Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wstępne pogodzenie się z istnieniem Rafaela w obrębie Akademii miało stanowić dla niego ten ogromny pierwszy krok realizacji autentycznego postanowienia poprawy. Miał przestać się zachowywać jak niedorozwinięty emocjonalnie dzieciak. Poparty zapewnieniami o heteroseksualnej orientacji drugiego mistrza magii wody miał wreszcie odetchnąć ze spokojem i cieszyć się swoim narzeczonym tylko dla siebie. W tym momencie mieli wreszcie zacząć próbować zachowywać się jak mogący dać Lourielowi to co mają najlepszego, jak partnerzy, a nie najgorsi wrogowie. Szczególnie, że powoli zaczynał ich jednoczyć wspólny, wielki i cudowny cel. Myśląc o tym, nie umiał przestać się uśmiechać. Wyzwanie i potężna inwestycja wymagająca od niego wzniesienia się na wyżyny swoich możliwości mogła być jednocześnie możliwością do wielkiego rozwoju. A tego oczekiwał od mieszkania w tym cudownym kraju. Dlatego bardzo szybko przemieścił się do Lusia i przytulając się do niego zaczął cicho pomrukiwać pocierając nosem jego policzek.
- Apf, nie takie rudery się stawiało. – Zaśmiał się wspominając te kilka obiektów w pałacu Kraju Ognia do których jednak wolałby nie wracać. Same pomieszczenia użytkowe były nieźle wykonane, natomiast otoczka im towarzysząca nadal nie była tą do której miło wracał. Wolał więc pozostać przy myśli o tym co tu i teraz, a wychodziło na to, że zostanie głównym konsultantem do wielu spraw, przez co musiał sobie usiąść. Szczęśliwie, zajął miejsce koło Lusia i przytulając się do jego pleców chwilę zastanawiał się nad tym wszystkim co usłyszał. Ostatecznie, położył głowę na jego ramieniu i słuchając dalej tego co miał na myśli i jak widział podział zadań, pokiwał głową w geście pełnej zgody na przeprowadzanie takich rekrutacji. Z czego, będzie się musiał nieźle do nich przygotowywać.
- Bardzo dobry pomysł. Będziemy mieli pewność do całości personelu. Będzie nieco mniej problemów przy organizacji zadań. – Dodał całując go w policzek sądząc przy tym, że on wyczuje obiboka na kilometr i jeżeli ktoś sobie myślał, że będzie siedział w stolicy, zbijał bąki i miał płacone to pod jego nadzorem mocno się przeliczy. Owszem, nie chciał zajeżdżać ludzi do nieprzytomności ale każdy będzie miał obowiązek wykonać wszystkie powierzone zadania. A te, logiczne i w odpowiednich ilościach, będą uczciwie płacone.
W momencie gdy temat zszedł na nauczycieli i podstawę programową pozwolił rozmawiać magom wody z ciekawością się przysłuchując. Był ciekaw czy w jakimś zakresie sam nie będzie się mógł czegoś nauczyć bo po opanowaniu elementarnej podstawy jaką było czytanie, czekało na niego jeszcze wiele rzeczy które wiedzieć powinien, a o których nie miał pojęcia. I chociaż nie zawsze czuł się z tym źle, będąc z kimś tak inteligentnym jak Lusiu sam również chciał się rozwijać. Może nie w tempie zastraszająco szybkim i bezwzględnym ale ogółem, w wolnych chwilach, chyba mógł się uczyć? W takim miejscu raczej nikt nie powinien mu zabronić, a wręcz przeciwnie. Sądził, że otrzyma wsparcie.
- Nie jestem pewien czy z dwoma Lusiami byśmy wytrzymali… – Przyznał z niewinnym uśmiechem, a obrywając spojrzeniem pełnym politowania uśmiechnął się do niego cukierkowo. – Mogę się tym zająć już w momencie powrotu do regularnej nauki. Pewnie Meii się ucieszy jak zdejmę ten obowiązek z jej barków i trochę się przy tym wprawię. – Przyznał chcąc zwyczajnie nabrać w tym płynności zanim miałby się tym zająć na poważnie. Bo jak wiele potrafił tak wielu rzeczy musiał się jeszcze douczyć. I będą musieli mu wybaczyć brak doskonałości od pierwszych minut działania.
Ostatecznie, całe spotkanie trwało jeszcze chwilę . Lusiu przedstawił im wstępny plan rozmów i kwestie pilących ustaleń po czym oswobodził pozostawiając wiele kwestii do ich przemyślenia. Podkreślił tym samym, że chce mieć w nich partnerów do rozmowy, do wspólnych pomysłów i innowacyjnych ustaleń. I najpewniej on już zacząłby knuć ale jeden seksowny gad odwrócił się w jego stronę przyjemnie się do niego łasząc. Aż musiał przełknąć ślinę i wrócić do myśli, które uciekły mu gdy utonął w jego oczach.
- Ym… – Tak, chciał zapytać ale myśli w jego głowie bardzo szybko od tych praktycznych weszły na te zboczone. Musiał się więc cicho roześmiać, podeprzeć głowę na ręce której łokieć wylądował na podłokietniku i odbić to powłóczyste spojrzenie żeby jeszcze na moment się skupić.
- Tak kochanie, mam pytanie. – Stwierdził biorąc jego dłoń którą zaczął delikatnie całować dookoła nadgarstka. – Jeżeli chcesz zmienić sypialnie na salę lekcyjną… to gdzie będziemy spać? – Zapytał lekko niepewnie nawet nie wiedząc co miał sobie wyobrażać. Czy będą się przeprowadzać do pałacu? Trochę nie chciał sobie nawet tego wyobrażać szczególnie, że aklimatyzacja zajęłaby mu długie tygodnie, a w efekcie wcale nie czułby typowej dla Akademii swobody.
- Bo nie widzi mi się mieszkanie w Pałacu, a Orion i Ezra nie po to się wyprowadzają żebyśmy się teraz do nich wprowadzili. – Zadrżał na muśnięcie ciepłymi ustami w miejscu w którym tak lubił być dotykany, od razu wyciągając głowę nieco w górę i przekręcając w bok żeby miał do niego lepszy dostęp. – Nie mieliśmy czytać książek w łóżku? – Zapytał gardłowym pomrukiem zmieniając nieco temat. Apropo potencjalnej przeprowadzki, nie uśmiechało się mu też rezygnowanie z dzikiego i tak przyjemnego seksu. Z tysięcy pozycji, w dziesiątkach miejsc, z urozmaiceniami, masażami, cudowną bielizną i zlizywaniem z siebie pyszności. Nie chciał się krępować w okazywaniu mu miłości na wszystkie znane mu sposoby, w tym ten typowo fizyczny. Chciał też mieć dostęp do kuchni, gotować po nocy, chodzić prawie bez ubrań i spędzać długie wieczory na leniwym czytaniu książek przy kominku. Bez poddawania przez kogokolwiek ocenie czy wzroku nakazującym stracenie się z miejsca gdzie nie powinno się tak znacząco okazywać sympatii. Nie wiedział bowiem czego w pewnych miejscach nie powinien się dopuszczać i będąc w miejscu które chciałby nazywać domem, w ogóle nie chciałby się ich uczyć. Dlatego mimo tego całego podrywu i ogromnej pokusy wodzenia końcówką języka po wnętrzu jego nadgarstka czekał na odpowiedź.
- Apf, nie takie rudery się stawiało. – Zaśmiał się wspominając te kilka obiektów w pałacu Kraju Ognia do których jednak wolałby nie wracać. Same pomieszczenia użytkowe były nieźle wykonane, natomiast otoczka im towarzysząca nadal nie była tą do której miło wracał. Wolał więc pozostać przy myśli o tym co tu i teraz, a wychodziło na to, że zostanie głównym konsultantem do wielu spraw, przez co musiał sobie usiąść. Szczęśliwie, zajął miejsce koło Lusia i przytulając się do jego pleców chwilę zastanawiał się nad tym wszystkim co usłyszał. Ostatecznie, położył głowę na jego ramieniu i słuchając dalej tego co miał na myśli i jak widział podział zadań, pokiwał głową w geście pełnej zgody na przeprowadzanie takich rekrutacji. Z czego, będzie się musiał nieźle do nich przygotowywać.
- Bardzo dobry pomysł. Będziemy mieli pewność do całości personelu. Będzie nieco mniej problemów przy organizacji zadań. – Dodał całując go w policzek sądząc przy tym, że on wyczuje obiboka na kilometr i jeżeli ktoś sobie myślał, że będzie siedział w stolicy, zbijał bąki i miał płacone to pod jego nadzorem mocno się przeliczy. Owszem, nie chciał zajeżdżać ludzi do nieprzytomności ale każdy będzie miał obowiązek wykonać wszystkie powierzone zadania. A te, logiczne i w odpowiednich ilościach, będą uczciwie płacone.
W momencie gdy temat zszedł na nauczycieli i podstawę programową pozwolił rozmawiać magom wody z ciekawością się przysłuchując. Był ciekaw czy w jakimś zakresie sam nie będzie się mógł czegoś nauczyć bo po opanowaniu elementarnej podstawy jaką było czytanie, czekało na niego jeszcze wiele rzeczy które wiedzieć powinien, a o których nie miał pojęcia. I chociaż nie zawsze czuł się z tym źle, będąc z kimś tak inteligentnym jak Lusiu sam również chciał się rozwijać. Może nie w tempie zastraszająco szybkim i bezwzględnym ale ogółem, w wolnych chwilach, chyba mógł się uczyć? W takim miejscu raczej nikt nie powinien mu zabronić, a wręcz przeciwnie. Sądził, że otrzyma wsparcie.
- Nie jestem pewien czy z dwoma Lusiami byśmy wytrzymali… – Przyznał z niewinnym uśmiechem, a obrywając spojrzeniem pełnym politowania uśmiechnął się do niego cukierkowo. – Mogę się tym zająć już w momencie powrotu do regularnej nauki. Pewnie Meii się ucieszy jak zdejmę ten obowiązek z jej barków i trochę się przy tym wprawię. – Przyznał chcąc zwyczajnie nabrać w tym płynności zanim miałby się tym zająć na poważnie. Bo jak wiele potrafił tak wielu rzeczy musiał się jeszcze douczyć. I będą musieli mu wybaczyć brak doskonałości od pierwszych minut działania.
Ostatecznie, całe spotkanie trwało jeszcze chwilę . Lusiu przedstawił im wstępny plan rozmów i kwestie pilących ustaleń po czym oswobodził pozostawiając wiele kwestii do ich przemyślenia. Podkreślił tym samym, że chce mieć w nich partnerów do rozmowy, do wspólnych pomysłów i innowacyjnych ustaleń. I najpewniej on już zacząłby knuć ale jeden seksowny gad odwrócił się w jego stronę przyjemnie się do niego łasząc. Aż musiał przełknąć ślinę i wrócić do myśli, które uciekły mu gdy utonął w jego oczach.
- Ym… – Tak, chciał zapytać ale myśli w jego głowie bardzo szybko od tych praktycznych weszły na te zboczone. Musiał się więc cicho roześmiać, podeprzeć głowę na ręce której łokieć wylądował na podłokietniku i odbić to powłóczyste spojrzenie żeby jeszcze na moment się skupić.
- Tak kochanie, mam pytanie. – Stwierdził biorąc jego dłoń którą zaczął delikatnie całować dookoła nadgarstka. – Jeżeli chcesz zmienić sypialnie na salę lekcyjną… to gdzie będziemy spać? – Zapytał lekko niepewnie nawet nie wiedząc co miał sobie wyobrażać. Czy będą się przeprowadzać do pałacu? Trochę nie chciał sobie nawet tego wyobrażać szczególnie, że aklimatyzacja zajęłaby mu długie tygodnie, a w efekcie wcale nie czułby typowej dla Akademii swobody.
- Bo nie widzi mi się mieszkanie w Pałacu, a Orion i Ezra nie po to się wyprowadzają żebyśmy się teraz do nich wprowadzili. – Zadrżał na muśnięcie ciepłymi ustami w miejscu w którym tak lubił być dotykany, od razu wyciągając głowę nieco w górę i przekręcając w bok żeby miał do niego lepszy dostęp. – Nie mieliśmy czytać książek w łóżku? – Zapytał gardłowym pomrukiem zmieniając nieco temat. Apropo potencjalnej przeprowadzki, nie uśmiechało się mu też rezygnowanie z dzikiego i tak przyjemnego seksu. Z tysięcy pozycji, w dziesiątkach miejsc, z urozmaiceniami, masażami, cudowną bielizną i zlizywaniem z siebie pyszności. Nie chciał się krępować w okazywaniu mu miłości na wszystkie znane mu sposoby, w tym ten typowo fizyczny. Chciał też mieć dostęp do kuchni, gotować po nocy, chodzić prawie bez ubrań i spędzać długie wieczory na leniwym czytaniu książek przy kominku. Bez poddawania przez kogokolwiek ocenie czy wzroku nakazującym stracenie się z miejsca gdzie nie powinno się tak znacząco okazywać sympatii. Nie wiedział bowiem czego w pewnych miejscach nie powinien się dopuszczać i będąc w miejscu które chciałby nazywać domem, w ogóle nie chciałby się ich uczyć. Dlatego mimo tego całego podrywu i ogromnej pokusy wodzenia końcówką języka po wnętrzu jego nadgarstka czekał na odpowiedź.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Louriel domyślał się, że Finni swoim bystrym umysłem odnajdzie w tym całym planie pewną lukę i tak jak się tego spodziewał, jego pytanie było dokładnie tym, czego po nim oczekiwał. Oczywiście on również nie wyobrażał sobie przeprowadzać się do pałacu, gdzie nie było mowy o jakiejkolwiek prywatności czy swobodzie dla nich, a zwłaszcza dla Finnegana. Jego status w oczach innych nadal pozostawiał wiele do życzenia, a jego związek z księciem dodatkowo stanowiłby łakomy kąsek dla wścibskich nosów i języków, które potrafiły tylko plotkować. Nie, to było rozwiązanie, o którym myślał i które już powolutku zaczął wprowadzać w życie, powstrzymując się jedynie od ostatecznej decyzji, by mogli ją podjąć razem.
- No i widzisz, skarbie, to jest właśnie ta druga niespodzianka, którą dla ciebie przygotowałem – powiedział, a w jego głosie pobrzmiewało nieskrywane szczęście. Samo planowanie przyszłości, w której Finni miał swoje miejsce u jego boku sprawiało, że jego zakochane serduszko było bardziej niż szczęśliwe.
Niechętnie zsunął się z kolan mężczyzny i pamiętając o wspomnianych książkach, pociągnął go z powrotem bliżej biurka i nie zwiniętej mapy. Odnalazł na niej miejsce mieszczące się nie tak daleko od Akademii, małą posiadłość otoczoną dla prywatności małym laskiem i z jednego boku przytulającą się do murów miasta.
- Pomyślałem sobie, że skoro mam zamiar przebudować Akademię, a Orion z Ezrą znaleźli sobie swoje własne gniazdko, byłoby miło wykorzystać sytuację i pomyśleć o czymś dla nas. Nie podejmowałem jeszcze żadnej decyzji, czekałem na twoją opinię, ale pomyślałem, że to mogłoby być dla nas dobre miejsce. To stara posiadłość jednego z rycerzy, którzy już dawno tu nie mieszkają. Moglibyśmy, gdybyś chciał oczywiście odnowić budynek, albo zburzyć go i postawić całkiem nowy. Ma spory plac, więc mielibyśmy gdzie ćwiczyć i małe źródełko, więc moglibyśmy się grzać gdybyśmy tylko mieli ochotę – mówił, kreśląc palcem okrąg wokół miejsca, które miało należeć tylko i wyłącznie do nich.
Widząc jednak przez chwilę dosyć nietęgą minę Finnegana, z której nie potrafił nic odczytać, przeraził się, że może blondyn wcale nie chciał z nim zamieszkać. Z nim i tylko z nim, może w Akademii było mu najwygodniej? I choć on sam czuł się odrobinę nie na miejscu, mając świadomość, że nie mógł go pocałować kiedy tylko chciał w obawie, że zostaną przyłapani, Finni nie odczuwał tego w ten sposób.
- Oh… Em… ale wiesz, jakbyś nie chciał… to… to jeszcze jej nie kupiłem – dodał zaraz pospiesznie, czując że rumieńce zażenowania wkradły mu się na policzki.
Zaraz jednak okrzyk zaskoczenia wyrwał mu się z gardła, kiedy został gwałtownie pochwycony w ramiona i pocałowany, aż odebrało mu dech. Czy to znaczyło, że Finni jednak chciał z nim mieszkać? Chyba tak, o czym świadczyło jego spojrzenie, mina i cała postawa wyrażająca więcej niż jakiekolwiek słowa jakie mógł do niego wypowiedzieć. Louriel też, był taki szczęśliwy, że wtulił się w niego zaraz całym ciałem, oplatając go nogami w pasie i przyciągając do jeszcze jednego żarliwego pocałunku. A kiedy jego błękitne oczy spotkały się z rozpalonymi do granic możliwości pomarańczowymi tęczówkami, przełknął głośno ślinę, czując jak nagle zrobiło mu się gorąco.
- Idziemy… do sypialni? – zapytał cicho, niskim tonem, w którym brzmiało całkiem sporo obietnic. Już czuł się delikatnie pobudzony, a kiedy jeszcze drzwi do ich małego królestwa pełnego dotyku i przyjemności się zamknęły, był niemal stuprocentowo pewien, że Finni mógł dostrzec jak wyraźnie gad go pragnął.
- Podsadź mnie – poprosił, czując jak gorąco uderzyło w jego policzki, kiedy z pomocą mężczyzny sięgnął na szafę po drewniane pudełko zamykane na lodowy kluczyk doprawiony jednym smoczym zaklęciem. Widział wzrok jakim obdarzył go blondyn i nic nie mógł poradzić na to, że zarumienił się jeszcze mocniej.
- No co? Nie chciałem, żeby ktoś to znalazł – burknął, bo choć czuł się niesamowicie podekscytowany, to nadal było w nim jeszcze odrobinę przeświadczenia, że było to skrajnie niemoralne i że nie powinien trzymać, ani tym bardziej oglądać takich rzeczy.
Dopiero kiedy Finni uspokoił go łagodnym, przepełnionym czułością pocałunkiem, rozluźnił się, ciągnąc mężczyznę za sobą na łóżko. Usiadł, opierając się o poduszki i rzucając nieco niepewne spojrzenie magowi ognia, przyglądał się jak ten wdrapywał się na łóżko, by móc usiąść tuż obok niego. Niemal natychmiast książę objął się jego ramieniem i wtulił w jego bok, odnajdując w nim jeszcze więcej zapewnienia, że tak długo jak byli ze sobą i było to coś, czego oboje chcieli, tak długo to wszystko było jak najbardziej w porządku.
- Um… pewnie cię nie zaskoczę, kiedy powiem, że nigdy do nich nie zaglądałem? – zapytał bardziej retorycznie, czując rumieńce wkradające mu się na uszy, policzki i pokrywające całą szyję. – I że poza teorią nie mam pojęcia co jest w środku? I um… wiem, że ja sam to zaproponowałem i wcale nie chcę się wycofać czy coś, ale… jak ty to widzisz? W sensie… um… będziesz... będziesz chciał… spróbować czegoś? – zapytał, czując się coraz mocniej niezręcznie, choć nadal był mocno podekscytowany, a jego wybujała wyobraźnia pracowała już jakiś czas na najwyższych obrotach, nie pozwalając by pokrywające go rumieńce były spowodowane tylko zawstydzeniem, a w jego oczach odbijały się tylko wątpliwości.
- No i widzisz, skarbie, to jest właśnie ta druga niespodzianka, którą dla ciebie przygotowałem – powiedział, a w jego głosie pobrzmiewało nieskrywane szczęście. Samo planowanie przyszłości, w której Finni miał swoje miejsce u jego boku sprawiało, że jego zakochane serduszko było bardziej niż szczęśliwe.
Niechętnie zsunął się z kolan mężczyzny i pamiętając o wspomnianych książkach, pociągnął go z powrotem bliżej biurka i nie zwiniętej mapy. Odnalazł na niej miejsce mieszczące się nie tak daleko od Akademii, małą posiadłość otoczoną dla prywatności małym laskiem i z jednego boku przytulającą się do murów miasta.
- Pomyślałem sobie, że skoro mam zamiar przebudować Akademię, a Orion z Ezrą znaleźli sobie swoje własne gniazdko, byłoby miło wykorzystać sytuację i pomyśleć o czymś dla nas. Nie podejmowałem jeszcze żadnej decyzji, czekałem na twoją opinię, ale pomyślałem, że to mogłoby być dla nas dobre miejsce. To stara posiadłość jednego z rycerzy, którzy już dawno tu nie mieszkają. Moglibyśmy, gdybyś chciał oczywiście odnowić budynek, albo zburzyć go i postawić całkiem nowy. Ma spory plac, więc mielibyśmy gdzie ćwiczyć i małe źródełko, więc moglibyśmy się grzać gdybyśmy tylko mieli ochotę – mówił, kreśląc palcem okrąg wokół miejsca, które miało należeć tylko i wyłącznie do nich.
Widząc jednak przez chwilę dosyć nietęgą minę Finnegana, z której nie potrafił nic odczytać, przeraził się, że może blondyn wcale nie chciał z nim zamieszkać. Z nim i tylko z nim, może w Akademii było mu najwygodniej? I choć on sam czuł się odrobinę nie na miejscu, mając świadomość, że nie mógł go pocałować kiedy tylko chciał w obawie, że zostaną przyłapani, Finni nie odczuwał tego w ten sposób.
- Oh… Em… ale wiesz, jakbyś nie chciał… to… to jeszcze jej nie kupiłem – dodał zaraz pospiesznie, czując że rumieńce zażenowania wkradły mu się na policzki.
Zaraz jednak okrzyk zaskoczenia wyrwał mu się z gardła, kiedy został gwałtownie pochwycony w ramiona i pocałowany, aż odebrało mu dech. Czy to znaczyło, że Finni jednak chciał z nim mieszkać? Chyba tak, o czym świadczyło jego spojrzenie, mina i cała postawa wyrażająca więcej niż jakiekolwiek słowa jakie mógł do niego wypowiedzieć. Louriel też, był taki szczęśliwy, że wtulił się w niego zaraz całym ciałem, oplatając go nogami w pasie i przyciągając do jeszcze jednego żarliwego pocałunku. A kiedy jego błękitne oczy spotkały się z rozpalonymi do granic możliwości pomarańczowymi tęczówkami, przełknął głośno ślinę, czując jak nagle zrobiło mu się gorąco.
- Idziemy… do sypialni? – zapytał cicho, niskim tonem, w którym brzmiało całkiem sporo obietnic. Już czuł się delikatnie pobudzony, a kiedy jeszcze drzwi do ich małego królestwa pełnego dotyku i przyjemności się zamknęły, był niemal stuprocentowo pewien, że Finni mógł dostrzec jak wyraźnie gad go pragnął.
- Podsadź mnie – poprosił, czując jak gorąco uderzyło w jego policzki, kiedy z pomocą mężczyzny sięgnął na szafę po drewniane pudełko zamykane na lodowy kluczyk doprawiony jednym smoczym zaklęciem. Widział wzrok jakim obdarzył go blondyn i nic nie mógł poradzić na to, że zarumienił się jeszcze mocniej.
- No co? Nie chciałem, żeby ktoś to znalazł – burknął, bo choć czuł się niesamowicie podekscytowany, to nadal było w nim jeszcze odrobinę przeświadczenia, że było to skrajnie niemoralne i że nie powinien trzymać, ani tym bardziej oglądać takich rzeczy.
Dopiero kiedy Finni uspokoił go łagodnym, przepełnionym czułością pocałunkiem, rozluźnił się, ciągnąc mężczyznę za sobą na łóżko. Usiadł, opierając się o poduszki i rzucając nieco niepewne spojrzenie magowi ognia, przyglądał się jak ten wdrapywał się na łóżko, by móc usiąść tuż obok niego. Niemal natychmiast książę objął się jego ramieniem i wtulił w jego bok, odnajdując w nim jeszcze więcej zapewnienia, że tak długo jak byli ze sobą i było to coś, czego oboje chcieli, tak długo to wszystko było jak najbardziej w porządku.
- Um… pewnie cię nie zaskoczę, kiedy powiem, że nigdy do nich nie zaglądałem? – zapytał bardziej retorycznie, czując rumieńce wkradające mu się na uszy, policzki i pokrywające całą szyję. – I że poza teorią nie mam pojęcia co jest w środku? I um… wiem, że ja sam to zaproponowałem i wcale nie chcę się wycofać czy coś, ale… jak ty to widzisz? W sensie… um… będziesz... będziesz chciał… spróbować czegoś? – zapytał, czując się coraz mocniej niezręcznie, choć nadal był mocno podekscytowany, a jego wybujała wyobraźnia pracowała już jakiś czas na najwyższych obrotach, nie pozwalając by pokrywające go rumieńce były spowodowane tylko zawstydzeniem, a w jego oczach odbijały się tylko wątpliwości.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Początkowo, kwestia drugiej niespodzianki lekko go zaniepokoiła. Jeżeli serio mieli się wprowadzić do Pałacu, będzie się opierał nogami i rękami. Przy tym wszystkim, pozwolił mu jednak się wypowiedzieć i uargumentować wszystkie swoje przemyślenia. Wiedział przecież, że takie były ustalenia, miał się zachowywać, być godnym partnerem. Poza tym nie sądził żeby Lusiu czerpał przyjemność z jego cierpienia. No! I sam uwielbiał oglądać jego tyłek na czym często go łapał, nie przepuściłby przecież okazji podziwiać go w pełnej, nagiej okazałości.
- Zamieniam się w słuch, Perełko. – Zamruczał chociaż w spodniach czuł już drobny dyskomfort który z przyjemnością o niego ocierał. Niemniej, pozwolił zwrócić swoją uwagę ponownie na mapę i obejmując go za pierś zaczął cieszyć się zapachem jego ciała, który chłonął przy każdym oddechu. Dopiero gdy książęcy palec spoczął na małym kawałku ziemi oddalonym od Akademii, od zgiełku miasta, gdzieś na bezpiecznym uboczu w lesie, oderwał nos od jego szyi i zerkając nad jego ramieniem zaczął przyglądać się otoczeniu, mierzyć mniej więcej odległości, dopiero po tym zaczął go też słuchać.
To natomiast co padało z gadzich ust sprawiało, że jego twarz przybierała zaskoczony wyraz, a serce w piersi powoli acz bardzo skutecznie zaczynało szaleć z radości. Poza obietnicami, słowami, codziennymi uczynkami, które pokazywały sobie wzajemnie i ich otoczeniu jak mocno im na sobie zależało, mieli stworzyć miejsce które byłoby tylko ich domem, mieli stać się nierozerwalną rodziną i przeć razem przez życie, spełniać marzenia i stawiać czoła codzienności.
Nie mógł się opanować żeby go nie podnieść i nie uścisnąć. Zamknął go szczelnie w ramionach i zaczął całować po całej głowie, policzkach, włosach i nosie. Ostatecznie złapał jego usta i pochylając do tyłu pozwolił odebrać mu oddech pełną namiętnością. Dopiero po dłuższej chwili odrywając się i z najszczerszym uśmiechem jaki potrafił mieć na ustach spojrzeć na swój ugotowany makaron.
- To by było najwspanialsze co mógłbyś mi jeszcze dać. To by było coś czego nigdy bym Ci nie umiał spłacić bo byłoby czymś czego nigdy nie miałem. A chciałem. Najprawdziwszy, tylko nasz dom. Trwałą i najsilniejszą na świecie rodzinę. Ciebie. Tylko mojego, w naszym wspólnym miejscu. – Mruczał przytulając go mocno do siebie i głaszcząc po plecach. Wtulił się przy tym w jego szyję nosem i zamykając oczy siadł ponownie w fotelu żeby było im wygodniej. Żeby się nie musieli rozklejać na stojąco i mogli trochę ponapawać się tym wzajemnym uwielbieniem i miłością. Bo jemu, czy tego chciał czy nie, jedna łezka uciekła i wchłonęła się zaraz w strój gada. On przy tym zaśmiał się cicho wycierając policzek i mocniej go do siebie przytulając, zaraz pozwalając żeby to on wycałował całą jego twarz.
- Idziemy, mój ukochany narzeczony. Dam Ci tyle przyjemności, że nie wstaniesz jutro z łóżka. I to przez całkowicie inne powody niż ostatnio. – Zapewnił łapiąc go za pośladki i drepcząc w stronę sypialni. Zanim jednak wyszedł z gabinetu jeszcze raz go mocno przytulił, cmoknął w policzek i dopiero opuszczając przytulny gadzi zakątek wszedł do ich małego królestwa.
- Skąd Ty je w ogóle masz? – Zapytał podtrzymując jego szczupłą dupkę siedzącą mu na ramionach, a widząc ten zawstydzony wyraz zaśmiał się cicho. – No już, już. Nie ma czego się wstydzić. Już ciekawsze rzeczy robiliśmy. – Zauważył przewracając oczami chociaż na myśl koronek… przeszedł go dreszcz przyjemności.
Opuszczając go na ziemię wziął skrzyneczkę do rąk i ponownie go obejmując pocałował go w zwyczajnym podziękowaniu i uspokojeniu. Był koło niego i dla niego, chciał mu oddać całego siebie ale przy tym wszystkim chciał dać mu komfort którego im ostatnio brakowało. Dlatego całość zabawy, na jakąkolwiek by się nie zdecydowali, miał zamiar zacząć od przyjemnego masażu.
- Perełko, uspokój się. – Poprosił łapiąc go za pośladek i uśmiechając łobuzersko. – Przecież możemy tylko się trochę pomiziać, chętnie Cię rozpieszczę… – Mruczał do niego, a gdy wreszcie poczuł, że ten się uspokaja, otula jego ramionami i zaczyna rozbrajać zamek, zaczął z ciekawością czekać na to co skrzyneczka skrywała. Przy tym całował go zwolna po szyi, przygryzał ucho, końcówką języka wodził po jednym jego rogu byleby tylko zniwelować ten dziwaczny stres.
- A bardzo się zdziwisz jak Ci powiem, że też w życiu takiej książki w rękach nie miałem? – Zapytał ostatecznie i cóż, szok w gadzich oczach był odpowiedzią. – Więc możemy tylko przejrzeć i skończy się na czymś typowym. Prosiłeś o taki masaż jak kiedyś, a ja chętnie pobawię się z pończochami. Ale… – Uśmiechnął się łobuzersko przechylając go do tyłu żeby móc spokojnie pocałować.
- Jak znajdziemy coś ciekawego to bardzo chętnie spróbuję. – Zapewnił. – Tylko musi się to nam obydwu spodobać! – Dodał podnosząc wieczko i zaglądając ostatecznie do środka, na kilka książek o bardzo kolorowych i mozolnie wykonanych okładkach. Aż poczuł dreszcz podekscytowania na plecach.
- Nie dziwię się, że były zamknięte. – Mruknął rozbawiony widząc jak skutecznie przykuwały wzrok po czym poprawił się nieco, wyjął pierwszą sztukę i po przejechaniu palcami po okładce, otworzył pierwszą stronę gdzie zawarto krótką informację o tym co książka zawiera i do czego została stworzona. Życie seksualne przecież było takie bogate i można było z niego tyle wyciągnąć!
- Ohoho. – Zaśmiał się na pierwszy obrazek który uderzył go czym? Tą dziwną pozycją z nogami w górze na co aż musiał nieco odwrócić stronę żeby połapać się jak postaci leżą. – Chyba nie wyciągnę tak nogi. – Przyznał przygryzając jeszcze raz jego ucho żeby wreszcie się rozluźnił i zaczął bawić. Bo nikt przecież nie powiedział, że ma ich to mega napalić. Równie dobrze mogli trochę się z tego pośmiać, uznać że to nie na ich lata i dobrać się do siebie tak jak chcieli, lubili i znali.
- Zamieniam się w słuch, Perełko. – Zamruczał chociaż w spodniach czuł już drobny dyskomfort który z przyjemnością o niego ocierał. Niemniej, pozwolił zwrócić swoją uwagę ponownie na mapę i obejmując go za pierś zaczął cieszyć się zapachem jego ciała, który chłonął przy każdym oddechu. Dopiero gdy książęcy palec spoczął na małym kawałku ziemi oddalonym od Akademii, od zgiełku miasta, gdzieś na bezpiecznym uboczu w lesie, oderwał nos od jego szyi i zerkając nad jego ramieniem zaczął przyglądać się otoczeniu, mierzyć mniej więcej odległości, dopiero po tym zaczął go też słuchać.
To natomiast co padało z gadzich ust sprawiało, że jego twarz przybierała zaskoczony wyraz, a serce w piersi powoli acz bardzo skutecznie zaczynało szaleć z radości. Poza obietnicami, słowami, codziennymi uczynkami, które pokazywały sobie wzajemnie i ich otoczeniu jak mocno im na sobie zależało, mieli stworzyć miejsce które byłoby tylko ich domem, mieli stać się nierozerwalną rodziną i przeć razem przez życie, spełniać marzenia i stawiać czoła codzienności.
Nie mógł się opanować żeby go nie podnieść i nie uścisnąć. Zamknął go szczelnie w ramionach i zaczął całować po całej głowie, policzkach, włosach i nosie. Ostatecznie złapał jego usta i pochylając do tyłu pozwolił odebrać mu oddech pełną namiętnością. Dopiero po dłuższej chwili odrywając się i z najszczerszym uśmiechem jaki potrafił mieć na ustach spojrzeć na swój ugotowany makaron.
- To by było najwspanialsze co mógłbyś mi jeszcze dać. To by było coś czego nigdy bym Ci nie umiał spłacić bo byłoby czymś czego nigdy nie miałem. A chciałem. Najprawdziwszy, tylko nasz dom. Trwałą i najsilniejszą na świecie rodzinę. Ciebie. Tylko mojego, w naszym wspólnym miejscu. – Mruczał przytulając go mocno do siebie i głaszcząc po plecach. Wtulił się przy tym w jego szyję nosem i zamykając oczy siadł ponownie w fotelu żeby było im wygodniej. Żeby się nie musieli rozklejać na stojąco i mogli trochę ponapawać się tym wzajemnym uwielbieniem i miłością. Bo jemu, czy tego chciał czy nie, jedna łezka uciekła i wchłonęła się zaraz w strój gada. On przy tym zaśmiał się cicho wycierając policzek i mocniej go do siebie przytulając, zaraz pozwalając żeby to on wycałował całą jego twarz.
- Idziemy, mój ukochany narzeczony. Dam Ci tyle przyjemności, że nie wstaniesz jutro z łóżka. I to przez całkowicie inne powody niż ostatnio. – Zapewnił łapiąc go za pośladki i drepcząc w stronę sypialni. Zanim jednak wyszedł z gabinetu jeszcze raz go mocno przytulił, cmoknął w policzek i dopiero opuszczając przytulny gadzi zakątek wszedł do ich małego królestwa.
- Skąd Ty je w ogóle masz? – Zapytał podtrzymując jego szczupłą dupkę siedzącą mu na ramionach, a widząc ten zawstydzony wyraz zaśmiał się cicho. – No już, już. Nie ma czego się wstydzić. Już ciekawsze rzeczy robiliśmy. – Zauważył przewracając oczami chociaż na myśl koronek… przeszedł go dreszcz przyjemności.
Opuszczając go na ziemię wziął skrzyneczkę do rąk i ponownie go obejmując pocałował go w zwyczajnym podziękowaniu i uspokojeniu. Był koło niego i dla niego, chciał mu oddać całego siebie ale przy tym wszystkim chciał dać mu komfort którego im ostatnio brakowało. Dlatego całość zabawy, na jakąkolwiek by się nie zdecydowali, miał zamiar zacząć od przyjemnego masażu.
- Perełko, uspokój się. – Poprosił łapiąc go za pośladek i uśmiechając łobuzersko. – Przecież możemy tylko się trochę pomiziać, chętnie Cię rozpieszczę… – Mruczał do niego, a gdy wreszcie poczuł, że ten się uspokaja, otula jego ramionami i zaczyna rozbrajać zamek, zaczął z ciekawością czekać na to co skrzyneczka skrywała. Przy tym całował go zwolna po szyi, przygryzał ucho, końcówką języka wodził po jednym jego rogu byleby tylko zniwelować ten dziwaczny stres.
- A bardzo się zdziwisz jak Ci powiem, że też w życiu takiej książki w rękach nie miałem? – Zapytał ostatecznie i cóż, szok w gadzich oczach był odpowiedzią. – Więc możemy tylko przejrzeć i skończy się na czymś typowym. Prosiłeś o taki masaż jak kiedyś, a ja chętnie pobawię się z pończochami. Ale… – Uśmiechnął się łobuzersko przechylając go do tyłu żeby móc spokojnie pocałować.
- Jak znajdziemy coś ciekawego to bardzo chętnie spróbuję. – Zapewnił. – Tylko musi się to nam obydwu spodobać! – Dodał podnosząc wieczko i zaglądając ostatecznie do środka, na kilka książek o bardzo kolorowych i mozolnie wykonanych okładkach. Aż poczuł dreszcz podekscytowania na plecach.
- Nie dziwię się, że były zamknięte. – Mruknął rozbawiony widząc jak skutecznie przykuwały wzrok po czym poprawił się nieco, wyjął pierwszą sztukę i po przejechaniu palcami po okładce, otworzył pierwszą stronę gdzie zawarto krótką informację o tym co książka zawiera i do czego została stworzona. Życie seksualne przecież było takie bogate i można było z niego tyle wyciągnąć!
- Ohoho. – Zaśmiał się na pierwszy obrazek który uderzył go czym? Tą dziwną pozycją z nogami w górze na co aż musiał nieco odwrócić stronę żeby połapać się jak postaci leżą. – Chyba nie wyciągnę tak nogi. – Przyznał przygryzając jeszcze raz jego ucho żeby wreszcie się rozluźnił i zaczął bawić. Bo nikt przecież nie powiedział, że ma ich to mega napalić. Równie dobrze mogli trochę się z tego pośmiać, uznać że to nie na ich lata i dobrać się do siebie tak jak chcieli, lubili i znali.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Louriel nie mógł nic na to poradzić, że razem z podnieceniem czuł trochę zdenerwowania. Nie miał pojęcia skąd to uczucie się brało, bo przecież, tak jak Finni powiedział, robili już gorsze rzeczy, ale nadal nie potrafił się uspokoić. Dopiero na stwierdzenie, że blondyn również nigdy nie miał takiej książki w rękach, odrobinę się rozluźnił pod wpływem zdziwienia, które odmalowało się na jego twarzy.
- Nigdy? – zapytał głupio, a otrzymując potwierdzenie z drobnym pocałunkiem, zdziwił się jeszcze bardziej, ale też… poczuł się odrobinę bardziej pokrzepiony. Do tej pory miał wrażenie, że Finni wiedział na temat seksu absolutnie wszystko i już nic nie mogło go zdziwić czy zszokować, więc kiedy dowiedział się, że owszem, były jeszcze rzeczy, których nie robił, poczuł się znacznie lepiej.
- Zrobisz? Zrobisz mi masaż?! – spojrzał na niego z iskierkami w oczach, a deszcze natychmiast przebiegły mu po plecach, razem z zadowoleniem kiedy usłyszał niski, słodki śmiech spomiędzy jego warg. – Chcę! Bardzo chcę! – powiedział, natychmiast go całując i pozwalając się pocałować, bo nie pamiętał, by coś podobało mu się bardziej od jego palców na swoich plecach, a potem… potem jeszcze gdzie indziej. I tym razem mieli już kilka pierwszych razów za sobą, więc na samych palcach by się nie skończyło…
Aż sobie westchnął z rozmarzenia, nie zauważając kiedy Finni wyjął jeden z tomików z pudełka. A widząc kolorową, jednoznaczną okładkę, na policzkach gada wykwitł soczysty rumieniec. To nadal było bezwstydne i trącało jakąś strunę w duszy Lusia, której nie powinno. Nie był pewien jaką reakcję wywołają w Finnim, więc dopóki nie usłyszał jego śmiechu, był potwornie spięty. Dopiero kiedy zauważył, że mężczyzna całkiem nieźle się bawił, postanowił do niego dołączyć. W końcu tak jak powiedział, nie musieli robić nic nad wyraz, albo czegoś, co podobało się tylko jednemu z nich, mogli po prostu się poprzytulać i cieszyć się sobą i ewentualnymi możliwościami, o których nie mieli wcześniej pojęcia. Dlatego też po chwili wahania, zabrał mu na chwilę książkę, żeby wgramolić się pomiędzy nogi blondyna, objąć jego ramionami i włożyć mu książkę z powrotem w ręce, mając zamiar pomóc mu w przewracaniu kartek.
- Jak coś ci się spodoba to daj znać – powiedział cicho, układając się wygodnie na jego piersi, wtulając w niego wygodnie i pozwalając by bliskość maga ognia, jego ciepło i uczucia, które cały czas mu okazywał rozluźniły go i odgoniły zawstydzenie.
- To wygląda boleśnie – stwierdził, kiedy na kolejnym rysunku pojawiła się pozycja, w której mężczyzna penetrujący partnerkę leżącą na brzuchu trzymał za ręce i ciągnął je do tyłu.
- A tego próbowaliśmy… - zauważył z lekkim rumieńcem, widząc parę, która każda zajęta stymulowaniem kochanka tkwiła z głową pomiędzy nogami drugiego.
- A tak dałbyś radę? – zapytał z zaciekawieniem, kiedy zaczęły się pozycje na stojąco. Nie wątpił w siłę jego mięśni, potrafił sobie też wyobrazić, że skoro potrafił go bez problemu unieść i nosić po całej Akademii i pałacu, że dałby radę i kochać się z nim w ten sposób. Wizja nader gorąca kiedy pojawiła się w jego głowie, sprawiając że musiał ciężej przełknąć ślinę.
- Nigdy? – zapytał głupio, a otrzymując potwierdzenie z drobnym pocałunkiem, zdziwił się jeszcze bardziej, ale też… poczuł się odrobinę bardziej pokrzepiony. Do tej pory miał wrażenie, że Finni wiedział na temat seksu absolutnie wszystko i już nic nie mogło go zdziwić czy zszokować, więc kiedy dowiedział się, że owszem, były jeszcze rzeczy, których nie robił, poczuł się znacznie lepiej.
- Zrobisz? Zrobisz mi masaż?! – spojrzał na niego z iskierkami w oczach, a deszcze natychmiast przebiegły mu po plecach, razem z zadowoleniem kiedy usłyszał niski, słodki śmiech spomiędzy jego warg. – Chcę! Bardzo chcę! – powiedział, natychmiast go całując i pozwalając się pocałować, bo nie pamiętał, by coś podobało mu się bardziej od jego palców na swoich plecach, a potem… potem jeszcze gdzie indziej. I tym razem mieli już kilka pierwszych razów za sobą, więc na samych palcach by się nie skończyło…
Aż sobie westchnął z rozmarzenia, nie zauważając kiedy Finni wyjął jeden z tomików z pudełka. A widząc kolorową, jednoznaczną okładkę, na policzkach gada wykwitł soczysty rumieniec. To nadal było bezwstydne i trącało jakąś strunę w duszy Lusia, której nie powinno. Nie był pewien jaką reakcję wywołają w Finnim, więc dopóki nie usłyszał jego śmiechu, był potwornie spięty. Dopiero kiedy zauważył, że mężczyzna całkiem nieźle się bawił, postanowił do niego dołączyć. W końcu tak jak powiedział, nie musieli robić nic nad wyraz, albo czegoś, co podobało się tylko jednemu z nich, mogli po prostu się poprzytulać i cieszyć się sobą i ewentualnymi możliwościami, o których nie mieli wcześniej pojęcia. Dlatego też po chwili wahania, zabrał mu na chwilę książkę, żeby wgramolić się pomiędzy nogi blondyna, objąć jego ramionami i włożyć mu książkę z powrotem w ręce, mając zamiar pomóc mu w przewracaniu kartek.
- Jak coś ci się spodoba to daj znać – powiedział cicho, układając się wygodnie na jego piersi, wtulając w niego wygodnie i pozwalając by bliskość maga ognia, jego ciepło i uczucia, które cały czas mu okazywał rozluźniły go i odgoniły zawstydzenie.
- To wygląda boleśnie – stwierdził, kiedy na kolejnym rysunku pojawiła się pozycja, w której mężczyzna penetrujący partnerkę leżącą na brzuchu trzymał za ręce i ciągnął je do tyłu.
- A tego próbowaliśmy… - zauważył z lekkim rumieńcem, widząc parę, która każda zajęta stymulowaniem kochanka tkwiła z głową pomiędzy nogami drugiego.
- A tak dałbyś radę? – zapytał z zaciekawieniem, kiedy zaczęły się pozycje na stojąco. Nie wątpił w siłę jego mięśni, potrafił sobie też wyobrazić, że skoro potrafił go bez problemu unieść i nosić po całej Akademii i pałacu, że dałby radę i kochać się z nim w ten sposób. Wizja nader gorąca kiedy pojawiła się w jego głowie, sprawiając że musiał ciężej przełknąć ślinę.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przepis na sukces zawsze był dość podobny. Dobrze wyprzytulany, wycałowany po uszach i zapewniony o niegasnącym uczuciu Lusiu, stawał się szczęśliwym Lusiem. Obecnie było podobnie i chociaż po jego głowie cały czas dreptało pytanie o tak gwałtowną zmianę jego zachowania, o ten nagły przypływ wstydu i niepewności co do ich łóżkowych wyczynów, porzucił rozwodzenie się nad tym problemem w pierwszej chwili gdy do jego nosa dotarł przyjemny zapach lasu. Uwielbiał go! Gdy siadał mu między nogami, pozwalał się obejmować, gładzić po całym ciele, smyrać nosem czy obdarowywać motylimi pocałunkami. Uwielbiał jak do niego szeptał, jak kładł mu dłoń na policzku, jak przejmował nad czymś kontrolę. A on wtedy mógł się zatracić. W jego zapachu, dotyku jego skóry, myśli o tym jaki był przy nim szczęśliwy.
Entuzjazm jaki nagle pojawił się w jego głosie na wspomnienie o masażu sprawił, że on się zaczął głupio uśmiechać. Jakie to było urocze! Jak lubił gdy pałał tym swoim delikatnym zboczeństwem, gdy domagał się doprowadzenia go do wielkiego orgazmu. Aż sam miał dreszcze na plecach na wspomnienie tego jak tym razem mogłoby się to skończyć. I jak wiele przyjemności obydwaj mogliby z tego wyciągnąć skoro przekroczyli już tyle granic.
Gdy natomiast Lusiu wspomniał o książce, o tym że ma dawać znać o wszystkim co się mu podoba, on ponownie rzucił spojrzeniem na te dziwnie wygięte postaci i się zaśmiał.
- Ty mi się podobasz, wystarczy? – Zamruczał uwodzicielsko po czym obydwaj parsknęli śmiechem na bardzo dziwną i wyglądającą na bardzo bolesną pozycję. Przy tym wszystkim położył głowę na jego ramieniu żeby się móc wygodnie przyglądać i gładził go palcami delikatnie po brzuchu rozkoszując się tym jak drżał. Chciał go napalić, chciał go uspokoić i bardzo mocno chciał seksu. Nigdy by przy tym na niego nie naciskał ale nikt nie powiedział, że napalać go nie mógł. Dlatego też przy przewijaniu kartek pozwalał sobie odchylać jego głowę do tyłu, zasypując jego szyję gorącymi pocałunkami. Przygryzał go delikatnie, wsadzał palce pod krawędzi jego ubrania po czym jak gdyby nigdy nic wracał spojrzeniem na książkę.
- I tak zdecydowanie lubię. Językiem działasz cuda. – Szepnął mu do ucha widząc tak namiętną pozycję. Och gdyby tylko mógł go przekonać żeby jeszcze raz wziął go do ust! Poprawił się bo czuł jak robił się twardy, a przecież nie byli ani w połowie przeglądania. Zamiast dalszego napalania się wrócił spojrzeniem na ilustracje, widząc pozycję na stojąco uśmiechnął się do niego łobuzersko i znowu przechylił jego głowę do tyłu. Tym razem jednak wpił się w jego usta.
- Oczywiście, że dałbym radę. Wymagałbym jednak tych cudownych pończoch. – Zaproponował, a gdy kilka kolejnych pozycji również okazało się być na stojąco, nie wyglądały na skomplikowane, a z tego co głosiła książka – nieźle stymulowały, ponownie poczuł, że jest na granicy wytrzymałości.
- To masz na coś ochotę? – Zapytał z nadzieją i sarnim wzrokiem po czym padł do tyłu pocierając delikatnie twarz, chowając nos w zagłębieniu łokcia i spokojnie oddychając. Musiał się przy tym poprawić, dokładny zarys twardego penisa przebijał się przez materiał spodni. Przy tym spiął się delikatnie gdy poczuł ruch Lusia, a gdy podniósł na niego spojrzenie i zobaczył ten lubieżny wyraz twarz.
- Bierz mnie jak tylko chcesz. Rozkazuj mi, mój książę! – Wystękał z nadzieją przyglądając się ukazywanym mu z ogromną powściągliwością fragmentom gadziego ciała. Aż mu ślinka ciekła, musiał się oblizać. – Czy to znaczy definitywnie tak? – Dopytał, a otrzymując słoiczek z olejkiem który stosowali do masażu postawiony na piersi, jego uśmiech stał się promienny. – Chcesz mnie rozebrać czy zrobić to dla Ciebie? – Upewnił się, a gdy padło na współpracę z ogromną radością zatracił się w głębokich pocałunkach i wspólnym rzucaniu rzeczy na podłogę. A w raz z otwarciem słoiczka wiedział już, że to będzie bardzo długa przyjemność.
Entuzjazm jaki nagle pojawił się w jego głosie na wspomnienie o masażu sprawił, że on się zaczął głupio uśmiechać. Jakie to było urocze! Jak lubił gdy pałał tym swoim delikatnym zboczeństwem, gdy domagał się doprowadzenia go do wielkiego orgazmu. Aż sam miał dreszcze na plecach na wspomnienie tego jak tym razem mogłoby się to skończyć. I jak wiele przyjemności obydwaj mogliby z tego wyciągnąć skoro przekroczyli już tyle granic.
Gdy natomiast Lusiu wspomniał o książce, o tym że ma dawać znać o wszystkim co się mu podoba, on ponownie rzucił spojrzeniem na te dziwnie wygięte postaci i się zaśmiał.
- Ty mi się podobasz, wystarczy? – Zamruczał uwodzicielsko po czym obydwaj parsknęli śmiechem na bardzo dziwną i wyglądającą na bardzo bolesną pozycję. Przy tym wszystkim położył głowę na jego ramieniu żeby się móc wygodnie przyglądać i gładził go palcami delikatnie po brzuchu rozkoszując się tym jak drżał. Chciał go napalić, chciał go uspokoić i bardzo mocno chciał seksu. Nigdy by przy tym na niego nie naciskał ale nikt nie powiedział, że napalać go nie mógł. Dlatego też przy przewijaniu kartek pozwalał sobie odchylać jego głowę do tyłu, zasypując jego szyję gorącymi pocałunkami. Przygryzał go delikatnie, wsadzał palce pod krawędzi jego ubrania po czym jak gdyby nigdy nic wracał spojrzeniem na książkę.
- I tak zdecydowanie lubię. Językiem działasz cuda. – Szepnął mu do ucha widząc tak namiętną pozycję. Och gdyby tylko mógł go przekonać żeby jeszcze raz wziął go do ust! Poprawił się bo czuł jak robił się twardy, a przecież nie byli ani w połowie przeglądania. Zamiast dalszego napalania się wrócił spojrzeniem na ilustracje, widząc pozycję na stojąco uśmiechnął się do niego łobuzersko i znowu przechylił jego głowę do tyłu. Tym razem jednak wpił się w jego usta.
- Oczywiście, że dałbym radę. Wymagałbym jednak tych cudownych pończoch. – Zaproponował, a gdy kilka kolejnych pozycji również okazało się być na stojąco, nie wyglądały na skomplikowane, a z tego co głosiła książka – nieźle stymulowały, ponownie poczuł, że jest na granicy wytrzymałości.
- To masz na coś ochotę? – Zapytał z nadzieją i sarnim wzrokiem po czym padł do tyłu pocierając delikatnie twarz, chowając nos w zagłębieniu łokcia i spokojnie oddychając. Musiał się przy tym poprawić, dokładny zarys twardego penisa przebijał się przez materiał spodni. Przy tym spiął się delikatnie gdy poczuł ruch Lusia, a gdy podniósł na niego spojrzenie i zobaczył ten lubieżny wyraz twarz.
- Bierz mnie jak tylko chcesz. Rozkazuj mi, mój książę! – Wystękał z nadzieją przyglądając się ukazywanym mu z ogromną powściągliwością fragmentom gadziego ciała. Aż mu ślinka ciekła, musiał się oblizać. – Czy to znaczy definitywnie tak? – Dopytał, a otrzymując słoiczek z olejkiem który stosowali do masażu postawiony na piersi, jego uśmiech stał się promienny. – Chcesz mnie rozebrać czy zrobić to dla Ciebie? – Upewnił się, a gdy padło na współpracę z ogromną radością zatracił się w głębokich pocałunkach i wspólnym rzucaniu rzeczy na podłogę. A w raz z otwarciem słoiczka wiedział już, że to będzie bardzo długa przyjemność.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Niemożliwy! Po prostu niemożliwy i okropnie, okropnie w nim zakochany! Słysząc przeurocze stwierdzenie, że po prostu on mu się podobał, natychmiast jego usta uformowały się w zdumione kółeczko, które po chwili zmieniło się w bardzo radosny, choć odrobinę zawstydzony uśmiech. ]
- Ty mnie też – przyznał, przytulając się do niego i smyrając nosem po szyi. – Wszystko co ze mną robisz mi się podoba, bo to ty – westchnął, wracając do oglądania książki.
W miarę jak strony im się kończyły, a pocałunki wymieniane z Finnim stawały się coraz dłuższe, czuł jak mocno to wszystko na niego działało. Nawet jeśli nie mieli niczego próbować, to nadal, czekała ich bardzo długa i bardzo przyjemna noc, o czym dobitnie świadczyły palce blondyna zakradające mu się pod koszulkę i wprawiające jego spragnione czułości ciało w drżenie. Przełknął ślinę słysząc, że bardzo by mu się podobało, gdyby Lusiu znów wziął go w usta, a potem jeszcze bardziej stwardniał pod ubraniami, kiedy Finni oznajmił, że owszem, pozycje na stojąco nie były problemem, zwłaszcza gdyby gad przygotował dla niego specjalną nagrodę w postaci jego nóg odzianych w pończochy.
- Zobaczymy co da się zrobić – mruknął uwodzicielsko, spoglądając w górę by natknąć się na spojrzenie pomarańczowych tęczówek. A widząc jego wzrok pełen pragnień i tego, by to Lusiu wypowiedział je na głos, książę przełknął ślinę, a potem wyjął książkę z rąk Finnegana i upuścił ją na ziemię.
- Na ciebie przede wszystkim – powiedział mrucząc, obracając się w jego ramionach, by usiąść do niego twarzą pomiędzy jego nogami. Z premedytacją otarł się przy tym jego pobudzonym kroczem ze swoim własnym. – A potem… co powiesz na to, że sprawdzimy gdzie nas zaprowadzi inwencja twórcza? – zapytał, bo szczerze mówiąc spodobało mu się sporo, ale nie potrafił się zdecydować na jedną konkretną, stwierdził więc, że pójście na żywioł od zawsze wychodziło im najlepiej więc i tym razem ta metoda mogła się sprawdzić.
Kiedy Finni się położył, gad obejrzał go od góry do dołu, zaczynając zsuwać z siebie niespiesznie ubrania i słuchając jak blondyn wręcz błaga go o wydawanie mu rozkazów. Cóż, nigdy nie próbował, ale może warto było zacząć? Choćby przez chwilę, skoro tak go to pociągało? Rozebrany, usiadł mu na udach, uśmiechając się do niego zadziornie. Wcześniejsza trema wyparowała z niego w chwili, w której wrócili do tego co znali i o czym wiedział, że było bezpieczne i wręcz stworzone dla nich. Bo oni byli dla siebie stworzeni i Lusiu nikogo innego nie pożądał tak jak tego pięknego maga ognia.
- Pomogę ci, tak do połowy – odpowiedział parsknąwszy cicho, zanim zaczął rozpinać guziki jego koszuli, muskając przy tym długimi palcami jego skórę i rozkoszując się gorącym wrażeniem jakie pozostawało na jego palcach. Pomógł mu zdjąć z siebie ubranie, na razie jednak zostawiając go w bieliźnie, w której wyraźnie widział problem, którym miał zamiar się zająć.
- Miałem ci rozkazywać, tak? – dopytał, a widząc kiwnięcie głową, uśmiechnął się do niego promiennie. – W takim razie rozlej sobie trochę olejku na piersi – zażądał, a kiedy mężczyzna wykonał zadanie, Lusiu swoimi nieco chłodnymi dłońmi zaczął rozprowadzać przyjemnie pachnącą substancję po jego skórze, masując jego obojczyki, ramiona i piersi, co chwilę zahaczając palcami o jego sutki.
- Przyjemnie? – zapytał zainteresowany, a uzyskując odpowiedź twierdzącą, zsunął się odrobinę ze swoimi dłońmi na brzuch mężczyzny, obdarzając go uwagą.
- A teraz unieś biodra – poprosił cicho, zatrzymując się palcami na gumce jego bokserek i zsuwając je z ciała Finnegana, obdarzając go długim, pełnym żaru spojrzeniem, zanim zwilżył wargi językiem i pochylił się, by w pierwszej chwili podrażnić erekcję oddechem.
- Twój mały przyjaciel chyba czegoś chce – stwierdził, przesuwając po penisie mężczyzny palcem, drapiąc go delikatnie wypielęgnowanym paznokciem. – Nie wiesz o co mu może chodzić? – zapytał, a otrzymując jedynie prośbę, by przestał się z nim droczyć, zachichotał, po czym pochylił się, by pocałować go w sam czubek.
- Aż tak bardzo to lubisz? – zapytał z zaciekawieniem, czując i widząc jak członek maga ognia zapulsował i stał jeszcze bardziej twardy.
Słuchając odpowiedzi, polizał go delikatnie, samą tylko końcówką języka, zataczając na nim powolne okręgi. Nie był przekonany do tego, czy faktycznie był w tym taki świetny, zwłaszcza że nadal robił po prostu to, co myślał, że będzie w porządku, ale lubił kiedy Finni zaczynał szybciej oddychać, a jego ciało reagowało na jego starania, drżąc i pojękując cicho. Sam wtedy robił się jeszcze bardziej podniecony i nie mógł się doczekać, kiedy to Finni miał położyć na nim swoje gorące, nieco szorstkie dłonie. Pobudzony tą myślą, zabrał się do lizania z nieco większą energią, pamiętając że kiedy robili to ostatnim razem, podobało mu się kiedy główką pocierał o wnętrze swojego policzka. Tak też zrobił, a słysząc jak szybko blondyn stracił oddech, aż się zdziwił, nie przestał jednak, palcami pieszcząc jego uda i drapiąc go po ich wnętrzu delikatnie paznokciami.
- Ty mnie też – przyznał, przytulając się do niego i smyrając nosem po szyi. – Wszystko co ze mną robisz mi się podoba, bo to ty – westchnął, wracając do oglądania książki.
W miarę jak strony im się kończyły, a pocałunki wymieniane z Finnim stawały się coraz dłuższe, czuł jak mocno to wszystko na niego działało. Nawet jeśli nie mieli niczego próbować, to nadal, czekała ich bardzo długa i bardzo przyjemna noc, o czym dobitnie świadczyły palce blondyna zakradające mu się pod koszulkę i wprawiające jego spragnione czułości ciało w drżenie. Przełknął ślinę słysząc, że bardzo by mu się podobało, gdyby Lusiu znów wziął go w usta, a potem jeszcze bardziej stwardniał pod ubraniami, kiedy Finni oznajmił, że owszem, pozycje na stojąco nie były problemem, zwłaszcza gdyby gad przygotował dla niego specjalną nagrodę w postaci jego nóg odzianych w pończochy.
- Zobaczymy co da się zrobić – mruknął uwodzicielsko, spoglądając w górę by natknąć się na spojrzenie pomarańczowych tęczówek. A widząc jego wzrok pełen pragnień i tego, by to Lusiu wypowiedział je na głos, książę przełknął ślinę, a potem wyjął książkę z rąk Finnegana i upuścił ją na ziemię.
- Na ciebie przede wszystkim – powiedział mrucząc, obracając się w jego ramionach, by usiąść do niego twarzą pomiędzy jego nogami. Z premedytacją otarł się przy tym jego pobudzonym kroczem ze swoim własnym. – A potem… co powiesz na to, że sprawdzimy gdzie nas zaprowadzi inwencja twórcza? – zapytał, bo szczerze mówiąc spodobało mu się sporo, ale nie potrafił się zdecydować na jedną konkretną, stwierdził więc, że pójście na żywioł od zawsze wychodziło im najlepiej więc i tym razem ta metoda mogła się sprawdzić.
Kiedy Finni się położył, gad obejrzał go od góry do dołu, zaczynając zsuwać z siebie niespiesznie ubrania i słuchając jak blondyn wręcz błaga go o wydawanie mu rozkazów. Cóż, nigdy nie próbował, ale może warto było zacząć? Choćby przez chwilę, skoro tak go to pociągało? Rozebrany, usiadł mu na udach, uśmiechając się do niego zadziornie. Wcześniejsza trema wyparowała z niego w chwili, w której wrócili do tego co znali i o czym wiedział, że było bezpieczne i wręcz stworzone dla nich. Bo oni byli dla siebie stworzeni i Lusiu nikogo innego nie pożądał tak jak tego pięknego maga ognia.
- Pomogę ci, tak do połowy – odpowiedział parsknąwszy cicho, zanim zaczął rozpinać guziki jego koszuli, muskając przy tym długimi palcami jego skórę i rozkoszując się gorącym wrażeniem jakie pozostawało na jego palcach. Pomógł mu zdjąć z siebie ubranie, na razie jednak zostawiając go w bieliźnie, w której wyraźnie widział problem, którym miał zamiar się zająć.
- Miałem ci rozkazywać, tak? – dopytał, a widząc kiwnięcie głową, uśmiechnął się do niego promiennie. – W takim razie rozlej sobie trochę olejku na piersi – zażądał, a kiedy mężczyzna wykonał zadanie, Lusiu swoimi nieco chłodnymi dłońmi zaczął rozprowadzać przyjemnie pachnącą substancję po jego skórze, masując jego obojczyki, ramiona i piersi, co chwilę zahaczając palcami o jego sutki.
- Przyjemnie? – zapytał zainteresowany, a uzyskując odpowiedź twierdzącą, zsunął się odrobinę ze swoimi dłońmi na brzuch mężczyzny, obdarzając go uwagą.
- A teraz unieś biodra – poprosił cicho, zatrzymując się palcami na gumce jego bokserek i zsuwając je z ciała Finnegana, obdarzając go długim, pełnym żaru spojrzeniem, zanim zwilżył wargi językiem i pochylił się, by w pierwszej chwili podrażnić erekcję oddechem.
- Twój mały przyjaciel chyba czegoś chce – stwierdził, przesuwając po penisie mężczyzny palcem, drapiąc go delikatnie wypielęgnowanym paznokciem. – Nie wiesz o co mu może chodzić? – zapytał, a otrzymując jedynie prośbę, by przestał się z nim droczyć, zachichotał, po czym pochylił się, by pocałować go w sam czubek.
- Aż tak bardzo to lubisz? – zapytał z zaciekawieniem, czując i widząc jak członek maga ognia zapulsował i stał jeszcze bardziej twardy.
Słuchając odpowiedzi, polizał go delikatnie, samą tylko końcówką języka, zataczając na nim powolne okręgi. Nie był przekonany do tego, czy faktycznie był w tym taki świetny, zwłaszcza że nadal robił po prostu to, co myślał, że będzie w porządku, ale lubił kiedy Finni zaczynał szybciej oddychać, a jego ciało reagowało na jego starania, drżąc i pojękując cicho. Sam wtedy robił się jeszcze bardziej podniecony i nie mógł się doczekać, kiedy to Finni miał położyć na nim swoje gorące, nieco szorstkie dłonie. Pobudzony tą myślą, zabrał się do lizania z nieco większą energią, pamiętając że kiedy robili to ostatnim razem, podobało mu się kiedy główką pocierał o wnętrze swojego policzka. Tak też zrobił, a słysząc jak szybko blondyn stracił oddech, aż się zdziwił, nie przestał jednak, palcami pieszcząc jego uda i drapiąc go po ich wnętrzu delikatnie paznokciami.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozostawienie go w samej bieliźnie sprawiło, że kilkukrotnie fale dreszczy przebiegły po jego ciele. Oczywiście były one związane z przyjemną wizją tego co za chwilę będą robić z czego, nie spodziewał się, że książę weźmie sobie do serca kwestię rozkazów. Raczej nigdy taki nie był ale skoro w łóżku mogliby sobie pograć, poudawać, pozaczepiać się i obydwaj tego chcieli, nie umiał powstrzymać szerokiego uśmiechu. Szczególnie gdy pomruki kolejnych rozkazów napalały go mocniej i mocniej i coraz mocniej. Wystarczyło żeby przy zetknięciu gadzich dłoni z jego piersią polaną olejkiem zamruczał gardłowo i odchylił głowę do tyłu.
- Tak. Dokładnie tak mi dobrze. – Zamruczał zaciskając dłonie na kołdrze, przymykając przy tym oczy. Uśmiechał się jak głupi do sera, ocierał delikatnie o pośladki Lusia i czekał. Poproszony o uniesienie bioder z przyjemnością wbił się penisem troszkę głębiej między te przyjemne połówki brzoskwinki, gdy natomiast został całkiem rozebrany spojrzał na niego czekając, wyczekując aż jego język go dotknie i jakże mógłby sądzić, że ten od tak spełni jego błagania! Potwór!
- Proszę, poliż. – Mruczał czując jak ręce mocniej zaciskają się na przyjemnie pachnącej pościeli. Chciało mu się, a on go bezczelnie i z pełną premedytacją torturował. – Mój książę, zlituj się proszę. Okaż odrobinę łaski temu który tak chętnie spełni wszystkie Twoje pragnienia. – Szeptał drżąc pod pieszczotą jego paznokci, delikatnymi pocałunkami po których nitka powstałej od oczekiwania kropelki została na gadzich ustach, a którą on ostrożnie otarł palcem.
- Uwielbiam. Robisz to dokładnie tak żeby mnie doprowadzać do szaleństwa. – Zapewnił, a gdy ten uroczo zaczesał sobie kosmyk włosów za ucho i wreszcie objął wargami samą główkę, prawie oszalał z rozkoszy która odbiła się ponownie na nim dreszczami. Położył się po tym wygodnie, próbował nie drżeć przy każdym mlaśnięciu ale to było tak trudne! Rozkosz rozpływała się po nim, a on zaciskając dłonie i ruszając nogami, spinał się i rozluźniał nie kontrolując cichy pojękiwań i ciężkiego oddechu który tracił miarowość z każdym ruchem języka.
- Jeszcze moment. – Mruczał bo chociaż nie był blisko dojścia wiedział, że nie mógł sobie na razie na nie pozwolić. Planował skończyć inaczej, a ta przyjemność miała stanowić tylko wstęp. Ostatecznie więc, gdy był pobudzony do granic możliwości, położył mu dłoń na policzku żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Oczy mu lśniły, usta zdobił maślany uśmiech, a policzki delikatny rumieniec z gorąca.
- Teraz, moja kolej. – Zapewnił wycierając kciukiem jego usta zachęcając go żeby się wygodnie położył i pozwolił sprawić sobie przyjemność. Szczególnie, że ten masaż chodził za Lusiem już od pierwszego wykonanego razu i chociaż nie spodziewał się, że przyniesie mu nim tyle satysfakcji, mógł go nim obdarowywać za każdym jednym razem gdy tylko go zapragnie. Sądził bowiem, że poza palcami wejdzie czymś jeszcze i wtedy obydwaj będą równie zadowoleni. Poza tym, sam fakt masowania go był przyjemnością!
Gdy tylko Lusiu rozebrany i z tym cudownym tyłeczkiem w który musiał go delikatnie ugryźć, leżał przed nim, poczuł że wcale jego podniecenie nie słabnie. Ponownie musiał przełknąć ciężko ślinę, nieco pomóc sobie ręką i kilkukrotnie potrząsnąć. Dopiero wtedy usiadł wygodnie i wylewając sobie olejek na dłoń zaczął go ogrzewać.
- Tylko jęcz głośno, żebym wiedział czy na pewno dobrze to robię. – Poprosił szepcząc mu do uszka po czym położył dłonie na jego ramionach ostrożnie acz pewnie zaczynając go masować. Jakkolwiek to się miało nie skończyć, przede wszystkim chodziło o bardzo dokładnie rozluźnienie wszystkich jego mięśni no i może tylko odrobinę o podrażnienie jego łuski. Tą, zaczepiał językiem. Szczególnie te większe które sprawiały, że gadzi tyłeczek prosił się żeby jego penis go spenetrował ocierając się o niego.
- Spokojnie, do tego też dojdziemy. – Zapewnił w ogóle się nie spiesząc ze zjeżdżaniem w dół. Chociaż między pośladkami już dawno się znajdował i co jakiś czas go tam szturchał.
- Tak. Dokładnie tak mi dobrze. – Zamruczał zaciskając dłonie na kołdrze, przymykając przy tym oczy. Uśmiechał się jak głupi do sera, ocierał delikatnie o pośladki Lusia i czekał. Poproszony o uniesienie bioder z przyjemnością wbił się penisem troszkę głębiej między te przyjemne połówki brzoskwinki, gdy natomiast został całkiem rozebrany spojrzał na niego czekając, wyczekując aż jego język go dotknie i jakże mógłby sądzić, że ten od tak spełni jego błagania! Potwór!
- Proszę, poliż. – Mruczał czując jak ręce mocniej zaciskają się na przyjemnie pachnącej pościeli. Chciało mu się, a on go bezczelnie i z pełną premedytacją torturował. – Mój książę, zlituj się proszę. Okaż odrobinę łaski temu który tak chętnie spełni wszystkie Twoje pragnienia. – Szeptał drżąc pod pieszczotą jego paznokci, delikatnymi pocałunkami po których nitka powstałej od oczekiwania kropelki została na gadzich ustach, a którą on ostrożnie otarł palcem.
- Uwielbiam. Robisz to dokładnie tak żeby mnie doprowadzać do szaleństwa. – Zapewnił, a gdy ten uroczo zaczesał sobie kosmyk włosów za ucho i wreszcie objął wargami samą główkę, prawie oszalał z rozkoszy która odbiła się ponownie na nim dreszczami. Położył się po tym wygodnie, próbował nie drżeć przy każdym mlaśnięciu ale to było tak trudne! Rozkosz rozpływała się po nim, a on zaciskając dłonie i ruszając nogami, spinał się i rozluźniał nie kontrolując cichy pojękiwań i ciężkiego oddechu który tracił miarowość z każdym ruchem języka.
- Jeszcze moment. – Mruczał bo chociaż nie był blisko dojścia wiedział, że nie mógł sobie na razie na nie pozwolić. Planował skończyć inaczej, a ta przyjemność miała stanowić tylko wstęp. Ostatecznie więc, gdy był pobudzony do granic możliwości, położył mu dłoń na policzku żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Oczy mu lśniły, usta zdobił maślany uśmiech, a policzki delikatny rumieniec z gorąca.
- Teraz, moja kolej. – Zapewnił wycierając kciukiem jego usta zachęcając go żeby się wygodnie położył i pozwolił sprawić sobie przyjemność. Szczególnie, że ten masaż chodził za Lusiem już od pierwszego wykonanego razu i chociaż nie spodziewał się, że przyniesie mu nim tyle satysfakcji, mógł go nim obdarowywać za każdym jednym razem gdy tylko go zapragnie. Sądził bowiem, że poza palcami wejdzie czymś jeszcze i wtedy obydwaj będą równie zadowoleni. Poza tym, sam fakt masowania go był przyjemnością!
Gdy tylko Lusiu rozebrany i z tym cudownym tyłeczkiem w który musiał go delikatnie ugryźć, leżał przed nim, poczuł że wcale jego podniecenie nie słabnie. Ponownie musiał przełknąć ciężko ślinę, nieco pomóc sobie ręką i kilkukrotnie potrząsnąć. Dopiero wtedy usiadł wygodnie i wylewając sobie olejek na dłoń zaczął go ogrzewać.
- Tylko jęcz głośno, żebym wiedział czy na pewno dobrze to robię. – Poprosił szepcząc mu do uszka po czym położył dłonie na jego ramionach ostrożnie acz pewnie zaczynając go masować. Jakkolwiek to się miało nie skończyć, przede wszystkim chodziło o bardzo dokładnie rozluźnienie wszystkich jego mięśni no i może tylko odrobinę o podrażnienie jego łuski. Tą, zaczepiał językiem. Szczególnie te większe które sprawiały, że gadzi tyłeczek prosił się żeby jego penis go spenetrował ocierając się o niego.
- Spokojnie, do tego też dojdziemy. – Zapewnił w ogóle się nie spiesząc ze zjeżdżaniem w dół. Chociaż między pośladkami już dawno się znajdował i co jakiś czas go tam szturchał.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sprawianie sobie nawzajem przyjemności dostarczało mu znacznie więcej satysfakcji niż się tego spodziewał, nauczony zupełnie innymi doświadczeniami, że to osoba „na górze” powinna się wszystkim zająć, a on miał tylko leżeć i na wszystko pozwalać. Cóż, pozwalać Finniemu na wszystko lubił, ale nawet wtedy nie czuł się dobrze z myślą, że był kłodą w łóżku i choćby gorącymi pocałunkami, czy zaangażowaniem w ruch chciał mu pokazać, że dla nich obu było to po prostu przyjemne, a on na wszystko nie dość, że się zgadzał, to jeszcze chciał brać w tym czynny udział. Dlatego kiedy z ust Finnegana wydobywały się prośby o jeszcze chwilę tej cudownej pieszczoty, nie protestował, wkładając jeszcze więcej wysiłku w spełnianie życzeń mężczyzny i czując mnóstwo radości, kiedy widział jak mocno to wszystko na niego działało, jak on na niego działał doprowadzając go na skraj.
Chciał, by Finni doszedł, dołożył do tego wszelkich starań, a im mocniej blondyn się opierał, tym on jeszcze bardziej chciał by mężczyzna poczuł więcej rozkoszy. Przynajmniej dopóki ten nie położył mu dłoni na policzku i nieco bardziej stanowczo kazał mu przestać. Posłał mu przy tym nieco obrażoną minkę, ale wystarczyło tylko wspomnienie masażu, by przestał się obrażać. Dał sobie otrzeć usta z fascynacją przyglądając się jak kciuk który znalazł się na jego nieco opuchniętych wargach znalazł się przy ustach Finnegana, na których ten złożył delikatnego całusa. Tak romantyczny, niebezpośredni pocałunek sprawił, że książę gapił się na niego z rumieńcami na policzkach, jak na ósmy cud świata, mięknąc pod jego spojrzeniem i łapiąc się na jakichś nieskładnych myślach krążących mu po głowie, a których to nie powstydziłaby się zakochana na zabój nastolatka. W zasadzie przy nim często czuł się jak podlotek, ale kiedy widział rzucane mu spojrzenia pełne tego szczeniackiego zauroczenia, do tego okraszone kretyńskim uśmiechem, który tak kochał, a po którym następowała lawina żartów i zachowań, których nie widział nawet u swoich uczniów, przestawał się tym przejmować. Kochali się i czuli się przy sobie swobodnie, tyle wiedział i tyle mu do szczęścia wystarczyło. Choć, jak zaraz się przekonał, masaż też był w tym szczęściu mile widziany…
Ułożony na brzuchu, z penisem blondyna co rusz szturchającym go pomiędzy pośladkami i jego ciężarem na udach, przymknął oczy, rozkoszując się chwilą. Uwielbiał kiedy mu tak robił, dotyk jego szorstkich, ale bardzo delikatnych palców, które doskonale wiedziały jak radzić sobie z jego łuską. Gdzie i jak dotykać, by przez jego ciało przechodziły dreszcze czystej rozkoszy, a biodra podrywały do góry w namiastce tego, co miało nadejść potem, a czego nie mógł się już doczekać. Zaznawszy tego owocu, nie potrafił przestać o nim myśleć, o tym jak wiele dla niego to wszystko znaczyło i jak dobrze przy Finnim się czuł.
- Masuj mnie dobrze to będę jęczał – odparował w odpowiedzi, zaraz potem wzdychając głośno, kiedy palce maga ognia trafiły na wyjątkowo czuły punkt.
Nie był pewien ile czasu spędził wijąc się pod dłońmi Finnegana, dopraszając się jeszcze odrobiny dotyku, jęcząc i wzdychając z zadowolenia, czy wystawiając cierpliwość blondyna na próbę, kiedy ocierał się o niego mocno biodrami, dopraszając się tarcia w jeszcze innych rejonach ciała. Przestał dopiero wtedy, kiedy palce mężczyzny wkradły się, śliskie od olejku pomiędzy jego pośladki i delikatnie wcierały w miękką skórę wilgotną substancję. Lusiu drżał pod nim mocniej, niecierpliwiąc się i jednocześnie rozluźniając pod tym dotykiem, aż w końcu jeden z palców przedarł się przez naturalny opór mięśni i znalazł w środku, atakując spragnione orgazmu ciało księcia jeszcze większą falą przyjemności.
- O, na łuski wszystkich smoków, tak… dotykaj mnie tu więcej – wysapał, wczepiając się kurczowo w poduszkę, do której się przytulał, aż w którymś momencie po pokoju rozległ się trzask pękających szwów.
Palce natychmiast zniknęły z jego wnętrza, a on, niezadowolony z błyszczącymi żądzą oczami, spojrzał sobie przez ramię, by pokazać mężczyźnie jak bardzo był z tego powodu oburzony.
- To tylko poduszka, nie musisz się nią przejmować – powiedział, a widząc błysk w pomarańczowych oczach, przełknął głośno ślinę, czując że… oh, że to nie był wcale koniec. Wręcz przeciwnie, tym samym początek tego wszystkiego nadszedł odrobinę szybciej, ale oboje byli go tak spragnieni, że Lusiu odczytując zamiary na jego twarzy, uniósł odrobinę biodra, dając mu do siebie lepszy dostęp i samą swoją postawą błagając go by w końcu im obu dał to, czego tak bardzo od siebie chcieli.
- Proszę, Finni, weź mnie w końcu – wyjęczał, czując że naprawdę nie był w stanie dłużej wytrzymać i że jeśli blondyn już w tym momencie nie da mu swojego penisa, jego własny będzie po koniec jego dni twardy i pobudzony!
Chciał, by Finni doszedł, dołożył do tego wszelkich starań, a im mocniej blondyn się opierał, tym on jeszcze bardziej chciał by mężczyzna poczuł więcej rozkoszy. Przynajmniej dopóki ten nie położył mu dłoni na policzku i nieco bardziej stanowczo kazał mu przestać. Posłał mu przy tym nieco obrażoną minkę, ale wystarczyło tylko wspomnienie masażu, by przestał się obrażać. Dał sobie otrzeć usta z fascynacją przyglądając się jak kciuk który znalazł się na jego nieco opuchniętych wargach znalazł się przy ustach Finnegana, na których ten złożył delikatnego całusa. Tak romantyczny, niebezpośredni pocałunek sprawił, że książę gapił się na niego z rumieńcami na policzkach, jak na ósmy cud świata, mięknąc pod jego spojrzeniem i łapiąc się na jakichś nieskładnych myślach krążących mu po głowie, a których to nie powstydziłaby się zakochana na zabój nastolatka. W zasadzie przy nim często czuł się jak podlotek, ale kiedy widział rzucane mu spojrzenia pełne tego szczeniackiego zauroczenia, do tego okraszone kretyńskim uśmiechem, który tak kochał, a po którym następowała lawina żartów i zachowań, których nie widział nawet u swoich uczniów, przestawał się tym przejmować. Kochali się i czuli się przy sobie swobodnie, tyle wiedział i tyle mu do szczęścia wystarczyło. Choć, jak zaraz się przekonał, masaż też był w tym szczęściu mile widziany…
Ułożony na brzuchu, z penisem blondyna co rusz szturchającym go pomiędzy pośladkami i jego ciężarem na udach, przymknął oczy, rozkoszując się chwilą. Uwielbiał kiedy mu tak robił, dotyk jego szorstkich, ale bardzo delikatnych palców, które doskonale wiedziały jak radzić sobie z jego łuską. Gdzie i jak dotykać, by przez jego ciało przechodziły dreszcze czystej rozkoszy, a biodra podrywały do góry w namiastce tego, co miało nadejść potem, a czego nie mógł się już doczekać. Zaznawszy tego owocu, nie potrafił przestać o nim myśleć, o tym jak wiele dla niego to wszystko znaczyło i jak dobrze przy Finnim się czuł.
- Masuj mnie dobrze to będę jęczał – odparował w odpowiedzi, zaraz potem wzdychając głośno, kiedy palce maga ognia trafiły na wyjątkowo czuły punkt.
Nie był pewien ile czasu spędził wijąc się pod dłońmi Finnegana, dopraszając się jeszcze odrobiny dotyku, jęcząc i wzdychając z zadowolenia, czy wystawiając cierpliwość blondyna na próbę, kiedy ocierał się o niego mocno biodrami, dopraszając się tarcia w jeszcze innych rejonach ciała. Przestał dopiero wtedy, kiedy palce mężczyzny wkradły się, śliskie od olejku pomiędzy jego pośladki i delikatnie wcierały w miękką skórę wilgotną substancję. Lusiu drżał pod nim mocniej, niecierpliwiąc się i jednocześnie rozluźniając pod tym dotykiem, aż w końcu jeden z palców przedarł się przez naturalny opór mięśni i znalazł w środku, atakując spragnione orgazmu ciało księcia jeszcze większą falą przyjemności.
- O, na łuski wszystkich smoków, tak… dotykaj mnie tu więcej – wysapał, wczepiając się kurczowo w poduszkę, do której się przytulał, aż w którymś momencie po pokoju rozległ się trzask pękających szwów.
Palce natychmiast zniknęły z jego wnętrza, a on, niezadowolony z błyszczącymi żądzą oczami, spojrzał sobie przez ramię, by pokazać mężczyźnie jak bardzo był z tego powodu oburzony.
- To tylko poduszka, nie musisz się nią przejmować – powiedział, a widząc błysk w pomarańczowych oczach, przełknął głośno ślinę, czując że… oh, że to nie był wcale koniec. Wręcz przeciwnie, tym samym początek tego wszystkiego nadszedł odrobinę szybciej, ale oboje byli go tak spragnieni, że Lusiu odczytując zamiary na jego twarzy, uniósł odrobinę biodra, dając mu do siebie lepszy dostęp i samą swoją postawą błagając go by w końcu im obu dał to, czego tak bardzo od siebie chcieli.
- Proszę, Finni, weź mnie w końcu – wyjęczał, czując że naprawdę nie był w stanie dłużej wytrzymać i że jeśli blondyn już w tym momencie nie da mu swojego penisa, jego własny będzie po koniec jego dni twardy i pobudzony!
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Absolutnie nic nie szło według planu i absolutnie żaden moment ich igraszek go nie zawiódł! Początkowy flirt nad książką, późniejszy masaż który został bardzo szybko przerwany pojękiwaniami z błaganiem o wsadzenie. Nie spodziewał się, że wszystko potoczy się tak szybko. Sądził, że ich gra wstępna potrwa i to on będzie się niecierpliwił tymczasem, dostał bestię w łóżku, która pragnęła doznać licznych przyjemności cielesnych tym razem jednak, nie pozbawionych kontroli. Raz. Raz sobie pozwoli i zrobi to tak żeby dech wyrywał się niespokojnie z ich piersi, a później? Miał zamiar długo i wolno doprowadzać go do szaleństwa. Przynajmniej, to zakładał drugi plan który obmyślał w momencie gładzenia jego idealnych pleców. Te, pokryte łuską którą tak uwielbiał pieścić, delikatnie wyrzeźbione, szczupłe o jasnej skórze kontrastującej z jego opalenizną. Kręcił go i z przyjemnością kilkukrotnie go przygryzł; w kark, w ramię czy po prostu w bok.
- Kiedy Tyś się taki wyszczekany zrobił? Chyba Ci ograniczę kontakt z Ezrą. – Uśmiechnął się rozbawiony na jego komentarz o pojękiwaniu. Cóż, wątpił żeby robił to źle skoro całe jego ciało falowało ale warto było się jeszcze podroczyć. Dlatego z przyjemnością wrócił do całowania go.
Jakoś tak, samo wyszło że jego ręce znalazły się na idealnych półkulach jego pośladków. Ugniatając je wpatrywał się w swoje dłonie jak zahipnotyzowany po czym nagle przygryzł go w jeden i drugi. Po tym od razu oberwał spojrzeniem spod przymrużonych powiek aczkolwiek sugerując się przyjemnymi pojękiwaniami, i to się gadowi podobało! Uśmiechnął się więc do niego promiennie i wrócił do rozluźniania go w kluczowym miejscu, do przygotowywania na dziki seks gdy do jego uszu doszedł dźwięk który gwałtownie kazał się mu wycofać.
Prostując się spojrzał mu przez ramię, chylił się nieco dalej nad nim, a widząc rozdartą poduszkę parsknął śmiechem.
- Ale mnie wystraszyłeś. – Przyznał szczerze cofając się do etapu całowania całej łuskowanej ścieżki. Łechtało go to pomrukiwanie o tym jak jest dobrze ale nie chciał przy okazji pozbyć się ulubionych poduszek! Dlatego początkowo chciał jeszcze o tym pożartować, chwytając jego wzrok jeszcze chwilę go pokusić ale gdy tylko chciał uchylić usta, jędrne pośladki uniosły się w niemym zaproszeniu, a on… wyjęczał te kilka słów z takim błaganiem, że musiał ciężko przełknąć ślinę, poprawić się z pulsującym od ochoty penisem. Ostatecznie jednak, jego książę jego pan.
- Wedle życzenia ukochany. – Wymruczał schodząc wzrokiem na jego pośladki, całując jeden z nich.
Smarując się jeszcze dodatkowo olejkiem żeby absolutnie żaden jego ruch nie zabolał, jeszcze raz wylał odrobinę pomiędzy jego pośladki żeby tam również czuł komfort. Jeszcze raz objechał palcami, wsadził jeden, drugi palec do środka po czym ostrożnie zaczął wchodzić kontrolując każdy jęk Lusia. Chociaż te zaczynały go lekko ogłupiać gdy stwierdził, że właśnie tego pragnął i tego było mu trzeba. Och tak, on czuł dokładnie to samo i nie miał zamiaru zaprzepaścić szansy na pełną satysfakcję ich obu. Dlatego też po chwili nacisnął dłonią pomiędzy jego łopatkami zmuszając tym samym do położenia się z wypiętym tyłkiem i gdy tylko był pewien, że jest dobrze, zaczął się miarowo poruszać.
Całując go przy okazji po dole pleców wziął jego nogę tak żeby zaplótł łydkę dookoła jego pasa, dając sobie dostęp do jego przyrodzenia, przyjemnie pulsującego przy każdym pchnięciu. Uśmiechnął się przy tym łobuzersko pozwalając sobie go trochę podrażnić po czym pochylił się kładąc na nim.
- To co? Chcesz spróbować na stojąco? – Zapytał zaciekawiony w ogóle nie przestając się poruszać, w obecnej pozycji wręcz specjalnie wykorzystując to jak głęboko go szturchał. Przy tym w ogóle nie zwalniał amplitudy i starając się gdzieś pomiędzy pojękiwaniem dosłyszeć konkretne słowa, przewrócił go ostrożnie na plecy i położył jego nogi na swoich ramionach. Wcale nie zwalniał ale chyba łatwiej będzie mu wychwycić konkretne prośby gdy będzie mógł przyglądać się tej przyjemnie zaczerwienionej twarzy.
- Kiedy Tyś się taki wyszczekany zrobił? Chyba Ci ograniczę kontakt z Ezrą. – Uśmiechnął się rozbawiony na jego komentarz o pojękiwaniu. Cóż, wątpił żeby robił to źle skoro całe jego ciało falowało ale warto było się jeszcze podroczyć. Dlatego z przyjemnością wrócił do całowania go.
Jakoś tak, samo wyszło że jego ręce znalazły się na idealnych półkulach jego pośladków. Ugniatając je wpatrywał się w swoje dłonie jak zahipnotyzowany po czym nagle przygryzł go w jeden i drugi. Po tym od razu oberwał spojrzeniem spod przymrużonych powiek aczkolwiek sugerując się przyjemnymi pojękiwaniami, i to się gadowi podobało! Uśmiechnął się więc do niego promiennie i wrócił do rozluźniania go w kluczowym miejscu, do przygotowywania na dziki seks gdy do jego uszu doszedł dźwięk który gwałtownie kazał się mu wycofać.
Prostując się spojrzał mu przez ramię, chylił się nieco dalej nad nim, a widząc rozdartą poduszkę parsknął śmiechem.
- Ale mnie wystraszyłeś. – Przyznał szczerze cofając się do etapu całowania całej łuskowanej ścieżki. Łechtało go to pomrukiwanie o tym jak jest dobrze ale nie chciał przy okazji pozbyć się ulubionych poduszek! Dlatego początkowo chciał jeszcze o tym pożartować, chwytając jego wzrok jeszcze chwilę go pokusić ale gdy tylko chciał uchylić usta, jędrne pośladki uniosły się w niemym zaproszeniu, a on… wyjęczał te kilka słów z takim błaganiem, że musiał ciężko przełknąć ślinę, poprawić się z pulsującym od ochoty penisem. Ostatecznie jednak, jego książę jego pan.
- Wedle życzenia ukochany. – Wymruczał schodząc wzrokiem na jego pośladki, całując jeden z nich.
Smarując się jeszcze dodatkowo olejkiem żeby absolutnie żaden jego ruch nie zabolał, jeszcze raz wylał odrobinę pomiędzy jego pośladki żeby tam również czuł komfort. Jeszcze raz objechał palcami, wsadził jeden, drugi palec do środka po czym ostrożnie zaczął wchodzić kontrolując każdy jęk Lusia. Chociaż te zaczynały go lekko ogłupiać gdy stwierdził, że właśnie tego pragnął i tego było mu trzeba. Och tak, on czuł dokładnie to samo i nie miał zamiaru zaprzepaścić szansy na pełną satysfakcję ich obu. Dlatego też po chwili nacisnął dłonią pomiędzy jego łopatkami zmuszając tym samym do położenia się z wypiętym tyłkiem i gdy tylko był pewien, że jest dobrze, zaczął się miarowo poruszać.
Całując go przy okazji po dole pleców wziął jego nogę tak żeby zaplótł łydkę dookoła jego pasa, dając sobie dostęp do jego przyrodzenia, przyjemnie pulsującego przy każdym pchnięciu. Uśmiechnął się przy tym łobuzersko pozwalając sobie go trochę podrażnić po czym pochylił się kładąc na nim.
- To co? Chcesz spróbować na stojąco? – Zapytał zaciekawiony w ogóle nie przestając się poruszać, w obecnej pozycji wręcz specjalnie wykorzystując to jak głęboko go szturchał. Przy tym w ogóle nie zwalniał amplitudy i starając się gdzieś pomiędzy pojękiwaniem dosłyszeć konkretne słowa, przewrócił go ostrożnie na plecy i położył jego nogi na swoich ramionach. Wcale nie zwalniał ale chyba łatwiej będzie mu wychwycić konkretne prośby gdy będzie mógł przyglądać się tej przyjemnie zaczerwienionej twarzy.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Niecierpliwił się. Chyba jeszcze nigdy nikt nie doprowadził go do stanu, w którym to on sam błagał, by w końcu przeszli do rzeczy. Uwielbiał grę wstępną z Finnim, kochał jego palce, ich żarciki i przekomarzanie się do wtóru z długimi pocałunkami pełnymi żaru i miłości, ale tego dnia chciał, by blondyn wypełnił go sobą po brzegi i dał rozkosz, której tak dawno wspólnie nie zaznali. Tych ostatnich kilku razów nie liczył, nie był to dobry seks, nie był satysfakcjonujący, bo uprawiany w złości i chęci udowadniania sobie tego, czego nie było. Teraz było inaczej. Teraz prawdziwie się kochali i dlatego Lusiu nie myślał o niczym innym jak o momencie, w którym znów oddadzą się w swoje ramiona. Dlatego kiedy Finni jeszcze chwilę poświęcał na przygotowania, on niecierpliwie wiercił się, drżąc pod jego palcami i pragnąc w tym miejscu czegoś innego. A kiedy w końcu poczuł coś znacznie większego przy swoich pośladach, cichy jęk wyrwał się z jego ust, tylko po to, by zaraz zmienić się w głośny, przeciągły, pełen przyjemności odgłos. Przymknął oczy z rozkoszy, pozwalając Finneganowi ułożyć się wedle uznania, zanim zaczął się w nim poruszać, doprowadzając go tym samym do ekstazy.
Wcześniej uważał, że taka pozycja będzie uwłaczająca, raniąca jego dumę i wbijająca się szpilką w jego męskość, ale teraz, wiedział że była po prostu okropnie przyjemna zarówno dla niego jak i Finnegana, który z łatwością nadał swoim pchnięciom tępo, które ich obu satysfakcjonowało i wyrywało im z gardeł odgłosy czystego zadowolenia. A kiedy jeszcze Finni zaplótł jego nogę wokół własnego biodra, sprawiając że wchodził w niego jeszcze głębiej i przy każdym poruszeniu drażnił jego członka, Lusiu ani myślał protestować. Wręcz przeciwnie, sięgnął jedną dłonią do tyłu i odnalazł biodro blondyna, zachęcając go, by wchodził w niego głębiej i zostawał w nim głęboko chwilę dłużej, sprawiając że drżał z przyjemności po czubki palców, a z jego penisa ciekło, choć obiecywał sobie, że wytrzyma tak długo jak zdoła, chcąc długo i namiętnie kochać się z Finnim.
Na pytanie, zadane uwodzicielskim, niskim tonem, w pierwszej chwili nie potrafił odpowiedzieć, zbyt przejęty tym, że gorące ciało ukochanego przylegało do niego ściśle, a biodra nadal poruszały się miarowo, nie pozwalając mu złapać głębszego oddechu. Nawet kiedy zmienił ich pozycję, choć Lusiu zawsze zastanawiał się jak on robił to tak szybko, do tego nigdy nie wyjmując z niego penisa, nie był w stanie jakoś składnie i spokojnie wykrztusić z siebie odpowiedzi, w końcu poddając się i łapiąc Finniego za ramiona, pociągnął go na siebie, krzycząc z rozkoszy, kiedy wbił się w niego pod innym kątem.
- Chcę! Ah! Chcę! Oh! Na smoka… Ugh! Chcę wszystkiego… oooh! Wszystkiego z tobą spróbować – wyjęczał w końcu, puszczając go i padając zmęczony na łóżko, choć jego biodra nie poddawały się i poruszały się w rytm narzucony przez maga ognia, dopóki ten nie przestał na chwilę, by złapać Lusia w pasie i w pierwszej chwili posadzić go sobie na udach.
Książę wyprężył się, zaciskając mocno palce na jego ramionach i wbijając mu w skórę paznokcie. Kręciło mu się w głowie, ale ani myślał przestawać.
- Na moje łuski, jesteś w tym świetny, Finni – wysapał, zdejmując z twarzy wilgotne do potu długie włosy, tylko po to, by korzystając z pozycji, wpić się zachłannie w jego usta i zakraść się językiem pomiędzy nie, poruszając przy tym nieprzerwanie biodrami w drobnych okrężnych ruchach.
Sapnął, kiedy gorące dłonie blondyna pojawiły się na jego biodrach i pomagając mu przez chwilę, gładził go po nogach, układając je wokół swoich bioder, by stabilnie oplatał go nimi w pasie. A kiedy mu się to udało, nie przerywając pocałunku, podniósł się, sprawiając że członek wysunął się z jego wnętrza. Książę mruknął coś niepocieszony, ale kiedy tylko twardy penis znalazł się w nim znowu, a Finni opuścił go odrobinę niżej w swoich ramionach, nadziewając go na swoje przyrodzenie, Lusiu niekontrolowanie odrzucił głowę do tyłu, czepiając się ramion blondyna jeszcze mocniej, wtulił się w niego, całując go po twarzy, ramionach i szyi, zaczepiając językiem jego jabłko Adama i biorąc je delikatnie w usta.
Wcześniej uważał, że taka pozycja będzie uwłaczająca, raniąca jego dumę i wbijająca się szpilką w jego męskość, ale teraz, wiedział że była po prostu okropnie przyjemna zarówno dla niego jak i Finnegana, który z łatwością nadał swoim pchnięciom tępo, które ich obu satysfakcjonowało i wyrywało im z gardeł odgłosy czystego zadowolenia. A kiedy jeszcze Finni zaplótł jego nogę wokół własnego biodra, sprawiając że wchodził w niego jeszcze głębiej i przy każdym poruszeniu drażnił jego członka, Lusiu ani myślał protestować. Wręcz przeciwnie, sięgnął jedną dłonią do tyłu i odnalazł biodro blondyna, zachęcając go, by wchodził w niego głębiej i zostawał w nim głęboko chwilę dłużej, sprawiając że drżał z przyjemności po czubki palców, a z jego penisa ciekło, choć obiecywał sobie, że wytrzyma tak długo jak zdoła, chcąc długo i namiętnie kochać się z Finnim.
Na pytanie, zadane uwodzicielskim, niskim tonem, w pierwszej chwili nie potrafił odpowiedzieć, zbyt przejęty tym, że gorące ciało ukochanego przylegało do niego ściśle, a biodra nadal poruszały się miarowo, nie pozwalając mu złapać głębszego oddechu. Nawet kiedy zmienił ich pozycję, choć Lusiu zawsze zastanawiał się jak on robił to tak szybko, do tego nigdy nie wyjmując z niego penisa, nie był w stanie jakoś składnie i spokojnie wykrztusić z siebie odpowiedzi, w końcu poddając się i łapiąc Finniego za ramiona, pociągnął go na siebie, krzycząc z rozkoszy, kiedy wbił się w niego pod innym kątem.
- Chcę! Ah! Chcę! Oh! Na smoka… Ugh! Chcę wszystkiego… oooh! Wszystkiego z tobą spróbować – wyjęczał w końcu, puszczając go i padając zmęczony na łóżko, choć jego biodra nie poddawały się i poruszały się w rytm narzucony przez maga ognia, dopóki ten nie przestał na chwilę, by złapać Lusia w pasie i w pierwszej chwili posadzić go sobie na udach.
Książę wyprężył się, zaciskając mocno palce na jego ramionach i wbijając mu w skórę paznokcie. Kręciło mu się w głowie, ale ani myślał przestawać.
- Na moje łuski, jesteś w tym świetny, Finni – wysapał, zdejmując z twarzy wilgotne do potu długie włosy, tylko po to, by korzystając z pozycji, wpić się zachłannie w jego usta i zakraść się językiem pomiędzy nie, poruszając przy tym nieprzerwanie biodrami w drobnych okrężnych ruchach.
Sapnął, kiedy gorące dłonie blondyna pojawiły się na jego biodrach i pomagając mu przez chwilę, gładził go po nogach, układając je wokół swoich bioder, by stabilnie oplatał go nimi w pasie. A kiedy mu się to udało, nie przerywając pocałunku, podniósł się, sprawiając że członek wysunął się z jego wnętrza. Książę mruknął coś niepocieszony, ale kiedy tylko twardy penis znalazł się w nim znowu, a Finni opuścił go odrobinę niżej w swoich ramionach, nadziewając go na swoje przyrodzenie, Lusiu niekontrolowanie odrzucił głowę do tyłu, czepiając się ramion blondyna jeszcze mocniej, wtulił się w niego, całując go po twarzy, ramionach i szyi, zaczepiając językiem jego jabłko Adama i biorąc je delikatnie w usta.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Czas płynął w swoim spokojnym tempie, niespiesznie zasypując cały Kraj Wody warstwą miękkiego puchu, a oni? Oni wszyscy żyli sprawą, która rozpoczęła się dawno temu, a której szczegóły musieli sobie teraz przypominać. Żyli planowaniem, przygotowywaniem i gromadzeniem; zapasów, pomysłów, wyjść awaryjnych. Nagle, w tej spokojnej porze Zamieci, w której Kraj Wody zamierał czekając na lepsze chwilę wywiązało się tyle ruchu, tyle energii i tyle entuzjazmu, że Akademia trzęsła się w posadach.
Przede wszystkim każdemu z dni towarzyszyły narady. Skład był zmienny jak wiatr przemierzające puste ulice jednak cel zawsze był ten sam: przygotować się najlepiej jak się da. Przede wszystkim ogromnym wyzwaniem organizacyjnym był fakt towarzystwa księżniczki. Prawowita następczyni tronu, która miała jechać w charakterze obserwatora całego zdarzenia była równocześnie osobą, której życie powinno być bezwzględnie chronione. Dlatego też poza ich standardową czwórką towarzyszyć im miał skromny oddział i sam Sir Lorhen. Finnegan nie do końca wiedział czy ten był z tego zadowolony czy raczej uważał ich wszystkich za skaranie boskie. Aczkolwiek widział to, widział doskonale błysk w jego oczach na myśl o kolejnej wyprawie!
Kolejnym problemem był sam fakt tego dlaczego naradę zwoływano. Niezidentyfikowane zagrożenie, które przelewało się przez granice kolejnych krain pozostawiając po sobie rzeki krwi, było nie tylko niebezpieczne przez swoją skuteczność ale i przez brak świadomości przyświecającego im celu. Należało więc zgromadzić wiele tęgich i znaczących głów w jednym miejscu żeby wymyślić strategię. Zanim jednak do tego dojdzie, również potrzebowali strategii.
Finni powoli przyzwyczajał się do cesarza. Do jego spokojnego tonu, ciepłego spojrzenia i ogromnej inteligencji która tylko nakręcała jego umysł do działania. Jednocześnie natchnięty klarowną sytuacją jaka panowała między nim i Lusiem zaczął też trochę się uczyć. Nie wiedział czy powinien czuć z tego powodu wstyd, przynajmniej do momentu aż zafascynowany gad zaczął z nim rozmawiać o tym co i jak robi oraz, że tak, może to robić w sypialni. Uczył się specyficznej rzeczy, sztuki kooperacji z ludźmi. Znalazł kilka pozycji gdzie przykładowo proponowano rozwiązania konfliktów, negocjacje, kwalifikację decyzji i sztukę rozwiązywania tych trudnych wyborów. Interesowało go to i nawet jeżeli szło mu to powoli, zdobywał wiedze i szkolił się w swojej nowej zdolności. No i Lusiu… jakoś tam bardziej z pazurem na niego patrzył co chyba bezpośrednio przełożyło się na podwyższoną częstotliwość ich seksu.
Z ich życiem również wszystko było w porządku. Dużo rozmawiali, spędzali wiele chwil wspólnie i co najważniejsze, przestali się kłócić. Ani razu nie podnieśli na siebie już tonu, ani razu nie warczeli i nie patrzyli na siebie z wyrzutem. Kochali się, a po tej jakże przyjemnej rozgrzewce w łóżku która później kazała mu cały dzień wychwalać pod niebiosa swoją bestię w łóżku per Lusia, rozpoczęli stosunkowo regularny tryb spotkań z książką. Przy czym nie zmuszał już Oriona do całodniowego opiekowania się jego wymęczoną kluską. Zawsze bądź, prawie zawsze upewniał się, że cienka granica wytrzymałości nie została naruszona, a żeby dać sobie pewność dodatkowo zapewniał im odprężające chwile na dotyku, masażu albo przytulaniu na koniec. Było to potrzebne tak gadowi jak jemu więc kompletnie nie odmawiał sobie i takich chwil.
Każdy kolejny dzień zmieniał się i dawał nową nadzieję. Powoli mijała pora Zamieci, wszystko się uspokajało, a gdy pierwsze promienie słońca po tak długich tygodniach przebiły się przez chmury, cała ich czwórka spędziła prawie całe popołudnie grzejąc się w tej odebranej ostatnio przyjemności. Jednocześnie był to zwiastun nadchodzącej wyprawy, a gdy wreszcie ten dzień nadszedł, wszyscy byli tak podekscytowani, że siedzieli jedząc śniadanie jeszcze przed świtem.
- Nie podoba mi się na całej trasie wąwóz. Obawiam się, że wraz z przyjściem ładnej pogody może się tam ktoś kręcić. – Przyznał Ezra który spędził kilka ostatnich dni na dokładnym analizowaniu ich trasy. Czuł, że zapewnienie przez niego bezpieczeństwa byłoby najpewniejsze, wszyscy byliby jednakowo spokojni przez co niewątpliwie przyłożył się. Niemniej, chociaż problem był poważny Finni nie umiał wziąć go na serio widząc jak brunet walczy z ciągnącym się serem wyrastającym z tosta. Parsknął gdy Ezrze nie starczało rąk, a ser się nie poddawał i dopiero Orion ukrócił jego radochę, a on chociaż śmiał się jeszcze chwilę, podłapał temat.
- Nie zapomnij wziąć łuku, najwyżej pojedzie ktoś górą z tyłu żeby chronić na dupy. W sensie, Ty. – Uśmiechnął się do niego czarująco na co Ezra przewrócił oczami.
- Nie chce zapeszać ale to by była świetna okazja do zużycia nadmiaru mocy. Oczywiście nie życzę nam bliskich spotkań ale…
Rozmowa trwała aż do momentu gdy słońce nieśmiało zaczęło wychylać się zza horyzontu. To była przyjemna odmiana. Nie padał śnieg, wszystko skrzyło i zrobiło się jakby znośniej. Mróz nie szczypał w nos i mimo wczesnej pory spotykali na ulicach mieszkańców. Życie wracało do stolicy, a oni ją właśnie opuszczali. Nieco szkoda, Finni obejrzał się jeszcze na Akademie z delikatną nostalgią w oczach po czym stanął na palcach w momencie gdy przed nimi wyrastał przygotowany do wyprawy orszak. Wyglądał nie dość, że bezpiecznie to swego rodzaju spektakularnie. Chociaż nie wyróżniałby się niczym z tłumu innych karawan to możliwości jakie dawał były dla niego dostrzegalne gołym okiem. Ostatecznie więc uśmiechnął się szeroko obejmując wygodniej Lusia w pasie.
- Pamiętaj, będę Cię chronił. – Zaczepił jego ucho uśmiechając się do niego niewinnie, jakby nie miał świadomości tego, że w obecnych warunkach to bardziej gad będzie chronił jego. Niesprzyjające otoczenie do wytwarzania ognia i szybkie jego zużycie w końcu, w jakiejś mocno patowej sytuacji, sprawi że będzie w dupie. I wtedy będzie liczył na swego księcia.
Nie zdążył go dodatkowo zaczepić gdy Blair jak gdyby nigdy nic rzuciła się na niego sprawiając, że musiał ją chwilę nieść jak koalę. Dopiero w momencie gdy z pałacu wyłoniła się para cesarska zeszła z niego z czego nadal trzymała go pod rękę i nieco marudziła na fakt, że nie mogła ze sobą zabrać Fenrira.
- Wiesz co… on powoduje taki chaos, że może to i lepiej? – Zaśmiał się na wspomnienie tego co jemu lisek swego czasu zrobił. Jednocześnie wymienił spojrzenie z Lusiem chociaż wzrok zaraz przeniósł na Oriona. – Pamiętasz? – Uśmiechnął się niewinnie, zaczepnie, na co Ezra nie mógł się powstrzymać przed pomasowaniem nasady nosa.
- Lepiej żeby Fenri został. Jeszcze wywoła jakiś skandal. – Mruknął zgadzając się tym razem z przyjacielem bo chociaż zwierzaka uwielbiał, znał jego możliwości.
Ostatecznie nie mogli dłużej sobie żartować chociaż jako niezłomna piątka mieli predyspozycje do sączenia przeróżnych teorii spiskowych przez długie godziny, rozpoczęła się oficjalna odprawa pod wodzą cesarza, kilka ostatnich wskazówek i rozkaz o wymarszu.
Przede wszystkim każdemu z dni towarzyszyły narady. Skład był zmienny jak wiatr przemierzające puste ulice jednak cel zawsze był ten sam: przygotować się najlepiej jak się da. Przede wszystkim ogromnym wyzwaniem organizacyjnym był fakt towarzystwa księżniczki. Prawowita następczyni tronu, która miała jechać w charakterze obserwatora całego zdarzenia była równocześnie osobą, której życie powinno być bezwzględnie chronione. Dlatego też poza ich standardową czwórką towarzyszyć im miał skromny oddział i sam Sir Lorhen. Finnegan nie do końca wiedział czy ten był z tego zadowolony czy raczej uważał ich wszystkich za skaranie boskie. Aczkolwiek widział to, widział doskonale błysk w jego oczach na myśl o kolejnej wyprawie!
Kolejnym problemem był sam fakt tego dlaczego naradę zwoływano. Niezidentyfikowane zagrożenie, które przelewało się przez granice kolejnych krain pozostawiając po sobie rzeki krwi, było nie tylko niebezpieczne przez swoją skuteczność ale i przez brak świadomości przyświecającego im celu. Należało więc zgromadzić wiele tęgich i znaczących głów w jednym miejscu żeby wymyślić strategię. Zanim jednak do tego dojdzie, również potrzebowali strategii.
Finni powoli przyzwyczajał się do cesarza. Do jego spokojnego tonu, ciepłego spojrzenia i ogromnej inteligencji która tylko nakręcała jego umysł do działania. Jednocześnie natchnięty klarowną sytuacją jaka panowała między nim i Lusiem zaczął też trochę się uczyć. Nie wiedział czy powinien czuć z tego powodu wstyd, przynajmniej do momentu aż zafascynowany gad zaczął z nim rozmawiać o tym co i jak robi oraz, że tak, może to robić w sypialni. Uczył się specyficznej rzeczy, sztuki kooperacji z ludźmi. Znalazł kilka pozycji gdzie przykładowo proponowano rozwiązania konfliktów, negocjacje, kwalifikację decyzji i sztukę rozwiązywania tych trudnych wyborów. Interesowało go to i nawet jeżeli szło mu to powoli, zdobywał wiedze i szkolił się w swojej nowej zdolności. No i Lusiu… jakoś tam bardziej z pazurem na niego patrzył co chyba bezpośrednio przełożyło się na podwyższoną częstotliwość ich seksu.
Z ich życiem również wszystko było w porządku. Dużo rozmawiali, spędzali wiele chwil wspólnie i co najważniejsze, przestali się kłócić. Ani razu nie podnieśli na siebie już tonu, ani razu nie warczeli i nie patrzyli na siebie z wyrzutem. Kochali się, a po tej jakże przyjemnej rozgrzewce w łóżku która później kazała mu cały dzień wychwalać pod niebiosa swoją bestię w łóżku per Lusia, rozpoczęli stosunkowo regularny tryb spotkań z książką. Przy czym nie zmuszał już Oriona do całodniowego opiekowania się jego wymęczoną kluską. Zawsze bądź, prawie zawsze upewniał się, że cienka granica wytrzymałości nie została naruszona, a żeby dać sobie pewność dodatkowo zapewniał im odprężające chwile na dotyku, masażu albo przytulaniu na koniec. Było to potrzebne tak gadowi jak jemu więc kompletnie nie odmawiał sobie i takich chwil.
Każdy kolejny dzień zmieniał się i dawał nową nadzieję. Powoli mijała pora Zamieci, wszystko się uspokajało, a gdy pierwsze promienie słońca po tak długich tygodniach przebiły się przez chmury, cała ich czwórka spędziła prawie całe popołudnie grzejąc się w tej odebranej ostatnio przyjemności. Jednocześnie był to zwiastun nadchodzącej wyprawy, a gdy wreszcie ten dzień nadszedł, wszyscy byli tak podekscytowani, że siedzieli jedząc śniadanie jeszcze przed świtem.
- Nie podoba mi się na całej trasie wąwóz. Obawiam się, że wraz z przyjściem ładnej pogody może się tam ktoś kręcić. – Przyznał Ezra który spędził kilka ostatnich dni na dokładnym analizowaniu ich trasy. Czuł, że zapewnienie przez niego bezpieczeństwa byłoby najpewniejsze, wszyscy byliby jednakowo spokojni przez co niewątpliwie przyłożył się. Niemniej, chociaż problem był poważny Finni nie umiał wziąć go na serio widząc jak brunet walczy z ciągnącym się serem wyrastającym z tosta. Parsknął gdy Ezrze nie starczało rąk, a ser się nie poddawał i dopiero Orion ukrócił jego radochę, a on chociaż śmiał się jeszcze chwilę, podłapał temat.
- Nie zapomnij wziąć łuku, najwyżej pojedzie ktoś górą z tyłu żeby chronić na dupy. W sensie, Ty. – Uśmiechnął się do niego czarująco na co Ezra przewrócił oczami.
- Nie chce zapeszać ale to by była świetna okazja do zużycia nadmiaru mocy. Oczywiście nie życzę nam bliskich spotkań ale…
Rozmowa trwała aż do momentu gdy słońce nieśmiało zaczęło wychylać się zza horyzontu. To była przyjemna odmiana. Nie padał śnieg, wszystko skrzyło i zrobiło się jakby znośniej. Mróz nie szczypał w nos i mimo wczesnej pory spotykali na ulicach mieszkańców. Życie wracało do stolicy, a oni ją właśnie opuszczali. Nieco szkoda, Finni obejrzał się jeszcze na Akademie z delikatną nostalgią w oczach po czym stanął na palcach w momencie gdy przed nimi wyrastał przygotowany do wyprawy orszak. Wyglądał nie dość, że bezpiecznie to swego rodzaju spektakularnie. Chociaż nie wyróżniałby się niczym z tłumu innych karawan to możliwości jakie dawał były dla niego dostrzegalne gołym okiem. Ostatecznie więc uśmiechnął się szeroko obejmując wygodniej Lusia w pasie.
- Pamiętaj, będę Cię chronił. – Zaczepił jego ucho uśmiechając się do niego niewinnie, jakby nie miał świadomości tego, że w obecnych warunkach to bardziej gad będzie chronił jego. Niesprzyjające otoczenie do wytwarzania ognia i szybkie jego zużycie w końcu, w jakiejś mocno patowej sytuacji, sprawi że będzie w dupie. I wtedy będzie liczył na swego księcia.
Nie zdążył go dodatkowo zaczepić gdy Blair jak gdyby nigdy nic rzuciła się na niego sprawiając, że musiał ją chwilę nieść jak koalę. Dopiero w momencie gdy z pałacu wyłoniła się para cesarska zeszła z niego z czego nadal trzymała go pod rękę i nieco marudziła na fakt, że nie mogła ze sobą zabrać Fenrira.
- Wiesz co… on powoduje taki chaos, że może to i lepiej? – Zaśmiał się na wspomnienie tego co jemu lisek swego czasu zrobił. Jednocześnie wymienił spojrzenie z Lusiem chociaż wzrok zaraz przeniósł na Oriona. – Pamiętasz? – Uśmiechnął się niewinnie, zaczepnie, na co Ezra nie mógł się powstrzymać przed pomasowaniem nasady nosa.
- Lepiej żeby Fenri został. Jeszcze wywoła jakiś skandal. – Mruknął zgadzając się tym razem z przyjacielem bo chociaż zwierzaka uwielbiał, znał jego możliwości.
Ostatecznie nie mogli dłużej sobie żartować chociaż jako niezłomna piątka mieli predyspozycje do sączenia przeróżnych teorii spiskowych przez długie godziny, rozpoczęła się oficjalna odprawa pod wodzą cesarza, kilka ostatnich wskazówek i rozkaz o wymarszu.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy się miało tyle zajęć, te kilka miesięcy na które składała się pora Zamieci minęły w mgnieniu oka. Lusiu był zbyt zajęty organizowaniem jak nie wyprawy na naradę wojenną, to organizacją przebudowy Akademii, kochaniem się z Finnim i spędzaniem czasu z przyjaciółmi. Słowem – nie mógł narzekać na nudę, czasem tylko narzekał na ból głowy, kiedy kolejny wieczór spędził na przygotowywaniu dokumentów, rozmowami z ważnymi ludźmi i martwieniem się, że kiedy oni wyjadą wszystko wykona fikołka i kiedy wrócą, złapią się za głowę, bo nie będzie już czego zbierać. Oczywiście Rafael uspokajał go, twierdząc że on, Phil i Mai poradzą sobie pod jego nieobecność, zwłaszcza, że nie będzie komu stawiać tego miejsca na głowie, ale gad jak zwykle sceptyczny pozostał.
W dzień wyjazdu wstał pierwszy i choć obiecał zjeść ze wszystkimi śniadanie, miotał się jeszcze po Akademii, budząc Rafaela i resztę, by omówić jeszcze raz wszystko i co mają robić w razie gdyby stało się coś nieoczekiwanego. Ostatecznie został złapany pod jedno ramię przez Mai, pod drugie przez Rafaela i pchany od tyłu przez najwyższego z nich Phila i dostarczony do kuchni, gdzie jego ulubieni współpracownicy wepchnęli go na kolana Finnegana, żeby zrobił z nim porządek.
- Lusiek, cholero, przecież nie jedziesz na rok, a murarze i inni budowniczowie przyjdą dopiero za tydzień. Z architektem widziałeś się chyba sto razy, tak samo jak z kierownikiem budowy, cesarzem i starostą miasta, żeby poinformować go, że w tym roku uczniów nie przyjmujemy. Wszyscy wiedzą, że cię nie będzie, wyluzuj się trochę – westchnął Phil, siadając obok Ezry i z wdzięcznością przyjmując od Oriona jego specjalnego tosta.
- Lourielu, poradzimy sobie, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy wyjeżdżasz i zostawiasz Akadmię na czyjś barkach – zauważył spokojnie Rafael, łapiąc elegancko nóż i widelec, by uskuteczniając najbardziej arystokratyczny sposób jedzenia zabrać się za tosta.
- Uważajcie na siebie – powiedziała tylko Mai, patrząc swoim surowym, ale bardzo życzliwym wzrokiem na całą ich czwórkę.
- Ale jak coś się stanie… - zaczął Lusiek, ale nie skończył, bo zanim zdążył jeszcze pomarudzić, Orion prewencyjnie wcisnął mu w usta kawałek na wpół roztopionego sera, żeby skleić mu zęby.
- No, będzie trochę spokoju, a ty jedz, długa droga przed nami. Jak za godzinę zaczniesz jęczeć, że nie wypiłeś gorącej herbaty z rana to dostaniesz śnieżką w łeb – ostrzegł go Orion, a książę niezadowolony, mamrając pod nosem, że właśnie tak traktuje się najbardziej odpowiedzialnego i najważniejszego człowieka w tym miejscu, ku uciesze wszystkich zajął się jedzeniem.
Pożegnali się z Akademią, przyjaciółmi i okutani w płaszcze, wyszli na zewnątrz, ciesząc się w końcu przebijającym się przez chmury słońcem. Pogoda znacznie poprawiła się przez ostatni tydzień, śnieg uklepał się, tworząc znów grubą warstwę, ale teraz już miało nie padać tak często i gęsto jak przez ostatnie miesiące, sprawiając że drogi znów były przejezdne. Przed pałacem czekali jeszcze chwilę, przygotowując orszak i sprawdzając, czy wszystko jest, ostrzeliwani ostrzegającymi spojrzeniami sir Lorhena. Louriel zazwyczaj siedział w Akademii i nie był przyzwyczajony do dalekich podróży, niemniej tym razem poza niepokojem wywołanym wydarzeniami, czuł ekscytację. Mieli spotkać Taviego i znów zobaczyć się z Vincentem. Do tego udawali się do miejsca, o którym książę czasem słyszał w legendach, gdzie mogły znajdować się książki i teksty, które chciał przeczytać. A skoro mieli być pierwszymi, którzy pojawią się na miejscu, będą mogli chwilę pozwiedzać zanim zbierze się reszta gości.
W końcu z pałacu wyskoczyła Blair, podekscytowana wyprawą, jej pierwszą tak daleką, rzucając się na Finnegana jakby nie widziała go przez co najmniej rok, a nie kilka dni.
- Blair, przytyłaś, Finni się trochę bardziej ugina pod twoim ciężarem niż ostatnio – stwierdził złośliwie Lusiu, za co oberwał nadąsanymi policzkami siostry, a zaraz potem został całkowicie zignorowany. Przynajmniej dopóki obok nie pojawił się Lothus w towarzystwie Milene, spoglądającej nieprzychylnie w kierunku Finnegana, dopóki nie zignorowała go ostentacyjnie, spoglądając z tą samą kwaśną miną na Louriela.
- Jeśli coś się stanie naszej córce, choćby włos jej z głowy spadł, odpowiesz za to – powiedziała, a cesarz poklepał ją po dłoni uspokajającym gestem.
- Będzie dobrze, kochanie, Louriel jest odpowiedzialny i nigdy nie pozwoliłby, żeby jego siostrze stała się krzywda – zauważył, podkreślając przy tym łagodnie, że Louriel owszem, nie był dzieckiem cesarzowej, ale nadal, był synem cesarza i nawet jeśli ona nie martwiła się o niego ani trochę, on owszem i nie zamierzał tolerować insynuacji jakoby tylko jedno dziecko koronowanej głowy było kochane.
- Jasne, tak samo odpowiedzialny jak wtedy kiedy związał się z tym… tym mężczyzną – prychnęła, ale zaraz umilkła pod ciężkim spojrzeniem cesarza.
- Lourielu, jesteś szczęśliwy z tym człowiekiem? – zapytał łagodnie, a Lusiu natychmiast hardo uniósł podbródek i na złość tej starej jędzy, posłał ojcu najładniejszy uśmiech na jaki było go stać.
- Jak z nikim innym, ojcze – odpowiedział podobnym tonem, mówiąc z całym przekonaniem jakie czuł.
- Dobrze, mnie to wystarczy, tobie też powinno, Milene – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała stanowcza nuta, której nikt nigdy nie chciał trącać i napinać, by sprawdzić jak bardzo byłaby wytrzymała.
- Tak, wasza cesarska mość – odpowiedziała kobieta, a Lothus westchnął głęboko, unosząc oczy do nieba, jakby spodziewał się, że jeszcze wrócą do tej rozmowy, ale w innych, znacznie mniej przyjemnych okolicznościach.
Tymczasem, puścił dłoń kobiety, by podejść do nich obu i Lusia i Blair przyciągnąć do siebie, chowając ich oboje w swoich ramionach i całując czubek głowy każdego z nich.
- Bądźcie grzeczni. Blaire, słuchaj się brata, Lourielu, ty słuchaj się sir Lorhena. Jesteście pod jego opieką, ale pamiętajcie też, że to on i cała straż jaka z wami jedzie, jest pod waszą. Jeśli wy zrobicie coś nieodpowiedniego, narazicie ich na niebezpieczeństwo. Dlatego nie sprawiajcie innym problemów, i pamiętajcie, że reprezentujecie Kraj Wody, a to, co zacznie się po tej naradzie będzie wojną. Nie możemy w niej przegrać, dajcie z siebie wszystko i bądźcie dumni, że zrobiliście tyle, ile się dało. Liczę na was – powiedział, składając po jeszcze jednym, czułym pocałunku na czole dziewczyny i błękitnym znaku Lusia, odchodząc po chwili, by zostawić miejsce cesarzowej, która przytuliła Blaire, tylko po to, by zaraz zacząć dziewczynę pouczać i przypominać, że płynęła w niej królewska krew.
Zaraz po tym, jeszcze raz sprawdzono wszystkie uprzęże, pasy i wsadziwszy księżniczkę w sanie, wyruszono. Lusiu z Finnim jechali tuż obok księżniczki na koniach, zabawiając ją rozmową. Przynajmniej do czasu, dopóki Blair nie zaczęła marudzić w iście Lusiowym stylu.
- Ehh… chciałabym męża. Takiego jak tata, albo jak Finni – westchnęła, trzepocząc zalotnie rzęsami do maga ognia.
- Przykro mi, zarówno tata jak i Finni są zajęci – parsknął Lusiek, zastanawiając się, skąd się dziewczynie wziął ten nastrój. I dlaczego akurat uczepiła się związków. Podejrzewał, że mogło się to brać z przeświadczenia cesarzowej, że Blair pomimo swoich osiemnastu lat nadal była zbyt młoda, by w ogóle oglądać się za płcią przeciwną, a co dopiero myśleć o związkach. No i jedyny związek jaki poparłaby Milene byłby z jakiś szlachcicem pokroju Rafaela, tylko bardziej zapatrzonym w cesarza niż zbuntowanego księcia.
- Oh, taty nie mogę poślubić, ale Finni… Finni mógłby się jeszcze zastanowić – zażartowała, uśmiechając się niewinnie na widok pochmurnej miny Lusia. A kiedy jeszcze spojrzawszy na Finnegana, blondyn podłapał temat i stwierdził, że gdyby nie to, że Lusia zobaczył pierwszego, teraz to Blaire byłaby obiektem jego westchnień, gad poczerwieniał ze złości, a potem obrażony, spiął konia.
- W takim razie zostawię was samych, żebyście się mogli lepiej poznać i zdecydować, czy nie chcecie jednak być razem – prychnął, odjeżdżając szybko, wciskając się pomiędzy Ezrę i Oriona, powodując u tego drugiego uniesienie brwi.
- Coś się stało? – zapytał Orion, widząc minę księcia i jego bordową twarz z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę.
- Najwyraźniej przeszkodziłem Finniemu i Blair w zdobyciu siebie nawzajem, więc pozwalam im nadrobić zaległości – powiedział ściśniętym tonem, zaciskając palce na lejcach.
Orion spojrzał najpierw na niego, potem na Ezrę, a potem odwrócił się do tyłu, by napotkać nieco spłoszone spojrzenie brązowych oczu księżniczki i Finnegana z głupim uśmieszkiem. A ci jak zawsze, robili sobie żarty z Lusia, jakby nie wiedzieli że ten bierze wszystko zbyt dosłownie, a potem się obraża. Sami chcieli, niech się tłumaczą, on nie będzie.
- Nie przejmuj się, lubią z ciebie żartować – zauważył chłopak, stwierdzając, że nie ma zamiaru ich bronić. Zwłaszcza kiedy książę robił taką minę, a on nadal uważał się za jego najlepszego przyjaciela.
W dzień wyjazdu wstał pierwszy i choć obiecał zjeść ze wszystkimi śniadanie, miotał się jeszcze po Akademii, budząc Rafaela i resztę, by omówić jeszcze raz wszystko i co mają robić w razie gdyby stało się coś nieoczekiwanego. Ostatecznie został złapany pod jedno ramię przez Mai, pod drugie przez Rafaela i pchany od tyłu przez najwyższego z nich Phila i dostarczony do kuchni, gdzie jego ulubieni współpracownicy wepchnęli go na kolana Finnegana, żeby zrobił z nim porządek.
- Lusiek, cholero, przecież nie jedziesz na rok, a murarze i inni budowniczowie przyjdą dopiero za tydzień. Z architektem widziałeś się chyba sto razy, tak samo jak z kierownikiem budowy, cesarzem i starostą miasta, żeby poinformować go, że w tym roku uczniów nie przyjmujemy. Wszyscy wiedzą, że cię nie będzie, wyluzuj się trochę – westchnął Phil, siadając obok Ezry i z wdzięcznością przyjmując od Oriona jego specjalnego tosta.
- Lourielu, poradzimy sobie, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy wyjeżdżasz i zostawiasz Akadmię na czyjś barkach – zauważył spokojnie Rafael, łapiąc elegancko nóż i widelec, by uskuteczniając najbardziej arystokratyczny sposób jedzenia zabrać się za tosta.
- Uważajcie na siebie – powiedziała tylko Mai, patrząc swoim surowym, ale bardzo życzliwym wzrokiem na całą ich czwórkę.
- Ale jak coś się stanie… - zaczął Lusiek, ale nie skończył, bo zanim zdążył jeszcze pomarudzić, Orion prewencyjnie wcisnął mu w usta kawałek na wpół roztopionego sera, żeby skleić mu zęby.
- No, będzie trochę spokoju, a ty jedz, długa droga przed nami. Jak za godzinę zaczniesz jęczeć, że nie wypiłeś gorącej herbaty z rana to dostaniesz śnieżką w łeb – ostrzegł go Orion, a książę niezadowolony, mamrając pod nosem, że właśnie tak traktuje się najbardziej odpowiedzialnego i najważniejszego człowieka w tym miejscu, ku uciesze wszystkich zajął się jedzeniem.
Pożegnali się z Akademią, przyjaciółmi i okutani w płaszcze, wyszli na zewnątrz, ciesząc się w końcu przebijającym się przez chmury słońcem. Pogoda znacznie poprawiła się przez ostatni tydzień, śnieg uklepał się, tworząc znów grubą warstwę, ale teraz już miało nie padać tak często i gęsto jak przez ostatnie miesiące, sprawiając że drogi znów były przejezdne. Przed pałacem czekali jeszcze chwilę, przygotowując orszak i sprawdzając, czy wszystko jest, ostrzeliwani ostrzegającymi spojrzeniami sir Lorhena. Louriel zazwyczaj siedział w Akademii i nie był przyzwyczajony do dalekich podróży, niemniej tym razem poza niepokojem wywołanym wydarzeniami, czuł ekscytację. Mieli spotkać Taviego i znów zobaczyć się z Vincentem. Do tego udawali się do miejsca, o którym książę czasem słyszał w legendach, gdzie mogły znajdować się książki i teksty, które chciał przeczytać. A skoro mieli być pierwszymi, którzy pojawią się na miejscu, będą mogli chwilę pozwiedzać zanim zbierze się reszta gości.
W końcu z pałacu wyskoczyła Blair, podekscytowana wyprawą, jej pierwszą tak daleką, rzucając się na Finnegana jakby nie widziała go przez co najmniej rok, a nie kilka dni.
- Blair, przytyłaś, Finni się trochę bardziej ugina pod twoim ciężarem niż ostatnio – stwierdził złośliwie Lusiu, za co oberwał nadąsanymi policzkami siostry, a zaraz potem został całkowicie zignorowany. Przynajmniej dopóki obok nie pojawił się Lothus w towarzystwie Milene, spoglądającej nieprzychylnie w kierunku Finnegana, dopóki nie zignorowała go ostentacyjnie, spoglądając z tą samą kwaśną miną na Louriela.
- Jeśli coś się stanie naszej córce, choćby włos jej z głowy spadł, odpowiesz za to – powiedziała, a cesarz poklepał ją po dłoni uspokajającym gestem.
- Będzie dobrze, kochanie, Louriel jest odpowiedzialny i nigdy nie pozwoliłby, żeby jego siostrze stała się krzywda – zauważył, podkreślając przy tym łagodnie, że Louriel owszem, nie był dzieckiem cesarzowej, ale nadal, był synem cesarza i nawet jeśli ona nie martwiła się o niego ani trochę, on owszem i nie zamierzał tolerować insynuacji jakoby tylko jedno dziecko koronowanej głowy było kochane.
- Jasne, tak samo odpowiedzialny jak wtedy kiedy związał się z tym… tym mężczyzną – prychnęła, ale zaraz umilkła pod ciężkim spojrzeniem cesarza.
- Lourielu, jesteś szczęśliwy z tym człowiekiem? – zapytał łagodnie, a Lusiu natychmiast hardo uniósł podbródek i na złość tej starej jędzy, posłał ojcu najładniejszy uśmiech na jaki było go stać.
- Jak z nikim innym, ojcze – odpowiedział podobnym tonem, mówiąc z całym przekonaniem jakie czuł.
- Dobrze, mnie to wystarczy, tobie też powinno, Milene – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała stanowcza nuta, której nikt nigdy nie chciał trącać i napinać, by sprawdzić jak bardzo byłaby wytrzymała.
- Tak, wasza cesarska mość – odpowiedziała kobieta, a Lothus westchnął głęboko, unosząc oczy do nieba, jakby spodziewał się, że jeszcze wrócą do tej rozmowy, ale w innych, znacznie mniej przyjemnych okolicznościach.
Tymczasem, puścił dłoń kobiety, by podejść do nich obu i Lusia i Blair przyciągnąć do siebie, chowając ich oboje w swoich ramionach i całując czubek głowy każdego z nich.
- Bądźcie grzeczni. Blaire, słuchaj się brata, Lourielu, ty słuchaj się sir Lorhena. Jesteście pod jego opieką, ale pamiętajcie też, że to on i cała straż jaka z wami jedzie, jest pod waszą. Jeśli wy zrobicie coś nieodpowiedniego, narazicie ich na niebezpieczeństwo. Dlatego nie sprawiajcie innym problemów, i pamiętajcie, że reprezentujecie Kraj Wody, a to, co zacznie się po tej naradzie będzie wojną. Nie możemy w niej przegrać, dajcie z siebie wszystko i bądźcie dumni, że zrobiliście tyle, ile się dało. Liczę na was – powiedział, składając po jeszcze jednym, czułym pocałunku na czole dziewczyny i błękitnym znaku Lusia, odchodząc po chwili, by zostawić miejsce cesarzowej, która przytuliła Blaire, tylko po to, by zaraz zacząć dziewczynę pouczać i przypominać, że płynęła w niej królewska krew.
Zaraz po tym, jeszcze raz sprawdzono wszystkie uprzęże, pasy i wsadziwszy księżniczkę w sanie, wyruszono. Lusiu z Finnim jechali tuż obok księżniczki na koniach, zabawiając ją rozmową. Przynajmniej do czasu, dopóki Blair nie zaczęła marudzić w iście Lusiowym stylu.
- Ehh… chciałabym męża. Takiego jak tata, albo jak Finni – westchnęła, trzepocząc zalotnie rzęsami do maga ognia.
- Przykro mi, zarówno tata jak i Finni są zajęci – parsknął Lusiek, zastanawiając się, skąd się dziewczynie wziął ten nastrój. I dlaczego akurat uczepiła się związków. Podejrzewał, że mogło się to brać z przeświadczenia cesarzowej, że Blair pomimo swoich osiemnastu lat nadal była zbyt młoda, by w ogóle oglądać się za płcią przeciwną, a co dopiero myśleć o związkach. No i jedyny związek jaki poparłaby Milene byłby z jakiś szlachcicem pokroju Rafaela, tylko bardziej zapatrzonym w cesarza niż zbuntowanego księcia.
- Oh, taty nie mogę poślubić, ale Finni… Finni mógłby się jeszcze zastanowić – zażartowała, uśmiechając się niewinnie na widok pochmurnej miny Lusia. A kiedy jeszcze spojrzawszy na Finnegana, blondyn podłapał temat i stwierdził, że gdyby nie to, że Lusia zobaczył pierwszego, teraz to Blaire byłaby obiektem jego westchnień, gad poczerwieniał ze złości, a potem obrażony, spiął konia.
- W takim razie zostawię was samych, żebyście się mogli lepiej poznać i zdecydować, czy nie chcecie jednak być razem – prychnął, odjeżdżając szybko, wciskając się pomiędzy Ezrę i Oriona, powodując u tego drugiego uniesienie brwi.
- Coś się stało? – zapytał Orion, widząc minę księcia i jego bordową twarz z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę.
- Najwyraźniej przeszkodziłem Finniemu i Blair w zdobyciu siebie nawzajem, więc pozwalam im nadrobić zaległości – powiedział ściśniętym tonem, zaciskając palce na lejcach.
Orion spojrzał najpierw na niego, potem na Ezrę, a potem odwrócił się do tyłu, by napotkać nieco spłoszone spojrzenie brązowych oczu księżniczki i Finnegana z głupim uśmieszkiem. A ci jak zawsze, robili sobie żarty z Lusia, jakby nie wiedzieli że ten bierze wszystko zbyt dosłownie, a potem się obraża. Sami chcieli, niech się tłumaczą, on nie będzie.
- Nie przejmuj się, lubią z ciebie żartować – zauważył chłopak, stwierdzając, że nie ma zamiaru ich bronić. Zwłaszcza kiedy książę robił taką minę, a on nadal uważał się za jego najlepszego przyjaciela.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pożegnanie w pałacu nie należało do najprzyjemniejszych. Nie dziwił się niechęci jaka panowała dookoła ich związku ale ta zazwyczaj była wyrażana tylko w ich obecności. Tymczasem teraz, gdy na ich barkach leżały już i tak spore pokłady stresu, cesarzowa postanowiła napiętnować ich przed sporym gronem słuchaczy na co go ścisnęło w żołądku. Przecież on nie chciał być ciężarem. Nie chciał bogactw, prestiżu, czegokolwiek od tej rodziny. Chciał mieć tylko uśmiechniętego Lusia w łóżku, w ramionach, mruczącego od wszystkich tych pieszczot jakie mu gwarantował. Nic więcej. Pracował na siebie, wydawało się mu, że nie był pasożytem, a i tak nadal na niego marudzono. Aż ciężkie westchnienie wyrwało się z jego ust niepotrzebnie zwracając tym samym na siebie uwagę cesarskiego rodzeństwa.
Lusiu oczywiście nieco go pokrzepił. Mówiąc z taką pewnością o tym, że ich związek nie był abstrakcyjnym tworem nierównych oczekiwań, a prawdziwą i silną więzią sprawił, że na jego ustach pojawił się lekko uśmiech. Mimo to opuścił wzrok gdy cesarz się do nich zbliżył, a gdy podeszła cesarzowa całkiem się wycofał w pobliże Ezry i Oriona. Tam czuł się najbezpieczniej, a widząc poirytowanie w dwukolorowych oczach przyjaciela, na jego ustach całkiem pojawił się figlarny grymas. Szturchnął go przy tym lekko, a gdy wreszcie dopełniono wszystkich formalności, dostali oficjalne pozwolenie o błogosławieństwo na drogę, pomógł posadzić księżniczkę na saniach samemu wsiadając w siodło. Wyprostował się, pogonił zwierzę, a później? Zaczęło się.
Blair od pierwszego poznania była dla niego siostrą wymarzoną. Lubiła go, to przede wszystkim! Ale również z chęcią z nim rozmawiała, spędzała swój wolny czas który mogłaby poświęcić komukolwiek. Ostatecznie była opiekunką jego ukochanego zwierzaka co nadało wyraźny kształt dobroci jaka rozgrzewała jej serce. Niemniej, nie pokazywało to jak cięty potrafiła mieć język, jak błyskotliwy humor i jak małe ilości cierpliwości drzemały w jej szczupłym ciele. Tak, to też kochał. Budziła w nim tą mroczną stronę która czasem łobuzersko uśmiechała się do świata, a tym razem, podczas początku podróży, budziła w nim zwyczajnego flirciarza. Oczywiście, z drobną różnicą! Głupie tekściki jakie wymieniał z Blair były całkowicie bezpieczne. Wiedział, że dziewczyna nigdy nie obdarzy go miłością inną jak do brata, a tak naprawdę chyba robili to tylko dla tej pulsującej żyłki na Lusiowym czole. Czasami lubił sobie udowadniać jak mocno gad był o niego zazdrosny i to nim kierowało w tym momencie.
Zaczęło się niewinnie. Blair wzdychając do nich o mężu idealnym sprawiła, że on zmrużył delikatnie powieki. Nigdy nie wspominała żeby była kimś zainteresowana i chociaż była już całkiem dojrzała, nigdy nie przyłapał jej na żadnej schadzce.
- Gdzie Ty chcesz poznać taki cud świat jak ja, skoro siedzisz wiecznie w książkach? – Zapytał skromnie na co najpewniej napędzał dalszą tyradę. Niemniej, wymienione spojrzenie pełne rozbawienia sprawiło, że się pięknie uśmiechnął do Lusia kusząc go żeby z tym podyskutował. Wtedy wieczorem by mu co nieco jeszcze pokazał żeby się w tym upewnił. Na jego nieszczęście nie dzióbnął, a oni mogli dalej się zagłębić no właśnie, w wymianie kilku znacznych przytyków, powłóczystych spojrzeń i niewinnych uśmieszków.
- Och Blair. Przecież jakbym Cię zobaczył pierwszą to byś była już moja. – Żartował bo to co poczuł w momencie spojrzenia na Lusia było nie do powtórzenia. Ale skoro ona odbijała piłeczkę…
Pal licho! Wtopa totalna! Ani nie zdążył ponownie dzióbnąć jak Lusiek zdenerwowany i poczerwieniały odjechał od nich, on wymienił spojrzenie z Orionem, później nieco mniej spokojne z Ezrą i ponownie spojrzał na Blair.
- To słodkie, że jest aż tak zazdrosny. – Podsumował uśmiechając się do niej pięknie i na razie nie mając zamiaru podjeżdżać do Lusia. Po pierwsze, zdenerwowany gad dawał się obłaskawiać tylko pocałunkami i cichymi pomrukami, po drugie nie wypadało mu księżniczki zostawiać. Dlatego też gdy staną podejdzie, przerzuci sobie przez ramię i zaciągnie do jaskini rozpusty. Tymczasem zmarszczył brwi po czym uśmiechnął się do niej znacząco i przekręcił głowę w bok.
- Ale skoro zostaliśmy już sami. A ja jestem jedyną osobą w stolicy, która Cię poważnie traktuje, masz jakiegoś kandydata na męża na oku? – Poruszył znacząco brwiami zaraz obrywając pretensjami, że w jej otoczeniu są tylko albo zajęte cuda albo debile, a jeszcze oczekiwania jej matki w ogóle sprawy nie ułatwiają i zostanie samotną panną do końca swoich dni.
- Kuszące. – Wzruszył ramionami obrywając typowo… Lusiowym spojrzeniem! Och jak on ją uwielbiał! – Oj dobra, dobra! Żartuję! – Parsknął śmiechem. – Wychodzi więc, że powinnaś mieć księcia! Dwóch poznasz, może to okazja? – Mruknął wywołując wilka z lasu i przez kolejne kilka minut musząc opisywać zarówno księcia Kraju Ziemi jak i Kraju Powietrza. I cóż, jak o pierwszym miał dość pozytywne pierwsze wrażenie bo ten jako osoba zdecydowana tylko lekko ślinił się do Lusia i to tylko jako do smoka, tak jak chodziło o Taviego… - No nie przepadam za tym jego szczurzym uśmieszkiem i oczami pełnymi kurwików. – Prychnął na co ewidentnie ją zainteresował. Musiał więc ciężko westchnąć i pomasować nasadę nosa.
- Ja nie wiem, oni są jakoś za blisko z Lusiem i jeszcze rzuca mi typ takie bezczelne spojrzenia. Jak mnie sprowokuje to mu mordę obiję. – Przyznał bez ogródek tym razem on zostając podsumowany jako ten „słodki, jak taki zazdrosny”. Obruszył się wtedy niczym urażony szczeniak i zaraz, buchnął szczerym śmiechem. Podróż dopiero się zaczynała, a on już miał tysiąc rzeczy do omówienia z Blair!
Ezra przerwał swoje mruczenie w geście zastanowienia gdy dojechał do nich jakiś podejrzanie czerwony Lusiu. Słysząc o tym, że Finni flirtuje z jego siostrą przewrócił oczami po czym z bardzo znaczącą miną odwrócił się do blondyna, co ten oczywiście zignorował. Nie miał jednak do niego siły, a skoro Orion również nie reagował, wrócił do swojej rozmowy opierającej się chyba bardziej w temacie wyprawy.
- No i, słyszałem kiedyś, że są tam zwoje napisane w kilku językach żeby uczyć się tych zapomnianych. W sensie wiesz, jeden tekst ale napisany zarówno w językach obecnych jak i tych zapomnianych. – Wrócił do rozmowy z Orionem na co widocznie zainteresował Lusia. Ten wydawał się również powoli pozwalać sobie ochłonąć mógł więc być wartościowym kompanem do takich dywagacji jakie Ezra chciał podjąć.
- Cóż, nadal nie rozumiemy czym są te znaki co wtedy przeszły z tablic na naszą skórę. A skoro świątynia w górach była według legend domem smoków, może rzeczywiście znajdziemy tam jakieś teksty które pozwolą nam znaki odczytać. Bo tak, uważam, że jak dorwie nas moc Smoków to one znowu się pokażą i może to być tak szansa jak i niebezpieczeństwo. Jak sądzisz Louriel? Myślisz, że to tylko plotki czy jest szansa? I czy w ogóle będziemy się mogli tam plątać? – Dopytał chcąc wciągnąć go w rozmowę skoro już przy nich był i ich skutecznie od siebie odgradzał.
Słysząc temat rozmowy Oriona i Ezry, Louriel mimowolnie zainteresował się i zaczął się uspokajać, wsłuchując się w słowa byłego Gwardzisty.
- Również słyszałem plotki o tym miejscu, ale osobiście nigdy tam nie byłem, jest więc to dla mnie taka sama zagadka jak i dla was – powiedział, choć sam na myśl o tajemnicach kryjących się w podniebnej twierdzy czuł podekscytowanie. – A co do szwendania się, myślę, że tak długo jak będziemy mieć dobre intencje, nic nie powinno stać na przeszkodzie byśmy trochę pomyszkowali. Sam jestem ciekaw co moglibyśmy tam znaleźć, aczkolwiek muszę was ostrzec, byście nie próbowali nic stamtąd wynosić, ani przepisywać. Słyszałem plotki… - westchnął cicho, zaraz wzdrygając się, jakby to co zobaczył oczami wyobraźni nie było przyjemne.
- Na szczęście doskonale wiemy jak niebezpieczne może być zapisanie czegoś na papierze, czy w kamieniu, więc bez obaw, nie będziemy próbować – powiedział Orion, poklepując Lusia po ramieniu.
- W porządku, w takim razie myślę, że są spore szanse by znaleźć coś odnośnie tych dziwnych znaków i tego, by w ogóle się pokazały – dodał książę uspokojony, choć kwestia run, które przeszły z tajemniczej tablicy na skórę jego przyjaciół nadal stanowiła ewenement, którego nawet on nie rozumiał.
Widząc delikatnie zakłopotanie w oczach gada Ezra również uśmiechnął się do niego ciepło pocieszając tym samym, że są na tyle inteligentni żeby nie być głupimi akurat w tej kwestii. Co do reszty zachowania przy całej tej książęcej świcie, nie mógł mu obiecywać cudów.
- Spokojnie Lusiu, nie wybaranimy żadnej klątwy obejmującej trzy pokolenia wstecz i w przód. Co najwyżej, zrobimy Ci wstydu. – Uśmiechnął się niewinnie jednocześnie zaraz ponownie obmiatając otoczenie wzrokiem, pozwalając sobie wrócić myślami do kwestii znaków, nadziei jaką niosło nowe miejsce. Jak do tej pory nie miał czasu się nad nimi zastanawiać tak ostatnio w nocy kilka z nich zabłysnęło delikatnym światłem przypominając o swoim istnieniu, tym samym ponownie mieszając mu w głowie.
- Mając dwa smoki przy sobie mam nadzieję, że to rozwikłamy. Myślę, że to byłby spory krok do przodu. – Przyznał z uśmiechem wdając się szybko w rozmowę dotyczącą mitów, legend i doniesień jakimi owiana jest świątynia. Przynajmniej rozluźnili się kilka z nich dementując jako totalne bzdury przez co do pierwszego postoju czas im zleciał błyskawicznie.
Gdy słońce zaszło za horyzont oni byli już po rozbiciu tymczasowego obozowiska. Noce nadal doskwierały, a znajdowanie odpowiednio osłoniętego miejsca było kluczowe dla ochrony przed mrozem dlatego wykorzystali pierwszą nadarzającą się okazję. Dodatkowo Finni z zadowoleniem przyglądał się kolejnej myśli technologicznej Kraju Wody. Namioty które mieli do dyspozycji były niezwykłe. Rozkładały się szybko i łatwo, w środku ogrzewane były niezależnymi ogniskami i miały przeróżne wielkości. Osłaniały skutecznie od wiatru i śniegu, zlewały się z otoczeniem, a materiał podobno był tak silny żeby dzikie zwierzęta miały problem go potargać. Wierzył w to chociaż musiał sam każdy pomacać. Później rozpalił ogniska, wszyscy zjedli razem kolację i udali się na zasłużony odpoczynek.
Zamykając wejście do książęcego namiotu Finni szybko obmiótł go wzrokiem. Mały, skromny i niezwykle ciepły. Posłanie dla ich dwójki i jeden obrażony na niego gad. Uśmiechnął się do niego lekko i chociaż siedział do niego tyłem i nie mógł tego zobaczyć, w jego oczach właśnie błysnęło wyzwanie. Rozpiął płaszcz który odłożył na bok, później doprowadził się do stanu całkowicie nagiej klaty i zaatakował. Złapał go w pasie, pociągnął do pozycji leżącej krępując mu dłonie za głową i sobie nad nim zawisł.
- Dobry wieczór, mój książę. – Zaczął pomrukiwać przyglądając się nadąsanej twarzy. – Zostałem przysłany żeby doprowadzić jaśnie księcia do ekstazy. Życzyłby sobie książę striptiz? – Zapytał pochylając się wcześniej do jego ucha po czym podniósł się do siadu ciągnąc do siebie jego dłonie. Niespiesznie przesunął nimi po swoich specjalnie napiętych mięśniach. – Uprzejmie przypominam, że to należy tylko do jaśnie księcia.[/center]
Lusiu oczywiście nieco go pokrzepił. Mówiąc z taką pewnością o tym, że ich związek nie był abstrakcyjnym tworem nierównych oczekiwań, a prawdziwą i silną więzią sprawił, że na jego ustach pojawił się lekko uśmiech. Mimo to opuścił wzrok gdy cesarz się do nich zbliżył, a gdy podeszła cesarzowa całkiem się wycofał w pobliże Ezry i Oriona. Tam czuł się najbezpieczniej, a widząc poirytowanie w dwukolorowych oczach przyjaciela, na jego ustach całkiem pojawił się figlarny grymas. Szturchnął go przy tym lekko, a gdy wreszcie dopełniono wszystkich formalności, dostali oficjalne pozwolenie o błogosławieństwo na drogę, pomógł posadzić księżniczkę na saniach samemu wsiadając w siodło. Wyprostował się, pogonił zwierzę, a później? Zaczęło się.
Blair od pierwszego poznania była dla niego siostrą wymarzoną. Lubiła go, to przede wszystkim! Ale również z chęcią z nim rozmawiała, spędzała swój wolny czas który mogłaby poświęcić komukolwiek. Ostatecznie była opiekunką jego ukochanego zwierzaka co nadało wyraźny kształt dobroci jaka rozgrzewała jej serce. Niemniej, nie pokazywało to jak cięty potrafiła mieć język, jak błyskotliwy humor i jak małe ilości cierpliwości drzemały w jej szczupłym ciele. Tak, to też kochał. Budziła w nim tą mroczną stronę która czasem łobuzersko uśmiechała się do świata, a tym razem, podczas początku podróży, budziła w nim zwyczajnego flirciarza. Oczywiście, z drobną różnicą! Głupie tekściki jakie wymieniał z Blair były całkowicie bezpieczne. Wiedział, że dziewczyna nigdy nie obdarzy go miłością inną jak do brata, a tak naprawdę chyba robili to tylko dla tej pulsującej żyłki na Lusiowym czole. Czasami lubił sobie udowadniać jak mocno gad był o niego zazdrosny i to nim kierowało w tym momencie.
Zaczęło się niewinnie. Blair wzdychając do nich o mężu idealnym sprawiła, że on zmrużył delikatnie powieki. Nigdy nie wspominała żeby była kimś zainteresowana i chociaż była już całkiem dojrzała, nigdy nie przyłapał jej na żadnej schadzce.
- Gdzie Ty chcesz poznać taki cud świat jak ja, skoro siedzisz wiecznie w książkach? – Zapytał skromnie na co najpewniej napędzał dalszą tyradę. Niemniej, wymienione spojrzenie pełne rozbawienia sprawiło, że się pięknie uśmiechnął do Lusia kusząc go żeby z tym podyskutował. Wtedy wieczorem by mu co nieco jeszcze pokazał żeby się w tym upewnił. Na jego nieszczęście nie dzióbnął, a oni mogli dalej się zagłębić no właśnie, w wymianie kilku znacznych przytyków, powłóczystych spojrzeń i niewinnych uśmieszków.
- Och Blair. Przecież jakbym Cię zobaczył pierwszą to byś była już moja. – Żartował bo to co poczuł w momencie spojrzenia na Lusia było nie do powtórzenia. Ale skoro ona odbijała piłeczkę…
Pal licho! Wtopa totalna! Ani nie zdążył ponownie dzióbnąć jak Lusiek zdenerwowany i poczerwieniały odjechał od nich, on wymienił spojrzenie z Orionem, później nieco mniej spokojne z Ezrą i ponownie spojrzał na Blair.
- To słodkie, że jest aż tak zazdrosny. – Podsumował uśmiechając się do niej pięknie i na razie nie mając zamiaru podjeżdżać do Lusia. Po pierwsze, zdenerwowany gad dawał się obłaskawiać tylko pocałunkami i cichymi pomrukami, po drugie nie wypadało mu księżniczki zostawiać. Dlatego też gdy staną podejdzie, przerzuci sobie przez ramię i zaciągnie do jaskini rozpusty. Tymczasem zmarszczył brwi po czym uśmiechnął się do niej znacząco i przekręcił głowę w bok.
- Ale skoro zostaliśmy już sami. A ja jestem jedyną osobą w stolicy, która Cię poważnie traktuje, masz jakiegoś kandydata na męża na oku? – Poruszył znacząco brwiami zaraz obrywając pretensjami, że w jej otoczeniu są tylko albo zajęte cuda albo debile, a jeszcze oczekiwania jej matki w ogóle sprawy nie ułatwiają i zostanie samotną panną do końca swoich dni.
- Kuszące. – Wzruszył ramionami obrywając typowo… Lusiowym spojrzeniem! Och jak on ją uwielbiał! – Oj dobra, dobra! Żartuję! – Parsknął śmiechem. – Wychodzi więc, że powinnaś mieć księcia! Dwóch poznasz, może to okazja? – Mruknął wywołując wilka z lasu i przez kolejne kilka minut musząc opisywać zarówno księcia Kraju Ziemi jak i Kraju Powietrza. I cóż, jak o pierwszym miał dość pozytywne pierwsze wrażenie bo ten jako osoba zdecydowana tylko lekko ślinił się do Lusia i to tylko jako do smoka, tak jak chodziło o Taviego… - No nie przepadam za tym jego szczurzym uśmieszkiem i oczami pełnymi kurwików. – Prychnął na co ewidentnie ją zainteresował. Musiał więc ciężko westchnąć i pomasować nasadę nosa.
- Ja nie wiem, oni są jakoś za blisko z Lusiem i jeszcze rzuca mi typ takie bezczelne spojrzenia. Jak mnie sprowokuje to mu mordę obiję. – Przyznał bez ogródek tym razem on zostając podsumowany jako ten „słodki, jak taki zazdrosny”. Obruszył się wtedy niczym urażony szczeniak i zaraz, buchnął szczerym śmiechem. Podróż dopiero się zaczynała, a on już miał tysiąc rzeczy do omówienia z Blair!
Ezra przerwał swoje mruczenie w geście zastanowienia gdy dojechał do nich jakiś podejrzanie czerwony Lusiu. Słysząc o tym, że Finni flirtuje z jego siostrą przewrócił oczami po czym z bardzo znaczącą miną odwrócił się do blondyna, co ten oczywiście zignorował. Nie miał jednak do niego siły, a skoro Orion również nie reagował, wrócił do swojej rozmowy opierającej się chyba bardziej w temacie wyprawy.
- No i, słyszałem kiedyś, że są tam zwoje napisane w kilku językach żeby uczyć się tych zapomnianych. W sensie wiesz, jeden tekst ale napisany zarówno w językach obecnych jak i tych zapomnianych. – Wrócił do rozmowy z Orionem na co widocznie zainteresował Lusia. Ten wydawał się również powoli pozwalać sobie ochłonąć mógł więc być wartościowym kompanem do takich dywagacji jakie Ezra chciał podjąć.
- Cóż, nadal nie rozumiemy czym są te znaki co wtedy przeszły z tablic na naszą skórę. A skoro świątynia w górach była według legend domem smoków, może rzeczywiście znajdziemy tam jakieś teksty które pozwolą nam znaki odczytać. Bo tak, uważam, że jak dorwie nas moc Smoków to one znowu się pokażą i może to być tak szansa jak i niebezpieczeństwo. Jak sądzisz Louriel? Myślisz, że to tylko plotki czy jest szansa? I czy w ogóle będziemy się mogli tam plątać? – Dopytał chcąc wciągnąć go w rozmowę skoro już przy nich był i ich skutecznie od siebie odgradzał.
Słysząc temat rozmowy Oriona i Ezry, Louriel mimowolnie zainteresował się i zaczął się uspokajać, wsłuchując się w słowa byłego Gwardzisty.
- Również słyszałem plotki o tym miejscu, ale osobiście nigdy tam nie byłem, jest więc to dla mnie taka sama zagadka jak i dla was – powiedział, choć sam na myśl o tajemnicach kryjących się w podniebnej twierdzy czuł podekscytowanie. – A co do szwendania się, myślę, że tak długo jak będziemy mieć dobre intencje, nic nie powinno stać na przeszkodzie byśmy trochę pomyszkowali. Sam jestem ciekaw co moglibyśmy tam znaleźć, aczkolwiek muszę was ostrzec, byście nie próbowali nic stamtąd wynosić, ani przepisywać. Słyszałem plotki… - westchnął cicho, zaraz wzdrygając się, jakby to co zobaczył oczami wyobraźni nie było przyjemne.
- Na szczęście doskonale wiemy jak niebezpieczne może być zapisanie czegoś na papierze, czy w kamieniu, więc bez obaw, nie będziemy próbować – powiedział Orion, poklepując Lusia po ramieniu.
- W porządku, w takim razie myślę, że są spore szanse by znaleźć coś odnośnie tych dziwnych znaków i tego, by w ogóle się pokazały – dodał książę uspokojony, choć kwestia run, które przeszły z tajemniczej tablicy na skórę jego przyjaciół nadal stanowiła ewenement, którego nawet on nie rozumiał.
Widząc delikatnie zakłopotanie w oczach gada Ezra również uśmiechnął się do niego ciepło pocieszając tym samym, że są na tyle inteligentni żeby nie być głupimi akurat w tej kwestii. Co do reszty zachowania przy całej tej książęcej świcie, nie mógł mu obiecywać cudów.
- Spokojnie Lusiu, nie wybaranimy żadnej klątwy obejmującej trzy pokolenia wstecz i w przód. Co najwyżej, zrobimy Ci wstydu. – Uśmiechnął się niewinnie jednocześnie zaraz ponownie obmiatając otoczenie wzrokiem, pozwalając sobie wrócić myślami do kwestii znaków, nadziei jaką niosło nowe miejsce. Jak do tej pory nie miał czasu się nad nimi zastanawiać tak ostatnio w nocy kilka z nich zabłysnęło delikatnym światłem przypominając o swoim istnieniu, tym samym ponownie mieszając mu w głowie.
- Mając dwa smoki przy sobie mam nadzieję, że to rozwikłamy. Myślę, że to byłby spory krok do przodu. – Przyznał z uśmiechem wdając się szybko w rozmowę dotyczącą mitów, legend i doniesień jakimi owiana jest świątynia. Przynajmniej rozluźnili się kilka z nich dementując jako totalne bzdury przez co do pierwszego postoju czas im zleciał błyskawicznie.
Gdy słońce zaszło za horyzont oni byli już po rozbiciu tymczasowego obozowiska. Noce nadal doskwierały, a znajdowanie odpowiednio osłoniętego miejsca było kluczowe dla ochrony przed mrozem dlatego wykorzystali pierwszą nadarzającą się okazję. Dodatkowo Finni z zadowoleniem przyglądał się kolejnej myśli technologicznej Kraju Wody. Namioty które mieli do dyspozycji były niezwykłe. Rozkładały się szybko i łatwo, w środku ogrzewane były niezależnymi ogniskami i miały przeróżne wielkości. Osłaniały skutecznie od wiatru i śniegu, zlewały się z otoczeniem, a materiał podobno był tak silny żeby dzikie zwierzęta miały problem go potargać. Wierzył w to chociaż musiał sam każdy pomacać. Później rozpalił ogniska, wszyscy zjedli razem kolację i udali się na zasłużony odpoczynek.
Zamykając wejście do książęcego namiotu Finni szybko obmiótł go wzrokiem. Mały, skromny i niezwykle ciepły. Posłanie dla ich dwójki i jeden obrażony na niego gad. Uśmiechnął się do niego lekko i chociaż siedział do niego tyłem i nie mógł tego zobaczyć, w jego oczach właśnie błysnęło wyzwanie. Rozpiął płaszcz który odłożył na bok, później doprowadził się do stanu całkowicie nagiej klaty i zaatakował. Złapał go w pasie, pociągnął do pozycji leżącej krępując mu dłonie za głową i sobie nad nim zawisł.
- Dobry wieczór, mój książę. – Zaczął pomrukiwać przyglądając się nadąsanej twarzy. – Zostałem przysłany żeby doprowadzić jaśnie księcia do ekstazy. Życzyłby sobie książę striptiz? – Zapytał pochylając się wcześniej do jego ucha po czym podniósł się do siadu ciągnąc do siebie jego dłonie. Niespiesznie przesunął nimi po swoich specjalnie napiętych mięśniach. – Uprzejmie przypominam, że to należy tylko do jaśnie księcia.[/center]
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy się uspokoił, rozmowa z Orionem i Ezrą sprawiła mu dużo przyjemności, zarówno z towarzystwa jak i poruszanych tematów. Sam był okropnie ciekaw, co czekało na nich w podniebnej twierdzy, tak więc z radością wdał się w dywagacje na temat tego tajemniczego miejsca jak i ukrytych w nich skarbów. Logicznymi argumentami i rozumem obalali mity, które wydawały im się zbyt głupie, lub niedorzeczne, pozostawiając do sprawdzenia te, które mogli fizycznie ogarnąć już na miejscu. Nie zapomniał jednak o Finnim i Blair, a słysząc śmiechy tych dwojga za plecami tylko podsycały uczucie jakie zrodziło się w jego piersi i nie ustępowało w miarę jak zbliżali się do miejsca pierwszego postoju. Kiedy namioty zostały rozłożone, a kolacja podana, zjadł ją w towarzystwie Oriona i Ezry, udając że nie widział wzroku Blair pełnego poczucia winy i smutku, oraz bardziej palącego należącego do pewnego blondyna. Zmęczony podróżą, zaszył się w swoim namiocie, mając ochotę go zasznurować i nikogo nie wpuszczać, ale ostatecznie nie mógł się zmusić do tego, by nie zostawić Finniemu możliwości przekonania go, że to wszystko było tylko żartem. Niemniej, kiedy tylko zrzucił z siebie płaszcz i odłożył go, troskliwie zwinięty na jeden z kufrów, usiadł plecami do wejścia, udając że rozczesywał włosy.
Usłyszał go szybciej niż zobaczył, ale to wystarczyło, by jego serce zabiło mocniej, a dłoń zawahała się, zanim po raz kolejny wsunął grzebień pomiędzy błękitne kosmyki. Nie przewidział, że po chwili przedmiot wypadnie mu z dłoni, a on sam zostanie pociągnięty na sam środek łóżka, tylko po to, by jego ręce zostały unieruchomione nad głową.
- Hej! – zawołał, ale kiedy tylko spotkał się spojrzeniem z pomarańczowymi tęczówkami, a jego wzrok padł na nagą klatkę piersiową, nie mógł powstrzymać się, by nie przełknąć głośno śliny. W namiocie było ciepło dzięki rozpalonemu ogniu i materiałowi, który nie przepuszczał zimna, a jednak do tej pory miał wrażenie, że było mu zimno.
Pociągnięty do siadu, nie stawiał się, wciągając głęboko powietrze nosem, kiedy jego chłodne dłonie wylądowały na muskularnej piersi blondyna. Mimowolnie przygryzł wargę, poddając się dłoniom, które przesunęły jego palce po napiętych, gorących mięśniach. Finni tak bardzo go pociągał… Przez chwilę miał ochotę zapomnieć o tym, co się wydarzyło i tak po prostu pozwolić mu poprowadzić go w tańcu spragnionych siebie ciał, ale wystarczyła jedna uwaga, by przypomniał sobie jak mocno czuł się obrażony. Na niego i na Blaire.
Natychmiast przybrał chłodny wyraz twarzy, a dłonie zacisnął w pięści, odwracając głowę w bok, by nie patrzeć na ten kuszący go widok.
- Ah tak? Myślałem, że to jaśnie księżniczka przyciągnęła twoją uwagę i tylko niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że to na mnie spojrzałeś pierwszego. Może potrzebujesz jeszcze chwili, co? Nie chcesz popatrzeć jeszcze na Blair? – zapytał sucho, znów czując wkradające się w jego serce palące poczucie zazdrości i przykrości. Od kiedy tylko pamiętał porównywano ich ze sobą i choć to księżniczka była młodsza, była prawowitą następczynią tronu, on jako nieślubne dziecko musiał więc być tym gorszym, tym niekochanym, tym porzuconym.
Początkowo jego plan działał świetnie. Lusiu patrzył na niego jak na największy skarb świata, jak na swój własny skarb który mógł pieścić. Przynajmniej do momentu gdy widocznie humor się mu popsuł, ponownie na wspomnienie o Blair na co spojrzał na niego z delikatnym politowaniem chociaż i ogromnym ciepłem.
- Kochanie. - Zaczął puszczając jego dłonie, pochylając się nad nim żeby pocałować go w policzek. - Przepraszam, że Ci psuje humor ale wiesz... - Westchnął raz, na jego obrażoną minę drugi raz.
- Wiesz jaka była... Moja siostra. Strasznie się cieszę mając Blair która mnie lubi. Przepraszam ale ją uwielbiam. Nawet kocham! Ale jak siostrę. - Uśmiechnął się uroczo, całując go w policzek.
- Tylko Ciebie kocham, tylko Ty mnie kręcisz chociaż muszę jej przyznać, jest tak do Ciebie podobna, jest taką kokietką i ma Twój uśmiech! Jestem urzeczony! Mniej niż Tobą i pod innym względem ale pozwól mi. - Poprosił z uroczym uśmiechem i oczami szczeniaczka. I wcale nie chciał, wcale nie miał ochoty wylizać mu każdej odkrytej części ciała.
W pierwszej chwili Louriel pomyślał, że wyciąganie siostry Finnegana było ciosem poniżej pasa, w końcu jak mógł być na niego obrażony, kiedy wiedział jakie relacja posiadała ta dwójka? Zaraz jednak spoliczkował sam siebie w myślach, właśnie dlatego… powinien go zrozumieć. I rozumiał, naprawdę, tylko…
- Nie mam ci za złe, że ją lubisz – powiedział w końcu cicho, tak cicho, że Finni musiał się schylić by go usłyszeć. – Po prostu… wszyscy uważają, że jestem od niej gorszy… wszyscy poza tobą. Więc… więc kiedy powiedziałeś, że… że gdyby nie to, że mnie zobaczyłeś pierwszego… - zaczął, ale nie potrafił dokończyć, czując że jego gardło ścisnęło się od poczucia krzywdy i krążącego mu w żyłach rozczarowania samym sobą. Bo skoro nawet osoba, której oddał się w pełni, którą kochał i która kochała jego uważała go za kogoś gorszego od niej, to znaczyło, że naprawdę w porównaniu do niej był nic nie warty.
Nie powstrzymał odruchu zapowietrzenia się momentalnie za to z niego schodząc. Położył się obok niego, mocno go objął i zaczął całować po całej głowie.
- Ani mi się waż. - Mruknął poważnie nie przestając go całować, głaskać i ściskać.
- Absolutnie nie to miałem na myśli. Absolutnie bym czegoś takiego nie powiedział na poważnie! - Zapewnił patrząc na niego gorejącymi od przekonania oczami. - Louriel. Widziałem masę pięknych ludzi. Książąt, szlachciców czy zwyczajnych mieszczan. Nikt się nie może z Tobą równać. Nikt mnie tak nie splątał i tak skutecznie nie uwiódł. Nikogo nigdy tak nie kochałem i nie pokocham. Jasne? Jesteś sobą i z nikim nie można Cię porównywać. Ja tym bardziej nie będę bo to nie ma sensu, bo jesteś całym moim światem.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytał jeszcze bardzo niepewnie, ale z nadzieją, a kiedy Finni z całą pewnością jaką w sobie miał zapewnił go, że tak, książę wtulił się w niego mocno, otaczając go ramionami i wciskając się z nogami pomiędzy jego kolana, odchylił głowę do tyłu by na niego spojrzeć. Przesunął palcami po jego wargach, a kiedy blondyn złapał delikatnie jego opuszkę pomiędzy nie i zaczął go bardzo łagodnie ssać, policzki księcia pokryły się rumieńcem.
- Ja też cię kocham, Finni – szepnął, zbliżając się by nie zabierając palców z warg maga ognia, złożyć w kąciku jego ust pocałunek, który zaraz przeniósł na jego policzki, powieki i czoło, obdarzając go całą miłością i czułością jaką do niego czuł.
Przytulając go pewnie do siebie i jeszcze po cichu zapewniając, że jest dla niego całym przepięknym światem uśmiechnął się uroczo czując na sobie słodkie całusy. Od razu na niego spojrzał, a widząc kuszący rumieniec zaczął go gładzić po policzku.
- Ja Ciebie też kocham i nigdy w to nie wątp. - Poprosił po czym niewinnie nachylił się nad jego czołem żeby go cmoknąć i tylko lekko przez przypadek zjechał w stronę rogu który niespiesznie pociągnął końcówką języka przez całą długość. Korzystając przy tym z ich pozycji nieco się na niego wgramolił po czym całkowicie przypadkowo zaczął się o niego ocierać. Tak żeby dłonie gada cały czas wodziły po jego piersi.
- Finni – cichutki jęk wyrwał się z ust księcia razem z dreszczami, które przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa zatrzymując się w koniuszkach palców, którymi gładził obojczyki i piersi blondyna.
– Jeszcze… jeszcze raz – poprosił, rozchylając przy tym uda, by mężczyzna znalazł wygodną pozycję między jego nogami. Jego ciężar był taki miły, taki pokrzepiający, sprawiał że książę odpowiadał nieśmiało na ocierające się o niego biodra maga ognia, wypychając swoje w górę, powodując w nich obu dreszcze rozkoszy i ciche, przepełnione czułością westchnienia.
Tej nocy namiot księcia pełen był cichych, pełnych rozkoszy jęków i słodkich westchnień przepełnionych czułością. A kiedy w końcu zasnęli, oboje wtuleni w siebie i ze splecionymi nogami, śnili razem ten sam, piękny sen o ich wspólnej, pełnej miłości i ciepła przyszłości.
Usłyszał go szybciej niż zobaczył, ale to wystarczyło, by jego serce zabiło mocniej, a dłoń zawahała się, zanim po raz kolejny wsunął grzebień pomiędzy błękitne kosmyki. Nie przewidział, że po chwili przedmiot wypadnie mu z dłoni, a on sam zostanie pociągnięty na sam środek łóżka, tylko po to, by jego ręce zostały unieruchomione nad głową.
- Hej! – zawołał, ale kiedy tylko spotkał się spojrzeniem z pomarańczowymi tęczówkami, a jego wzrok padł na nagą klatkę piersiową, nie mógł powstrzymać się, by nie przełknąć głośno śliny. W namiocie było ciepło dzięki rozpalonemu ogniu i materiałowi, który nie przepuszczał zimna, a jednak do tej pory miał wrażenie, że było mu zimno.
Pociągnięty do siadu, nie stawiał się, wciągając głęboko powietrze nosem, kiedy jego chłodne dłonie wylądowały na muskularnej piersi blondyna. Mimowolnie przygryzł wargę, poddając się dłoniom, które przesunęły jego palce po napiętych, gorących mięśniach. Finni tak bardzo go pociągał… Przez chwilę miał ochotę zapomnieć o tym, co się wydarzyło i tak po prostu pozwolić mu poprowadzić go w tańcu spragnionych siebie ciał, ale wystarczyła jedna uwaga, by przypomniał sobie jak mocno czuł się obrażony. Na niego i na Blaire.
Natychmiast przybrał chłodny wyraz twarzy, a dłonie zacisnął w pięści, odwracając głowę w bok, by nie patrzeć na ten kuszący go widok.
- Ah tak? Myślałem, że to jaśnie księżniczka przyciągnęła twoją uwagę i tylko niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że to na mnie spojrzałeś pierwszego. Może potrzebujesz jeszcze chwili, co? Nie chcesz popatrzeć jeszcze na Blair? – zapytał sucho, znów czując wkradające się w jego serce palące poczucie zazdrości i przykrości. Od kiedy tylko pamiętał porównywano ich ze sobą i choć to księżniczka była młodsza, była prawowitą następczynią tronu, on jako nieślubne dziecko musiał więc być tym gorszym, tym niekochanym, tym porzuconym.
Początkowo jego plan działał świetnie. Lusiu patrzył na niego jak na największy skarb świata, jak na swój własny skarb który mógł pieścić. Przynajmniej do momentu gdy widocznie humor się mu popsuł, ponownie na wspomnienie o Blair na co spojrzał na niego z delikatnym politowaniem chociaż i ogromnym ciepłem.
- Kochanie. - Zaczął puszczając jego dłonie, pochylając się nad nim żeby pocałować go w policzek. - Przepraszam, że Ci psuje humor ale wiesz... - Westchnął raz, na jego obrażoną minę drugi raz.
- Wiesz jaka była... Moja siostra. Strasznie się cieszę mając Blair która mnie lubi. Przepraszam ale ją uwielbiam. Nawet kocham! Ale jak siostrę. - Uśmiechnął się uroczo, całując go w policzek.
- Tylko Ciebie kocham, tylko Ty mnie kręcisz chociaż muszę jej przyznać, jest tak do Ciebie podobna, jest taką kokietką i ma Twój uśmiech! Jestem urzeczony! Mniej niż Tobą i pod innym względem ale pozwól mi. - Poprosił z uroczym uśmiechem i oczami szczeniaczka. I wcale nie chciał, wcale nie miał ochoty wylizać mu każdej odkrytej części ciała.
W pierwszej chwili Louriel pomyślał, że wyciąganie siostry Finnegana było ciosem poniżej pasa, w końcu jak mógł być na niego obrażony, kiedy wiedział jakie relacja posiadała ta dwójka? Zaraz jednak spoliczkował sam siebie w myślach, właśnie dlatego… powinien go zrozumieć. I rozumiał, naprawdę, tylko…
- Nie mam ci za złe, że ją lubisz – powiedział w końcu cicho, tak cicho, że Finni musiał się schylić by go usłyszeć. – Po prostu… wszyscy uważają, że jestem od niej gorszy… wszyscy poza tobą. Więc… więc kiedy powiedziałeś, że… że gdyby nie to, że mnie zobaczyłeś pierwszego… - zaczął, ale nie potrafił dokończyć, czując że jego gardło ścisnęło się od poczucia krzywdy i krążącego mu w żyłach rozczarowania samym sobą. Bo skoro nawet osoba, której oddał się w pełni, którą kochał i która kochała jego uważała go za kogoś gorszego od niej, to znaczyło, że naprawdę w porównaniu do niej był nic nie warty.
Nie powstrzymał odruchu zapowietrzenia się momentalnie za to z niego schodząc. Położył się obok niego, mocno go objął i zaczął całować po całej głowie.
- Ani mi się waż. - Mruknął poważnie nie przestając go całować, głaskać i ściskać.
- Absolutnie nie to miałem na myśli. Absolutnie bym czegoś takiego nie powiedział na poważnie! - Zapewnił patrząc na niego gorejącymi od przekonania oczami. - Louriel. Widziałem masę pięknych ludzi. Książąt, szlachciców czy zwyczajnych mieszczan. Nikt się nie może z Tobą równać. Nikt mnie tak nie splątał i tak skutecznie nie uwiódł. Nikogo nigdy tak nie kochałem i nie pokocham. Jasne? Jesteś sobą i z nikim nie można Cię porównywać. Ja tym bardziej nie będę bo to nie ma sensu, bo jesteś całym moim światem.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytał jeszcze bardzo niepewnie, ale z nadzieją, a kiedy Finni z całą pewnością jaką w sobie miał zapewnił go, że tak, książę wtulił się w niego mocno, otaczając go ramionami i wciskając się z nogami pomiędzy jego kolana, odchylił głowę do tyłu by na niego spojrzeć. Przesunął palcami po jego wargach, a kiedy blondyn złapał delikatnie jego opuszkę pomiędzy nie i zaczął go bardzo łagodnie ssać, policzki księcia pokryły się rumieńcem.
- Ja też cię kocham, Finni – szepnął, zbliżając się by nie zabierając palców z warg maga ognia, złożyć w kąciku jego ust pocałunek, który zaraz przeniósł na jego policzki, powieki i czoło, obdarzając go całą miłością i czułością jaką do niego czuł.
Przytulając go pewnie do siebie i jeszcze po cichu zapewniając, że jest dla niego całym przepięknym światem uśmiechnął się uroczo czując na sobie słodkie całusy. Od razu na niego spojrzał, a widząc kuszący rumieniec zaczął go gładzić po policzku.
- Ja Ciebie też kocham i nigdy w to nie wątp. - Poprosił po czym niewinnie nachylił się nad jego czołem żeby go cmoknąć i tylko lekko przez przypadek zjechał w stronę rogu który niespiesznie pociągnął końcówką języka przez całą długość. Korzystając przy tym z ich pozycji nieco się na niego wgramolił po czym całkowicie przypadkowo zaczął się o niego ocierać. Tak żeby dłonie gada cały czas wodziły po jego piersi.
- Finni – cichutki jęk wyrwał się z ust księcia razem z dreszczami, które przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa zatrzymując się w koniuszkach palców, którymi gładził obojczyki i piersi blondyna.
– Jeszcze… jeszcze raz – poprosił, rozchylając przy tym uda, by mężczyzna znalazł wygodną pozycję między jego nogami. Jego ciężar był taki miły, taki pokrzepiający, sprawiał że książę odpowiadał nieśmiało na ocierające się o niego biodra maga ognia, wypychając swoje w górę, powodując w nich obu dreszcze rozkoszy i ciche, przepełnione czułością westchnienia.
Tej nocy namiot księcia pełen był cichych, pełnych rozkoszy jęków i słodkich westchnień przepełnionych czułością. A kiedy w końcu zasnęli, oboje wtuleni w siebie i ze splecionymi nogami, śnili razem ten sam, piękny sen o ich wspólnej, pełnej miłości i ciepła przyszłości.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kolejna ważna rozmowa którą odbyli tego wieczora sprawiła, że w jego oczach Lusiu nabrał trochę bardziej ludzkiego kształtu. Wcześniej miał go za ideał. Wykształcony, o nienagannych manierach, w prawdzie lekko rozkapryszony ale uroczy we wszystkich swoich zachciankach. Nie miał dla niego żadnej wady. Był pewny siebie, był inteligentny i potrafił zrozumieć swojego rozmówcę. Miał kochającego go ojca, miał swoją własną Akademię i życzliwych przyjaciół. Tymczasem prawda była nieco bolesna. Pozbawiony prawa do tronu był również uważany za gorszego. Nie rozumiał jak tak było można. Dlaczego w ogóle ktoś łasił się o takie traktowanie najcudowniejszej osoby na jaką się kiedykolwiek natknął. Nie chciał nawet o tym myśleć żeby jego książę był za kogoś takiego uważany!
Ostatecznie więc postanowił sobie poprawę. Nie będzie już jawnie flirtował z Blair. Owszem, będzie ją przytulał, nosił jak koalę i gdy tylko będzie taka możliwość, rozpieszczał. Ale obecnie zaprzestanie dzióbanie bardzo kruchej zazdrości gada. Szczególnie, że nie była ona związana z brakiem zaufania, a z budowaniem jego przeświadczenia o byciu gorszym. Absolutnie się z tym nie zgadzał czemu dowód dał w nocy pieszcząc go jak najważniejszy skarb jego życia ale również co chciał w nim utwierdzić codziennością. Więc o ile ten pozwolił mu mieć młodszą siostrę tak nie będzie jej już traktował jak pięknej kobiety. Zacznie do niej mówić Smrodzie.
O poranku, w momencie gdy wszyscy ponownie zebrali się w wielkim namiocie na śniadanie, przysiadł się do Lusia tak żeby ich uda się stykały dając mu różne możliwości. Co i rusz go dotykał. Zaczesywał mu włosy za ucho, cmokał w policzek, obejmował w pasie gdy tylko miał wolne ręce. O dziwo, nie on jedyny! Widocznie skruszona wczorajszym zachowaniem Blair siedziała po drugiej stronie jego gada i robiła podobnie. Wisiała na nim, trzymała go za ramię, patrzyła na niego sarnim spojrzeniem błagając go niemo o przebaczenie. Nie miał wyjścia! Był z każdej strony ściskany i musiał to zaakceptować, a trzeba przyznać, robił to z ogromną godnością i łaską. Jak na księcia przystało na co oni musieli – chociaż dla żartów – płaszczyć się przed nim jeszcze bardziej. Został więc przez niego nakarmiony i jeszcze mocniej wycałowany. Jak przepraszać, to z rozmachem!
Kolejne trzy dni podróży minęły w podobnie swobodnej atmosferze. Ich dotychczasowe czteroosobowe grono zwiększyło się o osobę księżniczki i w takiej gromadzie toczyli kolejne już rozmowy. Opowiadali sobie legendy, przypuszczenia, wyobrażali sobie tą wielką świątynię i to co będą mogli tam robić. Chcieli poczuć atmosferę tego miejsca, podobno miało najpiękniejsze ogrody ze wszystkich czterech krain. Jednocześnie Lusiek przestrzegał ich przed zachowaniem pewnych zasad i wszyscy obiecali się do nich stosować. Nie mogli jednak przygotować się na to co spotkali na szczycie góry, w paśmie oddzielającym od siebie Kraj Ognia i Ziemi od Wody i Powietrza.
Na szerokiej ścieżce wijącej się dookoła zbocza góry, pierwszy przywitał ich wielki smok. Z tego co wyszeptał Lusiu był to Król Smok, odpowiedzialny za to, że jakiekolwiek życie w ogóle rozpoczęło swoją egzystencję na tym świecie. Rzeźba wykonana była z jasnego i ciemnego marmuru, przeplatające się błyskawice zaklęte w kamieniu sprawiały wrażenie jakby cały posąg się ruszał, obserwował ich i dawał im przyzwolenie na przekroczenie wielkiej, mozolnie rzeźbionej bramy. Ta również była wykonana z marmuru chociaż zdobił ją miejscami szlachetny jadeit. Ciągle otwarta zapraszała w swe progi każdego wędrowca, a im z każdym krokiem poczynionym przez ich wierzchowce oddech zamierał w płucach.
Świątynia była niska ale bardzo rozłożysta. Podobno jej teren okalał cały szczyt góry, a zagadki trzymała tak w pięknych salach do których nieśmiało wdzierały się promienie słońca jak w licznych komnatach mieszczących się pod ziemią. Zbudowana była przede wszystkim z mocnego drewna pomalowanego na stonowaną czerwień, biel oraz czerń. Komponowało się to pięknie z fragmentami białych i szarych kamieni którymi wyłożone były ścieżki czy ozdobami umieszczonymi w murach i w oknach. Nutkę tajemniczości dodawała wszechobecna roślinność, a wyniosłości palące się w licznych miejscach niebieskie płomyki. Usłyszał jak na ich widok Ezra wciąga głośniej powietrze chociaż on sam poza fascynacją kolorem żywiołu który był tak bliski, nie widział w nich nic dziwnego.
Kolejną rzeczą która niewątpliwie zwracała uwagę będących już na placu głównym przybyszy były figury wszystkich smoków. Wykonane w bardzo dokładny sposób zdobiły skały dookoła świątyni. Działo się tak ze względu na położenie całości kompleksu. Po przejechaniu bramy dało się zauważyć, że ta położona jest w naturalnym kraterze – jaskini pozbawionej dachu. Pięć par oczu więc bystro obserwowały ich wszystkich co Finni natychmiast zauważył.
- Jest ich pięć. – Mruknął do Louriela chociaż nie zdążył rozwinąć swojej myśli gdy pierwszy z mnichów pojawił się na drewnianym pomoście prowadzącym pomiędzy licznymi wyspami zieleni. Istota, bo nie dało się określić go mianem człowieka, wyglądała jakby czas się dla niej zatrzymał chociaż pozwolił jej przekwitnąć. Ciemna, przecięta licznymi zmarszczkami twarz pochylona była w stronę ziemi. Odziany w intensywną purpurę ze złotymi akcentami, ze śmieszną stojącą czapką na głowie która zakrywała liczne siwe kosmyki. Oczy jarzyły się podobnie niebieskimi płomieniami jak te palące się dookoła świątyni. Był boso, szedł drobnymi kroczkami chociaż bardzo szybko. Zatrzymał się natomiast na ostatnim schodku przed zejściem na dziedziniec po czym dopiero teraz podniósł spojrzenie.
Jego oczy przebiegły po wszystkich w Finnim wywołując gwałtowne dreszcze na plecach. Spiął się, chciał przybrać bardziej bojową postawę nie rozumiejąc na co patrzy. Szczęśliwie gadzia dłoń pogładziła go delikatnie po palcach na co wypuścił spojrzenie z płuc. Wtedy też istota spojrzała na Louriela, pokłonił się mu po czym klasnął dwukrotnie w dłonie. Mnichów pojawiło się wtedy więcej.
Podchodzące do nich istoty nie odezwały się do nich ani słowem. Mimo to jasno zakomunikowały, że odprowadzą wierzchowce którymi się zaopiekują, im przydzielą odpowiednie komnaty i nakarmią. Mimo to blondyn niepokoił się ich obecnością przez co cały czas stał blisko Lusia, gładzony po plecach nic nie robił ale widać było, że czasem jego mięśnie drżą od napięcia.
- Co to jest? – Zapytał.
- Strażnicy świątynni. Mnisi wybrani i zaklęci przez smoki, których zadaniem jest strzec murów i tajemnic świątyni. Wedle legend, potrafią odbierać dusze śmiałkom którzy próbują skalać to co zostało tu zamknięte. – Mruknął Ezra lekko kłaniając się przed istotą gdy ta odebrała od niego konia.
- Co teraz robimy? – Dopytał zaraz na co wzięty za rękęi prowadzony do komnat pozwolił sobie rozejrzeć się po tym cudzie jaki go otaczał.
- Pewnie czekamy. Spotkanie wyznaczone jest za trzy dni, najpewniej dopiero jutro ktokolwiek się pojawi. – Ponownie wciął się Ezra wzruszając ramionami, idąc z Orionem pod rękę. – Gdy otrzymamy pozwolenie chciałbym się przejść po ogrodach. Idziesz ze mną? – Zapytał Oriona uśmiechając się do niego niewinnie. – Ewentualnie, biblioteka. – Dodał rozglądając się po rzeźbach, łapiąc spojrzeniem oczy tego smoka którego nijak nie umiał rozpoznać, który wyglądem nie przypominał nic do czego w czterech krajach się modlono. Mimo to, jego oczy wyglądały bardzo znajomo. Na ich widok brunet również szturchnął Oriona żeby pokazać mu i upewnić się, czy myśli o dobrej osobie.
- Chce kilku odpowiedzi.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przez kolejne trzy dni Lusiek odobrażony na Finnegana i Blair, zabawiał wszystkich zasłyszanymi o miejscu, do którego zmierzali legendami, zmieniany czasem przez Oriona, który dodawał swoje trzy grosze i Ezrę, który dopowiadał to, czego zdążył się dowiedzieć i przeczytać o kraju Wody. Finni dorzucał swoje legendy zasłyszane w Kraju Ognia, a Blair słuchała ich wszystkich z otwartymi ustami i błyszczącymi ciekawością oczami. Jako przyszła cesarzowa kładła raczej nacisk na rozwój taktyki, dyplomacji i polityki, świat przyziemny biorąc odrobinę bardziej poważnie niż ten, który w jej mniemaniu trącał zabobonami. Oczywiście szanowała religię smoków i sama wierzyła w nie, ale raczej trzymała się tego, co ją otaczało, zamiast krążyć myślami wśród chmur. Dlatego też, kiedy w końcu mogła nieco bardziej poznać ten świat, który od jej własnego znajdował się przecież tak blisko, biorąc pod uwagę, że jej rodzonym bratem był nie kto inny jak Lusiu właśnie, obiecała sobie, że zacznie przykładać do niego nieco więcej uwagi.
W miarę jak znajdowali się coraz wyżej góry, krajobraz zmieniał się, tak samo jak pogoda. Louriel spodziewał się, że tak wysoko będzie jeszcze zimniej niż na dole, a jednak, po minięciu jakiegoś punktu orientacyjnego zaczęło się robić cieplej, aż w końcu musieli się przebrać w nieco lżejsze ubrania. Nie było gorąco, ani zimno. Raczej umiarkowanie, a wiatr niósł ze sobą zapach świeżości i wiosny. Louriel nie znał tej pory roku, bo nie istniała ona zarówno w Kraju Wody jak i u Ognia, był więc zachwycony i zainteresowany nowym zjawiskiem. Wszystko wokół było zielone. Świeże. Żywe. Świątynia w tym krajobrazie wyłoniła się zdecydowanie zbyt gwałtownie, kryjąc się wśród zieleni, by nagle przebić się przez nią czerwienią i bielą, łagodnymi łukami architektury i budynkami, których Louriel gdyby ich nie zobaczył, nie potrafiłby ich sobie wyobrazić. Zakrzywione dachy, mnóstwo mostków, szum wody i szmer wiatru w liściach. Było to zdecydowanie niezwykłe miejsce. A kiedy jeszcze przymknął oczy i wczuł się w otaczającą to miejsce niezwykłą aurę mocy, magii i zaklęć, ciepłych i jasnych, uśmiech sam cisnął mu się na usta, a ramiona rozluźniały, jak gdyby znalazł się w miejscu, do którego w końcu w pełni należał. I tak się właśnie czuł, kiedy mijali pomnik Króla Smoka, miał wrażenie jak gdyby sprawiający wrażenie ruchomego posąg powitał go na miejscu.
Nie był pewien, co czekało ich dalej, ale czuł, że nie miał się czego obawiać. Nadal pamiętał o tym, że to jeden ze smoków stanowił zagrożenie, ale jednocześnie czuł, że w tym miejscu nic, nawet Czarny Smok, im nie groziło. Przywitani przez strażników świątynnych, rozglądali się wokół, zatrzymując spojrzenia na rzeźbach smoków. Lusiu zatrzymał dłużej wzrok na kobiecie, która nawet żywa wyglądała jak wykuta z marmuru, pomyślał więc, że kamień w pełni oddawał to, jak wyglądała. Wysoka, wyniosła, piękna i zimna. Nie patrzyła na nich, nigdy tego nie robiła i teraz, w tej kamiennej postaci też nie zamierzała. Książę powstrzymał cisnące mu się na usta westchnienie, oddając swojego konia pod opiekę mnicha, głaszcząc Finnegana po plecach. Łysy mężczyzna przed nimi dał im znak by poszli za nim, obejrzał się więc na rozmawiających ze sobą cicho Ezrę i Oriona, kiwając na nich głową.
Orion czuł się kompletnie nie na miejscu. Już tak miał, że wielkość i splendor przytłaczały go, a moc drżąca w powietrzu tego miejsca dodatkowo sprawiała, że czuł się mały i nieznaczący. Przyglądał się rzeźbom, rozpoznając Smoka Ognia, matkę Louriela, zatrzymując ostatecznie wzrok na tym, którego nikt nie miał prawa rozpoznać.
- Mnie też by się przydały, obawiam się jednak, że jak na razie mam same pytania – westchnął do Ezry, podążając za Lusiem i mnichem do części góry, która przeznaczona była dla gości. Otrzymali pokoje, każdy swój, choć żołnierze z Sir Lorhenem musieli zadowolić się jednym, wspólnym pomieszczeniem, które na swój sposób stanowiło oazę prywatności i komfortu. Louriel i Blaire, jako dzieci samego cesarza otrzymali najwspanialsze komnaty, sąsiadujące ze sobą. Rozpakowali się, odetchnęli po podróży, zostali również zaproszeni na wystawny obiad, składający się z potraw wszystkich czterech krain, po którym zostawiono im czas na zapoznanie się z górą.
Orion miał ochotę zakraść się do biblioteki, ze słów Lusia również wywnioskował, że gad miał chętkę zakopać się wśród książek i manuskryptów i jedynie księżniczka, miała co do nich inne plany. Pojawiła się za Lourielem wtulonym policzkiem w ramię maga ognia, by zaraz złapać go za drugie ramię i spojrzeć na niego swoimi wielkimi, orzechowymi oczami.
- Braciszku, nudzę się! Idźmy obejrzeć ogród! – poprosiła, spoglądając na niego i resztę z miną szczeniaczka.
- Blair… - zaczął Lusiu, ale widząc minę dziewczyny, poddał się, domyślając się, że nie była to dla niej łatwa sytuacja. Po raz pierwszy była tak daleko od domu, do tego całkiem sama, bez swoich służących, koleżanek, cesarza i cesarzowej. Miała tylko jego, cóż byłby więc z niego za brat, gdyby swoją ukochaną małą siostrzyczkę tak po prostu zostawił?
- W porządku, pójdziemy – westchnął, spoglądając na Oriona i Ezrę. – Dołączymy do was później – powiedział, bo nie miał zamiaru przepuścić okazji, by trochę poprzytulać się do Finniego do tego w ładnym miejscu.
Wyszli z Blair, zostawiając ich samych. Orion spojrzał na Ezrę z głupim uśmieszkiem, nieco speszony tym, że zostali sami w tym miejscu, nie był jednak pewien, czy chciał zagłębiać się w to piękne, eleganckie i bogate miejsce bez kogoś pokroju Louriela, który splendor miał w nosie i traktował go jak coś całkowicie normalnego.
- Ugh… Ezra… ja chyba nie czuję się najlepiej w tym miejscu – powiedział, drapiąc się po karku. – I… i nie wiem, czy to dobry pomysł, zostawać samemu. To wszystko… - powiedział, zataczając krąg przed sobą. – To chyba dla mnie trochę za dużo. Ja tu nie pasuję – dodał cicho, szurając stopami po podłodze i kurczowo zaciskając palce na rękojeści swojego miecza. To było miejsce dla bogatych ludzi, dla smoków, cesarzy i książąt. Nie dla służących jego pokroju.
W miarę jak znajdowali się coraz wyżej góry, krajobraz zmieniał się, tak samo jak pogoda. Louriel spodziewał się, że tak wysoko będzie jeszcze zimniej niż na dole, a jednak, po minięciu jakiegoś punktu orientacyjnego zaczęło się robić cieplej, aż w końcu musieli się przebrać w nieco lżejsze ubrania. Nie było gorąco, ani zimno. Raczej umiarkowanie, a wiatr niósł ze sobą zapach świeżości i wiosny. Louriel nie znał tej pory roku, bo nie istniała ona zarówno w Kraju Wody jak i u Ognia, był więc zachwycony i zainteresowany nowym zjawiskiem. Wszystko wokół było zielone. Świeże. Żywe. Świątynia w tym krajobrazie wyłoniła się zdecydowanie zbyt gwałtownie, kryjąc się wśród zieleni, by nagle przebić się przez nią czerwienią i bielą, łagodnymi łukami architektury i budynkami, których Louriel gdyby ich nie zobaczył, nie potrafiłby ich sobie wyobrazić. Zakrzywione dachy, mnóstwo mostków, szum wody i szmer wiatru w liściach. Było to zdecydowanie niezwykłe miejsce. A kiedy jeszcze przymknął oczy i wczuł się w otaczającą to miejsce niezwykłą aurę mocy, magii i zaklęć, ciepłych i jasnych, uśmiech sam cisnął mu się na usta, a ramiona rozluźniały, jak gdyby znalazł się w miejscu, do którego w końcu w pełni należał. I tak się właśnie czuł, kiedy mijali pomnik Króla Smoka, miał wrażenie jak gdyby sprawiający wrażenie ruchomego posąg powitał go na miejscu.
Nie był pewien, co czekało ich dalej, ale czuł, że nie miał się czego obawiać. Nadal pamiętał o tym, że to jeden ze smoków stanowił zagrożenie, ale jednocześnie czuł, że w tym miejscu nic, nawet Czarny Smok, im nie groziło. Przywitani przez strażników świątynnych, rozglądali się wokół, zatrzymując spojrzenia na rzeźbach smoków. Lusiu zatrzymał dłużej wzrok na kobiecie, która nawet żywa wyglądała jak wykuta z marmuru, pomyślał więc, że kamień w pełni oddawał to, jak wyglądała. Wysoka, wyniosła, piękna i zimna. Nie patrzyła na nich, nigdy tego nie robiła i teraz, w tej kamiennej postaci też nie zamierzała. Książę powstrzymał cisnące mu się na usta westchnienie, oddając swojego konia pod opiekę mnicha, głaszcząc Finnegana po plecach. Łysy mężczyzna przed nimi dał im znak by poszli za nim, obejrzał się więc na rozmawiających ze sobą cicho Ezrę i Oriona, kiwając na nich głową.
Orion czuł się kompletnie nie na miejscu. Już tak miał, że wielkość i splendor przytłaczały go, a moc drżąca w powietrzu tego miejsca dodatkowo sprawiała, że czuł się mały i nieznaczący. Przyglądał się rzeźbom, rozpoznając Smoka Ognia, matkę Louriela, zatrzymując ostatecznie wzrok na tym, którego nikt nie miał prawa rozpoznać.
- Mnie też by się przydały, obawiam się jednak, że jak na razie mam same pytania – westchnął do Ezry, podążając za Lusiem i mnichem do części góry, która przeznaczona była dla gości. Otrzymali pokoje, każdy swój, choć żołnierze z Sir Lorhenem musieli zadowolić się jednym, wspólnym pomieszczeniem, które na swój sposób stanowiło oazę prywatności i komfortu. Louriel i Blaire, jako dzieci samego cesarza otrzymali najwspanialsze komnaty, sąsiadujące ze sobą. Rozpakowali się, odetchnęli po podróży, zostali również zaproszeni na wystawny obiad, składający się z potraw wszystkich czterech krain, po którym zostawiono im czas na zapoznanie się z górą.
Orion miał ochotę zakraść się do biblioteki, ze słów Lusia również wywnioskował, że gad miał chętkę zakopać się wśród książek i manuskryptów i jedynie księżniczka, miała co do nich inne plany. Pojawiła się za Lourielem wtulonym policzkiem w ramię maga ognia, by zaraz złapać go za drugie ramię i spojrzeć na niego swoimi wielkimi, orzechowymi oczami.
- Braciszku, nudzę się! Idźmy obejrzeć ogród! – poprosiła, spoglądając na niego i resztę z miną szczeniaczka.
- Blair… - zaczął Lusiu, ale widząc minę dziewczyny, poddał się, domyślając się, że nie była to dla niej łatwa sytuacja. Po raz pierwszy była tak daleko od domu, do tego całkiem sama, bez swoich służących, koleżanek, cesarza i cesarzowej. Miała tylko jego, cóż byłby więc z niego za brat, gdyby swoją ukochaną małą siostrzyczkę tak po prostu zostawił?
- W porządku, pójdziemy – westchnął, spoglądając na Oriona i Ezrę. – Dołączymy do was później – powiedział, bo nie miał zamiaru przepuścić okazji, by trochę poprzytulać się do Finniego do tego w ładnym miejscu.
Wyszli z Blair, zostawiając ich samych. Orion spojrzał na Ezrę z głupim uśmieszkiem, nieco speszony tym, że zostali sami w tym miejscu, nie był jednak pewien, czy chciał zagłębiać się w to piękne, eleganckie i bogate miejsce bez kogoś pokroju Louriela, który splendor miał w nosie i traktował go jak coś całkowicie normalnego.
- Ugh… Ezra… ja chyba nie czuję się najlepiej w tym miejscu – powiedział, drapiąc się po karku. – I… i nie wiem, czy to dobry pomysł, zostawać samemu. To wszystko… - powiedział, zataczając krąg przed sobą. – To chyba dla mnie trochę za dużo. Ja tu nie pasuję – dodał cicho, szurając stopami po podłodze i kurczowo zaciskając palce na rękojeści swojego miecza. To było miejsce dla bogatych ludzi, dla smoków, cesarzy i książąt. Nie dla służących jego pokroju.
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Atmosfera tego miejsca sprawiała, że Ezra jednocześnie miał ochotę przymknąć oczy kołysany niesamowitym spokojem jaki drzemał w świątynnych murach, w tym czasie chłonąc wszystko każdym ze zmysłów. Z jednej strony wiedział, że wyniosłość ale i tchnięta w mury energia były czymś co w znaczącym stopniu powinien szanować, z drugiej natomiast chciał macać. A widząc dodatkowo wszechobecne, niebieskie płomyki, już w ogóle miał ochotę jednego się uczepić i razem z nim bawić energią ognia jaki ten w sobie miał. Wtedy na cmentarzu gdy przywracał na swoje miejsce zgubione dusze czuł, że dzióbnięcie do takiej "zdrowej" i "na swoim miejscu" mogłoby być ciekawym doświadczeniem. Jednocześnie, nie miał ostatecznie tego jak sprawdzić, a co przypomniało mu się w tym właśnie momencie. Dlatego też już cieszył się na przekroczenie murów świątynnych. I nie on jedyny.
Finni uspokojony dłonią Louriela posłał mu spokojny uśmiech oznajmiający zebranie się w sobie. Przecież wiedział doskonale, że przebywanie w tym miejscu nie miało stanowić dla nich ogromnego niebezpieczeństwa, ba! Wszyscy władcy którzy przekroczą wraz ze swoją świtą rzeźbioną bramę mieli zostać objęci protekcją czegoś co mogło przekraczać pojmowanie przez ich umysły. Dlatego też ostatecznie odpuścił. Przestał dotykać jelców broni którą miał pochowaną dookoła swojego ciała, przestał się w panice rozglądać za każdym szmerem. Uspokoił się nabierając w płuca przyjemnie rześkiego, górskiego powietrza którego smak przypominał mu arbuza. Dziwne porównanie i przez to, dość gwałtowna ochota na ten słodki owoc.
Komnaty które zostały im przydzielone, były przepiękne! Po chwili wyjaśnień, że książę sobie życzy jego obecności przy swoim boku, Finni rozejrzał się po wysokim stropie, wielkich oknach i delikatnych zdobieniach na jednej ze ścian. Wielkie łóżko z masą poduszek było przeszyte każdą z kultur. Widział to w zdobieniach drewna, w meblach, w całym wyposażeniu. Od razu by się chciało zakopać w pościeli na widok której uśmiechnął się do niego nieco łobuzersko. Łapiąc go w pasie rzucił go w pachnącą łąką kołdrę po czym wgramolił się na niego by skraść mu namiętnego acz bardzo szybkiego całusa. Po tym posłał mu niewinny uśmieszek chociaż oczy błyszczały mu obietnicą i oświadczając, że sie musi trochę odświeżyć poszedł na poszukiwania miski z wodą. Przetarcie karku i twarzy przyniosło spodziewaną ulgę.
Kolejnym punktem programu był posiłek, który również mieli w pełni zagwarantowany. Siedząc po prawicy swojego księcia poważnie zastanawiał się kto to wszystko przygotował, a myśląc o wysuszonych mnichach, miał nadzieję, że nie oni. Niemniej, przy stole w momencie gdy tylko zostali sami szybko wywiązały się liczne rozmowy. Atmosfera była spokojna i radosna, wszyscy wyczekiwali zdarzeń, które niedługo miały się tu rozegrać. Ba! Blondyn po każdym zerknięciu na swojego przyjaciela miał wrażenie, że oni jako czwórka traktowali całą tą naradę jako swoją niepowtarzalną szansę. Nie dziwił się. Skoro miejsce do było kiedyś domem wszystkich smoków na pewno znajdą tu odpowiedzi na interesujące ich pytania. Przynajmniej w to ufnie wierzyły dwukolorowe oczy które z radością zwróciły się w jego stronę.
- Trochę tęskniłem za tym smakiem. - Przyznał wgrywając się w arbuza o którym blondyn jeszcze niedawno myślał, a którego sam również pałaszował. Ogółem, jego obiad był bardzo lekki tylko po to by później dopychać się tym wszystkim czego Kraj Wody nie mógł mu zaoferować: znane mu warzywa, owoce, słodkie wypieki z konfiturami czy sosami. Kawa i czekoladki w gratisie. Tylko Lusiek coś tam pod nosem marudził, że jak on to pić może. A on z premedytacją siorbał mu nad uchem. Jednocześnie, wszystkim im niezwykłą przyjemność sprawiało poddawanie Blair testom smakowym. Przyszła cesarzowa przebrnęła przez cytrynę, pomarańcze, wszelkiego rodzaju jagody po właśnie arbuzy, mango czy ananas. Na niektóre słodko się krzywiła, innych brała dokładkę. Wszystko to jednak sprawiało, że oni powoli zaczynali oswajać się z tym miejscem.
Wszystko to rzutowało ostatecznie na wybór ich rozrywek. Blair i jej pobudzona ochota poznawcza uwiesiły się na ich dwójce i kazały zabrać się do ogrodów. Przez chwilę Finni zastanawiał się co na dobrą sprawę będą mogli tam spotkać i na wszelki wypadek zgarnął ze sobą pomarańczę. Jeżeli na takiej wysokości są motyle, niewątpliwie się dziewczynie spodobają. Jeżeli ich nie ma, na pewno znajdzie się inne stworzenie które z chęcią słodkiego owoca spałaszuje. Problem pojawił się w momencie gdy ustalali niespodziewany podział.
- A ja już skoczę poszukać... czegokolwiek. - Zaproponował na co Finni pokiwał głową.
- Bez nerwowych ruchów. - Poprosił na co Ezra wywrócił teatralnie oczami.
- Nie powiem kto od przekroczenia bramy miał kij od miotły w dupie. - Stwierdził z uśmiechem na co blondyn zmierzył go wzrokiem wymierzonym spod przymrużonych oczu.
- Zazdrościsz? Załatwię też dla Ciebie. - Puścił mu pawie oczko po czym bardzo wymownie spojrzał na Oriona. Cóż, wystarczyło żeby brunet lekko poczerwieniał i kazał mu spadać póki w tej dupie, poza kijem, nie miał jeszcze jego buta. Ta urocza konwersacja zakończyła się ich rozdzieleniem na które Ezra musiał pomasować nasadę nosa, tupiąc jedną nogą jak wściekły królik.
- Kiedyś go zepchnę w przepaść, przyrzekam. - Westchnął ciężko całkowicie nie spodziewając się reakcji Oriona na... wszystko. Jego wzrok szybko zmienił wyraz, złagodniał i stał się niezwykle troskliwy na tego białego głupola. Westchnął ciężko na wszystkie jego słowa, stając prosto do niego i obejmując go w luźno pasie.
- Chyba nie rozumiesz mój drogi dwóch rzeczy. - Zaczął uważnie obserwując jego złote spojrzenie. - Zacznijmy od tego, że od pewnego czasu wyrzekłeś się przynależności do miejsca na rzecz przynależności do osoby. Oriś, gdziekolwiek byśmy byli, jakkolwiek by tam było, dopóki ja mam Ciebie, a Ty masz mnie jestem pewien, że byłoby nam tam dobrze. Wiem, że przede wszystkim to Ty jesteś tym racjonalnym, życzliwym i pocieszającym ale pozwól też czasem mnie. Zaufaj mi i daj się o siebie zatroszczyć w sytuacji w której nie czujesz się pewnie. Chociaż, nie jestem pewien czy jest to potrzebne gdy sobie uzmysłowisz drugą rzecz. - Przyznał stając na palce żeby być bliżej jego twarzy. Uśmiechnął się przy tym uroczo całując go w policzek. - Błyskotliwość Twojego umysłu, umiejętność łączenia faktów i spostrzeżeń przez właśnie to jaki jesteś, jest na tak wysokim poziomie, że nie rozumiem co masz sobie do zarzucenia. Pasujesz tu doskonale. Jesteś najwspanialszą i najlepszą osobą jaką poznałem. Jesteś dobry i uczynny. Po prostu głęboki oddech i zawierzenie w swoje umiejętności. - Poprosił go stając ponownie na pełnych stopach, a przez fakt trzymania go za szyję, zmuszając do pochylenia się nad nim.
- Pałac to pałac. Da się po nim poruszać tak żeby nas nikt nie zauważał. Zapytam tylko czy możemy wejść do biblioteki, a później pójdziemy na spacer. Wiem, że nie lubisz takich miejsc ale jestem tu. Tuż obok. I będę Ci na każdym kroku przypominał, że masz przed sobą świetlaną przyszłość jako ważna persona. Tylko sam musisz w to uwierzyć. - Zmarszczył nos po to by w ten jego go przygryźć. Po tym pozwolił się mu wyprostować i przytulając go mocno cmoknął go w szyję.
- Poza tym przypominam kto z łatwością gawędził sobie ze Smokiem Ognia... - Prychnął na rozluźnienie biorąc go za rękę i ruszając na poszukiwanie dowolnego mnicha. Później zaszyją się w takim miejscu żeby nikt im nie przeszkadzał i Orion dostanie widocznie bardzo potrzebną dawkę pieszczoty.
Finni uspokojony dłonią Louriela posłał mu spokojny uśmiech oznajmiający zebranie się w sobie. Przecież wiedział doskonale, że przebywanie w tym miejscu nie miało stanowić dla nich ogromnego niebezpieczeństwa, ba! Wszyscy władcy którzy przekroczą wraz ze swoją świtą rzeźbioną bramę mieli zostać objęci protekcją czegoś co mogło przekraczać pojmowanie przez ich umysły. Dlatego też ostatecznie odpuścił. Przestał dotykać jelców broni którą miał pochowaną dookoła swojego ciała, przestał się w panice rozglądać za każdym szmerem. Uspokoił się nabierając w płuca przyjemnie rześkiego, górskiego powietrza którego smak przypominał mu arbuza. Dziwne porównanie i przez to, dość gwałtowna ochota na ten słodki owoc.
Komnaty które zostały im przydzielone, były przepiękne! Po chwili wyjaśnień, że książę sobie życzy jego obecności przy swoim boku, Finni rozejrzał się po wysokim stropie, wielkich oknach i delikatnych zdobieniach na jednej ze ścian. Wielkie łóżko z masą poduszek było przeszyte każdą z kultur. Widział to w zdobieniach drewna, w meblach, w całym wyposażeniu. Od razu by się chciało zakopać w pościeli na widok której uśmiechnął się do niego nieco łobuzersko. Łapiąc go w pasie rzucił go w pachnącą łąką kołdrę po czym wgramolił się na niego by skraść mu namiętnego acz bardzo szybkiego całusa. Po tym posłał mu niewinny uśmieszek chociaż oczy błyszczały mu obietnicą i oświadczając, że sie musi trochę odświeżyć poszedł na poszukiwania miski z wodą. Przetarcie karku i twarzy przyniosło spodziewaną ulgę.
Kolejnym punktem programu był posiłek, który również mieli w pełni zagwarantowany. Siedząc po prawicy swojego księcia poważnie zastanawiał się kto to wszystko przygotował, a myśląc o wysuszonych mnichach, miał nadzieję, że nie oni. Niemniej, przy stole w momencie gdy tylko zostali sami szybko wywiązały się liczne rozmowy. Atmosfera była spokojna i radosna, wszyscy wyczekiwali zdarzeń, które niedługo miały się tu rozegrać. Ba! Blondyn po każdym zerknięciu na swojego przyjaciela miał wrażenie, że oni jako czwórka traktowali całą tą naradę jako swoją niepowtarzalną szansę. Nie dziwił się. Skoro miejsce do było kiedyś domem wszystkich smoków na pewno znajdą tu odpowiedzi na interesujące ich pytania. Przynajmniej w to ufnie wierzyły dwukolorowe oczy które z radością zwróciły się w jego stronę.
- Trochę tęskniłem za tym smakiem. - Przyznał wgrywając się w arbuza o którym blondyn jeszcze niedawno myślał, a którego sam również pałaszował. Ogółem, jego obiad był bardzo lekki tylko po to by później dopychać się tym wszystkim czego Kraj Wody nie mógł mu zaoferować: znane mu warzywa, owoce, słodkie wypieki z konfiturami czy sosami. Kawa i czekoladki w gratisie. Tylko Lusiek coś tam pod nosem marudził, że jak on to pić może. A on z premedytacją siorbał mu nad uchem. Jednocześnie, wszystkim im niezwykłą przyjemność sprawiało poddawanie Blair testom smakowym. Przyszła cesarzowa przebrnęła przez cytrynę, pomarańcze, wszelkiego rodzaju jagody po właśnie arbuzy, mango czy ananas. Na niektóre słodko się krzywiła, innych brała dokładkę. Wszystko to jednak sprawiało, że oni powoli zaczynali oswajać się z tym miejscem.
Wszystko to rzutowało ostatecznie na wybór ich rozrywek. Blair i jej pobudzona ochota poznawcza uwiesiły się na ich dwójce i kazały zabrać się do ogrodów. Przez chwilę Finni zastanawiał się co na dobrą sprawę będą mogli tam spotkać i na wszelki wypadek zgarnął ze sobą pomarańczę. Jeżeli na takiej wysokości są motyle, niewątpliwie się dziewczynie spodobają. Jeżeli ich nie ma, na pewno znajdzie się inne stworzenie które z chęcią słodkiego owoca spałaszuje. Problem pojawił się w momencie gdy ustalali niespodziewany podział.
- A ja już skoczę poszukać... czegokolwiek. - Zaproponował na co Finni pokiwał głową.
- Bez nerwowych ruchów. - Poprosił na co Ezra wywrócił teatralnie oczami.
- Nie powiem kto od przekroczenia bramy miał kij od miotły w dupie. - Stwierdził z uśmiechem na co blondyn zmierzył go wzrokiem wymierzonym spod przymrużonych oczu.
- Zazdrościsz? Załatwię też dla Ciebie. - Puścił mu pawie oczko po czym bardzo wymownie spojrzał na Oriona. Cóż, wystarczyło żeby brunet lekko poczerwieniał i kazał mu spadać póki w tej dupie, poza kijem, nie miał jeszcze jego buta. Ta urocza konwersacja zakończyła się ich rozdzieleniem na które Ezra musiał pomasować nasadę nosa, tupiąc jedną nogą jak wściekły królik.
- Kiedyś go zepchnę w przepaść, przyrzekam. - Westchnął ciężko całkowicie nie spodziewając się reakcji Oriona na... wszystko. Jego wzrok szybko zmienił wyraz, złagodniał i stał się niezwykle troskliwy na tego białego głupola. Westchnął ciężko na wszystkie jego słowa, stając prosto do niego i obejmując go w luźno pasie.
- Chyba nie rozumiesz mój drogi dwóch rzeczy. - Zaczął uważnie obserwując jego złote spojrzenie. - Zacznijmy od tego, że od pewnego czasu wyrzekłeś się przynależności do miejsca na rzecz przynależności do osoby. Oriś, gdziekolwiek byśmy byli, jakkolwiek by tam było, dopóki ja mam Ciebie, a Ty masz mnie jestem pewien, że byłoby nam tam dobrze. Wiem, że przede wszystkim to Ty jesteś tym racjonalnym, życzliwym i pocieszającym ale pozwól też czasem mnie. Zaufaj mi i daj się o siebie zatroszczyć w sytuacji w której nie czujesz się pewnie. Chociaż, nie jestem pewien czy jest to potrzebne gdy sobie uzmysłowisz drugą rzecz. - Przyznał stając na palce żeby być bliżej jego twarzy. Uśmiechnął się przy tym uroczo całując go w policzek. - Błyskotliwość Twojego umysłu, umiejętność łączenia faktów i spostrzeżeń przez właśnie to jaki jesteś, jest na tak wysokim poziomie, że nie rozumiem co masz sobie do zarzucenia. Pasujesz tu doskonale. Jesteś najwspanialszą i najlepszą osobą jaką poznałem. Jesteś dobry i uczynny. Po prostu głęboki oddech i zawierzenie w swoje umiejętności. - Poprosił go stając ponownie na pełnych stopach, a przez fakt trzymania go za szyję, zmuszając do pochylenia się nad nim.
- Pałac to pałac. Da się po nim poruszać tak żeby nas nikt nie zauważał. Zapytam tylko czy możemy wejść do biblioteki, a później pójdziemy na spacer. Wiem, że nie lubisz takich miejsc ale jestem tu. Tuż obok. I będę Ci na każdym kroku przypominał, że masz przed sobą świetlaną przyszłość jako ważna persona. Tylko sam musisz w to uwierzyć. - Zmarszczył nos po to by w ten jego go przygryźć. Po tym pozwolił się mu wyprostować i przytulając go mocno cmoknął go w szyję.
- Poza tym przypominam kto z łatwością gawędził sobie ze Smokiem Ognia... - Prychnął na rozluźnienie biorąc go za rękę i ruszając na poszukiwanie dowolnego mnicha. Później zaszyją się w takim miejscu żeby nikt im nie przeszkadzał i Orion dostanie widocznie bardzo potrzebną dawkę pieszczoty.
Ischigo
Planeta Skarbów
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Louriel nie był pewien, czy była to zasługa czystego, górskiego powietrza, czy może Finnegana, który wieczorem po długim spacerze z Blair postanowił go rozpieścić do granic możliwości, niemniej spało mu się wyśmienicie. Tak dobrze, że gdyby nie blondyn, przespałby śniadanie i najchętniej obiad, na szczęście były gwardzista czuwał, by rozleniwiona gadzina znalazła czas na jedzenie. Książę naprawdę czuł się jak jaszczurka, wyciągnięty przez siostrę na tarasy, drzemał rozkosznie pół dnia, wygrzewając się w ciepłym, popołudniowym słońcu, jednym uchem słuchając rozmowy dziewczyny i maga ognia. Ah… tak dobrze już dawno mu nie było…
Następnego dnia nie było już tak miło. Padało, a niedługo po śniadaniu jeden z mnichów oznajmił im, że pierwszy ze szlacheckich gości dotrze do podniebnej twierdzy w przeciągu dwóch godzin. Louriel musiał przypomnieć sobie, że wcale nie byli na wakacjach, choć ta chwila pełnego i porządnego relaksu uświadomiła mu, jak bardzo takowego potrzebował. Co prawda jeden dzień to było za mało by zregenerować siły, wystarczyło mu ich jednak na tyle, że kiedy tylko wieść usłyszał, posłał po Ezrę i Oriona dotąd koczujących w bibliotece i starających się odnaleźć informacje na temat zawartości roztrzaskanych przez nich tablic, by powitać nadciągającego księcia Vincenta w pełnym składzie.
Czego się nie spodziewał, to że kiedy orszak maga ziemi rozleje się po wewnętrznym dziedzińcu, dojrzał wśród tłumu Sileasa. Z jeszcze większym zdumieniem, ale i nieskrywaną dumą odkrył, że mężczyzna wcale nie przyjechał w to miejsce jako eskorta, a przedstawiciel ludu ognia. Dla Louriela znaczyło to mniej więcej tyle, co nadanie mu tytułu szlacheckiego.
- Widzę, że dobrze wam się powodzi – zauważył radośnie książę, widząc że niezdrowa bladość świadcząca o ciągłym zmartwieniu zniknęła z twarzy wojskowego, zastąpiona szerokim, bardzo szczerym uśmiechem. Co do księcia Kraju Ziemi, Louriel miał wrażenie, że chłopak urósł dobre kilka centymetrów. Teraz przewyższał go o całą głowę.
- Książę Louriel! – ucieszył się chłopak, łapiąc niebieskowłosego za rękę, by potrząsnąć nią energicznie w przypływie dzikiej radości.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Vincencie – stęknął, nie pamiętając, by chłopak miał aż tyle entuzjazmu. I siły.
Usłyszawszy zza siebie chichot, Louriel zerknął sobie za ramię, by dostrzec zainteresowaną przybyszami siostrę. Co prawda, z jakiegoś powodu poczuł, że nie miał ochoty temu młodemu łepkowi przedstawiać swojej ślicznej, bardzo uroczej i inteligentnej siostrzyczki, wiedział jednak, że tak po pierwsze wypadało, a po drugie, po to tu była. By poznać innych władców i móc zawrzeć z nimi sojusze i przyjaźnie, które w przyszłości mogłyby dobrze wpłynąć na Kraj Wody.
- Vincencie – odchrząknął znacząco książę, uwalniając w końcu swoją dłoń z uścisku maga ziemi, obejmując księżniczkę za ramiona, by wyciągnąć ją odrobinę do przodu. – I tobie również Sileasie, chciałbym przedstawić moją siostrę, prawowitą następczynię tronu Kraju Wody, Blair Zuo – oświadczył uroczyście, a kiedy oboje, Sileas i Vincent złożyli dystyngowane całusy na wierzchu dłoni księżniczki, pozwolił by i ona dygnęła przed nimi z wdziękiem wypracowanym godzinami morderczego treningu, który stosowała na niej cesarzowa Milene. Nie podobał mu się błysk zainteresowania w złotych oczach Vincenta, ale próbował sobie wmówić, że przecież na jego miejscu byłby nią tak samo oczarowany.
- Bardzo miło mi księżniczkę poznać, nazywam się Vincent McKnight i jestem księciem Kraju Ziemi – przedstawił się w końcu Vincent, odklejając oczy od Blair, tylko po to, by natknąć się na ostry wzrok Louriela, pod którym okropnie się speszył.
- Oh…Em… tak – odchrząknął, zaraz drapiąc się niezręcznie po karku, tylko po to, by zaraz ich przeprosić i odejść, wymigując się sprawdzeniem, czy z jego świtą wszystko było w porządku.
Blair spojrzała z wyrzutem na brata.
- Odstraszyłeś go! – zauważyła dziewczyna oburzona, a Louriel wzruszył jedynie ramionami.
- Nie odstraszyłem, tylko przekonałem niewerbalnie, żeby sprawdził czy nie ma go gdzieś indziej – odparł rezolutnie gad.
- Jesteś okropny, Finni powiedz mu coś! – poprosiła blondyna księżniczka, rzucając mężczyźnie błagalne spojrzenie.
- No, Finni, chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał słodko książę, rzucając magowi ognia spojrzenie spod rzęs. Postawy tej dwójki były identyczne i tylko wzrok mówił zupełnie co innego. Podczas gdy Blair patrzyła na blondyna z błaganiem, by stanął po jej stronie, wzrok Louriela obiecywał, że jeśli wstawi się za potencjalnym podrywaczem jego małej siostrzyczki, kolejną noc spędzi na kanapie…
Następnego dnia nie było już tak miło. Padało, a niedługo po śniadaniu jeden z mnichów oznajmił im, że pierwszy ze szlacheckich gości dotrze do podniebnej twierdzy w przeciągu dwóch godzin. Louriel musiał przypomnieć sobie, że wcale nie byli na wakacjach, choć ta chwila pełnego i porządnego relaksu uświadomiła mu, jak bardzo takowego potrzebował. Co prawda jeden dzień to było za mało by zregenerować siły, wystarczyło mu ich jednak na tyle, że kiedy tylko wieść usłyszał, posłał po Ezrę i Oriona dotąd koczujących w bibliotece i starających się odnaleźć informacje na temat zawartości roztrzaskanych przez nich tablic, by powitać nadciągającego księcia Vincenta w pełnym składzie.
Czego się nie spodziewał, to że kiedy orszak maga ziemi rozleje się po wewnętrznym dziedzińcu, dojrzał wśród tłumu Sileasa. Z jeszcze większym zdumieniem, ale i nieskrywaną dumą odkrył, że mężczyzna wcale nie przyjechał w to miejsce jako eskorta, a przedstawiciel ludu ognia. Dla Louriela znaczyło to mniej więcej tyle, co nadanie mu tytułu szlacheckiego.
- Widzę, że dobrze wam się powodzi – zauważył radośnie książę, widząc że niezdrowa bladość świadcząca o ciągłym zmartwieniu zniknęła z twarzy wojskowego, zastąpiona szerokim, bardzo szczerym uśmiechem. Co do księcia Kraju Ziemi, Louriel miał wrażenie, że chłopak urósł dobre kilka centymetrów. Teraz przewyższał go o całą głowę.
- Książę Louriel! – ucieszył się chłopak, łapiąc niebieskowłosego za rękę, by potrząsnąć nią energicznie w przypływie dzikiej radości.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Vincencie – stęknął, nie pamiętając, by chłopak miał aż tyle entuzjazmu. I siły.
Usłyszawszy zza siebie chichot, Louriel zerknął sobie za ramię, by dostrzec zainteresowaną przybyszami siostrę. Co prawda, z jakiegoś powodu poczuł, że nie miał ochoty temu młodemu łepkowi przedstawiać swojej ślicznej, bardzo uroczej i inteligentnej siostrzyczki, wiedział jednak, że tak po pierwsze wypadało, a po drugie, po to tu była. By poznać innych władców i móc zawrzeć z nimi sojusze i przyjaźnie, które w przyszłości mogłyby dobrze wpłynąć na Kraj Wody.
- Vincencie – odchrząknął znacząco książę, uwalniając w końcu swoją dłoń z uścisku maga ziemi, obejmując księżniczkę za ramiona, by wyciągnąć ją odrobinę do przodu. – I tobie również Sileasie, chciałbym przedstawić moją siostrę, prawowitą następczynię tronu Kraju Wody, Blair Zuo – oświadczył uroczyście, a kiedy oboje, Sileas i Vincent złożyli dystyngowane całusy na wierzchu dłoni księżniczki, pozwolił by i ona dygnęła przed nimi z wdziękiem wypracowanym godzinami morderczego treningu, który stosowała na niej cesarzowa Milene. Nie podobał mu się błysk zainteresowania w złotych oczach Vincenta, ale próbował sobie wmówić, że przecież na jego miejscu byłby nią tak samo oczarowany.
- Bardzo miło mi księżniczkę poznać, nazywam się Vincent McKnight i jestem księciem Kraju Ziemi – przedstawił się w końcu Vincent, odklejając oczy od Blair, tylko po to, by natknąć się na ostry wzrok Louriela, pod którym okropnie się speszył.
- Oh…Em… tak – odchrząknął, zaraz drapiąc się niezręcznie po karku, tylko po to, by zaraz ich przeprosić i odejść, wymigując się sprawdzeniem, czy z jego świtą wszystko było w porządku.
Blair spojrzała z wyrzutem na brata.
- Odstraszyłeś go! – zauważyła dziewczyna oburzona, a Louriel wzruszył jedynie ramionami.
- Nie odstraszyłem, tylko przekonałem niewerbalnie, żeby sprawdził czy nie ma go gdzieś indziej – odparł rezolutnie gad.
- Jesteś okropny, Finni powiedz mu coś! – poprosiła blondyna księżniczka, rzucając mężczyźnie błagalne spojrzenie.
- No, Finni, chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał słodko książę, rzucając magowi ognia spojrzenie spod rzęs. Postawy tej dwójki były identyczne i tylko wzrok mówił zupełnie co innego. Podczas gdy Blair patrzyła na blondyna z błaganiem, by stanął po jej stronie, wzrok Louriela obiecywał, że jeśli wstawi się za potencjalnym podrywaczem jego małej siostrzyczki, kolejną noc spędzi na kanapie…
Hummany
Beztroska Kometa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jeden dzień całkowitego odpoczynku. Nie robili absolutnie nic. Jedli, drzemali i rozmawiali. Całą piątką, czasami tylko trójką, zdarzało się i tak, że zostawali sami z Lourielem i wtedy pozwalał sobie na nieco więcej pieszczoty w stronę rozlanego na słońcu gada. Jednocześnie, było to dokładnie to czego ostatnio potrzebowali. On dawno nie czuł takiej swobody, braku konieczności noszenia grubych szat na zewnątrz, szczypiącego w nos mrozu. Paradował w połowie w stroju z Kraju Ognia i chociaż nie zawsze miał miłe wspomnienia z tym miejscem, te najcieplejsze do niego wróciły. Z całej tej radości po prostu promieniował chociaż, nie tylko on. W tym miejscu wszyscy wydawali się zwolnić i uspokoić co było wręcz namacalne. Cieszyło go.
W teorii natomiast sielankę przerwał kolejny dzień. Mnisi poinformowali ich, że przybywa pierwszy z książąt zaproszony na spotkanie przez co musieli się bardziej reprezentatywnie ubrać. Nic straconego. Wywoływał uśmiech na twarzy Lusia od chwili gdy dojrzał jego jasne oczy i w ogóle się nie krępował. Kilka razy pozwolił sobie odebrać mu dech w piersi i patrzył na niego tak pożądliwie, że nie miał innego wyjścia jak delikatnie się rumienić. Przy tym wszystkim był ogromnie grzeczny i wielce pieszczotliwy. Wisiał na nim, przytulał go i całował w szyję. Bawił się jego bransoletką i prowadził niezobowiązujące rozmowy. Było nadal cudownie dlatego też na jego ustach długo widniał szczery uśmiech, nawet w chwili gdy długi orszak wtaczał się na dziedziniec.
Pierwszego szoku doznał widząc flagę jaka zawieszona była przy jednym z siodeł. Niby Kraju Ognia aczkolwiek nie do końca. Kolory nie te, czerń wpadała w brąz i zieleń, czerwień przechodziła w kolor głębokiej gliny, żółć zniknęła całkowicie. Zdziwił się, wymienił spojrzenia z Ezrą, a później… jego serce walnęło jak opętane widząc znajomą sylwetkę rosłego mężczyzny odzianą w barwy nowego Kraju. Te same bystre oczy, spokojny uśmiech jednak postawa całkowicie inna. Pewny siebie i tego co tu robił. Do księcia uśmiechał się spokojnie, a Vincent odwzajemniał te grymasy. Wydawało się jakby się fantastycznie dogadywali, a gdy te same oczy padły na niego – po plecach przeszedł mu dreszcz.
Twarz Sileasa początkowo się zmieszała, zaraz jednak złagodniał i z ogromną troską spojrzał najpierw na Finnegana, później zaczął szukać i szybko odnalazł Ezrę. Widocznie odetchnął z ulgą. Zanim jednak podszedł jego spojrzenie padło na Sir Lorhena i tyle wystarczyło, jakby wymienili się całą masą informacji w jedną sekundę i pyk, wzrok się zmienił. Sileas, jego były dowódca, ich prawie że ojciec, spojrzał na nich jak na totalnych debili. Aż oni sami z Ezrą wymienili się spojrzeniami już czując tą karę.
- Witaj książę. – Skłonił się przed nim jednak już nie w tak uległy sposób jak czynili to Gwardziści. – Nie ukrywam, że to Twoja wielka zasługa. – Przyznał apropo zmiany tak swojej jak i swojego ludu. Koło niego zaraz pojawił się Vincent któremu te same honory oddali Finni i Ezra z Orionem. Sileas w tym czasie grzecznie czekał, a gdy tylko Książę Kraju Ziemi zainteresował się w pełni Lusiem, jego wzrok ponownie stał się pełen politowania.
- Co ja wam mówiłem od początku?! Macie nie sprawiać kłopotów. I co sprawiacie?! No oczywiście kłopoty! – Żachnął się podchodząc do nich po to by po chwili obydwu mocno przytulić, z uśmiechem na ustach i nawet małą łezką w oku. – Tak się cieszę, że widzę was w zdrowiu. Jak się macie? Wyglądacie tak jakbyście dawno po dupie nie dostali. – Przyznał mierzwiąc im obydwu włosy i jeszcze raz, na dłuższy moment przytulając.
W tym momencie ich grupa podzieliła się na dwie mniejsze. Tą bardziej książęcą i tą bardziej wojskową. O dziwo, Sileas i sir Lorhen szybko wymienili się interesującymi ich informacjami co jakoś dziwnie odbiło się na nim i Ezrze, nie zmieniło to jednak tej fali szczęścia na widok swoich dawno nie widzianych twarzy. Przynajmniej do momentu aż nie postanowił dołączyć do swojego księcia, sprawdzić dlaczego ten podejrzanie się najeżył. I tylko nie on bo po chwili bardzo spontanicznych rozmów wrócili do odpowiedniego przedstawienia się, a gdy Lusiu zaczął, on przyglądał się z zaciekawieniem to Vinniemu to Sileasowi.
- Namiestnik nowego Kraju Ognia, wystarczy Sileas moja Pani. – Przedstawił się na co Finni bardzo głośno nabrał powietrza w płuca. – Nasz dom się zmienił, musicie wpaść. – Przyznał bezpośrednio do blondyna który na moment przestał oddychać. Trwał tak do chwili gdy został wplątany w kłótnię rodzeństwa na której początek musiał wziąć spokojny wdech i wydech. Jeszcze jeden wdech, jeszcze jeden wydech po czym zaczął ogarniać sytuację. Lusiu zazdrosny o Blair, on o Lusia. Uśmiechnął się przeuroczo podchodząc do nich i obejmując swojego narzeczonego.
- Uważam, że jesteś przewrażliwiony, mój ukochany. Blair jest tu po to by nawiązywać sojusze, by obracać się w królewskim gronie innym niż rodzinne. By dywagować na tematy o których czyta od lat i aby rozwiązywać konflikty. Nie możesz jej trzymać pod kopułą w miejscu do którego jest stworzona! – Oświadczył całując go w policzek na co Blair wręcz podskoczyła w miejscu ze zwycięskim „tak!”. Gdy natomiast gad spojrzał na niego z wyrzutem, cmoknął go w policzek.
- Wiesz jak on na Ciebie patrzy?! Wy i wasze smocze sprawy… niby ok, rozumiem ale grrr, mój! Jesteś mój! – Szepnął do szpiczastego uszka przygryzając je lekko, przypominając mu jak wyglądało ich ostatnie spotkanie i jak miało wyglądać to. Vinni miał być nieoderwalną częścią ich wielkiego planu i dywagacji na jego temat, znowu będzie przy jego Perełce spędzał za dużo czasu.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach