Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A cup of uncertaintyWczoraj o 10:31 pmHimiko
Twilight tensionWczoraj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Wczoraj o 04:23 amYulli
From today you're my toy18/09/24, 08:08 pmKurokocchin
This is my revenge18/09/24, 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 30%
2 Posty - 20%
2 Posty - 20%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%

Go down
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty H&C {14/04/20, 12:59 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF

H&C           - Page 11 Ab00e77d21fffd52bb8ec8548abe56a8
H&C           - Page 11 PicsArt_10-26-07.57.19
H&C           - Page 11 48be546334a7a7c71da7dfdc2a93e8f8
Mapa świata:
Są doskonali!:


Ostatnio zmieniony przez Myszygo dnia 19/04/21, 04:58 pm, w całości zmieniany 1 raz

Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:07 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Lothus z wielką uwagą przyglądał się czwórce siedzących przed nim mężczyzn, choć po zachowaniu i wieku raczej miał ich za chłopców, którzy dopiero w tą dorosłość wkraczali. Nic nie mógł poradzić na to, że patrząc na to, jak się przepychali, na chwilę zapominając się, że siedzą przed obliczem cesarza, czuł niewysłowione rozbawienie i dumę. Z Louriela, ale i całej reszty, która najwidoczniej mimo zostawiającej po sobie ślad przeszłości potrafiła się od niej odciąć. Miał przed sobą jedynie zagubione, ale w gruncie rzeczy, bardzo dobre dzieci. Nie potrafił być na nich zły, choć wiedział, że nie może tak po prostu zapomnieć o tym, co nawyrabiali w kraju ognia. Ale o tym, mogli porozmawiać później, bo i nie wszystkich ta rozmowa miała dotyczyć.
Kiedy w końcu przestali się wygłupiać, a Louriel został sprowadzony do roli przytulanki, Lothus powtórzył pytanie, nie ukrywając krążącego mu w żyłach rozbawienia. Już dawno nie widział, by jego syn zachowywał się tak beztrosko, choć wydawać się mogło, że nigdy nie przywiązywał do rzeczy i miejsca większej uwagi. Cesarz nie byłby jednak ojcem, gdyby nie wiedział, że w gruncie rzeczy, Lusiu pilnował się na każdym kroku. Przy blondynie jednak opuszczał gardę, pozwalał sobie na swobodę, której tak bardzo mu brakowało. Tym bardziej nie widział powodu, by tych młodych ludzi odsyłać, pozbawiać swoje dziecko miłości i troski kogoś, kto najwyraźniej chciał mu ją przekazać. Może nie zawsze mu się to udawało i nie zawsze szło to w dobrą stronę, były gwardzista musiał się jeszcze sporo nauczyć, ale wierzył, że jeśli tylko chciałby z nim zostać, oboje zyskaliby bardzo wiele.
Słysząc o wojsku, Louriel i cesarz nie zdziwili się ani odrobinę. Książę podejrzewał, że dla Finniego, który nigdy nie miał nic poza tym, trudno będzie mu zrezygnować i przyzwyczaić się do czegoś innego. Ale wojsko kraju wody miało to do siebie, że nie przypominało żadnej innej armii, skupiając się raczej na pomocy krajanom niż najazdami, czy prawdziwą wojną. Oczywiście, byli to ludzie przeszkoleni w walce, ale na co dzień jej po prostu nie używali. Louriel wiedział, że kiedy dołączy do pałacowej straży, nie będzie musiał się o niego martwić. Dlatego uśmiechnął się jedynie, ściskając mocniej ręce blondyna w swoich, chcąc mu pokazać w ten sposób swoje wsparcie. Nie spodziewał się za to, tak samo jak Orion, że Ezra, mając realne szanse na zmianę swojego życia, naprawdę się na to zdecyduje.
Złotooki spojrzał na bruneta zaskoczony, przez chwilę nie wiedząc, co ten miał na myśli. Widząc jednak w jego oczach ogrom bólu, cierpienia i złości jaki dostarczyła mu armia, natychmiast go zrozumiał. I był niesamowicie dumny i szczęśliwy, że mając tę szansę, nie odrzucił jej, choćby przez wzgląd na Finnegana. By nie zostawić go samego w ich nowej rzeczywistości. Objął go ramionami, nie przejmując się, że cesarz na nich patrzy, wspierając go z całych sił i ciesząc się z podjętej przez chłopaka decyzji. Miało już nie być, agresji, rozkazów, morderstw i ciągłego podporządkowania się w jego życiu. Orion doskonale to rozumiał. Ten ścisk w klatce piersiowej powodowany przez niemożność decydowania o sobie. I cudowne uczucie, kiedy ta obręcz się rozluźniała, by w końcu zostawić go wolnego jak ptak, mknącego na skrzydłach wolności.
Lothus zatrzymał na nim spojrzenie, posyłając mu zachęcający, bardzo łagodny wyraz twarzy. Niemal widział jak ten niski mężczyzna cierpiał i miał tego bólu dosyć tak mocno, że był gotów zaryzykować wszystkim, by się go pozbyć. Nie zamierzał mu utrudniać, wręcz przeciwnie.
- Dobrze – powiedział, spoglądając szybko, ostrzegawczo na Louriela, gdyby ten miał zamiar zaprotestować, ale widząc minę syna, nie tyle zaskoczoną, co pełną sprzeczności, przestał na niego zwracać uwagę. – W takim razie, czego chciałbyś spróbować? – zapytał, zatrzymując spojrzenie na zmieszanej twarzy maga ognia.
Słysząc, że ten nic nie potrafił, powstrzymał cisnący mu się na usta uśmieszek. Miał zamiar coś powiedzieć, ale Orion uprzedził go, głośno protestując.
- To nie prawda! Wasza wysokość, Ezra potrafi bardzo dużo. Potrafi biegle czytać i pisać, on naprawdę kocha książki i uczyć się. Poza tym, jest doskonałym łucznikiem, jest bardzo bystry i szybki, a takich ludzi na pewno potrzeba… Dodatkowo ma ogromny talent muzyczny, potrafi grać na skrzypcach. Jestem pewien, że gdyby tylko spróbował, Teatr Muzyki na pewno byłby zainteresowany współpracą… - mówił pewnie, patrząc prosto w cesarskie oczy, wiedząc przecież, że kto jak kto, ale Lothus nie zostawiał ludzi na pastwę losu. Nie wyrzuca ich tylko dlatego, że nie mieli możliwości nauki.
Słysząc w uchu zaskoczony głos bruneta, Orion spojrzał na niego z uśmiechem, jakby już widział go na scenie. Jednak tym razem, ubiegł go cesarz.
- Teatr Muzyki –powiedział spokojnie, uśmiechając się lekko. – Kraj wody poza wiecznym lodem posiada bogatą kulturę, zwłaszcza muzyczną. Teatr Muzyki to miejsce gdzie ludzie zainteresowani kultywowaniem tradycji i poznawaniem jej mogą na własnej skórze doświadczyć i uczestniczyć w jej powstawaniu. Koncerty, przedstawienia i wystawy, czym tylko byłbyś zainteresowany. Aktorstwo, muzyka, malarstwo, szeroko pojęta sztuka, a ta przecież nie ma granic – zauważył cesarz, podnosząc się ze swojego miejsca, by podejść do biurka i zasiadłszy za nim, zaczął kreślić list, który następnie zapieczętował cesarską pieczęcią.
- Proszę, kiedy będziesz gotowy, zgłoś się z tym listem do szefowej Teatru, na pewno zgodzi się na przesłuchanie – powiedział mężczyzna, podając list Ezrze. – Oczywiście to nie znaczy, że nie możesz próbować swoich sił w innych dziedzinach życia, mój chłopcze. Niewiedza nie jest drzwiami, których nie da się otworzyć. Wręcz przeciwnie. Jeśli nie umiesz niczego, znaczy to jedynie, że wszystkiego możesz się nauczyć – dodał pewnie, kładąc na chwilę dłonie na głowie jego i Oriona, by poczochrawszy ich włosy posłać im pełen spokoju i dumy uśmiech.
- Teraz możecie iść. Odpocznijcie i na spokojnie, zastanówcie się nad przyszłością – powiedział, odsyłając ich, a kiedy drzwi się za nimi zamknęły, zwrócił swe spojrzenie na Louriela i Finnegana.
Książę niemal czuł ciężar tego spojrzenia, jednak kiedy błękitne oczy spoczęły na magu ognia, miały w sobie typowe dla siebie ciepło i spokój. Spodziewał się, że mu się oberwie, nie przewidział jednak, że mężczyzna będzie miał coś nieprzyjemnego do powiedzenia Finneganowi. I choć obawiał się gniewu ojca, nie miał zamiaru pozwolić mu, by w jakiś sposób zrzucił winę na blondyna.
- No dobrze, zajmijmy się więc waszą dwójką. Jak rozumiem, wasz związek jest już oficjalny i powinienem traktować Finnegana jak członka rodziny? – zapytał, wprawiając Louriela w konsternację, a siedzącego już obok Finniego w stan lekko mówiąc zażenowany. Książę nie spodziewał się ujrzeć na jego policzkach aż takich rumieńców, ani że zabraknie mu języka w gębie. Sam również nieco zbaraniał, ale zdołał kiwnąć głową.
- Doskonale. W takim razie… mam nadzieję, że oboje jesteście gotowi ponieść konsekwencje twojego, Lourielu zachowania w kraju ognia – zaczął cesarz poważnym tonem, na co gad natychmiast spiął się, ale uniósł głowę gotów bronić swojego ukochanego.
- To tylko moja wina co się stało, poza tym, nikomu nic się nie stało – zauważył, zaciskając palce na dłoni Finnegana.
Cesarz westchnął jedynie, posyłając im obu ciężkie spojrzenie.
- Nie chodzi o to, co zrobiłeś i co się stało, moje dziecko, tylko o to jak to zrobiłeś. Naprawdę tak trudno ci było porozmawiać z sir Lorhenem? Ma on już swoje lata, powinieneś choćby z tego tytułu żywić do niego odrobinę więcej szacunku – powiedział, a książę natychmiast poczuł jak jego policzki zalał szkarłatny rumieniec.
- Ale… ale ja… - zaczął, chcąc powiedzieć, że przecież go szanuje, że uważa go za przyjaciela i naprawdę nie chciał sprawić mu kłopotu. Przypomniawszy sobie jednak, jak się wobec rycerza zachował, zacisnął usta w wąską kreskę, zdając sobie sprawę z tego, że po jego zachowaniu naprawdę nie było tego widać. Zamknął się więc, odwracając wzrok.
- Twoje nieposłuszeństwo wynika z mojego zaniedbania, nigdy odpowiednio nie ukarałem cię za opuszczanie miejsc, w których być powinieneś, dlatego nie czułeś, że nie powinieneś ich opuszczać. Wierzę jednak, że nie jest za późno i jeśli dostaniesz odpowiednio dużo czasu by przemyśleć sobie swoje zachowanie, więcej tego błędu nie popełnisz. Dlatego nakładam na ciebie areszt domowy…
- CO?! – Louriel aż zerwał się ze swojego miejsca, ale nawet patrząc z góry na cesarza, czuł się od niego znacznie mniejszy.
- Przed drzwiami twojej Akademii staną straże. Jeśli spróbujesz ją opuścić, zatrzymają cię. Jeśli spróbujesz podstępu, dowiem się o tym. Wystaw choćby czubek wielkiego palca u stopy za drzwi, a kara będzie dłuższa. Zbliża się pora zamieci, więc i tak nie będziesz mógł wychodzić, niemniej, wierzę że świadomość, że gdyby nawet pora sprzyjała, nie miałbyś takiej możliwości, da ci choć odrobinę do myślenia – zakończył cesarz, patrząc z niezachwianym spokojem i stanowczością w gadzie oczy Louriela tak długo aż tak nie usiadł z powrotem obok Finnegana, obrażony.
- Więc jak w takim wypadku Finni ma znaleźć coś do roboty? – wyburczał, splatając ręce na piersi.
- To twoja kara Lourielu, nie jego – powiedział łagodnie, jeszcze raz zbliżając się do biurka, tym razem jednak nawet nie usiadł, wypisując szybko na kartce jedno imię, które zaraz podał mężczyźnie.
- Skoro Finnegan chce dołączyć do straży pałacowej, musi przejść szkolenie jak wszyscy inni. Jednak nie żyje w naszych warunkach cały czas, dlatego powinien zacząć jak najwcześniej, najlepiej od jutra – oświadczył, a coś, jakby błysk złośliwości pojawił się w cesarskich oczach, zniknął jednak tak szybko jak się pojawił.
- Zgłoś się jutro do tej osoby – zwrócił się do blondyna cesarz, nalewając sobie jeszcze herbaty. – Wprowadzi cię w podstawy życia w mieście zanim będziesz mógł wziąć udział w prawdziwym szkoleniu – dodał, upijając łyk aromatycznego naparu.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:08 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
To co powiedział nagle Ezra oraz to jakie konsekwencje ta decyzja niosła wprawiły go w jawne osłupienie. Brunet nie zdradzał się wcześniej z takimi zamiarami i on w tym momencie już nie mógł się doczekać rozmowy z nim. Nie, nie miał zamiaru go ganić. Zasadniczo chciał pochwalić jego odwagę, wyrazić swoje zrozumienie dla takiej ścieżki aczkolwiek podkreślić, że obecnie będą musieli nieco inaczej pielęgnować przyjaźń. Bo z tego nie zrezygnuje nawet jeżeli Ezra zostanie tygrysem w cyrku.
Problem pojawił się gdy zostali z cesarzem sami. Louriel zsunął się z jego kolan żeby siedzieć wygodnie obok, nadal go trzymał za rękę i chyba przez to właśnie, miał wrażenie, że jasne oczy cesarza wypalają w nim dziurę. Jaki rodzic bowiem byłby zadowolony z takiego obrotu spraw? Szczególnie, że Lusiu miał narzeczoną, a on się między nich wpychał wszystko przewracając do góry nogami. Może, mógłby zapewnić, że to nie tego rodzaju miłość? Że to nie będzie się odbywało jak w normalnym związku tylko opierać się będzie na szczerej przyjaźni? On mógł go kochać nadal, a o tym wszystkim co miało między nimi miejsce nie będzie wspominał. Chociaż, już zdążył cieszyć się na zostanie tak bliską osobą, na posiadanie kogoś komu bezgranicznie ufał i w kogo mógł się bez problemu wtulić, wyżalić, wypieścić. Ta pewność o przynależności do kogoś naprawdę go ostatnio do wielu rzeczy napędzała ale jeżeli to okaże się problemem, grzecznie się wycofa ciesząc chociażby możliwością porozmawiania z gadem. No i życia tutaj, we względnym spokoju.
Całe wątpliwości jakie właśnie rodziły się w jego sercu zostały natychmiastowo zadeptane przez cesarza, konkretnie przez pytanie jakie mu zadał. Aż się zapowietrzył i wstrzymując tlen w płucach, trwał tak przez dłuższy moment. On i rodzina? Cesarza? Absolutnie nie! Nigdy by o to nie prosił. On chciał tylko Louriela i mógł być dla nich dokładnie tak nieznaczący jak dotąd miało to miejsce. Nie mógł tak nagle zmienić sobie przynależności do świata który był poza jego zasięgiem. Dlatego nic nie odpowiedział. Zamiast tego po raz kolejny już dzisiaj zrobił się czerwony – nawet nie wiedział czy to przez ten wstrzymany oddech czy zbyt odważne myśli – i opuszczając głowę unikał ciężkiego spojrzenia.
Odetchnął dopiero gdy przyszło do wymierzenia im kary. Wszystko chciał wziąć na siebie bo po części, tej większej, było to jego winą. Że wpadli na tego starca, że wpadli na armię Kraju Ziemi, że wcześniej zgubili przyjaciół i wpakowali się w jakieś ogromne kłopoty. Fakt, mógł go powstrzymać przed nieeleganckim powiadomieniem Lorhena ale… to nie był wtedy jego dowódca. Nie miał na to wpływu! Zamiast tego jednak słuchał. Cesarz wykazał się nie dość, że opanowaniem to takim racjonalizmem, że on nie był w stanie robić wiele więcej jak z uwagą śledzić padające słowa i z nabożną wręcz czcią podziwiać mądrość. Już wcześniej pałał do niego ogromnym szacunkiem, ten obecnie tylko wzrastał. A kara Lusia, sprawiła, że w jego oczach wymalowało się niezrozumienie.
Szlaban za postępowanie w Kraju Ognia? Co to w ogóle miało być i w co miało godzić? Słysząc gwałtowną reakcję Louriela, ledwo powstrzymał cień uśmiechu na ustach. W coś ubodło. Spojrzał na niego prosząco, pogładził po trzymanej dłoni nijako każąc mu to zaakceptować. Przecież, mogło być o wiele gorzej prawda? On mu mógł wymienić co najmniej trzy rodzaje kary której nigdy nie chciałby zaznać na własnej skórze.
Co do jego samego, przyjął kartkę i chwilę się jej przypatrując rozszyfrował imię osoby do której powinien się zgłosić. Chciał tego, chciał takiej pracy i takie życia, a jednak gdy po raz kolejny przeniósł spojrzenie na cesarza, poczuł niepokój. Przełknął nieco nerwowo ślinę po czym pokiwał głową na znak pełnego zrozumienia. Zgłosi się, o świcie.
Poza niepewnością jednak, kwestia przeprowadzenia na nim szkolenia zaczęła go mocno intrygować. Był wyszkolony, miał wiele umiejętności bojowych, logistycznych. W pewnym momencie jako nieoficjalny zastępca Sileasa miał masę doświadczeń w delegowaniu zadań, uprawnień, nadzorowaniu ludzi. Czy mu się to w ogóle przyda? A może będzie całkowicie bezużyteczne, a on będzie jeszcze gorszy niż świeży rekruci? Nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie na spokojnej twarzy ciemnowłosego Lothusa, ostatecznie więc zamrugał i zaczął prosto składać kartkę na cztery.
- Zgłoszę się o świcie. – Zapewnił jeszcze na głos, a gdy pozwolono im odejść, ukłonił się i zamknął za nimi drzwi. Za nimi natomiast złapał mocno Louriela za poły materiału i pocałował go zanim ten w ogóle zaczął mędzić. Bo marudzenie było kwestią chwili, a cisza w tym momencie była na wagę złota.
- Zaraz będzie mógł się wyżyć. Tylko najpierw wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy. Na przykład, czy Blaire będzie mogła chwilowo poniańczyć Fenrira oraz gdzie ja w ogóle będę spał. Wystarczy mi kawałek podłogi i z jakieś… cztery koce. I kominek. Tutaj ostatnio też było tak zimno? Normalnie mam zdrętwiałe ręce! – Oświadczył idealnie naśladując jego marudny ton. Zaraz posłał mu niewinny uśmieszek i obejmując go cmoknął go w czubek głowy. Trzy sekundy na przetrawienie ciężkiej sytuacji, na to co padło, a co wcale nie było skaraniem boskim. W zasadzie, na razie nie czuł wymierzonej mu kary i chociaż lekko się tego obawiał, nie mogło być tak fatalnie, nie?
Nie?
Gdy jeszcze raz protestujący dzióbek gada został ucałowany, ruszyli trzymając się za ręce w stronę Akademii. Tam, czekało ich jeszcze kilka kwestii do omówienia, wyjaśnienia i zwyczajnego ogarnięcia.
Zaczynali w końcu całkiem nowe życie.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Kwestia tej głupiej przepychanki na dobrą sprawę pozwoliła mu nieco pozbierać myśli. Chwila swobody którą w pełni mógł czuć przy tych debilach napełniła go pewnością co do zdarzeń, słów i nakazów jakie miały tutaj w niedługim czasie paść. Chciał podjąć dialog który uchroniłby jego tyłek przed ponownym stawieniem się w wojsku, jakkolwiek, za jakąkolwiek cenę. Zwyczajnie bowiem był zmęczony ciągłą bieganiną i narażaniem swojego życia. To szanował i gdy tylko miał okazję, chciał się odwrócić od chociażby części problemów. Oczywiście pewna ich ilość nadal będzie wisiała na jego karku. W nocy było widać delikatne rysy run jakie z Orione nosili na swoich ciałach i niewątpliwie była to kwestia pilna do rozwiązania. Nie potrzebował przy tym ciężkich rozkazów wypełnianych w warunkach do których kompletnie nie był przystosowany. Bo chłód owszem, już w tym momencie odbijał się na nim mocniej, na Finneganie nieco lżej, na nich obydwojgu widocznie. Siedział jak skulona piłeczka obok Oriona, opatulony w kilka warstw ubrań i nie miał zamiaru się z nimi rozstawać.
Podjęcie takiej a nie innej decyzji oparte było na wielu przemyśleniach jednakże wyrażenie tego wcale nie przyszło mu z łatwością. Szczególnie gdy doszedł do jawnego wniosku, że on nic nie potrafi i cokolwiek by wybrał, musiałby się tego od podstaw nauczyć. Z pomocą jedną w konwersacji przyszedł mu Orione. W pierwszej kolejności ciasno oplótł go ramieniem sprawiając, że nieprzyjemnie dreszcze po plecach przestały biegać to w górę to w dół. Odetchnął z ulgą czując opuszczający go niepokój wywołany chłodem. Druga kwestia za którą niewątpliwie mu później gorąco podziękuje to uświadomienie go jak wiele tak naprawdę umiał. Czytanie, pisanie, uczenie się. Nie były to umiejętności którymi był obdarowany każdy. Dodatkowo słuch muzyczny ćwiczony od najmłodszych lat. Skrzypce nie miały dla niego tajemnic, a on potrafił muskać struny tak żeby wydawały dźwięki które mu się przyśniły. Poza tym muzyka Kraju Ognia była bardzo skoczna toteż jawnie go uspokajała gdy się jej poddawał. Niemniej, tego wszystkiego do tej pory nie był świadom, a kwestia tego całego Teatru, mocno go zaintrygowała.
Kierując ponownie wzrok na cesarza nie mógł do końca pojąć jak to wszystko działało. U nich owszem, muzyka grała ale tylko dla gawiedzi, służby, poddanych. Była to podobno rozrywka której nie wypadało zaznawać wysoko urodzonym, ba! Którą Ci gardzili. Dlatego nie bardzo wiedział jak to wszystko sobie poskładać, niemniej jeżeli mógłby spróbować, sprawdzić się w roli muzyka na pełen etat, chętnie podejmie próbę. Wszystko, byleby się uspokoić. Odprowadzając cesarza wzrokiem wykorzystał moment żeby jeszcze bardziej przysunąć się do Oriona, mocniej złapać go za rękę i jeszcze na chwilę spojrzeć w złote oczy. Później, niepewnie wyciągnął rękę po dokument, a przebiegając po nim wzorkiem, zrozumiał, że otrzymał pewnego rodzaju rekomendację. To nic nie znaczyło, nie przyjmą go od razu, ale wysłuchają, dadzą szansę.
Oczywiście podziękował, z ogromną wdzięcznością chociaż nabierał coraz to większych wątpliwości. Nie miał już jednak odwrotu, nie mógł wrócić do wojska, tam się zamęczy. Musiał… spokojnie porozmawiać z Orione. To na razie był tylko jego świat. Na razie tylko on stanowił dla niego przewodnika. Słowa cesarza dodały mu dodatkowej otuchy. Jeżeli nie tu to gdzie indziej. Może sprawdziłby się w rzemiośle? Widział wykuwane w tym kraju miecze i były one zdecydowanie dziełami sztuki, dopiero później śmiertelną bronią…
Zgłupiał.
Oficjalnie można powiedzieć, że zgłupiał do reszty i delikatnie unosząc oczy na szczupły nadgarstek wiszący tuż nad jego czołem, nie rozumiał. Cesarz, ktoś najważniejszy w kraju, dotknął go? I to w geście typowego wsparcia? Chociaż nie, poczuł się po prostu jak małe dziecko, które zrobiło wszystko tak jak miało i dostało za to pochwałę. Poza tym, że serce oszalało mu ze stresu to momentalnie pobladł. Przyglądał się mu z ogromną uwagą, nie opuszczając oczu gdy ten ich puścił i dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że się gapi zrobił się czerwony jak pomidor. Na prośbę wyjścia zebrał się bez gadania i jeszcze raz mocno dziękując za rozmowę, wysłuchanie i pomoc, czmychnął za drzwi gdzie przyłożył sobie zimne dłonie do policzków. Mało to dało bo zaraz poczuł ciepłe ciało obok siebie, całusa w czoło i cichy śmiech nad uchem.
- On tak zawsze? – Zapytał szeptem, a słysząc potwierdzenie, westchnął ciężko. – Nie przywyknę… – Przyznał wtulając się w Oriona i chwilę tak trwając, aż serce się mu nie uspokoiło. Później, wziął go wygodnie za rękę i ruszył do Akademii, wreszcie się rozpakować i wreszcie, szczerze porozmawiać o wszystkich planach.
Przekraczając próg pachnącego książkami holu rozejrzał się ciekawsko, jakby nigdy tu nie był. Uśmiechnął się ostrożnie i mocniej ściskając trzymaną dłoń, przełknął z trudem gulę w gardle. Jeszcze do niego nie docierało, że to już koniec, że zamknął cały wielki rozdział życia i będzie teraz całkowicie inną osobą. Przynajmniej, będzie nad tym pracować. Bo miał dla kogo i dla czego.
Wchodząc do równie znanego mu pokoju musiał przygryźć wnętrze policzka żeby nie szczerzyć się jak głupi do sera. Od razu wróciły do niego wspomnienia przyjemnie spędzonych nocy, długich rozmów. Słyszał jak obecnie zgaszony kominek radośnie strzela. Później, z każdą godziną spędzoną razem, robiło się między nimi cieplej. Pamiętał przyjemny masaż, długie godziny wymienianych pocałunków, iskrzących się od emocji spojrzeń. Westchnął cicho i już chciał się do niego odwrócić, przytulić gdy został pchnięty na łóżko i pocałowany. Tak, to też chciał zrobić ale może jak się troszkę rozgości, jak rozpalą ogień…
Całował go wolno i namiętnie, w zwyczajnym podziękowaniu dla tego co mówił przed cesarzem, dla jego podstawy, wsparcia i nie zmuszania go do niczego. Ostatecznie, wtulił się w jego pierś, przymknął oczy i zakopał pozbawione butów stopy w kocu. Wyciągnął się jeszcze na chwilę żeby cmoknąć go w policzek po czym zaczął kreślić na jego brzuchu kółka palcem.
- Myślisz, że to wszystko to dobry pomysł? A jak się nie sprawdzę w czymś zupełnie innym? – Zaczął temat który był jak rzeka. Zanim się bowiem obrócił, zaczął rozpakowywać swój bardzo skromny dobyte, rozpalili ogień, załatwili sobie coś ciepłego do picia i mówili, przede wszystkim o wspólnej przyszłości.
Zgadzali się w tym, że nie mogli zostawać Lourielowi na głowie, szczególnie, że wkraczali teraz w taki etap życia, że mimo bliskiej przyjaźni, niektóre kwestie się zmienią. Musieli więc znaleźć swoje własne miejsce na co Orion z entuzjazmem stwierdził, że wie gdzie szukać. Zostawił to w pełni jemu, swoje zdanie natomiast wyraził odnośnie straży. Chciał żeby białowłosy się rozwijał ale na wielu płaszczyznach, zabronił mu jednak zapominać o magii, będą obydwaj nadal ciężko pracować nad tym aspektem. Poza tym, ilość rzeczy jakie nagle będzie musiał ogarnąć była przytłaczająca. Jedzenie, dbanie o ich dom pod różnymi kątami. Mimo wszystko, w jego sercu zapłonęła ekscytacja na to wszystko. Chciał, miał dla kogo się starać.
I oby, nie zakichał się do tego czasu na śmierć.
Jak mu było zimno…
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:09 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Wychodząc z gabinetu cesarza, po tym jak już z Ezrą podziękowali za rozmowę, a on rzucił Luśkowi ostatnie spojrzenie, mające mu dodać otuchy, Orion czuł że jego ciało i duszę zalewa nadzieja i szczęście. Byli tu razem, w kraju wody, każdy z nich mógł liczyć na lepszą, jeśli nie cudowną przyszłość u swojego boku. Białowłosy był niezmiernie szczęśliwy i tak mocno dumny, że jego ukochana Śnieżynka miała w sobie na tyle odwagi by zerwać ten ciążący mu na szyi łańcuch z kamieniem zwanym „armia”. Chciał mu pokazać, jak bardzo to wszystko go uszczęśliwiało, dlatego kiedy tylko znaleźli się poza gabinetem, przyciągnął go do siebie i przytulił mocno. Nie mógł przy tym nie zauważyć jak mocno osoba cesarza wpłynęła na jego małego maga ognia i jak uroczo wyglądał, próbując pozbyć się słodkich rumieńców. Nic nie mógł poradzić na to, że roześmiał się cicho i zaraz złożył na jego czole całusa, wpatrując się z uwielbieniem w zmieszane, dwukolorowe oczy.
- Owszem, zawsze – odpowiedział na pytanie, chichrając się jak mała dziewczynka, taki był szczęśliwy. – To jest… najlepszy człowiek w tym kraju – westchnął, a potem czując jak mocno Ezra drży, ale tym razem z zimna, objął go jednym ramieniem przytulając do siebie mocno, zanim wyszli w chłód wieczora.
Zbliżała się pora zamieci, o czym dobitnie świadczył drobny śnieżek, który padał od kiedy tylko wkroczyli w granice kraju, siarczysty mróz, który gryzł w nosy i oczy, zmieniając gorące oddechy w obłoczki pary. Orion martwił się, że Ezra nie da sobie rady, że nie wytrzyma na tym zimnie, które i rdzennym mieszkańcom lodowej pustyni przysparzało kłopotów, ale skoro nie zamierzał dołączyć do armii, był o niego odrobinę bardziej spokojny. Nie będzie patrolował miasta, nie będzie zmuszony stać długimi godzinami na tym mrozie, zamiast tego siedząc sobie w ciepłej auli Teatru. Zbliżając się do budynku Akademii, Orion czuł coś w rodzaju nostalgii, pomieszanej z uczuciem powrotu do domu po długim czasie. Tak długo uważał ten budynek za swoje miejsce, Louriela za przyjaciela, trudno mu było myśleć, że miałby je opuścić. Ale potem patrzył na opruszone śniegiem kędzierzawy czubek głowy Ezry i wiedział, że nie będzie żałował. Tak długo jak jego Śnieżynka przy nim będzie, gdzie by się nie znaleźli, tam będzie jego dom.
Przekroczywszy próg, Orion odetchnął znajomym zapachem pergaminu i kawy, czując że wszystkie jego troski uleciały razem z cichym trzaskiem ognia płonącym w kominku. Wnętrze Akademii jak zawsze było ciepłe, ciche i przytulne, zachęcające do odpoczynku w jednym z wielu foteli z ciekawą książką w dłoniach. Uwielbiał tu wracać. Pora był już tak późna, że wszyscy uczniowie mieszkający w szkole już dawno spali, a nieliczni nauczyciele zdążyli wrócić do swoich domów. Orion pociągnął Ezrę schodami na górę, od razu kierując się do swojego pokoju. Zadrżał, kiedy znaleźli się w wyziębionym wnętrzu, w którym nikt nie palił podczas jego nieobecności, ale kiedy tylko spojrzał na Ezrę, zrobiło mu się tak ciepło, że przestał się tym przejmować. Nie mógł się powstrzymać. Bo on znowu tu był. Kawałek jego serca w jego domu. Zbliżył się do niskiego maga ognia i zmusił by cofnął się odrobinę, by zaraz popchnąć go lekko, tak by upadł plecami na łóżko.
- To najcudowniejszy widok świata, ty w moim łóżku – wymruczał niskim tonem głosu, zaraz wdrapując się na niego, by złączyć ich usta w słodkim pocałunku, którym chciał mu przekazać wszystko co do niego czuł. Jak mocno był dumny i szczęśliwy. Z powrotu, z jego decyzji i wspólnej przyszłości, która ich czekała.
Kiedy w końcu się od niego oderwał, nie zszedł z niego, dopóki nie wykazał chęci ogarnięcia się. Było mu ciepło i domyślał się, że zmarznięty Ezra też wolał go jako dodatkową kołderkę. W końcu musieli jednak napalić, bo i on zaczynał drżeć. Rozpakowali się.
- To poszukamy ci czegoś jeszcze innego – odpowiedział, łapiąc chłopaka za ręce i cmokając go w usta. – Jesteś cudowny, na pewno wezmą cię do Teatru. A jeśli nie, to przecież nie zostaniesz z tym sam, od teraz już zawsze będę z tobą – powiedział Orion, przyciągając go do siebie, by zamknąć niższego mężczyznę w uścisku swoich ramion.
Po tym jak w jego pokoju znów zrobiło się ciepło, zdobyli po kubku gorącej herbaty i prawie przerazili na śmierć jakiegoś chłopca wracającego z toalety, zaczęli rozmawiać o dalszej przyszłości. Orion nadal miał zamiar kontynuować szkolenie do straży pałacowej, które przerwał przez podróż do kraju ognia, ale również naukę pod okiem mistrza miecza i samą magię wody. Louriel chyba by go znalazł i utopił, gdyby mu oświadczył że porzuca magię, więc tym Ezra nie musiał się martwić. Pozostawała jednak kwestia ich zamieszkania. Już teraz widział, że jego łóżko było za małe na nich dwóch, ale kiedy myślał o kupieniu nowego, od razu nasuwała mu się myśl, że nowe łóżko mogliby już kupić do całego mieszkania. Im dłużej o tym myślał tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że chciałby mieć z Ezrą swój własny kąt. Nie zajmować miejsca Luśkowi i skoro oboje z magiem ognia mieli zamiar pracować dla kogoś innego niż on…
- Znam kogoś kto mógłby nam pomóc odnaleźć jakieś lokum, nie za drogie – powiedział, przeglądając swoją szafę, niemal czując ekscytację na myśl o powrocie do ubrań, które były dla niego tak wygodne jak druga skóra. Ale skoro o tym pomyślał…
Obrócił się w kierunku Ezry, a widząc jak ten mocno drży, do tego zaczął chyba nieświadomie szczękać zębami, natychmiast odłożył swój płaszcz, czując że w jego myślach pojawił się nowy tor, popychający go prosto w kierunku maga ognia. Jego słodkiej, zmarzniętej Śnieżynki.
- Przemarzłeś – stwierdził głośno, chociaż jakimś takim innym tonem głosu. Powolnie, jakby zbliżał się do dzikiego zwierzęcia podszedł bliżej, czując jak serce mu przyspiesza. Zbliżywszy się, ujął zmarznięte dłonie gwardzisty w swoje, rozcierając je w swoich, znacznie cieplejszych. A kiedy jego oczy spotkały się z dwukolorowymi tęczówkami Ezry, przełknął głośno ślinę, czując ciepło wkradające mu się na policzki.
- Chcesz… chcesz żebym cię… rozgrzał? – zapytał, czując jak jemu samemu nagle zrobiło się okropnie gorąco i nie miało to nic wspólnego z tym, że stali blisko kominka.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Louriel nawet nie starał się, ukryć własnego niezadowolenia wymierzoną mu karą. Areszt? Jaki znowu areszt?! Że niby miał nie wychodzić poza Akademię?! Też mu coś! Że niby nie umiał usiedzieć w jednym miejscu?! Phi! Obrażony założył ramiona na piersi i obrażony udawał, że wcale go nie interesuje, do kogo Finni miał się zgłosić na specjalne szkolenie. Wiedział, dlaczego cesarz go wysyłał i to od razu po przyjeździe bez dnia odpoczynku. Żeby nie mieli dla siebie czasu. To była ich kara, a nie jakiś tam areszt. A wszyscy myśleli, że Lothus taki wspaniałomyślny. Wredny i złośliwy, o! Zwłaszcza dla własnego dziecka…
Chwilę później mogli odejść w swoją stronę, co niezmiernie cieszyło Louriela, bo był na ojca tak obrażony, że nie chciał dłużej patrzeć na jego zadowoloną z siebie minę. No i chciał zostać z Finnim sam na sam, bo jak na niego patrzył, to po prostu nie mógł uwierzyć w to co widziały jego oczy. Dlatego kiedy w końcu znaleźli się na korytarzu, obrócił się w jego stronę, otwierając usta, by coś powiedzieć… Nie był pewien, co się stało. Nagłe szarpnięcie, a potem ciepłe, słodkie usta Finnegana wyciskające mu z płuc powietrze. Kiedy się od niego oderwał, Louriel był w stanie jedynie głupkowato zamrugać oczami, od razu zapominając, co w zasadzie miał zamiar powiedzieć. Dopiero ton głosu blondyna, tak mocno przypominający jego marudzenie sprowadził go na ziemię, sprawiając że przewrócił oczami, a potem wbił w mężczyznę spojrzenie mówiące mu, że jest totalnym debilem.
- Po pierwsze, nie po to cię, kochanie moje sprowadzałem taki kawał zza gór, żebyś teraz spał na podłodze, po drugie, jestem niemal stuprocentowo pewien, że Blaire z chęcią zajmie się twoim zwierzaczkiem, a po trzecie, nie, nie było aż tak zimno. To wina pory roku – odpowiedział, wzdychając ciężko, tylko po to, by zaraz złapać mężczyznę za rękę i poprowadzić go najpierw korytarzami pałacu, by zabrać jego rzeczy i Fenrira, którego odnieśli zachwyconej zwierzakiem nastolatce, a potem w końcu do jego ukochanego domu.
Przekroczywszy próg, odetchnął głęboko, niemal rozpływając się z zachwytu. Jego kochana Akademia. Jego życie. I serce w jednym miejscu. Odwrócił się do gwardzisty z łobuzerskim uśmiechem, a potem wspiął się na palce, by cmoknąć go w usta.
- Witaj w domu – wymruczał, popychając go lekko na zamknięte drzwi, by zaraz wpić się w wyziębione wargi i ogrzać je własnym oddechem. Całował go długo i namiętnie, przyciskając całym ciałem do drewna, dopóki im obu nie brakło oddechu. Wtedy odsunął się zadowolony z iskrzącymi uczuciami błękitnymi oczami.
- A teraz chodź, pokaże ci gdzie będziesz spał – powiedział złowróżbnie z błyskiem złośliwości w spojrzeniu. Złapał go za rękę i pociągnął korytarzami, by w końcu znaleźć się przy drzwiach do swojej sypialni.
Nic się w niej nie zmieniło. Ogień płonął wesoło na kominku, ciepłe dywany pokrywały marmurowe posadzki, a wielkie łóżko zapraszało by zmięli pościel. Louriel zamknął za nimi drzwi, zrzucił z ramion ukochany płaszcz i odwiesił go na swoje miejsce, a potem odwrócił się w kierunku Finnegana z drapieżnym wyrazem twarzy. Widząc jednak jego zmieszaną minę, jakby był zagubionym we własnych myślach szczeniaczkiem, do tego nie ruszył się wcale spod drzwi, parsknął śmiechem, zaraz kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Na moje łuski, Finni. Najpierw boisz się mojego ojca jakby miał ci odciąć coś ważnego, a teraz i mnie? Gdzie się podział mój bezwstydny gwardzista? – zapytał rozbawiony, ale widząc, że to wcale nie pomaga, westchnął ciężko, a potem podszedł do blondyna i zaskakująco delikatnie złapał go za nadgarstek, by wciągnąć go głębiej do pokoju, a potem posadził w jednym z foteli. Nie puścił przy tym jego ręki, zsunął jedynie palce z nadgarstka na wnętrze jego dłoni, rysując na niej uspokajająco wzory.
- Finni, poważnie, nie musisz się tak wszystkiego teraz bać. Widziałeś, mój ojciec wie, że jesteśmy razem i nie ma nic przeciwko. Wiem, że jest cesarzem i to najtrudniej ci przełknąć, ale przede wszystkim jest po prostu człowiekiem, moim rodzicem, który chce cię lepiej poznać. Nie myśl o nim jak o władcy, on chce być dla ciebie rodziną i żebyś ty był nią dla niego. Możesz chyba spróbować? – zapytał, rzucając mu spojrzenie pełne nadziei i prośby. – Wiem, że to trudne i że potrzebujesz czasu, ale przecież go mamy. Całe mnóstwo – zauważył łagodnie, podnosząc się ze swojego fotela, by przysiąść na oparciu tego, na którym siedział Finni i przytulić go do swojej piersi, wsuwając palce w blond kosmyki.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:10 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Luźna rozmowa miała na celu odciągnąć jego kotłujące się myśli od całości sytuacji w jakiej się znalazł, jaka go czekała i od obowiązków którym będzie musiał stawić czoła. Nie ukrywał, że był zestresowany. Drżał i to niekoniecznie z zimna na które jednak wszystko zrzucił. Ostatecznie, uśmiechnął się do niego i zaczynając dzióbać kwestie które pozwalały się mu odprężyć, wychciewał nagminnie dotyk.
W pierwszym momencie skierowali się do Blaire która po wysłuchaniu jego ogromnej prośby oraz po zobaczeniu na oczy Fenrira, chyba się zakochała. Od razu wzięła liska na ręce i tuląc go do siebie, głaszcząc i drapiąc za wielkimi uszami, stwierdziła, że z przyjemnością się będzie nim zajmowała. Finni oczywiście obiecał, że wszystkiego jej nauczy, wszystko jej wyjaśni i przy okazji, będą obydwoje mieli pretekst do spędzania razem czasu, bez kichającego Louriela, co sprawiło, że oczy dziewczyny jakoś tak podejrzanie zaczęły błyszczeć. Blondyn mając brutalną świadomość tego, że dziewczyna wcale nie byłą tak niewinna jaką widzieli ją wszyscy mężczyźni w rodzinie, puścił jej perskie oczko dając do zrozumienia, że te „szachy” na które się umawiali będą raczej karciane po czym, skierowali się wreszcie do cichej Akademii.
Jej progi były jak zbawienie przez przechadzkę po siarczystym mrozie. Jemu, któremu wcześniej ten ziąb aż tak nie przeszkadzał, kulił się w sobie drżąc na każde targnięcie wiatru. Dlatego też gdy tylko zamknął za sobą drzwi wyciągnął ręce w stronę kominka kradnąc z jego wnętrza ognik który rozsmarował sobie po skostniałych dłoniach. Jednocześnie rozmasował sobie ramiona drżąc przez chłód.
- Nie wiedziałem, że macie tu jakieś pory roku. Zimna i w ch** zimna? – Zamarudził nie będąc nastawionym na taką temperaturę. Szczęśliwie, wizja ciepłego łóżka, wcześniej może przyjemnie aromatycznej kąpieli? Sprawiły, że uśmiechnął się do niego nieśmiało zaskoczony łobuzerskością wymalowaną na twarzy gada, no i tym całusem. Spiął się delikatnie, a słysząc pierwsze słowa, zgłupiał.
Nie wiedział czy chciał myśleć o tym miejscu jak o domu, czy o jakikolwiek chciał tak myśleć. Przecież dom to miejsce pełne spokoju, a takiego nigdy nie miał. No, może zanim zginęli jego rodzice, a on miał to obezwładniające poczucie stabilności na co dzień. Dlatego chyba tak wyraźnie skwaśniała mu mina, dlatego początkowo chciał się wykłócać, że nie śmie tak sądzić o Akademii. Bo był tylko gościem. Nawet jeżeli takim na dłużej. Nie dane mu jednak było zaprotestować bo gorące usta wpiły się w te jego, nieco zmarznięte. Ciepłe dłonie zaczęły błądzić po jego karku i we włosach, a on obejmując go na wysokości krzyża odwzajemniał każdą pieszczotę która tak skutecznie wywoływała w nim fale ciepła. Jednocześnie mając wrażenie, że Lusiu chciał od niego czegoś więcej zaczął kombinować jak tu przesunąć się w inne miejsce, takie gdzie mógłby mu dać dokładnie to czego się domagał.
- Wątpię, że tylko spał. – Uśmiechnął się niewinnie zaciskając palce na wyciągniętej do niego dłoni, po czym wpuścił go przodem do przestronnego pomieszczenia z którym miał tak wiele przyjemnych wspomnień. Pierwsze kroki wzajemnego zaufania i bliskości. Automatycznie spojrzał w stronę fotela, nostalgicznie się uśmiechnął, nie wszedł jednak trochę dalej niż za próg kompletnie nie wiedząc, co teraz. Od tak miał się rozpakować? Rozebrać? Wskoczyć z nim do łóżka i dać drapać po głowie? Co powie na to całe otoczenie Louriela? Gdy okaże się, że są tak blisko. Gdy byli w Kraju Ognia, w jego ojczyźnie, mógł sobie pozwolić na wiele bliskości. Ktokolwiek by przeciwko temu oponował, dostałby co najmniej w pysk. Tutaj jednak? Nie chciał mu robić problemów dlatego zaczął szukać jakiegoś rozwiązania. Kącika dla siebie.
Na padające od Lusia słowa przeniósł spojrzenie na jego pewną siebie postawę po czym uśmiechnął się do niego przepraszająco.
- Został po cieplejszej stronie gór. – Mruknął chcąc dać mu jakoś do zrozumienia, że był na terenie którego nie rozumiał i nie wiedział gdzie może postawić stopę. Poza tym, miał ku takiemu zachowaniu powody! Nie miał w życiu łatwo, z koronowymi głowami same złe doświadczenia, a ostatecznie skończył pod przewodnictwem kultury której nie rozumiał. Westchnął więc jedynie nieco gniotąc w dłoniach rękawiczki których pozbył się chwilę temu.
- No bo… – Zaczął jednak skutecznie został uciszony. Po zdjęciu z jego ramion płaszcza i usadzeniu w wygodnym fotelu, patrzył na niego oczami przestraszonej sarenki, a gdy gad się na niego władował i zaczął mówić, w ramach próby odetchnięcia w nieco spokojniejszy sposób wtulił twarz w jego ciało.
- Przemyślę sprawę. – Mruknął za co został nieprzyjemnie uszczypnięty. Tylko przez to podniósł głowę z lekko zmrużonymi oczami wlepionymi w niebieskie gadzie spojrzenie, dał się pocałować i dopiero po tym wtulił się ponownie.
- Daj mi się z tym oswoić, Perełko. Do tej pory mój władca traktował mnie jak psa miałem wypełniać rozkazy i nie śmiałem się odezwać, rodzina była mglistym wspomnieniem sprzed pożaru, a dom mrzonką bo ciągle musiałem być do dyspozycji. Ja nie wiem co mam robić i jak nikomu nie podpaść, szczególnie Twojemu ojcu. Chcę z Tobą zostać i żeby nikt nie miał do Ciebie przeze mnie pretensji, bo mnie u siebie trzymasz, bo nie jestem stąd. I to nam trochę zajmie… bo nie wiem nawet od czego zacząć. – Zauważył, dla siebie słusznie. Widocznie dla Lusia też bo długie palce zaczęły przeczesywać z pieszczotliwością jego włosy. Tylko dzięki temu ruchowi emocje jakie kotłowały się w jego sercu gdy nazywał cały swój strach zaczęły przygasać, tylko dlatego zamknął oczy rozluźniając się po ciężkiej podróży, grzejąc i odpoczywając.
- Nawet nie wiesz w jak absurdalnych kwestiach będziesz mi musiał pomagać. Mam nadzieję, że jesteś na to przygotowany? – Zapytał z ciepłym uśmiechem w który zaraz został pocałowany. Było to bowiem oczywiste, że mu we wszystkim pomoże, jak tylko skończy się jego szlaban (na który gad znowu się zirytował).
- A wracając do łóżka… przyznaj się, że zakosiłeś z pałacu kilka poduszek. – Pocałował go w szyję na co Lusiu zaśmiał się cicho i ponownie zaczął go przytulać, głaskać i uspokajać. Za co był mu niezmiernie wdzięczny. Bo realnie stracił się w tym co się dookoła niego działo. Co musiał zrobić. W czym utknął, a w czym chciał spędzić resztę życia.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Przyszłość i wszystkie wydarzenia jakie ta mogła ze sobą nieść jeżeli tylko wystarczy mu odwagi wydawała się być tematem najważniejszym, w tym momencie. Wydawała bo słysząc niski ton Oriona którym ten raz po raz do niego mruczał, jego myśli odchodziły w całkowicie inne miejsce, takie pod kołdrą i z ogromną ilością czułości. Oczywiście w pierwszym momencie, po tym jak został wycałowany do konsystencji szczęśliwej galaretki, chwilowo wrócił do tematów ważnych, gdzieś tam jednak z tyłu błądziły mu bardzo brzydkie myśli bardzo przyjemnych scenariuszy.
Rozpakował swój skromny dobytek w miejscu na które mu pozwolił, rozpalili w kominku i wyposażyli się w ciepłe picie. Później siedząc na kocu przed radośnie trzaskającym ogniem i rozmawiali, a on czując to pełne wsparcie, przesiadł się bliżej niego żeby się przytulić. Uśmiechał się przy tym w maślany sposób. Zasadniczo, nie przestawał się uśmiechać od kilku dni, od kiedy był pewien, że już nie wróci do Kraju Ognia.
- Ten Teatr, pomysł jest dobry ale wiesz, że od kiedy mi skrzypce wróciły z naprawy nie bardzo grałem? Musiałbym się trochę rozegrać, nastroić je, nie zamarzać… – Przyznał szczerze, łapiąc jego usta w delikatnym pocałunku, zaraz głupkowato się do niego uśmiechnął pomrukując niczym zadowolony kociak. Dopóki na policzku czuł ciepło ognia, a na plecach gorące dłonie Oriona, było całkiem przyjemnie. Szkoda, że tak ogółem, po prostu przemarzł i się trząsł. Na wspomnienie wspólnego mieszkania jednak podniósł głowę i przyglądając się przez chwilę jego twarzy, lekko zmarszczył brwi.
- To będzie straszne. Tak mieszkać razem. – Rzucił rozbawiony po chwili wyjaśniając mu, że gdy do tej pory mieszkało się w takim tłumie nagła ogromna przestrzeń będzie dla niego zwyczajnie przytłaczająca. Dlatego koniecznym było żeby ich sypialnia była mała, komfortowa, przytulna i ciepła. Żeby w razie niepewności mógł w niej siedzieć, czytać książki i odpoczywać. Najlepiej, żeby od razu mógł go do niej zaciągnąć i mogli tam spędzić cały dzień jedynie na tuleniu się. Podejrzewał bowiem, że będzie miał swoje małe kryzysy gdzie będzie tylko go wyglądał albo w efekcie paniki, wędrował do Louriela żeby broń Smokom, nie być samemu. To jednak były te czarne scenariusze na razie rysującej się w przyjemnych barwach przyszłości.
- Ale chce czegoś poszukać. Przecież nie zostaniemy na zawsze z Lourielem. Poza tym bardzo odpowiadają mi Twoje plany. Będziemy u nich wiecznie przesiadywać ale nie będzie to uciążliwe. – Westchnął z przyjemnością gdy ciepłe usta dotknęły jego szyi. Przy tym zadrżał czując zimny dreszcz na plecach gdy został pozbawiony ciepłego ramienia. Zaraz otulony płaszczem naciągnął go sobie na głowę i otulając się nim szczelniej, przymknął delikatnie oczy ciesząc się zapachem mrozu i Oriona. Zamlaskał zadowolony zaciągając się zapachem.
- Chciałbym jeszcze jednej rzeczy spróbować ale to jakbyśmy już mieli swoje miejsce. No i to będzie niespodzianka. – Oświadczył w sposób nieco oderwany od ogólnej sytuacji, dopiero po chwili trafiając spojrzeniem na drapieżne oczy skierowane w jego osobę. Aż z trudem przełknął ślinę wpatrując się w niego niczym zahipnotyzowany.
- Chciałbym… – Przyznał cicho, podnosząc się ze swojego miejsca żeby objąć go za szyję i ostrożnie przeważyć. Uśmiechnął się przy tym całkowicie niewinnie i zaczął całować go po twarzy, gdy zszedł na jego szyję powiódł językiem w dół, do obojczyków, zaznaczając tym samym mokrą ścieżkę. Jęknął zdziwiony dopiero gdy Orion złapał go za pośladki uniósł się na nim nieco, unosząc pytająco jedną brew.
- To mój tyłek. – Zauważył po chwili śmiejąc się cicho gdy białasek stwierdził, że niekoniecznie, bo jego. Lekko zdziwiony tą nagłą bezpośredniością oparł się na łokciach po bokach jego głowy i przyglądając się roziskrzonym, złotym tęczówką poprawił się nieco wygodniej, nieco za mocno się ocierając.
- Jak zasadniczo planujesz mnie rozgrzać? – Zapytał całkowicie niewinnie starając się nie wzdychać za każdym razem gdy silne ręce Oriona ściskały jego pośladki, gdy bezwstydnie wkradł się pod grube spodnie żeby dotknąć jego skóry.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:10 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Przyglądając się twarzy Finniego, zmarnowanej przez zimno, strach związany z niepewnością jutro i zwykłym stresem przez znalezienie się w całkowicie nowej i nieznanej sytuacji, Louriel chciał zrobić wszystko, co tylko mógł, by zapewnić mu choć odrobinę komfortu psychicznego. Dlatego ani przez moment nie wypuszczał go ze swoich rąk, dlatego choć jedna z jego uwag sprawiła, że przewrócił oczami i uszczypnął go w policzek, nie przestał przesiewać blond włosów pomiędzy swoimi palcami. Słuchając jego obaw, zdawał sobie coraz wyraźniej sprawę jak mocno wolność była dla mężczyzny nowością, wręcz tematem tabu, o którym się śniło, ale który był jedynie marzeniem, majakiem, nie dla takich jak on. Musiał go nauczyć wszystkiego, pokazać jak mocno to wszystko było cudowne i jak wiele możliwości otrzymał. Możliwości, których nie musiał bać się chcieć, których realizacja była na wyciągnięcie ręki. A on był tuż obok i choćby kogoś miało do dłubać w oko, tak długo jak chcieli ze sobą być, nie musiało ich to obchodzić. Zwłaszcza, że Lusiek był kim był i nigdy zdanie innych go nie obchodziło. Nie żył na łasce innych i nie musiał prosić się o aprobatę, żeby mieć z czego żyć. Tym bardziej nie zamierzał tego robić. I musiał nauczyć Finniego, że on też nie musiał.
- Wszystko będzie dobrze, Papużko – powiedział, całując go z uczuciem w czoło i patrząc z miłością w pomarańczowe oczy. – Tak długo jak masz mnie, a ja mam ciebie, ze wszystkim sobie poradzimy – zapewnił uśmiechając się do niego uroczo. Miał ochotę go tulić i tulić, tak długo aż by mu uwierzył, ale czekało na nich sporo spraw, choć jeszcze nie teraz. Wieczór stał się późny i Louriel martwił się, że jeśli nie położy Finniego spać, blondyn będzie niepotrzebnie zmęczony kolejnego ranka. I choć z chęcią znalazłby dla nich obu dużo przyjemniejsze zajęcie, nie miał zamiaru skazywać mężczyzny na niewyspanie tylko dlatego, że jemu zachciało się wpić namiętnie w zziębnięte wargi, a potem przenieść się z pocałunkami do łóżka na znacznie dłużej niż pięć minut.
Słysząc zaczepny ton blondyna, wrócił na ziemię, wzruszając jedynie ramionami i robiąc bardzo poważną i dumną z siebie minę.
- Nie powiem, żeby mnie nie kusiło, ale mam tyle pieniędzy, że wcale nie muszę kraść żeby coś mieć – zauważył, pstryknąwszy byłego gwardzistę w nos. – Wystarczy, że sobie kupię… - zaczął, a potem wpadnąwszy na cudowny pomysł, podniósł się z fotela stanął tyłem do mężczyzny, a potem zalotnie zsunął ubranie z jednego ramienia. - …albo zacznę się rozbierać. Z jakiegoś powodu ten sposób też działa – dodał udając, że nie ma pojęcia, dlaczego tak się działo, spoglądając na blondyna niewinnie nad ramieniem, trzepocząc zalotnie rzęsami.
Widząc minę Finniego, roześmiał się głośno, poprawiając się, by mimo wszystko go nie kusić. Uwielbiał takie gierki, zwodzić, uwodzić i udawać, że nie ma pojęcia co się działo, tylko po to, by zobaczyć jak mina blondyna się zmienia. Ale musiał sobie zostawić to na później. Teraz potrzeba mu było kąpieli, relaksu i snu. Nie seksualnych podchodów, które miały zaciągnąć go do łóżka w innym celu niż odpoczynek.
- No dobrze, żarty na bok – westchnął, podchodząc do okna, by uchyliwszy je, zgarnąć swoją mocą śniegu, i roztopiwszy go, przenieść go do wielkiej wanny, którą zaraz podbródkiem wskazał blondynowi. – Gdyby było wcześniej, zawołałbym służbę, by się tym zajęła, ale skoro tak późno, a my musimy wcześnie wstać, sami musimy się tym zająć – stwierdził, czekając aż mag ognia podgrzeje im wodę aż ta zaczęła parować. Lusiek wlał do niej kilka kropel swojego ulubionego olejku pachnącego sosnowymi igłami, a potem szybko zrzucił z siebie ubrania, by zaraz znaleźć się w środku i opierając kark o krawędź wanny, odchylić głowę do tyłu.
- Chodź do mnie, Papużko – zawołał go uśmiechając się jednym kącikiem ust. – Musimy odmrozić twój seksowny tyłek – parsknął, podciągając nogi, by zrobić mu miejsce. Jeśli o niego chodziło, mógł tak siedzieć choćby i całą noc, gdyby woda była co najmniej przyjemnie letnia.
- A wracając do pór roku – dodał zaraz, przypominając sobie marudzenie mężczyzny. – Mamy je dwie. Porę Spokoju i porę Zamieci. Jeśli się nie mylę, a sądząc po tym lodowatym wietrze i ciągłych opadach śniegu, mamy dwa tygodnie zanim zacznie się ta druga. A kiedy się zacznie, nie będzie dnia bez wichur, okropnych opadów śniegu i mrozu tak silnego, że nawet magowie wody boją się wyjść na zewnątrz – opowiadał, namydlając swoje ramię i wdychając z przyjemnością zapach leśnego mydła.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:11 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Kwestia zrozumienia przez Louriela punkt zwrotnego w którym on obecnie się znajdował stała się jego małym priorytetem, jednocześnie pozwalającym mu odczuć komfort psychiczny. Bowiem wsparcie gada, silny uścisk na dłoniach i pewny uśmiech rozświetlający jego smukłą twarz dodawał mu prawdziwej otuchy. Bez tego bałby się jeszcze mocniej. I nie, nie chodziło o ludzi którzy tak inny nagle tak licznie zaczęli go otaczać. Chodziło raczej o brak możliwości dostosowania się do nich, znalezienie się w martwym punkcie bez odpowiedniej wiedzy pozwalającej mu zrobić krok w dowolną stronę.
W momencie więc gdy jego skarb, jego ukochana Perełka, zaczął go gładzić po włosach i opowiadać o tym, że najdrobniejsze szczegóły normalnego życia zostaną mu jasno wytłumaczone, a on uchroniony zostanie przed popełnianiem jakiś tragicznych gaf, jego mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać, a umysł uspokajać. Czego on się spodziewał? Przecież nie po to ciągnął go taki kawał żeby teraz zostawić i patrzeć jak tylko zatraca się w braku zrozumienia. Dlatego też spokojnie się zaczął do niego uśmiechać i łasić.
- Dziękuję Perełko. – Zamruczał radośnie, wtulając policzek w jego rękę. Pozwalając jeszcze raz rozmowie zacząć płynąć. Omówili spokojnie to jak będą wyglądały ich najbliższe dni. Dopóki on się w pełni nie ogarnie ze swoimi obowiązkami i całą otoczką towarzyszącą początkowi i zakończeniu dnia, Lusiu będzie delikatnie sprawował nad nim opiekę. Karmił, prowadził jeżeli gdzieś się zgubi i poprawiał jeżeli tego będzie wymagała chwila. Ba! On sam prosił go grzecznie o coś takiego bo im szybciej wyzbędzie się błędów, tym szybciej powinien poczuć się komfortowo. Jednocześnie, wycałował jego twarz gdy ten przejawił pewne obawy odnośnie kary Lothusa. Jakakolwiek ta by nie była, Finni był na nią gotów i w tym utwierdził swojego ukochanego gada. Chociaż mróz, ten go lekko odstraszał.
Na jego słowa dotyczące kupowania wszystkiego, prychnął zauważając, że jak na razie to on mu wszystko kupował i to on go karmił albo kąpał, dzióbał bezczelnie do niego wypominając mu. Widząc oburzenie na twarzy gada wycałował całe jego policzki po czym parsknął rozbawiony obdarowując go słodkim uśmiechem. Jednocześnie, zaraz zmarszczył brwi i obmacał dokładnie jego obojczyki. Dopiero po odnalezieniu okrągłego medalika odetchnął z ulgą i wrócił do głaskania jego pleców. Przynajmniej do momentu gdy jawnie na jego twarzy nie pojawił się smutek z powodu uniesienia kształtnej dupki z jego kolan. Chwilę później pożałował, że wpatrywał się w niego z wyrzutem bo na kokieteryjnie odkryte ramię, przekręcił głowę przełykając cicho ślinę i kierując myśli zdecydowanie dalej niż te obecnie powinny być, niż tematy na jakie teraz rozmawiali by wskazywał.
- Rzeczywiście, bardzo podejrzane. – Stwierdził uśmiechając się drapieżnie, będąc w stanie rzucić się na niego tu i teraz. – Może sprawdzimy jak to działa? – Zaproponował oblizując usta, z lekkim skrzywieniem obserwując jak porcelanowa skóra znika z jego zasięgu. – Jakie żarty? – Żachnął się chcąc się rozbierać i za niego brać. Tymczasem musiał wstać i przygotować dla nich kąpiel, bez specjalnych perspektyw na niegrzeczne zabawy. Z drugiej jednak strony…
Gdy w pokoju zaczął unosić się zapach sosnowego olejku, on spokojnie nabrał powietrza w płuca i uśmiechając się w typowo maślany sposób, cmoknął go całkowicie niewinnie w policzek. Zachęcony, rozebrał się i wchodząc do przyjemnie ciepłej wody, oparł się o niego i pozwolił objąć szczupłymi ramionami, gładząc je.
- To ani trochę nie brzmi zachęcająco. Ani odrobinę. Czy mogę tą porę roku przeczekać w łóżku? – Zapytał rozbawiony, obsypując jego skórę motylimi pocałunkami. Jak wcześniej radził sobie z zimnem dosyć nieźle, teraz od momentu przekroczenia granicy trząsł się jak osika i zaczynał coraz mocniej się o to obawiać. Niemniej, przyjemność płynąca z ciepłej wody sprawiła, że podniósł nieco temperaturę wody i zanurzając się do wysokości obojczyków dłońmi gładził jego nogi, od kolan po łydkach i na stopy.
Widząc przed sobą jak ten się namydla, wyciągnął przed siebie ręce żeby jego pomiział, nie siebie, jego! Odwrócił się zaraz przez ramię i posyłając mu słodki uśmiech głośno zamruczał gdy szczupłe palce zaczęły go dotykać. W tym czasie zaczął molestować mu stopę którą wyciągnął spod wody i lekko uciskając dokładnie ją namydlał. Widząc, że sprawia mu to przyjemność, przeniósł się naprzeciwko niego i wykonując wolne koliste ruchy wrócił do niezobowiązującej rozmowy o tym, że nie mogli się dzisiaj zabawiać bo: po pierwsze, byli mocno wykończeni podróżą, po drugie, musiał jutro wstać o świcie i znaleźć odpowiednią osobę.
A instrukcje… one były niejasne! Musiał powtarzać mu trzykrotnie gdzie miał iść, a i tak miał wrażenie, że się zgubi!
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:12 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Kiedy kolejnego ranka Louriel żegnał się z Finnim w drzwiach Akademii (Lothus nie żartował i pod jego drzwiami naprawdę stało dwóch strażników, pilnując by książę nie postawił choćby stopy na zewnątrz), nie spodziewał się, że cesarz będzie aż tak okrutny. Podczas gdy on zajęty sprawami szkoły, zajęciami i ogarnięciem wszystkiego, co nazbierało się kiedy on bawił się w kraju ognia, Finni został zaciągnięty do niewolniczej pracy! Tak on to widział, kiedy wrócił wieczorem, wyczerpany, zmarznięty, głodny jak wilki i jedyne czego pragnął to wygrzać się i spać. Po pierwszym dniu, Louriel był wściekły. Zwłaszcza kiedy Lothus kolejnego ranka przyszedł jak gdyby nigdy nic w gości, popatrzeć jak jego dziecko szaleje z tęsknoty za swoim ukochanym, choć widzieli się jeszcze tego samego ranka.
Wystarczył jednak kolejny wieczór, by Louriel przestał być wściekły. By pragnienie znalezienia się w ciepłych ramionach Finniego zmieniło się w szczere zmartwienie. Nie potrafił na niego patrzeć, nie kiedy taki zmordowany uwalał się bez życia na łóżko i spał jak nieprzytomny, nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niego. Martwił się, bardzo martwił i bał, bo nie sądził, by jego słodka Papużka była w stanie wytrzymać w takim układzie dłużej niż dwa dni. Przecież widział jak mocno marzł, jaki był zmęczony. To nie była pora roku, w którą można było wrzucić zupełnie nie przystosowanego do zimna człowieka! Na dodatek nie mieli czasu pójść po jakieś nowe ubrania dla niego i podejrzewał, że połowicznie była to wina nieodpowiedniego ubioru. Nawet jeśli zakładał grube rzeczy, które wyglądały na ciepłe, wiedział że w porównaniu z tym, co on nosił, było to jak papier do futra. Więc martwił się jeszcze bardziej.
Dlatego kiedy trzeciego dnia Lothus jeszcze raz pojawił się w Akademii i siedział spokojnie w jednym z foteli w bibliotece Louriela, popiajając spokojnie herbatkę nad partią szachów, książę podrygiwał nerwowo, nie potrafiąc się skupić na grze. Tego dnia było wyjątkowo zimno. Wielostopniowy mróz jaki złapał ziemię z samego ranka w swoje sidła nie puszczał przez cały dzień, sprawiając że gad niecierpliwie wyczekiwał blondyna, martwiąc się o niego coraz bardziej. Miał nawet myśl, by posłać po medyka i kazać mu czekać, dopóki by go nie zbadał, ale cesarz skutecznie wybił mu tę myśl z głowy, zgadzając się jedynie, by medyk zostawił księciu jakieś zioła i leki w razie gdyby faktycznie mag ognia się rozchorował. Poza tym, patrzył na księcia z nieskrywanym rozbawieniem, w gruncie rzeczy bardzo zadowolony z tego co widział. Skoro Louriel się tak martwił, znaczyło to tyle, że naprawdę bardzo mu zależało.
- Czy coś cię martwi, moje dziecko? – zapytał cesarz, jak gdyby nie dostrzegał ciągle uciekającego w stronę drzwi spojrzenia księcia.
- Mnie? Skąd ten pomysł! – prychnął Louriel, rzucając ojcu gniewne łypnięcie, nieostrożnie przesuwając swojego gońca, który zaraz zginął pod kopytami konia cesarzowego pionka.
- Mam wrażenie, że jesteś jakiś… rozkojarzony – dodał radośnie cesarz, nie ukrywając jak mocno bawi go postawa syna.
- No ciekawe, dlaczego mogę być rozkojarzony – prychnął Lusiek, odgarniając nerwowym gestem włosy z twarzy. – To wcale nie dlatego, że wysłałeś mojego chłopaka na pewną śmierć na ten cholerny ziąb i jeszcze kazałeś mu pracować, czy smok wie co robić, więc kiedy wraca jedyne co jest w stanie zrobić to spać. Wyobraź sobie, że się martwię bo to robią ludzie, kiedy coś złego dzieje się z ich drugimi połówkami! – oświadczył oburzony książę, sugerując tym samym, że cesarz nie miał ani serca ani sumienia, pozwalając by ktokolwiek w takie zimno musiał pracować, a że chodziło o Finnegana to już w ogóle mężczyzna popełnił zbrodnię najgorszego rodzaju.
- Ależ Lourielu, jestem pewien, że Izabell nie pozwala mu umrzeć… - powiedział mężczyzna, popijając spokojnie zieloną herbatę.
- Bo go nie widzi jak już się dowlecze do domu! A on jest prawie martwy! – zaoponował książę, zapisując sobie w pamięci imię osoby, która tak przeokropnie tyrała mu przyszłego męża!
- Nie słyszałem, by Finnegan był martwy – cesarz wzruszył niewzruszenie ramionami, a potem spojrzał opanowanymi oczami w gniewne oczy syna przecięte pionową źrenicą. – Za to obiło mi się o uszy, że dzisiaj ma wrócić wcześniej i że to ostatni dzień jego kary… - dodał jak gdyby nigdy nic, przyglądając się jak oczy Louriela robią się wielkości spodków, a szczęka opada aż do podłogi.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz?! Przecież nic nie jest gotowe! Jedzenie, kąpiel… łóżka nie pościeliłem bo mi się nie chciało… - to ostatnie wymamrotał, czując rumieńce wkradające mu się na policzki.
Cesarz roześmiał się głośno, sięgając przez stolik, na którym rozłożyli wcześniej szachy, by sięgnąć do błękitnej czupryny księcia.
- Jestem pewien, że tego nie zauważy, tak samo jak twojego niefrasobliwego ubioru, czy resztek kolacji na brodzie – zauważył życzliwie mężczyzna, a Louriel natychmiast zaczął się zastanawiać co z jego piżamą było nie tak. Nie miał tego dnia żadnych zajęć, nie mógł wychodzić, więc nie zamierzał się w żaden sposób stroić. Ale skoro Finni miał go zobaczyć…
- Tato, chyba się zasiedziałeś. Nie masz jakichś dokumentów do podpisania? – rzucił zaraz niewinnie choć nieco ponaglająco, spoglądając znacząco w oczy mężczyzny. Cesarz roześmiał się po raz kolejny, dopił herbatę, a potem jeszcze raz potarmosił włosy syna i zebrał się do wyjścia. Zatrzymał się przy drziwach, spogladając z uśmiechem na strażników Louriela, którzy zamiast na dworze, trzymali wartę w środku Akademii. Poza pierwszym dniem, kiedy książę był tak oburzony, że faktycznie mężczyźni znaleźli się pod jego drzwiami, nie mógł znieść myśli, że mieliby przez niego marznąć, dlatego zaprosił ich do środka, zapewnił stały dostęp do ciepłej herbaty i nawet samodzielnie przytargał w pobliże dwa mięciutkie fotele, by mogli sobie usiąść, zapewniając że nia ma zamiaru wspomieć o tym komukolwiek. Mężczyźni skłonili się cesarzowi, wypuszczając go w zapadający nad miastem zmierzch.
Kiedy tylko drzwi za Lothusem zamknęły się, Louriel natychmiast zawołał do siebie jedyną służącą w Akademii i posłał ją po kolację dla Finnegana, a potem poprosił ją o pomoc u siebie. Odkąd Orion zajął się bardziej sobą i Ezrą niż Lusiem, książę odczuwał skutki samodzielności i niezbyt dobrze je znosił. Zwłaszcza, że dziewczyna była nim tak onieśmielona, że czasem miał wrażenie, jakby robił jej krzywdę. Dlatego część rzeczy, które kiedyś robił Orion, spadała na niego. W tym ścielenie łóżka, czy ogarnianie jego ubrań, które czasem rozrzucał po całym pokoju, nie patrząc na to, gdzie się aktualnie rozbierał. Zanim dziewczyna zdążyła wrócić z kolacją dla blondyna, on zdążył ogarnąć łóżko i pokój, choć pościel wyglądała jakby nic z nią nie zrobił. Kiedy kobieta przygotowywała mu kąpiel, on wybierał dla siebie ubrania, lepsze niż znoszona piżama… Potem od razu wskoczył do wanny, by kiedy Finni wróci i w końcu będzie mógł zaznać odrobiny wolności i spokoju, on nie straszył go swoim niezbyt świeżym wyglądem. A kiedy tylko skończył, razem ze służącą przygotował jeszcze kąpiel dla blondyna…
Ekscytował się, na myśl, że w końcu spędzi z nim trochę czasu, ale kiedy tylko go zobaczył, aż posiniałego z zimna, słaniającego się na nogach, prawie się popłakał, nie mogąc uwierzyć w to, co robili jego słodkiej Papużce.
- Finni – jęknął tylko, zaraz chwytając go za ręce i prowadząc do swojego pokoju, by nie przejmując się plamami z błota i topniejącego śniegu, zrzucić z niego przemoczone i ciężkie ubrania.
- Chodź, musimy cię ogrzać – powiedział łagodnie, choć nie potrafił ukryć przerażenia w głosie i oczach. Wyglądał jak stos nieszczęść. Do tego przemarznięty.
- Co robiłeś? – zapytał zmartwiony, ściągając z niego resztę ubrań, by zaraz posadzić go w wypełnionej gorącą cieczą wannie. Nie czekał jednak na odpowiedź, przerażony, że może mu się rozchorować, wygrzebał z szuflady komody woreczek z ziołami do medyka, a potem natychmiast wybrał się do kuchni po obiad dla niego i zaparzyć aromatyczną mieszankę, która miała pobudzić układ odpornościowy mężczyzny. Rozłożyć talerze na tacy, zabrał ze sobą dzbanek z naparem i kubek i tak obładowany wrócił do sypialni, gotowy choćby walczyć z sennością blondyna, byle wcisnąć w niego gorący posiłek i lekarstwo.
- Finni? Jak się czujesz? Boli cię coś? – dopytywał go zmartwiony, kładąc tacę na niskim stoliku obok, by podać zaraz kubek z ciepłym napojem w ręce Finnegana.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Dwa dni później, kiedy Orion zdążył się przekonać, że nie ma nawet mowy o tym, by pogoda się poprawiła, Ezra zaczął wychylać nos z jego pokoju, zaczynając czuć coś więcej niż przejmujące zimno, choć nadal trząsł się jak osika, chłopak stwierdził, że to był najwyższy czas zabrać jego kochaną Śnieżynkę na zakupy. Jego ubrania były na niego zdecydowanie za duże, a jeśli ten chciał się w końcu rozejrzeć za jakąś pracą i razem zacząć przyglądać się ofertom mieszkań jakie dostał w swoje ręce białowłosy, musieli załatwić mu coś, w czym mógł wyjść na zewnątrz i nie skończyć jako najbardziej uroczy, ale jednak zamarznięty bałwanek. Dlatego kiedy już się wyspali, Ezra dał się namówić na wyjście spod kołdry łaskotkami, zjedli wczesny obiad i mijając się z cesarzem w drzwiach, wyszli na zaśnieżoną ulicę.
Pora Zamieci zbliżała się wielkimi krokami o czym dobitnie świadczył nieustająco sypiący z nieba śnieg, który w tamtym momencie na chwilę uspokoił się do lekkiego pruszenia puchem. Po obu stronach odśnieżanych z wielkim zapałem ulic znajdowały się wielkie, niemal sięgające okiennic zaspy, w których bawiły się dzieci. Orion nie przepadał za tym czasem, kiedy jeszcze mieszkał w domu rodzinnym, ale odkąd Louriel go przygarnął, zdołał się przekonać, że wlekące się w nieskończoność wieczory przy strzelającym wesoło kominku, z książką w jednej i gorącą herbatą w drugiej ręce, mogą być naprawdę przyjemne. Nie musiał się dłużej przejmować drewnem na opał, a jeśli już łapał za siekierę to tylko po to, by pomóc służącym księcia, by szybciej się z tym uporali. Nie bał się, że nagle w połowie zabraknie mu jedzenia. Że kiedy wstanie kolejnego dnia, będzie musiał wyjść na zewnątrz i błądzić w zamieci bo jego matce zachce się czegoś niemożliwego do zdobycia. A teraz, kiedy jeszcze miał przy sobie Ezrę, był całkowicie szczęśliwy.
- No dobrze, moja zbyt opatulona Śnieżynko, miałem pomysł zabrać cię na zwiedzanie potencjalnych mieszkań i pokazać ci, gdzie jest Teatr Muzyki, ale chyba to niezbyt dobry pomysł, kiedy nic nie widzisz – zaśmiał się Orion, szukając w obszernym kapturze obszytym futerkiem, który zasłaniał prawie całą twarz niższego chłopaka jego oczu. A kiedy w końcu je odnalazł, nie mógł się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem, to zdecydowanie nie mogło być wygodne.
Białowłosy skoro już odnalazł w kapturze twarz Ezry, cmoknął go krótko, a potem odnalazł jego dłoń w rękawiczce i pociągnął go, uważając by chłopak nie poślizgnął się na lodzie w stronę swojego ulubionego sklepu, gdzie i czasem wybredny Louriel zapuszczał swoje gadzie macki. Lubił to miejsce, mały sklep na samym końcu jednej uliczki, mieszczący się dokładnie na rogu, do którego wchodziło się po schodkach. Wewnątrz było cieplutko i miło, a na zmarzniętych gości czekały fotele i gorąca herbata. Orion wszedł do środka, czując się tam niemal jak u siebie, a znajomy krawiec, który aktualnie czytał jakąś książkę widząc ich natychmiast podniósł się zza lady, uśmiechając do klientów szeroko.
- Orion! Dawno cię nie było. Słyszałem, że wywiało cię z drogim mistrzem Lourielem do kraju ognia? – zagadnął go mężczyzna, odkładając na bok czytany tom, sięgając za to po metr krawiecki, który powiesił sobie na szyi.
- Plotki szybko się rozchodzą – parsknął chłopak, pomagając Ezrze zdjąć z siebie obszerne i niewygodne ubranie. Krawiec natychmiast zwrócił na nie uwagę i zmarszczył niezadowolony nos.
- Bardzo zmarzłeś? – zapytał Orion Ezrę, dostrzegając jego zaczerwienione policzki.
- Podejrzewam, że bardzo, toż to w tym się nie da chodzić! – odpowiedział mu zamiast tego rzemieślnik, podchodząc do porzuconego ubrania. Podniósł je, zważył w dłoniach, a potem pokręcił głową z niedowierzaniem. Za to, kiedy jego wzrok padł na Ezrę, dłużej zatrzymując się na dwukolorowych oczach, piegach i ciemniejszej karnacji, zamrugał zaskoczony powiekami jak sowa.
- Oh, no proszę, widzę że nie tylko okropne ubrania przywiozłeś sobie z kraju ognia – rzucił konspiracyjnie, a widząc szeroki uśmiech Oriona, pokręcił głową z politowaniem.
- Jestem Paul, bardzo mi miło widzieć u siebie gościa z zagranicy. Zaraz znajdziemy ci coś odpowiedniego, biedaczku, musisz tu zamarzać – westchnął ze współczuciem, prosząc Ezrę by rozebrał się z tak wielu warstw jak tylko był w stanie, by czuć się komfortowo, ale by jak najbardziej ułatwił mu pracę, wskazując mu przy tym ręką przymierzalnię, w której mógł się ukryć gdyby nie chciał paradować w bieliźnie przed innymi klientami, których na ten moment nie było.
Orion uniósł nieco zdziwiony brwi, gdy jego nieśmiała Śnieżynka bez problemu rozebrała się do bielizny przed obcym człowiekiem, nie skomentował tego jednak w żadnej sposób, przyglądając się z zadowoleniem sylwetce chłopaka. Nie tylko on dostrzegał walory byłego gwardzisty, na szczęście białowłosy miał pewność, że Paul nie gustował w uroczych chłopcach, ani w ogóle w chłopcach.
- No, no, od początku wiedziałem, że masz dobry gust, Orion… - powiedział, uśmiechając się uspokajająco do Ezry, zaraz zaznaczając że nic do niego nie ma i to tylko takie przekomarzanki, by go nie przestraszyć.
- A ja od początku wiedziałem, że wygląd to nie wszystko, a Ezra ma w sobie znacznie więcej niż śliczną buzię – odpowiedział, posyłając brunetowi zakochane spojrzenie.
- Słodko – westchnął Paul z rozmarzeniem, a potem zabrał się za mierzenie Ezry wzdłuż i wszerz, zapisując sobie wyniki na kartce.
W tym czasie Orion rozejrzał się po sklepie, szukając w już uszytym i dostępnym dla klientów asortymencie czegoś co najbardziej pasowałoby mu do Ezry. Chciał mu wybrać jakiś płaszcz, ale kiedy widział szerokie rękawy tradycyjnych strojów kraju wody, podejrzewał że mag ognia nie byłby z nich za bardzo zadowolony. Dlatego kiedy w ręce znalazł mu się niebieski materiał z białymi wzorami przy dolnej krawędzi przypominającymi płomienie, niezbyt długi, sięgający najwyżej przed kolano, do tego z niezbyt szerokimi rękawami, wziął go, mając nadzieję, że będzie pasował Ezrze. Kiedy wrócił do mężczyzn, Ezra był już ubrany w czarną hakamę, szare kimono z rękawami trzy-czwarte i z rękawiczkami bez palców. Aż musiał ciężej przełknąć ślinę, a kiedy zarzucił na ramiona Śnieżynki płaszcz, zagryzł wargę, starając się opanować.
- Wyglądasz… obłędnie – wykrztusił z siebie w końcu, czując że policzki pokrywają mu rumieńce, kiedy w wyobraźni śledził ciało ubranego Ezry wsuwając palce pod materiał i sprawiając, że jęczał mu tak słodko jak ostatniego wieczora…
- Potwierdzam – dorzucił Paul, zapisując sobie na kartce jeszcze kilka wymiarów. – Chociaż to tylko tymczasowe, żebyś nam nie zamarzł, za tydzień uszyję ci coś na miarę, co będzie jeszcze wygodniejsze. Aczkolwiek płaszcz pasuje ci idealnie, jego bym nie zmieniał – dorzucił, uśmiechając się z uznaniem do Oriona.
- A ty? Jak się w tym czujesz? – zapytał białowłosy, wyprowadzając Ezrę z pomieszczenia, by postawić go przed lustrem wielkości człowieka, które stało w głównej sali sklepowej.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:12 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Pokorne przyjęcie kary, nawet tak okrutnej jak okazała się być, sprawiło że jego umysł ze spokojem wyglądał przyjemnej przyszłości u boku Louriela. Jakkolwiek by nie był zmęczony, jakkolwiek by nie myślał o tym, że najchętniej by padł w poduszki i nie budził się o świcie, ciepłe ciało które co wieczór go otulało, oczy przepełnione zmartwieniem i delikatny uśmiech pokrzepiający jego zmęczenie dawało nadzieję. Na to co mogli razem stworzyć, ile jeszcze zawojować i jak wspaniale sobie radzić. Widział bowiem, że tak samo jak jemu, niebieskiej gadzinie dokładnie tak samo zależało na stworzeniu wspólnej przyszłości. Troszczył się, nie traktował go z obojętnością bo przecież był już jego. Za każdym razem upewniał się, że jego żołądek był pełen, a z ciała zmyta została warstwa jawnie wskazująca na ciężką pracę. Poza tym, że jego mięśnie krzyczały z bólu, targał nimi chłód, w samej Akademii czuł się jak w małym raju, osobistym, przepełnionym wzajemną miłością.
Nie dane było mu się zadomowić w jeszcze zimniejszym niż pamiętał Kraju Wody. Od razu, pierwszego pełnego dnia jego bytności w stolicy ruszył do koszar, zgłosić się do koordynatora rekrutów aby pokazał mu tak naprawdę na czym miałaby polegać jego praca, o ile nadal będzie zdecydowany służyć w wojsku. Nie miał czasu myśleć nad tym, że to nie było dla niego. Nie miał czasu obawiać się, że to nie tak powinno wyglądać jego życie. Nie miał chwili aby zastanowić się czy nie popełnia głupoty, czy nie ma odwagi zrobić podobnego kroku jak Ezra, całkowicie z tym zerwać, czy to dawałoby mu szczęście. Bowiem od pierwszych chwil był wyrzucony na ten siarczysty mróz, zagoniony do ciężkiej fizycznej pracy która niczym nie przypominała tego do czego był przyzwyczajony.
Wojsko Kraju Wody było inne. Nie ścigali licznych przestępców, nie chronili rodziny królewskiej za wszelką cenę. Byli po to by pomagać zwyczajnym ludziom w trudach podstawowej egzystencji. Pomagali coś znaleźć, pomagali coś zanieść albo załatwić. Rąbali drewno, odśnieżali ulice w momencie gdy nikt inny nie był zdolny tego zrobić, zrzucali wielkie sople z dachów, a z samą przestępczością – zgodnie z tym co mówiła mu pewna blondynka – mieli kontakt sporadycznie. Osoby umieszczone w garnizonach na granicach miały zgoła inne obowiązki, nieco bardziej przypominające wojskowość jaką on rozumiał, w mieście jednak musiał całkowicie zmienić wartościowanie co było dla niego nie tyle niespodzianką co całkowitym zaskoczeniem.
Co do jego opiekunki, Izabell od razu wykazała nim zainteresowanie zapewniając, że weźmie go szczelnie pod swoje skrzydła. Oczy jej się iskrzyły na każdy moment rozmowy z nim, a on? Doskonale wiedział co to oznaczało. Będzie próbowała z nim flirtować i gdyby nie jego obecny status, pewnie by korzystał. Obecnie jednak, nie wyobrażał sobie żeby coś takiego móc zrobić. Byłaby to jawna zdrada Louriela, a jemu tak mocno zależało, że na samą myśl bolało go serce. Dlatego delikatnie, od samego początku starał się jej zapędy ukrócać. Problemem okazał się jednak jej charakter który okropnie mocno mu podszedł! Och jak z nią się cudownie rozmawiało! Godzinami! Gdy nie szczękał zębami z zimna…
Mimo tego, że była to kara, a on dwa dni odczuwał jakby dwa lata pracował w paskudnie ciężkich warunkach, dbano o niego co było kolejnym acz mocno pozytywnym zaskoczeniem. Ciepłe posiłki, napoje. Możliwość ogrzania się przy każdej przerwie no i brak konieczności pracy do upadłego. Gdy nie dawał sobie rady z prostego powodu, braku przyzwyczajenia do klimatu, pozwalano mu chwilę odetchnąć, wziąć wdech i się zdystansować. Miał przecież w sobie siłę tylko musiał dać sobie czas, ten który od nich wszystkich otrzymywał.
Poza tym w domu – chociaż nie śmiał jeszcze tego miejsca tak nazywać – nadal czekał zmartwiony Lusiu który o dziwo, wcale nie świrował, że jest zamknięty tylko, że się nad jego facetem znęcają.
Trzeciego dnia, gdy jego ciało całkowicie odmawiało posłuszeństwa w targającym wietrze, siedział grzecznie w kantynie, pod samym kominkiem, obejmując się dłońmi i trzymając usta w szaliku. Zjadł już dwie porcje zupy, z jednej strony ze strasznie wzmożonego głodu z drugiej dla rozgrzania się od środka. Ani jedno ani drugie nie zadziałało. Nadal burczało mu w trzewiach i nadal się trząsł. A Izka – jak pieszczotliwie zaczął ją nazywać, rozkoszując się pulsującą na czole żyłką – chodząc przed nim w tą i w tamtą, rzucała mu kolejnymi obowiązkami które on od jakiegoś… wczorajszego popołudnia przestał rejestrować. Nie dawał jednak nic po sobie poznać pomrukując „mhm” na każdą dłuższą pauzę. Ożywił się dopiero przy końcu.
- (…) ale tego wszystkiego dowiesz się już na właściwym szkoleniu bo to, z tego co zrozumiałam, była jakaś kara. Nie wnikam, Cesarz wie co robi i kazał Cię stosunkowo mocno przemęczyć. Teraz jednak już wystarczy, dzisiaj możesz wcześniej wrócić do domu. – Wyjaśniła na co on podniósł błyszczące z zachwytu oczy.
- Serio mówisz?
- Tak, tak. Możesz wracać do Akademii tylko proszę, nie podpadaj niczym Mistrzowi. Nie wiem na jakich zasadach tam mieszkasz ale musisz odnosić się do niego z szacunkiem. – Dała mu ostatnią reprymendę na co on powstrzymał się od przewrócenia oczami. Denerwować? Podpadać? Ależ nigdy! Za to z przyjemnością wycałuje jego szczupłe dłonie, nieco mocniej przygryzie łabędzią szyję i wpije się w jego różowe usta. Pierwsza noc gdzie nie padnie jak martwy! Pierwsza noc gdzie będzie mógł go chociaż wziąć w ramiona i nieco się z nim pogłaskać. Wizja piękna i zrujnowana w tym samym momencie jak się pojawiła.
- Tylko najpierw sobie odśnież wyjście. – Parsknęła zostawiając go z miną skwaszoną i pełną politowania dla jej postawy. Gdyby wzrok mógł zabijać, padłaby przez niego jak długa.
Sam proces powolnego zamarzania w panującej wichurze trwał dobre dwie godziny. Pomagała mu dwójka chłystków ale tak chudych, że każde mocniejsze targnięcie wybijało ich z równowagi przez co w szczególności musiał radzić sobie sam. Co gorsza! Nie miał ani możliwości ani siły używać magii. Stopiony śnieg tylko by więcej ważył, a on by mocniej się wyziębił. Chociaż, czy to w ogóle było możliwe? Gdy wracał do Akademii czuł się cały zesztywniały i wręcz siny. I nie wiedział kompletnie co zrobić żeby Lusiu się nim nie przejął…
Nie udało się zrobić dobrej miny do złej gdy. Lusiu prawie się popłakał chociaż nie wiedział czy ze szczęścia, że wreszcie nie wracał w środku nocy czy z przerażenia na jego stan. Tak czy inaczej, pomoc przy rozebraniu się i ciepło pomieszczenia zaczęły działać kojąco, a gdy gad się wreszcie wygadał, jego słowotok się chwilowo skończył, spojrzał na niego z najwyższą lubością, miłością i ciepłem, złapał go za policzki żeby delikatnie cmoknąć.
- Dzień dobry kochanie. – Zaczął tak jak uważał za najbardziej słuszne mrucząc cicho gdy rozebrał go do rosołu. Ba! On w swoim ciężkim stanie ogólnego przemęczenia zaczął mu sugerować przechodzenie do bardzo brzydkich rzeczy bez bardzo przyjemnej gry wstępnej, za co został pacnięty w dłonie.
Posadzony w przyjemnie ciepłej wodzie, pachnącej lasem, przymknął oczy zsuwając się tak żeby woda zasłoniła mu obojczyki. Lekko szczypało gdy „rozmarzał” ale szybko zaczął podnosić temperaturę gdy i jego skóra się tego domagała. Przy okazji, bawił się jego dłonią co kilka chwil całując jej wierzch.
- Czy wasze wojsko serio robi takie dziwne rzeczy? W sensie, nie chce nikogo ani niczego obrazić i nie chcę żebyś zrozumiał mnie źle… ale to mocno niecodzienne zajęcia. Odśnieżałem teraz przed koszarami. – Wyjaśnił, a widząc rozbawienie w jego oczach, uśmiechnął się niewinnie. – Nie sądziłem, że to tak wygląda. Nowe doświadczenie i mi odpowiada, serio. Ale co to za cholera temperatura, przecież nic nie przetrwa w takich warunkach! – Żachnął się mając WRESZCIE możliwość marudzenia na wszystko i wszystkich. Tym sposobem zaczął tyradę o pracach fizycznych które same w sobie złe nie były ale w towarzystwie mrozu go niszczyły. W zamian zaczął się domagać dzisiaj dużo przytulania w fotelu przed kominkiem.
- Perło moja, Perełko! Nic mi nie jest. Jestem zaskoczony ale zadowolony z tego co mnie tu czeka. Tylko lecę na twarz, muszę się przespać. – Stwierdził szczerze, wychodząc już ładnie wyszorowany z wody i po wytarciu się i założeniu ciepłej piżamy, wziął go na łóżko gdzie posadził go między swoimi nogami po czym zaczął zajadać przygotowany posiłek. Przynajmniej do momentu gdy lekko się nie skrzywił i nie wtulił w niego mocniej.
- Perło, czy ja mógłbym mieć do Ciebie prośbę? – Zagaił chociaż z nikłą śmiałością. – Czy mógłbym od Ciebie… trochę pożyczyć… pieniędzy? – Zapytał, cichutko i unikając jego spojrzenia. Nie chciał się prosić ale dłużej… nie przeżyje w tak niewygodnym, grubym a jednocześnie tak cienkim ubraniu! Jeden komplet czegoś co noszą młodsi, w czym się tak dobrze czują, nie marzną i swobodnie ruszają. Odda mu co do grosza! O ile się zgodzi…
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Ostatnie dni w których postawili przede wszystkim na zaaklimatyzowanie się, spędził w murach Akademii. Obwiązany w rzeczy Oriona w których było mu przyjemnie ciepło – o ile nie zbliżał się do okien i chłodnych ścian – poznawał korytarze i zasoby do których Louriel dał mu pozwolenie na pełen dostęp. W jeden dzień pochłonął jedną książkę dowiadując się kilku ciekawych rzeczy o całej kulturze kraju który miał się stać jego nowym domem. I autentycznie, nie mógł się nadziwić gdy Orion zapewnił go, że kilka bardzo kontrowersyjnych w stosunku do jego dotychczasowego wychowania zasad autentycznie jest w użyciu. Poza tym, jadł spał i pomagał swojemu Tygrysowi przy wszystkim co tylko się dało, a co działo się w budynku. Przy okazji zajęcia rąk bardzo dobrze się im rozmawiało z czego nieustannie, z przyjemnością korzystał.
Tego dnia jednak miało być nieco inaczej.
Rozkoszując się czymś w rodzaju urlopu nie chciał wychodzić z łóżka przed porą podania śniadania. Dopiero na wkradające się na jego ciało dłonie, które zamiast słodkiej pieszczoty obdarowały go paskudnymi łaskotkami, wyskoczył z łóżka rozpoczynając chwilową wojnę na przepychanki, siłowanie się i tarzanie po łóżku. Po tej chwili głośnego śmiechu, pościelili łóżko, przebrali się i zjedli coś ciepłego. Później nastała ta nieprzyjemna część gdy musiał wreszcie postawić nogi na skrzypiącym śniegu.
Chwała Smokom, że nieco przestało padać. Zza okna świat pogrążony w zamieci wyglądał fascynująco. Szczególnie gdy na jego kolanach rozłożona była książka z legendami, a do pomieszczenia wchodził Orion, który od razu go przytulał. Gdy w grę wchodziło jednak wychodzenie na zewnątrz, całe jego ciało pokrywała gęsta gęsia skórka. Wizja kupienia mu jednak jakiś normalnych ubrań - cokolwiek miało to oznaczać - była niezmiernie kusząca, dlatego założył na siebie wszystko co się dało, a co skutecznie ograniczało mu ruch, słuch i wzrok i ruszył na miasto. Wychodząc pokłonił się w pas cesarzowi. Przyzwyczajenie ale Lothus nie widział chyba żadnych przeszkód przed jego takim zachowaniem chociaż do tego mierzwienia mu włosów nigdy się nie przyzwyczai.
Pierwszy krok na zewnątrz sprawił, że momentalnie zawrócił. Zimno, mokro, zimno, biało, zimno i jeszcze bardziej zimno. Wpadł jednak czołowo na Oriona, który obejmując go za ramiona zaczął się przemieszczać do przodu krokiem godnym pingwina, jednocześnie zmuszając go do cofania. Oczywiście, nawyzywał go od stworzeń pozbawionych uczuć dla biednych, małych ex Gwardzistów, na co ten nawet nie zareagował! Nieczuły. Będzie musiał mu zrobić aromatyczną kąpiel gdy wrócą.
- Ależ ukochany Tygrysie, skąd ten pomysł? Może moim nowym powołaniem jest zostać właśnie pozbawionym wzroku wielkim niedźwiedziem? Będziemy mogli tym straszyć dzieci jak nie będą chciały jeść tych dziwnych, zielonych sałatek Mai. - Zauważył sarkastycznie na co został szturchnięty przez co prawie zaliczył śnieżnego orzełka. Siłą woli jednak ustał i starając się rzucić Orionowi ostrzegawcze spojrzenie nie wskórał absolutnie nic poza żachnięciem się na ilość otaczającego go futra i chyba w efekcie tego, otrzymał całusa. Słodkiego, od którego absolutnie się nie wzbraniał, ba! Wręcz przeciwnie, on się mocno domagał takich pieszczot, przynajmniej ostatnimi czasy, gdy nieśmiało zaczynali przekraczać coraz dalej granice intymności.
Przechadzając się po urokliwych uliczkach zaczął ogromnie żałować, że tak mało widzi. W każdym zakamarku tego miasta kryło się jakieś wspomnienie wydarzenia, które obecnie doprowadziło go do tego miejsca. Serce mu biło szybciej gdy widział wieżę na której szczycie pierwszy raz poczuł smak wolności, gdy widział drogę prowadzącą do małego górki na której zjeżdżali na workach z sianem, czy w kierunku pięknego parku. Tysiące rozmów, delikatnych gestów zbliżających ich coraz mocniej do siebie. Aż mocniej ścisnął jego dłoń żałując, że nie może mu przy tym pokazać swojego szczerego uśmiechu.
Wchodząc do urokliwego i wreszcie ciepłego sklepu, nagle poczuł jak mocno było mu do tej pory zimno. Trzęsąc się gdy tylko ostre podmuchy wdzierającego się za nimi wiatru ustały zaczął namierzać kominek pod który grzecznie do dreptał. Ściągając z rąk rękawiczki wyciągnął palce do ognia, a gdy jeden ognik wskoczył na niego, od razu rozsmarował go sobie po skostniałych palcach. Niedługo stał sam bo czując za sobą obecność Oriona dał sobie pomóc z ciężkim ubraniem i odzyskując nieco więcej swobody ruchów ale i pola widzenia, zaczął się ciekawsko rozglądać nadal bawiąc się ognikami między palcami. Co poniektóre wchłaniał w siebie w celu rozgrzania się. Później jednak poczuł się mocno nieswojo gdy oglądał tak barwne emocje malujące się na twarzy obcego mężczyzny.
Początkowo swego rodzaju rozczarowanie zmieszane ze zdegustowaniem. Później dość intensywnie przyglądał się jego aparycji chociaż tak różka od tutejszych standardów nie powinna chyba aż tak dziwić? Miał wrażenie, że zaraz spotka się ponownie z niechęcią której doświadczał w domu, chciał Orionowi zaproponować opuszczenie sklepu zanim rozpętają i tutaj niepotrzebną nikomu wojnę. Jednocześnie, całkowicie odwrócił wzrok i chwilowo zajmując się w pełni ogniem, powstrzymał się przed ciężkim westchnieniem na te wszystkie problemy jakie mu sprawiał. Jak nie dotkliwy chłód to brak ubrań. Do tego wszystkiego całkowity brak pracy, pieniędzy i perspektyw. Żył na garnuszku Louriela i coraz mocniej zaczynało go to uwierać. A teraz jeszcze to. Najpewniej kłótnia i wyrzucenie ze sklepu... Już chciał się odezwać gdy mówić zaczął mężczyzna, dziwnie zmieniając ton głosu na przepełniony sympatią. To go mocno skołowało co szybko znalazło odzwierciedlenie w jego spojrzeniu. Zmieszany wzrok szybko wlepił w Oriona, a gdy otrzymał ciche wyjaśnienia, że nic się nie dzieje, nikt nie ma do niego pretensji, a rozebrać się musi żeby zebrano z niego miarę - cokolwiek to oznaczało - wzruszył ramionami pozbawiając się kolejnych warstw. Wstyd? Absolutnie. Wyzbyty z tego uczucia przez służbę w Gwardii nie miał specjalnych oporów przed staniem w samej bieliźnie. Szczególnie gdy czuł na sobie spojrzenie Oriona i mógł mu rzucać bardzo dwuznaczne spojrzenia, uśmiechy i pawie oczka. No bo przecież pochwalić miał się czym, a wiedział, że odrobina zachęty i wyobraźnia Tygryskowi zaczynała mocno pracować.
- Tak. - Wtrącił się w rozważania białaska. - Paskudny charakter na ten przykład. - Uśmiechnął się paskudnie na co Orion prychnął rozbawiony. On za to skrzyżował ręce na ramionach i lekko je pocierając, rozgrzewał się nadal odczuwając skutki spaceru.
Rozładowanie atmosfery podziałało skutecznie również na niego. Nieco bardziej się odprężając zaczął wykonywać kolejne instrukcje. Podnosił i opuszczał ręce, kręcił się albo mocno prostował. Metr krawiecki tańczył dookoła jego sylwetki po to by zaraz zakrył ją delikatny i przyjemnie miękki materiał. Chociaż momentalnie poczuł wygodę parsknął z niedowierzaniem.
- Z całym szacunkiem ale niemożliwe żeby to mnie ogrzało na tym mrozie... - Przyznał chyba następując Paulowi na odcisk bo ten, dumny jak paw, rzucił w niego "to patrz" i wywalił go za drzwi.
Kurde...
Poza mrozem na dłoniach i smagającym policzki, nie czuł już tego przeszywającego uczucia zamarzania. Z miną nieskażoną myślą wrócił więc potulnie do środka i mrużąc oczy na krawca zaczął mówić o czarach i czarnej magii, pakcie z czortem albo zakazanym mistycyzmie. Oczywiście w żartach, takich które w obecności mężczyzny przychodziły mu wręcz naturalnie co po pierwszym złym wrażeniu, było przyjemnym zaskoczeniem. Gdy oni się w najlepsze przekomarzali, wrócił do nich Orion i gdy na jego ramionach dodatkowo znalazł się płaszcz, musiał to przyznać głośno.
- Gorąco mi. - Westchnął rozbawiony na ten ogrom dumy Paula. Jednocześnie gdy jego oczy padły na Oriona, nie umiał powstrzymać delikatnego rumieńca na pożeranie spojrzeniem. - Tygrysie... - Upomniał go czując dreszcz podniecenia na muśnięcie palcami po szyi.
Na kolejne pytanie pokręcił chwilę nosem po czym stając bokiem, w delikatnym rozkroku, wykonał ruch jakby naciągał strzałę na cięciwę łuku. Stał tak mocno wyprostowany przez chwilę po czym uśmiechnął się uroczo.
- Jak w drugiej skórze. A jakieś rękawiczki do tego mogę? - Dopytał bo mimo wszystko, jego palce i uszy będą nadal marzły, a nadal chcąc dostać się do Teatru, musiał mieć je całkowicie sprawne. Dwa razy powtarzać jednak nie musiał i jedyne co mocno go ubodło to cena, a raczej fakt, że to Orion musiał za niego wykładać. Mimo to, w ciepłym acz lekkim materiale z przyjemnością się zatapiał, mamrocząc pod nosem, że wszystko mu odda. Jak tylko znajdzie pracę.
Apropo pracy! Kierując swoje kroki ponownie w stronę Akademii w pewnym momencie został pociągnięty w całkowicie inną, szeroką i zdecydowanie główną ulicę. Orion stwierdził, że jak ma już odpowiednie ciuchy, wreszcie mogą zająć się tym co było pilne!
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:13 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Widząc szok na twarzy Ezry, kiedy ten wrócił z dworu, Orion nie mógł powstrzymać myśli, że chłopak był naprawdę najbardziej rozkosznym stworzeniem jakie spotkał w swoim życiu. W końcu on na co dzień nosił ubrania z podobnego do jego materiału, również nosił hakamę i kimono, tyle że w białym kolorze z czarno-złotymi dodatkami, by choć trochę odnzaczał się od śniegu. W połączeniu z jego jasnymi włosami i karnacją, niemal zlewał się z otoczeniem, ale nie przeszkadzało mu to, lubił być niezauważalny, a przynajmniej trudno dostrzegalny dla innych. No i biały po prostu do niego pasował, co Paul oświadczył mu dobitnie przy ich pierwszym spotkaniu i nie zgodził się, by Orion wyszedł z jego sklepu w czymś innym niż biel. Ufał mężczyźnie, wiedział że jego wyroby są solidne, pasowałyby na każdego, a pod względem kunsztu artystycznego to i krawcowe z pałacu się umywały. Sam mężczyzna zawsze chodził ubrany elegancko i wytwornie, jakby stanowił żywą reklamę swoich towarów, a że poza ubraniami i z twarzy był niczego sobie, wysoki, ciemnowłosy i przystojny, miał wierne stadko klientów, które ani myślało odejść do kogoś innego. Orion zaliczał się do tego grona…
- No co? – rzucił niewinnie białowłosy na delikatne upomnienie, udając że nie widzi delikatnego rumieńca na twarzy Ezry, ani nie ma kompletnie bladego pojęcia o co mogło mu chodzić. Przecież on był całkiem grzeczny, wcale nie myślał o rozebraniu go, ani dotykaniu niegrzecznie przez materiał tych szałowych ubrań…
Chwilę jeszcze zajęło im dobranie dodatków jak dodatkowe rękawiczki, czy buty, które były tak samo wygodne i lekkie jak reszta stroju, oraz ustalenie szczegółów zamówienia na miarę, jak kolor, czy specjalne życzenia Ezry. Potem umówili się na konkretną datę odbioru i kiedy Orion zapłacił, mimo uszu puszczając mamrotanie Ezry, że wszystko mu zwróci i że wcale nie musiał go prowadzić w tak drogie miejsce, wyszli z powrotem na zaśnieżoną ulicę. Słońce zdążyło zajść w tym czasie, choć pora była jeszcze wczesna. Strażnicy pałacowi uzbrojeni w długie tyczki z małymi lampkami oliwnymi na końcach zapalali latarnie na ulicach, sprawiając że mrok rozjaśniała łagodna, niebieska łuna, wyłaniając ulice z mroku i sprawiając, że drobny śnieg wirujący w kręgach światła nadawał miastu magicznej atmosfery.
- No to co? Gotowy na zwiedzanie? – zapytał Orion, kiedy skierowali się z powrotem na główną ulicę. Domyślał się, że ubrania to nie wszystko i że lepiej było Ezrę przyzywczajać do klimatu raczej krótkimi, za to częstymi spacerami, tak na początek, nie zamierzał więc zaciągać go na drugi koniec miasta, na szczęście miejsce, w które chciał go zabrać, nie znajdowało się daleko. Nie słyszał, by dzisiaj mieli jakieś ważne wydarzenie, nie powinno więc być problemu z tym, żeby trochę sobie popatrzyli… A zwłaszcza, żeby Ezra popatrzył i może kogoś poznał.
Teatr Muzyki, bo to do niego Orion zaciągnął Ezrę mieścił się na głównej ulicy, niedaleko pałacu, za to trochę na lewo, w wielkim budynku wyrastającym wysoko ponad domy mieszkalne, ale mimo to nie sprawiając wrażenia przytłaczającego. Lodowa budowla odrobinę przypominała koloseum, tyle że zadaszone z kilkoma wieżyczkami, szerokimi schodami prowadzącymi do drzwi i kolumnadą otaczającą cały budynek.
- Zapraszam pana – Orion uśmiechnął się uroczo do Ezry, przytrzymując dla niego drzwi, wpuszczając go do ciepłego wnętrza Teatru.
Znaleźli się w korytarzu otaczającym cały budynek, po obu stronach drzwi w górę, na galeryjkę prowadziły nieco zakręcające schody. Pod balkonem znajdowała się szatnia z kontuarem, za którym siedział jakiś znudzony nastoletek i ziewał szeroko, prawie przysypiając na krześle. Orion zagrzył wargi, powstrzymując śmiech na jego widok, ale zaraz podszedł do niego, spraiwając ze przerażony podskoczył na swoim krześle.
- Nie spię! – oświadczył, ocierając ślinę z kącika ust.
- Właśnie widzę – parsknął Orion, zdejmując swój płaszcz i podając go przez kontuar. A kiedy pomagał Ezrze, chłopak spojrzał na nich nie do końca przytomnym wzrokiem.
- Yyyyyy… ale dzisiaj nie ma koncertu – powiedział, mimo wszystko odwieszając płaszcze na miejsce obok siebie, podając drewniane bloczki z numerkami oznaczającymi haczyki, na których wisiały Orionowi.
- Nie przyszliśmy na koncert – odpowiedział białowłosy, a portier tylko wzruszył ramionami, drapiąc się po głowie, jakby zastanawiał się, co w takim razie można było robić w tym miejscu.
Orion pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem pociągnął Ezrę w jedną część korytarza. Wystrój całego Teatru utrzymany był w biało-niebieskiej tonacji, z żyrandolami w kształcie lodowych wodospadów zwisajacych z sufitu lodowymi kryształkami. Na sufitach przedstawione były sceny z mitologii Kraju Wody, która pełna była dobrych duchów i tajemniczych istot, zwiewnych jak babie lato i delikatnych jak płatki śniegu. Czerń ziemi, błękit magii i biel śniegu podkreślały podniosły charakter tego miejsca, ale również tajemnice kryjącą się w kulturze, którą mieszkańcy tego kraju tak skrupulatnie przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie.
Kiedy już zwiedzili korytarz na pierwszym pietrze, Orion zaciągnął Ezrę na wyższe piętro, gdzie podwójnymi drzwiami wchodziło się na główną aulę z okrągłą sceną znajdującą się po środku pomieszczenia i otoczoną widownią, która schodziła w dół w stronę sceny. Siedzenia były wygodne, obite granatowym pluszem. W auli było ciemno, tylko wokół sceny paliły się lampy, rzucając na nią i rozkładającą się orkiestrę rozchwiany, tajemniczy blask.
- Oh, chyba mamy szczęście – szepnął Orion, łapiąc Ezrę za dłoń i prowadząc go niżej pomiędzy siedzeniami, by mogli usiąść bliżej sceny. Kierująca orkiestrą kobieta z batutą w ręku zauważyła ich, ale Orion wiedział, że tak długo jak nie będą im przeszkadzać w próbie, nie wygoni ich. Usiedli wygodnie, a mag wody pokazał Ezrze gestem by zachował ciszę. Podejrzewał, że nie potrzebował mu dwa razy powtarzać. Zwłaszcza kiedy w ciszy rozległ się dyskretny znak, że próba się zaczyna, kobieta uniosła batutę i po chwili napięcia, gra się rozpoczęła.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Przyglądanie się jak Finni odtaja było jednym z bardziej stresujących momentów w życiu Louriela. Czekał aż ten coś powie, aż oświadczy, że wszystko w porządku i nie musiał się martwić, choć z oczywistych powodów nie miał zamiaru na tym poprzestać, ani tym bardziej wyrzucić z głowy uczucia zaniepokojenia stanem blondyna. Chciał jedynie wiedzieć, że ten czuł się relatywnie w porządku. A kiedy otrzymał potwierdzenie, że owszem jest okropnie zmęczony, ale w gruncie rzeczy raczej zdrowy, odetchnął z ulgą. A kiedy Finni zaczął pełnoprawnie marudzić, musiał się roześmiać. Jego Papużka. Jego słodki, nieprzystosowany, zmęczony i nadal tak kochany Finni. Nie mógł się doczekać momentu, w którym wziąłby go w ramiona i pozwolił mu zasnąć.
- Mówiłem ci, wojsko Kraju Wody różni się diametralnie od tego Kraju Ognia. Zwłaszcza Straż Pałacowa. Mój ojciec zawsze powtarza, że rycerze i władca są dla ludzi, dopiero potem dla siebie – powiedział dumny z wartości jakie prezentowała sobą rodzina królewska i jej najbliższe otoczenie w postaci Straży. Louriel od zawsze uważał, ich bardziej za pomoc mieszkańcom miasta niż prawowitych wojskowych, choć wiedział, że na wojnie znali się lepiej niż choćby magowie wody, niż on.
- Na szczęście nie musisz się już tym na razie przejmować. Ojciec był u mnie dzisiaj i powiedział, że koniec z twoją karą, więc tak naprawdę teraz dopóki nie zechcesz, wcale nie musisz iśc na szkolenie, masz czas żeby się zaaklimatyzować – powiedział, podczas gdy Finni wycierał się i przebierał w piżamę by zaraz pociągnąć księcia na łóżko.
Louriel zadowolony, oparł się o klatkę piersiową mężczyzny, pozwalając mu zajadać przyniesioną kolację, samemu upijając mu łyczek gorącej herbaty, słuchając z przyjemnością jak ten opowiadał o tym, co robił kiedy go nie było. A przynajmniej do momentu, w którym się nie zaciął, a potem zaczął jakąć, jakby prosił go o coś niemoralnego. Słysząc o co chodzi, Lusiek miał ochotę pacnąć go w czoło i oświadczyć, że przecież wszystko miał, należało też do niego, ale podejrzewał, że to nie był najlepszy moment na wbicie mu tego do głowy. Minęło zbyt mało czasu, w którym nawet nie mieli czasu porozmawiać o tym, co dalej, co ich łączyło i co mieli zamiar dalej z tym zrobić. Dlatego jedynie uśmiechnął się i odwróciwszy głowę, pomiział nosem policzek mężczyzny.
- Oczywiście, Papużko. Pożyczę ci tyle ile potrzebujesz, a o spłacie porozmawiamy później – powiedział głośno, nigdy – pomyślał, uśmiechając się do maga ognia uroczo. – Na co potrzebujesz pieniędzy? – zapytał, biorąc jego dłoń w swoją i bawiąc się palcami blondyna. Co by to nie było, miał zamiar dać mu tyle i jeszcze więcej, ale podejrzewał, że gdyby nie zainteresował się odpowiednio, skoro to była pożyczka, mogło wyglądać podejrzanie i Finni tylko czułby się niekomfortowo, że chciał mu tyle dać.
Słysząc jednak powód, dla którego Finni chciał się u niego zadłużyć, Louriel strzelił sobie mentalnie w czoło.
- Na moje łuski, przepraszam cię, Finni, zupełnie o tym zapomniałem, nic dziwnego że tak marzłeś… - westchnął, odwracając się do maga ognia i otaczając go ramionami i nogami, by przytulić się do niego całą powierzchnią ciała. Pogładził go po plecach, mrucząc jak bardzo mu przykro i że porozmawia z ojcem, by mogli jak najszybciej ten błąd naprawić.
- Kupimy ci coś cieplutkiego i wygodnego! – oświadczył, zaraz mięknąc cały w środku, kiedy blondyn ziewnął rozdzierająco.
Louriel natychmiast zarządził spanie, choć kiedy spoglądał na zegarek widział, że nie było nawet szesnastej. Wpakował byłego gwardzistę pod kołdrę, okrył go szczelnie kocem, a potem złapał w ręce książkę i zaczął mu czytać, chcąc by mężczyzna jak najszybciej zaznał odpowiedniej dawki snu. Nigdzie im się nie spieszyło, zwłaszcza że teraz mieli mieć dla siebie tyle czasu ile tylko chcieli… Czytał z pół godziny, choć po pięciu minutach widział jak spokojnie unosiła się klatka piersiowa mężczyzny, chcąc być pewnym, że ten na pewno odpowiednio odpocznie. A kiedy już się upewnił, że spał i nie miał zamiaru się obudzić, ucałował go w czoło, poprawił na nim koce i stwierdzając, że jest za wcześnie by do blondyna dołączyć, przeniósł się do gabinetu, zabierając się za ważne dokumenty, których nazbierało się podczas jego nieobecności. Przy okazji zaczął planować, do pory Zamieci pozostało mało czasu, a to znaczyło że musiał wszystkich uczniów mieszkających poza stolicą odesłać do domów póki podróż nie była jeszcze aż tak niebezpieczna.
Kiedy skończył, dochodziła dwudziesta druga. Było zupełnie ciemno, na dworze sypał śnieg. Książę wrócił do sypialni, gdzie zastał śpiącego w najlepsze Finnegana. Uśmiechnął się do siebie, widząc jak spokojnie ten spał, samemu zaraz przebierając się w piżamę i dołączając do blondyna pod kołdrą, wtulajac się w niego jak w wielkiego misia. Westchnął przy tym błogo, odnajdując pozycję idealną, nie był aż tak zmęczony jak Finni, ale zamartwianie się mu nie służyło, więc i on po chwili głęboko spał.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:17 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Chociaż cenę za ubranie skrzętnie odnotował sobie w głowie, mimo że zielonego pojęcia nie miał ile to wynosi i jak długo będzie musiał pracować żeby mu oddać, cieszył się niezmiernie z otrzymanej pomocy. Ubranie jakie miał na sobie autentycznie sprawiało, że było mu ciepło! Dodatkowo, mógł z łatwością schować dłonie w poły materiały i odczuwać z racji tego pełen komfort. Nic na plecach się nie napinało, nic go nie dusiło i nie ograniczało pola widzenia. Mógł swobodnie hasać po ulicach ubitego śniegu, trzymać Oriona za rękę i prowadzić z nim żywą dyskusję. Wtulając się w swojego Tygrysa czuł przyjemny dotyk jego szat, a zaciągnięcie go gdzieś nie stanowiło już wyzwania logistycznego.
Wychodząc na pogrążoną w mroku i drobnym padającym puchu ulicę podniósł głowę obserwując nikły spektakl świateł rozgrywający się nad ich głowami do momentu pojawienia się światła latarni. Ponownie już dnia dzisiejszego nieco mocniej ścisnął jego dłoń i kierując po chwili roziskrzone ze szczęścia oczy na złote tęczówki, uniósł pytająco brew.
- Zwiedzanie? To nie wracamy? – Dopytał ale słysząc o całkiem innych planach pokiwał przecząco głową gdy Orion upewniał się czy jest mu zimno. Nie, w nowych ciuchach było mu zaskakująco ciepło i dopóki również i one nie przestaną go chronić, nie wrócą. Do tego czasu chętnie się trochę rozrusza bo dwa ostatnie dni, trzeba przyznać, złapał lenia. Dlatego biorąc go ciasno pod rękę ruszył spacerowym krokiem przez kolejne szersze i węższe uliczki. Z zaciekawieniem śledził straż pałacową wypełniającą – jak dla niego – całkowicie niedorzeczne obowiązki o które zaczął go wypytywać. Cóż, ostatecznie doszedł do wniosku, że słusznie postąpił odmawiając wcielenia. Nie żeby nie cenił takiej pracy! Ale Finni w takich przysługach odnajdzie się całkowicie inaczej, lepiej, niżeliby się to miało udać jemu.
Wchodząc na główną drogę prowadzącą między innymi na gościniec, główny szlak handlowy, obejrzał się za siebie i przylegając nieco mocniej do jego boku, chroniąc się przed podmuchem wiatru, spojrzał na górujący nad miasteczkiem budynek do którego widocznie zmierzali. Teatr Muzyki. To tutaj dostał pismo z prośbą o przesłuchanie i to tutaj do tej pory nie miał odwagi postawić stopy, ba! On się bał myśleć o tym jak wyglądała organizacja pracy, jak mógłby spróbować się dostosować i w ogóle, jakby się w tym odnalazł. W momencie więc przekraczania progu przełknął nerwowo ślinę po to by zostać szczelnie otulonym ciepłym powietrzem. W pierwszej chwili zadrżał otulając się rękami. Dopiero czując za sobą jego ciepłe ramiona pozwolił ściągnąć z siebie płaszcz, samemu oglądając hol.
Na pierwszy rzut oka, miejsce z każdego kąta krzyczało swoją niezwykłą atmosferą i kunsztem wykonania. Dodatkowo, panowała tu jakaś wyniosłość, coś nakazywało mu zachować całkowitą ciszę chociaż wodząc po ciemnej boazerii ledwo powstrzymywał uchylone usta. Było pięknie, miękkie niebieskie bądź białe światło. Wszystko go przyjemnie otuliło, zresztą sam Orion zrobił po chwili to samo i prowadząc go w pierwsze z wielu miejsc, pozwolił wszystko dokładnie oglądać.
Wchodząc na wielką salę z sufitu której zwisał wielki żyrandol przypominający zlepione ze sobą płatki lodu już w ogóle się nie hamował. Liczył na to, że prowadzący go Orion uważa na to gdzie ten stawia nogi, a on z zadartą głową wyłapywał kolejne drobne arcydzieła. Fresk pokrywający dach przedstawiał scenę z lasu, w każdym miejscu upchnięta była jakaś istota, on nazwać potrafił tylko jedną kobietę którą swego czasu spotkali w lesie za cmentarzem. Dodatkowo gdy tylko wyostrzył wzrok zauważył błądzące między postaciami niebieskie ogniki, dusze. Od razu lekko szarpnął Oriona za rękaw i wskazując mu jeden przeczytał pięknie wykaligrafowane nazwisko. Od razu dowiedział się, że byli to zasłużeni dla Teatru i kultury artyści, którzy mieli czuwać nad sceną.
Całe to miejsce, zaczynało go coraz mocniej urzekać.
Prawie spadając z drobnych schodków uśmiechnął się przepraszająco do Oriona. Złapany połasił się jeszcze raz o spojrzenie w górę, dostrzegł masę instrumentów namalowanych już na samych ścianach, aż miał ciarki na plecach! W życiu czegoś takiego nie widział i zapytany, nie umiałby nawet powiedzieć co czuł! Było pięknie, mistycznie, tajemniczo. A później zadrżał mocno słysząc jak ktoś delikatnie otarł smyczkiem o struny altówki.
Odwracając się w stronę sceny momentalnie dostrzegł ustawioną orkiestrę, a jego oczy urosły do wielkości spodków. Nigdy nie miał okazji dostrzec tak wielu muzyków w jednym miejscu, do tego wyglądających tak profesjonalnie. Potrząsnął lekko jego ręką żeby zaproponować mu posłuchanie, nie musiał. Orion sam wziął go bliżej sceny, a gdy zajęli miejsce – za niemym przyzwoleniem kobiety prowadzącej – rozpoczęła się próba.
Był… onieśmielony. Nie! To za mało powiedziane. Całość próby przesiedział z głową opartą na dłoniach których łokcie ułożył na kolanach. Tylko przez fakt takiej pozycji nie miał rozdziawionych ust. Gładkie przejścia, współgranie dźwięków, zaawansowane łączenie, wręcz wtrącanie się! On widział to trochę jak żywa konwersacja poszczególnych instrumentów z czego części w ogóle nie umiał nazwać! Muzyka dokładnie trafiła tam gdzie jej nadawca chciał ją wysłać i gdzieś pod koniec bardzo emocjonującego utworu w jego oczach zalśniły łzy. Nie wiedział do końca co próbowano mu opowiedzieć ale przekaz odebrał zrozumiale. Otrząsnął się dopiero czując ciepłą dłoń ścierającą mu zabłąkaną łzę z policzka. Szybko się wyprostował i ciągając nosem przetarł oczy.
- Przyjdźmy kiedyś na przedstawienie? – Poprosił szeptem jeszcze raz przecierając oczy. Chociaż dokładnie nie wiedział z jaką intencją został napisany ten utwór, całość atmosfery tego miejsca skutecznie napędzała wyobraźnię.
- Dawno nie było kogoś kto rozumiałby bez słów. – Ezra drgnął na mocny dźwięk kobiecego głosu echem roznoszącego się po sali i podnosząc głowę delikatnie nad siedzenie przed sobą, spojrzał na dyrygenta stojącego aktualnie przodem do nich. Smukła sylwetka odziana w intensywnie lśniące, jasno niebieskie szaty, z rudym warkoczem luźno upiętym z tyłu głowy.
- Kim jesteście? Możemy w czymś pomóc? – Zapytała cały czas wpatrzona w Ezrę, który notabene, zsunął się całkiem nisko chowając za siedzeniem i udając, że go wcale tam nie ma. W tym czasie ogarnął się nieco bardziej z tymi łzami w oczach i pociągającym noskiem po czym chciał ruszyć cichaczem do wyjścia. Wpadł jednak na nogi Oriona który uparcie nie rozumiał taktycznego odwrotu i zaczął z kobietą rozmawiać.
- Polecenie na przesłuchanie od cesarza? – Dopytała nieco zdziwiona stając na palcach żeby ponownie spojrzeć na Ezrę. Ten wstał dopiero gdy go Orion pstryknął w środek czoła i wzdychając ciężko, spojrzał prosto w bystre oczy kobiety.
- Nie jesteś stąd. – Oświadczyła na co Enzra pokiwał głową na nie.
- Jestem z Kraju Ognia.
- Na czym grasz?
- Na skrzypcach.
- Czytasz nuty? Komponujesz? Emisja głosu? – Drążyła nadal, a on nagle poczuł się na mocno niewłaściwym miejscu.
- Podstawowe nuty, nie śpiewam w ogóle, nie komponuję. – Przyznał się nie mając zamiaru kłamać. To, że pewne utwory umiał i lubił zmieniać, chociażby co do tempa nie oznaczało, że umiał to zapisać.
- Przyjdź jutro. Masz swoje skrzypce? – Dopytała na co on zdziwiony uniósł pytająco jedną brew.
- Mam. Ale dlacz….
- U nas mało osób gra na skrzypcach. Materiał na dobre skrzypce jest rzadki toteż są drogie. Taniej wychodzą chociażby altówki. Dodatkowo tak wysokie dźwięki nie są dla każdego ucha, ciężko się uczy na nich grać. Chce usłyszeć, przyjdźcie jutro skoro i tak mieliście przyjść. – Mimo swojej początkowo ostrej postawy, uśmiechnęła się do nich ciepło wiedząc, że lepsza była skromna osoba która wymagała jedynie odrobiny warsztatu niż podrostek twierdzący, że umie wszystko i ostatecznie nie nadążający za resztą.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:19 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Orion nie był znawcą muzyki. Oczywiście potrafił dostrzec artystyczne aspekty, mógł nawet z całą pewnością powiedzieć, że coś było niezwykle piękne, podniosłe, czy smutne, ale do niego w przeciwieństwie do Ezry przekaz nie do końca docierał. Słyszał, ale poza tym, że dźwięki stanowiły harmonijną całość, sprawiającą że miał gęsią skórkę na rękach, nie doszukiwał się w nich drugiego dna. Ale najwyraźniej mag ognia tak, o czym świadczył jego stan. Jeszcze nie widział, by jego Śnieżynka była czymś tak zafascynowana. Praktycznie nie mrugał, wgapiony w scenę, śledząc wzrokiem batutę i pociągnięcia smyczków, wzdrygajac się na mocniejsze fragmenty, roniąc łzy podczas tych wolniejszych, pełnych emocjonalnych nut. A kiedy występ się skończył i zaczął pełnoprawnie płakać, Orion nieco zaskoczony, ale użeczony magiem ognia, starł mu wierzchem dłoni słone stróżki, przez chwilę nie zwracając uwagi na kobietę, dopóki ta nie stanęła przed nimi w lekkim rozkroku, trzymając batutę jak niezwykłą broń.
- Um… w pewnym sensie tak, aczkolwiek nie do końca – odpowiedział Orion na pytanie kobiety, marszcząc lekko brwi na zachowanie Ezry, a kiedy ten jeszcze spróbował uciec, nie pozwolił mu, przytrzymując w jednym miejscu. – Nazywam się Orion Crane, a to jest Ezra Matros, Ezra chciałby z wami grać, gdzieś powinien mieć list polecający od cesarza z prośbą o zorganizowanie mu przesłuchania, ale nie ma go dzisiaj przy sobie – westchnął, uśmiechając się lekko do kobiety, niekoniecznie będąc zadowolony z faktu, że jej spojrzenie ani na sekundę nie zsunęło się z jego słodkiego maga ognia.
Przysłuchiwał się krótkiej rozmowie jaka wywiązała się między tą dwójką, zastanawiając się, gdzie się podział jego mały agresor, jeszcze nigdy nie widział go tak onieśmielonego, chyba że przy cesarzu, ale jego tam nie było… Ostatecznie stwierdził, że nie będzie się wtrącał, w końcu to Ezra chciał się dostać do orkiestry, a on mógł tam zostać w ramach wsparcia, cały czas stojąc blisko i gładząc go uspokajająco po plecach, dopóki kobieta nie stwierdziła by pojawił się dnia kolejnego już ze skrzypcami. Brunet i ruda wymienili jeszcze kilka uprzejmości, a potem kiedy drygentka wróciła na swoje miejsce na scenie, pozwolił mu posłuchać jeszcze jednego utworu, samemu czerpiąc radość z widocznych na jego twarzy emocjach. A kiedy próba się skończyła, wyciągnął go na zewnątrz, odbierając wcześniej płaszcze od zaspanego nastolatka.
- I jak wrażenia? – zapytał Orion, kiedy wychodzili na zewnątrz, gdzie śnieg padał coraz gęściej, pokrywając ciężkim puchem ulice i domy. – Jak ci się podoba w Teatrze?
Ruszyli ulicą trzymając się za ręce, Orion przy tym bardzo uważał, by Ezra nie poślizgnął się na oblodzonych chodnikach, samemu całkiem przyzwyczajony do takich okoliczności przyrody. Nie był pewien, czy chciał już wracać do Akademii, ale na zewnątrz robiło się coraz chłodniej i nawet ciepłe ubrania zaczynały przepuszczać lodowaty wiatr. Orion musiał postawić kołnierz swojego płaszcza, by ukryć uszy, które zaczynały się robić czerwone od niskiej temperatury.
- Chcesz wejść do herbaciarni? Albo do gorących źródeł? – zapytał ostatecznie, stwierdzając, że jedna z miejscowych atrakcji do tego w pobliżu Akademii to nie był najgorszy z wyborów.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:20 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Za dużo wstrząsających nim emocji których w ogóle w sobie nie rozumiał. Za dużo kotłujących się w głowie myśli, które na dobrą sprawę do tej pory płynęły leniwym tempem. Dopiero gdy spróbował je przeanalizować, dzióbnął je przysłowiowym patykiem, zamącił na tyle skutecznie żeby te kilka łez popłynęło po jego policzkach. A później nie było wcale lepiej bo kompletnie nie umiał wysłowić się przed kimś kto zajmował jakąkolwiek pozycję. Mentalność przebywania na najniższym szczeblu hierarchii jeszcze długo go nie opuści, tym samym jego pewność siebie którą tak kipiał przy kimś kogo wiedział, że może w jakiś sposób zdominować prysła. Zdziwił się jednak zarówno na zasób swojej wiedzy której chyba niekoniecznie był świadom oraz na samo zaproszenie na przesłuchanie.
W momencie gdy wyszli z Teatru, a chłód późnego popołudnia owiał mu zgrzane do czerwoności policzki, otulił się mocniej płaszczem po to by przytknąć wierzch dłoni do rozpalonej twarzy. Przymknął przy tym na chwilę oczy zastanawiając się co w ogóle się z nim stało. Od czasu przekroczenia granicy, od chwili opuszczenia Kraju Ognia zwyczajnie był inny. Chociaż pierwsza myśl jaka cisnęła się mu do głowy to miękki. Przestał warczeć, obrażać, irytować się czy rzucać na lewo i prawo sarkazmem. Był zdecydowanie spokojniejszy, a to przekładało się na jego szczęście. Uśmiech rzadko kiedy schodził mu z twarzy, częściej się czymś zachwycał albo w czymś zatracał. Na samego Oriona reagował niesamowicie entuzjastycznie, nawet do Finniego nie był nigdy tak nastawiony! Zatarły się mu granice fizyczności, białasek mógł z nim robić co tylko chciał, a z drugiej strony złapany przez kogoś innego już się nie wyrywał pod pretekstem zachowania dystansu. Zupełnie tak jakby znalezienie się w tym chłodnym miejscu rozmroziło mu serce. Jakby otoczenie ludźmi którzy w pełni go akceptowali sprawiło, że wreszcie opuścił gardę i pozwolił sobie czuć. Oczywiście w szczególności była to zasługa ciepła i dobrego serca Oriona ale sam w sobie, pozwalając na to wszystko, również miał w tym udział.
Gdy wreszcie jego oczy podniosły się ze świeżego puchu na ulicy natrafił od razu na zatroskane złote spojrzenie. Uśmiechnął się przy tym do niego delikatnie i wkładając ręce pod jego płaszcz, mocno się do niego przytulił na chwilę chowając całkowicie w jego ramionach i materiale ubrania.
- Nawet nie wiem co Ci powiedzieć. Ja nie rozumiem swojego zachowania… – Zaczął, a otrzymując całusa w czoło i pogładzenie po włosach, westchnął cicho wtulając się tylko mocniej, wsłuchując w równy rytm serca.
- Jakoś tak, od kiedy tu jestem albo w ogóle. Od kiedy jestem z Tobą sam siebie nie poznaję. – Przyznał. Usłyszenie, że to nic złego, ba! Nawet wskazane w nowym otoczeniu, które w tym wszystkim również ponosiło winę, zapewnienie że go nadal mocno kocha, okazanie dumy i wsparcia szybko go uspokoiły. Nie puszczał go jeszcze przez momencik, pocierał nosem jego pierś szczerząc się samemu do siebie.
- Muszę nastroić skrzypce. – Stwierdził w końcu, stwierdzając że podejmie jutrzejsze wyzwanie. To miało przecież być drzwiami do całkowicie nowej przyszłości. Takiej pozbawionej codziennego widoku krwi, za to z perspektywami rozwoju pasji siedzącej w nim od najmłodszych lat. Na to bowiem wszystko wskazywało. Jeżeli się dostanie będzie musiał prężnie uczyć się nut, emisji głosu, najpewniej prowadzenia zajęć. Będzie musiał nauczyć się razem, osobno, na komendę, na wyczucie. To będzie straszna masa roboty! A on już się na nią zaczynał cieszyć.
- Do herbaciarni? Chciałbym jeszcze chwilę porozmawiać. – Stwierdził biorąc go pod rękę i wtulając się w jego bok skierował swoje kroki do miejsca w którym już kiedyś był, a które miało ich tak przyjemnie rozgrzać.
Wchodząc do znanego pomieszczenia, pachnącego jodłowcem i ziołami, spojrzał na dziewczynę za ladą po to by równo z Orionem poprosić stolik na górze. Dokładnie ten przy którym siedzieli wcześniej, dokładnie ten do którego podeszli już boso i zajęli miejsca naprzeciwko siebie. Ezra jednak szybko zrezygnował i siadając po prawej Oriona żeby móc cały czas trzymać go za rękę, zamówił herbatę z imbirem cytryną i miodem, poprosił również o lekko słodkie ciasteczka i miseczkę orzechów które już wcześniej polubił tutaj chrupać. Gdy zostali sami pochylił się lekko w jego stronę żeby cmoknąć go w policzek po czym uśmiechnął się nieco smutno.
- Rozumiem ten dyskomfort mieszkania w Akademii ale jak my chcemy kupić jakiś dom? – Zapytał cicho, niepewnie ale z tą myślą nosił się już jakiś czas. Owszem! Chciałby dzielić z nim tak spokojne życie ale jego kariera muzyka nie była jeszcze ani odrobinę pewna, oznaczało to, że nie miał grosza przy duszy. – Wiem, że masz oszczędności ale to na pewno nie jest tania sprawa, a jeszcze trochę minie zanim ja cokolwiek zarobię… – Gdy na stoliku pojawiły się dwa małe dzbanki wypełnione pysznie pachnącą cieszą, jemu od razu ślina napłynęła do ust. Przysunął się jeszcze bliżej Oriona żeby siedzieć z nim ramię w ramię po czym gładząc jego dłoń wrócił do tematu.
- Chyba, że jest jakaś alternatywa? Masz już na to jakiś pomysł? – Dopytał kładąc głowę na jego ramieniu i patrząc na niego wręcz z nabożnym uwielbieniem. Dzisiaj ponownie tyle dla niego zrobił… chciał się jakoś odwdzięczyć albo chociaż, pokazać mu jak dobrze było przy jego boku.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:21 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Orion widząc jak mocno zagubiony w nowym otoczeniu Ezra był, martwił się o niego. Doskonale rozumiał, dlaczego w jednym momencie jego osobowość nagle zmieniła się nie do poznania i wcale nie zamierzał go przez to kochać mniej. W końcu to nadal był Ezra, tylko jeszcze nie poukładał sobie wszystkiego w głowie. Nie tylko klimat jego środowiska się zmienił, ale także ludzie, których na dobrą sprawę w ogóle nie znał, kultura, która była tak odmienna od tego, co prezentował sobą kraj ognia. No i same relacje jakie panowały pomiędzy ludźmi, brak aż tak wyraźnych różnic pomiędzy poszczególnymi kastami, choć przecież różnili się i zamożnością i wykształceniem i statusem. Kraj wody nie opierał się na pojęciach takich jak „lepszy” czy „gorszy”, ucząc swój lud, że każdy zasługiwał na szacunek. W końcu wszyscy byli takimi samymi żywymi istotami. Po tym co Orion widział w kraju ognia, po tym jak zauważył jak traktowano samego Ezrę, domyślał się, że zmiana nastawienia, choćby do niego samego wymagała kilku chwil by się do niej przyzwyczaić. Wierzył, że w końcu to się stanie, że mag ognia poczuje się na tyle pewnie ze sobą i z otaczającymi go ludźmi, że jego pewność siebie w końcu wróci. A nawet jeśli nie, to Orion nigdzie się nie wybierał. Kochał tę małą Śnieżynkę i nie zamierzał zostawić go samemu sobie.
Słysząc, że Ezra zamierzał podjąć wyzwanie rzucone mu przez dyrygentkę Teatru Muzyki, Orion uśmiechnął się z dumą, ściskając mocniej w swoich ramionach niskiego bruneta, całując też delikatnie jego czoło. Był z niego taki dumny. Nawet jeśli niekoniecznie chciał się znaleźć w Kraju Wody, to kiedy już w nim był, dawał z siebie wszystko i to tak, by w końcu robić coś, co chciał i co, ku największej uciesze Oriona, nie wymagało od niego zabijania i narażania siebie na nieustanne niebezpieczeństwo. Był spokojniejszy, wiedząc że nie musiał się martwić o niego bardziej niż w kwestii tego, czy nie jest mu za zimno.
- W takim razie chodźmy na herbatę – uśmiechnął się, zaraz przenosząc ręce z ramion Ezry na jego dłonie, by unieść je jeszcze na chwilę do swojej twarzy i ucałowawszy jego knykcie w rękawiczkach, zaraz puścić jedną rękę bruneta i pociągnąć go za drugą w kierunku znajomego już chłopakowi miejsca.
W środku było bardzo ciepło i klimatycznie, pachniało ziołami i delikatnymi wypiekami podawanymi do herbaty, a które Orion tak uwielbiał. Nie za słodkie, aromatyczne jak sama herbata i rozpływające się na języku. Poprosili o stolik, a kiedy zostali zaprowadzeni do „swojego” miejsca, gdzie Orion często przesiadywał, kiedy Ezra wrócił do Kraju Ognia, zamówili herbatę, Orion wziął dla siebie z jaśminem i nowość, gruszkową, a potem wrócili do rozmowy. Kiedy Ezra usiadł obok niego, uśmiechnął się, natychmiast zbliżając się jeszcze bardziej, by zetknęli się ze sobą ramionami. Uwielbiał czuć jego obecność przy sobie, wiedzieć że jest obok i nigdzie się nie wybiera. Uspokajało go to.
- Nie musisz się tym na razie martwić – oświadczył, uśmiechając się do Ezry uspokajająco kiedy ten zaczął temat ich wyprowadzki. – Poprosiłem o pomoc przyjaciółkę, da mi znać jak znajdzie dla nas coś odpowiedniego. Wie, że jesteśmy we dwóch i że nie mamy jakiegoś wielkiego budżetu. Poza tym, nie musimy od razu płacić za całość – dodał, trącając go przyjaźnie w bok. – Vianna jest pośrednikiem handlowym, do tego bardzo zdolnym, jestem pewien, że dogada się dla nas z właścicielami, żebyśmy mogli spłacać po trochu – stwierdził pewnie, nalewając sobie czarkę herbaty gruszkowej i uśmiechając się do siebie, kiedy czuł ciężar głowy chłopaka na swoim ramieniu.
- Pomyślałem sobie za to, że gdybyś chciał, moglibyśmy urządzić nasz nowy tom trochę bardziej w stylu kraju ognia, co ty na to? – zapytał, poprawiając się tak, by siedzieć z jedną ręką opartą za plecami bruneta, niemal oplatając go w pasie ramieniem. – Łóżko z masą poduszek, niskie stoliki, jakieś jaskrawe kolory, myślę że żółty w salonie byłby całkiem niezły – mówił, nieco rozmarzony, opierając głowę o głowę Ezry, ciesząc się z tej chwili spokoju.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:21 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Ciepłe wnętrze herbaciarni oraz wygodna filiżanka mieszcząca się w dwóch złączonych dłoniach, wypełniona aromatyczną herbatą sprawiły, że delikatnie przymknął oczy wodząc wzrokiem po malunkach na ścianach. Żółte oczy sowy znajdującej się na przeciwko nich wydawały się ich śledzić jednak, pozbawione wyraźnej drapieżności nie powodowały dyskomfortu. Udzielała się za to atmosfera ciszy, coś czego on tak rzadko doświadczał, a co dodatkowo przez obecność Oriona przy boku, napawało go satysfakcją. Dziwnie niezbędna potrzeba realizowana w tym miejscu przed jutrzejszym, niewątpliwie stresującym dniem był idealnym zakończeniem emocji jakie miały miejsce dzisiaj. Ot, pokocha i najpewniej wprowadzi w życie zdecydowanie częstsze wypady do tego miejsca. Jednocześnie spojrzał na białaska, kładąc mu brodę na ramieniu, gdy ten pociągnął rozpoczęty przez niego temat.
Możliwość albo wręcz prośba o nie przejmowanie się kwestią finansów oraz kształtem ich niezależnego mieszkania sprawiła, że zmarszczył nos. Chciał mieć w tym wszystkim czynny udział, a żyjąc w społeczeństwie tak różnym od tego które dotąd znał, czuł wręcz potrzebę "pomacania" wszystkiego co miało być ich. Wyjaśnienia jakie padły sprawiły jednak, że grymas ten zniknął z jego twarzy, a on wsłuchując się w jego szept pokiwał powoli głową. Znajomości! To czego wykorzystywanie przynosiło najlepsze skutki, niezależnie od tego jaką później ponosiło się cenę. Osobie, która Cię znała jakoś tak gorzej było Cię oszukać czy naciągnąć toteż on również z tego często korzystał chociaż w kwestiach zgoła innych.
- Ocho, będę zazdrosny. - Zażartował za co poza dostaniem w bok raz, zaraz dostał też drugi. Od razu się przy tym zaśmiał i wyciągając dotąd podkulone nogi, jedną przerzucił mu przez udo. Cóż, on był trochę jak kot. W wielu bardzo nienaturalnych pozycjach było mu zwyczajnie wygodnie i chociaż Orion jeszcze nie miał okazji się przekonać jak wiele rzeczy może zrobić z nogami, on się krępować nie zamierzał w takich jak ten momentach.
- Ok, u nas czegoś takiego nie ma. - Przyznał szczerze słuchając uważnie na czym profesja dziewczyny polegała i znajomość kogoś kto znał wszystkich chętnych pozbycia się swojego majątku była niezwykle przydatna! Ba! Oficjalnie uplasowała się na pierwszym miejscu jego rankingu przydatnych znajomości. Na kolejną padającą kwestię jego oczy zalśniły jednak mocniej niż do tej pory. Od razu przyjrzał się jego twarzy, od razu sprawdził czy sobie nie żartuje albo go nie podpuszcza - chociaż znał go już dosyć dobrze czasem nadal się tego obawiał - po czym usiadł prosto, przysunął się jeszcze bliżej i przez jego udo przerzucił już dwie nogi. Jednocześnie pochylił się do przodu uśmiechając szczerze.
- Serio mówisz? Bo... bo... jeżeli to ma być jakieś niepraktyczne to wiesz, ja przywyknę! - Zapewnił chociaż słysząc o kolorach w salonie, poduszkach w sypialni i niskim stoliku do którego musieliby siadać na podłodze, jego uśmiech tylko się poszerzył. - Wiesz! To byłby miły kontrast dla tej bieli za oknem! Ciepłę kolory, może nawet ciemniejsze niżeli takie jasne? Czerwony pas na środku? - Zaczął marzyć trochę więcej niż na ten moment powinien ale gdy sam Orion podłapał temat i zaczął wymyślać: ciemne meble, pstrokaty dywan, masa poduszek i jakaś roślinka, sam zaczął dorzucać swoje trzy grosze! Sypialnie ustalili, że zrobią jednak w klimatach standardowych dla Kraju Wody. Mimo ciemnego drewna na ścianach, jasno niebieska pościel która koniecznie musiała być bardzo ciepła! Białe poduszki, tysiące poduszek! W kuchni musiał być duży piec, zdradził mu małą tajemnicę, że chciałby się mocno nauczyć gotować, przy tym gdy miał tylko możliwe przygryzł mu zaczepnie ucho, kradnąc również całusa gdy się do niego odwrócił. Jednocześnie zapewnił go, że on dużo przestrzeni nie potrzebował. Zasadniczo, jeżeli mieszkanie albo domek byłyby małe metrażowo, w ogóle by mu o nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie! Mogliby to bardzo przytulnie urządzić, a jednocześnie on nie odczuwałby przytłoczenia przestrzenią z którą nie wiedział co miałby zrobić. W taki też sposób ich marzenia przybrały kształt małego domku z półpiętrem gdzie mieliby sypialnię, dużym salonem i bardzo intuicyjną kuchnią. Wszystko co mogło im być do szczęścia by się mieściło, a oni mogliby zapewnić sobie tak samo przestrzeń dla samych siebie jak i taką wspólną, gdzie zapadając się w pierzu piliby herbatę i się miziali. To na co wpadł trochę później to kwestia ćwiczenia gry na skrzypcach. Nie chciałby żeby Orion w jakiś sposób cierpiał słuchając go chociaż przy pierwszym spotkaniu z jego drogim instrumentem, nie wydawał się zniesmaczony. Nie mogło więc z nim być aż tak źle.
Nawet nie wiedział gdzie umknęły im te godziny. Wypili, najedli się i obgadali dokładnie wszystko co w jakiś sposób mogło powodować ciężar na ich sercach. Ustalili pełen plan działania, z uśmiechami na twarzach i może trochę nielegalnie ale wymiziani, ruszyli w drogę powrotną do Akademii śmiejąc się, że za chwilę to Louriel im każe na zewnątrz spać skoro tak chętnie się kręcą po mieście. On, ponownie wtulony w swój nowy nabytek, szczęśliwi z niego do tego stopnia, że nawet oczy tą radością krzyczały, trzymał Oriona za rękę rozglądając się po spokojnym mieście nadal zasypywanym przez puch. Nie zdążyli jednak opuścić głównej ulicy, zasadniczo tylko skręcili w taką prowadzącą do Akademii gdy czołowo zderzyli się z jakimiś dwiema postaciami, które prawie biegiem, prawie ich staranowały.
W świetle latarni błysnęły buteleczki wypełnione oleistą cieczą. Ezra zareagował jak najszybciej umiał i śmiało mógł powiedzieć, że każde szkło w ich pobliżu było bezpieczne! Orion jak nic złapał ze trzy, on musiał stanąć na jednej nodze żeby zamortyzować upadek jednej sztuki nogą ale również dwie złapał. Wstrzymali obaj w tym czasie oddechy, zresztą te dwie dziewczyny które na nich wpadły chyba też. Dopiero gdy okazało się, że żadna ze zdobyczy nie ucierpiała w powietrze wzbiła się para westchnień ulgi.
- Och Orion! Co za szczęście, że jak już na kogoś wpaść to na Ciebie! - Pisnęła ta wyższa na co Ezra powoli schylił się po tą leżącą buteleczkę i biorąc ją do ręki, wsadzał wszystko ostrożnie do płytkiego koszyka trzymanego przez niższą z dziewczyn.
- A właśnie o Tobie rozmawiałyśmy! Chyba znalazłyśmy coś co może trafić nie tylko w Twój gust ale i Twoją kieszeń. Chociaż, nie wiem jak z satysfakcją... - Przyznała szczerze dopiero teraz zwracając uwagę na Ezrę i po dość bezczelnym przyjrzeniu się mu - nawet mimo panujących ciemności - posłała białemu najbardziej łobuzerski i znaczący jedno uśmieszek. - O obu wilkach mowa. - Skwitowała chociaż po tym rzuciła jeszcze raz upewniające się spojrzenie na Ezrę. Cóż, on z tym puklem kręconych włosów pokrytych śniegiem mógł rzeczywiście nie do końca faceta przypominać.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:21 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Kiedy rozmowa zeszła na urządzenie ich przyszłego wnętrza, Orion poczuł w sobie dekoratora wnętrz. Nie spodziewał się, że ta rozmowa może być tak przyjemna. Że z Ezrą już w najlepsze siedzącym mu na kolanach, z ciepłą herbatą i przeświadczeniem, że mogą mieć wszystko czego tylko chcieli, będzie się tak dobrze bawił. Ciężkie zasłony, czy koronkowe firanki? Biały marmur, czy żywsze kolory w łazience? Własna łaźnia z prawdziwego zdarzenia, czy zwykły prysznic, jaki mieli w kraju ognia? Te i inne rozważania zajęły im mnóstwo czasu, ale w ogóle mu się nie nudziły. Czuł się taki szczęśliwy. Jakby ten malutki domek jaki mieli w głowach z Ezrą stanowił zapewnienie, że przyszłość spędzą razem. Bardzo podobała mu się ta wizja i tym mocniej pragnął, by doszła do skutku.
Kiedy w końcu zdecydowali się wrócić do Akademii był już późny wieczór i herbaciarnia kończyła swoją pracę. Orion bardzo zadowolony, z motylami w żołądku i nadzieją grzejącą go od środka w okolicach serca wyszedł z Ezrą na zewnątrz. Nie uszli daleko, zanim ktoś z impetem w nich wpadł. Orion błyskawicznie zareagował łapiąc w dłonie upadające buteleczki z olejkami eterycznymi.
- Vianna? – zdziwił się, widząc przyjaciółkę z nieznajomą dziewczyną, która odebrała od nich buteleczki z olejkami i schowała je z powrotem do koszyka.
Wysłuchał z zaskoczeniem słów dziewczyny, odnajdując odruchowo dłoń Ezry i ściskając jego palce. Czuł ogarniające go podekscytowanie, nawet jeśli znaczący uśmieszek przyjaciółki sprawiał, że jego policzki rumieniły się odrobinę. Louriel i Finnegan znali ich historię od samego początku, ba uczestniczyli w niej, więc ich głupie spojrzenia nie robiły na nim wrażenia. Nie był przyzwyczajony, nawet jeśli nigdy nie ukrywał się ze swoją orientacją, publicznie pokazywać się z kimś tej samej płci. Nie zamierzał się ukrywać, ani nie przyznawać, musiał tylko przywyknąć. Zwłaszcza, że nawet jeśli spojrzenie Vianny było natarczywe, nie kryło w sobie wrogości, o czym niestety nie mógł powiedzieć, kiedy widział jak patrzyła na Ezrę druga z dziewczyn. A przynajmniej wydawało mu się, że nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do maga ognia, bo kiedy spojrzała na niego, jej twarz była idealnie opanowana i z uprzejmym uśmieszkiem.
- Więc, co dla nas masz? – zapytał Orion, stwierdzając że najgorsze i najlepsze co mógł zrobić, to ścisnąć mocniej palce Ezry w wyrazie wsparcia i zmienić temat z nich, na mieszkanie.
- Oh, tak! Poznajcie Lenore, jest właścicielką kilku budynków w mieście i sklepu z olejkami eterycznymi. To z nią rozmawiałam o sprzedaży mieszkania i chyba mamy dla was ciekawą propozycję – powiedziała Vianna, klaszcząc z zadowoleniem w dłonie.
- Miło mi poznać, jestem Orion, a to Ezra… mój chłopak – powiedział, wahając się przez chwilę, ale stwierdził, że w końcu musi się przyzwyczajać mówić tak na głos. Zwłaszcza, że ani trochę się tego nie wstydził. Ba, był z nim tak szczęśliwy, że miał wrażenie, że kiedy tylko pozbędzie się niezręczności, oświadczy ten fakt całemu światu.
- Mnie również miło cię poznać, Orion – Lenore zatrzepotała rzęsami, nie zaszczycając Ezry spojrzeniem, całą uwagę skupiając na białowłosym. Nie spodobało mu się to, dlatego ostentacyjnie wrócił spojrzeniem do maga ognia i uśmiechnął się do niego ciepło i z miłością, odgarniając mu z oczu kilka zagubionych kręconych lochów.
- No dobrze, nie stójmy na zimnie, chcecie zobaczyć naszą ofertę? – zapytała Vianna, ciaśniej oplatając się przemoczonym szalikiem.
Orion spojrzał na Ezrę, a widząc na jego twarzy uśmiech, spojrzał na przyjaciółkę z szerokim, szczęśliwym wyrazem.
- Chcemy – oświadczył, patrząc pewnie w oczy ich wspólnej przyszłości.
- No dobrze, w takim razie chodźmy – powiedziała Lenore, nieco kwaśno, zaraz skręcając w drogę, z której przyszli, kierując się nieco dalej w miasto.
Orion znał te dzielnice, wiedział że była raczej spokojna, nie mieszkało tu też za dużo rodzin z dziećmi, raczej starsze osoby prowadzące swoje małe warsztaty, kilka rzemieślników, raczej sporo młodych dorosłych, którzy szukali pracy. Za starzy by mieszkać z rodzicami, za młodzi na coś więcej niż pierwsze poważniejsze związki. No i jeśli się nie mylił, Paul mieszkał w tym miejscu, swoją pracownię jedynie wynajmujac dodatkowo, bo jak twierdził, nie lubił mieszać życia prywatnego z zawodowym. Ulica była niezbyt szeroka, po obu jej stronach stały dwupiętrowe domki, podzielone na mieszkania. Sporo z nich wyglądało jakby stały niezamieszkane, albo sprawiało takie wrażenie przez nieodśnieżone chodniki. Właśnie do takich schodów prowadzących na drugie piętro poprowadziła ich Lenore i Vianna.
- Uważaj, stopnie są śliskie – szepnął Orion Ezrze na ucho, łapiąc go dyskretnie w pasie, by jego Śnieżynka nie spadła ze schodów.
Znaleźli się na wąskim podeście, a Lenore zaczęła szperać po kieszeniach płaszcza w poszukiwaniu kluczy. Kiedy w końcu je odnalazła, oddała koszyk do potrzymania Orionowi, a potem wsunęła obiekt w zamek i przekęciwszy go sprawnie, otworzyła i przepuściła ich w drzwiach. Mieszkanie, w którym się znaleźli… trudno było nazwać mieszkaniem. Było… kompletnie puste. Białe ściany, brak podłóg, jedynie rury doprowadzające wodę w miejscu gdzie powinna być kuchnia i łazienka ziały nagimi zakończeniami. Ale jeśli pomyślało się, co się mogło z nim zrobić… stawało się przytulną, niezbyt dużą przestrzenią. Pokoi w mieszkaniu było cztery. Jedno większe, które w umyśle Oriona mogło stać się salonem, jedno na łazienkę, jedno na sypialnię i jedno na przytulną kuchnię. Nawet jeśli wymagało sporo pracy, stanowiło dla nich idealny kącik. Nie za duży i nie za mały.
- Co sądzicie? – zapytała ich zadowolona z siebie Vianna, widząc z uśmiechem jak Orion wodził wzrokiem po sporych oknach wpuszczających do pokoju światło lamp z zewnątrz z uchylonymi ustami.
- Jest… a raczej będzie, idealne! – oświadczył, spoglądając z radością błyszczącą w oczach i pytaniem w nich wypisanym na Ezrę. Jeśli jemu się podobało, był gotowy wypłacić Lenore wszystkie dotychczasowe oszczędności, by nikt ich nie ubiegł i nie odebrał im tego małego, ale jakże przyszłościowego gniazdka. No i teraz rozumiał, dlaczego cena mieściła się w ich kieszeni. Jeśli mieli kupić coś w tak surowym stanie, nie miałby zamiaru płacić pełnej ceny.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:22 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Chłód jakim został potraktowany przez obie kobiety nie był dla niego nowością. Zasadniczo, był tak przyzwyczajony, że spłynęło to po nim jak po kaczce. Wystarczyło jedynie, że Orion złapał go za dłoń, pogłaskał i jednym spojrzeniem zapewnił, że choćby świat miał się walić i palić on go będzie kochał. Cieszył się z tego bo po tej uroczej herbatce jego uczucia wręcz biły niczym nie skrępowane, na pewno więc nie miał zamiaru przejmować się jakimiś dwiema pannicami, a przynajmniej tak sądził. W momencie gdy zauważył ich maślane oczy robione do JEGO faceta, nadął lekko policzki mrużąc przy tym groźnie oczy.
- Jak mamy być dokładni to mąż. – Stwierdził kiwając palcami u ręki gdzie błyszczała piękna obrączka. Nie chwalił się tym bo przecież nie do końca była to prawda. Zasadniczo, za każdym razem jak myślał o sytuacji w której się „zaręczyli” miał wypieki na twarzy ale obecnie czuł ogromną potrzebę podkreślenia swojej pozycji. Był w jego życiu ważny, Orion był całym jego życiem i powodem dla którego się zmieniał. Na pewno nie oddałby go bez walki, nie pogodził się łatwo z przeświadczeniem, że to nie u jego boku miałby być szczęśliwy.
Ignorancja z jaką został potraktowana szybko sprawiła, że na jego twarzy pojawił się znajomy wyraz pożałowania dla żywota jakiegoś debila. Chyba w taki sposób zakwalifikował właścicielkę ich możliwe przyszłego lokum bo mówiło się takiej, że zajęty, a tej nadal stróżka śliny wisiała na brodzie. Czy tak właśnie wyglądała zazdrość? Ciężko powiedzieć ale gdy Orion zaczął go dotykać po twarzy, stanął na palcach żeby skraść mu szybkiego całusa.
- Możemy iść zobaczyć, nie jest mi już tak zimno. – Zapewnił gdy pytające spojrzenie złotych oczu z zatroskaniem padło na jego twarz. Posłał mu przy tym słodki uśmiech i dopadając jego ramienia, wtulił się w niego. Jednak mocno był zazdrosny gdy ktoś przejawiał tak jawne zainteresowanie Orim.
W momencie gdy znaleźli się w bardzo spokojnej dzielnicy miasta z której mimo wszystko, było bardzo blisko do centrum i wrzawy targowiska, z ciekawością rozglądał się po nie palących się jeszcze latarniach, dla zabawy kilka z nich odpalając. Przy tym, posłał niewinny uśmiech Orionowi który mocniej zacisnął dookoła niego ramię. Niby prewencja przed śliskimi schodkami, a jednak poczuł zaczepkę, może nawet zaproszenie do kilku ciekawych aktywności gdy już się znajdą w łóżku? Posłał mu roziskrzone spojrzenie po czym wdrapał się na podest prowadzący bezpośrednio do…
- Och… – Wyrwało się mu na gołe ściany, całkowicie surowy stan. A jednak! Pierwsze trzy kroki, zadarcie w górę głowy i napotkanie wzrokiem świetlika przez który do środka wpadały światła zorzy. Szybko się uśmiechnął i posyłając taki grymas Orionowi zaczął się z zadowoleniem rozglądać. Kuchnia była przestronna, mogli w niej zmieścić śmiało stół na cztery osoby gdyby Finni i Lusio chcieli z nimi jadać. Później salon, tam zgodnie e wszystkimi ich wcześniejszymi wizjami umieścił już mały stolik, masę poduszek i wygodną kanapę. Nawet miejsce na skrzypce się znalazło. Ostatecznie łazienka w której by mogli postawić balię no i najważniejsze pomieszczenie w domu! Przyjemnie ciasna, a jednak łóżko i szafa się w niej bez problemu zmieszczą. Będzie w niej wiecznie przesiadywał! W szatach Oriona pachnących mrozem.
Napotykając pytające spojrzenie Oriona uśmiechnął się szeroko biorąc się pod biodra.
- W domu zajmowałem się obróbką drewna. – Oświadczył całkiem dumny z siebie po czym wskoczył mu niespodziewanie na ręce uczepiając się go jak mała koala, nogami w pasie i rękami za szyję.
- Zagonimy do pomocy Finniego, będzie cudownie. – Zapewnił wyższym niż zazwyczaj głosem z powodu rozpierającego go szczęścia. Podejrzewał bowiem, że wcale tak drogo ich nie wyjdzie jeżeli bardzo dużo rzeczy zrobią sami, poza tym miał motywację żeby jutro się postarać na przesłuchaniu, już sobie obiecywał, że zarobi tyle żeby wszystko wyglądało jak w ich marzeniach. Poza tym z powodu przymusu wszechstronności Gwardii, wiele potrafił i wiele chciał poświęcić żeby wreszcie wszystko zaczęło przypominać ziszczający się sen o upragnionym spokoju.
- Bardzo mi się podoba. – Dodał jeżeli pozostałe jego słowa mu nie wystarczały. Odsunął się od niego delikatnie żeby spojrzeć na niego błyszczącymi oczami po czym potarł o jego nos swoim.
- Kiedy będziemy mogli zaklepać? Bierzemy. Na pewno. – Zapytał dziewczyn po tym jak przez dłuższą chwilę upewniał się, że Orion myśli dokładnie tak samo, że Orion również oczami swojej wyobraźni przypisuje wszystkie omówione przez nich wcześniej kolory i zapachy tym gołym wnętrzom.
Trzeba było przyznać jedno.
Ten dzień był niezwykle owocny.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:22 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Louriel już od jakiegoś czasu wiedział, że najlepsze do spania nie było ani łóżko z puchową pościelą, ani nawet to z kraju ognia pełne poduszek. Najlepszym łóżkiem, na którym wysypiał się najlepiej, nie miał żadnych snów i w którym czuł się najspokojniej były ramiona Finnegana. Kiedy tylko skończyli, zasnął tak jak się położył na jego piersi, ze splecionymi ze sobą nogami. Spał bardzo długo, nie niepokojony niczym, obejmowany w pasie przez równie wymęczonego maga ognia. Zaczął się przebudzać około południa, kiedy słońce stało wysoko na niebie i korzystając z chwilowego spokoju pogody wdzierało się przez szyby do książęcej komnaty. Louriel czuł się tak błogo. Taki ciężki i lekki jednocześnie, rozpieszczony i wymemłany, a jednocześnie jego zadziorna część była usatysfakcjonowana nocą, pozwalając mu płynąć na błogiej fali nieświadomości, dopóki nie zaczęło do niego docierać, czym był delikatny dotyk na jego głowie, na ustach i całej twarzy. Zamruczał zadowolony, wtulając się mocniej w dłoń, która pojawiła się na jego policzku, uchylając leniwie powieki.
- Dzień dobry – wymamrotał niskim głosem, wlepiając w Finnegana zakochane, pełne zadowolenia czystego szczęścia spojrzenie, które spotkało się z pomarańczowymi oczami, tak mocno błyszczącymi z tych wszystkich uczuć, które i Louriel odczuwał.
Zapytany czy wstaje, odpowiedział leniwym uśmieszkiem i przeciąganiem się, by zaraz znów wygodnie ułożyć się na piersi mężczyzny.
- Nie-e… Nigdzie się stąd nie ruszam, no chyba że do wanny jak już przygotujesz mi kąpiel – zauważył arystokratycznym tonem, zadzierając nosa, chociaż gadzie oczy patrzyły na blondyna nadzwyczaj łagodnie i ciepło. – Śniadaniem też bym nie pogardził – dodał po pięciu minutach, czując i słysząc że w jego żołądku odezwało się stado wygłodniałych wielbłądów. Słysząc cichy śmiech Finniego, na jego ustach natychmiast pojawił się drobny uśmiech. Wcześniej nie myślał wcale o tym, jak mocno podobał mu się ten dźwięk. Jak szczęśliwy był, kiedy to jemu samemu udało się go wyrwać spomiędzy jego warg. Ten śmiech, który brzmiał tak słodko, trochę z niedowierzaniem, ale w gruncie rzeczy pełen zrozumienia, dla niego, dla siebie i tego co się działo. Finni był taki wspaniały. W zakochanych oczach księcia był najcudowniejszą istotą na tym świecie. Silny, choć w gruncie rzeczy bardzo wrażliwy, pełen miłości do innych, choć tak mało w nim było miłości i zrozumienia dla siebie samego, życzliwy i troskliwy, pełen cudownej charyzmy, która sprawiała, że chciało się za nim podążać. Kiedy tak na niego patrzył, nieco z dołu, widząc jego łobuzerski uśmiech i pomarańczowe oczy iskrzące życiem, jego serce waliło głośno z zachwytu a głowa stawała się lekka od pierzastej miłości zmieniającej jego umysł w różową chmurkę.
Obudził się z tego stanu dopiero kiedy Finni przypomniał mu o śniadaniu i że jeśli chciał je zjeść, najpierw musiał z niego zejść.
- Kiedy ja nie mam ochoty, jesteś zbyt wygodną poduszką – parsknął, wtulając się w jego pierś policzkiem.
Nie spodziewał się, że nagle na jego talii pojawią się silne ręce i jednym ruchem przerzucą go na plecy. Roześmiał się, a potem zarzucił ręce na szyję mężczyzny, który w odpowiedzi pochylił się, by połączyć ich usta w słodkim pocałunku. Całowali się dłuższą chwilę, drażniąc się nawzajem i szepcząc sobie słodkie słówka dopóki żołądek księcia nie odezwał się po raz drugi.
- No dobra już dobra, daj mi jeść – zamarudził, pozwalając by blondyn podniósł się, najpierw do siadu, a potem na nogi, obserwując z przyjemnością jego nagie ciało. Nawet blizna na jego plecach miała w sobie urok, choć kiedy myślał o tym, w jaki sposób ją zdobył, robiło mu się ciężko na sercu. Nie miał rodziny, jego siostra… wstyd mu było przyznać, ale o niej zapomniał, rodzice, których tak dawno stracił. Do tej pory miał tylko Ezrę, ale teraz miał również i jego, a on, czy Finni tego chciał czy nie, miał zamiar traktować go jak najprawdziwszego członka rodziny. Wiedział też, że nie tylko on miał takie plany, po tym co powiedział im ostatnio Lothus, domyślał się, że i cesarz nie zamierzał się odwracać do niego plecami. Blaire już uważała się za jego młodszą siostrzyczkę i uwielbiała go ponad miarę. Teraz miał rodzinę.
Kiedy Finni wyszedł, Louriel obrócił się na brzuch, nie przejmując się tym, że jego kształtne pośladki zostały wystawione na widok publiczny. I tak jedyna osoba, którą spodziewał się ujrzeć to był Finni z tacą pełną dobrego jedzenia. Tym bardziej nie miał zamiaru ukrywać w żaden sposób malinek na szyi, potarganych włosów i delikatnych śladów jakie zostawiły palce blondyna na jego biodrach. Jakież więc było jego zdziwienie, kiedy zamiast Finnegana w samej bieliźnie, kiedy drzwi się otworzyły, ujrzał Mavele z zagniewanym wyrazem twarzy, który dostrzegając go, machającego w powietrzu szczupłymi, nagimi nogami, zmienił się, najpierw w szok, potem w zażenowanie i jeszcze więcej gniewu, kiedy odwróciwszy się, by uciec, natknęła się na Finnegana, w samej bieliźnie, zadowolonego i z tacą w dłoniach.
- Ah, więc to tak… - zaczęła, a w jej trzęsącym się głosie było tyle pogardy, że Louriel natychmiast zmarszczył brwi, podnosząc się na łóżku. Kiedy usiadł, odrobinę poczuł skutki aktywności ostatniej nocy, ale było zdecydowanie lepiej niż po ich pierwszym razie.
- Tak, więc możesz już iść i nigdy nie wracać – powiedział Louriel, nadal nie kryjąc się z tym, co on i blondyn wyprawiali przez pół nocy. Jedyny powód dla którego po chwili wstał i ubrał na nagie ciało szlafrok, był taki, że nie chciał by kobieta miała okazję go podziwiać, by dojrzała znamię na jego plecach. Nie czuł, by szlachcianka była na tyle uprzywilejowana by móc na niego patrzeć i w ubraniach, a co dopiero nago.
- Jesteś jeszcze bardziej obrzydliwy niż mi się wydawało – powiedziała z niesmakiem, rzucając jemu i Finneganowi spojrzenia pełne obrzydzenia. – Do tego nie mogłeś mieć gorszego gustu. Wolisz to, ode mnie? – rzuciła, prychając głośno.
- „To”, jak nazwałaś mojego ukochanego ma w sobie więcej czegokolwiek niż ty kiedyś będziesz miała, przede wszystkim k*****, jeśli ktoś miałby spytać, ale wdzięku, uroku osobistego i serca też nie można mu odmówić – powiedział zimno, choć kiedy jego wzrok padł na zaskoczonego Finniego, posłał mu przepraszające spojrzenie, kochał go, ale jedyne co mogło przekonać Mavele by wyszła, to jeszcze bardziej ją rozgniewać wytykając jej to, czego nie potrafiła w sobie zmienić. Organ między nogami mężczyzny był niewątpliwie jedną z takich rzeczy. – Więc tak, wolę jego od ciebie – dodał dobitnie, żeby tym bardziej nie miała wątpliwości, kto mógł w ogóle zostać w tym pokoju.
- Nigdy nie miałeś po kolei w głowie, ale teraz widzę że kompletnie ci odbiło. To słońce w kraju ognia tak cię dopiekło co? Przegrzało cię i stałeś się jeszcze większym kretynem, nawet nie wiesz co tracisz! – zawołała, a książę uśmiechnął się drwiąco.
- Co tracę? Ja niczego nie tracę, słonko. To ty, choć wszystko co obiecała ci królowa jest kłamstwem, tracisz najwięcej i doskonale o tym wiesz. Co ci powiedziała, że będziesz miała władzę, pieniądze, status? Wiadomość z ostatniej chwili księżniczko, nawet jako moja żona, albo właśnie dlatego, nie miałabyś żadnej z tych rzeczy – zauważył, splatając ręce na piersi. – I nie, nie dlatego, że ja ich nie mam. Po prostu gdybyś jakimś cudem zmusiła mnie do ożenku, nigdy bym ci ich nie dał. Nawet po to byś się nimi udławiła – dodał arystokratycznie, posyłając jej lodowate, gadzie spojrzenie.
- W takim razie i on nie będzie tego miał! Choćbyś chciał mu dać, zobaczysz. Zapamiętaj to sobie, nie pozwolę żeby wasza dwójka była szczęśliwa! – wypluła z siebie na koniec, a potem powiewając białymi włosami jak flagą, wyszła z sypialni księcia, mijając z prychnięciem Finnegana.
Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Louriel natychmiast zmęczony opadł na łóżko plecami, wzdychając i przewracając oczami.
- Mam nadzieję, że to był ostatni raz kiedy musiałem na nią patrzeć. Ja naprawdę nie rozumiem, jak ktoś taki może chodzić po ziemi i jeszcze nie udławił się sobą – powiedział, zaraz jednak podnosząc się na łokciu, by spojrzeć na blondyna zmartwiony.
- Nie przejmujesz się jej gadaniem prawda? – upewnił się, nie będąc pewnym, o czym mężczyzna myślał. Nie potrafił przejrzeć jego miny.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:23 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Ta noc zdecydowanie była niezwykła. Ilość bodźców i nowych doświadczeń, szeptu zapewnień i gorących spojrzeń, odcisk ust i dotyk dłoni. Wszystko to składając w całość przekładało się na jego ogromne szczęście, szybciej bijące serce i ogniki pasji palące się w jasnych oczach. Dodatkowo również na zmęczenie. Bowiem jak padł w środku nocy, po trzeciej już chyba rundzie, spał spokojnie do późnego ranka co raczej się mu nie zdarzało. Wtulony w gorące, szczupłe ciało Louriela, gładząc go co jakiś czas po ramionach albo plecach. Obudził się z ręką umiejscowioną na krągłym pośladku co od razu sprawiło, że cicho się zaśmiał. Jego, tylko jego. Cały w malinkach, delikatnych ugryzieniach, oznaczony i głośno krzyczący, że jest szczęśliwie zakochanym i zajętym gadem. On sam nie wyglądał lepiej. Pogryziony, w malinkach większych i mniejszych, w bardziej i mniej widocznych miejscach. Ale jaki dumny z faktu, że ktoś chciał go tak mocno określić swoim.
Jako że miał dzisiaj dzień całkowicie wolny, w ogóle nie spieszyło się mu do wstania. Otulając ich mocniej kołdrą podłożył sobie jedną rękę pod głowę po to by druga, wolna, mogła śmiało błądzić po tak wielbionym przez niego ciele. Bawił się jego włosami, zakładał je za ucho po to by je również pogładzić. Całował go po szyi, a gdy mocniej się na niego wgramolił zaczął delikatnie gładzić jego policzki które również z lubością całował. Był piękny. W prawdzie nieco słony ale przepiękny.
Gdzieś po drodze całych tych pieszczot chyba jeszcze przysnął. Wtulony policzkiem w dłoń którą ujmował przebudził się w okolicach południa dokładnie po to żeby wrócić do przytulania nagiego ciała, szeptać mu do ucha wyznania szczerej miłości i go całować. Wtedy też, przy tych wszystkich zabiegach, w końcu pięknie niebieskie oczy spojrzały na niego, a ilość emocji jaka w nich zamajaczyła sprawiły, że chwilowo wstrzymał oddech. Przywitany nie odpowiedział od razu, jedynie go miękko pocałował trącając zaraz nosem. Dopiero będąc w pełni świadomym, że nie śni przytulił go do siebie zaczesując splątane w lekki warkocz włosy na bok.
- Dzień dobry, Perełko. – Wymruczał zachwycony. – Czyżbyśmy planowali jednak dzisiaj wstać? – Zaśmiał się nie specjalnie zmieniając ich wygodną pozycję przyklejonych wzajemnie do siebie rzepów. Dopiero na pierwszy z „rozkazów” parsknął śmiechem i łapiąc go za pośladki zaczął je bezczelnie miętosić.
- Ja przygotuję Tobie? Myślałem, że to ja zostanę wykąpany i wypieszczony w wodzie… – Zaczął wymyślać pozwalając im na chwilę przekomarzania się o tym, który powinien mieć w obowiązku rozpieszczanie którego. Owszem, ostatecznie pewnie wszystko przygotują razem przy użyciu magii ale ta chwila rozluźnienia sprawiła, że poza wiecznym uśmiechem, na ich usta wkradł się jeszcze śmiech.
- Jaśnie książę życzy sobie ciepłe czy zimne śniadanie? Herbatę czy mleko z miodem? – Zapytał przygryzając mu raz, drugi, trzeci ucho. Dopiero gdy ten mocno się odepchnął rękami od jego piersi piszcząc, że ma przestać wtykać mu język do ucha parsknął śmiechem zaczynając się z nim turlać po łóżku. Była to odpowiedź na pragnienie śniadania którego niestety nie przyniesie z nagim tyłkiem w ramionach. Mimo wszystko mogli na kogoś w Akademii wpaść i nie byłby to widok przeznaczony ani dla dzieci ani dla ich opiekunów. Po co gorszyć i pokazywać jak wspaniale się bawili w nocy? Gdy mógł to być ich słodki sekret?
Na wspomnienie o tym, że był poduszką nadął lekko policzki.
- W takim wypadku Ty zostajesz moją kołderką! Będziesz musiał cały czas na mnie leżeć i mnie ogrzewać! – Stwierdził dumny ze swojego postanowienia po czym gdy przemieścili się w pół łóżka uśmiechnął się do niego pięknie będąc wreszcie na górze. Tyle wystarczyło żeby ponownie został skuszony przez pięknie różowe usta i zatopił się w nich w kolejnych, cudownie słodkich pocałunkach.
- A gdzie „proszę moja najukochańsza Papużko”? – Dopytał oburzony i dopiero gdy otrzymał te słowa i całusa w policzek wstał z łóżka przeciągając się. Z cichym pomrukiem wyciągnął ręce do góry, stanął na palcach i po tej chwili przyjemności zaczął dopiero szukać czegoś co mogło zakryć jego pośladki. Jako że po Akademii śmiało chodził w rzeczach z Kraju Ognia, wrzucił na siebie materiałowe spodenki w intensywnie czerwonym kolorze i po upewnieniu się, że nikt nie zobaczy tego co przeznaczone jest tylko dla Louriela ruszył po śniadanie.
W całości Akademii było spokojnie i cicho. Większość dzieciaków byłą już odesłana do domu, wielka pora zimna i nienawiści zbliżała się wielkimi krokami, a Louriel działał bardzo zapobiegawczo. Wolał upewnić się, że wszyscy dotrą bezpiecznie i będą mogli jeszcze samodzielnie pracować niżeli robić to na ostatnią chwilę i drżeć o ich zdrowie czy bezpieczeństwo. Dlatego poza garstką starszych, kilkoma opiekunami w tym Mei i Philem, byli sami. W samej kuchni trafił na wymienioną nauczycielkę magii wody która na jego widok wydała z siebie ciche „och” i zasłoniła ręką oczy. Chyba bardziej dla jego komfortu niż swojego.
- Wybacz. – Zaśmiał się szykując śniadanie, w tym wielki dzbanek herbaty i cząstki owoców których jemu bardzo zaczynało brakować. Prowadzona do tej pory dieta odbijała się teraz pewnymi ciągotkami których nie mógł tak swobodnie zaspokajać, a jednak starał się ani nie marudzić i znaleźć swoje smaki w Kraju Wody.
- Udana noc? – Zaśmiała się korzystając z wrzątku i również sobie robiąc herbatę.
- Wreszcie koniec cesarskiej kary. – Odpowiedź wymijająca ale wystarczyła. Zarówno do tego żeby Mei spojrzała na niego z ciepłem w oczach oraz rozbawionym uśmiechem jak i żeby nie powiedzieć bezpośrednio o tym jak niegrzeczne rzeczy robili.
- Macie jakieś plany na dziś? – Dopytała.
- Chcemy iść na zakupy ale nie wiem czy nam wyjdzie. – Zaśmiał się na co i ona odpowiedziała śmiechem. Gdy uzbrojony był już w dwie miseczki z płatkami owsianymi, owocami, zalane mlekiem z dodatkiem miodu, dzbanek herbaty, coś słodkiego w postaci ciasteczek, zgarnął też kilka kromek chleba pełnoziarnistego i jakieś powidła które Mei mu zachwaliła, życzył jej spokojnego dnia i skierował się do sypialni gdzie miał zamiar znowu położyć się koło jednego seksownego gada.
Wejście do pokoju było jednak nieco zagrodzone.
Szczupła i niska kobieta której niestety nie znał prawie na niego wpadła gdy gwałtownie się odwróciła. Uniósł nieco tacę żeby nic się nie wylało, a gdy ponownie jego otoczenie było bezpieczne, uśmiechnął się ciepło na powitanie.
- Dzień dobry. – Rzucił ciepło chcąc ją wyminąć i odłożyć śniadanie na stolik, zamarł jednak słysząc ton w jakim rozpoczęła się rozmowa.
Stał jak ten osioł koło niej, obserwując dokładnie emocje jakie malowały się na jej twarzy, przenosząc co jakiś czas spojrzenie na Louriela który również kipiał tak złością jak i ogromnym chłodem. Chyba go jeszcze takiego nie widział.
Słowa jakie padały pod jego adresem mocno przypominały mu podejście jego siostry. Jego twarz nie przejawiała specjalnie żadnych emocji chociaż w głębi serca zaczął się poważnie obawiać o to jak mocno zepsuje pozycję Louriela. Nie chciał sprawiać mu kłopotów ani narażać na podłości tylko dlatego, że obydwaj całkowicie polegli w miłości do siebie. Ostatecznie nawet przygryzł wnętrze policzka gubiąc się w sytuacji dlaczego obydwaj zostali tak potwornie obrażeni przez kogoś obcego. A później zrozumiał. Ożenek? Musiała być kimś w życiu Louriela o kim on jednak nie słyszał. Aż przełknął nerwowo ślinę. Czy on swoją obecnością coś zniszczył? Lusiu mógł go przecież całkowicie odciąć, nie byłoby go tu teraz gdyby powiedział mu, że ma już ułożone życie. Gubił się między racjonalnymi przeżyciami jakie mieli za sobą, a tym co podpowiadało mu przeczucie, a gdy padła ostatecznie jeszcze i groźba, poczuł ogromny ciężar na sercu i ścisk w żołądku.
Gdy zaszczyt obecności kobiety zakończył się, a drzwi za nią zatrzasnęły z hukiem, on nadal stał w miejscu, trzymając tacę z całym śniadaniem dla nich i nadal podgryzając wnętrze policzka obserwował drzwi jakby próbował w nich znaleźć odpowiedzi. Wzdrygnął się dopiero jak Louriel zaczął marudzić, a gdy palące go nagle spojrzenie padło równocześnie z pytaniem, nie wiedział co ma odpowiedzieć. Przestąpił więc jedynie z nogi na nogę i szukając odpowiednich słów w śniadaniu, postanowił jednak odstawić tacę w bezpieczne miejsce.
- Nie bardzo… wiem… kto to był? – Przyznał szczerze, siadając koło niego i jeszcze raz zerkając na zamknięte drzwi. Słysząc pierwsze stwierdzenie spojrzał na niego nadal z brakiem zrozumienia. Skoro nie był to nikt ważny to skąd ta dziwna awantura? Dopiero słysząc ciężkie westchnięcie poprawił się nieco na swoim miejscu i czekając na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia doszedł do wniosku, że te zakupy dzisiaj to jednak nie najmądrzejszy pomysł.
Otrzymując szczerą odpowiedź nieco się zmieszał po czym uśmiechając delikatnie patrzył na tą rozzłoszczoną twarz Louriela który wspominając jedynie jej osobę dostawał rumieńców gniewu. Słuchanie o tym, że wszystko to jest grą w którą on się nie bawi, ustaleniami między tą dziewczyną a cesarzową, zapewniając go o braku zainteresowania i ogólnym dogryzaniu jej na wszelkie możliwe sposoby, uspokoił się, ba! Położył obok niego i biorąc za dłoń, pocałował go w każdy z palców z osobna.
- Czyli tylko mnie kochasz? – Dopytał otrzymując poduszkę wepchniętą w twarz. Odpowiedź klarowna. – Ale jej groźby za ciekawie nie brzmiały. Wiesz doskonale, że ja nie chce dla Ciebie problemów. Jeżeli mam Ci jakoś zaszkodzić mogę przecież popracować nad jakimiś pozorami… – Drugi raz oberwanie poduszką sprawiło, że parsknął śmiechem.
- Oj nie wiń mnie! Ja nie chce niszczyć Ci ustalonego ładu w życiu. Ach, i obiecałeś mi kąpiel. – Zauważył, a pchnięty na plecy, ułożył dłonie na jego udach gdy tylko się na nim rozsiadł. Siarczysty opierdziel z paskudnym uśmieszkiem na ustach, o tym że ma nie wydziwiać sprawił, że odwrócił głowę w bok i wywalił końcówkę języka na zewnątrz z idiotycznym grymasem na twarzy. To chyba tylko Lusia rozjuszyło bo zaraz zaczął go poduszką okładać. Przez to właśnie zaczęli się znowu tarzać po łóżku gdzie on musiał go nieco przytrzymać, a gad nadal wyzywał go od bezmyślnych kurczaków.
- Musimy dzisiaj na spokojnie porozmawiać o naszej przyszłości, prawda? Może w kąpieli?
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Poprzedni wieczór, tak cudowny w przeżycia i tak pełen powoli realizowanych postanowień, zakończyli w swoich ramionach, ponownie ogrzewając się kolejnymi pocałunkami. Z ulgą przekazał mu wszystko co czuł w związku z taką opieką i takim szczęściem jakie Orion mu pokazywał, wsparciem jakie mu okazywał, miłością jaką go darzył. W tym momencie mógł robić dla niego już absolutnie wszystko, a zaczął od udania się rano po śniadanie.
Gdy wychodził z pokoju Ori jeszcze spał. On ubrał się w swoje nowe rzeczy które z przyjemności go otuliły, aż miał ciarki gdy lekki materiał muskał mu ramiona, po czym zdreptał do jadali gdzie nikła w porównaniu ze standardową ilość uczniów jadła pierwszy posiłek dnia. Przywitał się ze wszystkimi i podchodząc do Mei poprosił ją o pomoc w przygotowaniu i skomponowaniu smakołyków które miały pobudzić ich dzisiaj do działania. A działać musieli sporo. Począwszy od przesłuchania, przez zaklepanie oficjalnie mieszkania po oświadczenie takim jednym leniwym bułom, że ich życie zaczyna zmieniać kształt i jeżeli chcieliby im w tym wszystkim pomóc, byliby bardzo z tego powodu zaszczyceni.
Po wzięciu w swoje ręce przygotowanej tacy i zapowiedzeniu Mei, że jeżeli tylko znalazłaby chwilę żeby zacząć uczyć go podstaw kuchni Kraju Wody on byłby bardzo do nauki chętny po czym życząc jej udanego dnia wrócił do ich cieplutkiej sypialni.
W porównaniu do temperatury na korytarzu, Orion chyba go kiedyś ochrzani za poziom ciepła jaki trzymał tutaj. Ale nic nie umiał na to poradzić. Przychodziły momenty, szczególnie popołudniu, gdzie telepało nim jakby był poważnie chory. Siedział wtedy otulony kocem prawie w ognisku i popijając hektolitry gorącej herbaty klął na ten paskudny klimat którego jego ciało kompletnie nie akceptowało. Do spania nieco wietrzyli ale wtedy sytuacja była zgoła inna. Mógł się przytulić do gorącego i niezwykle seksownego ciała, ba prawie mu pod koszulkę wchodził! I w ogóle się tego nie wstydził bo nie dość, że go niezwykle podniecał – ostatnio tylko bardziej – to jeszcze czuł się przy nim całkowicie bezpieczny. Wszystko to przekładało się na wspaniały poziom wypoczynku.
Chcąc mu od rana spróbować zrobić dobry humor, cicho ustawił wszystko na stoliku koło łóżka i zdejmując ubranie do cienkiej warstwy tego co przywiózł ze sobą z Kraju Ognia, wpakował się mu pod kołdrę zaczynając gładzić jego plecy. Przy okazji całował go po szyi, karku, bawił się jego włosami i spokojnie go wybudzając, gdy mocno zaspane złote oczy padły wreszcie na jego twarz, położył się na nim tuląc do niego.
- Dzień dobry. – Zamruczał cmokając go w policzek po czym posłał mu słodki uśmiech. – Wyspany? – Zapytał odgarniając mu kilka zabłąkanych kosmyków z twarzy. Widząc jego szczery uśmiech, odwzajemnił go i schodząc wreszcie z niego usiadł obok trzymając go za rękę i bawiąc się jego obrączką.
- Przyniosłem śniadanie. Później trochę poćwiczę i pójdziemy, tak? Co musimy załatwić żeby zaklepać to mieszkanie? – Dopytał po tym jak Orion wyglądał już na bardziej niżeli mniej rozbudzonego, a gdy wyjaśnił mu skąd weźmie wszystkie swoje oszczędności, została jeszcze kwestia dwóch klusek z których jedna chodziła zła jak osa, a drugiej nie widzieli od kilku dobrych dni.
- A później trzeba złapać Louriela i Finniego. Trzeba im o wszystkim powiedzieć. – Przyznał ciekaw przy tym jak oni na to wszystko zareagują. Finni najpewniej się ucieszy i pchnie go tylko mocniej w ramiona osoby która jako pierwsza i ostatnia na świcie ukoiła jego paskudny charakter ale Lusiu? Mógł być poważnie zły za to, że osoba tak potrzebna w jego codzienności z dnia na dzień go całkowicie porzuci. I tutaj obawiał się trudności. Poza tym on nadal żył z gadem na chwilowym zakopaniu topora wojennego gdzie zarówno blondyn jak i białasek zapewniali ich obu, że potrzebują czasu. Wtedy sobie wyjaśnią czy przebywać koło siebie mogą czy raczej niekoniecznie. Spokojnie na to czekał chociaż przez pewne wydarzenia zaczynał czuć coraz większą obawę.
- Myślisz, będzie zły? Czy się ucieszy? – Zapytał biorąc do łóżka tacę z jedzeniem i zaczynając je pałaszować, wciskając mu do ust co smaczniejsze kąski.
Nie spieszyli się jedząc, rozmawiali o wszystkim co ich dzisiaj czekało oraz o tym jak najlepiej czas zorganizować. Później jeszcze poćwiczył, zagrał mu utwór który chciał dzisiaj przedstawić nie będąc pewnym czy taka muzyka się w ogóle nadaje. Zdążył już zrozumieć, że ta Kraju Ognia była zgoła inna i nie wiedział jak przejdzie w odbiorze. Orion jednak go skutecznie uspokoił i już przed południem zmierzali wyposażeni w widocznie już nadgryziony zębem czasu pokrowiec ze skrzypcami do Teatru.
A on z każdym krokiem czuł coraz większy ciężar w żołądku.
- Chyba nie dam rady. – Zacisnął dłonie na pokrowcu zatrzymując się na środku ulicy prowadzącej bezpośrednio do wielkiego gmachu sztuki. W tym momencie spodziewał się wszystkiego ale nie zabrania mu skrzypiec i silnego przytulenia. Tyle wystarczyło żeby wypuścił wstrzymane powietrze i się rozluźnił.
- Jak Ty zawsze wiesz… – Westchnął zadowolony biorąc kilka głębokich oddechów. – Ani mi się waż! – Ostrzegł go ze śmiechem z czego i tak skończył wisząc mu przez ramię. Dobrze, że miał zajęte ręce! Pewnie by mu sprzedał klapsa. Szczęśliwie, niósł go tylko kawałek, a gdy ponownie stał o własnych siłach był niezwykle zmotywowany. Dał mu jeszcze całusa i biorąc chałst zimnego powietrza, przekroczył próg wielkiego Teatru Muzyki.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:24 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Louriel od samego początku, kiedy tylko Mavele pojawiła się w świcie cesarzowej Milene, podejrzewał, że będą z nią kłopoty. Była bystra, cwana i bardzo arogancka, co idealnie ukrywała za dobrym wychowaniem i umiejętnością podlizania się jej cesarzowej mości, wkradając się w jej łaski szybciej niż ktokolwiek się tego spodziewał. Książę nie był pewien, czyi to w zasadzie był pomysł. Jej, czy samej Milene, która dowiedziawszy się o jego kolejnym zerwaniu, stwierdziła że jak dalej pójdzie, to nigdy nie znajdzie sobie kogoś na stałe. Jeszcze wtedy nie wiedział, że kobieta sama poszuka dla niego odpowiedniej partii i znajdzie ją w swojej damie dworu. Doskonale pamiętał ten dzień, kiedy będąc w pałacu, cesarzowa zaprosiła go do siebie na rozmowę, w której trakcie oświadczyła mu, że jest zaręczony. Z Mavele Valliere i w odpowiednim czasie, weźmie z nią ślub. Louriel ją wyśmiał. Nie miał zamiaru wiązać się z kimś, kogo sam nie wybrał, na dodatek gdyby cokolwiek go z nią łączyło. Niestety dla samej białowłosej… ona mu się nawet nie podobała, owszem była piękna, ale kompletnie nie w jego typie. Dlatego ignorował ją jak tylko mógł, na każdym kroku uświadamiając jej, jak mało dla niego znaczyła i że nie miał najmniejszego zamiaru stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Nawet gdyby była ostatnią kobietą na świecie. Nie docierało.
Dlatego kiedy w końcu zobaczyła go z Finnim i zareagowała tak gwałtownie, Louriel miał nadzieję, że w końcu to zrozumiała i da mu święty spokój. Tego właśnie potrzebował, spokoju i szczęścia u boku osoby, która zdawało mu się również potrzebowała tylko tego. Jego u swego boku. Dlatego kiedy widział jego minę, czy też raczej jej całkowity brak, zaczął się martwić, że ten zaczął sobie wyobrażać nie wiadomo co. Słysząc więc, że niezbyt wiele do niego dotarło z tej rozmowy, prawie odetchnął z ulgą.
- Nikt ważny – odpowiedział na pytanie, kim kobieta była, padając plecami na łóżko. Był zmęczony.
Nie usłyszawszy jednak od Finniego odpowiedzi, spojrzał na niego, a widząc nierozumiejący wyraz twarzy, westchnął ciężko, przecierając sobie twarz dłońmi, naprawdę nie chciał musieć tego tłumaczyć. Domyślał się jedynie, że jeśli zostawi maga ognia w niewiedzy, zostawiając mu pole do popisu w dopisywaniu sobie historii między nimi, nie będzie za dobrze.
- To Mavele Valliere, szlachcianka i dama dworu cesarzowej. Brzmi groźnie, ale tak na dobrą sprawę to naprawdę nikt ważny. Cesarzowa i ta niezrównoważona kobieta wymyśliły sobie, że jesteśmy narzeczeństwem i kiedyś się pobierzemy. Niedoczekanie jej. Nienawidzę tej baby! W każdym razie tak jak widziałeś, upór to nie jej jedyna wada, ale zdecydowanie najsilniejsza. Nachodzi mnie i uważa że w ten sposób w końcu dam za wygraną i się z nią ożenię. Nie. Mam. Najmniejszego. Zamiaru – zaakcentował, patrząc na Finniego z ogniem w oczach. Był to przymus jakiego nie zamierzał tolerować. Ani teraz, ani nigdy.
Starał się uspokoić, to że Finni położył się obok trochę pomagało, choć kiedy zaczął pleść bzdury, sprawiło że tylko mocniej się zdenerwował i znalazłszy jedyną broń pod ręką w postaci poduszki, nie żałował sobie i walnął mężczyznę prosto w twarz.
- Mówiłem ci już, jaki jesteś głupi? – zapytał, przewracając oczami i siadając mu okrakiem na biodrach, by dobitniej wyrazić swoją opinię o tym, co w tym momencie gadał. Aż mu się słuchać tego wszystkiego nie chciało.
- Finni, Papużko ty moja, kurczaczku złoty, ja widzę że przeceniałem twoją mózgownicę. Od kiedy to ja, powiedz mi, przejmuję się innymi? Albo daję sobą manipulować, albo zgadzam się na rozkazy kogoś kto nie jest moim ojcem? No i powiedz mi głąbie skończony, po co miałbym ci mówić jak bardzo cię kocham, pozwolić ci bawić się moim tyłkiem jak ci się żywnie podoba, tylko po to, żeby na koniec chcieć od ciebie pozorów i jeszcze ożenić się z jakąś babą! A może to ty się mnie wstydzisz, hmm? – zapytał obrażony do żywego, siadając na brzegu łóżka ze splecionymi na piersi ramionami. A co jeśli naprawdę tak było?
- Ja nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać, skoro chcesz sprawiać pozory. Może w ogóle będziesz udawał, że mnie nie znasz? – zapytał, ale samo stwierdzenie sprawiło, że jego twarz wykrzywiła się w ogromnej przykrości. Nie przeżyłby tego. Nie potrafiłby udawać, że Finni nic dla niego nie znaczy, tylko po to, by w ciemności pokoju dawać się i obmacywać go. Czułby się jakby każde czułe słowo było kłamstwem, a tego jego zakochane po uszy serce by nie wytrzymało.
Dlatego kiedy Finni zaczął do niego już całkiem spodziewanie dzióbać, natychmiast rzucił mu się na szyję, oplatając go w pasie nogami i przewracając znów na plecy.
- Nie, przepraszam, wcale tego nie chcę. Kochaj mnie, nie udawaj że tak nie jest… - poprosił spanikowany, że mężczyzna mógł sobie wziąć jego słowa do serca i naprawdę zacząłby się zachowywać jakby nigdy się nie poznali.
Wtulił się w niego jak wielka koala, nie mając najmniejszego zamiaru go puścić. Zaczął się przy tym do niego łasić jak kot, całować go po twarzy, po policzkach i patrzeć w oczy z niepewnym błaganiem. Tak bardzo nie chciał go znów stracić, że sama myśl, że miałoby się to stać, choćby na niby, sprawiała że czuł jakby jego serce było rozdzierane na kawałki.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Po tak pełnym we wrażenia i nowe doświadczenia dla nich obu, Orion spał jak zabity, a w jego snach królowało nowiutkie, cudownie umeblowane mieszkanko, w którym to żył sobie z Ezrą jak pączek w maśle. Było przytulnie, cieplutko no i mieli siebie nawzajem, razem i w spokoju, bez zmartwień, tylko w radości. A kiedy otworzył oczy i zobaczył, że jego sen prawie jest jawą, brakowało im tylko tego mieszkanka, obdarował leżącego obok maga ognia szczęśliwym uśmiechem.
- Dzień dobry – wymamrotał niskim głosem, sięgając do talii chłopaka, by przyciągnąć go bliżej siebie i ucałować czubek jego głowy. – Nigdy nie spałem lepiej – przyznał rozbawiony, podnosząc się zaraz do siadu.
Widząc i słysząc, że dostanie śniadanie do łóżka, został miło zaskoczony, za co Ezra dostał kolejnego buziaka. Jak miał go nie kochać, kiedy chłopak nawet o takich drobnostkach potrafił pomyśleć i sprawić mu nimi radość. Sprawiał, że i Orion chciał się dla niego bardziej starać. Sprawić, by pobyt w Kraju Wody, który nie był dla niego taki łatwy, stał się jak najprzyjemniejszy. No i by mógł go nazwać, prędzej czy później swoim domem.
- Musimy zapłacić Lenore zaliczkę, Vianna wie ile w tym momencie mam pieniędzy i z tego co już zdążyła mi powiedzieć, ustaliła z nią jej wysokość, tak żebym nie zbankrutował niemal natychmiast. Raty będziemy jej płacić raz w miesiącu, ale dlatego, że jeszcze nie wiemy ile będziemy zarabiać, zgodziła się poczekać z pierwszą do momentu, w którym dostaniemy nasze pierwsze wypłaty. Musimy więc po twoim przesłuchaniu skoczyć do banku i możemy się z nimi spotkać – odpowiedział, zajadając przyniesione przez Ezrę pyszności, dając mu się karmić i ciesząc jak dziecko, kiedy i jemu udało się wcisnąć coś dobrego między jego wargi.
Na wspomnienie Finniego i Lusia, zwłaszcza Lusia, Orion przełknął ciężko to co akurat miał w ustach, czując kłujące go wyrzuty sumienia. Zaniedbał przyjaciela. Przez ostatnie dni miał tyle na głowie w związku z Ezrą, z mieszkaniem i całą masą innych spraw, że zupełnie o zamkniętym w swoich czterech ścianach gadzie zapomniał. A przecież wiedział jakie ten miał ADHD i że bez ruchu potrafił być jeszcze mocniej nieznośny. Do tego ani razu nie widział Finnegana, a to znaczyło… że Lusiek został sam. Bez jego pomocy, bez bycia służącym, a nikt od niego lepiej nie wiedział, że książę potrzebował służącego. Wydawał się odpowiedzialny i samodzielny, ale jak potrafił ogarnąć zarządzanie całej akademii tak mocno nie potrafił sobie poradzić ze swoim pokojem. To Orion ścielił mu łóżko, chował ubrania po szafach, wynosił rzeczy do prania i pilnował by pedantyzm księcia nie krzyczał przy każdym kroku. To nie była jego wina, że sobie nie radził z prostymi czynnościami, po prostu nikt nigdy nie pokazał mu, jak je wykonywać. Orion też nie, wierząc święcie że musi mu się jakoś odwdzięczyć za zabranie go z domu, a nie było dla niego innej pracy przy księciu jak zostanie jego pokojówką.
- Zły? Lusiek? – zdziwił się, wybijając z zamyślenia, słysząc o prawdopodobnej reakcji księcia na ich wyprowadzkę. – Ezra, ja wiem, że nie znasz go dobrze, a przynajmniej tak dobrze jak ja, więc mogę ci z całą pewnością powiedzieć, że ten burak cukrowy jeśli mieliście jakiś konflikt, na pewno już o nim zapomniał. Nie… nie będzie zły. Jak znam jego będzie raczej dumny, że chcemy iść do przodu i nie spoczywamy na laurach – stwierdził pewnie, uśmiechając się do chłopaka. Louriel nie był złą osobą, trochę zarozumiałą i upartą jak osioł, ale w gruncie rzeczy nie przywiązywał zbyt dużej uwagi do spraw, które według niego były błahe. Konflikt z ukochanym jego przyjaciela raczej nie zasługiwał by go roztrząsać, raczej zapomnieć o nim i nadal cieszyć się szczęściem Oriona.
Kiedy już się najedli i ubrali, Ezra wziął swoje skrzypce, Orion kuferek, w którym miały się znaleźć jego oszczędności wyciągnięte z banku, mogli ruszyć na przesłuchanie. Białowłosy widział, jak mocno Ezra był zdenerwowany, dlatego cały czas trzymał go za rękę i gładził go palcami, chcąc dodać mu otuchy. A kiedy i to nie pomogło, zabrał z jego rąk skrzypce, by zaraz mocno go do siebie przytulić.
- Jesteś cudownym muzykiem, Ezra, uwielbiam twoją grę i nie ma żadnego powodu by i oni jej nie uwielbiali – powiedział pewnie, gładząc go jedną ręką po plecach.
Zaraz potem stwierdził, że może odwrócenie jego uwagi sprawi, że przestanie się choć trochę stresować… W tym celu, nic sobie nie robiąc z jego krzyków, przerzucił go sobie przez jedno ramię i pobiegł kawałek do przodu, kręcąc nim i śmiejąc się głośno, kiedy słyszał jego ni to rozbawione, ni przerażone krzyki. Jego Śnieżynka. Najsłodsza, najsilniejsza i najbardziej emocjonalna na świecie.
- Kocham cię. Idź tam, zagraj im, a kiedy już cię przyjmą i kupimy mieszkanie, pójdziemy po alkohol i urządzimy u Lusia balangę – oświadczył wspinając się po stopniach akademii.
Kiedy znaleźli się w środku, ten sam znudzony nastolatek odebrał ich płaszcze, a potem patrzył znudzony jak odchodzą w stronę jednej z mniejszej sal, gdzie już na Ezrę czekała dyrygentka zespołu i jakiś inny młody chłopak, tym razem jednak z fletem poprzecznym. Nerwowo zaciskał palce na swoim instrumencie, a widząc ich, zupełnie nie wyglądających na ludzi związanych z muzyką, a raczej z mieczem, sapnął blednąc na policzkach.
- No dobrze, nie ma na co czekać. Zacznijmy przesłuchanie – zakomenderowała pewnie czerwono włosa kobieta, odgarniając warkocz na jedno ramię i siadając za biurkiem, by móc posłuchać.
- Kto pierwszy? – zapytała jeszcze, spoglądając to na Ezrę, to na młodzika, który wyglądał jakby już modlił się o to by nie przeszedł
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:25 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Burza jaka się między nimi rozpętała, mimo swojej ciszy, musiała stanowić ogromnie nieprzyjemne doświadczenie dla nich obu. Dla niego, wizja zajętego Louriela który chociaż wbrew swojej woli został postawiony u boku kobiety, dla Lusia widmo wstydu ze strony Finnegana. Obie kwestie całkowicie niepoprawne, całkowicie odrealnione i nie mające nic wspólnego z tym co obydwaj przedstawiali: swoimi słowami, czynami czy iskierkami w oczach. W momencie więc gdy zauważył jak mocno Louriel poczuł się urażony jego propozycją, jego serce ruszyło w szaleńczym galopie niepokoju.
Początkowo zaczął do niego dzióbać. Siedzący do niego plecami książę był idealnym celem jego palców, ust czy trąceń nosem. Tyle wystarczyło żeby rzucił się ponownie na niego, tym razem pozbawiony poduszkowej broni masowego rażenia, a jedynie z błaganiem o miłość. Bowiem łaszenie się w jego wykonaniu chociaż tak słodkie, tak cudowne, zawsze napawało go strachem. O to jak musiał palnąć z własnej głupoty coś co wbiło się szpilką w to cudowne, obłuszczone serce.
- Przepraszam. Absolutnie się Ciebie nie wstydzę. Mogę wykrzyczeć całemu światu jak mocno Cię kocham. – Zapewnił całując go leniwie po szyi i żuchwie. Przytulił go przy tym mocno do siebie i gładząc po łopatkach, z pilnym unikaniem stref tak wrażliwych na dotyk, przy tym cały czas wymrukiwał przeprosiny, na zmianę z zapewnieniami o swoim uczuciu.
- Przepraszam Perło. Musisz jednak zrozumieć, że takie uczucie to dla mnie nowość, samo w sobie odwzajemnione jak i okazywanie go z taką akceptowalnością. – Zauważył bo to, że kochał nie było niczym nowym. Natomiast to, że bez problemu mógł to powiedzieć obiektowi westchnień, całemu otoczeniu, całemu światu! I nie zostać przy tym zgnębionym przez osoby dla niego najważniejsze było całkowitą nowością.
- Mimo wszystko, nie zamierzam się z tego wycofać. Nawet jeżeli gdzieś na drodze stanie jakaś Mavele. Najwyżej wywieziemy ją na pustynię i zostawimy kojotom. – Uśmiechnął się do niego szelmowsko oblizując mu przy tym górną wargę. Tyle wystarczyło by gadzie oczy zalśniły tym co tak w nich uwielbiał, ogromem emocji. Ścisnął mu mocniej pośladki i wstając razem z nim uwieszonym jak przytulona koala stanął nad pustą jeszcze balią w której wreszcie miał zamiar się wykąpać!
- Czy mógłbyś, mój ukochany książę? – Zapytał odnośnie napełnienia drewnianej wanny po brzegi zimną wodą. Gdy woda poddała się woli gada, on mocno tupiąc sprawił, że kilka płomyków wskoczyło do cieczy powodując, że ta się zagotowała. Odrobina przemieszania i mieli gotową, przyjemnie ciepłą i po chwili również pachnącą lasem kąpiel. Aż miał dreszcze na samą myśl zanurzenia się w tej przyjemności. Zanim jednak zdecydował się zrobić cokolwiek więcej, podszedł do niskiego stolika, przesunął go nogą pod balię, a później łapiąc dość brutalnie, zwyczajnie pewnie gadzi tyłek jedną ręką, położył na stoliku ich śniadanie.
- Moja mała koalo, zechciałbyś teraz zdjąć ze mnie te niczemu niepotrzebne ubrania? – Zapytał kusicielsko jednocześnie wciskając ręce pod delikatny materiał szlafroka. Nie specjalnie skomplikowaną rzeczą było pozbawienie go odzienia które po chwili wraz z tym jego leżało już na ziemi. Pierwszy krok do wody sprawił, że zadrżał intensywnie. Zrobił pewny kroki powoli siadając pozwolił się im oswoić z ciepłem, wzdychając przy tym z przyjemności. Gdy ostrożnie posadził z powrotem na swoich kolanach Louriela, spojrzał w jego oczy uśmiechając się do niego błogo.
- Kocham Cię. – Zapewnił, a rozszerzając uda pozwolił by chuda dupka zsunęła się mu między nogi. – Chciałbym jakoś oficjalnie się tej Twojej niedoszłej narzeczonej pozbyć. Czy mógłbym coś zrobić żeby… Cię zaklepać? – Zapytał szukając odpowiednich słów by nazwać to co chodziło mu po głowie. – Wątpię żeby Twój ojciec za pewną deklarację przyjął te szramy po paznokciach na moich plecach i malinki na Twojej szyi. Ale na pewno macie jakiś pewny sposób pokazywania swojej przynależności do wybranej osoby. - Przyznał gładząc go kciukiem po policzku tylko po to by dotknąć naszyjnika który pięknie błyszczał złotem pomiędzy wyraźnymi obojczykami księcia.
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.02.08
Rozmowa dotycząca Louriela ale i Finnegana skutecznie sprowadziła ich na ziemię. Nieco ich zaniedbali chociaż wszyscy potrzebowali czasu na zaaklimatyzowanie się. Nie oznaczało to jednak, że prowadząc osobne plany na życie nie mogli posiedzieć razem. Na ten moment jednak nic nie było stracone. Louriel miał nałożoną przez ojca karę, Finni chyba również oberwał od cesarza ale ta złość nie mogła trwać wiecznie? Dzisiejsze wproszenie się do nich z alkoholem było jak najbardziej słuszne. Uśmiechnął się na samą myśl chociaż zaraz, zmrużył groźnie oczy.
- A ja już mogę pić czy nie? – Zapytał dzióbiąc do niego, a otrzymując uroczy uśmiech i zapewnienie, że jedną lampkę wina pozwolą mu wypić fuknął, ale zaraz się zaśmiał. – W takim razie wbijamy im wieczorem. – Zapewnił już zacierając ręce na te wszystkie rozmowy jakie najpewniej będą prowadzili. W życiu każdego z nich zmieniało się tyle i w takim tempie, że omówienie i nakierowanie na odpowiedni tor było wręcz koniecznością. A z nikim innym nie uda się tego zrobić tak skrupulatnie jak z przyjaciółmi – takimi mającymi obraz pełniejszy o zachowanie jednej strony i świeże spojrzenie na tą drugą.
Po śniadaniu i po tym jak znaleźli się wreszcie na szczypiącym w policzki mrozie, spokój jaki towarzyszył mu na myśl o ich małej, uroczej rodzince, o wspólnej przyszłości u boku Oriona, o samym Orionie na którego patrzył z coraz większym uwielbieniem, opuścił go. Wystarczył jeden rzut okna na Teatr w którym miało się rozstrzygnąć jego być albo nie być. Jeżeli się nie uda będzie miał nie mały problem ze znalezieniem drogi którą powinien się udać. Jeżeli mu się uda, będzie miał jeszcze większy problem z odnalezieniem się wśród nowych obowiązków. Poza tym nie zapowiadało się żeby nagle miał mieć ich mniej! Wręcz przeciwnie. I pierwszy raz w całej karierze jego zadań, te go cieszyły.
Zamknięty w ramionach Oriona, z możliwością przymknięcia powiek i nacieszenia się zarówno jego ciepłem jak i zapachem, nieco odetchnął. Nadal miał ogrom wątpliwości, nawet nie wiedział już jak je kategoryzować. Wtedy nagle jego stopy oderwały się od ziemi, a on z krzykiem został przerzucony przez ramię. Musiał się mocno go chwycić żeby czasem nie wpaść w jakąś zaspę jednocześnie drąc się na pół miasta, że jak go natychmiast nie puści przestanie być tak zabawnie! Obklepał mu pośladki, a gdy został puszczony sprzedał mu kilka kuksańców w ramię. Niemniej, wycałował go też porządnie i patrząc z błyszczącymi z radości oczami w te złote tęczówki, słuchał ze spokojem tej pewności która szybko stała się zaraźliwa.
W momencie gdy wkroczyli do ciepłego wnętrza Teatru, a ten sam dzieciak odebrał ich odzienie wierzchnie, on posłał mu rozbawione spojrzenie zakończone przewróceniem oczami. Nie przepadał za takimi obibokami, dookoła było tyle pracy, możliwości spędzenia swojego czasu w sposób zwyczajnie pożyteczny. Trzeba było jednak do tego użyć trochę głowy czego nie każdy potrafił. Pozostawił to jednak bez komentarza, a przed wejściem na mniejszą salę przesłuchań, zatrzymał jeszcze Oriona żeby go mocno pocałować.
- Zatrudniają, zaklepujemy mieszkanie i spijamy tych dwóch zboczeńców. – Upewnił się na co złapany za pośladek prychnął rozbawiony. No tak, ostatnio ten chwalebny tytuł nie był tylko własnością gada i blondyna. Ostatni głęboki wdech i posłusznie podszedł do sceny na której przepełniona pewnością siebie zasiadała ruda dyrygentka.
Stając na scenie przed kobietą o niezmąconej niczym twarzy, nieco ostrych rysach i bystrym spojrzeniu, przełknął nerwowo ślinę ponownie niepewny. Tym razem nie swoich umiejętności, a sposobu grania i tego co wybrał. Mogło się okazać zbyt… wiejskie na takie miejsce? Nie miał jednak już nic do stracenia, nie miał możliwości odwrotu, a gdy młodzik stojący obok niego spojrzał na niego z przerażeniem jakby stał nad nim z mieczem, a nie skrzypcami, posłał mu pytające spojrzenie.
Kontrolne spojrzenie na Oriona który rozsiadł się wygodnie na widowni, otrzymany uśmiech pełen przeświadczenia o powodzeniu i zgłosił się na ochotnika. Im szybciej zacznie tym szybciej pozna wyrok na siebie dlatego po przygotowaniu się i wyjęciu skrzypiec z pokrowca, upewnił się, że są odpowiednio nastrojone i zaczął. Wybrał szybki utwór który zawsze porywał do tańca wszystkich zdolnych do tej aktywności. Gdy grali w trójkę dźwięki odbijały się echem w piaskowym pałacu, teraz tylko roznosiły się po Sali. Podejrzewał przy tym, że sam Orion również gdzieś tam nóżką przebiera, chyba do tego tańczyli. Nie patrzył na niego bo on sam kochał takie rytmy i zwyczajnie, dobrze się bawił. Muzyka, wspomnienie poprzedniego wieczoru, tego ranka gdzie jeszcze zamiast się w pełni skupić tańczyli gdy on grał i pozwalał sobie na błędy i nieczystości. Teraz był na tyle skoncentrowany, że ani razu smyczek mu nie objechał tak jakby mu na to nie pozwolił, a gdy przestał wreszcie, gdy skończył i podniósł dwukolorowe oczy na dyrygentkę, dostrzegł jej szczere zdziwienie.
- Dziękuję. – Mruknęła w końcu gdy opamiętała się, że chwilę patrzyli na siebie z Ezrą z dozą pewnego niezrozumienia. Zapisała coś na kartce po czym poprosiła młodego flecistę o rozpoczęcie swojej kompozycji. Młodzik musiał się chwilę dłużej pozbierać, widocznie wszyscy zebrani zostali zaskoczeni przez muzykę Kraju Ognia ale on nic nie umiał na to poradzić. Jedynie kontrolnie spojrzał na Oriona który posłał mu pewny siebie uśmiech.
Gdy przesłuchanie ich dwójki skończyło się dyrygentka chwilę jeszcze notowała pewne uwagi w dużego formatu zeszycie. Dopiero po zamknięciu go spojrzała na obydwu z uśmiechem.
- To była tylko formalność aczkolwiek jestem zaskoczona powiewem świeżości. Zapraszam was za dwa dni na ósmą rano do Teatru. Poznacie ekipę i plan swoich ćwiczeń. Zostając tutaj dyrektorką wiedziałam, że wprowadzę pewne zmiany. Poznając was już mam ich kierunek. Myślę, że okoliczni zainteresowani niedługo mocno się zaskoczą naszym repertuarem. – Przyznała zerkając na Oriona któremu posłała łobuzerski uśmiech. On chyba również był świadom w jaką stronę to wszystko będzie zmierzało i jak zmienią się tony Teatru. Owszem, nadal będzie można się wzruszyć czy zachwycić ale pewne historie należało opowiedzieć zgoła inaczej.
Gdy młodzik chyba oszołomiony werdyktem wręcz uciekł z Sali, on spokojnie zaczął pakować instrument chociaż dłonie wreszcie zaczęły mu drżeć. Kobieta o mocnej budowie stanęła po chwili nad nim, nieco zaskoczona przyglądając się całej jego aparycji.
- Jesteś gościem zza gór, prawda? Miałam okazję usłyszeć muzykę Kraju Ognia, jest niepowtarzalnie radosna. Na pewno ją mocno wykorzystamy. – Przyznała na co on wstając, poprawił na sobie ubranie.
- Mam nadzieję, że niedługo już nie gościem. I będę się starał przekazać tyle ile wiem. – Przyznał, a widząc jak Orion wchodzi na scenę, od razu schował się w jego ramionach prawie że podskakując ze szczęścia.
- Pierwsza część planu zrealizowana.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:26 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Mdlący strach złapał Louriela za trzewia, podsycany ogromnym poczuciem przykrości jakie wywołała w nim myśl, że Finni mógłby choćby przez chwilę pomyśleć, że nie był kimś, z kogo można było być dumnym. Wiedział, że był… paskudny charakterem i że choćby nie wiadomo co, nie zamierzał się zmieniać. A jednak… gdyby to miało być dla niego, zastanowiłby się. Był mężczyzną, samo to wystarczyło by nie chcieć się do tego przyznać, do tego był sobą i to też od zawsze stanowiło powód, dla którego raczej nie powinien chcieć się chwalić ich związkiem. Ale i tak nie chciał tego ukrywać. Nie chciał by świat myślał, że między nimi nic nie było, skoro było bardzo dużo, a on nie chciał, by to wszystko kiedyś zniknęło. Dlatego słysząc zapewnienia mężczyzny, że nie miał tego na myśli, że nigdy przenigdy by się go nie wyparł, a najchętniej obwieścił całemu światu, że go kochał, uniósł się na łokciach, żeby spojrzeć na niego trochę z góry, pozwalając by błękitne włosy spłynęły mu z ramion i ukryły ich dwójkę za miękką kurtyną.
- Ale tak na sto procent? – zapytał niepewnie, muskając palcami policzek blondyna.
Przytulony i zapewniony, że tak, uspokoił się trochę, wtulając w mężczyznę mocniej, czerpiąc pociechę z jego dotyku i pomarańczowych oczu, które patrzyły na niego tak łagodnie i pewnie jednocześnie, że chciał mu wierzyć i wierzył mu. Nikomu wcześniej tak nie ufał jak magowi ognia. Nikt nie wiedział o nim tak dużo jak on i nadal był obok, deklarując że to wszystko to aż nic i aż wszystko, sprawiając że Louriel był kim był i nawet jeśli czasem nachodziły go myśli, że może powinien się siebie wstydzić, to wszystko nagle przestawało mieć znaczenie. Skoro Finni go akceptował z wszystkimi jego wadami, to tyle mu wystarczyło.
- Tak, wiem, przepraszam… Nie każę ci o tym głosić całemu światu, ani nawet… przyznawać się, że ze mną jesteś – powiedział ostrożnie, nie bardzo umiejąc się wyrazić. – Nie zniósłbym jedynie, gdybyś udawał, że naprawdę nic między nami nie ma. Przecież pary są ze sobą, a nikt o tym nie wie, prawda? Nie musimy nikomu mówić, niech się sami domyślą. Tylko… tylko mnie nie ignoruj – poprosił, a kiedy poczuł ciepłe palce zatykające mu włosy za ucho czułym gestem, po raz kolejny rozpłynął się z rozczulenia. Nie wyobrażał sobie, by nawet takie drobne gesty miały zniknąć z ich relacji. W końcu je też uwielbiał i to one często sprawiały, że gadzie serce trzepotało mu w piersi jak ptak w klatce, a rój motyli w żołądku podrywał się do lotu, tak jak i tym razem.
Na wzmiankę o Mavele i kojotach, prawie parsknął śmiechem, wyobrażając sobie rozwrzeszczaną kobietę po środku pustkowia, uciekającą przed stworzeniami pustyni. Tak… to musiałby być zabawny widok. Dziwny dźwięk wyrwał mu się z ust, kiedy Finni mało delikatnie zgniótł jego tyłek, a potem podniósł go, jak gdyby wcale nie ważył około dziewięćdziesięciu kilo. Nie żeby mu to przeszkadzało, uczepiony za szyję mężczyzny ramionami i oplatając go w pasie nogami, ani myślał puścić. Wymęczył go w nocy, zmartwił rano, wiec niech go nosi!
Słysząc w uchu czułe słówka, pokiwał delikatnie głową, machnięciem dłoni napełniając wannę wodą. Nawet nazywanie go księciem przestało mu przeszkadzać. Miał wrażenie, jakby jego zdecydowanie niezasłużony tytuł stał się raczej czułym przezwiskiem niż faktycznym tytułem szlacheckim, na który nigdy się nie czuł. No i… z jakiegoś powodu sam ton głosu mężczyzny kiedy tak do niego mówił, sprawiał że Louriel całkowicie mu się poddawał. Czuł, że to w porządku, że mógł mu na wszystko pozwolić i ani przez chwilę nie będzie żałował. Czy chodziło o ich strefę fizyczną czy uczuciową, Finni wypełniał jego myśli ciepłem i cudownym uczuciem bycia docenianym, akceptowanym i kochanym. I choć zazwyczaj powodowało to u niego wzrost pewności siebie, w tamtym czuł, że wzbudzało w nim tę kluskowatą część, która chciała być rozpieszczana, zapewniana o tym, że wszystko będzie dobrze i że nawet jeśli nie będzie, to i tak będzie bo będą mieć siebie.
Zapytany o zdjęcie ubrań, pokiwał ulegle głową, patrząc z nieśmiałym uwielbieniem na twarz mężczyzny, drżąc delikatnie kiedy czuł jego szorstkie palce zsuwające mu z ramion lekki materiał szlafroka. Sam nie zrezygnował z możliwości napawania się muskulaturą maga ognia, kiedy palcami zsunął się na jego biodra, by wkraść się dłońmi pod materiał jego bielizny. A kiedy już oboje byli nadzy, pozwolił się posadzić w wannie, choć kiedy wrażliwe miejsca jego ciała znalazły się w gorącej wodzie, w pierwszym odruchu aż zasyczał, krzywiąc się lekko, dopóki ciepła woda nie rozluźniła jego mięśni.
Spodziewał się, że nawet jeśli ich kąpiel będzie trwała długo, w końcu to było coś, czego oboje potrzebowali, nie spodziewał się rewelacji. A jednak, kiedy Finni znów zaczął mówić, oczy księcia rozszerzyły się do wielkości spodków, a usta uchyliły w geście niedowierzania. W pierwszej chwili pomyślał, że mu się przesłyszało. Że to nie było to, o czym myślał. Że…
- T-t-t-ty… - zająknął się Louriel, czując że jego policzki z każdą chwilą robiły się coraz cieplejsze, aż w końcu były tak gorące, że miał wrażenie jakby mógł usmażyć na nich jajko. Z resztą, nie tylko policzki! Miał wrażenie, że rumieniec pokrył go całego, aż po czubki palców u stóp. Nie spodziewał się, że ten mężczyzna będzie jeszcze kiedyś w stanie zawstydzić go do tego stopnia po tym co mu zrobił całkiem niedawno temu w łóżku, ale najwidoczniej się mylił. Aż musiał się zasłonić rękoma, patrząc jedynie na blondyna przez szpary między palcami. A kiedy tylko jego wzrok spotykał się z pomarańczowymi oczami, natychmiast rumienił się jeszcze bardziej.
- U…um… Czy… czy ty… wiesz co to znaczy? – wykrztusił z siebie, a kiedy usłyszał odpowiedź, aż trącił go zażenowany w ramię, zaciśniętą pięścią.
- Kto by się nie wstydził, pytasz mnie o takie rzeczy w wannie, kiedy wyglądam jak wyglądam – powiedział oburzony, ale zaraz zagryzł wargę, patrząc na Finniego z wyraźną odpowiedzią w nadal nieco nieśmiałym spojrzeniu.
- Um… No, mamy takie s-symbole dla n-narzeczonych – wymamrotał, gapiąc się na obojczyki Finnegana i rysując mu zażenowanym gestem kółeczka na piersi. – W świątyni Smoka Wody… pary mogą złożyć sobie p-przysięgę i… i obdarować się nawzajem bransoletkami z takim samym wzorem. Każda para bransoletek ma inny wzór, nie ma czterech takich samych, więc… więc gdybyśmy takie mieli… - zakończył sugestywnie, mówiąc coraz ciszej, chociaż w jego nieśmiałych, kontrolnych spojrzeniach rzucanych magowi ognia nie zniknęła ani odrobina pewności. Gdyby się zdecydowali… Byłby najszczęśliwszym gadem na świecie!
H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.26.01
Orion nie spodziewał się, by załatwienie sprawy w Teatrze było czymś więcej niż zwykłą formalnością. W końcu słyszał jak Ezra grał, jaki był biegły w sztuce muzyki, a jego dłonie pewne w wygrywaniu skocznych melodii, które nawet jego, niezbyt chętnego do jakiegokolwiek tańca zachęcały do tuptania w miejscu do rytmu. No i mina z jaką Ezra grał. Już od pierwszego wejrzenia widać było, że nawet jeśli na jego piegowatej buzi malowało się skupienie, było podszyte czystą radością. On po prostu kochał grać i było to po nim mocno widać. To spojrzenie, błysk w oku, pewny i słodki uśmieszek, białowłosy nie wierzył by samo to nie było w stanie innych oczarować. Jego oczarowało. Nie potrafił oderwać od maga ognia oczu, będąc z niego równocześnie tak mocno dumnym. Pamiętał ich pierwsze spotkanie, wylądowanie w zaspie i różowe policzki Ezry. Ich ponowne spotkanie w kraju ognia i wszystkie przygody jakie przeżyli z Lourielem i Finneganem, magnesami na kłopoty. Nie żałował. Kiedy go widział, takiego cudownie szczęśliwego, zakochanego w muzyce, miał tylko nadzieję, że tak samo jak swoje skrzypce, zdoła pokochać i kraj wody. Taki zimny i nieprzyjazny, choć w gruncie rzeczy bardzo ciepły i domowy, kryjący w sobie bezpieczeństwo. Chciał by był dla niego domem, tak jak i był dla Oriona. I już wkrótce, tak się właśnie miało stać, mieli mieć swoje i tylko swoje miejsce.
Kiedy Ezra skończył, Orion podniósł się ze swojego miejsca, gotów w jednej chwili zapełnić całe pomieszczenie klaskaniem, ale wystarczyło mu jedno spojrzenie na dyrygentkę, by sobie odpuścić. Kobieta nie wyglądała jakby miała być z takiego rozwoju spraw zadowolona, dlatego Orion stwierdził, że pochwały zostawi sobie na później. Występ młodzika nie trwał długo, choć był bardziej stateczny, to również coś w sobie miał. Orionowi wystarczyło zerknąć na kobietę, by wiedzieć, że była nimi oboma zachwycona. Miała ten błysk w oku, który sprawił, że Orion uśmiechnął się do siebie szeroko, czekając na werdykt.
- Gratuluję! – powiedział Orion, wchodząc na scenę, by pomóc Ezrze z jego skrzypcami, dosłyszał przy okazji jego rozmowę z czerwonowłosą kobietą. Uśmiechnął się szerzej, słysząc że chłopak nie chciał dłużej być gościem, a pełnoprawnym obywatelem Kraju Wody. To go tak cieszyło! Nie chciał od niego uciekać. Kiedy się zbliżył natychmiast otoczył chłopaka ramieniem i pożegnawszy się z dyrygentką, pocałował go w skroń.
- No dobrze, moja Śnieżynko, choć chyba powinienem teraz na ciebie mówić Nutko – parsknął, wyciągając go na korytarz, a potem na zaśnieżoną ulicę. Śnieg padał coraz gęstszy, sprawiając że nie było nic widać dalej niż na kilka kroków. – Idźmy do banku, podpisać umowę i na zakupy. Znam miejsce, w którym sprzedają ulubione ciasto Lusia, może nas gad nie zamarudzi na śmierć, że nie przyszliśmy go odwiedzić – parsknął, a potem pociągnął Ezrę w drugą stronę.
Bank, w którym Orion trzymał swoje pieniądze i który to był polecany przez samego księcia, mieścił się w jednej z bocznych uliczek blisko pałacu, choć bardziej w części gdzie ludzie woleli mieszkać w pojedynczych, nieco większych domkach, z kawałkiem swojego własnego, lodowego ogródka. Większość mieszkańców tej dzielnicy stanowiła szlachta, ale nie przypominała ona niczym tej z Kraju Ognia, tym bardziej Orion nie bał się chodzić tamtędy z uniesioną głową.
- To tutaj – powiedział, wskazując niewielki sklepik w jednym z domków, gdzie całą jedną ścianę stanowiła rzeźba przedstawiająca Smoka strzegącego skarbu. Według Oriona było to trochę tandetne, choć zdecydowanie przykuwało uwagę.
Białowłosy pchnął drzwi, a potem wprowadził Ezrę do ciepłego wnętrza. Niemal natychmiast znalazła się obok nich przemiło uśmiechnięta kobieta, która bez ociągania zaprowadziła ich do jednego ze stanowisk, gdzie już czekał na nich starszy mężczyzna z prostokątnymi okularami na nosie.
- Czego potrzeba? – zapytał cicho, ale uprzejmie, spoglądając z lekkim uśmiechem na zaśnieżonych Oriona i Ezrę.
- Chciałbym wyciągnąć swoje oszczędności ze skarbca – powiedział Orion, zajmując wolne krzesło, tak by i Ezra się na nim zmieścił. Bankier nie skomentował tego w żaden sposób, ani nie dał po sobie poznać, że coś w ich zachowaniu było nie tak.
- Wszystkie? – zapytał Bankier, podczas gdy podsuwał Orionowi do wypełnienia jakieś dokumenty.
- Nie, tylko sto sztuk srebra i trzydzieści pięć złota – odpowiedział chłopak, a bankier spojrzał na niego z uprzejmym zainteresowaniem.
- To prawie wszystkie oszczędności – poinformował go mężczyzna, a białowłosy pokiwał głową.
- Owszem, ale warto je zainwestować w coś trwalszego niż konto w banku – zauważył, uśmiechając się znacząco do Ezry.
Bankier więcej o nic nie pytał, przejrzał wypełnione przez Oriona dokumenty, sprawdził czy wszystko się zgadzało, a potem zniknął za drzwiami za swoimi plecami i wrócił po dziesięciu minutach ze szkatułką, której zawartość dokładnie przeliczył, a potem przesypał do kuferka Oriona. Białowłosy podpisał jeszcze jeden dokument, a potem mogli wyjść. Umówili się z Vianną i Lenore w herbaciarni i kiedy już tam dotarli, kobiety już na nich czekały. Vianna ułożyła dla nich umowę, którą spisała dla nich w dwóch egzemplarzach, a kiedy Orion dokładnie wszystko przeczytał, dał sprawdzić Ezrze i wspólnie stwierdzili, że im odpowiada, oni i Lenore podpisali umowę, na mocy której mieszkanie stawało się ich własnością. Kobieta wręczyła im komplet kluczy i umowa była zawarta.
- Nie mogę w to uwierzyć – westchnął Orion, kiedy kobiety odeszły, zostawiając ich z kopią umowy i kluczami, które chłopak oglądał pod światło lamp. – Mamy mieszkanie! – westchnął jeszcze raz, nie wiedząc czy jest bardziej zaskoczony, zdziwiony, czy szczęśliwy. Ale kiedy spojrzał na Ezrę, stwierdził że to ostatnie. Uśmiechnął się do niego łobuzersko, a potem pochylił się, by pocałować go słodko w usta.
- No dobrze, chodźmy moja Śnieżynko, musimy kupić jakieś wino i słodkie przekupstwo dla naszych drogich przyjaciół – parsknął, a potem splótł ze sobą palce Ezry i ich obu poprowadził między lodowe budynki w stronę targowiska, gdzie przy obecnej pogodzie normalną działalność prowadzono tylko w przydrożnych sklepach. I to właśnie w jednym takim sklepiku mieściła się piekarnia, która specjalizowała się w muffinach, które książę tak uwielbiał.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:26 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Intensywne reakcje Louriela delikatnie nakierowały go na to co mogło gada gdzieś w głębi serca boleć. Poza tym, że obydwaj niekoniecznie potrafili się odpowiednio odnaleźć w tej pełnej miłości, on miał ogromny problem z pełnym zaufaniem i poczuciem się wartościowym, Lusiu widocznie obawiał się obojętności. Nie dziwił się, że żaden z nich nie był idealny mimo prób tworzenia takich pozorów. Jednocześnie jednak, jego serce szalało w piersi z radości. Pokazał mu tą część która w nim cierpiała, pokazał stronę przez którą on z łatwością mógł go zranić, a którą od teraz będzie bardzo pielęgnował. W życiu by się nie odwrócił, nie wyrzekł. Owszem, kiedyś był to ogromny wstyd gdy Gwardzista się kimś interesował, a ten ktoś zainteresowanie odwzajemniał ale on już w Gwardii nie był. Był zwyczajną osobą, która nagle przestała mieć znaczenie jako mięso armatnie. Najzwyczajniejszy człowiek którego jedynym zadaniem było rzeczowe wypełnianie obowiązków i próba bycia szczęśliwym. A teraz, gdy go mocno przytulał, taki szczęśliwy właśnie się czuł.
- Tak, bardzo chętnie będę krzyczał. – Zażartował chwilę później już krążąc z nim na rękach. Uwielbiał taką pozycję! Z jednej strony jego szczupłe i gorące ciało tak ściśle do niego przylegało, z drugiej mógł z łatwością gładzić go po głowie albo drapać po plecach. Dodatkowo, on miał pełen dostęp do tych twardych i niezwykle kształtnych pośladków które chyba już pierwszego dnia poznania zawróciły mu w głowie. A teraz, były tylko jego!
W momencie gdy znaleźli się w wodzie, siedząc naprzeciwko siebie, nadal trzymał dłonie na jego pośladkach przez chwilę jeszcze z bardzo zadziorną miną go miętosząc. Dopiero gdy wrócili do rozmowy, na ten moment wydającej się być bardzo ważną chociaż niekoniecznie poważną, złapał go za dłonie i odchylając się do tyłu gładził go po palcach. A później… powiedział chyba coś co wyłączyło im obu mózg.
Nigdy nie mógł z jasną pewnością stwierdzić, że Louriel był słodki. Był inteligentny, zadziorny, niezwykle przystojny. Miał w sobie te iskierki które powodowały w nim ciarki czy elektryczne dreszcze na plecach. Niezwykle mądry, nieco roztargniony, czasem zwyczajnie głupiutki. Ale nigdy nie mówił, że był słodki, aż do tego momentu. Cały czerwony, zmieszany, zakryty, a jednocześnie z jawną potrzebą bycia jeszcze bliżej niego. Gładzący go, unikający spojrzenia, kontrolnie na niego zerkający. Kluseczka która sprawiła, że on totalnie zgłupiał. Co on takiego powiedział?
Przyglądał się mu z całkowitym brakiem zrozumienia. Oniemiały od ilości emocji jakie nagle z jego księcia buchnęły. Chyba jeszcze tylu nie widział, jeszcze nigdy nie poczuł tak silnie, że jest w nim tak zatracony. Ileż radości sprawiało mu obserwowanie go! Dodatkowo, starał się oczywiście go słuchać. Chociaż przez to jąkanie się, mało co umiał na początku zrozumieć. Wysilając wreszcie umysł, skupiając się na czymś innym niż rozwodzenie się nad tym jaki on jest nagle słodziutki i jak bardzo chciałby go wycałować, wyprostował się posyłając mu przepraszający uśmiech.
- Przepraszam, rozumiem że to zdecydowanie za dużo i za szybko? – Dopytał upewniając się czy aby nie przegiął Bo wychodziło na to, że tak dobitne zaznaczenie swojej pozycji przy jego boku było zwyczajnie za szybkie. Mogło być, nie dziwił się ale gdzieś tam w środku, głęboko głęboko, miał przeczucie, że jeżeli tego nie zrobi to Louriel zniknie… - A może się wstydzisz? – Szturchnął go żeby zatuszować swoją małą wpadkę, tym samym jednak dowiedział się co Louriela ubodło. Jego wewnętrzny romantyzm! W momencie spadł mu kamień z serca i odgarniając mu włosy do tyłu, łapiąc chwilowo w wysoki kucyk żeby później puścić mu niebieskie kosmyki kaskadą na plecy.
- Jak wyglądasz? Pięknie wyglądasz! O, tutu jesteś mój… – Dotknął go w malinkę. – O! I tutaj też! – Teraz w ugryzienie, a widząc, że nie poprawia tym sytuacji, objął go za biodra przysuwając bliżej siebie. – Jesteś mój i jesteś piękny.
Wsłuchując się w to jak wyglądały takie właśnie zaręczyny oczami wyobraźni widział piękną świątynie w jasnym marmurze z sufitu której zwisały tysiące par pięknych bransoletek. Gdzieś w tle kły szczerzył Smok Wody, tak chłodny w swoim majestacie a przy tym tak opiekuńczy jak cesarz obecnie władający krajem. Jednocześnie, cały czas śledząc zawstydzenie gada gładził go po plecach żeby chociaż odrobinę się nie przejmował, a słysząc tą niepewność w tak ogromnym kontraście do tego jak na niego patrzył, sam się zmieszał.
- Znaczy… bo ja…. Ymmm… – Zacisnął na chwilę usta po to by się do niego ostatecznie ciepło uśmiechnąć. – Osobiście jestem pewien, że jesteś moim przeznaczeniem, miłością i szczęściem. Więc jeżeli tylko byś chciał, Tobie mogę złożyć każdą przysięgę. – Zapewnił niechcący powodując, że Louriel zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Na to jednak się zaśmiał i zabierając jego dłonie z policzków zaczął go po nich całować.
Kąpiel jak i rozmowa sączyły się leniwie w czasie jeszcze długo po rozpoczęciu tej rozmowy. Lusiu chyba zrozumiał, że jego zapewnienia są szczere, że dla niego – swojego wybawiciela – mógłby zrobić wszystko i chociaż oficjalnie nie padło żadne postanowienie, czuł niezrozumiałe podekscytowanie na samą myśl oświadczyn. Nie sądził, że kiedyś do nich dojdzie! A teraz, nie umiał sobie wyobrazić wspólnego życia bez dążenia właśnie do takiej formalizacji.
Gdy umyli się, wmasowali w siebie zapachowe olejki, zadbali o każdą część ciała zarówno przez wycałowanie jak i odpowiednie kosmetyki, wskoczyli w lekkie rzeczy żeby wieczorem ponownie czerpać przyjemność ze wzajemnego rozbierania się. Położyli się ponownie na łóżku z przygotowanymi przekąskami i oddając się rozkoszy podróży do nieznanego sobie świata. Książka przygodowa którą ostatnio się zajęli sączyła się spokojnym głosem, jego albo Louriela przenosząc ich w nieznane krańce świata i równie nieznaną sobie magię. Całość przygody rozgrywała się w Kraju Powietrza przedstawiając go w świetle w którym obecnie zdecydowanie się nie kąpał. Mimo to, było to bardzo ciekawe, a kolejne strony pochłaniali w ekspresowym – jak na nich ciągłe zaczepki, uwodzenie i długie pocałunki – tempie. W pewnym momencie książka została odłożona na bok, a oni wymieniając się niespiesznymi namiętnościami powoli zakopywali się w pościeli. I zmierzało to wszystko w bardzo przyjemne fantazje gdyby nie intensywne pukanie w drzwi.
W pierwszym momencie aż podniósł głowę znad przyjemnie czerwonych ust Louriela zdziwiony. Jego nowa służąca raczej nie zawracała im głowy, a on szybko dał jej do zrozumienia, że w momencie gdy jest przy boku księcia nie jest w ogóle potrzebna. Sam załatwiał wiele rzeczy, dbał o porządek w ich wspólnej sypialni i przynosił jedzenie które w chociaż sprowadzało się do podgrzania, przygotowywał. Nie zdążył za bardzo odpowiedzieć gdy Ezra z zasłoniętymi dłonią oczami i butelką wina w drugiej.
- Odessijcie się od siebie! – Zarządził, a gdy usłyszał za plecami cichy śmiech Oriona zerknął na nich przez palce. Zaraz, z lekkim oburzeniem spojrzał na białaska który niósł nie dość, że ulubione wypieki księcia to jeszcze kilka smakołyków które wpadły im w oko w cukierni. Musieli odpowiednio świętować zakup mieszkania oraz jego dostanie się do Teatru Muzyki co nie znaczyło, że pewne zachowania będą akceptować.
- No co? Przecież są przyssani. – Zauważył na co też otrzymał całusa. Tyle wystarczyło żeby cały czas kotłujący się w nim entuzjazm ponownie w nim rozgorzał co odbiło się w jego tęczówkach.
- Mamy dla was super wieści! Napijemy się? – Zapytał z szerokim uśmiechem machając butelką wina. W siatce wraz z wypiekami mieli jeszcze trzy. Na pewno dzisiaj komnat księcia nie opuszczą szybko.
- Tylko najpierw ogarnijcie się trochę, bezwstydne pijawki. – Prychnął jednocześnie unikając kolejnego całusa od Oriona który usilnie próbował mu udowodnić, że on również taki niewinny to nie był. Właśnie o to chodzi, że był! I tamci dawaj powinni się od niego uczyć.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:27 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Louriel nie rozumiał, jak w którymkolwiek momencie mógł pomyśleć, że Finni mógłby go odrzucić, wyprzeć się go, czy zwyczajnie zignorować, kiedy całym swoim jestestwem pokazywał mu jak mocno mu zależało, na nim, na ich związku i tych ciepłych uczuciach, które jemu wyciskały rumieńce na policzkach, a blondynowi rozpalały ogniki w rzucanych mu pewnych siebie spojrzeniach. Uwielbiał go, a Lusiu uwielbiał jego. Zwłaszcza w takich momentach, kiedy jego osobowość załamywała się, ukazując światu, Finniemu to delikatne wnętrze, które krył przed wzrokiem wszystkich, by nikt nie wiedział jak mocno można go było zranić. Blondyn swoim ciepłym wzrokiem, słodkim uśmiechem i zapewnieniami o miłości sprawiał, że popękana skorupka wokół niego sklejała się, choć odrobina tego słodkiego wnętrza za każdym razem wydostawała się na zewnątrz i już zostawała, sprawiając że książę odrobinę mniej się jej wstydził.
Tym bardziej, kiedy Finni w końcu mu oświadczył, że jeśli tylko on był gotowy na taki krok, on nie miał nic przeciwko, jego twarz poczerwieniała jeszcze mocniej, choć usta rozciągały się w szczęśliwym, pełnym miłości uśmiechu. Chciał, bardzo mocno chciał pokazać całemu światu, że był już zajęty, że miał kogoś, komu zależało na nim tak mocno, że postanowił go oznaczyć czymś trwalszym niż kilka malinek. On sam bardzo chciał, jego zaborcza część była niesamowicie podekscytowana myślą, że wszystkie głupie panny Kraju Wody i wszyscy mężczyźni patrzący na innych mężczyzn będą wiedzieli, że Finni już kogoś ma. A był, mimo wszystko, kimś niezwykłym z kim zwykli obywatele nie mogli się równać. Oczywiście pod względem umiejętności, bo Louriel w żadnym innym aspekcie, no albo prawie w żadnym, się nie wywyższał. Albo przynajmniej się starał…
- Ja tobie też – westchnął, obejmując szyję mężczyzny i chowając się w jego ramionach. – Mogę ci dać wszystko czego chcesz, łącznie ze sobą o ile tylko mnie zechcesz – powiedział, muskając delikatnie jego szczękę nosem. Był taki szczęśliwy i łasy na delikatność, na czułości i drobne gesty, które świadczyły dobitnie o wiążącym ich uczuciu, że gdyby tylko Finni zechciał, zrobiłby dla niego wszystko, nie opierając się ani przez moment.
Cieszył się dalszą kąpielą, wplatając palce we włosy blondyna, dając mu się muskać palcami i wprawiać w drżenie, dopóki nie stwierdzili oboje że już im wystarczy, a potem ubrani, znów znaleźli się w łóżku. Louriel uwielbiał takie dnie. Jako rasowy leniwiec i kot domowy, ubóstwiał całodobowe przebywanie w łóżku, wylegiwanie się z książką na brzuchu, czytając na głos i pozwalając by Finni głaskał go po plecach na zmianę z głosem blondyna rozbrzmiewającym opowieścią w ciszy pokoju, podczas gdy on, bawił się jego włosami i słuchał. Kochał jego głos. Taki spokojny, pełen entuzjazmu do czytanej historii, pozwalając księciu zagłębić się w jej świecie i poznać go, choć przerwy na długie pocałunki zdecydowanie burzyły jego skupienie, przerzucając je na czyjeś słodkie wargi. A kiedy w końcu książka zeszła na drugi plan, a Finni zawisnął nad nim, sprawiając że książę zadrżał z ekscytacji, przymykając oczy i układając usta w dzióbek, czekał na kolejne, nieco bardziej niegrzeczne całusy. Nie miał go dosyć. Nawet jeśli jego ciało nadal pamiętało poprzednią noc, miał wrażenie, że nie miałoby nic przeciwko kolejnej…
Słysząc natarczywe pukanie do drzwi, sapnął niezadowolony, nie zamierzając nikogo wpuszczać i psuć im nastroju, ale najwyraźniej Ezra z Orionem nie rozumieli aluzji ciszy i udawania, że nikogo nie ma w domu i wpakowali się do pokoju bez zaproszenia. Widząc rozbawiony wzrok przyjaciela i zakrytego Ezrę, Louriel niechętnie zsunął dłonie z karku Finnegana, pozwalając by te opadły bezwładnie na łóżku.
- To nie my jesteśmy bezwstydni tylko wy – zauważył kwaśno książę, podnosząc się obrażony do siadu, poprawiając zsuwający mu się z ramion materiał szlafroczka. I nie, nie miał zamiaru się ubierać! – Żeby tak przerywać zanim się zacznie – prychnął, siadając na krawędzi łóżka i patrząc udawanie bez zainteresowania na to, jak Orion zaczął rozkładać na stoliku szklanki, talerzyki i ulubione muffiny księcia.
- Gdybyśmy wam przerwali w trakcie byłbyś bardziej niezadowolony – zauważył Orion, rozkładając dorwane z Ezrą kawałki co lepszego ciasta na stole, pamiętając przy tym ulubione ciastka księcia ostentacyjnie wyciągnąć z torby i położyć po środku, by na pewno je dostrzegł.
- Kto powiedział, że gdybyśmy byli w trakcie, że byśmy przerwali – prychnął niezadowolony Louriel, udając że wcale, ale to wcale gdyby tylko weszli w takim momencie nie uciekłby kolejnym oknem i w ogóle to zaszył się gdzieś dopóki nie zapomnieliby że istniał ktoś taki jak Louriel i wcale nie widzieli go w najbardziej prywatnej sytuacji jaką tylko mógł sobie wyobrazić.
Orion roześmiał się głośno, posyłając księciu pobłażliwe spojrzenie. Znał go lepiej niż mu się wydawało i doskonale wiedział, że ten uparty osioł najpewniej w takim wypadku kazałby im wydłubać sobie oczy, a potem jeszcze schował się pod łóżkiem. Dlatego wolał zostawić ten temat, unosząc w górę butelkę wina.
- Wolicie grzańca, czy na zimno? – zapytał, a dostrzegając obrażone, odęte usta ich naczelnej księżniczki, domyślił się jego odpowiedzi.
- Grzane – powiedział Louriel, łapiąc Finniego za rękę by posadzić go na jednym z foteli i usiąść mu w poprzek na kolanach. Nie zamierzał rezygnować z jego ciepłych ramionek. Dostrzegł przy tym babeczki… Kiedy Orion wychodził z pokoju z butelkami by zająć się podgrzaniem alkoholu razem z goździkami i sokiem pomarańczy, książę udając że się poprawia, capnął w dłonie dwie babeczki i podając jedną Finniemu, zaczął z lubością pałaszować drugą, udając że przecież on nic nie je…
- No dobra, to co to za świetna wiadomość? – zapytał Louriel, kiedy Orion wrócił do pokoju z parującym garnkiem wina i zabrał się za rozlewanie go do kubków.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:27 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-02.01.11
Niechęć Louriela jaka wykiełkowała nagle na widok ich drogich przyjaciół sprawiła, że pytająco zmarszczył brwi. Słysząc te prychnięcia i ton księcia lekko obawiał się, że panowie poczują się jak nieproszeni goście. Nie chciałby tego. Dawno ich nie widział, a nawet jeżeli mieli całkowicie różne plany na swoje życie, jego zdaniem, nie powinni się zaniedbywać. Dlatego mocno ucieszył go fakt, że oni sami do nich wpadli, że nie musiał się im napraszać pytaniami czy mogliby coś porobić razem. Tym gorzej poczuł się na zachowanie Louriela. Przecież ich romantyczny wieczór mógł zostać odłożony na później, prawda? Dopóki nie kupi sobie normalnych ciuchów nie miał zamiaru ryzykować powrotu do pracy. Nie da sobie rady kondycyjnie. Oznaczało to, że będzie gada rozpieszczał na wszystkich płaszczyznach i na wszystkie sposoby. Jednocześnie próbując wypielęgnować kolejny aspekt ich przyjaźni z Orionem i Ezrą.
- Miło was widzieć. – Zapewnił abstrahując od tej bezsensownej wymiany zdań między Lusiem a Orionem. Obydwu posłał słodkie uśmiechy i siadając prosto zaczął szukać czegoś co zasłoniłoby jego pierś i poranione plecy. Dopiero po narzuceniu na siebie odpowiedniej części garderoby zwrócił spojrzenie na Ezrę na którego wybałuszył oczy.
- Ohoho! Ale Ty masz ciuszki! – Oznajmił z szerokim uśmiechem, olewając fakt że tamta dwójka zaszczycała się niewybrednymi tekstami. W tym czasie Ezra rozłożył lekko ręce na boki i okręcił się dookoła własnej osi.
- Nie wyobrażasz sobie jakie to jest ciepłe! – Stwierdził z szerokim uśmiechem na co on prychnął cicho rozbawiony.
- Wyobrażam. Kilka ostatnich dni biegałem po tym mrozie z młodzikami podobnie ubranymi. Oni nawet nosów czerwonych nie mieli, a ja myślałem, że zamarznę tak jak stoję. – Przyznał, a wzięty za dłoń dał się poprowadzić gadowi na fotel i robić oficjalnie za poduszkę dla jego szlachetnie obgryzionych pośladków.
- Właśnie, co robiłeś ostatnio? – Zapytał chociaż widząc ofoszonego Louriela który zabrał Finnegana w pół rozmowy z daleka od niego, wycofał się lekko rzucając Orionowi kontrolne spojrzenie. Czuł się niechciany. Owszem, wpadli bez żadnego uprzedzenia ale chyba mogli stwarzać pozory odrobiny akceptacji dla chęci posiedzenia razem? Całość spontaniczności z jaką tutaj wpadli była chyba ogromnym błędem co on chciał delikatnie dać znać Orionowi. Wypiją po jednym kieliszku i się zbiorą do siebie.
Zachowanie Lusia z chwili na chwilę zaczynało robić się coraz bardziej krępujące. Zabrał go w pół zdania, posadził jasno komunikując swoją dominację, może i własność. Nawet jeżeli kochał go taki i pragnął być nazywanym tylko jego, mógłby nie być tak teatralnie oburzonym przerwaniem im leniwego wieczora. W momencie więc gdy do jego ręki trafiła babeczka spojrzał na niego prosząco gładząc przy tym po dole pleców.
- Ukochana Perło… – Nieco go upomniał chociaż słodkości z przyjemnością spróbował.
Chociaż wcześniej skuszony ilością słodkości jakie dopadli w piekarni chciał skosztować prawie wszystkiego, gdy zostali w trójkę w napiętej atmosferze ciszy, siadł z pustymi rękami z daleka od świergoczących papużek wpatrując się w okno. Gdy Orion wrócił i w swoje dłonie dorwał gorące naczynie, przytulił je do lekko zziębniętego policzka podciągając nogi pod siebie żeby wygodniej się rozsiąść. A później to pretensjonalne pytanie o to po co przyleźli, aż westchnął.
- Wiesz, chyba to mało istotne. Lepiej już pójdziemy. – Mruknął ostatecznie rozgoryczony tym wyniosłym tonem. Szturchnął lekko Oriona żeby go pogonić do wyjścia jednocześnie odkładając niezaczęte wino na stolik. – Już wam nie będziemy przeszkadzać. – Zapewnił wstając dokładnie po to żeby zostać przyciśniętym niczym kot do miejsca w którym znajdować się powinien, a w jego dłonie wróciło pachnące przyprawami wino. Orion natychmiast go zatrzymał jednocześnie rzucając ostre spojrzenie księciu wraz ze słowami o tym, że ma się zachowywać.
- Więc? Co opijamy? – Rzucił już bardziej zainteresowanym tonem, z lekkim uśmiechem do naburmuszonego obecnie Ezry. Brunet oczywiście milczał nie mając ochoty niczym się chwalić. Najpewniej znowu by dostali pretensje, że przychodzą z takimi pierdołami więc jedynie poprawiając się na miejscu powąchał jeszcze raz wino przenosząc spojrzenie na Oriona. Jedno spojrzenie jasnych oczu i po wzruszeniu ramionami upił drobny łyk. Niewiele więcej trzeba było żeby jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
- Dlaczego tego nie piliśmy wcześniej? – Zapytał opierając się policzkiem o jego ramię. Jakkolwiek to było niekulturalne, Louriel zasłużył na olanie go. I na pewno ani słowa nie usłyszy od niego. Ani o Teatrze ani o zakupie mieszkania. Z proszeniem o pomoc tym bardziej nie mając zamiaru wychodzić. Wszystko zrobią sami choćby miało im to zająć dwa razy więcej czasu!
- Ezraaa, zadałem pytanie. – Zauważył z szerokim uśmiechem, a widząc iskierki w dwukolorowych oczach tylko niewinnie zamrugał. Niewiele więcej potrzebował żeby ten wywrócił oczami i w zdecydowanie nieudolny sposób zaczął powstrzymywać uśmiech.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {23/03/21, 01:27 am}

H&C           - Page 11 PicsArt_06-14-01.37.22
Louriel nie do końca rozumiał, co się w zasadzie stało. Kawałek babeczki utkwił mu w przełyku, kiedy najpierw Ezra stwierdził, że w sumie to nie przyszli z niczym ważnym, a kiedy zaraz potem wstał, mówiąc że w sumie to już pójdą, zamrugał zaskoczony, odkładając babeczkę na stolik.
- Ale ja… - zaczął, ale nie skończył, nadziewając się na ostre spojrzenie Oriona.
- Lusiek, albo zachowujesz się jak na księcia i przyjaciela przystało, albo jesteś głupi – powiedział, wlepiając w mężczyznę nieustępliwe spojrzenie złotych oczu, aż gad poczuł rumieńce na policzkach.
- Przepraszam – powiedział, chociaż nie był pewien, co złego zrobił, ale kiedy spojrzał na Finniego, on też nie wydawał się zachwycony jego zachowaniem. Rozczarowanie błyszczało w pomarańczowych oczach, sprawiając że w żołądku Louriela pojawił się głaz, a serce zabiło mu szybciej ze zdenerwowania. Co on zrobił?
Potem miał wrażenie, że było tylko gorzej, a przynajmniej, że wszystko co złe w pokoju, to był on… Dłoń Finniego na jego krzyżu parzyła go, Ezra go ignorował, a Orion rzucał upominające spojrzenia. Nie wiedział, co zrobił, bo przecież wcale nie był na przyjaciół zły, o czym Orion doskonale wiedział, a jednak czuł się jakby zrobił coś strasznego. Finni też był zły, na niego. Dlatego, nie chcąc go bardziej denerwować, udał że mu niewygodnie, powiercił się, by ostatecznie zsunąć się z kolan maga ognia i usiąść na podłodze, łapiąc niedojedzoną babeczkę i wpychając ją sobie całą w usta.
Orion nie potrafił zrozumieć, co w Louriela wstąpiło. Przecież nie był na nich zły, no przecież wiedział, że nie. A jednak mógł choć raz zachować się jak na dobrego przyjaciela przystało i nie wydziwiać. Nie był pępkiem świata, o czym cały czas mówił, a jednak, kiedy przychodziło co do czego, tak się właśnie zachowywał, sprawiając że Orion tracił odrobinę wiary w ludzkość. No i jego Śnieżynka, widział jak mocno było mu przykro po takim zachowaniu i tylko cieszył się, że zdołał go powstrzymać od wyjścia bez słowa. A kiedy Louriel zajął się jedzeniem, na chwilę się uspokajając, Orion spojrzał w dwukolorowe oczy Ezry z uśmiechem, a widząc iskierki w jego pięknych oczach, nie potrafił się powstrzymać, pochylił się, by cmoknąć go w czoło i dopiero wtedy spojrzał na zainteresowanego Finnegana.
- Kupiliśmy mieszkanie – powiedział, nie spodziewając się, że zapchany babeczką książę nagle zacznie się krztusić.
Podniósł się z wahaniem z miejsca, ale widząc że Finni w porę zareagował i zaczął gada klepać po plecach, usiadł z powrotem, niezbyt pewny, co taka reakcja miała oznaczać. Tymczasem Louriel, zaskoczony wieścią, najpierw się zadławił, potem pluł, a kiedy już złośliwy kawałek ciasta darował mu życie, pierwsze co złapał w dłonie to kubek z grzanym winem, więc jeszcze się na koniec oparzył.
- Gwaftfuhluje – wyseplenił z językiem na wierzchu i załzawionymi oczami.
- Co? – zdziwił się Orion, gapiąc się wielkimi oczami na niebieskowłosego, który po chwili podniósł się z ziemi, podszedł do okna i uchyliwszy je, wpuszczając do pokoju podmuch lodowatego wiatru, zgarnął trochę śniegu z parapetu i wsadził go sobie w usta, wzdychając z ulgą.
- Pofiesiałem, sze glathulacje – wymamrotał, siadając na ziemi, tak by oprzeć się plecami o pusty fotel. Cieszył się i nawet był dumny, ale trochę trudno mu to było wyrazić. – Gsie? – zapytał jeszcze, uspokajając się powoli i badając palcami oparzony język.
- Um… Niedaleko Teatru, wiesz na tej nowej ulicy – Orion podrapał się po karku, w zasadzie nie pamiętając czy ta ulica miała jakąś nazwę. Nigdy nie był dobry w zapamiętywaniu takich rzeczy.
- Tam chsie mufili sze sztraszy? – dopytał książę, domyślając się, o którym miejscu mówił chłopak. Język powoli przestawał go boleć i coraz częściej spoglądał na kubek grzanego wina przed nim.
- O tak! Dokładnie tam! – potwierdził białowłosy, zaraz przenosząc spojrzenie na Ezrę. – Ale nie masz się czym martwić, to tylko głupie plotki – zapewnił, upijając łyk swojego wina.
Louriel pokiwał z uznaniem głową.
- Niesłe miejsce – potwierdził, sięgając dłońmi do kubka. Wziął go, ale jeszcze kontrolnie sprawdził, czy na fotelu, o który się opierał, znajdował się jeden z koców.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 11 Empty Re: H&C {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach