Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 05:49 pmKass
Zajazd pod Smoczą Łapą Wczoraj o 02:38 pmMrocznykot
LiesWczoraj o 01:32 pmRusek
New Generation25/04/24, 12:48 pmLadyFlower
From today you're my toy24/04/24, 07:40 pmKurokocchin
This is my revenge24/04/24, 07:22 pmKurokocchin
Run fast23/04/24, 11:40 pmCalinda
You're Only Music23/04/24, 08:10 pmKass
The Arena of Hell23/04/24, 05:20 pmNoé
Kwiecień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930     

Calendar

Top posting users this week
5 Posty - 24%
4 Posty - 19%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
2 Posty - 10%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Para, magia i stal {24/10/21, 05:38 pm}

First topic message reminder :

___


Para Magia i Stal
Stukot kół, para bucha z wielkiego komina. W kuchni jak zwykle wielki tłum, ktoś krzyczy, ktoś warczy, stęknięć szum. Pasażerowie przepychają się w drzwiach, a obsługa ze sztucznymi uśmiechami kłania się w pas. Rusza Międzywymiarowy Ekspres! Nikt tu nie ma czasu pamiętać o przeszłości. Nikt nie może rozważać swoich wyborów, nie pamiętając ich. Zamknięte w szczelnych buteleczkach przeszłości skrywa wielki mag, a oni? Za tą umowę są w stanie wiele zrobić. Dlatego służą, chociaż na czole perli się pot. Dlatego pracują, żeby kiedyś zasłużyć na wolność.
FEAT. Hummany, Nowena



Karty postaci:


Ostatnio zmieniony przez nowena dnia 30/10/23, 09:14 am, w całości zmieniany 24 razy

Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {06/06/23, 08:14 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Pierwszą lekcją z przeprowadzenia procedury komunikowania odjazdu pociągu jest kwestia gwizdka. Ten powinie znajdować się na czarnym sznureczku schowanym do wewnętrznej kieszeni marynarki bądź zawieszonym na szyi. Sam ustnik gwizdka w ustach nie powinien znajdować się wcześniej niż na kilka sekund przed odgwizdaniem odjazdu oraz nie powinien w nim tkwić dłużej niż proces gwizdu. Drugim bowiem sygnałem komunikacyjnym dla maszynistów była żółta podniesiona flaga której opadnięcie skutecznie doprowadzało do mozolnego wywleczenia się stalowego cielska z peronów. Tak. To była procedura. A to było życie.
       Konduktorzy często i gęsto ściskali gwizdek w ustach przez kilka długich chwil. Tu ktoś jeszcze doskakiwał, tam były dopakowywane jakieś skrzynie. Czas naglił, sekundy uciekały na okrągłej tarczy zegara, a on jeszcze nie mógł gwizdać, jeszcze moment, jeszcze elegancki bucik był na ostatnim schodku. Co takie zachowanie mogło przynieść? Ano właśnie, połknięcie gwizdka w momencie gdy ktoś na niego by wpadł. A że wpadał dość rzadko, nikt sobie nie robił problemu z procedury. Dlaczego jednak on miał teraz gwizdek w ustach? Bo coś mu tam w tą dziurkę weszło i dziwnie świszczało przy wydechu, chciał to przedmuchać! Więc cały sprzęt porządnie obślinił gdy wylądował na ziemi, a przyrząd zatrzymał się za zębami, na sznurku.
       Zazwyczaj stał daleko od samych drzwi. Lubił obserwować cały peron, wolał nie stać w tłumie. Rzucał spojrzenie na maszynę, szukał potencjalnych problemów, uszczerbków, awarii. Lubił też cieszyć się promieniami słońca które przez często szklone dachy peronów wpadały w całkowicie losowe miejsca by po chwili się przesunąć i zniknąć. Tym razem było inaczej, tym razem był bardzo zdenerwowany. Pociły się mu dłonie, chciał zajrzeć do lokomotywy, spojrzeć w oczy maszyniście. Nie odsunął się, raz został nawet szturchnięty przez pasażera, po to by ostatecznie wylądować na ziemi. Aż mu czapka na oczy poleciała! A później zaczął się siłować żeby z gracją wypluć gwizdek i nie obślinić całej marynarki. Zanim jednak doszedł do wniosku jak to zrobić, głośne ble opuściło jego gardło, a on tak szybko jak znalazł się na ziemi, tak ponownie stał.
       Jego oczy powędrowały najpierw na jego wysokość, a gdy nie trafiły na twarz której usta do niego mówiły, a raczej na rozchełstaną umięśnioną sylwetkę, podniósł je nieznacznie trafiając na oczy przypominające kosmiczną mgławice. Jego źrenice nieco się rozszerzyły gdy z całkowitym brakiem taktu obmiótł twarz mężczyzny wzrokiem. Białe włosy, pięknie opalona ciało, szerokie ramiona które miał bliżej naturalnej pozycji głowy. Szkoda, że ani jedno słowo do niego nie trafiało…
       - Co? – Zaczął idiotycznie, bez manier, po czym poprawił się żeby stanąć prosto, podniósł czapkę i jeszcze raz spojrzał w błyszczące oczy. Sam swoje nieco zmrużył żeby go słuchać ale nie, nadal nic nie trafiało, dziwnie mu piszczało w uszach ze stresu. Zamiast tego w jego ręce trafiły wszystkie rzeczy które musiały się wysypać, a czego on nawet nie zauważył i już już nieznajomy się zbierał żeby odejść. - Nowy  Dante, konduktor dzień dobry, ja..! – Wybełkotał za chwilę robiąc minę nieskalaną myślą. Co? Co on właśnie powiedział? A mężczyzna odszedł cały czas coś mówiąc o tym, że nic się nie stało, to był wypadek i wszyscy przepraszali. Tak, tak. Obśliniony gwizdek po prostu puści kilka bąbelków. Ale… co?!
       Nie miał specjalnie możliwości dłużej tego rozważać. Za chwilę nadejdzie czas odgwizdania pierwszego postoju jego nowego składu. Pociąg ruszy w trasę między wymiarami i jego zmiana zacznie się na dobre!
       Minął jeszcze kwadrans i wtem pociąg zaczął swoją podróż. Gdy pod nogami nie miał już peronu i gdy tył pociągu również go opuścił, zamknął za sobą drzwi i zdjął czapkę. Poprawił nieco zmierzwioną grzywkę, wysunął zza ucha mały warkoczyk który wisiał mu koło skroni po czym podniósł zielone oczy przed siebie. Sprawdzanie biletów i podsłuchiwanie rozmów pasażerów było ciekawą opcją dowiedzenia się czegoś więcej o załodze i działaniu całego systemu. Ruszył więc przed siebie pożytkując w pełni czas do chwili w której nadejdzie godzina obiadu dla personelu. To jednak czego się dowiedział, w ogóle nie sprawiło, że miał apetyt.
       Wchodząc do prywatnych przedziałów zamożniejszych pasażerów, zawsze zachowywał się tak by jakby coś akurat mocniej go zaabsorbowało. Dawał sobie tym samym chwilę na usłyszenie tych wszystkich pochlebstw…?! CO!? Dwójka, ewidentnie małżeństwo, rozmawiało o tym jak jałowa, nudna i nieatrakcyjna jest kuchnia w pociągu. Podobno serwowano „trzy potrawy na krzyż”, w dodatku cały czas z tych samych składników nie urozmaicając ich o lokalne produkty. CO?! Przecież jakie to musiało koszty generować, sprowadzanie nawet najprostszych składników do innych wymiarów, na stacje na których uzupełniali zapasy. Innym razem, trójka przyjaciółek które chichotały gdy był nieco dalej, szybko jednak zeszły na temat pościeli: podobno potarganej, poszarzałej i kiepskiej jakości. Wagony sypialniane tak źle zaopatrzone?! Ale jeszcze ostatnio czytał, że wymienili w tym składzie całą pościel na nową! Czyżby obsługa zgarnęła nowe poszwy dla siebie?! On już z nimi zrobi porządek!
       Gotowało się w nim ze zdruzgotania praktykami jakie miały miejsce, przynajmniej do momentu aż nie zaczął trafiać na superlatywy. Przynajmniej brygada naprawcza dobrze działała, kelnerzy byli mili i starali się współpracować z kuchnią na najwyższym poziomie. No i „maszyniści tak nie szarpali składem”. Czyli nie było tragicznie, raczej do poprawy! Zapisał sobie te wszystkie uwagi na swojej szybce kontrolnej.
       Wybiła godzina posiłku. Wybiła godzina zero żeby się przedstawić. Tym razem błagam, porządnie!
       Wchodząc na jadalnie czuł się jak kosmita, odludek prowadzony jak atrakcja w zoo. Pozbył się już marynarki która wisiała przewieszona przez jego ramię. W dłoni trzymał czapkę. Miał nadzieję, że taki mniej formalny wygląd nieco ociepli jego pierwsze wrażenie. Uśmiechnął się nawet delikatnie, ćwiczył to przed lustrem! Nie był jednak przygotowany na tą głuchą ciszę i bezruch jaki zapadnie gdy tylko zamknął się za nim drzwi jadalni. Przełknął nerwowo ślinę i poprawił nagle uwierający kołnierzyk. Nie szedł już dalej. Stanął i zaczął zwolna przyglądać się tym wszystkim oczom które skupione były na nim. Raz kozie śmierć, najwyżej mnie wywalą z pociągu pomyślał jeszcze po czym ciepło się uśmiechnął, wyprostował i podniósł rękę w przyjaznym geście.
       - Dzień dobry. Jak pewnie was już plotki doszły, jestem waszym nowym kierownikiem pociągu. Nazywam się Dante i tak możecie się do mnie zwracać. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie łaskawi podczas wdrożenia, to będzie mój debiut i chciałbym wprowadzić kilka zmian. Ale spokojnie! Na wszystko przyjdzie czas. – Przywitał się, określił swój cel, podał imię. W pyte! Tak? Tak…?! Po tej krótkiej przemowie ruszył w stronę okienka w której wydawano posiłek, na miękkich kolanach wypełnionych watą i nadzieją na miękkie lądowanie. Pierwsze koty za płoty. Teraz tylko usiąść i chłodzić się po tych litrach stresu jaki dzisiaj miał. Chętnie teraz zacznie zagłębiać się w kartoteki kadry kierowniczek mogąc spróbować namierzyć ich na Sali. Z każdym miał do porozmawiania. Byle usiąść i się nie wywalić. Usiąść, zjeść i powoli działać.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {19/06/23, 10:40 pm}

_
_
B  A  B  A

____Opis usterki w protokole był zwięzły i konkretny, bez zbędnych upiększeń. Dokumencik wypisany nienagannym, surowym pismem trafił pod dziurkacz, a następnie do specjalnego kajeciku z metalowymi klipsami, gdzie trzymane były wszystkie dotychczasowe protokoły. Baba odłożył segregator na swoje miejsce i westchnął. Pociąg ruszył, a więc czas było przydzielić zadania zespołom zmiany dziennej. Do pory obiadowej wciąż zostało kilka godzin, więc nie ma co mitrężyć, trzeba brać się do roboty.
____Sam, jak to miał w zwyczaju, po briefingu z chłopakami podreptał do najbardziej brudnego zadania, jakie mieli na ten moment. Czyszczenie narzędzi ubabranych w smarze rozmaitych mechanizmów nie należało do najprzyjemniejszych. Chyba nikt nie lubił się brudzić dwa razy, prawda? Ale mus to mus, jeżeli przyjdzie potrzeba użycia któregoś z nich, lepiej, by były w nienagannym stanie.
____Nadeszła długo wyczekiwana godzina — obiad! Kocur dokończył obowiązki, wygonił wszystkich podwładnych do jadalni, a potem wyszorował ręce specjalistyczną pastą i wreszcie mógł udać się na jedzenie razem z resztą wygłodniałej załogi. Stolik, przy którym zawsze siedział, był prawie kompletny, brakowało jego oraz Finna, który zapewne dołączy jak tylko wyda wszystkie dania. Na widok białowłosego Quinn polała mu jego ulubionej zupy ogórkowej do miski, którą to postawiła przed jego miejscem, kiedy tylko upewniła się, że umył porządnie ręce.
____Zapach dzisiejszego obiadu momentalnie rozniósł się po pomieszczeniu, gdy uchyliły się drzwi do buchającej gorącem kuchni. Jedzenie, niestety, jedynie obłędnie pachniało, w smaku natomiast było mocno przeciętne, nawet przy ogromnych staraniach kucharzy. To, z czym jednak trzeba było się zgodzić, to fakt, że stawa skutecznie napełniała brzuchy, a przy pracy fizycznej była to najistotniejsza właściwość.
____Baba właśnie miał wciągnąć pierwszą łyżkę zupy, siorbnąć sobie na zdrowie esencji kwasowatości!... I wtedy... Wtedy drzwi jadali otworzyły się i wszedł ON. Człek, na widok którego w każdym zakiełkowała obawa, na widok którego każdy zastygł w absolutnym bezruchu, czekając z napięciem na dalszy rozwój wydarzeń.
____Milimetr po milimetrze odsuwał od ust łyżkę, zerkając to na zupę, by przypadkiem nie skapnęła na już i tak brudne ogrodniczki lub na śnieżnobiały obrus stolika.
____Konduktor podniósł rękę, a przez całą salę przebiegł dreszcz paniki. Kilkoro pracowników, będących najbliżej Dantego, podkuliło się ukradkiem. Spodziewali się najgorszego, a najgorsze, o dziwo, nie nadchodziło. Z ust nowego nie polały się wyzwiska ani ostra reprymenda, ku zdziwieniu wszystkich, przedstawił się uprzejmie, używając ładnego słownika. Szok. Gość zupełnie rozwiał wszelkie negatywne oczekiwania związane z obecnością w tym miejscu. Skończywszy przemówienie, załoga wróciła jak jeden mąż do przerwanych w połowie czynności. Jedni pospiesznie wsunęli resztki z talerza i wyszli, inni, jak na przykład Baba, dopiero zabrali się za pałaszowanie stygnącego z wolna posiłku.
____Matko, myślałam że nam tu zaraz rzeź urządzi... — palnęła Quinn półgłosem.
____Mmm... — zamruczała jej sąsiadka z lewej. — Po nich to nigdy nic nie wiadomo, a o tym nie słyszałam kompletnie żadnych plotek, więc lepiej miejmy się na baczność.
____Nie wydaje się taki najgorszy... — wtrącił się w konwersację.
____Jedz, nie gadaj! — ofukała go blondynka, śledząc wzrokiem Dantego, który odchodził od okienka z tacką i skołowany rozglądał się za wolnym miejscem. — To wszystko tylko pozory, tylko czekać na czyjeś potknięcie, zaraz mu się odpali tryb sadysty!
____Otóż to! Dobre czasy już się skończyły, teraz będzie tylko gorzej!
____Zamiast wróżyć z fusów o naszej zagładzie, mogłabyś dokończyć i sprawdzić te desery dla pierwszej klasy, kolejne wróciły na kuchnię — zwrócił się do siostry Finn, który wyrósł nagle zza Baby.
____Quinn, jak to Quinn, popsioczyła na wysublimowane kubki smakowe pasażerów klasy premium, niknąc za drzwiami, pozostali zaś w atmosferze niezobowiązujących przyjacielskich rozmów, oddawali się wątpliwej przyjemności drugiej części obiadu. Kot postanowił zjeść posiłek, nie oglądając się specjalnie za siebie, w przeciwieństwie do pozostałych. Ciekawość męczyła wszystkich, ciężko się więc dziwić, że co niektórzy korzystali z bezpiecznej okazji do obserwacji, w tym sam obiekt zainteresowań. Jego wzrok Baba czuł na swoich plecach przez dłuższy czas, nie miał jednak odwagi tego sprawdzić.
____Niesamowitą odwagą zaś poszczycić się mogła zastępczyni szefa kuchni, która ni z tego, ni z owego, wyskoczyła z kuchni i popędziła prosto do pogrążonego w lekturze (oraz niesubtelnej lustracji współpracowników) głównego konduktora. Niestety, Dante usiadł na tyle daleko od stolika kierowników, że nawet koci słuch nie pomógł wychwycić treści rozmowy.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {28/06/23, 02:45 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Nie spodziewał się specjalnych wiwatów na swój widok; nie podejrzewał, że załoga, która hipotetycznie pozbyła się swojego poprzedniego szefa zacznie skakać pod sam sufit na jego widok ale… żeby nie zareagować w ogóle. Przeszedł do dreszcz niepokoju pod wykrochmalonym kołnierzykiem. Kilkadziesiąt par oczu tak szybko jak na niego się podniosło, tak szybko opadło, a on zmarszczył lekko brwi. Stał tak jak kołek jeszcze chwilę po czym wziął głęboki oddech i ruszył w stronę wysokiego baru gdzie kuchnia wydawała posiłki. Otrzymał tacę, dwa talerze oraz kubek z zabarwioną na czerwono cieczą. Uśmiechnął się ciepło do mężczyzny który wszystko mu wręczył, podziękował po czym rozejrzał się za jakimś dobrym miejscem. Nieco wyższy stolik z siedzeniami barowymi przy oknie wydał się mu dobrym miejscem obserwacyjnym więc ruszył w tym kierunku. Rozsiadł się. Odłożył na bok marynarkę, czapkę i torbę. Z niej wyciągnął szkiełko komputera po czym odpalił akta osobowe i usadowił pośladki na miękkiej poduszce.
       Otwierając folder zawierający wszystkich kierowników działów, zmian czy ogólnych brygadzistów zaczął wodzić po zebranych wzrokiem. Starał się robić to w miarę dyskretnie chociaż całość mistyfikacji utrudniał fakt, że wszyscy ze śmietanki siedzieli przy jednym stole. Jak to będzie wyglądać jak się będzie gapił tylko w jedno miejsce? No podejrzanie. Nie miał jednak wyjścia, chciał poznać ich twarze oraz przypisane do nich obowiązki i odpowiedzialność. Chciał wiedzieć czego w najbliższej przyszłości mógł od nich oczekiwać. W pierwszej kolejności padło na kuchnie. Dwójka rodzeństwa: Quinn i Finn. Mężczyzna był szefem kuchni, kobieta zastępcą oraz kierownikiem żywienia. Od razu więc wysłał jej listę na wypisanie zapotrzebowania które musieli zgłosić odpowiednio prędko przez stacją zaopatrzeniową po czym zaczął o nich czytać. Podobno byli dobrzy w swoim fachu, a samo jedzenie pachniało dobrze! Zupa była gęsta, bogata. Spojrzał im „w oczy” – na zdjęciach oczywiście – po czym nabrał pierwszą łyżkę, włożył ją do ust i… jak rażony piorunem się wyprostował. Siedział tak chwilę mieląc językiem w ustach. Smak był… ojeju jakby to ktoś już raz wypłukał i im dał. Skrzywił się chociaż ogromnie starał się tego nie robić po czym zakrył buzię pół zamkniętą pięścią i przełknął. Katorga. Aż go strzepało. Spojrzał jeszcze raz na zupę, zaczął w niej brodzić sztućcem, po czym wziął jeszcze jedną porcję wywaru. Tym razem już ostrożniej siorbnął. Okropna. Znaczy, nie że niedobra! Ale jakby przepłukana, jakby ktoś mega oszczędzał na składnikach, rozwodnił? Albo miał je niepierwszej świeżości. Załamany oparł głowę na zamkniętej pięści, łokciem podparty o blat i chwilę tak spędził mając nadzieję, że nieprzyjemny smak sam mienie. Żołądek jednak domagał się jedzenia, kontynuował mając nadzieję, że czytanie ukoi jego nadwyrężone zmysły.
       Następne w kolejności były pokojowe, sprzątanie ogólne, zaopatrzenie, kelnerzy i barmani, Ci którzy dostarczali rozrywki, pilnowali gości, ostatecznie dobrnął do kadry naprawczej i mało dyskretnie wlepił oczy w plecy kocura. Baba. Tak miał na imię przystojny, znaczy nieeeee ten wysoki mężczyzna który go zbierał z peronu. Bardzo dobrze wyszkolony w swoim fachu, było to widać na podstawie szczebli kariery. Zaczynał od dołu, a teraz był odpowiedzialny za cały pociąg. Uśmiechnął się lekko „do niego” po czym wrócił do czytania. Przynajmniej chciał bo przy jego stoliku za chwilę rozpętała się burza.
       Uderzenie w stół podobnym tabletem jakim on dysponował w ogóle nie zrobiło na nim wrażenia. Dokończył zdanie po czym podniósł jasne oczy na poczerwieniałą na policzkach kobietę.
       - Co… co to ma być?! – Zapytała stukając palcem w ekran. On wyprostował się i pochylił żeby dostrzec nieuzupełnioną listę zaopatrzeniową.
       - Jak mniemam, wie Pani czym jest list zaopatrzeniowy? Potrzebuję go zanim dotrzemy do następnej stacji. Do końca jutrzejszego dnia byłoby w porządku. – Zapewnił uprzejmie po czym obserwował, mocno zmieszany, jak kobieta wychodzi z siebie i staje obok.
       - Dlaczego ja mam to uzupełniać?! Mało mam obowiązków żeby jeszcze martwić się tym ile czego potrzebujemy?! – Zapytała, a on zgłupiał. Przechylił głowę jak zdziwiony szczeniak szukając w tym wszystkim żartu.
       - Przepraszam, nie rozumiem. – Przyznał całkowicie szczerze. Jego oczy na chwilę powędrowały na szefa kuchni który nieco niepewnie acz zbliżył się, chroniąc „plecy” siostrze.
       - Do tej pory listy zaopatrzeniowe wypełniane były przez głównego konduktora. – Wyjaśnił unikając spojrzenia Dantemu w oczy na co konduktor zrobił już bez żadnych ogródek zidiociałą minę.
       - Dlaczego… miałbym zajmować się czymś do czego nie mam kompetencji? A co z jadłospisami? Też były ustalane przez konduktora? – Zapytał na co otrzymał przytaknięcie głową. - No chyba sobie Państwo żartujecie… skąd ja mam wiedzieć jak i z czego się coś robi? Dodatkowo znać składniki dostępne w wymiarach w których akurat będziemy mieć uzupełnienia?
       - A niby skąd ja mam wiedzieć?! – Warknęła na co zgromił ją wzorkiem.
       - Ponieważ Pani posiada kwalifikacje oraz wiedzę umożliwiającą dokonanie takiego zaopatrzenia. Pani posiada hasła do baz danych Firmy w których znajdują się dostępne dla nas składniki oraz to Pani posiada umiejętności zbilansowania posiłków dla gości oraz załogi. Nie widzę możliwości żeby to przechodziło przez innego pracownika jak Panią w konsultacji z Szefem Kuchni, jak mniemam Panem Finnem. – Wyraził się jasno na co obydwoje spojrzeli w końcu na jego twarz. - Nie mam zamiaru mieszać się w to co i jak zostanie zamówione. Macie Państwo narzucone limity kosztowe na odcinki trasy, wszystko znajdziecie w systemie. Chciałbym końcem każdego tygodnia otrzymywać gotowy jadłospis na cały tydzień dla załogi oraz gości z pominięciem deserów. Nie ukrywam, że jedzenie nie jest najlepsze i inne jednostki mają zdecydowanie wyższy poziom. Co jest przykre gdy to my jesteśmy sztandarową jednostką floty. Chciałbym żeby to się zmieniło już od następnego uzupełnienia. Czy wyrażam się jasno? – Dopytał ale już nie tak ciężko, jasno acz bez agresji. W końcu on był od gaszenia konfliktów, nie ich zaogniania.
       - Nie… nie wiem jak się za to zabrać. – Nagle ta wybuchowa kobieta ucichła.
       - W bazie danych ma Pani propozycje, może się Pani oprzeć o szablonowe zamówienia. Zabraniam jednak sprowadzania zasobów z innych wymiarów. W obecnym spędzimy dwa tygodnie więc dwa tankowania. Chce mieć produkty i dania stąd. – Mówiąc to pochylił się nad jej tabletem po czym otworzył dział „żywienie” i pokazał zakładkę w której może podejrzeć kto co wcześniej zamawiał oraz co z tego zrobił. Rozumiał problem bo będą przekraczać wiele granic wymiarowych w różnych odcinkach czasu ale baza danych była trak skonstruowana żeby ułatwiać pewne procesy, w tym jedzeniowe.
       - O ile się nie myle w systemie jest ten czat gdzie można podpytać o zmiany wagowe. Proszę mi przesłać listę do zatwierdzenia do końca jutrzejszego dnia. – Powtórzył pozwalając im tym samym odejść. Dwójka rodzeństwa jednak nie paliła się do tego. Patrzyli to na siebie to na niego i dopiero po dłuższej chwili, gdy od wrócił do jedzenia odeszli. Wtedy też odetchnął ciężko masując sobie nasadę nosa. „Co to było na bogów, jak konduktor mógł…”.
       Na tablecie zamigotała żółta lampka. Po chwili w górnym prawym rogu doszła druga, trzecia, piąta. Cały bok ekranu rozświetlił się na jaskrawy kolor… Spojrzał na komunikaty spod nadal masującej ręki po czym zdziwiony wziął urządzenie oburącz.
       - Przepraszam... – Zaczął bardzo głośno wiedząc, że zwróci na siebie uwagę. - Panie Baba, proszę do mnie. – Mówił klikając po ekranie z coraz mocniej zmarszczonym czołem. A gdy Kocur nad nim stanął zwrócił ekran w stronę jego oczu. - Jakim cudem puszczają nam wszystkie mocowania między wagonami? – Zapytał szeptem chociaż wyraźnie wystraszony. Gdy Kot oglądał komunikaty on wziął do ręki małe radyjko i połączył się z lokomotywą. - Konduktor jeden do lokomotywy, Panowie zwolnijmy o połowę, czujniki na mocowaniach nam świrują, wysyłam konserwatorów na szybkie oględziny. – Radio zaskwierczało po czym doszedł go sygnał zwrotny. Jasne kierowniku, zwalniamy do jeden dziewięć trzy. – Pociągiem niezauważalnie szarpnęło, a oni zaczęli zwalniać. Dante przestawił pokrętło na radiu. - Międzywimiarowy dziesięć szesnaście zgłasza usterkę na odcinku trzynastym, zwalniamy, przewidywany brak opóźnienia na trasie. - Zgłoszone, dziesięć szesnaście. – Kobiecy głos odpowiedział przez radio na co on podniósł się i czekał na wyrok Baby.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {12/07/23, 11:36 am}

_
_
B  A  B  A

____Łup! — Baba aż podskoczył na stołku. Gdyby pamięć sprzed tragicznego wypadku kilka lat temu była tak żywa, jak smak dania parującego na talerzu, zachowanie Quinn wprawiłoby wszystkich w osłupienie. Teraz nikogo nie dziwiły jej ostre wybuchy. Co prawda w stosunku do przyjaciół zdarzały się one rzadko, co nie znaczyło jednak, że przyjaciele pozbawieni byli zupełnie obserwowania nowej cholerycznej natury zastępczyni szefa kuchni. Trudno się dziwić, ostatnie wydarzenia mocno nadwerężyły zdrowie psychiczne pracowników Ekspresu i każdy wypracował sobie strategie radzenia sobie ze stresem.
____Lepiej pójdę do niej, zanim sobie zaszkodzi arogancją... — oznajmił Finn, podnosząc się z miejsca.
____Ledwie coś tknąłeś, czekaj, da sobie radę.
____Nie. — Finn uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju. — Uwierz mi, że lepiej, jeżeli załagodzę sytuację.
____Istotnie, krzyki Quinn straciły na intensywności, kiedy stanął przy niej brat. Reszta przerwy obiadowej miała minąć we względnym spokoju. Rodzeństwo załatwiło z konduktorem, co mieli do załatwienia i stracili się za drzwiami kuchni. Większość przy stoliku Baby zdążyła dokończyć to, co mieli nałożone i powoli zbierali w sobie chęci, by wstać i odnieść naczynia na wyznaczony do tego blat, przy którym czekał młody chłopaczek z pomocy kuchennej.
____Wtem po jadali rozniosło się głośne "przepraszam", a na dywanik został przywołany Baba. Kocur starał się zachować spokój, mimo strużki potu płynącej mu ze zdenerwowania po całej długości kręgosłupa. Raz kozie śmierć.
____Co się dzieje? — zdołał zapytać, nim wręczono mu w ręce tablet. Urządzenie jaśniało od alarmujących komunikatów odnośnie stanu mocowania urządzeń cięgłowych.
____Fiołkowe oczy śledziły z przerażeniem treść alertów. Słowa zlewały się i mieszały ze sobą, choć dobrze znał ich znaczenie, w jednej chwili jakby wszystkie straciły sens, stojąc obok siebie. Mózg zalany taką dawką informacji próbował odzyskać kontrolę i układał po kolei, raz jeszcze, wszystkie czytane wyrazy w jedno zdanie, i kolejne, i kolejne, dopóki nie zyskały z powrotem znaczenia. Baba zamrugał raz, drugi, trzeci, a z każdym następnym mrugnięciem z twarzy znikała tępota.
____Nie rozumiem — zmarszczył mocno brwi. — To niemożliwe. Mamy samoczynne sprzęgi, wszystkie przeszły kontrolę na poprzednim przystanku, jeszcze upewnialiśmy się, czy aby na pewno wszystkie sprzęgi i absorbery działają poprawnie. Co prawda z pulpitu zdalnego, ale nadal... w przypadku jakiejkolwiek usterki, pierwszy wiedziałbym o niej... Nie, to nie może być wina sprzęgów, na pewno nie pneumatycznych... Elektrycznych? Musiałby wystąpić problem z zasilaniem, a przecież nic takiego nie miało miejsca... Nikt też nie mógł majstrować przy sprzęgach ręcznych, bo do ich poluzowania potrzeba przynajmniej pięciu chłopa...
____Przerwał monolog na widok zbaranienia Dantego. No tak, on nie miał pojęcia, o czym w ogóle była mowa. Nie znał się na budowie wagonów i absolutnie nie należało to do jego obowiązków. Zadał proste pytanie i oczekiwał zapewne prostej odpowiedzi. Lecz kot takiej odpowiedzi nie miał. Sam chętnie dowiedziałby się, dlaczego urządzenia, które nie wymagały ludzkiego zaangażowania, nagle postanowiły ich wszystkich zawieść, narażając na niemałe niebezpieczeństwo nie tylko pracowników, ale przede wszystkim pasażerów. Przedsiębiorstwo nie mogło sobie pozwolić na takie potknięcie.
____Przepraszam — powiedział, przełykając olbrzymią gulę w gardle. — Trzeba jak najszybciej sprawdzić łączenia z poziomu paneli sterowania w każdym wagonie. Jeżeli znajdziemy usterkę, wszystko wróci do normy. Jeżeli nie znajdziemy usterki, trzeba będzie przełączyć się na tryb ręczny i założyć pałąki sprzęgu na haki, wagon po wagonie, żebyśmy mogli kontynuować bezpiecznie podróż. Do czasu, kiedy nie sprawdzimy paneli we wszystkich wagonach, pasażerowie powinni nie wychodzić z przedziałów, w których obecnie się znajdują, tak samo pracownicy. Wiem, że może to wywołać niezadowolenie tak jednych, jak i drugich, ale w tej sytuacji nie ma innego wyjścia. Gdyby rozłączyło wagony w momencie, kiedy ktoś akurat będzie przechodził między drzwiami... w najgorszym scenariuszu skończy się to wypadnięciem z pociągu, co przy tej prędkości będzie oznaczało mimo wszystko uszczerbek na zdrowiu. Proszę zakomunikować co trzeba, a ja wyślę mechaników, gdzie trzeba.
____Nie czekając na odpowiedź, Baba obrócił się na pięcie i w te pędy pognał do swoich chłopaków, wydać im stosowne polecenia. Musieli się spieszyć, bo nie wiadomo, z jaką faktycznie usterką się mierzyli. To mogło być wszystko, od jednego zerwanego sprzęgu elektrycznego, po atak terrorystyczny na systemy bezpieczeństwa. Prawda była taka, że z pociągiem od dłuższego czasu działy się dziwaczne rzeczy i nie sposób było im zaradzić, nawet przy zwiększonej częstotliwości przeglądów, co strasznie wszystkich niepokoiło, zwłaszcza brygadzistę mechaników.
____Udało mu się w krótkim czasie namierzyć kilku najbardziej rozgarniętych podwładnych, którym szybko wyjaśnił co i jak oraz polecił przekazać reszcie. Sam zaś udał się z powrotem do wagonu, gdzie znajdowała się stołówka, licząc, że nadal będzie tam Dante. Pociąg powiększono o kilka wagonów dwa przystanki temu, więc niemożliwym będzie sprawdzić każdy wagon, nawet wysyłając po jednym człowieku. Potrzebował pomocy, jakiejkolwiek.
____Proszę Pana! — krzyknął na jego widok. — Proszę Pana! Potrzebuję Pańskiej pomocy, proszę za mną, w stronę lokomotywy! Pomoże mi Pan sprawdzić wagony 13, 12, 11, 10, 9, 8, 7, 6 i 4.
____Wagony pierwszej klasy. Obowiązywał w nich dodatkowy system zabezpieczeń i niejednokrotnie przy dostępie do paneli wymagano dodatkowej autoryzacji. Białowłosy był pewien, że mężczyzna dysponuje odpowiednimi narzędziami, by ułatwić mu pracę. W końcu chodziło o bezpieczeństwo.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {25/07/23, 07:37 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Potok trudnych, zrozumiałych jedynie w pewnym zakresie słów, opuścił usta głównego brygadzisty. Jego jasne oczy dzielnie błądziły po coraz bardziej zdziwionej i lekko przestraszonej twarzy białowłosego, szukając na niej odpowiedzi. Decyzja padła szybko – należało zrestartować systemy monitorujące oraz dodatkowo, manualnie sprawdzić zespolenia. Nic łatwiejszego. Przełknął nerwowo ślinę, chciał otworzyć usta ale tablet wylądował na stole tak szybko jak znalazł się w kierowniczych rękach, a mężczyzna zniknął. No tak, pociąg który tak długo był bez konduktora przestał go potrzebować. On, zmieszał się, nieprzyzwyczajony do tego, że nikt nie pyta go ani o zgodę ani nie prosi o przedstawienie planu pomocy. Przygryzł wnętrze policzka chcąc chociaż w głównej centralce zrestartować błędy żeby te mogły ponownie wyskoczyć, albo oby nie, na konkretnych komputerach przy łączeniach.
       Odstawił więc talerze na bok, schował tablet i założył na głowę czapkę. Dobrym pomysłem byłoby również poinformowanie wszystkich gości pociągu o chwilowej przerwie w dostawie prądu i prośbie o nie przechodzenie między konkretnymi wagonami, tłumacząc się tym samym, że drzwi nie będą działały. Nie wywoła to paniki, a było proste do przekazania, przyjazne, nie powinno wywołać protestów czy paniki. Powtórzył więc sobie pod nosem co chce powiedzieć i chciał ruszyć. I prawie odbił się od nieco wyższego od niego głównego konserwatora składu. Uniósł natychmiast na niego oczy i słuchając uważnie kiwał głową.
       - Och, oczywiście, oczywiście. Proszę przodem. – Wskazał drzwi gestem ręki przy czym zanim sam przekroczył drzwi spojrzał jeszcze na nieco zmieszanych całym zamieszaniem pracowników.
       - Prosiłbym żeby z zachowaniem szczególnej ostrożności podzielić się na małe, maksymalnie trzyosobowe grupy w każdym z wagonów i pozostanie do dyspozycji gości. Oficjalnie: straciliśmy chwilowo zasilanie i przestała działać automatyczna część przejść między wagonami. Usterka zostanie usunięta w przeciągu najbliższej pół godziny, a na następnym postoju pociąg nie zanotuje żadnego opóźnienia. – Przemknął wzorkiem po twarzach początkowo nieskalanych myślą po czym trzykrotnie, intensywnie, zaklaskał w dłonie. – Hop hop, podział i obstawiamy przejścia. – Sam ruszył zaraz za plecami Baby, w stronę pierwszej klasy i lokomotywy.
       Dotarcie na miejsce było łatwe i poszło im bardzo sprawnie. Problem natomiast pojawił się przy pierwszym wyjściu na zewnątrz, spojrzeniu na zatrzaski, a później dostaniu się do komputera sterującego konkretnym łączeniem między sprawdzanymi  wagonami. Kilka kliknięć sprytnymi palcami nic nie dało. Na czole głównego konduktora pojawiło się kilka zmarszczek, a on zrzucił czapkę, Przybliżył się do panelu, jednocześnie przytrzymał dwa przyciski licząc na restart. Nic to nie dało. Teraz jego twarz wymalowała się rozgoryczeniem i rozczarowaniem. Wyciągnął tablet, wpasował go w odpowiednią, delikatną wnękę i zaczął dostawać się do systemu od dupy strony. W tym czasie sam Baba też coś kombinował i chyba w którymś momencie, obydwaj się wzajemnie zablokował.
       - Chwileczkę. Robimy to bardzo chaotycznie. Zrzucę zabezpieczenie sieciowe, poproszę o autoryzację, ja autoryzuje i usuniemy błąd z obu stron równocześnie. Poczekamy na restart i zobaczymy czy błędy znowu się powtórzą, dobrze? – Jedno kiwnięcie głową wystarczyło żeby zaczął na głos mówić co robi, klikać długie sekwencje, a ostatecznie doprowadzić do tego, że zarówno jego ekran jak i ten Baby wygasły. System się restartował. W tym czasie on odetchnął cicho pod nosem i rzucił okiem na łączenie do którego drzwi były otwarte na oścież dopóki tu stali.
       - Proszę mi powiedzieć, ta śrubka ma tam być taka luźna? – Zapytał odnośnie części która na pozór nie wydawała się znacząca. Jednak przy dokładniejszym zagapieniu się widać było, że się delikatnie rusza i przy każdym najechaniu na przęsło w torach podchodzi do góry.  Może to ona była problemem całego błędu? Nie zdziwiłoby go to.
       System odpalił. Ekrany powoli się rozjaśniły po to by ponownie, agresywnie, wykazać czerwony błąd łączenia wagonów. To była pora na przejście w tryb zadaniowy. Torba konduktorska, marynarka i czapka skończyły właśnie na ziemi, a on zaczął podwijać rękawy.
        - Czyli mechanika, proszę mówić co sprawdzać. – Kiwnął głową w geście pełnej aprobaty i zaufania do jego doświadczenia.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {13/09/23, 07:50 pm}

_
_
B  A  B  A

____Pociąg zupełnie oszalał — tak całą usterkę komentował w myślach zdenerwowany konserwator. Tablet, który zwinął w gdzieś po drodze, migotał zupełnie jak ten, który w jadalni wręczył mu jego przełożony.
____Obaj z konduktorem zaczęli majstrować przy panelu sterowania, kiedy tylko dotarli do wagonu nr 13, doprowadzając system do jeszcze większej zwiechy. Baba chciał wprowadzić samodzielnie sekwencję weryfikacyjną, która miała za zadanie wykryć potencjalne błędy systemu — wsunął tablet do specjalnego slota, a kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk dopasowania się wtyczki do urządzenia, rozpoczął wprowadzanie dość skomplikowanego, acz (dziwnym trafem) wyuczonego na blachę, ciągu przełączeń i kliknięć — co miało dać odpowiedź na pytanie, który komponent wymaga ich szczególnej uwagi. Dante natomiast od razu przeszedł do rozwiązania ostatecznego, które w 99% sprawdzało się przy większości usterek tego typu, czyli do restartowania elektroniki, co ostatecznie skończyło się na tym, że panowie spotkali się w połowie panelu i przeszkodzili sobie nawzajem. Kot zmarszczył brwi, natknąwszy palcami na palce tamtego. Coś w rodzaju przyjemnego dreszczu rozeszło się po ciele.
____Przepraszam, sir — odsunął się odruchowo. — Zróbmy, jak pan mówi.
____Jeszcze raz tablety jednego i drugiego trafiły w odpowiednie gniazda, Dante na głos podawał kolejne nazwy przycisków i przełączników. G7, E3, B12, J8, K6. Autoryzacja została przyznana. Na wyświetlaczu panelu sterowania pojawił się komunikat: Czy na pewno chcesz.... Chcemy, na pewno — potwierdziły opuszki jego palców na ekranie. Restart systemu, kontrolki zaświeciły się i zaraz zgasły. Przeciągły pisk, sygnalizujący ponowne uruchomienie.
____Hmm? — Baba spojrzał w kierunku, który wskazywał Dante. I choć wzrok miał ostry jak brzytwa, co zostało mu jeszcze z poprzedniego wcielenia, teraz zmrużył oczy, by dokładnie obejrzeć sobie wspomnianą śrubkę. Istotnie, była luźna, nawet zbyt luźna. Przy każdej nierówności, podnosiła się niebezpiecznie wysoko, a że rozmiarów była ani nie dużych, ani nie małych, jej wypadnięcie wiązało się z dość dużym niebezpieczeństwem, że całkiem odetnie im pneumatykę, przynajmniej w trzynastce.
____...No właśnie nie ma — powiedział po dłuższej chwili. Nerwowo strzelił palcami, ściskając to jedną, to drugą rękę.
____Jak do tego wszystkiego doszło w zaledwie godzinę od ostatniego przystanku? Można było tylko gdybać. Osobiście nadzorował kontrolę sprzęgów, nie ma opcji, żeby przeoczył taką usterkę, ani on, ani żaden z jego chłopców. Wszystko wyglądało bardzo podejrzanie i gdyby nie darzył załogi takim zaufaniem, mógłby pokusić się o posądzenie ludzi o sabotaż. Miał nadzieję, że podobne myśli nie rodzą się teraz w głowie towarzyszącego mu mężczyzny.
____Wyświetlacze — na panelu sterowania oraz na dwóch wciśniętych w gniazdka tabletów — zaświeciły się... i chorej synchronizacji pokazały ten sam komunikat. Błąd mocowania urządzeń cięgłowych.
____Cholera — mruknął do siebie.
____W tym samym momencie, z niewiadomych przyczyn, główny konduktor zaczął... rozbierać się. Zdjął torbę z ramienia, czapkę z głowy i marynarkę z ramion. Wszystko wylądowało na ziemi, a Baba jedyne, co mógł robić, to patrzeć z niedowierzaniem. Czego właśnie był świadkiem? Dante podwinął rękawy śnieżnobiałej koszuli, a konserwator wciąż się gapił, jak cielę w malowane wrota. Patrzył i mało co gęba mu się nie otworzyła.
____Mechanika? Yy... Mechanika... Yyy.. Tak — dukał. — Ah, yhm... Eeehm... Ekhem... Mechanika, yhm... Jak mówiłem, powinniśmy sprawdzić tak każdy wagon, ale... w tym przypadku chyba faktycznie lepiej będzie podziałać coś manualnie. Nie wykryliśmy usterki, błąd jest nadal ten sam, więc trzeba wejść na tryb ręczny.
____Przeszedł płynnie do działania. Najpierw na ekranie panelu odrzucił komunikat o błędzie, autoryzował akcję przejścia w tryb ręczny i przełączył odpowiednie switche. Wszedł w ustawienia mocowania urządzeń cięgłowych, żeby podejrzeć stan sprzęgów elektrycznych, pneumatycznych i ręcznych. Wyświetlił się cyfrowy obraz wagonu, który Baba przybliżył w miejscu łączeń. Wszystkie elementy świeciły się na zielono, oprócz jednego. Wspomniana luźna śruba.
____Spróbuję zainicjalizować zdalną naprawę, jako że w wagonach pierwszej klasy mamy taką opcję — wyjaśnił pokrótce. — Wkrętarka powinna sobie z tym poradzić.
____Z ukrytej szafki wysunęło się urządzenie podobne wyglądem do rękawicy oraz drążek z kilkoma przyciskami na rączce. Baba wsunął rękę w metalową rękawicę i chwycił za joystick. Ze skrzynki pod drzwiami wagonu wyłoniła się wkrętarka, która poruszała się dokładnie tak, jak sterował nią mechanik. Końcówkę narzędzia precyzyjnie dopasowano do luźnej śruby, a po chwili słychać było charakterystyczny warko-charkot. Jeden, drugi, trzeci. Ikona śruby na ułamek sekundy zmieniła kolor na zielony, kiedy wkrętarka przestała hałasować. Później znowu zrobiła się czerwona. Coś na zewnątrz strzeliło, a równoległa śruba zmieniła kolor z zielonego na pomarańczowy. Zaraz kolejna, po przekątnej. I czwarta po prawej. Nowy-stary alert wyskoczył na ekranie, a Baba pobladł, bo kolejne elementy układu raziły wstrętnym szkarłatem. Tyle, że od jednego wkręcenia śruby nie mogła poluzować się cała reszta!
____Co jest do... — nim przeklął, ugryzł się w język. Poprzedni przełożony bardzo tego nie lubił, lepiej nie kusić losu i baczyć na słowa. Ostrożnie, za pomocą rękawicy i drążka, odłożył wkrętarkę z powrotem do skrzyni, tak samo jak i mechanizm, za pomocą którego nią sterował. Teraz on podwinął rękawy koszuli. — Muszę na to spojrzeć. Proszę mnie asekurować.
____Drzwi do wagonu otworzyły się szerzej, spod kół buchnęło na twarz powietrze. Bez żadnych dodatkowych zabezpieczeń, konserwator stanął na stalowym elemencie łączącym ze sobą dwa wagony i pochylił się nad miejscem, gdzie chwilę temu majstrował wkrętarką. Pomacał gołymi paluchami śrubę, która okazała się śliska od smaru, dlatego nie dało się jej dobrze przykręcić. Okazało się też, że z drugiej strony odpadła jej nakrętka. Ale pozostałe wydawały się być w porządku, mimo iż pogląd na ekranie temu przeczył. Baba klęknął i schylił się bardziej, wciskając głowę w dziurę między potężnymi kablami, żeby sprawdzić, jak się mają sprzęgi ręczne. Wiatr buchał w niego tak, że musiał ścisnąć uda na elemencie, na którym klęczał, żeby nie zlecieć. Sprawy nie ułatwiał widok, który zastał.
____O japierdolę! — tym razem się nie powstrzymał. Podniósł się na chwilę, żeby krzyknąć na Dantego: — Szefie, trzymaj mnie! Hak nam lata jak chce, spróbuję go wcisnąć na miejsce!
____Nie poczekał, tylko wrócił do poprzedniej pozycji, a nawet wychylił się bardziej, żeby móc użyć obu rąk. Złapał potężny i ciężki hak, który dzieliło od swojego wgłębienia dobrych parę centymetrów. Z odrobiną szczęścia i nieludzkiej siły, udałoby się go włożyć z powrotem, nim nie zerwie pozostałych dwóch systemów mocujących. Hamowanie w tym momencie mogłoby się skończyć na dwa sposoby. Albo sukcesem, albo wykolejeniem.
____Więc Baba złapał za hak, złapał tymi samymi rękoma, które śruba oblepiła mu smarem i przy okazji uświnił sobie górę koszuli i włosy, a także policzek. Palce ślizgały mu się na metalu, bo hak, bogowie miejcie ich w opiece, też był ubabrany w oleistej mazi. Starał się umieścić element z powrotem na swoim miejscu, ale nieważne jakby się nie starał i ile siły w to wkładał, cholerstwo po prostu nie chciało współpracować.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {27/09/23, 06:35 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Czekanie z założonymi rękami nie należało do jego ulubionych zadań, jednak w obecnej chwili nie miał specjalnie większego wyboru. Przygotowany do ewentualnego ubrudzenia sobie rąk, bacznie obserwował jak Baba próbuje naprawić śrubę urządzeniami zdalnie sterowanymi, wbudowanymi w boki poszczególnych wagonów. Już się udało! Chciał się schylić po swoje rzeczy żeby się ubrać, a jednak cyk, śruba wyskoczyła. Jego brew uniosła się w pytającym geście, a oczy szybko zwróciły na głównego mechanika składu. Cóż, on był tak samo zaskoczony jak  sam konduktor. Następne jednak słowa które wypowiedział sprawiły, że na twarzy Dantego wymalował się wyraz nieskażony żadną myślą.
       - Asekurować…? – Powtórzył idiotycznie, a widząc jak białowłosy przygotowuje się do wyjścia na mocowanie, mocno zwątpił. Owszem, nie jechali szybko i jakby się uprzeć, można by wyskoczyć z pociągu i nie poniosło by się żadnych poważniejszych obrażeń. Co innego gdy mówimy o wpadnięciu pod pociąg. Sprężynujące ciało bądź odruchy towarzyszące uderzeniu mogły skutecznie spowodować uderzenie się o spód wagonu, a to już mogło doprowadzić do niemałej katastrofy. Dlatego więc chciał zaproponować cokolwiek innego. Cokolwiek co by nie oznaczało podejmowania tak ryzykownej decyzji. Nie dał rady jednak nic wymyślić, a konserwator już wisiał na przegrodzie ślizgając się palcami po metalowych częściach.
       Dante zamotał się na chwilę nie wiedząc co robić. Miał go trzymać za nogę? Za dupę?! A jakaś linka?! Na pewno tu była ale nie pomoże nie obwiązana dookoła pasa soczyście przeklinającego szaleńca. Co się tam działo? Pal licho linę! Wychylił się żeby mieć lepszy wgląd na sytuację. Dostrzegł kapiący smar i hak radośnie odbijający się od mizernej konstrukcji trzymającej wagony ze sobą. Aż mu brew zapulsowała ze zdenerwowania.
       Gwałtowny skok adrenaliny sprawił, że jego serce przyspieszyło. Baba chwilę siłował się z częściami ale jego słownictwo nie wskazywało na rozwiązanie problemu. Wręcz przeciwnie. Cały umazany smarem zaczynał przypominać czarnego potwora, a do naprawy było temu zdarzeniu daleko. Nie zostawało nic innego jak pomóc. Tylko jak przedostać się na drugą stronę bez posądzenia o próbę molestowania? Szybko omiótł spojrzeniem całe łączenie, wyglądał jak sowa w godach, po czym jego oczy utknęły na plecach konserwatora.
       - Uwaga, będę skakał! – Oświadczył i poczekał chwilę aż ten zdziwi się, zakoduje i się cały zepnie. Jednym rozwiązaniem danej sytuacji była gra w „żabki”. Zrobił krok do tyłu, lekko się rozpędził i opierając się oburącz o łopatki mężczyzny, przeskoczył go w rozkroku by po chwili wylądować… na plamie smaru. But na lekkim obcasie ujechał po śliskiej powierzchni. Uratował go natomiast refleks, barierki i mocny chwyt. Zawisł więc jak kurtyzana czekająca na wiadro z wodą które obleje jej biust. Ale był na drugiej stronie!
       Podciągnął się do pozycji stojącej, nogi nadal mu jeździły po metalowym zwieńczeniu wagonu ale udało mu się opanować. Odwrócił się przodem do Baby, uklęknął i po chwili mocnymi udami zaciskał się już na przegubie. Szybkie zrozumienie sytuacji, nie mógł się ubrudzić bo w niczym nie pomoże. Dlatego niczym wprawiony chirurg, położył się piersią na zimnej stali, policzkiem przylgnął jak młodzik do piersi, trzymał aż do tej chwili ręce w górze, po czym złapał pewnie za hak.
       - Osz cholera. – Wypuścił powietrze które do tej chwili wstrzymywał w płucach po czym zaczął szarpać lekko do góry splecionymi na haku dłońmi. Tak! Podskakiwał, nie ślizgał się, jeszcze moment. – Pan próbuje nakierować, ja trzymam. – Poprosił leżąc tak blisko, czubek w czubek z jego głową. Czuł jak Baba łapie za koniec haka i nagle, cały opór ustąpił. Czyżby trafili? Chwilę nie miał odwagi spojrzeć ale ostatecznie napiął mięśnie brzucha, uniósł głowę nadal w pozycji na kraba i zobaczył jak zakręcony kawał drutu tkwi spokojnie na swoim miejscu.
       - Ha! – Wyrwało mu się z dumy po to by spojrzeć na swoje ubrudzone ręce, aż po łokcie. – Och… – Przewrócił oczami po czym jednak się zaśmiał lekko. – Mam nadzieję, że tutejsza pralnia jest wyrozumiała. – Zagaił zmieniając pozycje na bardziej wygodną, rozluźnił pośladki i plecy, taki leniwiec na gałęzi po czym podniósł się i wyglądał jak na koniu. Poza rękami miał oczywiście całą pierś w smarze. Lepsze to niż lejące się do oka… wyciągnął rękę w dość automatycznym ruchu po to by zatrzymać się przed twarzą białowłosego. Wycofał się jednak opamiętany w obawie przed posądzeniem go o coś złego, po czym przeszukał kieszenie i wyciągnął białą chusteczkę, którą od razu mu zaoferował.
       - Wolałbym żeby Pan nie stracił wzroku przez taki incydent. – Nalegał żeby ten się wytarł zachęcając go delikatnym uśmiechem. – Musimy jeszcze sprawdzić czy to cokolwiek pomogło. – Na szczęście chusteczka została przyjęta, a on mógł spokojnie obmyślać plan podniesienia się. Nie było to ani łatwe ani proste dlatego raczej podejrzewał, że będą się obydwaj ślizgać dupami aż do drzwi. Cóż, naprawdę miał nadzieję, że pralnia będzie im łaskawa.
       Restart systemu tym razem przebiegł poprawnie i bez żadnych zakłóceń. Pięknie zielony napis świadczący o braku błędów wywołał trzepotanie serca. Efekt ten wzmocnił się gdy przylegające wagony do tego naprawionego również zaświeciły się na zielono.
       - Jeszcze pytanie skąd tryskał ten smar. Przewody nie były naruszone. Czy on mógł skądś przypłynąć? – Zapytał eksperta. – Najlepiej będzie obejść wszystkie błędy, prawda?
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {27/09/23, 09:20 pm}

_
_
B  A  B  A

____Para buchała z komina. Wiatr poganiał dym na pierwsze dwa wagony, otulał je na krótką chwilę tajemniczą mgiełką, a potem rozwiewał w nicość. Pociąg sunął po torach prędko, choć nie tak prędko, jakby mógł. Oprócz stukotu kół o szyny, co jakiś czas słychać było charakterystyczny sygnał syreny lokomotywy, który był jednym z wielu sposobów komunikacji drużyny pociągowej między sobą. Jeden krótki na stopniowe hamowanie, trzy długie po sobie na zdecydowane hamowanie, jeden długi na baczność... Język pociągu był prosty, ale nie każdy chciał go poznać.
____Za niecałe sto kilometrów dotrzemy do stacji MG-17-9J, szefie — konduktorska krótkofalówka odezwała się odrobinę zniekształconym głosem maszynisty.
____Dante nie mógł potwierdzić otrzymania wiadomości, bo właśnie przeskakiwał nad biednym Babą, święcie przekonanym, że zaraz stanie się przymusowym świadkiem tragedii. Kto normalny skoczyłby w takich okolicznościach, gdy wszystko pod stopami obsmarowane jest brązową śliską mazią!? Jeden fałszywy ruch i jesteś już pod stalowymi kołami, gruchoczącymi ci czachę, a chwilę później ścierającymi ją na proszek o tory!
____Szaleniec, myślał sobie kocur, przyklejony polikiem do brudnego metalu, jednym okiem zerkawszy na poczynania szpiczastouchego. Mieliśmy sadystę, teraz czas na szaleńca.
____Lecz tylko obecność owego niepoczytalnego osobnika zagwarantowała im pomyślność. Dante przejął inicjatywę, jak zawodowy lider, zakomenderował co trzeba, Baba posłuchał, a po niebotycznym wysiłku nieomal wybuchnął okrzykiem radości. Mieli to! Udało się!
____Hak wcisnęli w odpowiednie miejsce. Brakowało tylko soczystego "ślurp", który by to zasygnalizował. Baba ostatni raz zebrał w sobie całą krzepę, jaką obdarzyła go matka natura oraz kontrakt z obecnym pracodawcą, i szarpnął nim. Ani drgnął. Szarpnął drugi raz, gwałtowniej. Również nic. Innymi słowy: choćby skały srały, nie ma bata, że ustrojstwo znów wypadnie!
____Dobra robota — uśmiechnął się szczerze do konduktora.
____Obaj wyglądali jak siedem nieszczęść, tak uwaleni, spoceni, z rozwianymi na lewo i prawo włosami. Smar wręcz po nich spływał, a Babie spływał tym bardziej, im bardziej się prostował. Z czoła lało mu się do oczu, jednak w porę z odsieczą przybyła mu czysta biała chusteczka. Przyjął ją z lekkim zawahaniem, ale i pełen wdzięczności. Otarł sobie nią brew, czoło i prawy oczodół, później złożył w elegancką kosteczkę i włożył w kieszeń spodni. Czy zamiast wyczyścić twarz, jedynie rozsmarował sobie olej po skórze? Owszem. Ale przynajmniej nic już nie kapało.
____Chyba nie będą mieli wyboru, jak potraktować nas w sposób humanitarny, zwłaszcza, jeżeli będzie tam Pan... — zażartował. — Kierownik pociągu nie może się tak prezentować. Co innego taka szara myszka jak ja.
____Wdrapali się do wagonu, zamknęli drzwi. Zasunięty w procesie restartu most łączący przejścia na nowo się wysunął, przestrzeń międzywagonową zasłoniła boazeria, a po posadzce przedsionka rozwinął się mięciutki bordowy dywan. Drzwi otworzyły się. Zielone kontrolki znów cieszyły kocie i elfie oczka.
____No, wszystko wróciło do normy — zamruczał, klikając coś na własnym tablecie.
____Wagony, których sprawdzenie zlecił pozostałym konserwatorom-mechanikom, nie miały tak poważnych problemów, jak te na początku pociągu. Całe szczęście, bo kierownik wcale nie chciał, by jego chłopcy musieli decydować się na równie lekkomyślne działania jak on. Wystarczyło, że on stawiał na szali własne zdrowie i życie. W końcu nie miał nic do stracenia.
____Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie w tej chwili — przyznał bez ogródek. — A już na pewno bez odpowiedniego zbadania tematu. Jest zbyt wiele potencjalnych przyczyn...
____Niewiele myśląc, przyłożył sobie dłoń do ust i zlizał czubkiem języka odrobinę mazi z palców. Mlasnął. Zamknął oczy, jak gdyby chcąc poznać sekrety zawarte w smaku, który poczuł, jednocześnie rozsmarowywał go sobie po podniebieniu. Kiedy otworzył oczy, na twarzy Dantego malowała się konsternacja z odrobiną obrzydzenia.
____To nie smar z układu pneumatycznego, ani elektrycznego, a co dopiero z ręcznego, nie może być to też nic związanego z elementami podwozia... — Przerwał, mrużąc oczy. — Proszę nie pytać, skąd wiem, że nie może być to smar z tych...! Z tego!... I proszę tak na mnie nie patrzeć!
____Tablet konduktora w porę zawibrował, odwracając jego myśli od niewygodnych dla Baby pytań. Wiadomość. Z samej Góry. Od Szefa szefów. Dantego widocznie to zafrapowało, ale konserwator ani myślał wściubiać nosa w nieswoje sprawy.
____Wiem, że wszystkie alerty już zniknęły, ale... dla świętego spokoju, sprawdziłbym te wagony aż do czoła, tak na wszelki wypadek.
____Nie był pewien, czy kierownik pociągu nie miał obecnie pilniejszych spraw do załatwienia — w każdej chwili mógłby go opuścić, gdyby zaszła taka potrzeba — planował jednak dopiąć sprawę na ostatni guzik, nawet jeżeli wiązało się to z powtarzalną sekwencją: przejście do kolejnego wagonu, podpięcie się pod panel sterowania, skontrolowanie stanu mocowań przez panel oraz na własne oczy, zamknięcie panelu, przejście do kolejnego wagonu... Przed nimi było jeszcze osiem wagonów. Wystarczy, że jedna kontrolka okaże się fałszywa i odczepi ich od lokomotywy, ta pojedzie dalej, awaryjne hamulce nie zadziałają, sznur wagonów uderzy w stojącą na stacji lokomotywę... Wolał nie kończyć tego czarnego scenariusza. Nie tylko zresztą on wolał działać zapobiegawczo, co okazało się, gdy w ślad za nim ruszył i jego wysoko postawiony pomocnik.
____Dwunastka, jedenastka, dziesiątka i dziewiątka były w porządku. W ósemce trzeba było zrestartować zupełnie panel sterowania, bo nie dawał żadnej odpowiedzi, lecz po restarcie wszystkie systemy wykazały poprawne działanie. W duchu, Babę ogarniał coraz większy spokój. Zdawało się, że sytuacja została opanowana, nim cokolwiek złego się stało.
____Szefie, za piętnaście kilometrów stacja MG-17-9J — zaraportował maszynista, a tuż po tym syrena zawyła krótki jeden raz.
____Byli właśnie w przejściu między ósemką a siódemką, pierwszy szedł Dante, za nim dreptał Baba. Pociągiem szarpnęło niespodziewanie, coś stuknęło pod stopami, zgrzytnęło i świsnęło. Magiczna iluzja boazerii i paneli, na których wyłożono bordowy dywanik, złamała się jak kij przepoławiany na kolanie, odrzucając Dantego w przód, a Babę w tył. Kable elektrycznego sprzęgu przeszyły wolną przestrzeń między odczepiającym się wagonami, nieomal nie ucinając kocurowi stopy.
____Kurwa!
____Zerwał się na równe nogi, łapiąc za barierkę przy wyjściu. Wymacał jaskrawoczerwony hamulec awaryjny, który natychmiast pociągnął. Mechanizm zadziałał, bo bloczki hamulców zapiszczały jak dwie dystyngowane damy na widok grubego pająka w łazience. W tym samym momencie wszystkie drzwi do przedziałów zaryglowały się, a z głośników popłynął uspakajający komunikat:
____System awaryjnego hamowania. Proszę pozostać na swoich miejscach.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {06/10/23, 05:25 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Jako główny kierownik składu, nigdy nie pozwoliłby sobie na ocenę swoich podwładnych pod kątem innym niżeli służbowy. To co robili w swoim czasie wolnym, to co sobą reprezentowali, jakie mieli zasady i normy, dopóki było zgodne z polityką firmy i kontraktem, nie należało do kwestii spornej, wrażliwej bądź dyskusyjnej. Byli, to się liczyło. Przynajmniej sądził tak do tej chwili, do tego momentu kiedy nieco wystraszony białowłosy jeszcze moment temu z obawą przyjmował od niego białą chusteczkę która miała uchronić jego wzrok od smaru, po to by w kolejnym momencie już ten smar zlizywać z palców.
       Nie. Nie umiał powstrzymać początkowego niedowierzania, a później dreszczu obrzydzenia który przebiegł jego ciało i wykrzywił jego twarz. Próbował to powstrzymać, zachować całkowicie jałowe oblicze ale nie dał rady. Aż go otrzepało gdy ten jeszcze językiem rozsmarował czarną maź po podniebieniu.
       - Ależ ja nic nie mówię… nie, nie komentuje…. Naprawdę nic nie robię… – Zaczął mówić jednocześnie z nim, odwracając przy tym wzrok w stronę podłogi i unosząc ręce w obronnym geście. Przez chwilę więc wyglądali jak przekupki na targowisku, jeden przez drugiego komentując tą jakże niecodzienną sytuację.
       Całość sprawy uratował jego tablet wydając dźwięk powiadomienia. Żal było mu dotknąć urządzenia tak brudnymi dłońmi ale zarówno odgłos wydany przez komputer jak i dioda która zamigotała obwieszczając przychodzące powiadomienie były bardzo specyficzne, wróżyły nadchodzące wieści z samej góry. Dlatego też wytarł się do tej części koszuli która jeszcze jako tako wyglądała (już nie), chwycił urządzenie i tym razem, jego oblicze zamarło nie pokazując tego niepokoju, a później i strachu jakie wywołało każde kolejne przeczytane słowo. Mieli problem, nie… wyzwanie! Takie któremu by podołał mając zgraną ekipę ale w momencie gdy dopiero do nich dołączył, a oni nie wykazali się nadmiernym entuzjazmem na jego widok… będzie ciężko. Przełknął więc gulę rosnącą w gardle, schował tablet po czym spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, jak gdyby nigdy nic, kiwnął do niego głową.
       - Chodźmy więc sprawdzić ile się da, każdy zapisany wcześniej błąd. Jeżeli nic nie znajdziemy poproszę o restart z lokomotywy i będziemy wiedzieli, że była to zbiorowa panika jednego haka. – Zaproponował i jak powiedział tak zrobili. Rzeczy konduktorskie zostały ostrożnie wpakowane do torby, ta zawisła na ramieniu i rozpoczęła się długa przeprawa przez poszczególne wagony w których sprawdzali każdy najmniejszy problem. Wszędzie jednak pojawiał się upragniony zielony komunikat. Mógł już odetchnąć spokojnie.
       - Szefie, za piętnaście kilometrów stacja MG-17-9J. – Wyprostował się na te słowa, spojrzał na zegarek i cicho westchnął. Mało czasu, powiadomi całą załogę o zaistniałej sytuacji już na kolacji. Na obiad i tak nie zdążyli, a jeszcze musiał się przemyć, ubrać i wszystko załatwić już na peronie.
       - Dziękuje za informacje. Na miejscu będziemy mieli kwadrans opóźnienia, poprosiłem ekipę techników o podłączenie się pod system komputerowy. – Oświadczył maszynistą po czym chciał odwrócić się do Baby…
       Silne szarpnięcie, a później łoskot metalu sprowadziły go na kolano. Jeszcze jeden intensywny ruch pociągu i upadł na czworaka. Odwrócił się za siebie przez ramię i z przerażeniem obserwował jak wagon w którym pozostał białowłosy oddala się.
Jego głowę początkowo zalała toń pytań, dlaczego tak się stało i czy wyjdą z tego cało. Chociaż pamięć szwankowała, serce zerwało się do gwałtownego biegu na myśl o ostatnim takim wypadku. A co jeżeli ponownie zginą? Czy Szef da im jeszcze jedną szansę? Czy los chce kategorycznie wymagać ich egzystencję?
        Jeszcze jedno szarpnięcie i głowa opustoszała. Przełączył się szybko w tryb zadaniowy, minął ułamek sekundy wydający się mu wiecznością. Widział jak Baba wstaje, sięga po hamulec awaryjny, czerwona wajcha została zwolniona, a jego uszu dobiegł przeraźliwy pisk.
        - Baba nie! - Pal licho dobre maniery, mogli się rozbić. - Zwolnij hamulec, nie tak! Nie w tą stronę! Puść! - Zdziwienie na twarzy kocura nie pomagało. - Natychmiast puść! - Pogonił go po czym złapał swoje małe radio i zarządził awaryjne hamowanie. Sam za to pociągnął za swój hamulec sprawiając że zarówno tył jak i przód odczepionej i napędzanej części zaczął zwalniać. Tego nie można było za to powiedzieć o reszcie węża, tej w której siedział Baba, ta która pchana rozpędem nie miała na czym się oprzeć i musiała samodzielnie wytrącać prędkość. O to chodziło! Niech walnie. Jeszcze chwila, moment. Impet uderzenia sprawił, że zawór, wielkie kleszcze trzymające wszystko mechanicznie razem, ponownie złączyły się w niepewnym uścisku. Czy wytrzymają? Najwyżej powtórzą manewr.
        - CAŁA NAPRZÓD! - Kolejne polecenie do radyjka chwilowo nie dało efektu jednak zaraz gwizd pociągu, obłuchy pary i świst zagłuszyły gwałtowne szarpnięcie i zgrzyt stali. Pociąg zachował się jak dziewczyna którą zauroczony chłopiec pociągnął za warkocz jednak zamiast się poddać, ta szła nadal do przodu ciągnąć swojego.oprawce za sobą. Pociąg pognał opornie do przodu, zasapany szarpnął ich dwójka. Dante poleciał na tyłek, Baba przez to, że stał tak blisko przęsła wylądował na nim.
         Dante początkowo zaskoczony wypuścił całe powietrze z płuc. Jego oczy na chwilę wpadły na te należące do głównego konserwatora jednak słysząc szczęk stali obydwaj spojrzeli na swoje najnowsze i jednocześnie, najniebezpieczniejsze nieszczęście. Szczypce nieco się szarpały, pociąg próbował pociągnąć zgubę i był to proces mozolny ostatecznie... zakończony sukcesem! Podpierający się na łokciach Dante zjechał zwolna do pozycji leżącej mając wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi.
        - Dostanę zawału przed zachodem słońca. - Szepnął zamykając oczy i nawet ciesząc się z ciężaru dorosłego mężczyzny na sobie. Było to w całej sytuacji dziwnie uspokajające.
          - Sz.. szefie...? Co tam się u was dzieje...? - Dopiero niepewne zapytanie sprawiło, że otworzył dotąd zamknięte oczy. Podnosił radio nadal rozwalony jak żaba na liściu. - Błagam. Dotoczmy się na stację. Prędkość minimalna, próg obrotowy 12C10, zgłaszam centrali alarm czerwony, pociąg musi zostać zbadany technicznie. - Oznajmił i jak powiedział zaraz zrobił. Zgłosił w centrali, że ledwo zipią i będą mieli większy poślizg na stacji, poprosił o niekolizyjną zmianę peronu po czym spojrzał ponownie na twarz białowłosego.
- Żyje Pan? - Zapytał w końcu próbują załagodzić nieco całe nerwy lekkim uśmiechem.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {16/10/23, 11:50 am}

_
_
B  A  B  A

____Ciało bardzo dobrze pamiętało traumatyczne wydarzenia minionego życia, w przeciwieństwie do głowy. Bez wspomnień, Baba nie wiedział, dlaczego krew buzowała mu w żyłach, dlaczego na piersi spoczął potężnych rozmiarów niewidzialny kamień, uniemożliwiający nabranie pełnego oddechu, a serce trzepotało niby skrzydła spłoszonego ptaka. Powoli ogarnął go obezwładniający lęk, taki który uruchamia mechanizm: walcz lub uciekaj. Chciałby uciekać, lecz nie mógł się ruszyć. Stał, łapał powietrze nosem, wypuszczał buzią, patrząc w postać na końcu odczepionego wagonu, ktora krzyczała coś do niego.
____Hamulce piszczały, ale sznur wagonów nie zwalniał na tyle, by mozna było to tak od razu dostrzec. Prośba, a raczej polecenie, wreszcie przebiły się przez hałas. Baba nie wierzył. nie chciał wierzyć w to, co usłyszał.
____Co!? — odkrzyknął. — Ale procedury...!
____Oczy mówiły wszystko. Dante nie życzył sobie w tej chwili protestów i przypominania mu o procedurach. Baba wiedzial. że czasem rozsądniej jest zignorować procedury, jednak nie ufał mężczyznie na tyle, by wykonać polecenie tak bez wątpliwości. Uległ jednak, dźwignął wajchę z powrotem i złapał mocniej za barierkę.
____Zderzyli się, a siła uderzenia sprowadziła ich na podłogę. W pierwszym odruchu kot naprężył się cały, gotowy do natychmiastowego odskoczenia, chęć szybko zweryfikowały kolejne turbulencje.
____Poczuł, jak konduktor osuwa się z wolna, gdy było już po wszystkim. Co dziwne, nie wydawał się zmartwiony obecnością konserwatora na własnej piersi. Baba uznał to za dość osobliwe. Nie miał ochoty mimo wszystko pozostać w tej pozycji dłużej niż to było konieczne. Powoli podniósł się i ostrożnie zszedł z niego, odsunął się, a gdy plecy spotkały się ze ścianą, oparł się na niej wygodnie. Dłoń położył sobie na piersi, chcąc w ten sposób uspokoić serce i oddech.
____Tak. Tak, żyję. Albo tak mi się tylko wydaje.
____Przymknął oczy. W tej sytuacji nie mógł zdobyć się na wazeliniarskie: Gratulacje udanego manewru, Szefie. Zachował Pan zimną krew, to się ceni. Zdecydowanie potrzebował chwili tylko dla siebie.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {17/10/23, 07:19 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Miarowy stukot kół słyszany pod nim dawał możliwość skupienia umysłu na czymś spokojnym, czymś stabilnym i trwałym. Zwalniali, toto tak, to to to tak, to… to… tak. Pociąg toczył się z możliwie najmniejszą prędkością, a z radia dobiegały go coraz to nowe komunikaty. Musiał minąć ich jakiś wymiarowy pociąg, coś krótkodystansowego przejedzie po torze obok, uwaga przejście otworzy się i zamknie dokładnie przed ich przejazdem. Stracił rachubę jaka ilość komunikatów wylała się na niego w związku ze zmianą planowanego przyjazdu oraz wprowadzeniem zamieszania. Ale przecież nie było to nieuzasadnione! Musiał zapewnić bezpieczeństwo wszystkim gościom oraz obsłudze, ci drudzy pewnie najedli się nie lada strachu, w szczególności… Baba.
       Nie podnosił się jeszcze, nadal rozłożony na podłodze odwrócił jedynie głowę na bok i obserwował jak białowłosy siedzi skulony pod ścianą i próbuje dojść do siebie. Dlaczego on był taki spokojny? Ciężko powiedzieć co tak mocno wyłączyło jego emocje, a wzmocniło decyzyjność, grunt że się udało i teraz musiał tym spokojem tylko zarazić. W końcu usiadł, przemieścił się pod tą samą ścianę, koło Baby, tak żeby dzieliło ich pół szerokości ramion konserwatora. Żeby czuł, że nie jest sam ale był odseparowany. Siedział jeszcze chwilę cicho, a gdy już nie było na to czasu i nieubłaganie zbliżali się do stacji, odezwał się.
       - Chciałbym żeby na stacji kontrolował Pan poczynania ekipy technicznej. Chce żeby przede wszystkim przyjrzeli się tym wagonom, które się nam rozłączyły bądź prawie rozłączyły. Niemniej, mają dotknąć każdej śrubki, a jakiekolwiek miganie się od obowiązków ma Pan od razu zgłosić mnie. Chociaż nie powinno być problemu jeżeli to będzie Stary Joel. – Jego ton był cichszy i całkowicie spokojny, nie chciał go wystraszyć ani ponaglać ale zaczynało brakować im czasu. Ostatecznym gestem na opamiętanie się i powrót do rzeczywistości była dłoń położona na jego ramieniu. A gdy zdobył pełną uwagę lśniących oczu, uśmiechnął się lekko po czym wstał i pomógł mu się podnieść. - Zapewnijmy sobie mniejsze atrakcje na dalsze kilometry. – Ścisnął mocniej jego dłoń zanim ją puścił po czym pozbierał z ziemi swoje rzeczy: marynarkę, torbę, radio i tableta. – Ide się przebrać, jestem pod radiem. – Lekko kiwnął mu głową w dół, odwrócił się na pięcie i zrobił kilka kroków, wtedy się zatrzymał i obejrzał na niego. – Proszę o siebie dzisiaj zadbać. – Zabrzmiało trochę jak rozkaz jednak opatrzone naprawdę przyjemnym grymasem.
       Zniknięcie w pokoju w wagonie obsługi było upragnioną chwilą pozbycia się lepiących się ubrań. Zrzucił je z siebie uważając żeby nie zachlapać podłogi, wybrał świeży komplet oraz zabrał odpowiedni detergent, powędrował pod prysznic. Nie szło mu to doszorowanie się i musiał rzeczywiście spędzić kilka długich minut bez strumienia wody, pod kołderką piany żeby czarne plamy puściły z jego skóry, w tym czasie na głos rozmawiał sam ze sobą zastanawiając się jakim prawem konserwatorzy chodzą w jasnych koszulach i czyści. Po kolejnych minutach na jego plecach zagościła świeża, biała koszula, granatowa marynarka munduru. Lekko wilgotne włosy przykryła czapka, a pociąg powoli zaczął wtaczać się na perony gdy on dopiął pasek spodni i opuścił pokój. Od razu dopadł do radia pociągowego, ogłosił dłuższy postój na stacji spowodowany koniecznością uzupełnienia zapasów, zachęcił pasażerów do skorzystania z wagonu restauracyjnego po czym wyskoczył na betonowy pas pełen ludzi. W tym ekipy ubranej w jaskrawe ogrodniczki dopadających do pociągu niczym robaki do świeżych pędów.
       Wysoki, brodaty mężczyzna z niebezpiecznym błyskiem w oku zaskoczył go, zaszedł od tyłu i głośno się witając, uścisnął mu dłoń na powitanie.
       - Dante, przesiadłeś się na takiego kolosa? Ostatnio widziałem Cię pierdzącego na krótkodystansówce. – Zaśmiał się głęboki głos jednocześnie z tego co powiedział jak i z reakcji konduktora który podskoczył jak przestraszony kot.
       - Miło Cię widzieć Joel ale z tym pierdzeniem to lekka przesada. – Uścisnął mocniej dłoń w odwecie na co wysoki, barczysty niedźwiedź, zaśmiał się głęboko.
       - No nie powiesz mi, że źle to określam. Z zastępcy glizdy na głównego takiej sztuki. Ale to dobrze, wyjaśnisz mi co się dzieje, że tak pilnie wzywałeś techników. Przecież to maleństwo niedawno wyjechało z przeglądu. – Oświadczył zmieniając swoją postawę, rozpoczęła się ta bardziej profesjonalna część rozmowy.
       - W dupie mam taki przegląd. Rozłączyło mi wagony przy pięćdziesięciu węzłach. Wiesz co mogło się stać? Rozczepił mi się środek składu. Ledwo żeśmy to z głównym konserwatorem ogarnęli. Wcześniej puścił nam hak mocujący, mamy wylewy smarów. Wszystko co się mogło rozkraczyć nam się rozkraczyło. A ja na tej stacji jeszcze zabieram Duchy Wieczności, pięć sztuk. Jak nie będę miał sprawnego składu to sam skocze na tory. – Westchnął na początku nieco podburzony ale ostatecznie, przestraszony. – Pomóż mi. – Poprosił przyglądając się bardzo surowemu obliczu niedźwiedzia. Ostatecznie Joel zaczął wykrzykiwać krótkie kody, komendy które gwałtownie zmobilizowały jego zespół techniczny.
       - Wiem co może być przyczyną, ostatnio glizda też nam taka zjechała. Zaufaj mi i odbierz Duchy, sprawdź swoje rzeczy, a ja trzymam rękę na pulsie. Wiem co zrobić. – Oświadczył ściskając mu ramię po czym mijając go ruszył w stronę lokomotywy.
       Po rozmowie z Joelem, Dante westchnął niepewny tego co go dzisiaj jeszcze czeka i jak wiele problemów jeszcze napotka przed zachodem słońca ruszył na poszukiwanie Baby. Ten nie musiał pilnować ekipy, mógł się zająć swoimi obowiązkami o czym chciał go poinformować. To nie było trudne, dał mu znać i szybko zajął się swoimi obowiązkami. Przyjął ładunki, wydał to co zostawić musieli, a ostatecznie czekała go wizyta na dworcu, w specjalnym szklanym pomieszczeniu.
       Wejście dworca było przepiękne. Obecny wymiar charakteryzował się niezwykłą symbiozą między naturą, a nowoczesnością czego idealnym przykładem był ten właśnie budynek. Mieszkańcy wymiaru byli dość standardowo ludzcy; różnili się jedynie fikuśnymi kolorami skóry i znamionami przypominającymi pasy bądź kropki. Poza tym, pogodny i wdzięczny naród, szczególnie gdy miał się pozbyć tak nieprzyjemnych gości jak Duchy.
       - Dzień dobry, nazywam się Brown, kierownik stacji. Miło mi was gościć, szczególnie słysząc o napotkanych przez Międzywymiarowy Skład problemach. Nie ukrywam jednak, chciałbym żebyście jak najszybciej odjechali. – Dłonie miał chłodne, a wzrok zmęczony. Również jego skóra wydawała się jakaś wyblakła.
       - Przepraszam za niedogodności. Nasi technicy zajęli się już problemem, mam nadzieję, że odjedziemy z niewielkim opóźnieniem. Tymczasem, poprosiłbym o dokumenty przejazdowe Duchów i instrukcje. – Szybko w jego rękach znalazła się teczka którą zaczął powoli przeglądać próbując się nie krzywić na tydzień męki jaki ich czekał. – Wszystko się zgadza. Do mnie też dotarły rozkazy przewozowe, wiem na jakiej stacji Duchy zostaną odebrane. Jak tylko się zapakujemy możemy otworzyć śluzę. Został dla nich wydzielony ostatni wagon. – Wyjaśnił, uścisnął jeszcze raz lodowatą dłoń i wrócił na peron gdzie kończono już pakowanie zapasów, rozmowy z pasażerami i umieszczanie ich bagaży na miejscu, kończyła też ekipa techniczna, a koło niego znowu wyrósł Joel.
       - Dobrze przystojniaczku. Wszystko jest sprawdzone i oprawione czarem ochronnym. Nie pytaj, nie wnikaj, zaufaj. Duchy też pomogą oczyścić pociąg z uroków. Nie pytaj, zaufaj. Ogólnie powodzenia bo załogę coś masz nietęgą? Nie daj się im Dante, nie daj. Żal by Cię było znowu widzieć na gliździe… – Gdy padły te słowa, do ostatniego wagonu wyciągnął się szklany kaftan, a w nim pojawiła się piątka upiorów.
       Wyglądali jednocześnie tajemniczo i niebezpiecznie. Stanowili niższe istoty, wywołujące i żywiące się energią życiową, emocjami i ciepłem. Potrafiły skutecznie wykańczać swoje ofiary w mozolnym procesie pasożytniczym. Dlatego wszyscy dookoła nich tak źle się czuli. Snujące się obłoki czarnego dymu lokalizowane były żółtym światłem bijącym z dwóch tuneli w miejscu w którym powinna być głowa. Te konkretne istoty miały łby zaokrąglone, przykryte czymś co przypominało delikatny, czarny materiał lejący się aż po pas. Ich bagażem były laski, wysokie i świecące podobnie zimnym światłem co ich oczy. Podobno to tam mieściły się dusze poległych, to co odebrano i to co stracono. Na sam widok Dantego przebiegł dreszcz, a jego oczy jeszcze raz spoczęły na liście przewozowym sprawdzając obecność dużej paczki. Tak, była. To dobrze.
       Ostatnie słowa pożegnania, ostatnie uściski dłoni i Międzynarodowy Ekspres wyruszył ze stacji z półgodzinnym opóźnieniem, mimo planowanego, prawie dwugodzinnego postoju.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {26/10/23, 08:59 pm}

_
_
B  A  B  A

____Wdech, liczył do pięciu, wydech na siedem, wdech, kolejne pięć sekund minęło, wydech — raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem... Powtórzył tę sekwencję jeszcze kilka razy, nim napięcie calkowicie zniknęlo, a serce wróciło — zupełnie jak pociąg — na właściwe tory we właściwym tempie. Bum-bum-bum, bum-bum-bum, bum-bum-bum — tak-to-to, tak-to-to, tak-to-to...
____Spojrzał w bok, na konduktora. Wyglądał na tak opanowanego, niewzruszonego całym incydentem... Baba zazdrościł mu zimnej krwi, czy może niewiedzy. W zasadzie, on także nie pamiętał, nie miał prawa pamiętać niczego z dnia, w którym pociąg wykoleił się i pogrzebał ich pod ciężarem wagonu restauracyjnego, nie mówiąc już o wcześniejszych dniach... O większości swojego poprzedniego-kolejnego życia. Szef przywracając go do życia skutecznie o to zadbał, ale jak czas pokazał, nie nad wszystkim Szef był w stanie zapanować.
____Syreny pociągowe zawyły, cisza została przerwana, także ta między nimi.
____"Starego Joela" znał, co prawda nie osobiście, ale raz czy dwa przewinęły mu się dokumenty przeglądowe z jego podpisem, wiedział także jak ów jegomość wygląda — ciężko było nie wiedzieć, bo mężczyzna wyróżniał się posturą spośród innych członków zespołu technicznego. Baba miał o nim dobre mniemanie, pociąg z przeglądu wracał zawsze z kompletem notatek służbowych, w których dokładnie opisano każdą, nawet najmniejszą napotkaną usterkę, dzięki czemu konserwatorzy Międzywymiarowego Ekspresu nr 77 wiedzieli, na co zwracać szczególną uwagę przy rutynowych checkach.
____Prośba przełożonego wydawała się odrobinę... niegrzeczna. Kocur, nawet jako główny konserwator jednostki, nie miał wystarczających kwalifikacji, o doświadczeniu nie wspominając, a już tym bardziej śmiałości, by nadzorować przebieg kontroli. Zrodził się w nim wewnętrzny bunt na fakt, że miałby wchodzić w kompetencje Joela czy innych z jego zespołu. Ugryzł się w porę w język, nadając twarzy obojętny wyraz i skinął lekko na znak, że rozumie.
____Żadnych więcej incydentów, Sir. — Ciężar dłoni na ramieniu sprawił, że zrodził się w nim cień sympatii do bruneta. Póki co, pozwolił sobie na to uczucie, tak jak pozwala się nieznajomemu kotu otrzeć się o własne nogi.
____Wstał z jego pomocą, wymieniając się grzecznym, bladym uśmiechem. Po tym wszystkim, czego doświadczyli dzisiaj, spodziewał się, że długo zajmie mu ułożenie sobie w głowie myśli na temat nowego kierownika pociągu, zwłaszcza że zdrowy rozsądek swoje, doświadczenia swoje, a lojalność wobec reszty załogi swoje. Podświadomość szeptała, że Dante różni się praktycznie wszystkim od poprzedniego szefa, był uprzejmy, zdecydowany, lecz nie brutalny i wydawało się, że naprawdę zależy mu na dobrych stosunkach z nimi wszystkimi. Może nie należało go tak od razu skreślać? Może była jeszcze nadzieja?
____A może wcale nie i wszystko skończy się tak jak poprzednio...
____Do zobaczenia, proszę Pana.
____Pozbierali swoje rzeczy i każdy wrócił do swoich obowiązków. Konserwator pod wpływem chwili postanowił sprawdzić pozostałe wagony, tak na wszelki wypadek. Strzeżonego i tak dalej...
____Sześć i cztery, ostatnie dwa wagony z przodu. Panele sterowania nie wykazały żadnych błędów, a po drobiazgowych oględzinach sprzęgu na zewnątrz Baba był w stu procentach pewien, że wszystko jest w porządku.
____Akurat, bo lokomotywa właśnie miała wtoczyć się na stację MG-17-9J. Znaczy że nie dysponował wystarczającą ilością czasu, żeby podejść na jadalnię, żeby uspokoić na pewno zamartwiającą się Quinn, a potem jeszcze sprawdzić, czy każdy z jego chłopców jest cały i zdrowy. Może i rozłączyło ich z przodu, a systemy bezpieczeństwa w porę zadziałały, ale na pewno poczuli to szarpnięcie hamowania awaryjnego.
____Musiał znaleźć Ishę, Teddy'ego albo przynajmniej Sama i wymienić się z nimi raportami, jeżeli miał jakkolwiek przydać się przy kontroli zespołu technicznego. Dlatego też na tyle, na ile pozwalała mu infrastruktura, to biegł, to żwawo maszerował, mijając kolejne przedziały, podróżnych i część załogi pociągu, pognał przez jadalnię jak strzała, puszczając mimo uszu krzyki zastępczyni szefa kuchni. Znalazł Percivala, który jak zwykle gorączkowo szukał paska z narzędziami (z pewnością znowu rzucił go w najbardziej losowym miejscu, a teraz nie pamiętał, gdzie to było), lecz zapytany o jednego z potrzebnej trójki, ten tylko rzucił: Nie widziałem w ciągu ostatniej godziny żadnego z chłopaków. Tak więc Babie pozostało przeciskać się dalej przez tłumy pasażerów, kołtujących się wzdłuż okien.
____Tymczasem pociąg zdążył wjechać na odpowiedni peron i stanął, wydając z siebie stęknięcia i buchając dookoła parą.
____Konserwator wręcz wylał się z pociągu, porwany przez rozemocjonowanych ludzi. Nie podziwiał jednak dworca jak oni, szukał wśród twarzy kogoś znajomego, kogoś, kogo akurat potrzebował. Nie, nie, nie... nie... o, o! O! Jest, Isha! Idealnie!
____Isha! Isha! — krzyczał, w nadziei że usłyszy i zwróci na niego uwagę. — Isha, hej!
____Udało się nawiązać kontakt wzrokowy, Baba wskazał chłopakowi ręką miejsce spotkania i siłą przedarł się przez masę ciał, bagaży i zwierząt.
____Szefie! Wszystko w porządku? Słyszałem-
____Tak, wszystko okej, rozłączyło nam ósemkę. Jak sytuacja u was?
____Nic, czym mielibyśmy się martwić. Sprzęgi na tyle wszystkie sprawne, nie było żadnych błędów.
____Sprawdzaliście też na żywca?
____Sprawdzaliśmy.
____I?
____Wszystko sprawne. Żadnych wycieków, luzów, usterek, sabotażu.
____Super się spisaliście, dziękuję. — Baba klepnął Ishę po ramieniu. — Napijcie się, lećcie na fajkę, zjedzcie coś, odpocznijcie. Trochę tu zabawimy.
____Trochę? Obejrzeliśmy już wszystkie pudełka* po kolei, to jaki nowy plan? Przecież nie będzie szef chodzić po wszystkich sprzęgach...
____Ja? Nie. Technicy — tak. Kierownik pociągu chce, żebym nadzorował, ale wiesz jak jest. Wtrącać się nie będę, ale raport wypadałoby zdać. Albo chociaż parę słów zamienić. Zobaczymy, idź już.
____Nim chłopak odszedł do przyjaciół, Baba krzyknął za nim:
____Tylko z głową mi proszę!
____Ta-jes!
____Joela dostrzegł chwilę później, kiedy rozmawiał z Dantem. Jego ekipa techniczna uwijała się jak pszczoły w ulu na dźwięk jego komend. Nic dziwnego, charyzma od niego emanowała. Mężczyzna na Babie wywołał ogromnie dobre wrażenie.
____Podreptał w ich stronę i stanął nieopodal lokomotywy w takiej odległości, by ewentualnie zostać zauważonym przez olbrzyma, a jednocześnie nie mieć możliwości nastawiać ucha. Po prostu grzecznie poczekał, aż znajomi zakończą konwersację. Ona zresztą nie trwała zbyt długo.
____Kocur dziwnie się czuł, kiedy "obcy" krzątali się przy pojeździe, za stan techniczny którego poniekąd on był odpowiedzialny. To trochę tak, jakby oddawał własne dziecko w czyjeś ręce, aby się nim odpowiednio zajęto. Starał się, by nie było tego dyskomfortu widać po nim, gdy podszedł do niego Joel.
____Ha! Konserwator tej sztuki, jak mniemam?
____Witam. Tak, zgadza się — podali sobie ręce. — Baba.
____Joel. Kierownik już coś niecoś mi powiedział, pozwól że zajmę się swoją robotą.
____Oczywiście, nie zamierzałem w żaden sposób się wtrącać czy przeszkadzać. Skoro kierownik już z Panem rozmawiał, wierzę, że przekazał niezbędne informacje. Gdybym był jakkolwiek potrzebny... — urwał. Brzmiał jak mięczak, a zależało mu, by być przy przeglądzie albo chociaż wymienią się z Joelem notatkami służbowymi. — Myślę, że obaj skorzystamy na współpracy.
____Zgadzam się z Panem. Zapraszam ze mną.
____Zrobili tył zwrot, minęli pupę lokomotywy i zniknęli wraz z dwójką innych techników w "bebechach" wagonu numer cztery. Co chwilę przez krótkofalówkę, którą Joel trzymał przy pasie, docierały nowe, krótkie komunikaty na temat podejmowanych procedur i wyników przeglądu. Zdawało się, że wszyscy nie raz nie dwa mieli do czynienia z podobnym przypadkiem, dlatego nikt się nie ociągał, tylko z podręcznikową precyzją wykonywali niezbędne zadania. Nic, tylko się zachwycać wydajnością systemu, w oparciu o który pracowali.
____Dziesięć minut później, zdaje się, było po problemie. Joel raczej nie tłumaczył Babie, co właściwie się dzieje, ale wszystko zapisywało na kartce magiczne pióro, dzięki czemu pod koniec przeglądu kot otrzymał pełny raport, wraz z formułami użytych — jak się okazało po pobieżnej lekturze — zaklęć ochronnych. Niekonwencjonalne rozwiązanie, ale grzechem byłoby narzekać na coś, co działa (miał taką nadzieję).
____Pożegnali się, chłodno acz profesjonalnie, wymieniając przed tym kilka słów na temat incydentu oraz ogólnego stanu Ekspresu, po czym każdy odszedł w swoją stronę. Baba z powrotem do Ishy, Teddy'ego i Sama, Joel zaś do Dantego.
____Jak tam, szefie?
____Przesrane — powiedział, wyciągnąwszy swojego tableta. Poklikał coś na ekranie, podłożył pod skaner kartki dostarczone przez Joela, a potem pogrążył się w lekturze, czytając już z ekranu przekonwertowany na formę cyfrową raport. — Nałożyli nam exponentia tutela, pozbyli się nadmiaru płynów z pneumatyki, ekspresowo wymienili zamienniki na oryginały. Na następnym przystanku będziemy mieli do odebrania zapas części.
____Wezmę Jamesa i to ogarniemy. — odezwał się Sam.
____Okej, dzięki. Czy o czymś zapomnieliśmy? Coś nowego?
____Klasa** bez usterek, za to w łaźniach wywaliło rurę — tym razem odezwał się Teodor. — Póki co jest tam Percy i...
____Perca widziałem jak szukał paska, znowu, skaranie boskie z tym chłopakiem, leć tam.
____A, no i jadalnia.
____Jadalnia — co? Isha?
____No na jadalni ciebie szukają. — Chichot.
____No to panowie, koniec imprezy. Wracamy do zajęć. — Baba wyłączył ekran tableta, papierki wręczył rozśmieszonemu Ishy i wskoczył do pociągu.
____Ona go zamorduje.

* pudełka = wagony (żargon)
** klasa = wagony pierwszej klasy
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {29/10/23, 04:53 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Sprawdzenie całego składu prze ekipę techniczną, kilkustronicowy raport i słowa jakimi pożegnał go Joel sprawiły, że zrodziła się w nim chęć pochylenia się nieco mocniej nad historią składu numer siedemdziesiąt siedem, a może i całej firmy. Miał bowiem w głowie więcej pytań niżeli odpowiedzi, a może ich znalezienie przygotuje go na wyzwania przyszłości. Nie miał jednak specjalnie na to czasu bo jednocześnie rodzący się niepokój na problemy logistyczne jakie zagwarantuje mu przewóz niecodziennych pasażerów przysłonił wszystkie niepilące kwestie. Obecnie więc należało dopiąć procedurę, odgwizdać odjazd, a stalowy potwór wytaczający się zwolna z dworca, w objęciu siwej pary, powinien sam podpowiedzieć rozwiązanie tego co na niego, na nich, czekało w przyszłości.
       Ostatnia chwila spokoju trwała niedługo. Przyglądając się coraz szybciej snującemu krajobrazowi został wyrwany z własnych myśli przez odruch sprawdzenia godziny. Było już późno, czas na kolacje i na powiadomienie obsługi o tym co teraz się zmieni. Ruszył więc niechętnie w stronę jadalni, a przekraczając jej próg, idealnie zdążył na scenę głośnego uderzenia mokrą szmatką w tyłek głównego konserwatora. Nie ukrywał zdziwienia jakie wymalował się na jego twarzy, nie interweniował jednak. Był nazbyt świadom jakie więzi rodziły się w pociągach, jak wiele osób postanawiała później żyć nowym życiem razem, jak wiele zawiązane tak przyjaźni znaczyły. Dopóki więc sam nie był bity nie widział powodu żeby się wtrącać. Zamiast tego podszedł do otwartej kuchni i jedną z pomocy kuchennych poprosił o zaparzenie mu kawy w kawiarence. To musiało zdarzać się nieczęsto bo musiał palcem pokazać o jaki sprzęt mu chodzi, a ostatecznie sam wszedł do przygotowującej się do wydania kolacji kuchni, postawił stalowy czajniczek na gazie i cierpliwie czekał aż woda w środku zaparzy kawę. Później złapał białą filiżankę i z takim sprzętem wyszedł namierzając oczami wcześniej zajęte już miejsce. Idealne żeby wszyscy go słyszeli, widzieli i żeby on widział ich. Chyba ten stolik przy oknie zostanie jego stolikiem.
       Kolejne dwa walnięcia szmatą i nieco podniesiony głos szefowej kuchni sprawiły, że jego jasne oczy zaczęły uważniej śledzić całe zajście. Ostatecznie uśmiechnął się biorąc pierwszy łyk czarnego naparu, całe zajście bowiem było spowodowane troską czemu się ostatecznie nie dziwił. Biegali dzisiaj jak poparzeni w dwójkę, a sądząc po chłodnym przyjęciu, w głowie kobiety mogły snuć się już różne scenariusze. Ale żeby od razu rozwiązywać je agresją…?
       W kolejnych minutach do jadalni zaczęło napływać coraz więcej osób. To było ciekawe doświadczenie widząc jak byli ze sobą zżyci, jakie mieli więzi i w jakim gronie się trzymali. Konserwatorzy zaczepiający swojego kierownika, pokojowe świergoczące ze swoją przełożoną. Kuchnia też się nieco pobudziła gdy wszedł szef kuchni i zaczął rozdzielać konkretne zadania. Wszystko to sprawiło, że się nieco uspokoił. Wszystko to napawało go nadzieją, że przetrwają ciężki okres, oni razem.
       Apropo szefa kuchni. Postawny blondyn ponownie pojawił się koło jego stolika. Jego aura spokoju i wyciszenia sprawiła, że najpierw na niego uciekły oczy konduktora, pozwolił sobie jeszcze na jeden łyk kawy, a później obdarował go spokojnym uśmiechem.
       - Dobry wieczór Szefie, miałbym pytanie. – Zaczął na co Dante wskazał mu krzesło naprzeciwko siebie z czego mężczyzna nie skorzystał odmawiając ruchem dłoni. Zamiast tego podłożył mu na stole tablet z zaznaczoną jedną pozycją magazynową, konkretnie pokaźną ilością czekolady w trzech wersjach.
       - Przysięgam, że nie złożyłem takiego zapotrzebowania. W żadnym wypadku nie jest nam to potrzebne i nie zużywamy takich ilości. Musiał to być błąd przy kompletowaniu braków, przepraszam i informuję, że to odkręcę na następnym przystanku. – Zapewnił służbowym tonem pełnym dziwnej nuty. Początkowo Dante nie umiał tego zakwalifikować i szukał odpowiedzi w twarzy mężczyzny, ten jednak na niego nie patrzył, stał wyprostowany jak strzała i nie zdradzał sobą nic. Nie, to nie była kwestia dyscypliny. Obawa? Przed czym…?
       - Spokojnie. To ja złożyłem takie zapotrzebowanie. – Wyjaśnił przyglądając się jak brwi blondyna marszczą się w zdziwieniu, niemym pytaniu. – Po kolacji chciałbym zrobić odprawę i wydam stosowne instrukcje. Czekolada jest dla personelu, będę prosił o przygotowywanie jej na ciepło do każdej kolacji, w wyznaczonej porcji, a w razie konkretnych przypadków, o wydawanie całych tabliczek. – Zdradził na co Finn jeszcze mocniej zmarszczył czoło, jednak pokiwał głową ze zrozumieniem. Wydawał się też nieco mniej spięty, ramiona mu opadły, a dłonie rozluźniły.
       - Dziękuje za informację i przepraszam za problem. – Dygnął lekko na co Dante również poruszył lekko głową, uśmiechnął się przy tym. – Widzę, że korzysta Pan z kawiarenki… – Zagaił czując się ewidentnie niepewnie na tym gruncie.
       - Owszem. Będę serdecznie wdzięczny za przygotowywanie dla mnie w ten sposób kawy do śniadania i kolacji. Mogę od razu wybrać ulubiony kubek. – Rzucił zadziornie na co blondyn uśmiechnął się półgębkiem.
       - Z przyjemnością zapamiętamy. - Kiwnął głową i przeprosił wymawiając się koniecznością powrotu do obowiązków. Całość załogi już zasiadła na swoich miejscach i rozpoczęło się wydawanie kolacji. Jak wielkie było jego zdziwienie gdy w menu znalazły się kolorowe naleśniki ze słodko pachnącym nadzieniem, aromatycznym wytrawnym, a przed nim… miska, ładna miska bo niebieska! Ale z zawartością jakiejś paćki w kolorze jesiennej szarości. Jego twarz wyrażała całkowity brak myśli, a gdy oczy powędrowały na Szefową Kuchni która w osobie własnej postanowiła go obsłużyć, a która obecnie wyglądała jak naburmuszony kot. Zawinęła biodrami, odwróciła się na pięcie z prychnięciem i zniknęła za drzwiami, w ogóle do niego nie dotarło czemu. Zamiast tego skrzywił się mocno, uniósł łyżkę z której porcja paćki zrobiła ćap do całej reszty co w ogóle nie poprawiło jego miny. Ale pachniało nieźle… a okazało się być czymś w rodzaju zmielonej owsianki. Cóż, zapełniła jego żołądek na tyle na ile musiała żeby nie odczuwał głodu, resztę roboty zrobiła kawa która w całej tej sytuacji była jedyną pocieszycielką.
       - Prosiłbym o pozostanie w jadalni po skończonym posiłku. – Rzucił wylewając sobie ostatnią porcję czarnego napoju do filiżanki. Gwar na sali na chwilę zamilkł, po jego słowach wznowił się jednak niepewnie, jakby szeptem.
       Po zakończonym posiłku oraz po tym jak zostało wszystko posprzątane – łącznie z jego niedojedzoną miską ciapy opruszoną pogardliwym spojrzeniem szefowej – Dante przesiadł się półdupkiem na stół, otworzył tablet po czym poczekał aż kuchnia zajmie swoje miejsca.
       - Zaczynając od spraw bieżących: przeszliśmy przegląd techniczny więc żadne usterki nie powinny nas na razie nawiedzać. W razie zauważenia jakichkolwiek problemów proszę o pilny kontakt z konserwatorami. Dostali instrukcje postępowania. – Zaczął od uspokojenia ekipy odnośnie tego co się do przystanku stało. – Na trasie mamy obecnie półgodzinne opóźnienie, dostaliśmy pozwolenie na zwiększenie obrotów w nocy dlatego proszę o ostrożność i czujność na nocnych dyżurach. – Dodał uprzedzając potencjalny niepokój odnośnie nadmiernej, nocnej prędkości.
       - Sprawa nieco bardziej skomplikowana i będę prosił o pełną dyscyplinę i stosowanie się do wszystkich środków bezpieczeństwa. Na stacji wzięliśmy pięć Duchów Wieczności. – Przez ekipę momentalnie przetoczyły się głosy komentarzy, pełne niepokoju i niepewności. – Wiem. Doskonale wiem do czego te stworzenia zostały stworzone. Mamy jednak rozkaz od samego Prezesa przewieźć je do wymiaru obok. A jak wiadomo tylko my kursujemy na tej trasie i jesteśmy teraz dostępni. Dlatego podjęliśmy pewne przygotowania, a Państwa zaczną obowiązywać pewne protokoły. – Wyjaśnił siadając wygodniej, tak żeby nogi zwisały nie dotykając podłogi, a tablet leżał mu na kolanach. – Zacznę od kategorycznego zakazu wchodzenia do ostatniego wagonu. Bagażownia została przełączona na tył i jest to ostatnia strefa bezpieczna, w kolejnym pudle rezydują Duchy. Przekraczać te drzwi będziemy jedynie w nagłych przypadkach i pod moim nadzorem. Drugą sprawą będzie dodatkowe pilnowanie pasażerów. Wstęp do stref dla nieupoważnionych będzie karany pod większym rygorem. Duchy same w sobie spowodują w całym pociągu problemy z negatywnymi emocjami dlatego będę Państwa prosił o zachowanie zimnej krwi i pewne siebie reagowanie na naruszenia regulaminu. – Spojrzał na swój tablet jakby miał tam listę tematów do poruszenia. Na chwilę milczał po czym ponownie podniósł oczy na słuchających go. Jego twarz cały czas miała delikatny ciepły wyraz, lekki uśmiech wsparcia błąkał się po jego ustach, a w oczach paliła się nadzieja na pozytywne zakończenie przewozu. Próbował pokazać im, że jest tu dla nich i mogą szukać w nim oparcia.
        - Dla ochrony Państwa humoru wdrożę razem z kuchnią środki prewencyjne. Do kolacji będzie dla każdego z Państwa do dyspozycji gorąca czekolada w trzech wersjach. Jest to sprawdzony sposób na radzenie sobie z biernymi umiejętnościami Duchów. W razie potrzeby będziecie Państwo mieli również do dyspozycji tabliczki czekolady na wydanie przez kuchnie w trakcie dnia. Proszę o siebie dbać, wspierać się wzajemnie. Z doświadczenia wiem, że spędzenie wieczoru przy drinku z przyjaciółmi też dobrze robi. Z Duchami będziemy jechać tydzień. W tym czasie daje Państwu dyspensę na wieczorki zapoznawczo-rozrywkowe. Daje też przyzwolenie na troche, podkreślam trochę, więcej alkoholu. Róbcie Państwo wszystko z głową, a wysadzimy ich i będziemy mieli duże zadanie odhaczone bez uszczerbku na reputacji i honorze. – Teraz nieco spoważniał. Tu nie chodziło o libacje przy głośnej muzyce ale jeżeli ktoś postanowi posiedzieć wieczorem przy butelce piwa i pograć w skrable – nikogo przepędzać nie będzie. Też byli ludźmi i też mieli prawo do oddechu. Szczególnie, że pociąg był ich wszystkim domem.
       - W razie pytań, wątpliwości, wolnych wniosków pozostaje do dyspozycji. W razie nasilających się konfliktów proszę mnie wzywać. Dodatkowo Kierownicy otrzymają ode mnie rozszerzone wskazówki co do zmiany w obsłudze na czas tego tygodnia. Na ten moment dziękuje Państwu i życzę spokojnej nocy. – Ostatecznie zakończył odprawę, zszedł ze stołu i usiadł na swoim miejscu sprawdzając coś jeszcze w urządzeniu dowodzącym, pozostając do dyspozycji w razie jakby ktoś chciał jeszcze o coś zapytać.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {29/10/23, 09:51 pm}

_
_
B  A  B  A

____Czy ty kompletnie oszalałeś!?
____Wrzaskom z kuchni wtórował dźwięk rzucanych ze złością o blat naczyń, garnków i innych utensyliów. Baba natomiast stał z miną zbitego psa, spuszczając żałośnie głowę i z pokorą przyjmował wszystkie obelgi i pretensje. Finna nie było w pobliżu, prawdopodobnie nadzorował uzupełnianie stanów magazynowych w chłodni czy spiżarni — inaczej na pewno próbowałby bronić go przed gniewem siostry.
____Chciałeś, żebym zamartwiła się na śmierć, tak? No, tak! Faceci zawsze mają te swoje pilne sprawy do załatwienia, co się będą fatygować do głupiego babska, które jak zwykle wymyśla! — Z szafki wyciągnęła wałek do ciasta, zważyła go w dłoni, zerkając ukradkiem na pobladłego kota. Ostatecznie odłożyła narzędzie, a z metalowego stołu porwała zupełnie przemoczoną szmatkę. Dziewczę z pomocy kuchennej, które wycierało tą ścierką blat, chciało zaprotestować, ale zastępczyni zgromiła ją wzrokiem, więc uciekła z pola rażenia, by nie oberwać rykoszetem. — Głupek!
____Mieliśmy awarię... — Cofnął się dwa kroki, w nadziei że materiał go nie dosięgnie.
____Awarię! Proszę państwa, pociąg miał awarię! — Quinn gwałtownie skoczyła ku niemu. Biedaczek odskoczył, wpadając na drzwi do jadalni. — Słyszałam, wyobraź sobie! Słyszałam też, że biegałeś po mocowaniach bez zabezpieczenia, do tego z tym!...
____Wcale nie jest taki najgorszy!
____Przesadził. Widział to po jej pulsującej żyłce na skroni. Odwrócił się na pięcie, chcąc umknąć, ale dorwał go koniuszek szmaty. Prosto w lewy pośladek!
____HA! Nienajgorszy!? Bredzisz, Babo! — Gonili się dookoła stołu, Quinn co chwilę zamachiwała się, by go uderzyć. — Ostatni raz tak się narażasz! Nie dajesz znaku, co się dzieje, chociażby przez ten durny tablecik, który ze sobą ciągle nosisz! Ostatni raz, mówię! I nie waż się mnie więcej ignorować, kiedy ciebie wołam, bo nogi z dupy powyrywam! Szkodniku ty! Gałganie!
____A! Przepraszam! Przepraszam! — Krzyczał za każdym razem, kiedy udało się jej go trafić. — A! Już nie będę! Przepraszam!
____I proszę mi natychmiast przestać spoufalać się z tym szemranym typem!
____Nie spoufalam się, przysięgam! Wszystko jest bardzo...!
____Ja ci dam — profesjonalne! Profesjonalnie to co najwyżej krzywdę na siebie sprowadzisz! A ja ciebie później nie będę łatać, oj nie!
____Ale Quinn! A!
____Nie pyskuj! — Znowu smagnęła go mokrą ścierą po pośladkach.
____Akurat, gdy do pomieszczenia wszedł Dante. Trochę niefortunnie, lecz Quinn nic sobie z jego obecności nie zrobiła. Była w amoku, chciała wyładować swoje nerwy na Babie, słusznie zresztą, bo ten nie dał jej ani znaku życia, a później jeszcze nie poświęcił ani pół sekundy, by zaraportować, ze ma się w porządku i nic nikomu nie grozi. Aby uniknąć reprymendy ze strony kierownika, przewiesiła sobie narzędzie zbrodni przez ramię, lecz nie omieszkała nie wytargać jeszcze Baby za ucho.
____Ten wytłumaczył jej całą sytuację, starając się, by nie rzucać komentarzy, które mogłyby wywołać u niej kolejną salwę krzyków, jednocześnie nieświadomie absorbując jej uwagę na tyle, by nie zwróciła uwagi na krzątającego się przy kawie Dantego. Czy to pierwsze mu się udało? Połowicznie. W każdym razie, był przygotowany na gorszy obrót spraw.
____Później przyszedł Finn i zagonił już spokojniejszą bliźniaczkę do obowiązków. Nim jednak odeszła, kazała Babie doprowadzić się do porządku, bo wciąż był cały w smarze. W przeciwieństwie do konduktora, który jeszcze przed wjechaniem na stację zdążył się umyć i przebrać. Gość dbał o wizerunek, nie ma co... Ale przecież musiał.
____Tak więc jeszcze przed kolacją, Baba zniknął na chwilę w "publicznej" toalecie, by domyć ręce, twarz i szyję detergentowo-mydlaną pastą BHP, której używał w najbardziej beznadziejnych przypadkach, oraz pumeksem. To połączenie czyniło cuda, niestety tylko na skórze. Koszulę musiał ściągnąć i wymienić na nową, bladobłękitną. Upaćkaną smarem odesłał specjalnym "zsypem" do pralni, uprzednio namaczając ją w mydlinach z pasty i odcisnąwszy z nadmiaru wody. Przy odrobinie szczęścia, uda się mu ją odzyskać, jeżeli zaś nie, skończy jako kolejna szmatka czy chusteczka.
____Wrócił na jadalnię. W samą porę, bo była już pełna, każdy pracownik siedział już na swoim miejscu, gotowy aż okienko zacznie wydawać posiłek. Zajął krzesło przy stoliku kierowniczym, a gdy do nosa dotarł słodki zapach, dopiero poczuł, jak okropnie głodny był. Fakt, z tego wszystkiego opuścił obiad. Czasami mu to się zdarzało, tak jak i innym konserwatorom, ale w zamian, zawsze mogli liczyć albo na kanapki pakowane na wynos i dostarczane im przez kogoś z kuchni, albo na dodatkową porcję przy kolacji. Tym razem należał mu się dodatkowy naleśnik, który Quinn lub Finn polali syropem klonowym. Aż ślinka mu pociekła na ten widok!
____Kolacja mijała w spokoju, oprószona gwarem swobodnych rozmów personelu, przynajmniej do momentu, gdy kierownik Dante nie zakomunikował, by wszyscy po posiłku zostali jeszcze w pomieszczeniu. Wszyscy, łącznie ze stolikiem Baby, zamilkli na moment, a potem kontynuowali rozmowy, tyle że już szeptem. Każdy z osobna zastanawiał się, o co mężczyźnie może chodzić. I nikomu nawet do głowy nie przyszło, że związek może mieć to z pasażerami, których odebrali na poprzedniej stacji.
____Do reszty zgromadzenia dołączyła wkrótce kuchnia, wtedy Dante przemówił.
____Tak, pasażerowie już się skarżą na opóźnienie — szepnął Aaron. — Oby ta nocka na pełnym gazie coś dała, bo...
____Ćśśś! — ktoś inny upomniał go sykiem.
____Komunikat o czekoladzie spotkał się z falą entuzjastycznych pomruków. Baba spojrzał pytająco na Finna, ten przymknął oczy i skinął głową na potwierdzenie słów konduktora. Kusiło dowiedzieć się, jakie to smaki czekolady na nich czekały, ale nikt się nie odważył.
____Duchy Wieczności. Wszyscy wiedzieli, czym się charakteryzowały oraz na jakiego rodzaju incydenty mogą natknąć się jako załoga pociągu, którym się one poruszały. Nie wiedzieli tego oczywiście z autopsji, wcześniej udawało im się trzymać z daleka od tego typu istot. Ich wiedza jednakże opierała się głównie na plotkach i zasłyszanych historiach, dobrze, że kierownictwu zostaną dostarczone specjalne wytyczne.
____Tablet Baby zawibrował, a na pasku powiadomień pojawiła się nowa ikona. Gdyby spojrzał, przekonałby się, że to powiadomienie o usterce. Teraz jednak bardziej zajęty był zapewnieniem, iż z wszystkimi pytaniami będą się mogli zwrócić do kierownika bezpośrednio. Nie było zatem na co czekać, Baba musiał wiedzieć, co dla niego i jego chłopców oraz ich codziennym obowiązkom oznaczać będą restrykcje. Wstał od stołu i skierował swoje kroki do mężczyzny w uniformie.
____Dobry wieczór. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... Chciałem zapytać o to, jak obecność Duchów wpłynie na harmonogram inspekcji. Bo rozumiem, że ostatni wagon został zarezerwowany specjalnie dla naszych niezwykłych pasażerów, ale czy bezpieczne będzie przebywanie w Bagażowni? Czy razem z wytycznymi, o których Pan wspominał, otrzymam jakieś specyficzne instrukcje odnośnie pracy mojego zespołu?
____Z kuchni natomiast zaczęły wychodzić pierwsze porcje płynnego szczęścia, które dystrybuowano wśród załogi pociągu. Aromat czekolady szybko opanował cały wagon.
____- Dobry wieczór. - Podniósł na niego od razu oczy, a wysłuchując wszystkich kwestii jakie konserwatora trapiły, pokiwał głową i zaproponował mu zajęcie miejsca naprzeciwko. - Proszę usiąść, już wszystko wytłumaczę. - A gdy białowłosy zajął miejsce po drugiej stronie stołu zaczął po chwili objaśnienia. - Harmonogram dla bagażowni zostanie zmieniony. Częstotliwość spadnie do koniecznego minimum. Oddziaływanie Duchów w wagonie przylegającym może być znaczące dlatego w miarę możliwości proszę żeby tam nie wchodzić. Wagon naszych gości jest przystosowany do ich potrzeb, zamiast drewna konstrukcja jest przede wszystkim szklana i Joel zapewniał mnie o aktualnym serwisie więc tam Pański serwis nie obowiązuje. Poza tym nie powinniśmy mieć już problemów usterkowych. - Wyjaśniał uważnie śledząc oczy Kota, a gdy te uciekły w bok i on spojrzał na osobę stojącą nad nimi. Był to kelner który roznosił czekoladę i jakkolwiek się to Babie udało, przed nimi wylądowały dwie filiżanki parującej mlecznej. Od razu się oblizał i upił drobny łyk. Niestety ale był słodką dziurką. - Co do specyfikacji pracy Pańskiego zespołu. Na pewno chciałbym żebyście Panowie mieli na uwadze dotychczasowe "punkty zapalne" na uwadze. I dopóki nie poczujemy skutków Duchów, więcej nie przewiduje.
____Baba wychwycił jednego z kelnerów nim żądna zemsty kobieta o jasnych włosach do nich nie podeszła. Poprosił o dwie czekolady, uprzednio pytając Dantego o smak. Chłopak wrócił z dwoma filiżankami, wypełnionymi po brzegi brązowym płynem, po tafli którego ślizgał się jasnoszary dymek. Czekolada była najwyższej jakości, rozpływała się po podniebieniu, pieszcząc kubki smakowe. Baba ukradkiem oblizał kąciki ust, zamiast użyć do tego chusteczki. Była zbyt dobra, by tak ją marnować!
____Tak, chciałem się tylko upewnić... Joel istotnie zapewniał, że usterek nie powinniśmy doświadczać, jednakże nigdy nic nie wiadomo. Mam nadzieję, że ich unikniemy, ale gdyby jednak... Oczywiście będę o wszystkim raportować na bieżąco, bezpośrednio czy pośrednio, dostosuję się do Pańskich preferencji. — Zza pleców Dantego wyłapał mrożące krew w żyłach spojrzenie Quinn. Przełknął wielką gulę, nim znowu się odezwał. — Jednak gdybyśmy... potrzebowali w wyjątkowych okolicznościach, dokonać napraw et cetera, najpierw skonsultuję je z Panem. Nie chciałbym nikogo narażać. Ani pasażerów, ani załogi. Rozumiem, że w tej kwestii się zgadzamy?
____- Definitywnie. Absolutnie żadnych wejść do Duchów beze mnie. Najlepiej będę wchodził tam sam i kierowany na przykład Pańskimi wskazówkami rozwiązywał problemy. - Pokiwał głową nie odsuwając zbyt daleko filiżanki od ust. - Co do raportów standardowych proszę wszystko puszczać przez system. Będę to sprawdzał na bieżąco i jeżeli będzie Pan potrzebował mojej decyzji to proszę mówić, w podstawowych naprawach w pełni będe polegał na Pańskim doświadczeniu. Proszę tylko zgłaszać i działać.
____Rozumiem. Dziękuję za poświęcony czas. Życzę miłego wieczoru, do zobaczenia. — Zabrał swoją porcję czekolady, skinąwszy konduktorowi na pożegnanie.
____Był zmęczony, a słodki deser jeszcze bardziej go w tym przekonaniu utwierdzał. Odmówił więc Finnowi i reszcie, gdy zaproponowali wspólną posiadówkę (również przez świdrujące spojrzenie Quinn), po czym skierował się do wagonu, w którym mieściła się jego skromna sypialnia. Nic nie zmieniło się, odkąd zaczął pracować w pociągu, i to członkowie kadry kierowniczej mieli ten luksus posiadania własnych czterech kątów, reszta musiała dzielić ze sobą pokoje. Babie niezwykle odpowiadał ten fakt. Czuł, że po kąpieli padnie jak mucha, otulony ciszą samotności.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {31/10/23, 12:47 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Po rozmowie z Babą okazało się, że nie tylko on był ciekawym zmian w zakresie obowiązków danej części kadry. Ośmieleni tym, że Kocur rozmowę z konduktorem przeżył, przy jego stoliku zaczęły pojawiać się kolejne osoby. A gdy z nimi kończył rozmowę, miejsce naprzeciwko było zastępowane kolejną osobą odpowiedzialną za daną część składu, za konkretnych pracowników. W efekcie, siedział do późnego wieczora wysyłając stosowne instrukcje, omawiając procedury, a ostatecznie nawet podając najczęstsze przykłady do poradzenia sobie. Na koniec dnia nie ukrywał, że był wymęczony jednak, spełniony. Udając się do swojego pokoju zrzucił z siebie marynarkę munduru konduktorskiego, czapkę też trzymał w dłoni, a wolną ręką przeczesywał włosy. Zakręcił jeszcze na palcu warkoczyk po czym stając przed drzwiami do swojego lokum, spojrzał w ciemność długiego korytarza napełniony rosnącą nadzieją na powodzenie. Wszyscy podeszli do zadania profesjonalnie i udało im się do niego przemóc. Może  to był pierwszy z promyczków słońca wychodzących na dalszej drodze jego kariery? Zobaczy co przyniosą kolejne dni.
       Pierwszy dzień przebiegł… dobrze! Wręcz wyśmienicie. W nocy udało im się nadgonić opóźnienie przez co przed wschodem słońca pociąg mógł wyrównać do standardowego tempa trasy zgadzając się z rozkładem co do minuty. Dante obudził się nieco zmęczony. Duchy rozsiewały swoje pierwsze efekty w postaci koszmarów, dało mu to nieco popalić chociaż dopóki pod osłoną powiek nie rozlewały się litry krwi, uważał że mogło być gorzej. Nieco pod górkę było przy śniadaniu. To, że wylądowała przed nim paćka (ciekawe czy dokładnie ta sama co wczoraj czy na świeżo zrobiona?) było do przewidzenia, to natomiast że mimo obietnic szefa kuchni nie dostał kawy było powodem do wszczęcia interwencji. Ostatecznie dostał to czego oczekiwał, nie obyło się bez rozkazującego tonu i poważnego spojrzenia którym mierzył się z blondynką, ale dostał! Smak czarnego napoju zrekompensował mu niedopieszczenie kubeczków smakowych posiłkiem, a lektura w tablecie uspokoiła go i nastawiła pozytywnie na dzień wyzwań. Tych nie było wiele. Standardowe usterki które Baba raportował co do jednej – musiał z nim później porozmawiać, że naprawdę nie widział powodu żeby to wiedzieć – serwis sprzątający zadowalający gości, oferta deserowa przyjęta z licznymi ciepłymi słowami, ostatecznie zorganizował na szybko kolacje przy muzyce przez co pasażerowie nie odczuwali znacząco obecności Duchów. Owszem, wywiązała się jakaś jedna lub dwie awantury, w tym przy sprawdzaniu biletów ale udało mu się wszystko załagodzić. Niemniej, nie omieszkał przy kolacji dorwać filiżanki czekolady – oj nie chcieli żeby mu zabrakło humoru co dał jasno do zrozumienia ostrym spojrzeniem wycelowanym w charakterną bliźniaczkę. Nieco go ta sytuacja zaczynała irytować. Nie widział powodu żeby kierować w swoją osobę takich nerwów, takiej agresji i traktować go gorzej niż żywy inwentarz. Nie miał jednak obecnie pomysłu na rozwiązanie tego konfliktu i po cichu liczył, że jego sposób zarządzania i osobowość uspokoją sytuację na tyle, że ani się obejrzy, a zacznie być odpowiednio karmiony i traktowany. Wziął to sobie nawet na cel i niejako, eksperyment! Sprawdzając czy jego urok osobisty podziałają na szefową.
       Spać położył się zrelaksowany, jeżeli dalsza część trasy przebiegnie właśnie w taki sposób, będzie najszęśliwszym konduktorem świata.
       Wykrakał już o poranku, trzeciego dnia z Duchami – do celu pozostały cztery dni.
       Po brakach w śniadaniu i goszczącej coraz częściej na jego twarzy minie pełnej pożałowania dla przedstawianej mu na każdy kolejny posiłek paćki, przybyła informacja która prawie go wytrąciła z butów. Siedząc w swoim małym przedziale konduktorskim i wypełniając dokumenty w systemie, weszła do środka starsza, elegancka pani. Jej oczy spłoszone niczym zwierzęcia ogarnęły pomieszczenie, a później w pełni skupiły się na konduktorze. Dante wstał, ubrał na głowę czapkę i przywitał się ze swoim standardowym uśmiechem na ustach. Później, musiał mocno ze sobą walczyć żeby nie usiąść albo nie podnosić głosu. Kobieta bowiem agresywnie głosem pełnym pretensji do personelu (?!) oraz do niego jako kierownika składu, oświadczyła że jeszcze w nocy „zaginęła gdzieś jej córka”. Gdzieś?! Pociąg wcale nie był taki długi, a do części pudeł w ogóle nie dało się wejść bez stosownych przepustek bądź obecności jego właśnie. Dlatego jego brwi się zmarszczyły, a postawa przybrała nieco bardziej obronny wyraz.
       - Szanowna Pani. Jesteście Państwo informowani przy każdym posiłku o zwiększonych protokołach bezpieczeństwa na trasie oraz uczulani o zachowanie rozsądku przy przemieszczaniu się po pociągu. Uważam, że nie ma Pani prawa obarczać winą mojego personelu. – Mówił spokojnym acz mocnym tonem.
       - Ja natomiast uważam, że odpowiedzialność leży tylko po Państwa stornie! Nikogo nie pilnujecie i nas jeszcze straszycie! – Wysyczała na niego na co jemu zaczęła pulsować żyłka na czole. – Narażacie nas na nie wiadomo jakie niebezpieczeństwo! I nikt niczego nie pilnuje, obsługa jest niezauważalna. – Prychnęła na co on ledwo powstrzymał unoszącą się brew.
       - Przykro mi ale jesteście Państwo dorośli i odpowiedzialni za siebie. Nasze nocne dyżury nie są od tego żeby za Państwem chodzić jak cienie i sprawdzać co robicie. Niemniej poproszę o przeszukanie składu, a następnie wypiszę Panią karę umowną jeżeli zostaną naruszone przejścia służbowe.
       - Nie śmie Pan! Ja… złoże skargę! – Zapowietrzyła się.
       - Proszę bardzo. Pisemnie w oryginale do mnie, proszę o przygotowanie również gotówki w celu uregulowania noty obciążeniowej. – Oświadczył gestem dłoni wypraszając Panią z przedziału po to by go zamknąć, poprawić torbę na ramieniu, a później ruszyć na poszukiwania. Dowiedział się jeszcze jak wyglądała dziewczyna – nastolatka o kruczoczarnych włosach, ubrana w obszerną suknię w kolorze pudrowego różu, elfka z charakterystycznymi bardzo długimi uszami, karnacja wpadająca w niebieski, zakończenia uszu koloru błękitnego nieba, imieniem Emilia – i chciał ją szybko namierzyć.
       Po przejściu pierwszego z wagonów drugiej klasy wpadł na dwóch konserwatorów. Szybko wyjaśnił im sytuację, powiedział że wysyła powiadomienia do kierownictwa oraz poprosił o pomoc i otwarte oczy Ci będą się przemieszać po pociągu. Odpowiedzi specjalnie nie otrzymał ale kiwnięcia głową wystarczyły. Cała druga klasa szybkim tempem minięta, pierwsza klasa pusta, wagon restauracyjny – kelnerzy zgłosili brak zauważenia dziewczyny od czasu śniadania. Zaczynało go to irytować. Kuchnia nic nie znalazła, magazyny puste. Doszedł do lokomotywy po czym odwrócił się na pięcie, złapał za klamkę drzwi wagonu, a ta zajarzyła się złotym światłem, coś przeskoczyło w zamku, a gdy on pchnął drzwi, zamiast wagonu pierwszej klasy przeszedł próg warsztatu. Tu też znalazł Babę który na pewno zdążył odczytać już komunikat.
       - Nikt się do Pana nie zgłosił? Widziałem, że Panowie między naprawami chodzą z pokojowymi i sprawdzając przedziały, jakieś informacje? – Zapytał, niestety nic. Westchnął więc i spojrzał na drzwi po drugiej stronie wagonu. – Został mi warsztat, kotłownia i wszystko aż po bagażownie. Jeżeli tutaj weszła wlepię karę umowną. – Fuknął pod nosem ruszając wartkim tempem naprzód, po kilku krokach odwracając głowę przez ramię na dźwięk kroków obuwia roboczego. Białowłosy zaoferował pomoc żeby mogli przeczesać całość wagonów na co on podziękował kiwnięciem głową i przeszedł przez prób drzwi kotłowni. Rozglądali się uważnie, szukali po kątach. Im bliżej znajdowali się szklanego przedziału Duchów tym zimniejsze powietrze się stawało. Po kolejnych kilku metrach z jego ust ulatywała już para. Spojrzał zatroskany na Babę.
       - Może Pan wrócić do warsztatu, robi się… dziwnie. – Zauważył idealnie w momencie gdy lampa nad jego głową zaczęła upiornie mrygać. Aż go ciarki po plecach przebiegły, musiał rozgrzać intensywnym ruchem ramię ku pokrzepieniu nerwów. Bagażownia też pusta, drzwi wagonu Duchów oszronione i…
       - Otwarte… – Powiedział na wdechu spinając mięśnie. Przełknął nerwowo ślinę i zaczął robić zwolna kroki w stronę drzwi. Już mu się nie podobała wizja wchodzenia tam ale dobrze, że Baba wiedział i widział co robią. Będzie mógł razie zaginięcia interweniować? Oby! Coś za ich plecami przeleciało, temperatura spadła, a żarówki przy drugim końcu bagażowni (tym od warsztatu) zgasły. Serce zabiło mu mocniej i tylko mina zostawała dobra w całej tej grze cieni.
       - Proszę wrócić i poczekać na mnie. Ja wejdę, sprawdzę i wyjdę. – Wydał polecenie służbowe do Baby, chciał na niego spojrzeć w razie protestów i naprawdę nie spodziewał się, że dostrzeże w ciemności złote oczy Ducha.
       Od razu doskoczył do Baby, zasłonił go swoim ramieniem i przyglądając się latarniom w ciemności zmarszczył brwi.
       - Proszę natychmiast wrócić do wydzielonego wagonu. – Powiedział głośno, wyraźnie, wypuszczając z ust kłębki pary. Zrobiło się jeszcze zimniej. Duch zbliżył się do nich chociaż jego sylwetka w ogóle nie odróżniała się od mrocznego tła. Po oczach było jednak widać, że ten zaczął ich obchodzić jak pies, kierować się w stronę drzwi. Dante obracał się za oczami cały czas odgradzając drogę Duchowi do konserwatora swoim ciałem.  – Zaraz podejdę porozmawiać. – Oświadczył do stworzenia które zatrzymało się przed oszronionymi drzwiami. Koścista ręka była pierwszą częścią ciała jaka wyłoniła się w ciemności i przyprawiła go o jeszcze większe dreszcze na plecach niż do tej pory. O dziwo jednak, Duch grzecznie wszedł za drzwi i zamknął je za sobą. W tym momencie konduktor rozluźnił się i stanął prosto, odwrócił się twarzą do Baby żeby sprawdzić jego stan ogólny po czym aż podskoczył gdy drzwi trzasnęły.
       Żarówki w lampach zaczęły migać jak szalone, nagle, wariowały. Ta pod którą stali w dwójkę cały czas świeciła, jednak te dookoła nich raz paliły się raz gasły. Zaczęły się poruszać, podobnie jak część bagaży. Jakby jechali po ogromnych wertepach i kołysało całym wagonem. Nawet podłoga zaczęła się rozwarstwiać. Drzwi uderzały o ramę, klamki przekręcały się chociaż nikt nie wchodził. Coś śmignęło im nad głowami i odbiło się od jednej ze ścian po czym jakby ciągnięte zniknęło w ciemności. Dookoła nich natomiast ciągle krążyły żółte oczy. Temperatura znowu mocno spadła, a on… on już nie wiedział co może zrobić. Dlatego tylko złapał Babę, przyciągnął do siebie jakby to miało go ochronić przed konsekwencjami jakie sprowadziła na nich zagubiona pasażerka i poof. Znowu wszystko ucichło, a oni zostali w ciemności. Nieprzerwanej ciemności i ciszy zakłóconej jedynie walącymi sercami. Powoli zapaliła się lampa nad nimi. Migała jeszcze chwilę, nie dała zbyt dużo światła ale przynajmniej mógł spojrzeć Kocurowi w wielkie oczy. Jego pewnie wyglądały podobnie. Próbował się zacząć rozluźniać jednak światło znowu zgasło i… całe się zapaliło. Jakby ten spektakl z nawiedzeniem rzeczy w ogóle nie miał miejsca.
       Odetchnął. Może nie z ulgą ale chyba do tej chwili wstrzymywał oddech. Nadal trzymał się blisko konserwatora, czuł jego ciepło i trzymał go zamkniętego w ramionach. Chciał się do niego odezwać ale głos ugrzązł gdzieś w gardle. A później? Później drzwi od wagonu znowu uderzyły o ścianę za nimi i poczuł tylko zimno. Lodowate łapy złapały go za kostki, wywrócił się i poczuł silne szarpnięcie całej piątki Duchów. Został wciągnięty w lodowatą ciemność, a ostatnie co pamiętał to zamykające się delikatnie oszronione drzwi odcinające dopływ ostatniego źródła światła – lampy pod którą stali.
       - Panowie! Panowie strzelają czy co robią?! Nie ociągać się! – Głos wyrwał go z myśli, a ciemność jaka na chwilę zapanowała przed jego oczami rozmyła się przepuszczając delikatne, ciepłe światło latarni. Stał ze strzelbą opartą o ramię przed wypchaną pluszakami strzelnicą. Zamrugał zdziwiony, a jego oczy powędrowały na nieco wyższego białowłosego który w przeciwieństwie do niego się nie obijał. Oddał pierwszy strzał, drugi, trzeci! I dzyń! Zwycięzca! Wywołało to od razu uśmiech na jego twarzy.
       - Chce tego dziwnego banana z wampirzymi zębami. Będę z nim spał gdy nie będzie Cię obok. – Uderzył go biodrem żeby zmusić do posunięcia się po czym zaczął strzelać. On oczywiście ani razu nie trafił na co zwiesił głowę i z rękami na biodrach kopnął z dezaprobatą kamień. – Zrekompensuje to sobie karmelowym popcornem. Na pewno oszukiwałeś więc mi go kupisz, o! – Zaanonsował po czym stanął koło Baby żeby przyglądać się maskotce którą ten wybierze żeby obdarować go, swoją randkę, bo z takim pretekstem stwierdzili, że przejdą się do wesołego miasteczka które zjechało do przygotowujące się do święta duchów zmarłych miasta w którym… mieszkali? Tak, chyba tutaj mieszkali.
       - O czym rozmawialiśmy? Ach, że sklep z magicznymi rzeczami u Vandy i Penelopy się otwiera wieczorem po remoncie! Musimy do nich wpaść. Może zdejmą z nas tą klątwę co to rzuciły ostatnio jak im rozbiłeś tą wazę z duszami chińskich wojowników… jak to było? Śledzi nas ślimak zabójca, jak nas dotknie to umrzemy i nigdy nie wiemy kiedy i gdzie możemy się go spodziewać. Życie w ciągłej niepewności i strachu czeka was po dni waszych kres, a na końcu drogi tej światła i wybaczania nie będzie! – Uniósł ręce nad głowę udając rzucającą czar wiedźmę po czym zaczął się chichrać pod nosem. O dziwo nagle jego głowę napełniły obrazy tysięcy wspomnień z wieczorków w ów sklepie. To były chyba ich dobre przyjaciółki… albo przynajmniej oni tak uważali! Oni, najlepsi przyjaciele od zarania ich dziejów chociaż relacja ta miała dziwny kształt.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {01/11/23, 12:20 am}

_
_
B  A  B  A

____Dobrze przeczuwał, po gorącym prysznicu, świeży i pachnący, położył się, a sen zaraz otulił go jak szczelny koc. Marzenia zaprowadziły go na skraj torowiska, nad którym migotały jasno miliony gwiazd. W oddali słychać było ryk syreny lokomotywy i stukot metalowych kół. Spojrzał w górę, chcąc podziwiać gwiazdy i napawać się ich blaskiem, jednak zamiast gwiazd jego oczy napotkały rzekę. Nietypową, bo składającą się z miliona… nie – miliarda kluczy francuskich. Płynęły one po całym nieboskłonie, wijąc się jak serpentyna. Mrugnął, a do kluczy podfrunęły inne narzędzia – młotki, śrubokręty, szczypce, pilniki, obcęgi, kleszcze i piły, a później też koła zębate, piasty, śruby i łańcuchy oraz inne elementy. Dołączyły do kluczy, by zacząć tańczyć w rytm kołyszących się w oddali wagonów. Baba za sprawą magii, uniósł się w górę i wylądował na dachu jednego z nich. W milczeniu podziwiał przedziwny spektakl.
____Aż nagle… wszystkie narzędzia i części w jednej chwili przestały się ruszać i runęły na ziemię. Coś huknęło, a przez nie przetoczył się wstrząs, zafalowały jak na morzu, brzęknęły, obijając się o siebie. Kolejny wstrząs powołał je do życia, uniosły się złowrogo nad pociągiem, którym jechał Baba. Ten z kolei zaczął niebezpiecznie przyspieszać. Szybciej i szybciej, i szybciej, i szybciej. Rozpędzony potwór sunął prosto w mroczną otchłań, torowisko zniknęło nagle w ciemnościach. Baba był przerażony. Wpijał się paznokciami w blachę na dachu, byleby tylko nie spaść. Umysł zalewała myśl, że jest tu uwięziony na zawsze.
____Obudził się zlany potem jeszcze przed świtem, kiedy władzę nad pociągiem wciąż sprawowała cisza. Powinien poczuć ulgę, uświadomiwszy sobie, że był to tylko sen, lecz nie potrafił uwolnić się od przejmującego niepokoju. Serce biło mu jak szalone, gdy łapczywie łapał powietrze nosem. Nie było mowy o tym, by położył się spać z powrotem. A że dawno nie miał okazji być w swojej prawdziwej postaci, postanowił wykorzystać przedwczesną pobudkę i spędzić poranek jako biały, puchaty kotek.
____Potuptał na czterech łapach przez wagony, aż do jadalni, gdzie zwinnie wskoczył na blat stolika przy oknie (tego samego, przy którym zwykł przesiadywać nowy kierownik pociągu) i skierował swoje piękne, lśniące złote oczy na krajobraz roztaczający się za oknem. Co jakiś czas odzywały się w nim kocie instynkty, dlatego raz po raz oblizywał to szyję, to grzbiet, to nawilżał przednią łapkę językiem i przemywał sobie ucho.
____Po pomieszczeniu wkrótce zaczęli krzątać się pracownicy pociągowej kuchni, którym nie umknęło urocze zjawisko w postaci kotka. Każdy kto na niego spojrzał, zaraz się rozczulał, posyłając mu ciepłe uśmiechy. On zaś ułożył się w pozycji na chlebek i zaczął głośno mruczeć, oczywiście nie spuszczając wzroku z mijanych łąk, pól i rzek, a także pagórków. Był świadomy swojego wpływu na otoczenie, jak najbardziej, ale nie przeszkadzało mu to. Ludzie potrzebowali odrobiny radości i uroku, zwłaszcza w kuchni, gdzie praca była ciężka, a stresujące chwile częste.
____Babo? Ty tutaj? – Po pół godziny ktoś przemówił bezpośrednio do niego. Ba, nawet podrapał go za uchem, w ulubionym miejscu, przeczesał delikatnymi palcami futerko wzdłuż kręgosłupa, na co miauknął, bardziej zaskoczony, aniżeli przestraszony.
____Quinn.
____–  Oj jaki jesteś milusi, jaki kochany. Mogłabym porwać cię i posadzić cię na kolanach, i głaskać przez cały dzień i noc. Chodź, schowamy się, nikt nawet nie zauważy.
____Odmruknął gardłowo, ocierając pyszczek o jej dłoń.
____No już, już. Wiem przecież. Robota goni. – Jeszcze chwilka na pieszczoty. Podrapała go pod bródką. – Śniadanie czeka, zjesz ze mną?
____Zjedli, jeszcze nim reszta pracowników pierwszej zmiany zdążyła przyjść na posiłek.
____Fascynujące było jak płynnie, acz nieznacznie, zmieniał się charakter relacji między nimi, kiedy Baba był w ludzkim ciele, a kiedy w kocim. Jako człowiek, Baba był przyjacielem, takim, na którego zawsze można było liczyć, także w tych najcięższych chwilach. Fakt, czasem doprowadzał ją do szewskiej pasji, ale Quinn podenerwowała się, wygrażała, a potem znów wszystko było dobrze. Kiedy zaś Baba stawał się kotem, jego cicha obecność, delikatne mruczenie i miękkie futerko przynosiły przyjaciółce ukojenie, poczucie bezpieczeństwa i pociechę – słowa bowiem czasem zawodziły. Przyjaciel-zwierzę działał na nią terapeutycznie, dawał siłę na drodze do pokonywania bolesnej przeszłości. Tej, o której niestety pamiętała oraz tej, o której na szczęście zapomniała.
____Po śniadaniu został jeszcze w kuchni, by jak za starych, dobrych czasów pomóc rodzeństwu. Przynajmniej do momentu, gdy nie wezwały go jego własne obowiązki.
____A te pokierowały go do warsztatu. Jego małego królestwa. Miejsce to emanowało schludnością i zorganizowaniem. Każde narzędzie i każda część miały swoje miejsce na hakach i półkach. Pozwalało to nie tylko na sprawną pracę, ale zwyczajnie cieszyło oko.
____Mimo braku okien w pomieszczeniu, było tam dość jasno, głównie za sprawą świetlików u sufitu oraz ciepłego światła z lamp. To sprawiało, że warsztat był jednocześnie miejscem aktywności i spokoju.
____Pośrodku warsztatu znajdowały się drewniane stoły do majsterkowania, gdzie Baba oraz inni mechanicy przeprowadzali różnego rodzaju naprawy i konserwacje. Jeden z takich stołów, środkowy, tuż pod świetlikiem, stanowił biurko kierownika – Baba siedział przy nim nad raportami, planował prace naprawcze oraz dokonywał uaktualnień w spisie inwentarza.
____Przy tym biurku, ślęczącego nad nowym protokołem z naprawy (tym razem załatanej nieszczelności dachu wagonu nr 13), zastał go Dante. Minęły dwa dni, odkąd przyśnił mu się koszmar, od tamtego czasu noce były coraz gorsze, a dni mijały okraszone rutynowymi czynnościami służbowymi, między śniadaniem, obiadem a kolacją i deserem w postaci gorącej czekolady. Częstotliwość usterek jakby zmalała, na to Baba nie narzekał, ale kiedy idzie zbyt dobrze… coś innego musi się spierdolić. Zapowiedzią nieszczęścia była wiadomość nadesłana przez kierownika pociągu, a krótko po niej – jego postać w drzwiach. Kocur oderwał się od papierków, wyprostował kręgosłup, pozwolił sobie również na dopicie resztki mocnej jak siekiera czarnej herbaty, którą przyniósł sobie rano (nieprzyjemne sny dawały mu się we znaki).
____Nie, niestety. Dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu… – Mam nadzieję, że nie robi tego wszystkiego matce na złość, dodał w myślach.
____Dante był wyraźnie wzburzony, lecz temu nie było się co dziwić. Niejako na nim ciążyła odpowiedzialność za bezpieczeństwo oraz komfort pasażerów. Palił się do działania, nie to co walczący z sennością kocur. Zaraz zrobiło mu się głupio. On siedział tu, w swoim azylu, trzymając się z dala od całego zamieszania. Czy nie będzie miał przez to nieprzyjemnych konsekwencji? Może i miał swoją robotę do wykonania, ale w gruncie rzeczy… Zaangażowała się nie tylko drużyna konduktorska, także pokojowe, kelnerzy, a nawet jego chłopcy. A on uzupełniał papierki.
____Przygryzł wargę. Wstał i zrobił parę kroków w stronę odchodzącego mężczyzny.
____Pomogę Panu szukać. Zwiększymy efektywność, a przy odrobinie szczęścia, może i uda się nam ją namierzyć. Albo znaleźć chociaż jakieś ślady.
____Propozycja została przyjęta, co potwierdziło skinienie. Obaj przekroczyli drzwi kotłowni, rozpoczynając tym samym wspólne śledztwo.
____Badania nad tajemniczym zaginięciem zyskiwały na intensywności, zwłaszcza w momencie, gdy zbliżali się do szklanego przedziału zarezerwowanego dla Duchów. Temperatura spadała w miarę posuwania się bliżej zakazanego miejsca.
____ Proszę nawet tak nie żartować – skomentował słowa bruneta. — Obiecałem pomóc, więc pomogę.
____Atmosfera w pomieszczeniu nabrała mrocznego charakteru. Niepokój i napięcie wkradały się w ich serca, niby złodziej pod osłoną nocy. Gasnąca i zapalająca się żarówka tylko zintensyfikowała te odczucia, chociaż w pierwszym odruchu Baba chciał wyjąć z kieszeni podręczny notesik i zapisać sobie jej numer seryjny, by nie zapomnieć jej wymienić przy najbliższej okazji. Nie zrobił jednak tego, bo Dante zauważył coś, co na dobre przypieczętowało poczucie lęku. Drzwi do przedziału Duchów Wieczności były otwarte.
____Baba poczuł, jak przez całą długość wagonu przechodzi zimny powiew. Światła, poza jednym, zgasły, a on wzdrygnął się mimowolnie. Coś było tu bardzo nie tak, niemożliwe by stracili zasilanie tylko w części obwodu... przynajmniej z jego punktu widzenia. Na elektryce znał się coś niecoś, trzeba by zapytać Teodora, czy… Dante polecił Babie wracać – to już drugi raz – lecz tym razem bardziej stanowczo, co Baba przyjął ze ściągniętymi w niezrozumieniu brwiami.
____Nagle coś zajaśniało z boku, konduktor doskoczył do niego, podobnie jak wilczyca do swojego młodego. Jego zachowanie uruchomiło najbardziej skrywane kocie instynkty, Baba najeżył się, napiął, tak jak kot zapędzony w kozi róg przez drapieżnika. Ciemność roztaczająca się wokół lśniących ślepi była druzgocąca i absolutna.
____Obserwował jak Duch potulnie mija ich i wraca, skąd wypełzł. Do końca wstrzymywał oddech. Spotkanie z jednym z nich oko w oko to nie było coś, o czym marzył. W gruncie rzeczy, wolałby tego uniknąć.
____Było siedzieć w warsztacie.
____Trzask! Wagonem zawładnął surrealizm. Światło migotało hipnotycznie, bagaże i reszta przedmiotów w wagonie zaczęły naśladować narzędzia z koszmaru Baby, poruszając się w tylko sobie znanym rytmie. To jeszcze jawa czy już sen? Coś świsnęło tuż nad nimi, odbiło się i zniknęło w mroku. Złote oczy jak świetliki, otaczały ich zewsząd.
____Było zimno, choć cicho, nie licząc huczących serc obu mężczyzn. Światło zgasło i zapaliło się, jak koszmarne zaklęcie odbierające im poczucie rzeczywistości. Tracili rozum? Być może. Spojrzenia obaj mieli rozbiegane i pełne strachu. W tym chaosie pomagała jedynie obecność drugiego człowieka, a fakt, że trzymali się w objęciach, chwilowo nie przeszkadzał, nie był też krępujący. Dodawał otuchy.
____Baba zacisnął powieki, gdy drzwi trzasnęły drugi raz. Nie minęła chwila, a on ku swojemu przerażeniu, poczuł że Dantego coś porwało. Wszystko działo się na tyle błyskawicznie, że nie miał możliwości jakkolwiek zareagować. Nagle stał sam w mrocznej otchłani bagażowni – lampa zgasła. Zimne powietrze obwiało go na nowo, gdy poczuł obok siebie obecność istoty. Odwrócił się, a tam wypaczony uśmiech złotych oczu, które wypełniły jego pole widzenia, nim ciemność pochłonęła go całkowicie.
____Otworzył oczy.
____Przed nim różowo-biała tarcza.
____Chwycił pewniej broń, wycelował, pociągnął za spust. Potem drugi i trzeci raz. Wszystkie kule trafiły idealnie w środek. Zabrzmiał dzwonek, zwiastujący zwycięstwo. Baba uśmiechnął się, zadziornie, jak to miał w zwyczaju i zerknął w bok na przyjaciela, nie kryjąc się ze swoim zadowoleniem.
____Co? Banana? Ty nigdy nie miałeś gustu! – Zaśmiał się, ustępując Dantemu. — Dlatego trzymasz się ze mną, jako jedyny wiem co jest naprawdę dobre!
____Miał ochotę sprzedać mu soczystego klapsa w pośladek, ale powstrzymał się przez wzgląd na biednego właściciela budy, jeszcze by mu połowę facjaty odstrzelił, to dopiero by było, niefortunne zdarzenie!
____Ja!? Oszukiwać!? Chyba kpisz.
____Ostatecznie wziął mu tego banana z horrendalnie długimi kłami i ten karmelowy popcorn, którego tak się domagał. Co jak co, ale miał do niego i jego dziwacznych próśb-rozkazów słabość.
____Taaa i co jeszcze? – Wybuchł salwą śmiechu. — Po pierwsze, to ty zbiłeś tę wazę. Masz za duży tyłek, a do tego ruszasz się czasem jak słoń po składzie porcelany. Czas ograniczyć cukier, mój mały. – Bez pytania, odebrał mu kartonowy pojemniczek z popcornem i zaczął wkładać sobie po kilka napęczniałych ziarenek kukurydzy do buzi. — A po drugie, to ja proponowałem, żeby do nich zajrzeć. A po trzecie… Kto ostatni, ten cienka fujara!
____Puścił się biegiem przed siebie, mijając wszystkie nieciekawie wyglądające stoiska – owoce w czekoladzie (miał ich dość, były na wszystkich festynach, na których udało im się być), migotające karuzele i huśtawki, dom strachów i magiczne lustra. Ostatecznie zatrzymał się jak wryty przed namiocikiem, przed którym stała beczka z wodą i krwiście czerwone jabłka.
____ Pierwszy! Wygrany wyznacza kolejność zawodów i nagrodę. Ty zaczynasz. Jak uda ci się wyłowić osiem jabłek, to… spełnię jedno twoje życzenie.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {01/11/23, 01:07 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Wybór maskotki, która wzbogaci jego kolekcję, a raczej komentarz dotyczący tego wyboru sprawił, że Dante patrząc prosto w rozbawione oczy Baby, wywalił teatralnie oczami. Pozwolił sobie nawet na wygięcie delikatnie głowy do tyłu żeby wyraz jego dezaprobaty nabrał mocniejszego tonu. Po prawdzie bowiem, takie wyrazy wzajemnego rozczarowania, pogardy albo zaskoczenia okrycia hańbą były jednym z elementów ich języka przyjaźni.
       Otrzymanie zarówno maskotki – którą schował sobie pod pachę – oraz karmelowego popcornu, natychmiast wywołało wielki uśmiech na jego twarzy. Powoli zaczął pałaszować rozkoszując się słono-słodkim smakiem rozpływającym się na jego podniebieniu. Przy tym uważnie słuchał przyjaciela, a gdy ten całą winę za rzucenie na nich klątwy ślimaka zrzucił na niego, natychmiast zaczął protestować. Przez to przez moment brzmieli obydwaj jak przekupki na targowisku wymieniając się opozycyjnymi argumentami dotyczącymi tego zajścia. W momencie jednak oskarżenia jego tyłka o bycie za dużym – ha! Niemożliwe! – oraz zabranie mu jego słodkiej przekąski, na jego twarzy pojawił się wyraz niczym diwy z urażonym honorem trzech pokoleń do tyłu, mlasnął niezadowolony po czym zaczął cmokać w geście dezaprobaty.
       - Słuchaj no, Ty mała plujko kłaczkami, mój tyłek jako siódmy cud świata wyprasza sobie takie oskarżenia! – Chciał odebrać popcorn ale ta puchata menda wyzwała go na pojedynek i jeszcze oszukiwała! Zdążył zawołać za nim tylko „hej, ej!” i musiał rzucić się w te pędy żeby nie skończyć znowu z ręką w jakimś dziwnym zakładzie o który się nie zakładał, a który dziwnym prawem był w mocy zakładów. Nie udało mu się go ostatecznie dopaść, a co gorsza, nie udało się mu też specjalnie wyhamować inaczej jak na plecach mężczyzny, przez co prawie obydwaj skończyli na ubitej ziemi nosami. Na szczęście Baba go złapał przez co mogli dysząc z lekka przyjrzeć się kolejnemu już konkursowi w którym mogli wziąć dzisiaj udział.
       - Wreszcie jakieś mądre słowa z Twoich ust. Ha! Mycie okien do kolejnego roku raz na dwa tygodnie? O, albo odkurzenie piwnicy…. – Przeszły go dreszcze na samo to straszne słowo. Odczepił się od jego pleców po czym zaczął zwolna rozpinać pierwsze trzy, ach! Nawet cztery pierwsze guziki satynowo czarnej koszuli którą miał na sobie. Rzucił mu przy tym bardzo prowokujące spojrzenie. – Tylko nas nie utop w tych litrach cieknącej ślinki. – Puścił mu oczko po czym pociągnął za kołnierzyk żeby rozpięte części koszuli rozeszły się mocniej na boki. Poprawił jeszcze podwinięte cały czas po łokcie rękawy po czym podszedł do beczki z jabłkami. Obsługująca atrakcję młoda dziewczyna dostała od niego żeton, a on zaraz nabrał powietrza w płuca i zanurkował twarzą w beczce z wodą łowiąc pływające po wierzchu jabłka. Pierwsze poszło z lekkim trudem ale musiał poznać taktykę. Gdy je już złapał, wyprostował się, a woda zaczęła spływać po nagiej piersi, jego brew drgnęła znacząco, a oczy spoczęły na jasnych odpowiednikach przyjaciela. Jabłko przed wypluciem objechał językiem, tak żeby było to bardzo widoczne, a później wrócił do topienia się. I tak, tym razem się mu udało przed upływem czasu! Dostał ręcznik i możliwość wybrania sobie nagrody, a gdy Baba podszedł na inspekcję sprawdzić czy nie oszukiwał, nie omieszkał jeszcze dzióbnąć.
       - Pamiętaj, nie ważne jak sprawne masz paluszki, mój język zawsze przyniesie więcej radości. – Poruszył znacząco brwiami powstrzymując się tylko opatrznością duchów przed strzeleniem mu w tyłek. No, może jeszcze z powodu wlepionych w jego wilgotny tors oczu młodej dziewczyny.
       Jakby się nad tym zastanowić, wyglądali naprawdę atrakcyjnie. Dwóch młodych mężczyzn z niepowtarzalnym blaskiem w oczach, ubranych na czarno, w satynowe koszule i idealnie dopasowane spodnie. Głośni ale nie wulgarni, z magnetycznym usposobieniem, a jednak trwający spojrzeniem tylko w swoich oczach. Niby nie było między nimi nic romantycznego, a jednak powietrze dookoła nich wydawało się rezonować od ich energii, przyciągać do nich.
       - Podejmujesz próbę pobicia mnie Kłaczku? – Zapytał tonem jakby ten i tak nie miał szans. – Czy od razu mam obmyślać plan na wykorzystywanie Cię? – Zaćwierkał luźno, w ogóle nic mu nie sugerując. Absolutnie. I wcale oczka nie zaczęły mu świecić gdy ten, podobnie jak on wcześniej zaczął rozpinać koszulę. Obydwaj mieli się czym pochwalić, sylwetki mieli wyćwiczone latami pracy i zwyczajnej dbałości o siebie. Tym chętniej napawał spojrzenie.
       - Krzycz jak trzeba Ci będzie potrzymać warkoczyki. – Zakekał w ogóle nie uciekając od ostrego, kociego spojrzenia. – Tylko się nie ociągaj, jeszcze musimy dojść do tego sklepu no.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {01/11/23, 06:07 pm}

_
_
B  A  B  A

____Widok nagiego torsu wyłaniającego się spod rozpiętej koszuli przykuł jego uwagę. Sposób, w jaki to robił, był niezwykle pociągający. Skóra lśniła pod wpływem delikatnego światła okolicznych lamp. Był jak dzieło sztuki. A okraszony kroplami wody, które spływały powoli z brody, przez szyję, na klatkę piersiową, wyglądał jakby ktoś obsypał go drobnymi brylantami.
____Nie tylko Baba obserwował, z wypiekami na twarzy robiła to również dziewczyna, której przyjaciel wręczył żeton. Baba nie mógł się jej dziwić. Atmosfera była gęsta od emocji, a wyeksponowane w ten sposób ciało było obietnicą niewypowiedzianych doznań, budziło pożądanie i ekscytację, sprawiało że serca biły szybciej, a skóra mrowiła.
____I to, jak wyciągnął pierwsze jabłko... Baba oblizał ukradkiem usta. Utkwił wzrok w wijącym się po owocu języku, czując narastające erotyczne napięcie. Gest, którym przyjaciel znowu podkreślił swoją zmysłowość, był zaproszeniem do kontynuacji flirtu i podsycania atmosfery.
____Nie odrywał od niego oczu, dopóki nie skończył.
____Cóż, z niecierpliwością czekam na tę radość, którą twój język obiecuje — uśmiechnął się z nutką wyzwania i iskrą w oku. — Póki co, tylko nim mielesz.
____Podarował pannie swój żeton.
____"Kłaczku"... — powtórzył, naśladując głos Dantego, a potem prychnął. — Spokojnie, Dante, nie jestem na tyle szalony, żeby cię bić. Ale jeśli chodzi o wykorzystywanie... cóż, myślę, że będziemy mieć mnóstwo okazji, by wspólnie czerpać z tego radość.
____Idąc w ślady przyjaciela, zdecydowanym ruchem rozpiął kilka pierwszych guzików swojej czarnej koszuli, odsłaniając szyję, obojczyki i kawałek piersi. Jego palce delikatnie przesunęły się po satynowej tkaninie, podczas gdy spojrzenie, pełne wyzwania i arogancji, utkwione było w roziskrzonych oczach bruneta. Potem podwinął rękawy, eksponując silne przedramiona. Ruchy miał pełne wdzięku i zmysłowości, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Zwilżył "sprawne" paluszki w balii i jednym ruchem zaczesał swoje srebrzystobiałe włosy do tyłu. Był gotów.
____Ach, nie musisz mi dwa razy powtarzać. Specjalnie dla ciebie, jestem w stanie krzyczeć jak dama w opałach. A jak będziesz grzeczny, może nawet pozwolę ci trochę je potargać — odpowiedział na zaczepkę z wyzywającym uśmieszkiem. Nachylił się nad beczką z wodą i jabłkami. — Ale jedno musisz wiedzieć, dziś wolę na ostro.
____Czas, start. Baba zanurzył twarz w beczce. Okazało się, że szło mu sprawniej niż poprzedniemu uczestnikowi zabawy. Za każdym zanurzeniem i wynurzeniem, w zębach trzymał dorodne, czerwone jabłko, imponując zebranym dookoła stoiska gapiom swoimi umiejętnościami.
____Mimo, że z łatwością mógł przegonić Dantego i zyskać przewagę w ilości jabłek, postanowił dodać konkurencji dodatkowego pikantnego smaku i wyłowił dokładnie tyle samo jabłek, co on. W ostatnich sekundach już nie wyławiał, a jedynie stał pochylony nad wodą, rzucając Dantemu zwierzęce, wygłodniałe spojrzenie.
____Ding, ding, ding! Koniec czasu!
____Kocur wyprostował się, oblizując usta z resztek śliny i wody, a pozostałym kroplom pozwolił ściec po jego skórze. Mieniące się w świetle kryształki ruszyły krętymi szlakami w dół, podkreślając jego atrakcyjne rysy. Z każdym, nawet najmniejszym ruchem, woda spływała niżej i niżej, aż w końcu niknęła za połami koszuli. Piękny i hipnotyzujący był to widok.
____Dostał ręcznik, ale celowo go wypuścił z rąk, kiedy stanął już przy Dantem, by móc się pochylić. A kiedy znalazł się dostatecznie blisko pośladków przyjaciela, udał znienacka, że jego zamiarem od początku było go ugryźć, zaszczękał dwa razy zębami, jak pies, gryząc powietrze. I wybuchł śmiechem, widząc reakcję.
____No, niestety remis, przyjacielu — odezwał się, przetarłszy szyję i tors ręcznikiem. — Może dogryweczka?
____Dziewczyna, która obserwowała ich przez cały ten czas, skłonna była pozwolić im powtórzyć zawody, choćby i dla samej przyjemności oglądania jak dwóch zabójczo przystojnych mężczyzn w rozpiętych koszulach znowu moczy się w wodzie, co innego kolejka, która utworzyła się tuż po ich przyjściu. Wszyscy buczeli, że mają ustąpić innym miejsca lub ustawić się na koniec rzędu osób, jeżeli faktycznie chcą kontynuować zabawę. Baba wywrócił oczami na ich jęki i stęki, ręczniki wrzucił do wiklinowego kosza nieopodal namiotu, po czym wziął Dantego pod ramię i niespiesznym krokiem oddalił się od tamtego miejsca, żując ostatnie ziarenka popcornu.
____To jak, idziemy do Vandy i Penelopy, czy szukamy kolejnej zabawy, żebym na pewno mógł cię... to znaczy, ty mógł wykorzystać mnie, tak jak chciałeś, hm?
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {01/11/23, 09:24 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Seksapil, kokieteria, wysoka świadomość swojego ciała i swoich możliwości – wszystko to idealnie opisywało Babę, a podobnych określeń mogłoby się znaleźć jeszcze dziesiątki. Był piękny i piekielnie świadom swojego piękna. Był męski i wykorzystywał to podkreślając swoje atuty w odpowiednich okolicznościach. Był silny charakternie, emocjonalnie i zwyczajnie fizycznie, mały bożek wyrzeźbiony w marmurze. Był błyskotliwy i zadziorny co zawsze zdradzały jego oczy i często uśmiech. Był i za to go uwielbiał, wielbił, ubóstwiał!
       Przedstawienie jakiego białowłosy dokonał nie robiło na nim specjalnego wrażenia na zewnątrz. W sercu wywoływało gorący pożar ale ani jeden drgający mięsień twarzy tego nie zdradzał. No, rozbierał go wzrokiem, prowokował, a ostatecznie udawał że jest zafukaną nastolatką bo ten nie dał mu wygrać ale  przy ich zaczepnych zagrywkach mogło to stanowić taką samą prawdę jak grę. Ostatecznie gdy nieco wyższy mężczyzna stanął przed nim, ociekając stróżkami ciepłej wody, patrzył na niego tak jakby TO miało się stać tu i teraz, przy wszystkich chciał coś powiedzieć, chciał całe zajście skomentować niczym napalony nastolatek gdy on… ON…. CO ON… Na dźwięk zębów aż podskoczył i jak oparzony zrobił krok w tył. W tym samym momencie zakrył swoje pośladki rękami i patrząc na niego jak na zdrajcę, miał ochotę zasyczeć. Już raz go ugryzł, tydzień chodził z odciśniętymi zębiskami Kłaczorzyga na skórze! I to wcale nie było zaszczytne trofeum gorących chwil w nocy, oj nie. To był pijacki wygłup ich alkoholowych przygód który stanowił plamę na jego honorze. Nie był bowiem chętny wspominać okoliczności nabycia.
       - Grabisz sobie Piękny, grabisz. – Ostrzegł go grożąc palcem wskazującym, a gdy do jego uszu dobiegła salwa śmiechu, przewrócił teatralnie oczami wracając do jego boku. – Innym razem Cię pokonam, chodźmy i nie denerwujmy tłumu. – Obiecał mu poklepując go po nagiej piersi. Klepanie szybko zmieniło się w macanie,  dwoma palcami przejechał od sutka aż po początek sześcioraka po czym złapał antystresowego cycka na którym się dwukrotnie zacisnął. Oczywiście z miną aniołka!
       - Jeszcze się przeziębisz! –Usprawiedliwił swoje zachowanie jak gdyby nigdy nic, jak gdyby właśnie nie zaznaczył swojego terytorium i zaczął go zapinać. Pierwszy guzik, drugi, trzeci, powinien zostawić ładnie rozpięte przy kołnierzyku ale nie! Na chama zaczął go zapinać pod samą szyję i dopiero jak ten zaczął się z nim siłować odpuścił i odbiegł od niego na bezpieczną odległość śmiejąc się w głos. Po tej chwili męskiej dominacji sam zapiął swoją koszulę i biorąc go pod ramię ruszył wolnym krokiem w stronę centrum małego miasteczka przystrojonego na święto przodków.
       - Wykorzystywanie zostawie sobie na wieczór. – Przyciągnął pierś do jego łokcia żeby naprzeć na niego po czym wlepił w niego sarnie spojrzenie. – Ale zanim pójdziemy do dziewczyn wstąpimy do warsztatu? Mam dla Penelopy zamówioną sukienkę, może uda się przekupić ją o tego ślimaka? – Poruszył znacząco brwiami na co zaczął wtórować mu śmiechem. Trzymał się ich wyśmienity humor ale jak mogło być inaczej?
       Znali się już wieki, znali się chyba od zawsze! Osiedlili się w tym miasteczku już jakiś czas temu i otworzyli naprawdę dobrze prosperującą pracownię krawiecką. Cenieni byli za nietuzinkowe pomysły, misterne wykonania, terminowość! Ich życie wreszcie poukładało się, wskoczyło na odpowiednie tory. Mieli duże mieszkanie które współdzielili, mieli za co szlajać się wieczorami po mieście, mieli komfort i spokój materialny i niematerialny. No i mieli siebie. Poza tymi dziwnymi scenami jakie odwalali czasem w miejscach publicznych byli dla siebie bratnimi duszami, osobami o największym zaufaniu i cieple jakim mogło się obdarowywać dwoje osób. Skoczyliby za sobą w ogień i ba! Mieli już na swoim koncie chociażby bójki w imieniu tego drugiego. Czy coś więcej między nimi było? Nikt nigdy nie wymówił nic na głos, a kształt ich relacji nie pozwalał na wysuwanie daleko idących wniosków. Na razie jednak nie było im to potrzebne do szczęścia i mogło samo się wykluwać. Czymkolwiek by było.
       Miasteczko w którym mieszkali miało swój urok. Całe zbudowane z cegieł o różnym kolorze emanowało aurą spokoju. Czerwone budynki, czarne ulice, złote mosty nad leniwie wijącymi się meandrami rzeki. Latarnie  dające ciepłe światło, liczna zieleń: drzewa, kwiaty, parki czy sady. To był ich mały raj na ziemi który przy obecnej porze roku dodatkowo napełniony był tajemnicą, czasami i magią kryjącą się w zaułkach. Ich warsztat znajdował się w tej samej kamienicy w której mieszkali. Piękne witryny z manekinami przybranymi w gotowe projekty bądź mozolnie przybrane tkaninami w środku gościły drzwi o ciemnej, drewnianej framudze. Wnętrze było uporządkowane, schludne i czyste. Nie było przestronne przez ilości materiałów i dodatków jakie trzymali ciesząc oko swoich klientów na wierzchu ale było ich. Głębiej pracownia, kilka stanowisk, spokojnie odpoczywające wielkie maszyny.
       Zamek cicho przeskoczył pod wpływem ruchu klucza. Dante wszedł pierwszy i nie zapalając głównego światła, przeszedł przez pomieszczenie aż do postawionego z boku wieszaka. Tam odnalazł jeden z pakunków, upewnił się dwa razy czy ma odpowiedni przedmiot po czym kiwnął do niego głową, że jest gotów żeby wyjść. Szybka wizyta pobudziła nieco serce do nostalgicznego rytmu, kochał to miejsce całym sercem więc pozwolił sobie rzucić na nie okiem dłuższą chwilę.
       - No to do sklepu Piękny. – Uśmiechnął się rozbawiony, pozwolił mu pozamykać i ponownie biorąc go pod rękę, niespiesznym spacerkiem ruszyli do bardzo obleganego sklepu magicznego, voo doo oraz zaklęć Vandy i Penelopy.
       Kobiety stanęły na ich drodze już kilka wiosen temu. Nie można ukryć, że często przez swoją wścibskość, naturalnego pecha bądź gapiostwo przysparzali im kłopotów. Nie było jednak nic przyjemniejszego jak popołudnia przy herbacie i plotkach gdy cała ich czwórka miała wolne. Byli dla siebie oparciem, mogli na siebie liczyć i śmiało mogli się nazywać przyjaciółmi. Chociaż one lubiły używać innych określeń. Czasem pieszczotliwie, czasem mniej…
       Oświetlone witryny, tłum ludzi w środku, napis radośnie głoszący „Ponowne wielkie otwarcie!” Dziewczyny włożyły kawał czasu i pieniędzy żeby miejsce to dopiąć na ostatni guzik pod swoje dyktando i o dziwo, mieli przekroczyć ten próg po raz pierwszy. Nie rozumiał, czegóż też się mogły tak obawiać! Phi!
       - Dobry wieczór! – Zawołał od progu rozglądając się czujnie za właścicielkami. Wnętrze rzeczywiście wyglądało inaczej. Wszystko leżało jakby na swoim miejscu i chociaż nadal panował tu ścisk, całość wydawała się jakby złączona w idealnej harmonii. Był pod wrażeniem bo mimo półświatła, było przytulnie, ciepło i bezpiecznie. Sklep kusił obietnicami spełnienia pragnień, tajemnicą i znalezieniem odpowiedzi. Czyli dokładnie tak jak one sobie to wymarzyły.
       - Dante, Baba! – Usłyszał głos Vandy jednak oczu kobiety nie namierzył przez przysłaniający ją stos pudeł. Przenosiła ostatnie rzeczy, a może dokładała to co schodziło najlepiej? Ciężko było mu wyczuć ale szybko dopadł do niej żeby jej pomóc. Jak mocno się zdziwił gdy na jego dłoniach oplatających pudła z przeciwnej strony niż te kobiety, znalazły się długie i jasne palce drugiej ze wspólniczek. Jej oczy za to straciły swój blask, zasnute jakby mgłą idealnie komponowały się z pełnymi ustami które otwierały się to zamykały. Jakby chciała coś powiedzieć. Jakby nie mogła nabrać powietrza. Zanim jednak zdążył zapytać stan ten minął, a on zgłupiał.
       - Pomożemy. – Zaoferował się i chociaż początkowo chciał zabrzmieć nonszalancko, ostatecznie jego ton był ewidentnie zaniepokojony. Nigdy specjalnie nie wierzył w to żeby one były potężnymi wiedźmami ale co… jeżeli były?
       - Kim jesteście? – Zapytała ta która go trzymała cały czas za nadgarstki, Penelopa.
       - Yyy, no… nie rozumiem pytania? No przecież to my. – Uśmiechnął się, teraz zaczynał się serio bać.
       - Nie. To wy ale to nie wy. Kim jesteście? – Tym razem ton miała ostrzejszy co momentalnie sprowokowało go do odpuszczenia sobie pomocy, uniesienia rąk w obronnym geście i wpakowania się plecami na pierś Baby.
       - Wiecie, że ja zawsze mam tu dreszcze, nie musicie mnie dodatkowo straszyć. – Zapewnił mocno skołowany, próbował robić dobrą minę do złej gry ale mu nie szło. Włoski na karku zaczęły stawać mu dęba.
       - Kim. Jesteście? – Powtórzyła już sykiem na co przed podejściem powstrzymała ich Vanda. Odłożyła pudła i teraz trzymała rękę na ramieniu wspólniczki uważnie im się przyglądając.
       - Baba… Dante…? Ale, to nie wy. Ale wy. – Przekręciła głowę niczym szczeniak, w bok, oczami nadal ich świdrując.
       Całość tego dziwnego przedstawienia przerwał na szczęście jakiś klient.
       - Na górę, natychmiast.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {05/12/23, 08:46 pm}

_
_
B  A  B  A

____Do nowo otwartego sklepu magicznego, voo-doo oraz zaklęć Vandy i Penelopy wchodziło się pomalowanymi na zielono drzwiami z misternie rzeźbionymi ornamentami o roślinnym motywie, z okrągłym okienkiem z witrażem czerwonych kwiatów. Teraz prawie się nie zamykały, co chwilę ktoś wchodził i wychodził, a jak już wychodził to z papierową torebką pełną magicznych bibelotów. Baba wraz z Dantem zjawili się w idealnym momencie, dzięki czemu wbili się idealnie w okienko między wyjściem poprzedniego klienta, a wejściem następnego, i ominęło ich przepychanie się przez tłum. Obaj nie przepadali nigdy za zaburzaniem ciągu komunikacyjnego, jako że oznaczało to często walkę na śmierć i życie.
____Od przekroczenia progu sklepu uderzył Babę słodki zapach cynamonu — to kadzidełko zapalone przez dziewczęta przy ladzie. W środku niewiele się zmieniło pod względem oferowanego asortymentu, jednak sposób ułożenia poszczególnych składników wydawał się bardziej przemyślany. Zmieniły się natomiast dekoracje i kolor ścian. Zrobiło się bardziej... tajemniczo i mistycznie. A sufit... Oh, sufit! Miał kolor głębokiego granatu, niemalże wpadającego w czerń, oprószony jasną farbą, co miało imitować Drogę Mleczną. Bardzo mu spodobał się sposób zagospodarowania przestrzeni nad ich głowami - na belkach antresoli porozwieszano okrągłe fiolki wielkości pięści, w nich zaś znajdowały się kolorowe kamienie, elementy suszonych roślin, proszki i inne osobliwości, konieczne do sporządzania mikstur, dekoktów i odwarów, a także do rzucania zaklęć, wyrobu kadzideł do okadzania i tak dalej... Może mogliby podkraść ten pomysł i w jakiś sposób wykorzystać go u siebie? Chociaż po głębszym namyśle doszedł do wniosku, że mieli dość ukrytych schowków w drewnianej podłodze, a ich system segregowania przyborów potrzebnych do pracy był bardziej niż idealny. Nie było potrzeby niczego w tym zmieniać. Zresztą, nie istniało nic takiego, co mogłoby być równie efektywnie eksponowane, ani jeżeli chodziło o przybory krawieckie, ani wyroby pasmanteryjne czy galanterię.
____Białowłosy odebrał z rąk przyjaciela sukienkę zamówiona przez jedną z właścicielek sklepu, której stworzeniem — od projektu, poprzez dobór materiałów, konstrukcję i szycie — w całości wykonał Dante, nie licząc haftów na rękawach i brzegach spódnicy, tymi zajął się z przyjemnością Baba — spędził nad nimi kilkadziesiąt długich wieczorów (tych było obecnie pod dostatkiem, jako że szarówka za oknem robiła się o tej porze roku coraz szybciej). Odsunął się na bok, aby nie wadzić klientom rozglądającym się po sklepie, sam też powrócił do oglądania wnętrza, nie zwracając uwagi na dziwaczne słowa, które w stronę Dantego pokierowały dziewczęta. Zwrócił uwagę na to, co się działo, dopiero gdy Dante cofnął się i dotknął plecami jego torsu.
____Na górę, szybko!
____Zamrugał. Dante chwycił go za przedramię i pociągnął za sobą, po schodach dookoła drzewa stanowiącego centrum sklepu. Weszli, a raczej wbiegli na antresolę. Brunet instynktownie pomaszerował do Pokoju Wróżb — ogrodzonej od reszty sali fioletowo-różową zasłoną — tam posadził ich obu na wygodnych, olbrzymich poduszkach, który były tak wygodne, że Baba z chęcią pożyczył sobie jedną na poobiednie drzemki.
____Co żeś zaś zmajstrował? - spytał z wyrzutem. — Nawet nie zdążyłem pooglądać dokładnie sklepu. Zaś coś dotykałeś? Klątwa ślimaka-mordercy to za mała nauczka?
____Białowłosy odłożył pakunek z namaszczeniem na jedną z poduszek, ostrożnie, żeby nic się nie pogięło. Potem rozsiadł się wygodniej, eksponując walory swojego ciała, całkiem nieświadomie.
____Co przychodzimy do sklepu, czeka nas nowe nieszczęście, nowa reprymenda. A ja miałem nadzieję na miły wieczór...
____Wreszcie wzrok przykuła czarodziejska kula (teraz przezroczysta, ale lśniąca niczym najczystszy diament), spoczywająca w spokoju pod bladoróżową chustką na drewnianym stoliku na środku. Ręce świerzbiły, by jej dotknąć, lecz doświadczenie uczyło, że nie należy bez pytania dotykać tego typu rzeczy. Chłonął więc jej widok całym sobą, jak pod wpływem hipnozy. Cóż też za sekrety mogła w sobie skrywać? I dlaczego przykryto ją chustą? Oraz dlaczego była taka... czysta, bez jakiejkolwiek barwy. Czy takie utensylia nie powinny mieć w sobie odrobiny koloru?
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {13/12/23, 06:10 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       To nie było tak, że jego związany prawem biznesowym mąż zawsze był nieczuły. On przeważnie był nieczuły. Ale w momentach takich jak ten, gdy on był skołowany albo w stanie zaalarmowania z jakiegoś powodu, raczej wykazywał się empatią i stawał albo w jego obronie albo gotów do kontry. Ale nie, tym razem kwiatuszki i czerwone drewno było ważniejsze niż miłość życia! Wypomni mu to gdy ponownie zacznie skamleć, że go plecy bolą albo nie chce mu się gotować. Bo tak naprawdę był najukochańszą osobą na świecie. Ale teraz w myślach mógł go sobie poobrażać, to miłość.
       Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Wiedźma straciła swoją wizję, oni dostali nakaz udania się na górę, w odosobnione miejsce, gdzie ich przyjaciółki mogły wyrządzić im krzywdę bez świadków. Owszem, pomieszczenie było przytulne i otoczone dobrą aurą ale to nie zmieniało faktu, że ich sytuacja była poważna… ON?! CO ON?! Spojrzał na Babe jakby ten splamił trzy pokolenia wstecz, a dla dodania dramaturgii swojej minie, położył na złączeniu obojczyków palce prawej dłoni robiąc „namiocik”.
       - Jak w ogóle śmiesz?! – Rzucił teatralnie. – A może to Ty?! I ten Twój rozbierający wzrok?! Przyznaj się, kogo albo… albo gorzej! CO ZGWAŁCIŁEŚ WZROKIEM?! – Fuknął niczym obrażone zwierzątko bardzo przeżywając te rzucone w jego osobę oskarżenia. Bulczał pod nosem jak żona z dwudziestoletnim stażem chociaż bulgot ten sukcesywnie przechodził w chichot. Baba zaczął go dotykać i och! On doskonale wiedział jak i gdzie przesuwać palcami żeby wywołać najpierw lekki rumieniec i uśmiech, a chwilę później śmiech bez opamiętania. Zimne, długie palce białowłosego z łatwością znalazły jego boczki. Te odpowiednio pieszczone – chociaż nie, raczej torturowane – zalewały jego ciało dreszczami. Do tego dochodziły spazmy wywołane przez brak możliwości wzięcia pełnego oddechu. Zaczął walczyć. Odganiać jego ręce swoimi ale Baba zagrał kartą-pułapką i położył się na nim wciskając dłonie między ich ciała. Łaskotką nie było końca, a on jedyne co mógł zrobić to podjęcie próby przeturlania się z nim. Poduszki jednak to mocno utrudniały dlatego pozostało mu tylko cierpieć w akompaniamencie histerycznego śmiechu.
       - Nie to miałyśmy na myśli każąc wam znaleźć pokój. – Babe powstrzymał głos jednej z kobiet, ni to rozbawionej ni rozgoryczonej całym zajściem. Rzuciła okiem czy są ubrani, czy nie wydarzyła się żadna „awaria” i dopiero widząc, że teren jest czysty, przekroczyła próg. Usiadła naprzeciwko nich, po drugiej stronie stołu z kulą i zaczęła intensywnie patrzyć się na rozbawionego Babe i całkowicie pokonanego, oblanego czerwienią Dantego. Ten drugi musiał sobie jeszcze chwilę poleżeć, odpocząć, pozbierać się psychicznie. Wzrok Penelopy natomiast był nieustępliwy, przynajmniej do momentu gdy nie zwabił jej błysk folii w którą zapakowana była sukienka i jej całe oblicze gwałtownie się zmieniło. W prawdzie pokonała przemożną chęć rzucenia się do pakunku ale widać było, że mocno złagodniała. Ba! Przybrała wyraz zniecierpliwionego dziecka.
       - Nie, nie, nie! Sukienkę dostaniesz tylko jeżeli wyjdziemy stąd z wszystkimi organami na miejscu! – Machnął rękami w powietrzu po czym złapał się Baby i podciągając się na nim usiadł stykając się z nim bokiem. - A gdzie moje przytulaski po tak ostrym numerku? – Fuknął na co Penelopa uderzyła dłońmi o stół.
       - Nie rozmawiajcie tak przy mnie! – Zaśmiała się zniesmaczona po czym już zdecydowanie bardziej rozluźniona, poprawiła swoją pozycję. – Wróćmy do tematu. Nie czujecie się dzisiaj… inaczej? – Dopytała momentalnie przewracając oczami gdy obydwaj synchronicznie odpowiedzieli „nie”.
       - Jesteście czasem beznadziejni. – Fuknęła z wydętą dolną wargą.
       - Odpuść im, wiesz że trzeba mieć wysoką samoświadomość duchową żeby tak szybko poczuć zmiany. Wczoraj byli jeszcze normalni. – Do ich posiedzenia dołączyła Vanda obdarowując ich ciepłym uśmiechem na który Dante wywalił oczami.
       - My zawsze jesteśmy normalni, bez przesady. – Zauważył milknąć jednak tak szybko jak ze szklanej kuli zniknęła jedwabna narzuta.
       - Trzymajmy się tego. – Zachichotała siadając ramię w ramię ze swoją wspólniczką. – Panowie, zrobimy mały przegląd duszy, dobrze? Coś z waszą energią jest nie tak i dla waszego i naszego zdrowia, sprawdźmy co.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
nowena
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {18/12/23, 03:53 pm}

_
_
B  A  B  A

____Przepraszam, co? "Zgwałciłeś"? — W jego ustach te słowa brzmiały niedorzecznie. Oburzył się jeszcze bardziej niż przed chwilą Dante! — O nie, mój drogi! Wypraszam sobie! Jeżeli już wzburzenie Vandy i Penelopy wynika z mojego wzroku, to już na pewno nie przez jakieś gwałty! Co najwyżej ponętne flirtowanie! Spójrz tylko na mnie! Osobie z tak piękną twarzą i ciałem nie zarzuca się gwałtu, bo każdy wręcz błaga o chwilę jej uwagi! Zastanawiam się tylko, dlaczego ty jesteś na mój widok odporny... Ah, no tak, zapomniałem... Wzrok ci się popsuł od tego codziennego ślęczenia nad maszyną przy słabym świetle! Halo! — Pomachał mu ręką przed twarzą, nim na dobre zaczął go łaskotać. — A widzisz mnie teraz, czy muszę się przysunąć bliżej? Co? Bliżej? Jeszcze!? Jesteś bardziej ślepy niż ta staruszka co sprzedawała jabłka na festynie! A teraz?
____Dziką satysfakcję od lat sprawiało mu dokuczanie przyjacielowi w podobny sposób. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie czerpał szczęścia z cudzego podenerwowania, zwłaszcza jeżeli ów osoba była tak bliska sercu jak najlepszy przyjaciel.
____Baba całkowicie zdominował przyjaciela na poduszkach. Wykorzystał wszystkie brudne sztuczki, jakie miał w zanadrzu. Po cichu rzucał zaczepkami, wpijając palce w coraz wrażliwsze punkty. Robił to na tyle umiejętnie, by nie zaalarmować ani nie odstraszyć klientów kręcących się po parterze sklepu. Z diabelskim uśmiechem słuchał kanonady śmiechu, chichotu, łapczywego wciągania powietrza i uroczych stęków. Pewnie gdyby nie najście nieco zawstydzonych przyjaciółek, bawiłby się dalej w testowanie limitów czerwonego jak owoc jarzębiny Dantego.
____Oj no już, już, Vando. — Machnął ręką na dziewczynę, jednocześnie podnosząc się do siadu. — Wiesz jak to jest, konia najpierw trzeba pogłaskać, a dopiero potem ujeżdżać...
____Twarz Vandy pozostała bez wyrazu, lecz Baba dostrzegł w półmroku jej rozbawione oczy. Może gdyby nie byli w sklepie w dniu wielkiego ponownego otwarcia, a głowy nie zaprzątałyby jej jakieś astralne problemy z nimi w roli głównej, roześmiałaby się głośno. A może wcale nie, zważywszy na reakcję Penelopy na widok pakunku, który ostatecznie miał trafić właśnie w jej ręce. Białowłosy najbardziej lubił właśnie ten moment, kiedy klient po raz pierwszy widział zamówiony strój, przynosiło mu to najwięcej radości! Gdyby nie Dante, jak zwykle stawiający jakieś absurdalne warunki, natychmiast kazałby dziewczynie rozpakować i przymierzyć ich nowe dzieło!
____Na przytulaski trzeba sobie zasłużyć, a ty mnie zwyzywałeś od gwałcicieli.
____Panowie!
____Ale widzisz jaki on—!
____Dosyć tego, albo wyjdziecie ze sklepu!
____Wywiesimy wasze podobizny na drzwiach z dopiskiem: "Tych jegomościów nie obsługujemy"!
____Słowa wypowiedziane z taką stanowczością skutecznie dusiły protesty, jakie cisnęły się Babie na usta. Wygładził zatem koszulę, zaczesał do tyłu włosy i usiadł po turecku, jak grzeczne dziecko przed podwieczorkiem. Tymczasem dziewczęta rozsiadły się przy stole z kulą, chwyciły się za prawe dłonie, jak zawsze, kiedy miały zrobić coś nadzwyczajnego. Już nie zadawały pytań. W ciszy czekały, aż i Dante będzie gotowy. A gdy wreszcie dał znak, że mogą zaczynać, ze środka kuli zaczęło wydobywać się subtelne, blade światło, a wraz z nim coś w rodzaju mgiełki, która muskała z wolna ścianki magicznego przedmiotu. Początkowo delikatne światło, jak migoczące gwiazdy na nocnym niebie, stopniowo nabierało intensywności, ożywiając powierzchnię kuli. Nie minęła minuta, gdy wnętrze kuli z mlecznej bieli przerodziło się w intensywny szmaragd. Światło pulsowało harmonijnie, tworząc na ścianach pomieszczenia taniec cieni i refleksów. Baba i Dante patrzyli ze zdziwieniem na to zjawisko, czując, jak energia wypełnia pomieszczenie.
____W miarę jak kula nabierała mocy, coraz wyraźniej ukazywały się na jej powierzchni zawiłe wzory i symbole. To, co było wcześniej nieokreśloną powierzchnią, teraz jawiło się jako okno do nieznanego, otwierając przed zgromadzonymi możliwość zrozumienia głębszych prawdy i przyszłości. Vanda śledziła znaki z uwagą, rozszyfrowując szeptem ich znaczenie, tymczasem oczy Penelopy zaszły mgłą podobną do tej, która zalała kulę na początku, ona z kolei nie mówiła nic, choć jej wargi ruszały się jak gdyby coś czytała.
____Dante przykleił się boczkiem do Baby. Można było poczuć, jak ciarki biegną mu po ciele.
____Podajcie nam ręce — poprosiła Vanda tak cicho, że ledwo ją usłyszeli.
____Chwycili się w tym samym momencie, tworząc mistyczny krąg. W miarę jak magia pulsująca we wnętrzu kuli gromadziła swoją moc, intensywne niebieskie światło zaczęło stopniowo wygasać, a w zamian zaczęło dominować mroczne czarne światło. Znikające niebieskie światło pozostawiło po sobie subtelny ślad, jak ostatnie fale na spokojnym jeziorze. Czerń rozprzestrzeniała się na powierzchni kuli, absorbując w sobie każdy odcień niebieskiego. Przemieszczające się wzory i symbole stopniowo zacierały się, niknęły. Kula stawała się jak otchłań, pochłaniająca światło i przemieszczającą się magię. W końcu z jądra wystrzelił ostatni kruczoczarny kleks, który na dobre pochłonął wszelkie inne kolory wokół siebie. Przerażający był to widok, ale silny uścisk nie pozwolił im odsunąć się od stolika. Twarz Penelopy pobladła, lecz w mroku jaki ogarnął pomieszczenie, nie mogli tego dojrzeć.
____Vanda wreszcie puściła rękę przyjaciółki, ta zaś rękę Dantego, Dante puścił Babę, choć nie od razu się od niego odsunął, a na końcu krąg ich dłoni przerwała Vanda, pozwalając palcom Baby wyślizgnąć się z jej. Czerń kuli stopniowo powracała do jądra, ukazując jej tajemniczą, przezroczysto-mleczną powierzchnię. Naraz zrobiło się jaśniej, przytulniej, a do nozdrzy znowu zawitał słodki cynamonowy zapach kadzidełka. Baba zaciągnął się nim, a potem powoli wypuścił powietrze przez nos. Wraz z powrotem światła, zrobił się spokojniejszy.
____Nie wygląda to najlepiej... — Vanda zwróciła się do Penelopy, która również doszła do siebie.
____Zdecydowanie nie. Nie wiem, co dokładnie widziałam, ale te... istoty... napędza okropny głód, głód cierpienia, żalu...
____Zaraz, zaraz... — Baba zmarszczył brwi. Miał szczerą nadzieję, że kobiety nie chciały ich znowu nastraszyć, bo skutecznie zrobiła to za nich ta dziwna... spirytystyczna sesja. — Mówiłyście, że zrobicie nam jakiś "przegląd" dusz, czy coś, o jakich istotach zaś jest mowa?
____Istotnie to właśnie miało miejsce, przegląd dusz, żeby sprawdzić—
____Co nam dolega, tak. Mówiłyście już. Jakie istoty?
____Sądzimy że coś was zaatakowało. No, technicznie, niezupełnie was.
____To ja już nic nie rozumiem. — Osunął się zrezygnowany na poduszki.
____"Innych" was. W innym wymiarze. — Z wyjaśnieniami popędziła Penelopa. — Nie wiemy tylko, dlaczego zostaliście przeniesieni do tego wymiaru z tamtego, ani co się dzieje z wami z tego wymiaru. Wygląda to trochę tak, jakby... był to skutek uboczny jakiegoś rodzaju—
____Paktu.
____Bardziej umowy.
____Babę od nadmiaru wrażeń rozbolała głowa.
____A ty coś z tego rozumiesz? — zwrócił się do przyjaciela.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {23/12/23, 09:36 pm}

Para, magia i stal - Page 5 PicsArt_10-24-10.21.36

       Czy Dante był z natury panikarzem? Nie, raczej był bardzo ostrożny. Nowe doświadczenia, w dodatku takie których nie rozumiał, brał jak pies wielkiego jeża. Nauczyło go tego doświadczenie i chociaż posiadania przy swoim boku potężnych wiedźm, i tak wolał zachować nieufność. Przy tym wszystkim martwił się również o Babe którego w pewnym momencie sensu objął w pasie i gładził palcami po satynowej koszuli nad biodrem. Ot, jakby coś miało na nich wyskoczyć, żeby mógł go wypchnąć naprzód i samemu zwiększyć swoje szanse. Wcale nie.
       Magia jaka miała miejsce przed jego oczami była równie fascynująca co przerażająca. Początkowo kula która świeciła światłem nadziei szybko ściemniała wywołując w nim nieuzasadniony strach. Nie umiał dopasować słów do tego co czuł w trzewiach ale nagle, miał wrażenie jakby tu nie pasował. Jakby wszystkie rzucone w nich oskarżenia, podejrzenia i zamieszanie jakie sobą spowodowali znalazło potwierdzenie w jego sercu, duszy i ciele. Jakby cała ta trójka wszczęła wojnę ze sobą, walczyła na śmierć i życie, a on nie mógł ich powstrzymać.
       Konflikt trwał do momentu aż jego dłoń nie została puszczona. Utrata ciepła z jednej strony była dla niego jak kubeł zimnej wody, ocuciła go gwałtownie przez co niechcący oberwało się Babie – mocniej zacisnął dłoń na jego boku. Trwało to moment, złapany spojrzeniem tajemniczych oczu białowłosego w których czasem – rzadko! No może, często – zdarzało się mu utonąć, opamiętał się, wyprostował i puścił go. Zaczął uważnie słuchać kobiet i tego co miały do powiedzenia.
       - Zacznijmy od tego, że sugerujecie, że są inne wymiary z naszymi kopiami? Które sobie żyją całkiem innym, swoim życiem? – Zapytał mrugając jak żaba, najpierw jednym okiem i asynchronicznie drugim.
       - Nie czytałeś tej książki którą Ci ostatnio dałam? – Zapytała kierując oczy prosto w miodowe odpowiedniki. Dante natomiast pod ciężarem tego spojrzenia nieco poczerwieniał ze wstydu? Zażenowania?
       - Czytałem. Przeczytałem też wielki napis „teoria multiwymiarów”. A teorie mają to do siebie, że mogą być błędnymi założeniami… – Zauważył bardzo ostrożnie dobierając każde kolejne słowo.
       - Wychodzi na to, że jesteście dowodami na to, że ta teoria akurat do takich nie należy. Ach, sama nie wierzę. – Przyznała masując sobie skronie przez chwilę.
       - Ale co z tym zrobimy? – Zapytał opierając się lekko na Babie po to by jego ręka ponownie powędrowała na jego bok miętosić koszulę.
       - Jeszcze nie mamy… pomysłu. – Wyszeptała zadumana. – Przydałoby się przepędzić te istoty, może wtedy „wrócicie” samoistnie. Ale jeżeli fizycznie nie mamy jak na nie oddziaływać to będzie to wyzwanie.
       - Na bogów, muszę się napić. – Nieco się jej wtrącił i ten jeden raz, wybaczyła mu.
       - Ja chyba też.
       W pokoju pełnym puchatych poduszek i ciężkiego powietrza na chwile zapadła cisza. Dante unikał jak ognia spojrzenia przyjaciółek błądząc oczami po szklanej kuli. Ta w ogóle nie wyglądała jakby przed chwilą całkowicie zmieniła swój obraz i energię, jakby nic nie miało miejsca. Próbował znaleźć w niej odpowiedź na chociaż jedno swoje pytanie, chociaż ani jedno nie opuściło jego ust. Ostatecznie, opamiętał się gdy białowłosy nieco się na niech wepchnął proponując wódkę. O tak, porządny shot albo dobry drink byłyby zbawienne.
       - Idźcie. My ogarniemy sklep i coś wymyślimy. Tylko błagam, nie strzaskajcie się jak ostatnim razem. – Wyjęczała jakby wspominała naprawdę ogromną katastrofę. A przecież… nie mogło być tak źle, nie? Oni wcale nie nadużywali alkoholu! Tylko czasami im się zdarzało… RZADKO! Ale musieli popełniać błędy bo na tym polegało życie.
       - Wiecie co? Ja tam chętnie się strzaskam! Wyrwe kogoś i pouprawiam dziki seks bo i tak nie jestem sobą w sobie co powiedziała magiczna szklana kulka do gry. – Zabrzmiał nieco histerycznie o czym zdał sobie sprawę gdy wszystkie te słowa już z niego wypłynęły. – Wytnijmy jednak ten seks, chce alkoholu. – Klepnął przyjaciela w ramię wstając na równe nogi. Razem ze sobą wziął w ręce sukienkę którą tu przysmaczyli i zaczął kierować się w stronę drzwi gdy usłyszał za plecami skamlenie Penelopy.
       - A jakbym tak tylko… okiem rzuciła? – Wyginęła dolną wargę w proszącym geście na co on spojrzał na sukienkę i w wielkie szczenięce oczy.
       - Czy tym samym zobowiążę Cię do znalezienia sposobu na naszą przypadłość? – Zapytał unosząc podejrzliwie jedną brew.
       - Apff! I tak byśmy wam pomogły! Jesteśmy przyjaciółmi! – Oznajmiła na co jego brew poszybowała jeszcze wyżej. – Tak! Tak znajdziemy rozwiązanie jeszcze dzisiaj wieczorem. Wypijcie tylko jednego drinka! – Poprosiła wyciągając do niego ręce jak po niemowle. Cóż, sukienka poniekąd była jego – ich – dzieckiem które oddał na drobne dłonie wiedźmy.
       - Chce Cię w niej zobaczyć jako pierwszy. – Zastrzegł sobie pomrukiem, mimo sytuacji, traktując ją swoim firmowym, flirciarskim uśmiechem na widok którego niejedne kobiece kolana miękły.
       - Tymczasem, wódka. – Oznajmił wracając już do swojej oryginalnej kluskowatości i po poprawieniu jeszcze spodni ruszył w stroję drzwi, następnie schodami na dół i byle na ulice. W pewnym momencie zrobiło się mu duszno i chociaż nie chciał stamtąd uciekać, chciał wyjść już na świeże, jesienne powietrze i odetchnąć. Ostatecznie więc nieco w pośpiechu wyszedł z magicznego sklepu i stając na środku chodnika, przymknął oczy i wziął głęboki chałst zimnego powietrza.
       Baba tym razem nie został dłużej, by wymienić parę słów z Penelopą na temat sukienki (uwielbiał zachwalać małe dzieła sztuki Dantego, zwłaszcza jeżeli włożył w nie tyle energii i pasji, a że za każdym razem bardzo sie angażował w swoje projekty, zawsze był ogromnie zachwalany), bo naprawdę martwił się o stan druha - to jego wtulanie się podczas seansu było... nie żeby narzekał! Było przyjemne! Ale martwił się.
        Wszystko w porządku? - Dotknął jego ramienia, gdy stanął na drodze. - Mam na myśli... Nieczęsto przechodzisz do konkretnego picia...
       - Tak… – Mruknął. – Nie. – Przyznał jednak po chwili otwierając oczy i patrząc w te jego.
       - Wiesz, że zawsze mam problem w takich sytuacjach, a ta konkretna dotyczy… nas. – Skrzyżował ręce na piersi po to by potrzeć sobie ramię w pocieszającym geście. – A to miał być taki uroczy dzień! Planowałem zjeść kolacje i poobijać się w domu razem. I jak zwykle chuj w dupe strzelił. – Zażartował, trochę na siłę ale co miał począć? Milion myśli kotłowało się mu w głowie.
        Wiem. - Poklepał go pokrzepiająco. - Wiem. To wszystko jest bardzo zagmatwane. Ale czy warto marnować tak przyjemny wieczór na jakieś transcendentne szaleństwa? Przestań.
       Wywrócił oczami, nim szturchnął go biodrem. Zaraz wyskoczył przed niego i rozłożył w teatralny sposób ręce, zupełnie jakby miał odwalić przed nim serenadę.
Wódeczkooo~ - Wygrzmiał, przeciągając ostatnią nutę. - Nadchodzimy my!~
       Jak przystało na dwóch debili, energia jednego drugiemu się szybko udzielała. Dante rozweselił się, uśmiechnął najpierw lekko, za chwilę jednak szczerzył się jak głupi do sera.
       ~ Oooo wódeczkoooo! – Parsknął biorąc go za ramiona i kierując ich kroki w stronę ulubionego baru gdzie niezwykle seksowny barman zawsze nalewał im troszkę więcej do kieliszka. Wystarczyło tylko z nim dobrze poflirtować i dla tych oczu Baby i za uśmiech Dantego, mógł zrobić wiele.

       W tym samym czasie, w przyciemnionym pomieszczeniu pachnącym spokojem i kadzidełkiem, szklana kula zaczęła ponownie zmieniać kolor. Z kryształowej przejrzystości, bez ingerencji wiedźm, zaczęła gęstnieć. Po chwili mgła przypominająca kolorem tłuste mleko zaczęła osiadać na ściankach szkła niczym niechciany szron. Nie otulała jej jednak ciepłem i bezpieczeństwem, a raczej napawała niepokojem. Kula lekko migotała, jakby walczyła z targającą ją gorączką jednak walkę tą przegrywała. Mgła powoli zaczęła szarzeć, stawała się coraz cięższa, maziowata konsystencja której kształt po chwili przybrała osiadł. Jakby śluz infekcji rozlał się w szklanej otoczce, której ta nie zniosła i zaczęła ustępować… pękać! Pierwsza i jedyna skaza pojawiła się nieoczekiwanie. Jakby choroba zwyciężyła, czerń zalewająca kulę wygrała i rozszarpała ją od środka.
       Pękniecie uspokoiło burzę jaka targała kulą, jednak spokój nie trwał długo. Przebłyski światła, krzyk, pisk, dźwięk raniący dotkliwie uszy rozlał się wśród poduszek. Czarna maź zgromadziła się na dnie i wystrzeliła w stronę skazy niczym kolec wycelowany w krwawiące serce, który przebił je bez najmniejszego problemu. Maź wypływająca w powietrze szybko zmieniła swój kształt, kolec rozszczepił się i wyłoniła się koścista dłoń. Za nią całe ramie, chude, szpakowate, otoczone strzępkami materiałów.
       Ramie to oparło się o kulę i wypchnęło resztę cielska w górę. Bok, szyja, głowa pozbawiona twarzy. Narzucony kaptur, przeraźliwy pisk i dalsze pęknięcie przeszywające połowę kuli, a istota z niego wystająca już prawie była w całości. Stanęła po chwili dumna, wyprostowana i rozsiewająca zimno po całym pomieszczeniu, a z kuli wychodziły kolejne dwie, takie same istoty. Nie minął kwadrans gdy pomieszczenie przygasło, straciło życie i energie, a trzy zakapturzone, czarne duchy stały wyglądając przez okno na miasteczko, rozkoszując się widokiem na ucztę jaka im się szykowała.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Para, magia i stal - Page 5 Empty Re: Para, magia i stal {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach