Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Kiss, marry, kill {22/03/21, 09:39 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_04-03-11.52.25

Dwa klany, same dzbany, jeden sojusz, jeden wróg...

Mąż - bob
Żona - Ischigo
Ochroniarz - Hummany


ODDZIAŁ KLANU ESPOIR:

PRAWA KLANÓW:

bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {20/05/21, 12:39 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_04-06-10.20.13

____Cedric nie mógł powstrzymać rozbawienia, obserwując coraz to bardziej zażenowanego pochwałami Gillesa. Już wcześniej zauważył, że młodszy chłopak raczej nie najlepiej przyjmował komplementy, co zdecydowanie dodawało mu trochę uroku, ale powodowało też jego lekkie zmartwienie, czy być może nie wierzył w te wszystkie zapewnienia odnośnie jego talentu, które z jego strony zawsze były szczere. Co więcej, być może nawet by to pociągnął dalej, zaciekawiony jego granicami, jak i dziwnie zainteresowany jego reakcjami, gdyby ten tak żywo nie zaoponował. Nie chciał przeginać, więc po krótkim potarmoszeniu jego włosów, wspólnie wrócili do domu na obiad. A później dzień minął mu trochę jak w jakimś śnie – nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak zrelaksowany. Siedzenie przy rzece z Gillesem, z wiankiem na głowie, nawet w jego najśmielszych wyobrażeniach nie było wcześniej w jego planach. A nawet nie był to ich pierwszy raz, gdy spędzali w ten sposób czas! Był tak zaaferowany próbami robienia wianka przy zdecydowanej pomocy Gillesa, że nie spostrzegł, gdy się do siebie zbliżyli. Wyszło to tak naturalnie, tak poprawnie i przyjemnie, że gdy w końcu zorientował się, jak blisko siebie się znajdują, szczerze się zdziwił.
    Ich oddechy mieszały się ze sobą i Cedric po raz pierwszy miał wrażenie, że nie był w stanie oderwać wzroku od oczu Gillesa, kompletnie pochwycony przez ich głębie. A gdy w końcu, po wielu próbach, to zrobił, te zdradziecko przesunęły się na usta chłopaka, na niepoprawnie długi moment tam się zatrzymując. Jedna, koślawa myśl przeszła przez jego głowę, ale spróbował ją uciszyć, nie chcąc poddać się nawet wyobrażeniom, jak łatwo mógłby skrócić między nimi dystans. Dopiero dźwięk jakiegoś ptaszyska nieopodal sprawił, że w dwójkę w lekkim zaskoczeniu się od siebie odsunęli.
    - Twój wygląda zdecydowanie lepiej – przyznał, patrząc z rozbawieniem na nieco nieporadnie zawiązany przez niego wianek. A mimo to jednak, chcąc jakoś wprowadzić dystans i zmienić atmosferę po ostatnim zaskakująco intymnym momencie, wsadził kwiaty na głowę Gillesa. Te całe szczęście się nie rozleciały.
    - Tobie też pasuje – skomentował, odnosząc się do poprzednich słów chłopaka. Cisnęło mu się na usta, że tak właściwie wyglądał obłędnie i jak rzadko miał ochotę sięgnąć po ołówek, aby go naszkicować. Gilles, z wiankiem na głowie, na tle kwiatów i łąki tworzył po prostu niesamowity obraz i Cedric z lekkim zawstydzeniem przyznał przed sobą, że z łatwością będzie w stanie odtworzyć ten widok w głowie. Reszta dnia minęła im niesamowicie spokojnie. Na polance spędzili czas aż do zachodu słońca i opróżnienia całego pojemnika ciastek. Cedric raz przysnął, a gdy się obudził, zorientował się z zaskoczeniem, że Gilles również. Ich wianki przez to nieco ucierpiały, ale młodszy po obudzeniu, które nastąpił krótko po jego własnym, z łatwością je naprawił, nadając im z powrotem odpowiedniego kształtu. Po powrocie do domu z kolei i posprzątaniu ich piknikowego koszyka, dołączyli do salonu do mamy Cedrica, plotkując i rozmawiając, luźno rozwaleni na sofach. Lis z przyjemnością dostrzegał, jak z każdą mijającą godziną Gilles coraz swobodniej się czuł. A gdy z kolei jego mama dobrała się do jego włosów, zaplatając je w najrozmaitsze formacje, miał wrażenie nawet, że dogadywali się wtedy nawet lepiej niż z nim, co przyjął z czystym rozbawieniem. Czas mijał im szybko i zanim się spostrzegli, zaczęli się zbierać spać. Cedric przed pójściem upewnił się jeszcze co do dawkowania leków kobiety i dopiero po tym dołączył do Gillesa w swojej sypialni, przeciągając się luźno od wejścia.  
    - Um, łóżko jest nieco węższe niż to, na którym śpimy w rezydencji – poinformował szczerze chłopaka, zastanawiając się, czy być może nie powinien mu go oddać, z czym też szybko podjął dalszą decyzję. – Prześpię się na kanapie – zaproponował więc, nawet nie pytając, podejrzewając że inaczej Gilles mógłby z uprzejmości odmówić. A tak trochę postawił go już po podjętej decyzji. To natomiast, czego się nie spodziewał, to tak gwałtowna odmowa ze strony papugi. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu czającego się w kącikach warg, choć ten zaraz zniknął (nie chciał, aby młodszy go źle odebrał), gdy zaczęli w dwójkę próby dogadania się odnośnie spania. Cedric nie planował oddawać sofy papudze, ponieważ z jego skrzydłami byłoby to chyba ekstremalnie niekomfortowe. Dlatego też zaczęli krótką dyskusję, która opcja spania będzie najbardziej korzystna. W końcu jednak stwierdzili, że skoro i tak spali w rezydencji w dwójkę, tutaj mogą to powtórzyć – łóżko nie było AŻ tak mniejsze, i chociaż na pewno odczują różnicę, żaden z nich nie chciał odpuścić.
    - Okej w takim razie – oznajmił w końcu, kapitulując i uśmiechnął się lekko rozbawiony, ale i całkowicie pokonany pod uporem brązowowłosego. – Chcesz jakieś dresy? – zapytał dalej, a widząc tak samo gwałtowną odmowę jak w przypadku jego spania na sofie, nie mógł powstrzymać lekkiego uniesienia brwi. Mimo to, podszedł do komody, szukając w najniższej szafce, w której trzymał dawno nieużywane ubrania, czegoś dla nieco drobniejszego Gillesa. - Nie zamierzam cię do niczego zmuszać, możesz spać w czymkolwiek ci najbardziej komfortowo, ale gdybyś się zdecydował, tutaj są ubrania – powiedział w końcu, odkładając koszulkę i spodnie, jeszcze z młodszych lat, gdy on sam był nieco mniejszy, na łóżko. – Łazienka jest naprzeciwko pokoju i znajdziesz tam wszystko, czego potrzebujesz. Ja pójdę do drugiej na dole – dodał miękko, doskonale dostrzegając, że chłopak nagle czuł się niekomfortowo, w odróżnieniu od czasu, który wspólnie spędzili na spacerze, łące czy nawet podczas obiadu i kolacji z jego mamą. Co więcej, Gilles nie wyglądał na tak zestresowanego nawet dziesięć minut temu - dlatego też przed wyjściem zatrzymał się i odwrócił do młodszego, nie wiedząc do końca, jak zacząć i czy w ogóle powinien naciskać.
    - Wszystko w porządku? – zapytał po krótkim wahaniu, zaczynając się zastanawiać, czy być może było coś, co wprawiło Gillesa w większy stres. Widząc, jak ten niepewnie na niego patrzy, Cedric odsunął się od drzwi i zbliżył do chłopaka, samemu siadając na łóżku. Miał nadzieję, że może to pomoże. – Chcesz porozmawiać? – zaproponował trochę ciszej, patrząc na niego od dołu z uśmiechem. Postanowił też zacząć, nie chcąc od początku kłaść nacisku na młodszym; równocześnie też chciał podzielić się nieco swoją perspektywą. – Nie naciskam – zaczął, nieco niepewnie drapiąc się po karku – po prostu widzę, że jesteś nagle zestresowany. Zastanawiam się, czy mogę zrobić coś, żebyś poczuł się bardziej komfortowo – dodał nieco on sam zawstydzony, wzruszając lekko ramionami. Nie wiedział, czy nie było to też zuchwałe – bądź co bądź ich relacja wciąż się formowała, ostatnie dni mieli wyjątkowo ciężkie (właściwie to ostatnie tygodnie, miesiące…) a on nie chciał przesadzić, stąd raczej podchodził do tego wszystkiego ostrożnie. Nagle jednak jedna myśl zaburzyła to wszystko, a on z jeszcze większym zmartwieniem spojrzał w brązowe oczy Gillesa. – Um…chyba…że to ja? Przeze mnie w sensie? – dodał bardzo niepewnie, nieco nerwowo tym razem on poprawiając się na łóżku. Kompletnie nie przeszło mu wcześniej przez myśl, to on sam mógł być powodem dyskomfortu Gillesa, a przecież wcale nie była to taka nieprawdopodobna opcja. Czuł się jak głupek, że w ogóle nie brał tego pod uwagę.


    Wszystko działo się tak szybko, że Sasha kompletnie nie nadążał. W jednym momencie byli na zewnątrz, a w drugim leżeli na ziemi, obwiązywani jakimiś dziwnymi linkami. Przez tą szamotaninę nie był w stanie nawet dojrzeć, co się dzieje, a gdy na jego głowie spoczął worek, uniemożliwiając mu widzenie, jego poziom gotowości do obrony i ataku znalazł się na najwyższym poziomie; koniec końców kiedyś również trenował do takich sytuacji, stąd nie było mu to obce. I pewnie nawet nie zwlekałby z reakcją, gdyby nie fakt, że tak jak w trakcie szamotaniny, usłyszał na powrót dookoła młode głosy. Wcześniej wydawało mu się, że tylko się przesłyszał, przez co obawiał się reagować pochopnie – tym razem jednak był co do tego pewien. Tym bardziej sprawiło to, że jego poziom konsternacji odnośnie tej sytuacji wzrósł do absurdalnych poziomów. A gdy w końcu z powrotem umożliwiono im wizję, zgupiał do reszty, gdy został otoczony przez bandę – dosłownie - dzieciaków. Po upewnieniu się, że Adrien siedział bezpiecznie obok niego, rozejrzał się z zupełnie nierozumiejącą twarzą dookoła. Tylko pobieżnie słuchał rozmowy chłopaka obok z dzieciakami, raczej z zainteresowanie rozglądając się dookoła, czekając aż w końcu dojdzie między nimi do jakiegoś porozumienia. I kto wie, ile czasu jeszcze spędziłby wyglądając w ten sposób, gdyby nie nagłe pojawienie się nieco starszego chłopaka w tej ferajnie.
    - Prekursor? Jaki prekursor? – powtórzył nieznajomy chłopak z niedowierzaniem, jak gdyby jeszcze wciąż analizował i nie dowierzał temu, co mu wszyscy dookoła mówią. Dzieciaki wzajemnie się przekrzykiwały, co wcale nie pomagało w zrozumieniu sytuacji. Dopiero po dłuższej chwili, wielu prób uciszenia i w końcu bardziej zwięzłych wyjaśnieniach, dotarło do najstarszego z nich, co się wyczynia. – Związaliście prekursora?! – oznajmił w niedowierzaniu. – Rozwiążcie ich! Ale to już! – dodał i mimo ostrzejszego tonu, ten nadal był zaskakująco miły, jak gdyby starał się nie zestresować wszystkich dookoła. Parę dzieciaków zbliżyło się do nich, wciąż nieufnie i nieco nieporadnie rozwiązało więzy. Sasha nie przyznawał się, że te nawet nie były poprawnie zawiązane; tak naprawdę mógł sam je rozplątać kiedykolwiek by chciał, ale wolał nie działać pochopnie. Szczególnie, że mimo ich położenia absolutnie nie czuł się zagrożony. Jak mógłby, kiedy otaczała ich tak naprawdę banda dzieciaków, którzy nie mogli mieć więcej niż siedemnaście lat.
Sasha w końcu poczuł, jak liny dookoła nich całkowicie puszczają i bardziej z przyzwyczajenia rozmasował ręce. Zaraz też pomógł podnieść się Adrienowi, uśmiechając się do niego krótko. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że młodszy mógł tego nie dostrzec, bo w którymś momencie jego okulary zniknęły.
    - Naprawdę bardzo przepraszam za to, um, powitanie – oznajmił młokos z wcześniej, zbliżając się do nich przesadnie wyprostowany, ale mimo to w jego głosie pobrzmiewała po raz pierwszy nutka niepewności, jak gdyby obawiał się reakcji na takie to właśnie wspomniane „powitanie”.
    - Mogę poprosić o okulary? Leżą po twojej lewej stronie – odezwał się uprzejmie Sasha, siląc się nawet na uśmiech, który był – mimo zdziwienia całą sytuacją – całkowicie szczery.
    - Oh, tak, oczywiście. – Chłopak rozejrzał się dookoła, a dostrzegłszy wspomniany przedmiot, schylił się i podał je mężczyźnie. Sasha kiwnął głową na znak podzięki i szybko przyjrzał się okularom. Były nieco przekrzywione, ale nie umiał stwierdzić, czy stało się to teraz czy nie. Najważniejsze, że nie pękły ani nie doznały żadnych większych szkód. Pochuchał na nie, przetarł i stanął na moment przed Adim, po czym założył mu je na nos, uśmiechając się lekko. Mimochodem widział też, jak wszyscy dookoła uważnie ich obserwują – z coraz mniejszą nieufnością, co też uznał za swego rodzaju sukces.
    - Nie będę się wtrącał, ale jestem obok jakbyś potrzebował – poinformował konspiracyjnym szeptem chłopaka, stając zaraz też obok niego. Nie czuł się w pozycji, aby jakkolwiek ingerować w sprawy polityczne Reposów. Co więcej, nawet jak gdyby chciał lub nie było ku temu jakiś większych przeciwwskazań, po prostu kompletnie się na tym nie znał. Nie była to zupełnie jego bajka i większe szanse były, że jeszcze bardziej by namieszał niż pomógł.
    - Oh, i przepraszam za moją nieuprzejmość. Nazywam się Taylor – dodał zaraz, posyłając im krótki uśmiech, jak gdyby wciąż niepewny, czy nie zostaną skarceni za takie traktowanie prekursora. Jego stres podzielali chyba wszyscy dookoła – ta jedna wielka niewiadoma, czy skopią im tyłki za związanie i wsadzenie na głowy worków. - Mogę zapytać, co tutaj Pan Prekursor robi? – wtrącił chłopak z wcześniej, a Sasha ledwo powstrzymał wybuch śmiechu, który zasłonił dłonią i odchrząknął.
    - Pan Prekursor – mruknął pod nosem z rozbawieniem, rzucając krótkie spojrzenie do Adriena. Już widział, jak będzie to używał przeciwko niemu.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {22/05/21, 02:47 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07

       Jedno spojrzenie ciepłych oczu wystarczyło żeby zrozumiał, że nie musi. Nie musi całemu światu obwieszczać czegoś o czym jeszcze tak nieśmiało myśli, nie musi go w ogóle zaczepiać, nie musi wszem i wobec oznajmiać krzykiem, że jest po uszy zakochany w Enzo. Po prostu miał być, spędzać miło czas, rozmawiać i niczym się nie przejmować. Przecież byli tu, razem i to się nijak miało nie zmienić. To był pierwszym moment w którym poczuł zalewającą falę ciepła w żołądku i pierwszy raz kiedy wyrwało się mu to maślane spojrzenie.
       Fakt starcia mu pianki zwalił na odgryzienie się za poprzedni festyn. Przecież tam zając pozwolił sobie na zlizanie pośrednio z jego policzka kremu więc i on miał teraz prawo do pianki którą tak uwielbiał! Poza tym przysunął się też nieco bliżej niego żeby w ogólnym zgiełku nie musiał krzyczeć ale to tyle. Nie łapał go za nic, nie dotykał bez potrzeby. Cieszył się tą pełną wolnością jaką ten związek mu oferował, brakiem konieczności udowadniania sobie czegoś co obydwaj przecież doskonale wiedzieli. I nikt inny wiedzieć wcale nie musiał.
       Upijając kilka drobnych łyków i po rekonesansie otoczenia wrócił spojrzeniem na Enzo którego z uwagą zaczął słuchać. Oczywiście jedno jego ucho cały czas drgało na niespodziewane dźwięki strojenia instrumentów albo gdy gdzieś w oddali stal tarła o stal ale nie niepokoił się. W końcu, on był odpowiedzialny za wdrażane bezpieczeństwo i całkiem nieźle mu ostatnio szło.
       Stwierdzenie o romantyczności na wiosnę początkowo do niego nie trafiło. Początkowo. Wystarczyła jednak chwila by zrozumieć, że otoczka kwiatów, delikatnego wiatru, przekonanie o tym, że zima już nie wróci i wreszcie można żyć całkiem do niego przemawiały. Poza tym, gdyby nie wiosna i pierwsze marchewki kto wie czy w ogóle siedziałby w tym miejscu, tu i teraz.
       - Karaoke. – Powtórzył kolejne słowo które wcześniej nie znajdowało się w jego słowniku, a którego wyjaśnienia niestety się nie doczekał. Zamiast tego uśmiechnął się promiennie, lekko tym rozbawiony ale chwytający o co w całym zamieszaniu chodzi.
       - Wiesz, coś w tym jest. Gdyby nie wiosna i mar…. – Przyznał chcąc ciągnąć myśl ale padło pytanie na które parsknął szczerym śmiechem. – Właśnie miałem mówić o marchewkach. – Przyznał kręcąc głową z niedowierzaniem. Ogólnie, jak sobie przypominał ten wstyd ale i spektakularną walkę jaką wtedy odbyli uznawał to wspomnienie za szczęśliwe i niezwykle cenne. Chociaż wolał żeby o nim w tłumie nie wspominali.
       - Nadal podkradam Ci marchewki. – Szepnął konspiracyjnie niepocieszonym tym, że Enzo od tak stwierdził, że o tym wie. To nie miało tak być, miał być niewykrywalnym szkodnikiem. – Aczkolwiek sporadycznie! – Wybronił się na co Enzo ponownie stwierdził, że wie. Wilkowi drgnęła brew. – A czego nie wiesz? – Zapytał z przekąsem, kręcąc nosem jakby coś go swędziało. Poproszony o ponowne wrócenie do pytania rozejrzał się po festynie tym razem z delikatną nostalgią.
       - Zupełnie nie tak. – Podrapał się po policzku zastanawiając się od którego momentu wyjaśnić mu, że miłość jest nieekonomiczna w momencie gdy tak zaciekle walczy się o przeżycie i lekko przegrywa. Przynajmniej przed pierwszymi dostawami jedzenia od Reposów.
       - Mam nadzieję, że teraz gdy powoli zaczynamy mieć zapasy jedzenia jest inaczej ale kiedyś nie opłacało się kochać. Miłość wiązana była z dziećmi, a dzieci to kolejna gęba do wykarmienia przez klan. Raczej powód do wstydu niżeli dumy. Stawianie na karierę i przydatność dla społeczności też specjalnie nie pomagało w rozwoju uczuć. Więc raczej rzadko kiedy były takie prawdziwe małżeństwa. Częściej pojawiały się transakcje. Oferowanie statusu albo bezpieczeństwa w zamian za gospodarowanie wspólnymi racjami, utrzymywanie wspólnie domu. – Wymieniał co chwilę kontrolnie spoglądając w jego oczy. Wiedział, że nie będzie to miało żadnych negatywnych skutków rzutujących na jego obraz w zajęczych oczach ale był ciekaw czy po tej odpowiedzi Enzo zaczął wychwytywać pewne jego spaczenia. Tą konieczność wykonania chociaż drobnych czynności w chatce przed posiłkiem. Nie ważne jak bardzo padał z nóg albo wpadał tylko coś ciepłego przekąsić żeby lecieć dalej do pracy.
       - Znaczy wiesz, były osoby które miały dzieci bo było je na nie stać. Wysoki status też pomaga. Patrząc na takiego Prekursora albo całe jego bliskie otoczenie jest to wręcz oczekiwane. Mój ojciec też był zadowolony z tego, że przyszedłem na świat. Ale ci mniej zamożni powinni się ograniczać. – Dodał żeby nie wyszło, że klan nastawiony jest na unicestwienie całego swojego istnienia. Po prostu miał generować silne i przydatne jednostki.
       - Ale bardziej mi się podoba system pełen piwa, grilla i muzyki. – Stwierdził na rozładowanie nieco ciężkiej atmosfery dotykając opuszkiem palców jego dłoni, tej która oplatała kufel. – Więc czym jest to karaoke i dlaczego mam wrażenie, że chcesz żebym w tym uczestniczył. – Dopytał czując rozdarcie pomiędzy tym czy chciał znać odpowiedź, a czy w ogóle powinien znać odpowiedź.
***

       Poza tym, że był ślepy jak kret jego uszy obracały się niczym małe radary, wychwytując każdy najmniejszy szmer. Zawsze uważał to za małą rekompensatę. Chociaż wielu szczegółów swojego otoczenia nie mógł dostrzec w takim stopniu jak w pełni widzące osoby, mógł usłyszeć zdecydowanie więcej niż one. A te gumowe ucho jak zwykł nazywać je Cedric, nie raz dały mu już wielką kartę przetargową w garść. Dlatego, uwielbiał je. Dzięki nim również zauważył zjawienie się nieco starszej osoby w pomieszczeniu zanim ten jeszcze się odezwał. Upewnił go w tym jego ton i autorytet pozwalający uciszyć całą tą dziką zgraję, na co na jego ustach zawitał przyjazdy, ciepły uśmiech. Nieszczery ale doskonale wyćwiczony.
       - Serdecznie witam. – Powiedział w momencie gdy dzieciaki zaczęły wykrzykiwać jakie stanowisko zajmuje po czym wrócił do potrząsania luźno stopami i czekania na werdykt. Ten padł szybko i był dla niego satysfakcjonujący – mieli zostać rozwiązani, wypuszczeni i potraktowani jak goście, nie wrogowie. Również z przyjemnością czekał na dopełnienie rozkazów po czym zaczął zwolna kombinować. Siedział pod ścianą więc mógł zakładać, że wstając nie rozbije sobie głowy, a przynajmniej miał taką nadzieję. Położył za siebie obie ręce, zaczął macać mając nadzieję, że nad nim nic nie wisi po czym zaczął się z wolna podnosić. Nie spodziewał się, że zaraz dopadną go gorące dłonie jelonka i pomogą mu stanąć na nogi. Jak wielka wdzięczność pojawiła się wtedy na jego twarzy chociaż oferowanych przedramion nie puścił. Nie chodziło o to, że nie umiał ustać ale bardziej o brak znajomości otoczenia. Po swoim pokoju czy po rezydencji mógł chodzić „na ślep”. Tutaj istniało zagrożenie, że mógłby na coś wpaść i zrobić sobie krzywdę przez co wolał bezpieczną bliskość jego prywatnego ochroniarza. Poza tym sądził, że jego brak widoków na przyszłość był idealną wymówką żeby jedną dłoń złożyć na jego piersi i go jakoś tak mimochodem, ugniatać. Uśmiechał się przy tym całkowicie niewinnie i czekał.
       Sam nie podejrzewał, że przy całej akcji pojmania jego okulary przetrwały. Wydawało się mu, że ze skruchą dzisiejszego wieczora podejdzie do ojca i powie, że je nieszczęśliwie strzaskał musząc przy tym wyjawić mu swoje wyrwanie się z rezydencji. Jak mocno więc jego serce zabiło nadzieją na brak opierdolu gdy dłoń Sashy dotknęła jego policzka, a po chwili – cała twarz jego zielonego słodziaka się wyostrzyła. Niemniej, zmarszczył nos poprawiając je sobie. – Skrzywione. Nie nosisz śrubokrętu w kieszeni? – Zapytał odpuszczając próby wyrównania ich w momencie gdy trzeci raz już odskoczyły mu w bok. Ostatecznie machnął przy tym ręką i odwracając spojrzenie na młodzika któremu wreszcie się przyjrzał, puścił chwilowo jego pytanie mimo uszu rozglądając się dookoła. Dopiero na kąśliwą uwagę Sashy rzucił mu przepełnione żarem spojrzenie, tego akurat mu nie odpuści ale to… później. Powstrzymując wredny uśmieszek splótł ręce za plecami po czym odwracając lampę wymierzoną dotąd na nich w głąb tej dziecięcej pieczary. Wtedy jego oczy ujrzały najrozmaitszy sprzęt w różnym stopniu użytku, z trudem powstrzymał zdziwienie na twarzy, zamiast tego kiwnął zwolna głową. Niesamowite.
       - Ja nazywam się Adrien, a to jest Sasha, mój przyjaciel. – Przedstawił się nie mając zamiaru cały dzień wysłuchiwać „Panie prekursorze”. – Szczerze mówiąc przyjechaliśmy tu na targ. Szukaliśmy dwóch części ale niezwykle zaciekawił mnie wasz ruch oporu. Jeżeli mogę się wtrącić, przeciwko czemu się… opieracie? – Zapytał podchodząc do ustawionej na dwóch skrzyniach maszynie do pisania i cóż, nie mógł się powstrzymać żeby nie wcisnąć jeden literki i aż podskoczył gdy cała maszyna zrobiła „dzyń”.
       - Cóż… bo… to tak jakby…. – Zaczął Taylor mnąc w dłoniach bandamkę. Ciężko przełknął ślinę dopiero w momencie gdy tak nienaturalnie wyostrzony wzrok Adriena padł na jego twarz. – My, chcemy być pewni, że…
       - Będziecie autonomiczni? – Dopytał na co widząc pytanie w oczach młodego pokręcił głową przecząco. – Że gdy coś się stanie będziecie umieli sobie sami poradzić? – Poprawił się na co młody pokiwał głową twierdząco.
       - I w jaki sposób robienie tych wszystkich urządzeń ma wam to zapewnić? – Dopytał chociaż nie musiał znać odpowiedzi. Wystarczyło sięgnąć nieco dalej spojrzeniem żeby dostrzec, że poza prozaicznymi zabawkami można tu było znaleźć niesamowite skarby.
       - Nie odpowiadaj, już rozumiem. Aż tak nam nie ufacie? Ale wiecie, że realizujemy teraz pakt obronny z Espoir? Też nie musisz odpowiadać. Ja w tym całym ruchu… widzę szansę. – Przyznał ostatecznie, a trafiając spojrzeniem na pytający wzrok Sashy uśmiechnął się. – Spójrz. Dzieciaki mają „to coś” czego przykładowo ja nie mam, ale Ty już tak. Prawdziwa siła tkwi w dobrze wykształconym społeczeństwie, a gdybyśmy my mieli możliwość, dostęp do wysoce kreatywnych osób, niekonwencjonalnych rozwiązań, moglibyśmy umocnić pozycję bezpieczeństwa. – Owszem, mówił przede wszystkim do jelonka, patrząc na niego, ale to dlatego, że ten go rozumiał i nie musiał silić się przy tym na bardzo prosty język.
       - Taylor, ilu was jest? Ile osób umie to – Rozłożył ręce wskazując wszystko co tu było. – składać?
       - Z… jakieś… dwadzieścia osób. – Mruknął nieco zagubiony w całym wywodzie logicznym i rozumowaniu Adiego. W tym też czasie Adi uderzył pięścią o otwartą dłoń.
       - Idealnie! Pokażecie mi wszystko co tu macie? – Zapytał z błyszczącymi od pomysłu oczami na co dzieciaki wahały się, nie wiedziały do końca co się dzieje ale widząc entuzjazm tygryska który sam poszedł macać wszystko co tu jest, zaraz pognały za nim każąc mu „nie przyciskać tutaj” ale już „tutaj jak najbardziej”. Przy tym zgarnął sobie Sashę pod rękę i przy chwili nieuwagi ze strony dzieciaków które będąc w swoim drugim domu, docisnął go do sporych skrzyń. Przesunął przy tym dłonią po jego piersi, aż do paska spodni na którym się zatrzymał i stając na palcach szepnął mu do ucha. – Dla Ciebie, szanowny Pan prekursor. – Wymruczał gardłowo zostawiając go po chwili z tą informacją, interesując się na powrót całym sprzętem tu zgromadzonym. A w głowie, kiełkował mu już niezły plan.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {23/05/21, 03:41 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.19.24
Dzień spędzony z Cedriciem Gilles określał w swoich myślach jako jeden z najcudowniejszych dni w swoim życiu. Bawił się tak dobrze i czuł się przy nim dobrze, nie zwracając uwagi na swoje zachowanie, na swoje odruchy i wszystko co do tej pory uważał za kłopotliwe, wstydliwe czy zwyczajnie dziwne. Przy lisie zwyczajnie o tym nie myślał, pozwalając sobie.. cóż, być sobą w najgorszym i najlepszym tego słowa znaczeniu. Był odrobinę zaskoczony tym jak dobrze im się razem rozmawiało, jak ani na moment nie tracili rezonu, choć kiedy zdali sobie sprawę z tego jak blisko siebie się znaleźli, na ich twarzach pojawiły się delikatne rumieńce. Gilles nie mógł powstrzymać myśli, które były tylko plątaniną słów zachwytu nad tym jak mocno lubił Cedrica. I nawet kiedy wrócili do domu lisa i spędzali czas z jego mamą, co stanowiło równie miłą odmianę co rozmowa z samym mężczyzną, nie przestał wracać do niego myślami i wzrokiem. Ah, naprawdę go uwielbiał. Naprawdę, naprawdę mocno!
Nie przewidział, że coś tak trywialnego jak spanie nagle zbije tę bańkę, w której się znalazł. Nie pomyślał o tym wcześniej no i nie wiedział, że zostaną na noc. Dlatego nic ze sobą nie zabrał. I choć nie przeszkadzało mu ostatecznie nieco węższe łóżko lisa, w końcu w rezydencji też spali razem, tak kiedy pojawiła się sprawa ubrań… nie był już siebie taki pewien. Nie chciał odrzucać dobrej woli lista, nie chciał też sprawiać mu przykrości, ani mu odmawiać, ale kiedy przyglądał się ubraniom jakie dostał, widział w nich jedną dużą wadę. Nie były dla niego. Nie były dla papug. I choć chciał o tym powiedzieć, czuł się z tym tak głupio, że jedynie patrzył na lisa ze zrozpaczonym wyrazem twarzy. Nigdy… nigdy nikt nie przejmował się nim do tego stopnia i nie chciał mu zapewnić komfortu, pytając go o zdanie. Sasha… Sasha po prostu robił wszystko co było w jego mocy by było dobrze, ale nigdy nie pytał go o to, czego tak właściwie chciał, bo po prostu to wiedział. A cała reszta… nikt nawet nie pomyślał o tym, by czegoś mogło mu brakować.
Na propozycję rozmowy, zacisnął mocno dłonie na rąbku swojej koszulki, bardzo pragnąc być w stanie wyrazić słowami to, co tak gorączkowo starał mu się przekazać, ale poczucie swojej beznadziejności uderzyło go ze zdwojoną siłą, razem z poczuciem, że powinien być wdzięczny za wszystko i nie wydziwiać, tylko się cieszyć z okazanej łaski. Zaraz jednak zganił się w myślach, to nie była łaska. Cedric ani przez chwilę nie robił mu łaski, kiedy go ze sobą zabierał, nie współczuł mu, a przynajmniej nie tak jak Gilles myślał, że mógłby mu współczuć. Spuścił głowę, gryząc wargi i zaklinając się w duchu, że przecież Ced nie był ludźmi z dworu, nie był tymi wszystkimi ludźmi, którzy widzieli w nim tylko przedmiot, który można przestawić kiedy zaczął zawadzać. Chciał mu pomóc, chciał go wesprzeć i chciał by i jemu było dobrze. Gilles to rozumiał, czemu więc nie potrafił się przemóc?
Dopiero kiedy w głos mężczyzny wdarła się odrobina paniki, zaskoczony ptak uniósł gwałtownie głowę, po chwili kręcąc nią gwałtownie i zmuszając się by się w końcu odezwać. Cedric nie był Sashą, nie znał go tak dobrze, nie rozumiał o co mu chodziło dopóki nie powiedział głośno o co chodzi.
- Nie… to… to nie tak – powiedział jąkając się odrobinę, jakby na potwierdzenie swoich słów siadając tuż obok lisa i łapiąc go z przejęciem za ręce. – Ja… ten dzień był taki cudowny, nigdy nie czułem się tak dobrze jak przy tobie. Ja… ja po prostu… um… - przełknął ciężko ślinę, a jego wzrok uciekł gdzieś w kąt pokoju.
- Bo… bo widzisz… moje… moje ubrania zazwyczaj mają specjalne zamki, albo guziki na plecach, żebym nie marzł w nocy, a twoje… no twoje są dla ciebie, więc nie potrzebują takich udogodnień. Jestem ci za nie wdzięczny, ale… ugh, nie chcę się pokazać bez koszulki – przyznał czerwieniąc się ze wstydu aż po końcówki uszu. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego jak to mogło zabrzmieć, więc jeszcze raz spojrzał z desperacją w oczy mężczyzny. – Ale to nie przez ciebie! Ja… ja nie czuję się komfortowo z myślą, że ktokolwiek miałby na mnie patrzeć – przyznał bardzo cicho, chyba po raz pierwszy mówiąc komukolwiek o tym, co od zawsze siedziało gdzieś w jego środku i nie pozwalało mu na życie w zgodzie ze sobą.
Cedric przejął się nieco ciszą, która nastąpiła po jego pytaniach i wyklinał się w myślach, że rozpoczął ten temat. Nerwowo poprawił się na łóżku, będąc już praktycznie przekonanym, że to on był powodem niepokoju papugi. I tylko jego nagłe, rozbrajająco szczere zapewnienie odwiodło go od tych myśli. Odetchnął cicho, oddając nieoczekiwany uścisk dłoni, jak i spoglądając na niego nieco niepewnie i słuchając dokładnie słów mężczyzny. A te całkowicie go zaskoczyły. Pomijając komplement, na który aż sie zarumienił, nie spodziewał się zupełnie, że to mogło być powodem jego stresu. Przez chwilę to on milczał, nie do końca rozumiejąc, co ten miał na myśli. Musiał minąć dłuższy moment, zanim zrozumiał i spojrzał na niego ze zmartwieniem i przejęciem, ściskając jego dłonie nieco mocniej w wyrazie wsparcia.
- Mogę zapytać…dlaczego? - kontynuował ostrożnie, ciągle nie odrywając spojrzenia od przejętego Gillesa. Nie zamierzał naciskać, jeśli ten poczułby się niekomfortowo, ale równocześnie założył, że skoro młodszy mu jednak odpowiedział, bezpiecznie było zapytać. Chciał zrozumieć, czy było to przez być może kompleksy, czy kryło się u niego coś znacznie więcej. Jakkolwiek sytuacja by nie wyglądała, byli małżeństwem, a to wymagało od nich wzajemnej pomocy. - Naprawdę doceniam, że mi o tym powiedziałeś, ale nie chcę też, żebyś się zmuszał. Możemy zostawić tę rozmowę na kiedy indziej lub nawet na nigdy, cokolwiek jest dla ciebie bardziej komfortowe, Gilles - dodał cicho, spuszczając na moment spojrzenie z jego twarzy na swoje ręce, które były otoczone przez palce młodszego. - Nigdy nie zauważyłem, że masz tak samo duże dłonie jak ja - powiedział z lekkim uśmiechem, dla odwrócenia jego uwagi na chwilę zaplatając ich palce. Potarł kciukiem wnętrze jego dłoni, w - jak miał nadzieję - uspokajającym geście. To samo zrobił z drugą dłonią, dodając nieco nacisku, chcąc jak najbardziej zrelaksować Gillesa.
W pierwszej chwili miał ochotę uciec od tej rozmowy, skoro Cedric zostawił mu i taką opcję, ale wystarczyła jedna luźna uwaga, połączona z dotykiem jakiego jeszcze nigdy nie miał okazji zaznać, a który sprawił, że nagle zrobiło mu się tak niesamowicie gorąco, by znów po raz kolejny, zapomnieć przy nim o wszystkim co go hamowało. Spojrzał na niego z niewinnie uchylonymi z zaskoczenia ustami, by po chwili palnąć bez zastanowienia.
- Więc nie uważasz, że są kobiece? Bo ja mam wrażenie, że pół mojego ciała zachowuje się jakby nie wiedziało kim jest, spójrz tylko na moją twarz, nawet ty się nabrałeś – zauważył, ale tym razem nie było w nim wstydu, raczej szczere zaskoczenie.
- Kobiece? - zdziwił się szczerze białowłosy, chwytając jeden z nadgarstków Gilla i unosząc lekko w górę. Zaraz po tym przyłożył ich dłonie do siebie, palce do palców, jak gdyby pokazując Gillesowi, że tak naprawdę ich dłonie wyglądały praktycznie tak samo. - To wtedy byłaby nas dwójka? - zapytał z ostrożnym rozbawieniem, zaraz po tym zginając palce, aby zacisnąć je lekko na dłoni chłopaka i tak splecione odłożyć z powrotem na łóżko. Na tym też się poprawił, siadając wygodniej i bardziej naprzeciw chłopaka.
- Nie nabrałem się dlatego, że wyglądasz kobieco, Gilles - powiedział szczerze, spoglądając na niego ciepło. - To kontekst sytuacji wymusił na mnie to, aby nie podważać czegoś tak względnie oczywistego. A i tak miałem masę wątpliwości, jak chociażby to, jak bardzo rozbudowane są twoje barki. Teraz zdaję sobie sprawę, że to od, um, drewna - dodał nieco niepewnie, wzruszając bezradnie ramionami. - Kiedy już wiem, widzę w tobie mężczyznę. Masz mocno zarysowaną szczękę, przystojne rysy, wyraźnie męską sylwetkę - dodał, już ostrożniej, odnosząc się też do tego, co wcześniej wspomniał. - Pomyśl też o tym, ile twoje ciało jest w stanie zrobić. Utrzymuje ciebie, ale i nie tylko, kiedy latasz. Daje sobie radę ze stolarką. Z pianinem. Jak dla mnie twój ciało jest bardzo zdecydowane i doskonale wie, kim jest, aby wspierać cię jak najlepiej umie - powiedział cicho, niesplecionymi palcami jednej dłoni luźno rysując wzorki na nadgarstku Gillesa.
Jeszcze więcej zdziwienia odmalowało się na twarzy chłopaka, kiedy przyglądał się poczynaniom Cedrica i kiedy musiał się z nim zgodzić. Ich ręce były bardzo podobne, choć lis miał odrobinę dłuższe palce. Ba, to jego ręce wyglądały na delikatniejsze, biorąc pod uwagę to czym na co dzień zajmował się Gilles, a czym on.
- Ojej, masz… masz rację – powiedział, a w jego głosie pojawiła się zaskoczona radość. Zawsze sądził, że jego dłonie były mało męskie, że one jak i cała reszta jego ciała były zbyt kobiece i zbyt szerokie, by do siebie pasować. W ogóle od zawsze czuł się mało foremny, nieproporcjonalny i to było powodem jego kompleksów.
Słysząc dalsze słowa mężczyzny, nie potrafił się nie zarumienić, zwłaszcza na stwierdzenie, że był przystojny. Niby Sasha mówił mu takie głupoty, ale jak mógł wierzyć przyjacielowi, kiedy ten chciał po prostu poprawić mu humor? A dalej? Patrzył w jasne oczy mężczyzny nie mogąc uwierzyć w to co słyszał, a z drugiej strony ton głosu mężczyzny był taki szczery! Nie próbował go oszukać, prawda? Do tego jego palce muskające delikatną skórę na jego nadgarstku sprawiały, że przez jego ciało przechodziły delikatne, przyjemne dreszcze, sprawiając że rozluźniał się, poddając się temu dotykowi, samemu bardzo nieśmiało odpowiadając na niego muśnięciami skóry lisa.
- Ja… ja zawsze myślałem, że to dziwne. Myślałem, że jestem silny, ale inni mówili, że wcale nie i że tak naprawdę wcale nie robię nic niezwykłego. Tyle ludzi nie mogło się co do mnie mylić, prawda? – zapytał, rzucając mężczyźnie ostrożne spojrzenie. Nie chciał go zezłościć, ani tym bardziej przegonić go swoją głupotą. – No i… mówili, żebym nie próbował się przy nich przebierać, ani kąpać bo… bo brzydzi ich przebywanie ze mną – powiedział, wyjawiając mu coś, czego nie powiedział nawet Sashy. W klanie Espoirów często po pracy ludzie kąpali się razem w łaźniach, by zaoszczędzić na wodzie i czasie, tylko on nigdy nie chodził w publiczne miejsca, woląc latem umyć się w rzece, a zimą poprosić siostrę o możliwość skorzystania z jej łazienki.
Cedric dawno nie czuł tak nagłej złości, takiego obezwładniającego poczucia niesprawiedliwości. Nie był w stanie pojąć, jak ktokolwiek mógł powiedzieć coś tak uwłaczającego Gillesowi. Komukolwiek! Nie rozumiał, dlaczego młodszy mężczyzna spotkał się z takim traktowaniem, ale niemal od razu poczuł potrzebę ochrony, aby nigdy więcej nie spotkało go coś takiego.
- Jedyną rzeczą, którą można byłoby się brzydzić, było ich zachowanie - powiedział twardo, patrząc mężczyźnie pewnie w oczy. - Ich zachowanie świadczy o nich, nie o tobie. Nigdy o tobie, Gill - zapewnił, nieświadomie skracając jego imię. - Naprawdę mi przykro, że musiałeś to znosić. Musiało być trudno - kontynuował cicho, zbliżając się odrobinę do niego. Nie zaprzestawał też dotyku dłoni i obserwował, jak ich palce splatają się ze sobą, rozplatają, poznają wzajemnie krzywizny skóry, jej teksturę, zgrubienia. Było coś niesamowicie intymnego w tej rozmowie, ich pozycji i tej emocjonalnej bliskości, którą dzielili.
- Ciało to ciało - powiedział po chwili, nieco niepewnie, jak gdyby nie wiedząc, z której strony ugryźć swoje myśli. - Nie jest seksualne, dopóki go takim nie zrobisz i nie chcesz. Nie jest brzydkie, dopóki tak o nim nie myślisz. Nie jest wybrakowane, nie jest nieatrakcyjne, nie jest jakimś tworem z nami niepołączonym, absolutnie nie jest też czymś, co inni mają prawo oceniać czy dyskredytować. Ciało to po prostu ciało. Jestem pewien, że twoje jest dobre, bo jest twoje. - Wzruszył lekko ramionami, czując intensywne wypieki na policzkach. Nie zwykł tak się otwierać, dzielić swoimi przemyśleniami. Było dla niego to czymś kompletnie nowym, ale z jakiegoś powodu, przy Gillesie było mu zadziwiająco łatwo się otworzyć. Nawet jeśli ta sytuacja była czymś kompletnie dla niego nietypowym, czuł się bezpiecznie i spokojnie.
- W moich oczach jesteś piękny - wymsknęło mu się nagle, kompletnie niespodziewanie nawet dla siebie samego, i spojrzał na niego nawet bardziej zażenowany, ale nie wycofał się z tego. Zamiast tego, mimo zawstydzenia, utrzymał jego spojrzenie, chcąc przekazać mu tym samym, że był szczery. - Ale najważniejszym jest, abyś to w swoich oczach taki był - dodał zaraz, chcąc zaznaczyć, że tak jak wspominał, to było najbardziej istotne. Nie to, co inni mówią, nie to, co sądził Cedric czy ktokolwiek - tylko właśnie sam Gill.
Z każdym kolejnym słowem lisa było mu coraz bardziej gorąco, serce coraz szybciej biło mu w piersiach, a wargi drżały od emocji, jakie wywołały w nim słowa mężczyzny. Jeszcze nigdy… nigdy nie czuł się tak jak w tamtym momencie. Obnażony, ale nie nagi, słaby ale silny i tak mocno, mocno wzruszony. Nawet nie wiedział kiedy z jego oczu pociekły łzy, ale kiedy tylko zdał sobie z tego sprawę, natychmiast wytarł je w rękaw swojej bluzki.
- Przepraszam… ja… nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego, ja… nie spodziewałem się, że… że kiedykolwiek… ktokolwiek… - zaczął, ale nie był w stanie dalej mówić, jedynie zaciskając mocniej palce na dłoni Cedrica, w których znalazł tyle otuchy. Kolejne łzy popłynęły z jego oczu, ale już nawet nie starał się ich ścierać. To był trzeci raz kiedy się przy nim rozpłakał. Trzeci, w którym czuł się tak bezpiecznie, że nie bał się odsłonić i pierwszy raz kiedy zaufał komuś do takiego stopnia.
Nie spodziewał się łez i w pierwszym odruchu zaczął panikować, ale szybko zrozumiał, że to był inny rodzaj płaczu. Chwilę przypatrywał się szklącym się, pięknym, brązowym oczom, zanim nie ścisnął mocniej jego dłoni.
- Mogę cię przytulić? - zapytał cicho, niepewnie, nie znając się na odpowiednich działaniach w takich sytuacjach. Wydawało mu się jednak, że to była jedyna słuszna reakcja. Szczególnie, że sam czuł, jak jego klatka piersiowa zaciska się ze wzruszenia, jak sam potrzebował wtedy tego zapewnienia. Słysząc zgodę, w sekundę objął Gillesa mocno, tak mocno, że ich ciała praktycznie wtopiły się w jedno. Ich pozycja była nieco koślawa przez ułożenie na łóżku, ale mimo to było tak, jak miało być. Jedną z dłoni wplótł we włosy Gillesa, drugą trzymając między jego łopatkami, skąd wyrastały skrzydła, palcami ledwo muskając pióra. Ich klatki piersiowe stykały się ze sobą, w dwójkę też unieśli się nieco na łóżku. Pozycja jednak szybko zrobiła się dość niewygodna, przez co bo krótkim zastanowieniu jedna z dłoni Cedrica zsunęła się na talię chłopaka i objęła ciasno.
- I do góry - rzucił cicho, po czym podniósł Gillesa i w tym samym momencie sam usiadł, wciągając go na swoje kolana, przez co było dużo wygodniej. Przez cały ten czas nie przestał go obejmować nawet na sekundę. - Dziękuję - szepnął cicho, miękko gładząc go po włosach. Nie precyzował, ale miał nadzieję, że jego zduszony ton głos oddawał to, jak bardzo doceniał zaufanie, którym obdarzył go Gilles.
To był najbardziej niezdarny, nieśmiały i najcudowniejszy przytulas jaki Gilles otrzymał w swoim życiu, że choć był tak niezręczny i koślawy jak tylko mógł, tak bardzo mu pomógł. I choć po chwili zaczęli się wiercić, a on w miejscu, w którym wyrastały skrzydła czuł przechodzące go dreszcze, nic nie powiedział, nawet kiedy w którymś momencie wylądował pomiędzy nogami lisa, samemu oplatając mężczyznę swoimi nogami w talii, z rękoma zarzuconymi na szyję, podczas gdy dłonie Cedrica spoczywały na jego talii. Gapił się na niego przy tym z niewinną radością spowodowaną tym pełnym czułości i ciepła przytulaniu, nie mając ochoty się odsuwać.
Cedric z każdą minutą rozluźniał się coraz bardziej. Czuł na plecach nieśmiałe ruchy palców Gillesa; jego same delikatnie błądziły po kręgosłupie chłopaka. Nie wiedział wcześniej całkowicie, jak bardzo potrzebował tego przytulenia i uspokojeniem rozszalałych tą rozmową emocji. Czuł, jak się wyciszał, jak miękł pod spojrzeniem dużych oczu Gillesa. Utrzymał jego wzrok, uśmiechając się lekko, gdy nagle jego dłoń natrafiła między łopatki mężczyzny, naciskając nieco mocniej. A wtedy spomiędzy ust brązowowłosego wyrwał się krótki, kompletnie niespodziewany jęk. Cedric patrzył na niego jak zaczarowany, dźwięk ten odbijał się w jego głowie, a wzrok mimowolnie opadł na usta, lekko zwilżone niedawno językiem. Zaraz jednak zasłoniły mu widok dłonie Gillesa, który bardzo wyraźnie się speszył. Cedric wyrwał się z transu, ściągając ręce z sylwetki chłopaka, aby bardziej go nie stresować. Już miał się odezwać, jakoś zapewnić go, że nic się przecież nie stało, gdy do ich uszu doszło ciche pukanie. Cedric musiał odchrząknąć, zanim się odezwał, ponieważ nagle zaschło mu w gardle.
- Tak? - zapytał głośno i nawet nie zwrócił uwagi, że jedna z jego rąk z powrotem wróciła na biodro Gillesa, tak jakby podświadomie chciał zachować jakikolwiek kontakt z nim (jak gdyby jego siedzenie u niego na kolanach było niewystarczające).
- Ced, pomógłbyś mi z lekami, jeśli jeszcze nie śpicie? - poprosiła cicho kobieta. Cedric spojrzał krótko na Gillesa, posyłając mu nieco przepraszający uśmiech. Po tym też krótko stuknął ich czołami, aby rozładować napięcie i podniósł się, wciąż z chłopakiem oplatającym go dookoła bioder. Przytrzymał go rękami krótką chwilę w górze, zanim się nie odwrócił i nie odłożył go delikatnie na łóżku.
- Zaraz wracam - zapewnił, krótko czochrając go po włosach, zanim nie skierował się w stronę drzwi.
CO TO BYŁO? Gilles gapił się w zdumieniu najpierw na oddalające się plecy lisa, a potem na zamknięte drzwi, trzymając się za czoło i nie przestając się rumienić. A rumienił się jeszcze bardziej kiedy wracał myślami do tego żenującego dźwięku jaki wydostał się z jego ust kiedy Cedric go dotknął. W ogóle miał wrażenie, że dłonie mężczyzny wcale nie zniknęły z jego ciała, pozostawiając po sobie gorące wrażenie w miejscach, w których się pojawiły. I jeszcze potem podniósł go tak jak gdyby nie ważył więcej niż piórko i to było równie niesamowite co opanowany ton głosu, kiedy rozmawiał ze swoją mamą przez zamknięte drzwi. Chłopak nic nie mógł poradzić na to, że od rozpierających go emocji rzucił się na łóżko i zamachał dziko nogami w powietrzu, ukrywając czerwoną twarz w pościeli. Nie mógł też wyrzucić z myśli jednego słowa, NIESAMOWITY, Cedric był po prostu niesamowity! Wywoływał w nim tak wiele emocji, a najwięcej w brzuchu i klatce piersiowej. Co to było?
Gilles usiadł znów na łóżku dotykając po kolei partii swojego ciała, które Ced w jakiś sposób wprawił w dziwne uczucia swoim zachowaniem. Najpierw głowa, bo nie dość że rumienił się jak piwonia to nie mógł się nie uśmiechać na myśl jaki był wspaniały, do tego nawet na chwilę nie opuszczał jego myśli i sprawiał że był po prostu szczęśliwy. Po drugie, pierś, jego serce biło tak szybko jakby przebiegł maraton, ale to wcale nie bolało, raczej… było rozgrzane i chętne by bić jeszcze szybciej, z jeszcze większą radością. Potem brzuch, nie miał pojęcia co to było za uczucie, ale czuł takie przyjemne łaskotanie, kiedy myślał o mężczyźnie. W ogóle było mu strasznie gorąco, a kiedy przypominał sobie jak ręce Cedrica dotykały go, delikatnie ale pewnie, ciarki przebiegały mu po plecach, a piórka na skrzydłach stroszyły się, ale z czegoś zupełnie innego niż strach. Na koniec za to zostawił sobie miejsce, o którym myślał, że mu się wydawało, że coś się stało, ale kiedy patrzył w dół, nie tylko miał wrażenie, ale i widział, że jego spodnie stały się jakby jakieś takie za ciasne… Zamrugał zaskoczony powiekami, ale kiedy dotknął się w tym miejscu odkrył, że jego penis stał się jakiś taki trochę twardy? Niby działo się to czasem rano kiedy wstawał, ale nigdy późniejszą porą, a tym bardziej nie kiedy ktoś go dotykał. Żałował, że nie było przy nim Sashy… on na pewno wiedziałby co to znaczy i co robić…
Posiedział chwilę, przyglądając się temu ewenementowi, zaraz jednak stwierdził, że nie ma na co czekać i po chwili wahania zgarnął ubrania od Cedrica i kierując się jego instrukcjami, odnalazł łazienkę. Wpakował się pod prysznic, przyglądając się z zaciekawieniem jak jego ciało wraca do normalności, zapamiętując, żeby zapytać o to Sashę. Niby Ced pewnie też mógłby mu odpowiedzieć, ale czuł, że na samą myśl, że miałby z nim o tym rozmawiać peszył się okropnie. Umył się, osuszył, choć jego włosy i skrzydła nadal były wilgotne i ubrał w spodnie dresowe lisa, z rozbawieniem odnajdując w nich miejsce na puszysty ogonek Cedrica. Co prawda trochę to było krępujące, kiedy zdał sobie sprawę, że widać przez nie szczyt jego pośladków i bieliznę, ale ostatecznie stwierdził, że przecież było ciemno i lis na pewno nie zwróci na to uwagi… No i… po całej rozmowie jaką odbyli, Gilles z tylko trochę ciężkim od niepewności sercem zdecydował się pozostać bez koszulki. Przyciskając do nagiej piersi ubrania, bardziej z nieśmiałości niż wstydu, wrócił do pokoju, w którym zastał już lisa gotowego do spania. Co prawda, on powinien jeszcze chwilę posiedzieć gdzieś poza łóżkiem, dopóki jego piórka nadal były mokre, ale nie krępował się wizją kolejnej rozmowy z Cedem.

Enzo był całkiem dumny ze swojej siatki informacyjnej oraz własnej intuicji, która nie raz sprawiała, że po prostu patrzył w miejsca, w których coś mogło się stać. Ufał swoim przeczuciom nie mniej niż informacjom zdobywanym drogą pantoflową, a te potrafił przesiewać i wydobywać z nich to, co było w nich wartościowe. Dlatego tak, szczycił się tym, że wiedział wszystko o tym, co działo się we dworze, nawet jeśli chodziło o podkradane mu sporadycznie marchewki. Pod względem warzyw był naprawdę wielkim perfekcjonistą i nic nie umykało jego uwadze, tym bardziej brak zielonej naci tam gdzie zielona nać być powinna. Nie zamierzał jednak ujawniać swoich małych sekrecików, dlatego na pytanie zadane z przekąsem uśmiechnął się jedynie tajemniczo, puszczając do Percivala perskie oczko.
Odpowiedzi na swoje pytanie słuchał bardzo uważnie i choć domyślał się, że w klanie Espoirów nie było dobrze, nie spodziewał się że będzie aż tak źle. Kompletnie przestał się dziwić zachowaniu Perciego i temu, że kiedy ta mała papuga nie była w stanie wyjść za mąż, wrzucili w małżeństwo chłopca, nie przejmując się, że mogło to doprowadzić do tragedii. Najważniejsze były korzyści jakie mógł otrzymać klan. Postanowił, że od tej pory, będzie przykładał jeszcze większą uwagę do tego, by Perci czuł się przy nim dobrze, by wiedział, że Enzo naprawdę mocno wpadł w zakochanie do niego i nie zamierzał traktować go jak inwestycję. Nie wyobrażał sobie i nie chciał, by mężczyzna kiedykolwiek tak się przy nim poczuł.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno zaciskał zęby w niezadowoleniu, powstrzymując się od wyrażenia swojej niepochlebnej opinii na temat klanu Espoirów, dopóki nie poczuł delikatnego dotyku palców wilka na swojej zaciśniętej na kuflu dłoni. Natychmiast rozkazał sobie się rozluźnić i z trudem poluzował uścisk palców na szkle, zdobywając się na lekki uśmiech. A kiedy wilk zapytał go o karaoke już w ogóle nakazał sobie opanowanie, nie chciał w końcu by ta przyjemna atmosfera jaką udało im się wcześniej stworzyć zginęła pod jego niezadowoleniem spowodowanym praktykami innego klanu.
- Zaraz zobaczysz co to jest, wygląda na to, że skończyli przygotowania – powiedział, spoglądając na scenę, gdzie muzycy skończyli się nastrajać i mężczyzna, którego kojarzył z kilku wcześniejszych imprez postawił na środku stojak, a na nim rozłożył książkę, którą otworzył na przypadkowej stronie.
- Dobry wieczór państwu! Ja nazywam się Charles Morales, a to moje Kojoty! – przedstawił się mężczyzna do mikrofonu, a zaraz po nim rozległo się wycie jego kompanów do księżyca. Wszyscy w tym zespole byli kojotami, do tego niesamowicie uzdolnionymi muzycznie. – Zapewne już nas państwo kojarzą, ale gwoli wyjaśnienia tym, którzy nie mieli okazji nas posłuchać, zapraszamy państwa do zabawy. Polega ona na tym, że na tym stojaku mają państwo zeszyt z tekstami piosenek, które nasz zespół będzie dla państwa grał, a państwo użyczając nam swoich pięknych głosów, będą śpiewać. Prosimy tylko by piosenki się nie powtarzały – wyjaśnił zasady, zaraz też uśmiechając się szeroko do widowni. – To kto chce pierwszy?! – zapytał, a Enzo uśmiechając się do siebie i wiedząc, że na początek ludzie byli mało chętni, podniósł się, a że był wyższy od przeciętnego uczestnika tłumu natychmiast został zauważony.
- Zaśpiewam coś specjalnie dla ciebie – powiedział do Percivala, posyłając mu jeden ze swoich specjalnych uśmieszków, po to by zaraz zacząć przeciskać się przez tłum pod sceną na podwyższenie.
- Witamy pierwszego pana, jak się pan nazywa? – zapytał go prowadzący, a kiedy Enzo podał mu swoje imię, został poproszony o wybranie piosenki. Odnalazł tekst, który miał w myślach, a potem wskazał go prowadzącemu.
- Oh, ambitnie! – ucieszył się mężczyzna, posyłając Enzo ciekawskie spojrzenie. Zaraz potem odwrócił się znów do widowni by go zaanonsować. – Panie i panowie, Enzo Dori w utworze Tout l'Univers, wielkie brawa! – krzyknął, zaraz potem wręczając Enzo mikrofon.
Zając odnalazł wzrokiem wilka a potem uśmiechając się do niego, kiwnął głową Kojotom, a wtedy w nocy wieczora rozeszły się dźwięki pianina i głosu ogrodnika.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {16/06/21, 02:14 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_04-06-10.20.13

____Cedric zamknął cicho za sobą drzwi, po czym oparł się o nie plecami, przymykając na moment oczy. Co…to było? Nie wiedział, czy mu się wydawało, czy naprawdę pojawiło się między nimi napięcie, którego do tej pory nie zaznał z Gillesem. Przełknął z trudem ślinę, starając się uspokoić. W duchu naprawdę się cieszył, że udało im się do siebie zbliżyć, że odbyli tak ważną rozmowę, ale z drugiej strony w jego głowie zapanował zupełnie niespodziewany mętlik spowodowany ostatnimi minutami.
   - Cedric? – padło nagle i mężczyzna wzdrygnął się, zaskoczony, jak gdyby zdążył już zapomnieć, dlaczego w ogóle opuścił pokój. Odchrząknął, poprawiając nerwowo włosy, niemalże w obawie, że kobieta mogłaby się domyśleć, że coś się wydarzyło w pokoju.
   - Tak? – zapytał głupio, jeszcze będąc żenująco rozkojarzonym.
   - Leki? – dopytała ciepło, a na jej ustach zamajaczył wszystko wiedzący uśmiech, którego nawet nie ukrywała, a który skutecznie wprawił lisa w nawet większe zawstydzenie.
   - A tak, już – poprawił się i zaraz podążył za Florą do kuchni, gdzie na blacie leżały przywiezione przez niego leki. Szybko przeszedł przez ich dawkowanie i zalecenia jeszcze raz.  
   Gdy po paru minutach wracał z powrotem do pokoju, musiał wziąć parę uspokajających oddechów. W lewej dłoni trzymał dwa kubki z zaparzoną świeżą herbatą ziołową i trochę z trudem manewrując, nacisnął klamkę i uchylił biodrem drzwi. Z ulgą zauważył, że Gilles najwyraźniej poszedł się myć. W międzyczasie lis przyszykował łóżko do spania, wciąż gdzieś w tyle głowy czując tą lekką nerwowość – czy może ekscytację? – na myśl o wspólnym spaniu, gdy tak wcześniej się przed sobą otworzyli. Było w tym coś nowego, niesamowicie intymnego. Nie chciał jednak na zapas zaprzątać tym sobie głowy, w związku z czym sam zgarnął swoje rzeczy i udał się do innej łazienki, aby trochę ochłonąć po tym zdecydowanie intensywnym wieczorze. Gdy wrócił do pokoju jakiś czas później, drzwi były lekko uchylone, stąd domyślił się, że Gilles wrócił. Lekko zapukał, tylko na wszelki wypadek, a nie usłyszawszy żadnego sprzeciwu, pchnął drzwi i wszedł do środka. Jego wzrok niemal automatycznie odszukał chłopaka. Od razu też zauważył, że ten nie miał na sobie koszulki. Stanął wpół kroku, nieco zdziwiony, zanim nie opamiętał się. Naprawdę doceniał jego gest i zaufanie, którym młodszy go obdarzył. Po ich rozmowie był nawet bardziej świadomy, jakie musiało to być dla niego trudne, stąd tym bardziej był wdzięczny. Gdy ich spojrzenia się spotkały, obdarzyli się nieco nieśmiałymi uśmiechami, a cisza między nimi mówiła wszystko to, do czego jeszcze żaden z nich nie był gotowy się przyznać.
   W oczekiwaniu aż Gillesowi wyschną pióra, chłopak wybrał sobie książkę i czytał ją na krześle; jego skrzydła co jakiś czas zabawnie drgały, a długie, wciąż nieco mokre kosmyki włosów okalały ładnie twarz. Światło z lampki nocnej dodawało temu wszystkiemu niesamowitej atmosfery i Cedric sam nie wiedział do końca, kiedy sięgnął po szkicownik. Jego ręka ruszała się machinalnie, gdy wzrokiem błądził po prostym, lekko zadartym na końcu nosie chłopaka, przez linię szczęki i zgrabną szyję, po krople wody, wolno skapujące po jego klatce piersiowej. Lis urwał szkic na wysokości ramion mężczyzny, starając się nie błądzić wzrokiem nigdzie poniżej. Od czasu do czasu ich oczy się spotykały, a oni, otoczeni przyjemną, komfortową ciszą, posyłali sobie nieśmiałe uśmiechy. Cedric zapewnił Gillesa, że pokaże mu szkic, gdy tylko uda mu się go skończyć. W rzeczywistości mężczyzna planował nawet, w którym miejscu na jego ścianie rysunek pasowałby najlepiej. Podczas krótkiego czasu, jakim było odwiedzenie Flory, wydarzyło się między nimi tak wiele, że chciał zostawić jakąś cząstkę tego wszystkiego w tym miejscu, wspomnienie, o którym by myślał, gdy będzie przyjeżdżał następnym razem.
   W pewnym momencie sam ułożył się nieco wygodniej, podpierając się na łokciu i półleżąc, na kartce jedynie doszlifowując swoje dzieło. I z lekką swoistą rezygnacją dla siebie zorientował się, że niezależnie jak bardzo starałby się odzwierciedlić Gillesa – a nie był to pierwszy raz, gdy go szkicował – tak nic nie było w stanie oddać jego urody, ale i pewnej spokojnej, pięknej atmosfery dookoła niego.
Dostrzegłszy natomiast, jak młodszy prawie że usypiał na krześle, uśmiechnął się pod nosem i odłożył wszystko na szafkę, po czym poprawił się na łóżku i maksymalnie przesunął, chcąc zrobić Gillesowi miejsce.
   - Śpimy? – zapytał i jak na zawołanie ziewnął lekko. To był intensywny dzień i zdecydowanie przydałoby im się nieco odpoczynku.

w innej czasoprzestrzeni tego samego dnia, ale nieco wcześniej, bo czemu by nie

   Sasha zostawił Adrienowi mówienie i wyjaśnienia, wciąż trzymając się raczej na uboczu. Nie miał pojęcia, jak załatwiało się takie prekursorskie sprawy i co w ogóle chłopak planował zrobić z tą bandą. Niemniej, mimo że byli otoczeni przez względnie niegroźne osoby, pozostawał czujny na wypadek, gdyby coś się stało. Dlatego stał blisko białowłosego, z lekko napiętymi ramionami i gotów zareagować w każdym momencie. Sytuacja dość szybko jednak się wyjaśniła, zarówno powód zebrania tutaj ten bandy dzieciaków, jak i ich celu. Sasha nie powstrzymywał zdziwienia na twarzy, unosząc wysoko brwi, gdy słyszał wymianę zdań między nimi a tygrysem. A potem zdziwił się nawet bardziej, gdy Adrien przyznał, że w tym ruchu, tej dziecięcej wizji i zachciance widział „szansę”. Spojrzał na niego z niezrozumieniem, nie czując się jednak na miejscu, aby jakkolwiek dopytywać czy podważać jego zdanie, nawet mimo wyjaśnienia, które przyszło z jego strony. Zostawiał mu wszystkie decyzje – te również, żenująco szybko, stały się nagle nieistotne w wyniku kolejny działań Adriena. Nie wiedział nawet, kiedy ten się do niego zbliżył i prawie stracił grunt pod nogami, automatycznie cofając się i opierając o jakieś skrzynie, które niebezpiecznie się zachwiały (tak samo jak i jego serce, gdy poczuł ciepło mężczyzny tak blisko siebie).  
   Sasha wciągnął ostro powietrze nosem, przymykając na moment oczy dla uspokojenia. Był mieszanką szoku, niedowierzania i nagłej nuty ekscytacji, z którą w takich warunkach kompletnie nie umiał sobie poradzić. Cichy szept chłopaka, jego dłoń, wręcz parząca przez ubrania na jego brzuchu, to wszystko było za dużo, jak na zupełnie nieprzygotowanego Sashę. Dopiero gdy pierwsze emocje opadły i zielonowłosy się opamiętał, spojrzał w dół łapiąc jedynie sekundę spojrzenia Adriena, zanim ten jak gdyby nigdy nic nie odwrócił się i odszedł, zostawiając go z kompletnym mętliku w głowie. Absolutnie nie spodziewał się takiego zagrania ze strony chłopaka. Tak, flirtowali, często też utrzymywali między sobą jakiś fizyczny kontakt, ale do tej pory to wszystko było raczej względnie niewinne. A teraz? Z zatrważającą dokładnością potrafił odtworzyć na sobie dotyk jego dłoni na swoim podbrzuszu i aż z trudem przełknął ślinę, starając się to wyprzeć z umysłu. To nie był czas ani miejsce na takie rzeczy…nawet jeśli jego wyobraźnia podsuwała mu zdecydowanie inne scenariusze. Tak bardzo chciał wiedzieć, co chodziło Adrienowi po głowie. Gdzie kończyły się zaczepki i flirt, a gdzie zaczynała się powaga, plany i działanie? I ile z tego wszystkiego mógł brać do siebie i ewentualnie odpowiadać podobnie, a ile zostawiać na bezpiecznym gruncie – chociaż czy ten właśnie nie został przekroczony?
   Sasha odprowadził spojrzeniem Adriena, biorąc parę uspokajających wdechów. Zajmie się tym później, przeszło mu przez myśl, gdy już dograją dużo bardziej naglące kwestie, jak ten ruch oporu. Zmusił się do skupienia na sprzętach, które dzieciaki zgromadziły, i o ile na początku wciąż był nieco rozkojarzony, tak to szybko odeszło w niepamięć w imię jego rosnącej fascynacji rzeczami, które nastolatkowie co chwilę im pokazywali.
– Udało wam się zebrać naprawdę imponujące sprzęty – pochwalił szczerze, przeglądając w dłoniach co chwilę to kolejne maszyny. Niektóre potrzebowały sporo pracy, ale inne z kolei były zachowanie w zaskakująco dobrym stanie. Gdyby miał przy sobie narzędzia, z miejsca naprawiłby parę z nich. Czuł, jak świerzbiły go ręce, aby je czymś zająć – co nie byłoby Adrienem obok, który wciąż zaprzątał nieco jego myśli – i w końcu zwrócił się do jednego chłopaka, chwytając go lekko za ramię. Młodzik na początku speszył się i nieco przestraszył, ale dość szybko odzyskał rezon, unosząc podbródek w sztucznie pewnym i zadziornym geście.
   – Macie może jakieś śrubokręty? – zapytał, starając się przyjąć ton głosu i minę, które wzbudzą zaufanie.
   - A pewno, że mamy! – prychnął nastolatek, jak gdyby Sasha obraził go takim oczywistym pytaniem. Ich wymiana zdań z kolei zwróciła uwagę również Taylora, który na moment zaprzestał rozmowy z Adrienem, rzucając im na wpół ciekawskie, na wpół nieufne spojrzenie.
   – Trochę się na tym znam, więc przy okazji, jeśli wam to nie przeszkadza, mogę parę drobnych rzeczy ponaprawiać – oznajmił neutralnie, wzruszając lekko ramionami. Najstarszy z grupy dopiero po chwili kiwnął głową, jak gdyby dając mu kredyt tylko przez fakt, że przyszedł tutaj z prekursorem. Co było także całkowicie zrozumiałe. Podczas gdy Adrien dyskutował z Taylorem, Sasha przysiadł nieopodal z otrzymanymi narzędziami i zajął się pierwszą krótkofalówką, która nie działała, a której naprawa powinna mu zająć dosłownie chwilę. Jedyne, co go zdradzało, to co jakiś czas uciekający wzrok w stronę Adiego, jak i gorąc na skórze w miejscach, gdzie jeszcze niedawno czuł dotyk dłoni mężczyzny.
Rozproszył się na powrót dopiero wtedy, gdy zorientował się, że parę dzieciaków z grupy wraz z mijającymi minutami coraz to odważniej się do niego zbliżało, aż nie stworzyło się małe kółeczko, z oczami wbitymi w jego pracujące dłonie. Na początku nie wiedział do końca, jak się w tym odnaleźć – nie była to dla niego codzienna sytuacja - ale zaraz uśmiechnął się zachęcająco. I wydawać by się mogło, że młodzi czekali właśnie na to, na jakiś znak, że ich uwaga jest w porządku, bo w sekundę zbliżyli się nawet bardziej. A potem zaczęły się pytania.
   - A po co to rozkręcasz?
   - Co to jest to w środku?
   - A możesz to zrobić bez tego kabelka?
   - Jak to działa?
   Dzieciaki mówili jeden za drugim, wskazując palcami i niemal się nad nim pochylając, ale o dziwo mężczyźnie to nie przeszkadzało; ich zaciekawienie było dość rozczulające i nawet jeśli nigdy nie czuł się dobrze w roli nauczycielskiej, tak teraz spróbował chociaż udawać, że wie, co mówił, gdy tłumaczył krok po kroku swoje działania.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {21/06/21, 09:00 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07
       Ostatecznie jednak nie był pewien czy jego słowa były dobrze dobrane, czy przedstawiona sytuacja była odpowiednio obiektywna i czy nie przebijało się przez niego złamane tyle razy serce które porzuciło nadzieję. W jego głowie brzmiało to zdecydowanie bardziej neutralnie, tymczasem każde kolejne zdanie opuszczające jego usta miało ogrom negatywnej energii. Przygryzł więc policzek obserwując jak Enzo… chyba pierwszy raz od kiedy go znał, jest zdenerwowany. I podziwiał go, że całą złość potrafił zdusić w zarodku, wziąć kilka głębszych wdechów, a gdy delikatnie dotknął jego dłoni, spojrzeć na niego ponownie z tą roztapiającą go miękkością. Nie wydawało się bowiem, że trzymał to w sobie, raczej na tyle znał swoje własne ja, że był w stanie je dokładnie opanować na co w jego fioletowym spojrzeniu ponownie zabłysnął podziw. Nie podejrzewał, ba! Nigdy by nie śmiał powiedzieć, że go zna ale nie sądził, że każdego kolejnego dnia będzie go tak mocno zaskakiwał. Tylko dlatego wcisnął dłoń w tą jego i chociaż zastanawiał się czy powinien, chwycił go za nią gładząc jej wierzch kciukiem. To była tylko niewinna chwila, gest pełen wsparcia i odrobiny przeprosin. Nie chciał im niszczyć wieczoru, a tym bardziej robić coś wbrew nim samym.
       Całe szczęście, szybko został zaczepiony w ucho i uśmiechając się do niego promiennie, podparł głowę na wolnej dłoni patrząc na niego z tymi wszystkimi emocjami których nie umiał jeszcze nazwać ale które starał się mu codziennie pokazywać.
       - Wybacz. – Mruknął jeszcze zanim wrócili do tematu karaoke, a widząc spokojny uśmiech na ustach zająca, zaraz obejrzał się ponownie za siebie żeby przyjrzeć się przygotowanej scenie i grajkom. Nie wyglądało to nadzwyczajnie. Ot, jakby mieli umilać czas wszystkim przybyłym na festyn, a jednak! Znajdująca się koło mikrofonu książka o nieznajomej dla niego treści stanowiła ten właśnie aspekt o który chciał zapytać. Widocznie jednak, nie musiał!
       Słysząc o co tak naprawdę chodziło, uchylił lekko usta, spojrzał ponownie na Enzo, na scenę i na zająca. Śpiewać? Chodziło o śpiewanie?! I to przed wielkim tłumem gapiów?! Zając zaraz podniósł rękę, później wstał i zaczął kierować się na scenę ponownie go zaczepiając. A on, tylko się pchał pod jego palce bo stawiając uszy na sztorc udawał, że nie ogarnia. Ale ogarniał. I mocno go to ciekawiło chociaż ogólnie, przerażało. Ostatecznie więc dał się ponieść temu właśnie uczuciu.
       - A-a w życiu. – Zająknął się przyssywając się do kufla z piwem na którym chwilowo skupił swoją pełną uwagę. Przynajmniej do momentu aż ponownie nie został wyrwany jak młoda marchewka, na zawadiacki uśmieszek i słodkie słówka. Już nie wiedział czy ma go szturchnąć, siedzieć czerwony jak pomidor czy po prosto pozwolić uzewnętrznić się tej idiotycznej radości jaką czuł w żołądku. Na pewno stanęło na tym, że udawał, że nie zachwyca się wędrówką tego seksownego faceta pod scenę, nie obserwuje jego tyłka i po chwili nie podpiera na stole żeby bezwstydnie się mu przyglądać.
       Owszem, to było komiczne. W całym swoim jestestwie denerwował się wystąpieniami publicznymi, które nie związane były z jego profesją. No tak, mógł chętnie opowiadać dzieciakom bajki, wygłupiać się z nimi ale gdy tylko śledziło go więcej niż jedna czy dwie pary oczu, czuł zakłopotanie. Tym bardziej, że on w ogóle nie śpiewał i nie specjalnie chciał się przekonywać czy potrafi. Dlatego owszem, wspierać i gwizdać najgłośniej w tłumie, zostać fanem numer jeden, zaśliniać się ale nigdzie się z miejsca nie ruszać.
       I wtedy też się zaczęło. Początkowo rozejrzał się po zespole, który spokojnie zaczął wygrywać kolejne nuty, rozgrzewali się i wyglądali jakby mieli zamiar świetnie się bawić. Przy tym wydawali się profesjonalistami przez co nic nie naruszało jego czułego słuchu. Każda nuta odpowiednio wibrowała w powietrzu. I wtedy też, jego spojrzenie ostatecznie padło na Enzo, spotkał się z nim wzrokiem i przepadł. Elektryzujący dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, gwałtowne ciepło oblało jego policzki, a w ustach zaschło. Był dla niego… po raz kolejny ogromnym zaskoczeniem. Jego głos, aksamitny zwracał uwagę większości uczestników festynu, szybko zyskał aprobatę płci pięknej, a on… topił się. Przyglądał się mu jak zahipnotyzowany, oczarowany tym jak przyjemnie komponował się z każdą nutą. Usiadł więc nieco niżej, podparł głowę na dłoniach, wodził za nim spojrzeniem nie czując jak jego ogon delikatnie merda na boki. Przeszywał go przy każdym mrugnięciu, bawił nonszalancją, łasił obietnicą. W którymś momencie chyba mu się odpłynęło, a kiedy wrócił ze swojego świata muzyka powoli cichła, a Enzo szeptał ostatnie kilka słów, które sprawiły, że musiał wziąć kilka głębokich i bardzo desperackich wdechów żeby się ogarnąć, nie czerwienić i jednak zacząć myśleć. Zaczesał przy tym włosy do tyłu, upił kolejny spory łyk piwa i zanim w ogóle Enzo zebrał oklaski, on załatwił im po drugim, pełnym kuflu.
       - Nie… podejrzewałem Cię o to. – Przyznał ścierając palcami delikatny szron tworzący się na kuflu od zimnego piwa. Po chwili podniósł na niego spojrzenie i ponownie już obrywając spokojnym i ciepłym uśmiechem, musiał z wolna wypuścić powietrze z płuc. – Na mnie nie licz. Nie śpiewam i ogólnie krępuję się występami publicznymi. – Przyznał szczerze, z szerokim uśmiechem na ustach bo zaraz rozpętała się ostra dyskusja pomiędzy prawidłowym argumentowaniem jego zawodowego „ja” które było zdolne kłócić się nawet z Prekursorem, a tym bardziej skrytym i niedostępnym prywatnym „ja”. Oczywiście pośmiali się przy tym wszystkim, a on nie odmówił mu racji ale dopóki miał wlane dopiero półtorej piwa nie da rady wejść na scenę.
       - A jak zacznę wyć do księżyca? Pomyśl! Wstydu Ci narobię. – Przytaknął mu uśmiechając się rozbawiony po chwili odwracając spojrzenie w stronę zapełniającego się z wolna okręgu tanecznego. Wtedy też dostrzegł pierwszą z wielu niespodziewanych sytuacji tego wypadu.
       - Ty podły złodzieju! – Krzyczała młoda, prześliczna blondynka z obsypaną piegami twarzą i sarnimi uszami. Machała przy tym bukietem polnych kwiatów, którymi on prawie oberwał w nos. Odsunął się jednak prostując się i zdziwiony – podobnie jak ich najbliższe otoczenie – zaczął słuchać pretensji. – Jak Ci nie wstyd?! Kraść wianki? I to przeznaczone dla par?! Aż tak gardzisz miłością?! – Krzyczała przynajmniej do momentu aż jej wzrok nie padł na Enzo i w pół ruchu próby walnięcia go bukietem, zatrzymała się. – Enzo… Znasz go? Usłyszałam… że widziano go jak kradł nam kwiaty na wianki. A wiesz dobrze, że plecenie ich to tradycja! – Jej dolna warga zadrżała od prób powstrzymania płaczu, a on zmieszany spojrzał na zająca i ponownie na blondynkę.
       - Zapewniam, że od co najmniej godziny nie ruszyłem się z miejsca. – Mruknął nadal rozbawiony i w bezpiecznej odległości od wymierzającej sprawiedliwość buławy jednocześnie odsuwając jej krzesło nogą żeby sobie usiadła. Przy tym miał wrażenie, że jakieś bukiety mu już dzisiaj wpadły w oko ale nie wiedział gdzie dokładnie.
        - Mave, nie ładnie tak atakować ludzi bez dowodów, do tego na podstawie plotek - zauważył zając, unosząc brwi w zdumieniu, bo nie miał pojęcia dlaczego ktoś i po co miały rozprzestrzeniać takie niedorzeczności. - Uspokój się i powiedz co się stało, ale na miłość boską nie atakuj więcej niewinnych osób - zbeształ ją, ale więcej w jego głosie słychać było rozbawienia, zamiast przygany.
       Perci uśmiechnął się przy słowach zająca rozbawiony bo jakże mógłby się nie śmiać gdy sytuacja była absurdalna i chwilę wcześniej oni sami z czegoś podobnego się śmiali. Przy tym poprosił o jeszcze jeden kufel piwa dla młodej kobiety – chociaż ta szybko poprosiła o kompot – i w końcu zaczął słuchać wyjaśnień. Warto podkreślić, że nie dobrnął do końca gdy podobnie ubrana, równie młoda dziewczyna jednak o brązowych włosach, również z bukietem kwiatów w dłoni, w bojowy sposób zmierzała w ich stronę. Obawiał się, że ponownie oberwie kwiatami na co nieco się przytulił do zajęczego ramienia jednak po chwili obserwował jak broń uderza o blond głowę.
       - Co Ci odbiło żeby wszystkie wianki do mnie przynieść? Co ja, osioł żeby za Ciebie robić?! Smarkulo jedna! – Jeszcze dwukrotnie walnęła młodą w głowę na co ta skuliła się na krześle wytrzeszczając na nią oczy.
       - Sama pewnie mi je wzięłaś! Bo jesteś mendą! – Oświadczyła blondynka, a Perci przyglądając się tej wojnie na kwiaty zaraz szepnął do Enzo.
       - Nie rozumiem co się właśnie dzieje. – Przyznał czując jak Enzo walczy ze sobą żeby nie parsknąć śmiechem. Cóż, jemu również nie dużo brakowało żeby opluć się co i rusz siorbanym piwem.
       - A Ty co się głupio… Uuuu! Słodziutki![/color] – Ewidentnie starsza z sióstr, kasztanka, zwróciła wreszcie na nich uwagę. – Enzo! Gdzieś Ty znalazł takiego przystojniaka? – Zapytała podpierając się łokciem na głowie pobitej kwiatami, całej w pyłkach siostry. – Jesteście do wzięcia czy trzeba wam wianki? – Poruszyła znacząco brwiami na co Perci już kompletnie nie wytrzymał i parsknął gromkim śmiechem. W tym czasie nie miał okazji zapewnić, że też chce wianek, że są tu razem bo po prostu starał się nie udusić. Widocznie Enzo miał podobnie tylko czekał na dogodny moment. Dziewczyny ich zostawiły nadal tocząc swoją małą wojnę, on się uspokoił, przynajmniej do momentu aż ich wzrok się ponownie nie spotkał i znowu zaczął się dusić. Tym razem w akompaniamencie zająca i trwało dobrą chwilę zanim w ogóle podjęli próbę uspokojenia się.
       - I to się nazywa atrakcja. Nadal nie rozumiem co tu zaszło.  - Przyznał kręcąc głową z niedowierzaniem, trąc lekko oczy w których zebrała się jedna niesforna łezka rozbawienia. Przynajmniej, na kilka dłuższych chwil mieli o czym rozmawiać i schodząc na temat kwiatów i wianków, on ponownie został w pełni zaabsorbowany zrozumieniem tradycji i tej śmiesznej symboliki która kazała nie podrywać osób w wiankach.
       - Jak to tak? Kiedy ja miałem wielki plan flirtu. – Zmarszczył nos w geście rozbawienia po czym nagle na jego głowie wylądował wspomniany już wcześniej wianek. Oni natomiast zostali nazwani ponownie słodziakami, łania przeprosiła za siostrę i poszła, a on zamarł. Jego dłoń odszukała tą należącą do Ezno, zrobił minę zbitego szczeniaka po czym nieco za mocno zacisnął na niej palce.
       - Enzo… to bzyczy… – Wydukał z coraz mocniej zaciskającym się ze stresu gardłem.
       Nie trzeba było specjalnych umiejętności, by zdać sobie sprawę z tego, że Perci bał się pszczół. Enzo co prawda dostrzegał już wcześniej jakieś znaki, że mogło tak być, jednak nie miał jeszcze okazji tak wyraźnie dojrzeć czystego przerażenia na jego twarzy. Natychmiast ścisnął odrobinę mocniej jego palce i wśród białych kwiatów odnalazł owada, by chowając go w dłoniach, odejść na chwilę i wypuścić go z dala od wilka.
        Kiedy wracał, został obdarowany przez rozchichotane dziewczyny ciastkami, więc kiedy znów usiadł obok Percivala mógł go poczęstować ciasteczkiem. Zanim jednak wsunął łakoć w usta wilka, głośny, zachwycony pisk rozległ się nad jego uchem.
       - Macie ciastka i wianki! Enzo, nie przepuszczę ci zabawy z nami! – oświadczyła kobieta z krowimi uszkami, podpierając się pod boki i z falującą, obfitą piersią, wyprowadziła ich na środek kółka, w którym znajdował się stół, gdzie po drugiej stronie siedział zachwycony uwagą byk w wianku.
       - Ta kobieta jest niemożliwa, wybacz jej Enzo, partnerze Enzo – westchnął byk, kręcąc głową z politowaniem, kiedy brunetka siadała obok.
       - Nie ma, że boli. Już dawno cię łobuzie chciałam zeswatać z kuzynką, kto by pomyślał, że będziesz wolał zakręcić się obok kogoś młodszego – parsknęła, puszczając oczko do Percivala. – No, przedstaw nas sobie i wyjaśnij mu zasady zabawy – zażądała, na co tym razem Enzo przewrócił oczami.
        - Perci, to jest Anabella i jej mąż Pavrick, są właścicielami młyna. Ann, Pavricku, pozwólcie że przedstawię wam Percivala, przyjechał z klanu Espoirów z małżonką Cedrica – wyjaśnił, kiedy wymieniali uściski dłoni.
       - Fantastycznie, ale ci się trafiło! Musicie kiedyś nas odwiedzić – oświadczyła kobieta, a Enzo dla świętego spokoju zgodził się.
        - Zabawa polega na tym, że pary dostają ciastka i muszą się nimi karmić z ust do ust, która szybciej poradzi sobie ze swoją porcją wygrywa – wyjaśnił zaraz potem Enzo, patrząc z rozbawieniem na przyjaciół i samego Percivala, ciekaw jego reakcji na to wszystko.
       Początkowo chciał się wyjaśnić ze swojej paniki. To nie tak, że się bał samych w sobie pszczół. To była bardziej kwestia jego silnej alergii na jad, która bez odpowiedniej pomocy by go zabiła. Chciał ale nie miał okazji się wyjaśnić bo po chwili Enzo został porwany przez kobietę z niezwykle sympatycznym uśmiechem, a jak zając to i on. W pakiecie.
       Przenieśli się do innego stolika gdzie czekał na nich już potężny facet z równie przyjazną miną na co on kiwnął mu w geście powitania głową i zaraz zajął miejsce. Początkowo rozpoczęła się spokojna acz zabawna rozmowa na którą wilk spojrzał na zająca z typowo łobuzerskim uśmieszkiem.
       - Widzisz, piękny i młody. – Zaczepił go szturchnięciem łokcia po czym gdy chwilę się poprzepychali, do niego coś dotarło. Pochylił się do sterczącego ucha chwilę nosząc się z tym pytaniem ale – Enzo, ile masz lat? – Zapytał, po raz pierwszy od początku ich znajomości na co ponownie chwilę się obydwaj pośmiali i wymienili tą jakże istotną wiedzą, która nadal wskazywała na to, że on był – Jak mówiłem, piękny i młody. – Kiwnął głową z przyjemnością witając znajomych Enzo, przedstawiając się jeszcze raz i uznając, że zostali wrobieni w najmniej oczekiwaną przez niego dzisiaj grę. Szybko zrobił się czerwony, zakrył twarz dłonią, kontrolnie spojrzał przez palce na całkowicie rozluźnionego Enzo po czym przyjął delikatnego całusa w policzek.
       - Czyli mamy… się… całować publicznie… do skutku? – Upewnił się na co kobieta odpowiedziała mu z ogromnym entuzjazmem.
       - Bardziej lizać, ale tak! Dokładnie tak! – Zaśmiała się na co on wydał z siebie cichy pomruk rozgoryczenia zaczynając się po chwili śmiać.
       - Dobrze, co mi tam. Najwyżej Cię obślinię. – Uśmiechnął się do zająca pięknie słysząc przy tym jak byczek zaczyna się śmiać z całej sytuacji w której się wszyscy znaleźli.
***
       Jakie to było nie przyjemne.
       Bliskość z Sashą dzieliła się na dwa rodzaje. Jeden z nich był mięciutki i bezpieczny. Za każdym razem gdy właśnie w taki sposób znajdowali się obok siebie miał ochotę przymknąć oczy i dać sobie chwilę wytchnienia. Nie musiał przecież ciągle działać na najwyższych obrotach. Czasem mógł zwolnić i rozkoszować się momentem w którym to jelonek trzymał go za rękę, gładził albo po prostu ściskał powodując w nim niekontrolowane mruczenie. Był ten też drugi rodzaj który obecnie go niemiłosiernie sfrustrował. O seksie co nieco już wiedział. W prawdzie była to czysta teoria, a przez swoje wieczne obowiązki i fakt bycia drugą najbardziej rozpoznawalną gębą w klanie – nie! Trzecią! Przepraszam, trzecią! – nie miał kompletnie możliwości wdrożyć tego w praktyce. Nie oznaczało to, że wyzbył się ochoty. Chciał wiedzieć jak to jest robić to całkowicie bez zobowiązań. Nadal uważał, że nie nadawał się do stworzenia szczerego związku. Albo to albo nie znalazłby nikogo kto by chciał po prostu jego. Dlatego mrzonki o prawdziwej i szczerej miłości porzucił, a może… po prostu nigdy ich nie miał sądząc, że to poczuje? Ciężka sprawa ale seks? Można było go od uczuć rozdzielić, a Sasha był osobą która wyraźnie by to potrafiła. A jednak go denerwował. Za każdym razem gdy patrzył w te jasno zielone oczy jego serce drżało z niepewności czy robiąc to nie pozbawiłby się szansy na kogoś bliskiego. I tu był rozdarty. Z jednej strony czerpał ogrom satysfakcji z ostrego flirtu jakim czasami się wymieniali, z drugiej nadal chciał się wkraść mu wieczorem do łóżka i paść plackiem zmęczony całym dniem, kazać się drapać i być drapanym. Ot, bez podtekstu. Z jednej strony chciał zaproponować mu okropnie niegrzeczne rzeczy które mogliby razem zrobić gdyby tylko pokonali tą wyznaczoną kiedyś granicę, a z drugiej nie wyobrażał sobie nie wykorzystywania już takich okazji jak ta, gdzie po prostu wybyli gdzieś razem. Chciałby go mieć, nie mieć. Odsunąć i trzymać przy samym sercu. Był z siebie dumny i miał ochotę z niedowierzaniem pokręcić głową nad swoją głupotą bo już sam nie wiedział co powinien zrobić! Tak wiele chciał i nie umiał wyobrazić.
       Kilka razy jeszcze na niego zerknął. Mógłby go przygryźć, cmoknąć. Nikt nie zwracał na nich w tym momencie uwagi. Mógłby nawet mu coś zaproponować gdyby tylko chciał, a jednak wolał nie. Miał dziwne wrażenie, że napięcie jakie się między nimi ciągle utrzymywało też było niestabilne. Dodatkowo ta sytuacja w której tkwili. Nic nie pomagało, nic nie ułatwiało, a on dumał zamiast słuchać. On myślał o nim zamiast próbować wdrożyć ten pomysł który pięknym plonem rozkwitł mu już w głowie.
       Ponownie już to Sasha który był jednocześnie problemem i rozwiązaniem przyniósł mu ulgę. W chwili gdy jelonek zajął się dłubaniem w tym ustrojstwie które leżało w całej piwnicy zdobywając tym samym rzeszę fanów, on mógł uśmiechnąć się do siebie nieco maślanie zafascynowany tym z jakim oddaniem jelonek wykonywał swoją pracę. Czasem się w ogóle od siebie nie różnili. Wtedy też wziął spokojny oddech, odsunął od siebie tą dziką chęć upewnienia się w jaką stronę by to wszystko mogło się potoczyć po czym ponownie bystrym spojrzeniem wrócił na najstarszego z najmłodszych który to niepewnie przełkną ślinę. Oczywiście, w pierwszej kolejności go uspokoił.
       Przeprowadzając szybki wywiad polegający na rzucaniu pytań na które satysfakcjonowały go odpowiedzi „tak” albo „nie” szybko zdobył obraz wioski. Mała, skromna i nieco zacofana. Nie miała szkoły, a przecież była tak znaczącym miejscem przerzutowym technologii. Dzieciaki same próbowały ale nie miały takich możliwości jakie on mógłby im dać. Widział w tym więc szansę, a gdyby tak trochę nad nimi popracował i nie zmuszał do długich i nudnych lekcji, mógłby tym samym zdobyć sporą przewagę bitewną! Dobrze wyszkoleni, mądrzy i sprytni ludzie byli warci zdecydowanie więcej niż byle głąby którym kazano.
       - Czy myślisz, że chcielibyście się uczyć? – Zapytał w końcu nieco wystraszonego dzieciaka, którego ponownie już próbował uspokoić.
       - Cz-czego? – Dopytał zajmując miejsce na jednej ze skrzyni żeby się nie przewrócić z nerwów.
       - Czytać, liczyć, pisać. Rozwiązywać skomplikowane problemy logistyczne. Elektryki, elektrotechniki, łączności. Tworzyć niesamowite maszyny z tego co tu macie. – Mówił spokojnie chociaż na widok zmieszanych aczkolwiek obiecujących ogników w oczach chłopaka, uśmiechnął się szczwanie.
       - J-jest tylko jeden poważny problem. – Zaczął przełykając nerwowo ślinę po czym próbując się rozluźnić. – Kiedyś już proponowaliście nam szkołę ale burmistrz odmówił. On… on coś robi ale nikt nie wie co. I nie chce… żeby ktokolwiek się dowiedział. – Przyznał na co Adi zmarszczył brwi.
       - Chętnie z nim porozmawiam. – Przyznał nagle bardzo niepokojąco… pogodnie! Po czym ponownie spojrzał w stronę otoczonego wianuszkiem fanów Sashy, który coś skręcał. – Może nawet jeszcze dzisiaj? – Zaproponował chociaż niekoniecznie miał na chwilę obecną plan. Nie wiedział czego może się spodziewać po osobie o której z wyraźną obawą wyrażał się dzieciak, a która to odmawiała pomocy o którą później przyjeżdżała zażarcie żebrać. Nie rozumiał, musiał zdobyć nieco więcej informacji które to najpewniej, za chwilę na niego spłyną.
       Drzwi do piwniczki otworzyły się z impetem po to żeby w mgnieniu oka przebiegł przez nie zdyszany chłopak całkowicie łysy. Zasapany, złapał kilka głębszych oddechów po czym wskazał drzwi, nie umiał z siebie nic wydusić przez widocznie morderczy bieg.
       - Burmistrz idzie! – Padło w końcu zdanie które wywołało niemały popłoch. Dzieciaki szybko schowały to co leżało na wierzchu do skrzyń, zrobił się niemały harmider ponad którym Adi rzucił Sashy znaczące spojrzenie. Kiwnął głową w stronę wyjścia po czym przemykając się pomiędzy dzieciakami wyszedł z piwniczki prosząc żeby jelonek zamknął za sobą drzwi. Przy tym splótł dłonie za plecami specjalnie prostując sylwetkę, pozwolił żeby jedno ucho przyklapło, a okulary lekko zjechały z nosa. Mimo to jego oczy przepełnione były bystrością, a uśmiech miał w sobie nutę napawającą niepokojem. Nie mógł się przy tym spodziewać, że ów burmistrz będzie miał swoją świtę która widząc ich – dwóch nieznajomych – postanowiła wyprowadzić coś na kształt ataku.
       Momentalnie znalazł się za plecami Sashy który to bardzo skutecznie unieruchomił jednego z przeciwników. Aż zamrugał zdziwiony chociaż ponownie, coś połaskotało jego żołądek. Jego szybkość i skuteczność były niesamowite! Ciekawe czy Perci – po wielu wysiłkach i trudzie – by jego też nauczył?
       - Witam serdecznie. – Zaczął mówić spoglądając na otyłego indora. – Doszły mnie słuchy, że ktoś was niepokoi. Chciałem sprawdzić czy Crise nie narusza granic. – Rzucił uprzejmie w momencie gdy spanikowany, drugi ochroniarz burmistrza, widząc to co stało się z jego kolegą również ruszył na Sashę. Nie niepokoił się o niego, ba! W jego obecności czuł niezwykłą pewność siebie.
       - Och, no tak. Adrien Bianco. Czy zjemy razem obiad Panie Burmistrzu? – Zapytał mijając już dwóch powalonych osiłków po to by staną przed podejrzanie pocącym się indorem który wytrzeszczał na nich oczy.
       - Z-z przy-przyjemnością młody prekursorze. – Wyjąkał rzucając spojrzenie w jego pewne oczy, na Sashę i na dwóch swoich ludzi zbierających się z ziemi. Na razie nic nie było podejrzane chociaż, kusiło dokładnie sprawdzić.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {22/06/21, 09:46 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.19.24
Atmosfera przy stoliku była bardziej swobodna niż się Enzo spodziewał, zwłaszcza jeśli wziął pod uwagę naturę gry zaproponowanej im przez Ann i kółeczko gapiów, które uśmiechało się promiennie do niego i Percivala. Miał wrażenie, jakby w tamtym momencie wszystkie przysługi i pomoc jakie przez te wszystkie lata okazywał Reposom się zwracały i zamiast zniesmaczenia na widok mężczyzny u jego boku, do tego z całkiem obcego klanu, wszyscy ci ludzie po prostu cieszyli się, że w końcu znalazł sobie kogoś, kto mógłby nosić z nim wianki. Dlatego też, patrząc na wilka, pozwalał sobie na uśmiech, na przepychanki pełne czułości i swobodę, na którą nigdy nie pozwalał sobie w obecności tylu świadków. Śmiał się, zaczepiał go i uśmiechał się do niego tak jak chciał, nie przejmując się, że wywoływał zachwycone piski i rumieńce na twarzach zdecydowanie zbyt młodziutkich dziewcząt, które nie powinny patrzeć na takie zabawy.
- W zasadzie nie będziesz musiał mnie ślinić, Perci – powiedział z figlarnym uśmieszkiem, łapiąc twarz mężczyzny w swoje dłonie, czekając cierpliwie, aż ten zgodnie z przewidywaniami zrobił się uroczo bordowy na policzkach, dopiero wtedy pochylił się, by musnąć jego czoło ustami. Dopiero potem pochylił się, by wyszeptać mu do ucha swój plan na zwycięstwo.
- Zrozumiałeś? – zapytał, a kiedy zaczerwieniony wilk pokiwał twierdząco głową, zając rzucił zadowolone spojrzenie Anabelli, która gapiła się na nich z głupim uśmieszkiem.
- Możemy zaczynać – powiedział swobodnie, opierając się jednym ramieniem za głową wilka, przysuwając się przy tym do niego jeszcze bliżej, tak że ich uda stykały się.
- Wy coś knujecie, chłopcy – pogroziła im palcem Ann, ale w gruncie rzeczy gra nie miała żadnych zasad, więc w końcu musiała się poddać i z głośnym śmiechem wgramoliła się na kolana swojego byka, wywołując kolejną falę rozradowanych dziewczęcych pisków.
W końcu któraś ze starszych dziewcząt podeszła, by sprawdzić, czy obie pary miały w koszykach po tyle samo ciastek i kiedy upewniła się, że wszyscy znają zasady, oznajmiła start. Enzo natychmiast złapał w zęby połowę ciasteczka, łapiąc twarz Percivala w swoje ręce i pochylając się nad nim jakby naprawdę chciał go pocałować. Nie zrobił tego jednak, pozwalając jedynie by wilk złapał ciastko swoimi wargami. Nie dotknęli się. Kolejne ciastko zniknęło, a oni nadal się nie dotknęli. Nie potrzebowali, wzrok jakim obdarzali aż iskrzył od uczuć jakimi do siebie pałali. Enzo wkrótce przestał zwracać uwagę na zachwycone nimi dziewczęta, liczyły się dla niego tylko fiołkowe oczy, w które patrzył z iskierkami rozbawienia, z radością i pożądaniem, które płynęło mu w żyłach. To, że ich usta się nie zetknęły, jedynie ocierały o siebie od czasu do czasu delikatniej niż muśnięcia skrzydeł motyla sprawiały, że czuł jeszcze więcej dreszczy przebiegających mu po plecach. Jak wielką miał ochotę zapomnieć o tym ciastku i po prostu wpić się zachłannie w te malinowe wargi, wyrwać z nich westchnienie pełne rozkoszy i ich obu doprowadzić do stanu, w którym te dziewczęta nigdy nie powinny ich zobaczyć. A kiedy patrzył w fiołkowe oczy Percivala, po położonych po sobie uroczo uszach i różowych policzkach, wiedział, że on wie, co chodziło mu po głowie…
- Koniec! Wygraliśmy! – oświadczyła zarumieniona Anabella, wpychając między nich dłoń, a kiedy Enzo posłał jej rozbawione spojrzenie, wsparła się dłońmi o biodra. – Znajdźcie sobie jakiś pokój – parsknęła, przewracając oczami, ale kiedy znów na nich spojrzała, jej spojrzenie iskrzyło radością.
- Myślę, że my też powinniśmy – wymruczał jej do ucha byk, w taki sposób, że Enzo usłyszał go wyraźnie, a krówka pokraśniała, a klepnięta w pośladek, zachichotała jak młoda dziewczyna. Patrząc na nią, Enzo domyślał się, co takiego Pavrick zobaczył w tej pyzatej buzi, która była tak śliczna, kiedy była szczęśliwa.
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł, dobrego wieczoru, Pavricku, bawcie się dobrze – powiedział, obejmując Perciego w podobny sposób, wymieniając z bykiem znaczące spojrzenia.
- Wy też chłopcy, bawcie się grzecznie – dodał od siebie mężczyzna, szczerząc zęby do Enzo i Perciego, zanim odeszli z Ann, wpatrzeni w siebie jak dwa gołąbki szukające gniazdka.
- Bawić się będziemy, nie obiecuję jednak, że grzecznie – powiedział Enzo, zwracając się do Percivala, szpecząc mu do ucha. Naprawdę szybko musiał znaleźć im jakieś miejsce…
Nie było mowy, by wytrzymał całą drogę do rezydencji, a nie spodziewał się przy tym, by Perci był zachwycony, gdyby zaproponował mu okoliczne krzaki. Za to do głowy przyszedł mu inny pomysł…
- Kochałeś się kiedyś na sianie? – zapytał, łapiąc go za dłoń i prowadząc między budynkami na skraj wioski, gdzie głównie znajdowały się spichlerze i stodoły. Pamiętał która należała do młynarzy, a skoro Pavrick i Ann kazali im się dobrze bawić… cóż, mógł trochę to ich życzenie wykorzystać.
- Na górę, tylko ostrożnie, nie spadnij – wyszeptał, kiedy znaleźli się w jednym z budynków. Wewnątrz było sucho, pachniało trawą, słomą i sianem. Koń stojący w boksie parsknął na ich widok, ale zaraz wrócił do skubania owsa.
Enzo puścił Percivala przodem po drabinie, bezczelnie gapiąc się na jego tyłek, kiedy wchodził do góry, tam gdzie zaraz zaszeleściło czyste, rozsypane do wysuszenia siano. Zając rozejrzał się jeszcze, chcąc się upewnić, że nikt za nimi nie szedł, a wtedy jego wzrok spoczął na derce dla konia przewieszoną przez ściankę boksu. Jakaś bariera pomiędzy nimi i źdźbłami by się przydała… Niewiele myśląc wziął ją ze sobą, zaraz potem wspinając się zręcznie na górę, gdzie z pytającą miną czekał na niego uroczy wilczek, skąpany w promieniach księżyca wpadającego do wewnątrz szczelinami w powale. Enzo uśmiechnął się rozkładając materiał na miękkim sianie, a potem położył się na nim, gapiąc się ze śmiechem na nieco speszonego Percivala.
- Chodź do mnie, Perci – powiedział cicho, a kiedy mężczyzna się zbliżył, pociągnął go na siebie, niemal natychmiast kładąc swoje gorące dłonie na jego pośladkach.
- Szkoda, że nie wygraliśmy – westchnął jeszcze, ściskając delikatnie jędrne połówki. – Mam jednak nadzieję, że dobrze się bawiłeś? – zapytał jeszcze, udając że wcale nie zaczął się o niego ocierać w bardzo sugestywny sposób, a jego oczy nie błyszczały krążącymi mu w żyłach pragnieniami, które miał praktycznie wypisane na czole. Ale co mógł zrobić, kiedy ktoś tak uroczy, seksowny i po prostu przekochany jak Perci na nim leżał?
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {17/07/21, 12:42 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.04.20

    Sasha kompletnie zatracił się w swoim świecie. Pokazywał z czystą fascynacją wyrysowaną na twarzy dzieciakom coraz to nowsze możliwości do zrobienia ze sprzętem, który posiadali. Z radością pozwalał im samodzielnie próbować, poprawiał błędy i uczył.  I prawdopodobnie mógłby tak siedzieć godzinami, zapominając o tak prozaicznych sprawach, jak chociażby jedzenie – zdarzało mu się to częściej niż rzadziej – gdyby nie nagłe zamieszanie od strony drzwi. Wzdrygnął się lekko, wyrywając się ze swoich myśli skupionych tylko na tym, co było rozrzucone na stole, po czym jak gdyby w sekundę jego postawa całkowicie się zmieniła, wyczuwając potencjalne niebezpieczeństwo.      
    W dwóch krokach znalazł się obok Adriena, gotowy do reakcji w każdym momencie. Nie spodziewał się usłyszeć, że burmistrz miasteczka nadchodzi. Od razu spiął się nieco bardziej, posłusznie jednak wychodząc za młodszym chłopakiem na zewnątrz, prosto twarzą w twarz z ochroniarzami. Nawet się nie zastanawiał, gdy jeden z nich ruszył na ich dwójkę i po prostu go powalił, chociaż nie bez trudu. Dawno nie trenował, więc o ile jego technika jeszcze utrzymywała się dzięki pamięci mięśniowej, tak jego siła była praktycznie nieistniejąca. Udało mu się jednak powalić pierwszego mężczyznę raczej elementem zaskoczenia, a dostrzegłszy kątem oka ruch drugiego, zaatakował go zanim ten zdołał zareagować; powalił go podcięciem i uderzeniem w krtań, zostawiając go kaszlącego na ziemi. W taki sposób, dość szybko ostała się stojąca jedynie ich trójka. Sasha ustawił się za Adrienem, sapiąc jakby co najmniej przebiegł pół maraton, ale utrzymując pozory potężnego i niebezpiecznego ochroniarza młodego prekursora. Nie spodziewał się tylu atrakcji jednego dnia. Domyślił się, że wróciła pora na politykę i sprawy, na których się nie znał, stąd posłusznie robił za cień Adriena, raczej będąc obserwatorem, aniżeli czynnym uczestnikiem spotkania z burmistrzem.
    Zostali poprowadzeni miasteczkiem, które, jak gdyby, szybko opustoszało z powrotem burmistrza. Nieliczni mieszkańcy, kręcący się dookoła, umykali z ulic, gdy ich trójka się zbliżała. Po jakimś czasie dołączyła do nich jeszcze dwójka wcześniej powalonych ochroniarzy, którzy tym razem już nie robili nic ryzykownego, aczkolwiek ciągle mierzyli Sashę niepochlebnym spojrzeniem i utrzymywali znaczący dystans. Po jakimś czasie zostali wprowadzeni do dużego, zadbanego domu – zaskakująco bogato zdobionego wewnątrz jak na burmistrza raczej skromnej mieściny. Brew jelonka mimowolnie się uniosła na widok rzeźb, które mijali, przechodząc przez salon do ogrodu, gdzie burmistrz od razu polecił służącym zastawić im stół. Sasha odsunął krzesło Adrienowi, samemu ustawiając się po prostu za nim, dyskretnie rozglądając się dookoła i analizując najmniejsze szczegóły.
A potem burmistrz zaczął mówić.
    I gdy zaczął, prędko nie skończył – fala słów praktycznie wylewała się z jego ust, rzadko kiedy dając dojść do głosu Adrienowi. Co rusz zachwalał swoje działania albo szczycił się osiągnięciami, które rzekomo dokonał dla miasteczka. Sasha na początku próbował skupiać się na tym monologu, ale dość szybko tracił wątek, przytłoczony tą falą szajsu, który się wylewał z mężczyzny. Stąd też koniec końców zdał się na tygryska w kwestii zajęcia się tą konwersacją i próbami ludzkiej rozmowy z burmistrzem, dla którego sztuka dyskusji i wymiany zdań chyba nie istniała.
    Zielonowłosy był niezmiernie wdzięczny, że koniec końców Adrien ukrócił spotkanie z mężczyzną, chyba czując, że i tak nie dowie się od niego niczego szczerego. Od kiedy też tylko opuścili posiadłość burmistrza, Sasha nie mógł pozbyć się tego dziwnego wrażenia, że coś dużego było na rzeczy – możliwie większego, niż którykolwiek z nich przypuszczał, wybierając się na ten niepozorny targ. Nie umiał stwierdzić jeszcze co, ale w całej tej farsie, którą przedstawiał im burmistrzu, nic do siebie nie pasowało. Od jego sztucznego zainteresowania dobrem mieszkańców, gdzie w głosie bardziej pobrzmiewała pogarda i niechęć, niżeli jakiekolwiek ciepłe emocje, po jakieś plany gospodarcze, których – po minie Adriena się domyślił – nie były skonsultowane z Reposami i nie miały żadnego przełożenia na rzeczywistość. Stąd też nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego, uwierającego odczucia, że w tym małym, niepozornym miasteczku coś się działo. I chciał dociec prawdy, trochę z ciekawości, a trochę dlatego, że zaskakująco dobrze wybawił się z dzieciakami w piwnicy. Widać było, że były ciekawskie i zaangażowane, i gdyby tylko miały szansę rozwoju, to każdy jeden z nich daleko by zaszedł i mógł dużo zrobić dla siebie i innych. Westchnął pod nosem, pocierając lekko palcami jego grzbiet, zanim z lekko widocznym zmartwieniem nie spojrzał na Adriena. Po jego bystrości przypuszczał, że ten również dostrzegł to wszystko doskonale. Pytaniem było, co planowali z tym zrobić. Sasha sam nie miał żadnej władzy przy podejmowaniu decyzji, stąd zwrócił się ze swoimi wątpliwościami do młodszego mężczyzny.
    - Musimy porozmawiać – zaczął w końcu, przystając na jednej z dróżek w miasteczku. Stanął naprzeciwko niego (jakoś łatwiej mu się myślało bez równoczesnego chodzenia). Widział też, że Adrien od kiedy tylko znaleźli się w miasteczku myślał o czymś zawzięcie. Sasha więc nieco z góry założył, że musiało być to związane właśnie z polityką. O jak bardzo miał się zdziwić.  – Coś jest bardzo nie tak z burmistrzem – powiedział, dokładnie w tym samym momencie, gdy Adrien rzucił:
    - Tak, mam niewyobrażalną ochotę na seks. - Przyznał w tym samym momencie w którym jeolonek nawiązał do odbytej właśnie rozmowy z burmistrzem, a jego... Trochę wcięło. Myślałam o dwóch sprawach na raz. Każde słowo zarządzającego mężczyzna sprawiało, że czuł niepokój i to tylko po to żeby patrząc w zielone oczy poczuć to głupie rozdarcie pomiędzy tym czego tak mocno pragnął a co mógł. Zatrzymał się więc z głupia miną, jedno jego ucho klapkęło, podrapał się nerowowo po nosie. - Tak, tak. Też mam wrażenie, że jest coś mocno nie tak ale nie wiem co... - Odwrócił kota ogonem, próbował udowodnić mu, że nic głupiego nie powiedział. Chyba. Chciał chciał żeby wreszcie to między nimi się wyjaśniło. Tylko, nie teraz.
    Sashę wcięło. Całkowicie, niezaprzeczalnie, tak jak dawno nikt go nie zdziwił. Patrzył na Adriena w czystym szoku, na początku będąc przekonanym, że się przesłyszał. Dopiero zażenowanie chłopaka uświadomiło mu, że nie, nie przesłyszał się. Adrien naprawdę miał niewyobrażalną ochotę na seks. Jelonek nie do końca wiedział, skąd to wyznanie znalazło czas i miejsce podczas tej dyskusji i zastanowił się, czy być może on jakoś jasno zasugerował coś, co mogłoby skutkować takim wynikiem, ale nie mógł sobie przypomnieć (poza krótką sytuacją, lekkim droczeniem w piwnicy, ale tego nie liczył). Między nimi zapadła długa, niezręczna cisza. Sasha zbierał myśli, nie wiedząc nawet na początku, jak odnieść się do tego, co powiedział młodszy, zanim w końcu nie westchnął, pocierając lekko czoło. I jak tu wyjść z takiej sytuacji?
    - Chyba musisz mi wyjaśnić, co masz dokładnie na myśli, żebym dobrze zrozumiał – powiedział w końcu, nie chcąc, aby zostało to bez komentarza, jak i nie sądził, aby dobrym pomysłem było jakieś jego dopowiadanie sobie swoich wyobrażeń i przekonań do tej sytuacji.
    Zbywając sytuację jako niedoszłą, Adrien odetchnął cicho mając nadzieję, że Sasha jako ten dojrzalszy członek ich dwuosobowej drużyny nie wróci do kwestii seksu. Cóż, on był w tym czcigodnym wieku w którym myślało się więcej penisem niżeli głową i trzeba było to wybaczyć! Skąd miał wiedzieć, że poważne spojrzenie jego oczu każe mu zmarszczyć brwi.
    - O co mnie pytasz? - Dopytał na wszelki wypadek po czym zastrzygł uszami słysząc, że jednak chodziło o seks. Wtedy wzruszył dość nieskoordynowanie ramionami. - Ciężko ukryć, że się wzajemnie podrywamy, od samego początku, prawda? - Zaczął dosyć spokojnym tonem chociaż w umyśle szalała burza. - Trochę... W swoich domysłach wychodzę poza zdrowy rozsądek, czasami, wybacz. - Przyznał bez bicia, że bywało i tak, że po prostu miał na niego niewysłowioną ochotę. W brew zdrowemu rozsądkowi oczywiście.
    Sasha zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, co właśnie się między nimi działo. Widząc jednak, że w głos młodszego wkradła się nuta dyskomfortu, jego mina złagodniała.
    - Nie musisz przepraszać – powiedział ciepło, wzdychając lekko pod nosem. Wskazał palcem ławkę nieopodal, niemo prosząc go, aby zmienili miejsce i usiedli. Miał wrażenie, że na tą rozmowę mogło im zejść nieco dłużej. – Po prostu chcę mieć pewność, że się rozumiemy – dodał zaraz spokojnie, usadzając się zaraz obok młodszego chłopaka na ławce. Dookoła nich życie toczyło się jak gdyby nigdy nic; po ich postawie nikt nie mógłby podejrzewać, że ta dwójka mężczyzn rozprawiała właśnie na takie tematy. – Czyli… - zaczął ponownie, posyłając mu w końcu drobny, nieco nieśmiały uśmiech. – Przez to, jak i ile ze sobą flirtowaliśmy, nabrałeś ochoty na seks? – zapytał w końcu, w głowie dopowiadając sobie „niewyobrażalnej”. Wydawało mu się to urocze, jak bezpośrednio Adrien to wypalił, jak gdyby samemu nie będąc przygotowanym na skutek, jakim była rozmowa. Sasha jedak nie wyobrażał sobie zostawić takiej dyskusji bez odpowiedzi, szczególnie że sam nie ukrywał, również czuł seksualne napięcie między ich dwójką od samego początku. To tylko przybierało najróżniejsze formy, w zależności od tego, co akurat wydarzało się w rezydencji. I jak przyzwoitego udawał Sasha w danym momencie. – Albo czy po prostu chcesz się ze mną przespać i nie wiesz, jak się za to zabrać? – dodał zaraz, chcąc też podsunąć Adrienowi różne opcje, aby możliwie było łatwiej mu wyjaśnić swoje emocje. – Albo czy na przykład twoja ochota zupełnie nie jest związana z moją osobą i pytasz mnie o radę, jak pozbyć się tej frustracji? – dodał zaraz, chociaż do jego głosu wdarła się lekka zaczepność, ponieważ bez względu na poważny ton tej rozmowy, szczerze wątpił, aby akurat ta opcja była tą, o którą chodziło tygryskowi.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {23/07/21, 11:16 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07
       Obiad na który bezczelnie wprosił się do burmistrza przyprawił go o niestrawność. Dawno nie widział takiego wazeliniarstwa, a trzeba podkreślić, że jako Prekursor jednego z trzech największych klanów w okolicy często się z takowym spotykał. Obecnie jednak, poziom fałszu, ubolewania nad sobą tylko po to aby w kolejnym zdaniu podkreślić to jak całe miasteczko idealnie funkcjonowało, sprawiły że odeszła mu ochota na wszystko. Jednocześnie, był lekko bezczelny. Czasami dawał mu jasno do zrozumienia, że go nie słucha, czasami wymuszał zmianę tematu. kilkukrotnie ostro go podpuścił na co indor ponownie czerwieniał na twarzy i plątał się w swoich słowach. Dawało mu to jasno do zrozumienia, że działo się tu źle, a w momencie gdy jeszcze Sasha stał za jego plecami chroniąc go przed fizyczną agresją z którą sobie nie radził, w ogóle nie miał hamulców. I chociaż nie dowiedział się o co dokładnie mogło chodzić dostał jasne informacje, że burmistrz ma srogo za uszami i jego interwencja w tym miejscu jest wręcz wymagana. Niemniej, nie dał tego po sobie poznać.
       - Dziękuję serdecznie za gościnę. Widzę, że moje podejrzenia były całkowicie niesłuszne, wszystko u was dobrze. Ogromnie mnie to cieszy! Martwimy się ostatnio o ościenne klany. - Przyznał wzdychając teatralnie, w oczach mając jedynie irytację ale na ustach szczery i pełen empatii uśmiech. - Cieszę się gdy mam odpowiednich ludzi na odpowiednich miejscach. - Korpka nad "i" w celu uśpienia czujności i się tu jeszcze zakręci.
Na tym ich rozmowa się skończyła, a gdy wyszli z budynku i stracili się z uciążliwego spojrzenia gospodarzy osadzonego na plecach, wreszcie wypuścił powietrze z płuc i się nieco zgarbił. Irytowało go dzisiaj niemiłosiernie wszystko przez co musiał na chwilę ściągnąć okulary i rozmasować nasadę nosa. Później przetarł jedną powiekę i założył z powrotem szkła, spojrzał też na zamyślonego Sashę, który nagle rzucił koniecznością rozmowy, a jemu się zrobiło cieplej.
       Co mu się stało, że wypalił coś całkowicie bez zastanowienia? Chyba poziom frustracji przekroczył dopuszczalną normę. Zasłonił po tym usta dłonią, szybko nawiązał do tematu który to jelonek chciał pierwotnie poruszyć. Było za późno. Debil jeden się zbłaźnił myśląc nie tą główką którą trzeba i to w takiej chwili! No ale co mógł na to poradzić? Przez cały obiad czuł ciepło jego ciała, ogon leniwie ocierał się o jego nogi, a do jego nosa docierał zapach jego ciała. Nikt wcześniej nie wykazywał nim zainteresowania przez co mógł swobodnie tkwić w strefie fantazji, a teraz? Ta chęć podjęcia próby była nie do zniesienia i oto efekty.
       - Ym... - Wymruczał gdy lekko zdenerwowany jelonek zaprosił go na ławeczkę. Westchnął przy tym pod nosem nieco rozgoryczony. Potrzebował go, nie chciał żeby go teraz zostawiał. W ogóle nie chciał żeby przestali mieć chęci na wspólne spędzanie czasu dlatego miał zamiar obrać strategię na "jeszcze większego debila" i się z tego wymiksować.
       Przynajmniej do momentu gdy ten obdarował go tym ciepłym acz psotnym uśmieszkiem.
Wysłuchując wszystkich przedstawionych opcji nie śmiał się wtrącić. Owszem, początkowo miał zamiar zlać wszystko ciepłym moczem ale gdy Sasha w tak miękki sposób o tym mówił, dodatkowo bez cienia wstydu - jedynie zaskoczony taką gwałtownością - on powoli nabierał pewności co do jednak chęci wyrażenia tego wszystkiego na głos. Chociaż tak, ta ostatnia propozycja sprawiła, że fuknął urażony acz rozbawiony.
       - Tak, oczywiście. Chodzi mi o poradę. Jak obsłużyć te tłumy co mi walą drzwiami i oknami. - Przewrócił oczami podciągając jedną nogę pod siebie żeby usiąść wygodniej, swobodniej. Jednocześnie wlepił w niego ufne spojrzenie sarenki próbując dostrzec coś niepokojącego na jego twarzy. Nic jednak poza typową zaczepką nie widział i ponownie durniał.                        Patrzył więc na niego minutę, dwie, trzy w ciszy po czym wydał z siebie typowy jęk rozpaczy i wciągając okulary we włosy schował na chwilę twarz w dłoniach. Znowu przetarł oczy.
       - Serio Sasha, ja nie wiem co mi odbija. - Zaśmiał się nieco żałośnie masując skronie, policzki, ostatecznie robiąc rybi dzióbek i cmokając. - Z jednej strony uważam, że to nie jest dla mnie... w sensie, związki, interakcje na takim poziomie. Ale tak, bardzo chętnie bym się... z Tobą przespał. Chociaż z drugiej strony, tu mnie boli. - Wyprostował się i wcisnął palec w splot słoneczny. - Jak się tak idiotycznie szczerzysz. - Posłał mu zaczepny uśmieszek chociaż nie wiedział czy powinien to mówić na głos. Może to coś złego oznaczało? Może przeczył sam sobie.
       Sasha zaśmiał się szczerze na jego oburzenie, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu, który utrzymał się nawet dłużej. Ten tylko się poszerzył, chociaż niekontrolowanie, gdy mężczyzna kontynuował.
       - Nic ci nie odbija, takie potrzeby są całkowicie naturalne - skomentował krótko, wzruszając lekko ramionami, mając nadzieję, że jakkolwiek uda mu się go co do tego  zapewnić. Sam kiedyś dużo się zmagał ze zrozumieniem swojej seksualności i potrzeb, więc poniekąd go rozumiał, pamiętał ten strach i skonsternowanie wybujałymi hormonami i nieznanymi, wręcz obcymi chęciami. Przyjrzał się lekko, gdy chłopak wskazał na swoją klatkę piersiową, wspominając o jego uśmiechu i Sasha zamyślił się na moment. Widać było, że mimo wszystko spoważniał, chociaż jego twarz wciąż pozostawała w miarę zrelaksowana i zachęcająca do dalszej otwartej rozmowy.
       - Czy kiedykolwiek już uprawiałeś seks? - zapytał miękko w końcu, nie owijając w bawełnę i po prostu nazywając rzeczy po imieniu. - Albo byłeś z kimś w jakiejkolwiek intymnej sytuacji - dodał po chwili, wciąż ciepło i spokojnie, nie chcąc go zawstydzić. O ile naprawdę podejrzewał i domyślał się jego odpowiedź, tak chciał usłyszeć ją głośno i wyraźnie, aby nie mieć żadnych przypuszczeń czy niedopowiedzeń. Od tego też dużo zależało, jak planował nawigować tę nieco nietypową sytuację. Mimo pozornego spokoju, Sasha wewnętrznie również się denerwował. Nie chciał tego spieprzyć, naprawdę zależało mu na ich powoli raczkującej w dobrą stronę relacji z Adrienem; zbudowali między sobą więź i zaufanie. I mimo swojego doświadczenia w sferze seksualnej, tak w tej emocjonalnej miał się nieco gorzej.
       -Pociągasz mnie, Adi, na wielu płaszczyznach, zarówno intelektualnych, jak i emocjonalnych i tych stricte bardziej fizycznych - wyznał w końcu, całkowicie szczerze, utrzymując poważne spojrzenie na jego oczach. - Ale równocześnie nie chcę zrobić niczego, z czym później moglibyśmy nie czuć się dobrze. Obawiam się też, że ta decyzja mogłaby być zbyt…szybko podjęta - powiedział z cichym westchnieniem, dzieląc się też swoimi obawami. Bał się, że zainteresowanie Adriana jego osobą jest fazą, nową fascynacją, która minie tak szybko, jak się pojawiła. Gdyby miał pewność, że młodszy byłby w stanie oddzielić fizyczność od emocji, byłoby mu nieco łatwiej - taka sytuacja byłaby w końcu czymś dla niego kompletnie znajomym. Bał się również wprowadzać go w sfery seksu jako pierwszy, nie chciałby ryzykować, że mógłby zapewnić mu nieprzyjemne lub nie do końca takie, jakie sobie wyobrażał, doświadczenia. Jak bardzo chciałby wiedzieć, co powinien zrobić i jak to rozwiązać, tak żeby żaden z nich nie czuł się skrzywdzony.
       To czego się nie spodziewał to bardzo spokojna i dojrzała rozmowa z Sashą. W sensie, wiedział doskonale, że jelonek jest bardzo kompetentną osobą ale widząc go przeważnie wygłupiającego się z nim ciężko było wziąć to pod uwagę. Tymczasem z łatwością zamknął mu gębę, sprawił że go słuchał z najwyższą uwagą i śledził wzorkiem każdy jego ruch mimiczny. Co więcej! Docierało do niego dokładnie to co mówi i… niezmiernie cieszyło. Oznaczało to bowiem, że w swoim towarzystwie nie byli tylko po to żeby w ostatecznym rozrachunku skończyć w łóżku tylko tak samo jak on go lubił, Sasha lubił jego.
       - Kiedyś Ci mówiłem, że bycie synem Prekursora jest skomplikowane. A gdy się ma jeszcze brata-serce kapusty to już w ogóle mało kto do Ciebie podchodzi. – Przypomniał mu uśmiechając się rozbawiony. – Z nikim nigdy nie byłem. Nie uprawiałem seksu. Nawet się nie całowałem. Ale mam kilka niezłych książek na ten temat. – Dodał uśmiechając się łobuzersko, przysuwając się do niego żeby stykali się ramionami. Posiedział tak moment po czym jednak położył głowę na jego ramieniu, przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Było lepiej niż sądził, a rozmowa sprawiła, że powoli się uspokajał.
       - Ale to znaczy, że mam u Ciebie szansę? – Dopytał otwierając jedno oko. – Rozumiem, że nie teraz i nie już ale ogólnie…? Chce po prostu wiedzieć czy to jak obecnie się traktujemy jest w porządku. Jesteś obecnie najlepszym wsparciem jakie kiedykolwiek miałem i nie chce tego psuć. Nawet jeżeli chodząc w samych gaciach prowokujesz mnie do snów erotycznych.
       Podejrzenia Sashy dość szybko się potwierdziły wraz z odpowiedzią Adriena i pokiwał lekko głową, przyjmując do siebie jego słowa. Wyciągnął rękę, gdy poczuł, jak młodszy się o niego opiera i miękko pogłaskał go po włosach, zaczepiając co jakiś czas o uszy.
       - To chyba ja powinienem zapytać, czy wciąż mam u ciebie szansę - zaśmiał się, nieco rozczulony, w odpowiedzi na pytanie chłopaka. - Tak Adi, jest w porządku. Naprawdę, naprawdę cenię sobie naszą relację, dlatego nieco zachowawczo podchodzę do tematu sypiania ze sobą - przyznał po chwili, odnosząc się ostatni raz do całokształtu ich konwersacji. Przekonywał się w myślach, że dobrze zrobił, nie idąc wcześniej na całość z chłopakiem pod wpływem jakiegoś impulsu. Ba, cieszył się, że udało  im się przeprowadzić tę konwersację. Utwierdziła tylko jelonka w tym, że powinni kształtować ich znajomości małymi kroczkami. Sam Sasha nie był gotowy, aby brać odpowiedzialność na siebie za emocje młodszego. A przynajmniej jeszcze nie, bo powoli wszystko zmierzało w stronę, gdzie i on sam nie widział już odwrotu; jego mocno bijące serce tylko to potwierdzało. - Ale… - zaczął, nieco niepewnie. Poczekał, aż Adrien odsunął się, a ich oczy się spotkały. Przełknął z trudem ślinę, nie będąc przekonanym w stu procentach co do swojej decyzji. Jego wzrok opadł na usta Adriena, a on mimowolnie zwilżył swoje wargi. - Ale to nie znaczy, że nie możemy robić innych, spokojniejszych rzeczy, powoli się poznając - powiedział cicho, i zanim zdołał się rozmyślić, zbliżył swoje usta do ust młodszego; nie mógł powstrzymać westchnięcia, czując gorąc jego skóry, tak blisko jak nigdy wcześniej. Wplótł palce we włosy Adriena, na moment przyciągając go bliżej siebie. Ten pocałunek, mimo że naprawdę w zamierzeniu chciał, aby był niewinny i “spokojny”, tak jak przecież minutę temu go zapewniał, nijak miał się do tego w rzeczywistości.
       Był mocny, intensywny i lepszy niż w jakichkolwiek jego wyobrażeniach. Równocześnie także krótki, bo Sasha wiedział doskonale, że inaczej weszłoby to na niebezpieczny grunt. A jemu chodziło tylko o to, aby otworzyć przed nimi nowe drzwi do poznawania się również w tej fizycznej sferze. Małymi kroczkami i spokojnie. Odsunął się od chłopaka, na chwilę stykając ich czoła, a jego usta same rozciągnęły się w zadziornym uśmiechu.
       - No, zbierajmy się - oznajmił, podnosząc się z ławki, aby zaraz pociągnąć też do góry Adriena. Nie mógł również powstrzymać krótkiego śmiechu, widząc jego nieco oburzoną, nieco zaskoczoną minę. Jego ręką niemal automatycznie poczochrała go po włosach, zanim z jedynie odrobinę mniejszą pewnością nie wplotła się w dłoń chłopaka, zaciskając ich palce razem.
       Przyjęte ostateczne wnioski sprawiły, że wreszcie odetchnął z ulgą. Mogli się dalej rwać jak młode marchewy i żaden z nich nie wymagał od tego drugiego gruszek na wierzbie. Chcieli po prostu móc dalej być przy sobie i jemu na ten moment całkowicie to wystarczało. Był wręcz szczęśliwy, że jakimś dziwnym przypadkiem doszło do tej rozmowy, usiadł prosto i poprawił kilka zabłąkanych kosmyków po tym przyjemnym smyraniu po uszach. Dopiero wtedy podniósł ponownie na niego wzrok gdy ten chciał coś dodać nie spodziewając się…
       Początkowo oczy miał jak monety czując nie tylko gorące usta ale też dłonie przyciągające go do Sashy. Szybko jednak poddał się temu co pocałunek oferował, objął go jedną ręką za szyję i przymknął oczy ciesząc się tym jak wolny i spokojny gest szybko przeszedł w intensywną obietnicę na więcej, aż zamruczał. Przy czym niechętnie się od niego oderwał i jeszcze mniej chętnie uchylił powieki pod którymi miał maślane oczka. Dodatkowo nieśmiały uśmiech na ustach który zniknął dopiero gdy jelonek zmierzwił mu włosy i niespodziewanie pociągnął w miast. Fuknął wręcz na niego chociaż zaraz zaczął się głośno śmiać. Chętnie też wziął go za rękę i luźno splatając z nim ręce ruszył dalej w miasto, szukać jakiegoś miejsca na nocleg bo nie było szans żeby dzisiaj wrócili do rezydencji.
       Noc była spokojna. Leżąc w wielkim łóżku rozmawiali o głupotach, o tym czego doświadczyli w miasteczku, co czekało na nich jeżeli chcieli rozwiązać snującą się po uliczkach tajemnicę. Obydwaj mieli wyśmienite humory, a po rozmowie nie zapowiadało się żeby którykolwiek z nich złamał przyjęte domyślnie zasady. Nie znaczyło to oczywiście, że przestali do siebie dzióbać, ba! Przed samym snem dostał jeszcze jednego całusa – dłuższego i nieco bardziej zadziornego - i wtedy już całkiem radosny poszedł spać, wtulony w jego obok, rozluźniony.
       Kolejny dzień przywitał ich pięknym słońcem i uroczą pogodą. Jak zwykle targowisko tętniło życiem, a oni klucząc między ludźmi szukali jakiegoś odpowiedniego miejsca na śniadanie. Jednocześnie nasunął się im temat dotyczący pierwotnego celu ich podróży, musieli znaleźć jeszcze jedną część jeżeli chcieli żeby gramofon i projektor ruszyły. Głupio więc zaczął się rozglądać, próbował nie zabić i chciał podnieść jedną zdecydowanie za ciężką rzecz z wystawionego straganu przez co poleciał do tyłu wpadając na kogoś. Całkowitym przypadkiem.
       - Och! Przepra… – Rzucił rozbawiony samym sobą, przyciskając zębatkę do piersi ale gdy zadarł głowe żeby obdarować nieszczęśnika uśmiechem, zgłupiał. Wlepione w niego niebieskie oczy były dokładnie tak samo zdziwione jak te jego. Chciał się odwrócić, przeprosić mocno zmieszany sytuacją ale ta cholerna część! Ced musiał mu pomóc i wspólnymi siłami odłożyli ją z powrotem na ziemię. Przeprosił sprzedawcę po czym zaczesał nerwowo kosmyk za ucho.
       - Cześć Ced. – Spojrzał na niego oczami małej, kochanej i przesłodkiej sarenki dopiero po chwili zauważając też Gillesa. Do niego też się uśmiechnął, przywitał się, chociaż jego wzrok szybko wrócił na brata. – Co wy… tutaj?
***
       Pierwsze promienie słońca wdzierające się do stodoły figlarnie zaczęły łaskotać go po nosie. Zamlaskał na tą brutalność cicho, zamruczał coś mało zrozumiałego po czym przewrócił się na drugi bok, plecami wtulony w cały bok Enzo, tylko po to żeby przytulić się do jego ramienia, a drugim zaraz zostać objętym. Uśmiechnął się wtedy do siebie i strzygąc uchem w które coś go łaskotało wreszcie pozwolił sobie uchylić powieki. No tak, nie byli w chatce co kompletnie mu nie przeszkadzało. Wyspał się, czuł ogromną błogość i dodatkowo znowu pełne zaspokojenie. Poleżał więc tak jeszcze chwilę po czym przewrócił się ponownie w jego stronę, zsunął nieco niżej i łapiąc jego twarz w dłonie delikatnie go pocałował.
       - Dzień dobry. - Oparł się o jego czoło swoim i gładząc go palcami po policzkach potarł swoim nosem ten jego. Dopiero czując, że Enzo zaczyna się podobnie do niego głupkowato uśmiechać i otwiera oczy odsunął się o kilka centymetrów żeby móc wygodnie na niego patrzyć.
       - Niewyżyty. - Uśmiechnął się zaczepnie zostając zaraz przyciągniętym i tak intensywnie pocałowanym, że powietrze uciekło mu z płuc. Nie śmiał sobie odmówić jeszcze chwili przyjemności i dopiero gdy całkowicie zaczynał odpływać zarówno z niemej obietnicy jak i intensywności, ponownie został oswobodzony i padł w siano ciesząc się jak głupi do sera. Tak łatwo i tak skutecznie, zakochany po uszy.
       - Jakieś śniadanie? Słodkie. I duża kawa. - Zapytał leżąc wygodnie chociaż słoma łaskotała go w uszy. Schował się więc przed nią na swojej ulubionej poduszce z którą to poleżał jeszcze dobre kilka minut zanim obydwaj postanowili się zebrać. Był ciekaw czy dzisiaj dostanie i spałaszuje obiecane naleśniki.
       Nie do końca zorientował się w którym momencie minęła mu cała droga. Jak zwykle zaczęli o czymś rozmawiać i, dokładnie tak samo jak za każdym razem, wciągnął się do tego stopnia, że przestał zważać na otoczenie. Dopiero Gabryś który wyrósł przed nim jak spod ziemi i na którego prawie wpadł kazał mu wrócić do rzeczywistości. W tym jednak problem, że nie umiał się pozbyć uśmiechu z ust i spokoju z twarzy na co wilczur zmrużył niepewnie oczy.
       - Cześć szefie... - Zaczął na co Perci skrzyżował ręce na piersi unosząc jedną brew w górę.
       - Co się stało?
       - Zasadniczo to nic. - Przyznał rzucając spojrzenie Enzo, omiatając całą jego sylwetkę po czym zrobił to samo z Percim i odchrząknął. - Nikt nie wrócił. - Uniósł ręce w obronnym geście zanim w ogóle Perci wziął oddech. - Sasha kontaktował się wieczorem, że im dłużej zejdzie, a Cedric od razu mówił, że nie będzie ich kilka dni. Chodzi mi o to, że jak coś dupnie to nie mamy technika i... - Podrapał się nerwowo po policzku. - Niedaleko jest jezioro. Tak myślałem, że skoro i tak nie mamy co robić, a Ty nie będziesz nas bił bo nie masz ręki to może pozwolisz nam wyskoczyć? - Dopytał wreszcie na co twarz Perciego gwałtownie zmieniła wyraz. Z uśmiechu przeszło wszystko w brutalny chłód, wzrok stał się bystry, a uszy stanęły na sztorc.
       - Po tym co ostatnio się odwaliło ja mam was gdzieś puścić samopas? Ty chyba siebie nie słyszysz. - Przyznał zdziwiony bezczelnością wilczura.
       - Owszem, słysz ę. Uważam, że to nasza szansa żeby się zreflektować. Jak coś się stanie wszystkich nas odeślesz. Ale jak nie to Ci udowodnię, że to wszystko było niechlubnym zrządzeniem losu, problemem który trwał już w domu, a my wiemy co tu robimy. I się dostosujemy. - Przyznał naciskając na ten wrażliwy punkt, który mógł Perciego jednocześnie wkurwić jak i przekonać. Poza tym w oczach bruneta jasno jarzył się upór, który przed laty kazał mu go zrekrutować, a do którego on miał słabość. Zmarszczył więc nos nie komentując od razu, dając sobie chwilę na krótką debatę za i przeciw w głowie. Z jednej strony chciał im ufać - miał wtedy zdecydowanie mniej problemów, z drugiej strony wiedział, że Gabryś miał rację i problem był już w domu - tutaj po prostu został rozwiązany. Westchnął więc ostatecznie widząc jak ten zerka co jakiś czas na Enzo.
       - Ty mi tu w zającu nie szukając sprzymierzeńca. - Zmarszczył nos na co Gabryś uśmiechnął się szczwanie, zaraz jednak jego mina stała się typowo niewinna, czekająca na osąd. Ostatecznie Perci złapał się za nasadę nosa, wyrwało mu się przekleństwo pod nosem po czym westchnął ciężko grożąc mężczyźnie palcem.
       - Ale jak coś odwalicie, a pamiętaj, że ja się dowiem to nie będzie z was co zbierać. - Zagroził co przyniosło odwrotny skutek i psi ogonek zamerdał radośnie.
       - Melduje się wieczorem. Odpoczywaj szefie. - Oświadczył radośnie na co Perci pokręcił z niedowierzaniem głową i jeszcze się za nim obejrzał.
       - Zostawcie mi jeden zatankowany samochód, w razie czego. - Dodał na co Gabryś machnął ręką w geście przyjęcia do wiadomości i tak szybko jak wyrósł spod ziemi tak szybko się pod nią zapadł. Perci natomiast stał jeszcze chwilę tupiąc nogą w nerwach. Chciał im ufać, a z drugiej strony bał się, że coś się stanie.
       - No i zostałem dzisiaj bez pracy. Pomóc Ci przy marchewkach? - Dopytał nerwowo odgarniając włosy do tyłu po czym spróbował uwierzyć w koniec złego losu i skupił się ponownie na Enzo. W końcu nadal czekało na nich śniadanie i cały dzień. Musiał sobie coś znaleźć!
       W odpowiedzi, Enzo pochylił się nad Percim i pocałował go w policzek. - Nie martw się, z chęcią znajdę ci coś do roboty - powiedział figlarnie z zaczepnym błyskiem w oku sugerującym, że owo coś mogło mieć sporo wspólnego z łóżkiem i trochę inną marchewką... Zaraz jednak westchnął i wyprostował się, rozglądając się po ogrodzie. W zasadzie nie mieli zbyt dużo do roboty. - Cóż, trawę mogę skosić później... Więc co ty na to, by wybrać się ze mną po Milesa do jego dziadków? - zapytał, bo choć nie był pewien, czy jego teściowie dobrze zareagowaliby na jego obecność, miał ochotę zabrać gdzieś jego małe i duże szczęście.
       Jak zwykle jeden całus był dla niego zbawienny i po chwili wpatrywania się w miejsce w którym zniknął Gabryś jego oczy wróciły ponownie na Enzo. Widząc natomiast znaczący błysk w oku jego uszy klapnęły, a on spojrzał na niego z błaganiem o łaskę.
       - Bardzo chętnie ale dopiero po śniadaniu, co Ty na to? – Zapytał cmoknając go w usta i gładząc po policzku. Później ruszył ponownie znajomą już ścieżką prowadzącą prosto do chatki ponownie nie mogąc pozbyć się delikatnego uśmiechu.
       - Już czas żeby wracał? Szybko minęło, stęskniłem się za nim! Możemy pojechać razem. – Zapewnił mając nadzieję, że Gabryś go posłucha i rzeczywiście mu zatankuje. – To gdzieś daleko? – Zapytał, a po przekroczeniu progu domku od razu skierował się do kuchni wstawić wodę na upragnioną kawę. Wyciągnął kubki, te ich, nasypał odpowiednie ilości kawy po czym zmarszczył nos zastanawiając się chwilę. Rzucił Enzo spojrzenie ukradkiem, później przeanalizował to o co chce zapytać, w końcu podrapał się nieco nerwowo po policzku.
       - O ile pozwolisz, gdzie właściwie jest matka Milesa? – Zapytał do tej pory nie znajdując ani w tym miejscu ani w najbliższym otoczeniu dwójki Reposów jakichkolwiek oznak kobiecej ręki.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {05/08/21, 11:37 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.19.24
Tej nocy Gilles spał tak dobrze jak jeszcze nigdy w całym swoim dwudziestoletnim życiu. Nic nie zaprzątało jego głowy, nic mu się nie śniło, nie zrywając go w środku nocy, nikt też nie próbował mu przeszkadzać. Dlatego też obudził się nieco później niż zwykle, a kiedy uchylił powieki, natrafiając spojrzeniem na twarz lisa, która znajdowała się zdecydowanie bliżej niż powinna, zamrugał zaskoczony powiekami. Przez chwilę nie był pewien, co się działo, rozleniwiony i wypoczęty i dopiero kiedy Cedric zaczął się poruszać, zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko jego twarz była blisko. W nocy przytulili się do siebie, dodatkowo Gilles przerzucił swoją nogę przez brzuch lisa, a on sam odnalazł dłonią miejsce na jego plecach pomiędzy skrzydłami. Chłopak zadrżał, kiedy Cedric poruszył palcami, a z jego ust uciekł cichy dźwięk zadowolenia, po którym obaj zamarli, patrząc sobie nawzajem w oczy i nie odważając się znów poruszyć. Trwali tak kilkanaście minut, najpierw trochę zmieszani, z każdą chwilą coraz bardziej śmiali w swojej obecności, obdarowując siebie nawzajem nieśmiałymi uśmiechami, aż zaczęli bardzo cicho rozmawiać. O wszystkim i o niczym, dzieląc jedną poduszkę i nie zdejmując z siebie swoich dłoni, choć już dawno powinni odsunąć się od siebie na stosowną odległość.
- Musimy od razu wracać do posiadłości Reposów? – zapytał w końcu nieśmiało Gilles, kiedy mama Cedrica zawołała ich na śniadanie. Kiedy usłyszał równie nieśmiałą odpowiedź, że w zasadzie to nie muszą, był bardziej niż szczęśliwy.
W dobrych humorach schodzili na dół, idąc obok siebie i ocierając się ramionami i żadnemu nie przyszło do głowy, że gdyby jeden poszedł przodem, byłoby im zdecydowanie wygodniej… Nad jajecznicą i świeżym chlebem siedzieli naprzeciwko siebie, ale ze względu na mały stolik, stykali się pod jego blatem kolanami, co sprawiało, że rzucali sobie nieśmiałe spojrzenia pełne cichych pytań i wyraźnych odpowiedzi. Przeszkadzam ci? Nie, ani trochę. A kiedy jeden drugiemu podawał sól, ich palce zetknęły się na zdecydowanie zbyt długą chwilę, ale żaden z nich nie skomentował tego bardziej niż zaróżowionymi policzkami i nieśmiałym odwróceniem wzroku okraszonym uśmieszkiem. Gilles nie miał pojęcia czym było uczucie, które kwitło mu w piersi za każdym razem kiedy spotykał się wzrokiem z błękitnymi oczami lisa, niemniej sprawiało, że jego serce trzepotało mu w piersi, a w całym ciele robiło mu się tak ciepło, jak gdyby wszedł do wanny pełnej cieplutkiej wody…
Pożegnali się z mamą Cedrica, a zajęło im to co najmniej pół godziny, biorąc pod uwagę ile razy wracali po jeszcze jeden uścisk, dotyk jej dłoni na włosach, czy zwyczajnie szczery uśmiech. Gilles zdążył pokochać tę kobietę, było mu więc smutno, kiedy wsiadali do auta, by ją opuścić. Wiedział, że będzie za nią tęsknił.
- Twoja mama jest naprawdę cudowną osobą – westchnął z uwielbieniem, kiedy mężczyzna ruszył spod domu kobiety, wzbijając na drodze tumany kurzu.
Zgodnie z obietnicą, nie pojechali od razu do rezydencji, a zatrzymali się na parkingu w środku lasu i wybrali na spacer. Było jeszcze za wcześnie na owoce leśne, co jednak nie powstrzymało ich od zaglądania pod krzaki, czy rozmowę o nich i obietnicę, że kiedy przyjdzie czas, wybiorą się na wycieczkę do lasu. Czas jaki spędzali razem Gilles mógł nazwać najlepszym jaki miał w swoim życiu. Rozmawiali, śmiali się i kiedy w końcu przełamali nieśmiałość w swoim kierunku, zaczepiali się nawzajem tak długo, aż śmiech i przekomarzania nie zmieniały się w pełną spokoju i zrozumienia ciszę, w której patrzyli sobie w oczy dopóki świergot ptaków, czy pękające pod gałązkami patyczki nie wyrywały ich ze świata, w którym nie istniało nic poza nimi dwoma.
- Hej, a co tam jest? – zapytał w końcu Gilles, kiedy nad czubkami drzew zamajaczyła wieża kościoła.
Dowiedziawszy się, że było tam małe miasteczko, postanowili pójść je zwiedzić, skoro nadal mieli trochę czasu. Papuga nie spodziewała się przy tym, że kiedy dotrą do targu, na którym znalazł tak wiele przedmiotów, którymi zainteresowałby się Sasha, wpadną na jelenia w towarzystwie Adriena!
- Sasha! – ucieszył się chłopak, podchodząc bliżej jelenia i wciskając mu się na chwilę w ramiona, dopóki nie poczuł dłoni przyjaciela przesuwającej się po jego włosach.
- Zrobiliśmy sobie wycieczkę – odpowiedział na pytanie tygryska, rzucając jemu i Sashy ciekawskie spojrzenie. – A wy co tutaj robicie? – zapytał, a w jego głosie pojawiła się znacząca nutka, podkreślona słodkim uśmiechem, który oznaczał tylko jedno. Randka!  

Noce spędzane z Percim były niezwykłe, wyjątkowe i sprawiające, że zając bardziej niż zadowolony chodził po świecie. Nie pamiętał, by przy kimś innym nie musiał się tak ograniczać, czy robił rzeczy, które zawsze tłukły mu się gdzieś po głowie, ale bał się reakcji partnerów. Z Percim nie miał tych obaw i kiedy patrzył na niego, takiego zadowolonego z ich wspólnego czasu, czuł się bardzo dumny. Kiedy natrafili na owczarka z oddziału wilka, tego któremu pożyczył łopatę, uśmieszek wkradł się na jego usta, ale nie odezwał się, zaplatając ręce na piersi i tylko rzucając obu rozbawione spojrzenia. Nie miał zamiaru się wtrącać, to nie była jego sprawa, a sytuacja z bykiem była jedną z tych, o których zając nie chciałby musieć komukolwiek opowiadać.
Naprawdę nie mieli zbyt wiele do roboty, dlatego Enzo wcale nie żałował propozycji podjechania po Milesa. Co prawda, trochę się obawiał reakcji teściów na Percivala, zwłaszcza że już od jakiegoś czasu jego mądre dziecko reagowało na niego jak na kogoś znacznie bliższego niż zwykły przyjaciel, niemniej uznał, że to nie była ich sprawa. I jeśli nadal chcieli widywać Milesa, on musiał wyrazić na to zgodę, ale nie musiał być przy tym obecny. I tak miał wrażenie, że zarówno on, jak i rodzice Claire działali na siebie jak płachta na byka. Oczywiście szanował ich, ale… cóż, mieli już zbyt dużo spięć związanych z wychowaniem chłopca by w tym momencie przebywać ze sobą długo w jednym pomieszczeniu.
- Trochę, przynajmniej dwie godziny jazdy – odpowiedział, kierując się w stronę chatki. I tak najpierw musieli zjeść śniadanie i jeśli mieli opuścić posiadłość, musiał poinformować o tym Ruperta. Jeszcze mysi kamerdyner znalazłby dla niego zajęcie od zaraz i nie zastałby go w domu, a to równałoby się katastrofą.
Przyglądanie się jak Perci zabierał się za parzenie kawy było przyjemnością, zwłaszcza kiedy wilk już pamiętał o tym, w jakim kubku Enzo pił kawę. Sam też zdawał się polubić wyjątkowo jedno z naczyń, przywłaszczając je sobie. Enzo uważał, że to urocze i bardzo… miłe. Lubił widzieć, że Perci czuł się u niego jak u siebie i że nie miał problemu z tym, by robić to, na co miał ochotę. Sam zabrał się za przygotowanie stosu kanapek, kilka przy okazji odkładając do pudełek, żeby mogli je zabrać w drogę. Nie była to prosta i krótka wycieczka, a znając ich możliwości, zgłodnieją już w połowie.
Pytania się nie spodziewał. Ukłuło go prosto w serce, sprawiając że wypuścił nóż z dłoni, a ten upadł na płytki powodując krótki hałas. Przez chwilę zając wpatrywał się w ostrze, bijąc się z myślami i emocjami, jakie w nim budziła każda wzmianka o Claire. Nieświadomie zacisnął palce w pięści i dopiero kiedy cisza przedłużyła się do tego stopnia, że Perci wypowiedział cicho imię zająca na głos, mężczyzna otrząsnął się, ale nie spojrzał na niego.
- Nie żyje – powiedział krótko, schylając się po nóż. Nie lubił o niej mówić, nie lubił przypominać sobie momentu, w którym odeszła, zostawiając jego i Milesa samych. Nie lubił też wracać do momentu, w którym jego życie wydawało mu się bezsensowne, bo jej już nie było. Nie był dumny z tego czasu. Przez chwilę był nawet zły na Milesa, bo ten żył i nie pozwalał mu skończyć ze sobą, by on i jego żona mogli być razem.
- Nie pytaj mnie o nią więcej – poprosił sucho, odkładając sztuciec by wyjść na chwilę przed chatkę i odetchnąć świeżym powietrzem. Nie chciał warczeć na Percivala, ani się na niego złościć. Opadł na ławkę, wgapiając się przez chwilę na dwór. Uciekli oboje, by móc być razem, by być szczęśliwym małżeństwem i rodzicami. I tak było, przez długi czas naprawdę tak było. A potem ona odeszła, a Enzo nie potrafił zostać w tamtym miejscu, które przypominało mu o tym jak bardzo ją kochał. Dopiero w tym miejscu odnalazł spokój i ludzi, którzy kochali go tak bardzo, że uczucie, którym darzył swoją żonę pozwolił sobie podzielić i obdarzyć nim innych. Perci też znalazł się w tej grupie, po prostu… nadal nie potrafił o niej opowiadać bez przypominania sobie, że kiedyś było inaczej, że on był inny i że niekoniecznie chciałby by ona widziała co się z nim stało.
Westchnął, podniósł się z ławki, a potem poszedł poinformować Ruperta o tym, że go nie będzie, że jedzie po Milesa. W trakcie spaceru zdał sobie sprawę z tego, jak to wszystko mogło wyglądać dla Percivala. Jakby nadal ją kochał i cóż… poniekąd tak właśnie było, nigdy nie przestanie jej kochać, wiedział że nie. Ale to nie znaczyło, że Perci nie odnalazł miejsca w jego sercu w takim samym stopniu jak ona, a jej… jej już nie było i czy chciał czy nie, poradził sobie z tym. Dlatego był w stanie zakochać się w Percim.
Dlatego też, kiedy wkraczał do chatki, jego kroki były pewne. Odnalazł Percivala w salonie i zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, pociągnął go do góry, by stanął tuż przed nim, a potem objął jego twarz dłońmi i wpił się w jego usta. Całował go długo, przytulając do siebie i nie pozwalając mu się odsunąć, dopóki oboje nie stracili oddechu. Wtedy też go nie puścił, pozwolił jedynie by mogli złapać łapczywe oddechy.
- Przepraszam, Perci – powiedział, wplatając mu włosy za uszy. – Nie chciałem żeby zabrzmiało to tak, jak gdyby przeszłość była dla mnie ważniejsza niż teraźniejszość, bo tak nie jest. Po prostu, nie lubię mówić o Claire – wyjaśnił, przyciągając go do swojej piersi, by móc schować twarz w fioletowych włosach. Perci był tym, którego chciał całować, z którym się budził codziennie rano i który wypełnił wszystkie jego myśli sobą i to się miało już nigdy nie zmienić.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {13/09/21, 11:39 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.04.20

    Weekend Cedricowi minął prawie że nierealnie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak bardzo udało mu się zrelaksować, odciąć od wszystkiego, co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich bardzo intensywnych tygodni. Odnosił wrażenie, jakby to wszystko kompletnie znikało; szybko, jak tylko zamykały się drzwi do domu Flory, w którym obecność Gillesa pasowała tak bardzo, jak gdyby dokładnie tam było jego miejsce, ba, tak jakby był już tam wcześniej, a nie odwiedzał po raz pierwszy. Co nawet by się zgadzało, biorąc pod uwagę, jak bardzo jego mama wyprzytulała chłopaka na pożegnanie, praktycznie nie chcąc go wypuścić z przedpokoju. Dopiero po wielu zapewnieniach, że niedługo, już zaraz, znów odwiedzą, udało im się opuścić budynek, z torbami pełnymi przetworów, ciastek i jedzenia na drogę. Żaden z nich jednak nie chciał wracać prosto do rezydencji, tak jakby w dwójkę chcieli przedłużyć ten moment nieco niespodziewanego porozumienia, ale i pewnej intymności, która między nimi zapadła. Od kiedy tylko się obudzili, praktycznie na sobie, dzielili wciąż te prywatne uśmiechy, delikatne, acz ciekawskie, badające wody gesty, dotyki, muśnięcia, spojrzenia, które mówiły to, na co w dwójkę jeszcze nie byli gotowi – a może nawet nie byli sami świadomi. Stąd też po drodze robili przystanki, dużo też rozmawiając, śmiejąc się, nie mogąc nacieszyć się swoją obecnością w końcu bez widma kłamstw czy niepewności między nimi, aż w końcu trafili na targ. I doprawdy ostatnim, czego się spodziewał, było to, że spotka tam Adriena.
    - Cześć – przywitał się krótko, a upewniwszy się, że zarówno Adrien, jak i zębatka, stoją stabilnie, pozwolił sobie powoli na analizowanie sytuacji i odpowiedź na bardzo ważne pytanie – czemu tak właściwie się tam u licha spotkali?
    Cedric uniósł jedną brew, patrząc na brata w zaskoczeniu, które dość szybko zmieniło się w konsternację. A gdy tylko dostrzegł towarzystwo Adriena, ta tylko się powiększyła. Odsunął się o krok od brata, tworząc między nimi komfortowy dla niego dystans. Wciąż miał mu za złe, wciąż gnieździło się w nim poczucie zdrady. To, mimo że nieco zelżało na skutek ostatnich relaksujących dni u Flory, na nowo dało o sobie znać, trochę burząc jego komfortową bańkę, w której na ostatnie godziny się zamknął.
    - Co ty tutaj? – odbił piłeczkę, nie kryjąc zaciekawienia w głosie, ale i nieco niezadowolenia, które wkradło się tam wbrew jego chęci.
    - Przyjechaliśmy po części do... Dwóch takich... Rzeczy... - Mruknął Adrien marszcząc przy tym lekko brwi i opuszczając wzrok. Chwilę błądził oczami gdzieś na wysokości jego piersi po czym znowu je podniósł, nadal z wymalowanym przepraszającym wyrazem. - I przy okazji szukamy miejsca na śniadanie. Może dołączycie? - Rzucił lekko bez przemyślenia, po prostu sprawdzał granice jakie obecnie Ced miał. Nie chciał się bowiem na niego unosić i wyciągać argumentów mocno zakrawających jedynie o logikę. Przecież jego uczucia były dla niego najważniejsze na świecie. Wolał się z nim więc bardziej nie pokłócić. Raczej spróbować rozwiązać sprawę z pełnym szacunkiem i pokorą.
  Cedric na chwilę się zawiesił, nie umiejąc zdecydować. Z jednej strony od razu na usta cisnęła mu się odmowa. Raz, dlatego że niekoniecznie miał ochotę na niezręczność - ze swojej strony - której się obawiał w przypadku wspólnego posiłku w czwórkę; czuł się nie na miejscu, jak gdyby wchodząc między relacje między tamtą trójką. Dwa, jakaś część jego, która uaktywniła się dopiero w momencie propozycji, była bardzo przeciwna skończeniu ich wspólnego, tak bardzo mu się wydawało, prywatnego czasu z Gillesem. Podczas tego krótkiego wyjazdu miał wrażenie, że udało im się tak niesamowicie do siebie zbliżyć, poznać się od zupełnie innej strony; kres tego napawał go swoistym strachem. Jak gdyby tylko powrót do rezydencji na nowo miał wprowadzić między nimi dystans, tajemnice i sztuczność.
    Nie zdążył nawet jednak odpowiedzieć lub jakoś konkretniej się zastanowić, gdy Gilles wtrącił z ogromnym optymizmem, że i owszem, chętnie pójdą na wspólne śniadanie. Wzrok Cedrica opadł na jego twarz z nieco pytającym wyrazem, ale dostrzegłszy lekkie rumieńce ekscytacji i szeroki uśmiech, porzucił jakiekolwiek formy protestu, zbyt słaby na taki urok. Zamiast tego spojrzał na brata i wzruszył ramionami, niemo się zgadzając, pozostając bezbronnym wobec decyzji Gillesa.
    - Prowadź – powiedział więc, starając się nie przekazywać w głosie braku chęci, jakie żywił do tego pomysłu. Nie chciał jakoś jawnie złościć się na brata ani trzymać urazy długo - ot co, potrzebował ochłonąć, poukładać sobie myśli i z czystą głową z nim porozmawiać. Ale na to jeszcze nie był gotowy. – Udało wam się znaleźć te rzeczy do tych dwóch takich rzeczy? - zagaił do brata lekko zamiast tego, na neutralnym gruncie, nie chcąc psuć humoru, gdy obok nich Gilles radośnie opowiadał o czymś Sashy.
    W momencie gdy Ced zadał mu pytanie przypominające to o pogodę jego oczy zmrużyły się, a ogon nerwowo zawibrował. Jakby go nie znał! Debil jeden nadal trawił sytuację i chociaż rozumiał jak mocno go zdradził, ten nie dostrzegał, że wszystko było w dobrej wierze, że sytuacja miała dwie strony. Jeżeli cokolwiek zrobiliby za szybko albo zbyt gwałtownie Gilles mógłby źle skończyć, dlatego go okłamywał. Dlatego też gdy szli ramię w ramię bez ogródek wziął go pod rękę przytulając się do niego policzkiem.
    - Jeszcze szukamy. Na nasze nieszczęście jest tu masa ciekawych rzeczy, a i małe wiejskie problemiki, które mnie wciągnęły. Ogólnie, chyba tu będę częściej wpadał. Ale mniejsza, gdzie wy byliście? - Dopytał typowym dla siebie luźnym tonem, jakby siedzieli na swojej typowej herbatce w bibliotece, kochający się i nie zranieni.
    Cedric wzdrygnął się lekko, zaskoczony, gdy poczuł jak Adrien się do niego przytulał. Pierwsze sekundy były niezręczne, cały się spiął, tak jakby brat robił takie rzeczy po raz pierwszy, a nie setny czy nawet tysięczny. Chwilę zajęło mu rozluźnienie się i z krótkim westchnieniem spojrzał na niego kątem oka, próbując nie zachowywać się jak kompletny głupek.
    -Częściej wpadał? - dopytał, unosząc z zaintrygowaniem brew. Jeśli Adi myślał, ze Cedric odpuści, to się grubo mylił. –Wiejskie problemiki? - powtórzył, wciąż nie kryjąc lekkiej podejrzliwości w głosie. – Coś poważnego? Rozwiniesz? - dodał, już bardziej neutralnym głosem. Nie chciał drążyć, ale nie mógł nic poradzić na zmartwienie, które czuł, za każdym razem gdy brat angażował się w takie sprawy. Podświadomie wiedział, że to był jego zawód, że do tego się przygotowywał, że wcale nie był za młody - jak w jego głowie wciąż młodszego brata widział - aby tym się zajmować. A jednak za każdym razem czuł nutkę niepokoju.
    -Byliśmy z Gillesem u Flory. Masz od niej pozdrowienia i przekazała mi dla ciebie ciasteczka - wyjaśnił, krzywiąc się delikatnie na imię Gillesa, jakby wypowiadanie jego prawdziwego imienia na głos, przy innych, wciąż od czasu do czasu sprawiało mu dyskomfort i powodowało dysonans.  – Co robi tutaj Sasha? - wypalił w końcu, nie mogąc powstrzymać palącej ciekawości, patrząc też kątem oka na jelonka, który żywo, acz cicho, dyskutował o czymś z Gillesem. Oczywiście domyślał się, dlaczego mężczyzna tutaj był, bardziej interesowało go, dlaczego był z Adrienem.
    Początkowe spięcie się Cedrica sprawiło, że tylko chętniej wpakował się mu pod rękę i objął go na wysokości piersi. Policzkiem przylgnął do jego ciepłego ciała chwilowo zmuszając go do zatrzymania się. Ścisnął go wtedy mocniej i dopiero jak ten sapnął, poprawił sobie jego rękę na ramionach którą luźno złapał swoją dłonią, jego obejmując w pasie.
    - Nie miałem jeszcze okazji, nocowaliśmy tutaj. - Oznajmił luźno, nie precyzując czy w tym samym pokoju, ba! Tym samym łóżku. Niemniej jego spojrzenie automatycznie padło na Sashę i w tym samym momencie na ustach pojawił się delikatny uśmiech ulgi. Dopiero po chwili ogarnął się i spojrzał w jego oczy. - Mam przeczucie co do dwóch rzeczy w tym miejscu: po pierwsze że nie są tak niewinni i zapomniani jak o nich myślimy, po drugie że drzemie tu znacznie większy potencjał niżeli ten który wytrzymujemy. Ale żeby obie teorie sprawdzić potrzebuję nieco więcej czasu. - Wyjaśnił mu nadal nie wdając się w szczegóły bo hej, nie miał ich! Na razie kotłowały się w jego głowie plany A, B i ewentualnie C dla obu okoliczności i tylko zastane warunki mogły któreś z nich rozwiać, a inne wybrać. - Naprawdę? - Jego oczy zrobiły się wielkości spodków w momencie gdy Ced wspomniał o ciasteczkach. Spojrzał przy tym na niego jak zraniona sarenka po czym rzucił spojrzenie jeszcze na Gillesa. - Flora jest cudowna gdy mnie tak dokarmia. A jak Gill? Jak bardzo się jej spodobał? - Zapytał wykluczając w ogóle możliwość, że papuga by się nie spodobała. Nie było na to opcji. - Sashka? Towarzyszy mi. Ja też mam prawo do wycieczki w wybitnie słodkim towarzystwie. - Zauważył opierając policzek o jego ramię i nie dając mu możliwości odsunięcia go od siebie. Nie i koniec. Miał go kochać, takiego jaki był, napalonego na Sashę.
    Cedric zmarszczył brwi, przysłuchując się z uwagą Adrienowi. Mimo ciekawości pomieszanej z obawą, nie dopytywał więcej, domyślając się, że możliwie Adi sam nie miał jeszcze najwięcej szczegółów. Miał tylko nadzieję, że brat nie wpakuje się w żadne kłopoty.
- Po prostu…uważaj na siebie – mruknął nieco niemrawo, wzdychając pod nosem. Wiedział, że jeśli rozgada się na ten temat, to zacznie truć Adrienowi, zmienił więc temat, odpowiadając na kolejne pytania brata. - Bardzo. Ledwo go wypuściła tego ranka, naprawdę go polubiła, chociaż to było do przewidzenia, trudno go nie lubić – zaśmiał się ciepło, czując przyjemne uczucie w brzuchu na wspomnienie czasu, który wspólnie spędzili z papugą. Zaraz też kątem oka spojrzał na brata, gdy ten wspominał znów o Sashy. Cedricowi cisnęło się dużo na usta, ale ostatkiem sił woli się powstrzymał. Nie chciał wszczynać na nowo kłótni, szczególnie że wciąż nie rozwiązali poprzedniej. Nawet jeśli ciasno przytulony do niego brat mógł sugerować co innego, jak również i jego przyzwolenie na to zachowanie. Nie chciał jednak rozmawiać o tym wtedy, wolał skupić się na śniadaniu, szczególnie że Gilles promieniał i to była czysta przyjemność na niego patrzeć.
Dlatego też, całą czwórką i zgodnie ruszyli znaleźć gdzieś miejsce na śniadanie. I Cedric, mimo początkowego dystansu co do tego planu, dość szybko się rozluźnił, wciągnięty do rozmowy zarówno przez papugę, jak i brata. Wymienił nawet parę zdań z Sashą, na moment zapominając o swojej drobnej niechęci co do mężczyzny. I, takim sposobem, koniec końców spędzili miły poranek, jak gdyby wszyscy zapominając o ostatnich wydarzeniach i o tym, że niedługo na powrót będą musieli zmierzyć się z rzeczywistością w rezydencji.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {19/09/21, 05:33 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07
       Było minęło.
       Kłócili się i te kłótnie między sobą wyjaśniali jak dorośli. Bez niedomówień, otoczeniu swoim własnym ciepłem i z całych sił próbując zrozumieć sytuację tej drugiej strony. W ostatecznym rozrachunku więc spędzili bardzo miłe popołudnie wreszcie w komplecie, w trójkę, a po tym nieporozumieniu nie został nawet niesmak. Nauczyli się czegoś o sobie i mogli dalej budować to co powoli rosło na sile w obrębie małej chatki.
       Kolejnym etapem było natomiast wrócenie do normalności. Koniec z seksem do rana, koniec z seksem na stole bądź innych meblach użytkowych. Budzenie Milesa do szkoły, robienie zaspanemu dzieciakowi śniadania i pilnowanie żeby kanapka z dżemem nie trafiła w policzek. Później do pracy, dzielenie się obowiązkami. Ach urok domu i fakt, że wiecznie było tu coś do zrobienia! A jednak mieli czas żeby wieczorem usiąść z kieliszkiem wina albo odrobiną nalewki, pocieszyć się byciem koło siebie ale zajęciem własnymi sprawami. No i wreszcie mógł wyżyć się artystycznie kontynuując wieczorne opowieści o wymyślonych wspólnie bohaterach.
       Za oknem było już ciemno, na stole tańczył płomień świecy chociaż w całym pomieszczeniu było ich zapalone jeszcze kilka i było jasno, jakoś ta jedna zwróciła na siebie jego uwagę. Siedział na kanapie z podwiniętą jedną nogą na kolanie której oparty miał notatnik. Z tego wydarł kartkę zapisaną do granic możliwości i mnąc ją z cichymi pomrukami przekleństw na cały dzień, rzucił kulką przed siebie zahaczając o jedno z króliczych uszek.
       - Och… – Wyrwało mu się gdy Enzo zatrzymał się w pół kroku i drogi na kanapę, niosąc im dwa kieliszki (chyba poza seksoholikami byli też alkoholikami). – Celowałem w prawe. – Uśmiechnął się niewinnie robiąc mu miejsce żeby wcisnął tyłek między jego nogi, mógł się oprzeć o jego pierś plecami i spojrzeć w te chaotyczne notatki treningu który już jutro miał się rozpocząć! Dając się przy okazji dobrowolnie przytulać.
       - Jak uczyłeś się walczyć czego najbardziej nie lubiłeś? – Zapytał odwracając głowę w jego stronę żeby nos zatopić w przyjemnie pachnących włosach. Cmoknął go przy okazji w skroń zaraz precyzując. – Chodzi mi o sam proces nauki, a nie o ból w plecach jak się za dużo razy źle upadło. – Przyznał łapiąc tak notes jak i ołówek w jedną rękę żeby drugą mieć wolną i móc powoli zjechać po jego żuchwie w stronę brodu, odwrócić jego głowę nieco pod kątem i cmoknąć policzek.
       - Jeśli nauczyciel był tak przystojny jak ty, to najbardziej nie lubiłem, że inni tak jak ja mogli się bezczelnie pogapić na jego tyłek – parsknął zając, unosząc zaczepnie jedną brew, tylko po to, by odwrócić głowę w momencie, w którym Perci chciał złożyć buziaka na jego policzku, tak by trafił w jego usta. Zachichotał potem miękko, a potem poważnie skupił się na pytaniu.
       - Hmmm… A tak na serio to chyba najgorsze były początki, gdzie nie byłem dostatecznie rozciągnięty, by coś mi wyszło. Frustrowałem się, kiedy moje ciosy były za słabe, albo musiałem poczekać by być w stanie coś zrobić – stwierdził, upijając łyk wina z kieliszka.
       Cmoknął cicho na niespodziewanego całusa którego nie do końca planował po czym przytulił go mocno ocierając się swoim policzkiem o ten jego. Schlebiał mu. Swoimi słowami wywołał nieco zadziorny uśmiech na jego ustach, w głowie natomiast zasiewając pewną myśl. Miał bowiem bardzo wygodne spodnie do ćwiczeń, takie które bardzo dokładnie opinały jego tyłek żeby nie krępować ruchów. Chyba je wykopie z szafy i specjalnie dla zająca, jutro założy!
       Gdy natomiast weszli na nieco poważniejszy ton rozmowy zmarszczył brwi, spojrzał na zapisaną kartkę i nieco się poprawiając – i chyba go lekko podduszając – dopisał na samej górze „rozgrzewka”. Nie wpadłby na to ze względu na… oczywistość. Wszyscy w jego oddziale łącznie z nim samodzielnie dbali o swoje ciała pod tym względem. On ćwiczył ich taktycznie, bojowo i tworzył z nich zgrany zespół ale nie w jego gestii było pilnowanie żeby ktoś sobie czegoś nie naciągnął. Ba! On sam wstając co rano po prostu się rozgrzewał zanim w ogóle rozpoczynał swoje bieganie po chatce. A tutaj? Będzie miał styczność z osobami które mogły nie mieć żadnego pojęcia, żadnej wypracowanej rutyny. Przecież zakładał plan od podstawy podstaw! A o największej podstawie by zapomniał.
       - No i co ja bym bez Ciebie zrobił? – Uśmiechnął się ostatecznie mocno rozbawiony i sięgając po swój kieliszek wina upił drobny łyk wodząc palcami po jego ramieniu. – Też przyjdziesz popatrzeć jak będę rzucał wszystkimi tymi dzieciakami? Będzie ubaw… – Dzióbnął go chociaż ze zdecydowanie inną intencją niżeli chęć wspólnego pośmiania się. Miał bowiem dziwne wrażenie, że przy zającu będzie tracił… mózg i musiał się na to przygotować! Ewentualnie, musiał być też gotowy na rzucanie zającem. Co wizją było bardzo kuszącą.
       Lampka wina sprawdziła się idealnie jako afrodyzjak przez co był mu również bardzo wdzięczny. Oczyszczenie głowy przed wzięciem odpowiedzialności za tyle osób było niezwykle ważne, pozwoliło mu też ułożyć w całość te dotąd rozrzucone fragmenty myśli dokładnie planując kolejne etapy ćwiczeń. No i padł jak zabity gdy ponownie nie chciał mu Enzo odpuścić przed czwartym z kolei orgazmem. Spał jak dziecko do samego świtu, a gdy zając się podniósł, on również rozpoczął swój dzień.
       Klepnięcie w pośladek króliczka wyruszającego na żer do ogrodu było niemą prowokacją na wieczór. Uwielbiał gdy tak sobie robili, gdy podtrzymywali ten żar przez cały dzień, a później nie mogli się od siebie odkleić. Czy robił to specjalnie? Od jakiegoś czasu na pewno, a dzisiaj? Tylko po to. No i zrealizował swój niecny plan. Po ćwiczenia i chłodnym prysznicu wciągnął na siebie czarną koszulkę przylegającą do ciała i ciemnozielone spodnie z czarnymi akcentami. Te idealnie dopasowane spodnie z kilkoma wszytymi gumkami żeby materiał nie ześlizgiwał się podczas ćwiczeń. Efekt uboczny? Idealnie podkreślone pośladki, opięte uda czy dopasowane łydki. Gdy dodatkowo założył broń na pasach chowających pistolet pod pachą i rzucił mu bardzo niegrzeczne spojrzenie oblizując usta z pierwszego łyku kawy, trochę obawiał się, że Enzo jednak go weźmie na stole.
       - Miles poleciał grać w piłkę bo już na niego koczowali, a ja zaparzyłem kawę i zrobiłem nam śniadanie. Masz ochotę? – Rzucił niewinnie.
       Oh. Na jego ogon. Na jego uszy. I na wszystko co marchewkowe. Perci wiedział, wiedział, cholera jedna jak na niego działał. Wrócił z ogrodu z naręczem warzyw, ale nie zdołał ich odłożyć na stół. Kiedy tylko dojrzał tego kuszącego, o jak kuszącego wilka rzucającego mu zalotne spojrzenia, ręce mu opadły, stanęło co innego. Rzodkiewki rozsypały się po podłodze. Zając potrafił jedynie stać i ciężko przełykać ślinę podczas gdy jego oczy chłonęły każde zagłębienie podkreślone spodniami.
       - Więc... Więc mówisz że jesteśmy sami? - zapytał, podchodząc bliżej by dotknąć tych kuszących połóweczek opiętych materiałem.
       - Perci, Perci, Perci - wymruczał, sięgając na blat by odsunąć na bezpieczną odległość przygotowane przez mężczyznę śniadanie.
       - Oczywiście, że mam ochotę - odpowiedział spoglądając mu w oczy płonącymi żarem szarymi tęczówkami. Jeśli go teraz nie weźmie, to uschnie, odpadnie mu!
       Odstawiając kubek na bezpieczną odległość nie spuszczał z niego oczu. Cały czas uśmiechał się uroczo chociaż wzrokiem już go całego rozebrał i dawno wyznaczył szlak pocałunkami przez jego pierś. A gdy ten podszedł wyciągnął głowę do góry dając mu pełen dostęp do swojej szyi, kładąc przy tym dłonie na jego karku. Uwielbiał go tak blisko. Uwielbiał gdy pachniał rosą i skoszoną trawą i gdy tymi zapachami szczelnie go otulał. Uniósł jedną nogę zahaczając ją o jego biodro, dał mu większy dostęp do obiecanego tyłka jednocześnie przyciskając go mocniej do siebie. Podobało mu się co i gdzie czuł, a jednak.
       Jego ucho drgnęło gdy zbliżył usta do jego karku, przygryzł go delikatnie po czym wyciągnął usta w stronę jego ucha.
       - Cierpliwości ukochany. Dopiero się dzień zaczął.  - Wymruczał nieco się od niego odsuwając samą piersią żeby jeszcze raz spojrzeć w te cudownie rozżarzone oczy. Aż go przeszedł dreszcz po całych plecach. – Najlepiej smakuje jak się nieco poczeka. – Upomniał go chociaż z przyjemnością wpił się w wygięte w delikatnym uśmiechu usta dając mu przedsmak tego co chciałby z nim robić.
       - Mamy przed sobą kilka wyzwań ale wieczorem… – Wymruczał mu szeptają do ucha kilka słodkich zboczeń, ulubionych pozycji i bardzo, bardzo dużo miłości. – …wieczorem będę cały Twój. – Obiecał przyciągając bliżej nich kubki z kawą, uśmiechając się przy tym zachęcająco na nieco inne śniadanie niżeli to któro chodziło im po głowie. – Coś czuje, że te spodnie dzisiaj zakończą swoją karierę. – Prychnął rozbawiony po czym zachęcił go żeby zajęli miejsce przy stole. Nie skończył oczywiście go zaczepiać, za mocno cenił ich fizyczność ale na seks teraz sobie nie pozwolił. Sobie i jemu. Odrobina napięcia przecież im dobrze zrobi!
       Po skończonym śniadaniu, wychodząc przed chatkę musiał sobie dać moment. Policzki paliły go żywym ogniem, a wszystko to co wydarzyło się za zamkniętymi drzwiami wprawiało jego serce w drżenie. Dlaczego nigdy to on nie mógł go skusić? Dlaczego za każdym razem kończył jako skamląca z rozkoszy ofiara? Uwielbiał to, jak mocno się w obecności Enzo zmieniło jego życie chociaż czasem był jeszcze nieprzyzwyczajony. Zaśmiał się więc do siebie, poprawił koszulkę i ruszył do kuchni gdzie miał spotkać się z resztą drużyny.
       - Cześć szefie. – Rzucił od wejścia owczarek wręczając mu kartkę papieru na twardej podkładce. – Zapas amunicji i broni przygotowany i zabezpieczony, tarcze przygotowane, maty rozłożone w ogrodzie, manekiny przygotowane. Jaki jest plan? – Zdał szybki raport na który Perci wolno kiwał głową po czym fioletowe oczy zwróciły się na swojego zastępcę.
       - Przez pierwszy cykl treningowy wszyscy będziecie zaangażowani. Każdy będzie miał maksymalnie po trzy osoby pod swoją opieką, każda osoba uczestnicząca w ćwiczeniach będzie musiała poznać perfekcyjne podstawy techniczne. A później zaczniemy ich uczyć porządnego mordobicia. – Wyjaśnił pobieżnie na co wszyscy wydali się zadowoleni. Stanie i patrzenie, ewentualna bierna kontrola nie były czymś w czym się specjalizowali.
       - Dla urozmaicenia treningi będziemy przeplatać, raz broń palna, raz walka wręcz. Z bronią białą na ten moment się wstrzymamy. – Wyjaśnił na co wszyscy przyjęli do wiadomości i kontynuowali śniadanie. Dopiero po jego skończeni ruszyli zgodnie do ogrodu wspólnie przećwiczyć pierwsze kilka technik, ustalić na co zwracać uwagę i czekać na zebraną wcześniej grupę ochotników – liczniejszą niżeli się początkowo spodziewali.
       Adrien ubrany w ściśnięte w pasie i lejące się po nogach spodnie w których zwykł uprawiać jogę i zwykłą białą koszulkę maszerował boso w stronę ogrodów podekscytowany tym co miało tam nastać. Od jego randki minęło kilka dni, przez cały ten czas nie umiał przestać myśleć o Sashy, o tym co ten w nim wywoływał i jakby mógł to nazwać. Przez te same kilka dni dał jeszcze spokój Cedricowi. Wiedział jak uparty był lis i wiedział doskonale kiedy naciskać, a kiedy odpuścić. I owszem, w pewien sposób go strofował swoją obecnością ale jeszcze nie rozmawiali o tym co miało miejsce. Chociaż, mocno chciałby to zrobić dzisiaj.
       Niemniej później. Wchodząc na wyznaczone miejsce rozejrzał się ciekawsko po matach, wyznaczonych ewidentnie stanowiskach, sprzęcie. Ludzie Percivala i sam wilk stali w kółku i o czymś rozmawiali czekając aż wszyscy się zejdą. A grupa liczyła sobie kilkanaście osób! On od razu zaczął w tym tłumie przebierać, a dostrzegając znajome rogi przekradł się od tyłu do Sashy, obejrzał sobie dokładnie jego zaplecze po czym objął go w pasie i wdrapując się na palce przygryzł mu płatek ucha.
       - Cześć przystojniaczku, sam tu tak czekasz? Czyżby na mnie? – Zamruczał próbując się nie śmiać z flirtu wysokich lotów. Nie czekając na odpowiedź przekradł się mu pod ręką i przytulił go na powitanie mrucząc cicho z zadowolenia. – Dzień dobry. – Przywitał się już normalnie, a słysząc jego śmiech spojrzał w bok gdzie stał nieco rumiany Gilles i osądzający go Cedric. Do nich również się szeroko uśmiechnął.
       - Wy również wyglądacie bardzo przystojnie. I dzień dobry! – Zaśmiał się wciskając dupkę między Gillesa i Sashę, przytulając przy tym papugę. Ot, żeby lis pozazdrościł tak cudownego brata.
       - Już nie mogę się doczekać, jak wyglądają takie treningi? Myślicie, że będziemy kimś rzucać? – Wypluł z siebie całe to podekscytowanie, a widząc jak Perci zajmuje miejsce przed całą grupką i odkrzykuje w ramach próby wywołania ciszy, musiał zakryć usta dłonią żeby nie paplać.
       - Dziękuję za zjawienie się punktualnie i witam na pierwszym treningu. Pamiętajcie, że uczestnictwo jest dobrowolne i nie zrażajcie się, początki zawsze są trudne. Po skończonym kursie z założenia każdy z was będzie potrafił wyrwać się z sytuacji bez wyjścia, wypracować sobie drogę ucieczki poprzez atak z zaskoczenia i ostatecznie, posługiwać się bronią palną, ale na to będziemy mieli czas. Dzisiaj zaczniemy od przygotowania waszych ciał do…
       - Bólu i cierpienia. – Rzuciła rozbawiona kruczyca na co on musiał jej przyznać rację.
       - Zostaniecie podzieleni na trzyosobowe drużyny, każda drużyna otrzyma instruktora który na bieżąco będzie kontrolował wykonywane techniki. Zaczniemy spokojnie, od podstaw. Wdrożymy dzisiaj kilka pierwszych chwytów, a na zachętę otrzymacie pokaz tego co zbudowana pewność siebie będzie mogła z tą wiedzą zrobić. Ale, zaczniemy od rozgrzewki. – Wyjaśnił czekając na jakiekolwiek pytania, a ostatecznie pozwalając dziewczyną przeprowadzić nieco morderczy wysiłek rozgrzewający każdą partię mięśni. Sam w tym czasie omówił kto kogo bierze, kto jak zacznie i kto ma się na czym skupić uznając, że zaczną jako jedna wielka rodzina i dopiero nanosząc korektę potencjału będą to wszystko rozwijać.
       - Adrien, Cedric gratuluję, jesteście ze mną. Julie i Sasha będą waszymi workami treningowymi. – Po pierwszej części musiał mocno powstrzymywać się przed rozbawieniem. Adi wyglądał jakby w tym momencie miał już dosyć przez co dał mu chwilę na odsapnięcie, napicie się i dopiero zabrał ich na przeznaczoną jemu część maty. Gdy ich odtransportował i dostrzegł, że wszyscy się już podzielili znowu wyszedł na środek rozciągając mięśnie ramion.
       - Jeżeli dochodzi do walki wręcz najczęściej przeciwnik pozbawiony jest broni ale zyskał na elemencie zaskoczenia. Przećwiczymy kilka podstawowych chwytów, dowiecie się zarówno jak je poprawnie założyć jak i z nich uwolnić. – Mówił szukając w tłumie Gabrysia któremu chciał zrobić krzywdę ale napatoczył się… ktoś zupełnie inny.
       - Chodź Enzo. – Zaprosił zająca, a gdy ten się znalazł koło niego spojrzał w uśmiechnięte oczy. – Popodduszasz mnie trochę. – Szepnął do niego każąc zaraz obejść się od tyłu i złapać na wysokości szyi przedramionami.
       - Każdy z instruktorów pokaże kilka sposób na wyrwanie się z tego. Każdy z was przećwiczy to na instruktorze i znajdzie się w obu sytuacjach. Najłatwiejsze: uderzenie piętą w śródstopie dla utraty koncentracji. Następnie broda do siebie, nie pozwalamy się udusić. Łokciem w splot słoneczny, robicie sobie w ten sposób okienko. Głowa ucieka spod ramienia, cały czas trzymacie za rękę którą ciągnięcie za sobą. Zwolna sprowadził Enzo do pochylonej postawy  trzymając go za przedramię. – Bokiem stopy w zgięcie kolana i macie delikwenta na parterze. Rękę cały czas trzymamy i dociskamy między łopatkami. – Zakończył po czym pozwolił zającowi wstać, uśmiechnął się do niego słodko i pokazał wszystko jeszcze raz, zdecydowanie szybciej i jakoś tak wyszło, że nim rzucił. Ale to odwet za poranek i zrobienie z niego napalonego królika.
       - Gilles, bierz męża. – Oświadczył gdy z zającem wrócili do ich małej grupki. – Ty Sasha… też. – Dodał rozbawiony powoli rozpoczynając im spokojne tłumaczenie co mają po kolei robić.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {03/10/21, 10:47 pm}

Cedric nie był do końca przekonany co do pomysłu wspólnego treningu, ale dość szybko uległ presji Cecile, która poniekąd wyjaśniła mu, dlaczego jednak powinien odświeżyć zdolności, które zostawił w czasie swoich nastoletnich przebojów i nastrojów. Nie wiedział kompletnie, czego się spodziewać podczas treningu z Percivalem i grupą, ale czuł lekką ekscytację na myśl o tym nadchodzącym wydarzeniu. Percival okazał się zaskakująco rzetelnym nauczycielem, chociaż biorąc pod uwagę ich ostatnio dość napiętą relację, ani Cedricowi się śniło, aby go skomplementować. Bardziej skupiał się więc na Enzo, który robił za ozdobę do pokazywania poszczególnych technik czy ruchów, które wychodziły Percivalowi aż za łatwo. Po rozgrzewce, przypomnień i nauce podstaw, przyszedł czas na podział na grupy i…I Cedric absolutnie nie przewidział, że mógłby trafić na taką.
          Stanął naprzeciwko Adriena, marszcząc lekko brwi. Gdy byli młodsi, a ich ścieżki nie były jeszcze odgórnie ukierunkowane, w dwójkę poświęcali masę czasu na wspólne treningi. A jako że Cedric za młodu lubował się w odreagowywaniu emocji poprzez wszczynanie bójek z kim popadnie, ku uciesze ich ojca, tak nigdy nie nauczył się poprawnych technik czy pozycji, a raczej sztuczek czy przekrętów. Co więcej, teraz również dochodziła obawa o jego dłonie – to było jego narzędzie pracy i nie mógł pomóc nic na to, że był po prostu spanikowany wizjami, jak coś idzie nie po jego myśli i kończy niezdolny do wykonywania zawodu. Nie miał pojęcia, jakby to wtedy przeżył. Wiedział jednak, że wiedza, jak się obronić, w ich nieco ponurej rzeczywistości była konieczna, jeśli chciało się być bezpiecznym. To, czego kompletnie nie przewidział, to że już na dzień dobry zostanie sparowany z Adrienem. Przez ostatnie dnie, cóż, unikali się. Albo głównie to Cedric unikał brata, wciąż niegotowy na konfrontację. Nie wziął pod uwagę, że ów konfrontacja po prostu przyjdzie sama do niego, za sprawą Percivala, na którego spojrzał spod byka. Równocześnie nie pamiętał, kiedy był ostatni raz, gdy mieli z bratem sparring. W dwójkę stanęli w poprawnych pozycjach, przygotowując się na sygnał startu. Ku jego zdziwieniu, to właśnie Adi zaatakował pierwszy, nie dając mu nawet momentu na wymyślenie jakiegoś planu działania. Szybko jednak wziął się w garść, zaczynając równie żarliwie odpowiadać.
          - Czemu – zaczął w pewnym momencie, odnosząc się do ich kłótni i kłamstwa Adriena, bo w końcu w jego głowie był to najlepszy moment na tego typu rozważania, jak i w tym samym momencie przechwycił jedno z uderzeń Adriena – nic -  chwyciwszy go za nadgarstek, pociągnął go w dół, równocześnie podkładając za jego kostkę stopę – nie powiedziałeś?! – sapnął w końcu, podcinając ostro, bez żadnych zahamowań, brata. To, czego nie przewidział i nie zaplanował, to fakt, że Adrien nie miał już 15 lat ani tym bardziej sylwetki rosnącego nastolatka. Dał się pociągnąć na ziemię, lecąc jak worek ziemniaków za bratem, i zanim nawet zorientował się, co się dzieje, jego ręka znalazła się w dźwigni, a on sam był przyszpilony nogami młodszego do ziemi.
          - Ach... Aaaa! – Adrien poleciał na ziemię początkowo nie skupiając się na tym co Ced warczał mu do ucha. Dopiero gdy automatycznie złapał za jego ubranie i tym samym zmusił go do położenia się na sobie zamrugał zdziwiony. W tym samym momencie gwałtownie wzrosła w nim irytacja. - Robię - Przerzucił nogę nad jego udem. - Absolutnie wszystko - Złapał go za rękę i wywinął się ostro nad niego przyciskając jego twarz do maty. - Żeby was wszystkich chronić!
          Cedric nie spodziewał się tak gwałtownej odpowiedzi na jego atak, chociaż może powinien, bądź co bądź sam delikatny nie był. Nie zdążył zareagować; z lekką dezorientacją doszło do niego, jak szybko znalazł się w potrzasku dźwigni, a jeszcze wolniej dotarły do niego słowa Adriena. I to te jak gdyby obudziły w nim na nowo ogień walki, pochodzący od rosnącej złości na tak ignorancką – w jego dość
emocjonalnym odbiorze - odpowiedź brata. Cedricowi nie widział sensu w takim ukrywaniu prawdy w imię ochrony innych osób, a przynajmniej w tej sytuacji. Gdyby tylko wiedział od początku, jak się sprawa miała, był przekonany, że wszystko potoczyłoby się znacznie lepiej. Ale tak naprawdę po prostu wciąż był zraniony, niezależnie jak bardzo nie chciałby racjonalizować tej całej sytuacji i podstawiać argumenty korzystne dla swojej narracji.
          - Chronić? – parsknął z trudem, próbując wyrwać się z uchwytu, ale nieudolnie. – I jak ci to wyszło, co? – warknął w emocjach, wiedząc dokładnie, że zachowuje się nie fair – a jednak wciąż to powiedział, ponieważ to Adrien zachował się nie fair pierwszy, co przecież go usprawiedliwiało. Cedric chwycił mocno nadgarstek brata wolną ręką, wbijając boleśnie palce w newralgiczne punkty, po czym wykręcił się nieco nieudolnie z uchwytu. – Wystarczyło – powiedział, zasapany odsuwając się wciąż na ziemi od brata – żebyś ze mną porozmawiał! – rzucił nieco histerycznie, podnosząc się chybotliwie na nogi. Ich rozogniony wzrok na powrót się ze sobą zderzył, na ich twarzach wszystkie niewypowiedziane emocje i żale ostatnich tygodni.
          Słowa wymierzone przez Cedrica trafiły prosto w serce wywołując zbolałe uczucie. Nałożona od zawsze presja bycia doskonałym we wszystkim co robi niekoniecznie nauczyła go przyjmować porażki. Owszem, miał bardzo silny charakter przez co mało kto się orientował, ale potrafił sobie robić wyrzuty miesiącami. A jego brat wiedząc to, właśnie rozdrapywał jeszcze świeżą ranę na co on skrzywił się wyraźnie. Przez ten właśnie fakt jego uścisk zelżał, a lis zdołał uciec zmuszając tym samym jego do szybkiego pozbierania się z maty i przybrania po raz kolejny pozycji gotowej na nadejście ataku. Gdy ten został wymierzony nie umiał się obronić przez co ponownie skończył pod ciałem brata szarpiąc się niczym ryba wyrzucona na brzeg.
          - Jakbyś nie był... - Sapał na wydechu dusząc się pod jego ciężarem. - ... emocjonalnych tchórzem... nie pozwalającym się nikomu zbliżyć gdy masz problem... - Obślinił mu rękę ciągnąc po niej całą powierzchnią języka. - TO BYM SIĘ ZASTANOWIŁ! - Przydepnął mu ogon (specjalnie czy też nie) i uwalniając się spod niego rozpoczął serię przetaczania się po macie sprawiając, że raz dominował on, raz Ced.
          Cedric poczuł, jak z każdą mijającą sekundą napięcie między nimi rośnie, tak samo jak gwałtowność ich ruchów. Rzucane słowa były coraz ostrzejsze, tak samo jak siła niekontrolowanych uderzeń. Cedric warknął ze zdziwieniem, gdy poczuł nacisk na ogonie. To było zagranie nie fair. W ramach rewanżu, tak dziecinnego jak tylko można było usprawiedliwić to byciem rodzeństwem, jego ręka pociągnęła za ucho młodszego, równocześnie krzywiąc się na wypowiedziane słowa brata. Jakaś część jego, o zgrozo, zgadzała z tym co padło. Ale ta część nie miała dostępu w tamtym momencie, zbyt skupiona na gniewie i poczuciu zdrady.
          Aż nagle poczuł, jak jego łokieć zderzył się z czymś twardym, po czym nastąpił bolesny jęk. Cedric przestał się ruszać i niemal natychmiast podniósł się do siadu, aby spostrzec trzymającego się za nos Adriena. Dopadł do niego w sekundę, czując jak cała złość, rozgoryczenie sprzed chwili wyparowuje z niego w sekundę.
          - O cholera - wymsknęło mu się, gdy tylko zorientował się w sytuacji, że znokautował brata łokciem w twarz. Niemal natychmiast poczuł zalewające go poczucie winy. - Cholera, cholera, cholera. Strasznie przepraszam, wszystko w porządku? - zapytał nieco spanikowany. Cedric umiał zachować profesjonalizm w pracy, tak. Ale nigdy, gdy sprawa dotyczyła jego brata, czuł się wtedy jak spanikowany mały dzieciak, który dopiero zaczynał wszystkiego się uczyć. - Pokaż, sprawdzę czy złamany - poprosił cicho, patrząc na brata przepraszającym wzrokiem. Zaraz też delikatnie odsunął dłonie od jego twarzy, samemu chwytając jego policzki między palce, a obróciwszy jego głowę na boki, analizował kształt i wygląd nosa. Całe szczęście, ten wydawał się oprócz stłuczenia cały.
          - Sasha! - zawołał wtem mężczyznę, a gdy tamten zwrócił się w ich stronę, na jego twarzy momentalnie pojawiło się zmartwienie. - Przynieś lód! - polecił, zanim mężczyzna zdążył się zbliżyć do nich, mimo że wyraźnie chciał się upewnić, że z Adrianem wszystko w porządku. - Przepraszam - powiedział po raz kolejny, przysiadając obok brata, z cichym westchnieniem. - Za to, co powiedziałem, też - dodał po chwili, rzucając mu nieco nieśmiałe spojrzenie. - Wiem, że robisz wszystko, aby nas chronić. I doceniam to, naprawdę. Po prostu… - zaczął, szukając odpowiednich słów, aby znów nie zacząć kłótni. I może było coś w tym, nawet sporo, że Cedric był emocjonalnym tchórzem, od lat nauczonym, aby chować swoje emocje w sobie lub odreagowywać je złymi sposobami, zamiast po prostu poszukać wsparcia w innych. Szkoda tylko, że tak trudno było pozbyć się złych nawyków, wyuczonych zranieniem i brakiem tego wsparcia wtedy, gdy tego potrzebował, te wiele lat temu. Ze smutnego dzieciaka zamienił się w tchórzliwego, zranionego dorosłego. - Poczułem się tak, jakbyś mi nie ufał - wyznał w końcu, cicho.
          Zetknięcie łokcia z jego nosem wywołało fale żółtych gwiazdeczek które chwilowo zamajaczyły mu przed oczami. Dopiero po chwili z pomiędzy warg uciekł mu jęk bólu, a w ustach poczuł smak krwi. To był moment w którym cała złość odpłynęła, jakby odcięta nożycami. Zmęczony i mocno poobijany złapał się za zranione miejsce wyglądając trochę jak przeżuty.
          - Cedric. Spokojnie... - Mruknął marszcząc mocno brwi ale zamiast odgonić go od siebie, ujął jego dłonie w jedną wtulając się policzkiem. - Wszystko dobrze. Złamany? - Zapytam z poważną obawą, a słysząc werdykt o stłuczeniu odetchnął z ulgą. Tyle wystarczyło żeby zmienił pozycję, przysiadł na zgiętych nogach i wpakował się w jego ramiona. - Tak bardzo mi przykro, że zawiodłem Twoje zaufanie. - Średnio przejmując się tym, że go upaćka w krwi złapał go mocno nie pozwalając się odsunąć. - Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie i przez to nigdy nie umiem podjąć słusznej decyzji. Masz rację, powinienem od razu Ci powiedzieć ale tak mocno uciekałeś od niego, że się obawiałem konsekwencji. Przepraszam braciszku.
          Cedric poczuł nagły ucisk w sercu, słysząc słowa brata. Przez chwilę milczał, jedynie go do siebie przytulając, zupełnie nie przejmując się krwią brudzącą jego białą koszulkę. Nie spodziewał się ulgi, która go zalewała z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez Adriena. Nie wiedział, jak bardzo potrzebował tego wszystkiego, tej rozmowy, tych zapewnień. Czasem to on czuł się tym młodszym bratem w tej relacji, wciąż potrzebującym walidacji.
          - Ja… - zaczął, ale kompletnie nie wiedział, co mógł powiedzieć więcej. Zamiast tego przytulił chłopaka mocniej do siebie, kompletnie rozczulony. Słysząc jednak bolesny jęk, od razu się odsunął, znów spanikowany. - O cholera, przepraszam. Mocno boli? - zapytał, na nowo znów mierząc nos brata wzrokiem. - Gdzie jest ten Sasha - mruknął z niezadowoleniem, zanim na powrót nie spojrzał na chłopaka. Wiedział, że musiał odnieść się do jego słów. Po prostu nie do końca jeszcze miał plan, w jaki sposób to zrobić. Miał pewność tylko, że te chwyciły go idealnie za serce.
          - Ty też jesteś dla mnie najważniejszy - powiedział szczerze, uśmiechając się do niego krótko. - Przepraszam, że jestem emocjonalnym…tchórzem - dodał cicho, nieco niepewnie. - Domyślam się, że może to komplikować komunikację ze mną - przyznał w ramach wyjaśnienia, chociaż pewnie było to oczywiste. Westchnął, przecierając lekko twarz. - Postaram się nad tym pracować, ale błagam…nie rób mi takich akcji więcej - poprosił zduszonym głosem. Był przekonany, że jego serce i głowa nie wytrzyma kolejny raz tak intensywnych rewelacji, z jakimi przyszło mu się zmierzyć od czasu przyjazdu Gillesa. - I…nie zawiodłeś mojego zaufania. Wciąż jesteś pierwszy na liście u niego - dodał szczerze, uśmiechając się pod nosem. Nie wyobrażał sobie stracić tej relacji z bratem. Wtedy też do ich dwójki podbiegł wyraźnie zasapany Sasha, dzierżąc w dłoni…
          - Cukinia? - zapytał grobowym tonem głosu, patrząc na owinięty w celofan kawał cukinii. Sasha wzruszył bezradnie ramionami, zanim nie zakrył warzywa materiałową ściereczką, podając je Adrienowi.
          - To mi dali na kuchni - oznajmił, a słysząc wołanie Perciego, jelonek odwrócił się przez ramię. Upewniwszy się ostatni raz, że Adrien żył i miał się względnie okej, mężczyzna zostawił dwójkę braci, widząc też, że ci potrzebowali rozmowy, i wrócił do treningu. Cedric w międzyczasie przyłożył lód do nosa Adiego.
          Przytulając się wygodnie do lisa którego niestety nie mógł poczuć zapachu i tak odczuwał ogromną ulgę z tego zadawnionego dotyku. Przy tym w ogóle nie wymagał od niego szybkiej odpowiedzi, ale liczył na to, i to z głębi serca, że wreszcie przebiją tą bezsensowną barierę i zaczną się komunikować tak specyficznie i zaradnie jak do tej pory. W geście pokładanej nadziei chciał potrzeć nosem jego ramię co szybko wywołało syk bólu. Niemniej, odsunięty i słysząc ponownie już to słynne "cholera" zaśmiał się czując, że łzy szczęścia i ulgi powoli nie dają się już powstrzymywać.
          - Prawie już nie boli. - Zapewnił, a w momencie gdy Sasha nad nimi stanął odwracając głowę od jelonka żeby nie widział najpewniej i śliwy i jego łez. Próbował je zetrzeć ale nic to nie dało, a gdy zaraz zostali sami i Ced wylał wszystko to co tłukło się po jego sercu już w ogóle nie powstrzymywał tak łez jak i uśmiechu. - Obiecuje! Nigdy więcej! Chyba, że będziesz się drugi raz żenił... Aczkolwiek nie polecam wypuszczać go z rąk. - Szturchnął go lekko w bok bo widział, no przecież doskonale to widział jak na siebie patrzyli i jaki lis był inny w jego obecności. Tak pozytywnie inny, rozluźniony i szczęśliwy. - Dobrze braciszku. To Ty pracujesz nad sobą, a ja nad sobą, dobrze? I... Będziemy ze sobą o wszystkim ważnym i mniej ważnym rozmawiać, tak? Tęsknię za naszymi śniadaniami w bibliotece...
          Słysząc jak Adrien zaczyna płakać, siedząc na jego kolanach, Cedric sam nie mógł powstrzymać załzawieniu swoich oczu. Dotarło do niego, jak bardzo potrzebowali w dwójkę tego powrotu do normalności, znów bycia swoimi braćmi, i tego wsparcia, które do tej pory oferowali sobie praktycznie zawsze. To był pierwszy raz, gdy zabrakło go na tak długo. Tak naprawdę to była pierwsza ich poważniejsza kłótnia, która rozdzieliła ich emocjonalnie na tak długo. Od kiedy tylko Adrien wprowadził się do rezydencji, po początkowych trudach rozpoczynania relacji, jak i Cedricowej buntowniczej fazie w okresie nastoletnim, byli nierozłączni. Wszystkie sprzeczki i kłótnie próbowali rozwiązywać jak najszybciej, a to już trwało drugi tydzień. Ich reakcja, w związku z tym, była jak najbardziej zrozumiała.
          - Ja też za nimi tęsknie. Pójdźmy tam jutro - powiedział w odpowiedzi, odchrząkując wcześniej, aby kompletnie się na tej macie nie rozkleić. - I rozmawiamy, zdecydowanie - zapewnił go, uśmiechając się z rozczuleniem. Siedzieli jeszcze tak przez parę minut, aż w końcu się od siebie nie odkleili, w końcu z lekkimi sercami po rozwiązaniu tej sprawy. Cedric odczuwał naprawdę ogromną ulgę, że nareszcie się dogadali. Wiedział też, że będzie musiał popracować nad swoją otwartością emocjonalną, żeby również ułatwić innym komunikację z nim. Nie mógł tak żyć w nieskończoność w końcu.
          Nie wiedział, ile się uspokajali. Adrien przechodził przez fazy spokoju, po czym wracał płacz, który na początku wywołał panikę w Cedricu, gdyby Adi go nie zapewniał, że to z ulgi i emocji. Gdy w końcu, po wielu minutach, udało im się ogarnąć, Adrien wrócił do rezydencji, aby się przebrać. Percival z kolei zagonił Cedrica do dalszego treningu - wcześniej im nie przeszkadzał, najwyraźniej domyślając się, że potrzebowali chwili dla siebie. Równocześnie byli w dwójkę zajęci z Enzo resztą grupy, co o tyle odwracało uwagę od ich małej dramy. Tyle co lis zdążył się przebrać z zakrwawionej koszulki i napić wody, i już na powrót był na matach do ćwiczeń, tym razem spokojniejszy, z lżejszym sercem i gotowością do nauki. To, czego jednak się zupełnie nie spodziewał, to osoby naprzeciwko. Nie podejrzewał, że Percival sparuje jego i Gillesa razem, szczególnie wiedząc, że są w końcu postrzegani jako małżeństwo. Dość szybko dotarło jednak do niego, że raz, byli w dość osamotnionej części rezydencji i nikogo obcego tutaj nie było, a dwa, stali na tyle na uboczu, że reszta nie zwracała na nich uwagi. Gillesowi z kolei pewnie też przyda się poprawny trening, w ramach przypomnienia sobie podstaw; jego bezpieczeństwo było tak samo ważne, ja ich wszystkich.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {03/10/21, 10:49 pm}

Cedric stanął nieco niezręcznie naprzeciwko Gillesa, przechodząc nerwowo z nogi na nogi, zanim nie złączył się z mężczyzną spojrzeniami. Widząc go, ubranego w luźne, wygodne ubrania, ze związanymi włosami, które tylko bardziej uwypuklały męską żuchwę, zastanawiał się, jak on kiedykolwiek mógł pomyśleć, że miał przed sobą kobietę, a nie szykującego się do skopania mu tyłka chłopaka. Chłopaka, który wydawał się podekscytowany ich nadchodzącym sparingiem, w odróżnieniu od Cedrica, który czuł się wyjątkowo nie na miejscu. Nie wiedział, czemu nie miał oporów przed zażartą walką z Adrienem, a jednak coś go blokowało przed tym samym w stosunku do mężczyzny przed sobą. Tak, jakby wizja jakiejkolwiek jego krzywdy paraliżowała go do tego stopnia, że nie umiał się zdobyć nawet na wspólny trening.
          - Nie wiem, jak się czuję z naszą walką – wyznał szczerze, nieco skruszony, ale i krzywiąc się lekko, gdy przyjmowalipozycje, równocześnie będąc poprawianymi przez Percivala co do ich
sylwetek i ustawienia. Co więcej, ciąż też był nieco wymięty po konfrontacji z Adrienem.
           Kiedy kilka dni wcześniej Gilles usłyszał o planowanym przez Percivala treningu, nie przewidział że stanie na macie na przeciwko Cedrica. Widział jak mocno skrępowany był lis i choć sam miał opory przed samą myślą, że miałby mu zrobić krzywdę, wiedział że to się na sto procent nie stanie. Dlatego też, cóż nie ukrywał, że był nieco podekscytowany. Wizja białowłosego w sytuacji w której obaj się znaleźli sprawiała że bardzo chciał zobaczyć jak ten zareaguje. A kiedy wyznał mu swoje odczucia, chłopak nie potrafił się nie uśmiechnąć.
          - Będzie dobrze - zapewnił go, spoglądając w jego twarz szczerym wyrazem. Ustawieni przez Percivala przez chwilę patrzyli na siebie, krążąc wokół jak dwa tygrysy w klatce. W pierwszej chwili Gil był ciekawy, ale teraz... Nie potrafił się zmusić by mężczyznę z tym łagodnym i całkowicie speszonym wyrazem twarzy zaatakować. - Oh… Okej, to jest... Trudniejsze niż myślałem - powiedział, czując rumieniec wkradający się na jego policzki. Wywołała go świadomość, że gdyby na miejscu Lisa znalazł się ktoś inny, ktokolwiek by to nie był, nie miałby aż takich oporów…
          Cedric jakoś nie ufał Gillesowemu „będzie dobrze”, ale nie miał dużego wyboru. Tyle co się cieszył, że ich dwójka znajdowała się na uboczu, nieco schowana przed możliwie ciekawskim spojrzeniem innych osób, co mogłoby podnieść jakiekolwiek podejrzenia. Wszyscy jednak byli na tyle zajęci sobą, sparingami, pojedynczymi technikami czy treningami siłowymi, że dość szybko porzucił obawy, że ktokolwiek mógłby zwracać na nich uwagę. Na powrót przeniósł wzrok z otoczenia na Gillesa, dostrzegając że i on przestał czuć się aż tak pewnie w ich treningu. Cedric poczuł się winny, że to przez niego młodszy nie mógł trenować tak, jak powinien, jeśli chciał umieć się obronić i może ta myśl właśnie spowodowała, że w końcu zebrał się w sobie i wyprostował, czując się nieco bardziej gotowym do walki.
          - To może na początek bez technik ręcznych? I tylko kto pierwszy sprowadzi drugiego do parteru? Dla…ugh, rozgrzewki? – zaproponował, a widząc nieśmiałe skinięcie od papugi, odetchnął w myślach, czując ulgę, że nie wszystko stracone. I być może nieco za bardzo skupił się na tej uldze, że doszli do jakiegoś porozumienia, bo przez to kompletnie pominął moment, w którym ręka Gillesa z zaskakującą szybkością spróbowała pochwycić jego przedramię; Cedric w ostatnim momencie zdołał się cofnąć, a na usta wkradł mu się nieplanowany uśmiech. Poczuł nieśmiało budzącą się adrenalinę, która nie zdołała jeszcze tak naprawdę opaść całkowicie po jego sparingu z bratem.
          - Hej! Nie byłem gotowy – zaśmiał się szczerze, po raz pierwszy od rozpoczęcia ich rozgrywki spinając się w gotowości. – Myślałem, że, nie wiem, zaczniemy od jakiegoś „raz, dwa, trzy”? – zażartował, i jak na przekór swoim słowom, tym razem to on sięgnął po dłoń chłopaka, równocześnie próbując wybić go z balansu.
          Porozumienie do jakiego doszli, odrobinę rozluźniło Gillesa, a widok błysku w oczach Cedrica sprawił, że i jego twarz nabrała wyrazu pełnego niewinnego wyzwania i chęci sprawdzenia się. Gilles wbrew temu jak wyglądał, uwielbiał takie sparingi. Często ćwiczył z Sashą by oboje nie wypadli z formy, nie miał jednak okazji na przyjacielskie starcie z kimś innym niż jeleń. Dlatego nie powstrzymywał się dłużej i zaatakował Ceda, który szybko się odsunął poza zasięg jego rąk.
          - Zaskoczenie jest podstawową metodą zapewniającą sukces - zauważył, uśmiechając się szeroko i szczerze, nie mogąc się powstrzymać od myśli, że śmiech Ceda naprawdę potrafił wyczyniać z nim cuda. Kiedy następnym razem to mężczyzna zaatakował, Gil był przygotowany, ciągle obserwując czujnie ruchy Ceda i kiedy ten zechciał złapać go za nadgarstek, szybkim ruchem odbił jego rękę od siebie, samemu odnajdując się w pozycji, z której mógł go powalić na ziemię. - Mówiłeś coś o odliczaniu? - zapytał uprzejmie, ale z łobuzerskim błyskiem w oku. - Kiedy policzę do trzech, wygram - zaanonsował pewny siebie, choć gdyby wcale nie udało mu się wygrać, nadal byłby to jego ulubiony sparing.
          Cedric nie miał pojęcia, kiedy to on stracił balans, zaskoczony nagłą bliskością Gillesa. Przez ostatnie dni, od kiedy tylko wrócili do Flory, miał wrażenie, że w dwójkę nie mogli oderwać od siebie rąk. Nie był w stanie zliczyć, ile przypadkowych muśnięć palców, spotkań nóg pod stołem czy chociażby delikatnych dotknięć ramion, gdy siedzieli obok siebie, wymienili w ostatnich dniach. Ale nawet to nie mogło go przygotować na Gillesa, który pierwszy raz stał tak blisko niego, że mężczyzna czuł ciepło jego ciała na całej powierzchni siebie. A potem Gilles się odezwał, i Cedrica na moment wcięło, widząc go w tak niesamowicie atrakcyjnej, pewnej siebie odsłonie, jak nigdy, z iskrzącymi oczami i zaciętym – bogowie, tak seksownym - uśmiechem. Z trudem przełknął ślinę, i chyba tylko cudem zdołał zareagować zanim Gilles go powalił. I zamiast się odsunąć, Cedric jak na przekór zderzył ich ciała ze sobą – to z kolei wydawało się wytrącić młodszego z równowagi (Cedric nie umiał stwierdzić, czy nagłe rumieńce spowodowane były wysiłkiem czy ich ciałami ciasno do siebie przyciśniętymi). Lis wykorzystał moment rozkojarzenia Gillesa i szybkim ruchem przełożył rękę przez jego talię, zanim nie przerzucił go przez swoje biodro, asekurując przy spadaniu, aby mężczyzna nie uderzył za mocno o ziemię. Schylił się za nim, kładąc go na matę tak miękko, jak gdyby było to łóżko, a ich dwójka była zasapana zgoła innych powodów.
          - Trzy? – szepnął blisko przy jego twarzy, nie
puszczając spojrzenia z oczu chłopaka. – Mówiłeś coś o tym zaskoczeniu, tak? – zapytał, przedrzeźniając słowa chłopaka z wcześniej i dopiero po paru intensywnych sekundach odsunął się, podając młodszemu rękę przy wstawaniu. – Jeden zero – uśmiechnął się zadziornie, odgarniając parę zabłąkanych kosmyków z twarzy.
          Nie przewidział, że Cedric zamiast odsunąć się od niego, nagle znajdzie się bliżej, sprawiając że musiał odrobinę zadrzeć głowę do góry jeśli chciał spojrzeć mu w oczy. Ten moment dezorientacji mężczyzna wykorzystał i w jednej sekundzie Gilles poczuł, że traci grunt pod nogami. Przymknął oczy, czekając na gwałtowne zderzenie z ziemią, kiedy jednak impet został powstrzymany, nie potrafił utrzymać przymkniętych powiek. To co zobaczył, sprawiło że wciągnął gwałtownie powietrze nosem, podczas gdy jego twarz pokryła się rumieńcem. Twarz Cedrica była tak blisko, do tego po jego ustach błąkał się niesamowity uśmiech, od którego niewinne serduszko Gillesa zaczęło szybciej bić. Urzeczony pozwolił się ułożyć na matach, mając wrażenie jakby w sposobie w jaki Cedric to zrobił było coś niesamowicie intymnego.
          - Uhm... Mhmm… - potrafił jedynie odpowiedzieć, krążąc wzrokiem po twarzy Cedrica. Nie miał pojęcia dlaczego jego usta składały najwięcej jego uwagi... Kiedy rozpoczęli następna rundę, Gil miał wrażenie że coś się między nimi zmieniło... Poza adrenaliną i chęcią wygranej, krążyło wokół nich jakieś napięcie, którego nie potrafił zidentyfikować. Przyłożył się bardziej do ataku i wymijając zgrabnie obronę lisa, wykorzystał jeden z wyuczonych ruchów, by sprowadzić go na ziemię. - Jeden jeden? - zapytał niewinnie, niemal siedząc mu na biodrach i przeciskając mężczyznę do maty.
          Ich konfrontacja była gwałtowna, ale równocześnie dookoła nich pojawiło się dziwne napięcie; ich oczy były utkwione w sobie, a  na ustach skrywały się drobne uśmiechy, które rozciągały rumiane policzki. Cedric mimo prób skupienia był nieco rozkojarzony, zawieszał się w niektórych sekundach, po prostu patrząc na Gillesa, co ten skrzętnie wykorzystywał. Nic więc dziwnego, że jego wygrana dość szybko została zrewanżowana i tym razem to Cedric wylądował na ziemi - wcale nie delikatnie, ba, skrzywił się nawet w momencie opadnięcia plecami na podłogę. Gilles sprawnie przytrzymał go na ziemi, tak że jego wygrana była wiadoma, zanim nie odsunął się nieco, po prostu usadawiając się na jego biodrach z zadziornym uśmiechem. I Cedric przepadł.
          Jedna z rąk Cedrica, niemal samoistnie i bez jego udziału, ułożyła się na biodrze Gillesa, ściskając je znacząco. Jego wzrok zmierzył całą sylwetkę chłopaka, poczynając od jego ud, na moment - za długi moment - zatrzymując się na pomarszczonym materiale spodni na jego podbrzuszu, aż po klatkę piersiową, zanim nie zawiesił spojrzenia na jego oczach. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało i Cedric niemalże czuł iskry przechodzące między nimi, ogień między każdym miejscem, w którym ich ciało się stykało. Jego palce machinalnie zacisnęły się nieco mocniej na ciele Gillesa, nieco unosząc materiał jego koszulki, tak że tylko milimetry dzieliły go od zetknięcia się z jego nagą skóra. Z trudem przełknął ślinę, poprawiając się nieco pod mężczyzną.
          - Tak… - powiedział nisko, a jego wzrok zdradziecko opadł na usta młodszego. - Jeden jeden - potwierdził.
          Gilles oddychał ciężko, próbując uspokoić oddech, ale dłoń Cedrica zaciśnięta na jego biodrze skutecznie mu to uniemożliwiała. Jego ciało reagowało zawstydzająco na sytuację, wywołując na policzkach chłopaka słodkie rumieńce. Nie chciał jednak zdradzić się z tym co się z nim działo, dlatego choć niski ton głosu Cedrica wywoływał w jego brzuchu rój motyli, starał się jakoś trzymać.
          - Em... Czy teraz będziemy się tak bawić dopóki któryś nie zostanie na dłużej na dole? - zapytał całkiem szczerze i niewinnie, nie mając pojęcia że mogło to zabrzmieć dwuznacznie...
          Brew Cedrica uniosła się do góry, słysząc słowa chłopaka, wypowiedziane takim tonem. Otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale żadne słowa nie wydostały się z niego. Zamiast tego w jego głowie pojawiły się myśli, o które nigdy wcześniej by się nie podejrzewał; zamknął oczy, biorąc parę uspokajających oddechów. Dopiero po dłuższej chwili na nowo je otworzył, puszczając też dłoń z ciała chłopaka, aby nie kusiło go zrobić coś więcej. Nie rozumiał, czemu tak reagował na tego mężczyznę. Przez chwilę zastanawiał się, czy to po prostu dlatego, że długo nie uprawiał seksu, ale szybko porzucił tą myśl. Emocje i uczucia, które wzbudzał w nim Gilles były tak niesamowicie większe niż coś tak pozornego. Oparł się na łokciach, wciąż bez słowa, regulując oddech, który wiedział, że był przyspieszony przez zgoła inne rzeczy niż ich sparing. Dopiero po chwili Cedric się podniósł do siadu, asekurując Gillesa ręką między jego łopatkami, w miejscu, gdzie przeważnie zatrzymywał dłoń. Upewnił się, że chłopak nie poleciał do tyłu, tak że w nowej pozycji po prostu siedział na jego udach, gdy ich klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały.
          - Możemy też przejść - spróbował, nieco zachrypniętym głosem - do pełnego sparingu - zaproponował, ale nie krył nawet rozkojarzenia. Trening był ostatnim, co miał w głowie, kiedy ten mężczyzna praktycznie na nim siedział.
          Było źle, bardzo źle! Siedząc Cedricowi na biodrach narażony był na jego głębokie spojrzenie i dłoń opartą na biodrze, kiedy ten podniósł się do siadu, jego dłoń wylądowała pomiędzy skrzydłami, wywołując w nim fale przyjemnych dreszczy, które zatrzymały się w jego podbrzuszu. Nie musiał nawet patrzeć w dół, żeby wiedzieć że problem, którego doświadczył w domku u Flory pojawił się znowu. Do tego zapach lisa, jego bliskość, głos, tak niski i pociągający sprawiały, że nie potrafił się uspokoić.
          - Wiesz... Wiesz co, bardzo chętnie, ale... Ale chyba potrzebuję przerwy - powiedział, ostatecznie poddając się i pozwalając by rumieniec zalał jego twarz. W końcu Cedric był lekarzem, powinien wiedzieć że chłopcy czasem tak mieli.
          Cedric nie załapał na początku słów Gillesa, wypowiedzianych cichym głosem, wręcz pod nosem. Na początku się zmartwił, że coś się stało i już miał zapytać, czy wszystko w porządku, gdy jego wzrok wylądował między nimi i…I Cedric zamarł. Najpierw przyszła konsternacja, po tym krótkie zawstydzenie, zanim nie poczuł rosnącego w sobie ognia. Spojrzał na chłopaka, na jego zarumienione, urocze policzki; róż spływał też niżej, pokrywając jego delikatną szyję. Cedric poczuł, jak jego cierpliwość po prostu wyparowuje, pozostawiając go z resztkami przyzwoitości. Nie spodziewał się, że Gilles się podnieci, ale nie był głupi, sam czuł to obezwładniające napięcie, które nie zostawiało ich w ostatnich dniach.
          - Chcesz…chcesz wrócić do pokoju? - zapytał z trudem, utrzymując z mężczyzną kontakt wzrokowy. Obawiał się, że jeśli spojrzy znów w dół, zamieni się w kompletnego jaskiniowca, nie panującego nad swoimi słowami. Jego palce nacisnęły na plecy chłopaka nieco mocniej, machinalnie masując jego kręgosłup w uspokajającym geście. Nie chciał zawstydzić Gillesa, domyślał się, że mogła to być nieco stresująca sytuacja dla niego, szczególnie ze względu na okoliczności. Zakrył nieco ich dwójkę, wciąż wdzięczny, że byli tak daleko od wszystkich.
          Gilles chciał, chciał tylko odpowiedzieć, tylko skinąć głową i schować się przed wzrokiem innych w zaciszu ich małej sypialni, gdzie nikt nie miałby pojęcia, że z Gillesem działo się coś takiego. Miał zapytać Sashę, porozmawiać z nim i dowiedzieć się o co chodziło, ale nie starczyło im czasu i chwil sam na sam by był w stanie to zrobić. Nie miał jednak szansy się odezwać, dłoń Cedrica znów trafiła na to miejsce pomiędzy jego łopatkami i zanim zdołał się powstrzymać z ust chłopaka uciekł głośny jęk połączony z wycięciem się w łuk pod palcami mężczyzny...
          Cedric przymknął oczy, błagając wszechświat o pomoc w odnalezieniu resztek cierpliwości, które wraz z jękiem Gillesa znikały w zastraszającym tempie. Przypomniało mu to o sytuacji z ich weekendu, gdzie wtedy zdarzyło się coś bardzo podobnego. Cedric z opóźnieniem załapał, że być może to miejsce, w którym trzymał palce to powodowało i asekuracyjnie przesunął je niżej. Inaczej wątpił, aby udało mu się zachować tak przyzwoicie, jak by chciał. Po chwili spokoju i ciszy, pełnej niewypowiedzianych słów i emocji między nimi, Cedric, napięty jak struna, odsunął delikatnie Gillesa na bok, uważając, aby absolutnie nie spojrzeć poniżej jego oczu.
Wstał i dał znać Percivalowi - krótko, oszczędnie; ledwo był w stanie formułować pełne słowa - że Julie nie czuje się dobrze, po czym zgarnął z miejsca, gdzie zostawił wcześniej swoje rzeczy, bluzę. Ta powinna zakryć to, co miała, aby nie wzbudzać podejrzeń. Wrócił z nią do Gillesa, uśmiechając się oszczędnie, wciąż odtwarzając w głowie ostatnie minuty.
          - Ręce do góry - poinstruował, po czym naciągnął swoje ubranie na niego, zakrywając tym samym chłopaka aż po uda. Po tym chwycił jego dłoń, splatając machinalnie ich palce, i szybkim, pewnie za szybkim, krokiem skierował się z powrotem do rezydencji. Miał wrażenie, że czas piekielnie się dłużył, stąd wręcz odetchnął z ulgą, gdy zamknęły się za nimi drzwi do sypialni. Odwrócił się twarzą do Gillesa, na chwilę zatrzymując spojrzenie na jego rumianych policzkach i ustach. Przełknął z trudem.
          - Wszystko…w porządku? - upewnił się, cicho, tak jakby nie chciał niszczyć hałasem tej bańki, która dookoła nich się wytworzyła. Ich dłonie wciąż pozostawały splecione ze sobą, tak samo jak ciała stykały się lekko, jak gdyby żaden z nich nie chciał stracić tego ciepła. Cedric nie wiedział do końca, jak się zachować. Gdy zaproponował powrót do pokoju, wbrew pozorom nie kryło się za tym żadne drugie dno - bardziej odczuwał wrażenie, że żaden z nich nie był już skłonny do dalszego treningu. Sytuacja jednak w szybkim tempie całkowicie się zmieniła, pozostawiając napięcie między nimi niemożliwym do przeoczenia.
          Z każdą chwilą miał wrażenie, że sytuacja stawała się bardziej dramatyczna i w jakiś sposób złościła Cedrica. Nie miał pojęcia co się działo i choć był bardzo wdzięczny za bluzę, która zakryła niechciany problem, odrobinę przestraszył się, kiedy mężczyzna pociągnął go za sobą szybko do pokoju. Niemal musiał za nim biec, starając się nadążyć za długimi krokami lisa. Jedyna rzecz, która go uspokajała i jeszcze mocniej wprawiała w zakłopotanie to dłoń mężczyzny zaciśnięta na jego własnej. Ten dotyk tak różnił się od niemal przezroczystej miny Ceda i szybkiego kroku, że mimo wszystko nie potrafił mu się oprzeć. Dotarłszy do pokoju, jego serce biło mu dziko w piersi, a policzki piekły od rumieńców spowodowanych wysiłkiem i stanem, o którym nie wiedział zbyt wiele. Nie miał pojęcia, co teraz…
          - Um… trochę… trochę boli – przyznał szczerze, bo czuł że spodnie ocierały go w tym miejscu. – I jest nawet gorzej niż było u Flory – poskarżył się, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że przyznał się do tego stanu u mamy lisa.- Czy ja jestem chory? - zapytał, spoglądając ze szczerym niepokojem w brązowych oczach na twarz lisa.
          Cedric pokiwał ze zrozumieniem głową, wzdychając pod nosem cicho. Nie dziwił się, że chłopakowi było niewygodnie - komu by nie było. Szczególnie, że jego spodnie były dość opinające - co spostrzegł już wcześniej, ponieważ idealnie uwydatniały jego pośladki, szczególnie podczas treningu. Dopiero na następne słowa chłopaka jego brwi nieco się uniosły. Czyli wtedy, przed spaniem…stało się to samo?
          - Czy jest to związane z dotykiem twoich skrzydeł? - zapytał z ostrożnym zaciekawieniem. Skoro była to już druga taka sytuacja, a oprócz wyraźnego napięcia seksualnego nie dotykał go w żadnych erogennych miejscach, ani wtedy, ani dzisiaj, nie mógł pozbyć się tego pytania z głowy. Równocześnie nie chciał wprawić Gillesa w potencjalne zakłopotanie, dlatego też dokładnie obserwował jego twarz, nie spuszczając z niej wzroku. - Wejdźmy dalej - zaproponował po chwili, lekko ciągnąc go w głąb pokoju.
Aż nie stanął jak wryty na jego kolejne pytanie.
          Odwrócił się do chłopaka, na początku nie za bardzo ogarniając, o co chodzi. Widząc tak niewinną, kompletnie zdezorientowaną twarz Gillesa, jego mózg się nieco zaciął. Czy to możliwe było, aby…nie…jak?
          - Ty…co? - zapytał w szoku, zastanawiając się, czy Gilles sobie z niego żartuje. Może to był jakiś nowy rodzaj gry wstępnej, nie wiedział. Dostrzegłszy jednak najczystszą szczerość, jak i skonsternowanie, porzucił te rozmyślenia, besztając się w ogóle za takie podejrzenia. Przez chwilę zbierał myśli, wprowadzając ich dwójkę do sypialni, gdzie usiedli na brzegu łóżka. Cedric zastanawiał się dłużej, nie wiedząc za bardzo, jakim cudem Gilles nie ogarniał, co się dzieje. Jak mogło go to ominąć w ogóle? Domyślał się, że mógł nie mieć doświadczenia, ale żeby aż tak? Czy to w ogóle możliwe podczas dojrzewania? Nie mieli nawet podstaw takich rzeczy w szkołach?
          - Nie, nie jesteś chory - zapewnił go w końcu ciepło. - Naprawdę nie wiesz, co się dzieje? - zapytał w końcu, po raz pierwszy zjeżdżając wzrokiem przez całą sylwetkę chłopaka, aż na wyraźnie zarysowany kształt w jego spodniach, odsłoniętych przez bluzę. Przełknął z trudem, samemu starając się nie podniecić, i wrócił spojrzeniem do oczu chłopaka. GIlles pokiwał przecząco głową, na co Cedric spokojnie kontynuował. - To co w takim razie wiesz? - zapytał, zupełnie bez wyrzutu, a wciąż ciepło i spokojnie, starając się podejść tą sprawę z nieco innej strony.
          Skrzydła? Czy to mogło mieć coś wspólnego ze skrzydłami? Być może… nie był pewien, nie chciał więc mówić nic, czego nie był do końca pewien. Pozwolił zaprowadzić się głębiej w pokoje Cedrica, nie spodziewając się, że jego pytanie wywoła tak gwałtowną reakcję. Czy powiedział coś nie tak? Usiedli na brzegu łóżka i dopiero tam, Gilles odrobinę się rozluźnił, spoglądając nieśmiało na Cedrica. Odetchnął z ulgą, słysząc że nie był chory, ale skoro to nie było nic złego, to czym to było? Na pytanie, pokręcił głową, choć miał wrażenie, że powinien wiedzieć. Czy było to coś, o czym Sasha powinien mu powiedzieć, ale myślał, że było to tak oczywiste, że nie musiał?
          - Yymmm… Nie jestem pewien co masz na myśli, ale jeśli chodzi o to… - powiedział zerkając niepewnie pomiędzy swoje nogi. – Wiem, że czasem tak się dzieje rano… ale wtedy i teraz nie jest rano – zauważył, spoglądając na mężczyznę nieśmiało.
Cedric nie chciał wnikać, jak to się stało, że Gilles nie posiadał tak podstawowej wiedzy. Zdał sobie też sprawę, że chyba na nim stanęło więc wyjaśnienie mu dokładnie, co i jak. Zaczął się też zastanawiać, czy w takim razie całe to napięcie, nieśmiałe dotyki, czy nawet ich trening, który normalnym treningiem nie był…czy to wszystko sobie Cedric ubzdurał? Czy cokolwiek z tego, co Gilles kierował w jego stronę… czy to były tylko wymysły lisa, dopisane sytuacje i emocje, które nigdy się nie pojawiły. Skoro Gilles nie był tego wszystkiego świadomy, Cedric na pewno wyolbrzymiał wagę każdej tej rzeczy. Ta myśl go ochłodziła, była jak kubeł zimnej wody i dość brutalnej realizacji. Gilles podniecił się, ponieważ byli w dwuznacznej sytuacji i doszło do kontaktu i ocierania między ciałami. To, że jednym z tych ciał był Cedric, prawdopodobnie nie grało tutaj istotnej roli. Nie chciał pokazać swoich emocji na twarzy, stąd wymusił z lekka uśmiech, aby utrzymać komfort Gillesa.
          - Masz erekcję - powiedział po prostu, siadając nieco wygodniej na łóżku. Czuł się jak podczas rozmowy z Adrienem, gdy ten wchodził w okres dojrzewania i to na nim spoczęło wyjaśnienie wszystkich spraw łóżkowo-seksualnych. A przynajmniej ich podstaw. - Erekcja pojawia się, gdy coś cię podnieci. Albo jakiś widok, albo dotyk, pieszczoty stref erogennych. Stąd pytałem o skrzydła, czy być może przez przypadek je dotknąłem, przepraszam - wyjaśnił, nieco zmieszany odwracając wzrok. Gdy zdał sobie sprawę, że Gill był zupełnie nieświadomy też tego, jak na niego działał, kompletnie nie miał pojęcia, jak się zachowywać. W przeszłości taka sytuacja z drugą osobą byłaby dla niego bardziej niż zero-jedynkowa. Ot co, skończyliby w łóżku i tyle, rano pewnie nawet o tym nie wspominając. Teraz jednak wiedział, że na pewno nie mogło tak być. - Jest też to niezależne od twojej woli, jest to reakcja czysto fizjologiczna, jak na przykład rano, tak jak mówiłeś. Nie wiem, jak wtedy sobie z tym radziłeś, możesz przeczekać lub mogę też wyjść, żebyś się tym z-zajął - odchrząknął nieco niezręcznie, przecierając dłonią twarz, czując jak rzadko wypieki pokrywające jego policzki. To była dla niego wręcz abstrakcyjna sytuacja i obawiał się, że mógł coś schrzanić.
          Gilles słuchał uważnie słów Cedrica, marszcząc delikatnie brwi, tylko po to, by rumienić się po cebulki swoich ciemnych włosów. Podniecenie, to słowo znał, nie miał jednak pojęcia, że objawiało się w taki sposób. Na pytanie jak sobie z tym radził, poczuł się jeszcze bardziej speszony.
          - Ja… ja nic… to… nie wiedziałem… - jąkał się, nie mając pojęcia jak niby miał się tym zająć, poza tym, że poczekać aż samo minie. Siedział chwilę w ciszy, przyglądając się swoim palcom i przypominając sobie pewien specyficzny czas w swoim i Sashy życiu, kiedy próbowali ustalić jego orientację. Sasha pokazywał mu różne magazyny, ale ani mężczyźni, ani kobiety nie wywołali w nim pożądanej reakcji. Dlatego nie miał pojęcia, że właśnie tak wygląda podniecenie się. Ale skoro teraz był w stanie, to czy to znaczyło, że… - Więc… czy to znaczy… że… że ty… że ty mnie… że mnie… p-p-p-po-podniecasz? – wyjąkał, czując że płonie z zażenowania. To było jedyne wyjaśnienie. – Ale… ale czemu? W sensie, okropnie cię lubię i moje serce dziwnie się przy tobie zachowuje, ale nigdy nie czułem tego… tego całego podniecenia – powiedział, odrobinę skołowany. Czy istniało jakieś logiczne wyjaśnienie dlaczego teraz i wtedy u Flory jego ciało stwierdziło, że to czas zareagować?
          Cedric uśmiechał się spokojnie i nie pośpieszał Gillesa, widząc jak ten nagle się zarumienił przy tym temacie. To było niesamowite, że siedział niespeszony z erekcją obok niego od co najmniej pięciu minut, ale dopiero teraz doszedł do niego wstyd. Szybko też oberwał rykoszetem, bo słysząc jego kolejne pytanie, sam zrobił się nawet bardziej czerwony niż Gill i zakrył twarz dłońmi, jęcząc z desperacją. Nie wierzył, po prostu nie wierzył, że odbywał tą rozmowę. Nie tak wyobrażał sobie dzisiejszy dzień, gdy niczego nieświadomy szedł na trening. Kto by przypuszczał, że parę godzin później będzie rozmawiał o penisach.
          - J-ja…skąd mam…skąd mam wiedzieć, Gilles - wyjąkał w końcu, cały zawstydzony, odwracając od niego wzrok. - Równie dobrze mogło to być od tego, że nasze ciała się ocierały podczas treningu, nie musiałem to być koniecznie ja. To w końcu twoje uczucia - dodał, nie kryjąc lekko spanikowanej nutki w głosie. Naprawdę starał się rozegrać tą sytuację jak najlepiej potrafił, kiedy sam już się pogubił. A słysząc jego kolejne zapewnienia, że go okropnie lubi, sam czuł jak pochłania go zażenowanie samym sobą i ledwo był w stanie spojrzeć na chłopaka przez palce. - G-Gilles - rzucił prosząco, chociaż sam nie wiedział, o co mu chodziło. Żeby go nie zawstydzał takimi wyznaniami? Czy może o dokładnie przeciwne?
          - Ale moje uczucia reagują tylko na ciebie, to nie mógł być nikt inny! – nadąsał się bo przecież chyba wiedział, co mówił i że skoro twierdził, że to on to nie było mowy o pomyłce. – Robiliśmy z Sashą eksperyment! Nikt mi się nie podobał, dopiero kiedy poznałem ciebie to się zaczęły te… te całe erekcje – oświadczył pewnie, bo wcale mu się nie podobało sugerowanie, że mógłby reagować tak na wszystkich.
Cedric opuścił dłonie z twarzy, w końcu patrząc na Gillesa, nieco poważniej niż przed sekundą. Chłopak sobie chyba nie zdawał sprawy, co do końca mówił, jakie wyznania tak naprawdę mu oferował. A te na nowo rozpaliły w nim ogień, który został przygaszony przez nieporozumienie. Nie mógł oderwać spojrzenia od jego brązowych oczu, tak niewinnych, a jednak podających mu na tacy te wszystkie rzeczy.
          - Zdajesz sobie sprawę, co teraz mówisz? - zapytał, jego głos może nieco bardziej ochrypły niż sprzed chwili temu. - Czy to znaczy, że reagujesz tak tylko na mnie? - zapytał, nie wiedząc dlaczego jego serce zabiło mocniej na tę myśl, dlaczego poczuł ciepło w klatce piersiowej i motyle w brzuchu, których w końcu nie czuł od tak dawna. - Czy to znaczy… - kontynuował, unosząc lekko jedną ręką. Wierzchem dłoni, delikatnie otarł policzek chłopaka. - Co teraz czujesz? - zapytał koniec końców, nie chcąc dopuścić do ani jednego nieporozumienia na tym etapie.
          Oczywiście, że reagował tak tylko na Cedrica! Nikt inny nie wywoływał w nim takich uczuć! Ale czy zdawał sobie sprawę z tego co mówił? Cóż, niekoniecznie, poza tym, że mówił mu szczerą prawdę, o której nie mógł wiedzieć, że brzmiała jak wyznania miłości. Dopiero na niski ton Cedrica, na spojrzenie jego pociemniałych nagle oczu, przełknął głośno ślinę, nie będąc pewnym, czy wszystko co padło z jego ust było w porządku. Czy jakoś go rozzłościł?
          - C-Ced? – szepnął, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć na takie pytanie… Ostatecznie więc, choć nagle znów poczuł to dziwne napięcie pomiędzy nimi i rumieniec zalewający jego twarz, zdecydował się na prawdę. - Uhm… ja… jest mi… tak okropnie gorąco – powiedział, dziwiąc się jak jego głos zmienił się pod wpływem jednego dotyku Cedrica. Był niski, zduszony, pełen jakiegoś takiego oczekiwania, choć nie miał pojęcia na co w zasadzie czekał. – W brzuchu czuję motyle i… i moje serce bije tak szybko. No i wszystko mi tak… drży – westchnął, nie wiedząc kiedy jego palce znalazły się na ręce lisa, przytrzymując go w miejscu, by nie próbował odsunąć ręki od jego twarzy. Naprawdę nie miał pojęcia skąd się w nim nagle wzięło tyle tego wszystkiego i czemu tak okropnie go to peszyło…
          Cedric słuchał wszystkiego z napięciem, ale i wyczekiwaniem. Tym razem chciał mieć jasną sytuację, bez żadnych niedopowiedzeń, nawet jeśli Gilles mówił to wszystko nie do końca świadomy znaczenia swoich słów. Gdy chłopak przytrzymał jego dłoń przy swojej twarzy, lis zachłysnął się powietrzem, chłonąc ten widok. Sam również czuł się podobnie, jego serce biło szybciej, niż pewnie sam chciałby przyznać. Odwrócił rękę, kierując wewnętrzną jej stronę do policzka chłopaka. Lekko potarł go kciukiem, czując dokładnie gorąc jego skóry. Spomiędzy ust wyrwało mu się westchnięcie i nawet nie wiedział, kiedy zbliżył się bardziej do Gillesa.
          - Mogę… - zaczął nieco zachrypnięty, przesuwając kciukiem po jego powiece. - Mogę cię pocałować? - zapytał w końcu, pozwalając się ponieść emocjom. Nie analizował, jak to miał w zwyczaju. Nie ważył plusów, minusów. Po prostu zrobił to, co czuł, co chciał - niby oczywiste, ale nie pamiętał, kiedy ostatni raz sięgnął po coś z taką szczerością.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {03/10/21, 10:50 pm}

Gdy tylko otrzymał zgodę, odetchnął z ulgą, nie wiedząc nawet wcześniej, że tak obawiał się odmowy. Nie czekał, nie budował więcej napięcia - już i tak miał wrażenie, że to, które między nimi było, odbierało zdolność oddychania i myślenia. Zbliżył się do niego w sekundę, łącząc ich wargi ze sobą, w końcu. Gilles pachniał słodko, trawą, na której mieli trening, a smakował miętą, Cedric wiedział, że mógłby się uzależnić od tego. Jego druga dłoń machinalnie znalazła się na jego karku, przeczesując miękkie włosy. Niemal rozpłynął się od gorąca, które między nimi wybuchło wraz z zetkniętymi ustami, twarzami przy sobie, mieszającymi się oddechami. Wtedy też resztki cierpliwości, które tak skrupulatnie starał się zachować, po prostu zniknęły. Naprawdę starał się być spokojny, opanowany, wyważony, ale to zadanie okazało się po prostu niewykonalne, gdy poczuł nieśmiałe ruchy ust chłopaka. Z gardłowym dźwiękiem zbliżył ich ciała do siebie, pogłębiając pocałunek, chwytając lekko zębami wargę młodszego, zaczepiając językiem, czekając, aż ten się dla niego otworzy, podczas gdy jego dłonie eksplorowały rysy twarzy chłopaka. Jedna ręka - całkowicie specjalnie tym razem, jak gdyby chcąc sprawdzić swoją teorię - przesunęła się z jego włosów, po karku, wyczuwając pod palcami wszystkie kręgi, aż między skrzydła, naciskając nimi tam, gdzie wcześniej udawało mu się wywołać w Gillesie dreszcze. Jego opanowanie zostało kompletnie roztrzaskane tym powalającym chłopakiem obok. Gdy już się zbliżył, nagle niemożliwym wydawało się odsunięcie.
          Oh… to była jedyna i ostatnia myśl jaka pojawiła się w głowie Gillesa kiedy Cedric pokonał dzielącą ich minimalną odległość, pozwalając chłopakowi zaznać słodyczy pierwszego pocałunku. Po plecach przebiegł mu dreszcz, sprawiając że piórka na jego skrzydłach nastroszyły się, a palce zacisnęły kurczowo na pościeli, podczas gdy jego usta niewprawnie próbowały odpowiedzieć na pieszczotę. Nie miał pojęcia, że coś tak niewinnie cudownego, nagle mogło stać się… tak porażająco gorące. Język Cedrica błądził po jego wargach, zęby mężczyzny zahaczały dolną wargę wywołując w nim zaskoczone sapnięcia. Co miał zrobić? Nie miał pewności, nie chciał jedynie by to się kończyło. Zaczynał odrobinę panikować z własnej nieporadności, kiedy palce lisa znów trafiły na ten punkt na jego plecach. Głośny jęk wyrwał się spomiędzy jego warg, które uchylił, nieświadomie pozwalając Cedricowi pogłębić pocałunek. Zakręciło mu się w głowie. Drżącymi palcami objął mężczyznę za szyję, jęcząc niekontrolowanie pod penetrującym jego usta językiem Cedrica. Było mu tak gorąco, jeszcze bardziej niż kilka minut temu. Zachęcany dłońmi białowłosego i delikatnymi, ale tak pewnymi swego ustami lisa, nieśmiało próbował go naśladować, odpowiadając na pocałunek tak gorliwie i z całą pasją na jaką tylko było go stać.
          Cedric uśmiechnął się w usta Gillesa, gdy jego palce wywołały dokładnie taką reakcję, jakiej oczekiwał. Wykorzystał moment, gdy usta chłopaka się rozszerzyły, i zaczepił swoim językiem drugi, chłonąc całym sercem słodkie dźwięki, które uciekały Gillesowi. Czuł nieporadność w jego ruchach, ale to jedynie bardziej go nakręcało, zachęcało do testowania i pokazywania tych wszystkich możliwości, które właśnie się przed nimi otworzyły. Zamruczał z zadowoleniem, gdy poczuł ręce na swojej szyi. Sam na moment przeniósł swoją na przedramię Gillesa i pociągnął go bliżej, niema wskazówka, aby objął go głębiej, którą brązowowłosy wykonał. Wtedy też Cedric chwycił go za biodra i po prostu przesunął na swoje kolana, aby jeszcze bardziej dopasować wygodę ich pozycji. Tak mogli spokojnie się obejmować, ciało przy ciele, usta przy ustach. W końcu poczuł, jak Gilles nieśmiało odpowiada na ruchy jego języka i aż musiał poprawić się nieco, mocniej naciskając na jego plecy i biodro, gdzie zostawił jedną dłoń.
          - Mhm…właśnie tak - pochwalił na wydechu, gdy oderwali się na moment od siebie, aby złapać oddech. -Wszystko…ok? - zapytał dla upewnienia, oddychając szybko. Ich usta wciąż się ze sobą stykały i Cedric cmoknął go krótko, czekając na odpowiedź. Nie chciał naciskać, chociaż z trudem panował nad sobą, to absolutnie nie chciał zrobić niczego, co mogłoby skrzywdzić Gillesa lub wprowadzić w dyskomfort.
          Zmiana pozycji wywołała w Gillesie jednocześnie zaskoczenie jak i ufność, kiedy rozpoznał w niej podobieństwa do tej, w której znaleźli się z Cedriciem u Flory. Wtedy też siedział mu na kolanach, obejmując go nogami w pasie, rękoma za szyję, podczas gdy lis opierał jedną z dłoni na jego biodrze. Nie przestawali się całować dopóki w płucach młodszego nie zaczęło brakować powietrza. Ced pozwolił mu wziąć oddech, nie odrywając sie jednak zbyt daleko, pochwalony, Gilles poczuł że oblewa się szkarłatnym rumieńcem.
          - W porządku - odpowiedział nieco nieprzytomnie, czując mieszaninę szczęścia, frustracji i tego słodkiego uczucia, które rozgrzewało mu klatkę piersiową... - Tak dobrze całujesz, że chyba zaraz zemdleję… - wymamrotał, opierając się mocniej o ciało lisa. Ono było takie idealne, tak jak cały Cedric, do którego chłopak poczuł jeszcze więcej uwielbienia.
          Cedric uśmiechnął się lekko, widząc jak chłopak odpowiadał mu nieco zamglony, ale równocześnie rozczulił się, gdy ten wtulił się mocniej w jego ciało. Nie podejrzewałby, że Gilles będzie tak naturalnie emanował erotycznością, ale ten zaskakiwał go na każdym kroku.
          - To dobrze - mruknął w odpowiedzi, całując go leniwie w skroń, policzek i kącik warg, podczas gdy jego ręce błądziły po jego ciele w relaksujący, uspokajający sposób. Na jego kolejne wyznanie zaśmiał się cicho, jeszcze bardziej zauroczony, po czym cmoknął go krótko w usta. - W takim razie chcesz przestać, żeby nie zemdleć? - zapytał zadziornie i specjalnie przejechał koniuszkiem języka po jego wardze, prowokująco. - Czy może jednak ryzykujesz dalej? - wymruczał, zatrzymując palce na jego talii, gdzie te zacisnęły się nieco mocniej, wyczuwając twarde mięśnie pod nimi, tak przyjemne do trzymania. - I odkryliśmy też, że skrzydła to twoje erogenne miejsce - dodał niby niewinnie, niemniej jedna z jego rąk przesuwała się w tamtą stronę; Cedric był spragniony i chciał wyciągnąć z Gillesa jeszcze parę uroczych dźwięków.
Co on z nim robił?! Gilles nie miał bladego pojęcia co to było, ale kiedy słyszał ten ton głosu Cedrica, kiedy jego aksamitny, sprawny język przesuwał po wargach papugi, chłopak drżał, ani myśląc pozwolić mu się od siebie odsunąć.
- Ryzykuję - stwierdził naiwnie, odkrywając że całowanie się z Cedem było naprawdę tak dobre, miłe i zwyczajnie przyjemne jak opowiadał mu o tym Sasha. Ba, miał wrażenie że było tysiąc razy lepsze od opowieści i smakowało znacznie bardziej słodko.
Co jednak się nie zmieniło to stan jego pobudzonego członka, a temperatura między nimi tylko rosła, dlatego kiedy Lis odnalazł znów specjalne miejsce pomiędzy skrzydłami Gila, chłopak niekontrolowanie zawiercił się na kolanach lekarza, ocierając się o jego krocze swoim wywołując w nim głośniejszy jęk i jeszcze więcej słodkich dreszczy.
          Białowłosy pocałował Gillesa krótko, jak gdyby w reakcji na jego pewną odpowiedź, zanim na nowo nie pogłębił pocałunku, nie szczędząc języka czy ciasnego objęcia. Każdy jęk Gillesa sprawiał, że przechodziły go dreszcze, a serce budziło się do jeszcze żywszego bicia. Chłopak był tak pięknie wdzięczny pod jego palcami jak nikt nigdy wcześniej. Wyginał się w atrakcyjny łuk na każdy mocniejszy nacisk palców między skrzydłami, równocześnie żarliwie odpowiadając na jego pocałunki, czy w kontraście wciąż nieco nieśmiało zaplatając ręce za jego szyją. Cedric jednak nie spodziewał się zupełnie nagłego nacisku i wiercenia na swoim kroczu, i z jego ust wyrwało się krótkie zaskoczone sapnięcie. Jedna z dłoni niemal natychmiast przytrzymała biodro brązowowłosego, powstrzymując go od dalszych ruchów i na chwilę zamarł, biorąc parę uspokajających oddechów.
          -Szzzyy - uspokoił nieco chłopaka, zjeżdżając dłonią niżej na jego plecy. Nie przemyślał tego, tej całej sytuacji, i teraz sobie to wypominał. Oczywistym było, że obaj byli podnieceni - Cedric musiałby być martwy, aby nie reagować żywo na Gillesa, co ten mógł spokojnie wyczuć pod swoimi pośladkami. Lis nie przewidział jednak, jak mieliby to rozwiązać. Obawiał się, że ruszenie jakkolwiek dalej z sytuacją może być po prostu zbyt przytłaczające, skoro dopiero niedawno ogarnęli wspólnie z Gillesem podstawy. - Nie spieszmy się? - na wpół zapytał, nie kryjąc w głosie szczerej niepewności co do dalszych działań, jak i równocześnie nie chcąc wywierać w żaden sposób na nim presji. Wiedział, że jego działania i słowa poniekąd sobie przeczyły, ale po ludzku nie wiedział, co zrobić, stąd zostawił też Gillesowi pole do odpowiedzi i propozycji.
          Serce waliło mu dziko w piersi, oddech, ciężki i szybki urywał się, ale to wcale nie było nieprzyjemne. Z każdą chwilą w ramionach Cedrica, z każdym muśnięciem jego języka i dotykiem palców Gilles rozluźniał się coraz bardziej, mając przy tym wrażenie, że tego napięcia pomiędzy nim i lisem wcale nie ubywało. Zmieniło się tylko stając się odrobinę bardziej subtelne i ukierunkowane. Gilles nie był pewien, w którym kierunku ich pchało, ale nie bał się. To wszystko było tak inne od tego co przeżył do tej pory, ale tak słodkie i dobre, że ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl by Cedrica odepchnąć. Kiedy wyczuł pod pośladkami charakterystyczną sztywność, zadrżał mocno, ale bardziej był radośnie zaskoczony niż przestraszony. W momencie więc w którym Cedric zaczął go uspokajać, a na jego twarzy pojawiła się niepewność, Gilles nie do końca zrozumiał dlaczego tak się działo.
          - Chcesz... Chcesz teraz skończyć? - zapytał niepewnie, spoglądając na mężczyznę ze zmartwieniem. - To źle, że też się podnieciłeś? - dopytał, bo może o to chodziło. Nie rozumiał, czemu to miałoby być niepożądane, skoro Gilles reagował na niego w taki sposób, ale skoro tak uważał, to chłopak nie chciał robić niczego złego.
Cedric od razu zaczął kopać się w myślach, że źle zrobił, gdy tylko zobaczył zmartwienie na twarzy Gillesa. Westchnął cicho pod nosem, maksymalnie zawstydzony, chowając swoją twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem u chłopaka. Jego nos ulokował się blisko jego obojczyka, a ręce nieco mocniej przyciągnęły go do siebie, jak gdyby całkowicie chciał ukryć swoje zapeszenie przed nim. Nie wiedział, skąd wziął się jego nagły wstyd, ale na pewno przyczyniła się do tego niepewność - był przekonany, że to Gilles będzie chciał przerwać, a wyszło na to, że to Cedric dopisywał do tej sytuacji za dużo, myśląc o niepotrzebnym strachu.
          - N-nie, to nie źle - mruknął w końcu, wciąż nie podnosząc głowy. Jak na potwierdzenie swoich słów był tak cholernie twardy, że aż trudno było mu wysiedzieć z Gillesem na sobie bez prób poprawiania się. Dopiero po paru sekundach przedłużającej się ciszy, podczas której na nowo próbował się ogarnąć, podniósł twarz i stuknął ich lekko czołami ze sobą. - Po prostu…obawiałem się… - zaczął, próbując jasno wyartykułować swoje myśli, aby znów nie popełnić błędu. - Myślałem, że może chciałbyś mieć więcej czasu, aby przemyśleć, czy na pewno chcesz kontynuować. Miałem na myśli, że nie musimy się z niczym spieszyć. Ja…bardzo nie chciałbym, żebyś żałował potem tego, co teraz robimy - dodał cicho, patrząc w oczy chłopaka.
          Gilles bał się, że powiedział coś nie tak, nie był pewien, co wywołało w Cedricu taką reakcję. Nie odzywał się jednak, pozwalając by mężczyzna doszedł do ładu z własnymi myślami, mrugając z zaskoczeniem kiedy w końcu białowłosy wyprostował się, by stuknąć ich czołami. Już kiedyś to zrobił, żeby odgonić zawstydzenie Gillesa, ale tym razem to nie on był zawstydzony. Słysząc kolejne słowa lisa, chłopak poczuł jak w jego sercu rośnie rozczulenie i cały ogrom wdzięczności. Nikt nigdy nie przykładał do jego uczuć aż tyle uwagi. Cedric pozwalał mu decydować i nawet jeśli jego bolałaby jego odpowiedź, miał zamiar ją uszanować. Tym bardziej Gilles chciał mu pokazać, że cokolwiek by teraz nie robili, tak bardzo mu się podobało
Nie był pewien, jak to zrobić, dlatego po prostu, bardzo nieśmiało i nieporadnie, cmoknął lisa w usta.
          - Dlaczego miałbym czegoś żałować? – zapytał, powtarzając ruch Cedrica ze stuknięciem się czołami. – Sasha mówił, że jeśli ktoś będzie w stanie wywołać we mnie jakąś reakcję to znaczy, że jest dla mnie wyjątkowy i że mam się nie bać. I ja się ciebie nie boję i ufam ci bardziej niż innym, bo nie chcesz dla mnie źle, prawda? – zapytał, a kiedy otrzymał potwierdzenie, wtulił się ufnie w mężczyznę, czując się tak bezpiecznie jak z nikim innym. – No więc jesteś jedną z niewielu osób, która tak o mnie myśli. Ale z nich wszystkich, ciebie lubię najbardziej – powiedział prosto, wiedząc że gdyby Sasha to usłyszał, obraziłby się, ale… tak właśnie się czuł. Wiedział, że co by się nie działo, nie chciałby takich rzeczy z Sashą.
          Cedric został rozbrojony szczerością Gillesa. I jeśli myślał, że wcześniej był zawstydzony, tak chłopak szybko wyprowadził go z błędu. Kiedy został stuknięty w czoło, tak jak i on robił, nie mógł powstrzymać lekkiego, wciąż nieco zapeszonego, uśmiechu.
          - Też cię lubię - powiedział w odpowiedzi, tak jak i on, cmokając go krótko w usta. Nie wiedział, skąd wzięło się u niego to wyznanie, ale było całkowicie prawdziwe - jego szybko bijące serce i motyle w brzuchu nie mogły kłamać, chociaż wciąż ta realizacja go nieco zaskakiwała. Nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie zdoła zauroczyć się Gillesem. Chociaż prawda była taka, że nawet pod postacią Julie poświęcał mu więcej uwagi niż innym. - Okej - powiedział w końcu, bardziej dla siebie samego, zbierając się w końcu na odwagę. - Powiedz mi, jeśli cokolwiek, co będziemy robić, będzie dla ciebie niekomfortowe, dobrze? Ja zrobię to samo. Możemy przestać w dowolnym momencie - poprosił poważnie, ale dla równowagi znów go cmoknął, tym razem w nos. Jego ręce na powrót ulokowały się na biodrach chłopaka, chociaż kciuki wkradały się już pod bluzę, która naturalnie nieco się uniosła. Już miał na nowo go pocałować, gdy zgoła inna kwestia go zastanowiła. Przypomniał sobie ich wspólny weekend u Flory i niechęć Gillesa co do odkrywania ciała, i znów się zatrzymał. - Czy wolisz zostać w ubraniach? - zapytał miękko, nie naciskając zupełnie na rozbieranie. Spokojnie mogli to obejść, nie wątpił w ich kreatywność w tej sprawie, biorąc pod uwagę, jak bardzo obaj byli podnieceni. Pierwszy raz również tyle rozmawiał z kimkolwiek przed seksem - przeważnie przychodziło mu to bardziej gwałtownie, emocjonalnie, szczególnie że robił to głównie w ramach odreagowania. Zdarzało się, że gdy robili bardziej ekstremalne rzeczy z Enzo, zawsze wpierw dyskutowali, ale nawet wtedy nie było to tak…miękkie. Miał wrażenie, że z Gillesem przychodziło im to naturalnie, mimo lekkiego zawstydzenia z obu stron, ale biorąc pod uwagę, że żaden z nich nie stracił na podnieceniu, również nie przeszkadzało to w żadnym stopniu.
          Pokiwał skwapliwie głową na prośbę, by cokolwiek mu się nie spodobało, by od razu mówił o tym głośno. Był podekscytowany, pobudzony i tak bardzo szczęśliwy. Cedric był najbardziej czułą i miłą osobą jaką spotkał w swoim życiu, był więc niemal stuprocentowo pewny, że nie będzie ani żałował, ani się bał. Dreszcze wróciły, kiedy palce lisa wkradły się pod bluzę chłopaka...
          - Huh? - zdziwił się słysząc pytanie Cedrica. - ... Gapił się na niego w zaskoczeniu, po raz pierwszy czując się w sytuacji tak bardzo niepewnie. - Ohm... Ja... Za-zapomniałem, że będziemy się musieli rozebrać - przyznał, czerwieniąc się okrutnie. Nie miał pojęcia co teraz. Chęć bliskości z Cedriciem kłóciła się z nim z niechęcią do pokazywania swojego ciała. Niby wcześniej dał radę zdjąć koszulkę, ale tym razem... Na koszulce by się nie skończyło, prawda?
          - Nie wiem - jęknął płaczliwie, był taki... nastawiony na wszystko co tylko Cedric chciał z nim zrobić.
          - Spokojnie - powiedział od razu Cedric, widząc jak bardzo trafił z pytaniem i ile to wygenerowało w Gillesie nagłej niepewności i stresu. Czuł, jak pod jego palcami chłopak cały się spiął, nie umiejąc mu też odpowiedzieć. - Nie musimy się rozbierać, nic się nie dzieje - zapewnił miękko, równocześnie też wyciągając palce spod bluzy chłopaka na nowo na wierzch. - Jesteś piękny - powiedział szczerze, uśmiechając się do niego miękko, chcąc jakkolwiek zmniejszyć obawy chłopaka odnośnie ubioru. Cedric był zły za każdym razem, gdy pamiętał o tym, że ktoś skrzywdził go do tego stopnia, że teraz Gilles aż tak się bał. Odczekał chwilę, a gdy Gilles wydawał się spokojniejszy, złączył ich usta na nowo. Tym razem delikatnie, z dużo większym wyczuciem i opanowaniem niż do tej pory, ale wcale nie znaczyło to, że z mniejszą pasją. Jego dłonie uciskały miękko wciąż nieco spięte mięśnie Gillesa, aż poczuł, jak te w końcu rozluźniają się pod jego dotykiem. Dopiero wtedy musnął językiem jego wargi, a gdy ten je rozwarł, Cedric zwiększył intensywność. Wciąż z chłopakiem na kolanach, cofnął się głębiej na łóżku, aż siedział na jego środku. Tym razem już pewnie jedna z jego rąk ułożyła się między jego skrzydłami, znając już to miejsce dość dobrze i drobnymi kółkami je masował. Druga z kolei zsunęła się z policzka chłopaka, palcami muskając szyję i obojczyk, aż zatrzymał je na jego klatce piersiowej, zaczepiając specjalnie o sutek, który wyczuł pod materiałem bluzy.  Kiedy Gilles zawiercił się w odpowiedzi na jego dotyk, tym razem to on mruknął cicho, czując większy nacisk na krocze i nie mógł powstrzymać lekkiego wypchnięcia bioder, aby jeszcze bardziej zwiększyć nacisk.
          Uspokojony słowami Ceda, pozwolił sobie rozsiąść się nieco wygodniej na jego biodrach, czując dreszcze podniecenia kiedy niespecjalnie otarł się o nabrzmiałą erekcję lisa. Wrócili do całowania, ale tym razem więcej w tym było czułości i spokoju, od którego Gilles rozpływał się i miękł w ramionach Ceda, kładąc mu dłonie na ramionach by móc nieśmiało gładzić go po karku i zaczepiać palce o końcówki mięciutkich włosów. Czując język mężczyzny przy swoich wargach, posłusznie je rozchylił, wzdychając głośno w usta lisa. Nawet nie zauważył kiedy znaleźli się na środku łóżka, zbyt przejęty dłonią Ceda muskającą to wrażliwe miejsce pomiędzy jego skrzydłami. Czuł w brzuchu przyjemne łaskotanie... Nie spodziewał się, że jego sutki mogą być wrażliwe, ale kiedy tylko Cedric zaczepił o jeden z nich, zawiercił się gwałtownie na jego biodrach, czując więcej intensywnego łaskotania. Stało się coś dziwnego. Kiedy on poruszył biodrami, to samo zrobił Cedric, naciskając mocno na jego pośladki. Jęk wyrwał się z jego ust. A potem kolejny i kolejny, kiedy oboje jak w jakimś transie kontynuowali zmysłowy taniec bioder, ocierając się o siebie.
          - Gorąco - jęknął Gilles, czując że bluza Cedrica była zdecydowanie zbyt gruba na sytuację w jakiej się znalazł.
          - Zdej- zdejmę - zdecydował w końcu, pamiętając że pod spodem miał jeszcze koszulkę.
          Cedric od razu sięgnął, aby pomóc Gillesowi z odzieniem, rozczulony tym, że ten jednak zdecydował się pozbyć przynajmniej tej części swojego ubioru. Doceniał zaufanie, którym chłopak go obdarzył i gdyby był w stanie mówić i formułować logiczne zdania, na pewno by mu o tym powiedział. Zaraz po tym, kątem oka widzą rzuconą na ziemię bluzę, nieco uniósł chłopaka i obrócił ich dwójkę, chociaż dość pokracznie i niezdarnie. Uśmiechnął się w pocałunku, i położył Gillesa na pościeli, samemu zawisając nad nim. W ten sposób ich ciała mogły się ze sobą stykać na całej długości, co Cedric od razu wykorzystał, nie przerywając intensywnego kontaktu wzrokowego z nim; Cedric topił się pod rozkosznym spojrzeniem brązowych, dużych oczu. Umościł się między nogami brązowowłosego, tak że ich biodra ocierały się teraz intensywnie o siebie przy każdym mocniejszym pocałunku. Jego palce krążyły nieco odważniej po ciele młodszego, muskając nagą skórę rąk, szyi, zatrzymywały się na torsie, gdzie nieprzerywanie drażnił jego sutki, tym razem jedynie przez cienki materiał koszulki, testując, chwytając, ściskając, obserwował reakcje chłopaka na każdy jego ruch. Jego zęby zaczepnie pociągnęły za wargę Gillesa, a jego dłoń powolnie zjechała na udo chłopaka. Jego palce wczepiły się w nie z wyczuciem, ugniatając, zanim powoli nie przesunął ich na wewnętrzną stronę, blisko erekcji Gillesa.
          - Mogę? - zapytał ochrypłym głosem, praktycznie nie odsuwając swoich ust od tych jego, ale też nie idąc z ręką dalej. Dopiero słysząc zgodę, jego palce powoli zakradły się wyżej, nakrywając tak wyraźne uwypuklenie w jego spodniach. Nie mógł powstrzymać cichego jęku, który wyrwał się z jego ust na to odczucie, a jego biodra samoistnie otarły się o Gillesa. Nie pamiętał, kiedy był tak podniecony, że samo dotykanie drugiej osoby sprowadzało go na granicę. Materiał cienkich, dresowych spodni w zupełności nie ukrywał gorąca, które czuł Cedric z każdym potarciem. Co więcej, luźny krój ułatwiał mu chwycenie przyrodzenia Gillesa dość wygodnie, mimo bariery ubrań. Nie przestając go całować, choć w natarciu ich warg dało się wyczuć coraz więcej napięcia i ponaglającej potrzeby, zaczął wykonywać rytmiczne ruchy nadgarstkiem, ciasno zaplatając palce dookoła penisa Gillesa. Jego usta z kolei przesunęły się na szyję chłopaka, całując i kąsając delikatną skórę, wyczuwając pod językiem szalenie szybkie tętno, czując obezwładniająco słodki zapach.
          Pozbawiony bluzy wyraźniej czuł ciepło drugiego ciała, dotyk Cedrica stał się wyraźniejszy, wprawiając go w mocniejsze drżenie i zapewniając intensywne doznania. Uniesiony, dał się położyć na łóżku, przełykając głośno ślinę, kiedy przystojna twarz lisa znalazła się nad nim. Wyraz jego twarzy był tak intensywny, że jednocześnie chłopak miał ochotę odwrócić wzrok i pogapić się na niego dłużej. W tym czasie poczuł nacisk na swoje nogi i choć było to bardzo zawstydzające uczucie, pozwolił mężczyźnie wsunąć się pomiędzy nie, układając się na nim całym ciężarem swojego ciepłego, pobudzonego ciała. Gilles westchnął, czując jak dwie gorące i twarde erekcje otarły się o siebie. Było nawet przyjemniej niż kiedy siedział na biodrach Ceda… Ich usta odnajdywały się co chwilę w nowym, łapczywym i pełnym pasji pocałunku, który Gil odwzajemniał nie przejmując się ani przez moment tym, że to raczej Cedric prowadził w nim prym, uważnie badając wnętrze jego ust i fakturę jego języka.
          Dopiero na dotyk w okolicach nóg, uchylił powieki, spoglądając pytająco na górującego nad nim mężczyznę. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, o co w zasadzie Cedric go pytał…
          - Możesz – jęknął w odpowiedzi, czując że za chwilę dowie się, co mężczyzna miał na myśli, mówiąc o „zajmowaniu się” powstałym problemem. Dotyk we wrażliwym miejscu sprawił, że chłopak mimowolnie wypchnął biodra w górę, ocierając się mocno o dłoń Cedrica, nie mając pojęcia, że tylko i aż tyle sprawi, że nagle wszystko co czuł do tej pory wydało mu się niczym w porównaniu do tego doznania. Jego oddech przyspieszył gwałtownie, klatka piersiowa unosiła się szybko, a palce zacisnęły na ramionach mężczyzny. Lekko ugięte nogi chłopaka wyprostowały się, a palce u stóp podkurczyły, kiedy czuł tak wiele. - Cedric! Cedric! – mamrotał spazmatycznie jego imię, nie wiedząc, czy błagał go by przestał, czy wręcz przeciwnie, by dotykał go więcej. Sam przesunął palce z jego ramion na głowę, wczepiając się w miękkie włosy i przeczesując je szukając ujścia dla emocji, które kłębiły się w jego podbrzuszu.
          Cedric był niezaprzeczalnie zauroczony widokiem Gillesa w takim stanie. Nie mógł oderwać od niego wzroku, w momentach, kiedy łapali oddechy, podziwiając jego zaczerwienione policzki, napuchnięte wargi czy zamglone oczy. Dodając do tego, jak cudownie reagował na każdy jego dotyk, pocałunek, jak jego plecy wdzięcznie wyginały się w łuk, a biodra niekontrolowanie drżały, Cedric po prostu nie mógł się mu oprzeć. Jego wróciły na jego wargi, spijając z nich słodkie jęki, kiedy jego ręka rytmicznie poruszała się na jego przyrodzeniu. Widział, że chłopak tracił kontrolę, stąd objął go mocniej, chcąc zapewnić mu jak najwięcej bliskości. Czując palce w swoich włosach, i jemu wyrwał się jęk przyjemności, a oczy same przymknęły. Uwielbiał, gdy ktoś bawił się jego włosami, a bycie za nie ciągniętym było jedną z rzeczy, które nakręcały go jak mało co.
          - Mhm, jestem tu - zapewnił szeptem Gillesa na dźwięk swojego imienia. Chciał przekazać mu, że mógł sobie pozwolić czuć, pozwolić stracić kontrolę. Cedric był obok, nie oceniał, po prostu dawał mu przestrzeń do bycia sobą. Ruchy jego ręki przyspieszył, a sam poprawił swoją pozycję, aby uniemożliwić Gillesowi zamknięcie ud.
          Nie miał pojęcia jak przekazać, co powiedzieć Cedricowi, żeby go powiadomić, że coś dziwnego działo się z nim, podczas gdy ręka mężczyzny wcale nie zwalniała, jeszcze przyspieszając tempa, sprawiając że z ust Gillesa wydobywały się głośne jęki i zaskoczone piski, kiedy do poznawanych uczuć dołączało to jedno, dotąd nieznane. Miał wrażenie, że zaraz wybuchnie! Kiedy tylko o tym pomyślał, coś jeszcze dziwniejszego stało się z jego ciałem. Napięty niczym struna, szarpnął biodrami, zaciskając mocno palce na białych włosach Ceda, ciągnąc je niekontrolowanie. W jednym momencie zrobiło mu się podejrzanie mokro, a całe napięcie, które czuł od kilku dni, opuściło go, pozostawiając go z mętlikiem myśli i miękkimi kolanami.
          - Co… co się stało? – zapytał nieco nieprzytomnie, czując że kręci mu się w głowie, a serce jeszcze przez moment galopuje w piersi, zanim zaczęło się powolnie uspokajać… Poczuł się… taki zmęczony.
          Cedric, gdy tylko czuł, jak Gilles się napina, blisko dojścia, odsunął się od jego ust, aby móc na niego patrzeć. Obserwował z urzeczeniem, jak powieki Gillesa się zamykają, twarz wykrzywia w wyrazie czystej przyjemności, a usta zastygają w znaczącym “o”. Dołączył do jego jęków swoim, gdy poczuł mocne pociągnięcie za włosy, a jego ręka automatycznie mocniej zacisnęła się na jego penisie. Dość szybko poczuł wilgoć na palcach, i po paru dodatkowych pociągnięciach po jego przyrodzeniu, powoli zaczął zwalniać, aż jego dłoń całkowicie zastygła, w miejscu gdzie przez spodnie przebijała się ciemna plama. Uśmiechnął się na widok kompletnie rozmarzonego Gillesa, a poprawiwszy swoją erekcję i spodnie, aby te układały się nieco wygodniej, położył się obok niego. Rękę mimochodem otarł o swój dres, aby nie pobrudzić chłopaka.
          - Orgazm - stwierdził po prostu, uśmiechając się z lekkim rozbawieniem, zanim nie cmoknął krótko chłopaka w usta. Po tym objął go w pasie, przyciągając go do siebie i zamknął w uścisku, swoją brodę kładąc na czubku jego głowy. Domyślał się, że Gillesowi mogło być dość niekomfortowo z przemoczoną bielizną, ale parę minut nie powinno zrobić różnicy. Cedric, o ile czuł się komfortowo z daną osobą, uwielbiał przytulanie po seksie. - Jak się czujesz? - zapytał, uspokajająco gładząc jego włosy.
          - Oh… - wyrwało mu się, dopiero po chwili kojarząc to magiczne słowo. – Oooooooh – westchnął, rumieniąc się nagle. Więc… więc to było to, o czym Sasha opowiadał mu z takim entuzjazmem i miną, która niezmiernie Gillesa bawiła. Ale słowa, którymi opisywał to wszystko przyjaciel zdecydowanie nie dokładnie opisywały rzeczywistość. A ona była sto, jeśli nie tysiąc razy lepsza! Zwłaszcza kiedy Cedric objął go i przytulił, obracając ich obu na bok. Przez chwilę tylko Gilles zakłopotany przypomniał sobie o mokrej bieliźnie, ale wystarczyła chwila w ramionach lisa, by o niej zapomniał i wtulił się w niego ufnie, wdychając z przyjemnością woń jego ciała, która kojarzyła mu się z bezpieczeństwem. Nieśmiało objął mężczyznę w pasie, przytulając się do niego mocno. - Doooooooobrze – westchnął rozmarzony, czując że jego powieki zrobiły się okropnie ciężkie. - A ty? – zapytał nieśmiało, czując że problem Cedrica wcale nie zmalał. – Czy mogę coś zrobić?
          Lis nie mógł powstrzymać krótkiego śmiechu na reakcję Gillesa, która była po prostu…
          - Jesteś uroczy - wyznał, nie przestając głaskać go po włosach. Słysząc jego kolejne pytanie, na moment się odsunął, aby móc spojrzeć na niego i, znów, pocałować krótko. Kiedy już zaczął i poznał smak ust Gillesa, trudno było mu przestać się nim zachwycać.  
          - Nie przejmuj się tym - powiedział szczerze, uśmiechając się w jego usta. - Jestem bardziej niż usatysfakcjonowany oglądaniem, jak dochodzisz - dodał zaraz, nie mogąc się powstrzymać. - Wyglądałeś obezwładniająco - zamruczał, trącając jego nos swoim w nieco zaczepnym geście. Może też trochę starał się na powrót wywołać te urocze rumieńce. Wiedział, że pewnie będzie go potem czekał długi, samotny prysznic, podczas którego zdecydowanie będzie odtwarzał wszystkie wspólne chwile, ale na tamten moment było mu dobrze tak, jak było. Trzymanie Gillesa w swoich ramionach działało na niego uspokajająco, mimo że jego serce wciąż nie zwolniło swojego szaleńczego rytmu. Skrzydła chłopaka zasłoniły ich dwójkę, tworząc swoisty kokon, który oddzielał ich od wszystkiego na zewnątrz. To odczucie dodatkowo sprawiało, że Cedric czuł się po prostu bezpiecznie i przyjemnie, a gdy Gilles w końcu nieśmiało go objął, to odczucie tylko się pogłębiło.
          Gilles z kolei trochę naburmuszył się na odpowiedź, że nie musiał się niczym przejmować. Kolejny raz do głosu doszedł jego wewnętrzny Sasha, który marudził mu często na nieaktywnych partnerów pozostawiających go w stanie nie nadającym się do wyjścia do ludzi. A co jeśli on taki był i Cedric będzie z niego niezadowolony? Jego łobuzerski uśmiech przeczył tej tezie, tak jak słowa, które wywołały na jego policzkach soczyste rumieńce. Wiedział, że raczej nie miał się czego wstydzić, a jednak, sposób w jaki lis mruczał mu do ucha sprawiał, że się peszył.
          - Kiedyś i tak się odwdzięczę – wymamrotał niby do siebie, ale sama myśl, że miałby w ten sposób dotknąć Ceda sprawiła, że schował zarumienioną twarz w jego klatce piersiowej, ukrywając się przed jego wzrokiem. Zawstydzony, zakrył ich obu skrzydłami, tworząc z nich mały kokon, w którym zaczął się uspokajać. A kiedy jego serce wróciło do normalnego rytmu, powieki chłopaka stały się okropnie ciężkie. Ziewnął szeroko, a potem, przyciskając się całym ciałem do ciała Cedrica, zasnął.
          Cedric z kolei, odtwarzając w głowie obietnicę Gillesa, niedługo po tym do niego dołączył, nie pamiętając, kiedy ostatni raz spał tak spokojnie.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {11/10/21, 12:54 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07
       Przebieg treningu chociaż przybrał nie do końca planowany przez niego kształt, efekty (prawie wszystkie) były dokładnie takie jakich oczekiwał. Nie bez przyczyny dobrał ich w dokładnie taką grupę. Nie bez przyczyny wyznaczał pary które jedynie krótko instruując odnośnie tego co mieli robić w ogóle nie naciskał żeby przeprowadzali konkretne techniki. Mieli dać sobie po ryjach. Jak przystało na facetów, był to najskuteczniejszy dotąd odkryty sposób rozładowania napięcia i wyjaśnienia wszystkich niesnasek jakie nękały towarzystwo, a sądząc po tym jak Cedric i Adrien sobie radzili, udowodnił teorię.
       Bójkę między braćmi obserwował z bezpiecznej odległości krzywiąc się od czasu do czasu na bardzo nieskoordynowane ruchy które gdyby nie odrobina szczęścia mogłyby nieźle zaboleć. Ale nie interweniował. Stawiając uszy na baczność wsłuchiwał się w kolejne sapnięcia, pretensje, obwinianie się co do całej sytuacji która jego pchnęła do zorganizowania całej misternej intrygi. Jednocześnie jego wzrok co jakiś czas uciekał w stronę drugiego kącika z materacami gdzie Gilles z Sashą perfekcyjnie przypominali sobie kolejne i kolejne techniki oswobadzania się, wyrywania broni przeciwnikowi z rąk bądź zwyczajnego rozpraszania uwagi. Dobrze, że ich pamięć była świeża, a ruchy płynne. Na ich widok mimowolnie się uśmiechał bo nie ukrywał, że z ich umiejętnościami czuł się bezpieczniej jak chodziło o zapewnianie ochrony. Bowiem obydwaj byli bliskim towarzystwem obydwu braci i jeżeli tfu tfu tfu kiedyś zdarzy się niebezpieczna sytuacja, będzie miał kto zareagować jako pierwszy. Nawet jeżeli to będzie tylko ucieczka.
       Gdy kłótnia dwójki synów Prekursora przybrała na tonie i wypluwanych słowach on uniósł dłoń w geście uspokojenia do Gillesa i Sashy. Podejrzewał, że przynajmniej jeden z nich chciałby to wszystko przerwać ale jeszcze nie, jeszcze byli zbyt nabuzowani. I wtedy, zrobił krok do przodu widząc jak łokieć lisa leci prosto w tygrysi nos. Cóż, sam sobie był winny, a gdy trysnęła strużka krwi wtórowana jękiem, jeszcze raz jego brwi się zmarszczyły gdy cała ta sytuacja zaskutkowała… ciepłem i zrozumieniem. Wzruszył na to ramionami uśmiechając się półgębkiem i pozwalając podejść Sashy, sam głęboko odetchnął z ulgą.
       Jeden zero dla niego.
       Po całej medyczno-warzywnej interwencji na którą ledwo, LEDWO, powstrzymał kąśliwą uwagę w stronę Sashy zarządził chwilę przerwy w trakcie której towarzystwo miało okazję odpocząć. Adrien mu zniknął ale z tym obitym nosem to nawet lepiej, Sasha też stwierdził, że ma dosyć, on podszedł do Enzo który do tej pory obserwował sparing dwójki Espoir i obecnie został sam, a z którym wymienił porozumiewawcze spojrzenia. Czy on od początku to wszystko miał w planach? Tak, owszem miał. Czy zając go właśnie przejrzał? A tego to już nie był pewien bo jego wzrok jakoś podejrzanie, cały czas uciekał na jego spodni. Aż go biodrem szturchnął na zaczepkę po czym wszedł na materac zachęcając do spuszczenia sobie manta.
       Krótka acz owocna wymiana ciosów z Enzo przyniosła mu więcej radochy niżeli by przypuszczał. Walka z przeciwnikiem którego nie znało się stylu oraz tempa nakładała na niego obowiązek wykształcenia pewnej ostrożności, wykrzesania kreatywności i stawiania sobie nowych wyzwań. Tak było też i  tym razem chociaż warto podkreślić, że to on pierwszy poległ na macie i oberwał łobuzerskim błyskiem w zajęczych oczach. Tak chciał pogrywać? Płynnym ruchem wstając rozpoczął kolejną serię niezawodnych bloków i ataków. Enzo mu imponował: sprawnością ciała, szybkością i pewnością swoich ruchów. Sam starał się go wybijać z rytmu, zaskakiwać i po chwili przerzucając go przez ramię to  on zatriumfował. Zaczepił go przy tym w ucho chociaż wiedział jak ten tego nie znosił i posyłając niewinny uśmiech ponownie przybrał pozycję gotową do reagowania.
       Ostatecznie skończyło się na wyniku dwa do dwóch. Chyba. Bo jak zaczął się z nim tarzać po macie, a Enzo dodatkowo bardzo umiejętnie go zaczął łaskotać, tak że dusił się własnym śmiechem, przestał do końca liczyć. W prawdzie po chwili złapał go za ręce które pociągnął mocno do góry, problem w pozycji bycia na dole i ponownym dreszczyku wywołanym jego spojrzeniem.
       - Obiecałem wieczorem, tak? – Przypomniał mu nie powstrzymując radosnych ruchów ogona.  – Więc zejdź ze mnie i nie patrz na mnie takim wzrokiem. Czuję się nagi i podniecony. – Szepnął nieco oskarżycielskim tonem, a gdy stanął na prostych nogach zaprosił na matę kolejną parę.
       Cedrica z Gillesem dobrał z dwóch powodów. Po pierwsze chciał zobaczyć jak Papuga spuszcza Liskowi srogi wpierdol co po prostu go wewnętrznie satysfakcjonowało. Po drugie jednak chciał zbudować między nimi nieco inny poziom zrozumienia i zaufania, chciał go przekonać, że całe to nieporozumienie wynikało jedynie z konieczności, a sam Gilles nie miał z tym wiele wspólnego. To czego natomiast się nie spodziewał to, że wywoła między nimi aż tak ogromne…
       - Czy oni…? – Wyprostował się wręcz widząc jak między nimi iskrzy, jak są sobą w jakiś dziwny sposób… podnieceni? – Och. – Wydał nieco zaskoczone westchnienie po czym ostrożnie podniósł rękę by zasłonić Enzo oczy. Szczęśliwie, napalone małżeństwo szybko doszło do wniosku, że seks na macie może nie być rozsądnym pomysłem i się ulotniło przez co on został, z niebezpiecznie patrzącym na niego facetem na którego widok jego serce głupiało, sam na sam. Przełknął więc nerwowo ślinę.
       - Pomożesz mi posprzątać? – Zaproponował po czym zaczął znosić materace w bezpieczne, zadaszone miejsce. Nie minęło pół godziny jak kolejne osoby zaczęły mu donosić, że ich grupy poczyniły na tyle duże postępy i są na tyle wykończone, że jak na pierwszy raz mogą kończyć. Nie trzeba było mu więcej razy powtarzać. Pogratulował wszystkim uczestnikom, zachęcił do nie zrażania się bólem zakwasów, a gdy omówił jeszcze plan działania dla zespołu mogli się rozejść.
       - Zapiekanka warzywna i budyń czekoladowy na deser? – Rzucał pomysłami w trakcie wędrówki do chatki niepokojąc się, że Enzo nie nawiązywał z nim rozmowy. Chciał go zapytać czy coś się stało gdy tylko przekroczyli próg domu ale nie zdążył. Złapany za pośladki i posadzony na stole w jadalni sapnął zaskoczony, a gdy gorący język przejechał po całym jego odsłaniającym się torsie zadrżał niekontrolowanie.
       - A-a obiad?! – Zapytał zaskoczony z oczami wielkości spodków gdy jego nogi spoczęły na ramionach zająca. Czyli… rzeczywiście weźmie go na stole? Aż się lekko zaczął obawiać bo nie czuł na razie intensywnego napięcia ale na to długo czekać nie musiał. Enzo po chwili, z ogromną łatwością, doprowadził go do takiego stanu, że sam chciał żeby go ostro brał na stole.  A później na blacie w kuchni. A jeszcze później w łóżku. Kończąc w łazience żeby jednak zrobić ten obiad i pod wieczór być już szczęśliwą – mocno wymęczoną – rodzinką.

       Uciekając do rezydencji rozumiał co się z nim dzieje ale wolał żeby absolutnie nikt poza Cedriciem go takiego nie widział. Przecież miał być Prekursorem lepszym niż obecnie jego ojciec, a to nie pozwalało na takie potknięcia jak pokazanie swojej słabszej skrytej strony. Niemniej, cieknące intensywnie łzy były niewyobrażalną ulgą. Nie tylko z powodu wyjaśnienia sobie tej całej sytuacji z bratem. Schodził z niego pretensjonalny ton ojca który dokładając mu kolejnych i kolejnych zadań nie rozumiejąc, że musiał czasem się też wyspać. Popuszczał go stres nakładany przez nauczyciela który sądził, że powinien cytować każdo jedno zdanie zadanej książki z taką pasją jakby to miało uratować mu kiedyś życie. Odchodziła w zapomnienie zawiść i sztuczność, którą musiał męczyć osoby których nawet nie lubił. Ostatecznie również opuściło go poczucie winy za to, że wiele spraw pokierował nie tak jak powinien i przez to wiele spraw toczyło się bez jakiejkolwiek kontroli.
       Zatrzymując się w miejscu ponownie podniósł okulary na czoło i przecierając oczy, czerwone i opuchnięte tak przez ten obolały nos jak i litry wylanej cieczy próbował się powoli opanować. Biorąc głębokie oddechy którymi czasem targały spazmy, nabierał powietrza nosem i wypuszczał ustami. Trochę pociągał nosem ale było to nielogiczne przy promieniującym po tym bólu. Mimo to na jego ustach błąkał się uśmiech. Zaśmiał się pod nosem, i jeszcze ta cukinia! Sasha przyniósł mu cukinie. No co on, tak publicznie?! Jeszcze raz się zaśmiał aż jego uszy nie wyłapały kroków.
       Zamierając w miejscu nasłuchiwał, a słysząc wołanie swojego imienia przez nikogo innego jak samego jelonka otworzył szerzej oczy. Jeszcze raz pociągnął nosem, podłożył pod niego rękę czując jak pozostałości krwi nadal chcą wypływać, obejrzał się przez ramię z nadal zaszklonymi oczami, a widząc cień nadchodzącej postaci – położył uszy po sobie i szybkim marszem ruszył do swojego pokoju.
       Sasha na początku nie zwrócił uwagi na kłótnię między braćmi. Zbyt skupiony na treningu z Gillesem, został pochłonięty znajomym wybuchem adrenaliny, związanym ze sparingami czy technikami, które mimo że jego ciało nie wykonywało od lat, tak pamiętało doskonale. Dopiero głośniejsze dźwięki dochodzące z mat nieopodal sprawiły, że nieco się rozproszył, co równocześnie skutkowało powaleniem przez Gillesa. Sasha sapnął głucho, rzucony bezlitośnie o ziemię i tyle co rzucił kątem oka na szczerzącego się wygraną nad nim od ucha do ucha Gillesa, zanim nie spojrzał w stronę Cedrica i Adriena. Jego brew automatycznie się uniosła, a dostrzegłszy coraz to bardziej zażartą walkę między nimi, nie mógł powstrzymać zdziwienia oraz zmartwienia, co również zaalarmowało Papugę. I wtedy, jak na zawołanie, w zwolnionym tempie spostrzegł łokieć idealnie lądujący na nosie młodszego. Podniósł się w sekundę, a przywołany przez Cedrica przyspieszył, zaraz też biegnąc do kuchni. Gdy udało mu się już dostać cokolwiek schłodzonego, równie szybko wrócił. Chciał zatrzymać się między ich dwójką na dłużej, zapytać czy w czymś nie pomóc, upewnić się, że wszystko ok - bo widok krwi, nie ma co ukrywać, wzbudził w nim szczerą panikę - jednak domyślił się po atmosferze, że bracia zdecydowanie byli w trakcie wyjaśniania sobie niektórych kwestii. Stąd, mimo że bardzo niechętnie, zostawił im przestrzeń, czekając aż rozwiążą swoje sprawy. A gdy bracia w końcu, po ciągnącym się dla zielonowłosego czasie, się rozdzieli, a Percival zarządził zmianę par (pewnie również widział całe to zajście) Sasha automatycznie ruszył za Adrienem, chcąc upewnić się, że wszystko w porządku. Tyle że… nie do końca spodziewał się takiej reakcji z jego strony.
       - Adrien! - krzyknął za chłopakiem, widząc jednak, jak ten przyspiesza, przeklął pod nosem, samemu robiąc to samo. Jego kondycja jednak stawiała go już od początku na przegranej pozycji - mimo to, odpowiedź Adiego nawet mocniej go zmotywowała, przez co dopadł do chłopaka zaraz przed wejściem do jego sypialni. - Adrien - wysapał, chwytając jego nadgarstek delikatnie. Młodszy stał do niego tyłem, z zaokrąglonymi ramionami i nieco zgarbionymi plecami, co od razu chwyciło mężczyznę za serce. - Wszystko w porządku? Boli jeszcze? - zapytał szczerze zmartwiony, zbliżając się odrobinę, tak że mógł poczuć ciepło jego ciała na swojej skórze. Jego palce przesunęły się niżej, owijając się dookoła ręki chłopaka, ze wsparciem zaciskając ich dłonie razem.
       Idiotyczne. Przeświadczenie o tym, że powinien się mu pokazywać tylko w chwilach gdy tryskał pewnością siebie i seksapilem było iście idiotyczne. Ale nic nie mógł poradzić na to, że wolał się mu nie pokazywać gdy czuł się tak fatalnie. Bolało go, był lekko zakrwawiony, a spuchnięte oczy które co jakiś czas roniły jeszcze łzy musiały dopełniać obrazu nędzy i rozpaczy. Dlatego pierwszym i najlogiczniejszym wyjściem w jego przeświadczeniu była ucieczka. Do siebie, za zamknięte drzwi co z boku musiało wyglądać iście komicznie gdy biegali po korytarzu jeden na drugiego krzycząc. Gdy natomiast miał kilka centymetrów do klamki i żeby zamknąć się w swojej bezpiecznej jaskini, pewny uścisk powstrzymał go w pół kroku, a on lekko zmrużył oczy. Jedno jego ucho drgnęło odwracając się w stronę jelonka. Jego głos, łagodny i kojący sprawił, że powietrze zwolna opuściło jego płuca.
       - Ta-tak. W-wszystko ok. – Mruknął łamliwym głosem, a gdy poczuł znaczący ruch zmuszający go do powolnego odwrócenia się, ponownie panika poparta przeświadczeniem, że nie może nie być doskonały zaślepiła go.
       Owszem, odwrócił się. Ale zanim Sasha w ogóle zdążył otworzyć usta on podrzucił cukinię z głośnym „łap!” po czym wślizgnął się do swojego pokoju jęcząc głośno: - Możesz sobie iść. Wszystko dobrze. Nie musisz patrzeć. Możesz iść…
       Sasha absolutnie nie był przekonany zapewnieniami Adriena. Już trochę zdążył go poznać i niepewny, w dodatku łamliwy głos zdradzał chłopaka od razu. Sasha poczuł, jak coś ściska go za serce i już miał się odezwać, gdy nagle wszystko wydarzyło się zadziwiająco szybko - na tyle szybko, że nie zorientował się do końca, jak to się stało, że skończył trzymając w ręku cukinię przed zamkniętymi drzwiami. Co do…
       - Adi? - zapytał w lekkim szoku, odkładając warzywo, nieprzyjemnie miękkie i rozmoknięte, od kiedy zaczęło się rozmrażać, na ziemię. Poczekał chwilę, ale gdy nie dostał odzewu, jego brwi automatycznie się zmarszczyły, a ręka cicho zapukała w drzwi, jak gdyby upewniając się, że chłopak rzeczywiście był w środku. - Teraz martwię się nawet bardziej - wyznał cicho, szczerze, mając nadzieję, że chłopak go usłyszy i zdecyduje się wpuścić do środka. - Na pewno wszystko w porządku? - upewnił się, zupełnie nie kryjąc się z niedowierzającą nutą w głosie. - Co się dzieje? - zapytał w końcu, wciąż ciepło, ale już bardziej stanowczo, nie chcąc dłużej udawać, że niczego nie było na rzeczy. - Na co nie muszę patrzeć? - dodał, coraz bardziej skonsternowany.
       Zamykając drzwi tuż przed nosem jelonka odetchnął z wyraźną ulgą. Przeciągnął przy tym przedramieniem pod nosem odkrywając nieprzyjemną smugę ciemnej, zaschniętej krwi. Koszmar. Nie chciał żeby go takiego widział. Przeważnie w chwilach swoich słabości starał się go unikać i tym razem nie miało być inaczej. Dlaczego tylko on się uparł żeby sprawdzić co u niego?
       Nie słyszał jak odchodzi. Przystawił ucho do drzwi, a słysząc pukanie zmarszczył brwi nie rozumiejąc czego Sasha nie zrozumiał. Chciał być sam. Wyglądał i czuł się koszmarnie i chociaż poczuł wyraźną ulgę, twarz go bolała. Oparł się całą powierzchnią pleców o drzwi, chwilę stał nerwowo machając ogonem po czym ponownie przystawił ucho słuchając tonu jego głosu, a ten nie wróżył nic dobrego. Przełknął więc nerwowo ślinę i gorączkowo myśląc nad rozwiązaniem po czym warknął sfrustrowany całą tą sytuacją.
       - Saaasha, na mnie… no bo… ale…. Możesz iść. – Jęknął mało składnym zdaniem odwracając się i zerkając przez dziurkę od klucza jak ten zakłada ręce na piersi. No i miał przekichane. Zaraz zacznie na niego posępnie tupać nogą.Sashka, twarz mnie boli, jak się ogarnę i będę już normalnie wyglądał to przyjdę. Ale to później, ok? Wyglądam i czuję się koszmarnie. Nie patrz na mnie takiego.
       Sasha westchnął, wywracając do siebie oczami. Nie rozumiał do końca, o co chodziło Adrienowi - dla niego było to tak oczywiste, że chciał sprawdzić co u niego po takim treningu i co więcej kłótni, że reakcja chłopaka go po prostu konsternowała. - Jestem pewien, że nawet taki byś mi się podobał - zapewnił szczerze, uśmiechając się do siebie na wyobrażenie całego sinego nosa młodszego, chociaż szczerze mu współczuł, ponieważ takie obrażenia bolały jak cholera. - Ale okej, rozumiem - powiedział w końcu z cichym westchnięciem, odwracając się na pięcie. Nie chciał naciskać… a przynajmniej tak się przekonywał, do czasu aż dziesięć minut później na powrót stał przed drzwiami chłopaka, obok podmokłej cukinii, dzierżąc w dłoni poprawny lód owinięty szmatką, a w kieszeni tubkę z lekiem. Wahał się jedynie chwilę, zanim zapukał dość głośno, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Miał nadzieję, że nie zdenerwuje Adriego swoim powrotem, ale z drugiej strony nawet jeśli tak, to przynajmniej w dobrej wierze. Po prostu się martwił, a w swoim zmartwieniu był uparty i nieco natarczywy. Gilles już się przyzwyczaił, że Sasha nie odpuszczał tak łatwo, mimo że czasem naprawdę powinien. Taki miał charakter, jakkolwiek irytujący by nie był.
       - Przyniosłem ci lód i maść na stłuczenia od Cecile - powiedział głośno, na tyle aby Adrien mógł usłyszeć go przez drzwi. - Mogę zostawić pod drzwiami albo wsunąć przez szparę, jeśli chcesz - dodał, nie mogąc powstrzymać nuty suchego rozbawienia w głosie na tę propozycję, bo wydawała mu się z lekka absurdalna, ale chciał choć w większości uszanować wolę chłopaka, skoro ten nie chciał mu się pokazywać.
       Dopinając swojego odetchnął z ulgą chociaż dziwnie nieokreślone poczucie winy i wrażenie niewykorzystanej szansy zalęgło się w jego żołądku. Mimo to poprawił włosy, przetarł jedno oko i ruszył do łazienki wsadzić twarz, a najlepiej głowę do chłodnej wody. O tak, bardzo mu tego było potrzeba. Nalał więc odpowiedniej ilości do miski i po odłożeniu okularów na bok wziął wdech i zanurzył prawie całą głowę w przyjemnej cieczy. Trwał tak dopóki nie musiał się wynurzyć, nabrać powietrza i wracał do tej kojącej pozycji. Słuchał z przyjemnością jak wypuszczane bąbelki pękają na powierzchni rozważając jednocześnie czy nie wejść całemu do wanny gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi.
       Prostując się trochę nachlapał, spojrzał w stronę drzwi uważnie słuchając czy ktoś się odezwie, a gdy ponownie był to Sasha… poczuł jak trochę szybciej zabiło mu serce.
       - Upartyś, Panie techniczny. – Uśmiechnął się bezwiednie pod nosem, a rzucając ręcznik na głowę przetarł nieco włosy po czym pomacoszeniu ruszył do drzwi wycierając okulary o spodnie. Gdy miał je ponownie na nosie uchylił lekko drzwi żeby na niego spojrzeć nie zakładając, że ten się mu bezczelnie wepcha. Aż sapnął zaskoczony, a gdy podniósł spojrzenie na zatroskaną twarz Sashy… gwałtowny rumieniec momentalnie zalał jego twarz. Był mokry, siny i chyba nadal lekko opuchnięty, jego dłonie powoli powędrowały po jego twarzy zakrywając jej znaczącą część i co dostał w zamian? Całusa w czoło. Zrobił się jeszcze mocniej czerwony i położył uszy po sobie. Przy tym zaczął coś tam mielić pod nosem ale nic poza odgłosami żucia języka nie opuszczało jego ust.
       - Sa-sashka..! Jestem spuchnięty i siny i czerwony i..! – Jęknął na co poczuł chłodne dłonie na swoich delikatnie odsuwających go od twarzy. – Nie wyglądam… jak powinienem…
       - Nie ma czegoś takiego. Wyglądasz wciąż ślicznie, chociaż domyślam się, że musi boleć - powiedział Sasha zupełnie szczerze, przytrzymując twarz młodszego w swoich dłoniach, bardzo ostrożnie, aby nie sprawić mu żadnego bólu, głaskając jego policzki palcami. - Martwiłem się - wyznał, jak gdyby to miało wytłumaczyć jego bezpardonowe wtargnięcie do sypialni Adriena. - Nie chciałeś mi się pokazywać ze względu na swój wygląd? - dopytał. Adi jawił mu się przeważnie jako bardzo pewny siebie, stąd Sasha nie do końca orientował się, z czego jego nagłe speszenie wyglądem i swoim stanem wynikało. Nos był tylko minimalnie napuchnięty, ale wcale nie był to jakiś wielki uszczerbek na wyglądzie chłopaka, przynajmniej w oczach Sashy. Złączył ich dłonie razem, po czym pociągnął chłopaka w kierunku łóżka. Tam też usiadł obok niego, wyciągając z kieszeni tubkę z maścią. Wycisnął nieco na swój palec, po czym bardzo ostrożnie dotknął już siniejącego nosa chłopaka. Rozsmarował lek, starając się sprawić mu jak najmniej bólu, chociaż i on czuł się źle, widząc jak młodszy krzywił się pod niektórymi jego ruchami.
       - Już, koniec - powiedział, chowając tubkę i wymieniając je na zawiniątko z lodem. Jego jedna ręka wciąż była w uścisku Adiego, podczas gdy druga trzymała chłodny opatrunek przy jego twarzy. - Co się dzieje? - zapytał ciepło, powtarzając już nie wiedział który raz to pytanie.
       Nie odezwał się. Nie wiedział co ma mu powiedzieć inteligentnego na całą tą troskę która sprawiła, że ścisnęło go w żołądku. Patrzył na niego wzrokiem przepełnionym tysiącem emocji które teraz w nim buzowały ostatecznie pozwalając się zabrać na łóżko. Ba! Nawet przymknął oczy gdy był smarowany mentolową maścią niekontrolowanie – jak standardowo przy jelonku – zaczynając pomrukiwać. Przy tym znacząco się uspokoił i gdy ponownie podniósł na niego oczy te na nowo iskrzyły się jego typową błyskotliwością.
       - Przepraszam Sasha. – Szepnął w końcu, ciasno ujmując jego dłoń oburącz. Chwilę go dotykał, miętosił, bawił się jego palcami i pozwalał na opiekowanie się sobą. Przy tym przysunął się nieco bliżej rzucając nogi na jedno jego udo i w końcu, po dłuższej chwili ciszy spojrzał mu w oczy jeszcze raz przepraszając. – Wiesz, mój tata twierdzi, że nie powinienem pokazywać żadnych słabości czy… niedoskonałości. – Uśmiechnął się słabo, podciągając tylko jeden kącik. – I nie mam pojęcia jak mam to robić inaczej niż… przeczekać w pokoju. Żeby nikt nie zauważył. – Ponownie zamilkł, a jego brwi zmarszczyły się. – I chyba spanikowałem uważając, że powinieneś mnie mieć za doskonałego.
       - Nie masz za co przepraszać - zapewnił go od razu Sasha, uśmiechając się leciutko. Pozwolił młodszemu tarmosić swoje palce, zakładając, że najwyraźniej go to uspokajało. Nie pospieszał go również, czekając, aż ten otworzy się sam z siebie. A gdy w końcu to zrobił, Sasha nie przestawał utrzymywać kontaktu z Adrienem. - Nikt nie jest doskonały Adi, ba, to byłoby niezdrowe, gdyby tak się działo - powiedział ciepło. - To naturalne, że mamy lepsze i gorsze dni, zalety, wady, rzeczy, w których nie jesteśmy perfekcyjni. Nasza wartość jako osoby nie spada przez to w żadnym stopniu. - Złapał spojrzenie chłopaka i miał nadzieję, że w jego  oczach widać było szczerość, ponieważ naprawdę miał to na myśli. To było smutne, że Adrien miał takie rzeczy zakodowane w głowie, chociaż potrafił sobie wyobrazić, skąd to się brało. Podejrzewał, że miał mną sobie ogromną presję związaną ze swoim przyszłym zawodem - Widzę cię teraz, i nadal jesteś dla mnie tym samym uroczym, zdolnym, ambitnym chłopakiem, którym byłeś godzinę temu. Nic się nie zmieniło - zapewnił, odkładając na moment lód na bok. Wolną ręką na nowo objął twarz młodszego, po czym zbliżył swoje usta, dając mu krótkiego całusa w policzek, jedynie zahaczając o jego kącik warg. - Nic się nie zmieniło, Adi - szepnął, uśmiechając się do niego ciepło, gdy już się odsunął. - A co się działo z Cedriciem? - zapytał, chcąc odgonić własne myśli od ciepła skóry i przyjemnego zapachu drugiego.
       Uśmiechnął się nieco smutnie na jego słowa bo on to wiedział. Sam po sobie widział, że gdy był chory był nieznośny, gdy był niewyspany potrzebował wiele ciepła, a gdy przychodziło do niego zmęczenie koniecznie potrzebował kogoś kto trzepnie go w ucho i zajmie czymś przy czym by odpoczywał.
       - Powiedz to mojemu ojcu. Doskonałość, perfekcjonizm, nieposzlakowane zachowanie i nieskalana opinia. A jak mam katar to lepiej żebym się nie pokazywał. – Przyznał. – A ostatnio nabawiłem się alergii na przystojnych panów i jakoś tak, ciągle smarkam! O dziwo zawsze jesteś w pobliżu. – Zaśmiał się nerwowo wchodząc mu pod rękę i przytulając się do jego piersi. Skoro mógł… korzystał. Przy tym przyjemnie się słuchało jego pomruków i tego jak wysoce inteligentny on był. Pociągał go, taki seksowny.
       Otrzymując całusa bardziej w policzek niżeli usta, wydął dolną wargę patrząc na niego nieco oskarżycielsko. – Nie trafiłeś sobie. – Zauważył nadąsany samemu biorąc jego policzki w dłonie i czy tego chciał czy nie, łącząc ich usta razem. Pocałował go najpierw ostrożnie w górą wagę, później w dolną. Pozwolił się złapać w dolną i uśmiechając się w jego usta odsunął się ciesząc drobnym zwycięstwem. – Nie ma za co, ale następnym razem Cię nie poprawię. Musisz nauczyć się robić to porządnie. – Skarcił go niczym nauczycielka.
       - Z Cedem… chyba… wreszcie sobie wszystko wyjaśniliśmy. Ciężko mi uwierzyć, że metoda Perciego zadziałała ale widocznie musiał mnie walnąć żebyśmy zaczęli rozmawiać. Chociaż mnie gdzieś w międzyczasie zirytował i poruszył tą część której ruszać nie powinien. Ale jutro jemy razem śniadanie i powinno być już jak… – Uśmiechnął się pod nosem. – Dawniej.
       Sashy robiło się źle i przykro jak słuchał o jego ojcu, który najwyraźniej przyciskał Adiego wyjątkowo mocno. Nie widział niczego, co mógłby zrobić, aby mu pomóc, oprócz po prostu swojej obecności obok i zapewnień, że był wystarczający. Zaśmiał się lekko na wspomnienie o alergii, ale dość szybko zamarł, zdziwiony. Powiedzieć, że się nie spodziewał, byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Siedział jak zaklęty, gdy usta młodszego delikatnie zetknęły się z tymi jego. Nie wiedział, czemu taki drobny całus z inicjatywy chłopaka aż tak obudził do życia wszystkie jego emocje, ale jego serce biło nad wyraz szybko. - Mhm, chyba będę musiał dużo poćwiczyć, żeby następnym razem nie zrobić takiej gafy - powiedział nisko, a jego wzrok automatycznie opadł z powrotem na usta młodszego. I pewnie gdyby nie jego siny, spuchnięty nos, nawet by się nie zastanawiał nad pocałowaniem go, ba nie wiedział, skąd wziął w sobie tyle cierpliwości. Biorąc pod uwagę jednak wszystkie okoliczności, powstrzymał się, zadowalając się ich dwoma całusami. Niemniej, zamierzał wykorzystać okazję i absolutnie miał w planach ćwiczenie, dużo ćwiczenia, skoro Adi zwrócił mu na to uwagę. - Cieszę się, że sobie to wyjaśniliście. Chociaż następnym razem może uda wam się wyjaśniać nieporozumienia bez przypadkowych rękoczynów. Szkoda twojego nosa - zaśmiał się lekko, po czym objął chłopaka w pasie i pociągnął w tył, tak że obaj opadli plecami na pościel.
       - Myślisz, że jak się tutaj z tobą ukryję, to Perci odpuści mi dzisiaj trening? Moja kondycja nie jest stworzona do takiej aktywności fizycznej w ciągu jednego dnia - mruknął, odwracając się na bok tak, że mógł przyglądać się wygodnie Adrienowi. Jego ręka z kolei wciąż pozostawała na talii drugiego, a palcami zahaczał o jego plecy, lekko go miziając.
       Wygodnie się z nim kładąc wepchnął jedno kolano między jego uda, rękę wsadził pod jego szyję będąc nieco wyżej i zaczynając bawić się jego włosami przyglądał się jego oczom. Uśmiechał się przy tym do niego szczerze zadowolony z jego obecności. – Jak Perci będzie pytał to powiem, że Cię nie znam. – Obiecał rozbawiony po czym przysunął się odrobinę kontynuując rozmowę o tym, że potencjalne obrażenia w trakcie rozmów nie są dojrzałe i rzeczywiście, mogliby ich z bratem zaprzestać. Zbliżył się jeszcze odrobinę, wyciągnął nogę prostując w kolanie, nadal tkwiąc w uścisku jego ud po czym rękę na której Sasha nie leżał położył na jego piersi i palcami wędrując delikatnie w górę pogłaskał go po szczęce. – Zostaniesz na noc? – Zapytał stykając się z nim czołem po czym minął ostrożnie jego nos i jeszcze raz go cmoknął w dolną wargę. Nie umiał trzymać rąk przy sobie szczególnie, że taka ilość opieki w momencie gdy jej tak mocno potrzebował, w raz z tymi dobrymi słowami które nieco pstryknęły go w ucho miał idealny humor na czułostki. Dlatego też, nie zważając na coraz mniej bolący nos, jeszcze raz zawędrował blisko jego ust i uśmiechając się niewinnie jeszcze kilka razy cmoknął go tak jak… wydawało mu się poprawne. Czyli… stosunkowo kiepsko i zdecydowanie za krótko.
       Sasha nie spodziewał się pytania Adriena, chociaż może mógł  go domyślić, widząc jaki młodszy zrobił się czuły. Chwilę się wahał, ale czując przyjemne ciepło drugiego ciała obok nie miał w sobie aż tyle samozaparcia, aby nawet zastanawiać się dłużej nad tą decyzją. Przyciągnął go nawet bliżej siebie, luźno obejmując w pasie.
       - Mhm, zostanę - zapewnił cicho, drgając niespodziewanie, gdy kolano Adiego znalazło się między jego udami. Jego brew uniosła się w górę, ale po chwili się rozluźnił, domyślając się, że chłopak nie miał niczego na myśli… a przynajmniej żył w tym niewinnym przekonaniu, zanim ten znów go nie dotknął. Usta chłopaka były przyjemnie ciepłe, a jego zapach kontrastująco mentolowy po użyciu maści leczniczej, tworząc ciekawą mieszankę. Nie zaprzątało mu to jednak dłużej głowy, szczególnie gdy Adi znów go pocałował, i znów, a Sasha, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić, po prostu przytulił go mocniej do siebie. Trudno było mu się odnaleźć w sytuacji, gdzie to nie on był inicjatorem kontaktu.
       - Co ty kombinujesz - mruknął, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu, ale równocześnie odsunął się nieco, wprowadzając drobny dystans między nimi. Nie miał nic złego na myśli. Po prostu jakkolwiek nie chciał tak o sobie myśleć, tak nie miał na tyle cierpliwości, aby zachowywać się tak w porządku jakby chciał, gdy ten się tak do niego kleił, równocześnie będąc po kłótni z bratem i z rozwalonym nosem. Dodatkowo Sasha obawiał się, że nieuważnie, dając ponieść się namiętnościom, uszkodzi go nawet bardziej.
       Jego brwi lekko się zmarszczyły gdy Sasha napięty niczym struna, z nieistniejącą inicjatywą do chociażby pomiziania się o niego troszkę coś tam wydukał, że zostanie. Odsunął się od niego, a gdy jelonek wykonał ten sam ruch, mógł go w ogóle obdarować pełnym wątpliwości spojrzeniem. Co tym razem zrobił nie tak? Myślał, że całować się mogą, ba! Już dwa albo trzy razy mieli za sobą więc sądził…
       - Jak nie chcesz to nie musisz. Zapewniam, że odpocznę. – Mruknął po czym wziął od niego ręce żeby pokazać mu gdzie je trzyma. – Nic nie kombinuje, już się odsuwam. – Uśmiechnął się niewinnie po czym wyciągnął nogę spomiędzy jego ud, wziął sobie podłużną poduszkę pod którą ułożył ręce i zapewnił im komfort przestrzeni osobistej oddzielając ich od siebie, nawet odwrócił od niego oczy, przymknął powieki. Dopiero dzióbnięty w policzek ponownie na niego spojrzał.
       - No przecież nic już nie robię. – Żachnął się po czym wstał z łóżka podchodząc do zarzuconego książkami biurka, chwilę w nich grzebał i ze zdobyczą wrócił na łóżko opierając się o zagłówek. Miał odpoczywać to chętnie chociaż poczyta coś co nie było naukowym bełkotem, no i będzie trzymał wtedy ręce przy sobie. Otwierając dobrze znany erotyk w momencie jak cała akcja nieco się zagęszcza zaczął wodzić po prawie znanym na pamięć tekście wzrokiem, zerkając na jelonka który zaraz się dosiadł koło niego ponownie go obejmując. Aż poczuł dreszcze na plecach. Przy tym oparł się policzkiem o jego ramię, a gdy Sasha zaczął się chichrać pod nosem sam uśmiechnął się wreszcie, zaczynając czytać na głos. Pozwolił też żeby zmienili pozycję, siadł mu między nogami i zostając żywą przytulanką pierwszy raz spojrzał na tą książkę w taki sposób.
       Kit. Fikcja. A gdzie fizyka?! Kości brak! Nic wspólnego z rzeczywistością. Komentarze przyjaciela skutecznie sprawiły, że otoczka seksu i napięcia prysła jak mydlana bańka, a on zdając sobie sprawę po odpowiednich wyobrażeniach jak bardzo nierealne było takie ułożenie, sam zaczął się śmiać na całego. Aż się ciekawie zrobiło i ani nie zauważył jak się zaczął rozluźniać w jego obecności już niczego nie próbując. Zamiast tego zjedli razem kolację i zrobili sobie w łóżku bazę wykształceniową w lekkiej atmosferze rozbawienia.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {23/11/21, 05:51 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.19.24
Najbardziej męczący dzień na świecie. Wewnętrznie tak właśnie Enzo nazywał ten dzień. A zaraz obok niego, wyklinał i wychwalał jednocześnie najbardziej seksownego, kuszącego i wrednego wilka jakiego znał! Mały prowokator… Całe popołudnie świecił mu cudnymi pośladkami opiętymi tymi cholernymi dresami. Rzucał mu uśmieszki. Spoglądał znacząco. I uśmiechał się tak, że serce zająca za każdym razem wpadało w stan palpitacji, a jego kolana i myśli miękły, za to twardniało co innego. A kiedy jeszcze zaprosił go do małego sparingu, mężczyzna miał ochotę rzucić się na niego na tej macie i wziąć dokładnie tak jak lubił i tak jak chciał.
- Wieczorem – powtórzył za nim zając, zgadzając się. Nie weźmie go teraz, zrobi to później. Długo, mocno, intensywnie. Wiele razy.
Myślenie o Percim przerwał tylko na chwilę, widząc walkę Cedrica z Gillesem. Oh…
- Ohoho… - zamruczał z uznaniem, widząc te rumiane policzki, ciemniejące oczy lisa. Tak dobrze znał to spojrzenie, to ułożenie ust… A jednak, miał wrażenie, że pomimo znajomych cech, w jego gestach było znacznie więcej miękkości. Dumny uśmieszek pojawił się na jego ustach, kiedy przyglądał się jak młodzi odchodzą. Nie powinien i nie był o niego zazdrosny. Po tym co ich kiedyś łączyło i wiedząc, że była to tylko i wyłącznie namiętność, cieszył się, że Lis w końcu znalazł kogoś, kto najzwyczajniej chciał mu się oddać w całości. Nie tylko ciałem, ale i duszą.
Trening przeciągał się, choć Enzo miał wrażenie, że w chwili, w której zaczęli sprzątać materace, cała reszta uznała, że też już może się rozejść. Nie wtrącał się w decyzje naczelnego wilka alfa, w myślach znów zsuwając z jego krągłych bułeczek te irytujące spodnie… Jeszcze trochę, obiecywał sobie. Jeszcze trochę. Przetrwał zebranie. Przetrwał podróż do chatki. A kiedy drzwi się za nimi zamknęły… już się nie musiał powstrzymywać.
W jednym kroku znalazł się przy wilku, obejmując go ramionami w pasie, przesunął dłońmi przez jego plecy, nos pakując pod jego brodę, wciągając głęboko zapach jego ciała. Nie mógł się powstrzymać, liznął go przez całą długość żuchwy, zsuwając dłonie na pośladki, które wreszcie ścisnął delikatnie, jak cenny skarb. Bez problemu podsadził go sobie i owijając się jego nogami w pasie, zaniósł do jadalni, gdzie posadził go na stole. Na chwilę odsunął się, by spojrzeć na niego. Z podwiniętą koszulką, bez butów, z delikatnie rozczochranymi fioletowymi włosami i fiołkowymi oczami, które patrzyły na niego ze zdumieniem i czającym się gdzieś pod spodem ogniem, który miał zamiar w nim rozpalić. W życiu nie czuł się tak jak przy nim…
- Najpierw deser – odpowiedział mu spokojnie, sunąc nosem pomiędzy jego piersiami, zatrzymując się na wysokości mostka, by cmoknąć go w miejscu, w którym wyczuwał jak szybko biło jego serce. – Obiecałeś – przypomniał, kładąc sobie jego nogi na ramionach i zbliżając się, by delikatnie pchnąć go i ułożyć na blacie stołu. Oh, tak ten mebel był zdecydowanie idealny dla jego wzrostu.
- Jest wieczór – zauważył, wskazując brodą na okno, za którym powolnie zachodziło słońce. – A ty… cały dzień mnie kusiłeś, Perci – wymruczał mu do ucha, po chwili łapiąc je w zęby i ściskając delikatnie, uważając by z ust jego pysznego, kuszącego deseru uciekały jedynie jęki przyjemności, nie bólu.
Oczami wielkości spodków starał się obserwować każdy jego ruch, nie szło mu. W momencie gdy tak skutecznie zając zaczął wodzić językiem po miejscach w których on tak lubił być dotykany przestawał rejestrować. Zaczął za to przyjemnie pomrukiwać, nie krępował się gdy jego oddech raz przyspieszał a raz zwalniał, a gdy został przygryziony – już w ogóle oszalał z rozkoszy.
- Wypra-aszam sobie. Kuszę prze-przez pół dnia. – Zażartował wyciągając ręce tak żeby zapleść je na jego szyi, a po przyciągnięciu do siebie jego głowy wplatając palce w jego włosy, wskazał mu miejsce przy stawie szczęki gdzie chciał by go pieścił. Przy tym zrzucił z jego ramion nogi i zsuwając się nieco niżej po stole po chwili poczuł pod stopami podłogę co dało możliwość sprawnego odwrócenia się na brzuch. Gdy to zrobił, wygiął się od razu do tyłu w łuk, łapiąc jego usta w delikatnym pocałunku, po czym rzucając mu zachęcające spojrzenia wypiął wysoko tyłek stając na palcach, kładąc całą pieść na blacie. Zamachał dwa razy na zachętę tyłkiem, otarł się pośladkami o jego kroczę, a gdy rozżarzone spojrzenie padło w jego oczy, niespiesznie oblizał usta.
- Skoro Cię tak denerwują… możesz ściągnąć. – Mruczał gardłowo lubując się każdym otarciem gorącego ciała swojego faceta.
Oh… matko… najgorszy dzień jego życia? Najlepszy! Tak jak najcudowniejszym stworzeniem był ten pragnący go tak samo mocno jak on jego wilk. Nawet nie miał pojęcia, co z nim wyprawiał, a kiedy tak ostentacyjnie, otwarcie i zachęcająco zsunął się ze stołu, by te kształtne połóweczki wypiąć w jego kierunku, musiał rozpiąć spodnie, bo miał wrażenie, że jeśli tego nie zrobi, jego twardy jak skała penis po prostu je rozerwie.
- Perci… - westchnął ciężko, czując ocierające się o niego ciało mężczyzny.
Dwa razy jednak nie trzeba mu było powtarzać. Złapał te kręcące się biodra i przytrzymał je w miejscu, na chwilę przyciskając swoje gorące krocze do pośladków Percivala, pochylając się nad nim, by obcałować jego kark i ramiona. Podciągnął mu koszulkę i po chwili, odrzucił ją na bok, mając zamiar jak najszybciej dorzucić do niej dresy mężczyzny. Zanim jednak to zrobił, dokładnie wymasował go przez spodnie, zakradając się jedną ręką pod materiał i drażnić podstawę jego ogona.
- Perci, Perci, Perci… - wymruczał Enzo, wsuwając rękę głębiej, by pomasować wewnętrzną część jego uda. – Ja też umiem kusić, wiesz? – zapytał, chuchając mu w kark, by po chwili polizać go i uszczypnąć u podstawy szyi.
- Powiedz mi… co chcesz, żebym z tobą zrobił – zażądał niskim, zmysłowym głosem, krążąc palcami wokół jego ud i fragmencie delikatnej skóry pomiędzy jądrami i odbytem.
Uczenie się jak kusić kogoś kogo samo spojrzenie sprawiało, że miękły kolana było mozolne. Niemniej, ostatnio przynosiło odpowiednie efekty. Perci bowiem przestał na siłę dominować bo i tego nie chciał. Wolał być całowany, pieszczony i głaskany. W każdym geście czuć miłość i dbałość o to co i w jaki sposób ich połączyło, to że zaczynali coraz silniej tworzyć rodzinę. Oczywiście nie był w tym bierny! Po prostu robili dokładnie to co sprawiało im największą satysfakcję zarówno w łóżku jak i poza nim. Dlatego też obecnie zachowywał się tak jak zachowywał – prowokując go do rozebrania siebie i jego i wzięcia go tak jak tylko to sobie wyobrazi.
Czując twardą wypukłość ocierającą się między jego pośladkami zamruczał mocniej kładąc się na stole i bardziej wypinając. Przynajmniej do momentu w którym Enzo nie zaczął go całować i podgryzać po karku i pozbawionych koszulki ramionach. Wtedy pozwolił chwycić się za szczękę, odchylić głowę nieco w tył i dać mu większe pole do popisu. Było cudownie, a przy każdym zetknięciu jego gorącej skóry z ustami zająca drżał niekontrolowanie oblany dreszczami. Przy tym coraz mocniej czuł, że sam też robi się twardy, chciał więcej. Sapnął głośniej gdy sprawne palce Enzo wkradły się pod materiał coraz bardziej niewygodnych spodni. Sam chciał je zdjąć, ba! Zaczął się męczyć ze sznurkami żeby ułatwić im obydwu sprawę przez co zaraz został w samych bokserkach. A dotyk, ten pod bielizną jak i przez nią, szybko sprawiał, że zaczynało się mu chcieć bardzo konkretnych rzecz.
- Cały Twój, tylko Twój. – Wymruczał na sapnięcia swojego imienia, a na kolejne zdanie, uśmiechnął się z oczami pełnymi figlarności. – Doskonale wiem, dokładnie tam gdzie uwielbiam. – Zapewnił ponownie pomrukując gdy był przygryzany. – Chciałbym żebyś mnie lizał. Doprowadził… do końca, samym językiem. – Wyszeptał i chociaż ogromnie napalony to jednak speszony tym, że to mu się za każdym razem tak podoba.
- Mhmm… zrozumiałem, co tylko sobie zażyczysz… - wymruczał, a w jego głosie brzmiała jakaś taka rozbawiona nuta. Przestał się bawić jego tyłkiem, choć musiał przyznać sam przed sobą, z ogromną niechęcią, tylko po to, by pozbawić go zawadzających bokserek. A kiedy i te znalazły się na kupce ubrań gdzieś pod sofą, odwrócił go do siebie twarzą, by pocałować go w usta. Długo i namiętnie badał wnętrze jego ust, ciągle uśmiechając się w tej pieszczocie i nie mogąc się pozbyć wrażenia, że Perci z każdym pocałunkiem był tylko słodszy.
W końcu jednak odsunął się, oblizując wargi. Jego oczy błyszczały czułością. Zanim zszedł z pocałunkami niżej, obcałował całą jego twarz, szczypnął zębami szyję, a potem oba sutki obdarzył odpowiednią według siebie uwagą, chichocząc kiedy z ust wilka wydobyło się warknięcie, jakby pospieszał go, by zajął się tym, co czekać już dłużej nie mogło. W końcu klęknął przed nim, przyglądając się z uwagą sterczącemu mu przed twarzą penisowi.
- Oh, no proszę, ktoś tu jest niecierpliwy – zauważył, zbierając palcem drobinki wilgoci. Posłał Percivalowi szelmowski uśmiech, a potem bez ostrzeżenia wziął jego penisa w usta.
Wspominał coś o tym, że nie jest napalony? Już nie ważne! On. Musiał. Dostać. Enzo. Musiał! Inaczej zwariuje albo nabawi się jakiej wiecznej mega erekcji. Sam wzrok zająca doprowadzał go do szaleństwa, a gdy jeszcze go przygryzał, całował i pieścił – jego ciało ochoczo reagowało na złożoną obietnicę. Ba! Bokserki były za ciasne żeby mógł dłużej męczyć się z problematyczną reakcją. Dobrze więc, że i te po chwili zostały odrzucone chociaż jego oczy lekko zmrużyły się na zdecydowanie zbyt zakrytą osobę kochanka. Złapał więc jego koszulkę którą ściągnął sprawnym ruchem i nie ograniczając się, bo i po co, spodnie też z niego zrzucił. Taki zdecydowanie bardziej cieszył obok, a on mógł go bezkarnie obmacywać po idealnie wyrzeźbionym ciele które ubóstwiał. Kucający przed nim Enzo, który dodatkowo chwilę wcześniej zatroszczył się o to by jemu było niebywale gorąco był widokiem onieśmielającym. Gdy zaczął z tej pozycji rzucać mu jeszcze łobuzerskie spojrzenia pełne figlarności, a jego palce zaczęły delikatnie dotykać główkę penisa, on zaczął się niekontrolowanie wiercić. Płytki oddech, chciał patrzeć ale głowa sama uciekała mu do tyłu, ileż można go męczyć?! Za dużo zbyt fantastycznych bodźców! Warknął na niego, że mógłby się pospieszyć chociaż wcale nie miał w intencji takiego tonu. No i dostał za swoje. Gdy gwałtownie został złapany, a w gardle Enzo znalazł się cały jego penis, pochylił się gwałtownie do przodu nie wiedząc czy chce wziąć wdech czy zrobić wydech. Po chwili zamruczał głośno i nie mogąc się powstrzymać, zaczął lekko poruszać biodrami żeby zaznać jak najwięcej przyjemności. W końcu, sam o to błagał.
Reakcja wilka była dokładnie taka, jakiej oczekiwał zając. Gwałtowna, spontaniczna, szczera i wyrażająca jak dobrze mu było. Mężczyzna uśmiechnął się, głaszcząc Percivala uspokajająco po biodrze, czekając aż ten weźmie głęboki wdech. A potem zacznie delikatnie jęczeć i sapać z przyjemności. Pozwalał mu nadać tempo swoim ruchom, tak by było mu maksymalnie przyjemnie. A kiedy Perci odrobinę się uspokoił, choć nadal jego twarz wyrażała czystą przyjemność, dłonie Enzo znalazły się na jego pośladkach, ściskając je i miętosząc z wyczuciem. Te idealne połówki… Enzo nie mógł się doczekać, by jego gorący penis znalazł się w nim… Zostawił jedną z dłoni na krzyżu wilka, pomagając mu w spokojnych ruchach bioder, drugą zmierzając do jego uchylonych ust. Dotknął go znacząco w jednym kąciku, w drugim, posyłając mu spojrzenie. Śliń – nakazał mu wzrokiem, a kiedy wilk posłusznie przyjął jego palce w usta, cofnął odrobinę głowę, tak by tylko czubek penisa Perciego znajdował się w jego ustach i zaczął naśladować język wilka.
Enzo tak skutecznie dotykający jego czułych miejsc, do tego tak pewny w doprowadzeniu go na skraj, był zabójczo skuteczny. Czując na swojej twarzy jego dłoń spojrzał na niego mocno zamglonym wzrokiem ochoczo wpuszczając jego palec między usta. Liczył jednak na coś innego niż ponowne wywołanie jęków i spazm każących się mu wić pod ruchliwym językiem. Dlatego też sam wolał zadziałać. Złapał go za nadgarstek i pozostawiając dużo śliny na jego skórze poprowadził jego dłoń tam gdzie powinna się od początku znaleźć: między pośladki! A gdy zając bez problemu zrozumiał czego potrzebował żeby doszedł, niewiele mu już było trzeba żeby poczuć słodką rozkosz.
Gdyby usta Enzo nie były zajęte czymś słodkim, na pewno nie zostawiłby ochoczych działań Percivala bez słowa. Kuszący, zabójczo seksowny i tak uroczo błagający go o więcej, choć nie wypowiedział ani słowa. Nie musiał. Enzo doskonale rozumiał, czego od niego oczekiwał i nie zamierzał szczędzić mu przyjemności. Doprowadzony do pośladków mężczyzny, odnalazł delikatny krąg mięśni, drżący mu pod palcami. Jak mógł mu odmówić, skoro całe jego ciało wskazywało na to jak bardzo go pragnął? Nie kazał mu dłużej czekać. Delikatnie pokonał naturalny opór ciała i kiedy poczuł zamykającą się na nim miękkość, natychmiast zagłębił się w niej bardziej, szukając tego jednego punktu, który doprowadził Perciego na skraj. Musiał przytrzymać go drugą ręką, kiedy jego kolana odmówiły posłuszeństwa, a on sam, z jękiem szczytował mu w ustach. Zając przełknął wszystko, wylizując go do czysta i zapewniając jeszcze odrobinę doznań, zanim wypuścił go spomiędzy swoich warg, by posłać mu pełen słodyczy i zboczonej radości uśmiech.
- Jak zawsze byłeś przepyszny, Perci – powiedział nieco zachrypniętym tonem, podnosząc się z kolan.
Widział jego zamglony wzrok, szczęście i błogość migoczące w jego pięknych fiołkowych oczach. Pochylił się, by ucałować kąciki tych ślicznych oczu.
- Dobrze się czujesz? – zapytał z troską, nadal czując że miał w ramionach rozanieloną galaretkę.
Na niewyraźne mhmmm w postaci rozmarzonej odpowiedzi, roześmiał się szczęśliwy, że doprowadził go do takiego stanu i podniecony, bo wiedział, że zaraz tylko go pogłębi…
- Wspaniale, a teraz, mój słodki wilczku, odwróć się, oprzyj o stół i wypnij do mnie te śliczne pośladki – rozkazał mu ochrypłym głosem, z miną mówiącą, że jeśli tylko wypełni polecenie, otrzyma jeszcze więcej cudownej rozkoszy. Tak wiele ile tylko Enzo potrafiłby z siebie wykrzesać, a kochali się już tyle razy, że Perci na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że potrafił mu dać tyle, że jeszcze kolejnego dnia miał miękkie kolana.
Rozlewająca się po jego ciele rozkosz wraz z intensywnymi spazmami orgazmu sprawiła, że z jego ust uciekł przeciągły jęk spełnienia, zaraz po tym usta rozświetlił mu budyniowy uśmiech. Cudowny. Enzo był po prostu przecudowny, a gdy się niespiesznie podniósł z oczami rozżarzonymi pożądaniem, on topniał. Jeszcze mocniej niż do tej pory. I co gorsza! Wcale nie czuł ulgi! Wręcz przeciwnie. Złożona obietnica intensywniejszych przeżyć kazała się mu opanować zanim spróbował chociaż wyprosić więcej. Na razie, zajął się jego ustami, tym co te do niego wypowiadały.
- Czuje się idealnie, jak zawsze przy Tobie. – Zapewnił długimi pomrukami przypominającymi rozanielonego kota, rzucił mu przy tym ręce na ramiona po których zaczął błądzić palcami.
- Dla Ciebie wszystko, ale za moment. – Zjechał palcami po jego piersi, zaczepił sutki którymi chwilę się bawił najeżdżając na nie kciukami, przejechał palcami niżej aż po jego bokserki które wolno ściągnął. Jego twardy i jak zawsze kuszący penis niespiesznie został chwycony w jego palce, a wykonując kilka wolnych ruchów upewnił się, że stopień jego pobudzenia był odpowiedni. Ba! Zanim pozwolił się wziąć sam chwilę zaczął go pieścić ustami, nie do końca ale tyle żeby był odpowiednio nawilżony. Dopiero wtedy odwrócił się i niespiesznie kładąc się na stole pozwolił mu obejrzeć swoje plecy, a później skupić na pośladkach. Rozgrzany i gotowy czekał aż poczuje ten przyjemny napór, cudowne uczucie wypełnienia i miarowe ruchy które dotykając go pod odpowiednim kątem szybko wywoływały w nim ponowną erekcję i stopniowo wywoływały orgazm – silniejszy i słodszy niż ten pierwszy. – Cały i tylko Twój.
Na to czekał cały dzień. I jak zwykle, ani trochę się nie rozczarował. Perci był idealny, pod wieloma względami, a pod tym… cóż, nie miał sobie równych. Ufny i pomysłowy, chętny i namiętny, miał na niego taką samą ochotę jak Enzo na niego. No i co przede wszystkim podobało się zającowi, poza zaspokojeniem fizycznych potrzeb, Perci zapewniał mu też te psychiczne, sercowe i uczuciowe, sprawiając, że uśmiechał się ciepło, że każdego dnia wstawał z nową energią i nie nudził się codziennymi dniami. On i Miles zapełniali pustkę w jego sercu, sprawiając że ta powolnie, ale metodycznie zasklepiała się. Wypełniała nowymi uczuciami i przestawała tak okropnie boleć. Dlatego choć Enzo nie miał wiele i nie potrafił mu tego okazać dosadniej niż kochając się z nim całymi nocami, miał zamiar dawać z siebie wszystko, by ten wiedział, że był kochany. Z całego serca.
- A ja twój – zawtórował mu, ustawiając się pomiędzy jego nogami i nie czekając, bo bardziej podnieceni już chyba być nie potrafili, jeszcze przez chwilę przygotowywał go palcami, by zaraz zastąpić je czymś, co już dawno domagało się uwagi i głębokiego tarcia.
W pierwszej chwili chciał to zrobić powolnie i z wyczuciem, ale kiedy przypomniał sobie jak Perci męczył go cały dzień… na jego ustach pojawił się uśmieszek. Wsunął w niego samą końcówkę, a potem zatrzymał się i czekał na jakiś znak protestu ze strony wilczka. Dręczył go tak samo jak siebie, a kiedy ten w końcu spojrzał na niego przez ramię, posłał mu pełen zadziorności uśmiech i łapiąc za biodra, wszedł do samego końca, niemal natychmiast po tym zaczynając się poruszać. Raz wolniej, raz szybciej, za każdym razem jednak wychodził i wchodził do samego końca, sapiąc głośno z przyjemności i z figlarnym błyskiem w oku obserwując reakcje jego najwspanialszego Perciego.
Wredny. Był po prostu bezczelnie wredny w momencie gdy to on zainicjował całe zbliżenie w momencie w którym powinni jeszcze chwilę, świadomie myśleć o byciu odpowiedzialnymi rodzicami i zamiast dać mu całego siebie pozwalając mu miarowo jęczeć o więcej, robił to. Co to to w ogóle było?! Czekał, poczuł coś, coś nieco innego ale chciałbym głębiej. Czekał. W końcu z ognikami w oczach spojrzał przez ramię traktując go wyrzutem, fochem i fuknięciem.
- Weźmiesz mnie wreszcie czy czekasz na jakieś specjalne zaproszenie? - Zapytał oskarżycielsko, a gdy zając z niewinnym uśmiechem wreszcie się w niego wsunął, położył się bardziej na stole unosząc spojrzenie w górę i zagryzając dolną wargę nie krępował się z dźwiękami ogólnego zadowolenia! Wreszcie!
- Czekałem na specjalne zaproszenie – odpowiedział mu bezczelnie z zadowoleniem przyjmując dźwięki rozkoszy jakie mały prowokator z siebie wydawał. Enzo nie ograniczał się i nie przeciągał dłużej niż było trzeba. Był tak napalony, że kiedy zaczął się poruszać, niemal niemożliwym było, by przestał, dopóki oboje nie zaznaliby orgazmu. Pochylił się, nie przestając miarowo poruszać biodrami, by ustami i językiem wytyczać szlak przez kark mężczyzny do zagłębienia szyi, w którym się zassał, zostawiając mu malinkę. Czuł, że był coraz bliżej końca, a po drżących kolanach wilczka i coraz głośniejszych jękach jakie z siebie wydawał, domyślał się, że nie tylko on… Sięgnął po jego dłoń, którą nakrył swoją i oplatając czule jego palce swoimi, przyspieszył ruchy bioder, wbijając się w chętne ciało jeszcze głębiej, jeszcze mocniej, by po intensywnej chwili poczuć przechodzące go dreszcze orgazmu. Chcąc się upewnić, że i Perci dojdzie, odnalazł drugą dłonią jego penisa i stymulując go jeszcze z obu stron, pozwolił mu szczytować ze swoim imieniem na ustach.
Wysunął się z niego chwilę potem, łapiąc go w biodrach, by nie upadł pod ciężarem własnego ciała i obrócił twarzą do siebie, by odgarnąwszy mu grzywkę ze spoconego czoła, obdarzyć słodkim pocałunkiem.
- Byłeś cudowny… mam nadzieję, że tak samo jak ja nie możesz się teraz doczekać drugiej rundy – powiedział zachwycony, czując że w stanie w jakim był obecnie, mógłby się kochać całą noc…
Cudowny seks. Posucha jakiej doświadczał przez kilka ostatnich lat rzutowała na to jak mocno go pożądał i jak wiele na raz potrzebował. Dostawał to w idealnej dawce, kto by się spodziewał, że po tylu szczytowaniach następnego dnia rano będzie miał w głowie tylko powtórkę. Ale co się dziwić gdy mimo ostrej zabawy znajdowali moment na urocze gesty, a po wszystkim mógł się do niego przytulić obcałowując mu obojczyk i nie przejmując się tym, że ma miękkie kolana, nie umie stać. Tym razem jednak zamiast uroczego budyniowego uśmiechu, gdy Enzo zaczął do niego mówić spojrzał na niego z niewinnym, nie zwiastującym niczego dobrego uśmiechem.
- Najchętniej do białego rana pieścił bym Cię samym językiem pozwalając Ci dochodzić od samych wyobrażeń zabaw o których bym Ci opowiadał, ale niestety kochanie, przypominam Ci, że mamy dziecko. I zaraz wróci ze szkoły domagając się obiadu. - Wskazał mu na zegarek. Kładąc palec od dołu na jego brodzie odchylił mu głowę do tyłu po czym obsypując mu skórę mokrymi pocałunkami zaraz się oblizał.
- Załatwię Ci jeszcze szybki numerek pod prysznicem ale musisz wymyślić coś do jedzenia. - Zapewnij klepiąc go w tyłek i radośnie wędrując do łazienki. W jej progu się odwrócił unosząc brew w oczekiwaniu. - Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? - Zapytał rozbawiony znikając za progiem.
Perci chyba już zawsze miał go zaskakiwać w ten sposób. Nieśmiały, kiedy prosił go o spełnianie własnych pragnień, sprośny i odważny, kiedy chodziło o niego. Na przedstawioną mu wizję, oraz sugestywny dotyk, jego ciało natychmiast stało się gotowe do dalszej zabawy z mężczyzną, choć był w takim szoku, że na chwilę musiał zostać w miejscu, by pozbierać szczękę z podłogi. Jak on go kręcił!
- Nie, tym razem nie potrzebuję – oświadczył, zbierając z podłogi ubrania ich obu, podążając za nim do łazienki, w której po kilku chwilach rozległy się gorące jęki i mokre dźwięki uprawiania miłości.

Kiedy Miles przekraczał próg domu, Perci z Enzo wychodzili z łazienki. Zając z ręcznikiem przewieszonym przez ramiona i luźnych dresach, wilk w ubraniach z turbanem na głowie.
- Kąpaliście się razem? – zdziwił się ośmiolatek, odkładając tornister przy szafce na buty.
- No widzisz, tatuś się bardzo ubrudził w ogrodzie, a wujek na treningu, nie chcieliśmy sobie dokładać sprzątania – odpowiedział Enzo swobodnie, pochodząc bliżej dzieciaka, by pomóc mu odwiesić bluzę na wieszak. Kiedy dostrzegł smutną minkę chłopca, przyklęknął przed nim na jedno kolano, głaszcząc go po włosach.
- Co się stało? Skąd ta podkówka? – zapytał, nie bardzo wiedząc co malucha mogło zasmucić.
- Też chcę się wykąpać z tatusiem i wujkiem – odpowiedział, na co Enzo natychmiast roześmiał się ciepło, porywając ciemnowłosego w swoje ramiona.
- Następnym razem na ciebie zaczekamy. Albo… mam lepszy pomysł! Robi się coraz cieplej. Za jakieś dwa tygodnie powinno być na tyle ciepło, że wyjmiemy basen dmuchany, co ty na to? Będziesz mógł zaprosić też do niego Adriena i wujka Ceda, hm? Chciałbyś? – zaproponował, na co twarz chłopca natychmiast się rozpromieniła.
- Możemy też zaprosić ciocię Julie? – zapytał, na co Enzo rzucił szybkie spojrzenie opartemu o framugę Percivalowi.
- Naturalnie… nie jestem jednak pewien, czy ciocia będzie chciała, może się wstydzić tylu przystojnych mężczyzn – zażartował, łapiąc delikatnie nos chłopca.
- To ja się z nią pobawię poza basenem! – oświadczył, sprawiając że Enzo uśmiechnął się jeszcze szerzej, był taki dumny ze swojego dziecka… miało takie dobre serduszko.
Dopóki Enzo trzymał dystans mógłby go kusić na najróżniejsze sposoby popuszczając wodze fantazji. Gdy jednak tylko znajdował się między jego ramionami, przyszpilony do ściany, zapominał o tych niespełnionych obietnicach całując go niczym zakochany szaleniec. Ale kim innym on przy nim był jak nie kochanym i kochającym wariatem? Usatysfakcjonowany, wykąpany i chociaż potwornie zmęczony to jakże szczęśliwy wyszedł z łazienki nieco się z nim wygłupiając, zawijając ręcznik na głowie jak turban i wieszając się na nim. Przynajmniej do momentu gdy drzwi lekko trzasnęły a ich oczy nie skierowały się na Milesa.
- Cześć Bestyjko! - Uśmiechnął się do niego szeroko zdejmując ręcznik i jeszcze raz przecierając włosy. Przysłuchiwał się przy tym rozmowie, a słysząc o basenie i zaproszeniu dla całej gromady, posłał Enzo spokojne spojrzenie.
- To genialny pomysł kochanie. Ciocia pewnie nie może się doczekać poznania wszystkich Twoich ulubionych zabaw. - Zapewnił podchodząc do nich bo powszechnie wiadomo, że najlepiej się przytulać w trójkę.
- Co na obiad? – zapytał po chwili Miles, a po wcześniejszym małym smuteczku nie było nawet śladu.
- Naleśniki z dżemem, może być? Wujek Perci wytnie ci kształty jakie będziesz chciał – odpowiedział, posyłając wilczkowi roziskrzone spojrzenie, które zaraz utonęło w szczęśliwym śmiechu chłopca, który rzucił się, by przytulić się do mężczyzny i pociągnąć go w stronę kuchni.
Wycinanie czyli manualne umiejętności których Perci nie posiadał. Mógł naprawiać dach, łatać komin i skręcać szafki ale nożyczki - niech was licho! Niemniej nie miał zamiaru dyskutować (na razie) i dając się pociągać grzecznie czekał aż Enzo zrobi ciasto i zacznie smażyć placki. W tym czasie dowiedzieli się co ciekawego było dzisiaj w szkole, jak maluch dostał pochwałę i świetną ocenę z matematyki na co wilk ogromnie się uśmiechnął. Jego krew! Znaczy nie... Ale jego adoptowana krew!
- Dobrze, to od czego zaczynamy? - Zapytał gdy pierwszy naleśnik spoczął na talerzu przed nim, a Miles swoim krytycznym okiem nadał mu kształt ptaka. Ugh, cudownie... No więc on zaczął wycinać coś co w efekcie przypominało rozjechanego wróbla z przetrąconym dziobem i jednym skrzydłem które wpadki pod walec.
- Wuuujkuuu, co to jest?! - Żachnął się na co Perci ledwo powstrzymywał śmiech.
- No jak co? Twoja ptaszyna! - Oświadczył dumnie wypinając pierś.
- Wygląda trochę jak parówka, którą ktoś wrzucił do mikrofali… - skomentował Enzo, spoglądając na dzieło Percivala nad jego ramieniem, zrzucając Milesowi na talerz kolejnego naleśnika.
- Tata robi ładniejsze, ale twój na pewno smakuje lepiej! – pocieszył go Miles, biorąc sobie na talerz przygotowany placek i pokrył go obficie dżemem, by spałaszować go chwilę później i pochwalić uniesionym w górę kciukiem.
- Nie kładź sobie tak dużo, bo potem wypływa i się marnuje – zwrócił mu uwagę Enzo, kciukiem ścierając resztkę dżemu jaka została na buzi chłopca.
Wysmażył resztę ciasta, a potem usiadł do stołu wyczarowując spod swoich palców króliczki, wróble i inne zwierzopodobne kształty, które oddawał Milesowi i Perciemu, samemu zjadając to co z wycinanek zostało.
- Tatusiuuuu, wujkuuuu… czy to prawda, że Crise chcą nam zrobić krzywdę i że po nas przyjdą kiedy będziemy spać? – zapytał, odkładając nagle widelec i nóż na bok.
Enzo spojrzał na niego zdziwiony.
- Kto ci powiedział takie rzeczy? – zapytał poważnie, wpatrując się w syna ze zmarszczonymi delikatnie brwiami.
- W szkole starsi chłopacy tak mówili… Powiedzieli, że Crise po nas przyjdzie bo mieszkamy w rezydencji – odpowiedział, spuszczając głowę na widok niezadowolonej miny Enzo.
Mężczyzna natychmiast się zreflektował i przesiadł na drugą stronę stołu, siadając obok chłopca.
- Ci chłopcy chcieli cię nastraszyć, ale nie ma się czego bać. To prawda, że Crise nas nie lubią, ale to zwykłe łobuzy. Nie odważą się naprawdę tu przyjść. Poza tym, po to wujek Perci i jego przyjaciele do nas przyjechali. Żeby nas ochronić w razie gdyby pojawiło się niebezpieczeństwo, ale na razie go nie ma. Ale tak dla przypomnienia… pamiętasz co masz robić, gdyby kiedyś nie było mnie w domu i pojawili się ludzie, których nie będziesz znał i będą się dziwnie zachowywać? – zapytał, obejmując chłopca i wciągając go sobie na kolana.
- Mam zostawić w kuchni kartkę, że jestem u kolegów, a potem schować się w piwnicy w ogródku. I nie wychodzić dopóki po mnie nie przyjdziesz – odpowiedział pewnie, wyuczoną już dawno temu formułką.
- Dokładnie tak. Więc jeśli kiedyś będziesz się bał, możesz się tam schować. Na pewno po ciebie przyjdę. Tylko musisz pamiętać o kartce, jeśli jej nie zostawisz, może mi to zająć więcej czasu… no i… będę się bał, że coś ci się stało – westchnął, opierając na chwilę swoje czoło, o czoło chłopca, który przytulił się do niego mocno.
- Zostawię. Tata jest za duży żeby się bać – stwierdził, ale Enzo niemal natychmiast pokręcił głową.
- O ciebie i o wujka Perciego boję się zawsze kiedy was nie widzę obok siebie, to znaczy, że was kocham – powiedział miękko, spoglądając jeszcze na chwilę w oczy Perciego, by posłać mu mały uśmiech.
- Ja ciebie też kocham! – oświadczył chłopiec, mocniej przylegając do piersi zająca.
- A wujka Perciego? – zapytał, odrobinę zaczepnie, chcąc choć trochę rozładować dziwne napięcie jakie pojawiło się między nimi.
- Wujka też kocham! – powiedział pewnie mały koziorożec, tym razem przenosząc się na kolana wilka.
Podziwiając zdolności manualne Enzo uśmiechnął się ledwo powstrzymując parsknięcie gdy i jemu zwierzątko się dostało. Cóż, mógł jeść normalne naleśniki bo te były wybitnie dobre w każdym kształcie ale nie gardził, zamiast tego rozmawiał z maluchem wymyślając na szybko historię o mysim rycerzu z naleśnika który szukał dżemu. Ot, żeby się przyjemniej jadło. Zmieszał się dopiero gdy zaczął się nieco nerwowy temat na który zaczął się z uwagą przyglądać tak Milesowi jak i Enzo.
Nie wiedział o istnieniu planu awaryjnego na schowanie się ale ze względu na jego profesje bardzo pozytywnie to odebrał, ba! Wręcz odetchnął z ulgą bo sam by go podobnie instruował gdyby nadarzyła się okazja i przegadał to z Enzo. W momencie gdy nie musiał jedyne co by chciał wiedzieć to gdzie dokładnie znajduje się sławna przez alkohole tam trzymane piwniczka i jaki jest jej układ. O to chciał już poprosić samego zająca w niedługiej przyszłości. Przy tym uśmiechnął się czule gdy wszyscy zaczęli się tak głośno kochać chociaż słowa te lekko zaczerwieniły jego policzki. - Oj wiecie przecież, że ja też was kocham. Najbardziej na świecie! - Pomógł Milesowi znaleźć się na swoich kolanach i mocno go przytulił łaskocząc po szyi nosem. Temat oczywiście był poważny ale maluch nie musiał w nim uczestniczyć. Natomiast Gabryś jak najbardziej powinien i już jutro będzie przepychał się przez zarośla w poszukiwaniu ukrytych wejść do rezydencji. O dziwo, wywołało to na jego ustach zadowolony uśmiech.
Reszta obiadu minęła w nieco lepszej atmosferze, pełnej śmiechu i radości. Potem Miles wyciągnął skądś gry planszowe, w które grali przez resztę wieczoru, dopóki chłopiec nie zasnął na kanapie. Enzo przeniósł go do góry, do jego małego pokoiku, rozbudzając delikatnie by był w stanie umyć zęby, a potem położył go do łóżka, okrywając szczelnie kołdrą i całując w czubek głowy. Jego najcenniejszy skarb. Gdyby coś mu się stało… nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Kiedy zszedł na dół, dojrzał swój drugi skarb, który sprzątał po ich małych zawodach planszówkowych. Podszedł do niego od tyłu, przytulając się i nie puszczając przez dłuższą chwilę. Napawał się ciepłem, bliskością i przeświadczeniem, że tak długo jak miał ich dwójkę, Cedric i Adrien byli szczęśliwi, wszystko było dokładnie tak jak być powinno. Westchnął, wtulając nos w kark wilka, zanim zaczął go obcałowywać, choć tak na dobrą sprawę, wcale nie miał seksualnych zapędów. Nie tym razem. Czasem miał po prostu chęć na zwykłe czułości. Po chwili odwrócił mężczyznę twarzą do siebie i złapał jego głowę w swoje dłonie, by całować delikatnie jego usta. Namiętność rosła w nich naturalnie, choć bardzo powoli, zmieniając delikatne całusy w pocałunki pełne żaru. Ich dłonie przesuwały się wzdłuż ciał, szukając miejsc, które sprawiały im najwięcej przyjemności. Enzo nie zorientował się, kiedy znaleźli się w sypialni. Kiedy ułożył się na łóżku z Percivalem na piersi, nie przestając go całować. Ten seks był inny. Powolny, czuły, pełen miłości i przywiązania, drżenia mięśni i słodkich, cichych jęków. Zostawiał po sobie inny rodzaj spełnienia i pozwalał spać do rana bez snów za to z uśmiechem na ustach.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {23/11/21, 05:53 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.19.24
Upojony pierwszym w życiu orgazmem, Gilles spał tej nocy jak zabity, zapominając kompletnie o tym, że wypadałoby mu się umyć, że jego bielizna była przemoczona, a on sam nieco spocony po wczorajszym treningu i późniejszej, niezwiązanej ze sportem aktywności. Niemniej, kiedy tylko się obudził, wypoczęty jak nigdy, rozluźniony z i głupim uśmieszkiem, który wykwitł mu na ustach, kiedy tylko uchyliwszy oczy dojrzał w niedalekiej odległości twarz Cedrica. Nie było to niczym dziwnym, zważywszy na to, że praktycznie na nim leżał, ich obu przykrywając skrzydłami, a dłonie mężczyzny przytrzymywały go w miejscu, splecione na jego krzyżu.
Dłuższą chwilę płynął na fali rozkosznego rozleniwienia i dopiero po dobrych pięciu minutach, kiedy mgiełka opadła z jego mózgu, wyczuł że w zasadzie to cały się lepił, nie wspominając nawet o dziwnie sztywnych spodniach dresowych i bokserkach. Do tego na wysokości bioder czuł wyraźnie sztywną męskość Cedrica. Zarumienił się, ale kiedy lis w końcu, przebudzony delikatnym wierceniem się pierzastej kołdry uchylił oczy, potrafił myśleć tylko o jednym.
- Czy ty spałeś tak całą noc? Nie boli cię nic? Sasha mówił, że jak się jest zbyt długo podnieconym to jaja sinieją, nie mam pojęcia co miał na myśli, ale nie chcę żeby ci coś zsiniało – powiedział mocno zmartwiony, wpatrując się w błękitne oczy z naiwną niewinnością.
Cedric nie pamiętał, kiedy ostatni raz spał tak dobrze. Usnął niemal od razu, gdy skrzydła Gillesa zamknęły ich w intymnym kokonie, a ręce chłopaka ciasno go oplotły - to samo zrobiły jego własne, przyciągając go blisko do siebie, ciało przy ciele. I o ile na początku planował pójść się przed spaniem ogarnąć, przebrać, umyć i uspokoić, tak jak tylko zamknął oczy, przebudzać zaczął się dopiero następnego ranka, pod wpływem ruchów i znajomego odczucia w podbrzuszu. Na początku nie do końca ogarniał, co się działo, z kim był, ani nawet gdzie - zajęło mu dobrą chwilę, aby całkowicie wrócić do swoich zmysłów. Nie otwierał jeszcze oczu, chociaż zaczął orientować się lepiej w sytuacji, czując znajomy, przyjemny ciężar na ciele, a wspomnienia ubiegłego wieczoru zalały jego głowę; wciąż odtwarzał minę, którą robił Gilles, dochodząc, jak słodko smakowały jego usta, jak wrażliwy i wdzięczny był pod jego dotykiem, wyginając się i drżąc. Nie mógł powstrzymać leniwego uśmiechu na te myśli. A potem usłyszał ten słodki głos, gadający takie rzeczy, że rozbudził się całkowicie w moment.
- Ja…co? - zapytał w szoku, gdy dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego w pełni znaczenie słów Gillesa. Zmarszczył brwi w konsternacji; czasem aż nie dowierzał, jak nieświadomie Gilles rzucał niektóre słowa, ale również jak niewinny i nieświadomy w ogóle był. - Nie, nie całą noc… - mruknął, zakrywając z zawstydzeniem twarz dłońmi. Nie wierzył, co ten chłopak z nim robił. - Wszystko jest okej - zapewnił pod nosem, nie będąc w stanie jeszcze spojrzeć na młodszego. A to, że ten na nim praktycznie leżał, wcale nie pomagał mu się uporać z problemem w jego spodniach. - Co jeszcze ci Sasha naopowiadał, hm? - rzucił pół żartobliwie, pół poważnie, bo już zaczął podejrzewać, że mogły z tego w przyszłości wyjść nieporozumienia.
Ucieszył się, słysząc że wszystko było w porządku. Uspokoił się, a na pytanie, przekręcił głowę na bok, chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią, zanim zaczął mówić o wszystkim, co mu się przypomniało.
- Oh… Wszystko mi mówił. Do tej pory nie rozumiem niektórych słów, jak: BDSM, fisting, bukake, orgia… - wymieniał niewinnie i ufnie, przytulając się do lisa. Po chwili jednak zmarszczył lekko brwi i przypominając sobie coraz więcej, spojrzał na mężczyznę nieco zaniepokojony i odrobinkę speszony.
- Hej, a… a czy podczas seksu naprawdę trzeba być związanym i mieć zasłonięte oczy? Niby Sasha mówił, że to wszystko fajne, ale jakoś nie jestem przekonany czy naprawdę chciałbym zwisać głową z łóżka, albo żeby patrzyło na mnie więcej niż jedna osoba… No i szczerze mówiąc trochę się boję kiedy myślę o dildach wielkości ręki. Czy to naprawdę jest konieczne? – zapytał, a w jego szczerej twarzyczce było naprawdę sporo niepokoju.
Cedric nieco się rozbudził przez rozmowę, obracając na bok, aby móc patrzeć na Gillesa, czekając na jego odpowiedź. A gdy ta już przyszła, jedyne na co był w stanie się zdobyć, to szerokie otworzenie oczu, z następującym pełnym szoku:
- Ojapierdole - wymsknęło mu się zupełnie szczerze. I o ile aż tak często nie przeklinał (pierwszy raz zdarzyło mu się to przy młodszym chłopaku właśnie wtedy), starając się nie nabrać tego nawyku od Cecile, która leciała wiązankami, tak w tej sytuacji jakakolwiek inna reakcja nie wchodziła w grę. Przez chwilę między nimi zapadła cisza; Cedric otwierał usta jak ryba wyciągnięta z wody, ale żadne słowa nie uleciały z nich, wciąż w zbyt dużym szoku. Dopiero po dłuższej chwili był w stanie jakoś zareagować, po krótkim odchrząknięciu i zebraniu myśli. Bogowie, sam nawet nie kojarzył wszystkich słów, które chłopak wymienił.
- Ja…Ty…Porozmawiamy o tym za chwilę, okej? Tylko pójdę wziąć szybki prysznic - wydukał w końcu, czując z irytacją jak jego policzki pokrywają się szkarłatem. Potrzebował przerwy, aby wymyślić, jak w ogóle odpowiedzieć. 
Nie oceniał nikogo za fetysze, sam miał swoje, próbował też paru ciekawszych czy mniej standardowych rzeczy z Enzo. To, z czym miał kłopot, to że Sasha przy rozmowach z Gillesem - najwyraźniej bardzo nieświadomym niczego Gillesem - pominął podstawy edukacji seksualnej, zostawiając mu jakieś kompletnie wyciągnięte z kosmosu wyobrażenie o seksie. Jak ten chłopak mógł ominąć aż tak wiele informacji? Podniósł się do siadu, wzdychając cicho. Czekała ich zdecydowanie rozmowa, aby rozmyć wszystkie wątpliwości Gilla. Spojrzał na niego z lekkim, acz wciąż zdezorientowanym, rozczuleniem, po chwili zawahania dając mu krótkiego buziaka w czoło, równocześnie podnosząc się z łóżka.
- Zaraz wracam i porozmawiamy - zapewnił ciepło. - Chyba że chcesz się umyć pierwszy? - zapytał po chwili, przypominając sobie, że Gilles usnął wczoraj po ich zbliżeniu, co na pewno musiało pozostawić go w dyskomforcie.
Nie był pewien, jakiej reakcji się spodziewać, ale na pewno nie przewidział tego, ze Cedric przeklnie. Był przyzwyczajony, w klanie Espoirów sporo osób używało inwektyw jak przecinków, niemniej to był pierwszy raz kiedy usłyszał brzydkie słowa z ust Lisa. Czy zdenerwował go pytaniami aż tak bardzo?
- Okej - zgodził się, widząc minę mężczyzny. Zaskoczenie, które mieszało się z niedowierzaniem i zawstydzeniem.
- Jak... Jak nie chcesz to nie musisz mi wcale odpowiadać - powiedział, bo nie chciał wprawiać białowłosego w dyskomfort, chociaż naprawdę liczył na to, że Cedric wyjaśni mu trochę więcej. Uwielbiał rozmawiać z Sashą, ale czasem miał wrażenie, że jego przygody łóżkowe były dla niego nieco zbyt ekstremalne. A z drugiej strony bał się, że to po prostu tak wyglądało, niezależnie od tego czy był to Sasha, czy Cedric. Uspokojony całusem w czoło, spojrzał na Lisa z niewinną ciekawością. Naprawdę chciał się dowiedzieć więcej...
- Hm? Oh, nie... Możesz iść pierwszy, mnie to nie boli, a ciebie... - zarumienił się delikatnie, kiedy jego wzrok mimowolnie opadł na krocze Cedrica z wyraźnie odznaczającym się w nich przyrodzeniem mężczyzny.
- Chcę porozmawiać - zapewnił Cedric ciepło chłopaka, uśmiechając się lekko. Widząc z kolei rumieńce na widok jego krocza, zaśmiał się krótko, samemu będąc do bólu świadomym swojego stanu. Pokiwał głową i udał się bez ociągania do łazienki. Potrzebował chwili, aby zebrać myśli. Nie prowadził nigdy takiej rozmowy, poza jakimiś paroma z Adrienem, gdy byli młodsi. Mężczyzna wszedł pod prysznic i od razu puścił zimną wodę, próbując ochłonąć po ostatnich bardzo intensywnych 24 godzinach. Starał się ustalić sobie w głowie, jak zacząć rozmowę z Gillesem. Zawsze miał doświadczonych partnerów, a sam nie pamiętał do końca - poza swoim feralnym pierwszym razem - jak Enzo mu wszystko tłumaczył, stąd nieco się stresował, że pominie coś ważnego lub powie coś, so przyniesie odwrotny skutek. I o ile najchętniej odciągałby tę rozmowę w czasie, tak wiedział, że nie miał wieczności. Szybko dokończył mycie i parę minut starał się ochłonąć, bo myślenie o seksie, jeszcze w kontekście Gillesa, wcale nie pomagało mu się szybko uspokoić. Kiedy zyskał pewność, że poradzi sobie z rozmową, wyszedł z powrotem do sypialni, a młodszy zajął łazienkę. W międzyczasie Cedric opuścił sypialnię i poprosił w kuchni o dwie herbaty i jakieś śniadanie. Z naręczem jedzenia wrócił do swojego pokoju i rozłożył wszystko na łóżku, czekając na papugę. Gdy w końcu byli już z powrotem razem, siedząc na pościeli, Cedric się odezwał.
- Okej - powiedział, samemu korzystając z paru dłuższych chwil, aby zebrać ostatnie myśli. - To, co powiedział ci Sasha, nie jest…do końca błędne - zaczął niepewnie, ostrożnie dobierając słowa. - Ale na pewno pominął podstawy. To, co ci przedstawił, w większości jest fetyszami - kontynuował, ale widząc niezrozumienie na twarzy chłopaka, poszukał odpowiedniejszego wyjaśnienia w głowie. - Każdy ma inne upodobania odnośnie seksu, które odnajduje wraz z czasem i doświadczeniem. Niektórzy lubią ostrzejsze zabawy, takie jak wymieniłeś, BDSM na przykład. Ale to nie dotyczy wszystkich, a co więcej na pewno nie na początku odkrywania swojej seksualności. I te początki wyglądają bardzo standardowo. Nie masz zasłoniętych oczu czy zawiązanych rąk, i zdecydowanie nie musisz używać żadnych zabawek - odpowiedział jeszcze na wcześniejsze pytania Gillesa, wciąż ledwo dowierzając, że musiał prostować aż takie podstawy. - Nie musisz robić nic, z czym czujesz się niekomfortowo, Gilles - zapewnił ciepło chłopaka, uśmiechając się delikatnie. - Seks nie różni się za dużo od tego, co robiliśmy wczoraj - dodał po chwili zastanowienia, ignorując lekkie rumieńce, które zabarwiły jego policzki na wspomnienie tego, jak niesamowicie erotyczny jest Gill. - Komunikujecie w trakcie z partnerem swoje potrzeby, to co chcecie robić, jak chcecie robić, poznajecie swoje ciała, szczególnie na początku relacji - wyjaśnił, czując się powoli nieco bardziej komfortowo z tą rozmową. - Chcesz szczegóły, jak to wygląda dokładnie w praktyce? Albo masz jakieś dalsze pytania? - dopytał zachęcająco, nie wiedząc do końca, ile informacji chłopak potrzebował.
Kiedy Cedric był w łazience, chłopak choć odrobinę uporządkował łóżko, z przyzwyczajenia ścieląc je i wyrównując narzutę, by mogli porozmawiać w nieco bardziej cywilizowanych warunkach. A kiedy mężczyzna wyszedł, zajął jego miejsce, z ulgą zrzucając z siebie brudne ubrania. Na widok plamy w okolicach krocza, pokrył się okropnym rumieńcem. Ah… to było takie miłe, takie przyjemne… ale nadal… trochę zawstydzające. Umył się szybko i przebrał w czyste ubrania, na ramiona zarzucając bluzę Cedrica, którą sobie już dawno przywłaszczył. Mokre kosmyki spływały mu na plecy i wilgotne skrzydła. Widząc lisa na łóżku, dosiadł się, niemal natychmiast korzystając z jedzenia, które przyniósł białowłosy, łapiąc w ręce jednego tosta z serem. Skubał go powolnie, ciesząc się tonem głosu Cedrica i słuchając go uważnie.
Oh… Czyli? Czyli Sasha miał rację? Czyli tak to właśnie wyglądało?! W jego myśli wkradło się odrobinę paniki, która zaraz została uspokojona, by zmienić się na twarzy Gila w niezrozumienie. Czym był fetysz? Chyba miał to pytanie wypisane na twarzy, bo Ced zaraz pospieszył z wyjaśnieniem, które chłopak zrozumiał i które to uspokoiło go znacznie, na nowo budząc w nim ciekawość. A kiedy stwierdził, że w zasadzie podstawowy seks nie różnił się mocno od tego co robili wczoraj… zarumienił się, gapiąc się na lisa jak cielę na malowane wrota.
- Czy to znaczy, że wczoraj uprawialiśmy seks? – zapytał, a ta informacja sprawiła, że zarumienił się mocniej, spoglądając w oczy Cedrica z nieśmiałą ufnością.
Słuchając dalej… stwierdził, że brzmiało znacznie milej niż to, o czym opowiadał mu Sasha, choć nadal nie rozumiał za bardzo. Komunikować… okej, ale… Co mogli robić? Jak mogli robić? Niby znał… mechanikę, ale po tym co usłyszał od Cedrica, miał podejrzenie, że znów niekoniecznie musiało to wyglądać tak jak opowiadał Sasha. A przynajmniej nie dla kogoś, kto tak jak Gilles nie miał o tym bladego pojęcia. Na propozycję szczegółów, pokiwał głową, spoglądając na Ceda ciekawsko. Skoro wiedział już, że nie musiało to wyglądać jak tortury, chciał wiedzieć jak mogło to wyglądać gdyby kiedyś chciał spróbować.
- Uhm… Chciałbym i jakbyś… jakbyś mi mógł pokazać na… na przykładzie… to… to też by było super – poprosił, bo zdecydowanie był wzrokowcem i łatwiej mu było zrozumieć coś, kiedy mógł to zobaczyć.
Cedric cieszył się, że panika widoczna na twarzy Gillesa zelżała wraz z postępowaniem ich rozmowy, a chłopak wydawał się dużo spokojniejszy. Z kolei jego spokój wpływał bezpośrednio na Cedrica, któremu również udało się zrelaksować i poczuć pewniej w tej rozmowie. Słysząc jego pytanie, zastanowił się na moment.
-Hm, to chyba zależy od tego, jak ktoś definiuje seks. Dla jednych będzie on tylko wtedy, gdy dojdzie do penetracji, co jest nieco wykluczającą definicją według mnie, dla innych jakiekolwiek zbliżenie ponad całowanie już będzie seksem. Więc chyba to jest dość indywidualna sprawa? - powiedział, nie znając do końca odpowiedzi na jego pytanie. Natomiast nie mógł powstrzymać lekkiego rozczulonego uśmiechu na widok rumieńców chłopaka. Zaraz jednak, słysząc jego następne słowa, to jego policzki pokryły się tak mocnym szkarłatem, jak nigdy dotąd. Spojrzał na chłopaka w szoku, nie do końca rozumiejąc jego słowa.
- P-przykład-dzie? - zająkał się niezręcznie, nie mogąc utrzymać wzroku na jego twarzy, stąd opuścił go niżej i odchrząknął zawstydzony. - Ja…ty…c-co masz na myśli? - wydukał w końcu, ponieważ jego umysł podpowiadał mu tylko jedną wersję “przykładu”, o jakim mógł mówić Gilles, ale szczerze wątpił, aby o to chodziło. Co wcale nie przeszkadzało jego umysłowi tworzyć wszystkich bardzo nieprzyzwoitych wizji z Gillem w roli głównej, które spowodowały nawet mocniejsze wypieki, ponieważ obiekt jego fantazji siedział zaraz przed nim. Sięgnął po herbatę, upijając parę dużych łyków i nawilżając nagle bardzo suche gardło. Przymknął na moment oczy, próbując z całych sił się uspokoić, ponieważ czuł się jak głupek. Chyba nie był przygotowany, że Gilles mógłby tak nieświadomie wypalić taką propozycję; zupełnie zbił go z pantałyku, zaskoczył, a tym bardziej zawstydził. - Jaki…przykład? - dodał na koniec, gdy czuł, że przynajmniej tym razem się nie zatnie w trakcie mówienia. Nadal jednak omijał wzrok młodszego chłopaka, zażenowany sobą, jak i swoim zdradzieckim umysłem, który już odpłynął w najbardziej erotycznych mrzonkach.
Huh? Czy powiedział coś nie tak? Czy zrobił coś nie tak? Czemu Cedric się rumienił? I czemu Gilles widząc jego rumieńce, zaczerwienił się nawet bardziej, pewien, że przyznał się do czegoś, do czego nie powinien.
- U-u-u-um… - zająknął się, nie wiedząc czy będzie w stanie odpowiedzieć. Ale skoro już powiedział a, to wypadałoby powiedzieć, b prawda? – B-b-b-bo…. N-n-n-no bo… - zaciął się, mając ochotę schować się gdzieś i wcale nie wracać do tej rozmowy. Dlaczego chciał się dowiedzieć takich rzeczy?! – P-p-prze-przepraszam… B-b-bo… S-S-Sa-Sasha m-m-mi k-k-kiedyś p-p-pokazał… - wyjąkał, ale widząc minę Lisa, zaciął się jeszcze bardziej, nie potrafiąc wyartykułować porządnego zdania. Zdołał z siebie jedynie wydusić coś o książce, o obrazkach i po tym… zamilkł, chowając twarz w dłoniach. Nie wiedział, że to nie było dobre! Że nie powinien oglądać takich rzeczy!
To było wręcz nieprawdopodobne, jak bardzo z Gillesem wzajemnie nakręcali swoje zawstydzenie. Widząc czerwieniącego się chłopaka, sam miał wrażenie, że zrobił się nawet mocniej zarumieniony, a poziom jego zażenowania osiągnął maksimum.
- S-Sasha? - zająkał się, w szoku przyglądając się chłopakowi. Nie spodziewałby się nigdy takiej odpowiedzi, chociaż może nie powinien aż tak się dziwić? Ich dwójka przecież była blisko ze sobą, przyjaźnili się, mogli eksperymentować? A sam Cedric przecież miał za sobą romans z przyjacielem - byłby hipokrytą, jakkolwiek to oceniając. Od razu chciał dopytać, ale całe szczęście Gilles w końcu dodukał coś o książce i dopiero wtedy co nieco kliknęło w głowie Cedrica. Odetchnął lekko - i z ulgą, której nie do końca rozumiał, jak gdyby myśl, że źle zrozumiał wstawkę o Sashy, uspokoiła jego nerwy - zanim nie kontynuował. - Myślałem…że mówiąc o przykładzie - zaczął, postanawiając wyjaśnić, co spowodowało w nim aż tak intensywną reakcję. Nie chciał, aby Gilles myślał, że mógł zapytać o coś złego, skoro zdecydowanie tego nie zrobił. Cedricowi zależało, aby jak najlepiej nauczyli się rozmawiać o wszystkim, a szczególnie intymnych sprawach. - Miałeś na myśli…ekhem - odkaszlnął, wciąż z lekkim zawstydzeniem - praktyczny przykład, tutaj, teraz - mruknął pod nosem, nie do końca tak wyraźnie, jak powinien, mając równocześnie nadzieję, że to będzie to na tyle dosadne wyjaśnienie, że chłopakowi zarysowało obraz myśli, którymi haniebnie podążył Cedric (i wcale nie był z tego dumny, przyznanie się do tego kosztowało go sporo odwagi). - Co dokładnie miałeś na myśli? Książki? - dodał zaraz, chcąc w końcu postawić tę sprawę jasno między nimi. Uśmiechnął się lekko, ukrywając za kubkiem z herbatą, gdy czekał na odpowiedź. Jego serce wciąż biło nieco za szybko, ale przynajmniej wyobraźnia nie podpowiadała mu najdzikszych fantazji.
Huh? Myśli Gillesa niekoniecznie nadążały za tokiem rozumowania Cedrica, ale kiedy w końcu zdał sobie sprawę z tego, jak brzmiały jego słowa… natychmiast zaczął jąkać coś niewyraźnie, zbyt zawstydzony samą myślą! Aczkolwiek… Cedric, był taki dobry w tłumaczeniu rzeczy… nic nie mógł poradzić na to, że był… okropnie ciekawy, co się kryło pod pojęciem praktycznych przykładów. Jego policzki nie zmieniały barwy, ewentualnie chwilowo stawały się tylko bardziej rumiane, kiedy w jego głowie pojawiały się coraz to inne obrazy. Nie miał jednak doświadczenia, nie potrafił, poza niezręcznymi przykładami tego, co opowiadał mu Sasha dokładnie odwzorować w swojej głowie sytuacji w jakiej miałby się znaleźć. Zwłaszcza, że Ced twierdził, że większość z tego nie była… cóż, podstawowa.
- Sasha miał tego tak dużo, że myślałem, że to całkiem normalne mieć chociaż jedną… Nawet mi taką dał, ale… ale wstydziłem się patrzeć – przyznał się, splatając i rozplatając ze sobą nerwowo palce. – Nie wiedziałem, że… no… że nie wszyscy je mają, przepraszam – dodał, spoglądając rozbrajająco niewinnie w jasne oczy lisa, jakby przepraszał, że w ogóle pomyślał o czymś takim.
- Um… ale jeśli masz jakiś inny pomysł… - zaczął nieśmiało, spoglądając na niego ciekawsko. Wierzył, że nawet jeśli Cedric nie miał książek, poradziliby sobie w jakiś inny sposób.
Cedric zdołał się nieco uspokoić, słysząc w końcu pełne wyjaśnienie od chłopaka. Odłożył puste talerze na stolik nocny i lekko się przeciągnął, czując nieco spięte mięśnie po tej niestandardowej nocy. To, oraz fakt - a może głównie - że Gilles skopał mu tyłek na treningu dnia poprzedniego.
- Nie musisz za to przepraszać - upomniał go delikatnie, czule, acz krótko, muskając palcami jego policzek, zanim nie położył się na łóżku, pociągając chłopaka za sobą, tak że mogli patrzeć na siebie bokiem. - Niestety, jedyne książki, jakie mam, to te od anatomii. Nie sądzę, aby były aż tak adekwatne do tego tematu - roześmiał się lekko, wzruszając niewinnie ramionami. Nigdy nie czuł potrzeby posiadania książek, sam od razu wskoczył w praktykę, chociaż bardzo możliwe że powinien był zacząć od teorii.
- Chcesz, żebym ci to opisał? - zapytał w końcu, a widząc krótkie, dość nieśmiałe skinięcie głową, uśmiechnął się zachęcająco. Ułożył się wygodniej, tak że byli dość blisko siebie. Zamyślił się na moment, próbując znaleźć odpowiednie słowa, zanim nie zaczął.
- Zaczęlibyśmy od całowania - powiedział na początek, zupełnie nieświadomie od razu mówiąc o tym tak, jakby ta sytuacja dotyczyła ich dwójki. Prawdą było, że w jego wyobrażeniach i nowo rozbudzonych chęciach dokładnie tak było. Jego wzrok mimowolnie opadł na usta chłopaka, pamiętając dokładnie ich smak z dnia poprzedniego. - Delikatnego, namiętnego, zależy od nastroju. Nasze ręce pewnie zaczęłyby błądzić po ciele drugiego - kontynuował, i jak na pokazanie, uniósł rękę i delikatnie ułożył na biodrze młodszego, przesuwając ją miękko w górę, przez talię, klatkę piersiową, obojczyki, aż do szyi, którą musnął opuszkami, zanim nie ułożył dłoni na policzku Gillesa. - Niektórzy się rozbierają. Inni zostają częściowo w ubraniach, jakkolwiek jest wygodniej - powiedział, dokładnie mając w głowie obawę młodszego, którego chciał nieco uspokoić w tej kwestii. Jego ręka przesunęła się z policzka na usta chłopaka, zaczepiając je zadziornie kciukiem, lekko rozwierając wargi, ledwo powstrzymując się, aby nie zbliżyć się do niego na nowo. Między nimi zapadła cisza, którą przerwał wraz z odsunięciem ręki; połączył ją z tą Gillesa, zaplatając ich palce razem na pościeli. - Może dojść do gry wstępnej, ale nie musi. Zależnie od preferencji. Niektórzy pieszczą się ustami i językiem, inni dłońmi, inni tym i tym. - Jak na zawołanie, jego palce przesunęły się po nadgarstku mężczyzny, badając miękką skórę, z ciekawością zatrzymując się na szalejącym pulsie. Uśmiechnął się nikle na to uczucie, ale był to bardziej drapieżny uśmiech, tak jakby krył za sobą wszystko to, co sobie nie tak dawno wyobrażał.
- Jest też penetracja. U mężczyzn jest nieco bardziej skomplikowana niż przy seksie waginalnym. Potrzeba trochę więcej czasu na rozciągnięcie mięśni i przyzwyczajenie się, konieczny też jest jakiś lubrykant. Takie sprawy techniczne - zaśmiał się nieco, bardziej na wspomnienie swojego pierwszego razu, któremu daleko było do książkowych opisów seksu; wspominał go mimo to niesamowicie dobrze (choć z dawką pobłażliwości dla młodszego, nieporadnego siebie). - Jest wiele różnych pozycji, z których można korzystać, popróbować, aby znaleźć swoją ulubioną - powiedział, wzrokiem pobieżnie mierząc sylwetkę Gillesa, jak gdyby próbując spojrzeniem wymyślić, która byłaby z nim najodpowiedniejsza. - Ważna jest też rozmowa, aby rozumieć, jakie potrzeby i oczekiwania ma partner - wspomniał też, dzieląc się wiedzą, której nauczył go Enzo, mimo że na początku absolutnie nie był chętny do tego i zapierał się rękoma i nogami, byle tylko nie musieć się dzielić ze starszym swoimi emocjami. - Seks może być spokojny, namiętny, czuły, ostry, niezdarny, śmieszny…Cokolwiek, Gilles, tak długo jak czujesz się z tym dobrze. Trochę ci to rozjaśnia czy wciąż nie bardzo? - zapytał na koniec, zachrypniętym od emocji głosem. Bogowie, sam testował swoją cierpliwość, patrząc w te duże, tak pełne niewinnej ciekawości, oczy. - Masz jakieś pytania?
Wspólne leżenie, patrząc sobie przy tym w oczy i mając możliwość w każdej chwili się dotknąć, czy w wypadku Gillesa, ukryć przed starszym swój wyraz twarzy, było naprawdę bardzo miłe. W ogóle czuł się przy nim bardzo komfortowo, co było dla niego nowym doświadczeniem biorąc pod uwagę, że jedyną osobą, z którą rozmawiał na takie tematy był Sasha… i Blaze. Przy nim jednak czuł się całkiem bezpiecznie. Wiedział, że lis nigdy nie zrobiłby mu krzywdy i że ważył słowa, byle tylko go nie przestraszyć, nie powiedzieć czegoś nie tak, czy zwyczajnie nie sprawić mu przykrości. Bardzo go doceniał i ufał mu najbardziej na świecie. Kiedy kiwał głową na zgodę, by Cedric mu o tym wszystkim opowiedział, myślał o tym, że nie chciał, by na jego miejscu był teraz ktoś inny.
Wsłuchał się w jego głos, przyglądając mimice, śledząc ruchy jego oczu, które spoczęły na jego ustach, które bezwiednie zwilżył językiem. Pamiętał ich pocałunek z wczoraj… taki słodki, taki miękki i… taki gorący. Niemal natychmiast w jego myślach pojawił się obraz ich dwójki, to już znał, mógł sobie wyobrazić jak by to wyglądało… i bardzo mu się ta wizja podobała. Na dotyk, zadrżał delikatnie, wciągając nieco głośniej powietrze w płuca, nie spuszczał jednak wzroku z oczu mężczyzny, przełykając ślinę kiedy jego palce dotarły do jego twarzy.
- Oh, to jak my wczoraj! – ucieszył się na wspomnienie ubrań i że nie trzeba ich było zdejmować… przynajmniej częściowo.
Kiedy kciuk Cedrica musnął usta Gillesa, chłopak uchylił je delikatnie, czując coraz wyraźniej jak jego serce szalało mu w piersi, a rumieńce, które wkradały się na policzki coraz mniej miały wspólnego z zawstydzeniem… Czy skoro zrobili to wczoraj… to dzisiaj też mógł go pocałować? Zadrżał kiedy palce mężczyzny odnalazły te jego i splotły je ze sobą, jakby chciał dodać mu otuchy, zapewnić, że to wszystko było w porządku i że cokolwiek się nie działo, byli w tym razem. To było… zdecydowanie lepsze od tego, co opowiadał mu Sasha. Znacznie bardziej… uczuciowe. Na dotyk w okolicy nadgarstka, zadrżał niekontrolowanie, a kiedy Ced się uśmiechnął, tak… nie potrafił tego nazwać! Ale od tego uśmiechu zrobiło mu się gorąco, a znajome uczucie pojawiło się w jego podbrzuszu, jakby przypominając mu, że wszystko o czym rozmawiali było tym, co fizycznie mogło łączyć dwójkę ludzi. Na wspomnienie penetracji, odrobinkę się zestresował, ale późniejsze wyjaśnienia, choć nadal nie dawały mu pełnego obrazu sytuacji… zostawiały ją znacznie mniej przerażającą niż po rozmowach z przyjacielem. Kiwnął głową odpowiadając na pytanie, czy teraz trochę bardziej rozumiał co miało się dziać, aczkolwiek pytań pojawiło mu się kilka. Najpierw jednak prześledził sobie wszystko, co Cedric mu powiedział, nie chcąc czegoś przypadkiem pominąć. Nieśmiało powtórzył ruch białowłosego, dotykając jego biodra, potem brzucha, klatki piersiowej i policzków.
- Um… w zasadzie mam kilka… Skąd będę wiedział na co mam nastrój? Czy taki nastrój może się też w trakcie zmienić? A co jeśli ja będę chciał delikatnie, a ty nie? Jak wygląda gra wstępna? Jak się rozciąga mięśnie? Trzeba robić jakieś ćwiczenia przed? Czym jest lubrykant? – zasypał go pytaniami, nie odrywając spojrzenia z jego twarzy, jakby każde słowo, które do niego wypowiadał było niezwykle cennym doświadczeniem. – Oh… no i… czy ty masz jakąś swoją ulubioną pozycję? – zapytał na koniec, bardzo tego wszystkiego ciekawy.
Cedric zadrżał, czując delikatny i niepewny dotyk Gillesa, który powtarzał jego ruch, ale nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmiechu. To było miłe, że ten był coraz pewniejszy w ich relacji.
- Powoli - zaśmiał się ciepło, słysząc wszystkie pytania Gillesa. Cieszył się, że chłopak czuł się na tyle komfortowo, aby przerabiać te tematy z nim i kontynuować rozmowę. I chociaż jego niewiedza i niewinność nieco rozbrajały Cedrica, tak naprawdę doceniał zaufanie, którym chłopak go obdarzał. Nie przestawał go zaskakiwać. - Tak jak masz nastrój na ciastko, tak masz nastrój na seks? - odpowiedział na jego pierwsze pytanie, podając dość kiepską analogię, ale nie bardzo wiedział, jak miał mu to lepiej wyjaśnić. - Po prostu…będziesz to wiedział? Może się on pojawić wraz z podnieceniem albo wraz z jakąś aktywnością, całowaniem - spróbował ponownie, trochę zaplątując się we własnej odpowiedzi. - I zdecydowanie może ci się zmienić w trakcie, stąd tak ważna jest komunikacja, abyś mógł to powiedzieć partnerowi. W trakcie może ci się zmienić, odwidzieć, możesz chcieć przestać i to wszystko jest okej, naprawdę nie ma w tym nic złego, to normalne. A jeśli będziemy mieli inne chęci to dogadamy to tak, aby każdemu z nas było komfortowo i tyle. To może brzmieć skomplikowanie czy zawiłe, ale w praktyce takie nie jest. To wszystko jest dość intuicyjne - powiedział z lekkim wzruszeniem ramion, nie umiejąc odpowiedzieć na wszystkie pytania Gillesa tak dobrze, jakby chciał. Zaskakująco trudno było mu to jednak wyjaśnić, teoria wydawała się znacznie bardziej skomplikowana niż sama praktyka. Dopiero przed pytaniem o grę wstępną zrobił dłuższą przerwę, na nowo budując swoją cierpliwość. Nie chciał zachowywać się jak jakiś jaskiniowiec, ale równocześnie nie był nieczuły, takie rozmowy, jeszcze z obiektem jego fantazji, były po prostu podniecające, a on nie był niewinny czy nieaktywny, aby na to nie reagować. Odchrząknął cicho, zanim nie kontynuował.
- Gra wstępna…hm, seks oralny na przykład? - powiedział, a widząc pytanie na twarzy Gillesa, przymknął oczy, próbując na moment wyciszyć swoją wyobraźnię. - Zaspokajanie się ustami, Gilles - powiedział jak najdosadniej umiał, uśmiechając się lekko do niego, a jego wzrok znacząco zjechał niżej po jego sylwetce, zatrzymując się na kroczu chłopaka. Jego brew się lekko uniosła, nim wrócił spojrzeniem do brązowych oczu, mając nadzieję, że ten załapał aluzję. - Dotykanie ciała dłońmi, językiem, lizanie, podgryzanie, ocieranie, całowanie…trochę podobnie do tego, co robiliśmy wczoraj. Ale mogą to też być słowa, jakieś nakręcanie się, stroje, delikatne muśnięcia - powiedział w końcu, nie wiedząc, jak opisać te rzeczy bez bycia kompletnie wulgarnym. Najprościej byłoby mu to po prostu pokazać… - I można w grze wstępnej dołączyć zaspokajanie się palcami i właśnie rozciąganie oraz przyzwyczajanie mięśni. Na początku seks analny może być dość specyficznym doświadczeniem, stąd dobrze zacząć od palców i po prostu zaznajomić się z tym uczuciem. Można dołączyć właśnie jakieś zabawki o mniejszych kształtach, żeby po prostu się przyzwyczaić. A lubrykant to toward deficytowy - zaśmiał się, zanim nie zabrał się za dalsze wyjaśnienia. - Taki żel, nawilża i ułatwia ruchy - oznajmił, zastanawiając się, czy miał jakiś pod ręką, aby móc mu pokazać. Szybko sięgnął do szafki, a po przegrzebaniu jej, wyciągnął lubrykant i prezerwatywy, o których zapomniał. - No i gumki. Przy seksie konieczność, nie wiem, czy kojarzysz - dodał twardo, bo w jego przypadku nie było możliwości na odstępstwa od tej reguły. Podał wszystko Gillesowi, aby chłopak mógł zobaczyć. Cedric naprawdę czuł się tak, jakby przeprowadzał w godzinę całą edukację seksualną, której ktoś nabiera normalnie przez całe nastoletnie lata.
Dopiero słysząc jego kolejne pytanie, Cedrica na nowo zatkało, a policzki momentalnie pokryła czerwień. Gilles zupełnie nie miał filtru, przez to że nie orientował się aż tak dobrze w sytuacji. Wiedział, że chłopak nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jakie pytania zadawał.
- Mhm…mam - zaczął, wciąż nieco zawstydzony, ale to uczucie szybko uchodziło w niepamięć na rodzącą się w nim namiętność. - Lubię być na górze - powiedział dość pobieżnie, nie wiedząc, czy Gilles chciał, aby opowiedział mu to ze szczegółami? Czy miał mu zaprezentować? Cedric był przy nim już przygotowany na każdą opcję. - I misjonarską - dodał, przypominając sobie o intymności, która była przy tej pozycji.
To wszystko brzmiało tak… skomplikowanie. Gilles rozumiał większość i podobało mu się, że najwięcej nacisku Cedric kładł na rozmowę i komunikowanie się, zwłaszcza że do tej pory raczej nie mieli z tym problemu. Niemniej było tego tak dużo… niby wiedział, że seks mógł być przeróżny i że był ogrom rzeczy jakie można było robić, dotąd jednak myślał, że skoro Sasha mówił mu o raczej ekstremalnych sytuacjach, w podstawie będzie trochę mniej tego wszystkiego. I oczywiście, brzmiało dobrze, ale… bał się, że sobie nie poradzi. Czuł ogrom doświadczenia Cedrica jakiego on zwyczajnie nie posiadał, a który to peszył go i sprawiał, że zaczął się odrobinę wstydzić. Czy jemu to nie przeszkadzało? W końcu… nawet nie wiedział, czy i jak mógłby go dotknąć, żeby sprawić mu przyjemność, podczas gdy Lis mówił o tym jakby robił to tysiące razy.
Kiedy w jego rękach znalazł się lubrykant i opakowanie prezerwatyw, zarumienił się, ale pokiwał głową. Wiedział czym były te drugie, bo Sasha często mu powtarzał jak ważne były jeśli chciał uprawiać seks i nie bać się, że złapie coś nieprzyjemnego. Co prawda… nie spodziewał się, że żyjąc wśród ludzi, którzy go nienawidzili mógłby ich potrzebować, ale teraz kiedy znalazła się osoba, z którą jak podejrzewał… były całkiem spore szanse na to, że jednak będzie… znów poczuł się okropnie niedoświadczony i niezgrabny. Nawet nie wiedział jak powinien ją założyć.
Usiadł na posłaniu nieco zamyślony, słuchając z najwyższą uwagą tego o czym mówił mu Cedric. Wiedział, co znaczyło, że Cedric lubił być na górze, nawet w myślach, kiedy ich sobie wyobrażał, to lis się nad nim pochylał, więc nie widział przeszkód. A kiedy jeszcze poczuł dzielącą ich przepaść, wcale się nie dziwił, że to Lis miałby choćby za pierwszym razem być osobą, która miała się wszystkim, albo większością zająć, jak bardzo samolubnie by to nie brzmiało.
- Nie znam takiej – powiedział, a w jego głos wdarło się trochę toczącego mu się żyłami zmartwienia. Spojrzał na lisa znacznie mniej pewnie niż do tej pory, obracając w palcach pudełko prezerwatyw. – Ja… w ogóle tak mało wiem. Czy tobie to nie przeszkadza? – zapytał, bo nie był w stanie sobie odpowiedzieć, czy to było dobrze, czy źle, że nie posiadał kompletnie żadnego doświadczenia.
Ced nie dziwił się, że Gilles takiej nie znał, w końcu ledwo przerobili podstawy podstaw. Zamyślił się więc na chwilę, zanim nie przeszedł do dalszych wyjaśnień, już bardziej dosadnie.
- Mówiąc na górze mam na myśli, że…hm - zawahał się na moment, ale jedynie krótki, nie chcąc owijać w bawełnę czy szukać jakiś połowicznych określeń. - Partner jest we mnie i leży, a ja jestem na nim, siedząc. Lubię to, jak dokładnie z takiej pozycji mogę obserwować mimikę partnera i że to ja kontroluję tempo oraz głębokość - wyjaśnił w końcu, uśmiechając się z lekkim zawstydzeniem. - A misjonarska… - zastanowił się na moment, nie do końca wiedział, jak to opisać. Zrobił parę niewybrednych ruchów rękami, ale zdając sobie sprawę, jak nieporadnie to wyglądało, zrezygnował z pomysłu. Zamiast tego sięgnął po szkicownik, który leżał nieopodal, otworzył na jakiejś pustej stronie i bardzo szybko oraz pobieżnie naszkicował jedynie zarys postaci w tej pozycji. - O, to ta - oznajmił z dumą, podstawiając chłopakowi pod nos kartkę papieru. Gilles tworzył dość ciekawy obrazek, w jednej ręce trzymając prezerwatywy, w drugiej lubrykant, a na kolanach mając obrazek wyrwany z kamasutry. Cedric z kolei cieszył się, że udało mu się znaleźć jakiś alternatywny sposób, aby mu to zaprezentować. Nawet nie zwrócił uwagi, że jedna z narysowanych przez niego postaci miała skrzydła i długie włosy, tak jak właśnie chłopak. Tak jakby jego mózg potraktował to jako największą oczywistość.
- Oh, Gill… - rozczulił się szczerze, słysząc jego kolejne słowa. Tym razem bez podtekstu seksualnego delikatnie podniósł ich wciąż splecione dłonie do swoich ust, aby krótko pocałować go w kostki. Wyobrażał sobie tylko, ile zaplątanych informacji to musiało być dla Gillesa, ile niewiadomych, pytań, zmartwień. - Absolutnie mi to nie przeszkadza - przyznał z całkowitą szczerością, uśmiechając się do niego ciepło. - Właściwie uważam, że to bardzo urocze - dodał, chcąc aby chłopak poczuł się nieco pewniej. - Nie ma nic złego w niewiedzy, przecież każdy tam kiedyś był. Ja sam wciąż nie wiem i nie próbowałem wielu rzeczy - powiedział, patrząc młodszemu w oczy. - Wszystkiego nauczymy się w swoim tempie, wspólnie.
- Oh! – wyrwało mu się na wyjaśnienia Cedrica… nie tego się spodziewał, ale chyba dlatego mężczyzna tak powtarzał, że to komunikacja jest najważniejsza, bo nie wiedzieli tak naprawdę co druga osoba miała na myśli, dopóki nie powiedziała tego na głos. Tłumaczenie drugiej nie było aż tak proste. Gil niekoniecznie zrozumiał nieskładne ruchy dłoni lisa, za to doskonale zrozumiał, kiedy miał przed sobą kartkę, na której białowłosy dokładnie wyrysował co i jak… Przesunął palcami po rysunku, mimowolnie umiejscawiając siebie i Ceda w takiej pozycji. Na raz zrobiło mu się okropnie gorąco, a bordowy rumieniec objął jego twarz, uszy i szyję.
- Wygląda… miło. Chyba… umiem sobie nas wyobrazić… w… w taki sposób – wymamrotał, okropnie speszony, ale nadal nie wypuścił papieru spomiędzy palców.
Kiedy Ced uniósł jego dłoń do ust, nadal był niepewny i dopiero ciepłe spojrzenie i miękkie słowa sprawiły, że odrobinę się rozluźnił, znów wpatrując się w obrazek. Jego myśli wypełniły się białowłosym, uczuciami i wyobrażeniami. Nieśmiało zbliżył się do mężczyzny, gramoląc mu się na kolana i obejmując go ramionami za szyję. Nadal… była to pozycja, w której czuł się bezpiecznie i komfortowo. Jakby nic złego nie mogło mu się stać, kiedy był tak blisko Cedrica.
- Nauczysz mnie tego wszystkiego o czym mówiłeś? – zapytał nieśmiało, spoglądając mu w oczy i odruchowo już, odnajdując palcami końcówki jego mięciutkich włosów, które muskał, jednocześnie głaszcząc go po karku.
- Jest miła - skomentował Cedric, również nieco zawstydzony komentarzem Gillesa, mimo że sam również umiał - z naprawdę wielką łatwością już w tym momencie - wyobrazić sobie ich dwójkę w taki sposób. I tak naprawdę każdy inny już wtedy. W jakiejkolwiek pozycji. Uśmiechnął się lekko, gdy spostrzegł, jak chłopak (na początku niepewnie) zbliża się do niego i gramoli mu się na kolana. Cedric domyślał się, że młodszy chyba po prostu lubił tą pozycję, bo to nie był pierwszy raz, gdy tak siedzieli. Ba, sam Cedric uważał ją za bardzo przyjemną. Miał nadzieję, że jego słowa i cała ta rozmowa przekonały Gillesa i chociaż minimalnie zmniejszyły jego obawy. Podejrzewał jednak, że nie była to ostatnia ich taka konwersacja, z czym nie miał zupełnie problemu. Cieszył się na perspektywę odkrywania i dogadywania tych rzeczy wspólnie. Mruknął też zaraz z zadowoleniem, a jego oczy mimowolnie się przymknęły, gdy poczuł dotyk miękkich palców na karku i włosach. Gilles idealnie trafiał w pieszczoty, pod którym Cedric się po prostu rozpływał.
- Mhm, nauczę z chęcią - powiedział, zaczepnie trącając jego nos swoim, podczas gdy jego ręce ulokowały się na biodrach mężczyzny. - Kiedy tylko będziesz chciał - dodał ciszej, utrzymując intensywne spojrzenie z chłopakiem. Atmosfera między nimi się nieco zagęściła, ale nadal pozostawała stosunkowo spokojna, intymna. Nieco nieśmiało musnął usta chłopaka swoimi, przyciągając go równocześnie bliżej, tak że mogli swobodnie się przytulać, ciało przy ciele. Nie chciał jednak pogłębiać pocałunków, zostawiając je na czysto romantycznej i słodkiej płaszczyźnie. Inaczej, był już pewien, po prostu nie wypuściłby Gillesa z sypialni, a obaj, przypuszczał, mieli swoje obowiązki. Sam Cedric niedługo musiał udać się do lecznicy, w międzyczasie musiał się pouczyć, a jeszcze chciałby znaleźć czas, aby sprawdzić co z Adim i jego nosem, za który wciąż czuł okropne poczucie winy.
Zapewnienia Cedrica uspokoiły go. Nie chciał być taki nieświadomy, tak bardzo niepewny w tym wszystkim, skoro ufał mu na tyle, by w ogóle ten temat poruszyć, by zacząć sobie wyobrażać ich dwójkę w jednoznacznych sytuacjach. No i w końcu, nie chciał, kiedy w końcu doszłoby do czegoś poważnego, stresować się własną niewiedzą. Dlatego doceniał wszystko, co Ced mu powiedział i miał cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś znajdą chwilę, by rozwiać więcej jego wątpliwości. No i… ewentualnie by zrobić to samo co wczorajszego wieczora… Zarumienił się na tę myśl, ale wystarczyło mu jedno spojrzenie w oczy lisa, by zapomnieć o wszystkim o czym myślał. Przełknął ślinę, spoglądając to w jego oczy, to na usta, kiedy mężczyzna zbliżał się coraz bardziej, wywołując palpitacje w jego sercu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że sam również pochylił się mocniej, układając ręce nieco wygodniej na jego ramionach, by było mu wygodniej, kiedy w końcu ich usta się zetknęły. Nie było w tym pocałunku nic wulgarnego, nic dwuznacznego i dlatego był taki miękki, taki słodki. Gilles odpowiadał na niego nieśmiało, czując w brzuchu słodkie sensacje, które jednak nie miały w sobie seksualnego kontekstu. Był taki… szczęśliwy. I niewinnie zakochany po uszy.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {07/02/22, 01:00 am}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.04.20

      Wszystko zdawało się uspokoić między Cedriciem a Gillesem, tak samo jak i w rezydencji. Treningi z Percivalem wciąż trwały w tle, każdy miał swoje zajęcia, a życie nadal się toczyło, jak gdyby nieświadome skoku relacji, tak przecież ogromnego, między ich dwójką.
      Cedric nie narzekał, ba, wręcz przeciwnie – rozpływał się w nowo odkrytym uczuciu ekscytacji i eksploracji, które towarzyszyły jego relacji z Gillesem. Nie do końca umiał jeszcze nazwać wszystkie swoje emocje, ale na pewno nie narzekał na poczucie spokoju i bezpieczeństwa, zadowolenia i po prostu…szczęścia.
      To jednak wcale nie trwało tak długo, jak gdyby sobie życzył. Poranek dwa dni po ich pierwszym zbliżeniu dość szybko zreflektował ich sielskie nastroje. Cedric wciąż spał, wpółleżąc na Gillesie, z głową opartą na jego klatce piersiowej. Jego ręka przerzucona była przez talię młodszego mężczyzny, a ich nogi zaplątane między sobą. Od czasu ich pocałunku bariera dotyku, którą w ostatnich tygodniach powoli zamazywali, całkowicie zniknęła. Nadal co prawda było między nimi dużo zapytań, niepewności, rozmów do przeprowadzenia, ale równocześnie niewyobrażalnie wzrósł ich komfort i poczucie bezpieczeństwa przy sobie. Najwyraźniej nawet w nocy, podświadomie, to czuli, biorąc pod uwagę jak bardzo przytuleni do siebie się budzili, już drugi raz w ten sposób. Co więcej, cały wczorajszy dzień spędzili próbując się od siebie odkleić. Dopiero praca Cedrica i dalszy trening z Percim sprawił, że chociaż na chwilę ich ręce się od siebie odsunęły, tylko po to, aby wieczorem na nowo się odnaleźć, kompletnie zapominając o całym świecie za zamkniętymi drzwiami. I choć z początku były to przytulania, wciąż wyczuwania siebie i swoich granic, niewinne muśnięcia… te dość szybko zamieniły się w kolejne namiętne pocałunki, jak gdyby żaden z nich nie miał dosyć. Usnęli więc w swoich objęciach, wyczerpani godzinami odkrywania tego, co lubią i jak ich ciała na siebie reagują.
      I Cedric za nic w świecie normalnie nie chciałby się obudzić następnego dnia, zbyt zrelaksowany ich nocnymi zbliżeniami, jak i nieco zmęczony ograniczoną liczbą godzin snu. Decyzja o wstaniu nie należała jednak do niego. Słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, chociaż za oknem było zaskakująco jasno, a na niebie wciąż nieśmiało jaśniał księżyc, gdy w Rezydencji rozległy się krzyki paniki, harmider, przerażone krzątanie. Cedric na początku to zignorował, będąc w stanie braku pewności, czy to tylko jego sny czy już jawa. W końcu jednak podniósł się, zaalarmowany.
Otworzył drzwi sypialni, wyglądając na zewnątrz na korytarz, tylko żeby zobaczyć co rusz trzaskające drzwi do pokoi, biegających ludzi, ogólnie pojęty chaos. Zmarszczył z rosnącym niepokojem czoło, i rzucając ostatnie kontrolne spojrzenie na korytarz, spojrzał na młodszego mężczyznę, wciąż nieświadomie w błogim śnie.
      – Gilles – powiedział głośno, mając nadzieję, że nieco to rozbudzi chłopaka. Gdy ten jednak tylko przewrócił się na drugą stronę, zakopując się głębiej w pościeli, Cedric zamknął drzwi i wrócił szybkim krokiem do sypialni, aby lekko potrząsnąć ramieniem mężczyzny, powtarzając na nowo jego imię. Dopiero wtedy powieki młodszego leniwie zaczęły się otwierać.
Gilles jednak, jak gdyby wyczuwając niepokój Cedrica, dość szybko podniósł się do siadu, patrząc na niego z niemym pytaniem w oczach .Prędko musiały też dojść do niego krzyki z zewnątrz, bo jego twarz wykrzywił grymas.
      Ktoś otworzył ich drzwi, powodując że Cedric niemal natychmiast ustawił się przed młodszym chłopakiem, gotów – jeśli byłaby taka potrzeba – rzucić się na kogokolwiek, kto bezprecedensowo wtargnął do ich sypialni. Tą osobą jednak okazała się przerażony służący, który szybko, prawie że bezwiednie, zmierzył ich wzrokiem.
      –  Magazyn się pali! Potrzeba rąk do pomocy, szybko! – oznajmił, i tak szybko jak wpadł, tak znów go nie było, pozostawiając po sobie szybko rosnące przerażenie. Cedric na nowo odwrócił się do Gillesa, i był pewien, że zaniepokojona twarz Papugi odzwierciedlała jego własną.

      Mężczyzna nie wiedział, co tak dokładnie go obudziło. Tak naprawdę położył się spać bardzo późno, nie udało mu się nawet zapaść w poprawny, głęboki sen. Wieczór spędził zaaferowany książką, którą dostał od Adriena dnia poprzedniego – po tym, jak wstali i zjedli wspólnie śniadanie, w dwójkę wciąż zakopani pod kołdrą, Sasha przeglądnął ostatnio czytane przez młodszego książki i…i kompletnie dał się wciągnąć w jakieś romansidło, które młodszy kiedyś tam czytał i gorliwie mu polecał. Książka ta wciąż leżała na jego klatce piersiowej, gdy do jego czujnych uszu doszły pierwsze, jeszcze wtedy ciche początki krzątaniny. Rozbudził się niemal natychmiastowo, z dużą konsternacją ubierając jakieś spodnie i zgarniając koszulkę, żeby wyjrzeć na korytarz. Nie musiał długo obserwować ogólnego harmideru, aby domyślić się, że coś było…bardzo nie tak.
      A gdy świadomość potencjalnego niebezpieczeństwa w niego uderzyła, nawet się nie zastanawiał, tylko zatrzasnął za sobą drzwi i zaczął biec.
      Sasha nie rozumiał, czemu jego kroki zamiast na zewnątrz, gdzie cały chaos się odbywał, skierowały się biegiem w stronę tak znanej, a jednak wciąż za bardzo odległej, sypialni. Nawet nie pukał, gdy z impetem otworzył drzwi, wparowując z jasno wymalowaną na twarzy paniką do pokoju Adriena. Ulga, która go zalała, gdy zobaczył chłopaka wciąż bezpiecznie zawiniętego w kołdrę była przytłaczająca do tego stopnia, że aż oparł się o framugę. Gdzieś z tyłu jego głowy pojawiła się zdradliwa myśl, że to zdecydowanie nie była ulga, którą czuło się tylko to kolegów, gdy w grę wchodziła tylko czysta atrakcja lub sympatia, ale postanowił ją zignorować; okoliczności zdecydowanie nie te, aby rozpatrywał swoje poplątane uczucia do chłopaka. W trzech dużych krokach zbliżył się do jego łóżka, siadając na materacu, który pod jego ciężarem się ugiął. Chwycił młodszego za dłoń, lekko ściskając, jak gdyby wciąż upewniając się, że ten był bezpieczny, zaraz obok niego.
      - Adrien – powiedział i, ku jego zdziwieniu, chłopak rozbudził się niemal od razu, jak gdyby wyczuwając napięcie w powietrzu. – Coś się wydarzyło – powiedział prędko, nie chcąc niepokoić chłopaka niewiedzą dłużej, jak i wyjaśniając swoją obecność w jego sypialni. Już otwierał usta, aby odezwać się znowu, gdy drzwi ponownie się otworzyły, tym razem z hukiem uderzając o ścianę za nimi, a do środka wpadł Cedric, trzymając blisko siebie za rękę Gillesa. Na obu ich twarzach widoczna była panika, która nieco zelżała na widok dwójki przyjaciół, bezpiecznych.  
      - Co się dzieje? – zapytał Sasha, a po krótkim ściśnięciu dłoni Adriena, wstał z łóżka, z którego zaczął wygrzebywać się Adi. Zielonowłosy podszedł do okna, ostrożnie, jak gdyby przygotowany był do uniku w każdym momencie, wyglądając na zewnątrz. Oprócz zadziwiającej jasności, tak nienaturalnej dla wciąż bardzo wczesnego poranka, nie mógł nic dojrzeć. Co prawda do jego uszu docierały z oddali charakterystyczny dźwięk, tak nie umiał go jeszcze określić. Słychać było jednak krzyki i nawoływania, a z okna widział tylko biegających ludzi w nieznanym jemu kierunku.
      - Pożar magazynu. Nie znam szczegółów – oznajmił Cedric, wplątując z frustracją rękę we włosy. Chociaż część jego paniki zelżała, gdy upewnił się, że jego brat jest bezpieczny, tak daleko było mu do jakiegokolwiek spokoju. A ten zaczął zniknąć nawet bardziej, gdy przypomniał sobie o jednym, istotnym fakcie. – Cholera – wymsknęło mu się, a gdy oczy pozostałej trójki skupiły się na nim, pospieszył wyjaśnić. – Enzo…Enzo mieszka niedaleko magazynu, jego chatka… – oznajmił w końcu, a w jego głosie pobrzmiewała napięta, rzadko słyszalna nuta. Chatka zająca nie była dosłownie obok magazynu. Budynki, gdzie przetrzymywali wszystkie dobra były w innej części posiadłości, a od Enzo dzielił ich jeszcze spory kawałek ogrodu, ale kto wie, jak ogień mógł się roznieść, szczególnie przy łatwopalnych młodych drzewkach, które przecież ogrodnik tak skrzętnie hodował. Zając i Miles na pewno byli mniej bezpieczni tam, w takiej odległości od pożaru, niż oni wszyscy razem wzięci w rezydencji. Cedric przeklął pod nosem i zaraz też wzdrygnął się niekontrolowanie, gdy dobiegły ich kolejne krzyki z korytarza nawołujące do pomocy. Odwrócił głowę w tamtą stronę, zaraz z powrotem mierząc ich wszystkich razem wziętych.
      - Powinniśmy pomóc – oznajmił twardo Sasha, równocześnie wiążąc włosy w małego kucyka, aby nie wpadały mu do oczu. – I znaleźć Perciego – dodał po chwili namysłu, domyślając się, że mężczyzna jak nic będzie już w środku tego chaosu. Może on udzieli im więcej informacji.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {26/02/22, 07:12 pm}

Kiss, marry, kill - Page 5 PicsArt_01-25-11.30.07
       Kolejne pięknie dni mijały bez zbędnych komplikacji.
       Nigdy nie podejrzewał, że będzie mógł być tak bezkarnie, tak bez granic szczęśliwy. Czasami go ta myśl dobijała, śmieszyła. Był bowiem najbardziej nieporadną osobą w tych sprawa z jaką Enzo najpewniej zdarzyło się obcować i żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, stanowiło to paliwo dla ich intensywnie rozwijającej się relacji. Niemniej, nie było to na tyle uciążliwe żeby nie mógł rozkoszować się obowiązkami które smakowały całkowicie inaczej, możliwością powrotu do bezpiecznego i ciepłego domu wypełnionego niegasnącym uczuciem, spełnienia które przynosiła mu opieka nad bystrym dzieciakiem czy nad samym zającem. Dostał wiatru w skrzydła, nic nie mogło mu popsuć dobrego humoru, a swoje zadania zawodowe realizował jakby z większą łatwością niż zwykle. Aż do tego feralnego dnia gdy oczywiście coś musiało runąć.
       Spało się mu wybornie bo i nieco przegiął z ostatnim treningiem. Nie dość, że pół dnia biegał po łąkach i lasach jak ta łania bo im tyczki przestały działać, sygnał zrywało i nie umieli odkryć dlaczego, to jeszcze później dał wszystkim taki wycisk, że sam ledwo stał na nogach. A, no i cudowny obowiązek zaspokojenia swojego faceta który mruczał mu o ostrym seksie do ucha już od obiadu. No więc spał wtulony nosem w jego szyję przez co nie chrapał jak piła maszynowa ale też można było go porównać do trupa. Albo narkozy. Albo trupa pod silną narkozą.
       Pierwsze hałasy całkowicie zignorował. Krzyki, wołania o szybką mobilizacje wszystkich dostępnych sił. Nic do niego nie docierało. Nawet pierwsze uderzenie w drzwi sprawiło, że zaczął upominać Enzo mrucząc w jego skórę.
       - SZEFIE, DO KURWY NĘDZY! – Podniósł się jak oparzony, do tego z miną ćpuna i chyba strużką śliny na brodzie. Zmarszczył brwi, ktoś się wariacko dobijał im do drzwi. Ale na zewnątrz było jeszcze ciemno… Wyjrzał za okno i dostrzegł dziwną łunę. Nadal mózg nie pracował. Wstał, dotoczył się do drzwi łapiąc do ręki nóż myśliwski. Ale za progiem nie stał żaden wariat, zziajany Gabryś minął go w progu i w panice zaczął się rozglądać za czymś za czym nie miał prawa wiedzieć gdzie może leżeć.
       - Pali się, dawaj kluczyki do swojego auta, masz tam wąż od pompy! – Warknął na co cała senna mara spowijające jeszcze jego umysł i oczy, cofnęła się gnana nagłą adrenaliną.
       - Co się pali?! – Wyjrzał za drzwi, dostrzegł stojący w ogniu budynek magazynu górujący nad niskimi, pięknie przystrzyżonymi drzewkami. Oczy miał wielkości spodków, od razu dopadł do swojej kurtki i dał owczarkowi kluczyki. Następnie w tył zwrot i prawie wpadł – klasycznie już – nosem w pierś zająca.
       - Budź Milesa i weź go do rezydencji. Upewnij się, że nie ma tam powszechnej paniki i najwyżej wróć. Trzeba zabezpieczyć wszystkich którzy nie są potrzebni do pomocy. – Oznajmił całkowicie trzeźwy, kierując się natychmiast po jakiekolwiek spodnie, włożył jeszcze tylko buty i wybiegł z chatki chcąc zobaczyć w jak czarnej dupie są z szalejącym żywiołem muskającym z radością stare, suche deski.
       - Gdzie ta pompa?! – Krzyknął na co usłyszał klasyczne „ugh” i wiązankę przekleństw z ust swojej podwładnej. Nie było na to czasu, miała problem z rozwinięciem kabla do zasilania, a co dopiero ze znalezieniem wewnętrznego sprzętu który to wszystko zasili. Od razu się za to zabrał, od innej strony, przytaszczył ich agregat i nie zważając na szybkie ubrudzenie się smarem, odpalił urządzenie. Po chwili więc mieli możliwość czerpać ze studni czymś innym jak wiadrami, szło szybciej ale nadal topornie.
       Jasne języki sięgały coraz wyżej śląc w powietrze tysiące zabójczych ogników. Wzmagał się wiatr. Zagrożona była rezydencja.
       - Szefie, to nie ma sensu. – Oznajmił podobnie jak on zziajany Gabryś. Mieli problem z pompom, naklnęli się za wszystkie czasy.
       - Widzę. Ale nie możemy przestać tego podlewać bo będzie jeszcze gorzej. – Potarł nerwowo kark. – Dobra, niech moczą to wiadrami dookoła, przenosimy wąż na drzewa i w razie konieczności najbliższą fasadę rezydencji. Musimy podstawić jeepa żeby ten wąż o coś oprzeć, wtedy damy radę go podciągnąć wyżej. – Oznajmił odwracając się za siebie żeby sprawdzić czy kopany właśnie agregat ruszy. Szczęśliwie, warkot tylko na chwilę się uciszył po czym ponownie rozbrzmiał pompując ciecz. Jednocześnie jego oczy trafiły na pewnego aniołka, który w zawrotnym tempie wylądował między samochodem, a nim. Posłał mu uśmiech widząc w nim zdeterminowanie i dyscyplinę po czym przekręcił głowę niczym ciekawski szczeniak.
       - Jaki masz limit udźwigu? – Zapytał gdy Papuga stanął koło niego po czym znacząco spojrzał na wąż pompujący wodę. – Jakby się nam udało zmoczyć otoczenie od góry, razem z drzewami, to nam ogień nie pójdzie dalej. Magazynu i tak nie uratujemy ale zbijemy trochę temperaturę przez którą unoszą się iskierki. – Oznajmił cicho żeby nikogo nie zniechęcić od pracy, ogień nadal stanowił ogromne niebezpieczeństwo, co nie oznaczało że miał nadzieję na uratowanie jeszcze czegokolwiek.
       - Mamy wąż z zastawkami tylko trzeba go podnieść. Nie ma też takiego ciśnienia więc trzeba go trzymać. – Wyjaśnił nieco gestykulując, a gdy Gilles bez przeszkód się zgodził zagwizdał do osób zgromadzonych przy studni żeby wymienić wąż. Sam podniósł ponownie wiaderko które dostał gdzieś podczas krążenia między samochodem, pompom a studniom. Nie chciał przestawać pomagać, czekało go jeszcze kilkadziesiąt kursów chociaż przyjemniej się o tym myślało gdy zakwitła nadzieja na zamknięcie całej katastrofy w miejscu magazynu, nigdzie indziej.
       Cała nadzieja w Gillesie który właśnie podkasał rękawy do pracy.

       Sasha. On go prześladował!
       Od kilku dni wydawało mu się, że tkwił w jakimś dziwnym niezdecydowaniu. Czasami jelonek rwał go jak młodą rzodkiew sprawiając, że źrenice nieco się mu rozszerzały na kunszt rzuconego w niego teksu, jednocześnie sprawiając, że jego ciało ochoczo reagowało na wszystkie te szeptane obietnice. A później? Sasha budził się kolejnego dnia z dwubiegunówką, wychodził zanim on się obudził chociaż w nocy do niczego nie dochodziło, nie pozwalał się mu macać, dzióbać do siebie, udawał że jest grzeczny! No i po co to wszystko?! Miał mętlik w głowie, był napalony, śniły się mu jakieś totalne bzdury i dziwnie wzrosła częstotliwość samozaspokojenia.
       No i jeszcze to wyrwanie go ze snu. Podniósł się do siadu, pozbawiony okularów i w znaczącej ciemności nie widział absolutnie nic, mrużył jednak oczy raz po raz nasłuchując jak oddechów w pokoju przybywa. Nie znaczyło to, że nie rzucił przy pierwszym zerwaniu do siadu jakimś dziwnym tekstem: „nie wyciągaj tak szybko”. Znowu mu się seks śnił? Zamruczał głośno wyrażając swoje zdegustowanie.
       - No co wy..? – Zapytał szukając okularów, tylko przypadkiem przekroczył uda Sashy i nieco wypinając tyłek w górę (nieco za mocno), ubrał okulary. Rzucił mu przy tym łobuzerskie spojrzenie po czym jego wzrok trafił na zestresowanego Ceda, skupionego Gillesa no i sam jelonek, wyglądał jakby…
       - Czemu macie takie miny? Pali się? – Rzucił dla żartu, och jak trafił!
       Nie minęły dwie minuty gdy w pełni ubrany w znalezione pod ręką rzeczy – i nawet w butach! – gnał do głównego wejścia do rezydencji, do wielkiego holu z parą kręconych schodów. To właśnie tam spodziewał się zastać całą panikującą służbę, która realnie nie miała jak pomagać w gaszeniu wielkiego pożaru magazynu, a która pewnie…
       - Wszyscy zginiemy!
       - Niedługo ogień strawi rezydencje!
       - To Crise! To oni podłożyli ogień!
        - Musimy uciekać! Inaczej nasze truchła zostaną przestrogą dla nam podobnych!
– Słysząc krzyki spanikowanych kobiet i seniorów klanu przewrócił oczami. Nikt tu dzisiaj nie zginie, przecież Perci na pewno reagował… Gilles z Cedem polecieli sprawdzić jak im idzie, czy nie potrzebują więcej rąk do pracy, a on wychodząc z szerokiego korytarza szybko przybrał poważną minę, prostą postawę i prosząc gestem żeby Sasha poczekał na niego, podszedł do ojca.
       - Uspokójcie się, proszę was. Nikt tu dzisiaj nie zginie, jesteśmy pod dobrą opieką Espoir. To tylko pożar, nie musiał zostać podłożony. – Prekursor wydawał się mocno zmęczony, jakby tej nocy jeszcze nie zdążył się położyć i chociaż starał się zapanować nad tym tłumem, po jego słowach wybuchła kolejna dyskusja, „czy Prekursorzy na pewno stoją po dobrej stronie?”
       Nie mógł dłużej tego słuchać, jednym sprawnym ruchem wskoczył na barierki i po wsadzeniu palców wskazującego i środkowego obu dłoni w usta, przeszył korytarz długim gwizdem. Rozgorzała dyskusja, która zaczynała przybierać kolor tak żywy jak płomienie w magazynie natychmiastowo ucichła, a wszyscy spojrzeli na małego tygryska którego ogon drgał z nerwów.
       - Czy wy siebie słyszycie? Na zewnątrz swoi kilka opancerzonych wozów pełnych amunicji, pożar gasi wyspecjalizowany oddział, a wy się boicie, że siedząc w pełni zabezpieczonej rezydencji zginiecie? – Zapytał, retorycznie oczywiście, przeszywając wzorkiem każdego kto próbował wszcząć z nim jeszcze dyskusję. Niestety, nie można było odmówić mu racji. Byli bardziej przygotowani na potencjalny atak niż kiedykolwiek dotąd. Nie dość, że uzbrojeni to od pewnego czasu uczyli się tym wszystkim posługiwać. Perci odwalił kawał dobrej roboty, a on tylko skromnie o tym przypomniał.
       - A może to właśnie Espoir wzniecili pożar! – Tego zagrania natomiast nawet Adi się nie spodziewał. Zjeżył się szukając tego kto śmiał tak powiedzieć o ich sojusznikach, cennych sprzymierzeńcach.
       - Tak! Właśnie! Wy się z nimi bratacie! Knujecie! Jesteście im posłuszni! – Prychnął w duchu. On? Sashy? Tak, na pewno jelonek go totalnie zdominował i okręcił wokół palca. Aż nie umiał nie przewrócić oczami. Szkoda, że dyskusja na temat potencjalnego zagrożenia jakie Espoir ze sobą przynieśli rozgorzała na dobre. Nie pozostało mu nic innego jak ponownie spróbować zagwizdać. Tylko, że… tam na dole… zaczynała się robić coraz gorsza wrzawa. Ktoś się pchał, zaczął krzyczeć, rozniósł się pisk, że Espoir ich śledzą. Oho, Sasha wyjrzał na hol i ktoś go dostrzegł. O nie, i jeszcze Enzo? Też jakiś starzec zaczął po nim wrzeszczeć, że brata się z ich wielkim wrogiem. Tylko, że… Oni do jasnej cholery byli już częścią rodziny!
       - Koniec! Cisza!
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Kiss, marry, kill - Page 5 Empty Re: Kiss, marry, kill {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach