Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
___
Stukot kół, para bucha z wielkiego komina. W kuchni jak zwykle wielki tłum, ktoś krzyczy, ktoś warczy, stęknięć szum. Pasażerowie przepychają się w drzwiach, a obsługa ze sztucznymi uśmiechami kłania się w pas. Rusza Międzywymiarowy Ekspres! Nikt tu nie ma czasu pamiętać o przeszłości. Nikt nie może rozważać swoich wyborów, nie pamiętając ich. Zamknięte w szczelnych buteleczkach przeszłości skrywa wielki mag, a oni? Za tą umowę są w stanie wiele zrobić. Dlatego służą, chociaż na czole perli się pot. Dlatego pracują, żeby kiedyś zasłużyć na wolność.
Para Magia i Stal
FEAT. Hummany, Nowena
- Karty postaci:
- Postaci poboczne:
- Kierownictwo:
- Załoga pociągu:
- X
- Pozostali:
- STACJA KONTROLI POCIĄGÓW
Joel
- Baba:
- B A B Apuchaty książęPo prostu Baba
KIEDYŚ: 2,5-letni kocur w 26-letnim ludzkim ciele
OBECNIE: 4-letni kocur w 27-letnim ludzkim ciele
Panseksualny eks-kot
Sto siedemdziesiąt dwa centymetry
Smukła lekko umięśniona sylwetka
Mlecznobiałe kręcące się włosy
Fiołkowe oczy
KIEDYŚ:
Konserwator zespołu pierwszej zmiany
Odpowiedzialny _ za _ drobne naprawy
w ____ w a g o n a c h ____ drugiej klasy
Kontrakt podpisany na kilka dni przed
rozpoczęciem akcji
TERAZ:
Kierownik zespołu mechanikówMYLIĆ SIĘ JEST LUDZKIE, MRUCZEĆ — KOCIEby emme
- Dante:
Dante Lynx
Dwudziestosiedmioletni syn rzemieślnika
Homoseksualny elf górski
Sto siedemdziesiąt pięć centymetrów
Muskularna sylwetka o szerokich ramionach
Jasno brązowe włosy i jeden warkoczyk
Intensywnie zielone oczy
Przebite prawe ucho
Powołany na stanowisko młodszego konduktora
Zobowiązany do nadzorowania dostaw zapasów
Monitorujący ilość i bezpieczeństwo pasażerów
Oddelegowany do drugiej klasy i krótko bieżnych siedzeń
Umowa podpisana trzy miesiące przed rozpoczęciem wydarzeń
Skostniałe serce rozbudzone uczuciem
Miłość która nigdy nie powinna się narodzić
Zawiść głęboko zakorzeniona w czynach
Śmierć stąpająca krok za plecami
Brak spokoju, brak spoczynku i tylko układ
Umowa która mogła zmienić jego los
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dante Lynx
Dwudziestosiedmioletni syn rzemieślnika
Homoseksualny elf górski
Sto siedemdziesiąt pięć centymetrów
Muskularna sylwetka o szerokich ramionach
Jasno brązowe włosy i jeden warkoczyk
Intensywnie zielone oczy
Przebite prawe ucho
Powołany na stanowisko młodszego konduktora
Zobowiązany do nadzorowania dostaw zapasów
Monitorujący ilość i bezpieczeństwo pasażerów
Oddelegowany do drugiej klasy i krótko bieżnych siedzeń
Umowa podpisana trzy miesiące przed rozpoczęciem wydarzeń
Skostniałe serce rozbudzone uczuciem
Miłość która nigdy nie powinna się narodzić
Zawiść głęboko zakorzeniona w czynach
Śmierć stąpająca krok za plecami
Brak spokoju, brak spoczynku i tylko układ
Umowa która mogła zmienić jego los
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
B A B A
puchaty książę
Po prostu Baba
2,5-letni kocur w 26-letnim ludzkim ciele
Panseksualny eks-kot
Sto siedemdziesiąt dwa centymetry
Smukła lekko umięśniona sylwetka
Mlecznobiałe kręcące się włosy
Fiołkowe oczy
Konserwator zespołu pierwszej zmiany
Odpowiedzialny _ za _ drobne naprawy
w ____ w a g o n a c h ____ drugiej klasy
Kontrakt podpisany na kilka dni przed
rozpoczęciem akcji
2,5-letni kocur w 26-letnim ludzkim ciele
Panseksualny eks-kot
Sto siedemdziesiąt dwa centymetry
Smukła lekko umięśniona sylwetka
Mlecznobiałe kręcące się włosy
Fiołkowe oczy
Konserwator zespołu pierwszej zmiany
Odpowiedzialny _ za _ drobne naprawy
w ____ w a g o n a c h ____ drugiej klasy
Kontrakt podpisany na kilka dni przed
rozpoczęciem akcji
MYLIĆ SIĘ JEST LUDZKIE, MRUCZEĆ — KOCIE
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Szybciej Młody, szybciej! Spóźnimy się!
Poganiał go staruszek sprawnie manewrując między wiszącymi ładunkami, wielkimi drewnianymi skrzyniami czy beczkami wypełnionymi alkoholami. A on? Mimo że pracował już trzy miesiące nie do końca nabrał jeszcze pewnego przeświadczenia, że nie może się wyrobić z obowiązkami, że musi biegać po pociągu żeby coś załatwić, że jest tu sam i musi być wszechstronny. Raczej stawiał na współpracę, a starając się przypodobać większości znaczących pracowników, potrafił sprawnie zlecać zadania dzięki czemu lista jego obowiązków malała jeszcze przed południem. Za co nie był lubiany przez swego przełożonego. Ten uważał go za obiboka, a nie dobrego zastępcę kierownika Pewnie dlatego też zamiast płynąć jak ten siwowłosy pan z lekką nadwagą, który specjalnie narzucił mordercze tempo, wpadł biodrem na kant sześciany, uderzył głową o dyndające w wielkiej siatce drobne ładunki, ostatecznie oparł się o jakąś półkę która się zerwała – ku ogólnemu niezadowoleniu dwóch rosłych mężczyzn którzy to wszystko układali. A już dawno mówił, że trzeba zamówić nowe deski! Wszystko byleby zniszczyć jego dobrą reputację i ostatecznie ofukać go, że nie nadaje się do tej pracy. Kiedy… przy nim wszystko działało sprawniej! Bo nie wciskał się nosem do pracy specjalistów.. Jednym słowem: koszmar. Hymnem tego dnia było więc wykrzykiwane przez niego do wszystkich innych pracowników „przepraszam” i łapanie pełnych współczucia spojrzeń od tych osób które zdążyły go już polubić.
Młody! Młody ociągasz się! Szybciej, szybciej!
Przedzierali się przez kolejne wagony, mało kto siedział, mało który fotel był zajęty więc mogli przebiegać przez prawie wszystkie przedziały. Główny kierownik pociągu którym staruszek był, gdy tylko mijał jakiegoś pracownika coś do niego rzucał. Raz dach przeciekał w ładowni, raz trzeba było zwolnić bo zbliżali się do przejścia między wymiarami – ale on musiał na wszystko patrzeć, nie dopuszczał do samodzielności na co on, wywracał oczami. Za innym razem kazał przygotować dwie kabiny dla personelu bo miał dołączyć ktoś nowy, nic mu o tym nie powiedział wcześniej, a on będzie musiał ich przeszkolić! Zapytał się o to i ponownie dostał ochrzan – że się nie interesuje. Czy to kolejny etap zemsty? Zaczynał się irytować i ostatecznie sam kilka zadań zlecił, tak ZLECIŁ. Bo sam nie był od przykręcania karniszy i prasowania zasłon!
Młody! Patrz po nogi bo spadniesz!
Uderzył go pęd powietrza gdy gwałtownie otwarto drzwi na co skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Musieli przejść na dach, a pociąg pędził. Nie miał okazji ubrać okularów. Jedyne co mu się udało to ściągnąć czapkę należącą do kompletu uniformu żeby jej nie zwiało i już wspinał się po śliskich stopniach. Nie spieszył się wiedząc jak te były zdradliwe, gdyby nie ogniomistrz zginąłby najpewniej niedługo po swoim pierwszym dniu. Natomiast zamiast zrozumienia, znowu usłyszał już jego ulubione: szybciej młody, szybciej. Dlaczego do cholery się tak guzdrzesz?!
Orzeźwiające powietrze o smaku jabłek otuliło jego twarz gdy tylko głowa wychyliła się zza krawędzi wagonu. Tam dostrzegł prowadzone jakieś prace, widocznie ten dach co przeciekał w ładowni! Po co on tu był? Pociąg widocznie zaczął zwalniać, po chwili całkiem toczył się niczym leniwa kluska po torach po to by zatrzymać się przy peronie zbitym z trzech desek na krzyż.
Młody, zbiorniki z wodą!
Westchnął ciężko bo od tego był pomocnik maszynisty który zaraz i tak się wychylił. Nie chciał jednak dyskutować i idąc w stronę lokomotywy pomógł odbezpieczyć właz, przystawił rurę ze zbiornika stojącego przy torach i puścił strumień wody.
- Czego on się dzisiaj tak Ciebie czepia? – Zapytał mężczyzna szeptem na co on wzruszył ramionami dusząc wściekłość.
- Wiesz jak z nim jest, jak ma zatwardzenie to później wszystkim się obrywa. Dzisiaj padło na mnie. – Zażartował wywołując zduszone parsknięcie.
- Najlepsze wśród zastępców, jakżeby inaczej. Czy przez to wszystko, wiesz coś o tych nowych? Podobno ma być nowy konserwator – wreszcie! No i mechanik. W ogóle to pamiętasz o tej…
- Podłodze u was? Pamiętam. W kolejnym wymiarze mają czekać zamówione deski i wszystko wymienimy. A o nowych dowiedziałem się jakieś, pięć minut temu. – Zapewnił odwracając wzrok w idealnym momencie żeby dostrzec jak do wagonu wdrapuje się kot. Puszysty, piękny chociaż jego śnieżnobiała sierść była zabrudzona, o zagubionym spojrzeniu i podwiniętym ogonie. Jego brew uniosła się w zaskoczeniu, wiedział że Ci pomniejsi pracownicy poza pociągiem przybierali formy zwierząt dla bezpieczeństwa ale dlaczego ten był taki zastraszony? Jakby wsiadł nie na swojej stacji. Wcisnął więc maszyniście klucz od włazu po czym zszedł po drabince, wszedł do wagonu – pustego i aktualnie wietrzącego się – po czym zaczął się rozglądać.
- Bilety do kontroli proszę! – Krzyknął zakładając czapkę po czym przeszedł dwa razy cały wagon i dopiero po tym, zeszedł na kolana szukając pod siedzeniami. Jasne oczy odbijające nikłe światło sprawiły, że się uśmiechnął. – Dzień dobry, poproszę przydział do pracy oraz o bilet. – Wyciągnął rękę, w drugiej przygotowując kasownik. Liczył na to, że nowy pracownik podejdzie i wyjaśni mu dlaczego był tu i teraz, w momencie gdy oni uzupełniali wodę, a nie za dwie stacje w mieście. Jeżeli miał jakieś kłopoty, z obecnym humorem staruszka obydwaj będą je mieli. Dopiero po chwili zawahał się, usiadł na nogach i wziął od niego ręce. Coś musiało być nie tak! – Czy ma Pan jakieś kłopoty? Dlaczego nie wsiadł Pan w mieście? – Zapytał ponownie się schylając żeby spojrzeć w pięknie fiołkowe oczy, tym razem trzymając się na bezpieczną odległość od pazurów. – Jeżeli nic się nie dzieje to zapraszam na herbatę. - Dodał po zastanowieniu bo nie wiedział z kim ani dlaczego ma do czynienia. Wolał więc podejść do tego spokojnie i po przyjacielsku.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
_
B A B A
____Baba budzi się jak w zegarku, o szóstej dwadzieścia – późno jak na kocie standardy — i przeciąga się leniwie. Później siada, rozdziawia paszczę, ziewając, a minę ma przy tym jakby zanosił się szaleńczym śmiechem. Poranna toaleta to część jego codziennej rutyny, a i tego dnia, choć ten jest dla kocura dniem szczególnym i niezwykłym, nie ma zamiaru od niej odbierać. Ku górze wędruje na początek lewa łapka. Jeden, dwa niuchy, po których łapkę zwilża szorstki jęzorek w kolorze dojrzałych łupinek liczi. Liz, liz, liz. Następnie łapka przesuwa się w górę, zahacza przypadkiem jasne wibrysy, zatrzymuje się na uszku, które Baba przyciska do głowy. Ślinę rozprowadza kilkoma dokładnymi pociągnięciami kończyny, przy okazji ocierając błyszczące, okrągłe oczy, w kącikach których zalega odrobina nieestetycznych śpioszków. Podobnie dzieje się z łapą prawą. Następne w kolei są szyja i brzuch — te części ciała kocur smaga raz po raz językiem niczym szczotką. Na koniec oczywiście tułów — Baba wykręca się do tyłu i czyści kremowobiałe futerko, cal po calu, aż uznaje, że jest gotowy.
____Śniadanie zmuszony jest zorganizować samodzielnie, ponieważ nie jest niczyją własnością i nie ma nikogo, kto mógłby uraczyć go na przykład grubo skrojonymi kawałkami surowego mięsa albo wyzwolonym ze skorupki kurzym jajem. Babie to jednak nie przeszkadza, ba, wypuszczanie się na dalekie spacery w poszukiwaniu pożywienia jest świetną rozrywką, a i samo polowanie należy do ulubionych czynności, tak samo jak wygrzewanie się w promieniach popołudniowego słońca. Nie tracąc ani chwili, wyrusza na eskapadę.
____Po kilku godzinach udaje mu się porwać z gniazda kilka młodych pisklaków, które u kresu swego żywota wołają za matką. Kot nie przejmuje się krzykami, wie, że jeżeli wypuściłby ptaszki, jego brzuch byłby naprawdę bardzo, bardzo niezadowolony. Głodny brzuch to nieszczęśliwy kot, a tego dnia nie może być nieszczęśliwy, bo wolność już zawsze kojarzyłaby mu się z tym doznaniem.
____Baba jest sygnatariuszem kontraktu — podpisanego kilka dni wcześniej poprzez odciśnięcie na eleganckim, perfumowanym papierze umaczanej wcześniej w atramencie opuszki prawej łapy – z właścicielem Międzywymiarowego Ekspresu, a według postanowień w nim zawartych, dzisiejszego południa miał stawić się w pracy. Wszyscy jego znajomi stanowczo odradzali mu zaciągnięcie się do pracy we wspomnianym pociągu, lecz zdaniem kota są to rady opierające się na zasłyszanych plotkach ze źródeł co najmniej wątpliwych. Spędzenie kilkunastu, kilkudziesięciu najbliższych lat na uczciwej pracy, która zapewniała miejsce do spania w znośnych warunkach, posiłki kilka razy w ciągu dnia, możliwość awansu, odzież roboczą, no i przede wszystkim ludzkie ciało, zdaje się rozwiązaniem mniej ryzykownym niż pozostanie w postaci zwierzęcia do śmierci, a następnie odrodzenie się w innym bycie, zajmującym niższy szczebel w hierarchii bytów i tak w koło, dopóki dusza nie dotrze do kresu tego dziwnego konstruktu, po czym czeka ją rozpłynięcie się we mgle zapomnienia i chaosu…
____Z powodu tych właśnie czarnych myśli Baba dociera do niedużego peronu, znajdującego się praktycznie gdzieś w środku przysłowiowego pola. Pociąg stoi i czeka, a jego pracownicy krzątają się przy nim jak mrówki wkoło mrowiska. Taka ilość ludzi nieco przytłacza kocura przyzwyczajonego do życia w pojedynkę i budzi w jego głowie cień paniki, wraz z którym zmienia się także mowa ciała. Ogon wędruje na spotkanie z krzywymi deskami, uszy wręcz przeciwnie, rozstawiają się po bokach głowy, trochę jak strażnicy na warcie albo skrzydła ptaka gotującego się do lotu; nogi napręża, tak na wszelki wypadek. Po wstępnej ocenie zagrożenia, Baba odkrywa, że tak właściwie niewiele osób jest zainteresowanych samotnym zwierzęciem na środku peronu. Kilkoro pracowników, fakt, rzuca na niego okiem, lecz za każdym razem przyglądanie się trwa co najwyżej kilka sekund.
____Kocur wreszcie decyduje się wskoczyć do pociągu, ale nie wejściem, którego użyłby każdy. Robi to oczywiście przez okno — jakżeby inaczej, w końcu nie jest jakimś pospolitym zwierzakiem, nauczonym, by właśnie w takich chwilach używać drzwi, bez zbędnych susów i skoków. Zna swoją godność i możliwości — a te umożliwiają mu bez najmniejszego problemu doskoczenie do okna i wślizgnięcie się przez nie do środka wagonu. Okazuje się, iż wagon jest zupełnie pusty i najpewniej drugiej klasy, siedzenia pasażerów są wytarte, miejscami brudne od kurzu czy zaschniętych plam po rozlanych napojach, w środku brak ozdobnych elementów, takich jak na przykład aksamitne zasłonki w każdym oknie lub miękkie dywaniki w przejściu. Baba nie jest pewien, cóż właściwie ma dalej robić, więc chowa się pod jednym z siedzeń, zwłaszcza jego uszu dobiegają kroki kogoś obcego i nieznośnie hałasującego. Jeżeli człowiek jest inteligentny, szybko go znajdzie, a jeżeli jest głuptasem, odejdzie i zostawi go w spokoju.
____Nieznajomy okazuje się kimś mądrym lub przynajmniej obeznanym ze sztuczkami stosowanymi przez pasażerów na gapę.
____— Dzień dobry — odpowiada na pozdrowienie, nie zastanawiając się nad tym, czy aby nie wywoła to u mężczyzny zawału.
____Dwunogi patrzy na niego z ładnym uśmiechem, a za jakiś czas siada na podłodze, odciągając od Baby ręce. Zastanawia go, czy z kotem wszystko w porządku i szuka przyczyny jego obecności w pociągu.
____— A czy muszę być w jakiś tarapatach, jeżeli wsiadłem do wagonu? — Pytanie jest czysto retoryczne, oprószone szczyptą złośliwości, jednakże zadane w sposób bardzo uprzejmy. Baba nie oczekuje, że doczeka się na nie odpowiedzi. — Z tego, co wiem, koty nie mają przeciwwskazań do podróżowania koleją, oczywiście jeżeli nie cierpią na chorobę lokomocyjną.
____Zwierzę decyduje się opuścić nietrafioną kryjówkę, wskakuje na pasażerski fotel i rozpoczyna oględziny stanu swojego futerka. Jest brudne, więc trzeba czym prędzej je wyczyścić!
____— Bilet i dokumenty związane z moim zatrudnieniem mam o tu — wyjawia między liźnięciami, odsłaniając ukryty na brzuszku szmaciany tobołek, który jakimś cudem udało mu się tam samodzielnie ulokować jeszcze przed wyruszeniem na poranny obchód.
____Toaleta nie trwa długo, bo pociąg nagle rusza, a Baba przechodzi transformację. Jego ciało wydłuża się, rozszerza i zmienia swój kształt, pielęgnowana z taką pieczołowitością sierść niknie z niektórych części skóry, zastępowana jest przez białe, kędzierzawe włosy na głowie lub nieco ciemniejsze, lecz również kręcące się pod pachami, na przedramionach, łydkach i udach oraz w kroczu. Na szczęście (konduktora, nie Baby) Baba ma na sobie strój, który zakrywa intymne elementy jego nowej tożsamości. Kocur zastyga, próbując dosięgnąć językiem przestrzeni między łopatkami, wygięty w nienaturalnej pozie (o dziwo, pewne cechy charakterystyczne dla swojej zwierzęcej natury — w tym przypadku pewnego rodzaju elastyczność — zachował).
____Elfi towarzysz nie może nawet w spokoju zareagować na tę nagłą zmianę formy, bo do wagonu wpada rozwścieczony starszy mężczyzna, kierownik drużyny konduktorskiej i pociągu, który dopada swego zastępcy i zaczyna wrzeszczeć coś, co dla Baby nie trzyma się kupy.
____Śniadanie zmuszony jest zorganizować samodzielnie, ponieważ nie jest niczyją własnością i nie ma nikogo, kto mógłby uraczyć go na przykład grubo skrojonymi kawałkami surowego mięsa albo wyzwolonym ze skorupki kurzym jajem. Babie to jednak nie przeszkadza, ba, wypuszczanie się na dalekie spacery w poszukiwaniu pożywienia jest świetną rozrywką, a i samo polowanie należy do ulubionych czynności, tak samo jak wygrzewanie się w promieniach popołudniowego słońca. Nie tracąc ani chwili, wyrusza na eskapadę.
____Po kilku godzinach udaje mu się porwać z gniazda kilka młodych pisklaków, które u kresu swego żywota wołają za matką. Kot nie przejmuje się krzykami, wie, że jeżeli wypuściłby ptaszki, jego brzuch byłby naprawdę bardzo, bardzo niezadowolony. Głodny brzuch to nieszczęśliwy kot, a tego dnia nie może być nieszczęśliwy, bo wolność już zawsze kojarzyłaby mu się z tym doznaniem.
____Baba jest sygnatariuszem kontraktu — podpisanego kilka dni wcześniej poprzez odciśnięcie na eleganckim, perfumowanym papierze umaczanej wcześniej w atramencie opuszki prawej łapy – z właścicielem Międzywymiarowego Ekspresu, a według postanowień w nim zawartych, dzisiejszego południa miał stawić się w pracy. Wszyscy jego znajomi stanowczo odradzali mu zaciągnięcie się do pracy we wspomnianym pociągu, lecz zdaniem kota są to rady opierające się na zasłyszanych plotkach ze źródeł co najmniej wątpliwych. Spędzenie kilkunastu, kilkudziesięciu najbliższych lat na uczciwej pracy, która zapewniała miejsce do spania w znośnych warunkach, posiłki kilka razy w ciągu dnia, możliwość awansu, odzież roboczą, no i przede wszystkim ludzkie ciało, zdaje się rozwiązaniem mniej ryzykownym niż pozostanie w postaci zwierzęcia do śmierci, a następnie odrodzenie się w innym bycie, zajmującym niższy szczebel w hierarchii bytów i tak w koło, dopóki dusza nie dotrze do kresu tego dziwnego konstruktu, po czym czeka ją rozpłynięcie się we mgle zapomnienia i chaosu…
____Z powodu tych właśnie czarnych myśli Baba dociera do niedużego peronu, znajdującego się praktycznie gdzieś w środku przysłowiowego pola. Pociąg stoi i czeka, a jego pracownicy krzątają się przy nim jak mrówki wkoło mrowiska. Taka ilość ludzi nieco przytłacza kocura przyzwyczajonego do życia w pojedynkę i budzi w jego głowie cień paniki, wraz z którym zmienia się także mowa ciała. Ogon wędruje na spotkanie z krzywymi deskami, uszy wręcz przeciwnie, rozstawiają się po bokach głowy, trochę jak strażnicy na warcie albo skrzydła ptaka gotującego się do lotu; nogi napręża, tak na wszelki wypadek. Po wstępnej ocenie zagrożenia, Baba odkrywa, że tak właściwie niewiele osób jest zainteresowanych samotnym zwierzęciem na środku peronu. Kilkoro pracowników, fakt, rzuca na niego okiem, lecz za każdym razem przyglądanie się trwa co najwyżej kilka sekund.
____Kocur wreszcie decyduje się wskoczyć do pociągu, ale nie wejściem, którego użyłby każdy. Robi to oczywiście przez okno — jakżeby inaczej, w końcu nie jest jakimś pospolitym zwierzakiem, nauczonym, by właśnie w takich chwilach używać drzwi, bez zbędnych susów i skoków. Zna swoją godność i możliwości — a te umożliwiają mu bez najmniejszego problemu doskoczenie do okna i wślizgnięcie się przez nie do środka wagonu. Okazuje się, iż wagon jest zupełnie pusty i najpewniej drugiej klasy, siedzenia pasażerów są wytarte, miejscami brudne od kurzu czy zaschniętych plam po rozlanych napojach, w środku brak ozdobnych elementów, takich jak na przykład aksamitne zasłonki w każdym oknie lub miękkie dywaniki w przejściu. Baba nie jest pewien, cóż właściwie ma dalej robić, więc chowa się pod jednym z siedzeń, zwłaszcza jego uszu dobiegają kroki kogoś obcego i nieznośnie hałasującego. Jeżeli człowiek jest inteligentny, szybko go znajdzie, a jeżeli jest głuptasem, odejdzie i zostawi go w spokoju.
____Nieznajomy okazuje się kimś mądrym lub przynajmniej obeznanym ze sztuczkami stosowanymi przez pasażerów na gapę.
____— Dzień dobry — odpowiada na pozdrowienie, nie zastanawiając się nad tym, czy aby nie wywoła to u mężczyzny zawału.
____Dwunogi patrzy na niego z ładnym uśmiechem, a za jakiś czas siada na podłodze, odciągając od Baby ręce. Zastanawia go, czy z kotem wszystko w porządku i szuka przyczyny jego obecności w pociągu.
____— A czy muszę być w jakiś tarapatach, jeżeli wsiadłem do wagonu? — Pytanie jest czysto retoryczne, oprószone szczyptą złośliwości, jednakże zadane w sposób bardzo uprzejmy. Baba nie oczekuje, że doczeka się na nie odpowiedzi. — Z tego, co wiem, koty nie mają przeciwwskazań do podróżowania koleją, oczywiście jeżeli nie cierpią na chorobę lokomocyjną.
____Zwierzę decyduje się opuścić nietrafioną kryjówkę, wskakuje na pasażerski fotel i rozpoczyna oględziny stanu swojego futerka. Jest brudne, więc trzeba czym prędzej je wyczyścić!
____— Bilet i dokumenty związane z moim zatrudnieniem mam o tu — wyjawia między liźnięciami, odsłaniając ukryty na brzuszku szmaciany tobołek, który jakimś cudem udało mu się tam samodzielnie ulokować jeszcze przed wyruszeniem na poranny obchód.
____Toaleta nie trwa długo, bo pociąg nagle rusza, a Baba przechodzi transformację. Jego ciało wydłuża się, rozszerza i zmienia swój kształt, pielęgnowana z taką pieczołowitością sierść niknie z niektórych części skóry, zastępowana jest przez białe, kędzierzawe włosy na głowie lub nieco ciemniejsze, lecz również kręcące się pod pachami, na przedramionach, łydkach i udach oraz w kroczu. Na szczęście (konduktora, nie Baby) Baba ma na sobie strój, który zakrywa intymne elementy jego nowej tożsamości. Kocur zastyga, próbując dosięgnąć językiem przestrzeni między łopatkami, wygięty w nienaturalnej pozie (o dziwo, pewne cechy charakterystyczne dla swojej zwierzęcej natury — w tym przypadku pewnego rodzaju elastyczność — zachował).
____Elfi towarzysz nie może nawet w spokoju zareagować na tę nagłą zmianę formy, bo do wagonu wpada rozwścieczony starszy mężczyzna, kierownik drużyny konduktorskiej i pociągu, który dopada swego zastępcy i zaczyna wrzeszczeć coś, co dla Baby nie trzyma się kupy.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kocia odpowiedź dotycząca jego obecności na stacji gdzieś w środku niczego szczerze go uspokoiła. Odetchnął nawet w duchu, że nie musi zajmować się problemami miejsca z którego zaraz odjadą przez co też, skupił się w pełni na nowym pracowniku. Kot. Prześliczny biały kot który kusił żeby zatopić dłoń w jego futerku, delikatnie pogłaskać policzki przeciągając tym samym palcami po sztywnych wibryssach, ostatecznie zaledwie jednym paznokciem gładząc go między oczami doczekać się upragnionego mruczenia, które na niego działało jak najlepszy lek nasenny. Niemniej, nie wypadało tak od razu z łapami do nieznajomego przez co musiał pozostać w swojej profesjonalnej sferze, czekając na bilet i instrukcje dotyczące przydzielonego stanowiska.
- Jestem po prostu zaskoczony, nie została nam zgłoszona inna stacja niż miasto. – Wyjaśnił odnośnie swoich obaw, które tak szybko jak pojawiły się w jego sercu, tak szybko je teraz opuszczały. Na kolejne zdanie wypowiedziane przez kota jedna jego brew uniosła się ku górze w geście pełnym zastanowienia. Czy on aby na pewno się teraz nie pomylił? Zakładał – zgodnie zresztą ze swoim przeczuciem – że to nowy pracownik. A co jeżeli to tylko pasażer na gapę który chce się dostać do miasta? Szczęśliwie, jego wzrok szybko został nakierowany na tobołek na co on kiwnął głową w potwierdzającym geście, po czym wstał na równe nogi. Niestety, procedury nie pozwalały mu kasować w takiej właśnie pozycji.
- Pozwolę sobie pomóc. – Uśmiechnął się do czyszczącego się zwierzaka i delikatnie rozwiązując tobołek wyciągnął zwinięty rulon. Zerknął na niego po czym kasownik w formie manualnego dziurkacza szybko wyciął liczbę „23” oznaczającą numer kabiny mieszkalnej. Później skupił się na szybkim prześliźnięciu się wzrokiem po drugim dokumencie obwieszczającym zakres obowiązków. Nowy konserwator.
- Przyjęto na pokład. Baba kot. – Zatupał dwukrotnie obcasem wysokiego buta, w tym samym momencie cały pociąg jęknął żałośnie i rozpoczynając dalszy etap swojej wspinaczki na wzgórze ścieżką ze lśniących torów. – Witamy w drużynie. – Uśmiechnął się oddając zabrane wcześniej dokumenty po czym czekał spokojnie aż zadziała magia tego miejsca. Przy tym, nie spodziewał się…
Wszystkie pracujące tu osoby były niebywałej urody, talentu albo charyzmy. Nowe ciało wiązało się z nowym rozdziałem historii tej samej duszy, która dostawała swego rodzaju fory. Wiele bowiem należało zmienić w tym co widziały oczy, by zmienić tak niewiele w sercu. Poza tym, właściciel pociągu trzymał tym samym wysoką renomę, gdy wszyscy obsługujący zmęczonych pasażerów mogli cieszyć ich oczy i uszy, tak swym wyglądem jak i melodyjnym głosem. On sam wiedział, że jego nowe ciało było zwyczajnie piękne, był też przyzwyczajony do tego, że jego współpracownicy wprawiali go w dobry nastrój zwyczajnym uśmiechem ale Baba… aż uchylił usta w niemym zdziwieniu. Był idealny. Przecudowny, owiany tajemnicą i z gracją którą nosiła jego zwierzęca strona. Pozwolił sobie prześliznąć się po nim spojrzeniem, szczupły, jego wzrostu o przenikliwym spojrzeniu którym uwiedzie każdą z kobiet która tylko na niego spojrzy. Będzie niezwykłym rarytasem wśród obsługi, w jego głowie już brzmiały piski i szepty zachwytu gdy tylko Babe przedstawi. I w ogóle nie będzie się im dziwił.
- Jestem zastępcą kierownika pociągu, mam na imię Dante i jestem Twoim bezpośrednim przełożonym. – Przedstawił się delikatnie się mu kłaniając po czym chciał zaproponować pokazanie łóżka, zrobienie obiecanej herbaty i rozmowę o tym co miało go na pokładzie pociągu czekać ale nie zdążył. Drzwi łupnęły, a do jego uszu doszedł zasapany oddech staruszka.
- Młody! Kto Ci pozwolił odejść, Ty leniu?! Dach trzeba łatać, odebrać i przeliczyć wydawki! – Wykrzyknął oskarżycielsko na co on nie umiał powstrzymać spojrzenia w górę. Dopiero jak się ogarnął odwrócił się i z całkowicie obojętną miną wskazał na Babe.
- Skoro nie raczy mnie Pan informować o przyjęciu nowych pracowników nad którymi muszę objąć pieczę, sam się tym zająłem. Oto nowy konserwator. – Wyjaśnił na co starzec spojrzał na białaska ale szybko jego wzrok pełen goryczy padł ponownie na szatynie.
- Bilet i pozwolen…
- Wszystko zostało sprawdzone, zabieram go do Jerry’ego, przydzielę łóżko i pokażę część socjalną. W tym momencie żegnam Pana, mam obowiązki. - Obserwowanie jak w mężczyźnie się gotuje było dzisiaj ogromną przyjemnością. Nie mógł mu niczego zabronić oraz mieć do niego jakieś „ale” ponieważ Dante właśnie wziął się do swojej roboty. Przy tym wisienką na torcie było obdarowanie mężczyzny uroczym uśmiechem, jeszcze się skłonił po czym spokojnym i niespiesznym tempem (które również pewnego jegomościa denerwowało) ruszył w stronę lokomotywy, do wagonów które zajmowała obsługa.
- Tak jak zacząłem mówić, w razie jakiś problemów szukaj lepiej mnie niż staruszka. Będziesz miał majstra który będzie Ci przydzielał zadania i którego też możesz o wszystko pytać. Tylko… – Zawahał się dochodząc do początku przedziału socjalnego gdzie od razu jego spojrzenie padło na leżący na ziemi pasek. – Jestem bardzo wyrozumiały ale do czasu. – Zapewnił biorąc z ziemi pasek po czym zapukał nim w wąskie drzwi za którymi usłyszał chichot dwóch osób.
- To ja, mam dla Ciebie nowego. – Zawołał gdy wszystko ucichło po czym nastało nagłe poruszenie i zaraz wychyliła się głowa uśmiechniętego bruneta.
- Szeeefieeee, co tam? – Zawołał odganiając się od dłoni swojej kochanki.
- Ile razy ja mam… ehhh. Dobra. Mniejsza. To jest Baba, za godzinę weźmiesz go na obchód i pokażesz stanowisko pracy. I na litość, jak już musicie to chociaż dowodów się pozbywajcie! – Żachnął się ni to zawstydzony ni rozgoryczony uniesieniami miłosnymi swojego podwładnego. I najpewniej jeszcze by coś dodał gdyby nie komunikat w głośnikach, od starego.
„Młody! Baron wsiada w mieście, a jego komnata nie jest w ogóle przygotowana! MŁODY! TAM JEST DZIURA W SUFICIE!” Krzyczał głos przez radiowęzeł na co on pomasował nasadę nosa.
- Na litość, czym ja sobie dzisiaj zasłużyłem? – Zapytał sam siebie. – Baba, obawiam się, że już teraz musimy sprawdzić Twoje kompetencje. – Przyznał samemu mając zamiar pójść to ogarnąć. Bo go coś strzeli. – Ale obiecuję, że po tym od razu zjesz porządny obiad. – Dodał po czym wskazał mu skrzynkę z narzędziami, sam ruszył do wagonów pierwszej klasy.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
____Dante, jak się później przedstawił, sprawdza kotu dokumenty, na których zaraz pojawiają się dwie, estetycznie wydziurkowane liczby. Babie nie zdarzyło się dotychczas podróżować koleją, nie jest więc zaznajomiony z procedurami sprawdzania biletów, dlatego też cały proces śledzi wyczulonym na szczegóły wzrokiem.
____— Dziękuję za piękne powitanie — mówi, orientując się, że jego postać uległa przeistoczeniu. Unosi kąciki ust w powściągliwym uśmiechu, a błyszczące, fiołkowe oczy wlepia w twarz nowopoznanego przełożonego, chcąc dać mu do zrozumienia, że ten jakże oszczędny, niemniej jednak niezwykle uroczy i w pełni zasłużony przez mężczyznę gest jest skierowany wyłącznie do niego.
____Kot nie przysłuchuje się za uważnie nieprzyjemnej wymianie zdań między załogą pociągu, swoją całą uwagę rezerwuje wyłącznie na opatrzenie się z nowym wyglądem i możliwościami powłoki, w której teraz gościła jego dusza. Najpierw przygląda się wydłużonym kończynom dolnym, rusza wesoło palcami stóp, nieskrępowanymi jeszcze przez żadne obuwie, potem w ruch idzie prawa i lewa kostka, zginane i prostowane są kolana. Tym, co kryje się pod warstwą bawełnianej bielizny oraz materiałowych, luźnych spodni, o dziwo, nie przejmuje się na razie — wcale nie dlatego, że przyglądanie się narządom płciowym bierze za sprawę wstydliwą, czy niestosowną w sytuacjach publicznych, raczej dlatego, że w obecnym momencie po prostu nie przechodzi mu to przez myśl, nie doświadcza żadnego impulsu, który skłoniłby go do zajrzenia akurat między nogi. Baba ogląda z zaciekawieniem swoje dłonie, upstrzone gdzieniegdzie drobnymi pieprzykami i bladoniebieskimi ścieżkami, tworzonymi przez naczynia krwionośne. Paznokcie ma długie, lecz ślicznie zaokrąglone. Efekt ten przypisuje rutynowemu ścieraniu pazurków na korach drzew, a nie magii. Za chwilkę (jeszcze do niedawna) kocur przygląda się już swojemu odbiciu w oknie pociągu, szukając na twarzy choćby i cienia jakiejś skazy.
____Po takich oględzinach Baba na nowo swoją uwagą obdarza dwójkę mężczyzn. Z kontekstu słów Dantego można wysunąć wniosek, że zakończyli właśnie dyskusję. Zastępca kierownika pociągu odwraca się w kierunku jazdy i rusza naprzód spacerkiem, co jeszcze bardziej rozsierdza starego. Mlecznowłosy wstaje z siedzenia, by paroma susami dogonić tego pierwszego w drzwiach do kolejnego wagonu.
____— Postaram się wziąć twoją radę do serca, nie chciałbym musieć przychodzić do kogoś z problemem i jeszcze marnować energię na wykłócanie się — zapewnia Dantego spokojnym głosem, do którego wciąż nie może się z jakiegoś powodu przyzwyczaić. — I oczywiście będę robił, co w mojej mocy, by nie nadużywać niczyjej cierpliwości.
____Baba nawet nie jest świadom, jak szybko przyjdzie mu udowodnić prawdziwość tych słów. Ale po kolei — najpierw Jerry. Majster jest chwilowo zajęty, ale na wezwanie swojego szefa stawia się w rekordowym czasie i nawet obłapiające go dziewczęce ręce nie są w stanie oderwać go od obowiązków. Do nosa docierają zapachy wilgotnego pomieszczenia, w którym chowają się kochankowie, ich słabnącego podniecenia, potu obu ciał, mieszających się ze sobą perfum (kwiatowe nuty, to chyba bergamotka, imbir, a także woda kokosowa; i szałwia, gałka muszkatołowa z ambrą) oraz śliny na szyi chłopaka. Babę ogarnia wręcz współczucie dla tej dwójki, przerwano im w bardzo, bardzo zaawansowanym momencie wczesnego etapu gry wstępnej, jeszcze chwila i…
____Z głośników płynie kaskada treściwych komunikatów, o panicznym zabarwieniu. Kot rozgląda się w poszukiwaniu źródła dźwięku i odnajduje je dopiero po dłuższej chwili (jego nowe uszy nie mogą poszczycić się dawnymi możliwościami, lecz cóż, nie można mieć wszystkiego).
____— A-ale… — zaczyna, ale już nie kończy.
____W dokumentach wyraźnie stoi, iż do obowiązków Baby należało dbanie o tę wizualną oprawę wagonów pasażerskich drugiej — nie pierwszej — klasy, do czego jego pracodawca przykłada szczególną uwagę. Kot nie ma doświadczenia w pracy na jakimkolwiek stanowisku (koty nie potrzebują podejmować się pracy zarobkowej w świecie, w którym żył dotychczas), więc nie wykazuje się jakąś szczególną arogancją, stawiając realne do spełnienia wymagania, by jego pierwszy dzień w pracy wiązał się z zapoznaniem go ze standardami zakładanymi przez pracodawcę oraz osób w jego imieniu zarządzających pociągiem, a także ze specyfiką objętego stanowiska. Innymi słowy, jego nieświadomość, jak powinien zabrać się za powierzone mu zadania, jest na niekorzyść nie tylko jego, ale także całej firmy.
____Z drugiej strony, przecież Dante jest jego bezpośrednim przełożonym, a polecenia przełożonego są rzeczą świętą, zresztą elf nie każe mu iść do rzeczonej komnaty w pojedynkę i brać się za robotę, a wyraźnie szykuje się, by iść tam z nim. Z tego powodu właśnie niestosownym byłoby się sprzeciwiać.
____Skrzynka z narzędziami jest ciężka, bo zawiera wszystkie niezbędne do ewentualnych napraw akcesoria. Gdyby nie to, że Dante niemo poprosił o jej przeniesienie z wagonów załogi do wagonu dla pasażerów, po pociągu znowu człapałby kremowobiały, puchaty kotek z postawionym na baczność ogonem.
____— To tu? — pyta Dantego, gdy ten się zatrzymuje.
____Pomieszczenie, w którym baron spędza czas podczas podróży Międzywymiarowym Ekspresem, jest pokaźnych rozmiarów, szykownie urządzone i słoneczne, lecz akurat to jest zasługą wielkiej wyrwy w dachu a nie szeregowi okien po obu jego stronach. Dziurę trzeba jak najszybciej załatać. Pod stopami mężczyzn znajduje się dywan, cały w liściach, patyczkach i drobinkach ziemi, a miejscami w błocie, to będzie trzeba posprzątać. Potłuczoną zastawę oraz poplamiony czymś obrus — zabrać i wyrzucić. Zmiętą podmuchami wiatru pościel dokładnie obejrzeć pod kątem ewentualnych zabrudzeń, a w razie ich braku pięknie na łóżku ułożyć. Poprawić długie miodowe zasłonki. Wymienić zwiędłe kwiaty na nowe w każdym wazonie. Poukładać porozrzucane po podłodze książki. Pracy było dużo. Bardzo dużo, nawet jak dla dwójki osób.
____Babie nie umyka jedna istotna kwestia, która może pogrążyć ich obu w oczach kierownika. Wyczuwał coś, co w wagonach pierwszej klasy nie powinno mieć prawa bytu.
____Mysie bobki.
____— Wiesz, obawiam się, że może się okazać, że ten obiecany obiad po sprzątaniu wcale nie będzie konieczny — mruczy przebiegle, pokazując przełożonemu trzymaną między palcami, zaschniętą brązową kuleczkę.
_
B A B A
____Dante, jak się później przedstawił, sprawdza kotu dokumenty, na których zaraz pojawiają się dwie, estetycznie wydziurkowane liczby. Babie nie zdarzyło się dotychczas podróżować koleją, nie jest więc zaznajomiony z procedurami sprawdzania biletów, dlatego też cały proces śledzi wyczulonym na szczegóły wzrokiem.
____— Dziękuję za piękne powitanie — mówi, orientując się, że jego postać uległa przeistoczeniu. Unosi kąciki ust w powściągliwym uśmiechu, a błyszczące, fiołkowe oczy wlepia w twarz nowopoznanego przełożonego, chcąc dać mu do zrozumienia, że ten jakże oszczędny, niemniej jednak niezwykle uroczy i w pełni zasłużony przez mężczyznę gest jest skierowany wyłącznie do niego.
____Kot nie przysłuchuje się za uważnie nieprzyjemnej wymianie zdań między załogą pociągu, swoją całą uwagę rezerwuje wyłącznie na opatrzenie się z nowym wyglądem i możliwościami powłoki, w której teraz gościła jego dusza. Najpierw przygląda się wydłużonym kończynom dolnym, rusza wesoło palcami stóp, nieskrępowanymi jeszcze przez żadne obuwie, potem w ruch idzie prawa i lewa kostka, zginane i prostowane są kolana. Tym, co kryje się pod warstwą bawełnianej bielizny oraz materiałowych, luźnych spodni, o dziwo, nie przejmuje się na razie — wcale nie dlatego, że przyglądanie się narządom płciowym bierze za sprawę wstydliwą, czy niestosowną w sytuacjach publicznych, raczej dlatego, że w obecnym momencie po prostu nie przechodzi mu to przez myśl, nie doświadcza żadnego impulsu, który skłoniłby go do zajrzenia akurat między nogi. Baba ogląda z zaciekawieniem swoje dłonie, upstrzone gdzieniegdzie drobnymi pieprzykami i bladoniebieskimi ścieżkami, tworzonymi przez naczynia krwionośne. Paznokcie ma długie, lecz ślicznie zaokrąglone. Efekt ten przypisuje rutynowemu ścieraniu pazurków na korach drzew, a nie magii. Za chwilkę (jeszcze do niedawna) kocur przygląda się już swojemu odbiciu w oknie pociągu, szukając na twarzy choćby i cienia jakiejś skazy.
____Po takich oględzinach Baba na nowo swoją uwagą obdarza dwójkę mężczyzn. Z kontekstu słów Dantego można wysunąć wniosek, że zakończyli właśnie dyskusję. Zastępca kierownika pociągu odwraca się w kierunku jazdy i rusza naprzód spacerkiem, co jeszcze bardziej rozsierdza starego. Mlecznowłosy wstaje z siedzenia, by paroma susami dogonić tego pierwszego w drzwiach do kolejnego wagonu.
____— Postaram się wziąć twoją radę do serca, nie chciałbym musieć przychodzić do kogoś z problemem i jeszcze marnować energię na wykłócanie się — zapewnia Dantego spokojnym głosem, do którego wciąż nie może się z jakiegoś powodu przyzwyczaić. — I oczywiście będę robił, co w mojej mocy, by nie nadużywać niczyjej cierpliwości.
____Baba nawet nie jest świadom, jak szybko przyjdzie mu udowodnić prawdziwość tych słów. Ale po kolei — najpierw Jerry. Majster jest chwilowo zajęty, ale na wezwanie swojego szefa stawia się w rekordowym czasie i nawet obłapiające go dziewczęce ręce nie są w stanie oderwać go od obowiązków. Do nosa docierają zapachy wilgotnego pomieszczenia, w którym chowają się kochankowie, ich słabnącego podniecenia, potu obu ciał, mieszających się ze sobą perfum (kwiatowe nuty, to chyba bergamotka, imbir, a także woda kokosowa; i szałwia, gałka muszkatołowa z ambrą) oraz śliny na szyi chłopaka. Babę ogarnia wręcz współczucie dla tej dwójki, przerwano im w bardzo, bardzo zaawansowanym momencie wczesnego etapu gry wstępnej, jeszcze chwila i…
____Z głośników płynie kaskada treściwych komunikatów, o panicznym zabarwieniu. Kot rozgląda się w poszukiwaniu źródła dźwięku i odnajduje je dopiero po dłuższej chwili (jego nowe uszy nie mogą poszczycić się dawnymi możliwościami, lecz cóż, nie można mieć wszystkiego).
____— A-ale… — zaczyna, ale już nie kończy.
____W dokumentach wyraźnie stoi, iż do obowiązków Baby należało dbanie o tę wizualną oprawę wagonów pasażerskich drugiej — nie pierwszej — klasy, do czego jego pracodawca przykłada szczególną uwagę. Kot nie ma doświadczenia w pracy na jakimkolwiek stanowisku (koty nie potrzebują podejmować się pracy zarobkowej w świecie, w którym żył dotychczas), więc nie wykazuje się jakąś szczególną arogancją, stawiając realne do spełnienia wymagania, by jego pierwszy dzień w pracy wiązał się z zapoznaniem go ze standardami zakładanymi przez pracodawcę oraz osób w jego imieniu zarządzających pociągiem, a także ze specyfiką objętego stanowiska. Innymi słowy, jego nieświadomość, jak powinien zabrać się za powierzone mu zadania, jest na niekorzyść nie tylko jego, ale także całej firmy.
____Z drugiej strony, przecież Dante jest jego bezpośrednim przełożonym, a polecenia przełożonego są rzeczą świętą, zresztą elf nie każe mu iść do rzeczonej komnaty w pojedynkę i brać się za robotę, a wyraźnie szykuje się, by iść tam z nim. Z tego powodu właśnie niestosownym byłoby się sprzeciwiać.
____Skrzynka z narzędziami jest ciężka, bo zawiera wszystkie niezbędne do ewentualnych napraw akcesoria. Gdyby nie to, że Dante niemo poprosił o jej przeniesienie z wagonów załogi do wagonu dla pasażerów, po pociągu znowu człapałby kremowobiały, puchaty kotek z postawionym na baczność ogonem.
____— To tu? — pyta Dantego, gdy ten się zatrzymuje.
____Pomieszczenie, w którym baron spędza czas podczas podróży Międzywymiarowym Ekspresem, jest pokaźnych rozmiarów, szykownie urządzone i słoneczne, lecz akurat to jest zasługą wielkiej wyrwy w dachu a nie szeregowi okien po obu jego stronach. Dziurę trzeba jak najszybciej załatać. Pod stopami mężczyzn znajduje się dywan, cały w liściach, patyczkach i drobinkach ziemi, a miejscami w błocie, to będzie trzeba posprzątać. Potłuczoną zastawę oraz poplamiony czymś obrus — zabrać i wyrzucić. Zmiętą podmuchami wiatru pościel dokładnie obejrzeć pod kątem ewentualnych zabrudzeń, a w razie ich braku pięknie na łóżku ułożyć. Poprawić długie miodowe zasłonki. Wymienić zwiędłe kwiaty na nowe w każdym wazonie. Poukładać porozrzucane po podłodze książki. Pracy było dużo. Bardzo dużo, nawet jak dla dwójki osób.
____Babie nie umyka jedna istotna kwestia, która może pogrążyć ich obu w oczach kierownika. Wyczuwał coś, co w wagonach pierwszej klasy nie powinno mieć prawa bytu.
____Mysie bobki.
____— Wiesz, obawiam się, że może się okazać, że ten obiecany obiad po sprzątaniu wcale nie będzie konieczny — mruczy przebiegle, pokazując przełożonemu trzymaną między palcami, zaschniętą brązową kuleczkę.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Towarzystwo Kota szybko wprawiło go w delikatny dyskomfort. Mężczyzna o niebywałej urodzie, który płynął tuż za nim ruchami prawdziwego tancerza, do tego każde wypowiedziane przez niego słowo brzmiało jak pomruk skierowany prosto do ucha, wszystko to sprawiało, że czuł się dziwnie. W którymś momencie aż go ciarki przeszły – zrzucił jednak winę na otwarte okno przez które wdzierało się chłodne powietrze nadal kierując się w odpowiednią stronę.
Otrzymując narzędzia od Jerrego który jak zwykle bardziej zajęty był seksem z kelnerkami niż swoimi obowiązkami poważnie zastanawiał się jak to wszystko ogarnąć. Mieli bardzo mało czasu, a komnata była wielka. Do tego w koszmarnym stanie i pozbawiona dachu. Chłopaki na górze pewnie załatają prześwit do pół godziny co nie znaczyło, że deski i delikatna tkanina jakie składały się na sufit były łatwe do odtworzenia. Dodatkowo mieli mniej niż kilka zasobów co jeszcze mocniej utrudniało zadanie.
Przechodząc przez jeden z wagonów zajrzał do zamkniętego schowka z którego wyciągnął jeszcze trzy deski i opakowanie kleju w ciemnym kolorze po czym wszedł do pierwszej klasy i znalazł odpowiednie drzwi. Otworzył je kluczem uniwersalnym który w tym pociągu otwierał absolutnie wszystko po czym ogarnął wzrokiem… pobojowisko.
- Och mój… na wielkiego… och nie… Niestety, to tu. – Jęknął bezradnie po czym podszedł z powrotem do drzwi przez które wyjrzał. Akurat złapał się spojrzeniem z jedną z pokojówek, tą najważniejszą na obecnej zmianie, na którą kiwnął.
- Nika! Przygotuj mi dwie dziewczyny, pościel, zasłony, kwiaty i… wszystko co się da! – Krzyknął do dziewczyny która spojrzała na niego wielkimi oczami przypominającymi ptasie.
- Dante, ja mam inną pracę…
- Ale baron wsiada w mieście, a staruszek wcześniej nie powiedział. Będę z nimi sprzątał tylko przynieś mi rzeczy. – Zapewnił na co jej wzrok złagodniał na ułamek sekundy. Zaraz po tym odwróciła od niego spojrzenie i zaczęła masować nasadę nosa.
- Daj mi pięć minut i do Ciebie przyjdę. – Zapewniła bo jak trzeba było to i wszyscy kierownicy po prostu brali się do roboty. Tak jak oni w tym momencie. Przecież nie mogło być tak źle, prawda? Nie było być fatalnie…? Aż do momentu gdy jego wzrok nie napotyka fiołkowych oczu, zaraz kierując się na dłoń Baby po czym cała twarz mu zbladła.
- Nie… – Myszy… chociaż sądząc po wielkości, szczury! Pomasował sobie policzek, przejechał dłonią na kark po czym zaczął się rozglądać. – Czy mógłbym… czy niemiałbyś nic przeciwko… jakbyś był uprzejmy… – Zmarszczył brwi nie rozumiejąc dlaczego nie umie sformułować ładnego pytania gdy tylko patrzy na jego twarz po czym odchrząknął, przymknął na moment oczy, a gdy je ponownie otworzył uśmiechnął się prosząco. – Baba, mógłbyś upolować naszych pasażerów na gapę? – Zapytał w tym samym momencie słysząc piskliwy złowieszczy śmiech. Wyprostował się na niego i odwracając na pięcie zmierzył spojrzeniem z wielkim szczurem uposażonym z parę gołębich skrzydeł.
- Bilety do kontroli proszę. – Rzucił formalnym tonem na co w niego został rzucony wazon. – Osz Ty! – Złapał przedmiot i rzucił się za zwierzakiem zostając z łatwością popchniętym w kupkę liści i błota. No i czyste spodnie poszły do lamusa. – Baba! Łap go! – Krzyknął zbierając się z ziemi tylko po to by ponownie plasnąć sobą o ziemię bo drugi szczur podobnie wielkich rozmiarów skoczył na niego drapiąc jego białą koszulę swoimi ostrymi pazurkami. W ten sposób zaczął się tarzać siłując z wrednym i piszczącym w niego przekleństwami przeciwnikiem.
Natomiast szczur który początkowo rzucił wazonem w konduktora spojrzał z zadowoleniem na to jak ten jest bliski pozbycia się oczu z oczodołów po czym jego spojrzenie padło na Babe. Jego pyszczek wykrzywił się w złowieszczym grymasie i jak gdyby nigdy nic, rozpoczął gwałtowną szarżę w stronę kocura wyzywając go od najgorszych szuj oraz oświadczając wszem i wobec, że to miejsce jest ich i tylko ich! I wszyscy inni mają spadać! Wybił się z tylnych łap i skoczył do twarzy kota szykując się na zrobienie z jego ślicznej buźki wycinanki.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
____Pomyłka w identyfikacji gryzonia, pierwsza w jego karierze, jest powodem wewnętrznej frustracji. Ale jaki staż w polowaniu i doświadczenie musiałby mieć kot, który nie pomyliłby kruszących się, ciemnobrązowych wydalin szczuroptaszora z tym, co zazwyczaj pozostawiają po sobie myszy? Baba próbuje walczyć z niezadowoleniem, przekształcić zaistniałą sytuację w żart. Bezskutecznie.
____Dwa szczury o ptasich skrzydłach mają brzydkie pyszczki, powykręcane, długie pazury, są zupełnie nieokrzesane oraz bezczelne, a ich głośne piski na temat posiadania praw do zajmowania tego konkretnego wagonu są prawie nie do wytrzymania na dłuższą metę.
____— Z miłą chęcią ich stąd wykurzę — oblizuje zęby, szczerząc je w szerokim uśmiechu.
____Szczury nie mają zamiaru poddać się bez walki, a zanim kocur zdąży zareagować, jeden z nich posyła w kierunku biednego konduktora, który chce jedynie dotrzymać swoich obowiązków, wazon. Cholernie drogi i piękny wazon. Lecący przedmiot przechwytuje Dante, dając pokaz świetnego refleksu. Baba odtąd patrzy na niego przychylniejszym okiem.
____Drugi potworek, jakby niepocieszony faktem, że wazon przetrwał, przyjmuje inną taktykę niż jego towarzysz. Skacze naprzód i ląduje z bojowym piskiem na torsie swojej ofiary, wprawiając ostre jak brzytwa pazury w ruch. Baba chce pomóc, przydać się na coś, lecz wtem dostrzega szarżującego zwierzaka, który właśnie zmierza w jego kierunku.
____No to do dzieła, czas odgryźć się parszywcom.
____Kocur robi parę kroków naprzód, a zaraz potem odbija się na palcach jak baletnik, właśnie przechodzący z gracją do pozycji grand jeté. W locie ciało Baby przekształca się, na tyle szybko, by lądowanie odbyło się już na kocie, puchate łapki. Szczur jest w szoku, widać to na jego wstrętnej gębie, lecz jest już za późno, by wyminąć odwiecznego wroga.
____Fortuna nie jest dziś łaskawa dla Dantego i Baby. Gryzoń, który rzucał wazonem, a potem zaszarżował na kota, uskakuje centymetr od jego pazurów. Rozkłada gołębie skrzydła, po czym jednym machnięciem unosi się ku sufitowi. Ucieka. Z gardła kremowego kota wydobywa się złowrogi pomruk, ale bynajmniej nie jest to wyraz rezygnacji z pościgu.
____Jednym ruchem obraca się ku trzepiącemu skrzydłami dziwolągowi, skacze za nim na oślep, nie zważając, że przy okazji roznosi wszystko na swojej drodze. Zupełnie poddaje się zwierzęcemu instynktowi, który teraz kieruje każdym jego ruchem. Baba wskakuje na stół, depcze już i tak brudne naczynia, które pod naporem jego ciężaru przewracają się lub podskakują na blacie. Dwa susy strącają ze stołu obrus, ale kot już wdrapuje się na półkę, skąd na spotkanie z ziemią mkną książki i cenne, ceramiczne figurki oraz pamiątki, stanowiące własność barona. Szczur nie jest w zasięgu jego łap, więc kolejny skok posyła go na zasłonkę w kolorze płynnego miodu. Robi w niej kilka dziurek, których już nie będzie się dało zacerować w taki sposób, by nie były zauważalne. Puszysty ogon wiruje to w prawo, to w lewo, pomagając w utrzymaniu równowagi.
____Kiedy wrzeszczący szczur robi nawrotkę i przelatuje po raz kolejny wzdłuż pomieszczenia, Baba wyczekuje odpowiedniego momentu, po czym odbija się w tył i sięga ku tułowiu ofiary. Operacja kończy się powodzeniem, obaj spadają na miękki dywan.
____W tym czasie łapki drugiego gryzonia, szamoczącego się z Dantem po podłodze, napotykają wielce interesujący kształt.
____— Tuś mi, bratku! — wrzeszczy na całe gardło. — Klucz, mam klucz! — Podrywa się ze zdobyczą, pędzi przez zdemolowane pomieszczenie w stronę drzwi, nawet na chwilę nie spoglądając za siebie w poszukiwaniu wspólnika.
____Ten nie ma szansy, by pogratulować mu przebiegłości. Jest akurat rozszarpywany przez Babę. Krew sika mu z przegryzionej szyi, plamiąc dywan oraz kremową sierść kota.
____— Hola!
____Ale pasażerowi na gapę udaje się na czas zniknąć za drzwiami do kolejnego wagonu.
____— O kuźwa, za nim! — kocur pokonuje dzielący go od przejścia dystans w szaleńczym biegu.
____Baba nie ma pojęcia, w jak ogromnych tarapatach znajduje się właśnie Dante, gdy został mu skradziony uniwersalny klucz, dzięki któremu szczur zyska możliwość dostania się w dowolne miejsce w pociągu. Gdyby starszy mężczyzna, kierownik pociągu, dowiedział się, co zaszło, prawdopodobnie wyrzuciłby i bogu ducha winnego Dantego, i niczego nieświadomego Babę na najbliższej stacji, nie mówiąc o tym, że na pewno obsmarowałby ich, używając wyłącznie najgorszych określeń, u prezesa przedsiębiorstwa, który z kolei w najlepszym przypadku unieważniłby im umowy, w najgorszym… no… to zostawię waszej wyobraźni.
_
B A B A
____Pomyłka w identyfikacji gryzonia, pierwsza w jego karierze, jest powodem wewnętrznej frustracji. Ale jaki staż w polowaniu i doświadczenie musiałby mieć kot, który nie pomyliłby kruszących się, ciemnobrązowych wydalin szczuroptaszora z tym, co zazwyczaj pozostawiają po sobie myszy? Baba próbuje walczyć z niezadowoleniem, przekształcić zaistniałą sytuację w żart. Bezskutecznie.
____Dwa szczury o ptasich skrzydłach mają brzydkie pyszczki, powykręcane, długie pazury, są zupełnie nieokrzesane oraz bezczelne, a ich głośne piski na temat posiadania praw do zajmowania tego konkretnego wagonu są prawie nie do wytrzymania na dłuższą metę.
____— Z miłą chęcią ich stąd wykurzę — oblizuje zęby, szczerząc je w szerokim uśmiechu.
____Szczury nie mają zamiaru poddać się bez walki, a zanim kocur zdąży zareagować, jeden z nich posyła w kierunku biednego konduktora, który chce jedynie dotrzymać swoich obowiązków, wazon. Cholernie drogi i piękny wazon. Lecący przedmiot przechwytuje Dante, dając pokaz świetnego refleksu. Baba odtąd patrzy na niego przychylniejszym okiem.
____Drugi potworek, jakby niepocieszony faktem, że wazon przetrwał, przyjmuje inną taktykę niż jego towarzysz. Skacze naprzód i ląduje z bojowym piskiem na torsie swojej ofiary, wprawiając ostre jak brzytwa pazury w ruch. Baba chce pomóc, przydać się na coś, lecz wtem dostrzega szarżującego zwierzaka, który właśnie zmierza w jego kierunku.
____No to do dzieła, czas odgryźć się parszywcom.
____Kocur robi parę kroków naprzód, a zaraz potem odbija się na palcach jak baletnik, właśnie przechodzący z gracją do pozycji grand jeté. W locie ciało Baby przekształca się, na tyle szybko, by lądowanie odbyło się już na kocie, puchate łapki. Szczur jest w szoku, widać to na jego wstrętnej gębie, lecz jest już za późno, by wyminąć odwiecznego wroga.
____Fortuna nie jest dziś łaskawa dla Dantego i Baby. Gryzoń, który rzucał wazonem, a potem zaszarżował na kota, uskakuje centymetr od jego pazurów. Rozkłada gołębie skrzydła, po czym jednym machnięciem unosi się ku sufitowi. Ucieka. Z gardła kremowego kota wydobywa się złowrogi pomruk, ale bynajmniej nie jest to wyraz rezygnacji z pościgu.
____Jednym ruchem obraca się ku trzepiącemu skrzydłami dziwolągowi, skacze za nim na oślep, nie zważając, że przy okazji roznosi wszystko na swojej drodze. Zupełnie poddaje się zwierzęcemu instynktowi, który teraz kieruje każdym jego ruchem. Baba wskakuje na stół, depcze już i tak brudne naczynia, które pod naporem jego ciężaru przewracają się lub podskakują na blacie. Dwa susy strącają ze stołu obrus, ale kot już wdrapuje się na półkę, skąd na spotkanie z ziemią mkną książki i cenne, ceramiczne figurki oraz pamiątki, stanowiące własność barona. Szczur nie jest w zasięgu jego łap, więc kolejny skok posyła go na zasłonkę w kolorze płynnego miodu. Robi w niej kilka dziurek, których już nie będzie się dało zacerować w taki sposób, by nie były zauważalne. Puszysty ogon wiruje to w prawo, to w lewo, pomagając w utrzymaniu równowagi.
____Kiedy wrzeszczący szczur robi nawrotkę i przelatuje po raz kolejny wzdłuż pomieszczenia, Baba wyczekuje odpowiedniego momentu, po czym odbija się w tył i sięga ku tułowiu ofiary. Operacja kończy się powodzeniem, obaj spadają na miękki dywan.
____W tym czasie łapki drugiego gryzonia, szamoczącego się z Dantem po podłodze, napotykają wielce interesujący kształt.
____— Tuś mi, bratku! — wrzeszczy na całe gardło. — Klucz, mam klucz! — Podrywa się ze zdobyczą, pędzi przez zdemolowane pomieszczenie w stronę drzwi, nawet na chwilę nie spoglądając za siebie w poszukiwaniu wspólnika.
____Ten nie ma szansy, by pogratulować mu przebiegłości. Jest akurat rozszarpywany przez Babę. Krew sika mu z przegryzionej szyi, plamiąc dywan oraz kremową sierść kota.
____— Hola!
____Ale pasażerowi na gapę udaje się na czas zniknąć za drzwiami do kolejnego wagonu.
____— O kuźwa, za nim! — kocur pokonuje dzielący go od przejścia dystans w szaleńczym biegu.
____Baba nie ma pojęcia, w jak ogromnych tarapatach znajduje się właśnie Dante, gdy został mu skradziony uniwersalny klucz, dzięki któremu szczur zyska możliwość dostania się w dowolne miejsce w pociągu. Gdyby starszy mężczyzna, kierownik pociągu, dowiedział się, co zaszło, prawdopodobnie wyrzuciłby i bogu ducha winnego Dantego, i niczego nieświadomego Babę na najbliższej stacji, nie mówiąc o tym, że na pewno obsmarowałby ich, używając wyłącznie najgorszych określeń, u prezesa przedsiębiorstwa, który z kolei w najlepszym przypadku unieważniłby im umowy, w najgorszym… no… to zostawię waszej wyobraźni.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Walka z wielkim szczurem, który zażarcie bronił swojej racji co do przynależności do tego miejsca – i to na gapę! – była dla niego czymś nowym. Raczej w swojej krótkiej karierze konduktora nie spotkał się jeszcze z taką agresją, a jak już to raczej kierowaną ze strony potencjalnie inteligentnej jednostki którą wystarczyło obłaskawić drobnym darmowym prezentem. Tym razem jednak poczuł jak ostre pazury szargają najpierw jego koszulę, później zaś tors przez co szampan na pewno w grę nie wchodził. Syknął za to przeciągle na palący ból i próbując ratować się nogami odpychał raz po raz szczura który próbował go ugryźć.
Całe to zamieszanie, walka o życia lub co najmniej o swoją uroczą twarz sprawiła, że nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swojej prośby, później również nie dał rady powstrzymać tego co się działo. Owszem, Baba skromnie oświadczył, że z przyjemnością upoluje awanturników, w tym jednak problem, że w całym amoku polowania powodował jeszcze więcej strat niżeli już mieli na głowie. Niestety, jedyne co udało mu się z siebie wydobyć to głośny jęk na widok spadających cennych ozdób czy podziurawionych zasłon które najpewniej nie zostaną już uratowane. Ba! W tym wszystkim miał wrażenie, że jego przeciwnik też stracił rezon i obydwaj po prostu patrzyli na tą nierówną walkę. A przynajmniej jemu wydawało się, że szczur miał przewagę, do momentu aż nie skończył rozszarpany przez kocią paszczę. Niesamowite umiejętności, zabiłby mu brawo gdyby umiał. Nie umiał i nie mógł.
Sprytne, lodowate łapki zakończone paskudnymi pazurami ostrymi jak brzytwa zmolestowały cały jego tors, brzuch, pas aż dobrały się do jego najcenniejszego skarbu. Do rzeczy której nigdy nie mógł spuścić z oczu. Do klucza, który otwierał każde drzwi w tym pociągu, dzięki któremu mogli zagłębić się we wszystkie magiczne obszary każdego z wagonów i czerpać z potęgi buchającej z wrzawego serca stalowej bestii. Jego serce z galopu wywołanego szarpaniną nagle stanęło. Zamarło w miejscu w momencie gdy jego oczy jakby w spowolnionym tempie obserwowały jak złodziej ucieka, jak mija prób komnaty, jak przestraszona pokojówka upadła po tym jak przemknął jej między nogami.
- Nie! Tylko nie klucz! – Jęknął natychmiastowo zbierając się z ziemi, a pozostając na czterech nogach, z całej tej paniki i piekącego bólu po zdarciu naskórka, zmienił się. Przybrał swoją zwierzęcą postać którą miał tu prawie każdy. Z tą różnicą, że jego historia kryła prawdziwą tragedię.
W powietrzu zatrzepotały skrzydła, błysnęły czarne pióra zmierzwione z podenerwowania, kilka z nich zasnuło zabrudzony dywan. Odbił się od framugi, nie wyrobił. Pazury otarły się o szybę na korytarzu gdy usilnie trzepotał zastanymi stawami próbując wznieść się pod sam sufit wagonu. Dostrzegł białe futerko, które z ogromną prędkością wypadło na korytarz i którego śladem zaraz ruszył. Musieli dorwać szczura, a jak nie jego, to chociaż sam klucz!
Nie zwracał uwagi na pasażerów. Na zdziwiony personel który umożliwiał gryzoniowi przemknięcie do kolejnego i kolejnego wagonu. Oni dwaj mknęli w swoich zwierzęcych postaciach za zaczynającym panikować oprawcą. W końcu wpadli do przyciemnionej ładowni w której liczne zapasy produktów sypkich i trunków składowane były przez obsługę restauracji. Zatrzymali się, a on zaczynając znacznie spokojniej krążyć po wagonie wyostrzał spojrzenie. Nic nie widział. Nie umiał dostrzec ani odbijających światło oczu ani zakończenia ogona. Nie słyszał pisków ani bicia szalonego serca. Za to Baba. On czuł inaczej i więcej niż on. Najeżył się, zaczął polować, skradać się i węszyć. On więc przysiadł na jeden z półek i czekał aby się rzucić, aby zatopić pazury w ciele ofiary. To czego zapewne obydwaj się nie spodziewali, że nagle szczur wyskoczy na sam środek wagonu i stękając w mękach zacznie się zmieniać.
Pokrzywione ciało nie przypominało ani szczura ani człowieka. Postawa dwunożna, a jednak łapy uzbrojone w pazury. Pociągła twarz, zwierzęce uszy i rozbiegane oczka. Do tego mocno ruchomy język którym cały czas się oblizywał.
- Mój Pan, MÓJ PAN! Mojego przyjaciela, wyyy! Wy zabiliście go! Mój Pan się z wami policzy! Mój Pan wam nie wybaczy! – Piszczał na co Dante zeskoczył z półki przybierając ludzką postać. Obolałą, zasapaną i nieco zakrwawioną.
- Oddawaj klucz, złodzieju! – Wysyczał.
- Zabójcy! Mój Pan, Mój Pan wam nie daruje! – Krzyczał rzucając w nich rzeczonym kluczem który szatyn złapał z największą troską i zaczepił tam gdzie było jego miejsce, kilka razy upewniając się, że tam jest.
- Baron, Mój Pan Baron zedrze z was skórę. – Zachichotał i to był kluczowy moment na który Dante… chyba spanikował. Złapał pierwsze co miał pod ręką, a była to deska i szczura po prostu znokautował jednym zamaszystym ruchem.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
____Uruchamiając instynkt łowcy , kot wyraża ciche przyzwolenie na to, że nie spocznie, póki ofiara nie znajdzie się między ostrymi zębami lub zwyczajnie nie ucieknie. Pościg trwać może kilka minut, jeśli ścigający jest zwinny albo dłużej, w przypadku, gdy ścigany jest sprytniejszy lub dysponuje mnogością kryjówek. Szczur nie był ani sprytniejszy od Baby, ani nie dysponował nadmiarem miejsc, gdzie mógłby w spokoju przeczekać aż kot się oddali. Miał coś innego, co dawało mu znaczą przewagę. Klucz. Magiczny klucz. Klucz, który otwierał KAŻE drzwi w tym stalowym gigancie, nawet jeżeli prowadzą do wagonu, który nie znajdował się akurat w fizycznym składzie pociągu.
____Wyobrażacie sobie, co to oznaczało?
____Tak, dokładnie. Szczur zyskuje dostęp do niezliczonej ilości pomieszczeń, które goniący za nim Baba może roznieść w drobny mak, sprowadzając na Dantego jeszcze gorsze niż najgorsze udręki. I faktycznie, chociaż finalnym celem jest ładownia, nim do niej docierają, mkną w szaleńczym wyścigu po życie (w przypadku szczura) i śmierć (jeżeli chodziło o kocura) przez masę wagonów, mieszczących w sobie prywatne komnaty znamienitych osób, w tym sławnego pejzażysty-ducha, którego najznamienitsze dzieła prezentujące zaświaty, nieomal lądują na ziemi; a także standardowe składy osobowe pierwszej klasy i te zajmowane przez obsługę pociągu. W pędzie kot zdaje się nie dostrzegać zaskoczonych ludzi (pasażerów oraz rzeszy pracowników), którym przebiega pod nogami lub skacze nad ramionami czy głową. Liczy się jedynie ofiara, nieduży szary potworek z gołębimi skrzydłami.
____Docierają do ładowni, uciekającemu kończą się powoli siły oraz pomysły. Babie nie przeszkadza półmrok panujący w środku, jego nos wyczuwa narastające przerażenie (choć ten zapach akurat może cechować i Dantego, teraz już w kruczej postaci). Kocur najpierw skrada się wzdłuż rzędu skrzyń z jasnej sklejki, gdzie przechowywane są warzywa i owoce, których świeżość podtrzymuje szereg zaawansowanych zaklęć, nie po to, by znaleźć na chybił trafił ofiarę, lecz by znaleźć się dokładnie w samym centrum ładowni, między workami z kaszą, mąką, kawą i wieloma innymi sypkimi produktami. Zastyga w bezruchu, przymykając leniwie oczy, wciąga do nozdrzy powietrze. Pozwala by wszystkie bodźce przejęły białe niczym śnieg wibrysy. Czuje szczura, po krótkiej chwili wie dokładnie, gdzie się chowa. Bezszelestnie zmienia pozycję ciała, ugina kończyny, gotowy na ostatni zryw przed ucztowaniem.
____Jednak szczur zamiast trwać w ukryciu, licząc na odrobinę szczęścia, wyskakuje niespodziewanie tuż przed Babę. Jego pierwszą reakcją jest odskok w tył. Dante nie może go za to winić, to odruch!
____Swoją drogą, dopiero w tej chwili do kocura dociera, że podczas pościgu konduktor nie był… sobą. Albo raczej — dopiero podczas gonitwy stał się prawdziwym sobą. Baba nie może w to uwierzyć. Do tej pory sądził, że tylko on w całym tym magicznym pociągu ma w sobie pierwiastek zwierzęcej natury.
____Rozważania na temat własnej głupoty zostają mu przerwane przez piskliwy charkot przemienionego szczura. Ależ dzisiaj zwrotów akcji!
____— Zaraz, zaraz, jaki „Pan”? — naiwnie pyta Baba.
____Wszystko wyjaśnia się chwilę później. Panem dwóch szczurów był baron. A więc hultaje mówili prawdę, mieli święte prawo przebywać w komnacie, w której ich zastali. Pytanie tylko, dlaczego ich fekalia leżały tam i tu na podłodze? Nie powinni być w jakiś klatkach, czy coś?... Baba zerka kątem oka na Dantego, licząc że on będzie potrafił mu wszystko wytłumaczyć.
____Ten jednak nie kwapi się pędzić z wyjaśnieniami. Przede wszystkim skupia się na zabezpieczeniu skradzionego klucza, swojego oczka w głowie. Na deser, traktuje złodzieja kawałkiem drewna. Jedno mrugnięcie i kreatura leży w bezruchu na ziemi. Nie martwa, jej serce wciąż bije.
____— No, to było raczej nie do przewidzenia.
____Baba robi krok w stronę Dantego, ale już w ludzkim ciele. Nie jest pewien, czy tym razem przemiana jest wyrazem jego woli.
____— Dante, chyba… — Świadomość własnych czynów uderza z siłą, budząc strach. — Chyba nie powinienem zabijać tamtego szczura, prawda? Bogowie, co ja zrobiłem? Mam przesrane.
____Narastająca panika sprawia, że Babie zaczynają trząść się nogi, oblewa go też zimny pot. Łapie się za głowę i szuka wzrokiem miejsca, w którym może się zaszyć.
____— Wyrzucą mnie.
____Fiołkowe oczy napotykają konduktora. Nie myśląc zbyt wiele, kocur dopada jego stóp, obejmuje mocno jego łydki.
____— Przecież nie wiedziałem, skąd miałem wiedzieć!? Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił. Nie chciałem!
____W Babie odzywają się człowiecze cechy, z ich nadmiarem trudno jest sobie poradzić. Wyczuwa przenikające jego wnętrze fale — smutku oraz strachu — ale co z tego, jeżeli nie wyposażono go w narzędzia ani wskazówki, które pomogłyby je powstrzymać.
____— Ty coś wymyślisz, prawda? Wyciągniesz mnie z tego?
____Podciąga się naraz, jakby zdając sobie sprawę z tego, do jak bardzo niskiego poziomu przyszło mu się zniżyć. Staje prosto, plecy także prostuje, wypinając nagą pierś. Nigdy w ten sposób się nie zachowywał, więc i w tak skrajnej sytuacji powinien powściągnąć targające nim emocje. Przyjąć wszystko godnie i z klasą, jak kot. A nie jak rozhisteryzowana panienka w opałach.
____— Wybacz — mruczy pod nosem, na tyle głośno, by nie mamrotać do siebie. — Jak bardzo pan tego szczura będzie wściekły na wieść, że ten drugi został rozszarpany? No i jeszcze pozostała kwestia pokoju, chyba powinniśmy wrócić i…
____Nie dokończył, bo przerwał mu huk otwieranych drzwi do ładowni. W przejściu pojawia się dziewczyna, Nika.
____— Dante! — krzyczy na konduktora, wyraźnie niezadowolona. Nie, wściekła jak osa.
____Baba chyba zbyt szybko czuje ulgę. Nigdy nie przepadał za osami.
_
B A B A
____Uruchamiając instynkt łowcy , kot wyraża ciche przyzwolenie na to, że nie spocznie, póki ofiara nie znajdzie się między ostrymi zębami lub zwyczajnie nie ucieknie. Pościg trwać może kilka minut, jeśli ścigający jest zwinny albo dłużej, w przypadku, gdy ścigany jest sprytniejszy lub dysponuje mnogością kryjówek. Szczur nie był ani sprytniejszy od Baby, ani nie dysponował nadmiarem miejsc, gdzie mógłby w spokoju przeczekać aż kot się oddali. Miał coś innego, co dawało mu znaczą przewagę. Klucz. Magiczny klucz. Klucz, który otwierał KAŻE drzwi w tym stalowym gigancie, nawet jeżeli prowadzą do wagonu, który nie znajdował się akurat w fizycznym składzie pociągu.
____Wyobrażacie sobie, co to oznaczało?
____Tak, dokładnie. Szczur zyskuje dostęp do niezliczonej ilości pomieszczeń, które goniący za nim Baba może roznieść w drobny mak, sprowadzając na Dantego jeszcze gorsze niż najgorsze udręki. I faktycznie, chociaż finalnym celem jest ładownia, nim do niej docierają, mkną w szaleńczym wyścigu po życie (w przypadku szczura) i śmierć (jeżeli chodziło o kocura) przez masę wagonów, mieszczących w sobie prywatne komnaty znamienitych osób, w tym sławnego pejzażysty-ducha, którego najznamienitsze dzieła prezentujące zaświaty, nieomal lądują na ziemi; a także standardowe składy osobowe pierwszej klasy i te zajmowane przez obsługę pociągu. W pędzie kot zdaje się nie dostrzegać zaskoczonych ludzi (pasażerów oraz rzeszy pracowników), którym przebiega pod nogami lub skacze nad ramionami czy głową. Liczy się jedynie ofiara, nieduży szary potworek z gołębimi skrzydłami.
____Docierają do ładowni, uciekającemu kończą się powoli siły oraz pomysły. Babie nie przeszkadza półmrok panujący w środku, jego nos wyczuwa narastające przerażenie (choć ten zapach akurat może cechować i Dantego, teraz już w kruczej postaci). Kocur najpierw skrada się wzdłuż rzędu skrzyń z jasnej sklejki, gdzie przechowywane są warzywa i owoce, których świeżość podtrzymuje szereg zaawansowanych zaklęć, nie po to, by znaleźć na chybił trafił ofiarę, lecz by znaleźć się dokładnie w samym centrum ładowni, między workami z kaszą, mąką, kawą i wieloma innymi sypkimi produktami. Zastyga w bezruchu, przymykając leniwie oczy, wciąga do nozdrzy powietrze. Pozwala by wszystkie bodźce przejęły białe niczym śnieg wibrysy. Czuje szczura, po krótkiej chwili wie dokładnie, gdzie się chowa. Bezszelestnie zmienia pozycję ciała, ugina kończyny, gotowy na ostatni zryw przed ucztowaniem.
____Jednak szczur zamiast trwać w ukryciu, licząc na odrobinę szczęścia, wyskakuje niespodziewanie tuż przed Babę. Jego pierwszą reakcją jest odskok w tył. Dante nie może go za to winić, to odruch!
____Swoją drogą, dopiero w tej chwili do kocura dociera, że podczas pościgu konduktor nie był… sobą. Albo raczej — dopiero podczas gonitwy stał się prawdziwym sobą. Baba nie może w to uwierzyć. Do tej pory sądził, że tylko on w całym tym magicznym pociągu ma w sobie pierwiastek zwierzęcej natury.
____Rozważania na temat własnej głupoty zostają mu przerwane przez piskliwy charkot przemienionego szczura. Ależ dzisiaj zwrotów akcji!
____— Zaraz, zaraz, jaki „Pan”? — naiwnie pyta Baba.
____Wszystko wyjaśnia się chwilę później. Panem dwóch szczurów był baron. A więc hultaje mówili prawdę, mieli święte prawo przebywać w komnacie, w której ich zastali. Pytanie tylko, dlaczego ich fekalia leżały tam i tu na podłodze? Nie powinni być w jakiś klatkach, czy coś?... Baba zerka kątem oka na Dantego, licząc że on będzie potrafił mu wszystko wytłumaczyć.
____Ten jednak nie kwapi się pędzić z wyjaśnieniami. Przede wszystkim skupia się na zabezpieczeniu skradzionego klucza, swojego oczka w głowie. Na deser, traktuje złodzieja kawałkiem drewna. Jedno mrugnięcie i kreatura leży w bezruchu na ziemi. Nie martwa, jej serce wciąż bije.
____— No, to było raczej nie do przewidzenia.
____Baba robi krok w stronę Dantego, ale już w ludzkim ciele. Nie jest pewien, czy tym razem przemiana jest wyrazem jego woli.
____— Dante, chyba… — Świadomość własnych czynów uderza z siłą, budząc strach. — Chyba nie powinienem zabijać tamtego szczura, prawda? Bogowie, co ja zrobiłem? Mam przesrane.
____Narastająca panika sprawia, że Babie zaczynają trząść się nogi, oblewa go też zimny pot. Łapie się za głowę i szuka wzrokiem miejsca, w którym może się zaszyć.
____— Wyrzucą mnie.
____Fiołkowe oczy napotykają konduktora. Nie myśląc zbyt wiele, kocur dopada jego stóp, obejmuje mocno jego łydki.
____— Przecież nie wiedziałem, skąd miałem wiedzieć!? Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił. Nie chciałem!
____W Babie odzywają się człowiecze cechy, z ich nadmiarem trudno jest sobie poradzić. Wyczuwa przenikające jego wnętrze fale — smutku oraz strachu — ale co z tego, jeżeli nie wyposażono go w narzędzia ani wskazówki, które pomogłyby je powstrzymać.
____— Ty coś wymyślisz, prawda? Wyciągniesz mnie z tego?
____Podciąga się naraz, jakby zdając sobie sprawę z tego, do jak bardzo niskiego poziomu przyszło mu się zniżyć. Staje prosto, plecy także prostuje, wypinając nagą pierś. Nigdy w ten sposób się nie zachowywał, więc i w tak skrajnej sytuacji powinien powściągnąć targające nim emocje. Przyjąć wszystko godnie i z klasą, jak kot. A nie jak rozhisteryzowana panienka w opałach.
____— Wybacz — mruczy pod nosem, na tyle głośno, by nie mamrotać do siebie. — Jak bardzo pan tego szczura będzie wściekły na wieść, że ten drugi został rozszarpany? No i jeszcze pozostała kwestia pokoju, chyba powinniśmy wrócić i…
____Nie dokończył, bo przerwał mu huk otwieranych drzwi do ładowni. W przejściu pojawia się dziewczyna, Nika.
____— Dante! — krzyczy na konduktora, wyraźnie niezadowolona. Nie, wściekła jak osa.
____Baba chyba zbyt szybko czuje ulgę. Nigdy nie przepadał za osami.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Stało się najgorsze. Stało się to czego nikt nigdy nie chciałby doświadczyć. Podpadli Baronowi.
Baron znany był całej załodze pociągu, w szczególności tej z długoletnim stażem. On niestety tylko o nim słyszał, a to co krążyło wśród pracowników nie dawało mu nadziei na rozwiązanie sprawy polubownie. Bowiem Dante właśnie jednego z pracowników Barona ranił, drugiego kazał zabić. A jak powszechnie wiadomo, pan tych szczurów do miłosiernych nie należał. Był to człowiek wpływowy, o licznych kontaktach nawet u ich szefa przez co zawsze miał być traktowany z odpowiednim szacunkiem – nawet jeżeli jego zasługi dla większości były raczej wątpliwe. Poza tym, był raczej przerażającym jegomościem. Należał do tych istot, które pozbawione kręgosłupa moralnego, życie innych miały za nic, traktując ich jak robaki które można zgnieść gdy zaczną przeszkadzać. Takie zgniecenie najpewniej będzie czekało ich obydwu. Chociaż…
Spanikowany Baba był widokiem na który nikt nigdy nadziać się nie powinien. Tym bardziej ktoś o tak miękkim sercu jak to należące do Dantego. On, gdyby tylko mógł, nieba przychyliłby wszystkim tym którzy uczciwą pracą starali się spłacić zaciągnięty dług, nie przeszkadzając nikomu i jedynie trafiając na przeciwności losu. Baba właśnie na takie trafił z ręki swojego nieodpowiedzialnego przełożonego. Dlatego gdy tak kurczowo chwycił się jego nogi, jego ręka automatycznie spoczęła w miękkich białych włosach które zaczął spokojnie głaskać. Przynajmniej do momentu aż Pan Kot się nie uspokoił i przepraszając za przypadkowy wybuch paniki, nie pozbierał się z ziemi.
- Spokojnie Baba, Tobie nic nie grozi. – Zapewnił, a słysząc za sobą lodowaty głos przekuwający go niczym wielki kolec, skulił się nieco żeby spojrzeć w rozżarzone od wściekłości oczy pokojówki.
- Nika ja… – Zaczął chociaż nie do końca był pewien co jej chciał powiedzieć. Na szczęście, nie musiał. Kobieta zaczęła na niego wrzeszczeć. Za to, że zdemolowali pokój który i tak był w opłakanym stanie, za to, że zdemolowali jeszcze kilka korytarzy, wystraszyli pasażerów, za to, że inni członkowie obsługi musieli ich tłumaczyć, a ostatecznie…
- Mam teraz nieco inny problem… – Przyznał przyjmując to wszystko z odpowiednią pokorą, przecież się mu należało. Był nieodpowiedzialny, zgubił klucz i naraził swojego przełożonego.
- Wiem idioto, że masz problem! Zabiliście szczura Barona. Albo oba szczury! Cholera jasna wiesz jak ciężko zmyć krew z dywanu?! Chodźcie bo nie ręczę za sobie, ja tego świństwa nie dotykam. Wyrzucimy to przez okno. – Oświadczył tonem który z jednej strony kazał im paść na kolana i błagać ją o przebaczenie ale z drugiej, który mówił jasno, że ich w tym wszystkim nie zostawi. Aż mu oczy błysnęły, a na ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Ty mi się idiotycznie nie szczerz! – Zagroziła mu chociaż była do niego plecami gdy weszli do wagonu należącego do Barona. W nim krzątały się trzy inne pokojówki, żadna jednak nie podchodziła do lekko zmasakrowanych zwłok szczura. Gdy tylko oni dołączyli do ekipy Dante od razu dostał foliowy worek żeby szczura pozbierać, natomiast Baba jako mężczyzna miał za zadanie powiesić ciężkie kotary i dokręcić półki po których beztrosko skakał jako kot. Później Dante musiał wyprać dywan na klęczkach co rzeczywiście było zadaniem bardzo trudnym.
W tym czasie Nika patrzyła to na jednego to na drugiego. Do Baby nawet się półgębkiem uśmiechnęła gdy jego bystre oczy natrafiły na jej twarz. Natomiast na Dantego… zaczęła patrzeć z pełnym zastanowieniem.
- Będziemy musieli to bardzo taktycznie rozegrać Dante ale sprawa nie jest przegrana. – Zapewniła łapiąc go za dłoń. Gdy natomiast spojrzał na nią uśmiechnęła się pocieszająco oznajmiając, że idzie po posiłki, a tu ma wszystko lśnić.
Tak więc po trzech godzinach zażartej walki z każdym kontem wagonu należącego do Barona, po naprawieniu tak dachu jak i sufitu i ustawieniu wszystkich rzeczy tak jak ten morderca uwielbiał, cała załoga (ta najważniejsza) stała w korytarzu na baczność czekając aż ten wejdzie po trzech stalowych schodkach.
Baron ubrany w lejącą się czerwień był ogrem. Do tego warto dodać, że niezwykle nieurodziwy. Wielkie parchy na twarzy, opadający jeden kącik ust z którego wystawał złamany kieł, spuchnięte oko i nos z którego co jakiś czas zwisały smarki. Grubas o pulchnych palcach które zacisnęły się na pośladku Niki. Tej samej Niki której żyłka na czole zawibrowała w geście dezaprobaty. Staruszek jednak ją uciszył i zaczął kłaniać się przed zaszczytnym gościem.
- Witamy, ponownie witamy. Wszystko przygotowane wedle Pana wskazówek o znamienity Baronie. – Gdyby mógł, padłby twarzą pod nogi wielkoluda i całował jego paluchy pełne kurzajek.
- Gdzie moje sługusy? – Zapytał ochrypłym tonem gdy stanął na środku wagonu i rozejrzał się. Wciągnął nos powietrzem, zachrumkał przy tym po czym odwrócił się z rozżarzonym spojrzeniem skierowanym w głównego konduktora. – Śmierdzi śmiercią.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
____— Tak, słuszna uwaga, panie — starszy mężczyzna blednie w oczach, kiedy ogr ściąga surowo brwi w niemym pytaniu — mieliśmy… zdarzył się wypadek.
____— Wypadek?
____— Wypadek — potwierdza. Kątem oka zerka na swojego zastępcę, a także na kulącego się za jego plecami nowego konserwatora. — Niestety jeden ze szczurów, pańskich sług, doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Nie mogliśmy nic zrobić…
____— Ha! — Baron prycha, odwracając się ku reszcie załogi, jakby sama obecność kierownika pociągu zaczęła go drażnić. — Chcesz mi powiedzieć, że moja własność, moje PIENIĄDZE, poszły w błoto!? I nikt nie mógł nic zrobić, och jakże zmyślnie z waszej strony! Umywacie ręce, a to wy odpowiadacie za WSZYSTKO, co się znajduje w tej waszej cholernej, stalowej puszce na kółkach.
____Na krzyk wszyscy członkowie załogi aż podskakują (jednym udało się ukryć przerażenie, innym w ogóle). Baba rozważa w myślach, czy Dante mówił w ładowni prawdę i czy faktycznie nic mu nie grozi. Przecież to jego sprawka, że tamten szczur wyzionął ducha dzisiejszego dnia, nikogo innego.
____— Gdzie on jest? — pyta nagle gruby swołocz. — Gdzie jest ten drugi!? Przyprowadzić mi go. Skoro nikt nie pali się do gadania, ten mi wszystko pięknie wyśpiewa. A jak się dowiem, co zaszło to!…
____Nika posyła Dantemu znaczące spojrzenie. Baron absolutnie nie może się dowiedzieć, dlaczego i jak doszło do śmierci jednego ze sług. Wtedy obaj z Babą będą mieli poważne problemy, z których nikt nie będzie mógł ich wyciągnąć. Starszego mężczyznę pełniącego funkcję głównego konduktora także oblewa zimny pot. Jemu zależy wyłącznie na tym, by pewne szczegóły związane z tą sprawą nigdy nie ujrzały światła dziennego oraz aby ani jeden z elity pasażerów kolei, zwłaszcza ogrowy baron, nie miał powodów do niezadowolenia. Z kieszeni granatowych spodni uniformu wyciąga białą chusteczkę, obrabianą bardzo elegancką szydełkową koronką, którą ociera naznaczone zmarszczkami i słoną wilgocią czoło.
____— Baronie, zapewniam, że wszyscy tu obecni są bardzo przejęci tą nader delikatną sprawą. Jesteśmy w pełni świadomi, że odpowiedzialność za wszelkie niedogodności spoczywa na naszych barkach, dlatego nie będziemy wymigiwać się od ponoszenia konsekwencji.
____— Istotnie, nie będziecie! — Ogr zanosi się gromkim śmiechem, od którego włosy stają dęba. — I nie myślcie sobie, że ominą was sankcje, o wszystkim dowie się oczywiście prezes przedsiębiorstwa, jeżeli jeszcze nie został powiadomiony, dopilnuję tego osobiście! W ramach rekompensaty za straty tak materialne, jak i kadrowe, domagam się zastąpienia brakującego sługi. Natychmiast.
____— Oczywiście, oczywiście.
____Szybkie omiotnięcie wzrokiem zgromadzonych i starszy mężczyzna już wie, kogo podsunie baronowi.
____— Dante, dopilnuj, żeby nasz szacowny gość nie odczuł poniesionej straty.
____Nika wie jak wielką nienawiść i pogardę łysiejący konduktor żywi do swojego podwładnego, ale dotąd nie przypuszczała, że mężczyzna będzie w stanie posunąć się do tak haniebnej zagrywki. Przecież każdy w tym pociągu (oprócz Baby) słyszał plotki na temat tego, jak kończą ci wzywani przez barona do towarzystwa. Ten sam los, o ile nie gorszy, czeka właśnie Dantego.
____Baron z początku ignoruje wypowiedzianą na głos nominację, przygląda się leniwie członkom załogi z osobna. W jego głowie pojawiają się wizje intymnych zbliżeń z osobami, na które patrzy. Ogr obserwuje emocje, jakie się w nim rodzą w przypadku konkretnej wizji, chłodno kalkuluje, na ile są one prawdopodobne, a także jak bardzo ich łaknie. Nie jest zadowolony, bo ani jedna myśl nie wydaje mu się wystarczająco fascynująca. Potrzebuje czegoś… świeżego… wyzwalającego najbardziej gorące, wyuzdane scenariusze.
____I wtem dostrzega chowającą się w cieniu wysokiego elfa białogłowę – dosłownie. Tyle że białogłowa jest młodzieńcem, a nie dzierlatką. Atrakcyjnym młodzieńcem w dodatku, na którego widok rozpalają się jego wszystkie zmysły, a ciało przeszywa elektryzujący dreszcz podniecenia.
____— Ty — błysk w oku ogra zdradza nieodwracalność jego decyzji — pójdziesz z nim. Obaj zastąpicie moje sługi.
____Baba nie zdaje sobie sprawy, co to oznacza. W pewien sposób nawet się cieszy, bo Dante nie będzie musiał płacić za jego grzechy. Wydaje mu się to zarazem sprawiedliwe i właściwe. Rusza pierwszy ku drzwiom do osobistej komnaty barona, za nim wystartował baron, ożywiony nagle ognistymi wyobrażeniami.
____Inni nie podzielają tego sposobu myślenia. Główna pokojówka nieomal traci przytomność — przed upadkiem ratuje dziewczynę silne ramię sommeliera. Znawca win podtrzymuje ją dyskretnie, bojąc się, by baron tego nie dostrzegł.
____W środku ogr odrzuca wszelkie hamulce moralne, chwyta zaskoczonego kota w talii, przysuwa osmarkany, spuchnięty nos do jego szyi, by zaciągnąć się jego wonią. Chce zapamiętać ten zapach, zanim skazi go smród trwogi. Kocur pachnie intensywnie, prawie jak smakowity deser. Jego skóra jest miękka, jak jedwab, przyjemna w dotyku. Na obwąchiwaniu się nie kończy, Baba zostaje przymusowo zaciągnięty na bogato zdobiony fotel o abstrakcyjnej szerokości. Mebel jest robiony na specjalne zamówienie, by pomieścić spasiony tyłek swojego właściciela.
____— Cudny jesteś, doprawdy — mruczy do ucha, kiedy wreszcie udaje mu się usadowić ofiarę w wygodnej pozycji. Zaczyna drżącymi paluchami głaskać lśniące białe włosy. — Ty tam, gdzie moje wino!? No co tak stoisz, głupi jesteś, czy głuchy? Kiedy tu siadam, wino ma być gotowe, lepiej sobie zapamiętaj. Nie będę się powtarzał.
____Ta druga, mniej przyjemna część wypowiedzi skierowana jest z kolei do Dantego. Baba jest w zbyt wielkim szoku, by zrozumieć, co się właściwie dzieje. Wie tylko, że wcale nie chce być dotykany przez te łapska, ale jego próby wyswobodzenia się z objęć ich posiadacza są brutalnie tłumione poprzez szarpanie włosów oraz wbijanie w skórę głowy spiłowanych na stileto paznokci.
____— A, a! — sapie bydlak w ramach upomnienia. — Będziesz niegrzeczny, to i ja będę niegrzeczny.
____Baba marszczy brwi. Ma wielką ochotę zaprezentować bezczelnej poczwarze, jak bogate są jego możliwości w byciu niegrzecznym. Czy on w ogóle wie, co znaczy zdenerwować kota, który nie ma najmniejszej ochoty na nadprogramowy dotyk? Obłapiany wbrew swojej woli chłopak już ma wcielić swój szatański plan zemsty w życie, gdy dosięgają go intensywnie zielone oczy, w których cieniu kryje się ostrzeżenie. Nie rób tego, Babo, zdają się mówić.
_
B A B A
____— Tak, słuszna uwaga, panie — starszy mężczyzna blednie w oczach, kiedy ogr ściąga surowo brwi w niemym pytaniu — mieliśmy… zdarzył się wypadek.
____— Wypadek?
____— Wypadek — potwierdza. Kątem oka zerka na swojego zastępcę, a także na kulącego się za jego plecami nowego konserwatora. — Niestety jeden ze szczurów, pańskich sług, doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Nie mogliśmy nic zrobić…
____— Ha! — Baron prycha, odwracając się ku reszcie załogi, jakby sama obecność kierownika pociągu zaczęła go drażnić. — Chcesz mi powiedzieć, że moja własność, moje PIENIĄDZE, poszły w błoto!? I nikt nie mógł nic zrobić, och jakże zmyślnie z waszej strony! Umywacie ręce, a to wy odpowiadacie za WSZYSTKO, co się znajduje w tej waszej cholernej, stalowej puszce na kółkach.
____Na krzyk wszyscy członkowie załogi aż podskakują (jednym udało się ukryć przerażenie, innym w ogóle). Baba rozważa w myślach, czy Dante mówił w ładowni prawdę i czy faktycznie nic mu nie grozi. Przecież to jego sprawka, że tamten szczur wyzionął ducha dzisiejszego dnia, nikogo innego.
____— Gdzie on jest? — pyta nagle gruby swołocz. — Gdzie jest ten drugi!? Przyprowadzić mi go. Skoro nikt nie pali się do gadania, ten mi wszystko pięknie wyśpiewa. A jak się dowiem, co zaszło to!…
____Nika posyła Dantemu znaczące spojrzenie. Baron absolutnie nie może się dowiedzieć, dlaczego i jak doszło do śmierci jednego ze sług. Wtedy obaj z Babą będą mieli poważne problemy, z których nikt nie będzie mógł ich wyciągnąć. Starszego mężczyznę pełniącego funkcję głównego konduktora także oblewa zimny pot. Jemu zależy wyłącznie na tym, by pewne szczegóły związane z tą sprawą nigdy nie ujrzały światła dziennego oraz aby ani jeden z elity pasażerów kolei, zwłaszcza ogrowy baron, nie miał powodów do niezadowolenia. Z kieszeni granatowych spodni uniformu wyciąga białą chusteczkę, obrabianą bardzo elegancką szydełkową koronką, którą ociera naznaczone zmarszczkami i słoną wilgocią czoło.
____— Baronie, zapewniam, że wszyscy tu obecni są bardzo przejęci tą nader delikatną sprawą. Jesteśmy w pełni świadomi, że odpowiedzialność za wszelkie niedogodności spoczywa na naszych barkach, dlatego nie będziemy wymigiwać się od ponoszenia konsekwencji.
____— Istotnie, nie będziecie! — Ogr zanosi się gromkim śmiechem, od którego włosy stają dęba. — I nie myślcie sobie, że ominą was sankcje, o wszystkim dowie się oczywiście prezes przedsiębiorstwa, jeżeli jeszcze nie został powiadomiony, dopilnuję tego osobiście! W ramach rekompensaty za straty tak materialne, jak i kadrowe, domagam się zastąpienia brakującego sługi. Natychmiast.
____— Oczywiście, oczywiście.
____Szybkie omiotnięcie wzrokiem zgromadzonych i starszy mężczyzna już wie, kogo podsunie baronowi.
____— Dante, dopilnuj, żeby nasz szacowny gość nie odczuł poniesionej straty.
____Nika wie jak wielką nienawiść i pogardę łysiejący konduktor żywi do swojego podwładnego, ale dotąd nie przypuszczała, że mężczyzna będzie w stanie posunąć się do tak haniebnej zagrywki. Przecież każdy w tym pociągu (oprócz Baby) słyszał plotki na temat tego, jak kończą ci wzywani przez barona do towarzystwa. Ten sam los, o ile nie gorszy, czeka właśnie Dantego.
____Baron z początku ignoruje wypowiedzianą na głos nominację, przygląda się leniwie członkom załogi z osobna. W jego głowie pojawiają się wizje intymnych zbliżeń z osobami, na które patrzy. Ogr obserwuje emocje, jakie się w nim rodzą w przypadku konkretnej wizji, chłodno kalkuluje, na ile są one prawdopodobne, a także jak bardzo ich łaknie. Nie jest zadowolony, bo ani jedna myśl nie wydaje mu się wystarczająco fascynująca. Potrzebuje czegoś… świeżego… wyzwalającego najbardziej gorące, wyuzdane scenariusze.
____I wtem dostrzega chowającą się w cieniu wysokiego elfa białogłowę – dosłownie. Tyle że białogłowa jest młodzieńcem, a nie dzierlatką. Atrakcyjnym młodzieńcem w dodatku, na którego widok rozpalają się jego wszystkie zmysły, a ciało przeszywa elektryzujący dreszcz podniecenia.
____— Ty — błysk w oku ogra zdradza nieodwracalność jego decyzji — pójdziesz z nim. Obaj zastąpicie moje sługi.
____Baba nie zdaje sobie sprawy, co to oznacza. W pewien sposób nawet się cieszy, bo Dante nie będzie musiał płacić za jego grzechy. Wydaje mu się to zarazem sprawiedliwe i właściwe. Rusza pierwszy ku drzwiom do osobistej komnaty barona, za nim wystartował baron, ożywiony nagle ognistymi wyobrażeniami.
____Inni nie podzielają tego sposobu myślenia. Główna pokojówka nieomal traci przytomność — przed upadkiem ratuje dziewczynę silne ramię sommeliera. Znawca win podtrzymuje ją dyskretnie, bojąc się, by baron tego nie dostrzegł.
____W środku ogr odrzuca wszelkie hamulce moralne, chwyta zaskoczonego kota w talii, przysuwa osmarkany, spuchnięty nos do jego szyi, by zaciągnąć się jego wonią. Chce zapamiętać ten zapach, zanim skazi go smród trwogi. Kocur pachnie intensywnie, prawie jak smakowity deser. Jego skóra jest miękka, jak jedwab, przyjemna w dotyku. Na obwąchiwaniu się nie kończy, Baba zostaje przymusowo zaciągnięty na bogato zdobiony fotel o abstrakcyjnej szerokości. Mebel jest robiony na specjalne zamówienie, by pomieścić spasiony tyłek swojego właściciela.
____— Cudny jesteś, doprawdy — mruczy do ucha, kiedy wreszcie udaje mu się usadowić ofiarę w wygodnej pozycji. Zaczyna drżącymi paluchami głaskać lśniące białe włosy. — Ty tam, gdzie moje wino!? No co tak stoisz, głupi jesteś, czy głuchy? Kiedy tu siadam, wino ma być gotowe, lepiej sobie zapamiętaj. Nie będę się powtarzał.
____Ta druga, mniej przyjemna część wypowiedzi skierowana jest z kolei do Dantego. Baba jest w zbyt wielkim szoku, by zrozumieć, co się właściwie dzieje. Wie tylko, że wcale nie chce być dotykany przez te łapska, ale jego próby wyswobodzenia się z objęć ich posiadacza są brutalnie tłumione poprzez szarpanie włosów oraz wbijanie w skórę głowy spiłowanych na stileto paznokci.
____— A, a! — sapie bydlak w ramach upomnienia. — Będziesz niegrzeczny, to i ja będę niegrzeczny.
____Baba marszczy brwi. Ma wielką ochotę zaprezentować bezczelnej poczwarze, jak bogate są jego możliwości w byciu niegrzecznym. Czy on w ogóle wie, co znaczy zdenerwować kota, który nie ma najmniejszej ochoty na nadprogramowy dotyk? Obłapiany wbrew swojej woli chłopak już ma wcielić swój szatański plan zemsty w życie, gdy dosięgają go intensywnie zielone oczy, w których cieniu kryje się ostrzeżenie. Nie rób tego, Babo, zdają się mówić.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wśród kołujących się w jego głowie scenariuszy powoli pojawiają się i takie które skutecznie mogłyby uchronić Babę przed konsekwencjami tego do czego on nieopatrznie dopuścił. Ba! W którymś momencie odnajduje sposób na obłaskawienie Barona w taki sposób aby nie dość, że nikomu nie stała się krzywda to jeszcze sam jegomość wyszedł z pociągu zadowolony. Niestety, wszystkie te genialne plany zrodzone przez jego świeży umysł zwiędły w konfrontacji z głównym konduktorem pociągu który od chwili gdy tylko pociąg stanął na stacji, a przybycie Barona stało się oczywistym, łypał na niego ostrym spojrzeniem. Tak, wiedział doskonale, że zawalił. Po co to rozdrapywać? Każdemu w karierze zdarzają się błędy, nikt nie jest nieomylny i doskonały. Problem w tym, że mało kto trzymał się tutaj razem, wszyscy dbali o swój tyłek.
I tym różnią się od niego.
Ogromny stres trawiący jego trzewia nakierowany był i wywołany przez osobę Baby. Zerkając co jakiś czas przez ramię starał się go uspokajać posyłając nikłe uśmiechy. Nie wiedział na ile mu to wychodziło ale sam czuł, że oferowane wsparcie działa i kot przestaje się tak niespokojnie wiercić. Do czasu. Dodatkowe problemy spowodowane nie trzymaniem żelaznej etykiety przyjęcia VIP-a przecież nie są im potrzebne, musiał chociaż przy tym się o niego zatroszczyć. Jego miłosierdzie jednak nie jest bezkresne i gdy Kot na nowo czuje napięcie gdy drzwi do przedziału się otwierają, nie dotknął go. Chociaż była to pierwsza myśl jaka wpadła mu do głowy.
Wystąpienie przed szereg było mozolnie przez niego wyczekiwaną chwilą. Wiedział, że tak będzie i wiedział doskonale, że na polecenie jego przełożonego Baron będzie mógł z nim zrobić wszystko. Jego serce mocno się tego obawiało szczególnie, że czasami czuł jakby chowało urazę do całej ludzkości o coś czego przecież nie pamiętał. Ostatecznie, stało się. Wyznaczony na bezpośredniego obsługującego wystąpił przed szereg lekko się kłaniając – tak jak nazywała tego procedura. W tym momencie jego plecy oblał zimny pot, a w oczach zamajaczyła przegrana. A mogli to zupełnie inaczej rozegrać. Ale przynajmniej Baba jest…
Serce walnęło mu jak młot gdy Baron go wybrał. Od razu poderwał głowę, chciał zaprotestować! Nie mogli go zmusić! Nie mogli mu kazać! Spojrzenie staruszka na jakie się nadział nie pozostawiało jednak złudzeń. Mogli. Jeżeli Baron życzył sobie i wybrał ofiarę, ta będzie miała odrobinę szczęścia jeżeli przeżyje. Nie. Nie mógł na to pozwolić! Chciał zareagować ale wszystko, wydarzyło się tak szybko. Wszyscy uciekli w popłochy do swoich zajęć, został tylko on, Baron i biedny Baba który tylko opatrznością boską miał na sobie jeszcze ubrania.
Pierwszy warkot skierowany w jego stronę nakazywał przyniesienie wina. Wraz z winem na srebrnej tacy z ornamentami znamienitych rodów powinny stać dwa kieliszki z drogiego kryształu i półmisek smażonych przekąsek przez które cuchniała cała kuchnia przez dwa dni. Gdy polecenie padło on jednak, nie ruszył się. Przyglądał się Babie z błaganiem o wybaczenie, z obietnicą że go jakoś uratuje. Nie chciał, nie mógł dopuścić do jakichkolwiek obrażeń na tym młodym chłopaku który otrzymał niepowtarzalną szansę.
- Czyli jednak jesteś głuchy! – Kolejne ostrzeżenie, to już drugie, gdy jego oczy skierowały się na Barona. Lekko dygnął i odwracając się na pięcie wyszedł przez drzwi za którymi rozpoczął morderczy bieg. Byle szybciej wrócić, byle nic się Babie nie stało. Gnał na złamanie karku do wagonu restauracyjnego w którym czekało wino i cały zestaw towarzyszący.
- Dante… ja… – Zaczął mężczyzna na co on machnął ręką.
- Nie teraz, nie mam czasu. – Oświadczył upominającym tonem po czym został złapany za ramię przez… Nikę.
- Dante posłuchaj, mamy plan. – Szepnęła patrząc na niego palącym spojrzeniem. On jednak zmarszczył brwi, nie chciał słuchać. Liczyło się bezpieczeństwo kota.
Baron natomiast w momencie jak ta plugawa istota opuściła przedział pozostawiając go z jego nową zdobyczą, przeniósł na Babę pełną uwagę. Uśmiechnął się obrzydliwie oblizując małe bańki ciągnącej się śliny zgromadzonej w kącikach ust.
- Rozbieraj się. – Zażądał. – Nie będę się już powtarzał, pamiętaj o tym. – Ostrzegł go bo już Dante wyprowadził go z równowagi, nie miał zamiaru żeby jego ofiara również wprawiła go w taki dyskomfort. Przy tym, żeby go odpowiednio zachęcić, złapał go za czubek głowy, wplatając grube palce w miękkie włosy i szarpnął go intensywnie sprowadzając na ziemię na kolana. Sam rozsiadł się na fotelu i po odsłonięciu szaty, zaprezentował owrzodzone uda u góry których w zaroślach czaiło się krzywe przyrodzenie. Malutkiego penisa Baron złapał w dwa palce, a kopiąc Babę podbiciem stopy w pierś – pospieszył go.
- Rozbieraj się byle tak żebym się podniecił.
Zatrzymany na zapleczu restauracji Dante niecierpliwił się jakby miał się spóźnić na najważniejsze wydarzenie swojego życia. Przyglądał się nie chcąc pospieszać Niki i jej lubego ale na litość, już?!
- Damy końską dawkę środka usypiającego. Słuchaj Dante. Musicie stworzyć pozory, że Baron wykorzystał Babę i to… bardzo. Zaśnie, pomożemy wam go rzucić na łóżko tylko na następny dzień… no wiesz jak to wygląda. – Mówiła mu nie potrafiąc z nerwów zebrać odpowiedniego słownictwa, nie chcąc w kontekście małego niewiniątka na jakie wyglądał jej Baba używać słów tak okrutnych jak obrazy które miała w głowie.
- Wymyślimy coś żeby dojechał do swojej stacji i dał wam spokój. Żeby nie bił też Ciebie. – Zapewniła gorliwie na co on wzruszył jedynie ramionami.
- Ja dam radę. Skoro chcesz udawać, że Baba jest pobity musisz mi przekonać wróżki do użycia czarów. – Zauważył biorąc wreszcie przygotowaną tacę.
- Przekonam. Daj znać jak zaśnie. – Poprosiła odprowadzając go spojrzeniem, wzdychając ciężko gdy drzwi się zatrzasnęły za jego plecami.
Wchodząc ponownie do przedziału bał się jakich scen będzie świadkiem. I słusznie. Spojrzał na Babę ale dlatego żeby znaleźć na nim obrażenia. Miał już lekko czerwony policzek. Aż mu się łzy w oczach zebrały. Opamiętał się jednak i podchodząc do stoliczka postawił na nim rzeczoną tacę. W tym samym momencie nadział się na spojrzenie masturbującego się Barona któremu ewidentnie przeszkadzał.
- Wyjdź i nie wracaj aż Cię nie wezwę. – Oświadczył na co nieprzejęty Dante otworzył zatrute wino i zaczął nalewać go do kieliszka. Nie spodziewał się przy tym wymierzonego ciosu w swój policzek.
- Wynoś się robalu!
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
trigger warning: abuse, rape
__
B A B A
____Baron może uchodzić za jasnowidza albo za osobę, która bardzo dobrze zaznajomiła się z reakcjami swoich ofiar, bo procesy chemiczne zachodzące w ciele Baby, będące wynikiem pozostawienia go sam na sam z paskudną istotą, przyczyniają się do zmiany jego zapachu. Teraz, jak ująłby to baron, pachniał obawą. Obawa szybko zmienia się w coś innego, w obrzydzenie, ale ta woń wcale nie przeszkadza zbereźnikowi właśnie wyciągającego przyrodzenie na wierzch. Kopniak posyła białowłosego na dywan, ten sam który jeszcze parę godzin temu czyścili z taką pieczołowitością. Przez krótką chwilę Baba nie czuje się jak kot, raczej jak żuczek albo biedronka. Przy baronie czuje się mały i niewiele znaczący.
____Nie chcąc narazić się na większe kłopoty, zabiera się za zdejmowanie odzieży, wracając do klęczek. Ręce mu się trzęsą, gdy rozpina kolejne guziki jasnoniebieskiej koszuli, podarowanej mu przed przybyciem na stację w mieście. Odsłania tors, powoli odchylając jej poły. Na widok nieskazitelnie czystej skóry, penis ogra nieznacznie podryga, ale jego właściciel wydaje się zupełnie niepocieszony. Chyba spodziewał się, że rozbieraniu będzie towarzyszyło coś więcej.
____— Nie starasz się — mówi, wpierając się bardziej w fotel. Twarz wykrzywia mu grymas dezaprobaty. — Kurwa, no nie starasz się!
____Nagły przypływ agresji pozostawia po sobie ślad w kształcie koślawego łapska na policzku kota. Do kącików oczu napływają łzy, ale tych łatwo się pozbyć, wystarczy kilka razy mrugnąć i popatrzeć na sufit.
____Kolejne części garderoby znikają z większą finezją, a i ciało chłopaka porusza się z gracją i zmysłowością, którą można byłoby przypisać komuś wyćwiczonemu w podobnym fachu. Baba stawia na improwizację, gra jak zawodowy aktor w tym chorym przedstawieniu.
____Do komnaty wraca Dante, stawia na stoliku srebrną tacę z dwoma kieliszkami, butelką wina i pokaźną ilością smażonego… czegoś. Ilość tłuszczu ściekająca z jedzenia tworzy na półmisku kałużę pełną oczek, ale tak właśnie jeść lubi baron. Baba stara się unikać patrzenia na konduktora, przesądzony o tym, że jeżeli pozwoli sobie na niego zerknąć, jego dusza pęknie.
____Baron jest podniecony, widać to gołym okiem. Sterczące przyrodzenie urosło o kilka centymetrów. Z opuchniętej żołędzi sączy się z wolna zielonkawy preejakulat, zalewający ruszające się w górę i dół paluchy. Obecność niemniej przystojnego szatyna zdaje się go rozpraszać. Rozjuszony ogr znowu podnosi głos, każe mu opuścić pomieszczenie oraz nie wracać, dopóki nie padnie wyraźne polecenie. Babę z jednej strony ogarnia przerażenie, nie jest pewien, czego powinien się spodziewać po ogrze w dalszej części ich wspólnej podróży, z drugiej strony czuje ulgę, bo przynajmniej Dante nie będzie musiał oglądać tego, co miało nadejść. Im dłużej będzie trzymał się z daleka od niego, tym lepiej dla nich obu.
____— Wreszcie — westchnął ciężko. — Nikt nam nie będzie przeszkadzał, kochany. Na czym to my…
____Babie nie podoba się to słowo. My. Nie ma żadnych nas, myśli gorzko, stojąc nago przed onanizującym się na nowo baronem. Ten sięga niezdarnie po pełny kielich, który wypija duszkiem. Na koniec beka, mlaszcząc jęzorem.
____— Dolej.
____I kielich znowu napełnia się ciemnoczerwonym płynem. Na tym jednak zadanie Baby się nie kończy. Ogr zaciska na jego przedramieniu lepkie palce, przyciąga go ku sobie, aż wreszcie zmusza, by Baba klęknął między jego owrzodziałymi udami, nosem tuż przy drgającym raz po raz penisie. Następny kieliszek wina ląduje w gardle pana komnaty.
____— Poczuję zęby to nie żyjesz. A twoją śliczną kuśkę każę ogryźć temu drugiemu i będę ją nosił na szyi aż nie zgnije.
____Kocur blednie na te słowa. Nie chce brać niczyjego członka do ust. Ale boi się, co mogłoby go czekać, gdyby odmówił. Więc nie pozostaje mu nic, jak tylko być posłusznym kociakiem. Pozwala, by baron wsunął się mu do buzi jednym zdecydowanym ruchem, zachowując przy tym należytą ostrożność. Czasem Baba krztusi się, bo to wstrętne coś wchodzi o wiele za głęboko.
____Myśli porywają go w lepsze miejsce, miejsce, w którym czuje się bezpiecznie. Zamyka oczy i nie widzi już nabrzmiałego członka, a bezkresną zieloną polanę, na której niegdyś spędzał kocięctwo. Czasami ganiał tam za zielonymi konikami polnymi, skakał wysoko jak one, gdy naszła go ochota na polowanie na motyle czy muchy. Ale większość czasu spędzał na płaskim kamieniu, gdzie jego ciałka dosięgały ciepłe promienie słońca. Mógł tam tak leżeć godzinami…
____Z czasem ruchy barona słabną, ale nie jest to zapowiedź intensywnego finiszu. Prącie też jakby robi się coraz bardziej miękkie. Niedoświadczony w tych sprawach chłopak nie reaguje z początku, twierdząc, że prawdopodobnie przegapił moment spełnienia. Ale słysząc głośne chrapnięcia, odskakuje na parę dobrych metrów. Podnosi wzrok i widzi, że jego oprawca zapadł w głęboki sen. Czy to tak właśnie wygląda? Kilka minut spędzonych na miarowym wsuwaniu i wysuwaniu intymnej części ciała w jakiś otwór i już? Po wszystkim?
____Nie bardzo mając pomysł na to, co ze sobą zrobić, Baba wciąga na biodra bieliznę, po czym wolnym krokiem oddala się w stronę drzwi. Otwiera je i wysuwa przez nie głowę, rozglądając się po przedsionku.
____– D-Dante?
____Nie chcąc narazić się na większe kłopoty, zabiera się za zdejmowanie odzieży, wracając do klęczek. Ręce mu się trzęsą, gdy rozpina kolejne guziki jasnoniebieskiej koszuli, podarowanej mu przed przybyciem na stację w mieście. Odsłania tors, powoli odchylając jej poły. Na widok nieskazitelnie czystej skóry, penis ogra nieznacznie podryga, ale jego właściciel wydaje się zupełnie niepocieszony. Chyba spodziewał się, że rozbieraniu będzie towarzyszyło coś więcej.
____— Nie starasz się — mówi, wpierając się bardziej w fotel. Twarz wykrzywia mu grymas dezaprobaty. — Kurwa, no nie starasz się!
____Nagły przypływ agresji pozostawia po sobie ślad w kształcie koślawego łapska na policzku kota. Do kącików oczu napływają łzy, ale tych łatwo się pozbyć, wystarczy kilka razy mrugnąć i popatrzeć na sufit.
____Kolejne części garderoby znikają z większą finezją, a i ciało chłopaka porusza się z gracją i zmysłowością, którą można byłoby przypisać komuś wyćwiczonemu w podobnym fachu. Baba stawia na improwizację, gra jak zawodowy aktor w tym chorym przedstawieniu.
____Do komnaty wraca Dante, stawia na stoliku srebrną tacę z dwoma kieliszkami, butelką wina i pokaźną ilością smażonego… czegoś. Ilość tłuszczu ściekająca z jedzenia tworzy na półmisku kałużę pełną oczek, ale tak właśnie jeść lubi baron. Baba stara się unikać patrzenia na konduktora, przesądzony o tym, że jeżeli pozwoli sobie na niego zerknąć, jego dusza pęknie.
____Baron jest podniecony, widać to gołym okiem. Sterczące przyrodzenie urosło o kilka centymetrów. Z opuchniętej żołędzi sączy się z wolna zielonkawy preejakulat, zalewający ruszające się w górę i dół paluchy. Obecność niemniej przystojnego szatyna zdaje się go rozpraszać. Rozjuszony ogr znowu podnosi głos, każe mu opuścić pomieszczenie oraz nie wracać, dopóki nie padnie wyraźne polecenie. Babę z jednej strony ogarnia przerażenie, nie jest pewien, czego powinien się spodziewać po ogrze w dalszej części ich wspólnej podróży, z drugiej strony czuje ulgę, bo przynajmniej Dante nie będzie musiał oglądać tego, co miało nadejść. Im dłużej będzie trzymał się z daleka od niego, tym lepiej dla nich obu.
____— Wreszcie — westchnął ciężko. — Nikt nam nie będzie przeszkadzał, kochany. Na czym to my…
____Babie nie podoba się to słowo. My. Nie ma żadnych nas, myśli gorzko, stojąc nago przed onanizującym się na nowo baronem. Ten sięga niezdarnie po pełny kielich, który wypija duszkiem. Na koniec beka, mlaszcząc jęzorem.
____— Dolej.
____I kielich znowu napełnia się ciemnoczerwonym płynem. Na tym jednak zadanie Baby się nie kończy. Ogr zaciska na jego przedramieniu lepkie palce, przyciąga go ku sobie, aż wreszcie zmusza, by Baba klęknął między jego owrzodziałymi udami, nosem tuż przy drgającym raz po raz penisie. Następny kieliszek wina ląduje w gardle pana komnaty.
____— Poczuję zęby to nie żyjesz. A twoją śliczną kuśkę każę ogryźć temu drugiemu i będę ją nosił na szyi aż nie zgnije.
____Kocur blednie na te słowa. Nie chce brać niczyjego członka do ust. Ale boi się, co mogłoby go czekać, gdyby odmówił. Więc nie pozostaje mu nic, jak tylko być posłusznym kociakiem. Pozwala, by baron wsunął się mu do buzi jednym zdecydowanym ruchem, zachowując przy tym należytą ostrożność. Czasem Baba krztusi się, bo to wstrętne coś wchodzi o wiele za głęboko.
____Myśli porywają go w lepsze miejsce, miejsce, w którym czuje się bezpiecznie. Zamyka oczy i nie widzi już nabrzmiałego członka, a bezkresną zieloną polanę, na której niegdyś spędzał kocięctwo. Czasami ganiał tam za zielonymi konikami polnymi, skakał wysoko jak one, gdy naszła go ochota na polowanie na motyle czy muchy. Ale większość czasu spędzał na płaskim kamieniu, gdzie jego ciałka dosięgały ciepłe promienie słońca. Mógł tam tak leżeć godzinami…
____Z czasem ruchy barona słabną, ale nie jest to zapowiedź intensywnego finiszu. Prącie też jakby robi się coraz bardziej miękkie. Niedoświadczony w tych sprawach chłopak nie reaguje z początku, twierdząc, że prawdopodobnie przegapił moment spełnienia. Ale słysząc głośne chrapnięcia, odskakuje na parę dobrych metrów. Podnosi wzrok i widzi, że jego oprawca zapadł w głęboki sen. Czy to tak właśnie wygląda? Kilka minut spędzonych na miarowym wsuwaniu i wysuwaniu intymnej części ciała w jakiś otwór i już? Po wszystkim?
____Nie bardzo mając pomysł na to, co ze sobą zrobić, Baba wciąga na biodra bieliznę, po czym wolnym krokiem oddala się w stronę drzwi. Otwiera je i wysuwa przez nie głowę, rozglądając się po przedsionku.
____– D-Dante?
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Uderzenie które prawie złamało mu nos było tak niespodziewane, że go zamroczyło. Zobaczył kilka gwiazdek i dopiero gdy próbował powstrzymać krwotok oprzytomniał na tyle żeby nadziać się na spojrzenie ogra. I kolejne wymierzone w niego uderzenie. Tego udało się mu uniknąć robiąc spory krok w tył co najpewniej gdyby nie masturbacja nie przeszłoby bez odzewu. Obecnie jednak obrzydliwy ogr zajęty był czymś ważniejszym powtarzając mu jeszcze trzykrotnie krzykiem, że ma kategorycznie wyjść. Wyszedł. Zamknął za sobą drzwi o które się oparł i przykładając białą chusteczkę do nosa która była standardowym wyposażeniem uniformu pozwolił sobie na urojenie kilku łez. Gdyby ktoś go zobaczył zrzuciłby winę na ból, gdy był sam wiedział, że to żal tego co musiał przeżywać właśnie Baba. Liczył na to, że środek dodany do wina zacznie szybko działać.
Sekunda za sekundą, jedno przesunięcie się wskazówki trwająca wieczność, wreszcie zbawienne pięć minut w które lek miał powalić niechcianego gościa jeżeli ten wypiłby chociaż jeden kieliszek wina. On patrzył w tarczę zegara jakby się modlił, jakby błagał żeby ten przyspieszył, żeby wreszcie się coś wydarzyło. Stało się. Słysząc głos Baby na korytarzu zerwał się tak prędko do biegu, że kawałek dywaniku objechał mu pod stopą przez co pierwsze dwa albo trzy kroki zrobił podpierając się ręką o ziemię. Później niczym wichura wpadł na korytarz, a widząc nagiego, przestraszonego i pobitego Babę – ponownie poczuł jak oczy zachodzą mu łzami.
Podchodząc do niego sprężystym krokiem początkowo chciał okryć go swoją marynarką, zawahał się jednak widząc jak ten mocno potrzebował całkowitego ukrycia się i rozpinając kamizelkę w kieszonce której tykał radośnie zegar, uderzył się delikatnie dłonią w pierś.
- Kot i chop. – Rozkazał mu czekając aż znajdzie się w jego ramionach. Początkowo nie doczekał się. Czując uderzenie o ramię minęła go Nika i jej facet, kazali mu pomóc co było wręcz wymagane do powodzenia tej misji, do zapięcia planu na ostatni guzik. Ogr bowiem musiał znaleźć się w łóżku, łóżko to zostanie zalane krwią, a pościel mocno pomięta. Musiał uwierzyć, że skatował Babę i jak cała scenka była łatwa tak przetransportowanie grubasa… co się nasapali to ich. Ściągnął z siebie więc marynarkę z przyjemnie miękkiego materiału i otulając jego ramiona poprosił żeby chwilę na niego poczekał.
Zdjęcie z fotela było jeszcze do wykonania, zaciągnięcie go pod wysokie łóżko również ale podniesienie spasłego ciała z którego sączyły się różnego rodzaju wydzieliny wywołało różne reakcje. I masę przekleństw. Ale tak! Udało się im! Wepchnęli ogra, a później przygotowali wszystko tak jak być po brutalnym seksie powinno. Ba! Nawet ząb się znalazł o którego Dante wolał nie pytać. Dopiero później, wycierając czoło ramieniem, zasapany, ponownie podszedł do kulącego się w kącie Baby, delikatnie dotknął jego kolana patrząc na niego z nieopisaną boleścią.
- Przepraszam. Poniosę za to konsekwencje. Przepraszam. – Szepnął dotykając jego dłoni, ostrożnie jakby ta miała go oparzyć. Żałował i to szczerze, teraz jednak chciał mu pomóc. – Pójdziesz ze mną? Wykąpiesz się i zakopiesz w pościeli. – Zaproponował. – Przyniosę Ci też herbatę. W końcu obiecałem. – Cień uśmiechu pojawił się na moment na jego ustach, a gdy sylwetka mężczyzny zniknęła po to by w połach materiału został jedynie puszysty kot, od razu wziął go na ręce, skokonionego w marynarce.
- Dobrze Dante, załatwione. Teraz jeszcze pokolorowanie Baby. – Nika zjawiła się za jego plecami tak cicho, że on ze strachu podskoczył. Odetchnął jednak drapiąc kota między uszami i spoglądając na nią z wdzięcznością pozwolił żeby ta wsadziła mu zaczarowany pędzelek do kieszeni spodni.
- Jesteśmy kwita. – Szepnęła na co on kiwnął głową i powłócząc nogami ze względu na nagromadzone emocje które wreszcie z niego schodziły poszedł do siebie.
Jego kabina. Jego i tylko jego, była tak malutka, że ciężko było się w niej odwrócić z wyprostowanymi ramionami. Była jednak niezwykle funkcjonalna. Łóżko piętrowe, pod nim biurko. Mała acz bardzo funkcjonalna łazienka i obok szafa wmontowana w ścianę. Było też kilka akcentów które zapewniały gościa, że to on tu mieszka. Kilka zdjęć, prezentów od załogi, gestów które wskazywały na jego ogromną zażyłość z niektórymi osobami.
Rzucił marynarkę na łóżko i kierując się od razu do łazienki otworzył do niej drzwi nadal drapiąc kota po karku i za uszami.
- Dam Ci zaraz czyste rzeczy i ręcznik. Coś jeszcze? – Zapytał, a widząc jak oczy kota kierują się na szczoteczkę w małym kubeczku umieszoną na umywalce. – Zaraz przyniosę, to też. Nie krępuj się, możesz tam stać ile potrzebujesz. – Zapewnił sprawdzając niepewnie czy już chce zejść czy jeszcze chwilę chce się przytulać. – Nikt tu nie wejdzie. Do tego miejsca klucz mam tylko ja. To mój pokój i nic Ci w nim nie grozi. – Zapewnił całując go bezmyślnie w czubek głowy. Jego futerko, tak, było naprawdę mięciutkie.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
_
B A B A
____Nadprogramowy dotyk w jego sytuacji jest niewskazany. Baba ani nie myśli transformować się na zawołanie i jeszcze skakać na czyjeś ramiona, nieważnie jak bardzo zapewniłyby poczucie bezpieczeństwa. Zanim wystraszony ucieknie z powrotem do jamy gnębiącego go potwora, przyjmuje podarowaną mu marynarkę. Znajduje sobie miejsce w którymś z wysprzątanych kątów i tam zwija się niemalże w kulkę, oplatając ciało ramionami. Nie ma pojęcia, dlaczego do pomieszczenia oprócz Dantego wchodzą jeszcze dwie osoby.
____Wszystko wyjaśnia się po jakimś czasie. Baron zostaje przeniesiony na łóżko. Pościel cała trójka mnie, by wyglądała na ochoczo używaną, na czysty materac, poduszki oraz kołdrę rozlewają kałuże czerwonej cieczy, łudząco podobną do ludzkiej krwi, a także zielonkawobiały olej, może oliwę, która ma przypominać to, co zazwyczaj pozostawia po sobie po udanej nocy baron.
____Wszystko jest już gotowe, a Dante zbliża się ostrożnie do Baby, dotąd uważnie śledzącego każdy ruch pracującej w pocie czoła załogi. Zaczyna powoli do niego docierać, co się właściwie dzieje.
____Kot nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, słucha przeprosin oraz propozycji z szeroko otwartymi oczami. Wszystkie mięśnie napinają się do granic możliwości, gdy ciepła dłoń konduktora dotyka jego własnej. Nie odsuwa jej jednak. I dobrze, bo pełen czułości gest nieco koi jego nerwy. Rozsądnym będzie wyrwać się z tego wagonu, myśli Baba. Ludzkie ciało zostaje chwilowo porzucone, a wtedy Dante tworzy z marynarki kokonik, którego centrum stanowi koci łepek. Reszta ciała kremowego koteczka zaczyna delikatnie wibrować, a z okolic gardła wydobywa się uspokajające, subtelne mruczenie.
____Po dotarciu do nowego miejsca, Baba wciąż nie opuszcza bezpiecznych ramion mężczyzny. W innych okolicznościach pewnie głupio byłoby mu przyjmować aż taką dobroć, jednak teraz panicznie potrzebuje ciepła i opieki.
____Lekko wilgotny całus na jego czole zupełnie rozmywa pozostałości cieni strachu. Mruczenie jest odtąd głośniejsze.
____Kot podejmuje wysiłek wdrapania się wyżej, na ramiona szatyna. Z tej pozycji może dokładniej przyjrzeć się kajucie. Była malutka, lecz mieściła w sobie wszystko, co niezbędne. Baba nie liczy na to, że sam taką dostanie, w końcu Dante był konduktorem, a do tego zastępcą kierownika pociągu. Oplata chłopakowi szyję ogonem i mruczy prosto do ucha, kiedy ten otwiera wbudowaną w ścianę szafę w poszukiwaniu czegoś, co mógłby założyć po kąpieli jego puszysty towarzysz. Między miarowymi pomrukami wnet słychać koci brzuszek, żałośnie domagający się jedzenia.
____Baba skorzystał z okazji i wskoczył na najwyższą półkę w szafie. Obwąchuje starannie złożone ubrania, okręcając się wokół własnej osi, aż w końcu siada na szczycie materiałowej kupki, patrząc na jej posiadacza z góry. Szybko zmienia pozycję i układa się w tzw. chlebek.
____Dante oferuje mu, by się wykąpał, a w tym czasie on pójdzie po coś ciepłego do zjedzenia i picia do pociągowej restauracji. Kot macha ogonem w odpowiedzi, nie podoba mu się ten pomysł. Nie chce zostawać sam.
____Ale nie pójdzie spać, dopóki porządnie się nie wyszoruje, więc po namyśle zeskakuje z półki i staje przed elfem już w ludzkiej postaci. Zbliża się, rozstawiając szeroko ręce, którymi wreszcie oplata rozemocjonowanego konduktora.
____— Proszę, tylko wróć szybko.
____Zanim zrobi się niezręcznie, odwraca się na pięcie i znika w malutkiej łazience. Nie mija nawet minuta, gdy zza drzwi dochodzi dźwięk strumienia wody.
____Wszystko wyjaśnia się po jakimś czasie. Baron zostaje przeniesiony na łóżko. Pościel cała trójka mnie, by wyglądała na ochoczo używaną, na czysty materac, poduszki oraz kołdrę rozlewają kałuże czerwonej cieczy, łudząco podobną do ludzkiej krwi, a także zielonkawobiały olej, może oliwę, która ma przypominać to, co zazwyczaj pozostawia po sobie po udanej nocy baron.
____Wszystko jest już gotowe, a Dante zbliża się ostrożnie do Baby, dotąd uważnie śledzącego każdy ruch pracującej w pocie czoła załogi. Zaczyna powoli do niego docierać, co się właściwie dzieje.
____Kot nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, słucha przeprosin oraz propozycji z szeroko otwartymi oczami. Wszystkie mięśnie napinają się do granic możliwości, gdy ciepła dłoń konduktora dotyka jego własnej. Nie odsuwa jej jednak. I dobrze, bo pełen czułości gest nieco koi jego nerwy. Rozsądnym będzie wyrwać się z tego wagonu, myśli Baba. Ludzkie ciało zostaje chwilowo porzucone, a wtedy Dante tworzy z marynarki kokonik, którego centrum stanowi koci łepek. Reszta ciała kremowego koteczka zaczyna delikatnie wibrować, a z okolic gardła wydobywa się uspokajające, subtelne mruczenie.
____Po dotarciu do nowego miejsca, Baba wciąż nie opuszcza bezpiecznych ramion mężczyzny. W innych okolicznościach pewnie głupio byłoby mu przyjmować aż taką dobroć, jednak teraz panicznie potrzebuje ciepła i opieki.
____Lekko wilgotny całus na jego czole zupełnie rozmywa pozostałości cieni strachu. Mruczenie jest odtąd głośniejsze.
____Kot podejmuje wysiłek wdrapania się wyżej, na ramiona szatyna. Z tej pozycji może dokładniej przyjrzeć się kajucie. Była malutka, lecz mieściła w sobie wszystko, co niezbędne. Baba nie liczy na to, że sam taką dostanie, w końcu Dante był konduktorem, a do tego zastępcą kierownika pociągu. Oplata chłopakowi szyję ogonem i mruczy prosto do ucha, kiedy ten otwiera wbudowaną w ścianę szafę w poszukiwaniu czegoś, co mógłby założyć po kąpieli jego puszysty towarzysz. Między miarowymi pomrukami wnet słychać koci brzuszek, żałośnie domagający się jedzenia.
____Baba skorzystał z okazji i wskoczył na najwyższą półkę w szafie. Obwąchuje starannie złożone ubrania, okręcając się wokół własnej osi, aż w końcu siada na szczycie materiałowej kupki, patrząc na jej posiadacza z góry. Szybko zmienia pozycję i układa się w tzw. chlebek.
____Dante oferuje mu, by się wykąpał, a w tym czasie on pójdzie po coś ciepłego do zjedzenia i picia do pociągowej restauracji. Kot macha ogonem w odpowiedzi, nie podoba mu się ten pomysł. Nie chce zostawać sam.
____Ale nie pójdzie spać, dopóki porządnie się nie wyszoruje, więc po namyśle zeskakuje z półki i staje przed elfem już w ludzkiej postaci. Zbliża się, rozstawiając szeroko ręce, którymi wreszcie oplata rozemocjonowanego konduktora.
____— Proszę, tylko wróć szybko.
____Zanim zrobi się niezręcznie, odwraca się na pięcie i znika w malutkiej łazience. Nie mija nawet minuta, gdy zza drzwi dochodzi dźwięk strumienia wody.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wyrzuty sumienia kotłujące się w jego głowie niczym fale sztormu rozbijające się o skaliste wybrzeże zamarły. W momencie gdy wziął wystraszonego Babę na ręce, a ten otulony ciepłem i jego ramionami zaczął mruczeć, Dante stracił rezon. Spojrzał na niego nieco zaskoczony, przez chwilę przyglądał się kociej istocie zastanawiał się co się właśnie stało. Dopiero po dłuższej chwili ociągania zrozumiał, że mogła być to tylko i wyłącznie reakcja na stres przez co ponownie, w jego głowie rozpętała się burza, nie wiedział jak ma go za to przepraszać.
Dochodząc do swojego pokoju, małej komnaty ponownie zmarszczył brwi czując jak kot mu umyka z rąk i znajduje swoje nowe miejsce na jego ramieniu. Odwracając głowę dotknął swoim nosem tego kociego, lekko zimnego i uśmiechając się do niego zachęcająco pomógł mu wdrapać się na wyższą półkę w szafie. Sam przebierając w równo złożonych koszulkach wybierał tą lnianą z pół długimi rękawami, do tego spodnie z podobnego materiału w których fantastycznie się śpi. To i ręcznik. Wszystko wziął do rąk i spoglądając w piękne kocie oczy czekał na postanowienie Baby. Tego natomiast co kot zrobił się nie spodziewał.
Przemiana w człowieka była oczywista bo jakby inaczej miał się porządnie wyszorować. Ale przytulenie które sprawiło, że jego serce naprzemiennie przyspieszyło i maksymalnie zwolniło było czymś czego w życiu by się nie spodziewał. Aż nie wiedział kiedy puścił zabrane mu z rąk rzeczy, stał tak na środku pokoiku oniemiały i przetwarzał dotyk, który w ogóle nie powinien się pojawić w tej sytuacji. Przecież, nie zasłużył. Gdy drzwi się zamknęły za umykającym do łazienki Babą, opuścił głowę i przygryzając dolną wargę pomasował kark w geście zmęczenia. Nie widział sensu. Niemniej nie ważne, ruszył do kuchni w taki sposób żeby na nikogo się nie nadziać, a gdy w pomieszczeniu kilka ciekawskich spojrzeń padło na jego twarz, on opuścił oczy nie prosząc nikogo o pomoc, szykując im pyszne bogate kanapki tak słodkie jak i słone oraz obiecaną herbatę z miodem. Pod pachę zwinął jeszcze tabliczkę mlecznej czekolady i wracając do swojego pokoju wszystko postawił na biurku. Nie wiedział gdzie Baba chciałby zjeść chociaż specjalnie miejsca do siedzenia nie było. Mogliby pójść na łóżko… ale tam pewnie Baba czułby się osaczony. Chyba? Nie wiedział.
Gdy kot owiany parą, w czystych ubraniach, wyłonił się wreszcie z łazienki, posłał mu nieco zawstydzony uśmiech po czym mijając się z nim drzwiach oświadczył, że też chciałby skorzystać. Nos go bolał, czuł się niezwykle brudny, a do tego klejący od potu. Musiał się umyć i przebrać. Jednocześnie zapewnił go, że nie musi się krępować i może siadać jeść. Sam pod strumieniem wody stał dłużej niż zazwyczaj, w samej łazience też nieco posiedział starając się ostrożnie doczyścić nieco siny nos z krwi. Dopiero gdy poczuł to totalne zmęczenie ale i otulające go ciepło wyszedł i rozglądając się za Babą uśmiechnął się lekko widząc go siedzącego na łóżku.
- Smakuje? – Zapytał samemu pamiętając, że pierwszy ludzki posiłek spożyty w swoim nowym ciele był przeżyciem przyjemnym i egzotycznym. Jakby zwierzęce ciało oduczyło się od rytuału jakim posiłki potrafiły być dla ludzi. Przy tym chwilę się wahał ale zaraz dołączając do niego na łóżku upił łyk przyjemnie słodkiej herbaty. Oparł się też głową o ścianę i przymykając oczy ogrzewał dłonie. Nie miał pojęcia czy powinien czy nie zaczynać rozmowę ale tak szybko jak się zaczął wahać, tak szybko przestał. Zajadający się Baba był uroczym widokiem, a on przyglądając się mu cicho się zaśmiał.
- Fajnie jest tego wszystkiego znowu doświadczać, prawda? – Zaczął lekko zmieszany gdy kot trafił na niego spojrzeniem. Żeby to jednak ukryć sam poczęstował się kanapką, wybornie pyszną przy natłoku dzisiejszych wrażeń i zużytej energii. – Zanim… zawałem umowę, mocno tęskniłem za wypiekami. Mogę później ukraść dwa ptysie. – Zapewnił na zachętę, bo słodycze łagodziły obyczaje.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
_
B A B A
____Podobno istnieją czworonogi lubujące się w taplaniu w wodzie. Bobry, wydry, piżmaki, kapibary i nutrie, niedźwiedzie, niektóre psy, króliki albo koty. Baba nie może powiedzieć, że należy do tych, co to lubią kontakt z wodą. Lecz dzisiejsze wydarzenia w dużym stopniu przyczyniły się do zmiany nastawienia w kwestii kąpieli. Ta nie trwa długo z bardzo prostego powodu, Baba nie chce zużyć zbyt dużej ilości gorącej wody. Po pierwsze, wydaje mu się, że nie powinien zanadto wykorzystywać dobrej woli i gościnności swojego gospodarza, po drugie, ilość czasu spędzona pod prysznicem była wystarczająca.
____Najpierw wyparza całe ciało w gorącej wodzie, chcąc tym sposobem pozbyć się każdego zapamiętanego spojrzenia, rzuconego przez okrutnego barona. Mydli skórę, szoruje mocno, wbijając w nią paznokcie. Mydliny ściekają wraz z wodą ku nogom, ale Baba nie zważa na to i wciąż się szoruje. Skóra jest czerwona, nie tylko przez temperaturę wody, ale również przez zbyt intensywne mycie. Babie sprawia ból jej dotykanie, mimo to nie przestaje. Chce się jej pozbyć, zrzucić, bo pamięta, kto na nią patrzył i kogo doprowadziła do podniecenia. Obrzydza go. Jest wstrętna, choć tak zwodniczo piękna. Nienawidzi jej.
____Wbrew temu, co czuje do swojego ciała, dalszą część kąpieli spędza na jego delikatnym pielęgnowaniu. Tą ludzką powłokę traktować zaczyna jak niechciane, acz bezbronne dziecko, które najbardziej na świecie potrzebuje w tej chwili czułości. I nie wiedząc, skąd czerpie takie pokłady bezinteresownej miłości, ogarnia sam siebie opieką. Myje się po raz drugi, teraz już z większą łagodnością, pozwalając by woda porwała nie tylko resztki brudu za paznokciami, ale też wszelkie złe emocje. Na koniec oczywiście starannie szczotkuje zęby, język oraz wewnętrzne policzki wraz z podniebieniem.
____Kiedy wychodzi z łazienki, jest już ubrany w rzeczy przygotowane przez Dantego. Z końcówek kręcących się lekko włosów na twarz, szyję i ramiona skapują leniwie krople, które równie dobrze można byłoby wziąć za łzy. To ciało płacze, że ktoś tak okrutnie się z nim obszedł podczas kąpieli.
____Zielonooki elf, właściciel kajuty, mija się z nim jeszcze w drzwiach. A Baba dopiero teraz zauważa, w jak fatalnym stanie jest jego nos. Z tego powodu ogarnia go wstyd, jest tak samolubny, tak zapatrzony we własne nieszczęście, że pozostaje ślepy na krzywdę innych. Ta myśl wybudza uśpione dotąd wspomnienia o dawnym życiu. Baba nie jest z nich szczególnie dumny… Do głowy napływają obrazy utrwalające jego nieczułość na krzywdę drugiego człowieka, a w zasadzie każdej żywej istoty. Czy naprawdę jest taką właśnie osobą?...
____Sparaliżowany epizodem, milczy, zagłębiając się w morze poczucia winy. Dante zaś, tak jak on sam wcześniej, znika za drzwiami łazienki.
____Ciszę przerywa głośne burczenie. Kot wzdycha, wdrapuje się na łóżko, gdzie opatula się szczelnie kołderką. W kokoniku chce poczekać cierpliwie, aż chłopak skończy się kąpać, by mogli wspólnie zacząć pałaszować kanapki, na widok których aż ślinka cieknie. Niestety brzuch protestuje coraz głośniej i głośniej, częściej i częściej. Biedny głodomorek w końcu ulega, z talerzyka nikną dwie kromki, jedna posmarowana wiśniowym dżemem i polana obficie miodem, druga — prawdziwe małe dzieło sztuki — przystrojona soczystą sałatą, z plastrem sera mimolette i kawałkiem wędzonej piersi kurczaka, oblana odrobiną pikantnego sosu, w towarzystwie dojrzałego pomidora i oprószona cebulką. Jeden kęs wystarczy, by się zakochać. Drugi jest po to, by kanapka w całości trafiła do buzi. Trzeci to w zasadzie kolejna kanapka, pochłania ją łapczywie. Są pyszne. Cudowne. Nie sposób przestać je jeść!
____Pytanie wywołuje na twarzy kota szczęśliwy grymas, buzia jest całkowicie wypchana pieczywem, więc nawet nie ma jak odpowiedzieć. Baba rzucił wykąpanemu gospodarzowi krótkie spojrzenie. Wygląda o niebo lepiej.
____— Gak, ą bfadzo makne! — prawie się dławiąc, potwierdza. Dla wzmocnienia efektu kiwa radośnie głową.
____Wzmianka o ptysiach to kolejny powód do szczęścia, Baba może nie pamiętać, jak smakują słodkie wypieki z kremem, ale jeżeli mają być choć w połowie tak przepyszne, jak kanapki, to koniecznie pragnie ich skosztować. Pochłonięcie tak dużej ilości pożywienia w tak krótkim czasie wywołuje u Baby czkawkę.
____— Pewnie jesteś zmęczony, usiądziesz? — Poklepał wolne miejsce obok siebie.
____Nim Dante skorzysta z zaproszenia, Baba wychyla się niebezpiecznie do przodu, by z biurka porwać kubek gorącej herbaty. Na szczęście, nie kończy na bolesnym spotkaniu z podłogą, ale napój pod wpływem drgań roni kilka kropel słodyczy.
____Najpierw wyparza całe ciało w gorącej wodzie, chcąc tym sposobem pozbyć się każdego zapamiętanego spojrzenia, rzuconego przez okrutnego barona. Mydli skórę, szoruje mocno, wbijając w nią paznokcie. Mydliny ściekają wraz z wodą ku nogom, ale Baba nie zważa na to i wciąż się szoruje. Skóra jest czerwona, nie tylko przez temperaturę wody, ale również przez zbyt intensywne mycie. Babie sprawia ból jej dotykanie, mimo to nie przestaje. Chce się jej pozbyć, zrzucić, bo pamięta, kto na nią patrzył i kogo doprowadziła do podniecenia. Obrzydza go. Jest wstrętna, choć tak zwodniczo piękna. Nienawidzi jej.
____Wbrew temu, co czuje do swojego ciała, dalszą część kąpieli spędza na jego delikatnym pielęgnowaniu. Tą ludzką powłokę traktować zaczyna jak niechciane, acz bezbronne dziecko, które najbardziej na świecie potrzebuje w tej chwili czułości. I nie wiedząc, skąd czerpie takie pokłady bezinteresownej miłości, ogarnia sam siebie opieką. Myje się po raz drugi, teraz już z większą łagodnością, pozwalając by woda porwała nie tylko resztki brudu za paznokciami, ale też wszelkie złe emocje. Na koniec oczywiście starannie szczotkuje zęby, język oraz wewnętrzne policzki wraz z podniebieniem.
____Kiedy wychodzi z łazienki, jest już ubrany w rzeczy przygotowane przez Dantego. Z końcówek kręcących się lekko włosów na twarz, szyję i ramiona skapują leniwie krople, które równie dobrze można byłoby wziąć za łzy. To ciało płacze, że ktoś tak okrutnie się z nim obszedł podczas kąpieli.
____Zielonooki elf, właściciel kajuty, mija się z nim jeszcze w drzwiach. A Baba dopiero teraz zauważa, w jak fatalnym stanie jest jego nos. Z tego powodu ogarnia go wstyd, jest tak samolubny, tak zapatrzony we własne nieszczęście, że pozostaje ślepy na krzywdę innych. Ta myśl wybudza uśpione dotąd wspomnienia o dawnym życiu. Baba nie jest z nich szczególnie dumny… Do głowy napływają obrazy utrwalające jego nieczułość na krzywdę drugiego człowieka, a w zasadzie każdej żywej istoty. Czy naprawdę jest taką właśnie osobą?...
____Sparaliżowany epizodem, milczy, zagłębiając się w morze poczucia winy. Dante zaś, tak jak on sam wcześniej, znika za drzwiami łazienki.
____Ciszę przerywa głośne burczenie. Kot wzdycha, wdrapuje się na łóżko, gdzie opatula się szczelnie kołderką. W kokoniku chce poczekać cierpliwie, aż chłopak skończy się kąpać, by mogli wspólnie zacząć pałaszować kanapki, na widok których aż ślinka cieknie. Niestety brzuch protestuje coraz głośniej i głośniej, częściej i częściej. Biedny głodomorek w końcu ulega, z talerzyka nikną dwie kromki, jedna posmarowana wiśniowym dżemem i polana obficie miodem, druga — prawdziwe małe dzieło sztuki — przystrojona soczystą sałatą, z plastrem sera mimolette i kawałkiem wędzonej piersi kurczaka, oblana odrobiną pikantnego sosu, w towarzystwie dojrzałego pomidora i oprószona cebulką. Jeden kęs wystarczy, by się zakochać. Drugi jest po to, by kanapka w całości trafiła do buzi. Trzeci to w zasadzie kolejna kanapka, pochłania ją łapczywie. Są pyszne. Cudowne. Nie sposób przestać je jeść!
____Pytanie wywołuje na twarzy kota szczęśliwy grymas, buzia jest całkowicie wypchana pieczywem, więc nawet nie ma jak odpowiedzieć. Baba rzucił wykąpanemu gospodarzowi krótkie spojrzenie. Wygląda o niebo lepiej.
____— Gak, ą bfadzo makne! — prawie się dławiąc, potwierdza. Dla wzmocnienia efektu kiwa radośnie głową.
____Wzmianka o ptysiach to kolejny powód do szczęścia, Baba może nie pamiętać, jak smakują słodkie wypieki z kremem, ale jeżeli mają być choć w połowie tak przepyszne, jak kanapki, to koniecznie pragnie ich skosztować. Pochłonięcie tak dużej ilości pożywienia w tak krótkim czasie wywołuje u Baby czkawkę.
____— Pewnie jesteś zmęczony, usiądziesz? — Poklepał wolne miejsce obok siebie.
____Nim Dante skorzysta z zaproszenia, Baba wychyla się niebezpiecznie do przodu, by z biurka porwać kubek gorącej herbaty. Na szczęście, nie kończy na bolesnym spotkaniu z podłogą, ale napój pod wpływem drgań roni kilka kropel słodyczy.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ponowne wyrzuty sumienia przez narażenie chłopaka na taką zadrę w nowym życiu zniknęły przy pierwszym spojrzeniu w kocie oczy. Te, emanujące prawdziwym szczęściem sprawiły, że parsknął cicho śmiechem ogromnie nim rozbawiony.
- Baba przeżuj, bo się zadławisz! – Poprosił go bo chociaż podejrzewał, że ten przeżywał właśnie prawdziwą jedzeniową ekstazę, nigdzie się im nie spieszyło i nikt mu tego nie zabierze. Ba! Jeżeli tylko będzie miał ochotę wypchać swój brzuszek do granic możliwości, on z przyjemnością mu to zapewni. Przynajmniej tak rozpocznie swoją mozolną drogę rekompensowania mu trafienia pierwszego dnia w tak fatalną spiralę wydarzeń.
- Nikt Ci tego nie zabierze i mogę dorobić więcej. Będzie Cię brzuch w nocy bolał jak nie będziesz dobrze żuł. – Poinstruował go samemu biorąc kanapkę z kawałkiem pieczeni z chrzanem na liściu sałaty. Wgryzł się w świeże pieczywo z cichym chrupnięciem i spokojnie rozkoszując się ostrym smakiem siorbał przy okazji herbatę. Przy czym na jego słowa zbliżył się tak żeby milimetry dzieliły ich ramiona od zetknięcia się i czując w tym momencie przyjemny komfort nieco przymknął oczy. Było smacznie, ciepło i cicho. Dochodził do nich jedynie miarowy stukot kół na szynach. Lekko przytłumiona światło dawało idealną atmosferę nadając wieczorowi pewnej intymności. Przy dobrej kolacji brakowało więc tylko świeczki. No i nieco innej zażyłości.
- Jak to jest być kotem? Za każdym razem jak jakiegoś widziałem, miałem wrażenie, że żyją w innym czasie. Że świat który się dzieje na moich oczach jest dla nich za wolny. Dźwięki które słyszę są nieznane, a to co widzę całkiem im obce. – Zagaił go bo chciał o czymś rozmawiać, chciał go nieco lepiej poznać. O przeszłości rozmawiać nie mogli bo jej nie znali, o tym co lubią było trudno bo to co ludzkie wracało przy kolejnych doświadczeniach które ciągnąć się mogły tygodniami. Pozostawało więc jedynie to co przeżyli jako zwierzęta, a jako że Baba był stworzeniem tak mocno intrygującym jego krucze ja, chciał się czegoś więcej dowiedzieć.
– No cóż... - zamyślił się Baba. – To jest uczucie, które bardzo trudno opisać słowami. Być kotem to jest troszkę, jakbyś zakochał się w wolności i niezależności. Będąc kotem, jesteś trochę jak sen. Przychodzisz w odpowiedniej chwili, jeżeli tylko chcesz, ale ta chwila jest znana tylko tobie. I tak jak mówisz, odbieramy świat trochę inaczej, my koty. Z jednej strony dlatego, że dysponujemy trochę bardziej skomplikowanymi mechanizmami odbierania i przetwarzania bodźców. Z drugiej, sam nie wiem... Po prostu tak funkcjonujemy.
Słuchał go uważnie rzucając mu ukradkiem badawcze spojrzenia. Ostatecznie uśmiechnął się rozczulony ale i ogromnie zafascynowany. To co mówił musiało być…
- Dokładnie tak jak latanie. – Zaczął, a czując na sobie spojrzenie, posłał mu ogromnie ciepły uśmiech. – Ten moment gdy siłą czegoś tak kruchego, a jednocześnie będącego całą siłą jaką masz, potrafisz złapać najdrobniejszy podmuch wiatru i unieść się, spojrzeć na cały świat z nowej perspektywy. To też ogromna wolność, tylko dla wybranych. Tylko szyb nie widzisz i czasem w jakąś wpadniesz. – Dodał z łobuzerskim uśmieszkiem z satysfakcją obserwując jak Baba parska w herbatę. To najpewniej był impuls do tego żeby rozpoczęta rozmowa zaczęła płynąć.
– Ty... chyba długo tu już pracujesz, zgadza się? – Uwolniona ciekawość wywołała na ustach Dantego uśmiech chociaż, pokręcił przecząco głową.
- I tak i nie. To będą jakieś trzy miesiące od kiedy podróżuję z koleją. Wystarczająco żeby obudzić się ze zwierzęcego snu, za mało żeby sobie wszystko przypomnieć. Czasem, coś mnie mocno zaskakuje gdy przypominam sobie jakie to uczucie. – Przyznał spoglądając na swoją dłoń.
- Dosłownie trzy dni temu po raz pierwszy znowu dotykałem śniegu. W kruczej formie zimno nie było aż tak dotkliwe, a tu od razu mi skostniały palce. – Na samo wspomnienie przeleciał go dreszcz i chętnie chwycił ponownie gorący kubek.
- Dlaczego… pomyślałeś o umowie? Nie każdy się na to decyduje. – Zapytał ostrożnie, nie wiedząc czy go tym nie urazi.
– Umowa... była sposobem na ucieczkę. - Wyznanie prawdy drugiej osobie przyszło kotu łatwo, niemniej jednak było trudne do przetrawienia. Nie kierowały nim żadne szlachetne pobudki, troszczył się jedynie o własny tyłek. – Nie, żebym narzekał na życie w skórze kota, przeciwnie, kocham je. Ma swoje uroki. Ale nie chciałem ryzykować, że kiedyś po prostu się rozpłynę i nie zostawię po sobie niczego. - Baba przygryzł wargę, a potem rzucił coś, co jego zdaniem miało rozluźnić atmosferę: – Musisz zresztą przyznać, że perspektywa egzystowania jako nartnik albo protist jest ciut... ekstremalna.
Początkowo nie skomentował chociaż chęć rozluźnienia atmosfery załapał. Uśmiechnął się do niego rozbawiony lekko mrużąc oczy.
- Ale szusowanie po wodzie byłoby superowe. – Zauważył śmiejąc się, wtórując równie rozbawionemu Babie. Po tym wziął kolejną kanapkę pozwalając żeby rozmowa płynęła. Chociaż nie do końca w tym całym zajściu był inteligentnym kompanem, traktował Babę jak słodki skarb który w całym tym nieszczęściu odnalazł i gdy tylko nadarzyła się okazja, wytarł kciukiem trochę dżemu z kącika jego ust udając, że nic się nie stało.
Przełamali pierwsze lody i chociaż nie trzymali żadnego konkretnego tematu, zadawali sobie pytania i na nie odpowiadali. Tak do momentu aż talerz był pusty, czekolada do połowy zjedzona, a kubki suche. I najpewniej gdyby nie klejące się oczy siedzieliby jeszcze długo ale po pewnym krytycznym momencie Dante z utęsknieniem zaczął zerkać w stronę poduszki.
- Ym… – Zaczął patrząc w rozpalone fiołkowe oczy. – Nie zdążyłem Ci przydzielić łóżka… lepiej by było jakbyś został. Gdzie… gdzie chciałbyś spać? – Zapytał niepewnie dając mu pełen wybór. Jeżeli to będą jego spodnie w szafie, proszę bardzo! Na pewno go stąd chętnie nie wypuści.
– Ah... Oh... - z zakłopotaniem rozejrzał się po pokoju. Nie było tu zbyt wiele miejsca na dwójkę wysokich mężczyzn, zwłaszcza w wąskim łóżku. Na szczęście mógł zmienić postać na odrobinkę bardziej kompaktową. Co też zrobił. Wielkie, zielone oczy skierował na oczy Dantego. Miały bardzo podobny kolor. – Jeżeli to nie problem, prześpię się w szafie... Nie chciałbym sprawiać dodatkowego kłopotu. Obiecuję nie nasiusiać, niczego nie zmiąć ani nie zrzucić!
- To żaden problem Baba. Będę znacznie spokojniejszy jeżeli będziesz spał ze mną, znaczy! U mnie! – Oświadczył nieco zmieszany nie mogąc po chwili się opamiętać przez co jego dłonie znalazły się na kociej głowie. Zaczął drapać go pod brodą, delikatnie przejechał palcami po policzkach gładząc przy okazji wibrysy po czym drapał za uchem. – Jesteś bardzo ślicznym kotem, nie dotykałem nigdy tak miękkiego. Chyba. – Przyznał schodząc zaraz z łóżka, ściągnął też naczynia które złożył na biurku po czym rozłożył mu koc w komfortowy koszyk. Chwilę stał miotając się ze swoimi odczuciami, a dając wygrać tej dziwnej potrzebie miziania puchatego stworzenia, jeszcze raz ucałował jego czoło. – Śpij dobrze.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
____— Dziękuję, to miłe z twojej strony.
____Tak, miał przyjemne w dotyku futerko, lecz był to wynik rutynowego czyszczenia i wyczesywania językiem. Codziennie, przez 365 lub 366 dni w roku. Czy to święta, czy sobota albo niezwykle dżdżysta wiosna, o sierść należało dbać. Do tej pory nikt nie miał okazji tego zauważyć, ni pochwalić, dlatego Baba nie kłopocze pochlebcy wyjawianiem takich szczegółów, tylko przyjmuje z cichą wdzięcznością komplement.
____Nie czekając na dodatkowe zachęty w postaci bardzo, bardzo przyjemnych pieszczot i całusów (choć korci!), kot wskakuje na najwyższą półkę w szafie i znowu usadawia się na czubku wieży z ubrań, po czym bierze się do przeglądu swojej sierści i opuszek łap. Wieczorna toaleta czas start. Roli nie gra fakt, że już się dzisiaj mył!
____Nieco później dzieje się dokładnie to, co Baba opisał Dantemu. Sen zjawia się niespodziewanie, skradając się bezszelestnie przez pokój, tak jak to robią złodzieje w nocy albo koty, gdy polują. Mruczanka, która akompaniuje jednomiarowym stukotom stalowych kół o lśniących tarczach, niczym księżyc w pełni, w końcu ustaje, a zwinięty w kulkę puchatek na dobre opuszcza jawę, by zagłębić się w świat marzeń i koszmarów. Od tych drugich woli trzymać się z daleka, lecz Pani Noc zadecydowała. A na jej decyzje, niestety, nikt nie wpłynie.
____Baba budzi się wystraszony. Przez jakiś czas wcale się nie rusza, zastyga, spodziewając się najgorszego. Do jego uszu dociera spokojny oddech śpiącego chłopaka i wciąż ten sam nieprzerwany odgłos sunącego po torach pociągu, to go uspokaja. Dźwiga się cichutko, rozciąga przednie i tylne łapki, a w końcu siada na skraju górnej półki. Lustruje nawykłym do mroku wzrokiem malutkie pomieszczenie, ale nie potrafi powiedzieć, czy coś się zmieniło.
____Z szafy zeskakuje na podłogę, ślizgając przednimi kończynami o kant mebla, by zniwelować hałas oraz nie narazić się na niepotrzebne nadwrężanie stawów. W głowie ma już plan. Skoro w szafie czają się koszmary, położy się — na chwilkę — przy Dantem. On, zdaje się, nie doświadcza żadnych problemów związanych z niechcianymi marzeniami sennymi. Baba bierze to za dobry znak. Położy się obok, tam koszmary go nie znajdą, a kiedy znów zrobi się senny, wyniesie się grzecznie z łóżka, do koszyka, dajmy na to.
____Kilka susów później jest już na pościeli. Korzystając ze sposobności, że nikt nie będzie mu prawił morałów na temat tego, co wypada, a co nie, wyłącznie z potrzeby odstresowania się, zaczyna ubijać łapkami utworzoną z pierzyny górkę, mrucząc przy tym głośno.
____Mrmrrmrmrr, gniotku, gniotku, gniotku, mrrmrmrrmrrmmr. Jak piekarz wyrabiający ciasto na chleb.
____Gniotku, gniotku, mrmrrmrmrr, mmmrmr, gniotku, gniotku, gniotku, gniotku.
____Piruecik, plask. Pupcia sama poszła w dół, reszta ciała za nią. Baba leży zadowolony, pomrukując jak zepsuty silnik traktora. Przymyka oczy. Nie będzie spać, obiecuję sobie. Poleży przez chwilkę.
____Tu jest miło. Ciepło. Miękko. Bezpiecznie. Zero niespodziewanych koszmarów. Nagle coś porusza się pod kołdrą i kot zostaje zaatakowany przez bosą stopę. Ludzka, zgrabna stopa chce przygnieść jego puszyste ciałko. Niedoczekanie!
____Wygrawszy nierówną walkę z dziką chęcią pokąsania stopy kłami, Baba przenosi się wyżej, na poduszkę, a dokładniej na część, na której nie ma głowy Dantego. Kładzie się w pozycji na chlebek. Znowu mruczy. Mruczenie jest prawie jak papieros, myśli, dobre na stres, na radość i dotrzymanie towarzystwa.
____Po raz drugi sen odwiedza naszego rozwibrowanego puchatka. Biedactwo nie ma siły z nim toczyć z nim zaciekłej bitwy, więc poddaje się mu, mimo wcześniejszych obietnic. Głowa sama opada mu na poduszkę.
_
B A B A
____— Dziękuję, to miłe z twojej strony.
____Tak, miał przyjemne w dotyku futerko, lecz był to wynik rutynowego czyszczenia i wyczesywania językiem. Codziennie, przez 365 lub 366 dni w roku. Czy to święta, czy sobota albo niezwykle dżdżysta wiosna, o sierść należało dbać. Do tej pory nikt nie miał okazji tego zauważyć, ni pochwalić, dlatego Baba nie kłopocze pochlebcy wyjawianiem takich szczegółów, tylko przyjmuje z cichą wdzięcznością komplement.
____Nie czekając na dodatkowe zachęty w postaci bardzo, bardzo przyjemnych pieszczot i całusów (choć korci!), kot wskakuje na najwyższą półkę w szafie i znowu usadawia się na czubku wieży z ubrań, po czym bierze się do przeglądu swojej sierści i opuszek łap. Wieczorna toaleta czas start. Roli nie gra fakt, że już się dzisiaj mył!
____Nieco później dzieje się dokładnie to, co Baba opisał Dantemu. Sen zjawia się niespodziewanie, skradając się bezszelestnie przez pokój, tak jak to robią złodzieje w nocy albo koty, gdy polują. Mruczanka, która akompaniuje jednomiarowym stukotom stalowych kół o lśniących tarczach, niczym księżyc w pełni, w końcu ustaje, a zwinięty w kulkę puchatek na dobre opuszcza jawę, by zagłębić się w świat marzeń i koszmarów. Od tych drugich woli trzymać się z daleka, lecz Pani Noc zadecydowała. A na jej decyzje, niestety, nikt nie wpłynie.
____Baba budzi się wystraszony. Przez jakiś czas wcale się nie rusza, zastyga, spodziewając się najgorszego. Do jego uszu dociera spokojny oddech śpiącego chłopaka i wciąż ten sam nieprzerwany odgłos sunącego po torach pociągu, to go uspokaja. Dźwiga się cichutko, rozciąga przednie i tylne łapki, a w końcu siada na skraju górnej półki. Lustruje nawykłym do mroku wzrokiem malutkie pomieszczenie, ale nie potrafi powiedzieć, czy coś się zmieniło.
____Z szafy zeskakuje na podłogę, ślizgając przednimi kończynami o kant mebla, by zniwelować hałas oraz nie narazić się na niepotrzebne nadwrężanie stawów. W głowie ma już plan. Skoro w szafie czają się koszmary, położy się — na chwilkę — przy Dantem. On, zdaje się, nie doświadcza żadnych problemów związanych z niechcianymi marzeniami sennymi. Baba bierze to za dobry znak. Położy się obok, tam koszmary go nie znajdą, a kiedy znów zrobi się senny, wyniesie się grzecznie z łóżka, do koszyka, dajmy na to.
____Kilka susów później jest już na pościeli. Korzystając ze sposobności, że nikt nie będzie mu prawił morałów na temat tego, co wypada, a co nie, wyłącznie z potrzeby odstresowania się, zaczyna ubijać łapkami utworzoną z pierzyny górkę, mrucząc przy tym głośno.
____Mrmrrmrmrr, gniotku, gniotku, gniotku, mrrmrmrrmrrmmr. Jak piekarz wyrabiający ciasto na chleb.
____Gniotku, gniotku, mrmrrmrmrr, mmmrmr, gniotku, gniotku, gniotku, gniotku.
____Piruecik, plask. Pupcia sama poszła w dół, reszta ciała za nią. Baba leży zadowolony, pomrukując jak zepsuty silnik traktora. Przymyka oczy. Nie będzie spać, obiecuję sobie. Poleży przez chwilkę.
____Tu jest miło. Ciepło. Miękko. Bezpiecznie. Zero niespodziewanych koszmarów. Nagle coś porusza się pod kołdrą i kot zostaje zaatakowany przez bosą stopę. Ludzka, zgrabna stopa chce przygnieść jego puszyste ciałko. Niedoczekanie!
____Wygrawszy nierówną walkę z dziką chęcią pokąsania stopy kłami, Baba przenosi się wyżej, na poduszkę, a dokładniej na część, na której nie ma głowy Dantego. Kładzie się w pozycji na chlebek. Znowu mruczy. Mruczenie jest prawie jak papieros, myśli, dobre na stres, na radość i dotrzymanie towarzystwa.
____Po raz drugi sen odwiedza naszego rozwibrowanego puchatka. Biedactwo nie ma siły z nim toczyć z nim zaciekłej bitwy, więc poddaje się mu, mimo wcześniejszych obietnic. Głowa sama opada mu na poduszkę.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pierwsze promienie wschodzącego słońca wdzierały się przez niezasłonięte okno leniwie budząc zamieszkałych w pokoju gości. On zmarszczył nos ale nie ze względu na świetlika igrającego z jego nosem. Raczej było to coś bardziej namacalnego, coś twardego… Uchylił jedną powiekę i prawie dostał wibrysem w oko. Gwałtownie cofnął głowę robiąc idiotyczną minę, poważnie zastanawiając się przez ułamek sekundy dlaczego w jego łóżku leży kot. Zrozumiał.
Baba leżał na boku, wtulony w niego plecami i z łapkami na krzyż ułożonymi na pyszczku. Jakby odganiał w ten sposób każdego kto chciałby mu zakłócić sen. Mimo tego, jego ogon lekko wibrował podskakując niczym konik polny. Jego natomiast zalało czyste rozczulenie. Był przepiękny. Strzygące lekko uszko szybko zostało zaatakowane przez jego palce, a gdy swoimi poczynaniami wywołał narastające pomruki, ułożył się ponownie wygodnie dając im jeszcze pięć minut słodkiego lenistwa. Nie musieli przecież się zrywać, z tego co wskazywał zegarek mieli jeszcze godzinę żeby zmienić nocną zmianę przez co chętnie przymknął na powrót oczy. To czego się nie spodziewał i to co sprawiło, że ponownie na Babę zerknął to delikatny ruch łapek które objęły jego nadgarstek zatrudniając jego przedramię jako kocią Przytulankę. No musiał! Po prostu musiał go ponownie cmoknąć, tym razem w ucho którym oberwał w policzek. Przez to złapał mocniej kota i obsypując mu całą głowę drobnymi całuskami prychnął rozbawiony.
- Dzień dobry śpioszku, wstajemy. – Pomiział lekko brzuszek zabierając rękę w chwili w której tylna łapka próbowała go skopać. – Czas zjeść śniadanie i stawić czoła temu dniu. – Zmieniając pozycję tak żeby leżeć na plecach pociągnął kota za sobą sadząc go na swojej piersi. Przelewający się blob futerka sprawił, że on ponownie z ogromną chęcią zaczął go czochrać dopiero po chwili zaprzątając sobie myśli tym czy Baba kładła się do szafy czy propozycja spędzenia tam nocy urodziła się w jego głowie i nigdy jej nie opuściła. Nie wnikał. Kociak tak przyjemnie nagrzał mu łóżko, że nic tylko się cieszyć. Poza tym, w chwili obecnej Dante zdecydowanie za mocno i zdecydowanie bezsensownie rozróżniał zwierzęcą część od ludzkiej co niektórych spostrzegawczych zawsze bawiło. Bowiem do ludzi podchodził z dystansem, był ciepły ale nigdy nie naruszał przestrzeni osobistej. Po prostu trzymał się w bezpiecznej odległości. Gdy jednak w grę wchodziły zwierzaki! Nigdy nie umiał się opanować, a gdy taki stworek był chętny, zawsze obdarował go porcją czułości. Ot, taki jego mankament.
Po upojnych pięciu minutach które spędzili na głaskaniu, przytulaniu i innych pieszczotach, niestety czas był wstawać. Schodząc z łóżka Dante przebrał się w czysty uniform, zaczesał ładnie włosy na które nałożył czapkę. Do kompletu wysokie oficerki i po sprawdzeniu czy kieszonce mieści się zegarek, czy ma przy sobie kasownik oraz małą torbę przydasiów jego wzrok ponownie powędrował na wygodnickiego kocura.
- A Ty jaśnie książę nie masz zamiaru się ogarnąć? – Zapytał tak czy inaczej wyciągając do niego ręce, a gdy kocia pupcia znalazła się w jego ramionach, on zadowolony z życia i niezwykle wypoczęty ruszył w ten chaos zwany dzienną zmianą.
W kuchni jego spojrzenie trafiło w pierwszej kolejności na someliera. Ten kiwnął mu na przywitanie głową obdarowując Babę pełnym wątpliwości spojrzeniem. Dante natomiast pokręcił głową przecząco po czym poprosił o dwie porcje jajecznicy na boczku ze świeży pieczywem. Usiadł w kącie, w rogu w którym nikomu nie będą przeszkadzać i gdzie nie powinni być nadto widoczni po czym posadził kota koło siebie.
Wtedy też do kuchni wpadła Nika i wypatrując ich spojrzeniem, bez prośby się do nich dosiadła.
- Paskuda od rana o was pyta. Zapewniła go, że Baba nieprzytomny i w stanie powątpiewającym został w nocy wyniesiony żeby jaśnie owrzodzonej dupie nie przeszkadzał. Musisz go pomalować. – Szeptała do nich konspiracyjnie. – Dodatkowo, zaczął wam już wymyślać zadania.
- DAAANTEEEE – Ryk staruszka przerwał ich naradę bitewną na co pokojówka z gracją wstała i odeszła na zajmowane przez nią typowo miejsce. Wtedy głównodowodzący pociągiem zauważył swojego zastępcę i z obrzydliwym uśmiechem wygranej zbliżył się do niego. W tym samym momencie szatyn zgarnął kota pod marynarkę za plecami i szepnął do niego żeby siedział cicho i się nie wychylał.
- Nasz VIP zlecił Ci listę zadań. Zaczniesz od wyczyszczenia łaźni błotnej i przygotujesz kąpiel. Później pójdziesz do terrarium i nałapiesz szarańczy na przekąskę do obiadu. Następnie musisz posprzątać wagon, zmienić pościel. A gdzie ten nowy? – Świergotał najobrzydliwsze zadania i najbardziej nieprzyjemne obowiązki jakby sama myśl, że to Dante a nie on sprawiała mu ekstazę.
-Skatowany, nieprzytomny. – Wysyczał oskarżycielko na co staruch wzruszył ramionami.
- Już się Baronowi znudził. Jak umrze to mnie powiadom. – Dante cudem powstrzymał się przed wygarnięciem starcowi co o nim i o Baronie myśli. Wziął głęboki oddech relaksując się na uciśnięcia kocich łapek które czuł w dole pleców.
- Żegnam ozięble, czas na śniadanie. – Syknął jedynie na co gruby staruch parsknął śmiechem zwycięzcy odchodząc, mijając się z drobną kelnereczką która podała im wszystkie zamówione rzeczy na tacy. Dwa talerze parującej, lekko ściętej jajecznicy na boczku ozdobionej szczypiorkiem. Do tego kanapki ze świeżego chleba z pomidorem i serem żółtym. Na osłodę ciężkiego życia po kawałku arbuza. No i kawa. Mały dzbanek parującego, czarnego napoju bogów. Dante zastanowił się przez chwilę i biorąc tacę oświadczył Babie, że ma mu wskoczyć na ramię i wrócą do jego pokoju. Pomalują go, a później ustalą plan działania. Wszyscy powinni uwierzyć, że nowy konserwator został wczoraj skatowany i nie będzie już długo obiektem pożądania. Dante sam się o to postara.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
_
B A B A
____Poranek zastaje kota na nie swoim łóżku, smacznie śpiącego i nie niepokojonego przez złe sny. Gdy ludzka ręka stara się go wybudzić, Baba powstrzymuje ją siłą własnych łapek, które ciasno wokół niej owija. Jest mu przyjemnie i błogo, nie dokucza mu głód ani potrzeba odwiedzenia toalety, więc po co ma wstawać?
____Skoordynowana inwazja całusów jest nie do zignorowania. Kot otwiera jedno oko, zerka na rozmiłowanego Dantego, uśmiechając się w duchu, ale na tym poprzestaje.
____— Jeszcze pięć minut, mamo! — rzuca żartobliwie.
____Dante nie daje za wygraną. Przyciąga Babę do siebie i kładzie sobie na brzuchu, wtedy znowu raczy go serią pieszczot, jakich ten w życiu z ludzkiej ręki nie doświadczył. Zadowolone mruczenie roznosi się po pomieszczeniu, emanując z całego kociego ciała, od gardła począwszy, poprzez tułów, łapy, a nawet ogon. Baba wygina się w różne strony, odsłaniając coraz to nowe zakamarki do głaskania i drapania, ociera się pyszczkiem o pierś chłopaka, dając mu do zrozumienia, że jest mu bardzo przyjemnie i miło.
____Kiedy szatyn wstaje, by się przygotować do pracy, kocur intensywnie tarza się w pościeli, zostawia na niej swój zapach. Czynność ta wywołała przeogromną chęć na zabawę, więc już po chwili, kot skacze po całym posłaniu, goniąc za wyimaginowaną myszą.
____ — Ja przecież jestem gotowy. — Baba porzuca szalone igraszki, by wskoczyć w dantejskie ramiona. Niesienie przez kogoś jest nadzwyczaj wygodne! — Czekałem tylko na ciebie. — Wysunął język.
____Konduktor prowadzi do kuchni, gdzie kręci się już część porannej zmiany. Kucharz oraz jego pomocnicy obierają, kroją, siekają, gotują i smażą, mieszają, mielą, smakują oraz doprawiają. Baba przyglądając się całemu procesowi, zastanawia się, czy aby przypadkiem nie staje się obserwatorem jakiegoś nieplanowego pokazu tanecznego. Wszyscy poruszają się w idealnej synchronizacji, nikt nikomu nie przeszkadza. Aż dziw bierze.
____Usiedli razem przy stoliku w rogu wagonu. Nie zdążyli nawet wymienić choćby zdania, gdy ktoś się do nich dosiada bez pytania. Nika zalewa ich szeptem treściwych komunikatów, co pozwala Babie uporządkować i dopasować do siebie wszystkie elementy układanki, które przechowuje w głowie. Wczorajsza niedyspozycja barona stanowiła część poważniejszego przedsięwzięcia, prawdopodobnie była efektem podania doprawionego czymś wina (przecież baron niczego innego do ust nie wziął) — chyba że w grę wchodziły czary, ale wzorowo zamaskowane, ni baron, ni obdarzony w zwierzęce instynkty Baba ich nie odkrył; tak samo zresztą jak odsiecz Dantego, Niki i tego drugiego mężczyzny. Kot czuje narastające poczucie winy, nawet im nie podziękował.
____Lecz i tym razem okazja na wyrażenie wdzięczności mija koło nosa. Do środka wpada jedna z osób, która u Baby wywołuje wyłącznie negatywne emocje. Wrzask. Dante nie uprzedza, że upchnie kiciusia pod marynarkę. Nie musi, zwierzę nie stawia oporów. Grzecznie zapiera się przednimi kończynami o plecy swojego rycerza (bez białego konia) i tak zamiera, nadstawiając uszu. Staruszek, jakby nie zna innego sposobu na komunikację ze swoim podwładnym, zaczyna wypluwać z siebie listę poleceń, tonem zniecierpliwionym i nieuprzejmym. Pazurki aż same się wysuwają.
____Oj, Baba nie ma zamiaru stawać się trupem. W żadnym wypadku.
____Zachowanie szefa drużyny konduktorskiej jedynie potwierdza regułę, to nie jest pierwszy przypadek bestialskiego obejścia się z pracownikiem kolei przez tego… nieczułego, wynaturzonego, zimnego zwyrodnialca, jakim jest baron. Po ciele przebiega dreszcz furii zmieszanej z rozpaczą. Jak ktokolwiek może godzić się na coś takiego? Dlaczego pracodawca ma za nic życie własnych pracowników i nawet słowem nie wspomina o takich niebezpieczeństwach? Kot musi wkładać dużo energii w hamowanie swoich emocji, lecz robi to bez szemrania, wyłącznie ze względu na osobę Dantego. Nie chce narobić dodatkowych kłopotów, wyskakując spod marynarki na obrzydliwego gbura z pazurami.
____Szczęśliwie ubrany w uniform mężczyzna odchodzi, Baba tym samym wysuwa łepek spod wierzchniego ubrania i siada z powrotem na swoim miejscu. Nie ryzykuje jeszcze przemiany, poczeka aż jedzenie pojawi się na stole.
____— Nie mam pojęcia, jak udaje ci się go znosić — mruży gniewnie oczy. — Stary, durny, śmierdzący szczochami niedojeb. A żeby mu hemoroidy na dupsku wyszły. A żeby mu rozpalony pogrzebacz wsadzili do…!
____Z nerwów się trzęsie, smaga powietrze puszystym ogonem.
____Skoordynowana inwazja całusów jest nie do zignorowania. Kot otwiera jedno oko, zerka na rozmiłowanego Dantego, uśmiechając się w duchu, ale na tym poprzestaje.
____— Jeszcze pięć minut, mamo! — rzuca żartobliwie.
____Dante nie daje za wygraną. Przyciąga Babę do siebie i kładzie sobie na brzuchu, wtedy znowu raczy go serią pieszczot, jakich ten w życiu z ludzkiej ręki nie doświadczył. Zadowolone mruczenie roznosi się po pomieszczeniu, emanując z całego kociego ciała, od gardła począwszy, poprzez tułów, łapy, a nawet ogon. Baba wygina się w różne strony, odsłaniając coraz to nowe zakamarki do głaskania i drapania, ociera się pyszczkiem o pierś chłopaka, dając mu do zrozumienia, że jest mu bardzo przyjemnie i miło.
____Kiedy szatyn wstaje, by się przygotować do pracy, kocur intensywnie tarza się w pościeli, zostawia na niej swój zapach. Czynność ta wywołała przeogromną chęć na zabawę, więc już po chwili, kot skacze po całym posłaniu, goniąc za wyimaginowaną myszą.
____ — Ja przecież jestem gotowy. — Baba porzuca szalone igraszki, by wskoczyć w dantejskie ramiona. Niesienie przez kogoś jest nadzwyczaj wygodne! — Czekałem tylko na ciebie. — Wysunął język.
____Konduktor prowadzi do kuchni, gdzie kręci się już część porannej zmiany. Kucharz oraz jego pomocnicy obierają, kroją, siekają, gotują i smażą, mieszają, mielą, smakują oraz doprawiają. Baba przyglądając się całemu procesowi, zastanawia się, czy aby przypadkiem nie staje się obserwatorem jakiegoś nieplanowego pokazu tanecznego. Wszyscy poruszają się w idealnej synchronizacji, nikt nikomu nie przeszkadza. Aż dziw bierze.
____Usiedli razem przy stoliku w rogu wagonu. Nie zdążyli nawet wymienić choćby zdania, gdy ktoś się do nich dosiada bez pytania. Nika zalewa ich szeptem treściwych komunikatów, co pozwala Babie uporządkować i dopasować do siebie wszystkie elementy układanki, które przechowuje w głowie. Wczorajsza niedyspozycja barona stanowiła część poważniejszego przedsięwzięcia, prawdopodobnie była efektem podania doprawionego czymś wina (przecież baron niczego innego do ust nie wziął) — chyba że w grę wchodziły czary, ale wzorowo zamaskowane, ni baron, ni obdarzony w zwierzęce instynkty Baba ich nie odkrył; tak samo zresztą jak odsiecz Dantego, Niki i tego drugiego mężczyzny. Kot czuje narastające poczucie winy, nawet im nie podziękował.
____Lecz i tym razem okazja na wyrażenie wdzięczności mija koło nosa. Do środka wpada jedna z osób, która u Baby wywołuje wyłącznie negatywne emocje. Wrzask. Dante nie uprzedza, że upchnie kiciusia pod marynarkę. Nie musi, zwierzę nie stawia oporów. Grzecznie zapiera się przednimi kończynami o plecy swojego rycerza (bez białego konia) i tak zamiera, nadstawiając uszu. Staruszek, jakby nie zna innego sposobu na komunikację ze swoim podwładnym, zaczyna wypluwać z siebie listę poleceń, tonem zniecierpliwionym i nieuprzejmym. Pazurki aż same się wysuwają.
____Oj, Baba nie ma zamiaru stawać się trupem. W żadnym wypadku.
____Zachowanie szefa drużyny konduktorskiej jedynie potwierdza regułę, to nie jest pierwszy przypadek bestialskiego obejścia się z pracownikiem kolei przez tego… nieczułego, wynaturzonego, zimnego zwyrodnialca, jakim jest baron. Po ciele przebiega dreszcz furii zmieszanej z rozpaczą. Jak ktokolwiek może godzić się na coś takiego? Dlaczego pracodawca ma za nic życie własnych pracowników i nawet słowem nie wspomina o takich niebezpieczeństwach? Kot musi wkładać dużo energii w hamowanie swoich emocji, lecz robi to bez szemrania, wyłącznie ze względu na osobę Dantego. Nie chce narobić dodatkowych kłopotów, wyskakując spod marynarki na obrzydliwego gbura z pazurami.
____Szczęśliwie ubrany w uniform mężczyzna odchodzi, Baba tym samym wysuwa łepek spod wierzchniego ubrania i siada z powrotem na swoim miejscu. Nie ryzykuje jeszcze przemiany, poczeka aż jedzenie pojawi się na stole.
____— Nie mam pojęcia, jak udaje ci się go znosić — mruży gniewnie oczy. — Stary, durny, śmierdzący szczochami niedojeb. A żeby mu hemoroidy na dupsku wyszły. A żeby mu rozpalony pogrzebacz wsadzili do…!
____Z nerwów się trzęsie, smaga powietrze puszystym ogonem.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Poranek pełen pieszczot, mruczenia i uroczego trącania łapkami z małymi różowymi fasolkami był dokładnie tym czego potrzebował by stawić czoła dzisiejszym wyzwaniom. Ba! W momencie gdy Baba niekoniecznie chciał się zmieniać i stał się jego osobistym szaliczkiem, jego kochaną Przytulanką i zwierzątkiem, uśmiech nie schodził mu z ust. Nawet nie unikał za mocno spojrzenia współpracowników, a gdy tylko zajął miejsce na którym został napadnięty przez swojego przełożonego, wszystko to co ten z jadem wypluwał spływało po nim jak po kaczce. Wystarczyło żeby skupił się na ugniatającym uczuciu na plecach, a jego serce topniało z rozkoszy, z tego że w jakiś sposób zwierzęca strona Baby polubiła go.
Gdy czekali na zamówione śniadanie, gdy ponownie zostali sami, a puchaty kot uwolniony został spod jego marynarki, on z zaciekawieniem rzucił mu kontrolne spojrzenie. Wyglądał przesłodko! I ledwo powstrzymał się przed wypluciem tego i ponownym wycałowaniem mu głowy. Zamiast tego cicho parsknął na połączenie komentarza, wijącego się ogona i oczu które ciskały piorunami. Ostrożnie uniósł rękę i kładąc ją na karku kota próbował go nieco uspokoić. To jak był traktowany to była tylko i wyłącznie jego sprawa i Baba nie powinien się tym przejmować.
- Nie kuś, nie kuś. Bo w końcu coś we mnie pęknie i zacznę wieczorami nad świeczką ten pogrzebacz podgrzewać. – Uśmiechnął się zachęcająco, a gdy ten otarł się o jego rękę policzkiem, nadal z nieco bojową miną, on ponownie zaczął się śmiać. – Podoba mi się Twoja kreatywność. Serio! Kiedyś się do niego zakradniemy i ukradniemy mu maść, żeby te hemoroidy… – Szeptał mu do uszka, a gdy obydwaj się nieco uspokoili, pośmiali, ponownie ruszył do swojego pokoju, wyposażony w piękną tacę zastawioną po brzegi jedzeniem.
Zamykając za sobą drzwi ułożył tacę tam gdzie wczoraj stały kanapki – początkowo na biurku – i pozwalając kotu żeby zasiadł na krześle przy biurku sam ściągnął marynarkę. Nie lubił w niej jeść. Po tym przysiadł na ziemi, to akurat mu nie przeszkadzało i biorąc jeden talerz jajecznicy życzył mu smacznego i zaczął pałaszować. Nie chciał żeby im wystygło, a taka na świeżo smakowała wybornie. Przy tym jego wzrok rzadko kiedy opuszczał ludzką twarz Baby chociaż w jego wzroku poza zastanowieniem, nic nie było.
- Dostałem wczoraj pędzelek którym naniesiemy Ci na buzie magię. W ten sposób zrobimy Ci obrażenia. Tylko… nigdy tego nie robiłem. – Przyznał pojęcia nie mając czy posiadał aż takie zdolności manualne. Owszem, pisał i to całkiem zgrabnie ale nauczył się tego stosunkowo niedawno. Do rysowania natomiast na razie go nie ciągnęło.
- Jedz proszę bo ostygnie. – Puścił mu pawie oczko biorąc jedną z kanapek. Pod naporem jego zębów pieczywo przyjemnie chrupnęło, a on z coraz przyjemniejszym i trwalszym uśmiechem na twarzy . – Nalejesz mi trochę mleka do kawy? – Zapytał, a gdy w jego dłoniach znalazł się kubek, upił dwa drobne łyki.
- Zrobimy Ci dwa duże siniaki pod oczami. Rozetniemy łuk brwiowy i usta. Może też na szyi ślady podduszenia? – Zaproponował wiedząc, że jedyne co będzie przy tym czuł to słodkie mrowienie nakładanego czasu i łaskoczące uczucie pędzelka.
- I będziesz mógł tu zostać jeżeli chcesz. Jak słyszałeś, ja mam masę zajęć.
nowena
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_
_
_
B A B A
____Dotyk dłoni na karku łagodzi obyczaje. Ogon zamiera w pół machnięcia, a do głębi źrenic cofają się rozbudzone gniewem w najczystszej postaci rozłożyste korzenie błyskawic. Palce zręcznie lawirują między czubkiem głowy a wrażliwym miejscem za uszkami, wobec czego kiciuś nie może już dłużej funkcjonować jako spragniony krwi wrogów tygrys czy lew. W ramach podziękowań za wprowadzenie go na nowo w stan łagodności, policzek przesuwa mocno po otwartej dłoni Dantego, pomrukując radośnie.
____ — Tak, wiem. Moje pomysły zawsze są szalenie dobre — rzecze nieskromnie, odrobinkę ironizując. Ślepka błyszczą, kiedy uszu docierają kolejne sensacje. — To co, dziś w nocy?
____Babę bawi rozmyślanie nad różnymi formami zadośćuczynienia starszemu konduktorowi za przepiękne traktowanie swoich podwładnych. A widok śmiejącego się Dantego jest jak miód na chlebku, cynamon w ryżu na słodko albo tabliczka mlecznej czekolady przed snem, lub inaczej — niczym promyki późnoletniego słońca ogrzewające grzbiet, poranne pieszczoty z kimś, kogo się darzy sympatią czy uczucie sytości w brzuszku na koniec dnia.
____Będąc w temacie pełnych żołądków, kucharz wkrótce stawia na blacie sporych rozmiarów tacę, na której kładzie dwa talerze z jajecznicą i mistrzowsko przypieczonym boczkiem, kolejny z dwoma bułeczkami z sezamem i kilkoma kromkami pełnoziarnistego chleba z dodatkami w postaci warzyw i mięsa, do tego dwa kubki, imbryk z herbatą rumiankową i jeszcze jeden z czarną kawą oraz nieduży dzbanek z mlekiem. Brązowowłosy elf odbiera śniadanie, rusza do pokoju, kot za nim, o własnych siłach, chociaż przez chwilę musi walczyć z chęcią wskoczenia mu na barki. Jak tak dalej pójdzie, zamieni się w pączka, a wtedy Dantemu nie pozostanie inny wybór, jak tylko go nosić tam i tu.
____Po wejściu do dobrze znanego pomieszczenia, Baba długo nie wytrzymuje w kociej skórze, zapach jajecznicy nie daje mu spokoju. Musi ją czym prędzej pożreć! Zajmuje miejsce przy biurku, dopada swojej porcji, a gdy pierwsza fala niepohamowanego obżarstwa mija, zaczyna się odzywać zakłopotanie. Krzesło w kajucie chłopaka jest jedno, a Baba akurat je zajmuje, co oznacza, że gospodarz siedzi na podłodze lub stoi. Szybki rzut okiem i kotu robi się zwyczajnie głupio. No jak to tak.
____Łapie za talerz, w zęby porywa sezamową bułeczkę, siada naprzeciw Dantego. Posyła mu swobodny uśmiech, żeby zdusić protesty w zarodku.
____— Aha, pędzelek — powtarza z pełną buzią. Kiedy przypomina sobie, że do tej pory nie podziękował za wyciągnięcie go z rąk śmierci, przełyka wszystko co ma w buzi i mówi, poważnym tonem: — Nie wiem, jak mam się wam odwdzięczyć… Nie wiem, czy kiedykolwiek spłacę ten dług… Dziękuję. Dziękuję, że tak się o mnie zatroszczyłeś. I że nie zostawiłeś mnie z tym… z nim.
____Wspomnienia wczorajszego incydentu ponownie zalewają umysł, a Baba w ciągu jednej chwili traci wszelki apetyt. Wyciąga rękę, ledwo widocznie drżącą, w stronę pałaszującego jajecznicę elfa, kładzie ją na jego kolanie i ściska.
____Kocur boi się, że z jego powodu tak pyszne śniadanie, efekt czyjejś sumiennej pracy, mogłoby wylądować w koszu. Dlatego na twarz nakłada maskę pt. wszystko w porządku, zabierając w tym samym czasie rękę z nie swojego kolana, a przykre obrazy snujące się po głowie stara się przegonić paroma łykami rumiankowej herbaty.
____Prośbę Dantego spełnia z rozkoszną miną, z tacy porywa dzbanuszek z mlekiem, dolewa go do kawy. Po chwili barwa płynu z głębokiego brązu przechodzi w prażone migdały, jej zapach łagodnieje.
____— Myślisz, że to zda egzamin?
____Baba nie jest pewien. Niektóre czary są skuteczne, z innymi nigdy nic nie wiadomo. Czy te okażą się wystarczające, by przekonać barona i kierownika pociągu jednocześnie.
____— A zresztą! — Do buzi ładuje sobie resztkę jajecznicy, wyciera kąciki ust wierzchem dłoni i przysuwa się bliżej Dantego. — Nie ma co gdybać, prawda? Uda się — dobra nasza. Myślmy pozytywnie.
____Pochyla się do przodu, by jego debiutującemu wizażyście było wygodniej. Obserwuje, jak Dante odstawia talerz, a w następnej kolejności wyciąga z kieszeni spodni wspomniany magiczny pędzelek, o który postarała się Nika. Chwyta niespodziewanie za lewą rękę konduktora, unosi ją do własnej brody i pomaga mu ująć ją między kciuk a zgięty palec wskazujący. Po chwili czuje na skórze łaskotanie, to włosie pędzelka. Łaskotanie przeistacza się w delikatne mrowienie, czary zaczynają robić swoje.
____— Tylko nie zrób ze mnie przypadkiem księcia z bajki — chichocze.
____Operacja trwa może z piętnaście minut. Baba powstrzymuje salwy śmiechu jak tylko może, czasem z większym, czasem z mniejszym powodzeniem. Włosie narzędzia malarskiego jest suche, ale w zetknięciu ze skórą pozostawia po sobie mieniące się smugi, które ciemnieją, czerwienią się, to znów zielenieją, z czarodziejskiej farby przeistaczają się w siniaki, płytkie pionowe rany, rozcięcia, opuchliznę. Kot stara się w zielonych oczach odnaleźć jakąś emocję, chętną uchylić mu rąbka tajemnicy co do efektu. Do najbliższego lustra dzieli go ledwie parę kroków, ale z jakiegoś powodu nie chce się w nim przeglądać.
____— Gotowe? Wygląda to dobrze? — odpytuje. — To co tam jęczał staruszek? Miałeś wyszorować do czysta łaźnię, przygotować kąpiel, złapać kilogram szarańczy do podsmażenia na przegryzkę…? — wylicza na palcach.
____Baba w żadnym wypadku nie ma zamiaru spędzać czas na nicnierobieniu, podczas gdy Dante samodzielnie zajmowałby się odhaczaniem punktów z dość długiej listy obowiązków. Korci go przez moment, by pograć biednego, niezdolnego do pracy koteczka. Na szczęście, jest to tylko głupia myśl. Pomysł, do którego nawet się nie przyzna. Nie wypada, nie po tym, co dla niego zrobiono.
____— Gdzie ty idziesz? — chwyta konduktora za kołnierz marynarki, gdy ten zbiera się do wyjścia. — Beze mnie? Nie ma mowy.
____Aby za bardzo nie rzucać się w oczy, przed opuszczeniem pokoju zmienia się w kudłatego czworonoga z wibrysami. Wychodzi, nie dając Dantemu ani chwili na zebranie myśli i dojście do wniosku, że chodzenie po pociągu, kiedy kręci się po nim również jego szef, jest ryzykowną zagrywką. Siada centralnie przed drzwiami, czeka cierpliwie aż szatyn wysunie się na korytarz. Musi ich poprowadzić, Baba nie ma zielonego pojęcia, w którą stronę do łaźni.
____Łaźnie to w istocie osobny wagon, pozostawiony w brudzie i nieuporządkowaniu po ostatnim razie. Pokaźna warstwa błota rozsmarowana po posadzce, częściowo także po ścianach, skrywa pod sobą gładko oszlifowane, pokryte bezbarwną warstwą lakieru dla uwydatnienia naturalnego, jasnego koloru, drewno. Środkową część pomieszczenia zajmują trzy ogromne, również drewniane balie, rzeźbione w subtelny wzór u podstaw. Wokół nich poustawiano kilkanaście donic z drzewkami bonsai, których stylizowane z wykorzystaniem różnych technik korony zdążyły dawno odrosnąć. Wśród ogólnego rozgardiaszu da się odnaleźć jednak elementy dekoracyjne, między innymi papierowe lampiony z wypalonymi świecami — natenczas zdatne wyłącznie do wyrzucenia — czy polerowane czarno-brązowe kamienie, ułożone jeden na drugim. W otoczeniu balii bystre oczy Baby dostrzegają wiaderka do polewania, stolik z przyborami do kąpieli, szczotkami — tak do włosów, jak i ciała, fiolkami z olejkami, balsamami, maskami z glinek — zielonej, białej, ciemnobrązowej albo czarnej, bladoróżowej.
____— W całym pociągu chyba tylko twój pokój jest wysprzątany… — komentuje zastany stan rzeczy.
____Baba wzdycha potępieńczo. Zastanawia się, kim jest lub są ci bałaganiarze, którzy z taką ignorancją podchodzą do kwestii estetycznych. Schyla się, bo pod nogami leży utytłana w błotku szmata. Bierze ją w dwa palce i obrzuca grymasem niezadowolenia. Wygląda na to, że już nikt nie powyciera sobie TYM skóry do sucha.
____Obleśny ręcznik, bo właśnie tym jest zmasakrowany kawał materiału, wrzuca do jednego z wiader. Ma zamiar nalać do niego wody, wypłukać do czysta szmatę, wymienić wodę i wziąć się za zeskrobywania warstwy mieszaniny gleby, mułu i gliny z posadzki.
____Nad baliami do kąpieli wiszą schowane w tej chwili rynny, którymi ze zbiorników w suficie leje się najpewniej woda. Mechanizmy uruchamiają długie, srebrne łańcuszki, zwisające przy każdej drewnianej kadzi. Nie myśląc nad konsekwencjami, Baba bezmyślnie odczepia jeden z nich, zwalniając blokadę, wtedy rynna opuszcza się pod odpowiednim kątem, a po chwili z nieba spada…
____— Ugh! Fuj!
____Z rynny cieknie błoto, wpada do brudnej balii, zalewając ją kolejną warstwą ciekłego brudu. Błotko rozchlapuje się na wszystkie strony świata, częściowo sięgając nieprzygotowanego na taki przebieg wydarzeń kota. Z jego gardła wydobywa się skrzek wstrętu.
____— Nie śmiej się! — Z twarzy próbuje zetrzeć resztki kleistej mazi, ale zamiast tego jedynie je rozsmarowuje. Ubrania nie tyka, wie, że nic nie da się z nim zrobić. — Aaa! Zaraz zwymiotuję!
____ — Tak, wiem. Moje pomysły zawsze są szalenie dobre — rzecze nieskromnie, odrobinkę ironizując. Ślepka błyszczą, kiedy uszu docierają kolejne sensacje. — To co, dziś w nocy?
____Babę bawi rozmyślanie nad różnymi formami zadośćuczynienia starszemu konduktorowi za przepiękne traktowanie swoich podwładnych. A widok śmiejącego się Dantego jest jak miód na chlebku, cynamon w ryżu na słodko albo tabliczka mlecznej czekolady przed snem, lub inaczej — niczym promyki późnoletniego słońca ogrzewające grzbiet, poranne pieszczoty z kimś, kogo się darzy sympatią czy uczucie sytości w brzuszku na koniec dnia.
____Będąc w temacie pełnych żołądków, kucharz wkrótce stawia na blacie sporych rozmiarów tacę, na której kładzie dwa talerze z jajecznicą i mistrzowsko przypieczonym boczkiem, kolejny z dwoma bułeczkami z sezamem i kilkoma kromkami pełnoziarnistego chleba z dodatkami w postaci warzyw i mięsa, do tego dwa kubki, imbryk z herbatą rumiankową i jeszcze jeden z czarną kawą oraz nieduży dzbanek z mlekiem. Brązowowłosy elf odbiera śniadanie, rusza do pokoju, kot za nim, o własnych siłach, chociaż przez chwilę musi walczyć z chęcią wskoczenia mu na barki. Jak tak dalej pójdzie, zamieni się w pączka, a wtedy Dantemu nie pozostanie inny wybór, jak tylko go nosić tam i tu.
____Po wejściu do dobrze znanego pomieszczenia, Baba długo nie wytrzymuje w kociej skórze, zapach jajecznicy nie daje mu spokoju. Musi ją czym prędzej pożreć! Zajmuje miejsce przy biurku, dopada swojej porcji, a gdy pierwsza fala niepohamowanego obżarstwa mija, zaczyna się odzywać zakłopotanie. Krzesło w kajucie chłopaka jest jedno, a Baba akurat je zajmuje, co oznacza, że gospodarz siedzi na podłodze lub stoi. Szybki rzut okiem i kotu robi się zwyczajnie głupio. No jak to tak.
____Łapie za talerz, w zęby porywa sezamową bułeczkę, siada naprzeciw Dantego. Posyła mu swobodny uśmiech, żeby zdusić protesty w zarodku.
____— Aha, pędzelek — powtarza z pełną buzią. Kiedy przypomina sobie, że do tej pory nie podziękował za wyciągnięcie go z rąk śmierci, przełyka wszystko co ma w buzi i mówi, poważnym tonem: — Nie wiem, jak mam się wam odwdzięczyć… Nie wiem, czy kiedykolwiek spłacę ten dług… Dziękuję. Dziękuję, że tak się o mnie zatroszczyłeś. I że nie zostawiłeś mnie z tym… z nim.
____Wspomnienia wczorajszego incydentu ponownie zalewają umysł, a Baba w ciągu jednej chwili traci wszelki apetyt. Wyciąga rękę, ledwo widocznie drżącą, w stronę pałaszującego jajecznicę elfa, kładzie ją na jego kolanie i ściska.
____Kocur boi się, że z jego powodu tak pyszne śniadanie, efekt czyjejś sumiennej pracy, mogłoby wylądować w koszu. Dlatego na twarz nakłada maskę pt. wszystko w porządku, zabierając w tym samym czasie rękę z nie swojego kolana, a przykre obrazy snujące się po głowie stara się przegonić paroma łykami rumiankowej herbaty.
____Prośbę Dantego spełnia z rozkoszną miną, z tacy porywa dzbanuszek z mlekiem, dolewa go do kawy. Po chwili barwa płynu z głębokiego brązu przechodzi w prażone migdały, jej zapach łagodnieje.
____— Myślisz, że to zda egzamin?
____Baba nie jest pewien. Niektóre czary są skuteczne, z innymi nigdy nic nie wiadomo. Czy te okażą się wystarczające, by przekonać barona i kierownika pociągu jednocześnie.
____— A zresztą! — Do buzi ładuje sobie resztkę jajecznicy, wyciera kąciki ust wierzchem dłoni i przysuwa się bliżej Dantego. — Nie ma co gdybać, prawda? Uda się — dobra nasza. Myślmy pozytywnie.
____Pochyla się do przodu, by jego debiutującemu wizażyście było wygodniej. Obserwuje, jak Dante odstawia talerz, a w następnej kolejności wyciąga z kieszeni spodni wspomniany magiczny pędzelek, o który postarała się Nika. Chwyta niespodziewanie za lewą rękę konduktora, unosi ją do własnej brody i pomaga mu ująć ją między kciuk a zgięty palec wskazujący. Po chwili czuje na skórze łaskotanie, to włosie pędzelka. Łaskotanie przeistacza się w delikatne mrowienie, czary zaczynają robić swoje.
____— Tylko nie zrób ze mnie przypadkiem księcia z bajki — chichocze.
____Operacja trwa może z piętnaście minut. Baba powstrzymuje salwy śmiechu jak tylko może, czasem z większym, czasem z mniejszym powodzeniem. Włosie narzędzia malarskiego jest suche, ale w zetknięciu ze skórą pozostawia po sobie mieniące się smugi, które ciemnieją, czerwienią się, to znów zielenieją, z czarodziejskiej farby przeistaczają się w siniaki, płytkie pionowe rany, rozcięcia, opuchliznę. Kot stara się w zielonych oczach odnaleźć jakąś emocję, chętną uchylić mu rąbka tajemnicy co do efektu. Do najbliższego lustra dzieli go ledwie parę kroków, ale z jakiegoś powodu nie chce się w nim przeglądać.
____— Gotowe? Wygląda to dobrze? — odpytuje. — To co tam jęczał staruszek? Miałeś wyszorować do czysta łaźnię, przygotować kąpiel, złapać kilogram szarańczy do podsmażenia na przegryzkę…? — wylicza na palcach.
____Baba w żadnym wypadku nie ma zamiaru spędzać czas na nicnierobieniu, podczas gdy Dante samodzielnie zajmowałby się odhaczaniem punktów z dość długiej listy obowiązków. Korci go przez moment, by pograć biednego, niezdolnego do pracy koteczka. Na szczęście, jest to tylko głupia myśl. Pomysł, do którego nawet się nie przyzna. Nie wypada, nie po tym, co dla niego zrobiono.
____— Gdzie ty idziesz? — chwyta konduktora za kołnierz marynarki, gdy ten zbiera się do wyjścia. — Beze mnie? Nie ma mowy.
____Aby za bardzo nie rzucać się w oczy, przed opuszczeniem pokoju zmienia się w kudłatego czworonoga z wibrysami. Wychodzi, nie dając Dantemu ani chwili na zebranie myśli i dojście do wniosku, że chodzenie po pociągu, kiedy kręci się po nim również jego szef, jest ryzykowną zagrywką. Siada centralnie przed drzwiami, czeka cierpliwie aż szatyn wysunie się na korytarz. Musi ich poprowadzić, Baba nie ma zielonego pojęcia, w którą stronę do łaźni.
____Łaźnie to w istocie osobny wagon, pozostawiony w brudzie i nieuporządkowaniu po ostatnim razie. Pokaźna warstwa błota rozsmarowana po posadzce, częściowo także po ścianach, skrywa pod sobą gładko oszlifowane, pokryte bezbarwną warstwą lakieru dla uwydatnienia naturalnego, jasnego koloru, drewno. Środkową część pomieszczenia zajmują trzy ogromne, również drewniane balie, rzeźbione w subtelny wzór u podstaw. Wokół nich poustawiano kilkanaście donic z drzewkami bonsai, których stylizowane z wykorzystaniem różnych technik korony zdążyły dawno odrosnąć. Wśród ogólnego rozgardiaszu da się odnaleźć jednak elementy dekoracyjne, między innymi papierowe lampiony z wypalonymi świecami — natenczas zdatne wyłącznie do wyrzucenia — czy polerowane czarno-brązowe kamienie, ułożone jeden na drugim. W otoczeniu balii bystre oczy Baby dostrzegają wiaderka do polewania, stolik z przyborami do kąpieli, szczotkami — tak do włosów, jak i ciała, fiolkami z olejkami, balsamami, maskami z glinek — zielonej, białej, ciemnobrązowej albo czarnej, bladoróżowej.
____— W całym pociągu chyba tylko twój pokój jest wysprzątany… — komentuje zastany stan rzeczy.
____Baba wzdycha potępieńczo. Zastanawia się, kim jest lub są ci bałaganiarze, którzy z taką ignorancją podchodzą do kwestii estetycznych. Schyla się, bo pod nogami leży utytłana w błotku szmata. Bierze ją w dwa palce i obrzuca grymasem niezadowolenia. Wygląda na to, że już nikt nie powyciera sobie TYM skóry do sucha.
____Obleśny ręcznik, bo właśnie tym jest zmasakrowany kawał materiału, wrzuca do jednego z wiader. Ma zamiar nalać do niego wody, wypłukać do czysta szmatę, wymienić wodę i wziąć się za zeskrobywania warstwy mieszaniny gleby, mułu i gliny z posadzki.
____Nad baliami do kąpieli wiszą schowane w tej chwili rynny, którymi ze zbiorników w suficie leje się najpewniej woda. Mechanizmy uruchamiają długie, srebrne łańcuszki, zwisające przy każdej drewnianej kadzi. Nie myśląc nad konsekwencjami, Baba bezmyślnie odczepia jeden z nich, zwalniając blokadę, wtedy rynna opuszcza się pod odpowiednim kątem, a po chwili z nieba spada…
____— Ugh! Fuj!
____Z rynny cieknie błoto, wpada do brudnej balii, zalewając ją kolejną warstwą ciekłego brudu. Błotko rozchlapuje się na wszystkie strony świata, częściowo sięgając nieprzygotowanego na taki przebieg wydarzeń kota. Z jego gardła wydobywa się skrzek wstrętu.
____— Nie śmiej się! — Z twarzy próbuje zetrzeć resztki kleistej mazi, ale zamiast tego jedynie je rozsmarowuje. Ubrania nie tyka, wie, że nic nie da się z nim zrobić. — Aaa! Zaraz zwymiotuję!
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach