pociągu taki oblepiony, a i chwila relaksu nikomu nie zaszkodzi. Znalazł więc odpowiednią buteleczkę, wylał jej zawartość na dłoń i zaczął zwolna masować głowę, później kark i ramiona. Dawno się aż tak nie narobił, a gdzie tam do końca tego koszmaru. Zrzucił z siebie koszulę i spodnie, został w samych przylegających obecnie do ciała bokserkach, między materiał na ziemi wsadził kostkę mydła pocierając ją stopą. Gdy natomiast poczuł na sobie spojrzenie Baby przysunął stopą mały stołeczek kiwając na niego głową.
       - Chodź, chodź. Też cały jesteś w błocie. – Zauważył, a gdy kot niepewnie usiadł na niskim krzesełku ostrożnie zmoczył mu włosy po czym lekko masując zaczął wymywać grudki błota spośród mleczno białych kosmyków. Przy tym do jego nosa dostał się lekki zapach kwiatów który przyjemnie pasował do Baby.- Wiesz, zapewne nie pamiętasz ale istnieje wiele rodzajów dotyku. – Zaczął to co leżało mu już dłuższy czas na sercu. – Taki zarezerwowany dla bliskich, taki który… ma w sobie coś więcej ale i taki który jest po prostu zły. Nie chce żebyś mnie źle zrozumiał ale ja nie przepadam za dotykiem w ogóle. Albo rzadko kiedy i rzadko z kim. To co dzisiaj zrobiłeś było bardzo nieodpowiednie, jest mi przykro, że tak postąpiłeś. – Zsunął palce za jego uszy i lekko masując w tym miejscu zaraz palcami zjechał na kark. – Nie mam Ci za złe, wiem jaki jesteś zagubiony ale chciałbym żebyś to sobie przemyślał, a jeżeli będziesz chciał to Ci doradzę jak to pojąć i po prostu tak nie robił. – Złapał za jego koszulkę i ściągając ją płynnym ruchem rzucił nią na kupkę mydlących się ubrań.
       - Ja na ten przykład zawsze pytam, żeby ktoś nie miał później do mnie pretensji. – Dodał coś co możliwe, że Baba już zauważył. – Mówię Ci to dlatego, że liczę… – Zawahał się. – Liczę na to, że chociaż czasami będziemy mogli ze sobą rozmawiać skoro od samego początku jesteś skazany na moje towarzystwo. W sensie, jak już zaczniesz pracować w odpowiednim miejscu i z odpowiednim przełożonym. – Uśmiechnął się do niego ciepło mając nadzieję, że zrozumie jego intencję i się na niego nie obrazi.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Nie Lis 07, 2021 10:24 pm}

_
_
B  A  B  A

____Roboty mają aż nadto. Baba z pomocnikami, wiadrem wody oraz niedokładnie przeczyszczoną ścierą, podejmują się sprzątania w przeciwległym rogu wagonu, tak żeby nie przeszkadzać Dantemu. Baba nie ma humoru na rozmowę, obita szczęka jest tego przyczyną, lecz jest to stosowna kara za wyrządzone krzywdy. Nieumyślnie, rzecz jasna, pomimo to nieświadomość nie zwalnia z odpowiedzialności. To jest lekcja, którą nasz kochany koteczek musi dobrze przyswoić i zapamiętać.
____Ballada nucona przez chłopaka stanowi niesamowite tło tak nieprzyjemnych oraz żmudnych czynności, które wkrótce mają stanowić codzienność Baby. Przez tragifarsę dnia pierwszego prawie zapomniał, na jakich warunkach ma odbywać się jego przygoda z koleją. Szorowanie posadzki dobitnie mu o tym przypomina.
____Baba wyciera do czysta kamienną rzeźbę, kiedy do środka ktoś wchodzi. Słyszy stukot damskich bucików na drewnie, a później metalowy szczęk — to pokojówka Nika przyniosła im coś na ząb. Ku zdziwieniu kota, nie od razu przysiedli do konsumpcji dobroci z talerzyków. Zrobili to dopiero jakiś czas później, gdy dziewczę wróciło do swoich obowiązków.
____Przed jej wyjściem, Baba dostrzega, jak gorączkowo obrzuca wszystkie kąty wzrokiem. Jakby czegoś szukała. Nie zdołał zadać odpowiedniego pytania, jednak w sekrecie mogę wam zdradzić, że nawet gdyby zdążył ją zapytać, nie wyciągnąłby z niej nic poza ”Co? Nie, nie. Dlaczego pytasz?”. Zmieszana, opuściłaby łaźnie i nigdy nie wracałaby do tego tematu.
____Koci podbródek jest dokładnie przebadany przez Dantego, diagnoza: stłuczenie. Nic poważnego, może skończyć się na siniaku. Baba zabiera się niechętnie do jedzenia, bo każdy kęs wyzwala piorunującą falę dyskomfortu. Czując na sobie czujne zielone oczy, zamienia się w zawodowego aktora i żuje pokarm z zaangażowaniem godnym wygłodniałej watahy. Czy skutecznie? Jego zdaniem tak, bo Dante podejmuje się jak gdyby nic niezobowiązującej konwersacji.
____Rozmowa oraz pyszne drugie śniadanie podnoszą morale, praca gotuje się w rękach, idzie im szybciej i sprawniej. Baba dokańcza czyścić posadzkę, potem jeszcze myje fronty i blaty mebli, porządkuje fiolki z kosmetykami, a wszystkie zużyte ręczniki wraz z czyjąś poplamioną garderobą wrzuca do jednego z wiader — trafią do prania. Nie zapomina o przewodniku po wspaniałym świecie różnorodnych pozycji seksualnych, których zadaniem jest wydobycie z partnera głuchego jęku rozkoszy, lecz z jej wydobycia spod komody przy ścianie oraz wyczyszczenia z resztek błotka czyni ściśle tajną operację. Dante nie może jej dostrzec, bo z pewnością by ją zawłaszczył, a Babę niewymownie interesowała jej zawartość.
____Pytanie chłopaka zastaje go kompletnie nieprzygotowanego na interrupcję, aż podskakuje. Książka! Musi ją gdzieś ukryć przed bystrymi oczkami. Czasu nie ma wiele, więc kocur owija skarb w czysty kawałek materiału i ciska do komódki. Odwraca się zaraz potem, kontrolnie obrzuca spojrzeniem stojącego pod strumieniem wody konduktora. Uf, operacja chyba się powiodła.
____Albo i nie? Dante podsuwa sobie nogą taborecik, kiwa na białowłosego (choć w tej chwili jego czupryna jest bardziej brązowa niż biała), aby podszedł.
____Baba waha się przez chwilę. Podejść czy nie? W końcu podnosi tyłek z podłogi i pokonuje dzielący ich dystans, robiąc karykaturalnie duże kroki. Siada przed półnagim elfem, podnosi głowę z niewinną miną. Patrzy. Cały w pianie, mokry, pachnący, ani grama brudu na ciele. Nic, tylko przytulić. Przytulić, napawać się przyjemnym zapachem płynu, którym umył włosy.
____Zastyga w bezruchu, kiedy w głowę wpijają mu się jego palce. Masaż jest przyjemny, wyzwala z niego ledwo słyszalne pomruki zachwytu. Baba przymyka oczy, skupia się na fizycznych doznaniach. I wtedy odzywa się Dante. Tłumaczy rzeczy ważne, które najlepiej wziąć sobie do serca, przemyśleć, zapamiętać, ustosunkować się do nich, a także wyciągnąć wnioski. Z każdym jego słowem w kocie budzą się ludzkie emocje, głównie wstyd, oprócz niego smutek, poczucie winy. Ktoś mógłby nazwać je negatywnymi, ale należy pamiętać, że każde uczucie jest istotne dla człowieka, zwłaszcza jeżeli funkcjonuje on wśród innych przedstawicieli swojego gatunku. I kolejny raz, Babę może tłumaczyć niewiedza, nierozbudzona jeszcze świadomość. Faktem pozostaje to, że postąpił źle. Złe uczynki nie powinny być usprawiedliwiane w każdym przypadku. Odpowiedzialność za swoje zachowanie ponosi on sam, nie ma tu nic do rzeczy jego brak zrozumienia dla pewnych kwestii.
____Oh… — wyrzuca przez ściśnięte gardło. — Przepraszam…
____Jakkolwiek głupio nie brzmią, przeprosiny są szczere. Baba spuszcza wzrok, zawstydzony, wbija go w jasne deski pod stopami.
____Kolejny raz tego dnia przypomniano mu o czekających nań obowiązkach. Ale nie to zupełnie rozwiało strzępki dobrego humoru, które ostały się gdzieś w jego wnętrzu. Kocur zdążył przyzwyczaić się do towarzystwa Dantego, co więcej, zdążył go polubić. Podobały mu się poranne pieszczoty w łóżku, wspólne spożywanie posiłków, rozmowy na dowolny temat o dowolnej porze, praca ramię w ramię, choćby i poprzedzona drobnymi nieuprzejmościami oraz zabawą nie na miejscu. Wszystkie te drobne punkciki zsumowały się w wysoki wynik sympatii. Perspektywa wykreślenia tych wszystkich rzeczy z jego codzienności jest straszna, trudno ją zaakceptować. W Babę uderza jednocześnie świadomość, że jego zdanie w tej kwestii jest warte tyle, co błoto, które tak sumiennie zdrapywali z balii, podłogi i ścian. Razem z dotarciem na przystanek końcowy barona-ogra, całkiem prawdopodobne że dużo wcześniej, Baba zostanie odesłany. Skończą się te wszystkie miłe rzeczy, jakie przeżywali wspólnie, zacznie się praca, zobowiązania, spełnianie oczekiwań pracodawcy oraz przełożonych. Pozostało mu się z tym pogodzić, nic więcej nie może zrobić.
____Ja… Nie wiedziałem. Przepraszam. Nie chciałem… To znaczy, chciałem. Wtedy. Nie, ja… — Z nerwów wykręca każdy palec. Głos mu się łamał. — Wybacz.
____Pozwala, by młodzieniec dokończył zmywać z niego resztki mułu, gliny i ziemi. Siedzi ze zwieszoną głową przez dłuższy czas, zagłębiając się w spiralę negatywnych myśli o sobie, swoim postępowaniu, jak również koncepcji utracenia wszelkiej przyjemności, którą czerpał ze wspólnego spędzania czasu. Wreszcie podnosi się z krzesełka, odwraca, gotowy wyjść spod strumienia, przemknąć szybko przez łaźnię bez wycierania z siebie kropel wody. Ma ochotę poczuć na skórze ukłucie chłodu, idealnie wpasowałby się w jego nastrój. Nim stawia pierwszy krok, czyjeś ręce obejmują jego brzuch. Serce na moment zamiera, gdy do Baby dochodzi, czyje to ręce. Stoją przez chwilę w milczeniu, niedługo, bo przerywa je ciche westchnięcie. Białowłosy odwraca się twarzą do Dantego, wtula się w niego mocno, jakby od tego zależało pozbycie się tej bezdennej otchłani więzionej przez ledwie kilkanaście żeber.
____Po tym sprawy toczą się nadzwyczaj szybko. Obaj wycierają się do sucha. Ubrany jedynie w bokserki konduktor zabiera namydlone ubrania, Baba zaś bierze wiaderko napełnione rzeczami do wyprania, wraz ze schowaną wcześniej książką, którą dyskretnie wyciąga ze skrytki. Upewniają się jeszcze, że błotna kąpiel oraz wszystkie niezbędne akcesoria są gotowe na przybycie ważnego gościa, nim wychodzą.
____Z pokoju Dantego zabierają jedynie czyste ubrania — właściciel pokoiku wkłada swój uniform, a kot białą koszulę i lniane spodnie. Byli gotowi na kolejne zadanie z listy. Jeżeli pamięć nie myli…
____Idziemy złapać szarańczę na przekąskę?
____Istotnie, tak brzmi kolejny punkt rzeczy do zrobienia. Baba nie ma pojęcia, jak Dante ma zamiar to zrobić. Pociąg nie zatrzymuje się na zawołanie, a nawet jeśli, skąd na skalistym zboczu góry, przez który dzielnie sunie lokomotywa, miałyby się wziąć te robaczki?
____Chłopak ma najwyraźniej plan, bo po raz drugi opuszcza własny pokój, zamyka go na klucz, a potem skręca w lewo i przechodzi przez drzwi do następnego przedziału. Kot rusza za nim, ciekawy, gdzie ten zmierza.
____Absolutnie nie jest przygotowany na to, co się stało. Magiczny, uniwersalny klucz, otworzył drzwi, z pozoru wyglądające jak każde inne drzwi do każdego innego wagonu w tym pociągu. Po ich otwarciu, oczom Baby ukazuje się obrazek niewiarygodny.
____Przed nim rozciąga się obfitująca w wiele gatunków roślin, bujna, soczyście zielona i złowrogo granatowa, spowita mrokiem dżungla. Kot nie wierzy w to, co widzi. Przeciera oczy. Drzewa, pokryte na każdym calu dywanem mchu, oplecione grubymi pnączami, są wyższe niż cokolwiek, co widział do tej pory w swoim kocim wcieleniu, pną się dumnie w górę, ku bezkresowi rozgwieżdżonego nieba. W tym wagonie nie ma sufitu, podsumowuje w myślach, rozdziawiając buzię z zachwytu.
____Pod pniami drzew rosną dorodne paprocie z powykręcanymi w spirale liśćmi, intensywnie pachnące krzaki z drobnymi, fioletowymi kwiatami; grzyby mieniące się w świetle księżyca feerią barw, a wysoka trawa kryje w sobie nie tylko zamknięte pąki kwiatów najróżniejszych gatunków, ale i wątłe łodygi młodych drzewek.
____Z pozoru dżungla zdaje się być pogrążona w mocnym śnie, aż ciszy nie przerywa głośny skrzekot nad ich głowami. To jakiś rajski ptak z długim, jaszczurzym ogonem. Wtedy, jakby za sprawą zaklęcia, z zakamarków wyłaniają się inne zwierzęta. A to warchlak przetoczy się przez paprocie, to znowu przed nosem przeleci im błyszczący pupką świetlik.
____Oooh — podsumowuje.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pon Lis 08, 2021 6:25 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Rozmowa z Babą odbyła się we względnym spokoju. Chyba. Bo kot targnięty świadomością zaczął go bardzo namiętnie przepraszać co przecież nie było jego celem. Wolał żeby zrozumiał co zrobi i z jakimi konsekwencjami się to wiązało, niżeli przejmował się tym, że mógł go nieco zażenować. Z dwojga złego bowiem lepiej, że trafiło na niego niż na kogoś bardziej impulsywnego. Dlatego też, widząc tak bardzo smutną minę serce się mu krajało. Nie chciał go przecież ochrzanić! A nawet jeżeli to zrobiłby to w całkowicie innych warunkach niż te obecne – przepełnione pewnego rodzaju intymnością. Dlatego też, gdy depresja sięgnęła zenitu, a sam Baba postanowił wstać i chyba mu uciec, jego palce delikatnie wkradły się na jego biodro. Widząc przy tym jak mocno go zaskoczył drugą dłoń ułożył na jego nadgarstku po czym chwilę poczekał. Dał mu znak żeby się odwrócił lekko go ciągnąc do siebie, a gdy wreszcie kocur rzucił się mu na szyję rozdarty tymi wszystkimi sprzecznymi emocjami, on ufnie go przytulił wtulając się w jego szyję.
       Delikatnie przeciągając palcami po jego ramionach aż po kres łopatek zmarszczył lekko brwi rozumiejąc, że za niewiarygodnym wyglądem Baby szły przyjemne doznania fizyczne. Nie tylko włosy którymi bawił się dłużej niż powinien miały w sobie tą niezwykłą miękkość. Skóra obecnie pachnąca olejkami również kusiła żeby złożyć na niej delikatny pocałunek, poczuć aksamitność jeszcze bardziej niżeli pod palcami. A… co jeżeli jego była taka sama tylko to ignorował? Wtedy przyciąganie, te wibracje które pojawiały się między nimi za każdym razem gdy nieco za długo patrzyli sobie w oczy byłyby wyjaśnieniem takiego aktu głupoty. Sam miał ogromną ochotę zatopić nos w zagłębieniu przy obojczyki i lekko się kołysząc tak sobie postać. Odprężające.
       Nie zrobił tego tylko ze względu na wcześniejszą rozmowę, nie przytrzymał go więcej niżeli wymagała tego potrzeba drzemiąca w kocim serduszku. Na odchodne zamiast tego zaczesał mu niesforny kosmyk za ucho po czym przyłożył swoje czoło do tego jego i się do niego uśmiechnął.
       - Spokojnie, to się wszystko samo unormuje. – Zapewnił puszczając mu pawie oczko po czym wziął ich rzeczy, wrzucił je do wiaderka które wędrowało do pralni i przytrzymując razem z nim rączkę wypełnionego pojemnika otworzył drzwi tak żeby te poprowadziły ich prosto do jego pokoju.
       Na miejscu przebrali się, on zaczesał włosy oraz dopiął wszystko tak żeby prezentować się jak na personel wyższej rangi przystało. Przy czym, odwlekał po prosto nieuniknione. Na pytanie Baby skrzywił się znacząco, spojrzał na niego kontrolnie po czym próbował opanować grymas. Nie szło mu, kompletnie mu nie szło bo na samą myśl wytrzeszczonych oczek, czułek i zimnych nóżek  miał dreszcze na plecach. Co oczywiście było śmieszne bo jako wrona, szarańcz stanowiła przysmak! Obecnie jedna, w ludzkiej skórze odkrył w sobie lęk przed tego typu robactwem – nie lubił ani tych skaczących ani pełzających ani wiszących na pajęczynach. Dlatego też staruszkowi rozkaz ten sprawił tyle przyjemności. Raz. Raz jeden jedyny widział go panikującego po wpadnięciu na sporych rozmiarów pająka i czekał tylko aż będzie mógł z tej wiedzy skorzystać. No i proszę.
       - Tak, trzeba upolować cały słoik bo to paskudztwo je tego na tony. – Mruknął próbując wziąć uspokajający wdech. Ten trzymał w płucach w momencie przekręcania klucza w zamku, a gdy jego stopa zeszła z ciemnych paneli prosto w runo leśne – nadal nie umiał wypuścić powietrza. Już miał dreszcze, już czuł, że zaraz coś złego się stanie, a jeszcze gdy zobaczy to Baba… będzie kolejna osoba do wyśmiewania go.
       Najpewniej by się pogrążył w tych ciemnych myślach gdyby nie spojrzał na swojego kompana.
       Chciał zrobić krok naprzód ale zamarł. Chciał coś rzucić co mogłoby potencjalnie pomóc w jego kiepskiej sytuacji, nie widział sensu. Patrzył za to zahipnotyzowany na kota całym sobą rozkoszującego się tym co widzi. Lekko uchylone usta, bystry wzrok. Widział jak nasłuchuje, jak dotyka wysokich traw. Jak momentalnie reaguje gdy koło nich przelatuje wieprz i zaraz za nim – osa myśliwska. Pewnie miałby do niego teraz tysiące pytań, a zamiast nich z jego ust uciekło tylko ciche „och” na które on topił się w środku.
       - To miejsce jeszcze nie jednym Cię zaskoczy. – Szepnął tajemniczo ale równocześnie z niewypowiedzianą obietnicą na więcej piękna, wyciągając jednocześnie do niego dłoń. – Chodź, sprawdzimy typowe dla szarańczy miejsce, nie chcę Cię tu zgubić. – Przyznał wiedząc, że stracenie się w tych trawach było bardziej niż oczywiste, a szlak wcale nie był tak widoczny jak wyglądał. Tym bardziej w nocy. Przy okazji umilał im drogę wsadzając buta w miejsce gdzie dostrzegał robaczki świętojańskie zmuszając je do wzbicia się w migoczący lot przed ich oczami oraz tak manewrował ich trasą żeby jego sekret się nie wydał. Ostatecznie doszli w mniej gęste miejsce, na małą polankę skąd dobiegała typowa dla gatunku przekąsek gra. Po prawej na drzewie wisiała mała skrzyneczka w której znaleźli dwie siatki do łapania szarańczy – podejrzanie wielkie – oraz słoik który z łatwością pomieściłby kilka sporych jabłek, a nie małe robaczki.
       - Bo wiesz… ym… to są bardzo duże… – Próbował się wysłowić machając rękami gdy nagle jedna szarańcz wielkości sporej myszy przeleciała pomiędzy nimi. Aż go mdliło. – Uważaj, gryzą.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Wto Lis 09, 2021 8:06 pm}

_
_
B  A  B  A

____Chłopak po raz kolejny robi za jego osobistego przewodnika, nie żeby miał coś przeciwko. Idą razem przez tropikalny las, pogrążony częściowo we śnie. Baba trzyma się krok z tyłu, po pierwsze dlatego, że nie zna drogi do typowego dla szarańczy miejsca. Po drugie z chęci podziwiania zakamarków lasu w pełnej krasie.
____Ścieżkę między trawami oświetlają blade światełka z dupek świetlików. Gdyby nie fakt, że kotu brakuje integracji na poziomie człowiek-zwierzę, uznałby ich obecność za element romantycznej scenerii. I pewnie zapomniałby przez chwilę, po co właściwie się tu zapuścił, a swoją całą uwagę przerzuciłby na przystojnego młodzieńca, dzielnie kroczącego naprzód.
____Docierają na miejsce, a tam czeka na nich mały ukłon ze strony osób, które doglądają tego miejsca. Szklana beczka oraz para narzędzi niezbędnych dla wykonania ich ciężkiego zadania.
____Eeek!!! — nabiera powietrza w płuca, wydobywając z siebie dźwięk podobny do powolnego uchylania drzwi z zardzewiałymi zawiasami. Żeby nie było wątpliwości, to reakcja na pokaźnych rozmiarów naczynie. — Mamy nazbierać je do TEGO!? TO ma być ten słoik!?
____Więc ile dokładnie mieli nałapać tych robali? Przynajmniej ktoś mądry pomyślał o przyszykowaniu siatek zdolnych pomieścić większą ich ilość. Problemem, zdaniem Baby, nadal pozostaje kwestia ruchliwości szarańczy. Małe skurczybyki są szybkie i skaczą lepiej od kangurów czy zajęcy. Ich jedyną szansą jest wykurzenie stworzonek z domków, rzucenie się za nimi w pogoń, chaotycznie wymachując siatkami na owady.
____I niby jak, przepraszam, chcesz zabrać TO do kuchni? Na taczce!? — rozgląda się dookoła w poszukiwaniu rzeczonego wózka z jednym kółkiem. Ton jego wypowiedzi nie jest nacechowany pretensjami, bardziej niedowierzaniem.
____Taczki w zasięgu oka brak. Zdani są na siłę swych mięśni oraz wydolność organizmów. Naczynie samo w sobie stanowi wyzwanie, ponieważ wykonano je ze szkła, pokrywka również, a do tego posiada mechanizm z grubego metalowego drutu, zdolnego zapieczętować słoik na dobre – to dodatkowo dodaje ciężaru.
____Dante po części wyjaśnia, dlaczego słoik jest tak niestandardowych rozmiarów. Szarańcza jest bardzo duża. Skrojona perfekcyjnie na kocie standardy, bo przypomina wielkością mysz lub chomika albo młodego jeża. Przy odrobinie szczęścia, może Dantemu i Babie uda się złapać wymaganą ilość… w przeciągu roku. Szanse na wykonanie zadania z powodzeniem, a do tego prędko, są znikome. Lecz, jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten się mast…
____Nie, pardon, nie ta bajka.
____…ten nie pije szampana!
____Los nie mógł wybrać lepszego momentu na wywabienie z kryjówki jednej głupiutkiej szarańczy. Skacze, nieświadoma czyhającego na nią zagrożenia w postaci dwóch dorosłych mężczyzn uzbrojonych w wielkie siatki o drobnych oczkach. Niefortunnie tak się składa, iż obaj są w ogóle nieprzygotowani na pojawienie się robala. Baba dostrzega, że Dante na jej widok zielenieje, trzęsąc się przy tym jak osika. Nie ze strachu, a z obrzydzenia. Dodaje dwa do dwóch i wychodzi na to, że to na nim spoczywa dopilnowanie, by kolejna okazja na złowienie szarańczy im nie przepadła.
____Chodźcie tu, ale już! Wyłaźcie ze swoich kryjówek!
____Kot bez zastanowienia szarżuje w kierunku, z którego wyskoczył na nich owad, wymachuje przy tym chaotycznie wmontowaną w kijek obręczą. Każdy krok kończy się mocnym tupnięciem w ziemię, który ma za zadanie sprowadzić panikę na przyszłą zawartość siatki na owady. Jakkolwiek głupi oraz nieefektowny koci plan się wydaje, działa. Część stada kierowana strachem przed nieznanym głośnym dźwiękiem postanawia opuścić wykopane w ziemi norki, gdzie zwyczajowo spędzają noc. Setki owadów wzbijają się w niebo niczym grupa wysokiej klasy baletnic, a potem pędzą na spotkanie z ziemią z ogłuszającym piskiem.
____Nie tego spodziewał się Baba. Rozdziawia paszczę i zamiera na parę sekund z wysoko uniesionym narzędziem — owadzim nemezis.
____Tymczasem Dante cały czas stoi z tyłu. Stoi i z delikatnym rozczuleniem przygląda się jak Baba rozładowuje wszystkie swoje emocje w ruchu. Dobry sposób, zazwyczaj działał. Może w połączeniu z przytuleniem całkiem mu wybaczy? Zrozumie? Ma nadzieję. Sam przy tym się nie rusza i zaciskając palce na kiju, nerwowo reaguje na każdy ruch.
____A później się to dzieje... Chmura. Burzowy obłok trzepoczących skrzydeł rusza na nich, chcąc zalać ich swoją złością i strachem. Jego serce oszalało ze strachu. Oczy wielkości spodków przyglądają się temu, co go czeka. Oddech płytki, nierówny, urywany zwiastuje całkowitą panikę jaka zaraz go dopadnie. Niech tylko pierwszy robak go dotknie.
____Kot, wyczuwając za plecami rosnące poczucie zagrożenia towarzysza, jeszcze przez pierwszym lądowaniem robactwa na ziemi, wyciąga za siebie rękę w obronnym geście, cofa się o parę kroków, by elf bezpiecznie dotarł do olbrzymiego drzewa, za którym mógłby poszukać schronienia. Sam bohatersko staje do nierównej walki, tyle że nieuzbrojony w broń białą. W odpowiednim momencie bierze zamach, by w siatce uwięzić parę żyjątek.
____Manewr się udaje.
____Nie ma czasu na świętowanie małego zwycięstwa, trzeba przetransportować się albo słój wielkości beczki, wysypać do niego zdobyć, zanim ta znajdzie drogę ku wolności. Dante jest zbyt przerażony, by skorzystać z jego sprawdzonych w akcji nóg. Jednak Baba nie chce zostawiać go na pastwę krzywych ząbków kierowanej adrenaliną szarańczy. Ah! Że nie pomyślał o tym wcześniej!
____Schowaj się w korzeniach — te wystają nad ziemię na tyle, by móc poszukać w nich bezpiecznej kryjówki — zaraz wracam!
____Biegnie. Pędzi co sił zamknąć zdobyte robale do szklanego więzienia. Nie ma rady, będzie musiał latać tak za każdym razem, gdy uda mu się coś pochwycić.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Czw Lis 11, 2021 12:29 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Szok Baby w momencie gdy znaleźli się w odpowiednim miejscu skutecznie go rozczulił. Chwilowo zapomniał o tym, że przebywał w znienawidzonym przez siebie wagonie, że wcale nie czerpał radości z chodzenia po tych wszystkich krzakach i stresował się na każdy szelest który dochodził do jego uszu. Przez ułamek sekundy patrzył jak rozgoryczony kot macha rękami na rozmiar słoja, na rozmiar siatek, na klepisko w którym niezliczone norki były domem szarańczy. Gigantycznej szarańczy notabene, bardzo wrednej dodatkowo!
       Zakładając ręce na piersi uśmiechał się lekko dając się mu wyszaleć. To było niezwykle słodkie gdy wylewność nad którą jeszcze się nie panowało dawała o sobie znać przez co delikwent z nowym ciałem był całkowicie szczery w swoich doznaniach. Aż się chciało go przytulić! Gdyby tylko mógł, zabrałby go stąd ale no, sam chciał mu towarzyszyć. Więc obecna sytuacja była po części też jego winą. I chyba stąd nagły entuzjazm zrobienia większości roboty samodzielnie. Po podkasaniu rękawów Baba złapał jedną z siatek, on bardzo niechętnie podszedł po kolejną i odkręcił słój w którym niedługo powinny znaleźć się ich ofiary. Już go mdliło i mało skoordynowanie przetarł bok czoła wierzchem dłoni. Stresował się.
       - Spokojnie, słój opróżniany jest automatycznie. Jest przykręcony na stałe do podłogi i rurami szarańcz przemieszcza się do terrarium w kuchni. Tylko… trzeba go zapełnić. – Wyjaśnił mu nie chcąc sobie wyobrażać ich dwójki próbującej szklany pojemnik włożyć, a później zdjąć z taczki. Aż się uśmiechnął chociaż ten grymas zniknął tak szybko jak pierwszy z robali na swoich intensywnie trzepoczących skrzydełkach przeleciał mu przed twarzą. Odskoczył tak intensywnie, że cieszył się, że ten słoik jest przykręcony do ziemi. Bo by go zbił i pewnie nieźle się pociął. Przy tym odetchnął cicho z ulgą widząc, że Baba rozpoczął polowanie zamiast na niego patrzeć. Przynajmniej, do czasu.
       Cały czas stał z tyłu. Stał i z delikatnym rozczuleniem przyglądał się jak Baba rozładowuje wszystkie swoje emocje w ruchu. Dobry sposób, zazwyczaj działał, podobnie jak jego uspokojenie się zajmując myśl czymś zgoła lepszym, Babą. Może w połączeniu z przytuleniem całkiem mu wybaczy? Zrozumie? Miał nadzieję i nad tym się skupiał miętosząc rączkę od siatki chociaż nie wiedział dlaczego w tej chwili znowu wracał do tego wywodu. Chyba mu się nie do końca udał skoro tak mocno męczył jego myśli. Albo miał w sobie coś co zmartwiło i jego serce. Jeszcze nie rozumiał. Sam przy tym się nie ruszał i zaciskając palce na kiju, nerwowo reagował na każdy ruch.
       A później się to stało... Chmura. Burzowy obłok trzepoczących skrzydeł ruszył na nich chcąc zalać ich swoim złością i strachem. Jego serce oszalało ze przerażenia. Oczy wielkości spodków przyglądały się temu co go czeka. Oddech płytki, nierówny, urywany zwiastował całkowitą panikę jaka zaraz go dopadnie. Niech tylko pierwszy robak go dotknie. Nie zdążył.
       Gorąca dłoń chwyciła jego nadgarstek i ciągnąc w szybkim tempie za konar wielkiego drzewa schronił się przed zawracającą kulą paniki. Czuł ich strach bo sam podobnym obecnie gorał. Oddech płytki, przerywany i tylko wzrok kota kazał mu się próbować uspokoić, nie pokazywać po sobie jak mocno nie lubił robali. A gdy jeszcze białowłosy dzielnie wyskoczył na spotkanie z burzą robali coś w jego środku kazało mu patrzeć na to z podziwem. Przy tym on sam kucnął, ogarnął się i chociaż zajęło mu to chwilę, odnalazł w sobie iskrę obowiązku. Stanął więc za Babą gdy szarańcz wróciła do swoich norek i należało je ponownie wywabiać, wychylił się zza jego ramienia, a gdy ten zaskoczony na niego spojrzał, uśmiechnął się do niego lekko.
       - Już jestem. – Zapewnił chociaż trzymał się niebezpiecznie blisko kocich pleców. – Bardzo sprytnie, że je tak wystraszyłeś. Spróbujmy je złapać prosto do otwartego słoja. – Zaproponował wskazując mu gałąź na której rosły naprawdę wielkie liście po czym na ucho wyjaśnił mu plan który zrodził się właśnie w jego głowie. Wystarczyło wypłoszyć i nakierować chmarę szarańczy, z liścia zrobić tunel prosto do słoja i mogli spadać.
       I o dziwo, wyszło im!
       Baba z gracją wspiął się na drzewo, zrzucił pokaźnego liścia którego trzymając obydwaj oburącz rozciągnęli na szerokość prześcieradła. Później wystarczyło pobiegać niczym szaleńcy po klepisku mocno tupiąc żeby szarańcz ponownie wzbiła się w powietrze, a zwijając liścia w tubę której koniec wsadzili do słoja, robili za przynętę jeszcze mocniej rozjuszając stworzenia. Te z hukiem wpadły prosto do słoja, a gdy się zapełnił, ponownie Baba ze swoim znakomitym refleksem zamknął naczynie o które on oparł się objeżdżając do siadu.
       - Świetna robota. – Przyznał pocierając intensywnie ramiona jakby było mu zimno. Przy tym zamruczał cicho uspokajając się i zerkając przez ramię obserwował jak mechanizm się zwalnia i cała zwierzyna zostaje zassana. Kolejne zadanie z głowy.
       - Może… obiad? – Zaproponował gdy nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk głośników.
       Dante?! Gdzie Ty się podziewasz ignorancie?! Baron żąda podania obiadu i natychmiastowego czyszczenia. I ten Twój nowy przydupas, żyje w ogóle?! Zbieraj swój leniwy zad i do roboty! Krzyczał staruch na co on zacisnął usta w wąską linię bojąc się tego co jeszcze go dzisiaj spotka. I niestety, liczba zadań zamiast maleć zaczęła rosną! A oni nie zdążyli nawet opuścić dżungli.
       - Czy… jeszcze masz ochotę mi pomagać? – Zapytał masując kark. Pozytywna odpowiedź sprawiła, że się szczerze uśmiechnął. – To wspaniale, ja pójdę posprzątać, a Ty pomóż przy obiedzie i zorganizuj wino. - Zaproponował ruszając do drzwi za którymi czekał ich naprawdę koszmarna końcówka dnia.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 12, 2021 1:21 pm}

_
_
B  A  B  A

____Dante wpada na genialny pomysł, który oszczędza godzin skrupulatnego wywabiania, gonienia oraz łapania owadów w siatki. Za pomocą dużego liścia udaje się skonstruować prototyp lejka, odprowadzającego na koniec zadania wystraszone szarańcze ze słoja prosto do kuchennego terrarium.
____Ty to masz łeb —szczerzy się kotek, opadłszy jak zakalec na wilgotną ziemię, skutecznie chłodzącą jego rozgrzane ciało.
____Odpoczynek nie trwa długo, a i obiad musi poczekać.
____Baba marszczy nos, czy starszy konduktor ma w pociągu zainstalowany monitoring, dzięki któremu zawsze udaje się dorwać mu Dantego w najmniej przezeń spodziewanej chwili? Nie zdziwi się, jeżeli jego przypuszczenia okażą się prawdą. Dla pewności rozgląda się w poszukiwaniu kamer, nic podejrzanego nie dostrzega. Może to nie kamery, ale jakiegoś rodzaju czujnik? Raz jeszcze patrzy za czymś, co może wydawać się nie na miejscu. Nic. Babę olśniewa — a jeżeli to nie kamera ani nie czujnik? Stary musi mieć w głowie jakiegoś rodzaju radar napędzany magią, wyjący głośnym alarmem aż uszy bolą i dlatego udaje mu się za każdym razem pogonić kogoś do pracy, ponieważ wyczuwa, że dana osoba akurat nie realizuje zleconych jej zadań.
____Cóż za irytujący osobnik, myśli sobie. I ten jego pretensjonalny głosik. Jak taki gderający innym nad uszami człowiek awansował na wysokie stanowisko? Bo na pewno nie dzięki wygranej w plebiscycie Przyjazny Pracownik. Aż mierziło na samo wspomnienie jego pomarszczonej facjaty. Brr!
____Z kwaśną miną macha ręką, jakby odganiając wredną muchę.
____Pewnie, że pomogę.
____Szczęśliwy wyraz twarzy szatyna rozjaśnia i jego oblicze.
____Chodź, zaprowadzisz mnie. Bez ciebie w roli przewodnika zgubię się trzy razy, zanim znajdę kuchnię.
____Dante prowadzi więc, podąża wzdłuż tej samej ścieżki, którą przybyli na habitat szarańczy. Baba chętnie korzysta z ostatniej, zdaje się, okazji na oglądanie cudów natury, zamkniętej we wnętrzu zaczarowanego wagonu. Chłonie widoki całym sobą, skupiając oczy na nawet najdrobniejszych szczegółach, by móc wszystko dokładnie zapisać niewidzialnym tuszem w pamięci. Chce móc wracać do tego miejsca bez konieczności fizycznego bytowania w nim.
____Zapamiętuje barwę, kształt i teksturę liści ogromnych drzew, wszystkie dziwne i oryginalne zapachy, które docierają zewsząd; jak wygląda i jakie doznania pod stopami generuje mięsista trawa, co kryje się w jej zakamarkach. Rejestruje różnorodną gamę dźwięków wytwarzanych przez nokturnalne zwierzęta — piski oraz syki, mruczenia i trele, śpiewy czy wycia — a także przez sam tropikalny las, skrzypienie powykręcanych pni, trzask łamanych gałęzi, szum liści wielkich jak namioty, ciche purkanie wydawane przez dzbanokształtne głowy roślin owadożernych, właśnie trawiących szczątki robali.
____Docierają do drzwi, wciśniętych w ścianę tak abstrakcyjną na tle rozciągającego się za ich plecami krajobrazu, że Babie trudno uwierzyć w jej istnienie. Wychodzi, nerwowo oglądając się za siebie. W wąskim korytarzu dopada go coś w rodzaju klaustrofobii.
____Ciężko przestawić się z powrotem do realiów zamkniętej puszki— tłumaczy, napotykając wzrokiem zatroskaną twarz. — Spokojnie, jestem pewien, że zaraz to minie.
____W kuchni panuje hałas, lecz jego źródłem nie są ludzie. Oni pracują w ciszy, przerywanej od czasu do czasu przez lakoniczne polecenia szefa kuchni. Kot żegna się z konduktorem jeszcze przed wejściem, nie chcąc zabierać mu więcej czasu niż było to konieczne, zapewnia że sobie ze wszystkim poradzi. Pierwszy punkt z własnej listy rzeczy do zrobienia szybko udaje się odhaczyć — odnalazł szefa kuchni. Teraz tylko się przedstawić i wyjaśnić z czym przychodzi.
____Szczupły i wysoki mężczyzna w nieskazitelnie białym fartuchu w pierwszej chwili nie zwraca na Babę żadnej uwagi. Jest zajęty kontrolowaniem potraw, które właśnie mają trafić na kelnerski wózek, a stamtąd na stoliki gości.
____Dzień dobry — wita się uprzejmie. Mężczyzna nie przerywa czyszczenia ściereczką brzegów talerza. — Przysyła mnie zastępca głównego konduktora, Dante…
____Tak? — na ułamek sekundy czarnowłosy przesuwa wzrok z parujących jeszcze szaszłyków z rybą w temperze na lekko spiętego kota. Dwukolorowe tęczówki, prawa zielona, lewa ciemnobrązowa, zaskakują Babę. — Dante cię przysłał? W jakiej sprawie? Przecież Nika zanosiła mu już drugie śniadanie…
____Chodzi o obiad dla Barona — wyjaśnia szybko. — Przyszedłem… właściwie to nie wiem, czy na coś się przydam… ale mogę pomóc.
____Pomóc? W takim stanie? Wyglądasz jakby cię stado mamutów stratowało. — To damski głos, należący do jasnowłosej dziewczyny, która właśnie do nich podeszła. Schylającego się nad gotowymi potrawami mężczyznę całuje czule w policzek, na co ten reaguje rozdrażnieniem. — Zaraz, chwileczkę, nie jesteś przypadkiem tym biedakiem, który… Oj, kochanie ty moje, jak ty masz siłę jeszcze stać?
____Ja… — Babę martwi uwaga poczyniona przez dziewczynę. Zapomniał — przecież jest ofiarą. Lekko się garbi, żeby uwiarygodnić wszystkie rany na twarzy.
____Nie chcesz usiąść? My się wszystkim zajmiemy, a Aaron dopilnuje, by podano odpowiednie wino, jak zawsze, ten moczygęba chleje jak pies wodę.
____Naprawdę mogę pomóc.
____Na pewno? — jasnowłosa przygryza wargę, nie mogąc się zdecydować, czy posłuchać kota czy głosu własnego sumienia. W końcu ulega: — No dobrze, chodź.
____Quinn, ale daj mu coś do roboty, czego…
____Nie spieprzy, wiem — śmieje się nerwowo dziewczę. — Finn, tu ci plamka z sosu została, o!
____Czarnowłosy przepędza ją groźnym pomrukiwaniem, a dziewczę odpłaca mu się zamoczeniem palca w garnuszku z sosem śmietanowo-koperkowym i rozsmarowaniu go na idealnie wypolerowanym brzegu talerza. Potem śle Finnowi łobuzerski uśmiech, bierze Babę pod rękę i razem uciekają przed reprymendą w stronę pustego blatu.
____Bierz obieraczkę — zleca, sama ściągając z haka drewnianą deskę do krojenia — nie, nie nóż, obieraczkę — podaje mu narzędzie. — Obierzesz marchew, to chyba potrafisz?
____Mhm. — Pod wpływem intensywnego spojrzenia dwukolorowych oczu — dziwnym trafem jednego zielonego i drugiego ciemnobrązowego — nie sposób zaprzeczyć.
____Super! To do roboty.
____Bliźniaczka Finna zostawia Babę z michą marchwi do obrania, a sama wraca do własnych obowiązków. Z prowadzonych półgłosem rozmów można dowiedzieć się na przykład tego, że ogr żąda na obiad zupy czosnkowej z serem i potrawki z baraniny z gryczaną kaszą, pół godziny później ma zostać podana przekąska w postaci grillowanych szarańczy z sosem cebulowym i ulubiony deser, czymkolwiek ten deser jest.
____Obieranie idzie z początku kiepsko, bo kot bardziej ciosa podłużne warzywo niż obiera. Jeden z kucharzy chyba nie może zdzierżyć tego widoku, bo dopadłszy jego stanowiska, odbiera ze złością obieraczkę i prezentuje na własnym przykładzie, jak obieranie powinno się odbywać. Od tego momentu zadanie wykonuje szybciej.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 12, 2021 4:14 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Ułamek sekundy w którym zapatrzył się w błyszczące radością kocie oczy kazał mu się zastanowić nad tym dlaczego Baba tak chętnie dawał się razem z nim pomiatać. Czy kwestia tego, że od pierwszych chwil w pociągu był dla niego uprzejmy była aż tak znacząca żeby nowo tchnięty doznaniami umysł postawił go na swoistym piedestale? A może to zwykła fascynacja? Ciężko było mu to określić, a był tak zaciekawiony motywacjami białowłosego! Aczkolwiek nie, nie miał zamiaru narzekać! Pomoc, wsparcie choćby mentalne w tych chwilach było na wagę złota. A gdy jeszcze podzielili się zadaniami i mieli zrealizować coś co on sam by męczył dużo dłużej niżeli gdy działali w duecie, mógłby paść mu do stóp i je ucałować.
       - Dziękuję Baba. Bardzo Ci dziękuję. – Rzucił z ciepłym uśmiechem przepełnionym ulgą. Przy tym ruszył dzielnie w stronę drzwi prowadzących do reszty pociągu, do niezliczonych magicznych wagonów, a gdy klucz zachrzęścił w zamku, a oni znaleźli się ponownie na oświetlonym zachodzącym słońcem korytarzu, on odetchnął z ogromną ulgą. W zupełnym przeciwieństwie do Baby który nabrał łapczywie powietrza blednąc, każąc mu tym samym zareagować. Złapał go więc za rękę, a gdy kocur zapewnił go, że to kwestia gwałtownej zmiany przestrzeni, ponownie się uśmiechnął ze zrozumieniem.
       - Jest tu jeszcze kilka takich wielkich wagonów. Spokojnie i powoli, ze wszystkim się obeznasz. – Zapewnił przez chwilę trzymając jego rękę, ot tłumacząc sobie w myślach, że dzięki temu się nie zgubi. – A jak wreszcie Cię wdrożę i dostaniesz swój klucz będziesz mógł wychodzić na tył pociągu. Ostatni wagon ma piękne miejsce z ławeczką, zadaszone i z barierką gdzie możesz odetchnąć świeżym powietrzem. – Zdradził mu sekret chociaż nie wspomniał, że czasem i jego można tam znaleźć, rozkoszującego się kubkiem gorącej czekolady i ciszą.
       Odprowadzając go pod drzwi kuchni upewnił się, że Baba sam się tam odnajdzie i nie musi go prowadzić do szefa całego stalowego serca wagonu restauracyjnego po czym chciał odejść ale zawahał się. Złapał go jeszcze za nadgarstek.
       - Jak będziesz miał okazję zjedz chociaż kofliczek zupy, dobrze? – Poprosił go jakby czuł podskórnie, że mogą nie mieć okazji zjeść razem w spokoju i nawet jeżeli było to mylne, nikomu dobry rosół jeszcze nie zaszkodził. – Nie daj się im tam i powiedz, że Cię wysłałem. – Dodał jeszcze puszczając mu pawie oczko i dał mu już spokój. Założył czapkę, zapiął marynarkę, poprawił łańcuszek kieszonkowego zegarka po czym przekroczył próg drzwi, prosto do wagonu Barona. Jego, szczęśliwie tam nie było.
       Nika wraz z dwoma dziewczynami sprzątały bałagan jaki pozostawił po sobie ogr. Jej twarz nieskażona najmniejszą emocją jaśniała tylko przez pełne bystrości oczy. Te podniosła na niego gdy tylko przekroczył próg i od razu zaczął podciągać rękawy. Chciał zająć się łóżkiem, miejscem które omijała każda z dziewczyn, a on chciał tylko przez świadomość oliwy i sztucznej krwi. Przynajmniej do chwili gdy nie poczuł obecności kobiety za plecami.
       - I jak? – Zapytała krótko.
       - Ciężko, dużo pracy. Bezsensownych obowiązków…
       - Które nie należą do Ciebie, wiem.  - Westchnęła. – A jak..?
       - Dobrze, jest w kuchni. Ile Ci wiszę za..?
       - Całą duszę. – Zaśmiała się krótko na co on uśmiechnął się pod nosem. Zaczął zdejmować pościel.
       - Dzisiaj się to wszystko powtórzy? – Zapytał korzystając z jej pomocy i okazji do rozmowy z daleka od pozostałych dziewczyn.
       - Ale nie na nowym.
       - Nie obchodzi mnie na kim tylko czy. Nie dam tak traktować żadnego z moich podwładnych. – Wysyczał przez zęby na co ona przekręciła głowę w pytającym geście. – Dzisiaj wieczorem zrobimy dokładnie to samo. Trzeba tylko wszczepić mu magicznie przekonanie o spełnieniu. Skończy się terror takich gości. – Warczał z determinacją czym kobiecie szczerze zaimponował. Aż się lekko do niego uśmiechnęła i z przekonaniem kiwnęła głową.
       - Cieszę się, że akurat ty jesteś naszym szefem. – Zaśmiała się krótko zrzucając na jedną kupkę poszewki i prześcieradło zalane zieloną mazią. Przy tym wymienili się nieco obrzydzonym spojrzeniem i uśmiechnęli do siebie wiedząc czym płyn ten był oraz, na swój własny geniusz.
       Zanim zdążyli ogarnąć cały wagon on dostał już kolejne polecenia wykrzykiwane przez starca do radiowęzła. Tym razem już nie powstrzymywał przewracania oczami i gorejąc powoli wściekłością kategorycznie powiedział dosyć. Nie będzie odwalał pracy do której mieli specjalnie zatrudnionych ludzi. Nie będzie kombinował jak zrobić coś co personel wykwalifikowany robił z zamkniętymi oczami. Skończyło się.
       Polecenie jakie padło oznajmiało koszmar który miał trwać do późnych godzin nocnych: dopilnuj organizacji balu. Nosz kurwa, i co jeszcze!? Zjadą się te hieny, parszywe gnidy sądzące, że płacąc mogą wymagać od obsługi całkowitej uległości. Niedoczekanie. Ale dobrze, owszem! Zaczął wszystko załatwiać ale nie tak jak chciał tego Staruch. Konserwatorom nakazał sprawdzenie stołów i krzeseł oraz pomoc w czyszczeniu. Kelnerki które w tej godzinie były już wolne z restauracji zakrywały. Chłopcy od napraw dachu wieszali ozdobne wieńce kwiatów, a pokojówki jechały na mopach. On jedynie kiwał głową, sprawdzał czy wszystko mają, przyjmował raporty i co? Od razu przyjemniej pracowało się tak jemu jak i innym, gdzie każdy znał swoje miejsce.
       - Brawo kochani, jesteście niezastąpieni! – Zaklaskał głośno zostawiając przygotowania po to by pójść do kuchni i omówić z Finnem menu na wieczór. Wchodząc tam jednak zatrzymał się przy małym kąciku w którym dostrzegł pewnego seksownego kociaka mordującego marchewkę. Uśmiechnął się na to szeroko i podchodząc do niego zajrzał mu przez plecy dostrzegając bardzo biegłą czynność pozbawiania skórki.
       - Och! Jak Ci to świetnie idzie. – Pochwalił go ciesząc się, że zyskał konserwatora o ogromnym potencjale. – Szykuje się nam bal, będziesz pomagał przy czyszczeniu szkieł na barze? – Zapytał kradnąc mu marchewkę którą zaczął zadowolony chrupać.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 12, 2021 6:00 pm}

_
_
B  A  B  A

____Pociągłe, precyzyjne ruchy weszły w nawyk, toteż kot może pozwolić sobie na zagłębienie się w morzu własnych myśli. Próbuje wyobrazić sobie różne wersje widoków rozpościerających się z ostatniego wagonu, o którym krótko napomknął Dante. Pasma górskie nocą z graniami odbijającymi księżycowe światło, migoczące czapy śnieżne w blasku gwiazd. Ocean ciągnący się aż po horyzont, we wszystkich odcieniach niebieskiego, długie piaszczyste plaże, pełne muszli i kolorowych kamieni, dzikie, niezbrukane działalnością człowieka. Ciemny gęsty las, mroczny, kryjący w sobie mnóstwo tajemnic, będący domem dla wróżek, chochlików, krasnoludków. Równinę nakrapianą małymi, niegłębokimi jeziorkami, otoczonymi murem z trzcin, pałek wodnych i tataraku; przy których gromadzą się czaple, gęsi, kaczki, bociany.
____Zatracony w wizjach nie słyszy zbliżających się kroków.
____Kwiatuszku, czy ty coś dzisiaj w ogóle jadłeś? — pyta Quinn, podsuwając mu pod nos miseczkę kremowej zupy brokułowej z cheddarem oraz pszenną bułkę.
____Nie trzeba było… — Baba przejmuje jednak naczynie, wgryza się łapczywie w świeże pieczywo.
____Gryzie go fakt, że Dante nie ma okazji spróbować potrawy. Pewnie jest głodny, podczas gdy on naje się do syta. Krem jest przepyszny, idealnie doprawiony, pływają w nim kawałki grillowanych warzyw — marchewki oraz brokuła.
____Nie smakuje ci? — chce wiedzieć Finn, akurat przemierzający tę część kuchni.
____Jest pyszna, naprawdę! Nigdy takiej nie jadłem. — Oblizuje łyżkę, a potem dodaje: — Martwię się tylko o Dantego, nie jadł jeszcze obiadu….
____Dante nie jadł? Nie smuć się, biedactwo, my już… — klepie go po głowie Quinn.
____Zorganizujemy mu coś na ząb — kończy zdanie Finn.
____Dokańczanie za siebie myśli rodzeństwo ma we krwi, ale dla kogoś, kto nie ma pojęcia o łączącym ich pokrewieństwie, na przykład Baba, takie zabiegi są co najmniej frapujące.
____Bardzo dobrze ci idzie z tą marchewką, ale musisz przerwać na minutkę, mamy pilne zamówienie na deser.
____Nie tłumacząc nic więcej, zastępczyni szefa kuchni porywa kota do kolejnego stanowiska, gdzie czekają ułożone w rządku oponki, szklana misa z różowym lukrem oraz pudełko jadalnych płatków kwiatów. Po drugiej stronie blatu nad koszem truskawek pochyla się chłopiec, cały w piegach, przygotowuje owoce do krojenia.
____Pokrojone w plasterki truskawki wrzuć do lukru — nakazuje Quinn. — Szybko.
____Quinn kroi pozbawione szypułek czerwone stożki w tempie błyskawicy, Baba ledwo nadąża za wrzucaniem ich do lukru. Musi wkładać dużo siły w mieszanie, bo masa zdążyła nieco przestygnąć i zrobiła się niesamowicie gęsta. Piegowaty jak sama truskawka chłopiec uwija się równie szybko, co jego szefowa.
____Quinn, za ile będą truskawkowe oponki? — z końca kuchni krzyczy Finn.
____Trzy minuty, szefie! — odpowiada, przejmując od białowłosego szpatułkę z lukrem.
____Baba patrzy jak zaczarowany, jak ustawione na kratce pączki z dziurką oblewa jasnoróżowa polewa pełna kawałeczków truskawek. Aż ślinka cieknie na widok tych słodkości.
____Spiszesz się z resztą marchewki to dam ci spróbować jednego — dziewczyna posyła mu figlarny uśmieszek, widzi jak kotu świecą się oczy. — Teraz posyp oponki płatkami róży, ja biegnę po talerzyki.
____Jak powiedziała, tak zrobił. Słodycze wyglądają jak małe dzieła sztuki, aż szkoda pomyśleć, że skończą w czyimś żołądku. Każdy jeden zostaje umieszczony na zdobionym kwiatowym wzorem naczyniu razem z gałką waniliowych lodów.
____Dzięki, a teraz zmykaj.
____To przy obieraniu marchwi Dante zastaje Babę jakiś czas później. Chłopak wygląda na znużonego i bardzo głodnego. Kradnie obraną marchewkę, którą chrupie niczym rasowy gryzoń, a nie kruk. Białowłosy nie może się powstrzymać i wybucha śmiechem, ale zaraz szybko poważnieje. Nieładnie się nabijać z osoby tak zapracowanej, że dopiero pod wieczór znajduje czas na zjedzenie głupiej przekąski, która i tak nie zapełni jego brzucha.
____Szefowo, mamy na pokładzie królika! — krzyczy do Quinn. — Jeżeli tym sposobem będę mógł pomóc w przygotowaniach, to oczywiście, wyczyszczę te szkła.
____Dziewczyna niespodziewanie wyrasta zza pleców konduktora, którego otacza ramionami. Okazuje się, że w jednej ręce trzyma miskę pełną kremowej zupy, w drugiej bułkę z makiem. Dante nie ma gdzie uciec przed spóźnionym obiadem.
____Smacznego! — mówi. Tymczasem Baba wyrywa podłużne pomarańczowe warzywo z rąk szatyna i sam się w nie wgryza. — Twój przyjaciel martwił się o ciebie, Dante, musisz natychmiast zjeść.
____Kot czuje jak policzki zaczynają go palić i szczypać, szybko odwraca się i bierze z powrotem do pracy. Za chwilę do trójki dołącza i Finn, chcąc przedyskutować z Dantem sprawę, z którą przychodził.
____Ostatnia marchewka ląduje w misce. Baba zbiera obierki do osobnego koszyka, te przydadzą się do karmienia zwierząt. Zdołał uspokoić się na tyle, by móc pokazać znów twarz towarzystwu.
____Tu macie oponki na deser — zastępczyni szefa kuchni wręcza Babie i Dantemu po jednym pączku. Lukier jest lepki, skleja palce, jeżeli się go niechcący dotknie. — Zasłużyliście. Na zdrowie. Oby poszło w pupki!
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 12, 2021 10:04 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Znalezienie skupionego Baby przyszło mu z łatwością, a gdy tylko dorwał marchewkę która przez jego pusty żołądek została przyjęta jak zbawienie – było już idealnie. Stał chrupiąc, czekał na jego reakcję, czekał na ewentualną odmowę albo zawahanie aby dodać mu otuchy i co? Jego oczom ukazał się przepełniony pewnością siebie i swojej pracy Baba, który z łatwością nawiązywał kontakty międzyludzkie. Skąd ten wniosek? Quinn która była owszem, niezwykle otwartą kobietą, dodatkowo obdarzoną złotym sercem przybiegła do nich na jedną tylko jego prośbę, ba! Zrobiła to najpewniej tylko dlatego, że on posługując się kuchennym żargonem odwołał się do dobroci i ciepła drzemiącej w jej sercu przez co on dostał ciepły posiłek. Na ile to był przypadek, na ile Baba wiedział co robi, nie umiał stwierdzić. Zamiast tego zdziwił się znacząco, a chwytając zarówno miskę jak i kawałek pieczywa pozwolił się przytulić. Zerknął przy tym przez ramię na rozżarzone oczy kobiety wpatrzone w kota. Przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się szeroko.
       - Jak pierwsze wrażenia o naszym nowym konserwatorze? – Zapytał biorąc pierwszą porcję do ust. Nieziemsko dobre, ciepłe i łechcące jego wnętrze.
       - Jak to, konserwator?! Myślałam, że trafi do nas! – Zaśmiała się rzucając Babie ciepły uśmiech wywołujący w jednym z jej policzków uroczą dziurkę.
       - Czyli wrogie przejęcie, tak sądziłem. Da się zrobić. – Uśmiechnął się rozbawiony, a słysząc o zmartwieniu jakie wykazywał Baba na myśl o jego pustym żołądku podniósł na niego ciekaw spojrzenie chcąc to jakoś skomentować. Skąd miał się spodziewać, że łyżka z zupą utknie w jego ustach i to tylko za sprawą czerwonych pąków wykwitających na jego policzkach. I jak wcześniej chciał oświadczyć wszem i wobec, że był bardzo słodki myśląc o nim tak teraz fala rozczulenia zalała jego serce. Aż sam musiał skupić się na zupie bo czuł delikatne ciepło na twarzy.
       - Wiesz, że jestem wspaniałym przełożonym. Wszyscy mnie kochają i wychwalają. – Postarał się zbić temat wywołując w kobiecie śmiech. Odetchnął przy tym z ulgą gdy wreszcie wymienił się z Babą nieco speszonym spojrzeniem. – A wiesz dlaczego? Bo potrafię skołować bardzo dobrej jakości garnitur w bardzo krótkim czasie! Spokojnie, zawiążę Ci muszkę. – Obiecał patrząc na niego błyszczącymi oczami. Jakie to było przyjemne, jakie to było cieplutkie, że ktoś całkowicie bezinteresownie chciał dla niego dobrze.
       Gdy ta dziwna nutka napięcia między nimi zniknęła, za to w ich towarzystwie pojawiły się słodkości, on musiał połknąć nadmiar śliny jaki wydzielił się na sam zapach. Przy tym stanął dokładnie koło niego ale tak żeby ich ramiona się nie stykały. Gdy w towarzystwie pojawił się szef całego tego grajdołka on porzucił myśl spałaszowania tego od razu i sprawdzając wszystko ze swoją listą odetchnął  ulgą na fakt, że Finn był na bal przygotowany i w przeciwieństwie do niego nie dowiedział się na ostatnią chwilę.
       - Nie przejmuj się Dante. – Rzucił szef.
       - Bale powtarzają się w pewnych krainach bo tylko pewni goście są zaproszeni. – Dodała zastępczyni.
       - My już wiemy kto i jak. – Dokończył Finn na co Dante pokiwał głową ze zrozumieniem. Osobiście był już przyzwyczajony do słuchania ich obydwojga na raz.
       - Cieszę się, że was mam. Zarówno ze względów organizacyjnych jak i żołądkowych. – Zażartował na co dostał lekkiego kuksańca od kucharza prychając chwilę po tym jak włożył pączka do ust.
       Wiele spraw zostało załatwionych w bardzo krótkim czasie. Wszyscy wiedzieli co mieli robić i jedynie Staruszek chodził wściekły jak osa bo Dante zamiast zapierdalać jak mały samochodzik wydawał rozkazy i dopieszczał drobnostki które znamienitych gości by kolały w oczy. Przynajmniej do momentu aż część osób zaczynała się powoli tracić i przyszła chwila na ich „grupę”. Łapiąc Babę za ramię dał mu znać żeby poszedł za nim, a gdy znaleźli się w jego pokoju – standardowo już – podał mu jeden z dwóch czarnych pokrowców.
       - Twój pierwszy garnitur, szanuj go sobie proszę. – Uśmiechnął się nie chowając się do łazienki tylko dlatego, że zakładanie tych kolejnych warstw mogło być mylące, wolał więc go wspierać i mu pokazywać. Poczekał więc aż Baba prezent rozpakuje, napatrzy się i rozbierając się wciągnął na tyłek wyprasowane w kantke spodnie. Później koszula, bardzo wysoka kamizelka, kołnierzyk do góry i wiązanie muchy które… zajęło mu nieco dłużej niżeli powinno. Aż zagryzł wargę gdy mu nie wyszło za pierwszym razem.
       - Nie, czekaj. Ja serio, umiem! – Prychnął po czym postawił go przed lustrem i obchodząc od tyłu zmienił taktykę. Objął go i dopiero teraz zaczął wiązać. Udało się przez co odetchnął w duchu, opuścił i poprawił kołnierzyk oraz wygładził mu ramiona. – Świetnie leży. – Przyznał nieco zbyt długo patrząc na niego w lustrze. Dopiero po chwili się opamiętał i sam zaczął muchę wiązać odwracając od niego spojrzenie. Wdech i wydech, nie gap się Dante.
       - Czy chłopaki na barze wyjaśnili Ci co będziesz robił? Wiem, że to paskudna robota z tym myciem umytego szkła i dokładaniem go im żeby mieli w czym drinki robić ale ja wcale nie będę miał lepiej. – Zagaił go bo zaraz wyjdzie, że go tu zwabił tylko żeby macać. Chociaż, jak o macanie szło to powinien mu poprawić siniaki!
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pon Lis 15, 2021 9:34 pm}

_
_
B  A  B  A

____Wczoraj Baba może pochłonąłby pączka z dziurką bez zastanowienia i od razu. Dziś, po tej chwili spędzonej w kuchni czuje, że tak nie wypada. Bierze gryz, żuje, skupiając się na doznaniach smakowych oraz sensorycznych. Oponka jest mięciutka jak chmurka, słodki lukier przełamany aksamitną truskawką idealnie wyważony, a płatki róży rozpływają się w ustach. To zdecydowanie najlepsze, co do tej pory jadł po objęciu posady konserwatora.
____Kotu dopiero po pierwszym kęsie udaje się zabrać głos:
____Wiem, że potrafisz czynić cuda, ale żeby aż takie? — zerka podejrzliwie. — Skąd wytrzaśniesz garnitur w pociągu?
____Możliwości jest kilka, ale Baba nie sądzi, by jedną z nich było pożyczenie marynarki i eleganckich spodni od Dantego — ich sylwetki mimo wszystko nieco się od siebie różniły, może i prezentowałby się dobrze, ale nie nienagannie; skąd chłopak miałby dwa garnitury? To nie jest element niezbędny mu w pracy, przecież na co dzień nosi służbowy uniform…
____Dam ci jedną radę, okej, kwiatuszku? — mówi Quinn. — Nigdy nie wątp w możliwości swojego przyjaciela.
____Dziewczyna poklepała szatyna po ramieniu, zanim ten ich opuścił, a potem sama wróciła do własnych obowiązków.
____Babę oddelegowano z kuchni, bo i niewiele pracy zostało dla kogoś o jego możliwościach manualnych oraz doświadczeniu kulinarnym, do baru, gdzie Aaron ma wytłumaczyć mu na czym będą polegało jego główne zadanie podczas przyjęcia. Stoi więc sobie, wcinając resztki deseru, słucha instrukcji. W tym czasie Dante załatwia milion innych spraw, które wymagają dokończenia przed rozpoczęciem balu, chodzi tam i tu, pojawia się, to znów znika. Biedny chłopak, jeżeli tak przeważnie wygląda jego praca, Baba szczerze mu współczuje. Czy mieli gwarancję urlopu? Nie jest pewien, umowy nie czytał dokładnie. Ale taki Dante powinien móc z takowego skorzystać co jakiś czas.
____Wreszcie znów się zjawia, a tym razem postanawia zabrać kota ze sobą. Ten nie może być bardziej ucieszony.
____W pokoju Dantego, Baba obdarowany zostaje po raz kolejny. Tyle że w tym przypadku podarek jest jednym z tych wyjątkowych. Garnitur wyciąga z czarnej torby zabezpieczającej z wielkim namaszczeniem, ogląda z podziwem przez dłuższą chwilę, aż w końcu idąc w ślad za szatynem, ściąga z siebie odzienie i nakłada po kolei uprasowane w kant spodnie, elegancką koszulę, szykowną kamizelkę na wierzch. Ze zdumieniem przegląda się w lustrze, wszystko leży jak ulał.
____Ale na tym nie koniec, uzupełnienie stroju stanowi mucha, z której zawiązaniem Baba nigdy by sobie nie poradził, gdyby nie uprzejmość bardziej doświadczonego mężczyzny. Pierwsza próba nieudana, więc Baba postawiony zostaje przed lustrem. Chłopak ustawia się za nim, na tyle blisko, by móc swobodnie manewrować rękami przełożonymi przed wyprostowanego kota. Ten niemalże czuje jego oddech na swoim karku. Ale jedyne, na co może się w tej chwili zdobyć, to śledzenie wzrokiem sprawnych ruchów. Wkrótce pięknie zawiązana muszka zdobi szyję.
____Dziękuję, Dante. — mówi, odwracając się ku niemu, bo tak jakoś nagle jego odbicie znika w lustrze zza jego pleców. Okazuje się, że chłopak zajęty jest wiązaniem własnej muchy. Baba przygląda się przez chwilę jego postaci, pozytywne wrażenie zaburza drobnostka, którą należy sprawdzić przed udaniem się na przyjęcie. — Zaczekaj…
____Podchodzi do niego, wyciąga ręce ku śnieżnobiałej koszuli, wygładza i obserwuje rząd guzików. Nie zdawało mu się, guziki faktycznie są źle zapięte, chłopak być może z powodu roztargnienia pominął jeden z nich, przez co koszula z jednej strony wydaje się dłuższa. To z kolei jest powodem trudności w zawiązaniu muchy, ponieważ krzywy jest sam kołnierzyk.
____Nie wdając się w zbędne tłumaczenie, jednym sprawnym ruchem wyciąga koszulę ze spodni, rozpina kamizelkę i odrzuca na bok jej poły, dopiero wtedy odpina wszystkie guziki koszuli, od dołu zaczynając. Palce Baby raz czy dwa niechcący muskają tors Dantego. Każde muśnięcie opuszkiem o nagą skórę wywołuje tajemnicze, elektryzujące impulsy, biegnące od końca palców po dolną część podbrzusza i naraz robi mu się dziwnie gorąco, jakby ktoś przypadkowo podkręcił temperaturę w pomieszczeniu. Do głowy napływają coraz to dziwniejsze pomysły, którym z każdą minutą ciężej jest się oprzeć. Cudownie byłoby trochę dłużej muskać tę miękką skórę. Ciekawe jakby prezentował się tors, częściowo okryty marynarką. Sprawiłoby mi przyjemność zrzucenie górnej części odzieży w całości. Chciałbym rysować niezliczone ścieżki własnym językiem na jego ciele. Ignorując syrenie śpiewy we własnej głowie, nie przerywa zajęcia, napędzany determinacją oraz resztką woli. W końcu chce pomóc, a nie zaszkodzić, tak to sobie tłumaczy.
____Ostatni guzik opuszcza nie swoją dziurkę, Baba waha się, zapinać je czy nie? W drżące palce lewej ręki chwyta za ostatni z przyszytych kółeczek z czterema otworami, przez które przechodzi biała nitka (czyli za ten dolny); palcami prawej ręki łapie za materiał w odpowiednim miejscu. Przygryza bezwiednie wargę, przekładając guzik przez właściwą dziurkę. Przez myśli przewijają się obrazy niedawnej bliskości, co jeszcze pogarsza wewnętrzny pożar. Czuje się tak, jakby brakowało mu tchu, serce łupie w piersi jak oszalałe. Co się z nim dzieje?
____Nie wiedzieć czemu, każdy kolejny spięty guzik ciągnie za sobą przysunięcie nosa do twarzy Dantego. Dotarłszy do kołnierzyka, białowłosy orientuję się, że jego usta są bliżej niż kiedykolwiek. Kuszą go. Nęcą. Wystarczyłoby się nachylić i już by je miał! Na chwilę na własność. Przecież wystarczy tak niewiele. Jeden ruch, jedno zaciśnięcie rąk na materiale koszuli, jedno przyciągnięcie go do siebie. Baba spuszcza wzrok na własne dłonie. Drżą jak u chorego i kleją się od potu. Z jakiegoś powodu wciąż trzyma je przy kołnierzu.
____Ogień jest nie do wytrzymania. Nie da rady!...
____Oh, bogowie.
____Teraz dobrze… — stwierdza szeptem, wygładza powoli zmarszczenia tworzące się na klatce piersiowej.
____Nie odsuwa się ani na milimetr. Nieśmiało podnosi wzrok i wbija go w szmaragdowe tęczówki. Czeka, chyba. Tylko na co?
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Wto Lis 16, 2021 7:10 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Powątpiewanie w umiejętności organizacyjne Dantego było bardzo nie na miejscu. On, jako dzierżący magiczny klucz umożliwiający mu wejście do każdego zakamarka pociągu, jednocześnie otwierał przed sobą możliwości czerpania z magicznych pokładów mocy samego składu. Istniały tutaj bowiem pomieszczenia w których logika nie istniała, zamiast tego miały one służyć personelowi aby prezentował się i czuł nienaganne. Czy kociak serio myślał, że ubrania które miał na sobie po pierwszej przemianie oraz te które czekały na niego w szafie, w pokoju do którego on nadal go nie zaprowadził, pojawiły się tam przypadkiem? Otóż nie, wszystko było zaplanowane, przemyślane i dokładnie przetestowane!
       W chwili więc gdy Baba wątpił, on uśmiechnął się łobuzersko, a gdy znaleźli się w jego pokoju i kot mógł wreszcie rozpakować swój mały „prezent”, grymas ten zmienił się w przepełniony wyższością, wygraną, zwycięstwem. On by go okłamał? A w życiu! Zamiast tego dbał o najdrobniejszy szczegół i komfort swoich podwładnych co pokazał również pomagając mu wszystko założyć tak żeby było wygodnie i elegancko.
       - Ależ proszę Baba. Będziesz wyglądał w tym perfekcyjnie! – Zapewnił nie wiedząc w którym momencie sam strzelił drobne przeinaczenie i nie trafiając w odpowiednią dziurkę zapiął krzywo koszulę. Co gorsza, ani się nie zorientował! Dopiero nierówna walka z muszą i delikatnie rozczulone spojrzenie Baby kazało się mu zatrzymać i zastanowić. Spojrzał w dół i unosząc podejrzliwie obie brwi westchnął z niedowierzaniem, chcąc samemu się tym zająć. Nie zdążył. Zamiast tego jak zaczarowany zamarł w miejscu i śledząc swojego bohatera otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
       Pierwszy oddech, ciężki i nienaturalnie krótki wyrwał się mu przez nos. Dopiero drugi uciekł przez lekko rozchylone usta dając upust gorącu jakie nagle poczuł. Baba rozpiął go do naga, pozbawił go kamizelki i koszuli odkrywając przed spojrzeniem kocich oczu umięśnioną sylwetkę o przyjemnie opalonej karnacji. Nie powstrzymywał go. Jak zahipnotyzowany obserwował sprawne długie palce zakończone idealnymi paznokciami jak te z łatwością operują między dziurką a guzikiem. Czarująco zawstydzające. Nadal jednak stał, nic nie mówił. Gdy Baba chcąc bądź nie przejechał opuszkami palców bezpośrednio po jego skórze obsypał go deszcz dreszczy. Spiął się lekko, jego mięśnie zostały mocniej zarysowane po to by ponownie po chwili się rozluźnił. Jeszcze raz. Kolejny dotyk był już bardziej spodziewany, niemniej równie elektryzujący. Jego wzrok na moment się uniósł. Miał lekko zwieszoną głowę żeby przyglądać się poczynaniom białowłosego ale gdy połasił się o zerknięcie w jego oczy – były cudowne, skupione i z dziwnymi ognikami palącymi się aż głęboko do serca. Ponownie go przeleciała fala palącego ciepłą i lodowatego dotyku.
       Chwila w której zaczął zapinać guziki była tą w której on stracił poczucie niepewności. Nic się nie wydarzyło, nic nie zrobili, nie poczuł się tym urażony. Zamiast tego jego serce znowu zaczęło walić jak oszalałe, jak młot w kuźni czego kompletnie nie rozumiał. Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Przyłożone wilgotne usta do jego szyi które go podnieciły były czymś złym, tymczasem potraktowanie go z takim zainteresowaniem i troską niezwykle go ucieszyło, ogrzało go. A przecież czyny te można by do siebie mocno porównać! Nie, to nie miało sensu. Baba nie miał sensu.
       Gdy jego wzrok, nie oderwany od dłuższej chwili od jego pięknych tęczówek, natrafił na nieco zaskoczone spojrzenie kota który chyba nie był świadom w jakiej sytuacji się znajdował, wywołał na jego ustach uśmiech. Byli tak blisko. Zerknął na jego usta, rozchylone i lekko oblizane przez które uciekały ciężkie oddechy. Uśmiechnął się do niego zadowolony. Unosząc dłonie poczuł jak palce mu drżą. Nie powstrzymał się jednak i wędrując w górę po materiale – chociaż nie tak dokładnie – sprawdzał czy jego skóra była równie ciepła i miękka. Wiedział, że była. Sam jej już miał okazję dotknąć co nie zmieniało faktu, że teraz by sobie odmówił.
       Mocno zarysowana żuchwa, policzki obsypane pojedynczymi pieprzykami, idealne kości policzkowe nadające mu animuszu, delikatnie zatarty nosek, czarna obwódka oczu obecnie lekko pociemniałych od emocji. Cały jego wygląd kazał go kochać od pierwszego wejrzenia, dawać szanse o ogromnych pokładach cierpliwości, prowadzić go przez nieznane i cieszyć się z szybko osiąganych efektów. Dawno nie spotkał, nie… nigdy nie spotkał osoby która by swoją aparycją wzbudzała taką sympatię i zaufanie. Miał nadzieję, że z tym daleko zajdzie.
       Pogładził go palcami po policzkach, zaczesał niesforny kosmyk za ucho i obdarował uśmiechem którego na jego twarzy prawie się nie spotykało: ciepłym, wyrażającym to jak wiele ten moment znaczył dla niego jako osoby, nie przełożonego. Przytrzymał go tak jak stał, przechylił lekko głowę w bok i się jeszcze odrobinę zbliżył.
       - Och Baba. – Spojrzał mu w oczy. – Jak ja Ci pobłażam. – Przyznał prawie już dotykając jego ust, w ostatnim momencie zmieniając drogę do nich po to by jego wargi dotknęły jego czoła. Tam przytrzymał je odrobinę dłużej, cały czas dotykając dłońmi jego policzków. Cmoknął go raz, odsunął się ale zaraz… cmoknął go jeszcze raz. Dopiero po tym wyprostował się, nieco się odsunął i uśmiechnął flirciarsko.
       - Dziękuję za pomoc. Wracajmy na salę. Bal zaraz się zacznie.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Sro Lis 17, 2021 11:01 pm}

_
_
B  A  B  A

____Chaos. Szaleje w jego wnętrzu. Czy tak właśnie wygląda? Czy takie spustoszenie sieje?
____Palce przesuwające się ku górze jego koszuli zostawiają za sobą wrażenie ognistych smug. Skóra pali tak mocno, że Baba dziwi się, jakim cudem ubranie nie zajmują pomarańczowo-czerwone języki oraz dlaczego nie zmieniają go w kupkę popiołu u stóp piekielnie przystojnego konduktora. Przecież to całkiem logiczne.
____W przypadku ludzkich uczuć kotłujących się w środku nic nie jest logiczne, nachodzi go myśl. Zgadza się z nią, bo uważa za zadanie niemożliwe zaakceptowanie i poradzenie sobie ze wszystkimi emocjami.
____Nie chce odrywać wzroku od cudownie zielonych okien duszy. Wygląda przez nie, najpierw nieśmiało, później pewnie i z nadzieją, że zamiast ciemności ujrzy coś więcej. Na policzkach czuje czyjś dotyk. Czy to Dante gładzi jego twarz palcami? Jego oczy hipnotyzują, nie może oderwać od nich wzroku, by sprawdzić, co się dzieje, przynajmniej teraz.
____Chłopak zbliża się jeszcze bardziej. Baba nie mruga, obawiając się, że jeżeli to uczyni, zniknie i chłopak, i pokój, w którym wciąż się znajdywali, i cały wagon, i sam pociąg. A on zmieni się w kremowego kota, wróci miejsca, skąd przybył.
____Czy to teraz? Czy tak to przebiega? Czy ich wargi złączą się w pocałunku? Serce zamiera na moment. Na to właśnie czeka? Na muśnięcie czyichś warg o swe własne?
____W kącikach oczu zbierają się łzy, ale to wynik zaprzestania ich zamykania. Dante mówi coś, lecz biedny Baba nic z tego nie rozumie. Nie wytrzyma, musi mrugnąć! Ale! Jeżeli zamruga, wszystko straci.
____Mruga i… Miękkie usta dotykają jego czoła — nie ust. Kot stoi, jak stał, skonsternowany. Duma nad tym, co się właśnie stało.
____Dante odsuwa się, posyła mu szelmowski uśmiech. Baba, ogłupiały, odpowiada tym samym.
____Tak… wracajmy na salę… — mówi, ale słowa jakby nie są jego.
____Zdecydowanie za dużo na przetrawienie w przeciągu kilku sekund, a do tego głowa zapełniona wizjami nadchodzących godzin. Aby dobrze się nad całym tym zajściem zastanowić, musi poczekać do nocy. W nocy będzie miał i spokój, i ciszę, i przede wszystkim czas. Wróci do tej chwili we wspomnieniach i znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie powoli się rodzą.
____Konduktor oraz jego towarzysz kot opuszczają sypialnię pierwszego z nich. Korytarz wiedzie ich w jedyne miejsce, w którym Baba nie chce z początku przebywać. Jednak to, co widzi za drzwiami do sali bankietowej zupełnie odmienia jego nastawienie.
____Ileż jeszcze razy przyjdzie mu oniemieć w szczerym zachwycie nad wyglądem pomieszczenia, stanowiącego integralną całość Międzywymiarowego Ekspresu? Odpowiedzi można się domyślać — niespodzianki nigdy się nie skończą, jak pociąg długi i szeroki.
____Stoi zmrożony, oglądając z zainteresowaniem wspaniałości wielkiej sali na planie prostokąta. Pomieszczenie jest dłuższe oraz szersze niż standardowe wagony, przedzielone w połowie na dwie części — na tę biesiadną z mnóstwem stolików, barem oraz szwedzkim stołem po bokach, do której prowadzi główne wejście; a także na bankietową, gdzie znajduje się starannie wypastowany parkiet, kończący się półkolistym podestem, miejscem zajmowanym wyłącznie przez członków orkiestry.
____Niebieskie ściany pokrywają pozłacane ornamenty z prawdopodobnie drewnianych listew, a także rzeźbione kolumny w stylu jońskim, z pomalowanymi na zgaszoną czerwień trzonami oraz ociekającymi w złoto kapitelami. W dalszej części sali takie same kolumny podpierają balkon z białą balustradą, na który dostać się można wyłącznie przez spiralne schody po prawej i lewej stronie. Tam, oprócz wazonów na stojakach obfitujących głównie we frezje i tulipany, znajdują się też ażurowe parawany z prześwitującymi zasłonkami, odgradzające od siebie pikowane szezlongi oraz pufy, gdzie goście mogą udać się na krótki odpoczynek w razie potrzeby albo… w celach wymagających intymnej atmosfery.
____Z sufitu zwisają biało-różowo-złoto-zielone girlandy, z których na parkiet i stoły sypią się płatki róż, pełników lub peonii, czy liście salalu i eukaliptusa. Girlandy wiją się także między szczebelkami barierek, niektórych kolumn, dzięki czemu salę otacza przyjemny, kwiatowo-eukaliptusowy zapach, jedyna mieszanka zdolna zamaskować odór niektórych potraw, bądź kilkorga odrażających osobników, w tym samego gospodarza.
____Okna imponujących rozmiarów pokryte są w całości witrażem z geometrycznym wzorem, a wpadające przez nie światło barwi posadzkę milionem kolorów. Sceneria jest iście baśniowa, idealnie na maskaradę, a ta właśnie ma odbyć się w tej sali za zaledwie kilka minut.
____Pierwszy oczywiście pojawia się Baron, autor całego tego zamieszania, w złotym stroju szlachcica z bufiastymi rękawami i haftowanym słońcem na piersi, w długiej do ziemi, bladozłotej pelerynie, również pokrytej po wewnętrznej stronie ornamentacyjnym haftem oraz w koronie, która kotu kojarzy się z promieniami słońca, za którą wetknięto trzy pomarańczowe pióra-olbrzymy. Górną część twarzy zasłania bogato zdobiona maska o finezyjnym kształcie, lecz zdaniem Baby, w ogóle nie utrudnia ona identyfikacji. Wszystko przez posturę, ten obrzydliwy kieł w kąciku ust, pokryty bąblami ze śliny.
____Białowłosy nie wpatruje się w ogra zbyt długo, boi się, że takim zachowaniem zwabi go do siebie, narazi się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Bardzo chce uniknąć jakichkolwiek interakcji z tym… z tym… ah! Wiedziony narastającą paniką, chowa za plecami Aarona, sommeliera, do którego powiódł go wcześniej właściciel gorączkowo wyglądanej znajomej czupryny, bezskutecznie. Po Dantem ani widu, ani słychu. Po plecach Baby przebiega dreszcz grozy.
____Wszystko będzie dobrze, Babo. — Jakby wyczuwając mrożący krew w żyłach strach, Aaron odwraca się twarzą do swojego nowego pomocnika. — Nikt cię tu nie da skrzywdzić, zwłaszcza Dante i ja.
____Niewielkie to pocieszenie. Ale jedyne, jakie ktoś mu oferuje. Mężczyzna po chwili dodaje:
____Tu będziesz pracował tej nocy. Tam są czyste ściereczki do szkieł.
____Po szybkiej prezentacji, co i jak, otrzymuje zgodę na rozpoczęcie pracy.
____Aaron poza Babą ma jeszcze kilkoro pomocników do obsługi baru, lecz wyłącznie jeden spośród nich jest uprawniony do nalewania trunków, wśród których dominują wszystkie odcienie złota i czerwieni, do wypolerowanych na błysk naczyń. Reszta to ledwie amatorzy sztuki barmańskiej, myją dokładnie pokale, kieliszki, kielonki oraz czarki, wycierają je do sucha, a następnie polerują. To ostanie należy do zadań kota, wyposażonego w armię idealnie białych ściereczek. Musi co jakiś czas je wymieniać, by nie pozostawiać na szkle nieestetycznych smug. Praca nie jest wymagająca, ale trzeba kontrolować, czy aby na pewno nie ma żadnych śladów, toteż Baba dysponuje sporą ilością czasu na przyglądanie się rzeszy zamaskowanych gości, a także na śledzenie ścieżek Dantego, lawirującego wśród nich.
____Jak do tej pory wszystko idzie gładko. Żaden z gości nie skarży się na niedokładnie umyty kielich, nikt też nie urządza burd na sali, ani nie naprzykrza się pracownikom pociągu. Pary tańczą chętnie na parkiecie do żywej muzyki, część towarzystwa prowadzi konwersacje przy stolikach, napełniając brzuchy, inni suną po pomieszczeniu jak duchy, z trunkiem w ręce, czasem tylko zatrzymując się obok zgromadzonych w niewielkich kręgach, przysłuchując się rozmowom, wymieniając zdanie czy dwa, a potem powracającym do pierwotnej pielgrzymki, dopóki nie nawinie się kolejna grupa.
____Jednak sielanka nie może trwać wiecznie. I chyba każdy jest na to mentalnie przygotowany. Każdy, z wyjątkiem Baby. Zbyt duża ilość alkoholu działa na zgromadzonych pobudzająco, zaczynają się pierwsze zgrzyty na gruncie obsługa-goście. Ci drudzy są święcie przekonani o pełnej dostępności tych pierwszych w sprawach wykraczających poza ich regularny zakres obowiązków. Aaron łypie niespokojnie znad trzymanej butelki, z której do kryształowego naczynia przelewa odpowiednią ilość płynu wysokoprocentowego, na mężczyznach i kobietach, ustawionych w szerokim półkolu na parkiecie.
____Baba podąża za jego wzrokiem, lecz sam nie zauważa niepokojących sygnałów, nie domyśla się nawet, jak nikczemne myśli krążą po głowach co poniektórym, zajętym podziwianiem zmysłowego występu jedenastki dziewcząt. Przedstawienie ma w sobie coś z burleski. Baba pierwszy raz ma do czynienia z czymś takim, podobnież paru gości.
____I nagle, z parkietu dobiega go kobiecy krzyk. Jedna z tańczących dziewczyn zostaje porwana ze swojego miejsca, ktoś rzucił nią w kierunku rozochoconego widowiskiem tłumu. Chętni podają ją sobie jak jakąś rzecz, zupełnie ignorując jej protesty. Dotykają jej, czasem zasypują jej szyję i twarz pocałunkami, próbują zedrzeć z niej ubranie. Babie obsuwa się ręka, a polerowany dotąd pokal ląduje z trzaskiem na marmurowym blacie. Rozbija się na tysiąc drobnych kawałeczków. Ale nikt nie reaguje, nawet Aaron, jest zbyt zajęty ciskaniem piorunów w osoby zaaferowane nową zabawą.
____Fiołkowe oczy przesłania nagle szklista powłoka. Nie jest wcale bezpieczny. Nikt nie jest bezpieczny wśród tych łajdaków.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Sob Lis 20, 2021 12:44 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Bal w pięknie wystrojonej Sali rozpoczął się bardzo spokojnie. Goście odziani w piękne, bogato zdobione szaty napływali ze swych wagonów bądź komnat rozglądając się z żywym zainteresowaniem dla tego co Baron dla nich przygotował. Gdyby tylko mieli choć odrobinę siły, kręgosłupów moralnych i patrzyli przez coś więcej niż pryzmat pieniędzy może zrozumieliby jak mocno zachowanie to było niestosowne, nieludzkie. Podjuszali bowiem ego największego potwora jaki raczył stąpać po Ekspresie co napawało Dantego zwyczajnym obrzydzeniem. Nie znaczyło to oczywiście, że z jego ust schodził sztuczny, uprzejmy uśmiech, a kłaniając się poszczególnym jegomościom dopinał wszystko na ostatni guzik. Kuchnia była gotowa na wydawanie posiłków, orkiestra czekała jedynie na znak aby rozpocząć snucie aksamitnych dźwięków, Aaron również dał mu znać, że indywidualne zamówienia gości na alkohol będą realizowane w tempie natychmiastowym, mogli więc zaczynać.
       Bankiet rozpoczął się płomienną przemową Barona, który to z całego serca dziękując wszystkim za stawienie się, coś plótł o cnotach kształtujących charakter każdego szlachcica. Dante stojąc obecnie tyłem do Sali, niewidziany przez kogokolwiek, teatralnie przewrócił oczami nie mogąc słuchać takiego pierdolenia. Tak, oczywiście. Cnoty nakazujące gwałcić, molestować i bić każdego kto nie miał w sobie błękitnej krwi. Nic tylko wyrzucać takich pod koła pociągu. Niemniej on był oazą spokoju. Wystarczyło rzucić spojrzenie w stronę skupionego na swojej pracy Baby by uśmiech goszczący na jego ustach nabrał szczerego wyrazu. Co z tym chłopakiem było nie tak? Dlaczego tak go do niego ciągnęło? Dlaczego mimo zrządzenia losu jakim była wspólna praca cały dzień on czuł się nienasycony jego towarzystwem? Jakby znaczył dla niego więcej niż mógłby po tak krótkim czasie znajomości! Pokręcił głową z niedowierzaniem dla własnej głupoty. I jeszcze to co działo się za każdym razem za zamkniętymi drzwiami. Bezwstydnicy! Nigdy nie powinno się wydarzyć, a jednak mimo swoich słów – jego myśli przeczyły logice.
       Nie miał czasu się nad tym rozwodzić dłużej. Zawołany skinieniem dłoni przez Barona kiwnął głową po czym dał odpowiednie sygnały. W pierwszej kolejności kuchnia. Potrawy niesione przez magiczne moce, lewitujące półmiski, i częściowo podawane przez kelnerów zaczęły zapełniać stoły. Kolejny był Aaron. Wina, piwo i nalewki. Kolorowe drinki na wódce najwyższej jakości zaczęły wypełniać kielichy gości. Kolejny punkt odhaczony. Wyciągając dłoń nieco w górę pokręcił palcem wskazującym dookoła, biegając od baru po wejście do Sali jadalnej, wtem witraże w oknach zawibrowały od pierwszych dźwięków instrumentów. Zaczęło się, a on wziął uspokajający oddech. Byleby było spokojnie.
       I o dziwo, było! Przynajmniej przez pierwsze godziny.
       Na kilka dłuższych chwil znikając na zapleczu skontrolował jak wszystkim idzie. Przygotowywany występ burleski właśnie wchodził na scenę, a on jedynie uśmiechał się do mijanych dziewczyn w głowie mając ogromną nadzieję, że nic się nie stanie. Artystki były specjalnym życzeniem Barona, który przecież takie fatałaszki uwielbiał co go mocno martwiło. Niemniej, żadnego czarno wróżenia! Sprawdził jeszcze jak tam kuchnia, zaniósł do Aarona skrzynkę kolorowej wódki po czym wzorkiem, mimochodem odnalazł przerażonego Babę. Zmarszczył brwi. Co? Dlaczego? Chciał do niego podejść, pogłaskać go po plecach jednak jego oczy szybko zauważyły to na co kocur patrzył. W przeciwieństwie jednak do samego Baby, w nim się zagotowało.
       Cholera no! Znowu!
       Nie, nie, nie! Nie tym razem!
       Szybkim krokiem podchodząc do wiwatującego tłumu, na widok mężczyzny szarpiącego jedną z dziewczyn spotkał się z pierwszą przeszkodą jaką była ściana nie do przedarcia się. Warknął i wykorzystując fakt, że był zwyczajnie niższy od większości tych istot zaczął się przedzierać mocno wbijając łokcie w awanturników, należało im się. W ten sposób znalazł się gdzieś w środku zbiegowiska, idealnie żeby przyszła jego kolej na obmacywanie dziewczyny. Porwał ją od razu w ramiona, spotkał się z nią spojrzeniem, a gdy tylko go rozpoznała przytulił ją mocno do siebie odsuwając namolne ręce upitych facetów, jednocześnie pozwolił się jej przytulić pod rozpiętą marynarką.
       - Szanowni Państwo, proszę o spokój. – Krzyknął rzucając ostre spojrzenia i powoli kierując się w stronę wyjścia z tego tłumu chciał odprowadzić dziewczynę na scenę. Tam powinna już bezpiecznie dotrzeć za kulisy.
       - Ty robalu, co Ty sobie… – Warknął Baron na co on nie mogąc już wytrzymać czary Gorczyny która się w nim przelała, odwrócił się chowając dziewczynę za plecami.
       - JA?! Co JA sobie wyobrażam?! A co WY, parszywe gnoje wyprawiacie?! Czy ktoś dał przykaz na takie traktowanie artystów, obsługi?! – Zapytał sprawiając, że ogr lekko się zmieszał. Nie spodziewał się z jego strony pyskówki.
       - Szanowni Państwo! Proszę się rozejść, podamy zaraz drinki! – Dante nie wiedział kiedy koło niego wyrosła Nika ale nie protestował z jej słowami. Mierzył ogra spojrzeniem które gdyby tylko mogło, rozpłatałoby jego wielkie cielsko na tysiąc drobnych kawałków zaśmiecając idealnie wypastowany parkiet.
       - Możesz się już pożegnać z tą robotą. – Zarechotał ogr zachęcając do umoczenia ust całe zbiegowisko, dodając zaraz wbrew woli Dantego, że wszystkie panienki ze sceny będą ssały kutasy wszystkich chętnych. W szatynie się gotowało, aż mu para uszami wychodziła.
       - Dante. – Jej głos nie był upominający, raczej go pytała.
       - Natychmiast. – Oświadczył po to by jego wzrok najpierw padł na oczy kobiety, później obydwoje spojrzeli na Aarona. Nie trzeba było więcej mówić.
       - Baba, podawaj wszystkie szkła które mamy. Raz, raz kochani, robimy „krwawy świt”. – Pogonił obsługę podlegającą tego wieczora jemu samemu podchodząc do skrzynki z alkoholem. Tam wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki sporą piersiówkę i nalewając spore ilości płynu do poszczególnych partii, zerknął kontrolnie na Babę.
       - Baba, skocz proszę do kuchni i powiedz Finnowi, że podajemy „krwawy świt”. – Szepnął konspiracyjnie chociaż jego oczy lśniły niebywałą ekscytacją. Jeżeli tylko im wyjdzie dadzą ogromną nauczę tym którzy od tylu lat nimi gardzą. I nawet jeżeli staną przed samym Szefem, musieli spróbować zrealizować plan który Nika obmyśliła na wszelki wypadek.
       O co w tym całym poruszeniu chodziło? Dokładnie o to samo do czego posunęli się ratując Babę. Finn, Nika czy Aaron byli już długoletnimi pracownikami kolei i ilość niesprawiedliwości, okrucieństwa i przemocy jakiej doświadczyli ze strony „zamożnych i wpływowych” klientów była nie do opisania. Dlatego też w momencie gdy pojawił się Dante, przełożony który gotów był stawić czoła temu co miało tu od wielu lat miejsce, oni skłonni byli działać. Niecodziennie bowiem zdarzała się osoba dbająca o interes ich, pracowników. A teraz, gdy nadarzyła się tak wielka okazja, nie mieli zamiaru dłużej milczeć. Nawet jeżeli wylecą, jeżeli zmarnują swoją szansę, a ich dusze obumrą w ciałach zwierząt. Mieli tego serdecznie dosyć i ich szef powinien to zrozumieć. Jeżeli natomiast tego nie pojmie, będzie głupcem tak samo jak Ci możni.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Nie Lis 21, 2021 4:36 pm}

_
_
B  A  B  A

____Maleńkie białe płatki pełników oraz okrągławe szaroniebieskie listki eukaliptusa spadają z wolna z sufitu. Osadzają się cienką warstwą na zastygłym w bezruchu Babie jak wulkaniczny popiół. Istotnie białowłosego można potraktować w roli świadka erupcji, a zarazem jednego z ocalałych, tyle że w tym przypadku wybuch związany jest z nastrojami paskud w maskach, licznie uczestniczących w barbarzyńskiej hulance przeplatanej ich dzikimi śmiechami i stanowczymi odmowami ofiary.
____Kwietny śnieg pada na pobladłe tancerki, dyskretnie przesuwające się wężykiem ze środka sceny ku skąpanym w półmroku kulisom. Dziewczęta pragną rzucić się koleżance na pomoc, lecz świadomość tego, co mogłoby się stać, gdyby któraś wyrwała się z szyku skutecznie studzi ich szlachetne zamiary. Splatają ręce w mocnym uścisku, dodając sobie otuchy.
____Zbyt późno Baba orientuje się, kto zmierza im na ratunek.
____Dantemu udaje się przechwycić porwaną w trakcie występu dziewczynę, otacza ją szczelnie ramieniem, a drugą ręką przegania rozłoszczonych mężczyzn, których ominęła kolejka. Przesuwa się krok po kroku bliżej reszty artystek, wykrzykując uprzejme prośby o spokój.
____Lecz wszyscy pozostają głusi na jego wezwania. Pragną zaspokoić swoje rządze, położyć łapska na delikatnej skórze, zbezcześcić ją i sprawić, by już tak gładka nie była. Rozbudzoną zmysłowym występem, a potem zapowiedzią obcowania z ideałem wyobraźnię trudno poskromić.
____Baba słyszy krzyk. Kolejny już. Ten nie jest zdecydowanym sprzeciwem ani błaganiem o litość, ni podszytą agresją próbą przywołania wszystkich do porządku. To konduktor wrzeszczy. Wrzeszczy pytania, których nigdy głośno nie powinien wypowiedzieć. Zwłaszcza przy Baronie. Szczególnie wtedy, kiedy Barona otaczali inni ludzie, jego znajomi, może nawet przyjaciele — jeżeli osobnik jego pokroju takowych posiada...
____Nie… — szepcze. Zaciska rękę na ściereczce, mocno wbija w nią idealnie zaokrąglone paznokcie.
____Już ma odbić się na palcach, by przeskoczyć marmurowy blat baru, a później pędzić przez stado gapiów, przebić się przez nich wprost w samo serce zamieszania, do kipiącego złością Dantego, do dziewczyny przyciskającej policzek do jego piersi, ukrytej w marynarce jak niedawno on sam, do Niki odważnie stojącej przed zgrają wściekłych gości. Nim zdążył wcielić lekkomyślny plan w życie, ktoś — Aaron — chwyta go za kołnierz koszuli tak mocno, że prawie go dusi.
____Jedno spojrzenie na Dantego i Nikę wystarcza Aaronowi. Wie doskonale, co należy zrobić.
____Baba, podawaj wszystkie szkła, które mamy. — Komenda jest krótka i treściwa, a jednak sommelier nie ma wątpliwości, że skonsternowany jego błyskawiczną interwencją chłopak wykona ją bez problemu. Klaska w dłonie na resztę pomocników: — Raz, raz, kochani, robimy „krwawy świt”.
____I faktycznie, jakkolwiek Baba zaskoczony by nie był, wykonanie polecenia nie stanowi kłopotów. Wyciąga na blat każde naczynie w zasięgu rąk, jedno obok drugiego, nie zwracając większej uwagi na to, czy jest to czarka, kielich, kusztyk czy pokal, szklanka albo kieliszek. Jak wszystkie, to wszystkie.
____Baba, skocz proszę do kuchni i powiedz Finnowi, że podajemy „krwawy świt”. — Baba przechyla lekko głowę w bok, próbując zrozumieć dlaczego tym razem Aaron szepcze. Mężczyznę nieco irytuje niemrawość kota, więc potrząsa nim, chwyciwszy go za ramiona: — Nie mamy czasu!
____Nie rozumiem! Jak „krwawy świt” ma cokolwiek załatwić? — Emocje buzować zaczynają także i w nim. Chwyta za trzymające go dłonie i odrzuca ze złością. — Chcesz im dać więcej alkoholu, Aaronie? To bez sensu! Alkohol tylko ich rozjuszy!
____Dante ci nie wytłumaczył? — ściąga brwi. — Mniejsza z tym, może później to zrobi. Jeżeli naprawdę chcesz się na coś przydać, rób co ci mówię albo odejdź i nie przeszkadzaj. Naprawdę nie mamy teraz czasu na twoje deliberacje!
____Baba czuje się urażony, ale zamiast odpyskować, zaciska zęby i wymija tłoczących się za barem ludzi, rozpychając się łokciami. Oczywiście, że pragnie pomóc. Ale co dobrego miałoby niby przynieść rozpijanie i tak już podpitego towarzystwa? Nawet jeżeli trunki złagodzą zaistniały konflikt, to rozwiązanie jest jedynie na chwilę. Potem kolejny napędzany płynną odwagą kogucik wpadnie na świetny pomysł. I następny. Pytanie, kto wtedy będzie na tyle silny, by odgonić plugawe łapska od usługujących?
____Finn? — woła Baba, ledwie otworzywszy drzwi kuchni. — Finn!
____Oblana potem twarz wyłania się zza drzwi do spiżarni, gdzie trzymane są świeże warzywa i owoce. Czarne pukle spięte są w wysoki kucyk, czoło opasa szeroka chustka wiązana z tyłu głowy. Chłopak ma podkrążone oczy, lecz wciąż bystre spojrzenie.
____Baba? — dziwi się szef kuchni. — Co jest?
____Podajemy „krwawy świt”.
____Baba może przysiąc, że w obliczu Finna coś się zmieniło. Na chwilę, ale jednak. Ubrany w biały fartuch szef znika na moment w spiżarni, gdzie pospiesznie odstawia skrzynkę z cebulą, a potem wyłania się z niej i pędzi nie zwracając większej uwagi, niż jest to konieczne, na stojącego ze skrzyżowanymi na piersi rękami kota, do Quinn, zajętej mieszaniem zupy w garnku. Szepcze jej coś na ucho, na co ta tylko kiwa głową. Nie dzieje się nic więcej, dopóki Baba znajduje się w środku.
____Dziękuję, Babo, możesz wracać na salę.
____Aha, w porządku — zgrzyta zębami i wychodzi.
____Po dotarciu na salę białowłosy dostrzega, że pierwsze porcje „krwawego świtu” zdążyły już dotrzeć do poszczególnych gości. Ten widok wcale go nie cieszy. Dlaczego nikt nie jest w stanie pojąć, że więcej alkoholu to więcej nieprzyjemności?
____Przynajmniej artystki zdążyły opuścić scenę, wzdycha z ulgą. Teraz rozrywkę zapewnia wyłącznie orkiestra, przygrywająca skoczne melodie, zachęcające do chwili odpoczynku aniżeli do harcy na parkiecie.
____Baba wraca z naburmuszoną miną do baru, bo gdzieżby indziej miał się udać. Zręcznie mija grupki ludzi, pogrążonych w rozmowie, a także pojedyncze wolne elektrony z obawy, by nie zostać przez nikogo zaczepionym. Tylko tego brakuje, żeby napatoczył się na samego Barona i znów musiał przeżywać horror. Na szczęście żaden z czarnych scenariuszy nie spełnia się, a przy marmurowo-drewnianym stanowisku z napojami cichą rozmowę z Aaronem prowadzi nie kto inny jak Dante.
____Dante! — dopada go, chwyta za przedramię. Szybko przebiega po nim wzrokiem w poszukiwaniu śladów po niedawnym starciu z tłumem. Niczego niepokojącego oprócz trochę zbyt pomiętej koszuli nie widzi. — Błagam cię, zrób coś, przecież to szaleństwo. Nie możemy ich rozpijać, będzie jeszcze gorzej!
____Babo… — wzdycha ciężko sommelier, pochylając się nad kolejnym kieliszkiem. — Uwierz mi, to najlepsze, co możemy teraz zrobić.
____Baba nie słucha, wbija uporczywie fioletowe oczy w szmaragdowe kryształy z obsydianowoczarną szczeliną, w głębi której szuka prawdy. Czeka, aż konduktor coś powie, a może nawet wyjaśni, co się właściwie dzieje.
____Nie! Chcę pomóc, ale nie będę przykładać ręki do czegoś, z czym się nie zgadzam. Dante, proszę!…
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pon Lis 22, 2021 4:15 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Skoordynowana akcja wywołana przelaniem się czary goryczy wszystkich molestowanych pracowników nabierała rozpędu. I kto by pomyślał, że oni wszyscy się tak postawią? Dodatkowo, że znajdą tak wielu sojuszników w swojej sprawie! Gdyby ktoś kiedyś mu powiedział, że będzie w czymś takim prowodyrem, wyśmiałby. Obecnie jednak był tak mocno zdeterminowany, wybity z typowej równowagi i pozbawiony cierpliwości, że jego oczy gorzały wściekłością ale i chłodną kalkulacją. Nie zadzierało się z kimś kto miał dostęp do wielu luksusowych towarów. A ich Szef im nie odmawiał żeby mogli jak najlepiej gościć pasażerów. Ugoszczą ich jeszcze lepiej gdy tylko „krwawy świt” wypali ich gardła.
       Wzrok Barona który wlepiony był w jego osobę palił go niemiłosiernie. Odwrócił się na pięcie gdy odprowadził na scenę tancerkę i mierząc się z ogrem wzrokiem podszedł na jego wezwanie.
       - Będziesz dzisiaj gościem w moim wagonie. – Oświadczył, nie zapytał na co Dante ani drgnął. Jego mina była całkowicie nieprzenikniona, pozbawiona targających jego sercem emocji na co wywołał w potworze gardłowy śmiech. – Uwielbiam ścierać z waszych pięknych buziek to zacięcie, przekonanie, że cokolwiek znaczycie i możecie się stawiać. Wiesz ile jesteś wart? Tyle ile możesz z siebie dać. A mnie się daje absolutnie wszystko. Natomiast to czy Ty doświadczysz łaski przemyślę. Podpadłeś mi od pierwszego kroku i chętnie bym Cię zarżnął. – Mówił myśląc, że go przestraszy. Tymczasem Dante z przyjemnością obserwował jak całość wymyślnego drinka znika w jego gardle nie przejmując się. Niedoczekanie. Za to on głęboko przemyśli czy go nie wykastruje. Szczególnie, że magiczny wywar dolany do drinka zawierał końskie dawki wielu specyfików i jeżeli by się rzeczywiście o to połasił, ogr ani by się nie przebudził. Kusiło. Za to co zrobił Babie i wszystkim innym osobom na przełomie wielu lat.
       Nie skomentował szyderczego śmiechu i planów ogra, gdy tylko był zwolniony z konieczności wysłuchiwania prowadzonych przez niego monologów odszedł bardzo napiętym krokiem. W ten sposób dostał się za bar gdzie Aaron wydawał ostatnie z drinków. Odpowiednimi argumentami namówił absolutnie wszystkich do umoczenia swoich ust, nie było to trudne bo goście nastawieni byli tak na libacje jak i na ogrie. Paskudztwo aczkolwiek sommalier wydawał się niewzruszony i ze słodkim uśmiechem kontynuował swój obowiązek. Dante w tym momencie nieco się napawał. Przynajmniej do chwili w której mężczyzna do niego nie podszedł.
       - Nie jestem pewien czy robimy dobrze. – Zaczął nieco niepewnie, ze strachem nadziewając się na przepełnione zaangażowaniem spojrzenie przełożonego.
       - A ja owszem. Już mi zapowiedział, że ja byłbym następny. A kto wie ilu jemu podobnych tu jest i ile osób musielibyśmy na długie tygodnie spisać na straty, lub całkowicie stracić. – Wywołał w Aaronie wyraźne skrzywienie, a gdy jego wzrok powędrował na Nikę, Dante lekko cmoknął, że „ona mogłaby być następna, po nim.” Tyle wystarczyło by zapalić poczucie sprawiedliwości na nowo, gigantycznym płomieniem. To wywołało delikatny uśmiech zwycięstwa na ustach szatyna, a gdy usłyszał swoje imię, tak mocno nacechowane pretensją, olśniło go, że w plan wtajemniczył wszystkich poza tak mocno do niego przywiązanym Babą.
       - Tak? – Odwrócił się stając do niego twarzą, dzieliły ich zaledwie milimetry. Początkowo dał mówić samemu Aaronowi jedynie przyglądając się jak ten, zdenerwowany, zmotywowany do działania ale i przestraszony wpatruje się w jego oczy. Poczuł jak robi się mu przyjemnie ciepło na sercu, wyglądał niesamowicie taki zawzięty.
       - Z czym się nie zgadzasz, Babo? – Zapytał spokojnie, nie zauważając, że jego ręka wylądowała na klapie marynarki którą wygładził. Koniecznie musiał go koło siebie zatrzymać, móc uporczywie wpatrywać się w jego oczy. – Na uśpienie i zahipnotyzowanie całej tej oszalałej bandy? Na wszczepienie im fałszywego wspomnienia satysfakcji z zabawy? Na uchronienie wielu osób z obsługi, które nie dość silne uległyby namową i później żałowały? – Im dłużej mówił tym bliżej jego ucha był. Nie chciał żeby nieodpowiednie uszy to usłyszały. A gdy odwrócił głowę i jego usta musnęły koci policzek, pozwolił mu nieco się odsunąć i spojrzeć na siebie zdziwionym. Dopiero po chwili pociągnął go za marynarkę  do siebie i na ucho wyjaśnił mu – mocno pobieżnie – co oni robią.
       - Twój przykład pokazał mi jak wiele zła się dzieje gdy niektóre osoby przekraczają progi pociągu i jak wielki mam na to wpływ. Ja, nie zgodzę się na to żeby komukolwiek się cokolwiek stało, rozumiesz? Podajemy im silny czar, a Ty się przygotuj bo trzeba będzie ich wszystkich zataszczyć do swoich pokoi. – Szeptał przytrzymując jego twarz za policzek który lekko pogładził. Tym razem jednak nie było w tym żadnego podtekstu. Był wściekły ale mocno zatroskany jego stanem. Był zdeterminowany i nie cofnie się już przed podjęciem ostatnich kroków planu. – Wybacz, że Ci wcześniej nie powiedziałem ale to było tak nagłe… – Westchnął pocierając mu lekko ramiona i przez znaczące odchrząknięcie za plecami, zrobił krok do tyłu.
       - Możesz odejść, nikt Cię do niego nie zmusi. Mamy pół godziny.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pon Lis 22, 2021 9:46 pm}

_
_
B  A  B  A

____Grad precyzyjnych pytań studzi wewnętrzny sprzeciw oraz wszelkie inne emocje mu towarzyszące. Baba przygryza siekaczami wargę, chwilkę zaledwie, przeklinając w duchu własną porywczość. Czy spóźnione modlitwy do bogów o to, by ta cecha jego charakteru nie wpędziła go kiedyś do grobu, zostaną wysłuchane? Może tak.
____Oh... — I znowu to samo. Ileż jeszcze osób będzie zmuszonych do wyjaśnienia mu czegoś, na co sam byłby w stanie wpaść, gdyby tylko nie należał do tych, którzy nie słyną z cierpliwości. Skóra jeży mu się na karku, gdy policzek muskają usta Dantego. Odsuwa się nieznacznie. — To dlatego… zastygł tak nagle, bo odpłynął pod wpływem specyfiku dolanego do napoju, który mu wtedy podałeś.
____No tak, Babę oficjalnie można zaliczyć do grona idiotów. Tylko idiota nie zorientowałby się wcześniej, że wczorajsza akcja ratunkowa była doskonale zaplanowana, a nie dyktowana dobrym ułożeniem ciał niebieskich na nieboskłonie. Pod warunkiem oczywiście, że owy półgłówek uczestniczyłby w takowej. Trudno wymagać od kogoś niebędącego w środku zamieszania, aby doszedł do takich wniosków — starszy konduktor niczego nie podejrzewa, Baron też jakby w ogóle nie rozpamiętuje porwania ofiary z jego komnaty jeszcze przed jego całkowitym zaspokojeniem.
____Dante nie gniewa się na niego. Cierpliwie tłumaczy Babie, na czym polega ich zręczny podstęp. Nim tego się podjął, przyciągnął do siebie kota tak blisko, że patrzący na nich z oddali goście mogliby sądzić, iż są kochankami — wymieniającymi gorące obietnice spędzenia wspólnie nocy.
____Chyba nie myślisz, że cię tu z nimi zostawię, kiedy zostało jeszcze tyle do zrobienia... — Niepotrzebnie ściska ramię chłopaka, gdy ten robi krok w tył, popędzany wymownym przeczyszczeniem gardła.
____Widzi delikatny uśmiech, rysujący się w kącikach ust wciąż zwróconego do niego twarzą Dantego. Sam śle mu podobny. A potem chwyta za krawędź srebrnej tacy, ostatniej, która została na blacie. Baba nigdy nie miał okazji zabawić się w kelnera, ale jest pewien, że i w tej roli pójdzie mu świetnie. W końcu kelnera także cechować musi gracja i dobre poczucie równowagi, a któż jest w tym lepszy, jeśli nie kocur?
____Niewielu pracowników Ekspresu kręci się po sali bankietowej — to kolejny argument za tym, by to właśnie Baba dostarczył ostatnie porcje specjalnego drinka szóstce gości.
____Babo, chyba nie powinieneś…
____Dam radę.
____Aaron nie odzywa się więcej, malujące się na nowo zacięcie na posiniaczonej magią twarzy ostatecznie go przekonuje. Sommelier ściska mocniej czystą ściereczkę, zaczyna ścierać z blatu klejące się plamy „krwawego świtu”.
____Obstawiam, że Baron swoją porcję otrzymał jako jeden z pierwszych — tak nakazywałaby etykieta, ale dla pewności kocur woli zapytać. — Trójka przy orkiestrze, chowają się za filarem i o czymś gorączkowo rozprawiają, dwójka jest na balkonie, nie wiem czy to roztropne im przerywać akurat w tej chwili, lecz cóż, najwyżej zbiorę parę bęcków do kolekcji! I ostatni…?
____Na razie nie może namierzyć szóstego biesiadnika, paradującego bez kieliszka i bez wczesnych oznak upojenia mieszaniną środków nasennych oraz zaawansowaną płynną magią. Ale to nic, prędzej czy później go wyhaczy. I osobiście wręczy konia trojańskiego.
____Przed obejściem dziwnie opustoszałego baru w celu skierowania się w tłum zamaskowanych postaci, Babę zatrzymuje Dante. Przytula go, a położywszy rękę na jego karku, przyciąga do siebie i składa pocałunek z dobrym życzeniem (albo ochronnym zaklęciem) na odsłonięte czoło nowego konserwatora. Ten aż musi mocniej docisnąć do brzucha srebrną paterę.
____Dam radę — powtarza jak mantrę. — To ostatnie. Rozdam je i będzie po wszystkim.
____Niezupełnie. Trzeba jeszcze dopilnować, by wytaszczyć omdlałych do odpowiednich wagonów, posprzątać (znowu), wyprawić pozostałą resztkę pracowników bezpiecznie na spoczynek. Białowłosy prychnął wesoło, zdając sobie z tego sprawę. Szybko dodaje:
____Wiem, że na wydaniu tych drinków się nie skończy, znając ciebie. Ale, niestety, jesteśmy chwilowo na siebie skazani. Ja na ciebie, ty na mnie. Wciąż nie przydzieliłeś mi innego miejsca do spania.
____Wzrusza beztrosko ramionami i odchodzi z łobuzerskim grymasem. Do roboty. Raz jeszcze.
____Cholernie już późno.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Wto Lis 23, 2021 6:06 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Nie winił Baby. Absolutnie nie miał do niego żadnych pretensji bo fakt pominięcia go w objaśnieniach był błędem jego i tylko jego. Targany amokiem zemsty wolał dopracować sam proces niżeli zaprzątać głowę osoby, która jeszcze niedawno będąc ofiarą głównego powodu realizacji tego misternego planu mogła czuć się jeszcze nie na siłach. Tymczasem Baba po raz kolejny go zaskoczył i mocno zdeterminowany aby uniknąć niesprawiedliwości na świecie gotów był a i wszystko im popsuć. Byleby tylko ocalić kilka istnień. Słodki był chociaż nieco w zbyt gorącej wodzie kąpany co i jego nieco zdążyło uspokoić. Pośpiech nigdy nie był dobrym doradcom i obydwaj powinni poważnie ochłonąć. Czemu powinien służyć również dystans! Tylko, że ten jeden duży krok do tyłu był po prostu wyzwaniem.
       - Liczyłem na taką właśnie odpowiedź. – Uśmiechnął się podciągając do góry tylko jeden kącik ust. To wiele ułatwia jeżeli dołączy do nich jeszcze jeden silny sojusznik, a w momencie gdy właśnie ten niewinnie wyglądający chłopak z ranami bitewnymi na skórze postanowił zostać twarzą promującą ich akcję, jego zadowolenie jeszcze bardziej urosło.
       Obserwując jak Baba zabiera tacę, a Aaron przygotowuje ostatnie drinki, rzucił spojrzenie na salę upewniając się ile jeszcze osób muszą otumanić. Nie zostało tego wiele więc zaraz będą mogli przystąpić do kolejnej części planu. Jednocześnie miał nadzieję, że część możnych uda się zwyczajnie odprowadzić. Problemem jak zawsze pozostawał Baron który otrzymując bonus w postaci późniejszego kaca mordercy najpewniej zaraz im padnie. Koszmar taszczenia jego obrzydliwych zwłok do wagonu będzie mu się śnił po nocach ale szczęśliwie, mieli do dyspozycji chociaż jego klucz. Odetchnął więc głęboko, chciał ruszyć do kuchni żeby powiadomić Finna o tym na jakim etapie są gdy niepokój potrząsnął jego sercem. Jego oczy padły ponownie na jeden biały czerep, a gdy tylko go mijał żeby odebrać ostatnie specjały, złapał go w pasie lekko przyciągając do siebie.
       - Uważaj proszę na siebie. Uśmiechaj się i graj idiotę, trzymaj dystans. – Poinstruował go nie mogąc oprzeć się pokusie. Jedno kontrolne spojrzenie na Aarona i wiedział, że ma jedną jedyną szansę. Przytulił go gładząc delikatnie po karku po czym cmoknął go niepewnie, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, w czoło. Po tym, chyba tylko dla złagodzenia swojego zażenowania, wygładził mu ramiona marynarki i przepuścił żeby mógł zgarnąć wszystkie drinki. Przy tym lekko zgłupiał i rzucając mu spojrzenie znad ramienia zmarszczył nos rozbawiony.
       - Spryciarz. – Skwitował wychodząc zza baru i zmierzając do kuchni. Oczywiście, aż nie zniknął zza drzwiami oglądał się za siebie, a widząc prostą sylwetkę płynącą po parkiecie z tacą wypełnioną drinkami chwilowo przystanął podziwiając. Westchnął ciężko trzymając za niego kciuki po czym przekroczył próg kuchni będącej sztabem tajnych narad.
       - No i jak? – Zapytał nieco nerwowo Finn rzucając spojrzenia bandzie konserwatorów raczących się małymi przystaneczkami. Wśród nich Dante od razu wyłapał łobuzerski uśmiech Jerry’ego który chwilowo nieco go zmylił. Biorąc pod uwagę to jakie wartości wyznawał mężczyzna (dotyczące miłości i nieograniczonej fizyczności, spełnieniu), nie był pewien czy go wspiera czy osądza jego wieczne przebywanie z Babą. Mniejsza.
       - Kwestia kwadransa i będziemy mogli zaczynać. W pierwszej kolejności radzę wyłapywać osoby trzymające się na nogach, odprowadzamy wszystkich do ich komnat używając ich kluczy. Dopiero później zajmiemy się tymi którzy padli i samym Baronem.
       - Niesamowite, że to robimy… – Finn przetarł czoło w nerwowym ruchu na co Dante spojrzał na niego z ciepłym uśmiechem.
       - Nie musisz być w to zamieszany jeżeli…
       - Nawet nie kończ! Jest jedna siksa która mnie spoliczkowała bo jej podałem zimną zupę. Mam serdecznie dosyć tyranii plugawych szlachciców. – Żachnął się na co jego siostra z zaciętą miną zaczęła kiwać głową.
       - I klepania po tyłku za każdym razem jak się koło nich przechodzi. – Zawtórowała mu Quinn na co Dante spojrzał na nią ze współczującą nutą w tęczówkach.
       - Kiedyś było zupełnie inaczej. Kiedyś mieli do nas szacunek. Gdy się przyjęliśmy, staremu szefowi kuchni się wręcz kłaniano gdy wychodził na salę. Wszystko rozpoczął Baron i to jemu powinno się najbardziej oberwać. – Dodał na co większość, szczególnie starszego stażem zbiorowiska, zaczęła kiwać głową sącząc kilkuminutowe wspomnienia dotyczące wcześniejszych lat służby. Sam Dante uśmiechnął się do nich lekko po czym musiał rozmasować nasadę nosa. Powoli zaczynała go boleć głowa.
       - Na razie walczmy tak żeby nie zmieniać poczucia ich wygranej. Gdy to nie wystarczy wymyślę coś innego. Tymczasem, czas powoli upływa, zbierajmy się. – Oświadczył klaszcząc jednorazowo w dłonie po czym sam się poprawił i ruszył w stronę Sali, prowadząc swoją małą armię rozgoryczonych podwładnych poinstruowaną w jaki sposób mają postępować z otumanionymi gośćmi.
       W momencie gdy wszyscy zjawili się ponownie w zasięgu wzroku gości, by bardzo dyskretnie się rozejść, widać było, że magiczny wywar zaczyna działać. Prawie wszyscy siedzieli przy stołach albo w jakiś ustronnych miejscach, usilnie próbując toczyć nieklejące się już konwersacje. Dante zauważył, że poza nimi na parkiecie kręcą się również zaufane pokojówki Niki, sama kierowniczka wraz z mężczyzną jej życia i jego barmanami. Niby sprzątali, zgarniali szkła które należało wymyć ale co i rusz ktoś kogoś zaczepiał (zaczynano od dam) i zapytawszy z uroczą miną czy dotrzymać towarzystwa w drodze do komnat, pierwsze pary zaczęły opuszczać bal. On uśmiechnął się lekko do mijanej dziewczyny, dał jej znać, że mogą się brać za facetów bo Ci ledwo już kontaktowali po czym jego wzrok zaczął prędko błądzić… za Babą. Kota znalazł w towarzystwie wysokiego możnego ubranego w pięknie lśniący w świetle przygaszonych lamp frak, który to ochoczo chociaż chwiejnie wziął białowłosego pod rękę i zaczął mozolną wędrówkę w dół schodów bełkoczące bez ładu i składu. Gdy ich mijał złapał kontakt z fiołkowym spojrzeniem sprawdzając tym samym jak ten się ma. Płomień determinacji dziwnie połechtał jego żołądek wywołując uśmiech. „Trzymaj się Baba, świetnie Ci idzie.” Przebiegło mu przez myśl gdy sam, prostując się i ubierając w swój sztuczny grymas uprzejmości podszedł do pary prawie na sobie śpiącej.
       Proces trwał w najlepsze. Hordy żywych trupów które w pewnym momencie zaczynały ciążyć na plecach obsługi transportowane były do komnat, wagonów, prywatnych pokoi. Im więcej czasu upływało tym na Sali zostawało mniej osób, te jednak które czekały na swoją kolej przypominały giętkie zwłoki niżeli szlachetnych możnych. Ostatecznie Dante lekko spocony, w samej koszuli i z podwiniętymi rękawami do łokci stanął nad chrapiącym cielskiem Barona. Wiedząc, że ten dostał soczystą porcję magicznego napoju trącił go nogą na co Aaron lekko odchrząknął.
       - Jakiś pomysł? Może go na coś przetoczyć i ciągnąć? Parkiet nieźle wypastowany? – Zaproponował na co Nika tupnęła lekko za mocno nogą.
       - Wyrzućmy go przez okno. – Prychnęła.
       - Nie przejdzie. – Prychnął na co wywołał falę lekkiego śmiechu wśród konserwatorów. Niemniej, ktoś podłapał jego plan i poszedł po jeden z dywanów ułożony przy wejściu do Sali. Wtedy rozpoczęto trudy przetoczenia ogra, a gdy się to udało – chociaż noga jednego młodzika utknęła pod ciężkim cielskiem co aż się prosiło o falę żartów – rozpoczęto bardzo wolną wędrówkę do dwuskrzydłowych drzwi.
       - Jakie szczęście, że nie trzeba rąbać framug. – Sapnął Jerry na co Dante prychnął rozbawiony.
       - Jak on tu w ogóle wszedł?
       - JAK ON SIĘ W OGÓLE PRZEMIESZCZA!? – Wypaliła Nika która jako najsłabsze ogniwo zaprzęgu była spocona jak mysz. Wszyscy zaczęli się przez jej słowa ponownie chichrać co było wręcz absurdalne. Ale tak, oni wszyscy, ufający sobie kierownicy i cała rzesza konserwatorów, wybornie bawili się ciągnąć całkowicie nieprzytomne cielsko ich oprawcy. Prawdziwą próbę przeszli natomiast w momencie gdy musieli rzucić go na łóżko. Tuzin chłopa prężących muskuły przetoczyło zielone cielsko w poły pościeli i sapiąc jakby przebiegli maraton… jednocześnie stwierdzili, że czas polać wódeczkę. Baron był ostatnią ofiarą magicznego wywaru i oficjalnie ich misja dobiegła końca, wszyscy byli bezpieczni.
       Przy barze, gdy tylko wdrapał się na wysoki stołek znajdujący się na samym skraju baru, jego wzrok rozpoczął klasyczne dla siebie już poszukiwania. Biała czupryna szybko wyłoniła się otoczona wianuszkiem adoratorek. Cóż, spodziewał się. A jednak go to delikatnie dzióbnęło, na tyle że w pierwszym momencie miał ogromną ochotę do nich podejść i zaczepić Babę, który na pewno bardziej zainteresował by się nim! Niemniej, siedział dalej w miejscu i prosząc porządnego, kolorowego drinka z palemką, uśmiechnął się szeroko na słowo „kokos”. O tak, tego chciał. Tylko dlaczego cały czas… aż podskoczył natrafiając na fioletowe oczy wpatrzone w siebie z wyczekiwaniem.
       - Chcesz mnie o zawał przyprawić? – Zapytał nieco oskarżycielsko chociaż na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech. – Świetnie sobie poradziłeś. Jest Ci już lepiej? Widzę… fanki zdobyłeś. – Zagadał go, czy z pretensją? Nie do końca. To było… to było po prostu głupie! Przecież logiczne, że Baba wzbudzał zainteresowanie. Poza tym nie należał do niego, a przez niego obecnie przemawiało bardziej zmęczenie niż rozsądek. Dlatego z wdzięcznością przyjął zimnego drinka, a gdy dokładnie takiego samego dostał i kocur, stuknął się z nim szkłem zanim upił pierwszego łyka.[/b][/color]
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Pią Lis 26, 2021 11:08 pm}

_
_
B  A  B  A

____Spokojna a zarazem niezwykle poruszająca melodia wygrywana na fortepianie przez ubranego w czerwony frak muzyka, przerywana elegijnymi jękami instrumentów, wchodzących w skład kwintetu smyczkowego, dominuje w pomieszczeniu i jak wirus rozprzestrzenia się w nawet jego najdalszych zakątkach, wprawiając uczestników przyjęcia w odpowiedni do chwili nastrój. Goście szybko zamieniają się z rozjuszonej tłuszczy godnej rzymskich igrzysk w otumanione dymem pszczoły, snujące się bez celu po parkiecie albo mamroczące do siebie niby maleńkie dzieci.
____Baba powtarza sobie w myślach ostatnie ostrzeżenie Dantego.
____Uśmiechaj się — i za każdym razem, gdy zgrabnie wymija jakąś zamaskowaną postać, na twarzy maluje mu się ponętny uśmiech, który nie dosięga jednak jego oczu, lecz to wystarczy zamaskować spojrzeniem w dół (wiele młodych panien do tego się ucieka, kiedy pragnie zaczepić je jakiś kawaler — czemu by z tego nie skorzystać?). Policzki parę centymetrów od kącików ust zdobi wgłębienie, zupełnie jak te w ziemniaczanych kluseczkach, podawanych z ciemnym sosem w towarzystwie soczystej pieczeni oraz fioletowo-czerwonych buraczków.
____Graj idiotę — i kocur gra półgłówka w razie majaczących na horyzoncie problemów. Często zmienia obraną trasę, by nie narazić się na bezpośrednią konfrontację z kimś już stosownie uraczonym magicznym trunkiem. Jest to o tyle ciężkie zadanie, iż naznaczona obficie sinymi, zielonkawymi oraz ciemnoczerwonymi skazami przykuwa wiele obcych oczu — niebieskich, zielonych, brązowych, szarych. Ich właściciele daliby wiele, by z tak urzekającą istotą zamienić słówko lub dwa, a potem zwabić do osobistej komnaty i tam zrobić z nią wszystko to, czego dusza i ciało najbardziej pragną. Ale kot jest zręcznym aktorem, tylko udaje, że nie jest świadom wszystkich tych zakończonych fiaskiem prób zastąpienia mu drogi. Z miną niewiniątka udaje mu się wybrnąć z każdej opresji, aż wreszcie dociera do orkiestry, ponieważ właśnie tam znajduje się nieuraczona „krwawym świtem” trójca.
____Trzymaj dystans — i trzyma, podaje gościom trzy różne naczynia, wyprostowany, z dumnie wypiętą piersią, nie uraczywszy ich ani sekundą przelotnego położenia pary fiołkowych oczu na ich naznaczonych cieniem zmęczenia, ale wciąż zdradzających zadowolenie z tak miłej niespodzianki, twarzach. Baba wymownie skina głową i szybko się oddala, nie pozwalając by czyjaś bujna wyobraźnia rozbudziła niepotrzebnie apetyt na niewinnych, pokiereszowanych przez los chłopców.
____Trzy napitki zniknęły, kolejne trzy wciąż goszczą na srebrnej tacy, trzymanej jedną ręką niewiele ponad ramieniem białowłosego. Trzeba się ich pozbyć, byleby szybko. Z bankietowej sali z wolna znikają już pierwsi goście, odprowadzani przez urodziwe panny i niemniej przystojnych młodzieńców.
____Baba wędruje na balkon po schodkach, odnalezienie tej samej dwójki gości pogrążonych w wymianie ustrojowych płynów nie sprawia większych problemów. Leżą na sobie, przyciskając pierś do piersi, usta do ust, rozrzuceni niby manekiny na pikowanym szezlongu, pozujący do obrazu niewidzialnemu artyście. Sam ich widok sprawia, że człowiekowi może zrobić się goręcej. Kocur pozostaje jednak niewzruszony i dziarsko stawia krok za krokiem, bezszelestnie, nie chcąc przypadkiem zbudzić pogrążonych w czujnej drzemce jednostek.
____Państwo raczą wybaczyć, Baron przesyła gorące pozdrowienia i jeden z najlepszych napojów, jakie kiedykolwiek mieli Państwo okazję spróbować.
____Ooh… — wyrywa się dobrze zbudowanej kobiecie, na której spoczywała na wpół roznegliżowana dama. To na widok Baby. Jest nim oczarowana. — Taki jesteś pewien, chłopcze? Podejdź tu, proszę.
____Klepie wolny skrawek kanapy, a leżące na niej dziewczę odwraca z zainteresowaniem głowę, chcąc przekonać się, kto taki zasłużył na zaproszenie jej partnerki. Baba ani drgnie, stoi grzecznie pochylony za tiulowym materiałem, którym przystrojony jest parawan odgradzający prywatną oazę rozkoszy od reszty świata, wyciąga ku nim tacę.
____Jakiż rozkoszny! — zachwyca się ta druga.
____Obawiam się, że nie jestem w mocy spełnić Pani życzenia, ale jestem gorąco przekonany, że ten drink zrekompensuje zawód, jaki Państwu sprawię. — Kot mówi aksamitnym głosem, stawiając dwa podobne kieliszki na brzegu stolika. Ma szczerą nadzieję, że dwie gościnie wypiją ich zawartość bez wdawania się w dalszą dyskusję.
____I wtem z opresji, w ostatniej chwili, „ratuje” go pewien jegomość, będący świadkiem ich krótkiej rozmowy. Obejmuje białowłosego ramieniem, przyciąga do siebie blisko, by stykać się z nim biodrami. Baba przez moment myśli, że to Dante, najulubieńszy człowiek pod stalowym niebem zaczarowanego giganta napędzanego parą i magią. Wtedy jego oczy stykają się z dwoma żarzącymi się węgielkami, należącymi do dystyngowanego mężczyzny przewyższającego go o głowę, w brokatowym jasnym fraku, falbaniastej koszuli oraz w wojskowych pantalonach, których nogawki ukryto w ciemnoszarych oficerkach. Czyżby ostatni, szósty gość? Chwieje się, cały ciężar z własnych nóg przerzuca na chłopca.
____Żbuąkan-o-oe-czka — (Zbłąkana owieczka) mamrocze, pozwalając by głowa przetoczyła się na lewo, a tym samym i reszta ciała. Baba schwytany w sidła niewiele może zrobić, przesuwa się w ślad za mężczyzną. — Fjęknaa. Fujziesz z-mno, koanie? — (Piękna. Pójdziesz ze mną, kochanie?)
____Ależ markrabio Karelu Josefie Ottonie Ptasku! — oburzona kobieta podnosi się do siadu prostego, gotowa dopaść pijanego i odebrać mu to, co sobie na jej oczach przywłaszcza. — To niegrzeczne kraść, nawet jeżeli pora sprzyja takim nieprzyzwoitościom!
____Markrabia Karel Josef Otton Ptasek długo przetrawia wypowiedziane w złości komunikaty. Na tyle długo, by kocur mógł delikatnie przenieść natarczywie obłapiającą go rękę z prawego boku bliżej torsu jej właściciela, wsunąć w zgięcie łokcia swoją dłoń i pokierować ciałem na granicy świadomości własnych możliwości z dala od źródła awantury w taki sposób, by żadna ze stron nie zorientowała się, że to on pociąga za sznurki.
____Mężczyznę udaje się jakimś cudem przetransportować z balkonu na niższy poziom. Parę kroków później, wzrok Baby nadziewa się na Dantego. Na twarzy pojawia się uśmiech, podobny do tego, którym raczył gości przed małym incydentem, lecz tym razem przyjemnie szczery.
____To a poinjene-em poazi-siebjee, żbuąkan-o-oe-czko — (To ja powinienem prowadzić ciebie, zbłąkana owieczko) bełkocze.
____Owa zbłąkana owieczka o kędziorkach istotnie jak ssak z rodziny wołowatych, nic sobie z tych sugestii nie robi, wiedzie dżentelmena ku drzwiom, mijając niedobitków z parkietu.
____Ja się nim zajmę — ktoś szepcze Babie do ucha.
____Jedna z pokojówek zręcznie podmienia ręce, a potem jak nigdy nic znika w tłumie z markrabią. Kot może odetchnąć, wreszcie. Wciąż nie udało mu się namierzyć ostatniej osoby, która „krwawego świtu” nie miała dotąd okazji skosztować. Poprawia srebrną tacę z pojedynczym naczyniem w prawej dłoni. Trzeba się tego cholerstwa pozbyć.
____Ostatnie świadome chwile większości gości sproszonych na przyjęcie przez Barona-ogra spędza na gorączkowych poszukiwaniach. Te kończą się sukcesem. Ostatnią, której należy przekazać doprawiony magią i usypiaczem alkohol, jest przebrana za białego kota drobna pani, na oko zaledwie szesnasto- lub osiemnastolatka. Baba jednak nie ma wyrzutów sumienia, gdy proponuje jej, jak sam to określa, boski napój. Dziewczyna w białej masce z kocimi uszami wypija do dna. Nie mija wiele czasu, gdy rozkazuje odprowadzić się do jej łóżka.
____W eskorcie pomagają dwie pokojówki, nie mogąc znieść widoku zakłopotanego Baby, który nie bardzo wie, gdzie właściwie powinien się skierować. Kiedy jest już po wszystkim, z dwójki pokojówek robi się piątka, a zaraz ósemka. Dziewczęta zachowują się o wiele swobodniej, gdy na sali nie pozostał już żaden z zaproszonych. Otaczają biednego białowłosego z każdej strony, lgną do niego jakby były ćmami, a on jedyną lampką w okolicy. Dotykają jego tkanych magią skaleczeń na twarzy z głośnymi wyrazami żalu i jęknięciami czy westchnieniami współczucia. Nie, żeby chłopak miał coś przeciwko, poświęconą mu uwagę wita ze skrzętnie skrywaną radością. Przeczucie podpowiada, że nie wypada mu okazywać wesołego nastroju. Przybiera więc zabiedzony wyraz twarzy i z taką maską dociera do baru. Opada z cichym westchnięciem na stołek przy Dantem.
____Dzieweczki nie odstępują go na krok. Głaszczą i zadają setki, nie, miliony pytań. Baba nie sili się na prędkie zaspokajanie ich ciekawości. Wbija spojrzenie w młodego konduktora, czeka w ciszy, aż ten nie zorientuje się, że się przysiadł.
____Też cieszę się na twój widok — wysuwa żartobliwie końcówkę języka, ale momentalnie poważnieje. — Nie obyło się bez drobnych kłopotów, z których udało się jakoś wybrnąć. Chyba nie mam na co narzekać
____Na wzmiankę o fankach, jedynie rozkłada ręce. Fanki są na tyle rozgoryczone kompletnym brakiem zainteresowania ze strony obiektu ich adoracji, że odsuwają się i w końcu każda rozchodzi się we własną stronę. Jedne gromadzą się w kilkuosobowych grupkach przy barze, inne żegnają się ze sobą nawzajem, by udać się na zasłużony odpoczynek.
____Twoje zdrowie — wznosi toast, stukając szkłem o szkło z Dantem. Upija łyk i mina mu rzednie. Alkohol jest… dziwny. Zupełnie inny niż wszystko, czego dotąd próbował. —Skoro pijemy alkohol, to plan przebiegł pomyślnie? Udało się wszystkich poczęstować i odprowadzić?
____Przygląda się mu uważnie, skupiając dłużej uwagę na rozciętym w poprzek nosie.
____Boli cię?... — dotyka swojego nosa.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Sob Lis 27, 2021 3:34 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

        Otoczenie Baby które tak szybko stopniało jak się niespodziewanie pojawiło sprawiło jednocześnie, że on lekko zmrużył oczy. Dlaczego poczuł dziwną satysfakcję z tego, że fioletowe oczy wpatrzone były tylko w niego? Proste! Bo był debilem. Na co ciężko westchnął bo było to równie zabawne co przesączone goryczą. Niemniej, smak ten zabijał porządny drink który doprawiony odpowiednią ilością alkoholu w ogóle nim nie smakował. Wiedział, że to właśnie było to co go zgubi. Wypije dwa i padnie nieprzytomny nie będąc nawet świadomym w jakich okolicznościach znalazł się w łóżku. Już go tak raz załatwili, jak tylko przybył na pokład. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tak wybornym towarzystwie mógłby się upić do nieprzytomności, a kac dnia następnego wcale nie byłby tak uciążliwy.
        - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że swoje talenty musisz odkrywać w tak krótkim czasie? Postaram się żeby tego nie wykorzystywano aczkolwiek sprawny z Ciebie sprzątacz, łapacz szarańczy i kelner. Aż strach pomyśleć co mnie dalej czeka. – Uśmiechnął się nieco rozbawiony słysząc o kłopotach z którymi sobie Baba poradził. Pff, oczywiście, że sobie poradził bo był niezwykle uzdolniony, a do tego czarujący. Kilka podpowiedzi łapał w lot i z łatwością musiał je wprowadzić w życie.
        Stukając się z nim szkłem z zadowoleniem upił jeden drobny łyk, kolejny nieco większy i jeszcze jeden. Drink przyjemnie chłodził gardło, zwilżał język który mrowił od słodko-kwaśnych smaków. Docierając do żołądka można było poczuć wolno rozchodzące się ciepło co zwolna go rozluźniało. Dlatego też nieco porzucał konwenanse i czując się jak w otoczeniu naprawdę bliskiej osoby, pozwalał sobie na zdjęcie maski.
        - Wszystko się udało. Aż jestem zaskoczony z jaką sprawnością ze wszystkimi się uporaliśmy. Każdy szlachcic padł do swojego łóżka, a magia zapewni, że będą mieli z tego balu same najlepsze wspomnienia. A jednak… martwię się. – Szepnął, nie chciał nikogo niepokoić ale wiedział, że to co docierało do jego uszu od starszej obsługi na temat panujących tu jeszcze nie tak dawno, całkowicie innych zasad musiało być czymś spowodowane. A jego wewnętrzna ciekawość kazała mu się nieco nad tym pochylić. – Myślę, że mierzymy się z jakimś poważniejszym problemem. – Mruknął wzdychając ciężko. Zaczynał bredzić. Picie silnego alkoholu na pusty żołądek nie było mądre ani dojrzałe. Szczęśliwie Baba szybko odwrócił jego uwagę od swobodnego płynięcia z nurtem myśli każąc mu dotknąć nosa. Od razu na tą troskę uśmiechnął się ciepło.
        - Wszystko dobrze, nie musisz się martwić. – Zapewnił zmierzając palcami jednej ręki w stronę jego dłoni. Powstrzymał się jednak gdy był kawałek od dotknięcia jego skóry zaciskając pięść. Nie chciał bezsensownych plotek, a czuł, że pewna para bystrych i dwukolorowych oczu ich śledzi. Gdy odwrócił spojrzenie w stronę pozostałych zgromadzonych przy barze, nie trudno było zauważyć wpatrzoną w nich Quinn z całkowicie niewinnym uśmiechem na ustach.
        - Dante! Nauczył byś Babę tańczyć! – Zawołała do nich gdy nie udało jej się odgonić spojrzenia konduktora. On natomiast słysząc tą jakże sprytną wymówkę dla tego czemu na nich patrzyła nie omieszkał przewrócić oczami.
        - Baba się dużo już nauczył, daj mu trochę spokoju. – Odbił piłeczkę na co spojrzenie kobiety padło na kocura.
        - Jak Ty go nie nauczysz to ja to zrobię! A doskonale wiesz, że ja nie umiem… – Przyznała niewinnie na co szatyn się lekko zmieszał. Nie, nie mógł dopuścić żeby tak eteryczna istota jaką był Baba gibała się na parkiecie jakby padaczki dostała. Niemniej, nie miał odwagi żeby go zaprosić, żeby poczynić jakieś kroki przed tymi zrobionymi przez bliźniaczkę Finna, która to z radosnym śmiechem się do nich dosiadła, zaczęła sączyć jakąś dziwną historię rodem z horroru która wydarzyła się pewnego razu w kuchni, namawiając ich żeby szybciej pili zimne napoje.
        Walnęło go jak taran. Nagromadzone ostatnimi dniami emocje, ilość nerwów skoncentrowana na ten konkretny wieczór powoli go puściła przez co był chyba mocniej spity niż zakładał po tym jednym drinku. A ich szklanki zostały ponownie napełnione i to najpewniej – wcale nie mniej uderzającymi porcjami. Westchnął więc biorąc drobnego łyka przyjemnie aksamitnego napoju obserwując poczynania pewnej dwójki na parkiecie. Czym on sobie zasłużył żeby oglądać takie tortury? Jak nie Quinn Babę, to Baba ją, deptali się wzajemnie jakby pod stopami mieli stado karaluchów. Zderzali się piersiami, nie umieli dopasować się z żadnym krokiem do siebie wzajemnie, co dopiero z muzyką!
        - Och losie! – Westchnął jeden kelner oznajmiając tym samym, że ma zamiar szefową kuchni porwać w ramiona i zakończyć to przedstawienie pełne bólu i koślawości. On podzielał jego zdanie, a w przypływie odwagi szytej alkoholem razem z nim wstał z miejsca i wymieniając dwa słowa podeszli do trzęsącej się bez opanowania pary.
        Porwanie Quinn nie stanowiło wielkiego problemu. Jeden dodatkowy obrót i znalazła się w ramionach kelnera trzęsąc się ze śmiechu. Nieco gorzej było z nim. Zagryzł wnętrze policzka, stanął przodem do Baby i wpatrując się w roziskrzone spojrzenie, chwilowo stracił rezon. Dopiero na intensywny dźwięk bębna drgnął, skłonił się przed nim i biorąc go tak jak trzymało się damę zaczął prowadzić do wolnego walca.
        - Uznaliśmy… – Odchrząknął zwalając winę również na drugiego tancerza. – …że przyda wam się coś więcej niż dziwne trzęsienie się nie do rytmu. – Zaśmiał się nerwowo delikatnie sunąc do rytmu muzyki, obracając się z nim w ramionach i z gracją przechodząc do kolejnych figur. Babie szło doskonale, poddawał się perswazjom, zmianom kierunku czy tempa. Aż… on… w pewnym momencie zaczął się wybornie bawić! Spokojnie przetańczyli jak nic z godzinę, kolejno w czasie zeszli jedynie na pół godziny żeby wypić jeszcze jednego drinka. A później, ponownie oddali się przyjemności smakowania dźwięków całym ciałem. W ten sposób zostali prawie ostatnimi gośćmi z obsługi na nogach i to oni „zamknęli” imprezę.
        Wchodząc do pokoju Dante przeciągnął się z cichym mruknięciem. Było cudownie. Był rozluźniony, upity i rozgrzany. Musiał się wykąpać bo po tym wszystkim czuł się po prostu klejący ale uśmiech! On nie schodził mu z ust od dłuższego momentu. Przez te wszystkie nakładające się na siebie czynniki, złapał Babę za pętelkę muszki i przyciągając go do siebie rozwiązał mu węzeł jednym sprawnym ruchem. Ot, żeby mu oczywiście pomóc.
        - Idę pod prysznic, nasze rzeczy wróciły już z pralni więc możesz ponownie sobie pożyczyć. – Zapewnił go, lustrując jego sylwetkę roziskrzonym wzrokiem. Posłał mu przy tym płomienny uśmiech po czym wyminął go, otworzył szafę w której rzeczywiście znajdowały się wyprane rzeczy i porywając swoją „piżamę”, nucąc ostatni kawałek do którego tańczyli, płynnym krokiem zniknął za drzwiami.
        Prysznic był szybki. Ich obydwu. Po chwili więc leżeli w łóżku, Baba się chyba przestał krępować i nawet się w kota nie zamieniał, a jemu to kompletnie nie przeszkadzało. Patrzył w sufit na którym odbijało się delikatne światło księżyca i próbował się przestać do siebie uśmiechać. Przewrócił się na bok, później drugi – twarzą do Baby leżącego na brzuchu. Jego włosy pięknie skrzyły się srebrem, jakby roztopiony kruszeć zwolna zalewał poduszkę, kusiły swoją miękkością uwydatnioną w ciemności. Dotknął ich, a Baba zadrżał.
        - Wybacz. – Wyszeptał niewinnie nie spodziewając się, że lniana koszulka zostanie po chwili podwinięta ukazując porcelanową skórę. Aż się prosiła żeby powieść po niej ścieżkę chłodnymi palcami, zbadać zarysowane lekko mięśnie i widoczne kości. Oblizał nieco spierzchnięte wargi, wypuścił gorący oddech ustami.
         „Pomiziaj.” Jakże piękna prośba gdy całe ciało gorało ochotą zbliżenia się, dotknięcia go. Momentalnie zareagował, unosząc dłoń położył na nim najpierw dwa palce, później całą piątkę i ciągnąc niespiesznie przez kręgosłup spomiędzy łopatek aż do połowy krzyża, sam zaraz zadrżał intensywnie. Zagryzł wargę, zbliżył się do niego nieco opierając policzek o umięśnione ramię, potrzebował się przytulić, chociaż tak delikatnie!
        Jeszcze odrobina poprawiania się. Jedna ręka Baby przedłużyła jego mostek, spletli się palcami bardzo luźno acz znacząco. Przylegali do siebie chociaż każdy trzymał delikatny dystans, było to intymne ale nie erotyczne. Badał miękkość i fakturę jego delikatnej skóry rozumiejąc, że w jego ciele poza pięknem tkwiła też niezwykła siła. Było tak przyjemnie. Musiał dotknąć nagiego ramienia wargami zanim jego powieki nie opadły ociężałe od tego co miało dzisiaj miejsce.
        Jeszcze chwileczkę wodził palcami po jego plecach.


Ostatnio zmieniony przez Hummany dnia Nie Lis 28, 2021 4:00 pm, w całości zmieniany 1 raz
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Sob Lis 27, 2021 10:04 pm}

_
_
B  A  B  A

____Absolutnie nie. Nie jestem tu przecież na wakacjach — ramiona trzęsą się delikatnie, gdy chłopak szczerze się śmieje. W duszy liczy na to, że reakcja odrobinkę uspokoi szatyna, zadającego tak abstrakcyjne pytania. Jak dotąd, bezpośredniość popłacała. — Kto wie, Dante, kto wie… Może za parę miesięcy to ja będę twoim przełożonym, skoro taki ze mnie zdolniacha?
____Baba z wolna sączy drinka z dekoracyjną szpilką, uśmiecha się półgębkiem, wciąż skupiając wzrok na twarzy swojego współbiesiadnika. Jej mimika zmienia się zupełnie jak położenie księżyca na rozgwieżdżonym nocnym niebie — stopniowo, choć zauważalnie. Czy Dantego uczucie obawy opuszcza wyłącznie podczas snu, kiedy świadomość odpływa na nieznane wody ukojenia? Być może.
____Kot siedzi przez chwilę w ciszy, słucha tak szeptanych myśli, jak i przekonywujących zapewnień, w które nie wierzy.
____Dante, Dante, Dante… jestem zdania że za nadto się frasujesz. Za. Często. — Kładzie dłoń na jego dłoni i ściska pokrzepiająco. Przecież widział, że chłopak chciał zrobić to samo, dlaczego zrezygnował? Wlewa resztę pysznego połączenia cytrusów z jakimś innym, słodkim owocem oraz stosowną do okazji ilością czegoś mocniejszego do gardła. Na raz. Nie ma co przeciągać. — Daj już spokój, zapomnij. Wszystko poszło jak z płatka, teraz siedzisz tu, bez tej zamaskowanej bandy zwyrodnialców, jest przyjemnie — orkiestra wreszcie przygrywa coś, do czego twoi ludzie chcą tańczyć, pijesz w doborowym towarzystwie — w tym momencie Baba puszcza mu oczko — stary nie lata ci koło dupy, wrzeszcząc „a młody to, a młody tamto, zrób to, dopilnuj tego, a najlepiej to czytaj mi w myślach i działaj do przodu, żebym mógł cały dzień wchodzić Baronowi bez mydła”.
____To ostatnie dodaje nieco ciszej, tak na wszelki wypadek. Nie chce narażać ani siebie, ani kolegi na nieprzyjemności, gdyby ktoś przypadkiem nadstawiał uszu.
____Dante! Nauczyłbyś Babę tańczyć!
____Quinn jest w o wiele weselszym nastroju niż wtedy, kiedy kocur widział ją po raz ostatni. I to jest nastawienie! Dante powinien pójść do niej na szkolenie z zakresu pozytywnego nastawienia. Na pewno otrzymałby kilka cennych wskazówek, Baba mógłby dać sobie rękę uciąć.
____Nie prosi, nie zachęca, by młody mężczyzna zaproponował prywatną lekcję. Chce przekonać się, co z tego wszystkiego wyniknie. Jeżeli nie ma ochoty, nie wypada wywierać nań niepotrzebnej presji — jako jeden z niewielu w pełni zapracował na wieczór lenistwa. Najwyżej zastępczyni szefa kuchni spełni swoją groźbę i porwie mnie na parkiet, mówi do siebie w myślach, a nóż staniemy się tematem plotek, szeptanych do ucha z rozbawieniem? Przynajmniej część osób będzie miała ubaw po pachy.
____Rzeczywiście. Quinn nie potrafi tańczyć, ale Baba wcale nie jest lepszy. Pląsają po wypastowanym drewnie niby dwójka dzieciaków, depcząc się i potykając o własne kończyny. Oboje nie mają zielonego pojęcia o rytmie, krokach, przejściach. Lecz nic to. Bawią się przednio. Quinn łapie kocura za ręce i razem kręcą się dookoła, szybciej i szybciej.
____Z nas to są tancerze! — krzyczy Baba.
____Tancerze na medal! — podejmuje za nim dziewczyna.
____Będą medale? — Od wirowania kręci mu się w głowie. Chociaż nie, to akurat może być sprawka wypitego duszkiem drinka, który właśnie uderza mu do głowy. — Nic nie mówiłaś!
____Oj no, oj! Każdy ma swoje słodkie tajemnice — Quinn mówi to sugestywnym tonem, wpatrując się we fiołkowe, błyszczące od wrażeń oczy. Próbuje coś z nich wyczytać.
____Mhmm.
____Jasnowłosa, nim zostaje sprzątnięta z parkietu, szczerzy do kota zęby. Jej zniknięcie wprawia chłopaka w niemałe rozstrojenie. Jakimś cudem zatrzymuje się w miejscu, ale niewiele brakowało, by jego seksowny tyłek poleciał na spotkanie z podłogą. Mruga zaskoczony. Dante. Kłania mu się, ujmuje delikatnie za dłoń, drugą kładzie nie na boku, lecz wyżej, na łopatce, zmuszając swojego partnera do uniesienia wyżej łokcia. Chwila na dopasowanie się do rytmu muzyki, ruszają.
____Z dobrym nauczycielem walc nie jest trudny. Baba i Dante po kilku minutach sprawiają wrażenie ludzi, którzy nie robili w życiu nic innego, jak tylko ze sobą tańczyli ze sobą. Nie używają słów, są im zbędne. Każdy kolejny krok, każdy obrót, przejście białowłosy wyczytuje z pobłyskujących szmaragdów, zapatrzonych w niego bez reszty. I całe szczęście, bo alkohol, jak to alkohol — uderza do głowy bez ostrzeżenia, przytępia zmysły, odbiera kontrolę nad najprostszymi ruchami — dobrze więc mieć własną latarnię, punkt, w który marynarz może patrzeć i mieć nadzieję, że dzięki temu nie rozbije się o skały.
____Jest już dawno po północy.
____Uda pulsują zgodnie z biciem serca, łydki palą nieznośnym bólem, kiedy Baba wędruje przez pociąg do kajuty Dantego, którą ostatniej nocy także z nim dzielił. Stopy, ku jego zaskoczeniu, mają się świetnie, pewnie za sprawą wygodnych butów. Jest zmęczony, ale szczęśliwy. Oraz pijany. Ludzkie ciało, z którym wciąż się oswajał, nie do końca potrafi poradzić sobie z przyjętą umyślnie toksyną.
____Dziękuję.
____Wdzięczny jest za pomoc ze ściągnięciem muszki. Przydałoby się jeszcze rozpiąć szereg guzików na kamizelce, a także koszuli, ale dobrodziej umyka zanim przyjdzie kocurowi to do głowy. No nic, jest dużym chłopcem, poradzi sobie. Jak z wszystkim.
____Udaje się wyswobodzić z szykownego stroju. Z powodzeniem kończy się także wizyta w mikroskopijnych rozmiarów w łazience, do której trafia zaraz po szatynie. I, nie uwierzycie, szczęście sprzyja nawet wtedy, gdy kocur (wciąż w ludzkiej postaci, bo Baba nie ma siły zmieniać się w zwierzę, zresztą nikomu ten fakt nie przeszkadza, zdaje się — nie słychać sprzeciwu albo upomnienia) stawia krok za kroczkiem po drewnianych szczebelkach, dociera na materac, kładzie się przy ścianie. Chłodna. Doskonale!
____Ciszę przeszywa westchnięcie, ni to zadowolenia, ni zmęczenia; i jeszcze szelest pościeli, bo Dante kręci się na łóżku. Baba ma zamknięte oczy, nie spodziewa się, że chłopak niechcący muśnie skalp przy okazji dotknięcia mięciusich kosmyków. Drży niekontrolowanie.
____To nic…
____Ściana przyjemnie chłodzi, ale wciąż jest za gorąco. Raz, dwa, trzy — i rozstanie z górną częścią garderoby. Szybkie i bez zbędnego tłumaczenia. Koszulka ląduje pod poduszką, trochę się pomnie, ale przynajmniej nie będzie brudna.
____Pomiziaj — prosi mruknięciem.
____Kiedy raz pokażesz kotu, że dzień zaczynacie od pieszczot, trudno się dziwić, kiedy zwierzak domaga się ich także wieczorem. Wspomnienie przyjemności płynącej z dotykania przez człowieka jest świeże, a Baba bardzo, baardzo, baaardzo pragnie tego doznać właśnie teraz. Dante nie może mu odmówić, nie potrafi, choć jest to dyktowane samolubnymi przesłankami.
____Ciało Baby rozwibrowało się na dobre. Oj, jak miło, oj, jak przyjemnie. Coś miękkiego pozostawia niewidzialne odciski na nagim ramieniu. Opuszki palców? Nie. Palce wędrują po ciele, to nie to. Czubek noska? Też nie. Wytęża umysł, zastanawiając się, co to takiego, ale ciężko mu się myśli i analizuje wrażenia.
____Chyba… złączyli palce. Lekko, ale jednak. Białe, kształtne brwi zbiegają się ku sobie, tworząc dwie wyraźne zmarszczki. Czy to nie zakrawa o intymność? Intymność jest… jak to było… zarezerwowana… dla bliskich? Czy spanie w jednym łóżku czyni ich sobie bliskimi? A… tak splecione palce? Nie jest pewien.
____Przemierzające po kręgosłupie palce jakby nieco zwalniają. Baba skraca dzielący ich dystans jednym przysunięciem się, trąca noskiem o wciśnięty w poduszkę policzek. Dante najwyraźniej powoli zapada w sen.
____Nie… nie przestawaj — szepcze prosto do ucha.
____Palce drgają, zginają się i teraz tej samej wędrówki po pleckach podejmują się krótko obcięte paznokcie. Wzdłuż kręgów rozchodzą się miłe dreszcze.
____Haa… — Baba sapie cichutko, nie zdoławszy na czas skryć twarzy w poduszkę.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {Nie Lis 28, 2021 7:23 pm}

Para, magia i stal - Page 2 PicsArt_10-24-10.21.36

       Ciepło. Było przyjemnie ciepło chociaż rodzaj tego ciepła był mu całkowicie nieznany, obcy… łechcący. Gdy obejmował nieco mniejszą od tej jego dłoń o długi palcach i wyraźnie wyczuwalnych kłykciach czuł to mocniej. Gdy natomiast jego palce błądziły po aksamitnej skórze fakturą przypominającej najdroższą tkaninę na świecie jego kącik unosił się bezwiednie chociaż ciepło wtedy malało. Jakby grało w chowanego z chłodem pieszczącym jego ciało, wywołującym w nim dreszcze delikatne niczym cichy chichot. Cóż za cudowne uczucie ciepłego chłodu, musiał odetchnął przez usta sugerując najszczerszą rozkosz. A gdy leżące koło niego ciało tak ochoczo reagowało na jego dotyk, miał ochotę tylko mocniej go przytulić.
       Ramię o które tak przyjemnie się opierał stanowiło idealną poduszkę. Mógł podsunąć się nieco głębiej, mógł sięgnąć nosem gładkiej skóry szyi pachnącej kwiatowym mydłem. Bez problemu jednak mógł się również wycofać i wtedy obsypać motylimi pocałunkami ramię co przecież chwilę wcześniej uczynił. Kilka niesfornych kosmyków łaskotało go po policzkach co w ogóle mu nie przeszkadzało. Były takie mięciutkie. Poza tym sam bark. Nie był chudziutki ani też ogromnie nabity mięśniami, można by go określić mianem idealnego. Gdyby tylko rozochocone palce podążyły tropem tych mięśni na pewno usatysfakcjonowała by je każdy pieg czy pieprzyk. Ponownie go delikatnie pocałował w miejsce gdzie spoczywały jego usta.
       Musiał poprawić swoją pozycję, zrobiło się mu nieco niewygodnie. Pociągnął jedną nogę do góry, drugą. Ostatecznie ta z wierzchu wylądowała pod… ledwo zwalczył potrzebę podniesienia się żeby spojrzeć. Czy to były pośladki? Jeżeli tak to były doskonałe. Jędrne bułeczki z łatwością podtrzymujące jego kolano, pozwalające żeby mocniej stulił się w jego biodro. Otarł się i zrobiło się znowu ciepło, przeszedł do dreszcz po plecach, musiał mocniej przytulić rękę, cmoknął ramię zanim się ułożył wygodnie. Wrócił do miziania upomniany. Chyba chwilowo odpłynął w objęcia rozkoszy.
       Zreflektował się po chwili drzemki. Alkohol w jego żyłach osiągnął apogeum zmuszając go, wręcz wpychając w objęcia Morfeusza. Nie dał się jednak.
       - Nie przestanę. – Obiecał tonem wskazującym na opuszczenie przez rozsądek i logikę. Zamiast tego ponownie się uśmiechnął pozwalając żeby głowa mocniej opadła mu na poduszkę, żeby jedynie broda pozostawała oparta. Wtedy też natrafił swoim nosem na jego przez co delikatna mgiełka zasnuła jego umysł. Zamyślił się. W umyśle odszukał obrazy jego twarzy, a może umysł… sam mu je podsunął?
       Usta. Pełne usta delikatnie rozchylone w zdziwieniu, radośnie wykrzywione w uśmiechu, zaciśnięte w geście rozanielenia nowym smakiem, dotykające… jego szyi.
       Przełknął nerwowo ślinę. Nie myślał. Nie miał po co skoro alkohol skutecznie pchał go w objęcia głupoty. Słodki jęk napędzał go do działania pochopnie, nieprzemyślanych konsekwencji swoich czynów.
       Musnął górną wargę swoimi ustami. Była doskonała. Przeszedł go dreszcz po plecach, podkurczył nieco mocniej nogę. Miękka, smakująca kokosowym drinkiem. Przygryzł wnętrze policzka, położył dłoń między jego łopatkami żeby się nie ruszał. Musnął go drugi raz, tym razem lekko w swoje usta chwycił jego dolną wargę.
       Opamiętał się. Gorąco rozlewające się w jego żołądku sprawiło, że targnięty nagłym wstydem schował się w jego szyi. Mocniej się przytulił, wybełkotał ciche „dobranoc”. Czy będzie o tym pamiętał rano? Czy będzie chciał to rano pamiętać? Albo da po sobie poznać, że pamięta? Ciężko było stwierdzić ale gwałtownie otumaniony buzującymi emocjami absolutnie nie umiał ostygnąć. A mimo to było mu zimno, musiał nakryć się kołdrą po czubek ramion i nieco mocniej ścisnąć jego dłoń.
       - Dobranoc. – Szepnął jeszcze raz rozluźniając się zwolna, pozwalając by kolejna fala alkoholu zalała jego już i tak otumaniony umysł.
       Poranek był ciężko.
       Och jakie to były katusze gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadły do pokoju. Zmarszczył nos chowając go po chwili w burzy białych loków. Jak i kiedy Baba znalazł się na nim? Wtulony w niego do granic możliwości i zdrowego rozsądku? Nie wiedział. Nie wyganiał go jednak, pogłaskał po plecach żeby się obudził, może przetoczył samoistnie? Nie, trzymał go nadal co było jasnym znakiem do pozostania w łóżku. Rzucił więc ręce za siebie, przetarł zmęczoną twarz i zamlaskał czując suchość w ustach.
       - Baba. Wstawaj. – Wyszeptał z uśmiechem na ustach, zaczynając drapać go palcami zatopionymi w czuprynie. – Zaraz budzik ryknie. – Uchylił oczy, niechętnie i z bólem spowodowanym światłem. Rozejrzał się, zaczął ziewać po czym nagle zsunął się niżej, tak żeby zatopić nos w jego szyi i móc go mocno przytulić.
       - Mój ulubiony kocie, co jemy na śniadanie? – Zapytał zrzucając na niego odpowiedzialność podjęcia wyboru.
        - Śniadanie? Jakie śniadanie? Jest jeszcze noc. — mruknął pod nosem, nie podnosząc głowy ani na milimetr, nie otwierając powiek. Nie chciał jeszcze wstawać, na osobistej ludzkiej poduszce, szalenie wygodnej! Chciał przeleżeć cały dzień, a może i dłużej. — Śpij.
       Zaśmiał się słysząc to oburzenie, te wątpliwości co do moralności podjęcia dialogu. Jak na życzenie zadzwonił budzik na co on się mocno skrzywił. Cóż za katusze! Przekręcił się więc, zmienił ich pozycję tak żeby  być na górze i wychylając się po budzik trzepnął go żeby ten zamilkł. A później? Jak odpowiedzialny i pełniący ważną funkcję znalazł miejsce w piersi Baby gdzie idealnie pasowała jego głowa i zamknął znowu oczy.
       - Twój ulubiony staruszek zaś będzie po nas krzyczał. – Zauważył marszcząc brwi na co sam siebie przekonał. Podniósł się i powoli, mozolnie zaczął schodzić na ziemię. Tam, pierwszy do czego się dorwał, to dzbanek z wodą. Nalał do dwóch szklanek i jedną podał Babie. Może to go rozbudzi.
       Po długiej walce, mozolnych chęciach które odpływały niczym morskie fale liżące brzeg, wreszcie siedzieli w części jadalnianej kuchni. Cóż, pomór było widać wśród większości pracowników na co chciało się mu niezmiernie śmiać, podparł głowę mając głęboko w sercu nadzieję na spokojny dzień. I właśnie od tego chciał zacząć. Ofiarowania spokoju.
       - Pójdziemy w pierwszej kolejności do Twojego pokoju, hym? Chyba już czas najwyższy dać Ci prywatność i spokój. Później wreszcie wdroży Cię Jerry, a Ty zaczniesz na mnie burczeć z nienawiścią jak przyślę wam listę rzeczy do zrobienia. Pasuje?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 2 Empty Re: Para, magia i stal {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach