Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Całe zamieszanie wywołane wyniosłością i oburzeniem Louriela było chyba… jednym wielkim nieporozumieniem. Patrząc w złote oczy Oriona wymierzające w gada ostry nakaz ogarnięcia się westchnął cicho pod nosem uśmiechając się samemu do siebie. Jak wiele on jeszcze o nim nie wiedział, jak wiele nauki go jeszcze czekało wiedział tylko on sam. Jednocześnie miał nadzieję, że całość nieporozumienia została odpowiednio zaznaczona w dwukolorowych oczach, a oni absolutnie nie byli osobami niepożądanymi w tym pomieszczeniu. To o co się martwił to brak zrozumienia którym krzyczała cała szczupła sylwetka siedzącego na nim Lusia. To też powoli zaczynało go bawić. On był tak przyzwyczajony do zrozumienia przez otoczenia wszystkich wysyłanych sygnałów, że bardzo brutalnie musiał zderzyć się teraz ze ścianą. Później z nim porozmawia. O tym, że sam nie odebrał tego tak jak gad chciałby żeby odebrane zostało za co go przeprasza.
Zsuwający się z niego Lusiu sprawił, że lekko zmarszczył brwi. Powiódł za nim spojrzeniem, zaczesał mu włosy do których nadal sięgał po czym palcami zahaczył o jeden jego policzek w zaczepnym geście. Nie został jednak specjalnie obdarowany spojrzeniem na co całą swoją uwagę przekierował na naburmuszonego bruneta i zsyłającego pioruny z oczu białaska. Zmienił gwałtownie temat na ten który najpewniej planowali z nimi poruszyć od samego początku i czekał. Najpierw cierpliwie, później ponagli, ostatecznie dostał odpowiedź od Oriona.
Zachowanie Louriela poważnie go ubodło. Nie sądził, że aż tak mocno nie byli tu mile widziany. Nie sądził, że musieli zacząć zachowywać się inaczej niż w Kraju Ognia. Nie pomyślał nawet, że potraktowanie ich jak bliskich przyjaciół – którymi przecież powinni być – zostanie tak źle odebrane. Dlatego siedział cicho. Rozmawiał trochę z Orionem ale gdy przyszło do jakiś wyjaśnień, uparcie milczał nie mając zamiaru się chwalić. Jeszcze zostanie wyśmiany, a cały i tak bardzo niestabilny entuzjazm wyparuje. Przecież tak do końca nie był pewien swojej pracy, umiejętności i tego czy sobie poradzi. Całus od Oriona nieco go otrzeźwił. Uśmiechnął się do niego wolno chlipiąc wino, które wybornie mu smakowało po czym przeniósł spojrzenie na pozostałą dwójkę.
Początkowo się mocno zdziwił później zareagował momentalnie poklepując Louriela po plecach. Autentyczny strach zamajaczył w jego oczach i dopiero gdy gad wypluł niesforny kawałek odetchnął z ulgą.
- Już? Oddychasz? – Dopytał nadal obrywając nikłą ilością otrzymywanych informacji zwrotnych co go zaczęło poważnie zastanawiać. Ale mógł to być równie dobrze skutek opierdzielenia przez Oriona więc na razie nie kombinował. Zamiast tego spojrzał na pozostałą dwójkę z ognikami w oczach.
- Taki prawdziwy dom? – Upewnił się z szerokim uśmiechem na co Ezra już nie wytrzymał.
- Bardziej mieszkanie. I jest w całkiem surowym stanie, czeka nas tam masa pracy ale będzie przepięknie! I jest sypialnia i kominek i kuchnia i wielki salon! – Zamilkł dopiero na ewakuację Louriela. Patrzył jak ten podchodzi do okna żeby wziąć śnieg i zacząć seplenić. To jednak nie było tak dziwne jak fakt, że Orion mu odpowiadał. Osobiście, nie umiał wyłapać ani jednego słowa. No, przynajmniej do momentu informacji o straszeniu.
- Co straszy? – Dopytał rozbawiony chociaż bystre spojrzenie od razu spoczęło na Ezrze. Brunet na ten widok parsknął w kieliszek z winem po czym wycierając nos posłał Finniemu łobuzerskie spojrzenie.
- Znaliśmy jedno takie miejsce…
- Dwa.
- A! Racja! Dwa miejsca w których straszyło. Ludzie byli spanikowani, a w pierwszym miejscu okazało się, że pod podłogą idzie kanał gdzie wrzucali pijusów niezdolnych do wrócenia do domu i ich jęki przebudzania się odbijały się echem w środku nocy, w drugim były to kreatywne dzieciaki. – Przyznał zaczynając opowiadać, tak jak on to potrafił, o wielkim domostwie w którym znaleźli bardzo sprytny system zapadni oraz sznurów na których wisiały płótna łudząco podobne do ludzkich skór. Opowiedział legendę która urosła dookoła tego miejsca oraz podkreślił fakt, że za bardzo nawet Gwardia się tam nie chciała zbliżać.
- A myśmy przegrali zakład i musieliśmy tam iść pod groźbą służby nago. – Kontynuował skrzywiony, Finni też się mocno skrzywił bo to na pewno nie pozostałoby bez echa w rodzinie królewskiej. – Ostatecznie okazało się to miejsce schadzek młodzieży. Mieli tam imprezy, orgie i alkohol. Herezja, masakra i panika gdy okazało się, że z przedawkowania im tam ktoś kipnął. Mało przyjemnie ale całą historię zbudowali po mistrzowsku. – Westchnął pozwalając żeby Orion dolał im drugi pełen pucharek. Jemu? Już uderzało w głowę i siedział coraz bliżej muskularnego ramienia Oriona które raz po raz zaczepnie gładził. Puszczał mu też bardzo jednoznaczne spojrzenia i niewinne uśmieszki.
- Będziecie potrzebowali tam pomocy? Wiesz dobrze, że mam kilka ukrytych talentów. – Zapytał z ogromną nadzieją.
- Mówisz o tej sytuacji jak z chłopakami pomalowaliście się od stóp do głów farbą i odbijaliście się na głównej ścianie pałacu? – Dopytał na co Finni zrobił się lekko czerwony i kontrolnie spojrzał na chichrającego się Louriela.
- Nie podobałoby Ci się? Taki ozdobnik salonu. – Uśmiechnął się niewinnie na co Ezra zaczął się pod nosem śmiać.
- No ale wróćmy do straszenia tam u was. Jakaś historyjka? Jestem ciekaw! Ach! I mówiliście, że wieści jest więcej. Co dalej, co dalej?
Zsuwający się z niego Lusiu sprawił, że lekko zmarszczył brwi. Powiódł za nim spojrzeniem, zaczesał mu włosy do których nadal sięgał po czym palcami zahaczył o jeden jego policzek w zaczepnym geście. Nie został jednak specjalnie obdarowany spojrzeniem na co całą swoją uwagę przekierował na naburmuszonego bruneta i zsyłającego pioruny z oczu białaska. Zmienił gwałtownie temat na ten który najpewniej planowali z nimi poruszyć od samego początku i czekał. Najpierw cierpliwie, później ponagli, ostatecznie dostał odpowiedź od Oriona.
Zachowanie Louriela poważnie go ubodło. Nie sądził, że aż tak mocno nie byli tu mile widziany. Nie sądził, że musieli zacząć zachowywać się inaczej niż w Kraju Ognia. Nie pomyślał nawet, że potraktowanie ich jak bliskich przyjaciół – którymi przecież powinni być – zostanie tak źle odebrane. Dlatego siedział cicho. Rozmawiał trochę z Orionem ale gdy przyszło do jakiś wyjaśnień, uparcie milczał nie mając zamiaru się chwalić. Jeszcze zostanie wyśmiany, a cały i tak bardzo niestabilny entuzjazm wyparuje. Przecież tak do końca nie był pewien swojej pracy, umiejętności i tego czy sobie poradzi. Całus od Oriona nieco go otrzeźwił. Uśmiechnął się do niego wolno chlipiąc wino, które wybornie mu smakowało po czym przeniósł spojrzenie na pozostałą dwójkę.
Początkowo się mocno zdziwił później zareagował momentalnie poklepując Louriela po plecach. Autentyczny strach zamajaczył w jego oczach i dopiero gdy gad wypluł niesforny kawałek odetchnął z ulgą.
- Już? Oddychasz? – Dopytał nadal obrywając nikłą ilością otrzymywanych informacji zwrotnych co go zaczęło poważnie zastanawiać. Ale mógł to być równie dobrze skutek opierdzielenia przez Oriona więc na razie nie kombinował. Zamiast tego spojrzał na pozostałą dwójkę z ognikami w oczach.
- Taki prawdziwy dom? – Upewnił się z szerokim uśmiechem na co Ezra już nie wytrzymał.
- Bardziej mieszkanie. I jest w całkiem surowym stanie, czeka nas tam masa pracy ale będzie przepięknie! I jest sypialnia i kominek i kuchnia i wielki salon! – Zamilkł dopiero na ewakuację Louriela. Patrzył jak ten podchodzi do okna żeby wziąć śnieg i zacząć seplenić. To jednak nie było tak dziwne jak fakt, że Orion mu odpowiadał. Osobiście, nie umiał wyłapać ani jednego słowa. No, przynajmniej do momentu informacji o straszeniu.
- Co straszy? – Dopytał rozbawiony chociaż bystre spojrzenie od razu spoczęło na Ezrze. Brunet na ten widok parsknął w kieliszek z winem po czym wycierając nos posłał Finniemu łobuzerskie spojrzenie.
- Znaliśmy jedno takie miejsce…
- Dwa.
- A! Racja! Dwa miejsca w których straszyło. Ludzie byli spanikowani, a w pierwszym miejscu okazało się, że pod podłogą idzie kanał gdzie wrzucali pijusów niezdolnych do wrócenia do domu i ich jęki przebudzania się odbijały się echem w środku nocy, w drugim były to kreatywne dzieciaki. – Przyznał zaczynając opowiadać, tak jak on to potrafił, o wielkim domostwie w którym znaleźli bardzo sprytny system zapadni oraz sznurów na których wisiały płótna łudząco podobne do ludzkich skór. Opowiedział legendę która urosła dookoła tego miejsca oraz podkreślił fakt, że za bardzo nawet Gwardia się tam nie chciała zbliżać.
- A myśmy przegrali zakład i musieliśmy tam iść pod groźbą służby nago. – Kontynuował skrzywiony, Finni też się mocno skrzywił bo to na pewno nie pozostałoby bez echa w rodzinie królewskiej. – Ostatecznie okazało się to miejsce schadzek młodzieży. Mieli tam imprezy, orgie i alkohol. Herezja, masakra i panika gdy okazało się, że z przedawkowania im tam ktoś kipnął. Mało przyjemnie ale całą historię zbudowali po mistrzowsku. – Westchnął pozwalając żeby Orion dolał im drugi pełen pucharek. Jemu? Już uderzało w głowę i siedział coraz bliżej muskularnego ramienia Oriona które raz po raz zaczepnie gładził. Puszczał mu też bardzo jednoznaczne spojrzenia i niewinne uśmieszki.
- Będziecie potrzebowali tam pomocy? Wiesz dobrze, że mam kilka ukrytych talentów. – Zapytał z ogromną nadzieją.
- Mówisz o tej sytuacji jak z chłopakami pomalowaliście się od stóp do głów farbą i odbijaliście się na głównej ścianie pałacu? – Dopytał na co Finni zrobił się lekko czerwony i kontrolnie spojrzał na chichrającego się Louriela.
- Nie podobałoby Ci się? Taki ozdobnik salonu. – Uśmiechnął się niewinnie na co Ezra zaczął się pod nosem śmiać.
- No ale wróćmy do straszenia tam u was. Jakaś historyjka? Jestem ciekaw! Ach! I mówiliście, że wieści jest więcej. Co dalej, co dalej?
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z każdą chwilą, w której rozmowa nad stołem toczyła się coraz płynniej, a spojrzenia i postawy mężczyzn zaczęły się rozluźniać, Louriel zdał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli starał się zachowywać w sposób jak najmniej rzucający się w oczy, co oczywiście mu wychodziło, nie potrafił nie poddać się rozluźniającej się atmosferze, którą ocieplał rozbawiony głos Finnegana, snujący swoją opowieść, Oriona zainteresowanego historią i Ezry, który nadal choć trochę naburmuszony nie potrafił nie dodać swoich trzech groszy. Książę nieco bardziej zrelaksowany, choć nadal czujny i mający w pamięci ostrą reakcję na siebie, powolnie zdjął koc z fotela i owinął się w niego, wyciągając zaraz nogi przed siebie. Słuchając wymiany zdań i przyglądając się jak coraz bardziej czerwony Ezra zaczepiał Oriona, a białowłosy naturalnie, jakby robił to całe życie, objął chłopaka w pasie, przyciągając go bliżej. Niemal widział serduszka i kwiatki latające wokół nich, a to w połączeniu z miękkim głosem Finniego i zapachem wina, którego kubek trzymał w dłoniach sprawiało, że musiał się mocno powstrzymywać, żeby się nie uśmiechać. Kiedy tak na nich wszystkich patrzył, czuł że to było to, czego od jakiegoś czasu mocno mu brakowało. Spokoju w towarzystwie, w którym nie musiał się niczym przejmować. Po raz pierwszy, miał ochotę się upić. Tak naprawdę. Sprawdzić kiedy zacznie szumieć mu w głowie, a decyzje przestaną mieć racjonalne podstawy. Nigdy się nie odważył, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak alkohol działał na jego ciało, ale w tamtym momencie miał ochotę po prostu o tym zapomnieć. Wszystkie wydarzenia ostatnich dni, miesięcy sprawiły że był… okrutnie zmęczony, przestraszony i niepewny. Chyba należała mu się chwila, w której nie musiałby się niczym przejmować, prawda?
Przekonawszy siebie samego, że przecież to nic takiego, powoli upił łyk nieco już ostygłego wina, wzdychając cichutko kiedy poczuł aromat przypraw i alkoholu na języku, który sprawił, że ciepło rozlało mu się po żołądku. Przez chwilę ignorował pozostałych, upajając się zapachem i smakiem, dopóki nie usłyszał głośnego śmiechu Oriona. Rozejrzał się, a słysząc wypowiedź Finniego, nie potrafił się nie roześmiać. Nie chciał jednak zwracać na siebie uwagi, dlatego jedynie uniósł jedną z dłoni do ust i chichrał się do siebie, oczami wyobraźni widząc tego niepoważnego, ale za to jak cudownego mężczyznę, który dla zabawy uwieczniał swoje podobizny na murze pałacu. Zdecydowanie, Finni był do tego zdolny.
- Mnie się ten pomysł bardzo podoba – stwierdził Orion, kręcąc głową z niedowierzaniem, choć jego złote oczy błyszczały rozbawieniem. – Taka awangarda – parsknął, spoglądając znacząco w dwukolorowe oczy Ezry. Doskonale widział jak mocno jego Śnieżynka była już wstawiona i niemal nie mógł w to uwierzyć. Nawet Louriel tak szybko się nie upił, z tego co widział, choć czerwone plamy rumieńców już zaczęły pojawiać się wysoko na policzkach księcia. Choć, jak zaraz białowłosy zauważył, a co sprawiło, że uniósł brwi w zdumieniu, połowicznie była to zasługa wina. Drugą połowę powodu stanowiły spojrzenia, jakie Lusiu rzucał sobie z Finnim nad stołem, a które to, kiedy się spotkały, sprawiały, że gad natychmiast odwracał wzrok, rumieniąc się jak piwonia i chował nos w kubku. Takiego go jeszcze nie widział i nie był pewien, czy to była zasługa alkoholu, czy samego Finnegana, który w oczach miał nie tylko niewinne zauroczenie. Cóż, nie jemu było ich potępiać, zwłaszcza, że sam, kiedy spoglądał na Ezrę rzucającego mu dwuznaczne uśmieszki i spojrzenie pełne niewysłowionych pragnień, czuł że robiło mu się gorąco.
- To tylko pogłoski, nie zwracałem więc na nie zbyt dużej uwagi. Z tego co mówiła moja znajoma, twierdząc że duchy psują biznes, podobno straszy tam duch zamordowanej kobiety. Oczywiście nikt o takim zdarzeniu nie słyszał, tym bardziej w tamtej okolicy, ale wiesz jak to jest – Orion wzruszył ramionami, jakby mówił, że na plotki i zabobony nic nie dało się poradzić. Zwłaszcza w kraju takim jaki był Kraj Wody ze swoją tradycją i wierzeniami.
Za to na dalsze pytania blondyna, uśmiechnął się jedynie tajemniczo i spojrzał na Ezrę, który coraz śmielej wkradał się z dłońmi na jego ciało, jedną z nich układając sobie na udzie Oriona.
- Na to pytanie niestety on ci musi odpowiedzieć. Nie będę psuł jego niespodzianki – powiedział, czując coraz więcej krążącego mu w żyłach podniecenia. Ezra zbyt kusząco na niego patrzył, uśmiechał niewinnie, choć w jego dwukolorowych oczach migała jedynie figlarna chęć zrobienia czegoś zdecydowanie mało niewinnego, sprawiając że krew w żyłach białowłosego krążyła zdecydowanie zbyt szybko, a chęć zdominowania tego małego prowokatora tylko w nim rosła, ekscytując go mocniej niż wino, które zdążył w siebie wlać, a które nie wywołało w nim prawie żadnego efektu.
- Śnieżynko… - westchnął, pochylając się nad chłopakiem, korzystając z okazji, w której błękitne oczy księcia i maga ognia znów się spotkały i choć na podpitym obliczu Louriela pojawiły się rumieńce zażenowania, nie odwrócił od razu wzroku, pozwalając by krążące mu pod wrażliwą skórą emocje uwydatniły się w niewinnie zakochanym spojrzeniu, które posłał blondynowi.
- Śnieżynko, prosisz się, bym zrobił coś bardzo, ale to bardzo zawstydzającego – wymruczał Orion do poczerwieniałego ucha bruneta, muskając je wilgotnymi wargami. A kiedy odsunął się odrobinę, by ujrzeć w dwukolorowych oczach aprobatę i prośbę, by zrobił coś zawstydzającego, białowłosy uśmiechnął się szelmowsko, tylko po to, by z bijącym szybko sercem, zwrócić się do Finnegana.
- Hej, Finni, korzystając z okazji… Miałbym do ciebie kilka pytań – powiedział, obserwując zmieniający się wyraz twarzy jego ukochanej Śnieżynki. – Bo ktoś mi powiedział, że jesteś bardzo utalentowany w pewnej… delikatnej sprawie – powiedział uśmiechając się szeroko, obserwując z zainteresowaniem reakcje nie tylko Ezry, ale i Louriela, który wyglądał jakby drugi kubek wina zdołał już wypłukać mu odrobinę zdrowego rozsądku. – I ja z Ezrą chcielibyśmy się dowiedzieć, jak się do tej delikatnej sprawy zabrać. Mówiąc wprost, chcemy się kochać, ale boję, że zrobię Ezrze krzywdę. Nie mamy doświadczenia, więc chciałbym cię zapytać. Masz jakieś rady, wskazówki? – zapytał, całkiem swobodnie. Wino dodało mu animuszu, którego nie zamierzał nie wykorzystać, skoro nadarzyła się okazja. Poza tym… Ezra kusił go coraz mocniej. Orion bał się, że w którymś momencie po prostu nie da rady i da się uwieść, a to mogło się skończyć różnie. Dlatego nie zamierzał ryzykować. Skoro już siedzieli razem i mieli chwilę, żeby porozmawiać, równie dobrze mogli się dowiedzieć czegoś co mogło im pomóc.
Przekonawszy siebie samego, że przecież to nic takiego, powoli upił łyk nieco już ostygłego wina, wzdychając cichutko kiedy poczuł aromat przypraw i alkoholu na języku, który sprawił, że ciepło rozlało mu się po żołądku. Przez chwilę ignorował pozostałych, upajając się zapachem i smakiem, dopóki nie usłyszał głośnego śmiechu Oriona. Rozejrzał się, a słysząc wypowiedź Finniego, nie potrafił się nie roześmiać. Nie chciał jednak zwracać na siebie uwagi, dlatego jedynie uniósł jedną z dłoni do ust i chichrał się do siebie, oczami wyobraźni widząc tego niepoważnego, ale za to jak cudownego mężczyznę, który dla zabawy uwieczniał swoje podobizny na murze pałacu. Zdecydowanie, Finni był do tego zdolny.
- Mnie się ten pomysł bardzo podoba – stwierdził Orion, kręcąc głową z niedowierzaniem, choć jego złote oczy błyszczały rozbawieniem. – Taka awangarda – parsknął, spoglądając znacząco w dwukolorowe oczy Ezry. Doskonale widział jak mocno jego Śnieżynka była już wstawiona i niemal nie mógł w to uwierzyć. Nawet Louriel tak szybko się nie upił, z tego co widział, choć czerwone plamy rumieńców już zaczęły pojawiać się wysoko na policzkach księcia. Choć, jak zaraz białowłosy zauważył, a co sprawiło, że uniósł brwi w zdumieniu, połowicznie była to zasługa wina. Drugą połowę powodu stanowiły spojrzenia, jakie Lusiu rzucał sobie z Finnim nad stołem, a które to, kiedy się spotkały, sprawiały, że gad natychmiast odwracał wzrok, rumieniąc się jak piwonia i chował nos w kubku. Takiego go jeszcze nie widział i nie był pewien, czy to była zasługa alkoholu, czy samego Finnegana, który w oczach miał nie tylko niewinne zauroczenie. Cóż, nie jemu było ich potępiać, zwłaszcza, że sam, kiedy spoglądał na Ezrę rzucającego mu dwuznaczne uśmieszki i spojrzenie pełne niewysłowionych pragnień, czuł że robiło mu się gorąco.
- To tylko pogłoski, nie zwracałem więc na nie zbyt dużej uwagi. Z tego co mówiła moja znajoma, twierdząc że duchy psują biznes, podobno straszy tam duch zamordowanej kobiety. Oczywiście nikt o takim zdarzeniu nie słyszał, tym bardziej w tamtej okolicy, ale wiesz jak to jest – Orion wzruszył ramionami, jakby mówił, że na plotki i zabobony nic nie dało się poradzić. Zwłaszcza w kraju takim jaki był Kraj Wody ze swoją tradycją i wierzeniami.
Za to na dalsze pytania blondyna, uśmiechnął się jedynie tajemniczo i spojrzał na Ezrę, który coraz śmielej wkradał się z dłońmi na jego ciało, jedną z nich układając sobie na udzie Oriona.
- Na to pytanie niestety on ci musi odpowiedzieć. Nie będę psuł jego niespodzianki – powiedział, czując coraz więcej krążącego mu w żyłach podniecenia. Ezra zbyt kusząco na niego patrzył, uśmiechał niewinnie, choć w jego dwukolorowych oczach migała jedynie figlarna chęć zrobienia czegoś zdecydowanie mało niewinnego, sprawiając że krew w żyłach białowłosego krążyła zdecydowanie zbyt szybko, a chęć zdominowania tego małego prowokatora tylko w nim rosła, ekscytując go mocniej niż wino, które zdążył w siebie wlać, a które nie wywołało w nim prawie żadnego efektu.
- Śnieżynko… - westchnął, pochylając się nad chłopakiem, korzystając z okazji, w której błękitne oczy księcia i maga ognia znów się spotkały i choć na podpitym obliczu Louriela pojawiły się rumieńce zażenowania, nie odwrócił od razu wzroku, pozwalając by krążące mu pod wrażliwą skórą emocje uwydatniły się w niewinnie zakochanym spojrzeniu, które posłał blondynowi.
- Śnieżynko, prosisz się, bym zrobił coś bardzo, ale to bardzo zawstydzającego – wymruczał Orion do poczerwieniałego ucha bruneta, muskając je wilgotnymi wargami. A kiedy odsunął się odrobinę, by ujrzeć w dwukolorowych oczach aprobatę i prośbę, by zrobił coś zawstydzającego, białowłosy uśmiechnął się szelmowsko, tylko po to, by z bijącym szybko sercem, zwrócić się do Finnegana.
- Hej, Finni, korzystając z okazji… Miałbym do ciebie kilka pytań – powiedział, obserwując zmieniający się wyraz twarzy jego ukochanej Śnieżynki. – Bo ktoś mi powiedział, że jesteś bardzo utalentowany w pewnej… delikatnej sprawie – powiedział uśmiechając się szeroko, obserwując z zainteresowaniem reakcje nie tylko Ezry, ale i Louriela, który wyglądał jakby drugi kubek wina zdołał już wypłukać mu odrobinę zdrowego rozsądku. – I ja z Ezrą chcielibyśmy się dowiedzieć, jak się do tej delikatnej sprawy zabrać. Mówiąc wprost, chcemy się kochać, ale boję, że zrobię Ezrze krzywdę. Nie mamy doświadczenia, więc chciałbym cię zapytać. Masz jakieś rady, wskazówki? – zapytał, całkiem swobodnie. Wino dodało mu animuszu, którego nie zamierzał nie wykorzystać, skoro nadarzyła się okazja. Poza tym… Ezra kusił go coraz mocniej. Orion bał się, że w którymś momencie po prostu nie da rady i da się uwieść, a to mogło się skończyć różnie. Dlatego nie zamierzał ryzykować. Skoro już siedzieli razem i mieli chwilę, żeby porozmawiać, równie dobrze mogli się dowiedzieć czegoś co mogło im pomóc.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kontynuowanie rozmowy w której chociaż Louriel nie uczestniczył czynnie, nie wykazywał żadnych oznak ignorancji czy złości na nich. Siedział więc ogólnie zadowolony i posyłał mu masę spojrzeń. W momencie gdy Ezra wyciągnął na światło dzienne jego wybryki, były to spojrzenia kontrolne, w chwilach gdy rozmowa schodziła na coś zgoła innego, były one bardziej powłóczyste, zachęcające do podejścia, przytulenia się. Im więcej Lusiu pił tym bardziej słodki się mu wydawał. A przecież jeszcze niedawno nie sądził, że dopisze do niego taki epitet! Obecnie, mógł to powiedzieć z całą pewnością. Louriel był przesłodki gdy miał lekko zaróżowione policzki, gdy uciekał od niego spojrzeniem po to by ukradkiem go obserwować przez długie minuty.
- Czyli będę wam mógł pomóc malować? – Zapytał na co Ezra mu przytaknął wiedząc, że poza takimi dziwnymi wyczynami Finni miał pewną rękę do pokrywania nawet najbardziej topornych powierzchni farbą. Czasami musieli dbać o drzewka w ogrodzie, innym razem o dach. Za każdym razem blondyn był wołany do pomocy, podobnie jak on w momentach gdy przychodziło do obróbki drewna. Jakby się nad tym zastanowić, byliby bardzo dobrymi rzemieślnikami, wszyscy Gwardziści.
Ciepłe wino które on w miarę potrzeb przed rozlewaniem podgrzewał wchodziło aż miło. Po półtorej kieliszka był przyjemnie rozluźniony i rozpływając się w fotelu próbował sięgnąć bosą stopą stopy Lusia. W pewnym momencie mu się to udało ale ten musiał gwałtownie cofnąć nogę! Niedorzeczny! Nie dał się podrywać na ten Finniowy upośledzony sposób. Posłał mu więc jedynie spojrzenie spod przymrużonych oczu i wracając do konwersacji chwilę obserwował jak Orion odrywa się od Ezry. Osobiście miał obecnie ogromną ochotę przypomnieć przyjacielowi te wszystkie brednie: nie zakocham się, miłość jest przereklamowanym zobowiązaniem, nie ma takiej osoby którą ja bym pokochał. Mhm. Może w Kraju Ognia nie było ale wystarczył jeden słodki uśmiech Oriona żeby brunet był małą puchatą kluseczką.
- Ach, duchy. Klasyka. Ciekawe czy jakoś to odczujecie? – Przyznał chociaż było to marzenie ściętej głowy, głupie gdybanie którego im w ogóle nie życzył. Chcieli mieszkać na swoim, wolał się skupić na tym w czym mógł im pomóc zamiast rzucać dodatkowe kłody pod nogi. Po swoich doświadczeniach widział, że i tak będzie to wielkie przedsięwzięcie – dogadać się i trwać u swojego boku. Ponownie w tym momencie spojrzał na Lusia. Oni już się kłócili, ostro dyskutowali i się wyzywali od pustych głąbów ale wychodzili na tym za każdym razem słusznie, trzymał kciuki żeby w przypadku panów też tak to działało.
Ezra przez dłuższą, całkowicie niekontrolowaną chwilę, błądził wzorkiem po twarzy i szyi Oriona. Zatrzymywał się na dłużej na jego ustach, kościach policzkowych, szczęce. Uwielbiał go tam całować, wodzić językiem po gorącej skórze i teraz, z wolna oblizując usta, właśnie na to miał ogromną ochotę. Wiedział, że pozwolić sobie będzie mógł na to dopiero w bezpiecznych ścianach ich pokoju ale już teraz, zaczepnie go gładził albo obejmował. Ba! Nawet połasił się o dotknięcie ustami jego szyi gdy został przytulony. Kanapa na której się rozsiedli była genialnym pomysłem, mogli być tak blisko siebie… Zamrugał zdziwiony dopiero gdy Orion przerzucił na niego odpowiedzialność. Spojrzał na wyczekująco wpatrującego się w niego Finnegana i posyłając mu niewinny uśmiech, przeciągnął się niczym kot po drzemce.
- Udało mi się dostać pracę. – Przyznał uroczym tonem na co Finni prawie nie przełknął wina przed otwarciem ust z niedowierzania.
- Jako muzyk? – Dopytał na co Ezra pokiwał zwolna głową nadal uśmiechając się w ten upity, maślany sposób. Nie spodziewał się przy tym, że Finni wstanie ze swojego miejsca i łapiąc go za policzki przyłoży swoje czoło do jego.
- Nie zapeszaj. – Oburzył się na co blondyn się dźwięcznie zaśmiał.
- Głupi by byli jakby się Ciebie pozbyli. – Rzucił przepełniony pewnością po czym ponownie posmyrał Louriela po stopie swoją stopą i posyłając mu słodki uśmiech ruszył powybierać coś z przyniesionych słodkości.
W tym czasie cała uwaga Ezry ponownie wróciła na Oriona na którego ramieniu oparł się policzkiem. Sączył dalej wino, zadowolony z ilości przyjmowanego, przepysznego alkoholu i w ogóle nie przejmował się tym, że jako jedyny był już pijany. On był niezwykle ekonomiczną osobą i jako malutka osóbka szybko przyjmował i szybko spalał. Dlatego najpewniej po drugim kieliszku chwilę poczeka po czym dalej będzie się spijał.
- Tak Tygrysku? – Wymruczał na pierwsze upomnienie po to by na bliskość przy uchu intensywnie zadrżeć. – Coś… bardzo brzydkiego? – Zapytał odwracając głowę w jego stronę po to by musnąć ustami jego wargi, otrzeć się o pachnący korzennymi przyprawami oddech. Myślał, że dostanie całusa, tymczasem cała uwaga Oriona znowu padła na Finnegana, a on zgłupiał.
Przyniesione słodkości kusiły nadzieniem, intensywnym zapachem, czekoladą! Stał chwilę niezdecydowany po czym zgarnął kilka ptysi upewniając się, że smakują tak jak sobie to wyobraził. Uśmiechnął się przy tym do siebie gdy nadgryzł pierwszego i biorąc na talerzyk parę sztuk chciał zaproponować Lusiowi kilka gryzów, wyciągnąć go z coraz mocniej zwiniętego kokonu. Zareagował dopiero na słowa Oriona i odwracając się w jego stronę kiwnął na niego żeby się nie krępował chociaż na ten „talent” uśmiechnął się pod nosem.
- Zaskocz mnie. – Mruknął siadając na fotelu którego dół do tej pory okupował Lusiu po to tylko żeby podstawić mu ptysia pod nos, ach! I dolać wina! Wszystkim polał, a później padło pytanie na które jasne pomarańczowe oczy uniosły się na te złote, a te dwukolorowe wybałuszyły przez gwałtowny wdech jaki wziął.
- Och, a tego się nie spodziewałem. – Przyznał szczerze, siadając prosto i oblizując palce z kremu. – Aczkolwiek pytanie jest jak najbardziej słuszne. – Zastanowił się przez chwilę dalej pałaszując ciastka, pozwalając żeby Ezra znalazł koc i zawstydzony jak dorodny pomidor schował się w kokonie, z oczami wlepionymi to w niego to w Oriona.
- Zasadniczo najważniejsze są chęci i rozmowa. Nie należy się spieszyć, nie możecie zapomnieć o tych wszystkich drobnych rzeczach które całkowicie rozluźniają. Masaż, dotyk… – Zaczął wymieniać nawijając przy tym kosmyk niebieskich włosów na palec. – Dam wam małe wspomaganie na te ciężkie początki. – Zapewnił ze słodkim uśmiechem rozkręcając rozmowę skoro Orion był tak żądny wiedzy. Wspominał o masażach, o tym jak rozluźniać partnera: począwszy od tego standardowego dotyku do lubieżnych wypraw językiem, miłości której nie znał ani Louriel i podejrzewał, Orion również. Tej nastawionej na pieszczenie ustami różnych części ciała, ssanie i bawienie się. Samo pierwsze wejście również im przedstawił z wygodnymi pozycjami, a później już ze zdobytych ostatnio doświadczeń mówił o tempie, takim ułożeniu które pozwalałoby im się całować albo pieścić odpowiednie fragmenty ciała. – Nie radziłbym tego skąpić bo wcześniej czy później któryś się zestresuje i będzie bolało. – Mruknął nie krępując się tym, że od połowy wypowiedzi Ezra w ogóle przestał podnosić oczy znad wina. – A jak będziecie po pierwszym razie możecie zacząć u siebie szukać dziwnych miejsc, których byście się nie spodziewali, że dotykanie podnieca. – Uśmiechnął się słodko zaczesując kosmyk włosów za ucho Lusia.
- Czyli będę wam mógł pomóc malować? – Zapytał na co Ezra mu przytaknął wiedząc, że poza takimi dziwnymi wyczynami Finni miał pewną rękę do pokrywania nawet najbardziej topornych powierzchni farbą. Czasami musieli dbać o drzewka w ogrodzie, innym razem o dach. Za każdym razem blondyn był wołany do pomocy, podobnie jak on w momentach gdy przychodziło do obróbki drewna. Jakby się nad tym zastanowić, byliby bardzo dobrymi rzemieślnikami, wszyscy Gwardziści.
Ciepłe wino które on w miarę potrzeb przed rozlewaniem podgrzewał wchodziło aż miło. Po półtorej kieliszka był przyjemnie rozluźniony i rozpływając się w fotelu próbował sięgnąć bosą stopą stopy Lusia. W pewnym momencie mu się to udało ale ten musiał gwałtownie cofnąć nogę! Niedorzeczny! Nie dał się podrywać na ten Finniowy upośledzony sposób. Posłał mu więc jedynie spojrzenie spod przymrużonych oczu i wracając do konwersacji chwilę obserwował jak Orion odrywa się od Ezry. Osobiście miał obecnie ogromną ochotę przypomnieć przyjacielowi te wszystkie brednie: nie zakocham się, miłość jest przereklamowanym zobowiązaniem, nie ma takiej osoby którą ja bym pokochał. Mhm. Może w Kraju Ognia nie było ale wystarczył jeden słodki uśmiech Oriona żeby brunet był małą puchatą kluseczką.
- Ach, duchy. Klasyka. Ciekawe czy jakoś to odczujecie? – Przyznał chociaż było to marzenie ściętej głowy, głupie gdybanie którego im w ogóle nie życzył. Chcieli mieszkać na swoim, wolał się skupić na tym w czym mógł im pomóc zamiast rzucać dodatkowe kłody pod nogi. Po swoich doświadczeniach widział, że i tak będzie to wielkie przedsięwzięcie – dogadać się i trwać u swojego boku. Ponownie w tym momencie spojrzał na Lusia. Oni już się kłócili, ostro dyskutowali i się wyzywali od pustych głąbów ale wychodzili na tym za każdym razem słusznie, trzymał kciuki żeby w przypadku panów też tak to działało.
Ezra przez dłuższą, całkowicie niekontrolowaną chwilę, błądził wzorkiem po twarzy i szyi Oriona. Zatrzymywał się na dłużej na jego ustach, kościach policzkowych, szczęce. Uwielbiał go tam całować, wodzić językiem po gorącej skórze i teraz, z wolna oblizując usta, właśnie na to miał ogromną ochotę. Wiedział, że pozwolić sobie będzie mógł na to dopiero w bezpiecznych ścianach ich pokoju ale już teraz, zaczepnie go gładził albo obejmował. Ba! Nawet połasił się o dotknięcie ustami jego szyi gdy został przytulony. Kanapa na której się rozsiedli była genialnym pomysłem, mogli być tak blisko siebie… Zamrugał zdziwiony dopiero gdy Orion przerzucił na niego odpowiedzialność. Spojrzał na wyczekująco wpatrującego się w niego Finnegana i posyłając mu niewinny uśmiech, przeciągnął się niczym kot po drzemce.
- Udało mi się dostać pracę. – Przyznał uroczym tonem na co Finni prawie nie przełknął wina przed otwarciem ust z niedowierzania.
- Jako muzyk? – Dopytał na co Ezra pokiwał zwolna głową nadal uśmiechając się w ten upity, maślany sposób. Nie spodziewał się przy tym, że Finni wstanie ze swojego miejsca i łapiąc go za policzki przyłoży swoje czoło do jego.
- Nie zapeszaj. – Oburzył się na co blondyn się dźwięcznie zaśmiał.
- Głupi by byli jakby się Ciebie pozbyli. – Rzucił przepełniony pewnością po czym ponownie posmyrał Louriela po stopie swoją stopą i posyłając mu słodki uśmiech ruszył powybierać coś z przyniesionych słodkości.
W tym czasie cała uwaga Ezry ponownie wróciła na Oriona na którego ramieniu oparł się policzkiem. Sączył dalej wino, zadowolony z ilości przyjmowanego, przepysznego alkoholu i w ogóle nie przejmował się tym, że jako jedyny był już pijany. On był niezwykle ekonomiczną osobą i jako malutka osóbka szybko przyjmował i szybko spalał. Dlatego najpewniej po drugim kieliszku chwilę poczeka po czym dalej będzie się spijał.
- Tak Tygrysku? – Wymruczał na pierwsze upomnienie po to by na bliskość przy uchu intensywnie zadrżeć. – Coś… bardzo brzydkiego? – Zapytał odwracając głowę w jego stronę po to by musnąć ustami jego wargi, otrzeć się o pachnący korzennymi przyprawami oddech. Myślał, że dostanie całusa, tymczasem cała uwaga Oriona znowu padła na Finnegana, a on zgłupiał.
Przyniesione słodkości kusiły nadzieniem, intensywnym zapachem, czekoladą! Stał chwilę niezdecydowany po czym zgarnął kilka ptysi upewniając się, że smakują tak jak sobie to wyobraził. Uśmiechnął się przy tym do siebie gdy nadgryzł pierwszego i biorąc na talerzyk parę sztuk chciał zaproponować Lusiowi kilka gryzów, wyciągnąć go z coraz mocniej zwiniętego kokonu. Zareagował dopiero na słowa Oriona i odwracając się w jego stronę kiwnął na niego żeby się nie krępował chociaż na ten „talent” uśmiechnął się pod nosem.
- Zaskocz mnie. – Mruknął siadając na fotelu którego dół do tej pory okupował Lusiu po to tylko żeby podstawić mu ptysia pod nos, ach! I dolać wina! Wszystkim polał, a później padło pytanie na które jasne pomarańczowe oczy uniosły się na te złote, a te dwukolorowe wybałuszyły przez gwałtowny wdech jaki wziął.
- Och, a tego się nie spodziewałem. – Przyznał szczerze, siadając prosto i oblizując palce z kremu. – Aczkolwiek pytanie jest jak najbardziej słuszne. – Zastanowił się przez chwilę dalej pałaszując ciastka, pozwalając żeby Ezra znalazł koc i zawstydzony jak dorodny pomidor schował się w kokonie, z oczami wlepionymi to w niego to w Oriona.
- Zasadniczo najważniejsze są chęci i rozmowa. Nie należy się spieszyć, nie możecie zapomnieć o tych wszystkich drobnych rzeczach które całkowicie rozluźniają. Masaż, dotyk… – Zaczął wymieniać nawijając przy tym kosmyk niebieskich włosów na palec. – Dam wam małe wspomaganie na te ciężkie początki. – Zapewnił ze słodkim uśmiechem rozkręcając rozmowę skoro Orion był tak żądny wiedzy. Wspominał o masażach, o tym jak rozluźniać partnera: począwszy od tego standardowego dotyku do lubieżnych wypraw językiem, miłości której nie znał ani Louriel i podejrzewał, Orion również. Tej nastawionej na pieszczenie ustami różnych części ciała, ssanie i bawienie się. Samo pierwsze wejście również im przedstawił z wygodnymi pozycjami, a później już ze zdobytych ostatnio doświadczeń mówił o tempie, takim ułożeniu które pozwalałoby im się całować albo pieścić odpowiednie fragmenty ciała. – Nie radziłbym tego skąpić bo wcześniej czy później któryś się zestresuje i będzie bolało. – Mruknął nie krępując się tym, że od połowy wypowiedzi Ezra w ogóle przestał podnosić oczy znad wina. – A jak będziecie po pierwszym razie możecie zacząć u siebie szukać dziwnych miejsc, których byście się nie spodziewali, że dotykanie podnieca. – Uśmiechnął się słodko zaczesując kosmyk włosów za ucho Lusia.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Było mu ciepło, gorąco wręcz, a jednocześnie nie śmiał wyłuskać się ze swojej kocowej osłony, czując jak mocno jego skóra stała się wrażliwa. Miękki koc chronił go przed dyskomfortem siedzenia na podłodze i opierania się o twardy fotel, ale nie ochronił jego stopy przed atakiem Finnegana. Kiedy jego stopa dosięgła go w mało delikatny sposób, książę zdusił w ustach przekleństwo, natychmiast cofając nogi i podwijając je pod siebie, choć nie był to do końca najwygodniejszy sposób siedzenia. Przysłuchiwał się rozmową, rzucając sobie spojrzenia z Finnim, które znaczyły jego policzki rumieńcem, popijając wino i czując się z jego powodu coraz mocniej… sennym, choć jakoś dziwnie pobudzonym. Jego rozmyte spojrzenie coraz częściej zatrzymywało się na blondynie, a ciche westchnienia zachwytu ginęły w trzasku ognia i prowadzonej rozmowy. Miał ochotę mówić mu jak bardzo mu się podobał, jak go kochał i żeby nigdy ale to nigdy go nie opuszczał. Jedyne co go powstrzymywało to obecność przyjaciół. Jak nigdy czuł, że to byłoby bardzo ale to bardzo zawstydzające szeptać Finniemu do ucha wyrazy uwielbienia, dlatego jedynie gapił się, obracając w palcach naszyjnik, który od niego dostał, a którego od tamtego czasu nie zdejmował.
Kiedy Finni wstał, wodził za nim wzrokiem, dłużej zatrzymując go na cudownych pośladkach mężczyzny i szerokich barkach, w które nagle miał ochotę się wtulić. Głaskać go i mruczeć z zadowolenia. Aż nadąsał się, niezadowolony, kiedy Finni najpierw stanął bokiem, by wybrać sobie ze stołu coś smacznego, a potem kiedy już dolał mu wina do kubka, usiadł mu za plecami, nie pozwalając się podziwiać. Bezczelność! Rzucił mu jedno niezadowolone spojrzenie z obrażoną minką, która zniknęła, kiedy przed jego nosem pojawił się ptyś z kremem. Chapsnął go, razem z palcami mężczyzny, a potem zadowolony z siebie i słodkości, których więcej dojrzał na talerzu maga ognia, zaczął mu je podjadać, za każdym razem kiedy padało na niego spojrzenie kiedy talerz w rekordowym tempie stawał się pusty, robiąc niewinną i zaskoczoną minkę. On był bardzo grzeczny…
A kiedy padło pytanie Oriona, książę najpierw spojrzał na niego, najpierw jak na zupełnie obcą osobę, by zaraz wzruszyć się. Jego ulubiony podopieczny! Dorastał! Był z niego taki dumny i z siebie, że dał mu dobrą radę, za którą poszedł. Już nie był tym zagubionym chłopcem, który najpierw się go bał, by po kilku dniach w Akademii nie odstępować go na krok. Jego oczy błyszczały szczęściem, a pewność siebie bijąca z jego postawy sprawiała, że Louriel czuł się niezwykle szczęśliwy. Jego sługa, uczeń i przede wszystkim najlepszy przyjaciel w końcu znalazł swoją drogę w życiu. Kiedy książę o tym myślał, było mu trochę smutno. Przyzwyczaił się, że białowłosy stał za nim murem i choć często bywał dla niego nieprzyjemny, kiedy chciał doprowadzić go do porządku, był jednocześnie rozważny, rozsądny, pełen współczucia i empatii, zaradny i pracowity, nigdy nie zostawił Lusia na lodzie. Był, kiedy go potrzebował. Ale teraz… potrzebował go Ezra i Orion też potrzebował Ezry. Książę wiedział, że nie mógłby mu dać tego, czego tak desperacko poszukiwał, choć nawet o tym nie wiedział, a znalazł to w tym uroczym choć agresywnym magu ognia. Miłość, akceptację i zrozumienie. Louriel nie chciał mu tego odbierać i ani myślał go powstrzymywać, jedynie coraz mocniej zdawał sobie sprawę z tego, że ich przyjaźń się zmieni. Nie będzie już miał dla niego tyle czasu, co dobitnie pokazały ostatnie trzy dni. Przez tą świadomość gad poczuł się odrobinę samotnie… Przynajmniej do czasu aż poczuł delikatne pociągnięcie, kiedy Finni nawinął sobie kosmyk jego włosów na palec. Zerknął sobie przez ramię, a widząc szelmowski uśmiech na twarzy blondyna, urocze iskierki rozbawienia, kiedy z takim skupieniem opowiadał o seksie, przesunął się odrobinkę, by móc ułożyć mu głowę na kolanach. Finni…
Tymczasem Orion z zadowoleniem przyglądał się jak z twarzy jego prowokującej Śnieżynki znikał pewny siebie, lubieżny i uwodzący wyraz twarzy, zmieniony najpierw w szok i niedowierzanie, a po tym jak Finnegan podjął temat, pojawiło się okropne zawstydzenie połączone z uroczym brakiem pewności. Oh, tak, to było to, czego Orion chciał. Wydobyć z wnętrza tego gorącego kawałeczka skały płynną magmę. Ezra był taki uroczy, taki niepewny i taki przesłodko zarumieniony. Oczywiście chciał w nim wywołać znacznie więcej i by on też, dowiedział się tego wszystkiego co powinni wiedzieć, ale… z jego reakcji był całkiem zadowolony. Nie mógł się powstrzymać i kiedy Finni mówił, a Orion słuchał go z uwagą, głaskał bruneta po głowie, wplatając palce w jego kędzierzawe włosy i dodając mu tym samym odwagi i otuchy. W końcu nie zapytał blondyna o takie rzeczy tylko po to, by zrobić mu na złość, czy zdenerwować. Aczkolwiek po reakcji chłopaka nie widział zdenerwowania samym tematem…
A kiedy Finni skończył, Orion pokiwał ze zrozumieniem głową. Co prawda, nadal to była tylko teoria, ale mając jakieś odniesienie, czuł że kiedy przyjdzie co do czego, nie będzie się aż tak stresował i bał, że mógłby zrobić Ezrze krzywdę. No i Finni wspaniałomyślnie podarował mu jeden z cennych olejków ze szczegółową instrukcją jak i gdzie go użyć. Na to ostatnie nawet Orion poczuł rumieniec na policzkach, ale jedynie podziękował z szerokim uśmiechem, a potem cmoknął schowanego niemal po czoło w kocu Ezrę w czubek głowy.
Później rozmowa zeszła na inne tematy, choć jak Orion od razu zauważył, Ezra był zbyt zawstydzony by się do niej dołączyć, a Lusiek chyba na chwilę odpłynął, wtulając się w kolana Finnegana.
- No to co? Szkoda by było zmarnować te butelki? – zagadnął białowłosy, wskazując jeszcze pełne szkło, uśmiechając się znacząco do blondyna. A kiedy otrzymał aprobatę, zabrał resztę i garnek do kuchni, by jeszcze raz przyrządzić więcej cudownego grzańca. Wrócił, rozlał jeszcze raz do kubków, a potem wzniósł toast za szczęśliwą, spokojną przyszłość.
Wino skończyło się szybciej niż się Ezra spodziewał i nawet jemu taka ilość zaszumiała w głowie, sprawiając że był bardzo rozbawiony i w cudownym humorze. W międzyczasie, kiedy snuli długie dysputy z Finnim na temat polityki kraju ognia i wody, obudził się Louriel i z nadal rozmytym spojrzeniem zażądał wody do picia. A kiedy Orion podał mu szklankę, przyssał się do niej, by przysłuchując się z zabawnie znudzoną miną kolejnym długim minutom roztrząsania systemów, dorwać się do reszty słodyczy. Przynajmniej dopóki białowłosy nie odezwał się do niego.
- Lusiek, a ty co dzisiaj jesteś taki cichy? – zapytał go, sobie też nalewając wody z dzbanka bo wino już się skończyło. – Co robiłeś jak cię nie było? – zagadał, uśmiechając się do przyjaciela zachęcająco.
Książę nadąsał się natychmiastowo, posyłając mu zbolałe spojrzenie zranionej owieczki.
- Teraz cię to obchodzi? – zapytał, wpychając sobie w usta ostatni kawałek ciasta z kremem, który z lubością zlizał sobie z palców. – Jakoś nie pomyślałeś o mnie jak siedziałem tu trzy dni, sam jak palec – zauważył, trochę przeginając, bo miał towarzystwo ojca, Phila, Mai i swoich papierów, ale nie było tam Oriona!
Orion natychmiast zrobił skruszoną minę, czując wyrzuty sumienia gryzące go od środka.
- Przepraszam, mieliśmy tyle z Ezrą na głowie… - zaczął, ale widząc smutną minę księcia, zamilkł, nie bardzo wiedząc o co mu chodziło.
- Lusiek? – zdziwił się, ale na odpowiedź musiał chwilę poczekać. Dokładnie tyle ile książę potrzebował, by zerknąć najpierw na Finniego, potem na Ezrę i znowu na Oriona, oplatając się ramionami kolana pod kocem.
- Czemu tak bardzo go lubicie? – zapytał nieszczęśliwy, patrząc na jednego i drugiego z miną pod tytułem „czego mi brakuje?!”. – Znaczy, ja też bardzo lubię Ezrę, interesuje go to co mnie, tak mi się z nim dobrze bawi i jeździ na łyżwach i jest taki fajny i w ogóle… Ale on mnie chyba nie lubi, a wy też wolicie jego. Czemu? Ja też chce żebyście mnie lubili chociaż trochę – powiedział całkowicie szczerze, bez cienia złośliwości, czy zazdrości, raczej z odrobinką desperacji, jakby bardzo chciał zmienić w sobie to, co ludzi mogło od niego odpychać.
Widząc postawę i słysząc co Lusiek wygadywał, Orion… zamrugał szybko, prawie nie wierząc w to co się właśnie działo. Najpierw był zdumiony, zaraz potem nie wiedział, czy się roześmiać, czy rozpłakać, żeby na koniec stwierdzić, że Lusiek, ten gad przebrzydły, pijany jak bela i chyba niespełna rozumu, był najgłupszą istotą na świecie!
- Lusiek… - powiedział tylko, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta rozczulonego i jednocześnie rozbawionego uśmiechu. Kto by się po nim spodziewał, bo na pewno nie Orion, że te kilka dni rozłąki, a jeszcze późniejsze opieprzenie go i foch Ezry odbierze w taki sposób.
- Jesteś… kompletnie niemożliwy – oświadczył, a potem ze śmiechem, głaszcząc Ezrę po czuprynie zszedł na dywan, żeby tego debila, niebieskowłosą pierdołę ostrożnie, uważając na jego dziwną niechęć do dotyku po pijaku przytulić.
Kiedy Finni wstał, wodził za nim wzrokiem, dłużej zatrzymując go na cudownych pośladkach mężczyzny i szerokich barkach, w które nagle miał ochotę się wtulić. Głaskać go i mruczeć z zadowolenia. Aż nadąsał się, niezadowolony, kiedy Finni najpierw stanął bokiem, by wybrać sobie ze stołu coś smacznego, a potem kiedy już dolał mu wina do kubka, usiadł mu za plecami, nie pozwalając się podziwiać. Bezczelność! Rzucił mu jedno niezadowolone spojrzenie z obrażoną minką, która zniknęła, kiedy przed jego nosem pojawił się ptyś z kremem. Chapsnął go, razem z palcami mężczyzny, a potem zadowolony z siebie i słodkości, których więcej dojrzał na talerzu maga ognia, zaczął mu je podjadać, za każdym razem kiedy padało na niego spojrzenie kiedy talerz w rekordowym tempie stawał się pusty, robiąc niewinną i zaskoczoną minkę. On był bardzo grzeczny…
A kiedy padło pytanie Oriona, książę najpierw spojrzał na niego, najpierw jak na zupełnie obcą osobę, by zaraz wzruszyć się. Jego ulubiony podopieczny! Dorastał! Był z niego taki dumny i z siebie, że dał mu dobrą radę, za którą poszedł. Już nie był tym zagubionym chłopcem, który najpierw się go bał, by po kilku dniach w Akademii nie odstępować go na krok. Jego oczy błyszczały szczęściem, a pewność siebie bijąca z jego postawy sprawiała, że Louriel czuł się niezwykle szczęśliwy. Jego sługa, uczeń i przede wszystkim najlepszy przyjaciel w końcu znalazł swoją drogę w życiu. Kiedy książę o tym myślał, było mu trochę smutno. Przyzwyczaił się, że białowłosy stał za nim murem i choć często bywał dla niego nieprzyjemny, kiedy chciał doprowadzić go do porządku, był jednocześnie rozważny, rozsądny, pełen współczucia i empatii, zaradny i pracowity, nigdy nie zostawił Lusia na lodzie. Był, kiedy go potrzebował. Ale teraz… potrzebował go Ezra i Orion też potrzebował Ezry. Książę wiedział, że nie mógłby mu dać tego, czego tak desperacko poszukiwał, choć nawet o tym nie wiedział, a znalazł to w tym uroczym choć agresywnym magu ognia. Miłość, akceptację i zrozumienie. Louriel nie chciał mu tego odbierać i ani myślał go powstrzymywać, jedynie coraz mocniej zdawał sobie sprawę z tego, że ich przyjaźń się zmieni. Nie będzie już miał dla niego tyle czasu, co dobitnie pokazały ostatnie trzy dni. Przez tą świadomość gad poczuł się odrobinę samotnie… Przynajmniej do czasu aż poczuł delikatne pociągnięcie, kiedy Finni nawinął sobie kosmyk jego włosów na palec. Zerknął sobie przez ramię, a widząc szelmowski uśmiech na twarzy blondyna, urocze iskierki rozbawienia, kiedy z takim skupieniem opowiadał o seksie, przesunął się odrobinkę, by móc ułożyć mu głowę na kolanach. Finni…
Tymczasem Orion z zadowoleniem przyglądał się jak z twarzy jego prowokującej Śnieżynki znikał pewny siebie, lubieżny i uwodzący wyraz twarzy, zmieniony najpierw w szok i niedowierzanie, a po tym jak Finnegan podjął temat, pojawiło się okropne zawstydzenie połączone z uroczym brakiem pewności. Oh, tak, to było to, czego Orion chciał. Wydobyć z wnętrza tego gorącego kawałeczka skały płynną magmę. Ezra był taki uroczy, taki niepewny i taki przesłodko zarumieniony. Oczywiście chciał w nim wywołać znacznie więcej i by on też, dowiedział się tego wszystkiego co powinni wiedzieć, ale… z jego reakcji był całkiem zadowolony. Nie mógł się powstrzymać i kiedy Finni mówił, a Orion słuchał go z uwagą, głaskał bruneta po głowie, wplatając palce w jego kędzierzawe włosy i dodając mu tym samym odwagi i otuchy. W końcu nie zapytał blondyna o takie rzeczy tylko po to, by zrobić mu na złość, czy zdenerwować. Aczkolwiek po reakcji chłopaka nie widział zdenerwowania samym tematem…
A kiedy Finni skończył, Orion pokiwał ze zrozumieniem głową. Co prawda, nadal to była tylko teoria, ale mając jakieś odniesienie, czuł że kiedy przyjdzie co do czego, nie będzie się aż tak stresował i bał, że mógłby zrobić Ezrze krzywdę. No i Finni wspaniałomyślnie podarował mu jeden z cennych olejków ze szczegółową instrukcją jak i gdzie go użyć. Na to ostatnie nawet Orion poczuł rumieniec na policzkach, ale jedynie podziękował z szerokim uśmiechem, a potem cmoknął schowanego niemal po czoło w kocu Ezrę w czubek głowy.
Później rozmowa zeszła na inne tematy, choć jak Orion od razu zauważył, Ezra był zbyt zawstydzony by się do niej dołączyć, a Lusiek chyba na chwilę odpłynął, wtulając się w kolana Finnegana.
- No to co? Szkoda by było zmarnować te butelki? – zagadnął białowłosy, wskazując jeszcze pełne szkło, uśmiechając się znacząco do blondyna. A kiedy otrzymał aprobatę, zabrał resztę i garnek do kuchni, by jeszcze raz przyrządzić więcej cudownego grzańca. Wrócił, rozlał jeszcze raz do kubków, a potem wzniósł toast za szczęśliwą, spokojną przyszłość.
Wino skończyło się szybciej niż się Ezra spodziewał i nawet jemu taka ilość zaszumiała w głowie, sprawiając że był bardzo rozbawiony i w cudownym humorze. W międzyczasie, kiedy snuli długie dysputy z Finnim na temat polityki kraju ognia i wody, obudził się Louriel i z nadal rozmytym spojrzeniem zażądał wody do picia. A kiedy Orion podał mu szklankę, przyssał się do niej, by przysłuchując się z zabawnie znudzoną miną kolejnym długim minutom roztrząsania systemów, dorwać się do reszty słodyczy. Przynajmniej dopóki białowłosy nie odezwał się do niego.
- Lusiek, a ty co dzisiaj jesteś taki cichy? – zapytał go, sobie też nalewając wody z dzbanka bo wino już się skończyło. – Co robiłeś jak cię nie było? – zagadał, uśmiechając się do przyjaciela zachęcająco.
Książę nadąsał się natychmiastowo, posyłając mu zbolałe spojrzenie zranionej owieczki.
- Teraz cię to obchodzi? – zapytał, wpychając sobie w usta ostatni kawałek ciasta z kremem, który z lubością zlizał sobie z palców. – Jakoś nie pomyślałeś o mnie jak siedziałem tu trzy dni, sam jak palec – zauważył, trochę przeginając, bo miał towarzystwo ojca, Phila, Mai i swoich papierów, ale nie było tam Oriona!
Orion natychmiast zrobił skruszoną minę, czując wyrzuty sumienia gryzące go od środka.
- Przepraszam, mieliśmy tyle z Ezrą na głowie… - zaczął, ale widząc smutną minę księcia, zamilkł, nie bardzo wiedząc o co mu chodziło.
- Lusiek? – zdziwił się, ale na odpowiedź musiał chwilę poczekać. Dokładnie tyle ile książę potrzebował, by zerknąć najpierw na Finniego, potem na Ezrę i znowu na Oriona, oplatając się ramionami kolana pod kocem.
- Czemu tak bardzo go lubicie? – zapytał nieszczęśliwy, patrząc na jednego i drugiego z miną pod tytułem „czego mi brakuje?!”. – Znaczy, ja też bardzo lubię Ezrę, interesuje go to co mnie, tak mi się z nim dobrze bawi i jeździ na łyżwach i jest taki fajny i w ogóle… Ale on mnie chyba nie lubi, a wy też wolicie jego. Czemu? Ja też chce żebyście mnie lubili chociaż trochę – powiedział całkowicie szczerze, bez cienia złośliwości, czy zazdrości, raczej z odrobinką desperacji, jakby bardzo chciał zmienić w sobie to, co ludzi mogło od niego odpychać.
Widząc postawę i słysząc co Lusiek wygadywał, Orion… zamrugał szybko, prawie nie wierząc w to co się właśnie działo. Najpierw był zdumiony, zaraz potem nie wiedział, czy się roześmiać, czy rozpłakać, żeby na koniec stwierdzić, że Lusiek, ten gad przebrzydły, pijany jak bela i chyba niespełna rozumu, był najgłupszą istotą na świecie!
- Lusiek… - powiedział tylko, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta rozczulonego i jednocześnie rozbawionego uśmiechu. Kto by się po nim spodziewał, bo na pewno nie Orion, że te kilka dni rozłąki, a jeszcze późniejsze opieprzenie go i foch Ezry odbierze w taki sposób.
- Jesteś… kompletnie niemożliwy – oświadczył, a potem ze śmiechem, głaszcząc Ezrę po czuprynie zszedł na dywan, żeby tego debila, niebieskowłosą pierdołę ostrożnie, uważając na jego dziwną niechęć do dotyku po pijaku przytulić.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Fakt, że ten wieczór nie wyglądał ani odrobinę w taki sposób jak sobie wcześniej to zaplanował był najprzyjemniejszą rzeczą jaka go spotkała, zważywszy na kategorię społeczną oczywiście. Lusiu był całym jego światem i dopóki uśmiechnięty siedział obok niego, nie mogło go spotkać większe szczęście. Teraz jednak, mają przy sobie jeszcze aspirującego na dobrego przyjaciela Oriona i całkowicie już pijanego Ezrę, czuł wewnętrzny błogi spokój. Dlatego też chętnie udzielał się we wszystkich tematach jakie padały! A później Orion zapytał go o pierwszy raz, przygotowanie i robienie wszystkiego żeby tej drugiej stronie było dobrze na co w pierwszej chwili się zdziwił.
Odpowiedzenie na tak ważne kwestie było jednak wręcz jego powinnością. Sam wiedział jak to jest zabierać się na dziko i na szybko do tego, jak wielki dyskomfort to sprawia i jak złe wspomnienia zostawia. A oni i tak mieli długą drogę ciężkich chwil za sobą. Dlatego chciał w tej kwestii dopomóc szczęściu żeby ze spokojnymi głowami odkrywali to co lubią. Nie krępował się o tym mówić. Chociaż sam odkrywał tajemnice kochania się z miłości wiedział już co nieco w tej kwestii co chyba sam Louriel również odczuwał. Nie bał się go dotykać i pieścić, a że przy okazji sam gad pokazywał mu jak wiele korzyści płynęło z odrzucenia pewnych rutynowych zachowań – on tylko cieszył się na mnogość oferowanych mu doznań. Dlatego też w momencie gdy ciepły policzek Lusia spoczął na jego kolanach zaczął go głaskać po głowie, bawić się jego włosami które zaczesywał za ucho po to by zaraz ponownie wpleść w nie palce. Kochał te niebieskie kosmyki miękkie niczym najdelikatniejszy jedwab. I do tego ten zapach! A gdy jeszcze zaczął mu cicho pomrukiwać w ogóle nie miał zamiaru przestawać sprawiając mu chociaż taką przyjemność. Pamiętał dokładnie, że wrażliwość na dotyk po pijaku mu mocno wzrastała i był bardzo delikatny!
On nie rozumiał. No nie rozumiał jak Finni mógł tak spokojnie mówić o tak intymnych rzeczach, dodatkowo z Lusiem wyłożonym na kolanach którego z takim spokojem głaskał. Owszem, sam przyjmował dotyk z radością bo znacząco go uspokajał, Orion tym samym zapewniał go, że absolutnie z niego nie kpi a jedynie chce dla nich dobrze. No ale nadal! Siedzieli, on całkiem pijany, a przed oczami miał każdy niuans przedstawiony przez blondyna. I było mu z tym tak cholernie gorąco. Mimo to uparcie siedział zawinięty w koc i obserwował. Fascynację w złotych oczach, pewność w tych pomarańczowych, senność w niebieskich. Sam spijał wino sporymi łykami – kiedy mu je Orion zastąpił wodą? Pojęcia nie miał ale nie miało to najmniejszego znaczenia! On po prostu musiał się czymś zajmować. Ostatecznie jednak Finni skończył mówić, dał im takie wskazówki, że siedział czerwony i rozgrzany jak pomidor, a gdy tylko nadarzyła się okazja, wtulił się w bok Oriona żeby chwilowo się tam skryć. Dopiero po tym jak ochłonął, jak wycałowany i wygłaskany mógł ponownie się wyprostować, zrzucił koc na ramiona uśmiechając się wdzięcznie do swojego męża. Chociaż widział w tych pięknie lśniących oczach, że na pewno nie czekał go niewinny i spokojny wieczór!
Swój cały monolog zakończył wspomnieniem o olejkach które zwędzili z Kraju Ognia, a którymi on wspaniałomyślnie miał zamiar się podzielić. Wtedy też padła propozycja dokończenia drugiej butelki na co on uśmiechnął się szeroko. Wino wchodziło dobrze ale i bardzo mocno. Czuł delikatny szum w głowie i szczerze, bardzo miał ochotę się spić. Wtedy padał spać, nie był niebezpieczny, nawet delikatnie pieszczochowaty. Patrząc na stan Lusia, chyba nawet lepiej dla ich łóżkowych ekscesów.
Ostatni kieliszek wina powoli sączył czując jednocześnie, że jakby teraz się położył zasnąłby chyba natychmiastowo, a z drugiej strony tak mocno mu to smakowało, tak bardzo pasowało do zimowej aury, że nie chciał żeby się kończyło. Dodatkowo zaczął zaczepiać Ezrę żeby opowiedział mu coś więcej o tym Teatrze Muzyki, a gdy brunet zaczął wychwalać malowidła, atmosferę i magię całego miejsca, jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.
- Ale nas zaprosisz na pierwsze przedstawienie? – Dopytał lekko mrużąc oczy na co Ezra się cicho zaśmiał.
- Jak do tego momentu mnie nie wywalą to pewnie, że tak. – Parsknął jednocześnie zwracając uwagę na nagle zatroskany ton Oriona. Jego dwukolorowe oczy zwróciły się również na Louriela kończącego potężne ilości wypieków jakie przewidziane były na ten wieczór, a później…. Louriel zaczął mówić rzeczy który sprawiały, że chciał się zakopać w swoich ramionach. Siedział sam w momencie gdy oni radośnie biegali po mieście i załatwiali swoje sprawy. Nie zajrzeli nawet do niego aczkolwiek, po dzisiejszej reakcji czy aby na pewno nie zostaliby wywaleni? Ciężko mu było to rozsądzić przez co podniósł oczy w te pomarańczowe Finnegana. Blondyn natomiast chwilę popatrzył w dwukolorowe i pełną uwagę przeniósł na miotającego się gada.
Kolejne słowa były dla Ezry jak siarczysty policzek. On. Który przez pół życia był nienawidzony przez prawie cały świat, a przez drugie pół miał tylko Finniego. On który w momencie przybycia do Kraju Wody zdobył pierwszą miłość i odrobinę poszanowania do siebie jako człowieka miał być lepszy od księcia? Tego samego którego uwielbiano, szanowano i darzono zwyczajną sympatią? Louriel za którym Finni szalał od pierwszego dnia, za którym Orion chodził dbając o najmniejszy przejaw komfortu, który miał kochającą go rodzinę, zapatrzonych uczniów, dumnych nauczycieli miał być gorszy od niego? Który nie miał do pewnego momentu absolutnie nic? Na ziemię ściągnął go moment w którym Finni ze zdziwienia zaczął się krztusić, później zaraz kaszleć odwracając do całej reszty tyłem żeby ewentualnie nikogo nie opluć. Dotyk Oriona sprawił, że mocno zmieszany spojrzał na jego twarz. Nie wiedział czy ma przepraszać czy już wyjść, a pogłaskany po policzku westchnął cicho.
Przecież on go lubił. Kompletnie nie rozumiał! Ale lubił. Miał wielkie serce i spokojny umysł. Nawet jeżeli mieli na siebie nerwy, Louriel potrafił coś czego on dopiero się uczył – rozmawiać. Dlatego też ruszył się ze swojego miejsca zaraz za Orionem i obchodząc Louriela z drugiej strony, biorąc pod uwagę ostrzegawcze spojrzenie swojego męża, objął go w taki sposób że głowę położył na ramieniu gada, a dłoń zacisnął na wysokości ramienia Oriona.
- Ja Cię bardzo lubię Louriel. Ale czasem kompletnie nie rozumiem, co robisz, co mówisz i co chcesz mi przekazać. – Mruknął z miną smutnej żaby, z ustami wygiętymi w podkówkę. Jednocześnie poczuł jak Finni przestał się dusić i pochylając się delikatnie nad podłokietnikiem patrzył na ich kłębek miłości z góry, z wyraźnym wyczekiwaniem i absolutnie żadnym zamiarem wtrącania się w coś co go nie dotyczyło. Co było zasadniczo dziwne, że go za wszelką cenę nie chciał tłumaczyć czy bronić. – Nie wiem czy jesteś dzisiaj na mnie zły, że tu przyszedłem, jak bardzo jesteś zły, że przyjechałem z wami. Wiem, że spędzam z Orionem dużo czasu ale dla mnie to też nowość, że nie budzę się rano i nie widzę Finnegan. – Stwierdził pamiętając jak raz w jeszcze sennym amoku nawet się przestraszył tego gdzie się znajduje. Nie spanikował tylko dlatego, że Orion zaraz go złapał i przygryzł mu ucho sprawiając, że zaczął się śmiać.
– Jeżeli będziesz chciał… możemy posiedzieć tylko razem, czasem, jak znajdziesz czas… bo bardzo Cię lubię… ale nie rozumiem. – Zapętlał się ale halo, ile on wypił! A gdy gadzie spojrzenie padło na niego uśmiechnął się do niego delikatnie, może nieco przepraszająco dokładnie po to by wtulić w jego policzek swój. – Jak tylko przestanie padać pójdziemy na łyżwy i chciałbym żebyś mi pomógł z tymi runami i super by było jakbyś nam pomagał z urządzaniem mieszkania i przychodził do nas i jakbyśmy chodzili do herbaciarni, tam dają takie super ciasteczka, o! I na sanki, tam było super, no i do Teatru, widziałeś jak tam ładnie? Polub mnie Lusiu, ja nie mam nikogo poza wami… – A gdy kLusiu tylko się do niego przybliżył opatulił ich szczelniej kocem nie mając najmniejszego zamiaru się odsuwać. Skoro już byli całkowicie pijani i zaczęli wylewać swoje żale to na całego.
Odpowiedzenie na tak ważne kwestie było jednak wręcz jego powinnością. Sam wiedział jak to jest zabierać się na dziko i na szybko do tego, jak wielki dyskomfort to sprawia i jak złe wspomnienia zostawia. A oni i tak mieli długą drogę ciężkich chwil za sobą. Dlatego chciał w tej kwestii dopomóc szczęściu żeby ze spokojnymi głowami odkrywali to co lubią. Nie krępował się o tym mówić. Chociaż sam odkrywał tajemnice kochania się z miłości wiedział już co nieco w tej kwestii co chyba sam Louriel również odczuwał. Nie bał się go dotykać i pieścić, a że przy okazji sam gad pokazywał mu jak wiele korzyści płynęło z odrzucenia pewnych rutynowych zachowań – on tylko cieszył się na mnogość oferowanych mu doznań. Dlatego też w momencie gdy ciepły policzek Lusia spoczął na jego kolanach zaczął go głaskać po głowie, bawić się jego włosami które zaczesywał za ucho po to by zaraz ponownie wpleść w nie palce. Kochał te niebieskie kosmyki miękkie niczym najdelikatniejszy jedwab. I do tego ten zapach! A gdy jeszcze zaczął mu cicho pomrukiwać w ogóle nie miał zamiaru przestawać sprawiając mu chociaż taką przyjemność. Pamiętał dokładnie, że wrażliwość na dotyk po pijaku mu mocno wzrastała i był bardzo delikatny!
On nie rozumiał. No nie rozumiał jak Finni mógł tak spokojnie mówić o tak intymnych rzeczach, dodatkowo z Lusiem wyłożonym na kolanach którego z takim spokojem głaskał. Owszem, sam przyjmował dotyk z radością bo znacząco go uspokajał, Orion tym samym zapewniał go, że absolutnie z niego nie kpi a jedynie chce dla nich dobrze. No ale nadal! Siedzieli, on całkiem pijany, a przed oczami miał każdy niuans przedstawiony przez blondyna. I było mu z tym tak cholernie gorąco. Mimo to uparcie siedział zawinięty w koc i obserwował. Fascynację w złotych oczach, pewność w tych pomarańczowych, senność w niebieskich. Sam spijał wino sporymi łykami – kiedy mu je Orion zastąpił wodą? Pojęcia nie miał ale nie miało to najmniejszego znaczenia! On po prostu musiał się czymś zajmować. Ostatecznie jednak Finni skończył mówić, dał im takie wskazówki, że siedział czerwony i rozgrzany jak pomidor, a gdy tylko nadarzyła się okazja, wtulił się w bok Oriona żeby chwilowo się tam skryć. Dopiero po tym jak ochłonął, jak wycałowany i wygłaskany mógł ponownie się wyprostować, zrzucił koc na ramiona uśmiechając się wdzięcznie do swojego męża. Chociaż widział w tych pięknie lśniących oczach, że na pewno nie czekał go niewinny i spokojny wieczór!
Swój cały monolog zakończył wspomnieniem o olejkach które zwędzili z Kraju Ognia, a którymi on wspaniałomyślnie miał zamiar się podzielić. Wtedy też padła propozycja dokończenia drugiej butelki na co on uśmiechnął się szeroko. Wino wchodziło dobrze ale i bardzo mocno. Czuł delikatny szum w głowie i szczerze, bardzo miał ochotę się spić. Wtedy padał spać, nie był niebezpieczny, nawet delikatnie pieszczochowaty. Patrząc na stan Lusia, chyba nawet lepiej dla ich łóżkowych ekscesów.
Ostatni kieliszek wina powoli sączył czując jednocześnie, że jakby teraz się położył zasnąłby chyba natychmiastowo, a z drugiej strony tak mocno mu to smakowało, tak bardzo pasowało do zimowej aury, że nie chciał żeby się kończyło. Dodatkowo zaczął zaczepiać Ezrę żeby opowiedział mu coś więcej o tym Teatrze Muzyki, a gdy brunet zaczął wychwalać malowidła, atmosferę i magię całego miejsca, jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.
- Ale nas zaprosisz na pierwsze przedstawienie? – Dopytał lekko mrużąc oczy na co Ezra się cicho zaśmiał.
- Jak do tego momentu mnie nie wywalą to pewnie, że tak. – Parsknął jednocześnie zwracając uwagę na nagle zatroskany ton Oriona. Jego dwukolorowe oczy zwróciły się również na Louriela kończącego potężne ilości wypieków jakie przewidziane były na ten wieczór, a później…. Louriel zaczął mówić rzeczy który sprawiały, że chciał się zakopać w swoich ramionach. Siedział sam w momencie gdy oni radośnie biegali po mieście i załatwiali swoje sprawy. Nie zajrzeli nawet do niego aczkolwiek, po dzisiejszej reakcji czy aby na pewno nie zostaliby wywaleni? Ciężko mu było to rozsądzić przez co podniósł oczy w te pomarańczowe Finnegana. Blondyn natomiast chwilę popatrzył w dwukolorowe i pełną uwagę przeniósł na miotającego się gada.
Kolejne słowa były dla Ezry jak siarczysty policzek. On. Który przez pół życia był nienawidzony przez prawie cały świat, a przez drugie pół miał tylko Finniego. On który w momencie przybycia do Kraju Wody zdobył pierwszą miłość i odrobinę poszanowania do siebie jako człowieka miał być lepszy od księcia? Tego samego którego uwielbiano, szanowano i darzono zwyczajną sympatią? Louriel za którym Finni szalał od pierwszego dnia, za którym Orion chodził dbając o najmniejszy przejaw komfortu, który miał kochającą go rodzinę, zapatrzonych uczniów, dumnych nauczycieli miał być gorszy od niego? Który nie miał do pewnego momentu absolutnie nic? Na ziemię ściągnął go moment w którym Finni ze zdziwienia zaczął się krztusić, później zaraz kaszleć odwracając do całej reszty tyłem żeby ewentualnie nikogo nie opluć. Dotyk Oriona sprawił, że mocno zmieszany spojrzał na jego twarz. Nie wiedział czy ma przepraszać czy już wyjść, a pogłaskany po policzku westchnął cicho.
Przecież on go lubił. Kompletnie nie rozumiał! Ale lubił. Miał wielkie serce i spokojny umysł. Nawet jeżeli mieli na siebie nerwy, Louriel potrafił coś czego on dopiero się uczył – rozmawiać. Dlatego też ruszył się ze swojego miejsca zaraz za Orionem i obchodząc Louriela z drugiej strony, biorąc pod uwagę ostrzegawcze spojrzenie swojego męża, objął go w taki sposób że głowę położył na ramieniu gada, a dłoń zacisnął na wysokości ramienia Oriona.
- Ja Cię bardzo lubię Louriel. Ale czasem kompletnie nie rozumiem, co robisz, co mówisz i co chcesz mi przekazać. – Mruknął z miną smutnej żaby, z ustami wygiętymi w podkówkę. Jednocześnie poczuł jak Finni przestał się dusić i pochylając się delikatnie nad podłokietnikiem patrzył na ich kłębek miłości z góry, z wyraźnym wyczekiwaniem i absolutnie żadnym zamiarem wtrącania się w coś co go nie dotyczyło. Co było zasadniczo dziwne, że go za wszelką cenę nie chciał tłumaczyć czy bronić. – Nie wiem czy jesteś dzisiaj na mnie zły, że tu przyszedłem, jak bardzo jesteś zły, że przyjechałem z wami. Wiem, że spędzam z Orionem dużo czasu ale dla mnie to też nowość, że nie budzę się rano i nie widzę Finnegan. – Stwierdził pamiętając jak raz w jeszcze sennym amoku nawet się przestraszył tego gdzie się znajduje. Nie spanikował tylko dlatego, że Orion zaraz go złapał i przygryzł mu ucho sprawiając, że zaczął się śmiać.
– Jeżeli będziesz chciał… możemy posiedzieć tylko razem, czasem, jak znajdziesz czas… bo bardzo Cię lubię… ale nie rozumiem. – Zapętlał się ale halo, ile on wypił! A gdy gadzie spojrzenie padło na niego uśmiechnął się do niego delikatnie, może nieco przepraszająco dokładnie po to by wtulić w jego policzek swój. – Jak tylko przestanie padać pójdziemy na łyżwy i chciałbym żebyś mi pomógł z tymi runami i super by było jakbyś nam pomagał z urządzaniem mieszkania i przychodził do nas i jakbyśmy chodzili do herbaciarni, tam dają takie super ciasteczka, o! I na sanki, tam było super, no i do Teatru, widziałeś jak tam ładnie? Polub mnie Lusiu, ja nie mam nikogo poza wami… – A gdy kLusiu tylko się do niego przybliżył opatulił ich szczelniej kocem nie mając najmniejszego zamiaru się odsuwać. Skoro już byli całkowicie pijani i zaczęli wylewać swoje żale to na całego.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Louriel zdecydowanie za dużo wypił. Orion nie miał co do tego żadnych wątpliwości, kiedy słuchał co ten gad, nagle taki niepewny siebie, smutny i żałosny wygadywał. To, że Ezra był pijany jak bela też było widoczne, zwłaszcza kiedy zaczął Lourielowi wyznawać miłość i mówić mu jak mocno go lubił. A kiedy książę jeszcze spojrzał na niego z miną sarny, wtulając się w ramiona maga ognia, choć zazwyczaj po alkoholu unikał kontaktu z drugim człowiekiem, białowłosy nie miał wątpliwości, że tym dwóm zdecydowanie już wystarczyło. Spojrzał za to z ciekawością na Finnegana, ciekaw jak zareaguje na tę niebieskowłosą pierdołę, którą tak rzadko pozwalał komukolwiek widzieć. Nie podejrzewał, by Finni miał okazję widzieć go takim, aczkolwiek kiedy na niego spojrzał… nie bardzo potrafił powiedzieć, co miał na myśli.
Lusiu w tym czasie patrzył na Ezrę z mieszaniną nadziei, smutku i nieśmiałości, jakby dopraszał się, by chłopak mówił mu prawdę i tylko prawdę. Choć kiedy mag ognia powtórzył, że go nie rozumie, zasępił się, sięgając do rękawa mężczyzny, by pociągnąć go z przepraszającą miną.
- Ale ja cię lubię, Ezra. Bardzo. Nie tak jak Finnusia, bo jego kocham, ale ciebie też bardzo, bardzo lubię. I chcę robić z tobą te wszystkie rzeczy i chcę się z tobą przyjaźnić. A… a jak się zachowuje dziwnie to… to się nie przejmuj, ja nie umiem się zachowywać, ale nie jestem na ciebie zły – powiedział, przytulając się mocniej.
Kiedy później zaczęli sobie słodzić z Ezrą i zapewniać o chęciach rozkwitu łączącej ich przyjaźni, Orion pokręcił głową z politowaniem, podnosząc się z podłogi.
- No dobra, wystarczy, myślę że koniec tego dobrego na dzisiaj – westchnął, spoglądając na Finnegana, a widząc w jego oczach aprobatę, złapał go za łokieć i pomógł wstać, a widząc że raczej nie ma co liczyć na to, że Ezra samemu dojdzie do pokoju, podsadził go sobie w rękach, żeby złapać go pod udami i przytrzymać, by mógł ułożyć się wygodniej w jego ramionach.
- Miło było, musimy to powtórzyć, Lusiek, przyjdę do ciebie jutro – obiecał, posyłając zaskoczonemu, że zabrano mu kompana do wylewania żali i miłości, Lourielowi szeroki uśmiech.
- Przyjdziesz? – zdziwił się książę, ale pokiwał zadowolony głową, odpowiadając takim samym pijackim uśmiechem.
- Finni, dzięki za rady i wybacz, że zostawiam cię samego z tą kluską, ale myślę że wszyscy powinniśmy iść spać – westchnął Orion do Finnegana na odchodne, nie wspominając że w zasadzie to miał dla Ezry inne plany niż sen.
Pożegnali się, pozwolił Ezrze jeszcze raz pomachać siedzącemu na ziemi Lourielowi, a potem wyszedł na chłodniejszy korytarz, wzdychając cicho, z lekkim niedowierzaniem.
- I jak? Dobrze się bawiłeś? – zapytał bruneta, niosąc go korytarzami Akademii, po schodach, aż doszli do ich pokoju. A tam… wcale nie puścił jego małej koali, posyłając mu raczej pełne żaru spojrzenie.
- Powiedz, Ezra… - zaczął mruczącym tonem, kierując się z chłopakiem na rękach w stronę łóżka. – Co sobie wyobrażałeś, kiedy Finni opowiadał ciekawe rzeczy? – zapytał cicho, prosto do ucha Ezry, tylko po to, by zaraz spojrzeć mu w oczy z szelmowskim uśmiechem i iskierkami podniecenia w złotych oczach.
Kiedy drzwi za Orionem i Ezrą zamknęły się, Lusiek miał wrażenie, jakby w pokoju nagle zrobiło się bardzo cicho i pusto i tylko brudne naczynia i woń wina w powietrzu świadczyły o tym, że przed chwilą ktoś poza nim i Finnim siedział w tym pokoju. Książę był tak mocno podpity, że zapomniał o czym przed chwilą mówił z Ezrą, skupiając rozmyty wzrok na zbliżającym się w jego kierunku Finnim. Byli sami, więc głośne, zachwycone westchnienie bez przeszkód opuściło jego usta.
- Finni… jaki ty jesteś piękny – rzucił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, gapiąc się z czystym uwielbieniem na blondyna. Nie zamierzał przy tym ruszyć się z ziemi. Nagle zrobiło mu się wygodnie, puchaty dywan miękki jak poduszki, a niechęć do dotyku zniknęła niemal całkowicie. Wręcz przeciwnie, czuł przemożną potrzebę, by mężczyzna go dotknął.
- Finniii… - mruknął, patrząc na blondyna zakochanym wzrokiem z maślanym uśmiechem na ustach. – Pogłaskaj mnie po plecach – poprosił, wyciągając do niego ręce, zapraszając go by dołączył do niego na ziemi, albo podniósł go i sam zdecydował gdzie owe głaskanie ma się odbyć.
Lusiu w tym czasie patrzył na Ezrę z mieszaniną nadziei, smutku i nieśmiałości, jakby dopraszał się, by chłopak mówił mu prawdę i tylko prawdę. Choć kiedy mag ognia powtórzył, że go nie rozumie, zasępił się, sięgając do rękawa mężczyzny, by pociągnąć go z przepraszającą miną.
- Ale ja cię lubię, Ezra. Bardzo. Nie tak jak Finnusia, bo jego kocham, ale ciebie też bardzo, bardzo lubię. I chcę robić z tobą te wszystkie rzeczy i chcę się z tobą przyjaźnić. A… a jak się zachowuje dziwnie to… to się nie przejmuj, ja nie umiem się zachowywać, ale nie jestem na ciebie zły – powiedział, przytulając się mocniej.
Kiedy później zaczęli sobie słodzić z Ezrą i zapewniać o chęciach rozkwitu łączącej ich przyjaźni, Orion pokręcił głową z politowaniem, podnosząc się z podłogi.
- No dobra, wystarczy, myślę że koniec tego dobrego na dzisiaj – westchnął, spoglądając na Finnegana, a widząc w jego oczach aprobatę, złapał go za łokieć i pomógł wstać, a widząc że raczej nie ma co liczyć na to, że Ezra samemu dojdzie do pokoju, podsadził go sobie w rękach, żeby złapać go pod udami i przytrzymać, by mógł ułożyć się wygodniej w jego ramionach.
- Miło było, musimy to powtórzyć, Lusiek, przyjdę do ciebie jutro – obiecał, posyłając zaskoczonemu, że zabrano mu kompana do wylewania żali i miłości, Lourielowi szeroki uśmiech.
- Przyjdziesz? – zdziwił się książę, ale pokiwał zadowolony głową, odpowiadając takim samym pijackim uśmiechem.
- Finni, dzięki za rady i wybacz, że zostawiam cię samego z tą kluską, ale myślę że wszyscy powinniśmy iść spać – westchnął Orion do Finnegana na odchodne, nie wspominając że w zasadzie to miał dla Ezry inne plany niż sen.
Pożegnali się, pozwolił Ezrze jeszcze raz pomachać siedzącemu na ziemi Lourielowi, a potem wyszedł na chłodniejszy korytarz, wzdychając cicho, z lekkim niedowierzaniem.
- I jak? Dobrze się bawiłeś? – zapytał bruneta, niosąc go korytarzami Akademii, po schodach, aż doszli do ich pokoju. A tam… wcale nie puścił jego małej koali, posyłając mu raczej pełne żaru spojrzenie.
- Powiedz, Ezra… - zaczął mruczącym tonem, kierując się z chłopakiem na rękach w stronę łóżka. – Co sobie wyobrażałeś, kiedy Finni opowiadał ciekawe rzeczy? – zapytał cicho, prosto do ucha Ezry, tylko po to, by zaraz spojrzeć mu w oczy z szelmowskim uśmiechem i iskierkami podniecenia w złotych oczach.
Kiedy drzwi za Orionem i Ezrą zamknęły się, Lusiek miał wrażenie, jakby w pokoju nagle zrobiło się bardzo cicho i pusto i tylko brudne naczynia i woń wina w powietrzu świadczyły o tym, że przed chwilą ktoś poza nim i Finnim siedział w tym pokoju. Książę był tak mocno podpity, że zapomniał o czym przed chwilą mówił z Ezrą, skupiając rozmyty wzrok na zbliżającym się w jego kierunku Finnim. Byli sami, więc głośne, zachwycone westchnienie bez przeszkód opuściło jego usta.
- Finni… jaki ty jesteś piękny – rzucił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, gapiąc się z czystym uwielbieniem na blondyna. Nie zamierzał przy tym ruszyć się z ziemi. Nagle zrobiło mu się wygodnie, puchaty dywan miękki jak poduszki, a niechęć do dotyku zniknęła niemal całkowicie. Wręcz przeciwnie, czuł przemożną potrzebę, by mężczyzna go dotknął.
- Finniii… - mruknął, patrząc na blondyna zakochanym wzrokiem z maślanym uśmiechem na ustach. – Pogłaskaj mnie po plecach – poprosił, wyciągając do niego ręce, zapraszając go by dołączył do niego na ziemi, albo podniósł go i sam zdecydował gdzie owe głaskanie ma się odbyć.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdy Louriel patrzył na niego oczami małej sarenki, on również miał podobny wzrok wręcz błagający go o polubienie. Nie chciał być lepszy czy gorszy. Chciał mieć przyjaciela, być przyjacielem i zaczął na ten temat namiętnie memłać pod nosem wyznając mu jednocześnie, że bardzo go ceni i uwielbia wartości jakie ten prezentował. Niewiele trzeba było żeby przytuleni do siebie, ocierający się policzkami, rzucali coraz bardziej namiętnymi epitetami o ich braterskiej więzi i planami snutymi na przyszłość. Jakkolwiek była to wina alkoholu, może rzeczywiście potrzebowali powiedzieć dokładnie to co leżało im na sercach o tym drugim?
Całą scenę przerwał w końcu Orion który biorąc go na ręce sprawił, że jedną ręką zaczął od razu bawić się jego włosami. Drugą natomiast pomachał Lusiowi który nadal z oczami radosnego szczeniaczka zaczął mu odmachiwać tak jakby mieli się teraz nie widzieć przez długie lata ale wiedzieli, że ich przyjaźń przetrwa! Dodatkowo jego usta znalazły się na skórze białaska i samą końcówką języka zaczął kręcić kółka zasysając delikatnie lizane miejsce i bardzo leniwie go całując. Bezkarnie rozkoszował się jego zapachem i wymrukiwał, że jest tylko jego i będzie o niego walczył z całym światem.
Zanim się obejrzał, może chwilowo zaczęło mu się przysypiać, znalazł się w ich pokoju, siedząc wygodnie na kolanach Oriona i mogąc obejmować go na wysokości torsu. Oczy coraz mocniej mu leciały, zaczął powoli usypiać kołysany spokojnym oddechem i cudownym zapachem jego ciała zmieszanym z winem. Było mu tak dobrze, nawet chłód pokoju mu nie przeszkadzał. Chciał się znaleźć pod kołdrą, lekko całowany po policzkach i głaskany po plecach, w miejscach w których tylko on wiedział jak na niego działają.
- Oczywiście, że tak. – Wymruczał z ledwością nie chcąc się pogrążać w roztrząsaniu tematu. Było mu przykro, że Lusiu w tak złym świetle go widział ale jednocześnie miał nadzieje, że się jakoś dogadają. To jednak obecnie zostawił dla siebie sądząc, że brak płynności w wymowie mogłaby Oriona jedynie rozbawić. Dopiero kolejne pytanie go zaskoczyło i odsuwając się od niego odrobinę, patrząc na niego z ogromnym uwielbieniem ale i jawnym traceniem kontaktu z rzeczywistością, zrobił się jeszcze mocniej czerwony niżeli po wyjściu z ciepłego pomieszczenia i kładąc mu policzek na ramieniu tak żeby wtulić się w jego szyję, zaczął bez ładu i składu mamlać. Coś tam mówił o swoich wyobrażeniach ale szczerze? To był taki bełkot, że i tak nic się nie dało zrozumieć. Ostatecznie więc pociągnięty nieco do tyłu żeby spojrzał na mocno rozbawioną twarz Oriona wygiął usta w podkówkę.
- Spać. – Mruknął, a czując, że części garderoby kompletnie mu niepotrzebne do spania – czyli wszystko poza bielizną – zostało z niego zrzucone. On po chwili zatopił się w poduszce i zasnął chyba jeszcze w locie. Jedyne co czuł to silne ramiona, umięśniony brzuch przytulony do jego pleców. Uwielbiał to ciało! Ale obecnie był tak nie do funkcjonowania, że ani myślał go obmacywać czy się całować. Lubił treść swojego żołądka w żołądku właśnie, a podejrzewał że każdy intensywny ruch mógłby ten stan zachwiać.
W momencie gdy kluski sobie wyznawały miłość, on łapał porozumiewawcze spojrzenia z Orionem. Byli słodcy w tej swojej nieporadności i chociaż najpewniej nic nie będą pamiętali, chyba porządnie między sobą oczywiści li atmosferę. W tym czasie on dopił wino i uśmiechając się do białaska gdy ten zarządził zakończenie imprezy, zebrał wszystkie puste i brudne naczynia na jeden stolik żeby rano móc spokojnie posprzątać.
- Obawiam się, że w sytuacji klusek jesteśmy na równi. Jakbyś chciał jeszcze pogadać to śmiało. Ach! A jutro planowaliśmy pójść na zakupy ale może zjemy wszyscy razem śniadanie? – Zaproponował, a widząc lśniące złote oczy, posłał mu szczery uśmiech samemu będąc zadowolonym z takiego spędzania czasu wolnego.
Ostatecznie został sam ze swoją małą kLusią, a po uchyleniu delikatnie okna żeby przewietrzyć i poskładaniu wszystkich brudnych naczyń na jedno miejsce przysiadł się do zawiniątka na ziemi. Odgarnął mu włosy za ucho żeby móc z lubością wpatrywać się w lekko senne oczy po czym bezsprzecznie skorzystał z propozycji wpakowania się pod miękki kocyk. Była to również okazja do delikatnego pocałowania jego czoła i pogładzenia policzka.
- A Ty pijany. – Zaśmiał się, a widząc jak ten zaczyna się do niego łasić, objął go za ramiona wolną ręką podtrzymując jego brodę i delikatnie zaczynając go całować. Kilka bardzo niewinnych muśnięć które szybko przerodziły się w namiętne pocałunki. Uśmiechnął się w jego wargi i biorąc go delikatnie na ręce podniósł się razem z nim kierując do łóżka.
- I co? Wcale nie taki zły wieczór, prawda? Stęskniłem się już za nimi. – Stwierdził kładąc go w pościeli, ostrożnie zabierając mu kocyk i wisząc nad nim zaczął go całować. Po szyi, po piersi do której zrobił sobie dostęp ściągając delikatny materiał jego ciuchów. Nie spieszył się zostawiając go po chwili w samej bieliźnie, a gdy ponownie zaczął domagać się pieszczot zaczął z przyjemnością miziać go po plecach, całować po uchu i z lubością obserwować jak drży. Wyłożył się koło niego pozwalając się wtulić i jedyne co to domagał się leniwych pocałunków. Przynajmniej dopóki rozanielony pieszczoch w postaci płynnej galaretki nie zaczął mu zaśliniać ręki i zasypiać. Z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
Poranek był przyjemny chociaż leniwy. Obudzili się gdy słońce już dawno wisiało na nieboskłonie, a jego miękkie promienie wdzierały się przez okno za każdym razem gdy tylko gęste chmury im na to pozwalały. On wtulony w Louriela gdy tylko otworzył oczy zaczął go całować.
- Dzień dobry Perło. – Wymruczał pozwalając sobie żeby jego dłonie zaczęły powolną wędrówkę po nagiej piersi, aż do części jeszcze zasłoniętych. Nie ukrywał, że poranny problem dzióbał książęce pośladki, a odrobina zadziorności jeszcze przecież nikomu nie zaszkodziła. Szczególnie, że gad miał dokładnie ten sam, obecnie dobrze dopieszczony, problem. Uwielbiał jak się pod jego dotykiem wyginał, a chwycony za policzek pozwolił sobie na zdecydowanie namiętniejszy pocałunek.
- Orion proponował wspólne śniadanie. To może ja szybko się zajmę naszym problemem i pójdziemy? – Zaproponował z łobuzerskim uśmiechem w bardzo jednoznacznej propozycji schodząc nieco niżej. Pocałował go w ramię, w pierś, położył na plecach żeby miał pełny dostęp i wodząc dalej językiem i ustami, dopadł do jego brzucha który cały wycałował.
Ezra obudził się, uwaga uwaga, bez kaca! W wyśmienitym humorze i po bardzo gorących snach. Odwracając się do Oriona przodem uśmiechnął się łobuzersko i od razu kładąc dłoń na jego piersi zaczął obrysowywać coraz mocniej twardniejącego sutka. Gdy złote, senne oczy podniosły się na niego, pocałował go delikatnie i uśmiechając się niewinnie, zaczął się przeciągać.
- Cześć Tygrysie. – Cmoknął go jeszcze w policzek. – Umieram z głodu! – Oświadczył gramoląc się na niego i po zajęciu miejsca na jego kroczu, poruszał się chwilę żeby zająć w pełni komfortową pozycję. Uśmiechnął się przy tym niewinnie. – Miałem bardzo przyjemne sny, a Ty? – Dopytał obrysowując każdy mięsień jego brzucha nieco zbyt chłodnym palcem.
Całą scenę przerwał w końcu Orion który biorąc go na ręce sprawił, że jedną ręką zaczął od razu bawić się jego włosami. Drugą natomiast pomachał Lusiowi który nadal z oczami radosnego szczeniaczka zaczął mu odmachiwać tak jakby mieli się teraz nie widzieć przez długie lata ale wiedzieli, że ich przyjaźń przetrwa! Dodatkowo jego usta znalazły się na skórze białaska i samą końcówką języka zaczął kręcić kółka zasysając delikatnie lizane miejsce i bardzo leniwie go całując. Bezkarnie rozkoszował się jego zapachem i wymrukiwał, że jest tylko jego i będzie o niego walczył z całym światem.
Zanim się obejrzał, może chwilowo zaczęło mu się przysypiać, znalazł się w ich pokoju, siedząc wygodnie na kolanach Oriona i mogąc obejmować go na wysokości torsu. Oczy coraz mocniej mu leciały, zaczął powoli usypiać kołysany spokojnym oddechem i cudownym zapachem jego ciała zmieszanym z winem. Było mu tak dobrze, nawet chłód pokoju mu nie przeszkadzał. Chciał się znaleźć pod kołdrą, lekko całowany po policzkach i głaskany po plecach, w miejscach w których tylko on wiedział jak na niego działają.
- Oczywiście, że tak. – Wymruczał z ledwością nie chcąc się pogrążać w roztrząsaniu tematu. Było mu przykro, że Lusiu w tak złym świetle go widział ale jednocześnie miał nadzieje, że się jakoś dogadają. To jednak obecnie zostawił dla siebie sądząc, że brak płynności w wymowie mogłaby Oriona jedynie rozbawić. Dopiero kolejne pytanie go zaskoczyło i odsuwając się od niego odrobinę, patrząc na niego z ogromnym uwielbieniem ale i jawnym traceniem kontaktu z rzeczywistością, zrobił się jeszcze mocniej czerwony niżeli po wyjściu z ciepłego pomieszczenia i kładąc mu policzek na ramieniu tak żeby wtulić się w jego szyję, zaczął bez ładu i składu mamlać. Coś tam mówił o swoich wyobrażeniach ale szczerze? To był taki bełkot, że i tak nic się nie dało zrozumieć. Ostatecznie więc pociągnięty nieco do tyłu żeby spojrzał na mocno rozbawioną twarz Oriona wygiął usta w podkówkę.
- Spać. – Mruknął, a czując, że części garderoby kompletnie mu niepotrzebne do spania – czyli wszystko poza bielizną – zostało z niego zrzucone. On po chwili zatopił się w poduszce i zasnął chyba jeszcze w locie. Jedyne co czuł to silne ramiona, umięśniony brzuch przytulony do jego pleców. Uwielbiał to ciało! Ale obecnie był tak nie do funkcjonowania, że ani myślał go obmacywać czy się całować. Lubił treść swojego żołądka w żołądku właśnie, a podejrzewał że każdy intensywny ruch mógłby ten stan zachwiać.
W momencie gdy kluski sobie wyznawały miłość, on łapał porozumiewawcze spojrzenia z Orionem. Byli słodcy w tej swojej nieporadności i chociaż najpewniej nic nie będą pamiętali, chyba porządnie między sobą oczywiści li atmosferę. W tym czasie on dopił wino i uśmiechając się do białaska gdy ten zarządził zakończenie imprezy, zebrał wszystkie puste i brudne naczynia na jeden stolik żeby rano móc spokojnie posprzątać.
- Obawiam się, że w sytuacji klusek jesteśmy na równi. Jakbyś chciał jeszcze pogadać to śmiało. Ach! A jutro planowaliśmy pójść na zakupy ale może zjemy wszyscy razem śniadanie? – Zaproponował, a widząc lśniące złote oczy, posłał mu szczery uśmiech samemu będąc zadowolonym z takiego spędzania czasu wolnego.
Ostatecznie został sam ze swoją małą kLusią, a po uchyleniu delikatnie okna żeby przewietrzyć i poskładaniu wszystkich brudnych naczyń na jedno miejsce przysiadł się do zawiniątka na ziemi. Odgarnął mu włosy za ucho żeby móc z lubością wpatrywać się w lekko senne oczy po czym bezsprzecznie skorzystał z propozycji wpakowania się pod miękki kocyk. Była to również okazja do delikatnego pocałowania jego czoła i pogładzenia policzka.
- A Ty pijany. – Zaśmiał się, a widząc jak ten zaczyna się do niego łasić, objął go za ramiona wolną ręką podtrzymując jego brodę i delikatnie zaczynając go całować. Kilka bardzo niewinnych muśnięć które szybko przerodziły się w namiętne pocałunki. Uśmiechnął się w jego wargi i biorąc go delikatnie na ręce podniósł się razem z nim kierując do łóżka.
- I co? Wcale nie taki zły wieczór, prawda? Stęskniłem się już za nimi. – Stwierdził kładąc go w pościeli, ostrożnie zabierając mu kocyk i wisząc nad nim zaczął go całować. Po szyi, po piersi do której zrobił sobie dostęp ściągając delikatny materiał jego ciuchów. Nie spieszył się zostawiając go po chwili w samej bieliźnie, a gdy ponownie zaczął domagać się pieszczot zaczął z przyjemnością miziać go po plecach, całować po uchu i z lubością obserwować jak drży. Wyłożył się koło niego pozwalając się wtulić i jedyne co to domagał się leniwych pocałunków. Przynajmniej dopóki rozanielony pieszczoch w postaci płynnej galaretki nie zaczął mu zaśliniać ręki i zasypiać. Z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
Poranek był przyjemny chociaż leniwy. Obudzili się gdy słońce już dawno wisiało na nieboskłonie, a jego miękkie promienie wdzierały się przez okno za każdym razem gdy tylko gęste chmury im na to pozwalały. On wtulony w Louriela gdy tylko otworzył oczy zaczął go całować.
- Dzień dobry Perło. – Wymruczał pozwalając sobie żeby jego dłonie zaczęły powolną wędrówkę po nagiej piersi, aż do części jeszcze zasłoniętych. Nie ukrywał, że poranny problem dzióbał książęce pośladki, a odrobina zadziorności jeszcze przecież nikomu nie zaszkodziła. Szczególnie, że gad miał dokładnie ten sam, obecnie dobrze dopieszczony, problem. Uwielbiał jak się pod jego dotykiem wyginał, a chwycony za policzek pozwolił sobie na zdecydowanie namiętniejszy pocałunek.
- Orion proponował wspólne śniadanie. To może ja szybko się zajmę naszym problemem i pójdziemy? – Zaproponował z łobuzerskim uśmiechem w bardzo jednoznacznej propozycji schodząc nieco niżej. Pocałował go w ramię, w pierś, położył na plecach żeby miał pełny dostęp i wodząc dalej językiem i ustami, dopadł do jego brzucha który cały wycałował.
Ezra obudził się, uwaga uwaga, bez kaca! W wyśmienitym humorze i po bardzo gorących snach. Odwracając się do Oriona przodem uśmiechnął się łobuzersko i od razu kładąc dłoń na jego piersi zaczął obrysowywać coraz mocniej twardniejącego sutka. Gdy złote, senne oczy podniosły się na niego, pocałował go delikatnie i uśmiechając się niewinnie, zaczął się przeciągać.
- Cześć Tygrysie. – Cmoknął go jeszcze w policzek. – Umieram z głodu! – Oświadczył gramoląc się na niego i po zajęciu miejsca na jego kroczu, poruszał się chwilę żeby zająć w pełni komfortową pozycję. Uśmiechnął się przy tym niewinnie. – Miałem bardzo przyjemne sny, a Ty? – Dopytał obrysowując każdy mięsień jego brzucha nieco zbyt chłodnym palcem.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Chociaż wieczór nie zakończył się do końca tak, jak Orion sobie to wyobrażał, był bardziej niż zadowolony. Wyrzuty sumienia z powodu Louriela gryzły go w mózg, a fakt szybkiego zaśnięcia Ezry był trochę rozczarowujący, ale i tak chłopak nie mógł narzekać. Dobrze się bawił, rozmowy z Finnim zawsze sprawiały, że jego męskie ego czuło się zadowolone z poglądów i możliwości ich wygłoszenia, a i dowiedział się dużo bardzo przydatnych rzeczy, których przecież nie musiał tak od razu wcielać w życie. Dlatego mimo wszystko spał spokojnie i kiedy obudziły go chłodne palce trącające go i jak zwykle prowokujące bardziej odważnie niż Ezra był, uśmiech pojawił się na jego ustach jeszcze zanim otworzył oczy.
Uchyliwszy powieki, natknął się na roziskrzone spojrzenie dwukolorowych oczu.
- Dzień dobry, Śnieżynko. Głowa nie boli? – zapytał z troską, a otrzymując w odpowiedzi całusa, uspokoił się, uśmiechając się tylko szerzej. Za to kiedy Ezra z najniewinniejszą minką na świecie rozsiadł się na nim, pokręcił głową z niedowierzaniem, kładąc dłonie na biodrach chłopaka.
- Wczoraj nie byłeś aż tak chętny żeby dzielić się ze mną swoimi fantazjami – zauważył, ale bardziej z rozbawieniem niż czymkolwiek innym, głaszcząc boki ukochanego palcami. – I bardzo chętnie bym ich wysłuchał… - zaczął drapieżnym tonem, w jednym momencie łapiąc Ezrę pewniej, by przerzucić ich tak, by to brunet znalazł się na plecach, tylko po to, by cmoknąć go w nos. – Ale obiecałem Lusiowi, że zjemy z nim i Finnim śniadanie, a wczoraj dobitnie uświadomił mi, że nie możemy go dłużej tak zaniedbywać – zauważył, muskając ustami wargi chłopaka. – No i jak zacznę, to obawiam się, że szybko z tobą nie skończę, kochanie, a podejrzewam, że wolałbyś być w stanie jeszcze dzisiaj podnieść się na nogi? – dodał ciszej, prosto do ucha chłopaka, po to by zaraz jakby na dowód, pocałować go mocno i namiętnie, odbierając im obu oddech i zdolności pojmowania.
Zaraz potem podniósł się z łóżka, żeby go nie kusiło w nim zostać, ubrał się i dogryzając odrobinę Ezrze z powodu jego wczorajszych wyznań namiętności z Lusiem, zabrał go do kuchni.
- Masz ochotę na tosty? – zapytał, zaglądając do szafek i przyglądając się, co w zasadzie w nich jeszcze było. Widząc ciekawskie spojrzenie chłopaka, uśmiechnął się tajemniczo. Jasnym było dla niego, że Ezra nie miał jeszcze okazji zjeść tego podpiekanego cudu i zamierzał to niedopatrzenie nadrobić.
- Zrobisz herbatę? Ja pójdę po tamtą dwójkę, skoro chcieli z nami zjeść, niech się ruszą – parsknął, muskając jeszcze czoło maga ognia, zanim zostawił go sam na sam z zapasami herbaty Mai, kierując się do książęcych komnat.
Nigdy nie pukał do sypialni księcia, nie spodziewając się zastać w niej niespodziewanych widoków. W końcu Louriel jako rasowy introwertyk nigdy do niej nikogo nie zapraszał, traktując swój pokój jak ostateczny azyl i przestrzeń osobistą, którą zakłócić mógł jedynie Orion i to tylko dlatego, że został do niej zaproszony. Dlatego też, z przyzwyczajenia, złapał za klamkę i wtargnął do pomieszczenia, z powitaniem na ustach i pytaniem, czy książę raczy w końcu wstać, czy ma zamiar lenić się cały dzień.
- Y… - zaskoczone westchnienie wymsknęło się z ust Oriona, kiedy wbiwszy bez krępacji w pokoje Louriela zastał jego i Finnegana w dosyć jednoznacznej pozycji i z zamiarami uwydatnionymi opiętą w pewnych rejonach bielizną. Przez chwilę stał zaskoczony z ręką na klamce, mrugając oczami jak sowa, dopóki głupi uśmieszek nie zaczął pojawiać się na jego ustach.
- Może zacznijcie się zamykać na klucz? Albo róbcie to w czasie innym niż umówione śniadanie – zaproponował, ani myśląc wyjść.
- No już, ubierać się! – zarządził, a widząc niechęć na jednej i drugiej twarzy, sięgnął po asa w rękawie, o którym wiedział, że Louriel mu się nie oprze. – Mam zamiar zrobić tooooooostyyyy – powiedział zachęcająco, a widząc błysk w oczach księcia, wiedział że wygrał.
TOSTY. Jedno słowo, które miało magiczną moc sprawczą w przypadku księcia, który dobre jedzonko przedkładał ponad cielesne uniesienia i mając przed sobą wizję zjedzenia ich, do tego przygotowanych przez Oriona, który był mistrzem tostów, natychmiast wygramolił się spod Finnegana, rzucając mu przepraszające spojrzenie. Ruszył w kierunku szafy, żeby się godnie do tego śniadania i potem na obiecane zakupy z Finnim odpowiednio ubrać. Dawno nie miał okazji wystroić się i choć uwielbiał siedzieć w piżamie całymi dniami i lenić się, czuł się niesamowicie dobrze z myślą, że wyglądał po prostu dobrze i elegancko w swoich zwyczajowych szatach, z szerokimi rękawami, za którymi tak się stęsknił w kraju ognia. Włosy rozczesał, tworząc z pasemek otaczających twarz niewielkiego koczka, który przytrzymywała jadeitowa szpilka. Nie mógł się powstrzymać i kiedy patrzył na siebie w lustrze, uśmiechnął się zadowolony. Jak on uwielbiał wyglądać tajemniczo i dostojnie!
- Jeść! – zarządził kiedy już odpowiednio się wysztafirował, po czym zapatrzył się wyczekująco na gramolącego się z łóżka Finnegana.
Kiedy znaleźli się w kuchni, przywitał się z Ezrą jak gdyby nic się wieczorem nie wydarzyło, a potem usiadł na ławie jak pan na swoich włościach, którym w zasadzie był i czekał, aż Orion postawi przed nim obiecaną porcję tostów tylko dla niego.
- Kto by pomyślał – parsknął Orion, zabierając się za przygotowywanie kanapek, w które wpakował obfitą porcje sera i mięsa, smarując je z wierzchu masłem, by na koniec wrzucić je na patelnie. – Finni zostałeś postawiony niżej w Lusiowej hierarchii od jakichś tostów – dokończył chłopak, patrząc z rozbawieniem na księcia, który uzbrojony w talerzyk i herbatę wgapiał się w patelnię, jakby to miało skłonić chleb do szybszego podpiekania się.
- Przepraszam bardzo, to nie są byle jakie tosty, ani nawet pierwsze lepsze tosty! – oburzył się Lusiek, jakby Orion obraził jego największą świętość. – To są ultra full pysznościowe kanapki na ciepło, które ktoś zrobił za ciebie – oświadczył książę jakby to było tak samo oczywiste, co smaczne i uwielbiane nie tylko przez niego. A potem jego wzrok spoczął na przyjacielu i dodatkowo zmięknął pod wpływem szczęścia, że mógł z nim spędzić trochę czasu. – A że robisz je ty to dodaje im plus tysiąc do smaku – dodał, sprawiając że białowłosy roześmiał się z niedowierzaniem.
- Widzisz – zwrócił się do maga ognia, celując w niego drewnianą szpachelką, którą zaraz przewrócił kanapki na drugą stronę, by równomiernie się podpiekły. – Tak się zdobywa męskie serca, przez żołądek – zaśmiał się, zaraz jednak porzucając na chwilę patelnię by przygotować jeszcze ogórki konserwowe, kukurydzę – towar luksusowy, ale zdobywany, bo jak tak jeść bez kukurydzy różne smaczne rzeczy – i gotowane jajka, które pokroił w plastry, rozkładając na jednym talerzu, by każdy dokładał sobie do podstawowej kanapki wedle uznania.
A kiedy pierwsza porcja była gotowa, dał najpierw spróbować Ezrze i Lusiowi, bo wiedział, że jak tylko go pominie i nie zatka ust, sam zostanie pożarty i jeszcze dostanie fochem do siódmego pokolenia wstecz.
- Tylko się nie oparzcie – poprosił Orion, przygotowując drugą porcję dla siebie i Finniego.
A Lusiu, naładowawszy sobie do swojego cudownego tosta wszystkiego co się dało, przed ugryzieniem, zawahał się, spoglądając na siedzącego obok Finnegana. Było mu trochę głupio za to, jak go potraktował, bo przecież… jakaś kanapka, nawet najlepsza na świecie nie była w stanie z nim wygrać, dlatego przysunął się do maga ognia, trącając go kolanem i podsuwając mu gotowe jedzenie, spojrzał na niego z delikatnym zmieszaniem na twarzy.
- Ale… ale wiesz, że ja ciebie kocham bardziej od tej kanapki? – zapytał, przygryzając wargę. Nie wierzył, że to robił, ale dla Finniego był gotów zrezygnować z ulubionego jedzenia jeśli miał go przekonać, że tak właśnie było. – Więc… więc możesz zjeść pierwszy. Na pewno będzie ci smakować – dodał, przełykając ślinę. Taka kanapeczka, już niemal miał ją w ustach… Ale Finni był ważniejszy!
Uchyliwszy powieki, natknął się na roziskrzone spojrzenie dwukolorowych oczu.
- Dzień dobry, Śnieżynko. Głowa nie boli? – zapytał z troską, a otrzymując w odpowiedzi całusa, uspokoił się, uśmiechając się tylko szerzej. Za to kiedy Ezra z najniewinniejszą minką na świecie rozsiadł się na nim, pokręcił głową z niedowierzaniem, kładąc dłonie na biodrach chłopaka.
- Wczoraj nie byłeś aż tak chętny żeby dzielić się ze mną swoimi fantazjami – zauważył, ale bardziej z rozbawieniem niż czymkolwiek innym, głaszcząc boki ukochanego palcami. – I bardzo chętnie bym ich wysłuchał… - zaczął drapieżnym tonem, w jednym momencie łapiąc Ezrę pewniej, by przerzucić ich tak, by to brunet znalazł się na plecach, tylko po to, by cmoknąć go w nos. – Ale obiecałem Lusiowi, że zjemy z nim i Finnim śniadanie, a wczoraj dobitnie uświadomił mi, że nie możemy go dłużej tak zaniedbywać – zauważył, muskając ustami wargi chłopaka. – No i jak zacznę, to obawiam się, że szybko z tobą nie skończę, kochanie, a podejrzewam, że wolałbyś być w stanie jeszcze dzisiaj podnieść się na nogi? – dodał ciszej, prosto do ucha chłopaka, po to by zaraz jakby na dowód, pocałować go mocno i namiętnie, odbierając im obu oddech i zdolności pojmowania.
Zaraz potem podniósł się z łóżka, żeby go nie kusiło w nim zostać, ubrał się i dogryzając odrobinę Ezrze z powodu jego wczorajszych wyznań namiętności z Lusiem, zabrał go do kuchni.
- Masz ochotę na tosty? – zapytał, zaglądając do szafek i przyglądając się, co w zasadzie w nich jeszcze było. Widząc ciekawskie spojrzenie chłopaka, uśmiechnął się tajemniczo. Jasnym było dla niego, że Ezra nie miał jeszcze okazji zjeść tego podpiekanego cudu i zamierzał to niedopatrzenie nadrobić.
- Zrobisz herbatę? Ja pójdę po tamtą dwójkę, skoro chcieli z nami zjeść, niech się ruszą – parsknął, muskając jeszcze czoło maga ognia, zanim zostawił go sam na sam z zapasami herbaty Mai, kierując się do książęcych komnat.
Nigdy nie pukał do sypialni księcia, nie spodziewając się zastać w niej niespodziewanych widoków. W końcu Louriel jako rasowy introwertyk nigdy do niej nikogo nie zapraszał, traktując swój pokój jak ostateczny azyl i przestrzeń osobistą, którą zakłócić mógł jedynie Orion i to tylko dlatego, że został do niej zaproszony. Dlatego też, z przyzwyczajenia, złapał za klamkę i wtargnął do pomieszczenia, z powitaniem na ustach i pytaniem, czy książę raczy w końcu wstać, czy ma zamiar lenić się cały dzień.
- Y… - zaskoczone westchnienie wymsknęło się z ust Oriona, kiedy wbiwszy bez krępacji w pokoje Louriela zastał jego i Finnegana w dosyć jednoznacznej pozycji i z zamiarami uwydatnionymi opiętą w pewnych rejonach bielizną. Przez chwilę stał zaskoczony z ręką na klamce, mrugając oczami jak sowa, dopóki głupi uśmieszek nie zaczął pojawiać się na jego ustach.
- Może zacznijcie się zamykać na klucz? Albo róbcie to w czasie innym niż umówione śniadanie – zaproponował, ani myśląc wyjść.
- No już, ubierać się! – zarządził, a widząc niechęć na jednej i drugiej twarzy, sięgnął po asa w rękawie, o którym wiedział, że Louriel mu się nie oprze. – Mam zamiar zrobić tooooooostyyyy – powiedział zachęcająco, a widząc błysk w oczach księcia, wiedział że wygrał.
TOSTY. Jedno słowo, które miało magiczną moc sprawczą w przypadku księcia, który dobre jedzonko przedkładał ponad cielesne uniesienia i mając przed sobą wizję zjedzenia ich, do tego przygotowanych przez Oriona, który był mistrzem tostów, natychmiast wygramolił się spod Finnegana, rzucając mu przepraszające spojrzenie. Ruszył w kierunku szafy, żeby się godnie do tego śniadania i potem na obiecane zakupy z Finnim odpowiednio ubrać. Dawno nie miał okazji wystroić się i choć uwielbiał siedzieć w piżamie całymi dniami i lenić się, czuł się niesamowicie dobrze z myślą, że wyglądał po prostu dobrze i elegancko w swoich zwyczajowych szatach, z szerokimi rękawami, za którymi tak się stęsknił w kraju ognia. Włosy rozczesał, tworząc z pasemek otaczających twarz niewielkiego koczka, który przytrzymywała jadeitowa szpilka. Nie mógł się powstrzymać i kiedy patrzył na siebie w lustrze, uśmiechnął się zadowolony. Jak on uwielbiał wyglądać tajemniczo i dostojnie!
- Jeść! – zarządził kiedy już odpowiednio się wysztafirował, po czym zapatrzył się wyczekująco na gramolącego się z łóżka Finnegana.
Kiedy znaleźli się w kuchni, przywitał się z Ezrą jak gdyby nic się wieczorem nie wydarzyło, a potem usiadł na ławie jak pan na swoich włościach, którym w zasadzie był i czekał, aż Orion postawi przed nim obiecaną porcję tostów tylko dla niego.
- Kto by pomyślał – parsknął Orion, zabierając się za przygotowywanie kanapek, w które wpakował obfitą porcje sera i mięsa, smarując je z wierzchu masłem, by na koniec wrzucić je na patelnie. – Finni zostałeś postawiony niżej w Lusiowej hierarchii od jakichś tostów – dokończył chłopak, patrząc z rozbawieniem na księcia, który uzbrojony w talerzyk i herbatę wgapiał się w patelnię, jakby to miało skłonić chleb do szybszego podpiekania się.
- Przepraszam bardzo, to nie są byle jakie tosty, ani nawet pierwsze lepsze tosty! – oburzył się Lusiek, jakby Orion obraził jego największą świętość. – To są ultra full pysznościowe kanapki na ciepło, które ktoś zrobił za ciebie – oświadczył książę jakby to było tak samo oczywiste, co smaczne i uwielbiane nie tylko przez niego. A potem jego wzrok spoczął na przyjacielu i dodatkowo zmięknął pod wpływem szczęścia, że mógł z nim spędzić trochę czasu. – A że robisz je ty to dodaje im plus tysiąc do smaku – dodał, sprawiając że białowłosy roześmiał się z niedowierzaniem.
- Widzisz – zwrócił się do maga ognia, celując w niego drewnianą szpachelką, którą zaraz przewrócił kanapki na drugą stronę, by równomiernie się podpiekły. – Tak się zdobywa męskie serca, przez żołądek – zaśmiał się, zaraz jednak porzucając na chwilę patelnię by przygotować jeszcze ogórki konserwowe, kukurydzę – towar luksusowy, ale zdobywany, bo jak tak jeść bez kukurydzy różne smaczne rzeczy – i gotowane jajka, które pokroił w plastry, rozkładając na jednym talerzu, by każdy dokładał sobie do podstawowej kanapki wedle uznania.
A kiedy pierwsza porcja była gotowa, dał najpierw spróbować Ezrze i Lusiowi, bo wiedział, że jak tylko go pominie i nie zatka ust, sam zostanie pożarty i jeszcze dostanie fochem do siódmego pokolenia wstecz.
- Tylko się nie oparzcie – poprosił Orion, przygotowując drugą porcję dla siebie i Finniego.
A Lusiu, naładowawszy sobie do swojego cudownego tosta wszystkiego co się dało, przed ugryzieniem, zawahał się, spoglądając na siedzącego obok Finnegana. Było mu trochę głupio za to, jak go potraktował, bo przecież… jakaś kanapka, nawet najlepsza na świecie nie była w stanie z nim wygrać, dlatego przysunął się do maga ognia, trącając go kolanem i podsuwając mu gotowe jedzenie, spojrzał na niego z delikatnym zmieszaniem na twarzy.
- Ale… ale wiesz, że ja ciebie kocham bardziej od tej kanapki? – zapytał, przygryzając wargę. Nie wierzył, że to robił, ale dla Finniego był gotów zrezygnować z ulubionego jedzenia jeśli miał go przekonać, że tak właśnie było. – Więc… więc możesz zjeść pierwszy. Na pewno będzie ci smakować – dodał, przełykając ślinę. Taka kanapeczka, już niemal miał ją w ustach… Ale Finni był ważniejszy!
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Drapieżne zagranie Oriona sprawiło w pierwszym momencie, że na jego policzkach pojawiły się wypieki, zaraz jednak zaczął się śmiać przyciągając go do siebie i całując po każdym skrawku jego twarzy.
- Kocham Cię! – Oświadczył pewnie po czym kładąc mu dłonie na piersi słuchał. – Nie pamiętam absolutnie nic po pierwszym kieliszku. A nie! Po tym wywodzie o brzydkich rzeczach Finniego. Później, czarna dziura. – Przyznał przyciągając go jeszcze bardziej do siebie po to by dostać kolejnego już całusa dzisiaj. I jeszcze jednego. A później wydął usta w dzióbek żeby dostać jeszcze dwa. – Śniadanie? Spędzanie czasu? O-Och… – Nagle zalały go wspomnienia z tych ich romantycznych wyznań, zapewnień, tych wszystkich żali jakie wylał z siebie Louriel. Nagle zrobiło się mu bardzo głupio, a podnosząc oczy na Oriona zamyślił się na dłuższą chwilę. – Chcesz być z nim sam? Ja mogę zostać w łóżku. – Zapewnił przeciągając się chociaż był to raczej teatralny gest przed tym ze strony białaska który wyrwał z jego gardła głośne sapnięcie. Żadnego zostawania w łóżku, żadnej możliwości zaprzestania w kuszeniu się i tym bardziej żadnego ale we wspólnym śniadaniu. Wszyscy tam będą i tak samo jak wczoraj wieczorem tak dzisiaj rano mieli spokojnie zacieśniać te pokręcone więzy przyjaźni. Westchnął na to cicho, a po tym jak został namiętnie pocałowany, wepchnął mu do ust język całując się z nim aż brakło im tchu.
- Dobrze, wieczorem pozwolę Ci zwalić mnie z nóg. – Zapewnił gładząc go po plecach, drapiąc po łopatkach, kusząc żeby jeszcze raz go pocałował, żeby zostali w pościeli przez pięć minut dłużej. Bezczelny! Zamiast się mu oddać wstał. Jedyną przyjemność jaką w zamian otrzymał to te piękne mięśnie pozbawione okrycia. Westchnął cicho pod nosem. Był taki przystojny, taki jego!
- Tymczasem wiesz, serio postaram się zmienić naszą relację na lepszą. – Stwierdził z ogromnym zaangażowaniem podnosząc się do siadu. Po tym przeciągnął się i korzystając z nagiego Oriona, przytulił się do jego pleców całując go po łopatkach. Przygryzł go nawet zaczepnie po czym sam ruszył przemyć zmęczoną twarz, zaczesać włosy w schludny kucyk i ubrać te przyjemnie ciepłe, nowe rzeczy. Nie ubierał się w pełni, we wszystkie płaszcze ale musiał przyznać, że te spodnie i koszulka były jak druga skóra!
Łapiąc go za rękę – po tym jak pościelili łóżko i ogarnęli ogólny bałagan – zeszli do kuchni gdzie pomógł przygotowywać wybrane przez Oriona produkty. Nie rozumiał co mieli z tego stworzyć i to na ciepło ale nie dyskutował. Wstawił wodę i na jajka i na herbatę po czym jego oczy spoczęły na roześmianej twarzy męża.
- Tosty? Jakie tosty? – Dopytał, a widząc tajemniczy uśmiech poczuł jak kiszki marsza mu grają, a ślina zbiera się w ustach. Był piekielnie głodny, a widząc jak pewnie czuje się Orion w kuchni miał wrażenie, że znalazł nowy fetysz. Zanim białasek zniknął dopytał jeszcze co może przygotować żeby szło szybciej na co został poproszony o pokrojenie zarówno wędliny jak i sera na stosunkowo cienkie plastry. Od razu wziął się do pracy! Chociaż nie mógł sobie pożałować odprowadzenia tego seksownego tyłka wzrokiem do drzwi…
Finni obserwował z lubością to pożądanie pojawiające się w gadzich oczach. Miejsce na które nakierował wszystkie pieszczoty delikatnie drgało domagając się więcej. On leżąc z nogami poza łóżkiem czekał tylko na to ciche przyzwolenie żeby go całego rozebrać i sprawić przyjemność! A wtedy niespodziewanie z impetem otwarły się drzwi, a on wyglądając nad swoim ramieniem przez krótką chwilę obawiał się, że to ta niedorobiona i niedoszła narzeczona Lusia. Szczęśliwie… to tylko Orion który miał widok na jego tyłek w obcisłej bieliźnie i coś innego Lusiowatego, w równie obcisłym opakowaniu.
- Polecam pukać jak masz zamiar tak do nas wchodzić, chociaż się zakryjemy. – Uśmiechnął się szeroko zasłaniając problematyczne miejsce księcia. – Wiesz, ja się stąd nigdzie nie ruszam, a ostrzegam czasem mam ciekawe fantazje z rana. – Stwierdził z niewinnym uśmiechem i błyskiem drapieżności w oczach. Przy tym podciągnął się nieco wyżej chcąc przytulić swojego małego gada. Nie udało się mu jednak, a on z pustymi ramionami padł w te wszystkie poduszki jakie ich otaczały. Westchnął ciężko podnosząc się po chwili na łokciach, a jego wzrok chociaż chwilowo wodził za Lusiem, zaraz padł na Oriona.
- Czym są tosty? – Zapytał, a słysząc o ciepłych kanapkach wygiął usta w smutną podkówkę. – Jestem niżej niż kanapka z szynką i serem? Właśnie moje serduszko umarło. – Dramatycznie zaciskając obie dłonie na piersi, w miejscu serca, padł na plecy jęcząc, że umiera z braku Lusiowej miłości. Zaraz oberwał jednak swoimi spodniami na co zaśmiał się głośno.
- No już wstaję już wstaję. – Stwierdził wciągając swoje rzeczy z Kraju Ognia na siebie. Przebył twarz, przeczesał włosy i pomógł w upięciu tych Louriela ozdabiając je dwoma cienkimi warkoczykami. Później nie mógł się powstrzymać żeby go nie przytulić, nie złapać i nie wykonać kilku tanecznych kroków nucąc sobie pod nosem sobie znaną melodię. Na koniec ucałował jego dłoń mrucząc, że jest jego szczęściem po czym ruszyli wszyscy na dół gdzie Ezra przygotował już większość potrzebnych składników. Siadając przy stole pozwolił nalać sobie herbaty po czym spojrzał na swojego przyjaciela szukając na jego twarzy oznak kaca. Zamiast tego pokręcił z niedowierzaniem głową dla fascynacji którą brunet pałał na widok gotującego Oriona.
- Od kiedy Ty jesteś zainteresowany jego sercem? Wiesz, Ezry bym zrozumiał ale na co Ci taki kluskowaty, upity gad pełen miłości i z ego większym od tych kształtnych pośladków? – Zapytał na co Orion musiał przyznać mu rację. On za to oberwał ofoszoną minką gada którego wycałował po całej twarzy.
- Ale ja kocham ten tyłeczek. – Zauważył rozbawiony na co Ezra również się oburzył, z pretensjami do Oriona, że „właśnie, od kiedy?!”.
Pierwsza porcja tostów wylądowała przed dwójką małych ekonomicznych alkoholików na co Ezra niepewnie spojrzał na Lusia. Ten zaczął pakować do Tosta te zimne dodatki, wszystkie jak leciało na co on przeniósł spojrzenie jeszcze na Oriona, szukał ratunku w Finneganie który tylko wzruszył ramionami i ponownie spojrzał na Lusia. Gad poradził mu żeby spróbował pół same pół ze wszystkim i zdecydował na co on od razu tak właśnie zrobił! Dodatkowo zgarnął dwa plasterki jajka które zjadł same w sobie.
Finni w tym czasie grzecznie czekał na porcję dla siebie wiedząc doskonale, że nawet jakby dostał pierwszy i tak oddałby Lourielowi-głodomorowi. Sam nie był jakoś piekielnie głodny i chociaż zapach smażonego sera był obłędny, grzecznie czekał będąc w tym wszystkim niezmiernie wdzięcznym Orionowi. Wszystko z Ezrą przygotowali więc nie pospieszał ani nie marudził. Popijał za to przyjemnie aromatyczną herbatę, a na samego radosnego gada zwrócił uwagę gdy ten zaczął mówić do niego taki zatroskany. Rozczulił go na co został pogłaskany po policzku, a niesforny kosmyczek został zaczesany za jego ucho.
- Wiem, że mnie kochasz bardziej. Mam nadzieję, że dzisiaj pójdziemy… tam, wiesz. – Uśmiechnął się tajemniczo, a widząc pewność zmieszaną z delikatnym zawstydzeniem w gadzich oczach, pocałował go w dłoń.
- No właśnie. Więc poczekam na moje kanapki, a Ty spokojnie jedz. – Zaśmiał się obejmując go za ramiona i gładząc po jednym z nich. Widocznie Louriel z ulgą przyjął tą informację bo zaraz zaczął zajadać swoją kanapkę. Ezrze też aż się uszy trzęsły przez co on z coraz większym napięciem czekał na swoją porcję. Gdy ta znalazła się przed nim podziękował i szykując ze wszystkimi dodatkami wgryzł się w chrupiący chleb zaraz robiąc oczy jak pięć złoty.
- Też bym postawił tosty wyżej w hierarchii niż siebie! – Oświadczył na co przy stole towarzystwo parsknęło śmiechem.
Na jednej porcji zarówno jedzenia jak i herbaty się nie skończyło. Siedzieli z dobre dwie godziny plotkując i snując spokojne plany na kolejne dni. W prawdzie wychodzić specjalnie nie mieli gdzie ale zabrali ze sobą kilka ciekawych gier które mogły umilać im popołudnia. Poza tym ich problem runiczny nadal czekał na rozwiązanie, musieli się za to wziąć!
- Czyli zobaczymy ile nam zejdzie na mieście ale wstępnie jesteśmy umówieni na dziś? – Dopytał pomagając zmywać naczynia po czym życząc im udanego dnia razem z Lourielem ruszyli w otulający ich śnieżny puch który nieprzerwanie ciągle padał. Podstawiając swój łokieć pogładził go po dłoni i pozwalając wybrać trasę chował się w warstwach wielkiego płaszcza. – Albo te tosty działają cuda albo dzisiaj nie jest aż tak przeszywająco zimno. – Zaśmiał się sprawdzając przy okazji czy czasem Lusiu się nie stresuje albo nie denerwuje faktem wydania na niego pieniędzy i tą wstępną decyzją o zaręczynach. Mógł się z wszystkiego wycofać. Mogli się tylko przejść i wrócić w pościel. Nic nie był mu winny, nie chciał go wykorzystywać ani w jakiś sposób wiązać. On go po prostu kochał i był chwilowo mocno uzależniony finansowo.
- Kocham Cię! – Oświadczył pewnie po czym kładąc mu dłonie na piersi słuchał. – Nie pamiętam absolutnie nic po pierwszym kieliszku. A nie! Po tym wywodzie o brzydkich rzeczach Finniego. Później, czarna dziura. – Przyznał przyciągając go jeszcze bardziej do siebie po to by dostać kolejnego już całusa dzisiaj. I jeszcze jednego. A później wydął usta w dzióbek żeby dostać jeszcze dwa. – Śniadanie? Spędzanie czasu? O-Och… – Nagle zalały go wspomnienia z tych ich romantycznych wyznań, zapewnień, tych wszystkich żali jakie wylał z siebie Louriel. Nagle zrobiło się mu bardzo głupio, a podnosząc oczy na Oriona zamyślił się na dłuższą chwilę. – Chcesz być z nim sam? Ja mogę zostać w łóżku. – Zapewnił przeciągając się chociaż był to raczej teatralny gest przed tym ze strony białaska który wyrwał z jego gardła głośne sapnięcie. Żadnego zostawania w łóżku, żadnej możliwości zaprzestania w kuszeniu się i tym bardziej żadnego ale we wspólnym śniadaniu. Wszyscy tam będą i tak samo jak wczoraj wieczorem tak dzisiaj rano mieli spokojnie zacieśniać te pokręcone więzy przyjaźni. Westchnął na to cicho, a po tym jak został namiętnie pocałowany, wepchnął mu do ust język całując się z nim aż brakło im tchu.
- Dobrze, wieczorem pozwolę Ci zwalić mnie z nóg. – Zapewnił gładząc go po plecach, drapiąc po łopatkach, kusząc żeby jeszcze raz go pocałował, żeby zostali w pościeli przez pięć minut dłużej. Bezczelny! Zamiast się mu oddać wstał. Jedyną przyjemność jaką w zamian otrzymał to te piękne mięśnie pozbawione okrycia. Westchnął cicho pod nosem. Był taki przystojny, taki jego!
- Tymczasem wiesz, serio postaram się zmienić naszą relację na lepszą. – Stwierdził z ogromnym zaangażowaniem podnosząc się do siadu. Po tym przeciągnął się i korzystając z nagiego Oriona, przytulił się do jego pleców całując go po łopatkach. Przygryzł go nawet zaczepnie po czym sam ruszył przemyć zmęczoną twarz, zaczesać włosy w schludny kucyk i ubrać te przyjemnie ciepłe, nowe rzeczy. Nie ubierał się w pełni, we wszystkie płaszcze ale musiał przyznać, że te spodnie i koszulka były jak druga skóra!
Łapiąc go za rękę – po tym jak pościelili łóżko i ogarnęli ogólny bałagan – zeszli do kuchni gdzie pomógł przygotowywać wybrane przez Oriona produkty. Nie rozumiał co mieli z tego stworzyć i to na ciepło ale nie dyskutował. Wstawił wodę i na jajka i na herbatę po czym jego oczy spoczęły na roześmianej twarzy męża.
- Tosty? Jakie tosty? – Dopytał, a widząc tajemniczy uśmiech poczuł jak kiszki marsza mu grają, a ślina zbiera się w ustach. Był piekielnie głodny, a widząc jak pewnie czuje się Orion w kuchni miał wrażenie, że znalazł nowy fetysz. Zanim białasek zniknął dopytał jeszcze co może przygotować żeby szło szybciej na co został poproszony o pokrojenie zarówno wędliny jak i sera na stosunkowo cienkie plastry. Od razu wziął się do pracy! Chociaż nie mógł sobie pożałować odprowadzenia tego seksownego tyłka wzrokiem do drzwi…
Finni obserwował z lubością to pożądanie pojawiające się w gadzich oczach. Miejsce na które nakierował wszystkie pieszczoty delikatnie drgało domagając się więcej. On leżąc z nogami poza łóżkiem czekał tylko na to ciche przyzwolenie żeby go całego rozebrać i sprawić przyjemność! A wtedy niespodziewanie z impetem otwarły się drzwi, a on wyglądając nad swoim ramieniem przez krótką chwilę obawiał się, że to ta niedorobiona i niedoszła narzeczona Lusia. Szczęśliwie… to tylko Orion który miał widok na jego tyłek w obcisłej bieliźnie i coś innego Lusiowatego, w równie obcisłym opakowaniu.
- Polecam pukać jak masz zamiar tak do nas wchodzić, chociaż się zakryjemy. – Uśmiechnął się szeroko zasłaniając problematyczne miejsce księcia. – Wiesz, ja się stąd nigdzie nie ruszam, a ostrzegam czasem mam ciekawe fantazje z rana. – Stwierdził z niewinnym uśmiechem i błyskiem drapieżności w oczach. Przy tym podciągnął się nieco wyżej chcąc przytulić swojego małego gada. Nie udało się mu jednak, a on z pustymi ramionami padł w te wszystkie poduszki jakie ich otaczały. Westchnął ciężko podnosząc się po chwili na łokciach, a jego wzrok chociaż chwilowo wodził za Lusiem, zaraz padł na Oriona.
- Czym są tosty? – Zapytał, a słysząc o ciepłych kanapkach wygiął usta w smutną podkówkę. – Jestem niżej niż kanapka z szynką i serem? Właśnie moje serduszko umarło. – Dramatycznie zaciskając obie dłonie na piersi, w miejscu serca, padł na plecy jęcząc, że umiera z braku Lusiowej miłości. Zaraz oberwał jednak swoimi spodniami na co zaśmiał się głośno.
- No już wstaję już wstaję. – Stwierdził wciągając swoje rzeczy z Kraju Ognia na siebie. Przebył twarz, przeczesał włosy i pomógł w upięciu tych Louriela ozdabiając je dwoma cienkimi warkoczykami. Później nie mógł się powstrzymać żeby go nie przytulić, nie złapać i nie wykonać kilku tanecznych kroków nucąc sobie pod nosem sobie znaną melodię. Na koniec ucałował jego dłoń mrucząc, że jest jego szczęściem po czym ruszyli wszyscy na dół gdzie Ezra przygotował już większość potrzebnych składników. Siadając przy stole pozwolił nalać sobie herbaty po czym spojrzał na swojego przyjaciela szukając na jego twarzy oznak kaca. Zamiast tego pokręcił z niedowierzaniem głową dla fascynacji którą brunet pałał na widok gotującego Oriona.
- Od kiedy Ty jesteś zainteresowany jego sercem? Wiesz, Ezry bym zrozumiał ale na co Ci taki kluskowaty, upity gad pełen miłości i z ego większym od tych kształtnych pośladków? – Zapytał na co Orion musiał przyznać mu rację. On za to oberwał ofoszoną minką gada którego wycałował po całej twarzy.
- Ale ja kocham ten tyłeczek. – Zauważył rozbawiony na co Ezra również się oburzył, z pretensjami do Oriona, że „właśnie, od kiedy?!”.
Pierwsza porcja tostów wylądowała przed dwójką małych ekonomicznych alkoholików na co Ezra niepewnie spojrzał na Lusia. Ten zaczął pakować do Tosta te zimne dodatki, wszystkie jak leciało na co on przeniósł spojrzenie jeszcze na Oriona, szukał ratunku w Finneganie który tylko wzruszył ramionami i ponownie spojrzał na Lusia. Gad poradził mu żeby spróbował pół same pół ze wszystkim i zdecydował na co on od razu tak właśnie zrobił! Dodatkowo zgarnął dwa plasterki jajka które zjadł same w sobie.
Finni w tym czasie grzecznie czekał na porcję dla siebie wiedząc doskonale, że nawet jakby dostał pierwszy i tak oddałby Lourielowi-głodomorowi. Sam nie był jakoś piekielnie głodny i chociaż zapach smażonego sera był obłędny, grzecznie czekał będąc w tym wszystkim niezmiernie wdzięcznym Orionowi. Wszystko z Ezrą przygotowali więc nie pospieszał ani nie marudził. Popijał za to przyjemnie aromatyczną herbatę, a na samego radosnego gada zwrócił uwagę gdy ten zaczął mówić do niego taki zatroskany. Rozczulił go na co został pogłaskany po policzku, a niesforny kosmyczek został zaczesany za jego ucho.
- Wiem, że mnie kochasz bardziej. Mam nadzieję, że dzisiaj pójdziemy… tam, wiesz. – Uśmiechnął się tajemniczo, a widząc pewność zmieszaną z delikatnym zawstydzeniem w gadzich oczach, pocałował go w dłoń.
- No właśnie. Więc poczekam na moje kanapki, a Ty spokojnie jedz. – Zaśmiał się obejmując go za ramiona i gładząc po jednym z nich. Widocznie Louriel z ulgą przyjął tą informację bo zaraz zaczął zajadać swoją kanapkę. Ezrze też aż się uszy trzęsły przez co on z coraz większym napięciem czekał na swoją porcję. Gdy ta znalazła się przed nim podziękował i szykując ze wszystkimi dodatkami wgryzł się w chrupiący chleb zaraz robiąc oczy jak pięć złoty.
- Też bym postawił tosty wyżej w hierarchii niż siebie! – Oświadczył na co przy stole towarzystwo parsknęło śmiechem.
Na jednej porcji zarówno jedzenia jak i herbaty się nie skończyło. Siedzieli z dobre dwie godziny plotkując i snując spokojne plany na kolejne dni. W prawdzie wychodzić specjalnie nie mieli gdzie ale zabrali ze sobą kilka ciekawych gier które mogły umilać im popołudnia. Poza tym ich problem runiczny nadal czekał na rozwiązanie, musieli się za to wziąć!
- Czyli zobaczymy ile nam zejdzie na mieście ale wstępnie jesteśmy umówieni na dziś? – Dopytał pomagając zmywać naczynia po czym życząc im udanego dnia razem z Lourielem ruszyli w otulający ich śnieżny puch który nieprzerwanie ciągle padał. Podstawiając swój łokieć pogładził go po dłoni i pozwalając wybrać trasę chował się w warstwach wielkiego płaszcza. – Albo te tosty działają cuda albo dzisiaj nie jest aż tak przeszywająco zimno. – Zaśmiał się sprawdzając przy okazji czy czasem Lusiu się nie stresuje albo nie denerwuje faktem wydania na niego pieniędzy i tą wstępną decyzją o zaręczynach. Mógł się z wszystkiego wycofać. Mogli się tylko przejść i wrócić w pościel. Nic nie był mu winny, nie chciał go wykorzystywać ani w jakiś sposób wiązać. On go po prostu kochał i był chwilowo mocno uzależniony finansowo.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Po cudownym śniadaniu pełnym śmiechu, dobrego jedzonka i chwili napięcia, kiedy poprosił jednego z pilnujących go strażników by zaniósł do cesarza list z prośbą o wyjście na zakupy, których to nie Louriel, a Finni koniecznie potrzebował, otrzymawszy zgodę na całodniową przepustkę, ruszyli w coraz mocniej padający śnieg. Przemierzając zasypane ulice, Louriel zdał sobie sprawę z tego, że to naprawdę był ostatni dzwonek dla maga ognia. Jeszcze z dwa/trzy dni i wyjście z domu, tym bardziej w jego w ogóle nie chroniących przed chłodem ubraniach byłoby praktycznie niemożliwe. A z tego co rozumiał i widział po Finnim, siedzenie całymi dniami w domu zaczynało mu dotkliwie doskwierać. Pozostawała też, jak książę się domyślał, kwestia jego bezrobocia. Blondyn nie był przyzwyczajony do bezczynności, na którą w dużej mierze był skazany dopóki nie załatwi sobie porządnych ubrań. Louriel nie chciał go zatrzymywać w domu… znaczy, chciał, bo uwielbiał siedzieć z nim całymi dniami i pozwalać by szorstkie palce mężczyzny głaskały go po plecach, albo przeczesywały włosy, ale kiedy go widział, jak jego myśli uciekały, a ciało szukało dla siebie czegokolwiek do roboty, nie potrafił zostawić go w takim stanie. Nawet on, choć ilość zajęć i spraw jakie musiał ogarnąć po miesiącu nieobecności była przytłaczająca i wymagała wielu godzin książęcej uwagi, cieszył się na spacer po mieście.
Przemierzając zaśnieżone ulice musieli uważać, by nie poślizgnąć się na oblodzonych chodnikach, choć straż pałacowa robiła wszystko co było w ich mocy, by ograniczyć upadki przechodniów. Louriel w pierwszej chwili pomyślał, że dla Finnegana mógł się poświęcić i pójść z nim do pałacu po szyte na miarę ubrania, ale wystarczyła mu chwila, by odrzucił ten pomysł. Podejrzewał, że sam fakt, że mężczyzna musiał pożyczyć od niego pieniądze sprawiał mu mentalny dyskomfort, a takie pałacowe ubrania… były bardzo drogie. No i sam fakt że po zwykłe ciuchy pójdą do pałacu nie mógł być dla mężczyzny pokroju Finnegana przyjemny. Dlatego Louriel skręcił zaraz w boczną uliczkę, kierując się do sklepu Paula, którego nawet książę szanował za jego pracę no i uwielbiał za ekstrawaganckie wzory. Poza tym, mężczyzna naprawdę znał się na rzeczy i nie sprzedawał czegoś co miało udawać ciepłe, choć wcale takie nie było.
Co księcia zdziwiło, kiedy tylko przekroczył próg cieplutkiego sklepu mężczyzny, to futro wiszące za ladą jak trofeum wojenne. Nie było to byle jakie futro. Tylko futro Ezry, w którym chłopak przyjechał i chodził zanim Orion zabrał go na zakupy. Louriel zagryzł wargi, szturchając Finnegana i wskazując mu podbródkiem ciuch. To było… cudowne.
- Dzień dobry, witam mistrza! – zza zaplecza wychylił się wysoki, ciemnowłosy i bardzo przystojny mężczyzna, uśmiechając się na widok księcia, zaraz przenosząc spojrzenie na jego towarzysza.
- Oh, no proszę, drugi przybysz z dalekiego kraju. Bardzo się cieszę iż tak bardzo upodobaliście sobie mój sklep – zagadał, wychodząc do głównego pomieszczenia sklepu, zachęcając Finniego, by zdjął z siebie futra i płaszcze. A kiedy mężczyzna został w samych spodniach i koszulce, zagwizdał z uznaniem, obchodząc go i rozciągając miarkę w powietrzu, oceniając wymiary blondyna.
- Dawno nie trafił mi się tak cudowny klient – westchnął z rozmarzeniem, jakby właśnie znalazł sobie nową muzę. – Oh, ta sylwetka, te cudowne ramionka, nie możemy, po prostu nie możemy ich zakryć. Hakama również odpada, takich nóżek nie można chować. Hmm… tak, tak, już to widzę, już wiem co można wyrzucić co można założyć – mamrotał do siebie, kręcąc się po sklepie, by zaraz wrócić z naręczem materiałów i szat, by dobrać odpowiedni kolor do karnacji blondyna. – Fiolet! – oznajmił ostatecznie, jeszcze raz kręcąc się po pomieszczeniu, by zaraz wrócić i zaprosić Finnegana do przymierzalni.
- Zapraszam pana, muszę pana zmierzyć, żeby przygotować coś bardziej odpowiedniego, jednak na ten moment to będzie w porządku, proszę założyć – powiedział do blondyna, gestem zachęcając by przeszedł do drugiego pomieszczenia.
- Idź, ja się rozejrzę – parsknął Louriel, patrząc jak dwójka mężczyzn zniknęła w bocznym pomieszczeniu.
Sam książę zaczął przeglądać dostępne ubrania, szukając dla siebie czegoś nowego, ale co i rusz przyłapywał się na myśli, że większość rzeczy, na którą zwrócił uwagę, pasowałaby raczej do blondyna. Poza tym, martwił się o niego, że pomimo cieplejszych ubrań, nadal będzie marznął. Dlatego kiedy w oczy rzuciły mu się szaliki, czapki i nauszniki, przysunął się w ich kierunku, by znaleźć coś odpowiedniego. Wybrał dla Finniego cieplutki szaliczek w żywym, czerwonym kolorze i pasujące do niego rękawice. Przez chwilę zastanawiał się nad czapką… ale wtedy Finni wyszedł z przymierzalni, a książę musiał zebrać szczękę z podłogi.
- Wow – wykrztusił z siebie tylko, czując że zabrakło mu tchu. Finni… był taki przystojny. Ciemne, przylegające do ciała spodnie opinały mu nogi, tak samo jak czarna koszulka pod spodem, widoczna spod narzuconej na wierzch fioletowej narzutki wiązanej w pasie, uwydatniającej boską sylwetkę blondyna. Strój był praktyczny, wygodny i… niesamowicie pociągający. Patrząc na niego, Louriel nie potrafił się zdecydować, by zakryć jasne włosy mężczyzny, złapał więc czerwone nauszniki i podszedł bliżej by z szerokim, zachwyconym uśmiechem otulić szyję blondyna szalikiem i czule okryć wrażliwe uszy mięciutkim futerkiem.
- Wyglądasz… - zaczął, ale nie potrafił odnaleźć słów. Finni był po prostu zbyt przystojny. Książę przygryzł wargę, posyłając mężczyźnie rozpalone spojrzenie. Wspiął się na palce, udając że chciał poprawić mu szalik, tylko po to, by jego usta znalazły się tuż przy jego uchu. – Wyglądasz tak obłędnie, że mam ochotę dzisiejszej nocy zostać w ubraniach – wyszeptał dwuznacznie, zaczepnie przesuwając palcem po szczęce blondyna kiedy się odsuwał, posyłając mu niewinny uśmieszek połączony z uwodzicielskim spojrzeniem.
Przemierzając zaśnieżone ulice musieli uważać, by nie poślizgnąć się na oblodzonych chodnikach, choć straż pałacowa robiła wszystko co było w ich mocy, by ograniczyć upadki przechodniów. Louriel w pierwszej chwili pomyślał, że dla Finnegana mógł się poświęcić i pójść z nim do pałacu po szyte na miarę ubrania, ale wystarczyła mu chwila, by odrzucił ten pomysł. Podejrzewał, że sam fakt, że mężczyzna musiał pożyczyć od niego pieniądze sprawiał mu mentalny dyskomfort, a takie pałacowe ubrania… były bardzo drogie. No i sam fakt że po zwykłe ciuchy pójdą do pałacu nie mógł być dla mężczyzny pokroju Finnegana przyjemny. Dlatego Louriel skręcił zaraz w boczną uliczkę, kierując się do sklepu Paula, którego nawet książę szanował za jego pracę no i uwielbiał za ekstrawaganckie wzory. Poza tym, mężczyzna naprawdę znał się na rzeczy i nie sprzedawał czegoś co miało udawać ciepłe, choć wcale takie nie było.
Co księcia zdziwiło, kiedy tylko przekroczył próg cieplutkiego sklepu mężczyzny, to futro wiszące za ladą jak trofeum wojenne. Nie było to byle jakie futro. Tylko futro Ezry, w którym chłopak przyjechał i chodził zanim Orion zabrał go na zakupy. Louriel zagryzł wargi, szturchając Finnegana i wskazując mu podbródkiem ciuch. To było… cudowne.
- Dzień dobry, witam mistrza! – zza zaplecza wychylił się wysoki, ciemnowłosy i bardzo przystojny mężczyzna, uśmiechając się na widok księcia, zaraz przenosząc spojrzenie na jego towarzysza.
- Oh, no proszę, drugi przybysz z dalekiego kraju. Bardzo się cieszę iż tak bardzo upodobaliście sobie mój sklep – zagadał, wychodząc do głównego pomieszczenia sklepu, zachęcając Finniego, by zdjął z siebie futra i płaszcze. A kiedy mężczyzna został w samych spodniach i koszulce, zagwizdał z uznaniem, obchodząc go i rozciągając miarkę w powietrzu, oceniając wymiary blondyna.
- Dawno nie trafił mi się tak cudowny klient – westchnął z rozmarzeniem, jakby właśnie znalazł sobie nową muzę. – Oh, ta sylwetka, te cudowne ramionka, nie możemy, po prostu nie możemy ich zakryć. Hakama również odpada, takich nóżek nie można chować. Hmm… tak, tak, już to widzę, już wiem co można wyrzucić co można założyć – mamrotał do siebie, kręcąc się po sklepie, by zaraz wrócić z naręczem materiałów i szat, by dobrać odpowiedni kolor do karnacji blondyna. – Fiolet! – oznajmił ostatecznie, jeszcze raz kręcąc się po pomieszczeniu, by zaraz wrócić i zaprosić Finnegana do przymierzalni.
- Zapraszam pana, muszę pana zmierzyć, żeby przygotować coś bardziej odpowiedniego, jednak na ten moment to będzie w porządku, proszę założyć – powiedział do blondyna, gestem zachęcając by przeszedł do drugiego pomieszczenia.
- Idź, ja się rozejrzę – parsknął Louriel, patrząc jak dwójka mężczyzn zniknęła w bocznym pomieszczeniu.
Sam książę zaczął przeglądać dostępne ubrania, szukając dla siebie czegoś nowego, ale co i rusz przyłapywał się na myśli, że większość rzeczy, na którą zwrócił uwagę, pasowałaby raczej do blondyna. Poza tym, martwił się o niego, że pomimo cieplejszych ubrań, nadal będzie marznął. Dlatego kiedy w oczy rzuciły mu się szaliki, czapki i nauszniki, przysunął się w ich kierunku, by znaleźć coś odpowiedniego. Wybrał dla Finniego cieplutki szaliczek w żywym, czerwonym kolorze i pasujące do niego rękawice. Przez chwilę zastanawiał się nad czapką… ale wtedy Finni wyszedł z przymierzalni, a książę musiał zebrać szczękę z podłogi.
- Wow – wykrztusił z siebie tylko, czując że zabrakło mu tchu. Finni… był taki przystojny. Ciemne, przylegające do ciała spodnie opinały mu nogi, tak samo jak czarna koszulka pod spodem, widoczna spod narzuconej na wierzch fioletowej narzutki wiązanej w pasie, uwydatniającej boską sylwetkę blondyna. Strój był praktyczny, wygodny i… niesamowicie pociągający. Patrząc na niego, Louriel nie potrafił się zdecydować, by zakryć jasne włosy mężczyzny, złapał więc czerwone nauszniki i podszedł bliżej by z szerokim, zachwyconym uśmiechem otulić szyję blondyna szalikiem i czule okryć wrażliwe uszy mięciutkim futerkiem.
- Wyglądasz… - zaczął, ale nie potrafił odnaleźć słów. Finni był po prostu zbyt przystojny. Książę przygryzł wargę, posyłając mężczyźnie rozpalone spojrzenie. Wspiął się na palce, udając że chciał poprawić mu szalik, tylko po to, by jego usta znalazły się tuż przy jego uchu. – Wyglądasz tak obłędnie, że mam ochotę dzisiejszej nocy zostać w ubraniach – wyszeptał dwuznacznie, zaczepnie przesuwając palcem po szczęce blondyna kiedy się odsuwał, posyłając mu niewinny uśmieszek połączony z uwodzicielskim spojrzeniem.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lekkie płatki śniegu osiadające mu na nosie sprawiały, że kręcił nim jakby chciało się mu kichać. Jednocześnie nie rozumiał dlaczego to miejsce przyciąga uparte śnieżynki i starał się – mało skutecznie – schować w połach otulającego go materiału. Z drugiej strony jednak, wyjście na spacer w uroczym towarzystwie jego przepięknego księcia było miłą odmianą którą się rozkoszował z każdym krokiem. Trzeba przyznać, że siedzenie w jednym miejscu, lenistwo, miało swoje plusy ale z czasem odnajdywał w nim większość minusów. Nie umiał tak nic nie robić! Tutaj dokręcił skrzypiące drzwi szafki, tam poprawił prowadnice szuflad. Wykorzystywał swoją podstawową wiedzę, fakt że Gwardia o wiele rzeczy w pałacu dbała jednocześnie uspokajając swoje sumienie. Nie robił oczywiście nic złego, aklimatyzował się, a jednak czuł dyskomfort po tym jak przede wszystkim pielęgnował swoją relację z Lourielem. Mógłby przecież odrobinę swojego czasu na coś innego przeznaczać. Wtedy by mogli też się odrobinę za sobą stęsknić. A sam gad przecież miał swoje na głowie! Wtedy mógłby nabrać na niego większej ochoty.
Zważywszy na ich nieustające plany sformalizowania ich związku chciał zaproponować taki układ. Porankami będą szli do swoich własnych zajęć, on wróci do aktywności zawodowej, Lusiu do prowadzenia Akademii, a popołudnia będą namiętnie spędzać w swoich objęciach bądź! Ze swoimi drogimi przyjaciółmi. Tak, to był plan idealny który układał sobie w głowie wodząc po ośnieżonej okolicy, a który chciał mu przedstawić jak tylko zostaną sami, w cieple.
Wejście do sklepu należało do tych doświadczeń za które poważnie zaczynał kochać swoje nowe życie. Przyjemny zapach nowości, trzaskający ogień w kominku, ciepłe kolory i tysiące ubrań których nie śmiał nawet dotknąć. Wyglądały od eleganckiej skromności do przepychu, a jednak takiego z odpowiednią dozą smaku. Jednocześnie, miał wrażenie że są takie cienkie co przecież wiedział, że jest całkowitą nieprawda. Skoro Ezra w nich nie marzł, on też nie powinien.
Szturchnięty natychmiast przeniósł świecące od ilości towaru oczy na Louriela, później na miejsce które zostało mu wskazane. Rzeczywiście futro wisiało niczym trofeum krawca, a on ledwo zdusił parsknięcie.
- Patrz jakie znaczące, a jakie praktyczne. – Zauważył z łobuzerskim uśmiechem sugerując, że lepiej futro niż Ezra. Chwilę po tym jak się wewnętrznie pośmiali pełnia jego uwagi zwróciła się na przystojnego bruneta. Uśmiechnął się, przywitał po czym zaczął rozpinać ze względu na ogólnie panujące ciepło w pomieszczeniu. Szybko okazało się, że i on straci swoje futro, a nie mając zamiaru robić bałaganu, na polecenie mężczyzny oddał mu je.
- No i komplet. – Zaśmiał się nie bardzo wiedząc co ma robić w momencie gdy Paul zaczął tak dookoła niego skakać. Mierzył, mruczał coś pod nosem o tym, że jego postura jest niesamowita. Sprawił, że na ustach Finnegana pojawił się rozbawiony uśmiech. To nie tak, że nie lubił być chwalony, po prostu najważniejsze i najbardziej dla niego znaczące pochwały bądź nagany mogły wychodzić tylko z jednych ust. Te były obecnie wygięte w słodki uśmiech który przyspieszał rytm jego serca.
- Dziękuję. Chyba? – Pogoniony do przebieralni rzucił Lusiowi pytające kontrolne spojrzenie, a otrzymując od niego pewny uśmiech wziął spokojny wdech i dał się zapędzić do miejsca gdzie rozebrano go do rosołu. Co śmieszne, ubranie tych wszystkich warstw których było tyle, że zaczął szczerze wierzyć w ochronną moc ubrań, nie było wcale skomplikowane! Ba! Paul powiedział, że niektóre części może wymieniać tworząc całkiem nowe komplety co dawało nadzieję na zakup mniejszej ilości ciuchów, a jednak możliwość noszenia się tak jakby miał ogromną szafę. Gdy dostanie wypłatę najpewniej pójdzie jeszcze coś kupić, nie mógł polegać tylko na jednym komplecie, na razie jednak powinno wystarczyć.
Musiał przyznać, że w fiolecie nigdy nie chodził i powinien żałować!
- Pasuje idealnie. – Oświadczył przejeżdżając dłońmi po brzuchu, wygładzając materiał, niezwykle przyjemny w dotyku. Gdy podszedł do niego Lusiu pochylił się lekko żeby łatwiej było gadowi otulić go szalikiem. Miękkim i w którym łatwo będzie chować nos!
- Dziękuję, idealny. – Wymruczał rozczulony, a gdy Lusiu się zbliżył odwrócił mimochodem głowę w stronę jego włosów ciesząc się ich zapachem. Słysząc natomiast to co zostało mu wyszeptane uśmiechnął się szeroko, poprawiając rękawy nowego stroju.
- Jestem skłonny spróbować. – Zapewnił z pomrukiem po czym poprawił dodatki pomagające trzymać mu ciepło. Wtedy też Paul zaczął mówić o uszyciu czegoś na miarę, a on… nie dostał możliwości zaprzeczyć! Louriel zaczął prowadzić szybki dialog o rodzaju materiału, wyszyciach, kolorach i dodatkach po czym zapłacił i wyszli. Za szybko!
- Dlaczego drugie? Jeszcze nie mam za co. – Oznajmił otrzymując spojrzenie spod przymrużonych oczu. – Nie patrz tak! Mówiłem o jednym komplecie, a on chce mi już szafę wymieniać. – Żachnął się na co Louriel wziął go ponownie pod łokieć i się przytulił. Przyjemnie gdy nagle zyskał na pełnej swobodzie ruchów. Uśmiechnął się ciepło całując go w czubek głowy. Niesprawiedliwe, jeden odpowiedni uśmiech, a on mógł dla niego zrobić wszystko.
- Dobrze… rozumiem. Drugi komplet się przyda. – Westchnął chociaż mało zadowolony. Aczkolwiek już mu świtał pomysł naprawy wszystkich niesprawnych rzeczy w Akademii! Uspokoi swoje sumienie!
- To, gdzie teraz? – Dopytał z nadzieją. Ogromną nadzieją na to, że skierują swoje kroki do świątyni i będą mogli złożyć sobie przysięgę wierności. Jedno spojrzenie gadzich oczu go w tym upewniło.
Louriel był jego, tylko jego i cały jego. Kochał go, kochali się i zostaną ze sobą tak długo jak będą o siebie dbali. A on miał plan być z nim już do końca swoich dni. I z tą myślą patrzył na piękny, tak różny budynek malujący się w oddali.
Zważywszy na ich nieustające plany sformalizowania ich związku chciał zaproponować taki układ. Porankami będą szli do swoich własnych zajęć, on wróci do aktywności zawodowej, Lusiu do prowadzenia Akademii, a popołudnia będą namiętnie spędzać w swoich objęciach bądź! Ze swoimi drogimi przyjaciółmi. Tak, to był plan idealny który układał sobie w głowie wodząc po ośnieżonej okolicy, a który chciał mu przedstawić jak tylko zostaną sami, w cieple.
Wejście do sklepu należało do tych doświadczeń za które poważnie zaczynał kochać swoje nowe życie. Przyjemny zapach nowości, trzaskający ogień w kominku, ciepłe kolory i tysiące ubrań których nie śmiał nawet dotknąć. Wyglądały od eleganckiej skromności do przepychu, a jednak takiego z odpowiednią dozą smaku. Jednocześnie, miał wrażenie że są takie cienkie co przecież wiedział, że jest całkowitą nieprawda. Skoro Ezra w nich nie marzł, on też nie powinien.
Szturchnięty natychmiast przeniósł świecące od ilości towaru oczy na Louriela, później na miejsce które zostało mu wskazane. Rzeczywiście futro wisiało niczym trofeum krawca, a on ledwo zdusił parsknięcie.
- Patrz jakie znaczące, a jakie praktyczne. – Zauważył z łobuzerskim uśmiechem sugerując, że lepiej futro niż Ezra. Chwilę po tym jak się wewnętrznie pośmiali pełnia jego uwagi zwróciła się na przystojnego bruneta. Uśmiechnął się, przywitał po czym zaczął rozpinać ze względu na ogólnie panujące ciepło w pomieszczeniu. Szybko okazało się, że i on straci swoje futro, a nie mając zamiaru robić bałaganu, na polecenie mężczyzny oddał mu je.
- No i komplet. – Zaśmiał się nie bardzo wiedząc co ma robić w momencie gdy Paul zaczął tak dookoła niego skakać. Mierzył, mruczał coś pod nosem o tym, że jego postura jest niesamowita. Sprawił, że na ustach Finnegana pojawił się rozbawiony uśmiech. To nie tak, że nie lubił być chwalony, po prostu najważniejsze i najbardziej dla niego znaczące pochwały bądź nagany mogły wychodzić tylko z jednych ust. Te były obecnie wygięte w słodki uśmiech który przyspieszał rytm jego serca.
- Dziękuję. Chyba? – Pogoniony do przebieralni rzucił Lusiowi pytające kontrolne spojrzenie, a otrzymując od niego pewny uśmiech wziął spokojny wdech i dał się zapędzić do miejsca gdzie rozebrano go do rosołu. Co śmieszne, ubranie tych wszystkich warstw których było tyle, że zaczął szczerze wierzyć w ochronną moc ubrań, nie było wcale skomplikowane! Ba! Paul powiedział, że niektóre części może wymieniać tworząc całkiem nowe komplety co dawało nadzieję na zakup mniejszej ilości ciuchów, a jednak możliwość noszenia się tak jakby miał ogromną szafę. Gdy dostanie wypłatę najpewniej pójdzie jeszcze coś kupić, nie mógł polegać tylko na jednym komplecie, na razie jednak powinno wystarczyć.
Musiał przyznać, że w fiolecie nigdy nie chodził i powinien żałować!
- Pasuje idealnie. – Oświadczył przejeżdżając dłońmi po brzuchu, wygładzając materiał, niezwykle przyjemny w dotyku. Gdy podszedł do niego Lusiu pochylił się lekko żeby łatwiej było gadowi otulić go szalikiem. Miękkim i w którym łatwo będzie chować nos!
- Dziękuję, idealny. – Wymruczał rozczulony, a gdy Lusiu się zbliżył odwrócił mimochodem głowę w stronę jego włosów ciesząc się ich zapachem. Słysząc natomiast to co zostało mu wyszeptane uśmiechnął się szeroko, poprawiając rękawy nowego stroju.
- Jestem skłonny spróbować. – Zapewnił z pomrukiem po czym poprawił dodatki pomagające trzymać mu ciepło. Wtedy też Paul zaczął mówić o uszyciu czegoś na miarę, a on… nie dostał możliwości zaprzeczyć! Louriel zaczął prowadzić szybki dialog o rodzaju materiału, wyszyciach, kolorach i dodatkach po czym zapłacił i wyszli. Za szybko!
- Dlaczego drugie? Jeszcze nie mam za co. – Oznajmił otrzymując spojrzenie spod przymrużonych oczu. – Nie patrz tak! Mówiłem o jednym komplecie, a on chce mi już szafę wymieniać. – Żachnął się na co Louriel wziął go ponownie pod łokieć i się przytulił. Przyjemnie gdy nagle zyskał na pełnej swobodzie ruchów. Uśmiechnął się ciepło całując go w czubek głowy. Niesprawiedliwe, jeden odpowiedni uśmiech, a on mógł dla niego zrobić wszystko.
- Dobrze… rozumiem. Drugi komplet się przyda. – Westchnął chociaż mało zadowolony. Aczkolwiek już mu świtał pomysł naprawy wszystkich niesprawnych rzeczy w Akademii! Uspokoi swoje sumienie!
- To, gdzie teraz? – Dopytał z nadzieją. Ogromną nadzieją na to, że skierują swoje kroki do świątyni i będą mogli złożyć sobie przysięgę wierności. Jedno spojrzenie gadzich oczu go w tym upewniło.
Louriel był jego, tylko jego i cały jego. Kochał go, kochali się i zostaną ze sobą tak długo jak będą o siebie dbali. A on miał plan być z nim już do końca swoich dni. I z tą myślą patrzył na piękny, tak różny budynek malujący się w oddali.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wychodząc ze sklepu, Louriel był bardziej niż zadowolony. Finni wyglądał przewspaniale, do tego nie musiał już marznąć, a w przyszłości miał dostać jeszcze więcej wygodnych, ładnych ubrań, które były nie tylko piękne ale i ciepłe, praktyczne, dzięki czemu Lusiu nie musiałby się o mężczyznę więcej martwić, za to on mógł w końcu wyjść i robić co chciał, bez groźby choroby na karku. Co prawda Finni trochę marudził na więcej niż jeden komplet, ale książę nie wyobrażał sobie, by zostawić go z tak ubogą szafą dopóki nie zarobi tyle, by kupić sobie samemu więcej ubrań. W końcu to nie mogło się udać. Wiedział co mówi! Na szczęście wystarczyło jedno spojrzenie, by mężczyzna przestał z nim dyskutować i skupił się na ich małej wycieczce.
Louriel miał w planach wejść do jeszcze kilku sklepów, korzystając z okazji by uzupełnić zapasy atramentu i papieru, który mu się kończył, poza tym na targu pewnie ktoś sprzedawał placuszki… Ale najpierw, skoro już Finni mu nie zamarzał, Louriel miał zamiar zaprowadzić go w zupełnie inne miejsce. Na samą myśl o tym, co tam miało mieć miejsce, książę czuł rumieńce na policzkach. Wizja zaręczyn sprawiała, że był tak nieziemsko szczęśliwy i tak samo zawstydzony. Jeszcze żadnej swojej dziewczynie się nie oświadczył, choć Allie miał zamiar. Nie doczekał tego jednak, ale nie zamierzał nad tym rozpaczać, teraz miał obok siebie kogoś, kto nie chciał tylko jego pieniędzy, statusu czy władzy. Chciał jego i to sprawiało, że rumienił się jeszcze mocniej.
Bez słowa, rzucając blondynowi jedynie znaczące spojrzenie na jego pytanie, poprowadził go daleko, daleko w miasto, do jednej z bram, za którą odrobinę w lesie, tam gdzie wiatr nie hulał tak mocno, a śnieg skrzypiał głośno pod stopami stała świątynia smoka wody. Kraj Wody był narodem religijnym, ale szanującym prywatność i wierzenia innych. Wiara nie była na pokaz, tak samo jak uczucia, którymi obdarzali się ludzie. Jeśli ktoś chciał się pomodlić gdzie indziej niż w domu, wybierał świątynię, jeśli chciało się zaręczyć, czy złożyć sobie inną ważną przysięgę, szło się do świątyni, gdzie w samotności można było złożyć hołd smokowi wody i zrobić to, po co się przyszło. Świątynia nie była dużym budynkiem, prawie altanką, zbudowaną na bazie sześciokąta, z kolumienkami podtrzymującymi wygięty dach. Po środku stał niewielki ołtarzyk otoczony tablicami, na których wyryto runy, układając je w powszechnie znaną modlitwę. Z sufitu zwieszały się czerwone sznurki, które dźwięczały delikatnie przy poruszeniach wiatru. Na pierwszy rzut oka stanowiły zwykłą ozdobę, ale kiedy przyjrzało się bliżej, dostrzegało się, że to podwójne bransoletki. Symbol narzeczeństwa.
Wchodząc do środka, Louriel na wejściu zapalił kadzidło, które wypełniło wnętrze świątyni przyjemnym zapachem sosnowych igieł. Zbliżył się do ołtarza i złożył ręce, by przez chwilę ciszy oddać hołd swojej matce. Smok Wody patrzył na nich z sufitu, pełznął po kolumienkach łuskami i stał na podłodze. Był wszędzie w całej świątyni, ukryty nawet w najdrobniejszych przedmiotach.
- Wybierz – poprosił Louriel cichutko, rumieniąc się na policzkach i wskazując zwisające z sufitu bransoletki. – Są… są zrobione ze złota i srebra, a z zewnątrz obleczone czerwonym jedwabiem. W Kraju Wody wierzymy, że ludzie którzy się kochają są połączeni czerwoną nicią przeznaczenia, którą symbolizują te bransoletki. Nie zdejmiesz jej tak długo jak twoja druga połówka nie zrobi tego za ciebie, a jeśli się zerwie, to znaczy, że miłość nie była prawdziwa – mówił dalej, krążąc pomiędzy kolumienkami i przyglądając się wzorom i Finneganowi.
A kiedy Finni w końcu się zdecydował, Louriel podszedł bliżej, czując jak mocno i szybko biło mu serce. Był taki szczęśliwy, podekscytowany i zdenerwowany jednocześnie. Do tego mocno zażenowany i przede wszystkim, zakochany. Dlatego kiedy dostał w swoje ręce bransoletki, chwilę zajęło mu rozplatanie ich, by nie stanowiły jedności, tylko dwie połówki. Jedną wręczył blondynowi, drugą zostawiając dla siebie.
- Wystaw rękę – poprosił ochrypłym z emocji głosem, a kiedy Finni to zrobił, zapiął mu bransoletkę na nadgarstku, uważając by nie zrobić tego ani za luźno, ani za mocno, szepcząc przy tym słowa przysięgi. – Ja Louriel Zuo ślubuję, na łuski mojej matki, w imię smoka wody i płynącego mi w żyłach żywiołu, kochać i szanować Finnegana Crowla dopóki będę w stanie. Przysięgam być wierny, wytrwały, pomocny i tak kochany jak tylko dam radę i nie sprawiać mu kłopotów, których by nie chciał. Obiecuję być godny jego uwagi i swojej własnej poświęcać mu tyle ile będzie potrzeba. Nie będę go zaniedbywał, obrażał, ani oczerniał w oczach innych. W dowód mojej miłości splatam ze sobą więzy naszego przeznaczenia, żywiąc nadzieję, że nigdy nie zostaną rozplątane – zakończył uroczyście i choć policzki miał bordowe, jego głos był czysty i pewny swych słów, oczy błyszczały mu od emocji, a kiedy skończył usta rozciągnęły się w nieśmiałym, ale pełnym radości uśmiechu.
Louriel miał w planach wejść do jeszcze kilku sklepów, korzystając z okazji by uzupełnić zapasy atramentu i papieru, który mu się kończył, poza tym na targu pewnie ktoś sprzedawał placuszki… Ale najpierw, skoro już Finni mu nie zamarzał, Louriel miał zamiar zaprowadzić go w zupełnie inne miejsce. Na samą myśl o tym, co tam miało mieć miejsce, książę czuł rumieńce na policzkach. Wizja zaręczyn sprawiała, że był tak nieziemsko szczęśliwy i tak samo zawstydzony. Jeszcze żadnej swojej dziewczynie się nie oświadczył, choć Allie miał zamiar. Nie doczekał tego jednak, ale nie zamierzał nad tym rozpaczać, teraz miał obok siebie kogoś, kto nie chciał tylko jego pieniędzy, statusu czy władzy. Chciał jego i to sprawiało, że rumienił się jeszcze mocniej.
Bez słowa, rzucając blondynowi jedynie znaczące spojrzenie na jego pytanie, poprowadził go daleko, daleko w miasto, do jednej z bram, za którą odrobinę w lesie, tam gdzie wiatr nie hulał tak mocno, a śnieg skrzypiał głośno pod stopami stała świątynia smoka wody. Kraj Wody był narodem religijnym, ale szanującym prywatność i wierzenia innych. Wiara nie była na pokaz, tak samo jak uczucia, którymi obdarzali się ludzie. Jeśli ktoś chciał się pomodlić gdzie indziej niż w domu, wybierał świątynię, jeśli chciało się zaręczyć, czy złożyć sobie inną ważną przysięgę, szło się do świątyni, gdzie w samotności można było złożyć hołd smokowi wody i zrobić to, po co się przyszło. Świątynia nie była dużym budynkiem, prawie altanką, zbudowaną na bazie sześciokąta, z kolumienkami podtrzymującymi wygięty dach. Po środku stał niewielki ołtarzyk otoczony tablicami, na których wyryto runy, układając je w powszechnie znaną modlitwę. Z sufitu zwieszały się czerwone sznurki, które dźwięczały delikatnie przy poruszeniach wiatru. Na pierwszy rzut oka stanowiły zwykłą ozdobę, ale kiedy przyjrzało się bliżej, dostrzegało się, że to podwójne bransoletki. Symbol narzeczeństwa.
Wchodząc do środka, Louriel na wejściu zapalił kadzidło, które wypełniło wnętrze świątyni przyjemnym zapachem sosnowych igieł. Zbliżył się do ołtarza i złożył ręce, by przez chwilę ciszy oddać hołd swojej matce. Smok Wody patrzył na nich z sufitu, pełznął po kolumienkach łuskami i stał na podłodze. Był wszędzie w całej świątyni, ukryty nawet w najdrobniejszych przedmiotach.
- Wybierz – poprosił Louriel cichutko, rumieniąc się na policzkach i wskazując zwisające z sufitu bransoletki. – Są… są zrobione ze złota i srebra, a z zewnątrz obleczone czerwonym jedwabiem. W Kraju Wody wierzymy, że ludzie którzy się kochają są połączeni czerwoną nicią przeznaczenia, którą symbolizują te bransoletki. Nie zdejmiesz jej tak długo jak twoja druga połówka nie zrobi tego za ciebie, a jeśli się zerwie, to znaczy, że miłość nie była prawdziwa – mówił dalej, krążąc pomiędzy kolumienkami i przyglądając się wzorom i Finneganowi.
A kiedy Finni w końcu się zdecydował, Louriel podszedł bliżej, czując jak mocno i szybko biło mu serce. Był taki szczęśliwy, podekscytowany i zdenerwowany jednocześnie. Do tego mocno zażenowany i przede wszystkim, zakochany. Dlatego kiedy dostał w swoje ręce bransoletki, chwilę zajęło mu rozplatanie ich, by nie stanowiły jedności, tylko dwie połówki. Jedną wręczył blondynowi, drugą zostawiając dla siebie.
- Wystaw rękę – poprosił ochrypłym z emocji głosem, a kiedy Finni to zrobił, zapiął mu bransoletkę na nadgarstku, uważając by nie zrobić tego ani za luźno, ani za mocno, szepcząc przy tym słowa przysięgi. – Ja Louriel Zuo ślubuję, na łuski mojej matki, w imię smoka wody i płynącego mi w żyłach żywiołu, kochać i szanować Finnegana Crowla dopóki będę w stanie. Przysięgam być wierny, wytrwały, pomocny i tak kochany jak tylko dam radę i nie sprawiać mu kłopotów, których by nie chciał. Obiecuję być godny jego uwagi i swojej własnej poświęcać mu tyle ile będzie potrzeba. Nie będę go zaniedbywał, obrażał, ani oczerniał w oczach innych. W dowód mojej miłości splatam ze sobą więzy naszego przeznaczenia, żywiąc nadzieję, że nigdy nie zostaną rozplątane – zakończył uroczyście i choć policzki miał bordowe, jego głos był czysty i pewny swych słów, oczy błyszczały mu od emocji, a kiedy skończył usta rozciągnęły się w nieśmiałym, ale pełnym radości uśmiechu.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Każda iskierka pochwały majacząca w przepięknie błękitnych oczach upewniała go w słuszności zmiany swojego stroju. Poza tym, że Louriel patrzył na niego z jeszcze większą ilością napływającej ślinki, zaczął się obnosić z jakąś dziwną dumą. Jednocześnie, on poczuł wyraźny spokój w sercu. Nie odznaczał się już od społeczeństwa którego częścią pragnął się stać, miał więc realną szansę na zmianę swojego życia tak jak już to zaplanował. Teraz wystarczyło działać, a z takim wsparciem jakie miał niewątpliwie u boku, z Lourielem, mógł góry przenosić.
Wędrując w stronę wyjścia z miasta, wchodząc w gęsty las w którym było zdecydowanie cieplej niż na ulicach miasta, wystawił nawet czubek nosa z szalika ciekawsko się rozglądając. Świątynia zamajaczyła na małej polance szybciej niżeli by się spodziewał i wyglądała zdecydowanie inaczej niż sobie to wyobrażał. W Kraju Ognia wszystkie świątynie Smoka Ognia były marmurowe, gigantyczne i mozolnie zdobione. Przebywała tam rzesza kobiet odpowiedzialna za utrzymywanie zarówno wyniosłej atmosfery jak i czystości tego miejsca. Żyły z datków społeczności lokalnych której pomagały w uduchowieniu się. Dla całej ludności z pustyni wiara była tym gdzie odnajdywano spokój, co łączyło pokolenia, co pomagało wychować i zrozumieć. Modlono się często w grupach, wspierano słowem wznoszonym do ich darczyńcy. Osobiście był bardzo wierzącą osobą, nie raz i nie dwa go to ratowało w samotnych chwilach dlatego niezależnie od braków w obyciu, po przekroczeniu pięknie lśniących progów, pochyli głowę i dał sobie, im obojgu, chwilę na odpowiednie oddanie czci. Dopiero po tym podniósł oczy i ostrożnie się rozejrzał.
Byli sami, a świątynia była przepiękna. Mozolnie zdobiona, mająca w sobie ten ukryty mistycyzm. Do tego Smok bacznie obserwujący otoczenie, cudowny, z przenikliwym wzrokiem i błyszczącymi łuskami. Zatrzymał się przed obliczem posągu delikatnie się kłaniając. Zachowywał się tak jak był nauczony i chyba nie stanowiło to wielkiej obrazy? Chwilę minęło zanim dokładnie wszystko obejrzał, część przeczytał, jego oczy ponownie spotkały się z czerwoną twarzą gada. Lekko się zmieszał, nie chciał go przecież do niczego zmuszać dlatego podnosząc do niego ujął jego dłonie które delikatnie pocałował.
- Jesteś do tego przekonany, tak? – Dopytał ostatni raz, a otrzymując pewną odpowiedź okraszoną jedynie niepewnym rumieńcem, uśmiechnął się do niego szeroko całując go w policzek. – Tak czy inaczej, na zawsze zostaniesz mój. – Oświadczył pewnie po czym odwrócił się do zwisających z sufitu czerwonych wstążek. Niepewnie pogładził w palcach jedną, niestety nie spodobała się mu. Podszedł do kolejnej, później jeszcze jednej aż znalazł taki wzór który poruszył jego serce. Delikatnie przypominał wplecione dwa węże, dwa pasma mocy. Ostrożnie odczepił właśnie ten komplet po czym podszedł do Louriela wręczając mu je.
- Te. Te są dla nas. – Mruknął pewnie aczkolwiek z brakiem zrozumienia dlaczego właśnie je wybrał. Po prostu wiedział i uśmiechnął się przy tym delikatnie zdenerwowany. Nie miał bowiem pojęcia co powinno się teraz stać ani jak takie zaręczyny wyglądają. Dlatego pozwolił Lusiowi zacząć.
Zanim gad rozplątał bransoletki dał mu niepowtarzalną możliwość poczucia się mocno zdenerwowanym. Przygryzł wnętrze policzka, z delikatnym rozbawieniem obserwował zmagania, a później wyprostował się jak struna gdy niebieskie spojrzenie zaczęło go przeszywać. Poproszony o wyciągnięcie dłoni bez namysłu to uczynił, a gdy powoli zaczęły padać słowa przysięgi patrzył na niego jak zaczarowany z coraz mocniej szklącymi się oczami. Ostatecznie jednak przełknął gulę w gardle i w lekko drżące palce wziął dłoń która została wystawiona w jego stronę. Wziął przed tym jeszcze głęboki oddech i pogładził palcami wierzch nieco zbyt chłodnej ręki
- Ja, Finnegan Crowl, przysięgam na smoczy płomień, kochać Cię Lourielu Zuo za to, że postanowiłeś przy mnie być, rozumieć Twoje myśli, wspierać Twoje czyny i stanowić Twoją opokę w każdym momencie. Uwielbiać Twój szalony charakter, nietuzinkowy temperament i niepojęty umysł. Nigdy nie lekceważyć Twoich słów, ufać Twoim wyborom, być przy Tobie gdy dążysz do celów i pozwalać Ci złapać oddech. Uczyć, być uczonym, akceptować i być akceptowanym. Obiecuję się z Tobą kłócić, dogryzać, całować namiętnie w środku nocy i przytulać w środku dnia. Marudzić, popełniać błędy i się na nich uczyć. Zawsze już przy Tobie będę, a w dowód wszystkich uczuć jakie we mnie wzbudzasz splatam ze sobą dowód naszego przeznaczenia i dołożę wszelkich starań żeby pielęgnować to uczucie. – Chociaż głos drżał mu z emocji wszystko to mówił szczerze. Nie wiedział jak ma inaczej określić te tysiące uczuć, cudownych wspomnień i ciężkich chwil które razem przeszli więc mógł to jak wiele obecność Louriela wniosła w jego życie. Jednocześnie, przez drżące dłonie chwilę siłował się z mechanizmem bransoletki po to by ostatecznie obydwoje mieli je założone na nadgarstkach.
Nic nie mógł poradzić na to, że przez wszystkie te słowa i pewność, że będą ze sobą już na długo nadal szkliły się mu oczy. Wolał się więc przytulić zanim całkiem się rozklei, a mając go już w ramionach, wtulając się w jego szyję, cicho się zaśmiał. Jego. Tylko i wyłącznie jego.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Louriel nigdy by nie pomyślał, że w najszczęśliwszej chwili jego życia, bo zaręczyny były w Kraju Wody nieco bardziej oficjalne i wiążące niż sam akt małżeństwa, naprzeciwko niego stanie mężczyzna. Mężczyzna o nieprzeciętnym sposobie myślenia, poczuciu humoru, ogromnym sercu i cudownym spojrzeniu, robiącym z jego nóg galaretkę. W tamtym momencie czuł jakby cały nagle stał się trzęsącą się, miękką materią, która utrzymała się na nogach tylko dzięki sile woli i ciepłych palcach głaszczących go po wierzchu dłoni. Nie miał pojęcia, że będąc z kimś, kto szczerze i bezsprzecznie odwzajemniał jego miłość mógł czuć się jeszcze mocniej związanym. Do tego słowa, które sprawiły że oczy księcia zaszkliły się od łez wzruszenia. To było takie piękne, cudowne i śliczne w swojej szczerości, że kiedy tylko blondyn przestał mówić, Louriel rzucił mu się w ramiona, nie przejmując się już absolutnie niczym. Był jego, tylko jego, teraz i na zawsze, co napawało go niesamowitą radością, ale też pewną dozą zawstydzenia. Nigdy… nie miał kogoś tak bliskiego i myśl ta była tak samo ekscytująca co sprawiająca, że jego policzki pokrywały się czerwienią.
Nie był pewien, ile czasu zmarnowali, tak po prostu tuląc się do siebie niewinnie i zapewniając siebie nawzajem bez słów, że co by się nie działo, zawsze będą razem. Dopiero kiedy książę zdał sobie sprawę z tego, że słońce zaczęło zachodzić, a zarówno on i Finni zaczynali drżeć od przejmującego chłodu, odsunął się delikatnie na wyciągnięcie ręki, nie puszczając mimo wszystko dłoni mężczyzny.
- Chodźmy, Finni. Jeśli dłużej tu zostaniemy, obawiam się, że zostaną z nas tylko lodowe rzeźby – powiedział wesoło, choć nagle jego głos i wzrok, cała postawa w kierunku blondyna stała się niewyobrażalnie wręcz miękka i ciepła.
Nie puszczając się za ręce, wrócili do miasta, gdzie Louriel w pierwszej kolejności zaprowadził ich na targ, gdzie znów pośród zwykłych straganów rozłożyli się ludzie sprzedający ciepłą herbatę i bułeczki wypełnione gorącym nadzieniem z czerwonej fasoli, mięsa czy innych smacznych rzeczy. Dopiero kiedy się rozgrzali, Louriel wrócił myślami do zakupów, ciągnąc Finnegana w jeszcze jedno ważne miejsce.
- Pomyśleliśmy o wszystkim, mój drogi, tylko nie o tym co masz najważniejsze, a co na pewno również by ci zmarzło bez odpowiedniej ochrony – powiedział znacząco, prowadząc mężczyznę do sklepu z bielizną.
Wewnątrz było bardzo ciepło, przytulnie oraz dyskretnie, by zapewnić klientom odrobinę prywatności przy wybieraniu towarów. Dlatego też cała wystawa znajdowała się w drugim pomieszczeniu, a uśmiechnięta uroczo ekspedientka w drugim, zaznaczając od razu, że jeśli trzeba będzie pomocy, będzie do usług. Louriel był pewien, że sobie poradzą, dlatego dziękując za troskę, poprowadził Finnegana do pokoju obok, wskazując mu ręką szeroką ofertę dostępnych bokserek z przyjemnego, ale ciepłego materiału. Sam raczej nie kupował bielizny w takim miejscu, ale było sprawdzone i potwierdzone przez Oriona, że mają całkiem sporo wzorów, są wygodne i przede wszystkim ciepłe.
- Może takie? – zapytał książę z głupim uśmieszkiem, wskazując wściekle żółte bokserki z wyszytym na przedzie jeleniem z rozłożystymi porożami. Czasem nie mógł uwierzyć w to, jak niektóre obrazki były infantylne i głupie, ale nadal… bawiły go.
Po chwili jednak stracił zainteresowanie, zbliżając się do części z damską bielizną… Nigdy nie zastanawiał się, czy taka koronka była wygodna, a jednak… przyglądając się seksownej koronce, która jemu przecież też się podobała, zastanawiał się, jakby się czuł, gdyby taką założył. Zerknął kątem oka na przebierającego w bokserkach Finnegana, a potem będąc pewnym, że nie widzi, zgarnął do szerokiego rękawa wyjątkowo ładne, czarne, koronkowe majteczki, za które oczywiście miał zamiar zapłacić. Dopiero potem, przywołał do siebie mężczyznę gestem, posyłając mu nonszalancki uśmiech.
- Powiedz mi… W czym najchętniej zobaczyłbyś swoją ukochaną osobę? – zapytał, trzepocząc zalotnie rzęsami, uśmiechając się w zachęcającym wyrazie. – Możesz wybrać cokolwiek zechcesz – dodał, czując ekscytujące gorąco w dole brzucha. Nigdy nie robił takich rzeczy, ani nawet o nich nie myślał, ale… dla swojego narzeczonego miał ochotę zrobić coś co wybiegało poza jego standardowe schematy.
Nie był pewien, ile czasu zmarnowali, tak po prostu tuląc się do siebie niewinnie i zapewniając siebie nawzajem bez słów, że co by się nie działo, zawsze będą razem. Dopiero kiedy książę zdał sobie sprawę z tego, że słońce zaczęło zachodzić, a zarówno on i Finni zaczynali drżeć od przejmującego chłodu, odsunął się delikatnie na wyciągnięcie ręki, nie puszczając mimo wszystko dłoni mężczyzny.
- Chodźmy, Finni. Jeśli dłużej tu zostaniemy, obawiam się, że zostaną z nas tylko lodowe rzeźby – powiedział wesoło, choć nagle jego głos i wzrok, cała postawa w kierunku blondyna stała się niewyobrażalnie wręcz miękka i ciepła.
Nie puszczając się za ręce, wrócili do miasta, gdzie Louriel w pierwszej kolejności zaprowadził ich na targ, gdzie znów pośród zwykłych straganów rozłożyli się ludzie sprzedający ciepłą herbatę i bułeczki wypełnione gorącym nadzieniem z czerwonej fasoli, mięsa czy innych smacznych rzeczy. Dopiero kiedy się rozgrzali, Louriel wrócił myślami do zakupów, ciągnąc Finnegana w jeszcze jedno ważne miejsce.
- Pomyśleliśmy o wszystkim, mój drogi, tylko nie o tym co masz najważniejsze, a co na pewno również by ci zmarzło bez odpowiedniej ochrony – powiedział znacząco, prowadząc mężczyznę do sklepu z bielizną.
Wewnątrz było bardzo ciepło, przytulnie oraz dyskretnie, by zapewnić klientom odrobinę prywatności przy wybieraniu towarów. Dlatego też cała wystawa znajdowała się w drugim pomieszczeniu, a uśmiechnięta uroczo ekspedientka w drugim, zaznaczając od razu, że jeśli trzeba będzie pomocy, będzie do usług. Louriel był pewien, że sobie poradzą, dlatego dziękując za troskę, poprowadził Finnegana do pokoju obok, wskazując mu ręką szeroką ofertę dostępnych bokserek z przyjemnego, ale ciepłego materiału. Sam raczej nie kupował bielizny w takim miejscu, ale było sprawdzone i potwierdzone przez Oriona, że mają całkiem sporo wzorów, są wygodne i przede wszystkim ciepłe.
- Może takie? – zapytał książę z głupim uśmieszkiem, wskazując wściekle żółte bokserki z wyszytym na przedzie jeleniem z rozłożystymi porożami. Czasem nie mógł uwierzyć w to, jak niektóre obrazki były infantylne i głupie, ale nadal… bawiły go.
Po chwili jednak stracił zainteresowanie, zbliżając się do części z damską bielizną… Nigdy nie zastanawiał się, czy taka koronka była wygodna, a jednak… przyglądając się seksownej koronce, która jemu przecież też się podobała, zastanawiał się, jakby się czuł, gdyby taką założył. Zerknął kątem oka na przebierającego w bokserkach Finnegana, a potem będąc pewnym, że nie widzi, zgarnął do szerokiego rękawa wyjątkowo ładne, czarne, koronkowe majteczki, za które oczywiście miał zamiar zapłacić. Dopiero potem, przywołał do siebie mężczyznę gestem, posyłając mu nonszalancki uśmiech.
- Powiedz mi… W czym najchętniej zobaczyłbyś swoją ukochaną osobę? – zapytał, trzepocząc zalotnie rzęsami, uśmiechając się w zachęcającym wyrazie. – Możesz wybrać cokolwiek zechcesz – dodał, czując ekscytujące gorąco w dole brzucha. Nigdy nie robił takich rzeczy, ani nawet o nich nie myślał, ale… dla swojego narzeczonego miał ochotę zrobić coś co wybiegało poza jego standardowe schematy.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdyby obecnie się nie przytulali, najpewniej ryczałby jak bóbr. On, skazany przez większość swojego życia na ból i ciężką pracę obecnie miał cudownego narzeczonego, którego kochał nad życie. A to wcale nie było w ich relacji najlepsze bo Louriel darzył go dokładnie takim samym uczuciem. Takim, na które on myślał, że nie zasługuje, a które otrzymywał garściami: w każdym gadzim uśmiechu, błysku oczu czy dotknięciu. Nie miał więc zamiaru go puszczać dopóki wszystkie emocje gotujące się w nim odrobinę nie opadną, a mogąc przy tym gładzić go po plecach i napawać się zapachem jego ciała. Później zaczęli do siebie szeptać o bardzo przyziemnych ale jak przyjemnych sprawach. Posiłku, spędzeniu wieczora, sklepach które jeszcze musieli odwiedzić i chyba tylko wyniosłość tego miejsca powstrzymywała ich od skosztowania swoich ust.
Dopiero gdy zimny wiatr hulający melodią między kolumnami zaczął im przeszkadzać postanowili się zbierać. Otulając go chwilowo swoim szalikiem potarł swoim nosem o ten jego całując jego czubek. Uśmiechnął się do niego pięknie, poprawił bransoletkę którą teraz będzie ciągle dotykał i na którą z lubością będzie się patrzył po czym przyjął propozycję spaceru powrotnego. Dopóki szli ciepłym i spokojnym lasem, było nawet przyjemnie! A później znowu zaczęło wiać…
Miasto okraszone miękkimi płomieniami latarni, skąpane w całym tym puchu, wydawało się magiczne. Uśmiechnął się do siebie odgarniając nieco już mokrą grzywkę do tyłu po czym całując go w policzek dał się zaprosić na ciepłe bułeczki. Obecnie, chociaż cały czas ubolewał nad brakiem finansów, nie miał już tak ogromnych oporów przed zjedzeniem czegoś tak przepysznego dlatego chętnie skosztował zarówno bułeczek jak i pysznej herbaty. Wszystko przyjemnie rozgrzewało od środka, podobnie jak ta miękkość z jaką nagle Louriel się do wszystkich odnosił. Widocznie dobry seks, oświadczyny, przyjemne śniadanie z przyjaciółmi i wyrwanie się na chwilę z Akademii było przepisem na pełnię szczęścia gada. A on promieniował z dumy. Jednocześnie spojrzał na niego z brakiem zrozumienia na kolejne słowa, przynajmniej do momentu aż nie pojawili się w sklepie pełnym bielizny.
Unosząc lekko brwi zrozumiał, że należało się poza łóżkiem pożegnać z przewiewną i lekką bielizną zaczął więc szukać czegoś odpowiedniego dla siebie, z ledwością powstrzymując się od śmiesznych komentarzy na niektóre wzory co sam Lusiu prowokował! Kilka razy więc jakieś dwa, trzy słówka się mu wym knęły. Niemniej, wybrał kilka par będących przyjemnie ciepłych w dotyku, upewniając się, że będą pasowały na jego tyłek, po czym podszedł do Louriela stojącego w części dla pań. Z przyjemnością musiał przyznać, że poradził sobie z ponownym ubraniem! Pochylił się nad jego ramieniem i oglądając mimochodem prezentowaną bieliznę zaczął się ocierać swoim policzkiem o ten jego. Jak spragniony dotyku kot. Dopiero na jego pytanie odwrócił ponownie wzrok na bieliznę po czym… uśmiechnął się szeroko i w taki sposób który nie świadczyłby o spokojnej nocy pełnej snu.
- Pytasz fetyszysty Ciebie jaki ma fetysz Ciebie? – Zapytał retorycznie po czym z większą uwagą przyjrzał się proponowanej bieliźnie. Wodził, szukał aż trafił! Pończochy. Czarne, jedwabne, z koronkowym obszyciem. Do tego pas ślicznie opinający pośladki, ostatecznie wskazał mu do tego delikatny szlafrok do pół uda wiązany jedynie wąską wstążeczką. Wszystko przenikliwie czarne, ewentualnie głęboka czerwień. Tak czy inaczej objął go w pasie i przytulając usta do jego ucha uśmiechnął się szeroko.
- Jakbyś tak tą stopą… to ja wtedy… żebyś mógł… – Zaczął wymrukiwać bardzo jednoznaczne rzeczy o tym gdzie powinien go dotykać żeby wywołać odpowiedni efekt, o tym jak głośno by mu mruczał gdyby odpowiednio go pieścił, roztaczał przed nim bardzo przyjemne wizje aktywności łóżkowych. – Ściągałbym je zębami. – Zapewnił bardzo ostrożnie, żeby nie rzuciło się to nikomu w oczy, łapiąc go za pośladek. Ścisnął go mocniej po czym czując na sobie żar jego spojrzenia trącił go nosem.
Dokonanie zakupów przyszło im z ogromną łatwością. Odszedł od Louriela zajmując się wyborem jeszcze swojej bielizny z bardzo prostego powodu – jeżeli go w jakiś sposób nakręcił nie chciał sobie psuć niespodzianki! Zapłacili, dostali wszystko bardzo ładnie spakowane, tak żeby nie kusiło spojrzenia przechodniów i ruszyli na dalsze zakupy. Jednocześnie czuł jak wymieniali się iskrzącymi spojrzeniami, jak każdy uśmiech krył za sobą jednoznaczność. Z każdym kolejnym gestem, delikatnym dotykiem albo niewinnym uśmiechem czuł się coraz bardziej nakręcony. Już obmyślał plan jak się do niego dobrać gdy tylko przekroczą próg Akademii, sam gad jednak się nad nim bezlitośnie znęcał. Jak wyborny to jednak miało smak!
Kolejnym przystankiem był sklep z olejkami, pachnidłami i ogólnymi kosmetykami. Były drogie, szczególnie te nie pochodzące z naturalnych zapasów Kraju Wody ale nie mogli się powstrzymać żeby się nie rozpieszczać. Dodatkowo Louriel uzupełnił te swoje błotka i pomadki na co on parsknął cicho. Już czuł w kościach kolejny wieczór piękności i niestety… przeszedł go ogromny i wyraźny dreszcz gdy pomyślał o masażu stóp. Uwielbiał być tam dotykany i bardzo chętnie by się oddał! Nie chciał jednak dorzucać oliwy do ognia i tak obydwaj byli na siebie nakręceni. Poza tym, otoczenie zapachami było przyjemnym sensualnym doświadczeniem.
Poza olejkami w formie i ilości przeznaczonej do wolnego wmasowywania w ciało partnera kupili też mały słoiczek z gęstą mazią. Lusiu wyjaśnił mu, że to najefektywniejsze perfumy w ich klimacie, w takiej formie najdłużej się trzymały przy stosunkowo małej nakładanej ilości. Czując przyjemny ale i nie taki delikatny zapach smarowidła stwierdził, że bardzo chętnie by się czymś takim od święta smarował. Oczywiście o ile by gadowi to nie przeszkadzało - wiedział że delikatny książęcy nos nie akceptował wszystkiego - a otrzymując dość neutralną odpowiedź w tej sprawie połasił się o pierwszy zakup kosmetyku (poza mydłem) w swoim życiu.
- Z ogromną przyjemnością też będe czasem pachniał. – Zaśmiał się niczym radosny szczeniak z poklepania po głowie po czym zbierając i te zakupy do niesionej torby wziął go za rękę którą schował do kieszeni płaszcza.
- Czyli co? Jakaś pikantna zupa i do pokoju? – Zapytał z szelmowskim uśmiechem całując go w ucho. Czy w jakiś sposób poziom jego ochoty spadł? Absolutnie. Mając przy sobie delikatnie wypachnionego Lusia tylko mocniej czuł dyskomfort rosnącej ochoty. Jeszcze odrobina, trochę kokieterii i byłoby to widoczne! A wtedy za drzwiami Akademii zaczęłyby się dziać brzydkie rzeczy.
Dopiero gdy zimny wiatr hulający melodią między kolumnami zaczął im przeszkadzać postanowili się zbierać. Otulając go chwilowo swoim szalikiem potarł swoim nosem o ten jego całując jego czubek. Uśmiechnął się do niego pięknie, poprawił bransoletkę którą teraz będzie ciągle dotykał i na którą z lubością będzie się patrzył po czym przyjął propozycję spaceru powrotnego. Dopóki szli ciepłym i spokojnym lasem, było nawet przyjemnie! A później znowu zaczęło wiać…
Miasto okraszone miękkimi płomieniami latarni, skąpane w całym tym puchu, wydawało się magiczne. Uśmiechnął się do siebie odgarniając nieco już mokrą grzywkę do tyłu po czym całując go w policzek dał się zaprosić na ciepłe bułeczki. Obecnie, chociaż cały czas ubolewał nad brakiem finansów, nie miał już tak ogromnych oporów przed zjedzeniem czegoś tak przepysznego dlatego chętnie skosztował zarówno bułeczek jak i pysznej herbaty. Wszystko przyjemnie rozgrzewało od środka, podobnie jak ta miękkość z jaką nagle Louriel się do wszystkich odnosił. Widocznie dobry seks, oświadczyny, przyjemne śniadanie z przyjaciółmi i wyrwanie się na chwilę z Akademii było przepisem na pełnię szczęścia gada. A on promieniował z dumy. Jednocześnie spojrzał na niego z brakiem zrozumienia na kolejne słowa, przynajmniej do momentu aż nie pojawili się w sklepie pełnym bielizny.
Unosząc lekko brwi zrozumiał, że należało się poza łóżkiem pożegnać z przewiewną i lekką bielizną zaczął więc szukać czegoś odpowiedniego dla siebie, z ledwością powstrzymując się od śmiesznych komentarzy na niektóre wzory co sam Lusiu prowokował! Kilka razy więc jakieś dwa, trzy słówka się mu wym knęły. Niemniej, wybrał kilka par będących przyjemnie ciepłych w dotyku, upewniając się, że będą pasowały na jego tyłek, po czym podszedł do Louriela stojącego w części dla pań. Z przyjemnością musiał przyznać, że poradził sobie z ponownym ubraniem! Pochylił się nad jego ramieniem i oglądając mimochodem prezentowaną bieliznę zaczął się ocierać swoim policzkiem o ten jego. Jak spragniony dotyku kot. Dopiero na jego pytanie odwrócił ponownie wzrok na bieliznę po czym… uśmiechnął się szeroko i w taki sposób który nie świadczyłby o spokojnej nocy pełnej snu.
- Pytasz fetyszysty Ciebie jaki ma fetysz Ciebie? – Zapytał retorycznie po czym z większą uwagą przyjrzał się proponowanej bieliźnie. Wodził, szukał aż trafił! Pończochy. Czarne, jedwabne, z koronkowym obszyciem. Do tego pas ślicznie opinający pośladki, ostatecznie wskazał mu do tego delikatny szlafrok do pół uda wiązany jedynie wąską wstążeczką. Wszystko przenikliwie czarne, ewentualnie głęboka czerwień. Tak czy inaczej objął go w pasie i przytulając usta do jego ucha uśmiechnął się szeroko.
- Jakbyś tak tą stopą… to ja wtedy… żebyś mógł… – Zaczął wymrukiwać bardzo jednoznaczne rzeczy o tym gdzie powinien go dotykać żeby wywołać odpowiedni efekt, o tym jak głośno by mu mruczał gdyby odpowiednio go pieścił, roztaczał przed nim bardzo przyjemne wizje aktywności łóżkowych. – Ściągałbym je zębami. – Zapewnił bardzo ostrożnie, żeby nie rzuciło się to nikomu w oczy, łapiąc go za pośladek. Ścisnął go mocniej po czym czując na sobie żar jego spojrzenia trącił go nosem.
Dokonanie zakupów przyszło im z ogromną łatwością. Odszedł od Louriela zajmując się wyborem jeszcze swojej bielizny z bardzo prostego powodu – jeżeli go w jakiś sposób nakręcił nie chciał sobie psuć niespodzianki! Zapłacili, dostali wszystko bardzo ładnie spakowane, tak żeby nie kusiło spojrzenia przechodniów i ruszyli na dalsze zakupy. Jednocześnie czuł jak wymieniali się iskrzącymi spojrzeniami, jak każdy uśmiech krył za sobą jednoznaczność. Z każdym kolejnym gestem, delikatnym dotykiem albo niewinnym uśmiechem czuł się coraz bardziej nakręcony. Już obmyślał plan jak się do niego dobrać gdy tylko przekroczą próg Akademii, sam gad jednak się nad nim bezlitośnie znęcał. Jak wyborny to jednak miało smak!
Kolejnym przystankiem był sklep z olejkami, pachnidłami i ogólnymi kosmetykami. Były drogie, szczególnie te nie pochodzące z naturalnych zapasów Kraju Wody ale nie mogli się powstrzymać żeby się nie rozpieszczać. Dodatkowo Louriel uzupełnił te swoje błotka i pomadki na co on parsknął cicho. Już czuł w kościach kolejny wieczór piękności i niestety… przeszedł go ogromny i wyraźny dreszcz gdy pomyślał o masażu stóp. Uwielbiał być tam dotykany i bardzo chętnie by się oddał! Nie chciał jednak dorzucać oliwy do ognia i tak obydwaj byli na siebie nakręceni. Poza tym, otoczenie zapachami było przyjemnym sensualnym doświadczeniem.
Poza olejkami w formie i ilości przeznaczonej do wolnego wmasowywania w ciało partnera kupili też mały słoiczek z gęstą mazią. Lusiu wyjaśnił mu, że to najefektywniejsze perfumy w ich klimacie, w takiej formie najdłużej się trzymały przy stosunkowo małej nakładanej ilości. Czując przyjemny ale i nie taki delikatny zapach smarowidła stwierdził, że bardzo chętnie by się czymś takim od święta smarował. Oczywiście o ile by gadowi to nie przeszkadzało - wiedział że delikatny książęcy nos nie akceptował wszystkiego - a otrzymując dość neutralną odpowiedź w tej sprawie połasił się o pierwszy zakup kosmetyku (poza mydłem) w swoim życiu.
- Z ogromną przyjemnością też będe czasem pachniał. – Zaśmiał się niczym radosny szczeniak z poklepania po głowie po czym zbierając i te zakupy do niesionej torby wziął go za rękę którą schował do kieszeni płaszcza.
- Czyli co? Jakaś pikantna zupa i do pokoju? – Zapytał z szelmowskim uśmiechem całując go w ucho. Czy w jakiś sposób poziom jego ochoty spadł? Absolutnie. Mając przy sobie delikatnie wypachnionego Lusia tylko mocniej czuł dyskomfort rosnącej ochoty. Jeszcze odrobina, trochę kokieterii i byłoby to widoczne! A wtedy za drzwiami Akademii zaczęłyby się dziać brzydkie rzeczy.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jak. On. Na. Niego. Działał. Pod tym pomarańczowym, pełnym żaru i brzydkich obietnic pomarańczowym spojrzeniem Louriel topił się jak bryłka lodu wystawiona na działanie słońca. Nie potrafił się powstrzymać, na tak znamienną groźbę pełnego uniesień seksu, połączoną z dyskretnym, choć wcale nie delikatnym dotykiem na jego pośladkach, uśmiechnął się jedynie drapieżnie, nie odrywając wzroku od rozłożonej przed nim koronki. Finni mruczał mu brzydko do ucha, a on, choć na samą myśl rumienił się z podniecenia, nie potrafił ukryć, że jego samego, mocno to wszystko kręciło. Tak, chciał żeby Finni zerwał z niego ubrania zębami. A najlepiej jakby sam przy tym został w swoich nowych ciuchach, w których wyglądał tak niesamowicie seksownie. Zanim jednak wybrał swój wieczorowy strój, odgonił mężczyznę, który szybko odszedł, nie zamierzając od razu zdradzać mu, co planował na ich pierwszy narzeczeński wieczór. Skoro był taki wyjątkowy od rana, mógł taki zostać i do końca.
Książę zgarnął wszystkie potrzebne i podobające mu się ubrania, uwzględniając przy tym preferencje blondyna, a potem uśmiechając się tajemniczo i z bijącym z ekscytacji sercem poszedł za wszystko zapłacić. Dopiero kiedy jego paczka była bezpiecznie zapakowana z ukrytą zawartością, zapłacił za rzeczy Finnegana. Oh, nie mógł się doczekać. Jego miny i jego działań, a wnosząc po całkiem niewinnym uśmieszku i wzroku pociemniałym od pożądania, nie tylko on czekał z ekscytacją na powrót do Akademii. Najpierw jednak Louriel zamierzał do końca wykorzystać swoją przepustkę, nieustannie przy tym prowokując i kusząc swojego przyszłego męża, żeby przypadkiem ochota na niego mu nie minęła. A że sam się przy tym coraz mocniej nakręcał było tylko bardzo miłym efektem ubocznym.
Najpierw zaprowadził maga ognia do sklepu papierniczego, gdzie smyrał go po szyi pawim piórem, potem do księgarni, rzucać mu długie spojrzenia znad oglądanych woluminów, do meblowego, gdzie zakupił kilka dodatkowych poduszek, wykładając się seksownie na jednym z łóżek kiedy miał pewność, że nikt nie patrzy i na koniec do drogerii. Zaczęło mu brakować jego ulubionych mazidełek i olejku o zapachu sosnowych igieł. Widząc Finniego w towarzystwie tych wszystkich rzeczy do pielęgnacji ciała, nie mógł się oprzeć myśli, że wyglądał na wyjątkowo zagubionego, co było urocze. A jeszcze bardziej uroczy był, kiedy słuchał wszystkiego co Lusiu do niego mówił, opowiadając mu o swoich ulubionych zapachach i zachęcając go, by się nie krępował i wybrał swoje. Sam niemal od razu zakochał się w nowym olejku o zapachu bzu i mięty, a kiedy jego wzrok spotkał się z roziskrzonym spojrzeniem Finnegana, niemal poczuł jak miedzy nimi przeskoczyła iskra. Książę zagryzł wargę, unosząc brwi znaczącym gestem, a kiedy otrzymał potwierdzenie, natychmiast zgarnął buteleczkę do swoich kolejnych zakupów. Potem jeszcze blondyn wybrał dla siebie perfumy, które najbardziej mu pasowały i które nie drażniły Lusiowego nosa i mogli w końcu wrócić do domu.
Na jego pytanie roześmiał się, a potem posłał mu odważne spojrzenie.
- Znam znacznie lepszy afrodyzjak od pikantnego jedzenia – zauważył zaczepnie, uśmiechając się uroczo i wspinając na palce by sięgnąć ucha mężczyzny. – To ja – powiedział jakby zdradzał mu największą tajemnicę, a widząc minę ukochanego roześmiał się, ciągnąc ich w stronę domu.
Miał wrażenie, że im bliżej Akademii, tym robiło mu się coraz bardziej gorąco, jego wzrok spotykał się coraz częściej z pomarańczowymi oczami maga ognia, a ich złączone dłonie stanowiły preludium do znacznie bardziej odważnego dotyku, którym mieli się uraczyć po przestąpieniu progu jego domu. Louriel czuł że jego oddech przyspieszał, tak samo jak nogi, które jak najszybciej chciały znaleźć się wewnątrz i w ramionach Finnegana. Miał ochotę rzucić się na niego zaraz po przekroczeniu progu i nawet miał taki zamiar, gdyby nie postać, która podniosła się z fotela zaraz po tym jak pojawili się w wielkim hallu, rozochoceni, rozpaleni i chętni na siebie…
Louriel zauważył przybysza tylko dlatego, że ten poruszył się, kiedy zaaferowani sobą zakochani ruszyli prosto do korytarza wiodącego do książęcych komnat, a blask z kominka padł na jego wysoką sylwetkę, odzianą w kosztowne ubrania. Gad natychmiast zatrzymał się, a uśmiech spełzł mu z twarzy, zastąpiony ostrożnością. Mężczyzna nie wyglądał jak typowy gość jego przybytku. Ba, był skłonny stwierdzić, że nikt ze szlachty, poza jego ojcem nigdy nie przestąpił progu Akademii. Nadęte buce, za jakich miał ich wszystkich Louriel byli zbyt dumni by przyznać kunszt uprawianej przez księcia magii. No i nie wszyscy zgadzali się z jego ideą, że magia powinna być dla wszystkich, nie zależnie od pochodzenia. Dlatego książę spiął się niemal natychmiast, choć zaraz opanował wyraz twarzy, przybierając neutralny wyraz.
- Dobry wieczór – odezwał się nieznajomy, podchodząc bliżej i udając, że nie zauważył wcześniejszego zawahania Louriela. Kiedy się zbliżył, książę zobaczył wyraźniej jego przystojną twarz otoczoną brązowymi włosami, z jednej strony odrobinę dłuższymi, splecionymi w warkoczyka. Jego wzrok spojrzał się z przenikliwymi, niebieskimi oczami, skupiając na chwilę na uprzejmym uśmiechu rozciągniętym na pełnych wargach mężczyzny. Był naprawdę, i nawet Lusiek, który nie był zainteresowany, musiał przyznać, że miał przed sobą niesamowite ciacho. Do tego nieznajomy miał ciemniejszą karnację i był wyższy nawet od Finnegana.
- Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie Louriel, kiwając głową, wdzięcznym gestem i przywdziewając na twarz podobny, neutralny wyraz. Nigdy nie przepadał za szlachtą Kraju Wody, ale wiedział, że nie wszyscy szlachcice byli bufonami. Dlatego zawsze dawał szansę udowodnić mu, że miał przed sobą godnego rozmówcę, samemu oferując dokładnie to samo. Owszem, był dziką, temperamentną kluską, ale nie wszyscy musieli o tym wiedzieć. – W czym mógłbym panu pomóc? – zapytał książę miło, chowając dłonie w szerokich rękawach. Zmierzył przy tym gościa, doceniając jego wyważony, ale elegancki, choć nadal wygodny strój w odcieniach czerni i głębokiego błękitu ze złotymi i białymi zdobieniami.
- Oh, proszę pozwolić, że najpierw się przedstawię, Rafael Morgan, od dawna marzyłem by spotkać mistrza Louriela osobiście i w końcu nadszedł ten dzień, w którym dane było mi go poznać – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się nieco bardziej radośnie.
- Oh, wiele o panu słyszałem! – ożywił się książę, niemal nie wierząc, że miał przed sobą taką osobistość i jeszcze śmiał pomyśleć, że mógł być takim samym bufonem jak reszta! – Jest pan niewątpliwie znaną mi, przynajmniej ze słyszenia personą. Jeśli dobrze pamiętam, jest pan najbliżej zaraz po mnie do zdobycia tytułu mistrza magii wody – upewnił się, a Rafael skinął głową uśmiechając się nad wyraz skromnie.
- W zasadzie, byłem najbliżej… Kiedy mistrza Louriela nie było w kraju, udało mi się ostatecznie go otrzymać – powiedział bez zbytniej przechwałki, jakby nie było się czym tak naprawdę chwalić.
- W takim razie gratuluję, mistrzu Rafaelu, czy mogę jednak wiedzieć, co cię do mnie sprowadza? – zapytał, nie pozbywając się szlacheckiej maniery, choć dawno, jej nie używał.
- Bardzo dziękuję i już spieszę z wyjaśnieniami, może… usiądziemy? – zaproponował, a Louriel spojrzał na Finnegana z pytaniem w spojrzeniu, a kiedy ten skinął mu głową na zachętę, zaprosił gościa do zajęcia jednego z foteli. Przyglądał się jak blondyn odchodził, żałując że ich randka znów została przerwana, ale zamierzał tak czy inaczej zrealizować swój pomysł. A skoro Finni się rozdzielił, może nawet łatwiej będzie zorganizować mu niespodziankę? Najpierw jednak skupił swoją uwagę na niespodziewanym gościu.
- Kiedy dwa tygodnie temu otrzymałem tytuł mistrza, zdałem sobie sprawę z tego, że sam osiągnąłem już tyle, że więcej nie jestem w stanie samemu się nauczyć – zaczął swoją opowieść Rafael, stykając swoje palce pod brodą i opierając ją na nich wygodnie. – Oczywiście od samego początku wiedziałem o Akademii wybitnej osobowości jaką niewątpliwie książę jest, aczkolwiek własna arogancja nie pozwalała mi zwrócić się z pytaniami do niego, dopóki sam nie znalazłbym się na odpowiedniej pozycji i poziomie wiedzy, by móc z nim bezpośrednio porozmawiać. Teraz jednak mogę stwierdzić, że jestem dostatecznie dedukowany, by zacząć z mistrzem dyskusję. Wierzę, że moja obecność tutaj będzie niezwykle owocna i że oboje możemy się od siebie wiele nauczyć – powiedział bardzo spokojnie, uprzejmie, nie spuszczając wzroku z gadzich oczu księcia.
Louriel uśmiechnął się elegancko, nie do końca wyczuwając czy słowa mężczyzny były szczere, czy raczej miały na celu zadowolić samego gada dla jakichś celów mężczyzny. Niemniej, książę nie miał w tamtym momencie powodów, by uznać jedno czy drugie wytłumaczenie za pewne, więc postanowił zostać na neutralnym gruncie jaki dawała mu nauka.
- Hmm… Badał pan wpływ magii na wodę zawartą w żywności… nie ukrywam iż jest to temat raczej mi obcy, więc z chęcią o nim posłucham, ze swojej strony oferując moją szeroką wiedzę na temat zaklęć i podstaw, od których wszystko powinno się zaczynać, o czym niektórzy wielcy zapominają – powiedział, a widząc zadowolenie na twarzy mężczyzny, domyślił się, że kompromis i wiedza jaką oboje posiadali, naprawdę mogła być wielką kartą przetargową w tej znajomości.
- Ależ proszę, proszę mi mówić Rafaelu, nie bądźmy tacy formalni, w końcu oboje jesteśmy naukowcami – zaproponował, a Louriel z miejsca zaczął go bardziej lubić. Nie przepadał za konwenansami i tą sztywną ramą, którą odrzucał jeśli tylko miał okazję.
- Zgoda, Rafaelu, przejdźmy na ty, będzie wygodniej – zgodził się Lusiek, uśmiechając się znacznie mniej arystokratycznie choć nadal z nutką szlacheckiej krwi płynącej mu w żyłach.
- Cieszy mnie to niezmiernie. Przejdę więc do kwestii, która najmocniej nurtuje mnie w tym momencie i nie będę zabierał tobie i twojemu przyjacielowi wieczoru, na który najpewniej macie plany. A więc… chciałbym prosić o możliwość zatrzymania się w tym miejscu na czas mojego pobytu w stolicy. Nie ukrywam, że fascynuje mnie twój księgozbiór i chciałbym znaleźć się jak najbliżej niego by móc go choćby pobieżnie przejrzeć, o ile oczywiście pozwolisz – wyjaśnił mag, sprawiając że Louriel polubił go jeszcze mocniej. Kto dostrzegał potencjał i piękno książek, zawsze miał miejsce w domu księcia.
- Rozumiem i nie widzę przeszkód. Miejsca w Akademii wystarczy dla nas wszystkich, a te księgi nie są tylko na pokaz. Wiedzą trzeba się dzielić, czuj się więc jak u siebie w domu. Możesz się wprowadzić choćby i jutro – zaproponował Louriel czując ekscytację na myśl, że ktoś tak znany i obeznany w temacie magii wody znajdzie się pod jego dachem i będzie chciał z nim rozwikłać kilka zagadek natury magicznej. Louriel uwielbiał naukę, uwielbiał wiedzę i jeszcze mocniej uwielbiał ją zdobywać. A jeśli miał mieć w tej materii kompana, tym bardziej nie mógł przegapić takiej szansy.
Porozmawiał z mężczyzną jeszcze chwilę, omawiając szczegóły jego wprowadzenia się i zasad jakie panowały w Akademii, a potem Rafael pożegnał się uprzejmie, zostawiając podekscytowanego Louriela samego. W pierwszej chwili książę miał ochotę odnaleźć Finnegana i podzielić się z nim wspaniałą nowiną, ale po chwili namysłu… zrezygnował, uśmiechając się iście lisio. Miał taką ochotę… Niespodzianka miała być jeszcze lepsza, a fakt, że jego paczuszka spoczywała obok fotela, na którym siedział, tylko umożliwiała mu wykonanie zamierzonego planu.
Szybko, korzystając z tego, że Finni nie zdążył jeszcze wrócić z wyższego piętra, książę jak na skrzydłach pognał do swojej sypialni, tylko po to by zrzucić z siebie ubrania i z lekkimi wypiekami na twarzy założyć na siebie koronkowe majteczki i pończochy, szlafroczek i inne zdobycze zostawiając sobie na potem. Na to narzucił wierzchnią warstwę swoich szat z rozcięciami po bokach umożliwiającymi poruszanie się i przez które w tamtym momencie widać było zgrabne nogi księcia. W pierwszej chwili Louriel chciał położyć się na łóżku i czekać na swojego narzeczonego, ale zaraz do głowy wpadł mu bardziej ekscytujący pomysł. Odnalazł kawałek kartki i napisał na niej, by Finni pofatygował się do jego gabinetu. I by zamknął za sobą drzwi na klucz. Potem zabrał ze sobą nowo zakupiony olejek i boso przeszedł do pokoju obok. Z mocno bijącym sercem i wzbierającym mu w żyłach podnieceniem ogarniał swoje biurko, by nie zostało na nim nic zbędnego, a potem… Usiadł na nim, zarzucając nogę na nogę, odsłaniając zgrabne łydki odziane w czarne pończochy i oparł się rękoma z tyłu, czekając z niecierpliwością na ukochanego.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jeszcze nigdy nie czuł takiego pragnienia. Jeszcze nigdy nie szalał za kimś do takiego stopnia. Jeszcze przenigdy nie musiał się powstrzymywać żeby nie rzucić się na kogoś darzonego tak szczerym i gorącym uczuciem. Louriel nie był zdobyczą, był jego przeznaczeniem, osobą o ogromnym szacunku i radości z bycia przy nim, ba! On został jego oficjalnym narzeczonym i teraz nie mógł się już tak łatwo od niego uwolnić. To, że nie chciał stanowiło wisienkę na torcie.
Zmierzając w stronę Akademii czuł jak atmosfera między nimi gęstnieje. Każdy niewinny gest czy rzucane spojrzenie emanowało teraz sensualnością, chciał go całować, przygryzać i pieścić, rzucić na łóżko i dotykać każdy fragment jego przyjemnie miękkiej skóry ustami, językiem czy palcami. Sam Louriel wydawał się chcieć, dużo mocno i namiętnie dlatego on w ogóle nie czuł wyrzutów sumienia. Po co skoro dokładnie na takim samym poziomie się pragnęli? Po co skoro już do siebie należeli? Nie widział absolutnie żadnego powodu nawet jakby później gad miał go okrzyknąć zboczeńcem, nie wstać z łóżka przez pół dnia i kazać się karmić zupami. Owszem! I niech doda fetyszystę bo te cudowne stopy również zostaną dzisiaj obiektem pieszczot.
W momencie gdy został delikatnie przyhamowany, gdy pełne wargi w przyjemnie różowym kolorze zbliżyły się do jego ucha musiał unieść spojrzenie ku niebu w błagalnym geście. Przytrzymywał go w pasie żeby mu nie umknął jednocześnie siłą woli nie zaczepiając dłoni na zgrabnych pośladkach. I ten cudowny szept wprawiający go w drżenie.
- Prowokujesz mnie. Do bardzo niegrzecznych rzeczy. – Ostrzegł go z łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na twarzy na co otrzymał iskrzące spojrzenie. Oczywiście, że prowokował i to z pełną świadomością swoich czynów. Przez co Finni musiał przełknąć głośno ślinę żeby nie połasić się o rzucenie się na niego tu i teraz. Zamiast tego pochylił się nad nim i całując delikatnie szpiczaste ucho przytulił się. Każdy rodzaj bliskości chociaż pchał do coraz odważniejszych gestów, obecnie był zwyczajnie cenny. I mu się najzwyczajniej chciało być blisko narzeczonego.
Z rozbawieniem przyglądał się jak mocno Lusiu potrafił być niecierpliwy. Z jednej strony, sam z nim igrał kusząc go raz po raz, w każdym kolejnym sklepie skracając dystans, poddając jego zmysły grą, a teraz gdy mógł nagiąć zasady do granic możliwości, usłyszeć skamlące błaganie o pójście do łóżka, biegł na złamanie karku żeby tylko przekroczyć bezpieczny próg. W jego oczach w tym czasie błyszczało niebezpieczeństwo. Nie umiał się powstrzymywać, przed wejście do ich domu złapał go w pasie i dociskając do drzwi wpił się w jego usta odbierając mu pełen oddech. Łapczywie pieścił wargi i splatają języki w ciasnym uścisku aż i jemu brakło tchu. Wstęp, piękny i kuszący, a widząc wzrok błękitnych oczu padający na jego twarz wiedział, że to nie będzie – ponownie – spokojny raz.
Nie miał ochoty go puszczać więc gdy wpadli w okraszony jedynie miękkim światłem z kominka hol, nadal pożerał go wzorkiem, nadal z utęsknieniem wodził palcami po jego plecach chcąc dostać się pod poły materiału. Najpewniej powoli zacząłby go już rozbierać, jeszcze w drodze do komnat, gdyby kątem oka nie zarejestrował ruchu. Momentalnie się jeżąc zasłonił Louriela jedną ręką i mrużąc oczy pozwolił by spokojny dotąd ogień buchnął burzliwym jęzorem znacznie poza kominek. Uważał na cenne księgozbiory czy meble ale taki zabieg pozwolił na doświetlenie pomieszczenia, zorientowanie się w ilości wrogów. Dopiero na delikatny dotyk szczupłych palców wyprostował się, wypuszczając powietrze z płuc wraz z którym i sam żywioł się uspokoił. Nadal jednak stał te pół kroku przed księciem i z podejrzeniem przyglądał się nieznajomemu.
- Dobry wieczór. – Odpowiedział również czując się przywitanym, a gdy niepewność w głosie Lusia zastąpiła zwyczajna ekscytacja, spojrzał na niego z ogromnym powątpiewaniem i jeszcze większą zazdrością! Szybko zdał sobie sprawę, że uczucie to było bezpodstawne. Właśnie spotkało się dwóch mistrzów magii wody i on sam mając przed sobą osobę władającą w pełni żywiołem który on nadal poskramiał byłby zaaferowany, odpuścił. Uśmiechnął się za to nieco smutno do roziskrzonego gadziego spojrzenia na co ujął jego dłoń którą delikatnie ucałował.
- Idę do Ezry, pochwalę się ciuchami. – Zaproponował nie chcąc i zwyczajnie nie mając ochoty siedzieć tutaj z nimi. Uśmiechnął się jeszcze raz słodko, ustalił co z zakupami ale niebieskowłosy nie chciał go fatygować. Dlatego on jedynie jeszcze raz ucałował dłoń, spojrzał na niego z ogromną nadzieją – tak, szedł siedzieć z Ezrą żeby samemu nie zając się problematycznym uczuciem, mając przy tym nadal nadzieję na coś więcej w łóżku! – po czym skłonił się delikatnie przed nieznajomym i ruszył na górę, poprzeszkadzać zakochanym.
Zanim postanowił przekroczyć próg pokoju Oriona, nauczony własnym doświadczeniem, zapukał i poczekał aż cokolwiek mu odpowie. Otrzymał pomruk na co wchodząc i widząc dwie przyssawki dopiero się od siebie odrywające, uśmiechnął się do nich łobuzersko zdejmując wierzchni płaszcz i wieszając na haczyku.
- Och, ktoś tu się odstawił. – Zaśmiał się brunet siedząc ramię w ramię z Orionem którego obecnie gładził po ręce.
- Czas najwyższy. Wreszcie będę mógł wrócić do pracy. – Zauważył na co ten pokiwał z uznaniem głową.
- Co robiliście cały dzień? I gdzie Louriel? – Zapytał na co otrzymał obszerne wyjaśnienia wszystkich zaliczonych punktów w mieście oraz niechętny fakt zajęcia jego kLusia przez jakiegoś mistrza wody. Na pytanie Oriona o personalia jedynie wzruszył obojętnie ramionami i powtórzył nazwisko.
- Nie chciałem im przeszkadzać. Poza tym mistrzowskie sprawy jakoś średnio mnie obchodzą.
- Jeszcze. Jak już mistrzem zostaniesz to będą musiały. – Zauważył na co blondyn jedynie przewrócił obojętnie oczami. Przez fakt wyjazdu z rodzimego kraju ogromnie wątpił w fakt sprawnego rozwoju i zdobycia tego zaszczytnego tytułu chociaż, trzeba przyznać że jego moc i możliwości jakie za sobą niosła, nieco wyewoluowały. Nie wiedział czym było to spowodowane ale odczuwał większą pewność we władaniu dużymi pokładami ognia. A i ten mały, płomyk na świecy czy język w kominku, jakby chętniej podporządkowywały się jego rozkazom. Nie miał jednak z kim tego omówić i omawiać, nie miał zamiaru.
Spędzając u chłopaków prawie godzinę ostatecznie uspokoił się fizycznie i postanowił pójść do siebie, wziąć kąpiel i poczekać w łóżku na niepewną obietnicę. Życzył im więc spokojnej nocy i schodząc na dół uniósł do góry brew gdy w oczy rzuciła się mu kartka. W pierwszym momencie miał fatalne skojarzenia ze sposobem informowania sir Lorhena o ich wyprawach, zaraz jednak podszedł i spokojnie odszyfrowując kaligraficzne pismo uniósł ponownie brew w pytającym geście. Po co do gabinetu? Nie wiedział ale zostawiając płaszcz na wieszaku już swojej sypialni, ubrany nadal w filetowe szaty, podreptał do odpowiednich drzwi w które zapukał, a na zaproszenie przekroczył.
Dokładnie po to by zamrzeć zaraz po zamknięciu za sobą skrzydła.
Jego wzrok niespiesznie przebiegł po siedzącej na biurku sylwetce. Uśmiech pełen zadziorności, iskrzące oczy, delikatne wypieki na policzkach. Smukła odkryta szyja. Przepastna szata nie ułatwiała mu zadania nakręcając wyobraźnię tym co mogło się pod nią znajdować, a co tak skutecznie pokazywały mu zgrabne nogi. Pończochy! Piękne, koronkowe i najpewniej niezwykle miękkie. Gdy to wszystko do niego dotarło, to co mógł zaraz „rozpakować”, zamiast ruszyć się ze swojego miejsca i cokolwiek zrobić, stał jak wół przy drzwiach z otwartymi ustami i podziwiał. Dopiero na zachęcający ruch ręki zamknął drzwi na klucz i podchodząc do niego chciał szarpnąć za szeroki pas umożliwiający mu rozebranie się. Szybko został jednak powstrzymany, a widząc żar w jasnych oczach ponownie już musiał ciężko przełknąć ślinę.
- Sam byś chciał? – Dopytał odnośnie pozbywania się kolejnych warstw na co posłał mu uroczy uśmiech, pocałował w policzek, a później już tylko coraz niżej. Szyja, obojczyk, zsunął szatę żeby odkryć delikatny szlafrok, złapać za pośladki okryte bielizną na dotyk której spojrzał ze zdziwieniem w niebieskie oczy. Uśmiechnął się jednak zaraz jak dziecko wpuszczone do sklepu z cukierkami i pchając go by położył się na biurko, rozpiął to co przeszkadzało mu podziwiać. Wtedy zatrzymał się ponownie i wodząc niespiesznie wzorkiem po każdym centymetrze jego ciała, nawet jakby chciał nie umiał znaleźć i wykrztusić komplementu podkreślającego jego wybitne piękno.
Zamiast tego powoli całował każdy odkryty fragment zachęcając go do rozpoczęcia zabawy.
Zmierzając w stronę Akademii czuł jak atmosfera między nimi gęstnieje. Każdy niewinny gest czy rzucane spojrzenie emanowało teraz sensualnością, chciał go całować, przygryzać i pieścić, rzucić na łóżko i dotykać każdy fragment jego przyjemnie miękkiej skóry ustami, językiem czy palcami. Sam Louriel wydawał się chcieć, dużo mocno i namiętnie dlatego on w ogóle nie czuł wyrzutów sumienia. Po co skoro dokładnie na takim samym poziomie się pragnęli? Po co skoro już do siebie należeli? Nie widział absolutnie żadnego powodu nawet jakby później gad miał go okrzyknąć zboczeńcem, nie wstać z łóżka przez pół dnia i kazać się karmić zupami. Owszem! I niech doda fetyszystę bo te cudowne stopy również zostaną dzisiaj obiektem pieszczot.
W momencie gdy został delikatnie przyhamowany, gdy pełne wargi w przyjemnie różowym kolorze zbliżyły się do jego ucha musiał unieść spojrzenie ku niebu w błagalnym geście. Przytrzymywał go w pasie żeby mu nie umknął jednocześnie siłą woli nie zaczepiając dłoni na zgrabnych pośladkach. I ten cudowny szept wprawiający go w drżenie.
- Prowokujesz mnie. Do bardzo niegrzecznych rzeczy. – Ostrzegł go z łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na twarzy na co otrzymał iskrzące spojrzenie. Oczywiście, że prowokował i to z pełną świadomością swoich czynów. Przez co Finni musiał przełknąć głośno ślinę żeby nie połasić się o rzucenie się na niego tu i teraz. Zamiast tego pochylił się nad nim i całując delikatnie szpiczaste ucho przytulił się. Każdy rodzaj bliskości chociaż pchał do coraz odważniejszych gestów, obecnie był zwyczajnie cenny. I mu się najzwyczajniej chciało być blisko narzeczonego.
Z rozbawieniem przyglądał się jak mocno Lusiu potrafił być niecierpliwy. Z jednej strony, sam z nim igrał kusząc go raz po raz, w każdym kolejnym sklepie skracając dystans, poddając jego zmysły grą, a teraz gdy mógł nagiąć zasady do granic możliwości, usłyszeć skamlące błaganie o pójście do łóżka, biegł na złamanie karku żeby tylko przekroczyć bezpieczny próg. W jego oczach w tym czasie błyszczało niebezpieczeństwo. Nie umiał się powstrzymywać, przed wejście do ich domu złapał go w pasie i dociskając do drzwi wpił się w jego usta odbierając mu pełen oddech. Łapczywie pieścił wargi i splatają języki w ciasnym uścisku aż i jemu brakło tchu. Wstęp, piękny i kuszący, a widząc wzrok błękitnych oczu padający na jego twarz wiedział, że to nie będzie – ponownie – spokojny raz.
Nie miał ochoty go puszczać więc gdy wpadli w okraszony jedynie miękkim światłem z kominka hol, nadal pożerał go wzorkiem, nadal z utęsknieniem wodził palcami po jego plecach chcąc dostać się pod poły materiału. Najpewniej powoli zacząłby go już rozbierać, jeszcze w drodze do komnat, gdyby kątem oka nie zarejestrował ruchu. Momentalnie się jeżąc zasłonił Louriela jedną ręką i mrużąc oczy pozwolił by spokojny dotąd ogień buchnął burzliwym jęzorem znacznie poza kominek. Uważał na cenne księgozbiory czy meble ale taki zabieg pozwolił na doświetlenie pomieszczenia, zorientowanie się w ilości wrogów. Dopiero na delikatny dotyk szczupłych palców wyprostował się, wypuszczając powietrze z płuc wraz z którym i sam żywioł się uspokoił. Nadal jednak stał te pół kroku przed księciem i z podejrzeniem przyglądał się nieznajomemu.
- Dobry wieczór. – Odpowiedział również czując się przywitanym, a gdy niepewność w głosie Lusia zastąpiła zwyczajna ekscytacja, spojrzał na niego z ogromnym powątpiewaniem i jeszcze większą zazdrością! Szybko zdał sobie sprawę, że uczucie to było bezpodstawne. Właśnie spotkało się dwóch mistrzów magii wody i on sam mając przed sobą osobę władającą w pełni żywiołem który on nadal poskramiał byłby zaaferowany, odpuścił. Uśmiechnął się za to nieco smutno do roziskrzonego gadziego spojrzenia na co ujął jego dłoń którą delikatnie ucałował.
- Idę do Ezry, pochwalę się ciuchami. – Zaproponował nie chcąc i zwyczajnie nie mając ochoty siedzieć tutaj z nimi. Uśmiechnął się jeszcze raz słodko, ustalił co z zakupami ale niebieskowłosy nie chciał go fatygować. Dlatego on jedynie jeszcze raz ucałował dłoń, spojrzał na niego z ogromną nadzieją – tak, szedł siedzieć z Ezrą żeby samemu nie zając się problematycznym uczuciem, mając przy tym nadal nadzieję na coś więcej w łóżku! – po czym skłonił się delikatnie przed nieznajomym i ruszył na górę, poprzeszkadzać zakochanym.
Zanim postanowił przekroczyć próg pokoju Oriona, nauczony własnym doświadczeniem, zapukał i poczekał aż cokolwiek mu odpowie. Otrzymał pomruk na co wchodząc i widząc dwie przyssawki dopiero się od siebie odrywające, uśmiechnął się do nich łobuzersko zdejmując wierzchni płaszcz i wieszając na haczyku.
- Och, ktoś tu się odstawił. – Zaśmiał się brunet siedząc ramię w ramię z Orionem którego obecnie gładził po ręce.
- Czas najwyższy. Wreszcie będę mógł wrócić do pracy. – Zauważył na co ten pokiwał z uznaniem głową.
- Co robiliście cały dzień? I gdzie Louriel? – Zapytał na co otrzymał obszerne wyjaśnienia wszystkich zaliczonych punktów w mieście oraz niechętny fakt zajęcia jego kLusia przez jakiegoś mistrza wody. Na pytanie Oriona o personalia jedynie wzruszył obojętnie ramionami i powtórzył nazwisko.
- Nie chciałem im przeszkadzać. Poza tym mistrzowskie sprawy jakoś średnio mnie obchodzą.
- Jeszcze. Jak już mistrzem zostaniesz to będą musiały. – Zauważył na co blondyn jedynie przewrócił obojętnie oczami. Przez fakt wyjazdu z rodzimego kraju ogromnie wątpił w fakt sprawnego rozwoju i zdobycia tego zaszczytnego tytułu chociaż, trzeba przyznać że jego moc i możliwości jakie za sobą niosła, nieco wyewoluowały. Nie wiedział czym było to spowodowane ale odczuwał większą pewność we władaniu dużymi pokładami ognia. A i ten mały, płomyk na świecy czy język w kominku, jakby chętniej podporządkowywały się jego rozkazom. Nie miał jednak z kim tego omówić i omawiać, nie miał zamiaru.
Spędzając u chłopaków prawie godzinę ostatecznie uspokoił się fizycznie i postanowił pójść do siebie, wziąć kąpiel i poczekać w łóżku na niepewną obietnicę. Życzył im więc spokojnej nocy i schodząc na dół uniósł do góry brew gdy w oczy rzuciła się mu kartka. W pierwszym momencie miał fatalne skojarzenia ze sposobem informowania sir Lorhena o ich wyprawach, zaraz jednak podszedł i spokojnie odszyfrowując kaligraficzne pismo uniósł ponownie brew w pytającym geście. Po co do gabinetu? Nie wiedział ale zostawiając płaszcz na wieszaku już swojej sypialni, ubrany nadal w filetowe szaty, podreptał do odpowiednich drzwi w które zapukał, a na zaproszenie przekroczył.
Dokładnie po to by zamrzeć zaraz po zamknięciu za sobą skrzydła.
Jego wzrok niespiesznie przebiegł po siedzącej na biurku sylwetce. Uśmiech pełen zadziorności, iskrzące oczy, delikatne wypieki na policzkach. Smukła odkryta szyja. Przepastna szata nie ułatwiała mu zadania nakręcając wyobraźnię tym co mogło się pod nią znajdować, a co tak skutecznie pokazywały mu zgrabne nogi. Pończochy! Piękne, koronkowe i najpewniej niezwykle miękkie. Gdy to wszystko do niego dotarło, to co mógł zaraz „rozpakować”, zamiast ruszyć się ze swojego miejsca i cokolwiek zrobić, stał jak wół przy drzwiach z otwartymi ustami i podziwiał. Dopiero na zachęcający ruch ręki zamknął drzwi na klucz i podchodząc do niego chciał szarpnąć za szeroki pas umożliwiający mu rozebranie się. Szybko został jednak powstrzymany, a widząc żar w jasnych oczach ponownie już musiał ciężko przełknąć ślinę.
- Sam byś chciał? – Dopytał odnośnie pozbywania się kolejnych warstw na co posłał mu uroczy uśmiech, pocałował w policzek, a później już tylko coraz niżej. Szyja, obojczyk, zsunął szatę żeby odkryć delikatny szlafrok, złapać za pośladki okryte bielizną na dotyk której spojrzał ze zdziwieniem w niebieskie oczy. Uśmiechnął się jednak zaraz jak dziecko wpuszczone do sklepu z cukierkami i pchając go by położył się na biurko, rozpiął to co przeszkadzało mu podziwiać. Wtedy zatrzymał się ponownie i wodząc niespiesznie wzorkiem po każdym centymetrze jego ciała, nawet jakby chciał nie umiał znaleźć i wykrztusić komplementu podkreślającego jego wybitne piękno.
Zamiast tego powoli całował każdy odkryty fragment zachęcając go do rozpoczęcia zabawy.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tej nocy Louriel nie spał dobrze. Zanim skończyli z Finnim zajmować się sobą, było już bardzo późno i tak cicho, że książę leżący z głową opartą o pierś mężczyzny słyszał opadające na ziemię ciężkie płatki śniegu. Był… okropnie podekscytowany i zmęczony. Tak bardzo, że nie potrafił się długi czas uspokoić, a w efekcie zasnąć, pozwalając zmęczonemu ciału odpocząć. Kiedy w końcu mu się udało, śniły mu się macki ciemności zaciskające się wokół blondyna i ciągnące go w przepaść. Louriel nie potrafił się z nich uwolnić i choć, krzyczał, szarpał się i wierzgał, nic nie pomagało. Nawet jego magia go zawiodła, zostawiając go z czerwoną bransoletką na nadgarstku, ale bez osoby, którą tak bardzo kochał.
Z koszmaru obudził go dźwięk niezbyt natarczywego pukania do drzwi. Książę zerwał się do siadu, przez chwilę nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie aktualnie się znajdował i co się z nim działo. Jedyne co rejestrował, to okropny ból, który odbijał się echem w jego czaszce, rozchodząc na resztę ciała. Bolały go biodra i gardło i oczy i usta i ugh… wszystko. Czy Finni zrobił mu coś o czym nie wiedział? Nie sądził, a przypominając sobie… szczegóły ich intensywnego wieczoru, zarumienił się, ale zdecydowanie wiedział, skąd to wszystko się wzięło. Niemniej, nie zamierzał komukolwiek o tym mówić, tym bardziej nie Finniemu. Wstydził się? Trochę, ale bardziej niż to, miał wrażenie, że rozczaruje blondyna. W końcu wiedział, że mężczyzna lubił się trochę ostrzej zabawić, a on… nie potrafiłby mu powiedzieć, że dla niego, było to trochę zbyt mocne. Dlatego, udając że nic mu nie jest i próbując przekonać do tego samego siebie, podniósł się z łóżka i nie zwracając uwagi na to, jak mocno drżały mu nogi, a kolana uginały się pod jego ciężarem, udając że idzie normalnie, a w jego głowie wcale nie ryczy tysiąc rozbestwionych smoków, obijając się pulsującym bólem o jego czaszkę, narzucił na swoje, poznaczone miłosnymi śladami ciało szlafrok, zakrywając przed oczami wszystkich ugryzienia, siniaki i malinki, które zrobił mu Finni.
- Tak? – zapytał, nie spodziewając się, że jego głos będzie aż tak zachrypnięty, kiedy otworzył drzwi zaskoczonemu widokiem okrytego jedynie w szlafrok księcia Rafaelowi.
Kiedy szlachcic go zobaczył, błękitne oczy mężczyzny rozszerzyły się do wielkości spodków, ale nie było to spowodowane niestosownym ubiorem gada. Był raczej w szoku, widząc jak mocno książę drżał, nie zdając sobie z tego sprawy i szukając oparcia we framudze drzwi. Wyglądał… lekko mówiąc, okropnie, z opuchniętymi od łez oczami, opuchniętymi od pocałunków wargami i przestępując z nogi na nogę, jakby nie potrafił utrzymać zbyt długo ciężaru ciała na jednej z kończyn.
- Przyszedłem… - zaczął zaniepokojony mag, ale wystarczyło, by zobaczył jak błękitnowłosy mężczyzna złapał się za głowę, chwiejąc niebezpiecznie, by się zamknąć i złapać księcia w pół, powstrzymując go przed upadkiem. – M-mistrzu? – zapytał, ale Louriel nie był w stanie mu odpowiedzieć, zaciskając mocno powieki, czując że jego świat wiruje.
- Posadź mnie na fotelu – poprosił cicho, przełykając ciężko ślinę. Oh, jak go bolało. Miał wrażenie jakby jego głowa była wielkim orzechem, który ktoś próbował rozbić od środka.
Rafael natychmiast pomógł księciu dojść do fotela, zauważając przy okazji obecność Finnegana w jego łóżku. Nawet jeśli zaskoczyła go jego obecność, na dodatek całkiem naga, jeśli nie liczyć przykrywającego go koca, nie dał nic po sobie poznać, odwracając taktownie wzrok.
- Mistrzu, czy wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony Rafael, odsuwając się kawałek, robiąc miejsce zaniepokojonemu blondynowi. – Pójść po medyka? – zasugerował, ale niemal natychmiast nadział się na cierpiące spojrzenie gada.
- Nie – wychrypiał, odchylając głowę do tyłu i na powrót przymykając oczy. – Nie ma takiej potrzeby - dodał, ale kiedy usłyszał ciskającego się o jego stan Finnegana, zerknął na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie chcę medyka – oświadczył powoli, czując zgrozę na myśl, że musiałby się tłumaczyć mężczyźnie dlaczego nie potrafi normalnie iść. Była jednak jeszcze jedna osoba, która wiedziała jak mu pomóc, a która nie zadałaby ani jednego pytania. Co prawda Lusiek nie chciał kłopotać przyjaciela, ale to był ten jeden raz, kiedy wiedział, że nikt inny nie potrafiłby mu pomóc. – Ale możesz zawołać Oriona, Orion… Ori mi pomoże – powiedział, używając rzadkiego zdrobnienia, które tym bardziej powinno zaniepokoić obecnych w pomieszczeniu mężczyzn.
Kiedy następnego ranka Orion z Ezrą szykowali się do wyjścia, gotowi obejrzeć jeszcze raz mieszkanie i zrobić długą listę potrzebnych do remontu rzeczy, nie spodziewał się, że do jego drzwi ktoś zastuka. Ktoś ubrany iście po szlachecku, do tego wyglądający jakby nie bardzo wiedział, czy dobrze trafił, a w jego jasnych oczach błyszczała odrobina paniki. Orion nigdy wcześniej nie widział tego mężczyzny, miał jednak wrażenie, jakby było w nim coś znajomego.
- Czy to pan Orion? – zapytał nieznajomy, prześlizgując wzrokiem po białych włosach chłopaka, zatrzymując się dłużej na twarzy Ezry.
- Owszem, o co chodzi? – zapytał białowłosy, a dostrzegając wzrok nieznajomego, przesunął się w bok, by zakryć sobą osobę maga ognia, unosząc wyzywająco podbródek do góry.
- Mistrz Louriel prosił byś do niego przyszedł, natychmiast, on… nie wygląda zbyt dobrze – powiedział mężczyzna zmartwionym tonem, cofając się o krok i unosząc dłonie do góry, jakby mówił, że nie miał wobec niego, ani jego słodkiej Śnieżynki złych zamiarów.
Orion zmarszczył brwi, ale zerknął szybko na Ezrę, a widząc że chłopak wzruszył ramionami, mając tyle samo pojęcia o tym, co mogło dziać się z gadem, stwierdził że najlepszą opcją będzie po prostu iść i to sprawdzić. Miał przy tym cichą nadzieję, że nie chodziło o nic ważnego. Nie potrafił jednak pozbyć się złych przeczuć, kiedy razem z Ezrą i w towarzystwie nieznajomego mężczyzny schodzili po schodach na dół, kierując się do prywatnych komnat księcia.
- Lusiek, co… - zaczął niepewnie, wchodząc bez pukania do pokoju gada, ale widząc stan przyjaciela, natychmiast zamilkł, a jego oczy rozszerzyły się do wielkości spodków. – Cholera – wymknęło mu się, kiedy zaniepokojony podszedł bliżej, by sprawdzić stan maga wody.
Czuł się jakby był lekarzem, badającym stan umierającego pacjenta, kiedy czuł na sobie spojrzenie czterech par oczu, śledzących uważnie każdy jego ruch, kiedy poprosiwszy Finnegana by się odsunął, kucnął przed fotelem, najpierw dotykając czoła Louriela i sprawdzając czy nie miał gorączki. Na szczęście jego czoło było chłodne, ale tak na dobrą sprawę nie znaczyło to wiele. O wiele bardziej zaniepokoił się, kiedy złapał dłonie przyjaciela i zamiast zwyczajnego chłodu jego palców, poczuł jak mocno były ciepłe.
- Lusiu – jęknął, głaszcząc uspokajająco wierzch dłoni gada, będąc przerażonym jego stanem. – Co wyście wczoraj robili – westchnął, ale widząc jak powieki księcia unoszą się, ukazując zaczerwienione białka jego oczu, nakazał sobie spokój. To nie był pierwszy raz, kiedy widział go w takim stanie. Nie pierwszy kiedy musiał się nim zająć. Pracoholik taki jak Louriel co jakiś czas robił sobie krzywdę i doprowadzał delikatne ciało na skraj wytrzymałości.
Pozwolił sobie na jeszcze jedno, przepełnione smutkiem westchnienie, by zaraz ścisnąć odrobinę bardziej stanowczo kruche dłonie przyjaciela.
- Co cię boli najbardziej? – zapytał, domyślając się, że gdyby zapytał go o to, co w ogóle go boli, dostałby jedynie zdawkową odpowiedź, że wszystko.
- Głowa – usłyszał słaby szept ze spierzchniętych ust gada i wszystko stało się dla niego jasne. Przeforsował się. I to mocno.
- Głupek… - powiedział Orion miękko, w odpowiedzi dostając blady uśmiech. – Zrobisz to co ci powiem? – zapytał jeszcze, a otrzymując w odpowiedzi jedno skinienie, podniósł się by odszukać w jednej z szuflad jego komody pudełko pełne ziół i mieszanek odpowiednich dla delikatnego ciała księcia. Zgarnął je, a potem, natknąwszy się na spojrzenie Finnegana, skinął na niego, by wyszedł z nim z pokoju.
Zaprowadził maga ognia do kuchni, a tam, najpierw zaczął mu wyjaśniać, co znajdowało się w środku. Mieszanka na sen, na ból głowy, na uspokojenie, nawet ziółka na katar i wzmacniające odporność. Wybrał z tego wszystkiego saszetkę z ziółkami na ból głowy, nakazując Finneganowi by podgrzał w drugim garnku mleko, podczas gdy on parzył dla księcia mieszkankę i rumianek w osobnych kubkach. Widział na twarzy blondyna winę o stan księcia i cóż… domyślał się patrząc na Louriela, na Finniego i wystające mu spod ubrań malinki, że nie byli grzeczni tej nocy, ale jako przyjaciel tego upartego gada miał obowiązek coś z nimi oboma zrobić. Dlatego kiedy mleko się podgrzewało, a zioła parzyły, spojrzał na niego ze skomplikowanym wyrazem twarzy.
- Finnegan – zaczął, ale w jego głosie nie było ani trochę żalu, czy nagany. Raczej troska o tą błękitnowłosą pierdołę, która nie potrafiła o siebie zadbać. – Domyślam się, że właśnie plujesz sobie w brodę, dlaczego doprowadziłeś go do takiego stanu i że gdybyś zostawił to co masz w spodniach we właściwej nogawce, do niczego takiego by nie doszło, pragnę ci powiedzieć, byś się tym nie zadręczał. Widzę, że przesadziliście, mocno przesadziliście, ale wina nie leży tylko po twojej stronie – powiedział, po czym westchnął ciężko, masując sobie skroń palcami. – Wiem, że pewnie tak uważasz, ale uwierz, znam Luśka zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że to prawdopodobnie on cię prowokował, a potem nie protestował jakoś mocno, albo w ogóle jeszcze cię zachęcał. To uparte gadzisko, zrobi wszystko, żeby zadowolić tych na których mu zależy, choćby to miało znaczyć, że da się zerżnąć i jeszcze będzie mu się to podobać – powiedział, przewracając oczami. – Dlatego nie, nie uważam, że to tylko i wyłącznie twoja wina, ba, powiedziałbym, że to ty powinieneś trochę utemperować jego. Zwłaszcza, że jak bardzo nie powtarza, że nie jest księciem, to został jak książę wychowany. Na wszystko co białe, dla niego wielką rzeczą jest zwykłe zadrapanie, a co dopiero… - Orion zarumienił się, nie będąc w stanie wyobrazić sobie, co mężczyźni mogli robić, że gad doprowadził się do takiego stanu, zwłaszcza że jak wiele o nim wiedział, tak wiedział też, że lubił delikatność. Odchrząknął, a potem sprawdzając czy zioła się zaparzyły, a mleko było odpowiednio podgrzane, dodał do niego miodu i czosnku, zamierzając to wszystko, poza rumiankiem, w gada wmusić, choćby się nie wiadomo jak opierał.
Z koszmaru obudził go dźwięk niezbyt natarczywego pukania do drzwi. Książę zerwał się do siadu, przez chwilę nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie aktualnie się znajdował i co się z nim działo. Jedyne co rejestrował, to okropny ból, który odbijał się echem w jego czaszce, rozchodząc na resztę ciała. Bolały go biodra i gardło i oczy i usta i ugh… wszystko. Czy Finni zrobił mu coś o czym nie wiedział? Nie sądził, a przypominając sobie… szczegóły ich intensywnego wieczoru, zarumienił się, ale zdecydowanie wiedział, skąd to wszystko się wzięło. Niemniej, nie zamierzał komukolwiek o tym mówić, tym bardziej nie Finniemu. Wstydził się? Trochę, ale bardziej niż to, miał wrażenie, że rozczaruje blondyna. W końcu wiedział, że mężczyzna lubił się trochę ostrzej zabawić, a on… nie potrafiłby mu powiedzieć, że dla niego, było to trochę zbyt mocne. Dlatego, udając że nic mu nie jest i próbując przekonać do tego samego siebie, podniósł się z łóżka i nie zwracając uwagi na to, jak mocno drżały mu nogi, a kolana uginały się pod jego ciężarem, udając że idzie normalnie, a w jego głowie wcale nie ryczy tysiąc rozbestwionych smoków, obijając się pulsującym bólem o jego czaszkę, narzucił na swoje, poznaczone miłosnymi śladami ciało szlafrok, zakrywając przed oczami wszystkich ugryzienia, siniaki i malinki, które zrobił mu Finni.
- Tak? – zapytał, nie spodziewając się, że jego głos będzie aż tak zachrypnięty, kiedy otworzył drzwi zaskoczonemu widokiem okrytego jedynie w szlafrok księcia Rafaelowi.
Kiedy szlachcic go zobaczył, błękitne oczy mężczyzny rozszerzyły się do wielkości spodków, ale nie było to spowodowane niestosownym ubiorem gada. Był raczej w szoku, widząc jak mocno książę drżał, nie zdając sobie z tego sprawy i szukając oparcia we framudze drzwi. Wyglądał… lekko mówiąc, okropnie, z opuchniętymi od łez oczami, opuchniętymi od pocałunków wargami i przestępując z nogi na nogę, jakby nie potrafił utrzymać zbyt długo ciężaru ciała na jednej z kończyn.
- Przyszedłem… - zaczął zaniepokojony mag, ale wystarczyło, by zobaczył jak błękitnowłosy mężczyzna złapał się za głowę, chwiejąc niebezpiecznie, by się zamknąć i złapać księcia w pół, powstrzymując go przed upadkiem. – M-mistrzu? – zapytał, ale Louriel nie był w stanie mu odpowiedzieć, zaciskając mocno powieki, czując że jego świat wiruje.
- Posadź mnie na fotelu – poprosił cicho, przełykając ciężko ślinę. Oh, jak go bolało. Miał wrażenie jakby jego głowa była wielkim orzechem, który ktoś próbował rozbić od środka.
Rafael natychmiast pomógł księciu dojść do fotela, zauważając przy okazji obecność Finnegana w jego łóżku. Nawet jeśli zaskoczyła go jego obecność, na dodatek całkiem naga, jeśli nie liczyć przykrywającego go koca, nie dał nic po sobie poznać, odwracając taktownie wzrok.
- Mistrzu, czy wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony Rafael, odsuwając się kawałek, robiąc miejsce zaniepokojonemu blondynowi. – Pójść po medyka? – zasugerował, ale niemal natychmiast nadział się na cierpiące spojrzenie gada.
- Nie – wychrypiał, odchylając głowę do tyłu i na powrót przymykając oczy. – Nie ma takiej potrzeby - dodał, ale kiedy usłyszał ciskającego się o jego stan Finnegana, zerknął na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie chcę medyka – oświadczył powoli, czując zgrozę na myśl, że musiałby się tłumaczyć mężczyźnie dlaczego nie potrafi normalnie iść. Była jednak jeszcze jedna osoba, która wiedziała jak mu pomóc, a która nie zadałaby ani jednego pytania. Co prawda Lusiek nie chciał kłopotać przyjaciela, ale to był ten jeden raz, kiedy wiedział, że nikt inny nie potrafiłby mu pomóc. – Ale możesz zawołać Oriona, Orion… Ori mi pomoże – powiedział, używając rzadkiego zdrobnienia, które tym bardziej powinno zaniepokoić obecnych w pomieszczeniu mężczyzn.
Kiedy następnego ranka Orion z Ezrą szykowali się do wyjścia, gotowi obejrzeć jeszcze raz mieszkanie i zrobić długą listę potrzebnych do remontu rzeczy, nie spodziewał się, że do jego drzwi ktoś zastuka. Ktoś ubrany iście po szlachecku, do tego wyglądający jakby nie bardzo wiedział, czy dobrze trafił, a w jego jasnych oczach błyszczała odrobina paniki. Orion nigdy wcześniej nie widział tego mężczyzny, miał jednak wrażenie, jakby było w nim coś znajomego.
- Czy to pan Orion? – zapytał nieznajomy, prześlizgując wzrokiem po białych włosach chłopaka, zatrzymując się dłużej na twarzy Ezry.
- Owszem, o co chodzi? – zapytał białowłosy, a dostrzegając wzrok nieznajomego, przesunął się w bok, by zakryć sobą osobę maga ognia, unosząc wyzywająco podbródek do góry.
- Mistrz Louriel prosił byś do niego przyszedł, natychmiast, on… nie wygląda zbyt dobrze – powiedział mężczyzna zmartwionym tonem, cofając się o krok i unosząc dłonie do góry, jakby mówił, że nie miał wobec niego, ani jego słodkiej Śnieżynki złych zamiarów.
Orion zmarszczył brwi, ale zerknął szybko na Ezrę, a widząc że chłopak wzruszył ramionami, mając tyle samo pojęcia o tym, co mogło dziać się z gadem, stwierdził że najlepszą opcją będzie po prostu iść i to sprawdzić. Miał przy tym cichą nadzieję, że nie chodziło o nic ważnego. Nie potrafił jednak pozbyć się złych przeczuć, kiedy razem z Ezrą i w towarzystwie nieznajomego mężczyzny schodzili po schodach na dół, kierując się do prywatnych komnat księcia.
- Lusiek, co… - zaczął niepewnie, wchodząc bez pukania do pokoju gada, ale widząc stan przyjaciela, natychmiast zamilkł, a jego oczy rozszerzyły się do wielkości spodków. – Cholera – wymknęło mu się, kiedy zaniepokojony podszedł bliżej, by sprawdzić stan maga wody.
Czuł się jakby był lekarzem, badającym stan umierającego pacjenta, kiedy czuł na sobie spojrzenie czterech par oczu, śledzących uważnie każdy jego ruch, kiedy poprosiwszy Finnegana by się odsunął, kucnął przed fotelem, najpierw dotykając czoła Louriela i sprawdzając czy nie miał gorączki. Na szczęście jego czoło było chłodne, ale tak na dobrą sprawę nie znaczyło to wiele. O wiele bardziej zaniepokoił się, kiedy złapał dłonie przyjaciela i zamiast zwyczajnego chłodu jego palców, poczuł jak mocno były ciepłe.
- Lusiu – jęknął, głaszcząc uspokajająco wierzch dłoni gada, będąc przerażonym jego stanem. – Co wyście wczoraj robili – westchnął, ale widząc jak powieki księcia unoszą się, ukazując zaczerwienione białka jego oczu, nakazał sobie spokój. To nie był pierwszy raz, kiedy widział go w takim stanie. Nie pierwszy kiedy musiał się nim zająć. Pracoholik taki jak Louriel co jakiś czas robił sobie krzywdę i doprowadzał delikatne ciało na skraj wytrzymałości.
Pozwolił sobie na jeszcze jedno, przepełnione smutkiem westchnienie, by zaraz ścisnąć odrobinę bardziej stanowczo kruche dłonie przyjaciela.
- Co cię boli najbardziej? – zapytał, domyślając się, że gdyby zapytał go o to, co w ogóle go boli, dostałby jedynie zdawkową odpowiedź, że wszystko.
- Głowa – usłyszał słaby szept ze spierzchniętych ust gada i wszystko stało się dla niego jasne. Przeforsował się. I to mocno.
- Głupek… - powiedział Orion miękko, w odpowiedzi dostając blady uśmiech. – Zrobisz to co ci powiem? – zapytał jeszcze, a otrzymując w odpowiedzi jedno skinienie, podniósł się by odszukać w jednej z szuflad jego komody pudełko pełne ziół i mieszanek odpowiednich dla delikatnego ciała księcia. Zgarnął je, a potem, natknąwszy się na spojrzenie Finnegana, skinął na niego, by wyszedł z nim z pokoju.
Zaprowadził maga ognia do kuchni, a tam, najpierw zaczął mu wyjaśniać, co znajdowało się w środku. Mieszanka na sen, na ból głowy, na uspokojenie, nawet ziółka na katar i wzmacniające odporność. Wybrał z tego wszystkiego saszetkę z ziółkami na ból głowy, nakazując Finneganowi by podgrzał w drugim garnku mleko, podczas gdy on parzył dla księcia mieszkankę i rumianek w osobnych kubkach. Widział na twarzy blondyna winę o stan księcia i cóż… domyślał się patrząc na Louriela, na Finniego i wystające mu spod ubrań malinki, że nie byli grzeczni tej nocy, ale jako przyjaciel tego upartego gada miał obowiązek coś z nimi oboma zrobić. Dlatego kiedy mleko się podgrzewało, a zioła parzyły, spojrzał na niego ze skomplikowanym wyrazem twarzy.
- Finnegan – zaczął, ale w jego głosie nie było ani trochę żalu, czy nagany. Raczej troska o tą błękitnowłosą pierdołę, która nie potrafiła o siebie zadbać. – Domyślam się, że właśnie plujesz sobie w brodę, dlaczego doprowadziłeś go do takiego stanu i że gdybyś zostawił to co masz w spodniach we właściwej nogawce, do niczego takiego by nie doszło, pragnę ci powiedzieć, byś się tym nie zadręczał. Widzę, że przesadziliście, mocno przesadziliście, ale wina nie leży tylko po twojej stronie – powiedział, po czym westchnął ciężko, masując sobie skroń palcami. – Wiem, że pewnie tak uważasz, ale uwierz, znam Luśka zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że to prawdopodobnie on cię prowokował, a potem nie protestował jakoś mocno, albo w ogóle jeszcze cię zachęcał. To uparte gadzisko, zrobi wszystko, żeby zadowolić tych na których mu zależy, choćby to miało znaczyć, że da się zerżnąć i jeszcze będzie mu się to podobać – powiedział, przewracając oczami. – Dlatego nie, nie uważam, że to tylko i wyłącznie twoja wina, ba, powiedziałbym, że to ty powinieneś trochę utemperować jego. Zwłaszcza, że jak bardzo nie powtarza, że nie jest księciem, to został jak książę wychowany. Na wszystko co białe, dla niego wielką rzeczą jest zwykłe zadrapanie, a co dopiero… - Orion zarumienił się, nie będąc w stanie wyobrazić sobie, co mężczyźni mogli robić, że gad doprowadził się do takiego stanu, zwłaszcza że jak wiele o nim wiedział, tak wiedział też, że lubił delikatność. Odchrząknął, a potem sprawdzając czy zioła się zaparzyły, a mleko było odpowiednio podgrzane, dodał do niego miodu i czosnku, zamierzając to wszystko, poza rumiankiem, w gada wmusić, choćby się nie wiadomo jak opierał.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pierwszej nocy gdy mogli zrobić na spokojnie wszystko to o czym dotąd jedynie myśleli, miał wrażenie że jest wykończony. Mylił się. Dopiero teraz gdy nałożyły się na siebie fantazje, długie godziny kuszenia, powłóczyste spojrzenia i łobuzerskie uśmiechy, gdy temperatura między nimi sięgała maksimum, a nadal nie mogli się do siebie dobrać, zrozumiał jak mocno miał ochotę i jak bardzo zużył energię na jej zaspokojenie. Ten drugi raz chociaż zdecydowanie wolniejszy i dostarczający mu całkowicie innych bodźców był wisienką na torcie prowadzącą do tego, że obecnie ledwo żył i spał w najlepsze.
Wiedział doskonale, że na dzisiaj zaplanowaną miał wycieczkę do koszar w celu oficjalnego zapisania się do armii. Skoro przebył te najcięższe dni, skoro miał już odpowiedni strój i nadal posiadał w sobie gorejące chęci nie chciał dać uciec tej szansie na spełnianie się w robieniu tego co zwyczajnie lubił. Chociaż obowiązki miały być tak różne. Niemniej, sama świadomość nie dała mu odpowiedniej ilości siły do tego żeby przytulonego do siebie gada odsunąć, wstać i pójść. Cmokał mu w najlepsze dając do zrozumienia, że nadal śni. Wtulał nos w jego włosy, pozwalał się głaskać będąc cały czas w krainie snu. Ba! On nie miał zielonego pojęcia kiedy Lusiu mu uciekł i jedynie przewracając się na drugi bok, zgarnął poduszkę do której równie mocno co do swojego narzeczonego się przytulił.
Dopiero dźwięki dochodzące spod drzwi wyrwały go ze snu. Jeszcze nie do końca wybudzony sięgnął do szafki na której trzymał – heh, wbrew Lusiowi – sztylet. Złapał za rękojeść i ostrożnie rzucając spojrzenie na pokój, gwałtownie usiadł widząc jak mężczyzna który wczoraj przerwał im pierwsze podejście do zabawy sadza ledwo żywego Louriela na fotelu. Zerwał się natychmiastowo i nie specjalnie przejmując się swoją nagością – jedynie co porwał złożone równo spodnie przywiezione jeszcze z Kraju Ognia – podszedł do niebieskiego kucając przy fotelu.
- Co się dzieje Perło? – Zapytał nieco zbyt gorączkowo w momencie gdy w pokoju zostali ponownie sami. Położył mu delikatnie dłoń na policzku, a czując że był lekko rozpalony jego serce ruszyło galopem. Czy to jego wina? Zrobił mu krzywdę? Przesadził wczoraj? Nie powinien w ogóle wychodzić z nim z łóżka? Czy w ogóle mógł w tym momencie pomóc? Na ten moment jedyne co mu przyszło do głowy to zakrycie nieco gadziego ciała. Poszedł po koc którym go delikatnie otulił i głaszcząc po głowie, zebrał mu włosy w luźny kucyk żeby było mu wygodnie. Później pocałował w czoło i patrząc z ogromną skruchą co i rusz zerkał na drzwi czekając na Oriona.
Jeden jedyny fakt którego nie mógł w żaden sposób podważyć – w Kraju Wody spało mu się wyśmienicie! Niezależnie od tego, że mieli trochę za wąskie łóżko i czasem się przepychając zrzucali jeden drugiego, ostatecznie gdy już spokojnie usnęli wstawał wypoczęty jak nigdy. Zawsze czuł jak mimowolnie się uśmiecha, lśnią mu oczy. Wystarczyło jedno spojrzenie na spokojną twarz Oriona żeby miał cudowny humor! A gdy dodać do tego wspólne śniadanie, późniejsze plany które zazwyczaj mieli, żył jak pączek w maśle. W życiu się nie spodziewał, że będzie mu całkiem nieźle szła normalność! W prawdzie nadal stresował się swoją pracą, mieszkaniem które musieli wyremontować, wisiała nad nim niepewność ale jeden uśmiech jego Tygryska dodawał mu tyle otuchy, że wszystkie niepewności odchodziły w niepamięć.
Podobnie było tego ranka. Ubierając się we wszystkie swoje warstwy lejących się i przyjemnie delikatnych ciuchów prowadził z Orim rozmowę na temat potrzebnych im rzeczy, planów jakie na dzisiaj mogli mieć, miejsc w które mogli pójść. W momencie w którym zostało mu tylko doprowadzenie swoich włosów do porządku – jedyna rzecz która nie akceptowała tak łatwo zimna i się niemiłosiernie skręcały! – ktoś zapukał. Początkowo nie przejmując się starał się trochę rozczesać i dopiero gdy doszedł go paniczny ton wychylił się nieco zza Oriona oglądając dokładnie sylwetkę nieznajomego mężczyzny. Pięknie ubrany z wyprostowaną postawą aczkolwiek strachem w oczach. Zmarszczył od razu brwi, a gdy wymienili porozumiewawcze spojrzenia – mówiące dokładnie tyle, że pojęcia nie mają o co chodzi – lekko się spiął.
Wchodząc do sypialni dzielonej przez Finniego i Lusia pozwolił od razu Orionowi podejść do księcia samemu namierzając wzrokiem blondyna. Oczywiście. Pogryziony, podrapany i mocno przejęty. Przewracając oczami rozejrzał się za jakimś okryciem i rzucając w niego koszulką dał mu jasno do zrozumienia, że wypadałoby się chociaż nieznacznie zakryć. Finni momentalnie załapał o co chodzi, a w momencie gdy białowłosy dał mu do zrozumienia, że ma za nim iść, wyszedł boso z pokoju poprawiając na sobie szybko włożone rzeczy.
Ezra w tym czasie przeprosił mężczyznę zaaferowanego całym zdarzeniem, zapewnił że jak Mistrzowi się polepszy to do niego sam przyjdzie i po zapewnieniu Lusiowi minimum prywatności podszedł do okna uchylając je w celu zgarnięcia do miski śniegu. W prawdzie wyjdzie na gbura nie szanującego prywatności ale istniał pewien sposób na złagodzenie bólów głowy. Po odnalezieniu wzrokiem wiklinowego koszyka z różnymi olejkami znalazł ten z mięty pieprzowej, część wody podgrzał zostawiając ją w misce, część śniegu zawinął w ręcznik. Do miski wrzucił kilka kropel olejku i podchodząc do Lusia ostrożnie zimny okład położył mu na karku, ręce i nogi kazał wsadzić do miski.
- Zaraz powinno ulżyć. – Mruknął cicho siadając obok niego na ziemi i wreszcie doprowadzając swoje włosy do ładu i składu.
W kuchni Finni natychmiastowo wykonał wszystkie polecenia Oriona chociaż musiał przyznać – pierwszą porcję mleka zwyczajnie spalił chcąc zrobić to za szybko. Dopiero po wzięciu głębszego oddechu, skupieniu się na tym co robi, kontrolował tak mały płomień żeby móc doprowadzić wszystkie potrzebne składniki do odpowiedniej temperatury. Jednocześnie po głowie chodziło mu tysiąc myśli o tym co zrobił nie tak, w którym momencie mógł tak mocno zawinić. Louriel wyglądał jakby się przez niego rozchorował, a do tej pory śmiał wątpić, że zimnolubne stworzenie w ogóle imało się chłodu. Dopiero na ton Oriona drgnął i przenosząc na niego jasne oczy pełne przejęcia, przygryzł wnętrze policzka czekając na reprymendę. Chociaż nie oszukiwał się, w momencie wypomnienia mu stosunku lekko drgnęła mu brew. On miał się pilnować? A może dla odmiany to Orion by się przestał i wreszcie wziął to na co miał ochotę? Niemniej, na razie Lusiu…
- Szczerze mówiąc nie sądziłem, że przesadzimy… – Mruknął przypominając sobie widok jaki zastał w gabinecie i czując przez to dreszcze na plecach. Gdyby tylko mógł powtórzyłby całą tą grę której przecież kompletnie nie był winny! On tylko się jej poddał i nią cieszył. Widocznie jednak, za mocno.
- Aczkolwiek sam mógłbyś wreszcie wyjąć to co masz w spodniach z nogawki. Zrozumiałbyś pewne mankamenty… – Uśmiechnął się łobuzersko nieco pokrzepiony. Może rzeczywiście nie wiedział gdzie ustalić granicę? Mimo rozmów o seksie chyba obydwaj brali inne kryteria i wypadało to wreszcie sprostować? Szczególnie, że powinni już nieco rozumieć różnice jakie ich w tym cieszyły. Zdecydowanie, wypadało jeszcze raz porozmawiać…
Po zabraniu wszystkich potrzebnych rzeczy, ze spalonym rumieńcem Orionem, ruszyli na powrót do sypialni gdzie sam miał zamiar się nieco zreflektować. Na wejściu spojrzał zdziwiony na niecodzienną pozycję Lusia opartego czołem o swoje kolana, widząc jednak miskę i spokojnie zaplatającego warkocz Ezrę domyślił się, że ten zastosował swój sprawdzony sposób.
- Lepiej? – Szepnął stawiając tacę na stoliku, gładząc niebieskie włosy. Nie trwało jednak długo jak nadział się na dwukolorowe oczy przepełnione dziwnymi iskierkami i wstając z miejsca odszedł z Ezrą pod drzwi. Ten też nie wydawał się zadowolony z sytuacji chociaż również – nie zrózgał go.
- Cały czas powtarzasz, że grunt to rozmowa. – Zaczął na co blondyn podniósł oczy ku niebu. – Daj spokój. Chciałem się tylko upewnić, że jesteś świadom tego jaki on jest dla Ciebie ważny. A nie, że to kolejna dzi*** z ulicy. – Podniósł ręce w obronnym geście na co twarz Finnegana zastygła po to by się skrzywić.
- Wiem. – Mruknął nie do końca przekonany. Ezra w tym momencie z całkiem podniesionymi rękami wrócił do Lusia w którego Orion wlewał kolejne specyfiki mrucząc, że on się tylko upewnia. A gdy zajęli miejsce tak, że brunet usiadł po turecku w jednym fotelu, a on przysiadł na podłokietniku tego samego mebla, dwukolorowe oczy zwróciły się na nadgarstek ozdobiony czerwoną bransoletką.
- Och, jaka ładna. – Przyznał wyciągając do niego dłoń i przesuwając palcami po blasze przysunął się mocniej żeby się przyjrzeć.
- No i? Lepiej? – Zapytał nie przejmując się tym, że Ezra trzyma go za rękę i ogląda jawny symbol jego miłości, wpatrując się w tym czasie z przejęciem w nieco bardziej nabierającą kolorów twarz Louriela. Ostatecznie przesiadł się na podłokietnik jego fotela i ostrożnie go do siebie zgarniając gdy dopił mleko z miodem i czosnkiem zaczął go głaskać po ramieniu.
Wiedział doskonale, że na dzisiaj zaplanowaną miał wycieczkę do koszar w celu oficjalnego zapisania się do armii. Skoro przebył te najcięższe dni, skoro miał już odpowiedni strój i nadal posiadał w sobie gorejące chęci nie chciał dać uciec tej szansie na spełnianie się w robieniu tego co zwyczajnie lubił. Chociaż obowiązki miały być tak różne. Niemniej, sama świadomość nie dała mu odpowiedniej ilości siły do tego żeby przytulonego do siebie gada odsunąć, wstać i pójść. Cmokał mu w najlepsze dając do zrozumienia, że nadal śni. Wtulał nos w jego włosy, pozwalał się głaskać będąc cały czas w krainie snu. Ba! On nie miał zielonego pojęcia kiedy Lusiu mu uciekł i jedynie przewracając się na drugi bok, zgarnął poduszkę do której równie mocno co do swojego narzeczonego się przytulił.
Dopiero dźwięki dochodzące spod drzwi wyrwały go ze snu. Jeszcze nie do końca wybudzony sięgnął do szafki na której trzymał – heh, wbrew Lusiowi – sztylet. Złapał za rękojeść i ostrożnie rzucając spojrzenie na pokój, gwałtownie usiadł widząc jak mężczyzna który wczoraj przerwał im pierwsze podejście do zabawy sadza ledwo żywego Louriela na fotelu. Zerwał się natychmiastowo i nie specjalnie przejmując się swoją nagością – jedynie co porwał złożone równo spodnie przywiezione jeszcze z Kraju Ognia – podszedł do niebieskiego kucając przy fotelu.
- Co się dzieje Perło? – Zapytał nieco zbyt gorączkowo w momencie gdy w pokoju zostali ponownie sami. Położył mu delikatnie dłoń na policzku, a czując że był lekko rozpalony jego serce ruszyło galopem. Czy to jego wina? Zrobił mu krzywdę? Przesadził wczoraj? Nie powinien w ogóle wychodzić z nim z łóżka? Czy w ogóle mógł w tym momencie pomóc? Na ten moment jedyne co mu przyszło do głowy to zakrycie nieco gadziego ciała. Poszedł po koc którym go delikatnie otulił i głaszcząc po głowie, zebrał mu włosy w luźny kucyk żeby było mu wygodnie. Później pocałował w czoło i patrząc z ogromną skruchą co i rusz zerkał na drzwi czekając na Oriona.
Jeden jedyny fakt którego nie mógł w żaden sposób podważyć – w Kraju Wody spało mu się wyśmienicie! Niezależnie od tego, że mieli trochę za wąskie łóżko i czasem się przepychając zrzucali jeden drugiego, ostatecznie gdy już spokojnie usnęli wstawał wypoczęty jak nigdy. Zawsze czuł jak mimowolnie się uśmiecha, lśnią mu oczy. Wystarczyło jedno spojrzenie na spokojną twarz Oriona żeby miał cudowny humor! A gdy dodać do tego wspólne śniadanie, późniejsze plany które zazwyczaj mieli, żył jak pączek w maśle. W życiu się nie spodziewał, że będzie mu całkiem nieźle szła normalność! W prawdzie nadal stresował się swoją pracą, mieszkaniem które musieli wyremontować, wisiała nad nim niepewność ale jeden uśmiech jego Tygryska dodawał mu tyle otuchy, że wszystkie niepewności odchodziły w niepamięć.
Podobnie było tego ranka. Ubierając się we wszystkie swoje warstwy lejących się i przyjemnie delikatnych ciuchów prowadził z Orim rozmowę na temat potrzebnych im rzeczy, planów jakie na dzisiaj mogli mieć, miejsc w które mogli pójść. W momencie w którym zostało mu tylko doprowadzenie swoich włosów do porządku – jedyna rzecz która nie akceptowała tak łatwo zimna i się niemiłosiernie skręcały! – ktoś zapukał. Początkowo nie przejmując się starał się trochę rozczesać i dopiero gdy doszedł go paniczny ton wychylił się nieco zza Oriona oglądając dokładnie sylwetkę nieznajomego mężczyzny. Pięknie ubrany z wyprostowaną postawą aczkolwiek strachem w oczach. Zmarszczył od razu brwi, a gdy wymienili porozumiewawcze spojrzenia – mówiące dokładnie tyle, że pojęcia nie mają o co chodzi – lekko się spiął.
Wchodząc do sypialni dzielonej przez Finniego i Lusia pozwolił od razu Orionowi podejść do księcia samemu namierzając wzrokiem blondyna. Oczywiście. Pogryziony, podrapany i mocno przejęty. Przewracając oczami rozejrzał się za jakimś okryciem i rzucając w niego koszulką dał mu jasno do zrozumienia, że wypadałoby się chociaż nieznacznie zakryć. Finni momentalnie załapał o co chodzi, a w momencie gdy białowłosy dał mu do zrozumienia, że ma za nim iść, wyszedł boso z pokoju poprawiając na sobie szybko włożone rzeczy.
Ezra w tym czasie przeprosił mężczyznę zaaferowanego całym zdarzeniem, zapewnił że jak Mistrzowi się polepszy to do niego sam przyjdzie i po zapewnieniu Lusiowi minimum prywatności podszedł do okna uchylając je w celu zgarnięcia do miski śniegu. W prawdzie wyjdzie na gbura nie szanującego prywatności ale istniał pewien sposób na złagodzenie bólów głowy. Po odnalezieniu wzrokiem wiklinowego koszyka z różnymi olejkami znalazł ten z mięty pieprzowej, część wody podgrzał zostawiając ją w misce, część śniegu zawinął w ręcznik. Do miski wrzucił kilka kropel olejku i podchodząc do Lusia ostrożnie zimny okład położył mu na karku, ręce i nogi kazał wsadzić do miski.
- Zaraz powinno ulżyć. – Mruknął cicho siadając obok niego na ziemi i wreszcie doprowadzając swoje włosy do ładu i składu.
W kuchni Finni natychmiastowo wykonał wszystkie polecenia Oriona chociaż musiał przyznać – pierwszą porcję mleka zwyczajnie spalił chcąc zrobić to za szybko. Dopiero po wzięciu głębszego oddechu, skupieniu się na tym co robi, kontrolował tak mały płomień żeby móc doprowadzić wszystkie potrzebne składniki do odpowiedniej temperatury. Jednocześnie po głowie chodziło mu tysiąc myśli o tym co zrobił nie tak, w którym momencie mógł tak mocno zawinić. Louriel wyglądał jakby się przez niego rozchorował, a do tej pory śmiał wątpić, że zimnolubne stworzenie w ogóle imało się chłodu. Dopiero na ton Oriona drgnął i przenosząc na niego jasne oczy pełne przejęcia, przygryzł wnętrze policzka czekając na reprymendę. Chociaż nie oszukiwał się, w momencie wypomnienia mu stosunku lekko drgnęła mu brew. On miał się pilnować? A może dla odmiany to Orion by się przestał i wreszcie wziął to na co miał ochotę? Niemniej, na razie Lusiu…
- Szczerze mówiąc nie sądziłem, że przesadzimy… – Mruknął przypominając sobie widok jaki zastał w gabinecie i czując przez to dreszcze na plecach. Gdyby tylko mógł powtórzyłby całą tą grę której przecież kompletnie nie był winny! On tylko się jej poddał i nią cieszył. Widocznie jednak, za mocno.
- Aczkolwiek sam mógłbyś wreszcie wyjąć to co masz w spodniach z nogawki. Zrozumiałbyś pewne mankamenty… – Uśmiechnął się łobuzersko nieco pokrzepiony. Może rzeczywiście nie wiedział gdzie ustalić granicę? Mimo rozmów o seksie chyba obydwaj brali inne kryteria i wypadało to wreszcie sprostować? Szczególnie, że powinni już nieco rozumieć różnice jakie ich w tym cieszyły. Zdecydowanie, wypadało jeszcze raz porozmawiać…
Po zabraniu wszystkich potrzebnych rzeczy, ze spalonym rumieńcem Orionem, ruszyli na powrót do sypialni gdzie sam miał zamiar się nieco zreflektować. Na wejściu spojrzał zdziwiony na niecodzienną pozycję Lusia opartego czołem o swoje kolana, widząc jednak miskę i spokojnie zaplatającego warkocz Ezrę domyślił się, że ten zastosował swój sprawdzony sposób.
- Lepiej? – Szepnął stawiając tacę na stoliku, gładząc niebieskie włosy. Nie trwało jednak długo jak nadział się na dwukolorowe oczy przepełnione dziwnymi iskierkami i wstając z miejsca odszedł z Ezrą pod drzwi. Ten też nie wydawał się zadowolony z sytuacji chociaż również – nie zrózgał go.
- Cały czas powtarzasz, że grunt to rozmowa. – Zaczął na co blondyn podniósł oczy ku niebu. – Daj spokój. Chciałem się tylko upewnić, że jesteś świadom tego jaki on jest dla Ciebie ważny. A nie, że to kolejna dzi*** z ulicy. – Podniósł ręce w obronnym geście na co twarz Finnegana zastygła po to by się skrzywić.
- Wiem. – Mruknął nie do końca przekonany. Ezra w tym momencie z całkiem podniesionymi rękami wrócił do Lusia w którego Orion wlewał kolejne specyfiki mrucząc, że on się tylko upewnia. A gdy zajęli miejsce tak, że brunet usiadł po turecku w jednym fotelu, a on przysiadł na podłokietniku tego samego mebla, dwukolorowe oczy zwróciły się na nadgarstek ozdobiony czerwoną bransoletką.
- Och, jaka ładna. – Przyznał wyciągając do niego dłoń i przesuwając palcami po blasze przysunął się mocniej żeby się przyjrzeć.
- No i? Lepiej? – Zapytał nie przejmując się tym, że Ezra trzyma go za rękę i ogląda jawny symbol jego miłości, wpatrując się w tym czasie z przejęciem w nieco bardziej nabierającą kolorów twarz Louriela. Ostatecznie przesiadł się na podłokietnik jego fotela i ostrożnie go do siebie zgarniając gdy dopił mleko z miodem i czosnkiem zaczął go głaskać po ramieniu.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Orion uniósł jedną brew w szyderczym geście słysząc, że Finni nie spodziewał się, by przesadzili. Naprawdę? Czy on znał siebie i Lusia od wczoraj, żeby nie przewidzieć takiego obrotu sprawy? Orionowi wystarczyło te kilka miesięcy w ich wspólnym towarzystwie, by wiedzieć że przesada jest pierwszym co mogło im się przydarzyć. Lusiek jako rasowy uparciuch, a Finni… cóż, nie dało się nie zauważyć pożądliwego spojrzenia jakim obdarzał księcia. Niemniej nie powiedział nic na głos wzdychając tylko zrezygnowany. Stało się, teraz trzeba było przywrócić Lusia do względnie normalnego stanu. A przynajmniej tak myślał, dopóki Finni jemu nie wytknął powściągliwości.
- N-nie było odpowiedniej chwili – zaprotestował, rumieniąc się jeszcze mocniej. Z bladą karnacją chłopaka i jasnymi włosami, jego czerwone policzki płonęły jak latarnia.
Ostatecznie stwierdził, że przecież wcale nie musi się tłumaczyć Finniemu z jego i Ezry życia łóżkowego, a Lusiek nadal czekał na nich blady i cierpiący, dlatego upewniwszy się, że wszystko było tak jak powinno, zgarnął kubki na tacę i złapał ją w ręce, wracając do sypialni księcia. Widząc go, w nienaturalnej pozycji, trochę się zdziwił, ale niemal od razu pochwalił Ezrę za przezorność, posyłając mu dumny uśmiech.
- Trochę lepiej – powiedział Louriel słysząc pytanie Finnegana, na co Orion od razu się ucieszył. Skoro książę kontaktował, nie było najgorzej.
- Cieszę się, ale teraz musisz się podnieść – powiedział łagodnie białowłosy, odstawiając tacę na stolik i pomógł zmarnowanemu gadowi unieść się do pozycji siedzącej. Odgarnął mu delikatnie włosy z twarzy, wplatając luźne kosmyki w zrobionego mu przez Ezrę warkocza. Zostawił chłodny ręcznik na jego karku, posyłając jeszcze jedno spojrzenie pełne uznania Ezrze, Louriel wyglądał o niebo lepiej, choć ogromne cienie pod jego oczami i blade wargi nadal go martwiły.
- Wypij, tylko powoli, ok? – powiedział spokojnie, przytrzymując jeden kubek przy ustach księcia po tym jak spróbował podać mu naczynie ale słabe ręce mężczyzny nie były w stanie go utrzymać. Czując znajomy smak ziół na ból głowy, Louriel nie oponował, choć krzywił się odrobinę, chcąc wypić wszystko na raz, by mieć to już za sobą. Ale Orion mu nie pozwalał, wiedząc że żołądek księcia mógł zaprotestować na takie traktowanie, zwłaszcza że domyślał się, iż gad niczego jeszcze nie jadł.
- Czuję się jakby stratowało mnie stado reniferów… ale dopiero po tym jak uciekałem im przez cały Kraj Wody – jęknął Lusiu kiedy Orion odstawił jeden kubek, podsuwając księciu drugi. Z tym jednak nie poszło tak łatwo. Sam zapach czosnku drażnił gada w nos, sprawiając że odsunął się, wystawiając niezadowolony język.
- Co to za paskudztwo? – wychrypiał niezadowolony, unosząc ciężkie powieki, by rzucić Orionowi zdradzone spojrzenie.
- Mleko z miodem i czosnkiem, na twoje gardło – wyjaśnił Orion, choć wmuszał to „paskudztwo” w Lusia tak często, że powinien już pamiętać.
- Nie chcę – rzucił książę tonem obrażonego dziecka, sprawiając że białowłosy uniósł oczy do nieba, prosząc o cierpliwość.
- Lusiek… - zaczął stanowczym tonem, ale zaraz wpadł na lepszy pomysł. Westchnął zrezygnowany i odsunął się, przyciągając uwagę zmęczonych oczu. – No dobrze, myślałem że będę mógł cię w nagrodę uśpić i posiedzieć z tobą dopóki się nie obudzisz, ale chyba zrezygnuję – powiedział z udawanym smutkiem, a widząc szok na twarzy księcia, wiedział, że go miał.
- Posiedzisz ze mną? – zapytał, a w jego głosie było tyle nadziei i tęsknoty, że Orion poczuł jak mocno przyjaciela zaniedbał ostatnimi czasy. Nie mógł się jednak ugiąć. Odchrząknął znacząco.
- Tylko jeśli wypijesz mleko – powiedział stanowczo.
Przyglądał się chwilę jak Louriel mierzył kubek nienawistnym spojrzeniem, a potem z nagłym napływem sił złapał naczynie i wychylił napój, aż stróżka mleka pociekła mu po brodzie. Otarł ją szybko, używając do tego rąbka koszulki Finnegana który siedział obok, a potem spojrzał z wyczekiwaniem na białowłosego. Orion roześmiał się, ale bardzo dużo ciepła kryło się w tym śmiechu. Czasem zapominał jak bardzo dziecinny i złakniony czułości i przyjaźni był ten z pozoru chłodny i nieprzystępny gad.
- Finni… - zwrócił się do blondyna Orion, ale widząc czym w zasadzie bawił się Ezra, szczęka opadła mu do samej podłogi. Wrócił spojrzeniem do ciała księcia, a widząc identyczną bransoletkę na jego nadgarstku, był w takim szoku.
- CO? Kiedy wy…? – zaczął, ale reszta nie chciała mu przejść przez gardło… Oni się zaręczyli! Niemal nie mógł w to uwierzyć, ale dowód w postaci czerwieni widniał na nadgarstku maga ognia i mistrza magii wody, potwierdzając jego przypuszczenia.
- Ugh… Em… Gratuluję – wykrztusił, choć kiedy uwaga Ezry skierowała się na bransoletki razem ze stwierdzeniem, że on też taką chce, Orion spłonął gwałtownym rumieńcem… Nie żeby nie chciał, ale… miał wrażenie że to za szybko, stanowczo za szybko!
Louriel trochę wyłączony, pociągnął zarumienionego Oriona za skrawek ubrania, niezadowolony że Orion nadal nie dotrzymał obietnicy. Zarumieniony spojrzał na niego, ale widząc jego wyraz twarzy, stwierdził że może odłożyć tę rozmowę na później. W pierwszej chwili chciał poprosić Finnegana, by przeniósł Lusia na łóżko, ale zrezygnował, samemu delikatnie podnosząc nic nie ważące ciało księcia. Położył go, obiecując że zaraz do niego wraca, zgarniając olejek miętowy i zaparzony rumianek, który zdążył ostygnąć. Usiadł za księciem, unosząc delikatnie jego głowę, by mógł położyć ją wygodnie na swoich udach, zaraz przykrywając Lusia kocem. Zamoczył kawałki materiału w naparze z rumianku i położył je na powiekach księcia, mówiąc mu cicho by się odprężył. Potem roztarł w rękach odrobinę olejku i zaczął powolnie i delikatnie masować skronie księcia.
Nie potrzeba było dużo czasu, by napięte i wykończone ciało księcia rozluźniło się i on sam, przemęczony zasnął spokojnie, poddając się kojącemu wpływowi palców Oriona, działających lepiej niż cokolwiek innego. Orion uśmiechnął się nieco smutno, żałując że tak mało rzeczy było w stanie go uspokoić. Louriel był oazą, jeziorem o spokojnej tafli, ale jeśli coś wzburzyło tą ostoję i stworzyło fale rozbijające się o brzeg, trudno mu było wrócić do poprzedniego stanu. Tak samo jak mało rzeczy było w stanie rozchwiać go emocjonalnie, tyle samo było w stanie mu spokój przywrócić. A Orion lepiej niż ktokolwiek inny wiedział jak mocno Louriel potrzebował spokoju by być sobą, którego się nie wstydził i nie bał.
- Ezra, przepraszam, chyba musimy zmienić trochę plany na dzisiaj – powiedział cicho, miękko, starając się mówić spokojnie i niezbyt głośno. Nie potrafiłby teraz odejść od Louriela. Nie kiedy ten go tak mocno potrzebował.
- N-nie było odpowiedniej chwili – zaprotestował, rumieniąc się jeszcze mocniej. Z bladą karnacją chłopaka i jasnymi włosami, jego czerwone policzki płonęły jak latarnia.
Ostatecznie stwierdził, że przecież wcale nie musi się tłumaczyć Finniemu z jego i Ezry życia łóżkowego, a Lusiek nadal czekał na nich blady i cierpiący, dlatego upewniwszy się, że wszystko było tak jak powinno, zgarnął kubki na tacę i złapał ją w ręce, wracając do sypialni księcia. Widząc go, w nienaturalnej pozycji, trochę się zdziwił, ale niemal od razu pochwalił Ezrę za przezorność, posyłając mu dumny uśmiech.
- Trochę lepiej – powiedział Louriel słysząc pytanie Finnegana, na co Orion od razu się ucieszył. Skoro książę kontaktował, nie było najgorzej.
- Cieszę się, ale teraz musisz się podnieść – powiedział łagodnie białowłosy, odstawiając tacę na stolik i pomógł zmarnowanemu gadowi unieść się do pozycji siedzącej. Odgarnął mu delikatnie włosy z twarzy, wplatając luźne kosmyki w zrobionego mu przez Ezrę warkocza. Zostawił chłodny ręcznik na jego karku, posyłając jeszcze jedno spojrzenie pełne uznania Ezrze, Louriel wyglądał o niebo lepiej, choć ogromne cienie pod jego oczami i blade wargi nadal go martwiły.
- Wypij, tylko powoli, ok? – powiedział spokojnie, przytrzymując jeden kubek przy ustach księcia po tym jak spróbował podać mu naczynie ale słabe ręce mężczyzny nie były w stanie go utrzymać. Czując znajomy smak ziół na ból głowy, Louriel nie oponował, choć krzywił się odrobinę, chcąc wypić wszystko na raz, by mieć to już za sobą. Ale Orion mu nie pozwalał, wiedząc że żołądek księcia mógł zaprotestować na takie traktowanie, zwłaszcza że domyślał się, iż gad niczego jeszcze nie jadł.
- Czuję się jakby stratowało mnie stado reniferów… ale dopiero po tym jak uciekałem im przez cały Kraj Wody – jęknął Lusiu kiedy Orion odstawił jeden kubek, podsuwając księciu drugi. Z tym jednak nie poszło tak łatwo. Sam zapach czosnku drażnił gada w nos, sprawiając że odsunął się, wystawiając niezadowolony język.
- Co to za paskudztwo? – wychrypiał niezadowolony, unosząc ciężkie powieki, by rzucić Orionowi zdradzone spojrzenie.
- Mleko z miodem i czosnkiem, na twoje gardło – wyjaśnił Orion, choć wmuszał to „paskudztwo” w Lusia tak często, że powinien już pamiętać.
- Nie chcę – rzucił książę tonem obrażonego dziecka, sprawiając że białowłosy uniósł oczy do nieba, prosząc o cierpliwość.
- Lusiek… - zaczął stanowczym tonem, ale zaraz wpadł na lepszy pomysł. Westchnął zrezygnowany i odsunął się, przyciągając uwagę zmęczonych oczu. – No dobrze, myślałem że będę mógł cię w nagrodę uśpić i posiedzieć z tobą dopóki się nie obudzisz, ale chyba zrezygnuję – powiedział z udawanym smutkiem, a widząc szok na twarzy księcia, wiedział, że go miał.
- Posiedzisz ze mną? – zapytał, a w jego głosie było tyle nadziei i tęsknoty, że Orion poczuł jak mocno przyjaciela zaniedbał ostatnimi czasy. Nie mógł się jednak ugiąć. Odchrząknął znacząco.
- Tylko jeśli wypijesz mleko – powiedział stanowczo.
Przyglądał się chwilę jak Louriel mierzył kubek nienawistnym spojrzeniem, a potem z nagłym napływem sił złapał naczynie i wychylił napój, aż stróżka mleka pociekła mu po brodzie. Otarł ją szybko, używając do tego rąbka koszulki Finnegana który siedział obok, a potem spojrzał z wyczekiwaniem na białowłosego. Orion roześmiał się, ale bardzo dużo ciepła kryło się w tym śmiechu. Czasem zapominał jak bardzo dziecinny i złakniony czułości i przyjaźni był ten z pozoru chłodny i nieprzystępny gad.
- Finni… - zwrócił się do blondyna Orion, ale widząc czym w zasadzie bawił się Ezra, szczęka opadła mu do samej podłogi. Wrócił spojrzeniem do ciała księcia, a widząc identyczną bransoletkę na jego nadgarstku, był w takim szoku.
- CO? Kiedy wy…? – zaczął, ale reszta nie chciała mu przejść przez gardło… Oni się zaręczyli! Niemal nie mógł w to uwierzyć, ale dowód w postaci czerwieni widniał na nadgarstku maga ognia i mistrza magii wody, potwierdzając jego przypuszczenia.
- Ugh… Em… Gratuluję – wykrztusił, choć kiedy uwaga Ezry skierowała się na bransoletki razem ze stwierdzeniem, że on też taką chce, Orion spłonął gwałtownym rumieńcem… Nie żeby nie chciał, ale… miał wrażenie że to za szybko, stanowczo za szybko!
Louriel trochę wyłączony, pociągnął zarumienionego Oriona za skrawek ubrania, niezadowolony że Orion nadal nie dotrzymał obietnicy. Zarumieniony spojrzał na niego, ale widząc jego wyraz twarzy, stwierdził że może odłożyć tę rozmowę na później. W pierwszej chwili chciał poprosić Finnegana, by przeniósł Lusia na łóżko, ale zrezygnował, samemu delikatnie podnosząc nic nie ważące ciało księcia. Położył go, obiecując że zaraz do niego wraca, zgarniając olejek miętowy i zaparzony rumianek, który zdążył ostygnąć. Usiadł za księciem, unosząc delikatnie jego głowę, by mógł położyć ją wygodnie na swoich udach, zaraz przykrywając Lusia kocem. Zamoczył kawałki materiału w naparze z rumianku i położył je na powiekach księcia, mówiąc mu cicho by się odprężył. Potem roztarł w rękach odrobinę olejku i zaczął powolnie i delikatnie masować skronie księcia.
Nie potrzeba było dużo czasu, by napięte i wykończone ciało księcia rozluźniło się i on sam, przemęczony zasnął spokojnie, poddając się kojącemu wpływowi palców Oriona, działających lepiej niż cokolwiek innego. Orion uśmiechnął się nieco smutno, żałując że tak mało rzeczy było w stanie go uspokoić. Louriel był oazą, jeziorem o spokojnej tafli, ale jeśli coś wzburzyło tą ostoję i stworzyło fale rozbijające się o brzeg, trudno mu było wrócić do poprzedniego stanu. Tak samo jak mało rzeczy było w stanie rozchwiać go emocjonalnie, tyle samo było w stanie mu spokój przywrócić. A Orion lepiej niż ktokolwiek inny wiedział jak mocno Louriel potrzebował spokoju by być sobą, którego się nie wstydził i nie bał.
- Ezra, przepraszam, chyba musimy zmienić trochę plany na dzisiaj – powiedział cicho, miękko, starając się mówić spokojnie i niezbyt głośno. Nie potrafiłby teraz odejść od Louriela. Nie kiedy ten go tak mocno potrzebował.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Początkowo Orion bardzo skutecznie uspokoił jego wyrzuty sumienia. Miał przecież całkowitą rację. Przesadzili dokładnie tak jakby się w ogóle nie znali. On ostatecznie dowiedział się jak delikatnego partnera sobie wybrał, Lusiu zrozumiał jak źle się kończy nie mówienie mu żeby trochę przyhamował albo chociaż odrobinę zwolnił. W efekcie gad się rozchorował, on nie wiedział jak pomóc ale gdy wrócili do pokoju – wszystkie wyrzuty do niego wróciły ze zdwojoną siłą. Louriel wyglądał koszmarnie i nawet sprawdzony przez Ezrę sposób niespecjalnie dał jakiekolwiek efekty. Co do samej metody nie miał wątpliwości. Po tym jak brunet przy realizacji jednej misji upadł uderzając się o kamienny schodek męczyły go te bóle przez kilka miesięcy, w ten dziwny sposób pozbywał się tych najsilniejszych ataków. Z jego Perełką było więc bardzo źle i to była tylko i wyłącznie jego wina!
Początkowo zastanawiał się czy jego bliskość w ogóle będzie przez Lusia pożądana. Czując jednak jak ten się do niego przytula, jak go ufnie trzyma za rękę, chciał koniecznie robić za jego poduszkę, podłokietnik, cokolwiek! Byleby siedzieć koło niego, gładzić po przyjemnie jedwabistych włosach i zapewniać, że go kocha. Szybko jednak zrozumiał, że w ogólnym rozrachunku przegrał z kretesem z Orionem, który to proponując swoją obecność przy gadzie wywołał takie zainteresowanie, że on nie podejmował nawet próby kłócenia się. Może lepiej będzie jak wyjdzie na cały dzień i nie wróci? Nieprzerwanie go głaszcząc po chwili pozwolił go od siebie zabrać.
Dopóki Finni siedział jeszcze w jego bliskim otoczeniu. Ezra z uwagą obserwował tak to przejęcie w pomarańczowych oczach jak i całość jego sylwetki. Bez specjalnego przyglądania się dostrzegł oznaki ostrego zabawiania się wieczorem – ba, sam Lusiu był tego oznaką – ale i kilka fragmentów nie pasowało do tego co znał. To pełne skruchy spojrzenie, przejęcie na twarzy, nerwowe dotykanie bransoletki. Ta ostatnia bardzo mu się spodobała. Skromna, intensywna w swojej barwie i z bardzo uroczą blaszką. Też by taką chciał! Jednak wycofał się z tego pomysłu gdy głośno to zakomunikował i w tym samym momencie Orion spłonął rumieńcem.
- Co. – Rzucił do niego kompletnie nie rozumiejąc wpadki jaką obecnie popełnił. Spojrzał na Finniego, na Lusia który nosił taką samą, ponownie na Oriona który się zaplątał w swoich słowach po czym głęboko się zamyślił nad tym co takiego mógłby walnąć. Ori nie wydawał się już tak mocno wstydzić fizyczności, ba! On cały czas łapał z nim te roziskrzone spojrzenia pełne niespełnionej obietnicy. A później białowłosy złożył gratulacje i dwukolorowe oczy mocno się wyostrzyły.
- Czym to jest? – Dopytał chociaż wiedział, że nie było na to teraz czasu.
- Później Ci wyjaśnię. – Obiecał mając odrobinę dość tej paplaniny nie wnoszącej nic w zdrowie gada. A gdy Orion przeniósł go na łóżko, ponownie zaczął śledzić wzrokiem wszystko to co białasek robił, a widząc ile wysiłku wkłada w przywrócenie chociażby chwilowej równowagi w Lusiu, pożałował jeszcze mocniej tego co robili poprzedniego wieczora. Obiecał sobie w tym momencie, że na razie odpuszczą całkowicie, on pójdzie do pracy, zajmie się czymś zdecydowanie innym, a jedyna bliskość jaką będzie mu dawał to przytulanie. Koniec z wykorzystywaniem biurka do tego do czego ono nie służy!
- Żaden problem. – Zapewnił Ezra wybijając tym samym Finnegana z własnych myśli. Jego wzrok padł momentalnie na blondynie i kiwając mu żeby się ubrał w odpowiednie rzeczy, przeznaczone do wyjścia na zewnątrz, sam chciał po chwili wrócić do pokoju po płaszcz wierzchni.
Finni całkowicie odwracając wzrok od obydwu klusek w łóżku podszedł do krzesła gdzie leżały jego ubrania po czym poszedł się przebrać, opatulić po czubki uszu przed siarczystym mrozem panującym na zewnątrz. Starając się być bardzo cicho wyciągnął z szuflady list który kazano mu przynieść gdy się zdecyduje służyć w wojsku i chowając go w przeznaczonej do tego kieszonce skierował się od razu do wyjścia.
- Zobaczymy się później. – Mruknął jako jedyny na odchodne i cicho zamykając za nimi drzwi pobiegł jeszcze po swoje rzeczy otulające go od podmuchów wiatru. Odpowiedni ubrany ruszył na zewnątrz, w drobno padający śnieg nieprzyjemnie smagający po policzkach, żeby towarzyszyć Finniemu w załatwianiu jego spraw.
Fakt kiepskiego humoru blondyna początkowo go martwił, później jednak zaczął irytować. Ostatecznie, strzelił mu poważną pogadankę o tym, że jak Orion mówi, że to nie jego wina oznacza to, że TO NIE JEGO WINA. Nie wiedział czy pusty czerep to zrozumiał ale za karę? A może właśnie w ramach nagrody? Wprosili się obydwaj do Blair żeby blondyn mógł pomiziać trochę swojego małego liska. Fenrir niezwykle rozpieszczony ale i poważnie rozentuzjazmowany wizytą swojego właściciela nie dał mu się długo zrzucić z kolan. W tym czasie Ezra dwa razy przegrał w szachy i dwa razy wygrał w warcaby! Dopiero po tej skromnej przerwie wpadli do koszar gdzie udało im się zapisać blondyna i od razu odhaczyć wstępne testy sprawnościowe. Miało to swój urok! Blondyn się poważnie wyżył fizycznie, a gdy otrzymali pozwolenie od zarządcy koszar oraz sir Lorhena, urządzili jeszcze typowe widowisko dla wszystkich żołnierzy pt: „co się dzieje gdy jeden były Gwardzista i mag ognia jest bardzo zirytowany nielogicznym zachowaniem swojego przyjaciela”. Płomienie lizały obie sylwetki ale żadnemu z nich nic się nie stało. Ba! Nawet nie nabili sobie specjalnie siniaków chociaż oddechy stracili bardzo skutecznie. No! I najważniejsze! Żywioł buchający w ich sercach ponownie się uspokoił.
Dopiero po tym jakże ważnym elemencie treningu skierowali się na targowisko gdzie Finni uparł się, że kupi drobne ciasteczka na osłodę kiepskiej kondycji Louriela i dopiero gdy wracali, a gdy przypadkowo natknęli się na cesarza jako jedyni robiąc z siebie przedstawienie i bardzo głęboko w pas się kłaniając, wrócili do Akademii. Na dobrą sprawę, zrobiło się już późne popołudnie, powoli zaczął zapadać zmrok, przydałoby się coś zjeść, a jako kolejny element poprawy humoru blondyna – który zmęczony już aż tak nie emanował żalem do samego siebie – zaproponował obiad.
- Może zrobimy im coś takiego wiesz, swojego? – Zaproponował na co oczy blondyna błysnęły jasno. – W prawdzie nie mamy większości składników ale na pewno jakieś ostre przyprawy znajdziemy, coś słodkiego, ryż, warzywa i może kurczaka?
- Chcesz zrobić potrawkę? Normalnie jest w mleczku kokosowym… – Zastanowił się chwilę.
- Możemy zrobić z gulaszem warzywnym. – Wzruszył ramionami na co blondyn od razu przystał na propozycję. Umieli gotować! Oczywiście, że tak! Tylko zazwyczaj nie mieli na to czasu dlatego byli żywieni. Teraz jednak sytuacja była zgoła inna, a oni zamykając się w kuchni zaczęli próbować kompozycji przypraw które mogłoby im przypomnieć dom, a pozostałej dwójce zasmakować i z przyjemnością napełnić żołądki. Ostatecznie kurczak pieczony w miodzie, warzywa na pół pikantnie, wszystko to w gęstym sosie o ziołowej nucie z cząstkami suszonych owoców. Dziwne, mocno podejrzane ale jak obydwaj spróbowali okazało się, że całkiem pyszne! Nie piekło ale miało wyrazisty smak!
Uzbrojeni więc w cztery miski ostrożnie zajrzeli do pokoju Lusia w którym nadal stacjonowała dwójka magów wody, a którego właściciel wyglądał już zdecydowanie lepiej.
- Możemy? Zrobiliśmy kolacje… – Zaczął ostrożnie, a słysząc pozwolenie wszedł do środka stawiając dwie miski na szafce obok łóżka żeby swobodnie móc ściągnąć z siebie niepotrzebne warstwy.
- Jak się czujesz? – Dopytał od razu Louriela, a widząc nikły uśmiech na jego ustach odetchnął z ulgą. Postawił koło miseczek również torebkę z ciasteczkami po czym przysiadł chwilę później w fotelu po turecku i samemu czując dopiero teraz głód powoli zaczął pałaszować to co z Ezrą przygotowali. Nie zdążył jednak wsadzić pierwszej porcji do ust gdy nadział się na wątpliwe spojrzenie niebieskich oczu.
- Co? – Zapytał zerkając w stronę drzwi ale i Ezry który to się specjalnie nie krępował i dostał do pozostałej dwójki na łóżku. Odpowiedź o karmieniu nieco go zaskoczyła ale grzecznie się przesiadł tak żeby móc spełnić tą prośbę chociaż kompletnie nie był pewien czy w ogóle mu to zasmakuje i czy czasem nie będzie szedł mu zrobić zwyczajnych kanapek.
- Taka pół wersja naszej potrawki z kurczaka. – Wyjaśnił widząc pytające spojrzenie Oriona samemu się zajadając. Smakowało dobrze! Odrobinę słodko, odrobinę pikantnie.
- Lepiej wyglądasz. Wyprzytulaliście się? Mogę go zabrać na noc? – Zaczepił Lusia widząc, że Finni nie był skory do mówienia, a on jednak miał zamiar odebrać gadowi białaska. – I już rozumiem o co chodzi, też wam gratuluję! – Zapewnił posyłając w złote oczy uspokajające spojrzenie. Już nie chciał takiej samej, już zrozumiał swoją wtopę.
Początkowo zastanawiał się czy jego bliskość w ogóle będzie przez Lusia pożądana. Czując jednak jak ten się do niego przytula, jak go ufnie trzyma za rękę, chciał koniecznie robić za jego poduszkę, podłokietnik, cokolwiek! Byleby siedzieć koło niego, gładzić po przyjemnie jedwabistych włosach i zapewniać, że go kocha. Szybko jednak zrozumiał, że w ogólnym rozrachunku przegrał z kretesem z Orionem, który to proponując swoją obecność przy gadzie wywołał takie zainteresowanie, że on nie podejmował nawet próby kłócenia się. Może lepiej będzie jak wyjdzie na cały dzień i nie wróci? Nieprzerwanie go głaszcząc po chwili pozwolił go od siebie zabrać.
Dopóki Finni siedział jeszcze w jego bliskim otoczeniu. Ezra z uwagą obserwował tak to przejęcie w pomarańczowych oczach jak i całość jego sylwetki. Bez specjalnego przyglądania się dostrzegł oznaki ostrego zabawiania się wieczorem – ba, sam Lusiu był tego oznaką – ale i kilka fragmentów nie pasowało do tego co znał. To pełne skruchy spojrzenie, przejęcie na twarzy, nerwowe dotykanie bransoletki. Ta ostatnia bardzo mu się spodobała. Skromna, intensywna w swojej barwie i z bardzo uroczą blaszką. Też by taką chciał! Jednak wycofał się z tego pomysłu gdy głośno to zakomunikował i w tym samym momencie Orion spłonął rumieńcem.
- Co. – Rzucił do niego kompletnie nie rozumiejąc wpadki jaką obecnie popełnił. Spojrzał na Finniego, na Lusia który nosił taką samą, ponownie na Oriona który się zaplątał w swoich słowach po czym głęboko się zamyślił nad tym co takiego mógłby walnąć. Ori nie wydawał się już tak mocno wstydzić fizyczności, ba! On cały czas łapał z nim te roziskrzone spojrzenia pełne niespełnionej obietnicy. A później białowłosy złożył gratulacje i dwukolorowe oczy mocno się wyostrzyły.
- Czym to jest? – Dopytał chociaż wiedział, że nie było na to teraz czasu.
- Później Ci wyjaśnię. – Obiecał mając odrobinę dość tej paplaniny nie wnoszącej nic w zdrowie gada. A gdy Orion przeniósł go na łóżko, ponownie zaczął śledzić wzrokiem wszystko to co białasek robił, a widząc ile wysiłku wkłada w przywrócenie chociażby chwilowej równowagi w Lusiu, pożałował jeszcze mocniej tego co robili poprzedniego wieczora. Obiecał sobie w tym momencie, że na razie odpuszczą całkowicie, on pójdzie do pracy, zajmie się czymś zdecydowanie innym, a jedyna bliskość jaką będzie mu dawał to przytulanie. Koniec z wykorzystywaniem biurka do tego do czego ono nie służy!
- Żaden problem. – Zapewnił Ezra wybijając tym samym Finnegana z własnych myśli. Jego wzrok padł momentalnie na blondynie i kiwając mu żeby się ubrał w odpowiednie rzeczy, przeznaczone do wyjścia na zewnątrz, sam chciał po chwili wrócić do pokoju po płaszcz wierzchni.
Finni całkowicie odwracając wzrok od obydwu klusek w łóżku podszedł do krzesła gdzie leżały jego ubrania po czym poszedł się przebrać, opatulić po czubki uszu przed siarczystym mrozem panującym na zewnątrz. Starając się być bardzo cicho wyciągnął z szuflady list który kazano mu przynieść gdy się zdecyduje służyć w wojsku i chowając go w przeznaczonej do tego kieszonce skierował się od razu do wyjścia.
- Zobaczymy się później. – Mruknął jako jedyny na odchodne i cicho zamykając za nimi drzwi pobiegł jeszcze po swoje rzeczy otulające go od podmuchów wiatru. Odpowiedni ubrany ruszył na zewnątrz, w drobno padający śnieg nieprzyjemnie smagający po policzkach, żeby towarzyszyć Finniemu w załatwianiu jego spraw.
Fakt kiepskiego humoru blondyna początkowo go martwił, później jednak zaczął irytować. Ostatecznie, strzelił mu poważną pogadankę o tym, że jak Orion mówi, że to nie jego wina oznacza to, że TO NIE JEGO WINA. Nie wiedział czy pusty czerep to zrozumiał ale za karę? A może właśnie w ramach nagrody? Wprosili się obydwaj do Blair żeby blondyn mógł pomiziać trochę swojego małego liska. Fenrir niezwykle rozpieszczony ale i poważnie rozentuzjazmowany wizytą swojego właściciela nie dał mu się długo zrzucić z kolan. W tym czasie Ezra dwa razy przegrał w szachy i dwa razy wygrał w warcaby! Dopiero po tej skromnej przerwie wpadli do koszar gdzie udało im się zapisać blondyna i od razu odhaczyć wstępne testy sprawnościowe. Miało to swój urok! Blondyn się poważnie wyżył fizycznie, a gdy otrzymali pozwolenie od zarządcy koszar oraz sir Lorhena, urządzili jeszcze typowe widowisko dla wszystkich żołnierzy pt: „co się dzieje gdy jeden były Gwardzista i mag ognia jest bardzo zirytowany nielogicznym zachowaniem swojego przyjaciela”. Płomienie lizały obie sylwetki ale żadnemu z nich nic się nie stało. Ba! Nawet nie nabili sobie specjalnie siniaków chociaż oddechy stracili bardzo skutecznie. No! I najważniejsze! Żywioł buchający w ich sercach ponownie się uspokoił.
Dopiero po tym jakże ważnym elemencie treningu skierowali się na targowisko gdzie Finni uparł się, że kupi drobne ciasteczka na osłodę kiepskiej kondycji Louriela i dopiero gdy wracali, a gdy przypadkowo natknęli się na cesarza jako jedyni robiąc z siebie przedstawienie i bardzo głęboko w pas się kłaniając, wrócili do Akademii. Na dobrą sprawę, zrobiło się już późne popołudnie, powoli zaczął zapadać zmrok, przydałoby się coś zjeść, a jako kolejny element poprawy humoru blondyna – który zmęczony już aż tak nie emanował żalem do samego siebie – zaproponował obiad.
- Może zrobimy im coś takiego wiesz, swojego? – Zaproponował na co oczy blondyna błysnęły jasno. – W prawdzie nie mamy większości składników ale na pewno jakieś ostre przyprawy znajdziemy, coś słodkiego, ryż, warzywa i może kurczaka?
- Chcesz zrobić potrawkę? Normalnie jest w mleczku kokosowym… – Zastanowił się chwilę.
- Możemy zrobić z gulaszem warzywnym. – Wzruszył ramionami na co blondyn od razu przystał na propozycję. Umieli gotować! Oczywiście, że tak! Tylko zazwyczaj nie mieli na to czasu dlatego byli żywieni. Teraz jednak sytuacja była zgoła inna, a oni zamykając się w kuchni zaczęli próbować kompozycji przypraw które mogłoby im przypomnieć dom, a pozostałej dwójce zasmakować i z przyjemnością napełnić żołądki. Ostatecznie kurczak pieczony w miodzie, warzywa na pół pikantnie, wszystko to w gęstym sosie o ziołowej nucie z cząstkami suszonych owoców. Dziwne, mocno podejrzane ale jak obydwaj spróbowali okazało się, że całkiem pyszne! Nie piekło ale miało wyrazisty smak!
Uzbrojeni więc w cztery miski ostrożnie zajrzeli do pokoju Lusia w którym nadal stacjonowała dwójka magów wody, a którego właściciel wyglądał już zdecydowanie lepiej.
- Możemy? Zrobiliśmy kolacje… – Zaczął ostrożnie, a słysząc pozwolenie wszedł do środka stawiając dwie miski na szafce obok łóżka żeby swobodnie móc ściągnąć z siebie niepotrzebne warstwy.
- Jak się czujesz? – Dopytał od razu Louriela, a widząc nikły uśmiech na jego ustach odetchnął z ulgą. Postawił koło miseczek również torebkę z ciasteczkami po czym przysiadł chwilę później w fotelu po turecku i samemu czując dopiero teraz głód powoli zaczął pałaszować to co z Ezrą przygotowali. Nie zdążył jednak wsadzić pierwszej porcji do ust gdy nadział się na wątpliwe spojrzenie niebieskich oczu.
- Co? – Zapytał zerkając w stronę drzwi ale i Ezry który to się specjalnie nie krępował i dostał do pozostałej dwójki na łóżku. Odpowiedź o karmieniu nieco go zaskoczyła ale grzecznie się przesiadł tak żeby móc spełnić tą prośbę chociaż kompletnie nie był pewien czy w ogóle mu to zasmakuje i czy czasem nie będzie szedł mu zrobić zwyczajnych kanapek.
- Taka pół wersja naszej potrawki z kurczaka. – Wyjaśnił widząc pytające spojrzenie Oriona samemu się zajadając. Smakowało dobrze! Odrobinę słodko, odrobinę pikantnie.
- Lepiej wyglądasz. Wyprzytulaliście się? Mogę go zabrać na noc? – Zaczepił Lusia widząc, że Finni nie był skory do mówienia, a on jednak miał zamiar odebrać gadowi białaska. – I już rozumiem o co chodzi, też wam gratuluję! – Zapewnił posyłając w złote oczy uspokajające spojrzenie. Już nie chciał takiej samej, już zrozumiał swoją wtopę.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy Finni z Ezrą wyszli, a Orion został sam na sam ze śpiącym Lusiem, nie mając w zasadzie nic lepszego do roboty, przyglądał mu się, głaszcząc bez przerwy jego jedwabiste włosy i gładkie policzki. Widział jak mocno był zmęczony, pozwalał mu więc spać na swoich kolanach i odpoczywać, nie drgnąwszy nawet kiedy gad przekręcił się na bok i przytulił mocniej do jego brzucha. Kiedyś, kiedy dopiero zaczynali swoją znajomość, a Orion pomimo raczej… nieformalnego traktowania Louriela pomagał mu się uspokoić dokładnie w ten sam sposób, czuł się niezręcznie, zwłaszcza kiedy wyobrażał sobie, że ktoś mógłby wejść do pokoju księcia i przyłapać ich w tej niecodziennej pozycji. Teraz jednak nie czuł się źle, był raczej wzruszony i wdzięczny. Lusiek uratował go, Orion nadal miał go za swojego wybawcę i choć nie uważał, by to co robił było wielką sprawą, chciał się choćby w ten drobny sposób Lusiowi odwdzięczyć za jego dobroć. Czasem miał wrażenie, że sam książę nie wiedział jak mocno takiej zwykłej ludzkiej życzliwości potrzebował. Ale on wiedział, przez te lata zdołał zajrzeć pod maskę mistrza magii wody i dostrzec pod nią spragnione uwagi i miłości dziecko. Wiedział, że tu nie chodziło o niego, że nie chodziło nawet o Lothusa, że tylko jedną osobę Louriel za wszelką cenę chciał choć raz zobaczyć na jego miejscu, patrzącą tylko na niego… Ale tej osoby nie było i nigdy, jak podejrzewał miało nie być, więc choć na pewno był rozczarowaniem, trwał uparcie u boku księcia i oferował mu swoją przyjaźń, swoje ręce i kolana, na których mógł odpocząć.
Nie był pewien, czy w którymś momencie i on nie zaczął przysypiać. Było mu ciepło, wygodnie, a błękitne włosy wplecione w jego palce sprawiały, że czuł się niewiarygodnie spokojny. Dlatego nawet się nie zdziwił, kiedy gdy poczuł poruszenie, poderwał głowę z piersi, rozglądając się chwilę nieprzytomnie, zanim nie dojrzał wpatrzonych w siebie błękitnych gadzich oczu.
- Wyspany? – zapytał, odchrząkując, kiedy okazało się, że jego głos był tak samo zaspany jak jego umysł.
- Jeszcze nie… ale zaczynam się robić głodny – powiedział Louriel, przeciągając się jak kot i obracając na brzuch, by objąć Oriona w pasie i wtulić się w niego z przyjemnością.
- Iść po coś do jedzenia? – zapytał, ale bardziej poczuł niż zobaczył, że książę potrząsa głową.
- Jeszcze nie… za wygodnie mi – westchnął gad, przymykając znów oczy. Orion miał wrażenie, że książę zaraz zacznie mu mruczeć jak wielki kocur.
- Lusiek… wiesz, że nie musisz się do niczego zmuszać? – zaczął białowłosy ostrożnie po chwili spokojnej ciszy. Louriel spojrzał na niego pytająco, ale widząc jego wyraz twarzy, odwrócił wzrok zmieszany tym, co zobaczył.
- Nie zmuszam się, po prostu… nie przewidziałem tego – powiedział cicho, wyciągając przed siebie dłoń, by popatrzeć na czerwoną bransoletkę oplatającą jego nadgarstek.
- Lusiu, jesteś delikatny jak płatek śniegu, wystarczy cię mocniej nacisnąć, żebyś się rozpadł – westchnął zmęczony Orion, wracając do przesiewania błękitnych kosmyków palcami. Usłyszał za to obrażone prychnięcie.
- Wcale nie jestem aż tak delikatny – wymamrotał oburzony, ale w odpowiedzi dostał jedynie uniesione w pobłażliwym geście brwi.
- Czyżby? Twoja szuflada pełna kosmetyków mówi mi co innego – zauważył, czując odrobinę satysfakcji kiedy dojrzał rumieniec na twarzy gada. – Poza tym, spójrz na siebie, nawet zasnąć nie byłeś w stanie, musisz się bardziej oszczędzać – powiedział, ale tym razem w jego głosie mniej było wyrzutu a więcej prośby.
- Ale… mi też się podobało… - rzucił jakby na swoją obronę, za co oberwał pstryczka w nos, który zabawnie zmarszczył, patrząc na Oriona z wyrzutem.
- Tu nie chodzi o to, czy ci się podobało, czy nie. Sam przecież wiesz co lubisz, a czego nie koniecznie. Chciałbym jedynie żebyście nie wiem… poczekali? – rzucił drapiąc się niepewnie po policzku. – Sam mi mówiłeś, małe kroczki i yy… nie wszystko na raz, czy coś, poza tym doskonale wiesz jak znosisz zmiany, zwłaszcza gwałtowne… - zacinał się, ale męczył się dalej, chociaż nie bardzo wiedział, jak opisać to co czuł i co chciał przekazać księciu.
- Orion, łapię, nie musisz się już produkować – zapewnił Louriel ze śmiechem, patrząc na przyjaciela z sympatią.
- Nie rozumiem, jak ty możesz gadać o takich rzeczach tak łatwo i ani się nie zająkniesz – wymamrotał chłopak odrobinę zły na siebie, że nie potrafił się wysłowić. Tym razem Orion zarobił pstryczka w nos.
- Bo jestem starszy i dojrzalszy – rzucił zadzierając nosa w typowy dla siebie sposób, na który białowłosy zareagował przewróceniem oczami.
Ta jedna uwaga wystarczyła, by Orion stwierdził, że skoro Lusiek ma siłę się wymądrzać, to znaczyło, że już z nim prawie wszystko w porządku i będzie mógł go zostawić pod opieką tego, który w dużej mierze do stanu nieużywalności gada doprowadził. Ich rozmowa zeszła na nieco inne tory, gadali długo o wszystkim, o czym nie mieli czasu pogadać, kiedy Orion błąkał się po stolicy Kraju Wody z Ezrą, a Louriel siedział w Akademii. Opowiedział mu o Rafaelu i możliwościach jakie ten ze sobą przyniósł. Orion oczywiście cieszył się jego szczęściem i zajęciem na długie zimowe wieczory podczas Pory Zamieci. A kiedy skończyli już mężczyznę obgadywać, drzwi do pokoju otwarły się ukazując Ezrę i Finnegana z dwoma miskami czegoś co pachniało tak smakowicie, że pusty żołądek księcia natychmiast dał o sobie znać. Odebrał miskę pyszności od blondyna i miał zamiar zacząć pałaszować, kiedy z niezadowoleniem zdał sobie sprawę z tego, jak ten daleko usiadł. Natychmiast jego brwi zmarszczyły się, a usta wygięły w smutną podkówkę. Nawet Ezra znalazł sobie miejsce na łóżku, tuląc się bokiem do Oriona, który powitał go całusem w skroń i pełnym ciepła uśmiechem.
Czuł się… taki obrażony! O nie! Po tym wszystkim, po całej tej nocy i zaręczynach, teraz miał zamiar go unikać! Niedoczekanie jego, Louriel był bardzo zaborczy i bardzo, ale to bardzo zakochany.
- Nakarm mnie – oświadczył nieznoszącym sprzeciwu tonem, a kiedy zaskoczony Finni przesiadł się bliżej niego, natychmiast na jego wargach pojawił się bardziej zadowolony uśmiech. Patrzył na niego wyczekująco, a kiedy pierwsza łyżka znalazła się w jego ustach, oczy księcia rozszerzyły się do wielkości spodków. Aż uniósł dłoń do ust i przez dobre dwie minuty nie połykał, chcąc się nacieszyć tym wyrazistym, ale jakże pysznym i łagodnym smakiem.
- Wy to ugotowaliście? – zapytał, kiedy w końcu przełknął kęs.
Oczywiście mógł się spodziewać, że Finni błędnie zinterpretuje jego pytanie jako oświadczenie, że nie powinien nigdy więcej dotykać garnków i jedzenia, na co gad przewrócił jedynie oczami i odebrał mu miskę, pakując sobie do ust kolejną porcję.
- Żartujesz sobie ze mnie? To jest takie dobre, że od dzisiaj to ty mi gotujesz – oświadczył, całkiem poważnie, choć kąciki jego ust drgały, kiedy patrzył na minę blondyna. Zaraz potem przesunął się bliżej niego i uśmiechając się lekko cmoknął go w policzek.
- Kochanie, to najlepsze co w życiu jadłem, więcej wiary w siebie i we mnie też przy okazji – powiedział, spoglądając mu w oczy. – I jak widzisz, już mi lepiej, musiałem tylko trochę odespać – powiedział, pomijając połowę prawdy, na którą składały się mieszkanki ziół od Oriona i okłady z rumianku, które złagodziły opuchliznę wokół jego wypłakanych oczu.
- Co robiliście? Lorhen się ucieszył jak cię zobaczył? – zapytał, uśmiechając się niewinnie, jakby wcale z blondynem nie stanowili większości problemów mężczyzny w kraju ognia…
Nie był pewien, czy w którymś momencie i on nie zaczął przysypiać. Było mu ciepło, wygodnie, a błękitne włosy wplecione w jego palce sprawiały, że czuł się niewiarygodnie spokojny. Dlatego nawet się nie zdziwił, kiedy gdy poczuł poruszenie, poderwał głowę z piersi, rozglądając się chwilę nieprzytomnie, zanim nie dojrzał wpatrzonych w siebie błękitnych gadzich oczu.
- Wyspany? – zapytał, odchrząkując, kiedy okazało się, że jego głos był tak samo zaspany jak jego umysł.
- Jeszcze nie… ale zaczynam się robić głodny – powiedział Louriel, przeciągając się jak kot i obracając na brzuch, by objąć Oriona w pasie i wtulić się w niego z przyjemnością.
- Iść po coś do jedzenia? – zapytał, ale bardziej poczuł niż zobaczył, że książę potrząsa głową.
- Jeszcze nie… za wygodnie mi – westchnął gad, przymykając znów oczy. Orion miał wrażenie, że książę zaraz zacznie mu mruczeć jak wielki kocur.
- Lusiek… wiesz, że nie musisz się do niczego zmuszać? – zaczął białowłosy ostrożnie po chwili spokojnej ciszy. Louriel spojrzał na niego pytająco, ale widząc jego wyraz twarzy, odwrócił wzrok zmieszany tym, co zobaczył.
- Nie zmuszam się, po prostu… nie przewidziałem tego – powiedział cicho, wyciągając przed siebie dłoń, by popatrzeć na czerwoną bransoletkę oplatającą jego nadgarstek.
- Lusiu, jesteś delikatny jak płatek śniegu, wystarczy cię mocniej nacisnąć, żebyś się rozpadł – westchnął zmęczony Orion, wracając do przesiewania błękitnych kosmyków palcami. Usłyszał za to obrażone prychnięcie.
- Wcale nie jestem aż tak delikatny – wymamrotał oburzony, ale w odpowiedzi dostał jedynie uniesione w pobłażliwym geście brwi.
- Czyżby? Twoja szuflada pełna kosmetyków mówi mi co innego – zauważył, czując odrobinę satysfakcji kiedy dojrzał rumieniec na twarzy gada. – Poza tym, spójrz na siebie, nawet zasnąć nie byłeś w stanie, musisz się bardziej oszczędzać – powiedział, ale tym razem w jego głosie mniej było wyrzutu a więcej prośby.
- Ale… mi też się podobało… - rzucił jakby na swoją obronę, za co oberwał pstryczka w nos, który zabawnie zmarszczył, patrząc na Oriona z wyrzutem.
- Tu nie chodzi o to, czy ci się podobało, czy nie. Sam przecież wiesz co lubisz, a czego nie koniecznie. Chciałbym jedynie żebyście nie wiem… poczekali? – rzucił drapiąc się niepewnie po policzku. – Sam mi mówiłeś, małe kroczki i yy… nie wszystko na raz, czy coś, poza tym doskonale wiesz jak znosisz zmiany, zwłaszcza gwałtowne… - zacinał się, ale męczył się dalej, chociaż nie bardzo wiedział, jak opisać to co czuł i co chciał przekazać księciu.
- Orion, łapię, nie musisz się już produkować – zapewnił Louriel ze śmiechem, patrząc na przyjaciela z sympatią.
- Nie rozumiem, jak ty możesz gadać o takich rzeczach tak łatwo i ani się nie zająkniesz – wymamrotał chłopak odrobinę zły na siebie, że nie potrafił się wysłowić. Tym razem Orion zarobił pstryczka w nos.
- Bo jestem starszy i dojrzalszy – rzucił zadzierając nosa w typowy dla siebie sposób, na który białowłosy zareagował przewróceniem oczami.
Ta jedna uwaga wystarczyła, by Orion stwierdził, że skoro Lusiek ma siłę się wymądrzać, to znaczyło, że już z nim prawie wszystko w porządku i będzie mógł go zostawić pod opieką tego, który w dużej mierze do stanu nieużywalności gada doprowadził. Ich rozmowa zeszła na nieco inne tory, gadali długo o wszystkim, o czym nie mieli czasu pogadać, kiedy Orion błąkał się po stolicy Kraju Wody z Ezrą, a Louriel siedział w Akademii. Opowiedział mu o Rafaelu i możliwościach jakie ten ze sobą przyniósł. Orion oczywiście cieszył się jego szczęściem i zajęciem na długie zimowe wieczory podczas Pory Zamieci. A kiedy skończyli już mężczyznę obgadywać, drzwi do pokoju otwarły się ukazując Ezrę i Finnegana z dwoma miskami czegoś co pachniało tak smakowicie, że pusty żołądek księcia natychmiast dał o sobie znać. Odebrał miskę pyszności od blondyna i miał zamiar zacząć pałaszować, kiedy z niezadowoleniem zdał sobie sprawę z tego, jak ten daleko usiadł. Natychmiast jego brwi zmarszczyły się, a usta wygięły w smutną podkówkę. Nawet Ezra znalazł sobie miejsce na łóżku, tuląc się bokiem do Oriona, który powitał go całusem w skroń i pełnym ciepła uśmiechem.
Czuł się… taki obrażony! O nie! Po tym wszystkim, po całej tej nocy i zaręczynach, teraz miał zamiar go unikać! Niedoczekanie jego, Louriel był bardzo zaborczy i bardzo, ale to bardzo zakochany.
- Nakarm mnie – oświadczył nieznoszącym sprzeciwu tonem, a kiedy zaskoczony Finni przesiadł się bliżej niego, natychmiast na jego wargach pojawił się bardziej zadowolony uśmiech. Patrzył na niego wyczekująco, a kiedy pierwsza łyżka znalazła się w jego ustach, oczy księcia rozszerzyły się do wielkości spodków. Aż uniósł dłoń do ust i przez dobre dwie minuty nie połykał, chcąc się nacieszyć tym wyrazistym, ale jakże pysznym i łagodnym smakiem.
- Wy to ugotowaliście? – zapytał, kiedy w końcu przełknął kęs.
Oczywiście mógł się spodziewać, że Finni błędnie zinterpretuje jego pytanie jako oświadczenie, że nie powinien nigdy więcej dotykać garnków i jedzenia, na co gad przewrócił jedynie oczami i odebrał mu miskę, pakując sobie do ust kolejną porcję.
- Żartujesz sobie ze mnie? To jest takie dobre, że od dzisiaj to ty mi gotujesz – oświadczył, całkiem poważnie, choć kąciki jego ust drgały, kiedy patrzył na minę blondyna. Zaraz potem przesunął się bliżej niego i uśmiechając się lekko cmoknął go w policzek.
- Kochanie, to najlepsze co w życiu jadłem, więcej wiary w siebie i we mnie też przy okazji – powiedział, spoglądając mu w oczy. – I jak widzisz, już mi lepiej, musiałem tylko trochę odespać – powiedział, pomijając połowę prawdy, na którą składały się mieszkanki ziół od Oriona i okłady z rumianku, które złagodziły opuchliznę wokół jego wypłakanych oczu.
- Co robiliście? Lorhen się ucieszył jak cię zobaczył? – zapytał, uśmiechając się niewinnie, jakby wcale z blondynem nie stanowili większości problemów mężczyzny w kraju ognia…
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Początkowo tylko fakt, że Louriel wyglądał już o wiele lepiej lekko podbudował jego nadszarpnięte sumienie. Przyglądał się gadowi dłuższą chwilę zanim zajął się jedzeniem, błądził wzorkiem po jeszcze delikatnie bladych ale już zdecydowanie bardziej kolorowych policzkach, roziskrzonych oczach, rozciągniętym na ustach uśmiechu rozkoszując się tym co odbijało się gdzieś głęboko w jego głowie – był tylko jego. Nie chciał jednak przesadzić, podpaść co przyniosło… dokładnie odwrotny skutek!
Pretensjonalny ton jakim został obdarowany kazał się mu chwilę zastanowić nad tym co zrobił. A przecież, w tym konkretnym momencie, nie zrobił nic złego! Przełknął więc nerwowo ślinę i czekając na wszystko to czym Lusiu chciał na niego nakrzyczeć, nabrał powietrza w policzki nie wiedząc o co chodzi z tym karmieniem. Wstał jednak potulnie, usiadł naprzeciwko niego i wybierając pierwszą łyżkę pełną każdego ze składników wsadził mu do ust czerpiąc dziką przyjemność z tej czynności. Uwielbiał patrzeć mu w oczy gdy ponętnie oblizywał łyżkę, zaczepnie samą końcówką języka obrysowywał usta, a później brakowało tylko delikatnego pocałunku obietnicy. Bardzo niegrzecznej obietnicy czegoś przyjemnego.
Opamiętał się na gwałtownie zmieniającą się mimikę gada, odsunięcie od niego odrobinę i zakrycie ust dłonią. Od razu się wyprostował, spojrzał na zawartość miski, a później kontrolnie na Ezrę i Oriona którzy wydawali się zajadać. Białaskowi aż się oczy skrzyły na każdy kolejny gryz podczas gdy brunet był z siebie dumny jak paw. Dopiero po tym jego wzrok wrócił na gada, sam włożył łyżkę do ust sprawdzając czy nie przegięli z przyprawami ale mu definitywnie smakowało.
- Mogę Ci zrobić coś innego, tylko powiedz co. – Zaproponował z przepraszającym uśmiechem, a gdy został spiorunowany wzrokiem w akcie uległości wsadził sobie pełną łychę do ust. Jak mocno się zdziwił w momencie gdy łyżkę mu zabrano, Lusiu wpakował sobie kolejną porcję do ust, a przysiadając się bliżej go pocałował.
- Jestem skłonny rozważyć taką propozycję. – Uśmiechnął się pięknie po tym jak otrzymał całusa samemu całując go w dłoń. Przy okazji wziął do rąk drugą miskę i sam zaczął pałaszować dopóki wszystko było gorące.
- A ja nie specjalnie. No chyba, że będziecie nam pomagać! – Wtrącił się nagle Ezra wybijając całe romantyczne wibracje jakie powoli zaczęły między nimi działać. Brunet widząc delikatnie zmrużone gadzie oczy sam obdarował Lusia podobnym wyrazem twarzy przy czym uśmiechał się łobuzersko. Mierzył się z nim przez chwilę wzrokiem, przynajmniej do momentu aż dłoń Oriona nie przysłoniła mu wizji.
- Nie możemy was tak rozpieszczać! Jeszcze się przyzwyczaicie i zaczną wam zgrabne dupki rosnąć. – Zaśmiał się lekko niepewnie bo na czuja, wkładając kolejną porcję do ust.
- Ja tam nadal jestem skłonny pójść na dobrą propozycję. – Mruknął spoglądając znacząco na Lusia, a słysząc zapewnienie, że gad czuł się już dobrze odetchnął zwolna z ulgą. Jeszcze raz ucałował jego dłoń, a gdy zapytano ich obu o przebieg dzisiejszego dnia, pomarańczowe oczy z żałością spojrzały na parskającego śmiechem Ezrę.
- Dzisiaj? Sama przyjemność! Byliśmy w koszarach i Sir Lorhen pozwolił mi spuścić Finniemu wpierdziel. Nie, nie spaliliśmy Sali treningowej aczkolwiek trzeba będzie poważnie pomyśleć o jakimś ciągu regularnych starć bo… – Jego oczy podniosły się na siedzącego za nim Oriona. – …boli. – Pomasował sobie pierś jakby nie potrafił złapać oddechu.
- Nic nikomu nie spuszczał, dałem mu wygrać. – Poprawił całość zarysu historyjki jednocześnie zaczepiając to kolano i udo Louriela delikatnym dotykiem. Przez ten fakt nie zauważył bosej stopy silnie wciskającej się mu w żebra okraszonej słodkim uśmieszkiem Ezry.
- Spuściłem mu lanie. – Pokiwał twierdząco głową uciekając stopą przed potencjalnymi łaskotkami.
- Ale te treningi to raczej przymus. Nie masz jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy bezpiecznie siedzieć? Nie mówię, że często ale z trzy razy w tygodniu? Rzeczywiście magia w nas buzuje, dotąd była używana codziennie. – Przyznał z lekką obawą, a czując uspokajający gest gładzenia po policzku, wtulił się w oferowaną ciepłą dłoń.
- To wy się zastanawiajcie, a ja porywam męża do pokoju. – Oświadczył ponownie wybijając Finnegana z tego kojącego kołysania, roztapiania się pod spojrzeniem pięknych niebieskich oczu. Niechętnie się oderwał obserwując jak Ezra ciągnie Oriona za rękę do wyjścia, po drodze proponując im ponownie wspólne śniadanie. Po chwili zostali ponownie sami, a blondyn odkładając miskę obok siebie ujął dłonie Lusia całując każdy palec po kolei.
- Wiesz, nie żebym uważał wszystko co się stało za niewłaściwe. Zasadniczo, było wspaniale! Nigdy się jeszcze tak skuszony nie czułe! Ale może… byś mi postawił jakieś granice? – Uśmiechnął się niewinnie, nieco zawstydzony chociaż na wspomnienie całości wczorajszego wieczoru ponownie zrobiło się mu gorąco. – Oczywiście jak chodzi o miejsce, ewentualnie tempo. Całkowicie się opanować przy Tobie nie potrafię i proszenie mnie o to chyba byłoby bezcelowe. – Przygryzł dolną wargę oficjalnie i bez bicia przyznając się do swojego zboczenia. Louriel go kręcił jak cholera i sam nie umiał nad sobą zapanować, co dopiero na jego prośbę. Nie ważne jak mocno by próbował! I tak będzie wodził wzorkiem za jego pośladkami, całował go po ramionach, przygryzał uszy, a później rzucał na łóżko żeby zająć mu sobą całą noc.
Ezra w momencie gdy zamknęli za sobą drzwi skierował się na dół, do salonu gdzie stał fortepian, zamiast do ich pokoju. Sadzając Oriona w fotelu władował się mu na kolana dokładnie po to żeby go długo i wolno pocałować po czym podszedł do instrumentu na którym leżał futerał z jego skrzypcami. Wyciągając je sprawdził sprawność strun po czym przysiadł na podłokietniku fotela, plecami do Oriona.
- Myślisz, że się to już nie powtórzy z takim efektem? Rozmawiałem z nim i wiem, że będzie do Louriela dzióbał o rozmowę. – Przyznał zaczynając cicho grać, płynnymi pociągnięciami wprawiając struny w drżenie.
- Wiem, że pewnie nie powinien wiedzieć ale on jest jakiś chory? Czy Finnegan zrobił mu krzywdę? – Nie przestawał grać wiedząc, że Orion zwyczajnie to lubił, a on chciał po prostu się dzisiaj trochę rozluźnić, pokazać mu jakiś magiczny utwór który pamiętał z domu.
Pretensjonalny ton jakim został obdarowany kazał się mu chwilę zastanowić nad tym co zrobił. A przecież, w tym konkretnym momencie, nie zrobił nic złego! Przełknął więc nerwowo ślinę i czekając na wszystko to czym Lusiu chciał na niego nakrzyczeć, nabrał powietrza w policzki nie wiedząc o co chodzi z tym karmieniem. Wstał jednak potulnie, usiadł naprzeciwko niego i wybierając pierwszą łyżkę pełną każdego ze składników wsadził mu do ust czerpiąc dziką przyjemność z tej czynności. Uwielbiał patrzeć mu w oczy gdy ponętnie oblizywał łyżkę, zaczepnie samą końcówką języka obrysowywał usta, a później brakowało tylko delikatnego pocałunku obietnicy. Bardzo niegrzecznej obietnicy czegoś przyjemnego.
Opamiętał się na gwałtownie zmieniającą się mimikę gada, odsunięcie od niego odrobinę i zakrycie ust dłonią. Od razu się wyprostował, spojrzał na zawartość miski, a później kontrolnie na Ezrę i Oriona którzy wydawali się zajadać. Białaskowi aż się oczy skrzyły na każdy kolejny gryz podczas gdy brunet był z siebie dumny jak paw. Dopiero po tym jego wzrok wrócił na gada, sam włożył łyżkę do ust sprawdzając czy nie przegięli z przyprawami ale mu definitywnie smakowało.
- Mogę Ci zrobić coś innego, tylko powiedz co. – Zaproponował z przepraszającym uśmiechem, a gdy został spiorunowany wzrokiem w akcie uległości wsadził sobie pełną łychę do ust. Jak mocno się zdziwił w momencie gdy łyżkę mu zabrano, Lusiu wpakował sobie kolejną porcję do ust, a przysiadając się bliżej go pocałował.
- Jestem skłonny rozważyć taką propozycję. – Uśmiechnął się pięknie po tym jak otrzymał całusa samemu całując go w dłoń. Przy okazji wziął do rąk drugą miskę i sam zaczął pałaszować dopóki wszystko było gorące.
- A ja nie specjalnie. No chyba, że będziecie nam pomagać! – Wtrącił się nagle Ezra wybijając całe romantyczne wibracje jakie powoli zaczęły między nimi działać. Brunet widząc delikatnie zmrużone gadzie oczy sam obdarował Lusia podobnym wyrazem twarzy przy czym uśmiechał się łobuzersko. Mierzył się z nim przez chwilę wzrokiem, przynajmniej do momentu aż dłoń Oriona nie przysłoniła mu wizji.
- Nie możemy was tak rozpieszczać! Jeszcze się przyzwyczaicie i zaczną wam zgrabne dupki rosnąć. – Zaśmiał się lekko niepewnie bo na czuja, wkładając kolejną porcję do ust.
- Ja tam nadal jestem skłonny pójść na dobrą propozycję. – Mruknął spoglądając znacząco na Lusia, a słysząc zapewnienie, że gad czuł się już dobrze odetchnął zwolna z ulgą. Jeszcze raz ucałował jego dłoń, a gdy zapytano ich obu o przebieg dzisiejszego dnia, pomarańczowe oczy z żałością spojrzały na parskającego śmiechem Ezrę.
- Dzisiaj? Sama przyjemność! Byliśmy w koszarach i Sir Lorhen pozwolił mi spuścić Finniemu wpierdziel. Nie, nie spaliliśmy Sali treningowej aczkolwiek trzeba będzie poważnie pomyśleć o jakimś ciągu regularnych starć bo… – Jego oczy podniosły się na siedzącego za nim Oriona. – …boli. – Pomasował sobie pierś jakby nie potrafił złapać oddechu.
- Nic nikomu nie spuszczał, dałem mu wygrać. – Poprawił całość zarysu historyjki jednocześnie zaczepiając to kolano i udo Louriela delikatnym dotykiem. Przez ten fakt nie zauważył bosej stopy silnie wciskającej się mu w żebra okraszonej słodkim uśmieszkiem Ezry.
- Spuściłem mu lanie. – Pokiwał twierdząco głową uciekając stopą przed potencjalnymi łaskotkami.
- Ale te treningi to raczej przymus. Nie masz jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy bezpiecznie siedzieć? Nie mówię, że często ale z trzy razy w tygodniu? Rzeczywiście magia w nas buzuje, dotąd była używana codziennie. – Przyznał z lekką obawą, a czując uspokajający gest gładzenia po policzku, wtulił się w oferowaną ciepłą dłoń.
- To wy się zastanawiajcie, a ja porywam męża do pokoju. – Oświadczył ponownie wybijając Finnegana z tego kojącego kołysania, roztapiania się pod spojrzeniem pięknych niebieskich oczu. Niechętnie się oderwał obserwując jak Ezra ciągnie Oriona za rękę do wyjścia, po drodze proponując im ponownie wspólne śniadanie. Po chwili zostali ponownie sami, a blondyn odkładając miskę obok siebie ujął dłonie Lusia całując każdy palec po kolei.
- Wiesz, nie żebym uważał wszystko co się stało za niewłaściwe. Zasadniczo, było wspaniale! Nigdy się jeszcze tak skuszony nie czułe! Ale może… byś mi postawił jakieś granice? – Uśmiechnął się niewinnie, nieco zawstydzony chociaż na wspomnienie całości wczorajszego wieczoru ponownie zrobiło się mu gorąco. – Oczywiście jak chodzi o miejsce, ewentualnie tempo. Całkowicie się opanować przy Tobie nie potrafię i proszenie mnie o to chyba byłoby bezcelowe. – Przygryzł dolną wargę oficjalnie i bez bicia przyznając się do swojego zboczenia. Louriel go kręcił jak cholera i sam nie umiał nad sobą zapanować, co dopiero na jego prośbę. Nie ważne jak mocno by próbował! I tak będzie wodził wzorkiem za jego pośladkami, całował go po ramionach, przygryzał uszy, a później rzucał na łóżko żeby zająć mu sobą całą noc.
Ezra w momencie gdy zamknęli za sobą drzwi skierował się na dół, do salonu gdzie stał fortepian, zamiast do ich pokoju. Sadzając Oriona w fotelu władował się mu na kolana dokładnie po to żeby go długo i wolno pocałować po czym podszedł do instrumentu na którym leżał futerał z jego skrzypcami. Wyciągając je sprawdził sprawność strun po czym przysiadł na podłokietniku fotela, plecami do Oriona.
- Myślisz, że się to już nie powtórzy z takim efektem? Rozmawiałem z nim i wiem, że będzie do Louriela dzióbał o rozmowę. – Przyznał zaczynając cicho grać, płynnymi pociągnięciami wprawiając struny w drżenie.
- Wiem, że pewnie nie powinien wiedzieć ale on jest jakiś chory? Czy Finnegan zrobił mu krzywdę? – Nie przestawał grać wiedząc, że Orion zwyczajnie to lubił, a on chciał po prostu się dzisiaj trochę rozluźnić, pokazać mu jakiś magiczny utwór który pamiętał z domu.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przysłuchiwanie się jak Ezra z Finnim droczyli się beztrosko było czymś tak odprężającym, że Orion nie potrafił się na jednego i drugiego napatrzeć, podczas gdy Louriel wpatrywał się w nich z lekko zmarszczonymi brwiami, analizując to, co usłyszał. Po raz kolejny uświadamiał sobie jak mocno, magia wody i ognia różniła się od siebie i że magowie obu żywiołów potrzebowali zgoła czego innego. Na pytanie o miejsce, w którym Finni z Ezrą mogli czasem poćwiczyć pogłaskał blondyna po policzku, niemal natychmiast oferując mu salę w Akademii, lub dziedziniec. Przy okazji zaproponował siebie jako potencjalnego przeciwnika, na którym oboje mogli się wyładować. Tak dawno… nie miał szans się pobawić swoją magią i myśl, że mógł sprawdzić się w walce z kimś, kto go całkowicie neutralizował napawała go ekscytacją. W końcu Lothus nic nie mówiło dziedzińcu, miał nie wychodzić poza obszar Akademii, a ogród jak najbardziej się do niej zaliczał.
- Myślę, że damy sobie jakoś z tym radę – powiedział uśmiechając się przekornie. Oh, już nie mógł się doczekać aż spuści tym dwóm łomot! A może nawet udałoby mu się włączyć do walki Oriona i ewentualnie Rafaela? Był bardzo ciekawy, jak bardzo rozwinięty pod względem magii akcji był jego nowy nabytek…
Nie protestował, kiedy Ezra oświadczył, że zabiera Oriona do siebie, zgadzając się zjeść z nimi śniadanie. Podobało mu się to, nawet jeśli nie spędzali ze sobą tak dużo czasu, wspólne posiłki rekompensowały mu cały ten czas. Co go zdziwiło, to Finni, który gdy tylko drzwi za chłopakami zamknęły się ujął jedną z jego dłoni w swoją i zaczął go całować po palcach. Było to bardzo przyjemne i miłe, wprawiało biedne serduszko Lusia w drżenie i podrywało rój motyli w jego żołądku do lotu, ale kiedy tylko usłyszał słowa mężczyzny, zarumienił się lekko, rozumiejąc, że prawdopodobnie kiedy spał, Finni również usłyszał jedną z deprymujących przemów, jeśli nie Oriona to Ezry. I jak bardzo chciał odpowiedzieć, jakkolwiek, tak kolejne jego słowa po prostu go zabiły…
- Uhm… Ty… Ja… - zająknął się książę, chociaż powtarzał sobie, że przecież nie powinien być aż tak zdziwiony. W końcu sam prowokował Finnegana wczorajszego wieczora, namawiał, by zrobił to tak jak lubił i z niczym się nie powstrzymywał. Potem oczywiście odrobinę żałował, a przynajmniej rano, kiedy nie potrafił samodzielnie ustać na nogach, niemniej… domyślać się, że go pociągał, a usłyszeć to z jego ust, to były dwie różne sprawy. Jeszcze kwestia nieopanowania się…
- Uhm… Ja… nie bardzo wiem co ci powiedzieć – przyznał szczerze, rumieniąc się i odwracając wzrok od pomarańczowych patrzących na niego w skupieniu tęczówek. – W końcu sam cię prowokowałem, no i… nie starałem się jakoś mocno cię powstrzymać… wyglądałeś jakby ci się podobało i… i mnie przecież też… – powiedział cicho, wracając do niego na chwilę wzrokiem, patrząc na niego nieco nie rozumiejąc, o co mu chodziło. W końcu to nie było tak, że to do czego doszło między nimi wydarzyło się tylko dlatego, że Finni się nie opanował.
Patrząc na niego z delikatnie pobłażliwą miną ostatecznie uśmiechnął się rozbawiony ponownie całując mu każdy palec po kolei. Gładził go żeby przestał się tak stresować ale żeby i samemu móc zebrać myśli.
- Bardzo mi się podobało. Ale może... Coś byśmy ustalili żebyś nie wyglądał tak źle na przyszłość? Na przykład, stosowanie pończoch tylko w łóżku? - Zaśmiał się, nieco nerwowo ale ponownie przywołany przed oczy widok uderzył go ciepłej w policzki. - Za to, po Twojemu na innych, bardzo ciekawych miejscach w gabinecie? - Tym razem jawna obietnica błysnęła w jego oczach, podobnie jak usta rozciągnął łobuzerski uśmiech.
- Oh! – cichy okrzyk jednocześnie zaskoczenia i zrozumienia opuścił uchylone wargi księcia, wprawiając go w nastrój znajdujący się pomiędzy zażenowaniem, a podekscytowaniem. Natychmiast poczuł dreszcze przebiegające mu po plecach. Propozycja Finnegana wydawała mu się niezwykle kusząca… - Zgoda – powiedział, posyłając mu spojrzenie pełne niewypowiedzianych pragnień i krążącego mu pod skórą ciepła. Uzależnił się, od niego, od słodkich ust wyciskających z jego własnych oddech, z dłoni krążących mu po ciele i wprawiających napięte mięśnie w rozkoszne drżenie. Lubił… co go zaskoczyło, tempo jakie narzucał im blondyn, ale to o czym marzył…
- Hej, a… a czy… następnym razem… pomasowałbyś mnie? Tak… jak w kraju ognia…? – zapytał z rumieńcem, który objął jego uszy i szyję. Tak bardzo mu się wtedy podobało, że wstydził się tego jak bardzo stracił wtedy kontrolę nad sobą. I tego, że gdyby Finni się zgodził, to z niecierpliwością czekałby na ten moment.
Wystarczyło mu jedno spojrzenie na uśmiechniętą znacząco twarz Finnegana, by domyślić się, że jego odpowiedź była twierdząca. Zagryzł wargę, powstrzymując zadowolone westchnienie, zdradzające jak bardzo podobała mu się ta wizja. Rozmawiali jeszcze chwilę, zdradzając sobie obawy i życzenia co do ich kolejnych zbliżeń, a kiedy doszli do wspólnego, jakże satysfakcjonującego wniosku, Louriel nadal zmęczony po ich ekscesach, ziewnął szeroko, przeciągając się rozkosznie.
- Chyba wrócę do spania – wymamrotał, a Finni mu nie przeszkadzał wpełznąć pod kołdrę, samemu zajmując miejsce po jego drugiej stronie i choć Lusiek nie domyślał się, co to mogło oznaczać, kiedy poczuł dotyk palców na swoich stopach, uśmiechnął się błogo, czując się rozpieszczanym. A o czym przekonał się całkiem niedawno, uwielbiał być rozpieszczanym. Zanim się zorientował, pojękując cichutko i wzdychając z przyjemności, zasnął ściskając w palcach poduszkę.
Widząc jak Lusiek z Finnim przekomarzają się na swój własny, nieco pokręcony sposób, flirtując przy tym zawzięcie, stwierdził że nic tu było po nim. Miał swoją Śnieżynkę i to jemu zamierzał poświęcić cały czas jaki jeszcze mu pozostał tego dnia. Od jutra musiał wrócić na swoje szkolenie, zarówno magiczne jak i bojowe, do tego dochodziła straż pałacowa i wiążące się z nią obowiązki. Trochę czuł się winny, zrzucając na Ezrę jakiekolwiek sprawy związane z mieszkaniem dopóki nie ureguluje swojego grafiku na tyle, by znaleźć w nim czas i na remont. Oczywiście swojego słodkiego maga ognia nie zamierzał zaniedbywać i choćby wieczorami przesiadywać z nim, przytulać go i rozmawiać do późnej nocy, a potem… kiedy już będzie miał trochę czasu, zabierze go na randkę z prawdziwego zdarzenia!
W momencie, w którym Ezra prowadził go do salonu i najbliższego fotela, rozmyślał, gdzie mógł jego małą Śnieżynkę zabrać, ale wystarczyło mu by usłyszał stuk drewna, kiedy chłopak brał w ręce skrzypce, by wrócić na ziemię. Uwielbiał go słuchać. Nie miał słuchu muzycznego, mógł jedynie stwierdzić, że to co grał jego ukochany, było naprawdę cudowne i gdyby mógł, spędziłby godziny, przyglądając mu się i słuchając jak skupiony taki piękny i szczęśliwy, sunął smyczkiem po strunach. Oh, był wtedy taki zachwycający. Wyprostowany, wdzięczny, uśmiechnięty lekko, ale z taką radością, jakby nic innego nie sprawiało mu aż takiej przyjemności na świecie. Lubił wtedy łapać z nim wzrok i dostrzegać delikatne rumieńce jakie pojawiały się na jego policzkach pod jego uważnym spojrzeniem. Czuł wtedy niewysłowione ciepło, kłębiące mu się pod sercem i spokój. Czuł jakby właśnie w takich momentach, wszystko było na swoim miejscu.
- Trudno stwierdzić – westchnął Orion na pytanie, przeczesując białe włosy i odgarniając grzywkę do tyłu, odsłaniając czoło. – Louriel jest… rozsądny, ale naiwny i często nie rozumie reakcji swojego własnego ciała co jest zaskakujące biorąc pod uwagę jak bardzo musi je znać, by być tak dobrym magiem. Rozmowa na pewno im pomoże, sam również poprosiłem Lusia o rozwagę, ale wiesz… dopóki nie wypracują sobie własnego systemu, to może się powtórzyć – stwierdził, bo choćby chciał być optymistyczny, wiedział że takie rzeczy nie przychodziły łatwo, zwłaszcza kiedy osobowości różniły się tak mocno jak ta Lusia i Finnegana. Również ich temperamenty, choć wydawało się, że czasem są podobne, a wręcz identyczne, w końcu oboje byli uparci jak osły, nieco się od siebie różniły.
Na drugie pytanie, pokręcił głową z westchnieniem.
- Nie, nie jest chory i nie sądzę, by Finni zrobił mu krzywdę. Nie tak naprawdę. Jakby ci to wyjaśnić… Louriel jest… księciem – powiedział, wzruszając ramionami jakby to tłumaczyło wszystko, albo choćby większość. – Był wychowany w pałacu, otoczony ludźmi, którzy na każdym kroku dbali o to, by niczego mu nie brakowało, by się nie zranił, ani nie wystawiał na niebezpieczeństwo. Wystarczy porównać sobie moje i jego dłonie, by wiedzieć, że nigdy tak naprawdę nie pracował, a przynajmniej nie fizycznie, bo tyle ile on ma w głowie, nikt inny nie jest w stanie pojąć. To też wpływa na jego kondycję, choć stara się utrzymać swoje ciało w dobrym stanie, a przynajmniej wizerunkowo, bo ta pierdoła, gdyby nie ja, już dawno umarłaby z głodu, albo przepracowania – powiedział marudnie, marszcząc niezadowolony brwi. – Więc, ogólnie rzecz ujmując, nasz ukochany książę maruda, jest silny tylko z nazwy. To nie jest więc kwestia choroby, a raczej stylu życia. A jeśli Finni zaserwował mu… yhm ekstremalne wrażenia, jak się domyślam, jego ciało po prostu nie wytrzymało – wyjaśnił, samemu tłumacząc to sobie w ten sposób. Lusiek nie był typem sportowca, raczej kota kanapowca, bibliotekarza zakochanego w kurzu i naukowca, który mógł siedzieć zamknięty cały dzień w swoich papierach i badaniach i nie zauważyć, że w zasadzie to minęła kolejna doba.
- Myślę, że damy sobie jakoś z tym radę – powiedział uśmiechając się przekornie. Oh, już nie mógł się doczekać aż spuści tym dwóm łomot! A może nawet udałoby mu się włączyć do walki Oriona i ewentualnie Rafaela? Był bardzo ciekawy, jak bardzo rozwinięty pod względem magii akcji był jego nowy nabytek…
Nie protestował, kiedy Ezra oświadczył, że zabiera Oriona do siebie, zgadzając się zjeść z nimi śniadanie. Podobało mu się to, nawet jeśli nie spędzali ze sobą tak dużo czasu, wspólne posiłki rekompensowały mu cały ten czas. Co go zdziwiło, to Finni, który gdy tylko drzwi za chłopakami zamknęły się ujął jedną z jego dłoni w swoją i zaczął go całować po palcach. Było to bardzo przyjemne i miłe, wprawiało biedne serduszko Lusia w drżenie i podrywało rój motyli w jego żołądku do lotu, ale kiedy tylko usłyszał słowa mężczyzny, zarumienił się lekko, rozumiejąc, że prawdopodobnie kiedy spał, Finni również usłyszał jedną z deprymujących przemów, jeśli nie Oriona to Ezry. I jak bardzo chciał odpowiedzieć, jakkolwiek, tak kolejne jego słowa po prostu go zabiły…
- Uhm… Ty… Ja… - zająknął się książę, chociaż powtarzał sobie, że przecież nie powinien być aż tak zdziwiony. W końcu sam prowokował Finnegana wczorajszego wieczora, namawiał, by zrobił to tak jak lubił i z niczym się nie powstrzymywał. Potem oczywiście odrobinę żałował, a przynajmniej rano, kiedy nie potrafił samodzielnie ustać na nogach, niemniej… domyślać się, że go pociągał, a usłyszeć to z jego ust, to były dwie różne sprawy. Jeszcze kwestia nieopanowania się…
- Uhm… Ja… nie bardzo wiem co ci powiedzieć – przyznał szczerze, rumieniąc się i odwracając wzrok od pomarańczowych patrzących na niego w skupieniu tęczówek. – W końcu sam cię prowokowałem, no i… nie starałem się jakoś mocno cię powstrzymać… wyglądałeś jakby ci się podobało i… i mnie przecież też… – powiedział cicho, wracając do niego na chwilę wzrokiem, patrząc na niego nieco nie rozumiejąc, o co mu chodziło. W końcu to nie było tak, że to do czego doszło między nimi wydarzyło się tylko dlatego, że Finni się nie opanował.
Patrząc na niego z delikatnie pobłażliwą miną ostatecznie uśmiechnął się rozbawiony ponownie całując mu każdy palec po kolei. Gładził go żeby przestał się tak stresować ale żeby i samemu móc zebrać myśli.
- Bardzo mi się podobało. Ale może... Coś byśmy ustalili żebyś nie wyglądał tak źle na przyszłość? Na przykład, stosowanie pończoch tylko w łóżku? - Zaśmiał się, nieco nerwowo ale ponownie przywołany przed oczy widok uderzył go ciepłej w policzki. - Za to, po Twojemu na innych, bardzo ciekawych miejscach w gabinecie? - Tym razem jawna obietnica błysnęła w jego oczach, podobnie jak usta rozciągnął łobuzerski uśmiech.
- Oh! – cichy okrzyk jednocześnie zaskoczenia i zrozumienia opuścił uchylone wargi księcia, wprawiając go w nastrój znajdujący się pomiędzy zażenowaniem, a podekscytowaniem. Natychmiast poczuł dreszcze przebiegające mu po plecach. Propozycja Finnegana wydawała mu się niezwykle kusząca… - Zgoda – powiedział, posyłając mu spojrzenie pełne niewypowiedzianych pragnień i krążącego mu pod skórą ciepła. Uzależnił się, od niego, od słodkich ust wyciskających z jego własnych oddech, z dłoni krążących mu po ciele i wprawiających napięte mięśnie w rozkoszne drżenie. Lubił… co go zaskoczyło, tempo jakie narzucał im blondyn, ale to o czym marzył…
- Hej, a… a czy… następnym razem… pomasowałbyś mnie? Tak… jak w kraju ognia…? – zapytał z rumieńcem, który objął jego uszy i szyję. Tak bardzo mu się wtedy podobało, że wstydził się tego jak bardzo stracił wtedy kontrolę nad sobą. I tego, że gdyby Finni się zgodził, to z niecierpliwością czekałby na ten moment.
Wystarczyło mu jedno spojrzenie na uśmiechniętą znacząco twarz Finnegana, by domyślić się, że jego odpowiedź była twierdząca. Zagryzł wargę, powstrzymując zadowolone westchnienie, zdradzające jak bardzo podobała mu się ta wizja. Rozmawiali jeszcze chwilę, zdradzając sobie obawy i życzenia co do ich kolejnych zbliżeń, a kiedy doszli do wspólnego, jakże satysfakcjonującego wniosku, Louriel nadal zmęczony po ich ekscesach, ziewnął szeroko, przeciągając się rozkosznie.
- Chyba wrócę do spania – wymamrotał, a Finni mu nie przeszkadzał wpełznąć pod kołdrę, samemu zajmując miejsce po jego drugiej stronie i choć Lusiek nie domyślał się, co to mogło oznaczać, kiedy poczuł dotyk palców na swoich stopach, uśmiechnął się błogo, czując się rozpieszczanym. A o czym przekonał się całkiem niedawno, uwielbiał być rozpieszczanym. Zanim się zorientował, pojękując cichutko i wzdychając z przyjemności, zasnął ściskając w palcach poduszkę.
Widząc jak Lusiek z Finnim przekomarzają się na swój własny, nieco pokręcony sposób, flirtując przy tym zawzięcie, stwierdził że nic tu było po nim. Miał swoją Śnieżynkę i to jemu zamierzał poświęcić cały czas jaki jeszcze mu pozostał tego dnia. Od jutra musiał wrócić na swoje szkolenie, zarówno magiczne jak i bojowe, do tego dochodziła straż pałacowa i wiążące się z nią obowiązki. Trochę czuł się winny, zrzucając na Ezrę jakiekolwiek sprawy związane z mieszkaniem dopóki nie ureguluje swojego grafiku na tyle, by znaleźć w nim czas i na remont. Oczywiście swojego słodkiego maga ognia nie zamierzał zaniedbywać i choćby wieczorami przesiadywać z nim, przytulać go i rozmawiać do późnej nocy, a potem… kiedy już będzie miał trochę czasu, zabierze go na randkę z prawdziwego zdarzenia!
W momencie, w którym Ezra prowadził go do salonu i najbliższego fotela, rozmyślał, gdzie mógł jego małą Śnieżynkę zabrać, ale wystarczyło mu by usłyszał stuk drewna, kiedy chłopak brał w ręce skrzypce, by wrócić na ziemię. Uwielbiał go słuchać. Nie miał słuchu muzycznego, mógł jedynie stwierdzić, że to co grał jego ukochany, było naprawdę cudowne i gdyby mógł, spędziłby godziny, przyglądając mu się i słuchając jak skupiony taki piękny i szczęśliwy, sunął smyczkiem po strunach. Oh, był wtedy taki zachwycający. Wyprostowany, wdzięczny, uśmiechnięty lekko, ale z taką radością, jakby nic innego nie sprawiało mu aż takiej przyjemności na świecie. Lubił wtedy łapać z nim wzrok i dostrzegać delikatne rumieńce jakie pojawiały się na jego policzkach pod jego uważnym spojrzeniem. Czuł wtedy niewysłowione ciepło, kłębiące mu się pod sercem i spokój. Czuł jakby właśnie w takich momentach, wszystko było na swoim miejscu.
- Trudno stwierdzić – westchnął Orion na pytanie, przeczesując białe włosy i odgarniając grzywkę do tyłu, odsłaniając czoło. – Louriel jest… rozsądny, ale naiwny i często nie rozumie reakcji swojego własnego ciała co jest zaskakujące biorąc pod uwagę jak bardzo musi je znać, by być tak dobrym magiem. Rozmowa na pewno im pomoże, sam również poprosiłem Lusia o rozwagę, ale wiesz… dopóki nie wypracują sobie własnego systemu, to może się powtórzyć – stwierdził, bo choćby chciał być optymistyczny, wiedział że takie rzeczy nie przychodziły łatwo, zwłaszcza kiedy osobowości różniły się tak mocno jak ta Lusia i Finnegana. Również ich temperamenty, choć wydawało się, że czasem są podobne, a wręcz identyczne, w końcu oboje byli uparci jak osły, nieco się od siebie różniły.
Na drugie pytanie, pokręcił głową z westchnieniem.
- Nie, nie jest chory i nie sądzę, by Finni zrobił mu krzywdę. Nie tak naprawdę. Jakby ci to wyjaśnić… Louriel jest… księciem – powiedział, wzruszając ramionami jakby to tłumaczyło wszystko, albo choćby większość. – Był wychowany w pałacu, otoczony ludźmi, którzy na każdym kroku dbali o to, by niczego mu nie brakowało, by się nie zranił, ani nie wystawiał na niebezpieczeństwo. Wystarczy porównać sobie moje i jego dłonie, by wiedzieć, że nigdy tak naprawdę nie pracował, a przynajmniej nie fizycznie, bo tyle ile on ma w głowie, nikt inny nie jest w stanie pojąć. To też wpływa na jego kondycję, choć stara się utrzymać swoje ciało w dobrym stanie, a przynajmniej wizerunkowo, bo ta pierdoła, gdyby nie ja, już dawno umarłaby z głodu, albo przepracowania – powiedział marudnie, marszcząc niezadowolony brwi. – Więc, ogólnie rzecz ujmując, nasz ukochany książę maruda, jest silny tylko z nazwy. To nie jest więc kwestia choroby, a raczej stylu życia. A jeśli Finni zaserwował mu… yhm ekstremalne wrażenia, jak się domyślam, jego ciało po prostu nie wytrzymało – wyjaśnił, samemu tłumacząc to sobie w ten sposób. Lusiek nie był typem sportowca, raczej kota kanapowca, bibliotekarza zakochanego w kurzu i naukowca, który mógł siedzieć zamknięty cały dzień w swoich papierach i badaniach i nie zauważyć, że w zasadzie to minęła kolejna doba.
Wyroki Niebios
Założyciel
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Od drobnej choroby Louriela minęły dwa tygodnie obfitujące w ustalenia i ich realizację, przechodzenie do uszeregowanej rzeczywistości w której każdy miał tak samo swoje miejsce jak i ogrom szczęścia. Zdecydowanie, powoli taki obrót spraw zaczynał mu się podobać. Miał swoje obowiązki które chociaż różniły się od tych w Kraju Ognia, sprawiały mu niemniejszy poziom przyjemności. Powoli przyzwyczajał się do panujących warunków chociaż nie ukrywał swoich gwałtownych potrzeb wsadzenia dłoni w żywy płomień. Tak, przy pierwszym razie doprowadził swoją przełożoną – i jednocześnie partnerkę patrolową – do małego zawału. Musiał wtedy sprecyzować którego żywiołu magiem był co przy jego znacznie ciemniejszej karnacji i tak wielką tajemnicą nie pozostawiało. Najlepsze jednak były powroty z pracy.
Wchodząc za próg Akademii zawsze zatrzymywał się na chwilę żeby upewnić się w tym, że nie śni. Spoglądał w radośnie tańczący płomień w kominku, na otulone ciepłym światłem regały z książkami. Było pusto przez przerwę w nauce, a jednak wszędzie pachniało czekającym na niego jedzeniem albo herbatą namiętnie spijaną przez Louriela. Sam książę… zawsze miał tak pięknie lśniące oczy gdy go widział, przytulał go i pytał jak minął mu dzień chociaż wcale nie musiał się interesować, miał przecież tyle swoich obowiązków! Gdy Finnegan wracał więc do swojego domu czuł otulający go spokój, ogrom miłości i chęci. Tych ostatnich nigdy mu nie brakowało! Niezależnie od tego czy przypadkiem wpadł do rzeki – nic mu się nie stało ale strachu się najadł nieźle – czy biegał przez pół dnia po mieście za sprawunkami starszych osób, czy odśnieżał czy pilnował dzieciaków, zawsze znajdywał chęci żeby się przydać. Naprawił piękny kredens w kuchni, szafki w jednej z sal lekcyjnych, razem z Orionem zdjęli drzwi do jadalni które wyszlifował i odmalował. Louriel go o nic nie musiał prosić, przychodził i wiedział że chciałby wnieść coś od siebie do miejsca które zapewniało mu ten komfort.
A przynajmniej tak było do momentu pojawienia się tego irytującego mrowienia w dole żołądka za każdym razem gdy widział śmiejącego się Louriela w towarzystwie – jak już zdążył się dowiedzieć – Mistrza Magii Wody Rafaela Morgana. Mężczyzna był przystojny, wysoki i z niebezpiecznymi iskierkami skrzącymi się w jasnych oczach. Nie miał w sobie tej niepewności którą czasem czuł blondyn, za to na lewo i prawo rzucał uprzejmością, manierami i ogładą. Nic do niego nie miał! Serio! Facet sobie istniał i dopóki jawnie mu nie podpadł nie było sensu żeby miał do niego jakieś wątpliwości. Ale. No właśnie ale! Za każdym razem gdy widział zafascynowanego Lusia, nakręconego na jakiś temat, zapominającego o istnieniu całego świata, tak przejętego tym co mówi i tym jakie otrzymuje odpowiedzi, że gdyby mógł najpewniej by skakał z radości! Wtedy jego żołądek robił obrót, zaciskał się i mrowił. Jeszcze w życiu tego nie czuł i definitywnie, nie potrafił tego nazwać.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego ostatnio na Twój widok dostaję zgagi? – Zapytała kołysząc nogami nie sięgającymi do ziemi z ławki na której siedzieli i jedli drugie śniadanie.
- Przestaniesz mnie obarczać? Twoje problemy żołądkowe nie są absolutnie ze mną powiązane. – Oświadczył słuchając tego tekstu co najmniej trzy razy dziennie od co najmniej trzech dni. Już nawet nie miał sił wywracać oczami. Po prostu odbijał zaczepkę z dość dużą obojętnością wymalowaną na twarzy i zjadał to co należało jako przydział do niego rozkoszując się ciepłem drobnego ogniska strzelającego obok nich. Codziennie kryli się w tym samym miejscu. Mała przybudówka należąca do jednej z gospód nieopodal. Zazwyczaj pewnie chowano tu konie, w porze zamieci chowali się tu oni, rozpalali ognisko i jedli odpoczywając nieco, rozmawiając i dać szansę poznaniu siebie. Szczególnie, że od momentu pojawienia się na jego ręce bransoletki, potencjalny podryw ustał.
- Kiedy to jawnie Twoja wina. – Oświadczyła klepiąc się po brzuchu z uwagą wpatrując w ruch dłoni. Coś głośno zabrudzało, a ona wyprostowała się wskazując na swój żołądek. – Słyszałeś, to brzmiało jak „winna Ninka”.
- Finni nie Nini… – Miał ogromną ochotę uderzyć się w czoło kanapką ale szkoda było kanapki.
- O! Widzisz! Chodzisz podminowany! Jak niedźwiedź co się starych jagód najadł! – Odbiła się od jego ramienia na co on trzymając kanapkę w zębach spojrzał na nią z wyrzutem.
- Żołądek to ostatnio mnie boli. – Wyrzucił ostatecznie z siebie przeżuwając spokojnie na co oberwał tak podejrzliwym spojrzeniem, że aż poczuł dreszcze na plecach.
- Kłopoty w raju? – Skinęła na bransoletkę której on ostatnio namiętnie dotykał, a czego on początkowo w ogóle nie zrozumiał. Dopiero po chwili skojarzył fakty, zrozumiał do czego pije i pokręcił przecząco głową.
- Wszystko jest z nami dobrze.
- A jednak jesteś nią zazdrosny! – Izka dla własnego bezpieczeństwa żyła w przekonaniu, że Finni miał kobietę. Zasadniczo, nigdy tego nie powiedział wprost ale też nigdy jej nie zaprzeczył. Problem pojawiał się przy imieniu ale ona o nie nie pytała. Za to za każdym razem widziała i dzióbała do niego gdy chodził cały w skowronkach po owocnej nocy pełnej niegrzecznej bielizny i słodkich obietnic.
Niemniej, na jego twarzy w tym momencie wymalowało się zdziwienie i z dość niedowierzającą miną przyjrzał się jej zwycięskiej twarzy która obwieściła rozwiązaną zagadkę.
Ze słowem „zazdrość” dźwięczącym mu w głowie tego dnia wrócił do domu. Przechodząc przez próg jak codziennie zatrzymał się w holu, teraz jednak z całkowicie innego powodu niż zwyczajne cieszenie się z bycia tu. Marszcząc mocno brwi obserwował pochylonego Rafaela w stronę fotela stojącego naprzeciw tego który ten musiał zajmować do tej pory. Najgorzej, że z jego perspektywy wyglądało to jakby osobie siedzącej skradano pocałunek, a słysząc cichy i perlisty śmiech, serce podeszło mu do gardła.
- Co robicie? – Mruknął trochę zbyt chłodno jak na domniemanie niewinności, a widząc wychylającego się Louriela z książką w ręce i odsuwającego się nieco zbyt gwałtownie jak na jego gust drugiego mistrza tylko zacisnął mocno szczękę.
Słysząc przyjemne powitanie nie zatrzymał się. Do tej pory nie był niekulturalny, starał się nie być, ale teraz zawrzało w nim. Do tej pory odnosił się do Lusia z szacunkiem, ogromem przyjaźni i tylko czasem pożądliwie obłapiał jego pośladki. Teraz, nie miał skrupułów. Złapał gada za brodę i wpił się w jego wargi tak silnie żeby uciekło mu powietrze z płuc. Przy czym, patrzył na bruneta z takim ostrzeżeniem w oczach, drapieżnością i przymusem zaznaczenia swojego terytorium, że w całym pomieszczeniu zadźwięczała groźba.
Remont ich mieszkania, tylko i wyłącznie ich! Ruszył pełną parą ponad tydzień temu. Zaopatrzeni w odpowiednie materiały oraz bogatsi o pewne dobre rady specjalistów których to znał albo sam Orion albo Louriel, zaczęli powoli doprowadzać ich lokum do stanu użyteczności pełnej. Przede wszystkim Popradzie on tam siedział ale nie miał do tego pretensji. W Teatrze Muzyki spędzał tyle godzin ile Dyrektorka od niego wymagała. Pilnie się uczył nut, emisji głosu, wraz z jednym nowym dla niego kolegą spisywał całą tą wiedzę jaką miał z Kraju Ognia, a która miała być podstawą nowych i bogatszych doświadczeń widzów w nowym sezonie. Nie oznaczało to jednak, że podobnie jak szkolący się Orion miał rozplanowany cały dzień. Gdy tylko nadarzało się okienko szedł do mieszkania i coś robił. Musiał bowiem zacząć od podstaw takich jak zagruntowanie ścian i podłóg co nie było ani lekkie ani szybkie. Gdy napotykał problem i musiał iść się kogoś zapytać, schodziło mu jeszcze więcej czasu ale, nadal nie był w tym sam. Gdy Orion kończył dyżury, najadł się i chociaż chwilę odpoczął, szli tu razem żeby w świetle palących się ogników w powietrzu, robić coś do późnych godzin. Czasem przychodził Finnegan, czasem sam książę.
Śmieszyło go zawsze to zaskoczenie które natrafiał wraz z przebiegiem prac. Coś co stanowiło dla niego pewną oczywistość sprawiało problemy na długie godziny. Coś czego nauczył się godzinę wcześniej wychodziło perfekcyjnie, a on mógł swobodnie śmiać się razem z Orionem o przekwalifikowaniu się na jakiegoś wprawnego rzemieślnika. Nie, nie miał zamiaru tego robić ale fakt tej swobody jaką przy Orionie czuł działał na niego w niezwykle pozytywny sposób.
Apropo ich cudownie i powoli rozwijającej się relacji, nadal nie wykorzystani „użytecznej wiedzy” przekazanej swego czasu przez Finnegana. Kwestia czasu? Priorytetów? Rozmawiali o tym już zdecydowanie swobodniej i obydwaj zgadzali się z tym, że teraz nie było na to chęci i czasu. Mieli co innego na głowie, a pewnego rodzaju fizyczności tak czy inaczej sobie nie skąpili. Więc nie byli do tyłu, nic złego się między nimi nie działo, a jedynie nie robili tego wielkiego ostatniego kroku. Poza tym Ezra czuł komfort, przede wszystkim psychiczny. Zapewnienie stabilności, bezpieczeństwa i otulającego go co wieczór ciepła silnych ramion było dokładnie tym czego oczekiwał na tym etapie swojego życia. I cieszył się z tego przy każdej jednej okazji.
Dzisiejszego dnia również siedział w mieszkaniu z tą różnicą, że od rana z Orionem. Rozumiał tryb jego szkolenia, czas na regenerację tak umysłu jak ciała. Jego nauczyciel dał mu dwa dni na złapanie oddechu i przyswojenie zdobytych umiejętności. Idealne rozwiązanie żeby właśnie turlać się po niedawno położonej podłodze i smarować intensywnie pomarańczową farbą która miała pokryć ściany w ich przyszłym salonie.
- No Tygrysie, możesz to przyznać. Jestem naaaaajlepszym mężem na świecie. – Zaśmiał się siedząc na nim okrakiem i z uporem maniaka jeżdżąc mu pędzlem po szyi. Nie trwało długo jak to on skończył pod cudownie umięśnionym ciałem w poplamionej koszulce i nagle, cała odwaga go opuściła.
- Ależ mój drogi, nie rób nic pochopnie… – Wymruczał wiedząc, że cała wojna zaczęła się z jego powodu gdy go niekoniecznie umyślnie ochlapał farbą kłócąc się, że doskonale wie co robi i nie popełni już któregoś z rzędu błędu przy czynności tłumaczonej mu już trzykrotnie. Niekoniecznie jednak cokolwiek zdziałał bo został zaatakowany nie dość, że łaskotkami to jeszcze mokrymi całusami po szyi które go niemiłosiernie rozkładały na łopatki. Dopiero gdy zaczął się krztusić ze śmiechu Orion go zostawił i w ramach nagrody po upomnieniu, pocałował go delikatnie sprawiając, że Ezra zaczął mruczeć.
- Najlepszy na świecie. – Uśmiechnął się niewinnie nie do końca mówiąc ani o sobie ani o nim i już chciał ponownie go pocałować gdy gwałtowny podmuch powietrza zdmuchnął wszystkie ogniki palące się w niedoświetlonych o tej porze dnia kątach. Przy tym w całym mieszkaniu rozniosło się potworne wycie, a z pomieszczenia które będzie niedługo już ich sypialnią zaczęły wydobywać się gęste kłęby dymu.
Ich reakcja była natychmiastowa chociaż z każdą chwilą mieszkanie robiło się coraz ciemniejsze. On sięgnął po długi sztylet z którym się nie rozstawał, Orion złapał za miecz który chyba również już siłą przyzwyczajenia ze sobą nosił. Stanęli plecami do siebie i czekając na potencjalnego wroga wyostrzali do granic możliwości swoje zmysły i czujność.
- Zapalę ognik. – Mruknął cicho wskazując (a przynajmniej miał nadzieję) róg przy wejściu do sypialni. Po chwili rozbłysnął tam wielki płomień, a on idealnie dostrzegł nacierający na Oriona cień. Ten jednak nie zaatakował bezpośrednio, a z przeraźliwym wyciem powalił go tak, że ten poleciał prosto na bruneta. Gdy obydwaj leżeli w mieszkaniu rozniósł się śmiech po czym powoli… wszystko zaczęło ustawać! Mgła się rozrzedzała, a wycie cichło.
- Co do…?!
Wchodząc za próg Akademii zawsze zatrzymywał się na chwilę żeby upewnić się w tym, że nie śni. Spoglądał w radośnie tańczący płomień w kominku, na otulone ciepłym światłem regały z książkami. Było pusto przez przerwę w nauce, a jednak wszędzie pachniało czekającym na niego jedzeniem albo herbatą namiętnie spijaną przez Louriela. Sam książę… zawsze miał tak pięknie lśniące oczy gdy go widział, przytulał go i pytał jak minął mu dzień chociaż wcale nie musiał się interesować, miał przecież tyle swoich obowiązków! Gdy Finnegan wracał więc do swojego domu czuł otulający go spokój, ogrom miłości i chęci. Tych ostatnich nigdy mu nie brakowało! Niezależnie od tego czy przypadkiem wpadł do rzeki – nic mu się nie stało ale strachu się najadł nieźle – czy biegał przez pół dnia po mieście za sprawunkami starszych osób, czy odśnieżał czy pilnował dzieciaków, zawsze znajdywał chęci żeby się przydać. Naprawił piękny kredens w kuchni, szafki w jednej z sal lekcyjnych, razem z Orionem zdjęli drzwi do jadalni które wyszlifował i odmalował. Louriel go o nic nie musiał prosić, przychodził i wiedział że chciałby wnieść coś od siebie do miejsca które zapewniało mu ten komfort.
A przynajmniej tak było do momentu pojawienia się tego irytującego mrowienia w dole żołądka za każdym razem gdy widział śmiejącego się Louriela w towarzystwie – jak już zdążył się dowiedzieć – Mistrza Magii Wody Rafaela Morgana. Mężczyzna był przystojny, wysoki i z niebezpiecznymi iskierkami skrzącymi się w jasnych oczach. Nie miał w sobie tej niepewności którą czasem czuł blondyn, za to na lewo i prawo rzucał uprzejmością, manierami i ogładą. Nic do niego nie miał! Serio! Facet sobie istniał i dopóki jawnie mu nie podpadł nie było sensu żeby miał do niego jakieś wątpliwości. Ale. No właśnie ale! Za każdym razem gdy widział zafascynowanego Lusia, nakręconego na jakiś temat, zapominającego o istnieniu całego świata, tak przejętego tym co mówi i tym jakie otrzymuje odpowiedzi, że gdyby mógł najpewniej by skakał z radości! Wtedy jego żołądek robił obrót, zaciskał się i mrowił. Jeszcze w życiu tego nie czuł i definitywnie, nie potrafił tego nazwać.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego ostatnio na Twój widok dostaję zgagi? – Zapytała kołysząc nogami nie sięgającymi do ziemi z ławki na której siedzieli i jedli drugie śniadanie.
- Przestaniesz mnie obarczać? Twoje problemy żołądkowe nie są absolutnie ze mną powiązane. – Oświadczył słuchając tego tekstu co najmniej trzy razy dziennie od co najmniej trzech dni. Już nawet nie miał sił wywracać oczami. Po prostu odbijał zaczepkę z dość dużą obojętnością wymalowaną na twarzy i zjadał to co należało jako przydział do niego rozkoszując się ciepłem drobnego ogniska strzelającego obok nich. Codziennie kryli się w tym samym miejscu. Mała przybudówka należąca do jednej z gospód nieopodal. Zazwyczaj pewnie chowano tu konie, w porze zamieci chowali się tu oni, rozpalali ognisko i jedli odpoczywając nieco, rozmawiając i dać szansę poznaniu siebie. Szczególnie, że od momentu pojawienia się na jego ręce bransoletki, potencjalny podryw ustał.
- Kiedy to jawnie Twoja wina. – Oświadczyła klepiąc się po brzuchu z uwagą wpatrując w ruch dłoni. Coś głośno zabrudzało, a ona wyprostowała się wskazując na swój żołądek. – Słyszałeś, to brzmiało jak „winna Ninka”.
- Finni nie Nini… – Miał ogromną ochotę uderzyć się w czoło kanapką ale szkoda było kanapki.
- O! Widzisz! Chodzisz podminowany! Jak niedźwiedź co się starych jagód najadł! – Odbiła się od jego ramienia na co on trzymając kanapkę w zębach spojrzał na nią z wyrzutem.
- Żołądek to ostatnio mnie boli. – Wyrzucił ostatecznie z siebie przeżuwając spokojnie na co oberwał tak podejrzliwym spojrzeniem, że aż poczuł dreszcze na plecach.
- Kłopoty w raju? – Skinęła na bransoletkę której on ostatnio namiętnie dotykał, a czego on początkowo w ogóle nie zrozumiał. Dopiero po chwili skojarzył fakty, zrozumiał do czego pije i pokręcił przecząco głową.
- Wszystko jest z nami dobrze.
- A jednak jesteś nią zazdrosny! – Izka dla własnego bezpieczeństwa żyła w przekonaniu, że Finni miał kobietę. Zasadniczo, nigdy tego nie powiedział wprost ale też nigdy jej nie zaprzeczył. Problem pojawiał się przy imieniu ale ona o nie nie pytała. Za to za każdym razem widziała i dzióbała do niego gdy chodził cały w skowronkach po owocnej nocy pełnej niegrzecznej bielizny i słodkich obietnic.
Niemniej, na jego twarzy w tym momencie wymalowało się zdziwienie i z dość niedowierzającą miną przyjrzał się jej zwycięskiej twarzy która obwieściła rozwiązaną zagadkę.
Ze słowem „zazdrość” dźwięczącym mu w głowie tego dnia wrócił do domu. Przechodząc przez próg jak codziennie zatrzymał się w holu, teraz jednak z całkowicie innego powodu niż zwyczajne cieszenie się z bycia tu. Marszcząc mocno brwi obserwował pochylonego Rafaela w stronę fotela stojącego naprzeciw tego który ten musiał zajmować do tej pory. Najgorzej, że z jego perspektywy wyglądało to jakby osobie siedzącej skradano pocałunek, a słysząc cichy i perlisty śmiech, serce podeszło mu do gardła.
- Co robicie? – Mruknął trochę zbyt chłodno jak na domniemanie niewinności, a widząc wychylającego się Louriela z książką w ręce i odsuwającego się nieco zbyt gwałtownie jak na jego gust drugiego mistrza tylko zacisnął mocno szczękę.
Słysząc przyjemne powitanie nie zatrzymał się. Do tej pory nie był niekulturalny, starał się nie być, ale teraz zawrzało w nim. Do tej pory odnosił się do Lusia z szacunkiem, ogromem przyjaźni i tylko czasem pożądliwie obłapiał jego pośladki. Teraz, nie miał skrupułów. Złapał gada za brodę i wpił się w jego wargi tak silnie żeby uciekło mu powietrze z płuc. Przy czym, patrzył na bruneta z takim ostrzeżeniem w oczach, drapieżnością i przymusem zaznaczenia swojego terytorium, że w całym pomieszczeniu zadźwięczała groźba.
Remont ich mieszkania, tylko i wyłącznie ich! Ruszył pełną parą ponad tydzień temu. Zaopatrzeni w odpowiednie materiały oraz bogatsi o pewne dobre rady specjalistów których to znał albo sam Orion albo Louriel, zaczęli powoli doprowadzać ich lokum do stanu użyteczności pełnej. Przede wszystkim Popradzie on tam siedział ale nie miał do tego pretensji. W Teatrze Muzyki spędzał tyle godzin ile Dyrektorka od niego wymagała. Pilnie się uczył nut, emisji głosu, wraz z jednym nowym dla niego kolegą spisywał całą tą wiedzę jaką miał z Kraju Ognia, a która miała być podstawą nowych i bogatszych doświadczeń widzów w nowym sezonie. Nie oznaczało to jednak, że podobnie jak szkolący się Orion miał rozplanowany cały dzień. Gdy tylko nadarzało się okienko szedł do mieszkania i coś robił. Musiał bowiem zacząć od podstaw takich jak zagruntowanie ścian i podłóg co nie było ani lekkie ani szybkie. Gdy napotykał problem i musiał iść się kogoś zapytać, schodziło mu jeszcze więcej czasu ale, nadal nie był w tym sam. Gdy Orion kończył dyżury, najadł się i chociaż chwilę odpoczął, szli tu razem żeby w świetle palących się ogników w powietrzu, robić coś do późnych godzin. Czasem przychodził Finnegan, czasem sam książę.
Śmieszyło go zawsze to zaskoczenie które natrafiał wraz z przebiegiem prac. Coś co stanowiło dla niego pewną oczywistość sprawiało problemy na długie godziny. Coś czego nauczył się godzinę wcześniej wychodziło perfekcyjnie, a on mógł swobodnie śmiać się razem z Orionem o przekwalifikowaniu się na jakiegoś wprawnego rzemieślnika. Nie, nie miał zamiaru tego robić ale fakt tej swobody jaką przy Orionie czuł działał na niego w niezwykle pozytywny sposób.
Apropo ich cudownie i powoli rozwijającej się relacji, nadal nie wykorzystani „użytecznej wiedzy” przekazanej swego czasu przez Finnegana. Kwestia czasu? Priorytetów? Rozmawiali o tym już zdecydowanie swobodniej i obydwaj zgadzali się z tym, że teraz nie było na to chęci i czasu. Mieli co innego na głowie, a pewnego rodzaju fizyczności tak czy inaczej sobie nie skąpili. Więc nie byli do tyłu, nic złego się między nimi nie działo, a jedynie nie robili tego wielkiego ostatniego kroku. Poza tym Ezra czuł komfort, przede wszystkim psychiczny. Zapewnienie stabilności, bezpieczeństwa i otulającego go co wieczór ciepła silnych ramion było dokładnie tym czego oczekiwał na tym etapie swojego życia. I cieszył się z tego przy każdej jednej okazji.
Dzisiejszego dnia również siedział w mieszkaniu z tą różnicą, że od rana z Orionem. Rozumiał tryb jego szkolenia, czas na regenerację tak umysłu jak ciała. Jego nauczyciel dał mu dwa dni na złapanie oddechu i przyswojenie zdobytych umiejętności. Idealne rozwiązanie żeby właśnie turlać się po niedawno położonej podłodze i smarować intensywnie pomarańczową farbą która miała pokryć ściany w ich przyszłym salonie.
- No Tygrysie, możesz to przyznać. Jestem naaaaajlepszym mężem na świecie. – Zaśmiał się siedząc na nim okrakiem i z uporem maniaka jeżdżąc mu pędzlem po szyi. Nie trwało długo jak to on skończył pod cudownie umięśnionym ciałem w poplamionej koszulce i nagle, cała odwaga go opuściła.
- Ależ mój drogi, nie rób nic pochopnie… – Wymruczał wiedząc, że cała wojna zaczęła się z jego powodu gdy go niekoniecznie umyślnie ochlapał farbą kłócąc się, że doskonale wie co robi i nie popełni już któregoś z rzędu błędu przy czynności tłumaczonej mu już trzykrotnie. Niekoniecznie jednak cokolwiek zdziałał bo został zaatakowany nie dość, że łaskotkami to jeszcze mokrymi całusami po szyi które go niemiłosiernie rozkładały na łopatki. Dopiero gdy zaczął się krztusić ze śmiechu Orion go zostawił i w ramach nagrody po upomnieniu, pocałował go delikatnie sprawiając, że Ezra zaczął mruczeć.
- Najlepszy na świecie. – Uśmiechnął się niewinnie nie do końca mówiąc ani o sobie ani o nim i już chciał ponownie go pocałować gdy gwałtowny podmuch powietrza zdmuchnął wszystkie ogniki palące się w niedoświetlonych o tej porze dnia kątach. Przy tym w całym mieszkaniu rozniosło się potworne wycie, a z pomieszczenia które będzie niedługo już ich sypialnią zaczęły wydobywać się gęste kłęby dymu.
Ich reakcja była natychmiastowa chociaż z każdą chwilą mieszkanie robiło się coraz ciemniejsze. On sięgnął po długi sztylet z którym się nie rozstawał, Orion złapał za miecz który chyba również już siłą przyzwyczajenia ze sobą nosił. Stanęli plecami do siebie i czekając na potencjalnego wroga wyostrzali do granic możliwości swoje zmysły i czujność.
- Zapalę ognik. – Mruknął cicho wskazując (a przynajmniej miał nadzieję) róg przy wejściu do sypialni. Po chwili rozbłysnął tam wielki płomień, a on idealnie dostrzegł nacierający na Oriona cień. Ten jednak nie zaatakował bezpośrednio, a z przeraźliwym wyciem powalił go tak, że ten poleciał prosto na bruneta. Gdy obydwaj leżeli w mieszkaniu rozniósł się śmiech po czym powoli… wszystko zaczęło ustawać! Mgła się rozrzedzała, a wycie cichło.
- Co do…?!
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach